Mroczne DolinyMały kotek grzecznie śpi...

Tajemnicza kraina, nad którą od wieków zalega mrok. Słońce świeci tu niezwykle rzadko. Nie ma tu tętniących życiem wiosek, jedynie jedno, warowne miasto ostało się w tej czeluści mroku, a i o nim nie można powiedzieć, pełne życia...
Awatar użytkownika
Wega
Szukający drogi
Posty: 36
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Tryton
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Wega »

Futro otaczające ramię mężczyzny było gromadą wielu uczuć. Wyobrażenie z jednej strony boa dusiciela, który spowija się wokół szyi ofiary, trochę też przypominało dziwną odnogę jakiegoś stwora, bo ogon żyje często sam sobą, chociaż niby pod wpływem emocji właściciela, ale ostatecznie sięgał wrażenia delikatnych kosmyków tarantuli kroczącej niebezpiecznie po ciele. Krótko mówiąc – był obrzydliwy. Wega się go nie bał, ale spotkanie kotołaka wielokrotnie przypominało mu o dziwnej niechęci wobec tych zmiennokształtnych. Jakoś ich nie lubił a szczególną trwogę, nie wiedzieć czemu, miał przy Lexi. To jednak nie było żadnym argumentem by puścić dziewczynę ani żeby zrzucić ją do zielonej kałuży, by przemieniła się w nieokreślonego mutanta. Jeszcze tego by brakowało by przydatna towarzyszka stanęła po drugiej stronie barykady. I tak już ją oszpecił poprzez ścięcie włosów. On de facto tego właściwie nie zauważył, pewnego braku w jej wyglądzie, bo chodziła rozczochrana i właściwie chyba nie dbała wybitnie o fryzurę więc czy stała się mniej urodziwa? Chyba nie. Trudno mu było to stwierdzić, gdyż serce trytona należało do zmarłej małżonki, co przyczyniało się do większego kłopotu oceny kobiet, a już szczególnie tych lądowych.
- Bardzo się z tego powodu cieszę – odpowiedział i nie kwapił się do rozwiązywania dalszych rozterek, bo od razu począł bujać Lexi w powietrzu.
Zwolnił uścisk na sygnał dziewczyny i chociaż nie przyznał tego w głos, sam zamarł na ten krótki moment, gdy była między nim a skarpą. Przez myśl przemknęły mu stwierdzenia, że to był jednak bardzo głupi pomysł i nie będzie umiał sobie wybaczyć, jeżeli Kicia wpadnie do jednego ze zbiorników tajemniczej substancji. Był potworem z wyglądu, ale miał jeszcze odrobinę serca. Nie lubił dotyku jej futra, była kotem, ale przecież taka się urodziła. On nie urodził się brzydalem, a nim stał. Oboje zasługiwali na godne życie, chociaż te lądowe pokraki trochę mniej w mniemaniu Wegi. Ona była jeszcze młoda, miała trochę życia przed sobą i wbrew wszystkiemu nie zasługiwała na paskudny los stania się potworem, brzydszym niż Wiscari. Z wyglądu mógł jej dać z około dwadzieścia lat, chociaż z tyłu głowy pamiętał, że w przypadku zmiennokształtnych obraz ten może być mylny. Mimo wszystko, lepiej aby nie miała wielu par oczu, które będą go mierzyć winą do końca dni.
Odetchnął z ulgą, gdy Kiciak przyczepiła się do wyspy i wspięła. Przykrywką oczywiście ukrycia jakiejkolwiek troski wobec niej było chwycenie się wolną ręką wystającego pręta by nieco odciążyć ranną rękę i wówczas odetchnięcie.
- Jak zawsze zadajesz odpowiednie pytania w odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie– zauważył kierując na nią wzrok.
- Ujmę żartobliwie, nie mam zielonego pojęcia – uśmiechnął się zważając na fakt, że jego skóra wygląda na zgniłą i sięga po wymienioną barwę oraz na to, że otacza ich zielona woda.
Wiscari rozejrzał się jeszcze raz po pomieszczeniu. Dobiła go ilość widocznych wejść i być może wyjść, a jeszcze bardziej fakt, że właściwie z każdą chwilą coraz mniej wiedział na temat możliwości wykaraskania się.
Spojrzał w bok i dostrzegł niewielki spływający strumyk, mini wodospad, który przysłaniał mu widok. Lexi w obecnym położeniu miała większą możliwość oceny, co też kryję się za boczną ścianą. Krzykiem więc spytał, co widzi, a gdy uzyskał informację zdecydował się odrobinę wysilić.
Otóż faktycznie, istniała nadzieja dla trytona, gdyż po tej samej stronie, na której znajdowała się kotołaczka, wyrastała jeszcze jedna platforma. Znajdowała się znacznie niżej i było mocniej wysunięta do przodu. Wiscari więc ciągnąc cyrkowy takt postanowił cofnąć się do proksymalnej części pręta, na którym wisiał. Przychodziło mu to z bólem, co zauważyć można było w momencie, gdy musiał na krótki moment utrzymać się na lewej ręce z rannym łokciem. Ruch przerzutu trwał bardzo krótko i za każdym razem wyglądał bardzo wątpliwie, czy aby na pewno się na niej utrzyma? Poza tym, każdorazowo przed takowym zamiarem łapał oddech i dodawał sobie odrobinę otuchy. Jest tak blisko, a poza tym nie ma nic do stracenia. Albo dobicie łokcia albo zamiana w wielooczną rybę.
Gdy dotarł do ścianki, z której wyrastał bolec spojrzał na przestrzeń między lejącym się co jakiś czas strumykiem a punktem docelowym, czyli skałą. Dłuższą chwilę wpatrywał się w substancję próbując odgadnąć jakiś rytm jej wylewu, ale nie znalazł nic takiego. Ponownie więc musiał liczyć na pomoc kotołaczki. Zielona woda zlatywały, co jakiś czas, czasem z większą i czasem z mniejszą ilością, a jedynym możliwą oceną kiedy to następuje było wyśledzenie w tunelu zlotu cieczy kiedy się zbliża. Powędrował wzrokiem w miarę możliwości po ściance i faktycznie, znajdywały się tam jakieś szczeliny, przez które dostrzec można było wodę.
I wbrew wszystkiemu, najtrudniejszym zadaniem okazała się komunikacja. Wiscari cierpiał na ciągłą chrypkę. O wiele łatwiej było mu wykrzyknąć odzew bojowy niż pełne zdania, a dodatkową karą był wciąż ten upierdliwy kac. Nie patrząc już na to, że on szczególnie potrzebował wody do życia. Ach, obiecał sobie już nigdy nie narąbać się nieopodal żadnej cholernej wieży.
- Spójrz na ścianę – krzyknął ochryple. – Widzisz te szczeliny? Przez nie przepływa to paskudztwo. Przyjrzyj się dokładnie i… Ech kur-wa –burknął na koniec pod nosem czując zmęczenie w gardle.
- I… I powiedz kiedy mogę skakać! – dodał niemalże ostatkiem sił swoich możliwości strun głosowych od razu wzdychając ciężko i kaszląc.
- Na wszystkie łuski Prasmoka, nie można już sobie w życiu chociaż raz więcej wypić – marudził szeptem sam do siebie, po czym zaczął bujać się na bolcu czekając na pozwolenie Lexi.
Gdy tylko krzyknęła puścił się pręta. Nie był to lot zgrabny, jak u kotołaczki. Nie robił też żadnych wywrotek w powietrzu ani innych sztuczek, mimo, że o dziwo coś tam umiał, ale to by skróciło jego lot. Musiał się po prostu wyrzucić w przód licząc na to, że jego ciężar pociągnie go jak najdalej.
Wiscari wylądował ciężko na odstającej wyspie. Krawędź ukruszyła się tuż pod jego stopami, lecz nie przejął się wybitnie i postąpił kilka kroków w przód, nieco za szybko, bo prawie wpadł na ścianę. Jego płaski nos właśnie trwały na kilka niezliczonych sekund tuż przed odstającą mazią, która gulgnęła jednym wydechem pękając na jego oczach, ale tryton gwałtownie wycofał głowę osłaniając się odruchowo ręką. Szybko się obejrzał, czy aby ten wyprysk gdzieś na nim nie spoczął. Woda sięgnęła tylko kosmyka jego włosów. Ukrócił go bez namysłu i zdeptał nie będąc pewien czy aby za chwilę odcięty kosmyk nie odżyje jakimś cudem niewyjaśnioną funkcją życiową. Zwrócił się w stronę Lexi badając teren. Nie miałaby z pewnością problemu z zejściem patrząc na ścianę pod względem uformowania, ale Wega obawiał się przecieków tego obrzydlistwa.
Tym razem nie krzyknął, i tak już ku zdziwieniu zrobił to uprzednio. Wskazał gestem dłoni, że idzie w jej stronę, a gdy zbliżył się jeszcze raz prześledził topografię miejsca. Szkoda, że oboje nie znali migowego, nie musiałby się tak wysilać. Ryzykowne było zarówno zejście po ściance, jak i zeskoczenie w kociej formie z takiej wysokości. On sam postępując krok po kroku uważnie doglądał podłoża. Myślał. Intensywnie myślał, co zrobić. Wyjście istniało jeszcze jedno, on mógł się wspiąć do niej.
Prześledził wzrokiem swój pasek, do którego umocowane były większe lub mniejsze ustrojstwa, jak na przykład pochwa z mieczem. W tym małym wyposażeniu znalazł parę rękawic i zatęsknił za złotą fajką. Chwycił je w ręce po czym ponownie zwrócił się ku dziewczynie.
- Albo ja do ciebie, albo ty do mnie. Wybieraj lub zapodaj lepszy pomysł – powiedział głośno, lecz nie krzykiem mając nadzieję, że go usłyszała.
Awatar użytkownika
Lexi
Szukający drogi
Posty: 35
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Uczeń , Złodziej , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Lexi »

        - Ha! Dowcip! Ale heca – Lexi wyszczerzyła zęby, zerkając w stronę mężczyzny.
        Klęczała na skraju skarpy, opierając się na przedramionach i zaciskając dłonie na krawędzi wychylała się w dół, by dostrzec Wegę. Jej ogon bujał się niespokojnie w powietrzu, gdy obserwowała jak tryton dostrzega fatalność swojego położenia. Chociaż często nie szczędziła mu złośliwości, tym razem potraktowała sytuację poważnie, zwłaszcza, gdy mężczyzna posunął się do tego, by prosić ją o pomoc, a tym samym uzależniając swoje ubabranie się zieloną mazią lub nie od jej słowa. Z przejęciem więc (i obrzydzeniem) obserwowała częstotliwość wypływu paskudnej cieczy i w odpowiednim momencie krzyknęła do Wegi. Syknęła z nerwów i wychyliła się jeszcze bardziej, słysząc kruszący się kamień, co przy lądowaniu mężczyzny mogło zwiastować jego rychły upadek. Wszystko jednak się udało, a kotołaczka przesuwała się na klęczkach wzdłuż swojej wysepki, śledząc spojrzeniem zbliżającego się mężczyznę. W końcu zbliżył się na tyle, na ile pozwalała mu niestabilna trasa ze zwężającej się coraz bardziej wysepki, aż w końcu skończyła mu się gdzieś pod punktem, w którym znajdowała się Lexi.
        - Wysoko trochę – mruknęła z niezadowoleniem, oceniając dystans. Mimo wszystko jednak większe szanse miała ona, by zeskoczyć w dół, niż mężczyzna skrobiąc się do niej na górę. Kocia forma nie wchodziła w grę. Widziała jak Wega wzdrygnął się ostatnio pod dotykiem jej ogona, najwyraźniej nie przepadał za futrzakami. A w takim razie, gdyby spadła mu w ramiona, mógłby głupim odruchem odepchnąć ją od siebie, prosto do maziowej przepaści z wieloma oczami. Ech.. Jak się nie obrócisz, ogon zawsze z tyłu.
        - No dobra, uważaj, schodzę do ciebie – mruknęła i odwróciła się tyłem do krawędzi skarpy, zsuwając się z niej powoli, aż w końcu wisiała na samych rękach, opierając się lekko butami o ścianę pod spodem. Bała się, że odpadnie za bardzo w tył i spadnie z półki poniżej, starała się więc być maksymalnie blisko ściany. Odetchnęła kilka razy i gdy ręce zaczęły odmawiać jej posłuszeństwa, puściła się krawędzi i bezszelestnie spadła na ziemię obok mężczyzny, odwracając się w locie przodem do niego i lądując na ugiętych nogach, opierając się dłońmi o ziemię. Podniosła się zaraz niczym sprężynka i z wyraźnie zadowoloną miną otrzepała ręce z pyłu, spoglądając na Wegę, a później rozglądając się wokoło.
        - Hej patrz! Kolejny tunel! – Lexi zdążyła jedynie machnąć ręką w konkretnym kierunku, nim realizując największe obawy Wegi, pognała ślepo przed siebie, przeskakując z wysepki na wysepkę, czasem wyżej, czasem niżej, dążąc jednak do idealnie okrągłej dziury w murze kawałek dalej. Miejsce to było szczęśliwie omijane przez ścieki, lecz ziało ciemnością, a gdy kotołaczka zajrzała do środka, okazało się, że tunel znów prowadzi w dół. Dziewczynie wyraźnie oklapły uszka na głowie. Byli już bowiem zdecydowanie poniżej poziomu gruntu na zewnątrz, a wątpiła by wyjściem było schodzenie jeszcze niżej. Przestąpiła z nogi na nogę, a jej ogon owinął się wokół tułowia dziewczyny, przylegając do jej piersi, a ona przytuliła go czule, na myśl o konieczności jazdy po twardych kamieniach. To nie będzie przyjemne. Chyba, że zjechałaby na brzuchu, oszczędziłaby swój cenny ogonek, ale za to wygniotła cycki. Aucia. Ewentualnie mogłaby sobie znowu zrobić z trytona siedzisko.
        Zerknęła przez ramię, sprawdzając czy mężczyzna zdążył do niej dołączyć, a gdy w końcu dotarł wyszczerzyła słodko kiełki, co nie mogło wróżyć nic dobrego.
        - Chyba czeka nas kolejna przejażdżka – wskazała głową tunel, nie puszczając ogona z objęć i ignorując ewentualność, że wygląda co najmniej dziwnie. – Nie podoba mi się, że znowu jedziemy w dół, ale nie widzę innego wyjścia, dosłownie. Jeśli masz lepszy pomysł to dawaj. Ale jeśli nie to jedziemy i tym razem żadnego macania po cyckach, tak współczuję łokcia, i żadnych nietoperzy! – wyrzuciła z siebie jednym ciągiem zupełnie nie zwracając uwagi również na to, że Wega fizycznie nie mógł mieć żadnej możliwości panowania nad pojawieniem się nietoperzy lub ich brakiem. Nieistotne. Jeszcze jeden plask skrzydłem tym osierścionym takim w twarz kotołaczki i totalnie straci nad sobą panowanie. Fuj!
Awatar użytkownika
Wega
Szukający drogi
Posty: 36
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Tryton
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Wega »

Wiscari z uwagą oglądał, jak kotka szykuje się do skoku. Wcisnął rękawiczki w uprzednie miejsce, będą musiały poczekać na swoją kolej, a póki co musi modlić się do statków na dnie głębokiego morza by nie rozłożyła całej powierzchni ciała plackiem na skałach. Nie był do końca pewny czy ma szykować ręce do chwycenia dziewczyny czy też odsunąć się na bezpieczną odległość. Palce go świerzbiły, jakby chciały podjąć decyzję.
Przypatrywał się jej i widział, jak biodra Lexi balansują wraz z ogonem oceniając odległość między skarpą a punktem docelowym. Zawisnęła na swoich cienkich rękach zbierając się do sztuczki tego miesiąca. Wiscari chociaż nie chciał to był pewien podziwu, że kotka spadła tak miękko tuż przed nim. Fakt, był przygłuchy, ale dałby sobie głowę uciąć, że jedyny dźwięk jaki rozszedł się po ścianach było mdłe powietrze. Mogła dojrzeć jego zaskoczenie w oczach, ale nijak to skomentował. Zdusił informację dla siebie.
Ruszył krok do przodu, a po chwili poczuł jak przemknęła obok niego ogoniasta. Zmarszczył poirytowany brwi i wygiął usta w łuk ku dołowi, jakby miał ją zbesztać na odległość. Prawie by zapomniał, że nie jest przecież częścią jego załogi, a przyczepioną na mus kompanem. Przemielił wargi starając się zignorować lekkomyślność Lexi. Przed chwilą co on ledwie zeskoczył pomiędzy gwałtownie wylewającą się mazią, a teraz ona spokojnie hasa sobie pomiędzy wysepkami. Na samą myśl, że zielona substancja się na nią wyleje odczuwał zarazem ulgę i wściekłość. Jakby sparzył jej ten ogon to od razu by zaczęła myśleć! Ani jednak myślał za nią krzyczeć. Westchnął ciężko, próbował naprawdę opanować własne przyzwyczajenia i miał nadzieję, że gdy do niej dotrze to mu przejdzie.
Ale niestety tak nie było.
Przeskakiwanie nie pozwoliło mu fizycznie wyżyć się za błąd towarzyszki. Gdy więc dotarł początkowo zignorował słowa zmiennokształtnej, chociaż dał jej okazję się wypowiedzieć, ale już po chwili mocno chwycił ją za bark i obrócił bezpośrednio do siebie. Napięcie między dwojgiem nagle skoczyło, ona prędzej z dezorientacji, a on był po prostu wściekły.
Zmierzył ją na wskroś błękitną barwą swoich ledwo widocznych tęczówek. Nie bał się spojrzeć w zielone oczy kotołaczki. Ba! Był wręcz gotów przygnieść ją wzrokiem niczym nieposłusznego kawalera na statku by ten posikał się w majtki. Rozchylił delikatnie usta, powoli docierał do swojego zamiaru i nagle…
- Taka duża Kicia a boi się nietoperzy? – skomentował puszczając bark dziewczyny.
Nie potrafił. Nie potrafił tak po prostu zbesztać kotołaczki, chociaż dopiero co, był gotów urwać jej łeb. Istniała jednakże jedna przyczyna, jedno ale, którego nie chciał przekraczać. Dzieliła ich bowiem bezkresna linia jakiej obiecał sobie nie przekraczać. Dzielił ich ląd i morze.
Tak, jak ona nie mogła rozstawiać go po kątach tak i on czuł się zobowiązany do pozostawienia nieco obojętnym na jej zachowanie. Być może dla wielu byłby to błąd. Obecnie przecież działają razem, ale to była znacząca różnica działać wspólnie, a być drużyną. Wega nie czuł, że są dla siebie załogą. W końcu oboje byli zmuszeni do wspólnej wędrówki. Nie widział więc przyczyny wyrażenia własnej opinii. Poza tym, dlaczego miałby okazać choćby odrobinę troski wobec istoty żyjącej na powierzchni?
Poruszając gałkami ocznymi rozejrzał się na boki. Na ścianach widniało kilka przejść, ale problem polegał na tym, że znajdywały się one wyżej niż ten kolejny przeklęty zjazd. Wiscari chyba stracił orientację przestrzenną w wieży. Poszli trochę w górę, zjechali ostro w dół i teraz ponownie mają zjechać w dół. Albo architekt poszalał i wykonał projekt głęboko osadzony w ziemi, a wieżyczka to tylko przykrywka rozległości tej budowli albo to jakieś iluzje mające na celu wprowadzić ich w błąd. Czysta magia płatająca sobie figle z uwięzionych.
- Chyba nie mamy innego wyboru… - powiedział wolno wpatrując się teraz w tunel.
- A w swoim życiu macałem lepsze cycki – wyznał uśmiechając się zadziornie.
Awatar użytkownika
Lexi
Szukający drogi
Posty: 35
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Uczeń , Złodziej , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Lexi »

        Czując szarpnięcie za bark odwróciła się zdezorientowana, by już po chwili przybrać równie groźną (w jej mniemaniu) minę co Wega, ot tak, niech sobie nie myśli. Rzucała mu spojrzeniem wyzwanie, czekając tylko na jedno jego słowo rozpoczynające kłótnię, jednak tryton wyglądał, jakby przemielił kilka obelg w ustach, nim wykrzywił wargi we wrednym uśmiechu. Sapnęła przez nos, a wyciągnięte wzdłuż tułowia ręce naprężyły się, zawijając dłonie w piąstki. Zmrużyła oczy, fukając jeszcze kilka razy i nie mogąc znaleźć żadnego odpowiedniego komentarza. Oczywiście, że nie boi się nietoperzy, po prostu ich nie lubi! Latają, trzepocą, mają wielkie oczy i zębiska im wystają, sprawiając że pyszczki ssaków wyglądają jeszcze bardziej upiornie. Poza tym te ich osierścione, wielgachne skrzydła, którymi walą na oślep wszystko na co wpadną, fuuuuuj!
        - Nie boję się ich, po prostu są obrzydliwe – stwierdziła jednak, uciekając przed mężczyzną spojrzeniem i splatając ręce na piersi. Co z kolei przypomniało jej, by rzucić jeszcze jednym morderczym spojrzeniem w stronę trytona. Bezczelny! Jej cycki są boskie!
        W końcu jednak zakończyli ten pokaz fochów, by znów podjąć współpracę. Lexi złapała swój ogon, by na nim nie przysiąść, gdy Wega złapał ją znowu w pasie i z typowym dla siebie już westchnięciem „och-jakże-ciężki-jest-mój-żywot” wskoczył w kolejny tunel, sadzając sobie kotkę na kolanach.

        Ten szyb był o wiele szerszy od poprzedniego, jednak nie wysadzały go lustra odbijające światło i w środku panowała nieprzenikniona ciemność, w której jedynymi jaśniejszymi punktami były oczy trytona i kotołaczki. Spadali szybciej niż ostatnio, ale mimo wszystko trwało to na tyle długo, że dziewczyna zaczęła wiercić się ze zniecierpliwienia, nie mogąc długo wytrzymać w jednym miejscu, jak też próbując ciągle przebić spojrzeniem mrok i wypatrzeć odpowiednio wcześniej nadchodzącą chmarę nietoperzy. Nic takiego jednak się nie stało, a po chwili mrok tunelu zaczął się przerzedzać, gdy gdzieś w dole zamajaczyło światło.
        - Zobacz! – Lexi pociągnęła lekko trytona za rękaw, wskazując mu coraz bardziej powiększającą się plamę światła. Nie wiedziała, co czeka ich tym razem. Ostatnim razem jechali wolniej, a Wega i tak z wielkim trudem zatrzymał ich przed upadkiem do kanału. Teraz na pewno nie uda im się wyhamować. Kotołaczka zdążyła jeszcze odwrócić się do mężczyzny przez ramię i spojrzeć na niego spłoszonym wzrokiem, nim oboje wylecieli z impetem z tunelu.

        Poza tunelem było tak jasno, że Lexi wbrew wszelkim instynktom została zmuszona do zaciśnięcia powiek, by nie oślepnąć w pierwszej chwili. Nie wiedziała więc nawet co znajduje się pod nią, ani gdzie wyląduje. Dopiero czując, że grawitacja zaczyna robić swoje, a ona zaczyna spadać, otworzyła lekko oczy, by zlokalizować grunt, po czym upadła, przewracając się przez bok, by w końcu wylądować w kuckach, opierając się dłońmi o ziemię. Powoli otwierała coraz bardziej oczy, przyzwyczajając się do słońca i .. zaraz. Lexi zerwała się na równe nogi, rozglądając się wokół siebie. Pod jej stopami uginała się miękka, pachnąca wiosną trawa, skórę grzało południowe słońce, a włosy rozwiewał lekki wiatr… Znów to uczucie, niepokój. Kotołaczka odwracała się wokół własnej osi, nie mogąc zlokalizować tego czegoś, co nie dawało jej spokoju, tego błędu, który podświadomie wyczuwała. W końcu, tknięta absurdalnym przeczuciem, podniosła ręce do włosów, by z przerażeniem zdać sobie sprawę, że chociaż przytrzymywane opaską przy głowie, ich końcówki unosiły się do góry. Dziewczyna okręciła się znów, i nagle jej umysł przestawił się na nową rzeczywistość, której była częścią. Poczuła, jak świat okręca się w jej głowie do góry nogami, a ona mimo to trwa przyczepiona stopami do trawy. Spanikowana, zjeżyła się cała i przypadła na klęczki do murawy, jakby bojąc się, że gdy tylko oderwie jedną nogę, spadnie w dół.. w górę.. cholera. To będzie problematyczne.
        - Wega? – krzyknęła, rozglądając się za trytonem i łowiąc więcej szczegółów z otoczenia. Nagle spojrzała w górę, a buzia otworzyła jej się nagle niczym niedomknięte drzwiczki. Kucała bowiem na ziemi, obok wieży, do której wbiegła kilka godzin lub dzień wcześniej, zgubiła już poczucie czasu. Udało się! Byli na zewnątrz! Ale.. pozostawał wciąż problem odwróconego świata. Wiedziała, że jej się to nie wydaje. Czuła całą sobą, że jest odwrócona, przyklejona do sklepienia, którym była ziemia, wisząc nad przepaścią z błękitnego nieba.

        - Fascynujące..
        - Sasza! Jesteś! Bogom dzięki, co tu się dzieje!?
        - Odwróciliście sobie świat.
        - Ale jak?
        - A skąd ja mam wiedzieć? Popsuliście coś.
        - Ale..
        - Co ale? To już od dawna nie jest moja rzeczywistość. Ale nieźle narozrabiałaś z tym twoim rybim przyjacielem.
        - To nie my!
        - Uhm.
        - Sasza! Sasza?


        - Nie no on jest kompletnie bezużyteczny – jęknęła w głos kotołaczka, zupełnie zapominając, że mimo wszystko mag uratował ich przed wielomackowym potworem z komnaty w wieży. W końcu odnalazła wzrokiem trytona, a uczucie obezwładniającej ulgi zalało jej serce. Nigdy by nie pomyślała, że tak się ucieszy na widok tej paskudnej mordy. Bojąc się jednak podnieść na nogi, na czworaka ruszyła w stronę trytona.
Awatar użytkownika
Wega
Szukający drogi
Posty: 36
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Tryton
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Wega »

Tym razem szyb był szerszy więc dla Wegi nie miało znaczenia, jak bardzo jest przy tym stromy. Póki się mieścił mógł spaść niemalże pionowo, byleby zachować swobodę ruchu. Oszczędzono im również nietoperzy, chociaż dla trytona nie były one ani trochę obrzydliwe. Akurat on coś na ten temat wie… Nie spotkał jeszcze bardziej paskudnej istoty od siebie. Nawet ta rozpuszczona poczwara była od niego nadal ładniejsza, tylko mniej zgrabna.
Na wykrzyknięte hasło jakby przyjrzał się wyznaczonemu punktowi, mimo, że doskonale widział go od początku. Poczuł, jak Lexi zgrabnie obraca się w jego rękach Wiscari odruchowo zacisnął ją w objęciu dając obietnicę bezpieczeństwa. Złapany sam przez siebie na gorącym uczynku tylko obdarował ją spojrzeniem kątem oka, ale już po chwili skupił się na obiekcie przed nimi marszcząc przy tym nos i brwi pełny determinacji do przetrwania.
Oślepiająca jasność pochłonęła dwie sylwetki. Wega z tego oślepienia aż syknął niczym rozbudzony potwór z jaskini. Poczuł, jak kotołaczka ucieka mu dosłownie spomiędzy ramion pozostawiając jedynie pustą przestrzeń. Chciał ją uchwycić, chociażby za ten okropny ogon, ale nic nie widział przez te kilka minut. Cierpiał próbując podnieść powieki by odnaleźć jakikolwiek ciemniejszy punkt, ale dostrzec mógł jedynie bolącą biel. Uparcie jednak dążył do zlokalizowania dziewczyny, gdy nagle faktycznie ujawniły mu się inne kolory - kilka zielonych kosmyków, które wzbudziły wspomnienie mazi w poprzednim pomieszczeniu, ale nie wywołały w nim lęku. Głównie dlatego, że był to przyjemny, a nie rażący odcień, co wywołało skojarzenie hasła „trawa”. Wysunięte przed siebie dłonie od razu wycofał. Wydawało się, że spadali ze zbyt dużej wysokości by lądować na kończynach górnych, a jeszcze tego by brakowała by połamał ręce. Łupnięcie więc spowodowane jego upadkiem było głośne i ciężkie. Tryton przeturlał się spory kawał dalej, a gdy ukończył swój lot pierwsze, co zrobił to objął łokieć. Ugryzł się dosłownie w język by nie wydać z siebie jakiegokolwiek odgłosu cierpienia. Wega był dobry w duszeniu, nie tylko swoich ofiar, ale i odgłosów czy słów. A później jego powieki ponownie zatańczyły w próbie objęcia całej przestrzeni wokół.
Leżał na ziemi dotykany bezustannie przez źdźbła trawy. Przetoczył głowę obejmując okolicę. Niby wszystko wydawało się normalne, tylko niepokojący był fakt, że jego włosy sterczą obejmując jego paskudną twarz. Sterczą? A może i zwisają? Był przylepiony do podłoża, a jednak czuł, że ubranie chyli się ku niebu.
Przewrócił się na tułów i chciał wznieść, ale stanął pół klęcząc, jakby właśnie odebrano mu jedną z belek spod stóp.
Ale się trzymał.
Jego ręka była wsparta o ziemię, paznokcie niezgrabnie tonęły w wilgnych granulkach gleby. Podmuch ruszył czarnymi włosami, ugięły rękaw zaniedbanej koszuli. Słońce grzało delikatnie w plecy, ale Wega tego nie zauważył, bo automatycznie i gwałtownie pojawiła się w nim idea dojścia do wody.
Ukąsił się w język za swoje przekleństwo. Teraz okropnie ciągnęło go do zbiornika wodnego i ta myśl napierała na jego podświadomość nie dając mu choćby odrobinę spokoju. Nie był nawet w stanie przeanalizować sytuacji, tak go uderzyła chęć zanurzenia się w jeziorze. W tedy usłyszał głos Lexi.
Podążył wzrokiem na dźwiękiem i odnalazł ją. Wydawało się, że chyba nic sobie nie uszkodziła. Była wciąż prężna, tylko mocno zdezorientowana. Nie dziwił się, sam nie mógł za bardzo ogarnąć sytuacji. Wzniósł się nieco wyżej, ale wciąż się garbiąc niczym najemnik w ukryciu. Jego błędnik oszalał w nowej rzeczywistości. Stawiał kroki tak powoli i dokładnie, jak nigdy w życiu. To jakby wrzucić pierwszy raz kota z nieba na bujający się statek, tak właśnie się czuł. Potrafił iść i się utrzymać, ale miał wrażenie, że balansuje po śliskim od wody pokładzie.
Podążył w stronę dziewczyny, która odnajdując go wzrokiem również się do niego skierowała. W tej patowej sytuacji uśmiechnął się delikatnie rozbawiony jej zachowaniem. Jeżeli miałaby na sobie stertę ubrań, chowała się i kryła, to nie była w stanie ukryć swoich zwierzęcych ruchów. Nawet tak prosta czynność, jak chodzenie na czworaka, ewidentnie ją zdradzała. Ucinając ogon i uszy w wyobraźni, widział, że tułów i głowa zbliżone są do ziemi, a pośladki ustawione wyżej, niczym skradający się kocur. Łapała oczami każdy możliwy obiekt, który mógł jej w jakiś sposób zagrozić. Dopięte uszy nastawiały się i kładły od odbieranych bodźców dźwiękowych.
Właściwie dopiero teraz dostrzegł, że ma zielone oczy. Przechylił nieco łeb wyginając usta w zastanowieniu. W tle była wieża i ciemne korony drzew, jaśniejsza trawa i różnorodny krzew. Taką barwę miały jej tęczówki – barwę lasu.
Gdy tylko do siebie dotarli on bezlitośnie chwycił ją za nadgarstek, po czym podniósł, a może raczej postawił na nogi. Trzymał ją mocno, ale nie wywołując bólu. Chciał dać zmiennokształtnej stabilizację, a gdyby potrzebowała się go chwycić w jakikolwiek sposób pozwolił jej na to bez najmniejszych oporów. To była durna sytuacja więc trochę jego wyrozumiałość wzrosła. Będą potrzebowali dłuższej chwili by przyzwyczaić się do swojego położenia i Wiscari niestety czuł, że to akurat przyjdzie mu zdecydowanie trudniej niż Kici. Powtarzał sobie w myślach, że to statek, ale to nie był statek. Rosły tu kwiatki, drzewka, stała wieża, a woda pewnie spływała do góry nogami. W stronę nieba… W sumie w stronę ziemi, która jest niebem. Na wszystkie skaczące wiosną łososie! Nie potrafił obecnie dobrać odpowiednio do tego słów! Ciekawe jakby wyglądały teraz te skaczące łososie…
- Co to za głos w twojej głowie? – powiedział ostro i zdecydowanie nie przyjmując próby odmówienia odpowiedzi na pytanie.
- To właściciel tej cholernej wieży? Czy jakiś jego więzień? Mów wszystko, co wiesz nim oszalejemy. I skąd właściwie znalazł się w twojej głowie? Czego chce? Ma coś wspólnego z tym wszystkim? – zalał ją falą pytań, których w normalnej sytuacji by nie zadał. Mogła czuć, że wparowuje do jej prywatności z zabłoconymi buciorami, ale miał to głęboko w nosie bardziej wściekły na zaistniałe zdarzenia. Mówi się trudno. Będzie musiał poznać Kicię, bo najwidoczniej ma tu więcej do gadania niż na pierwszy rzut oka się wydawało. Szkoda tylko, że jest pionkiem w tej całej grze, a nie punktem wyjścia albo… jest punktem wyjścia tylko ona jeszcze o tym nie wie. Ani on.
Awatar użytkownika
Lexi
Szukający drogi
Posty: 35
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Uczeń , Złodziej , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Lexi »

        Z ulgą powitała zbliżającego się mężczyznę, dopóki ten nie złapał jej za nadgarstek i podniósł do pionu. Jako, że kotołaczka nagle bardzo przywiązała się do gruntu, wcale nie miała zamiaru wstawać, w związku z czym ciągnięcie ją za rękę przez trytona w górę wyglądało mniej więcej jak wyławianie z wody miotającej się ryby. Zmuszona jednak do stanięcia na dwóch nogach Lexi odruchowo złapała się obiema rękoma ramienia trytona, jakby był słupem wbitym w ziemię i mógł uratować ją od upadku w niebo. Jej plecaczek, wiszący zazwyczaj grzecznie gdzieś na wysokości krzyża dziewczyny, teraz unosił się przy jej łopatkach, przytrzymywany jedynie szelkami, które były na szczęście wystarczająco dopasowane, by nie zsunąć się z ramion dziewczyny.
        - Co? – dała się zaskoczyć ostrym tonem mężczyzny, odchylając ciało od niego, jednak nie odsuwając się, gdyż wówczas straciłaby swoją drogocenną przyczepność u jego ramienia. Wydęła butnie usta uznając, że nie musi mu wcale niczego wyjaśniać. Głosy w jej głowie to jej prywatna sprawa i żadnemu zbulwersowanemu trytonowi nic do tego. Nie udawała nawet sama przed sobą, że nie wie o co mu chodzi, w końcu nie raz i nie dwa, nie mogła powstrzymać się od głośnego komentarza w stronę Saszy, a jako że byli tutaj z Wegą sami… no cóż, nie sposób domyślić się, że dziewczyna ma nie po kolei w głowie. I właściwie z takim poglądem swojej osoby w oczach mężczyzny się pogodziła – jako nienormalnej. Nie spodziewała się, że zacznie on nagle zadawać pytania. Że ucieknie – owszem, to byłoby przewidywalne i wcale nie tak niemiłe dla kotołaczki, jak mogłoby się wydawać, gdyż uwalniało ją z konieczności tłumaczenia się. Dlatego teraz również planowała nabrać wody w usta. Nie spodziewała się jednak zupełnie takiej zaciętości, ze strony raczej małomównego do tej pory Brzydala, a jego pytania najzwyczajniej w świecie wytrąciły ją z równowagi i wywołały poczucie, że musi się bronić.
        - Nie! – odparła momentalnie na pierwsze i drugie pytanie jednocześnie, unosząc mimowolnie głos, gdyż miała wrażenie, słuszne zresztą, że jest atakowana. Twardo wpatrywała się w zapadnięte i przekrwione oczy mężczyzny, nie chcąc mu pozwolić się zastraszyć. Jeśli chodzi o mierzenie się spojrzeniami ta dwójka nie miała sobie równych, jedno bardziej uparte od drugiego. Wzrok Lexi jednak drgnął, gdy wbrew sobie zaczęła analizować słowa Wegi i zastanawiać się nad możliwością, że mężczyzna ma rację. Nadal jednak nie odpowiadała, sama mając co do tego więcej pytań niż odpowiedzi. Nie mogąc już pohamować odruchów, puściła ramię trytona i splotła ręce na piersi. Tak jej było pewniej, zwłaszcza w dyskusji. Stała jednak miękka w kolanach, w każdej chwili gotowa przypaść do trawy i trzymać się jej źdźbeł, by nie odlecieć w górę/spaść w dół. Siłą woli powstrzymała się od nerwowego przestąpienia z nogi na nogę i prychnęła parę razy, walcząc sama ze sobą, czy powinna w ogóle podejmować dyskusję na temat głosów w jej głowie. Ten pojedynek wygrał jednak tryton, lecz nie dlatego, że Lexi obawiała się jego groźnej miny, ale dlatego, że równie mocno chciała się stąd wydostać – argument współpracy znów miał pierwszeństwo przed oślim uporem dziewczyny.
        - Nie rozkazuj mi – burknęła jeszcze, starając się zachować ostatek godności, nim w końcu westchnęła z rezygnacją i klapnęła tyłkiem na trawę, splatając nogi przed sobą i spoglądając na trytona znacząco, by usiadł. Jak chciał sobie porozmawiać to proszę bardzo, ale im więcej styczności z gruntem, tym lepiej. Mężczyzna trochę się powykrzywiał, ale usiadł w końcu naprzeciwko niej, dość nieporadnie rozkładając swoje długie nogi. Lexi nie chcąc już nadwyrężać jego wątłej cierpliwości od razu przeszła do rzeczy.
        - Mam jakiegoś maga w głowie – powiedziała powoli, czekając podświadomie aż Sasza odezwie się, protestując przed jego ujawnieniem. W głowie jednak słyszała tylko własne myśli, więc po krótkim wahaniu kontynuowała. Jej mina jednak zrzedła, a kotka wyglądała jakby nigdy nie miała się już uśmiechnąć. Dopiero teraz bowiem miała czas na zastanowienie się nad tym co spotkało ją tak niedawno, a przypomnienie bólu, który wówczas czuła, wykrzywiło jej usta w lekkim grymasie, jak gdyby cierpienie nagle powróciło. Spuściła wzrok.
        - Nie mam z tym nic wspólnego, chyba. Nie zrobiłam nic specjalnie. Znalazłam się w tej wieży, bo.. bo uciekałam. Ten mag jest w mojej głowie dopiero od wczoraj, a poza tym nie żyje, więc to raczej nie jego sprawka.. chyba.. – podrapała się z konsternacją za kocim uchem. – Wiesz, moja historia jest długa i ani nie sposób jej po krótce opowiedzieć, ani nie jestem pewna czy byś mi w ogóle uwierzył – stwierdziła wprost, wzruszając lekko barkami i podnosząc w końcu wzrok na mężczyznę.
        - Nie mówiąc już o tym, że to w ogóle nie jest twoja sprawa, a i ja nic o tobie nie wiem, więc… nie ma tak – mruknęła w końcu, powoli odzyskując dawną butę. Nadal jednak wyglądała na mocno przygniecioną ostatnim doświadczeniem. O zgrozo, chciałaby żeby ją ktoś teraz przytulił. Nigdy nie miała przyjaciół, a i jej rodzice nie zasługiwali na swoje miano. I chociaż dziewczyna zawsze czuła się samotna, to zazwyczaj jej to nie przeszkadzało. Po prostu teraz zrobiło jej się smutno, że znowu ktoś ją skrzywdził, a ona nie miała nikogo, kto mógłby lub chciałby ją przed tym obronić.
        - Oooooch, jak słodko.. biedny, samotny kotek – złośliwy głos w jej głowie sprawił, że Lexi aż zdrętwiała z wściekłości i skrępowania, jednak słowem się nie odezwała, pamiętna bólu, jaki był w stanie jej sprawić Sasza, gdy go obraziła. Przymknęła więc jedynie oczy, wypychając głos, gdzieś na tył świadomości. Na szczęście nie protestował.
Awatar użytkownika
Wega
Szukający drogi
Posty: 36
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Tryton
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Wega »

Twarz trytona stężała na sprzeciw dziewczyny. Nie był przyzwyczajony do takich odpowiedzi, nawet jego własna córka nigdy tak głośno nie zareagowała! Owszem, nie zgadzała się, ale nie tak! Niemniej jednak ani jedno, ani drugie nie miało zamiaru odpuścić. Zajadali się wzrokiem nawzajem, aż w końcu Wega zauważył, że zielone oczy zachwiały się, jakby docierał do nich efekt analizy sytuacji. W tedy ona go puściła, lecz on odruchowo uchwycił ją za ramię. Nie mocno, jak na jego możliwości i gabaryty zrobił to bardzo łagodnie. Odruchowo, w końcu chciał zakotwiczyć Kicie do ziemi, chociaż przecież obaj… wisieli. Widząc czego dokonuje potrząsnął delikatnie głową. Ten „obrót sytuacji” wywoływał w nich nadmierną troskę, ale chcąc nie chcąc potrzebowali siebie by wyjść na wolność. Dłoń trytona zsunęła się gdzieś w powietrze uwalniając kotołaczkę z uścisku, a następnie wreszcie dotarli do wyznaczonego celu rozmowy.
Lexi słusznie odebrała przysiadkę na ziemi. Nie w smak mu było słuchać historyjek towarzyszki niczym morskich opowieści, ale trochę poświęcenia jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Jeżeli przez to miała wreszcie zacząć gadać to niech będzie!
Usadowił się bardzo swobodnie wspierając rękę o zgięte kolano, ale tym samym zamykając się postawą na zmiennokształtną. Patrzył na nią przez wysunięte do przodu ramię. Nie robił tego specjalnie. Działał bardzo naturalnie i jeżeli kotołaczka spoglądała na behawioryzm humanoidów mogła się tylko domyślać, że na jego wyznania nie ma raczej co liczyć. Lexi trudno było się otworzyć, a Wega ani trochę jej tego nie ułatwiał.
Z przenikliwością wpatrywał się w dziewczynę. Musiał sam siebie przekonać, że go nie kłamie. Spoglądał na jej palce, wzrok, twarz, skórę… Nie pociła się, nie świdrowała gałkami ocznymi, nie ocierała palców – nie kłamała. Dostrzegł jedynie nerwowość, niechęć wysławiania się, ale była szczera.
Wega na chwilę przetoczył spojrzenie gdzieś przed siebie. Przeciągał odrobinę ciszę zaciskając delikatnie usta. Matko, chyba zapomniał, jak się rozmawia z kobietami. Wpadł ostatnio w taki szał ze swoimi współtowarzyszami, że nie znał hasła „litość” albo „delikatność”, a teraz Lexi ewidentnie oczekiwała czegoś w zamian. Nie chodziło o wysokie wartości typu „miłość” czy „przyjaźń”, ale odrobinę zrozumienia i sprawiedliwości w wyznawaniu prawd.
Niech licho porwie najcenniejsze perły. Kobiety są gorsze od takich magicznych wież z tysiącami zjazdów, wejść i wyjść oraz wszystkimi potworami w środku. Powiesz coś nie tak i masz spartalone wszystko, a bestii wystarczy, że urżniesz łeb i jest cisza.
- Jak ma na imię ten mag? – spytał wolno, najmniej agresywnie, jak potrafił.
- Takie łepki nigdy nie opętują bez powodu. Jeżeli chce cię wykorzystać do przejścia do naszego świata to mu również powinno zależeć na tym by stąd wyleźć. Inaczej nigdy nie będzie wolny. Nie dopóki dopóty tkwi z nami w tej imaginacji – zauważył swoim ponurym, ochrypłym głosem.
- Teraz on sam jest w potrzasku – dodał po chwili i posyłał Lexi znaczące spojrzenie. Fakt, duszek miał nad nią władzę, ale to ona musiała być na tyle silna by go przezwyciężyć. Wega czuł, że Kicia ma w sobie te siłę. Mimo, że był w połowie rybą to nie należał do osób wylewnych. Nie Wiscari-Rosa i nie wobec lądowych mieszkańców. Podobna sytuacja z inną osobą mogła skończyć się pewnym uściskiem dłoni albo uchwyceniem barków, które potrząsa się by do kogoś dotarła wysławiana prawda, lub też zwykłym przytuleniem, mocnym bodźcem dodającym wsparcia, ale on był szalonym władcą mórz, zatapiaczem statków, odcinaczem głów, a nie zwyczajnym mężczyzną.
Kalkulacja z resztą była dla niego prosta. Przecież duchy nie mogą przeskakiwać tak swobodnie z ciała do ciała. Mag w głowie, chociaż potężny, także potrzebował silnego punktu utrzymania się. Kicia najwidoczniej była tak paranormalna jak sobie to wyobrażał tryton. Żal było pozbawiać życia takiego silnego miejsca utrzymania, przez który zdecydowanie łatwiej przejść do żywych. To o wiele łatwiejsze, wymagające mniej wysiłku, z mniejszym ryzykiem, a przecież duch już być może nigdy nie odnajdzie takiej drugiej bramy między światami albo przeczeka kolejne tysiąclecia w swoim niematerialnym ciałem, z którym gówno może zrobić. Nie jest więc tak, że to opętany trzyma ją za gardło a wręcz odwrotnie. To Lexi rozdawała karty, mogła to bynajmniej robić o ile będzie bardzo silna psychicznie.
Teraz ta gorsza część ich rozmowy. Kicia liczyła na jakieś wyznania ze strony Rosy, ale jego historia wcale nie miała znaczącego wpływu na tutejsze zdarzenia. Mieli się stąd wydostać, a pomocny był ten głupi duch w głowie dziewczyny, a nie przyczyna jego brzydoty.
Drugą ręką wsparł się o trawę i uśmiechnął paskudnie.
- Zarżnąłem się, jak świnia, alkoholem podróżujących handlarzy. Znaleźli mnie nawalonego pod drzewem i przestraszyli, chcieli obciąć łeb, ale to ja któregoś skróciłem o tej jedną, znaczącą długość. Właściwie to już do końca nie pamiętam. O, ten gruby i wysoki chyba palnął mnie w łeb, okradł ze złotej fajki... Niech no tylko tego leszcza znajdę, a pozbawię go więcej niż fajki… Najwidoczniej też wrąbali mnie do tej wieży – wyznał z wyraźnym dystansem do siebie, chociaż nie byłą to historia, którą mógł się pochwalić. Właściwie mogło się wydawać, że mocno uwłaszczała Wedze, ale miał to szczerze w dupie.
- Ale cóż… Kiciu, nie myliłaś się, co do jednego… Albo ten mag w twojej głowie. Jestem trytonem – przyznał dosyć buro, ale już po chwili znowu kącik jego ust wzniósł się wyżej – I pociągnąłem sobie z ciebie odrobinę wody.
Awatar użytkownika
Lexi
Szukający drogi
Posty: 35
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Uczeń , Złodziej , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Lexi »

        Zerkała na niego od czasu do czasu, by sprawdzić jak reaguje na nowe informacje. Na widok jego, delikatnie mówiąc, mocno niezadowolonej miny, zastrzygła lekko uchem, co było jedyną oznaką jej nerwowości. Bardzo starała się zachować pewność siebie, a mordercze spojrzenia trytona niezbyt jej w tym pomagały. Widziała, jak analizuje podawane mu przez nią informacje i jak przygląda jej się intensywnie, prawdopodobnie oceniając prawdomówność. Nie miała nic przeciwko temu, wiedziała, że to co mówi jest co najmniej kontrowersyjne, a poza tym cieszyła się, że nie wyśmiał jej w pierwszym odruchu. Tego już by nie zniosła z kamienną miną. Ogon śmignął za jej plecami, gdy padło pierwsze pytanie.
        - ...Sasza - odpowiedziała z wahaniem, urywając zaraz, jakby czekała aż wspomniany mag pojawi się nagle i zrobi jej burę o wyciąganie informacji o nim na światło dzienne. Nic takiego jednak się nie stało, a w głowie słyszała tylko własne myśli. Pozwoliło jej to na minimalne rozluźnienie się, co było widać po tym jak jej ramiona opadły delikatnie, do tej pory uniesione na spiętych mięśniach. Słuchała kolejnych słów trytona nieco zaskoczona tym jak szybko domyślił się tego, czego chce od niej Sasza. Nie miała aż tak rozwiniętej manii prześladowczej by uznać, że jest to zbyt podejrzane, ale mimo to przyglądała się trytonowi przez chwilę z lekką podejrzliwością. W końcu albo spiskował przeciwko niej razem z tymi frajerami, od których uciekła z zamku, albo był wybitnie inteligentny. Kotka przechyliła lekko głowę, przyglądając się mężczyźnie, a oba scenariusze wydawały jej się tak samo mało prawdopodobne. No ale nic. Spiskowiec czy geniusz, ma rację, nawet nie wie jak bardzo..
        - Nie zachowuje się, jakby mu zależało na wyjściu, mam wręcz wrażenie, że bawi go to, że jestem w pułapce i.. - zawiesiła się, nie wiedząc ile może zdradzić temu obcemu, brzydkiemu mężczyźnie przed nią. W końcu najwyraźniej uznała, że ich aktualna sytuacja wymaga równie nadzwyczajnych środków i pochyliła się lekko w stronę Wegi, odruchowo obniżając głos, jak gdyby miało to pomóc, w ukryciu czegokolwiek przed Saszą.
        - Myślę, że on mnie sprawdza.. - powiedziała w końcu powoli. - Nie wiem tylko w jakim celu. Jest u mnie w głowie, czy jest więc cokolwiek, czego by o mnie nie wiedział?
Cofnęła się zaraz szybko, jakby uznała nagle, że wystarczy tych wyznań, jak na jeden raz. Z ulgą przyjęła zmianę tematu i nawet uśmiechnęła się lekko słysząc o tym, w jaki sposób tryton dostał się do wieży, a na wspomnienie złotej fajki błysnęły jej lekko ślepia.
        - Mówiłam, że walisz gorzelnią - wyszczerzyła się krótko, ale uśmiech zaraz jej zrzedł na kolejną porcję informacji. Fakt, że Wega jest trytonem przyjęła od maga szybko, wierząc mu odruchowo. Nie zawsze wychodziło jej samodzielne ocenianie gatunku, aur też nie nauczyła się nigdy odczytywać. Jej czuły nos wyłapywał tyle innych informacji, że zagłuszał zupełnie ten subtelny zmysł w głowie i chociaż zdarzało jej się odpowiednio przypasować zapach do rasy, czasem dała się zmylić innym nutom, zwłaszcza gdy ktoś nie był typowym przedstawicielem swojego gatunku. A Wega na pewno się wyróżniał, gdyż z tego co czytała o syrenach i trytonach, to obie płci charakteryzowały się olśniewającą urodą, a o mężczyźnie na przeciwko niej można było powiedzieć wiele rzeczy, lecz nic pozytywnego na temat jego aparycji. Ale pal to licho, ona się do tej gęby zdążyła przyzwyczaić i nawet ją polubić.Po kociemu: nie ważne jak ktoś wygląda, byle za uchem podrapał. O podbieraniu od niej wody, jako o fakcie zbyt abstrakcyjnym, by mógł być prawdziwy, zdążyła już jednak zapomnieć, a Wega, sam jej o tym przypominając, właśnie kręcił na siebie bicz.
        - Co to znaczy, że pociągnąłeś ze mnie wodę? - zapytała nieco podniesionym głosem, próbując w ten sposób ukryć lekki niepokój związany z tymi słowami, gdyż teraz już pamiętała, że nie chodziło o podebranie jej manierki z plecaczka.
        - Nie możesz tak bez pytania kogoś.. no robić… No nie możesz komuś wody zabierać! - plątała się w słowach, usiłując znaleźć te odpowiednie na nikczemny czyn trytona, jednak pierwszy raz w ogóle o czymś takim słyszała i raczej nie pomagało jej to w znalezieniu na to nazwy. Splotła ręce na piersi w obronnym geście, łypiąc na Wegę spode łba, gdy nagle jej oczy otworzyły się nieco szerzej, a ręce opadły znów na kolana.
        - Znasz magię? - zapytała nagle podekscytowana, zapominając na chwilę o swojej urazie. - Masz coś w zanadrzu, co pomogłoby nam się stąd wydostać?
        Kotołaczka podniosła się ostrożnie na nogi i rozejrzała po okolicy. Ze zwykłej ciekawości chciałaby pokrążyć po okolicy i zobaczyć, czy wszystko wygląda tak samo, zarówno pod względem krajobrazu, jaki zapamiętała, jak również jeśli chodzi o to nieszczęsne “odwrócenie”. Kierowana nagłym pomysłem rozejrzała się wokół własnych nóg i podniosła nagle niewielki kamyk. Przypatrywała mu się chwilę, obracając go w dłoni, po czym podrzuciła nagle w ręce, spoglądając za nim w górę. Lexi opuściła rękę, najwyraźniej nie spodziewając się, że spadnie z powrotem i tak też się stało. Drobny punkcik po chwili zniknął im z oczu, znajdując się już na tyle wysoko, że nie dało się go dłużej śledzić spojrzeniem. Kotołaczka przełknęła ślinę i spojrzała znacząco na Wegę.
        - Lepiej nie podskakiwać - mruknęła i obejrzała się na wieżę. To był drugi jej pomysł i chociaż wcale jej się nie podobał, innego nie miała. Zwróciła się do trytona.
         - Tak sobie pomyślałam.. a co jeśli spróbowalibyśmy wejść do wieży i przejść tą samą drogą, co ostatnio? Może udałoby nam się w ten sposób jakoś odwrócić tę sytuację i hm.. świat jednocześnie?
Awatar użytkownika
Wega
Szukający drogi
Posty: 36
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Tryton
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Wega »

„Sasza…” powtórzył w myślach tryton. Wygiął kilkukrotnie usta próbując wygrzebać z pamięci nazwę wieży, w której się znajdowali. Gdzieś tam obiło mu się uszy dokąd zmierzali kupcy, ale Wega nie miał głowy do zapamiętywania poszczególnych terminów czy imion. Bynajmniej nie tych znajdujących ponad powierzchnią wody. On samodzielnie nadawał poszczególnym miejscom tytuły, stąd też często właściwie nie wiedział w jakimś mieście się znajdował. Owszem, znał położenie geograficzne, zdawał sobie sprawę gdzie co się znajduje, ale gdyby sam miał wyrysować mapę to byłaby ona wypełniona hasłami typu „Dobra kiełba” albo „Popaprańce”. Kojarzył miejsca zdarzeniami, a nie prawdziwymi określeniami, chociaż Wega krył w sobie dużo tajemnic. Może jedną z nich była faktyczne wiedza na temat prawidłowych nazw?
Wiscari widząc, że dziewczyna pochyla się w jego stronę sam podjął się tego absurdalnego ruchu, tylko w sposób… bardziej żartobliwy. Nastawił ucho i przytakiwał. To, co mówiła było ważne, ale nie mógł się pozbawić tej przyjemności i potraktować kotołaczki jak dziecko. Trochę sobie z niej zakpił, ale gdy powrócił do poprzedniej pozycji parsknął powstrzymując się od śmiechu. Przełknął własny odruch wciąż przytakując i nie zdejmując długiego uśmiechu z ust. Ciekawe czy wszystkie koty mają tak nasrane we łbie?
Mężczyzna odrobinę się rozluźnił w towarzystwie zmiennokształtnej. Nawet, gdy nastroszyła na niego uszy on spojrzał na nią mało wzruszony, ale jego mięśnie wyraźnie się wygładziły. Sterczące na baczność kocie uszka zaczęła składać się i zginać pod naporem plątaniny słów, Wega przyglądał im się z zaciekawieniem i wcale się z tym nie ukrywał. Był gotowy na to, że ostatecznie go podrapie, ale miast tego zbiła go z tropu pytaniem.
- Naprawdę uważasz, że gdybym znał magię i gdybym wiedział jak stąd wyjść to bym nadal tutaj z tobą siedział? – spytał posyłając dziewczynie mało pochlebne spojrzenie.
- Nie jestem czarodziejem. Czuć od ciebie opętanie, bo pi razy drzwi znam się na magii ducha, a pociągnąłem sobie z ciebie wodę, bo… stanowię połowicznie rybę. Jestem brzydki, ale nie upośledzony – tryton bez arkanu wody albo chociażby zdolnością formowania fal musi być niezłym pechowcem. – Mówił Wega zbierając się na równe nogi i obserwując drobny test swojej towarzyszki. Miał tylko nadzieję, że nie będą musieli sprawdzać co kryje się po drugiej stronie chmur w podróży za zaginionym kamyczkiem.
- Lepiej nie… - mruknął odrywając spojrzenie od nieba, a przenosząc je na wieżę.
- Zobaczmy najpierw czy istnieje do niej wejście czy sobie świat nie płata z nas figli tworząc jakąś inną drogę. Poza tym, przyjrzałbym się jej. Jeżeli odzwierciedla w jakiś sposób faktyczny stan to przydadzą się o niej wszelkie informacje. Choćby jej sama wysokość. Może jakieś inne drzwi? Dzwonnica? Okna? Zapamiętaj jak najwięcej – mówił i mówił, a gardło upominało się o wodę. Przecież jest tak blisko wody! Oj, trytonie, nieładnie sprzeciwiać się wewnętrznym pragnieniom!
- I… - zagaił na nowo, gdy tylko zbliżył się do budynku, który planował obejść dookoła. - … zanim wejdziemy zobaczymy czy jest tu jakaś rzeka albo jezioro z pitną wodą, bo kac doprowadzi mnie do szału. – Wyznał… prawie, że całą prawdę.
Awatar użytkownika
Lexi
Szukający drogi
Posty: 35
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Uczeń , Złodziej , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Lexi »

        Będąc obiektem najpierw lekkich kpin Wegi, a później zdając sobie sprawę z bezsensowności swojego pytania, położyła uszy po sobie, rzucając spojrzeniem gdzieś w bok. Widziała, że ciągle ją obserwuje i z jakiejś przyczyny ona go bawi, nie wiedziała tylko co w jej słowach lub zachowaniu było takiego śmiesznego. Cała ta sytuacja, od momentu w którym obudzono ją w jej łóżku, aż do teraz, gdy wisiała w jakimś odwróconym świecie z wrednym trytonem, zaczynała ją coraz bardziej męczyć, i psychicznie i fizycznie. Te kilka godzin, które przespała na podłodze w wieży nie były wystarczające, by mogła się w pełni zregenerować, odzyskać siły. Jak na zawołanie Lexi ziewnęła przeciągle, przykrywając szybko usta wierzchem dłoni. Spanko. Tak, to byłaby teraz najlepsza opcja. Słoneczko przyjemnie grzało, trawka pachniała, nic tylko zwinąć się w kłębek i spać.
        Chcąc nie chcąc jednak, ruszyła niechętnie za trytonem, mimo iż realizował on właściwie jej własny pomysł. Rzuciła bystrym spojrzeniem na wieżę, skanując całą jej wysokość i szukając jakichś różnic pomiędzy tym co widziała tutaj, a tym co zapamiętała z wcześniejszego wieczoru. Problem polegał jednak na tym, że „tamtej” wieży nigdy się specjalnie nie przyglądała, a gdy wbiegła do niej wczoraj nie miała czasu na podziwianie architektury. Skinęła jednak mężczyźnie posłusznie głową i ruszyła, obchodzić budowlę z drugiej strony. Zadzierała głowę, próbując ogarnąć wzrokiem całą jej wysokość i starała się rzeczywiście zapamiętać układ okien lub innych otworów. Problem polegał na tym, że… nic takiego nie znalazła. Wieża, oprócz dużych dębowych drzwi, stanowiących główne wejście, nie posiadała żadnego innego elementu, pozwalającego na dostanie się do środka, lub a zewnątrz. Żeby było śmieszniej, Lexi nie dostrzegła również żadnego wylotu, z którego mieliby tutaj wypaść, a przecież z nieba nie spadli, prawda? Zirytowana dogoniła trytona, podejrzewając, że i z jego stronny nie było nic ciekawego.
        - Nic zupełnie – mruknęła – nie licząc głównych drzwi, nie ma innego wejścia do wieży, ani nawet wyjścia, co jest zastanawiające, zważywszy na to, że my jakoś z niej wylecieliśmy.
        Dziewczyna wpatrywała się jeszcze chwilę w wieżę, strzygąc nieświadomie jednym uchem, po czym przeniosła spojrzenie na Wegę, a na jej usta wpłynął lekki, zawadiacki uśmiech.
        - No dobrze Syrenko, to zanim tam wejdziemy, znajdźmy ci jakąś wodę – stwierdziła, z satysfakcją obserwując minę trytona. Chyba nie myślał, że jest głupia? Gdyby chciał się napić to najpierw zapytałby ją czy nie ma w plecaku bukłaka z wodą, albo czegokolwiek, a nie wyjeżdżał od razu z jeziorem. Poza tym swoje o syrenach i trytonach czytała, wiedziała, że raz na jakiś czas muszą wejść do wody i przybrać swoją naturalną formę. Nie wiedziała dokładnie co się stanie, jeśli tego nie uczynią, ale sama konieczność była wystarczająca.
        - Kawałek dalej jest jeziorko. Bardzo małe, chyba nawet nie ma go na mapach, ale powinno ci wystarczyć – zatknęła kciuki za szlufki plecaczka i bujając ogonem ruszyła przodem w sobie znanym kierunku, między drzewa.
        Szli lasem niecałe pół godziny, a kotołaczka była całą drogę podejrzanie milcząca. Wciąż wynikało to jednak z jej zmęczenia i rozleniwienia ciepłymi promieniami słońca. Zdążyła zjeść też kilka ciastek z plecaka i poczęstować nimi również Wegę, a w końcu dotarli na miejsce.
        Jeziorko rzeczywiście było niewielkie. Zdawało się, że nie znajduje się ono nawet na żadnej polanie, lecz w samym środku lasu, gdyż drzewa dochodziły do samych jego brzegów, zostawiając jedynie kilka większych plam piasku, które można by uznać za plażę. Woda była wyjątkowo nieruchoma, tafla niezmącona była wiatrem, ani żadnymi wodnymi stworzeniami. Lexi usiadła sobie na jednym z wystających nad ziemię korzeni drzewa i oparła się o jego pień.
        - Długo musisz być w wodzie? – zapytała, mimo wszystko z ciekawością, gdyż poszerzanie wiedzy było jedną z niewielu rzeczy, które miały sens, gdy żyło się ponad sto lat. No i była wścibska.
Awatar użytkownika
Wega
Szukający drogi
Posty: 36
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Tryton
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Wega »

Wieża nie posiadała żadnych elementów… a właściwie posiadała jeden detal, lecz jej braki sprawiły, że konstrukcja stała się charakterystyczna. Jak wyglądała w rzeczywistości? Niestety Wega tego nie zapamiętał, ale istniała szansa na to, że skoro wpakowali ich drzwiami to trzeba nimi wyjść. Pocieszający był fakt, że brak okien nie zmusi go do skakania z niewyobrażalnej wysokości (gdzie niestety koniec oznaczał ziemię = śmierć) lub też igrania z życiem schodząc po ścianie niczym rycerz. Wiscari poczuwał się do rycerstwa tylko względem własnej córki i ewentualnie żon oraz dzieci swojej kompani, a reszcie mógł pluć w twarz.
Zrodziło się jednakże jeszcze pytanie. Jak mają wrócić z tego obróconego świata? Wejść drzwiami i wspinać się po tym spadzie?
Wiscariemi zrzedła mina na samą myśl o wspinaczce, dlatego zaczął przecierać jakieś mniej urodziwe kamienie wieży w nadziei, że odnajdzie jakąś zagadkę. Nic nie znalazł… Gdy tylko Kicia podbiegła z własnymi informacjami niemo, ale siarczyście przeklął pod nosem. Będąc na kacu nie mógł trzeźwo myśleć wciąż wołany przez zbiornik wodny i, o ironio, nie było to tak do końca spowodowane dużą dawką alkoholu. Trochę poprawił mu się humor słysząc zadziorność kotowatej, ale nie było w ogóle mowy o tym by to pokazał! Uniósł tylko brew posyłając dziewczynie to stworkowe spojrzenie oznaczające delikatną kpinę.
- Chodźmy myszołowie – odparł w odpowiedzi.
W planach kompletnie nie miał zamiaru gasić ambicji kotołaczki. Nie wiązało się to z faktem, że byłoby mu jej szkoda. Wyglądała na zadowoloną z organizacji ich podróży. Machnął więc w myślach ręką dając prowadzić Kici. Wega wciąż nie był skłonny do wyjawiania o sobie prawd. Jeszcze by ta smarkula zaczęła dopytywać o rzeczy, których nie chciał poruszać z lądowymi mieszkańcami. Fakt faktem nie wiedział, jak daleko jest jeziorko, ale zwisało mu to totalnie. Dopiero będąc naprawdę blisko wody odczuwał narastającą nerwowość, a tak wiedziony instynktem po prostu lazł przed siebie. Wewnętrzny kompas wodny nigdy się nie pomylił i Wega też nigdy w niego nie wątpił. Mimo to, kotka nie musiała o tym wiedzieć. A niech ma coś z tego życia.
Gdy dostał ciastko to w pierwszej chwili obejrzał je z zaciekawieniem. Produkty lądowe zawsze wyglądały inaczej, jakoś tak dosyć śmiesznie. Wodni pobratymcy mogli liczyć na pieczone mięso jakie by dali radę sporządzić na plaży, ale na ciasta patrzyli ze zdziwieniem. W końcu piecyk na dnie morza to istny absurd nie wspominając już o mące, która stworzyłaby wielką, zbitą i ohydnie klejącą się masę. Ugryzł więc najpierw drobny kawałek ciasteczka chcąc się upewnić, że za chwilę tego nie wypluje, ale produkt okazał się litościwie rozkoszny dla podniebienia.
- Nie lepiej ci złowić jakiegoś zająca? – spytał widząc, że Lexi sięgnęła po kolejną słodycz.
Nie wiedział właściwie czy istniejące tu zające są de facto prawdziwe i czy zmiennokształtna się nimi zdoła najeść, ale skoro woda mogła mu pomóc, nawet jako efekt placebo, to i głupi kicający zwierzak miał szansę ją nasycić. Stracił tę myśl nie wyłapując czy też istnieją tu jakiekolwiek zwierzęta prócz niej, był pobudzony nagłym uderzeniem natężonej wilgotności. Wega starał się w żaden sposób nie zdradzić, ale delikatnie pogłębiony oddech zrobił swoje. Nie potrafił idealnie siebie kontrolować przy ta dużym odwodnieniu rybiego organizmu.
Aczkolwiek stanął przed niewielkim jeziorem patrząc na nie powściągliwie. Woda, która nic nie mówi mogła oznaczać niebezpieczeństwo. Miał ochotę odwrócić się na pięcie i wrócić do przeklętej budowli, ale z drugiej strony Wega nie należał do osób, które nie podejmują prób. On lubił smakować się w niebezpieczeństwie i adrenalinie, a będąc w wodzie co może mu grozić? Plątanina wodorostów albo nimfy?
Na pytanie kotołaczki miał już odpowiedzieć „Najchętniej całe życie”, ale wypowiedź ta była zbyt prowokująca rozmowę.
- Nie mam określonych limitów – uśmiechnął się oszczędnie.
- „Upojna noc” mówi sama za siebie. Zdołasz się na pewno wyspać – dopowiedział widząc nieco rozleniwioną już wcześniej sylwetkę Lexi.
Następnie Wega, bez zbędnego gadania, zaczął się rozbierać. Nie informował Kici o swoim zamiarze. Stwierdził, że to dosyć logiczne – jest trytonem, wchodzi do wody a żal mu było spodni. Nie zrobił tego w sposób bezmyślny, jak spragniony na pustyni. O dziwo udało mu się opanować te tęsknotę i jak zawsze z wrodzonym lenistwem począł rozpinać kamizelkę, koszulę przechodząc po kolei do wszystkich części garderoby. Złoty kompas skrupulatnie ukrył przed oczami Lexi. Miał wrażenie, że smarkata ma chrapkę na cenności. To była pierwsza nalepka jakiej dorobiła się w jego opinii, gdy wyjmowała błyszczący kamień ze ściany by później stanąć naprzeciw potworzycy. Nie zwinął wszystkiego w beznamiętną masę, ale też wybitnie nie układał. Chciał mieć w razie czego szybki dostęp do swoich należności. Ułożył je w miejscu, gdzie mógł ewentualnie podpłynąć i podeprzeć się plecami przy brzegu siedząc i rozkoszując się jeziorem, a i żeby Lexi mogła się ułożyć by mieć z nim kontakt. Niekoniecznie tak bardzo tego chciał, ale działali razem więc póki tworzą wymuszoną ekipę wolał uważać. Poza tym… Miałby pod płachtą wody na nią oko czy czasem nie przegrzebuje jego rzeczy.
Tryton zbliżył się do brzegu, a gdy zanurzył stopy przeszedł go zimny dreszcz. Bardzo przyjemny. To absurdalnie obniżona temperatura jego ciała sprawiała, że wszystko wydaje się takie nieme i bezuczuciowe, ale klarowna ciecz zawsze wprawiała jego organizm w stan ukojenia. To była wieczna oraz bezpieczna przystań, do której mógł wracać tysiące razy a wciąż czułby to samo. Trochę te emocje zmieniły się pod wpływem zdarzeń. Jego żona zmarła a córka zaginęła. Bezkres morza wbił mu dyskretną szpilkę samotności powoli rozlewając własną substancję, która z dnia na dzień wdrążała się w duszę Wiscariego. Teraz jednak czuł się odrobinę obco widząc, że woda milczy w jego towarzystwie, ale nie istniał żaden argument mogący przekonać Rose do przerwania podjętego działania.
Stawiał duże, lecz nieszybkie kroki, bardzo pewne, a gdy tylko tafla wody zakryła częściowo brzuch mężczyzny bez wstrzymania się, choćby na sekundę, zanurzył ciało wysuwając do przodu ręce. Ten widok wprawiał w delikatnie osłupienie. Tak prosty gest prezentował się naprawdę godnie, jakby sam władca mórz miał zejść do swego królestwa.
Wega odetchnął głęboko. Jeszcze się nie przemienił, ale przytwierdzona do cna skóra uległa nagłemu rozluźnieniu. Nie widać było tej dyskretnej różnicy, ale oddychała ona zupełnie inaczej w naturalnym środowisku więc Wiscari odczuwał każde zmiany bardzo silnie. Mocniejszym ruchem rąk wysunął się dalej i układając ręce wzdłuż tułowia pozwolił wyzwolić się magicznej energii, która miała go przemienić. Fala wywołana gwałtowniejszym ruchem obejmowała trytona bardzo dokładnie powodując tym samym zmiany. Woda opływa go bardzo ciasno w samym centrum jeziora wywołując poczucie wolności. Uszy tak chwilę temu spięte w jednym momencie rozłożyły swoje błony walcząc z oporem cieczy. Kwadratowa twarz zdecydowanie złagodniała stając się gładsza, chociaż Wega jako tryton nie był pozbawiony zmarszczek, szczególnie kurzych łapek. Posiadał wiele oznak dojrzałości. Bronił się jednakże bardzo dobrze, bo wyglądał na około czterdzieści wiosen ludzkich. Nos zrobił się bardziej garbaty, typowo męski, dosyć szeroki i w pełni pokrył się skórą, która przybrała chłodny odcień morza. Wyglądał jak zdrowy facet, a jego mięśnie w tej postaci zdawały się być wyraźniejsze. Głównie dlatego, że nie wyglądał jak zmartwychwstały potwór. Zgniły kolor oraz paskudny ryj sprawiał, że nawet dobrze wypracowana konstrukcja mięśni gdzieś traciła na uwadze. Włosy przesiąknięte wilgocią odmieniły się – były gładkie, nieco dłuższe, sięgające do łopatek. Nawet brodę miał ładniejszą! Ręce zgrabniejsze, z zadbanymi paznokciami. Oczy nadal pozostały blado niebieskie, jakby wyżarto z niego połowę duszy i uwięziono gdzieś daleko poza granicami Alaranii. To co natomiast najbardziej przykuwało uwagę to ogon, jaki ostał po przepłynięciu wodnej linii wzdłuż ciała Wegi. Sprężysty, bardzo silny… i nieco dłuższy niż u standardowego przedstawiciela. Łuski nie mogły błyskać przesyconymi odcieniami niebieskiego koloru. Jezioro posiadało za dużo mułu, by światło mogło swobodnie przebić się przez gęstwinę wody. Morze jest czyste i klarowne, a jeziora zabrudzone, pełne gęstych skupisk wodorostów. Niemniej jednak na słońcu można było podziwiać delikatnie śliską powierzchnię, w której kryły się także pojedyncze złote bądź zielone łuski nadające oryginalności w wyglądzie Rosy. On nie za bardzo skupiał uwagę na własnej urodzie, co nie wprowadziłoby nikogo w zdziwienie. Sam fakt, że jest lądową bestią o czymś świadczy…
Wega postanowił się jeszcze nie wynurzać. Och, naprawdę poczuł jak życie wraca do jego tętnic, żył i naczyń włosowatych. Chciał się nacieszyć tą chwilą, ale jego spojrzenie uważnie śledziło Lexi na tyle, na ile mógł. Miał nadzieję, że nie oddali się za bardzo od jeziora, wolał mieć na nią oko…
Awatar użytkownika
Lexi
Szukający drogi
Posty: 35
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Uczeń , Złodziej , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Lexi »

        Kotołaczka z uśmiechem na ustach obserwowała minę trytona na widok wody. Splotła dłonie za plecami, a jej mina wyrażała dumę z odkrycia zbiornika i doprowadzenia tutaj trytona. Przecież w ten sposób niemalże ratuje mu życie, czyż nie? Pogrążona w samozadowoleniu niemal nie zauważyła, że Wega szykuje się do zrzucenia z siebie ubrań i dopiero, gdy ściągnął koszulę, sparodiowała teatralnie kobiecy pisk, zakrywając oczy.
        - Weź ty ostrzegaj! Chcesz, żebym tutaj oślepła?
        Tak właściwie to nie wiedziała, czy jego ciało jest równie paskudne, jak oblicze trytona, jednak nie spieszyło jej się, by to sprawdzać. W końcu nie chodziło nawet o rysy jego twarzy, gdyż nie były one aż tak bardzo skrzywione, ale bardziej o ściągniętą, niezbyt zachęcającą do dotyku skórę koloru zgniłych wodorostów.
        - Włazisz do tej wody czy nie? – marudziła z zakrytymi oczami. Jej uszy skierowały się w stronę mężczyzny nad jeziorem, oczkując na wyłapanie charakterystycznego plusku, zwiastującego zanurzenie się trytona.
        Co było jednak do przewidzenia, cierpliwość Lexi wyczerpała się, gdy usłyszała wolne kroki w wodzie, na co rozsunęła lekko palce na twarzy, obserwując przez nie trytona. Na szczęście dla jej zmysłu estetyki ciało mężczyzny już do nerek zakrywała woda, gdy nagle Wega pochylił się, wyciągając przed siebie ręce i zanurzając się całkowicie. Dziewczyna powoli opuściła dłonie, robiąc odruchowo kilka kroków w przód. Nagle stało się dla niej okropnie ważne, by zapamiętać ten widok, dokładnie w tym ulotnym momencie. Jej postrzeganie trytona wywróciło się do góry nogami, gdy w umyśle przełożyła ten obrazek na papier.
        Nie odrywając spojrzenia od jeziora w miejscu, gdzie zniknął jej towarzysz, ruszyła w kierunku brzegu, czując jak opuszcza ją zmęczenie. Usiadła na skale przy samej wodzie i rzeczach Wegi, ściągając plecak i układając go sobie między skrzyżowanymi nogami, obejmując go nimi kurczowo, by nie odleciał w niebo, jak tamten kamyk. Pochylona nad swoim bagażem, szperała w nim dłuższą chwilę, po czym ostrożnie wyjęła swój notatnik i komplet rysików, po czym zamknęła klapę od plecaka, układając na niej rysownik. Jej pełne skupienie było wręcz namacalne. Ścięta powagą twarz wyglądała tak zupełnie inaczej od zazwyczaj promiennego oblicza dziewczyny. Dopiero teraz można było stwierdzić, że może wcale nie jest ona tak młoda, na jaką wygląda. Jej oczy zdawały się sięgać głębiej, a połyskujące w nich rozbawienie zniknęło gdzieś, ustępując skupieniu. Wystające ponad dryfujące w powietrzu włosy uszy drgały nieprzerwanie, jak gdyby odganiały się od natrętnej muchy, a ogon, opleciony wokół nóg dziewczyny, leżał nieruchomo na ciepłej skale, nie licząc samego jego końca, który podrygiwał nerwowo. Normalnie pewnie rozłożyłaby różnorodne rysiki wokół siebie, teraz jednak musiała chronić je przed dziwactwem tego świata, umieszczając je za opaską, przytrzymującą włosy i pozostawiając sobie na razie jeden w dłoni.
        Na chwilę zamarła, wpatrując się w pustą kartkę z takim natężeniem, jakby zaraz miało coś z niej wyskoczyć i wciągnąć dziewczynę do środka. Papier nie był idealnie biały, takie były zbyt drogie i szkoda było takiego do noszenia w plecaku. Grube kartki, były lekko sztywne, o delikatnie chropowatej powierzchni z jednej strony i nieco gładsze z drugiej. Lexi wybrała tę pierwszą, po czym odetchnęła płytko i na chwilę zamknęła oczy. Trwało to zaledwie uderzenia serca i po chwili zielone ślepia spoczęły znów na rysowniku, a dłoń z rysikiem opadła na papier.
        Zaczęła powoli, niepewnie, a zmarszczone od czasu do czasu brwi pokazywały dokładnie, w których momentach dziewczyna przywołuje obraz z pamięci. Ona jednak nie była świadoma własnej mimiki, kompletnie odcięta od świata, nie słysząc i nie widząc nic, poza zanurzającym się trytonem i towarzyszącym temu pluskiem wody. Po krótkim czasie jej dłoń przyspieszyła, sunąc po pergaminie niemal bez zatrzymania, jakby uciekając przed śledzącym ją spojrzeniem kocich oczu. Lexi nie odrywała rysika, w pewnych momentach chyba wręcz wstrzymując oddech, gdy usiłowała oddać detale. Na zmianę przechylała głowę na boki, przybliżała twarz do papieru i marszczyła nosek. Gdy obiekt swojej twórczości miała przed oczami nie spieszyła się aż tak. Jej rysunki powstawały wolno, gesty były oszczędne, jakby lękliwe, a oddzielały je często od siebie długie pauzy, gdy dziewczyna badała modela lub przedmiot wzrokiem. Jednak gdy rysowała z pamięci… och, nie ufała jej. Często rzeczy widziane przez mgnienie oka tak zapadały jej w serce, że nie mogła się powstrzymać i musiała koniecznie to uwiecznić. Jak jednak idealnie odwzorować coś, co widziało się zaledwie przez moment? To dlatego tak pędziła. Rysik w jej szczupłych palcach ścigał się z rozmywającym się wspomnieniem, a kotołaczka dosłownie wyszarpywała wszystkie fragmenty widzianego obrazu, śpiesząc się by je uwiecznić, nim zbladną w zawodnej ludzkiej pamięci.
        Nie wiedziała zupełnie co się wokół niej dzieje, to było normalne. Zawsze czujna, opuszczała zupełnie gardę, gdy tworzyła, ignorując otoczenie do tego stopnia, że wycelowany w siebie miecz zauważyłaby dopiero, gdyby rzucił jej cień na kartkę lub zranił skórę. Tylko raz przez myśl jej przeszło, żeby odszukać trytona wzrokiem i uzupełnić obraz w pamięci o świeże szczegóły jego wyglądu, jednak bała się, że tylko wszystko zniszczy. Poradzi sobie. Trwała więc w tej samej pozycji, a jej dłoń szalała po rysowniku, który ciemniał w oczach, zapełniając się obrazem zanurzającego się w wodzie trytona.
Awatar użytkownika
Wega
Szukający drogi
Posty: 36
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Tryton
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Wega »

Wega miał zamiar zostać w wodzie jeszcze bardzo długo. To był przyjemny stan trwania w cieczy. Tutaj nie panowały tak bezczelne zasady grawitacji, jego włosy nie ciągnęły się w stronę nieba, a i kręgosłup trochę mu odpoczął od tego lądowego przyciągania. Wbrew pozorom był to spory problem dla trytona. Jego organizm zdecydowanie przystosowany był do odciążenia a nie obciążenia więc teraz śmiało chciał skorzystać z okazji, ale to co pchnęło go wynurzenia było silniejszego od niego. A był to brak ufności – szczególnie wobec kotów.
Kicia usiadła w zasięgu jego wzroku. Miał więc na nią śmiały wgląd i wcale nie ukrywał się z faktem, że często na nią patrzy. Początkowo nie przejął się umiejscowieniem dziewczyny, w końcu nie bez powodu położył swoje rzeczy blisko brzegu, ale otwierając tak co jakiś czas przymknięte oczy odczuł pewne zaniepokojenie staniem kotołaczki. Otóż, Kicia nie poruszyła się choćby o palec, a przecież minęło już sporo czasu od kiedy wygodnie się umiejscowiła. Widział lewitujące włosy, drgającą końcówkę ogona i cały czas te samą pozycję. To, że co jakiś czas prostowała plecy jakoś go nie przekonywało. Była odrobinę senna nim wlazł do jeziora, a jednak uparcie siedzi i porusza rzadko kiedy uszami. To też nie był dobry znak. Lexi była bardzo ruchliwa, jak na kota przystało. Brak tych odruchów świadczyć mógł o braku czujności i chociaż nie podejrzewał ją o kradzież to musiał być czujny za dwoje. Zdecydowanie jest to bardziej męczące. Świat obrócony do góry nogami nie zasługiwał na odrobinę zaufania, a jeżeli ogoniastej się coś stanie to trudno będzie wybiec na golasa z wody i z mieczem w ręku. Na pewno by tak właśnie zrobił, ale takie odpoczywanie na dnie jeziora wcale jakoś nie sprawiało, że czuł się wypoczęty.
Tryton podpłynął nieco wyżej by dokładniej przyjrzeć się kotołaczce. Wydawała się kompletnie odcięta od świata, skupiona na jednej czynności, której nie mógł wyśledzić będąc pod wodą. Bez krępacji zbliżył się do brzegu i wynurzył kawałek za nią. Przechylił głowę, wyjrzał wyginając odrobinę ciało i dostrzegł kącik papieru. Usłyszał także ten charakterystyczny dźwięk węgla smarującego po pergaminie. Nietrudno było więc odgadnąć gdzie powędrowała głową jego towarzyszka.
Wega w pierwszej chwili chciał ją klepnąć w ramię, albo wynurzyć się (nie wyskoczyć nagle! Szkoda byłoby gdyby Kicia poleciała w stronę nieba z powodu podskoku) tuż obok by przerwać jej czynność, ale zamiast tego z ciekawością zbliżył się do dziewczyny chcąc najpierw zerknąć cóż też smaruje po papierze. Wiscari nie miał duszy artysty, trudno było go posądzić o wrażliwość, ale wbrew wszystkiemu cenił sobie w jakiś sposób artystów. Głównie chyba dlatego, że syreny miały dryg do śpiewu i grania na instrumentach. Często dało się usłyszeć nucenie pod nosem podczas codziennych czynności, odległe śpiewy, gdy dryfował leniwie jakimś zbałamuconym statkiem i lubił te noce, gdy wpatrywał się w gwiazdy na zbitych deskach a w tle słyszał melodie. Sam wówczas mruczał jakieś teksty piosenek. Woda bowiem nigdy nie jest cicha, bywa bardzo subtelna w swych rozmowach, ale nigdy nie zastyga w afonii. Nie to, co to jezioro tutaj… Ale wracając do tematu. Choć Lexi nie śpiewała to jej rysik grał to mocniejszymi, to łagodniejszymi kreskami na kartce. Patrzył sobie tak bezczelnie, jak obraz powoli powstaje na jego oczach. To niesamowite, że wystarczy kilka ruchów by wykreować coś tak realnego. Jedynym dobrym aspektem odwróconej grawitacji był fakt, że ściekające krople wody opadały nie na zmiennokształtną oraz jej sprzęt, ale w całkiem inną stronę. Niektóre kosmyki roztargnionych włosów Kici przeszkadzały w śledzeniu ruchów, ale szybko korygował swoją pozycję silniejszy wzbiciem się na ogonie, o ile zaszła taka potrzeba. Uniósł z zaciekawieniem brew, gdy malowana postać nabierała charakteru i nieciekawych rysów twarzy. Jejku, jakby oglądał się w lustrze.
- Jest wyjątkowo brzydki – powiedział głosem kompletnie nieznanym dla uszu Lexi, ale wciąż z delikatną nutą ochrypnięcia. Struny głosowe zawsze było trudno doprowadzić do porządku. Chociaż od palenia fajki i przebywaniu już kilka lat na lądzie to już z pewnością nigdy nie będzie taki sam, jak pierwotnie. Stał się jednak o wiele czystszy, nie tak ciężki i trudny do słuchania, bardziej przejrzysty, nieco przyjaźniejszy, ale jak na pogromcę statków przystało – groźny, silny i niski.
Oczywiście, jeżeli Kicia miała zamiar gdziekolwiek odskoczyć od razu podjął się jej złapania. Był w stanie sięgnąć rysika, o ile nie wyrzuciła go gdzieś za daleko lub za wysoko, jeżeli chodzi o ich obecnie położenie.
- Tylko się nie obrażaj. W tym przypadku to komplement. Odzwierciedliłaś nawet paskudną linię tuż przy moich ustach, wygląda wyjątkowo nieokazale – uśmiechnął się zaczepnie, co w poprzedniej wersji wyglądałoby zupełnie inaczej. Raczej przerażająco.
Tryton puścił Lexi i klapnął sobie tuż obok kamienia, na którym siedziała dziewczyna. Głównie wspomógł się silnymi rękoma, by odetchnąć świeżym powietrzem. Wyciągnął się nastawiając kilka kości po drodze z cichym westchnięciem, po czym wpił wzrok w kotołaczkę. Oczywiście, że był ciekaw innych prac Kici, nie był jednak typem, który naciska.
- U nas pod wodą tez mamy farby – zagaił na chwilę odrywając od zmiennokształtnej wzrok by dać jej odetchnąć i nie spanikować do cna. Kto wie czy wstydziła się swojego hobby?
- Robione są z wyciągu koralowców, ale bywają cholernie drogie. Cena dla artystów nie gra roli, szczególnie, że wytrzymają pod wodą tysiące lat. Szkoda tylko koralowców… a te z roślin mogą wyblaknąć po kilkunastu wiosnach. Wszystko zależy od rośliny i twórcy… Też mamy obrazy – zakończył nieco się chwaląc, chociaż on sam nic w życiu pięknego nie namalował.
Awatar użytkownika
Lexi
Szukający drogi
Posty: 35
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Uczeń , Złodziej , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Lexi »

        Słyszała tylko szelest rysika pędzącego po pergaminie, dlatego gdy przy samym jej uchu rozległ się obcy głos, dziewczyna dosłownie wyleciała w powietrze, sycząc śmiesznie po kociemu. W jeszcze większą panikę wpadła, gdy podskoczywszy z przestrachu, nie opadła na ziemię, a upuszczony, plecak, notes i rysik leciały w górę, niepilnowane. Nie troszcząc się o siebie zupełnie, sięgnęła przede wszystkim po upuszczone przez siebie przedmioty, przyciągając je do ciała i obejmując kurczowo. Zaraz jednak poczuła, jak ktoś łapie ją za rękę i ściąga w dół, a ona ze strachu nawet nie spojrzała, kim jest ów tajemniczy wybawiciel, tylko dosłownie wspięła się po jego ramieniu, obejmując kurczowo tors mężczyzny rękami i nogami, pod pachą wciąż ściskając swoje rzeczy.
        - Tylko nie puść! – pisnęła, a jej klatka piersiowa unosiła się szybko, nim szybki oddech zaczął się uspokajać, aż w końcu zamarł zupełnie, gdy kotka spojrzała w końcu na trytona. Szczęka jej dosłownie opadła, pozostawiając otwarte w zdziwieniu usta, gdy dziewczyna usiłowała rozpoznać w nowych rysach twarzy tę starą odpychającą mordę, do której tak przywykła. Śledziła spojrzeniem wszystkie elementy jego nowej aparycji, a gdy odstawił ją spowrotem na kamień, nie opierała się, korzystając z okazji, by zobaczyć również jego przemienioną sylwetkę i…
        - Ogon… - szepnęła, przyglądając się w zdumieniu potężnej płetwie, pokrytej łuskami. W końcu tak, czytała wiele o syrenach i trytonach, ale właściwie pierwszy raz jakiegoś widziała. Ludzki Wega był brzydalem, i chociaż teraz również można by debatować na temat poziomu jego atrakcyjności, wyglądał o niebo lepiej o swojej szkaradnej lądowej wersji.
        Kotołaczce jednocześnie odebrało mowę z wrażenia, a jednocześnie tyle pytań i komentarzy cisnęło się na usta, jednak uwagi do jej pracy skutecznie zamknęły dziewczynie buzię. Nagłe zmieszanie sprawiło, że spuściła szybko wzrok i zacisnęła palce na swoim notatniku, odruchowo spoglądając na swoje dzieło, gdy Wega o nim mówił. Nie chciała by je widział, a na pewno jeszcze nie teraz, a tymczasem on tak zupełnie bez pytania zajrzał jej przez ramię gdy tworzyła!
        - Dzięki – burknęła cicho na komplement, ewidentnie speszona tym, że przyłapano ją na gorącym uczynku. Tak naprawdę nie potrafiła podać jakiegoś logicznego.. nie, właściwie nie miała żadnego argumentu za tym, by nikomu nie pokazywać swoich dzieł. Po prostu zachowywała je dla siebie, nawet jeśli czasem kusiło ją, by obdarować niczego nieświadomego modela jego portretem. Szkicownik był więc niemal cały zarysowany, ale kartki z gotowymi rysunkami, lub nieskończonymi szkicami były po prostu przewracane do tyłu, odsłaniając czysty pergamin do kolejnego dzieła. Oczywiście nie był to jedyny zbiór twórczości Lexi, gdyż w plecaku spoczywały jeszcze dwa, zapełnione już, notatniki, o których Wega wiedzieć nie musiał.
        Widać było, że dziewczyna zbiera się chwilę, zarówno po tym, że ktoś odkrył jej małą tajemnicę, jak też po bliskim śmierci doświadczeniu lewitowania w stronę nieba i w końcu szoku wywołanym zmienionym wyglądem Wegi. Uspokajając się nieco, usiadła wygodniej na kamieniu obok trytona, kładąc otwarty na rysunku notatnik na kolanach i przyglądając się wciąż mężczyźnie. W dojściu do siebie pomogły jej też jego słowa, wzbudzające w dziewczynie tak nieodłączną jej ciekawość.
        - Farby pod wodą? Jak wyglądają farby pod wodą? Nie rozpływają się w niej? Jak wyglądają takie obrazy? Och jeja! Ciekawe jak to jest malować pod wodą.. – mruczała zafascynowana, jednak z lękiem spoglądała w stronę jeziora. Nawet palca nie musiała tam zanurzać, widziała, czuła to, że woda jest z pewnością pieruńsko zimna! Brrr! Ale takie farby pod wodą, to musi być ciekawe..

        - Co ci się stało? Zawsze tak wyglądasz jak masz ogon? – zapytała brutalnie bezpośrednio, wracając myślami do wyglądu trytona. Wiedziała, że mieszkańcy mórz i oceanów zamieniają nogi na ogon i może wyrastają lub uwidaczniają się ich skrzela, ale żeby aż tak zmieniali wygląd? Przecież jemu się nawet skóra naciągnęła, co to za czary mary?

        - A ty znowu dłubiesz w tym swoim notesiku, zamiast szukać stąd wyjścia? Czemu mnie to nie dziwi, naprawdę dziewczyno, że ty żyjesz tyle lat to jest dla mnie zaskoczenie, szczerze.
        Lexi cała zesztywniała, słysząc znajomy głos za plecami. Dość niski, chrapliwy, a jednocześnie lekko skrzeczący. Zamknęła oczy, bojąc się odwrócić, jednak wiedziała, że to nie sprawi, że ptaszysko nagle zniknie. Przekręciła się więc lekko na kamieniu, siadając po turecku przodem do trytona, po swojej lewej stronie jeziora mając wodę, a po prawej wielkiego, czarnego kruka, który łypał na nią jednym okiem, przekrzywiając po ptasiemu łepek. Ptaszysko było ogromne, nawet jak na swój gatunek, a przy drobnej kotołaczce sprawiało wrażenie jeszcze większego. Łatwo było się domyślić, że po rozłożeniu skrzydeł ich szerokość z pewnością sięgnie co najmniej pięciu stóp, jeśli nie więcej.
        - Do roboty! – ptak mówił swobodnie, mimo że jego dziób otwierał się w zupełnie losowych momentach, przez co wyglądał, jakby ktoś podkładał mu głos. Kotołaczka zgarbiła się nieco pod spojrzeniem ptaka, jednak buty nie utraciła.
        - Jakbym wiedziała, jak stąd wyjść, to przecież już by mnie tu nie było! – broniła się zawzięcie, lecz nagle spojrzała na Kruka uważniej, jakby zobaczyła go po raz pierwszy.
        - A ty w sumie jak się tu dostałeś? – zapytała zdziwiona, na co ptak rozpostarł lekko skrzydła, potrząsając nimi w irytacji i składając je spowrotem.
        - No za wami oczywiście, para geniuszy, ruszcie tyłki i wracajcie, bo zaraz będziecie mieć towarzystwo – prychnął, ostatecznie przyciągając uwagę dziewczyny.
        - Jakie towarzystwo?
        - Ech.. mojego brata oczywiście..
        - Tak! Teraz się odzywasz! Teraz to możesz mnie pocałować, wiesz?!
        - Tak się składa, że nie mogę, ale bez urazy kotku, płakać chyba nie będę.
        - Uchh…. – kotołaczka położyła po sobie uszy, atakowana z zewnątrz i wewnątrz, starając się bardzo, żeby nie wybuchnąć. W końcu zerknęła ostrożnie na trytona, bojąc się jego reakcji, na to co wydarzyło się w ciągu ostatniej chwili i wskazała na Kruka.
        - Wega, to jest Ptaszysko, Ptaszysko, to jest Wega.
        - Cudownie. Ruszcie dupy – polecił Kruk ze stoickim spokojem.
        - Mnie nie przedstawisz? Już lubię zwierzaka.
        - Wal się.
Awatar użytkownika
Wega
Szukający drogi
Posty: 36
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Tryton
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Wega »

Wega uśmiechnął się w istnie pirackim stylu, czyli maksymalnie zadziornie, gdy kotołaczka dojrzała jego pierwotną formę. Trzymał ją, a oczy choć wciąż zerkały na dziewczynę uszczypliwie to zapewniały, że nie puści dziewczyny niczym balonika. Świat obrócił się do góry nogami, jak widać nie tylko względem nieba a ziemi. W tym świecie wszystko wyglądało inaczej. Ona również. Ciało Lexi ulegało grawitacji, szczególnie, że trwała delikatnie zawieszona w przestrzeni. Nieelegancko przystrzyżone włosy zmiennokształtnej falowały wzniesione tajemniczą aurą tego miejsca. Teraz łatwiej byłoby sobie ją wyobrazić w wersji syrenki, ale… Świadomość, że jest kotem skutecznie zatrzymywała pomysłowość trytona. Najwidoczniej nie tylko on miał problem z przyczepieniem ogona towarzyszowi.
Jego wzrok złagodniał, gdy dziewczyna speszyła się odkrytą tajemnicą. Nie patrzył na nią wybitnie pobłażliwie czy czule, ale wyraźnie rozluźnił ramiona. Jednak nie przywykł do naciskania… A przynajmniej nie osób, od których nie potrzebuje cennych informacji. Przeczekał aż Lexi pozbiera własne myśli. Jakby nie patrzeć przeszedł drobną metamorfozę.
- Obrazy różnią się z pewnością między sobą stylem, tak jak tu na lądzie. Niektóre bardziej rozmyte, oczywiście z zamierzenia, inne bardziej szczegółowe… Ale faktycznie, te morskie mają w sobie coś innego. Może ja tak sądzę, bo sam pochodzę z głębin? – stwierdził retorycznie na koniec nie oczekując komentarza. Lexi chyba miała lepsze oko do oceny takich rzeczy.
- Mieszają wyciągi roślin z sadzą, jaka pozostaje na ścianach po wydobyciu kryształów typu „Oliptus”. Osad ten nie rozpuszcza się w wodzie, więc idealnie nadaje się do rozrzedzenia w nim roślin. Hm… Jakbyś chciała wymieszać maliny w rzadkiej glinie, chyba tak to mógłbym porównać. Dosyć dziwna konsystencja podczas wyrobu… - wyznał drapiąc się po podbródku.
- Ale tak jak wspominałem, kiepskiej jakoś farby potrafią rozmyć się w przeciągu kilku dni. Niektóre wytrzymują setki lat i wciąż zapewne utrzymują się w podwodnych zamkach.
Na kolejne pytania kotołaczki zmarszczył nienaturalnie brwi. Uniósł nieznacznie ręce na boki przyglądając się samemu sobie.
- Nie powinnaś o to pytać na odwrót? – zaśmiał się gardłowo.
- Spokojnie, zaraz będziesz pewnie wąchać mój morski odór z postaci potwora.
I jak na złość – wykrakał. Dosłownie. Bo w okolicy pojawił się ptak. Mówił do Lexi więc najwidoczniej się znali. Wega cicho parsknął. Kot mający za przyjaciela lotnika? Tego jeszcze nie widział na lądzie. Do tego tak wielka sztuka, która mogłaby zapełnić koci brzuch! Ale… O ironio losu, czy niektóre ptaki nie polują na ryby?
- Masz dużo oryginalnych znajomych – skomentował złośliwie przypominając także o tym głosie w głowie.
Zignorował te kilka zdań, które wypowiedziała do wymienionego przez trytona „przyjaciela”, bowiem mało obchodziły go zobowiązania gdzie mają zamiar się całować. A na pewno nie chodziło o usta.
- Nie zdziwiłbym się tym towarzystwem… - mruknął pod nosem. Czy to nie ona wszystkich do siebie przyciągała niczym lep na muchy? Duch w głowie, ptak w obróconym świecie i teraz jeszcze ktoś. Matematyka nie była wcale taka trudna.
- Ruszać, a raczej trzepotać to zaraz zaczniesz skrzydełkami, jak mnie wkurwisz – odparł, ale nie oczekiwał odpowiedzi. Był gotów ją z resztą perfidnie olać. Nie przepadał za lądowymi istotami, w tym wliczała się także fauna.
Wega jeszcze raz spojrzał na lustro jeziora. Oczy wypełniła chwilowa pustka, którą przygasił intensywnym skupieniem. Mięśnie twarzy drżały pod wpływem napięcia. Bardzo cicho syknął zaciskając mocno zęby. Trudno powiedzieć od czego rozpoczęła się jego przemiana, wszystko działo się jakby jednocześnie, chociaż Wiscari po doświadczeniu wielu przemian mógł powiedzieć więcej. Zgiął się na krótki moment, a później dźwignął kolejno łopatkę, bark i ramię. Skórę przemierzały zielone, grube szlaki. Wyglądały mało przyjaźnie, jakby przeszywały a zarazem ropiały kolejnymi wybiciami oraz plamami. Warstwa skóry kurczowo zaciskała się, by niemalże weżreć się w mięśnie mężczyzny. Najbardziej widać to było w okolicach ukrwionych łokci, wygiętych niewyobrażalnie w różne strony palcach. Wega wygiął się, ale i też jakby się tym nie przejął, bo oblepione cienką błoną palce, niczym skóra węża, zbliżył do twarzy i ją zakryły. Tam działo się chyba najwięcej obrzydliwych procesów, których nie dostrzegła dokładnie Lexi, ale mogła tylko sobie wyobrazić ból towarzyszący przy pojawiających się zmianach. Młode żyły teraz wychodziły niemalże na wierzch dostosowując się do otoczenia. Mięśnie szyi także mocno się napięły w buncie, a uszy w gwałtownych spazmach doskakiwały do skurczonej wersji. W międzyczasie uwagę z pewnością przykuł ogon, a raczej jego zanikanie. Łuski niczym ostrza wpijały się w ciało trytona. Z jednolitej masy poczęły rozdzielać się dwie formy. Łuski rozrywały się między sobą, rozpadały na oczach obserwatora, jakby na siłę ktoś chciał utkać dwie nogi poprzez rozerwanie. Płetwa również się rozdarła. Wachlarz przypominający gromadę sztyletów wsiąkał w powstające łydki i stopy. Jednym wydechem, które brzmiało niczym ryk potwora, Wega nagle rozdzielił odpowiednie części od siebie, a później szybko rozluźnił całe ciało.
- Bleh… - zbrzydził się ściągając pojedyncze, odrzucone przez ciało błonki.
Przeczesał włosy i ta sama paskudna morda, co niedawno, spojrzała na Lexi. Wiscari bez słowa przyciągnął swój dobytek. Oczywiście, że nie fatygował się o żadne ostrzeżenia. Po prostu wstał zaciągając na siebie bieliznę. Nienawidził tego ciała, chociaż jego nienaganna obojętność na wierzchu na to nie wskazywała. Poruszał się odrobinę sztywno, ale musiał sobie chrupnąć tu i ówdzie, by działać później w podskokach. Pochylił się po spodnie, lecz jego uwagę przykuło coś innego.
Zerknął w głąb jeziora. Wyostrzył spojrzenie.
„Wega…” szepnął znajomy Wiscariemu głos. W tedy wiedział, że to już nie przewidzenia, a zagrożenie.
Tryton odsunął się w tył, ale nie zdołał uchronić się przed siecią obślizgłych pnączy wodorostów. Utworzyły wielką, zbitą masę o grubej średnicy, która pochwyciła mężczyznę. Wpierw za przedramiona, ale Wega wyrwał się w tył odpychając Kicię. Ochłapy wodorostów rozpyliły się na ziemi po nieudanym ataku na współtowarzyszkę. Wiscari wyciągnął rękę po miecz, ale uparta masa odtrąciła ją siłą w bok. Poczuł ucisk na klatce piersiowej, wokół barków. Tryton wspiął się na kolano. Chciał wybiec, w taki sam sposób jak ruszają zawodowi sportowcy, ale próba ta okazała się nieudana, gdyż rośliny były nienaturalnie długie poprzez splątanie. Wega ciężko upadł, już sam nie wiedział czy pod wpływem siły, czy też ciężaru.
„Tato!” mówiło echo. „Tatusiu…” szeptał błagalnie głos Emmy.
Masa pociągnęła go w tył, ale Rosa tak mocno werżnął palce w ziemię, że nie dał się porwać. Ba! Teraz okazał się prawdziwie wściekły. Rozwścieczony byk. Bardzo nie lubił, gdy ktoś zabawiał się jego słabościami…
Powietrze nabrało wilgotności, stężało. Ciężko było oddychać, tylko nie Wiscariemu, który przywykł do nadmiernie mokrych środowisk. Czujny zmysł magiczny jednak mógł doskonale wyłapać, że magia ta pochodzi z ciała trytona.
Awatar użytkownika
Lexi
Szukający drogi
Posty: 35
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Uczeń , Złodziej , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Lexi »

        Wzruszyła lekko ramionami na słowa Wegi o jej oryginalnych znajomych. Nawet nie miał pojęcia, jak blisko prawdy znalazł się poprzez swoją kpinę. Lexi nigdy nie miała koleżanek i kolegów w swoim wieku, zawsze była zbyt dziwna, a do tego jako dziecko bardziej preferowała samotność. Towarzyska zrobiła się z wiekiem, gdy przestała przejmować się opinią otoczenia o jej osobie, bo o poczuciu własnej wartości nadal nie można było mówić, ale to dłuższa historia. W każdym razie dobrze, że tryton nie wiedział o jej najbliższym przyjacielu – koniu, który zmarł, a którego później ożywiła, chcąc zachować go na dłużej. Nie do końca jej to wówczas wyszło i z pewnością spowodowało część zmian w psychice dziewczyny, jednak z perspektywy czasu zdawało się to całkiem zabawne.
        - Taak.. – mruknęła jedynie, chociaż nawet ta niewiele wnosząca odpowiedź została zagłuszona przez jazgot Ptaszyska, obrażonego słowami mężczyzny. Kruk ewidentnie nie był przyzwyczajony do tego, że ktoś mu grozi. Nie odezwał się już jednak we wspólnej mowie, tylko wciąż skrzecząc uniósł się w powietrze, a uderzenia jego skrzydeł osypały ich piachem.
        Lexi odwróciła głowę, by osłonić oczy przed drobinami, a jej wzrok zatrzymał się na twarzy trytona, który wyglądał, jakby działa mu się krzywda. Dziewczyna zmarszczyła delikatnie brwi, wyciągając rękę w jego stronę, jednak cofnęła ją zaraz, gdy Wega zgiął się nagle, a ona domyśliła się źródła jego cierpienia. Przemieniał się. Zbyt ciekawa tego widoku, by odwrócić wzrok, przyglądała się z widoczną na jej twarzy troską, kolejnym etapom przemiany, zmianom skóry, a nawet chyba mięśni. Twarz mężczyzny przykryta była dłońmi, które powoli gubiły łączące je wcześniej błony, jednak wciąż było widać jak przesuwają się pod skórą kości z cichym skrzypieniem stawów, ścięgien i naciąganej tkanki na całym ciele. Dziewczyna mimo ewidentnego szoku, jakiego doznała na ten widok, szybko przybrała beznamiętny wyraz twarzy, nie chcąc peszyć swojego towarzysza ani swą troską, ani współczuciem. Ból do niej przemawiał, rozumiała go i bała się go bardziej niż czegokolwiek innego, dlatego teraz widząc kogoś kto się z nim mierzy na jej oczach, poczuła coś na kształt więzi.
        Nauczona doświadczeniem nie odzywała się w ogóle podczas tego procesu, jedynie go obserwując, jednak gdy płetwa ogona rozwarła się z paskudnym dźwiękiem rozdzieranego materiału na dwie części, przeradzając się w nogi, kotołaczka drgnęła wyraźnie, wciągając głośno powietrze. Nie była pewna komu bardziej ulżyło, jej czy trytonowi, że ta przemiana dobiegła końca. Spojrzenie jednak odwróciła dopiero, gdy Wega wstał, beztrosko prezentując swoje posiadane bogactwa.
        - Whoa! Miałeś uprzedzać! – parsknęła, zakrywając sobie oczy dłońmi, gdy prawie skręciła sobie kark, usiłując gwałtownie odwrócić głowę niemal o jeden pełen obrót, nadal siedząc na kamieniu. Zaraz jednak tak kurczowo trzymane przez nią rzeczy zaczęły unosić się ku górze, więc Lexi poświęciła własny wzrok, by zebrać wszystkie dryfujące w powietrzu rysiki i notes, i wpakować je do plecaczka brutalnie zaciskając rzemień i dokładnie zapinając klapę. Nic nie mogło się stamtąd wydostać.
        Przez to nie zauważyła ani tego, że niebezpieczeństwo w postaci nagich klejnotów jej towarzysza zostało już zażegnane, ani że pojawiło się nowe, o wiele bardziej groźne. Odepchnięta nagle z dala od wody, spadała z kamienia, chwytając się kurczowo trawy, jakby bała się, że odleci. Jednak gdy tylko złapała równowagę, zarzuciła sobie plecak na plecy i skoczyła w kierunku rozpłaszczonych na głazie wodorostów. Wściekła tak, jak może być jedynie ochlapany wodą kot, sięgnęła po sztylet i łapiąc w garść całe to obślizgłe i miotające się zielsko, urżnęła je przy samej wodzie, wyrzucając martwe już resztki za siebie. Poczuła nagle wibrującą w otoczeniu moc. Tryton nie mógł walczyć rękoma, zajęty utrzymywaniem się na powierzchni, więc najwyraźniej knuł coś swoją magią, jednak kotołaczka nie miała zamiaru czekać na efekty. Zdjęła plecak, zrzucając nim w stronę Wegi. Ten jednak nie odczuł uderzenia, lecz muśnięcie magii i delikatne dotknięcie szelek, które niby dłonie, złapały go za ramię i zaczęły ciągnąć w stronę brzegu. Zużyta już mocno skórzana torba pełzła po kamieniu, ciągnąć za sobą pasami mężczyznę i walcząc z przeciwległą siłą wodorostów.
        Lexi natomiast podbiegła w tym czasie niemal do samej wody, co pewnie będzie wspominała ze strachem w oczach i odcinała prędko pędy oplatające tors mężczyzny i te, które korzystając z okazji zdążyły złapać ją za kostki. Syknęła, gdy jednemu z wodorostów udało się ją złapać i pociągnąć, przez co upadła boleśnie biodrem na kamień. Jakby na sygnał tego dźwięku zerwało się Ptaszysko, lecąc w ich stronę ze skrzekiem. Łapało szponami pasma zielska, rozszarpując je i wyrywając spod wody, jednak również jego ostatecznie dopadły wodorosty, na oczach zszokowanej Lexi oplatając ptaka za skrzydła i wciągając pod wodę.
        - Nie! – wrzasnęła dziewczyna, szarpiąc się wściekle z więzami i czując jak jej złość wylewa się na zewnątrz, poza bezpieczne granice jej umysłu i ciała. Wiedziała, że mimowolnie zaraża swoim nastrojem trytona, lecz nie dbała o to w tej chwili, gdyż nie stanowiło to dla niego żadnego zagrożenia. Po prostu będzie jeszcze bardziej wściekły niż jest teraz.
        Upuściła sztylet, tchnąwszy w niego wcześniej magią, tak że broń odbiegła od nich sama, podskakując na ostrzu ze szczękiem po kamieniach, po czym rzuciła się w stronę wodorostów, tnąc je w szale niczym najwytrawniejszy szef kuchni. Uwolniona dziewczyna odsunęła się szybko od wody, pomagając swojemu plecakowi wyciągać trytona na brzeg, gdyż to jego najbardziej uczepiły się rośliny. Z każdym odciętym pasmem, pojawiały się bowiem dwa nowe, oplątując mocniej łydki mężczyzny.

        - Sasza! Wyciągnij Ptaszysko!
        - Myślałem, że go nie lubisz..
        - Proszę!
        - Skoro prosisz..


        Lexi cofnęła się nagle, puszczając trytona z beznamiętnym wyrazem twarzy. Pozbawione jej magii plecak i sztylet upadły na ziemię, przy czym ostrze zniknęło gdzieś pod wodą, a plecak zawisnął w powietrzu, przytrzymywany splątanymi paskami wokół ramienia trytona. Kotołaczka znów przybrała na usta ten obcy i niepokojący uśmiech, po czym przechyliła głowę na boki kilka razy aż strzeliły jej kostki w szyi.
        Jednym machnięciem dłoni wzburzyła taflę jeziora, a po chwili z wody wystrzelił, wściekły jak osa, Kruk, podlatując zaraz do swojej towarzyszki i siadając przy jej nodze niczym wytresowany pies. Drugie machnięcie dłonią uwolniło trytona z więzów podwodnej roślinności, która pomarszczyła się niczym przypalona ogniem, potulnie cofając się z powrotem do jeziora. Trzecie machnięcie przywołało plecak na plecy dziewczyny i nóż z głębi wód. Sasza splótł szczupłe ramiona kotołaczki na piersi, uśmiechając się z wyższością i zbliżając do Wegi. Ptaszysko podążało za nim wolno, zgrabnie stawiając nogi.
        - Oddać ci dziewczynę, czy pomóc się stąd wydostać? – zapytał wprost, naprawdę zainteresowany odpowiedzią i najwyraźniej nieco rozbawiony. – Z góry ostrzegam, że jak ją teraz wypuszczę to zemdleje zaraz, jej organizm nie najlepiej znosi taką ilość magii, ale przyzwyczai się z czasem. To jak?
Zablokowany

Wróć do „Mroczne Doliny”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości