Efne[Zapomniana uliczka] Śmierć w płótnach zaklęta...

Miasto założone na cześć córki króla Bedusa, która w wieku dziesięciu lat oddała swój wzrok za lud. Uratowała go od zniszczenia. Efne otaczają liczne lasy, góry oraz wzgórza graniczące z Pustynią Nanher.
Zablokowany
Neera
Szukający drogi
Posty: 36
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje:
Kontakt:

[Zapomniana uliczka] Śmierć w płótnach zaklęta...

Post autor: Neera »

Na niewielkim wzniesieniu, w północnej części miasta, ciągnęła się zapomniana uliczka, której prawie nikt nie odwiedzał, mimo, iż była przejściem na skróty, wiodącym aż do centrum. U wylotu zarosła dziką roślinnością, choć można było się przez nią przedrzeć. Samotna i spokojna, zachęcała, kusiła, niczym tajemniczy ogród z kamienia skąpany we mgle.
W swym sercu skrywała istotę równie osamotnioną i chłodną niczym marmur, zakrytą popielatą peleryną z kapturem w delikatne, srebrzyste ornamenty, pasujące do otoczenia błękitnych, strzelistych, tylnych ścian budynków.
Siedząc na chodniku, wśród świeżo zagruntowanych płócien, niektórych częściowo pokrytych farbą, osobnik miał pochyloną głowę, wyglądając, jakby spał. Sprawiał wrażenie, jakby bywał tu każdego dnia, mając przy tym mnóstwo klientów. Jego obrazy... nie były zwyczajne. Wśród kilku, z pozoru niedbale malowanych, można było dostrzec sceny przedstawiające różne rodzaje śmierci. Lecz, gdy patrzyło się na całokształt widziało się chmury, zachody słońca, lasy i kwiaty. Również portrety były niepokojące: przerażająco szczegółowe, drastyczne, ale intrygujące i piękne zarazem. Nie było wątpliwości, że śmierć była obecna w każdym z nich.
Zupełnie nagle blade spojrzenie malarza przeciągnęło się w górę, ku zakrętowi, za którym uliczka spadała na dół. Wpierw do jego nozdrzy uderzył przyjemny, nietuzinkowy zapach. Później rozległy się kroki. Zbliżały się one nieuchronnie, a stukot obcasów odbijanych echem od ścian ciasno osadzonych budynków, przypominał łopotanie ludzkiego serca uwięzionego w klatce z żeber. Zakapturzona postać mocniej nasunęła materiał na swoją twarz, jakby bojąc się rozpoznania i wróciła do swej prowizorycznej drzemki.
Awatar użytkownika
Ana
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 98
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampirzyca, dawniej Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ana »

Dokąd nogi niosły panią Anapsechete tą zapomnianą przez wszystkich uliczką? Cóż - prozaiczna sprawa. Do szewca. Jesień nadeszła tak nagle i trzeba było sprawić sobie odpowiednie trzewiki.

Zimny jesienny wicher z całych sił próbował zakołysać sylwetką kobiety, może rzucić ją na którąś z błękitnych ścian, a może wyszarpnąć z jej rąk jasnopopielaty szal... Wkładał w to całą swoją złośliwość i całą jesienną stanowczość, ale nic z tego. Czarodziejka stawiała kroki pewnie, dumnie i z godnością. Na obcasach, które stukały rytmicznie o bruk. Wysoka, smukła, wyprostowana, choć przedwieczorna mgła zdawała się przesączać bez trudu przez wszystkie warstwy jej ubrania aż do samych kości i szeptać różne smutne rzeczy o końcu lata.

Nie, Anapsechete początkowo nie zwróciła uwagi na drzemiącego na chodniku malarza - przecież była zaprzątnięta swoimi sprawami. Minęła go bez słowa, unosząc tylko skraj swojej białej sukienki wysoko ponad kostki, aby nie pobrudzić drogiego aksamitu rozlanymi farbami. Na jego obrazy nie rzuciła jeszcze nawet okiem. Nim jednak uszła dziesięć kroków, zawahała się i cofnęła.

- Pan wybaczy - zaczęła tonem pełnym wyższości. Sądząc, że uliczny artysta śpi, powtórzyła raz jeszcze, tym razem podnosząc głos. - Pan wybaczy! Powiedziano mi, że znajdę tu gdzieś zakład szewski. Czy to w tej uliczce, czy może... - Rękawiczka z białej skórki, którą kobieta właśnie machinalnie zdjęła, spadła prosto na jedno z pomalowanych, mokrych jeszcze płócien. Od tej chwili jedno i drugie było już najprawdopodobniej nie do użytku. - ...czy może w sąsiedniej? Cholera! Proszę mi podać...
Neera
Szukający drogi
Posty: 36
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Neera »

Kroki były coraz głośniejsze i głośniejsze... Bez wątpienia kobiece, mężczyzna stąpałby ciężej. Gdy minęły granicę namalowaną niewidzialną linią, prowadzącą od sylwetki malarza, ten podniósł lekko głowę, dostrzegając kątem oka, jak panienka próbuje ominąć rozlane farby. Przeklęty wiatr, to jego sprawka.
Wówczas usłyszał melodyjny głos, należący, według niego do pewnej siebie i zdecydowanej kobiety, który niecierpliwie go nawoływał, więc uniósł głowę, spoglądając Jej, swym bladym, okraszonym białymi rzęsami, spojrzeniem w oczy.
Miała intrygującą urodę, jakby cały smutek spłynął do tej uliczki tworząc postać o włosach będących mieszaniną tonów szmaragdowych i lapis lazuli. Nawet przy tak mętnej pogodzie wyglądały niezwykle i zjawiskowo. W dodatku biel sukni... Aż chciałoby się na to niezapisane płótno rzucić odrobinę czerwonej farby.
- Nie liczyłbym na zakład szewski w miejscu, o którym nawet szczury nie zawsze pamiętają... - Odparł spokojnym, leniwym wręcz tonem głosu, jakby dla niego jakiś czas temu wskazówki zegara się zatrzymały, co zresztą nie byłoby błędnym stwierdzeniem.
W ułamku sekundy dostrzegł, jak jasna rękawiczka spada prosto na jedno z płócien, które od dobrych kilku dni próbuje wyschnąć. Nie poczuł jednak z tego powodu złości. Podniósł się z ziemi, bladymi palcami podnosząc za rąbek materiału, damską rękawiczkę z odbitym na niej fragmentem obrazu. Już teraz można było zaobserwować różnice w budowie męskiej i kobiecej: rękawiczka była tak malutka, że nie wcisnąłby jej nawet na połowę dłoni.
- Mogę ją zatrzymać? - Zapytał, kiedy już zamierzał ją, jej podać, podnosząc fragment damskiej garderoby ku górze, jakby musiał obejrzeć ją lepiej, w lepszym świetle, a z drugiej strony, troszeczkę się z nią drażnił. Pomyślał, że mógłby odtworzyć obraz z rękawiczki.
- Z pewnością nie nadaje się już do użytku, inną sprawą jest to, że zniszczyła pani mój obraz...
Awatar użytkownika
Ana
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 98
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampirzyca, dawniej Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ana »

Wyciągnięta ręka Czarodziejki, obleczona w biały rękaw, opadła z rezygnacją.

- Palce mi przez pana zmarzną - poskarżyła się kobieta, choć, trzeba przyznać, trochę bez przekonania. Był to jedyny protest, na jaki się zdobyła. Nie spodziewała się takiego obrotu spraw. Na jej twarzy pojawił się mimowolny cień rozbawienia. - A co do tego obrazu... zapłacę panu za niego. - Nie, słowo "przepraszam" nie przeszłoby jej tak łatwo przez gardło. I tak Anapsechete wzbiła się właśnie, z nieznanych samej sobie powodów, na wyżyny swej empatii i wspaniałomyślności. - O, niech pan już nic z nim nie robi, ja go kupię. Co tam na nim właściwie jest? Mogę spojrzeć?

Czarodziejka zrobiła dwa kroki w stronę malarza, znów ostrożnie unosząc przy tym suknię, spod której błysnęły zielone pończochy. Stanęła za jego plecami i przypatrzyła się malowidłom z jego perspektywy. Dopiero teraz dostrzegła ich kunszt. Ich różnorodność, a zarazem jednolitość. Pejzaże, portrety, martwe natury... a wszędzie ta sama melancholia umierania. Nawet w bukiecie więdnących kwiatów. Dzieło, które Ana przez swoją nieostrożność zniszczyła, przedstawiało popiersie jakiejś dziewczyny, spoczywającej na miękkiej trumiennej poduszce i trzymającej w nienaturalnie splecionych dłoniach bukiet bladoróżowych peonii. Pech chciał, że to właśnie twarz padła ofiarą spadającej rękawiczki. Anapsechete jednak była pewna, że to nie lico nieżywej modelki było najbardziej przejmującym elementem obrazu, lecz te jej martwe i powykręcane rączki.

- Pan tak gustuje w śmierci...? - zapytała cicho i ze smutkiem w głosie.

Zbliżywszy się do tego bladego mężczyzny, Ana musiała wkroczyć w strefę, gdzie dało się wyraźnie odczuć jego aurę. Właściwie to ona sama nie zastanowiła się nawet nad tym, bo czytaniem z aur pogardzała jako kuglarską sztuczką, której zresztą nigdy nie opanowała, ale tak właśnie musiało być. W ustach bowiem poczuła przez sekundę słodkawy, metaliczny smak krwi, w głowie jej zaszumiało od chóru kuszących nie wiadomo do czego szeptów, a przede wszystkim wydało jej się, że całe jej ciało otoczyła jakaś aksamitna, lepka substancja, pod powierzchnią której kryło się nieskończenie wiele niewidzialnych szponów... Z tego wszystkiego zrobiło jej się nagle gorąco, pomimo jesiennej pory. Serce zatłukło jej się w piersi jak schwytany w dłonie motyl. Zapragnęła w jednej chwili zerwać się do ucieczki, jak i zarazem zbliżyć się jeszcze bardziej do tego bladego mężczyzny o śnieżnobiałych rzęsach. Zawahała się... Nie uciekła.
Neera
Szukający drogi
Posty: 36
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Neera »

- Ale to nie ja ukradłem Pani rękawiczkę i cisnąłem nią w obraz, czyż nie...? - Zapytał, unosząc kąciki ust w dostojnym, nieco szelmowskim uśmiechu. Zauważył jej rozbawienie. Zdawało się, że nie spieszy się już tak bardzo do szewca. W dodatku zapragnęła kupić obraz. Czyżby zrobiło się jej głupio, że go zniszczyła, ale nie potrafiła przeprosić? Coś ich łączyło, bo on też zawsze miał z tym problem.
- Śmierć to jedyny moment, kiedy kwiaty tracą swe barwy, a kobiety stają się milczące. - Powiedział, prześlizgując bladym spojrzeniem jasnych tęczówek po swoich dziełach, a kończąc na niespotykanych włosach czarodziejki, która obok niego stała. - Lubię dosłowność słów "martwa natura".
- "Mogłaby być moją towarzyszką, moją wieczną kochanką i przyjaciółką..." - Pomyślał, zapragnąwszy nagle dotknąć jej włosów i zbliżyć chłodne wargi do smukłej szyi. Jej krew musiała być wyjątkowo aromatyczna.
Wówczas nieznajoma zbliżyła się do niego. Nie wiedzieć czemu, Neera cofnął się o krok. Może bał się, że gdy wkroczy w jego przestrzeń, nie będzie potrafił się opanować i już teraz zrobi jej krzywdę? To nie był odpowiedni moment. Upadając ubrudziłaby białą suknię farbami, a jej ciało, prawdopodobnie nigdy nie odnalezione, zgniłoby w tej opuszczonej, ciemnej uliczce.
- Szewc przyjmuje w równoległej uliczce. - Powiedział zupełnie nagle, by wytrącić ją z tego stanu i uśmiechnął się lekko, nie ukazując przy tym zębów.
Awatar użytkownika
Ana
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 98
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampirzyca, dawniej Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ana »

Jego słowa, dla postronnego słuchacza zupełnie zwyczajne i niewinne, podziałały na nią jak policzek. Otrzeźwiły, przywróciły do rzeczywistości, ale i... zabolały, ukłuły gdzieś głęboko. Co za absurd - pomyślała kobieta, karcąc się w myślach za tak głupią burzę uczuć, sprowokowaną przez jakiegoś ulicznego malarzynę. Widziała go raptem przez minutę, a już zabolało ją to śmieszne "odtrącenie". Co za absurd.

- Szewc! Tam po prawej, tak? Dziękuję! - wyrzuciła z siebie szybko, obróciła się na pięcie i poszła. - Aha - przypomniała sobie jeszcze. Wielkopańskim gestem podała mężczyźnie kilka ciężkich monet ze szczerego złota. - Mieszkam na szczycie Wzgórza Uteri - rzuciła na odchodne Czarodziejka, spoglądając przez ramię na bladolice zjawisko. - Proszę przysłać kogoś do mnie z tym obrazem.

Albo lepiej przyjść z nim samemu i... - dodała już tylko w myślach, niejasno wyobrażając sobie parę zupełnie nieprzyzwoitych rzeczy, które nie licowały z powagą wymalowaną na jej twarzy.

- Żegnam pana!

Nerwowy stukot obcasów oddalał się pospiesznie, aż wreszcie przestał być słyszalny w tej zapomnianej, cichej, uroczej uliczce. Już przy następnym zaułku, gdzie faktycznie przyjmował jeden z porządniejszych szewców w tym mieście, Anapsechete zyskała pewność, że mężczyzna o białych rzęsach właśnie zniknął z jej życia na zawsze.

Niebawem miała się przekonać, jak bardzo się wówczas omyliła...
Neera
Szukający drogi
Posty: 36
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Neera »

Neera lekko poszerzył swój uśmiech, widząc jak szybko ją te słowa otrzeźwiły. A może użył zbyt mocnych perfum?
Odebrał monety na otwartej dłoni, którą po chwili zacisnął, jednak nie śpieszył się z chowaniem ich do kieszeni płaszcza. Jego wzrok ugrzęzł w smukłych, wąskich plecach kobiety, która śpieszyła do szewca po nowe obuwie.
- Dostarczę go najszybciej jak to tylko możliwe! - Zawołał za nią i odprowadzał wzrokiem tak długo, aż nie zniknęła za bujną roślinnością zasłaniającą wejście do uliczki. Wtedy jego wzrok przeniósł się na rueny, które do tej pory miał zaciśnięte w dłoni. Podrzucił je z lekkością i zręcznie z powrotem złapał, zupełnie, jakby wpadł na pewien pomysł.
Wyszedł z uliczki tylko po to, by zaczepić na niej przypadkowego dzieciaka. Ten który mu się nawinął, miał może ze dwanaście lat.
- Hej, chłopcze! Chcesz zarobić? - Zapytał tajemniczo. Gdy chłopak zatrzymał się, Neera przywołał go do uliczki gestem, po czym wręczył mu monety. - Zanieś to na wzgórze Uteri, tylko uważaj, farba jest świeża... - Podał mu ramę i odwrócił go, lekko popychając ku wyjściu. - No już, uciekaj!
- "Wkrótce będziesz moją wiecznie kwitnącą różą, skarbie..." - pomyślał, powoli zbierając swe rzeczy z uliczki. Zostało jeszcze kilka godzin, nim słońce wzejdzie... Musiał się jeszcze pożywić.

Ciąg dalszy: Neera, Ana
Zablokowany

Wróć do „Efne”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości