Turmalia[Turmalia i okolice] Dwa żywioły

Malownicze miasto położone na środkowym wybrzeżu jadeitów. Słynące z ogromnego Białego Pałacu królowej i nietypowej architektury. W owym mieście budowle malowane są na kolory bardzo jasne, zazwyczaj białe i niebieskie. Wszelki wzory zdobnicze tutaj kojarzyć się mają z przepięknym oceanem. Rzecz jasna znajduje się tutaj ogromny port handlowy.
Awatar użytkownika
Fenrir
Splatacz Snów
Posty: 371
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje: Wojownik , Najemnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Fenrir »

Zachowanie strażniczki nie zdziwiło go, może usłyszała, jak Fenrir mówi coś do Sanayi, albo zauważyła to, a przez to pomyślała, że mogą chcieć ustalić jednakową wersję tego, co powiedzą na posterunku. Smokołak kiwnął tylko głową na znak, że zrozumiał i przeszedł do przodu, aby strażniczka mogła iść między nim, a alchemiczką. Dalsza droga upłynęła w ogólnym milczeniu całej grupy, znane sobie osoby były od siebie oddzielone, więc trudno byłoby im rozmawiać.
Po jakimś czasie dotarli na posterunek, gdzie panował umiarkowany ruch. Wyglądało na to, że nie było żadnych nagłych zgłoszeń czy czegoś podobnego, a sam Fenrir zaczął podejrzewać, że gdyby dwuosobowy patrol nie był wtedy w okolicy, to obeszłoby się bez nich i nawet nie wiedzieliby, że takie zajście miało miejsce w porcie. Zmiennokształtny zaczął nawet zastanawiać się nad tym, jak potoczyłoby się to dalej, gdyby nie przyszli strażnicy. Ciekawiło go, czy tłum uwierzyłby mu i stanął po jego stronie, czy dalej trzymałby stronę marynarza. Zdanie strażniczki, która ich tu przyprowadziła, musiało się liczyć, a ona sama musiała być kimś dość ważnym w całej tej hierarchii, bo wiele osób salutowało jej, jednak były też przypadki, w których było odwrotnie.

On i Sanaya niemalże natychmiast zostali wezwani na przesłuchanie, miało to pewnie uniemożliwić im rozmowę i kolejną próbę ustalenia wspólnych zeznań. Został wezwany przez kobietę, która ich tu wcześniej przyprowadziła. Zajął miejsce po jednej stronie, a prawdopodobna mieszkanka północy usiadła naprzeciw niego.
Zmiennokształtny zaczął opowiadać od początku, czyli do momentu, w którym szli do domu znajomego Sanayi i zauważyli, jak dwójka marynarzy wychodzi z jego pracowni i niesie ze sobą worek. Wtrącił, że jednego z nich udało mu się złapać później i teraz znajduje się on w tym budynku. Dalej opowiedział o tym, co zastali już wewnątrz budynku, w jakim stanie znaleźli tatuażystę i powiedział też to, co Shan sam im powiedział. Następną częścią opowieści był ich pościg za marynarzami, a smokołak postanowił nie wspominać o Inarim, który przez chwilę im towarzyszył, bo wcześniej zaproponował pomoc w schwytaniu złodziei. Na sam koniec wspomniał o momencie, w którym dotarli na plac rynkowy i wtedy powiedział też, że marynarze rozdzielili się, a on i alchemiczka nie chcieli przedzierać się przez tłumy ludzi, więc pobiegli boczną uliczką, na której wpadli na jednego z mężczyzn, których gonili. Niestety ten nie miał przy sobie kasetki, która była powodem całego pościgu, jednak zmiennokształtny i tak postanowił go złapać, żeby dowiedzieć się, gdzie uciekł jego towarzysz. Na sam koniec powiedział o zgromadzonym tłumie i o zmianie nastawienie ludzi, którzy go tworzyli. Tym samym zakończył swoje zeznanie, bo nie musiał opowiadać o tym, co działo się, gdy przybyli strażnicy, w końcu widzieli to oni na własne oczy.
Przez chwilę panowało milczenie, aż w końcu odezwała się przesłuchująca go kobieta i powiedziała, że to tyle i może opuścić ten pokoik. Smokołak wstał w tym samym momencie, w którym zrobiła to kobieta, jednak ona ponownie zajęła swoje miejsce, a on skierował się w stronę drzwi wyjściowych. Wyglądało na to, że strażniczka uzupełniała swoje notatki z przesłuchania.
Ponownie znalazł się w czymś, co można by było nazwać poczekalnią. Nie zauważył nigdzie Sanayi, więc wyglądało na to, że nadal znajduje się ona w pokoju przesłuchań. Oparł się plecami o najbliższą ścianę i czekał.
Awatar użytkownika
Sanaya
Urzeczywistniający Marzenia
Posty: 598
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Alchemik , Badacz
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Sanaya »

        San zaczynała już robić się nerwowa od tego czekania w towarzystwie milczącego strażnika. Po tym, jak uchylił on przed nią rąbka tajemnicy i powiedział o podejrzeniach w stosunku do egzekutora długów, zamilkł na dobre i zajął się uzupełnianiem jakiś papierów. Ignorowana alchemiczka zaczęła się wiercić i nie wiedziała już naprawdę gdzie oczy podziać. Aż do momentu, gdy do pokoju weszła znajoma strażniczka o nordyckich rysach - wtedy Sanaya skupiła na niej całą swoją uwagę, w nadziei, że zaraz ją wypuszczą albo chociaż czegoś się dowie. A tymczasem kobieta obdarzyła ją tylko przelotnym spojrzeniem i zaczęła rozmawiać ze swoim kolegą przytłumionym szeptem, dodatkowo osłaniając twarz drewnianą podkładką do pisania.
        - Twój przyjaciel miał długi u tych ludzi? - momentalnie dopytał strażnik.
        - Fenrir? Nie, gdzieżby...
        - Shan Tien. Ponoć to od niego zabrano twoją kasetkę.
        - Ach... No, tak, tak powiedział. Ale nie wnikałam w szczegóły - zastrzegła ostrożnie alchemiczka, chociaż po wyrazie twarzy swego rozmówcy poznała, że niczego już nie ugra.
        - Więc nie ma pewności, że on jej nie oddał.
        - Nie, Shan by jej na pewno nie oddał, przecież ja bym go zawrzeszczała na śmierć, gdybym się o tym dowiedziała - odparła natychmiast Sanaya nie zważając na to, że właśnie w obecności stróża prawa wypowiadała groźby karalne. Jego to zresztą raczej rozbawiło niż rozeźliło.
        - Nie wątpię... - mruknął. - Ale sama musisz przyznać, że to nie wygląda korzystnie, skoro twój kolega ma długi karciane... Chyba, że mam drążyć dalej?
        - Nie - mruknęła po chwili wahania San. Pamiętała wszak, że tatuażysta wyraźnie zastrzegł "nie mieszajcie mnie w to", a gdyby upierała się przy swojej wersji, pewnie chcieliby go przesłuchać, co sprawiłoby kłopoty całej trójce. Wszak czas cały czas uciekał... Nie wiedziała też co powiedział ten marynarz i z czym przyszłoby jej się konfrontować.
        - Wasza wersja jest mocna, ale... jego też - wtrąciła się strażniczka. - I mówię ci to tylko dlatego, że instynkt każe mi wierzyć wam, a nie jemu: jak zabierzesz teraz swojego chłopaka i natychmiast wyjdziecie, to sprawa rozejdzie się po kościach. W przeciwnym razie będę dociekać... Nie wiem, czy wam to się opłaca.
        - No nie... - przyznała Sanaya, ściągając z niezadowoleniem usta. Przez głupie konszachty Shana była razem z Fenrirem w tym momencie równana do kryminalistów, tatuażysta musiał więc liczyć się z porządną awanturą, gdy ponownie się spotkają.

        Alchemiczka wyszła z pokoju przesłuchań z naburmuszoną miną i rękami w kieszeniach. Szybkim krokiem podeszła do smokołaka i złapała go za łokieć.
        - Chodź - burknęła. Nie odezwała się ani słowem dopóki nie opuścili posterunku, nawet jeśli Fenrir myślał ją o cokolwiek dopytywać. Dopiero na ulicy kawałek dalej zdecydowała się przystanąć. Odetchnęła boleśnie, burknęła pół przekleństwa i obiema dłońmi przeczesała włosy nim się odezwała.
        - Tamten coś im nagadał... - wyjaśniła. - Że niby Shan dał im moją kasetkę z własnej woli... I nim by to straż wyjaśniła, to byłoby już za późno na naprawianie czegokolwiek. To powiedzieli, że jak chcę jeszcze odzyskać co swoje, mam po prostu iść. A oni po prostu nie będą przeszkadzać.
        San wzruszyła ramionami, ale nie był to specjalnie przekonywujący gest. O wiele lepiej wyszło jej to, jak zupełnie bez słowa przytuliła się do smokołaka i tak stała w jego ramionach. Była uczoną, nie awanturniczką, nie nadawała się do kontaktów ze strażą i występowania w charakterze podejrzanej. Niech to, ona nawet jakby chciała, nie potrafiłaby działać wbrew prawu! Wyrzuty sumienia by ją pożarły na miejscu. Rozumiała, że straż wyświadczyła jej przysługę nie przedłużając przesłuchania, ale naprawdę mogli im bardziej pomóc.
        - To jest do bani - westchnęła.
Awatar użytkownika
Fenrir
Splatacz Snów
Posty: 371
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje: Wojownik , Najemnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Fenrir »

Sanaya wyszła z pokoju przesłuchań jakiś czas po tym, jak on sam wyszedł z podobnego pomieszczenia, jednak nie czekał na nią długo, może minutę albo dwie, nie więcej. Bez słów wyjaśnień podeszła do niego i złapała za łokieć, żeby pociągnąć go za sobą w stronę wyjścia.
        - Co się tam stało? - zapytał raz, a później drugi raz, jednak nie usłyszał odpowiedzi, jakby kobieta stała się nagle głucha, jednak bardziej prawdopodobne było to, że po prostu ignorowała jego pytania. Może nie chciała na nie odpowiadać w budynku strażników, a może zamyśliła się nad czymś tak bardzo, że przestała reagować na to, jak ktoś do niej mówi. Fenrir zapytał raz jeszcze, ponownie zadał jej to samo pytanie, jednak tym razem też nie odpowiedziała, więc postanowił, że nie podejmie kolejnych prób, bo podejrzewał, że i tak jedyną odpowiedzią jaką usłyszy, będzie cisza, a nie głos San.

W końcu opuścili budynek, jednak zanim alchemiczka powiedziała cokolwiek, odeszli jeszcze kawałek. Pierwszymi słowami, jakie padły z jej ust, było pół przekleństwa, a smokołak nadal się nie odzywał, po prostu wolał poczekać na to, aż San zrobi to pierwsza, może wyjaśni mu, dlaczego ignorowała jego pytania i dlaczego jest taka zdenerwowana. Wyjaśniła mu to po chwili, a później przytuliła się do niego. Zmiennokształtny objął alchemiczkę i przytulił do siebie. Minęła chwilą, zanim zdecydował się powiedzieć cokolwiek.
        - Dlatego masz mnie, czyli kogoś, kto nie jest uczonym, a wojownikiem — powiedział do niej, a na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu, chociaż Sanaya nie mogła go zauważyć, chyba że, w odpowiednim momencie, uniosłaby głowę w górę, aby spojrzeć na jego twarz czy coś.
        - A patrząc na cechy osoby, którą określa się mianem awanturnika, myślę, że mnie też można tak nazwać — dodał po chwili. Chociaż osobiście wolał określenie poszukiwacz przygód, a nie awanturnik. Wydawało mu się, że to drugie ma taki... nieco negatywny wydźwięk.
        - Skoro straż nie będzie nam przeszkadzać i sami mamy zatroszczyć się o to, żeby odzyskać twoją kasetkę... Powinniśmy iść do karczmy, o której wcześniej wspomniał Shan, może tam znajdziemy tego drugiego marynarza — zaproponował. Im dłużej tak stali i się przytulali, tym mniejsza była szansa na to, że tego mężczyznę znajdą właśnie tam, o ile w ogóle udał się właśnie do tej karczmy. Może, razem ze swoim kamratem ustalili, że budynek ten będzie ich miejscem spotkania jeszcze zanim się rozdzielili. Szczerze mówiąc, zmiennokształtny chciałby mieć to wszystko już za sobą i podejrzewał, że Sanaya także.

Poczekał, aż alchemiczka przestanie go obejmować, a później uniósł jej podbródek w górę, o ile nie patrzyła mu w oczy, i pocałował ją. Nie chciał przedłużać pocałunku, więc nie trwał on długo.
        - Wydaje mi się, że ulice Turmalii znasz lepiej ode mnie, więc możesz nas prowadzić — zasugerował. Alchemiczka spędziła tu więcej czasu niż on, tak mu się wydawało, więc mógł słusznie przypuszczać, że szybciej dotrą do karczmy, gdy San będzie przewodnikiem.
Awatar użytkownika
Sanaya
Urzeczywistniający Marzenia
Posty: 598
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Alchemik , Badacz
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Sanaya »

        W ramionach Fenrira alchemiczka powoli się uspokajała. Przez mgłę żalu i złości zaczął przedzierać się spokój i nadzieja i wtedy dopiero Sanaya zrozumiała, jak zachowała się przed chwilą. Nim jednak zrobiło jej się zupełnie wstyd, wtuliła się mocniej w swojego ukochanego i podniosłą na niego ufne spojrzenie. Na jego uśmiech odpowiedziała takim samym uśmiechem, w którym wyraźnie dało się dojrzeć wdzięczność. Smokołak doskonale wiedział jakimi argumentami przekonać ją do zmiany nastawienia i podjęcia jakiś działań. Miał rację - z nim wszystko mogło jej się udać, był tą siłą i podporą, której potrzebowała, zarówno w rozumieniu dosłownym jak i przenośnym.
        - Skoro nie będą przeszkadzać to może nawet dobrze, prawda? - upewniła się jeszcze, gdy już z ust Fenrira padła sugestia, by sprawdzić wskazaną przez tatuażystę karczmę. - No bo to oznacza, że może w razie późniejszych komplikacji nam się upiecze... Ta strażniczka wyglądała na konkretną kobietę, słowną. I wiesz, przy mnie ten strażnik, który mnie przesłuchiwał, wspomniał, że znają tego marynarza, którego złapałeś. Za wiele mi nie powiedział, ale może po prostu wiedzą, że legalnie nic nie wskórają... Tak tylko gdybam - dodała zaraz. Westchnęła głęboko w ten szczególny sposób przypominający przygładzanie ostatnich fałd kapy na śwież pościelonym łóżku - końcowe szlify zaprowadzające idealny porządek.
        - Dziękuję - powiedziała. - Sama twoja obecność jest dla mnie prawdziwym pocieszeniem. Damy radę! I... przepraszam. Chyba zachowałam się trochę gburowato, ale ci strażnicy naprawdę mnie zdenerwowali. Jeszcze to ich szeptanie na ucho. - Alchemiczka dramatycznie wywróciła oczami, jasno dając do zrozumienia co o tym myśli. Zaraz jednak na jej twarzy zagościł uśmiech, a gdy Fenrir nachylił się, by ją pocałować, chętnie nadstawiła wargi.
        - Mieszkałam tu pół życia - potwierdziła pośrednio jego domysły. - Chodźmy, znam drogę!

        Tawerna wskazana przez Shana znajdowała się w samym sercu portu, niedaleko urzędu celnego. Był to naprawdę duży lokal, w którym oferowano tanie posiłki, tanie łóżka we wspólnych sypialniach, a większość pracujących tu dziewczyn pewnie dorabiała po godzinach "na leżąco". Nie była to jednak mordownia najniższych lotów, widać było, że właściciel stara się zachować jako-taki standard chociażby poprzez wyrzucanie najbardziej pijanych klientów za próg. O tej porze nie było to jednak konieczne - większość gości jeszcze w miarę kulturalnie jadła i piła, gdzieś głębiej przy małych okrągłych stolikach grano w karty na pieniądze. Na Sanayę i Fenrira nikt nie zwrócił uwagi, alchemiczka za to bezczelnie rozglądała się za zagubionym marynarzem, jednak z marnym skutkiem.
        - Nie widzę go - powiedziała dla formalności, po czym wychyliła się lekko do Fenrira, by szeptać mu na ucho. - Shan miał długi, bo grał w karty, sądzisz, że oni...?
        San zawiesiła głos sugestywnie patrząc na grupę mężczyzn w dalszej części sali - poker, stosy monet na stole, to mogło się zgadzać, z drugiej jednak strony co drugi marynarz przepijał albo przegrywał swoją tygodniówkę w takich miejscach, więc wcale nie musieli trafić akurat na wierzycieli pobitego tatuażysty.
Awatar użytkownika
Fenrir
Splatacz Snów
Posty: 371
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje: Wojownik , Najemnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Fenrir »

Nie chciał w żaden sposób pospieszać Sanayi, wolał poczekać na to, aż kobieta się uspokoi i dopiero wtedy zaproponować, żeby wznowili poszukiwania i udali się do karczmy, o której wcześniej wspomniał Shan. Nie mógł nic poradzić na to, że spokój znalazła w jego ramionach, wtulona w jego ciało, które i tak było odziane w zbroję, jednak wyglądało na to, że San i tak to nie przeszkadzało. Zresztą, i tak nie chciał z tym nic zrobić, bo po co miałby chcieć? Wydawało mu się też, że jego słowa także mogły wpłynąć na samopoczucie alchemiczki.
        - Tak mi się wydaje... Jednak to nie oznacza, że powinniśmy zrezygnować z przestrzegania prawa i zasad — odparł po chwili, chociaż wydawało mu się, że jego towarzyszka nie należy do osób, które łamałyby prawo, gdy tylko im się to podoba albo gdy źle zrozumieją zapewnienia strażnika. On sam, mimo że był awanturnikiem, najemnikiem i niejeden raz zabijał, i tak starał się przestrzegać pewnych zasad, a gdy był w mieście - prawa, które w nim obowiązuje.
        - Hmm, może nawet gdyby coś wskórali, podejrzewam, że trwałoby to o wiele dłużej i puścili nas, bo może domyślili się, że sami poradzimy sobie szybciej. My nie musimy składać raportów, stosować się do procedur i tak dalej — powiedział, przedtem zastanawiając się przez krótką chwilę. Taki powód wydawał mu się najbardziej prawdopodobny, chyba że Sanaya miała rację i strażnicy rzeczywiście mogliby nic nie wskórać.
        - Nic się nie stało, naprawdę. Chociaż mogłem szybciej domyślić się, że cię zdenerwowali, a nie dopiero po tym, jak trzykrotnie powtórzyłem swoje pytanie, a ty nadal mi nie odpowiedziałaś — zapewnił ją i uśmiechnął się ciepło, jakby gest ten miał wskazać, że naprawdę nic się nie stało i nie ma jej za złe tego, że ignorowała jego pytania.

Smokołak cały czas szedł tuż za alchemiczką, ona prowadziła, jednak nie chciał zostać w tyle, chociaż i tak mógłby ją łatwo dogonić - wystarczyłoby, że zacząłby szybciej iść albo przebiegł truchtem fragment drogi. Na szczęście szli przez uliczki, którymi nie przechadzało się dużo ludzi, więc nie było tam tłocznie i tym samym nie było możliwości na to, żeby zgubili się wzajemnie.
W końcu dotarli do celu, a budynek, mimo że wydawał się duży, to wyglądał na taki, w którym można tanio zjeść, napić się i przespać. Po wyglądzie ścian i całego budynku można było stwierdzić, dla jakich klientów jest on przeznaczony i tak dalej, wystarczyło bywać w różnych miastach i różnych karczmach. Oczywiście, nie należało oceniać książki po okładce, dlatego domysły, które kłębiły się w głowie zmiennokształtnego, potwierdzą się albo i nie, gdy wejdzie do środka.
Fenrir stwierdził, że jego przypuszczenia znalazły potwierdzenie w tym, co zobaczył w środku budynku karczmy. Zauważył stół, przy którym siedzieli mężczyźni niewątpliwie grający w pokera lub inną grę karcianą.
        - Może podejdziemy i zapytamy, czy ten marynarz tu był? Najpierw do nich, a później do karczmarza? - zaproponował po chwili. Szczerze mówiąc, niezbyt podobało mu się w tym miejscu i wolał nie przebywać w nim długo.
Awatar użytkownika
Sanaya
Urzeczywistniający Marzenia
Posty: 598
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Alchemik , Badacz
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Sanaya »

        San lekko zacisnęła wargi patrząc w stronę grających w karty marynarzy. Wahała się czy do nich podchodzić, bo przeczucie mówiło jej, że nic nie wskórają, a rozmowa z takimi typkami nie była szczytem jej marzeń. Zastanowiła się jednak, czy w swojej sytuacji ma ten komfort by tak się wycofywać i wybrzydzać i szybko doszła do wniosku, że nie. Oczywiście o ile nadal zależało jej na odzyskaniu swoich rzeczy. Dlatego chcąc nie chcąc musiała się zdecydować na ten krok. Westchnęła cicho z rezygnacją.
        - No dobrze - uznała, poprawiając machinalnie torbę na ramieniu. - Pójdę i zapytam. A ty pogadaj może w międzyczasie z karczmarzem? Tak by było szybciej.
        I tak jak powiedziała, tak też zrobiła. Zaraz zaczęła kluczyć między stolikami, by dotrzeć do miejsca, gdzie grali marynarze. Mijana przez nią kelnerka zaszczyciła ją jedynie spojrzeniem i wróciła do swoich zajęć, uznając zapewne, że alchemiczka jest umówiona z graczami, gdyż szła bardzo pewnym krokiem. Było to jednak tylko złudzenie, gdyż Sanaya wcale pewna nie była, wręcz przeciwnie, nawet nie wiedziała jak zagaić tę rozmowę… Ale w końcu musiała to zrobić, by odzyskać co jej. Pomyślała, że będzie reagować na bieżąco na to, co będą robić i mówić ci marynarze. Z ulgą usłyszała z daleka, że mówią w znanej jej mowie, gdyż przez moment obawiała się, czy w ogóle będzie w stanie się z nimi porozumieć. ”Jeden problem mniej”, uznała z optymizmem, już stając przy ich stoliku. Czterech grających podróżników jak na komendę podniosło na nią wzrok, odruchowo zasłaniając karty, jakby obawiali się, że przyszła tylko w celu podglądania i psucia rozgrywki. Jeden z nich patrząc na oblicze panny Tai uśmiechnął się nagle, jakby doznał olśnienia i zerknął na coś za nią, by utwierdzić się w swoim domysłach.
        - Wybacz, maleńka, ale nasza załoga nie przyjmuje kobiet na pokład - oświadczył. Jego akcent brzmiał tak, jakby mężczyzna miał opuchnięty język i z trudem układał go w ustach.
        - Ale ja nie szukam transportu - wyjaśniła natychmiast Sanaya. Dostrzegła w tym momencie zaskoczenie w oczach swego rozmówcy, chociaż nie rozumiała skąd ono miałoby się brać. - Ani nie chcę się zaciągnąć.
        - Dzisiaj wypływamy, nie stać nas na ciebie - odpowiedział jej natychmiast wilk morski, dochodząc pewnie do wniosku, że ma przed sobą prostytutkę, która próbuje sprzedać swoje usługi. - I nawet nie próbuj nas straszyć swoim ochroniarzem.
        - Nie, to nie tak! - oburzyła się natychmiast alchemiczka. - Szukam po prostu kogoś. Marynarza…
        O dziwo karciarz uważnie słuchał tego, co San miała mu do powiedzenia, chociaż już w trakcie opisywania zbiegłego egzekutora kobieta dostrzegła, że chyba nic nie wskóra. Gdy skończyła, żeglarz wydął wargi i pokręcił przecząco głową.
        - Nie, nie kojarzę - oświadczył. - Taki gość w sumie podobny do nikogo, może widziałem, a może nie, nie zwracam uwagi na takie prozaiczne gęby. Ale wiesz co, jak tak cię słucham, to on wcale nie musi pływać na żadnym statku.
        - Naprawdę? - podłapała Sanaya z nadzieją w oczach.
        - Owszem. Ale nie spodziewasz się chyba, że będę tyle gadał o suchym pysku, co?
        Alchemiczka zrozumiała aluzję. Przywołała jedną z obsługujących w karczmie dziewczyn i zamówiła u niej kufel piwa dla swego potencjalnego informatora. Nie miała generalnie zbyt wielu funduszy, bo tak jak i on, ona również miała tego dnia wyruszać, ale taki drobny poczęstunek jeszcze mieścił się w granicach jej budżetu. Tym bardziej, że mogła się od niego coś dowiedzieć.
        - No! - uznał z zadowoleniem karciarz, gdy stanął przed nim udekorowany gęstą pianą kufel. Nim jednak zaczął mówić, upił solidny łyk i otarł z ukontentowaniem usta wierzchem dłoni. - No to słuchaj, maleńka. Jak tak mówisz o tym gościu, to to pewnie będzie miejscowy. No bo gdyby pływał, to nie dałby temu twojemu kumplowi odejść bez zapłaty, od razu na miejscu zmusiłby go do oddania forsy. A druga sprawa, to tutaj gra sporo miejscowych. Widziałem nawet taką ekipę, która zdaje się, że dobrze zna się z szefem lokalu, pewnie jakiś gang. Ja bym tam szukał w tym kierunku.
        Sanaya odruchowo zerknęła w stronę baru, gdzie kręcił się właściciel karczmy. Słowa marynarza miały wiele sensu i alchemiczka postanowiła mu zaufać.
        - Tak zrobię, dzięki! - zapewniła swego informatora alchemiczka i odeszła w stronę rozmawiającego z karczmarzem Fenrira, nim żeglarz zdążył rzucić za nią “powodzenia!”. Między kolegami zaczęli snuć domysły, kim też była ta dziewczyna, która mimo egzotycznego wyglądu jakiejś zamorskiej tancerki mówiła jak tutejsza. Tylko i wyłącznie dzięki swej nietypowej urodzie Sanaya dowiedziała się czegokolwiek - niepewnie z kim rozmawiają marynarze uznali, że nie ma co się zgrywać, tym bardziej, że takiej kobiecie towarzyszył jakiś podejrzany typ odziany w zbroję jakby wybierał się na wojnę…
Awatar użytkownika
Fenrir
Splatacz Snów
Posty: 371
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje: Wojownik , Najemnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Fenrir »

Smokołak raz jeszcze spojrzał na grupę grającą w karty, później przeniósł wzrok na karczmarza i na sam koniec ponownie spojrzał na Sanayę.
        - Myślę, że to dobry pomysł. Może karczmarz widział albo słyszał coś, co może nam pomóc — powiedział po chwili.
Rozdzielili się według tego, co ustalili przed chwilą, alchemiczka podeszła do stolika, przy którym siedziało kilku mężczyzn zajętych grą, w której stawką były pieniądze każdego z nich, a on podszedł do lady, za którą stał karczmarz.
Zmiennokształtny nie fatygował się tym, żeby zająć jedno z wolnych miejsc, bo jego "wizyta" będzie należeć do tych krótkich i może być tak, że skończy się na wyłącznie jednym pytaniu. Fenrir przywitał się z karczmarzem i odmówił, gdy został zapytany o to, czy coś podać. Wydawało mu się, że mężczyzna domyślił się powodu, dla którego do niego podszedł, bo nie odszedł, aby obsługiwać innych klientów, jedyne co zrobił, to pytające spojrzenie, które skierował w stronę smokołaka.
        - Interesuje mnie to, czy dzisiaj widziałeś tu pewnego osobnika — odezwał się zmiennokształtny i, po krótkiej chwili, opisał wygląd marynarza, który na swoje barki wziął transport łupu, w którym była też kasetka, której zawartość była ważna dla Sanayi. Oczywiście, wspomniał też o owym worku, bo mógłby być to element charakterystyczny i właśnie po nim karczmarz mógłby rozpoznać, o kogo chodzi, w końcu nie zawsze zdarza się, że do karczmy przychodzi ktoś taki.
        - Hmm... hmm... Był tu taki osobnik i to dość niedawno, nie dalej niż niecałą godzinę temu. Wyglądał podobnie do tego, którego mi opisałeś i miał przy sobie worek. Wszedł do karczmy, zrobił kilka kroków do przodu, rozejrzał się nerwowo i podszedł do mnie, żeby zapytać o swojego towarzysza. Powiedziałem mu, że nikogo takiego tu nie było, a on niemalże wybiegł z budynku. Niestety nie wiem, gdzie się udał — odpowiedział mężczyzna. Wydawało się, że mówi on prawdę. Owszem, mógłby spróbować kłamać, jednak Fenrirowi wydawało się, iż nie ma ku temu powodów.
        - No nic... Przynajmniej wiemy, że idziemy w dobrym kierunku. Dziękuję za pomoc — odparł smokołak i wyciągnął z torby dwa srebrne orły, chociaż karczmarz w ogóle nie wspomniał o tym, że informacje od niego nie są darmowe i Fen musiałby zapłacić, aby je uzyskać.

Odwrócił się w stronę miejsca, w które udała się San, jednak nie zauważył jej tam. Po chwili zobaczył, że kobieta kieruje się w jego stronę. Zmiennokształny ruszył w jej stronę.
        - Karczmarz powiedział, że niecałą godzinę temu był tu ten drugi marynarz, ten, który zabrał ze sobą worek z łupami — powiedział, gdy już stali obok siebie.
        - Szukał swojego wspólnika, a gdy dowiedział się o tym, że nie ma go w karczmie, po prostu z niej wybiegł — dodał po chwili. Ta informacja mogła nie być istotna, jednak z drugiej strony, pośpiech marynarza mógłby okazać się czymś ważnym i świadczyć o tym, że on i jego towarzysz umówili się na konkretny czas z osobą, dla której zbierali długi. Pościg za nimi, który prowadzą Fenrir i San, a także wizyta tego drugiego w budynku strażników, mogłoby spowodować, że nastały pewne komplikacje, a tamta dwójka musi spieszyć się z dostarczeniem worka. Przez pośpiech mogą popełniać jakieś głupie błędy, nie pilnować się i tak dalej, jednak z drugiej strony, smokołak i alchemiczka mieli mniej czasu na odzyskanie kasetki z dokumentami.
        - Grupa grająca w karty powiedziała ci coś ciekawego? — zapytał w końcu. Możliwe, że zamyślił się nieco i dał się ponieść spekulacjom, których pojawiało się coraz więcej, a także myśleniu nad nimi i prawdopodobnym scenariuszom, które mogłyby z tego wyniknąć.
Awatar użytkownika
Sanaya
Urzeczywistniający Marzenia
Posty: 598
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Alchemik , Badacz
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Sanaya »

        Sanaya widząc, że Fenrir skończył rozmawiać, nerwowo przestąpiła z nogi na nogę - po jego minie wnioskowała, że czegoś się dowiedział, pytanie jednak brzmiało co to mogło być. Może gdy złożą razem zasłyszane informacje, będą w stanie ruszyć sprawę dalej. Miała taką nadzieję, że wkrótce znajdą tę nieszczęsną kasetkę i będą mogli wrócić do domu, usiąść na kocu przed kominkiem, napić się wina i zająć sobą…
        - I co, i co? - wyrwało się jej nim jeszcze Fenrir podszedł na tyle, by samemu móc swobodnie zacząć rozmowę. Jej oczy zaświeciły niczym morskie latarnie, gdy usłyszała, że drugi egzekutor długów był w tej karczmie: czyli szli dobrym tropem, wszystko się zgadzało! Kolejne zdanie wyrwało jednak z jej gardła przepełnione żalem “och…”. Czyli jednak nici z szybkiego zakończenia sprawy. Jakim cudem mieli znaleźć tego gościa, skoro wiedzieli tylko tyle, że może być wszędzie poza tym lokalem? Ba, mógł nawet wsiąść na jakiś statek, który wkrótce odpłynie!
        - Ci co tam grają nie widzieli nikogo - powiedziała, kiwając głową w kierunku karciarzy. - Ale powiedzieli mi, że to pewnie ktoś miejscowy, więc jest nadzieja. No bo gdyby to był marynarz, to Shan musiałby spłacić dług na miejscu, bo oni wiadomo, zaraz odpływają i nie mają czasu czekać. I powiedzieli mi jeszcze, że to pewnie lokalny gang, bo tu sporo się takich przewija… I że karczmarz powinien coś wiedzieć. Więc może jeszcze pójdziemy go wypytać? - poprosiła smokołaka, zerkając już w stronę baru. - Zdaje się, że jeszcze ma na to cierpliwość…
        Alchemiczka chwilę się zawahała, po czym odetchnęła by dodać sobie odwagi i ruszyła w stronę mężczyzny, który mógł mieć potrzebne im informacje. Karczmarz dość szybko zorientował się, że czeka go ciąg dalszy przesłuchania i odłożył robotę, którą miał w rękach, patrząc wymownie na zbliżającą kobietę, jakby kazał jej się streszczać. Sanaya nie zamierzała nadwyrężać jego cierpliwości.
        - Dzień dobry - przywitała się najmilszym głosem jakim tylko umiała. - Mój przyjaciel przed…
        - O co chodzi - przerwał jej karczmarz, wykonując popędzający gest ręką.
        - Ci przy stole powiedzieli, że tacy dwaj jak ich szukamy często tu przychodzą grać i powinien pan ich znać - oświadczyła szybko alchemiczka, by nie stracić cennego czasu, po którym zostałaby odprawiona z kwitkiem. Prędkość z jaką wypowiedziała zdanie wprawiła jej rozmówcę w niemałe zaskoczenie.
        - A co ja, informacja dla podróżnych? - prychnął w końcu.
        - Swój lokal z pewnością znasz - odpowiedziała Sanaya, zupełnie zmieniając ton z uprzejmego na chłodny i zdecydowanym, jakim zwykła dyskutować z innymi uczonymi, którzy kwestionowali jej wiedzę i umiejętności. - Prosze posłuchać, to dla mnie ważne. Nie jestem z żadnej straży, nikogo sypać nie będę, bo nie mam na to czasu, po prostu mam do nich sprawę, nikt z tego kłopotu mieć nie będzie.
        Karczmarz przez dłuższą chwilę patrzył alchemiczce w oczy, jakby starał się ją w ten sposób zniechęcić. Gdy jednak okazało się, że ta kobieta tak łatwo nie odpuści i faktycznie chyba jej zależy na uzyskaniu informacji, skapitulował. Uznał, że może faktycznie nic nie traci, chociaż i tak gdy przyszło do dzielenia się wiedzą, nachylił się i mówił konspiracyjnym szeptem.
        - Ci dwaj często przychodzą tu do takiego trzeciego. Gość jest charakterystyczny, ma rude włosy, długie, ale zaczesane i napomadowane jak u jakiegoś starego podrywacza. To chyba jakiś kupiec, tak w każdym razie wygląda… Przychodzi z rana, już dawno wyszedł, ale możecie poczekać do jutra.
        Sanaya lekko pobladła - intuicja mówiła jej, że jeśli posłucha tej sugestii, to już nigdy nie zobaczy swoich dokumentów. Na krótką chwilę przygryzła wargę w wyrazie konsternacji, po czym zadała ostatnie, desperackie pytanie.
        - A jak on się nazywa?
        - Wołają go Mika... Sasz-coś-tam, nie pamiętam tego nazwiska, jest strasznie dziwne - usprawiedliwił się karczmarz. Na tym wyczerpała się jego cierpliwość, co zasygnalizował burcząc pożegnanie pod nosem i odchodząc do swoich przerwanych zajęć.
Awatar użytkownika
Fenrir
Splatacz Snów
Posty: 371
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje: Wojownik , Najemnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Fenrir »

Jemu też nie podobało się to, że nadal nie wiedzieli, gdzie znaleźć marynarza z workiem, mimo że był w karczmie, w której się teraz znajdują. Co prawda, udało im się uzyskać nieco informacji w tym lokalu, jednak ostatecznie i tak okazały się za mało pomocne, bo nadal nie wiedzieli, gdzie szukać tego mężczyzny, a to oznaczało, że cała sprawa zajmie im więcej czasu, a im dłużej się tym zajmują, tym większa szansa na to, że mogą nie odzyskać kasetki należącej do Sanayi.
        - Przed chwilą z nim rozmawiałem, więc może być niezbyt zadowolony z tego, że znowu będziemy go wypytywać... ale spróbujmy — powiedział po chwili. Karczmarz na pewno dostrzegł już, że Fenrir, czyli osoba, która już wcześniej zadała mu kilka pytań, jest tu razem z Sanayą, która właśnie szła w jego stronę. Smokołak ruszył za alchemiczką i stanął za nią, zamiast obok niej, może właściciel budynku domyśli się, że teraz będzie rozmawiał wyłącznie z kobietą, a nie z nią i z nim.

Wydawało mu się, że San wahała się przez chwilę, jednak ostatecznie przywitała się z karczmarzem i zaczęła z nim rozmawiać. Zmiennokształtny nie miał zamiaru się odzywać, to też było powodem, dla którego stał teraz za nią, a nie obok, jednak nie oznaczało to tego, że nie słyszy całej rozmowy.
Drugie spotkanie z karczmarzem również przyniosło kilka informacji, jednak najważniejszą z nich była ta na temat rudowłosego mężczyzny, o którym wspomniał. Co prawda, nie podał im pełnego nazwiska tajemniczego jegomościa, jednak opisał jego wygląd, a to może pomóc bardziej niż imię i nazwisko. W dodatku, jeśli karczmarz się nie mylił, to może osobnika tego znajdą gdzieś w pobliżu, o ile są tu jakieś budynki, w którym kupcy mają swoje sklepy.
        - Chyba już nic tu po nas. Myślę, że najlepiej byłoby, gdybyśmy poszukali mężczyzny, o którym wspomniał karczmarz... - powiedział do alchemiczki i odwrócił się w stronę wyjścia.
        - Mam nadzieję, że nie mylił się co do jego profesji i rudowłosy rzeczywiście jest kupcem, bo całkiem możliwe, że może mieć swój sklep w pobliżu — dodał, gdy byli już bliżej drzwi wyjściowych. Nie mieli żadnych tropów co do miejsca, w którym może przebywać marynarz z workiem, jednak zawsze mogli poszukać tego mężczyzny, może on będzie w stanie im pomóc, nawet jeśli będzie trzeba go przycisnąć albo zagrozić mu, aby zaczął gadać. Zresztą, jeśli naprawdę jest kupcem, to te informacje będzie można od niego najzwyczajniej w świecie kupić, oczywiście za odpowiednią cenę. Fenrir nie narzekał na brak pieniędzy, więc byłby w stanie uiścić opłatę za potrzebne im informacje.

Smokołak otworzył drzwi przed Sanayą, gdy wychodzili już z karczmy i pozwolił na to, żeby to ona pierwsza wyszła na zewnątrz. On wyszedł za nią.
        - To co? Masz jakiś plan czy po prostu przejdziemy się po okolicy, będziemy wypatrywać budynków wyglądających na sklepy i liczyć na to, że uda nam się znaleźć tego rudego? - zapytał. Chciał mieć pewność co do tego, co teraz będą robić, przy okazji zasugerował też, że jeśli alchemiczka ma jakiś lepszy plan, zawsze może go zaproponować.
        - Hmm... Może Shan będzie wiedział, kim jest ten mężczyzna? - zapytał szybko, a jego głos podpowiadał, że przyszło mu to do głowy przed chwilą.
Awatar użytkownika
Sanaya
Urzeczywistniający Marzenia
Posty: 598
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Alchemik , Badacz
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Sanaya »

        Sanaya nie zamierzała tak łatwo odpuścić - rozważała jeszcze opcję, by pogadać z pracującymi w karczmie dziewczynami, bo może akurat któraś z nich podałaby im jeszcze nazwisko tego rudowłosego kupca albo wiedziała, gdzie można go spotkać poza karczmą, może znały chociaż branżę jakiego sklepu… Ale Fenrir miał rację, wszyscy i tak już łypali na nich podejrzliwie, pytając kolejną osobę mogliby przeciągnąć strunę, a to już na pewno by im nie pomogło. ”Nie ma co ryzykować”, uznała w myślach alchemiczka, chociaż wcale nie była do tego przekonana. Uznała, że przez bardzo osobiste podejście do tej sytuacji traci już zdrowy osąd sytuacji i to ostatecznie przeważyło, by posłuchać swojego ukochanego i wyjść. Poszła więc za nim po raz kolejny nerwowo poprawiając torbę na ramieniu i przygryzając lekko wargę. Mimo to w progu zawołała kurtuazyjnie “Do widzenia!”.
        Już na zewnątrz Sanaya przystanęła kawałeczek od wyjścia i wysłuchała propozycji Fenrira, patrząc się na niego jakby oczekiwała, że zaraz znajdzie on lek na wszystkie jej troski. Ona sama już nie miała żadnego pomysłu. Chyba powoli się poddawała, jednak sugestie smokołaka sprawiły, że znowu zaczęła myśleć i kombinować, szukać wyjścia z tej sytuacji.
        - Wiesz co, nie znam tej części miasta jakoś bardzo dobrze, ale przy porcie zawsze jest od groma sklepów i sklepików… A nie wiemy nawet, czy on faktycznie jest kupcem - dodała. - Tak naprawdę wiemy jak ma na imię, jaką fryzurę nosi i że pewnie ubiera się lepiej niż reszta. Nie, żeby rudy był jakimś bardzo popularnym kolorem włosów, ale jednak i tak niewiele nam to daje… Ale masz rację, warto się przejść i popytać - zapewniła, by nie wyszło, że tylko zrzędzi, bo jego sugestie nie były tak naprawdę złe i warto było się do nich zastosować.
        - Pomyślałam, że skoro chodzi do tej karczmy i jest tu codziennie, to pewnie mieszka niedaleko - zauważyła. - Czyli może ktoś jeszcze będzie go znał, kojarzył. Myślałam, by przejść się po najbliższej okolicy i popytać straganiarzy, sklepikarzy, wiesz, takich osób, które mogły go znać i widywać. A jeśli to nic nie da, może faktycznie będzie trzeba wrócić do Shana i pytać go o zdanie. Ych, naprawdę, co sobie przypomnę w co on nas wpakował, to podnosi mi się ciśnienie! - oświadczyła nie ukrywając irytacji. Nawet zacisnęła pięści ze złości, która całe szczęście szybko jej minęła.
        - Przepraszam - usprawiedliwiła się. - Nerwy mnie trochę ponoszą, przykro mi, że Shan wywinął mi taki numer. I że zadaje się z takimi typami! Naprawdę, kilka lat temu taki nie był, nie wiem co mu teraz odbiło... Ponad setka na karku a zachowuje się jak podlotek. Chyba będę musiała mu zrobić pogadankę wychowawczą jak to wszystko się skończy - uznała już znacznie pogodniejszym tonem. - Idziemy? Może zerkniemy do tamtego sklepiku?
        Alchemiczka wskazała małą piekarnię kawałek dalej i zaraz zaczęła iść w tamtym kierunku. W środku było ledwo miejsce na dwóch klientów, więc Sanaya uznała, że nie ma sensu ukrywać się ze swoimi zamiarami. Zaraz po przywitaniu zaczęła przesłuchanie.
        - Przepraszam, szukam pewnego mężczyzny, mieszka gdzieś tu w okolicy - zagaiła. - Ma na imię Mika, jest rudy i zaczesuje włosy do tyłu na pomadzie.
        - Nie znam - odpowiedział piekarz bez chwili zastanowienia, a gdy Sanaya dodatkowo podpowiedziała, że poszukiwany dobrze się ubiera, mężczyzna zaprzeczył tym gwałtowniej. Alchemiczka nie naciskała, tylko podziękowała i wyszła razem z Fenrirem.
        - To będzie długi dzień - westchnęła, idąc dalej tą samą uliczką.
Awatar użytkownika
Fenrir
Splatacz Snów
Posty: 371
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje: Wojownik , Najemnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Fenrir »

Wzrok, którym Sanaya patrzyła na niego przez chwilę po tym, jak wyszli z karczmy, sprawiał, że smokołak naprawdę chciał wiedzieć, gdzie ukrywa się marynarz z workiem, w którym znajdowała się też kasetka alchemiczki, żeby mogli ją odzyskać i przestać ścigać kogoś, kto wydaje się wyprzedzać ich o krok, ewentualnie kilka kroków. Niestety, nie posiadał takiej wiedzy, a oni zmuszeni byli do poszukiwań rudowłosego osobnika, który może im pomóc i liczyć na to, że uda im się go znaleźć, a on będzie chciał z nimi porozmawiać, jednak nie oznacza to, że na pewno będzie miał informacje, których potrzebują, a nawet jeśli, nie znaczy, że się z nimi tym podzieli.
        - Nawet jeśli nie jest kupcem, może rozpoznamy go w tłumie właśnie przez kolor jego włosów i ubiór — powiedział po chwili. Wydawało mu się, że łatwiej byłoby, gdyby tajemniczy jegomość okazał się kupcem, bo oznaczałoby to, że aktualnie powinien znajdować się przy swoim straganie albo w swoim sklepie.
        - Tak też możemy zrobić, bo ta teoria jest całkiem możliwa — zgodził się z nią. Z opisu tego osobnika mogło wynikać, że, nawet jeśli jest kupcem, to należał do tych, których stać na własny sklep, który przeważnie połączony jest z mieszkaniem znajdującym się na piętrze takiego budynku.
Uśmiechnął się, gdy wyobraził sobie, jak Sanaya robi pogadankę wychowawczą starszemu od siebie mężczyźnie. Później wizję tą zastąpiła taka, w której on sam jest uczestnikiem takiej rozmowy, jakby zamienił się miejscami z Shanem.
        - Chodźmy — powiedział, spoglądając w stronę sklepiku, który San wyznaczyła na pierwszy do sprawdzenia. Okazał się on niewielką piekarnią, chociaż to określenie mogłoby być złe, bo w środku wystarczało miejsca dla dwóch klientów. Rozmowę poprowadziła alchemiczka, jednak tutaj też zaczął wątpić w określenie jednego pytania i odpowiedzi rozmową.

        - Czyli, nie tylko ja tak sądzę? — zapytał, nie oczekując odpowiedzi ze strony San.
Szli w stronę kolejnego sklepu, gdy Fenrir spojrzał na alchemiczkę i wyglądało na to, że znowu miał zamiar coś zaproponować.
        - Może... jedno z nas uda się do Shana i zapyta go, czy zna tego Mikę, a jeśli tak, to czy wie, gdzie możemy go znaleźć? W tym czasie drugie będzie kontynuować chodzenie po sklepach i wypytywanie o rudowłosego mężczyznę. Co sądzisz o tym pomyśle? — Wydawało mu się, że tak będzie szybciej. Jeśli zgodziłaby się na to, musieliby oczywiście ustalić miejsce i czas spotkania, a później pomyśleć, co zrobić dalej. Najlepiej, gdyby propozycja zmiennokształtnego weszła w życie, a Shan wiedziałby, gdzie można znaleźć tego, którego aktualnie szukają.
Awatar użytkownika
Sanaya
Urzeczywistniający Marzenia
Posty: 598
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Alchemik , Badacz
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Sanaya »

        Riposta Fenrira na swój sposób rozbawiła Sanayę i poprawiła jej humor - alchemiczka spojrzała na smokołaka uśmiechając się szeroko, nim mina jej zrzedła przed przejściem do ustalania konkretnego planu działania. Mimo to nie odezwała się pierwsza, szła tylko u boku swego ukochanego pogrążona w myślach i w końcu to on przerwał panującą między nimi ciszę. Tai ułamek sekundy wcześniej podniosła na niego wzrok, słysząc charakterystyczny dźwięk głęboko nabieranego powietrza. Już gdy Fenrir mówił, alchemiczka zaczęła potakiwać głową na znak zgody.
        - Dobrze - zapewniła chwilę później, nawet z cieniem entuzjazmu w głosie. - To dobry pomysł, warto go wprowadzić w życie. Może ja pójdę do Shana? Lepiej znam te ulice, szybciej dotrę i wrócę. A ty możesz przeczesywać okolicę i może spotkamy się za godzinę czy dwie pod tą karczmą, gdzie przed chwilą byliśmy? Mnie godzina wystarczy by dojść stąd do warsztatu Shana i wrócić. I spotkajmy się nie w środku karczmy, tylko przed nią - doprecyzowała, by na koniec nie okazało się, że jedno będzie czekało na drugie, a tak naprawdę oboje będą na miejscu i dzielić ich będzie tylko drewniana ściana.
        - A gdybyś spotkał tego Mikę, to planujesz czekać na mnie zanim z nim porozmawiasz? - upewniła się. Ton jej wypowiedzi nie sugerował rozwiązania, które byłoby według niej bardziej pożądane, lecz nie postawiła Fenrira w niezręcznej sytuacji snucia domysłów. - Wydaje mi się, że możesz to załatwić sam, bo jeszcze on gdzieś w międzyczasie wyjdzie i znowu będziemy musieli go szukać. Ta kasetka jest mniej więcej taka. - Sanaya palcami wskazującymi pokazała najpierw odległość niecałej dłoni, a następnie stopy. - Nie za wysoka. Jest drewniana i na środku ma inkrustowaną jasną gwiazdkę. Ma zamek szyfrowy, co prawda dość prosty, ale mam nadzieję, że nikomu nie przyjdzie do głowy go rozbrajać... W razie czego szyfr to ciąg fi... 11235 - poprawiła się. - W środku są dokumenty i taki cieniutki notes, ale najważniejszy jest patent, on jest schowany do osobnej koperty. Słuchaj… Gdyby on nie chciał oddać mojej szkatułki po dobroci, to jestem w stanie zapłacić, by ją odzyskać - dodała na wszelki wypadek, by nie było wątpliwości, że jest w stanie zrobić naprawdę wiele byle tylko nie stracić swoich dokumentów. Spodziewała się przy tym, że to będzie potencjalne ekstremum trudności, no bo przecież nikt nie każe im się o nią bić ani wykonywać jakiś szalonych zadań.
        - No to idę - uznała, poprawiając po raz setny tego dnia torbę na ramieniu. - Powodzenia i do zobaczenia.
        Sanaya wsparła się na ramieniu Fenrira i pocałowała go na do widzenia, po czym obróciła się i poszła w kierunku pracowni Shana. Raz zerknęła przez ramię na smokołaka i w duchu życzyła mu powodzenia. Pomachała, jeśli i on na nią zerknął, a chwilę później już jej nie było - zniknęła gdzieś za jednym z wielu zakrętów wąskich uliczek Turmalii.

        Kilka minut później alchemiczka bez pukania weszła do zakładu tatuażysty, przyprawiając go w ten sposób w jednej chwili o stan przedzawałowy. Shan odetchnął i spojrzał na kartki, które wypadły mu z ręki - najwyraźniej próbował jakoś ogarnąć chaos, jaki nastał po porannej wizycie egzekutorów. Oczywiście niezbyt mu to szło, bo był bałaganiarzem z natury, zdołał jednak uporządkować farby, a połamane fragmenty mebli leżały już koło drzwi, gotowe do wyniesienia.
        - San...
        - Nie mam czasu - przerwała mu pospiesznie Sanaya. - Ale wiedz, że później sobie z tobą pogadam, oj pogadam. Znasz kogoś o imieniu Mika? Jest rudy i dobrze ubrany...
        - Mikael Saszkiawaland. - Tym razem to tatuażysta nie pozwolił jej dokończyć. - Ekhm, tak, znam...
        - To gdzie go znajdę? - drążyła alchemiczka, Shan spojrzał jednak na nią wzrokiem zbitego psa prosząc, by nie musiał odpowiadać.
Awatar użytkownika
Fenrir
Splatacz Snów
Posty: 371
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje: Wojownik , Najemnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Fenrir »

Spodziewał się, że będzie musiał przekonywać Sanayę do tego, żeby poszła do Shana i zapytała go o osobę, której szukają. Tymczasem, przyznała ona, że jest to dobry pomysł i nawet sama zaproponowała, że uda się do tatuażysty.
        - Poza tym, lepiej znasz samego Shana, co też może ułatwić zdobycie informacji, których potrzebujemy — odparł. Co prawda, mężczyzna wiedział przecież, że Fenrir jest z Sanayą, jednak smokołakowi wydawało się, że nie zmieniało to faktu, iż bardziej ufa on osobie, którą zna dłużej.
        - Jasne, za godzinę pod karczmą — powiedział, żeby dać do zrozumienia, że przyjął to do wiadomości. Alchemiczka nie musiała dodawać, że mają spotkać się przed karczmą, a nie w środku, bo on i tak czekałby na nią gdzieś niedaleko drzwi wejściowych do budynku, jednak nie przeszkadzało mu to, że doprecyzowała miejsce, w którym mają się spotkać.
        - Spokojnie, poradzę sobie. Na początku chciałem powiedzieć, że poczekam na ciebie, gdy już go znajdę, jednak jeśli tak stawiasz sprawę, to załatwię to sam. Jeśli go spotkam, będę w stanie zapłacić za to, żeby oddał kasetkę — zapewnił zmiennokształtny. Nie powiedział o tym San, jednak gdyby rudy mężczyzna sprawiał problemy z oddaniem własności alchemiczki i to mimo tego, że zostały mu zaproponowane za to pieniądze, Fenrir będzie w stanie użyć siły albo po prostu przemieni się na jego oczach w hybrydę i zwyczajnie go przestraszy. Dyplomacja i pieniądze nie są jedynymi sposobami na to, żeby coś zdobyć.
        - Wzajemnie — rzucił krótko, gdy Sanaya życzyła mu powodzenia. Uśmiechnął się, gdy na sam koniec pocałowała go, a gdy już odchodziła, pomachał jej, gdy ona chwilę wcześniej uczyniła ten sam gest w jego stronę.

Najpierw poszedł do budynku, który mieli odwiedzić w następnej kolejności po niewielkiej piekarni, jednak nie zrobili tego, bo sam rzucił pomysłem, którego skutkiem było to, że się rozdzielili. Właścicielka tego sklepu nie udzieliła mu żadnych informacji, chociaż wzrok, którym na niego patrzyła, zdradzał, aż za wiele. Smokołak nie dawał jej żadnych oznak zainteresowania, w końcu był już zajęty przez inną kobietę, która na pewno nie była mu obojętna, więc zdrada jej uczuć i zaufania byłaby ostatnią rzeczą, jaką powinien zrobić. Odwiedził jeszcze kilka sklepów i stoisk, jednak nie uzyskał tam potrzebnych informacji. Co prawda, niektórzy mówili mu, że znają osobę, którą opisywał, a jeden ze sprzedawców podał mu nawet pełne nazwisko rudowłosego, jednak nikt nie wiedział, gdzie można go teraz znaleźć. Właściwie, nie wiedzieli nawet, czy na pewno jest on kupcem, chociaż dwie lub trzy osoby zarzekały się, że tak właśnie jest. Prawdą było, że połowa z przepytanych przez Fenrira osób, robiła się bardziej rozmowna, gdy zobaczyła pieniądze w ręku smokołaka.
        - Dobrze, że moja sakiewka nadal jest pękata... - powiedział do siebie, gdy wychodził ze sklepu z biżuterią, który prowadził rudobrody, bardzo rozmowny krasnolud. Wydawało mu się, że gdyby porozmawiali zaledwie chwilę dłużej, to jegomość namówiłby go na to, żeby kupić coś ładnego dla Sanayi. Krasnolud musiał zauważyć, jak zmiennokształtny przygląda się biżuterii, której noszenie wskazane było dla płci pięknej i dlatego poruszył ten temat w trakcie ich rozmowy. Wydawało mu się, że powinien już iść w miejsce, w którym miał spotkać się z Sanayą, więc ruszył w drogę powrotną, w stronę karczmy, od której zaczęli swoje poszukiwania.
Awatar użytkownika
Sanaya
Urzeczywistniający Marzenia
Posty: 598
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Alchemik , Badacz
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Sanaya »

        - No? - ponaglała Sanaya, gdyż Shan wił się jak piskorz byle tylko nie musieć odpowiadać.
        - San, poważnie, nie możesz odpuścić? - spróbował jeszcze. - Wynagrodzę ci to, co było w tej kasetce…
        - Shan, oczadziałeś - parsknęła alchemiczka. - Tam był mój dorobek naukowy z ostatniego roku, świeżo nadany patent, notatki do nowych badań, listy wymieniane z innymi uczonymi, jak chcesz mi to wynagrodzić? No sam widzisz. Powiedz, gdzie znajdę tego Saszkiawalanda, bo jeśli mi nie powiesz, to sama go sobie znajdę, choćbym miała chodzić od drzwi do drzwi albo stać na rogu ulicy i nawoływać jak naganiacz z burdelu. Gadaj - dodała ostrym tonem.
        - Saszka to lichwiarz - westchnął w końcu zrezygnowany tatuażysta. - Ma niby kantor przy tej samej ulicy co urząd celny, ale głównie zajmuje się pożyczkami na drobne kwoty, dla prywatnych osób. Ale San, widziałaś, jacy ludzie u niego pracują, nie chcę, by zrobił ci krzywdę.
        - Nie zrobi - odpowiedziała z całą stanowczością alchemiczka. - Fenrir mnie obroni. Nie widziałeś go nigdy w akcji, ale ja tak i wiem, że przy nim jestem bezpieczna, nic mi się nie stanie. Jeśli cię to uspokoi, to nie powiem mu, że wiem o nim od ciebie. Tak się składa, że pierwszy raz to imię usłyszałam od karczmarza, najwyżej będzie na niego.
        Sanaya odsunęła się od stołu, o który się do tej pory opierała, a w jej gestach była stanowczość świadcząca o tym, że dla niej rozmowa była skończona. Nie byłaby jednak prawdziwą kobietą, gdyby na koniec nie dodała jeszcze kilku słów od siebie.
        - A ty Shan się ogarnij, bo naprawdę cię nie poznaję - oświadczyła. - Z jakimi ty się ludźmi zadajesz, poważnie, kiedyś byłeś inny. Przemyśl to sobie, a teraz wybacz, muszę iść.
        I wyszła nie czekając na to, co też mogłaby usłyszeć w odpowiedzi.


        Sanayi zdawało się, że przyszła o czasie pod karczmę, jednak Fenrir już na nią czekał. Gdy ich spojrzenia się spotkały, alchemiczka raźno przyspieszyła, a gdy już była przy swoim ukochanym, przywitała go buziakiem.
        - Jak poszukiwania, owocne? - zapytała, łapiąc go za dłoń i już powoli ruszając w kierunku następnego celu, jaki mieli przed sobą.
        - Ja coś wiem - pochwaliła się. - Ten mężczyzna nazywa się dokładnie Mikael Saszkiawaland i prowadzi kantor tu niedaleko. Ale to tylko przykrywka dla lichwy. Pewnie stąd miał tak skutecznych egzekutorów, podejrzewam też, że spotykali się w karczmie, by nikt nie łączył obu tych interesów: tego legalnego i tego mniej. Idziemy do niego?
        Pytanie było natury czysto retorycznej, gdyż alchemiczka już ciągnęła Fenrira w kierunku, który wskazał jej wcześniej Shan. Nie uszli jednak daleko, a ich oczom już ukazał się kantor, do którego zmierzali. Sanaya bez czekania i żadnych ustaleń weszła do środka jako pierwsza, tak bardzo śpieszyło jej się, by odzyskać swoje rzeczy. W środku para napotkała typowe wnętrze kantoru: puste, wręcz ascetyczne, z zakratowaną ladą, za którą siedział młody subiekt w białej koszuli z czerwonymi zarękawkami. Miał on niestety krótkie brązowe włosy, lecz to Sanayi nie zniechęciło.
        - Przepraszam, szukamy Mikaela Saszkwialanda - odezwała się bardzo miłym tonem.
        - Państwo umówieni? - Chłopak był wyraźnie zaskoczony tym, że ktoś chce rozmawiać z jego szefem.
        - Nie, ale przyszliśmy w interesach - odpowiedziała bez zastanowienia alchemiczka.
        - Ach… Moment, sprawdzę, czy szef jest w biurze. Jest pora obiadowa, rozumieją państwo…
        Subiekt poszedł na zaplecze, gdzie zmarnotrawił chwilę czasu. Gdy wrócił, uśmiechnął się w przepraszający sposób, jasno sugerujący jakie ma dla nich wieści.
        - Proszę o wybaczenie, szefa nie ma teraz w biurze, proszę spróbować później.
        I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby do uszu kogoś o dobrym słuchu nie dotarło wypowiedziane chwilę wcześniej bardzo lekceważącym tonem "spław ich".
Awatar użytkownika
Fenrir
Splatacz Snów
Posty: 371
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje: Wojownik , Najemnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Fenrir »

Nie musiał długo stać pod karczmą, gdzie umówił się z Sanayą, bo chwilę po tym, jak stanął sobie w odpowiednim według niego miejscu, mógł zobaczyć alchemiczkę zmierzającą w jego kierunku. Wyszedł jej naprzeciw gdy miał już całkowitą pewność, że to ona, dlatego spotkali się nie pod karczmą, a niedaleko tego budynku.
        - Dowiedziałem się, że osoba, której szukamy to Mikael Saszkiawaland. Niektórzy mówili, że jest on kupcem, jednak znalazłem też osoby, które zarzekały się, że tak nie jest. Poza tym krasnolud będący właścicielem sklepu z biżuterią była tak bardzo rozmowny, że jeszcze chwila i kupiłbym coś u niego i możliwe, że później mógłbym żałować tego zakupu — powiedział po tym, jak przywitali się, a San zaczęła ciągnąć go za rękę w miejsce, którego położenie znała wyłącznie ona. Może zaraz powie mu, gdzie teraz zmierzają.
        - Poza tym, dzięki pewnej sprzedawczyni dowiedziałem się też, że jest więcej kobiet, które nie zwracają większej uwagi na smoczą łapę — dodał, zanim odezwała się San, i odruchowo spojrzał na swoją prawą rękę, która, w większości, pokryta była łuskowatym pancerzem. Powiedział to bardziej w ramach jakiegoś żartu, więc alchemiczka mogła mieć pewność, że nie ma co obawiać się tego, że Fenrir nawet pomyślał o tym, żeby wdać się w dłuższą rozmowę z kobietą, o której wspomniał.
        - Na to wygląda — odparł, odpowiadając tym samym na pytanie, które zadała, chociaż i tak nie było to potrzebne. Uśmiechnął się też lekko.

Dotarli do kantoru, o którym wcześniej wspomniała i weszli do środka. Miał nadzieję, że okaże się, iż Mikael znajduje się w środku i nie będą musieli szukać go dalej. Oczywiście, nie spodziewał się, że rudowłosy osobiście będzie obsługiwał klientów, przynajmniej jeśli chodzi o "legalną" część jego działalności.
Za zakratowaną ladą siedział młody chłopak, a to oznaczało, że przypuszczenia smokołaka była prawdziwe. Nie zmieniało to jednak tego, że w środku cały czas miał nadzieję, iż dowiedzą się, że Saszkiawaland jest w tym budynku i znajduje się w innym pomieszczeniu, w swoim biurze albo coś. Sanaya ponownie przejęła rolę osoby, która będzie rozmawiać. Po krótkiej wymianie zdań chłopak poszedł sprawdzić, czy jego szef jest w biurze, a gdy wrócił, okazało się, że tak nie jest. Może oboje uwierzyliby mu w to, jednak uszy Fenrira wyłapały wcześniej głos z pomieszczenia, do którego udał się młody.
        - Kłamie. Mikael jest w biurze — powiedział do alchemiczki, nawet nie patrząc na, najpewniej zaskoczonego, młodzieńca. Zmiennokształtny dostrzegł drzwi, które powinny doprowadzić ich tam, gdzie wcześniej poszedł subiekt. Ruszył w ich stronę.

Nie wiedział, czy drzwi były otwarte, czy zamknięte na klucz, bo i tak ustąpiły pod naciskiem ze strony smokołaka. Wszedł do środka, tym razem nie przepuszczając kobiety w drzwiach.
        - Mamy ze sobą do pogadania — powiedział do rudowłosego mężczyzny. Jeśli ten próbowałby w jakikolwiek sposób uciec, Fenrir doskoczy do niego i zatrzyma go. Brakowałoby tylko tego, żeby jego też musieli gonić.
Awatar użytkownika
Sanaya
Urzeczywistniający Marzenia
Posty: 598
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Alchemik , Badacz
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Sanaya »

        Sanaya wiedziała, że Fenrir wspomniał o przychylnej mu sprzedawczyni w ramach żartu, a nie po to by się przechwalać czy robić jej na złość, lecz nie zamierzała puścić tego mimo uszu. Wszak gdyby tak beztrosko zbywała tego typu zaczepki mógłby pomyśleć, że jej na nim nie zależy. Z drugiej strony nie należała do osób złośliwych, więc smokołak od razu mógł poznać, że alchemiczka tak naprawdę nie jest zła, tylko się droczy. By więc okazać mu swoją zazdrość spojrzała na niego podejrzliwie, dla lepszego efektu nawet mrużąc lekko oczy. W zaborczym geście przykleiła się do jego ramienia, jakby chciała pokazać wszystkim kobietom na ulicy, że to JEJ mężczyzna i niech nawet o nim nie marzą.
        - Masz zakaz zaglądania do tamtego sklepu - oświadczyła bardzo poważnym tonem, po czym już nie wytrzymała i zaśmiała się. Pocałowała Fenrira w policzek na znak, że koniec udawanego focha.


        Będąc już w lombardzie Sanaya na wieść o tym, że Mikaela nie ma, nie zamierzała wcale wyjść, planowała raczej poczekać aż on wróci - w końcu to był ich jedyny trop. Ona nie miała tak dobrego słuchu jak Fenrir, była wręcz lekko przygłucha, więc nie dotarły do niej wypowiedziane na zapleczu słowa. Dlatego też słowa smokołaka niezwykle ją zaskoczyły i z początku była w stanie jedynie gapić się na niego bez ruchu. To “kłamie” było dla niej bardzo zaskakujące - skąd mógł wiedzieć? A może strzelał? A może…
        - Czekaj! - zwróciła się do Fenrira, gdy ten ruszył w kierunku drzwi do pokoju kierownika. Zaraz sama podążyła za nim, wymieniając z subiektem zaskoczone spojrzenia. Chłopak próbował jeszcze oponować, że tam nie wolno wchodzić, gdy jednak dostrzegł, że najemnik bez większego problemu wyłamał zasuwkę trzymającą drzwi, zamarł z szeroko otwartymi oczami i ustami.
        Biuro właściciela kantoru było urządzone z prawdziwą klasą, ale bez przesadnego przepychu. Schludne szafeczki do katalogowania, skrytki i sejfy schowane w dyskretnych drewnianych obudowach, biurko, na którym panował nieskazitelny porządek. Na tle tego wszystkiego Mikael wyglądał troszkę nie na miejscu. Sanaya ledwo powstrzymywała się od śmiechu, gdy zobaczyła z jak przekoloryzowaną osobą ma do czynienia. Saszkiawaland był taki jak go opisali - rudowłosy i elegancko ubrany, lecz nie mógł się przy tym poszczycić gustem w kwestii doboru kolorów. Jego zaczesana na pomadzie czupryna miała intensywną barwę młodej marchwi, pociągła twarz należała do tych bladych, a oczy wodnistych, niebieskich. Ktoś o takiej urodzie powinien skupić się na stonowanych barwach ziemi - brązie, szarościach. A tymczasem Saszkiawaland miał na sobie spodnie i garniturową kamizelkę w intensywnej barwie szmaragdu, a pod to limonkową koszulę. Wszelkie guziki, łańcuszki i sprzączki wykonano z wypolerowanego na wysoki połysk złota. Lichwiarz wyglądał jak skrzat z bajki dla dzieci, który pilnuje garnca złota.
        - Ależ skąd te nerwy - zaczął łagodnym, uprzejmym tonem osoby, której już nieraz grożono i na której już dawno przestało to robić jakiekolwiek wrażenie. - My się w ogóle znamy? Może mnie pan z kimś pomylił?
        - Mikael Saszkwialand - wtrąciła się natychmiast Sanaya, wychodząc przed Fenrira. - To chyba dobry adres?
        - Owszem. A panienka…?
        - Sanaya Tai - przedstawiła się alchemiczka, nie uznając, by zdradzanie swej tożsamości mogło jej zaszkodzić. - Jesteśmy tu, bo jeden z pańskich ludzi zabrał coś co należy do mnie.
        - Coś takiego! - oburzył się Saszkwialand, po czym uderzył otwartą dłonią w biurko i wstał. - Hansi! Chodź tu natychmiast, coś ty najlepszego narobił!?
        - Nie, nie, to nie on! - przerwała zaraz Sanaya, w porę dostrzegając, że Mika mylnie wziął za winowajcę bogu ducha winnego subiekta. - Ci, którzy egzekwują dla ciebie długi. Byli u mojego przyjaciela, Shana, i regulując jego należność przez przypadek zabrali coś, co należy do mnie.
        - Niemożliwe - odpowiedział lichwiarz o wiele mniej uprzejmym tonem niż dotychczas. - W moim kantorze wszystko chodzi jak na musztrze, nie ma mowy by takie sytuacje mogły mieć miejsce, jestem porządnym obywatelem.
        - A jednak. Proszę mnie zrozumieć, to kasetka z notatkami, która nie przyda się nikomu oprócz mnie, nie ma żadnej wartości materialnej.
        - Nie mam nic takiego - oburzył się rudowłosy. - Proszę natychmiast stąd wyjść nim wezwę straż.
        Mikael dyskretnie spojrzał w bok, na wejście na zaplecze kantoru, gdzie przez otwarte drzwi do środka weszło dwóch mocarnie zbudowanych typów, którzy pewnie dorabiali sobie w rzeźni, skręcając gołymi rękami karki bykom. Mężczyźni nic nie zrobili, jedynie stanęli tuż za progiem i tak stali, roztaczając wokół siebie atmosferę niewypowiedzianej groźby.
Zablokowany

Wróć do „Turmalia”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości