RododendroniaNiech wybrzmi sprawiedliwość!

Rododendronia od wieków strzeże północnych krańców Środkowego Królestwa, zapewniając położonym bardziej na południe miastom względny spokój. Na północy krążą hordy potworów, których to dzielni wojownicy - swoją drogą jedni z najlepszych - usiłują trzymać z daleka od spokojnych ziem na południu. Królestwo Rododendroni posiada kopalnie najczystszego żelaza, z którego lokalne kuźnie wytapiają najznakomitszą stal, co zdecydowania ułatwia zadanie obrońcom.
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Abraxos
Zbłąkana Dusza
Posty: 6
Rejestracja: 1 rok temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Wojownik , Wędrowiec , Uzdrowiciel
Kontakt:

Niech wybrzmi sprawiedliwość!

Post autor: Abraxos »

         – Nie było mnie tylko rok. Jak wiele mogło się zmienić? Jak bardzo sam mogłem się zmienić? – zapytał Abraxos, gdy przyglądał się matce, która, cóż, stara się obejrzeć go z każdej strony.
         – Dla ciebie to tylko, dla mnie to aż rok. Nie widziałam cię rok! – powiedział do niego, dłońmi podparła się pod boki, wyraźnie niezadowolona z tego, że jej syn zwyczajnie się tym nie przejmował. A później, jakby nigdy nic, podeszła do niego i objęła go. Anioł odwzajemnił to, darzył ją miłością, którą można obdarzyć wyłącznie matkę.
         – Postaram się wpadać częściej. Spróbuję… Ale przecież musisz wiedzieć, że… - odparł i przerwał tylko na chwilę, na mgnienie oka, gdy zobaczył ruch za plecami matki. Tyle wystarczyło.
         – Zło nigdy nie śpi – dokończył za niego męski głos. Należał do Ishima, do jego ojca. On też ucieszył się z tego, że widzi syna, choć nie był tak otwarty na okazywanie emocji jak jego żona. Dwaj aniołowie przywali się, najpierw uścisnęli dłońmi swoje przedramiona, a później pozwolili sobie na objęcie się, tak krótko i po męsku. A później rodzice zaprosili go do środka.

Rozmawiali o różnych rzeczach – o tym, co działo się w Planach, gdy go nie było, o tym, jak przebiega jego misja. Opowiedział im o, według niego, ciekawych rzeczach i przypadkach, na które natknął się w tym roku. O jego znajomych i przyjaciołach w tym miejscu. Sędzia przyznał się, że nie zdążył odwiedzić wszystkich, gdy został o to zapytany – ojciec rozumiał, matka nieco mniej.
         – Masz chwilę, żeby towarzyszyć mi na placu? – zapytał go nagle ojciec.
         – Ishim! – odezwała się Yofie, zanim jeszcze zdążył odezwać się ten, do którego pytanie to było skierowane.
         – No co? Nie walczę już tak często, jak kiedyś, a przyda mi się trochę ruchu przed snem – odparł jej mąż. Abraxos wiedział, że kryje się za tym coś jeszcze. Ojciec chciał sprawdzić w ten sposób, jakie są umiejętności tego, który przejął od niego miano Sędzi. Chciał własnoręcznie przekonać się czy jego syn o siebie dba i nawet samodzielnie się szkoli, czy może pozwala sobie na więcej swobody.
         – Z chęcią skrzyżuję z tobą ostrze, ojcze – odpowiedział mu w końcu. Obaj uśmiechnęli się do siebie, a Yofie pokręciła tylko głową. Wiedziała przecież, że nie odwiedzie ich od tego.

Miecze treningowe nie były ostre, przynajmniej nie tak, jak prawdziwa broń. Ishim leżał na środku placu treningowego, a Abraxos stał nad nim – wyprostowany, pełen wdzięku i z czubkiem miecza znajdującym się tuż przy gardle własnego ojca. Mieli nawet widownię, choć ta składała się zaledwie z kilku starszych aniołów. Uczeń przerósł mistrza, jednak to stało się już wtedy, gdy oficjalnie przejął od niego tytuł.
         – Jestem dumny z twoich umiejętności – powiedział starszy z niebian, gdy młodszy zabrał miecz i pozwolił mu wstać.
         – Z nich i z ciebie – poprawił się, choć wiedział, że Abraxos był świadom tego, co ojciec chciał mu przekazać. Chwilę później odłożyli miecze i wrócili do domu. A Sędzia, zapytany czy zostanie na noc, zgodził się bez chwili zastanowienia – dlatego, po odświeżeniu się, mógł jeszcze porozmawiać z rodzicami, a także z siostrą, która dołączyła do nich później. Oczywiście miała mu za złe, że osobiście nie powiedział jej, że zjawił się w Planach.
Następnego dnia pożegnał się z nimi wszystkimi i wrócił do misji. Czas nieść sprawiedliwość. Czas ponownie pojawić się w Alaranii.
        
❂❂❂❂❂❂❂
        
Snop światła pojawił się nagle nad kościołem poświęconym Najwyższemu, który znajdował się na terenie Rododendronii. W blasku tym, w samym środku wielkiej sali pojawił się On. Sędzia. I, jak się okazało, stało się to w samym środku pogrzebu. Anioł rozejrzał się i zauważył uczestników nabożeństwa, którzy patrzyli na niego z mieszanką zaskoczenia, niedowierzania i… smutku, żałoby wręcz. Wiedział, że jego skrzydła były widoczne, chciał, żeby tak było, gdy pojawia się w Alaranii. Zgromadzeni tu ludzie od razu wiedzieli, kim on jest. Nie wiedzieli jednak, dlaczego przybywa.
         – Nie obawiajcie się, mieszkańcy Rododendronii. Sprawiedliwość i Ja, Sędzia, jej awatar, przybyliśmy do waszego miasta! – wypowiedział głośno i wyraźnie. Tak, żeby każdy go słyszał. Nie przyniosło to właściwie żadnej reakcji. Stał tak chwilę, aż w końcu ktoś odważył się odezwać.
         – Gdzie byłeś… Gdzie była sprawiedliwość, gdy oni ginęli!? – zapytał go kobiecy głos. Jego właścicielka wstała nawet i wskazała na trumny spoczywające przed ołtarzem. Były ich cztery. Abraxos nie miał pojęcia, kto w nich spoczywa, jednak wiedział już, jak wygląda cała ta sytuacja. Właśnie trafił na rodziny tych, którzy już nie żyli. Rodziny, które modliły się i opłakiwały zmarłych, którzy wychodziło na to, że zginęli w niesprawiedliwy sposób. A on musiał to teraz naprawić. Musiał przynieść sprawiedliwość temu miastu; tym ludziom.
         – Znajdę tych, którzy to zrobili – powiedział wyraźnie. Nie musieli go nawet specjalnie zachęcać, sam już to zrobił, gdy tylko zrozumiał to wszystko.
         – Daję wam wszystkim moje słowo. Znajdę ich i sprawię, że zapłacą za to, co uczynili – dodał jeszcze. W niektórych oczach, które nań spoglądały, zauważył przebłysk nadziei. Myśl o tym, że może nie są to tylko słowa, a zapowiedź tego, co Sędzia chce zrobić. I, że nie zamierza z tego zrezygnować. On wiedział, że tak będzie. Ale to był on – znał samego siebie, czego nie można było powiedzieć o otaczających go ludziach.

         – Nie chciałem przeszkadzać, ale w świetle tego, czego się dowiedziałem, cieszę się, że to zrobiłem… Zabieram się od razu za to, co wam wszystkim obiecałem – powiedział na sam koniec. Skinął jeszcze głową, choć ciężko było stwierdzić czy sam do siebie, czy do mieszczan, czy może w jakimś dziwnym geście oddania czci należnej zmarłym.
Jednak, zanim udał się do wyjścia, zobaczył coś jeszcze. Małą rączkę, która nieuchronnie zmierzała w stronę jednego z piór w jego lewym skrzydle.
         – Ludzie dziecię. Zostaw. Nie wolno – powiedział doń głosem pozbawionym emocji. Dodatkowo spojrzał też na chłopaczka, który cofnął trzęsącą się rękę i wycofał, aby schować się w bezpiecznym objęciu matki. Przestraszył się? Trudno. Powinien wiedzieć, że nie dotyka się czegoś, czego nie powinno. Abraxos nie pozwoliłby, żeby dziecko dotknęło jego śnieżnobiałych piór. Właściwie, nie dopuściłby do tego bez różnicy na to, czy chciałoby zrobić to dziecko, nastolatek lub osoba dorosła. Nieważne, jakie intencje miałaby taka osoba. Dla bezpieczeństwa skrzydeł, schował je, co wyglądało, jakby machnął nimi lekko, a te nagle wyparowały. I dopiero wtedy ruszył w stronę drzwi wyjściowych z kaplicy. Zostawił żałobników, aby kontynuowali to, co robili, zanim przerwał im swoim pojawieniem się w budynku. Budynek wojaków odpowiedzialnych za utrzymanie porządku w mieście czekał na to, aż odwiedzi go Sędzia.
Awatar użytkownika
Alastore
Zbłąkana Dusza
Posty: 6
Rejestracja: 1 rok temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Przewodnik , Opiekun , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Alastore »

        Aniołowie mają swoje role. Żeby inni mogli szerzyć sprawiedliwość, drudzy muszą ją niszczyć. Tak działa naturalna kolej rzeczy w niewypowiedzianej nigdy wojnie między Niebem a Piekłem. Lecz, co niestety jest okrutną prawdą, to aniołowie upadają - piekielni nie mogą się nawrócić i oczywiście nie ma takich przypadków. Gdy już raz skrzydła spowije czerń, nigdy już nie zalśnią nieskazitelną bielą. Posłaniec pana nie mógł nigdy ot tak sobie pozwolić na grzech, żeby uniknąć dwóch z najgorszych kar - śmierci lub upadku. Alastore obserwowała, jak jej przyjaciele upadają, wówczas kiedy ona nie jest w stanie nawet porządnie wysłowić się przeciwko swemu władcy. Anielica, aby nie zatracić się w swoim bólu i bezwolności, uznała swoją pracę za idealną rozrywkę - w końcu niektóre dusze cierpiały bardziej niż ona, prawda? Może chociaż tak zapomni, dlaczego teraz, zamiast zlecieć w niebiańskiej chwale i blasku, wparowała do kościoła jak stara baba z objawieniem wstecznym.
Całe jej życie można przecież do tego porównać. Kolejne dusze do zabrania. Kolejni zdziwieni nieszczęśnicy, którzy wpatrywali się swe zmarłe powłoki i nie dowierzali - jak to? Dlaczegóż? Kiedy zmarłam? A najlepsze dopiero przed Alastore. Lecz nim w pełni zbliżyła się do niewidocznch dla ludzkiego oka postaci, w tłumie wypatrzyła młode dziecko. Ewidentnie przestraszony chłopiec wtulał się w matkę, która kołysała go na uspokojenie. Pozornie nic nieznaczący widok, aczkolwiek anielica chwilę musiała stanąć i zebrać myśli. Jak to jest czuć, że rodzice cię kochają? Że cię pocieszą, a nie zrugają za słabość? Że cię przytulą? Anielica zamrugała, zaskoczona własnym roztargnieniem. Nie powinna już myśleć o rodzinie. W końcu została wydziedziczona z rodu i nie ma prawa nawet mówić, czyją jest córką.
        Alastore w końcu nabrała powietrza i podeszła do zgromadzonych nad trumnami dusz. Ledwo machnęła ręką, a te posłuchały się jej - widocznie były naprawdę osłabione tym, co się stało.
        - Czy ty… - zaczął mężczyzna, zagubionym wzrokiem odnajdując spojrzenie Alastore. - Czy jesteś śmiercią?
Anielica odwróciła się, gestem ręki nakazując jednocześnie duszom podążać za nią. Zamyśliła się przez chwilę. Nie powinna w kościele z nimi rozmawiać, bowiem zaraz zwróci na siebie uwagę pozostałych obecnych i szybko uznają ją za wariatkę.
        - Pani, powiedz, co nas czeka? - rzekła zamordowana kobieta. Jej twarz była cała pokaleczona i poobijana, a z myśli tej nieszczęśnicy Przewodniczka dusz wyczytała tylko jej imię. Uma.
        - Czy ja… ja mogę pożegnać się z synem? - zagaił mężczyzna o imieniu Yrneh. Alastore spuściła wzrok. To było najgorsze w pracy przewodniczki; te pytania, ciągle te same pytania. Kobieta już znużona nie mogła powoli powtarzać tego samego - lecz jednocześnie nie dawała rady milczeć. Przeto jej dusze były tak strasznie smutne…
        Anielica podążyła za wzrokiem Yrneha i spojrzała na chłopca, którego również wcześniej zaobserwowała. Młodzieniec wtulał się przestraszony w matkę, aczkolwiek nie wydawał się specjalnie rozumieć, dlaczego w sumie jest w kościele - może odczuwał stratę, aczkolwiek nie tyle wydawał się zasmucony, co przerażony. Jakby zobaczył ducha, co jest niemożliwe - nikt inny nie widział tych dusz poza Alastore. Zatem chłopiec musiał wystraszyć się czegoś innego. Mięśnie niebianki momentalnie naprężyły się w obawie przed potencjalnym zagrożeniem. Wtem kobieta spojrzała na całą gromadę duchów za nią, aż w końcu się doń odezwała.
        - Jestem aniołem. Zaprowadzę was w dobre miejsce, w którym kiedyś ponownie zobaczycie bliskich. Nie dokładajmy im cierpienia pożegnaniem. - Spojrzała wymownie na Yrneha, z nadzieją, że nie musi mu również tłumaczyć, że tego typu kontakty są zakazane. Alastore na dodatek zwróciła na siebie uwagę najbliżej siedzącej staruszki, która żarliwiej zaczęła się modlić.
        - Anioł? Jak ten rycerzyk, co wcześniej mi syna wystraszył? - zainteresował się duch, a tym razem przykuł uwagę anielicy.
        - Był tu wcześniej ktoś z Nieba? - zapytała. ”Po co?”, pomyślała. Żaden niebianin nie miał interesu w uczestniczeniu w pogrzebach z wyjątkiem przewodników dusz - a takowy był jeden na dany rewir. Alastore na pewno się nie pomyliła; przecież jeszcze blisko parę dni temu schodziła do Rododendronii po kobietę, która szczęśliwie dożyła starości…
        - Tak. Awatar sprawiedliwości… niestety, pojawi…! - Yrneh nie zdążył nic więcej rzec. Anielica zesztywniała, przypominając sobie wszystkie przeżyte traumy; całe dzieciństwo bycia porównywaną do idealnych dzieci innych rodzin, do perfekcyjnego Sędzi. Cały czas bycie niewystarczającą, bo nie jest mężczyzną. Gdzież jest w tym świecie niesiona przez idealnego syna sprawiedliwość?
        - Zmieniłam zdanie - rzekła Alastore. - Możecie się pożegnać. Macie ode mnie trochę czasu. - Zanim dusze zdążyły ucieszyć się z nowej wiadomości, rozdziawili gęby w niemym zaskoczeniu na rozpościerające się skrzydła anielicy, która w te pędy ruszyła przed siebie. Przewodniczka dusz nawet nie wiedziała, dlaczego w sumie tak postąpiła; działał na nią jakiś dawny impuls, zemsta, ból i żal, który nie pozwalał jej zapomnieć o wszystkich nieprzyjemnościach, jakie przeżyła.
Chciała sprawiedliwości. I chciała ją wymierzyć.

***

        Sędzia, na szczęście Alastore, nie zdążył odejść za daleko od kościoła. Kobieta nie uraczyła anioła żadnym słowem, żadnym gestem, ale za to spektakularnie wleciała na jego personę i siłą rozpędu powaliła na ziemię. W innym wypadku zapewne nie miałaby większych szans. A moment zaskoczenia był po jej stronie. Oboje jednak przetoczyli się kawałek dalej po bruku, aż Alastore nie odzyskała równowagi i nie odfrunęła na bezpieczną odległość.
        - Na rany boskie, biją się! - krzyknął ktoś; a że raczej cały tłum osłupiał, również dusze nieszczęsnej przewodniczki wmieszały się w tłum i oglądały małe przedstawienie. Także też nie ma pewości, czy to byle mieszczanin zareagował na walkę aniołów, czy jedna z dusz, którą mogli usłyszeć jedynie Przewodniczka i Sędzia. Alastore jednak nie zwróciła uwagi na otoczenie, ponieważ dopiero teraz trzeźwość umysłu pozwoliła jej pomyśleć logicznie. Co chciała osiągnąć?
        - Um... - zaczęła, kompletnie zbijając z tropu samą siebie. - Co ty tutaj robisz, co? - rzekła. Alastore przecież nigdy nie przyzna się do żadnej pomyłki; więc tak, fakt, że się rzuciła do walki, był oczywiście w jej mniemaniu całkowicie uzasadniony i normalny.
Awatar użytkownika
Abraxos
Zbłąkana Dusza
Posty: 6
Rejestracja: 1 rok temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Wojownik , Wędrowiec , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Abraxos »

Dzień sprzyjał przechadzkom i może właśnie dlatego na ulicach znajdowało się wielu mieszkańców miasta, którzy nie tylko mieli coś do załatwienia. Świecące słońce, kilka chmur leniwie włóczących się po niebieskim niebie i lekki wietrzyk – to sprzyjało spacerom. Tylko, że on przybył tu po coś zupełnie innego. Gdy już dowiedział się, co stało się w mieście, napędzało go już tylko jedno. Chciał przynieść sprawiedliwość rodzinom tych, którzy już nie żyli. Chciał, żeby dosięgła ona tych, którzy odpowiadają za ich śmierć. Żałował, że nie zjawił się wcześniej, może wtedy udałoby mu się temu zapobiec… Chciał. Nie. On musiał to naprawić.
Próbował przypomnieć sobie, gdzie znajduje się siedziba straży miejskiej. Był tu już kiedyś, nawet więcej niż raz, jednak nie oznaczało to, że po tym wszystkim wiedział o każdym budynku, który znajdował się w murach Rododendronii. Najwyżej znajdzie jakiś patrol i zapyta ich o to, jak dotrzeć na posterunek albo do głównej siedziby straży. To drugie byłoby lepsze, w końcu możliwe, że tam osiągnąłby i dowiedziałby się najwięcej. Ewentualnie zostanie skierowany do posterunku, który odpowiada za okolicę, w której doszło do śmierci tamtych osób. Tak czy inaczej, miał zamiar od razu zabrać się za śledztwo. Musiał dowiedzieć się więcej i wytropić tych, którzy winni byli tych śmierci. A później, cóż, to czy odda ich w ręce władz, czy pozbędzie się ich sam, nie do końca zależało już od niego. Była to kwestia tego, czy zabójcy będą chcieli przeżyć dłużej, ale w więzieniu, czy może będą stawiać opór i to taki zbrojny, gdzie Sędzia będzie musiał się bronić.

Nagłe spotkanie z chodnikiem sprawiło, że jego myśli się zmieniły. Zaczął wchodzić w tryb bojowy, choć myślał jeszcze na tyle, żeby nie zaatakować od razu po tym, jak się podniesie. Kto mógł się na niego rzucić? Czyżby jedna z osób, które były w kaplicy, która miała mu naprawdę za złe to, że pojawił się dopiero teraz? Jeśli tak, to nie miał zamiaru krzywdzić kogoś takiego. Osobą tą najpewniej kieruje żal, który odczuwa po stracie kogoś bliskiego. Abraxos rozumiał to, dlatego uspokoił się nieco, nim udało mu się podnieść.
Oczy w kolorze czystego srebra ujrzały to, czego Sędzia raczej się nie spodziewał. Zobaczył przedstawicielkę własnej rasy, a to, jak na niego patrzyła… Tak, był pewien, że za jego powalenie odpowiada właśnie ona. Odezwała się doń, choć zanim jej odpowiedział, rozłożył swe skrzydła – w tle dało usłyszeć się kilka westchnięć podziwu – i wzniósł się wyżej, aby znajdować się na równi z nieznajomą niebianką.
         – Niosę sprawiedliwość, jak zawsze, gdy przebywał na tym Planie – odpowiedział jej. Uważnie obserwował jej poczynania, jej ruchy i mimikę. Nie był pewien, czego może się spodziewać.
         – A ty? Dlaczego zaatakowałaś pobratymca? – zapytał. Nie miał zamiaru atakować, jeszcze nie przynajmniej. Poza tym, nawet gdyby miał to zrobić, to nie mógł liczyć na Sprawiedliwość. Wiedział, że miecz nie pozwoli mu zranić „sobą” innego niebianina. Sam Abraxos też nie przepadał za takimi sytuacjami. Nie lubił walczyć ze swoimi i ich zabijać, i chodziło tu ogólnie o rasę niebian, ale będzie się bronił. A zabójstwo innego anioła będzie dla niego czynem ostatecznym – prędzej obije takiego na tyle mocno, że nie będzie mógł już walczyć i się podda.
         – Dlaczego zaatakowałaś mnie? – dopytywał. Słońce wyłoniło się zza chmury, a jego promienie opadły również na skrzydła Sędziego, co sprawiło, że te zdawały się leciutko świecić. Świecić czystym i białym światłem, choć niezbyt intensywnym.
         – Nie chcę z tobą walczyć – odparł spokojnie. I szczerze zresztą, bo naprawdę tego nie chciał. I nie chodziło tu o to, że – według niego – miał teraz na głowie ważniejsze sprawy niż potyczka z innym przedstawicielem rasy anielskiej.
         – Ale zrobię to, jeśli mnie do tego zmusisz – dopowiedział. Też spokojnie, choć tym razem pewność siebie w jego głosie przebijała się tu bez problemu. Był pewien tego, co chciał zrobić. Był pewien swoich przekonań. Czuł na sobie wzrok zebranej poniżej gawiedzi, ale nie dość, że nie przeszkadzała mu publika, to i tak nie zwracał na nich zbytniej uwagi. Owszem, będzie uważał, żeby nie ucierpiał ktoś postronny, kto nie ma z tym nic wspólnego – ale jego wzrok tkwił osobie odpowiedzialnej za całą tą sytuację. Na anielicy, która odważyła się w niego wlecieć.
Był też gotów do ewentualnej walki i, choć jego postawa była swobodna, to obie dłonie spoczywały na rękojeściach sztyletów. Ostrza znajdowały się w swych pochwach, co prawda, ale Abraxos złapał je tak, że nie tylko opuszczą je błyskawicznie, bo również uda mu się zadać nimi podwójne cięcie – z dołu do góry – lub zasłonić się przed atakiem. Sztylety i magia, i własna siła fizyczna, tego mógł użyć w tym starciu, jeżeli do niego dojdzie. Oczywiście, nie miał też zamiaru atakować pierwszy. Lubił walkę, ale nie pchał się bezmyślnie prosto w nią. Dlatego czekał. Czekał na to, co zrobi niebianka.
Awatar użytkownika
Alastore
Zbłąkana Dusza
Posty: 6
Rejestracja: 1 rok temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Przewodnik , Opiekun , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Alastore »

        Każdy człowiek, również istota niebiańska, miała swoje granice. Ustalone przez własną psychikę linie utrzymywały w ryzach porządek i równowagę danej osoby, lecz nieraz zdarzały się czynniki gotowe przekroczyć owe granice. Na Alastore niczym płachta na byka działały słowa takie jak: Sprawiedliwość, Plan niebiański i Sędzia. A teraz nie dość, że jeszcze fruwający przed nią mężczyzna użył dwóch wyżej wspomnianych słów, wisienką na torcie była sama jego tożsamość. Anielica tak bardzo chciała, aby to jej oddano sprawiedliwość; aby w Planach Niebiańskich ją w końcu doceniono; aby Sędzia jej nie przyćmiewał. Gdyby jej ojciec miał syna, zapewne wszystko potoczyłoby się inaczej. To Alastore zostałaby kimś wielkim, a kto wie - może nawet zasiadłaby po prawicy Pana? Tymczasem nic nie zapowiadało tryumfu kobiety. Niebianka była zwykłą przewodniczką dusz, jedną z wielu. Nie była nikim wyjątkowym, co niezwykle ubodło ją w zaszczepioną przez ojca dumę. Dlaczego zatem zaatakowała Abraxosa? O właśnie dlatego. Czy mogła to powiedzieć? Oczywiście nie. Musiała bardzo szybko wymyślić jakieś kłamstwo, które na domiar złego będzie w stanie wypowiedzieć; nie może przecież zgrzeszyć. Nie da rady.
        Dlatego też postanowiła mówić prawdę i tylko prawdę, co niestety nie miało największego sensu w jej późniejszej wypowiedzi.
        - No bo… Bo jesteś Sędzią! - Aby umocnić swój przekaz, wskazała palcem na anioła znajdującego się przed nią. Powaga, która malowała się na obliczu Alastore, sprawiała, że jej argument - jakkolwiek głupi - wydawał się nie do podważenia. Acz gdy zrozumiała, że większość oczu skierowana jest właśnie na nich (przecież dwójka aniołów na środku anielskiego miasta wcale nie była codziennością), wiedziała, że musi jakoś lepiej z tego wybrnąć. O ile najchętniej to obiłaby Sędzi to piękne lico za wszystkie lata własnego upokorzenia, tak publicznie nie wchodziło to w grę; zwłaszcza że kobieta jednak mogła nie dać rady i zraniłaby postronną osobę. A to też grzech, a to - o Prasmoku - niewykonalne! Długo tak wisieli w powietrzu, aż w końcu Alastore wymyśliła plan. Odegra biedną i poszkodowaną kosztem jakże wielkiego majestatu Sędzi. “Czas ci go trochę podniszczyć, phi!
        - Dusze nieszczęsnych mieszkańców są niespokojne - zaczęła głośno, upewniając się, że nie tylko Abraxos ją słyszy. - Zwłaszcza po tym, co ostatnio dotknęło to piękne miasto, naszą cudowną Rododendronię! - Przyłożyła teatralnie dłoń do piersi. Mogła to zrobić. Wygarnąć wszystko to, co tkwiło jej w sercu już długie, długie wieki.
        - Gdzie wtedy była nasza sprawiedliwość? - zapytała, patrząc niemalże mrożącym krew w żyłach spojrzeniem na Sędzię. - Straszył niewinne dziecko umęczonej duszy, która przyszła do mnie z żalem. - Ledwo powstrzymała uśmiech satysfakcji, gdy kolejne westchnienie tłumu nie było już tak pełne zachwytu; wskazywało na dezaprobatę. Na zawód.
        Alastore zleciała na ziemię, aby móc spokojnie podejść do Yrneha - duszy, którą powinna niedługo zaprowadzić do niebios.
        - Przeproś - rozkazała Abraxasowi, wskazując palcem na ducha. Kobieta czuła już teraz ogromną satysfakcję, oczekując tego jednego słowa. Bo przecież oczywiście nie miała na myśli tylko Yrneha. Samo uniżenie Sędzi powinno choć odrobinę naprawić jej roztrzaskane na kawałki ego. Ojciec byłby dumny, że poskromiła Sędzię.
        ”Prawda, ojcze?
Awatar użytkownika
Abraxos
Zbłąkana Dusza
Posty: 6
Rejestracja: 1 rok temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Wojownik , Wędrowiec , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Abraxos »

Nie zmienił swej postawy, gdy tak czekał na odpowiedź „siostry”. Była niebianką, anielicą, należała do tej samej rasy, co on sam, więc mógł ją za kogoś takiego uważać. Ostatecznie oboje przecież mieli w sobie cząstkę Najwyższego, a to na swój sposób, mogłoby czynić z nich kogoś takiego. Zdarzało mu się tak myśleć o innych aniołach światła, choć rzadko kiedy nazywał ich tak wprost. Stał tak w powietrzu, naprzeciw kobiety, i gdyby nie to, że jego skrzydła poruszały się lekko, aby utrzymać go nad ziemią, to mógłby wyglądać jak posąg. Jak żywy posąg. Oczy w kolorze czystego srebra ciągle spoczywały na anielicy, a wzrok wręcz domagał się odpowiedzi. I, gdy w końcu ta padła, nie był pewien, jak na to zareagować. Prychnąć z nutą zniewagi? Zaśmiać się mniej lub bardziej otwarcie? Czy może zachować powagę i odpowiedzieć coś, co powinno być mądre? Wydawało mu się, że właśnie to ostatnie będzie tu najbardziej na miejscu.
         – Padałem już ofiarą ataków właśnie przez to. „Bo jestem Sędzią”. Ale nigdy nie ze strony innej istoty niebiańskiej – odparł w końcu. Spokojnie, wyraźnie, wręcz wyuczonym tonem, który ma osoba przywykła do dyplomatycznych rozmów albo wypowiadania się tak, żeby przysłuchujące się temu osoby stanęły po jego właśnie stronie. Tylko, że teraz mu na tym nie zależało; teraz obchodziły go poczynania osoby, która st… unosiła się w powietrzu w niedużej odległości od niego.
         – Dlatego nie akceptuję takiego wytłumaczenia. Nie przemawia ono do mnie i uważam, że tak naprawdę za twoim postępowaniem stoi coś innego. Coś, czym nie chcesz się ze mną podzielić – w dalszym ciągu przemawiał prosto do niej. A zebranych nieco niżej mieszczan, którzy na pewno przysłuchiwali się ich wymianie zdań, traktował jak niewiele znaczące tło. W dodatku, tym że zwrócił się bezpośrednio do niej i, że powiedział, że nie chce zdradzić tego „jemu”, a nie „im” – czyli jemu i tłumowi – ufał, iż może uda mu się nieco załagodzić całą sytuację. Sprawić, że kobieta uzna to, że jej sprawa go zainteresowała. Zresztą, nie musiał nawet udawać, bo rzeczywiście właśnie tak było.

Ich rozmowa przestała dotyczyć wyłącznie konfliktu między nimi dwoma, gdy anielica napomknęła o duszach. To sprawiło też, że w jego głowie pojawiła się nowa myśl. Myśl na temat tego, kim mogłaby ona być. I nagle stała się dlań kimś nieco mniej nieznanym. Słyszał o Przewodniczce Dusz, choć nie było mu dane z nią porozmawiać. Z drugiej strony, mogła przecież nie być jedyna; mogło być więcej aniołów, które zajmowały się takimi rzeczami. Dlatego nie mógł być pewien, czy przed sobą ma właśnie tą konkretną.
         - Wiem, że są niespokojne – odparł poważnie i to tonem, który sugerował, że on również widzi dusze zmarłych, które odprowadzać miała Alastore. Nie widział, ale nie to było tu ważne.
         – Sprawiedliwość nie jest wasza. Nie jest nawet moja. Nie należy do nikogo, niektórym jedynie pozwala na to, aby działali w jej imieniu – odparł, a gdyby poważny ton mógł zrobić się jeszcze poważniejszy, to właśnie teraz coś takiego stało się z głosem Sędziego. Zawsze zachowywał najwyższą powagę, gdy mówił o takich rzeczach, a sprawiedliwość traktował niemalże jak coś świętego; jak osobny byt, który czuwa nad tymi, którzy działają w jej imieniu.
         – Do dziecka odezwałem się ja, nie Ona, i to tylko dlatego, że chciało dotknąć czegoś, co jest i musi pozostać czyste i pozbawione skaz – kontynuował. Nie brzmiało to, jakby wypowiadał się o skrzydłach, a o czymś więcej. Czymś… nieomal świętym. Może właśnie tym były dla niego skrzydła? Piękne, białe i anielskie, które dla tych niebian były dodatkową częścią ciała, z którą się rodzili. Niektórzy mogli traktować je po prostu w ten sposób, ale inni – jak sam Abraxos – mogli też uważać je za cząstkę czegoś boskiego.

Podążył za niebianką, gdy ta zbliżyła się do podłoża i po chwili dotknęła chodnika swymi stopami. Gdy wylądował, od razu schował swe skrzydła, czemu towarzyszyło lekkie poruszenie lewym i prawym barkiem, w tym samym czasie. Jednak nadal zachowywał bezpieczną odległość, w dalszym ciągu gotów na to, że kobieta się nań rzuci, choć z chwili na chwilę wydawało mu się to coraz mniej prawdopodobne.
         – Przeproszę ich czynami, nie słowami – powiedział to, gdy patrzył prosto w oczy kobiety. Niewzruszony wyraz twarzy i pewny siebie ton głosu na pewno nie przyjęłyby żadnych sprzeciwów. Postanowił, że to zrobi i właśnie tak zamierzał postąpić. I nic ani nikt tego nie zmieni. Nie trzeba było znać go długo, aby wiedzieć, że właśnie tak postępuje. Nie pozwolił na to, aby to ona panowała nad sytuacją. Nie miał zamiaru oddać jej „pałeczki” w tej wymianie zdań.
         – A ty, będąc powierniczką dusz, możesz to nadzorować – zaproponował. Tym razem ton głosu nieprzyjmujący sprzeciwów gdzieś zniknął i zastąpił go zwyczajny, dość neutralny, który mógł wskazać jej, że niekoniecznie zależy mu na tym, aby doń dołączyła. Wolałby działać sam, co miało miejsce w większości przypadków, gdy niósł sprawiedliwość, ale nie mógł dać tego po sobie poznać.
         – Chciałbym wiedzieć, jak Ci na imię. Zdradzisz mi je? Chcę zapamiętać to spotkanie; ten początek naszej znajomości – wypowiedział po chwili, dość śmiało zresztą. Dlatego też lekki uśmiech przeciął jego twarz i uniósł kąciki ust ku górze. Był to ładny uśmiech, który nie ukrywał niecnych zamiarów, których Abraxos nie miał. Nie dziwiło go też to, że czuł na sobie wzrok wielu osób, w końcu wypowiadał się i uśmiechał tak ładnie. A zamiast walczyć, próbował dojść do porozumienia z osobą, która oskarżała go o coś, co niespecjalnie było zależne od niego.
         – Planowałem złożyć wizytę tutejszym „niosącym sprawiedliwość”, zanim na mnie wpadłaś – powiedział doń. Tym mianem określił oczywiście straż miejską, halabardników, którzy mieli za zadanie strzec porządku w Rododendronii.
Awatar użytkownika
Alastore
Zbłąkana Dusza
Posty: 6
Rejestracja: 1 rok temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Przewodnik , Opiekun , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Alastore »

        Anielica ledwo ukryła drżenie powieki, która ze zdenerwowania traciła kontrolę. Alastore nie była wściekła na słowa Abraxosa, a na siebie samą, że poczuła delikatne zrozumienie, gdy Sędzia zaczął się jej tłumaczyć. Był atakowany za samo bycie Sędzią? Alastore stała się przedmiotem drwin i czarną owcą własnej rodziny za to, że właśnie nie była kimś o tak wysokiej pozycji jak fruwający przed nią anioł. Nawet jeśli zaczęła mu współczuć, trwało to mniej niż ułamek sekundy. Nadal miała mu za złe własne krzywdy oraz karę, która spadła właśnie na nią, a wszystko przez to, że istnieje Sędzia. Alastore pozwoliła na chwilę opanować swój umysł wspomnieniom, które momentalnie wywołały niemiłosierny ból głowy. Przewodniczka dusz zrozumiała, że to przez to, że kieruje nią teraz zazdrość i pycha - więc klątwa przypominała o sobie. Anielica zeszła na ziemię, nadal jednak ukradkiem oka obserwując swego rasowego pobratymca.
        - Nie chcę ci powiedzieć, bo i tak nie zrozumiesz - powiedziała pochmurnie, delikatnie zbierając skrzydła jak najbliżej siebie. Wszystko, co sobie wyobrażała - ba, co zaszczepił w niej ojciec - zdawało się mieć okrutne odbicie w rzeczywistości. Wówczas gdy słońce zdawało się olśniewająco padać na Sędzię, Alastore stała odwrócona tyłem do złotego oka Prasmoka - jej skrzydła nie lśniły tak bardzo, a wręcz z tej strony rzucany cień przywodził na myśl szarą egzystencję - mroczną, ponurą, przykrą. Wówczas gdy Abraxos był słońcem, ona była chmurą - jedną z wielu, zmiennych i niewartych ckliwej wzmianki w pięknych poematach czy wierszach wędrownych trubadurów. Dokładnie jak całe życie Przewodniczki. Nawet cały ten głupi teatrzyk nie poprawił jej humoru. Tak jak powiedziała wcześniej - skoro Sędzia i tak nie zrozumie, nie ma sensu na razie tego ciągnąć. Alastore spokojnie znajdzie inny sposób, żeby pomęczyć anioła. A on zdawał się dawać jej ku temu świetną okazję.
        - Skąd, bo sami zapewne ci nie powiedzieli? Yrneh w sumie wygląda na gadułę… - Spojrzała na mężczyznę obok. Miała jedno zadanie do wykonania, lecz z jednej strony jej misja nie musiała koniecznie trwać pięć minut. Przyjdź, zgarnij duszę, uciekaj. Miała być pomostem i ukojeniem, które widzi człowiek w chwili swej śmierci; miała pomóc mu odejść w spokoju. A gdzie indziej spokój znajdzie, jak nie na akcie zemsty za swój pogrzeb?
        - Obyś był zatem słowny. Przepraszanie ludzi po ich zgonie może nie należeć do najłatwiejszych, zwłaszcza że Yrneh już za tobą nie przepada - zaapelowała niemalże podniośle Alastore, ukrywając tym winę za zamieszanie, które wywołała. Tłum co prawda nadal był wpatrzony w dwójkę aniołów, lecz stali na tyle daleko, że bez krzyków trudniej było usłyszeć ich rozmowę. Anielica jednak nie poszła w ślady mężczyzny i nie schowała skrzydeł - trochę z dumy, która ponownie przyprawiła ją o migrenę. Chciała, żeby na nią patrzyli chociaż ten jeden raz w życiu, nie na Sędziego.
        - Nadzorować, mówisz? - powtórzyła, żeby nie zgubić wątku. Uma oraz Fresta od razu podłapały to jako idealny sposób na zemstę; jako duchy nie mogły zrobić już nic. Ba, nie powinny; inaczej odrodzą się jako mściwe zjawy, co teraz musiała mieć na uwadze Alastore. Jeżeli z zimnym sercem zabierze te nieszczęsne dusze bez szansy na spojrzenie swoim oprawcom w twarz, istnieje duże prawdopodobieństwo, że wezmą sprawy w swoje ręce, a to anielica doskonale czuła. Musiała w końcu osądzić tych ludzi, a w tej sekundzie przez głupią propozycję anioła były one zbyt rozchwiane, aby na spokojnie pozwolić sobie na spoczynek.
        Pytanie o imię zbiło ją z tropu. Alastore nawet nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo wstydziła się przedstawić. Zwłaszcza, że imię wybrał jej ojciec jeszcze zanim dowiedział się, że będzie mieć córkę, a nie syna. Dlatego też anielica na sekundę oniemiała.
        - Aaakraksos, czy jakoś tak? - zapytała, unosząc brew. - Jesteś dość popularny wśród kręgów, w których się wychowałam, stąd mam wrażenie, że kojarzę twoje imię. Mogę się jednak mylić. Zresztą, jeżeli to nie problem, przez jakiś czas wolałabym, abyś zwracał się do mnie per Przewodniczko. Moje imię jest… jest nieważne - oznajmiła chłodno, odwracając wzrok. Chciała rzec coś innego, ale jej natura i klątwa nie pozwalała jej kłamać. Dlatego też wszystko to, co czuła kobieta, co myślała, co wiedziała; było idealnie oddane słowami.
        - Jak winnam się do ciebie zwracać? - Ponownie uniosła głowę. - Skoro proponujesz mi nadzór, pamiętaj, że rozmawiasz też z czwórką zamordowanych ofiar; Yrnehem, Umą, Frestą oraz Kayą. Dbam o dobro prowadzonych przeze mnie dusz, zatem mogę nie tylko potowarzyszyć ci w działaniach, a wręcz pomóc. - Pomóc, oczywiście. Alastore zrozumiała, że w dalszym ciągu w tej historii jest bohaterką drugoplanową; tu ważny jest wojownik i duchy, które obecnie krążyły radośnie wokół kobiety. Nikt nie mógł już dostrzec ich szczęścia, ich ulgi, dzięki której na pewno trafią do Nieba. Anielica niewzruszona ich podziękowaniami i licznymi pytaniami, które zadawali, spoglądała na Sędziego, oczekując odpowiedzi. W międzyczasie wyczytała również myśli jednej z ofiar.
        - Na sam początek wiedz, że cała czwórka zgłaszała już zaginięcia bliskich odpowiednim władzom. Są oni, jak to widzę w odbiciu każdego, bezużyteczni w swej pracy, potrafią tylko znaleźć zwłoki. A ja wiem, kto wie więcej niż przeciętny mieszkaniec Rododendronii. Czy to przydatne? - Alastore wyprostowała się. Co prawda nadal miała ogromną ochotę skoczyć mu do gardła, lecz zdusiła w sobie to pragnienie. Liczyło się to, że ona może teraz zabłysnąć. Pomocą co prawda, ale jednak…
        Nim w pełni odwróciła się, aby zaprowadzić anioła do wspomnianego tajemniczego człowieka, podeszła do mężczyzny i z groźnym wyrazem twarzy szturchnęła go palcem prosto w mostek.
        - Jesteś teraz współodpowiedzialny za tych nieszczęśników tak samo jak ja. Spróbuj zawalić, a osobiście skopię ci ten twój sędziowski zadek. Miło mi poznać - powiedziała Alastore, po czym podała aniołowi rękę. Ot, całkiem normalny początek nienormalnej znajomości.
Awatar użytkownika
Abraxos
Zbłąkana Dusza
Posty: 6
Rejestracja: 1 rok temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Wojownik , Wędrowiec , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Abraxos »

Wydał z siebie głos, który miał być próbą stłumionego zaśmiania się, jednak ostatecznie wyszło coś, co przypominało chrząknięcie połączone z tym, co chciał osiągnąć. Cóż, mógł zwyczajnie uśmiechnąć się albo nawet krótko zaśmiać i uciąć to, zanim przerodziłoby się w coś dłuższego.
         – Tego nie możesz wiedzieć. Nie znasz mnie, nie wiesz, co mogę rozumieć, a co byłoby dla mnie niewiadomą, ale nie mam zamiaru naciskać. Skoro nie chcesz mi tego zdradzić, niechaj tak będzie – odezwał się do niej pełnym powagi głosem. Głosem, w którym próżno było szukać weselszych tonów, na które przed chwilą naprowadził właściwie sam siebie. I to nie było tak, że śmiał się z anielicy, nie, jeśli już, to rozbawić go mogły jedynie wypowiedziane przez nią słowa.
         – Po prostu to wiem. Ty byłabyś spokojna, gdyby twoi zabójcy byli bezkarni z tym, co zrobili, a ty przechodzisz w zaświaty bez pewności, że dosięgnie ich kara? – zapytał, lecz nie oczekiwał odpowiedzi. Tak naprawdę nie wiedział czy te duchy rzeczywiście tu są, czy zostały już odprawione. Są gdzieś w pobliżu i słuchają ich dialogu? Tak mogło być, skoro kobieta co jakiś czas zdawała się o nich wspominać. Jego oczy nie widziały zmarłych, choć coraz bardziej był przekonany, że potrafi to osoba, z którą właśnie rozmawiał.
         – Trudno – odparł, choć chwilę wcześniej wzruszył ramionami. Nie o to w tym wszystkim chodziło. On to wiedział – doskonale był tego świadom – choć jednocześnie nie winił też innych, którzy nie mają świadomości tego, jak wygląda jego praca i dlaczego ją wykonuje. Praca? Nie, źle to określił. Nie powinien tego tak określać. To była jego misja. Misja zlecona przez samego Najwyższego.
         – Nie robię tego po to, żeby zaskarbić sobie szacunek innych i po to, żeby być ogólnie lubianym. Robię to, bo zostałem do tego zadania wybrany przez Pana. To On namaścił mnie na nowego Awatara Sprawiedliwości – powiedział to z wręcz bijącą od niego pewnością siebie. A padające nań promienie słońca tylko wzmacniały te słowa – sprawiały wrażenie, jakby światło to padało z góry, prosto od Najwyższego, jakby sam Stwórca potwierdzał słowa, które opuszczały usta Abraxosa.

Pokiwał tylko głową. Uznał, że takie gest będzie wystarczający jako odpowiedź na jej pytanie. Nie próbował namówić jej na to, żeby koniecznie z nim poszła i – też – nie robił nic, aby zrobić coś odwrotnego. Decyzję chciał zostawić wyłącznie jej samej. I ewentualnie duchom, które przyszła przeprowadzić na drugą stronę.
         – Niekoniecznie. Moje prawdziwe imię brzmi inaczej, ale akurat nie musisz go znać. Zna je niewielu, a sam nie przepadam za zdradzaniem go każdemu, kogo spotkam. Może usłyszałaś je kiedyś, dawno temu… Ale teraz też jest ono nieistotne – odparł, gdy Przewodniczka przestała mówić. Rozumiał chęć pozostawienia prawdziwego imienia tylko dla siebie, sam przecież robił podobnie. Jako Abraxosa znała go tylko rodzina i przyjaciele, reszta musiała zadowolić się tym, aby kojarzyć go z nazywaniem go Sędzią. Dlatego też nie zamierzał drążyć tematu i namawiać anielicę na to, aby zrobiła coś, czego on sam nie chciał zrobić.
         – Możesz mi mówić Sędzio – odpowiedział na kolejne z jej pytań. Zawsze się tak przedstawiał i rzadko spotykał się z tym, żeby komuś to nie pasowało. Przeważnie ci, z którymi rozmawiał, po prostu zgadzali się z taką koleją rzeczy i później zwracali się do niego tak, jak chciał, żeby się zwracali.
         – Czyli będę mógł z nimi rozmawiać za pośrednictwem ciebie? – zapytał, głównie dla pewności. Nie wiedział do końca, jak to wszystko działało, a pytania były dobrą metodą ku temu, żeby się tego dowiedzieć. Musiał też przyznać, że możliwość rozmowy z duszami osób, które

         – Oczywiście – zapewnił ją. To zmieniało trochę jego plany, ale też nie odbiegało zbytnio od tego, co sobie wcześniej postanowił. Straż miejska rzadko chce skupiać się na takich sprawach, bo sami boją się o własne życia lub nie płacą im wystarczająco, aby ryzykowali tymże życiem w takich sprawach. Wolą, zamiast tego, zlecić to komuś innemu lub przekazać wyżej, na przykład do śledczych.
         – Możemy pominąć pierwszą część mojego planu, który polegał na pogadaniu ze strażnikami i nie angażować ich w to. Skoro sami nie potrafią wymierzyć sprawiedliwości ja… my, tak my, ją wymierzymy – odparł to takim tonem, jakby tylko czekał na to, aż ktoś sprawi, że nie będzie musiał zgłaszać władzy to, że działa w ich mieści i, że złapie – lub pozbędzie się – tych konkretnych złoczyńców. A gdy zjawił się ktoś taki, Sędzia od razu zgodził się na plan tejże osoby. Akurat dzisiaj, teraz, była to Przewodniczka Dusz. Ciekawe czy zdawała sobie sprawę z tego, w co się właśnie zaangażowała? I jaką furtkę zapewniła Abraxosowi? Możliwe, że nie, ale cóż, dowie się w swoim czasie.
Zbroja zaabsorbowała ten cios palcem, który wymierzony został prosto w jego mostek. Gdyby jej nie miał, Stwórca wie, co mogłoby się stać… Prawdopodobnie niewiele, bo Sędzia nie poczuł, aby jego nowa znajoma miała w palcach jakąś niszczycielską moc.
         – Jeśli dasz radę – odparł i uśmiechnął się, wręcz nie mógł się powstrzymać, żeby nie rzucić czymś w tej sytuacji. Znaczy, był pewien swoich umiejętności i wiedział, na ile go stać, za to co innego dotyczyło zdolności Przewodniczki Dusz – nie posiadał informacji na temat tego, jak i czym walczyła ta kobieta. Niemniej jednak, z uśmiechem nadal znajdującym się na jego ustach, uścisnął dłoń anielicy.
         – W takim razie, bierzmy się do pracy. Prowadź do osoby, która według ciebie może nam pomóc – zaproponował. Nie brzmiało to jak rozkaz, choć Abraos mógł uchodzić za osobę – mógł na kogoś takiego wyglądać – która lubi i chce wydawać rozkazy innym. Tylko, że on taki nie był. Zamiast rozkazywać, on wolał używać słów, aby przekonać kogoś do swoich racji lub do tego, co chciał zrobić czy osiągnąć.
         – A jeśli Yrneh, Uma, Fresta lub Kaya mieliby coś do powiedzenia w sprawie, którą się od teraz zajmujemy, prosiłbym o to, żebyś przekazywała mi ich słowa – dodał jeszcze. I chwilę później był już gotowy do drogi. Czuł, że będzie to owocna współpraca, taka pełna niesienia sprawiedliwości. Czyli taka, którą Sędzia lubił najbardziej.
Awatar użytkownika
Alastore
Zbłąkana Dusza
Posty: 6
Rejestracja: 1 rok temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Przewodnik , Opiekun , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Alastore »

        Alastore prychnęła w odpowiedzi na trudny do zidentyfikowania śmiech anioła. Wkurzyła się, albowiem nie wiedziała, na co to była reakcja. Drwił z niej? Kpił sobie? A może po prostu dostrzegł dziwne skoki i wygibasy Yrneha, który już teraz czuł się swobodniejszy w kwestii swojej przyszłości? Przewodniczka była pewna, że Abraxos nie mógł widzieć prowadzonych przez nią dusz, aczkolwiek czasami ich energia była po prostu wyczuwalna dla innego człowieka, tym bardziej zatem powinna być dla anioła.
        - A gdzieżby! - odparła oburzona, oczywiście stając w obronie prowadzonych duchów. W życiu nie pozwoliłaby, aby zabójcy uszło to płazem. - Oczywiście, że nie byłabym spokojna. Niestety, większość dusz, które trafia w zaświaty, o ile w ogóle, nie zaznaje tego szczęścia. Muszą zostać szybko osądzone, aby towarzyszący im przewodnik był w stanie ruszyć dalej - dodała, strzeszczając tym samym swoją pracę. Rola opiekuna wydawała się prosta, dopóki nie zrozumiesz, że to praca na całe życie w pełnej gotowości. Nigdy nie wiesz, kiedy kto umrze, czyż nie?
        - Chwalisz się, czy żalisz? - odparła Alastore, unosząc jedną brew ku górze. Niezmiernie wkurzała ją pewność siebie okazywana przez Sędzię, aczkolwiek chyba tylko dlatego, że kobieta sama nie mogła się zacząć przechwalać. Jakby ona się tak zachowywała, momentalnie uderzyłyby ją kolejne fale bólu. Pycha to przeto grzech, sarkazm natomiast nim nie jest.
        - W porządku, Sędzio - powiedziała, podkreślając nazewnictwo skierowane w stronę mężczyzny. Tytułowanie go ponownie ubodło w dumę Alastore, lecz nie mogła na to narzekać, sama się tak samo wkopała. Musiała przełknąć gorzki posmak żalu, ponieważ widocznie została poniekąd zmuszona (choćby przez prowadzone przez nią dusze) do współpracy z Awatarem Sprawiedliwości. O ironio, on był dla kobiety wszelką traumą, a teraz? Teraz miała mu pomóc. Zgrozo, miejże litości.
        - Poniekąd. One cię doskonale rozumieją oraz słyszą, jedyne, do czego ja będę potrzebna, to abyś i ty mógł je zrozumieć - odpowiedziała. Trochę nie podobała jej się rola pośredniczki w tej nieuniknionej konwersacji, ale wiedziała, że jest to nieuniknione. Jeśli Sędzia będzie chciał przesłuchać same ofiary wypadku, będzie to zapewne wyglądało z perspektywy osoby trzeciej dość zabawnie. “My”. Wymierzymy sprawiedliwość. Abraxos nie mógł tego wiedzieć, ale uderzył w najczulszy punkt w ciele przewodniczki dusz. Anielica momentalnie posmutniała, lecz z racji na wpojony przez ojca i poniekąd samą siebie profesjonalizm, nie pozwoliła, aby choć przez sekundę jakakolwiek inna emocja była widoczna na jej twarzy. W głowie już słyszała śmiech ojca, który kpił z niej. On chciał mieć syna, mężnego wojownika, kogoś, kto przerósłby Sędzię w zaledwie miesiąc - a dostał kogo? Córkę, która nigdy nie będzie dla niego idealna. Słabą kobietę, która teraz zamiast być w chwalebnym blasku, będzie zaledwie pomocnikiem Sędzi. “Stoczyłaś się, Alastore”, usłyszała mimowolnie. Anielica potrząsnęła głową, co mogłoby się wydać dla jej rozmówcy dziwną reakcją na jego słowa. Aby zatuszować swoje traumy, które zbierały się w głowie kobiety wręcz naraz, Alastore prędko powiedziała:
        - Tak. I to skuteczniej. - Wzrok mieszkańców Rododendronii niknął, albowiem zrozumieli, że nie ma już co oglądać. Znacznie ciekawszy był rozgrywający się nieopodal pogrzeb. Na szczęście nie wszyscy znali plan dwójki aniołów, ale przez Kayę już zostali ochrzczeni nowymi stróżami prawa w mieście. Oczywiście wszystkie zmarłe dusze uruchomiły się, słysząc propozycję Abraxosa - wszystkie chciały mu coś opowiedzieć. Naskakiwały więc na Alastore, a że tylko ona ich słyszała, tylko ją łapała migrena.
        - Ech… Dobrze zatem. Podążamy za Yrnehem i daj mi chwilę, to dowiem się zaraz wszystkich szczegółów i ci je przekażę… - powiedziała, zerkając kątem oka na rozradowane duchy. Z uściskiem dłoni aniołowie przypieczętowali swoją współpracę, więc nie pozostało już nic innego, jak udać się prosto w stronę, w którą zmierzał zmarły mężczyzna. Tymczasem trzy kobiety szczebiotały wokół przewodniczki, jednocześnie opowiadając jej, co ma przekazać Sędzi, a także nawzajem wymieniając się wrażeniami z dnia własnej śmierci. Co jak co, ale Alastore musiała przyznać, że było to nieźle pogmatwane.
I wtem ruszyli. Anielica za duchami, a Sędzia - raczej jak łatwo się domyślić - musiał podążać za nią.

***

        - No więc to sekta, interesują ich głównie kobiety - mówiła Alastore po chwili ciszy. Dłuższej chwili, w której zdążyli już przejść połowę drogi. - Ale z jakiegoś powodu złapali też Yrneha, bo potrzebowali tego jednego samca. Mężczyzny, przepraszam - poprawiła się, widząc nieprzyjemne spojrzenie zmarłego. Zapowiadała się długa przygoda, a anielica nie mogła się już wycofać. Inaczej powstałe z tych dusz zjawy zemszczą się również na niej, a co zrobi przewodniczka z ogonem wrogich duchów? No właśnie, to jak wpisanie minusa do dzienniczka w anielskiej szkole; koniec kariery.
        - Kaya była tam najdłużej, ale nie zna lokalizacji, bo wszystkie były ciągnięte tam nieprzytomnie - kontynuowała Alastore. - Ona widziała, jak wszystkie tamtejsze trupy już są wywieszone wokół, bała się. Później gdy przyszła Uma, było im raźniej. Mogły razem rozmawiać i dzięki temu nie zwariowały. Dopiero później pojawił się Yrneh razem z Frestą, złapani wręcz jednocześnie. Yrneh próbował chronić dziewczynę, ale nieskutecznie, nie wie, dlaczego. Podejrzewam, że niestety on ma amnezję pośmiertną, spowodowaną przeżytymi traumami. Przykro mi, Yrneh - dodała anielica, spoglądając tym razem na ducha. Mężczyzna tylko uśmiechnął się, aby móc później zmarszczyć brwi. Widocznie zaczął nad czymś intensywnie myśleć, ale nie zdradził, co to było. Alastore zatem uznała to za nieistotne, a sekunda błogiej ciszy była wręcz wybawieniem.
        - Niewiele im mówili. Tylko tyle, że mają się nie obawiać, albowiem za niedługo wszystko się skończy. Kobiety były torturowane i gwałcone, a gdy Kaya powiedziała, że jest bezpłodna, wszystkich naraz zamordowano. W jakich okolicznościach oni nie będą wiedzieć, ponieważ duchy nie pamiętają… nie mogą… Ugh! - wydukała, ponieważ to, co zamierzała powiedzieć, było kłamstwem. Mogła mieć tylko nadzieję, że żadna z towarzyszących jej osób nie będzie dociekać. Jeżeli tylko Yrneh lub któraś z pań przypomną sobie szczegóły własnej śmierci, chaos zapanuje nad nimi i może utrudnić to osąd przewodniczce. Alastore już była pewna, co się stanie z duchami, postanowiła zaś, że nie będzie się do nich zbliżać, aby nie zaburzać swojego postanowienia. Zasługiwali na niebo, to było pewne. Jeśli jednak coś się stanie po drodze, możliwe, że kobieta będzie winna przemianie któregokolwiek z nich w zjawę - a tego bardzo chciała uniknąć. Dlatego też przemilczała, że w ogóle istnieje taka możliwość, aby nie straszyć żadnej duszy.
        W końcu Yrneh zatrzymał się niemal na obrzeżach Rododendronii. Wszyscy stali teraz przed chatką otoczoną ziołami, która wręcz błagała o sprawdzenie ścian oraz dachu. Zapach pleśni obudziłby nawet zmarłego, a tym samym mógłby wskrzesić obecne dookoła dusze. Alastore zatkała nos, po czym przeniosła wzrok z pochmurnej posiadłości na towarzyszącego jej anioła. Skłoniła się lekko.
        - Sędziowie przodem, proszę.
Awatar użytkownika
Abraxos
Zbłąkana Dusza
Posty: 6
Rejestracja: 1 rok temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Wojownik , Wędrowiec , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Abraxos »

Kiwał głową ze zrozumieniem, gdy anielica tłumaczyła mu niektóre rzeczy związane z jej pracą. Wiedział, że to nie wszystko, w końcu bycia przewodnikiem dusz na pewno nie dałoby się zawrzeć w tak krótkim opisie, nawet jeśli byłoby to streszczenie. W przypadku jego „pracy”, rzecz miała się nieco inaczej, on mógł po prostu powiedzieć, że wymierza sprawiedliwość. Nie sprawiało to, że powołanie jego czy Alastore było lepsze lub gorsze od tego drugiego, według samego Abraxosa były one tak samo ważne i tak samo potrzebne. Jedynie różniły się tym, kto je wykonywał i, w jaki sposób to robił.
         – Nie chciałem cię w żaden sposób urazić. Uważam, że to, co robię ja jest tak samo ważne jak to, czym zajmujesz się ty, Przewodniczko Dusz – odparł po chwili. I mówił prawdę, a ton jego głosu doskonale na to wskazywał. Niczego w nim nie ukrywał – czy to prawdziwych emocji, czy intencji – po prostu powiedział jej właśnie to, co na ten temat myślał. Chciał, żeby ona też to wiedziała, bo może i przy okazji sprawi to, że będzie patrzeć na ich współpracę i nadchodzącą znajomość w nieco lepszym świetle. Za swą powinność uważam niesienie pomocy duszom, które miała zabrać w zaświaty, na poznanie jej patrzył z zupełnie innej perspektywy. To był mile widziany przez niego dodatek. W końcu, kto wie, jak potoczy się ich znajomość? Może akurat pod koniec tej współpracy będą już dobrymi znajomymi? Póki co było to tylko myślenie życzeniowe, w dodatku takie, które rozpatrywało jedynie pozytywne rozwinięcie sytuacji. Cóż, Abraxos nie chciał myśleć o tym, że mogłoby to potoczyć się gorzej; o tym, że mogliby stać się dla siebie, w jakiś sposób, wrogami.
         – Nie umniejszaj swojego udziały w całej tej sprawie. Jesteś w niej ogniwem tak samo ważnym, jak dusze, która tobie… nam, tak, teraz towarzyszą – powiedział do niej, choć nie zabrzmiało to tak, jakby chciał ją uspokoić. To, miał wrażenie, że przyniosłoby odwrotny efekt do tego, jaki uspokajanie powinno przynosić. Dlatego brzmiał tak, jakby zwyczajnie stwierdzał dość oczywisty fakt.
Na sam koniec, gdy już uścisnęli sobie dłonie, a ich współpraca oficjalnie się rozpoczęła, kiwnął jeszcze głową, w ten sposób odpowiadając na prośbę kobiety. Nie miał problemu z poczekaniem na to, żeby dowiedzieć się czegoś nowego w tej sprawie. Choć w międzyczasie mogli już iść w stronę, w którą prowadził ich jeden z duchów. Znaczy, prowadził on Alastore, bo przecież on ich nie widział, a sam Abraxos podążał już za anielicą.

Nie próbował przyspieszać zdobycia nowych informacji, które miała przekazać mu Przewodniczka. Cierpliwie czekał i w ciszy podążał tuż za nią, choć ciągle zachowywał dystans trzech kroków – był trzy kroki za nią. Był to dość bezpieczny dystans, który nie sprawiał, że mogła mieć wrażenie przytłoczenia przez kogoś takiego, jak on albo tego, że znajdował się zbyt blisko niej, a jednocześnie mógł do niej bez problemu doskoczyć, gdyby stało się coś niebezpiecznego. Gdy jego nowa towarzyszka zaczęła mówić, podniósł wzrok na nią i zaczął słuchać.
         – Rozumiem, to przydatne informacje – odpowiedział po chwili. Wyglądało to tak, jakby poświęcił ten krótki czas na to, żeby przyswoić i zapamiętać wszystko to, co przekazała mu anielica. Dla niego był to kolejny powód, dla którego powinni pominąć straż miasta i wymierzyć sprawiedliwość własnoręcznie. Nie lubił sekt, a one – jeśli w ogóle interesowały się losem innych takich organizacji – również go nie lubiły. Cóż, gdy Abraxos miał możliwość, wolał eliminować sekciarzy i sprawiać, że ich sekty przestawały istnieć.
         – Jeśli pojawiłyby się jakieś nowe, naturalnie, chciałbyś, żebyś mi je przekazała – dodał jeszcze, choć wiedział, że już wcześniej też o tym wspominał. Przyglądał się też chacie, do której się zbliżali. Już z daleka wyglądała na coś, co dawno pożegnało swoich ostatnich mieszkańców, a przez to była dobrym miejscem, żeby szukać tego, co oni szukali. Gdy zbliżyli się, przyjrzał się oknom, lecz nie dało się przez nie niczego zobaczyć – do środka zabite były deskami, które skutecznie blokowały nie tylko wgląd na to, co znajdować się mogło wewnątrz, lecz także wszelakie światło słoneczne. Dlatego wyczuwalny wokół budynku zapach pleśni, w ogóle nie zdziwił niebianina. Zmarszczył nos, jednak nie zrobił niczego więcej. Odór pleśni był nieznośny; nieprzyjemny, lecz nie był nie do wytrzymania.
         – Pewnie – odparł tylko. Ruszył w miejsce, w którym zdawało mu się, że znajduje się wejście do środka. Nie spodziewał się zastać tam zamkniętych drzwi. Nie wyglądały na nowe, to prawda, jednak były tu i były zamknięte. Anioł popchnął je, jednak te nie ruszyły się, czyli ktoś musiał zamknąć je na klucz, na który dziurka się w nich znajdowała. Abraxos uderzył pięścią w to miejsce, a drzwi odpuściły. Prosty zamek, proste rozwiązanie. Ze skrzypieniem otworzyły się i ukazały jego oczom to, co znajdowało się w środku.

Pierwszym, co poczuł, była fala odoru pleśni połączona ze stęchlizną, z zapachem mokrego, rozkładającego się drewna. Sędzia kaszlnął i stał krótką chwilę w bezruchu, jakby w oczekiwaniu na to, aż zapach ten zmaleje choć odrobinę.
         – W środku jest gorzej niż na zewnątrz, jeśli chodzi o zapach – uprzedził tylko towarzyszkę. Później wszedł już do środka. Chata nie wydawała się duża z zewnątrz, więc nie zdziwiło go to, że wewnątrz jest taka sama. Stał teraz w pomieszczeniu, które musiało być głównym. Było ono połączone z kuchnią, a przynajmniej czymś, co kiedyś musiało nią być. Po prawej i lewej znajdowały się przejścia do kolejnych, mniejszych pomieszczeń – po jednym na każdą ze stron. Jedno musiało być kiedyś tym, gdzie spali mieszkańcy tego budynku. Wszystko to, co mogło zostać zniszczone, właśnie takie było – rozpadające się drewniane meble, przeżarte przez szkodniki, pleśń i zniszczone przez wilgoć, niektóre nawet pokryte grzybami. W rogach pomieszczenia i przy szafkach na ścianach znajdowały się skupiska zielono-czarnej substancji, czasem przeplatanej bielą lub brązem. Budynek spełniał wszystkie punkty takiego, który jest już od dawna opuszczony i niezamieszkany.
         – To będą trudne poszukiwania – odparł i wszedł dalej. Podłoga była kamienna, co tyczyło się każdego z pomieszczeń. Może to i dobrze, bo w przeciwnym razie – jeśli byłaby wykonana z drewna – spotkałby ją podobny los, którego doświadczyło wyposażenie chaty.
         – Najpewniej będziemy szukać jakiegoś przejścia, prawda? Zejścia do piwnicy lub tunelu. Czegoś takiego? – zapytał, wcześniej odwrócił się oczywiście w stronę Przewodniczki Dusz. Pytania kierował głównie do niej, lecz pomoc towarzyszących im dusz również może okazać się potrzebna. Jeżeli będą w stanie pomóc, to jest.
         – Możemy się rozdzielić, ja sprawdzę jedną stronę, a ty drugą – zaproponował. Nie spodziewał się tu żadnych niebezpieczeństw poza takim, które może stanowić nagromadzona tu pleśń.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Rododendronia”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości