Ruiny Nemerii[Ulice Nemerii] Poszukiwania czas zacząć

Miasto które niegdyś tętniło życiem, zniszczone po Wielkiej Wojnie dziś jest miastem nieumarłych... tutaj za każdym rogiem czai się cień. Długie ulice, tajemnicze zakamarki opuszczonych ogrodów i domów. Wampirze zamki, komnaty luster, rozległe katakumby i tajemne mgły zalegające nad miastem. Jeśli nie jesteś jednym z tych którzy postanowili żyć wiecznie strzeż się, bo możesz już nigdy nie wrócić do swojego świata!
Zablokowany
Awatar użytkownika
Anabde
Szukający Snów
Posty: 183
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Nekromanta
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Anabde »

Uniosła oczy ku niebu, ganiąc Stwórcę "widzisz, a nie grzmisz". Jednocześnie z jej ust padło męczeńskie westchnienie, jakby przytłoczyło ją coś o wiele cięższego od bezgranicznej upierdliwości własnej drużyny. Przechyliła głowę lekko na bok, przypatrując się twarzy Aithne pod nowym kątem: ale nie, naprawdę wyglądało, że wszystko z nią w porządku. Uśmiechnęła się szerzej, po czym podniosła i stanęła w pozycji wyprostowanej. Przeleciała wzrokiem przymrużonych, niezadowolonych ocząt po każdym z towarzyszy. Ci to naprawdę byli udani.
Swoje zainteresowanie skupiła na Cadorze. Nie była osobą, która z miejsca obdarzała innych zaufaniem, toteż nadal była przygotowana na każdy niewłaściwy ruch mężczyzny. Przypatrywała się uważnie jego mimice, gestom, postawie; potem uznała, że albo jest wyjątkowo pyszny, albo wyjątkowo głupi. Albo oba. Uniosła kącik ust ku górze, jej uśmieszek zamienił się w wyjątkowo kpiący. Oj, chłopie, masz szczęście, że Aithne nie jest w formie.
Założyła ręce pod biustem i postanowiła zamilknąć, chociaż miała przeogromną ochotę na zakończenie tych bezsensownych zaczepek słownych. Jak tylko Aithne odzyska sprawność, powinni jak najszybciej się zebrać i przejść do rzeczy. Było miło, ale nie miała ochoty na dłuższy pobyt w Opuszczonym Królestwie; miejsce straciło swój śladowy (BARDZO śladowy) urok dzisiejszego dnia.
Pomimo tego, że zaczął się on... całkiem nieźle. Nie licząc kaca.
Mogłaby uspokoić Aithne. Ale nie zdążyła wpaść na pomysł jak to zrobić- w końcu uświadomienie Upadłej, że nie powinna się przejmować zatrudnieniem jej obrońcy graniczyło z cudem. Wobec tego czekała na gwałtowną reakcję przyjaciółki, uprzednio zadając tylko pytanie:
- Jak się czujesz?- w nadziei, że w swoim czasie otrzyma na nie odpowiedź.
Nienormalni winni trzymać się razem.
Aithne
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 131
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aithne »

Całą operację dodawania sił przeprowadzoną przez Erriana skwitowała burknięciem, które miało go śmiertelnie przerazić, ale kiedy poczuła powracającą energię, poruszyła się zadowolona, prostując się. Tak lepiej, chyba zrównała się z tempem świata. Tak, zdecydowanie lepiej. Dlatego nawet cicho, dość niewyraźnie, podziękowała magowi. No co, od czasu do czasu można.
Spojrzała na nieznajomego z niejaką niechęcią i wyraźnym znudzeniem, jakby chciała mu powiedzieć "gówno mnie obchodzi, coś ty za laleczek, bierz dupę w troki i znikaj mi sprzed twarzy", jednak następne słowa ją... zamurowały. Zamrugała, unosząc wysoko brwi, wbiła wzrok w ziemię i zmarszczyła czoło. Że... że co, kuźwa, proszę?!
Podniosła się, starając się nie zrobić tego zbyt gwałtownie, aczkolwiek i tak się zachwiała. Dlatego oparła się dłonią na głowie nadal siedzącego Erriana, odzyskała równowagę, po czym zabrała rękę i otrzepała ją z obrzydzeniem, mrucząc "fuuuj". Potem znów spojrzała na Cadora, a jej oczy zastygły w bardzo dziwnym wyrazie.
- Właściwie powinnam cię teraz przeciąć na pół za bezczelne wyśmiewanie wyczerpanego człowieka, ale nie zrobię tego. Upuściłam gdzieś miecz, poczekaj - warknęła, prychając głośno.
Nie zważając na towarzystwo, machnąwszy tylko ręką do Anabde na znak, by się nie przejmowała, ruszyła na poszukiwania swojego cudownego orężu. Widziała go gdzieś... o, tu, no właśnie! Ashar'carre leżał nieruchomy i matowy na posadzce, wyraźnie odcinał się od podłogi na tle kurzu. Aithne poczuła, że serce jej pęka, a na duszy ciążą wyrzuty sumienia - jak mogła go tu tak rzucić? Ona go, w sumie, rzuciła? Nieważne, to i tak się nie godzi!
- Kochanie - mruknęła łagodnie, biorąc do ręki Ashar'carrego. - Wytłumaczmy temu spleśniałemu dupkowi, że właśnie bardzo nas obraził - zaproponowała, obróciła miecz w dłoni, po czym wycelowała ostrzem do Cadora. - Ale masz krzywy ryj - podsumowała jeszcze, jak już spojrzała na swojego przeciwnika.
A potem krzyknęła zdumiona, upuściła Ashar'carrego, jakby ją poparzył, złapała się za dłoń i przycisnęła ją do mostka, otwierając szeroko oczy. Broń z brzdękiem upadła na podłogę. Aithne spróbowała uspokoić przyspieszony, ciężki oddech i spojrzała skołowana na krwawiącą dłoń, nie rozumiejąc, co się stało.
Dlaczego ją odrzucił? Dlaczego nią pogardził? Przecież to ona, ona wróciła, jego partnerka, tylko z nią chciał walczyć! Czemu teraz ją tak potraktował? Czemu ją ostrzegł? Czego chciał?
Przez chwilę poczuła, że tego wszystkiego jest za wiele, że sobie z tym nie poradzi, pomyślała nawet, że chyba zaraz się rozpłacze. Ale to krótkie załamanie błyskawicznie minęło. Aithne Dorrien nie płakała.
- Ty kupo złomu, tak się odwdzięczasz, zardzewiały patolu? - warknęła, wbijając buntownicze spojrzenie w miecz.
I wtedy zaczęła rozumieć.
On chciał gwarancji.
Nienormalni winni trzymać się razem.
Errian
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 60
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Mag
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Errian »

Errian zareagował dość nerwowo, jak Aithne została zaatakowana przez własny miecz. Wcześniej jej obrzydzenie jego osobą podsumował pogodnym, pełnym rozluźnienia uśmiechem, bo to wszystko niewątpliwie oznaczało, że wracała do zdrowia i formy. I to w zadowalającym tempie. Dlatego też obserwował jej poczynania z rozbawieniem, zastanawiając się, co też zamierza Cadorowi zrobić i jak obrońca sobie z tym poradzi. Właściwie jakoś umknął mu fakt, że Aithne spróbuje najpierw nieszczęśnika rozszarpać, a potem będzie pytała.
Z drugiej mańki... to lepiej dla niego, skoro to on go wynajął.
W każdym razie kiedy Ashar'carre się zbuntował, Errian zerwał się z miejsca i podszedł pospiesznie do Aithne, gotów... no, coś zrobić. Ponieważ za wiele nie mógł, to złapał rękę dziewczyny i przyjrzał się ranie na dłoni. To chyba ta sama, którą sobie zrobiła, kiedy tak dziwnie złapała klingę... kiedy była jeszcze nieprzytomna. Zmarszczył czoło.
- Ariene - rzucił w stronę wiedźmy, przenosząc wzrok na zdenerwowaną i nieco zestresowaną Aithne. - Myślę, że wyzywaniem go od patyków nie zachęcisz go do współpracy - mruknął, puszczając rękę dziewczyny, żeby mu nie odgryzła jego ramienia przy samej szyi.
Aithne, nie jej ręka, żeby nie było.
Nienormalni winni trzymać się razem.
Awatar użytkownika
Cador
Szukający drogi
Posty: 49
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek- obrońca
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Cador »

- I jeszcze żeby zrobić to z pełną premedytacją!- podsunął Ariene, bo skoro już chciała sobie na niego ponarzekać, to niech ma kolejny argument. A jej pesymistyczne przewidywania dotyczące jego aktualnego 'miejsca pobytu' zbył milczeniem; głupoty panna gada i tyle, on z wszystkiego wybrnie. Cador całkowicie zdawał sobie sprawę z własnej lekkomyślności, ale czasem wprost nie mógł się powstrzymać od prowokowania; później przyjdzie mu za to zapłacić.
A może nie przyjdzie. Albo los był dzisiaj wyjątkowo łaskawy i chciał powstrzymać Aithne od mordowania obrońcy, albo coś było wyraźnie nie tak. Chyba to drugie. Bądź co bądź Cador nie do końca wiedział jak ma zareagować. Postąpił pół krok wprzód- to była pierwsza, naturalna reakcja, chęć obrony swojej podopiecznej. Później wpadła mu do głowy interesująca myśl "chłopie, ty nie wiesz NIC o sprawach artefaktów, magii i takich tam podobnych". Słuszność tej uwagi powstrzymała go od podbiegnięcia do Aithne, co prawdopodobnie uratowało mu życie. Bo przecież by go rozszarpała na miejscu, gołymi rękoma. Wracając do tematu- mężczyzna spostrzegł w granatowych ślepiach Upadłej pewne zrozumienie; może mu się wydawało, ale ona chyba wiedziała co jest grane. On nie miał bladego pojęcia, zorientował się również, że jego towarzysze podzielają ów stan wiedzy. Postanowił więc, że nie będzie wchodził w paradę- bo i co ma zrobić?
Dlatego nie ruszył się więcej z miejsca. I nie odezwał, bo co będzie podnosił ciśnienie biednej rudej. Zaakceptował fakt, iż nie może wiedzieć wszystkiego, spokojnie czekał na rozwój sytuacji. Nie oczekiwał wyjaśnień, niech robią co chcą, naprawią mieczyk i ruszą w drogę.
Ariene
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 80
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wiedźma
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ariene »

- Masz się czym chwalić - odparła mu jeszcze półgębkiem, jednak na głos Erriana zareagowała od razu.
Zostawiła Cadora samego przy ścianie, ruszając do Aithne. Jeśli nawet ona znała się na magii i sprawach artefaktów, tak mechaniki Ashar'carrego nie mogła tak do końca pojąć. Niewątpliwie miecz był potężny - niewątpliwie również stary, pewnie starszy od nich wszystkich razem wziętych. Skąd dziewczyna go wytrzasnęła?
Stając obok towarzyszki, mimowolnie skupiła się raz jeszcze na jej aurze. Już kiedyś chyba próbowała ją odczytać, jeszcze w Demarze, ale uznała, że na aktualne pytania znajdzie odpowiedź właśnie tam. Na chwilę odpłynęła myślami, analizując otrzymane informacje. Czyżby Piekielna? No tak, zapomniała! Już to raz wyczuła. Ale... która z Piekielnych?
Popatrzyła na Aithne przeciągle, po czym bez pytania złapała jej dłoń i skupiła się na zaklęciu uzdrawiającym, nie zamierzając reagować na jakikolwiek bunt dziewczyny. Gdy zakończyła proces leczenia, odsunęła się grzecznie.
- Proponuję, byś zajęła się swoim mieczem, jako jedyna wiesz, co mu dolega - odezwała się spokojnie. - Jeśli potrzebujesz czyjejś pomocy, mów. Reszta zajmie się lokalizowaniem artefaktu - zdecydowała dodatkowo, oglądając się na gawiedź przez ramię. - Trzeba wyjść z tej dupy, co to w niej utknęliśmy.
Nienormalni winni trzymać się razem!
Sheridan
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 88
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sheridan »

- Rany, czemu jak problemy, to z rudym rozczochranym? - westchnął cierpiętniczo Sheridan, wznosząc oczy do sklepienia.
Potem machnął niedbale ręką i obrócił się do zebranych plecami, bo i nie wyobrażał sobie, by był potrzebny Aithne do czegokolwiek. Umówmy się - on? Chyba że chciałaby kogoś zabić, to wtedy pewnie byłby dobrym obiektem treningowym. W każdym razie teraz na pewno zaliczał się do grupy lokalizującej artefakt.
- Napraw tam sobie swoją wykałaczkę, byle szybko - zaproponował niejako ugodowo. - Ja poczekam na zewnątrz na pozostałych, co to artefaktu będą szukać - zadeklarował się jeszcze, po czym spokojnie przekroczył próg.
Upatrzył sobie ładną, stabilną ścianę, wcisnął ręce do kieszeni spodni i oparł się plecami o chłodny kamień, lustrując uważnym wzrokiem okolicę. Artefakt, artefakt, gdyby był artefaktem, gdzie by się schował?
- Chyba gdzieś pod ziemią - mruknął, wzdychając. - Jeszcze więcej łażenia, gubienia się i umierania, atrakcje miód i cud - podsumował, przymykając oczy.
Nienormalni winni trzymać się razem.
Aithne
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 131
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aithne »

- Tak, idź sobie w cholerę - rzuciła za Sheridanem Aithne, żeby tradycji stało się zadość.
Potem obrzuciła nieprzyjemnym spojrzeniem całą resztę bałaganu w postaci jej towarzyszy. Wszyscy byli jej zbędni... oprócz Anabde. Tylko jej ufała na tyle, by zabrać ją i pozwolić być przy tym, co musiała zrobić. Ewentualnie jeszcze mogła przerzucić się na normalny miecz. Jednak... bez Ashar'carrego, po tylu długich wspólnie spędzonych latach... byłaby pusta. Bezradna. Beznadziejna. Nic nie mogłaby zrobić, potrzebowałaby kolejnych lat, by przyzwyczaić się do zwykłej broni.
Nie miała tyle czasu. Nie chciała go mieć.
- Idźcie sobie wszyscy w cholerę. An, ty zostań. Potrzebuję świadka - oznajmiła cichszym głosem, rozejrzała się po pomieszczeniu, a widząc jakąś szmatkę, chwyciła ją.
Podała materiał przyjaciółce, nie patrząc na nią, jakby się bała, że jeśli utrzyma kontakt wzrokowy, to wszystko się wyda. Anabde nie mogła wiedzieć, na czym rytuał polega, aż nie będzie trwał. Nie pozwoliłaby jej na niego, to na pewno.
- Weź Ashar'carrego przez to - poprosiła. - Ja nie mogę go teraz dotknąć, a tobie w ten sposób nic nie zrobi. Chodźmy gdzieś w ustronne miejsce - zdecydowała, ruszając do wyjścia.
Zatrzymała się przy Cadorze i zasztyletowała go wzrokiem.
- A ty, skoro już przytoczyłeś tu swoje dupsko, to się chociaż nadaj i im pomóż, krzywa mordo - przywitała miło nowego kolegę w drużynie, po czym wymaszerowała, nie czekając na przyjaciółkę.

Ciąg dalszy: Aithne, Anabde.
Nienormalni winni trzymać się razem.
Zablokowany

Wróć do „Ruiny Nemerii”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość