Rapsodia[w mieście] Niewyjawione tajemnice

Mówi się o niej Miasto Elfów. Owe osiedle nie zostało jednak założone przez elfy, a przez ludzi, pierwszym jego królem był człowiek, niestety jego dość niefortunne rządy doprowadziły do konfliktu pomiędzy władzą a ludem, wtedy to władzę obijał pierwszy elfi król, od tego czasu co raz więcej efów zaczęło przybywać do miasta, mimo, że oddalone o wiele dni drogi od głównych elfich osiedli ściągało do niego mnóstwo elfich braci, a zwłaszcza tkaczy zaklęć. Miasto położone nad legendarnymi wodospadami, w pięknej i... magicznej okolicy nie mogło zostać nie zauważone przez magów, czarodziejów i elfich tkaczy zaklęć...
Satoria
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 66
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: przemieniona
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Satoria »

W spokoju wysłuchała historii opowiadanej przez Jona.
– Co do tego ostatniego, to jestem pewna – skomentowała ze śmiechem. – Szczerze mówiąc, to spodziewałam się historii mniej więcej tego typu. Owszem, zachowanie paladynów było przynajmniej… niecodzienne, ale podejrzewam, że mieli specyficzną misję do wykonania i nie mogli pozwolić sobie na walkę z tobą, a potem po prostu zapomnieli. Albo po prostu nie mogli cię znaleźć – powiedziała i wstała od stołu, podnosząc jeszcze swoją torbę. – Pójdę na górę, żeby powoli zająć się przygotowaniami do wyjazdu.
Jednak nie poszła bezpośrednio w stronę schodów - najpierw skierowała się w stronę jednej z krzątającej się po sali pracownic.
– Mogę liczyć na posiłek za półtorej godziny do mojego pokoju? Ryba, ryż, jakieś warzywa, coś takiego.
– A w którym pani nocuje?
– Na piętrze, ostatnie pomieszczenie po prawej.
– Dodać do jedzenia jakiś trunek?
– Nic z alkoholem. Przegotowana woda albo herbata, coś takiego byłoby najlepsze.
– Dobrze. Za półtorej godziny wszystko będzie u pani.
– Dziękuję.
Zanim zaczęła iść na górę, zmieniła się miejscami z Satorią. Teraz, kiedy była na nogach, a krew szybciej krażyła po jej ciele, czuła, że jej ruchy są już mniej skoordynowane. Jak na razie nie było to nic wielkiego, ale wcześniejsze sposób poruszania się, tak pełen całkowitej pewności, powoli odchodził w niepamięć.
Kiedy była już w wynajętym pomieszczeniu, westchnęła cicho. W myślach dziękowała Tepali, iż ta nie wypiła wiele więcej, a w dodatku raczyła się trunkiem w taki sposób, iż ten za bardzo na nią nie wpłynął - a już na pewno nie na początku. Wino musiało być mocne, bo w końcu znacznie masywniejszemu od niej piekielnemu weszło do głowy całkiem szybko.
Odłożyła torbę, odpasała swoje szable, a potem usiadała na łóżku, przecierając twarz rękoma. Dwa dni z małą ilością snu i wypite wino poskutkowały zmęczeniem oraz ochotą na to, aby położyć się na łóżku i kompletnie odpuścić sobie przytomność na najbliższe kilka, a najlepiej kilkanaście godzin. Teoretycznie miała jeszcze czas jutro, ale wolała nie odkładać na później takich spraw.
Przezwyciężając całą niechęć, wyjęła z torby osełkę, a następnie wysunęła jedną z szabel - Ciszę - z pochwy i zaczęła powoli ostrzyć głownię. Po chwili wykonywała już mechaniczne ruchy niemalże w pełni automatycznie, przy okazji pozwalając skupić myśli na czymś zupełnie innym.
Zastanawiał ją dzisiejszy dzień. Próbowała oszacować, ile czasu sekcie zajmie, aby znaleźć przeprowadzoną transakcję. Podejrzewała, że nie zorientują się od razu - jubilerka musi jeszcze przekazać kwit dalej, co uda jej się zrobić najwcześniej chyba dopiero jutro, co dawało jej całkiem spory margines błędu na ucieczkę.
Ale zdawała sobie sprawę z faktu, iż jeśli tylko gdzieś popełniła błąd, jeśli w którymś miejscu powinęła się jej noga, to właśnie wokół niej może zamykać się kocioł. Poza tym, nie była pewna, na jakim etapie są anioły - czy zorientowały się, co stało się na polanie, czy może jeszcze nie rozszyfrowały tej zagadki? Niezmiernie trudno było jej to ocenić.

Prawda przedstawiała się tak, że potrzebowała odpoczynku. Nawet nie tego fizycznego - bo w takim stanie mogłaby spokojnie pociągnąć jeszcze parę ładnych dni - ale mentalnego. Jak na razie strach mieszał się w niej z niepokojem, a wszystko przeplatane było z dużą dozą męczącej nieufności wobec wszystkiego. Idealny przykładem tego, co takie warunki potrafią z nią zrobić była sytuacja w górach - mimo, iż wymuszona magią, nie była jedyną tego rodzaju podczas jej życia, od kiedy tylko przeszła przemianę. Nie mogła powiedzieć, że zdarzały się często, ale za każdym razem kończyły się ucieczką od cywilizacji i społeczeństwa na długi czas.
Z miłą chęcią przywołałaby skrzydła, wzbiła wysoko w powietrze i dała ponieść się przyjemności z lotu, przy okazji rozkoszując się lodowatym powietrzem na swojej skórze, ale pogoda do takich akrobacji była co najmniej niesprzynająca - mgła skutecznie ograniczała widoczność. Nie wspominała już o tym, że drobinki wody zawilgociłyby pióra, bo nigdy jej to nie przeszkadzało, ale…
Zatrzymała na chwilę tok myśli, znajdując w nich coś niespodziewanego. Chwilę jeszcze obracała ten koncept, próbując zrozumieć, jak do licha nie zauważyła go wcześniej, lecz bez sukcesów.
Znasz więc odpowiedź na przynajmniej jedno pytanie – rzuciła nieumarła, gdy ręce przemienionej z nową energią i pieczołowitością zajęły się pielęgnacją ostrza.
Awatar użytkownika
Jon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje: Wojownik , Mag , Łowca
Kontakt:

Post autor: Jon »

Skinął głową, gdy Satoria powiedziała, że uda się do swojego pokoju, aby zająć się przygotowania do opuszczenia miasta. On postanowił zostać przy stole, skończyć jeść i wypić wino, które zostało w kubku. Nie zajęło mu to wiele czasu, a gdy skończył, poprosił gospodarza o to, aby napełnił jego kubek wodą. Wypił to za jednym razem i wyszedł z karczmy.

Gęsta mgła skutecznie utrudniała widoczność, a także zasłaniała niebo, co powodowało, że trudno było określić porę dnia. Jon wszedł w mgłę, przy okazji zapamiętując drogą, którą idzie, aby później nie mieć problemów z powrotem. Mgła sama w sobie wyglądała normalnie, jednak była gęściejsza niż normalna mgła, a poza tym roztaczała wokół siebie tak jakby, magiczną aurę tajemniczości. Ciekawiło go, czy nad Łzami Rapsodii również rozciąga się mgła. Wydawało mu się, że wodospady wyglądają zjawiskowo z mgłą, która je otacza. Co prawda, mógłby to sprawdzić poprzez wzniesienie się ponad mgłę, dzięki swoim skrzydłom, jednak latanie we mgle nigdy nie było dobrym pomysłem, więc postanowił tego nie robić.
Pewna, mała część jego osobowości liczyła na to, że na jego drodze stanie grupka rzezimieszków, którzy będą chcieli sprawić, że jego sakiewka stanie się lżejsza albo zniknie, wtedy sprzeciwiłby im się i zaczęłaby się walka, którą wygrałby łowca dusz. Miał nad nimi przewagę wyszkolenia, doświadczenia i wieku, poza tym podejrzewał, że ludzie ich pokroju nie potrafią czytać aur i nie mają błogosławionej broni, a ze względu na miejskie warunki, nie noszą ze sobą łuków albo kusz. Piekielny nie mógł wiedzieć, że niedługo miało spełnić się to, na co liczyła mniejsza część jego osobowości.

Przechodził przez skrzyżowanie, a przynajmniej wydawało mu się, że jest to skrzyżowanie. Zauważył, że z lewej i prawej wychodzi po dwóch ludzi, a naprzeciw niego idzie kolejny. Szybko domyślił się, o co chodzi i co się niedługo stanie.
        - Nie interesuje mnie dobrowolne oddanie wam pieniędzy, więc przejdźmy od razu do momentu, w którym rzucacie się na mnie z bronią, a ja kończę wasze marne żywoty... Chyba że chociaż raz wykażecie się myśleniem i mnie nie zaatakujecie, wtedy pójdziemy w swoje strony i nikt nie ucierpi — powiedział dość głośno, aby mieć pewność, że usłyszała go cała piątka.
Zaatakowali go, więc wyglądało na to, że chęć wzbogacenia się przełożyli nad obawę o własne życie. Pierwszy skończył bez ręki, którą Jon uciął mu, gdy wyciągał miecz z pochwy, bo od razu wykonał nim cięcie z dołu. Przeciwnik zatoczył się pod najbliższą ścianę i osunął się na ziemię. Piekielny wykonał unik, później następny i dwa cięcia, które zabiły dwóch bandytów. Następnie zablokował ostrze miecza swym własnym i kopnął przeciwnika w brzuch, tak że ten został odepchnięty do tyłu, a Jon podbiegł do niego i zatopił ostrze Pustoszyciela w jego klatce piersiowej.
        - Ostrzegałem, że zaatakowanie mnie nie skończy się dla was dobrze... - powiedział do przywódcy tej grupy, który jako jedyny pozostał przy życiu. Bandyta próbował się bronić, jednak nic mu to nie dało, najpierw został pozbawiony dłoni, w której trzymał miecz, a później pozbawiony życia, gdy ostrze magicznej broni piekielnego, przebiło na wylot miejsce, w którym znajdowało się serce tego człowieka.

        - Nawet nie musiałem używać magii, a władze tego miasta nie powinny mieć problemu, z tym że ktoś się obronił i zabił grupę przestępców... - powiedział sam do siebie. Wiedział, że bandyta bez ręki nadal żył, jednak wątpił w to, że uda mu się stąd uciec albo dotrzeć do miejsca, w którym uzyskałby pomoc. Wykrwawi się tutaj albo w pobliżu tej uliczki.
Oczywiście, gdy ktoś znajdzie ciała we mgle albo już po tym, jak mgła opadnie, informacje na ten temat rozniosą się dość szybko po całym mieście, jednak Jon nie przejmował się tym... Postanowił, że wróci do gospody i swojego pokoju, więc wybrał się w drogę powrotną. Mgła była gęsta i ograniczała widoczność, więc łatwo było się w niej ukryć i dzięki temu bandyta z kuszą, który obserwował całe starcie, mógł bez problemu podążać za Jonem, czyli osobą, która zabiła jego towarzyszy. Mgła sama w sobie powodowała, że miało się wrażenie, iż ktoś cię śledzi, więc Jon nie przejmował się tym i spokojnie szedł w stronę gospody. Gdyby tylko zaufał temu ostrzeżeniu i obejrzał się za siebie...
Był już niedaleko budynku, w którym wynajął pokój, a przynajmniej tak mu się wydawało. Śledzący go osobnik, nałożył bełt na cięciwę kuszy i wymierzył przed siebie, w tym samym czasie zaczął iść szybciej, wolał widzieć swój cel, zanim wystrzeli. Łowca dusz za późno zorientował się, że ktoś go śledzi i odwrócił się w momencie, w którym mężczyzna wystrzelił z kuszy.
        - To za moich towarzyszy! - rozległ się krzyk we mgle, głos należał do osobnika, który wystrzelił w jego stronę.
Jon spróbował uniknąć, jednak nie udało mu się to, a bełt przebił napierśnik i wbił się w bok piekielnego, który wykonał kilka szybkich gestów dłonią, co sprawiło, że serce strzelca wybuchło w jego klatce piersiowej i zabiło go od razu. Zaskoczyło go to, nie tylko to, że uliczny bandyta miał kuszę, lecz także to, że śledził go niemalże pod drzwi gospody i odważył się strzelić. Co prawda, przepłacił za to życiem, jednak udało mu się trafić.

Łowca wszedł do gospody, trzymając się za bok. Między jego placami zaczęła być widoczna krew, oprócz bełta nadal sterczącego z jego boku. Gospodarz spojrzał na niego zaskoczonym wzrokiem, jednak nie powiedział niczego, bo piekielny udał się od razu na górę. Żałował, że zostawił torbę w pokoju i nie wziął jej ze sobą. Wiedział, że jego rany zregenerują się, jednak trochę to potrwa, a najpierw było trzeba wyciągnąć bełt i opatrzyć ranę. Jon szedł w stronę pokoju, miał wrażenie, że idzie coraz wolniej. Przed samymi drzwiami padł zdrowym bokiem na podłogę, co sprawiło, że w całej gospodzie rozległ się huk.
        - Cholera... - powiedział sam do siebie. Rana była poważniejsza, niż przypuszczał.
Podczołgam się pod drzwi pokoju, który wynajmowała Satoria. Zastukał w drzwi i stracił przytomność.
Satoria
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 66
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: przemieniona
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Satoria »

Jej spokój nie trwał długo - kiedy zaczęła pielęgnować Spokój, coś huknęło, a potem ktoś zastukał do drzwi. Przemieniona, cierpliwsza od wampirzycy, ale nie posiadająca charakteru kokietki poprzysięgła sobie, że jeśli pijany piekielny przyszedł ją odwiedzić, to w najlepszym przypadku będzie dla niego niemiła. Wstała, odkładając ostrze i otworzyła drzwi. A raczej tylko nacisnęła klamkę, pod pod naciskiem bezwładnego ciała rzeczonego; na korytarzu ciągnęła się długa smuga krwi, a z boku Jona wystawał pocisk. Satoria nie wiedziała, czy to był bełt, czy wbita tak głęboko strzała, ale miała nadzieję, iż to to pierwsze - gdyby ktoś miał w mieście strzelać z łuku, to najpewniej byłby to strażnik, a wtedy mężczyzna nie uszedłby z taką raną, bo zostałby złapany.
Mocno pomagając sobie magią przestrzeni, kobieta wciągnęła go wgłąb pokoju i ułożyła na podłodze tak, aby nie pogarszać rany, a potem odpięła od boków napierśnik. Jednak zanim zdjęła metalową osłonę, nie mając czasu na przeszukiwanie torby szybkim zaklęciem stworzyła nóż i przecięła sporą część promienia, umożliwiając rozebranie piekielnego.
Rana nie wyglądała czysto; mężczyzna miał rozerwaną sporą część boku - najprawdopodobniej obracał się, kiedy został trafiony - poza tym, o ile rudowłosa była w stanie ocenić po poszarpanych brzegach, grot był haczykowaty i poczynił spore spustoczenie w ciele jej towarzysza.
Podejrzenia te potwierdziły się chwilę później, gdy przemieniona delikatnie spróbowała wyjąć pocisk za pozostałość po skróconym promieniu - metalowa końcówka bez dwóch zdań była zaczepiona. Mogła tylko liczyć, iż Jon nie miał uszkodzonych narządów wewnętrznych.
Skupiając się na nim, spróbowała wyczuć jego stan za pomocą magii życia. Z szybkiego rekonesansu wynikało, że bełt nie wbił się zbyt głęboko, najprawdopodobniej mocno wyhamowany przez zbroję. Zebrała całą swoją uwagą, szacując jego kształt, a po chwili przeniosła go w swoją dłoń. Na metalu gdzieniegdzie przyczepione były kawałki tkanki, ale to było najlepsze, co mogła mu zaoferować - a z tego co podejrzewała, była jedyną osobą która mogła mu pomóc w dość dużej okolicy.
Zająwszy się tym aspektem, przywołała kolejne przedmioty - igłę i nici. Błyskawicznie zaczęła nawlekać dratwę.
W tym samym momencie do jej drzwi ktoś znów zapukał. Uznając, że nie może być już wiele gorzej, zawołała przez zaciśnięte zęby, a potem zabrała się do szycia.
– Wejść!
W korytarzu stał karczmarz z jakimś kapłanem, który trzymał podejrzanie wyglądająco zawiniątko. Obydwaj byli mocno zdyszani, widać, że przebiegli niemały dystans, żeby pomóc w potrzebie. Nie zwracała na nich dłużej uwagi, tylko zabrała się do roboty - żywa istota wykrwawiała jej się na podłodze i mimo tego, że parkiet nie był jej, aktualnie za wszelką cenę starała się pomóc.
Dla nich, widok pozornie pozbawionej emocji filigranowej piękności upapranej krwią był najwyraźniej uspokający - podeszli szybko, aby zobaczyć co się dzieje i ocenić, czy aby na pewno nie czyni klientowi nic gorszego, co się dotychczas wydarzyło, ale nabrawszy takiej pewności, westchnęli z ulgą. Duchowny nawet zaczął obserwować jak metodycznie zamyka ranę, zmniejszając obszar krwawienia.
Zakończywszy szycie, znów położyła ręce na ciele Jona i zaczęła wsłuchiwać się w rytm życia, które w nim było. Nie znalazła żadnych anomalii, więc jeśli bełt nie był zatruty, to jego życiu nic nie zagrażało.
– Pomóżcie przenieść mi go na łóżko - rzuciła do obecnej dwójki, wskazując na swojego towarzysza. – Tam będzie mu chyba znacznie wygodniej, nie sądzicie?
– Dobra robota – powiedział kaznodzieja, gdy piekielny leżał już komfortowo. Owszem, jak na razie, bez przytomności nie sprawiało mu to żadnej różnicy, ale kobieta była pewna, że doceni to w momencie, w którym wróci do siebie.

Rozmowa trwała jeszcze chwilę, ale właściciel i sprowadzony przez niego mężczyzna szybko zniechęcili się zdawkowymi odpowiedziami Satorii. Klecha dał jej jeszcze kilka wskazówek co do tego, w jaki sposób obchodzić się z takimi ranami, przekazał kilka maści, zabrał ze sobą kilka srebrnych i na powrót do pokoju wróciła cisza, mącona tylko przez dodatkowy oddech.
Tym razem to przemieniona westchnęła i - z braku lepszego zajęcia, wróciła do tego, co robiła przed całym tym niespodziewanym zdarzeniem - ostrzenia.
Jak myślisz, kto go zaatakował?
To na pewno nie były anioły. One nie używają kusz.
Co racja, to racja. Sekta?
Już dawno przeszli przez fazę „ostrzegamy, że zabijemy”…
…oni od razu zjawiliby się tutaj, u nas, zamiast atakować pozornie przypadkową osobę na ulicy.
Sugerujecie, że akurat teraz, spotkał przypadkowych rzezimieszków? Akurat niedługo po tym…
Tak – przerwała jej myśl wampirzyca.
Ja, mimo wszystko zachowam szczególną ostrożność. I was też o to proszę, w razie czego.
Skoro o to prosisz… Możesz jeszcze na chwilę oddać mi kontrolę?
No dobrze – odpowiedziała przemieniona, nieco zdziwiona.
Tepala wstała z podłogi i odłożyła wszystko. Na powierzchni kałuży, krew była już zakrzepnięta, ale przebijając tę skorupę palcem, zanurzyła opuszki w życiodajnej cieczy. Wzięła głęboki oddech, próbując wyczuć całość bukietu, nawet mimo tego, iż od czasu przemiany jeszcze nigdy jej się to nie udało. Jako wampirzyca byłaby w stanie określić mocno przybliżony wiek, rasę, ubiór, poziom zmęczenia i nastrój po samym zapachu krwi, ale utraciwszy swoje ciało, utraciła tę zdolność. Na szczęście nie była to utrata całkowita - czasem w takich sytuacjach udawało jej się wyczuć nieco więcej. Potem, powtórzyła cały zabieg z posoką, która zebrała się na klindzie miecza piekielnego. W tym najbardziej przeszadzał jej fakt, iż ostrze emanowało silną magią, wcześniej, z większej odległości całkowicie niewyczuwalną.
Po długiej chwili jedyne co udało jej się wyczuć, to to, iż krew na broni nie należała do Jona, ale to było raczej oczywiste.
Dzięki, to chyba wszystko – powiedziała, na powrót wycofując się i oddając front Satorii. Ta po raz trzeci wróciła do osełki, biorąc do ręki Spokój. Zaraz po tym w pomieszczeniu rozległ się specyficzny odgłos.

Następnie, uporządkowała wszystko to, co trzymała w sakwie. Zajęło jej to ponad dwie godziny, po których słońce już dawno przebyło południe, a teraz chyliło się ku zachodowi.
Tym razem nie mogła już się powstrzymać - ziewnęła przeciągle, przy okazji się rozciągając. Chwytała ją coraz silniejsza ochota na sen, ale postanowiła jeszcze umyć się, zanim się położy. Zdając sobie sprawę, że takie coś może być później kłopotliwe, stworzyła balię, do której skrzętnie weszła i ułożyła się wygodnie.
Gorąca woda, zmęczenie i alkohol płynący w żyłach najpierw szybko ją rozleniwiły, a potem ułożyły do snu.
Awatar użytkownika
Jon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje: Wojownik , Mag , Łowca
Kontakt:

Post autor: Jon »

Był nieprzytomny, jednak zdarzały się chwile, w którym odzyskał przytomność na sekundę lub dwie, jakby jego ciało próbowało się obudzić i zmusić do działania, jednak rana skutecznie to uniemożliwiała.
Pierwszy taki przebłysk pojawił się nie tak długo po tym, jak padł na podłogę, bo wtedy, gdy został wniesiony do pokoju Satorii, a przynajmniej tak mu się wydawało, że właśnie tam, bo pamiętał tylko tyle, że zastukał w jej drzwi, a później nastała ciemność.

Drugi raz odzyskał przytomność, gdy leżał już na łóżku. Nie czuł bełtu sterczącego z boku jego ciała, więc wyglądało na to, że ktoś się nim zajął i miał nadzieję, że była to rudowłosa. Słyszał też jakąś rozmowę, lecz zanim zdążył się w nie wsłuchać i stwierdzić, do kogo należą głosy, ponownie zamknął oczy. Czuł, że rana była opatrzona i zaszyta, a jego ciało, powoli, zaczynało się regenerować.

Trzeci i ostatni raz, obudził się już na dobre, znaczy... nie stracił przytomności chwilę po tym, jak otworzył oczy. Wziął dość głęboki wdech, przez chwilę trzymał powietrze w płucach i wypuścił je. Szybko spostrzegł, że od pasa w górę nie miał na sobie żadnego ubrania, więc postanowił przyjrzeć się opatrzonej ranie. Była bardzo dobrze opatrzona i zszyta. Jego ciało zregeneruje się i wtedy bez problemu będzie można wyciągnąć szwy. Rana powinna się zagoić w ciągu kilku godzin, maksymalnie jednego dnia, w tym czasie Jon musi na siebie uważać, aby, przypadkowo, nie zerwać szwów i sprawić tym, iż jego bok zacznie krwawić.
Dopiero teraz, powoli, usiadł na łóżku i rozejrzał się po pokoju, w którym się znajdował. Zauważył balię, w której leżała Satoria. Kobieta leżała tyłem do niego, tylko jej głowa i rude włosy, które sięgały, aż do podłogi, wstawały z balii. Wydawało mu się, że przemieniona po prostu tam zasnęła. Uśmiechnął się, bo przyszedł mu do głowy pewien pomysł, chociaż, gdy pomyślał o konsekwencjach tego, to mogą być one dla niego bolesne, jednak jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to nic mu się nie stanie. Nic poważnego. Chyba.

Powoli wstał z łóżka. Rana na boku odezwała się lekkim bólem, mimo iż wcześniej już się nią ktoś zajął. Zaczął powoli i ostrożnie iść w stronę balii, w której leżała Satoria. Skradał się, chociaż teraz robił to uważniej niż zawsze, żeby mieć pewność, że nie zostanie usłyszany przez przemienioną. Jego celem nie było podglądanie śpiącej rudowłosej w balii, mimo że było to dość kuszące. Podkradł się w jej pobliże i przykucnął za jej plecami, uważając na to, aby nie nadepnąć na jej włosy lub poruszyć je.
        - Na moje oko, ta woda jest już zimna... w ciepłej śpi się o wiele lepiej... - powiedział, gdy twarz była dość blisko jej ucha. Błyskawicznie wstał po tym, jak skończył mówić i zrobił krok w tył. Po krótkiej chwili zastanowienia zrobił jeszcze jeden krok w tył i dodatkowo uśmiechnął się sam do siebie.
Satoria
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 66
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: przemieniona
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Satoria »

Była przyzwyczajona do tego rodzaju pobudek - jej towarzyszki całkiem często wyrywały ją ze snu po to, aby o czymś ostrzec. Dobra strona tego była taka, iż zawsze mogła odpoczywać w spokoju, mając świadomość, że w razie niebezpieczeństwa któraś po prostu ją obudzi.
Jednak niezależnie od tego, Jon trafił dość pechowo; w takich sytuacjach zwykła się bronić, więc działając odruchowo, przywołała nóż do swojej lewej ręki i zamachnęła się w tył.
Gdyby nie to, że piekielny odsunął się zaraz po tym, kiedy do niej podszedł, skończyłby z długim ostrzem tkwiącym po rękojeść w udzie.
Przemieniona upuściła broń na podłogę i westchnęła.
– Nigdy więcej tego nie rób. A teraz wyjdź, proszę. Chciałabym się ubrać.
Gdy mężczyzna opuścił już pokój, leżała jeszcze chwilę w balii; jak oceniała po łunie widocznej na niebie, słońce chyba dopiero co zaszło - nie mogła tego ocenić, bo budynki skutecznie zasłaniały widok - spała więc nie dłużej niż półtorej godziny. Trochę wypoczęła, ale taka dawka snu w większym stopniu pokazała jej, jak bardzo jest zmęczona.
Po wyjściu z wanny, na jej ciele szybko pojawiła się gęsia skórka. Przywołała do swojej dłoni ręcznik, a potem skierowała się w stronę torby, przy okazji się wycierając. Potem wyjęła z torby ubrania - miały dokładnie taką samą kolorystykę jak te, które zdjęła zanim weszła do wody - a wcześniejszy zestaw złożyła skrzętnie i schowała gdzieś w okolicach dna. Zdawała sobie sprawę, że nie może robić tak w nieskończoność, ale miała jeszcze całkiem dużo ciuchów na zmianę. Liczyła na to, że podczas podróży uda jej się zrobić coś z brudnymi.
Przypomniała sobie o jednej rzeczy - nikt nie przyniósł posiłku, o który prosiła. Pewnie karczmarz odwołał jej ustalenia w momencie, gdy tylko zobaczył Jona z wbitym bełtem.
Przetarła twarz dłońmi i przeciągnęła się. Owszem, odczuwała głód, ale równie dobrze mogła poczekać do rana, w końcu nikogo jeszcze coś takiego nie zabiło, ale wolała być w pełni sił. W szczególności, że znów dość intensywnie używała magii.
Wyszła z pokoju na korytarz, a następnie na dół. Towarzystwo w karczmie widocznie się przerzedziło i teraz w głównym pomieszczeniu było zaledwie parę osób.
Karczmarz zjawił się do niej niemalże od razu, gdy usiadła przy jednym ze stolików. Co dziwniejsze, nie ograniczył się do tego, ale zajął miejsce naprzeciwko niej.
– Tak? – zapytała nieco zdziwiona.
– Nie mogę pozwolić na takie incydenty jak ten, który niedawno się wydarzył. Ta karczma ma długą tradycję spokoju i ja nie mam zamiaru jej niszczyć. Skończy się czas wynajmu pokoi i nie chcę was tu więcej widzieć.
– To już ostatecznie?
– Tak. A teraz, chciałaby pani coś więcej?
– Zamawiałam wcześniej posiłek do pokoju, ale nic do mnie nie dotarło. Podejrzewam, że to przez całą tę sytuację.
– Tak, to przez to. Nie myślałem, że po tym wszystkich będzie…
– Będę – przerwała mu rudowłosa. – Kiedy będzie gotowe?
– Dwadzieścia minut powinno wystarczyć – oszacował karczmarz i skierował się w stronę zaplecza. Przemieniona rozsiadła się i zaczęła stukać cicho palcami o blat stołu.
Awatar użytkownika
Jon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje: Wojownik , Mag , Łowca
Kontakt:

Post autor: Jon »

Patrząc na reakcję Satorii, zrobienie jeszcze jednego kroku w tył było dobrym posunięciem, bo inaczej istniałaby możliwość, że na jego ciele pojawiłaby się kolejna rana.
        - Daj mi chwilę na zabranie moich rzeczy i już mnie tu nie ma — powiedział i zaczął zbierać swoje rzeczy.
Koszulę będzie musiał wyrzucić i kupić nową, napierśnik i płaszcz nie ucierpiały, z tego, co zdążył zauważyć. Gdy tylko wróci do swojego pokoju, będzie musiał uważniej obejrzeć napierśnik. Najpierw nałożył płaszcz na nagą klatkę piersiową, pochwę z mieczem przerzucił przez ramię, a napierśnik wziął w rękę.
        - Odpoczynek dobrze mi zrobi, więc gdyby coś się działo, to wiesz, gdzie mnie szukać... Chciałem też podziękować ci za to, że zajęłaś się tą raną — odparł do rudowłosej, będąc już niemalże przy drzwiach. Po chwili wyszedł z jej pokoju, zamykając za sobą drzwi i udał się do kwatery, którą wynajął. Zauważył też, że jakiekolwiek palmy krwi zostały zmyte z podłogi w korytarzu.

Zamknął za sobą drzwi, gdy wszedł do swojego, tymczasowego pokoju. Koszulę rzucił gdzieś na bok, i tak już mu się nie przyda, a jeśli nie ma żadnej w torbie, to będzie musiał kupić nową. Płaszcz zostawił w miejscu, w którym zostawił go za pierwszym razem, miecz oparł o ścianę, przy której stało łóżko. Usiadł i dopiero teraz, dokładniej, przyjrzał się napierśnikowi i zauważył, że widnieje w nim otwór po bełcie, który wbił się później w jego ciało. Gdyby bełt trafił w klatkę piersiową, to możliwe, że nie przebiłby się przez warstwę pancerza, która ochrania tamtą część ciała piekielnego, tymczasem pocisk trafił poniżej klatki piersiowej, w miejsce, w którym mniejsza ilość ochronnej blachy była wymaga. Bełt, co prawda, został wyhamowany przez napierśnik i dzięki temu wyrządził mniej uszkodzeń w porównaniu do tego, jakby Jon nie miał na sobie pancerza, jednak nie zmieniało to faktu, iż przebił się przez materiał, z którego wykonany był pancerz.
Łowca dusz będzie musiał odwiedzić kowala w tym mieście i zapłacić mu za to, żeby naprawił jego napierśnik. Wydawało mu się, że nie będzie z tym dużo roboty, najważniejsze, żeby rzemieślnik miał na składzie materiał, z którego wykonany jest pancerz Jona. Jednak tym wszystkim zajmie się dopiero jutro, bo aktualnie lepiej byłoby, gdyby po prostu położył się w swoim łóżku i spróbował zasnąć, co, raczej, nie powinno być trudne, bo odpoczynek mu się przyda... i to nie tylko ze względu na ranę i na to, że jego ciało regeneruje się szybciej podczas snu.
Satoria
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 66
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: przemieniona
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Satoria »

Czekała w pozornym spokoju na posiłek. Czas zleciał jej dość szybko, bo zajęła się rozmyślaniami, kiedy wokoło krzątały się pracowicie kolejne osoby.
Znała tę karczmę od jej niemalże samego początku - pierwszy raz, kiedy tu nocowała, był bodajże drugim albo trzecim rokiem po ufundowaniu gospody. Oczywiście, właściciele się zmieniali, ale przedsięwzięcie przez cały czas pozostawało w rękach jednej rodziny. Pod względem przywiązania do tradycji i wytrwałości w prowadzeniu wszystkiego zgodnie z nią, mieli więcej doświadczenia niż niejeden alarański nobilitowany ród.
Większość z zarządzających kojarzyło ją choć minimalnie - w końcu widok kobiety mającej taką urodę jak ona, nie był czymś, co wydarzało się codziennie. Poza tym, nigdy nie sprowadzała żadnych kłopotów, nie była skąpa i czasem zdarzyło jej się w czymś pomóc, albo zostawić w pokoju rysunek, który potem długo wisiał jeszcze jako ozdoba. Była prawie pewna, że jeśli spadkobiercy i spadkobierczynie tego przybytku w ogóle o niej coś słyszeli, to raczej były to pozytywne rzeczy. Ale po dniu dzisiejszym, cała sytuacja miała przybrać zupełnie inny odwrót, a ona sama została przydzielona do kategorii person niemile widzianych.
Potok myśli przerwała dziewczyna, która położyła na jej stoliku jedzenie - dokładnie to, co wcześniej zamawiała. Pachniało wyśmienicie, ale zajęta swoimi przemyśleniami, nie bardzo zwracała uwagę na walory smakowe potrawy.
Wiedziała, że nie może winić Jona za to, co się stało - w końcu piekielny nie wiedział, że na zewnątrz ktoś go zaatakuje. Bronił się. Miał dać zabić się po to, żeby tylko mogła dalej tu nocować?

Skończywszy jeść posiłek, wstała od stołu i poszła na górę. Racjonalizacja całej sprawy niewiele dała, dlatego postanowiła znów położyć się spać. Miała nadzieję, że chociaż tym razem uda jej się całkowicie wypocząć, bez nikogo, kto mógłby przeszkodzić jej aż do samego rana. Potrzebowała większej dawki snu, jeśli miała być gotowa na to, co może się stać…
Awatar użytkownika
Jon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje: Wojownik , Mag , Łowca
Kontakt:

Post autor: Jon »

Oczywiście, zanim w ogóle udało mu się zasnąć, minęło trochę czasu. Nie mógł przekręcać się z jednego boku na drugi, bo nie chciał dać szwom na boku, chociaż cienia szansy na to, żeby zostały uszkodzone i doprowadziły do tego, żeby rana zaczęła krwawić. Dobrze, że w torbie udało mu się znaleźć czystą koszulę, jednak i tak będzie musiał zakupić jeszcze jedną, aby zastąpić nią tą zapasową, którą miał zamiar nałożyć niedługo. Odwiedzi kowala, któremu zleci naprawę uszkodzonego napierśnika, w międzyczasie poszuka miejsca, w którym będzie mógł zakupić koszulę, a jak już pozałatwia to wszystko, to poważnie zastanowi się nad wcześniejszym opuszczeniem miasta. Domyślał się, że gospoda może nieco stracić na reputacji przez incydent, w którym brał udział. Po części, jego winą było to, iż kusznik ruszył za nim i oddał strzał w jego stronę, który okazał się celny. Gdyby dokładniej rozejrzał się po skrzyżowaniu, to może zauważyłby mężczyznę z kuszą i stoczyłby z nim walkę w jednej z uliczek, możliwe, że nawet udałoby mu się wyjść z tego starcia bez szwanku, bo wtedy byłby świadom obecności tegoż bandyty i miałby większą szansę na uniknięcie bełta. Możliwe, że kusznik dobrze się skradał i potrafił śledzić swój cel, jednak gęsta mgła bardzo mu w tym pomogła, bo ograniczyła zasięg wzroku łowcy dusz i przez to za późno dostrzegł, że ktoś go śledzi. Właśnie dlatego, w pewnym sensie, samego siebie obwinia o to, że gospoda straci na reputacji i nie zdziwiłby się, gdyby właściciel budynku również go o to obwiniał. Poza tym reputacja samej Satorii, jeśli chodzi o gospodę, pewnie też uległa zmianie i to na gorsze, za to również winę ponosi nie kto inny, jak on sam.
Czasami zdarzało mu się, że miał wrażenie, iż sprowadza jakieś kłopoty i nieszczęścia na ludzi, z którymi podróżuje... i właśnie teraz to powróciło, dlatego zaczął rozmyślać nad opuszczeniem miasta jak najszybciej, jednak wydawało mu się, iż nie powinien zrobić tego bez pożegnania się z przemienioną, już nie patrząc na to, że znają się dość krótko. Ewentualnie, opuści Rapsodię w tym samym czasie, co ona, tylko że uda się w inną stronę.

W końcu udało mu się zasnąć i jeśli jego prognozy będą poprawne, to po tym, jak się obudzi, rana po bełcie powinna być już zagojona, a szwy będzie można zdjąć bez obaw o to, że może to spowodować ponownie otwarcie rany. Sam sen, prawdopodobnie, potrwa zaledwie kilka godzin.
Satoria
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 66
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: przemieniona
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Satoria »

Wstała nagle, rozglądając się po pokoju. Już miała zmaterializować w swojej ręce nóż, ale powstrzymała ją Malaika, która najszybciej zorientowała się w sytuacji.
Spokojnie. To był tylko sen.
O bogowie. Dawno nie śniło mi się nic tak… tak…
Rzeczywistego – na pomoc przyszła Tepala, jak zawsze idealnie trafiająca w sedno.
Właśnie. Jak podejrzewam, w nocy nie działo się nic interesującego?
Cisza i spokój.
Tylko trochę ptaków się kręciło po okolicy.
Według mnie to nic wielkiego.
Tak sądzisz? No dobrze… – Po tych słowach przeciągnęła się i wyjrzała za okno. Było już całkiem jasno - znak, że spała dość długo. Zresztą, czuła się wypoczęta, co samo w sobie było wystarczające; w ciągu ostatnich paru dni, coś takiego było raczej luksusem.
Zaczęła się przebierać, przy okazji oceniając, jak dużo uda jej się załatwić podczas tych kilku godzin. Chciała kupić prowiant i przysłuchać się wieściom opowiadanym w mieście, mając nadzieję na usłyszenie czegoś, co mogłoby jej pomóc. Wiedziała już, że w mieście jest przynajmniej jeden anioł, ale podejrzewała, że jeszcze nie została znaleziona. Gdyby niebianie wiedzieli, gdzie się ukrywa, już dawno zjawili by się w karczmie.
Będąc na korytarzu, zastanawiała się chwilę, czy zapukać do pokoju Jona, jednak po namyśle stwierdziła, że tego nie zrobi. Jeśli piekielny był już na dole, to stałaby tylko tutaj, czekając bezmyślnie. Jeśli już wstał, to i tak niedługo zejdzie na dół, a jeśli śpi, to nie będzie mu przeszkadzać. Skierowała swoje kroki do głównego pomieszczenia gospody. Rozbrzmiewał tam standardowy gwar przyciszonych rozmów.
Kilka zwróciło uwagę na jej pojawienie się - obserwowali ją przez chwilę, a potem wrócili do swoich poprzednich zajęć. Miała wrażenie, że wieści się rozeszły.
No cóż, raz na wozie, raz pod wozem… – pomyślała tylko i skierowała się do jednego z niewielu wolnych stolików.
Miała szczęście, bo chwilę póxniej podeszła do niej jedna z pracownic, pytając, czy chciałaby coś zamówić. Jako, że przemieniona była całkiem głodna, poprosiła o jakieś śniadanie.
Czekając, zaczęła powoli rozglądać się po obecnych. Zdecydowana większość z nich to były elfy, ale znalazło się też kilku przedstawicieli innych ras. Nikt nie wydawał jej się w żaden sposób podejrzany - wszyscy zajmowali się własnymi sprawami, jedli coś, a gdy byli w mniejszych lub większych grupkach, to rozmawiali między sobą. Wiedziała, że nie może ulec pozorom, ale uspokoiło ją to nieco - nawet jeśli ktokolwiek chciałby coś jej zrobić, to na pewno nie miał zamiaru czynić tego, gdy była jeszcze w karczmie.
Posiłek, który dostała był prosty: przysmażone mięso, jajko sadzone i chleb, ale w zupełności jej to nie przeszkadzało - chciała dostać coś pożywnego i smacznego, a nie wykwintnego, a te dwa kryteria idealnie zostały spełnione.
Kiedy jej talerz był już pusty, zaczęła zbierać się do swojego pokoju, żeby zabrać torbę i wyruszyć na miasto.
Awatar użytkownika
Jon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje: Wojownik , Mag , Łowca
Kontakt:

Post autor: Jon »

Zbudził się. Gdy spojrzał w stronę okna, zobaczył, że promienie słoneczne próbują wpaść do pokoju, w którym teraz leżał. Cóż... udawało im się to, jednak zamknięte okno nieco utrudniało im to zadanie. Łowca wstał, podszedł do okna i otworzył je, przy okazji przyjrzał się miejscu, w którym jeszcze kilka godzin temu znajdowała się rana po bełcie- teraz była całkowicie zagojona, a regenerująca się skóra wypchnęła nici szwów na zewnątrz i pewnie teraz znajdują się gdzieś na łóżku. Nie były niczym ważnym, więc nie musiał ich szukać. Wrócił się na łóżku, usiadł na nim i włożył buty, następnie czystą koszulę, a później napierśnik z dziurą po bełcie. Nałożył swój płaszcz i dopiero teraz przerzucił przez plecy pochwę z Pustoszycielem. Tym razem wziął także torbę, w której trzymał rzeczy przydatne w podróżach, wliczając w to ciężki mieszek z ruenami, który przyda mu się właśnie dzisiaj.
Dopiero teraz zszedł na dół i nawet nie musiał wysilać się, aby dostrzec Satorię siedzącą przy jednym ze stolików- jej rude włosy zauważył niemalże od razu, gdy jego oczom ukazała się sala ze stolikami. Czuł na sobie wzrok niektórych pracowników, klientów, a także gospodarza. Cóż... wieści roznoszą się dość szybko, więc pewnie większość z nich, z osób, które patrzyły w jego stronę, powiązała go z wczorajszymi wydarzeniami.

Piekielny podszedł do stolika przemienionej. Nie usiadł naprzeciw niej, a to znaczyło, że miał zamiar za chwilę opuścić budynek.
        - Muszę poszukać kowala, który naprawi mi napierśnik i kupić nową koszulę, a że nie jestem głodny, to wychodzę za chwilę — poinformował ją.
        - Mam też zamiar opuścić to miasto jeszcze dziś... Jeśli chcesz, możesz iść ze mną na ulice miasta — dodał chwilę później. W trakcie ostatniego "wypadu" do miasta, gdy towarzyszył Satorii, widział dwa szyldy, które oznaczały, że w budynkach, przy których wiszą, można znaleźć kowali, a koszulę powinien znaleźć na targu, w sklepie, w którym kobieta zamawiała nowy płaszcz albo na własną rękę poszukać budynku, w którym będzie mógł ją kupić.
Spojrzał w stronę właściciela budynku, a po chwili ponownie przeniósł wzrok na Satorię.
        - Podejrzewam, że wczorajsze wydarzenie zmieniło twoją reputację, jednak nie w tym dobrym sensie, i za to chciałbym przeprosić, bo w większej mierze jest to moja wina — powiedział jeszcze, następnie odwrócił się i ruszył w stronę drzwi wyjściowych, bez względu na to, czy Satoria wyraziła chęć towarzyszenia mu, czy postanowiła zostać w karczmie.
Jeśli rudowłosa odniosła wrażenie, iż Jon zachowuje się inaczej niż wczoraj albo dwa dni temu, to nie myliłaby się, bo tak rzeczywiście było.
Satoria
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 66
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: przemieniona
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Satoria »

– Pójdę z tobą. I tak miałam właśnie wychodzić żeby uzupełnić zapasy – powiedziała, wcześniej pozwalając Tepali na przejęcie kontroli, a potem wstała. – Poczekaj chwilkę.
Po tych słowach poszła szybko do swojego pokoju po torbę i już po kilku chwilach była z powrotem.
– Nie musisz jeszcze wyjeżdżać. Karczmarz nie zerwie umowy, bo wtedy mógłby zupełnie zamknąć ten lokal. Ale kiedy ona się zakończy, mamy się tu już nie pojawiać. Trochę szkoda, ale jakoś to przeboleję. Poza tym, jesteś pewien? Kowal będzie potrzebował trochę czasu na wykonanie porządnej łaty, której nie przebije byle puknięcie. Ja… Ja bym na twoim miejscu nie ryzykowała. – Otworzyła drzwi i wyszła na zewnątrz. Nie było widać nawet najmniejszych śladów po wczorajszej nieprzeniknionej mgle, a słońce prażyło miło, z obietnicą iż po południu nie będzie już tak przyjemnie, a wszyscy którym nie będzie to odpowiadać, będą musieli odwołać się do ostatniej instancji - cienia, chłodnych podziemi oraz magicznego lodu. – Chodźmy najpierw na targ. Nie powinniśmy tam zabawić długo, a później do kupienia zostanie tylko to, czego nie chcieli inni. No i z tego co kojarzę, to chyba mamy po drodze do jednego płatnerza.
Narzuciła tempo - dość szybkie, ale przy okazji takie, które nawet ona mogłaby utrzymywać godzinami. Ale po kilku minutach musieli zwolnić - tak blisko centrum dzielnicy handlowej duży ruch panował o każdej porze, ale teraz liczba kręcących się w okolicy osób sięgała zenitu. W takiej okolicy nie dbało się, jak szybko się idzie, ale o to, aby w ogóle szło się w mniej więcej pożądanym kierunku i żeby nikt nie gmerał przy niesionych pieniądzach.
Gdy po raz kolejny została przez kogoś odepchnięta, chwyciła Jona za ramię.
– Albo to, albo tłum zaraz nas rozłączy! – krzyknęła. Wokół panował niemiłosierny gwar ludzi targujących się, ludzi rozmawiających, ludzi kradnących i ludzi okradanych… Jednak biorąc pod uwagę okoliczności, tutaj najbezpieczniej mogła rozmawiać o swoich planach - żeby komukolwiek udało się cokolwiek podsłuchać, musiałby wynająć setki osób tylko po to, aby te spróbowały usłyszeć dwa, może trzy słowa, bo potem zostałyby przepchnięte przez tłuszczę dalej. – Zdecydowałeś już, gdzie wyruszysz?
Co dziwne, kiedy wyszli już na plac, ścisk znacznie się zmniejszył, jak gdyby wbrew logice najwięcej ludzi tłoczyło się w - bądź co bądź - wąskiej uliczce. Owszem, nie było tak pusto jak poprzedniego dnia na ulicach, ale była pewna, że patrząc z góry ujrzałaby całkiem spore - jak na okoliczności - kawałki niezakrytego bruku.
Zaczęła rozglądać się po okolicy, chcąc zobaczyć, gdzie będzie mogła dostać potrzebne jej rzeczy.
– A ty? Masz zamiar coś stąd kupować?
Awatar użytkownika
Jon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje: Wojownik , Mag , Łowca
Kontakt:

Post autor: Jon »

Czekając na Satorię, oparł się o ścianę znajdującą się obok schodów prowadzących na piętra. W dalszym ciągu czuł na sobie spojrzenia niektórych klientów, chociaż było ich zdecydowanie mniej niż w pierwszych chwilach po tym, jak zszedł po schodach i podszedł do stolika, przy którym siedziała przemieniona, a przynajmniej tak mu się wydawało. Te wszystkie spojrzenia jeszcze bardziej przechylały szalę na decyzję opuszczenia miasta jeszcze dzisiaj.
        - Karczmarz nie zerwie umowy, jednak ja mogę to zrobić... I, najprawdopodobniej, zrobię to jeszcze dzisiaj — odpowiedział. Gdyby tylko zabrał ze sobą swoją torbę podróżną, to mógłby opatrzyć ranę na zewnątrz i nie doszłoby do tego, że reputacja Satorii w tym budynku zmieniłaby się na gorsze, a on po prostu udałoby się do swojego pokoju i tam lepiej przyjrzał się ranie, która i tak dość szybko by się zagoiła.
        - Wiesz... niby nie jest to mocno widoczne uszkodzenia, a sam napierśnik spokojnie da radę ochronić mnie przed ostrzem, jednak wolałbym, żeby ktoś zajął się tą dziurą po bełcie. Udam się do kowala i zapytam go, ile wziąłby za porządne załatanie tej dziury i ile by mu to zajęło... jestem nawet skłonny dopłacić do kwoty, którą wziąłby za to zlecenie, jeśli sprawiłoby to, że zająłby się tym szybciej — odparł, spoglądając na towarzyszkę. Akurat na brak gotówki nie mógł narzekać, a jego mieszek był ciężki, a złoty gryf był jedną monetą na cztery znajdujące się w nim. Tak... nie musiał narzekać na zawartość skórzanego woreczka, który robił mu za coś, co służy do przechowywania zarobionych pieniędzy.

Wyszedł na zewnątrz zaraz za rudowłosą. Myślałem, że zobaczą jeszcze jakieś pozostałości po mgle, jednak mylił się, bo promienie słoneczne niemalże od razu sprawiły, iż łowca musiał zasłonić oczy dłonią. Szybko domyślił się, że jeśli teraz pójdą na targ, to im bliżej tego miejsca, tym większe tłumy spotkają. Nie przeszkadzało mu narzucone przez Satorię tempo, bo, gdy podróżował szlakiem i to w wyłącznie własnym towarzystwie, to zdarzało mu się, że szedł szybciej. Jednak po kilku minutach musieli zwolnić, bo tak jak przypuszczał, natknęli się na tłum, który był coraz większy im bliżej byli miejsca, w którym rozstawili się kupcy.
Był dość wysoki, w dodatku jego miecz był dobrze widoczny, więc większość ludzi starał się ustępować mu drogi, jednak widział, jak Satoria zostaje kilka razy odepchnięta gdzieś na bok albo w tył.
        - Wydaje mi się, że decyzja jest prosta — powiedział głośno, tak żeby go usłyszała. Nie sprzeciwił się temu, iż od tej chwili robił za swego rodzaju kotwicę, a raczej jego ramię, gdyż to ono powodowało, że rudowłosa trzyma się w dość bliskiej odległości, a tłum ich teraz nie rozdzieli.
        - Jeszcze nie. Prawdę mówiąc, to decyzję o tym podejmę pewnie wtedy, gdy już będę na szlaku — odpowiedział szczerze. Zbyt często zdarzało mu się to, o czym wspomniał przed chwilą, bo wydawało mu się, że lepiej jest mieć jakiś cel, do którego się zmierza.
        - A co? Chcesz mi coś zaproponować? - zapytał i uśmiechnął się do niej lekko, co miało zasugerować, że pytanie jest, raczej, żartobliwe, jednak nie obraziłby się, gdyby spędził trochę więcej czasu w jej towarzystwie... wydawało mu się, że mogliby zostać dobrymi kompanami w podróży.

Gdy w końcu udało im się dotrzeć na plac, tłum stał się zdecydowanie mniejszy i było więcej wolnej przestrzeni.
        - Może znajdę tu koszulę podobną do tej, którą mam na sobie. Zawsze wolę mieć jedną na zapas, nigdy nie wiadomo, kiedy się przyda. Przydałoby się też kupić jakiś prowiant na drogę, skoro dzisiaj mam opuścić miasto — odpowiedział po chwili.
        - Możesz już puścić moje ramię — dodał i znowu uśmiechnął się w jej stronę.
Satoria
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 66
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: przemieniona
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Satoria »

Szlak. Słyszała już to określenie w takim kontekście, jednak zawsze brzmiało dla niej jak jakaś… misja. Nie żeby miała coś przecwko takowym, ale nigdy nie potrafiła powstrzymać pierwszego skojarzenia, związanego z paladynami. Wiedziała, że to tylko semantyka i jest najzupełniej w świecie nieważna… tylko że gdzieś głęboko w niej tkwiła specyficzna uraza.
Gdy tylko zauważyła, że Jon chce coś powiedzieć, wykonała mentalny odpowiednik machnięcia ręką i skupiła na nim swoją uwagę.
– Szczerze mówiąc, to sama nie wiem dlaczego się zapytałam… Chyba po prostu nie mogłam poskromić swojej ciekawości – po tych słowach zaśmiała się. – Osobiście cię rozumiem, sama nie mam jeszcze żadnych planów oprócz tego, że chciałabym przynajmniej kilka dni przespać się w górach. Ale takich bez niespodzianek.
Zawsze lubiła spędzać czas na rześkim powietrzu wśród szczytów. Zawsze wtedy czuła się, jakby na wyciągnięcie ręki mogła dotknąć sufitu świata, przebić go, a potem bez końca wznosić się coraz wyżej i wyżej. Kiedyś postanowiła tego spróbować, ale gdy jej umysł zaczęła zasnuwać mgła otumanienia zorientowała się, iż niedługo straci przytomność i zrezygnowała. Inaczej niedługo później zakończyłby się pewnie nie tylko lot, ale i jej własne życie.
Poza tym, sama przyjemność skoku z jakiegoś urwiska, złapania wiatru w lotki i szybowania nad fantazyjnie wyglądającą panoramą była wystarczająca, żeby zatracić się w niej na długie godziny. Rzadko kiedy potrafiła sobie tego odmówić, a w takich sytuacjach zawsze tego żałowała.

Z rozkosznego zamyślenia wyrwały ją dopiero kolejne słowa piekielnego. W dodatku dopiero to, co powiedział później, uświadomiło ją, iż nadal kurczowo trzyma go za ramię, mimo tego, że było to już niepotrzebne. Wapirzyca wpadła jednak na pewien pomysł.
– Chyba ci to nie przeszkadza? – Trwała tak jeszcze chwilę, uśmiechając się do niego, a potem rozluźniła swój chwyt. – Chociaż wydaje mi się, że powinniśmy zająć się kompletowaniem prowiantu, nie uważasz?
Zaczęła iść w stronę straganów, rozglądając się za jedzeniem, które wytrzyma dłuższy czas nie psując się. Zadanie nie było łatwe, ale w końcu zauważyła jedno stoisko, na którym kupiec miał wywieszone płaty suszonego mięsa. To od razu przyciągnęło jej wzrok, więc zanurkowała między ludzi, rzucając Jonowi tylko krótkie „Chodź!”.
Ceny były dość zaporowe, ale szybko udało jej się wyciągnąć z pamięci odpowiednie wspomnienie - ludzie mieli tutaj zwyczaj wyjeżdżać z miasta na kilka dni podczas przesilenia. Zstawali tylko ci, których praca musiała być wykonywana codziennie, lub nie mogli sobie na to pozwolić. Zapewne niektórzy już teraz zaczynali zbierać zapasy. W sumie, to nie można się im było dziwić - handlarze zawsze wyczuwali możliwości dobrego zarobku, a teraz mogli zacząć dyktować wyższe ceny tylko dlatego, że ludzie i tak chcieli nabyć pewne rzeczy. Osoby bardziej obeznane z ekonomią nazwałyby to zmową cenową, ale tak się składało, że chyba wszystkie zajmowały się handlem, więc pewnie nie mogły narzekać.
Mężczyzna od razu zauważył, że trafił na wybredną klientkę - oglądała każdy towar z każdej strony, szukając choć najmniejszych oznak tego, iż pożywnienie nie jest pierwszej świeżości - nie miała zamiaru wyrzucać nieczego podczas podróży, więc wolała być ostrożna już wcześniej.
Kilka minut później, gdy była już zadowolona ze wszystkiego, co udało jej się wybrać, dała handlarzowi kilka srebrnych, których zażądał za prowiant.
– To teraz szukamy kowala, czy może koszuli?
Awatar użytkownika
Jon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje: Wojownik , Mag , Łowca
Kontakt:

Post autor: Jon »

        - Myślałem, że teraz zaproponujesz mi wspólną wędrówkę czy coś... - odparł i specjalne udał zawiedzionego, co było słychać w jego głosie. Nie był dobrym aktorem, jednak to mu wyszło. Sam też zaczął się śmiać, gdy Satoria to zrobiła, a przez to jego "gra aktorska" nie do końca się udała i można było wyczuć, iż po prostu udawał wcześniejsze zawiedzenia brakiem pewnego pytania.
Wyglądało też na to, iż rudowłosa jest w podobnym położeniu co on, jeśli chodzi o cel wędrówki, którą oboje chcą rozpocząć po tym, jak opuszczą Rapsodię, czy swe kroki skierują w jedną stronę, czy w dwie różne... to się jeszcze okaże.

Przemieniona pewnie już domyśliła się, jaką usłyszy odpowiedź na pytanie, które zadała mu przed chwilą i, jeśli pomyślała, iż Jon powie, że nie przeszkadza mu ta cała sytuacja i piękna kobieta trzymająca go za ramię, to nie pomyliła się.
        - Ani trochę mi to nie przeszkadza, więc jeśli chcesz, to nie musisz zabierać dłoni z mojego ramienia — powiedział do niej i także się uśmiechnął. Raz jeszcze.
        - Myślę, że to dobry pomysł — przyznał jej rację, w końcu jednym z powodów, dla którego pojawili się w tym miejscu, było właśnie dokupienie niezbędnego prowiantu na drogę. Co prawda, zawsze można było na coś zapolować i upiec nad ogniem rozpalonego ogniska, jednak zawsze lepiej jest mieć zapas suszonego mięsa, przynajmniej on tak uważał.
Ruszył za Satorią w stronę straganu, który wypatrzyła. Dość szybko dotarli do stoiska, którego właściciel sprzedawał suszone mięso. Łowca dusz również przyglądał się mięsu, które wystawione było na straganie i wybrał kilka kawałków, które według niego wydawała się najświeższe, następnie zapłacił za nie handlarzowi, przez co jego sakiewka stała się lżejsza o kilka srebrnych orłów.

        - Koszuli — powiedział po chwili namysłu.
        - Rozglądałem się po targu, jednak nie zauważyłem straganu, na którym mógłbym ją kupić, więc musimy poszukać budynku, w którym będę mógł to zrobić — dodał szybko.
Zastanawiał się przez chwilę nad czymś i nie robiło mu różnicy to, że wciąż znajdują się na targu.
        - A miejsce, w którym zamawiałaś płaszcz? Myślisz, że tam dostałbym koszulę? - zapytał po chwili.
Satoria
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 66
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: przemieniona
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Satoria »

– Śmiejesz się, ale mogłabym! Tylko że ty wyjeżdżasz dzisiaj, a ja dopiero jutro. Poza tym, mam ogon którego muszę się pozbyć. Jednak w innych okolicznościach… Być może, być może!
Nie chciała niczego obiecywać, jednak wiedziała, że zarówno Satoria, jak i Malaika nie będą na tyle uparte, aby z tego zrezygnować. Jeśli Jon nie udawał, to był osobą, z którą przemierzenie kawałka Alaranii nie stanowiłoby problemu.

– Na pewno. Chociaż nie wiem, ile za nią zapłacisz. Na twoim miejscu przygotowałabym się na jakąś niemałą kwotę – powiedziała po tym, gdy odeszli już od straganu, a piekielny namyślił się co do dalszego celu i zapytał ją o zdanie. – Poczekaj chwilę - rzuciła i stanęła w miejscu, próbując przywołać ze wspomnień plan miasta - choćby przybliżony - żeby zorientować się, jak dotrzeć do tamtego krawca. Kiedy odtworzyła trasę którą przeszli wcześniej z Larsem i nałożyła na nią odpowiednie poprawki, odezwała się znowu. – Już pamiętam. Chodźmy.
Przebijanie się przez zgraję ludzi, elfów, nimf, driad i przedstawicieli innych ras tworzących szeroko pojęty tłum było żmudne. Nie pomagał w tym też fakt, że szli w przeciwnym kierunku, niż otaczająca ich tłuszcza. Na szczęście gdy tylko wyszli z bezpośredniej okolicy placu targowego, wokół nich zaczęło się przerzedzać. Po pewnym czasie było już nawet na tyle luźno, że mogli iść bok siebie, ramię w ramię.
– Szczerze mówiąc – zaczęła po dość długiej chwili ciszy – to wróciłam trochę myślami do tego, co mówiłeś o swojej umowie z Rakhszasą. Zastanawia mnie, w jaki sposób miała zamiar odnaleźć cię w takim dużym mieście. Chyba nie chodziłaby od gospody do gospody, szukając jednej osoby? Przecież zajęłoby jej to minimum kilka dni!

– Wejść z tobą? – zapytała, gdy po kilku minutach dotarli przed sklep.
Awatar użytkownika
Jon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje: Wojownik , Mag , Łowca
Kontakt:

Post autor: Jon »

        - Mówiłem, że, prawdopodobnie, opuszczę miasto jeszcze dzisiaj, jednak równie dobrze mógłbym poczekać. A co do ogona, to... mógłbym ci pomóc z pozbyciem się go. Dobrze walczę, trudno mnie zabić i wydaje mi się, że się dogadujemy — odpowiedział. Szczerze mówiąc, to nie robił sobie nadziei, chociaż, jak już pomyślał wcześniej, nie obraziłby się na jeszcze kilka dni, które spędziłby w towarzystwie Satorii, gdy podróżowaliby po szlaku w stronę niewiadomej, która stałaby się wiadoma już w trakcie wędrówki.
        - Poza tym, gdybyś zgodziła się na wspólne przemierzanie szlaku, to mógłbym zostawić napierśnik u kowala, a on do jutra uporałby się z naprawą — dodał po chwili. Jak na razie, chciał odwiedzić kowala i najpierw zapytać o to, ile kosztowałaby naprawa pancerza, który osłania jego klatkę piersiową.

        - Jestem na to przygotowany... Nie mam co narzekać na pustki w sakiewce — odparł, jednak nieco ciszej, jakby nie chciał, aby, zupełnie przez przypadek, jakiś kieszonkowiec usłyszał te słowa i zwietrzył okazję. Co prawda, Jonowi nie zdarzyło się jeszcze, aby został okradziony w tłumie przez zwykłego złodziejaszka, bo, nawet jeśli takiemu osobnikowi udało się sięgnąć do jego torby, to i tak zawsze to wyczuwał i później dawał odpowiednią nauczkę przestępcy, którego przyłapał. Zwykle wystarczyło upewnienie się, że nie złapał sakiewki, złapanie go za rękę i odepchnięcie w tłum, który nawet nie zwrócił uwagi na leżącą na ziemi postać i często przechodził po niej do momentu, w którym nie wstała o własnych siłach albo nie odczołgała się gdzieś na bok.
Kupili zapas prowiantu na drogę i mieli udać się w miejsce, w którym piekielny będzie mógł kupić zapasową koszulę. Poczekał chwilę na Satorię, która, najwidoczniej, chciała sobie o czymś przypomnieć, a patrząc na to, w jakie miejsce idą, to pewnie miała to być droga właśnie do sklepu, do którego ostatnio zaprowadził ich przewodnik.
        - Mhm... - mruknął tylko i ruszył za przemienioną.
        - Jest czarodziejką, mogłaby skontaktować się ze mną telepatycznie czy coś... Jednak szczerze mówiąc, to podejrzewam, że i tak nie pojawi się tutaj w najbliższym czasie. Wiesz, nie mam zamiaru czekać tu na nią w nieskończoność, a jeśli naprawdę będzie chciała mnie odnaleźć, w co wątpię, to nie ograniczy się jedynie do tego miasta — odpowiedział. Satoria swym pytaniem przywołała nie tak odległe wspomnienia związane z Rakhszasą, jednak Jon odgonił je tak szybko, jak się pojawiły, bo nie były mu one teraz do niczego potrzebne. Naprawdę nie zdziwiłby się, gdyby kolejne spotkanie jego i pradawnej było wyłącznie dziełem przypadku.

W końcu dotarli pod sklep.
        - Nie musisz, podejrzewam, że nie zajmie mi to wiele czasu — odpowiedział i wszedł do środka.
Od razu podszedł do lady, przy której stał ten sam chłopak z twarzą rysami przypominająca mordkę szczura, który ostatnim razem obsługiwał Satorię.
        - Dzień dobry, kupię tu koszulę podobną do tej, którą mam na sobie? - zapytał od razu. Nie usłyszał odpowiedzi, jednak czuł, jak chłopak mierzy go wzrokiem, zupełnie jakby w jego wzroku od razu znajdowała się miarka.
        - Proszę chwilę zaczekać — powiedział do niego i udał się na tyły budynku, po niedługiej chwili wrócił z częścią ubioru, o którą wcześniej zapytał Jon i położył ją na ladzie.
        - Należy się 100 ruenów — powiedział sprzedawca, a piekielny sięgnął do sakiewki i wyciągnął z niej cztery srebrne orły, które położył na ladzie. Drugą ręką zabrał złożoną koszulę i schował ją do torby. Następnie obaj pożegnali się najzwyklejszym "do widzenia", a Jon opuścił sklep.

Podszedł do Satorii.
        - To teraz kowal — powiedział do niej.
        - Wydaje mi się, że będę w stanie poprowadzić nas do najbliższego kowala, jednak jeśli masz więcej pewności do swojej znajomości tego miasta niż do mojej, to śmiało, możesz być przewodnikiem raz jeszcze — dodał i uśmiechnął się ledwo zauważalnie.
Zablokowany

Wróć do „Rapsodia”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość