Ekradon[Miasto] Przyjaciele aż po grób

Warowne miasto położone u podnóża gór, otoczone grubymi murami i basztami, jego bramy zdobią dwa ogromne posagi gryfów. Miasto słynie z handlu, pięknych karczm i ogromnej armi. Armi niezwykłej, bo składającej się z wojowników i gryfów. Od setek lat ekradończycy udomawiają gryfy, które później służą w ich armi, stacjonującej w górach poza miastem.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Skowronek
Senna Zjawa
Posty: 281
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Skowronek »

        Skowronek wzruszyła ramionami jak nastolatka, która ma w nosie to co myślą sobie dorośli.
        - Wierz mi, dobrze wykonuję swoją robotę – oświadczyła pozornie bez związku i niby lekko obrażonym tonem, uśmiechając się przy tym enigmatycznie. Liczyła, że Samiel sam pojmie co miała na myśli, bo przecież wspominała mu o tym ile pracy włożyła w to, by rozkołysać tutejszy półświatek, aby wszystko runęło, gdy wykona swój ostatni numer. Zabijała, podrzucała dowody, szkalowała w imieniu tych, którzy nie mieli o tym pojęcia, zawiązywała sojusze w cudzym imieniu, by ich nie dotrzymać. Naprawdę starała się, by wszyscy przestali sobie ufać i patrzyli sobie na ręce, szukając ofiary, kogoś, kogo śmierć przywróci kruchą równowagę podziemia. To zawsze powodowało wahania cen – rzeczy takie jak broń czy narkotyki zyskiwały na wartości, ale za to spadała wartość wszystkiego co było niepotrzebnym zbytkiem, jak magiczne przedmioty. W takich czasach najlepszą formą komunikacji była ta bezpośrednia, ewentualnie prowadzona przez zaufanych pośredników, ustnie. Wiadomości na piśmie czy takie porty komunikacyjne zawsze mogły zostać przechwycone przez wrogów… A w dzisiejszych czasach nie wiadomo kto jest wrogiem, a kto przyjacielem.

        Trochę podziwiała podejście Samiela. Ona by w życiu nie mogłaby nic chować w takim miejscu długoterminowo. Co innego gdyby to było na kilka dni, na sam pobyt w mieście, ale gdy jest poza nim… Wszystko mogło się zdarzyć. Nawet to, że mebel będzie wymagał odświeżenia, bo ktoś wyleje na niego jakiś alchemiczny specyfik. Albo że cały budynek pójdzie z dymem (ekradoński półświatek lubił podpalenia, gdy trzeba było komuś coś udowodnić). W sumie… Teraz ją zaciekawiło czy znajomość Samiela i Ami nie daje tej karczmie przypadkiem immunitetu. Albo też karczmarka jest na tyle obrotna, że jakoś inaczej zapewniła sobie spokój.
        Elfka wszelki komentarz zachowała dla siebie. Uśmiechnęła się jednak, jakby przejrzała jakiś jego cwany komentarz – oczywiście, że ufał Ami. Ona miała go przecież takiego jak go Prasmok wyśnił, bez broni, bez ubrań i bez wstydu. Na dodatek rozstali się w zgodzie. Niemniej ona nie byłaby w stanie tak zaufać żadnemu byłemu – partnerowi, kochankowi, nieważne. Nawet jeśli rozstali się w zgodzie, kto wie kiedy w przypływie negatywnych emocji zrobiłby coś głupiego – bo nagle dopadłaby go gorycz po rozstaniu, bo by tęsknił, bo poczułby się zdradzony. Niech to, chociażby przez to, że po prostu nie miałby pieniędzy i „tylko by pożyczył”, faktycznie z zamiarem zwrócenia albo na wieczne nieoddanie. Chyba współpraca z Przyjaciółmi nauczyła ją paranoi – co nie było wcale tak złą cechą w ich zawodzie, dzięki temu na pewno dłużej pożyje, choć pewnie będzie miała przez to mniejszy krąg znajomych niż jakby była trochę bardziej przystępna.
        Obserwowała go, gdy dziarsko wstał z łóżka, sama jednak wyglądała jakby niespecjalnie miała ochotę ruszać się z miejsca. Patrzyła na niego i czekała co postanowi – zakładała, że po prostu odprowadzi ją do drzwi. Miał co prawda plany, ale nie przypuszczała, że od razu przystąpi do ich realizacji – wieczór był jeszcze młody. Dlatego gdy zaproponował, że ją odprowadzi, zaraz podniosła głowę, bardzo zaintrygowana.
        - Kawałek, czemu nie – odparła zaraz. Wzięła lekki zamach nogami, by wstać z łóżka bez podpierania się rękami i zaraz zaczęła ubierać się do wyjścia. – Nie pod sam lokal, nie chcę by nas tam widziano.
        Poczekała, aż to on otworzy jej drzwi i ją wypuści. W wąskim korytarzu i na schodach nie starała się utrzymać z nim kontaktu fizycznego, nie było takiej potrzeby, ale w gwarnych salach karczmy sięgnął po jego dłoń i złapała się jej, niby żeby się nie zgubić. Wszyscy zainteresowani wiedzieli jednak, że to tylko gra - nie potrzebowała eskorty, a na dobrą sprawę mogliby się po prostu spotkać przy drzwiach wyjściowych, nawet gdyby któreś zostało na chwilę przyblokowane przez innych gości. Miała jednak swoje powody, by trochę udawać bezbronną, skromną dziewczynę.
        - Tam - odezwała się do Samiela, gdy byli już na zewnątrz. Ruchem głowy wskazała kierunek i złapała go za łokieć, jak zwykle przechadzała się z nim ulicami Ekradonu. Nietrudno było zauważyć, że kierowali się do tej lepszej części miasta, gdzie karczmy były droższe, sklepy bardziej luksusowe, a hołota mniej liczna.
        - Nie wiem czy jutro będzie ku temu okazja, dlatego powiem to teraz - odezwała się w końcu była Przyjaciółka, podnosząc wzrok na Samiela. - Miło było z tobą pracować. I wiesz, że nie chodzi mi konkretnie o zadanie, bo tego jeszcze nie wykonaliśmy, ale o te parę dni przygotowań. Miło było… spędzić z tobą ten czas - wyznała w końcu, ale zamiast na niego patrzeć, odwróciła w tym momencie wzrok.
Awatar użytkownika
Samiel
Kroczący pośród cudzych Marzeń
Posty: 431
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Skrytobójca , Wędrowiec , Najemnik
Kontakt:

Post autor: Samiel »

Wierzył w to. I raczej nie musiał mówić jej o tym na głos, bo prawdopodobnie o tym wiedziała. Jedynym, co zrobił, było kiwnięcie głową, które wyrażało zrozumienie właśnie. Znał jej plan i wiedział, co musiała zrobić, żeby znaleźć się w tym jego etapie, w którym była. Przynajmniej tyle, ile zdecydowała się mu powiedzieć. On sam też nie naciskał, bo w końcu jedynie pomagał, nie był współtwórcą tego wszystkiego. Był po prostu dodatkową parą rok, którą Skowronek uznała za przydatną i za taką, która zwiększy szansę na to, że jej się powiedzie. A Samiel zdecydował się, że pomoże znajomej. Co prawda, przez te kilka dni zbliżyli się do siebie nieco, a on sam zdążył nauczyć się czegoś nowego – wspomnienia lekcji tańca na pewno będzie jednym z tych, które będą dla niego miłe i, które zostaną w jego pamięci bardzo, bardzo długo – ale nadal miał w tym planie konkretną rolę. I postanowił sobie już wcześniej, że postara się nie wykraczać właśnie poza to… choć był świadom, że zdarzyły się już sytuacje, w których kusiło go, żeby to zmienić. Skowronek na pewno też zadawała sobie z nich sprawę, ale ona również starała się trzymać ich aktualnej relacji. Nie miał jej tego za złe, nie, wręcz przeciwnie – uważał, że kobieta dobrze postępuje. Bo gdyby zrobiła krok do przodu, on podążyłby za nią, a to mogłoby źle wpłynąć na realizację jej zamiarów względem miasta.
Załatwili tu, czyli w jego pokoju, już wszystko, co mieli tu zrobić, tak mu się wydawało przynajmniej. Dlatego zdecydował się wstać i zaproponować, że mogą opuścić pomieszczenie. Sakiewkę i komplet ubrań zabrał ze sobą. Pierwszy z przedmiotów schował do kieszeni, gdzie wiedział, że będzie ona bezpieczna, a ubrania zajęły jedną z jego rąk. Skowronek zgodziła się na to, żeby ją odprowadził, więc rzeczy te mógł przekazać jej dopiero wtedy, gdy się rozstaną. Otworzył jej drzwi, oczywiście, i wypuścił przodem. Wyszedł dopiero po niej i zamknął na klucz wejście do pokoju. Niewielki, metalowy przedmiot również wylądował w kieszeni, choć ta umiejscowiona była w wewnętrznej części jego kurtki i miała taki rozmiar, że klucz mieścił się w niej idealnie.

Obdarzył szybkim spojrzeniem swoją dłoń, gdy poczuł, jak ktoś za nią łapie. Od razu zauważył, że jest to dłoń Skowronka i, jakby, uspokoił się odrobinę, a żeby dodatkowo spotęgować wrażenie, które chciała sprawiać, ścisnął ją lekko. Spotkanie z chłodnym, zimowym powietrzem było jednocześnie oznaką tego, że zostawili za plecami karczemny gwar. Tu było ciszej, choć oddech od razu zamieniał się w parę, a nieosłonięte części ciała od razu odczuwały niską temperaturę.
         – Mhm – mruknął tylko, gdy wskazała mu kierunek. Przyzwyczaił się już do tego, że elfka skraca dystans między nimi, gdy akurat spacerują po mieście. Dla zwyczajnego mieszkańca miasta, pozbawionego wprawnego oka do wyszukiwania szczegółów, mogli wyglądać jak zwykła para przechadzająca się ulicami Ekradonu. Bo właśnie takie wrażenie mieli sprawiać, prawda?
Cisza mu nie przeszkadzała, dlatego nie próbował zmuszać zarówno siebie, jak i swojej towarzyszki, do tego, żeby się odzywać. Dzięki temu mógł też skupić się na czymś innym, chociażby na tym, że im dłużej szli, tym bogatsze budynki mijali. Szybko domyślił się, że znajdują się w bogatszej części miasta – budynki były tu większe i zbudowane z lepszej jakości i droższych materiałów, a mijani ludzie nosili na sobie bogatsze szaty, nierzadko ozdobione różnymi haftami.
Spojrzał na nią, gdy się odezwała. Przez chwilę ważył jej słowa w głowie, próbował domyślić się, czy jest w tym może ukryte coś, czego nie powiedziała otwarcie. Z drugiej strony, to właśnie po niej spodziewałby się, że nie będzie owijała w bawełnę i nie będzie krążyć wokół tego, co chciałaby mu przekazać.
         – A ja… dobrze czuję się z tym, że zgodziłem się na tą współpracę. Cieszę się, że spotkaliśmy się w tym mieście – odparł po chwili. Te słowa wydawały mu się odpowiednie, choć on nadal spoglądał w jej stronę i to mimo że wcześniej odwróciła wzrok. Poruszył się, zrobił krok w jej stronę, a śnieg zaskrzypiał cicho pod podeszwą jego buta. Tylko, że nie zrobił już nic więcej, zatrzymał się jakby w połowie tego, co może chciałby zrobić. Napiął mięśnie prawej ręki, którą pod wpływem tejże chwili chciał podnieść i sprawić, żeby znów na niego spojrzała. Pokręcił głową, tak sam do siebie, co było jednocześnie znakiem, że przypomniał sobie o wcześniejszym postanowieniu. I też o tym, że Skowronek przecież myślała podobnie.
         – Powinienem już iść, jeśli chcę załatwić jeszcze dzisiaj sprawę tych komunikatorów – odezwał się, może trochę ciszej niż normalnie, ale słowami tymi przerwał też powoli rosnącą wokół nich ciszę, bo właśnie teraz w zasięgu wzroku nie było właściwie nikogo; na ulicy stali jedynie oni. Śnieg powoli, niemalże leniwie, jakby może nie do końca chciał opuszczać niebo, zaczął padać. Znów poczuł to dziwne… napięcie w powietrzu, które nie do końca wiedział, jak nazwać.
         – Ubrania – słowo to powiedział tak, jakby upominał samego siebie, że o nich zapomniał – Powinienem ci je wręczyć, skoro nasz spacer właśnie się kończy, a to ty będziesz odpowiadać za ukrycie ich – dodał nieco głośniej.
Może i była to zmiana tematu, może nawet nieco wymuszona, ale Samiel miał wrażenie, że bez różnicy, o czym by wspomniał, to i tak brzmiałoby to podobnie. Ręka, w której trzymał pakunek, podniosła się nieco, skierowana w stronę kobiety. Nie chciał niczego niepotrzebnie utrudniać, nie chciał też jeszcze bardziej zmniejszać odległości, która ich teraz dzieliła i, która i tak była już naprawdę niewielka.
         – To… do zobaczenia jutro – kolejne słowa z jego ust przecięły ciszę. Zabrzmiały niemalże jak pytanie, niemalże jakby nagle i na chwilę zabrakło mu pewności co do tego, co chciałby powiedzieć. A przecież było to zwyczajne pożegnanie, w dodatku takie, które nie oznaczało, że następnym razem spotkają się za jakiś czas. Kiedyś, gdy znów wpadną na siebie przypadkiem lub, gdy nadszedłby czas, aby zgłosił się do niej po odebranie tej przysługi.
Awatar użytkownika
Skowronek
Senna Zjawa
Posty: 281
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Skowronek »

        Wśród chłodnej cichej nocy nagle zrobiło się nieznośnie gorąco i duszno. Skowronek głębiej nabrała tchu stojąc przed Samielem. Wiedziała, że to był dobry moment, tylko nie chciała sama przed sobą przyznać na co. On wiedział, ona wiedziała. Lecz on dał jej pretekst do ucieczki, z którego ona skorzystała. Zamiast powiedzieć to, co gniotło wnętrzności ich obojga już od jakiegoś czasu i powodowało mętlik w głowie, sięgnęła po tobołek z ubraniami i cofnęła się, przytulając go do piersi. Uśmiechnęła się do złotookiego mężczyzny, przepraszająco i smutno.
        - Do zobaczenia jutro – powtórzyła za nim, krzesząc z siebie uśmiech, po czym szybko obróciła się i odeszła do karczmy, gdzie miała swój pokój.
        To nie miało się tak skończyć. To nie mogło się tak skończyć! Nie teraz, gdy była tak blisko swojego celu, nie mogła pozwolić sobie na słabość. Tyle lat żyła w przekonaniu, że to jej nie dotyczy, jest ponad głupie podszepty serca. A jednak nie. Przeklęty Samiel...

        Noc spędziła nie na śnie, a na medytacji – nie potrafiłaby w tym momencie zasnąć, nawet gdyby starała się ze wszystkich sił. Zdołała jednak uspokoić umysł i rano siedziała przez chwilę spokojnie w oknie, nie myśląc już o złotookim zabójcy inaczej jak o części swojego planu. Przeglądała w myślach wszystkie wydarzenia, które nastąpiły i które miały nastąpić. Kalkulowała i szukała luk – czasami naprawdę na siłę, ale wiedziała, że wszystko może się schrzanić. Mogły zdarzyć się nawet takie głupoty jak to, że jakaś pijana arystokratka uwiesi się Samiela i nie będzie chciała go puścić. Cóż, liczyła się z tym, że może na którymś etapie realizacji planu będzie musiała go porzucić. Ale czy byłaby w stanie go zlikwidować… wszystko zależało od okoliczności. Niestety czuła, że nie byłaby w stanie go poświęcić – takich skrupułów nie miała wcześniej przy żadnym z Przyjaciół, którzy jej towarzyszyli. Jeśli od tego miało zależeć powodzenie misji, była w stanie podstawić nogę osobie, którą znała od lat. To nic osobistego – oni działali tak samo względem niej. Lojalność była u nich wpojona względem organizacji, a nie jednostki. Teraz jednak ona już nie była Przyjaciółką, a Samiel był jednym z nielicznych jej sojuszników – dwóch kolejnych nie mogła zaś to w to czynnie angażować, po prostu byli… „cywilami”.
        Ale gdyby ją zdradził? Odpowiadała w duchu, że tak, wtedy i on poznałby co to znaczy gniew oszukanej kobiety, ale sama czuła, że w tej deklaracji nie było przekonania. Cholerny Samiel. Oby nie próbował z nią pogrywać.
        Wstała ze swojego miejsca przy oknie i wygładziła halkę. Koniec rozmyślań – pora wziąć się do pracy.

        Na ostatnich przygotowaniach Skowronek spędziła cały dzień, ale na koniec wszystko było dopięte naprawdę na ostatni guzik. Ze swojego pokoju wyszła prosto do podstawionego o konkretnej godzinie powozu zaprzężonego w parę pięknych karych koni okrytych haftowanymi derkami w celu ochrony przed zimnem – tak samo jak elfka miała na sobie gustowne futro do samych kostek, ostentacyjny symbol luksusu.
        Po zajechaniu pod karczmę, w której mieszkał Samiel, elfka nie wysiadła z powozu - to woźnica wyszedł, by go sprowadzić na parter. Gdy zabójca pojawił się w karecie, mógł zobaczyć najbardziej elegancką wersję Skowronka, jaka istniała - w ciemnoszarym, jedwabiście gładkim futrze, z piękną kolią ciasno opinającą szyję i misternie ułożonym kokiem, który zdobiły malutkie wsuwki ozdobione kwiatkami z wielobarwnych kamyków szlachetnych i półszlachetnych. Taka fryzura szalenie pasowała dyplomatce z Kryształowego Królestwa.
        - Witaj, Phaeronie - przywitała się z Samielem, używając zupełnie innego akcentu niż ten, którym operowała na co dzień. - Mam nadzieję, że nie czekałeś na mnie za długo?
        Powozem szarpnęło, ruszyli i powoli rozpędzili się w drodze do dworu, w którym miała odbyć się zabawa i ich wielka akcja. Dopiero, gdy konie nabrały prędkości, Skowronek przemówiła ponownie.
        - Przygotowany? - upewniła się. - Pamiętasz wszystko? Masz teraz ostatnią chwilę, by się wycofać - dodała, mrugając do niego porozumiewawczo. - Ale… to byłaby wielka szkoda. Doskonale wyglądasz w tym mundurze, naprawdę warto by świat cię w nim zobaczył - przyznała, przyglądając mu się z uznaniem. Samiel i bez tego był przystojny i zwracał na siebie uwagę dam, ale w swoim przebraniu będzie miał na pewno rzeszę wielbicielek.
Awatar użytkownika
Samiel
Kroczący pośród cudzych Marzeń
Posty: 431
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Skrytobójca , Wędrowiec , Najemnik
Kontakt:

Post autor: Samiel »

Zwyczajny budynek, który mógł różnić się jedynie tym, co jest w nim sprzedawane. Oficjalnie można było tam dostać luksusowe dobra sprowadzane z różnych, nawet tych bardzo odległych, zakątków kontynentu. Tylko, że w przypadku tego konkretnego właściciela sklepu, była to przykrywka, żeby sprowadzać coś jeszcze. Coś, co także nie jest czymś, co można dostać w każdym miejscu i bez problemu, lecz jednocześnie są to też przedmioty, które łatwiej można pozyskać… mniej oficjalnymi i zgodnymi z prawem metodami. I dobra te, oczywiście, sprzedawał on po zmroku i jedynie osobom, które albo przychodziły z polecenia zaufanego klienta, albo znały hasło, które umożliwiało dostanie się do budynku po godzinach otwarcia. Hasło to znały jedynie zaufane osoby, nawet, jeśli nie zaglądały tu często. I to właśnie to ostatnie tyczyło się Samiela, a przynajmniej liczył na to, że tak było. Bo przecież zostałby w jakiś sposób powiadomiony, gdyby zostało zmienione, prawda? Wydawało mu się, że na swoim poziomie mógł liczyć, chociażby na to.
Stał teraz przed tym „zwyczajnym” budynkiem. Przed drzwiami stały dwa niewielkie i puste stoły, na których za dnia wystawione były różnorakie towary, kuszące, aby wejść do sklepu i zobaczyć ich jeszcze więcej. W końcu zastukał w drzwi, a po kilku chwilach zasuwa w mocnych, drewnianych drzwiach odsunęła się na wysokości przeciętnego dorosłego osobnika płci męskiej. Samiel musiał zrobić niewielki krok w tył, aby osoba spoglądająca stamtąd, mogła go zobaczyć jego twarz. Czasami to wystarczyło, żeby go rozpoznać.
         - Czyj cień przemyka nocą? - do uszu zabójcy dotarł szept męskiego głosu. Głos ten był… zwyczajny. Ciężko byłoby go skojarzyć z konkretną osobą, ale przecież właśnie o to tu chodziło.
        - Osoby niosącej śmierć – odparł po chwili przemieniony. Dobrze, że nie zmienili hasła. Usłyszał odsuwane zasuwy, przynajmniej kilka, a także klucz otwierający zamek. Później drzwi otworzyły się przed nim, a Samiel jednym, płynnym ruchem dostał się do środka. Poczekał, aż mężczyzna zamknie za nim drzwi, a później ruszył za nim. Weszli na zaplecze, gdzie trzech osiłków grało aktualnie w karty i przeszli obok nich, do korytarza, którego pilnowali i, który prowadził do drzwi. Te ponownie zostały przed nim otwarte, od środka, przez innego „strażnika drzwi”. Ten, który go tu przyprowadził, wrócił do sklepu, aby znów ukrywać się w ciemności i pilnować wejścia. Od niedużej sali, właściwie piwnicy, dzieliły go kilkustopniowe schody prowadzące w dół. W niej, oprócz niego i strażnika, znajdował się właściciel sklepu, a także trzy osoby – klienci – którzy oglądali towar wystawiony na niewielkich stołach. On też to zrobił, choć jednocześnie zmierzał też w stronę wysokiego elfa. Niemalże dorównywał wzrostem samemu Samielowi i to właśnie on zajmował się tym wszystkim; do niego należał budynek.
         – Dobrze, że hasło nadal jest takie samo – odezwał się do niego zabójca.
         – Samiel. Zgaduję, że nie jest to wizyta towarzyska? - elf odwrócił się do niego i wyciągnął w jego stronę dłoń. Przemieniony uścisnął ją.
         – Verence. Wiesz, że zawsze przychodzę do ciebie zdecydowany i z zamiarem zakupu tego, na co zdecydowałem się już wcześniej. Nie po to, żeby oglądać i zastanawiać się, czy może wezmę to, a może tamto? A może dzisiaj nie kupię niczego? - odparł. Na co czarnowłosa kobieta stojąca w pobliżu obrzuciła go urażonym i jednocześnie zdenerwowanym spojrzeniem.
         – Czego potrzebujesz tym razem? - zapytał go Verence, od razu przeszedł do interesów, to akurat była jedna z jego cech pozytywnych. Nie owijał w bawełnę, nie starał się namawiać na więcej, niż chciało się kupić i działał szybko i sprawnie, gdy zależało mu na kliencie, a akurat nie miał towaru, który był potrzebny.
         – Magicznie połączoną ze sobą biżuterię, najlepiej parę naszyjników lub pierścieni, przez które osoby je noszące będą mogły przesyłać sobie komunikaty na odległość – Samiel też od razu przeszedł do tego, po co tu przyszedł.
         – Świetnie się składa. Akurat jestem w posiadaniu dwóch pierścieni, które będą miały wszystko, czego potrzebujesz. Sprowadziłem je ostatnio dla jednego z klientów, ale ten w ostatniej chwili z nich zrezygnował. Chciał się targować, nawet aż za bardzo i zaproponował tak niską cenę, że go wyśmiałem – odparł i zaśmiał się po chwili. Samiel uśmiechnął się jedynie, i to nie ze względu na to, o czym opowiedział mu Verence, a dlatego, że to wszystko szło bardzo łatwo i wyglądało na to, że dostanie je od razu. Jeszcze tej nocy będzie mógł na chwilę opuścić miasto i ukryć je w miejscu, które wybrali razem ze Skowronkiem.
         – Jego strata, mój zysk. Ile sobie za nie życzysz? - odezwał się zabójca po chwili. On wiedział, że elf nie zawyża cen i sprzedaje swe „zdobycze” po atrakcyjnych cenach.
         – Czym płacisz? - zapytał jeszcze, najpewniej w głowie przeliczał już równowartość ruenów na inne możliwości zapłaty.
         – Kamieniami szlachetnymi, dobrze oszlifowanymi, ze znikomą ilością skaz. Możesz je sobie obejrzeć, jeśli mi nie wierzysz – odpowiedział i jednocześnie zaproponował coś, co raczej stawiało go w dobrym świetle. Tymi słowami mógł pokazać mu, że ufa mu na tyle, żeby sam obejrzał kamienie i nawet odliczył z nich odpowiednią ilość, która będzie zapłatą za towar.
         – Nie, żebym nie wierzył, ale, rozumiesz, zawód i tak wymaga ode mnie sprawdzenia. Miło, że sam to zaproponowałeś – odparł Verence i przyjął niedużą sakiewkę od Samiela. Obaj podeszli do stolika, na którym elf ostrożnie wysypał jej zawartość i zaczął oglądać kamienie pod światło, jeden po drugim. Ostatecznie odłożył na bok trochę mniej niż połowę jej zawartości, a resztę wsypał z powrotem i oddał zabójcy.
         – Tyle wystarczy. Poczekaj tu chwilę – powiedział tylko i jednym ruchem dłoni zgarnął pozostawione na blacie kamienie. Chwila ta trwała długo, jednak w końcu Verence do niego wrócił, razem z niewielkim pudełeczkiem. Przekazał je Samielowi, a gdy ten je otworzył, jego oczom ukazały się umieszczone w środku dwa pierścienie – wykonane były ze srebra, w obu znajdowały się cztery małe szmaragdy osadzone tak, że prawie nie wystawały, jakby były wprasowane w srebro. Na wewnętrznej stronie wygrawerowane zostały jakieś znaki, prawdopodobnie runiczne, które najpewniej odpowiadały za magiczne właściwości tej biżuterii.
         – Dziękuję – tylko to jedno słowo wydobyło się z ust zabójcy, ale wystarczyło. Verence kiwnął głową.
         – Możesz wpadać częściej, lubię robić interesy ze zdecydowanymi klientami – tym razem, po tych słowach, to elf padł ofiarą spojrzenia czarnowłosej kobiety.
         – Pewnie… jeśli będę miał powód – tymi słowami Samiel pożegnał Verence’a i skierował się ku wyjściu, a później następnemu, którym dotarł na zewnątrz. Tylko, że poczuł zmęczenie, dlatego skierował się w stronę karczmy, w której wynajmował pokój. Tam odpoczął i następnego ranka zjadł śniadanie, a później wyszedł, niby na spacer. Rano w okolicy nie było zbyt wielu ludzi, może też ze względu na to, że było naprawdę zimno. Gdy dotarł w miejsce, w którym miał ukryć sakiewkę z pierścieniem – i z notatką, w której opisał działanie magicznego przedmiotu – jednym ruchem wrzucił ją tam i przykrył niewielką warstwą śniegu. Później wrócił z powrotem do miasta.


Gdy powoli zbliżał się czas, w którym powinien spodziewać się Skowronka i transportu, przebrał się w dostarczone dla niego ubrania. Usłyszał pukanie do drzwi, a gdy je otworzył, zobaczył przed nimi woźnicę. Przywitał się z nim i pozwolił zaprowadzić się na dół, a później do powozu.
         – Inez. Przepięknie dziś wyglądasz – odpowiedział jej. Nie próbował silić się na inny akcent. Jej akurat przemawianie w inny sposób mogło przychodzić bez problemu, jednak on musiałby przede wszystkim poćwiczyć to… jakiś czas, a tego nie zrobił, nawet tego nie planował, więc przemawiał swoim głosem. No, może trochę mniej pozbawionym emocji.
         – Nic z tych rzeczy. W międzyczasie mogłem upewnić się, że wszystko leży tak, jak powinno i znajduję się na swoim miejscu – odparł. To ostatnie przede wszystkim dotyczyło sztyletu, który był teraz bezpiecznie ukryty w jednej z części munduru. Usiadł naprzeciw niej. Patrzył się na nią i właściwie podziwiał, choć jedynie oczami. Wyglądała naprawdę ładnie.
         – Zaproponowałem, że ci pomogę. Nie mam zamiaru wycofywać się w ostatniej chwili i zostawiać cię z tym wszystkim samą – powiedział szybko, jakby ta odpowiedź była już przygotowana zawczasu.
         – Tak myślisz? W takim razie „świat” będzie musiał to zapamiętać, bo może być tak, że to pierwszy i ostatni raz, gdy mam go na sobie – odpowiedział, uśmiechnął się też lekko. Do całej tej akcji nie będzie gotowy bardziej, niż jest teraz.
         – I… naprawdę miałem na myśli, to co powiedziałem na początku. Naprawdę wyglądasz przepięknie w tej kreacji – dodał jeszcze. Coś w środku podpowiedziało mu, że warto będzie to powtórzyć, tym razem postanowił tego posłuchać i to zrobił.
Awatar użytkownika
Skowronek
Senna Zjawa
Posty: 281
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Skowronek »

        Skowronek uśmiechała się zdawkowo, już teraz wczuwając się w swoją rolę i nie wypadając z niej - im dłużej będzie w niej trwała, tym łatwiej będzie jej to przychodziło, to zawsze tak działało, nawet jeśli i bez tego była dobrą aktorką, która lubiła takie przebieranki.
        - Dziękuję - odparła. - Komplementy są zawsze miłe, ale czasami wypowiadane przez konkretne osoby cieszą szczególnie - dodała. Znowu trzymając się roli, czy… tym razem prywatnie? Kto ją tam teraz wiedział. Niby istniało między nimi jakieś nieme porozumienie, przyciąganie na poziomie podświadomości, a jednak oboje się mu opierali, przez wzgląd na profesjonalizm i dotychczas łączące ich relacje.
        Skowronek nie starała się zagajać rozmowy w trakcie jazdy - skupiła się na podziwianiu widoków za oknem. Wkrótce dotarli do bogatszej części miasta, gdzie ulice był szersze, a budynki okazalsze. Zatrzymali się na podjeździe do jednego z nich, ktoś z zewnątrz otworzył im drzwiczki powozu, głośno komunikując, że dotarli na miejsce. Skowronek zwlekała z podniesieniem się ze swojej kanapy, dając Samielowi sposobność, by on to zrobił pierwszy i podał jej dłoń, jak nakazuje etykieta. Gdy jednak stanęli już przed wejściem do posiadłości, to ona przejęła pałeczkę i prowadziła - powód był prosty, zaproszenie było dla niej, a to zabójca stanowił jedynie osobę towarzyszącą, nawet jeśli stanowił oficera mauryjskiej straży miejskiej.
        W progu powitała ich służba - jakiś elegancko odziany lokaj poprosił elfkę o okazanie zaproszenia, co ta uczyniła bez szemrania, a inni już podchodzili, by zabrać ich okrycia wierzchnie i odwiesić je w pomieszczeniu nieopodal, opatrzone specjalną tasiemką z nazwiskiem, by na pewno później nie pomylić płaszczy przy ich wydawaniu.
        Dopiero teraz Samiel miał okazję, by w pełnej okazałości móc podziwiać Skowronka w jej kreacji. Cóż tu mówić, wyglądała przepięknie. Była z natury smukła i zgrabna, a jej suknia w kolorze nocnego nieba tylko to podkreślała - delikatny materiał spływał po jej ciele aż do kostek, idealnie umiejscowione zaszewki nie rzucały się w oczy i sprawiały wrażenie, jakby było to coś niezwykle prostego, a tak naprawdę każda dama na sali pozna dzieło sztuki krawieckiej. Szerokie ramiączka odsłaniały smukłe ramiona i dekolt, ale ze względu na okazję, Skowronek skromnie owinęła się tiulowym szalem wyszywanym srebrną nicią w konstelacje widoczne z wież Kryształowego Królestwa. Do tego rękawiczki sięgające łokci - szyk, elegancja, skromność. Idealna kreacja dla dyplomatki.
        Po oddaniu płaszczy Skowronek z Samielem mogli udać się na salę balową wraz ze strumieniem cały czas napływających gości. W progu ogromnego pomieszczenia stała starsza para w wykwintnych, biało-złotych szatach, bez wątpienia gospodarze. Elfka zwróciła uwagę, że byli sami, nigdzie w zasięgu jej wzroku nie było doradcy państwa, który był jednocześnie kontaktem Przyjaciół… Nie wiedziała co o tym myśleć, ale na razie się na tym nie skupiała. Podeszła do pary, uśmiechając się do nich serdecznie i złożyła im życzenia, z panią domu wymieniając całusy posłane w powietrze obok ucha, a z panem domu jedynie wymieniając skinienia głowy. Przedstawiła im Samiela, a oni przywitali się uprzejmie, ale jednocześnie tak, jakby zaraz mieli zapomnieć jego nazwisko, choć widać było, że przez moment zrobił na nich wrażenie - wszak nie co dzień gości się kogoś z Maurii w swoich progach, na dodatek kogoś tak charakterystycznego.
        - I już - westchnęła Skowronek, gdy odeszli i wmieszali się w tłum gości. - Teraz chwila na uśpienie czujności ewentualnych podejrzliwych… Może zatańczymy? - zaproponowała z uśmiechem, bo choć na parkiecie było jeszcze stosunkowo niewiele par, to orkiestra grała już zdecydowanie do tańca, a nie tylko jako tło.
        - Pokaż, czego się nauczyłeś na naszym przyspieszonym kursie - podpuszczała jeszcze elfka, jakby to w ogóle było potrzebne.
Awatar użytkownika
Samiel
Kroczący pośród cudzych Marzeń
Posty: 431
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Skrytobójca , Wędrowiec , Najemnik
Kontakt:

Post autor: Samiel »

Zrobił podobnie, choć na początku zdarzało mu się zerkać na Skowronka, to później – zwłaszcza, gdy wjechali w dzielnice zamieszkiwane przez bogatszych mieszkańców – jego wzrok częściej uciekał za okno. Tylko, że zwyczajnie przyglądanie się im nie było jego jedynym celem. Musiał być gotowy na wszystko, dlatego też przynajmniej próbował zaplanować drogę ucieczki, gdyby nie udało się opuścić balu w sposób, w który tu przybyli. A ucieczka po dachach, nawet w tej dzielnicy, nie wydawała mu się czymś złym i na pewno nie była też czymś, co robiłby pierwszy raz. Z tego stanu wyrwało go to, że powóz zatrzymał się, a z zewnątrz usłyszał, że dotarli na miejsce. Od razu podniósł się i wyszedł z powozu, aby wyciągnąć rękę w stronę Skowronka i – zgodnie z etykietą – pomóc jej wysiąść.
W progu musieli, to znaczy ona musiała, okazać zaproszenie, a także mogli oddać okrycia wierzchnie. A Samiel, cóż, mógł jeszcze raz przyjrzeć się osobie, której towarzyszył – w innym świetle i już bez zakrywającego jej suknię futra. Wyglądała przepięknie, to zanotował od razu. Ten widok na pewno będzie musiał też zapamiętać, być może tego wieczora zobaczy ją w takiej kreacji pierwszy i ostatni raz. Spodziewał się, że liczba gości będzie wysoka, a im dłużej tu przebywali, tym bardziej przypuszczenia te pokrywały się z rzeczywistością. Aby dotrzeć na salę balową, musieli dołączyć do idących przed siebie ludzi – uczestników balu – którzy znajdowali się zarówno przed nimi, jak i za nimi. Zatrzymali się tylko na chwilę, gdy natknęli się na starszą parę, która stała w wejściu. Oczywiście, od razu szło się domyślić, że są to gospodarze. Dlatego wypadałoby się z nimi przywitać i się przedstawić. Tak też zrobił, a raczej zrobiła to za niego Skowronek tuż po tym, jak sama wyjawiła im imię i nazwisko osoby, którą dzisiaj udawała.

         – Pewnie – odparł krótko. Zgodził się na propozycję tańca, tym bardziej, że teraz – po tym, jak trochę się w tej sztuce podszkolił – był bardziej pewien swoich umiejętności. Poza tym, nie wiedział też zbytnio, co powinien robić na tego typu przyjęciach. Starał się takowych unikać, a nawet jeżeli miał zlecenie, które wykonywał w trakcie takich balów, to bardziej wykorzystywał to, że tyle ludzi jest zebranych w jednym miejscu. Wykorzystywał to na własną korzyść, żeby dostać się niezauważanie na teren, na którym odbywało się uroczyste przyjęcie. Tak czy inaczej zabijał swój cel, gdy ten oddalił się gdzieś i, gdy akurat był sam lub towarzyszyła mu jedna czy dwie osoby.
         – A jak długo chciałabyś… usypiać ich czujność? – zapytał jeszcze. Wiedział, że dostanie znak, gdy będą mieli zaczynać realizację głównej części planu, ale taka wiedza również byłaby przydatna.
         – Drugi raz nie musisz powtarzać – odpowiedział jej tylko i stanowił naprzeciw niej, aby po chwili ukłonić się i wyciągnąć jej stronę dłoń. Co prawda, ustalili już, że zatańczą, ale to i tak wymagało od niego „oficjalnego” zaproszenia, prawda? Tak mu się wydawało. A gdy Skowronek już je przyjęła, po prostu zaprowadził ją w część Sali balowej, gdzie w rytm muzyki tańczyło już kilka par.

Z łatwością przyszła mu synchronizacja tempa, w którym tańczyli do tego, z jakim grał zespół muzyczny. To samo robił z wszelakimi obrotami, półobrotami i innymi figurami. Nie zwracał też uwagi na kroki, na ich ilość tempo i to, w jaki sposób są przez nich robione. Stopy same dostosowały się odpowiednio do tempa, a zapamiętane wcześniej kroki wykonywał dokładnie tak, jak nauczyła go tego Skowronek.
         – Widzisz jakichś ważniejszych gości? – zapytał, gdy akurat w tańcu zbliżyli się do siebie. To nie było jedynie zajęcie czasu i uśpienie czujności tych, którzy są bardziej podejrzliwi od innych. W czasie tańca, gdy wykorzystało się go w odpowiedni sposób, można było się rozglądać i zdobywać informacje. Znajomość sali balowej, rozmieszczenia w niej różnych rzeczy i nawet to, gdzie zgrupowało się więcej osób, a gdzie mniej – wszystko to może się przydać. Oczywiście w odpowiednim czasie, ale może się przydać.
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

        Złote Gody - czas tak zawsze wyczekiwany przez arystokrację, mieszczan, a nawet pospólstwo; bowiem może nie każdy miał prawo wstępu na bal, ale czas przygotowań był ważny dla całego miasta - krawcowe były zajęte szykowaniem powabnych strojów dla dam, aby te mogły zdobyć serce niejednego hrabiego i, któż wie, może ustawić się w lepszej pozycji społecznej niż były obecnie. Wszystko dzięki aksamitnym szalom, ozdobnym kapeluszom oraz uroczym wachlarzom z wyrytymi nań wzorami. Osoby sprzedające wszelkie kamienie szlachetne, począwszy od wydobywających je górników, również miały ręce pełne roboty, albowiem nawet panowie przyozdabiali swe dłonie pierścieniami z Oczami Dnia lub Kryształami Księżycowymi. Panie celowały prędzej w subtelne, powszechnie znane i zdecydowanie tańsze kamienie, coby wyjść również na skromne i delikatne jak sam rubin czy szmaragdy.
        W dniu balu wszystko wydawało się idealne. Goście przybywali, jedli wykwintne dania, rozmawiali oraz tańcowali. Większość śmietanki arystokratycznej obserwowała również inne osoby, szykując się do ataku na majestat niektórych państwa. Nie sposób odmówić faktom, że to Inez Dogani oraz Phaeron Achalkaci-Dzodzouaszwilim przykuwali najwięcej spojrzeń; wykwintna para, która cieszyła się niemałą aprobatą na głównym parkiecie. Ich taniec wydawał się hipnotyzujący, taki taktowny, jakby wyuczony. Dzięki temu nawet gdy już zeszli i wplątali się w tłum pozostałych gości, ich czar nadal widniał w powietrzu; ludzie rozmawiali, zachwycali się, radowali i opowiadali tym, którzy nie zdążyli przybyć i ujrzeć tak pięknych istot.
        Damy dworu nie zauważyły przez to, gdy ktoś zdjął z ich szyi aksamitne szale. Jednocześnie pozorny uścisk dłoni Phaerona oraz hrabiego Tertisa wydawał się pozbawić szlachcica palców - a ściślej mówiąc, klejnotów, którymi ozdobił swoje dłonie i z radością zignorował fakt, że już nie posiada błyskotek. A może tego nie zauważył? Może nie obchodziły go tak pozornie tanie, acz rzadkie klejnoty? Któż to może wiedzieć. Może ci, którzy w trakcie tegoż balu zniknęli nagle i nie sposób było ich odnaleźć? Ale cóż, kto by się tym przejmował. Taniec, alkohol, jedzenie - to było na ustach Złotych Godów i tylko tyle. To była noc, w której liczyła się tylko beztroska. Dopiero jutro przyjdą zmartwienia, a teraz - teraz świętujmy ciemność, która przykrywa płaszczem ułudy wszystkie niewinne przestępstwa!
        Ciemność, dzięki której Samiel oraz Skowronek mogli wymknąć się do jednego z pokoi gospodarza przyjęcia. Wiele arystokratek dałoby się pociąć za informację, co działo się za tymi zamkniętymi drzwiami, lecz w ich małych główkach nadal istniał obraz Inez oraz Phaerona; wyimaginowanych szlachciców, którzy wyglądali tak przepięknie. Nie wiedziały, że gdy z pokoju wyszła tylko elfka, skrytobójca był już dawno poza zasięgiem ich możliwości, a jedynym śladem, świadczącym o jego obecności, była unoszona przez wiatr zasłona w komnacie.

***

        Tej nocy Samiel nie miał co żałować - udało się. Dostał co chciał, misja powiodła się z niewyobrażalnym sukcesem, a na dodatek obyło się bez żadnych problemów czy większych tarapatów. Z niewidoczną na twarzy radością zabójca pozwolił sobie spalić jedyny dowód swojej obecności na balu - formalny strój, który tak bardzo nie pasował do jego osoby. Zebrał on uprzednio wszystkie rzeczy z karczmy, w której pozwolił sobie zostać przez ten czas zlecenia, a później przypomniał sobie jeszcze szybkie pożegnanie ze Skowronkiem - i z tą myślą, iż zakończył z sukcesem kolejną misję, oddalił się w swoją stronę.
Zablokowany

Wróć do „Ekradon”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości