Ruiny Nemerii[Ulice Nemerii] Poszukiwania czas zacząć

Miasto które niegdyś tętniło życiem, zniszczone po Wielkiej Wojnie dziś jest miastem nieumarłych... tutaj za każdym rogiem czai się cień. Długie ulice, tajemnicze zakamarki opuszczonych ogrodów i domów. Wampirze zamki, komnaty luster, rozległe katakumby i tajemne mgły zalegające nad miastem. Jeśli nie jesteś jednym z tych którzy postanowili żyć wiecznie strzeż się, bo możesz już nigdy nie wrócić do swojego świata!
Awatar użytkownika
Cillian
Szukający Snów
Posty: 179
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:

Post autor: Cillian »

Udawał, że nie zauważył sztyletów wymierzonych w jego kierunku, bo była to naturalna reakcja. Ale to? Miał się szarpać z jakimś chłystkiem? Nie dał mu nawet dokończyć, a teraz trzyma go za ramię tą brudną łapą! Miał trzy opcje do wyboru. Mógł strzaskać mu kości rąk przy pomocy magii. Mógł uderzyć go w pysk, coby przestał naruszać jego prywatną sferę, albo by nie angażować w to własnego ciała, był też gotów rąbnąć go kijem. Na szczęście nie skorzystał z powyższych możliwości i tylko dał spocząć dłoni na głowicy miecza. "Zatrważające, jak te miernoty zwane ludźmi mają wrodzoną zdolność do spontanicznego okazywania własnej tępoty i zrażania tym kogoś takiego, jak ja. No faktycznie, nigdy nie byłem ideałem... ale raczej jemu wcale nie jest do niego bliżej." Kiedy już wyszedł z zadumy i zorientował się, że głąb jeden z drugim tak wzruszająco próbują ją leczyć, postanowił dokończyć to co miał wcześniej dopowiedzieć...

- Wcale nie powiedziałem, że tego chciała. Została otruta. Jeszcze zanim odebrano jej duszę, była pod wpływem silnej toksyny. Z tego co udało mi się wyczytać z jej umysłu, oraz relacji mojego... eee... z relacji Demencji, wnioskuję, że została ona podana w zajeździe. Doustnie, przemieszana z jakimś płynem. To mogło być podczas tej waszej żałosnej libacji, lub godzinę, góra dwie potem. - wyraził swoją dezaprobatą tak płytką zabawą, jaką sobie urządzili podczas poszukiwania artefaktu. Przy okazji przesłał im telepatycznie informacje odnośnie tego, że od początku wyprawy nie mógł im towarzyszyć osobiście i w jego zastępstwie obcowali z jego sobowtórem. Gdy miał pewność, że żadne z nich mu nie przerwie, zdecydował się mówić dalej. - To stara receptura, jeszcze za czasów kiedy wasi dziadkowie nie byli w planach. Leczono nią chorych psychicznie, a także stosowano na magach-odstępcach, by pozbawić ich magicznej mocy. Trucizna atakuje na początku układ nerwowy, ale nie to jest jej prawdziwym działaniem. Niszczy w ciele każdy, nawet najmniejszy pierwiastek magiczny, by potem zdezintegrować elementy magiczno-podobne, w tym ducha każdej żywej osoby. W ostatnim etapie osłabia organizm od zewnątrz. Oddziaływanie mocą na skażonego osobnika powoduje wzrost aktywności... po prostu przestańcie ją leczyć, skończeni idioci, przyśpieszacie jej śmierć! - huknął i uderzył kosturem o ziemię powodując nagły przypływ mocy i wibracje otoczenia. - Widmo wyświadczyło wam w istocie wielką przysługę, bo inaczej nie mielibyście czego ratować! Nie potraficie nawet wydać poprawnej diagnozy! - machnął na nich ręką i przeszedł kilka kroków w głąb pomieszczenia. Co prawda pierwszy raz widzi ich na swoje własne oczy, ale przybył do nich, gdy tylko dowiedział co się dzieje. Mogliby to kurna docenić, chociaż trochę...

***


- Tak jest, proszę pana. - odparł Demencja na "zgadywankę" Sheridana. Pomimo niechęci do jego osoby wciąż obdarzał ich pogodnym spojrzeniem i prawdziwie niewinną miną. - Zabiłem Revelina, jeśli mnie nie myli pamięć. Stwarzał zagrożenie. O Larkinie nic mi nie wiadomo. - dokończył beznamiętnie.
*Bryza* "I don't know half of you half as well as I should like, and I like less than half of you half as well as you deserve..."
Sheridan
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 88
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sheridan »

- Przestań udawać - zaproponował kpiącym głosem Sheridan, przymrużając oczy. - Rzygać mi się chce, jak patrzę na twój nieudolny fałsz. Chętnie i nas najpewniej byś zabił, ale jako czyjś piesek kanapowy prawdopodobnie ci nie wolno. Jakże mi cię żal - skwitował, wykrzywiając niepokojąco usta, po czym ściągnął wodze swojej gniadej przez szyję i rozejrzał się dokoła.
Nie dostrzegł niczego wyjątkowo solidnego, jednak doszedł do wniosku, że rosnące przy chałupce drzewo powinno się nadać. Dlatego też ruszył w tamtą stronę, a jego wierzchowiec grzecznie podreptał za nim.
- Weź Lantano - poradził Anabde, nie obejrzawszy się na nią, i zajął się przywiązywaniem gniadej do pnia. Innego wyjścia nie było, na razie muszą się zadowolić tym. Zwłaszcza że rosło tu trochę trawy.
Poklepał konia po szyi, uśmiechnął się do niego blado, po czym rozejrzał się za powracającą Faryale. Ponieważ nadal nie pojawiła się na widoku, przeniósł znudzone spojrzenie na dziecko, opierając się nonszalancko na grzbiecie gniadej.
- Dobrze wiedzieć, o wszechwładni, że prowadzicie sukcesywną selekcję społeczeństwa. Gdzieś tam jakieś księgi wielu religii głoszą, że prawo do życia ma każdy, ale co ja tam wiem, nie? - rzucił, od niechcenia drapiąc się w policzek. - Jeśli sukcesywnie postanowicie się nas wszystkich pozbyć, to pamiętaj, że opór będzie poważny. Uważaj, bo nie z każdym można dla rozrywki pogrywać - zamruczał i uśmiechnął się kącikiem ust.
Nienormalni winni trzymać się razem.
Ariene
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 80
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wiedźma
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ariene »

Ariene zadrżała. Zadrżała z wypełniającej ją furii, niedowierzania, oburzenia, z potrzeby chronienia zranionej, szlacheckiej dumy, którą nadal posiadała. Delikatnym ruchem powstrzymała Erriana od jakiejkolwiek reakcji, podniosła się powoli, obróciła się do ich wspaniałego i majestatycznego gościa, po czym uśmiechnęła się miło i dziewczęco.
Coś jednak było nie tak.
- Nie życzę sobie - oznajmiła spokojnym, śpiewnym głosem. - Nie życzę sobie, byś tak nas traktował. Możesz sobie być potężnym czarodziejem, możesz być starym jak ten cały zgrzybiały świat pradawnym, ale nie masz prawa tak się do nas zwracać - powtórzyła z większym naciskiem, jej głos przybrał na sile. - Przybywasz ni stąd, ni zowąd, po tym, jak ledwie uszliśmy z życiem, zaczynasz się wydzierać i rządzić, nie zważając na to co nas chwilę temu spotkało. W dupie, centralnie w dupie masz to, kim dla nas jest Aithne, jak bardzo chcemy ją uratować, gardzisz nami i naszymi uczuciami, uważając się za lepszego - ciągnęła, zrobiła się jakby większa, jej stoicko spokojne spojrzenie miażdżyło. - Na pewno jesteś lepszy. Wiesz więcej od nas, lepiej władasz magią, ale nie jesteś lepszą istotą czującą. Patrz na mnie, kiedy do ciebie mówię! - uniosła się po raz pierwszy, obróciła go przodem do siebie, jej oczy błysnęły złością. - Zasługuję na twój szacunek, psia mać, każde z nas zasługuje. Zapamiętaj to sobie. Zamiast wchodzić tu jak pan do swych włości, zamiast się po nas wydzierać i się rządzić, WYTŁUMACZ NAM. Może w twoich oczach jesteśmy bezdennie głupi i żałośni, ale zasługujemy na tłumaczenie, bo to MY ją kochamy, nie TY. Ty najpewniej sprzedałbyś nas wszystkich na pierwszym lepszym targu, gdyby to miało ci przynieść korzyści - parsknęła, mrużąc oczy, powoli cofnęła rękę.
Chwilę milczała, świdrując jego twarz poważnym, przenikliwym wzrokiem.
- Jak mamy uratować kogoś, komu nie można pomóc magią, bo to zabija, a kogo dusza już odeszła? Mam jej może osobiście wbić sztylet w pierś? Mam poczekać, aż się obudzi nieumarłą? Mam patrzeć, jak się zwija w męczarniach? Mam obserwować jej cierpienie? Jestem medykiem i moim obowiązkiem jest jej pomóc, a jeśli nie mogę jej pomóc, chcę wiedzieć dlaczego i kto może ją uratować! Czy to takie trudne? Zejdź ze swoich wyżyn, czarodzieju Arathainie, zniż się do naszego poziomu i łaskawie nas oświeć, ciemnotę krótkowieczną, jak można jej pomóc. Bo nie zamierzam pozwolić na takie traktowanie ani mnie, ani Erriana, ani Aithne, ani nikogo innego - zakończyła nadal spokojnym, mocnym głosem.
Nienormalni winni trzymać się razem!
Errian
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 60
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Mag
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Errian »

Errian poczuł na plecach lodowaty dreszcz, kiedy Ariene zaczęła mówić. Potrafiła być straszna, nie ma co. Dlatego nie mógł odszukać w sobie odwagi, by jej przerwać, czekał aż skończy swój wywód, wpatrując się w napięciu w twarz Aithne.
To było zupełnie abstrakcyjne, jak mogli tego nie zauważyć, że coś jest nie tak? Jak on mógł nie zauważyć? Miał z nią w końcu najdłużej kontakt. I co to wszystko znaczyło, że jak się przebudzi będzie pozbawiona mocy? Zresztą to nieważne. Ważniejsze było coś innego, doskonale to wiedział. A jedyna nadzieja w tym, którego nie znali, a który wcale pomagać im nie musiał. Jasna cholera.
Podniósł się z miejsca i obrócił do pozostałych z niepokojem wymalowanym na twarzy.
- Ariene - skarcił ją stanowczym głosem, potem przeniósł wzrok na Arathaina. - Możesz jej pomóc? - wydusił z trudem, marszcząc z troską czoło. - Możesz ją uratować? Zrobisz to? Błagam, pomóż Ai - wyrzucił z siebie na wydechu, jakby się bał, że jeśli przerwie mówienie, to te słowa się z niego nie wydobędą. - Zrobię wszystko co tylko powiesz, tylko ją uratuj. Proszę, tylko ty wiesz jak to zrobić. Bez ciebie umrze. Nie wybaczyłbym sobie tego - mruknął, uciekając wzrokiem w bok.
Zaraz jednak popatrzył na Arathaina z nadzieją, czując jak jego żołądek związuje się w supeł.
Nienawidził tego dnia.
Nienormalni winni trzymać się razem.
Awatar użytkownika
Anabde
Szukający Snów
Posty: 183
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Nekromanta
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Anabde »

Przewróciła oczami; nie ma co się pieprzyć z Arathainowym podwładnym, skoro Ariene i Errian mogą mieć problemy z cukierkojadem we własnej osobie! Niemniej jednak postanowiła się nie kłócić, bez słowa (co dla niej dziwne, ej. Nie pyskuje?) pociągnęła Lantano we wskazaną stronę. Zatrzymała się przy drzewie i obdarzyła je krytycznym spojrzeniem - o nie, co to, to nie. Już kiedy widziała jak się koń uszkodził, bo obszedł drzewo do którego był przywiązany, przez co zaczął panikować. Wymamrotała pod nosem coś mało zrozumiałego i sięgnęła do jednego z jeszcze nieodpiętych tobołków, wyciągając zeń linkę. Zostawiła Lantano, uprzednio mrucząc do niego "nie ruszaj się stąd", po czym zaczęła przygotowywać miejsce do uwiązania konia. Mocno zawiązała linkę na jednym drzewie (tym, do którego przywiązała była gniadoszka), rozciągnęła sznur i na innym (dębie stojącym niedaleko) zrobiła bezpieczny węzeł, który da się szybko odwiązać. Co chwila zerkała kontrolnie w stronę dzieciaka, ale ten na razie się nie ruszał. Podprowadziła więc Lantano do koniowiązu i przywiązała za nachrapnik, nie chcąc, by w razie szarpnięcia uszkodził sobie pysk (co na pewno by się stało, gdyby zwyczajnie przywiązała go wodzami zaczepionymi do wędzidła). Później przeprowadziła Sheridanową gniadoszkę, wiążąc ją w ten sam sposób z drugiej strony linki, tak, by konie nie mogły się dostać. Zadowolona z efektu swojej pracy uśmiechnęła się krzywo, poklepała siwego po szyi i podeszła do Sheridana.
Revelin stwarzał zagrożenie? Zmarszczyła czoło, analizując słowa młodzieniaszka i wcześniejsze obserwacje związane z blondynem. Zaraz jednak potrząsnęła głową; jakie to miało znaczenie kim był, skoro już nie żył. Nie żeby ją to jakoś poruszyło, prawda. Zdarza się. Przegryzła dolną wargę i przeniosła spojrzenie z dzieciaka na łowcę.
- Po co z nim rozmawiasz? - mruknęła - Jakby to coś dało. Wróćmy do chatki, chyba jesteśmy tam potrzebni. - mimowolnie napięła mięśnie. Jeżeli Arathain kontynuuje swoją "sukcesywną selekcję społeczeństwa"... Jakby mało mieli dzisiaj kłopotów na głowie, no naprawdę. Przestała wierzyć w dziwne zbiegi okoliczności, to wszystko - ich misja, nieznajome widmo, pradawny - jest ze sobą mocno powiązane. A oni przez przypadek wkopali się w poważne kłopoty.
I wbrew swoim pesymistycznym myślom zerknęła na Demencję i uśmiechnęła się doń pogodnie. Co wyglądało groteskowo w obecnej scenerii, a w wykonaniu nekromantki mogło być zapowiedzią czegoś ciekawego.
Nienormalni winni trzymać się razem.
Awatar użytkownika
Cillian
Szukający Snów
Posty: 179
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:

Post autor: Cillian »

Słowa Ariene były bardzo bolesne dla uszu czarodzieja. Frunęły przez jego umysł i wylatywały z ogromną prędkością. Arathain był jednak zaabsorbowany czymś innym. Jego myśli były daleko stąd. Odwiedzał mentalnie swój dom, swoją wieżę. Brakowało mu jej, naprawdę bardzo brakowało. Znowu chciał nauczyć się czegoś nowego. Znów chciał wziąć udział w jakimś przedsięwzięciu na szeroką skalę. Może odwiedziłby Arcylicza Megdara? W końcu był mu poniekąd coś winien. W pewnej chwili jego poczucie własnej moralności zostało zachwiane na tyle, że rozważał dla niego pracę... ale tylko po to, by wyciągnąć z niej jakieś wymierne korzyści i zdetronizować licza. Taaa... Coś jednak przerwało te rozmyślania...

- Patrz na mnie, kiedy do ciebie mówię! Zasługuję na twój szacunek, psia mać, każde z nas zasługuje. Zapamiętaj to sobie. Zamiast wchodzić tu jak pan do swych włości, zamiast się po nas wydzierać i się rządzić, Wytłumacz nam. Może w twoich oczach jesteśmy bezdennie głupi i żałośni, ale zasługujemy na tłumaczenie, bo to MY ją kochamy, nie Ty. Ty najpewniej sprzedałbyś nas wszystkich na pierwszym lepszym targu, gdyby to miało ci przynieść korzyści. - Tak, to wiedźma nim trzęsła. Arat kiwał głową jak rasowy ratlerek, zdezorientowany tym wszystkim, nie rozumiejący nic z tego ogólnego bełkotu. Zaczął słuchać dopiero przy ostatniej części wypowiedzi.

Słuchając dalej co raz bardziej szkliły mu się oczy, ale ostatecznie nie uronił łzy. Zrozumiał swój błąd. Odwaga, determinacja, a co ważniejsze w oczach maga, poziom świadomości równy nawet pradawnym zasługiwały na nagrodę. Położył ręce na ramionach wiedźmy, by delikatnie ją wyciszyć. Już nie musi nic mówić. Jak gdyby nigdy nic, przytulił ją. Przytulił, jak gdyby znali się od zawsze, jak gdyby ich znajomość została wystawiona na próbę. Może i sprawiał wrażenie desperata, ale szczerze szeptał przeprosiny, a jego głos był na granicy załamywania się. W końcu, by uniknąć pobicia odczepił się od niej.

Odezwał się Errian. Zmiana w jego słowach również poruszyła maga. Jak widać łatwo dało się nim manipulować... ale na to Aratek nie mógł nic poradzić. Trudno. Przecież nikomu nie zaszkodzi... chyba.

- Będzie dobrze. Pomogę wam - odpowiedział prawie natychmiast. Odłożył kostur, zakasał rękawy. Wyciągnął przed siebie dłoń, Sygnet Sfer zaświecił jasnym blaskiem. Na podłodze stanął stół w kształcie litery "U". Nie było na nim jednak miejsca, by umieścić gdzieś choćby ziarnko piasku. Przestrzeń wypełniały różne ampułki, zlewki, aparatury alchemiczne i składniki receptur. Czarodziej zaczął dodatkowo grzebać w swojej torbie i wyjął z niej dwa, bądź trzy flakoniki o różnokolorowych zawartościach. Pomieszczenie wypełniała powoli woń chemikaliów. - Zajmę się wszystkim. Zbierzcie się pół godziny przed południem na zewnątrz. Aithne stanie jutro na nogi... a teraz, jeśli mi wybaczycie, muszę się zająć odtrutką. - przetarł oczy i zabrał się do pracy. Wolałby zostać sam, ale przy takim stanie upadłej wiedział, że to niemożliwe. Mimo wszystko, nie pozwoli byle zdechlakowi szargać jego reputacji, lub powodować, by sam musiał to czynić. W końcu potrafi takie rzeczy, o których się nigdy nawet nie śniło żadnemu członkowi wyprawy...

***


- Wezmę pana cenne rady pod uwagę - odparł Demencja uśmiechając się tysięczny raz z rzędu. Miał problemy z dostosowywaniem i dawkowaniem uczuć (generalnie wina stała po stronie Aratka, który nigdy nie miał dość czasu, by ich go nauczyć), ale na szczęście w tym przewyższał go Sheridan. - Radzicie sobie tutaj beze mnie...

Minęła chwila, dwie chwile... Bryza pojawiła się wśród zgromadzonych i trąciła przyjaźnie łbem chłopczyka, a ten odwrócił się do niej i poklepał po szyi. Ostatecznie przemieniony - już pod postacią swojego twórcy - zasalutował Anabde i pożegnał się z nią puszczając do niej oko. Mówił coś, że musi pozbierać jakieś zioła. Ruszył pędem na grzbiecie klaczy w stronę kurhanów, mało nie tratując po drodze Łowcy Dusz. A to niedostrzegalne klepnięcie w łopatkę było ostrzeżeniem czy jak?
*Bryza* "I don't know half of you half as well as I should like, and I like less than half of you half as well as you deserve..."
Sheridan
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 88
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sheridan »

Sheridan był zbyt dumny, żeby zareagować na takie dziecinne zaczepki, ale zgrzytnął zębami. Co prawda z powodu innego, który w tym momencie przemilczymy, bo jest bynajmniej nieistotny. Dlatego też łowca spojrzał na Anabde, potem krytycznie ocenił jej dzieło, marszcząc czoło, jakby się zastanawiał, jaki też osąd wydać.
- Kreatywne - skwitował wreszcie, zaraz przenosząc wzrok na ową chatkę w której mogła być potrzebna ich pomoc.
Dlaczego ciągle gdzieś był potrzebny i komuś musiał pomagać? To niezdrowe, idzie co najmniej puścić pawia. Przynajmniej nie rosły tu różowe kwiatki i nie latały kolorowe motylki.
- Rozmawiam, bo przez rozmowę najlepiej się istoty myślące poznaje - uznał, wciskając ręce do kieszeni. - Bez rozmowy nie można nimi manipulować, jeśli nie zna się magii umysłu... o, ale ja znam - poprawił się niedbale, jakby to nie robiło żadnej większej różnicy.
Nie, Sheridan, wcale nie sugerowałeś, że bez trudu potrafisz manipulować dużą częścią myślących istot. Mistrzu podstępu.
- No to chodźmy, Sheridan na ratunek - westchnął ciężko, wzniósł oczy do nieba i skierował się do przeklętej chałupy, przez chwilę bardzo mocno sobie życząc, żeby się wzięła i zawaliła.
Potem uznał, że to dołoży im tylko problemów, więc życzenie porzucił.
Nienormalni winni trzymać się razem.
Ariene
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 80
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wiedźma
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ariene »

Ariene nie miała zimnego serduszka. W gruncie rzeczy jej serduszko było bardzo dobre, tylko ciężkie życie nauczyło je zamykania się poza granicami odczuwania. Natomiast zachowanie czarodzieja - tak niespodziewane i spontaniczne - najpierw ją zaskoczyło, ale wzbudziło w niej poczucie winy. Nie sądziła, że aż tak go zasmuci swoimi słowami, aczkolwiek satysfakcję i zadowolenie też odczuła. Bo w końcu ktoś słuchał tego, co do niego mówiła!
Dlatego uśmiechnęła się łagodnie i trochę nieporadnie poklepała Arathaina po plecach, kiedy ją przytulał. Przeprosiny Pradawnego także poprawiły jej humor, bo przynajmniej coś dotarło do tego męskiego, zakutego łba. Norma dzienna wyrobiona.
- Już w porządku - stwierdziła po prostu, kiedy czarodziej się od niej odsunął.
Zachowanie Erriana ją znów zastanowiło. Już wcześniej miała jakieś podejrzenia, ale teraz... tak, chyba wiedziała, o co chodziło. Uśmiechnęła się smutno, spoglądając w zamyśleniu na nieruchomą Aithne, dopiero na słowa Arathaina zareagowała jakoś konkretnie. Skinęła głową, zerknęła krótko na Erriana i ruszyła do drzwi.
- Dziękuję. Będę stała przed domem, na czujce, zatrzymam to, co ewentualnie będzie chciało się dostać do środka i dam ci czas na przygotowanie się do walki - zdecydowała spokojnie, po czym przekroczyła próg.
Przeczuwała, że Errian do niej nie dołączy.
Widząc, że Sheridan i Anabde ruszyli w ich stronę, uniosła uspokajająco ręce.
- Arathain prosił, byśmy zaczekali na zewnątrz. Pomoże Aithne, została otruta i właściwie prawie ją zabiliśmy. Długa historia. W każdym razie Aratek robi odtrutkę. I nie, nie wiem, skąd się wziął - zastrzegła pospiesznie, wzruszając ramionami.
Nienormalni winni trzymać się razem!
Errian
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 60
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Mag
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Errian »

Errian odetchnął. Panika, która go ogarnęła na myśl, że Aithne zostałaby pozostawiona bez pomocy, umierająca i cierpiąca, minęła, kiedy Arathain zdecydował się jej pomóc. Z całkowitym zdumieniem zrozumiał, że naprawdę zrobiłby wszystko, byle tylko pomóc dziewczynie, a to było trochę przerażające. Jednak nie miał czasu, by nad tym rozmyślać, przeniósł zatroskany wzrok na nieprzytomną i westchnął, przestępując z nogi na nogę. Powinien wyjść, ale...
- Mogę zostać? - wychrypiał, nie spojrzawszy na czarodzieja. - Ona... na pewno nie chciałaby być tu sama z kimś, którego nie zna. W końcu obcowała tylko z twoim klonem, a jest strasznie cięta na jakichkolwiek obcych, zwłaszcza mężczyzn. Wolałbym... może się na coś przydam? - zaproponował wreszcie i dopiero wtedy przeniósł wzrok na Pradawnego.
Poza tym Anabde by go zabiła, gdyby zostawił Aithne samą z Arathainem. Sobie także by nie wybaczył, gdyby coś poszło nie tak, a ona nie miałaby przy sobie nikogo bliskiego. Co prawda nie był dla niej bardzo bliski, ale bliższy niż Arathain, no i skoro już w chacie był, to nie tak łatwo się go z niej wygoni.
Misterny plan, brawa dla ciebie, Errian.
Nienormalni winni trzymać się razem.
Awatar użytkownika
Anabde
Szukający Snów
Posty: 183
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Nekromanta
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Anabde »

Zamrugała ze zdziwieniem, obserwując odjeżdżającego Demencję. Dlaczego twór Arathaina- co najgorsze, pod jego postacią- puszczał do niej oko? Potrząsnęła głową, po czym zaśmiała się lekko. Aż dziwne; śmiech tak nie pasował do tego miejsca.
- Brawo dla ciebie. Szkoda tylko, że jego nie zmanipulujesz, bo jest kontrolowany przez naszego kochanego pradawnego.- mruknęła, pomimo tego, że temat został skończony. Ot, lubiła mieć ostatnie słowo. Przeniosła przy tym spojrzenie z białej plamki niknącej w oddali na Łowcę, spoglądając wprost w zielone oczy. Zacisnęła usta, postanawiając przemilczeć temat magii umysłu, którą posługiwał się pan Kedalt; niewygodna sprawa.
Na widok stojącej przed domkiem Ariene, a później słysząc jej słowa, Anabde napięła mięśnie. Uspokajający gest brunetki miał u niej odwrotny skutek- zdenerwowała się jeszcze bardziej. Zerknęła nerwowo na zamknięte drzwi budynku, przymrużyła powieki i zrobiła się nagle bardzo, bardzo straszna. Sprawiała wrażenie tykającej bomby, która eksploduje, gdy tylko ktoś niedelikatnie się z nią obejdzie.
Dlaczego Arathain wrócił, dlaczego chce im pomóc, dlaczego zamknął się w chacie z Aithne? Jak to otruta, czym otruta, przez kogo otruta, dlaczego otruta? Za dużo wątpliwości, to wszystko naprawdę jej się nie podobało.
Problem był taki, że chyba trzeba będzie zaufać Aratowi. Ariene nie była głupia, a skoro ona obdarzyła go zaufaniem, to coś w tym musi być. I tak nie mają wyjścia- nie mają jak pomóc Aithne. Och, ten dzień nie może być gorszy.
- Errian tam z nią zostanie?- zapytała, w niesamowity sposób sprawiając, ze jedno pytanie zamieniło się w dwa. Pierwsze dotyczące tego, czy ktoś tam z Upadłą (nie licząc Arata) będzie, drugie zaś odnoszące się do poprzednich spostrzeżeń a propos nietypowego zainteresowania Aithne, którym wykazywał się Errian. Z czego to pierwsze skierowała do Ariene, to drugie było osobistą dygresją.
Nienormalni winni trzymać się razem.
Sheridan
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 88
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sheridan »

- No to problem z głowy. Można odetchnąć - podsumował beztrosko Sheridan, nie przejąwszy się zbytnio poważną sytuacją rudego rozczochranego. Bądźmy szczerzy, takie cholery trudno ubić, pewnie się wyliże raz dwa i znów zacznie ich sobą nękać.
Zdegustowany tą wizją wcisnął ręce do kieszeni i rozejrzał się, szukając miejsca, gdzie dałoby się odpocząć. Uznał, że najlepiej będzie się czuł przy swojej klaczy, jednak jeszcze przez chwilę pań nie opuszczał.
- To w razie czego wrzeszcz głośno, może usłyszę - zwrócił się do Ariene, wykazując minimalne i dość szczątkowe zalążki troski.
Dopiero wtedy odwrócił się i skierował do gniadej klaczy, uśmiechając się leniwie. Trochę odsapnięcia się przyda, zregenerują siły i rozjaśnią umysły. A on miał wrażenie, że trochę wierną towarzyszkę zaniedbał, dlatego postanowił się nią zaopiekować. Kogo jak kogo, ale swoją klacz naprawdę cenił i nie chciał, by coś jej się stało. Już nawet nie chodziło o to, że była przydatna - to też, oczywiście, jednak przebywali w swoim towarzystwie tak długo, że zwyczajnie nie wyobrażał sobie, by miał ją jakoś ignorować.
Dum, dum, dum, ten koleś ma uczucia wyższe.
Nienormalni winni trzymać się razem.
Ariene
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 80
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wiedźma
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ariene »

- Będę wrzeszczeć najgłośniej, jak potrafię - obiecała z rozbawieniem, obserwując zawracającego Sheridana. Był bardzo dziwny i momentami straszny, wydawał się podły, jednak odnosiła wrażenie, że to nie do końca prawda. Nawet go polubiła, ale... z drugiej strony lubiła dać szansę każdemu, kto według niej na takową zasługiwał.
Odwróciła wzrok do Anabde i uśmiechnęła się do niej łagodnie, chcąc trochę uspokoić. Wyobrażała sobie, jak Aithne musi być dla niej cenna, przyjaciel to zawsze było wielkie błogosławieństwo. Zresztą lepiej, żeby teraz trochę odpoczęła i nie martwiła się o Upadłą, to jej wyjdzie na zdrowie. Dlatego Ariene zrobiła jak najlepszą minę do nie do końca dobrej gry.
- Tak, Errian z nią zostanie - odpowiedziała, przymykając na chwilę oczy. - Podejrzewam, że Arathain nie zrobi jej niczego bez jego wiedzy - dodała, nim się ugryzła w język.
Trochę ją ta dygresja zmieszała, uśmiechnęła się nieco zawstydzona i uniosła niewinnie ramiona. To niechcący było.
- W takim razie ja stanę na czujce na rogu, odpoczywajcie - zdecydowała, żeby Anabde nie miała wątpliwości, co powinna robić, i odeszła we wskazaną przez siebie stronę.
Paradoksalnie czuła, że się rozluźni, stojąc na czatach. Stare nawyki z poprzedniej pracy.

Ciąg dalszy: Ariene.
Ostatnio edytowane przez Ariene 12 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Nienormalni winni trzymać się razem!
Errian
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 60
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Mag
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Errian »

Ponieważ Arathain się nie odezwał, Errian, oderwawszy od niego wzrok, podszedł wolnym krokiem do Aithne. Nieco niepewnie usiadł obok nieprzytomnej dziewczyny, tak, żeby czarodziej nadal miał jak do niej swobodnie podejść, westchnął cicho i zapatrzył się z troską na pobladłą twarz upadłej. Do tej pory trudno mu było uwierzyć, że coś takiego spotkało właśnie ją, że ten cholerny upiór, czy widmo, czy cokolwiek te strzępy latające sobą przedstawiały, zrobiły jej to. Wyrzuty sumienia towarzyszyły mu już od długiej chwili, a teraz, kiedy nikt niczego od niego nie chciał i mógł rozmyślać, wróciły ze zdwojoną siłą. Nie wybaczy sobie, że podniósł na nią rękę. Była taka uparta, taka zdeterminowana, by się od wszystkich odciąć... ale nigdy nie powinien był tego robić.
Znowu westchnął i odgarnął włosy z jej czoła, zerkając co jakiś czas na Arathaina, by w miarę kontrolować to, co też pradawny robił. Chłopak nie zamierzał dopuścić do tego, by ktokolwiek jakkolwiek znów Aithne skrzywdził.
Nienormalni winni trzymać się razem.
Awatar użytkownika
Cillian
Szukający Snów
Posty: 179
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:

Post autor: Cillian »

Czarodziej krzątał się wokół specyfików, kilkukrotnie obchodząc cały stół dookoła, podnosząc do góry fiolki i bacznie się im przyglądając z niewiadomego powodu. Był tak zajęty, że nie usłyszał pytania Erriana. Potakiwał sam do siebie, to zaraz przecząco kręcił głową. W końcu wyjął pusty pojemnik i z tysiąca innych zaczął przelewać do niego dokładnie odmierzone zawartości, choć wcale na to nie wyglądało. Był tak zręczny, że nie potrzebował ani lejków, wkraplaczy, ani innych skomplikowanych przyrządów. Pojawiły się inne komplikacje... "Nie wziąłem monoklu. Nie wiem gdzie się podział alembik. Probówki są popękane..." Kilka tych ostatnich wyrzucił za plecy i umyślnie stłukł, głowiąc się nad tym, z czego wykonać naprędce kilka krasnoludzkich kolb... niestety, nie była to jego pracownia w Wieży i pole do popisu zostało ograniczone. By wyrównać szanse zdecydował się wymieszać płyny magicznie, podgrzać je w tenże sposób i skrystalizować główny składnik.

- Wypij to - niespodziewanie przemówił zza pleców Erriana, podając mu jakiś napój w złotym pucharze. - to Mauriańska Kwasica, licencjonowany produkt nekromantów. Po zamianie dwóch substratów stanowi całkiem ciekawy lek na pasożyty i przy okazji niweluje fizyczne zmęczenie. Dodając liść jarzębiny można pozbyć się efektów ubocznych, a szczypta magicznej soli... po prostu wypij, zanim zeżrą cię od środka. - pohamował swój słowotok zdając sobie sprawę, że przecież młodego Maga nic to nie interesuje. Wytłumaczył mu tylko, że w ciągu trzech dni ujawni się u niego glistnica królewska, choroba powodowana wyłącznie przez glisty z Opuszczonego Królestwa i wypadałoby temu zapobiec, jeśli chce normalnie funkcjonować (efekt Kwasicy był praktycznie natychmiastowy). Wspomniał również, że jego towarzysze nie powinni pić przez najbliższe dwanaście godzin absolutnie nic. Następnie oddalił się na powrót do swojego stołu.

Aratek rozpoczął ostatni etap przygotowania odtrutki. Wypowiadał magiczne słowa i inkantacje, zaklinając (albo przeklinając - licho jedno wie) malutką ampułkę. Kolor jej zawartości zmieniał się bezustannie, w otaczającym Czarownika powietrzu uformowała się dość gęsta, fioletowa mgła. Proces trwał, zdawało się, że w nieskończoność...
*Bryza* "I don't know half of you half as well as I should like, and I like less than half of you half as well as you deserve..."
Awatar użytkownika
Anabde
Szukający Snów
Posty: 183
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Nekromanta
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Anabde »

Przymrużyła z niezadowoleniem oczy, ale nie odpowiedziała Ariene; kiwnęła tylko lekko głową. Posłała chatce ostatnie zaniepokojone spojrzenie, a przez natłok myśli, jaki pojawił się w jej głowie, nie zauważyła odejścia brunetki. Gdy odzyskała przytomność umysłu, Ariene była już na rogu- sprawa była zamknięta, to panna Tenshi stanęła na czujce. Nekromantka przeklęła w myślach cały dzisiejszy dzień, zastanawiając się, w jaki sposób ona w ogóle ma odpocząć, skoro nie może się na nic przydać. Wydawało się to być niemożliwe: w stresie i nerwach, nadal na kacu, przecież tak nie da się zrelaksować. Nawet nie wiedziała gdzie się udać.
Lantano postanowił ją w tej sprawie wyręczyć. Nagle uszu rudowłosej dobiegł przeraźliwy kwik ogiera, który najwidoczniej znowu coś wykombinował. W danej chwili Anabde miała ochotę przerobić go na koninę- musiał sobie wybrać akurat ten moment na kolejne problemy egzystencjalne?! Nie mógł tego zrobić chwilę wcześniej, kiedy jeszcze nie poszedł tam Sheridan? Westchnęła ciężko, zaczesała do tyłu gęste, poplątane włosy i niczym męczennica ruszyła w stronę koni.
Z drugiej strony, jakaś jej część się cieszyła, że Lantano wybrał akurat ten moment. Ale ta część była przygnieciona problemami dnia dzisiejszego, zmartwieniami i stresem, dlatego nie miała prawa głosu.

Ciąg dalszy: Anabde, Sheridan
Nienormalni winni trzymać się razem.
Errian
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 60
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Mag
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Errian »

Errian mimowolnie uśmiechnął się z rozbawieniem, chociaż jego sytuacja wcale zabawna, właściwie, nie była. Jednak słowotok Arathaina go rozbawił, i ta rezygnacja czarodzieja, również ulgę przyniosła mu swoboda, z jaką pradawny działał. Dlatego też wziął to, co mu jego towarzysz podawał, i z przyzwyczajenia powąchał. Skrzywił się, bo nie pachniało truskawkami, co poradzić, ale skinął potulnie głową, przyzwyczajony do posłuszeństwa.
- Dobrze - mruknął i wypił to paskudztwo najszybciej jak się dało.
Znów się skrzywił, otrząsnął się, po czym zwrócił naczynko i oparł się o ścianę tak, by dobrze widzieć twarz Aithne. Przesunął dłonią po jej policzku, uśmiechając się smutno. Miał nadzieję, że jak Arathain jej pomoże, dość szybko wróci do swojej normalnej kondycji. Stęsknił się już za jej warczeniem i mordowaniem, nawet za próbami zabicia.
- Mogę jakoś pomóc? - spytał mimowolnie. - Na przykład zamknąć się, aż nie udzielisz mi prawa głosu? - podsunął zaraz, przenosząc wzrok na czarodzieja.
Na pewno ułatwiał, siedząc tak jak ostatnia sierota i rozpaczając nad tym wszystkim. Brawo, Errian, twardy z ciebie facet.
Nienormalni winni trzymać się razem.
Zablokowany

Wróć do „Ruiny Nemerii”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości