Turmalia[Turmalia i okolice] Dwa żywioły

Malownicze miasto położone na środkowym wybrzeżu jadeitów. Słynące z ogromnego Białego Pałacu królowej i nietypowej architektury. W owym mieście budowle malowane są na kolory bardzo jasne, zazwyczaj białe i niebieskie. Wszelki wzory zdobnicze tutaj kojarzyć się mają z przepięknym oceanem. Rzecz jasna znajduje się tutaj ogromny port handlowy.
Awatar użytkownika
Fenrir
Splatacz Snów
Posty: 371
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje: Wojownik , Najemnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Fenrir »

Po prostu naparł na drzwi, które szybko ustąpiły i wszedł do środka, nie patrząc na to, że zarówno Sanaya, jak i chłopak stojący za ladą, próbują go zatrzymać. Na początku wydawało mu się, że jego uszy wyłapały dźwięk, który później został zinterpretowany jako mowa, jednak postać, którą miał teraz przed oczami od razu sprawiła, że pozbył się tych przypuszczeń.
W pomieszczeniu, które urządzone było jak biuro i najpewniej pełniło taką funkcję, siedział nie kto inny jak sam Mikael Saszkiawaland, którego smokołak rozpoznał, głównie, po kolorze włosów. Co prawda mężczyzna był elegancko ubrany, jednak kolory jego ubioru nie wydawały się odpowiednie. Zmiennokształtny nie mógł mieć pewności, w końcu nie znał się na doborze koloru ubrań do cech wyglądu osoby, która chce je nosić.
        - Nie jestem zdenerwowany — odparł Fenrir, dodatkowo powiedział to niewymuszanym, spokojnym głosem, który miał być też dowodem na to, że rzeczywiście jest spokojny. Jeśli rudowłosy mężczyzna sądził, że smokołak aktualnie jest zdenerwowany, a wcale tak nie było, to ciekawe co by powiedział, gdyby drzwi otworzyły się pod naporem osoby, która naprawdę byłaby zdenerwowany. Po krótkim zastanowieniu się nad tym, zmiennokształtny doszedł do wniosku, że Mika najpewniej powiedziałby coś podobnego do tego, co usłyszeli teraz.

Nie odzywał się, gdyż pałeczkę w rozmowie przejęła alchemiczka. Może dobrze, że to zrobiła, w końcu kasetka należała do niej, chociaż podejrzewał, że sam też poradziłby sobie w negocjacjach.
        - Tak się składa, że straż dała nam wolną rękę, jeśli chodzi o poszukiwania tej kasetki — odparł Fenrir i uśmiechnął się lekko. Akurat ten uśmiech mógł zwiastować wiele, jednak najprędzej to, że strażnicy miejscy pozwolili działać jemu i Sanayi samym, więc mogłoby to oznaczać wiele rzeczy, a na pewno to, że uważali, iż ta dwójka upora się z problemem szybciej, niż zrobiliby to ludzie, którzy muszę przestrzegać odpowiednich zasad, protokołów i tak dalej.
        - Także... poleciłbym współpracę z nami. Proszę nie traktować tego jako groźby, gdyż jest to jedynie sugestia — dodał po chwili. Oczywiście, mógłby przejść do gróźb i bardziej agresywnego zachowania, jednak jeszcze nie czas na to. Zauważył, że ich rozmówca zerka na bok, chociaż starał się zrobić to dyskretnie. Cóż, wyostrzonemu wzrokowi udało się to wyłapać i powędrować w miejsce, w które spoglądał Mikael.
        - Poza tym, proszę też nie sugerować się tym, że tamta dwójka może pomóc panu w pozbyciu się kłopotu, który niewątpliwie stanowimy. Nie wie pan, do czego jestem zdolny, jeśli chodzi o walkę... - dopowiedział jeszcze. Smokołak z łatwością powinien poradzić sobie z tymi osiłkami, którzy stali gdzieś z tyłu, nawet jeśli miałby walczyć w pomieszczeniu i to w takim, w którym nie będzie zbyt dużo miejsca.
        - To... Może ustalmy sobie jedną rzecz: czy dzisiaj odwiedzili pana jacyś egzekutorzy długów, którzy dla pana pracują? Konkretnie chodzi o dwójkę, która wyglądała jak marynarze... możliwe, że zjawił się tylko jeden, gdyż wcześniej natknęliśmy się na jednego z nich, gdy się rozdzielili i zadaliśmy mu parę pytań. Nie pomógł nam za bardzo, jednak nic mu się nie stało — powiedział zmiennokształtny. Mogło to też posłużyć jako przykład tego, że jeśli się współpracuje, to naprawdę nic złego się nie stanie. Zresztą, Sanaya już wcześniej zaznaczyła, że kasetka ma wartość jedynie dla niej, zwłaszcza dokumenty, które się w niej znajdują.
Awatar użytkownika
Sanaya
Urzeczywistniający Marzenia
Posty: 598
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Alchemik , Badacz
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Sanaya »

        Saszkiawaland mimo bardzo żywiołowo wyrażanego oburzenia zdawał się być bardzo opanowany: zdradzała go mowa ciała i ton głosu. Pewnie praca w tej branży nauczyła go trzymać nerwy na wodzy i nie dać się zagadać pierwszemu lepszemu petentowi, dlatego teraz nie uległ żadnym argumentom, po które sięgała Sanaya z Fenrirem i zgrywał, że to nie o niego chodzi. Po jego twarzy przebiegł jednak cień zaskoczenia, gdy smokołak wspomniał o tym, iż straż miejska zamierza w tym przypadku nie patrzeć nikomu na ręce - pewnie zrozumiał, że ma do czynienia z osobami, które mogą mu poważnie zaszkodzić. Zważywszy jednak, że lichwiarz dysponował argumentami w postaci dwóch silnorękich, zdawało się, że sam również nie zamierzał działać zgodnie z literą prawa, przez co szanse się wyrównywały.
        Mikael spojrzał na Fenrira z nieskrywanym niezadowoleniem, zgrywając osobę, która brzydzi się przemocą i jest wielce oburzona tym, że ktoś sugeruje, iż on byłby w stanie posunąć się do takich zagrań. Aż mu się nozdrza rozdęły z oburzenia, ale nadal słuchał cierpliwie argumentów i pytań smokołaka... po czym zwrócił się do Sanayi. Zrobił to z premedytacją, lecz nie po to, by obrazić wojownika - po prostu upatrywał w alchemiczce cel łatwiejszy do zmanipulowania, a na dodatek przypuszczał, że ma ona wpływ na swojego towarzysza i jeśli ją do siebie przekona, nie będzie musiał już negocjować z Fenrirem.
        - Drodzy państwo, to jakieś fatalne nieporozumienie - oświadczył. - To o czym państwo mówicie, to stanowczo nie są moje metody działania. Ja obracam pieniądzem, jestem legalnie działającym człowiekiem interesu. A to jak załatwiam swoje regulacje z wierzycielami to nasza prywatna sprawa, tajemnica zawodowa.
        - A prywatne też? - podłapała Sanaya, przypominając sobie słowa Shana. Pewna, że właśnie wyciągnęła asa z rękawa, podeszła bliżej i oparła się o blat biurka. - Bo to nie jest kwestia działania kantoru, to prywatny dług karciany.
        Rysy twarzy Saszkiawalanda wyostrzyły się, oczy lekko zwęziły - alchemiczka pociągnęła za dobry sznurek i zdołała zmusić lichwiarza, by przestał rżnąć głupa. Tylko po zrzuceniu maski okazało się, że Mika jest znacznie mniej uprzejmy niż odgrywając rolę prawego obywatela.
        - A to tym bardziej moja sprawa, laleczko - syknął. - Jak masz pretensje, to do Shana, nie do mnie, nie jestem ci nic winien.
        - Chcę po prostu odzyskać swoją własność, to nie należało do Shana.
        Mika wzruszył ramionami i niedbale usiadł z powrotem do biurka. Splótł dłonie na brzuchu w geście typowym dla grubasów, choć sam był chudy jak sztacheta, po czym podniósł na alchemiczkę wzrok i uśmiechnął się kpiąco.
        - Ja nic nie mam - oświadczył nagle, rozkładając szeroko ręce. - Chcesz to się przekonaj. A jak nie, to wypad, jestem w pracy. Chłopcy wskażą wam drzwi.
        Rzeczeni “chłopcy” podeszli do intruzów, jeden położył Fenrirowi dłoń na ramieniu, a drugi złapał Sanayę za łokieć. Alchemiczka odruchowo chciała uciekać, szarpnęła się i wtedy dopiero ją zabolało. Syknęła, jednak nie zrobiło to wrażenia na osiłku, który czekał aż alchemiczka podejmie jedyną słuszną decyzję. Saszka w międzyczasie jakby nigdy nic wrócił do uzupełniania dokumentów.
Awatar użytkownika
Fenrir
Splatacz Snów
Posty: 371
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje: Wojownik , Najemnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Fenrir »

Zmierzył się spojrzeniem z Mikaelem i ani myślał odwracać wzroku. Był już przyzwyczajony do tego, że ludzie spoglądają na niego w różnoraki sposób, zależnie od sytuacji i od samej osoby, jej charakteru, przekonań i tak dalej.
        - Gdybyś nie miał zamiaru użyć ich jako swoich... argumentów w naszej rozmowie, to w ogóle by ich tu nie było — odpowiedział smokołak, cały czas patrząc w oczy rudzielca, który teraz zaczął rozmawiać z Sanayą. Wyglądało na to, że zmiennokształtny zamilknie ponownie, a konwersacja z tym osobnikiem spadnie na barki alchemiczki. Może to i dobrze, bo oboje mieli odmienne podejścia do różnych spraw i sytuacji, a także inaczej rozmawiali z ludźmi, nie było się czemu dziwić, bo, co prawda, on był mężczyzną, a ona kobietą, jednak tutaj dodatkowo dochodziła też odmienność ras, przekonań i własnego zdania wyrobionego na konkretny temat. Fenrir ponownie ograniczył się do roli słuchacza, ale, w razie czego, mógł też interweniować i to nie tylko słowami.

Smokołak nawet nie powiedział, aby Saszkiawaland odwołał swoich mięśniaków, gdy ci już zbliżyli się do niego i Sanayi. Jeden podszedł do niego, a drugi do niej. Zmiennokształtny miał już plan działania i nie zamierzał rozwiązywać pokojowo tej sytuacji. Cała ta sprawa zaczynała go powoli denerwować, a pobicie dwóch "ochroniarzy" może być ujściem dla jego emocji związanych z tym wszystkim.
Najpierw postanowił zająć się tym stojącym bliżej, czyli tym, którego ręka spoczywała na jego ramieniu. Uderzył go łokciem w brzuch na tyle mocno, że ten zgiął się, a Fenrir momentalnie odwrócił się do niego i poprawił uderzenie kolanem, jednak tym razem celował w głowę przeciwnika i trafił bezbłędnie, a męśniak osunął się nieprzytomny na podłogę. W mgnieniu oka doskoczył do drugiego, najpierw odepchnął go od Sanayi i w tym samym czasie popchnął ją lekko do przodu, zrobił to tak, żeby wpadła na najbliższą ścianę i przy tym nic jej się nie stało. Miał nadzieję, że kobieta domyśli się jego intencji i nie będzie miała mu za złe takie zachowanie. Wracając do drugiego człowieka Mikaela, ten nie miał za wesoło, gdyż uderzenie smoczą łapą sprawiło, że stracił on dech i zaczął się dusić, tak to działa, gdy celuje się w splot słoneczny i trafia bezbłędnie. Smokołak podciął osiłka, który zwalił się na drewnianą podłogę, nadal nie mogąc złapać tchu. Ostatnie uderzenie, można by powiedzieć, że cios kończący, padł tuż przy podłodze, bo było to kopnięcie w głowę, które sprawiło utratę przytomności drugiego przeciwnika.
         - Mówiłem, że dam sobie z nimi radę — powiedział, patrząc w stronę rudowłosego mężczyzny. W jego oczach nadal widoczne było zdenerwowanie, najwidoczniej pobicie dwóch osobników o posturze większej niż on sam nie sprawiło, że wszystkie emocje ulotniły się z niego.
         - A oni przeżyją, i tak. Nie chciałem ich zabijać — dodał po chwili, spoglądając na dwa ciała leżące na podłodze. Krótko po tym, przeniósł swoje spojrzenie z powrotem na Saszkiawalanda. Podszedł do biurka, przy którym siedział i nachylił się w jego stronę, opierając wcześniej obie ręce na drewnianym blacie. Światło akurat padało tak, że rudzielec mógł zauważyć, iż jedna z rąk Fenrira pokryta jest łuską podobną do smoczej, a jej palce zakończone są ostrymi pazurami. Oczywiście, o ile wcześniej tego nie zauważył.
         - To co? Będziesz z nami współpracował czy chcesz, żebym znowu się zdenerwował? — zapytał spokojnie, jednak jego oczy patrzyły na rozmówcę z jakimś wyzwaniem, jakby chciały namówić Mikaela do tego, aby spróbował się postawić i nadal uparcie twierdził, że nic nie wie. Tymczasem zmiennokształtny miał już plan działania, jeśli nie uda mu się osiągnąć celu poprzez słowa, zabierze się do tego czynami, które mogą nie spodobać się rudowłosemu, bo to on może wtedy ucierpieć.
Awatar użytkownika
Sanaya
Urzeczywistniający Marzenia
Posty: 598
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Alchemik , Badacz
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Sanaya »

        Sanaya była chyba jedyną osobą w pomieszczeniu, która nie umiała zachować w takiej sytuacji zimnej krwi. Saszka siedział niewzruszony za swoim biurkiem, a jego stężała w złości twarz powoli tajała, przechodząc płynnie w wyraz konsternacji. Nie odezwał się jednak słowem ani nie rzucił do ucieczki tylko spokojnie siedział i patrzył jak smokołak metodycznie eliminuje jego ochroniarzy. Sprawiał wrażenie, jakby coś sobie w głowie kalkulował.
        Alchemiczka za to zachowywała się jak na damę w opresji przystało z tym jednym wyjątkiem, że jeszcze nie doszła do omdleń na zawołanie. Gdy tylko jednak poczuła siłę napastnika, zaprzestała walki, zbyt przestraszona, że ten może jej coś zrobić, a jednak żaden patent i żadne notatki jej nie pomogą, jeśli będzie miała połamane ręce i nogi. Podświadomie też liczyła na Fenrira jako swojego rycerza i obrońcę. Widziała go już parokrotnie w akcji i była pewna, że ci dwaj tutaj to dla niego żadni przeciwnicy, jej zadaniem było więc jedynie nie prowokować goryla, który ją złapał i nie przeszkadzać swemu ukochanemu gdy przyjdzie na to czas. Wyraźnie poczuła, jak dłoń ochroniarza lekko rozluźnia się na jej ramieniu - zupełnie bezproblemowy sposób, w jaki smokołak wyeliminował jego kolegę zrobił na nim naprawdę duże wrażenie. Mimo to nie zamierzał poddać się bez walki, najwyraźniej był przekonany, że pozbawiony elementu zaskoczenia Fenrir nie będzie już tak mocnym przeciwnikiem... I chwilę później zrozumiał, jak bardzo się pomylił. Zmiennokształtny był tak szybki, iż zbir nie zdążył się nawet osłonić przed jego atakiem. Odruchowo puścił alchemiczkę, by móc złapać równowagę po nagłym odepchnięciu, a uwolniona Sanaya w pierwszej chwili sama chciała czmychnąć jak najdalej od walczących mężczyzn, lecz i ją Fenrir zdołał zaskoczyć i odepchnął ją nim sama sprężyła się do skoku. San nie miała do niego pretensji - domyślała się, że było to działanie impulsywne, mające na celu jej ochronę a nie zrobienie jej krzywdy. Zresztą, przecież nic się jej nie stało - została odepchnięta z dość niewielką siłą, przez co zderzenie ze ścianą nie było bolesne. Z tego bezpiecznego miejsca alchemiczka obserwowała, jak smokołak kończy swoją walkę i przeszło jej przez myśl, że on się nawet nie spocił - prawie jakby wyrywał chwasty na dobrze użyźnionej grządce. Nim minęły dwa uderzenia serca (albo pięć, jeśli ktoś był tak zdenerwowany jak Sanaya) było po walce, pionki leżały pobite na podłodze, a najważniejsze w tej grze figury pozostawały w grze.
        Mikael nie ruszył się zza swojego biurka, chociaż zdawało się, że stał się jeszcze bledszy niż wcześniej. Twarz wspierał na dłoni w ten sposób, by osłaniać usta, trudno było więc orzec jakie emocje nim targają, bo jego spojrzenie zdawało się być dość niejednoznaczne. Nie unikał jednak patrzenia na Fenrira ani nie strzelał oczami na boki, zdawało się więc, że jeszcze trzymał nerwy na wodzy... Zdradzało go jednak drżenie małego palca u ręki. Sanayi zdawało się, że lekko odetchnął na wieść, że znokautowani najemnicy jednak dadzą radę się podnieść i nie będzie musiał kłopotać się sprzątaniem ich ciał. Chwilę później zaś wstrzymał oddech - zmiennokształtny nachylając się przekroczył chyba jego bezpieczną strefę.
        - Porozmawiajmy spokojnie - zasugerował uśmiechając się nieszczerze. - Widzę, że nie wszyscy tu potrafią utrzymać nerwy na wodzy, nie ma przecież powodów, by uciekać się do przemocy...
        Nagle gdzieś za plecami Fenrira i Sanayi dało się usłyszeć brzęk puszczanej cięciwy, a później zgrzyt. Smokołak poczuł w tym momencie piekący ból w smoczej łapie, który przywodził na myśl smagnięcie rózgą.
        - O kurka...
        No tak: w tym całym zamieszaniu wszyscy zapomnieli o młodym subiekcie pracującym u Saszkiawalanda. Chłopak wiedziony pewnie strachem o własną skórę (którą mógł mu w równej mierze wygarbować Fenrir albo Mikael) sięgnął po miniaturową kuszę, która miała służyć mu do samoobrony na wypadek napadu, i strzelił z niej do groźnego napastnika, który gołymi rękami powalił dwóch rosłych chłopów. Biedak nie wziął jednak pod uwagę tego, że takie maleństwa mają bardzo słabą siłę rażenia, a ramię jego "ofiary" pokryte jest prawdziwą smoczą łuską, której byle co nie zarysuje. Gdy więc zobaczył, że niepotrzebnie się wychylił, momentalnie puścił broń i cofnął się przerażony. To jednak wystarczyło Saszkiawalandowi, by odegrać swoją rolę w tym spektaklu. Wykorzystując to, że przez moment nikt na niego nie patrzył, przechylił się mocno na krześle, a nim zdążył się razem z nim przewrócić... po prostu zniknął. Nigdzie wszak nie istniało prawo, które zakazywałoby lichwiarzom parać się również magią.
Awatar użytkownika
Fenrir
Splatacz Snów
Posty: 371
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje: Wojownik , Najemnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Fenrir »

Pazury smoczej łapy Fenrira były naprawdę ostre, a sam smokołak, owszem, mógł zabić mięśniaków na wiele sposobów nie wykorzystując przy tym swojego oręża. Zaczynając od uszkodzenia tętnic albo ważnych organów, co ułatwiało to, że jego niedawni przeciwnicy mieli na sobie wyłącznie ubrania i, prawdopodobnie, nie mieli żadnej broni, a nawet jeśli, to albo nie zdążyli jej dobyć, albo uznali, że nie będzie im ona potrzebna. Cóż... posiadanie mózgu wielkości jabłka - bo właśnie takich rozmiarów mogłyby być te, które w głowach mają osiłki pokroju tych leżących na podłodze - zamiast takiego normalnych rozmiarów może sprawić, że źle się oceni sytuację i w ogóle nie pomyśli o możliwościach osoby, z którą przyjdzie się skonfrontować. Nawet gdyby wyciągnęli swoją broń, czym najpewniej byłyby zwykłe, drewniane pałki, Fenrir nie zrobiłby sobie z tego nic, bo cała walka najpewniej przebiegłaby podobnie.

Dopiero teraz zmiennokształtny spojrzał na Mikaela, jakby przed chwilą przypomniał sobie o jego obecności. Wyglądało na to, że mężczyzna trzyma nerwy na wodzy i stara się wyglądać na spokojnego, lecz pewnie, mimowolne, ruchy jego palca zdradzały go, jednak Fenrir nie miał zamiaru przykładać do tego wagi. Wcześniej jasno wyraził się, że najlepszym rozwiązaniem dla rudego byłoby to, gdyby zaczął w końcu współpracować z nim i Sanayą.
        - Nie jestem zdenerwowany, czego nie można powiedzieć o niektórych z tu obecnych. — Na chwilę spojrzał na drżący mały palec u ręki Saszkiawalanda, a później przeniósł wzrok na jego twarz i znowu patrzył mu prosto w oczy.
        - Gdybym nie został zmuszony do użycia przemocy, nie użyłbym jej... — dodał po chwili. Chciał powiedzieć coś jeszcze, już nawet otworzył usta, żeby to zrobić, jednak wtedy poczuł, jak coś uderza w łuski, które pokrywają jego prawą rękę, a później odbija się od nich. Smokołak odwrócił się i spojrzał w miejsce, z którego nadleciał tajemniczy pocisk. Okazało się, że młody pomocnik Mikaela użył niewielkiej kuszy, najwidoczniej chcąc zranić kogoś, kto przed chwilą położył dwóch osiłków, i to w kilku ciosach. Młodzieniec mógł myśleć, że rękę Fenrira pokrywa coś, co tylko imituje smoczą łuskę i, że jego kusza z pewnością to przebije, pewnie nawet przez myśl nie przeszło mu to, że jest ona prawdziwa i praktycznie tak samo wytrzymała i odporna na uszkodzenia jak ta pokrywająca smocze ciała.

Zmiennokształtny znowu odwrócił się do Saszkiawalanda, jednak ten zniknął chwilę przed tym. "Cholera!" — powiedział głośno w swoim myślach. Mógł rozważyć możliwość, że rudzielec będzie znał się nieco na magii i będzie mógł zniknąć. Zacisnął w pięści dłonie, które nadal spoczywały na stoliku, przez co pazury smoczej łapy zarysowały go i stał chwilę nieruchomo, żeby opanować zdenerwowanie. Znowu odwrócił się do młodego subiekta.
        - Wiesz, gdzie mógł się przenieść? — rzucił do niego pytaniem, które zadał spokojnym głosem. Osobnik ten nie stanowił zagrożenia, więc Fenrir nawet nie myślał o tym, że mógłby on zainicjować walkę. W jego głosie dało się też wyczuć to, że nie ma mu za złe wcześniejszego wybryku, czyli strzelenia do niego z kuszy.
Awatar użytkownika
Sanaya
Urzeczywistniający Marzenia
Posty: 598
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Alchemik , Badacz
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Sanaya »

        Dźwięk rysujących drewno pazurów smokołaka sprawił, że pozostałym dwóm osobom obecnym w pokoju, które jeszcze były przytomne, dreszcze przebiegły po plecach. Sam odgłos nie był nieprzyjemny, lecz stanowił jasny symbol wściekłości Fenrira, a to mogło już wzbudzać strach. Sanaya jednak szybko się otrząsnęła, bo w końcu go znała, wiedziała, że nie zrobiłby nikomu niepotrzebnej krzywdy. Tak jak tym dwóm, których znokautował - mógł ich zabić, a tego nie zrobił. Wiedziała też, że młodemu subiektowi również nic nie grozi, lecz on najwyraźniej tego się nie spodziewał - trząsł się i cofał za każdym razem, gdy zmiennokształtny zbliżał się do niego chociażby o włos.
        Panna Tai gdy tylko Saszkiawaland zniknął nie zastanawiała się długo co zrobić. Doskoczyła do biurka, złapała za stojący na nim słoiczek drobnego piasku do zasypywania listów i rozsypała jego zawartość na pół gabinetu, ruchem tak sprawnym, jakby nie była alchemiczką, a siewcą z dwudziestoletnim doświadczeniem. Drobny pył powoli opadał na ziemię, niczego jednak nie ujawniał. Sanaya miała jednak cichą nadzieję, że jeśli lichwiarz użył iluzji i był gdzieś w pokoju, to w ten sposób by go znalazła, wychodziło jednak na to, że władał zupełnie innym aspektem magii i potrafił się teleportować. To strasznie utrudniało im zadanie! Cała nadzieja teraz spoczywała na barkach biednego subiekta, który pozostał jako jedyny przedstawiciel przeciwnej drużyny na boisku. Chłopak patrzył na parę petentów spłoszonym wzrokiem, a pytanie Fenrira doprowadziło go prawie do stanu przedzawałowego. Przez moment otwierał i zamykał usta jak wyrzucona na brzeg ryba, a jego spojrzenie błagało, by wszyscy dali mu spokój. W końcu westchnął, zwiesił ramiona i zaczął mówić.
        - Nie wiem! - wyznał lekko drżącym głosem. - Nie wiedziałem nawet, że szef tak umie. Za krótko tu pracuję i za mało mi płacą, nie zamierzam nadstawiać karku, ale też nie wiem jak wam pomóc…
        - Spokojnie - odezwała się do niego Sanaya bardzo łagodnym głosem, jakby pocieszała młodszego brata. - Rozumiemy. A wiesz może gdzie twój szef mieszka albo czy ma gdzieś swoje inne interesy?
        - No… - Chłopak przez moment się zawahał, po czym podał parze adres swego pracodawcy z zastrzeżeniem, że tam to by go nie szukał, bo Saszkiawaland wolał jednak siedzieć w pracy albo w karczmie. I właśnie o karczmie wspomniał jeszcze młody subiekt, wskazując jako ulubiony lokal Miki Jadeicik, w którym San i Fenrir już byli. Po chwili namysłu jakby coś jeszcze przyszło mu do głowy, zaraz jednak nabrał wody w usta.
        - To na pewno wszystko? - upewniła się alchemiczka, by jakoś wyciągnąć z niego te informacje. Chłopak nie wyglądał na osobę o silnej osobowości.
        - No…
        - A twój szef nie miał na pewno jeszcze jakieś miejsca, gdzie przebywał? Może odwiedzał jakąś przyjaciółkę? - zasugerowała San, ostatnie słowo wypowiadając z bardzo specyficznym akcentem, który jasno sugerował, że chodzi jej raczej o kochankę.
        - Hehe, nie… znaczy, no jakieś na pewno miał, ale chyba do żadnej nie chodził w odwiedziny. Nie wiem, no… Ale często wspominał, że idzie do Haralda, wiecie, to takie magazyny w porcie, może tam?
        - O, to już coś - zauważyła z uśmiechem alchemiczka. - Dziękuję, że nam o tym wszystkim powiedziałeś, bardzo nam pomogłeś.
        - No… Ale jakby co, to nie wiecie ode mnie!
        - Jasna sprawa - zgodziła się San. - Chodźmy! - zwróciła się do Fenrira, ciągnąc go na zewnątrz. Gdy już wyszli subiekt odetchnął z ulgą, po chwili zaś krzyknął boleśnie i pochylił się do przodu, jakby ktoś uderzył go w potylicę.
        - Cholerny tchórz - warknął głos Saszkiawalanda, chociaż sam lichwiarz pozostał niewidoczny.

        Na zewnątrz zaś Sanaya odeszła kawałek od lombardu, nim zdecydowała się zamienić słowo ze smokołakiem.
        - Co sądzisz o tym, co nam powiedział? - upewniła się. - Zdaje się, że nie kłamał. Może warto sprawdzić te magazyny? Nie wiem, które to konkretnie, ale wiem gdzie generalnie są magazyny portowe, tam na miejscu na pewno ktoś nam wskaże drogę. Tylko co on mógł robić w takim miejscu, skoro niby jest tylko lichwiarzem i drobnym gangsterem dorabiającym nielegalnym hazardem?
Awatar użytkownika
Fenrir
Splatacz Snów
Posty: 371
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje: Wojownik , Najemnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Fenrir »

Mikael mógł albo stać się niewidzialny, albo przenieść się w inne miejsce. Sanaya najpierw pomyślała o tej pierwszej możliwości, patrząc na to, co właśnie zrobiła. Niestety, jej działania nie przyniosły zamierzonego efektu i tym samym coraz bardziej możliwy stawał się fakt, że Saszkiawaland opanował dziedzinę magii, która pozwala użytkownikowi teleportować się i tym samym uciekać z jednego miejsca do innego, bardziej bezpiecznego. Z drugiej strony, lichwiarz mógł stać się niewidzialny, jednak mógł stanąć w miejscu, w którym nie dosięgnął go pył, który rozrzuciła alchemiczka.
Smokołak westchnął cicho chwilę po tym, jak zadał pytanie młodemu pracownikowi Mikaela, a ten zaczął się dziwnie zachowywać. Przecież powiedział mu, że nie zrobi mu niczego złego, więc młodzieniec powinien wiedzieć, że właśnie tak będzie, a jedyne czego się od niego wymaga to współpraca i odpowiadanie na pytania zgodnie z prawdą. Fenrir zadał mu jedno pytanie, a później konwersację przejęła Sanaya. Może ona będzie w tym lepsza, a samo to, że chłopak rozmawia z nią, a nie z nim może sprawić, że nie będzie się tak bał. Tym samym chętniej może im pomóc, a na samo pytanie odpowiadać prawdziwymi informacjami, a nie kłamstwem. Zmiennokształtny opanowywał lekkie zdenerwowane wynikające z całej tej sytuacji i słuchał rozmowy między alchemiczką, a chłopakiem. W końcu rozmowa zakończyła się, a oni opuścili budynek. Wydawało mu się, że słyszy niegłośny krzyk osobnika, z którym przed chwilą rozmawiali, jednak równie dobrze mogło mu się wydawać. Poza tym, jeśli naprawdę to słyszał, chłopak najpewniej uderzył w coś łokciem, stopą albo kolanem.

        - Wiesz... zaczynam poważnie brać pod uwagę możliwość, że Saszkiawaland naprawdę może nie wiedzieć, gdzie jest twoja kasetka. Z drugiej strony, gdyby tak było, całkiem możliwe, że nie zniknąłby, bo to równe jest ucieczce, a gdyby nie miał nic do ukrycia, nie uciekałby — odparł i westchnął po chwili. Wiedział, że nie tylko on powoli zaczyna mieć dosyć tego wszystkiego, poza tym miał dziwne wrażenie, że Turmalia nieco straci w jego oczach przez całą sytuację i będzie odwiedzał to miasto mniej chętnie niż pozostałe.
        - A co do tego chłopaka, myślę, że nie kłamał. Nie miał powodów, żeby to robić, tym bardziej że nie groziliśmy mu i tak dalej — powiedział, odwracając się jeszcze w stronę budynku, z którego wyszli. Po chwili spojrzał na Sanayę, przez moment w jego oczach mogła dostrzec zmęczenie, jednak Fenrir mrugnął i znikło ono, nie pozostawiając po sobie nawet najmniejszego śladu.
        - Myślę, że sprawdzenie magazynów jest dobrym pomysłem. Tam też możemy dowiedzieć się, co mógł tam robić. Może ma tam jakiś magazyn czy coś... Może uda nam się tego dowiedzieć już na miejscu — odezwał się po kilku uderzeniach serca.
        - Znowu muszę zdać się na ciebie w kwestii drogi do magazynów portowych — dodał i uśmiechnął się lekko. Na swoją obronę miał jedynie to, że alchemiczka znała miasto lepiej od niego.
Awatar użytkownika
Sanaya
Urzeczywistniający Marzenia
Posty: 598
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Alchemik , Badacz
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Sanaya »

        - A mnie coś mówi, że on doskonale wie tylko rżnie głupa - odparła natychmiast alchemiczka z prawdziwym przekonaniem w głosie. - Intuicja mi to podpowiada, a ja zwykłam na niej polegać. Nie wiem tylko czemu jest taki uparty by mi jej nie oddawać, przecież już na pewno odzyskał dług.
        Sanaya westchnęła sobie cicho nad głupim uporem lichwiarza. Uśmiechnęła się jednak momentalnie, gdy Fenrir wspomniał pertraktacje z subiektem pracującym u Saszkiawalanda.
        - Daj spokój, on był tak przerażony, że wszystko by nam zdradził, nawet to czego nie wiedział - zauważyła. - Szkoda mi go trochę... Ale tak naprawdę sam dał się ponieść nerwom, tak jak mówisz, nie groziliśmy mu, a ty też nie rozprawiłeś się z tamtymi typami w jakiś bardzo przerażający sposób, tylko ich ogłuszyłeś. Ale może on tego nie rozumiał - dodała jeszcze, lekko wzruszając przy tym ramionami. - Chodźmy więc, szkoda czasu.
        San odpowiedziała Fenrirowi uśmiechem i bez słowa narzekań przyjęła rolę przewodniczki - smokołak miał rację polegając na niej, bo w końcu alchemiczka spędziła w tym mieście pół swego życia i bardzo dobrze je znała. Zaraz poszła ze swoim ukochanym w kierunku magazynów, skracając sobie drogę przez nabrzeże, gdzie o tej porze panował już trochę mniejszy ruch niż w południe - większość załóg zajmowała się już swoimi statkami, chcąc wypłynąć przed zmierzchem, dlatego tłoczyli się na pomostach, pozostawiając więcej miejsca przy zabudowaniach. Dzięki temu Sanaya szybko dotarła razem z Fenrirem do części portu, gdzie znajdowały się magazyny. Niestety, ze wspomnianym wypłynięciem wiązało się również to, że między halami było naprawdę niewiele osób i nawet nie było kogo pytać o drogę… Tai zagłębiała się więc coraz dalej i dalej w nadziei, że albo sama coś znajdzie, albo też trafi na kogoś, kto ich pokieruje. I dość szybko uśmiechnęło się do nich szczęście: przed jednym z zamkniętych magazynów siedziało dwóch nastolatków, którzy łuskając słonecznik o czymś zawzięcie rozprawiali.
        - Przepraszam! - zwróciła się do nich Sanaya, zaraz przyspieszając kroku. - Wiecie gdzie są magazyny Haralda?
        - Wiemy - odparł rezolutnie jeden z nich. Mówił z akcentem spoza kontynentalnej Alaranii i można było przypuszczać, że to jakaś sierota, która przypłynęła tu na gapę na jednym ze statków. To samo tyczyło się jego póki co milczącego kolegi.
        - To jak tam trafię? - drążyła alchemiczka, cały czas zachowując miły ton rozmowy. Chłopcy spojrzeli po sobie w jakimś niemym porozumieniu, co wywołało u Sanayi dreszcz niepokoju.
        - Zagadka na wykupne! - zakrzyknął nagle jeden z nich, wskazując palcem na uczoną. - Pierwsze to domowe zwierzę, drugie: grube sznury. Razem, duże czy też małe, mają każde góry.
        Sanaya przez moment stała bez ruchu, nawet nie mrugając, ze wzrokiem skupionym na obliczu chłopaka. Już można było podejrzewać, że zacięła się w sobie, gdy nagle oświadczyła krótko: "kotliny", podejmując tym samym grę z nastolatkami. Ci zaśmiali się, jeden nazwał ją "cwaną", po czym wskazał na Fenrira.
        - Na białym polu, niby na grządkach, czarne nasiona w równiutkich rządkach. Kto je zasiać umie, ten je też zrozumie.
Awatar użytkownika
Fenrir
Splatacz Snów
Posty: 371
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje: Wojownik , Najemnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Fenrir »

         – Mogłem go bardziej przycisnąć, zanim nam nawiał – stwierdził po chwili smokołak. Naprawdę chciał załatwić tę sprawę w sposób bardziej pokojowy i częściej używając argumentów słownych niż siły i zastraszania, jednak zaczęło wydawać mu się, że takie podejście nie ma tu większego sensu. Znaczy… sprawdza się, jednak nie zawsze. Po prostu trzeba wiedzieć, kiedy mówić, a kiedy działać, aby przekonać kogoś do wyjawienia potrzebnych informacji.
         – Teraz zastanawiam się, czy dobrze zrobiłem… Może gdybym postąpił z nimi w bardziej brutalny sposób, niż to zrobiłem, Saszkiawaland zrozumiałby, że nie żartujemy i lepiej jest z nami współpracować i odpowiedzieć na pytania, które mu zadawaliśmy – odezwał się, dzieląc się z nią tym, co chodzi mi aktualnie po głowie. Wiedział, że jest to tylko gdybanie i już nie przekona się, czy ta metoda narobiłaby więcej dobra niż szkody. Powiedział sobie w duchu, że przy następnym spotkaniu z Mikaelem nie będzie już taki uprzejmy. Później ruszyli w stronę magazynów wspomnianych przez chłopaka pracującego dla lichwiarza.

Dobrze, że Sanaya ponownie przejęła rolę przewodniczki, dzięki temu mogli pójść skrótem i szybciej dotrzeć w okolicę magazynów. Alchemiczka znała drogę do tych budynków, jednak nie wiedziała, gdzie znajduje się magazyn Haralda. On też tego nie wiedział, więc musieli znaleźć kogoś, kto im pomoże. Fenrir spodziewał się, że pomoc nie będzie darmowa i już nawet przygotował się na to, że będzie musiał płacić jakiemuś marynarzowi lub komuś innemu, aby wskazał im drogę do miejsca, którego szukają.
Trafili na dwóch nastolatków, a ci szybko powiedzieli, że wiedzą, gdzie znajduje się szukany przez nich magazyn. Smokołak zdziwił się, gdy jeden z nich krzyknął „Zagadka na wykupne”. Już bardziej spodziewał się, że zażądają od nich pieniędzy, tymczasem chłopak wskazał palcem na San i zadał jej zagadkę. Zmiennokształtny mógł mieć tylko nadzieję, że kobieta zna na nią odpowiedź, bo on jej nie znał.
Myślał, że będzie tylko jedna zagadka, jednak ponownie się pomylił, bo chłopak teraz wskazał na niego i po chwili wypowiedział słowa łamigłówki. Lewa brew Fenrira powędrowała w górę w wyrazie zdziwienia, jednak nie zastanawiał się nad zagadką długo, bo znał odpowiedź. Przypomniał sobie te, które zadał mu Voro, gdy ćwiczył z nim pamięć i szybkie myślenie.
         – Litery – odpowiedział krótko. Para ponownie mogła usłyszeć śmiech nastolatków, co mogło oznaczać, że zmiennokształtny odpowiedział poprawnie.

Młodzieńcy wstali, a jeden z nich, konkretniej ten zadający im wcześniej zagadki, machnął ręką, aby poszli za nimi. Prowadzili ich tak przez kilka minut, aż w końcu stanęli blisko jednego z magazynów. Ich przewodnicy zgodnie wskazali na budynek stojący przed nimi. W środku musiał ktoś być, gdyż przez niewielkie, ulokowane niemalże pod dachem, okna można było dostrzec światło.
         – To ten magazyn – powiedział jeden z nich i obaj odwrócili się w stronę smokołaka i alchemiczki. Cóż, wyglądało na to, że część z płaceniem za przewodnictwo ich nie ominie. Fenrir sięgnął do sakiewki i wręczył im po srebrnym orle. Uważał, że jest to uczciwa cena za to, że im pomogli, oni zresztą musieli myśleć podobnie, bo kiwnęli głowami w podzięce i poszli sobie.

Magazyn wyglądał jak inne stojące w jego sąsiedztwie, a jedynym, co go odróżniało było właśnie światło wydostające się przez okienka. Konstrukcja była kamienna, z dużymi, podwójnymi drzwiami do wynoszenia i wnoszenia towarów, a także ze zwykłymi, pojedynczymi, które znajdowały się niedaleko tych pierwszych. Magazyn znajdował się niedaleko wody, a z brzegu, przy którym cumowały statki, prowadziła do niego rampa, pomocna dla osób wtaczających lub wytaczających beczki. To, że strażnicy nie pilnowali drzwi od zewnątrz, nie znaczy, że nie robili tego w środku, a na pewno musi być tam ktoś taki.
         – Ja wejdę pierwszy, a ty za mną. Nie chcę, żebyś wpadła w jakąś zasadzkę czy coś – uprzedził ją i ruszył w stronę magazynu. Podejrzewał, że duże drzwi są zamknięte, więc od razu skierował się w stronę tych pojedynczych.
Awatar użytkownika
Sanaya
Urzeczywistniający Marzenia
Posty: 598
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Alchemik , Badacz
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Sanaya »

        Sanayę rozbawił pomysł chłopaków z zadawaniem zagadek, a gdy okazało się, że te są na dodatek rymowane, poczuła podziw w stosunku do nich - widać musieli być bardzo bystrzy, skoro pamiętali tyle wierszyków i co więcej sprawiało im to radość. Szkoda, że pewnie całe życie mieli spędzić jako zwykli marynarze czy tragarze... W tym momencie jednak najważniejsze było to czy ona i Fenrir dadzą radę odpowiedzieć na zadawane im łamigłówki, a jeśli nie, to co wtedy zrobią chłopcy - czy będą próbowali do skutku czy w ogóle im nie pomogą. Nie, by była to kwestia życia i śmierci, lecz alchemiczka wolałaby jednak tego nie sprawdzać - zaczynało jej zależeć na czasie. Całe szczęście jej trafiła się w miarę łatwa zgadywanka: w porę zorientowała się, że nosi ona znamiona rebusu i musi po prostu z odpowiednich słów ułożyć odpowiedź - w tym momencie była to tylko kwestia tego, by chwilę w spokoju pomyśleć. Z ulgą przyjęła to, że odpowiedziała poprawnie i tylko modliła się w duchu, by Fenrir dostał coś równie prostego co ona. Zażywszy jednak na to jak szybko odpowiedział, była zagadka albo prosta, albo już mu znana. Ona na przykład tę konkretną znała już wcześniej i gdy usłyszała wypowiadaną przez smokołaka poprawną odpowiedź, westchnęła cicho z ulgą - chłopcy i tak zagłuszyli ją swoim śmiechem.
        - Dobra, styknie - uznał prowodyr tej zabawy, zeskakując ze swojej beczki. Sanaya zgodziła się z nim skinieniem głowy i posłusznie ruszyła, gdy chłopak zaczął ich prowadzić między magazynami. Zgubiła się po pierwszych kilku zakrętach i tylko to, że od czasu do czasu widziała może dawało jej jako takie poczucie położenia w przestrzeni.

        Sanaya zatrzymała się gwałtownie, gdy to samo uczynili ich przewodnicy - wcześniej na moment się zamyśliła, próbując w pamięci ułożyć jakąś trasę powrotną i zastanawiając się, czy najprostszym rozwiązaniem nie byłoby poproszenie Fenrira, by się przemienił i wyleciał w górę z tego labiryntu...
        - Hm? - Nie od razu domyśliła się czego jeszcze oczekując stojący przed nimi chłopcy, całe szczęście jednak smokołak szybko pojął w czym rzecz i wręczył im po monecie. Tai obdarzyła go pełnym wdzięczności spojrzeniem, po czym chwilę odprowadzała wzrokiem uciekających chłopaków. Szkoda, że na koniec wszystko sprowadziło się jak zawsze do pieniędzy.
        - Dobrze? - zgodziła się niepewnie na propozycję Fenrira. Wcale jej się nie uśmiechało wpakowanie się w jakąś pułapkę, lecz gdyby wpadł w nią jej ukochany, również nie byłoby wcale wesoło. Ona była kobietą, mogliby ją zignorować, on zaś nie mógłby liczyć na żadną taryfę ulgową... Coś jej jednak mówiło, że żadnej zasadzki tam nie będzie, no bo w sumie po co ktoś miałby się na nich czaić? Przyszli tu prosto od Saszkiawalanda i nawet jeśli wysłał on swoim drabom jakąś magiczną informację, czasu na przygotowania wcale nie mieli wiele. A na zaś nikt nie trzyma straż w pełnej gotowości...

        Drzwi do magazynu okazały się być uchylone, jakby ktoś wchodząc nie docisnął wystarczająco mocno klamki. Dobrze naoliwione zawiasy chodziły niezwykle lekko i wystarczyła próba zapukania, by drzwi otworzyły się jeszcze odrobinę szerzej. To wystarczyło, by panujące wewnątrz rozmowy ucichły, dało się słyszeć szuranie przestawianych skrzyń bądź krzeseł i szczęk broni.
        - A wy tu czego?! - ryknął ze środka jakiś mężczyzna w mycce. W trzech długich krokach dopadł do drzwi i stanął na drodze Fenrirowi, w ostrzegawczym geście poprawiając dłoń na stylisku topora, który wyglądał na taki, co niejedno już widział.
        - To teren prywatny, won mi stąd! - warknął. Za jego plecami ustawiło się już półkole jego kumpli, mniej lub bardziej uzbrojonych, lecz jednolicie wkurzonych tym, że ktoś im przerywa. Fenrira i Sanayi nie wpuścili dalej niż krok za próg, a alchemiczka nie odważyła się nawet wejść do środka, tylko chowała się za plecami swojego chłopaka, pozostając cały czas na zewnątrz.
Awatar użytkownika
Fenrir
Splatacz Snów
Posty: 371
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje: Wojownik , Najemnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Fenrir »

Po prostu wolał iść pierwszy, nie chciał narażać Sanayi na ewentualne trudności i urazy, które mogłyby powstać przez to, że wpadłaby w pułapkę. Dlatego też sam wolał w nią wejść, o ile przy drzwiach cokolwiek by na nich czyhało. Nawet, gdyby alchemiczka powiedziała, że on powinien iść za nią, a nie odwrotnie, mógłby zacząć się z nią o to kłócić. Naprawdę byłby do tego zdolny. Na szczęście, kobieta zgodziła się na to, żeby iść za nim, chociaż miał dziwne wrażenie, że usłyszał w jej głosie niepewności.
Istniała możliwość, że w środku nie natknął się na żadną pułapkę, bo osoby będące w budynku mogą nie spodziewać się, że do środka wejdzie ktoś im nieznany i, najpewniej według nich, nieupoważniony do przebywania w tym konkretnym magazynie. Nie wiedzieli też, ilu ludzi znajduje się wewnątrz, ilu z nich jest uzbrojonych i jaką broń mają przy sobie. Dlatego też Fenrir uznał, że oręż posiada tam większość ludzi albo wszyscy.

Smokołak nie spodziewał się, że drzwi będą zamknięte na klucz, a po prostu przymknięte. Tymczasem były one uchylone, jednak nie na tyle, że można było zajrzeć do środka przez szparę między drzwiami i framugą, i zobaczyć, co dzieje się w magazynie i tak dalej. Zmiennokształtny popchnął lekko drzwi, a te ustąpiły i się otworzyły. Ich przybycie skutecznie zakończyło wszystkie rozmowy toczące się w środku i skupiło uwagę wszystkich na miejscu, w którym teraz się znajdowali. Fenrir nie odezwał się pierwszy, po prostu stał w miejscu i czekał, aż ktoś z tych ludzi się odezwie.
         – Ten magazyn może być prawdopodobnym miejscem, w którym może ukrywać się osoba, której szukamy – odezwał się po chwili. Zastosował też podobną zagrywkę co mężczyzna, który się odezwał, czyli poprawił miecz spoczywający w pochwie na jego plecach. Poza tym i tak musiał to zrobić, bo oręż z zabezpieczeniem zsunął się lekko z domyślnej pozycji, w której go tam umieścił.
         – Osobnik, o którym mówię to Mikael Saszkiawaland – wyjaśnił i spojrzał po każdym z osobników patrzących na niego. Nawet, jeśli go tu nie było, może podzielą się z nimi jakimiś informacjami na jego temat.
         – Nie chcemy kłopotów, po prostu chcemy odzyskać coś, co jest bardzo ważne dla niej – powiedział i wskazał osóbkę, która teraz stała za jego plecami. Spróbował zrobić krok do przodu, żeby Sanaya mogła wejść do środka i pokazać się im. Może teraz pozwolą im chociaż na tyle, może będą chcieli zobaczyć kobietę, o której wspomniał. Nie wiedział, czy mu na to pozwolą, jednak i tak postanowił spróbować. Bez względu na rezultat tej akcji, chciał powiedzieć coś jeszcze.
         – Jeżeli macie jakieś informacje, które mogą nam się przydać… moglibyście się nimi z nami podzielić. Jestem nawet w stanie zapłacić wam za to. Zrobicie to, a my sobie pójdziemy… I tyle. Bez żadnych gróźb, groźnych spojrzeń i wyciągania broni – zaproponował spokojnym głosem. Już wcześniej omiótł ich spojrzeniem i wiedział, że dałby sobie radę, gdyby jednak postanowili dobyć swojej broni i walczyć z nim. Z drugiej strony, nie chciał, żeby do tego doszło i wolałby rozwiązać to w miarę pokojowo. Zaproponował też, że zapłaci im za informacje, bo pieniądze dla wielu były zachętą, w końcu każdy je lubił. Poza tym, naprawdę byłby w stanie to zrobić, bo na ich brak aktualnie nie musiał narzekać.
Awatar użytkownika
Sanaya
Urzeczywistniający Marzenia
Posty: 598
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Alchemik , Badacz
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Sanaya »

        Słowa Fenrira wywołały pewną konsternację i wpłynęły na zmianę postawy strażnika z toporem - już nie był taki butny, chyba nawet troszkę zaintrygowały go te słowa. Smokołak brzmiał jak poszukujący zbiega strażnik miejski albo pałacowy, lecz zdecydowanie na takiego nie wyglądał. Chociaż również wysyłał sygnały, że jest gotowy do walki, sam jej nie zainicjował i był niezwykle spokojny jak na dysproporcję sił obu stron. No i jeszcze przywlókł ze sobą jakąś kobietę…
        Wywołana przed szereg Sanaya nie zamierzała z uporem kryć się za plecami Fenrira - miała wszak trzydzieści lat a nie trzy. Mimo to gdy pokazała się strażnikom, wyglądała trochę niepewnie, jak to bezbronna kobieta w konfrontacji z dużą grupą uzbrojonych mężczyzn. Całe szczęście obecność jej ukochanego trochę ją uspokajała i pozwalała zachować resztki godności, bo gdyby była sama pewnie nie zapanowałaby nad nerwami i już kuliła się pod ścianą albo uciekała gdzie pieprz rośnie. Przetoczyła po wszystkich spojrzeniem, by przekonać się, co o niej myślą. Część strażników sprawiała wrażenie zaskoczonych, niektórzy okazywali lekceważenie, większość jednak wolała skupić się na zmiennokształtnym i ją jedynie zauważyli kątem oka.
        - Na głowę wam padło - sarknął ten, który od początku prowadził rozmowę. - Ten cały Saszkiawaland to przecież lichwiarz, co on miałby robić w magazynach? Konfiskować długi?
        - Poszukajcie przy głównej ulicy, tam ma zakład - zawtórował mu inny strażnik.
        - Nie ma go tam - wtrąciła się nagle Sanaya, w końcu skupiając na sobie uwagę najemników. - A ponoć często tutaj zagląda… Hej? - Alchemiczka gwałtownie zmrużyła oczy i przyjrzała się jednemu z obecnych w magazynie mężczyzn. Był to drugi z pary marynarzy, którzy byli u Shana - ten, któremu udało się zwiać. Teraz najwyraźniej również planował dać nogę, bo zaczął się powoli cofać, Tai jednak nie zamierzała mu tego umożliwić.
        - O nie, nie! - zawołała, wskazując go palcem i ruszając przed siebie. - Ani mi się waż, drugi raz się nie nabierzemy!
        Ku lekkiemu zaskoczeniu Sanayi, reszta mężczyzn zamiast ją zatrzymać i umożliwić kumplowi ucieczkę, wolała się nie wtrącać i schodziła z drogi i jemu i jej. Niektórzy wyglądali na rozbawionych, pewnie przez zupełnie zaskoczony wyraz twarzy egzekutora długów.
        - Komu przekazałeś fanty od Shana? - zapytała ostro alchemiczka, gdy już stanęła przed nim na wyciągnięcie ręki. - I gdzie, co?
        - Ale o co ci chodzi, dziewczyno…
        - Nie czaruj mnie! - zirytowała się uczona, przybierając zimny ton rozzłoszczonej do granic możliwości kobiety. - To co zabraliście od tatuażysty, gdzie to jest?
        - U Haralda, a gdzie niby? - odpowiedział marynarz. Zaskoczone oblicze Sanayi i u niego wywołało konsternację, przez moment oboje gapili się na siebie tępo, mężczyzna jednak pierwszy zorientował się o co chodzi, widać to było po wyrazie jego oczu, w których nagle błysnęło zrozumienie.
        - Gąsko, ty myślałaś, że twój przyjaciel jest zadłużony tylko u Saszki? - zapytał rozbawiony. - On wisi pieniądze połowie miasta!
        - Ja go zabiję… - jęknęła alchemiczka, co wywołało śmiech reszty obserwujących tę wymianę zdań mężczyzn. San jednak nie było do śmiechu, czuła się oszukana przez Shana i na dodatek nie mogła powstrzymać zmartwienia z powodu kłopotów, jakie sobie narobił. Przecież to był taki porządny mężczyzna jeszcze te kilka lat temu, co też mu przyszło do głowy, tak uwikłać się w hazard, by nie wiedzieć nawet komu ile jest się winnym?!
        - Będę chciał to zobaczyć - zaśmiał się egzekutor długów, po czym odetchnął i udzielił w końcu jakiejś satysfakcjonującej informacji. - Harald siedzi u siebie w dyżurce, idźcie i spróbujcie sobie z nim szczęścia.
        Informacji towarzyszył niedbały ruch ręką w kierunku, gdzie pewnie znajdowało się rzeczone biuro. Nikt nie przeszkadzał Sanayi i Fenrirowi w udaniu się w to miejsce, nikt ich nawet nie eskortował. Strażnicy wrócili do przerwanych rozmów i gry w karty.
Awatar użytkownika
Fenrir
Splatacz Snów
Posty: 371
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje: Wojownik , Najemnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Fenrir »

Jego słowa zadziałały lepiej niż przypuszczał, a przynajmniej tak mu się wydawało. Stwierdził tak głównie przez tę zauważalną zmianę w nastawieniu i zachowaniu mężczyzny z toporem, który jako pierwszy zagrodził im drogę do środka magazynu.
Pozwolili mu nawet zrobić krok do przodu, aby Sanaya również mogła stanąć w środku budynku i pokazać się wszystkim w nim zgromadzonym, gdy smokołak o niej wspomniał. Rozejrzał się raz jeszcze, ponownie oceniając tych, z którymi mógłby walczyć w magazynie. Co prawda wydawało mu się, że szanse na walkę są coraz mniejsze z chwili na chwilę, jednak zawsze lepiej mieć jakiś wgląd na sytuację i ekwipunek potencjalnych przeciwników. Tymczasem oni wszyscy przyglądali się alchemiczce i pewnie wyrabiali sobie o niej pierwsze zdania. Już chciał się odezwać, żeby kontynuować rozmowę z mężczyzną z toporem, ale San zrobiła to pierwsza, więc Fenrir postanowił nie odzywać się i pozwolić jej na poprowadzenie tej rozmowy.

Podążył wzrokiem w miejsce, w które spojrzała, a raczej na osobę, na którą spojrzała. Szybko skojarzył, że to jeden z marynarzy, którzy ściągali dług od Shana. Najwidoczniej ona też się tego domyśliła, i to szybciej niż on. Ruszył za nią. Zdziwiło go to, że mężczyźni zebrani w magazynie nie próbowali zagrodzić im drogi. Działało to na ich korzyść, więc dobrze, że nie spróbowali tego zrobić. Taka sytuacja mogłaby sprawić, że prawdopodobieństwo walki między nimi a smokołakiem wzrosłoby. Szybko udało im się znaleźć blisko marynarza. Tę konwersację również poprowadziła alchemiczka, co, według niego, było najlepszym rozwiązaniem.
Fenrir sam uśmiechnął się, gdy usłyszał słowa San i śmiech otaczającej ich grupy. Chciał jej powiedzieć, żeby zachowała spokój, ale pomyślał, że ona sama o tym wie, więc nadal zachowywał milczenie.

Sytuacja sama się uspokoiła chwilę po tym, jak dostali informacje co do tego, gdzie mogą znaleźć poszukiwaną szkatułkę. Oni musieli odwiedzić tego Haralda, o którym wspomniał marynarz, a reszta nie utrudniała im tego i wróciła do swoich wcześniejszych zajęć.
Mniej więcej w połowie drogi zmiennokształtny zaczął iść o pół kroku przed Sanayą, żeby tuż przed samym celem wyprzedzić ją i otworzyć drzwi przed dziewczyną.
         – To wchodzimy… – powiedział cicho. Mogłoby wydawać się, że mówi do siebie, jednak ona także mogła to usłyszeć.
Nie spodziewał się tam żadnego niebezpieczeństwa, poza tym, oni sami nie mieli złych zamiarów wobec Haralda. Chcieli tylko odzyskać coś, co było ważne wyłącznie dla alchemiczki. Fenrir już wcześniej wspomniał, że będzie w stanie zapłacić za odzyskanie szkatułki, jeżeli będzie trzeba to zrobić. Przeczucie podpowiadało mu, że mężczyzna, którego spotkają w biurze nie rozstanie się z tym przedmiotem tak łatwo, mimo że dla niego może on nie mieć żadnego znaczenia. Pieniądze mogą sprawić różne rzeczy, dlatego smokołak spodziewał się, że za odpowiednią opłatą, uda im się odzyskać to, czego szukają. Miał nadzieję, że nie okaże się, iż Harald nie posiada tej szkatułki, bo wszystkie zabrane towary wysyła wieczorami do kogoś innego.
Awatar użytkownika
Sanaya
Urzeczywistniający Marzenia
Posty: 598
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Alchemik , Badacz
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Sanaya »

        Sanaya była nerwowa, chociaż nie umiała jednoznacznie stwierdzić co było powodem takiego stanu rzeczy: strach, że tym razem się nie uda, ekscytacja na myśl, że jednak się powiedzie, czy też może desperacja i zniechęcenie, bo już tak długo grali z tymi ludźmi w kotka i myszkę… Alchemiczka przeczuwała, że tego wieczoru padnie z wycieńczenia do łóżka i już z niego nie wstanie, prześpi jak kłoda całą noc i nie pomoże jej nawet to, że obok będzie leżał nagi Fenrir, za którym tak bardzo tęskniła. Szybko jednak odstawiła tę myśl na bok, bo przecież wieczór i noc były jeszcze tak odległe, tyle mogło się w międzyczasie wydarzyć…
        - Yhm - zgodziła się mruknięciem ze swoim ukochanym, gdy ten zakomunikował, że wchodzą. Sama wcześniej odruchowo wyciągnęła rękę, by zapukać w futrynę, ale i tak było już za późno, bo Fenrir zdążył otworzyć drzwi.
        Biuro magazynu było, delikatnie rzecz ujmując, ascetycznie urządzone. Wciśnięte między dwa potężne filary podtrzymujące strop, od reszty rozległej przestrzeni zostało oddzielone cienką ścianą z bielonych wapnem desek, które wykorzystano też do obniżenia sufitu, by przestrzeń nie przypominała komina. ”Ale za to przypomina skrzynkę na owoce…”, pomyślała San. Na tak małej przestrzeni nawet to jedno biurko i dwa wąskie regału archiwalne z szufladami zdawały się zajmować za dużo miejsca. A do tego nagle w pokoju zrobiło się tłoczno - tak, dwie dodatkowe osoby wystarczyły, by wywołać taki efekt!
        - Niech to, w stodole mie… A państwo do kogo?
        Zirytowany jegomość zaraz zmienił ton na taki wyrażający zupełne zaskoczenie. Sanaya przyjrzała mu się, z zadowoleniem stwierdzając, że trafili na jakiegoś poczciwego staruszka, który nie powinien chyba sprawiać takich kłopotów, jak cwany Saszkiawaland. Harald - o ile w rzeczywistości to był on - miał czoło kończące się na potylicy i długą, białą jak mleko brodę, a jego tusza wskazywała na zamiłowanie do piwa i smażonej wieprzowiny jedzonej stanowczo zbyt późno w nocy. Był to jednak mężczyzna schludny i sprawiający dobre wrażenie, co wlało w serce alchemiczki nadzieję na to, że jednak dadzą radę doprowadzić sprawę do końca.
        - Szukamy pana Haralda - zagaiła alchemiczka najsympatyczniejszym tonem, na jaki było ją stać. - Ja nazywa się San…
        - O na łuski Prasmoka! Co to?! Potworność! Nie zbliżaj się do mnie, nie podchodź!
        Starszy jegomość zerwał się gwałtownie, przewracając krzesło, na którym siedział, oraz zahaczając brzuchem o stół, którego zawartość niebezpiecznie się zachwiała, lecz o dziwo nic nie spadło z blatu na podłogę. Przerażony staruszek wcisnął się w kąt pomieszczenia, swój wzrok wlepiając w Fenrira, a konkretniej w jego smoczą rękę.
Awatar użytkownika
Fenrir
Splatacz Snów
Posty: 371
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje: Wojownik , Najemnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Fenrir »

Rozejrzał się po biurze, do którego właśnie weszli. Szczerze mówiąc, spodziewał się trochę większego pomieszczenia, bo w tym trzy osoby robiły już tłok i sprawiały, że pozostaje mało wolnej przestrzeni. Całość wyglądała jak kwadratowa skrzynia, którą ktoś powiększył, pomalował w środku na biało i wstawił dwa kamienie wyrzeźbione w kształt filarów. Takie pomieszczenie mogłoby zmieścić cztery osoby albo pięć chudych i nie więcej. Samo wyposażenie ograniczało się wyłącznie do biurka i dwóch regałów. Właśnie za biurkiem siedział jegomość z długą, białą brodą, który najpewniej miał na imię Harald.

Minęło już trochę czasu od ostatniego momentu, w którym widział taką reakcję na smoczą łapę. Chciał się uśmiechnąć, jednak tym samym mógłby spowodować jeszcze większy strach u starszego mężczyzny, więc zrezygnował z tego. Nie próbował podchodzić bliżej, zamiast tego, po prostu, zatrzymał się w miejscu i tak stał, jeszcze raz rozglądając się po pomieszczeniu. Ostatecznie ponownie spojrzał na Haralda, jednak nie patrzył mu prosto w oczy, bo najpewniej ten przestraszyłby się jeszcze bardziej, gdyby spojrzał prosto w oczy smokołaka i zobaczył w nich ten ogień, który bardzo podobał się Sanayi. U brodacza ten widok mógłby wywołać przeciwne odczucia. Przeszło mu przez myśl, że zabawnie byłoby oglądać mężczyznę próbującego wcisnąć się jeszcze bardziej w kąt swojego gabinetu czy tam czegoś, czym było to niewielkie pomieszczenie, jednak zrezygnował ze zrobienia kroków w stronę wywołania takiej reakcji. Mrugnął i postarał się, aby jego wzrok był spokojny, głos zresztą też.
         – Ehh… Nie mam zamiaru zrobić panu krzywdy – powiedział. Westchnął na początku, bo, co prawda miał w głowie dość zabawne dla siebie wizje tego, jak mógł rozegrać zaistniałą sytuację, to i tak to całe bieganie po mieście zaczynało go męczyć.
         – Naprawdę. Na dowód swoich słów, pozostanę w miejscu, w którym stoję i nie ruszę się w pana stronę nawet o krok – dodał. Cofnął się nawet i ostrożne oparł o ścianę. Chociaż i tak ledwo co dotykał jej plecami, bo bał się, że mocniejszy nacisk może sprawić, że wypadnie z drugiej strony. Dodatkowo taka dziura mogłaby sprawić, że cała ściana by się zawaliła albo, co gorsza, całe pomieszczenie.
         – Chcemy tylko odzyskać pewną ważną rzecz i naszego poszukiwania doprowadziły nas tutaj – powiedział na sam koniec. Cóż… rozmowa z Haraldem na temat zaginionej kasetki musi spaść na barki alchemiczki. Przed nią brodaty mężczyzna nie czuje przynajmniej lęku.
Awatar użytkownika
Sanaya
Urzeczywistniający Marzenia
Posty: 598
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Alchemik , Badacz
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Sanaya »

        W tym momencie chyba wszystkie osoby obecne w pomieszczeniu miały głupie miny: domniemany Harald wyglądał jakby miał zaraz wyzionąć ducha albo rozpaść się na kawałki, Fenrir starał się zachować kamienną twarz i nie prowokować panikarza, a Sanaya patrzyła to na jednego to na drugiego z szeroko otwartymi z niedowierzania ustami. "Jakaś komedia... Dobra, spokojnie, San, dasz radę to opanować, przecież to nic wielkiego...", przekonywała samą siebie, gdy smokołak próbował wstępnie jakoś załagodzić sytuację. Co prawda wspominał on swego czasu, że ludzie różnie reagują na jego smoczą łapę, lecz alchemiczka nie przypuszczała nawet, że można z tego powodu zasiać taką panikę. Przecież Fenrir nawet nie robił groźnej miny, ot, wszedł i stał. Widać Harald był wielkim tchórzem - nie docierały do niego nawet logiczne argumenty i spokojny ton rozmowy.
        Sanaya pojęła, że jej ukochany nie chce dodatkowo prowokować staruszka i oddaje jej pałeczkę w tej rozmowie. Zaraz chętnie z tego skorzystała i podeszła krok wgłąb pomieszczenia, uśmiechając się miło.
        - Proszę pana... - zaczęła, lecz znowu przerwał jej bardzo niemęski pisk przerażanie.
        - O matko, bandyci! - pisnął Harald. - Wiedźma, kryminalistka!
        - Ale... - Sanaya, chociaż z początku trochę ją zatkało z zaskoczenia, próbowała się tłumaczyć. - Przecież my nic...
        - Nie podchodź! Ja znam takich jak wy! Ci wytatuowani są najgorsi, wy nie macie skrupułów! Z którego gangu jesteś? Od Vicci? Z Zaułka Bednarzy? Czy od tych szumowin z Nowej Dzielnicy co handlują podrabianą bronią?
        "O matko, gdybym dała mu jeszcze trochę mówić, to wsypałby połowę podziemia, co za oszołom...", pomyślała z gorzkim rozbawieniem Sanaya. Zrozumiała, że została wzięta za kryminalistkę i co gorsza chyba nie istniał argument, by przekonać Haralda, że jest inaczej. Ciekawe co by sobie pomyślał, gdyby znał prawdę i wiedział, z jak pacyfistycznie nastawioną do życia osobą ma do czynienia?
        - Przyszliśmy w sprawie długu... - Tai w akcie desperacji spróbowała zagaić właściwy temat bez wstępnych formułek grzecznościowych obejmujących przedstawianie się i tłumaczenie jak tu dotarli, bo uznała, że w ten sposób nigdy nie przejdą do sedna. Znowu jednak nie było jej dane dokończyć zdania, gdyż Harald przerwał jej swoimi histerycznymi wrzaskami.
        - Nie mam długów! - oświadczył. - I w ogóle odsuń się ode mnie, bandytko!
        - Panie Haraldzie! - Sanaya w końcu nie wytrzymała i weszła na podobny poziom wrzasków co jej rozmówca. Skoro nie dało się prowadzić tej rozmowy w cywilizowany, kulturalny sposób, trzeba było dopasować się do panujących warunków. A San, chociaż z reguły była miła i sympatyczna, gdy ktoś był w stosunku do niej nie w porządku, potrafiła podnieść głos, z czego już nieraz musiała korzystać w trakcie dysput na wiecach i odczytach.
        - Chodzi o dług Shana Tiena, który dzisiaj został od niego odebrany, ale wśród rzeczy było coś, co należy do mnie - oświadczyła ostrym tonem alchemiczka, po czym czekała na efekt. Nie była pewna, czy cokolwiek dotarło do Haralda, gdyż ten patrzył na nią szklanym wzrokiem, w którym czaiła się panika, a jego dolna warga wyraźnie drżała. W końcu jednak staruszek zamrugał, a w jego spojrzeniu pojawiła się świadomość.
        - Niech ona się cofnie! - zwrócił się nagle do Fenrira proszącym tonem. - Z dwojga już lepiej zarazić się tym... czymś. Bo ona jest straszna!
        Sanayi szczęka opadła jednocześnie z zaskoczenia i z oburzenia. Nie spodziewała się, że Harald mógł uznać smoczą łapę jej ukochanego za przejaw jakiejś choroby. I przede wszystkim nie mogła uwierzyć, że ktoś mógł powiedzieć, że jest straszna! Przecież ona nigdy nikomu nie zaszkodziła, gdy tu weszła była miła i słodka, a on uprzedził się do niej na podstawie czego? Tatuaży? "Małomiasteczkowy bufon! Dewot! Stary kawaler z tuzinem kotów!", przeklinała w duchu alchemiczka, ale nie odezwała się na głos nawet słowem. Z założonymi rękami i bardzo obrażoną miną oddała pałeczkę w rozmowie Fenrirowi.
Zablokowany

Wróć do „Turmalia”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości