Ocean JadeitówPiracka gościnność

Gdzie okiem sięgnąć turkusowa woda plącze się i zlewa z błękitnym niebem. Fale i wiatr szumią w tonie oceanu, na którego dnie znajdują się wręcz nieskończone pokłady jadeitu. Dom syren i trytonów, który skrywa skarby, zatopionych pirackich statków. Delfiny wyskakujące nad wodę. Ryby mieniące się wszystkimi kolorami tęczy. I księżyc, który każdego dnia odbija się w tafli jadeitowych luster.
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Kelisha
Szukający Snów
Posty: 178
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje:
Kontakt:

Piracka gościnność

Post autor: Kelisha »

Wcześniej Barbarossa i Kelisha

        Prowadzenie na smyczy, nawet absurdalnie mocnej, zwierzołaka nie zawsze bywało korzystne dla zdrowia. Każdy, choćby najlepiej przystosowany do życia w społeczeństwie, zmiennokształtny miał w sobie pewną dzikość i cechy zwierzęcia, którego postać potrafił przybrać. Kelisha nie tylko należała do tej bardziej zdziczałej części, dodatkowo była najemnikiem z wieloletnim stażem. Jej skok na grzbiet ogromnego minotaura opierał się nie tyle na sile, co technice. Instynktownie wiedziała, jak podejść do próby powalenia przeciwnika. Gdy tylko dotknęła ramion naturianina, zacisnęła na nich palce i podciągnęła się, by jeszcze bardziej zwiększyć impet uderzenia i dać sobie szansę na wgryzienie się w kark przeciwnika. Adewall z pewnością nie spodziewał się takiego ruchu ze strony panterołaczki. Nieprzygotowany na atak, upadł na piasek. W ludzkiej formie dziewczyna nie miała szansy przebić zębami jego grubej skóry, choć odruchowo próbowała. Ten sam instynkt, który pozwolił jej posłać minotaura na ziemię, spowodował, że straciła cenne sekundy. Przez to po chwili sama przekoziołkowała po plaży po potężnym szarpnięciu za łańcuch. Choć była wystraszona i wściekła, nie mogła nie docenić siły pirata. Splunęła piaskiem i spróbowała wytrzepać chociaż część jasnych drobinek, które zdawały się dostawać wszędzie.
        - Następnym razem bardziej się postaram - odpyskowała minotaurowi z tą samą wrogością, jaką on jej okazywał. Pospiesznie obejrzała resztę załogi, która przybyła podziwiać przedstawienie i jeszcze bardziej utrudnić ucieczkę penterołaczki. Poprawiła kaptur i płaszcz, by lepiej osłaniał jej twarz oraz sylwetkę. Nie potrzebowała dodatkowego rozgłosu ani plotek, choć takie zachowanie jeszcze bardziej podkreślało, że odstawała od piratów. Grube, zgrzebne ubrania w ciemnych, ziemistych kolorach, które zasłaniały każdy możliwy skrawek skóry oraz płaszcz, na którym wciąż było widać zaschnięte, ciemne błoto puszczy doskonale świadczyły, że nie spędzała wiele czasu na wyspach, czy nawet wybrzeżu kontynentu.
        Na zaczepki piratów odpowiadała stosując najbardziej znaną, uniwersalną i mało kulturalną ripostą. Kilku pokazała po prostu figę, ale cofnęła się też nieco bliżej Adewalla, doskonale rozumiejąc, że chwilowo tylko jego obecność trzymała tą bandę na dystans. Właściwie nie miała wielkiego wyboru, wciąż łączył ich mocny łańcuch.
        - Powtarzam: chcesz, żebym zarobiła, odstaw mnie na kontynent i oddaj broń. Umiem obijać mordy i pyskować, jak to wycenisz, co? Daj mi robić to, w czym jestem dobra, albo skręć kark i miejmy to z głowy! Ja nawet nie pływam, na statku jestem całkiem bezwartościowa - syczała półgłosem do minotaura, gdy zbliżali się do trapu. Jednego wartościowego towaru miała po prawdzie pod dostatkiem, ale wciąż miała nadzieję, że nikt nie rozpoznał w niej panterołaka. Ani myślała przyznawać się piratom, że była chodzącym zapasem uniwersalnego, łatwo dostępnego i skutecznego leku. Gdy już miała postawić stopę na desce zawahała się i zatrzymała na moment, ale ruszyła zanim łańcuch zdążył się napiąć. Dalsza szarpanina z dużo silniejszym naturianinem nie miała większego sensu. Kelisha żyła wśród różnych zabijaków dostatecznie długo, by wiedzieć, kiedy należało odpuścić. Z ciężkim westchnieniem weszła na pokład statku.
        Podczas rozmowy przybyłego z krasnoludem i jakimś mężczyzną, najemniczka rozejrzała się po okolicy, by następnie przyjrzeć towarzystwu. Wypatrywała czegokolwiek, co mogło być w zasięgu jej ręki i nadać się do ucieczki. Najlepsze byłby jeden z jej łuków, jednak na odzyskanie ich raczej nie miała co liczyć. Gdy łańcuch przeszedł w ręce kolejnej osoby, spojrzała na, w jej opinii, chudzielca jak na karalucha pływającego podstępnie w świeżym talerzu zupy.
        - Gówno mnie to obchodzi i zagryzę was we śnie, jak tylko zdejmę obrożę - odpowiedziała na powitanie najbardziej uprzejmym i radosnym tonem, jaki potrafiła z siebie wydobyć. Po groźbie Adewalla, skierowała na niego wzrok, zadzierając głowę dostatecznie, by móc spróbować spojrzeć mu w oczy. - Lubię wołowinę.

        Przejście na kolejny statek wydawało się dziewczynie całkowicie pozbawione sensu. Z drugiej strony, ona też miała swoje ulubione noże czy ścieżki, więc mogła zrozumieć chęć podróży na preferowanym pokładzie. Już poprzedni środek transportu nie zapowiadał dla niej przyjemnego rejsu, a Nautilius jeszcze bardziej potęgował to wrażenie. Milczała, gdy była prowadzona do masztu. Tutejsi piraci wydawali się ponurzy i wściekli, jakby brakowało tylko delikatnego bodźca, by rozszarpali pierwszą ofiarę, jaka wpadłaby im w ręce, co chwilowo oznaczało najpewniej panterołaczkę. Przynajmniej zapewniono jej nieco cienia. Niezbyt poprawiało to jej komfort i wciąż pociła się jak głupia, jednak przynajmniej nie była wystawiona na pełne słońce a i przy niewielkim deszczu takie zadaszenie powinno wystarczyć. Gdy dostała miskę z jedzeniem, początkowo planowała kucnąć, by móc łatwiej zerwać się na równe nogi. Zdała sobie jednak sprawę, że łańcuch i tak pozwoliłby jej uciec od ewentualnego zagrożenia co najwyżej o parę kroków, usiadła więc i oparła plecy o maszt.
        Gulasz był wyraźnie nieświeży, było go niewiele i dziewczyna nie była bardzo głodna. Wiedziała, jednak, że nie należało gardzić ani okazją do odpoczynku, ani pożywieniem. Drugiej porcji mogła nie dostać bardzo długo, zabrała się więc za jedzenie. Obwąchała najpierw miskę, a później każdy wyjmowany palcami kęs. Wyglądające na najbardziej zepsute kawałki obgryzała dokładnie, zostawiając tylko zgniliznę, która mogła zaszkodzić nawet jej żołądkowi. Po wszystkim nie zostało wiele resztek, przynajmniej jeśli chodziło o mięso i sos. Trzy kąski wielkości paznokcia. Przez chwilę zastanawiała się, czy jednak nie zaryzykować zjedzenia również ich, jednak rozstrój żołądka i wymioty były zbyt dużym ryzykiem. Inaczej sprawa miała się z warzywami, których nie tknęła praktycznie w ogóle. Mogła po prawdzie je jeść, ale zwyczajnie nienawidziła zieleniny innej niż przyprawy, zostawiła więc na moment, gdy faktycznie nie miałaby wyboru. Za to zepsutymi kawałeczkami mięsa bezczelnie rzuciła w stronę swojego strażnika, nawet nie celując specjalnie.
        - Ten wasz medyk to chyba o kant dupy, co? Widziałam paru rannych i nie wyglądali na jakoś świetnie połatanych. Czy wy po prostu lubicie, jak wam mordy blizny szpecą? - Dziewczyna nie miała ochoty się nadmiernie nudzić, więc postanowiła ni to porozmawiać, ni podrażnić morskiego elfa. Co jakiś czas rzucała jakieś pytania czy niezbyt pochlebne komentarze, czyszcząc w międzyczasie paznokcie na zmianę z próbami rozpięcia obroży. Raz zażartowała nawet kiepsko, że z nożem poszłoby jej dużo szybciej. Cały czas uparcie siedziała z kapturem naciągniętym na twarz, choć musiała wyglądać przez to jak wariatka. Nie zdjęła go nawet, gdy zaszło słońce.
        Na pojawienie się kapitana, zareagowała tylko unosząc dłoń i machając delikatnie w geście powitania. W tamtym momencie nie wierzyła już, że ktokolwiek zwracał na nią jakąkolwiek uwagę. Po co mieliby? Skoro przez tak długi czas nie udało jej się uwolnić, miała już na to naprawdę nikłe szanse, nie wrzeszczała irytując wszystkich wokół, ograniczała się tylko do uszczypliwości wobec swojego strażnika, a i te nie były nadmiernie częste. Ot, byle nie zanudzić się do reszty. Pewnie bardziej interesowaliby się nią, gdyby była drobniutką dziewuszką w drogiej sukni i z biżuterią. Do bab wymachujących bronią byli raczej przyzwyczajeni. Kelisha wstała spod masztu i podeszła bliżej burty dopiero, gdy odbili od brzegu.
        - Lepiej byłoby dla wszystkich, gdybyście mnie zostawili - mruknęła, przypomniawszy sobie przesąd, jakoby kobieta na statku miała przynosić pecha. Czarne koty też powinny. Uśmiechnęła się nawet półgębkiem, zastanawiając się, jak wiele nieszczęścia może ściągnąć na załogę będąc zarówno kobietą, jak i ogromnym czarnym kociskiem.

        Panterołaczka dużo lepiej czuła się w chłodzie nocy. Drzemała co jakiś czas w ciągu dnia, nie była więc na tyle senna, by zasnąć głęboko, nie miała też najmniejszego zamiaru dawać bandzie piratów możliwości podejścia do siebie bez jej wiedzy. Pozwalała sobie tylko na krótkie, płytkie drzemki, by nie stracić sił. Dzięki temu była całkiem wypoczęta i piekielnie znudzona. Głód dawał o sobie znać, zerknęła więc na zostawione wcześniej warzywa. Po kilku godzinach nie wyglądały wcale bardziej zachęcająco. Westchnęła ciężko i sięgnęła po mały kawałek z miski, który obwąchała podejrzliwie. Niechętnie włożyła go do ust i przełknęła niemal bez gryzienia, by nie czuć smaku, którego zwyczajnie nie lubiła. Mimo wszystko wzdrygnęła się i zrezygnowała z dalszego jedzenia. Chwilowo pustawy żołądek był tylko delikatną niedogodnością, a nie zagrożeniem życia, mogła więc zaczekać.
        Kelisha próbowała rozprostować nogi, spacerując w jedną i drugą stronę na ile pozwalał jej łańcuch. Co jakiś czas gmerała przy obroży, próbując ją rozpiąć i wyklinając pod nosem rzemieślnika, który nie ostrzegł jej, co tak naprawdę jej sprzedał. Wreszcie usiadła i oparła plecy o maszt. Pogapiła się chwilę w niebo, bezmyślnie dłubiąc paznokciem w desce pokładu. Wyrwała dość dużą drzazgę, popatrzyła na nią i upuściła. Znudzona spojrzała na pilnującego ją strażnika i uśmiechnęła się paskudnie. Znalazła sobie wreszcie jakąś rozrywkę. Po prawdzie kiepską i ryzykowną, ale wszystko chyba byłoby lepsze od kolejnych godzin spędzonych w dokładnie taki sam sposób. Przesuwała palcami po deskach, aż znalazła zadrę, przy której zaczęła gmerać. Wyrywała kawałeczki drewna, które odkładała na podołek, aż miała kilka przynajmniej długości cala. Jedną drzazgę wykorzystała, żeby łatwiej wyjąć z podeszw drobniutkie kamyczki i tak przygotowana przystąpiła do realizacji planu mającego zapewnić jej jakieś zajęcie.
        - Wiesz, że wszyscy strasznie śmierdzicie? Gnijącymi glonami i rybami. Nawet trupem, ani krwią od nikogo nie czuć, a to było lepsze - rzuciła, chwytając pierwszy pocisk między dwa palce lewej ręki. Wycelowała i pstryknęła paznokciem drugiej dłoni, chcąc trafić w pirata, po czym sięgnęła po kolejny. - Może jestem zmuszona z wami siedzieć, ale będę uprzykrzać wam życie, aż się mnie nie pozbędziecie.
Kolejnym przedmiotem, który posłała w stronę swojego strażnika, był kawałek rzepy z potrawki. Miała cichą nadzieję, że rozdrażni go na tyle, żeby postanowił ją kopnąć lub uderzyć. Wtedy znalazłby się dość blisko, żeby mogła spróbować powalić go i zyskać jakąś broń czy narzędzie, by podjąć próbę uwolnienia się. Nie miała pojęcia, jak mogłaby potem opuścić statek, ale bez łańcucha u szyi miałaby jakiekolwiek możliwości działania.
Awatar użytkownika
Barbarossa
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Pirat , Żeglarz , Rozbójnik
Kontakt:

Post autor: Barbarossa »

- Wspaniały pomysł - odpowiedział sarkastycznie Adewall, osobiście sprawdzając łańuch i smycz, którą nosił ich nowy więźnień, aby te nie pozwalały mu odejść na więcej niż dwa kroki w każdą ze stron, tak żeby cały czas był na widoku z każdego miejsca na pokładzie. - Nawiejesz nam, ledwo postawiwszy nogę na suchym lądzie. Masz mnie za idiotę? Las to nie nasza domena, żeby szukać w nim jednej smarkatej złodziejki. Nawet jeśli wciąż potrafię gadać z roślinami to odnalezienie cię będzie bardzo problematyczne. Nie znamy lądu tak dobrze, jak ty, kruszyno.
Następnie, rzuciwszy jej miskę z nie do końca świeżym gulaszem, przygotowanym za wczasu przez Kasina, który najwidoczniej przetrwał do tego dnia, kwatermistrz sięgnął po przydroczony do pasa bat i ruszył po schodach pod pokład, pogonić wioślarzy. Nadepnięcie na odcisk kapitanowi było ostatnią rzeczą jakiej pragnął, a i on z chęcią opuściłby już porty Limarii, będące jedną wielką beczką prochu.
- Nie strasz, nie strasz! - zawołał na odchodne, stąpając racicami po pierwszych stopniach. - Mamy tu wybrakowanego trytona, który zjada ryby. Sądzę, że chętnie skosztuje mięsa zwierzołaka.
Niemal w tym samym czasie nadszedł rzeczony mężczyzna; tryton-bosman, opatrzony większą ilością blizn na twarzy niż miał palców u obu rąk. A żadnego mu nie brakowało. Wyglądał jak zmasakrowany umarlak, z tą różnicą, że był całkiem żywy i, sądząc po oczach, aż korciło go żeby komuś poderżnąć gardło. Samej panterołaczki nie zaszczycił jednak spojrzeniem, skinął tylko głową jej strażnikowi i bez słowa wdrapał się po olinowaniu na główny maszt, gdzie już pozostał.
A potem okręt ruszył z ostrym szarpnięciem, wiosła uderzyły o spienioną taflę, a wiatr wypełnił żagle. Pokład niemal natychmiast wypełnił się załogą, każdy pędził do swoich zadań, nikt ze sobą nie rozmawiał jeśli nie było potrzeby, dało się więc słyszeć tylko szuranie lin, stęk metalowych zawiasów i kroki dziesiątek par butów. I ostatnie, tęskne westchnienie za oddalającymi się zamtuzami pirackiej wyspy.

Wieczór i brak łuny plażowych ognisk na horyzoncie przyniósł nieco odprężenia. Część niewolników przy wiosłach, jak i samych wioślarzy wysłano na spoczynek, rozwinięto wszystkie możliwe żagle i pozwolono losowi ponieść Nautiliusa na nieznany kurs. Nawet sternik pozwolił sobie na chwilę snu, oparty jednym łokciem i brodą o ster. Wyciągnięto zasuszone zapasy, raczono się rumem i grą w kości. Nie wszystkich jednak spotkał ten przywilej.
Mężczyzna w granatowej, wojskowej kurtce i pasiastych spodniach wolałby w tym momencie pić z kompanami niż siedzieć na twardej skrzyni z kuszą na kolanach i pilnować więźnia. Co prawda dookoła był tylko ocean, ale dobrego wartownika nigdy za wiele.
- Siedź cicho - mruknął jedynie elf, wyraźnie znudzony swoim zajęciem, bo siedział jakoś tak niedbale i ze zmrużonymi powiekami.
Kiedy jednak kawałek mięsa wylądował na jego piersi, uniósł się i poprawił kuszę.
- Kłopotów ci mało? - zapytał. - Dostaniesz raz przez plecy kijem to może będziesz spokojniejsza.
Groźba wycelowana w panterołaczkę jednak nie poskutkowała. Kolejne elementy z gulaszu, a nawet kawałki pokładowych desek zaczęły fruwać w powietrzu i odbijać się od różnych elementów otoczenia elfa. A to skrzynia, burta, jego but lub ramię. Kilka razy nawet głowa, co znacznie go zirytowało. Nie mógł się jednak dać tak łatwo sprowokować.
- Przestaniesz?! - warknął, wstając i podchodząc bliżej. Bełt napiętej kuszy aż zabłyszczał jak diament w blasku wschodzącego księżyca, wymierzony w stopę dziewczyny.
Wtedy też największa z drzazg jaką udało się wyrwać dziewczynie trafiła go w nos, na co elf splunął po nogi i wolną ręką sięgnął po nóż.
I zamarł w nim w bezruchu, kiedy w tej samej chwili drzwi od kajuty otworzyły się z cichym skrzypnięciem, na które sternik poderwał się z pozycji półsnu i uderzył w metalowy dzwonek.
- Kapitan na pokładzie!

Nie wywołało to większego poruszenia niż można by przypuszczać, jednak że ci akurat pełniący warty piraci znacznie oprzytomnieli i starali się wyglądać na zajętych i zainteresowanych jakimś punktem na szerokim horyzoncie. Nawet pilnujący więźnia elf zajął swoje dotychczasowe miejsce na skrzynce. Przynajmniej do czasu aż wampir nie zbliżył się i nie oddalił go skinieniem ręki.
- Piękna noc - wypowiedział jakby do samego siebie, nie zwracając na kobietę specjalnie uwagi.
Awatar użytkownika
Kelisha
Szukający Snów
Posty: 178
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kelisha »

        Kelisha musiała wykorzystać całą swoją siłę woli, aby nie przytaknąć minotaurowi, że owszem, uważała go za idiotę. Łańcuch zbyt mocno ograniczał jej możliwości uników, aby nadmierne pyskowanie i obrażanie narurianina było bezpieczne. Jednak jego słowa dotyczące trytona nie mogły pozostać bez odpowiedzi.
        - Chętnie go poznam. Pewnie smakuje jak tuńczyk.

        Wiele złego można było powiedzieć o panterołaczce, jednak ciężko było narzekać na jej zdolność celowania. Chyba, że było się ofiarą jej głupich pomysłów. Niestety, pstrykanie w elfa resztkami jedzenia czy drzazgami nie wychodziło jej tak dobrze, jak strzelanie z łuku, ale z każdym posłaniem pocisku trafiała coraz dokładniej. Całkowicie ignorowała przy tym wszelkie groźby i ostrzeżenia.
        - Na razie moim jedynym kłopotem jest nuda. A takie zabawy z kijami, to ja lubię, więc śmiało, chodź - rzuciła nie przerywając ostrzału. Z każdą chwilą Kelisha widziała wzrastająca w swoim strażniku irytację. Założyła jednak, że skoro jeszcze nie potraktował jej bełtem, kuszę miał tylko na pokaz i nie wolno mu było jej użyć. Zmiennokształtna roześmiała się szczerze, gdy udało jej się trafić elfa w nos. Uśmiech nie zniknął jej z twarzy nawet, gdy mężczyzna sięgnął po nóż, zbliżając się w jej stronę. Dokładnie to chciała osiągnąć. Wyszczerzyła nieco bardziej zęby i z pozycji siedzącej podniosła się w kucki.
        Najemniczka nie zwróciła uwagi na skrzypnięcie drzwi, zauważyła jednak zachowanie elfa. Rozejrzała się czujnie, a na zawołanie sternika usiadła znów zrezygnowana na deskach pokładu. W obecności kapitana pojedynczy pirat raczej nie powinien jej zaatakować. Mogła liczyć co najwyżej na zwołanie jeszcze kilku, żeby ją skopali.

        W pierwszej chwili Kelisha zignorowała słowa korsarza. Szybko doszła jednak do wniosku, że w ten sposób nie mogła osiągnąć zupełnie niczego.
        - W lesie są lepsze. Tu jest jakieś cholerne, obrzydliwe pustkowie - rzuciła, próbując czyścić paznokcie kawałkiem drewna. - Masz strasznie nerwowych załogantów.
        Panterołaczka uśmiechnęła się półgębkiem. Nie wytrzymała jednak wreszcie i wstała, zbliżając się do mężczyzny na ile pozwolił jej łańcuch.
        - Cały czas chcecie mnie trzymać tu przykutą? Jakbyś chciał mnie sprzedać, to bez sensu. Bezpieczniej chyba byłoby pod pokładem? Dla rozrywki załogi też bez sensu, bo nikt nawet się nie zbliżył. Nie prościej było mnie stłuc i tam zostawić? - Kelisha nie sądziła, żeby Barbarossa zamierzał odpowiedzieć na jakiekolwiek jej pytanie. Mimo wszystko, próba rozmowy wydawała się lepsza niż siedzenie na tyłku i bezczynne czekanie. Bez większego przekonania chwyciła dłonią łańcuch i pociągnęła za niego, po czym oparła się plecami o maszt i poprawiła kaptur, by nadal zasłaniał jak największą część jej twarzy.
        - Weź mi powiedz jedno. A właściwie to dwa. Ci co się tak rozglądają, oni w ogóle chociaż widzą w ciemnościach? Bo jak na moje to gówno zobaczą… drugie… wyjaśnij mi, na jaką cholerę śmierdzisz wampirem? Nie wiem, czy to bardziej obrzydliwe, czy irytujące.
Awatar użytkownika
Barbarossa
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Pirat , Żeglarz , Rozbójnik
Kontakt:

Post autor: Barbarossa »

- Skoro tak sądzisz - westchnął wampir, sięgając do kieszeni płaszcza po monetę, którą następnie chwycił między palce i z rozmachem cisnął nią w noc.
Złocisty krążek ze świstem rozciął rzeźkie powietrze i kilkukrotnie odbił się od tafli zanim pochłonęła go czarna toń, znacząc trasę swego lotu serią kręgów. W każdym z nich księżyć i gwiazdy przeglądały się i były nie do odróżnienia od tych wiszących na niebie.
- W lesie też możesz zobaczyć coś takiego? - zagaił z cieniem uśmiechu na ustach, po czym odwrócił się i przysiadł na jednej ze skrzyń.
- Gdyby to zależało ode mnie, kazałbym cię chociaż rozkuć - zaczął, podpierając głowę na zaciśniętej pięści. - I tak nie masz dokąd uciec, wszędzie tylko woda i woda, minął długie godziny zanim znajdzie cię jakiś inny statek. Nasz albo z floty któregoś z królestw na kontynencie. Niestety tak jak okręt i załoga należą do mnie, tak Adewall jest tu kimś w rodzaju wolnego ducha. Jest moim przyjacielem, wiele lat temu zdjąłem mu z szyji kajdany, a on uczynił mnie kapitanem, jednak nigdy go nie zwerbowałem. Pewne rozkazy wykonuje, inne ignoruje. Co do ciebie, to mogę go jedynie poprosić żeby cię potraktował łagodniej i zapomniał o zajściu mu za skórę.
- A jeśli chodzi o nerwowość moich ludzi, to musisz im wybaczyć. Nie wszyscy zdąrzyli się wybawić podczas pobytu w Limarii i są z tego powodu trochę spięci. Niestety to przez moją sympatię do obecnego króla i kilku nieporozumień między nami. Wolałem wypłynąć niż powiedzieć o kilka słów za dużo.
Po tych słowach wampir przeszedł się wzdłuż obu burt, zbierając od wartowników krótkie raporty, z których nie dowiedział się dużo więcej ponad informacje, które już posiadał. Jednocześnie krótkim gestem przywołał do siebie bosmana, który usadowiony przez cały ten czas wygodnie na wysokim maszcie, zjechał bezgłośnie na linie i zasalutował. A przynajmniej pochylił głowę z szacunkiem.
- Chcę wiedzieć o każdym okręcie z piracką banderą na trasie do Jadeitowego Wybrzeża.
Tryton kiwnął porozumiewawczo głową, a następnie sprawdził nóż w pochwie mocowanej na piersi i z twarzą jak kamienny posąg przechylił się przez burtę, wpadając w odmęt fal.
- A wracając do naszej rozmowy - dodał pirat, stając obok panterołaczki. - Chętnie odpowiem na powyższe pytania. Po pierwsze nie, moi ludzie nie widzą w ciemności, ale to i lepiej bo nie ciemności wypatrują, a świateł innych statków. Po drugie - urwał i namacał palcem swój jedyny, nie spiłowany kieł. - Jako wampir mam tendencję do posiadania zapachu wampira i krwi. Tak jak ty pachniesz piżmem i mokrym, panterzym futrem.
Awatar użytkownika
Kelisha
Szukający Snów
Posty: 178
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kelisha »

        - Oj, nie! - Kelisha przyznała ze śmiechem, błyskając nieludzkimi oczami spod kaptura. - W lesie nie widziałam ani jednego wariata wyrzucającego pieniądze. No dobra, ładnie wyszło. Ale większość czasu horyzont jest zwyczajnie nudny.
        Chociaż panterołaczka jawnie kpiła z pirata, patrzyła na wodę i jej wymuszone monetą ruchy. Dopiero, gdy fale w całości zniszczyły efekt, przeniosła wzrok na kapitana, przekrzywiając głowę na ramię i oferując mu swoją pełną uwagę. W pełni rozumiała jego wyjaśnienie co do Adewalla. Zdarzało się, że do niektórych przedsięwzięć lub grup najemniczych czy łowieckich dołączał na krótki czas ktoś obcy, kto nawet nie chciał zapłaty. Niektórych dało się łatwo pogonić kilkoma słowami. Czasem trafiał się jednak upadły anioł, minotaur, mag, czy choćby niedźwiedziołak. Nigdy taki intruz nie był młodziutkim, gwałtownym podlotkiem spragnionym przygód, sławy i bogactwa. Wręcz przeciwnie. W głębi oczu widać było zawsze doświadczenie, zdecydowanie i tą trudną do opisania iskierkę, która sprawiała, że nikt nie miał ochoty sprawdzać cierpliwości obcego. Zwykle byli bardzo wartościowymi towarzyszami broni, ale nikt nie mógł wydawać rozkazów nieznanej istocie, która właściwie nie należała do grupy, tylko akurat jej droga prowadziła w tą samą stronę. Można było co najwyżej poprosić. Choć faktycznie, ze statku nie było dokąd uciekać, jeśli nie było się istotą typowo wodną jak tryton, czy morski elf. Może Adewall utrzymałby się na powierzchni dłużej od nieumiejącej pływać Kelishy, ale przecież nie dopłynąłby do brzegu o własnych siłach. Musiał więc choć częściowo słuchać Barbarossy. Co innego miał zrobić? Obrazić się i stać oparty o maszt przez tydzień?
        Kolejne słowa pirata sprawiły, że najemniczka aż pochyliła się lekko w jego stronę, przyglądając się uważnie jego mimice i zachowaniu. Z jej perspektywy musiał być głupi lub bardzo pewny siebie, mówiąc jej tak otwarcie o czymś, co można było uznać za problemy. Potężny załogant, który wcale nie musiał słuchać rozkazów i jego lojalność była tylko tak silna, jak jego ciepłe uczucia wobec kapitana. Konieczność ucieczki z Limarii przez kłótnię z tamtejszym władcą. A jeśli Nautilius uciekał, inna jednostka mogła płynąć jego śladem. Panterołaczka zamyśliła się, obserwując kątem oka korsarza. Może nie miała chwilowo zbytnich powodów do obaw, w końcu nikt oprócz rozeźlonego przez nią samą załoganta nie wykazywał wobec niej agresji przez ostatnie kilka godzin, wolała jednak zachować czujność. Wróg pozostawał wrogiem nawet podczas chwilowego zawieszenia broni, a skoro nie wiedziała, co myśleć o załodze statku, bezpieczniej było przyjąć takie założenie.
        Na pojawienie się trytona dziewczyna aż podskoczyła z głuchym warknięciem i przyjęła odruchowo bardziej obronną pozycję z palcami wygiętymi jak pazury i wyszczerzonymi kłami. Równie szybko pozbierała się do kupy, by z cichym kaszlnięciem w kułak oprzeć się znów o maszt i udawać, że nic się nie stało. W innych, bardziej sprzyjających warunkach, bosman raczej nie dałby rady jej tak bardzo zaskoczyć. Absolutna cisza była wręcz niespotykana. Zawsze w tle były jakieś dźwięki. Szum wiatru, szelest liści czy traw, skrzypienie desek, chrobotanie jakiś szkodników. Skradanie się oznaczało zwykle, że udało się ukryć wydawane przez siebie dźwięki w tym właśnie tle. Poruszanie się tak, by ani razu nie zaskrzypiała podeszwa, nie zadzwoniła żadna sprzączka, czy nie zaszeleścił materiał było sztuką, którą potrafiło opanować niewielu. Kelisha była przyzwyczajona do zupełnie innych dźwięków wokół siebie, więc sam chlupot wody i nieustannie pracujące drewno oraz wilgotne liny wystarczyły, by nie zdołała wyłowić delikatnymi uszami wielu innych odgłosów. Zapachy też rozpraszały, co utrudniało węszenie. Już łatwiej było zignorować woń pełnego ludzi, cuchnącego miasta. Pod kapturem, uparcie nasuniętym na twarz nawet w nocy, coś się poruszyło, zdradzając umiejscowienie czujnych uszu, gdy panterołaczka otwarcie podsłuchała rozkaz.
        Gdy Barbarossa znów skupił swoją uwagę na cudzym więźniu, Kelisha zachichotała, kręcąc głową na jego słowa.
        - Wcale nie taka rzadka pomyłka. Nie jestem panterołakiem. Mam pecha być czarnym kotołakiem z gładkim ogonem i niektórzy się mylą. Więc przykro mi, ale nie jestem aż tak cenna, jak mogliście mieć nadzieję - skłamała bez mrugnięcia okiem czy drżenia głosu. Nie pierwszy raz to robiła, a wyjaśnienie swojego podobieństwa do wielkiego drapieżnika miała wręcz przećwiczone. Ciche przełknięcie śliny, czy gwałtowne zadrganie ogona schowanego pod koszulą były jedynymi oznakami jej nerwów, które mogła dostrzec większość ras. - Właściwie to ze mnie taki sam panterołak jak z ciebie wampir. Widziałam cię na słońcu, cwaniaczku. To raz. Dwa, nikt by się nie zgodził na dowodzenie przez krwiopijcę. Nikt normalny przynajmniej. Trzy, wampiry generalnie nie są raczej zbyt inteligentne. A cztery, jakbym miała wierzyć z chociaż połowę plotek, które usłyszałam na wyspie o tobie, twojej załodze i statku, powinnam wiać stąd z takim uporem, że prędzej bym ten maszt zabrała ze sobą, niż by mnie powstrzymał. Z nich wychodzi, że rekiny to dużo milsze i delikatniejsze towarzystwo.
        Najemniczka nie mogła powstrzymać lekkiego rozbawienia, więc co chwilę rozciągające się w uśmieszku wargi odsłaniały jej własne kły. Były krótsze od wampirzych, ale równie ostre, nieco szersze przy podstawie i zdecydowanie większe od ludzkich. No i dziewczyna mogła pochwalić się pełnym kompletem czterech sztuk, dzięki czemu w obu postaciach mogła z równym powodzeniem rozerwać ludzkie gardło, choć z jelenim miałaby zdecydowany problem w obecnej formie.
        - Tak pomyślałam sobie o czymś. Faktycznie, na morzu widać wszystko daleko, więc światło na pewno nocą łatwo wypatrzyć. A jeśli ci, których pościgu się obawiasz, zobaczą was szybciej i zgaszą wszystko na swoim pokładzie? Noc nie jest aż tak czarna, żeby nawet ludzie nie dali sobie rady z łażeniem po znanym statku. Mam propozycję. Ja widzę w ciemności doskonale. I nie mogę rozpiąć tej cholernej obroży, chyba przypadkiem kupiłam zaklętą, albo jestem kretynką. Zdejmij mi ten łańcuch, żebym mogła trochę rozprostować kości, to nie tylko się powstrzymam od wyrżnięcia ci dyskretnie każdego z załogi, do kogo uda mi się zakraść. Wrócę tu grzecznie tuż przed świtem i będę udawała, że się stąd nie ruszałam, a do tego czasu się porozglądam, powypatruję i ponasłuchuję wszystkiego, co mogą przeoczyć twoi ludzie. Ba, nawet dam im znać, jeśli zobaczę coś podejrzanego. Wiesz chyba, że trudno o lepszą czujkę niż zwierzołak taki jak ja...
        Kelisha przez cały czas trzymała tak uprzejmy i pełen słodyczy uśmiech, że większość jej przyjaciół dla bezpieczeństwa potraktowałaby ją czymś ciężkim przez łeb. Tym razem jednak nie knuła, a przynajmniej nie miała jeszcze żadnego konkretnego planu. Faktycznie miała dosyć sterczenia na krótkim łańcuchu przy maszcie i okropnie się wynudziła, była więc gotowa nawet popracować za darmo. Zmusiła się nawet, by podwinąć brzeg kaptura, w pełni odsłaniając twarz i złote, kocie oczy, uszy zostawiła jednak zakryte. Nie były dostatecznie spiczaste, by potwierdzić jej bajkę o kotołaku.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Ocean Jadeitów”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość