Wodospad SnówGraj doskonale. [Wodospad Snów]

Wodospad Snów położony jest na granicy Szepczącego Lasu, niedaleko miasta Menaos. Wodospad jest schronieniem dla leśnych zwierząt, a w skale pod nim znajduje się grota którą zamieszkuje ogromny, ale przyjazny biały smok Zora. Dolina wodospadu jest pełna potliwych chochlików i zwierząt, czasem zaglądają tu druidzi w poszukiwaniu szkarłatnych grzybów, które można znaleźć tylko tutaj.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Namir
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 60
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Graj doskonale. [Wodospad Snów]

Post autor: Namir »

         Miejsce, które można posądzić o powstanie wielu magicznych istot, a nawet samych wiedźm. Wysokie głowy jeleni pochylają się tutaj niemalże w pokłonie by móc zasmakować klarownej cieczy. Niedźwiedzie niby to w zabawie, ale i też w grozie łowią łapami błyszczące ryby, kilka drzew wokół obgryzione są stale od ostrych zębów pozornie łagodnych bobrów, ale chwilę wypoczynku zazna tutaj niejedno stworzenie. Czy masz nogi, czy kopyta, czy też łapy, możesz nawet posiadać skrzydła – tutaj nie ma to znaczenia. Każdy lgnie do tego majestatycznego szumu Wodospadu Snów. Ukoi ono bowiem najbardziej zszargane nerwy, stanie się ostoją w głębokim morzu codzienności. Powiadają, że kryję się w tutejszych jaskiniach biały smok i być może to z jego przyczyny wszystko wydaje się tutaj wyjątkowe, lecz wiedz drogi towarzyszu, że nic nie jest tak doskonałym balsamem dla twej duszy, jak czysta natura sama w sobie.
        To nie pył, ale bryza łagodzi zmęczoną skórę twarzy. To nie instrumenty lecz śpiew ptaków zaprowadzi cię do krainy wyobraźni. Jest ich tu tak wiele, że aż gałęzie uginają się pod ich zgromadzonym, lecz niewielkim ciężarem, a mimo to wciąż skryte są w gęstwinie liści. One także mają znaczenie, gdy cienkimi i zielonymi błonkami przepuszczają tylko część światła. Oblepiają ciało cieniami i promieniami kapryśnie bujając się pod naporem delikatnego wiatru. Wszystko wydaje się być tu płynne oraz jednolite, harmonijne, stworzone od początku do końca, z zamysłem najwyśmienitszego artysty. W swym jednakże krajobrazie pełnym planów wszystko przygotowane jest dla wszelakich ewentualności, skłonne do zmiany by ponownie zatonąć w idealności.
         W tym miejscu znalazło się odrobinę przestrzeni także dla pewnego lisa, a i też trochę dla… człowieka. Dla postaci trochę niezgodnej z ogólnymi regułami, szczerze nie wiedzącej osobiście czy też faktycznie był wpierw zwierzęciem czy też humanoidem. Nie roztrwaniając się nad takowymi filozofiami stanął przy wodospadzie z niemałą nerwowością, zupełnie jakby trafił do znakomitego królestwa. Wszyscy mieszkańcy lasu rozbiegli się po okolicy, kryjąc się to w krzakach bądź uciekając z nadzieją, że jutro będzie panował tu perfekcyjny spokój bez zbędnych gości. On wcale im się nie dziwił. Pachniał ludzkim potem jakiegoś dawno zapomnianego mu gościa z miasta, ale nawet stojąc na dwóch ludzkich nogach trwonił w sobie instynkt lisa. Wolał pozostać wciąż anonimowy dla swoich braci nie chcąc wprowadzić zbędnego kłopotu. Polowania na zwierzęta, ale także na zmiennokształtnych bez względu na erę były wciąż w modzie, a póki oszukiwał świat mógł spać spokojnie wiedząc, że i zarazem chroni tak liczną rodzinę. Mimo kilku wewnętrznych wątpliwości ze strony fauny to pachniał człowiekiem, co oznaczać mogło zagrożenie.
         Po kilku minutach trwania w pokorze w końcu się rozluźnił. Kciuki zahaczył o ramiączka małego plecaka. Na pierwszy rzut oka nikt nie posądziłby go o podróż, ale tak faktycznie było. Pod koszulą w bardziej czerwoną, niżeli białą kratę, skrywał się luźny, krótki rękaw, na którym to spoczywały skrzyżowane pasy ze sztyletami. Nieidealnie ciasne, ale i też zdecydowanie nie niewyobrażalnie luźne spodnie kończyły się butami z wysoką cholewą sięgającą aż do łydki. Na jego biodrach wisiały kolejne sztuki ostrzy umocowane następnymi pasami, podobnie na udach i kilka błyskotek chowało się w obuwiu, ale wszystko przykrywała absurdalna codzienność. Lisołak wcale nie szykował się na wielkie bitwy, a na zwykłe przejście z miasta do miasta. Przymknął więc oczy i wtopił zmysły w dźwięki natury. Szczególnie, że skłonna do rozmowy z nim była woda.
         - Rimba essë, requart mel! Vanya ona – rozległ się śpiewny głos po okolicy, który wyrwał mężczyznę z niemalże medytacji. Elfka szybko to dostrzegła, ale nie wstrzymywała kroku. Szła bardzo pewnie bujając przy tym artystycznie biodrami i stawiając stopy niemalże tuż przed sobą. Przystanęła jednakże gwałtownie i straciła dech w piersiach, co wzmocniła gestem przysłonienia dłońmi pełnych, ale za to bardzo jasnych ust. – Na wszystkie modły zamieszczone pod reżyserią Gatro va Relta! Co się stało z twoją twarzą?!
         Verka, jakby na chwilę zapomniał o zmianie swojego wyglądu. Lampka szybko zapaliła mu się w głowie, już był tak przyzwyczajony do blizny na swojej twarzy, że często o niej zapominał. Jeden kącik jego ust uniósł się prezentując nieco przebiegły, ale sympatyczny uśmiech. Zmiennokształtny nie znał, co prawda teatru tak doskonale, jak spotkana przez niego towarzyszka, ale to właśnie z jej krupą dał się namówić na obejrzenie sztuki. Wszystko pod reżyserią wymienionego Gatro va Relta, który zafundował całej grupie trzy godziny twardego snu. Oni nie rozumieli przesłania tego przedstawienia, bo główny bohater wiecznie się modlił. Wiedząc więc, że elfka powołuje się na ów sztukę, lisołak stwierdził, że musiała się naprawdę zdziwić!
         - Filipie Roc Fui – odpadł rozkładając ramiona w geście zaproszenia. Filipie stała osłupiała, ale gdy tylko wyłapała otwartość Verki ponownie ruszyła przyspieszonym krokiem - To tylko oznacza, że długo się nie widzieliśmy – dokończył elfickim, a ona przywitała go całusami w powietrzu, chociaż policzki dwójki dotknęły się.
         - Teraz mógłbyś grać Korke albo Gigrateusa! Z taką twarzą! Niby zaleta, a zarazem wada… Już nie jesteś taki vanya tylko samo rimba essë! – Stwierdziła rozpraszając gęste włosy na boki i poruszając nerwowo głową próbując przypomnieć sobie każdego możliwego bohatera z widzianej sztuki o brzydkiej twarzy.
         - Prawię cię zrozumiałem. Gdybyś nie użyła ojczystego języka to bym cię w ogóle nie zrozumiał. Ważne abyś ty na wieki pozostała vanya. Powiedz mi, jak się tu znaleźliście i gdzie twoja krupa?
         Filipie z oczywistością przyjęła komplement machając tylko dłonią powietrzu i przewracając oczami, niby to z obojętności. Uśmiechnęła się jedną z tych kilku wyuczonych min, ale lisołakowi ani trochę to nie przeszkadzało. Znał aktorkę już długi czas, mimo swojej dziwnej i artystycznej duszy była zwyczajna. Tylko żargon miała teatralny, a dogadać się z nią było momentami naprawdę trudno, szczególnie gdy ktoś nie znał elfickiego. Filipie jest postacią bardzo znaną i sławną, ale aby to wiedzieć należałoby choć trochę interesować się polityką, sztuką lub celebrytami. Namir hobbistycznie nie zajmuję się żadną tematyką tego typu, chociaż z polityką ma tyle wspólnego, co knucie i planowanie na ewentualne zlecenie. Poznał więc Filipie w odpowiednim miejscu i czasie, gdy przeżywała wewnętrzny kryzys. Trudno odnaleźć odrobinę prywatności, gdy każdy cię zna i jest w stanie o tobie powiedzieć wszystkim ciekawskim, a Verka nie miał zielonego pojęcia kogo napotyka. Na całe szczęście łyknął wówczas już język elfów więc wstawki artystki nie były dla niego aż tak dużą przeszkodą. Mówiła z paskudnym akcentem i tak naprawdę nie potrafiła śpiewać, lecz swoim charakterem oraz umiejętnym rozgłosem zawładnęła sercami milionów. Nie wszak bowiem jej nie kochać, w każdym dojrzy odrobinę artysty. Nieznajomych oblepia gamą komplementów, a tych co zna bardziej zalewa potokiem mało zrozumiałych porównań, ale żadne zdanie elfki nie jest przedstawione w złym świetle. Każdego chwali, podziwia, wynajduje wyjątkowe cechy, chociaż oczywiście znajdą się rodzynki, z którymi ma na pieńku. Wówczas ton kobiety zmienia się powołując to jakieś straszne postacie z danych sztuk. Chyba najszerzej zabłysnęła faktem, że mimo kiepskiej wspólnej mowy potrafi zapamiętać całą sztukę i własne kwestie w ciągu jednej nocy nie patrząc na to jakim językiem ma się posłużyć. Oczywiście wcześniej rozdaje scenariusze swoim grubo zaufanym tłumaczom by wiedzieć na co się godzi, a później nauka jej polega wyłącznie na słuchu. W przypadku tejże aktorki nawet wiek niknie na znaczeniu. Gwiazda utrzymująca się… setki lat na scenie to naprawdę rzadkość. Elfka była już wyraźnie starsza, o czym świadczyły kurze łapki tuż przy oku oraz nieznaczne zmarszczki przy ustach, a jednak wciąż piękna, filigranowa, urodziwa… Artystka z krwi i kości.
         - Wpierw weź to wiaderko i przenieś mnie wodę do wozu! – Powiedziała wciskają ów przedmiot w ręce lisołaka i otrzepując dłonie o sukienkę. – Proszę.

         Oboje kierowali się do części okolicy wodospadu, gdzie królowały gęściej obsadzone drzewa. Dopiero wchodząc w towarzystwo leśnych łun dostrzegł niebywale kolorowy, ale niewielki wóz. Od razu wiedział, że trafił do rąk Efle Marto, podróżniczej grupy aktorów, gdzie jedynym stałym członkiem była Filipie. A jednak lisołak dostrzegł jeszcze dwie znajome twarze stojących elfów średniego wzrostu o ciemnych włosach i oczach.
         - Widzę, że jedyne co się u was zmieniło to wóz – zagaił na nowo starając się ominąć stosunkowo wysoki krzak paproci. – Mieścicie się?
         - Och, mój drogi! Duilesgar Zortwilkan jest znakomitym aktorem, ale potrafi dłużej posiedzieć przy sprawach technicznych niż na scenie! Stąd ten wóz, zaś Japker Quinnlikasio posiada duszę łagodniejszą od samego kociątka, moje konie teraz potrafią przejść o wiele dalsze trasy! Skład więc tak na prawdę mamy wciąż taki sam od tylu lat… Niech to! Na wszystkie kolory hiacyntów! Chyba za bardzo już się do nich przyzwyczaiłam.
         Filipie wzdychała niczym rozpieszczona księżniczka widząc, że reszta członków krupy dostrzegła ich i powitała uniesieniem ręki oraz łagodnymi, elficki a przez to i pięknymi uśmiechami. Namirowi dane było spotkać zamienników pozostałych dwóch miejsc, ale o dziwo zawsze wracał Duilesgar oraz najmłodszy pod względem stażu, jak i grupy Japker.
         Aktorka nigdy nie zachowywała się tak, jakby zeszła kiedykolwiek ze sceny. Nawet wymijając nisko ustawione gałęzie odnosiło się wrażenie, że prezentuje się przed całym tłumem widzów. Sukienkę miała łagodną. Góra na niemiłosiernie cienkich ramiączkach była satynowa, a że Matka Natura nie obdarowała jej wybitnie wielkim biustem również nie była skłonna nosić czegokolwiek pod spodem. Ze zwężenie w talii przeszytego złotą nicią wylewały się jedwabne pasma spódnicy. Gdy Filipie stała wyglądała jakoby założyła na siebie najzwyczajniejszą w świecie sukienkę, która pod naporem cieni mieni się nieznaczną zielenią, ale specjalne rozcięcia powodowały, że każdy krok bezlitośnie odsłaniał długie nogi elfki. Verka już dawno przestał na to zwracać uwagę przyzwyczajony do sceniczności swojej znajomej. W jego oczach była po prostu elfką i teoretycznie Filipie powinna czuć się z tego powodu urażona, a jednak pozostawała bardzo swobodna, była wręcz szczęśliwa z tego powodu.
         Kobieta oczywiście chciała zalśnić w oczach lisołaka. Przyzwyczajeni do takiego stanu rzeczy Japker i Duilesgar nie przeszkadzali jej w wywodach na temat niesamowitego nabytku jakim był wóz. Prezentowała (bardzo niezdarnie, ale wciąż z wielkim zapałem!) wymyślności nowego transportu pokazując, że coś się składa a inne rozkłada by było miejsce na trzecie. „Dom na kółkach” - te słowa wręcz perfekcyjnie odzwierciedlały ten widok, szczególnie, że większość miejsca w samym środku wozu zajmowała suknia. Nie była ona byle jaka! Filipie bawiła się odrobinę w kreomagowanie więc przenosiła zdolności także na swój zawód. Dowodem na to była ta oto niedokończona jeszcze kreacja. Suknia z pajęczych sieci. Z wielkim zapałem opowiadała Verce o tym, jak trudno jest znaleźć odpowiednią pajęczynę do ubioru. Najlepsza była bowiem ta z lasu, tknięta jedynie przez wodę oraz wiatr, a nie przez kurz domostwa. Zmiennokształtnego zamurowało na widok tworzonego dzieła i chociaż Filipie poczuła wielki komplement z tego powodu to szybko przykryła suknię płachtą rozdzielającą wnętrze wozu, tak by nikt nawet się nie domyślił, że coś może kryć się za ścianką.
         - Nie gap się tak długo, bo za chwilę jeszcze ją przymierzysz! – Powiedziała wyganiając lisołaka na zewnątrz. Sama zaś sięgnęła po lutnię prosząc go o nastrojenie instrumentu oraz chwyciła małe rozkładane krzesło, którego siedzisko stanowiła wyłącznie dobrze dobita skóra. W zasięgu elfiej dłoni znalazła się również zielona butelka, gdzie w środku unosił się kwiat lotosu.
         Wszyscy usiedli w kręgu. Filipie stołeczek wyciągnęła dla Verki, bo sama zawsze siadywała na gołej ziemi. Duilesgar przytoczył się jakiś kawałek pnia, zaś Japker przygarnął kilka skrawków materiału, jako prowizoryczny koc. Wówczas rozpoczęły się te długie rozmowy bez umiaru dotyczące dosłownie wszystkiego, co możliwe. Aktorka pochwaliła się nabytkiem z Trytonii, jakim było ów wino z zawartością kwiatka w środku. To nie był czas by upijać się do nieprzytomności, ale dla smaku oraz błysku była w stanie zrobić wszystko. Śmiało zdradziła, że właśnie kierują się do Meanos, gdzie ma konto bankowe, a w nim zaś różnorodne brylanty i kosztowności, które chce doszyć do kreacji. Można by pomyśleć, że zbytnio się spoufala, zdradza bardzo cenne informacje, ale… Verce ufała od początku. Poza tym wychodziła z założenia, że chyba każdy wie o jej bogactwie. W rozmowach pojawiło się mnóstwo dogryzek, żartów i prześmiewczych opowieści. Sama Filipie często żartowała z własnej umiejętności cytowania tekstów z poszczególnych sztuk, akcentu czy nawet braków w wspólnej mowie. Namir z wdzięczności zdradził własne kompromitujące sytuacje. Filipie nie mogła zdecydować się na odpowiednie dźwięki lutni wciąż to prosząc o naciągnięcie bądź rozluźnienie struny. Nastało więc kilka chwil poważnych rozmów i śmiania się do rozpuku, ale po którejś godzinie paplaniny momentalnie wszystkich dopadło zmęczenie. Nie takie, które położyłoby ich do łóżka, ale te przywołujące kilka minut ciszy.
         Lisołak oparł głowę o ściankę powozu delikatnie przechylając sylwetkę w tył i unosząc przednie nóżki krzesła. Spoglądał na falujące w powietrzu kolorowe skrawki szali. Rzucały one wielobarwny blask na całe towarzystwo i wydawały dźwięki zrywów. W tle zaś uderzały o siebie wywieszone na sznurku garnki oraz pachniały świeżo wyprane ubrania. Namir uparcie wpatrywał się w słońce próbując wyobrazić sobie, jak bardzo jest to skontrastowany obraz do rzeczywistości, bowiem wóz ciągany przez konie musiał naprawdę klekotać i ledwie się trzymać. Japker wstał i przeszedł się kawałek dalej w stronę zwierząt by je wyczesać, ale nie udało mu się przerwać milczenia. Trwali w błogim stanie słonecznego dnia odrzucając na moment wszystkie problemy i rozterki.
         - Zagraj mi coś – poprosiła Filipie wspierając głowę na piąstkach.
         Verka dźwignął głowę by spojrzeć na artystkę. Wykrzywił usta nie pochlebiając tego pomysłu, ale ona od razu odpowiedziała mu wyostrzonym wzrokiem.
         - Nastrój instrument nie do mej sztuki, lecz do swojej piosenki. Tak, jak ty uważasz. Będę czuć głębię twojej melodii, może ona mnie zainspiruje hm? Na przykład… To co grałeś w rynku Nowej Aerii.
         - Nie umiem grać na lutni – powiedział podbijając instrument na zgięty kolanie i wspierając kostkę o drugą nogę.
         - A ja nie umiem dobrze śpiewać, a jednak wszyscy kochają moje sztuki. – Odparła bez krzty wstydu wytykając język.
         Verka uniósł brew i uśmiechnął się na znak przegranej dyskusji. W dźwiękach wypoczynku zabrzmiało kilka brzdęknięć lutni. Chwilę się przymierzał do odpowiedniej tonacji, a gdy znalazł na miarę możliwości zaczął grać.

„Uhmmmm…. Badadidai badodidadouuu…

Ona mówi mi, że chciałaby tak,
Jak w tym spektaklu, co widziała nie raz.
Jak w piruecie, co spotkanie ją wkręca – aaa…
Stolica sukien – przyjaciółka od serca
Tli się w świetle płynącej nocy
Chociaż po policzkach armia łez kroczy.

W szkole najlepsza była z matematyki
Na siebie dziś liczy - rozpina guziki
A kiedyś kwiatki sypała na czele
Dziś kwiatków balsam smaruje po ciele
I wierzy w siebie, oddałaby wszystko – oou…
Oh! Jakże bym chciał być przy niej blisko!
Oh, jakże bym chciał być przy niej blisko,
Oh, jakże bym chciał…

Laaa La La La La La....
Laaa La La La La La....

Czarna muza dla niej całym światem,
Najlepiej po kryjomu słuchać jej z chłopakiem.
Szybko i mocno - ona tak chce żyć - oou..
Chociaż ją boli to nie powie mu nic,
Języków obcych zna przez to więcej,
Najlepiej te słowa na koniec w piosence:

Pararaira pararai bam…
Łabadabu łabadudidai…
Uhmmm…. Pau pau!”


         W ostatniej melodii palce powędrowały ścieżką w górę po strunach sięgając najwyższych dźwięków. Śpiewał w wspólnej mowie więc nawet nie był pewien ile z faktycznego stanu zrozumiała jego słuchaczka, bo Duilesgar nie miał z tym żadnego problemu.
         - Tak podoba mi się ta piosenka… - przyznała cicho Filipie nie odrywając wzroku od lisołaka.
         Verka zaś spojrzał na nią nieco pusto, po czym spuścił delikatnie głowę obejmując spojrzeniem instrument. Zgarbił się nieznacznie, nieco bardziej rozwalił na krześle i ponownie brzdęknął strunami by natsroić lutnię na nowo.
Awatar użytkownika
Leila
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje: Artysta , Kurtyzana , Zabójca
Kontakt:

Post autor: Leila »

        Gdy opuszczali Adrion, Leila odruchowo przysunęła się do Samiela, gdy na horyzoncie pojawiły się bramy miasta. Przypomniało jej się jak przybyli tutaj zaledwie dzień wcześniej, a ona zachowywała się jak przestraszone zwierzątko, kryjąc się w cieniu Zabójcy. Strażnicy stojący przy bramie nadal wzbudzali jej respekt, jednak tym razem nie kuliła się tak przed nimi, unosząc lekko podbródek i mijając ich z godnością. Co prawda mężczyźni nie obrzucili pary nawet spojrzeniem, gdyż niespecjalnie interesowało ich kto miasto opuszcza, ale bardziej kto do niego próbuje wejść. Mimo to lisołaczka poczuła się nieco pewniej, a nowe sztylety przyjemnie ciążyły jej przy pasie.

        Szli przez las już dłuższy czas, ale Leila nie przerywała milczenia. Chłonęła świeże powietrze, a odgarnąwszy długie włosy na plecy z przyjemnością czuła wiatr muskający jej gołą szyję. Tak brakowało jej tego uczucia, że teraz nie mogła się nim nacieszyć, chociaż dla większości osób byłoby to pewnie ledwo odczuwalne. Im dalej za sobą pozostawiali miasto, tym bardziej poszerzał się uśmiech dziewczyny, która zdawała się obdarzać nim nawet mijane po drodze drzewa. Kilkukrotnie inni podróżni na szlaku przyglądali jej się podejrzliwie, przejeżdżając, jakby bycie aż tak zadowolonym z życia nie mogło być naturalne i z pewnością ciągnęło za sobą coś niedobrego. Lisołaczka jednak nic sobie z tych spojrzeń nie robiła, maszerując dość żwawo, by dotrzymać Zabójcy kroku, a sadził takie susy, jakby ktoś ich ścigał.
        Pogoda była idealna na podróż. Skryci przed słońcem pod koronami drzew nie byli narażeni na jego palące promienie, a lekki wietrzyk skutecznie odganiał parne powietrze. Leila poprawiła rękawy, podwijając je znów nad łokcie, gdyż zdecydowanie na nią za duża koszula ciągle się przekręcała, a rękawy rozwijały. Jedną połę koszuli miała wetkniętą za spodnie, by mieć ułatwiony dostęp do sztyletów, gdyby musiała szybko po nie sięgnąć. Chociaż strój nie należał nawet do niej, niewiele sobie z tego robiła, będąc wdzięczna głównie za to, że nie musi już paradować w tej krótkiej sukience, w której uciekła z zamku. Teraz miała porządne, skórzane spodnie i miękkie, wygodne buty. Nauczona tego, że nie miała nic na własność, teraz trzymała się kurczowo każdej rzeczy, którą mogła nazwać swoją. Nawet jeśli to ciuchy od porywaczy.

        - Samiel zobacz! – odezwała się pierwszy raz od dawna, wskazując przed siebie dłonią. Z głównej drogi, po której szli, odbijała wąska, bardziej wydeptana niż wyjeżdżona, ścieżka, prowadząca na skraj lasu. Nawet z ich aktualnego położenia słychać było szum wodospadu i widać spadającą z wysoka wodę, pieniącą się w zderzeniu z taflą jeziora. Dziewczyna nie czekając na reakcję Zabójcy puściła się biegiem w tamtą stronę i zatrzymała dopiero nad brzegiem wody, mrużąc lekko oczy przed nagłym blaskiem słońca, lecz z zauroczeniem wpatrując się w połyskującą taflę. Było tu tak pięknie! Z uśmiechem obejrzała się przez ramię, czy Samiel za nią podąża, po czym przyklęknęła przy brzegu i zanurzyła dłonie w wodzie, obmywając je najpierw i opryskując lekko twarz.
        Słysząc muzykę podskoczyła jak oparzona, zrywając się zaraz na równe nogi. Jak dawno nie słyszała, jak ktoś gra? A teraz docierają do niej dźwięki lutni i to w środku lasu. Nie zastanawiając się dwa razy ruszyła za muzyką, jak po sznurku, łowiąc dźwięki i lawirując między drzewami. Co jakiś czas jedynie łapała wzrokiem spojrzenie Samiela i kiwała na niego dłonią, by za nią poszedł, albo przynajmniej wiedział, gdzie jest. W końcu jej oczom ukazał się wóz, a przy nim czwórka ludzi, trzech mężczyzn i kobieta. Chociaż nie, to była elfka. Leila prawdopodobnie zapatrzyłaby się dłużej na jej urodę, ale cała jej uwaga skupiona była na chłopaku z dziwnymi włosami, który siedział na stołku i grał na lutni, śpiewając piosenkę. Lisołaczka zatrzymała się w pół kroku, bojąc się mu przerwać i chcąc też posłuchać pięknej melodii. Oparła się o jedno z drzew, splatając dłonie na wysokości podołka i przymknęła oczy, wsłuchując się w muzykę.
        Kiedyś była to dla niej ucieczka, miejsce w jej głowie, otoczone murami dźwięków i słów, pozwalające na odcięcie się od rzeczywistości. Zarówno gdy to ona śpiewała, jak i gdy miała okazję posłuchać czyjegoś dzieła, tak jak teraz. Lecz teraz nikt jej nie więził, była zupełnie wolna, a muzyki słuchała dla przyjemności i było to cudowne uczucie. Otworzyła oczy dopiero, gdy chłopak skończył śpiewać i odezwała się kobieta siedząca koło niego. Lisołaczka zrobiła krok w ich stronę i jeśli wcześniej nie została zauważona, teraz właśnie się ujawniła.
        - Piękna melodia – powiedziała, zanim zdążyła ugryźć się w język, i uśmiechnęła się do podróżnych. – Witajcie – dodała szybko, przypominając sobie o manierach i dygnęła lekko, co przy jej stroju wyglądało dość nietypowo.
        Skłamałaby mówiąc, że nie zastanawiała się, czy powinna zagadywać do nieznanych jej osób. Może i Samiel da jej później reprymendę, ale muzyka ujęła ją na tyle, że postanowiła zaryzykować. W końcu jak bardzo niebezpieczny może być ktoś, kto tak pięknie śpiewa?
Awatar użytkownika
Samiel
Kroczący pośród cudzych Marzeń
Posty: 431
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Skrytobójca , Wędrowiec , Najemnik
Kontakt:

Post autor: Samiel »

Opuścili Adrion. W końcu. Nie, żeby był osobą, która lubi przebywać poza miastami, a zagląda do nich tylko wtedy, gdy czegoś potrzebuje, ale i tak chciał spędzić jakiś czas w otoczeniu zieleni, a nie ścian budynków. Jeżeli stworzyłoby się podział mieszkańców Alaranii na osoby lubiące otoczenie przyrody i osoby, które wolą miejskie mury, Samiel należałby do trzeciej grupy, która na równy stawiałaby oba środowiska i nie faworyzowałaby żadnego z nich.
Spodziewał się, że Leila będzie próbowała z nim rozmawiać, ewentualnie zadawać jakieś pytania na temat tego, gdzie zmierzają albo związane z czymś, co mijali po drodze, jednak ona zachowała ciszę. W duszy, był jej za to wdzięczny. Jakoś nie mam ochoty na rozmowę, bo zamiast tego wolał skupić się na odgłosach natury, a także na braku dźwięków utożsamianych ze skupiskami ludzkimi. Właściwie, zapachy też były inne i o wiele przyjemniejsze dla nosa. Zmiana taka była odczuwalna nawet dla kogoś o przeciętnym węchu. Poza tym, powietrze także było inne, aż przyjemniej się nim oddychało.
Wydawało mu się, że Ruda także korzystała z tego, że są już z dala od miasta i środowisko wokół nich zmieniło się na… przyjemniejsze. Sądził też, że cisza jej nie przeszkadza, bo gdyby było inaczej, do tego czasu na pewno by ją przerwała.

Chusta, którą od niej dostał… miał ją teraz założoną na sobie. Zakrywała część jego twarzy i włosy, opadając na ramiona. Dopiero, gdy, będąc jeszcze w Adrionie, przyjrzał się tkaninie, zauważył różnicę między nią a tą noszoną przez niego w tamtym czasie. Chusta od lisołaczki była nowa, niewiele większa i czystsza niż jego, która była już dość stara, nieco pobrudzona i postrzępiona na jednym z boków. Nie zastanawiał się długo i zdjął ją, a później chciał wyrzucić, jednak ostatecznie oddał ją żebrakowi. Raz na jakiś czas zdarza mu się być miłym dla innych, chociaż ten „raz na jakiś czas” nie dział się za często.
Nie powiedział jej tego wprost, ale cieszył się z prezentu, który mu sprawiła. Chociaż, dziewczyna pewnie sama to zauważyła, bo już sam fakt, że rozstał się ze starą chustą, żeby założyć tą od niej, powinien sprawić, iż pomyślałaby sobie o dobrym wyborze związanym z prezentem. Co prawda, kolory na jej rogach kontrastowały z barwą materiału, ale były bardzo podobne do włosów zmiennokształtnej, co nie było takie złe. Zresztą… dwa z czterech rogów i tak były schowane przez sposób, w jaki Samiel zakładał chustę na głowę, a pozostałe były słabiej widoczne. Wszystkie było widać bardziej, kiedy znajdowała się ona pod szyją przemienionego.

Usłyszał jej głos i oderwał się od myśli. Powiódł spojrzeniem w miejsce przez nią wskazane. Dopiero teraz zwrócił uwagę na szum wodospadu. Odgłosy wody uderzającej o taflę jeziora nie były dla niego czymś nowym, głównie dlatego, że już nieraz je słyszał i nie był to pierwszy raz, gdy przechodził obok Wodospadów Snu.
         – To są Wodospady Snów – powiedział do niej. Już miał zaproponować, że mogą na chwilę zejść ze szlaku, żeby mogła je sobie obejrzeć, jednak Leila już pobiegła w stronę szumu wody. Nie miał zamiaru jej zostawiać, więc, nie mając większego wyboru, ruszył za lisołaczką. Oczywiście, nie miał zamiaru za nią biec, aby móc ją dogonić, ale nieznacznie przyspieszył kroku, mimo że tempo jego marszu i tak było dość szybkie.

Jego słuch był równie wyostrzony jak jej, więc on także usłyszał muzykę i śpiew, które wyróżniały się od monotonnego odgłosu wody, spadającej i uderzającej w taflę jeziora.
Chciał jej powiedzieć, uprzedzić, żeby najpierw zaczaiła się w pobliżu miejsca, z którego dobiega muzyka i sprawdziła co albo kto jest jej źródłem i, żeby ogólnie zachowała ostrożność, a najlepiej nie wchodziła w interakcję z nieznajomym albo nieznajomymi, jeżeli okazałoby się, że gra i śpiewa jedna osoba, ale słucha jej grupa.
         – Leila – tylko tyle zdążył powiedzieć, bo dziewczyna ponownie ruszyła biegiem. Z ust przemienionego wydobyło się westchnięcie i ruszył za nią. Tym razem także nie biegł, po prostu znowu nieznacznie przyspieszył kroku.
On miał zamiar najpierw przyczaić się gdzieś w cieniu albo w zaroślach i przez chwilę obserwować sytuację. I tak będzie musiał ujawnić, bo podejrzał, że Leila prędzej czy później powiedziałaby nieznajomym, że nie jest sama albo, po prostu, zawołałaby go. Wolał sobie tego zaoszczędzić i po prostu ujawnić się sam. Stanął w cieniu drzewa znajdującego się na granicy terenu, gdzie znajdowało się kilka postaci, w tym Leila, a także ich dobytek. Aktualnie nikt nie zwracał na niego uwagi, bo wszyscy skupiali swoją uwagę na mężczyźnie, który zarówno śpiewał, jak i grał na instrumencie. Wydawało mu się, że jest to lutnia, jednak nie mógł mieć pewności. Nigdy nie interesował się muzyką i tym, na czym można ją zagrać.

Przez cały czas trwania utworu, obserwował otoczenie i nieznajome twarze. Chciał przyjrzeć się im przez krótką chwilę, zanim ujawni swą obecność. Usłyszał jak lisołaczka wita się z nimi. Westchnął, ale tym razem cicho, żeby go nie usłyszeli. Wyszedł z ciemności.
         – Nie sądzisz, że wypadałoby też podać swoje imię, gdy już witasz się z kimś nieznajomym? Zawsze istnieje szansa, że odwdzięczy się tym samym – zwrócił się do rudowłosej. Nie miał zamiaru odsłaniać twarzy. Miał nadzieję, że czas spędzony w obecności nieznajomych będzie krótki i szybko wrócą na szlak, albo przynajmniej do Wodospadów, aby Leila mogła im się lepiej przyjrzeć. Liczył na to, chociaż nie wiedział, czy to wszystko pójdzie po jego myśli. Spojrzał na resztę i kiwnął w ich stronę głową, co oczywiście było gestem przywitania.
Awatar użytkownika
Namir
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 60
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Namir »

        Namir po zakończeniu mini spektaklu na bardzo krótki moment zatonął w dźwiękach naciąganych strun. Można to było właściwie zamknąć w jednej myśli, która irytowała go od kiedy stracił pamięć. Napisał tony tekstów, zagrał tysiące nut o osobie w jego życiu, której nie pamiętał. Pozostały w nim jedynie uczucia. Potrafił je interpretować, doskonale znał ich nazwy, ale mógł nadal tylko próbować sobie wyśnić postać docelową, a i z tym miał niemały problem. Często męczył go powtarzający się obraz w krainie snów i dałby sobie rękę uciąć, że jest to mdłe wspomnienie. Bura pogoda, gdzie towarzyszył im deszcz o cienkich kroplach. Wszystko wydawało się gasnąć pod gromadą ciężkich chmur, ale ona była tym intensywnym promykiem w jego głowie od niepamiętnych dni. Płonące włosy szczelnie opatuliły plecy i ramiona dziewczyny. Widzi tylko skrawek bladego policzka, a później budzi się lub zostaje przerzucony na inną płaszczyznę snu, która jest już mało ważna. I tym razem właśnie zatonął w tym wspomnieniu. Kryją się pod drewnianym daszkiem dopiero, co rozpoczętej w budowie altany, czuje jej zapach… Czuje jej zapach?
        Płatki nosa lisołaka poruszyły się. Nigdy nie czuł jej zapachu, jedynie widział, pragnął dotknąć i zwrócić ku sobie jej twarz. Nieco otumaniony pociągnął palcami w górę zrywając kilka strun po drodze. Usłyszał głos. Grajek wyprostował się tak nagle i gwałtownie, że gdy wylądował na czterech nóżkach krzesełka lutnia spadła mu z nóg. Przerażona elfka objęła dłońmi policzki widząc, że instrument pada boleśnie na kamień. Nie zdołała wykrztusić z siebie powitalnego słowa zaoferowana zdarzeniem względem tak drogocennej lutni!
        - Moja lutnia! – spanikowała, ale Verki kompletnie to nie obchodziło.
        Spojrzał przed siebie i wpił wzrok w dziewczynę stojącą tuż przed nimi. Poczuł, jakby ktoś rąbnął go w głowę. Zacisnął mocno powieki i ujrzał wybuch przecinających się obrazów. To były wspomnienia, wszystkie wspomnienia na raz. Zupełnie jakby ktoś zebrał ich cały wór i nagle palnął w łeb, a gdy otworzył oczy ona nadal tam stała. Tak prawdziwa, tak realna…
        Wielu mogłoby rzec, że się nie zmieniła, ale nie on. Widział różnicę w jej postawie. Była wbrew pozorom pewniejsza od tego zza młodzieńczych lat. Teraz nie stała zmuszona do apelu, a utrzymywała prostą sylwetkę tak po prostu. Fakt faktem dygnęła z kwestii przyzwyczajenia, ale już po chwili przybrała swoją nową, luźniejszą formę. Serce biło mu jak oszalałe, a zarazem niemalże stanęło w miejscu z niedowierzania. Odziana w cięższy strój niż sukienka pozostała wciąż filigranowa i tak samo piękna, jakby przechodziła przez etap wewnętrznej przemiany i rozpoczęcia nowego życia, w którym sam nie wiedział czy może odnajdzie się tam dla niego miejsce.
        Obraz prześladującego go snu teraz się uzupełnił. Płonące włosy nieustępliwie trzymają się ramion dziewczyny, ale i tak doskonale widzi, jak obraca ku niemu twarz o rysach w kształcie serca. Błękitne oczy na moment unoszą się ku górze, by za chwilę ukryć się pod gamą rozłożystych rzęs oraz opadających powiek starając się w ten sposób ukryć nieśmiałość. Odpowiada pół żartem, pół serio i wzrok przenosi gdzieś przed siebie kończąc czystym uśmiechem.
        Namir, co prawda teraz doskonale nie pamiętał o czym rozmawiali ani, co zdarzyło się później, ale nie miało to znaczenia w obecnej chwili. Zjawa ze snów posiadała prawdziwe ciało. To trochę tak, jakby ujrzeć zmyślonego bohatera z opowieści, przy czym ona nie była zmyślona.
        - Leila… – pomyślał? szepnął? Jeszcze kilka sekund temu nie pamiętał jej imienia, a teraz działał automatycznie, jakby wszystko było już całkiem codzienne i normalne, chociaż on jeszcze tego nie zauważył.
        Wstał i mógł wyglądać, jak opętany dziwak, lecz jego zdziwienie nie miało granic. Myślał, że utracił ją na zawsze, że już nigdy nie wróci. Szukał jej przecież, ale nie znalazł choćby źdźbła poszlaki, a później magiczna woda pochłonęła jego wspomnienia. Miał wrażenie, że nie zasługiwał na tak dobry los od Prasmoka, ale ona nadal tu stoi. Zbliżał się do niej, wpierw ostrożnym krokiem, ale później odważnym i uśmiechnął tak, jak wita się starych znajomych.
        - Leila! – Powtórzył radosnym tonem głosu.
        Nie zważając na nic po prostu podbiegł i porwał ją w objęcia unosząc przy tym wysoko. Chyba jeszcze nigdy w życiu nie zdarzyło mu się tak lekkomyślnie i spontanicznie zadziałać. Nie spojrzał choćby na to czy ma go za wariata i czy szykuje na niego sztylet, ani nawet nie brał pod uwagę nikogo z otoczenia. Teraz widział, można by rzec – trzymał w rękach jeden punkt w przestrzeni.
        Dopiero po chwili odstawił ją tak by mogła dotknąć stopami podłoża, ale nadal ją obejmował. Jego radosny gest teraz przemienił się w wylewne szczęście. Serce mężczyzny oblało się istnym gorącem. Poczuł, że przytula ją trochę za długo i w sposób już mniej przyjacielski. Jego palce wtopiły się w jej ciało. Mógł z tego szaleństwa zrobić to nieco za mocno, ale tak bardzo nie potrafił się przed tym wszystkim powstrzymać. Była tu, dotykał jej. Nie do końca posiadał, ale czuł fizycznie. W pewnych momentach wątpił w jej istnienie, ale ostatecznie i tak jak głupi ciul pragnął ją odnaleźć. Mimo to, nim rozpoczęła się jakakolwiek niechciana draka delikatnie odsunął od niej swoją sylwetkę, chociaż spore dłonie Verki przepłynęły po jej plecach kończąc na barkach lisicy, na których spoczęły.
        - Ty żyjesz… - dodał ściszonym głosem dopiero teraz orientując się, że ona go kompletnie nie poznaje.
        Może miałaby na to szansę, gdyby chociaż pachniał Namirową wonią, ale teraz wyczuć od niego mogła jedynie anonimowego gościa z miasta. Włosy miał długie, splecione dredy, no i zarost! Tunele w uszach, tatuaż krył się pod koszulą. Był wyższy, wydoroślał. Zdecydowanie się zmienił. Na sam koniec pozostaje sam aspekt blizny, która przebiegała wzdłuż całej twarzy na lewej połowie.
        - To ja…! – przyłożył z zapewnieniem dłoń do klatki piersiowej rozpraszając palce, ale nie dokończył, bo zdał sobie sprawę, że w tym uderzeniu wspomnień nie przypomniał sobie własnego imienia.
        Mogła odczytać delikatną dezorientację u swojego rozmówcy, ale on szybko złapał nową myśl.
        - Ach, no tak! – powiedział momentalnie przeskakując na swój naturalny zapach i dla efektu pstrykając palcami w powietrzu, jakby wykonywał jakąś sztuczkę.
        - Ta –da – dodał z żartem. – Hej mała rozrabiako, tylko nie mów, że mnie nie pamiętasz! – i po tych słowach poczochrał Leilę pieszczotliwie po czuprynie, zupełnie tak jak kiedyś. Jego serce rozrywało się od środka roztargnione emocjami. W jednej chwili chciał jej tyle opowiedzieć, ale najbardziej pragnął wyznać w głos, jak męczyła go tęsknota.
        „Co za wstyd” pomyślał karcąco Verka. „Co za wstyd, że tylko ślepe szczęście ocaliło mnie przed całkowitym zapomnieniem o niej. Jakim trzeba być głupcem by tak durnie ryzykować i pozbawiać siebie konsekwencji.”
        Kątem oka ujrzał blizny na jej szyi. Zorientował się, że jej zapach nie znajduje się tylko tutaj, ale jeszcze na kimś innym. Przewrażliwiony nos doprowadził go do nieznajomego mu mężczyzny. Instynktownie wyczuł w nim zagrożenie, chociaż gość, który wyprowadził Leilę z posiadłości był tęgi i niski. Ten zaś ani trochę tamtego nie przypominał, ale może mu została odsprzedana? Nim wyciągnął jakiekolwiek wnioski i zdołał cokolwiek odpowiedzieć dla złagodzenia dosyć nietypowej sytuacji na nogi, niemalże z ratunkiem, zerwała się Filipie.
        - Przyjaciele przyjaciół są przyjaciółmi! – Krzyknęła radośnie rozkładając ręce w geście zaproszenia nieznajomych do rozmowy, na co Duilesgar przyłożył tylko dłoń do czoła.
        - Źle powiedziałaś… - zwrócił uwagę elf ojczystym językiem.
        - A jak powinnam? – spytała nie wątpiąc w pomyłkę.
        - Przyjaciele naszych przyjaciół są też i naszymi przyjaciółmi – podpowiedział szeptem niczym dubler pod sceną. Filipie na chwilę straciła orientację, te słowa tak się ze sobą mieszały, że trudno było je powtórzyć za pierwszym razem tak idealnie, a przecież już się pomyliła.
        - Witajcie przyjaciele! – Wybrnęła uśmiechając się szeroko – Krupa Erle Marto pragnie was ugościć! Jeżeli potrzebujecie naszej pomocy to zrobimy, co w naszej mocy hihi! – zachichotała na koniec jasnowłosa elfka obejmując jasno-niebieskimi oczami zarówno lisicę, jak i demona.
Awatar użytkownika
Leila
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje: Artysta , Kurtyzana , Zabójca
Kontakt:

Post autor: Leila »

        Dziewczyna potoczyła spojrzeniem po obecnych, zdając sobie powoli sprawę z nagłości swojego pojawienia się, a gdy jej wzrok powrócił ku muzykowi, temu akurat dłoń zjechała po instrumencie, wydając z niego kilka nieprzyjemnych dźwięków.
        - Wybacz, nie chciałam.. – lisołaczka zdążyła jedynie skrzywić się leciutko, słysząc fałszywe dźwięki, gdy chłopak opadł gwałtownie na swoim siedzeniu, obracając w jej stronę. Słowa utknęły jej jednak w gardle, gdy przygwoździło ją przeszywające spojrzenie młodzieńca. Przełknęła ślinę, nieco zdenerwowana, nie bardzo wiedząc co się dzieje i czy przypadkiem nie zrobiła niechcący czegoś złego. Przyglądała mu się w milczeniu, gdy przymknął oczy, a jego brwi zmarszczyły się wyraźnie, jakby coś działo się w jego głowie, o czym oni nie wiedzieli.
        Otworzyła usta, by zapytać, czy wszystko w porządku, gdy usłyszała znajomy głos za plecami i uśmiechnęła się lekko. Nadal nie słyszała, gdy nadchodził, chociaż powoli uczyła się rozróżniać jego zapach nawet w swojej ludzkiej formie, by nie mógł jej tak bezczelnie zaskakiwać. Zerknęła na Samiela kątem oka, przez chwilę zatrzymując spojrzenie na materiale zakrywającym jego twarz. Wciąż cieszyła się jak dziecko, że bez wahania pozbył się swojej starej chusty, by zastąpić ją nową, stanowiącą prezent od Leili. Dopiero po chwili więc przeniosła wzrok na jego oczy i skinęła lekko głową, a kącik jej ust drgał lekko, jakby powstrzymując uśmiech. Nawet nie dostała po uszach, Zabójca chyba mięknie. Miał jednak rację, więc odwróciła się ponownie w stronę nieznajomych.
        - Przepraszam, nie przedstawiłam się, mam na imię..
        - Leila..
        Dziewczyna zamarła z otwartymi ustami i przeniosła wzrok na muzyka, który wstał już i wpatrywał się w nią znów tym spojrzeniem. Co? Skąd on zna jej imię? Jak..? Powinna coś powiedzieć, zapytać się, żądać wyjaśnień. Ale zwyczajnie ją zatkało. Cofnęła się odruchowo o krok, gdy zaczął się do niej zbliżać i zaczęła się zastanawiać, czy aby nie jest niebezpieczny. Później jednak chłopak rozpromienił się i wykrzyknął ponownie jej imię, a już po chwili poczuła na biodrach ciepłe dłonie, a ziemia usunęła się jej spod stóp. Pisnęła cicho wystraszona i oparła odruchowo ręce na ramionach chłopaka, który podniósł ją tak wysoko, że mogłaby zobaczyć wszystkich z góry, gdyby nie wpatrywała się w niego z widocznym strachem w wielkich oczach. O ironio pierwszą myślą, jaka przeszła jej przez głowę, to to, że narobiła sobie wstydu przed Samielem, piszcząc jak mała dziewczynka, zamiast złapać za sztylet. Oj, nauki poszły w las, Zabójca jej tego płazem nie puści.
        Przygryzła wargę zdenerwowana, czując się coraz bardziej niekomfortowo. Z ulgą przyjęła postawienie jej na ziemi, wciąż jednak nie rozluźniła się, a wręcz wszystkie jej mięśnie napięły się jeszcze bardziej, jeśli to w ogóle możliwe, gdy chłopak objął ją mocno. Stała po prostu jak słup soli, czując jego dłonie na plecach i oddychając ciężko przez nos. Musiał ją z kimś pomylić, to oczywiste. Nikt nie wita się z obcymi tak wylewnie! Miała wrażenie, że odetchnęła po raz pierwszy, gdy mężczyzna odsunął ją od siebie na długość wyciągniętych ramion, mimo że jego dłonie wciąż ciążyły jej na barkach. Przyglądała mu się wciąż bez słowa, szukając w jego twarzy jakiegoś wyjaśnienia tego zachowania, lecz ta nienaturalna radość malująca się na jego obliczu, skutecznie ją rozpraszała. Ona żyje. To on. Jaki on, do cholery!? Jej spojrzenie znów uciekło w bok, ku Zabójcy, lecz wbrew pozorom nie szukała u niego pomocy, tylko upewniała się, że nie utnie on zaraz chłopakowi głowy. Może i nie znała wylewnego muzyka, ale z pewnością nie zasłużył na sztylet w oku, a Samiel.. no cóż, mógłby uznać go za zagrożenie i wyeliminować zawczasu, zanim ktokolwiek z obecnych zdołałby wyrzec choćby słowo.
        Głowę ku muzykowi obróciła ponownie, gdy usłyszała pstryknięcie palcami. Jej usta zacisnęły się w grymasie niezadowolenia, gdyż nie pozwalała już sobie na zwracanie na siebie jej uwagi w ten sposób. W tym samym momencie jednak coś w powietrzu się zmieniło. Oczy dziewczyny rozszerzyły się nagle, a nos poruszył mimowolnie, gdy dziewczyna wyczuła znajomy zapach. Tak bardzo znajomy! Kojarzący się z domem, z bezpieczeństwem, z zabawą i śmiechem. Wstrząsnęło to nią na tyle, że drgnęła, wyglądając jakby cofała się przed ciosem. Zbladła śmiertelnie, rozglądając się wokół z nagłym niepokojem, szukając źródła zapachu i w nerwach nie mogąc go odnaleźć, mimo że znajdował się dosłownie przed jej nosem.

        Znów jej uciekał, a ona chociaż pędziła najszybciej jak umiała, nie mogła go dogonić. To wszystko przez to, że ma dłuższe nogi! Bo jest straszy! Dziewczynka zacisnęła zęby i przyspieszyła jeszcze bardziej, ale usłyszała jedynie tylko ten charakterystyczny śmiech przed sobą.
        - Dalej Ruda, sprężaj się!
        - No to poczekaj na mnie! Namir!


        Poczuła pieszczotliwe poczochranie po głowie w tym samym momencie, w którym usłyszała znajome słowa i chwyciła się tej wyciągniętej ręki, by nie zachwiać się, gdy ugięły się pod nią nogi.
        - Namir..? – szepnęła i wbiła wzrok w mężczyznę, próbując odnaleźć w nim tego chłopca, którego znała. W myślach odrzuciła długą bliznę, na jego twarzy, ukróciła włosy. Jej oczy błądziły po jego twarzy, szukając znajomych rysów, a spojrzenie drgnęło, natykając się na znajomy uśmiech i oczy. One nie kłamały. Irracjonalna myśl, przemknęła przez jej głowę, gdy zobaczyła dziwne dziury w uszach chłopaka. Ona też ma nowe kolczyki. Otworzyła i zamknęła usta, cofając się o krok i puszczając jego rękę. Zorientowała się, że ciągle się wycofuje dopiero, gdy wpadła plecami na Samiela, jednak nie przeprosiła go, tylko oparła się o jego pierś, z coraz większym trudem łapiąc oddech. Przymknęła oczy, próbując się uspokoić, ale obrazy przelatywały jej przed oczami, a zapachy wdzierały się do nosa, żłobiąc w jej umyśle bolesne korytarze wspomnień. Tylko nie to, błagam, nie przy wszystkich. Oddycham. Mogę oddychać, nic mi nie jest.
        Uspokajała się w myślach, lecz wciąż miała wrażenie, że płuca zamykają się, a ucisk na klatce się nasila. Z jednej strony znajdywała ukojenie w znajomym zapachu Zabójcy, który był tak blisko, z drugiej jednak była skołowana przez zapach Namira (czy na pewno?), który kiedyś oznaczał bezpieczeństwo, ale teraz był kotwicą, niebezpiecznie ciągnącą jej umysł w przeszłość, od której dopiero co się wyzwoliła. Słyszała obce głosy, pozostałych osób siedzących przy wozie, i próbowała się na nich skupić, ale miała wrażenie, że mówią w innym języku. A może mówili?
        Umyślnie pochyliła głowę, kryjąc pod kurtyną rudych włosów rumieniec wstydu z powodu własnej słabości. W końcu jej oddech zaczął się stabilizować, ramiona przestały drgać w tłumionym w zarodku szlochu, a dłonie ukradkiem oczyściły poliki z tych kilku łez, którym udało się wymknąć spod powiek. Tak się posypać przy obcych ludziach, co ona im powie? Gdy była pewna, że już się pozbierała do kupy, odetchnęła głęboko, podniosła głowę, i spojrzała ponownie na muzyka, a w jej zaczerwienionych oczach coś błysnęło. Podbiegła nagle do chłopaka i rzuciła mu się na szyję, dopiero teraz przytulając go tak, jak on próbował przytulić ją wcześniej.
        - Cześć Namir – zamruczała mu gdzieś w koszulę.
Awatar użytkownika
Samiel
Kroczący pośród cudzych Marzeń
Posty: 431
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Skrytobójca , Wędrowiec , Najemnik
Kontakt:

Post autor: Samiel »

Przyglądał się całej sytuacji z wyrazem oczu, który nie sugerował żadnych odczuć związanych z tym wszystkim. Stał na granicy cienia rzucanego przez drzewo i większej części polany, która oświetlana była przez słońce. Spojrzenie oczu o kolorze mieszanki odcieni żółtego i pomarańczowego patrzyły dość obojętnie na to wszystko. Zrobił nawet krok w tył, ponownie znajdując się w cieniu, jakby przygotowywał się na odwrócenie i odejście, i tylko wyczekiwał na odpowiedni moment. W jego oczach, sytuacja stawała się coraz dziwniejsza, bo okazało się, że grajek i Leila nie są dla siebie nieznajomymi, chociaż obojgu zajęło dłuższą chwilę przypomnienie sobie o tym. Nie wiedział, co o tym wszystkim myśleć, dlatego też zaczął przyglądać się towarzyszom mężczyzny z dredami na głowie. Może uda mu się wyciągnąć jakieś informacje z krótkiego spojrzenia na każdego z osobna. Najbardziej, chyba, interesowało go to, jakie zagrożenie mógłby sprawić każdy z nich i, czy mają przy sobie jakieś bronie. To prawda, był podejrzliwy w stosunku do obcych, jednak już kilka razy dostał życiową nauczkę za to, że nie był taki w innym przypadkach, gdzie jego drogi także skrzyżowały się z kimś nieznajomym albo nawet grupą takich osób. Chyba nie powinno być niczym dziwnym to, że takie sytuacje kończyły się walką, z której Samiel wychodził całą. Nie można było tego powiedzieć o jego przeciwnikach, bo ich ciała wyglądały różnorako, zależnie od tego, gdzie padł cios lub ciosy. Jedyną wspólną rzeczą dla nich było to, że wszyscy nie żyli. Swoją drogą, doszedł do wniosku, że grupa znajdująca się przed nim, nie stanowi zagrożenia. Dlatego też nawet nie próbował ingerować w to, co zrobił grajek z tą dziwną fryzurą. Słyszał jego słowa, wydawały się szczere, więc całkiem możliwe, że naprawdę znał lisołaczkę.

Zamyślił się nieco, raz jeszcze tego dnia. Tym razem Leila także sprawiła, że znowu skupił się na otoczeniu, chociaż teraz zrobiła to czynami, a nie słowem.
         – Dobrze się czujesz? - zapytał, spoglądając na nią z góry. Różnica wzrostu między nimi była, aż za bardzo widoczna, a przemieniony musiał spoglądać w dół, gdy z nią rozmawiał i chciał na nią wtedy spoglądać. Poczekał na jej odpowiedź.
         – Nie powinnaś pozwolić mu podejść tak blisko. Powinnaś jakoś zareagować na to, co zrobił. A co, gdyby trzymał w ręku sztylet i wbiłby ci go w bok, gdy cię tak przytulał? Zorientowałabyś się dopiero wtedy, gdy poczułabyś rosnącą plamę krwi na koszuli – zaczął, gdy był pewien, że na niego spogląda i go słucha. Jego głos był spokojny, jednak właśnie w tym spokoju kryło się coś naprawdę niepokojącego. W dodatku mówił tak, żeby tylko ona go słyszała.
         – Dałaś się ponieść emocjom. Ehh, akurat o to mogę się nie czepiać, bo uczyłem cię, jak mieć nad nimi większą kontrolę… Ale i tak powinnaś je opanować, przynajmniej spróbować to zrobić. Wiem, że mieliśmy tylko te trzy lekcje wczoraj, ale nawet wtedy nie uczyłem cię tylko tego, o czym mówiłem. Nawet z nich powinnaś wyciągnąć jakąś naukę – kontynuował. Głos zabójcy nadal był spokojny, a to powinno napawać ją niepokojem. Odkąd zaczął mówić, powinna też poczuć, że, tak naprawdę, upomina ją i wymienia jej błędy.
         – Mówiłem, że słaby ze mną nauczyciel i nie nauczę cię tych wszystkich rzeczy tak, żebyś zapamiętała je do końca życia – wyrzucił z siebie na sam koniec. Nie zmienił tonu głosu, chociaż teraz nie był pewien, czy Ruda to wszystko usłyszała i przyswoiła. Dlaczego tak pomyślał? Bo chwilę po tym, jak skończył mówić, odbiła się plecami od jego klatki piersiowej i podbiegła do grajka, przytulając się do niego w podobny sposób, w jaki zrobił to wcześniej on z nią.
”Może rzeczywiście się znają?” – przeszło przez myśl skrytobójcy.

Oderwał wzrok od miejsca, w które spoglądał przed chwilą i skupił go na elfce. Nie musiał podchodzić bliżej, żeby słyszeć ją lepiej lub widzieć wyraźniej. Miał wyostrzone zmysły na tyle dobrze, że nie potrzebował tego robić. Dlatego też nadal stał między cieniem a światłem i słuchał, co też ta długoucha kobieta ma do powiedzenia. Po pierwszym zdaniu, które padło z jej ust, uznał, że nie za dobrze zna ona mowę wspólną. Nie wiedział, o czym rozmawiała z innym elfem, bo domyślił się, iż dialog odbył się w ich języku, a jego Samiel nie znał. Znowu odezwała się kobieta, tym razem poprawiła się i prawidłowo wypowiedziała to, o co jej chodziło wcześniej.
Zaproszenie. Tak, właśnie zostali zaproszeniu do ich obozu. Przemieniony nie wiedział, co o tym sądzisz. Z jednej strony, wolałby odwrócić się i odejść, a z drugiej wyglądało na to, że Leila znalazła tu kogoś, kogo zna, więc na pewno będzie chciała zostać. Cóż, mógłby ją tu z nimi zostawić i całkiem możliwe, że byłoby to dla niej lepsze niż podróż z nim. Najwyżej rozeszliby się szybciej, niż zakładała ona lub on, ale nie mógłby zrobić tak, że odszedłby bez powiedzenia jej o tym i pożegnania się z nią. Zresztą, niedawno wyruszyli z miasta, więc wędrówka nie była męcząca… Ostatecznie, uznał, że jest mu bez różnicy, czy zostaną tutaj, czy ruszą dalej. Jeśli uzna, że spędził w tym miejscu zbyt dużo czasu, porozmawia z lisołaczką i, jeżeli nie będzie chciała odejść, zostawi ją z nimi i samotnie ruszy w dalszą drogę. Eh, całkiem inaczej wyglądałaby ta cała sytuacja i byłaby o wiele łatwiejsza, gdyby nie to, że Samiel z natury był osobą, raczej, mało towarzyską. Dlatego też nadal stał w swoim miejscu. Wyglądał jak jakiś posąg, który został ubrany w szaty, tym bardziej, że jego oddech był naprawdę spokojny i byłoby trzeba stanąć tuż obok niego, aby zobaczyć miarowe unoszenie się i opadanie jego klatki piersiowej.
Awatar użytkownika
Namir
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 60
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Namir »

        Namir. Tak, możliwe, że właśnie tak się nazywał. W pierwszej chwili jednak nie trwonił się nad tym zbyt długo czując na sobie niepewną dłoń lisicy i tak przemierzając krok po kroku, coraz dalej w głąb przeszłości miał wrażenie, że znowu ją traci. Patrzył na nią odrobinę niezrozumiałym wzrokiem, w którym tłumiła się kapka zaskoczenia. Nigdy wcześniej nie zastanawiał się wybitnie, co też się stanie, gdy wreszcie ją spotka. Ewentualne i bardzo krótkie scenariusze, do których nie przywiązywał zbyt wielkiej uwagi, głównie dlatego, że nie potrafił sobie wyobrazić tego uderzenia emocji, krążyły zawsze wokół pozytywnych emocji wbrew wszystkiemu. W końcu zobaczyliby się po latach! Dziwnym trafem nie brał pod uwagę żadnych mniej przychylnych reakcji, a tym bardziej odrzucenia. Teraz widząc, jak powoli oddala się od niego z pełnym przerażeniem w oczach sam nie do końca wiedział, jak zareagować. Podsumowując - nie był na to przygotowany.
        Nie potrafił patrzeć na to, jak powoli znowu ulatnia się z jego życia. Tamtego parszywego dnia, gdy ją sprzedano, również nie był w stanie na to spoglądać. Przebiegł całą posiadłość wywalając wszystko na boki, a nawet wybił okno by ukrócić sobie trasę do bramy poprzez wyskok po jednym z dachów posiadłości, ale gdy dobiegł… jej już nie było. W tym czasie nawet nie zauważył kiedy przemienił się w hybrydę i powiesił jakimś cudem na drzwiach bramy wykorzystując kawałek złamanego sztyletu oraz głowę strażnika, który po tym wszystkim nieźle go obił za brak posłuszeństwa. Nie widział wozu, a ślady po kołach były zdradzieckie, bo jak na złość to nie był jedyny wóz tego dnia, który przejeżdżał ścieżką tuż przy posiadłości. Oczy chłopaka więc wpatrywały się w drogę bez końca i bez znaczenia, gdy nagle strażnik szarpnął nim tak by sprowadzić młodzieńca do poziomu ziemi. Przesiedział kilka dni w izolatce bez wody i jedzenia, a nawet z wątpliwym dostępem tlenu, ale on żył tylko utratą Leili oraz poczuciem winy, że nie udało mu się jej ochronić.
        Namir wyciągnął rękę w stronę lisołaczki, ale nie sięgnął dziewczyny ani nie zbliżył się w żaden sposób do pary. Zamiast tego ostatecznie wycofał dłoń. Jego brwi delikatnie ściągnęły się na środek czoła. Bardzo cicho i wolno wypuścił z siebie powietrze prostując sylwetkę. Zachowanie Leili było przecież mocno uzasadnione. Verka doszedł do wniosku, że została uwolniona, o czym świadczyły ów blizny na szyi i tylko mógł pytać siebie w myślach czy aby nie zatraciła się pod opieką gościa, który dał jej wolność, ale zarazem zniewolił emocjonalnie. Nie znał mężczyzny, do którego się zbliżyła i chociaż jego słowa świadczyły po części o trosce to również wskazywały, że stał się dla lisołaczki mentorem. Mimo wszystko nie potrafił mu tak z marszu zaufać. Sam przed sobą nie ukrywał nadmiernej wrażliwości na temat relacji zmiennokształtnych a pozostałych ras, szczególnie gdy dotyczy to obytego z życiem nieznajomego i delikatnej duszy Leili. Tak czy siak, ona nie chciała zbliżyć się do własnej przeszłości, a Namir był przecież tego źródłem. W tedy poczuł się jeszcze gorzej niż to było możliwe. O wiele parszywiej niż w tedy, gdy wyjrzał przez okno dostrzegając niechciany obraz kupna i wyprowadzenia zmiennokształntej przez wstrętnego grubasa. Nie wiedział za bardzo co myśleć. O ile w tamtym czasie czuł, że ją zawiódł to teraz mógł wyrwać serce żywcem by chociaż w minimalnym stopniu odkupić swoje winy. Bał się tego. Bał się, że gdy ją spotka ona obarczy go wyrzutem, którego chyba nie byłby w stanie dźwignąć. Mógł się tego spodziewać, lecz do myśli dopuszczał jedynie sielankę.
        - Ach! Jaka blada! – przeraziła się Filipie i wzrokiem szukała jakiegoś punktu ratunku. – Ej, może twoja koleżanka napije się wina? Dobrze działa na organizm! – zwróciła się ewidentnie do Samiela, bo poczęła wątpić w znajomość między muzykiem a dziewczyną. Mocno się przejęła stanem nowo przybyłej i niemalże karciła wzrokiem Verkę za to do czego doprowadził!
        Lisołak zaś wpatrywał się w rudowłosą próbując odnaleźć w jej gestach wyjście z sytuacji. Ślepa nadzieja, że Leila znajdzie odrobinę miejsca w swoim nowym życiu powoli nikła na jego oczach. Momentalnie był w stanie puścić ją wolno, ale nie bezwarunkowo. Fakt faktem, nie byłby w stanie zatrzymać jej siłą gdyby odwróciła się na pięcie. Mógłby podjąć jakieś marne próby, ale nie na tyle odważne by ryzykować zranieniem dziewczyny. Z drugiej strony nie umiał sobie wyobrazić by odeszła tak bez słowa. Nie wymagał wiele. Chciał jedynie wiedzieć czy jest cała i zdrowa, czy jest wolna i czy… czy choć odrobinę szczęśliwa. Wizja spędzenia kolejnych lat jedynie w domysłach odpowiedzi na te pytania była, co najmniej, uciążliwa. Wbrew wszystkiemu nie zasługiwał na taką karę. To różnica kilku godzin sprawiła, że te parę lat wcześniej jego plan szlag trafił. Mógł „gdybować” i zastanawiać się „co by było”, ale nie był masochistą. Szczęście tego dnia mu nie sprzyjało. Nikt nie spodziewał się, że właśnie w tedy wykupią akurat Leilę. Chociaż sumą summarum nie zdołał jej ochronić.
        A zamiast pytać milczał. Nie potrafił wydobyć głosu, a nawet swobodnie nabrać wdechu. Coś trzymało mu skrupulatnie gardło. Dosłownie trwał na jej łasce i w tedy podniosła wzrok. Grajek mrugnął oderwany z ponurej wizji. Niebieskie oczy otoczone czerwoną otoczką wzmożonych naczynek krwionośnych spojrzały na niego na bardzo krótki moment, który przeszył błysk. Verka nie umiał go zinterpretować, ale gładko przełamała dramatyczną chwilę swoją spontanicznością. Rzucona w jego ramiona nie mogła spodziewać się żadnej innej reakcji, jak odwzajemnienie uścisku.
        Na twarzy lisołaka spoczęła wyraźna ulga zmieszana z uczuciem ponownego szczęścia, tym razem nie z powodu jej odnalezienia, ale faktu, że nie odrzuciła go jak burego psa.
        - No cześć – odparł cicho.
        Niechciane łzy uparcie gromadziły się gdzieś w kąciku i pragnęły spłynąć po policzkach mężczyzny. Nie wyszły one na światło dziennie, ale z pewnością zaszkliły oczy Namira, który mimo wszystko nie chciał ukazać własnej słabości i opuścił powieki by przysłonić ten obraz. Nie czekał długo, gdy ponownie wtopił się w ciało Leili, a dokładniej zbliżył usta do okolic szyi i twarzy tak by zachować odrobinę intymności. Nie zrobił tego jednakże w sposób nachalny czy tez mało komfortowy dla obojga (lub dla Samiela), jego celem było wyszeptanie kilku słów do ucha lisicy. Miał teraz okazję do ujawnienia tylko jednej prawdy, chociaż pragnął wypowiedzieć tysiące słów.
        Mógł szczerze przeprosić zmiennokształtną za to, że nie udało mu się tamtego dnia jej uwolnić. Nie chciał jednakże wprowadzać dziewczyny w zakłopotanie na oczach widzów, takie wyznanie zrodziło by miliony pytań i wymagało kilku godzin wyjaśnienia, przeżycia w pewnym rodzaju katharsis.
        Mógł też jej obiecać, że zawsze będzie ją chronił. Tego zobowiązania trzymał się jednakże od kiedy tylko zaczęli ze sobą rozmawiać, chociaż nigdy nie powiedział tego na głos. Poza tym, wyznanie to zyskałoby w obecnej sytuacji podwójnego znaczenia, ponieważ czuł, że już raz ją zawiódł. Nie był jednakże pewien w jakich przekonaniach tkwi sama Leila więc i te słowa wydawały mu się nie na miejscu, bo czy ona w ogóle widziała w nim odrobinę winy? To wymusiłoby kolejną gamę wątpliwości i jeszcze większą rzekę wyjaśnień. Najrozsądniejszym rozwiązaniem jest po prostu usiąść i wszystko sobie opowiedzieć, a teraz liczyć na to, że czuje jego obietnice w obecnym uścisku.
        Wybrał więc opcję trzecią, która chowała w sobie wszystkie prawdy.
        - Strasznie się za tobą stęskniłem – mruknął jej do ucha, po czym na krótką chwilę delikatnie wzmocnił objęcie by ostatecznie puścić dziewczynę wolno czując na sobie chełpiące sztuki i wyznań spojrzenie Filipie, które okazało się o wiele bardziej irytujące niż ewentualne zmierzenie go wzrokiem przez Samiela.
        Verka odetchnął ciężko, ale odczuwając przy tym zaskakująco wyraźną lekkość i jeszcze raz spojrzał na zmiennokształtną, tym razem chciał pochwycić całą jej sylwetkę wzrokiem, jakby mówił „Ale wyrosłaś!”. Jego usta tkwiły w wykreślonym wcześniej uśmiechu, który teraz znacznie złagodniał, a sylwetka nieznacznie zgarbiła się odsłaniając wyraźnie rozluźnienie.
        - Namir – szepnęła zaintrygowana elfka.
Próbowała odnaleźć to słowo w swoim ograniczonym słowniku wspólnej mowy, ale marszcząc nos i wyprężając wzrok postanowiła pójść tropem kontekstu.
        - To twoje kolejne imię? – spytała w głos chełpiąc na niego oczy. Nieco oburzona, nieco też zaczepnie, co mogłoby postawić chłopaka w złym świetle. Facet posiadający mnóstwo kryptonimów nigdy nie wypadał dobrze.
        - Właściwie… To moje pierwsze – zauważył drapiąc się po karku.
        - Och! Rimba essë posiada jedno imię! – jęknęła jakby ujawnił jej, co najmniej tajemnice z najgłębszych podziemi Maurii. – Czyli… Czy… Czy mogę cię tak nazywać? Namir? – szepnęła konspiracyjnie z nerwowością dotykając jego ramienia w oczekiwaniu, że zwróci na nią całą swoją uwagę.
        Lisołak spojrzał na nią z rozbawieniem, ale nie tak wielkim, bo właściwie jedynie, co wiedział o Filipie Roc Fui to to, że tak na prawdę nie nazywała się Filipie Roc Fui.
        - Myślę, że to brzmi lepiej niż „Tysiące imion” – odpowiedział, a ona pisnęła zakrywając piąstkami usta. Udzielił jej takiego zaszczytu! Będzie rozważna! Tak, będzie rozważna w wypowiadaniu jego imienia by nie zdradzić prawdziwej tożsamości muzyka!
Gdy już przeżyła pierwsze wzniosłe chwile po odkryciu tak wielkiej tajemnicy, od razu przeniosła wzrok na dwójkę przybyłych. Oczy elfki błysnęły zachwytem, na co Verka odwrócił głowę w bok, bo przeczuwał, że teraz scenę przejmuje artystka. Doskonale wiedział, co czeka towarzyszy, gdyż sam przeżył podobną sytuację na własnej skórze. To mogło zwiastować dla Leili i Samiela wytężenia odrobinę cierpliwości dla aktorki.
        Zaledwie dwoma większymi krokami postąpiła w stronę demona niczym rodzona pokusa, ale nie dlatego by uwieźć mężczyznę. Przyzwyczajona do ciągłego pokazu nie potrafiła choć na chwilę postąpić kroku naturalnie.
        -„ Essesante… Mówią nieznajomy” – zacytowała jedną ze sztuk, o której pojęcia miała wyłącznie ona. I ewentualnie jej dwóch towarzyszy.
        - „Gdy widzą twoją postać chcą zadrżeć, lecz ja postępuje w takim świecie całe życie. Mówią nieznane, a ja odpowiadam, że nieznany jest mi jedynie strach” – kontynuowała zachowując sceniczny głos. Czy trudno było podejść do mężczyzny którego nie znała? Oczywiście, że nie. Jego imienia nie zdążyła jeszcze poznać, ale co to za problem dla Filipie, która sama je nadaje.
        Kończąc kwestie z teatrów pochyliła się by zajrzeć pod kaptur najemnika i w tedy twarz aktorki rozpromieniała w istnym szaleństwie porównań. Filipie lubiła takie charaktery. Racją było, że w sztukach, bo w życiu osobistym nie gardziła nikim.
Nieco gwałtowniej wyprostowała się i stanęła niemalże na baczność przed Samielem. Ręce początkowo trzymała splecione za sobą, ale nietrudno było się domyśleć, że za chwilę pójdą w ruch.
        - Smocze oczy… - zauważyła. – Ostoja potęgi… - mówiła z namiętnością, po czym faktycznie zgrabny palec Fui uniósł się by delikatnie odsłonić twarz Samiela. Czujny obserwator zauważyłby, że Filipie w międzyczasie zmacała materiał chusty.
        Trwała tak w bardzo krótkim zawieszeniu, po czym objęła dłonią całą jego twarzy. Opuszki palców przewędrowały przez czoło, nos, brwi i brodę ocenianej osoby. Paznokcie delikatnie zahaczały o wygładzone blizny, ale czując odrobinę nachalności ze swojej strony odsunęła rękę i w tedy dostrzegła skrawek srebrnych włosów. Wyglądała niczym nawiedzona wieszczka, ale przecież Filipie była artystką.
        - Nieninque – odparła nagle. – To znaczy… - powiedziała wzniośle, lecz zacięła się na moment szukając w pamięci tłumaczenia. – Co to znaczy? – spytała zwracając się do pozostałych towarzyszących jej mężczyzn.
        - Płatki śniegu – odparł z obojętnością Duilesgar poprawiając coś w pasie.
        - Ach, płatki śniegu – ponownie spojrzała na Samiela. – Ładniej to brzmi po waszemu… - dodała dygresją. – Płatki… Tak, płatki są niczym balsam dla ciała. Przyłożą cię do rany i od razu je leczysz, właśnie tak smakujesz, chociaż niby śnieg zmrożony, góry lodowe. To tylko kopuła szczelnie na tobie nałożona, a w środku trwonią się rzeki zamkniętych uczuć. Doskwiera ci… doskwiera ci coś o czym ja sama nie lubię mówić w głos, mimo, że zaprzeczasz w duszy, lecz teraz widzę w topazowej barwie, że zastygnięte drogi topnieją pod naporem czyjegoś serca. Panowała w tobie zima, a teraz kwitnie wiosna. Złoża doświadczonych dróg widnieją na twarzy kreując ideę prawdziwego mężczyzny. Waleczny, odważny… Nie ulega sytuacji ani presji – ton elfki zaczął zmieniać się na bardziej waleczny i spragniony.
        - Już widzę, jak porywasz w ramiona. Mocno ściskasz, z całych sił, a te bruzdy to nic wielkiego, bo pozostajesz wciąż przystojny. Może wręcz pociągają poprzez poruszenie lękiem. Niejedna kobieta mogłaby zatonąć w twych objęciach białowłosy, ale wylać krew potrafisz tylko za jedną – dopowiedziała znacznie łagodniej głaszcząc jeszcze raz, niby na pożegnanie, policzek Samiela i nie zwracając uwagi kompletnie na zachowanie otoczenia od razu zwróciła się w stronę lisicy. Czy okazała zazdrość, czy była wściekła czy też może właśnie miała porwać najemnika w swoje ręce Dilipie sprytnie sama przechwyciła rudowłosą.
        - Leila… - szepnęła z wyraźnie przesadzonym elfickim akcentem doglądając dokładnie lisołaczkę, przez co „ofiara” mogła poczuć się odrobinę nieswojo. – Brzmi prawie jak… Lilia. Lilium candidum, lilium lancifolium, lilium martagon… W tych kwiatach chowa się całe uosobienie klarowności. Cnotliwość, czyste intencje, ofiarność uczuć, boska piękność… - mówiła magiczną tonacją zbliżając się do dziewczyny, lecz ani na moment nie odrywając od niej wzroku. Była już niebezpiecznie blisko zmiennokształtnej, tak blisko, że lisołaczka mogła poczuć jak wdycha jej powietrze. Filipie, nie wiedzieć kiedy, uniosła dłonie i dotknęła nimi twarzy tancerki. Palce kobiety delikatnie powędrowały w dół, zupełnie tak, jakby chciała poczuć gładkość skóry Leili.
        - Twarz w kształcie serce, aksamitna skóra… Wygląd prawdziwej damy z dworu, lecz błękitne oczy toną w rozpalonym żarze młodzieńczości. Lśniłabyś w drogich i rozłożystych sukniach, ale tak trudno powiedzieć czy pasują do twej duszy. Prawdziwa Emua le Que, stworzona przez rękę Imbresio Vonglarte z dzikością samego Garrizena, możesz zdziałać tak wiele o ile nie poddasz się chwilom słabości. Nie daj sobie nigdy wmówić, że twoje cienkie ciało nie zdoła przenieść gór. Serce masz twarde, lecz nie z głazu, niechaj zbliżą się do ciebie tylko ci , co na to zasługują. Bądź panią swego losu, możesz nią być moja droga - ostatnią radę wypowiedziała niczym matka Leili, ale już po chwili elfka znowu zasłoniła się chustą wzniosłości.
        - Wszystko w tobie płonie, jak twe włosy. Rozpalisz serce niejednego mężczyzny krągłym i pozornie kruchym ciałem, ale przede wszystkim duszą. Lice słodkie jak maliny, rodzisz istną chęć spożycia. Gdy odnajdziesz swoją drogę nie zatrać się w niej całkowicie, jesteś w stanie pochłonąć wszystkich… To takie hipnotyzujące…
        Mogła by tak z pewnością wylewać się dalej, gdyby nagle nie została porwana za ramię przez jednego z artystów.
        - Ogarnij się – skarcił ją Duilesgar, na co artystka odpowiedziała wzburzonym spojrzeniem.
        - Nie wypada!
        - Ty akurat najmniej w tym towarzystwie wiesz co wypada – szybko ja zripostował.
        - Przesadzasz! Przecież wcale się nie obraziła!
        - Zachowujesz się, jak Laretta Que Ritte w domostwie Vargorda z „Elfie Nieba” – przetłumaczył na język teatralny, a Filipie tak zaciągnęła się powietrzem, że niemalże poczerwieniała na twarzy. Naburmuszyła policzki czując tak wielką obrazę, ale z drugiej strony nie widziała linii obrony. Może faktycznie nieco przesadziła, ale żeby tak od razu wyzywać ją od Laretty!
        - Przepraszam za zachowanie naszej głównej artystki. Nie miała na celu nikogo z was urazić, po prostu jest…
        - Wzniosła? Zakochana w sobie czy może wyzwolona? – spytał Namir przerywając złą passę słów.
        - Nazywam się… - nie dokończył, gdy Filipie pacnęła elfa po dłoni, jakby popełnił karygodny błąd.
        - Nazywamy się… - zaczęła dając znać towarzyszowi, że do niej należy obowiązek przedstawiania się! -… jak już wiecie Erle Marto. Mój doskonały do pomocy dubler, miłośnik tworzenia wszelkich ustrojstw oraz oczywiście wierny towarzysz w życiu prywatnym Duilesgar Zortwilkan. Japker Quinnlikasio, niegdyś zasłynął na scenach baletu w samym Wa-tacre, wielkiego teatru w Kryształowym Królestwie, z duszą łagodniejszą niż skrzydła motyla, ale tak samo barwny w uczuciach – kobieta rozejrzała się po okolicy szukając ów wymienionego, ale on gdzieś stał w tle drzew. – Wybaczcie, poszedł zadbać o nasze zwierzęta. Wiecie, on lubi konie… - zdradziła szeptem, a Duil tylko pacnął otwartą ręką w twarz.
        - I ja! – uniosła głos wskazując na siebie dłonią. – Aktorka, która przełamała wszelkie kanony sztuki. Zasłynięta na scenie „Siedmiu Życzeń” w Menaos, pieśniarka samego pałacu w Rapsodzie, scenarzystka a zarazem prawdziwy talent do projektowania samej scenografii sztuk oraz o wiele więcej, ale straciłabym głos od tego gadania, Filipie Roc Fui! – zachwyciła się sama sobą czekając na oklaski, ale nie zważając na to czy faktycznie je dostała dopowiedziała dalej:
        - Nie takie suche i twarde „FILIPIE”. Tylko takie” Filipie”. Zgrabne i łagodne, jak ja… Króciuteńkie „i” oraz odrobinę wydłużone „e”, ale nie takie tępe, wieśniackie „eeee” , lecz wzniosłe „e”.
         - I jak już wiadomo, Namir -dodał dopiero po dłuższej pauzie wyciągając dłoń w stronę demona.
         Nie wiedział kim jest, ani czy to odpowiednie towarzystwo dla Leili, ale ze względu głównie na nią nie mógł z góry ocenić mężczyzny. Posiadał blizny i tysiące lat na karku oraz całą armię ostrzy, ale cokolwiek by się nie stało był gotów podjąć szybkie decyzje. Na początek jednak musiał zachować odrobinę maniery i dać szansę. Szczególnie szansę na wyjaśnienie tego, co działo się w życiu lisicy i w i sposóbjak dotarła do obecnego miejsca.
Awatar użytkownika
Leila
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje: Artysta , Kurtyzana , Zabójca
Kontakt:

Post autor: Leila »

        Leila tym razem nie uciekła przed objęciem, ani nie zesztywniała w ramionach przyjaciela. Ściskała go przez chwilę mocno za szyję, puszczając dopiero, gdy jego oddech połaskotał ją po szyi, a słowa wywołały lekki uśmiech zażenowania na jej ustach. Sytuacja była dla niej tak nieprawdopodobna, że nie mogła się w niej zupełnie odnaleźć, na zmianę przeżywając ogromną radość z ponownego spotkania, zmieszanie wywołane dojrzałym wyglądem Namira, tak odmiennym od tego, jak go zapamiętała i przede wszystkim szok, wywołany samym spotkaniem.
        - Ja też za tobą tęskniłam! – przyznała wprost, spoglądając lisołakowi w oczy. Był to na razie jedyny znajomy jej element jego fizjonomii i uczepiła się go, dopóki nie przyzwyczai się do nowego wyglądu przyjaciela.
        To co powiedziała było prawdą. Nie miała w zamku wielu przyjaciół. Miała kilka koleżanek, a wszystkie dziewczyny oczywiście się znały, ale oprócz Caroline z żadną nie mogła tak szczerze porozmawiać, a nawet wspomniana blondynka nie znała Leili tak dobrze, jak Namir. Ten jednak zmienił się nie do poznania.
        - Masz długie włosy – zauważyła z uśmiechem i dotknęła śmiesznych plecionek, które tworzyły. Wyglądały jak potargane, ale pamiętała jak porządny był lisołak, jak ściśle przestrzegał regulaminu i nie mogła sobie teraz wyobrazić, żeby po prostu zaniedbał swój wygląd. Owe potargane strąki musiały być zamierzone. Wyglądały nawet fajnie. Tak.. swobodnie. On wyglądał fajnie. To znaczy dobrze mu było tak, jak teraz wyglądał, bo kiedyś wyglądał zupełnie inaczej, a teraz dorósł i był wyższy i.. no.
        Niespodziewanie Leila, która nigdy wcześniej nie miała kropli alkoholu w ustach, nagle zapragnęła napić się tego wina, o którym wspomniała wcześniej towarzyszka. A propos.. Dziewczyna dopiero teraz rozejrzała się uważniej, dostrzegając ponownie kogokolwiek poza przyjacielem. Odgarnęła nieśmiało włosy z twarzy i poprawiła poprzekręcaną znów koszulę, obrzucając spojrzeniem elfkę i jej towarzyszy, na końcu odruchowo odszukując wzrok Samiela, który był jedynym stabilnym punktem w tym całym zamieszaniu, które nagle się zrodziło.
        Gdy wcześniej szukała u Zabójcy wsparcia, próbując opanować ogarniający ją atak paniki, jego monotonny głos, nie skrywający wcale krytyki jej zachowania, był wbrew pozorom niezmiernie jej potrzebny. Chociaż mogło się zdawać, że nie słuchała go wcale, tak naprawdę uczepiła się brzmienia jego głosu, znajomego zapachu i oparcia, które dosłownie w nim odnalazła. Wiedziała, jak irracjonalnie się zachowała. Akurat dobrych intencji Namira była absolutnie pewna i wiedziała, że na pewno by jej nie skrzywdził, mimo to, nim go rozpoznała, był obcym jej młodzieńcem, który posunął się do tak poufałego powitania, a ona mu pozwoliła. Samiel miał rację, dała plamę po całości. Mimo wszystko jego krytyka, chociaż wywołała wyrzuty sumienia, nie była dla dziewczyny nieprzyjemna. Zauroczona w mężczyźnie dostrzegała w jego zachowaniu jedynie troskę o jej samopoczucie, zdrowie i życie. Nie chciała go zawieść i teraz czuła się bardzo źle z tym, że mógł odnieść wrażenie, że jego nauki poszły na marne. Korzystając więc z chwilowej wymiany zdań między Namirem a elfką, podeszła do Zabójcy i nie obejmując go, przytuliła się lekko do jego piersi, zadzierając głowę do góry.
        - Przepraszam, że wcześniej nie zareagowałam odpowiednio – powiedziała wprost z wyjątkową powagą. Prawdą było, że wolała nawet nie myśleć o tym, co by się stało, gdyby zadziałała właściwie i Namir zamiast przytulić ją, objąłby sobą jej wyciągnięty sztylet. To byłby chyba koniec jej zdrowia psychicznego, zdecydowanie przestałaby oddychać, gdyby się dowiedziała, co zrobiła. Myśl ta jednak została szybko odepchnięta przez świadomość, że jej ogoniasty przyjaciel na pewno nie pozwoliłby się tak załatwić i nikomu nic by się nie stało. Powinna jednak być ostrożniejsza i nie pozwalać się tak zaskakiwać. I właśnie za to przepraszała.
        - Jesteś świetnym nauczycielem! To ze mnie kiepska uczennica, ale się poprawię, obiecuję! Nie gniewaj się – poprosiła cichutko, a na jej usta powoli wracał słaby uśmiech. Nie chciała żeby się zniechęcił, w końcu tyle czasu zajęło jej namówienie Zabójcy by zdecydował się udzielić jej tych kilku lekcji, a ona już zdążyła nawalić! Co za brak pomyślunku z jej strony. Jeśli teraz będzie chciał ją zostawić to będzie jej wina, a wtedy dziewczyna z pewnością rozsypie się na drobne. Tyle naobiecywała, że nie będzie miał z nią kłopotu, że będzie grzeczna i przydatna, a przy pierwszej możliwej okazji zaprzepaszcza swoje szanse. Bardzo nie chciała, żeby ją zostawiał.
        Z pogrążaniu się w poczuciu winy wyrwała ją elfka, którą dostrzegła kątem oka, jak zbliża się do nich. Poprawka. Do Samiela. Leila cofnęła się odruchowo kilka kroków, stając znów przy Namirze i z lekkim zmieszaniem obserwując zachowanie kobiety. Dopiero teraz miała okazję przyjrzeć jej się uważniej, dlatego specyficzny styl bycia aktorki był dla niej zaskoczeniem. Dużym. Z tego powodu początkowo nie reagowała na wyraźnie cytowane kwestie, które kobieta wypowiadała pod adresem Demona, przyglądając jej się jedynie z mieszaniną zaskoczenia i dystansu. Okazjonalnie szukała wzrokiem spojrzenia mężczyzny, ciekawa jak zareaguje na takie traktowanie, w końcu jeszcze jakiś czas temu to jej zwracał uwagę, że ma się nie spoufalać z obcymi. Splotła ręce na piersi, obserwując jak elfka postępuje kolejny krok w stronę Samiela, przestąpiła z nogi na nogę, gdy ta zajrzała mu pod kaptur i przewróciła oczami słysząc jej ponętny głos. Nie zdawała sobie sprawy z własnej irytacji do momentu, gdy kobieta zaczęła dotykać twarzy Zabójcy. Lisołaczka wypuściła powietrze nosem, a jedna jej brew powędrowała ostro do góry, nadając delikatnej twarzy dziewczyny nieco charakterku.
        - Ona tak wszystkich dotyka? – mruknęła pod nosem, podświadomie zwracając się do Namira, który stał obok. W jej zamyśle pytanie miało zabrzmieć możliwie naturalnie, jednak nie trzeba było być geniuszem, by zaważyć, że zachowanie elfki sprawia, że dziewczyna czuje się niekomfortowo. Miała jedynie nadzieję, że Samiel zaserwuje jej to swoje beznamiętne spojrzenie i burknie coś oschle. Tak, mógłby tak zrobić. Często tak robi, to było prawdopodobne. Bardzo ładna jest ta elfka, eh.. Leila drgnęła nagle, orientując się, że gapi się na kobietę, która dość nagle postanowiła zmienić swój obiekt zainteresowania i teraz zmierzała w jej stronę.
        - Oh.. – mruknęła głupio, słysząc dziwny akcent i ulegając nieco pod natarczywym spojrzeniem kobiety. Gdy ta przez chwilę mówiła jakieś dziwne słowa w innym języku, Leila strzeliła spłoszonym spojrzeniem w stronę Namira, a później Samiela, niczym szukające ratunku zwierzę. Zmieszała się na tyle, że cofnęła o krok, przez co wpadła na lisołaka, pesząc się jeszcze bardziej i mamrocząc przeprosiny pod nosem, zaczęła wycofywać w drugą stronę. Prosto w szpony Filipie, która powróciła już do wspólnej mowy i stanęła tak blisko, że Leila mogła policzyć niesamowicie długi rzęsy okalające jej oczy, a jej oddech muskał twarz dziewczyny. Odchrząknęła nerwowo, starając się nadążyć nad rozumowaniem kobiety i chociaż w każdej innej sytuacji czułaby się niezręcznie i prawdopodobnie starała się uniknąć zimnego dotyku szczupłych palców elfki, teraz o dziwo poczuła ulgę. Nadal bowiem nie podzielała takiej bezpośredniości w relacjach z obcą osobą, jednak balsamem dla duszy stała się świadomość, że zachowanie kobiety w stosunku do Samiela było po prostu przejawem jej ekstrawagancji, a nie tego, że próbowała go uwieść. Ta wiedza o tyle poprawiła humor dziewczyny, że pozwoliła się oglądać bez żadnych protestów, a skomplikowane i niejasne słowa, przeplatane z komplementami przyjmowała nawet z lekkim uśmiechem, chociaż policzki zaróżowiły jej się z zawstydzenia. Nikt tak ładnie się do niej nigdy nie zwracał i już po chwili Leila była pod urokiem elfki, prawdopodobnie jak każdy, kto ją poznał. Z transu dosłownie wyrwało ją odciągnięcie kobiety na bok przez jej towarzysza, na co lisołaczka jedynie zamrugała gwałtownie i nabrała więcej powietrza, mając wrażenie, że przez ostatnią chwilę zupełnie zapomniała o oddychaniu.
        - Jest bardzo.. intensywna - Leila odgarnęła z twarzy rude kosmyki i uśmiechnęła się do Namira – To twoja przyjaciółka? – zapytała, po czym odeszła kawałek i złapała Samiela za rękę, wyciągając z cienia i prowadząc w stronę pozostałych osób, a Namira przede wszystkim.
        Słuchała prezentacji Filipie, kiwając głową mężczyznom, gdy ta ich przedstawiała, z rozbawieniem przyjmując do wiadomości instrukcję wymawiania imienia kobiety. Później jej twarz rozpromienił szeroki uśmiech, gdy zobaczyła, jak Namir wyciąga dłoń do Samiela, przedstawiając mu się.
        - Samiel, Namir jest moim przyjacielem jeszcze z dzieciństwa, wychowaliśmy się razem u tego maga, o którym ci mówiłam – uzupełniła dodatkowo prezentację lisołaka, zastanawiając się, czy Przemieniony w istocie pamięta, jak opowiadała mu o Arsenie. Do tej pory jednak wykazywał imponującą zdolność do zapamiętywania kompletnie wszystkiego, więc i tym razem postanowiła nie rozwijać bardziej myśli.
        - Namir, to jest Samiel. On jest.. – zacięła się nagle, uznając, że nie powinna zdradzać tak od razu jego profesji, a przynajmniej nie przy przedstawianiu go. O rasie już nie wspominając.
        - To znaczy to mój.. – kolejną rozterką stało się określenie relacji między nią a Zabójcą, których nie tylko nie potrafiła nazwać, ale w ogóle określić, sama dobrze nie wiedząc, kim dla siebie są. Wydawało jej się, że słowo nauczyciel byłoby niedopowiedzeniem, ale nic innego do głowy jej nie przychodziło. Nic mądrego w każdym razie. Dziewczyna odetchnęła z trudem, zdając sobie sprawę, że bełkocze i w końcu machnęła tylko ręką.
        - To jest Samiel – poddała się w końcu, starając się ignorować uczucie różowiących się policzków i rozejrzała się ostentacyjnie za elfką. – Felipie mówiła coś o winie, prawda?
Awatar użytkownika
Samiel
Kroczący pośród cudzych Marzeń
Posty: 431
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Skrytobójca , Wędrowiec , Najemnik
Kontakt:

Post autor: Samiel »

Spojrzał w dół, napotykając spojrzenie lisołaczki, gdy ta podeszła zdecydowanie bliżej. Poczekał, aż odpowie coś na to, co powiedział on sam. Co prawda, nie podobało mu się to, że wcześniej zachowała się tak, jak to zrobiła, a nie inaczej, wtedy gdy nie wiedziała jeszcze, kim jest Namir, ale przynajmniej zorientowała się, iż zrobiła coś źle. Przymknął oczy na krótką chwilę, zanim się odezwał.
         – Powinnaś przeprosić siebie za brak odpowiednich reakcji, w końcu to twoje życie byłoby zagrożone, a nie moje. Z drugiej strony, nie mogę oczekiwać od ciebie odruchów i pamięci mięśniowej zaledwie po tych kilku lekcjach, które mieliśmy – powiedział w końcu. Mogłoby się wydawać, że może żałować tego, co powiedział wcześniej i tego, że te słowa były jawną krytyką zachowania lisołaczki, jednak wcale tak nie było. Wytknął jej błędy, a ona powiedziała mu, że się poprawi. Oczywiście, że można by było uznać to za lekcję, chociaż nie była ona… pełną nauką, bo ta musiałaby trwać nieco dłużej, a nie tyle, ile zajęła im ta rozmowa.
         – Nie jesteś kiepską uczennicą. Jesteś młoda i szybko przyswajasz nowe rzeczy – odparł po chwili. Taka była prawda, przynajmniej tak mu się wydawało. Ciekawe było to, że nie wszyscy mogli pochwalić się umysłem, który szybko chłonął nowe informacje i zapamiętywał je, aby móc ich użyć w późniejszym czasie. Samiel zauważył, że Leila, na szczęście dla niej, należy do osób, które mogą powiedzieć o sobie, iż „szybko się uczą”. Chociaż, z drugiej strony, jej młody wiek także mógłby mieć tu duże znaczenie. Postanowił też nie drążyć tematu tego, że nie jest dla niej dobrym nauczycielem, czego nie zmieniało nawet to, iż ona myślała zupełnie coś innego.

Spojrzał na elfkę, która do niego podeszła. Można było wpatrywać się w jego oczy, jednak jedyne, co byłoby w nich widać to ich kolor, bo aktualnie nie wyrażały żadnych emocji. Dopiero, gdy kobieta zaczęła mówić, w oczach przemienionego dało się zobaczyć skupienie na jej słowach, co i tak mogła dostrzec tylko elfka, w końcu teraz stała najbliżej niego ze wszystkich, którzy byli zgromadzeni na tej polanie.
         – Nie ma osoby, która nie znałaby strachu – odpowiedział racjonalnie, gdy kobieta zrobiła krótką przerwę między tym, co chciała powiedzieć. Ciekawe, co też mu na to odpowie. Samiel dopiero teraz stwierdził, że zachowuje się ona dość… oryginalnie.
Na chwilę spojrzeli sobie prosto w oczy, gdy Filipie zajrzała mu pod kaptur, najpewniej próbując dostrzec to, co jest pod nim ukryte.
Zareagował błyskawicznie, gdy poczuł, jak materiał chusty zsuwa się z jego twarzy, a później z głowy i odsłania włosy. Niestety, zbyt późno zrozumiał zamiary długouchej i złapał jej nadgarstek już po tym, jak odsłoniła jego twarz. Ponownie spojrzał jej prosto w oczy. Mogłoby wydawać się, iż jest na nią wściekły za to, co zrobiła, jednak w ogóle nie było tego po nim widać. Panował nad swoimi emocjami. Często słyszał, że przez nieokazywanie emocji jest postrzegany jako ktoś, kto nie jest do końca ludzki. Pasowało mu to. Naprawdę. W końcu nikt nie musiał wiedzieć, że przemieniony potrafi odczuwać emocje i inne uczucia, tylko że panuje nad nimi na tyle, że jest w stanie wygasić je wszystkie w ciągu chwili albo odizolować te, których chce się pozbyć i zrobić to z nimi, pozostawiając tylko niektóre, te widoczne dla innych.
         – To było niegrzeczne z twojej strony – powiedział do niej spokojnie, podobnym tonem, który wcześniej miała okazję słyszeć Leila, gdy krytykował jej zachowanie.
         – Mogłaś przynajmniej zapytać mnie o to, czy możesz to zrobić albo o to, czy mógłbym odsłonić twarz. Zrobiłbym to, bo i tak miałem taki zamiar – dodał po chwili, cały czas trzymając jej nadgarstek. Puścił go krótko po tym i pozwolił na to, żeby mówiła dalej. Częściowo, chciał usłyszeć, co jeszcze ma do powiedzenia na jego temat, a zwłaszcza o tym, co odkryła wbrew jego woli.
         – Uczucia są zamknięte, bo chcę, żeby takie były. Umiem nad nimi panować, pomaga mi to w… pracy – odparł, niby od niechcenia. Już teraz wiedział, że zignoruje pytania dotyczące tego, czym się zajmuje i, skąd bierze pieniądze. Nie zwróci na nie uwagi albo odpowie wymijająco. Nie znał ich, nie ufał im… Dlaczego miałby mówić otwarcie, że jest ostrzem do wynajęcia? Zresztą, gdyby przynajmniej jedno z nich miało jakieś kontakty w przestępczych półświatkach i znałoby plotki na jego temat, a zwłaszcza to, jak wygląda, mogłoby teraz przypomnieć sobie o nich i porównać je z nim. Tym samym uświadamiając sobie, z kim ma do czynienia.
         – Przesadzasz – podsumował jednym słowem to, co powiedziała o tym, że coś w nim topnieje i tak dalej. Może w jakiś sposób wyczytała typ relacji między nim a Leilą i zinterpretowała go na swój sposób.
         – Blizny nie są wyłącznie dodatkiem, który dodaje mi uroku osobistego – powiedział na sam koniec, nawet nie mając zamiaru rozwijać tej myśli i tłumaczyć, co kryło się pod tym stwierdzeniem.

Samiel, pomagając sobie obiema dłońmi, zdjął chustę z szyi i tyłu głowy, gdzie opadła, a następnie złożył ją w sposób znany jedynie jemu, aby na koniec osłonić sobie nią szyję. Skoro jego twarz została odsłonięta, nie będzie ukrywał jej ponownie.
Skrzyżował ręce na wysokości klatki piersiowej i przysłuchiwał się temu, co Filipie ma do powiedzenia na temat lisołaczki. Wiedział, że będzie mówić na jej temat, bo, w końcu, odeszła od niego i od razu skierowała się w stronę rudowłosej. Ożywił się lekko, gdy jeden z towarzyszy elfki przerwał jej i powiedział coś w języku, którego przemieniony nie zrozumiał. Podejrzewał, że gdyby on sam zaczął odzywać się w czarnej mowie, to oni w ogóle nie zrozumieliby, co chciał powiedzieć. Krótko po tym nadszedł czas przedstawiania się i wymiany imionami, a także tytułami, jeśli ktoś takowy posiadał. Samiel kiwnięciem głowy witał się z poszczególnymi członkami grupy, do której należała Filipie, gdy ta ich przedstawiała.

Uścisnął wyciągniętą w jego stronę dłoń. Nie wiedział nic na temat tego przyjaciela Rudej, jednak nie był dzikim i niewychowanym osobnikiem, żeby nie wiedzieć, jak zachować się w takiej sytuacji. Cóż… może, gdy spędzą nieco więcej czasu w towarzystwie tej grupy, będzie mógł dowiedzieć się trochę więcej na temat Namira, a także elfów.
         – Czyli osoba, która próbuje być dla niej dobrym mentorem i nauczyć ją paru przydatnych rzeczy… a także kimś, kto na przestrzeni ostatnich dwóch lub trzech dni uratował jej życie, przynajmniej, dwa razy – odparł, nawet uśmiechnął się lekko, mimo że taki wyraz twarzy utrzymał się u niego wyłącznie na chwilę. Na pewno nie był to przechwałki czy coś podobnego, w ogóle nie miał tego na myśli, gdy wypowiadał te słowa. Poniekąd przyszedł lisołaczce z pomocą, bo zawsze lepiej jest powiedzieć coś takiego zamiast „To jest Samiel i jest on demonem, a także zabójcą, który jest o wiele starszy od wieku, który sugeruje wygląd jego ciała”. Byłoby to całkowicie nieodpowiednie i zdradzałoby zbyt wiele informacji na jego temat.
Awatar użytkownika
Namir
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 60
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Namir »

        Filipie wysłuchała swojego rozmówcę, gdy tak skrupulatnie badała mu twarz. Pierwszymi wypowiedziami była nieco zdezorientowana. Elfka nie rozumiała pretensji demona. W końcu chodzi o to żeby się poznać! A pamięć tkwi w doświadczeniach, a doświadczeniem jest odbieranie bodźców z zewnątrz, co oznacza, że o wiele łatwiej jest kogoś zapamiętać dotykiem niż obrazem. To wówczas wywołuje jakieś konkretne wrażenia np. czy dana osoba przyciąga czy też odpycha. Samiel był dla niej murem, do którego trzeba się przebić z całej siły, chłodny jak kamienne bloki, ale inspirujący, ponieważ za wysoką ścianą chowały się tajemnice. To one były tak pociągające i kuszące, dlatego ostatecznie uśmiechnęła się do niego szeroko. W głowie sobie wszystko wyjaśniła, jego zachowanie. Już w ogóle ogarnęła ją bezgraniczna euforia, gdy sam w głos przyznał się do takowych sekretów swojej duszy. Och, dłubać i grzebać w czyjejś duszy, odkrywać stopniowo… Nawet jeżeli ta druga strona wcale tego nie chce. Przecież tak się nie da funkcjonować na dłuższą metę. Wiedziała, że ktoś w końcu go przełamie! Fui była wierna przerośniętym ideom i chyba nie istniała rzecz, która by to zmieniła. Chciała zapamiętać każdą podaną jej informację, a jak było wspomniane wcześniej – Filipie miała dobrą pamięć.
        - Mój drogi, nie ma dla mnie rzeczy przesadzonych – wyznała w głos bardzo pewnie, co tylko mogło uświadomić słuchaczy, jakże zaślepiona jest własnym światem. – Są po prostu rzeczy i sytuacje przesycone, ale gdzieś indziej istnieją braki. W świecie nie ma pustych przestrzeni tylko istnieją przestrzenie nierównomiernie rozłożone. I fakt… blizny dodają ci uroku – zachichotała, niby to nieśmiało, a później przylepiła się do lisicy.
        Namir zaś spojrzał zaintrygowany zachowaniem Leili, gdy aktorka namaszczała twarz Samiela swoimi jedwabistymi palcami. Czyżby była zazdrosna? Lisołak uśmiechnął się automatycznie. Wszak było mu to nie na rękę, ale lubił zachowanie kobiet w konkretnych sytuacjach. Jedną z nich było to, co przedstawiła rudowłosa, która pożerała wzrokiem artystkę. Chwilę później parsknął cicho śmiechem, gdy elfka przerzuciła obiekt swoich zainteresowań. Doskonale wiedział, że to wszystko tak się skończy. Znał Fui, może nie perfekcyjnie i nie na wylot, ale znał. Obróciła niemalże kota ogonem, gdy tak macała jego przyjaciółkę sprzed lat.
        - Och, bardzo – przyznał Leili bez przeszkód Verka – Przyjaciółka? – spytał się sam siebie w głos. Jak można było ocenić relacje między jednostką a Filipie? To było nad wyraz trudne. Przekonać się o tym mieli wszyscy, którzy ją spotkali i od razu nie uciekli. – Powiedzmy, że relacje z Filipie nie posiadają nazw. One po prostu… są.
        Przyjaźń? Spotykając teraz Leilę nie umiał wyjaśnić tego słowa. Cofając się w czasie zupełnie inaczej definiował taką relację. Dowodem na to była lisica stojąca tuż obok, kiedy jeszcze naprawdę czuł, że to tylko przyjaźń. Mówił jej wszystko bez przeszkód. Prawie… Omijając niektóre fakty o posiadłości, jak chociażby sprzedaż pobratymców, ale o własnych poglądach czy przeżyciach mówił bardzo dużo. Wówczas jednak tyle o sobie nie wiedział i do wielu zamiłowań nie chciał się przyznać, nawet przed sobą, ale wbrew pozorom Leila stała się jedyną mieszkanką posiadłości przed którą się otworzył. To była przyjaźń. Filipie… Filipie była po prostu intensywna. Każdego miała za przyjaciela, dobrego towarzysza i partnera zarazem. O jej otwartości na świat dwójka przybyłych miała się jeszcze przekonać…
        Lisołak z obawą sercu zacisnął dłoń towarzysza Leili. Nie można tego było wyczuć w uścisku, Namir zawsze pewnie chwytał dłonie, ale ciągle nie wiedział z kim ma do czynienia. Oporne przedstawienie przez lisicę Samiela wywołało w nim mieszane uczucia. Chwilę temu był świadkiem oddania się jej w ramiona nieznajomego. Przytulała go i zapewniała słowami, to oznaczało zdecydowanie bliską relację między dwojgiem. Wracała do niego wzrokiem szukając zapewnienia lub bezpieczeństwa, a teraz przedstawiła go najzwyczajniej w życiu jako „Samiel”. Co to za nietypowy układ?
        Odrobina zazdrości ukuła Verkę w serce, ale i przy tym zachował pełną twarz aktorstwa nie zdradzając się w żaden sposób. Był czujny, jeszcze stąpał po błotnistej ziemi w poszukiwaniu zagubionych elementów. Tlił tylko nadzieję, że rozpoczęte rozmowy wszystko wyjaśnią. W końcu zawód miał, jaki miał. Teraz de facto nie zajmował się zleceniami wprowadzania intryg i knucia, ale lisi intelekt wciąż działał bardzo sprawnie zmuszając go do czekania. Podstawą rozsądnego działania jest zebranie dużej ilości informacji, dopiero później można działać tak by nie popełnić błędu.
        - Samiel… - powtórzył cicho chcąc zapamiętać to imię.
        Jednak słowa wypowiedziane przez demona wprowadziły zmiennokształtnego w zakłopotanie. Tego już nie potrafił ukryć. „Uratował jej życie…” pomyślał wpatrując się w podróżnika. Iskierki kolejnej fali zazdrości zmieszały się z wewnętrznym poczuciem zawodu. To nie on był przy Leili, gdy potrzebowała pomocy tylko mężczyzna stojący przed nim. Chociaż bardzo nie chciał to był mu za to bardzo wdzięczny i to ostatnie uczucie w nim zwyciężyło.
        - Wiiiino! – załapała nagle Filipie, która gwałtownie obróciła się w stronę butelki. Lekkimi i jakże artystycznymi podskokami zbliżyła się do przedmiotu, który szybko przechwyciła. Wzrok jej się uniósł dostrzegając cierpiącą lutnie.
        - Ach… - przypomniał sobie Namir dostrzegając konsternację aktorki. – Wybacz, ja…
        Zamilkł, gdy w odpowiedzi skierowała ku niemu otwartą dłoń.
        - Nic nie mów – nakazała – Zaraz mi przejdzie – po czym z gwintu pociągnęły spory chełst alkoholu. Kończąc swój potężny łyk głośno westchnęła.
        – Już mi przeszło.
        I faktycznie, aktorka zyskała nową energię. Zwróciła się ku lisicy i chciała podarować butelkę, by na chwilę ją przytrzymała, ale z piskiem ulała odrobinę wina i tylko cud uratował trunek, że nie wywaliła go na bok.
        - Widzicie to?! – spytała, jakby co najmniej zobaczyła tarantule. Zarówno Namir, jak i Duil rozejrzeli się po okolicy poszukując źródła niebezpieczeństwa. Lisołak oberwał w brzuch butelką, którą chwycił i wreszcie odnalazł punkt nie strachu, lecz zachwytu Fui.
        - Co za piękne dłonie… - jęknęła wzruszona spoglądając na palce Leili. Chciała ich dotknąć, ale zahamowała swoje pragnienie jakby w obawie, że stłucze porcelanową figurkę.
        – Och… Idealnie zbiorą pajęczynę – zauważyła ciągnąc elfickim językiem, ale Verka szybko zwrócił ku sobie Filipie by już nie odlatywała w świat wyobraźni.
        - Ugośćmy naszych podróżników – zaproponował łagodnie, a Fui od razu rozpromieniała w szerokim uśmiechu.
        Klasnęła w dłonie podekscytowana nowymi znajomymi i od razu zaczęła szykować miejsca. Chciała przytoczyć jakiś nowy pieniek zgrabną nogą podwijając kieckę, ale Duilesgar pacnięciem odesłał ją do towarzyszy. Ona spłynęła dotykiem po ramionach przybyłej pary i ujmując ich za dłonie zbliżyła do fikuśnego wozu. Podsunęła także krzesełko zabierając miejsce Namirowi. W końcu Leila była dziewczyną! Nie znała kultury rudowłosej więc pragnęła dogodzić jej w jak najlepszych warunkach, omijając fakt, że byli w lesie i ignorując odzienie lisicy. Oczywiście, to jakie siedzenie sobie obrali należało już do ich wyboru. Kto, jak kto, ale Fui nie lubi ograniczeń. Chciała, aby czuli się swobodnie. Verka zaś czuł się dobrze tak samo na krześle, jak i na trawie.
        Elfka na moment przeprosiła towarzystwo, ale nieobecność aktorki nie trwała długo. Przyciągnęła za sobą Japkera, który przywitał nowych ukłonem. Filipie naprawdę roznosiło na boki, była tak zaoferowana nowymi okolicznościami. Chciała jeszcze zasięgnąć do wozu. Schyliła się na klęczkach chcąc coś wydłubać z podwozia, lecz szybko przerwała te walkę posyłając do tego Duilesgara. Rozmawiali ze sobą w ojczystym języku tocząc jakoś mało znaczącą sprzeczkę, ale Roc wygrała kolejną dyskusję tego dnia. Zajrzała jeszcze pod sterty materiałów w ich magicznym transporcie i wyciągnęła drewniane kubki. Radośnie usiadła między Namirem a Japkerem, tak by móc wpatrywać się w Leilę i Samiela. Była w tym geście niemiłosiernie nachalna, ale po którejś godzinie z kolei można się było do tego przyzwyczaić. Każdemu wcisnęła kubeczek i polała wina nie zważając na żadne odmowy. Przeco nie wypadało nie nalewać! Jedynie Japker uchronił się od swojej należności, jakby miał u artystki specjalnie względy. Pogłaskała go czule za uchem obdarowując elfa maślanym wzrokiem. Wzruszyła szczęśliwa ramionami po czym ponownie zwróciła błękitne oczy ku podróżnikom.
        Tę chwilę chaosu wykorzystał Namir. Gdy tylko trójka usiadła on ostatecznie zakończył wewnętrzną walkę i przełknął żal. Spojrzał na Samiela łagodnie, odpuścił.
        - Dziękuję – wyznał szczerze nie odrywając wzroku od demona. – Uratowałeś życie Leili, to jest dług nie do spłacenia.
        W tedy poczuł, że podmuch powietrza utkany z włosów Fui spoczął tuż obok niego. Rozsadzało ją od środka, co było doskonale widoczne, jak na dłoni. Verka wypuścił wydech nosem. Oczywiście, że Filipie była w stanie przeczekać. Jeżeli chcieli ze sobą porozmawiać to nie przeszkadzała. Jednak czaiłaby się niczym pantera w czarną noc by wreszcie wystrzelić słowotokiem, tak jak zawsze. Lisołak wolał mieć to już za sobą. Niech się wygada, a gdy się zaspokoi będą mogli brnąć dalej. O ile elfkę da się zaspokoić…
        Artystka widząc zielone światło zacisnęła piąstki z ekscytacji i gwałtownie pochyliła się w stronę towarzyszy.
        - Ach, Leila to twoja przyjaciółka z dzieciństwa tak? – spytała wpierw lisołaka obejmując jego dłonie i z istnym pragnieniem czekając na odpowiedź.
        Matko, jak boleśnie zabrzmiały te słowa. Nawet zmiennokształtny nie zdawał sobie z tego tak wcześniej sprawy, ale w jakiś sposób Filipie go w tym uświadomiła. Jego położeniu w relacjach.
        - Ta… - odparł nieco opornie.
        - Uczyłeś się u maga i nic mi nie powiedziałeś?! – wzburzyła się aktorka.
        - Aj… - zagryzł zęby Namir odchylając się nieco w bok niby to w ucieczce od swojej prześladowczyni. Sam o tym nie pamiętał jeszcze kilka minut temu. Nacierała do niego, a on potrzebował dobrych kilku tygodni by jakoś sobie poukładać utracone wspomnienia. Chyba było mu łatwiej w życiu z niektórymi defektami. – Nie ma się czym chwalić. Nie patrz tak na mnie. Nie, nie umiem czarować i sama mi powiedziałaś, że nie mam zgrabnych dłoni do zbierania twojej pajęczyny. Wychowywaliśmy się razem jakiś czas – powiedział ostatnie zdanie we wspólnej mowie, by nie pozostawić podróżników samych sobie.
        Fui przebadała wzrokiem lisołaka. Oj, czuła, że coś kręci jej tutaj nosem, ale ona była cierpliwa… Na sensacje zawsze była cierpliwa. Zagaiła więc do dwójki pozostawiając chwilę wytchnienia zmiennokształtnemu i zaczęła opowiadać o winach. Jedno posiadało kwiat lotosu, ale Duil wydostał jeszcze dwie butelki. One również miały w sobie roślinność. W jednej tkwiła gałąź cyprysu, a w ostatniej znajdował się wrzos. Wykonała standardowo krótką prezentację na ich temat, zaproponowała posiłek, była im w stanie usłać drogę różami spełniając każde życzenie ewidentnie zachęcając ich do pełnej śmiałości, a gdy skończyła wreszcie mogła przejść do konkretów.
        - Wybaczcie proszę moją ekscytację, ale to do prawdy niespotykane! Długo się nie widzieliście z Namirem? Czyż to nie zaskakujące! Spotkać się po kilku latach w takich okolicznościach! – klasnęła w dłonie wyraźne podzielając ich szczęścia, a nawet chyba jeszcze bardziej niż dwójka lisołaków.
        - Samiel, mówiłeś, że uratowałeś Leilę. I to dwa razy! – zagaiła odważnie.
        - Jak to się stało? – spytała podekscytowana. – Rycerzem na białym koniu nie jesteś, ale to świetnie! Tacy bohaterowie z krwi i kości są jeszcze lepsi! Bo przynajmniej prawdziwi... Ach, żeby mnie ktoś tak kiedyś uratował!
Awatar użytkownika
Leila
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje: Artysta , Kurtyzana , Zabójca
Kontakt:

Post autor: Leila »

        Gdy Samiel dość zgrabnie uzupełnił jej nieudolną prezentację, uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością. Mentor, ładnie brzmi i nawet mu pasuje. Słysząc jednak jak wspomina, że uratował jej życie, spuściła wzrok zawstydzona, nie chcąc już nawet poprawiać mężczyzny, że ona doliczyła się trzech razy. W końcu nie wiadomo, co stałoby się z nią i tą pozostałą dwójką w zamku Xama, gdyby Samiel nie pojawił się tam przypadkiem i zupełnie niespodziewanie nie zakończył życia maga podczas kolacji. Później byli ci rozbójnicy w lesie no i to nieszczęsne porwanie. Lisołaczka zmieszała się, widząc z perspektywy czasu kolejny powód, dla którego Zabójca mógł nie chcieć wcześniej mieć z nią więcej do czynienia. Przecież ona ciągle pakowała się w jakieś tarapaty! Jak można być aż tak pechową (lub co gorsza, nieudolną życiowo) osobą? Zdecydowanie musi się wziąć porządnie za naukę walki, bo On nie zawsze będzie przy niej, by ją ochronić, a i Leila nie chciała być tą, którą zawsze trzeba ratować. W ciągu tej krótkiej chwili zdążyła więc podjąć mocne postanowienie, by uczyć się jeszcze pilniej i nie dać się więcej tak zaskoczyć, jak przed chwilą. Nawet jeśli zobaczy kolejną znajomą osobę, będzie czujna.
        Leila odwróciła się w stronę elfów, słysząc donośny głos Felipie, i obserwowała ją z lekkim uśmiechem na ustach, nie mogąc się powstrzymać. Kobieta może i była ekscentryczna, ale bardzo otwarta, w przeciwieństwie do lisołaczki, dlatego ta obserwowała teraz aktorkę z zainteresowaniem, łowiąc wszelkie jej reakcje. Chociaż czuła się tutaj zupełnie nie na miejscu, jak intruz w czyjejś rodzinie, miło było chociaż na chwilę zajrzeć za kulisy, do beztroskiego, radosnego świata innych. Wesoło wygięte kąciki ust opadły jednak na chwilę, gdy Felipie pisnęła i doskoczyła do niczego nie spodziewającej się rudej dziewczyny. Leila szukała przez chwilę wzrokiem tego, co tak wystraszyło elfkę, jednak okazało się, że były to jej własne dłonie, a okrzyk kobiety miał wyrażać zachwyt, nie strach. Nie rozumiała jednak zupełnie jej słów, a gdy szukała wzrokiem wyjaśnień u Namira, dostrzegła jedynie, jak ten uspokaja towarzyszkę, a po chwili rozpoczęła się mała krzątanina, związana z usadzaniem przybyłych, czyli w tym przypadku jej i Samiela.
        Gdy jej protesty, że wcale nie trzeba odstępować jej miejsca, spełzły na niczym, Leila ostrożnie usiadła na dziwnym mebelku, wyglądając dość oryginalnie, siedząc wyprostowana jak struna, ze złączonymi kolanami, na małym składanym krzesełku. Z widocznym zmieszaniem przyjmowała świdrujące spojrzenie elfki, uciekając co chwila spojrzeniem, by po chwili znów zerknąć na kobietę, by sprawdzić, czy ta nadal się w nią wpatruje tak intensywnie. Kubek wina okazał się o dziwo błogosławieństwem i Leila szybko schowała za nim twarz, upijając kilka łyków. Spodziewała się, że jej usta wykrzywią się lekko, po zetknięciu z cierpkim (tak sądziła) napojem, w końcu nigdy wcześniej nie piła alkoholu. Zamiast tego jednak poczuła słodki, ale lekki smak wina, które uderzyło w jej nozdrza mocnym kwiatowym zapachem. To z pewnością było coś innego, niż w tych beczułkach, które z zamiłowaniem opróżniał Dothr, a później śmierdział strasznie zepsutymi owocami. Nie, to zdecydowanie było bardzo smaczne.
        Leila objęła kubek dłońmi i oparła je na kolanach, przyglądając się w milczeniu pozostałym. Obserwowała jak Felipie przygląda się słodkim wzrokiem elfowi, którego przedstawiła wcześniej, jako Japkiera, gdy usłyszała słowa Nemira, tym razem we wspólnej mowie. Wychyliła się lekko, by spojrzeć na niego zza Samiela i uśmiechnęła się lekko, do siebie. Lisołak też zawsze się o nią troszczył, co na ich treningach zakrawało czasem wręcz o protekcjonalne traktowanie i nie raz zwróciła mu na to uwagę. Ale tym razem troska w jego głosie nie rozdrażniła jej tylko rozczuliła. Naprawdę za nim tęskniła przez te wszystkie lata, w końcu nie było im nawet dane się pożegnać. Opuszczenie posiadłości Arsena pamiętała jak przez mgłę, zbyt wówczas przestraszona, by rozglądać się za przyjacielem. A później mogła już jedynie żałować, że podczas ich ostatniej rozmowy nie wiedziała, że więcej się nie zobaczą. Może mogłaby go ostrzec, że coś jest nie tak. A właściwie…przecież nawet nie wiedziała, co z działo się później z Namirem! Musi zapytać go o tyle rzeczy, jak długo jeszcze był w posiadłości, jaka przyszłość na niego czekała.. w końcu może tylko jej się nie poszczęściło? Przecież gdy odeszło kilka dziewczyn z jej grupy, Arsen powiedział, że dostały się do specjalnej szkoły tanecznej i tam będą dalej się uczyć. To było przecież coś, prawda? Okazja i ogromna szansa.
        Dziewczyna zdała sobie sprawę, że wpatruje się pustym wzrokiem w przestrzeń i potrząsnęła rudymi włosami, otrząsając się z zamyślenia. Nie ma co pogrążać się w przeszłości. W wolnej chwili porozmawia z Namirem i dowie się, co się z nim działo przez te lata. Widząc, że Felipie na moment odciągnęła uwagę lisołaka, Leila nachyliła się do Samiela.
        - Nie masz nic przeciwko, żeby chwilę tutaj zostać? Chciałabym chociaż dowiedzieć się, co się działo z Namirem po tym, jak się rozdzieliliśmy – zapytała szeptem, opierając brodę na jego ramieniu. – Poza tym są całkiem przyjaźni, nie uważasz? A to wino jest pyszne – uśmiechnęła się i upiła łyk ze swojego kubka.
        Mimowolnie wychwyciła kilka słów wspólnej mowy i zwróciła spojrzenie na lisołaka, który jej się przyglądał. Skinęła lekko głową, potwierdzając jego słowa, a później zastanowiła się chwilę nad pytaniem elfki, ubierając myśli w słowa.
        - Ostatni raz widzieliśmy się sześć lat temu. I szczerze mówiąc nie spodziewałam się, że się jeszcze spotkamy, ale cieszę się, że tak się stało – powiedziała, wyginając lekko usta w nieśmiałym uśmiechu. Nie chciała przy wszystkim wypytywać chłopaka o jego losy, więc pozwoliła Felipie przeskoczyć na inny temat, jednocześnie trochę rzucając jej Zabójcę na pożarcie, gdy schowała się za nim już zupełnie. Może i poznała elfkę dopiero przed chwilą, ale coś czuła, że ona i tak nie odpuści, a Leili niespecjalnie w smak było opowiadanie o swoich strachach. Co innego Samiel, on mógł to obrócić w opis walki, który z pewnością usatysfakcjonowałby głodną sensacji kobietę. Lisołaczka tymczasem, tuląc wciąż do siebie kubek, opuściła swoje krzesełko i podeszła do Namira, siadając obok niego, z wzrokiem utkwionym w chłopaku. Chociaż w głowie kłębiły jej się tysiące pytań, milczała przez dłuższą chwilę, nie wiedząc od czego zacząć.
        - Hej – mruknęła w końcu i uśmiechnęła się niepewnie, przygryzając zaraz wargę i odwracając spojrzenie. Ależ z niej dzieciak. Przecież znali się niemal całe życie, czego ona się obawiała? W końcu na Namirze ponownie spoczęły jej błękitne oczy.
        - Co się z Tobą stało, po tym jak mnie zabrali? – zapytała w końcu wprost, łącząc w tych słowach chyba wszystkie wątpliwości, jakie miała w sercu. Czy wiedział, że zniknęła? Wiedział gdzie ją zabrali? Jak długo sam został jeszcze w zamku? Czy jego też ktoś stamtąd zabrał wbrew jego woli? Przecież był od niej chyba siedem lat starszy, na pewno nie potraktowali go tak protekcjonalnie jak jej, z pewnością powiedzieli mu, co się z nim stanie. Ona była wtedy tak młoda, że nawet w momencie, gdy zakładano jej obrożę na szyję, liczyła że to wcale nie jest zły znak. Przełknęła ślinę na złe wspomnienie i utopiła wzrok w winie, po chwili mocząc w nim też usta. Chciała żeby jej wszystko opowiedział.
Awatar użytkownika
Samiel
Kroczący pośród cudzych Marzeń
Posty: 431
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Skrytobójca , Wędrowiec , Najemnik
Kontakt:

Post autor: Samiel »

Wzruszył lekko ramionami, jakby uratowanie życia lisołaczce, i to więcej niż raz, nie było dla niego czymś trudnym i wymagającym. Właściwie, właśnie tak było. Pierwszą śmierć, którą na kogoś sprowadził i, którą widziała też Ruda, była zwykłą egzekucją. Precyzyjną, bez cienia zawahania ze strony Samiela i naprawdę szybką, ale wciąż egzekucją. Demon był profesjonalistą, jeśli chodzi o takie rzeczy.
         – Tak… Nie musisz dziękować, Leila zrobiła to już wcześniej – powiedział do Namira, nawet uśmiechnął się lekko. Osobiście uważał, że nie ma długu, którego nie da się spłacić w taki albo inny sposób. Po prostu niektóre są trudniejsze do spłacenia niż inne. Przemieniony właśnie tak myślał, jednak nie podzielił się tym z innymi. On miał swoje przekonania, a oni swoje. Niby nie próbowałby przekonać ich do tego, żeby zaczęli myśleć tak, jak on, ale zawsze istniała możliwość, że ktoś może mieć problem z jego sposobem myślenia.

Upił nieco wina, chcąc go spróbować. Ostatnio pijał wyłącznie wodę, więc taki trunek powinien być miłą odmianą. Po elfce i jej zachowaniu spodziewał się raczej czegoś z rodzaju słodkich win. Nie pomylił się, bo wyczuł coś, co stanowiło mieszankę zapachu kwiatów, a zmysł smaku od razu wyczuł słodkość napoju. Właściwie, wolał coś takiego od cierpkości zwykłego wina. Upił kolejny łyk, a chwilę później poczuł, jak jakiś ciężar spoczywa na jego ramieniu. Spojrzał w tamtym kierunku i zobaczył tam znajome spojrzenie oczu o kolorze jasnego błękitu.
         – Nie mam nic przeciwko temu. Nigdzie się nie spieszymy, nikt nas nie goni. Możemy tu chwilę zostać – odpowiedział, cały czas spoglądając jej w oczy.
         – Filipie jest… specyficzna, ale mogę się zgodzić z tym, że wino jest dobre – dodał cicho, aby elfka go nie usłyszała, i uśmiechnął się słabo. Odzwyczaił się od kącików ust wędrujących w górę i tworzących na jego twarzy uśmiechy. Dlatego teraz dziwnie się czuł, gdy coś takiego działo się z jego ustami, w dodatku zaczął odnosić wrażenie, że zaczął robić to trochę częściej, od kiedy droga jego przeznaczenia przecięła się z taką samą drogą lisołaczki, a później obie połączyły się w jedną. Chciał powiedzieć coś jeszcze, może znowu coś na temat długouchej albo związanego z Namirem. Wspomniana wcześniej elfka przeszkodziła mu w tym, gdy otwarcie zapytała Rudą o to, jak długo ona i Namir nie widzieli się i tak dalej. Przemieniony, czekając na odpowiedź dziewczyny, znowu napił się wina.

Później przyszła kolej na niego. Filipie, zadawała zdecydowanie za dużo pytań. Tym razem przeszła na temat ratowania zmiennokształtnej przez niego. Samiel musiał zastanowić się, jak ubrać to w słowa, aby nie musieć mówić o tym, iż jest skrytobójcą. Zawsze mógłby powiedzieć, że po prostu walczy sztyletami, jednak nie oznaczałoby to tego, że zaczęłyby się domysły i pytania o to, czym się zajmuje, skąd bierze pieniądze i tak dalej.
         – Dwa albo trzy… Co do jednego nie jestem do końca pewien, czy byłby to ratunek. Dlatego uznajmy, że były dwa – powiedział najpierw, zanim jeszcze usłyszał to, co elfka powiedziała później.
Nie odezwał się, nie odpowiedział na jej pytanie, bo zamiast tego parsknął śmiechem. I to tak… dość szczerze, jeśli brać pod uwagę to, że rzadko się śmieje, a i uśmiech nie jest częstym gościem na jego twarzy.
         – Przepraszam – powiedział szybko, krótką chwilę po tym, jak opanował emocje. Co zresztą także nie zajęło mu dużo.
         – Naprawdę daleko mi i moim cechom do bycia kimś, kogo można nazwać bohaterem. Gdybym występował w jakiejś sztuce, pewnie byłbym pomocnikiem tego złego – wyjaśnił. Nie miał zamiaru mówić o tym więcej, bo musiałby powiedzieć coś jeszcze o sobie. A o tym, że temat jest dla niego skończony, świadczyło to, że nagle uciął zdanie i zamilkł.
         – W wyniku pewnego zdarzenia wyzwolił się impuls magiczny, który przeniósł mnie i Leilę w to samo miejsce. Podróżowaliśmy lasem i po jakimś czasie znalazła nas, a raczej wytropiła, niewielka grupa mężczyzn, która chciała zgarnąć nagrodę za złapanie dziewczyny i odeskortowanie jej w miejsce, w którym niby miał przebywać ktoś, kto nazywał siebie jej ojcem. Stanowili zagrożenie, więc ich zabiłem. Wyjątkowo słabo walczyli, jak na łowców nagród, którymi najpewniej byli – opowiedział pierwszą część, a gdy wspomniał o tym, że zabił tamtą grupę mężczyzn, wzruszył ramionami, jakby to nie było nic specjalnego i jakby w ogóle nie przejął się tym, że odebrał komuś życie. Nie przejmował się, właściwie nie obchodziło go to zupełnie, jednak oni nie mogli tego wiedzieć.
         – Później dotarliśmy do Adrionu i inna grupa mężczyzn zauważyła Leilę i skojarzyła ją z ogłoszeniem. Porwali ją i ukryli się w jednym z opuszczonych budynków. Z pomocą magicznego stworzenia, które towarzyszyło elfowi poznanemu przez nas w mieście, udało nam się dotrzeć do budynku, w którym ją trzymali. Ich też zabiłem – zakończył krótką opowieść. Ostatnie zdanie wypowiedział bez emocji, przez co mogło spotkać się z dziwnym przyjęciem, a słuchający go mogli odnieść jeszcze większe wrażenie, że Samiel już dawno ma za sobą okres, gdy przejmował się tym, że ktoś został przez niego zabity. Spokój, z jakim mówił o tym wszystkim i ton głosu, który był nieco przyciszony, mogły nadać historii nieco ukrytego, mrocznego wydźwięku. On sam, czyli osoba, która to opowiadała, także miał w sobie mrok.

Nieco zaschło mu w gardle, więc postanowił się napić.
         – Mam nadzieję, że nie spodziewaliście się opowieści pełnej heroizmu i innych rzeczy i cech, które posiada „rycerz na białym koniu” - odezwał się, przesuwając wzrokiem po każdym, kto słuchał tego, o czym mówił.
Awatar użytkownika
Namir
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 60
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Namir »

        Aż niemożliwym było wytworzenie tak dwóch skrajnych obrazów na tak małej przestrzeni. Namir wyznawał własne prawdy więc nie mógł skupić się na szczegółach opowieści Samiela, ale wyłapał ogólne rzucane hasła. Najemnicy, ojciec i próba złapania Leili. Krew zalewała go od środka. Nie mógł uwierzyć, że Arsen jest tak upierdliwą świnią. Przecież mógł stworzyć kolejne lisołaki i pozostawić ją w spokoju, a jednak działo się inaczej. Właściwie w tym momencie w Verce zrodziła się chęć powrotu do posiadłości by ukrócić dupkowi łeb. Kolejni rudzi zmiennokształtni przeżywające podobne roszczenia życiowe? Ach, tak przecież nie mogło być. Teraz jednakże nie był czas na polemizowanie z zemstą. W tym momencie najważniejsza była dla lisołaka wspólna relacja z Leilą.
        U boku zaś, z oczami jak złote gryfy, siedziała wiecznie niespełniona artystka. Początkowo nieco się zdziwiła reakcją demona. Mrugnęła kilka razy w niezrozumieniu, ale szybko odwzajemniła to szerokim uśmiechem.
        - Och, Samiel! No nie wstydź się tak! – machnęła uroczo ręką. – Nie żyjemy przecież w imaginacji pisanych sztuk. Tutaj wystarczy, że dasz głodnemu chleb, a w oczach biednego staniesz się bohaterem. To takie… małe bohaterstwo. Nie zrozum mnie źle, bardzo sobie je cenię, ale…ale… ale to co ty zrobiłeś! Uratowałeś życie! – zachwyciła przysuwając się z zainteresowaniem nieco bliżej do swojego rozmówcy.
        - Mówisz, że dobrze byś czuł się w roli pomocnika złego? – zagaiła mocno zaintrygowana delikatnie pochylając się ku mężczyźnie.
        Z bliznami na twarzy, z mieczem w ręku – tak! To by doskonale pasowało Filipie! Powędrowała spojrzeniem po sylwetce przemienionego. Gdzie ten jego długi miecz? Pokiwała się, to na prawo, to na lewo, nie przestając oczywiście słuchać Samiela. Prędzej by przerwała oględziny niż możliwość usłyszenia historii prawdziwego herosa!
        Twarz elfki zdradziła się, gdy dostrzegła coś krótszego od ów miecza. Znała się tak samo na orężu, jak zapewne Samiel na sztuce. Dobrze, że chociaż wiedziała, co to jest sztylet i że to ostrze może mieć różne długości.
        - Czyli połączyła was magia? – spytała wprost, teraz przenosząc wzrok na demona. – Przypadek was połączył! – zachichotała z zadowoleniem.
        Przeżywała dosłownie każdą linijkę jego zdania zupełnie tak, jakby czytała właśnie książkę i komentowała ją w głos. W bogatej wyobraźni Roc Fui zrodziły się nawet niewymienione smoki, ale ładnie wyglądały ona w tle walki. Wiedziała doskonale, że trochę sobie koloryzuje w głowie, ale przecież nikt nie musiał o tym wiedzieć! Chociaż Duilesgar najwidoczniej się domyślał, bo sięgnął po wino. Z kwiatem lotosu szybko przełknął, potrzebował nieco bardziej cierpkiego trunku by ugasić przesłodzony obraz Filipie. Otworzył tę z gałęzią Cypru i wcale sobie nie żałował wlewając cały kubek. Dobrze, że Roc tego nie widziała, bo by zbeształa go jak burego psa za brak kultury. Wino trza smakować! A Duil po prostu chciał zapić widok.
        Artystka mamrotała do siebie wypowiadane przez Samiela słowa. „Grupa mężczyzn”, „złapanie dziewczyny”, „odeskortowanie „ (swoją drogą – nie wiedziała co to znaczy, ale brzmiało iście szaleńczo i niebezpiecznie!), „ojciec”, „łowcy nagród” … Elfka z każdym wyrazem była coraz bliżej demona, a jej oczy rosły z powodu rzucanych przez opowieść emocji. Mogła sprawić wrażenie, że nie może w to wszystko uwierzyć!
        - Porwali ją?! – uniosła głos zaciskając ręce na jego kolanie. Chyba zapomniała, że wymieniona „ona” siedzi kilka stóp dalej.
        - Mam nadzieję, że pościnałeś im łby! – niemalże krzyknęła szarpiąc delikatnie nogawkę męskich spodni, a gdy już skończył opowiadać ona dosłownie rozpłynęła się na jego udzie.
        Ułożyła dłoń na dłoni i podparła sobie o nie brodę. Milczała próbując zebrać się po tym co usłyszała.
        - Niesamowite… - szepnęła zaczarowanie.
        Zapewne zostałaby w tej pozycji na dłużej, gdyby Duliesgar znacząco nie odchrząknął. Filipie wyprostowała się, oczywiście przy użyciu kolana Samiela jako podpórki i spojrzała na swojego współpracownika. Posłała mu karcącą minę, bo nie rozumiała o co mu chodzi!
        Napiła się wina dla ugaszenia rozpalonego serca, po czym na nowo zwróciła się do przemienionego.
        - Na co ci koń, jak masz tak sprawne, wysportowane, gorące ciało!
        Następnie pierwszy raz podczas spotkania Roc się zawahała, ale jak to Roc, nie potrafiła nie być wścibska.
        - Zabiłeś ich tą samą bronią? – wskazała palcem na pochwy sztyletów nie skracając sobie grzecznie drogi gdzieś bokiem, a wciąż namiętnie dotykając Samiela. Kobieta kompletnie nie robiła tego w jakikolwiek sposób specjalnie czy świadomie. Potrafiła przenieść ideę doświadczenia poprzez dotyk na każdej możliwej płaszczyźnie.
        Duilesgar postanowił odratować Samiela z sytuacji. A może raczej Filipie? Bo czy Leila wewnętrznie nie odczuwała chęci powyrywania jej włosów? Tego nie wiedział, ale wolał działać mocno zapobiegawczo.
        - Brr! – wzdrygnął się elf. – Filipie powiem ci, że to wino odzwierciedla dokładnie całą opowieść Samiela.
        Filipie spojrzała na artystę. Pomarszczyła trochę nos i nie po kobiecemu brwi, ale ostatecznie dała złapać się w tę małą zasadzkę. Duil wiele ryzykował. Fui niekoniecznie musiała mieć podobne zdanie. Pochyliła się w stronę uszatego i upiła łyk z jego kubka. Od razu westchnęła mocno zaskoczona tym, jak bardzo ma rację!
        - Ach! Faktycznie! – obejrzała butelkę ostatecznie odlepiając się od demona, ale tylko ciałem, bo niebieskie oczy ponownie zaczęły go prześladować.
        - Smakuje jak krew twoich zabitych przeciwników… Jak ostrze przecinające ciała, jak honor wojownika i jak ryzyko oddania za kogoś życia – mówiła z pasją do demona.
        - Duilesgar Zortwilkan! – żachnęła się nagle artystka. – Dlaczego mi nie przeżywamy podobnych zdarzeń?!
        Wywołany elf spojrzał na nią z drobnym niedowierzaniem.
        - Nie martw się – odpowiedział opryskliwie. – Masz obok siebie dziewczynę, za którą wyznaczono cenę oraz mężczyznę z bronią, który ją bronił – dodał bez namysłu i szybko tego pożałował.
        Duil zakrył usta, a następnie przeklął własny, nieokiełznany język. Filipie zaś rozpaliła się na nowo! Zaciągnęła się chełstem powietrza z obecnego ich położenia. Właśnie! Szukają Leili! Jacyś najemnicy! To musi skończyć się przygodą!
        - Och tak! – wyszeptała z piskiem.
         „Och nie…” pomyślał Duil.
        - Nadal was… ehm… szukają Leili? – spytała Samiela.

***

        Namir widząc, że Leila wstała powędrował za nią wzrokiem delikatnie zaskoczony punktem końcowym znajdującym się tuż obok niego. Matko, on chyba wciąż ma wrażenie, że istnieje w jakiejś nierealnej rzeczywistości. Będzie musiał jeszcze raz uwierzyć w ich przypadkowe spotkanie.
        To właśnie najbardziej go dziwiło. Nie znalazł jej w szponach niebezpieczeństwa ani będącej zniewoloną przez jakiegoś paskudnego humanoida. Nie. Spotkali się tak po prostu, w lesie, całkiem niespodziewanie, z najzwyczajniejszego w swoim zwyczaju przypadku, jakby mijali się na jednej z uliczek miast nie widząc zaledwie kilka zachodów słońca. Minęło jednakże sześć lat, a on wciągu tego czasu popełnił więcej głupich decyzji niż niejeden czarodziej mający na karku kilkaset wiosen. Chociaż nie był w stanie wszystkiego zliczyć, gdyż początku swojej wolności nie pamięta dokładnie, bo i te wspomnienia załapały się na częściową amnezję.
        Uśmiechnął się do dziewczyny na swój już mocno obyty lisi sposób – nieco luzacko, nieco przebiegle, odrobinę nonszalancko, ale to co zdradzało jego przeszłość to uniesiony wyżej prawy kącik ust wskazujący pewność siebie. Urodził się z tym mankamentem i chyba żadne magiczne sztuczki Arsena nie mogły tego zmienić.
        - Hej – odpowiedział pewnie, chociaż łagodnie.
        Widział, że Leilę zżera nieśmiałość, ale nigdy mu to nie przeszkadzało. Nie naciskał na lisicę. Potrzebowała odrobinę czasu by zebrać się w sobie więc pozostawił jej odrobinę przestrzeni do pozbierania myśli. Jednak to on został zbity z tropu bezpośrednim pytaniem zmiennokształtnej. Widać to było po jego twarzy, którą zdradziło ów zaskoczenie. Naprawdę nie nadążał nad logicznością dalszych zdarzeń. Przecież Verka słynie z przewidywania, cóż to takiego może nastąpić po konkretnym działaniu – w końcu za to mu płacono, a teraz nie może odnaleźć własnych myśli powstałą sytuacją. W głowie miał straszliwy burdel, dla którego potrzebował czasu do uporządkowania. Może to właśnie on powoduje u niego takie zaćmienie umysłu, a może to ten brak przygotowania na ich spotkanie był przyczyną mętliku i ogłupienia?
        Rzucił spojrzenie gdzieś przed siebie i przeczesał włosy palcami przy okazji przecierając twarz. Wypuścił powietrze nosem. Próbował zebrać w głowie te kilka wspomnień i szczepić w jedną, chronologiczną całość. Pozornie łatwe pytanie okazało się bardzo trudne.
        A trudność jego nie polegała tylko na amnezji, ale też na tym, co de facto rzeczywiście działo się przez te wszystkie lata w posiadłości, a co przyczyniło się do dalszych wydarzeń w życiu lisołaka. Namir zdawał sobie doskonale z tego sprawę i nie potrzebował dokładnych obrazów przeszłości, chociaż one automatycznie go nękały. Po raz kolejny wpadł w sidła zdania sobie sprawy z tego co czuje, tylko brakowało mu wizualizacji, która gdzieś kręciła się po jego głowie.
        - Ja… - zaczął mało zgrabnie przenosząc spojrzenie na Leilę.
        Wpatrywała się w niego bezlitośnie zwyczajnie, zainteresowana a zarazem zmartwiona tym wolnym od swojego towarzystwa czasem. Widział, że rodzą się w niej zagwozdki, bardzo podobne do tego, które sam w sobie nosi. Co działo się przez te sześć lat? To pytanie zawierało właśnie te tysiące innych. Był przeco dobrym aktorem i mógł ją kłamać w żywe oczy, ale nie potrafił. Wiedział, że jeżeli wyzna jej teraz całą prawdę ryzykuje bardzo wiele. Ich splątane drogi mogą się za chwilę rozejść, ale ona nie zasługiwała na złudzenia. Już raz kiedyś żyła w czystej imaginacji, co zakończyło się sprzedażą w pełni nieświadomej dziewczyny. Nie miał serca wmawiać przyjaciółce sprzed lat, że o niczym nie wiedział, że go też sprzedali albo inne realne bzdury. Do teraz nie był pewien czy w tamtym momencie powinna wiedzieć o handlu lisołakami. Miała ledwie dwanaście lat i była tak delikatnym kwiatem, ale podjął już w tamtym czasie decyzje o jej wolności. Mógł więc to zrobić nie kilka godzin, lecz miesięcy wcześniej. Poinformować ją o prawdziwym celu ich istnienia. Zwlekał, bo układał plan idealny - jednorazowej ucieczki dla Leili. Niestety nie mógł cofnąć czasu i spóźnił się.
        - … uciekłem. – Wyznał w końcu wprost, z ciężkim sercem.
Odnalazł się w myślach. Przewidywał kolejną falę pytań ze strony Leili. Wyznając te prawdę miał wrażenie, że sam teraz wychodzi na wolność. To, co gniotło jego serce przez te wszystkie lata teraz ustępowało. Czuł się lżejszy o te kilka kilogramów. Nareszcie ma okazję wyjaśnić lisicy to, co nie dane mu było sześć lat wcześniej.
        Spojrzał na kubek z winem i zakręcił trunkiem po jego brzegach. Dojrzał swoje odbicie w winie. Jest lisem, ale nie kłamcą. Nie wobec swoich, szczególnie nie wobec Leili.
        - Nie liczyłem czasu. Nie patrzyłem na to, kiedy wstaje słońce i kiedy zachodzi. Było mi to obojętne, poza tym szczerze mówiąc, gdy cię zabrano zamknęli mnie w izolatce. Widziałem, jak wyprowadza cię ten… dupek – niemalże warknął zwierzęco przykryty cieniem drzew nie przypominając ani odrobinę tego znanego Namira. Podniósł jednak głowę i przełykając wściekłość mówił dalej.
        - Leila… - zwrócił się do niej patrząc na lisicę tak, jak nigdy wcześniej. Niczym nienaruszona powaga zwiastująca trudną do strawienia prawdę.
        - Wiedziałem, że cię sprzedali. – Wyrzucił z siebie.
        - Już jako młody szczyl podejrzewałem, że wcale nie tworzą nas dla wielkich scen. Żadna dziewczyna, która „dostała się do szkoły” by zdobyć prestiż, nigdy się nie odezwała, nigdy nie wysłała listu, a żaden młodzian ani razu nie pojawił się na koniu w rycerskiej zbroi. Nikt nie wracał, nikt nie dawał oznak życia. Było nas tylu… Nie mogłem uwierzyć, że żaden brat i żadna siostra o nas nie pamięta. Później już przestałem zakładać teorię, a intuicyjnie wiedziałem, że prawda jest zupełnie inna, że jesteśmy tylko towarem. Widziałem to w oczach Ingrid, która nigdy mi nie przytaknęła, ale z nią od zawsze miałem specyficzną więź. Sama z resztą wiesz… Była niczym matka w tym całym stadzie strażników. Te wszystkie miesięczne kary, które obchodziłem u Arsena, to za to, że za bardzo grzebałem po murach posiadłości. Tę ostatnią, szczególnie wycieńczającą i równy rok przed twoim zniknięciem, dostałem, ponieważ podjąłem się próby uwolnienia kilku chłopaków, a zostałem złapany tylko ja. Nie miałem zamiaru w tedy uciekać, to był za mało dopracowany plan, ale oni naciskali bym im pomógł, bo mógłbym zbudować naszą posiadłość kamień po kamieniu. Poza tym… Bez ciebie nigdy bym stamtąd nie wyszedł. Cały plan, tak czy siak, nie powiódł się… Dlatego jeszcze długo zwlekałem z moją kolejną decyzją, która dotyczyła ciebie. Chciałem… chciałem dać ci wolność. Nie mogłem patrzeć na to, jak żyjesz tak beztrosko w wykreowanym sztucznie obrazie. Gdy tańczyłaś nie stawałaś się połyskiem na scenie, a widziałem jedynie kraty zniewolenia. Arsen doskonale zabezpieczał mury byśmy nie mogli uciekać, co tylko utrudniało mi całe rozplanowanie. Przygotowałem się więc perfekcyjnie biorąc pod uwagę każde możliwe założenia oraz wszelkie wyjścia z sytuacji, ale nie przewidziałem tylko jednej rzeczy. Twojej sprzedaży… W dniu, w którym miałem opowiedzieć ci o tym wszystkim i pomóc ci uciec widziałem, jak jesteś wyprowadzana. Wpadłem w zwierzęcy szał, nie spoglądałem na nic. Wybiłem nawet jeden witraż, obaliłem strażnika, ale gdy dotarłem do bramy nie było ani wozu… ani ciebie… Zamknięto mnie w izolatce nim wpadłem w całkowity szał, a gdy mnie wypuszczono uciekłem wykorzystując po części ten plan, który przygotowałem dla ciebie – Namir zamilkł próbując złapać oddech w swoim paskudnie szczerym monologu.
        - Pewnie zapytasz się, dlaczego nie powiedziałem ci wcześniej, o tej sprzedaży – podjął na nowo –Miałem ku temu tyle powodów, że trudno wyznaczyć dominujący argument. Byłaś bardzo młoda i delikatna, nie byłem pewien czy mi w to uwierzysz. Nie potrafiłem ubrać w słowa tej prawdy, nie wiedziałem za bardzo, jak ci to wyznać, ale najgorsze było to, że nie chciałem skraść ci snu z powiek. Gdybyś dowiedziała się o tym wcześniej to leżałabyś w nocy zajadając się faktami, odliczała dni do wolności albo zastanawiała czy kiedykolwiek dane ci będzie wyjść poza mur. Nękałyby cię te same myśli, które nastręczały mnie. Męczyłem się niemiłosiernie zmartwiony złapaniem mnie na gorącym uczynku. Arsen nie zdobył żadnego perfidnego dowodu na to, że chciałem albo pomagałem komuś uciec, ale ta odpowiedzialność wyżerała od środka. Miałem dać ci wolność, a zamiast tego pamiętam tylko obraz wyprowadzenia cię z posiadłości. Może gdybym wprowadził mój plan w życie dzień wcześnie albo powiedział chociaż o sprzedaży to dziś nie spotykalibyśmy się z przypadku w lesie… Tylko już dawno wędrowali po nim razem.
        Czy teraz go nienawidzi?
Awatar użytkownika
Leila
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje: Artysta , Kurtyzana , Zabójca
Kontakt:

Post autor: Leila »

        Leila niestety miała jeszcze wino w ustach, gdy usłyszała ten dziwny i obcy, a jednocześnie znajomy dźwięk. Samiel parsknął śmiechem, a biedna lisołaczka z zaskoczenia zakrztusiła się słodkim napojem, spoglądając na niego wielkimi oczami. Raz tylko słyszała, jak się szczerze zaśmiał, gdy przemieniła się w lisa i hasała radośnie po łóżku. Teraz jednak do jego repertuaru musiała dodać to rozbawione parsknięcie, tak nietypowo brzmiące w ustach poważnego zawsze Zabójcy. Szybciej złapała oddech dzięki delikatnemu, ale dość zdecydowanemu klepnięciu w plecy przez Namira, który wyglądał na równie zaskoczonego jej reakcją, jak ona śmiechem Samiela. Nie spojrzała jednak nawet na lisołaka, z zaciśniętymi w niezadowoleniu ustami śledząc ruchy elfki, a zwłaszcza jej dłonie, które niby w zwolnionym tempie zaciskały się na udzie Demona. Nawet świadomość, że Felipie ma nieco inny pogląd na przestrzeń osobistą innych, nie pomógł ukoić zazdrości kłującej serce lisołaczki. Chociaż jej znikoma pewność siebie nie pozwalała na określenie konkretnymi słowami tej romantycznej strony jej relacji z Zabójcą, Leila mimo wszystko była świadoma jej istnienia i chociaż nie przyzna się do tego głośno, chciała by i on tak myślał. To zabawne, jak przy Namirze czuła się wciąż dzieckiem, mimo że był od niej starszy raptem kilka lat, podczas gdy nie widziała żadnych przeszkód wiekowych w swoich stosunkach z kilkusetletnim demonem. O jejku, był trochę starszy, co z tego? Powiedział, że mu na niej zależy, a to przecież coś! Nikomu przecież na niej nie zależało..
        Jednym uchem słuchała jak Samiel opowiada o ich przygodach i, gdy Felipie rozpływała się nad walecznością swojego rozmówcy, aż musiała się ugryźć w język, by nie krzyknąć, że i ona zabiła jednego z porywaczy. Na szczęście szybko zdała sobie sprawę, że od razu pożałowałaby swojej wyrywności, więc zamiast się wtrącać w nie swoją rozmowę, powróciła spojrzeniem do Namira. W ten sposób zupełnie umknęło jej jego silne zmieszanie i gdy chłopak znów zaczął mówić, wpatrywała się w niego z czystym zaciekawieniem i sympatią w oczach.
        Chociaż pauza między jego pierwszymi słowami była długa, Leila nie poganiała go. Domyślała się, że on również mógł wiele przejść i wówczas mówienie o tym nie byłoby dla niego łatwe. Albo może przydarzyło mu się tyle wspaniałych rzeczy, że nie wiedział gdzie zacząć? Dziewczyna uśmiechnęła się leciutko, pamiętając, że zawsze był najlepszy w swoim roczniku, pobijając na głowę również chłopaków starszych o kilka lat. Może był w wojsku? Nie, na pewno nie pozwoliliby mu tak przebić uszu i zapuścić włosów. Przez jej umysł przemknęło jeszcze kilka luźnych myśli, nim ucięło je jedno jego słowo. Lisołaczka mrugnęła raz, wolno, a uśmiech zamarł jej sztucznie na twarzy, jak gdyby nie wiedziała co z nim zrobić. Uciekł? Jak?! Przecież byli ogrodzeni murem tak wysokim, że nie sposób było się na niego wspiąć, a przecież kiedyś próbowali dla zabawy. Rzeczywiście było to na samym początku, ale czy Namirowi udałoby się pokonać mur i nie powiedziałby jej o tym? A poza tym dlaczego miałby uciekać? Był ulubieńcem Arsena, miał przed sobą świetlaną przyszłość! Stop! Koniec domysłów. Niech mówi.
        A lisołak kontynuował, nie dając Leili dojść do głosu i zadać miliona pytań, kłębiących się w jej głowie i domagających się natychmiastowych odpowiedzi. Jednak z każdym kolejnym słowem przyjaciela jej uśmiech, i tak drobny od samego początku, zmarł na ustach, pozostawiając je lekko rozchylone w niemym pytaniu. Jednak to co powiedział po zwróceniu się do niej imieniem, konsekwentnie zamknęło jej buzię. Przełknęła ślinę, marszcząc lekko brwi, widocznie nie rozumiejąc jego słów, lub wypierając ich sens.
        - Jak to wiedziałeś.. – zaczęła, lecz jej głos nie był głośniejszy niż szum wiatru wśród liściastych gałęzi nad ich głowami.
        Słuchała, słuchała i słuchała, lecz padające wciąż z ust Namira słowa nie miały sensu. To o czym mówił nie mogło być prawdą. Nie było, wiedziała, że nie! Nie była żadnym towarem! Uczyła się pilnie, była najlepszą tancerką w swoim roczniku, miała trafić do grupy, gdzie wyszkolą ją jeszcze bardziej, a później będą dawać razem pokazy w całej Alaranii! To wszystko się po prostu źle potoczyło, nie miało tak być… Fala zwątpienia objęła ją lodowatym ramieniem, sprawiając, że Leila wzdrygnęła się mimowolnie, gdy obraz cudownej sielanki w jej umyśle rozmywał się pod wpływem słów jej jedynego przyjaciela. Kręciła lekko głową, próbując zaprotestować przeciwko temu co mówił i temu, co pod wpływem nowej wiedzy kształtowało się w jej umyśle. Żadna koleżanka nigdy nie napisała do nich mimo licznych obietnic. O tym, gdzie trafiały mówił im z dumą Arsen, a przecież dzień wcześniej sama wybranka nie miała nawet pojęcia, że przyjdzie jej opuścić zamek. Nigdy nie widziała, jak dana osoba opuszcza ich dom. Po prostu pewnego dnia znikała gdzieś między posiłkami lub zajęciami i już nie wracała. Leila właściwie nigdy nie uwierzyłaby w słowa Namira, gdyby nie to, co spotkało ją samą.
        Nieproszona łza spłynęła po policzku dziewczyny, chociaż ta wcale nie łkała, wpatrując się wciąż w przyjaciela. Jednak jej spojrzenie nie było już tak przyjazne, a raczej przesiąknięte strachem i poczuciem zdrady. Chciał ją uwolnić? Wiedział, co ją czeka i jej nie powiedział? Nie ostrzegł? Spotykali się niemal codziennie, śmiali się, żartowali, psocili w zamku i trenowali, a on ciągle wiedział, że ona trafi do kogoś pokroju Dothra? Wykradali się w nocy ze swoich pokoi, a on pozwalał jej wierzyć, że najgorsze, co może ją spotkać, to gniew i rozczarowanie Arsena, gdy ich przyłapie? Czy on wiedział, przez co ona przeszła?!
        A lisołak mówił dalej. Z każdym kolejnym słowem, wbijał w serce dziewczyny kolejną szpilę, a ta aż traciła oddech z szoku, nie mogąc nadążyć za napływem informacji, zwłaszcza tak brutalnych. Jej bańka mydlana pękła w ciszy, nie pozostawiając po sobie nawet kropli złudzenia, a dziewczyna po raz kolejny rozchyliła lekko usta, spomiędzy których nadal nie wydobyły się żadne słowa. Jedynie coraz płytszy oddech sprawiał, że Leila wyglądała jak ryba wyjęta z wody, z trudem usiłująca złapać haust powietrza. Towarzyszące jej do tej pory nieustannie rumieńce zniknęły pod zasnuwającą twarz bladością, a kubek z winem wypadł jej z rąk, gdy wstała nagle, potykając się o własne, drżące nogi. Nie zwróciła jednak uwagi ani na słodki nektar wsiąkający szybko w trawę, ani na zaskoczone spojrzenia towarzyszy. W ogóle nie była świadoma ich obecności, gdyż w jej głowie, jak zdarta płyta, ciągle odbijały się echem słowa Namira, który ciągnął swój wywód bez litości dla roztrzęsionej dziewczyny.
        Widziała, że chce wyrzucić to wszystko z siebie i wiedziała, że będzie mu z tym lżej. Och, jak dobrze dla niego! Zacisnęła drobne dłonie w piąstki, starając się nie uderzyć chłopaka z całej siły w twarz. Chciała powiedzieć mu, że gdyby jej powiedział, to nie przeżyłaby tych wszystkich koszmarów, gdyż wiedząc, co ją czeka, naprawdę będąc tego świadomą, prędzej wbiłaby sobie sama taką szpilę, niż pozwoliła Arsenowi oddać ją w łapy Dothra. Chciałby powiedzieć mu wszystko to, co spotkało ją, odkąd opuściła posiadłość, lecz wiedziała, że te słowa nie przejdą jej przez usta, a na pewno nie w obecności Namira. Gdyby wiedział! Och, gdyby wiedział, to nigdy by sobie nie darował, a tego nie chciała mu robić, nie teraz, nie sącząc jad, gdy została zraniona. Takie słowa są nie do cofnięcia, a nawet teraz wiedziała, że żałowałaby ich, gdy już doszłaby do siebie. Ale.. ach! Pragnęła chociaż, by wiedział, że przez ostatnie sześć lat, aż do wczoraj nie mogła przemienić się w lisa. Zabrano jej to i lisołak by to pojął. Samiel wiedział, ale mógł nie rozumieć, podobnie ów dziwny Elf, którego spotkali. Oni nie wiedzieli, co to znaczy, ale Namir by zrozumiał. Ale i od tych słów się powstrzymała, świadoma, że to doświadczenie było jedynie kroplą w morzu nieszczęścia, w którym tkwiła przez cały ten czas.
        Więc nie powiedziała nic. Ani słowa. Cofnęła się jedynie znów o krok, czując że nie powstrzyma napadu paniki, która pięła się po jej ciele i tylko kwestią czasu było, nim dziewczyna straci nad sobą panowanie. Kolejne łzy popłynęły po jej twarzy, gdy nie zwracając na nikogo uwagi, odwróciła się pięcie i chwiejnym, lecz szybkim krokiem skierowała się w stronę drzew. Nie pozwoli zobaczyć się w takim stanie. Nie Samielowi. Ręce jej się trzęsły, gdy odpychała się od pni, brnąc jak najdalej w las, nim nogi odmówią jej posłuszeństwa. Łapczywie nabierała powietrza, jednak miała wrażenie, że jej płuca są pełne i nie przyjmą już więcej tlenu, a mimo to czuła, jakby się dusiła. Wiedziała, że tak nie jest, że to tylko złudzenie i może normalnie oddychać, jeśli się tylko uspokoi. Ale nie mogła. Wstrząsał nią szloch tak silny, że cała się trzęsła, a mroczki zaczynające tańczyć jej przed oczami, wcale nie pomagały. Gdy ugięły się pod nią kolana, wciąż jeszcze słyszała głosy dobiegające z obozowiska, ale zanim zemdlała, zdążyła jeszcze pomyśleć, że przynajmniej nikt tego nie widzi.
Awatar użytkownika
Samiel
Kroczący pośród cudzych Marzeń
Posty: 431
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Skrytobójca , Wędrowiec , Najemnik
Kontakt:

Post autor: Samiel »

Filipie miała całkowicie odmienne spojrzenia na otaczający ją świat niż on, możliwe, że nawet inny niż wszyscy, którzy znajdują się teraz na polanie. Z jednej strony, może to i dobrze, ale z drugiej nie będzie mogła zrozumieć niektórych rzeczy, których będzie mówił lub zrozumie je, ale na swój sposób i będzie on na pewno inny od tego, w jaki postrzega je on sam.
         – W oczach takiego człowieka będziesz jedynie dobroczyńcą. Musiałabyś sprawić, żeby nagle nie był biedny i mógł kupić sobie rzeczy, które chciałby mieć, wtedy nazwałby cię „swoim bohaterem” - odparł i znowu wzruszył ramionami na jej słowa, tym razem dotyczyły one tego, że Samiel uratował życie, w tym przypadku lisołaczki.
         – Z drugiej strony, odebrałem życie innym. Może niektórzy z nich mieli rodziny, które teraz są w żałobie – dopowiedział obojętnie. Nie, żeby go to szczególnie obchodziło czy coś, o czym poświadczyć mógł ton, z jakim wypowiedział te słowa. Zwłaszcza drugie zdanie.
         – To nie jest kwestia tego, na jakim miejscu dobrze bym się czuł, po prostu ze względu na charakter najbardziej nadawałbym się na taką postać, a nie inną – wytłumaczył. Właściwie, mógłby nawet stanąć po stronie kogoś, kto byłby dobrą postacią, jeśli zostałby opłacony. Zdawał sobie sprawę, iż jest to myślenie typowe dla zwykłego najemnika, jednak nie mógł powiedzieć, że, przynajmniej po części, nie był właśnie kimś takim. To, że działał samotnie i wolał zakradać się do celu, ukryć w cieniu, poczekać na odpowiedni moment i dopiero wtedy uderzyć, nie oznaczało, że nie należał do wszechstronnej grupy, którą określa się mianem najemników. Ta grupa jest różnorodna i dzieli się na mniejsze. Skrytobójcy są ostrzami do wynajęcia albo, inaczej, ostrzami nocy lub cichą śmiercią. Zwał, jak zwał.

         – Tak, przypadek – zgodził się z elfką. W końcu, szansa na to, że pojawią się w tej samej lokacji, była naprawdę niewielka. Nikt nie mógł tego przewidzieć i nikt nie sprawił, że stało się właśnie tak. Najłatwiejszym do wytłumaczenia i najbardziej prawdopodobnym jest właśnie przypadek.
Kiwnął tylko głową, gdy z ust Filipie wydobyło się pytanie zadane podniesionym głosem. Nie chciał przerywać opowieści, dlatego także nie zwracał najmniejszej uwagi na to, że, im dłużej mówił, tym bliżej znajdowała się elfka i tym bardziej zaciskała dłonie na jego nodze. Czuł to, owszem, jednak nie zaprzątał sobie tym głowy, bo zajęty był przypominaniem sobie o tym, co stało się przed Adrioniem i, później, w mieście.
         – Ucinałem głowy, przebijałem serca, podcinałem gardła… Jeden z nich nawet dostał bełtem prosto w głowę – powiedział po chwili. Mówił to tak spokojnym tonem, jakby wyliczał zwykłe rzeczy.
Po części nie było to mylne wrażenie, gdyż takie coś było dla niego czymś normalnym. Na początku może tak nie było, jednak teraz, gdy już tak długo to robił, było to dla niego zwyczajne, a widok tryskającej krwi z gardła, ucinanych kończyn i tak dalej, nie ruszał go w ogóle. Doskonale zdawał sobie sprawę także z tego, iż powiedział, że ma przy sobie więcej uzbrojenia niż sztylety przy pasie. Zresztą… wystarczyłoby przejść się za plecami przemienionego, wtedy od razu można by było zobaczyć niewielką kuszę, która tam spoczywa. Widać było, że miejsce to wybrane zostało tak, żeby Samiel mógł sięgnąć po nią od razu, jeżeli sytuacja będzie tego wymagała.
         – A kto powiedział, że podróżuję konno? - zapytał retorycznie. To było prawdą, bez względu na to, kto i co by sobie o tym pomyślał. Naprawdę rzadko kiedy używał wierzchowca do podróży, jakoś wolał robić to pieszo, ewentualnie przyczepić się do jakiegoś kupca lub po prostu wozu, który aktualnie jechał traktem.
         – Zdecydowaną większość – odpowiedział krótko. Mógłby wspomnieć o tym, że sztylety są magiczne i między nimi a nim istnieje pewna więź, dzięki której może korzystać z ich mocy… Tylko po co miałby to robić w grupie osób, których praktycznie nie znał. To był jeden z jego sekretów, których nie wyjawia byle komu. Na początku swej kariery Samiel nawet myślał nad tym, żeby liczyć osoby, które uśmiercił przy pomocy Piekielnych Kłów, jednak szybko zrezygnował z tego pomysłu, gdyż trupy padały zbyt często.
Na następne słowa elfki nie odpowiedział już nic. Za bardzo śmierdziało mu to zbędnym poetyzmem i nie chciał nic się wypowiadać na ten temat. Już teraz wiedział, iż nigdy nie powie jej, że ma pewne zdolności związane z rysunkiem, bo doskonale zdawał sobie sprawę z tego, iż namówiłaby go do tego, żeby ją narysował, a przynajmniej spróbowałaby to zrobić. Później elfy zaczęły rozmawiać ze sobą w ich języku, a demon nawet nie próbował zrozumieć, o czym mówią, w końcu nie znał elfiej mowy.
         – Nie wiem… Może jej szukają. Ogłoszenia, chyba, nadal są rozwieszone – odparł z niepewnością w głosie. Z drugiej strony, ogłoszeń tych może być coraz mniej, jeśli łowcy zrywają je i zabierają ze sobą, żeby mieć pewność, że nikt nie zainteresuje się zleceniem.

Chciał powiedzieć coś jeszcze, jednak podniósł wzrok i spojrzał na Leilę, która wstała i zaczęła, powoli, cofać się w stronę lasu. Nie słuchał jej rozmowy z Namirem, bo Filipie skutecznie zajęła go swoimi pytaniami, więc nie wiedział, o czym rozmawiali. Ciekawiło go, co się stało, bo musiał coś się stać. Widział to na jej twarzy. Westchnął cicho. Sprawy przybrały dość niespodziewany obrót.
         – Pójdę za nią – oświadczył i wstał. Chociaż lisołaczka zniknęła już w leśnej gęstwinie, wydawało mu się, że nie będzie miał problemów ze znalezieniem jej.
Nie mylił się, chociaż, gdy na nią trafił, znalazł ją nieprzytomną. Pierwszym, co zrobił, było sprawdzenie, czy utrata przytomności nie jest powiązana z uderzeniem w głowę przez coś lub przez kogoś. Nie wyczuł krwi pod opuszkami palców, więc odrzucił taką możliwość. Podniósł ją i zaczął iść w stronę polany, z Rudą na rękach. Bez słowa wszedł na trawę i podszedł bliżej wozów.
         – Namir, wiesz może, co jej się stało? - zapytał chłopaka, w końcu to z nim rozmawiała, zanim zaczęła się tak dziwnie zachowywać.
         – Przydałoby się ją też położyć na jakimś łóżku czy coś… Możecie mi z tym pomóc? - zapytał. Nie musiało to być łóżko. Mógłby to być hamak, fotel lub coś innego, na czym będzie mógł położyć nieprzytomną dziewczynę. Ostatecznie, zawsze może położyć ją na trawie.
Awatar użytkownika
Namir
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 60
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Namir »

        Namir był bezwzględnie świadom działania własnych słów. Odnosił wrażenie, że wbił lisicy nóż prosto w mostek i z każdą chwilą szarpał by zagłębić ostrze w ciało dziewczyny. Umierała powoli na jego oczach i umierał powoli jej świat. Tak doskonały, tak idealnie wykreowany. Nawet nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo jest nieświadoma całej idei kryjącej się za kurtyną posiadłości. Jego własne serce krwawiło, bo chyba miał nadzieję, że po tym co przeżyła przestała ślepo wierzyć w Arsena. Pomylił się całkowicie, tak samo jak w tedy, gdy wyznaczył błędny termin wolności lisicy.
        Nie miał jednak wyboru. Musiał w jakiś sposób naprawić błąd przeszłości, chociażby to miało oznaczać nienawiść do końca życia. Powoli ranił ją kolejnymi zdaniami udając, że nie dostrzega tragedii w jej oczach. Jakże ona cierpi…
        Zwrócił ku niej twarz, gdy kubek upadł miękko na ściółkę lasu. Podparł się na jednej ręce by wysunąć drugą w kierunku lisołaczki, ale nie zdołał uchwycić dziewczyny. A może nawet nie chciał? Wpatrywał się w nią nieco zagubiony. Kompletnie nie wiedział co o nim myśli, lecz ona niknęła we własnych analizach i dobijających ją powoli realiach. Mogła milczeć całe życie, ale nigdy by nie uwierzył, gdyby powiedziała mu, że przez te sześć lat nic się nie stało. On widział, że ten czas skradł część jej duszy.
        Powoli oddalała się od niego… od nich wszystkich. Widząc, że lisica stawia kolejne kroki w tył Verka odważył się wstać, choć ciało miał jak z ołowiu. Poczuł niemiłosierne obolałe mięśnie ud próbując przesunąć stopy do przodu, jednak miał wrażenie, że bezlitośnie zrywa źdźbła trawy. Chciał wydusić z siebie jakiekolwiek słowo, powtórzyć imię dziewczyny, jednak ciężki młot spoczywał na jego klatce piersiowej. Gniótł go, a bolesny ciężar narastał nieustannie.
        On sam rozpadał się na części. Wiedział, że to co robi jest słuszne i nie wiedzieć czemu szlachetność lisołaka tłumiło poczucie winy. Czuł się skończonym skurwielem, bezlitosnym skurwielem, a przecież taki nie był. W tej chwili zaczął wątpić we własne dobro. Kierował się tyloma złotymi ideami, a teraz widzi jak młody kwiat usycha w niebieskich oczach. Gdyby tylko mógł zebrać kawałek ziemi wraz z korzeniami rośliny, by pod jego opieką zakwitł jeszcze raz. Nigdy nie zapomniałby o wodzie, dbał o odpowiednią ilość słońca, a w bure dni okrywał cienkim kloszem by czasem mocny wiatr nie złamał cienkiej łodygi. Teraz tylko widzi, jak wichura zrywa wszystkie płatki, rwie listki i łamie łodygę w kilku punktach. Cierpi widząc rozpadlinę, której stał się przyczyną.
        Twarz Namira zalała cierpkość. Popadł w obezwładniający go stan nie wiedząc czy może powinien utrzymać dystans czy też może dotknąć Leilę, ale bał się tak bardzo złamać to cienkie szkło. Ostatecznie przecież to on był tym niechcianym lustrem przeszłości i prawdy, może lepiej byłoby gdyby nigdy się nie spotkali? Verka był w stanie dźwigać ciężar niewyjaśnionych spraw, a ona teraz łamała się nie posiadając żadnej możliwości obrony.
        Nagle uciekła i zniknęła w zaroślach. Trudno powiedzieć, co by zrobił, gdyby przy Leili nie było Samiela. Verka stał nieruchomo, jakby odebrano mu całą odwagę, ale w głębi duszy wiedział, że lisołaczka będzie czuła się bezpieczniej w znajomych ramionach mężczyzny. Lisołak zdawał się być już dla niej obcy.
        Temu wszystkiemu przyglądała się także zdruzgotana Filipie oraz dwaj elfowie. Artystka wstała, gdy tylko dostrzegła, że te biedne dziewczę ucieka w las. Osoby szukające schronienia w otchłaniach leśnej łuny oznaczały bezkresne cierpienie. Ileż opowieści wykorzystuje w końcu ten motyw w swoich historiach? Nie bez powodu jest to tak znany fakt, a przez to i trochę przereklamowany. Widząc tuż przed sobą ten rozpadający się świat w oczach Leili nie mogły zaistnieć żadne wątpliwości.
        Roc zwróciła się gwałtownie w stronę lisołaka zaciskając mocno pięści. Duil aż sam zaskoczony był, jak aktorka potrafi być wściekła, niemalże pieniła się na twarzy. Namir czując kolejny kamień na duszy zwrócił się ku niej, a ona zdzieliła go siarczystym liściem w twarz, jakby chciała uchronić honor Leili.
        - No coś ty narobił?! – wrzasnęła karcąco, ale Verka milczał spuszczając wzrok.
        Mógł teraz zebrać najgorsze baty. Lisowi obojętne było jaką karę mu ześlą, jeżeli to dawało mu szansę na przebaczenie ze strony Leili to nie umiał się niczemu sprzeciwić. Elfka podbiegła do Samiela doglądając i oczywiście dotykając czule rudowłosą.
        - Och malutka, wszystko będzie w porządku – powiedziała łagodnie i w ojczystym języku.
        Pytanie Samiela dodatkowo dobiło Namira wewnętrznie. Wstyd mu było się przyznać do własnego błędu przed całą grupą, ale kryjąc przeszłość nie mógł osiągnąć więcej. Gdzieś to wszystko cały czas trzymało go w miejscu i nie mógł ruszyć dalej. Teraz, po rozmowie z Leilą, pójdzie jakąkolwiek drogą. Był zdany na jej łaskę i nie mógł tego ukryć.
        Młodzieniec wyprostował się, chociaż wciąż nie odważył się w pełni podnieść wzroku. Wciąż walczył z własną porażką.
        - Wbiłem jej nóż w plecy – odparł nieco beznamiętnie, bo gdyby nie wdał się w rolę bezlitosnego samca to pękłby na oczach wszystkich.
        Filipie jeszcze mocniej wyostrzyła karcący wzrok na lisołaka. Postanowiła przełożyć sprawy ważniejsze od bezlitosnego Namira! Musieli zadbać o Leilę!
        - Połóżmy ją w wozie. Tam jest bardzo przytulnie! I bezpiecznie, można usiąść przy niej… Co byś tylko zechciał! Mnóstwo kocyków i poduszek, będzie jej niebywale przyjemnie gdy ocknie się u twojego boku!
        Och tak… U boku Samiela, ale także Filipie, która wgramoliła się do karawany szykując miejsce dla rudowłosej by było jej jak najwygodniej. Duil zajął się rozkładaniem wszelkich części, by w razie czego demon mógł przysiąść przy nieprzytomnej, a Verka stał gdzieś w tle. Nie sądził by Leila chciała go ujrzeć jako pierwszego, o ile w ogóle chce go jeszcze kiedykolwiek zobaczyć, ale on też nie mógł się tak całkowicie poddać. Musiał wiedzieć czy Leila jest bezpieczna, co o tym wszystkim sądzi, bo zależało mu na tym by mimo wszystko mu uwierzyła. Uderzył w nią nagle ścianą prawdy i teraz nie mógł jej tak po prostu zostawić. Czuł się odpowiedzialny za jej stan, bo przecież… Sam się do niego przyczynił. Niestety…
Ostatnio edytowane przez Namir 7 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Zablokowany

Wróć do „Wodospad Snów”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość