Adrion[Miasto i obrzeża] Nowy początek

Królestwo Elfów, jedno z trzech położonych w Szepczącym Lesie. Siedziba tkaczy zaklęć, uzdrowicieli i białych kapłanek. Schronienia dla wszelkich podróżnych, miejsce przyjazne, choć zamknięta na wojny i konflikty.
Awatar użytkownika
Melodia
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Jeleniołak
Profesje: Uzdrowiciel , Wędrowiec
Kontakt:

[Miasto i obrzeża] Nowy początek

Post autor: Melodia »

Melodia siedziała na grzbiecie swej drogiej czterokopytnej przyjaciółki. Spoglądała na jej skrzydła albo podziwiała widoki, była pogrążona w zamyśleniu. Nigdy tak długo nie milczała, martwiło to Niebieską. Zwłaszcza, iż widoki, jakie się przed nimi malowały, zapierały dech w piersiach, góry, las, rzeka, w której odbijało się srebrzyste światło księżyca. Normalnie jelonka pewnie już nie mogłaby przestać mówić o pięknie tego momentu, a teraz klacz czuła się wręcz źle, iż nie musiała opanowywać emocji młodej.

- Hej, jak się czujesz?
- Dobrze…
- Ale coś humor nie dopisuje.
- Po prostu wszyscy, których poznałam, gdzieś poznikali, a ja tak bardzo bym chciała się z kimś zaprzyjaźnić.
- Nie przejmuj się, damy sobie radę. Późno trochę, wylądujemy gdzieś i utniemy sobie drzemkę.
- Wcale nie jestem śpiąca – powiedziała, po czym uroczo ziewnęła – To jeszcze nic nie znaczy, to z nudów.

Pegazica zachichotała i zaczęła rozglądać się za jakimś bezpiecznym miejscem na sen. Drzewa się przerzedzały, a wśród nich ukazywały się zarysy drobnych chatek, których liczba wzrastała, im dalej leciały.

- Miasto! – zakrzyknęła zachwycona – Może tutaj uda mi się spełnić moje powołanie… jeśli tylko nie będzie tak jak ostatnio…
- Może… Może powinnaś być w ludzkiej postaci? Tak dla bezpieczeństwa?
- Ale to takie nieprzyjemne ukrywać swoje prawdziwe ja.

- No dobrze, ale najpierw sen, jutro zajmiemy się resztą – powiedziała nieco zawiedziona, iż nie da rady przekonać Mel do zmiany postaci, ale w sumie niewiele by to dało, ona była niebieskim koniem ze skrzydłami i ciężko to ukryć.
W końcu wylądowały, po cichutku weszły do stajni, przy jednej z chat. W środku było dużo siana, na którym natychmiast się położyły. Zmiennokształtna jako przykrycia dodatkowo użyła skrzydła swej przyjaciółki. Były zmęczone tymi wszystkimi przeżyciami więc jak tylko zamknęły oczy, zapadły w sen.

Następnego dnia, gdy obie wstały, słońce już od jakiegoś czasu wznosiło się wysoko na niebie. Klacz wstała pierwsza i przystąpiła do trudnego procesu zbudzenia jej podopiecznego śpiocha.

- Meluś, wstawaj, nie możemy tu zostać – trąciła ją swoim pyszczkiem, a nawet liznęła, ponieważ młoda starała się to ignorować.
- No już wstaję Niebieskaaa… -przeciągnęła się i przejechała ręką po włosach, w których teraz znajdowało się całkiem sporo siana.
- Wyglądasz jak jakieś straszydło, pomóc ci?
- Niee, niee. Dam radę – przystąpiła do układania włosów i wybierania z nich słomy – To, idziemy do miasta?
- O ile zdążymy, guzdrasz się strasznie.
- Już! Gotowa!

Dziewczynka wsiadła na grzbiet skrzydlatej i ruszyły razem, rozglądały się, ale coś żadnych ludzi nie widziały, może się gdzieś pochowali? Albo po prostu zrządzenie losu, który był naprawdę przewrotny dla Melodii.
Awatar użytkownika
Sasanka
Błądzący na granicy światów
Posty: 12
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Szlachcic
Kontakt:

Post autor: Sasanka »

San była w Adrionie od kilku dni. Odpoczywała w najdroższej karczmie jaką znalazła. Miała na to pieniądze i nie zamierzała rezygnować z luksusów nawet w podróży. Poza tym uważała, że zasługuje na wszystko co najlepsze. Majątek jaki zebrała dzięki swoim licznym romansom pozwalał jej płacić za wszystko na co miała ochotę. Zamierzała dotrzeć do Zamku Czarodziejek, ale nie chciała się przy tym zbytnio namęczyć, dlatego postój był dość długi, poza tym wybrała się też na małe zakupy na tutejszym targu. Chciała kupić jakieś ładne tkaniny, z którymi zamierzała odwiedzić siostrę. Znając jej (siostry) gust nie była zbyt dobrze ubrana, tkaniny miały być prezentem dla niej. W dzień przechadzała się po mieście, wieczorami piła wino i wylegiwała się w balii, w luksusowym pokoju gospody znanej pod nazwą "Biały Jednorożec". No ale cóż, w końcu należało ruszyć dalej, nie mogła zalec w tym mieście na dłuższy czas. Do tej pory jeździła konno na wierzchowcach pożyczonych od różnych jej kochanków, ale tym razem postanowiła, że na tak długą podróż kupi sobie własnego rumaka. I tak właśnie zrobiła. Kupiła piękną, białą klacz o silnym grzbiecie, nadającą się do długich podróży i dźwigania obszernych juków. Sama Sasanka była raczej lekka, ale jej koń musiał dźwigać jej dobytek, a nie było tego mało. Suknie, sukienki, buty, biżuteria, jedzenie, koce, futra. Bo przecież nie będzie spała pod gołym niebem na mchu. O co to, to nie. Owszem, przebywała w lesie i spała w nim, ale na futrach, nie na gołej trawie. Oczywiście lepszy byłby miękki materac w jakiejś gospodzie, ale nie zawsze docierała do większych skupisk miejskich przed zmrokiem. Poza tym wiozła ze sobą sporo jedzenia, może niezbyt dobrego. Suszone mięso, pieczywo, które nadawało się do spożycia przez wiele dni, suszone owoce, bukłaki z wodą i winem. Jej koń nie miał lekko, ale był do tego przystosowany. Sasanka nie umiała polować. To znaczy strzelała z łuku, może nie wybitnie, ale pewnie udałoby się jej zabić jakąś kuropatwę, ale nie potrafiła oprawiać zwierzyny. Nie wyobrażała sobie, że miałaby wybebeszyć jakieś stworzenie. To nie było dla niej. Dlatego jedzenie wiozła ze sobą.

Tego ranka wstała dosyć wcześnie. Ubrała się i zjadła obfite śniadanie, potem osiodłała swoją klacz i postanowiła wyruszyć dalej na wschód. Nie wiedziała kiedy dotrze do następnego miasta, dlatego jej juki były dobrze zaopatrzone. Wyprowadziła Fionę, bo tak miała na imię biała klacz, z pięknej, drewnianej stajni i ruszyła w kierunku centrum miasta. Ubrana była w obcisłe, ciemne spodnie z bardzo drogiej tkaniny, wysokie, szare, skórzane buty, białą bluzkę z dekoltem w łódkę, z długimi, rozkloszowanymi rękawami i ciemnoczerwony gorset sięgający pod biust i wyszywany złotą nicią. Szła powoli ulicami miasta, które o tej porze były jeszcze dość puste. Skręciła w jedną z uliczek i nagle jej oczom ukazał się niewiarygodny widok. Z daleka zobaczyła niebieskiego konia ze skrzydłami, a na jego grzbiecie dziewczynę. Kiedy podeszła bliżej zorientowała się, że ma przed sobą pegaza i... no właśnie i kogo? Jeleniołaczkę? Dziewczyna miała długie uszy i poroże, ale to nie byłoby w tym wszystkim takie dziwne. Najdziwniejsze w tym wszystkim było to, że dziewczę siedzące na grzbiecie niebieskiego konia był półnagie! San rozejrzała się dookoła. Nikt nie szedł ta ulicą, na szczęście. Bogowie, ta dziewczyna chyba nie wiedziała gdzie się znajduje! Nie można sobie było paradować po mieście pełnym elfów z nagim biustem przykrytym jedynie włosami. Przecież zaraz ktoś mógł ją napaść. Sasanka przyśpieszyła kroku i ruszyła w stronę dziewczyny. Po drodze wygrzebała z juków kawałek pięknego, ciemnozielonego jedwabiu. Bez zbędnych ceregieli podeszła do niebieskiej klaczy i jej właścicielki.
- Dziecko! Co ty robisz! Okryj się - powiedziała, ale nie miała tonu rozkazującego, raczej wyrażał on zaniepokojenie i zdziwienie z zaistniałej sytuacji.
- To nie las, nie możesz biegać po mieście nago. Okryj się, okryj - ponaglała wyciągając do jeleniołaczki zieloną tkaninę.
- Zaraz cię ktoś napadnie. Weź i okryj się - powtarzała.
Awatar użytkownika
Melodia
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Jeleniołak
Profesje: Uzdrowiciel , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Melodia »

Jeleniołaczka wyglądała na prawo, lewo w przód, a nawet do tyłu. Miała teraz nieco lepszy humor, wyspana, podjadła sobie też co nieco z zapasów, które miała w swej torbie. Znów patrzyła z optymizmem w przyszłość, a nawet zaczęła rozmawiać z Niebieską na temat tego, jak to kiedyś wróci do wioski, by opowiedzieć o tych wszystkich cudach i tych dziwnych chatach i pałacach i tym ilu ludziom przyniosła ukojenie w cierpieniu.
Beztroską rozmowę przerwało nagle coś, a raczej ktoś zbliżający się z oddali. Mel uśmiechnęła się od ucha do ucha i energicznie pomachała nieznajomej.

- Spójrz, ona jedzie na koniu, będziesz miała z kim pogadać – powiedziała radośnie do klaczy.
- Och proszę, zwykłe konie bywają… cóż, średnio rozmowne według mnie – tak naprawdę miała znacznie gorsze zdanie o nich, ale przy młodej nie chciała o tym mówić, zresztą może miała pecha co do czterokopytnych znajomych?

Tymczasem dziewczynka przyglądała się nieznajomej, kolejna jasnoskóra, wszyscy tu mieli taką jasną skórę jak ona, to była zaskakujące. I ubrania, wyglądały dziwnie, zakrywały o wiele za dużo, zwłaszcza że kobieta wyglądała młodo i pięknie.

- Przyśpiesza… Chyba chce do nas podejść – stwierdziła pegazica.
- O, to cudownie! To i my przyśpieszmy, spotkamy się szybciej!
- Ale… No dobra.

Gdy w końcu były blisko siebie, zmiennokształtna otworzyła usta, by zacząć mówić, ale elfka ją ubiegła i nawet nie powiedziała cześć, tylko zaczęła od nakazu okrycia prawie całkiem nagiej jelonki. Melodia popatrzyła na nią z uśmiechem, słyszała ten niepokój w głosie.

- Spokojnie, jest mi ciepło, nie musisz się o to martwić – uspokoiła elfkę, mylnie zakładając, iż chodzi o temperaturę.

Jednakże kobieta nalegała, by się okryć, Mel nie bardzo wiedziała, czemu niby w lesie można chodzić tylko w tym, co miała na sobie teraz, a w mieście już trzeba się okrywać. Vertan jej tego nie wyjaśnił, choć on też nosił dużo ubrań. Poprawiła białą grzywkę i wzięła tkaninę, okrywając się nią. Nie chciała, by to zaniepokojenie elfki przerodziło się w panikę.

- Napadnie? Nie rozumiem, co masz na myśli? Niebieska…? – spojrzała na swoją towarzyszkę.
- To znaczy, że ktoś mógłby cię zaatakować i zrobić krzywdę – powiedziała, oczywiście w zwierzęcej mowie.
- Dlaczego ktoś by miał mnie skrzywdzić? I co to ma wspólnego z okrywaniem się… ? – spytała szczerze zaskoczona, przecież nikomu tu nic nie zawiniła, wręcz nie mogła, bo nikogo nie znała, a to, że ktoś miałby zrobić jej coś złego, bez wyraźnej przyczyny, nie mieściło się młodej w głowie. Za dużo dobroci widziała w ludzkich sercach, za duże miała zaufanie. Była niczym drobny kwiatuszek, który wyrósł na środku ruchliwej drogi, naiwnie wierzący, iż nikt go nie zdepcze.
Awatar użytkownika
Sasanka
Błądzący na granicy światów
Posty: 12
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Szlachcic
Kontakt:

Post autor: Sasanka »

Sasanka wyglądała na równie zaskoczoną co Melodia. Dziewczyna nie wiedziała czemu miałaby się okrywać, co spowodowało zdziwienie na twarzy elfki. Skąd ona się wzięła i jakim cudem nie wiedziała, że w mieście należy chodzić ubranym? Może wcześniej nigdy nie była w mieście, może do tej pory mieszkała tylko w lesie? Była młodziutka, bardzo, widać było to po jej twarzy. Miała gładkie rysy i z daleka było widoczne, że nie przekroczyła jeszcze progu dorosłości. San też wyglądała młodo, ale jej nowo poznana towarzyszka wyglądała znacznie młodziej.

- Kochanie... - San starała się uspokoić i mówić mniej energicznie niż do tej pory - nie możesz chodzić po mieście nago - mówiła już znacznie bardziej przyjaźnie niż przed chwilą.
- Ktoś mógłby cię skrzywdzić, poza tym nie wolno tutaj pokazywać swoich "atutów". Strażnicy mogliby cię za to zamknąć w lochach. Nie można się obnażać wśród innych ludzi. Widzę, że nie jesteś do końca... człowiekiem... - spojrzała wymownie na jej rogi wyrastające z głowy.

- Jeleniołaczka? - spytała, choć wydawało się jej to oczywiste.
- Posłuchaj... - zaczęła, ale nagle jakby zmieniła zdanie i rzekła:
- Jestem Sasanka, San... Nie chcę ci niczego nakazywać, ale jesteśmy w mieście i tutaj nie można chodzić tak jak w lesie. Kręcą się tu różne opryszki, to znaczy ludzie nastawieni bardzo wrogo i źle. Ludzie, którzy mogliby chcieć zrobić ci krzywdę. Będąc nago pokazujesz, że... Jakby ci to wyjaśnić... - Sasanka miała nie lada zagwozdkę z tym jak wytłumaczyć jeleniołaczce, że paraduje po mieście jak kurtyzana, choć nawet i one przykrywały piersi.

- Po prostu... zejdź, zawiąże ci na plecach materiał i przykryjemy to co powinno być zakryte. Widzisz w mieście jest inaczej niż w lesie... - spojrzała na przepaskę, którą miała na biodrach jeleniołaczka - widzisz, zakrywasz biodra i to co poniżej - stwierdziła delikatnie - z górą jest tak samo, też powinnaś ją zakrywać. To twoje prywatne strefy i nikt nie powinien ich oglądać, zwłaszcza obcy w mieście.

Sasanka z całych sił próbowała przekonać Melodię, że nie może latać na golasa. Ale to było trudne zadanie, bo dziewczyna była jak wyrwana z dziczy. A miasto, cóż miasto nie było przyjaznym miejscem dla takich jak ona - naiwnych. Ludzie, elfy, nie ważne, wszędzie można było spotkać nieprzyjaciół, opryszków i im podobnych.
Awatar użytkownika
Melodia
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Jeleniołak
Profesje: Uzdrowiciel , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Melodia »

Chwilę tak patrzyły na siebie ze zdziwieniem w oczach, aż San przemówiła. Dziewczyna nadal patrzyła ciekawa wyjaśnień, co jest złego w nieukrywaniu naturalnego piękna. Robiło się coraz ciekawiej.

- Atutów? Chodzi o piersi? – spojrzała na swoje, drobne jeszcze i typowo dziewczęce – Lochach? Ojej, to okropne! Co jest z nimi nie tak, że można zostać tak srodze ukaranym? Przecież to niepojęte…

Niebieska nie wiedziała, czy śmiać się, czy płakać, zdołała jednak powstrzymać skrajne emocje i jedynie czekać na rozwój wypadków.

- Jeleniołaczką… Tak, chyba, jeleniołaczką? – spytała klaczy, a ta skinęła głową na tak – Wybacz, ale w moim plemieniu zwano mnie po prostu córką bogini Naturii – uśmiechnęła się przyjaźnie i nieco dumnie.
- Pamięć mnie myli czy miałaś się tym nie przechwalać? – skomentowała Niebieska.
- Oj cicho… - rozburzyła pegazicy grzywę – Ojej! Gdzie moje maniery, miło cię poznać Sasanko, ja zaś jestem Melodia – przedstawiła się, chciała coś dodać, ale wieść o opryszkach i złych ludziach ją zmartwiła więc też posłusznie zeszła z grzbietu swej przyjaciółki i dała się okryć – Mówisz, jakby źli ludzie czaili się na każdym kroku – stwierdziła przekonana, iż takie osoby zdarzają się niebywale rzadko i zawsze wtedy można liczyć na pomoc obcych.

Melodia czuła się śmiesznie tak mocno pozakrywana. Było jej ciepło, ale o dziwo nie za gorąco, aczkolwiek wciąż przyglądała się swemu nowemu odzieniu. To naprawdę dziwne uczucie, chodzić niemal od zawsze prawie nago i nagle zostać pozbawionym tego przywileju, przynajmniej na czas pobytu w mieście.

- Hm… Tutejsze zasady są naprawdę bardzo… dziwaczne, ale jeśli tak trzeba, to spróbuję przywyknąć… - westchnęła — Czy teraz wyglądam wystarczająco dobrze by nie łamać prawa? O! I mam do ciebie w sumie dużo pytań, ale najpierw dziękuję, że mnie uświadomiłaś, jeszcze tak wielu rzeczy nie wiem… A właśnie, jestem początkującą uzdrowicielką, chciałabym tu rozwinąć skrzydła, pomagając ludziom, istnieją tu jakieś specjalne procedury zostawania uzdrowicielem? Bo planowałam w sumie gdzieś w centrum pójść i wypatrywać potrzebujących, ale teraz widzę, że tu wszystko działa trochę na opak, więc może mogłabyś mi cos jeszcze doradzić? – zrobiła maślane oczka, była pełna entuzjazmu i energii do działania, chciała nieść ulgę w cierpieniu każdemu, kto tego potrzebował najlepiej zacząć to robić, przysłowiowo, „z marszu”.
- Mel, oddychaj, trochę mniej słów na sekundę – upomniała ją klacz, im młoda bardziej była czymś zafascynowana i im bardziej się nakręcała, tym szybciej i głośniej mówiła, co mogło, co niektórych nieco wystraszyć.
Awatar użytkownika
Sasanka
Błądzący na granicy światów
Posty: 12
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Szlachcic
Kontakt:

Post autor: Sasanka »

- Czy ty kiedykolwiek byłaś w mieście? - spytała wprost. Dziewczyna wydawała się zupełnie oderwana od rzeczywistości. I faktycznie wyglądało na to, że jeleniołaczka nigdy wcześniej nie była wśród cywilizacji. Kiedy zeszła z konia, a właściwie z niebieskiej pegazicy Sasanka zawiązała jej na plecach kawałek materiału, tak by z przodu zakrywał jej piersi.

- Może trudno ci w to uwierzyć, ale tak właśnie jest, źli ludzie czają się na każdym kroku. W mieście nie jest tak jak w lesie. Tutaj jest pełno opryszków, złodziei, przestępców, którzy tylko czekają na jakąś okazję. Trzeba uważać. Ulice wydają się być spokojne, ale w rzeczywistości... W rzeczywistości pełne są zagrożeń. Nie możesz paradować półnaga przez miasto, takie są zasady. I tak, chodzi o piersi, o to, że zakrywały je przed chwilą tylko twoje włosy. Jak widzę jest wiele rzeczy, o których nie wiesz... - na moment zamilkła. Miałą ruszyć dalej na wschód, ale ta dziewczyna... Ta dziewczyna krzyżowała jej plany. Nie miała wobec niej żadnych obowiązków, mogła pożegnać się z nią i odejść, ale czy na pewno tego chciała? Tak dawno nie miała bliższego kontaktu z kimkolwiek, a ta dziewczynka, no bo powiedzmy sobie wprost, to było jeszcze dziecko, wydawała się taka bezbronna. Potrzebowała opiekuna. Z jednej strony Sasanka była rozkapryszoną panienką nie liczącą się ze zdaniem innych, z drugiej coś w jej sercu podpowiadało, że nie powinna zostawiać jeleniołaczki samej. Westchnęła głośno i popatrzyła na dziewczynę.

- Nie do końca wiem jak to wygląda od strony prawnej - zaczęła, odpowiadając na pytanie o uzdrowicieli - chyba musiałabyś popytać u źródła. To znaczy u jakiegoś uzdrowiciela, który jest w mieście. Takie szukanie chorych po ulicach nie jest zbyt bezpieczne, ani mądre. Jeśli chcesz mieć tutaj jakieś praktyki najlepiej poszukać kogoś, kto mógłby cię przyuczyć. Tak myślę, ale na razie... - jeszcze raz zmierzyła dziewczynę wzrokiem - może udasz się ze mną do karczmy?
- Miałam właściwie wyjeżdżać z miasta, ale skoro już się spotkałyśmy... - nie była do końca pewna swojej decyzji, ale nie miała nic do stracenia.
- Do "Białego Jednorożca" jest niedaleko. Zostawisz swoją przyjaciółkę - miała tu na myśli niebieską pegazicę - w stajni, razem z moim rumakiem i będziemy mogły spokojnie porozmawiać - zaproponowała.
Awatar użytkownika
Melodia
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Jeleniołak
Profesje: Uzdrowiciel , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Melodia »

- Nie, nigdy – powiedziała z szerokim uśmiechem – Szaman dopiero niedawno pozwolił mi opuścić wioskę i udać się w miasto bym mogła nieść pomoc rannym i chorym, bo uznał, że jestem na to gotowa, że dość teorii i czas na praktykę – wyjaśniła pełna dumy.

Jej plemię było dość prymitywne i tak naprawdę czytanie i pisanie było już wyczynem, a co dopiero taka wiedza jak ta Melodii, którą uczył sam szaman, czyli ten wszechwiedzący.

- Dziękuję – rzekła Mel, wdzięczna za pomoc przy odzieniu – Złodzieje? Przestępcy? Ojej… To brzmi tak nieprzyjemnie. Nie sądziłam, że w mieście może być aż tak niebezpiecznie… Ale w takim razie skoro już jestem ubrana, to jestem bezpieczna, tak? –Jeleniołaczka westchnęła i skinęła głową, San miała całkowitą rację, była całkiem zielona w zwyczajach i prawach rządzących w miastach.

Rikku wszak przygotował ją do leczenia ludzi i używania do tego magii, ziół i różnych rzeczy, ale musiał zapomnieć o najważniejszym. O przygotowaniu do życia w mieście, musiał coś wiedzieć, przecież był taki mądry, a nic nie mówił. Gdyby Mel tylko wiedziała, to zrobiłaby to i owo jak należy.

- Hmmm… O rety. To miasto jest takie potężne, jak ja znajdę uzdrowiciela wśród tylu ludzi – zmartwiła się, w ogóle nie mogła sobie wyobrazić, jak można pamiętać wszystkich mieszkańców, bo założyła, że skoro we wiosce wszyscy się znają to tu pewnie też – O! Bardzo chętnie – ucieszyła się, jednakże po chwili na jej twarzy wystąpiły oznaki zmieszania – A… co to karczma? Biały jednorożec, czy karczma to dom białego jednorożca? Przepraszam, za tyle pytań, ale to wszystko jest takie zawiłe, nie pomyślałabym, że jednorożce mogą pomieszkiwać w miastach, słyszałam, że są płochliwe…

Pegazica słysząc to, z trudem powstrzymywała śmiech, Melodia tak bardzo to wszystko pomieszała. Jednakże humor klaczy spadł drastycznie, gdy usłyszała o pozostawieniu w stajni razem ze zwykłymi końmi. Nie chciała tego przyznać nawet przed samą sobą, aczkolwiek odrobinę ją to przerażało, nie wiedziała, czy przy tej elfce młoda będzie na pewno bezpieczna albo, czy ona bez młodej jest bezpieczna. Rzadko się rozdzielały, a odkąd opuściły wioskę i plemię to wcale.

- Nie bardzo wiem co to stajnia, ale skoro może tam zostać twój koń to chyba Niebieska również więc w porządku. To którędy do tego jednorożca?
Awatar użytkownika
Sasanka
Błądzący na granicy światów
Posty: 12
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Szlachcic
Kontakt:

Post autor: Sasanka »

- Nie kochanie, karczma nie jest domem białego jednorożca. Karczma to takie miejsce, budynek, dość duży budynek w którym można coś zjeść i odpocząć. Są tam pokoje dla gości, za które się płaci. Można zamówić jedzenie i picie, ale za nie też trzeba zapłacić. Ale można tam usiąść, schować się przed deszczem, czasem mężczyźni grają w karty, czy kości - już nie wspomniała o tym, że w niektórych karczmach faceci leją się po mordach za rueny, ani o tym, że czasem pijane oprychy robią wielkie burdy. "Biały Jednorożec" był przybytkiem dla bogatych, spokojnym, czystym, bez bandytów i bez bijatyk.

- A stajnia... cóż stajnia to też budynek, parterowy, z dużym strychem. Na strychu trzyma się siano i słomę, a na dole są miejsca dla koni. Konie nie mogą tak sobie biegać po mieście kiedy w pobliżu nie ma właściciela, mogłyby komuś zrobić krzywdę, albo ktoś mógłby zrobić krzywdę im, poza tym ktoś mógłby chcieć je ukraść. Twoja pegazica jest piękna, ale dla niektórych ona nie będzie przyjacielem, a chęcią zarobku. Dlatego lepiej żeby była bezpieczna w stajni ze zwykłymi końmi. Odprowadzimy ją tam razem z moim rumakiem, a same pójdziemy do karczmy. Jesteś głodna? - spytała z troską. Nadal nie wiedziała, czy dobrze robi, ale cóż... Już się zdecydowała.

- Co zaś się tyczy uzdrowicieli. Znam tutaj jednego, na pewno ci pomoże. Nie mówię, że przyjmie cię na służbę, ale istnieje szansa, że poleci cię jakiejś innej uzdrowicielce, lub uzdrowicielowi. A teraz chodź, pójdziemy do karczmy - zaproponowała.
Awatar użytkownika
Melodia
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Jeleniołak
Profesje: Uzdrowiciel , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Melodia »

- Ooo! Brzmi całkiem dobrze, to duże miasto, fajnie, że są takie miejsca. Aczkolwiek chciałabym kiedyś poznać jakiegoś jednorożca, nawet nie musiałby być biały, Niebieska mówiła, że ich rogi są magiczne i mogą leczyć – trajkotała z wesołością, niestety nagle jej myśli przeszyły czarne chmury – Oh… Płaci? A… Właśnie, czym się tu można wymieniać? Bo ja za wiele nie mam… Karty? To brzmi fajnie! Ale kości? Grają takimi prawdziwymi kośćmi? Kręgami kręgosłupa, żebrami, czy może piszczelami? To brzmi trochę brutalnie… Mam nadzieję, że te zwierzęta nie zostały zabite tylko dla zabawy… prawda? – spytała zaniepokojona, kompletnie nie wiedząc, iż chodzi o zupełnie inne kości.

Pegazica tymczasem bała się, stajnia nie była dla niej, przecież nie jest głupia, może grzecznie poczekać gdziekolwiek. Poza tym takie miejsce kojarzyło się jej z nieprzyjemnym dzieciństwem. Miała ochotę błagać Mel, by nie kazała jej tam iść. Jednakże wtedy musiałaby wyjaśnić to i owo, a rany zostałyby rozdrapane jeszcze bardziej. Pozostało zacisnąć zęby.

- Parterowy? Strych? – jeleniołaczka tymczasem próbowała się połapać w słowach tak dziwnych i zawiłych dla niej – A nie mogą mieć jakiejś ogrodzonej łączki? To by było chyba lepsze niż siedzenie w środku tej całej… e… stajni! Hmm? Ukraść? To ludzie robią tak okropne rzeczy? – rozdziawiła usta, nigdy nawet nie dopuszczała, hah, wręcz nie miała myśli, że ktokolwiek mógłby ot tak zabrać jej przyjaciółkę. Mało tego, mógłby ją chcieć tylko po to, by zarobić? Mel spuściła głowę w dół z grymasem smutku — Ten świat na każdym kroku odkrywa przede mną swe mroczne sekrety, a przecież przyszłam tu nieść pomoc rannym i chorym… Ah, gdybym jeszcze tylko umiała uzdrawiać serca… - westchnęła, wzięła oddech, a na jej twarzy znów zagościł promienny uśmiech – Najwyraźniej będę musiała się nauczyć. Jasne, bardzo chętnie coś przekąszę!

Gdy tylko usłyszała o uzdrowicielach, dziewczynka niemal natychmiast rzuciła się elfce na szyję. Nic jeszcze nie było pewne, ale była wielka szansa, a jeleniołaczka miała w sobie tak wiele pozytywnych myśli i optymizmu, że cieszyła się, jakby już zaczynała praktyki.

- San, jesteś wspaniała! Nie wiem, jak ja się tobie odwdzięczę – odgarnęła kosmyki grzywki, które opadły nieco za bardzo, po tej energicznej reakcji.

Później zaś kobiety, a raczej dziewczynka i kobieta ruszyły dalej, oczywiście zmiennokształtna nie pozwoliła na zbyt długie panowanie ciszy, wypytywała o miasto, o zwyczaje, o tutejszą wiarę, co się tylko dało. Niebieska chichotała w myślach, choć humor jej nieco zrzedł, jak tylko została zaprowadzona do stajni. Udawała jednak, że wszystko w porządku.
Rogata zaś tryskała energią na lewo i prawo. Dosłownie. Podskakiwała niecierpliwie, czekając na Sasankę, jednak nie poganiając jej.

- Tak się cieszę, że idziemy do karczmy! Nie mogę się doczekać, aż poznam tych wszystkich ludzi, choć trochę szkoda, że koniki nie mogą do niej wchodzić… Będę musiała wszyyystko zapamiętać, by opowiedzieć Niebieskiej ze wszystkimi szczególikami! A… - jej energia na chwile jakby uleciała – Czy wyglądam dobrze? Mogę tak tam wejść, czy coś jeszcze powinnam wiedzieć?
Awatar użytkownika
Sasanka
Błądzący na granicy światów
Posty: 12
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Szlachcic
Kontakt:

Post autor: Sasanka »

Sasanka była zdumiona słowami jeleniołaczki. Och, ta dziewczyna naprawdę nic nie wiedziała o prawdziwym świecie. To było trochę przerażające, a San... na wszystkich bogów co ją skłoniło, żeby pomagać tej małej... Prawda była taka, że elfka, choć rozpieszczona miała dobre serce. Nie mogła jej tak po prostu zostawić na paszę miasta. Wiedziała, że jeśli ją zostawi, to prędzej czy później dziewczynce stanie się krzywda. Gwałt, pobicie, albo coś jeszcze gorszego. Rozwydrzona strona jej duszy mówiła: zostaw, co cię to obchodzi? A dobre serce: nie możesz jej tak zostawić, musisz się nią zaopiekować, przynajmniej na jakiś czas.

No i cóż... Sasanka westchnęła głośno.
- W mieście nie bardzo można się wymieniać towar za towar. Tutaj się płaci, pieniędzmi, monetami wybijanymi przez mennicę. To znaczy takie miejsce gdzie robi się monety dla ludzi i innych ras. Monety zwą się ruenami i mają różną wartość.
Sasanka chwyciła swój mieszek i wyjęła z niego kilka monet. Złotą, srebrną i miedzianą.
- Widzisz, każdy kolor ma inną wartość. Za złotą kupisz bardzo dużo, za srebrną trochę mniej, a brązowa jest najniższa w tej hierarchii. Rozumiesz?
- A co do gry w kości... cóż, niektóre są robione z kości zwierząt, ale teraz częściej robi się je z drewna, czy z kamienia. To takie czworościany z kropkami po każdej stronie. Im więcej kropek tym lepiej. Nie wiem kochanie, jak lepiej ci to wytłumaczyć, może będzie okazja to po prostu ci je pokaże, dobrze? - Sasanka starała się być bardzo wyrozumiała dla Melodii. Była tylko dzieckiem, które zabłądziło gdzieś do wielkiego miasta. Elfka nie miała pojęcia skąd w niej te pokłady cierpliwości, ale cóż... starała się być wyrozumiała.
Szły powoli uliczkami miasta mijając przechodniów. Mimo iż materiał zakrywał piersi jeleniołaczki to i tak wszyscy gapili się na nią, na elfkę, a przede wszystkim na niebieskiego pegaza. W końcu dotarły do dzielnicy bogatych, gdzie znajdowała się karczma „Biały Jednorożec”.

- Parterowy oznacza niski, taki, który nie ma pięter, czyli kolejnych... jakby Ci to... chodzi o to, że nie można wejść już wyżej. Nie martw się, twojej przyjaciółce nie będzie źle, obiecuję. To dobre miejsce. Czyste, przestronne.
Gdy jeleniołaczka rzuciła jej się na szyję Sasankę zamurowało, ale ostatecznie objęła dziewczynkę za plecy. A w sercu... w sercu poczuła dziwne ukłucie. Nikt nie okazał jej już od dawna takiej sympatii. A już tym bardziej nie za taką błahą, bądź co bądź, pomoc.

Odprowadziły pegazicę do stajni. Budynek zbudowano z jasnego drewna, w środku nie było ciemno jak w większość stajni, wręcz przeciwnie, było jasno i przestronnie, gdyż w ścianach znajdowały się przeszklone okna. Co było oznaką wielkiego bogactwa. Boksy dla koni były szerokie, a klepisko wysypane świeżym sianem. Na końcu budynku znajdowało się wejście na piaszczysty padok. San wprowadziła pegazicę do boksu, ale nie zamknęła go, dając jej swobodę, tak by w razie czego mogła wyjść na zewnątrz. Zaś swojego rumaka zamknęła bo boksie obok. Był inteligentnym stworzeniem, ale wolała by znajdował się w zamknięciu.

Kiedy San zamykała swojego konia w stajni zjawił się młody koniuszy.
- Może panienką w czymś pomóc? - zapytał.
- Tak, poprosimy – rzekła elfka – trzeba rozsiodłać mojego konia i zanieść wszystkie pakunki do pokoju. Jeszcze nie wiemy do którego, ale zaraz się tym zajmiemy. Macie wolne pokoje, prawda? - zapytała.
- Tak panienko, mamy – odparł chłopak.
- W takim razie my udajemy się do środka, a ty rozsiodłaj mojego rumaka i przyjdź do głównej sali, karczmarz powie ci gdzie jesteśmy – San nie była nie miła, ale jej głos był bardzo poważny, nie tak słodki i delikatny jak wobec młodej jeleniołaczki.

Ruszyły do karczmy. Sasanka otworzyła rzeźbione, pomalowane na biało drzwi do głównej sali. W środku było zaskakująco pusto. Siedziało tu zaledwie parę osób. Pachniało tutaj świeżym drewnem i pieczonym indykiem z kuchni. Ściany wykonano z jasnego drewna, tak jak stoliki i krzesła. Po lewej stronie stał wielki, marmurowy kominek, który w zimne noce ogrzewał przybytek. Za pięknie rzeźbionym kontuarem stała wysoka kobieta o blond włosach. Sasanka podeszła do niej i przywitała się grzecznie.
- Dzień dobry panienką – rzekła karczmarka z uśmiechem na ustach – w czym mogę pomóc?
- Prosimy o pokój, dwuosobowy, z dwiema pojedynczymi łóżkami. Najlepiej gdzieś na górze, z oknem nie wychodzącym na zachód. Proszę przygotować też dla nas strawę, to co macie najlepszego, byle nie wątróbki – zaznaczyła.
- Ach i niech stajenny przyniesie do pokoju moje juki i pakunki – elfka była bardzo konkretna w odpowiedzi, co jednak zdradzało jej wygórowane wymagania wobec ludzi i tegoż przybytku.
- Oczywiście panienko – rzekła grzecznie jasnowłosa.
- Alice! - krzyknęła odwracając się w stronę zaplecza – zaprowadzisz panienki do ich pokoju – zza pleców kobiety, wyłoniła się brązowowłosa nastolatka.
- Oczywiście mamo – powiedziała, a potem wyszła zza kontuaru i skłoniła się przez jeleniołaczka i elfką. Matka podała jej klucz do pokoju, a dziewczyna natychmiast ruszyła w stronę bocznego korytarza. Sasanka i Melodia ruszyły za nią. Na szczęście sufity były tu dość wysokie, a korytarze szerokie i Melodia nie miała problemu by zmieścić się tu ze swoim porożem. Alice zaprowadziła je na drugie piętro przybytku i otwarła im drzwi do dużego, przestronnego pokoju. W środku pachniało świeżo krochmaloną pościelą.
- Mogę coś jeszcze dla panienek zrobić? - spytała dziewczyna.
- Nie, ale niech przygotują strawę – powtórzyła. Alice opuściła pokój. Nim jednak kobiety zdążyły się w nim na dobre rozgościć ktoś zapukał do drzwi. San otworzyła i wpuściła do środka młodego stajennego z jej rzeczami. Poinstruowała go, gdzie ma położyć juki i pakunki. Kiedy chłopak wyszedł Sasanka zaczęła przeszukiwać swój dobytek. W końcu znalazła to czego szukała. Niebieską, jedwabną sukienkę sięgającą do kolan, z haftowanymi białymi kwiatkami, wiązaną delikatnym, tiulowym paskiem.
- Załóż to – poprosiła Melodię.
- Zasłoni wszystko co trzeba, ale powinno ci być w niej wygodnie- sukienka miała krótki rękaw wykonany z tiulu i przyjemny, delikatny, półokrągły dekolt, nie odsłaniający zbyt wiele.
- Jesteś nieco szczuplejsza i niższa, ale mimo to powinna być dla ciebie idealna.
- Proszę – wyciągnęła dłoń z sukienką w stronę jeleniołaczki.
Awatar użytkownika
Melodia
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Jeleniołak
Profesje: Uzdrowiciel , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Melodia »

Melodia zastanowiła się trochę i westchnęła nieco zmartwiona. Skoro tu nie funkcjonował handel wymienny, to nie miała…nic. Dobrze, że spotkała Sasankę, ale nie chciałaby też jej ciągle wykorzystywać, nawet jeśli tak powinno być, w końcu była półboginią, czyż nie? Choć w sumie to zdziwiło ją, że nikt tutaj nie zechciał jej adekwatnie do tego statusu traktować, to było dosyć podejrzane… Ale nie było czasu zawracać tym sobie głowy.

- Hmmm, to brzmi jak całkiem sprawiedliwy system wymiany – stwierdziła – Tylko że kompletnie nie wiem, jak miałabym zacząć je zdobywać… A może mogłabym je sobie zrobić? Nie chciałabym cię wykorzystywać, w końcu nie jestem już dzieckiem i powinnam sobie radzić sama – stwierdziła to z taką wielką powagą i pewnością, że przez chwilę nawet patrząc na jej, wciąż dziecięce ciało, można by w to uwierzyć.

Przyjrzała się z zaciekawieniem monetom i znów popadła w zamyślenie przetwarzając informacje na swoje własne rozumowanie.

- AH! – wykrzyknęła – Złota jest najcenniejsza, bo kolorem i blaskiem przypomina słońce, które pozwala nam żyć, srebrna jest najbledsza, przypomina kolor naszej skóry, więc jest jak ludzie, nadal cenna, ale nie tak jak słońce, natomiast brązowa jest niczym ziemia, po której chodzimy, ale również ją szanujemy! – ucieszyła się, bo wszystko brzmiało dla niej sensownie i mogła to szybko zapamiętać – Kostki z kamienia brzmią chyba najlepiej, czasem można nawet taki kamyczek znaleźć i wtedy wystarczałoby te kropki namalować – uśmiechnęła się wesoło – Oh, jasne! Nie mogę się doczekać, tu jest tyyyyle niesamowitości!

Podczas drogi, Mel z początku miała nadzieję, że nie będzie tak jak ostatnio, że wszyscy się na nią i Niebieską rzucą, ale tym razem było lepiej, więc mogła odetchnąć. Machała wszystkich i pozdrawiała uśmiechem od ucha do ucha. Nawet wołała głośno „dzień dobry”, „witam”, „cześć”. W międzyczasie lekko poruszała swym ogonkiem, którego ruchy były dość wyraźne nawet spod materiału i co bardziej spostrzegawczy patrzyli się z jeszcze większym zdziwieniem. Niebieska prychnęła i skrzydłem lekko zasłoniła swą towarzyszkę, przejmując jeszcze większą uwagę na siebie.
Na szczęście dość szybko dotarły do „Białego Jednorożca”. Jeleniołaczka miała coraz więcej pytań i coraz bardziej była oszołomiona tym wszystkim, wciąż rozglądała się na wszystkie strony, by ogarnąć wzrokiem absolutnie wszystko.

- Ooo, no tak. Tu domy są strasznie wysokie i taki wysoki dach byłby trochę bez sensu… chyba że ktoś umie i lubi sobie latać – zachichotała – To dobrze, bo ona nie lubi za bardzo być w ciasnych miejscach, wolałaby moknąć na deszczu niż do takiego wejść, nie wiem dlaczego… - rozłożyła ręce i spojrzała na klacz.
- Meluś, niektórzy po prostu tak mają — przewróciła oczami pegazica starając się przysłowiowo zamieść sprawę pod dywan.

Na szczęście zmiana tematu nastąpiła szybko, bo zmiennokształtna miała właśnie wybuch radości, w końcu dzięki San będzie mogła krok po kroczku zacząć robić to, o czym zawsze marzyła! Nie zmieniało to jednak faktu, że jej kopytna towarzyszka będzie musiała zostać w stajni. Trochę ją to niepokoiło, ale gdy zobaczyła, że w pomieszczeniu jest dość jasno, odetchnęła, przynajmniej troszkę. Wchodząc głębiej, nie miała już wrażenia, że wchodzi do przerażającej klatki, nie została nawet zamknięta, chciała podziękować Sasance za tę swobodę, ale nie bardzo wiedziała jak to wyrazić, więc po prostu rzuciła elfce spojrzenie pełne ufności, gdyby mogła stać się człowiekiem, zapewne by się uśmiechała.
Gdy przyszedł mężczyzna, dziewczynka wnikliwie się mu przyglądała. Pomachała mu na powitanie, ale nic nie mówiła, nie chcąc przerywać rozmowy, bo byłoby to w złym guście. Jego zachowanie było dość usłużne, co wywołało kolejną falę błędnych wniosków w główce Melodii. Zaczęła się zastanawiać czy spiczastoucha to też nie jakaś półbogini… A może bogini? W końcu była tak dobra i piękna i cudowna! To mogło być możliwe, ale przecież by chyba powiedziała, choć z drugiej strony…
Jeleniołaczka porzuciła na razie ten temat i zajęła się czymś bardziej przyziemnym. Karczmą. Najpierw były drzwi, znacznie różnicę się od tych w chatkach w jej plemieniu. Oczywiście musiała przejechać po nich palcami, były śliczne. Wewnątrz nie było zbyt wielu osób, ale może to dobrze, bo Melodia mogłaby zostać atrakcją wieczoru w tym tempie. Wciągnęła woń drewna i odetchnęła z szerokim uśmiechem.

- Łaaaaa… - podeszła do pustego stolika i patrząc na innych tak samo usiadła na krześle, ale nie mogła zbyt długo wytrzymać. Musiała sprawdzić jak wygląda stół pod spodem, przez swą nieuwagę zahaczyła o blat rogami – Auć… To chyba nie był dobry pomysł… Hmm – przejechała palcem po drewnie. Wpadła na pewien genialny pomysł jak podziękować Sasance, ale najpierw… Kominek – Ooo! Jaskinia dla ognia! – zawołała z fascynacją i podeszła podotykać marmur i popatrzeć na płomienie.

Gdy spostrzegła blondwłosą kobietę, z którą rozmawiała San, szybko do nich podeszła i pomachała obiema rękami ów nieznanej kobiecie, jedną ręką to by było za mało jak na jej wielki entuzjazm. Tu również się nie wtrącała, aż do czasu, gdy pojawiła się Alice, wyglądała młodo, Mel też była młoda…

- Cześć Alice! – tym razem machała i podskakiwała, by ją zauważono i to tak bardziej niż normalnie. Gdy ów dziewczyna zaczęła je prowadzić do pokoju, Mel już nie mogła wytrzymać – Miło cię poznać, jestem Melodia. To moja pierwsza wizyta w tym mieście, ładna ta wasza karczma, choć nigdy w żadnej nie byłam to tę będę wspominać chyba najlepiej, mojej pegaziej przyjaciółce też się podoba w stajni, a w ogóle bardzo fajny pomysł z tą jaskinią dla ognia. – mówiła słowo za słowem, nie dając biednej nastolatce nawet drobnej luki, by ta mogła cokolwiek powiedzieć, ale w końcu jeleniołaczka zamilkła i musiała wziąć oddech, aż jej go zabrakło, to wszystko wyrzuciła z siebie jednym tchem.

Gdy dotarły do pokoju, Mel zaskoczył ją obcy jak dotąd zapach, nie wiedziała, czy jest dobry, czy zły, ale po chwili stwierdziła, że jednak jest bardzo rześki.

- Papa! Do zobaczenia później! – pomachała Alice, gdy ta wychodziła. Wtem przyszedł mężczyzna z bagażami elfki – Dużo tego masz, to musi być niewygodne nosić to wszystko ze sobą, prawda? – spytała, spoglądając to na to wszystko, to na swoją skromną, skórzaną torbę. Nagle kobieta pokazała jej śliczną sukienkę i kazała założyć – Rety, San jesteś przekochana! – wzięła sukienkę i po raz kolejny uściskała spiczastouchą.

Najpierw chwyciła sukienkę, by się jej przyjrzeć, a potem się nieco skrzywiła. Poroże, musiała się przemienić, bo inaczej by rozerwała tak piękny dar. Zamknęła więc oczy, jej poroże zniknęło, ogon też, a uszy stały się ludzkie, choć wciąż były dość duże i mocno odstające. Zaczęła wkładać sukienkę… od góry, była szczupła, więc jakoś jej to wyszło, ale kilka razy pomyliła otwory na ręce z tym na głowę. Nie poprosiła jednak o pomoc, w końcu udało jej się włożyć sukienkę.

- Ufff, ładny wygląd jest wymagający – zachichotała i wróciła do swej hybrydziej postaci – Zejdziemy potem na dół? Bardzo bym chciała ci coś pokazać, tak bardzo, bardzo! – powiedziała, wchodząc na łóżko i odkrywszy jego sprężystość, zaczęła na nim skakać – Łiiii! Jakie to fajne! Jupii!

Tymczasem Niebieska w stajni zachodziła w głowę czy wszystko z Melodyjka jest w porządku. Kręciła się w kółko i myślała. W końcu zwyczajnie wyszła na zewnątrz, rozejrzała się i postanowiła opuścić stajnie. Zrobiła to całkiem sprawnie, tylko że jej podopieczna była w karczmie, a te drzwi takie niskie… No ale czego się nie robi dla przyjaciół. Znając parę ludzkich sztuczek, otworzyła drzwi i zaczęła się wpychać do środka, goście mieli niezłe widowisko, niebieski, uskrzydlony koń właśnie próbował wparować do karczmy.
Awatar użytkownika
Sasanka
Błądzący na granicy światów
Posty: 12
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Szlachcic
Kontakt:

Post autor: Sasanka »

Melodia, w swojej nieporadności i rozumowaniu była istotą przeuroczą. San musiała przyznać sama przed sobą, że nie da się jej nie lubić. Była sLodka do bólu, ale Sasance to nie przeszkadzało, a raczej widziała w tym atut. Poza tym jej zachwyt, jej fascynacja, były prawdziwe, nie miały w sobie nic z kłamstwa, czy udawania. Melodia po prostu taka była, myślała prosto, ale jednocześnie barwnie. Tak pięknie porównała monety. Sasanka tak nie potrafiła. Tymczasem Mel doskonale wytłumaczyła sobie znaczenie koloru ruenów. Sasanka nie chciała jej już tłumaczyć, że złoto to po prostu najcenniejszy i najrzadszy z tych kruszców, którym się posługiwano. Jej porównanie z słońcem, ludźmi i ziemią było piękne i jakże trafne.

Ogółem jednak zachowanie Melodii było bardzo zaskakujące i pewnie na dłuższą metę męczące. Póki co jednak elfka uśmiechała się sama do siebie widząc ten fantastyczny entuzjazm jeleniołaczki. Tak bardzo cieszyła się ze wszystkiego wokół. San zastanawiała się jak to jest. Ona już od dawna tego nie czuła. Uświadomiła sobie boleśnie, że tam w środku, jest tak bardzo... pusta. Miała tyle rzeczy, tulu znajomych, dobytek, rodzinę, a jednak w głębi duszy nie czuła się szczęśliwa. Pragnęła od życia czegoś więcej niż tylko romansów i przyjaciół od bali i zabaw. Ale gdzie miała tego szukać? Ludzie widzieli w niej tylko wygląd, elfy podobnie. A kiedy dowiadywali się czyją jest córką mieli ją za małe stworzonko, które wyszło z magicznej rodziny, a samemu nie potrafi rzucać zaklęć. San chciała, by świat fascynował ją tak jak Melodię. Ale w tej chwili nie wiedziała jak to w sobie wskrzesić.

Kiedy jeleniołaczka rzuciła się jej na szyje San nawet się ucieszyła i uściskała ogoniastą mocno. Nie musiała jej nic dawać, nie miała wobec niej żadnych obowiązków, ale gdzieś w głębi duszy imponowało jej, że ktoś ma ją za kogoś więcej niż pustą, szmacianą laleczkę. Na wszystkich tych ucztach i balach udawała słodką idiotkę, tańczyła i konwersowała, ale tak naprawdę była kimś więcej. Czuła to, wiedziała to, a jednak nie spotkała na swojej drodze kogoś, kto mógłby dostrzec w niej coś więcej.

- Wiesz, myślę, że trafnie porównałaś te monety. Masz piękny umysł, skoro potrafi tworzyć takie porównania - powiedziała spokojnie.
Kiedy do pokoju wszedł chłopak z bagażami, a Melodia skomentowała ich ilość San uśmiechnęła się łagodnie.
- Bywa to uciążliwe, to prawda, ale nie umiem obyć się bez moich rzeczy. Poza tym najczęściej nie podróżuje sama. Wynajmuje ludzi do tego by dźwigali moje juki. Mam drugiego konia i kogoś do obrony. To nie tak, że ich do czegokolwiek zmuszam - uprzedziła pytanie - po prostu są ludzie, którym wystarczy zapłacić, a oni za odpowiednią kwotę pomagają w różnych sprawach.

Chciała pomóc jeleniołaczce się ubrać. Nie przewidziała jednak, że jej poroże może być przeszkodą. Wtem zobaczyła jak poroże Melodii migocze, a w końcu znika, tak jak jej uszka i ogon. Była zdumiona, nie sądziła, że jeleniołaki mogą przemieniać się w ludzi. Miała tyle lat, a nadal pewnie rzeczy ją zaskakiwały.
Mimo tego, że poroże dziewczyny zniknęło, Melodia miała problem by się ubrać. Sasanka nadal chciała jej pomóc, ale ostatecznie oddała sprawę w ręce dziewczynki. Nagle brązowowłosa wlazła na łóżko i zaczęła po nim skakać. Sasanka tylko pokręciła głową i uśmiechnęła się.
- No już, już. Schodź - poprosiła wyciągając ręce w stronę dziewczyny, by pomóc jej zejść - zejdziemy na dół coś zjeść, wtedy pokażesz mi to co chciałaś - rzekła nad wyraz spokojnie.

***
Tymczasem na dole, w głównej sali karczmy działy się rzeczy niemożliwe. Niebieski koń ze skrzydłami pchał się do środka. chłopak ze stajni przybiegł prawie natychmiast, a karczmarka ze zdumieniem przyglądała się końskiej głowie w drzwiach. Goście przerażeni widokiem konia uciekli w stronę kontuaru.
- Co tutaj się dzieje? - powiedział jeden z oburzonych gości. Karczmarka stała jak zamurowana i nie odpowiedziała. Szybko jednak dotarło do niej, że musi interweniować. Zobaczyła przez niewielką szparę w drzwiach, że stajenny próbuje okiełznać konia. Jasnowłosa podeszła do klaczy spokojnie, bez nerwów.
- No już malutka, nie możesz tu być. Nie wiem czyja jesteś, ale tak duże zwierzęta nie mogą wchodzić do środka - powiedziała delikatnie głaszcząc pegazicę po pysku. Wolną rękę założyła sobie jasne włosy za ucho, odsłaniając je całkowicie. Było szpiczaste. Innymi słowy karczmarka była elfką i znała mowę zwierząt, bo jej łagodny głos rozbrzmiał nie tylko na zewnątrz, ale też w głowie niebieskiej klaczy. Poza tym elfki nie zdziwił widok konia o niebieskiej sierści ze skrzydłami. Musiała mieć grubo ponad sto lat i widzieć wiele rzeczy w swoim życiu.
- Musisz wrócić do stajni - jej miękki, aksamitny głos był niezwykle kojący.
Awatar użytkownika
Melodia
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Jeleniołak
Profesje: Uzdrowiciel , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Melodia »

- Dziękuję – uśmiechnęła się Mel, poprawiając białe kosmyki, które opadły na jej twarz, ciągle była w ruchu i to dość energicznie, więc zaczynała przypominać czupiradło. Nie przeszkadzało to jednak dziewczynce, w końcu zawsze wiedziała, że tak naprawdę nie wygląd się liczy, lecz to, co w sercu.

Teraz jednak ciekawsza była ilość bagaży, jeleniołaczka nadal nie mogła pojąć, że to wszystko naprawdę jest jej potrzebne. Nawet zaczęła myśleć, że to może ona jest bardzo lekkomyślna i nieprzygotowana do podróży. Nie była pewna. Niektórzy też ubili gromadzić wiele rzeczy, może San była jedną z takich osobowości?

- Oh… Wiesz, co ci powiem? Ja, jak miałam opuścić plemię, chciałam wziąć dużo rzeczy, moje notatki i takie tam, ale szaman powiedział, że to, co muszę wiedzieć mam tu – wskazała na swą główkę – Natomiast jeśli chodzi o inne rzeczy, to uświadomił mi, że one przemijają, najważniejsze to mieć przy sobie kogoś bliskiego i pomagać sobie nawzajem – uśmiechnęła się, bez Niebieskiej to by nie było to samo, tęskniłyby za sobą strasznie – Ojej!- zdziwiła się – Ludzie, którzy noszą ci bagaże i bronią… -skrzywiła się, przypominając sobie to, co wcześniej mówiła elfka, o złych ludziach – W twojej części świata jest nieco za dużo mroku – rzuciła niepocieszona, ale za chwilę uśmiech wrócił na jej twarzyczkę – Definitywnie potrzeba tu więcej radości! Wydaje mi się, że macie problem z jej odszukaniem, a przecież tu jest tyle rzeczy, którymi można się cieszyć – zeszła z łóżka z pomocą spiczastouchej – Łóżka są takie miękkie, skakanie to takie… pół latanie, a kto nie lubi latać? Spójrz tu! Na ten sęk! – wskazała jeden na ścianie i zachichotała – Wygląda jak bardzo oburzona ryba – roześmiała się całkowicie.

Zaczęła podskakiwać niczym prawdziwa sarenka, uradowana, że będzie mogła specyficznie podziękować San i już rwała się do przodu, pewnie zbiegłaby na dół, ale chciała poczekać na towarzyszkę.
Tymczasem na dole już ktoś inny robił widowisko, Niebieska, ciasne te drzwi były i musiała się wpychać na siłę.

- Na co się tak gapicie?! Taka straszna jestem?! – prychnęła, co dla nieznających zwierzęcej mowy brzmiało jak zwyczajne rżenie, a gdy tylko poczuła, że ktoś ją zachodzi od tyłu, stała się całkiem nerwowa, miotała ogonem na prawo i lewo, raz chyba mężczyzna nim oberwał i nerwowo przebierała kopytami. Wtem podeszła do niej jakaś kobieta, spojrzała na nią nieufnie – Dlaczego nie!? Chciałam się dowiedzieć, czy z moją podopieczną wszystko dobrze! – wtem usłyszała wesołe nucenie, schodzącej schodami Melodii więc odetchnęła i wycofała się, po czym ruszyła do stajni uspokojona.

Akurat, gdy pegazica się wycofała, nieskrępowana niczym Melodia wybiegła nieco do przodu i weszła na jeden z wolnych stolików. Przymknęła na chwilę oczy i zaczęła się delikatnie ruszać, ale rytmicznie, przypominało to początek tańca, ale nie to chciała pokazać Sasance, tylko piosenkę specjalnie dla niej.

- „Kolorowy świat jest taki piękny wokół nas
— Niczym tęcza pełna barw.
Tak samo ty Sasanko,
tyle dobroci w sercu masz
Na ciebie mogę liczyć
Zawsze mi pomożesz,
Choć nie znamy długo się
Niech los śmiech wciąż ci śleee!”

Głos dziewczynki był delikatny i czysty, przepełniony radością. Nie czuła tremy, nie przeszkadzały jej zdziwione spojrzenia wszystkich obecnych. Na koniec ukłoniła się i zgrabnie zeskoczyła ze stołu. Po chwili wlepiła swe duże, turkusowe oczy w elfkę, oczekując jej reakcji.
Awatar użytkownika
Sasanka
Błądzący na granicy światów
Posty: 12
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Szlachcic
Kontakt:

Post autor: Sasanka »

- Wiesz, świat poza lasem nie jest taki kolorowy. Trzeba uważać na ludzi i ich zachowanie. Czasem myślę, że wokół jest więcej mroku niż światła - powiedziała szczerze.
- Wiem, że chciałabyś by ludzie byli tacy jak ty ich widzisz, ale to nie jest takie proste. Niektórzy są dobrze, nie przeczę, ale wielu jest takich, którzy żyją z robienia komuś krzywdy - próbowała wytłumaczyć zmiennokształtnej jak ten świat działa, ale zdawała sobie sprawę, że to nie będzie łatwa sprawa. Była jeszcze dzieckiem, no... może nastolatką, ale zachowywała się jak dziecko i wielu rzeczy nie wiedziała. Żyła zapewne w zamkniętej społeczności w lesie, gdzie nie używa się pieniędzy i żyje tylko z darów natury. W miastach, wśród ludzi, było inaczej, tutaj świat kręcił się wokół pracy, uciech i pieniędzy.

Sasanka uśmiechała się do siebie słysząc i widząc to co robi jej nowa przyjaciółka. Chciałaby być taka pełna życia jak ona. Ale nie potrafiła, przynajmniej na razie, ale może coś miało się w najbliższym czasie zmienić. Może spotkanie Melodii było jej przeznaczeniem. Może los chciał by na jej drodze stanął ktoś tak prostoduszny i od wielkim, dobrym sercu.

Zeszły na dół, a tam działy się rzeczy przedziwne. Melodyjka zbiegła po schodach i nawet nie zauważyła pegazicy pchające się do środka. Wskoczyła na stolik i zaczęła śpiewać. Miała przyjemny, delikatny głosik. Sasanka ze zdumieniem przypatrywała się swojej towarzyszce, ale wzrok co chwila uciekał jej w stronę karczmarki walczącej z pegazem. Kiedy Melodia skończyła zeskoczyła ze stolika i podbiegła do Sasanki.
- Ślicznie - powiedziała elfka i było to absolutnie szczere. Wyciągnęła rękę w stronę dziewczynki i pogładziła ją po policzku. Białe kosmyki z grzywki spadły jej na oko, więc San przesunęła dłoń w stronę czoła jeleniołaczki, chwyciła je i zaczesała je za wielkie, sarnie ucho.
- Ślicznie śpiewasz, dziękuję - mówiła z uśmiechem - ale wiesz, chyba powinnyśmy zrobić coś z twoją przyjaciółką - wskazała ruchem głowy w stronę drzwi.
- Ona nie może tu wchodzić, jest za duża. Dasz sobie z nią radę?
Awatar użytkownika
Melodia
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Jeleniołak
Profesje: Uzdrowiciel , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Melodia »

To, co mówiła Sasanka, coraz bardziej martwiło dziewczynkę. Nadal uparcie twierdziła, że naprawdę niewiele trzeba by zmieniać świat, aczkolwiek teraz dało się wychwycić nutkę niepewności w jej dużych oczach.

- Żyją z robienia innym krzywdy? – powtórzyła, nie mogąc wręcz zaakceptować czegoś takiego – Nie rozumiem, jak można z tego żyć, a co z… sumieniem? Gdybym tylko spróbowała czegoś takiego… - wzdrygnęła się – Ouh, chyba by mnie poczucie winy całkowicie pochłonęło, a wtedy nie byłoby żadnego życia…

Jeleniołaczka wiedziała jednak, że przecież nie może poddać się tej ponurej rzeczywistości. Skoro ma ją zmieniać, musi zachować siebie i dawać swą radość innym, by pozbyć się tego mroku, który, choć coraz bardziej ją przerażał, to równocześnie motywował do walki o lepszy świat. Choć zanim człowiek nabierze rozpędu, musi postawić pierwsze, małe kroczki. Dlatego też dziewczyna postanowiła całkiem skupić się na elfce i piosence specjalnie dla niej. Śpiewanie sprawiało jej radość, szczególnie że mogła je oferować swojej nowej przyjaciółce.
Serce zabiło jej jeszcze mocniej, gdy została pochwalona przez San, podobało jej się, to była najlepsza reakcja, jaką mogła dostać. Na jej twarzyczce zagościł wielki i szeroki uśmiech. Mimowolnie poruszyła uszkami, gdy elfka poprawiła jej niesforne kosmyki, cały czas się uśmiechała.
Zdziwiło ją, gdy spiczastoucha nagle wspomniała o pegazicy, dziewczyna natychmiast spojrzała w miejsce, w które zerkała elfka.
Niebieska wyraźnie jeszcze chwilę wcześniej próbowała wejść do środka, Mel zachichotała i zawołała swą czterokopytną towarzyszkę. Ta zatrzymała się i podeszła do wejścia, tym razem nie próbując wejść.

- Nic mi nie jest, spokojnie – pogłaskała ją i delikatnie przytuliła – Nikt mi tu nie zrobi nic złego, w końcu jest ze mną San – uśmiechnęła się radośnie, mając nadzieję, że to całkiem uspokoi klacz.

Niebieska oczywiście zachowała się tak jak oczekiwała tego jeleniołaczka i wróciła do stajni. W środku jednak narastała w niej koszmarna zazdrość i niepokój o swoją pozycję. To zawsze ona była najbliżej młodej, chroniła ją, a tu nagle pojawiła się jakaś spiczastoucha i zmiennokształtna od razu zaufała jej tak bardzo, jak pegazicy. Trochę to zabolało Niebieską.
Tymczasem nieświadoma uczuć zwierzęcej przyjaciółki, jeleniołaczka wróciła do San.

- Już w porządku, ona po prostu się martwiła, ale już nie będzie tu wchodzić, powiedziałam jej, że przecież przy tobie jestem bezpieczna – wtem dało się słyszeć burczenie w brzuchu – Ojć, chyba trochę zgłodniałam – zachichotała i natychmiast miała zasiąść do stołu, tyle że usiadła na nim, w siadzie skrzyżnym i z niewinną, a jednocześnie pełną szczęścia minką.

Dopiero po chwili, gdy się rozejrzała zeszła i usiadła tak jak inni. Rozejrzała się dookoła, nie bardzo wiedziała co robić, a może powinna gdzieś pójść po jedzenie? Nie była pewna. Wiedziała jednak, że tu mogą coś zjeść.

- San… czy powinnam coś zrobić? Czy tylko siedzieć i czekać? – spytała lekko zagubiona.
Awatar użytkownika
Sasanka
Błądzący na granicy światów
Posty: 12
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Szlachcic
Kontakt:

Post autor: Sasanka »

- Widzisz... nie wszyscy mają sumienie. Są ludzie, którzy nie mają wyrzutów. Nie wiem co więcej mam ci powiedzieć na ten temat. Po prostu świat nie jest taki jaki go do tej pory znałaś. W mieście jest wiele zła, więcej niż da się opowiedzieć. Są tu złodzieje, mordercy, oprychy, którzy kradną, biją, okaleczają. Musisz uważać Melodio, bardzo uważać. To nie las, gdzie wszystko jest podporządkowane Matce Naturze - San starała się mówić spokojnie i rzeczowo, ale ciężko było wytłumaczyć jeleniołaczce, że miasto jest pełne niebezpieczeństw, ona tego nie rozumiała. Do tej pory żyła w innym świecie. San domyślała się, że jej społeczność musiała być zamknięta i szczelna. Tylko pytanie czy naprawdę starsi ludzie z jej plemienia nie widzieli jak jest na zewnątrz? Dlaczego nie przygotowali jej na to co mogło ją czekać, tylko wysłali w świat, zupełnie zieloną, nie wiedzącą nic o ludziach.

Nagle do Sasanki dotarło, że chcąc nie chcąc stała się odpowiedzialna za tą małą istotę. Trochę ją to przeraziło. Czy teraz ta dziewczyna już zawsze będzie się jej trzymać? Nie wiedziała. Westchnęła głośno spoglądając na rogatą. Na razie nie powinna się przejmować tym co będzie, trzeba było zająć się tym co tu i teraz.

- Nie kochanie - powiedziała delikatnie elfka - o zobacz, już ktoś do nas idzie - powiedziała widząc młodą służkę, która szła ich w kierunku.
- Dzień dobry - odezwała się dziewczyna - co podać? - zapytała.
- Chleb, masło, biały ser, może jakaś wędlina. Macie owoce? - Sasanka domyślała się, że Melodyjka może nie jeść mięsa, w końcu żyła zgodnie z naturą.
- Co chciałabyś zjeść? - zapytała jeleniołaczkę.
- Może jakieś warzywa? - zagadywała.
- Przyniosą nam to czego sobie zażyczymy - wyjaśniła - tylko powiedz co chciałabyś zjeść - uśmiechnęła się łagodnie do dziewczynki.
Zablokowany

Wróć do „Adrion”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości