Adrion[przydrożna karczma]

Królestwo Elfów, jedno z trzech położonych w Szepczącym Lesie. Siedziba tkaczy zaklęć, uzdrowicieli i białych kapłanek. Schronienia dla wszelkich podróżnych, miejsce przyjazne, choć zamknięta na wojny i konflikty.
Awatar użytkownika
Conan
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 73
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Pradawny Czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Conan »

         Poszukiwanie drewna, spotkanie oraz rozmowa z chłopami sprawiła, że chyba wszyscy stracili poczucie czasu. Tworząca mgła stawała się coraz bardziej widoczna a w lesie zaczynał panować półmrok. Noc dawała znać że zbliża się dużymi krokami. Gdzieś w głębi lasu dało się usłyszeć śpiewy ptaków nocnych, które do najprzyjemniejszych nie należały. Nie daleko grupy w której przebywał czarodziej przenudziła się sowa, lekko pohukując, a w powietrzu dało się wyczuć nieprzyjemny lekki chłód. Wszystkie te zdarzenia nadawały lasu pewien obraz straszności. Gdy grupa miała się zbierać do drogi, usłyszała wykrzyknięte przekleństwo.
         Nic tak pięknie nie brzmi jak słowo „O Kurwaaa!” Najbardziej uniwersalne słowo jakie znam. Jeżeli by się zastanowić to może oznaczać wszystko. Może osoba krzycząca znalazła grzyba i swoją radość tak właśnie wyraziła, lub wpadła do jakiegoś dołu. Ewentualnie wywróciła się o gałąź lub spotkała potwora, który według chłopów gdzieś tu sobie żyje. Tak czy inaczej to słowo zawiera całą esencje wyrażania uczuć, i nie sposób się powstrzymać przed wykrzyknięciem go w skrajnych emocjach. Nie zależnie czy ta osoba się cieszy czy nie należałoby się tym zainteresować, może akurat do czegoś się przydam.
         Conan po swych przemyśleniach zamierzał wyruszyć od razu, powstrzymał się od tego ponieważ nie znał lasu oraz nie mógł określić z której strony dobiegał krzyk.
- Cuber, umiesz rozpoznać z której strony dochodził ten krzyk? Możliwe że dzisiaj zakończymy wasze problemy z potworem. – stwierdził Conan.
         Chłop kiwnął głową po czym zaczął przewodzić grupie. Nie minęło wiele czasu kiedy dotarli na miejsce. Widok jaki tam zastali do niewtajemniczonych był jednoznaczny. Stało tam sześciu chłopów w tym jeden z przewieszonym dzieckiem przez ramię i jakiś potwór. Była to hybryda smoka z człowiekiem. Conan nie rozpoznał w nim swojego towarzysza więc źle ocenił sytuację. Rozpoczął formowanie zaklęcia. Jednak jak szybko zaczął tak szybko skończył. Stojący obok niego Cuber wydarł z siebie okrzyk bojowy i już chciał szarżować na smokołaka, lecz czarodziej złapał go szybkim ruchem za ubrania i wkładając to całą siłę jaką miał zatrzymał chłopa. Henry stojący nie co dalej zastygł w bezruchu prawdopodobnie ze strachu po ujrzeniu potwora.

- Co wytworzosz mieszczoku? – zapytał wściekły Cuber – Toż to ta cholera co to tylu moich znajumych pożarła.
- Uspokój się i przeanalizuj sytuację… znaczy rozejrzyj się… co ci nie pasuje w tych chłopach? – zapytał Conan.
- Toż to Ci wszyscy co zaginyli… ale jok i czymu nie wrócilista do naszy wsioły? – zapytał zdezorientowany Cuber.
Ze strony chłopów trzymający dziecko zapadła głucha cisza.
- W sumie to tego nie wiedziałem. Powiedz mi czy widziałeś kiedyś człowieka z takimi oczami? No i skoro oni zaginęli jakąś kwartę temu to jakim cudem są w tak dobrym stanie, i dlaczego trzymają dziecko w taki sposób?

         Tym razem głucha cisza zapadła ze strony Cubera. Cisza ta została przerwana przez chłopca, który prawdopodobnie się ocknął. Gdy zorientował się w zaistniałej sytuacji szarpnął swoim ciałem i spadł na ziemię. Próbował uciekać w stronę Cubera lecz jeden z ożywienieców zdążył go złapać. Nie czekając na nic Conan uformował czar, kilka szybkich gestów oraz słów i chłop który trzymał chłopca grzmotnął z impetem o drzewo będące około półtora metra za nim. Jego koledzy nie wyglądali na zachwyconych.
Awatar użytkownika
Eldarrin
Błądzący na granicy światów
Posty: 12
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Zmiennokształtny - Smokołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Eldarrin »

        Odszedł powoli od otaczających go w półokręgu chłopów. Próbował jakoś załagodzić sytuację i kupić trochę czasu.
- No cześć koledzy, co tam słychać? Wiem, możecie być na mnie obrażeni ale nie reagujmy pochopnie! Wszyscy mamy prawo do błędów! - Jedyną odpowiedzią była cisza. Eldarrin stanął w miejscu i przyjrzał się nieruchomym postaciom. Gdy nadal nie zareagowały podszedł do jednego z nich i pomachał mu przed twarzą. Brak reakcji. "Może to jakaś słaba iluzja, lub magicznie przyzwane kukły..." Nagle farmer złapał w żelaznym uścisku przedramię. Jego dłoń była zimna. Smokołak krzyknął krótkie przekleństwo i uderzył farmera pięścią w twarz, aż coś chrupnęło, sądząc po pociekłej krwi był to nos. W końcu niby-truposz go puścił. W tym momencie również usłyszał jak krzyknął "żywy" farmer z zamiarem wbicia go na widły. Na szczęście Conan go zatrzymał.
- Hej, z zabijaniem mnie możecie poczekać! Najpierw pomóżcie odzyskać dzieciaka! - krzyknął do grupki.
Odwrócił się gdy zauważył że chłopak zaczął wierzgać aż udało mu się wyślizgnąć z uścisku. Smokołak zobaczył że Conan szykuje jakieś zaklęcie. "Cholera, jeszcze trafi chłopca!" Rzucił się do chłopaka i kiedy czarodziej użył zaklęcia skoczył i zepchnął go z lini strzału. Sam Eldarrin na szczęście oberwał tylko skrawkiem podmuchu. Kiedy wstał z ziemi zaczęła unosić się gęsta jak mleko mgła. Zakryła ona farmerów, smokołaka i chłopca. Na szczęście nigdzie nie uciekł, więc smokołak mógł złapać go po omacku u wzleciał z nim ponad mgłę. Podleciał do grupki i podrzucił chłopom młodzieńca. Niespodziewanie z nieba zleciał zleciało coś z impetem asteroidy, ziemia się zatrzęsła, a z chmur w miejsce lądowania strzeliły trzy pioruny. Chmura powoli zaczęła opadać, a z niej wyłonił się zakapturzona postać. Ubrana była w mrocznie czarną szatę i spływała po niej kruczoczarna broda.
- MUHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHHAAHAHAHA!!! - zaśmiał się maniakalnie. - Głupcy! Zadarliście z potężnym nekromantą Kamilem! Przybyłem tu aby skraść...
- Zaczekaj, co?! - przerwał mu Eldarrin. - Nazywasz się Kamil? To jedno z najmniej mrocznych imion jakie może nosić nekromanta. - Zaśmiał się pod nosem.
- Zamilcz, głupcze! Rodziców się nie wybiera! Co ja tam mówiłem... A, no tak! Przybyłem tu aby skraść duszę tego niewinnego dziecka, Syna Przeznaczenia, który da mi wieczną młodość i potęgę!!! - Znowu maniakalnie się zaśmiał, ale w trakcie zakrztusił się. - Głupia starość. - "Mocno nadużywa słowa »głupi«."
- Ty przecież jesteś nekromantą jakimś, czyż nie? Nie możesz po prostu stworzyć zaklęcia które cię ożywi po śmierci?
- Eeeeeeeeeeee...
Awatar użytkownika
Carmen
Błądzący na granicy światów
Posty: 23
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Pustynny Elf
Profesje: Bard , Złodziej , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Carmen »

Dobra, jakoś to było, przez naprawdę długi czas pozostawała cicho. Całkiem nieźle jej to szło, po prostu czekała na odpowiedni moment, żeby wtrącić się właśnie w odpowiedniej na to chwili. Jakoś kurczę wkurzyło ją to całe zajście, ona bidulka miała dość przez ten cały wypadek z wozem, ma nowych kompanów, straciła znajomych, napsuło jej to krwi, no chyba rozumiecie! Nawet nie miała za specjalnie ochoty na te wygłupy, jedyne, o czym teraz marzyła to dobra strawa i dobre wyrko!!!
- DOŚĆ JUŻ TEGO, BO MAM CIĘ DOSYĆ! - rzuciła wałkiem, który trzymała w jednej z chust przewiązanych na biodrach. Trafiła go w głowę, przez co biedny nekromanta prawie się przewrócił, a na pewno nabiła mu niezłego siniaka. - NIE INTERESUJE MNIE, KAMILKU, KIM BYLI TWOI RODZICE, CZY ICH WYBRAŁEŚ CZY NIE, CZY ONI W OGÓLE CIEBIE WYBRALI, CZY MOŻE JESTEŚ NIEPLANOWANY!!! COŚ MI SIĘ ZDAJE, ŻE TE DZIECI TO TEŻ NIE TWOJE, BO WYGLĄDASZ JAK JEDEN WIELKI ŻYCIOWY PRZEGRYW!!! CZY TY W OGÓLE MASZ PRZYJACIÓŁ!?
Na te słowa nekromanta niezwykle się zasępił, chciał coś powiedzieć, ale Carmen zaczęła mówić dalej.
- Wydaje mi się, że nie doceniasz potęgi przyjaźni! Tylko ona jest w stanie wymazać twoje poczucie winy, tylko ona sprawi, że poczujesz się dobrze z samym sobą! Dobrze, uprowadziłeś te dzieciaki, co teraz zamierzasz zrobić? Dalej niszczyć? Chcesz być tak samotny przez całe życie?...
Podeszła do niego bliżej, patrząc na niego łagodnie, jakby mówiła do starego przyjaciela, nieco strofując, ale i z miłością, jaką wszystkie babcie wkładają w lepienie pierogów i tuczenie swoich wnuczków.
- Ja wiem, że nie chcesz... Nikt nie chce... Co z tego, że kiedyś zrobiłeś wiele złych rzeczy; może to z ciebie się kiedyś śmiali rówieśnicy? Ze mnie też, ja cię rozumiem... - położyła sobie rękę na piersi. - Mi też zdarzyło się pójść złą drogą, ale nie martw się, inni cię zaakceptują, jeśli będziesz żałować i naprawisz swój błąd! Zastanów się, nie wszystko jeszcze stracone...
Biedny Kamil po tej przemowie zaczął płakać, tak żałośnie i nie chciał przestać.
- Och, już dobrze - przytuliła go. - Już, już...
Awatar użytkownika
Conan
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 73
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Pradawny Czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Conan »

        Cała sytuacja zaczęła irytować czarodzieja. Jedyne czego chciał to odpoczynek. Po prostu chciał usiąść w spokoju przy jakiejś świecy czy kominku i poczytać jedną z paru ksiąg, które zabrał z posiadłości swojego opiekuna. Strasznie był ciekawy ich treści, albowiem zawierały one opisy i zaklęcia z różnych arkan magii. Kiedy smokołak złapał dziecko Conan myślał że cała sprawa się zakończy, więc postanowił przygotować zaklęcie które pozwoliłoby mu rozprawić się z trupami. Niestety rzucanie zaklęcia przerwało przybycie nekromanty. Ów przybycie wzbudziło w czarodzieju szacunek… w końcu nie codziennie widzi się takie wejścia. Impet uderzenia był tak potężny że ziemia lekko zadrżała. To właśnie ono wzbudziło w czarodzieju atencję do nekromanty. A szacunek z kolei wzbudził nadzieję na interesujący pojedynek, którego mag dawno nie przeżył. Wraz z upływem czasu przedstawienie stawało się coraz bardziej interesujące. Czarny charakter wygłaszał swoje plany. Cała jego wypowiedź mogła imponować, niestety tylko sobie która imię „Kamil” uważa za bardzo mroczne. W tym wypadku taką osobą był tylko ów nekromanta. Po usłyszeniu imienia nekromanty czarodziej przestał słuchać. Kilka chwil później czarny charakter zaczął płakać. Nerwy Conana nie wytrzymały.

- Szlag! Co za cyrk… Jakiś kretyn zabija ludzi, wskrzesza ich i porywa chłopca bo ma cel, uważa się za złego człowieka a po chwili zaczyna płakać… Jak w jakiejś pierzonej balladzie dla dzieci… Powiedziałem że pomogę znaleźć chłopca, pomogłem. Teraz za przeproszeniem pocałujcie wy mnie wszyscy w dupe bo idę do karczmy żeby w końcu sobie odpocząć i poczytać pieprzone książki które są z pewnością ciekawsze niż to co tu się dzieję. Cuber gdzie najbliższa karczma? – zapytał, a raczej wykrzyczał jak całą wypowiedź wściekły czarodziej.

         Pradawny spojrzał na miejsce w którym powinien znajdować się Cuber, ale go tam nie było. Jak się okazało polazł się przytulać do Carmen która przytulała nekromantę. Widząc to machnął zrezygnowany ręką, spojrzał na Henry’ego który zszokowany całą sytuacją wskazał palcem kierunek. Nie czekając ani chwili ruszył w kierunku karczmy. Po około pół godziny drogi dotarł do miasta, porozmawiał tam ze strażnikami miejskimi aby ustalić dokładne położenie karczmy. Jak się okazało miastem do którego dotarł był Adrion. Szedł około 5 minut krętymi uliczkami po czym dotarł do karczmy „ Pod dziką wiewiórką”. Widząc nazwę prychnął sobie cicho pod nosem, postanowił zostawić ją bez komentarza i wszedł do środka. Tam z kolei panował ścisk, to też mag wynajął pokoju do którego od razu się udał. Tam zapalił świece rozłożył się na łóżku i zaczął studiować księgę o magii pustki.
Awatar użytkownika
Eldarrin
Błądzący na granicy światów
Posty: 12
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Zmiennokształtny - Smokołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Eldarrin »

        Eldarrin nie wiedział już co powiedzieć. Nekromanta o imieniu Kamil, brutalne pojechanie po nim, przytulanki, wybuchnięcie czarodzieja, obmacujący Carmen wieśniak... To było dużo jak na jedną noc. Nie winił nawet Conana, widział po twarzy że całe jego marzenia zostały zrównane z ziemią jak jego zaloty do księżniczki Aroli. Ciekawe czy nadal ma na głowie karę śmierci. Tak czy inaczej, gdy czarodziej już odszedł krzyknął za nim:
- Hej, zaczekaj! - ale odpowiedziała mu cisza i skomlenie Kamila. Odwrócił się w stronę ożywionych wieśniaków słysząc dziwne chrupanie. Okazało się że rozpalili przed chwilą ogień i uprażyli kukurydzę. Podszedł do nich i po zgadzającym skinięciu głową ożywieńca wziął garść z michy. Niestety przedstawienie już się kończyło. Kamil pochlipywał już tylko trochę i zrobił parę kroków do tyłu.
- Dziękuję wam, przyjaciele! Zrozumiałem swój błąd! - Pociągnął nosem i uśmiechnął się. - Obiecuję! Stanę się lepszym człowiekiem! Ludzie mnie zaakceptują, polubią! Już niedługo będziecie słyszeć o mnie w całej Alaranii! ZOBACZYCIE! ZOSTANĘ HOKAGE! - krzyczał doniośle radosnym głosem. Radując się za jego plecami nastawał świt dodając jeszcze większy wydźwięk. Kamil odwrócił się i począł wbiegać po niewidzialnych schodach do nieba. Wspinając się coraz wyżej jego szata wybielała się, a broda znikała ukazując coraz młodszą twarz. Będąc tuż pod chmurami odwrócił się i pokazał kciuk w górę uśmiechnięty z zaciśniętymi oczami! - Żegnajcie! - Po kolejnych trzech krokach rozpłynął się w chmurach.

- Nigdy o tobie nie zapomnimy, Camillo Szczęśliwy... - Eldarrin otarł łzę z policzka. "Ułożę na twoją cześć pieśń." Kiedy doszedł do siebie rozejrzał się, obok siedzieli ożywieńcy, Carmen, wieśniacy i torba Kamila. Wrzucił do paszczy resztki prażonej kukurydzy i znieruchomiał w trakcie przeżuwania. "Torba Kamila?" Podbiegł do wcześniej wymienionej i ją podniósł. Przypominała zwykłą skórzaną torbę, zrobioną z ciemno-brązowej skóry. Otwarł ją i z środka wyskoczyło confetti i pojawił się napis "+25 exp. Zdobyłeś nowy poziom doświadczenia!"
- Bardzo śmieszne, Kamil. Baaaaardzo śmieszne. - Pokręcił głową. Zajrzał do torby i znalazł tam 3 pakunki, każdy podpisany imieniem. Jeden był dla Eldarrina!
- Krzykaczko, łap! - podrzucił do niej pakunek z podpisem "Carmen" i począł rozpakowywać swój. Na wierzchu leżała kartka. "Drogi Eldarrinie, mam nadzieję że będzie dobrze ci służyć. Wewnątrz znajdziesz również kilka pieśni które ci się przydadzą." Odłożył kartkę i zaniemówił gdy zobaczył co jest w środku. Piękna wenge-bukowa lutnia ze złotymi łagodnymi zdobieniami. Potarł ręką po jej powierzchni.
- Gładka, piękna... Pewnie magiczna... - wyszeptał do siebie. - Po nasyceniu wzroku i dotyku brzdęknął po strunach. Wydobył się z nich gładki i słodki dla uszu dźwięk. Nawet go nie skomentował. Włożył do pakunku rękę i wyciągnął z niego kartkę z kilkoma krótkimi melodiami i tekstami w nieznanym języku. Schował je wraz z lutnią do torby, obok pakunku dla Conana. "Gdzie on się podział? Musimy mu to zanieść." Spojrzał na Carmen.
- Zaczekasz tu na mnie? Pójdę do wozu się przebrać, powinniśmy, ptfu, musimy zanieść prezent temu czarodziejowi. - I jak powiedział tak zrobił. Zmienił się z powrotem w człowieka i ubrał w jakąś luźną brązową kamizelkę, niebiesko-czerwono-złoto-zielono-jakieś spodnie w romby z kółkami wewnątrz oraz buty na niskim obcasie i przesadnie wysokiej cholewce. Gdy wyszedł z wraku wozu podeszli do niego ożywieńcy.
- Panie, bo my żem wolni so, ale zonim odyjdzimy pomóc jako chcieli! Wi pan, dobry uczynek toki.
- Czy moglibyścieeeeeee... Zanieść nas do tego czarodzieja co tu był?
- Panocku, przecie to prościzna!
Awatar użytkownika
Carmen
Błądzący na granicy światów
Posty: 23
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Pustynny Elf
Profesje: Bard , Złodziej , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Carmen »

Ach, ta cudowna atencja, którą otrzymała dzięki nekromancie, wieśniakom i w ogóle wszystkim tutaj! Cholercia, żaden z tych co ją przytulali nie miał nawet złamanego grosza w kieszeni czy w cholewie buta. I jak tu żyć, panie premierze, jak żyć? Nawet nie ma co kraść...
Patrzyła, jak jej przyjaciel Kamil odchodzi. Wstępował do swej chwały...
- Hokage!?!?!?!? A CO TO ZNACZY HO---
Ale Kamila już nie było, a jego ostatnie słowa miały echo w umysłach wszystkich, którzy go słuchali.
- Nigdy cię nie zapomnę!...
Próbowała przeboleć tę stratę, kiedy nagle...
- Och! - krzyknęła zdziwiona, łapiąc leżącą w jej stronę paczuszkę. - "Dla kochanej Carmen, najpiękniejszej, najwspanialszej, najzdolniejszej, najcudowniejszej pod słońcem i poza nim, jaśniejącej na firmamentach niebieskich, podobnej w swym plasku do aniołów, najmądrzejszej i najczulszej, a przede wszystkim i ponad wszystkim najskromniejszej kobiety, jaką kiedykolwiek dane mi było i będzie widzieć, o najsłodszym imieniu, Carmen". Ulala, zapomniał dodać, że jestem inteligentna! Foch!
Zabrała się za rozpakowywanie prezentu, a w środku była kolejna karteczka:
"... i najinteligentniejsza w Alaranii!"
- Okej, odwołuję! - dodała z uznaniem. - Co my tu mamy... - mruknęła.
Książki z opowiadaniami, kantyczki, śpiewnik, wszystko, co tygryski lubią najbardziej! Pięknie. No i... TAK!!! JAKI PIĘKNY!!!
- OCH, PRASMOKU, DZIĘKUJĘ! - Chwyciła w dłonie naszyjnik z obrzydliwie wielkim kamieniem szlachetnym, z szafirem, ze złotą linką. - Cudeńko!!!
Nie miała na sobie naszyjnika, więc idealnie się składało. Założyła ten od Kamila, ciesząc się jak małe dziecko, które dostało laleczkę.
- Zobaczcie, jaki śliczny! - powiedziała do wieśniaków, pokazując jak klejnot mieni się tuż nad jej wyeksponowanym biustem. Chłopi spełniali jej prośbę bardzo gorliwie.

Chwyciła prezent dla Conana i poszła w stronę gospody razem z chłopami i Eldarrinem. Była w wyśmienitym humorze. Wiedziała, że dzisiejszy dzień zakończy się cudownym biesiadowaniem! Uśmiech nie schodził jej z twarzy, co radowało wieśniaków. Kiedy weszli do karczmy, pierwszym, co zrobiła Carmen, było pozostawienie na dole towarzyszy i udanie się do pokojów na górze, żeby zanieść prezent czarodziejowi.
Zapukała i weszła do jego pokoju. Wiedziała, że on tam był - karczmarz powiedział jej, jak ma go znaleźć.
- Przepraszam... mam coś dla ciebie - powiedziała, wchodząc z pakunkiem do izby. - Jeśli pozwolisz...
Usiadła obok niego na łóżku.
- Zejdź z nami na biesiadę. - uśmiechnęła się... nieśmiało. To było dziwne, że czarodziej ją nieco krępował, wszak zawsze zachowywała się niemalże bezwstydnie. Ale mimo wszystko, onieśmielała ją jego wiedza i ten charakter... A może coś, z czego sama nie zdawała sobie sprawy... - Dziękuję ci, za uratowanie nas wtedy... jakoś naprawimy wóz...
Teraz pomyślała sobie, że musi strasznie na niego naskakiwać, jest już wieczór, świece są zapalone, a ona jak gdyby nigdy nic poszła usiąść mu na łóżku! Mógł to źle odebrać...
Gdyby jej karnacja na to pozwalała, zarumieniłaby się. Wstała z łóżka i odchrząknęła.
- Także... zejdź z nami, jeśli chcesz! - powiedziała i szybko opuściła jego pokój.
Awatar użytkownika
Conan
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 73
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Pradawny Czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Conan »

         Czarodziej leżał na łóżku studiując księgę magiczną. Uważnie wertował każdą linijkę, a kiedy przeczytał ich kilka, zatrzymywał się na chwilę i starał się zrozumieć opisane tam informacje. Zaiste magia pustki miała wiele użytecznych zastosowań, lecz nie należała do najłatwiejszych rodzajów magii. Zachwycony księgą, pochłaniał kolejne strony. Kochał księgi Ricarda, były spisane prostym językiem przystępnym dla wielu ludzi, lecz zrozumiałym tylko dla czarodziei obeznanymi z podstawami magii. To właśnie dzięki temu księgi te były idealne można było wszystko łatwo zrozumieć a wypadku ich kradzieży czy zgubienia nie należało się bać że jakiś przypadkowy wieśniak który ją znajdzie, puści jakąś wioskę z dymem. Po długim czasie czytania do pokoju weszła Carmen. Zachowywała się dość dziwnie w stosunku do czarodzieja. Nie był on zbyt zadowolony z przerwanej lektury lecz kiedy cyganka zostawiła jakiś prezent zapomniał o wszystkim. Kiedy wyszła podniósł podarek popatrzył na niego i przetarł papier w który był zawinięty jakiś przedmiot. Poczuł prezent wysyła magiczne wibracje. Nie czekając na nic rzucił prezentem w stronę drzwi, a sam rzucił się za łóżko. Wszystko to zrobił dlatego że kiedyś słyszał o wyjątkowo wrednych przedmiotach które wręczano znienawidzonym przez siebie ludzi a te po chwilę po pobraniu energii z osoby dotykającej robiły niemały wybuch, zostawiając ofiarę z dość nie wyjściową twarzą a raczej bez niej, bo ciężko mieć twarz gdy twoja głowa, a raczej to co z niej zostało podąża idealną parabolą przez około 150 metrów. Z głową lekko wystawiającą nad krawędzią łóżka patrzył na pakunek i zaczął rozmyślać tak jak nigdy dotąd.

         Cholera czy ona właśnie usiłowała mnie zabić? A może to ja popadam w paranoję? Gdzie w paranoję człowieku walnij się w łeb. Jaki normalny człowieka wręcza komuś magiczny przedmiot, to musi być pułapka. To na pewno jedna z tych prezento-pułapek, jestem pewien. Ale dlaczego jeszcze nie wybuchała? Widocznie ten papier opóźnił przesył energii, ale dlaczego chciała mnie zabić? Czyżby ciągle miała mi za złe ten wóz? Chyba nie… w sumie…. Jaki normalny człowiek wydziera się tak o kupę desek na kołach której odpadło koło? Z tą kobietą jest coś nie tak, kto wie jak daleko jest w stanie posunąć się w swojej zemście za wóz… może wbić mi nóż w gardło na śpiku, nasłać skrytobójców, albo co gorsza uprowadzić mojego chomika, gdybym takowego posiadał. W sumie to dlaczego nie mam chomika, zawsze chciałem mieć jakieś inne zwierzątko prócz Geko. Ale jeżeli się zastanowić to nawet dobrze że aktualnie nie posiadam chomika, biedne zwierzę mogłoby być zagrożone. Hmm… co ze mną ostatnio jest nie tak przeprowadzają zmach na moje życie a ja zastanawiam się dlaczego nie mam innego zwierzątka oprócz Gecko… to oznacza jedno z dwóch albo przeżywam kryzys wieku średniego albo naprawdę powinienem kupić chomika… Tak zdecydowanie to drugie. Dobra postanowione jak dożyje jutrzejszego dnia zarobię jakieś pieniądze i kupię sobie chomika. Ale póki co zróbmy coś z tym zamachem.

         Po zakończeniu rozmyślań sformował delikatne zaklęcie i wypuścił. Podmuch wiatru pognał w stronę przedmiotu i uniósł go. Sformował kolejne zaklęcie tym razem wiatr pomknął i zaczął powoli obracać podarkiem rozpakowując go. Gdy rozpakowywanie kończyło się oczom maga ukazał się… patyk. Tak najzwyklejszy w świecie magiczny patyk. To są jakieś kpiny, z tą kobietą jest naprawdę coś nie tak… kto komu daje patyk, co prawda magiczny ale czy ona o tym wiedziała? Ten dzień jest jakiś szalony… Gdy patyk opadł pozostało już tylko sprawdzić czy nie jest on pułapką. W tej samej chwili czarodziej znów zaczął żałować że nie ma chomika. Ale wpadł na pewien pomysł. Skoro potrafi wyczuwać magiczne przedmioty to znaczy że jest tam energia podobna do tej którą posiadają ludzie. Dlatego też wziął Animo i rzucił w patyk. Podczas zetknięcia się nastąpiło coś czego czarodziej się nie spodziewał. Nie było wybuchu… Animo zajaśniało jasnozielonym światłem, które utworzyło się w wiązkę która wystrzeliła na wysokość oczu i zmieniała się w ciemnozielony kwadrat światła na którym było widać napisy. Czarodziej z niedowierzaniem podszedł i zaczął. Okazało się że patyk ten nazywa się „Druidzką różdżką zmiany”. Przy wypowiedzeniu zaklęcia „Enihardi” można było powiększyć dany przedmiot do jego czterokrotnych rozmiarów a przy wypowiedzeniu zaklęcia „Parum” można było przywrócić przedmiot do jego normalnej formy lub zmniejszyć go rozmiarowo również czterokrotnie. Conan wertował tekst uważnie i nie mógł wyjść z podziwu. To dlatego tak zależało tym świrom w kapturach na nim. Zamknął Animo który otworzył się samoistnie podczas uderzenia o podłogę i schował go. Schylając się zauważył karteczkę z napisem „Myślę że Tobie przyda się bardziej niż mnie – Kamil.” No tak ten świrnięty nekromanta… dziwny człowiek… a ja myślałem że ta kobieta na serio chce mi coś zrobić… – myśląc to uśmiechnął się głupio. Chciał wyrzucić liścik lecz w ostatniej chwili zobaczył dopisek na samym dole: „ P.S Kiedy jeszcze byłem zły ukradłem to pewnemu mściwemu druidowi, podobno jej szuka jak cię znajdzie nie wchodź mu w drogę tylko wiej gdzie możesz. No pięknie Kamil… Jeżeli ten druid znajdzie mnie szybciej niż nasze drogi znów się zejdą, i oczywiście przeżyje to spotkanie, to wiedz że nogi z dupy ci powyrywam. Składając sobie tę obietnicę, schował artefakty do torby razem z listem i szczęśliwy wyszedł z pokoju na biesiadę.

         W drodze na dół przeliczył pieniądze. Podszedł do baru i powiedział do karczmarza i powiedział:

- Podaj trzy piwa, jedno dla mnie a po jednym daj tamtej cygance i tamtemu mężczyźnie i powiedz że to od przyjaciela czarodzieja. – mówiąc to wskazał palcem na Carmen i Eldarrina. – A teraz przejdźmy do spraw bardziej przyjemnych jakimi są pieniądze mości panie… znacie miasto lepiej niż ja wiecie kto tu wieści najszybciej roznosi, więc powiedzcie komu trzeba że zatrzymałem się w tej karczmie na około cztery dni i zleceń szukam, oczywiście za takich które mi zapłacą. Obiecuję że za każde zlecenie jakie otrzymam zapłacę ci 2 rueny. Niech rozpowiadają że cena jest do uzgodnienia, niech przychodzą wszyscy, nie tylko bogaci, biednym też pomogę za cenę mniejszą. Byle żeby jakiś pieniądz był… co ty na to?
- Może i bym przystał na to ale jak się ci wszyscy ważni dowiedzą że robię renomę ich konkurencji to będę miał tu ciężki żywot… co najmniej 10 ruenów od zlecenia. – odpowiedział karczmarz.
- Umowa stoi. – powiedział czarodziej podając rękę karczmarzowi. – Przyznajesz jakieś kredyty? Trochę kończą mi się pieniądze a muszę tu zostać żeby ludzie zaczęli przychodzić ze zleceniami. Oczywiście za dzisiejszy dzień jestem w stanie zapłacić.
Karczmarz popatrzył z ukosa. Czarodziej był pewien że zostanie jutro wyrzucony za bruk lecz karczmarz uśmiechnął się lekko i powiedział:
- Dobra chłopie… - spojrzał lekko w górę, zmrużył oczy po czym spojrzał na czarodzieja- To cię będzie kosztować dodatkowe 15 ruenów, jestem w stanie zapewnić ci za to nocleg we wspólnej sali i jeden posiłek na dzień przez czas twojego pobytu. Myślałeś że cię jutro wyrzucę? Nie martw się umiem wyczuć zarobek a ty dobrze kombinujesz z tymi zleceniami. Następna kolejka dla ciebie i twoich przyjaciół na koszt firmy na przybicie współpracy.
Awatar użytkownika
Eldarrin
Błądzący na granicy światów
Posty: 12
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Zmiennokształtny - Smokołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Eldarrin »

        Weszli razem z Carmen i wieśniakami do karczmy, do której podobno udał się Conan. Carmen od razu strzeliła na górne piętra, gdzie powinny być pokoje. Eld tymczasem rozgościł się na dolnym piętrze. Klientela była tak różna, jakby wyciągano ją z rogu obfitości. Nie rozumiał w ogóle sensu tworzenia artefaktu takiego jak róg obfitości. Niby napełnia się każdą formą jedzenia, jaką sobie tylko zażyczysz. Ale co jak coś wybierzesz, a potem zmienisz zdanie? Musisz wtedy wylać zawartość? Niektórzy jedzą kamienie. Czy róg może napełnić się kamieniami? Pewnie nie, więc ten magiczny efekt jest zakłamaniem.
        Wracając do tematu, karczma była pełna różnych i różniastych person, wielorakiej płci, rasy, narodowości, religii, koloru skóry i osobowości. Przy jednym stoliku krasnoludy grały w karty, przy innym siłacz z owłosioną klatą pokazywał dziewkom siłę, a gdzieś w kącie siedziała zakapturzona postać. Dosiadł się do pustego stolika i począł dokładniej badać instrument. Była magiczna, to wiedział. Problemem było jak tę magię wyciągnąć. Wyciągnął na ślepo jeden z pergaminów. Nie umiał odczytać nazwy tego utworu. Odczytać potrafił jednak nuty. Lekko rozgrzał palce na strunach, wydając delikatny dźwięk. Rozpoczął dyskretnie grę, nutę w nutę. Utwór nadał mu uczucie lekkości, jakby mógł wznieść się ponad chmury. Po jakimś czasie sam załapał rytm i zamknął oczy. To tak jakby lutnia grała sama za niego. Po ostatnim pociągnięciu otworzył oczy i równocześnie uderzył głową w sufit.
- Ała! Co do...? - Unosił się właśnie nad podłogą karczmy. Większość biesiadników wlepiała w niego wzrok z mieszaniną zaskoczenia, zdziwienia, drobnego przestrachu i rozbawienia.
- Pomóc panu? - spytał się jeden z krasnoludów grających wcześniej w karty.
- Spokojnie, poradzę sobie! - Po chwili szamotaniny odepchnął się od sufitu i złapał za stolik. Magia na szczęście „domyśliła się” że chce zejść na ziemię, gdyż zamiast pociągnięcia za sobą stołu czuł coraz większą siłę grawitacji. „To było ciekawe” Zanotował sobie na pergaminie „Lewitacja".
        Zaczekał na Conana i Carmen, którzy już mieli się zbliżać do stolika. Nagle ktoś otworzył kopniakiem drzwi do karczmy. Tym kimś był facet w średnim wieku, w skórzanej kurtce, kapeluszem z rondem i z biczem przy pasie. Wskazał palcem na lutnię.
- To się powinno znaleźć w muzeum!
Awatar użytkownika
Carmen
Błądzący na granicy światów
Posty: 23
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Pustynny Elf
Profesje: Bard , Złodziej , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Carmen »

Do Carmen, która zajęta była szczerzeniem ząbków do tych panów wyglądających na zamożniejszych od reszty podszedł mężczyzna z kuflem.
- To od tego czarodzieja, tam.
Podstawił jej piwo na stoliku i odwzajemnił uśmiech. Cyganka uśmiechnęła się wtedy jeszcze szerzej i kilka myśli przyszło jej na raz do głowy. Po pierwsze, niesamowite, że zamiast cycatej barmanki to mężczyzna przynosi kolejki. To dlatego, że tutaj są świadczone... jak by to ładnie ująć... "takie" usługi również przez mężczyzn? Carmen czasami stykała się z mężczyznami kochającymi inaczej, ale żeby to było takie częste tutaj? Może to po prostu jak w Karczmie Kaczuszce jakiś rodzinny biznes, i ten koleś tylko roznosi jedzenie, nic więcej. Cyganka stwierdziła, że ta myśl była głupia.
Po drugie, czemu wszyscy tutaj są tak mili? Uśmiecha się i w ogóle, ale każdy odwzajemnia uśmiech taki uradowany, rozochocony, ale żeby zamiast na jej szczerzące się ząbki nie próbować zajrzeć pod chusty albo zerknąć na biust"?... Może rzeczywiście większość facetów tutaj czuje pociąg w inną stronę? Albo nie są jeszcze upici? Carmen stwierdziła, że ta myśl była jeszcze głupsza i przestała o niej myśleć.
Potem poczuła na ramieniu wiewiórkę, przyglądała się ona napoju o bursztynowym kolorze w szklanym kuflu.
- Fajne piciu, co? Masz ochotę?
Wtedy pomyślała o tym, że w sumie zawsze chciała mieć wiewiórkę. Zastanawiała się, dlaczego nigdy jej nie miała wcześniej. Może to przez ciągłe podróże? Albo bała się, że ktoś chciałby uprowadzić jej zwierzątko, gdyby je posiadała. W sumie to dlaczego nigdy nie miałam wiewiórki... Hmm, co ja ze sobą robię, coś w tej karczmie mi nie pasuje a ja rozmyślam o zwierzątku... to oznacza, że albo przeżywam kryzys wieku średniego, albo naprawdę powinnam zaadoptować wiewiórkę. Ale najpierw zróbmy coś z tym piwem...
Następnie stwierdziła, że ze wszystkich tych myśli, ta była najgłupsza.
Wypiła małego łyczka i poczuła, że to naprawdę dobre piwo! Chwyciła szklaniec i podeszła do szynkwasu, siadając koło czarodzieja.
- Dziękujemy za trunek, jest wyjątkowo dobry! Ale powiedz nam, kierowniku... Gdzie my właściwie jesteśmy?
Przez tę podróż o nie do końca wiadomym kierunku cyganmobilem i sytuacja z Kamilem nekromantą straciła poczucie, gdzie właściwie może się znajdować.
Zwróciła się potem do Conana.
- Ten prezent był właśnie od Kamila. Tak samo jak ten.. - pokazała na naszyjnik, który dumnie nosiła - i zaczarowana lutnia tamtego dziwaka, co leciał z nami. - jakby ze znudzenia kiwnęła głową w stronę Eldarrina.
Potem rozszerzyła oczy ze zdziwienia i rozdziawiła paszczę. On znowu latał!
- Mógłbyś sobie podarować te sztuczki! - krzyknęła, chociaż pewnie jej głos zniknął w hałasie rozentuzjazmowanego tłumu. Zasępiła się. Najpierw latał jej wóz, potem tamten wyczarował se skrzydła i latał, a teraz się, kurrwa, unosi na skrzydłach muzyki! No super! A na jej błyskotki nikt nie chce popatrzeć!
No i znowu uwagę wszystkich wzrócił ktoś inny, jakiś dziwny koleś wleciał z kopniakiem do karczmy (trochę kultury, gnoju!) i gada coś o jakimś muzeum!

Wtedy nagle wszyscy ucichli przez jakąś dziwną konsternację, która zapadła w karczmie. No i nie ma się co dziwić, najprawdopodobniej mało kto wiedział, co to jest to muzeum. To była jej szansa!
Upiła duży haust piwa i wstała, odzywając się teatralnym, donośnym i dźwięcznym głosem:
- Kochana gawiedzi! Drogi przybyszu! Pojawiłeś się w idealnym momencie, ponieważ dzisiaj MY, nasz cudowny DREAM TEAM, w składzie znanego śpiewaka o niesamowitym talencie grania na lutni! Obiecuję wam, poniesie was na skrzydłach muzyki - chrząknęła, niby nieznacząco - oraz Conan, który was OCZARUJE swoimi sztuczkami! A także moja SKROMNIUTKA OSOBA... - ukłoniła się baaardzo nisko... - pokażemy wam, co to znaczy się bawić! Posłuchajcie tylko naszych pieśni, przyłączcie się do tańców i zapomnijcie o troskach!
Tamten koleś w kapeluszu próbował chyba coś powiedzieć, ale Carmen nie dała sobie przerwać. W mgnieniu oka znalazła się przy nim, posadziła go na krześle i na wszelki wypadek przywiązała chustą do siedzenia.
- A więc, zaczynajmy!...
Wskoczyła na stół i zaczęła tańczyć, śpiewając chwytną przyśpiewkę. Tłum szybko dał porwać się melodii.
- Raz i dwa, noga do nogi, opowiem wam jak kiedyś mój drogi...
Awatar użytkownika
Conan
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 73
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Pradawny Czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Conan »

         Czarodziej siedział przy barze, rozmyślał co może się stać następnego dnia popijając przy tym piwo . Trunek może nie był równie wytrawny co wino, ale mu smakował. Nawet się nie spostrzegł, kiedy zaczął kręcić bo blacie pustym kuflem. Po paru minutach zabawy naczyniem naszła go ochota na kolejne piwo, jednak wahał się z podjęciem tej decyzji. Serce podpowiadało mu żeby kupić trunek, rozum był zbyt zajęty wyobrażaniem sobie zysków za jutrzejsze zlecenia, natomiast sakiewka… gdyby ta umiała krzyczeć to już dawno do karczmy wtargnęłaby straż miejska zebrana z całego miasta (włączając w to również rezerwy) i aresztowałaby czarodzieja za zakłócanie spoczynku rodziny królewskiej i arystokracji. Jednak na szczęście sakiewka nie potrafiła krzyczeć, co przesądziło by wychylić kolejny kufel.

- Karczmarz dopisz do rachunku piwo! –powiedział w miarę głośno czarodziej, jednak przy wypowiadaniu nazwy trunku ktoś otworzył drzwi karczmy za pomocą kopnięcia, przez co karczmarz nie dosłyszał ostatniego słowa.
- Co dopisać? – zapytał zapatrzony w drzwi i zmieszany karczmarz.
- Pi…. – w tej samej chwili osobnik wchodzący do karczmy zaczął się wydzierać że coś trzeba oddać do muzeum.
- Pikle? – zapytał zdziwiony karczmarz.
Zdenerwowany czarodziej wykonał parę ruchów dłonią i machnął ręką w stronę drzwi, które z trzaskiem się zamknęły, zostawiając na zewnątrz głośnego przychodnia.
- Pi… - czarodziej znów próbował zamówić trunek jednak w tym samym momencie drzwi do karczmy znowu huknęły.
- Pieczeń? Nie mamy takich specyfików. – odpowiedział karczmarz.
- Poczekaj pan. – zdenerwowany czarodziej wstał i chciał dać nauczkę gościowi w kapeluszu, lecz w tej samej chwili Carmen zaczęła krzyczeć że zaczyna się przedstawienie w którym mag będzie wykonywał magiczne sztuczki, następnie porywając przybysza zaczęła rozkręcać biesiadę.
        Wzrok wielu z przebywających w karczmie przeniósł się na czarodzieja, który stał jak wryty. Nigdy przedtem nie był w takiej sytuacji, obserwowało go naprawdę wielu ludzi. Fakty że nigdy nie popisywał się magią przed ludźmi i unikał życia człowieka który zawsze jest w centrum zainteresowania innych, zrodziły w nim uczucie tremy. Czarodziej starał się znaleźć jakieś pozytywy w zaistniałej sytuacji, lecz było to działanie bez skutkowe. Zmieniło się to gdy zobaczył zbliżające się do niego dziecko. Ale beznadziejna sytuacja, nigdy nie ćwiczyłem żadnych magicznych sztuczek, co ja mam im pokazać latający widelec? Cóż skończy się tym że rozczaruje tych ludzi… zaraz czy to dziecko? Nie wszystko stracone, dzieci zawsze są miłe i doceniają magię, nawet jeżeli wszystkich zawiodę to ono będzie prosiło o powtórzenie triku. Cóż nie zepsuje sobie całkiem renomy. Dobra to co by tu przedstawić… już wiem! Czarodziej wykonał parę gestów ręką i widelec i nóż z pobliskiego stołu zaczęły się unosić. Kilka chwil później sztućce zaczęły ze sobą tańczyć. Ludzie bili brawo, wszystko układało się wbrew przeczuciom czarodzieja, dosłownie wszystko, ponieważ w tym samym czasie usłyszał on piskliwi głos dziecka, które powiedziało:
- I co to wszystko? I ty się nazywasz czarodziejem, każdy mógłby zrobić takie sztuczki. Jesteś jakimś oszustem i do tego brzydkim oszustem. Co to za czarodziej bez brody i szarych włosów, czarodzieje są starzy i brodaci a nie tacy jak ten oszust. – powiedział chłopiec.

W tej samej chwili skupienie czarodzieja osłabiło się i sztućce znalazły się na podłodze. Zdezorientowany czarodziej nie wiedział przez chwilę co powiedzieć, lecz szybko odzyskał trzeźwość umysłu.

- Cóż jestem łysy ponieważ ćwicząc magię wiatru użyłem tak potężnego zaklęcia że podmuch wywiał mi wszystkie włosy – próbował zażartować czarodziej.
- Oszust! – wykrzyknął chłopiec.
- Zjeżdżaj smarkaczu bo cię zleję na kwaśne jabłko. – powiedział pewien grubszy jegomość znajdujący się obok, który był widocznie niezadowolony z przerwania występu.
- Mój wujo jest strażnikiem miejskim, spróbuj mnie ruszyć a pójdziesz siedzieć! – gdy chłopiec to powiedział, grubszy jegomość trochę chłonął.
- Spokojnie, chcesz zobaczyć inną sztuczkę? Proszę bardzo, zaraz zobaczysz najprawdziwszego smoka . – po tych słowach czarodziej przetarł medalion i po chwili w blasku światła pojawił się Gecko, który usiadł na blacie baru.
- To ma być smok?! – wykrzyknął zdziwiony chłopiec. – Jest jeszcze bardziej żałosny niż ty. Mogę się założyć że nie potrafi nawet zionąć ogniem.
- Gecko zademonstruj. – po słowach czarodzieja smok zionął małym ogniem. – I co ty na to?
- Też mi ogień… tanie sztuczki i nic więcej.
- No dobra smarku to co się stanie będzie na twoją odpowiedzialność. – mówiąc to czarodziej otworzył drzwi karczmy, po czym wrócił i odciągnął ludzi znajdujących się przed smokiem na boki, tak iż po chwili powstał korytarz którego ściany tworzyli widzowie. Za pomocą zaklęcia zaczął zbierać dużo powietrza w korytarzu utworzonym przez niego, a następnie dał znak smokowi aby zionął. Po chwili było widać pokaźny płomień.
- I co ty na to?- zapytał czarodziej podczas gdy ludzie bili brawo.
         Chłopiec niezbyt zadowolony z obrotu sprawy podbiegł do smoka próbując go dotknąć, aby przekonać się o jego prawdziwości. Przekonał się o tym w najgorszy z możliwych sposobów, gdyż smok ugryzł go w palec. Zapłakany pobiegł do jego mamy znajdującej się w drugim końcu karczmy i chyba zbyt zajętej rozmową z inną kobietą aby zobaczyć co się stało. Czarodziej szybko przetarł medalion i smok zniknął. Nawet się nie spostrzegł kiedy zjawił się przy nim zatroskany karczmarz.

- Chłopie co ty wyprawiasz? Chcesz mi karczmę z dymem puścić? Na głowę ci padło? Chociaż dobrze się stało że dałeś temu gnojkowi nauczkę, bo się wszystkim już od dawna narzuca co do wujka przyjedzie w odwiedziny. Ale wracając do tematu jak chcesz zostać to bez żadnych sztuczek magicznych mi tu.
- Dziś w tej karczmie więcej magicznych sztuczek nie będzie, obiecuję. – mówiąc to czarodziej udał się do stolika przy kominku gdzie miał zamiar spędzić resztę wieczoru, nim uda się na spoczynek.
Awatar użytkownika
Eldarrin
Błądzący na granicy światów
Posty: 12
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Zmiennokształtny - Smokołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Eldarrin »

        Coś się działo. Nie rozumiał do końca co. Chyba dosyć mocno przywalił w ten sufit. Jakiś facet wbija się z kopniaka do karczmy i krzyczy o jakimś muzeum. Nagle drzwi z hukiem się przed nim zamykają. On znowu wykopuje, no uparty facet. Tylko współczuć. Carmen porywa go i przywiązuje, dopiero co go agresywne drzwi zaatakowały. Murzynka coś krzyczy o śpiewaniu i sztuczkach. Ojej. Zagrałby tą lutnią taką dobrą piosenkę, gdyby tylko nie miał połamanych palców. To się nazywa cyniczny humor. No ale co poradzić, tłum już śpiewa i domaga się dobrej nuty. Tylko że teraz jak tłum krzyczy to potrzebował by jakiejś magi żeby tą lutnię było słychać. Nikt nawet nie zauważy jak będzie udawał że gra. Z drugiej strony, mógłby zagrać jakiś inny utwór, a wesoła gawiedź pomyśli że chce tez podyktować coś nowego. Wyciągnął resztę stron i spróbował przeczytać inną. Po długich przypatrywaniach stwierdził że wygląda to jak jakiś dialekt elfickiego. "Znam elficki" pomyślał. Przypatrzył się szukając jakiegoś schematu w znakach. "Zaraz, to nie elficki tylko krasnoludzki. Nie znam krasnoludzkiego." Trochę wymowy liznął podczas pisania pieśni podróżując z kompanią krasnoludów na dalekiej północy. Jedyne co skojarzył z liter to pojedyncze słowo "Orsimer" Brzmi jak jakaś rasa. Czy to demony?

        Przemyślenia przerwało nagłe buchnięcie ognia na korytarzu. Smoki atakują? Stanął na stole i zobaczył że Conan kłóci się z jakimś dzieckiem, podczas gdy tłum mu przyklaskuje. Może teraz zagra. Złapał lutnię i wybrzdąkał energiczną melodię z kartki którą czytał. Tyle się w nią wpatrywał że pamięta już wszystkie chwyty. Gdy ludzie przyklaskiwali czuł jakby wychodził z siebie. To normalne, wielu sławnych muzyków mówiło że podczas gry wpada się w trans. Oddaje podświadomości całą kontrolę. Teraz było jednak inaczej. Nawet muzyka brzmiała głośniej. Ktoś grał obok niego? Rozejrzał się na lewo i prawo. a właśnie w tych kierunkach stał on. Dwie kopie stały po jego bokach i grały to samo co on. Gdy skończyli magiczną piosenkę Eldarrini popatrzyli się po sobie. Eldarrin uno kiwną głową zgadzając się bezsłownym rozmowom. Dostroił lutnię i brzdęknął o struny. Wyczekująco popatrzyli się Carmen, dyktującą następną piosenkę.
Awatar użytkownika
Conan
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 73
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Pradawny Czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Conan »

         Wie­czór mijał cza­ro­dzie­jowi bar­dzo przy­jem­nie. Wokół było sły­chać skoczną muzykę i śmiech ludzi znaj­du­ją­cych się w karcz­mie. Tego dnia stało się wiele dziw­nych rze­czy. Niek­tóre działy się do tej pory, bo jak ina­czej wyja­śnić mul­ti­pli­ku­ją­cego się Eldar­rina? Pra­dawny sta­rał się pod­su­mo­wać ostat­nie dwa­dzie­ścia cztery godziny. Były one dla niego wyjąt­kowe. Dla­czego? Być może to wła­śnie dziwne zda­rze­nia wzbu­dziły w cza­ro­dzieju te uczu­cia, a może fakt że pierw­szy raz od dłuż­szego czasu można powie­dzieć że był szczę­śliwy? Koniec koń­ców sam nie był w sta­nie udzie­lić odpo­wie­dzi na to pyta­nie. Rozmy­śla­jąc, wpa­try­wał się w ogień palący się w kominku, który znaj­do­wał się naprze­ciwko jego stołu. Ogień z początku tar­gany pory­wami wia­tru, który wpa­dał przez otwie­rane drzwi na zewnątrz, wkrótce się uspo­koił. Cza­sami dało się zauwa­żyć prze­ska­ku­jącą iskrę, któ­rej towa­rzy­szył cichy trzask. Wraz z upły­wem czasu pło­mień sta­wał się co raz mniej­szy, do momentu aż został zdmuch­nięty przez wiatr wpusz­czony przez jedną z wycho­dzą­cych osób. Obser­wa­cjom maga towa­rzy­szył dziwny nie­po­kój i pewien strach. Sta­rał się je zigno­ro­wać, lecz uczu­cia te były od niego sil­niej­sze. Nie pamię­tam kiedy ostatni raz byłem w miej­scu gdzie mogłem bez­piecz­nie spę­dzić noc. To pew­nie stąd te dziwne uczu­cia. Cóż myślę że świeże powie­trze dobrze mi zrobi. Po tych prze­my­śle­niach cza­ro­dziej zabrał ze sobą kij i wyszedł infor­mu­jąc kom­pa­nów i karcz­ma­rza że zaraz wróci.


         Po otwo­rze­niu drzwi chłodny powiew powie­trza ude­rzył w twarz cza­ro­dzieja. Było mu tego trzeba. Udał się na małą prze­chadzkę wzdłuż ulicy. Po paru minu­tach spa­ceru usły­szał woła­nie o pomoc i galo­pu­ją­cego na niego jeźdźca. Z daleka jakiś jego­mość krzy­czał żeby go zatrzy­mać. Conan sta­nął na środku ulicy by zatrzy­mać ucie­ki­niera, lecz gdy był już bli­sko mag nie wyko­nał żad­nego ruchu. Powo­dem tego było to że roz­po­znał ucie­ka­ją­cego. Był to Ricardo. Nie wie­rząc wła­snym oczom, zaczął zanim biec, nie­stety był zbyt wolny. Zda­jąc sobie sprawę z rosną­cej mię­dzy nimi odle­gło­ści, posta­no­wił użyć magii. Kiedy był już w powie­trzu widział 3 straż­ni­ków na koniach ści­ga­ją­cych jego mistrza. Nie minęło dużo czasu a wszy­scy trzej leżeli na ziemi. Ricardo bar­dzo szybko udał się za mia­sto. Kiedy wje­chał w las Conan go zgu­bił, dla­tego też uczeń posta­no­wił wylą­do­wać i iść pie­szo.


        Ciem­ność i gęstwina lasu ogra­ni­czały widocz­ność w znacz­nym stop­niu. Cza­ro­dziej tra­cąc rachubę czasu i gubiąc kie­ru­nek pościgu dotarł na polanę. Była ona nie­wiel­kich roz­mia­rów, miała na oko 100 metrów śred­nicy. Po krót­kiej obser­wa­cji, można było wywnio­sko­wać wiele cie­ka­wych rze­czy. W wielu jej miej­scach zaczy­nały rosnąć małe drzewa, wokół któ­rych znaj­do­wały się poroz­rzu­cane frag­menty jakiejś budowli. Nasu­wało to wnio­sek że polana nie powstała natu­ral­nie, mało tego oczy­wi­stym było to, że ktoś tu miesz­kał. Naj­wię­cej gruzu i jedyny frag­ment budowli (jakim był kawa­łek ściany z wej­ściem, w któ­rym kie­dyś zapewne były drzwi) znaj­do­wało się w środku polany. Wcho­dząc na tę polanę Conan uświa­do­mił sobie że minęło już zbyt wiele czasu i dal­sze poszu­ki­wa­nia mistrza nie mają sensu. Mimo tego jakaś dziwna chęć kie­ro­wała nim, by spraw­dzić te ruiny. Idąc powoli przed sie­bie usły­szał bur­cze­nie w brzu­chu, uświa­da­mia­jąc sobie ile czasu musiało minąć od ostat­niego posiłku. Chwilę póź­niej usły­szał czy­jeś zawo­dze­nie. Wystra­szył się i począł roz­glą­dać po oko­licy. Jego wzrok zatrzy­mał się na jedy­nej ścia­nie na pola­nie. To co zoba­czył przy­pra­wiło go o gęsią skórkę. Była to biała postać która sie­działa oparta o pozo­sta­ło­ści po budynku. Sta­nął jak wryty i nie widział co począć. W jego wnę­trzu trwała wyrów­nana walka rozumu z ser­cem. Pierw­szy pod­po­wia­dał mu by ucie­kać dopóki może, nato­miast serce żeby podejść i dowie­dzieć się cze­goś. Zapewne posłu­chałby rozumu, gdyby nie fakt że do tej zacię­tej walki dołą­czył żołą­dek, który opowie­dział się po stro­nie serca. Prze­waga liczebna roz­strzy­gała walkę bar­dzo szybko. W gło­wie Conana powstał plan, który był się rów­nie irra­cjo­nalny jak jego zacho­wa­nie, czego można było się spo­dzie­wać. Pod­cho­dząc bli­żej dostrzegł że postać ma ukrytą twarz w dło­niach. Gdy był wystar­cza­jąco bli­sko zapy­tał:


– Czy coś się stało? – W tej chwili duch uniósł głowę i popa­trzył na pyta­ją­cego.

– W końcu przy­by­łeś. – Odpowie­dział duch, prze­sta­jąc zawo­dzić.

– Jak to w końcu? I dla­czego zigno­ro­wa­łeś moje pyta­nie? Zaw­sze jesteś taki nie­miły? – w gło­sie cza­ro­dzieja można było usły­szeć troszkę obu­rze­nia.

– Igno­ruję pyta­nia ludzi któ­rzy za dużo pytają, lub na które nie chce odpo­wia­dać. – odpo­wie­dział spo­koj­nie duch.

– Znowu to zro­bi­łeś! Zigno­ro­wa­łeś kolejne pyta­nia! – nie­mal wykrzyk­nął cza­ro­dziej, po czym przez chwilę się zasta­no­wił z któ­rego powodu duch zanie­chał odpo­wie­dzi. Nie­stety nie mógł jed­no­znacz­nie roz­strzy­gnąć tej sprawy.

– Ech… widzę że jesteś bar­dzo draż­liwy na tym punk­cie. Dobrze, więc odpo­wiem na Twoje pyta­nia, jeżeli zgo­dzisz się prze­my­śleć moją pro­po­zy­cję. Uprze­dza­jąc Twoje kolejne pyta­nie od razu mówię że pro­po­zy­cję złożę na końcu tej roz­mowy, muszę Cię lepiej poznać. Po wstę­pie tej roz­mowy dzi­wię się, że jesz­cze z Tobą roz­ma­wiam.

– I kto tu mówi o tym kto dobrze wypa­dał pod­czas tej roz­mowy? – zadał pyta­nie reto­ryczne. -Dobra uspo­kójmy się.

– Jestem spo­kojny przy każ­dej wypo­wie­dzi, to Ty brzmisz jak ura­żona dziew­czynka od początku tej roz­mowy.

-Jak ura­żona dziew­czynka?! Dobra Conan weź głę­boki oddech i uspo­kój się… – po zasto­so­wa­niu się do wła­snych porad, posta­no­wił odwdzię­czyć się roz­mówcy pięk­nym za nadobne -Czy możesz mi powie­dzieć, czy dobrze rozu­miem zaist­niałą sytu­ację? Jesteś dziw­nym męż­czy­zną, który czai się w lesie i składa nie­zna­jo­mym jakieś pro­po­zy­cje? Wiesz, że to nie sta­wia Cię w naj­lep­szym świe­tle? To jakiś nowy poziom zbo­cze­nia? – w tym momen­cie wzrok ducha zmie­nił się na chwilę, lecz po chwili wró­cił do nor­mal­no­ści i na jego twa­rzy dało się dostrzec drobny uśmiech.

– Zga­dzasz się na warunki czy nie?

– Dobra, zga­dzam się. No, więc zaczy­najmy- oznaj­mił zado­wo­lony cza­ro­dziej. – Wyglą­dasz bar­dzo dziw­nie, czy to jakiś spe­cy­ficzny rodzaj cho­roby czy klą­twy?

– I Ty jesteś cza­ro­dziejem? – zapy­tał z poli­to­wa­niem duch, pró­bu­jąc ude­rzyć się otwartą dło­nią w czoło, jed­nak ta przez nie prze­le­ciała. -Jestem zjawą, duchem… nazy­waj to sobie jak tam chcesz. Widzę że pierw­szy raz masz stycz­ność z takim zja­wi­skiem.

– Z…Z…Zja…Zja…Zjawą?! – ledwo wydu­kał cza­ro­dziej trzę­są­cym się gło­sem. – Ni… Nie… Nie zro­bisz mi krzy. krzy.krzywdy?

– Gdy­bym miał takie zamiary to nie żył­byś po pierw­szym pyta­niu. – po tej odpo­wie­dzi ducha jego roz­mówca tro­chę się uspo­koił.

– Dobra więc jesteś zjawą… czyli kon­kret­nie czym?

– O moja matko… ta dzi­siej­sza mło­dzież to chyba nic nie wie… Zjawy to osoby które żyją po śmierci w for­mie nie­ma­te­rial­nej, ponie­waż mają tu nie­do­koń­czone sprawy. I tak z tym wiąże się moja póź­niejsza prośba. Mógł­byś w końcu zadać jakieś porządne pyta­nie?

– Eeee… Nie masz przy sobie jakie­goś jedze­nia? – w tej samej chwili zabur­czało mu w brzu­chu.

– Nie no to już jest prze­gię­cie! Wybra­łem Cię bo wyglą­dasz na inte­li­gent­nego a jesteś idiotą! Czego nie rozu­miesz w defi­ni­cji zjawy? Po co komuś nie­ma­te­rial­nemu jedze­nie? – wybuch­nął duch.

– Wcale się nie dzi­wię dla­czego umar­łeś, i wcale nie mam na myśli Two­ich napa­dów zło­ści. Sie­dzieć w środku lasu bez jedze­nia… i kto tu jest idiotą?

– Wiesz co? Rozmowa z Tobą przy­pra­wia mnie o myśli samo­bój­cze, wolał­bym już umrzeć niż kon­ty­nu­ować tą roz­mowę! – wykrzy­czał duch.

– Nie możesz, prze­cież jesteś zjawą. – Conan odpo­wia­da­jąc na to pyta­nie sta­rał się brzmieć mądrze.

– Nagle to zaczą­łeś rozu­mieć? – nie przesta­wał krzy­czeć z iry­ta­cji.

– Już nie taki idiota co? – odpo­wie­dział krzy­żu­jąc ramiona na klatce, lekko się uśmie­cha­jąc i kiwa­jąc głową.

– Nie! Nie! Nie, nie, nie! To się nie dzieję! Obser­wo­wa­łem Cię przez cały Twój pobyt w tych oko­li­cach, jak mogłem się tak pomy­lić? Wynoś mi się stąd, ale już! Zapo­mnij wszystko o czym mówi­łem, pro­po­zy­cja nie­ak­tu­alna! – wyda­wało się że jego gniew osią­gnął apo­geum.

– I co, myślisz że jakie są szanse że znaj­dziesz kogoś kto mógłby Ci pomóc w środku lasu? Jak myślisz ile czasu Ci to zaj­mie? Nie będę wspo­mi­nał o tym że nie masz nawet jedze­nia.

– JESTEM ZJAWĄ!

– Kaza­łeś mi zapo­mnieć o wszyst­kim co mówi­łeś, więc zapo­mnia­łem.

– WOOOOOOOOOON MI STĄD! – głos ducha stał się tak gruby że Conan odniósł wra­że­nie jak by wypo­wia­dał to sam demon.

         Widział że prze­sa­dził, dla­tego też odda­lił się czym prę­dzej, lecz nie zbyt daleko. Miał wyrzuty sumie­nia, dla­tego usiadł pod drze­wem i bez­tro­sko nucił pio­senki w tę piękną księ­ży­cową noc. Po upły­nię­ciu około 2 godzin, tak przy­naj­mniej wywnio­sko­wał z księ­życa, udał się ponow­nie do zjawy.

– Och­ło­ną­łeś tro­chę? – zapy­tał cza­ro­dziej.

– Po coś tu przy­lazł? – w tym pyta­niu ducha dawało się wyczuć nutkę wro­go­ści.

– Przej­dziemy do kon­kre­tów? Teraz już na poważ­nie, dobra?

– Ech dobra, nikogo lep­szego chyba nie znajdę…

– To byli gorsi ode mnie? Nie chcę wie­dzieć przez co prze­cho­dzi­łeś – powie­dział z uśmie­chem cza­ro­dziej.

– Znowu zaczy­nasz?

– Prze­pra­szam, nie mogłem się powstrzy­mać. Dobra o co cho­dzi z pro­po­zy­cją?

– Jak już wspo­mnia­łem zjawy są na tym świe­cie ponie­waż mają tu nie­do­koń­czone sprawy. Sprawy muszą być wyjąt­kowo ważne dla nich by ich wola utrzy­mała je przy życiu, tak jest i ze mną. Dawno temu mia­łem żonę, oboje byli­śmy cza­ro­dziejami. Nasza rela­cja była tro­chę inna, ogól­nie wyła­my­wa­li­śmy się od zacho­wa­nia „nor­mal­nych cza­ro­dziei”. Żyli­śmy razem, pro­wa­dzi­li­śmy razem bada­nia, ogól­nie wzię­li­śmy nawet ślub. Pomimo zwy­cza­jów, które panują wśród cza­ro­dziejów, my żyli­śmy jak nor­malni ludzie. To spo­wo­do­wało że reszta cza­ro­dziei patrzyła na nas z góry i odwró­ciła się od nas. Spę­dzi­li­śmy tak razem wiele lat, żyli­śmy w wieży która tu kie­dyś stała. Teraz sam widzisz ile po niej zostało. Moja żona zacho­ro­wała i zmarła… nie pamię­tam już ile to lat. – tu duch zro­bił krótką pauzę– W każ­dym razie, na łożu śmierci powie­działa że ma jedno marze­nie, by pew­nego dnia wszy­scy cza­ro­dzieje porzu­cili swoją dumę. Nie rozumia­łem o co jej cho­dzi, ale zdą­żyła mi wytłu­ma­czyć, że od dawna widziała jak kastę cza­ro­dziei toczą cho­roby takie jak: znie­czu­lica, aro­gan­cja, obo­jęt­ność na cier­pie­nie innych. Była dobrą kobietą, dla­tego powie­działem że zro­bię wszystko co będę mógł by to zmie­nić. I tak gdy umarła pogrą­ży­łem się w roz­my­śla­niach jak to zmie­nić. Co jakiś czas prze­pro­wa­dza­łem jakieś eks­pe­ry­menty w ramach rekre­acji. I tak nie­długo po śmierci żony, zgi­ną­łem w jed­nym z moich eks­pe­ry­men­tów. Zgi­ną­łem nie robiąc nic, aby choć tro­chę wypeł­nić przy­sięgę, którą zło­ży­łem kobie­cie, którą kocha­łem ponad wszystko. I oto tu jestem, w for­mie w któ­rej nie mogę zro­bić nic. Nawet lepiej że tak skoń­czy­łem, nie mógł­bym jej spoj­rzeć w oczy przez moją bier­ność. Myślę, że wystarczy tylko ocieplić wizerunek czarodziei w oczach zwykłych ludzi. Dla­tego chciał­bym Cię pro­sić, przej­mij moją przy­sięgę. Może Ci się udać, wystar­czy tro­chę się posta­rać… wiem że pro­szę o zbyt wiele, ale…

– O czło­wieku… zna­czy duchu, ale Ty jesteś oszczędny w sło­wach… znam ludzi co by o tym książkę napi­sali i to tak grubą że pod­ręcz­nik od zie­lar­stwa Ricarda by się scho­wał, a uwierz mi gruba to książka była. Ale prze­cho­dząc do rze­czy… dobra, przy­się­gam że dotrzy­mam Two­jej przy­sięgi. Tak dobrze?

-Tak… -duch nie wie­dział co zbyt­nio powie­dzieć – Dzię­kuję Ci z całego serca!

– Oj daruj sobie te żarty, jesteś duchem nie masz serca. – cza­ro­dziej wypo­wie­dział te słowa z uśmie­chem. – Nie mogę się docze­kać, aż powiem o tej histo­rii Car­men i Eldar­ri­nowi. Co się teraz tak wła­ści­wie z Tobą sta­nie?

– Sam chciał­bym wie­dzieć.

– W takim razie wra­cam do mia­sta, żegnaj!

Poszedł w stronę mia­sta, nie­stety na jego dro­dze stała ściana z przej­ściem, to też posta­no­wił przez nie przejść.

– Nie prze­chodź przez to, zapo­mnia­łem Ci powie­dzieć, że to mój pro­to­typ porta… – głos ducha znik­nął gdzieś w oddali, a cza­ro­dzie­jowi towarzyszyło dziwnie zna­jome uczu­cie.

Czuł jak się unosi, po chwili zaczął być co raz cięż­szy, ośle­piło go białe świa­tło, po czym poczuł mocne ude­rze­nie o zie­mię i stra­cił przy­tom­ność. Znów sie­dział w karcz­mie przed komin­kiem, z tymi samymi dziw­nymi uczu­ciami, nie­stety tym razem karczma znaj­do­wała się tylko w jego sen­nych marze­niach.
Zablokowany

Wróć do „Adrion”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość