Góry DassoGdzie dwa skowronki tam i kocur.

Rozciągające się od Równin Andurii aż po Równinę Maurat góry z wierzchołkami pokrytymi wiecznym śniegiem, przeplatane zielonymi dolinami i niebezpiecznymi przełęczami, zamieszkałe przez dzikie zwierzęta i legendarne potwory. Góry otaczają i chronią przed niebezpieczeństwami Szepczący Las, dając mu w ten sposób spokój.
Awatar użytkownika
Alantar
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 57
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Alantar »

Skinął lekko na odpowiedź kotołaka, po czym uśmiechnął się delikatnie. Ludzie bywali różni, to że nie przestrzegali prawa, nie znaczyło, iż nie mieli własnego kodeksu. Alantar sam nie bardzo przejmował się prawami stworzonymi przez ludzi, robił to co uważał za słuszne... Czy to robiło go bandytą? Cóż, czarodzieje pod tym względem mieli na pewno łatwiej niźli prawdziwi rabusie... Zaraz potem posłał delikatny uśmiech w stronę Latro.
- Powiedzmy... - mruknął ledwo dosłyszalnie. Oczywiście nie zdawała sobie sprawy, że wcale nie mówił o tym co stało się poprzedniego dnia, a sprawie sprzed kilkuset lat, rozgrywającej się zapewne na długo przed tym jak ona się urodziła. Nic to, skąd miała wiedzieć o co mu chodziło? Nie znała go, nie wiedziała nic o nim, czy o jego historii...
Uśmiechnął się szeroko słysząc odpowiedź elfki. Nie dziwił się, byli blisko kupieckiego miasta, oczywistym było, że była znana tutaj... Zaraz potem zaśmiał się wraz z Latro. Aż tak nie podobała jej się wizja mrocznej elfki? Zaraz potem parsknął po raz kolejny. Ta niepewność na początku, a potem przeszywające, oczekujące spojrzenie.
- Jeśli takie jest twoje życzenie. Czasami zadziwia mnie jak mało większość osób zna się na magii. Potrafię złączyć odcięte kończyny, ba stworzyć całkowicie nową kończynę, sprawić, że ktoś będzie mógł oddychać pod wodą. To o co prosisz, to prawie, że dziecinna zabawa - rzucił z nutką rozbawienia w głosie, po czym zwrócił swoją uwagę na Haresa.
- Nie taki zły pomysł... - mruknął spokojnie.
- Zaczniemy od Haresa, będzie prościej. Odpręż się... - Po tych słowach dotknął palcami twarzy kotołaka i przymknął oczy, a ten mógł poczuć delikatne mrowienie gdy magia przechodziła przez jego ciało. Zmienienie samego koloru włosów nie było trudne, toteż praktycznie od razu kłaki Haresa zmieniły swój kolor. Była to dosłownie tylko drobna ingerencja w jego ciało, toteż nie wymagała od Alantara zbyt dużo... Westchnął cicho i otworzył oczy by przyjrzeć się swojemu dziełu. Skinął lekko głową z wyrazem zadowolenia, po czym podszedł do Latro.
- Zajmie mi to nieco dłużej niż ostatnio, nie powinnaś czuć bólu, ale nietypowy ruch już tak, nie chcę odgradzać twojego umysłu od wszystkich bodźców - stwierdził ze spokojem, po czym nie czekając dłużej, dotknął palcami jej twarzy i po raz kolejny przymknął oczy skupiając się. Na początku mogła zauważyć, że nie ma czucia w całym swoim ciele, ale po krótkiej chwili, powróciło do niej, wraz z delikatnym mrowieniem wywołanym przez magię. Czuła jak kości policzkowe, szczęka, delikatnie ruszają się pod skórą, która sama z siebie naciągała się na nowych rysach tak jak powinna, a kosmyk włosów, który spadł na jej twarz, powoli zmieniał kolor. Dziwne uczucie w uszach również po chwili zniknęło. Z cichym westchnięciem otworzył oczy i zabrał dłoń, a Latro w tym momencie poczuła delikatną iskierkę bólu.
- Daj sobie chwilę żeby się przyzwyczaić, takie zmiany nie są proste, jeśli poczujesz jakiś ból, poradzę coś na to - dodał z uśmiechem na twarzy. Musiał przyznać, że wyszło mu całkiem nieźle, delikatna twarzyczka komponowała się idealnie i o ile nie zabierała z urody Latro, ten typ urody był zdecydowanie inny... Niczym panienka z szlacheckiego dworu...
Awatar użytkownika
Latro
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 72
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Rozbójnik , Złodziej , Przemytnik
Kontakt:

Post autor: Latro »

- Ciężko się do tego przyzwyczaić - mruknęła Latro, poczuwszy pierwsze oznaki przemiany. Zupełnie tak, jakby stado mrówek w ułamku sekundy wdrapało się na jej głowę i urządziło sobie zawody w przepychankach... Czyli tak w skrócie: niezbyt jej się to podobało. Szczególnie, że pod koniec poczuła nagły przepływ bólu, krótki impuls. Bez problemu ukryła przed kompanami zaskoczenie nim wywołane, aczkolwiek nie miała pewności, czy to aby nie jest nic poważnego. Dopiero, kiedy Alantar zawiadomił ją o możliwych skutkach ubocznych, elfka pozwoliła sobie nieco odetchnąć. "Aha, więc to nic nadzwyczajnego? Nie wiem, czemu w ogóle zawracałam sobie czymś takim głowę..."
Hares, odkąd czarodziej użył na nim swojej magii, nie mógł się napatrzyć na swoje rude kłaki. Jemu samemu również zdarzało się czasem przefarbować włosy, jednak nigdy nie uzyskiwał równie naturalnego, pasującego do niego odcienia. Po chwili odwrócił się w stronę Vittorii i otaksował ją wzrokiem. Zagwizdał cicho.
- No proszę, proszę... Teraz to jak wilk w owczej skórze! - Zaśmiał się radośnie i pokiwał głową. - Dobra robota, czarodzieju. Przypuszczałem, że będziesz wyglądać inaczej szefie, jednak nie, że aż tak bardzo. - Kotołak przez moment poczuł się zdezorientowany. Dziwnie mu było zwracać się do kogoś o takim wyglądzie, jak do Latro. Pomimo jej olbrzymich zdolności w maskowaniu swego oblicza, Hares niemal zawsze był w stanie dostrzec pewne podobieństwo do znanej bandytki. Jednak teraz... teraz nawet jej uszy przybrały inny kształt. Zmiennokształtny ledwo mógł uwierzyć w to, że stojąca obok niego kobieta to Vittoria.
A elfka w mig pochwyciła jego skołowane spojrzenie.
- Hmm? Mam coś na twarzy? - Roześmiała się donośnie, gdyż cała ta sytuacja ją rozbawiła. Niestety, tuż po tym poczuła niemały ból w okolicach skroni oraz policzków, co przerwało na chwilę jej radość. Zerknęła kątem oka na Alantara. Zamierzała coś powiedzieć, jednak w tym samym momencie ból ustał, natomiast elfka odwróciła wzrok, jakby chciała dać do zrozumienia, że już po wszystkim. "Już nic, nieważne."
Kotołak wrócił myślami do wioski. Zaczął wpatrywać się w nią, początkowo z odrobiną niepewności, która jednak z każdą sekundą malała... aż pozostała już tylko czysta determinacja.
- Kiedy już znajdziemy się w wiosce, chciałbym wstąpić w jedno miejsce - oznajmił obojgu. Wzrok miał poważny, a w głosie dało się wyczuć stanowczość. - Wyprawy zazwyczaj okazują się bardziej niebezpieczne, niż początkowo może się wydawać. Z tej przyczyny same pazury mogą mi nie wystarczyć, będę więc potrzebował jakiejś broni.
- Rozumiem. W takim razie zrobisz, co będzie konieczne. - Bandytka odparła spokojnie, po czym ruszyła przed siebie, nie dodając nic więcej.
Awatar użytkownika
Alantar
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 57
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Alantar »

Oczywiście zwrócił uwagę na zachowanie elfki. Przyjęła to lepiej niż sądził, choć dalej widać było pewne nutki zaskoczenia, szczególnie gdy czuła ból. Niestety, ciało istot żywych było tak stworzone, że nie było przyzwyczajone do nagłych zmian... I o ile Alantar w ciągu swego życia zdążył przyzwyczaić się do tego, rozumiał iż nie było to tak łatwe jak by się mogło mu wydawać. Uśmiechnął się lekko na reakcję Haresa, po czym skłonił nieco głowę w geście uznania. Sam tylko przeczesał swoje włosy, a te nie dość, że same ułożyły się zgrabnie do tyłu, z kilkoma frywolnymi kosmykami, które uciekły, to na dodatek zmieniły kolor. O wiele łatwiej było to robić na sobie... Uśmiechnął się pod nosem i zerknął po towarzyszach.
- Cóż, prócz kilku przypraw i suszonego prowiantu na wszelki wypadek, sam nie miałem zamiaru nic więcej kupić, ale masz rację - rzucił w stronę kotołaka, po czym ruszył za Latro raźnym krokiem.
Po krótkiej chwili w końcu znaleźli się w ludzkiej osadzie, jak to zwykle bywało z miasteczkami, które żyły z handlu, tętniącym życiem nawet tuż przed południem. Co prawda nie można było tego porównywać do Aerii, ale ilość ludzi, w porównaniu do domów była zastraszająco duża. W końcu większość osób, które tutaj można było spotkać nie była rezydentami, a miasteczko było jedynie ich ostatnim przystankiem, przed wielkim miastem... Brukowane ulice łączyły się z ubitymi dróżkami między domami, a wszechobecny gwar mógł nieprzyzwyczajonych doprowadzić do bólu głowy. Mimo to zamiast tradycyjnych straganów, najczęściej można było dostrzec wozy z towarem, czasami rozpakowane nieco, z wszelakimi rzeczami leżącymi to na ziemi, to na ladach, które były połączone z czterokołowymi środkami transportu. Czarodziej westchnął cicho i spojrzał na elfkę w ciele ludzkiej kobiety.
- Macie wystarczająco środków przy sobie by kupić wszystko co mogłoby być przydatne? - zapytał ze spokojem. Szczerze, z racji, iż cała wyprawa wyszła tak jak wyszła, jakoś wcześniej zapomniał wziąć to pod uwagę, ale Hares na pewno nie miał przy sobie żadnych pieniędzy, a Latro... Cóż, nie spodziewał się żeby ta nosiła przy sobie znaczne sumy kiedy wybierała się gdzieś tylko dla zabawy...
Awatar użytkownika
Latro
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 72
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Rozbójnik , Złodziej , Przemytnik
Kontakt:

Post autor: Latro »

- Z pewnością starczy nam pieniędzy na zakup tego, co potrzebne. - Cóż... może i nie było to do końca szczere stwierdzenie, jednak Latro nie wątpiła, iż pozyskanie niezbędnych dóbr okaże się dla nich rzeczą prostą. Ciesząc się z powodu tętniącego życiem miasteczka, elfka z uwagą obserwowała tłumy niczego nie świadomych mieszkańców i podróżników, mogących stanowić doskonałą zasłonę dla niekoniecznie legalnych działań...
Usta obojgu bandytów układały się w delikatne uśmiechy. Latro z powodu nowego wyglądu, pozwalającego jej na znacznie większą swobodę w obecności żołdaków i łowców nagród, natomiast kotołak przedwcześnie zadowalał się faktem możliwości zdobycia nowego oręża i... nie pogryzionych przez pewnego nadgorliwego wilka spodni. Przydałaby mu się również jakaś koszula, bowiem przechadzanie się półnago środkiem ulicy w obecności swojego wybrednego szefa po pewnym czasie wydało mu się nieco... niezręczne. Choć musiał przyznać, iż mijające go co kilka domów piękne panie ze skąpymi strojami napawały go coraz to większą pewnością siebie, machając raz po raz w sposób wyjątkowo zachęcający.
- Nie przyciągaj tak wielkiej uwagi. Przybyliśmy tu w zupełnie innym celu, nie czas uganiać się za ladacznicami - syknęła elfka, lekko podirytowana zachowaniem kompana. Mężczyzna za to pokazał jej bardziej beztroski widok, jakim było jego uśmiechnięte oblicze.
- Ależ szefie, spokojnie. Nikt tutaj nie rozpozna ani mnie, ani ciebie. Szkoda by było nie uczynić z nowego wyglądu jakiegoś lepszego pożytku, zanim wyruszymy w dalszą drogę. - Vittoria, dalej pozostając niewzruszona, uniosła jedną brew wyżej, aby pokazać Haresowi, co o tym sądzi.
- Ty też możesz przecież się nieco odprężyć. Po raz pierwszy charakteryzacja nie zajęła ci całego dnia, a przecież nikt cię nie rozpozna choćbyś wykrzyknęła tu i teraz, kim naprawdę jesteś. - Mężczyzna po tych słowach zamyślił się przez chwilę. Może to nawet bardziej by sprawiło, że ludzie by jej nie uwierzyli? W końcu kto z własnej woli postąpiłby w tak niedorzeczny sposób?
- Wystarczająco już się odprężyłam w Nowej Aerii. - Wyglądało na to, że dziewczyna chciała coś jeszcze dodać, lecz wtem się zawahała. Przystanęła na chwilę i obejrzała się na prawo, wodząc wzrokiem za czymś, o czym wiedziała tylko ona... - W porządku. Ale najpierw pozałatwiaj najważniejsze sprawy. To, czy będziesz miał czas na pozostałe, będzie zależało wyłącznie od tego, jak bardzo się sprężysz - rzekła beznamiętnie, a zaraz po tym przesunęła wzrokiem po obojgu mężczyznach. - Chyba najlepiej będzie, jeśli się rozdzielimy. Każdy ma jakieś sprawy do załatwienia i najszybciej pójdzie, jeżeli zrobimy to osobno. - Mogłoby się zdawać, że na tym poprzestanie swoją wypowiedź. Ona jednak, pamiętając, z kim ma do czynienia, dodała coś jeszcze. - Co na to powiesz, Alantarze?
Awatar użytkownika
Alantar
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 57
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Alantar »

Skinął delikatnie głową na jej odpowiedź. Nie miałby nic przeciwko gdyby ci poprosili go o monety, w końcu wyprawa zawiązała się spontanicznie, przez przypadek i to w mało sprzyjających okolicznościach. Mimo to miło było usłyszeć, że para rozbójników poradzi sobie sama, w końcu sam Alantar nie miał przy sobie sporych ilości monet, nigdy nie potrzebował ich. W całym tym zamyśleniu umknęły mu przekomarzanki parki i dopiero gdy elfka zadała pytanie, spojrzał na nią, przypominając sobie cóż takiego mówili chwilę wcześniej.
- Widzicie tą karczmę? - Wskazał jeden z budynków, na którym widniał prosty szyld z przychylonym kuflem piwa, opierającym się na butelce wina.
- Łatwiej będzie się spotkać tam, niźli szukać na środku drogi, jak już będziemy wszyscy, wyruszamy. - I o ile nie odpowiedział wprost "tak" bądź "nie", jasnym było, że zgadzał się z planem Latro. Nie dał też limitu czasowego, choć oczywistym było, że nie zamierzał zatrzymywać się tutaj na cały dzień. Uśmiechnął się delikatnie w stronę dwójki i ruszył w sobie tylko znanym kierunku. Miasteczko naprawdę tętniło życiem o tej porze dnia, pełne tak ludzi jak i nieludzi, krzyków, płaczu i śmiechu. Całość sprawiała, że sam czarodziej nie czuł się najlepiej, nie przepadał za tłumami ludzi, nie kiedy mógł je ominąć. W tym wypadku jednak, musiał wypchnąć swój komfort z aktualnych priorytetów i skupić się na tym co czekało go w niedalekiej przyszłości. Westchnął cicho i skierował się do pierwszego stoiska, w którym dojrzał kaletki większych rozmiarów niż ta, którą posiadał i wybrawszy jedną z nich, zapłacił handlarzowi bez targowania, by następnie ruszyć w krótką drogę po straganach, w których można było dostać suszone mięso i interesujące go przyprawy. Oczywiście o ile ilość przypraw, którą kupił powinna mu starczyć na dwie takie wyprawy, o tyle suszone mięso najwyraźniej nie miało być jego głównym źródłem pokarmu, zważywszy na fakt, iż nie kupił więcej, jak kilka pasków. Taka też była prawda, potrafił złapać zwierzynę w prawie każdych warunkach, a i znał się na ziołach wystarczająco by nie mieć problemu z wykarmieniem całej ich niewielkiej drużyny. Jednak od czasu do czasu lubił poczuć smak czegoś innego, co też nie zniknie w otchłaniach jego żołądka w kilka chwil. Suszone mięso było więc jego naturalnym wyborem. Uśmiechnął się lekko, spoglądając na niebo. Słońce właśnie wzniosło się na najwyższy punkt w swej podróży po niebie. Czarodziej westchnął cicho, po czym mimo wszystko uśmiechnął lekko. Wiedział, że tak będzie, skończy jako pierwszy, w końcu praktycznie nic nie potrzebował. Ruszył spokojnym krokiem w stronę przybytku, który wskazał nie tak dawno temu, by za kilka chwil przekroczyć jego próg, zmieniając harmider przekupek, na ten, który powstawał przy biesiadowaniu, zwykłych rozmowach, czy też grze w kości, bądź karty. Tym razem jego wygląd niespecjalnie wyróżniał się spośród tłumu, owszem, twarz, może nieco, ale niejeden kupiec ubrany był w bogatsze szaty. Dzięki temu nikt specjalnie nie zwrócił na niego uwagi, co Alantorowi jak najbardziej odpowiadało. Usiadł spokojnie przy kontuarze i zamówił kubeczek rumu, uśmiechając się uprzejmie. W trakcie oczekiwania ponownie wyciągnął ze swej kaletki fajkę i tytoń, nabił ją spokojnie, po czym tym razem zamiast odpalać pstryknięciem, udał iż wypowiada kilka niezrozumiałych słów, tworząc palcami kilka krótkich gestów. Wbrew pozorom taka gra ułatwiała mu życie, mało kto potrafił rzucać zaklęcia w taki sposób jak on, toteż większość prostego ludu utożsamiała takie osoby z mniej bądź bardziej niebezpiecznymi, ale na pewno potężnymi istotami, na które trzeba uważać. Bądź błagać o pomoc... Teraz jednak nie miał czasu na bezinteresowną pomoc biednym i potrzebującym, nie gdy w końcu miał "to" prawie w zasięgu swej dłoni. Skłonił lekko głowę, gdy gospodarz postawił przed nim kubeczek, po czym upił niewielki łyk, zamruczał cicho i odwrócił plecami w stronę baru. Dopiero teraz uznał, że warto może będzie przyjrzeć się nieco osobom znajdującym się w jego najbliższym otoczeniu. Nie skrępowany obecnością elfki, nie tylko przyjrzał się aurom, ale też powierzchownym myślom większości tych, którzy biesiadowali. Ze spokojem odetchnął, po czym pogrążył się w rozmyślaniach, sącząc powoli trunek pomiędzy kolejnymi falami dymu, które wydostawały się z jego fajki.
Awatar użytkownika
Latro
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 72
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Rozbójnik , Złodziej , Przemytnik
Kontakt:

Post autor: Latro »

Podążyła wzrokiem za wskazanym przez Alantara miejscem, a następnie się uśmiechnęła. Miejsce zbiórki z początku było jej obojętne, jednak teraz, gdy czarodziej postanowił wybrać gospodę, nie próbowała nawet ukryć zadowolenia tą drobnostką. "Spotkamy się w podobnym miejscu do tego, w którym się poznaliśmy, co?"
Proste do zapamiętania.
- Mi to pasuje - oznajmił kotołak. Po chwili odszedł ze znacznym pośpiechem, uświadomiwszy sobie, że jeśli da radę prędko załatwić sprawunki, pozostanie mu trochę czasu na własne uciechy.
Latro westchnęła. Tego się po Haresie spodziewała... choć w sumie nie ma to dla niej większego znaczenia. Bardziej ciekawiło ją, co też do zrobienia ma Alantar w tej mieścinie. Wspominał coś o prowiancie i przyprawach... No nic. Dziewczyna wzruszyła ramionami i pomyślała, że zdecydowanie za długo stoi bezczynnie. Rozejrzała się dookoła, próbując sobie lepiej przypomnieć to miejsce. Od ostatnich jej odwiedzin sporo się nie zmieniło. Chyba tylko fakt, że handlarze mieli przy sobie znacznie lepszą eskortę. Byli znacznie ostrożniejsi, lepiej zabezpieczali swoje towary i nie pozostawiali ich bez odpowiedniego nadzoru. Latro czuła, że nie może całkowicie zlekceważyć ich czujności. Być może ostatnimi czasy jej grupa była na tym obszarze trochę zbyt aktywna.
"Lepiej będzie się gdzieś przenieść na jakiś czas. Przenieść na tyle blisko, aby nie budzić podejrzeń, ale jednocześnie na tyle daleko, aby ci tutaj zaczęli czuć się nieco pewniej... i zamiast napychać kiesę najemnikom, posłusznie dawali się obrabowywać bez lepszej obstawy."
Nie minęła chwila, a elfka otrząsnęła się z natłoku myśli. Na to będzie jeszcze miała czas, jednak w tym momencie powinna skupić się na nowym celu. Wykonała kilka kroków w kierunku pobliskiej uliczki, przecinającej jedne z biedniejszych domów w okolicy, lecz niemal od razu dostrzegła nadarzającą się okazję na... otrzymanie darowizny.
- Ej! Uważaj gdzie cho... - Mężczyzna, który zaledwie ułamek sekundy temu na nią wpadł, zaniemówił. Podczas, gdy tępo wlepiał wzrok w młodą, pełną wdzięku dziewoję próbującą odzyskać równowagę, Vittoria postanowiła nieco przed nim poudawać zaskoczenie tą sytuacją i zachować się tak, jak przystało na lekko oszołomioną zderzeniem panienkę.
- Ojejku, bardzo pana przepraszam - rzekła głosem tak delikatnym, że sam diabeł nie mógłby jej posądzić o zabicie muchy. A co dopiero o bycie groźnym przestępcą. - Straszna ze mnie gapa. Proszę o wybaczenie.
Po tych słowach rozmówca oprzytomniał. Odchrząknął cicho i zdecydował się czym prędzej wyjaśnić sytuację, w międzyczasie przywołując na twarz serdeczny uśmiech.
- Proszę się tym nie martwić, ja tutaj zawiniłem. - Skinął głową w ramach przeprosin, powiedział: - Życzę miłego dnia - i odszedł szybkim krokiem.
Wypowiedziawszy słowa podziękowania, Latro uśmiechnęła się pod nosem.
"Najprościej jest oszukać tych, którzy się śpieszą." - pomyślała gdzieś w jednej z węższych uliczek, podrzucając z nudów ciężką sakiewką.

Po jakimś czasie w końcu dotarła tam, gdzie dotrzeć chciała, choć trzeba przyznać, że nie było to budzące zachwyt miejsce. Stojąc przed frontowymi drzwiami z pozoru niczym niewyróżniającego się sklepiku, ze zdumieniem musiała przed samą sobą przyznać, jak dziurawa może być ludzka pamięć, gdy się jej od czasu do czasu nie odświeża. Innymi słowy - nie jest to pierwsza jej wizyta w tej okolicy, jednak ostatnia odbyła się na tyle dawno, że ledwo była w stanie dopasować wygląd mieszczących się w pobliżu budynków z tymi, które zachowała w swej pamięci. Jedynie szyld dalej przedstawiał to samo, co dawniej, czyli widniejący na nim treściwy, aczkolwiek, trzeba przyznać, nie wzbudzający zbytnio zainteresowania potencjalnych klientów napis "Antyki Larrego".
Elfka prychnęła cichutko z rozbawieniem. "Pewne rzeczy się nie zmieniają."
Powoli weszła do środka, nie pozbywając się uśmiechu ani radości płynącej z faktu możliwości spotkania się ze starym przyjacielem. Ku jej zdumieniu, nie zastała tam jednak nikogo. Nie było żywej duszy, choć dom był przecież otwarty. Dziwne...
"On nie popełniłby takiego błędu."
Nie minęła chwila, a do środka weszła kolejna osoba. Vittoria odwróciła się w stronę przybysza, którym okazał się na oko siedemdziesięciokilkuletni mężczyzna ze szpakowatymi, uczesanymi do tyłu włosami i gęstym zarostem.
- Ten sklep jest nieczynny - oznajmił niemal tuż po otaksowaniu jej wzrokiem, bez przywitania ani ostrzeżenia. Jego głos był ochrypły i cichy, jednak dziewczyna nie miała problemów ze zrozumieniem go.
- Szukam jego właściciela. - Uśmiechnęła się uprzejmie, chcąc sprawić wrażenie miłej i godnej zaufania. - Wie pan może gdzie on jest?
Pierwsza jego odpowiedź nie zadowoliła Latro, a wprawiła jedynie w konsternacje. Starzec bowiem ciężko westchnął i z, jak się elfce wydawało, tęsknotą w oczach zaczął po kolei przyglądać się meblom w pomieszczeniu. Najdłużej swój wzrok zatrzymał na leżących na półkach przedmiotach, tych bardziej cennych i tych mniej, tych starszych i tych wytworzonych znacznie później. Dopiero po jakimś czasie na nią spojrzał.
- Mój przyjaciel odszedł. - Tak brzmiała jego druga odpowiedź. Tak brzmiały słowa, które na krótką chwilę sprawiły, że Vittoria otworzyła szeroko oczy i wstrzymała oddech, wpatrując się w pełne żalu ślepia starca.
- Kiedy to było? - zapytała po chwili zimnym jak lód głosem. Przywróciwszy się do porządku, wbiła wzrok w drewniane, skrzypiące panele.
- Pogrzebali go kilka dni temu.
Ledwo zauważalnie zacisnęła pięści i zmarszczyła brwi.
- Mogę zaprowadzić cię do miejsca pochówku. To niedaleko, zaraz za miastem.
- Nie ma takiej potrzeby - odrzekła. - Nie mam w zwyczaju darzyć zwłok szczególnym szacunkiem - westchnęła, po czym ruszyła ku drzwiom. - Jego już nie ma. Ta wiedza w zupełności mi wystarcza.
Przechodząc obok niego, wyciągnęła sakiewkę i bez chwili wahania wcisnęła mu ją do dłoni, szepcząc przy tym pod nosem tak cicho, że być może nawet mężczyzna, stojąc tuż obok, nie był w stanie usłyszeć w pełni jej słów.
- Przyjaciel mojego przyjaciela jest moim przyjacielem.

"Racja. Miał blisko dziewięćdziesiąt lat, ludzie w tym wieku umierają. To nazywają "starością", to jest apogeum ich egzystencji" - to myśląc, opierała się o jeden z budynków, a opierając, wpatrywała w przejrzyste. nie skażone nawet pojedynczą chmurką niebo.
Do gospody przybyła jakąś godzinę po południu, gdy słońce kontynuowało swą wędrówkę po drugiej połowie nieba. Znacznie wcześniej, niż przypuszczała i być może nawet sam Alantar się tego nie spodziewał, ale prawda była taka, że straciła zarówno powód, jak i chęci do chodzenia po mieście i robienia czegoś innego, niż oczekiwanie na kotołaka... któremu zapewne nieprędko wpadnie do łba myśl, aby udać się w to miejsce.
Odnalezienie czarodzieja nie zajęło jej nawet chwili. Dosiadła się obok, po czym oparła łokieć na kontuarze, a głowę na dłoni, aby spokojnie pozbierać myśli, zatrzymując spojrzenie na jednej ze stojących obok butelek pełnych trunku. Po chwili jakby oprzytomniała, podniosła do góry drugą rękę, chcąc dać znak jakiejś kelnerce, lecz w połowie się zatrzymała.
Zapomniała, że skradzione pieniądze, w przypływie emocji, postanowiła oddać na inny cel. Westchnęła cicho.
Być może było już na to odrobinę za późno, jednak zorientowała się, że niemal całkowicie zignorowała swojego towarzysza. Zerknęła na niego przez ułamek sekundy, po czym odezwała się, jak gdyby od niechcenia.
- Długie życie potrafi czasem dać w kość.
Awatar użytkownika
Alantar
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 57
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Alantar »

Pieniądze... Pożądanie, strach, niepewność, miłość, szczęście... Emocje, myśli, wspomnienia, które zobaczył w jednej chwili były niemiłosiernie przytłaczające. Ile razy zastanawiał się ile istot było w stanie nie oszaleć od takiego napływu informacji? Przez jego twarz przemknął delikatny uśmiech. Choć czy "zastanawiał" było odpowiednim stwierdzeniem? I tak i nie, jako iż ciekawość doprowadziła go do zbadania czy jego przemyślenia są prawdziwe. Kilka razy podczas gdy ostatni z jego napastników klęczał przed nim błagając o życie, Alantar miał okazję przekonać się na własne oczy jak ludzie i nieludzie tracą zmysły widząc morze myśli... Czarodziej westchnął cicho. Dlaczego większość jego myśli zawsze wędrowała w tym samym kierunku? Nigdy tak naprawdę nie pozbył się cienia ze swojego umysłu, jedynie nieskutecznie uwięził kruchymi łańcuchami, które w każdej chwili gotowe były rozerwać się niczym cienkie nici. Mimo całej swej potęgi, nie był w stanie zrobić nic innego... A może gdzieś w głębi serca nie chciał? Mężczyzna potrząsnął lekko głową i upił kolejny łyk rumu, by następnie zaciągnąć się dymem z fajki. Nie był to czas, ani miejsce na takie przemyślenia. Ze znudzeniem rozejrzał się ponownie i ku jego zdziwieniu dostrzegł elfkę, która właśnie kierowała się w jego stronę. Nie stracił poczucia czasu prawda? Jego spojrzenie na chwilę wyostrzyło się, gdy ten szybko spojrzał w stronę okna, by zaraz odetchnąć cicho. Posłał Vittorii, która wyglądała teraz jak ludzka kobieta, delikatny uśmiech, ale sam również się nie odezwał, a jedynie spojrzał w górę, opierając się plecami o kontuar.
- Każde życie jest pełne cierpienia. Jedyne co się zmienia to jak długo będziemy je odczuwać - odpowiedział spokojnie, spoglądając na nią ze smutnym uśmiechem na twarzy.
- Gospodarzu, kubeczek rumu dla panienki! - rzucił donośnym głosem, nie odwracając się nawet w stronę kontuaru. Nie potrzebował czytać w myślach elfki by domyślić się, iż ta z jakiegoś powodu nie była w stanie samemu zamówić sobie trunku, skoro spędziła tutaj już tyle czasu, a w jej ręku nie było widać niczego.
- Dla ludzi sto lat naprawdę długi czas, szczególnie gdy cierpią, wygląda to niczym wieczność. Każde z nas postrzega czas inaczej, sto lat temu wyglądałem praktycznie tak samo, niewiele się dla mnie zmieniło... Dla człowieka to jego całe życie... Życie jest takie same dla każdego z nas, nawet jeśli wydaje się tobie, iż długowieczność to klątwa. To z czym się spotykamy, rzadko różni się od tego z czym spotyka się człowiek. Po prostu mamy więcej czasu, by zauważyć jak większość rzeczy wokół nas przemija. A i to nie zawsze. Gdybyś tylko została w swoim miejscu narodzin, wśród innych elfów, twoje życie niewiele różniło by się od ludzkiego. Widzimy upływ czasu inaczej, tylko dlatego, iż jesteśmy wśród istot, które nie są podobne do nas. Bez tego, jeden dzień byłby jedynie ulotną chwilą. To jak postrzegasz czas zależy jedynie od ciebie, zawsze możesz obrać inną ścieżkę. Oboje świadomie wybraliśmy tą trudniejszą drogę - dodał, uśmiechając się delikatnie na końcu.
Awatar użytkownika
Latro
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 72
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Rozbójnik , Złodziej , Przemytnik
Kontakt:

Post autor: Latro »

Skinęła lekko głową w ramach podziękowania za otrzymany rum. Położyła palce na kubku, wpatrując się w znajdującą się w nim ciecz i jednocześnie rozważając słowa Alantara na temat, który sama zaczęła. Gdy ten skończył mówić, uśmiechnęła się delikatnie. Wiedziała o tym. Znała doskonale zalety jak i wady dotyczące egzystowania przez ponad setki lat.
Ona nie nazwałaby tego klątwą, jednak, jak sam czarodziej wspomniał, przebywanie pośród istot o tak... kruchym, tak nietrwałym życiu potrafi być uciążliwe. Gdy już zdążysz kogoś bliżej poznać, pozostanie ci tylko patrzenie, jak ta osoba słabnie, starzeje się, aż w końcu umiera... to było przecież takie oczywiste.
"Dlaczego więc wybrałam tą drogę?"
Milczała przez chwilę, a znalazłszy odpowiedź na zadane sobie pytanie, roześmiała się.
- Wiele lat temu postanowiłam coś sobie. - W jej głosie powróciła dawna duma. I nic dziwnego, bo towarzysze, zarówno starzy, jak i nowi, są jednym z niewielu czynników potrafiących poprawić humor po stracie bliskich. A Alantar, jakby nie patrzeć, zaliczał się w tej chwili do grona osób, które elfka mogła nazwać kompanami. Nawet, jeśli to tylko chwilowe. - Że będę ułatwiać sobie życie, nieważne jakim kosztem. Z czasem jednak to się zmieniło. - Przerwała na moment, aby wziąć spory łyk trunku. - Powiedzmy po prostu, że uświadomiły mi o tym śmierci kilku ludzi, których darzyłam szacunkiem. Ja... zorientowałam się, że to nie jest wcale rozwiązanie. A życie bez przeszkód i niewygód jest życiem bez szczęścia i satysfakcji. To puste, zmarnowane, nic niewarte życie. - Ponownie upiła nieco ze swej porcji.

Kilkadziesiąt minut później usłyszała za plecami znajomy głos, pomimo wszechobecnego gwaru.
- Wszystko załatwione, szefie. - Poczekał, aż udająca człowieka elfka zwróci ku niemu twarz, aby móc oznajmić: - Miałem małe kłopoty z targowaniem się, sprzedawca to uparty osioł...
- Mimo to widzę, że nie na darmo się z nim męczyłeś. Całkiem ładne ostrze. - Spojrzała na szablę, którą przed chwilą kotołak zaprezentował, a następnie schował do pochwy przypiętej do pasa. Widać było jego zadowolenie.
Zwróciła również uwagę na jego nowy ubiór, który jednak przedstawiał się dość przeciętnie. Jasna tunika, ciemne spodnie, pas i czarne buty za kostkę. W porównaniu do poprzedniego stroju, teraz nie przykuje cudzej uwagi częściową nagością...
Awatar użytkownika
Alantar
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 57
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Alantar »

Jej odpowiedź zdziwiła czarodzieja nieco. Szczerze nie spodziewał się, iż ta zacznie mówić o swojej przeszłości, nawet jeśli jedynie ogólnikowo. Dlatego też, gdy tylko ta skończyła swoje pierwsze zdanie, spojrzał na nią z zaciekawieniem, oczekując jej dalszych słów. Co takiego sobie postanowiła? Zaraz potem na jego twarzy zagościł kolejny delikatny uśmiech, choć razem z jego wzrokiem, formował raczej wyraz współczucia, nie rozbawienia.
- Prawda... Szkoda, że musiałaś się tego nauczyć w taki sposób... - O dziwo w jego głosie słychać było prawdziwą troskę. Życie po prostu było okrutne, dla jednych bardziej niż dla innych, co nie znaczyło, że wszyscy musieli przejść przez tyle co on, by ten mógł im współczuć. Przynajmniej takiego podejścia starał się używać. Ukrywając swoją twarz za kubeczkiem, z którego pociągnął niewielki łyk, kąciki jego ust na chwilkę wygięły się w ironicznym uśmiechu, który zniknął równie szybko co się pojawił. Opuszczając kubeczek, westchnął cicho, spoglądając na zawartość kubeczka z nostalgicznym wyrazem twarzy. Przywołując wspomnienia z czasów, kiedy naprawdę był szczęśliwy, przestał się odzywać, puszczając jedynie kłęby dymu od czasu do czasu, aż fajka się nie wypaliła. I tak też pozostał aż do momentu, gdy tuż za Latro pojawił się bezszelestnie kotołak.
- Odsapnij chwilę, może zdążysz jeszcze coś wypić zanim ruszymy - rzucił w stronę Haresa, uśmiechając się lekko. Naprawdę musiał zacząć panować nad swoimi wspominkami... Westchnął w myślach i upił łyk trunku, o którym prawie zapomniał, mimo faktu, że tak długo wpatrywał się w niego, po czym przeciągnął się leniwie, aż strzeliło mu w kościach.
- Mam nadzieję, że nie będziecie próbowali mnie przekonać do zostania tutaj na noc - dodał rozbawionym tonem. Gdyby mógł, nie zatrzymał by się tutaj w ogóle, zapewne ominął by wioskę całkowicie, jednak kotołak w szczególności potrzebował wybrać się do niej. Vitorria wyglądała jakby nic nie kupiła, a sam czarodziej nabył jedynie rzeczy, które były mu zbędne, a jedynie umilały podróż, za to Hares potrzebował nie tylko ubrań, ale i broni, jeśli chciał czuć się pewnie w ciągu wyprawy. Szczerze, mężczyzna nie dziwił mu się, mimo ostrych pazurów, szabla ciążąca w dłoni zdecydowanie bardziej napawała optymizmem.
Awatar użytkownika
Latro
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 72
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Rozbójnik , Złodziej , Przemytnik
Kontakt:

Post autor: Latro »

Vittoria zwykle nie miała problemów ze zrozumieniem innych ludzi. Ich uczucia zdawały się być logiczne, potrafiła je odgadnąć i wytłumaczyć... aczkolwiek nie robiła tego zbyt nachalnie, o ile nie kierowała nią ciekawość bądź sprawa nie dotyczyła pierwszego, lepszego pachołka. Albowiem ludzi, których zdążyła poznać i polubić traktowała ze swego rodzaju subtelnością. Celowe wytrącanie ich z równowagi oraz doprowadzanie do ostateczności mijało się z jej celem, którym było utrzymywanie miłej atmosfery i (w większości przypadków) prowadzenie owocnej współpracy, opartej na (niekoniecznie bezgranicznym) zaufaniu.
W chwili, gdy Alantar przyznał jej rację, troska w jego głosie wydała się elfce dziwnie znajoma. Już wcześniej zastanawiała się nad jego przeszłością, lecz teraz miała pewność, że nie należała ona do najprzyjemniejszych, delikatnie ujmując. Ba, te westchnienie i wymalowana na twarzy nostalgia z pewnością pochodziły od człowieka, który nie tylko wiele przeżył, ale również wyciągnął z tychże przeżyć cenne lekcje.
Nim przybył kotołak, opróżniła nieco ponad połowę kubeczka.
- Chętnie - odparł Hares, wyraźnie zadowolony propozycją mężczyzny. Usiadł obok, po czym dał ręką znak karczmarzowi, aby również i jemu polano nieco trunku. Płacił za siebie, bo wciąż pozostało mu trochę uprzednio "zdobytych" ruenów.
- Nie sądzę, byśmy o tej porze potrzebowali noclegu. - Spojrzała na czarodzieja ze szczerym uśmiechem na twarzy. - Jeśli wkrótce wznowimy wędrówkę, może choć w niewielkim stopniu uda nam się nadrobić czas spędzony w tej mieścinie.
Upiła kolejny łyczek, a następnie rozejrzała się po sali ukradkiem. Nie było to w tym momencie potrzebne, o czym wiedziała, jednak już dawno zdążyła sobie wyrobić pewien nawyk, którym było obserwowanie otoczenia i ludzi wokół. Gospoda okazała się tak, jak z początku przypuszczała, miejscem żywym, głośnym, a co najważniejsze, bezpiecznym. A przynajmniej dla jej obecnej postaci.
Awatar użytkownika
Alantar
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 57
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Alantar »

Czy przeszłość kogokolwiek kto miał za sobą kilkaset lat była usiana radością? Nawet najbardziej szczęśliwe życie potrafiło wbić sztylet w plecy... To co dla jednej osoby było jedynie niewielką bolączką, dla kogoś innego mogło być katastrofą. Dlatego też nie znał osoby, która by nie miała złych wspomnień, nawet jeśli to co doświadczyła, prosiło się o uśmiech pełen sarkazmu.
Na odpowiedź dwójki, skinął lekko głową, posyłając im kolejny delikatny uśmiech.
- Stracony czas? - mruknął cicho, spoglądając z lekkim zdziwieniem na elfkę. Dopiero po chwili skinął lekko głową, uświadamiając sobie co pchnęło ją do użycia takich słów. W porównaniu do niego, tak Latro jak i Hares zapewne woleli nie tracić więcej czasu niż było wymagane. W przypadku Alantara, o ile wizja, iż w końcu będzie w stanie odnaleźć "to" była bardzo atrakcyjna i sprawiała, że jego serce zaczynało bić nieco szybciej, nie znaczyło to, że naprawdę musiał się spieszyć, prędzej czy później zdobyłby to, szczególnie, że miał przed sobą jeszcze co najmniej kilka tysiącleci.
- Wybacz, przez chwilę zapomniałem, że nie mamy tego samego celu. - Zaśmiał się cicho, wstając ze swego miejsca. Zaraz potem dopił resztkę płynu, który uchował się jeszcze w kubeczku, spojrzał po swoich towarzyszach i gdy Hares również zaspokoił swoje pragnienie, ruszył w stronę drzwi, by następnie skierować swoje kroki w stronę jednej z dróg prowadzących poza mieścinę.
Po kilku chwilach wprawne oko mogło zobaczyć jak nagle jego oczy stały się nieco mętne, a on sam jakby przestał zwracać uwagę na otoczenie. Taka też była prawda, gdy jego wzrok rozciągnął się szeroko ponad nimi, spoglądając z góry na krajobraz, by skupić się na jego celu. Gdy tylko dostrzegł ukryte wejście, na jego twarzy pojawił się nietypowy, drapieżny uśmiech, pełen pogardy. "Mimo całej jego potęgi, nawet on został zniszczony przez nią... Głupiec..." słowa te przemknęły przez jego myśli, gdy czarodziej pozwolił swojej drugiej części pokazać się choć trochę. Zaraz potem zreflektował się jednak i szybko wycofał swój wzrok, wracając umysłem do swego ciała. W momencie gdy jego oczy przestała spowijać mleczna mgła, drapieżny uśmiech również zniknął, jakby nigdy tam go nie było.
W między czasie, gdy tylko mgła pojawiła się w oczach czarodzieja, sprawniejsze od ludzkich uszy dwójki kompanów Alantara mogły dosłyszeć ciche słowa kogoś z tłumu.
- Alantar... Co on tutaj robi? - Kobiecy głos wydawał się opanowany, jednak pod ową jakże spokojną powierzchnią, czaił się gniew.
- Chcesz zginąć jak twoja siostra? - warknął drugi głos, zdecydowanie męski, nie kryjący gniewu.
- Nie widziałaś tego... Jeśli chcesz żyć, nawet nie myśl o zemście! - Drugi głos dodał. Zaraz potem każdy kto spojrzałby w kierunku, z którego owe głosy dochodziły, mógłby dostrzec dwie wysokie postacie, które skierowały swoje kroki w przeciwnym kierunku niźli obrany przez czarodzieja...
Awatar użytkownika
Latro
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 72
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Rozbójnik , Złodziej , Przemytnik
Kontakt:

Post autor: Latro »

Latro przymknęła oczy i rozciągnęła się nieco, wydając przy tym nieme stęknięcie. Od pewnego czasu towarzyszyło jej drobne poczucie dyskomfortu, spowodowane zapewne magiczną zmianą wyglądu. Alantar przestrzegał ją przed tym, toteż nie zaniepokoiła się zbytnio. Musiała jednak przyznać, że doświadczenie to nie należało do najprzyjemniejszych. Czuła, jakby jej twarz była zaledwie maską, która nie jest w stanie dostosować się w pełni do pożądanej przez nią mimiki. Z tego powodu w pewnych momentach nie mogła zupełnie ukryć bądź upozorować wychodzących na wierzch emocji. Tak też było w tym przypadku. Kiedy szli wzdłuż ulicy, kątem oka dostrzegła napotkanego wcześniej mężczyznę, który przedstawił się jako przyjaciel jej zmarłego, byłego kompana. Przywołało to na tyle bolesne wspomnienia, że elfka zmarszczyła brwi i wbiła wzrok w ziemię.
- Coś się stało, szefie? - zapytał lekko zdezorientowany kotołak, widząc swoją towarzyszkę w tym stanie. Znajomym, a jednak tak rzadkim... stanie głębokiej nostalgii.
W końcu nie można tak łatwo zapomnieć o śmierci przyjaciela, z którym plądrowało się ramię w ramię i w którym pokładało się tak wielkie zaufanie. Vittoria, pomimo bycia znanym przestępcą (a może właśnie ze względu na ten fakt?) nigdy nie wątpiła, iż do osiągnięcia sukcesu i prawdziwego szczęścia potrzeba ludzi, potrzeba... kompanów. Prawdziwych, z którymi można dzielić ambicje i marzenia, jak również nagrodę za swe starania.
- Nic, czym powinieneś zaprzątać sobie głowę. - odparła spokojnie. - Są sytuacje nieuniknione, z którymi trzeba się zmierzyć wcześniej czy później. - Westchnęła cicho, a na jej obliczu ukazał się dziwny grymas, mający uchodzić za niewielki, wymuszony uśmiech, lecz przez pewne skutki uboczne rzuconego nadeń czaru, nieco "zdeformowany".
"Hares go nie znał. Nie ma sensu o tym mówić."
Kotołak uznał, że na tym poprzestanie dalszych prób dowiedzenia się, z czym boryka się Latro. Miała swoje powody, żeby zachowywać się tak, a nie inaczej, natomiast on nie chciał na siłę tego sprawdzać. Co pewnie i tak by mu się nie udało.
Po jakimś czasie, wędrując obok siebie krok w krok, a jednak, zachowując ciszę, bandyci wyłapali z tłumu podejrzaną rozmowę. Skupili na niej swoją uwagę dopiero od chwili, gdy nieznany głos wypowiedział imię ich kompana.
Elfka zmrużyła nieco oczy i spojrzała na Alantara opanowanym wzrokiem. Jej usta wykrzywiły się natomiast w cwanym uśmieszku.
- Oho. Wygląda na to, że jesteś bardziej popularny, niż przypuszczałam. - Kiedy obcy się wycofali, szepnęła na tyle głośno, aby Alantar mógł ją usłyszeć bez większych problemów. Nie wydawało się, jakoby była podejrzliwa wobec czarodzieja. Ba, od początku wiedziała, że ktoś, kto posiada tak wielką moc musi mieć wrogów. Jak wielu? To zależy w sumie od mnóstwa czynników... Ale ogólnie rzecz biorąc, taki obrót spraw nie robił jej wielkiej różnicy. Zresztą, akurat ktoś taki jak ona nie miał zbyt wiele do zarzucenia innym, dopuszczającym się przestępstw, osobom.
Choć musiała przyznać, że strach kryjący się w wypowiedziach nieznajomych i ich tonie głosu był co najmniej... intrygujący.
Awatar użytkownika
Alantar
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 57
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Alantar »

Gdy tylko usłyszał słowa elfki, spojrzał na nią szybko, a w jego oczach pojawiła się nutka złości. Co miała przez to na myśli? Kogo usłyszała? Mimo to równie szybko co jego podejście się zmieniło, opanował się, a na jego twarzy pojawił się łagodny uśmiech.
- Czyżby ktoś mnie rozpoznał wśród tłumu? - mruknął cicho, kręcąc lekko głową. Szczerze może i wyglądał teraz jakby nie przejmował się tym, ale tak naprawdę walczył z sobą, by nie zrobić niczego, co przysporzyło by tylko więcej kłopotów. Ile istnień chciało jego śmierci? Nie był w stanie zliczyć... Ilość śmierci wokół niego była nieporównywalna do tej, która otaczała elfkę, mimo faktu, że ta trudniła się niezbyt szlachetnym fachem, który często bywał niezwykle krwawy. Niestety w przypadku Alantara, ten przez wiele lat był zwiastunem pożogi, tym który niszczył wszystko na czym jego wzrok się zatrzymał. Ilość osób, które widziały go w takim stanie, bądź słyszały o nim z tego punktu widzenia była zdecydowanie większa niźli ci, którzy widzieli jego łagodną stronę. Pokręcił lekko głową i spojrzał na elfkę, która miała teraz ludzkie oblicze.
- A mimo to moja twarz nie widnieje na listach gończych - dodał po chwili łagodnym tonem, w którym dało się wyczuć nutkę rozbawienia. Taka też była prawda, ale powód, dla którego nikt nie szukał go listem gończym był zgoła odmienny niż jego miła natura. Czarodziej posiadał wystarczająco sił by zagrozić całemu państwu gdyby to obróciło się przeciwko niemu. Władcy puszczali mimochodem jego przewinienia ze strachu, iż ten miałby obrócić się przeciw nim. To była różnica między nim a Latro, która nie miała takiej siły. Jedyne co mogła zrobić to unikać miast, w których była rozpoznawalna, inaczej jej los byłby nędzny. Alantar z drugiej strony nie musiał się obawiać tego, ale z drugiej strony, wiele osób, które straciły rodzinę z jego rąk były skłonne zapłacić spore sumy, by ten stracił życie. Na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech, przyjemny dla oka, po czym nieznacznie przyśpieszył tempo swoich kroków.
- Mam nadzieję, że podróż będzie w miarę spokojna, szczególnie, że tego samego nie możemy oczekiwać w miejscu, do którego zmierzamy - zamruczał po nosem, spoglądając spokojnie na towarzyszy. Zaraz potem zamilkł, spokojnie kierując grupkę w stronę ich aktualnego celu. Gdy w końcu po pewnym czasie znaleźli się w sporej odległości od miasteczka, czarodziej zatrzymał się na chwilę i po kilku prostych słowach zwrócił tak elfce jak i kotołakowi ich naturalny wygląd, wzdychając cicho zaraz po tym. Mimo wszystko nie była to prosta magia, szczególnie gdy robił to na kimś innym niż sobie. Dwójka mogła przez pewien czas czuć lekkie mrowienie, gdy ich ciała na nowo przyzwyczajały się do ułożenia mięśni, kości i skóry, które było im tak znane. Po tym ruszyli w dalszą podróż, a sam czarodziej niekiedy odzywał się wskazując różne, mijane rośliny, mówiąc o ich właściwościach, czy były jadalne, czy może trujące, od czasu do czasu rzucając lekko zabawne komentarze na temat wykorzystania niektórych. Choć jego wiedza nie była ogromna, znał większość pospolitych krzewów, jak i tych rzadszych, choć nie zawsze też miał wystarczająco informacji by zacząć o nich opowiadać. W końcu mimo wszystko nie był kimś kogo interesowała ta kwestia, ot nie chciał milczeć, a rozbójnikom taka wiedza mogła się tak naprawdę przydać, w końcu niektóre z tych ziół potrafiły wspomagać leczenie, czy też zmniejszyć zmęczenie, gdy były zastosowane w odpowiedni sposób. Mimo wszystko, gdy wieczór zaczął się zbliżać, ten łagodnym głosem zaczął ze spokojem opowiadać co nieco na temat tworzenia magicznych przedmiotów, czegoś czym przez sporą ilość czasu był ogarnięty bez opamiętania, kiedy to zgłębiał tajniki i szlifował umiejętności bez odpoczynku. Oczywiście nie zagłębiał się za mocno w temat, starając się tłumaczyć wszystko na tyle prostym językiem by laik był w stanie zrozumieć co nieco. W tym czasie nawet udało mu się opowiedzieć krótką historyjkę jak to pewnego razu naszyjnik, który tworzył, w trakcie prac wysadził połowę jego pracowni, która znajdowała się w niewielkim mieście, co też spowodowało wielkie zdziwienie jego mieszkańców. Przez większość czasu utrzymywał ten łagodny, nieco radosny ton wypowiedzi, starając się utrzymać raczej miłą atmosferę, która zapewne była mimo wszystko odmienna od tego do czego przyzwyczajona była elfka i kotołak. Mimo wszystko ich fach był całkiem krwawy, toteż nie sądził by ciągle utrzymywali te uśmiechy i miły ton, nawet wśród swoich towarzyszy. Takie bandy rzadko bywały miłe, przynajmniej na dłuższą metę. Tak też minął im czas aż do wieczora, kiedy to zatrzymali się w niewielkim zagajniku, gdzie Alantar bez większego trudu stworzył trzy skromne szałasy, jak i z pomocą Latro i Haresa, rozpalił ognisko, wokół którego pojawiły się trzy ławeczki, które zdawały się wyrastać z ziemi wokół paleniska. Zaraz potem, czarodziej z cichym westchnięciem usiadł spokojnie na jednej z nich i pochylił się lekko w stronę płomieni, wyciągając jedną z rąk w ich stronę. Ogień, który radośnie płonął zaczął tańczyć wraz z ruchem ręki Alantara, z początku jedynie wydając się nieco nienaturalnym. Po chwili jednak zaczął przybierać różne kształty, raz będąc tańczącą pięknością, by po chwili zamienić się w majestatycznego smoka, który szybując w górę zmienił się w deszcz niewielkich płomyków, które spokojnie spadły w dół, gdzie zebrały się w stado galopujących koni, których grzywy i ogony płonęły jasnym światłem. Zapatrzony w spektakl, który tworzył, najwidoczniej zagłębił się w swoich myślach, nie zwracając za bardzo uwagi na otoczenie, jego wzrok wpatrywał się uważnie w kolejne obrazy tworzone przez ogień, a palce jego reki praktycznie bezwiednie poruszały się, jakby był lalkarzem, który zamiast lalki rozkazywał płomieniowi.
Awatar użytkownika
Latro
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 72
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Rozbójnik , Złodziej , Przemytnik
Kontakt:

Post autor: Latro »

Latro z wyraźnym zainteresowaniem wyczekiwała reakcji Alantara i... nie rozczarowała się. Czarodziej mógł sobie wyglądać, jakby niczym się nie przejmował, lecz ona wiedziała, a może raczej, wyczuwała, że zaprzątają mu w tej chwili głowę pytania odnośnie tajemniczych przechodniów. W sumie, nie powinna się temu dziwić. Jak często słyszy się własne imię z ust zupełnie obcych ludzi? Czy raczej: jak często słyszą je ludzie, których twarze nie widnieją na listach gończych? Vittoria mogła się przyzwyczaić do skrytych rozmów za plecami mówiących o tym, że gdzieś się tą twarzyczkę już widziało, jednak zwykli ludzie nie powinni mieć takich problemów. Racja, zwykli ludzie... ale czy Alantar aby na pewno się do nich zaliczał? Poza tym, jeszcze jedna kwestia przykuła jej uwagę. Czarodziej zapytał, czy go rozpoznano. Użył słowa, które wyraźnie sugerowało, że owa sytuacja mogła zaistnieć.
Elfka uśmiechnęła się pod nosem. O ile nie miał w zamiarze zdradzenia się, to popełnił błąd. Nawet pomimo tego, że miał wiele lat na karku, a z charakteru wydawał się tak pewny i nieomylny. W rzeczywistości jednak każdy się myli i nie ma od tej reguły wyjątków.
- Na to wygląda. Pewien niespokojny głos wydawał się być bardzo poruszony tym faktem - mruknęła z dziwną wesołością. Może i nie powinna zbytnio drażnić tego mężczyzny, lecz zwykle w ten sposób reagowała na podobne sytuacje. Takie, w których powoli zostawały odkryte kolejne elementy układanki. W tym przypadku chodziło zapewne o tą prowadzącą do przeszłości Alantara, która raczej nie opiewała w szlachetność. Do przeszłości... ale może również przyszłości? Być może wyżej wspomniana układanka ukazywała same jego jestestwo. Być może przedstawiała jego sposób życia…
Uniosła wyżej brew, słysząc kolejne jego słowa. Nie wiedziała, dlaczego, ale z początku była lekko oszołomiona tym stwierdzeniem. Dopiero po chwili parsknęła śmiechem, choć można było przyuważyć, że kąciki jej ust są nieco zakrzywione.
- To prawda. Ale wiesz, na ten wizerunek musiałam ciężko zapracować. Nikt nie powiedział, że bandyci mają łatwo. – Westchnęła, lecz gest ten nie był przepełniony zmęczeniem ani goryczą. Bardziej przywoływał na myśl oznakę dumy, napawania się z własnych dokonań. – W szczególności, gdy magia nie przyjdzie z pomocą w każdej sytuacji zagrożenia. Nie uwolni mnie z kajdan i nie wskaże drogi ucieczki. A mimo to i bez niej można stać się kimś, kogo ludzie się obawiają. – Początki „przygód” Latro były najbrutalniejsze w jej karierze. Obecne napady na powozy kupieckie, rabunki i przekręty można nazwać ustatkowaniem się, przyrównując to do palenia całych wsi, masakrowania ich mieszkańców i tym sposobem przywłaszczania sobie mienia setki lat temu.
Vittoria zamyśliła się przez chwilę. Te czasy nie należały do zbyt… wyrafinowanych, lecz ona tłumaczy to młodością, gniewem i poniekąd też zemstą. Tak naprawdę stwierdzenie, że człowiek, który zechciał ją oszukać (a obecnie wącha kwiatki od spodu) był przyczyną, dla którego zaczęła działać tak, a nie inaczej, jest jak najbardziej poprawne. Ale wiecie co? Również prawdopodobne jest to, że nawet bez jego pomocy zeszłaby na ścieżkę przestępcy…
Hares odruchowo poprawił miecz u pasa, zerkając kolejno na elfkę i Alantara.
- Mam złe przeczucia. Na terenie Gór Dasso kłopoty czyhają na każdym kroku.
Bandytka potrząsnęła głową, odgarniając włosy na bok. Nijak tego nie skwitowała. Nawet na niego nie spojrzała. Mimo to w myślach zgodziła się z nim, również wątpiąc, że ta podróż pójdzie im gładko.
Oboje zdążyli się już przyzwyczaić do zmiany wyglądu za sprawą magii, dlatego gdy nadeszła pora, oddali się w ręce towarzysza ze spokojem oraz pewnością, że nic w tej kwestii nie ma prawa pójść źle, choć Latro nie wykluczała możliwości pojawienia się kolejnych skutków ubocznych.
Dalszą drogę przebyli gawędząc na temat tutejszej fauny. Mieli w okolicy kryjówkę, dlatego łatwo się domyśleć, że na zwierzęta natrafiali zbyt często, aby nie mieć o nich większego pojęcia. Potem uważnie słuchali nazw i opisów poszczególnych roślin, które objaśniał im czarodziej. W swojej ekipie mieli już kogoś obeznanego z tą dziedziną, lecz było to o tyle skomplikowane, że nikt nie zadawał mu na ten temat zbyt wielu pytań. W szajce Latro każdy był specjalistą w swojej dziedzinie i raczej nie interesował się niczym innym. Wyjątek stanowił tu sam przywódca, który wiedział, że w choć niewielkim stopniu należy liznąć podstawy kilku innych umiejętności.
Historia o naszyjniku z kolei jeszcze bardziej wzbudziła ich zaciekawienie. Elfka uśmiechała się, a gdy czarodziej skończył, zaczęła opowiadać o własnych problemach z biżuterią. O tym, co w stanie zrobić są bogacze, byle tylko nie trafiła w niepowołane ręce. Zamaskują ją bądź ukryją w tak wymyślny sposób, że bez dobrego węchu, magii czy też własnej przezorności nie dałoby się jej znaleźć. I wtedy warto by wspomnieć, że bebech jest najoczywistszą z kryjówek.
W tym tempie dotarli do małego zagajnika, nim wieczór dał im o sobie znać. Słońce, jak zwykle piękne o tej porze, chowało się za górami. Trójka wędrowców rozbiła obóz i podobnie jak wczorajszego dnia, zasiadła przy ognisku na magicznych ławeczkach. Spektakl czarnowłosego sprawił, że bandyci zapomnieli o chłodzie, ze skupieniem przyglądając się tańczącym płomieniom. Kotołak poczuł się jak we śnie. To było jednocześnie tak realistyczne, a zarazem tak... żywe, że nie mógł oderwać wzroku. Wrażenia Vittorii wyglądały nieco inaczej. Teatr - tylko w ten sposób mogła nazwać to, co widzi i tylko to wydarzenie przywodziła jej na myśl magia Alantara. Niemal mogła usłyszeć ryk ognistego smoka oraz tętent płonących ogierów, których kopyta zdawały się tryskać iskrami podczas galopu. To było... olśniewające.
"No proszę, nasz Czarodziej mógłby nieźle się dorobić na swojej sztuce..."
W tamtej chwili nikt nie spodziewał się zagrożenia. Ciężko to przyznać, ale uwaga Latro była zajęta spektaklem na tyle mocno, że nie dostrzegła kątem oka nadchodzących trolli. Hares, choć miał je przed sobą, za późno zorientował się, że obraz, który, jak sądził, był fikcją, tak naprawdę stanowił część świata realnego. Te ogromne, człekopodobne istoty dojrzał dopiero, jak jeden z nich stanął za Alantarem i wziął ogromny zamach. Wtedy stanął i krzyknął coś niezrozumiałego, na co Latro niemal od razu zerwała się odskoczyła w bok. Już po chwili mogła zauważyć, że decyzja ta była jak najbardziej słuszna, bo tym, co pozostało po jej siedzeniu było mocno wgniecione drewno.
Serce jej zaczęło bić szybciej. Jak mogła dopuścić, by cokolwiek podeszło tak blisko? Gdyby nie Hares, na miejscu ławki znajdowałoby się jej rozbryźnięte krwią truchło. Ale to nie pora na gdybanie, bowiem w tej chwili to Alantar był w zasięgu ataku niebezpiecznych stworów.
- Za tobą! - krzyknęła w jego stronę, by za chwilę, bez namysłu wyciągnąć oręż i... rzucić nim w stronę trolla. W tamtym momencie jego wzrost był elfce na rękę, bo nie musiała się martwić, że przypadkiem trafi swojego tymczasowego kompana. Chyba, że to był jej zły dzień. Miała jednak nadzieję, że sprzyja jej szczęście, a nie pech.
Awatar użytkownika
Alantar
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 57
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Alantar »

Każda przyjemna sprawa musi kiedyś się skończyć, czy to spokojna rozmowa na temat biżuterii czy też jego spektakl, z którego uroku nie mógł się czarodziej wyrwać. Dlaczego to zawsze te najmilsze chwile zamieniały się w te najgorsze? Dlaczego płomienie po raz kolejny zamieniały jego życie w krwawą ścieżkę, od której nie był w stanie uciec? Niczym tamtego dnia, wszystko po raz kolejny zaczynało się od koloru jaki symbolizował płomień... Oczywiście on sam nie był w stanie pomyśleć o tym wszystkim w tej krótkiej chwili, gdy kawałeczki drewna rozcięły skórę na jego policzku, czy też gdy Latro krzyknęła w jego stronę. W tej jednej chwili kiedy odprężył się, świat postanowił po raz kolejny pokazać mu dlaczego nie mógł sobie pozwolić nawet na jeden spokojny oddech, dlaczego zawsze musiał czuwać, dlaczego nigdy nie był bezpieczny. Świat nie zamierzał zostawić go w spokoju, nawet jeśli on chciał zostawić w spokoju ów świat... Wraz z bólem, który zaczął szybko rozchodzić się z rozcięcia na jego policzku, jego wzrok wyostrzył się, a z twarzy zniknął nawet ślad uśmiechu.
- Koniec... - spokojny i zimny głos rozszedł się po okolicy, jakby mag nie przejmował się kompletnie tym co działo się wokół nich. I może też tak właśnie było? Za tym jednym słowem kryła się siła, której żadna żywa istota, która je usłyszała, nie była w stanie się przeciwstawić, siła, która kazała wszystkim zatrzymać się, zakończyć wszystko co robili. Świat dla pobliskich istot zatrzymał się, jakby nigdy nie był w ruchu, jakby tak zawsze było. Dla Elfki i Kotołaka było to zupełnie inne przeżycie, w końcu każde z nich było istotami rozumnymi i momentalnie mogli odczuć jakby ich świadomość została bezceremonialnie wyrwana z ich ciał. W tym samym momencie ogień, który wcześniej ukazywał przepiękne kształty, momentalnie zmienił się w dwie lance, które przebiły piersi trolli, by poszybować w nocne niebo, jakby siła, którą miały w sobie, nie zmalała nawet po tym, gdy te zmieniały skórę, mięśnie i serca w popiół. Jednak co tak naprawdę było przerażające to fakt, iż wszystko stało się tak naprawdę w jednej chwili, w ciągu jednego, może dwóch uderzeń serca, a Alantar nie ruszył się nawet z miejsca. Przynajmniej tak mogło się wydawać z początku. Mimo wszystko, nawet ktoś taki jak on nie był niepokonany prawda? Ile mocy, ile siły wymagało to czego dokonał w tej chwili? Większość osób nie uwierzyłaby, gdyby nie zobaczyła tego na własne oczy... Choć czy ktokolwiek na pewno zauważył cokolwiek? Wszystkie żywe istoty w okolicy dalej nie mogły się ruszyć, tak jak jego jedno słowo, był to dla nich koniec... I właśnie wtedy czarodziej w końcu ruszył się, a może lepiej było powiedzieć, jego ciało poddało się i ten prawie bezwiednie poleciał przed siebie, w ostatniej chwili amortyzując upadek rękoma. Jego twarz pokryła się czerwonymi liniami, które z każdym uderzeniem jego serca stawały się coraz jaśniejsze, a tyraniczna siła, która rozkazała by wszystko się skończyło, zniknęła jakby nigdy jej wcześniej nie było. W tej chwili też ciała obu trolli w końcu opadły bez siły, a świadomość Latro i Haresa powróciła do ich własnych ciał. Czy to był jednak koniec? Na twarzy Alantara pojawił się bardzo nietypowy grymas, pełen bólu, choć wśród linii, które pojawiły się na jego twarzy nie było go tak dobrze widać, a cichy warkot został zagłuszony przez paniczne kroki czegoś o wiele większego, kierującego się maniakalnie w ich stronę...
Awatar użytkownika
Latro
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 72
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Rozbójnik , Złodziej , Przemytnik
Kontakt:

Post autor: Latro »

Miecz utkwił głęboko w prawym obojczyku potwora. Troll próbujący zaatakować czarodzieja ryknął z bólu i znieruchomiał, a na ustach Latro pojawił się mimowolny uśmiech. Wtem mężczyzna szepnął coś. O dziwo jego słowo dało się usłyszeć najwyraźniej w tej kakofonii dźwięków. Wszystko po nim jakby zamarło, pojęło jego znaczenie i dostosowało się.
Jakaż to była ogromna moc! Naginać świat do własnej woli. Mieć pewność, że nic ani nikt nie jest w stanie zrobić ci krzywdy, bo nie ma w pobliżu potężniejszej istoty od ciebie. Vittoria nie wiedziała jak to jest. Nie w obecnej chwili. Podobnie sprawa się miała z Haresem. Nagle stali się biernymi obserwatorami, którzy najbliższe wydarzenia byli w stanie pojąć zaledwie w kilku procentach. Nie wiedzieli, jak długo trwali w amoku, choć nie przeszkodziło im to w szybkiej reakcji zaraz po wyjściu z niego. Może to przez to, że byli zahartowani? A może zwyczajnie... przewidzieli, że stanie się coś niezwykłego. Spodziewali się odrobiny magii.
"Stój!" - rzuciła w stronę trolla, który niedługo po tym obrócił łeb w jej stronę. Te istoty znały mowę zwierząt, co zdecydowanie było ich zaletą. Na tym jednak pozytywne cechy się kończą, ponieważ z reguły są one bardzo agresywne i konfliktowe. Krzyknięcie więc w niczym więcej nie pomogło bandytom, jak tylko w odwróceniu uwagi stwora.
Na szczęście nie potrzebowali nic więcej. W momencie, gdy potwór był rozdrażniony i zaszarżował w kierunku Latro, kotołak zaszedł go od tyłu, po czym błyskawicznie wyciągnął szablę z pochwy. Znalazłszy się tuż za jego plecami, przykucnął nisko, aby następnie odbić się od podłoża i wskoczyć centralnie na grzbiet masywnej bestii. Ta natomiast, czując na sobie intruza, zaczęła wierzgać i szarpać się, a także próbowała sięgnąć łapami za plecy. Hares jednak trzymał się mocno, w czym pomagał mu manewrujący w powietrzu ogon, jak również ściskanie jedną ręką utkwionej w barach szabli i wbicie się pazurami drugiej. W międzyczasie Vittoria mocowała się z utkwionym w zwłokach kordem, który po wyciągnięciu zostawił po sobie już tylko skwierczącą dziurę.
Wtedy rzuciła się w stronę potwora. Nakazawszy Haresowi odskoczyć, zamachnęła się i z wielką precyzją odcięła włochaty, szarobury łeb. Już za moment kotołak wylądował na czterech łapach, a przywódczyni bandy odwróciła głowę na bok i zakryła się przedramieniem, starając się na tyle, na ile to możliwe, nie ubrudzić się bryzgającą dookoła krwią. Gdy w końcu ciało runęło martwe na ziemię, spojrzała na członka swej bandy.
- Jesteś cały?
- Wszystko gra, szefie. - Zmiennokształtny wstał, zakasłał parę razy, po czym schował oręż do pochwy. - Lepiej sprawdźmy co z nim - machnął głową na Alantara.
Szedł w jego kierunku nieśpiesznie, natomiast Vittoria podjęła już szybszy krok. Po chwili znalazła się tuż obok czarodzieja, lecz gdy miała wyciągnąć rękę w jego kierunku, coś sprawiło, że się zawahała. Przypomniała sobie drzewa i ich przestrogi, mówiące o wielkiej mocy... ale też trudnościach w opanowaniu jej. Mówiły o zmiennej naturze człowieka. O prawdziwych zamiarach i o tym, jak łatwo je zmienić.
Zaraz jednak potrząsnęła głową, chcąc odgonić od siebie te myśli.
- Nic ci nie jest? - zapytała tylko, nie widząc z tej perspektywy niepokojących znaków na jego twarzy. Mimo to była gotowa pomóc mu wstać, gdyby tylko miał z tym jakiś problem... W końcu wiele dzisiaj zdziałał. Gdyby nie on, możliwe nawet, że wraz z Haresem musieliby salwować się ucieczką. Popełnienie ryzyka bez możliwości otrzymania niczego w zamian byłoby najzwyczajniejszą głupotą.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Góry Dasso”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości