Główny plac miastaNiebezpieczne Trakty - Grupa II

UWAGA: DZIAŁ EVENTOWY.
W tym dziale mogą pisać wyłącznie osoby, które biorą udział w evencie specjalnym.

Jest to główny plac Demary, gdzie zbierają się najczęściej kupcy ze wszelkich stron by sprzedać swe towary, ale nie tylko. Czasem na placu zbierają się również zbrojne wyprawy, na bestie które grasują po traktach, lub też wykonywane są egzekucje na bandziorach którzy zawinili wiele społeczeństwu miasta.
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Niebezpieczne Trakty - Grupa II

Post autor: Pani Losu »

W tym samym niemal czasie, gdy pierwsza grupa poznawała swego przewodnika, druga już się niecierpliwiła, bowiem ten się nieco spóźniał. Czas mijał... Odprawa w pierwszej już się zakończyła, a oni nie poznali nawet tego który będzie wskazywał im trakty. W końcu jednak jakiś siwy, człek podszedł do istot, ukłonił im się dostojnie i rzekł spokojnym tonem.

-Wybaczacie to spóźnienie. Byłem na procesie pewnej wiedzmy... - dopiero po tych słowach człowiek uświadomił sobie z kim ma do czynienia, i ze jego słowa mogły nie być zbyt „dobre” po chwili się jednak otrząsnął i już bardziej surowo rzekł.
-Jestem sierżant Kateo, i z tego co widzę, przydzielono chyba mnie na złość do istot, które niegdyś były u mnie na haku. Polowałem na takich jak Wy, czego ukrywać nie będę. Ja was lubić nie muszę, i Wy mnie także nie. Co jednam musicie pamiętać, to to ze mamy jedne cel, zabić, zdeptać i splunąć na bandziorów, którzy zaszkodzili miastu. I mamy to zrobić razem! Może wyglądam dla was niezdalnie, i jestem dla was tylko marnym człowiekiem, ale zapewniam was, potrafię jeszcze władać ostrzem. Więc nie będziecie musieli mi pilnować... Po za tym poza mną jeszcze dwoje strażników z nami pójdzie, od tak na wszelki wypadek – człowiek po tych słowach zmrużył oczy by jeszcze raz przyjrzeć się drużynie, z którą przyjdzie mu wędrować, dopiero teraz zauważył ze wśród niej jest jedna niewiasta, poczuł się jeszcze bardziej niezręcznie. Takie istoty i czarodziejka? Przez jego myśl przeszło. Jednak po chwili namysłu ponownie przemówił
-Dobrze, co macie wiedzieć chyba wiecie, prawda? Ruszamy jutro o świcie. Więc dobrze się przygotujcie i wyspać mi się należycie, bo gdy kogut pięć razy zapieje, ja stawia się na waszych kwaterach, a jak ktoś jeszcze będzie wygodnie w łożu spał, to i goło wyjdzie w trakt! Jednak mam nadzieje ze jesteście zdyscyplinowani, i nie zwiedziecie mych oczekiwań. A teraz wybaczcie, mam kolejny proces...

Po ostatnich słowach strażnik jedynie skinął przed zebranymi głową, i ruszył w stronę jak się zdaje sal procesowych miasta.
Ktoś kto uważnie obserwował tego dnia plac, mógł sobie pomyśleć „czy to jakiś żart?” A może to po prostu sabotaż? Ze do grup bohaterów, przydzielono takich ludzi... Jeden obibok, co ciągle w karczmie chla, drugi staruch, z urazami do całego jak się zdaje świata. Wzrok obserwatora, mógł się już tylko przenieść na ostatnią drużynę, zaiste ciekawe, kto z nimi ruszy.
Awatar użytkownika
Aderyn
Błądzący na granicy światów
Posty: 24
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Pradawna - Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aderyn »

Na placu zebrało się mnóstwo różnych osobistości... Tak różnorodnego przekroju społeczeństwa Alaranii jeszcze chyba nikt nie widział, przynajmniej uzbieranego w jednym miejscu. Szczerze powiedziawszy, niektórzy z tychże osobników mogliby siebie nawzajem pozbijać, gdyby przyszło co do czego... Ale patrząc na przydziały, raczej do tego nie dojdzie... Choć nigdy nie wiadomo.
Czarodziejka przybyła do Demary, dowiadując się o kłopotach w mieście z ogłoszenia wywieszonego w oddalonym o wiele mil Valladonie. Nieopodal tego drugiego miasta miała swą posiadłość, lecz do Demary miała pewien... sentyment. Któż to wie, nikt w końcu nie pamięta, skąd wywodzi się panna Wortham, a sama Aderyn niewiele o tym mówi... Jednakże, gdy tylko miała okazję, wyruszyła do miasta handlowego czym prędzej. Zgłosiła się do odpowiednich osób, że chciałaby pomóc w schwytaniu szajki, i tak właśnie trafiła tego dnia na plac główny. Dostała informację o jej współpracownikach w tym dziele - niezbyt dokładne, jak się okazało - a i dopiero po dotarciu na miejsce okazało się, że nie jest to jedyna grupa. Czy to tylko niedoinformowanie osób zapisujących, czy ich niestaranność? Może po prostu urzędnicy mieli po prostu dość tej pracy, i dawali przez to do zrozumienia, że nie chcą się bawić w takie coś, albo im w ogóle nie zależało... Do tego nikt nie dojdzie, a i Ade tym zbytnio się nie przejmowała. Podeszła więc do swej grupy, wzrokiem przelatując tylko po zebranych osobnikach, po czym cierpliwie czekała na przewodnika. Co ważniejsze, nie było bezpośrednio koło niej jej towarzysza, Kaspra, choć i tu Ade miała swoje powody, by pseudosmok nie plątał się po placu, choć przebywał on w pobliżu - konkretniej mówiąc na dachu jednego z budynków, otaczających plac, mając możliwość reakcji w razie konieczności.
Oczekiwanie na przewodnika wydłużało się, lecz Ade próbowała uzbroić się w cierpliwość. Gdy już jednak przyszedł, i burknął coś o procesie wiedźmy, Ade miała przemożną ochotę podejść do niego i walnąć mu w nos, choć jednak w ostatniej chwili powstrzymała się od tego zamiaru. Wysłuchała sierżanta, choć zdecydowanie było jej nie w smak podróżowanie z takim przewodnikiem na czele... Choć jego dyscyplina była cechą, która wyraźnie zaimponowała Czarodziejce, a i tak nie było to dość dużo, by ta mogła uznać Kateo za osobę godną jej zaufania i uprzejmości.
- Niech go jaki pieron trzaśnie, nim ja to zrobię... - odburknęła w Mowie Smoków w stronę sierżanta na odchodne, przewracając przy tym oczami. Następnie zwróciła się do swoich współtowarzyszy, już we wspólnej mowie: - Cóż, przypadło nam pracować razem... Jak sam Kateo wspomniał, ruszamy o świcie, więc moja rada byłaby taka, by nieco się odprężyć, wyspać, a przede wszystkim przygotować, co trzeba, przed jutrzejszą wyprawą...
Awatar użytkownika
Vaxen
Szukający Snów
Posty: 153
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Zabójca , Wojownik , Szlachcic
Kontakt:

Post autor: Vaxen »

        Vaxen spóźnił się na odprawę. Znalazł się wśród istot różnej maści w momencie, gdy sierżant odsalutował i odszedł. Czarny cicho przeklął w myślach i pomaszerował przez tłum odpychając od siebie ludzi, jak i nie ludzi. Dotarł pod scenę po kilku chwilach, jak się jednak okazało nikt nie zauważył jego początkowej nieobecności.
        Upadły spytał się kobiety obok o przesłanie, jakiego udzielił im Kateo. Nagle jego wzrok, który do tej pory wędrował po twarzach istot tu zgromadzonych, napotkał osobnika znajomego. "Rotohus? Co on tu... Cholera, nie mówcie, że muszę z nim współpracować! Akurat teraz, gdy mój pracodawca..." - jego myśli nagle urwały się. Vaxen doskonale zdawał sobie sprawę, że w tym tłumie może znaleźć się osoba potrafiąca czytać w myślach. A gdyby ktoś dowiedział się, że Skrzydlaty jest częściowo związany z bandytami napadającymi na karawany, byłoby krucho. Innymi słowy: Czarny Szermierz nie miał zamiaru pomagać w schwytaniu oprychów, wręcz przeciwnie - zamierzał pomóc im uciec.
        Robota na tyle prosta, że nie dość, iż otrzyma zapłatę od Kateo za wykonaną pracę, to jeszcze banda złodziejaszków zapłaci mu za ochronę. Niestety, sierżant płaci złotem, a bandyci informacjami. A to te drugie są o wiele cenniejsze. Wszelkie wiadomości o Zatopionym Mieście są o wiele bardziej interesujące, niż jakiekolwiek kruszce lub kosztowności.
        Po kilku krokach Vaxen znalazł się obok dawnego znajomego - właśnie z Pustyni Nanher. Stał chwilę za nim oczekując, aż ten wychwyci znajomą aurę, ale chyba nie był na tym skupiony, bo zwrócił swoją uwagę na swojego pobratymca dopiero, gdy Brunet klepną go w ramię.
        - Co ty tu robisz?
Awatar użytkownika
Skarliath
Błądzący na granicy światów
Posty: 12
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:

Post autor: Skarliath »

Sakiewka powiększała się z dnia na dzień, organizowane walki w ''dostojnych'' miejscach, były czymś co zajmowało większość czasu Smoczycy. Każdy chciał spróbować sił z Potworem jakiego pierwszy raz widzieli. Przy walce jeden na jeden, przy piciu alkoholu, czy siłowaniu się. Widowisko było nie małe, zresztą tak jak sakiewka Smoczycy.
Pewnego dnia, tuż po walce zawitał do niej mężczyzna o dwie głowy niższy.
- Witam cię Pani - ukłonił się nisko. ''Arystokrata jakiś'' pomyślała Skarliath. - Czy mógłbym zając chwilę czasu?
Smoczyca burknęła że może, jednak nie była zbytnio zainteresowana tym co do niej mówił. Póki nie pojawiło się słowo klucz. - Sława i bogactwa spłyną na Panią jak deszcz jesienią!
Sława i bogactwa? Za wyrżnięcie bandy ochlaptusów? - Wchodzę – odpowiedziała, po krótkiej chwili.
- Doskonale! Przygotowałem nawet powóz, w razie gdyby Pani się zgodziła! – zaprosił ją gestem dłoni do wyjścia na dziedziniec.
Mało kto przychodził do niej osobiście, by składać propozycje takie jak ta, a ta, była wyjątkowa. Skarliath przemyślała sprawę gdy wsiadała do powozu, który wygiął się pod jej ciężarem i jeszcze raz w trakcie drogi. Nikt o zdrowych zmysłach, by nie zainteresował się jakimś potworem z półświatka, by ten wspomógł jego ukochane miasto w potrzebie. Szczególnie że coś tam słyszała o tym co się dzieje w Demarze. Cała ta propozycja skrywała jakiś podstęp. Na samo wspomnienie o złocie, pewnie zleci się w trzy rzycie samozwańczych bohaterów.
Zapewne biorę udział w jakimś zakładzie, gdzie będzie obstawiany czas, kiedy w końcu padnę i będę gryźć glebę. O nie, jeśli to ma być stawka, to ktoś straci dużo pieniędzy – pomyślała.

Demara… Smoczyca pierwszy raz do niego zawitała, może uda jej się znaleźć odpowiednich szewców, jej buty zaczynają się niszczyć. W mieście było nie małe poruszenie, podobno zjawiały się znane osobistości i istoty mało spotykane na mieście. W tym sama Skarliath powinna niezbyt się wyróżniać, ale gdy wysiadła z powozu z zarzuconym kapturem, przyciągała wzrok przechodnich mimo to. Mały człowieczek towarzyszył jej przez krótki czas, chciał rozmawiać, ale niezbyt miły komentarz Smoczycy sprawił, że zaprzestał prób dalszych konwersacji. Mały człowieczek gdzieś zniknął, tylko jak doszli na główny plac miasta, który teraz bardziej wyglądał, parodia koszar wojskowych. Skarliath było dokładnie opisane z kim przyjdzie walczyć u jej boku. Bez problemu odnalazła miejsce gdzie miała zacząć się odprawa jej grupy. Usiadła na jednej ze skrzyń, wyciągnęła swój miecz, i wbiła w ziemię by się o niego wygodnie oprzeć rękami. Dokładnie się przypatrzyła swojej grupie, dwóch mężczyzn i jedna kobieta, czarodziejka zapewne. Skarliath czuła do niej jakieś większe zaufanie, w porównaniu do pozostałej dwójki. Po kilkuminutowej nudzie, przyszedł siwy człowiek, ukłonił się dostojnie i rozpoczął odprawę.Gdy odchodził czarodziejka skomentowała. - Niech go jaki pieron trzaśnie, nim ja to zrobię... - w bardzo znanym jej języku.
- Daj spokój, pewnie ma więcej wszy w rzyci, niż włosów na głowie - odpowiedziała Skarliath Czarodziejce w Smoczym. - Ale zgadzam się, trzeba odpocząć przed jutrzejszą zabawą.
Skarliath ostatni raz spojrzała na dwóch mężczyzn, którzy mimo wszystko się znali. Nie byli zbyt interesujący, co sprawiło, że Smoczyca szybko się znudziła ich obecnością i udała na krótki spacer przed snem.
Awatar użytkownika
Rotohus
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 71
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rotohus »

        Od dłuższego czasu piekielny nie miał żadnego zajęcia. Jakiś czas temu usunął się w cień i jego obecność w miejscach publicznych stała się jeszcze bardziej niezauważana niż zwykle. Nie miał celu ani też nie zajmował się niczym konkretnym. Robił tylko tyle i dokładnie tyle ile potrzebne było aby całkiem nie stracić swojej siły. Któregoś dnia do jego uszu dotarła wieść o misji. Jeszcze nie wiedział o co chodzi lecz ta monotonia i brak działania sprawiły, że postanowił się jej podjąć bez względu na to co miałoby być jej celem. Gdy upadły dowiedział się już, że chodzi o zwykłą rzeź barbarzyńców... Zawiódł się. Liczył wprawdzie na coś... Wynioślejszego? "Trudno... Jak trzeba to trzeba." - przeszło mu przez myśl.

        W określonym dniu o odpowiedniej godzinie Rotohus stawił się na odprawie. Starał się o tyle na ile to możliwe przedostać przez plac niezauważony, co ułatwiał mu w pewnym stopniu panujący wokół tłok i chaos. Jednak zakapturzona, ciemna postać z ogromną "dzidą" na plecach musi zwracać uwagę. Gdy w końcu dotarł w odpowiednie miejsce zdjął z barków swoja halabardę i opierając się na niej czekał cierpliwie. W międzyczasie dowiedział się kto wchodzi w skład jego drużyny. "Z grup nigdy nie wynikało nic dobrego... Dwójka to już tłok, a troje tłum...". Krótko zbadał w myśli aury otaczających go istot. Jedne były potężne, inne przeciętne, a kolejne słabe, czyli w zasadzie nic nowego. Gdy dotarł do nich przewodnik jedynie skinął mu głową uśmiechając się w duchu. "Polowałem na takich jak wy." - zacytował w myśli mimo wszystko powstrzymując się od jakiejkolwiek reakcji. Kiedy sierżant odchodził ponownie skinął. Wtem ozwała się jedna z osób, najprawdopodobniej czarodziejka sądząc po jej aurze. Powiedziała coś o odpoczynku i przygotowaniach. "Dobrze mówi." - pomyślał dobrze wiedząc, że odpoczynek będzie ostatnią rzeczą, którą mógłby teraz uczynić. "Dość już tego odpoczynku." - Rot dziwnie nie mógł opanować swoich myśli. Prawdopodobnie ta błaha misja obudziła go ponownie do życia. Fakt, że w końcu podejmie jakieś działanie był dla niego nie tyle ekscytujący co chociaż przyjemny.
- Do zobaczenia jutro. - Rzekł do swoich nowych towarzyszek.

         Piekielny już wiedział co ujrzy gdy odwróci swoją głowę. Nie ze strachu, a z ciekawości nie czynił tego czekając na pierwszy ruch swojego starego znajomego. Nie musiał czekać długo. Po klepnięciu w ramię zwrócił twarz w kierunku Vaxena zadającego mu właśnie pytanie. Ciemnooki uśmiechnął się po czym odpowiedział:
- Prawdopodobnie to samo co ty. To znaczy działam. - Rzekł.
- A co z tego wyniknie to już czas pokaże. - Dodał wiedząc, że z owym upadłym czas może pokazać naprawdę wiele...
Awatar użytkownika
Aderyn
Błądzący na granicy światów
Posty: 24
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Pradawna - Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aderyn »

Aderyn uśmiechnęła się, słysząc ripostę drugiej kobiety. Sądząc po wyglądzie, miała coś wspólnego ze smokami. Jednak bardziej ucieszył Czarodziejkę fakt, iż współpracować będzie z choć jedną osobą, z którą nie będzie trzeba koniecznie rozmawiać we wspólnej mowie. Jednak porozmawiać nie miały już chwili, gdyż i kobieta, jak i mężczyzna stojący naprzeciw udali się w swoim kierunku... Pradawna zauważyła wtenczas, iż ich dwoje towarzyszy (jak się okazało, dołączył do nich spóźniony nieco jeszcze jeden mężczyzna) już się znają. Czarodziejka dyskretnie zbadała ich aury, co spowodowało, iż Ade nie miała dobrych przeczuć co do tej dwójki. "Będę musiała uważać...", pomyślała. Żałowała nieco, że nie potrafi lepiej walczyć bronią białą, lecz cóż poradzić - nie miała już możliwości wycofania się z tego, a i jej wewnętrzny głos honoru i upartość nie pozwoliłyby jej na to. Nie chcąc zdradzać swych wątpliwości, udała się więc na krótką przechadzkę. W krótkim czasie dołączył do niej Kasper, i - o dziwo - ludzie w mieście byli zbyt zajęci własnymi sprawami, by przejąć się obecnością pseudosmoka obok czarodziejki, choć co poniektórzy (o ile zdążyli zorientować się, iż smok jest towarzyszem kobiety) wycofywali się naprędce, żeby tylko znaleźć się jak najdalej od tego duetu.
Czarodziejka swój spacer skończyła późnym wieczorem, i udała się do gospody nieopodal placu, przy którym nastąpiła odprawa. Jako że było już ciemno, plac opustoszał, a gwar, który towarzyszył miastu przez większość dnia, ucichł. Zanim jednak weszła do izby, zaprowadziła Kaspra do stajni, gdzie znalazła mu miejsce w najdalszym kącie. Stajenny, który akurat przyszedł sprawdzić stan wodopojów i ilość siana u koni podskoczył ze strachu, lecz kobieta zdążyła do niego podejść i zatkać mu usta, by nie krzyknął.
- Spokojnie, to niegroźna istota... O świcie ani mnie, ani jego nie będzie - odparła; przy ostatnich słowach jednocześnie skinęła w stronę smoka. Stajenny tylko przytaknął głową, na co Ade uśmiechnęła się i puściła go - a ten wrócił do swych obowiązków, starając się nie zwracać uwagi na smoka. Aderyn, gdy tylko przygotowała towarzyszowi leże, udała się w końcu do karczmy.
Główna izba pełna już była osób, których zachowanie jednoznacznie wskazywało na dużą ilość alkoholu spożytego wieczoru. Niewielu jeszcze trzymało się na nogach o własnych siłach, jednak bardowie zabawiali towarzystwo cały czas, a pijana kompania im wtórowała. Czarodziejka wynajęła więc małą izbę na piętrze, przy okazji prosząc o balię z gorącą wodą - chciała wykąpać się jeszcze przed podróżą, gdyż nie wiadomo było, kiedy następna taka okazja nastąpi. Udała się więc do swego pokoju, do którego w krótkim czasie służący przynieśli balię, i praktycznie od razu też napełniono ją gorącą wodą. Gdy tylko wszyscy służący wyszli zamykając za sobą drzwi, Ade zrzuciła z siebie zbędne rzeczy, spięła włosy i weszła do balii, po czym zanurzyła się w parującej wodzie. Przymknęła oczy i nuciła sobie tylko znaną melodię, odprężając się przy tym przed nadchodzącym świtem. Niedługo później, gdy woda była już letnia, Ade leżała już w łożu, próbując zasnąć - co nastąpiło w parę chwil.
Awatar użytkownika
Vaxen
Szukający Snów
Posty: 153
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Zabójca , Wojownik , Szlachcic
Kontakt:

Post autor: Vaxen »

        "Cholera... Nie powinno go tu być... Muszę się pilnować" - Vaxen kontynuował przeklinanie w myślach i skierował swoje kroki do gospody. Tam zasiadł przy jednym ze stolików i przyglądał się obecnym tu istotom. Niewiele z nich było w stanie rozmownym, znaczna większość (jak nie wszyscy) zupełnie pijani. Czarny Szermierz prychnął tylko cicho i ruszył do karczemnego.
        -Pokój. Jednoosobowy. I kąpiel. - rzekł głosem wypranym z uczuć, na którego dźwięk rozmówca spojrzał zdziwiony, a gdy ujrzał maskę skrywającą twarz, postanowił wstrzymać się od zbędnych komentarzy. Złapał w rękę tylko mieszek ze złotem, sprawdził jego zawartość i kiwnął głową podając klucz do sypialni. Vax skierował się na piętro.
        Na miejscu natychmiast zdmuchnął świecę oświetlającą pokój i zasłonił okno. Nie potrzebował zbędnych gapiów. Skrzydlaty usiadł na posłaniu krzyżując nogi i zapadł w czuły półsen. A nawet nie do końca sen, co regeneracyjną "medytację".
        Po kilkunastu minutach na nogi zerwał go głos przekręcanego klucza w drzwiach. W dłoni Upadłego znikąd znalazł się miecz, ale Piekielny szybko się opamiętał, biorąc pod uwagę, że to najpewniej zamówiona kąpiel. Jak się okazało - nie mylił się.
        Minęły dobre dwie godziny, nim Vaxen wrócił na posłanie do pozycji półsiedzącej. Ubrany i wysuszony czuł się doskonale. Na tyle doskonale, że zdjął maskę i położył obok siebie. W taki sposób czekał poranka.
Awatar użytkownika
Skarliath
Błądzący na granicy światów
Posty: 12
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:

Post autor: Skarliath »

Skarliath przespacerowała się po głównych ulicach, gdzie nawet dostrzegła rabusiów w jednej z uliczek, czekających na łatwy łup. Ona nim nie była, co sprawiło że ci się speszyli i poszli szukać nowej miejscówki. Smoczyca burknęła coś pod nosem w krasnoludzkim i zawróciła w stronę gospody.

Drzwi gospody otwarły się, a w nich stała na tyle wysoka postać, że musiała się nieco schylić by wejść do środka. Zrzuciła swój kaptur na plecy, ukazując twarz, o ciemnej karnacji jak u mrocznego elfa, i rogach jak u diabła, czy też smoka. Deski skrzypiały pod jej nogami, a bywalcy na chwilę przerwali swoją wieczorną libację alkoholową, by przypatrzeć się rogatej.
- Najmocniejszy trunek jaki masz, pokój jednoosobowy i kąpiel – powiedziała, ciężkim tonem do gospodarza. Gospodarz tylko skinął głową, i przyjął pieniądze Smoczycy, które mu wręczyła.
Łóżko było za małe, typowe. Balia tak samo, ale nie przeszkadzało to Skarliath wykąpać się na stojąco. Przywykła do braku luksusów. Gdy skończyła, zrzuciła materac na ziemię, wraz z prześcieradłem i resztą poduszek i koców. Usnęła po kilkunastu minutach...
Awatar użytkownika
Rotohus
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 71
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rotohus »

        Upadły powolnym krokiem opuścił plac udając się w kierunku mniej zamieszkanych dzielnic miasta. Gdy w końcu dotarł na jego peryferie rozejrzał się w poszukiwaniu ewentualnych świadków tego co miał zamiar uczynić. Po chwili kiedy był już pewny, że najbliższa osoba znajduje się kilkaset metrów od niego, rozłożył swoje skrzydła i wzbił się wysoko w niebo.

        Gdy już zapadał zmrok nad miastem można było dostrzec ciemną sylwetkę piekielnego. Tylko po co patrzeć w górę o tej porze? Rotohus wylądował na dachu jednej z kamienic. "Kąpiel w lodowym potoku... To jest to." - pomyślał, wspominając swoją dzisiejszą zaprawę. "Muszę się zacząć ponownie hartować." - dość ważna uwaga przebiegła mu przez myśl. Porozkładał cały swój ekwipunek i położył się podkładając sobie pod głowę swoją koszulę i pelerynę niczym poduszkę.

        Chłodny wiatr poruszał mokrymi włosami anioła, a ten patrzył w gwiazdy. Nie czekał na sen - nie chciał go. Oczekiwał poranka i rozpoczęcia ich ciekawie zapowiadającej się przygody.
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

Noc powoli mijała...

Jakieś piętnaście minut przed zbiórką którą zarządził Kateo, mężczyzna pojawił się przed brama miejską z dwojgiem swych ludzi. Mimo ze wcześniej rzekł bohaterom iż przybędzie po nich, nagle zmienił swe plany, o czym ich nie raczył powiadomić, nawet po przez wysłanie swego człowieka z takimi wieściami.

- Czy dobrze czynimy sierżancie? - Zapytał strażnik Uher
- Owszem czynimy dobrze, winni sami się czymś zainteresować, zresztą nie podoba mi się ta grupa, wyglądają mi jak banda wymoczków, niżeli "wielcy bohaterowie" nie wiem w ogóle kto wpadł na pomysł sprowadzać taką dzicz do miasta? - odrzekł zdenerwowany sierżant.
- Zdaje się ze rada kupców, która jak by nie patrzeć płaci nam żołd - odparł znów strażnik Uher
- Tak rada kupców, rada durni bym rzekł. Nie wierze ze wśród nich nie psa, który mówi bandytą o wszystkich naszych krokach. Trudno mi uwierzyć ze zwykli rabusie mogli by być tak dobrze zorganizowani. Chyba że...
- Chyba ze to najemnicy, tacy jak tych których wcześniej zatrudniało miasto?
- Zaczyna mi to wszystko cuchnąć czymś głębszym. Dobra koniec tej dysputy, Uher, Intar idzcie szukać tych bęcwałów i przyprowadźcie ich do mnie. Tylko nie pomylcie ich z innymi! Wszak więcej najmitów znaczy się "bohaterów" do miasta przybyło...
- Tak jest panie sierżancie!

I tak dwóch strażników ruszyło, zostawiając sierżanta z jego własnymi rozmyśleniami...
A baczne spojrzenie kogoś skrytego w cieniu, obserwowało owe wydarzenie. Kim był jegomość? Lub czym był? Trudno to odkryć, bowiem zaraz po odejściu strażników, zniknął , rozpłynął się jak poranna mgła. Może to tylko oznaczać tyle, ze grupa będzie obserwowana, a jak długo obserwator będzie ją śledził, tak długo ta będzie mieć utrudnione zadanie...
Awatar użytkownika
Aderyn
Błądzący na granicy światów
Posty: 24
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Pradawna - Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aderyn »

Czarodziejka wstała na długo, nim brzask rozświetlił miasto. Nie była wprawdzie przyzwyczajona do tak wczesnych pobudek, lecz cóż poradzić - sam sierżant wspomniał o tym, iż o świcie wyruszą w drogę. "A niech to... cóż ze mnie za osioł. Nie pomyślałam, by spytać tego durnia o miejsce spotkania", pomyślała w pewnym momencie Ade. Jedyne, co jej pozostało, to uraczyć się posiłkiem i czym prędzej odszukać Kateo. Gdy tylko założyła odzienie, zeszła do głównej izby. Jak się też spodziewała, była prawie pusta, nie licząc paru gości śpiących po wczorajszym, mocno zakrapianym alkoholem wieczorze, a i paru leżało w swoich rzygowinach, co napawało Czarodziejkę obrzydzeniem - wystarczyło spojrzeć na jej grymas malujący się na jej twarzy, by domyśleć się, co myśli. Nagle obok niej wyrósł jakby spod ziemi karczmarz, który odezwał się do kobiety półgłosem:
- Proszę wybaczyć za ten widok, zazwyczaj taka klientela wybywa z karczmy wczesnym rankiem, najpóźniej do południa. Choć jak przypuszczam, jest pani jedną z osób, które mają pomóc w przepędzeniu tych drani buszujących po trakcie... Zatem przyniosę już pani śniadanie - odparł, po czym zniknął w pomieszczeniu za kontuarem. Ade zdziwiła się tym powitaniem, niemniej była zadowolona, że chociaż mieszkańcy Demary okazywali więcej entuzjazmu wobec sprowadzenia ludzi, by zakończyli działania szajki, niźli sam sierżant, który trafił się Czarodziejce. Po chwili mężczyzna pojawił się z powrotem niosąc tacę aromatycznych przekąsek w sam raz na szybki posiłek, postawił ją na ławie z dala od pijanych gości i zaprosił gestem Aderyn, by ta poczęstowała się przygotowanym śniadaniem. Kobieta wahała się trochę, czy aby na pewno posiłek jest zjadliwy - bo któż przed świtem ma już przygotowane jedzenie dla gości? - ale usiadła we wskazanym przez gospodarza miejscu. Nim zaczęła jeść, spojrzała się w kierunku lady, skąd karczmarz obdarzył ją szerokim uśmiechem, po czym zniknął znów w pomieszczeniu, z którego wcześniej przyniósł Pradawnej strawę. Aderyn wstała zatem z miejsca, rzuciła na ladę należność za nocleg i szybko wyszła z karczmy, nim właściciel zdążyłby się zorientować, iż kobieta nie zjadła nic z przygotowanego dla niej posiłku.
Na dworze słońce jeszcze nie wyszło ponad horyzont, co ucieszyło Aderyn, bo miała jeszcze trochę czasu. Powietrze było rześkie, co wprawiło Czarodziejkę w dobry nastrój. Od razu skierowała swe kroki do stajni, gdzie poprzedniego wieczoru zostawiła swego towarzysza, i wróciła na główny plac. Na placu zaczęli gromadzić się też kupcy, więc kobieta przeszła się pomiędzy otwartymi straganami, kupując zapas suszonego jedzenia, by starczył jej na co najmniej dwa tygodnie podróży. Kupiła również skórzaną torbę, by do niej schować zakupione jedzenie. Jednak głód doskwierał jej coraz bardziej... Choć nie na darmo to było, gdyż zauważyła mały przybytek, którego szyld wskazywał, iż serwowano tam posiłki. Był on zamknięty, ale zapukała we frontowe okno - jak się okazało, właściciel otworzył jej drzwi. Jednak nie był nastawiony pokojowo...
- Wynoś się stąd, nim zawołam straże - powiedział stanowczym głosem. - Nie daję żarcia żebrakom...
- Panie, mam pieniądze, zapłacę - odparła Ade, rzucając mężczyźnie srebrnego orła*. Ten obejrzał monetę, i jego twarz nabrała łagodniejszego wyrazu.
- To więcej, niźli mogę pani zaoferować, ale zapraszam, postaram się przygotować dla pani posiłek godny tej zapłaty - odpowiedział, i wpuścił Ade. Tak jak powiedział, zaserwował posiłek wyśmienity - aż nadto dobry, niż spodziewała się tego Czarodziejka. Zjadła cały posiłek, i gorąco podziękowała gospodarzowi. Aderyn zbierała się ku wyjściu, kiedy w tym momencie weszli dwaj żołnierze, w których Czarodziejka poznała pomocników sierżanta - oni też ja poznali, choć nie od razu. Wpierw spojrzeli na siebie nawzajem, później na Ade, po czym jeden z nich podszedł do kobiety i stanął na baczność.
- Sierżant Kateo czeka na waszmościów przy bramie miejskiej i kazał się całej grupie zameldować - powiedział.
- Spocznij, bo wyglądasz, jakby ci kto jakiś kij na chama wsadził w cztery litery - rzuciła od niechcenia Ade. - A tak już na poważnie, to stawię się ma miejscu czym prędzej. Jednakże nie wiem, gdzie cała moja kompania się zameldowała na noc, to raz, a drugie: przy której miejskiej bramie Kateo czeka? Żebym nie szukała właściwego miejsca cały dzień. - W tym też momencie zerknęła na gospodarza, który oniemiały siadł na jednym z krzeseł w izbie.
Awatar użytkownika
Vaxen
Szukający Snów
Posty: 153
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Zabójca , Wojownik , Szlachcic
Kontakt:

Post autor: Vaxen »

        Tymczasem Vaxen stał nad balą, z jego twarzy kapały kropelki zimnej wody, a on sam nie potrafił zebrać się do kupy. Raz za razem ochlapywał oczy próbując pozbyć się resztek nieprzyjemnych wizji i snów, które dręczyły go w nocy. Przez nie czuł się niewyobrażalnie zmęczony, nawet bardziej niż gdy wydostał się ciężko ranny z Zatopionego Miasta.
        Vax spojrzał mętnym wzrokiem na bliznę biegnącą przez prawy bok i na krzyż przez plecy. Nadal była niezdrowo zółta, jednak nie była bardzo widoczna. W dodatku dawna rana już nie bolała. Mimo to Upadły wiedział, że musi tam wrócić i ponownie stoczyć tamtą przegraną walkę. Nawet, jeśli wtedy zabił swojego przeciwnika. "Nie, nie zabiłem go... Zmusiłem tylko do ucieczki... Czyli przegrałem..." - te myśli powoli rozbudzały otępiony umysł Piekielnego. "On tam był... Rotohus, on to wszystko widział..."
        Nim Czarny Szermierz spostrzegł, kogut zapiał pod oknem wynajętego pokoju.
        - Jasna cholera, nie zdążę! - krzyknął Upadły klnąc, otworzył szeroko okno i, w biegu łapiąc swój cały ekwipunek, wyskoczył rozkładając szeroko skrzydła i wzbił się w powietrze. Dopiero teraz uderzyła Vaxena świadomość, że nie ma pojęcia gdzie jest miejsce zbiórki. Zamiast tego jednak zlokalizował znajomą aurę. Znalazł Rotohusa, który siedział na dachu jednego z budynków i rozglądał się.
        - Mam nadzieję, że wiesz gdzie jest reszta - bez zbędnych ceregieli powiedział Brunet lądując obok domniemanego zagrożenia w postaci Rotohusa. - Prowadź.
        Pierzasty ukrył skrzydla i założył maskę oraz płaszcz. Jego wciąż wilgotne włosy powiewały w lekkim, porannym wietrze, a kropelki znajdujących się na nich wody odbijały skrzące się złotem i czerwienią promienie wschodzącej jutrzenki.
Awatar użytkownika
Skarliath
Błądzący na granicy światów
Posty: 12
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:

Post autor: Skarliath »

Skarialth wstała wczesnym porankiem. Rozprostowała kości i ubrała się w swój ekwipunek. Zeszła po schodach na dół i zauważyła że większość osób powoli wychodzi, zostawiając resztki jedzenia na stolikach, które musiała sprzątać dziewczyna o blond włosach.
Gospodarz chciał zaproponować pełny posiłek Smoczycy, ale ta uznała że lepiej będzie ruszyć na główny plac, sprawdzić czy nie urządzono tam ponownego spotkania grup. Kupiła tylko pół bochenka chleba od gospodarza i wyszła z karczmy, jednocześnie trzymając chleb, i odgryzając kawałek co rusz. Nim udała się na główny plac, zrobiła krótkie zakupy. Zakupiła nową, skórzaną torbę podróżną, co przy jej wzroście wyglądała na zwykłą torbę. Przeszła wzdłuż targowisk i zakupiła sporą ilość prowiantu: jabłka, pieczywo, trochę zasuszonych owoców i warzyw. Mięso się upoluje najwyżej, jak będzie sposobność.
Na głównym placu nikogo nie było, tylko parę przechodni nie zwracających uwagi na Skarliath.
Cholera jasna, gdzie wszystkich wybyło? - pomyślała gryząc dolną wargę.
Coś leciało wysoko na niebie, był to jeden z Upadłych, którzy byli w jej grupie, a przynajmniej, ktoś bardzo podobny do niego.
Skarliath ruszyła truchtem za Upadłym. Spotkała ich siedzących na jednym z dachów. Latać nie potrafiła, za czym trochę tęskniła mimo wszystko. Ale nie musiała się teraz nad tym rozczulać, ktoś krzyknął za jej plecami:
- Ej! Ty tam! Wielki! Ty jesteś z drugiej grupy? - był to jeden z dwóch strażników, zapewne z polecenia sierżanta Kateo.
- Tak, jestem - odezwała się Skarliath odwracając się do strażników. Reakcja była ich wiadoma, speszeni na widok rogów.
- Eeee, no ten, tego... Zbiórka jest przy no... Bramie miejskiej, tak!
- A gdzie ta brama?
- W tą stronę prosto, a potem w prawo przy kościele. - rzekł i wskazał drugi z strażników palcem.
- Zatem się tam udam niezwłocznie - podziękowała Smoczyca skinieniem głowy i zostawiła strażników za sobą.
Awatar użytkownika
Rotohus
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 71
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rotohus »

        Nadszedł upragniony ranek. Piekielny obserwował nocne niebo tak długo aż na wschodniej granicy widnokręgu poczęło się ono rozjaśniać. Zmieniało kolory przechodząc kolejno z ciemnogranatowego w fiolet, czerwień, złoto i w końcu błękit, który stopniowo począł rozszerzać się na coraz większe partie sklepienia. Gwiazdy stały się już niewidoczne i ostatnia z nich - Słońce powoli poczęło pokazywać się na horyzoncie. Upadły wstał i przeciągając się począł szykować się do drogi. Wprawdzie nie znał miejsca zbiórki lecz podejrzewał, że będzie nim prawdopodobnie główny plac, a nawet jeśli ta teoria miałaby okazać się błędna to nie stanowiło to dla niego większego problemu. Bardzo dobrze zapamiętał aurę Kateo i byłby prawdopodobnie w stanie odnaleźć ją z odległości paru mil.

        W tej chwili do Rotohusa poczęła zbliżać się inna równie dobrze znana mu emanacja. "Jest i Vaxen" - pomyślał i wysłuchał jak zwykle bezpośredniej przemowy pobratymca. Ciemnooki nigdy nie był zbyt rozmowny toteż skinął mu tylko głową i począł w myśli wyszukiwać kierunek, w którym najprawdopodobniej znajdą swojego dowódcę. W momencie kiedy sierżant został już niemal zlokalizowany, do uszu obu upadłych dotarła rozmowa odbywająca się tuż pod ich stopami. Znajdowała się tam ich nowa znajoma oraz dwóch strażników, którzy właśnie objaśnili jej, a jednocześnie im gdzie powinni się udać.
- Cóż wiemy już wszystko. - Rzekł spoglądając w na swojego zamaskowanego kolegę.
- Idziesz? - Dodał wzbijając się w powietrze i lecąc w kierunku miejsca zbiórki. Po chwili poczuł za sobą machnięcie drugich skrzydeł. "Już nie mogę się doczekać" - pomyślał widząc z daleka główną bramę.
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

I tak w końcu wszyscy dotarli na miejsce spotkania...

Sierżant straży spojrzał na bohaterów dość niechętnym wzrokiem, jakby czuł, że co najmniej połowa z nich chętniej wbije mu nóż w plecy, niżeli pomoże w sprawie, a druga połowa ucieknie, gdy tylko zobaczy bandytów.

- Słuchajcie! - rzekł w końcu po chwili namysłu.
- Udajemy się teraz na trakt, więc jak tylko ruszymy, nie będzie was już strzegła straż miasta, ani jego mury. Kto chce, może teraz zrezygnować. Kto jednak nie zrezygnuje, mam nadzieję, że umie chociaż trochę walczyć! Nie spodziewajcie się spacerku po ziółka do lasu! Nasz przeciwnik to nie jest jakaś zwykła banda obdartusów! Ze zwykłą bandą zapewne oddział straży by sobie poradził. Jednak Ci ludzie, na których polujemy, są dobrze wyszkoleni i uzbrojeni! Nie wiemy skąd się wzięli, nie wiemy jaki mają cel! I to jest własnie nasze zadanie, mamy zebrać jak najwięcej informacji! I wziąć więźniów, jeżeli to tylko będzie możliwe! Dobra, koniec już tego gadania. Kto ma wierzchowca, niech wsiada na niego, kto nie - musi sobie radzić inaczej, jednak niech spróbuje ktoś mi tempo przemarszu zwolnić, a od razu odeślę do miasta...

Po tej przemowie Kateo, wraz ze swymi ludźmi dosiedli wierzchowców, by poprowadzić drużynę na trakt...
Powoli minęła pierwsza godzina podróży, jednak żadnych śladów, niczego, co by mogło wskazywać, gdzie są bandyci. Drużyna jednak była niestety cały czas obserwowana, przez baczne oczy wroga, który nie spuszczał jej z niej wzroku już od bramy miejskiej. A więc przeciwnik zapewne wiedział też o celu owej wyprawy.
Awatar użytkownika
Aderyn
Błądzący na granicy światów
Posty: 24
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Pradawna - Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aderyn »

Czarodziejka zaklęła pod nosem, gdy Kateo stwierdził, iż każdy musi sam sobie radzić pod względem wierzchowca. Nawet Kasper prychnął na sierżanta - nie był w końcu na tyle duży, by unieść kogokolwiek, nawet Aderyn. Kradzież koni ze stajni karczmy nie była też rozwiązaniem - skoro mają temu miastu pomóc, czemu od początku mają się też narażać jego mieszkańcom i gościom? Niedaleko bramy jednak była stajnia - umiejscowiona w takiej okolicy, by zapach unoszący się stamtąd nie przeszkadzał zbytnio okolicznym mieszkańcom, z drugiej zaś strony, by nie trzeba było tegoż przybytku daleko szukać. Podeszła więc do budynku i gdy rozeznała się, że stajennego ni widu, ni słychu, podeszła do dwóch boksów z kraja, i jak tylko uspokoiła konie, wyprowadziła je i podprowadziła do grupy, po czym wsiadła na jednego z nich.
- I jak, jedziecie czy nie? - rzuciła do towarzyszy. Po chwili jednak sama ruszyła na wierzchowcu, nie bacząc na współtowarzyszy. Pomimo jawnej niechęci wobec sierżanta, trzymała się blisko swego przewodnika, uważnie obserwując otoczenie. Po godzinie spędzonej na koniu, w dodatku bez efektów, nie napawało jej optymistycznym humorem, lecz cóż poradzić... W końcu telepatycznie porozumiała się z Kasprem, wiernie krążącym nad głowami podróżników, by rozeznał się w okolicy i wypatrywał jakichś dziwnych rzeczy. Smok posłusznie wykonał prośbę, czym prędzej wyprzedzając grupę i wznosząc się prawie pod same korony drzew, by mieć jak najszerszy widok.
Zablokowany

Wróć do „Główny plac miasta”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości