RevendorPatrzę, podziwiam, poznaję

Na dalekim wschodzie, niedaleko Gór Księżycowych, na wschodnich stepach, znajduje się królestwo Revendor. Już sama jej lokacja świadczy, że nie jest ono zbyt popularne. Mimo dostępu do morza nie prowadzi handlu dalekomorskiego. Najbliżej znajduje się Arila i to głównie jedyne sprzymierzone królestwo, z którym utrzymuje się kontakty handlowo-kurierskie.
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Verdandi
Zbłąkana Dusza
Posty: 6
Rejestracja: 2 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Kupiec , Wędrowiec
Kontakt:

Patrzę, podziwiam, poznaję

Post autor: Verdandi »

        Verdandi obrała nadmorską lokację za kolejny przystanek i mimo że pokonała długą trasę od chwili opuszczenia terenów poprzedniego państwa, to dopiero rozkopane obrzeża Revendoru i niejasne wskazówki od górników co do ominięcia wykopalisk prawie że rozłożyły ją na łopatki. Gdy w końcu przebiła się do stolicy i zastała jej główną bramę, przywiązała wałacha do drzewa, po czym otworzyła niewielki portal, którym ukradkiem przedostała się do swojego małego świata.
        Nie poszła tam na długo, chciała jedynie wziąć ze sobą parę rzeczy, lecz zdradliwa czasoprzestrzeń uśmiechnęła się niecnie do kobiety. Gdy czarodziejka wróciła do Alaranii, przywitał ją świt i wiosenny świergot ptaków. Rozejrzała się dookoła, lecz koń, na którym przybyła, zniknął, zostawiając po sobie jedynie zerwaną linę.
        Bambi westchnęła.
        Założyła duży, skórzany plecak, który kosztował tyle, co jego zawartość, i w końcu, po wielu przygotowaniach, wstąpiła do Revendoru. Architektura nie należała do wybitnie oryginalnych, lecz sprawiała wrażenie czystej i z tego powodu cieszyła oko. Dwie najwyższe budowle wydawały się imponujące, lecz nie były celem handlarki, dlatego nie przykuły zbytnio jej uwagi. Z kolei mieszkańcy...
        ... Byli wszędzie tacy sami. Parszywi, zdradzieccy. Może nie na zewnątrz, ale w środku już tak. Na pewno! Tylko sprawiali wrażenie eleganckich, jednak Bambi znała prawdę. Nie miała więc oporów przed tym, by wcisnąć im trochę bibelotów za sporą sumkę. Na jej miejscu zrobiliby to samo, a nawet więcej. Nie mogła nikomu ufać, dlatego już wcześniej przygotowała się na to, by ukryć swoją tożsamość. Nawet jeśli znalazłby się tu ktoś, kto znałby słynną, tariańską tancerkę, to nie skojarzyłby ją z handlarką. Dlaczego? Ponieważ w tej chwili Bambi nie była sobą. Nie była nawet kobietą.
        Ukryła swoją płeć za zasłoną iluzji. Swoją aurę również. Wyglądem przypominała dorosłego mężczyznę rasy ludzkiej, o czarnych, zaczesanych do tyłu włosach i ładnej, choć niezbyt wyróżniającej się twarzyczce. Ubiór nosiła taki, jak znaczna większość Revendorczyków - marynarkę z białą koszulą pod spodem, długie spodnie i świeżo wypastowane buty. Zamiast torby miała pod ręką materiałową teczkę, która dopełniała całą stylizację.
        Najpierw zamierzała załatwić sprawy biznesowe. Zorganizować sobie odpowiednie papiery oraz miejsce na targowisku, a na końcu przekonać się, jak bardzo opłacalny jest jej pobyt w tym mieście. Z ciekawości zatrzymała się przy tablicy informacyjnej. Przybito do niej kolorowy plakat zachęcający do zwiedzenia jednej z największych tutejszych atrakcji - Wielkiego Ogrodu. Póki co nie w głowie jej były takie rzeczy, lecz nie wykluczała, że w przyszłości zawita do owego barwnego zakątku.
        Mijając park w północnej części miasta, poczuła ścisk w żołądku. Dopiero wówczas zorientowała się, jak bardzo wycieńczyła ją podróż. Wstąpiła do zalesionego obszaru, usiadła pod drzewem i wyciągnęła z plecaka zawiniątko wielkości pięści. Rozwinęła je, w międzyczasie nasłuchując otoczenie i łypiąc okiem w kierunku każdego szelestu. Jak to dobrze, że jej plecy osłaniał gruby pień dębu.
        Zaczęła wcinać własnoręcznie przyszykowany prowiant w postaci złocistej, chrupiącej bułki. W jej wnętrzu umieściła grzyby i mięso. Przywdziała na twarz skromny uśmieszek, wyrażający dumę. Jak na pierwszy raz, należycie wypiekła ten rodzaj ciasta. Żałowała jednak, że nie wrzuciła do środka więcej farszu...
        Swoje śniadanie uwieńczyła łapczywym pociągnięciem łyku z manierki. Następnie wstała, otrzepała spodnie i pomaszerowała w stronę ratusza.
Awatar użytkownika
Uria
Zbłąkana Dusza
Posty: 6
Rejestracja: 2 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje: Arystokrata , Wojownik , Mag
Kontakt:

Post autor: Uria »

        Uria przez cały swój dotychczasowy pobyt w Alaranii zrozumiała jedną rzecz. To, czego się uczyła, nie zawsze pokrywa się z rzeczywistością. Lekcję tę przyswoiła w swoich pierwszych stycznościach z wszelakimi napotkanymi istotami. Choć ogólne zrozumienie stworzeń z innego świata przyswoiła dosyć dobrze, to trudno jest po prostu nauczyć się czyjejś kultury z opisów, nie mając z nią żadnego styku. Jeszcze trudniej jest to zrobić, kiedy inne kultury opisuje rasa, która traktuje się jak rasę „Panów”. „Szkoda, że nie rasę Pań” dokończyła myśl w swojej głowie „szczególnie przy tych wszystkich ich męskich intrygach”. Dziewczyna była bardzo znużona i poddawała debacie w swojej głowie wszystkie napotkane rzeczy, które widziała, lub które losowo wpadły jej do głowy. „Jeszcze kilka godzin drogi do Revendoru. Zanudzę się tu na śmierć. Lepiej znajdę zajęcie, zanim przeniosę się z powrotem do domu” pomyślała i głośno westchnęła, będąc ewidentnie znudzoną. Powóz, którym jechała, nie należał do najszybszych, ale na to akurat nie mogła narzekać, gdyż para starszych ludzi zdecydowała się wziąć ją ze sobą za darmo. „Lepiej oszczędzać to, co wzięłam ze sobą. Każdy pieniądz się liczy, nawet jeśli ma się go dużo”.

        Kiedy zbliżali się powoli do miasta, dało się wyczuć w powietrzu nadmorską woń. A raczej dałoby się dla tych, co mają sprawny węch. Uria ubolewała nad tym, że nie czuje ona praktycznie nic. No może poza małą odrobiną soli, którą miejscami wyczuwa. Jedyne czym się mogła w tym momencie nacieszyć to emocjami dwójki osób prowadzących powóz, którzy rozkoszowali się właśnie morską bryzą. Oprócz połaci wody rozciągającej się na horyzoncie uwagę przykuwały również różne wykopaliska mijane przez nich po drodze. Im bliżej miasta, tym bardziej zdawało się, że jest ich więcej. „Szkoda. Revendor z oddali wydaje się naprawdę urokliwy. Jak można zepsuć tak piękny krajobraz?”.

        W końcu podróż dobiegła końca i dziewczyna mogła swobodnie rozprostować nogi. Zaczęła się przeciągać i rozciągać, wykonując kilka prostych ćwiczeń. Przykuło to uwagę kilku mężczyzn, którzy wchodzili lub wychodzili z miasta. „Widzę, że wcale Otchłani i Alaranii tak dużo nie różni. Tu i tu wystarczy się na moment wypiąć, a niektórzy już myślą, jak wspaniale byłoby mieć ze mną trójkę dzieci”. Uria poprawiła jeszcze włosy, żeby przykryły jej blizny na twarzy i ruszyła przez bramę miasta. Nie istniał żaden konkretny cel tej podróży. Chciała po prostu zwiedzić świat, zobaczyć co ma do zaoferowania, poznać różne kultury i może gdzieś się na spokojnie osiedlić. Revendor był najbliższym dużym miastem, do jakiego mogła się udać.

        Styl architektoniczny bardzo przypadł jej do gustu. Lubiła bardzo jasne cegły i kamień oraz złote zdobienia. „Ktoś to sobie dobrze przemyślał. Białe odcienie i złote akcenty nadają prawdziwej szlachetności, a przy okazji podkreślają czystość miasta. Swoją drogą chyba trochę wyróżniam się z tłumu swoim wyglądem”. Uria rozejrzała się wokół siebie i jeszcze raz sobie przytaknęła. Większość kobiet, które ją mijały miały spódnice lub całe suknie oraz długie rękawiczki. Natomiast mężczyźni nosili długie płaszcze i kamizelki. A wszystkie te ubrania były zdobione złotem. Nie chcąc rezygnować ze swojej czarnej marynarki, udała się do pobliskiego krawca i poprosiła o wstawienie jakichś złotych elementów do jej ubioru. Po tym, jak założyła już swój upiększony strój, można by rzec, że jej białe włosy, czarna marynarka i nowe, mieniące się w słońcu ozdoby sprawiały, że wyglądała ona jak rodowity Revendorczyk.

        W pełni zadowolona z nowego wyglądu Uria postanowiła przejść się częścią administracyjną miasta, która leżała u podnóża góry, na której rezydował zamek królewski. Ta część miasta charakteryzowała się jeszcze bogatszymi zdobieniami, jako że w tej okolicy mieszkało wielu wpływowych i bogatych ludzi. Na jej nieszczęścia właśnie na jedną z takich osób zdarzyło jej się z pełnym brakiem gracji wpaść. Choć niektórzy świadkowie bardziej opisaliby to zajście tak, że to niezdarny szlachcic ze swoim służącym wpadli niezdarnie na dziewczynę podziwiającą okoliczne zabudowania i przewrócili się wraz z tym, co niósł sługa. „Szykują się kłopoty”.

-Moja konina! - krzyknął wściekły bogacz. - Wiesz, ile kosztowało mnie to mięso w tym mieście pełnym tylko ryb i chleba?! - spojrzał na nią i na jej ubiór – Coś mi się wydaje, że dobrze o tym wiesz. Twoja postawa zdradza mi, że jesteś osobą dobrze obeznaną z etykietą, a budowa twojego ciała wskazuje, że i w boju mierzyłaś się pewnie nie raz. Postanowione! Podajcie jej miecz. Rozwiążemy tę zniewagę w cywilizowany sposób. Przez pojedynek.

Po tych słowach szlachcic wyciągnął swoje ostrze, a komuś z tłumu została wciśnięta druga broń do ręki, żeby podał ją dziewczynie. „Ahh ci faceci jak nie jeden kawałek mięsa im w głowie to drugi. Załatwię to szybko i idę dalej zwiedzać miasto. Hmm muszę spróbować lokalnej kuchni. Może coś poczuję”. Następne kilka chwil minęły błyskawicznie. Ktoś dał sygnał do zaczęcia walki, a już zaraz znowu dano sygnał o skończonej walce. Uria bez dwóch zdań była lepszym szermierzem, nawet bez używania magii. Bogacz musiał podnieść swoją dumę wraz z mieczem z ziemi, pogratulować dziewczynie wygranej i uciec z podkulonym ogonem, zanim więcej gapiów zobaczy, co tutaj zaszło.

        Po wygranej walce Uria podeszła do mężczyzny, który podał jej miecz i wręczyła mu go z powrotem.
- Dziękuję.
Awatar użytkownika
Verdandi
Zbłąkana Dusza
Posty: 6
Rejestracja: 2 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Kupiec , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Verdandi »

        Już niemal dotarła na miejsce. Wiedziała to, ponieważ spytała wcześniej o drogę jednego ze strażników patrolujących ulice. Zrobiła to jednak niechętnie - widok zakutych w zbroje, wyszkolonych żołnierzy nie napawał ją poczuciem bezpieczeństwa, nawet jeśli ci rzekomo przysięgli bronić obywateli. Choć po prawdzie osobniki nieuzbrojone wzbudzały jeszcze większe podejrzenia czarodziejki. Nigdy nie wiadomo, gdzie trzymają broń... A gdzieś na pewno.
        Dlatego starała się trzymać wszystkich na jak największy dystans i nie pozwolić się zajść od tyłu. Popełniła jednak błąd, rozglądając się zanadto po bokach i spuszczając z oczu kierunek marszu. Dopiero czyjś zbulwersowany krzyk dobiegł ją z naprzeciwka.
        Stanęła jak wryta. Dezorientacja na krótką chwilę zawładnęła jej ciałem. Białowłosa kobieta, która jeszcze całkiem niedawno szła kilkanaście kroków przed nią, zderzyła się z jakimś nadętym bogaczem, który zamiast rozwiązać sprawę pokojowo, wyzwał nieznajomą na pojedynek. Verdandi nie wiedziała, kto miał rację w tym momencie i szczerze nie obchodziło ją to. Mimo to podświadomie kibicowała kobiecie. Może i za szybko go oceniła, ale mężczyzna wydawał się takim typem człowieka, za którym szczególnie nie przepadała.
        Nie zależało jej na byciu świadkiem dalszych wydarzeń, ani obejrzeniu choćby skrawka walki. Kiedy zdecydowała się wycofać, by uniknąć jakiegokolwiek kontaktu, było już za późno. Za jej plecami rozciągał się napalony tłum gapiów, którzy ustawili się w kręgu, chcąc zapewnić sobie rozrywkę cudzym kosztem.
        "Mówiłam już, że ludzie są wszędzie tacy sami?" - pomyślała spokojnie, choć tak naprawdę nieudolnie starała się zatuszować poddenerwowanie i przyśpieszony puls. Znalazła się w bardzo niekomfortowej sytuacji (mało powiedziane!) - osaczono ją ze wszystkich stron i gdyby wszystko trwało kilka minut dłużej, zbierano by jej nieprzytomne ciało z ziemi.
        Ale wtedy poczuła na sobie czyjś dotyk. Odskakując gwałtownie na bok, zamachnęła się w odruchu. Ktoś oberwał, nie wiedziała kto, ale poczuła, że jej cios dosięgnął celu, czemu akompaniował cichy, zduszony jęk. Wszyscy byli jednak na tyle pochłonięci główną atrakcją, że nie zwrócili na to uwagi.
        Gdy ponownie została szturchnięta, odwróciła się w kierunku niskiej, rudowłosej kobiety, która uśmiechnęła się chytro, aczkolwiek z wyraźną irytacją.
        - Tak, do ciebie mówię. Przekaż miecz tej białowłosej, złociutki - powiedziała, podając czarodziejce broń.
        Verdandi rzuciła jej gniewne spojrzenie, lecz zrealizowała prośbę. Podeszła do białowłosej, chcąc wręczyć ostrze, które wzięło już udział w wielu bitwach i najwyraźniej przyjdzie mu uczestniczyć w kolejnej. W tym samym momencie raz jeszcze usłyszała charakterystyczną barwę głosu rudowłosej, jednak tym razem była znacznie głośniejsza oraz przepełniona niezrozumiałą dla tancerki agresją: - Utnij mu jaja! Wsadź mu tą koninę tam, gdzie słońce nie dochodzi!
        Bambi poczuła się aż zniesmaczona. Skrzywiła się i stanęła po przeciwnej stronie tłumu. Pragnęła jedynie, aby skończyło się to jak najszybciej...
        Ku jej zdumieniu, tak właśnie się stało. Nie przypuszczała, że białowłosa okaże się doskonałym szermierzem. Czarodziejka z trudem przełknęła ślinę, nie chciałaby mieć do czynienia z równie przerażającą osobą.
        Tłum różnie zareagował na ten spektakl. Jedni oburzyli się; liczyli na to, że będą mieli okazję ujrzeć dłuższą i bardziej pasjonującą walkę. Inni zachwycali się zwyciężczynią - nie dość, że była piękna, to jeszcze zaradna!
        Verdandi zamierzała stamtąd czmychnąć, gdy tylko tłum się nieco przerzedzi, lecz jak na złość ludzi wciąż przybywało. Przez całe to zamieszanie trzymała nerwowo dłoń na swojej magicznej sakwie, rozglądała się chaotycznie na wszystkie strony, a ciężki oddech sprawiał, że było jej duszno. Po jej odsłoniętym czole spływała kropelka potu.
        Wiedziała, że niezależnie od tego, jak dobry sprawi sobie kamuflaż, w niektórych sytuacjach nie da rady za nim nadążyć. I to wzbudzało w niej jeszcze większy niepokój.
        Kiedy zauważyła zbliżającą się wojowniczkę, zrobiła krok do tyłu. Pomyślała, że źle zrobiła, pomagając obcej. Teraz obróci się to przeciwko niej...
        - Nie należy do mnie - odparła. Zamiast przyjąć miecz z powrotem, pokręciła ręką w przeczącym geście. Mimo że atak nie nadszedł od strony rozmówczyni (jeszcze), nie pozwoliła sobie na zaznanie ulgi. - Podała mi go ruda, niska dziewczyna z tłumu. Powinnaś ją łatwo rozpoznać, wspierała cię najgłośniej ze wszystkich - mruknęła.
        Dopiero teraz, stojąc wystarczająco blisko, zauważyła blizny na jej twarzy... "chyba tak można je nazwać?" Raczej nie przypominały żadnych tatuaży ani barw wojennych, które Bambi widywała do tej pory. I choć wiedziała, że nie powinna sobie na to pozwolić, zaintrygowały ją...
Awatar użytkownika
Uria
Zbłąkana Dusza
Posty: 6
Rejestracja: 2 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje: Arystokrata , Wojownik , Mag
Kontakt:

Post autor: Uria »

        Mężczyzna, któremu chciała właśnie oddać miecz, wyglądał trochę na przerażonego całą sytuacją. Ewidentnie w jego wzroku było widać panikę i zakłopotanie po tym jak osaczyli go ludzie i po tym, co zobaczył. „Hmm, po ubiorze wygląda jakby był stąd, ale ja też nie wyróżniam się jakoś bardzo z tłumu. Dodatkowo w porównaniu do innych zachowuje się zdecydowanie inaczej. Nawet po całym tym pojedynku wyglądam jakbym bardziej tu pasowała niż on, stojąc oblany potem i trzęsąc się jak bliżej nieokreślona mała rasa psa. Pewnie jest przejezdnym jak ja, który stara się jakoś wpasować w otoczenie.”

        - Skoro nie należy do ciebie, a jego właściciel się o niego nie upomina - mówiąc to, rozejrzała się wokoło i patrzyła jak ludzie wracali do swoich codziennych zajęć nie poświęcając już uwagi zwycięzcy pojedynku – to chyba go sobie przygarnę. Może straż się nie przyczepi, że będę paradowała z bronią przy boku. - Schowała sobie ostrze za pasek.

„Będę musiała zaopatrzyć się dla niego w jakąś pochwę. Nie chcę paradować z gołym mieczem po ulicach… Heh” dziewczyna delikatnie parsknęła pod nosem. Wróciła myślami ku mężczyźnie. Kolor jego włosów początkowo przykuł jej uwagę, lecz brak zielonych oczu i to, co zobaczyła w jego aurze, trochę ją uspokoiło. „Oczywiście nie mogę ufać temu, co widzę, bo sama po sobie wiem, jak zwodniczy jest wygląd i aura. Na moje szczęście wygląda na to, że ten ktoś nie jest tu w mojej sprawie, a przynajmniej, że nie jestem jego celem. Hmm dla pewności chyba się przy nim trochę pokręcę. Coś mi z nim nie pasuje. Wiem! Rzucę mu kość. Zobaczymy czy pochwyci. Jak nie to przynajmniej będę miała więcej pewności.”

        - Pan wybaczy brak moich manier. - Poświęcając mu już całą swoją uwagę, ukłoniła się nisko – Jestem Uria. - Podniosła się z powrotem do poziomu oczu rozmówcy.

Po jego reakcji było widać, że nic mu to imię nie mówi. Nawet z pomocą magii nie była w stanie odczytać żadnych emocji, które mogłyby zdradzić skryte zamiary wobec niej. Poczuła się bezpieczniej i rozluźniła się trochę. Nieznajomy z chwilą zawahania przedstawił się również jej, w trakcie czego nemorianka niespodziewanie w przyjaznym geście uścisnęła mu dłoń. Mężczyzna szybko zabrał rękę, reagując jak poparzony. „To… było dziwne. Jak na chłopca ma naprawdę gładką i kobiecą dłoń. Ten ktoś może skrywać jednak jakiś sekret. Intrygujące.”

        - Czy byłabym w stanie zaprosić jegomościa ze sobą? Zwiedzam akurat miasto i miałam się właśnie udać gdzieś, gdzie miałabym okazję skosztować lokalnej kuchni. Naprawdę nie odmówiłabym towarzystwa, chociaż na moment. Zainteresowany?
Awatar użytkownika
Verdandi
Zbłąkana Dusza
Posty: 6
Rejestracja: 2 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Kupiec , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Verdandi »

        Mężczyzna spojrzał na białowłosą podejrzliwie. Iluzja sprawiała, że był od niej wyższy, lecz w rzeczywistości Bambi musiała podnieść nieco głowę, aby przyjrzeć się twarzy kobiety. Nie wierzyła, że obca nie miała przy sobie wcześniej broni. Musiała trzymać w cholewce jakiś sztylet, bądź dmuchawkę z zatrutymi strzałkami za pazuchą. Chciała skupić uwagę czarodziejki na mieczu, aby ją zmylić. Jak to dobrze, że zdążyła przejrzeć oszustkę na wylot.
        Starała się trzymać rozmówczynię na pewien dystans. Dla czystej formalności wejrzała w jej aurę, choć i tak nie planowała uwierzyć w nic, co z niej wyczyta. Bardziej skupiła swoje myśli na czarnych bliznach, które nie dawały jej spokoju. Kobieta nie wyglądała na chorą, więc może powstały na wskutek magii? Z pewnością nie były to tatuaże ani farby - Verdandi żyła wystarczająco długo w tariańskim plemieniu, aby nauczyć się rozpoznawać tego typu metody ozdabiania ciała.
        Bambi spojrzała na Urię z lekkim zdziwieniem, nawet jeśli starała się nie dać tego po sobie poznać. Liczyła na to, że podanie komuś miecza nie wywoła takiego szumu i wreszcie zdoła czmychnąć tam, dokąd zmierzała, zwłaszcza że tłum się już przerzedzał i mogła nieco odetchnąć, znajdując się ponownie w samotnej strefie komfortu. Albo raczej, mogłaby, bo właśnie teraz białowłosa postanowiła się przedstawić. Z pewnością czegoś od niej chciała, tylko czego? Czarodziejka czuła, że nie powinna odwracać się do niej plecami, dlatego po chwili zawahania podała imię mężczyzny, którego niegdyś znała.
        - Mam na imię Naftali - odrzekła cicho. Głos, który pożyczyła, również należał do Naftalego. Brzmiał bardzo dojrzale, zawsze sprawiał wrażenie stanowczego i niepozwalającego sobie w kaszkę dmuchać. Miała nadzieję, że dobrze to imituje.
        Propozycja Urii zaalarmowała ją. Z początku planowała uciec, lecz szybko zorientowała się, że... nie ma dokąd. Miasto przypominało klatkę pełną krwiożerczych chomików obstawiających wszystkie kąty. Niezależnie od tego, gdzie postawi stopę, i tak napotka tarapaty. Z drugiej strony, w obecnej chwili to właśnie Urię postrzegała za największe zagrożenie. Takie, które było na wyciągnięcie ręki i mogło ją dopaść w ułamku sekundy.
        Bambi przełknęła ślinę. Przypomniała sobie maksymę, którą niegdyś zasłyszała od ojca - prawdopodobnie jedynej osoby, której obecnie była w stanie zaufać. "Przyjaciół trzymaj blisko, a wrogów jeszcze bliżej."
        - W porządku... Znam się trochę na gotowaniu. Sam jestem ciekaw, czym żywią się tutejsi ludzie - powiedziała, ważąc ostrożnie słowa. Zdradziła, że nie pochodzi stąd, tak samo jak zrobiła to nieznajoma. Zastanawiało ją, jak Uria zareaguje na tą informację. Bambi obserwowała ją uważnie.
        Nawet ona pomyślała, że wyciągnie coś dobrego z tego spotkania. Już wcześniej zastanawiała się nad skosztowaniem miejscowych przysmaków, a teraz trafiła na osobę, która idealnie sprawdzi się w roli testera.

        Za bardzo przejęła się rozmową i tym, by uważać na Urię, że nie zauważyła zbliżającej się grupki mężczyzn. Dopiero gdy poczuła na swoich plecach ostry czubek sztyletu, zorientowała się, że krwiożercze chomiki nie będą czekały, aż sama do nich podejdzie.
        - To ty mi przyłożyłeś, chędożony kundlu?!
        Verdandi przypomniała sobie ten moment, gdy przypadkiem potrąciła kogoś w tłumie. Chciała się obronić i rzucić w mężczyznę usypiającym pyłem, lecz strach całkowicie ją sparaliżował. Nie mogła się ruszyć nawet o milimetr.
        - Trzeba było nie stać tak blisko... - wyjąkała jedyne słowa, które cisnęły jej się na usta. Wiedziała, że jej życie zależy od tego człowieka, a mimo to nie mogła powstrzymać swojego gniewu oraz frustracji.
        Zacisnęła oczy. Była w stanie myśleć tylko o tym, że nie jest gotowa na śmierć, choć jednocześnie przeczuwała, że wcześniej czy później spotka się z takim końcem. Jej skupienie rozproszyło się na tyle mocno, że nie potrafiła już nawet podtrzymywać swojej iluzji.
Awatar użytkownika
Uria
Zbłąkana Dusza
Posty: 6
Rejestracja: 2 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje: Arystokrata , Wojownik , Mag
Kontakt:

Post autor: Uria »

        Uria była już gotowa, aby wraz ze swoim nowym towarzyszem ruszyć przed siebie i zgubić się w smakowicie pachnących labiryntach jedzenia, które tutejsi znający rozkład miasta określiliby po prostu jako strefa kulinarna miasta. Rozglądając się za tym, w którą stronę mogliby ruszyć najpierw, jedyne co dostrzegła to zbliżającą się do nich grupę wściekłych mężczyzn, którzy mieli zamiar zaczepić jej nowego kolegę. ”Czy to mój naturalny urok, czy może jednak jakiś magnetyzm? Coś we mnie na pewno musi ściągać na mnie tych wszystkich rozgniewanych mężczyzn. Mogłaby się chociaż raz trafić rozgniewana kobieta. Hmm, chociaż wygląda na to, że to nie ja tym razem mam kłopoty”.

        Napastnicy zgromadzili się za plecami Naftaliego, grożąc mu bronią za rzekome pobicie jednego z nich. ”Wątpię, że te drobne, delikatne dłonie mogły wyrządzić komuś krzywdę. Niewątpliwie najbardziej co ucierpiało w tym ataku to honor. Pomyślałby kto, że takie szumowiny jeszcze jakiś mają”. Chcąc pomóc rozładować atmosferę i nie robić kolejnego widowiska nemorianka zrobiła krok do przodu, żeby wejść pomiędzy atakujących i atakowanego. Nagle jednak poczuła silnie rosnącą frustrację u swojego nowego kolegi, który w mgnieniu oka stał się jej nową koleżanką. Czas dla Urii w tym momencie jakby zwolnił.
Widziała jak męska, sfrustrowana twarz zaczęła szybko zmieniać się w przerażoną kobiecą, a wściekłość napastników błyskawicznie ustępowała i była zastępowana w ich głowach przez obrzydliwą wizję tego, jak mogą teraz odegrać się za honor kolegi. Wkroczyła między nich i zaczęła działać. Dla odwrócenia uwagi obraz kobiety w ich myślach podmieniła na taki, żeby przypominał im ich własne matki. Panowie zostali na moment zdezorientowani nagłymi myślami o gwałceniu ukochanej mamusi.
        - Drodzy koledzy musieli chyba nas z kimś pomylić – Uria wzięła szybko dziewczyną pod rękę – jegomość, który zaszedł wam za skórę, przed chwilą chyba właśnie czmychnął w uliczkę obok i jedynie nas mijał. A teraz wybaczcie, ale straszycie moją towarzyszkę i chciałybyśmy już stąd pójść. Chyba że marzy wam się kolejny pojedynek – zmrużyła oczy i się do nich uśmiechnęła – a teraz biegnijcie walczyć o swój honor czy co wy tam mężczyźni lubicie robić – po tych słowach obróciła się i wraz z towarzyszką zaczęła powoli oddalać się w stronę swojego wcześniej ustalonego celu – pozdrówcie od nas swoje mamy. - Krzyknęła im na pożegnanie, po czym złapała dziewczynę za dłoń i pobiegła przed siebie.

        Biegły przez jakiś czas nawet nie myśląc o tym, żeby się obejrzeć. Kiedy już na pewno zeszły im z pola widzenia, zwolniły kroku, aż w którymś momencie całkiem przystanęły. Chwilę musiały odsapnąć po krótkim truchcie, w trakcie czego Uria starała się trochę rozgonić złe emocje, żeby dziewczyna mogła się trochę otrząsnąć z szoku.
        - To było na pewno niespodziewane, ale coś podejrzewam, że mój szalony dzień składający się z walk o mięso i ratowania dam z opałów tak szybko się nie skończy. A więc Naftali powiedz mi. Jak ci na imię? - Zadając to pytanie, miała najbardziej uroczo roześmianą minę, jaką umiała zrobić.
Awatar użytkownika
Verdandi
Zbłąkana Dusza
Posty: 6
Rejestracja: 2 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Kupiec , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Verdandi »

        Bambi w pierwszej chwili zapomniała o naznaczonej bliznami kobiecie. Nawet nie przemknęło jej przez myśl, że ktokolwiek postanowi stanąć w jej obronie. Trzymała oczy zamknięte, ale czas mijał, a ona wciąż żyła i miała się dobrze. Powinna je otworzyć? Ciemność ją nie uspokajała, ale bała się, że to, co ujrzy, okaże się znacznie gorsze. Wtedy usłyszała znajomy głos. Nie wiedząc czemu, brzmiał dla niej kojąco i chwilowo załagodził bicie jej serca. Otworzyła oczy, lecz wtedy... jej nadgarstek niemal natychmiast został pochwycony przez Urię. Czarodziejka, chcąc, nie chcąc, pobiegła razem z nią.
        Uścisk wojowniczki był silny, ale Verdandi podjęła próbę wyswobodzenia się z niego dopiero, gdy dziewczyny zwolniły kroku. Nie chciała się zatrzymywać, jednak nie starczyło jej siły, by dłużej uciekać. Oparła się łokciem o ścianę alabastrowej budowli, oddychając głęboko i lekko się trzęsąc. Kiedy w końcu się uspokoiła - no, może nie całkiem - wyczerpanie fizyczne zostało całkowicie zastąpione przez strach i niepokój. Białowłosa znienacka odezwała się. Bambi, aby mieć ją na oku, stanęła plecami do ściany - choć chyba trafniej byłoby powiedzieć, że przykleiła się do niej, jakby od tego zależało jej życie (w co rzeczywiście wierzyła).
        Długo wpatrywała się w Urię szeroko otwartymi oczami. W tym czasie przetwarzała wszystko, co wydarzyło się w ciągu pięciu ostatnich minut. Dlaczego Uria jej pomogła? I do czego potrzebne było jej imię Verdandi? Czarodziejka od początku miała wrażenie, że nieznajoma coś od niej chciała, czy może raczej - coś chciała jej zrobić? Jeśli tak, to nie mogło to być nic dobrego.
        - Tak łatwo nie wyciągniesz ode mnie tej informacji - powiedziała, starając się, aby jej głos był stanowczy, jednak nie mogła całkowicie zamaskować przerażenia w swoich oczach. Powoli, unikając gwałtownych ruchów, zbliżyła dłoń do swojej sakwy, a to pozwoliło jej wierzyć, że ma odrobinę większą kontrolę nad sytuacją. - Ale jeśli tak bardzo chcesz mnie jakoś nazywać, to możesz mówić do mnie Bambi - powiedziała. Mimo wszystko nie chciała prowokować Urii, o nie. Wiedziała, co ta osoba potrafi i musiałaby być głupia, żeby z nią zadzierać.
        - Cz-czego ode mnie chcesz? - Przełknęła ślinę głośniej, niż zamierzała, ale strach zakorzenił się w jej gardle i sprawił, że zaczynała się nieco jąkać. A przecież nie mogła pozwolić kobiecie myśleć, że się boi! Na szczęście do tej pory udawanie opanowania szło jej bezbłędnie. Kto wie, może nawet nie zemdleje?
ODPOWIEDZ

Wróć do „Revendor”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości