Góry DassoGdzie dwa skowronki tam i kocur.

Rozciągające się od Równin Andurii aż po Równinę Maurat góry z wierzchołkami pokrytymi wiecznym śniegiem, przeplatane zielonymi dolinami i niebezpiecznymi przełęczami, zamieszkałe przez dzikie zwierzęta i legendarne potwory. Góry otaczają i chronią przed niebezpieczeństwami Szepczący Las, dając mu w ten sposób spokój.
Awatar użytkownika
Alantar
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 57
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Alantar »

Dlatego mimo wszystko wolał nie pozostawać dłużej w pobliżu innych... Już od pierwszych słów kotołaka dało się zobaczyć, iż ten podchodził do maga zupełnie inaczej niż przedtem. Czy był to strach, czy też nagły brak bardziej przyjacielskiej atmosfery, Alantar był w stanie wyczuć tak drobne zmiany, w końcu w porównaniu do jego aktualnych towarzyszy, spotkał w życiu zapewne więcej osób, niźli oni widzieli na oczy. Problem jednak był w tym, iż tego typu zachowanie tylko prowokowało go bardziej, by ten jednak po prostu pozbył się tej dwójki... Z cichym westchnięciem mag pokręcił delikatnie głową, powstrzymując się przed kolejnym wybuchem.
- Jak dobrze powiedziane słowa. Szkoda tylko, że tak jak w przypadku dworu i więzów, jakie łączą pewne grupy, zostały wypowiedziane tylko po to, by zakryć w mgle prawdę. Ale rozumiem, dlaczego wolisz ukryć swoje myśli za tymi słowami, w końcu o ile łatwiej jest żyć na tym świecie, nie pokazując swoich prawdziwych emocji? - Jak zwykle jego ton głosu był miły i przyjemny dla ucha, wręcz melodyjny, a na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
- Za dwa, góra trzy dni dotrzemy na miejsce. Ile czasu poświęcimy już tam, trudno mi powiedzieć, nigdy nie byłem w tym miejscu, być może znajdziemy to, czego szukam bardzo szybko, być może będziemy musieli przeszukać każde jedno pomieszczenie. Po części zależeć będzie to też od was, kiedy uznacie, iż to, co znaleźliście, jest warte waszego czasu. Nie wspominając już o ewentualnych problemach, których nie jestem w stanie przewidzieć. W końcu miejsce, do którego się udajemy, nie jest bezpieczne, ale tego, jak duże niebezpieczeństwo nam grozi, nie jestem w stanie przewidzieć. Nie ma na tym świecie osób, które są niepokonane i o ile szanse na to, że ja sam zginę są małe, co by się nie stało... - Tak, jakby Alantar czytał elfce w myślach, tym razem postanowił wyjawić nieco więcej szczegółów niż poprzednio, choć dalej zdecydowanie nie mówił wszystkiego. Z początku dalej mówił swoim miłym głosem, jednak pod koniec wypowiedzi ten sam przyjemny dla ucha dźwięk stawał się coraz zimniejszy, a uśmiech na jego twarzy powoli znikał, by w końcu ten spojrzał na elfkę i kotołaka raczej znudzonym wzrokiem, w którym widać było nutkę pogardy.
- To, czy oboje będziecie w stanie ujść z życiem, będzie zależało od waszego szczęścia i tego, czy uznam, że warto was ratować. - W tym momencie oboje mogli zobaczyć delikatny cień tej samej osoby, którą spotkali poprzedniego wieczora, kogoś bez cienia skrupułów, bez tak zbędnych emocji jak współczucie...
- W końcu jesteście niczym więcej, niż jedynie drobnym zabezpieczeniem. - Z tymi słowy uśmiechnął się szeroko, śmiejąc się cicho, choć tak naprawdę ani z jednego, ani drugiego nie dało się wyczuć radości. Na szczęście gdy tylko jego głos zamilkł, czarodziej powrócił do swego miłego uśmiechu.
- Czasami trudno mi się powstrzymać... - Alantar westchnął cicho, kręcąc delikatnie głową. - Im lepiej będziecie w stanie poradzić sobie z ewentualnym zagrożeniem, tym lepiej tak dla was, jak i dla mnie. Mam nadzieję, że nie będę musiał nieść na sumieniu kolejnych żyć... - Spojrzał ze spokojem na dwójkę, która była obok niego. Mimo iż tak z jego tonu, jak i wyrazu twarzy dało się wyczuć, iż jego słowa były prawdziwe, czy i tak Vittoria i Hares byli w stanie uwierzyć mu? W końcu jeszcze przed chwilą wyraźnie zaznaczył, iż ich życia były czymś, co nie miało dla niego znaczenia...
Awatar użytkownika
Latro
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 72
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Rozbójnik , Złodziej , Przemytnik
Kontakt:

Post autor: Latro »

        Spojrzał na czarodzieja spode łba. Zacisnął pięści, by zaraz na powrót je rozluźnić, poczuwszy nieprzyjemne napięcie wbijających się w skórę pazurów.
        - Tak - odparł ze spokojem, którego może i nie dałoby się przyrównać do górskiego strumyczka, ale z pewnością to opanowanie zaskoczyło samego kotołaka. Gdyby czarnowłosy nie zawiązał umowy z szefem, inaczej by teraz gadał. Choć... myśląc trzeźwo, może ten pakt od początku był skazany na porażkę? Mieli niezgorszy początek, ale im dłużej ta podróż trwała, tym bardziej się gryźli. Trzech samców alfa (tak, Hares też się policzył) to przynajmniej o jednego za dużo. Mało prawdopodobne, że jeden się podporządkuje, a co dopiero dwóch! Jakby nie patrzeć, pierwsze spotkanie elfki i zmiennokształtnego również nie zapowiadało się na długotrwałą współpracę, ani tym bardziej przyjaźń. Otrzymał od niej pomoc, owszem, ale z natury nie był istotą, która po czymś takim (w sumie, po czymkolwiek) dobrowolnie poddaje się rozkazom. Jak to dokładnie wyglądało? Ona pewnie pamięta, ale on musiałby pogrzebać w szufladach pamięci nieco dłużej.
        Znacznie dłużej.
        "Nah, mniejsza. To nie jest dobry moment na wspominki."
        - Jest łatwiej, dużo łatwiej. Ale czemu miałbym tego nie robić? Po co sobie utrudniać życie? Mówimy o tym rodzaju kłamstwa, które pozwala skupiać się na pracy, nie czyniąc wiele ponadto. Przynosi same korzyści, zaś emocje... obciążają. - Zamilkł na moment. Wstał, po czym zbył tą upierdliwą rozmowę, czując, że i tak już powiedział zbyt wiele. - Nieważne.
        Znudził się... nie, po prostu to sobie wmawiał. Ta konwersacja mu nie leżała, spowiadanie się uznawał za słabość, a i sam nie sądził, że powinien wysłuchać czyjejkolwiek opinii. Zwłaszcza osoby, za którą nie przepadał, która sprawiała, że chciał uciekać, wdrapać się na jakieś wysokie drzewo, jakby dyszały mu nad karkiem same ogary piekła.
        Albo Grim. To był naprawdę wredny basior.
        Zerknął przelotnie na Vittorię, opierając się o najbliższe drzewo. Za moment utkwił spojrzenie w ćwierkającym na gałązce wróbelku, oblizując się na tyle dyskretnie, na ile mu się chciało. A raczej nie skłaniały go ku temu konwenanse.

        Ach, czyli dalej zamierzał owijać w bawełnę. Nie spodziewała się tu i teraz usłyszeć wszystkiego - i właściwie, jakaś cząstka jej była podekscytowana taką... niespodzianką. Ale wypowiedź bruneta nie zdradziła żadnych konkretów, może prócz jednej informacji, którą warto będzie poddać próbie. Trochę ją to rozbawiło, ale nie uśmiechnęła się aż do momentu, w którym czarodziej bez skrupułów podał w wątpliwość szansę bandytów na przetrwanie.
        Ich wyrazy twarzy powymieniały się. Nie zdążyła jednak wtrącić słowa, gdyż kolejne chłodne zdania opuściły niewyparzone usta maga zniszczenia. Kątem oka dostrzegła, jak krew zmiennokształtnego zawrzała, a siarczyste przekleństwa niemal cisnęły się na język. Błąd, jaki miał zamiar popełnić, powstrzymała stanowczością własnego spojrzenia, które przewierciło podwładnego na wylot.
        Gdy w końcu Alantar powiedział to, co chciał powiedzieć - wzniecił bałagan, aby zaraz go posprzątać - zabrała głos:
        - Aleś ty troskliwy. Bardzo przejmujesz się losem "drobnego zabezpieczenia". - Zaśmiała się z dystansem, jaki nie przystawał dumnemu dowódcy, ale stawka była tego warta (czuła to w uszach!), zaś znoszenie wahań nastroju jakiegoś szaleńca nie aż takie trudne, biorąc ją pod uwagę. Alantar może i jest potężny, ale na tym świecie nie ma istoty, na którą nie dałoby się znaleźć sposobu, której nie można by było owinąć wokół palca, bądź kupić... Dla wielu ta prawda jest bolesna, aczkolwiek Latro uważa ją za sprzyjającą. Za coś, co chętnie wykorzystuje, a nawet czym można sobie zapewnić rozrywkę.
        - Od początku wiedzieliśmy, że to nie będzie wyłącznie spacerek w tę i z powrotem. Liczymy się z tym, że możemy umrzeć w każdej chwili, ale to nie znaczy, że sprzedamy skórę tak tanio - rzekłszy to, spojrzała na kotołaka, szukając u niego jakiegokolwiek potwierdzenia i nie wątpiąc nawet przez chwilę, że uda jej się takowe znaleźć... ponieważ on ją znał. Nie najlepiej spośród bandy - żył zbyt krótko, żeby się tego nauczyć, ale rozumiał ją. Myśleli podobnie.
        I wiedział, że łagodność, która przejawiała się w słowach Latro, jest niczym więcej niż grą. Ale to nie powinno nikogo zdziwić - nawet czarodzieja, jeśli zdołał się o tym przekonać (choć elfka raczej nie dawała mu ku temu szans). W końcu łączył ich czysty biznes.
        - Ha! - Po raz pierwszy od opuszczenia prowizorycznej chaty blondyn rozluźnił się trochę, marszcząc zaciekle brwi. - Nie mam zamiaru stracić na tej wyprawie żadnego ze swoich siedmiu żywotów.
        - Widzisz? Nikogo nie będziesz musiał nieść, potrafimy zadbać o własną rzyć. - Uśmiechnęła się półgębkiem, puszczając czarnowłosemu oczko. Beztrosko, nawet wesoło.
        Załatwią, co trzeba i zgarną nagrodę. A potem rozstaną się na dobre.
        "Prawdopodobnie"
Awatar użytkownika
Alantar
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 57
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Alantar »

Spojrzał przelotnie, słysząc odpowiedź kotołaka. Szczerze spodziewał się, że ten odpowie coś innego, ale też widząc, jak ten postanowił zakończyć tą rozmowę, widać było, że wyjawienie prawdy, co o tym sądzi, nie było czymś, co chciał robić. A dlaczego w ogóle to zrobił? Cóż, niekiedy tak ludzie jak i nieludzie mają w zwyczaju odpowiadać bez większego zastanowienia, dopiero później uświadamiając sobie, iż popełnili błąd. Tak przynajmniej tłumaczył sobie to Alantar, uśmiechając się delikatnie pod nosem.
- Troska nie jest czymś, do czego jesteście przyzwyczajeni, prawda? - Posłał jej delikatny uśmiech, pozostając przy swoim miłym, melodyjnym głosie.
- Przynajmniej jeśli nie mówimy o waszym małym gronie towarzyszy. Powiedz mi, że nie czulibyście się niekomfortowo, gdybym okazywał wam za wiele troski. Szczególnie że ta nie zawsze prowadzi do dobrych rezultatów - dodał po krótkiej chwili, pod koniec uśmiechając się smutno.
- Tego właśnie spodziewałem się po osobach, które często ryzykują własne życie dla bogactwa - odpowiedział, gdy parka bandytów przestała pokazywać, iż śmierć czy rany nie są dla nich żadnym problemem. Następnie przymknął oczy i zagwizdał cicho. Ci, którzy mieli dobry słuch, wnet mogli usłyszeć delikatny szelest liści, by po krótkiej chwili zobaczyć, jak dwa zające w pośpiechu kierują się w ich stronę, by w końcu przystanąć tuż obok ogniska. Spoglądając spokojnie w stronę czarodzieja, położyły się ze spokojem na ziemi, przymykając swoje oczka, a ich ciałka, które jeszcze przed chwilą poruszały się rytmicznie z każdym oddechem, zamarły w tym samym momencie, gdy te zamknęły oczy. Czarodziej westchnął cicho i spojrzał z delikatnym smutkiem wymalowanym na twarzy na ciała tych drobnych istot. Odwracając wzrok od nich, skierował go w stronę elfki.
- Z racji że polowanie mamy za sobą, byłbym wdzięczny, gdybyście zajęli się ich przygotowaniem - rzucił miłym głosem w jej stronę, jednocześnie pstrykając palcami, z pomiędzy których wyleciała ognista iskra skierowana prosto w stronę już wypalonego ogniska. Po dotarciu, mimo iż całe drewno było już tylko zwęglonymi kawałkami, owa iskra przemieniła się w radośnie tańczący płomień.
Awatar użytkownika
Latro
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 72
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Rozbójnik , Złodziej , Przemytnik
Kontakt:

Post autor: Latro »

        - Troska nie jest nam do niczego potrzebna - odparła beznamiętnie. - I od nikogo jej nie oczekujemy, nawet od siebie. Co nie znaczy, że nie wyciągnę kamrata z celi, gdy podwinie mu się noga. Każdy jest w tej maszynie ważnym trybem, jak to mówią niziołki, i żeby działać, potrzebujemy się nawzajem, żywych. Dobrze o tym wiemy.
        "A mimo to..."
        Westchnęła cicho.
        - Nie będę po nikim szlochać. - Już dawno o tym zdecydowała i do tej pory w to wierzyła. Utrzymanie takiego stanu rzeczy nie zawsze było jednak proste... - Ale ich śmierć bądź dysfunkcja byłyby mi nie na rękę. Dlatego muszę ufać w zaradność każdego z osobna. - Zerknęła na blondyna, a on na nią. - W to, że spadną na cztery łapy...
        Hares uśmiechnął się dumnie. Przy elfce znacząco się rozluźnił, a obecność czarnowłosego przestała robić na nim wrażenie. Latro wiedziała, jak dodać swoim ludziom pewności siebie.
        Ale czy na pewno to było jej celem?

        Nie musiała się rozglądać ani nasłuchiwać, by wiedzieć, co za chwilę nastąpi. Czarodziej powtórzył niedawną sztuczkę, ale tym razem Vittoria była na nią przygotowana. Znała ograniczenia mężczyzny - a raczej zdawała sobie sprawę z tego, że prawdopodobnie ich nie miał, jeśli tyczyło się to kontrolowania umysłów istot żywych.
        Zmiennokształtny zrobił krok naprzód, ale nim zbliżył się bardziej do sparaliżowanych snem wiecznym królików, kruczowłosa chyżo podwinęła rękawy koszuli.
        - Moja kolej. - Podeszła i przykucnąwszy, chwyciła martwe zwierzę w każdą dłoń, a następnie ułożyła je na ławce. Sięgnęła po sztylet ukryty w cholewce i prawie natychmiast przystąpiła do skórowania, aby nie tracić więcej czasu.
        Kotołak stał chwilę nieruchomo, ale za moment odwrócił się, przez ułamek sekundy taksując pradawnego swoim dzikim spojrzeniem.
        "Nie lubisz brudzić sobie rąk, co?"
        - Idę wywęszyć jakiś strumyk - oznajmił, aby już za moment zniknąć w krzakach.
        Vittoria przypuszczała, że skłoniła go ku temu nie suchość w gardle, a chęć pobycia samemu przez jakiś czas. I doskonale to rozumiała.
        W pełni skoncentrowała się na swoim zadaniu. Należało przyznać, że szło jej całkiem sprawnie. Nie zależało im na futrze, toteż gdy nacięła w poprzek skórę grzbietu, rozerwała ją gołymi rękami. Kiedy poradziła sobie z tą czynnością, odrzuciła turzycę gdzieś na bok. Po jej pewnych siebie ruchach dało się wywnioskować, że miała w tym jakąś wprawę - nie dużą, bo przecież z zawodu łowcą nie była, ale potrafiła sobie poradzić w mniej komfortowych warunkach.
        Gotowe tuszki rzuciła na ruszt. Sztylet wrócił na swoje prawowite miejsce. Potem go wyczyści, a tymczasem usiadła na ławce, nie przerywając ciszy - o ile, rzecz jasna, Alantar również się nie pokwapił. Oparła łokcie na kolanach i zamyśliła się, czekając na kotołaka. Pięć minut, dziesięć...
        Po piętnastu wstała.
        - Zaraz wracam - rzuciła do czarodzieja, a następnie wyruszyła za kocimi śladami.
        Rozglądała się i nasłuchiwała kroków. Wiedziała, że niełatwo go wytropić, ale jeśli będzie czujna, zdoła wyłapać pojedyncze szelesty. Nie minęła chwila, nim jej uszy zostały zaalarmowane przez kroki dużo cięższe, niż się spodziewała, towarzyszące szczękowi stali i odgłosom siekanej roślinności. Pomknęła w ich kierunku, starając się stąpać bezszelestnie. Wyjrzała zza drzewa. Żaden spośród patrolujących okolicę strażników nie zauważył jej, kontynuując przedzieranie się przez szlak, który, dawniej wydeptany, został bezkompromisowo zdominowany przez gęste krzewy.
        Obecność żołdaków w tym miejscu była cholernie podejrzana. Prawdopodobnie śledzili bandytów, pytanie brzmi - od którego momentu? Latro obawiała się, że mają w swoich szeregach dobrze wyszkolonych zwiadowców. Postanowiła się wycofać i wrócić do Alantara. Prawie jej się to udało.
        - To ona!
        W tym samym momencie, kiedy padł okrzyk, niecały palec od jej głowy świsnęła strzała, która trafiłaby w cel, gdyby Latro nie uchyliła się w ostatniej chwili. Wojacy potrzebowali kilku sekund na zorientowanie się w sytuacji. Ona zareagowała natychmiast, biorąc nogi za pas. Prędko zgubiła pościg zakuty w zbroję. O wiele cięższym przeciwnikiem okazał się być łucznik, który przez długi czas siedział jej na ogonie. Zaklęła pod nosem.
        Nie miała pewności, czy zdoła mu umknąć, nie zmniejszał się bowiem dystans między nimi, zaś uczciwe czekanie na to, aż ktoś okaże się szybszy bądź wytrwalszy, nie było w jej stylu. Z drugiej strony ukrycie się było niemożliwe, kiedy przeciwnik niemalże dyszał jej w kark. Dodatkowo co jakiś czas doskwierał jej ogromny ból w nodze, który uniemożliwiał utrzymywanie stałego, szybkiego tempa. Musiała coś wymyślić i to szybko.
        Szczęście wiele razy udowodniło, że ją faworyzuje. Teraz też Vittoria mogła poszczycić się przychylnością losu, ujrzawszy w oddali jeden z cudów tego świata - portal. Zaprosił ją do siebie, a ona nie odmówiła, nawet jeśli miejsce, do którego prowadził, było zagadką.

Ciąg dalszy: Latro
ODPOWIEDZ

Wróć do „Góry Dasso”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości