Ekradon[Arena walk] Żywioł ognia i tajemniczy wędrowiec

Warowne miasto położone u podnóża gór, otoczone grubymi murami i basztami, jego bramy zdobią dwa ogromne posagi gryfów. Miasto słynie z handlu, pięknych karczm i ogromnej armi. Armi niezwykłej, bo składającej się z wojowników i gryfów. Od setek lat ekradończycy udomawiają gryfy, które później służą w ich armi, stacjonującej w górach poza miastem.
Ruby
Błądzący na granicy światów
Posty: 19
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Pół-elf (pustynny)
Profesje:
Kontakt:

[Arena walk] Żywioł ognia i tajemniczy wędrowiec

Post autor: Ruby »

Arena nielegalnych walk w Ekradonie mieściła się w podziemiach miasta i prowadziło do niej tylko jedno wejście - przez właz mieszczący się między sklepem z miksturami Harolda, a karczmą "Pijany Bażant".
Kobieta prowadząca karczmę, Gerda Hammerhoff, dobrze znała tę arenę i często gościła wojowników, którzy zatrzymywali się u niej nawet na kilka dni, przez co interes kwitł, a że na arenę uczęszczali zazwyczaj ci zamożni chcący dorobić się jeszcze większego bogactwa, zostawiali mnóstwo ruenów zamawiając drogą strawę oraz napitek. Gerda żyła więc w zgodzie z organizatorami walk, wiedząc, że bez nich jej interes nie rozwijałby się tak prężnie jak do tej pory.

Schodząc w dół, do kanałów, skrzypiącą, sprawiającą wrażenie niestabilnej, drabiną, można było dostrzec drogowskazy, prowadzące na arenę. Już za pierwszym zakrętem do naszych uszu zaczynały dobiegać odgłosy walki i wiwatującego tłumu.
Przy drewnianych drzwiach (które normalnie przepuszczałyby o wiele więcej, gdyby nie zaklęcie tłumiące dźwięki, otaczające całą arenę) na niewielkiej ławie siedział tajemniczy staruszek ubrany w łachmany i sprawiający wrażenie ślepego, jednak nic bardziej mylnego - widział on znacznie więcej niż przeciętny człowiek i trudno go było przechytrzyć. Pobierał opłaty za wejście na arenę, które dla każdego były takie same - 5 złotych ruenów, niezależnie od tego, czy ktoś przyszedł tylko popatrzeć, obstawiać zakłady o to, kto wygra, czy sam zamierzał być uczestnikiem walk.
Gdy tylko drzwi się otwarły, można było dostrzec drewniane trybuny naokoło areny ułożonej w dole na kształt koła, a na nich mnóstwo istot różnych ras, które gromkimi okrzykami wspierały swoich zawodników których wygraną obstawili.
Na balkonie mieszczącym się dookoła trybun (wychodziło się na niego zaraz po przekroczeniu progu) poustawiane były ławy, przy których niektórzy sączyli piwo, wydawane z beczek ustawionych w niewielkiej grocie tuż przy wejściu (tylko jeden ruen!), które rzecz jasna dostarczała im z karczmy, Gerda.

Zawodnicy schodzili na dół po drewnianych stopniach, bliżej areny brudnych od zakrzepłej krwi.

Naprzeciwko mieścił się balkon sędzi, w drewnianej wieżyczce, ciągnącej się aż do sufitu, na którą wchodził codziennie po długiej drabinie. To on wydawał nagrody zawodnikom tuż po zakończeniu walk. Widzowie odbierali nagrody w czterech punktach ustawionych na balkonie, gdzie wcześniej obstawiali swych zawodników. Dostawali wówczas żetony - czerwone lub niebieskie. Jeden żeton odpowiadał 10 ruenom i w zależności od tego ile obstawili, dostawali taką ilość żetonów, które później wymieniali na rueny. Zawodnicy określani byli kolorami odpowiadającymi żetonom.

Wejścia na wieżę pilnowało dwóch potężnych posturą mężczyzn z toporami w dłoniach.

Wokół pełno było gnołów pełzających po butach siedzących na trybunach widzów, podobnie jak szczurów, które także po nich od czasu do czasu przemykały.
Zapach krwi, śmierci i potu był bardzo silny, podobnie jak zapach pieniędzy: przelewający się w tle dźwięk sypania stosiku ruenów, których przez arenę przechodziły ogromne ilości.
Był to raj dla złodziejów, wojowników i szlachciców z całego świata. Każdy znalazł na niej to, czego pragnął.

* * *

Ruby siedział wygodnie przy jednym ze stolików, popijając piwo od Gerdy, gdy na arenę wszedł ogromny, zarośnięty mężczyzna, przez tutejszych zwany Młotem. Od razu można było zrozumieć, dlaczego się tak nazywał: trzymał w dłoniach potężnych rozmiarów młot bojowy, którym wymachiwał na lewo i prawo, demonstrując w ten sposób swoją siłę.
Elf go kojarzył. Był tutaj nie pierwszy raz i za każdym razem odnosił zwycięstwo. Wielokrotnie podczas walk trzeba było robić przerwę, aby sprzątnąć resztki istoty, która z nim zadarła i po której została na arenie mokra plama. Cóż się dziwić, że ludzie nie znając jego przeciwnika już teraz ustawiali się w kolejkach by obstawić jego wygraną.
Nie zawsze starcie dwóch wojowników kończyło się śmiercią, lecz w jego przypadku nie było innej możliwości. Kto postawił się Młotowi, musiał umrzeć z jego ręki.

- Kto ma odwagę by się ze mną zmierzyć? - zapytał donośnie, prześlizgując spojrzeniem po tłumie. Oczy Ruby'ego wbite były w jego masywną sylwetkę. Doskonale widział w jaki sposób trzymał swój młot, jak pewny i silny był to uścisk. Biada temu, kto z nim zadrze!

- Ja to zrobię! Pokonam cię... - odezwał się młody, hardy mężczyzna o jasnych włosach sięgających do ramion i szlachetnie wyglądającym ubiorze, na który zarzuconą miał srebrzystą kolczugę. Schodząc pewnym siebie krokiem na arenę, wyciągał z pochwy swój miecz, spoglądając mu przy tym odważnie w oczy. Kącik ust Młota tylko uniósł się w rozbawieniu ku górze.
W końcu sędzia machnął krwistoczerwoną flagą z symbolem areny (dwóch czarnych, skrzyżowanych mieczy, pośrodku których widniała trupia czaszka), co miało oznaczać rozpoczęcie walki.

Pierwszy zaatakował młodzieniec, wyprowadzając cios z prawej strony ku lewej stronie klatki piersiowej swego przeciwnika. Młot cofnął się w porę i sam odpowiedział atakiem. Jednym ruchem roztrzaskał mu głowę na kawałki. Ciało runęło bezwładnie na ziemię.
Tłum wiwatował.
Jedni krzyczeli, ktoś zemdlał, niektórym zrobiło się niedobrze i opuścili arenę walk... Ruby tylko zmarszczył brwi.

- "Ohyda. Zrobić coś takiego z ludzką głową..." - pomyślał, upijając łyk piwa. Osoby odpowiedzialne za "czystość" przenieśli trupa gdzieś, gdzie nie rzucał się w oczy. Od razu zajęły się nim gnoły.

- Takich macie bohaterów? - zaryczał pewny siebie Młot. - Kto następny? Kto się ze mną zmierzy?

Nagle wszystko ucichło. Tłum przestał wiwatować, nikt nie zgłaszał się na ochotnika. Chyba jeszcze nigdy taka cisza nie panowała na arenie.

- Który z was, tchórze się ze mną zmierzy?!
Awatar użytkownika
Scharley
Błądzący na granicy światów
Posty: 13
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Scharley »

        Od dłuższego czasu stali bardzo blisko stanowiska bukmachera - łysego karła w pikowanym kubraku, który z niezwykłą wprawą zbierał zakłady, wypłacał wygrane i wrzeszczał na tych, którzy próbowali kantować, kłamać i zgłaszać pretensje co do wyników walk, w których źle obstawili. Innymi słowy wrzeszczał na wszystkich, po równo i bez wyjątków. Zadziwiające było to z jaką łatwością jego tubalny głos przebijał się przez panujący dookoła harmider.
Scharley z ciekawością obserwował jak krople potu zbierają się na skórze karła, gromadzą w głębokiej bliźnie, przebiegającej od czubka głowy aż do skroni, a dalej spływają w dół na policzek mieniąc się przy tym odblaskami pochodni i lamp oświetlających arenę. Powoli popijał przy tym piwo, które zdążyło się już ogrzać.

Napitek oraz to gdzie stali wybrał jego towarzysz i pracodawca, stary szlachcic nazwiskiem von Udensøn. Oba te wybory nie były najlepsze. Siwowłosy mężczyzna sam skwitował trunek dwoma tylko słowami - "kocie szczyny" i oddał swój kufel Scharleyowi, wiedząc, że magowi jest wszystko jedno. Niestety co do miejsca nie miał najmniejszego zamiaru zmienić zdania. Dobry widok na arenę przedkładał nad wygodę i z godnością przyjmował wszystkie szturchańce związane z tym, że stali wzdłuż traktu wiodącego ku oczywistemu wrzeszczącemu celowi. Scharley znosił również wszelkie poszturchiwania - lewą ręką przyciskał do piersi swoją Księgę. Dłonią mocno ściskał jej grzbiet, jednocześnie trzymając jedno z ramion plecaka, który oparł przed sobą o balustradę. Przy co mocniejszych popchnięciach piwo w jego kuflu chlupotało.

Gdy na arenę wkroczył Młot szlachcic pobladł i zesztywniał.
- To on - wycedził przez zaciśnięte zęby. - To on zabił mojego syna.
Scharley przeniósł spojrzenie na ring i razem z siwowłosym obserwował nadchodzące wypadki. Widział jak przeciwko drabowi staje młodzieniec w cudownie lśniącej kolczudze. Jak tuż po sygnale do rozpoczęcia zmagań pewnie wyprowadza cięcie i jak ginie w malowniczym rozbryzgu krwi, którego nie uchwyciłby żaden artysta. Ktoś obok nich przechylił się przez balustradę wymiotując. Z dołu usłyszeć można było krzyki i przekleństwa. To wyrwało Scharleya ze swego rodzaju transu, teraz dopiero zobaczył i poczuł jak silne emocje szarpią szlachcicem.

W czasie sprzątania areny starzec zwrócił się do Scharley'a:
- Rację miał możny Lügner twierdząc, żeś jest obmierzły typ. Oby się nie mylił co do Twoich zdolności. - Zrobił pałzę i spojrzał jeszcze raz na tryumfującego Młota. - Pomóż mi pomścić moją stratę. To twoja zapłata. - To rzekłszy wcisnął Scharleyowi w prawą dłoń dwie monety i przechyliwszy się przez balustradę wykrzyczał wyzwanie i przekleństwa pod adresem Młota.

Gdy szlachcic ruszył w stronę ringu by stoczyć walkę z mordercą, mag przepchnął się do bukmachera i podał mu tą z monet, która nie emanowała leciutką magią.

- Jeden gryf przeciw Młotowi - usłyszeć można było dźwięczny głos maga. Okoliczni widzowie wybuchnęli śmiechem a jeden z nich chwycił Scharley za ramię. Czarodziej odwrócił się gwałtownie i spojrzał tamtemu głęboko w oczy. - Coś ci nie pasuje? - tym razem zabrzmiało mielenie piasku i kakofonia dźwięków. Tłumek zafalował. Ścieżka do bukmachera zatrzymała się na moment. Przerwała w kilku miejscach. Kufel pozostawiony na balustradzie spadł w dół. Chaos wsączył się w chaos.
Ruby
Błądzący na granicy światów
Posty: 19
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Pół-elf (pustynny)
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ruby »

Cisza panująca na arenie i wykrzykujący w wyjącą brakiem odpowiedzi przestrzeń, rosły mężczyzna z bojowym młotem, bardzo zirytowały Ruby'ego. Sam nigdy nie wszedłby mu w drogę, lecz gdyby mógł, zabroniłby mu udziału w walkach. Problem tkwił w tym, że gdyby tak zrobił, tłum by go zlinczował, a sam Młot na pewno by się na nim zemścił. Pozostało więc czekanie. Ludzie nie żyli wiecznie i Ruby miał nadzieję, że mężczyzna ten nie jest już najmłodszego wieku.

Widząc postać zmierzającą ku arenie odchylił się na krześle, kładąc nonszalancko nogi na blat stołu. Wyglądało jakby stracił zainteresowanie walką i w rzeczywistości tak było. Wątły mężczyzna przeciwko górze mięśni, która z łatwością roztrzaskuje głowę każdemu, kto z nim zadrze... To starcie według niego mogło się skończyć tylko w jeden sposób, bardzo zresztą podobny do poprzedniego.

- "Jeszcze trochę i nikt nie będzie chciał walczyć... Młocie, jesteś bardzo kłopotliwym zawodnikiem..." - Ruby wyciągnął swoją brzytwę, której brzegi były zabarwione na pomarańczowo. Rdza i krew. Lecz wciąż można było ujrzeć swoje odbicie. Dostrzegł swoje zielonookie spojrzenie i zaraz odwrócił wzrok, wyjmując z kieszeni w spodniach niewielką żółtą ścierkę, którą zaczął polerować swoją niepozorną broń. Wyglądał na wyjątkowo znudzonego. Przygotował się już na usłyszenie znanych dźwięków: łamania kości i chlustu krwi, a następnie wrzawy widowni. Nigdy nie rozumiał jak można się cieszyć z czyjegoś żałosnego upadku. Karmić oczy czyjąś śmiercią, tak nudną, tak oczywistą... Teraz tylko dochodziło do jego uszu pobrzękiwanie monet.
- Jeden gryf przeciw Młotowi - usłyszał niespodziewanie, dlatego natychmiast odwrócił głowę w tamtym kierunku. Odkąd Młot był stałym bywalcem areny, nikt nie postawił na nikogo innego. Pewnie dlatego mężczyzna który postawił na jego przeciwnika został wyśmiany. Wszyscy znali wynik walki, zanim się ona zaczęła.

Gdy tajemniczy, zakapturzony jegomość zbliżył się do balustrady, Ruby prześliznął po nim od niechcenia spojrzeniem. Wyglądał na wyjątkowo pewnego, obstawiając swojego towarzysza...
Awatar użytkownika
Scharley
Błądzący na granicy światów
Posty: 13
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Scharley »

Scharley przedarł się przez zdezorientowany tłumek do balustrady by patrzeć na bieg wydarzeń. Balustrada w miejscu, w którym oparł rękę zaczęła czernieć pod wpływem niebieskiego płomyczka coraz mocniej pełgającego pomiędzy palcami wędrowca. Magia chaosu płynęła po sali.

Szlachcic zrobił pierwszy krok na arenę.
        Spadający kufel uderzył krasnoluda,
Młot rycząc ze śmiechu machnął groźnie swą bronią.
        który wpadł na dwie strojne damy.
Starzec dobył miecza w sposób zdradzający człowieka zaprawionego w bojach.
        Pisk kobiet odwrócił uwagę elfiego barda.
Sędzia dał znak do rozpoczęcia walki.
        Gryf jego lutni uderzył w oko osiłka z paskudną dziurą zamiast nosa.
Morderca jako pierwszy zadał cios.
        Ręka oślepionego typa wylądowała na tyłku biuściastej kobiety niosącej kufle.
Weteran niemalże cudem uniknął śmierci i pchnął klingą lekko raniąc Młota w nogę.
        Kufle wypadały a kelnerka pochyliła się próbując je ratować.
Ryk śmiechu zmienił się w ryk gniewu a cios młota złamał miecz na pół.
        Niepozorny knypek pociągający czysty spirytus spojrzał w jej rozchylony dekolt.
Szlachcic upadł na kolana gotowy na śmierć od ponownie uniesionego obucha.
        Krztusząc się wypluł w powietrze alkohol niczym rasowy połykacz ognia.

Ogień na balustradzie zgasł. Spirytus buchnął niebieskim, jasnym niczym błyskawica płomieniem. Blask oślepił na moment część widowni. Młota również a chwila ta kosztował go życie. Drab gdy runął na ziemię był już martwy. Z piersi sterczała tylko rękojeść złamanego na pół miecza. Szlachcic również leżał na arenie. Płakał.

- Czas odebrać wygraną - pomyślał Scharley gotów ruszyć z powrotem do bukmachera.
Ruby
Błądzący na granicy światów
Posty: 19
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Pół-elf (pustynny)
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ruby »

Gdy buchnął płomień, Ruby momentalnie ściągnął nogi ze stołu o mało nie przewracając się z krzesłem w tył.
Jasny blask wypełniający arenę sprawił, że jeszcze chwilę po tym incydencie nie widział wszystkiego dokładnie, a przed oczyma skakały mu ciemne plamy. Usłyszał huk upadającego ciała. To nie mógł być nikt inny, jak Młot.
Rudowłosy zerwał się od stolika, o mały włos nie wpadając po drodze na jedno z krzeseł, podbiegł do balustrady stając tuż przy Scharley'u. Zatrzymał się przy niej z takim impetem, że naszyjnik, który nosił na piersi, obił się boleśnie o jego ciało. Wyglądał, jakby nie wierzył własnym oczom, zresztą nie tylko on. Cała widownia była w głębokim szoku.
Wszyscy milczeli.
Trwało to dłuższą chwilę, po której zewsząd huknęły słowa sprzeciwu. Większość obecnych na arenie, jeśli nie wszyscy poza Scharley'em, obstawiali Młota. Stracili więc to, co postawili. Zwycięzca zgarnął dziś wszystko.

Ruby wyglądał mało inteligentnie przez te kilka chwil, kiedy lekko przechylony przez balustradę nie potrafił zamknąć swoich ust, był w tak ogromnym szoku. Takiego obrotu spraw nikt się nie spodziewał.
Zerknął w stronę sędzi, który także nie wiedział co ma zrobić. Pokazał mu gestem skrzyżowanych ramion, aby zakończył walki na dziś. Dwa trupy i wielki upadek tutejszego czempiona wystarczyły.

Z jednej strony otworzyły się przed organizatorami na nowo drzwi świetności: wiedzieli, że będzie się zgłaszać coraz większa ilość wojowników z całego świata, tak, jak kiedyś, walki znów będą urozmaicone, nie będą więc tracić tyle złota. Nikt już nie będzie tchórzył. Z drugiej strony pozostało im uporanie się z poirytowanym tłumem, co było nie lada wyzwaniem.

Sędzia również skrzyżował ramiona, oznajmiając koniec walk na dziś, by za moment odwrócić się i zacząć schodzić po kilometrowej drabinie.
Wszędzie panował chaos. Niektórzy bili się między sobą, inni próbowali wyłudzić pieniądze od bukmacherów, jeszcze inni zdenerwowani z powodu końca walk, udawali się w stronę wyjścia. Do akcji wkroczyli mężczyźni stojący do tej pory przy wieżyczce sędzi. Zaczęli wygarniać powoli tłum wyrzucając ich z areny.

- Hej ty! - krzyknął elf w stronę Scharley'a, który mimo, iż stał stosunkowo blisko mógłby go nie usłyszeć, gdyby ten zagadał do niego normalnym tonem, nie podnosząc głosu. Wokół panował harmider.

- Skąd wiedziałeś, że zwycięży? - zapytał już nieco ciszej, bo i ludzi zaczęło ubywać, a co za tym idzie, hałas był dużo mniejszy. Oparł się nonszalancko o balustradę balkonu.

- Niech zgadnę... To zamieszanie to twoja sprawka? Widziałem, że coś kombinujesz, obserwowałem cię... W takim przypadku nie wypłacamy wygranej.
Awatar użytkownika
Scharley
Błądzący na granicy światów
Posty: 13
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Scharley »

Był zadowolony ze swojego dzieła i tego, że dobrze spełnił swój obowiązek względem szlachcica. Czuł jak przepełnia go moc mimo, że jego zaklęcie powoli słabło wraz z każdym widzem opuszczającym miejsce walk. Wiedział, że to czego tu dokonał było niezwykle proste - to miejsce przecież tętniło chaosem. Wystarczyło tylko skierować magię w odpowiednią stronę i stać się jej częścią by doprowadzić wszystko do końca. Teraz chciał swojej nagrody za trud.

Elf, który jeszcze przed chwilą stał obok z rozdziawionymi ustami, nie wierząc w to co zaszło, krzyknął coś. Scharley obrócił się w stronę wołającego i stali tak przez chwilę, milcząc i czekając aż harmider osłabnie. To co rzuciło się Scharleyowi w oczy to włosy nieznajomego - ich kolor i nieład przywodził na myśl różę pustyni. Kiedyś posiadał niezwykły okaz tego kamienia ale pozostawił go w jednym z klasztorów, gdzie zarówno skryptorium jak i kolekcja okazów geologicznych zgromadzona przez mnichów zrobiła na nim wielkie wrażenie.

Poziom hałasu spadł wystarczająco, do poziomu przy, którym dało się spokojnie rozmawiać. Wypowiedź elfa nie była dla maga zaskoczeniem - zawsze znajdzie się ktoś, kto potrafi patrzeć i wyciągać wnioski. Te umiejętności Scharley cenił.

- Skąd wiedziałem? - chrypiącym głosem powtórzył pierwsze z pytań, ono nie było oskarżeniem zawartym w dalszych słowach rozmówcy. - Mocno wierzę w to, że ojcowie mają prawo pomścić śmierć swojego dziecka. Spytaj kapłanów co może zdziałać prawdziwie mocna wiara. - Ostatnie dwa słowa zabrzmiały spokojnie i czysto. Uśmiechnął się a kąciki jego ust skierowały się w dół. Zaczął obracać się w stronę bukmachera ale nie zrobił tego. Ciekawość przeważyła. W tym samym momencie poczuł jednak, że jego twarz znów mimowolnie i niezauważalnie zafalowała ogniem. Zaklął w duchu.
Ruby
Błądzący na granicy światów
Posty: 19
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Pół-elf (pustynny)
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ruby »

Ruby uniósł lekko kącik ust i prychnął w rozbawieniu, kręcąc przy tym głową, jakby w niedowierzaniu dla tego, co mówił.

- Bzdura... Ech. Nieważne, czy to te twoje sztuczki go pokonały, czy jak mówisz, wiara tego faceta... Grunt, że mamy z głowy tą pijawkę, Młota... - w słowach elfa dało się wyczuć pewien rodzaj ulgi. Spoglądając na Scharley'a, posłał mu zabarwiony wdzięcznością uśmiech. Mimo wszystko i tak nie zamierzał zapłacić im całości wygranej. Nie dlatego, że im się nie należało. Młot tak długo wysysał ich majątek, że organizatorzy walk już trochę zubożeli i teraz musieli to nadrobić. To była świetna okazja.

- Dał nam nieźle popalić, ale zdaje się, że o tym wiecie, nie wyglądacie na nowych na arenie... - na jego twarzy pojawiło się lekkie zamyślenie, gdy odwrócił się przez ramię, dostrzegł sędziego przechodzącego przez arenę, omijającego ciało Młota, które wciąż na niej spoczywało.

- Hej, skoro już tu jesteśmy... - zaczął, nagle spoglądając mu odważnie w oczy. - Zawalcz ze mną. Spróbuj mnie pokonać. Jeśli ci się uda, dopilnuję tego, by wypłacono ci połowę wygranej za obstawienie starucha. - Ruby obnażył swoje śnieżnobiałe zęby w szelmowskim uśmiechu. Kątem oka dostrzegł, jak przegoniwszy tłum do wyjścia, rośli mężczyźni zabierają się za porządkowanie areny.

- Jeśli przegrasz stracisz całą wygraną... Więc jak? Przyjmujesz wyzwanie?
Awatar użytkownika
Scharley
Błądzący na granicy światów
Posty: 13
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Scharley »

Wędrowiec zmierzył opryszka wzrokiem a na twarzy odmalował się przestrach. Na pierwszy rzut oka było widać jak bardzo elf jest zaprawiony w takich walkach. Zwykły człowiek postury Scharleya i z jego dość mizernymi zdolnościami walki nie miałby najmniejszych szans a przyjęcie wyzwania byłoby równoznaczne z przegraną. A może nawet więcej niż tylko z przegraną. Ale wędrowiec żadną miarą nie był zwykłym człowiekiem. Oczy maga wyraża zupełnie inne emocje niż twarz.

- Ciekawy chłopak. - pomyślał - Pół wygranej to więcej niż nic choć trzeba będzie uważać. - w głębi ducha cieszył się na ten pojedynek. Chyba chciał się zrewanżować za to, że został zdemaskowany. A może elf wzbudził jego sympatię.

- Tak -zgodził się a na potwierdzenie słów trzy razy zdecydowanie pokiwał głową. Pozwolił elfowi ruszyć przodem.

Szedł trochę niepewnie chowając księgę do plecaka i zdejmując pelerynę. Ale gdy tylko skończył przygotowania jego krok stał się pewniejszy. Zaskakującym było to, że pelerynę zostawił zdjętą jednak plecak założył i poprawił jego ramiona tak by przylegał stabilnie do ciała bez tendencji do spadania i przechylania się, w którąś ze stron.

Wchodząc na arenę rzucił peleryną na bok by nie przeszkadzała, położył dłoń na rękojeści swojego noża i rozglądnął się dookoła. Z ringu hala wyglądała zupełnie inaczej. O dziwo nie przytłaczała wręcz odwrotnie - dodawała animuszu i pewności siebie. Efekt ten przy pełnej widowni musiał być prawdziwie wstrząsający.
- Chyba znam jedyną zasadę panującą na arenie. - wyciągnął nóż i stanął w pozycji bojowej. Dość niezgrabnie trzeba by przyznać.
Ruby
Błądzący na granicy światów
Posty: 19
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Pół-elf (pustynny)
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ruby »

Pewność siebie jaka biła od Ruby'ego mogła onieśmielić każdego. Stąpając po kamiennych stopniach w dół, ku arenie walk, głowę miał dumnie zadartą ku górze, jakby cały czas patrzył na stanowisko sędzi, które teraz stało puste. W którymś momencie mężczyzna wyminął ich na schodach. Skończył swą pracę na dziś.

Zanim oboje dotarli na dół, zdążono już posprzątać zwłoki, a staruszek dźwignął się z areny.

Rudowłosy przespacerował się na drugi koniec, by dać Scharley'owi więcej miejsca. Spodziewał się fajerwerków, ciekawej, wyrównanej walki, choć w głębi duszy, jego zarozumiałość podpowiadała mu, że pokona maga szybciej niż zdąży się obejrzeć. Taki właśnie był Ruby. Często nie doceniał ludzi i przeceniał własne możliwości.

Uśmiechnął się kącikiem ust, widząc, że ten wyciąga nóż i sam w tej samej chwili dobył swojej brzytwy. Wyglądało na to, że szanse na ugodzenie przeciwnika mieli bardzo zbliżone. Obydwoje dysponowali tak krótką i niepozorną bronią.
Elf prowokująco podrzucił swą brzytwę, zgrabnie łapiąc ją w locie. Nie przybierał żadnej specjalnej pozycji. Wyglądał, jakby czekał, aż jego przeciwnik wykona pierwszy ruch. Nie było już sędzi, więc nikt nie machnie flagą na rozpoczęcie walki.

- Wygra ten, który pierwszy zmusi swojego przeciwnika, by się przed nim pokłonił! - oznajmił i po chwili, zupełnie niespodziewanie wystartował do Scharleya z niezwykłą szybkością przecinając arenę, pędząc w jego stronę, gotowy zadać pierwszy cios.
Na jego twarzy malowało się ogromne podniecenie i nieopisana radość. Walka była jego życiem i nigdy z niej nie rezygnował...
Awatar użytkownika
Scharley
Błądzący na granicy światów
Posty: 13
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Scharley »

Zaskoczony Scharley cofnął się dwa kroki. Przeciwnik był niezwykle szybki. Brzytwa błysnęła odbitym blaskiem. Mag zrobił jeszcze jeden krok w tył biorąc głęboki wdech. Serce bijące w szaleńczym rytmie walki, krew niemal jak ogień w żyłach. Jednak emocje nie wzięły góry nad rozsądkiem. Pierwsze zaklęcie spowolniło pracę serca maga a skórę pokryło gęsią skórką. Mocny wydech, para z ust. Jednocześnie z wydechem tupnął mocno nogą jakby chciał zgnieść karaczana. Elf pędził groźny a jego brzytwa błyszczała odbitym światłem płomieni.

Buchnął żar. Z miejsca, w które uderzyła noga maga rozszedł się ogień. Strumyki żywiołu płynęły we wszystkie strony a największy z nich rozlał się szeroko przed czarodziejem aż do miejsca gdzie przed chwilą stał. Feeryczne płomienie rosły w oczach, aż sięgnęły połowy ud maga. Zielone ogniki podskakiwały ponad tą granicę przywodząc na myśl ryby wyskakujące ponad taflę wody.

Mag zrobił jeszcze jeden krok w tył. Jego kukri również obiło światło. Zajączek wędrował po torsie i twarzy przeciwnika szukając oczu.
Ruby
Błądzący na granicy światów
Posty: 19
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Pół-elf (pustynny)
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ruby »

Ruby nie zdążył jeszcze dobiec do swojego przeciwnika, kiedy nagle powstała między nimi bariera utworzona przez Scharley'a rzecz jasna. Rudowłosy zatrzymał się wpół kroku i cofnął o kilka, przystając w bezpiecznej odległości. Na początku na jego twarzy malowało się zdumienie, lecz w następnej chwili znów rozkwitł na niej ten szelmowski uśmieszek.
A więc miał do czynienia z kimś, kto podobnie jak on, trudnił się w magii ognia...

Ruby rozłożył swoje ręce jakby były jego rozpostartymi skrzydłami, unosząc je ku górze, a wtedy jego ciało otoczyło się kokonem płomieni. Oboje stali przez chwilę w swych żywiołach, a każdy płonął nieco inaczej. Ten należący do Ruby'ego był bardzo chaotyczny: raz się rozpalał, strzelając na boki, sypał wokół siebie iskry, a raz niemal całkowicie przygasał. To zdradzało jego nieumiejętność kontroli emocji i nie do końca opanowaną dziedzinę magii.
Zacisnął mocniej dłoń na brzytwie i porwał się na coś kompletnie szalonego. Osłaniany tarczą z płomieni, zaczął na nowo biec w jego stronę. Ogień huczał, targany wiatrem, kiedy pędził na niego niczym prawdziwa kometa. Zawahał się jednak, stając przed barierą z ognia.
Nie był pewien co do tego, czy ogień powstrzyma ogień i jak bardzo silnym magiem był jego przeciwnik.

- Chciałoby się powiedzieć trafił swój na swego... - powiedział cofając się kilka kolejnych kroków, zaczął iść wzdłuż płonącej granicy, próbując obejść ją dookoła. Cały czas był przy tym bardzo ostrożny, stąpał bardzo powoli, nie spuszczając z niego wzroku, gotowy zaatakować przy najbliższej okazji.
Awatar użytkownika
Scharley
Błądzący na granicy światów
Posty: 13
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Scharley »

Scharley widząc ognistą "zbroję" elfa zaśmiał się w duchu. Do zręczności i szybkości przeciwnika, do jego umiejętności walki, którą trenował przez lata, mag czuł respekt. Była to groźna mieszanka. Gdyby elf na samym początku nie przestraszył się bariery może miałby szansę ale teraz? Gdy jeszcze pokazał swoje umiejętności magiczne... Umiejętności? Mag prychnął głośno i nie podjął tańca, który tamten zaczął próbując krążyć wokół bariery. Wręcz przeciwnie zrobił jeden krok w stronę przeciwnika. Ognie bariery zgasły nie pozostawiając najdrobniejszego śladu po sobie.
- Nawet świecę trzeba dobrze rozpalić. - powiedział miękko brzmiącym głosem a ogień dookoła elfa stał się mniej chaotyczny. Wygładzał się i wzmocnił. - Tak to się robi. Czujesz?

Gdy padło pytanie elf poczuł jak jego własny choć zmieniony żar zaczyna go parzyć. Zobaczył zielone płomyki wplecione w jasne płomienie a końcówki jego włosów zaczęły się tlić. Niebieski płomień spiralą okrążył jego głowę - w momencie jeden z kolczyków w uchu rozgrzał się aż do czerwoności. Wszystkie inne pozostały zimne. Jeszcze nim elf zdołał zareagować na ból, Schalrey dmuchnął w stronę jego twarzy a płomień wygiął się do środka. Ruby poczuł się jakby ktoś przytrzymał jego głowę w ognisku, wrażenie znikło prawie tak szybko jak się pojawiło ale jedna rzecz pozostała. Zapach palonego drewna bywa bardzo przyjemna ale nie wtedy gdy palić zaczyna się twój kolczyk w nosie.
Ruby
Błądzący na granicy światów
Posty: 19
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Pół-elf (pustynny)
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ruby »

Ruby nie spodziewał się odważnego posunięcia jakim był krok w jego stronę, co trochę zbiło go z tropu. Przestał być tak uważny, rozkojarzył się, w dodatku mag z którym miał do czynienia był o niego o klasę lepszy z czego niekoniecznie zdawał sobie teraz sprawę, a co przyczyniło się do tego, że był w stanie zawładnąć jego własną magią, jego własnym płomieniem, który wokół siebie rozpalił.
Po jego twarzy przemknął cień fascynacji tym, że Scharley był w stanie uspokoić ogień, który stworzył. W jego sercu na chwilę zapłonęła harmonia, mag sprawił, że po raz pierwszy od dawna elf się czymś zachwycił... To jednak nie trwało długo, bo ogień, jego własny żywioł, który dotąd był mu posłuszny, zaczynał go parzyć.

Nie minęła chwila, jak rozległ się krzyk odbijający się echem po arenie, niosący się aż do najwyżej położonych trybun. Brzytwa upadła na ziemię, kiedy, szamocząc się, próbował odgonić gorąco, które paliło mu twarz, parząc przy tym swoje dłonie. Ten ogień był mu obcy. Należał do jego przeciwnika. Ból trwający sekundy był nie do opisania, rozżarzony kolczyk, zapach palonych włosów i drewna.

To wszystko wzmogło w nim agresję. Wszystkie mięśnie na jego ciele spięły się, kiedy rudowłosy zmusił się do tego, by podnieść z ziemi brzytwę. Przezwyciężając uczucie gorąca, które niemal paliło jego ciało, nie zważając na nic innego, rzucił się w stronę maga i wykonując szybkie cięcie, zranił dość mocno jego ramię. Celował na oślep, zależało mu tylko na tym, aby trafić. Byłoby znacznie lepiej, gdyby szczęście się do niego uśmiechnęło i gdyby zranił jego tors, czy uda, lecz nie tym razem. Z tej dwójki, szczęście wybrało sobie Scharley'a,
Awatar użytkownika
Scharley
Błądzący na granicy światów
Posty: 13
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Scharley »

Elf zaatakował a mag nie zdążył wykonać uniku ani zmienić swej postaci. Syknął z bólu i chwyciła się za ramię. Kukri upadło z brzękiem. Krew płynęła mocno a ból przeszywał całą rękę. Zacisnął mocno zęby, wezbrał w nim prawdziwy gniew. Najwyraźniej elf nie wiedział kiedy przestać. Odwaga leży bardzo blisko głupoty. Odwrócił się w stronę opryszka. Nie wykonał żadnego gestu. Nie powiedział nic. Na arenę spadła jedna, druga kropla. Kilka następnych i Ruby poczuł jak po palcach zaciśniętych na rączce brzytwy spływa ciekły ogień. Broń stopiła się a metal tworzył niedużą kałużę na podłodze areny. Nim Elfowi udało się tak naprawdę zrozumieć co się dzieje...

Machina czasu zatarła się. Wszystko dookoła Scharleya poruszało się coraz wolniej i wolniej. Sam też poczuł moc swojego zaklęcia gdy czas zapadł się a krople metalu zatrzymały się w pół drogi do ziemi. W studni gdzie czas nie płynął znajdował się tylko malutki obszar gdzie mag poruszał się powoli. Gdyby tuż na granicy czaru stał ktoś zobaczyłby zamrożoną w ruchu scenę a w jej centrum człowieka, który niezmiernie wolno spogląda na swoje ramie ociekające krwią. Po chwili krew zaczyna jedynie się sączyć. Scena przyspiesza. Krople znów pędzą w ślad za tymi, które już spadły.

...mag stał w lekko zmienionej pozie niż przed mgnieniem oka. Rana na jego ręce nie była w pełni uleczona ale krwawiła znacznie mniej.
Ruby
Błądzący na granicy światów
Posty: 19
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Pół-elf (pustynny)
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ruby »

Ruby poczuł dziką satysfakcję, kiedy szkarłatna krew popłynęła po ramieniu maga. Nie zdążył jednak na to w żaden sposób zareagować, bo czekała na niego kolejna niespodzianka. Płynny ogień spływający po jego dłoni, sprawił, że omal nie stracił z bólu świadomości, jednak udało mu się nad tym zapanować.

Czas zwolnił. Nie pamiętał zbyt wiele, co się wówczas działo. Czuł się jak w próżni. Jakby czas stał się ogromnym imadłem zaciskającym się na jego głowie. Wydawało mu się, że nie mógł się poruszyć. Nawet myślenie przychodziło mu o wiele wolniej. Kątem oka dostrzegł jak rana Scharley'a zabliźnia się.

Wtedy czas znów przyspieszył, a kiedy to się stało, Ruby upadł na kolana, przyciskając do ciała poparzone dłonie. Ciemne smugi, które się na nich pojawiły pewnie zostaną z nim do końca życia. Jego usta lekko drżały, gdy pochylał przed nim głowę. Do jego nozdrzy docierał mdły zapach palonych włosów. Tak pachniała również spalona skóra.
"Wygra ten, który pierwszy zmusi swego przeciwnika do pokłonu". Scharley'owi się to udało.
Na ustach elfa wykwitł łobuzerski uśmieszek, mimo bólu jaki przelewał się przez jego twarz. Roześmiał się cicho, jakby tym śmiechem chciał podsumować swoją przegraną, łapczywie wciągając powietrze do płuc.

- Ach... Udało ci się... - powiedział lekko zachrypniętym głosem, nie podnosząc się z klęczek. - ...Wygrałeś.
Arena wydawała się teraz, po tej walce, bardziej pusta niż na początku, kiedy na niej stanęli. Wyjące pustkami trybuny wyglądały dość niepokojąco.

- Przyznaję, że cię nie doceniłem. Czy ten, który mnie pokonał... Zdradzi mi swoje imię?
Awatar użytkownika
Scharley
Błądzący na granicy światów
Posty: 13
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Scharley »

Patrzenie na pokaleczonego elfa nie sprawiało mu przyjemności. Nie czuł też satysfakcji z powodu wygranej, wręcz przeciwnie - to jak potoczyła się walka wzbudzało w nim złość na samego siebie. Miał skrupuły, nie przewidział determinacji przeciwnika, jego pewności i wiary we własne możliwości. Dziś łotrzyk przecenił swoje siły i Scharley górował nad nim w tej chwili jednak niedopuszczalnym było to, że brzytwa dosięgnęła celu. Chciał dać lekcję a sam ją otrzymał. Rana na jego ręce zasklepiła się. Przecięty, splamiony krwią materiał koszuli również zaczął się splatać w jedno.

Bez słowa poszedł podnieść swoją pelerynę. Szedł wolno zastanawiając się czy przeżył już kiedyś coś takiego w innym miejscu i w innym czasie. Zasłona niepamięci nie chciała się uchylić, nie odsłoniła nawet jednego drobnego wydarzenia z przeszłości. Trudno...

- Scharley - odpowiedział na pytanie - właśnie tak mam na imię. - podkreślił zarówno dla elfa jak i dla siebie samego. Gdy nie pamięta się swojej przeszłości trzeba czasem przypomnieć sobie, że nadal się jest. Ręce pokonanego zaczęły mniej boleć. Mniej piec. - Będziesz potrzebował sprawnych rąk by odliczyć moją wygraną. Potrzebuję całej więc dasz mi całą.
Zablokowany

Wróć do „Ekradon”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 7 gości