Góry DassoRany na ciele i inne rany

Rozciągające się od Równin Andurii aż po Równinę Maurat góry z wierzchołkami pokrytymi wiecznym śniegiem, przeplatane zielonymi dolinami i niebezpiecznymi przełęczami, zamieszkałe przez dzikie zwierzęta i legendarne potwory. Góry otaczają i chronią przed niebezpieczeństwami Szepczący Las, dając mu w ten sposób spokój.
Awatar użytkownika
Athaniel
Błądzący na granicy światów
Posty: 15
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Palladyn
Profesje: Żołnierz , Wojownik
Kontakt:

Rany na ciele i inne rany

Post autor: Athaniel »

         Można by rzec, że Góry Dasso były majestatycznym miejscem na wędrówkę. Szczyty gór pokryte śniegiem, a nad nimi szły z wolna chmury. Być może i ten widok zobaczył by Athaniel swoimi błękitnymi oczami, gdyby patrzył w górę, ale tego nie robił. Same góry wydawały się jakby niedostępne, ale dało się po nich podróżować, albowiem ścieżki i trakty pomiędzy górskimi wioseczkami były dobrze ubite. Ludzie zamieszkujący te góry musieli być odporni na panujący tutaj surowy klimat i chłód. Sam Athaniel nie jak zazwyczaj w stroju ludzi, ale tym razem ubrany w swoje jasne niebiańskie szaty, które lamówki miały obszyte złotą nicią, a na nie zarzucił biały płaszcz, chroniący przed zimnem. Błyskawica, srebrzysto-biała klacz Athaniela, dziarsko stąpała sobie po trakcie, a z tyłu na jej grzbiecie znajdowały się juki, w których niebianin miał głownie ubrania na przebranie i suchy prowiant. Był również worek z paszą dla konia. Sama Błyskawica wydawała się zadowolona, że znowu jest w wędrówce ze swoim panem. Istotnie ostatnie miesiące Athaniel spędził na Planach Niebiańskich, sam nie chcąc podróżować. Zapewne miała na to wpływ powracająca depresja. Tak jak w przysłowiu czas nie zawsze goił rany, a i trudno było coś na to poradzić. Starał się cieszyć przebywaniem w domu z najbliższymi. Dużo rozmawiał z matką i ze swoimi siostrami. Przebywał też w bliskości Najwyższego. Może dlatego można było wyjaśnić pochyloną sylwetkę niebianina, gdyż teraz był on przygnębiony, lekko zziębnięty, ale przede wszystkim był obolały.
         We wcześniejszych swoich wędrówkach Athaniel przemierzał głownie równiny i niziny, zamieszkałe przez przyjacielsko nastawionych ludzi i elfy. Tam rzadko zdarzało się wyciągać szable, by trzeba spieszyć komuś z ratunkiem. W wioskach i wioseczkach przyjmowano przyjaźnie palladyna, nie było też dużo spraw, które musiał rozsądzać.
         Gdy jednak przybył w góry zmienił się krajobraz, jak i otoczenie. Oprócz majestatycznych gór na traktach można było spotkać dzikie zwierzęta. Dla pojedynczego podróżnika mogło takie spotkanie oznaczać zgubę. Natomiast palladynowi zwykle udawało się takie zwierzęta przepłoszyć. Bały się choćby blasku, kiedy przyzywał on swoją świetlistą zbroję, na której dumnie prezentował się Znak Najwyższego. Tak wędrował, wybierając na postój miejsca w osadzonych w dolinach, tam i ówdzie wioskach. Czasami rozbijał obóz pod gołym niebem.
         Los chciał, że trafił do pewnej wioski, zamieszkanej głownie przez drwali wraz z ich rodzinami. Mieszkańcy tej wioski mieli problem, albowiem w pobliskim lesie, w którym pracowali drwale, miejsce na bytowanie upatrzył sobie średniej wielkości stwór. Jednak bestia ta była agresywna i krwiożercza, bowiem zabiła już dwójkę spośród wieśniaków, a oni sami bali się już wchodzić do lasu.
         Zadanie w pojedynkę było niebezpieczne, lecz Athaniel czuł, że musi pomóc ludziom. Na bestię więc, po pozostawieniu swojego konia w wiosce i przyzwaniu świetlistej zbroi, zaczaił się o poranku. Stwór już nie spał i wyczuł zbliżającą się osobę. Zaryczał głośno i zaczął szukać Athaniela wzrokiem. Sam niebianin pojawił się zza drzew lasu, by ze stworem walczyć na małej polanie. Zbliżał się do bestii z wyciągniętym ostrzem. Powoli, czekając, aż wykona ona pierwszy ruch. Wtedy zrobił szybki unik i zatopił żelazo w kark potwora.
         Athaniel był wyjątkowym palladynem, jeśli chodzi o budowę ciała. Niezbyt wysokim i umięśnionym, ale za to niezwykle szybkim. Jednak tym razem jego szybkość go zawiodła, albowiem bestia przed śmiercią zdążyła zahaczyć o jego szyję pazur. Powstała paskudna rana ciągnąca się od gardła aż po nos na twarzy. Pokrwawiły się białe szaty. Zresztą Athaniel ściągnął płaszcz, a następnie tunikę, aby ją zwinąć i próbować zatamować bryzgającą krew. Tak doszedł do wioski, gdzie ranę próbował opatrzyć miejscowy cyrulik, który zszył ranę dratwą i niezbyt to była wprawna robota. Wieśniacy podziękowali palladynowi i pełni zatroskania pożegnali go, informując, że lepszą pomoc może otrzymać w mieście.
         Tak podróżował Athaniel pod szczytami górskimi, nieuczęszczanym traktem. Przygarbiony i pochylony nieco w bok. Błyskawica parskała, jakby wyczuwała, że z jej panem nie dzieje się dobrze. Palladyn podążał powoli na przód, a paskudna rana ciągle bolała.
Awatar użytkownika
Alia
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 149
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Alia »

        Po wydarzeniach na Jadeitowym Wybrzeżu Alia przez jakiś czas nie wiedziała, co z sobą począć. Przejęła na siebie dziwną chorobę, czy może wręcz klątwę, która zniknęła sama z siebie. Poznała niedźwiedziołaka, który z jednej strony był dokładnie tak bezpośredni i nieokrzesany, jak mówiły pogłoski, z drugiej był jednak łagodny, spokojny i opiekuńczy. Trochę żałowała, że ich drogi się rozeszły, gdyż był z pewnością intrygującym towarzyszem. Kilka dni spędziła w wiosce rybackiej, chcąc pozwolić choć odrobinę zagoić się złamanej nodze. W efekcie spędziła ten czas zajmując się, jak zawsze, dolegliwościami mieszkańców i ich zwierzyńca. Zamiast dochodzić do siebie, opuściła ludzką osadę w jeszcze gorszym stanie. Na szczęście nie musiała iść pieszo. Aby okazać wdzięczność za pomoc, jeden z rybaków zabrał ją na swoim wozie, wraz z przygotowanym na sprzedaż towarem, do większej mieścinki, głębiej na lądzie. W taki sposób, powolutku, druidka przemieszczała się w swoje rodzinne strony. Zatrzymywała się gdzieś na krótko i zarabiała na kolejny etap podróży leczeniem, a potem odpoczywała na wozie w drodze od jednej siedziby ludzkiej do drugiej, zabierając się z kupcami.
        Gdy wreszcie dotarła do Gór Druidów, czuła się nawet nieźle. Prawie mogła stawać na uszkodzonej nodze, kaszel po uleczeniu pewnej kobiety też niemal ustał. Jej dawny mistrz i mentor miał jednak inne zdanie co do stanu jej zdrowia. Chociaż Alionna niejednokrotnie już zbierała burę od starszego mężczyzny, jeszcze nigdy nie słyszała go tak wściekłego. Pół nocy spędziła w jego chacie, siedząc przy stole, gdzie naprzemiennie przygotowywała najróżniejsze środki pod jego dyktando, zażywała je czy wsmarowywała we własną skórę i popijała gorzkie ziołowe napary. Wszystko przy akompaniamencie jego krzyków, które nie pozwalały spać chyba połowie okolicznych mieszkańców. Nawet Cień miał tyle oleju w głowie, żeby schować się w kącie i przeczekać ten wybuch brodatego druida. Następnego ranka kobieta wylądowała w domu swoich rodziców na swoistym areszcie domowym. Codziennie jakiś młody adept odwiedzał ją z nowymi instrukcjami od starszych kolegów po fachu i upewniał się, czy grzecznie siedziała w miejscu, nie próbując leczyć absolutnie nikogo poza sobą samą. Nawet taka kontrola nie powstrzymała Alii od dyskretnego podleczenia kilku dolegliwości spowodowanych wiekiem u swojego ojca i matki. Dzielnie jednak znosiła kilkutygodniowe zamknięcie. Mimo wszystko, rozumiała, że musiała nieco o siebie zadbać. Szczególnie, że zamierzała finalnie zignorować wszelkie zakazy oraz nakazy, by znów wyruszyć na szlak.
        Młoda druidka nie miała chwilowo nic lepszego do roboty, niż miłe wspominanie pobytu w rodzinnych stronach. Szła ostrożnie, choć całkiem żwawo jak na nią, traktem u podnóży Gór Dasso. O biodro obijała jej się torba wypchana do tego stopnie, że kobieta zaczynała podziwiać wytrzymałość szwów. Mogła po prostu wymknąć się z domu i ruszyć w drogę, ale nie chciała nikogo martwić. Pewnego dnia odwiedziła więc swojego mistrza i oznajmiła mu spokojnie, że doszła do siebie i nadszedł czas, by się spakowała. Znów wysłuchała kilkugodzinnej, wieczornej tyrady przeplatanej instrukcjami i pracą przy przygotowywaniu leków. Tym razem obyło się, na szczęście, bez wrzasków. Stary mentor zmusił Alię, by spakowała nie tylko wszystko, co przygotowała podczas jego wywodu, ale też przyjęła część jego własnych zapasów. Choć była niewidoma, wcisnął jej nawet zwój z rozpisanymi starannie przepisami na niektóre specyfiki. Tak na wszelki wypadek, gdyby zapomniała jak przygotować niektóre, z naciskiem na specyfiki maskujące blizny oraz wzmacniające organizm.
        Podczas pierwszej od dłuższego czasu dłuższej wędrówki, Cień marudził nieustannie. Podobało mu się mieszkanie w jednym miejscu, gdzie nie musiał ciągle pilnować swojej pani. Dlatego nagła cisza z jego strony zwróciła uwagę druidki. Zatrzymała się na chwilkę i nasłuchiwała, delikatnie głaszcząc łasicę na swoim ramieniu. Zanim jeszcze usłyszała końskie kopyta, mały złośliwiec zaczął trajkotać absolutnie o wszystkim, próbując namówić ją na zejście na jeszcze węższą, boczną ścieżkę.
        - Cień, nie! - kobieta zarządziła twardo, podejmując przerwany marsz. Kaptur jasnego płaszcza miała naciągnięty nisko na twarz i szła lekko przygarbiona, by nie straszyć innych podróżnych. Gdy tylko jeździec znalazł się tak blisko, że gdyby Alia była złośliwa, mogłaby szturchnąć jego wierzchowca kosturem, podrapała Cienia za uchem. - Widzisz? Możemy po prostu mijać ludzi, nic się nie stało.
        Pech chciał, że gdy tylko to powiedziała, usłyszała parskanie konia. W efekcie zatrzymała się w miejscu i obróciła gwałtownie, podnosząc głowę. Wtedy dopiero można było zobaczyć, że jej lewe oko było lekko opuchnięte i wyraźnie sine, a na dolnej wardze wyraźnie odcinał się ciemny skrzep krwi. Całość sprawiała wrażenie, że ktoś musiał solidnie obić jej twarz kilka dni wcześniej.
        - Czekaj! Kto cierpi? Gdzie jest? - Kobieta zawołała, zaczynając badać przed sobą kosturem drogę powrotną, chociaż nikt się przecież nie odezwał. A przynajmniej tak mogło się wydawać komuś, dla kogo dźwięki wydawane przez zwierzęta były całkowicie niezrozumiałe. - Cień, widzisz kogoś?
Awatar użytkownika
Athaniel
Błądzący na granicy światów
Posty: 15
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Palladyn
Profesje: Żołnierz , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Athaniel »

         Jak dotąd można by rzec, że pomimo wszystkich tragicznych zdarzeń, które dotknęły Athaniela, miał on szczęście. W ostatnich czasach nawet, gdy uczestniczył w wojnach między Niebem a Piekłem, nie zdarzyło się, aby odniósł większe obrażenia. Sam Athaniel lubił pocieszać się tą myślą, gdyż te zasługi przypisywał Cathariel, swojej żonie, która zginęła, a która na pewno znajdowała się już wraz z jego córką w Arkadii. Palladyn wspominał czas małżeństwa, kiedy byli razem. Niczego im nie brakowało poza sobą. Pamiętał też ten dzień, kiedy spotkali się po raz pierwszy, czy kiedy urodziła się ich córka. W jego życie weszło nowe światł, dobroć i miłość. U Athaniela różnie bywało ze wspomnieniami. Zdarzało się, że przynosiły one ulgę, lecz także gdy wspominał więcej w tym większe obniżenie nastroju potem wpadał.
         Przez ostatni czas na "granicy" Nieba-Piekła panował spokój i Athaniel nie musiał brać udziału w żadnych nowych wojnach. Również przez ostatnie miejsca, które wędrował, głownie niziny i doliny, ludzie, elfy, czy jeszcze inne stworzenia, które tylko na kontynencie alariańskim można było spotkać, były nastawione pokojowo, czy wręcz przyjacielsko. Jedynym zagrożeniem mogły być dzikie zwierzęta, które jednak rzadko polowały na człowieka, czy niebianina tym bardziej. Teraz w głowie Athaniela pojawiły się myśli, czy wyszedł z wprawy, czy już po prostu się starzeje. Do treningów w Planach Niebiańskich, wraz z innymi palladynami, wrócił po kilku miesiącach od tragicznej śmierci żony na polu walki. Wtedy odczuwał deficyt jeśli chodzi i o siłę i o zręczność i szybkość, na których przecież głównie opierał swoją strategię w walce. Po tym, jak trafiła go bestia swymi pazurami, rozmyślał co było przyczyną, że tym razem dał się trafić. Czy może z powodu swojej depresji zaopuścił się w formie?
         Takie i różne myśli krążyły w głowie Athaniela, kiedy podążał on traktem pośród gór na swojej klaczy. Sylwetkę miał pochyloną, głowę spuszczoną, a do zszytej prowizorycznie rany przykładał jedną ręką okład leczniczy. Pazury tej bestii, z którą walczył, były na pewno zatrute i gdyby nie wrodzona odporność palladyna na trucizny, ten pewnie by już umarł. Tymczasem rana piekła niemiłosiernie, a spod szwów oprócz krwi zaczął wydobywać się przeźroczysty płyn.
         Podróżując w takim stanie, myślał o dotarciu do jednego z miast, czy jakiejś większej wioski, gdzie byłby jakiś medyk, który mógłby oczyścić i dobrze zszyć ranę, o ile w ogóle uda musię do takiego miejsca dotrzeć żywym, w pewnym momencie, gdy byli jeszcze daleko, zza zaułka traktu wyłoniła się niska postać. Athaniel zanotował to wydarzenie, po chwili gdy się zbliżyli postarał się trochę podnieść głowę i zobaczył sylwetkę drobną, kobiety jak zakładał, w jasnozielonym płaszczu z kapturem, która podpierała się dużym kosturem. W pierwszej chwili pomyślał, że to jakiś inny nieszczęśnik musi podążać tym traktem, toteż kiedy zbliżyli się już na odległość, z której dało się rozmawiać palladyn zadał pytanie wyraźnym, spokojnym głosem
        - Witajcie pani. Czy nie jesteście czasem ranni? - Athanielowi wydawało się, że kobieta przestraszyła się, ponieważ uniosła nagle głowę. Wtedy mógł zobaczyć jej twarz, która w pierwszym wrażeniu wydawała się na pobitą. Athaniel zobaczył też białe oczy kobiety, a z jej twarzy odczytał smutek, cierpienie i dobroć. Błyskawica, kiedy przystanęła zaczęła z zaciekawieniem próbować powąchać kobietę, a może wyczuwała też węchem jej towarzysza, który chował się pod włosami.
         Athaniel po tym, gdy zatrzymał konia, zaczął próbować nieudolnie schodzić, a potem po prostu zeskoczyć z konia, gdyż uzdy mógł trzymać się tylko jedną ręką. Młoda kobieta obróciła się i zaczęła badać drogę przed sobą kosturem. Wtedy w raz z obrazem jej białych oczu Athaniel skojarzył, że może być niewidoma i stąd przygarbiona sylwetka, w której się poruszała. Na jej pasie zobaczył również od razu nieprzeciętnie dużą ilość kaletek i sakiewek, które wyglądały mu na takie, które noszą zielarze. Kobieta zaczęła coś mówić z czego Athaniel wyłapał "Ktoś cierpi". Ponieważ kobieta stała w miejscu palladyn zapytał
         - Kto cierpi? Czy jesteście ranni panienko? - Powiedział to sam z trudem wymawiając każde słowo i stojąć pochylony nad raną w przód. Przyciskał też do szyi ciągle swój okład, albowiem paskudna rana piekła niemiłosiernie.
Awatar użytkownika
Alia
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 149
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Alia »

        Z uporem godnym lepszej sprawy Cień próbował zagłuszać zarówno jeźdźca jak i jego wierzchowca. Podsunął pyszczek pod samo ucho swojej pani i piszczał jak opętany, opowiadając o rzekomych przeszkodach na drodze i zagrożeniach, byle odciągnąć druidkę od obcej osoby. Wprost nienawidził, gdy Alia leczyła kogokolwiek i miał cichą nadzieję, że tym razem zostaną w bezpiecznym domu na stałe. Tymczasem znów byli na trakcie, kobieta miała na sobie pierwsze, drobne rany i jeszcze musieli trafić na kogoś, kto wyglądał na ledwie żywego. Musiał spróbować odciągnąć jej uwagę i ochronić.
        Uzdrowicielka przez chwilę próbowała uspokoić swojego towarzysza cichymi uwagami i głaskaniem, ale im bardziej się starała, tym on głośniej piszczał.
        - Cień! Przestań, albo następnym razem pójdę bez ciebie! - syknęła wreszcie i dopiero ta groźba podziałała na łasicę. Stała przez chwilę lekko skołowana, obracając głowę, jak gdyby się rozglądała. Znieruchomiała, obrócona do jeźdźca profilem, gdy usłyszała skrzypnięcie skóry o drewno, które skojarzyła z siodłem, skoro z pewnością w pobliżu był koń. Odsunęła włosy za ucho, by lepiej słyszeć. Ciężki ludzki oddech, zwierzęce węszenie, dalsze skrzypienie osprzętu i wreszcie głuchy dźwięk uderzenia czegoś o ziemię. Gdy mężczyzna się odezwał, dopiero zrozumiała, że wcześniejsze pytanie zadał również on, a nie jego wierzchowiec, czy Cień. Obróciła twarz mniej-więcej w jego stronę, jak gdyby chciała go zobaczyć.
        - Ja? Ranna? Nie, skądże - odpowiedziała z delikatnym uśmiechem, który tylko podkreślił jej zniekształcone bliznami rysy. Przesunęła przed sobą końcówka kostura po ziemi, po czym zrobiła ostrożny krok w stronę rozmówcy, wyciągając na wszelki wypadek wolna dłoń. - Cień, pomóż mi. Mam za to wrażenie, że to wy, panie, jesteście poszkodowani. Oddychacie bardzo głośno i wasz koń coś wspominał, ale nie zrozumiałam dokładnie.
        Druidka powolutku przesuwała się do przodu, aż kij dotknął czegoś, co zdecydowanie nie było kamieniem. Po prawdzie korciło ją, aby przesunąć kosturem wyżej i upewnić się, czy to "coś" było butem, czy może tylko przeszkodą, ale to byłoby zbyt nieuprzejme wobec obcego. Szczególnie, że ton, obecność wierzchowca i sposób mówienia wskazywały na osobę wyższego stanu. Gdy kobieta podeszła bliżej, można było zauważyć, że niewiele było na jej skórze miejsc, których nie pokrywałyby jaśniejsze zgrubienia blizn. Nie miała widocznych śladów po źle zrośniętych złamaniach, ale i tak wyglądała, jakby większość życia spędziła na bójkach w karczmach czy walce mieczem.
        - Jestem uzdrowicielką. Mogę wam pomóc, jeśli coś wam dolega, panie. Nie obawiajcie się, proszę, mojego wyglądu. - Druidka sięgnęła do broszki przy płaszczu i rozpięła ją, po czym wyciągnęła przed siebie zdjętą z ramion opończę, ukazując jeszcze więcej śladów po ranach pokrywających jej ręce. - Nazywam się Alia. Usiądźcie na tym, panie i powiedzcie, co się stało. Chociaż domyślam się, że stanęliście do walki z kimś, z kim nie powinniście. Cień, dość!
        Ostatnie słowa powiedziała dużo ostrzej, czując, jak jej towarzysz przeniósł się z barku na wyciągnięta dłoń, fukając ostrzegawczo. Może zwierzak był malutki, ale za to waleczny jak na łasicę przystało. Kobieta zacmokała, na co rudzielec niechętnie zawrócił i przysiadł na jej łokciu. Przez cały czas Alia starała się delikatnie uśmiechać i mówić łagodnym tonem, choć doskonale wiedziała, co ją czekało. Jeśli miała rację i jeździec był ciężko ranny, leczenie go zapowiadało się boleśnie, a dalsza wędrówka miała być zdecydowanie mniej komfortowa. Tyle dobrze, że tego ranka pomagała tylko dwóm młodym chłopakom, którzy potłukli się między sobą o względy jakiejś panny, więc była dość wypoczęta, a ślady na jej twarzy powinny do wieczora być ledwie widoczne.
        - Śmiało, panie. Nie chcę pieniędzy, po prostu nie lubię, jak inni cierpią.
Awatar użytkownika
Athaniel
Błądzący na granicy światów
Posty: 15
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Palladyn
Profesje: Żołnierz , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Athaniel »

         Nie musiał. Athaniel wcale nie musiał wyruszać ze swego rodzinnego domu w dalszą wędrówkę. Jego bliscy zniechęcali go do tego. Być może bali się, aby nie popełnił czegoś niemądrego. Co mogło być tą niemądrą rzeczą, o którą jego bliscy tak się bali. W tym czasie Athaniel brał udział w wojnie i wyszedł z niej w zasadzie bez szwanku. Dać się zabić w walce. Nie. Chociaż brakowało mu chęci życia czegoś tak niemądrego by nie zrobił. Wiedział, że Cathariel nie wybaczyła by mu tego, a wierzył, że kiedyś trafi do Arkadii, tak jak jego zmarła już rodzina.
         Tym czasem trzeba było żyć, tym co przyniesie los. Jego bliscy, a więc rodzice, bracia i siostry, porzegnali go, gdy ruszał w kolejną wędrówkę po Alaranii, zresztą tak jak czynili to inni palladyni. I tak, jak się teraz zdarzyło los przyniósł także rany. Mimo to, gdy niebianin spotkał druidkę i jej jak się wydawało pobitą twarz, sam zapytał o to, czy nie jest ona ranna. Kobieta odparła, że nie, chociaż jej odpowiedź tylko podkreśliła obrażenia na twarzy
         - Wasza twarz panienko. Kto wam to mógł zrobić? - Zapytał Athaniel, ponieważ był już pewny, że kobieta jest niewidoma. Jej nieruchome białe źrenice oraz sztywny wzrok mówiły o tym. Palladynowi w głowie się nie mieściło, kto mógł zrobić coś takiego niewidomej kobiecie. Nie znał jeszcze albowiem sposobu w jaki Alia leczyła, tych których spotkała.
         Athaniel zobaczył, że kobieta coś mówiła, ale nie do niego. Potem zobaczył w jej włosach jakieś rude zwierzątko, chyba to była łaska. Zobaczyła ją również Błyskawica. Klacz swoim starym zwyczajem chciała z ciekawości obwąchać najpierw nową rozmówczynię swojego pana, a potem zwierzątko na jej ramieniu. Alia stała najpierw bokiem, potem chciała odwrócić się twarzą mniej więcej w stronę rozmówcy. Gdy powłóczyła swoim kosturem przed sobą, z wyciągniętą w bok ręką, Athaniel był dosyć zaskoczony, że młoda kobieta zwróciła za to uwagę na jego zdrowie. Zdawało się, że mówiła do swojej łasiczki i coś o koniu, więc to mogło znaczyć, że znała również mowę zwierząt? Było to możliwe. Kobieta z tymi wszystkimi swoimi sakiewkami i kaletkami, wraz z kosturem, który był jej zresztą niezbędny, przypominała rzeczywiście druidkę.
         Alia zrobiła jeszcze krok w przód, aż trafiła na buty niebianina. Wtedy oznajmiła, że jest uzdrowicielką, tyle że jej ciało wyglądało, jak gdyby otrzymała obrażenia w wielu walkach. Na wzmiankę o tym, że kobieta była uzdrowicielką, Athaniel nie okazał nawet zdziwienia, gdyż słyszał o tym, że magią można leczyć rany i choroby. Ba, nawet widział efekty pracy uzdrowicieli w swoich licznych wędrówkach. Odparł więc na słowa Alii
         - Rzeczywiście zostałem ranny w walce z bestią z gór, która atakowała miejscowych. Jej pazury były zatrute, więc gdybym był człowiekiem już bym nie żył. - Każde słowo wymawiał ze słyszalnym wysiłkiem. Wtedy dopiero przyszło mu do głowy, że nie przedstawił się kim jest
         - Przepraszam, zapomniałem - powiedział. - Jestem Athaniel. Palladyn w służbie Najwyższego. - Wzmianka o rasie mężczyzny była istotna, albowiem palladynów z małymi wyjątkami nie imały się choroby i trucizny. Alia podała niebianinowi swój płaszcz. Ponieważ był coraz bardziej słaby usiadł, kiedy kobieta to zaproponowała. Przyjął do wiadomości, aby nie przejmować się wyglądem Alii, chociaż ukazywała ona coraz więcej blizn. Łasiczka próbowała ostrzegawczo ofukać niebianina, ale uspokoiła ją jej pani, tak że ta wróciła z powrotem na jej ramię.
         Athaniel wyczuwał dobroć i łagodność Alii. Robiła wrażenie osoby, której bez wahania można było powierzyć własne zdrowie. Palladyn zgodził się więc na propozycję uleczenia go. Wiedział, że pomoc druidki może być ostatnią szansą w jego życiu, albowiem nie było pewne czy zdąży po pomoc do jakiegoś medyka. Athaniel spodziewał się użycia przez Alię magii. Nie wiedział jednak na czym polegał sposób, w który druidka leczyła.
Awatar użytkownika
Alia
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 149
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Alia »

        Alia zdążyła niemal całkiem zapomnieć o świeżym urazie twarzy. Usta szczypały lekko, gdy mówiła, ale właściwie była przyzwyczajona, że zawsze coś jej dokuczało. W pierwszej chwili pomyślała więc o bliznach, ale coś nie pasowało jej w pytaniu nieznajomego i to wybiło ją na krótką chwilę z rytmu.
        - Co z moją twarzą? - szepnęła cichutko do Cienia, który zaskrzeczał w odpowiedzi. Druidka pokiwała tylko głową, zrozumiawszy nagle, o co chodziło. Machnęła więc tylko ręką, jakby odganiając natrętną muchę. - Nikt mi nic nie zrobił. Lecząc na trakcie obcych, różne rzeczy się przytrafiają, szybko się zagoi.
        Kobieta kłamała tylko częściowo. Przecież, gdyby powiedziała, że sama podbiła sobie oko i rozgniotła wargę o zęby, brzmiałaby jakby była szalona. Prawdy nie chciała zdradzać. Zdarzali się szaleńcy, którzy rezygnowali z jej pomocy, gdy dowiadywali się zbyt wiele. Athaniel brzmiał, jakby nie miał wiele czasu i luksusu wyboru, czy chciał pozwolić się uleczyć.
        - Palladyn? Czyli jesteście dość odporni, prawda, panie? Ech… nie będzie przyjemnie - uzdrowicielka westchnęła ciężko, ale zmusiła się do uśmiechu, gdy poczuła, jak mężczyzna wziął jej płaszcz. Wolną już dłoni wyciągnęła w bok i dotknęła delikatnie końskich chrap, których węszenie słyszała tuż obok. Cień nie zareagował na ten gest agresją, gdyż Alia zwierzęta leczyła dużo rzadziej. - Mam więc nadzieję, że to nie trucizna, a tylko paskudne zakażenie. Tak, czy inaczej, dam radę wam pomóc, panie.
        Kobieta ukucnęła i położyła na ziemi swoją torbę oraz kostur. Zaraz potem chwyciła ostrożnie łasicę i zaczęła majstrować przy obroży oraz długim rzemieniu przyczepionym do kostura. Mały rudzielec natychmiast zaczął piszczeć, jakby obdzierała go żywcem ze skóry. Próbował się przy tym wyrywać a nawet pozorować gryzienie smukłych palców. Jego pani westchnęła tylko ciężko i podniosła się, wyraźnie dużo mniej pewna bez wsparcia ciężkiego kija i swojego ulubieńca.
        - Cień, prowadź. Cień! Dosyć. Po prostu mi pomóż. Cień! Najwyższy, daj mi cierpliwość… proszę, mały… - Przepychanka z łasicą trwała kilka chwil, zanim drapieżnik uspokoił się i z wyraźną niechęcią ustawił się tak, żeby lepiej widzieć zarówno Athaniela jak i Alię. Zaczął wtedy wydawać z siebie pojedyncze dźwięki, a druidka poruszała się przed siebie, przesuwając ostrożnie stopy. Gdy już prawie dotykała butem własnego, leżącego na ziemi płaszcza, uklękła i wyciągnąwszy dłoń zlokalizowała palladyna.
        - Wybaczcie, panie. Wiem, jak to wygląda, ale nie lubi, gdy leczę. A ta rana raczej nie będzie najprostsza do zaleczenia, więc mógłby was zaatakować. Pomóżcie mi, proszę i połóżcie moją rękę jak najbliżej waszej rany. - Kobieta zaczekała w milczeniu, aż pacjent wypełnił jej prośbę i poczuła pod palcami ciepłą skórę. Właściwie była gorąca, co ani trochę jej nie zdziwiło. Ciężkie urazy miały to do siebie, że zwykle szły w parze z gorączką lub miejscowym zapaleniem. Niewidoma zaczęła oglądać ciało Athaniela w jedyny możliwy sobie sposób. Obie dłonie położyła tuż obok siebie i przesuwała delikatnie opuszkami wokół krawędzi rany. Jej dotyk był ledwie odczuwalny, ale nie musiała przyciskać palców, aby zdobyć wszystkie potrzebne informacje.
        - Pierwszy z brzegu cyrulik was łatał, prawda? Tragiczne te szwy, ale już nie będą potrzebne - mruknęła, sięgając do jeden z kaletek u paska i wyjęła z niej małe nożyczki. Widok ślepca z ostrym narzedziem przy cudzej twarzy mógł być przerażający. Alia nie czekała więc, aż jej pacjent spanikuje. Przykładała dwa palce bo obu bokach rany i szybkim jak na nią, wprawnym ruchem przecinała kolejne szwy. O dziwo, udawało jej się robić to praktycznie bezboleśnie. Dużo gorsze było wyjmowanie kawałków katgutu. Zaraz po tym kobieta westchnęła ciężko i delikatnie położyła dłoń na środku rozciętej skóry. Palladyn mógł poczuć przez chwilę ciepło, co tylko wzmogło nieprzyjemne uczucie wywołane przez zapalenie. Na szczęście, już po chwili zostało zastąpione przez zbawienny chłód łagodzący ból. W tym samym momencie kobieta syknęła przez zęby, omal nie cofając dłoni.
        - Nie spodziewałam się aż tak - jęknęła, a chwilę później zacisnęła zęby na własnym ramieniu, aby stłumić wrzask. Mimo tego udało jej się zagłuszyć wściekłe piszczenie Cienia. Wreszcie oderwała palce od szczęki Athaniela i oparła je na swoich kolanach, dysząc ciężko. Gdyby ten patrzył na pomagającą mu uzdrowicielkę podczas całego procesu, mógłby zauważyć pojawiającą się na jej własnej szyi oraz twarzy cienką czerwoną linię, która szybko zmieniła się w otwartą, jątrzącą się, napuchnięta ranę. Przez kilka uderzeń serca odbiegały od niej nawet ciemne linie, podkreślające żyły, jak gdyby gwałtownie rozwinęło się zakażenie, ale po chwili zbladły do delikatnego różu. Za to skóra pacjenta była jasna i gładka, jakby nigdy nie został trafiony żadnym pazurem.
        - To mi się stało w twarz, panie - wyspała, ocierając twarz z mimowolnych łez bólu. - Leczyłam dwóch chłystków. Zaraz… zaraz mi przejdzie i będę mogła iść dalej. Jak się czujecie, panie?
Awatar użytkownika
Athaniel
Błądzący na granicy światów
Posty: 15
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Palladyn
Profesje: Żołnierz , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Athaniel »

         - To panienka została tak pobita w trakcie leczenia?... - Zapytał Athaniel, albowiem ciągle nie znał sposobu w jaki leczy Alia. Może kobieta rzeczywiście najpierw kogoś uleczyła, a potem już ją pobito? Coś takiego na tych traktach dotąd było bezpiecznie, jeśli chodziło o zagrożenie ze strony ludzi. Nie zdarzało się dotąd, żeby ktoś kogoś napadał. Ale Athaniel już nie był w stanie wyrazić swojego oburzenia na tą sprawę. Rana chociaż trucizna nie działała na palladynie, ciągle krwawiła i wydobywał się z niej płyn. Czyli rana na jakiś swój sposób zaropiała. Athaniel w całym swoim życiu odniósł już wiele ran, ale w tym momencie czuł, że powoli umiera. Los więc sprawił, że cała jego nadzieja pozostawała w spotkanej przypadkiem kobiecie.
         Palladyn tylko skinął lekko głową na pytanie Alii o swoją odporność. W tym momencie każde wypowiedziane słowo wiązało się z bólem. Athaniel przyjął płaszcz od Alii, chociaż bał się go pobrudzić. Na jego tunikę niebianina nakapało się już sporo krwi. Kobieta zbliżyła się do palladyna. Gdy dotknęła Błyskawicy, ta zarżała. Widocznie koń martwił się o stan swojego pana. Następnie druidka zapewniła, że da rady uleczyć rannego żołnierza i zrozumiał, że to nie będzie przyjemne dla niego. Zresztą tego się spodziewał, bo rana piekła niemiłosiernie.
         Następnie kobieta zaczęła się zajmować swoją łasiczką. Po tym jak przywiązała ją do kostura, zwierzątko w międzyczasie kwiliło, jakby oszalałe, Alia wydała mu polecenie, aby ją prowadził. To po raz kolejny utwierdziło palladyna, że druidka rozumie mowę zwierząt, albowiem prowadzona dźwiękami małego doszła do płaszcza, na którym spoczął palladyn, po czym uklęknęła. Sięgnęła ręką, aby go zlokalizować.
         Athaniel wypełnił prośbę Alii, aby położyć jej rękę w pobliżu swojej rany. Za chwilę kobieta położyła też drugą swoją rękę na gardle palladyna i zaczęła je badać dotykiem, co dla Athaniela wydawało się całkiem naturalne, skoro kobieta była niewidoma. Athaniel tylko przytaknął wydają z siebie dźwięk na uwagę o cyruliku. Rzeczywiście, chociaż mężczyzna chciał dobrze, to nie potrafił porządnie zszyć rany, aby ta nie ropiała. Niebianin zniósł cierpliwie ból, kiedy kobieta wyciągała rozcięte części dratwy. I tak nie mógłby być to gorszy ból od tej rany
         Następnie czego palladyn się nie spodziewał, Alia położyła swoją dłoń na środku jego rany. Myślał, że w tym momencie użyje ona czarów. I rzeczywiście coś się zadziało. Rana zapiekła mocniej, a po chwili poczuł kojący chłód. Rana już dłużej nie bolała Athaniela zniknęła. Za to usłyszał on przeraźliwy jęk Alii. Kiedy przez chwilę dochodził do siebie usłyszał też stłumiony krzyk kobiety. Następnie co mógł zobaczyć to ranę podobną do swojej na szyi i twarzy Alii. Po słowach kobiety Athaniel chyba zrozumiał o co chodziło w sposobie leczenia kobiety. Wzięła jego ranę na siebie. Pierwsze co poczuł, to wyrzuty sumienia, bo gdyby wiedział jak będzie wyglądał zabieg nigdy by się na to nie zgodził, aby młoda kobieta cierpiała za niego. Nie bez przyczyny martwił się teraz o życie Alii
- Panienko, co z wami? - Powiedział.
Awatar użytkownika
Alia
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 149
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Alia »

        Alia czuła się zwyczajnie fatalnie. Nie dość, że sam proces leczenia był męczący, to dodatkowo dawno nie przejęła na siebie tak paskudnej rany. Dopiero, gdy sama czuła jej ból, zrozumiała, jak wiele szczęścia miał Palladyn. Pazur ledwie ominął tętnice. Rozcięcie było tak długie i głębokie, że gdyby nie napotkał na drodze uzdrowiciela, zapewne jeszcze tego samego dnia spadłby z końskiego grzbietu, pozbawiony sił. Na domiar złego doszło jeszcze zatrucie, zakażenie, czy inna choroba. Druidka nie była w stanie skupić się na tyle, żeby próbować rozpoznać, co dokładnie wywoływało tak okropne samopoczucie.
        - Nic, nic... Nic mi nie jest, dziękuję, panie. Trochę odpocznę i będzie lepiej - kobieta skłamała, próbując panować nad własnym głosem. Zapomniała jednak, że większość ludzi mogła widzieć jej twarz, która aktualnie wykrzywiona była grymasem bólu i wyraźnie blada. Drżącą ręką zaczęła uciskać ranę, która może była odrobinę mniejsza i mniej zaropiała, niż u Athaniela, ale mimo to krwawiła obficie. - Dobrze słyszeć, że mówicie pewniej. Jeśli jeszcze czujecie się osłabieni, mogę za chwilę spróbować pomóc. I wystarczy Alia.
        Uzdrowicielka mówiła z trudem, jak wcześniej jej pacjent. Mimo to, próbowała udawać, że nic się jej nie stało i nadal proponowała wsparcie. Kasztanowe włosy zaczynały być z jednej strony całe posklejane, a biała suknia szybko stawała się czerwona. Druidka oderwała lepką od posoki dłoń od szyi i podjęła próbę przejścia na czworaka do swojej torby. Jednak gdy tylko spróbowała oprzeć część własnego ciężaru na ramionach, te ugięły się pod nią i przez chwilę wyglądała, jakby biła przed kimś pokłony.
        - Wybaczcie, proszę. Muszę poprosić was, panie, żebyście podali mi torbę - wyjęczała, podnosząc powoli przednią część ciała, by nie leżeć całkiem na ziemi. - Muszę chyba zaszyć tą ranę. I, jeśli to nie za wiele, czy moglibyście spuścić ze smyczy Cienia? Tylko ostrożnie, żeby was nie ugryzł. Możecie potem ruszać w dalszą drogę, nie chcę was zatrzymywać, panie.
        W rzeczywistości kobieta zdawała sobie sprawę, że bez pomocy do najbliższej wioski dotrze za kilka dni, o ile w ogóle. Powoli zaczynało kręcić jej się w głowie i robiła się senna. Doskonale wiedziała jednak, że utrata przytomności w jej stanie skończyłaby się wykrwawieniem, a w najlepszym przypadku osłabieniem zbyt mocnym, by mogła zadbać sama o siebie przez dłuższy czas. Nie lubiła jednak być dla innych ciężarem i wolała zaryzykować, zamiast poprosić o opiekę. Przy dużej dozie szczęścia może minąłby ją jakiś wóz, którym mogłaby dotrzeć do jakiejś wioski czy miasta.
        Przez cały ten czas Cień usiłował zerwać się ze swojej smyczy. Szarpał się i piszczał jak opętany. Dopiero po kilku chwilach wpadł na to, żeby spróbować przegryźć trzymający go rzemień. Z jego panią działo się jednak zbyt wiele, by odważył się spuścić z niej wzrok na dostatecznie długo, by się uwolnić.
Awatar użytkownika
Athaniel
Błądzący na granicy światów
Posty: 15
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Palladyn
Profesje: Żołnierz , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Athaniel »

         Mimo, że Athaniel był osłabiony przez cały czas posiadania tej rany, musiał szybko otrzeźwieć, bo teraz z uzdrowicielką, którą spotkał nie działo się dobrze. Tak na prawdę, kiedy patrzył na nią miał przed oczami obraz swojej żony, kiedy znalazł ją zmasakrowaną na polu walki. Dopiero teraz mógł zobaczyć na ciele Alii, jak rana była rozległa i głęboka. Kobieta zaczęła zapewniać, że nic jej nie jest. Athaniel przyjął tą wypowiedź jednak w ten sposób, że na prawdę jest to głos osoby wołającej o pomoc. Rana krwawiła i była zaropiała. To jeszcze zdziwiło Athaniela, że druidka chciała jeszcze jemu pomóc, pomimo swojego położenia. Nie chciał tracić czasu, ale powiedział do Alii
         - Macie na prawdę złote serce panienko. - Kobieta mimo, że sama wymagała pomocy, chciała dalej nieść pomoc innym. To było bardzo szlachetne, jednak Athaniel nie miał teraz czasu na rozmyślania. Zrezygnował z szycia rany, bo sam mógłby to zrobić gorzej od cyrulika. Ze swojego bagażu podręcznego wyciągnął bandaże i okład leczniczy. Na szczęście miał też trochę maści na zakażenia, którą dostał w wiosce, gdzie go opatrywali. Dla niego była ona bezużyteczna, ale mogła już pomóc człowiekowi. Alia przyciskała rękę do krwawiącej rany. Athaniel najpierw posmarował obrzeża rany tą maścią na zakażenia, a następnie zastąpił rękę Alii na ranie okładem leczniczym i zabandarzował. Miał nadzieję, że to wystarczy, aby zatrzymać krwawienie na jakiś czas.
         Palladyn powstrzymał Alię od próby sięgnięcia po własną torbę. Spuścił łasiczkę z rzemienia. Ta od razu wyspinała się na ramię swojej pani. Kiedy kobieta wstała na czworaki chwycił ją ostrożnie wpół i posadził na swego konia, tak aby mieć ją przed sobą. Jej łasiczka, jak usłyszał nazywała się Cień, wyraźnie cały czas kwiliła nad stanem swojej pani. Palladyn szybko pozbierał rzeczy Alii, a więc torbę, płaszcz i kostur. Założył to wszystko na konia i już zamierzał ruszyć w drogę ku najbliższej wiosce, gdzie kobiecie mogłaby być udzielona pomoc. Athaniel nie wiedział, czy Alia straciła przytomność, lecz była cały czas na granicy utraty świadomości.
         Palladyn chciał, żeby Błyskawica podążała wydłużonym kłusem, na tyle szybko na ile się dało. Jego klacz była ułożonym koniem i do pewnej prędkości nie trzęsła, gdy się na niej siedziało. Podążali tak traktem wśród gór. Athaniel niecierpliwił się, kiedy dotrą do jakiejś osady. Mniej więcej po półtora godzinie drogi zza zaułku ukazała się wreszcie jakaś wioseczka. Athaniel martwił się, czy będzie tam ktoś, kto będzie w stanie pomóc Alii. Na szczęście okazało się, że nie była to osada drwali, jakie w górach się często spotykało, a zielarzy i był tam medyk, który mógł zszyć ranę. Kobietę zabrano do jednej z chat. Tam zajął się nią medyk. Oczyścił i zszył ranę, a żona medyka przygotowywała w tym czasie odpowiedni napar z ziół i na okład. Medyk powiedział, że stan kobiety jest ciężki, bo straciła sporo krwi, ale musi teraz wypoczywać. Alia nie dała rady wypić naparu dla niej. Zasnęła. Sam palladyn zaś poprosił o możliwość pozostania w wiosce, dopóki stan Alii się nie poprawi.
Awatar użytkownika
Alia
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 149
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Alia »

        Z uporem godnym lepszej sprawy utrzymywała, że poradzi sobie sama. Gdy poczuła cudze dłonie przy swojej szyi, zaprotestowała słabo a nawet podniosła własną, by je odsunąć, choć w efekcie tylko położyła palce na nadgarstku Palladyna.
        - Dam radę... Sama zaszyję - szepnęła, ale nie przeszkadzała dalej. Nawet zdołała zacisnąć trochę krawędzie rany przy bandażowaniu i zaskakująco logicznie udzielała rad, jak dobrze założyć opatrunek. Jeśli chodziło o leczenie, mogła mówić o tym niemal przez sen. A już z pewnością umiałaby obudzona w środku nocy wyrecytować kilkanaście przepisów na leki, właściwości kilkudziesięciu ziół i bezbłędnie podać procedury podstawowych zabiegów. Miała nawet wrażenie, że kojarzyła zapach nałożonego na skórę specyfiku. Gdy na jej ramieniu pojawił się Cień, uśmiechnęła się delikatnie. Mając obok siebie wiernego towarzysza, od razu czuła się pewniej, bez względu na samopoczucie.
        - Co robicie, panie? - zapytała ni to wystraszona, ni ogłupiała od utraty krwi oraz zmęczenia. Zwykle ludzie bali się ją dotykać albo chociaż informowali, zanim choćby podali jej rękę. Athaniel za to bez pardonu chwycił ją i podniósł, jakby nie była cięższa od łasicy siedzącej na niej. Mały drapieżnik natychmiastowo syknął i już chciał atakować mężczyznę, ale wtedy jego pani jęknęła, czym zwróciła na siebie jego uwagę. - Nie chcę cię... męczyć... czekaj.
        Kobieta szepnęła, gdy już zrozumiała, że siedziała na końskim grzbiecie. Zaczęła przechylać się do przodu, opierając ciężko dłonie o kark zwierzęcia. Na szczęście nie potrafiła jeździć, więc nie umiała też zejść z siodła. Palladyn miał dzięki temu dość czasu, by zebrać jej rzeczy i samemu wskoczyć na swojego wierzchowca. Druidka wybelkotała coś niezrozumiale, gdy została wbrew woli przywrócona do pionu i oparta plecami o coś ciepłego. Cień z jednej strony co rusz chciał atakować niedawnego pacjenta uzdrowicielki, z drugiej za bardzo się o nią bał. Skupiał się na mamrotanych przez nią słowach i próbował uniemożliwić jej utratę przytomności. Zaczepiał, lizał po twarzy, nawet czasem gryzł policzki i uszy kobiety. Mimo jego starań, Alia opierała się coraz ciężej o pierś wojownika. Szeptała jednak czasem imię swojego zwierzaka. Okazyjnie wydawała się myśleć nieco jaśniej i wtedy przepraszała, choć kogo i za co, nie była już w stanie wyjaśnić. Usiłowała wypoczywać i jednocześnie nie zemdleć całkowicie.
        Zdjęta i zaniesiona do chaty druidka wydawała się odzyskiwać kontakt z rzeczywistością. Próbowała cicho rozmawiać z lokalnym medykiem o ranie, choć była to raczej jednostronna dyskusja. Nie reagowała na cudze słowa. Powtarzała mechanicznie różne instrukcje oraz zapewnienia, że sobie poradzi. Na szczęście każdy wioskowy lekarz był przyzwyczajony do pacjentów, którzy nie chcieli współpracować, a nawet w pełni sił, Alia była raczej słaba fizycznie. Dzięki temu, gdy próbowała zabierać medykowi narzędzia i sama się opatrzyć, unieruchomił ja bez problemu. Po prawdzie przy pierwszej próbie dotykania jej rany, Cień dostał szału i musiał wylądować w klatce na drób, jednak cała sytuacja została szybko i sprawnie załagodzona. Gdy tylko została zostawiona na chwilę w spokoju na posłaniu, zasnęła twardo. Zdecydowanie przejęła tym razem na siebie więcej, niż powinna.
        Pierwszym sygnałem, że Alia się obudziła nie było otwarcie oczu. Niewidoma zaczęła przesuwać przed sobą dłońmi, szukając znajomego kształtu kostura lub łasicy. Nie miała pojęcia, gdzie była ani co się stało. Dopiero bez obecności ukochanego zwierzaka czuła się naprawdę ślepa i zagubiona.
        - Cień... - szepnęła zachrypniętym lekko głosem. Zdecydowanie powinna się napić. Odchrząknęła, zmuszając się do przyjęcia pozycji siedzącej. - Cień! Gdzie jesteś?
        Gdy krzyknęła imię swojego towarzysza, usłyszała jego piszczenie, jednak zwierzak nie przybiegł do niej. Zrozumiała, że nie mógł się ruszyć, więc zareagowała odruchowo. Zsunęła nogi z posłania i zaczęła próbować wstać, przez co zakręciło jej się w głowie.
        - Już idę, mały. Nie bój się. Zaraz się tobą zajmę. Gdzie jesteśmy i dlaczego? O Najwyższy, ale boli mnie szyja... Ale chyba coś pamiętam. Wiesz, co się stało z panem Athanielem?
Awatar użytkownika
Athaniel
Błądzący na granicy światów
Posty: 15
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Palladyn
Profesje: Żołnierz , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Athaniel »

         Gdy już Alia zasnęła wszyscy z medykiem i jego żoną wyszli na zewnątrz chaty, żeby jej nie przeszkadzać. Na podwórzu zgromadziło się kilka osób zaciekawionych przyjazdem do ich wioseczki palladyna. Athniel chociaż sam czuł się słabo i najchętniej by się już gdzieś położył opowiedział zebranym po krótce historię ostatniego dnia, o tym jak podróżował z raną wyrządzoną przez górską bestię i o tym jak Alia uleczyła go ledwie żywego, kiedy spotkali się przez przypadek na trakcie.
         Mieszkańcy wioski generalnie ucieszeni z obecności w swojej wiosce palladyna chcieli go ugościć razem z Alią nie pobierając żadnych opłat. Athaniel jednak nie szczędził ruenów i chciał rozliczyć się za pomoc z medykiem oraz za pobyt jego i Alii w wiosce. Sam musiał zacząć od przebrania własnej tuniki, bo ta w której był, była cała zakrwawiona od krwi sączącej się wcześniej z rany.
         Kiedy się trochę oporządził i umył zapytał czy w wiosce jest szwaczka. Chciał kupić nową sukienkę dla Alii, bo jej była całkiem pokrwawiona. Gdy już ją kupił zajrzał jeszcze pod wieczór do chty medyka. Alia dalej spała. Zostawił nową sukienkę na krześle przy łóżku. Cień zamknięty w klatce siedział teraz jak trusia bez swojej pani. Gospodarze zadbali o to, aby go nakarmić. Dostał miskę suszonego mięsa i wody.
         Tego wieczora Athaniel niewiele zjadł na kolację u gospodyni u której się zatrzymał. Dostał za to od zielarki napar z ziół, który miał go wzmocnić i ten wypił. Zajrzał jeszcze do swojego konia, tym zajęli się miejscowi stajenni. Kiedy palladyn odzyska siły będzie chciał go wyczesać. Tym czasem przyniósł swojej towarzyszce jabłko i przytulił Błyskawicę za szyję. Naprawdę ze swoją srebrną sierścią było to piękne zwierzę. Po tym Athaniel udał się na spoczynek do chaty gospodyni, u której się zatrzymał.
         Mimo tego, że palladyn był osłabiony i zmęczony tej nocy trudno mu było zmrużyć oko, po odprawieniu wieczornego nabożeństwa do Najwyższego. Cały czas odtwarzał w pamięci to, co się wydarzyło. A więc jak spotkał Alię i ta go uleczyła ratując go tym samym zapewne przed śmiercią na trakcie. Zastanawiał się też dlaczego do samego zranienia doszło. Prawda górska bestia to nie był łatwy przeciwnik dla zwykłego śmiertelnika, jednak Athaniel był przekonany, że w swojej optymalnej formie nie dał by się bestii trafić. Czy spadek formy był spowodowany apatią i depresją. Nad tym palladyn musiał się zastanowić.
         Gdy zasnął męczyły go koszmary. Wspominał w nich śmierć żony Cathariel i córki Lothriel. Obudził się przed świtem. Chciał wykonać kilka ćwiczeń z mieczem, aby sprawdzić w jakiej jest formie. Czuł się osłabiony i wolny. W takiej kondycji nie nadawał się do walki z żadnym przeciwnikiem. Kiedy już wszyscy wstali i chłopcy z wioski zobaczyli palladyna ze swoim mieczem od razu zaczęli się bawić w wojnę. Athaniel to skomentował
- Oby te dzieci nigdy nie musiały walczyć prawdziwym ostrzem.
         Rano zajrzał do chatki medyka. Alia dalej spała. Palladyn porozmawiał z medykiem, że dojście do pełni sił zajmie jej długo, zanim organizm się zregeneruje, a tutaj powinna zostać jeszcze kilka dni. Athaniel sam postanowił, że mądrym rozwiązaniem będzie odzyskać siły i odpocząć trochę w tutejszej wiosce. Na szczęście tutaj mieszkańców nie atakował żaden potwór. Athaniel poszedł uregulować jeszcze należności za pobyt swój oraz Alii, mając zamiar zajrzeć do niej koło południa.
Awatar użytkownika
Alia
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 149
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Alia »

        - Cień, nie mów tak! Lepiej mnie prowadź - druidka zbeształa ulubieńca lekko zachrypniętym głosem, gdy ten wyraził nadzieję, że Palladyn "poszedł do diabła". Mały rudzielec nie ociągał się jednak z opisywaniem swojej pani otoczenia i dawaniem wskazówek co do kierunku. Sam z siebie nakierował ją najpierw na oparty o ścianę kostur, a dopiero potem na swoją klatkę. Dziewczyna ledwie stała, ale najważniejsze, że dawała radę utrzymać pion. Gdy mogła opierać się o ciężki kij było jej znacznie łatwiej. Nie zdziwiła się, że w pomieszczeniu była tylko ona i łasica. Wioskowy medyk musiał założyć, że będzie nieprzytomna dużo dłużej i zasadniczo miał rację. Nikt nie mógł wiedzieć, że jej organizm regenerował się znacznie szybciej niż w przypadku przeciętnego człowieka. Powolutku dotarła do klatki z drapieżnikiem, po czym obmacała ją dokładnie.
        - Próbowałeś kogoś ugryźć, prawda? Ugryzłeś?! Bardzo niedobrze. Nie każdy chce mi zrobić krzywdę. Właściwie mało kto chce. Daj spokój, zasłużyłeś sobie. I widzę, że zamknięcie trochę dla ciebie za ciężkie, mały. Już, już. Czekaj, otwieram - Alia mamrotała zmęczonym głosem, próbując przesunąć opornie działająca zasuwę. Prosty mechanizm był zardzewiały, przez co musiała poświęcić na tą czynność dłuższą chwilę, a po wszystkim przyklęknąć na ziemi i odpocząć. Cień natychmiast wskoczył na jej ramię, zmartwiony. Opisał jej przy okazji całe wyposażenie chatki, które widział. Wielu nazw sprzętów nie znał, ale jego opiekunka przyzwyczaiła się do specyficznych sformułowań zwierzaka i mogła z grubsza wyobrazić sobie wszystko.
        Gdy już przestała ciężko oddychać, otarła pot z czoła i wstała ostrożnie, wspierając się na zdobionym kiju. Powoli podeszła do łóżka, mijając po drodze krzesło, na którym według łasicy leżał materiał, który przy okazji sprawdziła jedną dłonią.
        - To nie bandaże, mały. Czyjeś ubranie. Chodźmy dalej. - Po kilku ciężkich krokach Alia mogła z ulgą usiąść na łóżku. Rudzielec sprawdził węchem zawartość kubka stojącego na niskiej komodzie w zasięgu ręki. - Nie woda, mówisz? Rozpoznajesz, co to? Pachnie gorzko i jak moja torba? To dobrze. Pomóż mi.
        Uzdrowicielka bez namysłu sięgnęła po naczynie i sama dokładnie obwąchała płyn, zanim upiła niewielki łyk. Zimny napar był pierońsko gorzko-kwaśny, oblepiał nieprzyjemnie gardło i zostawiał posmak mokrej, bagnistej gleby. Na szczęście Alia była przyzwyczajona do leków o wątpliwych walorach smakowych i nie czuła ich w pełni. Po zwilżeniu ust poczuła się nieco lepiej, kazała więc Cieniowi nakierować się na swoją torbę podróżną, która stała w nogach łóżka. Podróż na końskim grzbiecie wprowadziła delikatny zamęt w starannie poukładanych bagażach, jednak nie był to problem nie do przeskoczenia. Uzdrowicielka polegała nie tylko na stałym umiejscowieniu swoich rzeczy, więc dość sprawnie znalazła potrzebne przedmioty, które ułożyła na pościeli.
        Najpierw wyczyściła dokładnie dłonie i przetarła je odrobiną spirytusu. Czystą ściereczkę nasączyła żółto-pomarańczowym płynem z ciemnej buteleczki, po czym jedną ręką zaczęła zdejmować opatrunek z szyi oraz twarzy. Gdy tylko zaczęła czuć opór w miejscach, gdzie tkanina przykleił asię do zaschniętej mieszanki krwi, ropy i osocza, przykładała delikatnie mokry materiał, aż mogła odczepić bandaż bez otwierania rany. W efekcie część strupa i tak rozmiękła, co spowodowało niewielkie krwawienie. Jak na niewidomą, wymęczoną kobietę, Alia radziła sobie zaskakująco szybko i sprawnie. Z pomocą łasicy sprawdziła ostrożnie szwy, przemyła ranę ze szczególnym naciskiem na jej brzegi i oczyszczenie skóry wokół z niepotrzebnych skrzepów. Korzystając ze swoich zapasów nałożyła maść wspomagająca gojenie, założyła świeży opatrunek, a stary złożyła bezsensownie dokładnie i ułożyła na komodzie. Łyknęła jeszcze solidną porcję sproszkowanych ziół na wzmocnienie, które popiła zimnym naparem. Pomijając wymęczenie, wciąż brudne ubrania i rozczochrane włosy, była gotowa zmierzyć się z nowym dniem, nieświadoma, że było właściwie południe. Od kilku lat pory dnia były dla niej tylko nieco abstrakcyjnym pojęciem, według którego żyli inni. Chyba, że akurat zbierała zioła, które należało zrywać w bardzo konkretnym momencie. Zlokalizowała jeszcze i założyła swoje buty, zanim wstała.
        - Cień? Jak się czujesz? Dobrze... To prowadź do drzwi, chcę się dowiedzieć, gdzie jesteśmy. Przyda mi się ciepła kąpiel, ustalimy, ile jesteśmy winni za gościnę i chyba będziemy ruszać dalej, co? - druidka zaproponowała, wstając z łóżka. Drapieżnik bez problemu wdrapał się na jej ramię i pomógł ustawić się na wprost wyjścia. Alia oblizała nerwowo usta i uniosła zaskoczona brwi. Całkowicie zapomniała o rozbitej wardze, z której zaczął odstawać częściowo strup. Bardzo nieprofesjonalnie zdrapała go, żeby nie drażnił, ukazując sporo jasnej, świeżej skóry i bardzo niewielką rankę. Siniak wokół oka zbladł do żółci z niewielką plamą zieleni najbliżej powiek.
        Wreszcie uzdrowicielka powoli ruszyła przed siebie i z pewnym trudem otworzyła ciężkie drzwi. Mimo wszystko szła wyprostowana, choć wciąż była blada i wyraźnie osłabiona. Już na progu chatki usłyszała po swojej lewej chrzęst drobnych kamyków pod butami, więc bez namysłu obróciła się w tamtym kierunku.
        - Przepraszam! Gdzie mogę znaleźć medyka, który się mną zajął? Chciałabym jakoś odpłacić za pomoc i... Cień, co? Jak ty się odzywasz? - syknęła na zwierzaka na swoim ramieniu, który rozpiszczał się gwałtownie, a sądząc po reakcji kobiety, nie mówił nic pochlebnego. Dopiero po kilku uderzeniach serca Alia pokiwała głową ze zrozumieniem, uciszając ulubieńca. - Pan Athaniel, prawda? Dlatego tak wyklina, paskud jeden. Jak się czujecie, panie? Czy zostały jakieś ślady po waszej ranie? Potrzebujecie czegoś na wzmocnienie?
        Dla postronnego obserwatora, nieznającego sytuacji, całość musiała wyglądać conajmniej dziwnie. Ślepa, drobna, poznaczona bliznami kobieta z opatrunkiem na szyi oraz części twarzy, w brudnej od krwi i ziemi, prostej sukni z najeżoną łasicą na ramieniu. Stała naprzeciw sporo wyższego mężczyzny, po którym mimo zmęczenia widać było niebiańskie pochodzenie. Może nie był tak potężnie zbudowany jak przeciętny Palladyn, jednak złotych włosów, jasnych oczu i ogólnego wrażenia, które można było opisać najprościej chwałą Najwyższego, nie dało się pomylić. Wbrew logice to druidka wyglądająca chwilowo bardziej jak żebraczka jako pierwsza wyraziła swoją troskę o szlachetnego wojownika, choć na kosturze wspierała się coraz ciężej. Próbowała uparcie utrzymać prostą sylwetkę, zdradzało ją jednak drżenie rąk, które zaciskała coraz silniej na kiju, by ukryć własną słabość. Sobą mogła zająć się później. Byle nie dać się znowu umieścić w łóżku, jakby była niedołężną kaleką.
Awatar użytkownika
Athaniel
Błądzący na granicy światów
Posty: 15
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Palladyn
Profesje: Żołnierz , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Athaniel »

         Był ciągle poranek, a Athaniel po porannym treningu, na który się zdecydował dalej czuł się słaby. Wrócił do gospody, w której nocował i z trudem wymusił na sobie zjedzenie śniadania. Chleb i kwaśne mleko podchodziły mu do gardła. Mimo to wiedział, że musi jeść, aby odzyskać siły.
         Cały czas też wyrzucał sobie w sumieniu, że stan w jakim znalazła się Alia wynika bezpośrednio z jego winy. Athaniel wcześniej nie wiedział na czym polega jej sposób leczenia i że przejmie ona jego ranę na siebie. Dodatkowo Alia była człowiekiem Alarianką, więc musiała też na nią zadziałać trucizna, która była w ranie, a która Athanielowi tak nie szkodziła, bo umarłby dużo wcześniej. Kiedy wziął Alię na koń ta była w bardzo złym stanie i palladyn bał się, że nie przeżyje. O dziwo dzięki Najwyższemu młoda kobieta nie zmarła i medyk z wioski zdążył jej udzielić pomocy. Kiedy Athaniel zaszedł rano do medyka, aby dowiedzieć się o jej zdrowie, ten również był zaskoczony jakim sposobem leczy druidka. Medyk powiedział, że normalnie osoba taka jej ona nie przeżyłaby utraty krwi z rany i jątrzącej ją trucizny. Stąd dało się wywnioskować skąd na ciele Alii tyle blizn, skoro leczyła przyjmowaniem cudzych ran na siebie. Na szczęście Alia teraz spała a decydującą noc spędziła dobrze. Przedmioty Alii były ułożone wokół jej łóżka, a w klatce kwiliła ruda łasiczka. Niestety nie chciała zjeść, więc palladyn przyniósł jej tylko świeżą wodę.
         Z tymi wyrzutami sumienia spowodowanymi stanem Alii Athaniel poszedł czymś się zająć. Trzeba było umyć klacz. Błyskawica już dzisiaj spokojniejsza o stan swego pana powitała go radosnym rżeniem. Chociaż palladyn dalej czuł się słaby, to chciał się czymś zająć, żeby ciągle nie rozmyślać o stanie młodej kobiety. Jego rana na szyi już się zabliźniła i nie było po niej śladu. Jeszcze o tyle dobrze, że przy obrażeniu nie zostały naruszone tętnice, bo wtedy palladyn wykrwawił by się na miejscu. Razem z tym jak doszedł do stanu w jakim był po wyleczeniu przez druidkę zaczęły go znowu trapić rany na duszy. Ciągle przechodził żałobę po stracie żony i córki, a pomoc wszystkich najbliższych okazała się ważna, bo nie przeżył by tej straty, lecz niewystarczająca. Athaniel ciągle przechodził depresję po stracie ukochanych osób i niestety nie mógł nic zrobić, aby je uratować. Z tego powodu palladyn ciągle przechodził depresję i apatię. Athaniel czyścił i czesał swoją klacz blisko godzinę, aby zmyć z jej srebrnej sierści ślady po krwi i jego i Alii. Na koniec przytulił konia przyjacielsko za szyję i dał mu jabłko, żeby koń zjadł sobie coś słodkiego. Athaniel wrócił do gospody, trochę się umył i zabrał za czyszczenie miecza. Chciał mieć pewność, że nie będzie już na nim trucizny od bestii.
         Kiedy zbliżało się południe Athaniel przebrał się w czystą tunikę i postanowił tak jak wcześniej zajrzeć do Alii. Gdy szedł po ścieżce jego twarz wyglądała jak zwykle, czyli zapadnięta bez uśmiechu. Zanim dotarł do chaty medyka ku swojemu zdumieniu zauważył za progiem Alię. Chociaż ta była dalej w swojej pobrudzonej od krwi sukience i miała włosy posklejane krwią, trzymała się prosto kostura, choć drżała po tej czynności. Nim zdążył ją o coś zapytać druidka zaoferowała mu swoją pomoc
         - Macie na prawdę złote serce panienko, ale mną się już nie przejmujcie. Za to proszę abyście wrócili jeszcze do łóżka i wypoczywali. - Zależnie od tego czy Alia się na to zgodziła wrócili do chaty lub palladyn poprosił, aby przynajmniej usiedli na ławeczce przed chatką medyka. Athaniel był zdziwiony, że młoda kobieta tak szybko wstała, bo jeszcze wczoraj jej stan był ciężki. Być może od tych wszystkich ran, które przyjęła, jej organizm miał większe możliwości regeneracji, co czyniło Alariankę jeszcze bardziej wyjątkową niż jest.
         Athaniel nie chciał zadawać teraz wielu pytań, chociaż miał ich sporo, aby kobieta wypoczywała. Chciał też zapytać co z jej wzrokiem, czy był taki od urodzenia, czy straciła go później. Jednak powstrzymał się przed tym pytaniem
         - Cieszę się, że czujecie się już dziś lepiej panienko - powiedział. - To co mogę teraz zrobić, to podziękować za uratowanie mi życia. Jest mi też bardzo przykro z powodu stanu w jakim się znaleźliście, po przejęciu mojej rany. Nie pytał teraz skąd wzięły się wszystkie blizny na jej ciele, bo można było wnioskować, że te są wynikiem leczenia przez Alię.
         Palladyn dodał jeszcze
         - Szwaczka miała nową sukienkę akurat na twój rozmiar. Żona medyka pomoże ci się umyć i przebrać, jeśli mam nadzieję się zgodzisz. Medyk mówił, że musisz odpocząć przez kilka dni, więc mam nadzieję, że będziesz chciała skorzystać z gościny tutaj. - Na razie Athaniel nie zadawał jej żadnych pytań. Miał szczerą nadzieję, że uzdrowicielka będzie chciała skorzystać z zaoferowanej pomocy.
Awatar użytkownika
Alia
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 149
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Alia »

        Alia bezwiednie przewróciła oczami na prośbę o powrót do łóżka, choć nie było to zbytnio widoczne przez pokrywające je bielmo.
        - Miejcie litość, panie, dla niewidomej. Tutaj czuję zapachy i słyszę ludzi. Dzieci się chyba bawią. A z łóżka? Swój oddech co najwyżej - wyjęczała błagalnie, jakby była to dla niej najgorsza kara. Lekki uśmiech zdradzał jednak, że tylko się droczyła. Na propozycję odpoczynku przed chatą zgodziła się za to z ochotą. Wciąż ciężko było jej stać, co zapowiadało dla niej kilka dni nieprzyjemnego gnuśnienia w miejscu i okropnej nudy. Z drobną pomocą Cienia zlokalizowała ławkę i przysiadła na niej, po czym przesadziła drapieżnika na swoje kolana, by mieć nad nim większą kontrolę.Twarz skierowała ku niebu, słuchając słów Athaniela.
        - Wystarczy Alia, proszę - wtrąciła tylko odruchowo. Wydawała się jakby nieobecna. Szeroko otwarte, nieruchome oczy utkwiła w słońcu. Bezwiednie głaskała swojego ulubieńca, zanim pochyliła głowę i potrząsnęła nią. Długie włosy skutecznie zasłaniały wyraz smutku i goryczy na jej twarzy. Gdy tylko mogła, starała się zachować pozory wesołości. Potrafiła dobrze panować nad głosem, ale zapominała o mimice, nauczyła się więc odwracać, czy pochylać twarz, by ją ukryć.
        - Medyk ma rację, chociaż nie do końca. Za kilka dni dojdę do siebie w pełni - powiedziała spokojnym głosem. By dać zajęcie palcom, masowała delikatnie Cienia. - Nie mogę nadużywać tutejszej gościnności. Wiecie, panie… ja nie mam jak się odwdzięczyć. Nie mam zbytnio pieniędzy, mogę tylko kogoś uleczyć. A skoro jest tutaj znachor, to mogę pomóc tylko przy ciężkich przypadkach, a wtedy znowu mogę potrzebować kilku dni odpoczynku. To błędne koło.
        Kobieta westchnęła ciężko, po czym zmusiła się do wyprostowania pleców i odgarnęła włosy za ucho. Skrzywiła się przy tym wyraźnie, rozcierając między palcami zaschniętą krew.
        - Faktycznie, nie zaszkodzi się umyć. Ale nie mam nic złamanego, więc mogę sama, choć wolnej. Żona medyka i tak widziała na pewno mnóstwa ran, po co jej dokładać oglądania mnie? Krew z ubrań też mogę sprać. Wiecie, panie, lubię jasne kolory, ale szybko się brudzą. A w sumie ja plam i tak nie widzę. - Druidka przekręciła lekko głowę w stronę Palladyna, jak gdyby chciała na niego spojrzeć kątem oka. - Powłóczycie lekko nogami, panie. Nie chodzicie tak sprężysto, jak zazwyczaj wojownicy. I stawiacie stopy, jakbyście się garbili, czy patrzyli w ziemię. Czy coś was trapi? Mam nadzieję, że to nie przeze mnie. Nie chcę, żebyście mi dziękowali w żaden sposób. Najwyższy dał mi dar leczenia i łaskę szybkiego powrotu do zdrowia. Sami powinniście wiedzieć najlepiej, że źle byłoby z tego nie korzystać. Jeśli męczy was jeszcze trucizna z tej rany, czy jakiś inny uraz, nawet stary, mogę pomóc. Wiecie, panie, wy potrzebujecie dobrego zdrowia. A ja tylko tyle, żeby przejść z wioski do wioski. Nowa blizna też mi już nie zaszkodzi. Cieszy mnie, gdy mogę pomagać.
        Alia zamilkła na chwilę, opierając się wygodniej o ławkę, jakby nawet mówienie ją męczyło. Cień w tym czasie ostrożnie przesuwał się na jej kolanach coraz bliżej mężczyzny, by go powąchać. Co chwilę prychal przy tym i odskakiwał na bezpieczną odległość.
        - To ja powinnam wam dziękować. - Uzdrowicielka wydawała się wręcz zawstydzona. Skubała palcami materiał sukni i przygryzała co rusz usta, zdrapując nerwowo resztki skrzepu na wardze. - Nie widzieliście jak leczę i nie zgodziliście się na taką pomoc. Mogliście mnie zostawić w lesie. W końcu jestem wam całkiem obca, Cień jest agresywny i jeszcze wyglądam jak wyglądam. Jakbym się tłukła po karczmach czy sama kaleczyła. Czy mogę jakkolwiek się odwdzięczyć, panie? Proście o co checie.
Awatar użytkownika
Athaniel
Błądzący na granicy światów
Posty: 15
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Palladyn
Profesje: Żołnierz , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Athaniel »

         Tak jak podejrzewał Athaniel, że Alia nie będzie chciała specjalnie przyjąć pomocy i leżeć, ale szczęśliwie zgodziła się odpocząć na ławeczce. Gdy stała wyglądała dalej słabo, ale to że potrafiła wstać po jednym dniu z taką raną. Jej organizm musiał szybciej się regenerować niż u zwykłego człowieka. Athaniel zapytał
         - Czy wasz organizm panienko regeneruje się szybciej? Ta rana była bardzo głęboka, a dziś już stanęłaś na nogach o własnych siłach. - Istotnie według medyka było jej potrzebne co najmniej parę dni odpoczynku.
         - Wybacz, że zapytam Alio, ale czy z twoim wzrokiem jest tak od urodzenia? Wędrujesz też sama. To często bywa niebezpieczne. Czy mogę zapytać czy twoi rodzice żyją i się o ciebie nie martwią? - Zapytał palladyn, bo Alia ze swoim brakiem wzroku radziła sobie nadspodziewanie dobrze. A drugie pytanie Athaniel spodziewał się, że jej rodzice albo nie żyją, albo martwią się o los córki.
         Gdy Alia ściągnęła łasiczkę z ramienia na kolana Athanielowi przyszło do głowy kolejne pytanie
         - Czy rozumiesz mowę zwierząt Alio? Wygląda jakbyś rozmawiała z łasiczką, a wcześniej też z moją klaczą.
         Athaniel widział, że kobieta stara się uśmiechać, ale dostrzegał też wyrazy cierpienia czy bólu. Gdy Alia sprostowała słowa medyka o swoim dojściu do zdrowia Athaniel powiedział
         - O nadużywanie gościnności nie musisz się tutaj martwić. Wszystko uregulowałem, a i ludzie mają tutaj dobre serca. Tylko tak mogę się tobie odwdzięczyć za uratowanie życia, bo wiem, że nie chcesz pieniędzy za leczenie.
         Dalej zrobiło się palladynowi Alii żal, kiedy opowiedziała o swoim losie, jak zarabia na życie pomagając i potem dochodząc do siebie.
         - Nie wiem, czy będziesz chciała Alio, ale czy gdy opuścimy tą wioskę będziemy mogli przez jakiś czas podróżować razem? Ja też na tej ziemi jestem wędrowcem i staram się przybywać tam, gdzie ludzie potrzebują palladyna - powiedział Athaniel.
         - Dziękuję Alio, że pytasz, ale powłócze nogami nie z powodu rany. Ciągle przechodzę żałobę po mojej żonie i córce. Ten wypadek przy walce z bestią to też po części moja wina. Przez przygnębienie, które przeżywam straciłem formę. Nie jestem już taki szybki jak kiedyś. Wtedy bestia nic by mi nie zrobiła - wyjaśnił palladyn. Wiedział, że może Alii powiedzieć o swojej stracie, bo kobieta ma dobre serce.
         Alia wyglądała na ciągle słabą. Opierała się o ławkę tak, jakby nawet mówienie ją męczyło. Przez twarz przechodziły wyrazy cierpienia. Athaniel dodał jeszcze
         - Nie musisz mi się za nic odwdzięczać Alio. To ja zawdzięczam ci życie, a pomoc tobie była moim obowiązkiem - palladyni lubili bezinteresownie pomagać, bo byli szlachetnymi ludźmi.
Awatar użytkownika
Alia
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 149
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Alia »

        Ciężko było się dziwić, że Athaniel miał wiele pytań. Od spotkania on i Alia nie mieli czasu zamienić niemal ani słowa. Oboje musieli zbyt wiele działać, by móc pozwolić sobie na pogaduszki i bliższe zapoznanie. Druidka lubiła ludzkie towarzystwo, nie przeszkadzało jej więc, że chwilowo była wypytywana. Spodziewała się nawet, jakie tematy może chcieć poruszyć palladyn.
        - Dokładnie tak jest. Regeneruję się dużo szybciej, niż przeciętny człowiek. Inaczej mój dar zabiłby mnie dawno temu. - wyraz twarzy kobiety zupełnie nie pasował do jej tonu. Choć mówiła spokojnie, niemal wesoło, usta wygięły się na chwilę w gorzkim grymasie, zanim obróciła lekko głowę do rozmówcy z delikatnym uśmieszkiem. - Dziś wstałam jednak nie dzięki temu. Po prostu jestem bardzo, bardzo uparta. I nie lubię być przykuta do łóżka na długo.
        Kolejne pytanie Niebianina zaskoczyło Alię. Mało kto wypytywał o jej rodzinę. Przez kilka uderzeń serca siedziała w ciszy, mnąc w palcach materiał sukienki, jakby nie wiedziała, co powiedzieć.
        - Żyją - rzuciła wreszcie i to proste stwierdzenie pozwoliło jej odzyskać kontrolę nad sobą oraz ułożyć myśli. - Właściwie ledwo co ich odwiedzałam w Górach Druidów. Musiałam dojść do siebie i potrzebowałam nieco więcej czasu. Martwią się, ale nie tak, jak mój mentor. Zawsze, gdy wracam, trafia go szlag.
        Uzdrowicielka nie powstrzymała szerokiego uśmiechu, a nawet cichego chichotu. Wspomnienia o domu ogólnie kojarzyły jej się dobrze i zwykle wywoływały takie właśnie reakcje.
        - Jak się okazało, że mam talent do leczenia, rodzice oddali mnie na naukę do druidów i rzadko ich widywałam od tamtego czasu. Odwiedzałam i odwiedzam zawsze chętnie, ale... Oni pogodzili się z tym gdy byłam mała, że nie będą mieli ze mnie takiej pociechy, jak z innych dzieci i że nie oni o mnie decydują. Pozwalają mi nawet się czasem podleczyć moim darem. Moi nauczyciele za to są wściekli, gdy go używam. Ale rozumieją, czemu to robię. - Druidka westchnęła ciężko, obracając się całkiem do Athaniela. Odsunęła włosy z twarzy, żeby mógł dobrze widzieć jej oczy, jeśli spojrzałby w jej stronę. - Leczę w ten sposób, odkąd straciłam wzrok. Wchodziłam w wiek nastoletni i praktycznie nie używałam daru. Bałam się go, bałam się bólu, rekonwalescencji, blizn, złamań, siniaków... bałam się strasznie tego wszystkiego, z czym się wiąże. A najbardziej bałam się, że jeśli będę go używać, zniszczy mi życie. Bo zostanie mi z niego właśnie tylko leczenie. Jakiś szlachcic, nie pamiętam ani imienia, ani nazwiska, czy posiadłości... w każdym razie, dotarły do niego plotki, że jest u druidów smarkula, co może wyleczyć wszystko. Jego ludzie dorwali mnie, gdy zbierałam zioła i zaprowadzili do niego. Zanim zaczął zmuszać mnie do leczenia jego ran, chciał sprawdzić, czy faktycznie wyleczę wszystko.
        Kobieta wydawała się być z pozoru spokojna. Dobrze panowała nad tonem głosu, jednak wystarczyło spojrzeć na twarz i całą sylwetkę, by zrozumieć, jak wiele trudu sprawiało jej opowiadanie o minionych dawno wydarzeniach. Przygarbiła się, nerwowo bawiąc się kosmykiem włosów. Alia zapominała często, że większość ludzi skupiała się głównie na zmyśle wzroku, więc nie pilnowała swojej postawy, a wyłącznie głosu.
        - Rozumiecie, panie... nie mogłam przecież pozwolić, żeby oślepił niewinnego człowieka. Wylewał mu coś na oczy. Przejmowałam na siebie różne rany, ale nigdy nic nie bolało mnie tak, jak wtedy. - Druidka podniosła głowę z wymuszonym, gorzkim uśmiechem, pokazując na swoje własne, całkiem białe oczy. - Jak widać, udało mi się. Niedługo później w moim życiu pojawił się Cień. Zastępuje mi oczy. A ja przestałam się bać mojego daru. Przez kilka tygodni u szlachcica dorobiłam się kilku blizn. Od tamtego czasu nie obchodzi mnie mój wygląd.
        Na pytanie o rozmowę ze zwierzętami kobieta wyraźnie się rozchmurzyła. Pogłaskała delikatnie zwiniętą na jej kolanach łasicę. Futrzak powoli zapadał w sen, choć bardzo próbował utrzymać choć jedno oko otwarte.
        - Tak, panie. Rozumiem mowę zwierząt, choć nie zawsze. Muszę się nieco osłuchać, żeby wszystko pojąć. Cienia rozumiem bez problemu. W innych przypadkach… zwykle wiem mniej-więcej o co chodzi. Ogólną ideę danej wypowiedzi. Dlatego gdy wasza klacz, panie, się odezwała, wiedziałam, że coś się komuś stało. Ale komu i co, to było poza moimi możliwościami. Za to dzięki Cieniowi mogę oglądać właściwie wszystko. Nawet twarze. Jeśli pozwolicie, żebym was obejrzała, panie, mogę zademonstrować. Tylko jego słowa to za mało, muszę częściowo radzić sobie dotykiem. Nie każdemu to odpowiada, bo to jednak dość dziwne.
        Kobieta zarumieniła się lekko i schyliła głowę. Podkreślanie swojej ułomności i różnicy między nią a zwykłymi ludźmi było dla niej nieco wstydliwą sprawą. Od jakiegoś czasu zaczęła też patrzeć inaczej na kwestię oglądania obcych. Cały proces zaczęła postrzegać jako dość intymny, gdyż wymagał bliskości, zaufania i cierpliwości. Przez chwilę zielarka milczała, skubiąc materiał sukienki, zanim wyprostowała się gwałtownie, jak gdyby odzyskała nagle cały animusz. Wciąż mówiła z trudem i wyraźnie widać było, że męczyło ją nawet siedzenie, jednak coś zmieniło się w jej głosie. Wrócił zwyczajowy, lekko dumny, nieznoszący sprzeciwu ton.
        - Bardzo współczuję wam waszej straty, panie. To wiele tłumaczy. Nie potrafię leczyć ran na duszy. Nawet moją magią. Jeśli jednak nie macie nic przeciwko podróżowaniu obok niezdarnej kaleki, z przyjemnością będę wam towarzyszyć. Jeśli chcecie wciąż walczyć, panie, będę zmuszona nalegać, żebyście wiele trenowali. Widzicie, panie, tamten szlachcic, który mnie oślepił, nie miał racji. Nie potrafię leczyć wszystkiego. Nie dam rady pomóc komuś, kto umiera i zostały mu ostatnie chwile. Mogę za to przygotować mikstury wzmacniające, odpowiednie maści i wspomóc w taki sposób was w powrocie do formy, panie. Ale faktycznie, minie kilka dni, zanim będę w stanie wrócić na szlak. Mam wrażenie, że nawet oddychanie mnie męczy, więc jeszcze nie poradziłam sobie chyba w pełni z trucizną.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Góry Dasso”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości