Irrasil[Gdzieś w Irrasil] Od zera do bohatera.

Ogromne, warowne miasto i przylegające do niego wioski znajdują się na północnym stoku Wzgórz Mirinton. Miasto to zamieszkują głównie ludzie, elfy i naturianie, którzy uciekli z lasu. Z jakich przyczyn - to już widzą tylko oni sami. Tak, czy inaczej Irrasil jest ośrodkiem multikulturowym. Budynki zbudowane są z ciosanego drewna i kamienia.
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Cassandra
Zbłąkana Dusza
Posty: 4
Rejestracja: 2 lat temu
Rasa: Eravallian
Profesje: Mieszczanin , Rzemieślnik , Wędrowiec
Kontakt:

[Gdzieś w Irrasil] Od zera do bohatera.

Post autor: Cassandra »

Cass zawsze starała się nie wyróżniać z tłumu. Im mniej było ją widać tym lepiej. Nie chciała kłopotów. A w mieście o takie nie było trudno. Dostarczyła do Irrasil ważną przesyłkę, a po drodze wykonała wiele cennych rysunków, dotyczących trasy ze swojej ojczyzny aż tutaj. Niedługo miała ruszyć w drogę powrotną. Musiałą tylko zebrać odpowiednie zapasy. Tego dnia jednak postanowiła wyjść zupełnie rekreacyjnie. Obejrzeć miasto. Był środek, bardzo ciepłego dnia. Nie czuła się zagrożona, zwłaszcza, że ubrała się tak, by nikt nie zwracał na nią uwagi.

Długa niebieska spódnica z wysokim stanem i kokardą z tyłu doskonale ukrywała ogonek. Cassie pilnowała, by nikt nie zauważał jej znienawidzonych cech. Do tego zwiewna, lekka, biała bluzka z długim rękawem, zapinana aż po szyję, zwieńczona stójką. Różowe włosy spięła w niski kok, tak by móc założyć na głowę ładny, słomkowy kapelusz przewiązany niebieską wstążką pod brodą. Szerokie rondo osłaniało ją od słońca. A całość kapelusza ukrywała uszy i czerwony znak na czole. Przy okazji ludzie nie mogli uchwycić jej wzroku, a co za tym idzie dostrzec jej dwukolorowych oczu. Przez ramię miała przerzuconą skórzaną, brązową torbę. Wyglądała jak mieszczanka, może nieco bogatsza, taka co to może pozwolić sobie na ładniejsze ubranie, ale bez okazałej biżuterii. A odzienie ukrywało ją przed wzrokiem innych i ochraniało przed słońcem. Poza tym tak czuła się swobodniej, "schowana", mogąca obejrzeć to co ją interesuje.

Przechadzała się raczej głównymi ulicami miasta, zatrzymując to tu, to tam by zajrzeć do małych sklepików i kramów. Z daleka trzymając się od wąskich zaułków. Taralda i Tarieja zostawiła w stajni. Koń jak koń, ale wilkor był czujny właściwie przez całą dobę, dlatego pozwoliła mu odpocząć. Musiał nabrać sił na drogę powrotną.

Gdy docierała do głównego placu, na którym odbywał się targ, do jej uszu dobiegało co raz więcej dźwięków i zapachów. Wiedziała, że musi dobrze pilnować torby i sakiewki, ale poza tym wszystko miało być w porządku... Nie było.

Tłum zgęstniał jakoś niespodziewanie i Cassie poczuła, że to jednak nie był dobry pomysł. Należało ominąć targ i włóczyć się mniejszymi uliczkami. Tylko, że teraz nie miała już możliwości się cofnąć. Jedyną opcją było odbić w bok i znaleźć mniej zatłoczone miejsce. Nagle ktoś trącił ją w ramię tak mocno, że aż zabolało. Nie zdążyła nawet zobaczyć kto to, bo z drugiej strony znów została pchnięta. Nie wiedziała co się dzieje, zbyt wielu było wokoło ludzi. Poczuła jak ktoś pcha się na jej plecy, tak mocno, że prawie się przewróciła. Pomiędzy tłumem dostrzegła boczną ulicę do której była w stanie się dostać. Tym razem to ona pchnęła kogoś, by odbić w lewo. W tym samym momencie ktoś inny chwycił ją za ramię i pociągnął w stronę, w którą chciała iść. Pomyślała, że chyba jakaś uprzejma osoba zauważyła, że różowowłosa zaraz zostanie stratowana i zamierza wyciągnąć ją z tłumu. Chciała podziękować, była wdzięczna, gdy znalazła się w bocznej ulicy...

Otoczyło ją czterech mężczyzn. Każdy wyższy od niej o co najmniej głowę. Ten, który wyciągnął ją z targu pchnął ją na ścianę. Już wiedziała, że ma odbite żebra. Uniki, spryt, wszystko co znała i umiała na nic jej były, kiedy otaczała ją aż czwórka napastników. Wołanie o pomoc? Spojrzała w stronę targu. Nim zdążyła wziąć oddech jeden z oprawców przyłożył jej rękę do ust tak mocno, że ze strachu poleciały jej łzy.
- Nawet nie próbuj, bo nic ci to nie da - mruknął mężczyzna. Śmierdział. Ale nie alkoholem. Po prostu brudem i rynsztokiem. Był łysy i barczysty. Przygwoździł ją całym ciałem do ściany.
- Widzicie chłopaki. Ponoć w stawie pełno rybek, a ja złowiłem nam taką, jakiej nie ma nikt.
Czy mówił o tym, że była świniołakiem? Czy o czymś zupełnie innym? Cass nie miała pojęcia i nie miała teraz czasu się na tym skupiać. Korzystając z tego, że była chuda, a nogi miała unieruchomione najmniej, przesunęła się nieco w bok i nie zastanawiając się dłużej, z całych sił kopnęła napastnika kolanem w krocze. Rzuciła się do ucieczki wrzeszcząc o pomoc. Nie ubiegła nawet pięciu kroków, bo ktoś chwycił ją za rękę i rzucił na bruk. Wrzasnęła po raz kolejny, ale nikt z targowiska jej nie słyszał. Każdy zajęty swoimi sprawami.
- Ty mała kurwo! - usłyszała głos łysego gdzieś za sobą.
- Wypierdalaj - kopnął swojego towarzysza w bok, by zrzucić go z Cassandry - jest moja.
Oprych usiadł na niej okrakiem, wyciągnął mały nożyk i przystawił jej go do policzka.
- Nawet sobie nie wyobrażasz co ci zrobię pieprzona dziwko...
Awatar użytkownika
Seviere
Błądzący na granicy światów
Posty: 22
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Dotknięty
Profesje: Chłop , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Seviere »

        Ku zdziwieniu Seviera, prawie wszystkie jego problemy się rozwiązały same. W zaledwie kilka dni udało mu się odzyskać sakiewkę z oszczędnościami, złodziejkę złapano i jej pomagierów. On zaś dostał wikt i opierunek u starszej kobiety gdy usłyszała o małej przygodzie chłopa ze wsi. Nie dziw, że drab, o imieniu Stefan czuł przed nią szacunek. W obecności Seviera zdzieliła go laską kilkukrotnie za byle głupi komentarz. Potrafiła postawić swojego syna w kącie za byle przewinienie, a ten wyglądał jak rosły drwal, a w jej obecności zachowywał się jak Seviere wobec swojej. Tylko, że Seviere to rosły pulpecik dla porównania.

Mając kieszeń znów pełna złota, mógł sobie w końcu pozwolić na ciepłą bułę, na którą miał smak pierwszego dnia w Irrasil. Mógł bezpiecznie pozwiedzać miasto, choć nie czuł takiej euforii jak wcześniej. Szczególnie, że spory ruch na ulicach nie był mu znany. Nigdy nie widział tak dużo ludzi w tam małym miejscu na raz. Na wsi to każdy miał swoją przestrzeń osobistą, a tutaj? Każdy jeden się prawie ocierał o drugiego. Zastanawiał się, co porabia w tej chwili Max? Pewnie znowu jest bohaterem dla kogoś innego. Tacy ludzie nie mają spokojnego życia.
         Zamyślony zawędrował w boczne uliczki unikając największego ruchu. Ciamkając swoją bułę rozglądał się na boki. Z tego co zauważył, to najczęstszym elementem dekoracyjnym to rozwieszone pranie na sznurkach, między oknami domostw. Nagle zauważył, jak jakieś ptaszysko mu się przygląda na jednym z parapetów. Wyglądało jak jakaś papuga, albo barwny gołąb.
Ten tylko krzywił swój mały łepek na boki. Seviere stanął na chwilę trzymając bułę w dłoni i zrozumiał, że to o nią chodzi. Ptasiek był głodny.

        - No dalej, weź sobie kawałek - powiedział odrywając kawałek buły i wyciągnął otwartą dłoń w stronę ptaka.
Ptaszysko pokręciło głową, wzbiło się na chwilę w powietrze trzepocząc skrzydłami by wylądować na sporej łapie chłopa. Jednym szybkim ruchem capnęła okruch bułki, połykając bez zastanowienia. Najwidoczniej była uradowana, bo zaskrzeczała dwa razy i schowała skrzydła patrząc dalej na przysmak chłopa.
        - Głodnaś co? - zapytał próbując ją dotknąć palcem dłoni, w której trzymał bułkę. Gdy tylko zbliżył się do niej, ta rozdziawiła dziób i dziabnęła chłopa w palec.
        - Auć! - chłop zawył puszczając bułkę i cofając rękę, zmuszając ptaszysko do lotu. Było naprawdę szybkie, bo bułka nawet nie zdążyła upaść na ziemię, a już znalazła się w szponach ptasiora, który odlatywał z nią w stronę budynku z otwartymi drzwiami.
        - Ej! to moje! - krzyknął Seviere widząc jak ptak odlatuje w wnętrze jakiegoś domostwa. Mógł przysiąc, że ptasior rechotał dziobem.
        Chłop ruszył za kolejnym złodziejaszkiem do domostwa, który okazał się być magazynem pełnym skrzyń i różnych sznurów, desek i dźwigów z towarem. Ptasior co rusz odlatywał i przysiadywał na jednej z belek pnąc się coraz wyżej i pochłaniając przysmak chłopa. Seviere nie zamierzał być pokonany przez jakiegoś gołębia, więc ganiał po nim po całym magazynie, tu wchodząc po schodach, tu po drabinie a po czasie znalazł się na poddaszu, skradając się jak utyty tygrys na swoją ofiarę, która przesiadywała na parapecie otwartego okna. Ptaszysko zadowolone z siebie kończyło bułkę, a jej cały dziób był usmarowany owocowym musem. Najlepszą częścią. Seviere wolno zbliżał się do parapetu okna i gdy już miał swój cel w zasięgu ta wzbiła się w powietrze i usiadła na jakimś pałąku zza oknem. Seviere starał się wychylić i załapać ptaka ale nie mógł go dosięgnąć. Więc wrócił do magazynu, znalazł jakiś taboret, przystawił do okna i wtedy mógł usiąść na parapecie. Szybkim ruchem chwycił ptaka zanim ten zdążył uciec.
        - Haha! - krzyknął triumfalnie chłop mając w garści pierzastego złodziejaszka. Ale euforia wygranej, choć straconej już bułki przerodziła się w strach, bo znajdował się dwa piętra nad ziemią. A tuż pod nim, grupka mężczyzn patrzyła na niego, jak ten świeci rowem osuniętych gaci na parapecie i trzyma ptaka w garści. W tym czasie ktoś w magazynie krzyknął:
        - Co tu kurwa robisz?!
Sevierowi osunęły się nogi z taboretu w podskoku strachu i momentalnie próbował złapać się czegoś, bo czuł, że grawitacja ciągnie go w dół. Świat zakręcił mu się w pionie, ptasior odfruwając się zdefektował w locie a jedynie co chłop poczuł to ostre szarpnięcie, ogromny ból części pleców, lewego boku i prawego przedramienia.

        Straszliwy krzyk, raban spadających drewnianych skrzyń i przekleństwa wypełniły aleję. Chłop spadł prosto na jednego z mężczyzn, przygwożdżające go do bruku, tak, że leżał brzuchem, a po jego bokach widział swoje nogi, które nie powinny znajdować się w tym miejscu. Drugi z mężczyzn klął na prawo i lewo, ocierając oczy z gęstego i lepkiego ptasiego łajna. Trzeci stracił się gdzieś pod stertą skrzyń. Chłop spadając z parapetu, chwycił się zawieszonej na wysokości kładki z towarem, sprawiając, że skrzynie osunęły się tuż obok jego lądowania. Nieszczęśnik znajdujący się poniżej nie miał szans, bo kilkaset kilogramów zrobiło z niego papkę, która rozlała się na boki jak rozwodniona śmietana z tubki. Szkarłatna ciecz rozlała się wzdłuż i wrzesz. Seviere próbując dojść do siebie osunął się z pleców połamanego w pół mężczyzny, który w szoku niedowierzał, że z tej pozycji mógł podziwiać swoje brudne buty. Chłop usiadł tyłkiem na posadce próbując ogarnąć, co się wydarzyło. I nie mógł tego zrobić, bo jedynie co widział to krew sącząca się spod rozwalonego drewna. Ten któremu się udało zetrzeć ptasie łajno z oczu, widząc co się stało, postanowił usunąć się z miejsca zdarzenia, zostawiając jedynego w miarę ocalałego samego sobie. Ten ostatni siedział na jakiejś dziewczynie. Trudno było sprecyzować co robił. Szkarłatna         Aleja znalazła sobie nowych gapiów od strony ulicy i pracownika magazynu, który zerkał na to co się dzieje z parapetu, z którego spadł chłop, który siedząc na posadce skomentował całość piskliwym: ''Ała...''
Awatar użytkownika
Cassandra
Zbłąkana Dusza
Posty: 4
Rejestracja: 2 lat temu
Rasa: Eravallian
Profesje: Mieszczanin , Rzemieślnik , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Cassandra »

Chaos. Tak. To jedno słowo idealnie odzwierciedlało całą tą sytuację. W ciągu kilku chwili wydarzyło się zdecydowanie zbyt wiele. Trudno było przyswoić to wszystko w tak krótkim czasie. Cassie jednak nie miała wyjścia. Znalazła się w tym całym bagnie i albo mogła go wykorzystać, albo leżeć bezbronnie i wpakować się w jeszcze większe tarapaty. Musiała zareagować. I tak właśnie zrobiła. Z całych sił podciągnęła kolano i uderzyła swojego oprawcę w krocze. Mężczyzna wrzasnął i zwijając się z bólu przetoczył się na bruk. Nawet nie zdążył zakląć. Po prostu zwinął się w kłębek ściskając swoje klejnoty, jakby to miało ulżyć mu w bólu.

Tymczasem Cass zerwała się na równe nogi z planem jak najszybszej ucieczki. Niestety to miało nie być takie proste. Z jednej strony uliczkę blokował tłum gapiów, z drugiej ktoś, kto spowodował cały ten bałagan. Dopiero teraz dotarło do dziewczyny, że hałas i spadające skrzynie zrobiły obok niej krwawą jatkę. Jej umysł zarejestrował krew, i martwą rękę wystającą spod jednej ze skrzyń. A zaraz potem połamanego mężczyznę leżącego na bruku. Normalnie w takiej sytuacji Cass zaczęłaby rzucać mięsem, bo zazwyczaj tak radziła sobie ze stresem, ale... No właśnie, ale... Była w takim szoku, że zabrakło jej w głowie przekleństw. Pytanie brzmiało, w którą stronę powinna uciekać? W stronę tłumu, czy grubaska siedzącego na ulicy, niczym dziecko w błocie? Poprzednio tłumne targowisko wepchnęło ją w łapy oprychów. Może, więc należało wybrać mniejsze zło? Spojrzała na wielkiego mężczyznę, który nadal wyglądał jak nieporadne dzieciątko, które wpadło w kałużę.
- Morderca! - wrzasnął ktoś od strony targowiska.
- Morderca! - do uszu Cassie dotarł kolejny głos, tym razem kobiecy.
- Kurwa - mruknęła pod nosem spoglądając na zwalistego chłopaka. Przynajmniej rozwiązał się problem ucieczki. Bieg prosto w tłum odpadał. Została droga w przeciwną stronę. Mogła po prostu pobiec i przeskoczyć nad trupami, może nawet wskoczyć na zwalone skrzynie i jakoś dostać się na drugą stronę, ale czy warto było wskakiwać na zwalone towary i ryzykować, że niestabilna konstrukcja runie? W głowie różowowłosej pojawił się ciąg niezwykle wyrafinowanych przekleństw. Wszystko działo się w ciągu kilkunastu sekund i Cass musiała wreszcie zadecydować. Czas działał na jej niekorzyść.

Ostatni raz spojrzała w stronę tłumu, a potem odwróciła się i pobiegła co sił w nogach w stronę mężczyzny, który spowodował to zamieszanie.
- Uciekaj! - wrzasnęła w jego stronę, ale ten jakby zupełnie nie zrozumiał.
- Musisz uciekać! Zabiją cię! - krzyknęła desperacko.
- Kurwa! Spierdalaj! - wyrzuciła z siebie chcąc by do mężczyzny dotarło to co mówiła, zanim się przy nim znajdzie. Niestety. Chłopaczek, albo był oszołomiony, albo opóźniony, bo nadal do niego nie docierało. Cass nie miała wielkiego wyboru. Za dobra była na całą tą sytuację. Dopadła do nieznajomego i chwyciła do za ramię.
- Rusz dupę! - szarpnęła chłopakiem.
- Musimy uciekać! Zabiją i mnie i ciebie idioto! - ciągnęła go za rękę z całych sił, ale była trzy razy mniejsza od mężczyzny. W końcu puściła go i walnęła z całej siły w łeb.
- Te! Kretyn! Rusz dupsko!
Awatar użytkownika
Seviere
Błądzący na granicy światów
Posty: 22
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Dotknięty
Profesje: Chłop , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Seviere »

        Seviere jeszcze nie doszedł do siebie, a już został w samym centrum zamieszania. Nie dość, że tyłek miał obolały to teraz i twarz, bo policzkowała go jakaś dziewczyna o włosach, przypominające kolorem delalię kolczastą, którą zwyczaj miał sadzić w ogrodzie. Nie za bardzo rozumiał co się dzieje, więc pozwolił dziewczynie pokierować go, bo nie chciał patrzeć w drugą stronę. Zbyt dużo czerwieni...

        Za sobą słyszał krzyki i tumult. ktoś się potknął i wpadł między zniszczone skrzynie a truchło. Następny przeklął tego pierwszego a jeszcze ktoś puścił pawia. Ale głównym okrzykiem było ''MORDERCA'' ciągnące echem się po całej uliczce.
Wtedy chłop zrozumiał co się dzieje... Ktoś zamordował tych wszystkich ludzi a teraz dziewczyna próbuje go ocalić przed sprawcą tego... zdarzenia. Miał nadzieję, że wie gdzie go ciągnie, bo chyba lepiej by było udać się w stronę ludzi jak w kolejną uliczkę. Przecież może się tu czaić ten ''MORDERCA''.



        Przebieżka między uliczkami pozwoliła Sevierowi trochę rozjaśnić umysł i zapomnieć o obolałym tyłku. Irrasil zaczynało mu się kojarzyć z niesamowitym zlepkiem przestępczości, ''dzwonkiem'' i skradzionym mieniem. Czy to przez elfa czy ptaszysko.
Gdy Seviere zauważył, że echo okrzyków tłumu ucichło, to zwrócił się do dziewczyny.
        - Dobra, zatrzymaj się... Chyba uciekliśmy przed tym mordercą... - zagaił z siebie niepewnie. Teraz przynajmniej mógł mieć chwilę by przyjrzeć się swojej wybawicielce.
        Musiał chyba dostać mocno w głowę, bo po bliższym przyjrzeniu się... Dziewczyna miała świńskie uszy? - Seviere zrobił głupią minę, bo zmrużył oczy przyglądając się dziwnej dziewce i otworzył usta jakby wydawał z siebie niesłyszalne ''Eeeee?''
Awatar użytkownika
Cassandra
Zbłąkana Dusza
Posty: 4
Rejestracja: 2 lat temu
Rasa: Eravallian
Profesje: Mieszczanin , Rzemieślnik , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Cassandra »

Byli w tarapatach - oboje. Już mało ważne po co przyjechała do miasta. Teraz najważniejsze było z niego uciec. Jej oprawcy będą jej szukać, by się zemścić. A nowego towarzysza zabić, za spowodowanie śmierci ich koleżki. Nie dość, że miała no głowie własny los, to jeszcze z własnej winy stała się odpowiedzialna za chłopaka. Przecież nie mogła go zostawić na pastwę tłuszczy. Mimowolnie ją uratował i ani przez chwilę nie żałowała zbója, który został przygnieciony przez skrzynię. Tyle, że chłopak chyba w ogóle nie rozumiał co się stało i to na różowowłosą spadł właśnie obowiązek oświecenia go. Zatrzymali się. Przebieżka była nieprzyjemna chyba dla obu stron, Cassie nie miała zbyt dobrej kondycji, towarzysz raczej też nie. Kobieta wzięła kilka głębokich oddechów.
- Posłuchaj - zaczęła wreszcie - nie uciekamy przed mordercą. Uciekamy przed wściekłym tłumem i oprychami, którzy mnie zaatakowali. Cokolwiek stało się tam na górze, spadłeś razem ze skrzyniami i przy okazji zabiłeś jednego z bandy. Nie jesteś mordercą, takim ludziom jak on należy się kara. Chcieli mnie zgwałcić, a może nawet zabić. Mimowolnie mnie uratowałeś, jestem ci wdzięczna i dłużna. Ale to ciebie tłum nazwał mordercą. Wkrótce straż zacznie cię szukać. Mnie będzie szukać banda, żeby się na mnie zemścić. Jedyne co możemy zrobić, to uciekać. Wyprowadzę nas z miasta, ale musimy się spieszyć.
- Niedaleko jest karczma, w której się zatrzymałam. Muszę zabrać swoje rzeczy, konia i wilkora. A ty? Gdzie się zatrzymałeś? Pójdziemy najpierw do mnie, ukryje cię w stodole, mój wilkor będzie cię bronił w razie kłopotów, a potem sama pójdę po twoje rzeczy i konia - założyła, że Sevi ma konia i jakiś dobytek, który musi zabrać. Lepszym pomysłem było by ona tam poszła
Awatar użytkownika
Seviere
Błądzący na granicy światów
Posty: 22
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Dotknięty
Profesje: Chłop , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Seviere »

Seviere uważnie przysłuchał się dziewczynie o świńskich uszach, pierw prychnął z niedowierzania, przecież to się da wyjaśnić i w ogóle. Pewnie się uderzył w głowę i słyszy i widzi nie tak jak trzeba. Ale gdy przeszła do dalszych szczegółów, o gwałcie, morderstwie, o ucieczce z miasta... Byciu poszukiwanym przez władze, które z pewnością w jakimś stopniu są skorumpowane. Czuł narastający dreszcz i uczucie, jakby ktoś mu wyciągał kręgosłup widmową dłonią. Nie chciał w to wierzyć, nie mógł, przecież to się nie stało. Przecież jest tylko fajtłapą, uśmiechniętym grubaskiem. Chciał mieć przygody, zostać bohaterem, a nie być poszukiwanym za morderstwo Ten szkarłat.. krew...
Dziewczyna zapytała później, czy się gdzieś zatrzymał, ale nie miał na to czasu. Dopiero co miał wikt i opierunek, którego nie chciał nadużywać, a teraz? Nikt mu nie pomoże, nie kiedy ma krew na rękach...

        Chłop poczuł, że nogi mu odmawiają posłuszeństwa i uderzył pośladkami o ziemię. Chwycił głowę obiema dłońmi jakby próbował ogarnąć co się dzieje, ale nie mógł. Cały pobyt w Irrasil mu przeleciał przed oczami.
Nadzieja, kradzież, dzwonek, pościgi, szczęście, ciekawość, morderstwo, krew, ucieczka. Widmo zagrożenia i reszty życia w celi. Gdzie mógł się ukryć?
        Siedział tak dłuższą, chwilę. Kiwając się w przód i w tył z rękoma na głowie. Co mógł teraz począć jak nie zostać ponownie pociągnięty w wydarzenia, o które się nie prosił? Musiał przystać na to co dziewczyna mówi. Podniósł głowę i spojrzał na nią raz jeszcze. Oczekiwała decyzji i musiał na nią się zdobyć.
        - A... Czy nie da się... - pomyślał raz jeszcze. Max mu tym razem nie pomoże, może już go tutaj nie być i nikt się za nim nie wstawi. - W porządku. Prowadź - wycedził po dłuższej chwili podnosząc się z ziemi. Wyglądał jak skarcony dzieciak.
Awatar użytkownika
Cassandra
Zbłąkana Dusza
Posty: 4
Rejestracja: 2 lat temu
Rasa: Eravallian
Profesje: Mieszczanin , Rzemieślnik , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Cassandra »

O nie... Znowu siedział jej na ziemi jak dziecko. Czekała tylko aż zacznie płakać. To jednak nie nastąpiło. Na całe szczęście. Wyglądał na bladego i przerażonego. Przykucnęła przy nim i zaczęła gładzić go łagodnie po plecach.
- Hej, wszystko będzie dobrze. Poradzimy sobie. Nikt cię nie skrzywdzi. Nie dam ci trafić do lochu. Pomogłeś mi, mimo wszystko. Będzie dobrze - powtórzyła.
- No już, już. Nie martw się.
W końcu mężczyzna jakby trochę otrzeźwiał. Pomogła mu się podnieść. Spojrzała na jego umęczoną twarz i dotarło do niej, że będzie musiała się nim zaopiekować. Strażnicy będą go szukać po mieście, aż w końcu dadzą sobie spokój. Nie zabił nikogo ważnego i straż z pewnością szybko dowie się, że była to banda oprychów i nie będzie fatygować się do innych miast. Tymczasem jednak musieli wiać z Irrasil. Kiedy Sevi stał na równych nogach zakomunikowała, że muszą ruszać. Poprawiła swoje ubranie, by znów wyglądać schludnie. Nasunęła kapelusz na głowę, by nikt już nie widział ani jej znamienia, ani uszu. Odwróciła się do mężczyzny i poprawiła mu tunikę i kamizelkę. Przylizała też potargane włosy. Chciała by wyglądali normalnie. Chwyciła go za rękę, jakby byli parą i pociągnęła w stronę kolejnej ulicy.
- A teraz spokojnie, jakby nic się nie wydarzyło. Nie panikuj. Idź normalnie. Jeśli będziesz czuł się pewniej możesz mnie objąć.
W ten sposób ruszyli już spokojnie poprzez ulice miasta. Od czasu do czasu mijali jakiś mieszkańców. Cassie kłaniała się delikatnie i uśmiechała rozbrajająco. Im bardziej "normalnie" będą wyglądać tym lepiej.

W końcu dotarli pod karczmę "Zielony Guzik". Weszli tylną bramą wprost na podwórze otoczone budynkami gospodarczymi. Na nieszczęście w tym samym czasie karczmarz wypiekał na zewnątrz chleb w wielkim piecu. Odwrócił się w ich stronę i przywitał. Cass odpowiedziała uprzejmie. Na szczęście bardziej ich nie zaczepiał. Dziewczyna poprowadziła Seviego do stodoły w którym odpoczywał jej koń.
- Cześć kolego - przywitała się najpierw z wilkorem, który wyszedł jej na spotkanie.
- Nie denerwuj się, to mój nowy przyjaciel - spojrzała na mężczyznę znacząco, bo nie wiedziała jak ma na imię. Gdy ten odpowiedział ona dodała patrząc na Taralda.
- To mój nowy przyjaciel Seviere. Zaopiekuj się nim póki nie wrócę. Wielki wilk mruknął coś, ale ostatecznie jakby zgodził się słuchać swojej pani. Opuścił grzecznie głowę na znak, że można mu zaufać.
- To mój koń, Tarjei - powiedziała wchodząc do boksu. Pogładziła zwierzę po pięknej sierści.

- No dobrze - wróciła do Seviego - zabiorę swoje rzeczy z pokoju, zapłacę i pójdę po twoją część.
- Gdzie się zatrzymałeś? I chyba masz konia, prawda? - zapytała.
- I przede wszystkim, jak się czujesz?
Awatar użytkownika
Seviere
Błądzący na granicy światów
Posty: 22
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Dotknięty
Profesje: Chłop , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Seviere »

        - Ja... Mam wszystko przy sobie. Nie stać mnie na konia - powiedział z nutą wstydu. Ale była to nieprawda. Nie chciał się przyznać, że wolałby oszczędzić sobie wstydu przy próbach wskoczenia na kobyłę i tego, że nie potrafi jeździć konno. Preferował powozy i towarzystwo woźnicy. A właśnie sobie zdał sprawę, że jeśli nie ma konia, a będzie tylko jeden, to ucieczka będzie ciężka. W szczególności dla konia dziwacznej dziewczyny, której imienia nie znał.
        - Ja dziękuję ci za pomoc. Tak ogólnie, to Savi jestem. Znaczy Kärdwick, ee Seviere Kärdwick, w pełni, tak. Ale dla wszystkich jestem Savi. I czuje się... zmieszany. Nie wiem co powiedzieć. Wszystko dzieje się tak szybko.
Chłopak spojrzał za siebie szukając kogoś, lub czegoś co mogłoby mu zaszkodzić. Nie zauważył niczego szczególnego. Postanowił przystać na plan dziewczyny świnki i dać jej czas na przygotowanie do opuszczenia miasta. On sam, zainteresował się jej wilkorem, który leżał tuż obok. Nie wiedział czemu, ale przypomniała mu się rymowanką na dobranoc, którą mu śpiewała matka.
Ciepły kiciuś, miękki kiciuś, mała kuleczka futerka. Śpiący kiciuś, radosny kiciuś, mrru mrru mruuu.
Całkowicie nie powiązana z wilkiem, ale chyba stres już wyjadał chłopowi rozum.

Usadowił się naprzeciwko wilkora. Z pozycji siedzącej wilk wydawał się być ogromny, dumny i chłop miał nadzieję, że nie był głodny.
        - Nie zjesz mnie prawda? - zapytał nerwowo nie spodziewając się odpowiedzi, ale spojrzenie wilka nie wskazywało na to by tak się stało. Chyba był o wiele bardziej rozumny niż się wydawał.
Siedzieli sobie tak przez dłuższy czas. Seviere zaczynał się martwić, że coś za długo to trwa. Nawet koń wydawał się być znużony. Nudę przerwał odgłos dobiegający z drugiej strony pomieszczenia. Co prawda za drewnianymi belkami. Ale chyba były to głosy. Ktoś rozmawiał. Seviere wstał, wyminął wilka i parę kroków dalej znalazł się przy drewnianej ścianie. Przyłożył ucho i słuchał.
***
Nie spodziewał się, że to co usłyszy zmieni tak wiele w tak krótkim czasie. Odstąpił od ściany idąc tyłem, chciał zachowywać się najciszej jak się da. Ale jeden nieumiejętny krok zniweczył ten plan. Nadepnął na ogon wilkora...
ODPOWIEDZ

Wróć do „Irrasil”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 7 gości