Van wiedziała, że nie wytrzyma długo. Niekomfortowa pozycja, w której się znalazła, coraz bardziej doskwierała kobiecie. Zapewne nikt nie radowałby się porankiem z uświadomieniem sobie, jak gruby tyłek posiada, skoro nie da rady przejść przez okno. Arachnida zaczynała wariować, co w sumie było na jej porządku dziennym, mamrocząc pod nosem ledwo zrozumiałe zdania i wskazywać na pierwszych przechodniów, którzy postanowili wstać wcześniej.
Kiara jednak była na tyle kochana, że wypchnęła odwłok pajęczej istoty - chwal Prasmoku jej duszę - z ogromną delikatnością, jak to uznaje Vanshika. Zero kopniaków? Zero dźgania, skoro szok mógłby zadziałać?
“Ach, co za wrażliwa istota, tak wrażliwa…”, pomyślała zwierzonidka, obiecując sobie w duchu, że później odwdzięczy się koleżance jakimś przyduszającym przytulasem. Vanshika nawet nie zwróciła uwagi na to, jak z przytupem wylądowała na ziemi, cała pozwijana i zapewne obolała - kobieta bowiem miała spaczone podejście do bólu, który dla niej był odczuwalny jako pewnego rodzaju ukojenie. Czy to była przyjemność? To uczucie może być trudne do opisania, ponieważ łączy w sobie skomplikowane emocje i fizyczne doświadczenia. Dla kogoś, kto cierpi na tyle chorób psychicznych, ból może stać się czymś więcej niż tylko zmysłowym doznaniem — może być formą ucieczki od chaosu, który rozgrywa się w umyśle. W takim stanie ból może przybrać formę kotwicy, czegoś namacalnego, co pozwala na chwilowe skupienie się na tu i teraz. Poczucie ulgi, które pojawia się wraz z bólem, wynika z tego, że przynosi ono wyraźne, fizyczne doświadczenie, które tłumi nadmiar bodźców mentalnych. Ból może także działać jako sposób na odcięcie się od wewnętrznych cierpień — hałaśliwego, chaotycznego umysłu. Gdy ciało doświadcza bólu, mózg musi skoncentrować się na jego przetwarzaniu. W pewnym sensie ból przywraca zmysły do tu i teraz, a osoba cierpiąca może na chwilę uwolnić się od nieprzewidywalności paranoi. Jednak jest to ulga przesiąknięta destrukcją.
Dlatego Van nie zwraca uwagi na ból, jak chociażby nieprzyjemnie uczucie w uszach, gdy słyszy piski przechodniów. Kobieta nieraz zapomina, że swoim przerażającym wyglądem nie jest czymś przyjemnym dla wzroku innych osób, dlatego też to dłoń Kiary musiała ją sprowadzić na właściwe tory.
“Ona mnie nie zostawi jak Nike…”
- Prawda, Kiaro? - zapytała nieświadoma, kompletnie pozwalając się pochłonąć atmosferze nowego otoczenia, bowiem przemieniona zaprowadziła je na tyły specyficznego burdelu, aby tam mogły się skryć przed ciekawskimi spojrzeniami.
Nazwa „Dom pod Różą” niesie ze sobą wyjątkową, niemal poetycką symbolikę, która subtelnie łączy w sobie kontrast między delikatnością a namiętnością. Róża, od wieków uważana za symbol piękna, miłości i zmysłowości, jest tutaj nie tylko dekoracją, ale głębszą metaforą samego miejsca — skomplikowanego i pełnego sprzeczności. Ogród, w którym skryły się dziewczęta, nie spełniał jednak tego wyobrażenia, które utworzyła sobie Van - to miejsce pachniało dla niej źle. Tyle różnych ziół, niemal zero kwiatów, działało na wyostrzony węch arachnidki jak płachta na byka. Nie wspominając, że w tak małej przestrzeni nie da się schować tak ogromnego tyłka…
- Nie podoba mi się tuuuu… - powiedziała, specjalnie przeciągając ostatnią samogłoskę niczym niezadowolone dziecko. Mimo starań przyjaciółki, zwierzonidka zaczynała się wiercić, przypadkowo depcząc kawałek ogródka. Świadomość zniszczenia cudzego mienia dodatkowo wprawiała kobietę w stan paniki, więc zaczęła coraz bardziej hałasować, stękając i mamrocząc w nerwach z niemożności zaznania spokoju.
Dalekie Krainy ⇒ [Dom pod różą] Nie wszystko stracone
- Vanshika
- Zbłąkana Dusza
- Posty: 6
- Rejestracja: 2 lat temu
- Rasa: Arachnid
- Profesje: Arystokrata , Zabójca
- Kontakt:
- Niellana
- Zbłąkana Dusza
- Posty: 4
- Rejestracja: 7 miesiące temu
- Rasa: Leśny Elf
- Profesje: Zielarz
- Kontakt:
Nadchodził wieczór, zapalano lampy, a na ulicach zamiast pustoszeć, zaczynało robić się coraz bardziej gwarno. Dzielnica rozkoszy rządziła się swoimi prawami, nawet porę snu miała inną niż reszta miasta. Przy zmierzchu na jej ulice zaczynało wpływać morze mężczyzn spragnionych ostudzenia pragnień, niekiedy dało się spostrzec kilka kobiecych twarzy (kilka burdeli proponowało usługi mężczyzn, choć wszyscy rodzą się z różnymi upodobaniami). Pierwsze burdele otwierały się już późnym popołudniem, jednak zdecydowana większość zapraszała do siebie po zapadnięciu zmroku, a dziewczęta stawały w oknach i gankach nawołując i kusząc potencjalnych klientów. Przez tę hałastrę przedzierała się szczupła postać w ciemnozielonym płaszczu z kapturem. Niellana szła szybkim krokiem, nie dlatego że się bała, gdyż była na swoim terenie (w razie zagrożenia wystarczyło, że krzyknęła i w chwilę pojawiało się kilku wykidajłów gotowych nieść pomoc i przemoc), ale dlatego, że nie chciała być wzięta za jedną z ulicznic. Dodatkowo miała za sobą ciężki dzień pracy i jedyne o czym marzyła, to zjedzenie czegoś i głęboki sen w swoim pokoiku. Rozmarzyła się na myśl o smakołykach przygotowanych przez Simonę i jej pomocnice w kuchni, ale po chwili jęknęła w duchu: przypomniało jej się, że musi sporządzić raporty dla pani Linan, która też zapewne poprosi ją o przygotowanie odwarów dla niewygodnych klientów - nic szkodliwego, tu zrobi się niedobrze, tu klient nie stanie na wysokości zadania…będzie także musiała zrobić spis zapasów i sprawdzić których roślin brakuje, by je zamówić, zacząć suszenie ziół - słowem noc pełna wrażeń i to nie takich jakich można się spodziewać po dzielnicy rozkoszy. Jednak im wcześniej zacznie, tym szybciej skończy, więc potruchtała w stronę wspaniałego przybytku, jakim był Dom pod różą. Jego fasada wskazywała na to, że jest to burdel wysokiej jakości, po hebanowych filarach pięły się róże, na ścianach malowały się złocone filigrany, schody prowadzące do głównego wejścia wykonane były z dębu, tak samo misternie rzeźbione poręcze. Mimo bycia burdelem, budynek, zarówno w środku i na zewnątrz, przypominał raczej gustownie urządzony pałac. Nil nie skierowała się do głównego wejścia, lecz skręciła za róg i weszła tylną furtką idąc prosto do kuchni - obowiązki obowiązkami, ale z głodem walczyć nie można. W kuchni uderzył ją zapach pieczonej ryby, obsmażanych na patelni ziemniaczków, a pomiędzy dało się wyczuć słodki zapach ciasta z marcepanem. Kuchnia pracowała na pełnych obrotach, więc Nil przywitała się z dziewczętami, nałożyła sobie jedzenie, które konsumowała robiąc przerwy na dzielenie się ploteczkami. Po wszystkim popędziła do swojego gabinetu, aby zacząć robić raporty i wykonać resztę obowiązków.
Noc trwała w najlepsze, a Nil właśnie schodziła z piętra burdelu. Właśnie zaniosła małe fiolki z wywarami dla klientów do biura szefowej, przed tym musiała opatrzyć kilka ran, pomóc z niestrawnością u kilku klientów, do tego jedna z kelnerek skręciła kostkę podczas wieczoru, więc kilka godzin znajdowała się w części jadalnej roznosząc posiłki i przekąski. Teraz ledwo trzymając powieki w górze poczłapała do kuchni, aby napić się chociaż szklanki wody. Nalała sobie chłodnej wody prosto z glinianego garnka i dolała do niej odrobinę soku cytrusowego. Usiadła w kuchennym kąciku i spojrzała na księżyc - wiedziała, że do świtu pozostało około 3 godziny, a klientów było sporo, więc można było liczyć na dobry utarg. Przytknęła głowę do chłodnej ściany, patrzyła na księżyc…
“Przymknę oczy tylko na chwilę” pomyślała, ale zmęczenie wzięło nad nią górę i po kilku chwilach spała głęboko. Sny przeniosły ją do jeziora, nad którym się wychowywała, w jego krystalicznych wodach pływały kolorowe ryby, a na jego brzegach rosły zioła, których zapach otulał nawet we śnie. Słyszała śmiech swojego brata, nawoływania rodziców, kierowała się do nich, jednak nie mogła ich znaleźć. Słyszała też hałas jaki wywoływały jednostki krasnoludzkie, kierowała się w stronę głosów bliskich, ale krasnoludowie byli szybsi, pałka jednego z nich skierowała się w stronę głowy Nil…obudził ją ból, huk i dziwny hałas. Podczas snu zsunęła się z ławki na stół i uderzyła niego czołem. Rozcierając bolące miejsce usłyszała coś, co początkowo wzięła za resztki snu, ale im bardziej słuchała, tym bardziej upewniała się co do prawdziwości dźwięków - niby przytłumionych, ale dla ucha elfa dobrze słyszalnych. Wyczuła zagrożenie, lecz dom był cichy, ostatni klienci zapewne wyszli godzinę temu, więc dziewczęta i reszta pracowników spali w najlepsze. Jedynie ona była w stanie przypatrzeć się zagrożeniu i wszcząć alarm. Już miała wychodzić, ale uznała, że nie warto wychodzić nieuzbrojonym, szybko rzuciła okiem po pomieszczeniu w poszukiwaniu broni i jej wzrok padł na patelnię. I to nie byle jaką - porządną, żeliwną, w której Simona smażyła mięso. Niellana wzięła ją do ręki - “Może bić się nie umiem, ale w głowę trafię…chyba”. Wyszła z kuchni i skierowała się do ogrodu. Szła cicho, aby nie spłoszyć intruza, jednak nie przewidziała, że może być ich więcej i mogą nie być ludźmi, gdyż dziewczyna powstrzymała okrzyk widząc jak ogromny pajęczak depcze po jej ogrodzie ziołowym. Uniosła wzrok, a jej umysł nie mógł pojąć tego co widzi - zamiast pajęczego łba widniał na jego miejscu kobiecy tors. Długie czarne włosy półpajęczaka plątały się w krzewach, słyszała ogarnięty paniką oddech. Mimo przestrachu obudziła w niej natura naukowca. Wiedziała, że jad pająków może służyć do sporządzania leków, natomiast pajęczyna jest mocnym materiałem, więc mogłaby z niego szyć bandaże. Otrząsając się ze strachu ruszyła powoli w stronę monstra, ale widząc, że jedno z odnóży potargało bardzo drogi krzew leczniczy, dziewczyna ruszyła, zamachując się patelnią. “Leki lekami, rozmiar rozmiarem, ale ogródka niszczyć nie dam!” - pomyślała i rzuciła się na wielki odwłok. Przywaliła w niego i została odrzucona do tyłu strzałem z pajęczyny. Plując i charcząc oczyściła twarz z cennego materiału (lecz nie patrząc na to, by zachować chociaż kawałek) i rzuciła się na pajęczycę znowu, tym razem celując patelnią w zaplątaną w gąszcz nogę. Udało jej się, noga się ugięła, więc uderzyła w drugą, aby sięgnąć ciosem pleców półpajęczycy. Gdy ta znalazła się bliżej ziemi, Nil ujrzała drugą istotę - drobną dziewczynę o jasnych włosach, z trojgiem oczu, w których widniał strach. Ze złotych oczu pajęczego monstra nie dała radę wyczytać niczego, jedynie jej oddech zdradzał jak bardzo przerażona i spanikowana była. Szybka analiza sprawiła, że Nil postanowiła na początek nie wszczynać alarmu, a raczej dojść do tego jakim cudem takie istoty znalazły się w jej ogrodzie. Trzymając wysoko uniesioną patelnię wysyczała:
- Kim jesteście i dlaczego niszczycie mój ogród?!
Noc trwała w najlepsze, a Nil właśnie schodziła z piętra burdelu. Właśnie zaniosła małe fiolki z wywarami dla klientów do biura szefowej, przed tym musiała opatrzyć kilka ran, pomóc z niestrawnością u kilku klientów, do tego jedna z kelnerek skręciła kostkę podczas wieczoru, więc kilka godzin znajdowała się w części jadalnej roznosząc posiłki i przekąski. Teraz ledwo trzymając powieki w górze poczłapała do kuchni, aby napić się chociaż szklanki wody. Nalała sobie chłodnej wody prosto z glinianego garnka i dolała do niej odrobinę soku cytrusowego. Usiadła w kuchennym kąciku i spojrzała na księżyc - wiedziała, że do świtu pozostało około 3 godziny, a klientów było sporo, więc można było liczyć na dobry utarg. Przytknęła głowę do chłodnej ściany, patrzyła na księżyc…
“Przymknę oczy tylko na chwilę” pomyślała, ale zmęczenie wzięło nad nią górę i po kilku chwilach spała głęboko. Sny przeniosły ją do jeziora, nad którym się wychowywała, w jego krystalicznych wodach pływały kolorowe ryby, a na jego brzegach rosły zioła, których zapach otulał nawet we śnie. Słyszała śmiech swojego brata, nawoływania rodziców, kierowała się do nich, jednak nie mogła ich znaleźć. Słyszała też hałas jaki wywoływały jednostki krasnoludzkie, kierowała się w stronę głosów bliskich, ale krasnoludowie byli szybsi, pałka jednego z nich skierowała się w stronę głowy Nil…obudził ją ból, huk i dziwny hałas. Podczas snu zsunęła się z ławki na stół i uderzyła niego czołem. Rozcierając bolące miejsce usłyszała coś, co początkowo wzięła za resztki snu, ale im bardziej słuchała, tym bardziej upewniała się co do prawdziwości dźwięków - niby przytłumionych, ale dla ucha elfa dobrze słyszalnych. Wyczuła zagrożenie, lecz dom był cichy, ostatni klienci zapewne wyszli godzinę temu, więc dziewczęta i reszta pracowników spali w najlepsze. Jedynie ona była w stanie przypatrzeć się zagrożeniu i wszcząć alarm. Już miała wychodzić, ale uznała, że nie warto wychodzić nieuzbrojonym, szybko rzuciła okiem po pomieszczeniu w poszukiwaniu broni i jej wzrok padł na patelnię. I to nie byle jaką - porządną, żeliwną, w której Simona smażyła mięso. Niellana wzięła ją do ręki - “Może bić się nie umiem, ale w głowę trafię…chyba”. Wyszła z kuchni i skierowała się do ogrodu. Szła cicho, aby nie spłoszyć intruza, jednak nie przewidziała, że może być ich więcej i mogą nie być ludźmi, gdyż dziewczyna powstrzymała okrzyk widząc jak ogromny pajęczak depcze po jej ogrodzie ziołowym. Uniosła wzrok, a jej umysł nie mógł pojąć tego co widzi - zamiast pajęczego łba widniał na jego miejscu kobiecy tors. Długie czarne włosy półpajęczaka plątały się w krzewach, słyszała ogarnięty paniką oddech. Mimo przestrachu obudziła w niej natura naukowca. Wiedziała, że jad pająków może służyć do sporządzania leków, natomiast pajęczyna jest mocnym materiałem, więc mogłaby z niego szyć bandaże. Otrząsając się ze strachu ruszyła powoli w stronę monstra, ale widząc, że jedno z odnóży potargało bardzo drogi krzew leczniczy, dziewczyna ruszyła, zamachując się patelnią. “Leki lekami, rozmiar rozmiarem, ale ogródka niszczyć nie dam!” - pomyślała i rzuciła się na wielki odwłok. Przywaliła w niego i została odrzucona do tyłu strzałem z pajęczyny. Plując i charcząc oczyściła twarz z cennego materiału (lecz nie patrząc na to, by zachować chociaż kawałek) i rzuciła się na pajęczycę znowu, tym razem celując patelnią w zaplątaną w gąszcz nogę. Udało jej się, noga się ugięła, więc uderzyła w drugą, aby sięgnąć ciosem pleców półpajęczycy. Gdy ta znalazła się bliżej ziemi, Nil ujrzała drugą istotę - drobną dziewczynę o jasnych włosach, z trojgiem oczu, w których widniał strach. Ze złotych oczu pajęczego monstra nie dała radę wyczytać niczego, jedynie jej oddech zdradzał jak bardzo przerażona i spanikowana była. Szybka analiza sprawiła, że Nil postanowiła na początek nie wszczynać alarmu, a raczej dojść do tego jakim cudem takie istoty znalazły się w jej ogrodzie. Trzymając wysoko uniesioną patelnię wysyczała:
- Kim jesteście i dlaczego niszczycie mój ogród?!
- Kiara
- Zbłąkana Dusza
- Posty: 6
- Rejestracja: 2 lat temu
- Rasa: Przemieniony
- Profesje: Zabójca , Artysta , Włóczęga
- Kontakt:
- Ale co…? – Kiara zapytała zmieszana. Nie wiedziała już, czy zwierzonidka znowu coś gada od rzeczy, czy w tym całym zamieszaniu przegapiła jakieś pytanie ze strony przyjaciółki. Po chwili jednak zupełnie o tym zapomniała, zwłaszcza że priorytetem było pozostanie w ukryciu - Ciiiicho nie jęcz – przemieniona zganiła ją szeptem i nerwowo machnęła ogonem.
Vanshika może i przestała gadać, ale nie oznaczało to grzecznego siedzenia w ciszy. Wierciła się, jakby ją co oblazło i chyba jak na złość złamała swoimi odnóżami dosłownie każdą gałązkę leżącą pod ich nogami. Kiara westchnęła ciężko, wiedziała, że to tylko kwestia czasu nim kogoś zaciekawi to zamieszanie. Nie miała jednak siły z tym walczyć. Po prostu zaakceptowała rzeczywistość i czekała na nieuniknione. Aczkolwiek w pewnym momencie warknęła pod nosem niczym zirytowane zwierzę, gdy wiercący się odwłok arachnidki popchnął ją tak, iż prawie upadła, a jej dwa długie warkocze wplątały się w gałęzie i przyblokowały ruchy.
- Uspokój się, bo nie ręczę za siebie! – wykrzyczała w końcu Kiara, jednocześnie do przyjaciółki i samej siebie, ponieważ czuła narastającą frustrację, a nie chciała popaść w czyste szaleństwo. Przynajmniej nie w mieście. Z tych emocji aż wzleciała nieco w powietrze na swoich drobnych skrzydłach, oswobadzając w końcu splątane włosy.
Emocje zaczęły górować nad zdrowym rozsądkiem i dziewczyny zupełnie nieumyślnie robiły coraz większy raban.
Wtem na domiar złego jakaś elfka z patelnią postanowiła je zaatakować. Przeklęci rasiści, wystarczy mieć dodatkowe nogi czy oko i już mają problem. Kiara wylądowała na ziemi, nie wiedząc co robić, wszystko działo się tak szybko, brzdęk patelni, panika arachnidki. Ostatecznie jednak blondynka wzięła się w garść i sprawnie przeleciała tuż nad głową spiczstouchej. Jej długie warkocze uderzyły dziewczynę prosto w twarz, jeden po drugim. Choć akurat to nie było celowe.
Gdy tylko Kiara znalazła się za jej plecami, szybkim ruchem wyrwała dziewczynie patelnie, korzystając z chwili zaskoczenia.
- No kobieto no! Żeby tak drugiej kobiecie?! – niemalże zawyła rozżalona, odrzucając „broń” gdzieś na bok – Zobacz na nią, teraz mi będzie kuśtykać… i będzie nam ciężej opuścić miasto, tego chciałaś? – mruknęła niezadowolona.
Następnie stanęła w taki sposób, by zagrodzić elfce drogę do patelni i jednocześnie osłonić nieco obolałą pajęczyce.
- Jestem Kiara, a ta tu, to Vanshika i wcale nie niszczymy żadnego ogrodu. Jak mogłabym niszczyć naturę, jestem maie… byłam. No coś takiego… W każdym razie wszelkie zniszczenia są zupełnie przypadkowe i obwiniam za nie tamtego mężczyznę – dodała stanowczo, pewna swojej racji, ale tak na wszelki wypadek dała przyjaciółce lekkiego kuksańca, aby ta również to potwierdziła.
Zwalenie winy na mężczyznę zazwyczaj działało i zaskakująco mocno jednoczyło kobiety. Może teraz też zadziała.
Vanshika może i przestała gadać, ale nie oznaczało to grzecznego siedzenia w ciszy. Wierciła się, jakby ją co oblazło i chyba jak na złość złamała swoimi odnóżami dosłownie każdą gałązkę leżącą pod ich nogami. Kiara westchnęła ciężko, wiedziała, że to tylko kwestia czasu nim kogoś zaciekawi to zamieszanie. Nie miała jednak siły z tym walczyć. Po prostu zaakceptowała rzeczywistość i czekała na nieuniknione. Aczkolwiek w pewnym momencie warknęła pod nosem niczym zirytowane zwierzę, gdy wiercący się odwłok arachnidki popchnął ją tak, iż prawie upadła, a jej dwa długie warkocze wplątały się w gałęzie i przyblokowały ruchy.
- Uspokój się, bo nie ręczę za siebie! – wykrzyczała w końcu Kiara, jednocześnie do przyjaciółki i samej siebie, ponieważ czuła narastającą frustrację, a nie chciała popaść w czyste szaleństwo. Przynajmniej nie w mieście. Z tych emocji aż wzleciała nieco w powietrze na swoich drobnych skrzydłach, oswobadzając w końcu splątane włosy.
Emocje zaczęły górować nad zdrowym rozsądkiem i dziewczyny zupełnie nieumyślnie robiły coraz większy raban.
Wtem na domiar złego jakaś elfka z patelnią postanowiła je zaatakować. Przeklęci rasiści, wystarczy mieć dodatkowe nogi czy oko i już mają problem. Kiara wylądowała na ziemi, nie wiedząc co robić, wszystko działo się tak szybko, brzdęk patelni, panika arachnidki. Ostatecznie jednak blondynka wzięła się w garść i sprawnie przeleciała tuż nad głową spiczstouchej. Jej długie warkocze uderzyły dziewczynę prosto w twarz, jeden po drugim. Choć akurat to nie było celowe.
Gdy tylko Kiara znalazła się za jej plecami, szybkim ruchem wyrwała dziewczynie patelnie, korzystając z chwili zaskoczenia.
- No kobieto no! Żeby tak drugiej kobiecie?! – niemalże zawyła rozżalona, odrzucając „broń” gdzieś na bok – Zobacz na nią, teraz mi będzie kuśtykać… i będzie nam ciężej opuścić miasto, tego chciałaś? – mruknęła niezadowolona.
Następnie stanęła w taki sposób, by zagrodzić elfce drogę do patelni i jednocześnie osłonić nieco obolałą pajęczyce.
- Jestem Kiara, a ta tu, to Vanshika i wcale nie niszczymy żadnego ogrodu. Jak mogłabym niszczyć naturę, jestem maie… byłam. No coś takiego… W każdym razie wszelkie zniszczenia są zupełnie przypadkowe i obwiniam za nie tamtego mężczyznę – dodała stanowczo, pewna swojej racji, ale tak na wszelki wypadek dała przyjaciółce lekkiego kuksańca, aby ta również to potwierdziła.
Zwalenie winy na mężczyznę zazwyczaj działało i zaskakująco mocno jednoczyło kobiety. Może teraz też zadziała.
- Vanshika
- Zbłąkana Dusza
- Posty: 6
- Rejestracja: 2 lat temu
- Rasa: Arachnid
- Profesje: Arystokrata , Zabójca
- Kontakt:
Vanshika nie odczuwała strachu jak każda normalna istota na tej ziemi. Dla niej to byo po prostu irracjonalne swędzenie, które denerwowało wszystkie jej zmysły - a że teraz należała do gatunku zwierzonidów, miała bardzo wyczulone powiązanie z naturą. Słyszała więcej, czuła więcej, widziała więcej… chociaż to może tylko narastająca świadomość, że coraz bardziej popadała w szaleństwo? Któż to może wiedzieć, jak nie ona…
Fizjologia pająka była dla kobiety nadal nieco niewygodna. Trudno jej było nie tyle złapać równowagę w tak małej przestrzeni, ale również utrzymać swoje odwłocze wyroby w… no, tam, gdzie powinny zostać utrzymane. Zanim w ogóle Vanshika zorientowała się, że ktoś biegnie na nią z ogromną śmiercionośną czarną bronią (patelnia dla pająka ewidentnie lepsza niż kapeć, ale twarda…), już poczuła nagły impuls, który nakazał jej uwięzić nowego człowieka w pajęczynie. Był to strach oczywiście - kobieta wzdrygnęła się, wystrzeliła pajęczynę i uwięziła nieznajomą na chwilę w jej splotach, a później biedna arachnida zaczęła…
Bardziej panikować.
- Ojeju! Ojeju, ojeju, jejujejujej! Kiaro, co teraz? Mam ją zjeść? - zapytała, kompletnie tracąc głowę. - Nie umiem się uspokoić… jak to zrobić? Jestem taka… nerwowa, że mogłabym, mogłabym… ach! - Vanshika upadła, kompletnie już tracąc równowagę. Nie jęczała jednak z bólu, albowiem jak wiemy, ból był dla zwierzonidki czymś wręcz przyjemnym. Gdy dostała patelnią w drugą nogę, wręcz zaśmiała się radośnie. Ten śmiech nie miał rytmu. Raz to chrapliwy rechot, innym razem dziecięcy chichot, aż nagle przerodził się w coś przypominającego łkanie – tylko po to, by znów eksplodować w spazmatyczny bełkot. Niczym pies oczekujący nagrody, Vanshika sama obróciła się na plecy i zwinęła odnóża, chroniąc tylko brzuch, i spojrzała w ten sposób na elfkę. Do góry nogami wyglądała zabawniej. A Vanshika czekała na kolejny cios, który z zawodem stwierdziła, że nie nadszedł. Kiara wkroczyła do akcji, próbując w jakiś sposób wyjaśnić ich obecność w ogrodzie.
- Będę kuśtykać? - zapytała arachnida, po czym obróciła się z powrotem na brzuch (oczywiście z gracją wielkiego smoka w małej świątyni) i wstała chwiejnie. - Ou… Kiaro, będę kuśtykać. Co teraz? - Jak łatwo można było się domyślić, zwierzonidka była blisko kolejnego ataku paniki. Chwyciła się za głowę, mamrocząc pod nosem dziwne mantry związane z podróżą:
- Okej, dobrze, mam osiem… sześć powinno dać radę… ale z rękami dalej osiem… ale ręce to nie nogi… dam radę chodzić na rękach? Nie no, jak ja mogę taka na rękach chodzić… Potrzebujemy konia! Ale jak ja wsiądę na konia… chyba że koń na mnie wsiądzie i użyczy mi swoich nóg… tak, tak, potrzebujemy centaura! - Ledwo oczywiście słuchała wymiany zdań pozostałych, albowiem ta myśl uderzyła ją niczym idealne rozwiązanie sytuacji. Cokolwiek pojawiło się w jej głowie, narrator pozwoli sobie przemilczeć, gdyż jest to zbyt skomplikowane.
Gdy dostała kuksańca w bok, później dopiero zrozumiała, że powinna przytaknąć. Z cichym “mhm, mhm” spojrzała na nieznajomą, zdając sobie sprawę, jak bardzo narozrabiała. Kiara musiała ją kryć, przez co zapewne wpadną zaraz w jakąś sieć niewyjaśnionych kłamstw, a Vanshika jest okropnym kłamcą. Gdy już zwierzonidka miała się odezwać, próbując w jakikolwiek sposób wybronić przyjaciółkę, uznała, że teraz nie ma sił na to. Olśniła ją jedna, zupełnie inna myśl - pod jej naporem kobieta aż klapnęła z całym ciężarem swojego odwłoka na ziemię, patrząc to na nieznajomą, to na przemienioną maie.
- Kiaro… Spiczasta pani… jestem głodna. - Nikt nie wiedział, jak niewinne to zdanie mogłoby być, gdyby nie wypowiedział go ogromny pajęczak.
Fizjologia pająka była dla kobiety nadal nieco niewygodna. Trudno jej było nie tyle złapać równowagę w tak małej przestrzeni, ale również utrzymać swoje odwłocze wyroby w… no, tam, gdzie powinny zostać utrzymane. Zanim w ogóle Vanshika zorientowała się, że ktoś biegnie na nią z ogromną śmiercionośną czarną bronią (patelnia dla pająka ewidentnie lepsza niż kapeć, ale twarda…), już poczuła nagły impuls, który nakazał jej uwięzić nowego człowieka w pajęczynie. Był to strach oczywiście - kobieta wzdrygnęła się, wystrzeliła pajęczynę i uwięziła nieznajomą na chwilę w jej splotach, a później biedna arachnida zaczęła…
Bardziej panikować.
- Ojeju! Ojeju, ojeju, jejujejujej! Kiaro, co teraz? Mam ją zjeść? - zapytała, kompletnie tracąc głowę. - Nie umiem się uspokoić… jak to zrobić? Jestem taka… nerwowa, że mogłabym, mogłabym… ach! - Vanshika upadła, kompletnie już tracąc równowagę. Nie jęczała jednak z bólu, albowiem jak wiemy, ból był dla zwierzonidki czymś wręcz przyjemnym. Gdy dostała patelnią w drugą nogę, wręcz zaśmiała się radośnie. Ten śmiech nie miał rytmu. Raz to chrapliwy rechot, innym razem dziecięcy chichot, aż nagle przerodził się w coś przypominającego łkanie – tylko po to, by znów eksplodować w spazmatyczny bełkot. Niczym pies oczekujący nagrody, Vanshika sama obróciła się na plecy i zwinęła odnóża, chroniąc tylko brzuch, i spojrzała w ten sposób na elfkę. Do góry nogami wyglądała zabawniej. A Vanshika czekała na kolejny cios, który z zawodem stwierdziła, że nie nadszedł. Kiara wkroczyła do akcji, próbując w jakiś sposób wyjaśnić ich obecność w ogrodzie.
- Będę kuśtykać? - zapytała arachnida, po czym obróciła się z powrotem na brzuch (oczywiście z gracją wielkiego smoka w małej świątyni) i wstała chwiejnie. - Ou… Kiaro, będę kuśtykać. Co teraz? - Jak łatwo można było się domyślić, zwierzonidka była blisko kolejnego ataku paniki. Chwyciła się za głowę, mamrocząc pod nosem dziwne mantry związane z podróżą:
- Okej, dobrze, mam osiem… sześć powinno dać radę… ale z rękami dalej osiem… ale ręce to nie nogi… dam radę chodzić na rękach? Nie no, jak ja mogę taka na rękach chodzić… Potrzebujemy konia! Ale jak ja wsiądę na konia… chyba że koń na mnie wsiądzie i użyczy mi swoich nóg… tak, tak, potrzebujemy centaura! - Ledwo oczywiście słuchała wymiany zdań pozostałych, albowiem ta myśl uderzyła ją niczym idealne rozwiązanie sytuacji. Cokolwiek pojawiło się w jej głowie, narrator pozwoli sobie przemilczeć, gdyż jest to zbyt skomplikowane.
Gdy dostała kuksańca w bok, później dopiero zrozumiała, że powinna przytaknąć. Z cichym “mhm, mhm” spojrzała na nieznajomą, zdając sobie sprawę, jak bardzo narozrabiała. Kiara musiała ją kryć, przez co zapewne wpadną zaraz w jakąś sieć niewyjaśnionych kłamstw, a Vanshika jest okropnym kłamcą. Gdy już zwierzonidka miała się odezwać, próbując w jakikolwiek sposób wybronić przyjaciółkę, uznała, że teraz nie ma sił na to. Olśniła ją jedna, zupełnie inna myśl - pod jej naporem kobieta aż klapnęła z całym ciężarem swojego odwłoka na ziemię, patrząc to na nieznajomą, to na przemienioną maie.
- Kiaro… Spiczasta pani… jestem głodna. - Nikt nie wiedział, jak niewinne to zdanie mogłoby być, gdyby nie wypowiedział go ogromny pajęczak.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości