Smocze Pieczary[Smoczy cmentarz, zwany Leżem Zmęczonych] Rzućmy kośćmi!

Głęboko w podziemiach ogromnego lasu znajdują się niezwykle tajemnicze Smocze Pieczary. Zamieszkane przez przyjazne i inteligentne bestie -Smoki Ziemi, kryją w sobie wiele tajemnic. Uważaj żeby nie zgubić się w setkach zawiłych korytarzy łączących smocze mieszkania. Pieczary kryją w sobie ogromne biblioteki z tajemniczymi zwojami i niezwykłymi skarbami. Znajdziesz tu także podziemne ogrody, w których smoki hodują niezwykle rzadkie zioła o niesamowitych właściwościach.
Awatar użytkownika
Derogan
Szukający drogi
Posty: 40
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Derogan »

Derogan musiał przyznać, że zabicie smoka było dosyć... relaksujące. Po raz pierwszy od kilku godzin mógł jedną, szybką decyzją pozbyć się jednego ze źródeł problemu, zamiast znosić go i próbować odnaleźć mniej radykalny sposób. Od razu poczuł, że napięcie w jego ciele zmalało. Teraz pozostawały jedynie problemy związane z niemal konającą eugoną, dwoma magami gotowymi do wzajemnego spalenia sobie głów, odnalezieniem wyjścia z tej ciemnej jaskini pozornie bez wyjścia no i sprawą smoko-kobiety, która na razie nie zdradzała chęci zabicia towarzystwa, ale również zachowywała się irracjonalnie. Tak, pozostawało jeszcze wiele spraw do rozwiązania, odcięcie głowy jednemu smokowi wszystkich nie rozwiąże. Choć pomagało nieco na stres.
        Młodzieniec wzdrygnął się, kiedy Cardos go dotknął. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że po jego czynie zapanowała cisza. Tak dla odmiany. Cóż, przynajmniej udało mu się zwrócić na siebie uwagę wszystkich obecnych w jaskini, może w końcu uda im się skupić na tym, jak się wydostać z tego miejsca. Tak czy owak, starzec przemówił do Derogana, a ten zmarszczył brwi. Wiedział, że jego czyn nie pozostanie bez echa, ale nie spodziewał się, aby to Cardos był tym, który robiłby mu wyrzuty z tego powodu. W sposobie, w jaki smok się do niego odzywał i jak ten odpowiadał, dało się wyczuć taki konflikt, że Derogan podejrzewał, że starzec wręcz ucieszy się z faktu, że bezczelna jaszczurka straci głowę.
- Ja... - Derogan w sumie sam nie wiedział, co miałby powiedzieć. Że za jego czynem stało tyle argumentów, że żadna alternatywa nie wchodziła w grę? Że nie mieli czasu ani energii, aby mierzyć się ze smokiem dłużej? Że jedynie natychmiastowa śmierć gada mogła oszczędzić im wielu trudności, a może i ocalić życia, przynajmniej części z nich? Młodzieniec nie miał najmniejszego pojęcia, jak miałby ująć to w słowa. Szybko się jednak okazało, że wcale nie musi tego zrobić. Cardos dokończył myśl rozpoczętą przed chwilą milczenia i stało się jasnym, że Derogan nie musi usprawiedliwiać swojego czynu. Może nawet wręcz przeciwnie? Taka pochwała z ust Cardosa podobała mu się jeszcze mniej niż wcześniejsze jego słowa.
~Czuję, że dogadalibyście się.
~W sumie wszystko wskazuje na to, że jest człowiekiem, więc nic nie stoi na przeszkodzie. No, może poza pewną drobną przeszkodą.
~W postaci mnie?
~Taaak. Moglibyśmy porozmawiać, ale... tak, wiem, nie musisz o tym tak wypomniawczo myśleć, wiem, że nie możemy zdradzić twojego sekretu, bo wszystkie wdowy zaraz przylatywałyby do ciebie z prośbą, abym tutaj sprowadził ich małżonków. Jedna sprawa, że nie mogę, druga, że musiałbym udać się w inne miejsce niż Niebo.
~Wypominawczo? Jest takie słowo?
~Od chwili, kiedy je wypowiedziałem, już tak.
~To nie działa w ten sposób.
~A w jaki? Słowo to, czym się porozumiewamy. Jeżeli nie jest to słowo, to co?
~Wymyślone słowo...
~Ale słowo!
~To wcale...
~Tak, tak, tak, możesz już sobie oszczędzić wywodów. I tak wiem, że mam rację.

        Derogan westchnął. Po części z powodu anioła, ale głównie przez fakt, że Cardos zadał niewygodne pytanie o świecące oczy. Młodzieńcowi nie przychodziła do głowy magia, która mogłaby pozwalać na coś takiego. Na szczęście Karlista się odezwała, odwracając od Derogana uwagę starca. Uwagę Nosiciela Dusz zresztą też.
        Wcześniej młodzieniec zapomniał kompletnie o istnieniu Sechmet. Przypomniał sobie dopiero teraz, kiedy okazało się, że szykuje coś bardzo nieprzyjemnego z magią ognia. Hagryvd nie omieszkał się powiedzieć Deroganowi, że wyczuwa to swoimi magicznymi zmysłami. Młodzieniec nie miał pojęcia po co. Zmysły te tak właściwie należały do niego samego, zresztą po samej kobiecie było widać, że szykuje się coś bardzo niedobrego. Wyglądała tak, jakby za chwilę miała zamiar rozpętać tu jeszcze większe piekło, niż było dotąd. Jej emocje były tak gwałtowne i tak związane z magią, że Derogan przestraszył się nawet, że może i trochę zbyt szybko zabił smoka.
~Jeżeli rozpocznie się tutaj Budzenie Prasmoka, to śmiało wchodź w moje ciało i przerwij je.
~Twoje ciało?!
~Nie, do cholery, to, co się tutaj zacznie!
~Okazywałbyś szacunek do starszych!
~Wybacz, jestem trochę rozemocjonowany.

        Cardos zdawał się lekceważyć rzecz zwaną zdrowym rozsądkiem i wystawiać się bezpośrednio na to, co szykowała dla nich kobieta. Te „małe ogniki” równie dobrze mogłyby być jedynie zmyłką przed wysłaniem w ich stronę kuli ognia podobnych rozmiarów do poprzedniej, która o mało ich wszystkich nie upiekła. Derogan zdawał sobie sprawę, że w takim razie i tak nie zdołają nic zrobić, ale świadome wychodzenie przed szereg w obliczu magii wydawało mu się być czymś głupim. Nieraz był atakowany magicznie i nauczył się, że najważniejsze to pozostać niezauważonym, a przynajmniej ukryć się. Mag zazwyczaj nie potrafił skutecznie atakować celu, którego nie widział, zawsze można było wtedy pokusić się na bycie szybszym od zaklęć przeciwnika. Widzenie wroga było podstawą do określenia tego, co robi. Teraz byli tak bardzo wystawieni, że bardziej chyba nie można było.
        Derogan odruchowo cofnął się o krok, kiedy Sechmet wrzasnęła, a w ich stronę ruszyła fala ognia. Młodzieniec dopiero po chwili zdał sobie sprawę z jej rozmiarów. Spodziewał się zdecydowanie czegoś... większego. Jego zdziwienie było tak wielkie, że nawet nie pomyślał, aby użyć własnej magii do powstrzymania nadciągających płomieni i zaoszczędzeniu sobie przynajmniej tej odrobiny bólu. Okazało się jednak, że ktoś inny miał głowę na karku. Derogan zamrugał, kiedy zrozumiał, że ogień go nie poparzy. Popatrzył ze zdziwieniem na Karlistę. Jeszcze nie tak dawno była gotowa wystawić go na śmierć, a teraz ochraniała... ”Chyba zaszła w niej znacząca zmiana. Tak bardzo zależało jej na tym wampirze czy po prostu przeraziła ją myśl, że to ona może się stać ich kolejną ofiarą? Tak czy owak, widocznie nie ma zamiaru powtarzać tego, co wydarzyło się w Karnsteinie. ”Oby.”
- Ja... dziękuję – powiedział Derogan. - Przed paroma godzinami, ba przed paroma kwadransami nie podejrzewałbym, że powiem ci coś takiego.
        Młodzieniec spojrzał na Cardosa. Spodziewał się, że usłyszy serię niezadowoleń starca i narzekania na poparzenia, ale wyglądało na to, że i ten zdołał się w jakiś sposób uchronić. Derogan szczerze wątpił, aby Karlista postanowiła i jego ratować, innego wyjścia nie widział. ”Czyli tylko ja przestraszyłem się tej magii na tyle, że zapomniałem o własnej? Chyba przez tego smoka robię się ciut nerwowy. Ogółem przez fakt, że od kilku godzin niemal wszystko obrało sobie za cel uśmiercenie mnie.”
        Derogan zmarszczył brwi. Nagle znikąd rozległy się obce głosy, ledwo możliwe do rozpoznania, ale jednak dostatecznie głośne, aby dało się stwierdzić, skąd dobiegają. Młodzieniec z zaniepokojeniem spojrzał po swoich towarzyszach, a gdy w powietrzu rozległo się podniesione słowo, zdał sobie sprawę, że coraz słabiej ich widzi. Spojrzał z zadziwieniem na swój miecz, który jeszcze przed chwilą świecił tak jasno, że patrząc bezpośrednio na niego, można było oślepnąć.
~Co jest, miecz się wyczerpał?
~On nie wyczerpuje się nigdy. To nieskończone źródło energii, za które każdy mag dałby się pokroić i połknąć smokowi. Dzięki temu czemuś można by przenieść górę, o ile miałoby się odpowiednie umiejętności.
~Nigdy mi o tym nie mówiłeś.
~Szlag! E... nigdy nie pytałeś.
~Pytałem!
~Widocznie musiałem zapomnieć.
~Wrócimy do tej rozmowy w spokojniejszym momencie.
~Czyli mam dużo czasu.

        Nagle rozległy się o wiele donośniejsze głosy. Derogan natychmiast uniósł miecz, modląc się, aby nie trafił w jednego w swoich towarzyszy, głównie chodziło o Karlistę, trafieniem Cardosa aż tak bardzo by się nie martwił, i skierował w stronę, z której dochodziła rozmowa. Nie miał bladego pojęcia, w co celuje, chyba po raz pierwszy od dawna, ostrze zawsze zapewniało wystarczająco dużo światła, aby widzieć doskonale wszystko. Chwilę potem okazało się, że tylko jego miecz przestał świecić, bo gdy maleńki smok zionął ogniem, Deroganowi ukazał się dziwny widok. Przed sobą miał dwóch mężczyzn, z czego jeden leżał na ziemi bez przytomności. Drugi natomiast, uzbrojony jedynie w tarczę, właśnie wyczarowywał wiele źródeł światła, które także dawały światło. Obydwaj byli ubrani zupełnie niepoprawnie do miejsca – jakby właśnie zniknęli z jakiegoś bankietu i pojawili się w jaskiniach zupełnie... ”Zupełnie jak my wszyscy przed chwilą. Pomijając tę nieprzytomną kobietę-smoka. Ale nawet my mamy na sobie po tym ślady.” Młodzieniec puścił broń lewą ręką i sprawił, aby unosiła się nad nią kula ognia. Nie mógł stwierdzić, czy rzeczywiście daje jakieś światło, ale nie miał zamiaru pozwalać obcemu czarodziejowi na wyłączanie bądź włączanie ciemności.
        Derogan przekrzywił głowę, obserwując ze zdziwieniem rozgrywającą się przed nim scenę. Młodzieniec przyznał jak największą rację Karliście, byli to dwaj czarodzieje ukrywający skarb gdzieś w tych jaskiniach, a do tego nasyłający smoki na każdego obcego, który by się tutaj pojawił.
~Zaprzaństwo!
~Co takiego?
~Smoki wyczuwają złoto na milę! Jeżeli oni tutaj coś ukryli, to już tego nie mają! Pewnie nawet się nie zorientowali! Chociaż... zaraz, jeżeli potrafią opanować umysł smoka... Cholera! Nieważne, co takiego powiedzą, nie ufaj im! Jeżeli opętali smoka, to ty jesteś dla nich jak trawa! Pewnie już teraz wchodzą do twojej głowy! Zaraz, teraz to też moja głowa! Może oni chcą, abym to właśnie ci mówił?! Cholera, przeklęci magowie umysłu! Na pohybel!

        Derogan naprawdę się zaniepokoił. Zdołali przekonać smoka do zaatakowania ich, mogli najpewniej bez problemu wywołać w nim każde uczucie. Nawet to, że słusznym jest pozwolić im na użycie magii życia. ”Mam dziwne wrażenie, że nie powinienem tego robić. Dlaczego?” Młodzieniec spojrzał na swój miecz i na ranną eugonę. Wtedy zrozumiał, co go niepokoiło. Lullasy po dotknięciu jego broni zrobiła coś... niezrozumiałego. Nie powinno stać się to, co się stało. W wężowej niewolnicy coś było, kontakt z magicznym przedmiotem nie przeszedł tak, jak powinien.
- Nie jestem pewien, czy to najlepszy pomysł... - odezwał się z wahaniem. Nie wiedział, jak powinien wytłumaczyć swoje racje. Tak właściwie, to na razie było to jedynie przeczucie, które potwierdzał jedynie jeden przykład. Pomimo to postanowił spróbować to jakoś przekazać towarzyszom. - Lullasy znalazła się w tym stanie przez magię, która zadziałała zupełnie inaczej niż powinna. Nie jestem pewien, czy faszerowanie ją kolejną magią nie przyniesie jeszcze gorszego skutku... - ”No i nie ufam tym dwóm jak lisom... nie, lisy są zbyt sprytne. Jak... jak... Ech, nie mam porównania.”


ciąg dalszy http://granica-pbf.pl/viewtopic.php?f=56&p=65048#p65048
Awatar użytkownika
Sechmet
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 55
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje: Włóczęga
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Sechmet »

Eler spojrzał na kobietę zażenowanym wzrokiem. Westchnął głośno. Następnie przemówił.

- Ależ to nie tak, to wszystko przez mego brata, chciałem się sprzeciwić! Naprawdę, ale on jest uparty jak osioł i było już za późno, gdy dokonał tego czynu. Na szczęście zapowiadało się, że ta czerwona smoczyca jakoś go ułaskawiła. Więc nie musieliście zabijać niewinnego czło-… to znaczy smoka – po chwili odezwał się Cardos i wychodziło na to, że jakoś się dogadają - Z przyjemnością, pamiętam, że niegdyś bardzo dobrze sobie radziłem z magią życia – uśmiechnął się.

Po tych słowach podszedł do leżącej bliżej smokołaczki, przymknął oczy, wyobrażając sobie, jak uzdrawia dziewczynę i po chwili Sechmet się ocknęła i niemal natychmiast na czworaka cofnęła. Czarodziej nie zareagował na to i teraz zajął się eugoną. Z nią wszystko trwało dłużej. Skupiony stał w bezruchu z zamkniętymi oczami. Nie zwracał uwagi na otoczenie, robił, co trzeba i w końcu się udało uzdrowić naturiankę przynajmniej trochę jednak Eler westchnął ciężko. Czuł się wyczerpany i zmęczony.

Głupszy z pradawnych braci również się zbudził i okazało się, że nieco za mocno dostał głowę, bo zaczął się zachowywać, jakby był pijany. Podszedł do Karlisty, objął ją jedną dłonią, unieruchamiając ruchy rękoma, drugą zaś użył, by pomacać jej biust, aby nie krzyczała, postanowił dodać wisienkę na torcie, w postaci pocałunku z języczkiem. Mądrzejszy brat widząc to, westchnął zirytowany i coś tam szeptał pod nosem, że chyba zaraz jeszcze raz mu przywali. Jednak to, co jego głupszy a teraz niespełna pojmujący co i jak zrobił, było jeszcze niczym takim. Puścił czarodziejkę i podbiegł do Derogana, z którym chciał zrobić to samo co z kobietą. Eler uderzył sam siebie w głowę, nie mogąc w to uwierzyć.

- Co za wstyd, co za idiota! – krzyknął do siebie.

Tymczasem zmiennokształtna siedząc na ziemi, szlochała w ciszy, przerażona i bezsilna w tym wszystkim. Nawet jak płakała była naprawdę ładna, jej gadzie oczy dodawały uroku. I jedynie to świadczyło, że posiada także smoczą naturę. Delikatność dziewczyny kompletnie nie pasowała do smokołaczki.

Pseudosmok chcąc rozśmieszyć swą panią, machnął kilka razy skrzydłami i wylądował na głowie Cardosa drapiąc go po niej swymi całkiem ostrymi pazurami i łaskocząc po szyi ogonem. Widząc, iż to nic nie daje, podleciał do kota, złapał go ostrożnie w swe szpony i rzucił na grzbiet. Wraz z nim powrócił tam, gdzie siedział, tworząc swego rodzaju zwierzęco – ludzką piramidę, która po chwili się zawaliła. Przecież Ami i sierściuch trochę ważyli i skończyło się na przewróceniu mężczyzny. Najgorsze, że miniaturowy smok spadł mu prosto na twarz i zostawił na niej ślady po pazurach, jak schodził.

Sechmet spojrzała na to, co się dzieje i choć po jej policzkach wciąż spływały łzy wzięła na ręce Amiego w celu upilnowania psotnika.

- Nie możesz tak robić, już wystarczy tych psotów, bardzo cię o to proszę – zamilkła przez chwilę, jej towarzysz wydał niezbyt głośny dźwięk – Jak możesz tak mówić?! NIE! Zdecydowanie nie rób tego – ta krótka rozmowa ukazywała, iż Sechmet rozumie mowę zwierząt.
Pseudosmok spuścił głowę i usadowił się wygodnie na rękach dziewczyny. Zmiennokształtna bez problemu wstała, co świadczyło, że jeśli chodzi o krzepę, to najsłabsza wcale nie jest. Dziewczyna miała ochotę do kogoś podejść, by trzymać się tej osoby, ale nie wiedziała do kogo.

- Hmm, eugona może znów mi coś zrobić, ten człowiek zabił smoka, boję się go i tych nowych, a ten jest obleśny – spojrzała na Cardosa – może czarodziejka hmm ona chyba jest najnormalniejsza – tak skończyła swe przemyślenia Sechmet i podeszła do Karlisty. Właściwie to stanęła nieco za nią, jakby się chowała. Twarz smokołaczki skrywały kosmyki włosów, natomiast jej wzrok wędrował ku ziemi z braku śmiałości, by patrzeć na innych.

Gdy Erel posadził sobie kota na głowie i zaczął krzyczeć, iż ma nową czapkę, wkurzony Eler podszedł do niego i zdzielił go tarczą.
- Wybaczcie za niego…
Awatar użytkownika
Lullasy
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 136
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Eugona
Profesje: Służący , Kurtyzana
Kontakt:

Post autor: Lullasy »

        Eugona gwałtownie wciągnęła powietrze, niczym który topielec w końcu wydostał się z wodnych odmętów, gdy tylko Erel zakończył swe czary nad jej ciałem. Momentalnie wszelki ból zanikł, a wraz z nim rany, które jak dotąd bezwzględnie oszpecały Lullasy. Wraz z chwilą, gdy ona ożyła, ożyła też część jej, która służyła za włosy - Węże powróciły do swojego naturalnego stanu, co oznajmiły swoimi pełzającymi ruchami w powietrzu oraz istnym potopem syknięć, które rozbrzmiewały niczym pochwalna melodia oddająca hołd życiu i zarazem oznajmiając, iż ponownie są w dobrej formie.

        Było jednak coś niepokojącego, co Lullasy odczuwała wraz z owymi gadami. Dziwne mrowienie, przepływające przez każdy cal ciała. Nie ból, nie zimno, nie dreszcze, a coś, czego jak dotąd niedane było doświadczyć naturiance - ta sama magia, która ją uleczyła, a która pochodziła od Erela, zagnieździła się w jej ciele. Czarodziej był o dziwo na tyle potężny, że klątwa ciążąca na niewolnicy nie potrafiła bezpośrednio przekierować czar leczenia na niekorzyść wężowej damy. Zamiast tego, nastąpiło coś, co zapewne będzie miało długoterminowy efekt - klątwa zmusiła Erela do zużycia znacznych, jeżeli nie wszystkich zasobów magicznych, z których część użyta została w magii życia, to zaś, co pozostało, niczym pasożyt utkwiło w delikatnym, pół-kobiecym ciele, czekając, kumulując powolnie, lecz stanowczo coraz to większe pokłady energii magicznej.

        To, co działo się z Lullasy, dla zdolnego zmysłu magicznego będzie stosunkowo łatwe do zauważenia, lecz trudne do zinterpretowania. Dla nieznających sytuacji może to bowiem wyglądać na wzrost, a raczej przebudzenie sił mistycznych Lullasy, co oczywiście będzie błędnym stwierdzeniem. Sama Lullasy, choć to czuła, nie dość, że nie potrafiła tego zrozumieć, lub choćby błędnie zinterpretować, to do tego ignorowała ten fakt. Były bowiem rzeczy o wiele ważniejsze na chwile obecną, szczególnie dla kogoś, kto służy innym. Wykrzyknęła, jak zwykle nie w sposób, jak normalne osoby krzyczą, a dokonała tego, jakby każde słowo było czymś niewybaczalnym. Nie chciała, by uznali jej słowa za rozkaz, więc starała się przemawiać tak poddańczo, jak tylko można w takiej sytuacji.

- Deroganie, Cardosie, wszyscy, którym mój pan ufał, wysłuchajcie mnie! Zginął jeden smok, ale drugi czyha na nasze życie o wiele mocniej niż ten, którego już tu nie ma! Ratujcie się, uciekajcie, skryjcie się, pokornie proszę, usłyszcie me wołanie i uwierzcie w moje słowa!

        Rozpaczliwe wołanie przedarło się przez jaskinie niczym grom, a echo przez kilka chwil tańczyło wśród pustki smoczego cmentarza. Nastało to kilka chwil po tym, gdy Eler padł od najnowszego uderzenia tarczą, a Erel przeprosił za jego haniebne czyny. Czas jakby stanął, nastała bowiem niepokojąca cisza, przerywana jedynie przez niepoważnie zachowujące się węże z głowy Lullasy. Jakis czas temu nikt nie spodziewał się tego, co się działo. A tak właściwie, co działo się jakiś czas temu…?



        Karilsta jeszcze kilka chwil temu przeżywała tragedię, jaka dotknęła ją bezkarnie. Choć znacznie wcześniej, postanowiła przemówić do Derogana, a i przy okazji podziękować za moment, kiedy przemówił do niej i to słowami na tyle pozytywnymi, iż na twarzy czarodziejki widniał uśmiech, gdy odpowiadała.

- Ciekawe, to, o czym mówisz. Czyli sugerujesz, że coś kryje się w tej niepozornej, biednej służącej? Czy oskarżasz ją o celowe mieszanie w magii? A wracając do chwili sprzed pojawienia się tych...błaznów… Ależ nie ma sprawy, Deroganie. Staram się odkupić swoje winy po...sam wiesz czym. Mniejsza o t…!

        Nie dokończyła ostatniego słowa, tym momencie bowiem dopadł ją Eler. Ten obrzydliwy błazen ośmielił się dobrać do jej ciała, jakby była ladacznicą, czekającą pod karczmą na pierwszego lepszego przedstawiciela parszywej rasy męskiej. Chciała się obronić, lecz był odruch znacznie silniejszy od żądzy mordu, mianowicie odruch wymiotny. Gdy tylko idiota z prawdopodobnym wstrząsem mózgu odsunął się od niej, Karilsta padła na kolana, pozbywając się najnowszej treści żołądka na oczach zgromadzonych.

- Jakbyś, no wiesz, potrzebowała pomocy w zakończeniu swojego życia po tych wydarzeniach, to wiesz do kogo się zwrócić. - Cardos z ogromnym uśmiechem na twarzy patrzył, jak czarodziejka coraz bardziej żałuje, że nie odrąbała sobie głowy, nim doszło do tego, do czego doszło.

        Tymczasem Eler ruszył w stronę...Derogana. Cardos otworzył aż usta ze ździwienia, a szczęka jego, gdyby mogła, pewnie opadłaby aż ku podłodze. Nim Eler dobiegł do młodzieńca, Cardos odwrócił się i zasłonił oczy.

- Deroganie, mam nadzieje, że nie zhańbisz się poprzez nieodparcie tego ataku na twą godność! - Powiedział tonem, jakby była to sprawa życia i śmierci.

        Nie mając pojęcia, co się działo za jego plecami, uświadomił sobie, że już może patrzeć, przebiegł bowiem obok niego Eler z...kotem na głowie? Tak, to był definitywnie kot na głowie kogoś, kto ma głowę tylko dla ozdoby. Cardos westchnął niczym po torturach akurat w chwili, gdy tarcza z gracją góry lodowej uderza w twarz hasającego ze zwierzęciem idioty…



        Cardos i Karilsta patrzyli w niemal identyczny sposób na eugonę. Oboje wyglądali, jakby chcieli zabić niewolnicę za te źle wróżące ich jeszcze-nie-zwęglonym-ciałom słowa. Karilsta jednak szybko zmyła z siebie gniew, a zastąpiła go głębokim zamyśleniem. Wzrok jej poszybował na Derogana, a następnie prędko przeskoczył na Cardosa, na którym zatrzymała się kilka chwil dłużej. Następnie, spojrzała na dwóch idiotów, którzy razem tworzyli ćwierć, może jedną drugą normalnego człowieka po wstrząsie mózgu. Na nich też patrzyła dosyć długo.

        W końcu wstała na własne nogi, ocierając swe usta o wewnętrzną część rękawa swego odzienia. Wtedy też dotarło do niej, że niemal zapomniała o kimś. Obróciła się, by jej wzrok mógł spocząć na Sechmet. Przez kilka chwil wydawała się zmartwiona, lecz wkrótce po tym pojawił się na jej twarzy uśmiech od ucha do ucha, którego geneza ciężka do zrozumienia.

- Wszystko dobrze? Sechmet, tak? Ja...wybacz za moich tymczasowych towarzyszy. Bez obaw, u mojego boku jesteś bezpieczna - Wyszeptała w jej stronę, przez co osoby postronne widziały tylko ruch jej warg. - Nie chce cię straszyć, ale... Uważaj na obecnych tu mężczyzn. Każdy z nich to...zła...zła osoba. Ja ci pomogę. W zamian proszę, powiedz mi, czy dasz radę ułaskawić to...tego, co tu nadchodzi?

        Gdy zadała swe pytanie, odwróciła się do reszty, i wyszeptała ponownie. Jej twarz w międzyczasie powróciła do stanu głębokiego zamyślenia, przez co ciężko było zrozumieć, jakie emocje kryją się obecnie w jej świadomości.

- Nie zdradzaj po sobie tego, co ci powiedziałam. Nie mogą się dowiedzieć, że wiemy o ich prawdziwej naturze, inaczej skończymy jak twój przyjaciel. I przy okazji... Powiedz mi, gdzie dokładnie jesteśmy. Gdy to zrobisz, we trójkę uciekniemy. Ja, ty i ta biedna eugona. A oni dostaną karę, na którą zasługują.

        Spojrzała na Cardosa, sprawdzając, czy ten podejrzliwy starzec zauważył to, co miało miejsce. Na szczęście nie, patrzył bowiem on wciąż na eugonę niczym rażony piorunem.

- Skąd te słowa na twoich ustach, niewolnico! Godnie to tak, straszyć przyjaciół swego pana? - Nie chciał uwierzyć w prawdę na tyle, iż gotów był oskarżać tak oddaną niewolnicę o mówienie nieprawdy. Gdy odpowiedziało mu niewinne spojrzenie pokornej eugony, ponownie się odezwał. - Oh... Cóż... Ja chędożę, co do ladacznicy za szczęście sprzyja nam?! Prącie, a nie szczęście, o to, co nam sprzyja!

        Przekleństwa Cardosa był na tyle siarczyste, iż nawet echo najwyraźniej zamilkło, nastała bowiem niepokojąca cisza. Dopiero odgłos ciężkich, smoczych łap wygrzebujących się spomiędzy kości przełamał spokój, jaki zapanował. Lullasy postanowiła przemówić ponownie, mając nadzieje, że ci, którym obecnie służy, zrobią cokolwiek by przygotować się na atak bestii.

- Jako pokorna służka, proszę wa…

- Prosisz i prosisz, TWOIM ZADANIEM jest nie prosić, a DZIAŁAĆ! Więc jazda zatrzymać smoka! Przeżyłaś po walce z jednym, to i po walce z drugim smokiem dasz radę oddychać, jazda!

        Lullasy, słysząc rozkazujący ton Cardosa, bez wahania pochyliła głowę w geście akceptacji swojego nowego zadania. Rozglądnęła się za czymś, co ułatwi to zadanie. Po kilku chwilach i dwóch pochyleniach się nad stertami kości była dozbrojona w drobną tarczę ze sporego kawałka smoczej czaszki, oraz szpikulec z fragmentu podłużnej, gadziej kości. Obróciła się w stronę, skąd dochodziły mozolnie zbliżające się odgłosy gadzich nóg. Drżała ze strachu, a to, co miało jej pomóc w walce, było dla niej wielkim ciężarem, ale była gotowa by oddać swe życie w imię tych, którzy są przyjaciółmi jej pana.

        Cardos tymczasem, z sekundy na sekundę stawał się coraz bardziej poddenerwowany obecną sytuacją. Do tego stopnia, że podszedł do Erela, po czym z byka upewnił się, że dołączy on do swojego brata w stanie nieprzytomności.

- Deroganie... Proszę cię, by- Przerwał mu ryk idącego na nich smoka. Brzmiało to niczym czysta furia, od której uszy bolały, a serce zaczynało bić szybciej. Nawet Cardos został tknięty przez ten bestialski odgłos. - Poprawka, Nalegam, byś ku chwalę prasmoka czy jakiego tam boga wyznajesz, zabił tych dwoje, by nie pałętali się pod naszymi nogami, gdy nadejdzie smok! Jestem pewien, że nawet diabły będą nam dziękować za ten wyczyn, więc ruszaj twym swoim mieczem, odpal białe świece w oczach i utnij im głowy, bo zaraz sam chwycę twój oręż i zrobię to osobiście!

- Popieram! - Dodała znienacka Karilsta, ochoczo jak nigdy dotąd. Smok był tuż tuż, lecz wciąż kościane wzgórza nie pozwalały go ujrzeć.
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

Ryk smoka okazał się tak głośny iż zbudził nawet Erela i Elera. Wstali oni na równe nogi. Pokrzyczeli trochę przerażeni i pobiegali wokół wszystkich, w końcu jednak uspokoili się i myśli ich zaprzątnął problem jak najszybciej uciec. Oczywiście nie myśleli u o innych tylko o sobie nawzajem. Reszta mogła być nawet zjedzona, to właściwie nie ich sprawa. Człowiek zresztą popełnia różne głupstwa pod wpływem silnych emocji. W całym tym hałasie nikt zapewne nie zwracał uwagi na to co robią. Wypowiadali oni zaklęcie, wspólnymi siłami. Potężne światło o fioletowej barwie oświetliło na kilka chwil całą jaskinie. Po chwili dało się określić iż to pojawił się portal. Wciągnął on braci, jednakże przypadkowo ofiarą magicznego przejścia stał się też Derogana. Nie wiadomo gdzie wylądował ale najpewniej gdzieś z dala od tego miejsca. Erel i Eler przecież mieli na celu uciec "gdzie pieprz rośnie" przed ową przerośniętą jaszczurką ziejącą ogniem, potocznie zwaną smokiem.
Awatar użytkownika
Sechmet
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 55
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje: Włóczęga
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Sechmet »

- Tak… Sechmet – powiedziała cicho dziewczyna, unikając kontaktu wzrokowego, spoglądała w ziemie – W porządku… - uśmiechnęła się, słysząc, iż jest bezpieczna przy czarodziejce – Są źli? To… to dlaczego z nimi trzymasz? Czy też wędrujesz? Ułaskawić to coś… hmm mogę spróbować… - zmiennokształtna odeszła kilka kroków dalej by nie zrobić komuś krzywdy, gdy przybierze smoczą formę. Zanim jednak to zrobiła kobieta ponownie się do niej odezwała.

- Oh… dobrze… No i jesteśmy wewnątrz Smoczych Pieczar… tyle wiem… wpadłam przypadkiem.

Smokołaczka teraz już zmieniała swą formę. Teraz była czerwoną smoczycą, choć nadal znacznie mniejszą od nadchodzącego, prawdziwego smoka. Gdy spostrzegła biedną eugone idącą przeciw czemuś, co może jednym ciosem ją zabić, Sechmet zrobiło się jej szkoda. Rozglądnęła się po jaskini czy coś by nie mogło jej jakoś pomóc. Skoro Lullasy chce walczyć to niech, chociaż zrobi coś, po czym nie będzie ledwo żywa. Nic, kompletnie nic. Dziewczyna nerwowo kręciła głową. W końcu nikłe światełko zwróciło na siebie uwagę.

- To ten niesłychanie rzadki emitujący światło kwiatek. O ile pamiętam jego trucizna jest niezwykle silna… - pomyślała.
- Lullasy! Widzisz ten kwiat? Sok w jego łodydze to bardzo silna trucizna wystarczy, że dostanie się do otwartej rany, postaram się zająć smoka, a ty zerwij tę roślinę! – powiedziała zmiennokształtna, ciesząc się, iż jej wiedza się przyda – Ja postaram się go… lekko zadrapać… - dziewczyna nie chciała krzywdzić tej pradawnej istoty, ale to był jedyny ratunek, jeśli on nie będzie łaskawym, przerośniętym jaszczurem. Miała nadzieję, że naturianka posłucha tego, co mówiła. W smoczej formie jej głos stawał się bardziej słyszalny, więc usłyszeć, tak czy siak, powinna, tylko żeby to zrobiła.

Potężne kroki, wściekły ryk, coraz bardziej się to nasilało. Zza gór kości wyłonił się potężny smok o łuskach zatrważającą czarnych i ślepiach złotych mocno wyróżniających się na tle jego wielkiego, ciemnego cielska. Majtał swym długim, kolczastym ogonem na lewo i prawo.

Smokołaczka wzięła wdech i podeszła powoli do niego. Z początku grzecznie się przywitała i próbowała nawiązać rozmowę.

- Witaj, jestem Sechmet, a ty? Cóż… wydajesz się wściekły… jeśli to z winy mojej i tamtych osób to możemy się stąd wynieść, tylko prosiłabym o wskazanie drogi. Jednak jeśli to nie przez nas może mogłabym jakąś pomóc? – dziewczyna strasznie się stresowała, pradawny patrzył na nią z góry, przez jej wzrost niemogący dorównać prawdziwym smokom. Starała się, jak mogła, widząc, iż czarno łuski nie ma raczej dobrych zamiarów, upozorowała „przypadkowe” drapnięcie pazurem.

- Przepraszam bardzo! Mam nadzieję, że nie zrobiłam tego za mocno? To przypadek! – mrugnęła do Lullasy znaczącą, iż teraz jej kolej by owy płyn znajdujący się w łodydze roślinki dostał się do krwi gada.


Ciąg dalszy http://granica-pbf.pl/viewtopic.php?f=6 ... 081#p64081
Awatar użytkownika
Lullasy
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 136
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Eugona
Profesje: Służący , Kurtyzana
Kontakt:

Post autor: Lullasy »

        Był plan, była chęć przeżycia, był rzadki kwiat, była rana na ciele złego smoka. Wszystko było gotowe do tego, by pokonać smoka, a potem na oślep szukać wyjścia z tego miejsca, by potem błądzić, być może całymi latami po tunelach przepełnionych gadami, z których część żąda jedynie śmierci. Taaa, niezbyt optymistyczna wizja, szczególnie iż wpadła do głowy Karilsty.

- Dość tego! MAM DOŚĆ! - Choć w gniewie, to jednak szybko wykonała swymi dłońmi ruchy, które niezbędne były do rozpoczęcia zaklęcia teleportacyjnego. Teraz wiedziała, gdzie jest oraz posiadała energię, by tego dokonać.

        Chciała zabrać tylko siebie i eugonę, lecz gdy nastąpił potężny, fioletowy błysk, który zetknął się z Lullasy, magia oszalała. Nic nie szło zgodnie z wolą czarodziejki. W czar teleportacyjny zostali także uchwyceni Cardos oraz Sechmet, a także pseudosmok i odziany w obuwie kot. W ułamku sekundy, między zniknięciem a pojawieniem się, podstarzały rycerz oderwał się od głównego strumienia czaru, trafiając Bogowie wiedzą gdzie. Zresztą, miejsce przeznaczenia pozostałej grupy także było spowite tajemnicą oraz prawdopodobnie twardym lądowaniem.


[ciąg dalszy: Lullasy, Sechmet + bagaż fabularny]

[ http://granica-pbf.pl/viewtopic.php?f=67&p=63331#p63331 ]
Zablokowany

Wróć do „Smocze Pieczary”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości