Mgliste BagnaBu! Bagienny duch!

Tajemnicza mroczna kraina, gdzie każdy Twój ruch jest obserwowany. Strzeż się każdego cienia i odgłosu bo możesz już nigdy stamtąd nie wrócić.
Awatar użytkownika
Villemo
Kroczący pośród cudzych Marzeń
Posty: 432
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje: Arystokrata , Mag
Kontakt:

Post autor: Villemo »

- Znaleźliśmy trzy klucze, ale właściwie żaden nie doprowadził nas do niczego konkretnego. Pięknie - mruknęła sama do siebie. Salazar co prawda nie wiedział o kluczu, który Vi znalazła na strychu, ale to było mało ważne. Drażnił ją brak współpracy z jego strony. Nie mogła jednak wybrzydzać, chciała się stąd wydostać i to jak najszybciej. W Alaranii, owszem, czas płynął nieliniowo, ale nie zamierzała spędzać w tej posiadłości długich tygodni. Czekały na nią córki.

- Nie wiem dlaczego dach się zawalił. Może masz rację, może aktywowałyśmy jakąś pułapkę, a może ta na dole ją aktywowała. Nie miejmy złudzeń, ta ruina może mieć pełno ukrytych zagrożeń. A i ona sama jest zagrożeniem. Może dach po prostu nie wytrzymał. Na marginesie - wyciągnęła zza dekoltu malutki kluczyk, który wcześniej znalazła i zdążyła schować, w jedynym sensownym miejscu - my też mamy klucz.
- Musi otwierać jakąś szkatułkę, pozytywkę, albo pamiętnik, jest za mały na drzwi, a nawet szufladę. Z tego co przeczytałeś z notatnika, wydaje mi się, że posiadłość nie należy do naszego Maga, a do ojca tajemniczej dziewczyny. Jeśli tak jest, gdzieś znajduje się jej pokój, a tam na pewno znajdziemy puzderko do którego pasuje mój klucz. Szukałabym też gabinetu "ojca", jeśli zabił, obecnego tutaj ducha, tam powinniśmy znaleźć jakieś ślady planowania morderstwa.
- W takich dworach gabinety znajdują się najczęściej na parterze, od wschodniej strony, by rano wpadało do nich światło... Pytanie gdzie w tej chwili znajduje się wschód? Tymczasem ułożone panny zazwyczaj lokuje się na piętrach, więc nasza dziewczyna powinna mieć swoją alkowę gdzieś tutaj.

Vi podzieliła się ze swoimi towarzyszami całością przemyśleń. Była przekonana, że dziewczyna z pamiętnika prawdopodobnie stanowi klucz (ach, te klucze!), do rozwiązania zagadki. Trzeba było koniecznie znaleźć jej pokój.
Awatar użytkownika
Luna
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Włóczęga
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Luna »

Luna mruknęła twierdzącą, zgadzając się z Salazarem. Tu w sumie nic nie było w najlepszym stanie, może oprócz ich trójki, przynajmniej do czasu.

- Nie sądze, że to była pułapka… - zaczęła czarodziejka, odwołując się do słów elfa i Vilemo – możliwe, że drgania od wybuchu wywołały to zawalenie – stwierdziła mimo wszystko bardziej przekonana do swojej teorii.

Nie miała jednak zamiaru wszczynać kłótni o to, kto ma rację, więc zaraz po tym wróciła do dalszego śledztwa. Mroczny elf w tym czasie zajął się przeglądaniem biurka. I to był dobry traf, ponieważ czarodziejka tym razem nie zdołała znaleźć nic konkretnego na regale. Podeszła więc przyjrzeć się temu kluczowi i notatnikowi. Na szczęście nie zmienił się w pył, a gdy spiczastouchy go wertował, pradawna uważnie spoglądała czy może gdzieś na zapisanych stronach nie pojawia się symbol motyla, było to raczej mało prawdopodobne, ale cała ta sytuacja taka była, więc kto wie?

- Ale czekaj, to by było bez sensu, skoro to pamiętnik jakiejś dziewczyny to nie powinien on być w posiadaniu jej ojca… Może to był jej pokój, a ten klucz… Choć może faktycznie ją zamykał, ale ten klucz był ukryty, może prowadzi do jakiegoś tajnego wyjścia z tego pokoju? – zasugerowała niebieskowłosa – Chyba że to znalazł i jej zabrał… - dodała po dłuższym namyśle – W każdym razie zgadzam się, trzeba znaleźć miejsce, które otwiera. Może motyle nam je wskażą – mruknęła, podnosząc klucz i się im przyglądając.

Nemorianka wypowiedziała też na głos swoje przypuszczenia, które również chodziły po głowie Luny, przynajmniej zaczęło się to układać w jakąś w miarę sensowną całość, choć nadal niezbyt wiedzieli czego dokładnie szukać.

- O, dobrze wiedzieć – uśmiechnęła się do Vi, sama nie miała wiedzy, kto i gdzie pomieszkuje w dworach, więc ucieszyła ją tak wyraźna wskazówka – Nie ma więc na co czekać. W sumie mamy trzy klucze, może niech każdy weźmie jeden i zacznie sprawdzać wszelkie zamki? Może niech Salazar weźmie ten pierwszy, ty ten z motylkami, wydaje mi się, że najszybciej z naszej trójki odgadniesz, do czego pasuje, a ja mogę wziąć ten, co znalazłyśmy, na strychu, co wy na to?

Wprawdzie wcześniej nie była pewna co do rozdzielenia się, ale teraz cała ta sytuacja wręcz to wymuszała. Było też mniejsze ryzyko, że któryś z kluczy przypadkiem gdzieś się zawieruszy, każdy miałby pod opieką jeden, będzie bezpieczniej i sprawniej.
Nim jednak wzięła klucz od demonicy, jej uwagę przykuła tylna ścianka regału, z którego chwilę wcześniej wyciągnęła tamtą zniszczoną księgę. Wcześniej nie zwróciła uwagi, ale była tam jakaś ciemna plama.

- Poczekajcie chwileczkę...

Podeszła bliżej i zaczęła wyciągać wszystkie inne książki, ostrożnie odkładając je na podłogę. Teraz dobrze widać było dziurę za tomiszczami idącą przez mebel oraz ścianę za nim. Nie była głęboka, ale w sam raz, żeby na przechowanie czegoś niewielkiego. Pradawna sięgnęła ręką i wyraźnie coś znalazła.
Oprócz masy kurzu i pajęczyn w jej dłoni znajdował się teraz piękny pierścionek z czerwonym diamentem. Po chwili wyjęła również kilka luzem wrzuconych tam pogiętych pergaminów z nieco już wyblakłymi zapiskami. Wszystko to położyła na biurku i popatrzyła po reszcie.
Awatar użytkownika
Salazar
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 120
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mroczny Elf
Profesje: Złodziej , Wędrowiec , Skrytobójca
Kontakt:

Post autor: Salazar »

Nie było sensu prowadzić dalszej rozmowy na temat tego, co stało się na strychu. Czas zająć się czymś innym, co zresztą może pomóc im w znalezieniu się bliżej wyjścia z tej sytuacji.
         – To pomieszczenie wygląda podobnie do biura, ale wygląda na to, że nim nie jest. Nie jest też pokojem autorki tego pamiętnika – odparł, choć drugą część wypowiedział nieco ciszej, jakby bardziej przemawiał jedynie do siebie, a nie również do Luny i Villemo. Sam ojciec, pan tego domu, wydawał się też głównym podejrzanym, jeśli chodziło o śmierć maga. Nie przepadał za nim i nie chciał, aby jego córka spędzała z nim czas – później mogło stać się coś, co sprawiło, że ojciec zdecydował się na zakończenie życia maga. A klucz, który znalazła Villemo rzeczywiście mógł otwierać coś niewielkiego, może właśnie coś, co znajduje się w pokoju tamtej dziewczyny. Klucz z motylami prawdopodobnie otwierał drzwi do tego pokoju.
         – Tylko, że jeśli nasze przypuszczenia są prawdziwe, to dwa klucze są ze sobą powiązane. Jeden otwiera drzwi do konkretnego pokoju, a drugi otwiera coś, co prawdopodobnie znajduje się właśnie w nim – odparł. Nie, żeby przeszkadzało mu rozdzielenie się, jednak, jeżeli właśnie tak to wygląda, to nie będzie potrzebne rozdzielanie kluczy tak, aby każdy miał tylko jeden.
         – Mogę wziąć srebrny klucz i poszukać drzwi, które otwiera. Wy możecie wziąć dwa pozostałe i spróbować znaleźć pokój należący do dziewczyny – zaproponował. Była to tylko propozycja, nie rozkaz. Jemu ten plan pasował, choć one mogły wypowiedzieć na głos swoje uwagi, jeżeli takie miały i wprowadzić weń zmiany. Spojrzał też na to, co Luna w międzyczasie wyciągnęła zza zniszczonego regału. Domyślał się, w jakim stanie będą pergaminy i coś, co mogłoby być na nich zapisane. Nie były odpowiednio chronione, więc nie zdziwił go brak tekstu na pierwszym z nich. Najpierw podniósł go ostrożnie i tak samo rozwinął, to też zrobił z pozostałymi. Każdy z nich był pusty, część była naderwana, a także powoli niszczyła się nawet przy jego delikatnym dotyku.
         – Nie wiem, o co może chodzić z tym pierścieniem, ale pergaminy, jak widzicie, nam nie pomogą – podsumował. Pierścień raczej nie był zwykłą błyskotką, którą ktoś zdecydował się tam schować. Musiał mieć jakieś znaczenie.
         – Może jest w jakiś sposób powiązany z magiem? Wygląda na to, że i tak będę szedł na dół, sprawdzę, czy klucz może pasuje do jakichś drzwi na parterze, więc mogę spróbować dostać się do pomieszczenia, w którym z nim rozmawialiśmy i go o to zapytać – odezwał się znów, z jego ust padła kolejna propozycja, choć wypowiedziana takim tonem, jakby było to coś oczywistego, co zresztą ma zamiar zrobić. Po chwili podniósł zarówno klucz, jak i pierścień, który znalazła Luna i ostrożnie ruszył w stronę wyjścia.

Właściwie, teraz przez cały czas starał poruszać się trochę ostrożniej. Uważniej stawiał swe kroki, tak samo nasłuchiwał też skrzypienia podłogi lub czegoś, co mogłoby zwiastować, że już za chwilę deski pod nim pękną, a on będzie miał jedynie naprawdę krótką chwilę na to, żeby jakoś na to zareagować. Gdy schodził na dół, zaczął też zastanawiać się, co powinien zrobić najpierw. Udać się do maga i liczyć na to, że w ogóle będzie chciał pojawić się i z nim porozmawiać czy może poszukać drzwi, które otwiera srebrny klucz? Może lepiej będzie najpierw zabrać się za to pierwsze.
Pomyślał też, że przy okazji sprawdzi coś jeszcze – gdy przechodził obok obrazu kobiety, za którym znaleźli pierwszy klucz, zatrzymał się przy nim i przyjrzał postaci na niej. Jeżeli okazałoby się, że taki sam pierścień będzie znajdował się na jednym z palców tej kobiety, to po części wyjaśni się też jego pochodzenie… ale nie znalazł go tam. Ozdoba ta nadal pozostawała niewiadomą. Ruszył dalej korytarzem, aż dotarł w końcu do drzwi prowadzących do komnaty, w której przywitał ich duch maga i zdradził im, dlaczego się tu znaleźli. Drzwi otworzyły się przed nim, ale w środku nie zauważył nikogo, ani żywego, ani nieumarłego. Magneti Abracadabri pojawił się niecały krok przed nim z miną, która zdradzała, że jak najbardziej zrobił to specjalnie. Tylko, że Salazar się nie przestraszył, jedynie zmrużył lekko oczy, gdy spojrzał w stronę maga.
         – To twój pierścień? - zapytał go od razu, gdy tylko wyciągnął wspomnianą błyskotkę z kieszeni.
         – W pewnym sensie… Bo, widzisz, piękna Matylda, młoda dziewczyna, która tu mieszkała, wręczyła mi go w prezencie. Gdy żyłem, lubiłem nosić czerwienie, które oddawały też mój charakter, z czym zresztą też skojarzył jej się klejnot w pierścieniu. Dlatego mi go wręczyła – odpowiedział szybko. Zupełnie, jakby gdzieś się spieszył, a przecież był duchem, który aktualnie miał czasu pod dostatkiem.
         – I tyle? - mroczny elf zadał mu kolejne pytanie.
         – Tyle wystarczy – odpowiedział mu Abracadabri z uśmieszkiem na ustach, a później zniknął tak szybko, jak chwilę wcześniej się pojawił. Salazar wiedział, że nie była to cała historia, jednak dzięki temu niektóre elementy całej tej układanki zaczynały do siebie pasować. Wyszedł, wrócił na korytarz z obrazami. Nie miał zamiaru wracać do Luny i Villemo, aby podzielić się z nimi tymi wieściami. Najpierw chciał znaleźć miejsce, do którego uzyska dostęp dzięki kluczowi, który miał przy sobie.
Awatar użytkownika
Villemo
Kroczący pośród cudzych Marzeń
Posty: 432
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje: Arystokrata , Mag
Kontakt:

Post autor: Villemo »

Cała sprawa była pogmatwana, czas działał na ich niekorzyść, stres nie pomagał. Nastawienie Salazara było pragmatyczne i powili przestawało drażnić Villemo. Miał rację. Nie mieli zostać przyjaciółmi, tylko rozwikłać zagadkę i uciec z tych bagien.
- Chodźmy - rzekła do Luny, gdy zostały same. Niby obeszły już te korytarze, ale mogły sprawdzić jeszcze raz. Tym razem udały się w tym kierunku, w którym wcześniej szedł Salazar. Villemo westchnęła rozglądając się.
- Mam dwie córki - odezwała się trochę nie na temat. - Czekają na mnie. Nie chce tu tkwić. Co jeśli nasze dni tutaj to miesiące tam, gdzie są moje dzieci? Są dorosłe, ale zawsze będę ich matką.

Mimo tej dygresji Vi rozglądała się uważnie po ścianach, podłodze, a nawet suficie. Dotarły do końca korytarza. Znajdowało się tutaj okno, brudne do tego stopnia, że nie dało się przez nie nic zobaczyć. Nemorianka podeszła do niego i spróbowała otworzyć. Klamka odpadła natychmiast, ale okno i tak odskoczyło - najwyraźniej w ogóle nie było zamknięte. Kobieta oparła się o parapet i wyjrzała na zewnątrz. Wszędzie mgła. Nie dało się określić gdzie są. Jednak kiedy spojrzała w lewo dostrzegła coś niezwykłego. Posiadłość ciągnęła się w tamtą stronę i to dość daleko. Tymczasem w środku korytarz się kończył, choć powinien skręcać. Vi wróciła do środka, zamknęła okno, by nie docierały do nich śmierdzące opary bagien. Odwróciła się w stronę, w którą powinien biec korytarz. Na ścianie wisiał wielki gobelin z motywem róż. Był ciężki, więc poprosiła o pomoc czarodziejkę. Udało się im go odwinąć i... natrafiły na pustą ścianę. Czarnowłosa zaklęła w myślach. Przecież tu musiało coś być. Zaczęła dotykać rękoma, teoretycznie pustej ściany i nagle, mniej więcej na wysokości jej talii wyczuła niewielki przycisk. Nacisnęła go, a ściana zmieniła się w otwierające się przed nimi drzwi.

Korytarz tonął w szarości, choć po jednej stronie znajdowały się okna, były brudne i przysłonięte pajęczynami. Vi zauważyła, że przy podłodze coś lekko błyszczy. Przykucnęła. Okazało się, że jest to grzyb. Latarnia Bagienna. Choć na magii życia znała się słabo, wiedziała, że teraz może to wykorzystać. Dotknęła podłogi niedaleko rośliny i wlała w nią swoją moc. Grzyb rozjarzył się, a fioletowe światło rozpłynęło się po podłodze. Drewno było tak spróchniałe, że wszędzie pojawiły się niewielkie grzybki rozświetlające ciemność. Nemorianka wstała. Korytarz okazał się niesamowicie długi. Po przeciwnej stronie od okien na początku nie było widać żadnych drzwi. Dopiero na końcu dostrzegły jakby zarys futryny.
- To co? Idziemy? - zagadnęła do Luny.
Awatar użytkownika
Luna
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Włóczęga
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Luna »

Luna przystała na propozycję rozdzielenia się w poszukaniu zamków, które otwierają klucze. Był to jednak tylko twierdzący pomruk, bo obecnie była skupiona na nowym znalezisku.

- Myślisz, że ci odpowie w ogóle? – spytała powoli odchodzącego Salazara. Liczyła na to, ale zmarły mag mógł nie mieć wcale ochoty na udzielanie wywiadów. Gdyby przyglądał się ich śledztwu i jakoś ich wspomagał, komentując różne rzeczy czy odkrycia, poszłoby pewnie milion razy szybciej, ale cóż, najłatwiej czekać na gotowe.

Następnie dziewczyny również ruszyły na swoje poszukiwania tu na górze. Idąc przez korytarz, Villemo nagle odezwała się w sprawie w ogóle niezwiązanej z zagadką. Zaskoczyło to czarodziejkę, której myśli chwilowo skupione były jedynie na kluczach.

- Nie wiem czy czas mija tu znacznie szybciej, ale przynajmniej masz tam kogoś, kto na ciebie czeka, to z pewnością dodaje ci siły. Ja nie mam nikogo. Jestem całkiem… sama – dodała Pradawna, jakby dopiero to do niej dotarło. Poznawała różnych ludzi na trakcie, z Cat nawet miała wrażenie, że się zaprzyjaźniła, ale później? Wszyscy gdzieś znikali, a ona znów zostawała sama.

Nie było czasu na smutki. Skrzydlata kobieta odchrząknęła i spojrzała na drobny, srebrny kluczyk. Musiał otwierać coś malutkiego tylko co i gdzie? Szkatułka pasowałaby najbardziej. Tymczasem nemorianka zaglądała za okno, Luna już miała pytać, czy widzi coś ciekawego, gdy dostała prośbę o pomoc. Oczywiście przystała na to i chwyciła gobelin na dole, a następnie przy użyciu skrzydeł zwijała go coraz bardziej ku górze. Gdy już był to całkiem spory rulon, przypominający zwinięty dywan, Pradawna z lekkim trudem go zdjęła, a następnie odrzuciła w bok, bo trochę ważył. Nie spodziewała się jednak, że zrobi on dziurę w podłodze i w niej utknie.

- Upssss… - Niebieskowłosa zawisła w powietrzu, nerwowo poprawiając włosy. Czuła się naprawdę głupio z tym, co zrobiła, przecież tam piętro niżej mógł akurat przechadzać się ich kolega. Przez chwilę zdążyła zapomnieć, że jest to w istocie ruina.

Przynajmniej z tego wszystkiego wyszło coś dobrego, bo znalazły ukryte drzwi. Natomiast to, co było za nimi, otwierało im potencjalną drogę do setki nowych wskazówek. Dodatkowo te świecące grzybki nadawały wszystkiemu specyficznej tajemniczej aury.

- Co? Tak, jasne – odpowiedziała skrzydlata zapatrzona w latarnie bagienne.

Idąc przez korytarz, myślała, jak to wyglądało w czasach świetności. Na ścianach widniały kwieciste malowidła, poszarzałe i skryte pod welonami z pajęczyn. Pod nogami przebiegło jej kilka myszek, natomiast pod sufitem zwisały nietoperze. Gruba warstwa kurzu pokrywała wszystko, co tylko mogła. Na jednym z parapetów stała stara porcelanowa lalka, a na błękitnej sukience było wyhaftowane złotą nicią „M”. Luna podniosła ją i zdjęła z niej pajęczyny. Mimo upływu lat wciąż wyglądała naprawdę dobrze, czarodziejka uśmiechnęła się i po obejrzeniu odłożyła ją na miejsce. Im bliżej kolejnego przejścia szły, tym malowidła ścienne zanikały. Przynajmniej tak mogło się wydawać, wszystkie te kwieciste wzorki prowadziły do jednego, bardzo już wyblakłego przedstawienia tamtej właśnie lalki trzymającej złoty kufer z czerwonymi ozdobnikami.

- Villemo, spójrz! – Chwyciła ją za ramię i wskazała na wyraziście oddaną lalkę. – Ten kufer, ma zamek. Mamy kluczyk, może jest właśnie do tego? Może jest właśnie gdzieś tutaj?
Awatar użytkownika
Salazar
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 120
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mroczny Elf
Profesje: Złodziej , Wędrowiec , Skrytobójca
Kontakt:

Post autor: Salazar »

Ostrożnie, choć jednocześnie dość szybko i sprawnie, poruszał się korytarzem niszczonej przez bagno rezydencji. Od rozmowy z duchem maga udało mu się trafić na dwa pomieszczenia zamknięte drzwiami, lecz żadnych z nich nie dało się otworzyć przy pomocy klucza, który miał przy sobie. Pierścień też zachował – miał wrażenie, że skoro Abracadabri uważał go za coś ważnego (a przynajmniej tak wydawało się mrocznemu elfowi), to powinien on spocząć w miejscu, w którym złożą też ciało samego maga. Gdy już uda im się je znaleźć oczywiście.
Z powrotem dotarł do fontanny. Zerknął w stronę drzwi wyjściowych i skierował się w korytarz znajdujący się naprzeciw tego, którego były one zakończeniem. Tam natknął się na kolejne podwójne drzwi, choć obok nich nie znajdowała się ściana – tamtędy przebiegał węższy korytarz, który może prowadził gdzieś dalej, do innego pomieszczenia, do którego „bogacze” niekoniecznie musieli wchodzić, a służbie w zupełności wystarczało właśnie takie przejście. Salazar podszedł do drzwi i pchnął je. Na początku poruszyły się lekko, lecz tylko odrobinę. Na pewno nie były zamknięte, nawet nie miały w sobie dziurki od klucza. Dlatego bardziej prawdopodobne było to, że coś blokowało je od wewnątrz pomieszczenia, do którego prowadziły. Elf postanowił skorzystać z korytarza obok. Podłoga lekko uginała się pod jego stopami przez lata wystawienia na coraz gorszą wilgoć i mokrą ziemię, w którą powoli zanurzał się budynek.
Dotarł w ten sposób do dużej kuchni, a przynajmniej tym kiedyś musiało być to pomieszczenie. Wszystkie drewniane przedmioty były tu właściwie zniszczone, a na kuchnię nakierował go kamienny piec – częściowo zapadnięty w podłodze – i garnki znajdujące się w losowych miejscach. W jednej ze ścian znajdowały się też zwyczajne, pojedyncze drzwi, które możliwe, że prowadziły do jakiegoś magazynu. Drugie skierowane były w stronę, w której znajdować się musi inne pomieszczenie, to o wiele większe od kuchni.

Salazar wyszedł tymi drugimi drzwiami. Te, na szczęście, nie były zamknięte, a przed oczami mrocznego elfa stanęła wielka jadalnia. Po jednej stronie pomieszczenia znajdował się rząd wielkich okien. Mógł przez nie wyjrzeć na zewnątrz, jednak wątpił, żeby udało mu się je otworzyć – nie, gdy nie rozwiązali jeszcze zagadki, którą uwięził ich tu duch maga. Wielki stół z rzędami krzeseł po obu stronach mógł być kiedyś prawdziwym dziełem sztuki stolarskiej, jednak teraz – razem z krzesłami – był on zniszczony przez to samo, co odpowiadało za słabą kondycję innych drewnianych rzeczy, na które natknął się już tutaj on i pozostała dwójka, którą sprowadził tu Abracadabri. Zobaczył też, co blokowało drzwi. Fragment sufitu zawalił się i fragmenty jego, belek wzmacniających i rzeczy, które spadły z wyższego piętra stworzyły barykadę. Wydawało mu się, że nad salą jadalną znajdowało się pomieszczenie, w którym jeszcze nie byli, choć nie wykluczał też, że ich działania na terenie rezydencji mogły odpowiadać za stworzenie tejże blokady. Przez chwilę myślał o tym, czy może tego nie odgruzować, jednak zrezygnował z tego, gdy wziął pod uwagę stan całego budynku. Kto wie, może po usunięciu barykady struktura stałaby się jeszcze bardziej niestabilna i zawaliłaby się kolejna część albo reszta podłogi pomieszczenia, które znajdowało się nad nim? Wolał nie ryzykować tego, że zostanie przygnieciony przez to wszystko.
Wrócił do kuchni. Jego celem były teraz znajdujące się tam drzwi. Okazały się zamknięte na klucz, ale tego akurat się spodziewał. Nie myśląc o tym dłużej niż chwilę, wyciągnął klucz, w którego był posiadaniu, włożył w dziurkę i przekręcił. Usłyszał szczęk zamka, a ten niewielki opór wytłumaczył sobie tym, że to wszystko było dość stare.
         – Ha – powiedział sam do siebie. Mały triumf, ale może okazać się czymś potrzebnym i przełomowym. Nie wiedział w końcu, co znajdzie za tymi drzwiami. Pociągnął je ostrożnie, a te ukazały jego oczom schody prowadzące w dół. Powoli postawił stopę na pierwszym stopniu. Poczuł pod nią twardość kamienia. Kamienne schody, dobrze, bo to oznaczało, że będą bardziej stabilne, choć jednocześnie cięższe, co sprawiało, że może łatwiej i szybciej zapadają się w podłoże. Cofnął się, ale tylko po to, żeby zgarnąć garnek, który przystawił do drzwi i je nim zablokował. Dopiero po tym wszedł na schody. Nie potrzebował źródła światła, w końcu – jak każdy mroczny elf – widział w ciemności. Schody były jedynie kilkustopniowe, a ostatni z nich, ten łączący schody z podłożem podziemnego pomieszczenia, znajdował się w połowie w tejże podłogi. Nie był pewien, czy było tak od początku, czy kamienne schody zaczęły się zapadać. Będzie musiał się tu rozejrzeć, ostrożnie oczywiście, bo samo to, że znaleźli klucz do tego miejsca mogło oznaczać, że faktycznie uda się znaleźć tu coś, co pomoże im rozwiązać zagadkę śmierci maga i tego, gdzie znajduje się jego ciało.
Awatar użytkownika
Luna
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Włóczęga
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Luna »

W momencie, gdy Luna chwyciła Vilemo za ramię, poczuła, jak ta rozpływa jej się w rękach. Instynktownie się cofnęła i obserwowała, jak jej towarzyszka powoli zanika. Wszystko trwało parę sekund, może nawet mniej? Czarodziejka nawet nie zdążyła krzyknąć ani zapytać co się dzieje, po nemoriance nie było śladu. Nie mogła tego zrozumieć, przecież wyjście z posiadłości miało być niemożliwe. Być może mag uznał, że nie będzie już tu potrzebna i ją wypuścił? Tylko dlaczego akurat ją? Pradawna westchnęła ciężko, przynajmniej był jeszcze tamten elf. Naprawdę nie chciałaby tu zostać całkiem sama. Prawdopodobnie nie zdołałaby rozwiązać na czas zagadki i została pogrzebana żywcem.

- "Myśl pozytyyywniej" – odgoniła ponure myśli. - "Dobra, najpierw poszlaki". – Rozejrzała się za motylkowym kluczykiem, który miała Vil, na szczęście nie zniknął wraz z nią. Leżał sobie na ziemi obok miejsca, gdzie kobieta jeszcze parę chwil temu stała. Niebieskowłosa szybko go podniosła i zamierzała odszukać elfa, jednakże jej uwagę ponownie przykuła szkatułka. Nie miała zbyt wiele do stracenia, więc od razu ją otworzyła. W środku było kilka starych monet, jakiś zagubiony koralik oraz coś na wzór mapy. Lata temu narysowane linie zdążyły mocno wyblaknąć. Wciąż jednak dało się bez problemu zauważyć, iż jest to plan posiadłości.

- "Coś tu nie pasuje" – Luna zaczęła powoli analizować pomieszczenie, w którym była. – "Jeśli jestem tutaj, to tu powinny być schody w dół? Ale tu jest ściana" – myślała czarodziejka, wgapiając się w stare malowidła. Mimo masy kurzu i licznych pajęczyn niebieskowłosa dzielnie ściągała obraz po obrazie licząc na ukryte za nimi drzwi. Jeden po drugim lądował na podłodze i żaden nie chciał wyjawić żadnego sekretu.

- To bez sensu. – Zmęczona oparła się o odsłoniętą już ścianę, ramki były naprawdę liczne i miały swoją wagę.

Z tej perspektywy zauważyła klapę podłodze. Dzięki całemu zamieszaniu z obrazami odsłoniła również pajęczyny, które miała pod nogami, a one z kolei ukazały jej to, czego szukała. Klapa zaskrzeczała przeraźliwie, ale nie stawiała oporu przy otwarciu. Tuż pod nią zgodnie z rozrysowanym planem były kręcone schody. Pradawna oświetliła sobie drogę przy pomocy rogu. Na początku zejście było dość ciasne, ale im niżej był, tym bardziej się rozszerzało, a nawet miało różne odnogi prowadzące do niestety zamkniętych drzwi i ukrytych miejsc, przez które dało się obserwować niemal wszystkie pomieszczenia w posiadłości.
Po dobrych parunastu minutach schodzenia i sprawdzania innych dróg była na samym dole. Miała wrażenie, że zeszła na parter, ale kamienna podłoga, odór stęchlizny i wilgoć wskazywały na piwnicę. Wystarczy, że stąd wyjdzie i zaraz powinna trafić na mrocznego elfa. Jednakże było to dość skomplikowane, żeby zejść z ukrytego pomieszczenia ze schodami, musiała odgruzować nieco zapadnięte drzwi oraz złamaną belkę przykrytą stosem kamieni. Właśnie tu, w fundamentach najbardziej było widać, że ten budynek długo nie postoi. Róg niebieskowłosej rozświetlał wszystko i ukazywał liczne pęknięcia i przegnicia drewnianych elementów.

- No dalej, ugh… - postanowiła spróbować własnych sił, które nie były zbyt skuteczne, więc sięgnęła po inne metody.

Przy pomocy magii pustki usunęła barykadę na swojej drodze i mogła swobodnie przejść. Ledwo zrobiła kilka kroków, gdy trafiła właśnie na Salazara.

- Och, jak dobrze. Chociaż ty nie zniknąłeś – odetchnęła z ulgą, bo już od dłuższego czasu w jej sercu gościł niepokój, że została całkiem sama.
Awatar użytkownika
Salazar
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 120
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mroczny Elf
Profesje: Złodziej , Wędrowiec , Skrytobójca
Kontakt:

Post autor: Salazar »

Ta podziemna część, w której teraz znajdował się Salazar, wyglądała na jakiś magazyn. Tak mu się przynajmniej zdawało po drewnianych półkach, a raczej tym, co po nich zostało, co walało się nadal po zapadającej się powoli podłodze. Był w stanie wyobrazić sobie jak w tym, dość sporym zresztą, miejscu, znajduje się pełno worków z jedzeniem, beczek z napojami i skrzynek, w których znajdowały się butelki z różnymi trunkami, a także inne rzeczy, z których można było przyrządzić różnorakie potrawy. Zaczął poruszać się przed siebie, cały czas robił to ostrożnie. I nie zdziwił się, gdy trafił do czegoś, co mogłoby być miejscem do przechowywania wina. W niektórych miejscach widział nawet potłuczone butelki, w których kiedyś mogło się ono znajdować. Jedna półka była nawet w dość dobrym stanie i, gdy podszedł doń bliżej, okazało się, że kilka butelek nawet ocalało! Choć, Salazar nie ryzykowałby otwierania ich i picia tego, co znajdowało się w środku. Mogłoby to być dość nieprzyjemne przeżycie.
A zanim ruszył dalej, dobiegł go głos należący do innej osoby, która była tu uwięziona razem z nim. Z którą zmuszony był współpracować, a która była sama. Wcześniej było ich przecież dwie, teraz została tylko jedna, ta z rogiem na czole.
         – Hmm? A co się stało z Villemo? Zniknęła, jak się domyślam? - zapytał. Skoro „dobrze, że on nie zniknął”, to to związane z ostatnim pytaniem mogło spotkać tamtą kobietę. Ciekawe dlaczego. Może duch uznał, że dwie osoby wystarczą, aby rozwiązać dalszą część zagadki związanej z jego ciałem i z tym, gdzie się ono znajduje? Może byli już na tyle blisko rozwiązania, że aktualna ich ilość była wystarczająca, aby doprowadzić całość do końca i pozwolić duchowi na spoczynek? Nie wiedział, a podejrzewał też, że jakby zapytał o to samego Abracadabriego, ten również by mu tego nie zdradził.
         – Mniejsza z tym. Jeśli my też nie zniknęliśmy, to nadal mamy zagadkę do rozwiązania – odparł po chwili. Zagadkę, która wiązała się też z czasem, co prawda nie był on określony liczbą, ale musieli się stąd wydostać, zanim posiadłość powoli zagłębi się w bagna. I musieli też przeszukać najniższe pomieszczenia – czyli właśnie takie, w którym byli teraz – zanim to się stanie. Zawsze mogło okazać się, że na poziomie piwnicy istnieje więcej podziemnych pomieszczeń, które mogą być jakoś ukryte, może nawet na samych planach posiadłości, jeżeli weszliby w posiadanie takowych.
         – Ta półka wydaje mi się jakaś podejrzana. Jest w zaskakująco dobrym stanie – powiedział to, gdy skinieniem głowy wskazał w miejsce, w które patrzył wcześniej. Na mebel, na którym znajdowało się kilka zakorkowanych i niezniszczonych butelek z winem.
         – Sprawdzę coś – dodał jeszcze i podszedł do półki. Najpierw przyjrzał się jej, postukał w nią lekko, aby sprawdzić, czy drewno nie zniszczy się nagle, gdy tylko zacznie z nim cokolwiek robić. A, gdy upewnił się, że do niczego takiego nie dojdzie, ustawił się po lewej stronie półki, przyległ do niej barkiem i ramieniem, a później nacisnął i spróbował iść do przodu. Wydawało mu się, że mebel drgnął, tylko odrobinę, ale mogło do czegoś takiego dojść. Jeśli to była prawda, to musiało tu znajdować się coś, co go blokowało, może nawet od drugiej strony. Jeżeli miał rację, a jego przypuszczenia sprawdziły się, to właśnie znalazł ukryte przejście albo pomieszczenie.

         – Hmm… - mruknął tylko. Potok myśli, ten związany z tym, jak może działać mechanizm i sposobami na aktywowanie go, pozostawił samemu sobie. Zostały w jego głowie i nie wyszły stamtąd.
         – Może butelki… - rzucił, choć raczej nie w stronę Luny. Bardziej w przestrzeń, tak po prostu, jak naukowiec, który wpadł nagle na rozwiązanie problemu, nad którym głowił się od długiego czasu.
Pociągnął za pierwszą lepszą, która znajdowała się najbliżej jego ręki. Wyciągnął ją, ale nic więcej się nie stało. To samo było z drugą, trzecią, a także z czwartą. W końcu kolejna zaczęła stawiać opór, a mroczny elf pociągnął ją mocniej. Coś przeskoczyło, jakby dawno nieużywany mechanizm zyskał nagle drugie życie. Pomieszczenie na krótką chwilę wypełnił odgłos wprawionych w ruch zębatek, które ocierały się o siebie i zachodziły na siebie – razem z innymi częściami, płytkami, przekładkami i tak dalej, tworzyły one cały mechanizm. Niezbyt skomplikowany, jak się okazało, bo trwało to wszystko krótką chwilę, a „spektakl” zakończył się dźwiękiem odblokowania czegoś w półce, co mogło blokować ją w miejscu. Salazar znów spróbował ją przesunąć – tym razem udało się to bez problemu.
Za półką znajdowało się niewielkie pomieszczenie. Było puste… no, prawie. Na środku podłogi znajdowała się bowiem ludzka czaszka, na której spoczywały kawałki brudnej tkaniny, której to rzeczywistego koloru nie dało się określić. W ścianę znajdującą się naprzeciw wejścia wbite były grube, metalowe okowy – teraz całe w rdzy, nawet nadkruszone odrobinę w kilku miejscach. W rogu leżała też sterta szmat, które kiedyś może były ubiorem i wyglądały lepiej. Salazar, gdy tylko spojrzał w kierunku tej sterty, od razu dostrzegł tam – mimo brudu – ślady po wzorze. Były to paski, choć koloru ich i tkaniny, na której się znajdowały, też nie dało się określić przez przylegające do niej warstwy brudu.
         – To musi być jego czaszka, prawda? - zapytał, choć już wtedy znał odpowiedź. Właściwie powiadomił w ten sposób towarzyszącą mu dziewczynę nie tylko o swoim znalezisku, lecz także o tym, do kogo mogła ona należeć.
         – Musimy wziąć ją ze sobą. Pytanie tylko, gdzie znajduje się reszta? - odparł. Podszedł do czaszki i podniósł ją. Dopiero z bliska zauważył małe zadrapania i wgłębienia, które mogły pozostawić jedynie szczury. Stworzenia te wcisnął się wszędzie, gdzie uda im się znaleźć jedzenie, którym dla nich może być właściwie wszystko.
         – Możemy, póki co, zanieść ją gdzieś wyżej i zostawić, żeby poszukać reszty ciała – zaproponował. Od razu skierował się też w stronę schodów prowadzących do wyjścia z piwnicy.
Awatar użytkownika
Luna
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Włóczęga
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Luna »

- Po prostu się rozpłynęła! – wyjaśniła Luna, którą wciąż targały emocje. Nie chciała krzyknąć ani okazywać strachu, dlatego wzięła głęboki oddech i zaczęła jeszcze raz tym razem z większym spokojem i po poprawieniu mocno rozburzonych włosów – Rozmawiałyśmy i chciałam jej coś pokazać, ale gdy miałam ją chwycić za ramię, nagle zrobiła się niematerialna i zaczęła znikać. Może ten duch uznał, że ona mu się jednak nie przyda i ją wypuścił, przynajmniej mam taką nadzieję – dodała z lekkim niepokojem.

Nie było jednak czasu, by nad tym rozważać, zgodziła się z Salazarem, że muszą wrócić do swojego śledztwa. W końcu nikomu się nie uśmiechało zostać tu pogrzebanym żywcem. Półka, którą wskazał, faktycznie się wyróżniała i było na niej jakby nieco mniej kurzu. Czarodziejka natychmiast podeszła pomóc, gdy zobaczyła, jak elf próbuje ją przesunąć. Choć z pewnością nie dorównywała siłą Salazarowi, to liczyła, że razem dadzą radę cokolwiek zdziałać. Niestety uparty mebel nie chciał odpuścić i ani drgnął.

- Butelki? Nawet jeśli sytuacja jest beznadziejna, to na twoim miejscu raczej nie próbowałabym ich zawartości – mruknęła niby w żartach.

Już podczas walki z półkami zerknęła z ciekawości na ich zawartość. W większości to były ciecze, choć w kilku zaobserwowała wyjątkowo nieapetycznie wyglądające fusy, które przypominały coś w rodzaju drobnych wodorostów. Wzdrygnęła się z obrzydzeniem na myśl o woni, jaką to coś mogło wydzielać.
Domyślała się, że elf szuka jakiegoś ukrytego mechanizmu, więc nie była szczególnie zaskoczona nietypowym odgłosem, zaraz po którym Salazar już samodzielnie zdołał odsunąć szafę. To, co było za nią skryte, już nie było aż tak oczekiwane. Czarodziejka liczyła na kolejne tajne przejście lub schowek, ale nie na samotnię leżącą na ziemi czaszkę.

- Musi – stwierdziła Luna. Miała nadzieję, że to ogromny przełom w sprawię i niedługo wydostaną się z tego przeklętego domostwa – Gdzie reszta, to dobre pytanie. Raczej reszta kości nie zostałaby zniszczona doszczętnie, hm? – Na wszelki wypadek pradawna postanowiła poszperać jeszcze wśród starych szmat. Odskoczyła nagle cichym jęknięciem, a spod materiału uciekł zagubiony szczur. Luna nie była tego typu zwierzętami obrzydzona ani wystraszona jednakże nie oczekiwała, że zostanie w tym momencie ugryziona – Auć, chyba nie ma tu nic więcej faktycznie… - mruknęła, korzystając z magii do uleczenia rany - Ja bym zaniosła czaszkę jak najwyżej, jeśli dom cały czas się zapada to lepiej mieć ważniejsze poszlaki nawet na strychu – zaproponowała.

Zaraz po tym wraz z nim ruszyła po schodach. Cały czas rozważała jaka historia mogła się kryć za zamkniętym pomieszczeniem. Jakiej tragedii był świadkiem ten dom.

- Myślisz, że ktoś specjalnie ukrył resztę kości w osobnych miejscach? – zagaiła pradawna podczas wchodzenia na górę – Jaki mógłby mieć w tym cel i gdzie mógłby ukryć pozostałe szczątki hmm – głośno myślała – To pomieszczenie wyglądało, jakby przetrzymywali tam naszego maga, może odcięli mu kończyny… Ale wtedy zostaje jeszcze tułów… Więc pewnie po śmierci gdzieś schowali resztę – rozważała, cały czas tworząc w swej głowie coraz to drastyczniejsze scenariusze.

Ich rozmowę przerwał nagły i niespodziewany wstrząs. Cała posiadłość zadrżała na tyle mocno, że z trudem mogli ustać. Mogło to oznaczać tylko jedno, czas ich gonił. Lunę dopadł atak stresu i dość impulsywnie wzięła czaszkę od Salazara. Zaproponowała, że szybko poleci ją tam odłożyć, a za ten czas mroczny elf mógłby sprawdzić, czy w piwnicy nie ma nic więcej godnego uwagi, póki jeszcze bagno się tu nie wdarło.
Awatar użytkownika
Salazar
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 120
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mroczny Elf
Profesje: Złodziej , Wędrowiec , Skrytobójca
Kontakt:

Post autor: Salazar »

Od momentu, w którym znaleźli czaszkę, która wydawało się, że należy od maga, a raczej do jego ciała, gdy ten jeszcze żył, Salazar zastanawiał się, gdzie może znajdować się reszta. Oczywiście, zbyt proste byłoby to wszystko, gdyby całe ciało znajdowało się w jednym miejscu, choć to bardziej cały szkielet – no, poza głową – złodziej spodziewałby się znaleźć w takim miejscu, a sama czaszka byłaby ich drugim problemem i czymś, co powinni znaleźć później. Tymczasem, to wszystko wyglądało zgoła inaczej, odwrotnie wręcz do tego, co byłoby bardziej prawdopodobnym scenariuszem.
         – Liczę na to, że Abracadabri powie nam od razu, że to jego czaszka, a nie, że nadal będzie zwodził nas jakimś półsłówkami i zagadkami – powiedział to takim tonem, jakby sugerował, że wręcz wycisnąłby prawdę z tego osobnika, gdyby było to możliwe. Z drugiej strony, zaczął też odnosić dziwne wrażenie, że duch ten może nawet za nimi podążać, obserwować ich poczynania i jednocześnie ukrywać się tak, że nie dałoby się go wyczuć. Tutaj mogła odzywać się jego zbyt duża ostrożność, która bez problemu mogłaby podchodzić pod paranoję, ale jednocześnie mógł też przecież mieć rację, prawda? Istniała jakaś szansa na to, że właśnie tak było i, że Abracadabri obserwował ich z ukrycia.
         – Czaszka nie jest zniszczona, więc myślę, że pozostałe kości też przetrwały. Pytanie tylko, gdzie je znajdziemy – odparł. Czaszkę trzymał dość ostrożnie, przynajmniej starał się to robić. Włożył palce w puste oczodoły i w ten sposób zajął sobie jedną z dłoni. Nie powinna się zniszczyć, jeżeli nadal będzie zachowywał ostrożność.
         – Nie, zaniesiemy ją do niego i tam zostawimy. Dom tonie w bagnie, to prawda, ale nie dzieje się to tak szybko, jakby mogło się wydawać. Nasza obecność w tym miejscu sprawia, że dzieje się to szybciej, tak, ale też nie powinno stać się coś takiego, że zatonie on za kilka godzin albo w ciągu jednego dnia – powiedział to już, gdy wchodził po schodach. Sam nie był pewien co do tego czy miał rację, czy może niekoniecznie. Wydawało mu się, że gdyby posiadłość tonęła szybciej, na pewno by to poczuli i nawet zauważyli.

         – Na pewno. Gdyby komuś nie zależało na tym, żeby ktoś miał trudność ze znalezieniem kości, najpewniej cały szkielet zostałby w jednym miejscu. Może ktoś rzucił klątwę na Abracadabriego i przeklął jego kości, żeby jego duch nie zaznał spokoju do momentu, w którym szkielet maga znajduje się na tym terenie – wyjawił swoje przypuszczenia dziewczynie. Mogło tak być, zwłaszcza, że pomieszczenie, w którym znaleźli czaszkę wyglądało na takie, w którym ktoś – w tym przypadku mag – mógł być torturowany i później zabity.
         – Nie wiem, czy kończyny zostały oddzielone od tułowia, czy nie i cały szkielet, bez głowy oczywiście, znajduje się w jednym miejscu gdzieś w posiadłości. Musimy poszukać, inaczej się nie dowiemy – dodał jeszcze. Chciał powiedzieć coś jeszcze, może nawet pospieszyć dziewczynę, która szła za nim, nadal uważał, że im szybciej to rozwiążą, tym lepiej. Tylko, że wszystko to przerwał nagły wstrząs, który sprawił, że Salazar musiał oprzeć się ręką o pobliską ścianę, aby nie stracić równowagi.
         – To nie wróży niczego dobrego – skomentował tylko, a później zmrużył oczy i spojrzał na Lunę, gdy ta niemalże wyrwała czaszkę z jego dłoni.
         – Nie wiem, czy znajdę tu coś jeszcze, ale niech będzie – odparł i odwrócił się, aby ponownie zejść po schodach i wrócić do piwnicy.

Brak światła nie stanowił dla niego problemu, w końcu był kimś, kto widział w ciemności. Półki w tym miejscu go nie interesowały, akurat na nich od razu było widać to, co jeszcze stanowiło ich – najczęściej zniszczoną w jakimś stopniu – zawartość. Bardziej interesujące były stojące w kilku miejscach pudła i beczki, choć nadal zniszczone przez brak mieszkańców i samo miejsce, to nadal mogły one zawierać coś interesującego. Teraz – w świetle nowych rzeczy, które oboje przypuszczali – w jednym z tych pojemników mogły znajdować się części szkieletu Abracadabriego. Jedna część, kończyna lub tułów, albo nawet wszystkie kości, tyle tylko, że porozrzucane po pudłach i beczkach. Nie zostało mu nic innego, jak rozpoczęcie ich sprawdzania. Tym bardziej, że czas był tu ich przeciwnikiem, a lepiej byłoby, gdyby piwnica nie została zalana, gdy jeszcze znajdowało się tu coś, co byłoby dla nich przydatne w czasie poszukiwań. Lub, jeszcze lepiej, po prostu to, czego szukali od samego początku. Dlatego też zaczął to sprawdzać – otwierał beczki i to samo robił z pudłami. Część ulegała bez problemu, ale zdarzały się też takie, przy których należało użyć znacznej siły, żeby wieko puściło i odkryło przed nim skrywane tajemnice. Tajemnice, którymi przeważnie była pustka lub marne pozostałości dawno już zepsutego jedzenia. Te drugie sprawiały też, że z pojemnika uwalniał się nieprzyjemny, drażniący w nozdrza zapach. Salazar nie był nawet pewien czy bezpieczne było takie „wystawianie się” na te zapachy, w końcu, kto wie, co mogło się w tym znajdować. Dlatego też krótko po rozpoczęciu tego zajęcia, sięgną do torby i wyciągnął z niej szeroką chustę, którą zakrył nos i usta. Zawiązał ją sobie z tyłu głowy, przecież nie będzie marnował jednej ręki na to, żeby cały czas trzymać ją przy twarzy.
Zostało mu zaledwie kilka beczek, które stały akurat obok siebie. Pierwsza miała wygryzioną dziurę od spodu, co nie było niczym dziwnym, w końcu widoczne było to, że w miejscu tym kiedyś żyły też szczury. Nie był pewien, czego się spodziewać, dlatego dopiero po otwarciu i zajrzeniu do środka mógł się tego dowiedzieć. Co znalazł? Kości. Przewrócił beczkę, a zawartość wysypała się na podłoże. Nie był to cały szkielet, ale Salazar od razu zauważył, że kości te – gdyby je ułożyć – stworzyłyby dwie nogi. Czy to oznaczało, że pozostałe beczki również zawierają w sobie pozostałe części szkieletu? Mroczny elf tak nie myślał, w końcu byłoby to za łatwe.
Awatar użytkownika
Luna
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Włóczęga
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Luna »

Luna była lekko zaskoczona. Była tak pełna nadziei, że ich śledztwo zaraz się wyjaśni, że nie wzięła nawet pod uwagę możliwości, iż nie jest to czaszka zmarłego maga. Westchnęła lekko, bo nic nie wskazywało również na to, aby należała do kogoś zupełnie innego.

- No dobra… - przytaknęła Luna, pokój gdzie pierwszy raz spotkali ducha, brzmiał całkiem sensownie jako miejsce gromadzenia wszystkich poszlak. Salazar był w miarę spokojny, co również po części uspokoiło czarodziejkę – Masz rację – przyznała, gdy elf wspominał o pozostałych kościach.

Czarodziejka rozważała nad najlepszym miejscem ich schowania. Ciągle na myśl przychodziło jej zamurowanie ich w ścianach tej posiadłości. To mogłoby sprawić, że Abracadabri nie mógł zaznać odpoczynku po śmierci i wciąż był przywiązany do tego miejsca. Budynek powoli tonął, duch musiał być naprawdę zdesperowany, by ktoś poznał jego historię. Za jakiś czas utknąłby tu na wieki bez szans na zmianę tego stanu. Niebieskowłosej było go nawet trochę szkoda. Jednakże zdecydowanie bardziej chciała stąd wyjść. Czaszka była ukryta w sekretnym pomieszczeniu, zapewne w czasach świetności tego miejsca po korytarzach często chodziła służba lub mieszkańcy. Pierwotna myśl pradawnej była w takim razie do odrzucenia. Kryjówka lub kryjówki pozostałych szczątków zapewne musiały być równie dobrze ukryte, co dostępne.

- Lepiej, żeby był w całości – mruknęła. Nie uśmiechało jej się szukać każdej pojedynczej kosteczki.

Nagły wstrząs dodatkowo ją w tym utwierdził i pod wpływem emocji wzięła czaszkę od Salazara i zabrała ją w umówione miejsce.
Wparowała tam niczym błyskawica i wciąż ściskając czaszkę. Oparła się o ścianę i dała sobie dłuższy moment na uspokojenie nerwów i wyrównanie oddechu. Przez lata mieszkała w Mrocznej Puszczy i przywykła do potencjalnego zagrożenia czyhającego wokół. Tutaj było inaczej, ucieczka nie wchodziła w grę. Mogła liczyć tylko na siebie i Salazara. Odłożyła czaszkę na stolik, przypadkiem zsuwając z niego drobny obrus, który odkrył ledwo widoczny zamek do szuflady w nim.
Luna wciąż miała przy sobie znaleziony wcześniej klucz ze strychu. Podobnie jak mapę, do której wykorzystała ten odkryty przez Vilemo. Postanowiła go wypróbować, szybko na jej twarzy pojawił się uśmiech na dźwięk charakterystycznego zgrzytu. Otworzyła. W środku był szereg pustych kałamarzy, zapisane kartki obficie splamione najprawdopodobniej krwią oraz szczelnie zawinięty pakunek. Pradawna skupiła się na nim, odkrywając jego zawartość w postaci szkieletu dłoni pokrytej resztkami już zeschniętej skóry. Odłożyła ją obok reszty i wzięła notatki. Nie były one zapisane przy pomocy klasycznego alfabetu, ale runami. Prawdopodobnie był to opis jakiegoś rytuału i odpowiednich inkantacji.
Czarodziejka niemalże nie odrywając od nich wzroku, wróciła do piwnicy, do mrocznego elfa chcąc mu przekazać swoje odkrycia.

- Salazar? Znalazłam jego dłoń i przy okazji chyba zaklęcie, które go tu uwięziło, tak jak i nas…? – pradawna zastanawiała się, czy mag wykorzystał zaklęcie, by ich tu ściągnąć i uwięzić, bo niegdyś takiego samego użyto na nim, a raczej jego duszy. Czy może zarówno on, jak i morderca dobrze znali się na magii -… O, a może! – zaczęła Luna, powoli łącząc kropki – Został tu, bo nie może zaznać spokoju, ale może przed śmiercią, ktoś go tu uwięził tak jak on teraz nas? Tak, aby nie mógł wezwać pomocy, hmm. Mogłyby na to wskazywać inkantacja tu zawarte. Umiesz czytać runy czy tłumaczyć? – spytała, wskazując mu pergaminy – Oh i nie spytałam, znalazłeś tu coś jeszcze?
Awatar użytkownika
Salazar
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 120
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mroczny Elf
Profesje: Złodziej , Wędrowiec , Skrytobójca
Kontakt:

Post autor: Salazar »

Zajął się przeszukiwaniem beczek, gdy Luna w tym czasie poszła odnieść czaszkę, którą właściwie mu zabrała. Znalezienie w jednej z nich kości, które przeczucie mówiło mu, że należą do ciała Abracadabriego. To przez krótką chwilę sprawiło, że optymistycznie pomyślał o tym, iż w pozostałych – z tych, których jeszcze nie przeszukał – może też znaleźć coś więcej. Pozostałe kończyny czy coś. W końcu w jednej znalazł nogi, a wcześniej udało im się znaleźć czaszkę. Kości nóg pozostawił w miejscu, w którym upadły, choć wcześniej upewnił się, że w beczce znajdowały się wszystkie. Co ciekawe, kości stopy były ze sobą połączone jakąś kleistą substancją, choć na pierwszy rzut oka nie wyglądało to na zaschniętą żywicę. Jeden problem z głowy – nie trzeba było tracić czasu na szukanie każdej, nawet najmniejszej kostki, które składały się na palce stóp. Poza tym, w tej konkretnej beczce znajdował się komplet, a obie nogi, choć jedynie złożone z kości, nie były wybrakowane. Następna beczka była pusta. W kolejnej trafił na następną część układanki – wyciągnął z niej to, co kiedyś mogło być rękoma żyjącej osoby, choć teraz brakowało na tym skóry, mięśni i innych takich. Obojczyk z łopatką, kość ramienna, promieniowa i łokciowa. I to po dwie sztuki każdego, więc na obie ręce. Spojrzał jeszcze raz na dno beczki, ale nie znalazł tam niczego więcej. Coś się nie zgadzało, w końcu w środku nie było dłoni. Przewrócił beczkę, podniósł ją i potrząsnął z otworem skierowanym w dół. Tylko, że nic z niej nie wypadło. Na szczęście chwilę później zjawiła się Luna i powiedziała mu, że znalazła dłoń.
         – Ja znalazłem nogi i ręce. Tylko, że tym drugim brakuje obu dłoni – oznajmił jej po chwili. A ruchem głowy wskazał na leżące w pobliżu kości.
         – Jeśli udało ci się znaleźć jedną, a ja nie znalazłem drugiej, to podejrzewałbym, że dłoń numer dwa będzie ukryta podobnie, jak ta pierwsza – dopowiedział jeszcze. Spojrzał też pytająco na towarzyszkę, w końcu chciał wiedzieć, w jaki sposób trafiła na swoje znalezisko. Będzie to przydatna wskazówka co do tego, gdzie szukać drugiej części z tej pary dłoni. Spojrzał też na kartę z inkantacją, którą mu pokazała.
         – Nie. Pismo runiczne jest tym, czego akurat nie znam. Gdyby to było pismo elfów, dawne lub aktualne albo czarna mowa, to mógłbym to rozszyfrować – odpowiedział. Będą musieli poradzić sobie bez zawartości pergaminu.
         – W takim razie brakowałoby nam jeszcze tułowia i jednej dłoni. I kręgosłupa – podsumował na koniec.
         – Sprawdzę szybko pozostałe beczki, bo mam wrażenie, że znajdziemy w nich coś jeszcze, skoro przeszukiwanie ich do tej pory okazało się dość owocne – odparł. Nie była to propozycja, bardziej informacja o tym, co zamierza zrobić.
         – Możemy się rozdzielić. Możesz w międzyczasie poszukać drugiej dłoni i może zapytać ducha czarodzieja, jeśli uda ci się zwrócić jego uwagę, o te runy. Może on będzie w stanie je odczytać – dodał jeszcze. Choć nie żywił ku temu zbyt dużej nadziei, ale jednocześnie taki pomysł był lepszy niż żaden. Może czarodziej akurat dostrzeże w tym szansę na szybsze opuszczenie tego świata i im – Lunie – pomoże.

Kolejna beczka była pusta, przynajmniej to stwierdził na początku. Jednak coś powiedziało mu, żeby zerknąć tam raz jeszcze. Najpierw zauważył martwego szczura, który musiał stracić tu życie niedawno, gdyż jego ciało nie zaczęło nawet gnić. Spod niego wystawało coś żółto-białego, jak się okazało, była to miednica. Lekko nadkruszona po lewej stronie, ale poza tym była zachowana w całości. Salazar sięgnął do środka i najpierw wyciągnął z wnętrza szczurze zwłoki, które odrzucił gdzieś na bok, a później kolejny fragment szkieletu maga. Odłożył go tam, gdzie składował pozostałe kości. Teraz potrzebowali klatki piersiowej, kręgosłupa i drugiej dłoni. Układanka powoli znajdowała się coraz bliżej rozwiązania. Dwie pozostałe beczki nie miały już w sobie niczego ciekawego. Jedna do połowy wypełniona była jakimś proszkiem, a w drugiej znajdowało się już dawno zepsute wino, którego smród wypełnił piwnicę, gdy mroczny elf otworzył wieko.
         – Nic tu po mnie. Reszta musi znajdować się gdzieś na górze – powiedział sam do siebie. Dziwiło go trochę to, że wcześniej nie udało im się niczego znaleźć. Musieli coś pominąć w takim razie lub czegoś nie dostrzec. A może reszta faktycznie ukryta była gdzieś w murach posiadłości? Może gdzieś znajdowało się tajne przejście, które prowadziło do wąskich tuneli, które wiły się między ścianami pomieszczeń? Z tymi myślami, zebrał wszystkie znalezione kości w jeden pakunek i zabrał je ze sobą. Swe kroki skierował w stronę wyjścia, a później do pomieszczenia, w którym rozmawiał z nimi Abracadabri. Od razu zwrócił uwagę na czaszkę leżącą na stoliku. Na fotelu stojącym w pobliżu tego mebla położył fragmenty szkieletu, które znalazł w beczkach. A później wyruszył na poszukiwania Luny, chciał dowiedzieć się, czy w tym czasie udało jej się znaleźć coś jeszcze.
         – Luna, gdzie jesteś!? – zawołał. Wolał, żeby wiedziała, że ją szuka. Co prawda, oprócz nich, na terenie posiadłości nie było nikogo więcej, przynajmniej, jeżeli chodziło o żywych, ale… to były środki ostrożności, które wolał podjąć.
Awatar użytkownika
Luna
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Włóczęga
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Luna »

Słowa Salazara brzmiały całkiem logicznie, skoro on znalazł obie kończyny tutaj, dłonie również musiały być gdzieś obok siebie.

- To trzeba lecieć do góry – stwierdziła i oczami wyobraźni już przeszukiwała każdy zakamarek tamtego pomieszczenia, tworząc sobie plan co sprawdzić w pierwszej kolejności, a co można nieco później – Dłoń była schowana w szufladzie zamykanej na klucz ukrytej w stoliku pod obrusem. Niestety nie wiem, czy ten klucz może się nadać do jeszcze jakiegoś miejsca… Chyba że jest w nim jeszcze jakaś szuflada – dodała z uśmiechem, ale szybko zdała sobie sprawę, że może tak być. Wtedy istniała szansa, że miałaby taki sam zamek.

Nim jednak ruszyła do góry, spojrzała raz jeszcze na pergamin. Większość run była już nieco wytarta i zapisana dość mocno ozdobnym pismem co niestety wpływało negatywnie na jego czytelność. Mimo to mniej więcej rozumiała sens.

- Co do tego, ja coś tam umiem, jeśli chodzi o runy. Jestem pewna, że to zaklęcie wiążące. Sam zwój ma w sobie jakiś rodzaj magii, mam wrażenie, że może się nam przydać – stwierdziła i wsadziła go delikatnie do swojej niedużej torby – Chwila… Powiedziałeś, że znasz Czarną Mowę? Skąd? – dopytywała zaskoczona.

Po krótkiej wymianie zdań czarodziejka przystała na plan Salazara i pobiegła szukać drugiej dłoni. Powoli zaczynała widzieć światełko nadziei. Byli coraz bliżej znalezienia wszystkich szczątków. Ciekawiło ją trochę, czy gdy już tego dokonają, odkryją przy okazji, co było przyczyną śmierci maga. Może nawet wtedy sam im powie.

- Byle tylko nie kazał rozwiązywać kolejne zagadki – pomyślała z lekkim niepokojem, bo w takim wypadku mogłoby im zabraknąć już czasu.

Gdy dotarła do salonu, zaczęła przeglądać wszystkie boki stołu i stoliczków. Innym meblom również nie odpuściła. Niestety wszystko to było bezcelowe, zupełnie nic nie mogła znaleźć, a przynajmniej żadnych wskazówek, mogących ją jakoś naprowadzić.
Wyszła więc z pokoju i stanęła na korytarzu, opracowując dalszą strategię. Najlogiczniejszą opcją był naprzeciwległy pokój. Przypominał on pracownie. Stał w nim długi regał na książki i inne bibeloty zbierające obecnie całe cetnary kurzu.
Początkowo również tutaj nic nie mogła znaleźć, wszystko wyglądało normalnie. Pradawna zaczęła nawet odsuwać meble, przynajmniej te, które nie były zbyt ciężkie, licząc, iż mogą skrywać jakieś sekrety. Chodziła zdenerwowana z kąta w kąt, aż zupełnym przypadkiem uderzyła nogą w lekko odstającą deskę w podłodze, co w połączeniu z jej energicznym chodem skutkowało drobną wywrotką. W powietrze podniosły się tumany kurzu i kilka małych, błękitnych piórek z jej skrzydeł.

- Ugh – Luna wstała, rozmasowując obolałe miejsca i spostrzegła, iż w tym miejscu pod podłogą jest szczelina ukazująca coś w rodzaju pustej przestrzeni – Hmm.

Zaczęła z całych sił ciągnąć ów deskę, ale wcale nie musiała się starać. Spróchniałe i podgnite drewno praktycznie sypało się przy byle dotknięciu. Dlatego, gdy już się z nim uporała, bez problemu mogła dostać ukryty w tym miejscu materiałowy pakunek oznakowany plamami zaschniętej krwi.
Niebieskowłosa zajrzała do środka i mimo niesmaku na jej twarzy pojawił się uśmiech. Znalazła drugą dłoń. Dumna z siebie zamierzała odłożyć ją w to samo miejsce gdzie czaszkę. W tym samym momencie usłyszała nawoływanie mrocznego elfa. Na szczęścia była tuż obok więc od razu odpowiedziała i wyszła mu na spotkanie.

- Tutaj jestem. Mam drugą dłoń – pokazała zawiniątko – A jak u ciebie?
Awatar użytkownika
Salazar
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 120
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mroczny Elf
Profesje: Złodziej , Wędrowiec , Skrytobójca
Kontakt:

Post autor: Salazar »

         – Jeśli tak, to może ono wiązać ducha z tym miejscem. Może będzie trzeba go użyć, gdy już skompletujemy jego szkielet, aby zerwać to połączenie – odparł po chwili zastanowienia. Było to logiczne, przynajmniej dla niego. Nie wpadł też na inny pomysł co do tego, do czego mogłoby się ono przydać. Znaczy… zawsze mogło wiązać ich z tym miejscem i nie pozwalać na to, aby stąd uciekli, ale wtedy Abracadabri nie mówiłby im, że ich tu sprowadził i, co było wiadome, też sprawił, że nie mogą odejść. Takie zaklęcie faktycznie mogłoby się przydać, tylko jeszcze nie teraz. Na pewno wyczują czas, w którym będą musieli go użyć.
         – Nauczyłem się jej, co trzeba zrobić w przypadku każdego języka, jaki chcesz znać – odpowiedział jej. I tak to zostawił. Widocznie nie chciał o tym mówić i nie uważał tego za coś, co było tu akurat potrzebne. Nie warto byłoby też ciągnąć go za język i dopytywać – to tylko sprawiłoby, że byłby bardziej cięty. Musieli myśleć i zająć się czymś innym, gdy liczyła się każda chwila, a oni mieli do rozwiązania zagadkę w miejscu, które powoli pochłaniane jest przez otaczające je bagno.
         – Skupmy się na tym, do czego zostaliśmy tu „siłą” sprowadzeni, a nie na moim życiu – dodał jeszcze. Dla niego sprawa była jasna, uważał na ten temat dokładnie to, co właśnie powiedział. Ich współpraca najpewniej skończy się wtedy, gdy pomogą uwięzionemu tu duchowi maga i zostaną odesłani z powrotem w miejsca, z których zostali tu sprowadzeni.

Szkielet powoli robił się kompletny, a to oznaczało, że rozwiązane problemy było tak samo blisko. To, a także to, że będą mogli opuścić to miejsce. Co prawda, same poszukiwania i wyścig z czasem były ciekawe, ale Salazar wolałby już się stąd wydostać. Nie, żeby miał konkretne plany – po prostu nie lubił tkwić w miejscu, z którego nie może w dowolnym momencie wyjść. A właśnie czymś takim była ta posiadłość.
         – Znalazłem jeszcze jedną część szkieletu. Miednicę, więc została nam klatka piersiowa i kręgosłup – powiedział do niej, gdy okazało się, że znalazła też drugą dłoń.
         – Na dole nic już nie ma, więc zostaje nam szukanie po pomieszczeniach, które znajdują się na tym piętrze albo wyżej – stwierdził po chwili.
         – Musimy nadal szukać jakichś ukrytych miejsc, gdzie mogą znajdować się te pozostałe części Abracadabriego. Pomyślałem, że może gdzieś znajduje się przejście do korytarzy wśród ścian albo do przejść dla służących – zaproponował. Na pewno wyglądał na kogoś, kto by to zbadał, w końcu był to jego pomysł.
         – Ponowne rozdzielenie się będzie dobrym pomysłem, tym bardziej, że cały czas musimy mieć na uwadze, że cała posiadłość powoli się rozsypuje – dodał jeszcze.
         – Odnieś dłoń do miejsca, w którym pojawia się duch, a później możesz zacząć szukać na tym poziomie. Ja pójdę na górę – to powiedział na sam koniec, gdy był już właściwie w czasie połowicznego, pierwszego kroku. Kierował się w stronę schodów oczywiście. Wznowił swój chód. Takie ukryte przejście mogło znajdować się nawet w korytarzu, z dobrze ukrytymi drzwiami, które na pierwszy rzut oka wyglądały jak fragment ściany. Mogły nie mieć klamki, a otwierało się je poprzez zwyczajne popchnięcie ich z nieznaczną siłą.

Mimo wszystko, mimo tego, o czym myślał wcześniej, kroki swe skierował do miejsca, które kiedyś mogło być biurem pana domu. Było w gorszym stanie niż wcześniej, gdy odwiedzili je pierwszy raz, co tyczyło się również podłogi. Mroczny elf poruszał się ostrożnie – drewniane panele mogły kiedyś być naprawdę ładne, ale teraz wyglądały na nie tylko niezadbane, lecz także tak, jakby w każdej chwili mogły zapaść się pod wpływem większego nacisku. Dlatego poruszał się powoli, a kroki swe stawiał ostrożnie. Poruszał się wzdłuż ściany, ale stukać w nią zaczął dopiero, gdy nie była ona tą, za którą znajdował się główny korytarz.
Wiedział, jak odróżnić dźwięk, który oznajmia, że za ścianą nie znajduje się nic ciekawego od tego, który zwiastuje to, że znajduje się za nią pustka. Czyli coś, czego właściwie być tam nie powinno. I udało mu się to znaleźć – mniej więcej na środku ściany, która znajdowała się na lewo od wejścia do pomieszczenia. Spróbował pchnąć tą część ściany, ale w ogóle się nie ruszyła. Nie był pewien, czy mechanizm działa właśnie tak – mogło to wyglądać inaczej albo mógł się on zwyczajnie zaciąć lub uszkodzić. Salazar nie mógł też pozwolić sobie na użycie większej ilości siły. To wiązało się z mocniejszym staniem na nogach i nawet zaparciem się nimi o podłogę, a ta nie zmieniła się przez tę chwilę, bo nadal wyglądała tak, jakby miała się zapaść. Naparł tak jeszcze dwa lub trzy razy, aż w końcu zastukał pięścią w ścianę. I ta, w końcu puściła, a drzwi ze skrzypieniem otworzyły się przed nim. I rzeczywiście, prowadziły do ciasnego korytarza, który skręcał w prawo. Elf wszedł tam i liczył na to, że faktycznie znajdzie tu coś wartego uwagi.

Poruszanie się w ciemności nie było dla niego nowością i problemem, głównie dzięki temu, że jego oczy przystosowane były do widzenia w ciemności. Szedł wzdłuż dość ciasnego tunelu, który wydawał się taki nawet, gdy szła nim jedna osoba. Za zakrętem, co go zaskoczyło, znalazł wąskie schody prowadzące ku górze, a nie – jak przypuszczał – takie, które będą kierować go w przeciwnym kierunku lub dalszą część tunelu, którym szedł do tej pory.
Czyli, mogło to być nie tyle przejście dla służby, co jakiś ukryty korytarz, który prowadził Prasmok jeden wie, gdzie. Jednocześnie było to właśnie coś takiego, co liczył na to, że znajdzie. W końcu, właśnie w takim miejscach mogły zostać ukryte te części szkieletu, których jeszcze nie znaleźli. Obie lub chociażby jedna. W dalszym ciągu poruszając się z wrodzoną ostrożnością, postawił pierwszy krok na schodach. Te zaskrzypiały cicho, ale – na szczęście – nie stało się nic więcej.
Awatar użytkownika
Luna
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Włóczęga
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Luna »

Luna zamrugała oczami, słysząc odpowiedź elfa. Poczuła się jak idiotka, ale nawet nie miała siły wyjaśnić, o co jej chodziło. Coś czuła, że Salazar nie ma najmniejszej ochoty powiedzieć jej więcej szczegółów odnośnie do czarnej mowy. Westchnęła więc tylko i nie kontynuowała tematu.

- Mhm… - odburknęła Luna. Jej towarzysz ewidentnie nie był towarzyski, ale przynajmniej nie tracili cennego czasu na zbędne pogaduszki. Zawsze to jakiś plus.

Ich śledztwo zmierzało ku końcowi. Już byli na ostatniej prostej. Tylko gdzie mogłaby być reszta szkieletu. Czarodziejka miała nadzieję, że kręgosłup nie został podzielony na osobne kręgi, tylko jest gdzieś ukryty w całości.

- Jasne – Luna przytaknęła na słowa elfa i ruszyła odłożyć dłoń do reszty szczątków.

Po drodze niebieskowłosa rozmyślała nad tym, jak będzie wyglądać moment, w którym skompletują cały szkielet. Czy to będzie widowiskowe, czy może zostaną przeteleportowani poza rezydencje i cała historia się skończy?
Czarodziejka odłożyła znalezione kości i zaczęła myśleć nad znalezieniem kolejnej, potencjalnej skrytki lub tajnego przejścia, gdzie ktoś mógłby to ukryć. Rozejrzała się po pomieszczeniu, a jej oczy przykuł pokryty grubą warstwą kurzu kominek. Było to całkiem dobre miejsce, aby coś schować. Luna nie mogła sobie wybaczyć, że też wcześniej na to nie wpadła. Najpierw jednak wygrzebała w torebce jakiś starszy rzemyk i zebrała swoje bujne włosy, aby nie przeszkadzały, aż tak.

Zaraz po tym wsadziła głowę do środka i swym rogiem rozświetliła wnętrze komina i znajdujące się w nim pokryte sadzą pajęczyny oraz okoliczne robactwo przemykając wśród pająków. Poza tym jednak nie było tutaj nic szczególnego. Niebieskowłosa oparła się o wewnętrzną ściankę kominka, chcąc sobie odsapnąć, ale w tym samym momencie poczuła, jak ów ściana się poruszyła. Popchnęła więc nieco mocniej i odkryła ukryty tunel tuż za kominkiem. Od razu postanowiła sprawdzić, dokąd prowadzi, jednakże był na tyle wąski i niski, że musiała iść na kolanach. Jej skrzydła również nie ułatwiały przeprawy, czarodziejka trzymała je tak blisko ciała, jak to tylko fizycznie możliwe. Na szczęście ta niezbyt komfortowa droga nie była zbyt długa, kawałek dalej, choć wciąż ciasno sufit nieco się podniósł, a pomieszczenie końcowe poszerzyło. Wśród czterech ścian bez okien nie było absolutnie niczego z wyjątkiem otwartej trumny. Czarodziejka ostrożnie tam zajrzała. W środku leżały kości odpowiadające klatce piersiowej. Tu, za kominkiem w samym sercu domu. Pradawna uśmiechnęła się do siebie, nie była pewna czy powinna zabrać kości, może to właśnie tu należało umieścić je wszystkie?
Postanowiła, że najpierw skonsultuje to z Salazarem. Ostrożnie wyszła z ukrytego pomieszczenia i gdy tylko w miarę możliwości oczyściła swoje długie włosy z pajęczyn i innych paskudztw poszła szukać elfa.
Najpierw zawołała go kilka razy, ale nie usłyszała odpowiedzi, poleciała do innego pomieszczenia, ale nigdzie nie mogła go znaleźć. Możliwe, że też znalazł kolejną kryjówkę i zwyczajnie nie było jej stamtąd słychać.
Pradawna wróciła więc do salonu, gdzie pierwszy raz spotkali ducha i uznała, że zrobi tak, jak jej podpowiada przeczucie. Wzięła te wszystkie szczątki do pomieszczenia za kominkiem. Następnie zaczęła je układać tak, aby, jak najbardziej przypominały kompletny szkielet. Wciąż jednak brakowało kręgosłupa. Miała nadzieję, że Salazar niebawem się zjawi.
Awatar użytkownika
Salazar
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 120
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mroczny Elf
Profesje: Złodziej , Wędrowiec , Skrytobójca
Kontakt:

Post autor: Salazar »

Mimo, że poruszał się ostrożnie, to drewniane schody i tak skrzypiały cicho za każdym razem, gdy stawiał na nich kolejny krok. Najpierw dotarł na półpiętro, na którym zmienił kierunek, w którym się poruszał. Nadal szedł w górę, jednak w przeciwnym kierunku. Same schody były dość strome, choć udawało mu się utrzymać równowagę i nie potrzebował opierać się o ścianę. Na końcu tej części schodów trafił na drzwi. Co dziwne, były zamknięte na kłódkę i nigdzie nie było widać klamki lub czegoś, co można byłoby nacisnąć lub pociągnąć, żeby je otworzyć. Dotknął kłódki i pociągnął za nią, ale ta nie dała za wygraną. Czas nie zniszczył jej w takim stopniu, aby puściła od razu po szarpnięciu. Dlatego sięgnął do torby i wyciągnął z niej zestaw wytrychów. Dobrał odpowiednie i zaczął pozbywać się blokady drzwi w bardziej „wyrafinowany” sposób. Nie zajęło mu to wiele czasu, bo mechanizm kłódki okazał się dość prosty. Gdy skończył, ta otworzyła się nagle i niemalże odskoczyła od żelaznej klamry, do której dostępu broniła. Salazar zdjął ją i odłożył gdzieś na bok. Akurat kłódka go nie interesowała, bardziej ciekaw był tego, co znajduje się za drzwiami – mroczny elf popchnął je ostrożnie, a te, ze skrzypieniem zawiasów, otworzyły się do środka pomieszczenia.

W dalszym ciągu zachowywał ostrożność, nawet nie myślał, aby zrezygnować z tego w miejscu, które już powoli zanurza się w otaczającym je bagnie.
Trafił do niewielkiego pomieszczenia, które zdawało się trochę lepiej zachowane niż pozostałe, które zdążył zwiedzić w tym miejscu. Nie było duże, ale miało za to dość spore okno, dokładnie naprzeciw wejścia. Nie było też ono zasłonięte, przez to światło dnia wpadało do środka i oświetlało pokój. Był urządzony tak, jakby kiedyś mieszkała tu młoda kobieta. Choć może to, że mieszkała było niedopowiedzeniem, bo to, że przejście było ukryte, a drzwi zablokowane kłódką bardziej wskazywało na to, że była tu więziona. Zresztą, zakratowane okno też na to wskazywało, choć metalowe zabezpieczenie było już mocno pordzewiałe, co Salazar dostrzegł, gdy podszedł nieco bliżej. Zauważył też spore łóżko z zasuniętymi zasłonami i komodę stojącą naprzeciw niego. Na meblu, niczym trofeum, ustawione było nic innego jak ludzki kręgosłup. Wypolerowany i polakierowany, choć aktualnie też zakurzony – ale nadal miał długość takiego, który wyciągnięto z pleców dorosłej osoby. Na łóżko, może poza dziurami w pościeli i zasłonie, nie powinien znaleźć niczego więcej, prawda? Nieprawda, bo gdy tylko ostrożnie odsunął materiał, jego oczom ukazał się ludzki szkielet. Te szczątki były w dużej mierze kompletne; nie wyglądały, jakby brakowało im jakichś kości. Szkielet leżał na strzępkach materiału, który mógł być kiedyś ubraniem tejże osoby, a także – i co było nieco dziwne, choć równocześnie nie było zaskakujące – obie jego ręce miały metalowe kajdany, tak na wysokości nadgarstków, które ciągnęły się łańcuchem do ściany za łóżkiem i tam łączyły z drugą swoją częścią. Teraz miał pewność, że osoba ta była tu przetrzymywana, aż w końcu nie umarła. Śmierć ta mogła być nieprzyjemna, bo w końcu mogła zostać zapomniana i umarła z głodu, albo szybka, jeśli ktoś postanowił skrócić jej cierpienia. W każdym razie, nic tu już nie mógł zrobić poza tym, że zabierze ze sobą kręgosłup i wróci w miejsce, w którym zbierali części szkieletu maga.

Z kością w ręku, wyruszył w drogę powrotną, z powrotem trafił na klatkę schodową i później do pomieszczenia, w którym znalazł ukryte do niej przejście. Dalej droga była już łatwiejsza, głównie złożona z korytarzy, którymi już miał okazję się poruszać. Dzięki temu wiedział, gdzie stawiać stopy, a jego ruchy były sprawniejsze i bardziej pewne.
         – Mam to, znalazłem kręgosłup – powiedział, gdy tylko wszedł do komnaty, w której zebrali prawie cały szkielet. Podszedł do ich „dzieła” i dołożył doń ostatnią część. Szkielet był kompletny, przynajmniej tak bardzo, jak udane były ich poszukiwania.
         – Dobrze, dobrze, dobrze – obwieścił Abracadabri, który nagle się pojawił. Badawczo przyglądał się kościanemu ciału i pokiwał głową, jakby najpierw oceniał, czy aby na pewno są to jego kości, żeby na koniec stwierdzić, że tak, w istocie są to właśnie one.
         – Otworzę wam drzwi. Wyjdziecie nimi i tam czeka was ostatnia część zadania… Musicie mnie pochować, żebym w końcu mógł opuścić ten Plan – powiedział im to w dość wyniosły sposób, choć jednocześnie przebijały się tam też nudy nadziei na to, że zrobią to, o co ich poprosił. Oczywiście, duch maga zniknął tak szybko, jak się pojawił.
         – Bierzmy się do roboty – zasugerował mroczny elf. Rozejrzał się po pokoju i znalazł dużą narzutę, która była w dość dobrym stanie, jak na to miejsce. To znaczy, że nie miała dziur większych niż dwa palce i można było nią coś przetransportować.
         – Zbierzmy kości na tym materiale – odparł i zaczął robić to, o czym poinformował Lunę. A gdy już wszystkie były zebrane w jednym miejscu, zebrał ze sobą rogi materiału i zawiązał tak, żeby nic nie wypadło ze środka.
         – Zajmę się niesieniem, a ty możesz poszukać jakiegoś dobrego miejsca na pochówek – zaproponował. Tak przygotowana paczka zajmowała mniej miejsca niż się spodziewał, dlatego zamiast zarzucić ją sobie na plecy, po prostu chwycił ją oburącz tak, że jego dłonie spoczywały u podstawy pakunku.
W końcu, mogli wyjść na zewnątrz. Był ciekaw, jak posiadłość wyglądała z tej drugiej strony, jak również tego, jak bardzo zakopała się już w bagno.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Mgliste Bagna”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość