Nizina Arkadyjska[Droga do Renidii] Burza rzeczywistości

Niewielka, żyzna nizina, ciągnąca się od Północnej Bramy, przez tereny Rododendronii, Renidii, Rapsodii, aż za rzekę Nefarii i łącząca się ze Wschodnimi Pustkowiami. Niektórzy badacze uważają, że "podkowia nizina" sięga, aż do podnóży Gór Fellarionu. Uznaje się bowiem, że tereny należące do poszczególnych państw należą do niziny, te zaś, które są nie zamieszkałe to Wschodnie Pustkowia.
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Artimpasa
Zbłąkana Dusza
Posty: 4
Rejestracja: 11 miesiące temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Kolekcjoner , Wędrowiec
Kontakt:

[Droga do Renidii] Burza rzeczywistości

Post autor: Artimpasa »

Niekiedy magom nie wychodzą zaklęcia. Czasem owo niewychodzenie magii przybiera postać wybuchającej w twarz kuli ognistej, wrzodów odbitego zaklęcia leczniczego czy innych form w jaki rzeczywistość postanawia dać adeptowi sztuk tajemnych w twarz.
Zdarza się jednak, że nieudane zaklęcie powoduje istną katastrofę która trafia postronnych. Tak było tego zimnego, pochmurnego poranka gdy zaklęcie bliżej niezidentyfikowanego maga wywiało odbicie wiele tysięcy staj od niego, na drodze od Renidii.
Artimpasa spodziewała się pewnych perturbacji magii, ale to co się wydarzyło, kompletnie przerosło jej oczekiwania, i to kilka razy. Na kilka dobrych chwil niebo przybrało fioletowy odcień, a ziemia – bursztynowy. Koń na którym podróżowała czarodziejka wystraszył się fundując jej niezwykle bolesny upadek który tylko dzięki przewinięciu się w locie nie skończy się połamanymi kończynami, a tylko złamaniem dumy.
Aya nie zdążyła się nawet na dobre wściec gdy barwy nabrały właściwego koloru, lecz poczuła otwierające się w okolicy portale oraz kompletne zaburzenie przestrzeni na którym nie miała się jak skupić gdyż uwagę zaprzątało jej unikanie śledzia (czy innego dorsza) który właśnie leciał jej na twarz w akompaniamencie innych ryb i deszczu prost z nieba. Widać odbicie zaklęcie musiało zahaczyć o morze lub jezioro.
Już całkiem poirytowana wstała szybko mimo bolącego tyłka nie chcąc leżeć dłużej na bocznej, ubitej drodze do Renidii która szybko stawała się błotnistym traktem. Ryby przestały padać z nieba, a tylko krajobraz mąciły kolorowe mgły, sprawiając wrażenie, że miejsce zostało „odcięte” od reszty świata. Nie było to do końca świata, tak naprawdę zostało wymieszane i splątane z kilkoma innymi, przynajmniej tymczasowo.
Gdy pierwsze fenomeny zaprzestały, zawołała konia który zdążył już odbiec na kilka metrów i rozejrzała się w poszukiwaniu innych nieszczęśników lub teleportowanych gości...
Awatar użytkownika
Qiu
Zbłąkana Dusza
Posty: 5
Rejestracja: 1 rok temu
Rasa: Morski Elf
Profesje: Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Qiu »

Qiu spędzała kolejny dzień na beztrosce. Zdążyła się już dobrze najeść upolowaną zwierzyną i przyszedł czas na zabawę. W akompaniamencie zaczepnych, ale przyjaznych powarkiwań wskakiwała na swoją towarzyszkę i próbowała zaciągnąć ją do wody. Smoczyca nie przepadała za takimi kąpielami i wolała obserwować z brzegu, ale morska elfka była uparta. Kilka razy nawet zanurzyła się sama, by potem móc ochlapać samicę ajagara. Niestety nic to nie dawało, szczególnie że nawet przy użyciu wszystkich swoich sił spiczastoucha nie była w stanie przesunąć znacznie przewyższającej ją w wielkości i masie Rar.

W końcu więc odpuściła, cała mokra od słonej wody i jak zwykle kompletnie rozczochrana wlazła jej na grzbiet i pozwolila słońcu wysuszyć jej nagie ciało w czasie gdy ona będzie mieć moment odpoczynku. Tymczasem jej towarzyszka właśnie wtedy uznała, że zrobi jej psikusa i na ten drobny moment wbiegła do morza, przebijając się przez niewielkie fale. Qiu prawie spadła z jej grzbietu, ale ucieszyła się, że w końcu jej starania przyniosły jakiś efekt. Po dłuższym chlapaniu postanowiła zanurkować. Na dnie znalazła naprawdę ładną muszelkę i dorodnego wodorosta. Jednakże, gdy sięgnęła ręką w stronę tych niebywale cennych skarbów, poczuła, jak coś zaczyna ją wciągać. Była zbyt blisko brzegu by mógł wystąpić tu aż tak silny prąd, na dodatek nawet jej świetne umiejętności pływania były bezużyteczne. Zarówno ją i Rar wciągnęło coś dziwnego.

Dziewczyna nawet nie zauważyła co i jak, gdy odkryła, że spada z dość sporej wysokości na ubitą ziemię. Już miała zacząć panikować, ale na szczęście również jej smoczyca była obok i zdołała użyczyć jej skrzydeł. Było zbyt blisko ziemi, by odlecieć, więc Rar zdążyła jedynie złapać Qiu i spowolnić proces uderzenia o ziemię. Już po chwili rozległo się donośne tąpnięcie, a ziemia lekko zadrżała. Na szczęście jaszczurowata w żaden sposób nie dorównywała prawdziwym pradawnym, więc obeszło się bez większych tragedii. Elfa spadła z jej grzbietu w momencie lądowania, ale poza kilkoma siniakami nic jej nie było. Od razu wstała i rozejrzała się dookoła. Z pewnością była na jakimś zielonym terenie, ale zupełnie go nie rozpoznawała. Drzewa, krzewy i cała roślinność była dziwne obca i nieco inna od tej w jej domu.

Mimo wszystko największy szok spowodowała stająca nieopodal kobieca postać. Nie przypominała żadnego zwierzęcia, które znała morska elfka. Na dodatek poruszała się na dwóch nogach tak jak ona. Qiu spojrzała na siebie i na nią kilkanaście razy nim podeszła.
Każdy krok stawiała ostrożnie, nie wiedząc czego oczekiwać po nieznajomej. Gdy była już wystarczająco blisko, nie wydając dźwięku, zaczęła ją okrążać, oglądając z każdej strony. Samica ajagara siedziała niedaleko, obserwując to z bezpiecznej odległości. Póki jej podopiecznej nic nie zagrażało, nie zamierzała się wtrącać.
Awatar użytkownika
Machia
Zbłąkana Dusza
Posty: 4
Rejestracja: 1 rok temu
Rasa: Fellarian
Profesje: Złodziej , Rzemieślnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Machia »

         Istnieją rzeczy, których naturalnym środowiskiem jest powietrzna przestrzeń. Wszak po to Pan, Matka Natura czy inne bóstwo stworzyło ptaki i wyposażyło je w skrzydła. Latające owady, choć irytujące, też względnie pełniły jakąś tam swoją rolę, nawet jeśli tą rolą było bzyczenie nad uchem w środku nocy i udawanie mikro-wampirów. Były też anioły. I fellarianie. I fellarianie udający anioły. Bez względu na ich pobudki i poczucie przynależności rasowej, mieli majestatyczne skrzydła, dzięki którym mogli wzbijać się w przestworza, by podziwiać świat z perspektywy niedostępnej przeciętnemu śmiertelnikowi. Tym właśnie zajmowała się Machia tego feralnego poranka.
         Czemu feralnego?
         Ano temu, że są też rzeczy, które w powietrzu zdecydowanie nie powinny się znaleźć. Do takich rzeczy należą chociażby ryby. Ze swoją śliską, pokrytą łuskami skórą i wyłupiastymi oczami, nie należały do podniebnych sfer. Ich miejsce było pod wodą, z dala od rozkoszującej się swoim lotem młodej naturianki. Dlatego spotkanie z nimi było co najmniej niespodziewane.
         Był to dzień jak co dzień: słońce wzeszło, jak każdego ranka, a miasto i jego okolice zaczynały budzić się do życia, w związku z czym Machia, która nie lubiła przyciągać zbytniej uwagi (przynajmniej nie wtedy, kiedy czuła się bardziej fellariańsko niż upadle), postanowiła zakończyć swoją całonocną eskapadę i wrócić do zrujnowanej świątyni na drzemkę. Mijała znajome wzgórza, obserwowała ruch drzew w dole, w pewnym momencie przymknęła na chwilę oczy, zaciągając się rześkim powietrzem.
         … i dostała w twarz czymś oślizgłym.
         Zatrzymała się w locie gwałtownie, psiocząc pod nosem i zdjęła z twarzy przedmiot, którym oberwała, a który okazał się kępką mokrych wodorostów.
         - Co do diabła… - mruknęła, obwąchując roślinę z podejrzliwą miną. Rozejrzała się po okolicy, ale nie dostrzegła niczego podejrzanego. Odrzuciła więc glony i kontynuowała lot, pozwalając prowadzić się w powietrzu porywom wiatru, który nagle się zerwał.
         Początkowo miała wrażenie, że coś jej się przywidziało. Jakiś dziwny błysk w powietrzu. Zmrużyła oczy; zdawało jej się, że widzi jakiś kształt. Dziwny, obły kształt, który nie miał prawa być ptakiem. A potem zobaczyła kolejny. I jeszcze następny. Błyszczące przedmioty, które rosły w oczach, zmierzając prosto w jej stronę. Pierwszy śmignął obok tak szybko, że Machia nawet nie zobaczyła jego zarysu. Z następnym niemal zaliczyła kolejne twarzowe spotkanie. Pochodziła wprawdzie z ludu gór, lecz jeziora i rzeki także nie były jej obce, dlatego zdołała zidentyfikować tajemnicze przedmioty, przed którymi musiała teraz robić uniki.
         Ryby. Cholerne ryby.
         Nie był to pierwszy raz, kiedy ryba leciała w jej stronę. Zdarzało się, że kupcy, których napadała razem ze swoją grupą ulicznych rzezimieszków, rzucali w nich rozmaitymi przedmiotami, które akurat mieli pod ręką. Jeśli owi kupcy należeli do cechu rybackiego, to i czasem jakaś flądra mogła stać się potencjalną bronią i polecieć w stronę oprawcy. Ale, umówmy się.
         To że wszystko potencjalnie może latać, nie oznacza, że wszystko powinno latać.
         A już na pewno nie ładnych parę sążni nad ziemią, gdzie poza skonfundowaną fellarianką nie było żywej duszy.
         Przynajmniej tak jej się zdawało.
         Bo o ile deszcz ryb głównie ją zdezorientował, o tyle lecące prosto w nią smocze cielsko zdecydowanie wzbudziło w niej nagłą irytację. Szarpnęła gwałtownie skrzydłami, w ostatniej sekundzie mijając o włos osobnika na kursie kolizyjnym i zaklęła paskudnie. Głośno.
         Tego tylko brakowało. Żeby skrzydlaty człowiek nie mógł sobie w spokoju polatać. I to w swojej dzielnicy. Machia poczuła, że jej dzień stał się właśnie po tysiąckroć gorszy. Jak taka gadzina śmiała zakłócać jej lot! Co ona sobie wyobrażała?! Dziewczyna zniżyła lot, czując pulsującą w żyłach gotowość do konfrontacji. Teraz nie była fellarianką. Teraz przyszła pora na odegranie groźnej istoty wygnanej z niebios.
         Wylądowała twardo, tuż obok miejsca, w którym ta przebrzydła gadzina ze swoim jeźdźcem zetknęła się z ziemią. Zupełnie nie zauważyła trzeciej osoby, tak mocno skupiona była na palącej potrzebie wyrażenia swojego niezadowolenia.
         - Ej, ty! - zawołała, modulując głos tak, by brzmiał nisko i groźnie. Ręce oparła na biodrach. - Patrz jak latasz!
Awatar użytkownika
Artimpasa
Zbłąkana Dusza
Posty: 4
Rejestracja: 11 miesiące temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Kolekcjoner , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Artimpasa »

Aya zrobiła się zła w momencie kiedy spojrzała na trzy istoty przybywające z nieba. Nie z powodu tych istot, ani sytuacji w jakiej znalazła się wraz z grubą nieznajomych, a przynajmniej nie w całości. Przynajmniej do momentu gdy ostatnia z deszczu ryb, jedna malutka rybka uderzyła ją w policzek z głośnym echem uderzenia jak z otwartej dłoni.
Wtedy zrobiła się zła, wypuściła powietrze przez nos z głośnym dźwiękiem i postanowieniem, że jeśli na swojej drodze maga translokującego skutki swych porażek dalej w świat, to dosadnie mu wytłumaczy czemu powinien bardziej przykładać się do czarów. Najlepiej gdyby jeszcze spotkała tego konkretnego maga którego niepowodzenie wywołało ten efekt – bo o naturalnym pochodzeniu nie mogło być mowy tym razem – ale postanowiła odpuścić sobie poszukiwania konkretnego maga.

Gdy rozmasowała obolały policzek, raz jeszcze zawołała konia który skupiał się na stawaniu dębem przed a to nieco bardziej podłużną rybą, a to rozciągniętym pasmem wodorostów, w skrócie wszystkim tym, co mogło przypominać węże. Postanowiła na moment jednak pozwolić zwierzęciu oddawać się swym prymitywnym lękom. Rumak był na tyle zdyscyplinowany, iż nie martwiła się o jego ucieczkę.
Skrzydlatą kobietę omiotła tylko dwoma spojrzeniami, zwykłym wzrokiem który nie zaskarbił jej uwagi oraz muskając przelotnie jej aurę. Jeszcze do końca nie wiedziała, a przynajmniej świadomie nie zdawała sobie sprawy, co w samej piekielnej lub jej aurze (a może współgraniu obu aspektów bytu) się nie podoba, ale stwierdziła, że w pierwszej kolejności jest coś bardziej interesującego od pierwszej lepszej pokusy.
Naga elfa i towarzyszący jej smokiem rododendroński, samica jak oceniła po anatomii. Nawet na ułamek uderzenia serca rozmarzyłaby się jakby to było dodać do swego repozytorium sług kolejnego smokowatego, ale szybko porzuciła tą myśl jako na moment niezbyt interesującą – nie lubiła odbierać innym tego na co zapracowali, a wyglądająca na dziką, elfa - której dzikość potwierdzała również aura w którą Artimpasa wczytała się nieco dokładniej – zdawała się być w silnym związku ze stworzeniem.
Zagaiła do niej powitaniem w mowie wspólnej oczekując jakiejkolwiek oznaki nici porozumienia. Gdy to zawiodło, płynnie przeszła na powitanie w głównych językach, a gdy to znowu nie dało jakiekolwiek skutku, tym razem po chwili myślenia, wypróbowała powitania z dalszych dialektów które kojarzyły się jej z etnią nieznajomej elfi oraz ich zbitków które czasem wykorzystywały plemiona których narzeczy nie znała – bez efektu.
Zrezygnowana, ale też jeszcze bardziej zaintrygowana postanowiła uspokoić nieco zbyt agresywnie nastawioną piekielną.
- To nie jej wina – zaczęła bardzo spokojnie – jakiemuś magowi, najpewniej urzędujący daleko stąd, nie wyszło zaklęcie, nastąpiło odbicie. Dziedzina przestrzeni, odbicie samo się translokowało lub chroniąc siebie był w stanie tym sposobem się ochronić. Czasem określa się takie zjawisko burzą rzeczywistości. Nie ma to nic wspólnego z poważnym naruszeniem tkani istoty rzeczy…
Znowu brzmiała jak nauczycielka. Chyba nigdy się nie oduczy – rzuciła do siebie w myślach kontynuując.
- ...ale potrafi teleportować wiele obiektów w jedno miejsce oraz spowodować czasowe przenikanie się obszarów. Zazwyczaj obszar tej katastrofy znajduje się w czymś w rodzaju bąbla barier przestrzennych, stąd ucieczka z burzy samą tylko podróżą jest dość kłopotliwa. Dzień, dwa, nie dłużej niż tydzień i wszystko powinno wrócić do normy. Najlepiej jest przeczekać i nie zapuszczać się za daleko od pierwotnego miejsca. Na przykład podczas powrotu do normalności niektórego fragmenty nieba mogą zacząć powoli wracać do jeziora. Ryby tu zostaną, ale coś latającego może się zaskoczyć.
Skończyła. Jej postawa była dość ciekawa, mimo czerwonego od uderzenia policzka wydawała się nie tylko zupełnie nie zaniepokojona sytuacją i obcymi ale też jak… ryba w wodzie.
Awatar użytkownika
Qiu
Zbłąkana Dusza
Posty: 5
Rejestracja: 1 rok temu
Rasa: Morski Elf
Profesje: Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Qiu »

Rar widząc wściekłą, uskrzydloną kobietę przekręciła lekko głowę w geście zainteresowania. Następnie podeszła do niej i ją powąchała. Prychnęła donośnie i usadowiła się na ziemi obok niej, kompletnie ignorując jej oskarżycielski ton. W międzyczasie zaczęła nawet lekko grzebać pazurami w ziemi. Ciężko stwierdzić czy miała jakiś konkretny powód, czy robiła to zwyczajnie z nudów.
Tymczasem Qiu wciąż była zafascynowana kimś podobnym do niej. Gdy kobieta spróbowała się z nią przywitać, morska elfka spojrzała na nią, rozdziawiając usta. Od lat nie słyszała ludzkiego głosu, to było niesamowite przeżycie. W miarę jak pradawna używała coraz to kolejnych języków, niebieskoskóra wpadła na genialny pomysł. Spróbowała po niej powtarzać ze słuchu. Jednakże słysząc te wszystkie wyrazy po raz pierwszy, kompletnie przekręcała słowa. Jednakże jej szeroki uśmiech ukazujący specyficzne ząbki ukazywał, że ma z tym niezły ubaw. W końcu, gdy czarodziejka porzuciła wszelkie nadzieje, naga dziewczyna postanowiła popisać się swoją umiejętnością. W ogóle nie umiała mówić, ale znała jedno słowo, jej imię.

- Qiu! – krzyknęła radośnie, ukazując, że też ma głos.

Wtem czarodziejka podeszła do drugiej nieznajomej. Morska elfka dopiero teraz ją zauważyła. Jednakże ta druga była inna, miała skrzydła jak ptak. Qiu rzuciła okiem na Rar, a następnie na fellarianke kilka razy. Po chwili namysłu podeszła do niej i nie widząc znaków mogących zwiastować nagły atak z jej strony, obwąchała ją porządnie i zaczęła dotykać jej czarne skrzydła. Nie krępowała się przy tym ani trochę. Próbowała jedno z nich samodzielnie rozłożyć i złożyć, a na koniec wyrwała jej średniej wielkości piórko i wetknęła je w swoje niebieskie włosy. Wyglądała na zadowoloną z siebie i bardzo dumną z nowego dodatku do jej fryzury.

- Zaszoszyć? – Qiu powtórzyła nieumiejętnie ostatnie słowo czarodziejki. Tak bardzo chciała się z nimi dogadać, ale zupełnie ich nie rozumiała, postanowiła więc próbować mówić to, co one.

Gdy wstępna fala ekscytacji nowymi znajomymi minęła, morska elfka rozejrzała się wokół. Tyle ryb. Oblizała się lekko i spojrzała na smoczyce. Rar już dawno skorzystała z okazji na łatwy obiad i zaczęła podjadać.
Zrodziło to w umyśle dziewczyny pewien pomysł. Kolejny genialny jej zdaniem. Podniosła ona trzy najsmaczniej wyglądając ryby. Jedną chwyciła pod pachę, a kolejne dwie trzymała w rękach i wyciągnęła je ku pozostałym. Wspólne jedzenie posiłku to było coś, co często robiła z samicą ajagara. Tego typu zachowanie zdecydowanie wzmacniało ich więź, więc dlaczego miałoby nie zadziałać również w przypadku tych obcych?
Awatar użytkownika
Machia
Zbłąkana Dusza
Posty: 4
Rejestracja: 1 rok temu
Rasa: Fellarian
Profesje: Złodziej , Rzemieślnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Machia »

         Odkąd dała drapaka z domu rodzinnego, Machia zdążyła przyzwyczaić się do tego, iż jej codzienność bywała, delikatnie mówiąc, nieprzewidywalna. Czy danego dnia będzie miała co wsadzić do gęby, czy dostanie po mordzie od jakiegoś ulicznego chuligana, z którym zadrze mniej lub bardziej celowo - to zawsze stanowiło wielką niewiadomą. Czasem czuła się tym trochę przytłoczona, ale nigdy nie żałowała swojej decyzji.
         No, prawie nigdy.
         Czasem tylko, kiedy spędzała kolejną bezsenną noc na gapieniu się w dziury w słomianym dachu ruin świątyni, wsłuchując się w koncert odgłosów swojego pustego żołądka, czasem zdarzało jej się zatęsknić za ciepłym obiadem i wygodnym posłaniem. Ale nigdy nie przyszło jej do głowy, by rozważać powrót. Nie po tym, co zrobiła. Nie po tym, czego zaznała.
         Machia kochała swoją niezależność, nawet jeśli musiała zapłacić za do niewielką cenę, jaką był fizyczny dyskomfort. I nawet mimo tego, że aktualnie żyła w ciągłej niepewności co do dnia następnego. Nie przeszkadzało jej to.
         Zdecydowanie jednak przeszkadzały jej anomalie, które wprowadzały do jej codzienności więcej chaosu, niźli to było konieczne. Magiczny wiatr, latające ryby, smoki nieznające zasad ruchu powietrznego… To było zdecydowanie za dużo jak na jeden dzień. Ba, jak na jedną godzinę! Nic więc dziwnego, że poczuwszy nagły przypływ irytacji, naturianka nie dała się tak łatwo udobruchać.
         Słysząc mentorski ton kobiety, której wcześniej w ogóle nie zauważyła, przewróciła oczami.
         - A ty co, jej strażnik sprawiedliwości czy jej matka? - prychnęła bezczelnie. Nie miała zamiaru słuchać dalszych wywodów tej przemądrzałej baby, ale informacja zawarta w jej słowach przykuła uwagę fellarianki. - ILE? Tydzień? Chyba sobie ze mnie kpicie. Nie zamierzam siedzieć tydzień w jakiejś zapyziałej dziurze. A już na pewno nie z Panią Mądralińską i z… tym.
         Mówiąc “to” obróciła głowę w stronę niebieskoskórej istoty, która właśnie do niej podeszła. Machia napięła mięśnie, gotowa do ataku, jednak na razie jedynie przymrużonymi oczami obserwowała poczynania półdzikiego stworzenia, próbując dyskretnie się odsunąć. Krok w bok. Elfka nie odstąpiła. Cierpliwość Machii była na wykończeniu, kiedy dziewczyna zaczęła macać jej skrzydła - fellarianka warknęła coś pod nosem - aż w końcu, gdy poczuła szarpnięcie, nie wytrzymała.
         - EJ! - krzyknęła, odskakując. Zacisnęła dłonie w pięści, gotowa do walki. - Co ty sobie wyobrażasz, dzikusko?! Chcesz zarobić w ryło?
         Dziewczyna nie wyglądała, jakby cokolwiek z tego rozumiała. Co za upierdliwość… Niby zawsze zostaje uniwersalny język przemocy; każdy idiota zrozumie przesłanie jakie stoi za kopniakiem w żebra. Ale jakiż sens jest w spuszczaniu łomotu komuś, kto nie ma zielonego pojęcia, za co obrywa.
         Postanowiła trzymać się poza zasięgiem rąk Qiu. Machnęła skrzydłami, by wylądować na gałęzi najbliższego drzewa, skąd mogła obserwować przebieg wydarzeń - i ewentualnie brać udział w rozmowie - unikając bezpośredniego kontaktu, który ją dodatkowo irytował. Usiadła sobie wygodnie, machając zwisającymi nogami. Nie była w nastroju na pogawędki.
         - Nie możesz zrobić jakichś czarów-marów i jakoś odwrócić ten efekt? - zwróciła się do czarodziejki, zaraz po tym, jak zajrzała w jej aurę. Przekrzywiła lekko głowę. Aura kobiety zdradzała osobę wiekową i potężną. Gdyby Machia miała w zwyczaju szanować kogokolwiek, to na pewno byłaby osoba, którą należy traktować poważnie. Ale zbuntowana pannica nie zadała sobie trudu porzucenia swojej lekceważącej postawy. Nie zamierzała pokazywać swojej niższości.
         Na widok wyciągniętej w jej strony ryby skrzywiła się.
         - Sama sobie to jedz - burknęła, wciąż urażona o wyrwane pióro. Po chwili jednak westchnęła i dodała, niby przyjaźniej, mimo to w tonie jej głosu nadal czuć było szyderstwo - Jadam rośliny. I owoce. O-w-o-c-e. - Nakreśliła w powietrzu kształt, który w domyśle miał przypominać jabłko. - Rozumiesz co do ciebie mówię?
         Wbiła spojrzenie w linię horyzontu, gdzieś za drzewami. Chciała wrócić do swoich czterech kątów, jakkolwiek by one nie wyglądały. Utkać coś na krośnie. Podokuczać Grzybowi. Niech to, nawet pobawić się w berka ze szczurami polującymi na jej jedzenie. Nie miała najmniejszej ochoty na siedzenie tutaj w tym dziwnym towarzystwie. Ale nie miała również jeszcze jednej ważnej rzeczy.
         Wyboru.
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

        Spotkanie trzech kobiet, na dodatek kobiet o tak różnym charakterze, to synonim zbliżającej się wojny postrzegań. Gdy Macha oraz Qiu zajęły się interakcją, czarodziejka wyczuła kolejne delikatne drgania ziemi. Wiedziała, że zbliża się kolejny wybuch magiczny, a w mi jej szansa na ucieczkę przed przerażającymi towarzyszkami. Spokojna i uległa natura Artimpasy bowiem podpowiadała jej, że nie ma szans na pokojową rozmowę czy przyjazną konwersację z dziewczynami. Kobieta unikała konfliktów, a zatem gdy ziemia zatrzęsła się już na tyle, aby powalić Machię i Qiu na cztery litery, pradawna klasnęła w dłonie, rzucając losowe zaklęcie. Tak jak się spodziewała, czar odbił się od niej, zabierając jej personę daleko od wojujących kobiet.
        I tak oto Qiu oraz Machia zostały same, a jak dalej potoczy się ich przygoda… Któż to może wiedzieć?
Awatar użytkownika
Qiu
Zbłąkana Dusza
Posty: 5
Rejestracja: 1 rok temu
Rasa: Morski Elf
Profesje: Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Qiu »

Pojęcie przestrzeni osobistej był całkowicie obce dla Qiu. Była ciekawa tych nowych istot, więc musiała się im przyjrzeć, ot prosta logika. Nawet nie pomyślałaby, że komuś mogłoby to przeszkadzać. Nawet próba subtelnego zwiększenia dystansu zainicjowana przez Machię nie zadziałała. Dopiero jej nagły krzyk spłoszył elfkę i ona również odskoczyła. Ponadto widząc bojową pozę naturianki, wydała dźwięk podobny do warknięcia, zadbała przy tym, by jak najbardziej uwydatnić swoje ostre zęby, jak to zwierzęta mają w zwyczaju.

Jednakże fellarianka odleciała i przycupnęła na jednej z gałęzi. Spiczatoucha obserwowała ją z zaintrygowaniem, co jakiś czas zerkając również na stojącą obok pradawną. Nie zależało jej na konflikcie z obcymi, więc postanowiła poczęstować je jednymi z leżących wokół ryb. Z jakiegoś powodu żadna nie była chętna. Niebieskoskóra nie rozumiała ani słowa, ale mowa ciała była w miarę jasna. Samotnie więc zagryzła surową rybę ze smakiem. Następnie palcami w niezbyt eleganckim geście wygrzebała spomiędzy zębów co twardsze ości.

Zupełnie nie oczekiwała nagłego wstrząsu. Trzęsąca się ziemia była dla niej czymś nowym i niezrozumiałym, przez co bardzo szybko straciła równowagę. Również jej droga przyjaciółka, samica ajagara, która jak dotąd spokojnie obserwowała całą trójkę z boku, zrobiła się niespokojna. Z trudem manewrowała łapami, aby nie skończyć jak Qiu. Na szczęście tuż po chwili wszystko to ustało, jedynie czarodziejka gdzieś zniknęła. Zszokowana elfka podbiegła do miejsca, gdzie jeszcze przed chwilą stała kobieta i nawet powąchała tamtejszą ziemię. Nic jej to jednak nie dało. Zapach pozostał jeszcze przez chwilę, ale z każdą sekundą zanikał coraz bardziej. Niebieskoskóra nie wiedząc co z tym faktem zrobić, podskoczyła i rozejrzała się dookoła, myśląc, że może i ona zniknie za sprawą jakiejś magicznej siły przypisanej do tego konkretnego fragmentu lasu. Nic się jednak nie stało, więc jej zainteresowanie ponownie wróciło do fellarianki.
Tym razem upatrzyła sobie uszy dziewczyny. Najpierw jednak jakby chcąc się upewnić, dotknęła swoich, potwierdzając ich bezsprzeczną spiczastość, a następnie jak gdyby nigdy nic dotknęła tych Machii.

- Hmmm – wydała pomruk zamyślenia, zapewne miałaby mnóstwo pytań, gdyby tylko potrafiła mówić.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Nizina Arkadyjska”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość