Szepczący LasPoprzez knieję

Utopijna kraina druidów, zwierząt i wszystkich baśniowych istnień. Miejsce przyjazne dla każdego stworzenia. Ogromny las położony w górskiej dolinie, gdzie nic nie jest takie jak się wydaje.
Awatar użytkownika
Valerian
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 55
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje: Chłop , Żołnierz , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Valerian »

        Valerian bardzo się martwił zabiegiem nastawiania barku niebianki, bo nigdy wcześniej nie robił czegoś takiego, a ze swoją wilczą siłą, mógł niechcący zrobić dziewczynie jeszcze większą krzywdę. Nie miał jednak większego wyboru, bo doskonale widział, jak bardzo Wanda się męczyła z tą ręką. Poza tym zanim zdołaliby dojść do jakiejś wioski, gdzie otrzymaliby pomoc, jej uraz mógłby się zacząć źle goić i byłoby jeszcze gorzej, niż obecnie. Zaniepokoił się, gdy jego towarzyszka krzyknęła, ale na szczęście nie z powodu wyrwanej ręki, a przez to, że zabieg się powiódł. Ulga wilkołaka była chyba nawet większa, niż kontuzjowanej dziewczyny. Nawet tego nie krył i odetchnął głęboko z wilczą łapą na sercu, bo to mu jeszcze przed chwilą łomotało, jak spanikowany ptak złapany w pułapkę.
        Niepewnie postawił swoje uszy, które do tej pory mocno przylegały przylegały do jego czaszki i mruknął zaczepnie do niej, bo nie wiedział jak inaczej mógłby otrzymać od niej odpowiedź na temat tego jak się czuła. Z jego brakami w słownictwie i trudnościami z wypowiadaniem nawet najprostszych słów, nawet takie krótkie i łatwe pytanie było dla niego zbyt skomplikowane, by chociaż próbować je z siebie wydusić ludzkim głosem.
        Kiedy jednak powiedziała, że wszystko jest dobrze i wraziła swoją wdzięczność za jego pomoc, uniósł lekko jeden z kącików włochatych warg w subtelnym uśmiechu, delikatnie zamiatając przy tym szarym ogonem ziemię za nim. Przyglądał się przez chwilę poczynaniom towarzyszki, nie do końca rozumiejąc co ona właśnie robi, jednakże nie przeszkadzał jej w tym. Nawet nieco się od niej cofnął, by miała więcej przestrzeni wokół siebie i mogła się czuć bardziej komfortowo. Gdyby nad nim ktoś tak wisiał, pewnie nie wytrzymałby zbyt długo presji i spięty mógłby przestać być tak miły, jak był normalnie. Nie musiał zionąć na niebiankę, gdy było po wszystkim, gdy jej ręka była już sprawna. Zwłaszcza, że właśnie używała magii by siebie uzdrowić, albo trochę złagodzić ból, jak się zaraz domyślił po jej pytaniu skierowanym do niego.
        Otworzył lekko swój pysk odrobinę zdziwiony jej pytaniem, bo przecież dał jej znać, że on pomocy nie potrzebuje i samo mu się zagoi. Może nie zrozumiała go wtedy? Patrzył na nią tępo przez moment z opuszczonym jednym uchem i przekrzywioną głową. Końcówka ogona kilka razy uderzyła o ziemię, gdy wilkołak się zastanawiał, czy nie lepiej faktycznie będzie skorzystać z pomocy Wandy. Byli przecież w środku lasu, tutaj zawsze trzeba mieć się na baczności, bo prawo natury jest bezwzględne, a Matka raczej nie słynie z faworyzacji któregokolwiek ze swoich dzieci. Nawet tych obdarzonych błogosławieństwem Ducha Lasu.
        Zastrzygł uchem już z bardziej poważnym, albo przynajmniej neutralnym wyrazem pyska, niż przed chwilą i wyciągnął w stronę niebianki swoją łapę, prawie dwa razy większa od jej dłoni. Zrobił to raczej bez przekonania i nie chodziło o to, że wątpił w uzdrawiające umiejętności towarzyszki. Nadal uważał, że rana sama by się zagoiła i to naturalnie szybciej, niż u człowieka, ale zgodnie ze swoimi rozmyślaniami wolał jednak być w pełni sprawny, bo las był przecież zamieszkiwany nie tylko przez inne ludzkie rasy i zwierzęta, ale również niebezpieczne bestie, które nie uciekają w popłochu przed ludźmi, a lubują się w ich mięsie.
        - Hmm... - mruknął w zamyśleniu spowodowanym podejrzeniami dziewczyny odnośnie identyfikacji wiedźmą, z którą mieli pecha się spotkać nie tak dawno temu. Założył ręce na piersi, a pazurem jednej postukał się w kudłatą brodę. Zaczął zaraz wyrzucać z siebie serię szczeknięć, warknięć, parsknięć i sapnięć, intensywnie przy tym gestykulując, zaraz jednak przestał dzielić się z nią swoimi przemyśleniami, przypominając sobie, że przecież ona go nie rozumie.
        Sfrustrowany i zły na siebie, ze zmarszczonym groźnie nosem podrapał się po głowie. Parsknął nagle z entuzjazmem, jakby właśnie przyszło mu do głowy idealne rozwiązanie. Szczeknął na Wandę i pokazał jej swoją wilczą dłoń, po tym sięgnął do swojej włochatej twarzy, przyłożył do niej obie dłonie po obu stronach i naciągnął skórę w dół wyglądając przez moment na starszego, niż był rzeczywiście. Jeszcze raz pokazał swoją lewą dłoń. Po chwili pokazał jej również prawą w ten sam sposób i na moment przyjął pozę podobną do tej, w której znajdował się pozszywany ze szczątków innych ludzi, mężczyzna, którego widzieli na stole u wiedźmy. Jak poprzednim razem i teraz ponownie pokazał swoją prawą dłoń, po czym szczeknął na Wandę przykładając jedną łapę do drugiej, niczym niektórzy ludzie do modlitwy. Szczeknął i zaczął je obracać złączone, najpierw lewą w stronę Wandy, a lewą do siebie, po tym na odwrót. Nie wiedział jak inaczej mógłby to pokazać i miał nadzieję, że dziewczyna go zrozumie. Choć wcale nie musiała, bo przecież młoda naga kobieta, którą widział w tej chacie to była tylko iluzja, którą wiedźma pewnie wabiła do siebie mężczyzn. Wanda, że nie była mężczyzną mogła tego nie widzieć. Mu się jednak wydawało, że w tej krótkiej chwili starucha była uderzająco podobna do mężczyzny na obrazie, który natomiast podobny był do tego na stole. Może próbowała stworzyć i przywrócić do życia jakiegoś swojego krewnego? Ojca? Brata bliźniaka? To by przecież tłumaczyło dlaczego w dziurze i w samym domu czarownicy były wyłącznie męskie szczątki i uwięzieni jeszcze żywy. A przynajmniej mu się tak wydawało.
        Mruknął bez przekonania, pocierając miejsce gdzie jeszcze nie tak dawno miał paskudną ranę, nie patrzył przy tym dziewczynie w oczy, a gdzieś w bok. Nie powiedziałby, że trafili na jakąś słabą wiedźmę. Był pewien, że mieli masę szczęścia, że wyszli z tego cało. Gdyby nie element zaskoczenia, jego pojawienie się i przypadkowo zostawiona pochodnia w piwnicy, bez wątpienia mogłoby się to dla nich dużo gorzej skończyć. Zwłaszcza, że nie planował spalić jej domu, a zwyczajnie zapomniał o tej pochodni, inaczej nie pozwoliłby, aby w lesie był jakiś pożar. Pani Malwa byłaby na niego strasznie wściekła razem z pozostałymi driadami i bez wątpienia również samym Duchem Lasu.
        W każdym razie nie zamierzał i nie miał możliwości kłócić się z Wandą na temat potęgi, albo i jej braku u wiedźmy, na którą się natknęli. Z resztą to i tak nie było już ważne. Przeżyli, to było najważniejsze. No i niebianka przypomniała sobie o swoim koniu. Kiwnął jej głową i wstał z ziemi, unosząc nos do góry powęszył kilka razy, czy może nie ma go nigdzie w okolicy, ale niestety. Albo kręcił się gdzieś w pobliżu chaty wiedźmy, gdzie go zostawili, albo dawno uciekł w głąb lasu. Nie mieli w sumie nic do stracenia. W sumie to Valerian nie miał, bo dziewczynie mogły zaginąć wszystkiej jej rzeczy, które miała przy wierzchowcu. W każdym razie nic im nie zaszkodzi sprawdzić miejsca, gdzie stała chata, do którego to zaraz się udali.
        Wilkołak powęszył w powietrzu, choć nie było to potrzebne, gdyż zwierzę zaraz samo dało o sobie znać. I jeszcze miało ze sobą towarzyszkę. Zmiennokształtny podszedł do niej powoli i ostrożnie parskając i mrucząc do niej łagodnie, by jej nie spłoszyć. Pogłaskał klacz delikatnie po pysku, po czym się cofnął, gdy Wanda złapała uzdy obu wierzchowców.
        - Yhm - mruknął zgadzając się z jej wypowiedzią, choć osobiście nie widział nic złego w tym, że klacz mogłaby zdziczeć. Mogłaby poczuć smak wolności, którego przez ludzi nigdy nie mogła tak naprawdę poczuć. Choć jako samotna, od małego żyjąca z ludźmi klacz, w środku lasu byłaby łatwą zdobyczą dla tutejszych drapieżników. Szkoda byłoby tak pięknego konia.
        - He? - sapnął, lekko zaskoczony propozycją towarzyszki. Spojrzał na nią czujnie, by się upewnić czy naprawdę chciała wrócić do tamtej dziury z częściami ciał mężczyzn zabitych przez wiedźmę. Otworzył w zdumieniu szerzej oczy i lekko rozdziawił paszczę, gdy dodała, że mogłaby nawet odprawić modlitwę za ich dusze. To było... nawet nie wiedział jak mógłby jej za to podziękować. Szczeknął z powodu przepełniającej go wdzięczności, która wprawiła również w ruch jego ogon, intensywnie przecinający powietrze za nim raz za razem. Wyszczerzył w pogodnym uśmiechu swoje białe, wilcze uzębienie.
        - Dzie...kuje - poprawił się zaraz i skierował się z nią w tamtą stronę, by bezzwłocznie zabrać się do pracy przy zakopywaniu zwłok.
Awatar użytkownika
Wanda
Szukający drogi
Posty: 26
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Dobry Duch
Profesje: Mag , Opiekun , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Wanda »

        Valerian po wysłuchaniu propozycji Wandy zgodził się, że pomysł zakopania dziury ze szczątkami nieznanych wędrowców był dobry. I choć jej towarzysz komunikował się z trudem, to i tak mogła rozpoznać jego aprobatę po mimice i mowie ciała. Z biegiem czasu niebianka coraz bardziej przyzwyczajała się do tego niezwykłego sposobu rozmowy między nimi. Sama dobry duch nie potrafiła się komunikować w swojej formie niematerialnej, potrzebowała do tego naczynia, więc potrafiła sobie wyobrazić, jak to jest, gdy nie można wydusić z siebie słowa, a ma się coś do przekazania. Dlatego uważała, że człowiek-wilk radził sobie z tym całkiem nieźle.
        Nie tracąc czasu kiwnęła towarzyszowi głową i odwróciła się, by ruszyć ścieżką, którą tu przybyli. To znaczy po śladach wózka prosto do miejsca składowania zwłok. Biała klacz, którą niedawno znalazła i zabrała ze sobą, nie chciała jednak tak łatwo dać się prowadzić. Zwierzę zaczęło się cofać i stawać dęba, rżąc przy tym głośno. Wanda musiała w końcu puścić uzdę, bo koń o jasnym umaszczeniu za bardzo się wyrywał. Chcąc go doprowadzić do normalnego stanu skorzystała ponownie z zaklęcia dziedziny dobra, które nazywano „Uspokojenie emocji”. Wedle tego, co ją uczono, ten czar powinien ukoić podenerwowane, nieufne wobec obcego zwierzę. Magini sięgnęła do wnętrza po energię potrzebną do wyprowadzenia zaklęcia i po chwili mogła już gromadzić w rękach potrzebną do tego moc. Następnie wyciągnęła dłoń w kierunku zestresowanej klaczy.
        - Spokojnie, mała - przemawiała do niej cichym, melodyjnym głosem, jednocześnie uwalniając delikatnie czar kojący. Znalezione zwierzę powoli zaczęło się uspokajać, już nie stawało dęba i dało się nawet pogłaskać po szyi. Dziewczyna uśmiechnęła się i wzięła do ręki uzdę klaczy, już bez problemów prowadząc ją przed siebie. Jednocześnie powoli czuła ciężar związany z rzuceniem kilku znaczących zaklęć swojej dziedziny pod rząd. Dla zregenerowania sił sięgnęła do sakwy przy siodle swojego konia i wyciągnęła stamtąd jabłko. Idąc za śladami wózka wgryzła się w słodki miąższ.
        Droga powrotna nie zabrała im zbyt wiele czasu, ogólnie rzecz biorąc. Wanda podążała w kierunku wytyczonym śladami na ziemi i nie bała się, że wyprowadzi siebie i Valeriana nie wiadomo gdzie. Gdzieś w środku obawiała się jednak ponownego zetknięcia z tym okropieństwem, jednak dała słowo i musiała go dotrzymać. Gdy więc stanęła wreszcie nad krawędzią dziury w ziemi, od razu zakryła szalikiem usta i nos, by choć trochę uniknąć przykrych zapachów stamtąd się wydobywających. Widok w dole był tak samo przykry, jak go zapamiętała. Była księżniczka ledwo zauważalnie pokręciła głową, cóż za strata, po czym odwróciła się do człowieka-wilka.
        - Bierzmy się do roboty.

        Na początek odrzuciła na bok gałęzie, które miały nieudolnie maskować miejsce makabrycznej zbrodni. Potem zdjęła kożuszek i podwinęła rękawy koszuli. Niestety nie miała przy sobie niczego, co choć przypominałoby łopatę, więc musiała zdać się na własne dwoje rąk. Rozpoczęła się ciężka praca, związana z usypywaniem grobu. Po pół godzinie grzebania się w leśnej ziemi Wanda musiała zrobić odpoczynek, bo choć dobry duch była odporna i dość silna jak na niematerialne stworzenie, to już jej naczynie miało swój limit. Pozwoliła sobie odpoczywać pięć minut, po czym zabrała się ponownie do zapełniania ziemią zbiorowej mogiły. Spieszyła się na tyle, na ile mogła, nie chciała bowiem, by wieczór zastał ich w trakcie pracy. Co chwilę zerkała na swojego towarzysza, jak mu idzie. Mężczyzna z pewnością miał większą krzepę i więcej pary w łapach niż dziewczyna, dlatego praca prawdopodobnie szła mu szybciej. Do uszu niebianki co jakiś czas dochodziło parskanie jej koni, uwiązanych do drzewa niedaleko dziury w ziemi. Zwierzakom zapewne też nie podobał się ani widok, ani zapach związany z tym miejscem.
        Po trudnym do określenia czasie kopiec został usypany. Umorusana ziemią magini na środku kopca ułożyła z suchych gałązek symbol Pana, tak, by każdy przypadkowy wędrowiec wiedział, że należy odnosić się do tego miejsca z szacunkiem. Następnie wyjęła z sakwy przy siodle bukłak z wodą, strasznie chciało jej się pić. Zaproponowała też wodę Valerianowi. Gdy się już napiła schowała bukłak, zatarła ręce i stanęła nad zbiorową mogiłą. Oblizała wargi, szykując w głowie słowa potrzebne do odprawienia niespokojnych dusz na tamten świat. Uczono ją, że istoty, które zginęły nagłą, brutalną śmiercią, mogą, choć nie muszą, pozostawić po sobie dusze niespokojne i potrzebujące pomocy przy przedostaniu się na drugą stronę. Niebianka nie życzyła nikomu takiego losu, więc starała się, by obrządek odprawiony był prawidłowo, zwracając oczywiście uwagę na warunki w jakich się znajdowała. Dobry duch rozpoczęła modlitwę. Słowa płynęły prosto z serca, odnosząc się do poszukiwania przez dusze zmarłych wiecznego spokoju, jak również o czekające je nieskończonej miłości i opiece Najwyższego. Kiedy wypowiedziała ostatnie słowo, nakreśliła w powietrzu znak Pana, kończąc obrządek pochówkowy. Popatrzyła na Valeriana.
        - Może chciałbyś coś dodać od siebie?
        Niebianka nie wiedziała, czy jej towarzysz wyznaje wiarę w Pana tak gorąco jak ona, więc go nie naciskała, tylko grzecznie spytała.
        Gdy zaś już było po wszystkim magini odwiązała oba konie od drzewa i poprowadziła bliżej jej towarzysza.
        - Wiesz, zapomniałam cię zapytać zanim poprowadzę tą znalezioną klacz do miasta i sprzedam. Może ty chciałbyś się nią zaopiekować? Nie potrzebny ci jest koń?
        Dziewczyna nie wiedziała, czy człowiek-wilk potrzebuje wierzchowca, czy może preferuje przemieszczanie się pieszo.
Awatar użytkownika
Valerian
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 55
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje: Chłop , Żołnierz , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Valerian »

        Kiedy mieli już uzgodniony plan działania na najbliższych kilka godzin, Valerian bez zbędnego ociągania się ruszył razem ze swoją towarzyszką w stronę dziury z nieudolnie pochowanymi ciałami zmarłych mężczyzn. Rozumiał, że mogło nie być to niebiance za bardzo na rękę, skoro chciała dotrzeć do miasta, aby tam móc służyć pomocą potrzebującym, jednakże nie mógł tak po prostu zostawić tych ciał. Z powodu zwykłej, ludzkiej przyzwoitości. Prawdopodobnie po jakimś czasie jakieś zwierzę, albo jakiś wędrowiec rozkopaliby zrobiony przez nich grób, ale przynajmniej on i Wanda mogli by spać spokojnie, bez wyrzutów sumienia, że nie zrobili tego, co powinni dla zmarłych w makabrycznych warunkach ofiar tamtej wiedźmy.
        Dość szybko został wyrwany ze swoich rozmyślań, gdy usłyszał stanowcze protesty bezpańskiej klaczy, orientując się przy tym, że Wanda była odrobinę w tyle, próbując uporać się z buntującym się wierzchowcem. Skierował się w ich stronę, mając nadzieję, że jeśli porozmawia z klaczą to uda mu się ją przekonać do pójścia z nimi. Kiedy tylko się zbliżył, od razu okazało się, że jego interwencja nie była wcale potrzebna, bo niebianka sama doskonale poradziła sobie z tym problemem. Co prawda naszprycowała jasnego konia magią, poświęcając przy tym swoją własną energię i osłabiając siebie w ten sposób jednakże słowem tego nie skomentował. Dziewczyna była dorosła i praktycznie w ogóle się nie znali, ona najlepiej wiedziała na ile mogła sobie pozwolić i jak do tej pory dała się poznać jako raczej rozsądna osoba. Valerian mógł mieć jedynie nadzieję, że nie pomylił się w swojej ocenie i nie dojdzie do sytuacji, że będzie musiał zbierać wyczerpaną towarzyszkę z ziemi. Nie żeby był to dla niego jakiś problem, póki nic im nie grozi, jednakże gdyby nagle dopadły ich jakieś kłopoty, mógłby mieć spore trudności podczas mierzenia się z zagrożeniem i jednoczesną ochroną jasnowłosej.
        - Probl...lem? - zapytał kontrolnie, przenosząc spojrzenie z uspokojonej magicznie klaczy na spotkaną zeszłej nocy podróżniczkę. W prawdzie wyglądało, że sytuacja została opanowana, jednakże nie zaszkodziło przecież zapytać. Niedługo po tym mogli ruszać dalej, skoro wszystko było w porządku.
        Ich wędrówka do celu trwała jeszcze jakiś czas, a im bliżej byli, tym wyraźniej zmiennokształtny czuł drażniący nos odór zgnilizny. Westchnął ciężko, ściągając z przygnębieniem spiczaste uszy do tyłu, jednakże zaraz powróciły do naturalnej pozycji, gdy Wanda się odezwała i na nią spojrzał.
        - Mhmm...
        Przykucnął przed dziurą i w pierwszej kolejności wraz z Wandą zaczął odgarniać maskujące miejsce zbrodni gałęzie, co stanowiło raczej najprostszą część ich przedsięwzięcia. Spojrzał na rozkładające się w dole poodcinane członki, po czym rozejrzał się dokoła w poszukiwaniu ziemnego kopca, którym można by z powrotem zasypać dziurę. Niby jakaś niewielka usypana górka była, ale zarastała powoli trawą i nie było jej na tyle dużo, że mogłaby zakryć sobą cały dół. W końcu doszedł do wniosku, że nie ma co się dłużej nad tym zastanawiać, a po prostu zabierać się do pracy. Z resztą i tak myślenie nie było jego mocną stroną. Zrzucił z siebie swój płaszcz i przeniósł ciężar ciała na wszystkie cztery łapy. Lekko się skrzywił, gdy wyleczona przez niebiankę łapa zapulsowała nieprzyjemnie, jednak nie przejął się tym zbytnio i ustawiając się tyłem do dziury zaczął przebierać przednimi łapami wyrzucając spod siebie ziemię i powoli zasypując tą dziurę.
        Nie wiedział ile im to wszystko zajęło, ale gdy skończyli pracę miał bardzo mocno spiłowane pazury i był cały w piachu. Odszedł kawałek od Wandy, by jej nie zakurzyć i się kilka razy mocno otrzepał, stojąc na wszystkich czterech łapach. Niewiele to pomogło, ale na tą chwilę musiało wystarczyć. Przynajmniej go nie będzie aż tak bardzo drażnił nadmiar piachu we futrze. Stanął z powrotem wyprostowany, zarzucił swoje nakrycie na ramiona i zbliżył się do towarzyszki. Uniósł lekko kudłatą dłoń i pokręcił głową, rezygnując z zaproponowanej przez nią wody.
        Stał w milczeniu z boku i nie przeszkadzał niebiance, gdy ta odmawiała modlitwę w imieniu poległych tu osób. Nie spodziewał się przy tym, że zapyta go, czy nie chciałby nic dodać. Co niby miałby powiedzieć skoro nawet tych ludzi nie znał. Przekrzywił lekko głowę w niezrozumieniu, patrząc na dziewczynę swoimi lodowymi, wilczymi ślepiami, lecz zamiast jej odmówić, kiwnął lekko głową. Stanął przed świeżym grobem i klęknął przy nim, spuszczając głowę i składając dłonie jak do modlitwy.
        "Przepraszam, że nie byłem w stanie wam w żaden sposób pomóc. Spoczywajcie w pokoju" - powiedział szczerze w myślach, mając zamknięte przy tym oczy. Nie tracił jednak niepotrzebnie czasu, więc gdy tylko nie miał nic już więcej do przekazania zmarłym, westchnął ciężko i wstał, przenosząc spojrzenie na niebiankę. Kiwnął jej porozumiewawczo głową, na znak, że mogą iść dalej. Nic więcej dla nich nie mogli już zrobić.
        Z tego miejsca nie mieli daleko co prawda do swojego poprzedniego obozowiska, jednakże nie było sensu tam wracać, skoro Wanda cały swój ekwipunek miała przy koniu, a zmiennokształtny na sobie. Skierował się w stronę najbliższego miasta bezpośrednio od zrobionego przez nich grobu i wolnym krokiem zaczął prowadzić w jego stronę Wandę i jej dwa konie.
        - Dzie...kuje...ja s...sam... - kłapnął łagodnie w odpowiedzi na propozycję niebianki. Był pewien, że taka ładna klacz szybko znajdzie dobrego właściciela, przy którym niczego jej nie zabraknie i będzie szczęśliwa. On jej nie mógł tego zapewnić żyjąc w dziczy, gdzie trzeba być zawsze czujnym i mieć oczy dookoła głowy. Z resztą gdyby coś jej nie zjadło, prawdopodobnie prędzej czy później, on by to zrobił. Skoro polował na jelenie i żywił się innymi roślinożercami, czemu miałby nie zechcieć w pewnym momencie skorzystać z okazji do zdobycia pożywienia w łatwy sposób niewymagający aż takiego wysiłku jak pogoń i męczenie się z zabiciem dzika czy sarny? Poza tym uważał, że był za ciężki dla delikatnie zbudowanej klaczy.
        - Ja s...sam... - powtórzył z lekkim uśmiechem tak dla rozwiania wszelkich wątpliwości towarzyszki i na potwierdzenie swoich słów, przeniósł się na cztery łapy, przyjmując przy tym w pełni wilczą formę. Był jednak znacznie większy od zwykłego wilka, przynajmniej o połowę. Spojrzał na niebiankę czujnie i przyjaźnie zamachał puszystym, ogonem, trącając ją przy tym delikatnie swoim pyskiem. Dał jej zaraz spokój i szedł obok w tej postaci, by po jakimś czasie zmienić się znów w hybrydę i iść jak człowiek.
Awatar użytkownika
Wanda
Szukający drogi
Posty: 26
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Dobry Duch
Profesje: Mag , Opiekun , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Wanda »

        Trzymając oba konie za uzdy zapytała swojego towarzysza, czy aby nie potrzebuje dla siebie konia. Valerian jednak odpowiedział na swój sposób, że nie będzie mu takowy potrzebny. Wanda podrapała się w potylicę i pokiwała głową na znak, że rozumie. Widocznie człowiek-wilk nie był przyzwyczajony do korzystania z wierzchowca, przedkładając nad konia swoje własne cztery łapy. Niebianka powróciła więc do pierwotnego planu, to znaczy do zamiaru sprzedania klaczy w mieście. Do tego czasu jednak musiała się zwierzęciem odpowiednio zająć. Miała nadzieję, że starczy jej zapasu owsa dla obu koni, który miała przyszykowany tylko dla jednego. Przez moment zastanawiała się, czy aby nie powinna sprawdzić sakwy przy siodle białej klaczy w poszukiwaniu owsa, ale ostatecznie stwierdziła, że będzie na to czas później. Kiedy już przygotują nowe obozowisko. Kopanie w ziemi wyczerpało młody organizm nosicielki dobrego ducha i teraz to czego potrzebowało, to był odpoczynek i regeneracja sił.
        - Poszukajmy miejsca na obozowisko, dobrze? - zwróciła się do Valeriana.
        Podejrzewała, że jej towarzysz lepiej zniósł grzebanie się w ziemi, wystarczył jeden rzut okiem, by stwierdzić, że miał większą krzepę. Ale trzeba było do tego dołożyć walkę w przeklętej chacie. Człowiekowi-wilkowi pewnie też przydałoby się usiąść przy ognisku i odsapnąć. Inna sprawa, że na zakopywanie zbiorowego grobu zeszło im trochę czasu i zaczynało się robić coraz zimniej, jak również ciemniej. Tak, obozowisko to był dobry pomysł.
        W pewnym momencie wędrówki Wanda rozejrzała się po okolicy, bo wydawało jej się, że coś usłyszała. Coś, co zupełnie nie pasowało do otaczającej ich przyrody. Popatrzyła na swojego towarzysza.
        - Słyszałeś to? Jakby...dzwoneczki.
        Oprócz dziwnych wrażeń dźwiękowych magini wyczuła też coś swoim szóstym magicznym zmysłem. Magiczne zawirowanie związane ze splataniem czaru, z kierunku, którego nie potrafiła określić. Zanim jednak zdołała zorientować się z czym może być to związane, na drogę przed nimi zza drzewa wyskoczyła nieznana istota. Wyglądała jak mężczyzna w średnim wieku, na pierwszy rzut oka elf. Świadczyły o tym długie, ostro zakończone uszy oraz smukła budowa ciała. Ubrany był w zielony frak oraz takiego samego koloru spodnie. Na fraku uszytym z materiału dobrej jakości błyszczały wypolerowane na błysk złote guziki. Słyszany przez niebiankę dźwięk wydawały metalowe dzwoneczki przyczepione do czapki noszonej przez nieznajomego. Jednak to, co sprawiło, że Wanda zrobiła dwa kroki w tył, był fakt, że mężczyzna trzymał swoją głowę pod pachą, zamiast na karku.
        - Pamiętaj... - ni z tego, ni z owego odezwał się czerep - ...nigdy nie trać głowy dla kobiety.
        Mężczyzna z głową pod pachą uśmiechnął się szeroko do wędrowców. Wanda pewnie byłaby bardziej wstrząśnięta, gdyby tak niedawno sama nie zakopywała odciętych głów. Zamiast więc zemdleć ze strachu, zapytała cudaka:
        - Będę pamiętać panie, ale, czy wszystko z wami w porządku?
        Uśmiech zszedł z twarzy mężczyzny, wyglądał teraz na trochę zmieszanego.
        - Tak, musiałem wyjść z wprawy od tego przesiadywania w lesie. - Nieznajomy jednym ruchem założył głowę z powrotem na karku. Znów zadźwięczały dzwoneczki. - Żart był taki średnio śmieszny, boków nie urywał. Musicie mi wybaczyć, jesteście pierwszymi osobami, jakie spotykam od tygodnia w tej głuszy.
        Wanda ponownie poczuła delikatne drganie magii. Zaczęła podejrzewać, że mężczyzna raczył ich iluzjami.
        - A co ci się stało, panie? Dlaczego siedzisz tu całkiem sam?
        - Ukrywam się przed łowcami nagród.
        Niebianka otwarła szerzej oczy.
        - Jesteście panie... kryminalistą?
        Mężczyzna w zielonym fraku pokręcił energicznie głową, ponownie wprawiając dzwoneczki na czapce w ruch.
        - Nic z tych rzeczy. Moja pani, mój panie, pozwólcie, że się przedstawię. - Skłonił się dworsko przed Valerianem i dziewczyną. - Jestem Rezkin, trefniś jego wysokości lorda Logana - wzruszył ramionami. - A przynajmniej do niedawna miałem tą posadę.
        - Zgaduje, że to była iluzja w twoim wykonaniu, panie Rezkinie - magini powiedziała prosto z mostu, że rozgryzła jego sztuczki. - Skoro nie jesteście kryminalistą, to skąd nagroda za waszą głowę?
        - Tak - iluzjonista przyznał się magicznej manipulacji. - I wystarczy Rezkin, panienko. Niestety nie mogę już występować dla mojej zwyczajowej widowni w lordowskim pałacu. Musiałem stamtąd uciekać, po tym jak zostałem przyłapany, cóż, na sytuacji intymnej z jej lordowską mością, żoną lorda Logana.

        Wanda się obruszyła.
        - Nie godzi się wchodzić, Rezkinie, między związek uświęcony przez Najwyższego.
        Trefniś uśmiechnął się przebiegle.
        - Słyszę cię panienko i nawet gdzieś tam rozumiem. Ale z drugiej strony serce nie sługa, a krew nie woda. Poza tym to ona uwiodła mnie, a nie na odwrót.
        Dziewczyna nic nie powiedziała, tylko zaczerwieniła się na policzkach.
        - W każdym bądź razie mój pan lord dowiedział się o wszystkim i musiałem uciekać z miasta, zanim dosięgnął mnie jego gniew. Rozkazał, cytuję: wytarzać mnie w smole i pierzu, po czym wywieźć na taczce do granicy miasta, ku uciesze tłuszczy. Nie mogłem na to pozwolić, musiałem się ratować. I tak trafiłem tutaj. Tylko co ma począć błazen w środku lasu?
        Mężczyzna wyraźnie oklapł wewnętrznie, przypominając sobie przykre wspomnienia. Wandzie zrobiło się go żal. Od tygodnia błąkał się po lesie, nie mając nawet do kogo gęby otworzyć. Postanowiła go pocieszyć.
        - Dobra Księga mówi, „Siostry i Bracia w Świetle, czy zanurzycie się w nihilistycznej rozpaczy, czy powstaniecie z nami, by powitać świt?” - uśmiechnęła się ciepło do nieznajomego.
        - A to znaczy…?
        - To znaczy, że nawet w najczarniejszych ciemnościach, gdy zgubisz drogę, istnieje iskierka nadziei. Nie trać wiary, Rezkinie, twój los się odwróci. Zbłądziłeś, to fakt, ale Pan cię kocha i wyciąga do ciebie rękę. Wystarczy, że ją przyjmiesz, a będzie lepiej.
        Nieznajomy poweselał, następnie ukłonił się Wandzie.
        - Piękne słowa i mądre, jak na tak młodą osobę. Tak, czuję, że znów mam cel. Wyruszę do innego miasta i zacznę się starać o posadę na jakimś dworze! Jestem pewien, że tam docenią moje umiejętności. Inaczej się nie da.
        - Tylko…
        - Tak, wiem. Omijać szerokim łukiem żony moich chlebodawców.
        Niebianka była szczęśliwa, kolejna dusza została sprowadzona na dobrą drogę. A przynajmniej taką miała nadzieję.
        - Wyruszam natychmiast - stwierdził trefniś. - Przede mną długa droga. Było mi niezmiernie miło. Pani. Panie.
        Wanda uniosła rękę, jakby chciała go zatrzymać.
        - Zanim wyruszysz, Rezkinie, czy mógłbyś pokazać mi swoją prawdziwą twarz?
        Mężczyzna przez chwilę wyglądał na zdziwionego, zaraz jednak się uśmiechnął.
        - A więc rozpoznałaś, że to złudzenie? Paniom zwykle podoba się mój wizerunek elfa, ale skoro tego sobie życzysz. Umówmy się tak. Ponieważ nigdy nie pokazuję innym swojego prawdziwego wyglądu, pokażę tobie, ale nie za darmo. Najpierw odgadniesz moją zagadkę.
        - No… dobrze. Spróbuję.
        - Co jest potężniejsze od Najwyższego i gorsze od Piekielnika, biedak to ma, bogacz tego nie potrzebuje, gdy to zjesz, umrzesz?
        Wanda przygryzła dolną wargę zastanawiając się nad odpowiedzią. Zerknęła na Valeriana, może jej towarzysz będzie wiedział?
Awatar użytkownika
Valerian
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 55
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje: Chłop , Żołnierz , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Valerian »

        Szli dłuższa chwilę w milczeniu, prawdopodobnie przez to, że zmiennokształtny nie był idealnym towarzyszem rozmów, a przynajmniej nie w swoim obecnym stanie. Od kilkunastu lat porozumiewał się wyłącznie za sprawą zwierzęcej mowy, albo na migi i był do tego tak bardzo przyzwyczajony, że wydawało mu się naturalną formą porozumiewania ze światem. Z Nevan rozumieli się praktycznie bez słów i gdy razem podróżowali dziewczynka mimo młodego wieku mogła, załatwiać niektóre sprawy za wilkołaka, zwłaszcza te, w których trzeba było dużo mówić. Gdy zamieszkali z driadami, choć próbowały go nauczyć na nowo ludzkiej mowy, o wiele prościej było mu się z nimi porozumiewać w zwierzęcym narzeczu. Teraz jednak był sam i musiał sobie radzić z komunikacją z innymi tak, jak tylko potrafił, choć nie zawsze z łatwością i bez komplikacji. Nie miał oczywiście pretensji do Ducha Lasu, że swoim błogosławieństwem wyleczył wszelkie rany i uszkodzenia ciała oraz uwolnił zmiennokształtnego z oków czarnoksiężnika odpowiedzialnego za jego wilczą klątwę. Wierzył, że Mörskrik chciał dobrze, jednakże w tym jednym przypadku nawet on nie był w stanie nic pomóc. Valerian sam musiał się nauczyć znów porozumiewać w normalny sposób z otacząjącym go światem. Nawet jeśli wilkołakowi przychodziło to z trudem, nie miał motywacji i szybko się zniechęcał do dalszej nauki, gdy tylko nie szło mu tak łatwo jak powinno. Z tego powodu zaczął się zastanawiać czy nie był dla swojej obecnej towarzyszki utrapieniem. Pewnie chciałaby sobie porozmawiać o życiu, o pogodzie czy o czymś równie błahym, byleby tylko nie iść w ciszy, a on jedyne co potrafił z siebie wydusić to gardłowe sapnięcia, prychnięcia i powarkiwanie.
        Westchnął ciężko przygnębiony swoimi wnioskami i w zamyśleniu potarł wyleczoną przez dziewczynę łapę. No tak. Jeszcze to. Dzięki Wandzie po tamtej ranie nie została nawet najdrobniejsza blizna i odzyskał czucie w palcach, a mimo to nadal czuł bolesne pulsowanie rozchodzące się po całej kończynie od koniuszków palców, aż po samo ramię. To było strasznie frustrujące. Ale może to ze zmęczenia? Jego umiejętności i wiedza medyczna kończyły się na tym, że jak coś krwawi, trzeba to zawiązać choćby i oderwanym kawałkiem ze swojego ubrania, a jak jest coś złamanego to trzeba sobie to nastawić, a po tym usztywnić na przykład patykami po obu stronach i dopiero po tym owinąć materiałem. Ot cała jego wiedza. Nie rozumiał więc dlaczego mimo braku rany, ręka nadal go bolała.
        - Mhm... - mruknął wyrwany z zamyślenia przez towarzyszkę i uśmiechnął się do niej przyjaźnie, ukrywając tym samym to, jak naprawdę się czuł.
        Nie przerywając wędrówki, Valerian rozglądał się uważnie za idealnym miejscem na odpoczynek. W pewnym momencie przeniósł swoja uwagę na niewielkie stado wron, które poderwało się do lotu, głośno przy tym kracząc. Zadarł włochaty pysk do góry podążając za nimi spojrzeniem jasnych, wilczych ślepi, aż ptaki nie zniknęły za wierzchołkami drzew. Zaraz jednak spojrzał odrobinę zaskoczony na Wandę, gdy się ponownie odezwała.
        - Hmm... - Nadstawił uszu i skupił się na znalezieniu źródła dźwięku. Ciężko mu jednak było uwierzyć, że w środku lasu mógłby rozchodzić się dźwięk dzw...
        Valerian nagle stanął przed Wandą, jeżąc futro na całym ciele. Był spięty i cicho powarkując, utkwił wzrok w jednym punkcie. A konkretniej w miejscu, z którego zaraz wyszedł im na przeciw mężczyzna, elf bez głowy. Wilkołak stracił na moment nieco swojego animuszu, wyraźnie zdezorientowany tym, co właśnie zobaczył. I pewnie nie tylko on był mocno zaskoczony tym nietypowym podróżnikiem. Zwłaszcza, że nieznajomy nie tylko żył i nadal mógł chodzić, choć swoją głowę niósł pod pachą, ale do tego jeszcze mógł mówić! Przy zakopywaniu tamtych ciał zatruli się trupim jadem, czy jak? Ten mężczyzna... nawet nie pachniał jak nieumarły, a przecież skoro chodził, ale nie miał głowy powinien nim być, prawda?
        "Jakie licho tu przywiało?" - pomyślał Valerian, taksując uważnym spojrzeniem mężczyznę. Może nie szczerzył już swoich kłów, ale nadal miał napięte wszystkie mięśnie, zmarszczony nos, zjeżoną sierść i ściągnięte do tyłu uszy. Był skołowany, ale nie zamierzał opuszczać gardy. Dlatego gdy usłyszał pytanie ze strony swojej towarzyszki, zerknął na nią i cały czas zastępował jej drogę, by w razie ataku, to on mógł przyjąć na siebie cios, a nie ona. Warknął też na nią krótko, stanowczo, chcąc dać do zrozumienia by nawet zza niego nie wychodziła, po czym na powrót utkwił wilcze ślepia w tym... czymś.
        Gdy nieznajomy z powrotem usadowił swoją głowę, tam gdzie było jej miejsce (i to wcale nie pod pachą), zmiennokształtny prychnął z niezadowoleniem, urażony tym, że ktoś śmiał sobie z nich tak żartować. Było w tym mężczyźnie coś takiego, przez co nawet odrobinę wilkołak nie był w stanie mu zaufać. I w sumie nie mylił się co do swoich przeczuć, skoro elf ukrywał się przed łowcami. To jeszcze bardziej nie spodobało się Valerianowi. Skoro po okolicy kręcili się łowcy, mogliby nie pogardzić dodatkowym zarobkiem i pojmaliby również dezertera, za którym kilkanaście lat temu wysłano listy gończe. Zmiennokształtny nie zamierzał ryzykować i chciał jak najprędzej oddalić się od mężczyzny. Niestety w tej sytuacji chyba nie mógł liczyć na poparcie Wandy. Zwłaszcza, że niebianka ucinała sobie właśnie przyjazną pogawędkę z błaznem. Skoro się ukrywał, to po jakie licho nadal nosił ze sobą tą dzwoniącą czapkę, którą doskonale było słychać na wietrze?
        Kwestia tego, że mężczyzna poszukiwany był za romans z żoną lorda, nie była dla wilka zbyt ważna. Pierwszy raz jakiś facet z czyjąś kobietą spał i na odwrót? Normalna rzecz. Mu się co prawda nigdy nie zdarzyło, ba, przez długi czas w ogóle nie myślał o płci przeciwnej, bo z wilczym myśleniem i dzieckiem pod opieką miał inne priorytety w życiu, ale mimo wszystko w sytuacji Rezkina nie było nic nadzwyczajnego. Natomiast oburzenie Wandy ciężko mu było zrozumieć. A po tym również tchórzostwo błazna. Przecież to by inni się z niego śmiali było jego pracą i jak dobrze Valerian zrozumiał, miał zostać jedynie wygnany z miasta. Nic więcej. Nie groziła mu utrata jakiejś części ciała, czy nawet głowy. Nad wilkiem natomiast wisiał wyrok śmierci i prawdopodobnie nikogo by nie obchodziło to, że nie zdezerterował podczas pełnienia warty, a został porwany. Jeśli więc Rezkin kłamał lub coś przed nimi ukrywał, co niby chciał tym zyskać?
        Wilkołak westchnął ciężko, lekko poirytowany. Myślenie nie było jego najlepszą stroną, ale błazen wydawał mu się naprawdę podejrzany. Według niego Wanda podchodziła zbyt ufnie do nieznajomego. Odetchnął z ulgą, gdy elf oświadczył, że wyrusza w dalszą podróż. Im szybciej ruszy, tym lepiej - wilkołak nie będzie musiał się dłużej jeżyć, gdy mężczyzna zejdzie mu z oczu.
        Nie spodziewał się jednak, że na do widzenia weźmie Rezkina na zadawanie im zagadek. Był sfinksem w przebraniu, czy jak? Choć może nie powinien go krytykować za niechęć do pokazania swojej prawdziwej twarzy skoro sam zmiennokształtny ukrywał się w wilczej skórze, aby uchronić swoją ludzką głowę przed ścięciem. Spojrzał kontrolnie na Wandę. Czyżby mimo wszystko i jej się coś nie podobało w tym mężczyźnie, że pytała go o jego prawdziwą twarz? Valerian przywołał w umyśle treść zagadki trefnisia i zamyślił się na moment. Miał kilka pomysłów, które mogły stanowić dobrą odpowiedź, jednakże jedna wydawała mu się z całego zestawienia najbardziej logiczna. Aczkolwiek nie do końca pasowała mu do "gorsze od Piekielnika". Nie mieli jednak nic do stracenia, a przynajmniej on nie miał, więc postanowił zaryzykować i po chwili burknął na mężczyznę i pokazał pazurem swoją klatkę piersiową, a dokładnej miejsce, w którym znajdowało się serce. To właśnie miała być jego odpowiedź. Rozum raczej nie był potężniejszy od Najwyższego, a bez wiary czy też nadziei można było dalej żyć. Poza tym nie można było jej zjeść. Serce można było. I zazwyczaj bogaci go nie potrzebowali. Zaraz jednak zmiennokształtny zaczął wątpić w swoją odpowiedź. Serce mogło być potężniejsze od Najwyższego i gorsze od Piekielnika? Chyba nie...
Awatar użytkownika
Wanda
Szukający drogi
Posty: 26
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Dobry Duch
Profesje: Mag , Opiekun , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Wanda »

        Widząc kątem oka, że jej towarzysz nastroszył się gniewnie na widok nieznajomego, Wanda położyła dłoń na ramieniu Valeriana, żeby go trochę uspokoić. Intuicja jej podpowiadała, że ze strony mężczyzny nie grozi im żadne niebezpieczeństwo i postanowiła się jej trzymać. Poza tym, gdy znajdowała się w pobliżu istoty złej z natury pogarszało się jej samopoczucie. Tymczasem przy Rezkinie czuła wiele różnych emocji, ale na pewno nie bolała ją głowa. Dlatego już pewna swego postanowiła skupić się na zagadce. Niebianka chciała zobaczyć twarz nieznajomego, choćby po to, by sama przed sobą przekonać się, że pod iluzją nie ukrywa się nikt groźny. Trefniś nie był zbyt dobry w tworzeniu iluzji, pewnie dopiero uczył się swojej dziedziny i dało się jego obrazy wyczuć zmysłem magicznym, ale i tak zasłaniały owe twory jego twarz kompletnie. Kto też krył się pod twarzą elfa? Kiedy człowiek-wilk wskazał na swoje serce, Rezkin tylko pokręcił przecząco głową.
        Magini skoncentrowała się więc na zadaniu, ale jedna myśl wciąż nie dawała jej spokoju. Postanowiła więc ją zwerbalizować.
        - Ta zagadka to bluźnierstwo, mój panie. Powszechnie wiadomo, że nic nie jest potężniejsze od Najwyższego - stwierdziła dziewczyna zgodnie ze swoją wiarą.
        Trefniś przyjrzał się jej uważnie, uśmiechnął się lekko, po czym zapytał.
        - Czy to jest twoja odpowiedź?
        Wanda zastanowiła się znowu. Czy tak brzmiała odpowiedź? Bo w końcu… Nic nie jest potężniejsze od Najwyższego, co do tego nie miała wątpliwości. Nic też nie jest gorsze od Piekielnika. Biedak posiada właśnie nic, a bogacz nic już nie potrzebuje. Jeśli zjesz nic, umrzesz z głodu. Kiwnęła głową.
        - Tak, moja odpowiedź to n i c.
        Błazen zaklaskał w ręce.
        - Pra-wi-dłowo. Jestem pod wrażeniem. A teraz zgodnie z umową pokażę ci moje prawdziwe oblicze.
        Rezkin uniósł rękę do twarzy i przesunął nią z góry do dołu, usuwając miraż. Gdy to robił jego łagodne, elfie rysy twarzy stężały i nabrały ludzkiego wyrazu. Na szczęce pojawiła się ciemna broda, z tego co zauważyła dziewczyna, dawno nie przystrzyżona. Poza tym mężczyzna prezentował się jako dość chudy i żylasty, zupełnie różniło się to od obrazu atletycznej elfiej sylwetki sprzed zaledwie chwili. W pierwszym wrażeniu Wanda pomyślała, że trefniś jest podobny zupełnie do nikogo. Ot, jeszcze jedna twarz człowieka z ulicy, którego codziennie mijasz, a który nie zapada w pamięć. Niczym się nie wyróżniał. Z drugiej strony może to lepiej, skoro się ukrywał. Będzie mu łatwiej zgubić się w tłumie, o ile nie będzie nakładał na siebie iluzji elfa lub kogoś innego, równie charakterystycznego.
        - W porządku, będę się zbierał, droga przede mną daleka. - Iluzjonista skłonił się ponownie. - Było mi niezmiernie miło. Pani. Panie.
        - Nie potrzebujesz może konia? - Niebianka przypomniała sobie o białej klaczy. - Mam jednego na sprzedaż.
        - Niestety, mam przy sobie za mało pieniędzy. - Błazen pokręcił głową. - A nawet gdyby, to nie umiem jeździć konno.
        - Trudno, w takim razie pomyślnych wiatrów.
        Rezkin uśmiechnął się jeszcze raz, odwrócił się i ruszył przed siebie, drogą między drzewami. Wkrótce zniknął im z oczu.
        Magini zwróciła się do Valeriana.
        - Tak, to było… dziwne. Nie szukajmy eufemizmów. Dziwne. Co jeszcze skrywa ten las?
        Wzruszyła ramionami.
        - Poszukajmy zatem tego miejsca na nocleg, dobrze? Robi się coraz ciemniej.

        "I zimniej" - pomyślała. Dziewczyna ruszyła przed siebie, rozglądając się po okolicy, uważnie przeczesując wzrokiem pobliski teren w poszukiwaniu odpowiedniego dla nich miejsca do spania i rozpalenia ogniska. Po około pół godziny bezskutecznego błąkania się znalazła to czego szukała. Teren, który sobie upatrzyła, był osłonięty przez nisko rosnące gałęzie drzew liściastych, w taki sposób, że mogły one osłonić blask bijący od ogniska przed potencjalnym obserwatorem. Przynajmniej dopóki ten nie podejdzie bliżej.
        - Może być tutaj? - zapytała człowieka-wilka. Jeśli uzyskała aprobatę, wtedy zabrała się za przygotowywanie obozowiska. W pierwszej kolejności przywiązała oba konie do drzewa nieopodal. Następnie wyjęła z sakwy przy swoim wierzchowcu owies i podała go obu zwierzętom. Przy okazji sprawdziła sakwy przy siodle białej klaczy, w poszukiwaniu dodatkowego owsa. Nie rozczarowała się, był tam worek, prawie pełen. Wanda znalazła w sakwach obcego konia również kilka drobiazgów, w tym zrolowany papirus. Rozwinęła go. Ponieważ umiała czytać całkiem sprawnie, od razu w oczy rzuciła jej się suma oferowana za znalezienie człowieka na przedstawionej tam rycinie. Czterocyfrowa suma. Nieźle. Przyjrzała się ilustracji przedstawiającej człowieka lub elfa w czapce błazna. Pokazała papirus Valerianowi.
        - Popatrz, to chyba Rezkin na tej rycinie. W takim razie człowiek, do którego należała ta klacz, musiał być łowcą nagród. Może zajrzał do przeklętej chaty w poszukiwaniu zbiega? - westchnęła. - Biedak.
        Ponieważ w sakwach białej klaczy nie było już nic ciekawego, niebianka zabrała się za poszukiwanie chrustu na opał. Kursowała kilka razy, tam i z powrotem, niosąc naręcza gałęzi, tak, by ogień mógł płonąć co najmniej do rana. Noce stawały się coraz zimniejsze i dobry duch nie chciała, by jej naczynie lub jej towarzysz coś sobie odmrozili. Gdy była już zadowolona z ilości przyniesionych gałęzi, podała koniom wody. Zaraz potem wzięła do ręki hubkę i krzesiwo, by skrzesać iskry na ognisko. Chyba, że jej towarzysz zdążył się już o to zatroszczyć. W takim przypadku zdjęła ze swojego konia zrolowany koc, by przygotować sobie posłanie, oraz wyjęła z sakwy coś do jedzenia. Kilka pasków suszonej wołowiny oraz suchary. Położyła suchy prowiant w takim miejscu, by oboje wędrowców mogło się częstować.
        Kiedy była już najedzona, ziewnęła i przeciągnęła się. Dla młodej dziewczyny to był ciężki dzień. Dużo się narobiła i dużo się też naoglądała, nie zawsze przyjemnych rzeczy. Doznała uszczerbku na zdrowiu. Posługiwała się też magią, więcej niż raz. Jej organizm domagał się odpoczynku, by zregenerować siły.
        - Muszę się położyć, bo zaraz padnę. Dobranoc, Valerianie - powiedziała do człowieka-wilka. Ułożyła się w pobliżu ogniska, zwinęła się w kłębek pod kocem i zamknęła oczy.
Awatar użytkownika
Valerian
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 55
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje: Chłop , Żołnierz , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Valerian »

        Odpowiedź na zagadkę napotkanego trefnisia była banalnie prosta, a mimo to Valerianowi nawet przez myśl nie przeszło, że mogło chodzić o "nic". Dla niego dużo rzeczy potrafiło być potężniejszych od Najwyższego i nie chodziło wcale o to, że nie wyznawał wiary w niego. Jego rodzina była bardzo religijna i od małego wychowywał się w wierze, jednakże wydarzenia, które całkowicie zmieniły jego życie bez wątpienia wpłynęły również na zmianę jego priorytetów. I religijność wcale nie zajmowała pierwszego miejsca. Oczywiście był wdzięczny Duchowi Lasu, że go uwolnił spod władzy czarnoksiężnika, przez którego stał się wilkołakiem, szanował Matkę i wspólnie z driadami, które dały mu i Nevan dom oddawał jej cześć, jednakże w jego życiu było zdecydowanie więcej ważniejszych rzeczy od wyznawania jakiejś wiary i oddawania co chwila czci jakiemukolwiek bóstwu. Dla Wandy mogła być najważniejsza wiara, albo przynajmniej bezgraniczne oddanie Najwyższemu i nie miał najmniejszego zamiaru jej za to krytykować. Rozumiał ją. Nawet się cieszył, że dzięki temu mogła odgadnąć zagadkę Rezkina i ujrzeć jego prawdziwą twarz. Co prawda nie do końca wiedział, co próbowała tym uzyskać, uznał więc, że prawdopodobnie chciała jedynie sprawdzić, czy pod obliczem "sympatycznego" elfa nie krył się ktoś niebezpieczny.
        Na pożegnanie błazna jedynie uniósł zakończoną pazurami łapę i lekko nią pomachał, po czym zerknął na białowłosą towarzyszkę. Lekko przekrzywił głowę, gdy określiła to spotkanie jako dziwne, a zaraz po tym położył po sobie uszy i lekko spuścił głowę, burcząc pod nosem w odpowiedzi na jej pytanie. Doskonale wiedział, że w tak olbrzymiej puszczy mogło się zdarzyć absolutnie wszystko, biorąc pod uwagę różnorodność i ilość mieszkających tu stworzeń.
        - Uhm... - sapnął, kiwając potakująco głową i wznowił wraz z Wandą poszukiwanie idealnego miejsca na nocleg.

        Trochę czasu im zajęło odnalezienie dogodnej okolicy, a po tym jeszcze samo rozbicie obozowiska. Podczas, gdy Wanda znosiła naręcza suchych patyków i gałązek, wilkołak skupił się na zbieraniu większych kawałków drewna, by ognisko mogło palić się jeszcze długo po tym jakby zasnęli i nikt by do niego nie dorzucał. Przy okazji udało mu się złapać też jednego średniej wielkości głuszca. Raczej marny dla dwójki dorosłych osób, w tym jednego masywnego wilkołaka, jednakże nie zamierzał narzekać. Zwłaszcza, że nie planował na ten moment polować, a jedynie nazbierać drewna. Upolowany ptak był więc według niego jedynie skromnym prezentem od losu.
        Po powrocie do ich tymczasowego obozowiska położył kolejną partię małych pieńków i suchych korzeni drzew w jednym miejscu, obok położył opierzoną kolację i poszukał spojrzeniem Wandy. Kiedy ją znalazł i upewnił się, że w okolicy nie ma żadnego niebezpieczeństwa zabrał się za rozpalanie ogniska, w którym już po chwili zaczęły tańczyć beztroskie płomienie. Usiadł na gołej ziemi tuż przed nim utkwił spojrzenie w palenisku, którego postanowił pilnować przez całą noc tak samo jak ich bezpieczeństwa. Uważał, że Wanda zdecydowanie bardziej potrzebowała odpoczynku, niż on. W sytuacji zagrożenia będzie miała więcej sił na czarowanie, podczas gdy on będzie trzymał wroga z dala od dziewczyny. Nie ważne, że przez to sam poważnie oberwie. Nie pierwszy raz robił za żywą tarczę. Z resztą wszystko i tak goiło się na nim jak na psie.
        Zawarczał łagodnie kilka razy życząc na swój sposób towarzyszce spokojnych snów, posyłając jej ostatnie spojrzenie, po czym na powrót pogrążył się we własnych rozmyślaniach i przyjętym przez siebie zadaniu. Starał się przy tym zbytnio nie myśleć o bolącej łapie, ale nie do końca mu się to udawało. Zwłaszcza, że znów miał wrażenie jakby utracił czucie w palcach.
        Nie wiedział ile czasu minęło, ani która była godzina. Nadal było ciemno i powoli oczy zaczęły mu się same zamykać do momentu aż nie usłyszał jakiegoś szmeru blisko ich obozowiska. Od razu zjeżył futro na karku i spojrzał kontrolnie w stronę niebianki czy ta nadal śpi, po czym wstał ze swojego posterunku i odszedł w stronę krzaków, aby sprawdzić okolicę. Bardzo szybko okazało się, że nie było to konieczne. Z krzaków zaraz wyskoczył na wilkołaka szary wilk z białą kryzą i bez większego trudu powalił zaskoczonego zmiennokształtnego na ziemię. Mimo warczenia i groźnego szczerzenia zębów, ogon zwierzęcia intensywnie machał na boki, a lekko zezujące niebieskie oczy wyrażały całą gamę emocji. Głownie ogromną radość.
        Valerian był kompletnie zdezorientowany, bo nie spodziewał się ujrzeć Tilii i to jeszcze tak daleko od domu. Szybko jednak domyślił się o co mogło chodzić i westchnął ciężko, delikatnie spychając z siebie wierną towarzyszkę jednej bardzo bliskiej mu driady. Z położonymi uszami i wyrazem skruchy na pysku wysłuchał przyniesionych przez nią wieści z wioski naturinek. Tak jak się spodziewał - Pani Malwa nie była zbyt zadowolona z powodu palącej się chaty na kurzych łapkach, którą zostawili beztrosko biegającą po okolicy. Domyślał się, że jak tylko pojawi się w domu, driady bez wahania obedrą go żywcem ze skóry.
        - Val ma kłopoty. Val ma kłopoty... - rozległ się zaraz rozbawiony dziecięcy śpiew i nim wilkołak uwolnił się z szoku, został po raz drugi napadnięty z zaskoczenia. Tym razem przez Nevan, która skoczyła mu na plecy i uwiesiła się włochatej szyi.
        - Głupek z ciebie. Jak mogłeś sobie pójść beze mnie! - krzyknęła z wyrzutem praktycznie do jego ucha, jednakże mimo jej słów... nie było słychać by była na niego zła. Zwłaszcza, że zaraz usłyszał delikatny szloch.
        - Ne...van... - mruknął cicho i przytulił do siebie płacząca dziewczynkę. Spojrzał groźnie w stronę wilczycy, nie rozumiejąc dlaczego zabrała ze sobą półelfkę, ale suczki nie było już nigdzie w okolicy. Westchnął ciężko, nie wiedząc co powinien w tej sytuacji zrobić. Nie mógł zostawić Wandy samej w tej nieprzewidywalnej głuszy i to w środku nocy. Ale nie mógł pozwolić Nevan z nimi zostać. Nie byłaby bezpieczna. No i powinna się skupić na nauce, a nie pałętaniu się po lesie i wpadaniu w kłopoty.
        - Kto to? Twoja nowa dziewczyna? Nie jest dla ciebie za młoda? - zainteresowała się zaraz śpiącą kawałek dalej niebianką. Szybko jej przeszedł płacz i wyrzuty.
        - Ciii... - syknął na ośmiolatkę i zaraz burknął dwa razy, zabierając się za zrobienie dla dziewczynki posłania. Na koniec dając jej swój płaszcz, by się przykryła.
        - Znowu mnie zostawisz jak tylko pójdę spać? - zapytała, patrząc mu butnie w oczy.
        Od razu pokręcił głową, mając do siebie ogromny żal za to co zrobił, ale czasu już nie cofnie.
        - Nie wierzę ci.
        Westchnął ciężko i przyjmując w pełni wilcza postać, położył się obok Nevan, która zrobiła sobie z jego boku poduszkę. Burknął raz jeszcze na nią, łagodniejszym, proszącym tonem i przykrył ją dodatkowo swoim puszystym ogonem.
        - I tak ci nie wierzę i cię nie lubię - odparła, pokazując mu obrażona język. Będzie musiał się naprawdę mocno postarać by naprawić to, co zepsuł swoim odejściem z wioski driad bez niej. Miał dziwne wrażenie, że Pani Malwa maczała w tym swoje palce. To miała być dla niego kara za zostawienie palącej chaty i spalenie przez nią części lasu? Może Nevan nie zamęczy go i Wandy swoim gadaniem, nim dotrą do jakiegoś miasta.
Awatar użytkownika
Wanda
Szukający drogi
Posty: 26
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Dobry Duch
Profesje: Mag , Opiekun , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Wanda »

        Ogień wesoło podskakiwał na zgromadzonym w obozowisku drewnie, podczas gdy Wanda powoli, acz nieubłaganie odpływała w ramiona piaskowego dziadka. Sen w końcu nadszedł, przynosząc ze sobą poczucie spokoju i relaksu, tak potrzebne po dotychczasowych przeżyciach. Naczynie dobrego ducha przywitało możliwość zregenerowania sił z wdzięcznością, dawno już nie było jej dane doświadczyć takiego wysiłku, tak mentalnego, jak i fizycznego. Ale było warto, bo pod koniec dnia wszyscy dwoje byli żywi i względnie w dobrej formie. Kiedy więc była księżniczka odpoczywała śniąc o różnych miłych rzeczach, niebianka korzystająca z jej ciała ponownie opuściła umysł dziewczyny, by zawisnąć nad śpiącą i pogrążyć się w odnawiającej siły medytacji. I tak mijały nocne godziny.
        W pewnym momencie coś rozproszyło medytację dobrego ducha. Niebianka lewitująca w swojej niewidzialnej formie nad śpiącym naczyniem zauważyła, że ich towarzysz zerwał się z miejsca. Ponieważ jak przypuszczała zmysły mężczyzny były bardziej wyczulone niż jej, mógł on usłyszeć lub wywęszyć coś podchodzącego pod obozowisko. Dobry duch zastanawiała się przez moment, czy nie jest to odpowiednia pora, by obudzić dziewczynę i szykować się do ucieczki lub walki. Jednak ostatecznie podjęła decyzje, by poczekać i zobaczyć co się stanie. Człowiek-wilk wydawał się osobą zaradną i mogącą się zająć tym, co wywołało jego niepokój, a Wanda i tak nie mogłaby w obecnym stanie pomóc mu w walce. Wymagała większej ilości odpoczynku. Dlatego dobry duch postanowiła zostać na swoim miejscu i obserwować. Jak się okazało do obozowiska zbliżył się wilk. Skoczył na Valeriana i niebianka obawiała się, że ani chybi skończy się to starciem na kły i pazury. Jednak tak się nie stało i nie trzeba było budzić wyczerpanego naczynia. Człowiek-wilk strącił z siebie zwierzę, po czym odbył z nią krótką rozmowę. Dobry duch znajdował się w pewnej odległości i nie udało jej się usłyszeć szczegółów, ale przypuszczała, że oboje skądś się znali. Nie był to jednak koniec niespodzianek. Gdzieś z boku Valeriana pojawiła się obca dziewczynka i rzuciła się towarzyszowi Wandy na szyję. Wyglądali na parę dobrych znajomych, którzy spotkali się po pewnym czasie rozłąki. Niebianka odetchnęła z ulgą, by wyglądało na to, że nie groziło jej naczyniu żadne poważne niebezpieczeństwo i nie trzeba było budzić Wandy z regeneracyjnego snu. Człowiek-wilk zajął się wszystkim i już wkrótce nowo przybyła dziewczynka miała swoje posłanie przy ognisku. Ponieważ sytuacja wyglądała na opanowaną dobry duch ponownie pogrążyła się w medytacji.

        I tak nastał ranek. Ponieważ niedługo miał nadejść czas wybudzenia śpiącego naczynia, niebianka ponownie umościła się w umyśle byłej księżniczki i spokojnie czekała, aż ta się ocknie. Jednocześnie zastanawiała się nad tajemniczą dziewczynką, która dołączyła do obozowiska w środku nocy. Była znajomą Valeriana, to na pewno, i nie mogła mieć więcej niż dziesięć lat. Poza tym jednak nie widziała o niej zupełnie nic. Być może człowiek-wilk opowie o niej co nieco przy śniadaniu. Na miarę swoich możliwości, oczywiście.
        Nagle coś przykuło uwagę dobrego ducha. Jej szósty zmysł odnoszący się do magii wyczuł w okolicy aktywacje zaklęcia. Nie bacząc na to, że naczynie dopiero się wybudza, niebianka otwarła oczy i spróbowała wstać. Jednak senne zdrętwienie mięśni dało o sobie znać i Wanda ledwo podniosła się na łokciach. W pierwszej kolejności popatrzyła na obcą dziewczynkę, ale nie wyglądało, by ta używała czarów. Skąd więc te magiczne zawirowania? Czyżby pan Rezkin wrócił? Uzyskała odpowiedź na to pytanie chwilę potem, a sprawy potoczyły się bardzo szybko.
        Nad leżącą wciąż pod kocem Wandą otworzył się portal, a z niego wyskoczyła postać. Magini poczuła ciężar na klatce piersiowej, gdy nieznajoma oparła na niej swoją stopę, przygniatając niebiankę z powrotem do ziemi. Dziewczyna odruchowo sięgnęła w kierunku owej stopy, chcąc się uwolnić, ale zaprzestała tych prób widząc, że postać celuje w gardło Wandy ostrzem miecza. Napastnikiem z portalu okazała się kobieta, ubrana i uzbrojona jak wojowniczka. Z twarzy podobna do typowej alarianki. Widząc, że niebianka jest przygwożdżona do ziemi, nieznajoma zwróciła się do Valeriana.
        - Ani korku, bo ją przebiję.
        Głos miała spokojny i rzeczowy, jakby stwierdzała oczywisty fakt. Następnie gwizdnęła głośno na palcach wolnej ręki. Z różnych stron obozowiska nadciągnęły kolejne postacie, otaczając wędrowców. Dwie uzbrojone kobiety stanęły obok człowieka-wilka, trzecia zaś nie podchodziła na razie do reszty napastników i stanęła w pewnym oddaleniu. Będąc w tak niekorzystnym położeniu Wanda w pierwszej kolejności przyjrzała się kto ich atakował. Ta, która przystawiała jej miecz go gardła wydawała się ich liderem, a przynajmniej tak się dziewczynie wydawało. Dwie kolejne stały przy Valerianie. Jedna odznaczała się urodą typową dla mahińczyków, była wysoka i ciemnoskóra; druga zaś nie mogła mieć więcej niż cztery stopy, jak również miała smukłą sylwetkę niczym brevijka. Obie kobiety pilnujące człowieka-wilka były uzbrojone. Brevijka mierzyła do niego z kuszy, ciemnoskóra zaś dzierżyła broń drzewcową, naginatę. Ostatnia z kobiet, ta, która stała w oddaleniu, przykuła uwagę magini. Wyglądała jak śmierć na chorągwi. Miała podkrążone oczy i zapadnięte policzki, spoconą i siną twarz, garbiła się, jakby stanie prosto sprawiało jej wysiłek. Nawet niewprawne oko mogło zauważyć, że chorowała.
        Niebianka przeniosła uwagę z niej na tą napastniczkę, która groziła jej mieczem, i powiedziała.
        - Nie róbcie nam krzywdy. Jeśli chodzi o złoto, to nie mamy dużo. Ale oddamy wam wszystko.
        Alarianka trzymająca nogę na klatce piersiowej Wandy żachnęła się.
        - Och, myślę, ze macie znacznie więcej. - Ruchem głowy wskazała na dwa konie uwiązane do drzewa. - Na przykład ta biała klacz. Skąd ją macie?
        Niebianka zawahała się. Dlaczego pytała właśnie o to?
        - Ja… znaleźliśmy ją w lesie.
        - Znaleźliście ją w lesie? I my mamy w to uwierzyć? Bo widzisz tak się składa, że ten koń należy do mojego druha i brata Gretel. - Napastniczka zerknęła w kierunku źle wyglądającej towarzyszki. - A Hansel nigdy dobrowolnie nie oddałby go nikomu obcemu. - Oczy wojowniczki zrobiły się zimne jak lód. - Co mu zrobiliście, ty i twój kudłaty przyjaciel? Mów i lepiej, żeby odpowiedź mi się spodobała.
        Będąc pod ścianą Wanda zdecydowała się powiedzieć prawdę. Zaczęła opowiadać wszystko ze szczegółami, o tym jak znaleźli razem z Valerianem dziurę w ziemi i jak podążyli po śladach wózka prosto do przeklętej chaty. Opowiedziała o spotkaniu wiedźmy oraz o szczątkach mężczyzn na stole. W końcu o tym jak chata spłonęła. Napastniczka przysłuchiwała się całej opowieści, ani razu nie przerywając. Kiedy magini skończyła, wojowniczka roześmiała się krótko, nieprzyjemnie, po czym przycisnęła czubek miecza do gardła swojej ofiary.
        - Baba Jaga i przeklęta chata? To wszystko na co cię stać? Dziewczyno, czy ty masz mnie za myślącą inaczej?!
        - Z doświadczenia wiem, że to niebezpieczne pytanie. - Wtrąciła do tej pory milcząca brevijka. Przywódczyni zgromiła ją spojrzeniem, po czym rzekła.
        - Drogo zapłacicie za śmierć naszego druha, najpierw on, potem ty. Dziecko może odejść. Szykować sznur.
        Po plecach Wandy przeszedł zimny dreszcz. Zaschło jej w gardle. Tak się zwykle dzieje, gdy ktoś grozi ci śmiercią.
        - A co jeśli powiedziała prawdę? - dopytywała się najniższa z napastniczek. - Może gdzieś tam jest dziura ze szczątkami Hansela...
        - Bzdury. Powiedzą wszystko, by się wykpić od kary. Poza tym popatrz na niego. - Ruchem brody wskazała na Valeriana. - Przecież to urodzony morderca.
        Niebianka wreszcie odzyskała głos.
        - Nie musicie robić nam krzywdy. Jesteśmy dobrymi ludźmi i nie zasłużyliśmy na śmierć - powiedziała z całą mocą na jaką było ją stać w jej obecnej sytuacji. Przywódczyni napastniczek przekrzywiła głowę, przypatrując się jej z uwagą.
        - Wysoka fala zmyła wioskę na Wybrzeżu Cienia. To byli dobrzy ludzie, którzy nie zasłużyli na śmierć. Ty i twój przyjaciel jesteście złodziejami i mordercami i dostaniecie to, co wam się należy. Sznur!
        Niezdrowo wyglądająca napastniczka zaczęła wiązać pętlę z trzymanego zwoju liny. Dwie kobiety pilnujące człowieka- wilka dźgnęły go bronią, żeby wstał. Chcieli ich powiesić na drzewie. Wanda zaczęła rozpaczliwie szukać ratunku, jednak co mogła zrobić? Gdyby użyła magii, napastniczka przebije ją mieczem. To samo się stanie, jeśli Valerian rzuci się do ataku. Nawet jeśli uda mu się pokonać cztery uzbrojone wojowniczki, ich przywódczyni zdąży uśmiercić naczynie dobrego ducha. Niebianka zaczęła rozważać inne wyjście, które jednak uważała za ostateczne, i którym się brzydziła.
Awatar użytkownika
Valerian
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 55
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje: Chłop , Żołnierz , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Valerian »

        Miał odpocząć, a zamiast tego nawet przez myśl mu nie przeszło by udać się na spoczynek. Nie dlatego, że postanowił czuwać. Zwyczajnie myślał o zbyt wielu rzeczach. Miał zdecydowanie za dużo zmartwień, a wraz z przybyciem Nevan pojawiły się następne. Nie rozumiał dlaczego stara driada pozwoliła dziecku opuścić bezpieczne granice ich wioski. Nie sądził, by to było tylko przez tą płonącą chatę na kurzej stópce. Narażanie życia małego dziecka było stanowczo zbyt wysoką ceną. Nie miał wątpliwości, że mało która driada wpadłaby w ogóle na taki pomysł. Z natury przecież były istotami dobrymi. Czyżby coś się stało w wiosce? Albo coś dopiero miało się stać? Wtedy nie dziwiłby się aż tak bardzo, dlaczego puściły Nevan jedynie z Tilią w dziką, ciemną, zdradliwą głuszę.
        Spojrzał na swoją malutką przyjaciółkę, ściągając lekko uszy do tyłu, po czym położył pysk na wyciągniętych przed siebie przednich łapach, lekko otaczając dziewczynkę swoim wilczym ciałem. Długo był pochłonięty swoimi bezowocnymi myślami, ponieważ, gdy tylko zdecydował się zamknąć oczy, nastał już świt i mała półelfka oraz niebianka zaczęły się przebudzać. Valerian nie miał zamiaru narzekać na to, że przez noc spędzoną na własnych rozmyślaniach był bardziej zmęczony, niż przed położeniem się. Gdyby się tak nie przejmował wieloma rzeczami, bez trudu mógłby się zdrzemnąć. Obecny brak snu miał więc wyłącznie na własne życzenie.
        Domyślał się, że to będzie dla niego ciężki dzień. Nie spodziewał się jednak, z resztą prawdopodobnie jak jego towarzysze, że i dla nich nie będzie najszczęśliwszy. Że doświadczą tak brutalnej pobudki.
        Wilkołak jak tylko zobaczył, że niebianka jest w niebezpieczeństwie, zjeżył się i wyszczerzył kły, podnosząc się z miejsca w hybrydalnej formie. Chciał skoczyć jej na pomoc, jednak słowa kobiety przykładającej Wandzie do gardła sztych miecza skutecznie go zatrzymał. Zmiennokształtny zaklął paskudnie w myślach i szczeknął w stronę napastniczki, chcąc by ta wypuściła białowłosą. Nie rozumiał co się tu dzieje, ale sytuacja nie wyglądała zbyt dobrze. Zwłaszcza dla nich.
        - Co to ma być?! Zostawcie nas! - krzyknęła z oburzeniem Nevan. Nie podobało jej się to, co się działo, a najbardziej chyba to, że celowano do nich z broni, mimo że nic nie zrobili. Zmiennokształtny burknął na nią łagodnie, włochatą ręką, delikatnie wpychając ją za siebie i powstrzymując dziewczynkę przez wychyleniem się zza niego.
        - Val... - odezwała się ze zmartwieniem, a zaraz po tym wtuliła się w jego puszyste, pachnące lasem futro.
        Gdy Wanda opowiadała o tym co ich spotkało poprzedniego dnia i skąd biała klacz znalazła się w ich posiadaniu, wilkołak przeskakiwałam spojrzeniem po całej okolicy szukając jakiegoś sposobu na ucieczkę z tej nieprzyjemnej sytuacji. Jednocześnie pilnował szarpiącą się Nevan, by ta nie zrobiła w tym momencie nic głupiego. Buzi małej, bezczelnej, opryskliwej dziewczynki niestety nie był w stanie zamknąć, ale póki była blisko niego, mógł ją z łatwością uchronić, choćby przed kłopotami ściągniętymi na nią przez jej niewyparzony język i bojowe nastawienie.
        Niestety byli w sytuacji bez wyjścia. Czegokolwiek nie zrobi czy to on, czy Wanda, czy nawet Nevan, ktoś z nich mocno na tym ucierpi. O ile nie straci życia. Najgorzej miała niebianka. Jeden nieostrożny ruch i bez trudu znalazłaby się po drugiej stronie, w krainie zmarłych. Wilkołak miał więcej możliwości jeśli o to chodziło, choć również był cały czas na celowniku. Może nie uniknął by ataku wymierzonego w jego stronę, ale przynajmniej mógłby się uchronić przed otrzymaniem śmiertelnego ciosu. Był wytrzymały, mógł znieść naprawdę wiele i wylizać się nawet z bardzo poważnych obrażeń. Wanda nie miała tego komfortu, a wątpił, by zdążył do niej doskoczyć i ją ochronić. I to jeszcze tak, by nie zostawiać Nevan wystawionej na niebezpieczeństwo.
        Zerknął za siebie na dziewczynkę i pogłaskał ją delikatnie po jej kasztanowych, zaplecionych w warkocz włosach. Odezwał się do niej łagodnie w swojej nieludzkiej mowie.
        - Nie! Nigdzie bez ciebie nie idę! - zaprotestowała zaciskając dłonie na jego srebrzystej sierści i wtulając się w niego.
        Westchnął ciężko i spróbował raz jeszcze, ale bez skutku.
        - Jesteś myśląca inaczej, jeśli uważasz Vala za mordercę! Wszystkie jesteście! On jest ostatnią osobą na Łusce, która zrobiłaby komuś krzywdę! - wybuchła na całe gardło, z prawdziwą furią i łzami w oczach, gromiąc spojrzeniem wszystkie napastniczki po kolei, a w szczególności tą stojącą nad białowłosą towarzyszką zmiennokształtnego.
        - Nevan... - wydusił z siebie z położonymi po sobie uszami. Zastrzygł uchem i zerknął w stronę kobiety wiążącej pętlę, po czym wrócił spojrzeniem na liderkę.
        - Wanda... i Nevan... nie sznur. Ja... pójdę. Wanda... i Nevan... wolne - wydukał z lekkimi trudnościami, ale mimo wszystko udało mu się we w miarę zrozumiały sposób przekazać napastniczkom, co miał im do powiedzenia.
        - Oszalałeś! Nie puszczę cię! - załkała spanikowana dziewczynka.
        - Nevan... cicho... - skarcił ją, choć nie podnosił tonu i nawet na pół elfkę nie spojrzał. Cały czas patrzył na kobietę stojącą nad Wandą. - Proszę... - zwrócił się do niej błagalnie. Nawet nie sprawiał wrażenia jakby miał coś kombinować. Zrezygnował z walki, bo widział w jak beznadziejnej sytuacji byli. Bez wahania czy cienia strachu był gotów oddać swoje życie, byle by tylko jego towarzyszki mogły uciec wolno.
        - Jedna śmierć... za... jedną śmierć... - dodał zaraz, nie spuszczając spojrzenia z przywódczyni wojowniczek.
Awatar użytkownika
Wanda
Szukający drogi
Posty: 26
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Dobry Duch
Profesje: Mag , Opiekun , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Wanda »

        Wanda zdążyła się już spocić jak królik, leżąc pod butem przywódczyni wojowniczek. Wzrok niebianki przeskakiwał z jednej uzbrojonej kobiety, na drugą. W końcu spojrzała na Valeriana i nieznajomą dziewczynkę. Dziecko, które człowiek-wilk nazwał Nevan, próbowało stawać w obronie swojego przyjaciela, głośno protestując przeciwko takiemu, a nie innemu, ich traktowaniu. Napastniczka, która trzymała dobrego ducha pod mieczem, wolną ręką pogroziła dziecku palcem.
        - Jeszcze jedno słowo, a pójdę tam i nauczę cię moresu. Lepiej ciesz się, że nie zabijam dzieci.
        Potem przekierowała swoją uwagę na Valeriana. Mężczyzna chciał dobrowolnie dać się zabić w zamian za wolność dla swojej małej przyjaciółki oraz dla Wandy. Niebianka była głęboko przejęta jego poświęceniem. Znali się od niedawna, a mimo to człowiek-wilk był gotów oddać za nią życie. Był zaprawdę prawym człowiekiem, bardziej niż wielu deklarujących wiarę w Najwyższego, których niebianka spotkała podczas swoich podróży.
        Wojowniczka, do której Valerian kierował swoje słowa, tylko wykrzywiła się brzydko.
        - Myślałam, że wypowiedziałam się jasno. Nie negocjuję ze złodziejami i mordercami. - Napastniczka przeniosła ciężar ciała z jednej nogi na drugą. Tą, którą przyciskała Wandę do ziemi. - Macie sporego pecha, że połasiliście się akurat na tego konia. Bo widzicie, byliśmy z Hanselem po słowie. Dlatego wasza śmierć przyniesie mi dużą satysfakcję.
        Magini chciała już coś powiedzieć o tym, że zemsta nigdy nie przynosi ukojenia, ale niestety ciężar stopy na jej mostku uniemożliwiał jej mówienie. Trudno było jej oddychać, co dopiero głosić nauki Pana.
        - Co z tym sznurem, Gretel?! - warknęła przywódczyni napastniczek.
        Wyglądająca na chorą wojowniczka, która szykowała pętlę ze zwoju liny, miała wyraźne trudności z wykonaniem polecenia. Ręce jej się trzęsły, po bladej twarzy ściekały krople potu. Wanda swoim medycznym okiem oceniła, że musi mieć wysoką gorączkę. Po upływie pewnego czasu jednak udało jej się przygotować odpowiedni kształt sznura, nadający się do wieszania. Gretel z wyraźnym trudem podniosła zwój w górę, pokazując przywódczyni, że wszystko gotowe. Nagle nogi odmówiły kobiecie posłuszeństwa. Gorączkująca napastniczka zwaliła się na bok na trawę. Zwój liny upadł obok niej.
        - Gretel! - jednocześnie krzyknęły kobiety celujące ze swojej broni w Valeriana.
        - Wciórności! - zaklęła przywódczyni napastniczek. - Nie ruszać się z miejsc! - rozkazała, widząc, że jej drużyna za chwilę porzuci swoje zadanie pilnowania człowieka-wilka, by pomóc towarzyszce.
        - Ale musimy coś zrobić - zaprotestowała brevijka. - Nie możemy po prostu patrzeć jak ona…
        - Mogę jej pomóc - wykrztusiła z trudem Wanda.
        - Zamknąć się! Wszyscy! Muszę pomyśleć. - Przywódczyni pokręciła głową, jakby starała się w ten sposób zapanować nad sytuacją. - Zabijemy ich, potem pojedziemy z Gretel do miasta, a tam zajmie się nią medyk.
        - Ona nie dotrze żywa do miasta - oceniła niebianka. - Proszę, pozwól mi…
        Nie dokończyła, bo miecz przywódczyni wojowniczek zranił ją niebezpiecznie w szyję. Po skórze popłynęła strużka krwi.
        - Jesteś irytująca. Chyba zmieniłam zdanie. Umrzesz jako pierwsza - syknęła alarianka. - Frisha, przynieś mi linę. - Brevijka, do której kierowane były te słowa, opuściła kuszę i ruszyła po zwój.
        Magini pomyślała, że to ostatni moment, żeby zadziałać. Valeriana pilnowała teraz tylko jedna wojowniczka, a ich przywódczyni miała rozproszoną uwagę. Była księżniczka ostrożnie sięgnęła do nogi, która przyciskała ją do ziemi, powoli podciągnęła nogawkę spodni do góry, tak, by mogła położyć swoją rękę na skórze napastniczki. Niestety, alarianka spojrzała w dół. Niebianka musiała działać szybko. Złapała odsłoniętą nogę napastniczki i pospiesznie przeskoczyła ze swojego naczynia do ciała obcej kobiety. Szok wywołany nagłym rozłączeniem dobrego ducha z dziewczyną był spory. Była księżniczka opadła na trawę bez świadomości. Przywódczyni napastniczek natomiast zaczęła mocować się mentalnie z niebianką o władzę nad jej ciałem. Kobieta złapała się za głowę, rzężąc coś niezrozumiale i siłując się z niewidzialnym wrogiem. Jej towarzyszki zastygły w miejscu, nie wiedząc, co się dzieje. W pewnym momencie oczy alarianki rozbłysły niebieską poświatą, oznaczającą, że dobry duch wygrała. Niebianka, będąc w nowym ciele, zamrugała energicznie, następnie uklękła obok nieprzytomnej Wandy. Sprawdziła jej puls.
        - Te błyszczące oczy… - sapnęła wystraszona brevijka. - To demon. Opętał ją demon! - Frisha podniosła kuszę w stronę niebianki, ale zanim wystrzeliła jej towarzyszka, mahijka, skierowała broń brevijki w ziemię.
        - Zaczekaj - mruknęła. - To wciąż nasza szefowa. - Mahijka zwróciła się do dobrego ducha. - Kim jesteś?
        Dobry duch zawahała się, wciąż będąc w szoku po błyskawicznej zamianie ciał.
        - Jestem demonem. Demonem złowieszczym. - Ostrzegawczo błysnęła oczami. - I jak mnie nie posłuchacie zrobię coś… coś… coś nieprawdopodobnie złego.

        Niebianka, która w życiu nie zrobiła niczego złego, modliła się teraz do Najwyższego, by obyło się bez prezentacji mocy. Pierwsza ciszę przerwała niższa z wojowniczek.
        - Nieprawdopodobnie zła to była moja matka. Ale to nie istotne. Czego od nas chcesz?
        Dobry duch wskazała na Valeriana i Nevan. Do człowieka-wilka puściła porozumiewawczo oczko.
        - Po pierwsze, rzućcie broń i zostawcie w spokoju moich towarzyszy. - Poczekała, aż kobiety wykonają polecenie. Następnie przesunęła palcem w powietrzu, wskazując na wciąż leżącą na ziemi Gretel. - Po drugie, wasza koleżanka umiera. Muszę jej pomóc, a wy nie będziecie mi przeszkadzać. - Obie kobiety zamarły, ale po chwili kiwnęły głowami.
        Niebianka wykonując dość niezgrabne kroki w nowo zdobytym ciele zbliżyła się do leżącej na ziemi wojowniczki. Przykucnęła przy niej i obróciła ją na plecy. Nie wyglądało to dobrze. Z kącików ust kobiety spływały strużki krwi. Musiała być bardzo chora, ale trzeba było spróbować. W oczach Najwyższego każde życie było cenne. Dobry duch zadarła przepoconą koszulę wojowniczki i przyłożyła obie dłonie do ciała kobiety na pozycji pod mostkiem. Skupiła wolę i pozwoliła magii uzdrawiającej przepływać przez jej ręce. Skoncentrowała się na tyle, na ile mogła, jednak gdzieś z tyłu głowy kołatała jej się myśl, że któraś z napastniczek może próbować ją zaatakować. Albo, że zrobi to Valerian, bo jej nie rozpoznał.
        Tak, czy inaczej, nie mogła sobie pozwolić na przerwanie procesu leczniczego i rozglądanie się na boki, bo pacjentka mogła w każdej chwili zejść. Minął pewien czas. Kiedy stan Gretel mogła w końcu ocenić na stabilny, przerwała przepływ magii i odetchnęła ciężko. Kobieta nadal wymagała medyka, ale przynajmniej miała szansę dotrzeć do miasta. Dobry duch wstała z klęczek i podeszła do brevijki i mahijki. Pouczyła je, że ich towarzyszka wymaga medycznej uwagi, a nie wałęsania się po lesie. Poinformowała, że zaraz opuści ciało ich szefowej, jeśli obiecają, że nie będą ich ścigać. Nakierowała je na miejsce, gdzie razem z Valerianem usypali kopiec dla ofiar czarownicy z lasu. Potem podała im uzdę białej klaczy.
        - Dziękuję, eee, demonie, jednego jednak nie rozumiem - dopytywała się brevijka Frisha. - Mogłaś zostawić Gretel, żeby umarła. Dlaczego jej pomogłaś?
        - Dobra Księga mówi: „Po czym poznacie Wybranych? Nie ma w sobie większej miłości człowiek, niż wtedy, gdy zaryzykuje dla siostry swoje życie. Nie dla złota. Nie dla chwały. Nie dla sławy. Dla jednej osoby. W ciemności. Gdzie nikt nigdy się nie dowie, ani nie zobaczy” - zacytowała niebianka.
        - Dziwny z ciebie demon - stwierdziła mahijka, ładując nieprzytomną Gretel na konia.
        - Każdy żyje w swoim świecie - mruknęła Frisha, pomagając towarzyszce.
        Dobry duch podjęła decyzję, że już pora opuścić ciało przywódczyni wojowniczek. Chciała jak najszybciej z powrotem znaleźć się w umyśle swojej podopiecznej. Dlatego alarianka osunęła się powoli na ziemię, podczas gdy niebianka w swojej niewidzialnej postaci przepłynęła z powrotem w kierunku Wandy. Dobry duch miała sobie za złe to, że zachowała się jak demon i przywłaszczyła sobie ciało obcej osoby, bez pytania jej o zgodę, ale z drugiej strony była pod ścianą. Gdyby tego nie zrobiła, ktoś by zginął. Po dotarciu do miasta będzie musiała wyspowiadać się w świątyni Najwyższego. Po załadowaniu Gretel na konia, brevijka i mahijka podniosły swoją zdezorientowaną szefową, by ją również umieścić na białej klaczy.
        Następnie wszystkie cztery odeszły w swoją stronę. Była księżniczka znając swoją duchową opiekunkę nie opierała się niebiance i wpuściła ją do umysłu. Magini ostrożnie wstała na nogi i spojrzała na Valeriana oraz Nevan.
        - Przepraszam, gdybym wtedy nie zabrała spod chaty tego konia, nie byłoby tego wszystkiego.
Awatar użytkownika
Valerian
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 55
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje: Chłop , Żołnierz , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Valerian »

        - Ciekawe od kiedy takie stare wiedź... - Nevan nie miała najmniejszego zamiaru dać za wygraną, zwłaszcza takim łobuziarom, jakimi były w jej oczach kobiety, które napadły ich praktycznie podczas snu. Gdyby nie karcące warknięcie Valeriana, a zwłaszcza jego dłoń, którą zasłonił niewyparzoną buzie dziewczynki, półelfka powiedziałaby coś, za co napastniczka prawdopodobnie zmieniłaby swoje zdanie odnośnie nie zabijania dzieci.
        Oburzona Nevan próbowała się wyrwać z uciszających ją objęć wilkołaka i dokończyć to co zaczęła. Była nawet gotowa ugryźć zmiennokształtnego w rękę, byleby ją tylko puścił, w końcu nadal była na niego zła za to, że ją zostawił z driadami i się nawet nie pożegnał. Gdy jednak Valerian wyszczerzył na nią swoje kły, postanowiła odpuścić. A przynajmniej na ten moment, bo co sobie myślała, to jej. Zwłaszcza, gdy po chwili wilk wpadł na tak głupi pomysł, że do oczu dziewczynki napłynęły łzy. Nie wątpiła, że jej przyjaciel byłby w stanie się tak poświęcić, w końcu znali się już dobrych kilka lat, a wilkołak nie należał do osób, które rzucających słowa na wiatr. Widać po niej było jak bardzo jest zaniepokojona myślą, że mogłaby stracić swojego przyjaciela bezpowrotnie. Na zawsze.
        - Nie! Nigdzie nie idziesz! Nie puszczę cię! - wykrzyczała uczepiając się wilczego ogona, w którego futrze zaraz schowała zapłakaną twarz. Jakby to miało w jakikolwiek sposób uniemożliwić zmiennokształtnemu poruszanie się.
        Valerian spojrzał na nią ze smutkiem i wyrzutami sumienia, wyciągnął ogon z jej objęć i delikatnie ją od siebie odsunął, zaraz pokazując jej w stronę krzaków, by uciekła z tego miejsca i poszła się schować. Cały czas, mimo trudnej, nieprzyjemnej sytuacji, starał się zachować spokój, nawet gdy przywódczyni napastniczek stanowczo wyraziła swoje zdanie na temat propozycji wilkołaka. Powstrzymał się by nie wyszczerzyć na nią swoich kłów i znowu zaczął burczeć w jej stronę i posapywać, pokazując na siebie i machając ręką w stronę Wandy, kręcąc przy tym głową. Mimo wszystko cały czas starał się przekonać wojowniczki, by zwróciły wolność jego towarzyszkom, w zamian za jego życie. Nawet próbował przekazać, że to on, a nie Wanda "ukradł" tego konia.
        Sprawy się jednak mocno pokomplikowały, gdy wytrącona z równowagi liderka napastniczek zraniła niebiankę w szyję, mimo że ta próbowała jedynie zaoferować swoją pomoc. Jasne i łagodne oczy wilkołaka wręcz zapłonęły od narastającej w nim furii, zjeżone futro na jego ciele przypominały tysiące ostrych jak brzytwa kolców, a wyszczerzonemu uzębieniu towarzyszyło dzikie, żądne krwi warczenie. Tak niewiele wystarczyło, by spokojny i z natury dobry zmiennokształtny, skory do pomocy, zaczął przypominać krwiożerczą bestię z miejskich legend i najgorszych koszmarów. W każdej chwili ostatnie łańcuchy rozsądku trzymające go w miejscu mogły się zerwać i nie bacząc na własne życie, skoczyłby do ataku, byleby tylko dobrać się do gardła kobiecie, która bez żadnego powodu zraniła jego towarzyszkę.
        - Val... - wydusiła z siebie cichutko, nadal stojąca przy nim Nevan. Nigdy nie widziała swojego przyjaciela w takim stanie, nawet gdy był kontrolowany przez okrutnego czarnoksiężnika, który przemienił go w wilkołaka. Była przerażona tym widokiem. Niepewnie złapała jego rękę, którą tak mocno zaciskał w pięść z nerwów, że lekko poranił samego siebie swoimi pazurami, wbijającymi się w tym momencie w wewnętrzną stronę wilczej dłoni.
        Nie wiele to dało, bo ani trochę nie uspokoiło rozwścieczonego mężczyzny i gdyby nie to, że nagle coś dziwnego zadziało się z przywódczynią bandytek, prawdopodobnie rzuciłby się w jej stronę, ignorując wycelowaną w niego kuszę i naginatę. Był prawdopodobnie tak samo, jak pozostałe kobiety, zdezorientowany widokiem szamoczącej się samej ze sobą liderki. Nie rozumiał co się dzieje, a gdy padło ze strony jednej z kobiet, że to wina demona, zaskoczony spojrzał w stronę nieprzytomnej towarzyszki, a po tym stojącej nad nią kobiety.
        "Demon?" - pomyślał z niedowierzaniem. Czyżby Wanda naprawdę była demonem, czy tam opętana przez demona? Wydawało mu się, że przy pierwszym spotkaniu mówiła, że jest niebianką. Nabrał powietrza, by spróbować wyprowadzić napastniczki z błędu, ale wtedy usłyszał potwierdzenie z ust opętanej przywódczyni, a chwilę po tym, poczuł jak Nevan ciągnie go za rękę.
        - Teraz, Val. Uciekamy - szepnęła do niego, próbując go odciągnąć od tego wszystkiego, ale on nie ruszył się z miejsca.
        Spojrzał w stronę nieprzytomnej Wandy. Nie chciał jej zostawiać na pastwę losu, nie mógł tego zrobić. Gryzłoby się to z jego wewnętrznym kodeksem moralnym, nawet jeśli faktycznie miałoby się okazać, że został przez nią oszukany. Z resztą on też nie był z nią do końca szczery, przez cały czas ukrywając swoje prawdziwe oblicze pod wilczą skórą.
        - Nie - mruknął do Nevan, zerkając na przewodzącą kobietom wojowniczkę. Kiedy dostrzegł, jak ta do niego mrugnęła, znajomy błysk w oczach, od razu pojął całą sytuację. A przynajmniej większość. Przykucnął i wziął Nevan na barana, by po tym przejść obok dwóch pozostałych napastniczek i zbliżyć się do nieprzytomnej dziewczyny, którą ostrożnie wziął na ręce. Tak będzie im zdecydowanie łatwiej uciekać, jeśli zajdzie taka konieczność.
        Póki co postanowił pozostać w miejscu i zobaczyć jak wszystko się zakończy. By demon, dobry duch - już sam nie wiedział - mógł bez problemu wrócić do swojego nosiciela. Na ten moment postawił więc na gotowość do walki w obronie swoich towarzyszek, albo do ucieczki z nimi. Szczególnie skupił się na pilnowaniu nieprzytomnej Wandy, gdy przywódczyni kobiet oddaliła się do tej, która zasłabła z powodu choroby. Szczerzył jedynie kły i stroszył ostrzegawczo futro, by żadna z pozostałych nie pomyślała nawet o zaatakowaniu ich. W tym momencie nie zawahałby się rzucić do ataku.
        Na szczęście wszystko dobrze się skończyło. Bandytki odeszły w swoją stronę, a Wanda na jego rękach zaczęła się przebudzać. Delikatnie położył ją na ziemi, by się nie wystraszyła i usiadł obok. Odetchnął głęboko z ulgą, a Nevan zsunęła się z jego pleców.
        - Co z nią? Żyje? Naprawdę jest demonem? - dopytywała zaciekawiona, stojąc nad Wandą i z niecierpliwością czekając aż ta się obudzi.
        Valerian fuknął na swoją małą przyjaciółkę, a ta mu odpowiedziała tym samym.
        - Też tak umiem - odparła obrażona i pokazała mu język.
        Szczeknął z ogromną ulgą i radością, gdy niebianka otworzyła oczy i wstała. Energicznie zamiatał przy tym ziemię swoim ogonem, nie potrafiąc go uspokoić, choć sam sprawiał pozory bycia oazą spokoju.
        - Czyli to twoja wina? - rzuciła oburzona półelfka, za co znów została zgarnięta przez wilkołaka, który zasłonił jej usta.
        Lekko zakłopotany wyszczerzył się do białowłosej, kręcąc przy tym głową by się nie przejmowała, skoro mieli to już za sobą. Pokazał zaraz na jej zranioną szyję, okropnie się czując z tym, że w sumie o tym zapomniał i nawet nie próbował się tym zająć mimo tego ile miał czasu, gdy niebianka była zajęta pomocą jednej z napastniczek. Uciekł wzrokiem z poczuciem winy w bok, dopóki nie poczuł, że Nevan nagle przestała się szamotać w jego ramionach. Spojrzał na nią zaskoczony i ją wypuścił, choć ta w ostatniej chwili złapała i zatrzymała przy sobie jego włochatą dłoń.
        - Sam jesteś ranny - powiedziała, patrząc na niego z buzią umazaną krwią z jego rannej ręki.
        Zaskoczony otworzył szerzej oczy, bo nawet tego nie zarejestrował. Po chwili kilka razy zwilżył językiem swoje futro na przedramieniu i przytrzymując dziewczynkę, by mu nie uciekła, przetarł jej twarz swoją obślinioną sierścią, aby wyczyścić jej buzię.
        - Tfu! Tfu! Zostaw! Puść mnie! - protestowała, próbując mu się wyrwać, ale bez szansy powodzenia.
        Spojrzała na niego wilkiem, gdy ten się wyszczerzył do niej pogodnie, udając niewiniątko.
        - De...mon? - Skupił wzrok na Wandzie z rozbawieniem w oczach, unosząc do góry jedną brew. Jednocześnie nie wiedział, czy rzeczywiście jest demonem i dlaczego nie przyznała się napastniczką, że jest niebianką, jeśli nią naprawdę była.
Awatar użytkownika
Wanda
Szukający drogi
Posty: 26
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Dobry Duch
Profesje: Mag , Opiekun , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Wanda »

        Była księżniczka Wanda leżała nieprzytomna na trawie, gdy dobry duch dotarła do niej i przemówiła do dziewczyny uspokajającym tonem. To, że naczynie niebianki nie miało bezpośredniego wpływu na to, co robiło jej ciało nie znaczyło, że była tego nieświadoma. Wanda mogła obserwować to, co się działo wokół i uczyć się życia na zewnątrz zamku, w którym przebywała przez większość swego życia. Była księżniczka ufała dobremu duchowi, że ta nie pozwoli, by stała jej się krzywda podczas użytkowania jej ciała. Było, nie było, niebianka uratowała jej życie, gdy miało dojść do najgorszego i zawróciła dziewczynę znad krawędzi. Dosłownie i w przenośni. Teraz, oprócz dobrego ducha, poznała też innych towarzyszy, człowieka-wilka i obcą dziewczynkę, z którymi kontynuowała podróż. To również było kształcące. Tak więc, gdy niebianka powtórnie przemówiła w umyśle swojej podopiecznej, dziewczyna rozpoznała ją od razu i dobrowolnie pozwoliła, by ta zagnieździła się w jej ciele.
        Wanda, już z dobrym duchem w środku, otworzyła oczy. Pierwsze co zobaczyła, to twarz Valeriana, a zaraz potem tą, którą człowiek-wilk nazywał Nevan. Od razu przeprosiła za sprawę ze znalezionym w lesie koniem. Miała nadzieję na to, że ocali od rychłej śmierci dobre zwierzę, a zamiast tego wpakowała ich troje w niemałą kabałę. Jak to mówią, „dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane”. Po spotkaniu z wojowniczkami pozostał jej przyspieszony puls, przepocona koszula i boląca rana na szyi. Właśnie, powinna się tym zająć. Magini przyłożyła rękę do miejsca, gdzie miecz alarianki przeciął jej skórę i rozpoczęła proces magicznej regeneracji. Tymczasem Valerian nie wyglądał na zezłoszczonego faktem, że przytrafiła im się taka groźna sytuacja z winy działań niebianki. Wanda przyjęła jego pozytywną postawę z ulgą i kiwnęła mu głową na znak, że rozumie i docenia. Przez moment nie odzywała się, bo przebiegał proces leczenia jej szyi zaklęciem dziedziny dobra. Nie trwało to długo, bo mimo że z rany popłynęła krew nie była ona głęboka.
        Valerian zadał jej pytanie o jej udawanie przed napastniczkami stwora z Otchłani. Wanda zarumieniła się lekko i powiedziała:
        - Tak, cóż, to jedyne, co w tamtej chwili przyszło mi do głowy. Udawać demona. Ich przywódczyni była najbardziej agresywna i jeszcze chwila a zabiłaby was albo moje naczynie. Nie mogłam na to pozwolić. Niech mi Najwyższy wybaczy, nie miałam wyjścia - westchnęła ciężko. - Oczywiście jako niebianka nie powinnam robić takich rzeczy. Zachowałam się karygodnie. - Pokręciła głową, kładąc rękę na piersi. - Gdy tylko dotrzemy do miasta natychmiast idę do spowiedzi. - Energicznie przeżegnała się znakiem Pana.

        Dopiero po chwili dotarło do niej, że jeszcze nie przywitała się oficjalnie z nieznajomą dziewczynką, Nevan. Magini nachyliła się w stronę dziewczynki i wyciągnęła rękę na powitanie.
        - My się jeszcze nie znamy. Witaj, jestem Wanda, dobry duch z Planów Niebiańskich. Ty też idziesz z nami do miasta?
        Uśmiechnęła się najładniej jak potrafiła. Miała nadzieję, że jej występ jako „demon” przed niebezpiecznymi wojowniczkami nie przestraszył Nevan. Byłoby to bardzo niefortunne, gdyby zniechęciła do siebie to dziecko już na starcie. Mimo, że jej nie znała, mogła przypuszczać, że była kimś ważnym dla towarzysza niebianki. Następnie przeniosła spojrzenie na Valeriana. Z niepokojem zauważyła, że człowiek-wilk miał przybrudzoną rękę krwią. Kiedy do tego doszło? Czyżby pilnujące go kobiety zrobiły mu krzywdę, gdy nie patrzyła?
        - Chcesz, żebym się tym zajęła? - zapytała, bo wiedziała, że jej towarzysz najlepiej mógł ocenić, czy wymaga magicznej interwencji leczniczej. Już wcześniej udzielała mu pomocy zaklęciem, więc Valerian wiedział jak to działa i z czym to się je.
        Patrząc na tą dwójkę zastanowiła się. Poczuła się trochę jak piąte koło u wozu. Mogło być tak, że Valerian postanowi jednak nie iść do miasta z powodu nagłego przejęcia opieki nad dziewczynką i magini zdawała sobie z tego sprawę. Cóż, nikt nie obiecywał, że będzie łatwo. Poza tym od chwili spotkania w lesie, Wanda sprowadzała na niego same problemy. Najpierw przeklęta chata, potem ten iluzjonista-uciekinier, teraz cztery uzbrojone napastniczki. Z jakichś powodów zło i dziwne zdarzenia ciągnęły do niebianki. Być może chodziło o niekończącą się walkę dobra ze złem, Nieba z Piekłem. Jej towarzysz miał prawo zechcieć trzymać się od tego i od niej z daleka, chociażby dla dobra tego dziecka.
        Mimo takich, a nie innych niepokojących przemyśleń, magini postanowiła, że nie da tego po sobie poznać. Trzymała się prosto i spokojnie czekała na decyzję Valeriana.
Awatar użytkownika
Valerian
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 55
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje: Chłop , Żołnierz , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Valerian »

        Odpowiedź Wandy była doskonale znana Valerianowi, domyślał się, że niebianka chciała jedynie w ten sposób oszukać napastniczki i uratować im wszystkim skórę. W końcu przy pierwszym spotkaniu wyjaśniła zmiennokształtnemu kim była. Z resztą trochę już ze sobą przeszli i nie było opcji by przez ten cały czas niczego nie dostrzegł, gdyby rzeczywiście okazała się być złą istotą. Każdemu była gotowa nieść pomoc, nawet jeśli ograniczała się do udzielenia komuś dobrej rady. Z tego powodu nawet gdyby Wanda była naprawdę demonem, czy nawet diabłem, Valerian nie zmieniłby swojego przyjaznego stosunku względem niej.
        Wilkołak całą tą sytuacją był bardziej rozbawiony, niż zły na swoją białowłosą towarzyszkę, a przede wszystkim cieszył się, że nic poważnego jej się nie stało. Westchnął i lekko pokręcił głową, gdy niebianka zaczęła się tak bardzo przejmować swoim drobnym oszustwem. Uratowała im wszystkim życie, nie powinna więc żałować tego co zrobiła. Wyciągnął włochatą rękę w jej stronę i położył delikatnie na niej ramieniu, uśmiechając się przyjaźnie.
        - Ss...spokojn...nie - powiedział łagodnie chcąc ją podnieść na duchu.
        - Dlaczego karygodnie? - zapytała ze zdziwieniem Nevan. - Przecież dzięki tobie tamte niedobre baby sobie poszły i zostawiły ciebie i Vala w spokoju. Według mnie nie masz za co przepraszać - zawtórowała mężczyźnie, szczerząc się pogodnie do nowej, starszej od siebie przyjaciółki, z którą po chwili oficjalnie się sobie przedstawiły.
        - Ja jestem Nevan, najlepsza przyjaciółka Vala i jedyna jak dotąd - powiedziała prężąc się dumnie. - A i pilnuję by nie wpadał w żadne kłopoty, a wierz mi, on potrafi je znaleźć w najmniej spodziewanych momentach - zaśmiała się wesoło.
        Valerian na jej słowa spojrzał na niebiankę i pokręcił głową, by ani trochę nie wierzyła dziewczynce. Zdecydowanie się z nią nie zgadzał, bo ostatnim razem, to przez nią mieli kłopoty, a wilkołak tylko starał się je jakoś zażegnać. Westchnął jednak zaraz i zakłopotany uciekł spojrzeniem w bok. Ciężko jednak było mu zapomnieć o sytuacjach, które miały miejsce, gdy nadal nic nie pamiętał i był święcie przekonany, że nie był człowiekiem, a zwykłym, dzikim wilkiem, choć w ludzkiej skórze. Rzeczywiście wtedy trochę problemów przez niego mieli... Ale ostatnie definitywnie wynikły przez nazbyt dużą pewność siebie Nevan i jej brak wychowania (i jakiegokolwiek instynktu samozachowawczego).
        - Oczywiście, że idę z wami! - uniosła się odrobinę obrażona sugestią niebianki, że mogłoby być inaczej. Przylgnęła przy tym zamaszyście do wilkołaka, przytulając się mocno do jego ramienia. - Nie pozwolę, by Val znów mnie zostawił! - rzuciła z wyrzutem, patrząc buntowniczo na zmiennokształtnego.
        - Przecież obiecałeś mojemu tacie się mną opiekować. Zapomniałeś już? - zapytała, na co Valerian spuścił smutno pysk i położył po sobie uszy. Rzeczywiście głupio postąpił, ale kierował się jej dobrem. Tyle czasu przecież podróżowali z miejsca na miejsce. Nie chciał zmuszać dziewczynki do kolejnej podróży, zwłaszcza, że znaleźli się w idealnej do zamieszkania okolicy. Kierował się wyłącznie dobrem małej przyjaciółki, niestety wyszło jak zwykle.
        - Prze...praszam Nevan - powiedział szczerze, choć to wcale nie pomogło w poprawieniu stosunku Nevan do niego. Półelfka nadal była mocno obrażona. Już nawet nie obejmowała kurczowo jego ramienia, a zainteresowała się koniem niebianki, którego postanowiła spróbować pogłaskać i się z nim zaprzyjaźnić.
        - Hm? - zapytał wyrwany z zamyślenia, w które popadł, obserwując kręcącą się przy wierzchowcu dziewczynkę. Spojrzał na Wandę, a gdy ta wyszła do niego z propozycją pomocy, uśmiechnął się ciepło i pokręcił głową, wycierając zakrwawioną dłoń w materiał swojego płaszcza i spodni. - Jest... dob...rze... dzien-kuje - dodał pokazując jej swoją dłoń jedynie z kilkoma niewielkimi rankami od jego pazurów, by udowodnić białowłosej, że naprawdę nic mu nie było.
        - Idzie...my? Obó...Obóz... na noc - zagaił, patrząc łagodnie na niebiankę, dając tym jasno do zrozumienia, że on się nigdzie nie wybierał i nadal chciał kontynuować podróż z nią do miasta. Z resztą nie mógłby postąpić inaczej, w końcu obiecał, że pomoże jej dotrzeć do najbliższych zabudowań. Te znajdujące się na kurzych łapkach się nie liczyły.
Awatar użytkownika
Wanda
Szukający drogi
Posty: 26
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Dobry Duch
Profesje: Mag , Opiekun , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Wanda »

        Jak się okazało rany Valeriana nie były na tyle poważne, żeby trzeba było się nimi zajmować za pomocą magicznego leczenia. Wanda odetchnęła z ulgą, bo po wyczerpującym seansie leczniczym odprawionym nad nieprzytomną kobietą z grupy wojowniczek, które ich napadły, niebianka potrzebowała odpoczynku. Jej ostatnia pacjentka była bardzo chora, miała gorączkę i z tego co zdążyła się zorientować magini również zapalenie płuc. Chora pochłonęła uzdrawiającą energię Wandy jak gąbka wodę. Potrzebowała jej dużo i w sporym nasileniu. Oczywiście, jak przypuszczała uzdrowicielka, w jej stanie potrzebna będzie również pomoc długoterminowa, nie tylko jednorazowe leczenie. I przede wszystkim nie powinna się szwendać po lesie razem ze swoimi podejrzanymi towarzyszkami, tylko leżeć w łóżku pod kocem. Magini miała nadzieję, że to zmotywuje grupę wojowniczek, by odstąpiły od ścigania jej i Valeriana i zamiast tego zajmą się jak należy swoją siostrą. Wanda nie chciała się znowu z nimi spotkać, bo wątpiła, czy i tym razem numer z demonem przyniesie oczekiwany rezultat. No i ostatecznie niebiańska uzdrowicielka pomogła jednej z nich, więc powinny być jej w jakimś stopniu wdzięczne. A przynajmniej tak nakazywałby honor.
        Tak więc człowiek-wilk nie potrzebował pomocy. Dlatego Wanda przeniosła swoją uwagę na jego małą przyjaciółkę, Nevan. Dziewczynka bez oporów przedstawiła się dobremu duchowi i wyglądało na to, że jednak miała o niej w miarę dobre zdanie. Pomimo tego, do czego niebianka była zmuszona się posunąć podczas ich ostatniej przygody. Nie spotkało się to z żadnym potępieniem, ani ze strony mężczyzny, ani ze strony dziewczynki. Było to pokrzepiające, ale Wanda wiedziała swoje i do spowiedzi postanowiła się udać, gdy tylko to będzie możliwe. Była księżniczka zaczęła się zastanawiać, czy w najbliższym mieście będzie jakaś świątynia Najwyższego. Jeśli tak, to będzie to jej obowiązkowy punkt do odwiedzenia, jednak nie tylko ze względu na spowiedź. W świątyniach mogła się dowiedzieć, czy i gdzie mogłaby wspomóc mieszkańców danej miejscowości swoją wiedzą i umiejętnościami. Mnisi i kapłani odznaczali się zwykle dużą znajomością lokalnych problemów i najważniejszych potrzeb tubylców. Można było ich wypytywać śmiało o te sprawy. Pytanie, czy w tej głuszy znajdzie się świątynia Najwyższego? Wanda przypuszczała, że powinna. Wiara w Pana była rozpowszechniona na całym świecie, więc dlaczego nie tu?
        Z tych rozmyślań wyrwała ją Nevan, która zaczęła się zajmować i zaprzyjaźniać z wierzchowcem niebianki. Dobry duch podeszła do niej i zwierzęcia. Poklepała konia po szyi i kilkoma ruchami dłoni zmierzwiła mu grzywę na czubku głowy. Wierzchowiec może i nie był czystej krwi ogierem, ale i tak nie sprawił Wandzie zawodu, pozostając spokojnym przez cały czas trwania trudnej sytuacji z wojowniczkami. Nie zerwał się i nie uciekł, tylko spokojnie stał i czekał, jakby wiedział, że wszystko potoczy się dobrze.
        - Podoba ci się? - zapytała Nevan. - Mam go od niedawna i jeszcze nie ma swojego imienia. Jak chcesz, to możesz go jakoś nazwać. Na pewno się tym ucieszy.
        Imię było ważne, nawet jeśli chodziło tylko o konia. Imię było oznaką, że dane stworzenie było zauważone i czymś się wyróżniało. Mała towarzyszka Valeriana sprawiała wrażenie sympatycznej, więc dlaczego nie miałaby zdecydować, jak koń będzie się wabił? Prędzej, czy później, Wanda i tak musiałaby jakoś do zwierzęcia się zwracać, dlatego ten sposób wyboru imienia był tak samo dobry, jak każdy inny. Ponadto dziewczynka powiedziała, że idzie z nimi do miasta. Magini uśmiechnęła się, widząc z jakim zaangażowaniem odnosiła się do swojego włochatego przyjaciela. Widać było, że istniało między nimi mocne przywiązanie, a przynajmniej duża sympatia. Niebianka zastanawiała się, co na to wpłynęło. Małe dziewczynki zwykle nie zaznajamiają się z ludźmi-wilkami. Nevan wspomniała o ojcu, o tym że Valerian mu obiecał opiekę nad dziewczynką. Czy coś się stało ojcu tego dziecka? Niebianka miała nadzieję, że nie, ale dużo już w życiu widziała nieszczęść ludzkich i nieludzkich, więc mogło być i tak. Jakby nie było, nie chciała na razie dopytywać, by nie pchać nosa w nie swoje sprawy. Może jak Nevan będzie chciała, to sama o tym opowie?
        W pewnej chwili obejrzała się dookoła i zorientowała się, że chyba powinni poszukać jakiegoś miejsca na nocleg. Ich poprzednia miejscówka była spalona, napastniczki zawsze mogły wrócić, dlatego potrzebowali się przenieść. Uzdrowicielka nie zorientowała się wcześniej, że podczas przeprowadzania magicznego obrzędu leczniczego upłynęło tak dużo czasu. Faktycznie zrobiło się ciemno, a przynajmniej ciemniej niż poprzednio. Valerian również powiedział, że powinni poszukać obozowiska. Dlatego, niewiele się zastanawiając, ruszyli z miejsca. Wanda pozwoliła Nevan, jeśli ta chciała, prowadzić swojego wierzchowca za uzdę. Zwierzę spokojnie ruszyło przed siebie.
        - Jak się właściwie poznaliście? Oczywiście, jeśli to nie tajemnica.
        Idąc przed siebie Wanda nie wytrzymała i zapytała się człowieka-wilka i jego przyjaciółki o to, co ją zastanawiało od jakiegoś czasu. Jednocześnie rozglądała się za jakimś odpowiednim miejscem na odpoczynek.
Awatar użytkownika
Valerian
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 55
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje: Chłop , Żołnierz , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Valerian »

        W ostatnim czasie nie spotkało ich zbyt wiele dobrego i trudno było nie przyznać, że mieli ogromnego pecha, jednakże ani przez chwilę nie przeszło Valerianowi przez myśl, że to wszystko mogło być przez Wandę. Każdemu przecież zdarzał się gorszy okres w życiu i nie należało doszukiwać się w tym winy innych. Łatwiej jest przecież oskarżyć niewinną osobę tylko przez to, że jest pod ręką, niż przyjąć do wiadomości, że przykre wydarzenia zostały zapisane dla danej istoty już w chwili narodzin. Co prawda nie zawsze dało się uniknąć obwiniania innych za swoje niepowodzenia, Valerian sam kilkakrotnie pałał żądzą zemsty wobec czarnoksiężnika, który na kilkanaście lat odebrał jego człowieczeństwo, czyniąc z niego żądną mięsa, krwiożerczą bestię. Z drugiej jednak strony patrząc, gdyby mężczyzna nie został przemieniony w wilkołaka, prawdopodobnie nigdy nie miałby możliwości spotkania Nevan i jeśli jej ojcu od samego początku pisana była śmierć, dziewczynka nie miałaby nikogo, kto mógłby się nią zająć. Prawdopodobnie wylądowałaby na ulicy i nie wiadomo, czy obecnie by jeszcze żyła. Gdy Valerian tak o tym myślał, dochodził do wniosku, że nawet gdyby mógł cofnąć czas i zapobiec swojej przemianie, nadal móc służyć wiernie w armii Nandan-Ther i mieszkać w swoim rodzinnym domu, za nic w świecie by tego nie zrobił. Nie z myślą, że mógłby nigdy nie spotkać Nevan.
        Dziewczynka była małym diablikiem i nieraz zalazła mu za skórę, jednakże na całym świecie mieli tylko siebie nawzajem i cokolwiek by się nie działo, to się nigdy nie zmieni. Głupio postąpił, myśląc, że zostawiając małą z driadami, będzie szczęśliwsza. Teraz już wiedział, jak bardzo się mylił i więcej nie popełni tego samego błędu. Jeśli któreś miałoby zostać w jakimś miejscu, to tylko razem. Inaczej prawdopodobnie skończy się tak samo jak obecnie, że Nevan nie bacząc na żadne niebezpieczeństwa, nie słuchając głosu rozsądku ruszyła samotnie w głąb puszczy by odnaleźć wilkołaka. W sumie nie dziwił jej się. Gdyby to on się obudził i nigdzie w pobliżu nie znalazłby dziewczynki, sam zaraz zerwałby się na jej poszukiwania. O ile wcześniej nie zszedłby na zawał spowodowany czarnymi scenariuszami co mogło się stać jego małej przyjaciółce. Ich los został już przypieczętowany.
        - Naprawdę mogę? - zapytała ucieszona dziewczynka na propozycję nadania imienia koniu niebianki, wyrywając przy tym Valeriana z jego zamyślenia. - To w takim razie... Hmm... Może Seraf? Wiesz, od serafina! Bo jak ty jesteś niebianką, to czemu on nie mógłby mieć jakiejś niebiańskości? Zwłaszcza, że jest taki dobry i kochany! - wyszczebiotała radośnie, przytulając się do zdecydowanie dużo większego od niej wierzchowca.
        Nie dało się ukryć, że Nevan, jak na dziecko przystało, była mistrzynią w wymyślaniu imion przez nieraz bardzo abstrakcyjne skojarzenia. On został nazwany Valerianem, bo zauważyła go któregoś razu jak tarzał się w tych ziołach, rosnących za ich domem. Uśmiechnął się pod nosem z nostalgią wywołaną tym wspomnieniem.
        - Może masz go od niedawna, ale jestem pewna, że jest bardzo szczęśliwy mając taką przyjaciółkę jak ty - dodała zaraz pogodnie, a jeszcze bardziej się ucieszyła, gdy Wanda pozwoliła jej prowadzić konia, gdy ruszyli dalej.
        Valerian spojrzał na roześmianą Nevan, która, miał nadzieję, na jakiś czas zapomniała o tym, by się na niego gniewać, za to, że ją zostawił, po czym zerknął na Wandę. Szturchnął delikatnie kobietę, by zwrócić na siebie jej uwagę, po czym pokazał na nią, ziewnął szeroko i pokręcił głową, cały czas ją bacznie obserwując z niemym pytaniem w oczach. Nie byłoby dla niego problemem ponieść niebiankę, gdyby była zbyt zmęczona, albo żeby dosiadła swojego wierzchowca i chociaż trochę spróbowała odpocząć w siodle. On i Nevan zajęliby się resztą.
        - Chciałam pokazać tacie, że jestem już duża i mogę z nim chodzić na polowania. Wymknęłam się do lasu, jak nie było go w domu i chciałam upolować królika, ale... zgubiłam się. Było ciemno, zimno i strasznie się bałam, bo w pobliżu grasowały wilki. Myślałam, że mnie zaraz zjedzą i nigdy nie zobaczę taty. Podszedł do mnie największy wilk jakiego w życiu widziałam i wcale nie chciał mnie zjeść. Zabrał w bezpieczne miejsce, a jak noc się skończyła odprowadził mnie do miasta i do mojego taty. To był Val. Kilka razy nas odwiedzał, aż w końcu został z nami na stałe - odpowiedziała radośnie na pytanie Wandy, odnośnie tego jak się poznali z wilkołakiem. Zaraz wybuchła śmiechem, tak bardzo rozbawiona, że aż z oczu popłynęły jej pojedyncze łzy. - Żebyś tylko wiedziała jaka była draka i nasze zdziwienie, gdy któregoś dnia zobaczyliśmy tarzającego się w trawie, z długą broda i włosami, gołego faceta. No i okazało się wtedy, że Val faktycznie nie był zwykłym wilkiem, że tak naprawdę był człowiekiem w wilczej skórze. Tata powiedział, że Val jest wilkołakiem, ale w ogóle nie takim, który napada na wioski i rozszarpuje kobiety i dzieci. Inaczej już dawno zostałabym przez niego zjedzona - wyjaśniła, z uśmiechem patrząc na idącego w milczeniu zmiennokształtnego.
        Sam się pod nosem lekko uśmiechał, nie wspominając o tym, że ogon chodził mu spokojnie, radośnie na boki, gdy słuchał wypowiedzi półelfki, wracając myślami do tamtych wydarzeń. Narobił strasznego zamieszania w wiosce i całkiem sporo kłopotów myśliwemu i jego córce, a mimo to nie przegonili zmiennokształtnego, uznając go za członka rodziny, choć w ogóle go nie znali i nic o nim nie wiedzieli. Z resztą, w tamtym czasie sam nic o sobie nie wiedział i był święcie przekonany, że był zwierzęciem, a nie człowiekiem.
        Po jakimś czasie wędrówki, Valerian w końcu dostrzegł coś między drzewami i fuknął łagodnie na towarzyszki wskazując zakończonym pazurem palcem w stronę powalonego drzewa z wyrwanymi korzeniami, obrastającymi mchem. Pod nim znajdowała się dość spora dziura, wystarczająco duża, że cała trójka mogłaby się w niej komfortowo zmieścić. Prawdopodobnie była to gawra wyjątkowo dużego i starego niedźwiedzia, bo gdy Valerian wszedł do środka, by sprawdzić czy jest opuszczona, było w niej naprawdę dużo miejsca. Nigdzie w okolicy też nie było widać chociaż najmniejszych śladów mieszkańca tej nory, więc wilkołak założył, że raczej nic im się nie stanie jak jedną noc spędzą w tym miejscu. Decyzja jednak należała do jego towarzyszek, bo jednak kobiety z reguły lepiej wiedziały dużo różnych rzeczy. Po pobieżnych oględzinach i sprawdzeniu terenu spojrzał pytająco w stronę białowłosej, chcąc poznać jej opinię na temat tego miejsca.
Awatar użytkownika
Wanda
Szukający drogi
Posty: 26
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Dobry Duch
Profesje: Mag , Opiekun , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Wanda »

        - Seraf? Bardzo ładnie - odpowiedziała na propozycję dziewczynki. - Z pewnością żaden inny koń w okolicy nie może się poszczycić tak zacnym imieniem. Więc niech będzie Seraf.
        Chwilę potem Nevan odpowiedziała na pytanie Wandy odnośnie okoliczności poznania człowieka-wilka. Okazało się, że poznali się w lesie, gdzie dziewczynka się zgubiła, a Valerian pomógł dziecku powrócić szczęśliwie do miejsca zamieszkania. Tam poznał jej ojca i został przyjęty jak przyjaciel domu. Jednak z jakichś powodów już z nim nie mieszkała, tylko wędrowała ze swoim włochatym przyjacielem. Coś musiało się wydarzyć. Nevan była zdecydowanie za mała, by świadomie i dobrowolnie puszczać ją w wędrówkę po obcym świecie. Niebianka obawiała się, że ojciec dziewczynki zmarł i wtedy opiekę przejął nad nią Valerian. Nie chciała jednak dopytywać i drążyć tematu, który prawdopodobnie był trudny dla jej towarzyszy. Podczas rozmowy z dzieckiem dowiedziała się jeszcze czegoś. Nowy znajomy magini nie był, jak go określała, człowiekiem-wilkiem, tylko wilkołakiem. To nowe określenie postanowiła zapamiętać. A skoro Nevan go używała nie mogło być obraźliwe.
        Tymczasem Valerian odkrył miejsce nadające się do założenia dla nich tymczasowego obozu. Było to powalone drzewo z wyrwanymi korzeniami, obrastające mchem. Pod nim znajdowała się dość spora dziura, wystarczająco duża, że cała trójka mogłaby się w niej komfortowo zmieścić. Wilkołak musiał mieć wzrok dużo lepszy od niebianki, bo jej ten kawałek krajobrazu umknąłby. Poza tym była zajęta rozmową z Nevan i trochę rzadziej się rozglądała.
        - Dobry wybór, Valerianie. Wydaje mi się, że spokojnie możemy tu nocować.
        W pierwszej kolejności postanowiła przywiązać nieopodal konia do drzewa, żeby nie uciekł, kiedy jego pani będzie odpoczywać. Następnie podała Serafowi wody i owsa. Po całym dniu na nogach zwierzę musiało być głodne i spragnione. Na koniec zdjęła z niego siodło i odłożyła blisko miejsca, w którym stał. Poklepała wierzchowca po szyi, zmierzwiła mu grzywę i odeszła w stronę powalonego drzewa.
        - To był długi dzień. Mam nadzieję, że noc będzie spokojna - zwróciła się do towarzyszy podróży. - Pójdę pozbierać gałęzie na ognisko.

        Jak powiedziała, tak zrobiła. Przez pewien bliżej nieokreślony czas łaziła po lesie i znosiła do obozowiska naręcza patyków i gałęzi. Noce stawały się coraz zimniejsze, dlatego też starała się znaleźć ich jak najwięcej. Nie były one specjalnie ciężkie, czy grube, bo i naczynie dobrego ducha dysponowało jedynie siłą typową dla dziewczyny w jej wieku. Nie przejmowała się tym jednak, bo wiedziała, że w razie czego Valerian przyniesie jakiś solidniejszy pieniek do ogniska. I gdy tak przemierzała leśne gęstwiny w poszukiwaniu dodatkowych gałęzi w pewnym momencie coś ją zatrzymało. Była księżniczka stanęła jak wryta. Był to odruch automatyczny, chroniący ją przed krzywdą. Stała oto na krawędzi dziury. Od razu przeszedł ją dreszcz, bo przypomniała sobie poprzedni raz, gdy znalazła się w takiej sytuacji. Jednak ta dziura była zdecydowanie mniejsza i płytsza, niż ta, w której znajdowały się ludzkie szczątki. Wanda nachyliła się, by przyjrzeć się bliżej nietypowemu tworowi. Z pewnością było to dzieło jakiegoś człowieka. Czyżby kłusownika? Zaczynało się ściemniać, ale nawet w tym słabym świetle niebianka dostrzegła coś na dole. Ludzką sylwetkę. To był mężczyzna. Na szczęście oddychał. Magini uklękła przy krawędzi i zawołała.
        - Hop, hop! Czy mnie słyszysz?
        Niemrawo nieznajomy poruszył się i spojrzał w górę. Jego twarz wyrażała zdziwienie i nadzieję.
        - A niech mnie. Już myślałem, że przyjdzie mi tu zdechnąć. - Uniósł ręce w górę. - Możesz mnie stąd wydostać, panienko?
        - Jak się tam znalazłeś? - zapytała Wanda, zastanawiając się jednocześnie, czy zabrała ze sobą w podróż zwój liny. Mężczyzna zawahał się zanim odpowiedział. Nie uszło to uwadze niebianki.
        - No więc… Szedłem se przez las i tu nagle dół. Nawet nie zauważyłem. Chyba złamałem nogę. - Wskazał na swoją lewą kończynę. - To pomożesz mi, czy nie?
        - Ja i moi przyjaciele z pewnością ci pomożemy, tylko zaczekaj aż… - nagle przerwała, bo poczuła znajome mrowienie i ucisk w skroniach. Coś tu było nie tak. Dobry duch czuła się w ten sposób w towarzystwie osób nikczemnych. Jak piekielnicy. - Muszę najpierw coś sprawdzić.
        Dziewczyna podniosła się z kolan, wyprostowała się i uniosła obie dłonie wnętrzem w stronę mężczyzny. Skupiła wolę i skierowała ją w głąb, gdzie kumulowała się jej magiczna siła. Niedługo potem jej oczy zaczęły promieniować błękitnym blaskiem a we wnętrzu rąk ukazał się znak Pana. Wanda skierowała nagromadzoną moc w kierunku mężczyzny, który odruchowo uniósł przedramiona, by się zasłonić. Magini rzuciła czar „Wykrycie zła”. Niedługo potem, tak jak przypuszczała, nieznajomy zaczął promieniować czerwoną poświatą. Na szczęście nie tak intensywną, jak w przypadku piekielników. Nie było jednak wątpliwości. Ten człowiek był zły z natury. Niebianka rozproszyła czar, opuszczając ręce.
        - C-co to było? - odezwał się nieznajomy.
        - Czar pokazał, że jesteś nikczemnikiem. Przyznaj się, co tu robiłeś. Inaczej cię zostawię. Tylko mów prawdę, jak na spowiedzi. Dzięki magii poznam kiedy kłamiesz.
        Nie była to do końca prawda, ale jej rozmówca nie musiał o tym wiedzieć. Mężczyzna zawahał się, rzucił Wandzie gniewne spojrzenie. Niebianka odpowiedziała mu twardym niebiańskim spokojem. Nieznajomy machną ręką.
        - Dobra, tylko mnie tu nie zostawiaj. Jestem kłusownikiem. Razem z dwoma kumplami postanowiliśmy zapolować na jednorożca. Czasem sprzedajemy co bogatszym kolekcjonerom różne egzotyczne stworzenia. Tym razem mieliśmy zamówienie na rogatego konia. I, eee, potrzebna była do tego dziewica. Długo szukaliśmy po wsiach odpowiedniej kandydatki. W końcu się udało. Poszliśmy w las. Wykopaliśmy dół, w który rogaty koń miał wpaść. I wtedy, eee, oni poszli zrobić nagonkę i wypłoszyć jednorożca w stronę moją i dziewicy. Ja miałem ją pilnować, żeby nie uciekła, kiedy zwierzak się pojawi. Tylko, że, no wiesz, oni długo nie wracali, a mnie się nudziło, więc chciałem jakoś zagospodarować ten czas. We dwoje. Rozumiesz. Durne bydle i tak by się nie poznało, czy to dziewica, czy nie.
        - „Zagospodarować czas”? Skrzywdziłeś ją?
        - Nie, odepchnęła mnie i straciłem równowagę. Wpadłem do dołu, a dziewczyna uciekła z powrotem do wsi. Potem wrócili moi wspólnicy i odkryli co chciałem zrobić. I mnie zostawili. - Mężczyzna pociągnął nosem. - Z interesu nici, a ja mam złamaną nogę. To jak, pomożesz mi?
        Wanda zasępiła się. Z jednej strony ten zły człowiek był sam sobie winien, że się znalazł w tym dole, i jeśli stąd wyjdzie będzie kontynuował swój nikczemny proceder. Krzywdził szlachetne stworzenia, jak i ludzi. Jego osoba może zagrozić Wandzie, jak i jej towarzyszom. Z drugiej strony Najwyższy naucza, by miłować swoich nieprzyjaciół i pomagać ludziom w potrzebie. A ten jegomość był w potrzebie. Jeśli go tu zostawi, to najpewniej za parę dni umrze z pragnienia i zimna. Dobry duch podrapała się w głowę. Nie mogła sama podjąć takiej odpowiedzialności. W końcu byli z nią także Valerian i Nevan. Musiała się ich poradzić.
        - Hej, słyszałaś mnie panienko? - dopytywał się kłusownik.
        - Zaczekaj tu - rzekła niebianka i ruszyła w drogę powrotną do obozowiska.
        - Jasne - burknął uwięziony mężczyzna. - Nigdzie się nie wybieram.
        Droga powrotna zajęła jej pewien czas. Kiedy była już w obozowisku, położyła naręcze gałęzi i patyków obok miejsca na ognisko i podeszła do Valeriana. Opowiedziała mu o sytuacji, w której znalazł się kłusownik, opisała gdzie dokładnie się znajduje i poprosiła wilkołaka o opinię. Kiedy ostatni raz sama podjęła decyzję, napadły ich cztery rozeźlone wojowniczki. Teraz postanowiła zasięgnąć rady jej towarzysza.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Szepczący Las”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 6 gości