Demara[targ i okolice]Raźnym krokiem w przygodę

Warowne miasto położone na granicy Równiny Drivii i Równiny Maurat. Słynące z produkcji bardzo drogich i delikatnych tkanin, takich jak aksamit czy jedwab oraz produkcji wyrafinowanych ozdób. Utrzymujące się głównie z handlu owymi produktami.
Awatar użytkownika
Lane
Błądzący na granicy światów
Posty: 23
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Pół czarodziej
Profesje:
Kontakt:

[targ i okolice]Raźnym krokiem w przygodę

Post autor: Lane »

        Ulice miasta tętniły życiem. Lane rozglądał się wokół zafascynowany - co prawda minęły już ponad dwa miesiące odkąd uciekł z tej przeklętej posiadłości Caligo, ale dotychczas poruszał się głównie po lasach i równinach, i lasach i równinach... po zdecydowanie zbyt wielu lasach i równinach, przynajmniej jak na jego gusta. Po co ludziom aż tyle natury dookoła? Komary, niebezpieczne zwierzęta, pokrzywy i chaszcze, nic przyjemnego! Sytuacji nie poprawiał fakt, że chłopak za bardzo obawiał się namierzenia przez organizację magów, by wędrować po ubitym trakcie, a raczej wałęsał się gdzieś obok niego - niekiedy gubiąc się na parę godzin... bądź nawet dzień lub dwa.

        Miasto - nawet tak surowe jak Demara - było więc niezwykle odświeżającą odmianą po monotonnie zielonym krajobrazie. Lane obawiał się trochę, że wchodzi na teren wroga, ale nie przypominał sobie, by ktokolwiek z Caligo wymieniał nazwę miasta w kontekście organizacji; najwyraźniej nie było tu zbyt wielu magów. Kiedy więc przekroczył bramę twierdzy bez żadnych problemów, obawy nieco ustąpiły i obecnie raźnym krokiem poruszał się wzdłuż głównych ulic, przy których rozłożone stały kramy z różnorodnymi towarami. Ryby, bele wełny, tytoń i mąka, chmiel i beczki piwa - to wszystko składało się na krajobraz dnia targowego, wraz z oszołamiającymi zapachami oraz ciągłym przekrzykiwaniem się kupców i klientów.

        "Zdaje się, że przybyłem w samą porę", uznał Lane. Zapasy jakie zabrał z posiadłości w noc ucieczki już dawno się wyczerpały, i od wielu dni żywił się głównie tym co znalazł - a co prawdopodobnie należało do kogoś innego, bo nie przypuszczał, żeby na przykład rzędy dorodnych jabłoni wyrosły tak ładnie i równo same z siebie. Miał przez to drobne wyrzuty sumienia, ale nie miał też innego wyboru - musiał coś jeść, polować nie umiał, a pieniędzy mu brakowało. Powinien być w stanie zakupić jakiś prowiant na jeszcze kilka dni i może choć jednodniowy nocleg w karczmie, ale to by było na tyle.

        Innymi słowy, czy Lane'owi się to podobało czy nie, musiał znaleźć pracę.
Awatar użytkownika
Ezechiel
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 125
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Mędrzec , Mag
Kontakt:

Post autor: Ezechiel »

        Ezechiel nienawidził miast. Głównie przez fakt, że były zamieszkane przez wielu ludzi. Tak czy inaczej, wśród nich też żyli znajomi i dawni druhowie Ezechiela. Staruszek zawędrował do Demar z powodu listu od jednego z tych przyjaciół, za którymi skacze się w ogień. Sprawa była pilna i dość delikatna, co pozwoliło przezwyciężyć awersję do aglomeracji miejskiej. Jednak gdy przekroczył rogatki, przeszedł przez główną ulicę i stanął przed rynkiem, zdał sobie sprawę jak ulotnym bywa przypływ heroizmu.
        Staruszek stał w samym centrum rynku i nie wiedział gdzie dalej pójść. Stał, wyciągnął list, przeczytał go raz jeszcze, przebiegł wzrokiem po targu i znów przeczytał wiadomość. "Nie ma jak zostawić przyjezdnego na łaskę mieszkańców" myślał, czytając trzeci raz enigmatyczną nazwę: "Skwer stolarzy". Westchnął. Znów zebrał się w sobie i spojrzał po tłumie. Jego wzrok zatrzymał się na czarnowłosym młodym człowieku stojącym nieopodal. Zmierzył go wzrokiem i już czuł nutkę magii w jego osobie. Nie wiedzieć czemu ten fakt sprawił, że Ezechiel od razu bardziej ufał chłopcu niż całej reszcie lokalnej społeczności, chociaż to i tak było niewiele. Zrobił parę kroków by zmniejszyć dystans. Cały czas badawczo przyglądał się rysom twarzy, a szczególnie oczom, które w końcu są zwierciadłem duszy.
        Stojąc z metr od nieznajomego, przemówił.
- Dobry człowieku... - powiedział by zwrócić na siebie uwagę i wbił przyszpilający wzrok w chłopca. Zbyt dużo nerwów by go kosztowało poszukiwanie kolejnego rozmówcy, by teraz dać chociaż minimalne przyzwolenie na odmowę. Prawdopodobnie można by to zakwalifikować pod znęcanie się psychiczne, ale nie było czasu do stracenia. Gdy nieznajomy przyjął lodowate spojrzenie, kontynuował. - Potrzebuję przewodnika. Czy mógłbyś pomóc podróżnikowi znaleźć... - przerwał na krótkie wejrzenie w list. - Skwer stolarzy? - gdy wypowiadał nazwę jego twarzy była surowa, głos spokojny, ale ani trochę przyjazny. Milczał chwilę, po czym dodał. - Dobrze zapłacę za tę fatygę.
Awatar użytkownika
Lane
Błądzący na granicy światów
Posty: 23
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Pół czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lane »

        Lane być może nawet nie zauważyłby, że jeden z przechodniów - wysoki, chudy starzec z brodą - zwraca się do niego, jednakże tego intensywnego spojrzenia nie dało się pomylić z niczym innym. Nieznajomy z pewnością wpatrywał się właśnie w Lane'a, a przy tym jego lodowaty wzrok wskazywał, że ma coś przeciwko chłopakowi. Młody czarodziej zamarł, gorączkowo zastanawiając się, co zrobił źle. Nic nie przychodziło mu do głowy - przecież ledwo co wszedł do miasta! Z pewnością ulice były od tego, by po nich chodzić.

        Przez całe to martwienie się nieomal nie umknęło mu, o co starzec pyta. Pytanie nieco go uspokoiło - a więc to nie tak, że on zrobił coś złego, może to po prostu ten nieznajomy miał zły dzień - a wzmianka o zapłacie zdecydowanie brzmiała kusząco. Niestety, Lane nie czułby się dobrze, gdyby miał oszukiwać starca - w ogóle nie czułby się dobrze, gdyby miał oszukiwać kogokolwiek - a przecież nie znał miasta i nie miał pojęcia, gdzie leży skwer, stolarzy czy nie.

        - Przykro mi - powiedział więc, rozkładając ręce. - Chciałbym panu pomóc, ale sam ledwo co tu przybyłem. Być może mógłby pan zapytać któregoś z kupców, przypuszczam, że znają miasto o wiele lepiej.
        "Czyli w ogóle znają miasto", dodał w myślach, zerkając na pobliskie stragany. Niestety, kolejka przy nich była dość duża, a przedarcie się przez tłum mogło okazać się nie lada wyzwaniem. Inne rozwiązanie jednak nie przychodziło Lane'owi do głowy, więc spojrzał z powrotem na starca, czekając na jego reakcję.
Awatar użytkownika
Ezechiel
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 125
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Mędrzec , Mag
Kontakt:

Post autor: Ezechiel »

        Ezechiel spodziewał się, że może trafić na innego podróżnego. Jednak niechęć do kontaktu z nieznajomymi podsycała nadzieje, że za pierwszym podejściem trafi na osobę, która mu pomoże. I właśnie dlatego odpowiedź chłopaka była tak bardzo przytłaczająca. Nie było mowy o kolejnej próbie zebrania się na odwagę i nawiązania kontaktu z obcym człowiekiem. Wolałby już walczyć z niedźwiedziem... i to nawet na same pięści.
        Westchnął ciężko i powiódł wzrokiem za nieznajomym. Tłum hałaśliwych, przepychających się bab próbujących na własne oczy zobaczyć kolejne precjoza z dalekich stron. Dalej, kilku chłopów zajadle kłócących się o cenę buraków, czy innych płodów rolnych. Jedynie wół u wozu umie tu zachować odrobinę spokoju i w ciszy czekać na powrót właściciela. "Oto i wielki skrót ludzkiej natury...", myślał starzec z narastającym smutkiem w sercu. "Przepychanki o byle co. Wojny dla najmniejszego zysku. I pomyśleć, że ta rasa jeszcze się wzajemnie nie po wyżynała." Westchnął i ciężej oparł się na kosturze. Ze swoistą paniką przeplatającą się z odrazą odwrócił spojrzenie, które w akcie ratunku zawisło znów na chłopcu.
- Jeśli byś był więc łaskaw, to pomóż starcowi i rozpytaj się w moim imieniu - stwierdził, teraz już łagodniej, bardziej prosząco niż rozkazująco. Jeszcze raz rzucił okiem na zamieszanie zwane targiem. - Tak. Ja zaś w tym czasie odsapnę po podróży.
        Jak powiedział, tak też zrobił. Nie czekając na odpowiedź, usiadł sobie na poboczu traktu na pozostawionym tu pieńku, zdjął plecak i zaczął patrzeć w niebo. Gdy zaczął ignorować głosy handlarzy, ochłonął, obserwując chmury i czasem przelatujące ptactwo. Jedyna myśl, która mu chodziła po głowie, to wniosek, że jak najszybciej trzeba załatwić swoje sprawy i powrócić na trakt. Zszedł znowu myślami na ziemię. Wyjął z kosza jabłko, zaczął je jeść i obserwował chłopca badawczo. Teraz, gdy o tym myślał, zastanawiało go co tutaj porabiał ten młodzian.
Awatar użytkownika
Lane
Błądzący na granicy światów
Posty: 23
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Pół czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lane »

        Lane wpatrywał się w starca ze zdziwieniem. Na jego miejscu z pewnością wolałby osobiście wypytać kupca niż prosić o to osobę trzecią, szczególnie, jeśli w grę miała wchodzić zapłata. Chłopak jednak nie zamierzał patrzyć darowanemu koniowi w zęby i rozejrzał się po pobliskich straganach, wyszukując najlepszy cel. Kupcy sprzedający buraki i inne warzywa byli ryzykowni, gdyż sami mogli mieszkać poza twierdzą, podobnie jak ci zachwalający towary z dalekich stron. Szczęśliwie, pośród całej tej zawieruchy znalazło się stoisko kołodziejskie, w dodatku jako jedno z niewielu nieoblężone przez kupujących. Lane przywdział więc uśmiech i udał się w tamtą stronę.

        Sprzedawca był niskim, lecz wyraźnie umięśnionym człowiekiem w średnim wieku. Jego ręce były szerokie i przeorane pracą, ale twarz miał spokojną a wejrzenie dość miłe. Zresztą, Lane rzadko zrażał się do ludzi.
        - Dzień dobry - powiedział chłopak uprzejmie. - Szukam skweru stolarzy. Może mógłby mi pan wskazać drogę?...

        Kołodziej zmierzył go nieco ponurym wzrokiem, po czym westchnął.
        - Wiesz, jesteś już drugą osobą, która mnie o to pyta - mruknął. - A poprzednia przechodziła tędy raptem kwadrans temu czy coś koło tego. - Zamilkł na moment, kręcąc głową. - Może powinienem zamienić mój warsztat w biuro informacji, więcej bym zarobił...
        Lane uśmiechnął się, mając nadzieję, że sprzedawca nie każe sobie płacić. Mężczyzna jednak najwyraźniej postanowił zlitować się nad młodzieńcem.
        - Idź dalej prosto aż do drugiego zakrętu w prawo - rzekł. - Potem znów prosto przez kilka minut, aż znajdziesz się na niewielkim placu, z warsztatem stolarskim po lewej stronie. To właśnie skwer stolarzy, kiedyś warsztatów było tam więcej, obecnie brakuje mieszkań, więc sytuacja się zmieniła. - Sprzedawca zakończył wywód wzruszeniem ramion.

        Lane podziękował, po czym wrócił do odpoczywającego starca.
        - Znam drogę - powiedział. - I zdaje się, że nie pan jeden szuka tego miejsca. Jest tam może coś ciekawego?
        Wiedział, że nie powinien pytać, ale nie potrafił się powstrzymać. Wzmianka kołodzieja o innej osobie, której wcześniej wskazał drogę, nieco go zaciekawiła. Poza tym, zadawanie pytań przecież nie boli, prawda?
Awatar użytkownika
Ezechiel
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 125
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Mędrzec , Mag
Kontakt:

Post autor: Ezechiel »

        Pustelnik patrzył jak młodzian wybiera potencjalnego informatora, następnie podchodzi i w elegancki sposób wypytuje rzemieślnika. Dało się zauważyć, że chłopak prostakiem nie był. Co więcej jest w miarę zaradny, sprytny i co najważniejsze, umiał rozmawiać z ludźmi. Ezechiel dogryzł całe jabłko nie zostawiając nawet ogryzka. Pyszne, młode owoce prosto z lokalnych sadów, dar wdzięczności prostych ludzi za pomoc. Nie ma lepszych owoców niż te dane ze szczerego serca.
        Informacja o innym gościu zmierzającym do starego Deana spadła na mędrca jak grom z jasnego nieba. Sędziwy mag, co prawda wspominał coś o kłopotach i zagrożeniu, ale że ktoś znałby położenie jego kryjówki? "Nie, to musiał być przypadek. Ale zarazem przypadkiem być nie może. W liście stanowczo zostało stwierdzone, że nie ma tam nic interesującego i jest to idealne miejsce na dyskretną rozmowę." Starzec myślał gorączkowo. Spojrzał na chłopaka, a w jego spojrzeniu na nowo zagościła chłodna potęga.
- Nie ma czasu do stracenia. Później ci odpowiem na pytania. Prowadź - powiedział szybko i energicznie. Wstał i pchnął końcem kostura nieznajomego by ten w końcu się ruszył. Nie wiedział, czy nie jest to przesadą, ale przezorności nigdy za wiele. W końcu tu chodziło o życie przyjaciela!
        Gdy opuścili rynek i tłum zgromadzony na targu, Ezechiel stwierdził, że warto zaznajomić swego pomocnika w przynajmniej strzępy informacji.
- Widzisz chłopcze, przybywam do dawnego druha, który widocznie napytał sobie biedy. Powiedzmy, że jego dawna profesja ma tendencje być... uporczywą. - Zamilkł na chwile gdy mijali zakręt i dodał. - Ale spokojnie nie jest żadnym draniem, to prawy mężczyzna. - Znów chwila milczenia wypełniona porządkowaniem myśli. - Jednak musi to być coś poważnego skoro prosi o pomoc. To do niego wręcz niepodobne by angażował innych we własne problemy - dodał już bardziej jako własną myśl, która uleciała z ust jedynie przez przypadek.
        Ezechiel podążał dalej za młodym magiem. Nie zastanawiał się czy można mu zaufać, zwyczajnie nie było na to teraz czasu. Miał tylko nadzieję, że młodzian zapytał odpowiednią osobę i wędrują we właściwym kierunku.
Awatar użytkownika
Lane
Błądzący na granicy światów
Posty: 23
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Pół czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lane »

        Pchnięcie kosturem nie należało do najprzyjemniejszych doświadczeń, ale Lane uznał, że starzy ludzie mają swoje dziwactwa, więc nie skomentował. Zresztą, starzec zapewne i tak nie zwróciłby uwagi na skargę - już szybkim krokiem ruszał wzdłuż ulicy. Lane dogonił go, po czym poprowadził zgodnie ze wskazówkami kołodzieja. Gdy tylko skręcili w prawo, tłum przerzedził się wyraźnie, aż wreszcie ulica stała się niemal pusta.

        To był moment, by spróbować dowiedzieć się czegoś więcej o niespodziewanym towarzyszu. Wcześniej, pośród tłoku, Lane nie miał najmniejszych szans, jednak teraz skupił się, by wyczuć aurę starca i... nic. Zamrugał. Owszem, nie miał wprawy w tej sztuce, ale na ogół przynajmniej czuł coś, a tutaj - pustka. Jeśli dobrze pamiętał, starzy ludzie na ogół mieli słabe aury, więc może w tym leżał problem - albo, co również było możliwe, nieznajomy potrafił w taki czy inny sposób ją ukrywać. W każdym razie, Lane był na tyle zbity z tropu, że nie od razu zorientował się, że starzec coś do niego mówi. Dopiero po chwili dotarło do niego, że nieznajomy wspomina o swoim przyjacielu i jego kłopotów

        - Cóż, za moment powinniśmy być na miejscu - powiedział Lane. Słowa starca dodatkowo go zaciekawiły, także bez dodatkowego poganiania przyśpieszył kroku.

        Wkrótce znaleźli się na niewielkim placu, zgodnym z opisem kołodzieja. Znajdował się on na skrzyżowaniu kilku wąskich uliczek, a wokół panowała zupełna cisza - najwyraźniej wszyscy mieszkańcy udali się na targ lub w inne okolice. W każdym razie, w pobliżu nie było żywej duszy.
        - Wydaje się, że pana przyjaciel jeszcze nie... - zaczął Lane, ale urwał, kiedy poczuł coś w powietrzu. Słabo, bo słabo, ale wyczuwał pozostałość po rzuconym zaklęciu, niczym zapach dymu unoszący się jeszcze po wygasłym ognisku... Lub kilku ogniskach, bo nie sposób było stwierdzić, jak wiele czarów rzucono w okolicy. Lane zawahał się, po czym podążył za śladem, w kierunku, gdzie pozostałość po magii była zdecydowanie silniejsza - do jednej z pobliskich uliczek. Tam zatrzymał się.

        Niedaleko wylotu zaułka, w cieniu, siedział człowiek - a przynajmniej tak to wyglądało na pierwszy rzut oka. Mężczyzna był wyraźnie stary, o siwych już włosach, jednak jego ubranie było schludne, a ciało nie dawało po sobie znaku nadwagi czy innych ułomności wieku. Głowa starca była opuszczona na pierś, jakby drzemał, a jego prawa ręka położona na brzuchu. Lane musiał pochylić się, by dojrzeć więcej, a kiedy tylko to zrobił, natychmiast się wycofał.

        W brzuchu mężczyzny tkwił nóż, a jego dłoń była splamiona sączącą się powoli krwią.
Awatar użytkownika
Ezechiel
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 125
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Mędrzec , Mag
Kontakt:

Post autor: Ezechiel »

        Droga na skwer stolarzy była nadzwyczaj spokojna, co dodatkowo niepokoiło Ezechiela. Chłopak widocznie rozumiał powagę sytuacji i nie opóźniał drogi. Gdy dotarli na plac, emanacja rzucanych tu czarów szybko przywiodła na myśl pojedynek, a brak krwi wskazywał, że komuś zależało na dyskrecji. Łatwo jest zabić człowieka, ciężej nie zostawić żadnego śladu. Starzec zaczął poszukiwać czarujących, jednak chłopak okazał się szybszy. Mędrzec poszedł za młodzieńcem i zamarł widząc konającą postać. To był Dean. Stary mag, który wycofał się w cień i próbował normalnie przeżyć starość. Jak widać los nie lubi statecznego życia.
- Nie, nie, nie, nie! - zaczął krzyczeć starzec i rzucił się do ciężko rannego. Przyłączył dłoń do nadgarstka. Puls był wyczuwalny. Poza pchnięciem w brzuch, nie było żadnych ran. Dużo krwi nie zdążyło ulecieć z ciała, co świadczyło, że atak nastąpił niedawno. Brak przytomności musiał zaś być konsekwencją jakiegoś czaru czy też trucizny. Po bliższych oględzinach, można było stwierdzić, że rana była zabójcza. Jeszcze parę minut i nie byłoby już nadziei. Ezechiel nie miał jednak zamiaru pozwolić mu tu skonać. Skoncentrował się. Skupił swoją wolę i zaczął działać.
        Klęknął w zakątku, odsłonił ranę i chwycił nóż, po czym wyciągną go i odrzucił na bok. Naturalnym by była fontanna krwi tryskająca z przeciętych organów, lecz magicznie tak się nie działo. Za sprawą swoich mocy, Ezechiel powstrzymał krwotok. Dalej było trzeba coś z tym zrobić. Podniósł lewą dłoń, która zaczęła błyszczeć delikatnym błękitnym światłem. Mędrzec bagatelizował to czy nieznajomy odkryje prawdę o nim - musiał pomóc Deanowi i to natychmiast. Tląca się ręka dotknęła rozcięcia. Delikatna fala światła przepłynęła na rannego, którego obrażenia zagoiły się momentalnie. Dalej był nieprzytomny, lecz jego stan był stabilny. Ezechiel zaś upadł na ręce. Był wycieńczony. Dzielenie się energią życiową nie jest przyjemną sprawą. Odczołgał się pod mur i usiadł koło swego druha.
- Przybyliśmy w samą porę. Będzie żył. A teraz, jeśli byłbyś łaskaw, zawołaj pomoc. Trzeba go zanieść do domu. Musi mimo wszystko, odpocząć - mówił, dysząc ciężko. Po jego twarzy lały się stróżki potu. - Nie ma co teraz szukać sprawcy, jestem za bardzo zmęczony na pościg, nie mówiąc już o walce. - Zamilkł, by wyrównać oddech. - Widać, że wiedzą jak sobie radzić z magią - dodał. Patrzył na chłopca i zastanawiał się w jakie tarapaty zostali właśnie uwikłani...
Awatar użytkownika
Lane
Błądzący na granicy światów
Posty: 23
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Pół czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lane »

        Lane cofnął się o kilka kroków więcej, walcząc z mdłościami.
        "Uspokój się," powiedział sobie. "Nie jesteś jakąś piekielną damą, żeby mdleć w takiej sytuacji!"
        Nic jednak nie mógł na to poradzić - po raz pierwszy widział człowieka w tak ciężkim stanie. Przez szok nawet nie pomyślał o tym, by podejść i sprawdzić czy biedak jeszcze żyje. Na szczęście starzec miał więcej rozumu i przykląkł przy przyjacielu.

        To, co nieznajomy zrobił chwilę później, zaskoczyło Lane'a jeszcze bardziej. Owszem, chłopak przypuszczał, że starzec może mieć takie czy inne powiązania z magią skoro jego aura była niewyczuwalna, jednak zdecydowanie nie spodziewał się takiego pokazu. Potrząsnął głową, starając się odzyskać jasność myśli. Gdzieś w tyle głowy jakaś myśl czy skojarzenie brzęczało uciążliwie, nie dając mu spokoju. Coś było nie w porządku - tylko że Lane nie potrafił stwierdzić, co dokładnie.

        "Więc ten ranny to ów przyjaciel w potrzebie," myślał, "i najwyraźniej umówili się tutaj na spotkanie. A jednak, nie wygląda na to, by mieszkał w pobliżu, skoro czekał na ulicy. Czyli..."

        Głos starca wdarł się w jego myśli i Lane nieomal podskoczył.
         - Och - wybąkał. - Pomoc. Oczywiście.
        Odwrócił się, by odejść, choć nie mógł nie zauważyć, jak bardzo zmęczony wydawał się obecnie starzec. Cokolwiek zrobił - Lane podejrzewał, że miało to coś wspólnego z Magią Życia, ale nie żeby się znał, tylko to jedyne przychodziło mu do głowy - najwyraźniej wiele go kosztowało. Ranny i uzdrowiciel siedzieli obecnie w podobnych pozach pod ścianą, a jedyną różnicą był fakt, że jeden z nich był przytomny.

        Lane odszedł kilka kroków, ale szedł wolno, próbując dojść do ładu z nagłym natłokiem myśli. "Czyli albo to jakiś nieszczęsny przypadek, albo ktokolwiek zaatakował tego biedaka, wiedział, że będzie właśnie tu i właśnie teraz." Skwer stolarzy był nadal zupełnie pusty, jakby kpiąc z nieszczęścia, które wydarzyło się w uliczce tuż obok. Lane ruszył więc dalej, w kierunku targu. "W dodatku podszedł dość blisko, by pchnąć nożem, i miał na tyle czasu, że zdołał uciec. Więc... dlaczego nie upewnił się, że ofiara nie żyje?"

        Lane zamarł, kiedy wreszcie to do niego dotarło. "Chyba że... Chyba że wcale nie chciał, by zginął od razu..."
        Odwrócił się na pięcie i zaczął biec z powrotem; dopadł zaułku akurat na czas, by ujrzeć postać wychylającą się znad pobliskiego dachu, dmuchawka już przytknięta do jej ust.

        Nie myślał; zareagował instynktownie. Wykrzyczał zaklęcie i wsparł je odpowiednim gestem. Strzałka śmignęła w powietrzu i odbiła się od ledwo powstałej tarczy. Lane zacisnął zęby, starając się zwalczyć wzbierającą panikę. Wiedział, że jego osłona nie utrzyma się zbyt długo, góra kilka minut. Zdecydowanie krócej, jeżeli napastnik był magiem - na co wskazywały ślady zaklęć w powietrzu, obecnie już niewyczuwalne. Czy mogło być jeszcze gorzej?

        Jakby w odpowiedzi na jego nieme pytanie, dwie inne, wcześniej niewidoczne postacie zeskoczyły z dachu - jedna trzymająca w rękach noże, a druga pozornie bezbronna. Wszyscy nosili podobne naszyjniki z czerwonym kryształem - najwyraźniej amulety maskujące ich aury i tym samym ich obecność w magicznym spektrum.

        Łącznie napastników było więc trzech.
Awatar użytkownika
Ezechiel
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 125
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Mędrzec , Mag
Kontakt:

Post autor: Ezechiel »

        Starzec siedział i głęboko oddychał. Odpoczynek teraz był jedynym czego pragnął. Uspokajał się. Zagrożenie było zażegnane, chłoptaś robił co do niego należało. Tak siedząc w pustej uliczce, Ezechiel szukał wzrokiem czegokolwiek ciekawego. Tak naprawdę jedynym co tu było to Dean. "ech. Będziesz musiał się starannie odwdzięczyć za taką pomoc. Nie puszczę płazem takiego zmuszania mnie do poświęceń! No ale cóż, to chyba nie twoja wina, prawda? Ech... W co ty mogłeś się wpakować?"
        Siedząc i rozmyślając w końcu natrafił spojrzeniem na coś interesującego. Z tej perspektywy widać było piórka sterczące przy łopatce nieprzytomnego. Mędrzec wyciągnął rękę i bez problemu wyjął mały obiekt. Podsunął sobie bliżej i obejrzał znalezisko. Bezapelacyjnie była to strzałka, prawdopodobnie zatruta. "Więc cię podtruli, dlatego ległeś tu jak długi. Strzał oddano w plecy. Pewnie uciekałeś, albo coś takiego. Trafiłeś do ślepej uliczki i oto koniec historii." Myśląc tak, obracał sobie w palcach maleństwo. Westchnął i uniósł twarz do góry by odsapnąć świeższym powietrzem. Przymknął na chwile oczy.
        Gdy ponownie rozchylił powieki, spostrzegł głowę wystającą znad dachu. Nim zorientował się co się dzieje, strzałka przecinała już powietrze. Nie był w stanie zareagować. I w tym momencie magiczna bariera zagrodziła jej drogę i sama strzałka odskoczyła w kąt. Oprzytomniały wzrok starca padł na wylot uliczki. Czarujący nieznajomy i dwóch obwiesi, ewidentni sprawcy tego bałaganu.
        Ezechiel miał pomysł, był ryzykowny, ale co innego mógł zrobić? Półleżąc, starzec skoncentrował się najpierw na najbardziej niebezpiecznym napastniku - na przyczajonym na dachu strzelcu. Panaceum było jedno. Odrobina wysiłku i powietrze przeszyło chrupnięcie łamanych kości, a następnie paniczny krzyk poszkodowanego. Tak, przez manipulacje mięśniami, obie ręce zyskały dodatkowy punkt zgięcia.
        Następnym korkiem była dezorientacja.
- "Zapamiętaj gdzie leży mój przyjaciel, twoim jedynym zadaniem jest za wszelką cenę go stąd wyciągnąć. Rozumiesz? Dobrze... A, i mam nadzieję, że nie boisz się płazów, co?" - przekazał telepatycznie Ezechiel młodemu człowiekowi. Następnie otworzył swój bukłak z woda i dwa potężne chlusty wody uderzyły zakapiorów w twarze, jako że się odwrócili by zobaczyć co się stało ich wspólnikowi. Było to jednak tylko preludium zwiastujące burzę. Woda wyparowała, a sama atmosfera zaczęła gęstnieć i w parę chwil cały zaułek był pokryty gęstą mgłą. Cała wilgoć z okolicy zaczęła zbierać się w uliczce.
        Ezechiel uśmiechną się w duchu i przeszedł do ostatniego kroku. Zamienił się w żabkę i niepostrzeżenie siadł na barku Deana. Teraz koncentrował się jedynie by mgła ani trochę nie ustępowała. Za długo chodził po tym świecie, by dać się złapać byle komu.
Awatar użytkownika
Lane
Błądzący na granicy światów
Posty: 23
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Pół czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lane »

        Krzyk z góry, chluśnięcie wody z bukłaka, mgła - to wszystko stało się tak szybko, że Lane ledwo zdążył się przestraszyć. Równocześnie obcy głos przedarł się przez osłonę jego umysłu, co dodatkowo go przeraziło; na szczęście, kontakt pochodził od starca i była to po prostu telepatyczna wiadomość, a nie mentalny atak.

        Starca, który coraz mniej wydawał się być zwykłym starcem...
        "Nie teraz," Lane pomyślał. Będzie miał czas zastanawiać się nad tym wszystkim później, w bezpiecznym miejscu - zakładając, że przeżyje. Na szczęście, wydawało się, że starzec ma plan, czego tak bardzo brakowało chłopakowi.

        To był powód, dla którego Lane nie przejął się za bardzo, kiedy napastnik najbliżej niego - ten bez broni - wycofał się. Mgła była tak gęsta, że skutecznie przesłoniła widok, ale chłopak domyślał się, że mężczyzna najpewniej chciał wydostać się poza jej obręb. I bardzo dobrze - dzięki temu Lane będzie miał łatwiejszy dostęp do niegdyś rannego mężczyzny, zakładając, że poradzi sobie z nożownikiem, który również gdzieś jakby się zapodział. Czyżby obaj napastnicy się wycofali?...

        Radość chłopaka trwała mniej więcej do momentu, kiedy usłyszał skandowane z tyłu zaklęcie.
        "Oż w mordę!" Lane ledwo zdążył pomyśleć, a inkantacja już nabrała mocy. Młody czarodziej rozpoznał parę słów, na tyle, by zdawać sobie sprawę, że czar należał do Magii Ognia - jednak spodziewana kula ognia nie nadeszła.

        Zamiast tego temperatura wokół spadła drastycznie.

        Reakcja była natychmiastowa. Mgła, cała ta wilgoć zgromadzona wokół Lane'a i dwóch starców (w tym jednego pod postacią żaby) w okamgnieniu zamarzła, tworząc dość cienką, lecz wciąż lodowatą warstwę. Lane ledwo mógł zgiąć palce, o szybkim poruszaniu się nie było mowy - a w dodatku zaklęcie sprawiło, że parna zasłona zniknęła. I choć atakujący mag nie próbował ponownie użyć magii - zapewne wolał oszczędzać siły na wszelki wypadek - nożownik wkroczył na lód spokojnie, zmierzając w kierunku chłopaka.

        "Cudnie," Lane pomyślał. Najwyraźniej napastnicy uznali go za wystarczające zagrożenie, żeby się go pozbyć. Nie, żeby mógł teraz rzucić jakiś czar, kiedy jego zęby szczękały, a palce i w ogóle całe ciało odmawiało posłuszeństwa.

        Do tego dochodziło jeszcze jedno pytanie - w jaki sposób tak okrutny mróz działa na płazy?
Ostatnio edytowane przez Lane 7 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Tiva
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 104
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Uwagi administracji: Konto Raena, jest prezentem urodzinowym dla użytkowniczki od administracji (z dnia 3.10.2013) i liczy się jako dodatkowy slot na postać. Raena (konto) jest postacią dodatkową, z czego wynika, że użytkowniczka może posiadać 7+1+1postaci na normalnych zasadach + 1 dodatkowych slotów, jeden jako prezent. Zatem użytkowniczka ma prawo posiadać razem 10 kont.
Kontakt:

Post autor: Tiva »

Cichy odgłos butów, spokojnie uderzających o bruk zwiastował przybycie kolejnej istoty, która miała zamiar spędzić kilka dni w tym całkiem ciekawym mieście. Kobieta o długich, jasnych włosach, ubrana w granatowy płaszcz, z radością w oczach rozglądała się po budynkach typowych dla tego miejsca. Nigdzie indziej nie widziała takiej architektury, dlatego Demara zawsze pozostawała interesującym celem podróży.
Od dosyć nietypowego spotkania z mężczyzną, który nie pamiętał kim jest, minęło sporo czasu. Alkes zapisał się w głowie Maie jako ktoś, kto jeszcze odkryje swoje przeznaczenie i mimo wszystko, Tiva życzyła mu jak najlepiej.
W końcu nadszedł czas, by rozpocząć kolejną podróż, zająć się tym, co potrafiła najlepiej. Demara stała się małym przystankiem w drodze, Maie mogła kupić przydatne rzeczy, a poza tym, dawno nie miała okazji by porozmawiać z kimś, podzielić się doświadczeniami, wysłuchać ciekawych historii. W takich miastach jak to, zawsze była okazja by poznać interesujące istoty, czy zdobyć to co potrzebne do dalszej podróży.

Pogrążona w myślach Maie, wędrowała uliczkami miasta, by zobaczyć jak najwięcej zanim odda się w ręce kupców, którzy sprzedają przeróżne przedmioty, mniej lub bardziej przydatne. W tym wszystkim była tylko jedna sprawa, która nie dawała jej spokoju i coraz bardziej wyrywała z zamyślenia.
Tiva zatrzymała się w jednej z uliczek, jej twarz przybrała poważniejszy wyraz, a postawa jej ciała zdradzała, że Maie stała się ostrożna. Kobieta nasłuchiwała… Jej wzrok omiatał okolicę, ale nie widziała niczego podejrzanego. Tylko… Skąd te wibracje? Właśnie to czuła - dziwne wibracje powietrza, które pojawiają się w momencie rzucania czaru. Powodują one, że najmniejszy włosek na skóze staje dęba, a przez ciało przechodzą dreszcze, nie zawsze przyjemne.
Tiva zaczęła stawiać przed siebie kolejne kroki, cały czas zachowując odpowiednią ostrożność. Coś wyraźnie było nie tak… Chłód? Skąd chłód o takiej porze? Zima dopiero nadejdzie, a to co poczuła, było typowe właśnie dla tej zimnej pory roku. Czując, że zbliża się do miejsca, które powinno być źródłem magicznej energii, czego nie do końca była pewna, Tiva przylgnęła do ściany budynku. Powoli szła wzdłuż niej, by po chwili dotrzeć do końca. Maie wzięła głęboki wdech i powoli wychyliła się, by zobaczyć, czy okolica jest bezpieczna.

Kobieta zamarła. To co zobaczyła wcale nie wyglądało tak jak wizje, które pojawiały się w jej głowie. Nie tego się spodziewała…
Ciało? Magia? Czarodziej? Nie był sam, coś się stało, coś wyraźnie nie pasowało. Przejmujący chłód przedzierał się przez poły jej płaszcza, przyprawiając ją o nieprzyjemne uczucie, choć może była to tylko kwestia działania jej wyobraźni?
Tiva przyglądała się sytuacji, nie chciała reagować, nie mogła wtrącać się w momencie, w którym nie wiedziała kto jest kim, kto atakuje kogo, w ogóle nic nie wiedziała oprócz tego, co mogła zobaczyć na własne oczy.
Maie wychyliła się jeszcze bardziej, lecz zachowując ostrożność, nie mogła zdradzić swojej obecności, gdyby tak się stało, mogłaby mieć trzech przeciwników, a nie znała ich siły. Przynajmniej nie tak jak powinna. Musiała poczekać, spokojnie, cierpliwie. Musiała też dobrze ocenić sytuację, szanse, nie tylko swoje, ale też tych, których potencjalnie przyjdzie jej bronić.
Czy aby na pewno dobrze robi, że zostaje w tym miejscu?
Awatar użytkownika
Ezechiel
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 125
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Mędrzec , Mag
Kontakt:

Post autor: Ezechiel »

        Mimo chłodnej (wręcz lodowatej) atmosfery, Ezechiel czuł jak się w nim coś gotuje. Takie rujnowanie jego planu było denerwujące. Jako istota zrodzona z energii, nie przywiązywał zbytnio uwagi do temperatury i z tego samego powodu posiadał głęboką więź z wodą. W konsekwencji ta paląca irytacja przeniosła się również na wszechobecny szron i lód. Powoli, uliczka zaczęła się wypełniać parą wodną, która znacząco ociepliła to miejsce. "Ja wam dam! Chciałem załatwić to po dobroci. Chciałem spokojnego i bardziej pokojowego rozwiązania... no ale nie! Bo czemu by nie? Zacznijmy czarować, czemu nie? Jeszcze pożałujecie, żeście nie odeszli kiedy mogliście." Krzyczał w myślach starzec pod postacią żaby, a wszyscy obecni mogli usłyszeć tylko krótkie: "Ribit... ribbit...".
        Niezależnie jak bardzo starcowi przeszkadzała interwencja maga ognia, nie mógł bezpośrednio na nią wpłynąć. Dlatego postanowił go rozproszyć, a jako że mówią "zwalczaj ogień ogniem", to w tym przypadku pasowałoby "zwalczaj chłód chłodem". Ezechiel skoncentrował wzrok na przeciwniku. Wraz ze spojrzeniem, w stronę napastnika zaczęły mknąc małe płatki śniegu. W drodze zaczęły się ze sobą zlepiać, tworząc całkiem spore gródki, które następnie zaczęły krążyć dookoła celu. I w taki sposób Ezechiel zapewnił magowi całkowicie prywatną śnieżną zawieruchę, potęgowaną przez jego własne zaklęcie.
        Teraz przyszła pora by zająć się nożownikiem. Wielka macka z wody owinęła się dookoła całej sylwetki, a skrępowawszy wszystkie kończyny, zaczęła zamarzać. Teraz zakapior wyglądał jak wyrafinowane dzieło sztuki. Mógł się rwać ile sił, ale wola starca wzmacniała wiążącą go konstrukcje.
        Ezechiel jeszcze tylko rzucił wzrokiem na dach i uśmiechną się swoim żabim pyszczkiem, słysząc całe wiązanki przekleństw, przetykane jękami bólu. "To go na pewno nauczy, by nie atakować z ukrycia.", cieszył się w duchu starzec.
        Staruszek spojrzał na chłopca, który przypomniał mu, że tu wciąż jest zimno. Sprawiło to, że Ezechielowi zaczęło zależeć na pośpiechu. To nie były warunki dobre dla, jeszcze nie dawno rannego, Deana. Widząc brak reakcji chłopaka, starzec westchnął w duchu. Już szykował się by dać mu mentalną reprymendę, gdy wtem wyczuł jeszcze jedną obecność. Silna aura, nie była w stanie ukryć się przed jego zmysłami. "Gdyby była wroga, już zaczęłaby mnożyć problemy... Ech... Nienawidzę prosić o pomoc..." myślał starzec, zbierając się na odwagę komunikacji telepatycznej. Jak bardzo go irytowało, że po uleczeniu jego ciało było dość niezdolne do wysiłku. Musiał to zrobić, a najlepiej by było zrobić z należytą etykietą.
- "Witam." - zaczął, by dać znać o przyjaznym nastawieniu i samemu przełamać swoje opory. - "Jak widzisz, jest tu dość nieprzyjemnie. Jeśli łaska, pomóż mi, kopnij tego młodziana w tyłek by się w końcu ruszył i wraz z nim wyciągnijcie stąd mojego nieprzytomnego druha. Jego stan jest ciężki, a takie otoczenie ani trochę nie pomaga..." - zakończył i liczył na ich reakcje. Mógł bawić się wodą całymi godzinami, lecz Dean mógł nie mieć tyle czasu.
Awatar użytkownika
Lane
Błądzący na granicy światów
Posty: 23
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Pół czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lane »

        Wpół zamarznięty Lane z niedowierzaniem obserwował to, co działo się wokół niego. Z pewnością żaden w pełni ludzki mag - a takich chłopak znał sporo - nie byłby w stanie uzdrowić umierającego już mężczyzny, a potem jeszcze dać taki popis kontroli nad wodą, we wszystkich trzech stanach skupienia. Mag stojący u wylotu uliczki został chwilowo unieszkodliwiony; odtoczył się kilka kroków, zmagając się z niewielką zamiecią, odsłaniając tym samym wyjście. Nożownik również został unieruchomiony; Lane bynajmniej mu nie zazdrościł. Sam miał przewagę czarodziejskiej krwi, natomiast zwykły człowiek po takim doświadczeniu jeszcze długo będzie zmagać się z odmrożeniami - o ile w ogóle przeżyje wychłodzenie organizmu.

        W każdym razie - jeżeli uciekać, to teraz.

        Lane zacisnął zęby, z wielkim trudem zaczął kroczyć w kierunku wciąż nieprzytomnego starca oraz siedzącej na jego ramieniu żaby-nie-żaby. Jego ubranie, wcześniej lekko przepocone, obecnie zesztywniało i utrudniało ruch. Niemniej jednak, chłopak nie musiał się śpieszyć i wreszcie dotarł do rannego. Tam zatrzymał się.

        Nie było mowy, żeby zdołał unieść dorosłego mężczyznę, nawet takiego już w podeszłym wieku. Z pomocą przyszedł mu ten sam chłód, który jednocześnie utrudniał zadanie - zlodowaciała nawierzchnia sprawiła, że Lane mógł chwycić starca pod pachy i przeciągnąć go aż do wylotu uliczki, gdzie lód się skończył.

        Niestety, tym samym nieomal wpadł na wrogiego maga, który pomimo krążącej wokół niego zawieruchy zdołał odsunąć się jeszcze kilka kroków, osłonić twarz jedną ręką, drugą wycelować w nieprzytomnego i wykrzyczeć zaklęcie. Lane upuścił starca i sam zaczął skandować zaklęcie tarczy, ale wiedział, że nie zdąży - ogień już migotał w dłoni przeciwnika i chwilę potem najbardziej generyczna, lecz wciąż niezmiennie śmiertelna kula ognia pomknęła w stronę Lane'a, starca i żaby.
Tiva
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 104
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Uwagi administracji: Konto Raena, jest prezentem urodzinowym dla użytkowniczki od administracji (z dnia 3.10.2013) i liczy się jako dodatkowy slot na postać. Raena (konto) jest postacią dodatkową, z czego wynika, że użytkowniczka może posiadać 7+1+1postaci na normalnych zasadach + 1 dodatkowych slotów, jeden jako prezent. Zatem użytkowniczka ma prawo posiadać razem 10 kont.
Kontakt:

Post autor: Tiva »

Maie obserwowała rozwijającą się sytuację, która z minuty na minutę stawała się coraz gorsza, a przynajmniej tak to widziała. Kolejne zaklęcia, kolejne akty ofensywy, może nawet gram bezsilności. Po raz kolejny powiało chłodem, tym razem bardziej intensywnie, przenikliwie, co nie spodobało się Tiv. Jeszcze trochę, a zbiegnie się tu cała ludność Demary wraz z okolicznym wojskiem i dopiero będzie bałagan.
Kobieta westchnęła cicho, gdy usłyszała głos. Odruchowo rozejrzała się, ale nie widziała nikogo, kto mógłby do niej przemawiać. Mimo to, coś znajomego wisiało w powietrzu, coś co znała, ale nie potrafiła tego zdefiniować.
Głos był przyjazny, całkiem spokojny, a przy tym ktoś prosił o pomoc. Maie nie była do końca przekonana, czy w ogóle powinna mieszać się w nieswoje sprawy, ale w tym momencie stawka była większa niż życie tych, którzy uczestniczyli w „sporze”. Co jeśli ktoś pokwapi się na potężne zaklęcie, które spowoduje zniszczenia w okolicznych budynkach, nie mówiąc już o ofiarach takich zabaw?
Miała ruszyć tego młodzika, który stał tam i nie bardzo wiedział co zrobić, a przynajmniej tak odebrała jego postawę. Na szczęście nie musiała wysilać się by potrząsnąć młodym chłopakiem, sam ruszył w kierunku rannej osoby, choć fakt, że ubranie miał zupełnie zmarznięte, wcale nie ułatwiał sprawy. Maie uważnie obserwowała poczynania chłopaka, który wykazał się całkiem dobrym sprytem i wykorzystując to, co było ogromnym minusem tej sytuacji – mianowicie wszędobylski lód – odsunął rannego w bezpieczne miejsce. Bezpieczne… Do czasu.
Nim się obejrzeli, napastnik nie pozostał dłużny i jak przystało na silnego czarodzieja, musiał odpłacić pięknym za nadobne.
Strażniczce Lasu nie umknął fakt, że mężczyzna przyszykował gorący prezent dla swoich „wrogów”, szybkość z jaką wykonał zaklęcie była godna więcej niż przeciętnego wielbiciela magicznych sztuczek.
Maie musiała działać szybko, bardzo szybko, nie było czasu na przemyślenie zagrania, jedyne co mogła, to ruszyć za swoim instynktem.
Kobieta wybiegła ze swojej kryjówki, wyciągnęła dłonie przed siebie i korzystając z magii ziemi, raz dwa rozkruszyła niewielką warstwę lodu i odrobinę podłoża, które znajdowało się pod nim i z całych sił przesunęła bezbronnych w miejsce bardziej bezpieczne. Gdy kula ognia uderzyła o ziemię rozbijając grunt na drobne kawałki i robiąc w nim całkiem sporą dziurę, wiele iskier poleciało w kierunku cudem ocalałych.
Maie upadła na kolana dusząc ciężko, bo to co zrobiła nie było dla niej łatwe, energia, którą na to poświeciła uleciała z niej tak szybko, że poczuła jak jej ciało słabnie. Tiva odetchnęła głęboko i spojrzała na przeciwnika.
- Musicie mi pomóc! – odezwała się, bo sama nie da mu rady, przynajmniej nie w tym momencie.
By nieco ułatwić sprawę, postanowiła wykorzystać ostatni zapas energii, by spowolnić procesy życiowe czarodzieja. Magia życia niekoniecznie zawsze przynosi coś dobrego, tym razem Tiv musiała działać, licząc na to, że nie zostanie sama na tym polu walki, a przede wszystkim, że napastnik okaże się wrażliwy na takie działanie.
Awatar użytkownika
Ezechiel
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 125
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Mędrzec , Mag
Kontakt:

Post autor: Ezechiel »

        W końcu sytuacja zaczynała się poprawiać. Nie byli już otoczeni w ciasnej uliczce. To był spory krok w stronę ujścia z życiem. Ezechiel zaczynał się uspokajać. Pozwolił sobie nawet na chwilę odpoczynku. Siedział spokojnie, wdychał powietrze i patrzył jak mała zadymka śnieżna leniwie przesuwa się za swoim celem. Był zadowolony z tego co zrobił. Oszczędzając siły, wciąż skutecznie rozpraszał swoich oponentów. Dalej, gdy chłopak się ruszył i zaczął przesuwać Deana, starcowi aż się zrobiło miło, że młodzież jednak umie słuchać. Już zaczynał myśleć, że niepotrzebnie nękał bogu ducha winną istotę, zamiast wierzyć we wcześniej zdobytego pomocnika. Było dobrze. Żaba przymknęła ślepia i czuła lekki ruch powietrza, gdy postać, na której siedziała była ciągnięta. Jednak zbyt wcześnie uznała to wszystko za triumf.
        Nagle Ezechiel poczuł zbliżające się wyładowanie magiczne. Otworzył ślepie i zamarł. Połowa postaci wychylające się z zamieci celowało w niego i pozostałych ognistym pociskiem. Był całkiem bezradny. Co by nie zrobił, jego reakcja była za późna. "Nie, nie, nie... Znów, chwile człowiek chce odpocząć i co? I znowu dostaje takie zaskoczenie... Świetnie. Doskonale! O ile to przeżyję, przez najbliższy tydzień nawet nie przymknę oka... W końcu, spać nie muszę. Ooo, wszyscy bogowie... miejcie nas w opiece." Tak myśląc, żabi mędrzec przylgnął bardziej do barku, na którym spoczywał i zaczął godzić się zmyślą o śmierci, czy też oparzeniach trzeciego stopnia.
        Wtem, szarpnięci... i wybuch, który miał zwiastować koniec egzystencji, spowodował tylko gruntowne uszkodzenia uliczki. Ezechiel spojrzał na chłopaka. "Nie... gdyby to był on, już dawno by się nie patyczkował, tylko coś zrobił." Przeniósł wzrok na nieznajomą. I kolejne zaklęcie w jej wykonaniu. "O tak, to było jej dzieło. Bezapelacyjnie. W sumie, aura to potwierdza. Przeżyjemy."
        Starzec zebrał siły jeszcze na jedną sztuczkę. Skołowany, mdlejący wręcz mag nie był wielki wyzwaniem. Nastała pora na trochę wilgoci na oblodzonej uliczce i zemstę wykiwanej zamieci. Woda zwinnie jak wąż wśliznęła się pod buty ofiary, a następnie latający śnieg niczym stado wilków rzucił się na napastnika. Mała lawina powstała w ten sposób przewróciła go i przysypała. Biedak nie miał szans nawet spróbować uskoczyć. Dostał za to doskonałą okazję by uderzyć się głową o bruk. Wielce prawdopodobnym było, że mag po tym zemdlał już całkowicie.
        W końcu Ezechiel poczuł się znów bezpieczny, ale nie zamkną teraz oczu. Spojrzał na obie osoby, które w to wciągnął i które mu pomogły. Aż głupio mu było, że narobił się taki bałagan. Zdusił w sobie na chwile godność i zrobił to co w takiej chwili wypadało uczynić - zaczął dziękować.
- Dziękuję wam - stwierdził, lekko skrzeczącym głosikiem. - Winny wam jestem garść wyjaśnień... ribit... ale to później. Teraz, oddalmy się.
Zablokowany

Wróć do „Demara”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości