Rapsodia[Karczma Seledynowa Gęś]Tam i niekoniecznie z powrotem.

Mówi się o niej Miasto Elfów. Owe osiedle nie zostało jednak założone przez elfy, a przez ludzi, pierwszym jego królem był człowiek, niestety jego dość niefortunne rządy doprowadziły do konfliktu pomiędzy władzą a ludem, wtedy to władzę obijał pierwszy elfi król, od tego czasu co raz więcej efów zaczęło przybywać do miasta, mimo, że oddalone o wiele dni drogi od głównych elfich osiedli ściągało do niego mnóstwo elfich braci, a zwłaszcza tkaczy zaklęć. Miasto położone nad legendarnymi wodospadami, w pięknej i... magicznej okolicy nie mogło zostać nie zauważone przez magów, czarodziejów i elfich tkaczy zaklęć...
Awatar użytkownika
Ebenezer
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lich
Profesje:
Kontakt:

[Karczma Seledynowa Gęś]Tam i niekoniecznie z powrotem.

Post autor: Ebenezer »

Słońce zaszło już jakiś czas temu. Na ulicach się wyludniło, wyjąwszy okolice karczmy. Pochodnie rzucają na miasto złotą poświatę konkurując z blaskiem księżyca w pełni który zalał swym światłem całe miasto. Przed Tablicą ogłoszeń stanęła czarna postać. Z daleka przypomina bardziej przerośniętego kruka niźli człowieka. Przybiła do tablicy ogłoszeń kawałek pergaminu pokryty cienkim starannym pismem.



Poszukuję odważnych i zaprawionych w trudach najemników na wyprawę.
Oferuję udział w zyskach, emocję, wspaniałe widoki.
Każdy kto zechce wziąć udział niech zapyta o Doktora Ebenezera w karczmie Seledynowa Gęś.

Nie gwarantuje powrotu w całości lub kawałkach. Idziecie na własne ryzyko.


Stanął przed przybitą przed chwilą wiadomością.
Popatrzył na nią jeszcze chwilę, zaklęty tusz jarzył się w umyśle zielonkawym blaskiem, zaklęcia w niego wplecione przyciągały wzrok każdego poszukiwacza przygód. Dobrze znać podstawy magii.
Udał się wymacując drogę kijem w stronę karczmy.
Dawno temu uleczył żonę właściciela.
Karczmarz wiec z radością wynajął mu chłodne i suche pomieszczenie w piwnicach karczmy.
Tu Lich usiadł pośród beczek z najróżniejszymi napitkami i czekał.
Awatar użytkownika
Adelbert
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Adelbert »

Wyszedł z piwnicy drzwiami znajdującymi się w korytarzyku na lewo za ladą. Niósł w ręce kilka szczurów, trzymał je za ogony, zwisały główkami w dół, popiskiwały cichutko. Podszedł szybko do karczmarza, podniósł je do góry by zaprezentować swoją zdobycz w całej jej okazałości i podniósł lewą brew.
-Mówiłem, że macie szczury mościpanie, a teraz nikt mi prawdy nie odbierze. Możecie za to zadecydować, co zrobimy z tymi o to gagatkami.
Jeden ze szczórów zdecydowanie przerastał resztę. Był wielki niczym kot, tłusty, smoliście czarny. Zachował najwięcej przytomności. Nie zważając na ból zadawany mu przez szczurołapa, zaczął wiercić się pomiędzy innymi- próbował się wyrwać.
Adelbert trzasnął całym pęczkiem o brzeg blatu. To go uspokoiło.
Karczmarz otworzył szerzej oczy. Pojawił się w nich zwyczajowy ognik złości.
-Zabieraj pan je stąd! Klyentów mi pan odstraszysz!- Uniósł w górę pięść.
-Najpierw zapłata, potem szczury znikną z tąd raz na zawsze.
-Sam żeś je pewnie podrzucił do mojej piwnicy! Coby zarobić sobie!
Tak, to prawda, podrzucił tam jednego szczura. Największego jakiego znalazł w rynsztoku. Trzeba jakoś uzbierać na życie.
-Prze mi tu nie zarzucać kłamu, krętactw i manypulacyji! Płacisz pan, albo wracają skąd je wygrzebałem.
-Ty mała ła...
Ruszył w stronę drzwi od piwnicy.
-Stój!
Odwrócił się spowrotem do karczmarza.
-Zapłacę ci. Ile chcesz za te gryzonie?- zrezygnowany opierał się o blat, wydawało się jakby w tym momencie uszły z niego siły.
Ha, musiał w końcu wysupłać trochę pieniędzy, a to wcale nie jest takie łatwe w dzisiejszych czasach.
Adelbert podszedł do lady. Już dawno wszystko podliczył. Najmniejszy, szary, nie jest wart więcej niż dwa miedziaki. Dzieciak mógłby go złapać gołymi rękami bo z niedorzywienia był strasznie ospały. Kolejny, brązowy z czarnymi oczami wyglądającymi jak dwa otwory w czaszcze był już lepiej dokarmiony, szybszy- pięć miedziaków. Dwa kolejne, białe, tłuste i powolne, ale za to całkiem spore, zdążyły narobić niemało szkód. Wycenił ich życie na siedem pensów każde. Ostatni, ten bydlak... Dobrze, że udało mu się znaleźć go przy drodze, w górze odpadków pod czyimś oknem. Podniósł kamień i ogłuszył go celnym rzutem. Olbrzymi, agresywny, smoliście czarny z czerwonymi ślepiami patrzącymi na ludzi jak na zbyteczne śmiecie, zamieszkujące jego rewir. Wart srebrnego i osiem miedzianych. Razem to będzie... Srebrny i trzydzieści miedziaków. Tak to się powinno przedstawiać, chociaż Adelbert nigdy nie był dobry w rachunkach, za to za każdym razem udawało mu się pomylić na własną korzyść.
Przedstawił cenę karczmarzowi, który już nie protestował.
Wyszedł na chwilę na zewnątrz, skręcił do zaułka, roztrzaskał pięć główek kamieniem po czym wrócił do środka.
-Część tych pieniędzy zaraz trafi do kasy-powiedział jak tylko podszedł do lady- Daj pan jakieś jajo z boczkiem i piwa.
Zapłacił, został mu srebrniak z dwoma, samotnymi już teraz miedziakami.
Wziął jedzenie i trunek, odwrócił się w stronę sali, na której siedziało kilku chłopów. Przeszły go dziwne ciarki. Praca w tej piwnicy była dość... nieprzyjemna. Wydawało mu się że gdzieś tam, pod ziemią, był ktoś jeszcze, ale kto normalny siedziałby tam- w wilgoci i chłodzie- kiedy można zająć miejsce przy kominku w którym trzaskają przyjemnie drwa?
Usiadł na stołku najbliższym ognia.
Ostatnio udało mu się umyć, zarobił na nową koszulę, spodnie. Prezentował się znacznie lepiej, tak jak przystało na porządnego kupca. Co prawda- na razie handlował tylko życiami szczurów, ale każdy od czegoś zaczynał.
Zabrał się za swoją kolację.
Awatar użytkownika
Ebenezer
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lich
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ebenezer »

Godziny mijały powoli.W ciemnościach nieużywanej piwnicy Ebenezer wykładał rzeczy z torby. Pomału bez pośpiechu zapełniał pułki słoikami.Na środku pomieszczenia ustawił stół, od jego ostatniej wizyty pokrył się grubą warstwą kurzu którą teraz dokładnie wytarł. Karczmarz nie wiedział, że jego piwnica łączy się z podziemiami nieistniejącego już budynku starego szpitala. Ebenezer pracował tu kiedyś lecz budynek spłonął całkowicie w wypadku którego nie powstrzymały zaklęcia którymi oplecione było miasto.

Odstawił ostatnią rzecz na swoje miejsce i ruszył do drzwi.

Po szpitalu powstał dość obszerny plac który został zabudowany nową dzielnicą wielkiego miasta a szpital przeniesiono. Jednak część piwnic pozostała, tu pod miastem znalazł miejsce gdzie bez przeszkód mógł prowadzić badania.

Wyszedł w korytarzu na parterze i ruszył do głównej sali by znaleźć karczmarza.

Opuścił podziemia kilka lat temu gdy ruszył w podróż po Alaranii. Gdy wrócił to już tam było. Teraz musi znaleźć ludzi którzy mu pomogą zanim...Nie wiedział dlaczego wzbudza w nim to taki niepokój ale wiedział, że trzeba mu pomocy.
Awatar użytkownika
Adelbert
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Adelbert »

Siorbnął żółtkiem. Jajko było niezbyt dobrze wysmażone... chociaż z drugiej strony niektórzy takie właśnie lubią. Zebrał boczkiem resztę wartościowej mazi z glinianego naczynia, wrzucił przysmażony kawałek mięsa do ust i zaczął go energicznie przeżuwać.
Tak, jadł dłońmi.
Nikt nigdy nie wpoił mu manier. Nawet nie pamiętał by ktokolwiek próbował, co wcale nie było dziwne. Niby po co takie umiejętności człowiekowi zamieszkującemu rynsztok. Beknął.
Splunął w ogień.
Zaczął analizować swoje poczynania z całego miesiąca, który minął od rozstania z tym dziwacznym podróżnikiem, który uratował mu życie. Wywiódł go z pustkowi ku ziemi obiecanej, piwem i boczkiem płynącej.
Rozstali się zaraz po dotarciu do Rododendronii. Wędrowny zniknął równie szybko jak się pojawił, co prawda z głową pełną opowieści o wyprawach do dalekich krain pełnych pół ludzi-pół saren, gustujących w ludzkim mięsie, którzy czaili się za każdym pagórkiem. Opowiedział mu gdzie najkorzystniej można sprzedać orchandry, gdzie jest obecnie największy popyt na miód pitny. Biedny, dobroduszny towarzysz podróży musiał konfrontować swój bardziej złożony zapewne umysł ze skwarkami wypełniającymi głowę szczurołapa.
Będzie miał za to o czym opowiadać wnukom.
Po rozstaniu (ach, jak romantycznie to brzmi) Adelbert trafił z powrotem do rynsztoku, taplał się w odpadach przez dwa kolejne dni, żywiąc się tym co znalazł, aż w końcu, no właśnie, znalazł coś, co wyciągnęło go z nędzy.
Przegrzebywał właśnie stos śmieci za kamienicą jakiegoś bogacza. Odgarnął z wierzchu kilka desek- zbutwiałych, ale niewątpliwie z jakiegoś drogiego drewna-, przewalił na bok warstwę spleśniałego... czegoś, gdy jego uwagę przykuł niecodzienny element śmieciowiska. Zdobiona mahoniowa skrzynka, która była całkowicie przykryta odpadami.
Była też otwarta.
Zajrzał, a co!
Gdyby nie widział już wielu świństw, wzdrygnąłby się. We wnętrzu znalazł ciało niemowlaka- przegniłe.
Wolał nie przywoływać w swojej głowie szczegółów. Są rzeczy, które po prostu stanowią granice człowieczeństwa. To przekroczyło ją o długość, powiedzmy, stópki kilkutygodniowego dziecka.
Wraz z nim, koło główki tego jakże kiedyś, zapewne, uroczego dziecięcia, błyszczało się złoto. Dokładniej pierścień. Pokryty był cały wzorami, przypominającymi litery, wprawiono w niego spory, zielony kamień. Gdy człowiek wpatrywał się głębiej, miał szansę zauważyć duszę szamoczącą się w więzieniu. Piękny i straszny zarazem. Wspaniały.
Opchnął go u jubilera za dwa złocisze.
Potem poszło z górki. Ubrał się, umył i ruszył w tango ze wszystkimi, najpiękniejszymi obiektami "królującymi" w miejscowych przybytkach rozkoszy. To było dobre kilka chwil chwały. Po dwóch dniach hulanek wyszło jedak na jaw, że majątek ze spadku po babce nie był wcale taki wielki i grono wielbicielek przeistoczyło się w chmarę oprychów próbujących wydusić z niego długi.
Uciekł z miasta- do Rapsodii.
Tu wszystko zaczęło się od nowa. Brud, nędza, kiszki marsza grające, głównie na pobudkę i wieczorem, na dobranoc.
Wyszedł jednak na prostą, bo wiedział w czym jest dobry, zaczął trzymać się jedynej właściwej ścieżki w swoim życiu.
Ścieżki zimnokrwistego, zagorzałego mordercy.
Przesunął palcem po tłuszczu pokrywającym dno naczynia, zakreślając spiralę, do wewnątrz. Patrzył wzrokiem w strzelające z drew płomienie. Niczego nie żałuje, postąpiłby tak znowu.
W sensie z tym amuletem, dzi... nierządnicami, długami.
Jak dają to bierz, jak biją uciekaj.
Awatar użytkownika
Urlyf
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Krasnolud
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Urlyf »

Pierwszy widok, który ujrzał po otwarciu oczu to deski. Tak, dwie zbite ze sobą deski wiszące trzy i pół cala nad jego fałdą tłuszczu. Przetarł twarz z nieprzyjemnie pokrywającej go porannej miejskiej wilgoci, a następnie ze sprawnością godną krasnoluda wyturlał się z pod ulubionej ławki. Zawsze kiedy spity niema się gdzie podziać kładzie się na niej tylko po to, żeby rano obudzić się pod nią. Doświadczenie życiowe nauczyło go przejrzeć stan ekwipunku zawsze tuż po przebudzeniu. Toporek- jest, hełm- jest, beczułka- jest... ale pusta, cholera jak ja ją opróżniłem? Pusty mieszek- jest. Super, jest wszystko. Urlyf spoczął na ławce przeciągając się. Nagle coś przykuło jego uwagę. Kartka wisząca niemal na samym środku tablicy ogłoszeń. Gdyby tylko krasnolud umiał czytać, pewnie bez namysłu przyjąłby zlecenie. Główną motywacją był brak środków do życia. Mimo wszystko zbliżył się do tablicy. Znał kilka liter, kiedyś próbował zaznajomić się z tym rodzajem magii. Z przerażeniem spojrzał na hordę mieszających się literek od razu rezygnując z odszyfrowywania. Wzrok przeniósł się w dół ogłoszenia w celu odnalezienia podpisu. Po chwili namysłu wydedukował prawdopodobną godność ogłoszeniodawcy. Doktor Ebenezer.

Dzień- tyle właśnie trzeba, żeby głodny krasnolud opadł z chęci poszukiwania zleceniodawcy. Nikt nie słyszał o jakimś tam Ezeneberze. Do tego jego imię brzmi jak tytuł dyplomowanego oprawcy. Ostatnią krztą energii zmusił się do wkroczenia w próg Seledynowej Gęsi, ulubionej karczmy. Z przerażeniem spojrzał na kurczący się zapas tłuszczy zawartego w szlachetnej fałdzie na brzuchu, motywując się przy tym do ostatniego podejścia. Rzucił okiem w poszukiwaniu godnego rozmówcy. Nie jakiegoś tam wymuskanego panicza, czy ziemniaka o zbyt wysoko podniesionej głowie. Poszukiwał kogoś godnego krasnoludzkiego zaufania. Taką osobę dostrzegł przy stole tuż przy piecyku.

Wciągnął brzuch, rozczesał palcami brodę i dosiadł się do stołu. Urlyf- tak mi na imię. Przyjacielu, cały dzień poszukuję takiego jednego jegomościa, który w ogłoszeniu obiecywał góry złota i dziewice ( przez czas poszukiwań w głowie krasnala narodziło się wiele myśli). Może znasz go? Zwał się jakoś Ezeneber Doktor... albo coś... Mniejsza, kojarzysz gdzie go mogę odnaleźć?
Awatar użytkownika
Ebenezer
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lich
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ebenezer »

Wszedł do głównej sali.
-Teodorze!-zawołał karczmarza próbując bezskutecznie przekrzyczeć gwar.
Zobaczył go jednak roznoszącego jadło dla klientów i ruszył w tamtą stronę.

Teodora poznał gdy jeszcze leczył w tutejszym szpitalu.Wtedy był właścicielem małego zajazdu w podgrodziu.
Teraz jego status niewątpliwie się poprawił jednak karczmarz wyglądał prawie tak samo jak wtedy gdy się poznali.
Chudy i żylasty sprawiał wrażenie osoby nieprzyjemnej, szczególnie od kiedy wyłysiał. Jednak przy bliższym poznaniu był całkiem miłym osobnikiem.

Karczmarz odłożył ostatni talerz i odwrócił się prosto w jego stronę.
-O Ebenezer co ci potrzeba!-człowiek ruszył w jego stronę szeroko rozkładając ręce i spychając go w kierunku zaplecza.
"No tak straszę jego gości."
-Wychodzę na chwilę. Pamiętasz o moim ogłoszeniu prawda ?-Syczał ledwo słyszalny w okrzykach unoszących się w powietrzu.
-Jasne jasne. Panie Doktorze!-w przeciwieństwie do szeptów licha, karczmarza słychać było w całej karczmie. Ostatnie słowo wypowiedział ostentacyjnie i sarkastycznie.
-Po prostu przekieruj ich do jakiegoś pokoju daj co będą chcieli.Załatwię kilka spraw i wrócę.-wyciągnął z torby przy pasie kilka srebrnych monet.
-Opłata za wynajem pokoju na dzisiejszy dzień.-dodał podając pieniądze karczmarzowi.
-Ha jasne będzie jak chcesz.-Odwrócił się i ruszył w stronę kuchni.

Lich wyszedł na gwarną ulicę.Ludzie krzyczeli i pędzili gdzieś za swoimi obowiązkami.
Jednak nawet pomimo dużego natężenia ruchu Ebenezer nie miał problemów z poruszaniem się po mieście.Wszyscy przechodnie instynktownie schodzili mu z drogi tak jak schodzi się z drogi choremu na trąd.
W głowie przeliczał już pieniądze które musi wydać i papiery do sprawdzenia.
"Najpierw biblioteka miejska zobaczymy czy wiedzą co to robi pod miastem, potem zielarz, kończy się zapas ziół, a potem..."
Zapowiadał się dzień pełen obowiązków westchnął, stuknął laską i ruszył przed siebie w plątaninę ulic.
Awatar użytkownika
Adelbert
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Adelbert »

Prawie zachłysnął się boczkiem gdy nagle przyskoczył do niego krasnolud.
-Ekkhm!-odkaszlnął-No ten, miło mi.
Krasnolud. Ciekawostka. Jakoś nigdy nie miał okazji z żadnym porządnie porozmawiać. Byli niscy i jacyś tacy obsceniczni ze swoją otyłością, czyli ogólnie pojętym- "łatwiej przeskoczyć niż obejść". Zmierzył zaszklonymi od kaszlu oczami obcego nieludzia. Niezbyt ładny, chyba mężczyzna.
Ebenezer, niech no pomyśli.
Nigdy nie miał pamięci do imion, zawsze nadawał znajomym jakieś przydomki. Nie ułatwiało to komunikacji, ale upraszczało mu znacząco życie, czyli sprawdzało się dobrze. Doktor- to mogłoby mu więcej powiedzieć. Idąc tym tropem: uczony, uczyciel, albo inaczej, doktorek... szpital. No to medyk. Nie zna żadnego medyka, a szkoda, może udałoby mu się zaspokoić swoją ciekawość co do nowo poznanej istoty, gdyby podtrzymał konwersację opartą o poszukiwanego przez krasnoluda jegomościa.
-Niestety panie, żodnych leczycieli w okolicy nie znam.
I wtedy wiedza strzeliła go po pysku niczym sąsiad szpadlem.
-No jednego może, ili jam go widział ostatnim razem w Rododendroni, jakiś miesiąc temu, więc nie widzi mi się coby tu gdzieś był.
Z drugiej strony- Wędrowny przedstawił się jako wędrowny lekarz, tak więc może logiczniej byłoby myśleć, iż właśnie tutaj się teraz znajduje. Podrapał się po prawej skroni, zapatrzony w deski podłogi.
-No ja bym polecił się pytać właściciela karczmy, on może wiedzieć, nie? Oni zawsze nasłuchują, bo i co innego robić mają.
Znowu się rozkaszlał. Podrażnił gardło i teraz we znaki dało się osłabienie organizmu, spowodowane długotrwałym życiem na rynsztoku.
-No, a tak w ogóle to mi miło, nie, Adelbert jestem.
Awatar użytkownika
Urlyf
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Krasnolud
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Urlyf »

Leczyciel... Te słowo sprawiło na grzbiecie krasnoluda nie przyjemny dreszcz. Dopiero teraz powiązał sobie dwa fakty. Doktór- leczyciel. Jasne jest, że pewnie uczony. Na kulawą srokę! Daję garść srebrnych, że do tego piękniś i arystokrata. Rzeczywiście Urlyf zdawał sobie sprawę, że jest to jakiś doktór, ale to teraz skojarzył z czym się to może wiązać. W takiej okoliczności obecny rozmówca zdał się najemnikowi jeszcze przyjemniejszym typem. Swojskim na swój sposób. Widać było na jego twarzy godne zaufania ślady życia w rynsztoku i podkrążone od kiepskiej jakości samogonów oczy.
- Przyjacielu Adelbercie, żaden szanujący się krasnolud nie zostawi towarzysza przy stole, kiedy ten się dusi. Tak nie wypada- to nie zgodne z etykietą i dobrymi obyczajami. Zanim Cię opuszczę, muszę dać Ci najlepsze lekarstwo jakie zniosłem z gór.
Krasnolud schylił się do swojego buta i wyciągnął kilka miedziaków. Następnie wysypał je na stół i oddzieli dokładnie taką ilość krążków jaka odpowiada dwóm kuflom strzemiennego. Chwycił pieniądze, rzucając na odchodne kilka słów.
-Nic się nie martw Adelbercie, zaraz przyniosę odpowiednie lekarstwo na Twój kaszel.
Awatar użytkownika
Adelbert
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Adelbert »

No i krasnolud uciekł. Najprawdopodobniej zaraz wróci z jakimś porządnym trunkiem. Dobrze, przy odrobinie szczęścia nie będzie musiał uszczuplać swoich już teraz niewielkich funduszy. Gdy tylko Urlyf odszedł na kilka kroków, opuścił wzrok z powrotem na talerz. Zakreślił palcem coś na podobieństwo litery W, zaokrąglonej. Nie wiedział, że jest to litera W. Nie potrafił czytać.
Dorobił dwie kropki, po czym zmarszczył brwi.
Już gdzieś widział coś podobnego.
No tak, Rododendroniańskie zamtuzy. Tam miał okazję napatrzeć się na wiele podobnych krągłości. Ciekawe jak długo będą pamiętać o jego, hm, nieopłaconych należnościach. Z wielką chęcią pozbierałby trochę pieniędzy i wrócił do tego pięknego miasta, by znów sobie z lekka poużywać. Na pewno przewija się tamtędy tak wielu mężczyzn, że nikt go nie pozna, tym bardziej, że teraz wystąpi w nieco mniej okazałej postaci. Będzie omijał wszystkie najzachłanniejsze towarzyszki, z którymi dane mu było się spotkać, a szczególnie taką jedną, niską, ciemnoskórą, ona na pewno dobrze go pamięta...chociaż może dobrze to niewłaściwe słowo...
Z rozmyślań wyrwał go dziki okrzyk. Dwa stoliki dalej grupka ludzi grała w karty, jeden z nich przegrał właśnie chyba całkiem niezłą sumkę. Siedział skulony, trzymając się za głowę.
Awatar użytkownika
Urlyf
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Krasnolud
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Urlyf »

Dumna kulka z brodą obita po kostki w pancerz przebijała się warcząc pod krzywym nochalem. Z drogi! Bo podeptam, a ścierwa rzucę szczurom. Po chwili Urlyf znalazł się tuż pod ladą. Wspiął się nieudolnie na tobołek i krzyknął do karczmarza rzucając garść monet.
-Dajcie dwa kufle, tego co zawsze... i tu masz jeszcze beczułkę, napełnij mi ją, bom cierpki na języku z tej suchoty.
Chwila czasu, którą musiał poświęcić na tą czynność karczmarz była odpowiednio długa, żeby spędzić ją na refleksje a propos dzisiejszego dnia. Może to nie jest taki piękniś? Nikt nie kojarzył tego doktóra, oprócz jednego jegomościa. Może źle szukałem.
Trzaśnięcie kufla wyrwało krasnoluda ze stanu głębokiego skupienia jednocześnie dorzucając jeszcze jedną myśl. Adelbert proponował zapytać karczmarza. Może to coś da?
-Przyjacielu, słuchaj- kojarzysz może pewnego jegomościa? Zwie się Doktor Ezeneber... Enebezer... Ebe... No taki leczyciel! - Warknął krasnolud tracąc nerwy. Jak okrutna musiała być matka tego człowieka kalając go tak trudnym imieniem.
-W samej rzeczy. Znam takiego. Doktor Ebenezer, pomieszkiwał tu niedawno. Wyjechał jakiś czas temu.
Ta informacja zgasiła cały entuzjazm brody w zbroi. To znaczy, że Ezeneber nie da mu pracy, jak również pieniędzy. Chwycił kufle w jedną łapę, beczułkę w drugą jednocześnie zeskakując z łoskotem z tobołka, kiedy za swoimi plecami usłyszał jeszcze jedną informację od gospodarza. Tym razem szczęśliwą.
-Panie krasnoludzie, ten Ebenezer powiadał, że wróci jakoś dzisiaj albo jutro, dam mu znać żeś go szukał.
Urlyf wciągnął fałdę i poszarżował w kierunku ostatniego stolika tuż przy piecu. Trzasnął dwa kufle z takim impetem, że omal rozlał trunek.
-Panie drogi Adelbercie, oto moje lekarstwo, warzone przez samych bogów. Niech no ja pana Panie Adelbert wyściskam! Faktycznie ten karczmarz wiedział coś o tym leczycielu. Zatem, przed nami noc oczekiwania tego pięknisia, warto by było orzeźwić gardło dobrym trunkiem i ciekawą rozmową. Skąd pan jesteś? Co tu porabiasz?
Awatar użytkownika
Adelbert
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Adelbert »

O, nie mylił się, dostał darmowy alkohol. Będzie miał też szansę pogaworzyć z krasnoludem. Całkiem udany wieczór.
Po głowie cały czas chodziła mu myśl: Chodzi o Wędrownego? Ciekawie byłoby znów się z nim spotkać, będąc bardziej, hm, żwawym.
Problemem byłaby tylko jego osoba. Naopowiadał historii o kupiectwie, no to trzeba by się jakoś uwiarygodnić. Jeszcze w Rododendronii miał pieniądze by sprawiać odpowiednie pozory, teraz już niestety- nie. Przyjął kufel i pociągnął solidnego łyka.
-Dobre, dobre.-oblizał się- No widzi pan, żebym to ja wiedział skąd pochodzę. Jakaś tam wiocha, nie? Się wybiłem i teraz po miastach rezyduje. Trudnię się czym popadnie, nie wybrzydzom, nie boję się rąk ubrudzić, nie?
Czekanie całą noc. Wolałby pospać, ale z drugiej strony, może nie skończy się na jednej kolejce, a zawsze miło jest wypić na czyjś koszt.
Karczma powoli wypełniała się ludźmi. Gdzieś w kącie zebrała się grupa typów spod ciemnej gwiazdy. Jeden zakapturzony, milczący jegomość, będący w tych czasach chyba obowiązkowym wyposażeniem każdego obiektu tego pokroju usiadł samotnie przy stoliku pod oknem. Na środku sali urządzono zawody w siłowaniu na ręce, obecnie przodował jakiś łysol wymiarów dwa na dwa dwadzieścia. Znalazło się nawet kilku bogatszych jegomości pochylonych nad stołem, rozprawiających zapewne o interesach. Chwilę temu niezbyt urodziwa pomocnica karczmarza odpaliła świece porozstawiane po całej sali, będące teraz głównym źródłem światła. Robiło się duszno, gwarno. Powietrze powoli wypełniał odór spoconych ciał i alkoholu. Zapowiadał się klasyczny wieczór w karczmie.
Awatar użytkownika
Urlyf
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Krasnolud
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Urlyf »

Karczemna gwara powoli przeradzała się we wszechobecny pijacki bełkot. Część bywalców leżała już pyskami na dębowych stołach, ci bardziej rozważni udawali się do swoich izb. Zakończył się już nawet turniej na rękę. Światła świec powoli przygasały, nie było komu dorzucać do piecyka, a na dworze zaczynało się już przejaśniać. Twarze krasnoluda i człowieka przejawiały niezbyt zadowolony z życia grymas. Podkrążone, przekrwione oczy, pijacka chrypa oraz totalne zmęczenie zaczynało irytująco wdawać się we znaki. Złe samopoczucie Urlyfa spotęgował żal wynikły z wydania ostatniego miedziaka.
-Panie drogi Adelbercie, ostatnia kolejeczka... Skończyły się mi wszystkie zaskórne, a naszego jegomościa ni widu, ni słychu. Może czmychnął kiedyśmy kufle rozbijali? Sprawdziłbym to, gdybym tylko mógł ustać na nogach- powiedział Krasnolud zakładając ręce na twarz.
-Panie drogi Adelbercie- dorzucił - taka mi myśl przybyła. Jesteś pan swój chłop. Co myślicie pan na to, coby się do tego leczyciela razem nająć? Skoro dobrze płaci, można by skorzystać trochu. Garniec złota, dwie córki, w tym jedna krasnoludzka, druga człowiecka i wiele innych cudów mości pan obiecywał. Czy może się coś nie udać? Pewnie zażąda, by obić ryłec jakiemuś kupcowi, albo wyciągnąć długi od starego znajomego. Jednym słowem- chleb powszedni. A profity aż się gały świecą. Za ten garniec złota to można wóz z czterema koniami i trzema beczkami srzemiennego kupić. A jeszcze na kurtyzanę jaką zostanie. Żyć nie umierać, brać nie pytać! Panie drogi Abeldercie... Abdelber... Adelbercie całą noc razem żeśmy pili i gaworzyli, aż kupczykom wstyd przyszedł. To swoista więź wędrowców. Pijacka brać. To jak panie drogi. Idziesz pan ze mną?
To rzekłszy upadł czołem na blat stołu z takim impetem, że aż żyrandol zaczął się bujać. Wymamrotał pod nosem kilka przekleństw na swój pijacki stan i począł nasłuchiwać odpowiedzi.
Awatar użytkownika
Ebenezer
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lich
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ebenezer »

Wrócił do karczmy późną nocą.Właściwie niedługo powinno już świtać. Ulice opustoszały a księżyc zawisł nad horyzontem.Przez ściany domów przelewały się wiązki zielonkawej energii zaklęć ochronnych którymi oplecione było miasto, wewnątrz dostrzegał ludzi śpiących w swoich łóżkach. Gdzieś w zaułku walczyły koty a pod stopami w kanałach biegały gryzonie. Jednak jego myśli zaprzątały teraz poważniejsze sprawy. W bibliotece dotarł do najstarszych zapisków dotyczących historii miasta.Nie obyło się oczywiście bez utarczki z bibliotekarzem starym zasuszonym zgredem.
"Chyba nie powinienem być taki zgryźliwy, w porównaniu do mnie to się nieźle trzyma."uśmiechnął się w duchu choć wcale mu do śmiechu nie było.Cały czas w głowie majaczyło mu jedno słowo ze starego manuskryptu w większości zapisanego smoczą mową.
Etzalcoatl
"Co to mogło znaczyć.I dlaczego mam wrażenie, że gdzieś już o tym słyszałem."
Słowo ewidentnie nie pasowało do smoczej mowy ani do żadnego języka jaki kiedykolwiek usłyszał lub zobaczył.

Doszedł do karczmy, już z daleka przez ściany przebijały się poświaty rozgrzanych ludzkich ciał część już na ziemi część jeszcze w drodze.
Otworzył drzwi i wszedł do izby. Podszedł od razu do karczmarza stojącego za szynkwasem wycierającego blat.
Ten spojrzał się na niego zmęczonym wzrokiem i mruknął coś pod nosem na powitanie.
-Jakieś nowe wieści?.-
-Tak pytał o ciebie jeden krasnolud. Tam siedzi.-wskazał głową.
"A jednak ktoś mnie u góry lubi, Krasnolud w mieście elfów i ludzi mam szczęście."
Ruszył w stronę którą wskazał karczmarz.
Krasnoluda poznał od razu żadna inna rasa nie miewa tak metalicznej aury. Lecz ku jego zdziwieniu rozpoznał tez i kompana tamtego.
"Toż to ten człowiek którego spotkałem w dolinie.Jak on miał.. Adelbert tak ?"
Podszedł niezauważony w gwarze praktycznie na wyciągnięcie ręki.W ich głowach widział plątaninę błękitnych wolnych iskier a w ciałach mętnie rozpływał się alkohol znacząc swą drogę czerwieńszymi deseniami.
"Mam nadzieję że w ogóle mnie zrozumieją, Hmmmm może podam im jakie ziółka albo... odrobinę magii. Zobaczymy w jakim są stanie."
-Pytali się z tego co słyszałem panowie o mnie.-jego słaby głos był słabo słyszalny lecz dotarł z pewnością do stolika przy którym siedziała tamta dwójka.
Awatar użytkownika
Urlyf
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Krasnolud
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Urlyf »

Nim krasnolud zdołał wydusić z siebie cokolwiek minęła dobra chwila konsternacji i obliczania zaistniałych przed sekundą zdarzeń. Otóż podsumowując- zleceniodawca, którego poszukiwał ( a który miał już nie nadejść ) nagle i całkowicie nie spodziewanie się zjawił. Towarzysz do kufla nie zdołał wydobyć z siebie odpowiedzi na zadane przez krasnoluda pytanie, prawdopodobnie zamroczony zbyt dużą ilością upojnej toksyny we krwi. Na dodatek zaskórniaki Urlyfa przepadły z prędkością podobną prędkości opróżniania przez niego kufla. W tych właśnie okolicznościach przyszło się mierzyć krasnoludowi oko w oko ze swoim przyszłym pracodawcom. Oczywiście żaden szanujący się krasnolud nie powita podróżnego samemu wyglądając jak chłam. Ten zwyczaj spowodował nerwowe spięcie na grzbiecie norda. Powoli, ale zdecydowanie rozczesał palcami brodę i wyskubał co większe okruchy pozostałe po kolacji. Następnie zamaszystym ruchem zagarnął grzywę do tyłu jednocześnie energicznie zrywając się na równe nogi. Urlyf zmierzył rozmówcę wzrokiem i szykownie ( jak na pijaka ) się pokłonił.
-Bry, zwą mnie Urlyf, a ten jegomość to Adelbert... Troszkę podpiliśmy czekając na Pana, coby nam w gardłach nie poschło- wymówił krasnolud przeciągając słowa charakterystycznie dla pijaków.
-Przeczytawszy ogłoszenie, chciałem się zgłosić do Pańskiej dyspozycji Panie Ezene... Enezebe... Ebezene... zebe... zerze. Co Pan doktor potrzebuje od mojej skromnej osoby?
Rzekłszy to krasnolud zatoczył się i osunął bezwładnie na dębowe krzesło stojące tuż za nim. Podniósł pijackie oczy, zaczynając jednocześnie oczekiwać odpowiedzi na wypowiedziane z takim trudem zdania.
Awatar użytkownika
Ebenezer
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lich
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ebenezer »

Krasnolud zerwał się na równe nogi i w czasie mistrzowskim biorąc pod uwagę jego stan doprowadził się do... stanu lepszej świeżości.Jego towarzysz był już w drodze do leżenia na blacie i nie wyglądało na to żeby miał chęć do zmiany swego stanu.
"Niezły początek Panie Doktorze." uśmiechnął się w duchu.
-Wygląda na to że interesy obecnie schodzą na drugi plan. Teodorze!-jego krzyk dotarł może do drugiego stolika.
"Przeklęte nieżycie"
Skupił się chwycił mocniej laskę.
-Et vis est-mruknął cicho, magia przetoczyła się przez jego ciało wzmacniając głos.
-Teodorze mógłbyś nalać panom piwa na mój koszt! -karczmarz uniósł głowę słysząc zadziwiająco głośno szeleszczący głos Licha.

Już po chwili przed dwoma osobnikami przy stole stały porządne gliniane kufle z równo obciętą pianą.
-Jest dla was wynajęty pokój na dzisiejszą noc. Spotkajmy się przy śniadaniu powiedzmy po pierwszym biciu dzwonów.Tutaj w karczmie.Życzę miłej nocy.- ruszył w kierunku piwnic.
Do południa ma dużo czasu na przygotowania i badania nad nowym zaklęciem.
Awatar użytkownika
Urlyf
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Krasnolud
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Urlyf »

Jak wiadomo żaden szanujący się krasnolud nie odmówi komuś gościnnemu. Tak nie wypada. "Jeżeli Pan doktor okazał się gościnny dając mi i mojemu towarzyszowi kufel trunku oraz schronienie- grzechem byłoby odmówić" . W takich okolicznościach nowy pracodawca zdał się Urlyfowi wielokrotnie bardziej przyjaznym typem. Bez zbędnego namysłu pochłonął obie porcje alkoholu usprawiedliwiając swoje poczynania brakiem reakcji ze strony Adelberta. Otarł pianę z brody i wąsów jednocześnie podnosząc na plecy nieprzytomnego towarzysza. W tym stanie szereg 10 schodków okazał się istną mordęgą. Po pokonaniu dystansu niezdarnie otworzył drzwi wskazanego pokoju zrzucając tam swój nieprzytomny balast. Sam z gracją odpowiednią dla jego osoby zarył twarzą o podłogę. Istoty z taką ilością alkoholu we krwi charakteryzuje wspólna irytująca cecha. Brak myślenia. Toteż kiedy do głowy przyszło mu pytanie "Ciekaw jestem co porabia mój przyszły szef" automatycznie podjął działanie. Zrzucił kolczugę, rozczesał brodę i chwycił toporek w zęby. Na odchodne warknął do zwłok przyjaciela.
-Adelbert... pilnuj mojej kolczugi... i nie uciekaj stąd. Zaraz wracam.
Prawdopodobnie, jeżeli jego towarzysz byłby choć trochę przytomny i tak nie usłyszałby ostatnich słów krasnoluda, ponieważ te padły kiedy Urlyf był już na korytarzu stawiając pierwszy krok na schodkach.

Cegła z brodą zgrabnie jak na siebie stoczyła się po wyjątkowo stromych oraz wydawałoby się wirujących schodach na dół. Rozejrzała się i ujrzawszy karczmarza zamiatającego wejście do karczmy przeskoczyła blat. Prawdopodobnie Urlyf lądując chciał wykonać przewrót, ale skończyło się na bliskim kontakcie twarz- klepisko. "Cholerne przeciągi" - burknął pod nosem podnosząc się po cichu. Gdzieś tu skrył się Ebenzer. Krasnolud chwycił za klamkę prawdopodobnie odpowiadająca drzwiom do piwnicy i najciszej jak potrafił pociągnął ją. Ten moment nastręczył Urlyfowi rozterki. "Po co właściwie mi ten toporek?" - Niestety na zmianę wyposażenia było już za późno, więc poderwał się i zaczął skradać po schodach cicho zamykając za sobą drzwi. Po pokonaniu trzech stopni zauważył, że jego po alkoholowy stan się pogarsza. Zmusiło go to do zajęcia strategicznej pozycji na jednym ze schodków. Pijany krasnolud upewnił się, że skrywa go cień jednocześnie począł rozglądać się.
Zablokowany

Wróć do „Rapsodia”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości