Fargoth[Fargoth] Zakaz konkurencji

Miasto położone na granicy Równiny Drivii i Wschodnich Pustkowi, jedno z głównych miast środkowej Alarani, położone na szlaku handlowym, prowadzącym przez Opuszczone Królestwo aż do Wybrzeża Cienia.
Awatar użytkownika
Baldrughan
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 74
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Baldrughan »

Sprawy przybrały zaiste niekorzystny obrót. Mimo, że Baldrughan był nieco szybszy w powietrzu od Demona, to lot znacznie utrudniała mu syrena, która po jakichś dziesięciu minutach od porwania wróciła do "żywych", co objawiło się w postaci jej spokojnych rozkazów i gniewnych wrzasków, które Upadły musiał ignorować.
Walka na ulicach również nie przebiegła po myśli Isophielona. Iluzjonista i szermierz całkiem nieźle radzili sobie z jego golemami, więc Upadły musiał mieć nadzieję, że pokona ich liczebność jego pionków.
W pewnym momencie lotu Baldrughan poczuł jak dawka niezwykle uciążliwego bólu zaczęła rozlewać się po jego klatce piersiowej. Z każdym machnięciem skrzydeł dawka bólu się zwiększała. Baldrughan nie miał wątpliwości, że była to sprawka Vaxena. Na nieszczęście Przemienionego, ból który mu zadawał magią był niczym w porównaniu z cierpieniem jakie Baldrughan odczuwał codziennie na skutek klątwy rzuconej na niego tuż przed Upadkiem. Dzięki temu Upadłemu po chwili udało się przyzwyczaić do efektów magii Przemienionego co pozwoliło mu wyprowadzić swoją ofensywę. Atak okazał się jednak dość trudny, ze względu na ciągłe wybuchy pocisków, ciskanych na niego z ziemi przez Lokstara. Dodatkowo, Upadły miał do dyspozycji tylko jedno ramię i tylko nim mógł bronić się przed atakami fizycznymi Demona, co nawet dobrze mu wychodziło, dzięki mistrzowskiemu opanowaniu walki swoją włócznią. Po chwili jednak i ten problem zniknął, gdyż wykorzystując jego nieuwagę, Syrena wyślizgnęła się z ramion Upadłego i poszybowała w kierunku miasta. Upadły liczył, że się rozbije, jednakże dostrzegł kumulujące się już masy wody w miejscu jej lądowania.

Vaxen zaprzestał ataków fizycznych i poszybował za Kath. Isophielion również chciał tak postąpić, jednakże poczuł że ból w jego klatce piersiowej jeszcze bardziej się zwiększa, stając się coraz bardziej uciążliwym dla Baldrughana. Nie było więc mowy, że Upadły dogoni Vaxena, nim ten złapie Syrenę. Dodatkowo, Przemionony otoczył się tarczą stworzoną z demonicznego ognia, co uniemożliwiło Upadłemu atak z dystansu. Jednakże Upadły miał jeszcze jedną kartę w zanadrzu.
- Nie tylko ty możesz osłabiać z dystansu, mój drogi Bracie...- Wyszeptał Upadły i poszybował w kierunku chmur, wciąż miotających lodowymi bryłami. Zbliżając się do granatowych obłoków, Baldrughan wysyłał swą magiczną moc by połączyć się z wodą którą wypełnił Syrenę. Było to dość trudne zadanie, ze względu na zaklęcia Demona, jednakże po dłuższej chwili udało mi się przejąć kontrolę nad wodą którą wypełnił organizm Kathleen. Mamrocząc zaklęcia pod nosem, Upadły zaczął podwyższać temperaturę wody w organizmie Syreny, powoli wprowadzając ją w stan wrzenia. Nawet jeśli nie zdąży odparować wszystkich cieczy z ciała Kath, to mógł przygotować jej jeszcze jedną niespodziankę, której na razie jednak postanowił nie ujawniać.
Gdy woda w ciele Syreny zaczęła powoli parować, Baldrughan wysłał swój szept za Vaxenem wraz z podmuchem wiatru:
- Bracie... Stańmy do prawdziwej, epickiej walki, tu ponad murami Fargoth. Bez magii Bólu i manipulacji płynami w twoim organizmie. Cofnij swoje zaklęce... Arghhh! Albo syrena obróci się w proch, nim ją złapiesz!- W momencie ostatniego słowa z chmur wystrzeliły błękitne błyskawice, uderzając w zbroje Lodowego, tworząc wokół niego coś na kształt bariery. Obrona i atak w jednym. Zbierając kolejny podmuch wiatru wokół siebie, Baldrughan poszybował za Vaxenem, wystawiając sztych swej włóczni przed siebie.
Awatar użytkownika
Kéytha
Błądzący na granicy światów
Posty: 17
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Kurtyzana
Kontakt:

Post autor: Kéytha »

        Wybiegła spomiędzy zabudowań na szerszą drogę, przypominającą nieco mniejszy rynek albo jakiś plac. Temperatura zaczęła gwałtownie spadać, zapewne na wskutek jakiejś magii. Miasto również nagle opróżniło się, żywej duszy nie było widać nawet w oknach. Kéytha zwolniła kroku. Spodziewała się teraz niemal każdego, nawet jakiegoś pieprzonego iluzjonisty. Trafiła za zapachem Urlusa do części Fargoth, której jeszcze nie znała.
        Nagle drogę przeciął jej dziwny facet w podeszłym wieku rzucający przed siebie kartami i krzyczący coś, co nie miało sensu. "Jakie konkurencje?! Jakie rzucanie kimkolwiek?!" zdziwiła się. Przed chwilą zdążyła pomyśleć o iluzjoniście i chyba akurat na takowego trafiła. Na jej nieszczęście zapach ściganego przez nią skurwysyna kierował się w tę samą stronę, co kapelusznik z kartami. "Nie, Urlus ma zginąć z mojej, nie niczyjej innej ręki!" zaparła się w sobie i ruszyła za nieznajomym, przybierając swoją naturalną, półkocią postać dziewczyny z uszami i ogonem. Była naga, ale poszukiwania ubrań zeszły na dalszy plan, do zrealizowania wkrótce lub przy okazji.
        Ruszyła pędem chcąc zrównać się z kapelusznikiem. Wydawało się, że z kimś walczył... "Mam nadzieję, że nie zabijesz mi go!" wyrzuciła do nieznajomego w myślach. To ona ma być morderczynią Urlusa. należy jej się zemsta po tym wszystkim, co ją spotkało. Tylko ona może sobie pozwolić na brak litości. nikt inny.
        Niebo pokryły gęste, szare chmury, z których, o zgrozo, zaczęły spadać ogromne bryły lodu!
        - Co to, kurwa, ma być?! - krzyknęła bez śladu jakiejkolwiek ogłady równając się z iluzjonistą.
        Jej zdumienie zaś sięgnęło zenitu, gdy zobaczyła... Olbrzyma z kutego lodu. I nie byłoby to AŻ TAK dziwne (zważywszy, że było lato, znajdowali się w centrum miasta, było ciepło...), gdyby nie fakt, że golem poruszał się i wyraźnie walczył z... Facetem po jej prawej. "Jak?! co?!" nie rozumiała. Na jej nieszczęście ścieżka zapachu Urlusa biegła za golema.
        Po chwili jednak przeciwnik "karcianego rzut-mistrza" został zniszczony w drobne kawałki lodu, idealne do jakiegoś drinka. W tym momencie Kéytha zamarzyła o dobrym trunku, mocnym i przyjemnie rozgrzewającym. Miała jednak ważniejsze rzeczy na głowie. Najpierw zemsta. Potem przyjemności. Czuła zapach swojej ofiary. Nie wiedziała, że ten wynajął sobie kogoś do obrony, ale wiedziała, że jest blisko celu. Smród skurwysyna się nasilał.
Awatar użytkownika
Vaxen
Szukający Snów
Posty: 153
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Zabójca , Wojownik , Szlachcic
Kontakt:

Post autor: Vaxen »

        "Kurwa!" - przemknęło niczym błyskawica przez myśl Zamaskowanego, gdy Syrena minęła się z jego ramionami. Nie zdołał jej złapać, więc ruszył pędem na spotkanie z jej bezwładnym ciałem. Był szybszy. Leciał z tak ogromnym tempem, że nawet nie zauważył, jak Baldrughan przygotowywał natarcie. Dla Vaxena liczyło się jedno, tylko ku jednemu zmierzał i tylko z jednego powodu gonił Śnieżynkę - by uratować Kathleen. Był jej to winny za to wszystko, przez co przeszła razem z nim.
        Los jednak chciał inaczej. Lodowy wyraźnie żądał potyczki z Demonem. Mimo iż nie miał już kontaktu z Kath, i tak nadal była jego zakładniczką. "Psiakrew!" przeklął w momencie, gdy łapał w powietrzu rozgrzaną dziewczynę. Stwierdzenie, że była gorąca nie wystarczało. Vax musiał wybierać.
        - Ląduj miękko tak, jak chciałaś to zrobić - wyszeptał szybko i wypuścił ją z rąk. Nie byli już na dużej wysokości, liczył więc, że rudowłosa skutecznie wykorzysta taflę wody na ziemi. Jej plan był dobry, niestety w jej obecnym stanie mogło być to ciężkie.
        Były Upadły wiedział, że musi zgodzić się na wyzwanie nim Syrena dosięgnie gruntu. Wtedy Baldrughan zwolni magię wiążącą dziewczynę z mianem "zakładnik" i skupi się na nim samym. Choć, czy liczenie na honor kogoś takiego było dobrym posunięciem? Vaxen - mimo całego swojego zła, okrutności i chęci mordu - kierował się zawsze swoim honorem. Tym razem również postanowił tak zrobić. Czy będzie tego żałować? "Ja nie. Ten suczisyn - na pewno" pomyślał i uśmiechnął się. Uśmiech ten był najgorszym z możliwych, niczym twarz psychopaty z wyciągniętym nożem nad ofiarą. Radość z nadchodzącego mordu. Na całe szczęście maska stale zakrywała twarz Przemienionego.
        Równie błyskawicznie znalazł się ponad chmurami. Zaufał Kath, wierzył w jej umiejętności. ale teraz miał coś ciekawszego do roboty niż ratowanie dam w opałach. Unosili się naprzeciw siebie - on i Lodowy Upadły. Dzieliła ich dosyć spora odległość, ale na tej wysokości wszystko wydawało się dużo bliższe, niż w praktyce było. Władcę zimy spowijały błękitne pioruny.
        - Tak, jak chciałeś! - krzyknął Vaxen wiedząc, że przeciwnik go słyszy - Jestem. Zgodnie z honorem. - po każdym zdaniu robił krótką przerwę, aby słowa dotarły do umysłu wroga. Zastanawiało Czarnego, ile zajmuje temu idiocie zrozumienie jego słów - Bez magii - dodał, faktycznie porzucając męczące zaklęcia kierowane w stronę Piekielnego. Siły wszak miał dość, jednak już wcześniej, gdy łapał Syrenę, miał problem z utrzymaniem magii, skutecznie utrudniał to wtedy dystans ich dzielący. - Pozwól jednak - zaczął ponownie Vax - że upublicznię naszą potyczkę - powiedział z wyraźnym rozbawieniem nasyconym jadem tak toksycznym, że Włócznik się skrzywił.
        Mierzyli się wzrokiem, nieruchomo. żaden chyba nie chciał uczynić pierwszego kroku, a może raczej badał, czego może się spodziewać po oponencie. Vaxen wiedział, że skrzydlaty ma dużą siłę fizyczną, choć ze wstępnych oględzin skłaniał się ku refleksji, że w potyczce vis-a-vis ma większe szanse. Baldrughan jednak nie będzie chciał przegrać. Jak zobaczy za dużą przewagę Vaxa nad sobą, użyje nieczystych zagrań. Wtedy Czarny Szermierz będzie musiał się bronić. Ale czy zdąży?
        Niebo przecięła potężna błyskawica
        - Bez magii! - krzyknął jeszcze raz Hebanowy Wojownik, jakby chcąc się upewnić, że Lodowy go usłyszał, że przyjął do wiadomości założenie walki. Czarnooki tymczasem, zgodnie ze swoimi słowami, odsłonił ich arenę walki - za pomocą magii pustki rozproszył chmury pod nimi, dzięki czemu widzieli oni ziemię, a istoty na ziemi mogły widzieć ich. "gotów?" zapytał samego siebie w głowie dawny Piekielny, natychmiast sobie odpowiadając "Jak cholera jasna, czas posiekać trochę żywego i zamarzniętego mięsa!" i roześmiał się w głos.
Awatar użytkownika
Ragnex
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Piekielny - Łowca Dusz
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ragnex »

        Ragnex był niezadowolony obrotem sytuacji. No cóż, nie było na to rady. Łowca zorientował się, że delikwent, który chował się przed nimi „uciekł” razem z pierwszą rudowłosą. Stwierdził też, że druga kobieta wciąż jest zakładniczką „Lodowej Księżniczki”. Oczywiście Sai’a interesował Vaxen, który najwidoczniej miał ochotę wyrównać rachunki z Baldrughanem. Spadające bryły lodu przeszkadzały podczas przemieszczania się. A piekielnemu zależało, by znaleźć się jak najbliżej walczącej dwójki. Zamieniając się co chwile w popiół omijał trudności, wtem niespodziewanie, szare niebo zaczęło przybierać barwę błękitu. Wielkie „kostki lodu” zaprzestały spadania, a Demon oraz Upadły zniżali się do poziomu gruntu. „Psiakrew! Muszę się do nich jak najszybciej dostać”. Jaquze szybko wspiął się na najbliższy budynek. Wypatrując za swoim celem jego oczy dostrzegły szermierza z karczmy, Lokstara oraz kobietę, która najwidoczniej przyplątała się po drodze. Wydawało mu się jakby za czymś węszyła i nie przejmowała się zbytnio sytuacją panującą wokół niej, raczej chciał dotrzeć do kogoś, możliwe najszybszą drogą. „Warto sprawdzić czego szuka, może też poluje na tych idiotów”.I tak, Ragnex, zaczął śledzić tajemniczą osóbkę.
Awatar użytkownika
Arc
Szukający drogi
Posty: 29
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Półelf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Arc »

Pierwsze trzy golemy zostały rozcięte na pół a ich ciała roztrzaskały się o ziemię.
- To tyle? - mruknął zawiedziony szermierz biegnąc dalej przed siebie, przez jakiś czas nie natrafił na żadnego ze stworów Śnieżka co mu mocno się nie zgadzało. Odpowiedź znalazła się szybciej niż się tego spodziewał bowiem wpadł w zasadzkę. Pierwsze co poczuł to silne uderzenie w brzuch, następnie otrzymał potężne kopnięcie, które posłało go na pobliską ścianę.
- K*rwa... chyba ich nie doceniłem... - wychrypiał z kataną w zębach, powoli się podnosząc. Mówienie z bronią w ustach po ponad stu latach praktyki nie było niczym ciężkim a dzięki ciężkim treningom był odporny na ból, jednak nawet jemu wszystkie kosteczki zagrały po czymś takim. Mimo tego uśmiechnął się demonicznie
- W takim razie będę musiał się przyłożyć - pomyślał chwytając pewniej trzymane w rękach ostrza, po czym zaszarżował w stronę czwórki lodowych stworów, które go zaskoczyły. Cała czwórka rzuciła się na na Blaze'a, który musiał przejść do defensywy. Zablokował ciosy golemów jednak musiał przyklęknąć pod naporem siły potworów. Arc zaparł się mocniej nogami, po czym wykonał szybki obrót w wyniku którego golemy zostały odepchnięte, a następnie uniesione przez wywołany obrotem wir tnący monstra na kawałki. To co z nich zostało rozbiło się o ziemię.
- Dobra teraz następne - pomyślał ruszając biegiem dalej. Daleko jednak nie uszedł, gdyż coś z zwróciło jego uwagę. Albo raczej ktoś bo była to...
- Ej, ej... naga kobieta?! - powiedział zatrzymując się, by spojrzeć jeszcze raz w miejsce gdzie zdawało mu się, że widział ową kobietę. Nikogo jednak nie zauważył.
- Chyba oberwałem mocniej niż zakładałem. Jeszcze trochę a zacznę widzieć różowe smoki - pomyślał dalej wpatrując się w przestrzeń. Nagły okrzyk wyrwał go z zamyślenia. Pędem ruszył w stronę skąd dobiegał. Na miejscu zauważył kolejną kobietę otoczoną przez trzy golemy. Jeden z nich wyróżniał się większym wzrostem, parą dodatkowych rąk i drugą głową. Arc miał szczęście i zaszedł stwory od tyłu, dzięki czemu te mniejsze załatwił na miejscu. Czteroręki zdążył jednak zauważyć szermierza i zaatakował go. Ten podbiegł do lodowego stwora i zaczął blokować ciosy potwora obracając się w czymś na wzór tańca.
- Mam cię! - pomyślał Arc w momencie gdy lodowy się odsłonił. Z mściwą satysfakcją rozpłatał mu brzuch, a kolejne "zimne ciało" roztrzaskało się o ziemię.
- Nic ci się nie stało? - spytał Blaze chowając trzymane w dłoniach katany do pochw, a tą trzymaną w ustach biorąc do lewej ręki. Aktualnie było bezpiecznie i nic im na razie nie zagrażało. Przestraszona kobieta kiwnęła głową, po czym zaczęła dziękować wybawcy. Szermierza uderzyło niesamowite podobieństwo do kogoś z jego przeszłości. Jedyna różnica była w ubiorze, bo uratowana kobieta wyglądała na szlachciankę. Z szoku wyrwał go Loki, który w biegł na miejsce w towarzystwie kilku golemów. Kiedy przebiegł koło niego Blaze sieknął mieczem zbliżającego stwora, który podzielił los swoich braci. Kolejne machnięcie i cała reszta golemów została zmieciona z powierzchni ziemi a w miejscu zaułka z którego wybiegły zionęła teraz niewielka dziura.
- Hmmm.... wygląda to nieźle, ale to jeszcze nie jest to - pomyślał, przyglądając się efektowi ostatniego ataku. Nowa technika uczyniła niemałe spustoszenia jednak efekty nie do końca go zadowoliły. Nie miał jednak czasu o tym myśleć w tej chwili.
- Ten sk*rwysyn rozesłał je pewnie po całym mieście. Sami im nie damy rady. Musimy jednak pozałatwiać ich jak najwięcej w miarę możliwości i mieć nadzieję, że twój szkrzydlaty przyjaciel w masce załatwi Śnieżną Księżniczkę. Zabicie tego pajaca powinno zakończyć żywot golemów a przynajmniej mam taką nadzieję. - powiedział do Lokstara, następnie zwrócił się do kobiety, by się schowała w bezpieczniejsze miejsce. Coś zwróciło jego uwagę. Dwa naprawdę duże lodowe stwory z trzema parami rąk i trzema głowami zmierzały właśnie w ich kierunku.
- Lodzik się zaczyna w końcu starać - stwierdził tylko z rozbawieniem, wkładając Jesienny Dzeszcz do ust, po czym dobył pozostałe katany.
- Mam nadzieję że posiadasz jakieś ciekawe sztuczki w zanadrzu bo mogą się przydać - mruknął tylko do iluzjonisty zanim przygotował się do walki.
Awatar użytkownika
Lokstar
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 56
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lokstar »

        Lokstar nie skupił się specjalnie na przebiegającej nieopodal nagiej dziewczynie. Nie mógł natomiast, gdyż było by to dyshonorem dla każdego mężczyzny, przeoczyć jej ciała. Fakt iż w jego pamięci wirował jej obraz nie zmniejszył jego skupienia na celu. Stojąc obok szermierza miał przed sobą ogromne cielsko lodowego golema. Zdecydowanie trójgłowy potwór o sześciu rękach szykował sie do ataku. Wskazywało na to choćby pozycja jaką przyjął. Uniesione pięści, każda zdolna zgnieść konia.
        - Zawsze mam asa w rękawie. - Odpowiedział na pytanie wojownika. Do ust włożył wykałaczkę, w lewej ręce, z eterycznej torby dobył ostrze zdobyte jakiś czas temu, z kolei w prawej cała talia kart o złotych awersach. "Pokażmy temu zmarzluchowi z czego jeśteśmy ulepieni." Loki wziął zamach dłonią, w której trzymał karty. Większość z nich wbiła sie w nogi olbrzyma, a pozostała cześć w ziemię dookoła niego. Chwile po tym skoczył do przodu dając znak towarzyszowi by uczynił to samo. Widać było, że nawet bez tego zaproszenia dzierżący trzy ostrza ruszyłby za nim. Gdy tyko Yallan przedostał sie na drugą stronę zdetonował karty. Potwór został zmuszony do klęku. Dało to niemal wolną rękę miecznikowi. Miał możliwość uderzenia gdzie chciał. Niestety musiał się sprężać. Ten egzemplarz okazał sie znacznie twardszy od wszystkich pozostałych. Więcej ucierpiał grunt niż sam zainteresowany. "Psiakrew! Twarde diabelstwo!" Nieczekając na ruch Arca, a raczej próbując kupić mi kolejne ułamki sekund, mieczem uderzył na wysokości kolan golema. Ten po raz kolejny został zmuszony do upadku. Kolanem wybił ogromną dziurę w ulicy. Po kolejnym cięciu Loki postanowił coś wypróbować. Skupił się na ramieniu Golema. Miał ich w prawdzie sześć ale wybrał jedno. Za pierwszym razem nic się nie wydarzylo. "Szlag!" przy drugim podejściu dotknął przedramienia potwora swoją dłonią. Po kolejnej próbie dotknięty fragment wybuchł. Ramię odpadło i rozbiło się o ziemię. Szybko jednak okruchy lodu scaliły się i przeciwnik znów był kompletny.
         - Zajmij go przez chwile! Mam dla niego coś specjalnego. - Rzucił się pędem w stronę karczmy.

        Loki wbiegł do karczmy przez wyrwę niczym wiatr. Przeskoczył ladę i chwycił butelki z najmocniejszym alkoholem jaki znalazł. "Rozpuszczę cię ty pokrako." Zlał wszystko co znalazł do jednego dużego naczynia. W zasadzie był to bukłak zdolny pomieścić pokaźną ilość trunku. Powąchał mieszaninę i wybiegł. "Powaliłoby konia." Biegł na miejsce mając nadzieję, że albo szermierz już sobie poradził a w przeciwnym wypadku, że "mikstura" zadziała. Plan był prosty, wbiec do kamienicy. Rozlać alkohol na golema i podpalić. Doskonały odmrażacz. "Niech to zadziała."
         - Hej! Mam plan jak sobie z nimi radzić!. - Rzucił szybko do wojownika pokazując na bukłak. - Stopimy to paskudztwo! - Uśmiechnął się pod nosem. Komicznie musiał wyglądać dziadek, znany jako Loki, biegający z bukłakiem alkoholu i drąc się coś. Trochę nieracjonalny widok. Ktoś o zdrowych zmysłach wziąłby go za szaleńca, a po powąchaniu zawartości torby za zdrowo wstawionego.
Awatar użytkownika
Kathleen
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kathleen »

        Syrena w pewnym momencie poczuła się naprawdę dziwnie. Najpierw zaczęło jej dokuczać okropne pulsowanie w głowie, które nie pozwalało jej się skupić na wodzie będącej jej jedynym ratunkiem. Nie miała bowiem pojęcia, że Puchacz ma zamiar bawić się w rycerza w srebrnej zbroi i nie pozwolić jej zderzyć się z twardym podłożem Fargoth. Kiedy minęła się z jego ramionami, stan rudowłosej znacznie się pogorszył. Wrzała. Dosłownie. Lodowy nie miał dla niej litości, bo najwyraźniej postanowił ugotować sobie rybkę, zaczynając od jej płynów ustrojowych i wody, która stanowiła o tym jakiej rasy była. Wszystko ją bolało, czuła, jak cała wrze.
        - AAGH! - krzyczała. Darła się. I to wszystko z bólu. Miały być one próbą błagania o litość, ale na Baldrughanie nie robiło to najmniejszego wrażenia. Gdyby mogła racjonalnie myśleć, z pewnością odwróciłaby się w jego stronę, oczekując na jego ustach chytrego, wrednego i pełnego nienawiści uśmieszku. Odgłosy pełne bólu były aktualnie jej jedyną formą obrony przed tym cholernym uczuciem. Ten sukinsyn właśnie gotował ją żywcem!
        Nie zareagowała, kiedy była już w ramionach Vaxena. W tym momencie nie myślała, nie miała nawet jak, bo chyba szare komórki już dawno jej się przegrzały. Nie potrafiła wydusić z siebie najmniejszego poprawnego słowa. Jedynie krzyczała jak opętana. Takie niewinne, małe dziecko, które nie było w stanie powiedzieć rodzicom co im dolega. Miało tylko i wyłącznie swój krzyk. I nikt go nie rozumiał. Nic więc dziwnego, że nie słyszała słów Puchacza. Teraz juz tylko runęła w dół.
        Otoczona hektolitrami wody, unosiła się, nieprzytomna w postaci syreny, kilkanaście centymetrów nad ziemią. Już nie krzyczała, wszystko było w porządku. To nie była zasługa Lodowego, nie. On pewnie nadal próbował namieszać w jej organizmie. Nie byłoby również zaskoczeniem, gdyby chciał zamrozić bądź wyparować "tarczę" syreny.Na szczęście, tego akurat nie byłby w stanie zrobić. Kolejnym szczęśliwym punktem tego całego przedstawienia był fakt, że Kathleen kontroluje żywioł poprzez emocje, a skoro darła się wniebogłosy, to woda sama zareagowała i postanowiła ją ocalić. Gdy dziewczynie nie groziło już rozpłaszczenie na ziemi, ciecz wsiąkła w jej ciało, łamiąc zaklęcie Baldrughana.
        Pozostała jeszcze tylko jedna zagadka do rozwiązania. Dlaczego Upadły uwziął się akurat na nią? Przecież osobiście nic mu nie zrobiła. Dla Vaxena była jedynie przypadkowo spotkaną syreną w karczmie, która sobie ubzdurała... nie. Vaxen nawet nie zapytał jej o zdanie tylko wziął na ręce i poszedł w stronę pustyni. To, co tam robiła, robiła głównie z myślą o sobie i Shy. A mimo to, w tym momencie cierpi najbardziej. Jak jej nie porywają, to gotują żywcem. I to w imię czego? Przyjaźni? Ekhm... czego?
Awatar użytkownika
Baldrughan
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 74
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Baldrughan »

Zabawa nie toczyła się po jego myśli. Stracił swoją marionetkę, a zaklęcie, które pozwalało na zawołanie zrobić z niej śliczne sushi zostało w miarę szybko przełamane. Nie była to zasługa syreny, tylko sprytnego układu, który zawarł z Czarnoskrzydłym. Tylko on i Baldrughan. Bez magii. Tu, nad murami Fargoth. To też nie było Lodowemu na rękę. Może i opanował walkę włócznią do perfekcji, ale Vaxen wyglądał na urodzonego szermierza, poza tym, to właśnie dzięki szermierce były Upadł przedarł się przez szeregi nieumarłych i kontrolujących ich Liszów.
Baldrughan był wtedy zwycięzcą, tylko i wyłącznie dzięki magii. A teraz nie mógł jej używać. Chyba, że...
Chyba, że cały czas miał złą strategię...
Jego rozmyślania przerwał atak Zamaskowanego. Czarny atakował, tak jak spodziewał się Lodowy, czyli szybko i bez litości. Zepchnął Baldrughana do dość wymuszonej defensywy, gdyż Lodowy najzwyczajniej nie miał czasu, by wyprowadzić odpowiedni kontratak. W pewnym momencie ostrze jednej z katan Przemienionego uderzyło w lodowy napierśnik Upadłego, co nie było dosyć przyjemny doświadczeniem dźwiękowym. Okruchy lodu lodu posypały się na ziemię, a zaczęła wydobywać się para. Baldurghan musiał działać szybko.
Praktycznie nie musiał się przejmować zniszczeniem zbroi, gdyż amulet od razu rozpoczął jej naprawę, tak, że po chwili nie było śladu po cięciu. Jednak Lodowy wiedział, że długo tak nie pociągnie. Następna może być jego ręka.
Ispohielion, widząc nadchodzące ostrze Vaxena, wystawił rękę i złamał zasadę. Chwycił ostrze i przymroził je do swej dłoni. Długi atak zablokował zamrożonym drzewcem swej runicznej włóczni. Zamarli w tej pozycji, Vaxen napierający na niego z furią w oczach, a Baldrughan, broniący się, z determinacją godną lodowego głazu.
- Nie musimy w sumie walczyć, Vaxenie. Zobacz...- wskazał głową na miasto w dole.- Zobacz, jakiego zniszczenia i chaosu dokonaliśmy, razem, lecz naprzeciw siebie. A pomyśl, co moglibyśmy osiągnąć razem. Świat mógłby być u naszych stóp. Mogę pójść na wiele kompromisów. Pomogę ci zająć się Kathleen, ze mną nie będzie musiała lękać się o brak wody. Pomyśl tylko, Vaxenie, świat i jego moc w naszych rękach...- Uśmiechnął się, a burza śnieżna przybrała na sile.
Awatar użytkownika
Kéytha
Błądzący na granicy światów
Posty: 17
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Kurtyzana
Kontakt:

Post autor: Kéytha »

        Kotka uniknęła roztrzaskanych kawałków golema, w duchu dziękując kapelusznikowi i jego towarzyszowi. Mężczyzna dzierżący, w niecodzienny sposób, trzy miecze wyraźnie dobrze się bawił i miał niemałą radość z walki przeciwko zmutowanym kostkom do alkoholu. Dziękowała mu tylko w duchu, ponieważ nie miała czasu się zatrzymywać, poza tym jej głęboko zakopany honor, choć dogorywał, zdecydowanie by na to jej nie pozwolił.
        Na całe szczęście - znowu - inna kobieta podziękowała mu. Kéytha uznała jej słowa jak równe ze swoimi i minęła resztę drobinek lodu biegnąc w stronę, skąd czuła smród lorda von Marmetika. Nikt nie cuchnął gorzej, poza jej rodzonym ojcem ("niech mu ziemia ciężką będzie, o ile już zdechł"). Siedem żon. siedem kochanek. Siedem zabójstw. Tylko ktoś, kto za rueny wykorzystywał siedmiolatkę mógł dokonać takiej zbrodni. A Urlus był w tym dobry, zyskał kosztowności, renomę, ale i mnóstwo wrogów. "A najgorszym z nich będę ja" niezbyt skromnie myślała kotka wyraźnie zbliżając się do celu.
        Minęła kolejny róg ulic, oddaliła się nieco od iluzjonisty i elfa, choć nadal była w ich zasięgu wzroku. Gdy tylko się odwracała z ulgą dostrzegała, że obaj nadal żyją, walczą i nie mieszają się w jej sprawy. I choć biegła na tyle szybko, że powinna się martwić, czy cycki jej nie wybiją zębów, minęła kolejną przecznicę.
        Nagle zza rogu mignęło jej żelazo. Cudem, ale i wyrafinowaną techniką, uniknęła ostrza wykonując zgrabny przewrót w tył. Kolejne cięcie było gorzej mierzone, choć nadal silne. To nie był Urlus, ale miał na sobie zapach tego skurczybyka. "A więc wynająłeś kogoś do ochrony? Przynajmniej wiem, że jesteś w pobliżu, zdechlaku" myślała ogoniasta podczas wykonywania kolejnej akrobacji odskakując na następne łokcie od przeciwnika. Twarz faceta, choć skryta w mroku, wyraźnie łypała z pożądaniem na nagie ciało unikającej ciosów dziewczyny. Wróg wyprowadzał ataki coraz mniej mierzone, jakby nie chciał uszkodzić "towaru". Jasne było, co mu krąży po głowie. Widać to było w jego mieniących się oczach z pionowymi źrenicami. Na pewno nie mógł być zwyczajnym człowiekiem.
        Tym razem jednak Kéytha skutecznie przeturlała się obok oponenta bez trudu wymijając ostrze. Facet, choć silny i doświadczony w walce mieczem, nie potrafił trafić w kogoś tak ruchliwego jak zmiennokształtna. Hikaru odbiegła kawałek i zatrzymała się odwracając twarz do przeciwnika. By go sprowokować wypięła ponętnie tyłeczek i oplotła sobie ogon dookoła uda. Najemnik ruszył biegiem, niemal dławiąc się pianą, którą toczył z podniecenia. Urlus źle zrobił wybierając na swojego obrońcę mężczyznę.
        Kolejne sekundy minęły niczym strzała. Dziewczyna z rozpędu wbiegła na ścianę pokonując po niej kilkanaście łokci. Miecznik się tego nie spodziewał, zaś kotka prawie się z nim minęła. Gdy znalazła się ponad nim runęła w dół przygniatając gościa do ziemi. Oponent nie utrzymał broni, teraz zaś leżał przygnieciony ciałem Ayaki, która to siedziała na nim okrakiem. Uśmiechnęła się słodko, trzymając jego nadgarstki ponad jego głową, po czym chwyciła go za włosy i, uderzając raz za razem potylicą w ulicę, rozbryzgała mu mózg dookoła. Zajęło jej to trochę, ale oponent był na tyle omdlały przez lądowanie nagiej kobiety na nim, że nie potrafił stawić najmniejszego oporu.
        Natsuki równie szybko stanęła na nogi i ruszyła pędem za zapachem swojego celu. Po drodze jedynie złapała miecz mężczyzny, którego właśnie zabiła. "To było zbyt proste... Czyżby ten patafian oszczędzał? Będzie go to kosztowało życie..." zdążyła pomyśleć, gdy nagle zza drzwi ktoś wykopał krągłego faceta, lat czterdzieści, lekko podsiwiałego, z zakolami jak u łysego, krzycząc:
        - Wynocha z mojej izby, nieproszonym won!
        Oczywiście krągły pan wylądował pośladkami na posadzce przed drzwiami, wprost pod nogami Kéythy. Szczęscie dla kotki, a pech dla niego, że był to nikt inny, jak Urlus von Marmetik.
        - Dzień dobry. Ładną mamy pogodę - rzuciła od niechcenia ogoniasta podnosząc ostrze ponad głowę. Jej głos ociekał trudnym do niezauważenia sarkazmem, bowiem pogoda była na prawdę lodowata (dosłownie!) - Uwaga na przelotne opady stali. Radzimy wziąć ze sobą parasole - dodała, zaś broń runęła w dół niczym okoliczne lodowe odłamki.
        Trysnęła krew, zemsta się dokonała.
        - Jeden z głowy. Ale lista jest długa - powiedziała na głos do samej siebie Ayaka i uśmiechnęła się słodko. Postanowiła wrócić do iluzjonisty, wydawał się osobą ciekawą poznania.
        Biegnąc z powrotem do wcześniej miniętych uliczek wpadła do ceglanej kamieniczki, gdzie na parterze mieścił się sklep z ubraniami. Narzuciła to, co pierwsze wpadło jej w ręce i wybiegła, odziana w mocno wycięte, czerwone majtki, za krótką spódniczkę koloru granatowego i białą podkoszulkę, spod której zdecydowanie za mocno widoczny był jej biust. Wracała dużo szybciej, znała już bowiem drogę, poza tym nie musiała skupiać się na zapachu, po prostu widziała obu walczących - karcianego szulera i miecznika z kataną w zębach ("jaki idiota walczy z kataną w zębach?!") przeciwko kolejnym partiom odłamków skalnych poruszanych nieznaną Kéycie magią.
        - Witam ponownie! - uśmiechnęła się stając pomiędzy dwójką mężczyzn i łącząc dłonie z tyłu delikatnie wypinając pierś przed siebie.
Awatar użytkownika
Vaxen
Szukający Snów
Posty: 153
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Zabójca , Wojownik , Szlachcic
Kontakt:

Post autor: Vaxen »

        Lodowa księżniczka chyba zrobiła sobie przerwę na rozmyślanie. Nad czym? Może nad sensem życia? "Jakiego życia?! Zaraz mu je skrócę!". Ruszył pędem wprost na Upadłego, prawą dłoń kierując w bok oponenta. Lodzik na patyku musiał jakoś zareagować, atak był potężny i niesamowicie szybki. Śnieżnobiałe skrzydła uderzyły w powietrze w tym samym momencie, co skutecznie zablokowany, hebanowy miecz Demona. Vaxen, przepełniony furią i bitewną radością, uśmiechnął się. Jego mroczne, przerażające głębokością, matowoczarne oczy świdrowały powietrze, gardę Baldrughana i rejon dookoła nich. Skrzydlaty widział tysiące różnych ścieżek, którymi powinien się aktualnie poruszać. W ułamku sekundy dostrzegał wszelkie ruchy, gdzie mógłby zaatakować, gdzie zostanie zablokowany, gdzie opuści swoją obronę, gdzie odsłoni część swojego ciała. Z szybkością pioruna analizował wszelkie możliwości wybierając najbardziej odpowiednią.
        Tym razem zakładał, że honor Upadłego jest dla niego równie ważny, co dla Przemienionego. To podstawowe założenie już na początku zgubiło Zamaskowanego. Pomimo iż jego zmysły wyostrzyły się do apogeum i jego umysł pracował na najwyższych obrotach, zaś zmysł walki wyznaczał kolejne możliwości i kierunki lotu, ataki Hebanowego był zdane na porażkę, bowiem uwierzył on swojemu przeciwnikowi na słowo. Uznał, że honorowy pojedynek będzie bardziej interesujący i usatysfakcjonuje Baldrughana. Ale doskonale przewidział wcześniej przecież, że Lodowy może zagrać nieczysto. Wiedział, że oponent w potyczce bezpośredniej traci przewagę i ucieknie się do nieczystych zagrań. Mimo to uznał, że warto. Że sama walka i podjęcie ryzyka, nawet tak wysokiego, może przynieść korzyści.
        Kolejne uderzenia spadały na Piekielnego niczym grad z nieba, raz za razem miotając nim i jego włócznią, którą (co trzeba mu przyznać!) blokował się znakomicie. I choć większość z tych defensywnych zagrań była czystym szczęściem, albo chociaż była nim przyprawiona, to defensywa Baldrughana nie była łatwa do przebicia. "Chyba się nie spodziewałem, że to będzie łatwe!" - ganił siebie w myślach Czarny Szermierz - "Nie mógłbym założyć, że rozwiążę ten pojedynek jednym uderzeniem!" - roześmiał się odpychając Śnieżka do tyłu. Garda wroga wyraźnie była dziurawa, ale ruchoma.
        Kolejne czarne błyskawice miotane rękoma Vaxa we włócznię Rożka z Lodami wykonywały cięcia niesamowicie szybkie, niemal niezauważalne dla oka śmiertelnika. Tymi błyskawicami były miecze Zamaskowanego, które, choć naprawdę olbrzymie, w jego dłoniach zdawały się ważyć mniej niż powietrze. Wreszcie jeden z ataków, ten którego nikt by się nie spodziewał, dosięgnął celu. Niestety! Mimo dużej siły odbił się od pancerza. Ukruszony kawałek lodu pofrunął zgodnie z nakazem grawitacji, ale na jego miejsce już pojawiał się następny. "Cholera, jego zbroja się odbudowuje!" przeklął w myślach kontynuując natarcie. Gdy tylko się ścierali, odskakiwał. Od kiedy stał się demonem jego skrzydła okazały się silniejsze, nie przeszkadzały, nie musiał nawet skupiać mięśni, by nimi poruszać. Co za tym szło - był lżejszy, szybszy i mniej się męczył podczas walki w powietrzu. Już wcześniej był doskonały w starciach w przestworzach. Teraz jednak mógł się uważać za mistrza!.
        Vaxen wykonał szybkie wyliczenie korzyści, po czym z całą swoją masą, całą prędkością i siłą wykonał zamach z prawej ręki zmuszając Upadłego do obrony jego lewego boku. W tym samym momencie Przemieniony zaatakował lewą ręką w szyję oponenta. Pierwsze cięcie z prawej dłoni było bowiem jedynie zmyłką. W dodatku skuteczną!
        Ostrze w żółwim tempie przecinało kolejne fałdy powietrza zbliżając się cal za calem do ciała Baldrughana. Jeszcze stopa albo i mniej, a wróg runie w dół pozbawiony głowy. I choć trwało to mniej niż ułamek sekundy, to adrenalina w żyłach obu walczących spowolniła dla nich czas wystarczająco, by ten atak trwał niemal wieczność.
        Wtem jednak ostrze nie dosięgło celu, zablokowane przez coś, co nie miało prawa się tam znajdować. Mrocznie hebanowe ostrze utknęło niczym w głazie! Baldrughan istotnie złamał dane słowo używając magii do ratowania swojego nędznego życia. "Twe dni są policzone, zakało! Zginiesz, nim zdążysz wymówić me imię, rozpieprzę cię na tak drobne kawałki, że nawet ten amulet nie nadąży z regeneracją!" przeklinał Vaxen, zaś w jego czarnych oczach płonęła niemal żywym ogniem furia. Aż dziw, że Śnieżynka nie roztapiał się od samego spojrzenia.
         -"Nie musimy w sumie walczyć"?! - przedrzeźniał Isophieliona szermierz, dając upust wściekłości w postaci słów - Skąd mam pewność, ty ścierwie, że nie zdradzisz mnie przy pierwszej lepszej okazji?! - i choć mimo swych chłodnych słów spojrzał w dół, i mimo iż nawet pomyślał o takiej wizji ich dwóch jako kompanów władających całą Alaranią, nawet nie śmiał o tym mówić. Nigdy nie podzieliłby się z nikim władzą. A już na pewno nie z tym bydlakiem. - Złamałeś dane słowo! Nie masz ni krzty honoru! Takie robactwo zostanie wyplewione, nawet z mojej własnej ręki! Brzydzę się takimi istotkami! Groziłeś kobiecie! Próbowałeś ją, bezbronną, zabić! Bestialstwo! - krzyczał pełen wściekłości, zaś wokół jego oczodołów w masce rozpalał się prawdziwy, błękitny płomyk, który z każdym słowem zyskiwał na sile. Jednocześnie również ostrza rozgrzewały się pod wpływem wściekłości Vaxena i jego magii ognia. Jedynej, która teraz wymsknęła się spod kontroli Przemienionego, działając nie zgodnie z jego wolą, a zgodnie z jego emocjami. Tymi, których tak usilnie się często wypierał. - Próbowałeś zniszczyć miasto, choć wcześniej nie miałeś takiego zamiaru! Zbierałeś armię tylko po to, by zabić MNIE! - ostatnie słowo wykrzyczał tak potężnie, że poniosło się echem po całym Fargoth. - Wiem, że byłeś już w Otchłani. Byłem tam i ja. Nikomu do tej pory nie życzyłem powrotu w tamte strony. Jesteś pierwszym, którego tam poślę z dziką satysfakcją! - nieustannie darł się Czarny Szermierz mając wciąż zablokowane oba ostrza. Jeszcze chwila i będą jednak wyswobodzone pod wpływem płomienia. - GIŃ!!! - gdy to słowo padło z jego ust miecze Zamaskowanego uwolniły się, zaś w stronę Isophielona pofrunęła gorąca chmura ognistego płomienia.
        Zaklęcie nie było wcale silne ani trudne do powstrzymania, była to bowiem jedynie zmaterializowana furia, a raczej jej część. Tymczasem Vaxen odbił się i odskoczył od Baldrughana zwiększając między nimi dystans. Powietrze gęstniało nie od temperatury czy od lodu, a od ciężkich oddechów obu. Bądź co bądź - natarcie pełnią siły w potyczce stricte fizycznej było zdecydowanie nadwyrężające. Fizycznie, mimo iż Vaxen był sporo silniejszy oraz miał szerszą wiedzę w walce, o praktyce nawet nie wspominając, doskonała defensywa Lodowego oraz jego pancerz nadrabiały tę różnicę między nimi. Dopóki Vax pozostawał w ataku, dopóty Śnieżek nie miał szans na przejęcie inicjatywy. Teraz jednak wszystko się zmieniło. Honorowa obietnica została złamana, Czarny jednak nadal postanawiał pozostać przy danym słowie. Zbierając siły na kolejne natarcie, wykrzyczał do przeciwnika:
        - Dam ci jeszcze jedną szansę! - Vaxen wiedział, że Baldrughan ponownie użyje magii przeciw niemu. Nie chciał jednak pozostawiać na swoim honorze ani najmniejszej rysy, dlatego uznał, że do końca będzie walczyć ostrzami. Starał się nawet hamować emocje, by okiełznać magię ognia - Ostatnią! Słyszysz?! - nie czekał jednak na odpowiedź - Puszczę to złamanie zasad w niepamięć i pozwolę ci zregenerować zbroję, włócznię oraz, jeżeli chcesz, drugą broń do lewej ręki! Ja mam dwa miecze, czemu ty masz mieć jedną włócznię? W zamian chcę tylko jednego: honorowej walki BEZ UŻYCIA MAGII - "oraz twojej głowy, lodowy skurwysynie dodał w myślach, wcześniej zdecydowanie akcentując ostatnie słowa wypowiedzi.
        Teraz pozostało jedynie czekać. Na całe szczęście osiągnął cel: Kathleen była cała i zdrowa na dole, o czym świadczyła jej ciepła i przyjemnie kojąca aura. W tym momencie, nie wiedząc dlaczego, Vaxen walczył dla niej. Skoro teraz była poza zasięgiem jego magii, to magia Isophielona nie dosięgała jej tym bardziej. Czyli nie mogła być jego zakładniczką, kartą przetargową ani niczym podobnym. "Jak tylko ruszy w tamtym kierunku, wyrwę mu głowę wraz z kręgosłupem!" planował Czarnooki wyobrażając sobie co zrobi z lecącym Śnieżkiem za pomocą magii zła. "na pewno nawet w Otchłani, ani za życia, ani po śmierci nie doznał takich cierpień, jakie mu przyszykuję! Będzie błagać, by go wysłać do cholernych piekieł!".
Awatar użytkownika
Ragnex
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Piekielny - Łowca Dusz
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ragnex »

        Jasny popiół frunął na dachach co jakiś czas omijając kominy czy inne przeszkody. Ragnex jeszcze nigdy tak szybko nie biegał za kobietą, ba! Nie byle jaką, bo nie dość że nagą, to jeszcze kotołaczką.
        "Jakim pieprzonym cudem jej piersi nie wybiły jej zębów." przez chwile ta myśl zaprzątała głowę łowcy. No właśnie, przez krótką chwilę, bo nim się obejrzał, walnął głową w komin. "Kurna! Moja głowa! Jak będę myślał o cyckach nie skończę dobrze.". Sai otrzepał się z kurzu i zaczął ponownie szukać dziewczyny.
        To nie było trudne zadanie, naga panna z kocimi uszkami i ogonkiem wyróżniała się z tłumu. Zresztą, wspomniana osóbka zaczęła z kimś walczyć. Parę zwinnych ruchów załatwiło "ochroniarza" na czas długi. Teoretycznie Piekielny chciał jej pomóc, praktycznie wolał popatrzeć się (nie tylko na jej atrybuty) z daleka. Jedynie co zrobił to skomentował jego zachowanie mówiąc, że nie warto używać drugiego mózgu, miał nadzieje że martwy koleżka weźmie to sobie do serca, które nie biło już od dobrych paru minut. Znowu zamienił się w popiół wracając na dachy budynków. Z gracją pokonywał każdy budynek oraz każdą przeszkodę, tym razem jego mózg nie miał żadnej brudnej myśli. Wiedział że jeśli zrobi jeden niewłaściwy krok może zwrócić na siebie uwagę kotki i jej ostrza. A na razie widok gołej damulki nieźle go rozpraszał, więc walka byłaby nie równa.
         "...opady stali. Radzimy wziąć ze sobą parasole." Po ty słowach dama zanurzyła ostrze w cielsku grubasa. Jaquze obserwował całe zajście z daleka, to była prywatna sprawa, świadczyły o tym słowa "zemsta się dokonała", więc nie chciał ingerować w to zdarzenie.
        Damulka po zabójstwie ruszyła w stronę z której przybiegła. Skrytobójca cały czas z nią podążał. Na szczęście (bądź nieszczęście, ponieważ piekielnemu spodobał się biust śledzonej osoby) zmiennokształtna ubrała na siebie co nieco. No właśnie! Co nieco, bo biust wciąż był wyeksponowany, a spódniczka wciąż była za krótka. "Cholera, bądź tu poważny!". Obiekt zainteresowania Łowcy zatrzymała się przy znanym mu już Lokstarze oraz szermierzu. Sai stanął na krańcu dachu, tak by wystarczył jedne krok aby znaleźć się za plecami Kéythy.
        - Lepiej wyglądałaś bez ubrań. - Ragnex zeskoczył z dachu, ściągnął kaptur i pokazał swój uśmiech. - Chociaż nawet w tym stroju ci do twarzy.
        Kocica, o dziwo, uśmiechnęła się do niego, po czym podziękowała mu za komplement. Na początku nie wierzył własnym uszom, więc dla pewności sprawdził jej emocje, które nie różniły się od tych okazanych. Jaquze spodziewał się reakcji typu: obcasem w twarz. Cóż, świat lubił go zaskakiwać, a tym bardziej kobiety.
        - Jesteś dobra w walce wręcz, jednakże - Zabójca powoli zbliżał się do niej. - przelotne opady stali, oprócz na tego grubasa, mogły spaść na ciebie. Wystarczyłby mi jeden skok kiedy dokonywałaś zabójstwa, byś sama padła swojej prognozie. Lecz trzeba ci przyznać, że oprócz zgrabnej sylwetki, posiadasz niezłe umiejętności skrytobójcze.
        Uśmiech na twarzy mężczyzny zniknął.
        - Mógłby mi ktoś wytłumaczyć, o co do jasnego barda się ta dwójka napierdala? Jeden z nich na tym ucierpi, ba! Nie ucierpi co nawet zginie. Wiem że ty Lokstarze - piekielny wskazał na demona - znasz się z zamaskowanym, powiesz mi jego powody?
        Wtedy cała gromada usłyszała "głośno" powiedziane "GIŃ!". Mężczyzna wiedział że jest to głos Vaxena i że dopiero teraz prawdziwa walka się rozpoczyna.
        - Wybaczcie mili państwo - Sai znowu znalazł się na budynku, dzięki formie popiołu. - Ja się stąd zmywam, nie wiem jak wy. A, kotołaczko, mam dla ciebie ciekawą ofertę, może masz ochotę jej wysłuchać.
        Ragnex nie spojrzał się w tył, jeśli będzie chciała pójdzie za nim, miał dosyć tego całego Fargoth więc czym prędzej się ulotni.
"Baldrughanie, ty skurwysynie, dopadnę cię następnym razem, Upadłe Ścierwo, moje ostrze przebije twą lodowatą czaszkę!".
Awatar użytkownika
Arc
Szukający drogi
Posty: 29
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Półelf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Arc »

Iluzjonista nie musiał szermierzowi dwa razy powtarzać. Gdy Loki ruszył na pierwszego golema on sam ruszył na drugiego, w biegu skrzyżował ramiona, ustawiając katany pionowo w górze, po czym natarł na lodowego stwora tnąc wszystkimi ostrzami. Wszystkie ostrza trafiły idealne w lodowe ciało. Blaze nie czekał jednak na ewentualny kontratak. Uniósł trzymane ostrza nad kataną, którą miał w zębach i zadał kolejne cięcie wszystkimi mieczami. Kątem oka dostrzegł że Lokstar dał mu znak by odskoczył co zrobił natychmiastowo nie będąc pewnym co tamten zamierza. Gdy tylko odskoczył nastąpiła eksplozja, która zmusiła golema o klęku, dając Archerowi idealną możliwość do ataku. Trzy ostrza z niesamowitą dokładnością odcięły trzy głowy golema
- Jeden z głowy - pomyślał odwracając się do bezgłowego potwora... albo raczej prawie bezgłowego bo w miejscu obciętych głów pojawiły się nowe. Drugi z potworów również się zregenerował.
- Regeneracja eh? To już coś ciekawego. - mruknął szykując kolejny atak. Tym razem musiał naprawdę się postarać i użyć najpotężniejszej techniki jaką opracował. Lokstar zniknął w karczmie mówiąc że ma "coś specjalnego" dla golemów.
- Tylko się sprężaj do cholery. Jestem wytrzymały, ale nawet ja nie wiem czy dam temu radę! - krzykną za znikającym w wyrwie iluzjonistą. Tym czasem golemy ruszyły ponownie do ataku.
- Teraz albo nigdy - pomyślał Blaze, wyciągając ręce z mieczami przed siebie. Rękojeści ustawił ze sobą w taki sposób, by klingi tworzyły kąt prosty, następnie zaczął nimi obracać niczym śmigłami wiatraka, nadając im szybkości.
- Sekretna Technika Trzech Mieczy: Cięcie Trzech Tysięcy Światów! - wykrzyknął nacierając na stwory. Atak powiódł się perfekcyjnie. Oba golemy zostały przecięte na wskroś a ich ciała rozbiły się o grunt. Golemy jednak znowu zaczęły się regenerować wracając do poprzedniego stanu.
- Na wszystkie pie*rzone demony. Jak ja nienawidzę magii - warknął szermierz. Miał nadzieję że iluzjonista coś wymyśli bo na pewno długo tak nie potrzyma. W pewnym momencie dostrzegł kobietę o dziwo tę która była naga. Teraz co prawda miała ubranie, ale i tak zasłaniało ono niewiele. Arc nie miał jednak czasu na podziwianie kobiecych wdzięków ponieważ golemy znowu ruszyły do ataku.
- Ku*wa... - pomyślał tylko, przechodząc do defensywy. Drugi z golemów minął go jednak i rzucił się na skąpo ubraną kobietę. Szermierz odepchnął pierwszego stwora, po czym rzucił się na drugiego. Monstrum jednak szybko zareagowało i jednym uderzeniem posłało go na przeciwległą ścianę.
- Cholerne golemy... przerobię was na kosteczki do lodu... - wycharczał Blaze powoli podnosząc się z ziemi. Oba golemy zaszarżowały na niego. Nie był w stanie zrobić uniku mógł tylko przyjąć kolejny cios. Nagle ktoś popchnął szermierza ratując mu tym samym życie, poświęcając, jednak siebie gdyż golemy uderzyły w tą osobę. Tą osobą ta sama szlachcianka, którą uratował. Jej ciało przeleciało parę metrów, po czym opadło bezwładnie na ziemię. Blaze był w szoku. Nagle otwarły się mentalne rany z przeszłości przypominając mu o śmierci najlepszej przyjaciółki.
- Pie*rzone ścierwa... - powiedział szermierz podnosząc się. Kipiał wręcz gniewem i rządzą zemsty tak silnymi że nie obchodziło go czy umrze czy nie. Na pewno nie przegra tej walki.
- Demon Dziewięciu Mieczy: Asura - wyszeptał robiąc coś czego nigdy jeszcze nie zrobił. Mianowicie po raz pierwszy stworzył materialny obraz swojej duży, dzięki czemu zyskał dodatkowe cztery ręce i dwie głowy również wyposażone w miecze. Wokół Archera pojawiła się mroczna aura. Zdezorientowane sytuacją golemy zwolniły nieco szarżę, jednak nie zatrzymały się.
- Idioci... - powiedział Blaze kierując ostrza w stronę przeciwników, następnie skoczył w ich stronę i zaatakował wszystkimi dziewięcioma ostrzami. O dziwo te miecze, które były widmami jego duszy były równie ostre jak prawdziwe ostrza i z dziecinną łatwością przecinały lód jak masło.
- Asura: Cięcie Srebrnej Mgły - powiedział szermierz lądując na ziemi. Golemy z miejsca rozpadły się na kawałki, jednak Blaze wiedział że niedługo potrwa zanim znowu się zregenerują. Jego widmowe miecze rozpłynęły się a sam Arc upadł na jedno kolano.
- Co to było do cholery? Jeszcze nigdy nie zrobiłem czegoś podobnego... - pomyślał oddychając ciężko. Zauważył Lokstara, który niósł coś w bukłaku. Powiedział coś o stopieniu golemów.
- Jak masz zamiar je stopić to się pośpiesz zanim się zregenerują i to szybko! - krzyknął ostatkiem sił, po czym padł bezwładnie na ziemię. Był ledwo żywy ale przytomny. Zauważył kątem oka towarzysza Lodzika rozmawiającego ze skąpo ubraną kobietą. Choć był dosyć daleko wyraźnie usłyszał że facet chcę dać nogę
- Żałosny tchórz... - wycharczał, ledwo dysząc. Bardzo woli podniósł się i usiadł na ziemi. Wciąż był słaby. Za słaby, by się z nim mierzyć. Za słaby, by walczyć z najsilniejszym szermierzem świata.
- Muszę stać się silniejszy... - pomyślał odpoczywając
Awatar użytkownika
Lokstar
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 56
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lokstar »

        Usłyszał słowa Szermierza dotyczące topienia golemów. Spojrzał na niego z politowaniem. Zastanawiał się, co go tak zmęczyło. Miał się tylko nie dać zabić i przytrzymać golema na miejscu. Zamiast tego zaczął wykrzykiwać jakieś dziwne wiązanki słowne, które w gruncie rzeczy dla Lokstara nie miały żadnego sensu. Wylewał w tym czasie resztę alkoholu na golema. Zeskoczył przed wojownika i obrócił się przodem do swojego lodowego celu. Kątem oka zauważył przebiegającą nagą kobietę. Jakby mógł przepuścić taki widok. "Chyba jestem za stary na takie zabawy." Spojrzał w dół jednoznacznie na swoje spodnie. "Nie. Nie jestem."
         - Mam nadzieje, że lubisz schłodzone. - Zacytował sprzed kilkunastu chwil lodowego anioła. W sumie zebrało mu się na więcej cytatów zakrapianych ironią w jego głosie. - Pokażę temu palantowi jak się przyrządza drinki. Stylowy Drink:.. - Wykonał obrót ramionami jakby rzucał potężne zaklęcie. - ...Lodowy Pajac! - Zaśmiał się w głos. Rzucił Kilkoma taliami przed siebie nie skupiając się na miejscach, w których karty się powbijały. Kilka z nich wbiło się w golema inne w losowych miejscach w budynki i podłoże. - A teraz specjalny trik bez użycia magii. - Pstryknął, a poszczególne karty po kolei zaczęły spalać się błękitno-czarnym płomieniem. - Żartowałem. - Alkohol, rozlany dookoła zaczął płonąć w charakterystyczny dla siebie sposób. Ukłonił się i pozwolił sobie na dopełnienie dzieła kilkoma dodatkowymi wybuchami dookoła zasypując płonące, lodowe cielsko odłamkami budynków. - Dziękuje za uwagę. Możecie mnie spotkać na każdym spotkaniu arystokracji i w dobrych pubach. - Włożył ręce do kieszeni i wtedy ujrzał tę samą kobietę co wcześniej tym razem ubraną... Prawie ubraną jeśli tak skąpy strój można nazwać ubraniem. Kompletnie nie zainteresował się siedzącym obok miecznikiem. Siedział zmęczony. "Pewnie wykrzykiwanie na cały głos swoich technik musiało go wykończyć. Zdarza się."

        Teraz stał lekko na biodrze, z rękoma w kieszeni i wykałaczką w zębach. Lekko pochylony, wyglądem przypominając typa spod ciemniej gwiazdy, spoglądał spod kapelusza na dziewczynę.
         - Witam ponownie! - uśmiechnęła się stając pomiędzy dwójką mężczyzn i łącząc dłonie z tyłu delikatnie wypinając pierś przed siebie. Opuścił jednoznacznie okulary. Dziewczyna była bardzo atrakcyjna. A z racji swojej natury kusiła jeszcze bardziej do bliższego poznania. Tak, dawno już nie miał kobiety. "Co ty odwalasz. Skup się." Ujrzał jeszcze gdzieś niedaleko byłego współpracownika Lodowego. Nie wiedząc czemu był dla Yallana równie irytujący co sam pan lodu. "Chyba go przypilnuje. Tacy jak oni na bank będą chcieli dobrać się do dziewczyny choćby dla zasady."
         - Witaj, piękna. Co Cię tutaj sprowadza? - Spytał kulturalnie z uśmiechem. Zastanawiał się szczerze. - Tak młoda, dziewczyna pojawiła się w takim miejscu? Łatwo tutaj zrobić sobie krzywdę. - Pokazał dyskretnie palcem w kierunku, gdzie widział zakapturzonego. - Ktoś cię obserwuje. - Szepnął. Odwrócił się na pięcie i spokojnym krokiem ruszył w stronę spokojniejszej dzielnicy powoli wyrzucając z dłoni płatki róży. Białej. Taki kaprys. Czasem gdy jakaś kobieta mu się spodobała lubił się zabawić w osobę "inną". Cały czas obserwował, czy nie dzieje się nic w co zostałby zmuszony się zaangażować.

        "Każdy, kto będzie coś ode mnie chciał znajdzie mnie. Nie mam zamiaru mieszać się więcej w nie swoje porachunki. Zabiją mnie albo zginę w inny sposób. Nie mam najmniejszego zamiaru bawić się w te bzdury..." Szedł w stronę Innej karczmy. Postanowił się zmienić lekko dla niepoznaki. Skrócił włosy, lekko się postarzył i poprawił na mocniejszy zarost. Przechodząc ulicą uskakiwał z lekkością przed spadającymi odłamkami lodu. Teraz mimo wszystko opad zelżał i miał się ku końcowi. W powietrzu nadal wrzało między skrzydlatymi. Coś się nie zgadzało w tym obrazku. "Biedna syrena." Pomyślał, gdy zobaczył jej brak w ramionach Baldrughana. Przeszedł kilka następnych kroków i skręcił w boczną ulicę. Posadził sobie na ramieniu królika i usiadł na ławce po drugiej stronie kamienicy.
         - To nie moja walka. - Zganił się. - Prawda? - Spojrzał na swoją towarzyszkę i zaczął ją głaskać. - Tak malutka, nasiedziałaś się ukryta. - No choć na kolana. - Miał dość tej całej zabawy dookoła. Miał nadzieję, że w końcu będzie mógł odpocząć i wrócić do swojego ulubionego trybu życia. - Chciałbym ci pokazać, gdzie się uczyłem. Te wszystkie zapiski, księgi, zwoje. Wiele mógłbym się jeszcze z nich nauczyć i wiele sobie przypomnieć. - Siedział na ławce w swej lekko zmienionej formie. Po chwili jednak zmęczenie wzięło górę. Położył się na ławce razem ze swym królikiem. Chwilę nasłuchiwał odgłosów walki, jednak chyba był zbyt daleko. - Mogę tu umrzeć. Będą plotkować "Starzec zamarzł na ławce." Nikt nie będzie dociekał. Dobranoc malutka. - Pogłaskał ostatni raz po głowie Mythie i zasnął. Królik jeszcze chwilę kręcił się dookoła. Stwierdził jednak, że nie da rady zeskoczyć. Poszedł spać również grzejąc się od swego pana zwinięta w kłębek. Po chwili Loki trochę się przebudził i tylko czekał. Czekał i był gotowy. Tylko na co...
Awatar użytkownika
Kathleen
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kathleen »

        Ocknęła się. Tak po prostu. Otworzyła oczy i wtedy otaczająca ją woda straciła swoją stałość i lunęła na ziemię, powoli w nią wsiąkając. Ona zaś upadła na twarde podłoże swoimi szanownymi i jakże delikatnymi czterema literami. Już się nawet nie przejmowała, że pozostałości po jej sukience były całe w błocie. Ten materiał i tak nie nadawał się już do noszenia. Rudowłosa mimowolnie podniosła głowę i i zmrużonymi oczyma zaczęła poszukiwać dwóch sylwetek. Nie było to trudne zadanie, znajdywali się bowiem tuż nad jej głową. Już chciała wstawać, ale wtedy ponownie została otoczona przez wodę. "No nie, to znowu pułapka Baldrughana?!", krzyczała zrozpaczona w myślach. Nie było to jednak nic bardziej mylnego - ciesz "postąpiła" tak, jeśli to oczywiście dobre określenie na zachowanie czegoś martwego, ponieważ chciała uchronić Syrenę przed lecącymi na nią odłamkami lodu. Dziewczyna zrozumiała to dopiero wtedy, gdy jeden z nich wylądował obok niej. "Dostanę kiedyś zawału. Albo nawet zaraz", westchnęła cicho i gdy znów była wolna, wstała i ruszyła biegiem przed siebie. Chciała być jak najdalej od tego miejsca. Nie uśmiechała jej się śmierć poprzez zgniecenie lub wbicie w jakąś część ciała ogromnego sopla. Poza tym, co jeśli Puchacz przegra? Nie chciała podzielić jego losu tylko jak najszybciej dostać się do domu. Miała dość tej przygody. Jeszcze nigdy nie przeżyła tyle w ciągu jednego wyjścia na powierzchnię.Gdyby teraz wymienić te najgorsze... widziała śmierć kilkudziesięciu ludzi, trafiła na pustkowie pełne umarlaków, została uprowadzona przez Lodowego, a co najgorsze to podczas tej wyprawy mogła zginąć chyba ze trzy razy. To nie było normalne.
        Biegła tak szybko jak tylko potrafiła, a trzeba było przyznać, że należała do tych zwinnych i sprytnych syren. Najsmutniejsze w tym wszystkim było to, że nie miała pojęcia dokąd tak naprawdę się śpieszy. Miała jeszcze swoje dwanaście godzin,a i tak nie posiadała informacji, w którą stronę do morza, do domu. Zwolniła. Teraz ze smutkiem i spuszczoną głową szła w stronę najbliższego straganu. Staruszek był naprawdę miły, a ona była w stanie go uszczęśliwić. Tak, kiedyś wygrała na jakiejś ulicznej zabawie mieszek pełen ruenów. Najdziwniejsze było to, że one wcale się nie kończyły! Darowanej rybie nie zagląda się w zęby, czy jakoś tak... W każdym razie, postanowiła znaleźć dla siebie coś do ubrania.
        - Dzień dobry, szukam... - I na tym skończyła się jej przemowa, bowiem kupiec zaczął zasypywać ją milionem rzeczy, które niekoniecznie przydałyby się jej do przetrwania.
        Ubrana w podobną sukienkę, co wcześniej i czarną pelerynę z kapturem szła dalej przed siebie. Wolała się teraz nie rzucać w oczy, a charakterystyczny kolor włosów pozwalał jej na zostanie idealnym celem do wszystkiego. Zakupiła również mały plecaczek, do którego wrzuciła jakiś koc, bochenek chleba, bukłak z wodą i nie wiedzieć czemu, dwie marchewki. Nigdy czegoś takiego nie jadła, a staruszek zapewniał, że jest to przepyszne. Wzięła dwie, zje jak zgłodnieje.
        - Chcę do domu... boję się... - szeptała do siebie, rozglądając się dookoła. Wyglądała na wystraszoną i do tego zagubioną. Nie chciała miec z nikim do czynienia, nie chciała, aby ktokolwiek ją teraz zaczepiał. W pewnym momencie, potknęła się i ponownie wylądowała na ziemi. - Cholera... - mruknęła i gdy podniosła głowę, to zdała sobie sprawę, że wylądowała przy jakiejś ławce, na której to leżał Loki, zaś na nim dziwne stworzonko... a jakie słodkie! Sprawdziła czy mężczyznę oddycha i na szczęście żył. Czyżby spał? Teraz postanowił sobie uciąć drzemkę? Naprawdę? Westchnęła ciężko i wyciągnęła z plecaka koc, którym okryła ciemnowłosego i jego maluśkiego przyjaciela, tak, aby ten drugi miał dostęp do tlenu. Nie wiedziała, ile ma zamiar tak spać, a robiło się naprawdę chłodno.Przecież nie chciała jego krzywdy, to dość logiczne. Koło jego głowy położyła też jedną marchewkę i pół bochenka chleba. Ona sama wiele nie jadła, więc jedzenie z pewnością by się przy niej zmarnowało.
        - Sama powinnam odpocząć, chociaż chwilkę - powiedziała cicho do siebie i usiadła pod drzewem znajdującym się gdzieś w pobliżu. Naciągnęła kaptur na głowę i czekała. Na co? - Chyba na zbawienie - odpowiedziała na zadane w myślach pytanie i skuliła się w kłębek.
Awatar użytkownika
Baldrughan
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 74
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Baldrughan »

Baldrughan wykorzystał moment, który otrzymał od Vaxena i odleciał kawałek od niego.
Rysy na jego lodowej zbroi samoistnie zaczęły znikać, z powrotem wracając do pierwotnego kształtu. Denerwowała go pewność siebie Przemienionego, a coraz dziwniej pewne stawało się dla Lodowego Upadłego, że może nie wygrać tej walki.
" Potrzebuję wsparcia... I to nie zwyczajnych osób, czy podłych zdrajców..."- wychwycił tą myśl z potoku tych zalewających jego umysł niczym lodowata woda. W jego głowie zaczął formować się plan.
Gdy zbroja była już odnowiona, Baldrughan rozłożył obie ręce. W jednej z nich trzymał swą runiczną włócznię, a druga pozostawała pusta.
Wtem w drugiej z jego lodowych dłoni zaczęły formować się masy zimnego powietrza i wody, po chwili zamarzając i przybierając formę lodowych oszczepów i okrągłej tarczy, przymocowanej do lodowego karwasza. Baldrughan zmierzył spojrzeniem swego nemesis.
- Powiedz mi. Co taki żałosny, mały demon może wiedzieć o uczuciach? Nie mówiąc już o miłości?- Gdy to zdanie padło, Upadły zaczął krążyć wokół Vaxena. Jego śnieżne skrzydła ułożyły się pod dziwnym kątem, co pozwalało mu na zataczanie okręgów wokół Przemienionego. Lodowy przyśpieszał coraz bardziej, wciąż mówiąc.- Jesteś tylko plugawym cieniem dawnego siebie, żałosną wersją prawdziwego wojownika. Ryzykujesz życie innych.- Mówiąc to, Baldrughan rzucił w Vaxena oszczepem, przyśpieszając swój kolisty lot.- Nic nie wiesz o miłości! O wzajemnym szacunku i uczuciach do drugiej istoty, jakie może żywić prawdziwa istota, a nie taka zakłamana, parszywa kanali, padlinożerca, dbający o własne ego.- Głos Baldrughana był zimny i wyprany z emocji, a z każdym kolejnym zdaniem rzucał oszczep w kierunku zdezorientowanego Przemienionego.
Wiatr przybierał na sile, a Upadły nie zwalniał. Nie intersowało go, czy oszczepy trafiały do celu czy leciały w nieznanym kierunku. Wciąż ciskał nimi w Vaxena i wciąż tworzył nowe.
- Nic nie wiesz o miłości. Ale pozwolę Ci o nią walczyć.- Wyszeptał Baldrughan i zatrzymał się, wznosząc gardę i wystawiając włócznię przed siebie.
Ruszył w powietrznej szarży na swego wroga, niczym lodowa strzała wystrzelona z elfickiego łuku.
Vaxen był tak zdezorientowany szybkimi atakami z dystansu, że nie miał szans na obronę runicznego sztychu, a przynajmniej tak się wydawało Baldrughanowi. Mógł teraz zrobić z serca Demona, idealny, lodowy szaszłyk, tak jak to uczynił z Lichem, na w podziemach, pod pustynią Nanher.
Grot magicznej włóczni nieubłagalnie zbliżał się do klatki piersiowej Przmienionego. Słychać było syk przecinanego powietrza, mieszającego się z odgłosami deszczu i huku wiatru uderzającego o ściany zniszczonych domów.
- NIE WIESZ NIC O MIŁOŚCI, WIĘC WALCZ O NIĄ!- Krzyknął Baldrughan, a jego głos odbił się po murach całego miasta, niczym huk grzmotu.
Wtedy...
Upadły, niczym strzała, minął swego przeciwnika, muskając ostrzem włóczni jedynie prawy bok jego klatki piersiowej, zostawiając na niej zimną, zamrożoną, krwistą szramę. Lodowy pędził w kierunku ulic, szukając aury Syreny. Nie była ona trudna do odnalezienia, gdyż była miła i ciepła, wręcz kojąca dla zimnej aury Upadłego.
Isophielion uderzył w ziemię stopami, rozpryskując wokół siebie odłamki zamrożonego granitu, z którego zrobione były ulice miasta.
Rozejrzał się dookoła i ujrzał starszego człowieka, leżącego spokojnie na ławce. Baldrughan prychnął, zdziwiony, że chłód nie zakończył życia mężczyzny podczas snu. Rozglądał się dalej i wtedy ujrzał swój cel, siedzący pod pobliskim drzewem. Choć zmieniła strój, to właśnie od niej biła nie unikalna, niezwykła aura.
Lodowy uniósł dłoń do góry.
Wtedy właśnie rozpętało się zimne piekło. Z nieba zaczął sypać śnieg, tak gęsty, że można było w parę minut, stojąc w miejscu, stać się żywym bałwanem. Oprócz wciąż spadających, olbrzymich brył lodu, pojawił się też mały, drobny grad, spadający z góry niczym ulewa uciążliwych igiełek. Zimny wicher tak przybrał na sile, że omal nie wyrwał drzewa pod którym siedziała Syrena.
Baldrughan, odporny na efekty własnej magii, wniósł się w powietrze i runął w kierunku dziewczyny. Chwycił ją w swe ramiona w locie i od razu otulił wodnym płaszczem o odpowiedniej, ciepłej temperaturze. Nie za mocno, a jednak hardo, ją ściskając, z szybkością wiejącego wichru, poszybował w kierunku murów miasta. Miał nadzieję, że śnieżyca na dość długo zatrzyma jego nemesis. W końcu trudno jest latać w taką pogodę, nawet jak dla Vaxena. Baldrughan z szybkością wiatru minął obsypane śniegiem mury miasta i nie zwalniając, poszybował przed siebie.
- Lecimy do twego domu, moja droga. Każda tragedia musi mieć odpowiedni finał.- Wyszeptał do Syreny i w akompaniamencie śnieżnej burzy opuścił Fargoth.
" Walcz o Miłość, Vaxenie."

Ciąg dalszy: Kathleen i Baldrughan
Awatar użytkownika
Kéytha
Błądzący na granicy światów
Posty: 17
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Kurtyzana
Kontakt:

Post autor: Kéytha »

        Okazało się, że o wiele bardziej interesującą postacią był nie karciany szuler, który zaczynał powoli nudzić kotkę, a zakapturzony nieznajomy. Wygadany, w dodatku dobrze władał żartem zgrabnie nawiązując do jej własnych słów. "Nie zauważyłam go, ani nie usłyszałam... Aż tak byłam skupiona na zemście?" zdziwiła się Hikaru. Ragnex nagle stwierdził, że się ulotni.
        Kéytha jeszcze chwilę spojrzała w górę, gdzie walczył nieznany jej Upadły i nieznany Zamaskowany. Obaj mieli skrzydła, więc obaj musieli być przedstawicielami niebiańskich ras. Anioły - jakiekolwiek by to nie były - zdecydowanie jej nie interesowały. No, chyba że jako ptaszki do upolowania. Ale "za dużo kości w takich..." zastanowiła się, zaś jej wzrok wrócił do Lokstara. Zmierzyła go od góry do dołu przykładając sobie palec do ust i uwodzicielsko trzepocząc rzęsami.
        - Chyba jednak dam ci spooookóóóój... - mrugnęła do przemienionego oczkiem i dodała - Nyaa~ - po czym odwróciła się. Choć był to zwyczajny żart, reakcja mężczyzny jej się spodobała. "Może faceci lubią, jak kobiety miauczą? Gdybym była pokusą mogłabym to wiedzieć od razu po spojrzeniu na takiego..." naburmuszyła się, wydęła policzki i ruszyła biegiem. Gdzie?
        Po prostu szybciutko wspięła się po drewnianym rusztowaniu na dach najbliższego budynku. Tak, tego samego, na którym przed chwilą zniknął nieznajomy zakapturzony osobnik. Jej węch szybko złapał jego trop. Okazało się to jednak niepotrzebne - facet czekał najwyraźniej na nią, kilkaset łokci dalej, na krawędzi dachu, przykucnął najwyraźniej i zadumał się.
        Kéytha bezceremonialnie podbiegła do niego, nachyliła się nad siedzącym piekielnym zdecydowanie za bardzo ukazując mu swój dekolt. Jakby nie starczyło, że biały podkoszulek i tak nie zakrywał biustu dziewczyny...
        - Co wiesz o mnie i o moich celach? - zapytała bez zbędnych ogródek, a jej twarz nie pokazywała tak wiele jak koszulka. mimika Ayaki była mocno ograniczona do groźnego spojrzenia powiązanego z zainteresowaniem. W oczach jednak Ragnex mógł dostrzec coś, co świadczyło z pewnością, że Natsuki nie zrobi mu krzywdy. Tylko pytanie - czy patrzył we właściwe oczy...?
Ciąg dalszy: Kéytha oraz Ragnex
Ostatnio edytowane przez Kéytha 8 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Zablokowany

Wróć do „Fargoth”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości