Mroczne Doliny[Leśna Posiadłość] Pan hrabia w domu?

Tajemnicza kraina, nad którą od wieków zalega mrok. Słońce świeci tu niezwykle rzadko. Nie ma tu tętniących życiem wiosek, jedynie jedno, warowne miasto ostało się w tej czeluści mroku, a i o nim nie można powiedzieć, pełne życia...
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Tiu
Zbłąkana Dusza
Posty: 8
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Tygrysołak
Profesje: Kolekcjoner , Wędrowiec , Arystokrata
Kontakt:

[Leśna Posiadłość] Pan hrabia w domu?

Post autor: Tiu »

        Mrok. Chmury gęstymi zwałami przesłaniające słońce. Gęsty las, wypełniony zapachem popiołu. Wiecznej zgnilizny drażniącej nos. Szara ziemia, z której czerpią życie rośliny o twardych liściach. Spłowiałe lub przesycone agresywnym kolorem. Odstraszające. Jak bagna, jak rechot ropuch i trujących żab. Skrzeczenie padlinożercy. Całkiem blisko, coraz bliżej. W gałęziach nad głową.

        - Pfu! Połknąłem muchę.
        - Dziękujemy za tę informację mistrzu. Teraz będziemy bezpieczni.
        - Mówię, że mam dość łażenia po krzakach!
        Ogromny tygrys trącił swoją uczennicę i zrównał się z trzecim kotem - tygryską wesoło idącą na przedzie. Rozglądała się coraz bardziej podekscytowana, a ogon drgał jej od czasu do czasu w skocznych przepływach ciekawości. Nuciła coś sobie, cała wesolutka. Użarł ją w zad.

        - GRAAACH! - Podskoczyła z całą swoją masą i odpowiedziała kontratakiem zanim pomyślała. Dała mu łapą po pysku i czujnie odchyliła łeb, wyginając się. Chciał się bić? Mogła się bić! Nie wiedziała czemu teraz, ale niech daje!
        - Rusz się i mów czy to tutaj! Nie chcę spędzić tu całego… cholera nawet wie czy to noc czy dzień. Nic dziwnego, że głównie umarlaki tu… są tu! I przydałoby się napić.
        - Woda nie jest… nie jest zatruta - mruknęła Tiu po kociemu, jeszcze trochę próbując mu dać po nosie, niezgrabnie machając pazurami przed jego mordą. Odtrącił ją i prawie że zdeptał, nim przysiadł gdzieś obok.

        - To twoja wina, to ty chciałeś ją odprowadzić - wypomniała mu Trajan, najmniejsza z ich grupy i klapnęła obok. - Myślę, że może iść dalej sama.
        - Także tak sądzę! - wesoło stwierdziła Tiu zanim się podniosła.
        Ruff zafuczał tylko.

        - Nie podoba mi się pomysł spotkania z tym wampirem. Ta grupa karakali też mi śmierdziała. Tacy o sprzedawczyni kostropatych nosów i brodawek powiedzieliby, że to miała staruszka, a jej towary, że palce lizać. Nie możesz bawić się ze starymi, dobrymi barbarzyńcami jak wszyscy?
        - Ależ! Ja nigdy nie bawię się z barbarzyńcami!
        - To teraz chyba wiemy w czym leży problem…
        - Sprawdzony przez zmiennokształtnych wampir-arystokrata będzie o wiele lepszym towarzystwem dla młodej damy niźli banda nordów o bujnych siekierach. Ty możesz takich lubić, ale my nie musimy. Otrzep się Tiu, nie możesz się tak pokazać.
        Dziewczyna posłusznie wstała, otrząsnęła z liści jak mogła i z sympatią polizała mentorkę w ucho. Ruff nadepnął jej na ogon, ale niestety na tyle lekko, że go zignorowała.
        - Jeszcze i tak będę musiała się przebrać. Myślę, że pokażę mu się w mojej najwyższej postaci. Hihi! Mam nadzieję, że nie będzie zbyt zaskoczony tą wizytą, nie miałam jak go uprzedzić… ledwo dowiedziałam się, gdzie zamieszkuje!
        - Zorganizowałaś to bardzo sprytnie. Ale, ale, czuję jakieś tworzywo… musimy być niedaleko.
        - Lepiej idź z nią Trajan!
        - Dlaczego?
        - Bo tak mówię. A ja się rozejrzę po tym, co oni nazywają lasem. Może uda mi się złapać skorumpowanego jednorożca i będzie w końcu porządny obiad.
        Nawet nie czekał, tylko z miejsca ruszył w swoją stronę. Obie wiedziały, że bardzo chciał dodać ,,krzyknijcie, a zaraz się zjawię”, ale duma gburka mu nie pozwalała. Spojrzały na siebie zgodnie. Westchnęły.

        - To może nie być taki zły pomysł… Nehee, poszłabyś ze mną? Podobno hrabia Vergil nie przejmuje się etykietą, a i myślę, że dałabym sobie radę, ale… Neheene nie będzie spał spokojnie jeżeli pójdę sama. Znaczy bez ciebie.
        ,,Bez ciebie”, bo zaraz z krzaków wyłoniła się dziewczyna o ludzkim wyglądzie, tachająca z sobą zatrważającą ilość tobołków. Ona to towarzyszyć miała tygrysce tak czy inaczej.
        - Panienko - zameldowała się, skoro już udało jej się ją dogonić. Rozejrzała się też. - Gdzie pan Ruff?
        Tiu wskazała głową kierunek. Służka przytaknęła nawet niezdziwiona.
        - Zastanawiamy się czy powinnam pójść z wami do domu hrabiego - wyjaśniła Trajan.
        Chyba oczekiwały od niej odpowiedzi.
        - Zabić wampira łatwiej we trzy - odparła co sądziła.
        - Kolejna, no nie mogę z wami!
        Rudosierstna Trajan podniosła się, poddając. Tiu zachichotała.
        - Ty tak się nie ciesz maleńka. Miasto wampirów to trudny cel. Dlatego to… tam się już z tobą spotkamy.
        - Nehee, co mówisz, to nie idziesz ze mną do hrabiego?
        - Od początku miałaś iść sama duszko. - Nadstawiła uszu i poczekała chwilę. - Ruff już nie słyszy, więc oto plan. Zapoznasz się z tym całym hrabią Vergilem i - jeśli wszystko potoczy się dobrze - to on oprowadzi cię po Maurii, a ja będę miała wolne. Możesz zabawić u niego kilka dni jako gość, nie przeszkadza mi to zupełnie. Będziemy w okolicy, więc daj nam znak co ustalisz. Przed naszą ulubioną godziną wracamy do wozu.
        - Tjest!
        - Tylko proszę, nie bądź zbyt wyrywna. Chcę żebyś nauczyła się funkcjonowania ludzi o różnych pozycjach i statusie, ale obawiam się, że panowie karakale mogli nakreślić nieco… przesadzony obraz wampira. Trudno mi sobie wyobrazić hrabiego, który nie zważa na etykietę, zasady i… nie wiem czy fakt, że zjawisz się u niego sama, niezapowiedziana tym bardziej, nie umniejszy tobie w jego oczach.
        - Jeżeli tak to trochę trudno. To znaczy, że się mylili. Ale ja bardzo chcę poznać wampira, z którym można normalnie porozmawiać, a przy tym reprezentuje jednak pewne wartości! Ostatecznie też jestem arystokratą. Podróżuję, nawet poluję, prawie jak oni! No i może jem surowe mięso. I kto wie gdzie chodzę!
        - Tiu, do trzech dżemów, błagam cię!
        - Och! Ale przecież nie powiem tego przy nim! Absolutnie! Nie jestem niemądra, nehee.
        - Tak, tak…
        - Słucham?
        - Nic skarbie, nic. Fuji, opiekuj się nią dobrze.
        Służka przytaknęła, a Tiu, już w innej postaci, stanęła na dwie nogi.

✿ ❧ ❀


        Podeszły ostrożnie pod czarne ogrodzenie. Tygryska nie wyczuwała strażników. Nie słyszała kroków. Tylko jej własne i Fuji. Ścieżki zdawały się zarośnięte, teren opuszczony. Cisza.
        Podobno hrabia często bywał w podróży…

        Przeszły kawałek, by zobaczyć co czeka pod bramą. Ale tam nie było ani strażnika, ani odźwiernego.
        Dziwne.

        - Może wyjechał - stwierdziła służka dosyć beznamiętnie. Być może się cieszyła, a może szkoda jej było tego jednego sztyletu niewbitego w wampirze serce.
        - Hmmm… trzeba zobaczyć! - Niepowstrzymana przez towarzyszkę Tiu przyjrzała się bramie, oceniła odległość i wykonała skok. Złapała za pręty, wygięła się i już była po drugiej stronie. Żaden płot nie mógł jej powstrzymać!
        Służka zamrugała, nacisnęła klamkę i przeszła przez furtkę.
        - To chyba włamanie.
        - Chyba na pewno! Ale hrabia zrozumie jak mu wytłumaczymy. Skoro zostawił otwartą furtkę… Chodź, tylko zapukamy do drzwi i zobaczymy czy jest w domu!

✿ ❧ ❀


        Zastukała trzy razy. Poprawiła spódniczkę i pas na futrzastych biodrach. Dla pewności przeczesała grzywkę, a widząc, że ją zrujnowała, dała ją szybko do ugłaskania Fuji. Czy jej się zdawało czy właśnie rozległy się kroki w tym zielonym domostwie? Małym jak na status hrabiego, ale uroczym na swój… zielony sposób.
        Wyprężyła się i uspokoiła - przynajmniej zewnętrznie. W środku buzowała od ekscytacji i palącej ciekawości jaki to jest krwiopijca, który zadaje się z kotołakami. Miała nadzieję, że jego czujne ucho nie wychwyci bicia jej serca…
        A jeśli nawet, to zinterpretuje to we właściwy sposób.
        Hihi!
Awatar użytkownika
Vergil
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 118
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Wędrowiec , Arystokrata , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Vergil »

Już następnego dnia po balu, Vergil planował swoją kolejną podróż, choć jeszcze nie był pewien, gdzie uda się tym razem. Może gdzieś poza granice środkowej Alaranii? Nie wydawało mu się to złym pomysłem, gdy przyglądał się ziemiom, które znajdują się właśnie tam – i to bez różnicy, po której stronie świata. A, właśnie, będzie też musiał zdecydować, w którym kierunku się uda, bo, na przykład, na północy – mroźniej lub nie, w zależności, jak daleko zdecydowałby się podróżować – czekałoby na niego coś innego, niż na południu. Nie spieszył się z tym, choć jednocześnie wolał nie zostawać tu zbyt długo. Domyślał się, że teraz, gdy już raz pojawił się na balu, znów o wiele częściej będzie dostawał zaproszenia na kolejne. I to nie tylko jako gość, lecz także inne, które będą podsyłane od kobiet zainteresowanych tym, aby na takim przyjęciu towarzyszył. A jemu wystarczyło interakcji z wampirzą arystokracją, przynajmniej na jakiś czas. Dlatego zdecydowanie wolał wrócić do wcześniejszego trybu życia. Trybu podróżnika.
        
◐◐◐◐◐◐
        
         – Spodziewałeś się gości? - zapytał Igar. Był odwrócony plecami do Vergila, który teraz siedział w fotelu i kolejny dzień studiował mapę całego kontynentu. Patrzył przez okno, którego zasłonę odchylił jedynie odrobinę. Jego oczy obserwowały postacie stojące pod bramą wejściową.
         – Nie… - odparł wampir i wstał. Mapę zostawił na stoliku, a sam podszedł do okna i też przez nie zerknął. Na samym początku spodziewał się, że mogą to być łowcy wampirów, ale gdy tylko wyjrzał i zobaczył, kto stoi przed jego posiadłością, już nie był tego taki pewien.
         – Wyjść do nich czy sam chcesz to zrobić? - Igar zadał mu kolejne pytanie. Już chciał powiedzieć, że może to zrobić i przy okazji otworzy im bramę, może nawet zapyta, kim są i dlaczego tu przyszli. Tyle tylko, że chyba nie było to konieczne, bo najpierw jedno z nich przeskoczyło przez ogrodzenie, a później drugie po prostu otworzyło sobie furtkę. W ten sposób obie znalazły się na terenie posiadłości. Na jego terenie. A Vergil zadał sobie dwa pytania, w głowie oczywiście. Czy ogrodzenie to nie jest za niskie? Czy naprawdę ani on, ani Igar nie pamiętali o tym, żeby zamknąć za sobą furtkę i bramę na klucz? To drugie na pewno było prawdą, bo w przeciwnym razie furtka nie otworzyłaby się, a stawiałaby opór, gdy tylko nacisnęłoby się klamkę.
         – Może to łowcy wampirów? - przyjaciel Vergila odezwał się pierwszy.
         – Wątpię. Nie ryzykowaliby wejścia od przodu i prawdopodobnie byłoby ich więcej, nawet jeśli byliby silni. Oni lubię mieć pewność, że uda im się unicestwić wampira, którego chcą się pozbyć – odpowiedział starszy wampir, a Igar pokiwał tylko głową.
         – Możesz wyjść im naprzeciw. Przywitaj ich i zaprowadź do salonu, ja już będę tam czekał – dodał jeszcze. Później obaj ruszyli na dół, a w korytarzu rozdzielili się – Vergil poszedł do wspomnianego wcześniej salonu, a Igar poszedł w stronę drzwi wyjściowych.

Pukanie rozległo się, gdy wampir położył dłoń na klamce. Cóż, przynajmniej nie musiał wychodzić na zewnątrz. Zdecydowanym ruchem otworzył drzwi, a przed stojącymi przed nimi osobami ukazał się średniego wzrostu, bardzo ładnie ubrany mężczyzna. Jego włosy miały kolor ciemnego brązu, lecz skóra była blada – nie chorobliwie, lecz tak… wampirzo. Nie było wątpliwości, że ma się do czynienia z krwiopijcą.
         – Hrabia von Weyarn, choć zaskoczony tak nieoczekiwaną wizytą, zaprasza w swoje progi – odezwał się do kobiet i ukłonił przed nimi, przy okazji otworzył też drzwi szerzej i gestem dłoni zaprosił do środka. Poczekał, aż wejdą i dopiero wtedy zamknął drzwi.
         – Proszę za mną, hrabia czeka w salonie – powiedział, gdy tylko przeszedł obok nich tak, żeby znaleźć się z przodu.
W tym czasie Vergil przestawił fotele tak, żeby jeden – ten, w którym zasiądzie on sam – stał naprzeciw dwóch innych, w których mogą usiąść jego niespodziewani goście. Między nimi postawił też stolik, na którym szybko spoczęła jedna z butelek z winem i trzy kielichy. Napełnił jeden z nich czerwonym trunkiem i usiadł w fotelu, a później chwycił napełniony kielich i tak czekał. Słyszał kroki i głos Igara przy drzwiach. W salonie światło zapewniły rozwieszone lampy na ścianach, a także kryształowy żyrandol, chociaż on swój fotel postawił tak, żeby ukrywał go półmrok, w którym jego dwukolorowe oczy świeciły lekko. Zwróciły się one w stronę nowo przybyłych, gdy tylko jego przyjaciel wprowadził ich do salonu.
Miał na sobie kamizelkę w ciemnym kolorze, czarnym konkretnie, pod którą znajdowała się koszula, ta akurat była biała. Materiałowe spodnie również były czarne, przy łydce wpadały w skórzane buty. Wszystko to było wykonane z wysokiej jakości – a więc drogich – materiałów, co dało się rozpoznać na pierwszy rzut oka. Z szyi wampira, na złotym łańcuszku, zwisał krzyż wykonany z rubinów i wprawiony w złotą oprawę. Jedynie jego twarz i niewielką część tułowia ukrywał ten półmrok.
         – Zapraszam, usiądźcie. Swoje rzeczy możecie zostawić przy wejściu do pomieszczenia – powiedział do nich, ale nie pochylił się, nie pokazał im swojej twarzy. Cierpliwie czekał na to, co zrobią, cały czas uważnie je obserwował, choć starał się jednocześnie, żeby jego spojrzenie nie było nachalne i nie wprawiało w zakłopotanie. W międzyczasie przyjrzał się też swoim gościom, a także ich aurom.
         – Coś do picia? Może wina? - zapytał, gdy już się zbliżyły. A swoją twarz – przystojną, z ostrymi rysami i niewielkim znamieniem, które bardziej dodaje mu uroku, a nie oszpeca – pokazał dopiero, gdy fotele stojące naprzeciw, zostały zajęte.
         – To… Co sprowadza was w to miejsce? Nie spodziewałem się gości, dlatego jestem tego ciekaw – mówił dalej, nawet uśmiechnął się w ich stronę, lekko, choć ładnie i zachęcająco. Nie sprawiał wrażenia podejrzliwego i wrogo nastawionego. To pierwsze czuł, to prawda, w końcu byli to nieznajomi, ale tego drugiego faktycznie w nim nie było.
         – Na początku myśleliśmy, że jesteście łowcami wampirów. Nie jesteście nimi, prawda? - zadał kolejne pytanie i tylko całkowitym przypadkiem sprawił, że zabrzmiało ono tak, jakby od poprawnej odpowiedzi zależało nie tylko to, czy tu zostaną, lecz także ich życia.
Awatar użytkownika
Tiu
Zbłąkana Dusza
Posty: 8
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Tygrysołak
Profesje: Kolekcjoner , Wędrowiec , Arystokrata
Kontakt:

Post autor: Tiu »

        Nie miała pojęcia ile planów mu mogła zrujnować. Cieszyła się tylko, że ktoś w domu przebywał (oczywiście, że służba powinna!) i liczyła na to, że może hrabia również jest dostępny. Kiedy drzwi otworzyły się i stanął w nich przystojny, wcale nie staro wyglądający mężczyzna szybko oceniła go pod kątem lokajowatości. Prezentował się nieco… zbyt dobrze. Z góry zerknęła na całą jego postać. Nie umiała ocenić co w nim było ‘za bardzo’, ale spodziewała się kogoś może fizycznie starszego, może nieco mniej… drapieżnego? Subtelnie poruszyła noskiem. Blada skóra, ten intensywny, lekko kołujący w głowie zapach zimnego ciała… może tak właśnie prezentowały się wampiry? Jeżeli więc taki był lokaj to co dopiero sam hrabia! Aż lekko ścisnęło ją w brzuchu z podekscytowania. Zastanowiła się szybko czy aby na pewno dobrze zrobiła przychodząc tutaj akurat w hybrydowej postaci. Uśmiechnęła się jednak do siebie. Tak, oczywiście, że tak. Oni nie ukryją przed nią tego, że są krwiopijcami, ona sama też zamierzała grać w otwarte karty.

        Weszła obdarzając tak sługę jak i cały westybul przychylnym spojrzeniem. Zaraz po niej ruszyła niska służąca utrzymująca jakimś cudem trzy kuferki i dodatkowo pakunek na głowie. Zdawała się nawet nie zwracać na to obciążenie uwagi i tylko z lekkim problemem nadążała za długonogą, pewnie idącą Tiu… która i tak musiała nieco zwolnić, by nie wpaść na prowadzącego ich wampira. Jego aurę przeglądała przy okazji podziwiania ozdób i umeblowania, a zagadywać nie zagadywała, bo i o co miałaby pytać sługę, skoro wiedziała, że pan jest w domu.

        Na to spotkanie czekała. Bardziej cieszyła się niż denerwowała i zdaje się było to po niej widać. Nie opuszczała głowy, ręce trzymała luźno, a do salonu wkroczyła jakby była z dawna oczekiwanym gościem. Pobieżnie oceniła zawartość pomieszczenia i wartość żyrandoli, mebli, wszelkich dekoracji. Na pierwszy rzut oka podobało jej się, choć może była to kwestia specyfiki sytuacji i ogólnej pozytywności samej tygryski. Nie mogła przecież wpraszać się do nieznajomego w duchu nastawiając się na krytykę i brak tolerancji. Wtedy tylko tego mogłaby oczekiwać w zamian - a liczyła na dużo lepsze stosunki.
        Nadstawiła uszy słysząc głos hrabiego. Teraz całą uwagą obdarzyła siedzący w cieniu elegancki ubiór. Ciemne kolory, koszula… ojej ojej, a co to za naszyjnik!? Błyszczał tak drogocennie! Źrenice jej zrobiły się niemal całkiem okrągłe, co pomogło dostrzec detale w niepełnym świetle. Fuji sprawnie ułożyła bagaże, a tygrysica podeszła do odzienia, które ją przywitało. Nad nim jawił się zarys twarzy, ale gospodarz chyba nie przepadał za jasnością - do tego stopnia, że nie wstał, aby się przywitać. A może to dlatego, że przyszła niezapowiedziana? To tutejsze maniery? A może - tak jak wspominał kapitan - był to jegomość raczej ekscentryczny jak na przedstawiciela środkowoalarańskiej arystokracji? Jakikolwiek nie byłby powód ton głosu hrabiego brzmiał raczej miło i Tiu postanowiła nie marnować szansy. Skłoniła się płynnie, zginając przed sobą rękę i tak wyraziwszy szacunek posłuchała zaproszenia - usiadła w fotelu, który znajdował się minimalnie bliżej pana domu i skupiła się już całkowicie na cienistym gospodarzu. Fuji cicho dołączyła, lecz na siedzisko tylko spojrzała przelotnie - stanęła wymownie przy oparciu swej pani chyba nie zamierzając zajmować miejsca, dopóki ona jej nie nakaże. Aura służki mogła nie sugerować takiego posłuszeństwa, chociaż smaku nadawał jej zarówno upór jak opanowanie. Była jednak nieco zniekształcona - zdawała się miękka, choć dziewczyna nie była aż tak słaba, a drażniący zapach nie przywodził na myśl żadnej konkretnej rasy. Emanacja tygryski była o wiele bardziej przejrzysta. Podobnie maniery - Tiu wydawała się naprawdę otwarta i szczera w swoim zachowaniu. Także gdy tylko zrozumiała sugestię hrabiego, dała znak Fuji aby ta spoczęła.
        Na wspomnienie o winie pogłębiła tylko nieopuszczający jej pyszczka uśmiech.
        - Czy wino to sugestia czy absolutna konieczność? - Zapytała figlarnie, z wyraźnym akcentem. Zerknęła na butelkę dając znać, że tylko to widzi z ewentualnych napitków. - Nie jestem amatorką wina, ale nie pogardzę niczym czym raczy mnie hrabia poczęstować. Zwłaszcza jeżeli to wino lokalne! Fuji na pewno chętnie się napije. - Dodała z grubsza opanowując entuzjazm. Nie było to jednak takie łatwe, gdyż elegancki ubiór w końcu zyskał twarz i opisywany jej całkiem dokładanie mężczyzna z nagła nabrał zaskakującej wręcz realności. Miał nieco rozpraszające, dwukolorowe oczy i bardziej dojrzałe rysy niż przypisywała mu jej młodociana wyobraźnia. Poczuła nagłe ukłucie respektu.
        Wyglądał na kogoś kto wiele przeszedł…
        Ale ona też musiała trochę przejść, aby się tu dostać. Naprawdę dużo staj!
        Należało to teraz wyjaśnić.

        - Nie jestem łowcą wampirów… przynajmniej w klasycznym tego słowa znaczeniu - wymruczała ochoczo. - Choć naprawdę chciałabym w końcu poznać lepiej waszą nieśmiertelną rasę. Ale wpierw proszę o wybaczenie, że zjawiłam się bez zapowiedzi. Moję imię to Mehrr Then’Zi - Gabriestelle. Then’Zi to nazwisko, nie dla wszystkich tutaj jest to oczywiste kiedy się przedstawiam, wolę więc zaznaczyć na wszelki wypadek. Pochodzę spoza Środka, na stałe mieszkam w Neverith, gdzie moja rodzina ma swoje włości. Osobiście jestem podróżniczką z zamiłowania i kolekcjonerką. Nazwisko hrabiego, jak i podpowiedź gdzie mogę pana znaleźć, dostałam od kapitana Maeno, inaczej Mansuna, przy okazji jednej z moich wypraw. Jest on, zdaje się, naszym wspólnym znajomym i rekomendował mi hrabiego jako ewentualnego przewodnika po wampirzych ziemiach. Nie był jedynie pewny czy pana zastanę, ale - cóż - zastałam! Ogromnie mnie to cieszy, nie znam bowiem tutaj nikogo, a i moi przyjaciele nie utrzymują w okolicy żadnych kontaktów, żeby mnie z kim zapoznać. Przybyłam więc do hrabiego prosić o wysłuchanie i opiekę, jeżeli byłby hrabia łaskaw uczynić mi tę przyjemność. Nie miałam niestety jak się zapowiedzieć, dlatego absolutnie nie będę miała za złe odmowy i odesłania mnie. Pozwoliłam sobie na wielką śmiałość przychodząc tutaj - ,,sama” - tak niespodziewanie. Jestem tego całkowicie świadoma i przepraszam… nie ma pan uczulenia na tygrysią sierść, prawda?
Awatar użytkownika
Vergil
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 118
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Wędrowiec , Arystokrata , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Vergil »

Spojrzał na drugą kobietę, która stanęła za oparciem jednego z foteli. Nie wyglądało na to, że nie chciała usiąść, a bardziej tak, jakby czekała na pozwolenie. Musiała być służką tygrysołaczki, co nie zmieniało faktu, że jej aurę też przydałoby się poznać. To, a także informacje, które płynęły z zobaczenia jej. Nie zamierzał namawiać lub zmuszać, nie wiedział, jakie stosunki łączą te dwie kobiety. Igara niby można było nazwać jego lokajem, jednak Vergil traktował go, jak swojego przyjaciela, bo za niego również uważał młodszego wampira. Ufał mu, dzielił się z nim swoimi sekretami i zostawiał też całą posiadłość pod jego opieką, gdy opuszczał ją i wyruszał na kolejną wyprawę.
         – Tylko i wyłącznie sugestia. Mogę zapewnić coś innego do picia – odparł, ale nie powiedział, że zrobi to od razu. Był to sygnał dla samej Tiu, jeśli rzeczywiście chciała dostać coś innego, aby zabić pragnienie, to wystarczy, że o to poprosi. Natomiast kolejne jej słowa potraktował jako sygnał do działania i własnoręcznie napełnił jeden z kielichów – ten, który stał naprzeciw niezajętego jeszcze fotela. Nie miał nic przeciwko, żeby służka Tiu piła w ich obecności, tym bardziej, że ponoć z chęcią spróbuje tego trunku. Po prostu dał jej możliwość zrobienia tego i przy okazji wyrażenia swojej opinii – jeśli będzie chciała to zrobić – której on z kolei wysłucha. Wino, co prawda, nie pochodziło z jego winnic, bo zwyczajnie takich nie posiadał, ale było wytwarzane na tym terenie i na pewno było też jednym z najlepszych, jakie można było zakupić w Maurii. Wiązało się to z niemałą ceną za butelkę, ale… Czy komuś takiemu, jak on, to przeszkadzało? Zdecydowanie nie. Ostatecznie spojrzał też jeszcze raz na Tiu, z butelką ciągle znajdującą się w jego dłoni, która to z kolei spoczywała tuż nad kielichem stojącym naprzeciw zmiennokształtnej. Nieme pytanie. Jest pewna, że nie chce spróbować wina?

W końcu poznał też imię osoby, z którą rozmawiał. Wydawało mu się, że siebie nie musiał jej przedstawiać. Wyglądało na to, że mogła o nim wiedzieć więcej, niż przypuszczał na samym początku. Przecież wiedziała, kogo szukać i, w jakim miejscu może przebywać, prawda? Wysłuchał tego, co mu powiedziała. Zapamiętywał informacje, które mu w ten sposób przekazała.
         – Mansun? Naprawdę? - zapytał, nagle zaciekawiony. Przypomniał sobie o spotkaniu z nim i grupą podobnych do niego zmiennokształtnych, a także przygodę, którą przeżyli w swoim towarzystwie. To było… ciekawe, na pewno mógł to tak określić, choć ostatecznie pozwolili tamtemu czarodziejowi na to, żeby eksplorował Alaranię. Pan Winorośl, chyba właśnie tak się im przedstawił. Nieprzewidywalny i niebezpieczny, ktoś, kto dysponował wielką mocą magiczną. Naszły go też wątpliwości – ponownie – czy dobrze zrobili, gdy pozwolili mu odejść wolno.
         – Cieszę się, że mają o mnie tak dobre zdanie – dodał jeszcze. Wątpił w to, żeby Gabriestelle próbowała go okłamać. Jedynie ktoś, kto faktycznie spotkał Mansuna mógł wiedzieć coś na temat ich wspólnych przygód. Następnie przestał się odzywać, rozważał jej ostatnie słowa i prośbę, którą wystosowała. Co prawda, jej pojawienie się zepsuło nieco jego plany, ale mieli też wspólnych znajomych, którzy przecież polecili jej odszukanie właśnie jego.
         – Możecie tu zostać przez jakiś czas. Zapewnię wam opiekę i odpowiem na pytania, które będziesz miała. Mogę cię też oprowadzić po „wampirzym mieście” – Maurii – może nawet następnej nocy – zadecydował w końcu. Może dzięki temu będzie mógł ponownie zastanowić się nad celem kolejnej wyprawy, może wybierze inną lokację, która wyda mu się ciekawsza. A może… wybierze się w rejon, z którego pochodzi sama Tiu? Jeszcze nie był pewien, ale będzie mógł o tym pomyśleć.
         – Wolicie dwa, osobne pokoje czy może jeden, podzielony na dwa pomieszczenia sypialne? - zapytał. W jego posiadłości znajdowały się oba te rodzaje. Ten drugi był przeznaczony właśnie dla kogoś, kto podróżował ze służbą i z jakiegoś powodu chciał, żeby cały czas byli oni dostępni. Stąd drugi pokój sypialny – ten dla służących – był trochę mniejszy, ale miał też bardziej przystosowane (czyli mniejsze i pojedyncze) łóżka. Jednocześnie znajdowała się w nim też swego rodzaju specjalna „szafa”, w której można było znaleźć proste do złożenia łóżka, jeśli byłyby potrzebne. Domyślnie w pokoju tym stały już trzy gotowe do użycia, w tym specjalnym meblu znajdowały się kolejne trzy.
         – Igar zabierze wasze rzeczy do pomieszczeń, na które się zdecydujecie, a my w tym czasie dalej będziemy rozmawiać – dopowiedział po chwili. Jego przyjaciel stał gdzieś z tyłu, nadal przy bagażach ich gości. Jakby jedna z nich obejrzała się na niego, to bez problemu dostrzegłyby gotowość do działania. Jedynie czekał na sygnał.
         – Możemy nawet zmienić lokację… Co powiedziecie na spacer po ogrodzie? - zapytał. Nie nalegał, nie próbował tego robić, bo jemu było to obojętne. Skoro już miał zapoznać ją z wampirzym światem, to dlaczego nie zacząć od oprowadzenia po posiadłości, w której przez jakiś czas będzie mieszkała?
         – I, zapomniałbym… Nie mam uczulenia na tygrysią sierść. Spokojnie – powiedział to na sam koniec, towarzyszył temu wyraz twarzy, który naprawdę mógł świadczyć o tym, że zapomniał o jej pytaniu i wróciło ono do niego przed chwilą. Uśmiechnął się lekko, to prawda, ale nawet to pozwoliło im na dojrzenie końców jego wampirzych kłów. W aktualnym stanie były tylko odrobinę wydłużone, co zmieniało się, gdy wampir pił krew bezpośrednio z ciała swej ofiary.
         – Mogłabyś też zacząć tam zadawać pytania, jeśli już jakieś pojawiły się w twojej głowie – zaproponował. Znali już swoje imiona, więc uznał, że może darować sobie tytuły grzecznościowe, ale nie będzie miał problemu z poprawieniem się, jeśli tygrysołaczce będzie to przeszkadzało.

Ogród, jeśli już zdecydowali się do niego wybrać, był spory. Rosły w nim różne drzewa, krzewy, kwiaty i nawet zioła, dobrane tak, żeby nie miały problemu z przeżyciem w tutejszym klimacie. Przy wybrukowanej ścieżce raz na jakiś czas można było trafić na niewielką ławkę. Były one pomalowane na kolor ciemnej zieleni. Było tu ładnie, zarówno pod względem bodźców wzrokowych, jak i zapachowych. Rozłożyste korony drzew za dnia dawały tu dużo cienia, choć  nocą blokowały światło gwiazd i księżyca, a przez to sprawiały, że było tu ciemno.
Awatar użytkownika
Tiu
Zbłąkana Dusza
Posty: 8
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Tygrysołak
Profesje: Kolekcjoner , Wędrowiec , Arystokrata
Kontakt:

Post autor: Tiu »

        Ojej ojej, co się działo - Fuji dostawała wino przed nią! Ale zabawnie! Pewnie to kwestia poprzedniego wybrzydzania i pewności co do niewybrzydzania służącej, ale nadal nadawało to całej scence egzotycznego wydźwięku. Oto oni - dwoje wampirów, gospodarz i bliżej nieokreślony wampirzy asystent oraz one - tygrysołaczka z dalekich krain i jej posłuszna towarzyszka. Z odrębnych kultur, o innych doświadczeniach i oczekiwaniach. Sami w cienistym salonie, pośrodku gęstego lasu. Każde z nich wychowane inaczej i różnie patrzące na świat. Mężczyźni i kobiety, żywi i nieumarli, arystokraci oraz podwładni. Nie wiedziała kto jest do kogo najbardziej podobny w sferze myśli i odczuć - była pewna jedynie, że już fascynował ją tutejszy światek. Światek tych dwóch krwiopijców.
        Świat hrabiego von Weyarn.

        Chcąc się w niego zagłębić przyjęła kieliszek wina, chcąc rozsmakować się w tutejszym guście. Nie była koneserką, ale hmmm… smakowało drogo.

        Wyjaśniła co mogła, tak zgrabnie jak potrafiła, nieco szybciej niż może wypadało, ale efekt był zadowalający. W wypowiedzi zawarła chyba wszystko, co potrzebne było, by na ten czas usatysfakcjonować pana wampira. W duchu zatarła rączki. Jak tak dalej pójdzie, uda jej się spokojnie zwiedzić Maurię!
        - Kapitan Mansun zdaje się mieć ogólnie optymistyczne podejście do napotkanych osób i dobre o nich mniemanie, ale nie można tego samego powiedzieć o wszystkich jego kompanach - pozwoliła sobie na wtrącenie. - Nadal jednak polecali mi towarzystwo hrabiego, a to wiele znaczy. Czterech kocich braci nie oddałoby mnie w pańskie ręce, gdyby nie byli pewni, że to dobry pomysł - powiedziała przeciągle, lekko mrużąc oczy. Lecz zaraz von Weyarn odezwał się i na jej pyszczek wstąpiło radosne uniesienie, nie mające już w sobie nic z kokieterii.
        - Dziękuję bardzo - ledwie powstrzymała się, by nie unieść głosu bardziej niż wypada. - Będę panu dozgonnie wdzięczna za okazaną mi łaskę. - Wstała i skłoniła się, tym razem splatając przed sobą ręce w geście pokornego uznania. Zaraz też zajęła swe miejsce z powrotem, pozwalając gospodarzowi omówić detale. Słuchała uważnie, lekko ruszając uszami. Zadowolona z możliwości wyboru, uśmiechnęła się i szybko zdecydowała się na wariant jednego pokoju. Lubiła mieć Fuji pod ręką, a i nauczona była nie spać w samotności.

        Upijała właśnie ostatnie łyczki, kiedy padła propozycja spaceru. Tygryska wstała żwawo, bo pomysł jak najbardziej przypadł jej do gustu, a i nie chciała w żadnym razie wyjść na marudnicę. Zastanowiła się jedynie co zrobić z Fuji - normalnie poleciłaby jej pomóc z bagażami, jako, że było ich trochę, a poza jednym wampirem nie widziała tu służby gotowej do pracy. Nie wiedziała, jednak jakie zapatrywania mają na to mieszkańcy dworku. Może obie traktowali jak gości i choć miały osobne prawa, Fuji nie była tutaj jedynie służką? W końcu siedziała naprzeciw hrabiego, poczęstowana została winem… zwykłych pomocnic się tak nie traktuje. Może więc była to okazja, by dziewczyna zaznała trochę luksusów i zwykłej chociażby uprzejmości ze strony wyżej postawionych osób?
        Tiu się to nawet podobało.

        Nastawiona bardzo pozytywnie, postanowiła dać nieść się nurtowi tutejszych zwyczajów i słów gospodarza - jeżeli postanowił nie zwracać się do niej cały czas per ,,panno”, zamierzała mu na to pozwolić. Nie wiedziała do końca jak zwracać się do niego, ale to było do nadrobienia. Powinna się spokojnie do wieczora oswoić z jego sposobem wysławiania się, a może i przywyknąć do ogólnego sposobu bycia… o ile spędzą ze sobą dość czasu.
        Póki co zapowiadało się interesująco.


✿ ❧ ❀


        Spacerowała z przyjemnością, powoli stawiając kroki nieco mniejsze niż zwykle, rozglądając się z uprzejmym lecz jak najbardziej szczerym podziwem. Napawała się zapachem obcych dla niej traw, kwiatów i znajomym akcentem ziół dość uniwersalnych. Fuji szeleszcząca spódnicą tuż za nią też rozglądała się nieco, choć nie tak otwarcie. Zieleń ogrodu… zieleń elewacji… zieleń ławeczek. Dachu.
        I podejrzany brak ludzi.

        - Wspominał coś hrabia o pytaniach… myślę, że miałabym kilka - miło zaczęła Tiu po kilku chwilach oglądania wszystkiego. - Och, czy to begonia? To takie klasyczne. Mam na myśli bardzo eleganckie. Nie tak często widywałam je w ogrodach… lubią cień. ACH! Koleusy! Przepiękne. Kto dba o ten ogród? - Rozproszyła się nieco, nie mogąc przejść obojętnie wobec pęków kolorowych liści. Miała słabość do pięknych rzeczy.
        - Przepraszam jeżeli będę nietaktowna, ale… mogłabym zerwać kilka? Do ususzenia. To byłaby może nieco sentymentalna, ale piękna pamiątka. - Uśmiechnęła się leciutko, a Fuji odwróciła, by nie przewracać oczami. Sama gdyby chciała kawałek rośliny, to by go sobie urwała, nikt by jej nie zabronił. Jeśli by była na pozycji Gabriestelle oczywiście. Arystokratka mogła zerwać najwspanialszy kwiat, włożyć go sobie we włosy i zapytać, owszem, ale jak wygląda. Gdyby zrobiła to wystarczająco przymilnie, dżentelmen odparłby oczywiście, że bardzo jej do twarzy i jeszcze podarował jej kolejny. Ale jej arystokratyczna pani zwykle tak nie szalała. Miało to swoje zalety, chociaż niewykorzystywanie możliwości, jakie się posiadało, było czymś czego Fuji nie umiała pojąć. Od tego miało się pozycję, siłę lub majątek by nikt nie wchodził ci w drogę.
        A przynajmniej by tych osób było dość niewiele.

        Tymczasem Tiu ostrożnie badała grunt i nie naruszała przestrzeni gospodarza - już wystarczyło, że przelazła przez bramę i wprosiła się niezapowiedziana. Jej zdaniem dalsze śmiałości byłyby już zbyt niegrzeczne, by można było sobie na nie pozwolić. Przynajmniej póki nie przekona do siebie hrabiego, a jej towarzystwo stanie się rekompensatą za pewne braki w kontroli.
        - Przepraszam za tak osobiste pytanie ale… mieszka tu hrabia sam? Nie chciałabym przeszkadzać pana krewnym lub gościom, za to chętnie bym ich poznała. Może to kwestia tutejszego klimatu, ale pański dwór wydaje się trochę… cichy.
        W porównaniu do jej jasnych, słonecznych rezydencji rodzinnych, gdzie zawsze ktoś biegał bliżej lub dalej, gdzie śmiano się i rozmawiano niemal za każdym rogiem, posiadłość hrabiego von Weyarn zdawała się zanikać w lesie i wtapiać w jego mroczny klimat - tak barwą jak i nieludzką ciszą.
Awatar użytkownika
Vergil
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 118
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Wędrowiec , Arystokrata , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Vergil »

Gdy tylko usłyszał – i Igar również – to, na jaki pokój zdecydowała się Tiu, kobiety mogły usłyszeć poruszenie za sobą, konkretnie w miejscu, w którym zostawiły bagaże. Vergil kiwnął tylko głową, gdy Igar spojrzał w jego stronę. Taka odpowiedź wystarczyła na nieme pytanie, które mu zadał i dlatego młodszy wampir zabrał część bagaży i wyszedł z nimi z pomieszczenia. Zaniósł je do jednego z pokoi gościnnych, do którego zresztą Vergil planował sam zaprowadzić osoby, które u siebie gościł. Tylko, że to zrobi później, skoro teraz zaproponował wyjście na zewnątrz i krótki spacer po ogrodzie. Niespecjalnie przejmował się też zwrotami grzecznościowymi, tym bardziej, że Tiu zdawało się nie przeszkadzać to, że w każdym zdaniu, które kierował w jej stronę, nie zwracał się do niej „panno”. A skoro on to robił, to też nie zwróciłby jej uwagi, gdyby ona zdecydowała się robić podobnie – chociaż to akurat zależało już od niej. Z drugiej strony, jeśli ona będzie stosowała te zwroty, to albo on też zacznie to robić, albo powie jej, że nie musi ich używać. Jedno z dwóch, ale wspomni o tym wtedy, gdy będzie to koniecznie.

Ogród przy jego posiadłości może nie był najpiękniejszy i największy, ale pasował do samego budynku, a roślinność w nim była różnorodna – przez to przyjemnie się po nim spacerowało.
         – Najczęściej opiekuje się nim moja znajoma. Wampirzyca, zapalona botaniczka. Mieszka w okolicy… Może nawet moglibyśmy ją odwiedzić. Przychodzi tu dość regularnie, ale ostatnio się z nią mijałem. Poza tym, Igar też się trochę na tym zna. Podstawowe czynności nie są dla niego problemem – odpowiedział po chwili. Nie wspomniał nic o sobie, bo, cóż, zwyczajnie się na tym nie znał. Jeśli dobrze pamiętał, nie miał też ręki do kwiatów i wszystkiego innego, co tu rosło. Kiedyś próbował i konsekwencją tego było to, że musiał sprowadzić nowe kwiaty gatunku, który wyznaczył sobie do opieki, ale zamiast tego doprowadził do śmierci roślin. Po tym zdarzeniu postanowił, że opiekę nad ogrodem powierzy komuś, kto się na tym zna i będzie wiedział, jakie warunki lubi wszystko to, co teraz tu „mieszka”.
         – Nie krępuj się – odparł krótko, gdy zapytała go o to, czy może zerwać kilka roślin. Przecież nie uschną przez to, że ktoś zerwie jeden liść lub kwiat. A skoro Tiu chciała mieć taką pamiątkę, to przecież nie będzie się temu sprzeciwiał. Tym bardziej, że nikt na tym nie ucierpi. Zatrzymał się nawet na chwilę w miejscu, w którym go o to zapytała. Może właśnie tutaj rosło coś, co sprawiło, że zadała mu takie pytanie? Może już za chwilę przekona się na własne oczy.
         – Tylko proponuję zrywać te, które rosną dość blisko ścieżki. A jeśli już gdzieś głębiej dojrzysz interesującą cię roślinę i naprawdę chciałabyś coś z niej zerwać, to… radzę uważać pod nogi. Ogród jest na tyle rozległy, że rośliny nie są jego jedynymi mieszkańcami – ostrzegł ją, odruchowo spojrzał gdzieś w dal, jakby w oddali, wśród roślin dostrzegł coś, czego ona nie widziała. I, jak na zawołanie, dokładnie w tamtym miejscu coś zaszeleściło w wysokiej trawie.
         – Z Igarem. Opiekuje się posiadłością pod moją nieobecność i oprócz mnie jest jej jedynym stałym mieszkańcem – odparł, choć zanim się odezwał, zastanawiał się nad czymś przez chwilę. Myślał o tym, jak wiele może powiedzieć komuś, kogo prawie w ogóle nie zna.
         – Nie potrzebuję tu całej grupy służących, którzy byliby na moje każde zawołanie. Mam zaufane osoby, które zajmują się sprzątaniem czy naprawami, ale zamiast mieszkać ze mną przez cały czas, po prostu odwiedzają regularnie posiadłość i wykonują swoją pracę – dodał jeszcze. To były jego zaufane osoby, z którymi umówił się na taki układ, bo był on lepszy dla obu stron. Mieli swoje rodziny, a dzięki temu mogli spędzać z nimi więcej czasu. Vergil nie chciał zmuszać ich do tego, żeby tu żyli. Poza tym, przyzwyczaił się już do tego, że jest tu cicho i zupełnie mu to nie przeszkadzało. Może nawet było to lepsze od tego, gdyby miały tu mieszkać rodziny służących z biegającymi i głośnymi dziećmi, i tak dalej… Tak, taka cisza zdecydowanie była mu na rękę.
         – A mój przyjaciel znakomicie radzi sobie w kuchni – wspomniał po chwili, dopiero teraz zdecydował się, żeby to powiedzieć. Zrobił to też nieco ciszej, niemalże konspiracyjnym szeptem, jakby w ten sposób chciał przekazać jej jeszcze to, żeby zachowała to dla siebie i nie wspomniała tej pochwały, zwłaszcza wtedy, gdy sam Igar będzie mógł to usłyszeć.
         – A krewnych nie mam… Przynajmniej nie wiadomo mi nic o tym, żeby mój ród miał aktualnie więcej niż jednego, żywego członka. Chociaż o wampirach chyba nie do końca można powiedzieć, że żyją – dopowiedział po chwili. Uśmiechnął się nawet przy ostatnim zdaniu, ale nie był to szeroki uśmiech, za to wyglądał trochę tak, jakby był wymuszony. Z jednej strony odczuwał smutek niewielkiego stopnia dlatego, że jest jedynym przedstawicielem swojego rodu, a z drugiej nie był pewien, czy chciałby, żeby istniał ktoś jeszcze, kto dzieliłby z nim nazwisko rodowe i przywileje z nim związane. Nie to, żeby chciał zatrzymać to wszystko dla siebie – w posiadłości znajdowały się inne pokoje oprócz gościnnych i tyle kosztowności, że nigdy nie będzie musiał martwić się o to, że zabraknie mu ruenów – po prostu przyzwyczaił się już do tego, że wszyscy jego krewni nie żyją. Przynajmniej ci najbliżsi.

Kierował ich trasą, którą wydawałoby się, że ustalił już wcześniej. Może tak było, a może po prostu wiedział, którędy poruszać się tak, żeby właściwie zrobili duże koło i wylądowali w miejscu, z którego wyruszyli.
         – Mam ważne pytanie. Od odpowiedzi na nie będzie zależało to, gdzie udamy się za chwilę – zapowiedział, specjalnie przesadnie poważnym tonem głosu, ale liczył na to, że udało mu się ukryć tę przesadę na tyle, że zabrzmiało to wiarygodnie. Tak, jakby to pytanie naprawdę było ważne, może nawet najważniejsze tego dnia.
         – Biblioteka czy pokój gościnny? - zapytał, choć zrobił to po długiej chwili. Tak długiej, aby zbudowała odpowiednie napięcie. To wszystko było udawane, próbował się nieco rozluźnić po nieprzyjemnych myślach, które naszły go w ogrodzie. A kto zabroni staremu wampirowi chwilowej zabawy słowami i emocjami? Chyba nikt… Chociaż, tak z drugiej strony, ciekawiło go to, jak zareagują Tiu i jej służka, gdyby domyśliły się, że tylko się z nimi droczy. Dlatego miał cichą nadzieję, że ukrywanie prawdziwych intencji było dość dobre, ale nie na tyle, żeby pozostało ukryte.
Awatar użytkownika
Tiu
Zbłąkana Dusza
Posty: 8
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Tygrysołak
Profesje: Kolekcjoner , Wędrowiec , Arystokrata
Kontakt:

Post autor: Tiu »

        Wampirzyca?
        Zaciekawiona nadstawiła ucha, mając nadzieję usłyszeć choć trochę więcej o innych przedstawicielach tej rasy. Zabawne… w sumie wampirzyce nie kojarzyły jej się z roślinami i botaniką. A już na pewno nie z pracą w ogrodzie. Może dlatego, że to zajęcie tak mocno łączyła w myślach ze słońcem i gorącem dnia? A jednak kto bronił temu, kto widzi dobrze w ciemnościach, dbać o ogród akurat po zmroku? No i może aura tego miejsca sprzyjała - trudno było tu o ostre promienie jasności, choć nadal… spojrzała na hrabiego nagle zaintrygowana. Był dzień a on… wyszedł. Jak bardzo wampiry były odporne na światło? Wystarczyło, by było go niewiele lub by były odpowiednio ubrane, a mogły wychodzić w dzień? To by było miłe. O wiele ciekawsze niż bycie uwięzionym w budynkach aż do zmroku. W mgnienie cała rasa zdała jej się o wiele mniej ograniczona i bardziej… naturalna. Skojarzenia z wiecznym mrokiem, ciasnotą wielkich posiadłości i przepychem rekompensującym barwy dnia rozmyły się lekko na rzecz obrazu wampirów w pelerynach szukających cienia lub spokojnie pielących grządki pod rozłożystymi drzewami w tej zielono-cienistej krainie.

        - Och, to byłoby wspaniałe, gdybym mogła poznać znajomą hrabiego! - Postanowiła nie ukrywać radości i nie udawać dużo bardziej stonowanej w charakterze, niż rzeczywiście była. - Chciałam się w końcu dowiedzieć czegoś o waszej rasie… poznanie innej kobiety na pewno bardzo by mi pomogło - dodała szczerze i skupiła się na chwilę na kwiatach.

        Ucieszona zerwała ze dwa ciekawe okazy i przekazała je w delikatne ręce Fuji, która skomentowała to kamienną obojętnością. Nie pierwszy raz musiała trzymać jakieś zielsko. W zasadzie przyzwyczaiła się już, że stale ma coś w rękach czy na głowie i aż dziwnie było jej chodzić bez tego. Jednak była już idealnie dostosowana do służby.

        Tiu zaś była czujna niczym zwierzę i szybko wypatrzyła ogrodowego mieszkańca. Czy może raczej ruch jaki wywołał. Źrenice rozszerzyły jej się, pobudzone chęcią zabawy i skoku w chaszcze - dziewczyna umiała jednak powstrzymywać podobne odruchy bez większych trudności. Wróciła myślami do słów hrabiego.
        I och - zdążył odpowiedzieć na parę jej pytań, nim w ogóle okazała zdziwienie! Niezwykłe wyczucie!
        - To… to trochę niezwykłe - stwierdziła zarówno z nutką uznania jak i niepojmowania niektórych motywów w stylu życia gospodarza. - Znam bardzo niewiele osób o takiej pozycji, które radzą sobie bez służby… czwórka to zwykle minimum. Lokaj, kucharz, pokojówka, gosposia… - zaczęła wyliczać, przypominając sobie jakie konfiguracje widziała w odwiedzanych dworach, domach i rezydencjach. W skrajnych przypadkach ludzie radzili sobie wyłącznie z gospodynią i sprzątaczką, ale na pewno nie byli tak majętni jak hrabia. O nie, jego byłoby stać, więc… pewnie to taka preferencja. Może zarówno on jak i Igar woleli mieszkać bez towarzystwa. Samotnicy? A może kiedyś wydarzyło się coś co sprawiło, że stracili zaufanie do innych osób? A może to moda? Lub nawet wymóg kulturowy! Tyle było możliwości, że tygryska naprawdę nie wiedziała, co o tym sądzić. Bardzo chciała dowiedzieć się, jak to wygląda u innych wampirów.
        - Przepraszam za moją konsternację, to dla mnie trochę… trudne do zrozumienia. Ale jeżeli hrabia ma własne sposoby na dbanie o taką posiadłość, to oczywiście pewnie są słuszne. Fascynujące dla kogoś takiego jak ja. - Uśmiechnęła się miło. - W podróżowaniu cudowne jest to, że można poznać tyle innych zwyczajów! Nigdy nie nauczyłabym się z książek tyle, ile z odwiedzania nowych miejsc. Ale hrabiemu na pewno nie muszę tego mówić. Przez wszystkie lata życia pewnie zwiedził pan o wiele więcej krain i miast niż ja… och, przepraszam, ciągle pana tytułuję… ale nie mogę się odzwyczaić. Proszę się nie przejmować, do mnie hrabia może mówić jak chce. - Wyjaśniła lekko i zachęciła by kontynuował ukrócanie formalności, mimo że ona potrzebowała na to więcej czasu.
        - Pański pomocnik zaś wydaje się osobą bardzo utalentowaną, jeśli nie wyszkoloną - dodała o Igarze z cichym uznaniem. - Fuji też wiele potrafi. Bardzo ją cenię - przyznała równie konspiracyjnym co Vergil szeptem, chociaż służka oczywiście mogła ją usłyszeć. Trudno jednak byłoby dojrzeć u niej jakąś reakcję. Była świadoma swojej wartości jako dziewczyna do (prawie) wszystkiego.

        - W takim razie współczuję. - Tiu skomentowała tymczasem sytuację hrabiego. Nie wiedziała, czy żałuje on bycia jedynym członkiem rodu i niemal samotnego mieszkania w głębi lasu, ale uznawała swoje słowa za całkiem na miejscu. Ostatecznie jej byłoby przykro, więc jeżeli nie wyrazem wiedzy na temat jego upodobań były przynajmniej oznaką szczerości. A Gabriestelle czuła się już całkiem swobodnie w towarzystwie wampira i nie chciała ukrywać swoich poglądów bardziej, niż wymagała tego kultura. Jego odmienność rasowa jej nie zniechęcała, a nawet zachęcała do zadawania pytań i okazywania zainteresowania nieco bardziej otwarcie. No i nadal - do zbierania informacji o nieumarłych polecał go Kapitan Mansun! A nawet część jego towarzyszy. Fiuu fiu - chyba zaczynała rozumieć dlaczego!
        - To jest w wampirach szczególnie niezwykłe - skwitowała, znowu mrużąc oczy i spoglądając na ukazane kły. - Rasy nieumarłe są fascynujące.

        Przeszli już spory kawałek, gawędząc przyjemnie, kiedy hrabia zatrzymał się i nagle spoważniał. W jednej chwili do Tiu powróciły wszystkie legendy o nocnych łowcach i wysysaczach krwi niewieściej, bo mężczyzna brzmiał i wyglądał jakby miał dać jej do wyboru zamkniętą sypialnię albo cmentarz. Doprawdy, pasowała mu rola napastnika z tym przenikliwym spojrzeniem i męskim podbródkiem… zastanowiła się czy dałaby radę mu uciec i zawołać swoich mentorów. Możliwe, jeśli ruszyłaby od razu...
        Otworzyła bezwiednie usta i odetchnęła cicho, kiedy wyjaśnił, o co mu chodziło.
        Och, jakież głupotki przychodzą na myśl pod wpływem impulsów! O niemądra, przecież nic by nie zrobił, to był porządny mężczyzna! Ha ha, tak, a ona już się przestraszyła!
        - Łobuz z pana, tak mnie straszyć! - prychnęła rozbawiona, przekraczając granicę formalności. - Już nie wiadomo co widziałam przed oczami! Ale biblioteka, zdecydowanie chciałabym ją zwiedzić! - kontynuowała wesoło, choć część futerka wciąż miała zjeżoną i nawet podeszła do hrabiego bliżej.

        Fuji była na tyle uprzejma, że nie komentowała. Żałowała tylko, że nie miała powodu, by jednak wbić w wampiry kołeczki i zobaczyć, co się z nimi dzieje po unicestwieniu. Skoro i tak już nie żyły…
Awatar użytkownika
Vergil
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 118
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Wędrowiec , Arystokrata , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Vergil »

Chyba rzeczywiście będzie musiał wybrać się w odwiedziny do swojej znajomej, może nawet zaczął odczuwać chęć zrobienia tego i zwyczajnej rozmowy z nią. Chociaż, istniała też możliwość, że to ona zjawi się tutaj i wyprzedzi jego planowania. Nie był pewien, kiedy ostatnio sprawdzała stan ogrodu, bo nie wyznaczył jej też konkretnych dni, w których może tu przychodzić. Umówili się, że będzie to robiła wtedy, gdy sama uzna, że powinna zajrzeć, sprawdzić, jak mają się rośliny i, może, przy okazji uciąć sobie pogawędkę z nim i Igarem… albo samym Igarem, ewentualnie tylko z Vergilem – ale to drugie zdarzało się częściej przez to jego podróżowanie i nieobecności z tym związane. Przez to zdał też sobie sprawę z tego, że właściwie dość dawno z nią rozmawiał, co było tylko kolejnym powodem stojącym za spotkaniem z nią.
Nie zdziwiła go reakcja Tiu na niemalże brak służby na jego terenie. Domyślał się, że ktoś taki jak on – jeśli się go nie znało – raczej mógłby uchodzić za osobę, która w swojej rezydencji faktycznie może mieć przynajmniej kilkunastu służących. Zresztą, czyż nie każdy arystokrata uchodził za kogoś takiego? W końcu, wiele osób utożsamiało wysokie urodzenie z posiadaniem służby, która za taką osobę wykonuje wiele prac domowych. Tymczasem u niego było zupełnie inaczej i całkowicie mu to pasowało – przecież zmieniłby to, gdyby było inaczej. Było go stać na opłacenie grupy, w której skład wchodziłoby wiele osób pracujących w tym miejscu, ale on cenił sobie samotność i część rzeczy on i Igar robili też sami. A, jak wspomniał wcześniej, do innych rzeczy miał zatrudnione zaufane osoby, które mieszkały w okolicy i zjawiały się, gdy były potrzebne.
Po jakimś czasie zaczęli też kierować się w stronę wyjścia z ogrodu, choć to mógł wiedzieć tylko Vergil. Przecież Tiu i jej służąca nie znały jego ogrodu, nawet po tym, jak teraz je po nim oprowadził. Ten skrawek terenu, na którym rosły różne drzewa, krzewy, zioła i kwiaty, był ciekawym miejscem do odkrywania. Wiodło przez niego kilka ścieżek, a oni poruszali się jedynie tą główną, i to nawet nie w pełni, więc i tak nie zobaczyli wszystkiego, co się dało, gdy szło się największą z dróżek. Wiedział natomiast, że nie była to pierwsze wyprawa Tiu w tę część jego posiadłości, a przy następnych raczej nie będzie musiał jej towarzyszyć. Nie, żeby nie chciał, ale przez oprowadzenie jej po nim, niejako wyraził niemą zgodę na to, że może wybierać się tu nawet samotnie albo w towarzystwie Fuji.

         – W takim razie biblioteka – powiedział tylko i otworzył drzwi prowadzące z powrotem do budynku. Przepuścił w nich zarówno Tiu, jak i Fuji, chociaż nie był pewien, czy ta druga będzie chciała wejść do środka przed nim. Jeśli nie, to nie miał zamiaru na to nalegać i po prostu w budynku znalazł się tuż za tygrysołaczką, a z przemieszczaniem się poczekał na to, aż dołączy do nich jej służka. Zaprowadził je do schodów, którymi skierowali się w górę. Na półpiętrze spotkali nawet schodzącego Igara.
         – Pokój gościnny jest już gotowy. Zaniosłem tam wszystkie bagaże – poinformował całą trójkę. Vergil kiwnął tylko głową, i tak planował zaprowadzić je tam po wizycie w bibliotece, więc teraz, gdy był on w pełni gotowy, będą mogły zobaczyć go w całej okazałości. Gdy go minęli, dotarli na piętro i mogli iść albo w lewo, albo w prawo. Do biblioteki szło się w lewo, więc to właśnie tam skręcił wampir.
Wchodziło się do niej przez dość niepozorne drzwi – zwyczajne, wykonane z ciemnobrązowego drewna. Te także on otworzył jako pierwszy i przepuścił w nich albo samą Tiu, albo ją i Fuji, jak poprzednio, gdy wchodzili do budynku. I to tutaj robiło się ciekawiej, gdy tylko przekroczyło się te drzwi.
         – Zajmuje ona właściwie połowę tego piętra – powiedział Vergil, gdy przed oczami jego towarzyszek rysowały się sięgające sufitu regały wypełnione różnymi księgami i zwojami. Jedne i drugie były od siebie ogrodzone – księgi zajmowały osobne regały, które były nieco ciemniejsze, a zwoje zajmowały osobne, te z kolei były wykonane z jakiegoś jasnego drewna. W pobliżu wejścia stała nawet drabina, którą można było dostawić do regału, aby sięgnąć coś z wyższej półki. Regularnie rozmieszczone były też wygodne – a przynajmniej na właśnie takie wyglądały – fotele, przeważnie dwa w towarzystwie niewielkiego stolika.
         – Jestem zadowolony z tego, co udało się tu zgromadzić mojej rodzinie, i także mnie samemu, od momentu, w którym mieszkamy w tej posiadłości. Dodam, że kolekcja ta dość regularnie powiększa się, a także znajdują się w niej mniej lub bardziej rzadkie dzieła… Choć te wyjątkowo stare i zagrożone zniszczeniem trzymamy w osobnym pomieszczeniu, które też wchodzi w skład biblioteki – mówił to, gdy ciągle szedł przed siebie, choć nie spieszył się, chciał, żeby mogły rozejrzeć się po regałach. Może nawet od razu zlokalizują coś, co je zaciekawi… albo przynajmniej jedną z nich.
         – Tak długo, jak przebywacie tu jako moi goście, możecie korzystać do woli z biblioteki. Tylko prosiłbym zwracać teksty na swoje miejsca i… jeśli poprosisz mnie o pamiątkę z biblioteki, będę zmuszony odmówić – dodał po chwili. Ostatnie słowa skierował do Tiu, chciał po prostu wyprzedzić jej pytania związane z tym, czy może mogłaby sobie zatrzymać coś, co aktualnie należy do wyposażenia jego biblioteki.
         – Za tymi drzwiami znajduje się „stara biblioteczka” - zastukał lekko w drzwi, dla odmiany wykonane z jasnego drewna, a także posiadające w górnej części nieduże okienko, przez które można zajrzeć do środka i sprawdzić, czy ktoś znajduje się w tym pomieszczeniu.
         – Jeśli chodzi o korzystanie z biblioteczki, to wolałbym, żebym był przy tym ja albo Igar. Nie, żebym uważał, że nie wiecie, jak obchodzić się z wrażliwym na uszkodzenia i starym pergaminem… jednak wolę, żeby robiła to osoba, która już nieraz miała okazję je przeglądać – dopowiedział. Nie chciał wprost dodawać, że chodziło też o zaufanie, którym przecież nie mógł obdarzyć kogoś, kogo znał tylko przez niewielką część dnia. Poza tym, te starocia, które się tam znajdowały… może nie były jedynymi, zachowanymi egzemplarzami, jednak na pewno mogły być jednymi z kilku. Od tego wejścia do mniejszego pomieszczenia, Vergil skierował siebie i towarzyszki w stronę wyjścia z biblioteki.
         – To jeszcze pokoje gościnne i myślę, że będziemy mogli zakończyć zwiedzanie… - odparł, choć Tiu i Fuji mogły odnieść wrażenie, jakby może nie było to do końca prawdą. I mogły podejrzewać, że na pewno nie chodziło tu o to, że kwestią prywatności nie zaprowadził ich do swojej sypialni. Po prostu budynek zawierał jeszcze inne pomieszczenia, których z jakiegoś powodu – którego mogły się może jedynie domyślać – wolałby im nie pokazywać.
Awatar użytkownika
Tiu
Zbłąkana Dusza
Posty: 8
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Tygrysołak
Profesje: Kolekcjoner , Wędrowiec , Arystokrata
Kontakt:

Post autor: Tiu »

        Gabriestelle opuściła ogród bez większego żalu - zamierzała jeszcze do niego wrócić i na spokojnie przemierzyć większość ścieżek. Chwilowo zaś paliła ją ciekawość jak wyglądać może biblioteka i co też jeszcze pan hrabia może jej opowiedzieć.
        Tłumiąc ekscytację przeszła przez drzwi, a za nią Fuji, która nie chciała odstępować swej pani. Może też korzystała z dziwnych przyzwyczajeń gospodarza i innego układu ról... pozwoliła sobie być panną w towarzystwie i dać przepuścić się dżentelmenowi mimo swojej znacznie niższej rangi. I tak w jej oczach wampir był głównie ciekawostką dla Tiu i ewentualnym utrapieniem dla nich obydwu.

✿ ❧ ❀


        Parę minut później, grzecznie dając się przepuścić po raz kolejny, stanęła obok tygryski za progiem całkiem pokaźniej biblioteki. Zerknęła na nią z ukosa. Tiu już błyszczały oczy, mimo że nie była zapaloną czytelniczką, a raczej zbieraczem, dotykaczem i oglądaczem, co mogło doprowadzić do szaleństwa co większych naukowych zapaleńców. Lubiła gdy coś było cenne i ładne; wyjątkowe, estetyczne i powiązane z różnymi osobami. Kochała historię poszczególnych książek zdecydowanie bardziej niż ich treść; choć niewątpliwie dobrze się bawiła kiedy jej czytano.

        - Naprawdę niezwykłe zbiory! - I już swym zainteresowaniem i aurą zachwytu wypełniła biblioteczną salę. - Ma hrabia powód do dumy. Kolekcje zbierane rodzinnie są godne największego zainteresowania! Nasza biblioteka również jest sama w sobie spisem dziejów rodowych; pamiętamy kto, kiedy i w jakich okolicznościach nabył każdy tom... jest to oczywiście wiedza zbiorowa, bo kto by zapamiętał wszystkie historie w pojedynkę. Ale na pewno ma hrabia... masz na pewno jakieś ulubione książki. Może te, które sam zdobyłeś? - Zasugerowała z uśmiechem, głodna opowieści i machnęła ogonem.

        - To naprawdę przyjemne miejsce, chętnie z Fuji jeszcze je odwiedzimy i trochę poczytamy. Nawet widzę wygodne fotele... i oczywiście nic nie będziemy przestawiać. Pański dom pańskie zasady. - Skłoniła się lekko, w humorystycznym geście przerysowanej pokory. - Bardzo dziękuję za możliwość przejrzenia pańskiej kolekcji. - Dodała już zupełnie szczerze. - Oczywiście żałuję wielce, że nie będę mogła zabrać stąd żadnej pamiątki, ale to zrozumiałe. - ,,I kto wie, może jeszcze zmieni hrabia zdanie?"
        Nie liczyła na to jednak za bardzo i cieszyła się z tej hojności, którą jej okazano. Ostatecznie była zupełnie obcą osobą i choć hrabia został jej opisany jako tolerancyjny to kto wie - może wcale nie darzył tygrysołaków przesadnym uznaniem. Być może zyskałaby w jego oczach przedstawiając mu się w bezsierstnej postaci. Lecz była na to zarówno zbyt otwarta jak i zwyczajnie zbyt dumna. Jeżeli jej tygrysi urok osobisty to za mało by wkupić się w jego łaski i dostać więcej upominków będzie musiała obejść się bez nich.
        Chociaż to zawsze trochę szkoda...

        - Oczywiście. Z całą przyjemnością będę hrabiemu lub Igarowi zawracać głowę gdy tylko będę chciała dobrać się do tych dzieł - zażartowała zaglądając przez wąskie okienko do ''zakazanego pokoju''. Tak naprawdę już ją świerzbiło, ale postanowiła poczekać z męczeniem gospodarza do dnia następnego. Wspaniałe, rzadkie okazy! Unikaty!
        W duchu zacierała rączki.

        Niedługo po tym czas biblioteczki się skończył i zdziwiona Tiu zastrzygła uszkiem.
        - Och, tak szybko? - Wymsknęło jej się, ale zamiast się peszyć postanowiła pociągnąć to dalej. - Myślałam, że zwiedzimy jeszcze chociaż jeden z salonów... choć oczywiście, pański dwór może mieć inny układ. - Poprawiła samą siebie jak student, który nagle przypomniał sobie podstawową zależność. - Większość osób chwali się pomieszczeniami reprezentacyjnymi... od tego w końcu są! Ale hrabia ma chyba dość odmienne podejście. Oryginalne. - Spojrzała na niego z całym ciepłem wyrozumiałego podróżnika i ciągle uczącej się panny. - Bardzo dziękujemy za pokazanie ogrodu i biblioteki. Były wspaniałe. Pokoje gościnne na pewno będą równie godne hrabiowskiego domu. - Przewidywała, choć przecież można się było po nich spodziewać wszystkiego.
Awatar użytkownika
Vergil
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 118
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Wędrowiec , Arystokrata , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Vergil »

Był dumny ze swojej biblioteki. Znaczy, nie było wyłącznie jego, bo tak naprawdę należała do jego rodu, który kolekcjonował w niej różne dzieła od dnia, w którym ta część posiadłości powstała, ale aktualnie był jedynym – przynajmniej tak mu się wydawało i właśnie takie informacje posiadał – ze swojego rodu. Także mógł powiedzieć, że aktualnie należała ona właśnie do niego. Ona, jak i cała posiadłość i lochy, które znajdują się pod nią. Lochy, które były też skarbcem, o którym wiedziało naprawdę niewiele osób. Vergil nie lubił chwalić się bogactwem, dlatego też część podziemna posiadłości zawsze zostawała pomijana, gdy już oprowadzał kogoś po swoim domu. Zresztą, to, co znajdowało się nad nią, było też o wiele ciekawsze – i nie chodziło tu wyłącznie o bibliotekę. Liczył tylko na to, że Tiu nie będzie próbowała zabrać sobie jednej książki na pamiątkę. Nie chciał jej straszyć czy grozić jej, dlatego nic nie wspomniał o tym, że szybko dowiedziałby się, gdyby coś z biblioteki opuściło teren, który należy do jego rodu. I, oczywiście, tak samo szybko zadbałby o to, żeby wróciło na swoje miejsce. Magiczne zabezpieczenia aktywowały się dopiero po tym, jak księga lub zwój… lub jedno z nich w liczbie mnogiej opuszczą bramy wampirzego domostwa. Dzięki temu Vergil wiedział, w którym kierunku powinien się udać, żeby znaleźć zaginione lub ukradzione dzieło. Zaklęcie to jest bardzo łatwe do rzucenia, jednak on sam i tak nie zdołałby go użyć – nie znał potrzebnej do tego magii. Tyle dobrze, że śledzenie nie wymagało od niego tej znajomości, bo wystarczyło tylko to, że posiadał zmysł magiczny.
         – Te, w których główną fabułę stanowi jakaś tajemnica – odpowiedział po chwili, którą poświęcił na zwykłe rozejrzenie się po bibliotece, a także na pomyślenie nad tym, co chciałby powiedzieć.
         – Sam zbyt często nie rozszerzam tego zbioru, przynajmniej od jakiegoś czasu – dodał jeszcze. Gdy był młodszy, miał nawet krótką fazę niemalże obsesji związanej z tym, żeby szukać ksiąg, które nie znajdują się w bibliotece w posiadłości i sprowadzić je do niej. Na szczęście – dla niego i dla wszystkich osób, które go znały – trwało to krótko. Później, gdy w czasie swoich podróży natknął się na coś, co uznał, że powinno się tam znaleźć, starał się, żeby zabrać taki tekst ze sobą, kiedy opuszczał miejsce, w którym się on znajdował. A teraz, cóż, chyba bardziej skupiał się na podróżach i przeżywaniu przygód, a nie na kolekcji tekstów pisanych, którą miał w domu.
         – Nie jest duży, to na pewno. Nigdy nie mieszkało tu zbyt wiele osób, więc nie potrzebowaliśmy też wielu pomieszczeń i również wielkiego dworu, który pomieściłby je wszystkie w sobie – odparł spokojnie.
         – Później możemy odwiedzić też salę balową, choć minęło już trochę czasu, gdy ostatnio odbywało się tam coś, co można by było nazwać chociażby przyjęciem – dopowiedział. Nie oznaczało to, że pomieszczenie to było zakurzone i faktycznie wyglądało jak takie, które nie było używane przez długi czas. Nie, nie. Osoby, które regularnie sprzątały teren posiadłości, w kontrakcie miały zaznaczone wszystkie pomieszczenia, do których dostępu udzielił im gospodarz – w zakresie tym mieściła się również sala balowa. Właśnie dlatego ciężko będzie znaleźć tam zakurzone miejsca lub miejsca w żyrandolach, w których brakowałoby świec.
Teraz jednak udali się w miejsce, o którym wspomniał wcześniej. W stronę pokojów gościnnych, które, swoją drogą, też nie były używane tak często, jak powinny. To, z kolei, jednak była głównie wina specyficznego stylu życia, który obrał sobie sam Vergil.

Zaprowadził Tiu i Fuji do jednego z pokoi gościnnych, który miały zajmować w czasie, w którym przebywają na terenie jego posiadłości. Otworzył drzwi i przepuścił przez nie obie kobiety, zanim sam wszedł do pomieszczenia, które można byłoby porównać do najwyższej jakości pokoju w bardzo drogiej karczmie. Składały się nań cztery pomieszczenia. Pierwszym, w którym teraz zresztą stali, był nieduży salon – w nim znajdował się stolik z kompletem czterech krzeseł (wykonanymi z drewna mahoniowego, przy czym krzesła miały też miękkie siedziska i oparcia, o poszewce w kolorze lekko ciemnej czerwieni) przy nim i złotym kandelabrem na siedem świec nań stojącym, dwa fotele i kominek, który teraz co prawda nie palił się, ale obok leżało już drewno i można było je tam w każdej chwili wrzucić i zapalić. Po drugiej stronie, na specjalnym stojaku, stał pogrzebacz – stojak ten miał też coś w rodzaju półki, na której znajdowały się wszystkie rzeczy potrzebne do tego, aby rozpalić ogień. Sam kominek rzeźbiony był motywem leśnym, choć było to jedynie gęste skupisko różnych drzew. Na środku ściany zewnętrznej znajdowało się – aktualnie zasłonięte dość grubą zasłoną o kolorze ciemnej purpury z motywem gwiazd, wyszywanym na niej złotą nicią – duże okno, które można było w każdej chwili nie tylko odsłonić, lecz także otworzyć. W rogu pomieszczenia stał też drewniany wieszak, do zawieszenia nań odzienia wierzchniego i nieduża szafka, w której można było schować buty, oba te meble wykonane zostały z tego samego materiału, co stolik i krzesła. Na przeciwległej do kominka ścianie znajdował się obraz, ten również przedstawiał las, lecz na nim widać było trochę więcej życia, bo na pierwszym planie, tuż obok pni zielonych drzew, stał jeleń z bardzo bujnym porożem. Obok pieca znajdowało się przejście do jednego pomieszczenia, a naprzeciw – obok obrazu – przejście do innego.
         – Na lewo znajduje się pokój dla Fuji, na prawo dla ciebie, Gabriestelle – zakomunikował.
Pokój dla Tiu był oczywiście większy niż ten, który miała zająć jej służąca. Był właściwie tej samej wielkości, co salon, choć tutaj niekoniecznie mogło być to widoczne przez to, że było tu więcej mebli. Dwie wielkie szafy – jedna miała nawet lustro na drzwiach – komoda, toaletka z lustrem i kolejny kominek, który właściwie łączył się z tym w salonie i miał właściwie podobne zdobienia. Poza tym, co najważniejsze, znajdowało się tu również wielkie łoże z częściowo odsłoniętą, cienką zasłonką zwisającą z baldachimu. Ten łączył się z łóżkiem w każdym z jego rogów i zwieńczony był w każdym ze swoich rogów krukami, zdającymi się znajdować w trakcie lotu. Na lewo od łóżka znajdowało się okno, zasłonięte w ten sam sposób, co to w salonie i to zasłoną o takim samym motywie. Przy łóżku stał też niewielki stolik. Wszystko to, co drewniane wykonane było – jak w poprzednim pomieszczeniu – z mahoniu. Nad komodą wisiał spory obraz, który przedstawiał skąpaną w słońcu polanę gdzieś w środku lasu, na której wylegiwała się para rudych lisów. Znajdowało się też tutaj przejście do kolejnego pomieszczenia i była nim łazienka, z pełnym i wysokiej jakości wyposażeniem.
Pokój Fuji oczywiście nie był tak duży i bogato zdobiony, jak ten przeznaczony dla osoby, dla której ta pracowała. Jedna szafa z lustrem, mniejsza komoda, toaletka, szafka nocna z płaską górą, na której można było coś postawić (zamiast stoliczka) i mniejsze łóżko – na pewno wygodne – choć też bez baldachimu. Okno też było mniejsze, pojedyncze, choć zasłonięte identycznie. Był on też połączony z łazienką, która swą część miała w rogu pomieszczenia, choć też była wyposażona we wszystko, co mogłoby być potrzebne.
         – Liczę na to, że pokój gościnny spełnia wasze oczekiwania – odezwał się w końcu Vergil.
         – Jeśli czegoś brakuje, proszę dać znać – dodał jeszcze i spojrzał zarówno na Tiu, jak i na Fuji. Jasno dał im znać, że prośba ta tyczy się ich obu.
Awatar użytkownika
Tiu
Zbłąkana Dusza
Posty: 8
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Tygrysołak
Profesje: Kolekcjoner , Wędrowiec , Arystokrata
Kontakt:

Post autor: Tiu »

        Och, czyli to w tym zaczytywał się wampirzy gospodarz!
        - Tajemnica? - Uśmiechnęła się Tiu, a w jej oczach zatańczyły iskierki. - Także przepadam za tajemnicami! Choć bardziej, przyznaję, takimi prawdziwymi, o których plotki słyszy się przejeżdżając nocą przez niespokojne miasteczko… Chociaż spokojne czy nie, każde miejsce skrywa jekieś sekrety! A opuszczone w szczególności… Ale! - Przestała odpływać myślami. - Czytanie o tym także musi być interesujące. Powinnam kiedyś spróbować. Do tej pory czytałam literarurę głównie obyczajową i przygodową, gdzie tajemnic nie było znowu tak wiele. Tak, to dobry pomysł - wymruczała do siebie i zaraz skupiła się na następnych słowach wampira.
        - Och, jak kiedyś zdobędę jakiś ciekawy okaz i będę w okolicy mogę przemyśleć oddanie go do pańskiej biblioteki - zaoferowała filuternie, tylko dla pozorów nie deklarując, że jak znajdzie jakąś książkę kojarzącą jej się z hrabią to rzuci się na nią na pewno, z oczywistym zamiarem sprezentowania mu jej. To znaczy o ile zaprzyjaźnią się i polubi go na tyle, by wliczyć go w stały krąg swoich kontaktów. Dla takich znajomych lubiła zdobywać cenności - miała dzięki nim jeszcze więcej powodów by nadstawiać karku na poszukiwaniach i jeździć w jeszcze dalsze zakątki Alaranii!
        Ale tymczasem powoli poznawała hrabiego i praktyczne podejście jego rodziny do posiadania. Była nim nieco zdumiona, bo zazwyczaj kiedy tylko ktoś miał wystarczającą fortunkę budował pałac, zamek lub posiadłość tak wielką jak tylko się dało, by była wizytówką statusu i majątku (choć często jednak złudną). Tymczasem niebiedny wcale nieumarły mieszał… niekoniecznie skromnie, ale zdaje się o wiele skromniej niż by mógł i więcej najwidocznie nie było mu do szczęścia potrzebne. Czy to przez to jak działa tutejsze społeczeństwo? A stereotypowy obraz wampirzego arystokraty tak podkreślał majątki, sale balowe i elegancki przepych!
        Nie wiedziała czy czuła się trochę zawiedzona czy jeszcze bardziej zaintrygowana.
        Może… może to jednak była kwestia nietypowości tej jednej rodziny lub obecnego dziedzica?
Wątpliwości rozwiała propozycja ujrzenia z dawna nieużywanej sali balowej właśnie - teraz Gabriestelle czuła czystą ekscytację.
        - Z wielką przyjemnością - odparła, nie mogąc ukryć radosnego uśmiechu. Uwielbiała zwiedzać!

        Dziewczęta opuściły bibliotekę zadowolone, darowując sobie przyjemność podkradania czegokolwiek i związane z tym konsekwencje. Podążyły spokojnie do pokojów gościnnych i tam Tiu na dobre doceniła zmysł estetyczny von Weyarnów. Przepych przepychem, ale zdrowej wielkości wnętrza urządzone tak przemyślanie i ze smakiem imponowały jej o wiele bardziej. Z lubością patrzała na mahoniowe meble, zdobiony kominek, leśny obraz i w końcu - baśniowe kurtyny. Troszkę było to ciemne, ale tym bardziej kojarzyło się z głębiami magicznego boru. Na pozór spokojnymi, ale skrywającymi przed światem jakąś tajemnicę… to przynajmniej podpowiadała jej wyobraźnia.

        Już pochwaliła, że jak najbardziej, wnętrze spełnia wszystkie jej oczekiwania, kiedy zajrzała do sypialni i tam powstrzymać się już musiała całą siłą swej tygrysiej woli, żeby nie pisnąć i z radością nie rzucić się na poetyczne łoże, z którego krańców miała wrażenie, zaraz odlecą pięknie rzeźbione kruki. Postanowiła sobie wszystko dokładnie obejrzeć i głośno się pozachwycać kiedy hrabia już wyjdzie, a tymczasem rozpromieniła się tylko i z całą szczerością wyraziła pełne uznanie dla tego, kto umeblował pokoje.
        - Niczego nie brakuje - stwierdziła lakonicznie Fuji w ramach zachwytu i wdzięczności i obie pożegnały hrabiego umawiając się z nim dopiero na kolację.
        O ile… miał kolację.

        O to jednak Mehrr się nie martwiła - w razie czego umiała polować, a i mogła też dojść do swoich towarzyszy i poprosić o sudzone mięso i garść sucharków na następny dzień.

        Tymczasem zaś postanowiła skorzystać z dobrodziejstw cywilizacji. Kusiła ją kąpiel w nagrzanej, pachnącej kwieciem wodzie - wanna była długa akurat na tyle, że mogła się w miarę wygodnie ułożyć jeśli wystawiłaby z niej nogi, i na tyle niegłęboka, że było to idealnym rozwiązaniem.
        Zdjęła z siebie spódnicę, pas i rękawiczki, kiedy Fuji rozwieszała w szafie jej ubrania, i poprosiła ją o rozpięcie bluzki kiedy tylko zobaczyła, że ma wolne ręce. Poskładała wszystko ładnie i wiedząc, że musi chwilę poczekać na wodę zaczęła przyglądać się rzeźbionym ptakom i obrazowi z liskami. Potem krążyła po pokoju podziwiając meble, aż wreszcie przyszedł czas szukania w bagażach przyborów do mycia.
        - Widziałaś może moje oliwne mydełko? - zapytała, mając już w rękach wszytsko poza tym jednym niezbędnikiem. W podróży wystarczyła jej jedna zwykła kostka, ale teraz do piersi przyciskała przynajmniej kilka flakoników, szczotkę, gąbkę, buteleczkę i zapachowe płatki, których przy każdym ruchu gubiła coraz więcej.
        - Jest u mnie. Przyniosę - odprawiła ją Fuji, chcąca mieć chwilę spokoju na dowieszenie sukienek i tunik. I tak musiała zrobić przerwę na wpompowanie i nagrzanie wody.

        Tiu wesoło wpadła do łazienki, rozgościła się, zaciągnęła zapachem upranego ręczniczka i z lubością zanużyła nogi w nadal podgrzewającej się i niezabarwionej kosmeterią cieczy, rzucając na jej powierzchnię rozpuszczalne płateczki i wlewając do niej z lubością wszelkie mydła i perfumeria, które uznała za słuszne. Większość z nich miała bardzo subtelne nuty zapachowe, dobrze się z sobą komponujące, bo i węch tygryski nie przepadał za zbytnią wyrazistością. Bawiła się w tę kąpielową alchemię długie minuty, nucąc i pozując jak córka księcia i czarownicy, aż usatysfakcjonowana zanużyła się we własnym dziele i ułożyła na ciepłym dnie. Podłożyła sobie pod głowę myjkę, by było jej miękko i oparła zbyt długie nogi o brzeg wanny.
        Aaaach, czas na relaks!

✿ ❧ ❀


        - I co sądzisz o tym wampirze? - Zapytała Fuji siedząc na stołeczku i szorując gąbką półzwierzęce stopy błogo wyciągniętej pani. - Właśnie tego oczekiwałaś?
        - Och, tego nie mogę powiedzieć. Hrabia von Weyarn częściej mnie zaskakuje niż idzie po sznurze moich domysłów… ale to dobrze!
        - Cóż, uznajmy, że tak właśnie jest.
        - Fuji, nie mów, że nie bawisz się przednio. To wspaniałe miejsce! I obaj mieszkający tu panowie wydają się na tyle przystępni, by się z nimi dogadać. Powiedz, czy nie masz ochoty porozmawiać z tym Igarem i lepiej go poznać?
        - Mogłoby się z nim dobrze pracować, ale nie wiem czy chcę go lepiej poznawać - odparła spokojnie dziewczyna, podnosząc szczotkę i zaczynając powoli szorować długie, pasiaste nogi. - Choć jeśli chciałby mnie zastąpić chociażby przy takich pracach, mogłabym mu nawet powiedzieć, że go lubię.
        - Phi, jesteś okropna! - Tiu zaśmiała się i dmuchnęła w zgarniętą ręką pianę. - Mało kto umie czesać tak jak ty, i tak bym cię nie oddała.
        - Nieprawda. Zawsze mówiłaś, że mi to źle wychodzi.
        - Ale przyzwyczaiłam się i teraz mi dobrze! Igar jeszcze zbyt by mnie rozpieścił. - Tygryska przymknęła oczy, bo w sumie wizja przystojnego loka… przyjaciela hrabiego głaszczącego jej sierść wydawała się całkiem przyjemna.
        - Ko wie, może rozpieszcza tak tego wampira…
        - Och Fuji, Fuji, nie mów takich rzeczy kiedy oddaję się fantazjom. To byłoby całkiem urocze!
        - Jak to mówią, tylko biedacy myją się sami.
        - Aaach, nie wszędzie obawiam się. Hrabia jest specyficzny, a i Igara określa mianem ‘kompana’. Nie sądzę, by kazał mu się szorować, jakkolwiek wygodne by to było.
        - Ten krwiopijca nie wydaje się chociaż w połowie tak rozpieszczony jak ty. - Fuji skończyła z nogami i poczęła czesać jasne futro pod szyją tygryski. - Więc pewnie masz rację.
        Gabriestelle odparłaby coś, ale Fuji zaczęła miziać ją po brodzie, więc mogła tylko umilknąć i mruczeć sobie w duchu.
        - Swoją drogą zostawisz masę sierści. - Dziewczyna po jakimś czasie spojrzała na szczotkę i ścianki wanny. - Nie wiem czy twój wampir jest do tego przyzwyczajony. Czemu nie wykąpiesz się w ludziej postaci?
        Zwierzołaczka otworzyła oczy i uśmiechnęła się z figlarnym poczuciem winy.
        - Bo naprawdę lubię jak czeszecz mi futerko…
        Fuji wstała i popatrzyła wyczekująco, z surowością osoby skrajnie praktycznej. Gabriestelle nie miała co zrobić, musiała zmienić się w małą, zgrabną blondyneczkę bez sierści, dać opłukać się letnią wodą i opatulić ręcznikiem, na którym teraz nie było już szansy, że zostawi jakieś rude kłaki. Została po tym ładnie uczesana przy bardzo zadowalającej jakości lusterku i tym się pocieszała - w ludzkiej formie mogła liczyć na o wiele większą dowolność fryzur, a włosy o wiele ładniej jej się układały. Miała też parę swoich ludzkich ubrań i w sumie chciała trochę w nich pochodzić. Może też dobrym pomysłem będzie pokazać się hrabiemu w postaci bardziej przypominajej jego własną, by mógł lepiej ocenić z kim właściwie rozmawia.

        Przejrzała jaki ma wybór. Nie posiadała jeszcze niczego z Maurii, a z Shari miała niebiesko-złotą sukienkę, na którą w tej chwili nie miała ochoty. Dłonie naznaczone ostrymi bliznami dotykały po kolei kolorowych przebań, a ciemne oczy oceniały je z namysłem.
        W końcu blondynka wybrała żywą, a elegancką czystozłotą sukienkę na ramiączka siękającą do połowy łydek, z lekkim rozcięciem po lewej stronie. Ozdobiła ją w pasie bordowym paskiem, a na ramionach czarną półpelerynką kończącą się za łopatkami. Łączącymi to w jedną kompozycję elementami były okrągłe klamry i jedwabistość wszstkich matariałów, a dodatkiem długie, ciemne rękawiczki za łokieć. Idealnie pasowały do tego zwyczajowe, minimalistyczne kolczyki Tiu, więc ich nie zmieniała, a jedynie dobrała pod nie króciutki naszyjnik.

        Tak wyszykowana, była gotowa na ponowne spotkanie i może dalszą część rozmowy z panem tego domu.
Ostatnio edytowane przez Kana 1 rok temu, edytowano łącznie 2 razy.
Powód: .
Awatar użytkownika
Vergil
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 118
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Wędrowiec , Arystokrata , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Vergil »

Prezent w postaci takiej książki nie byłoby czymś, co odrzuciłby Vergil. Tym bardziej, że tekst ten musiałby być czymś rzadkim, na co nie jest łatwo trafić – inne znalazły już swe miejsce wśród jego zbiorów. Zbiorów, które właściwie nie były wyłącznie jego, bo przecież zbierały je pokolenia należące do jego rodziny. Teraz po prostu przyszła kolej na niego, w tym opiekowaniu się biblioteką i okazjonalnym szukaniu nowych przedmiotów do kolekcji.
         – Nie mógłbym odmówić takiego prezentu – odparł tylko. Tiu prawdopodobnie wiedziała o wampirzej długowieczności, a patrząc na wielkość biblioteki, można było od razu stwierdzić, że jest ona domem dla wielu ksiąg, zwojów, notatników i innych tekstów do czytania. Zresztą, o różnorodności i liczebności tego zbioru będzie mogła przekonać się w inny sposób i bardziej osobisty, bo przecież pozwolił jej na to, żeby zaglądała do tego pomieszczenia w czasie pobytu w jego gościnie.
Dobrze, że pokój jej się podobał, choć, jak wspomniał, jeżeli czegoś w nim brakowało, nie było problemu z tym, aby dostarczyć w to miejsce dodatkowego umeblowania. Pożegnał się z kobietami i wyszedł. Co prawda, umówili się na kolację, jednak on – jako, że był przecież wampirem – odżywiał się zupełnie inaczej. Nie miał zamiaru przyprowadzać kogoś na kolację; kogoś, kto posłużyłby wyłącznie za źródło jego pożywienia. Zresztą, dzisiaj był już najedzony. Mauria była dość specyficznym miastem, a jedną z rzeczy, która o tym decydowała było chociażby to, że w mieście bez problemu dało się znaleźć kogoś, kto za drobną opłatą zgadzał się na to, żeby zaspokoić wampirzy głód. Co więcej, zdarzało się, że żyły tam osoby, które zrobiły sobie z tego sposób na zarabianie na życie – i to bez różnicy czy jako „pokarm”, czy może osoba prowadząca miejsce, w którym pracowali ci pierwsi. Dla wielu stworzeń, zwłaszcza tych, które o Maurii nie słyszały, mogło wydawać się to dziwne lub może nawet straszne, tymczasem dla niego i dla wielu innych, była to rzecz jak najbardziej zwyczajna.

         – Minęło już nieco czasu, gdy ostatnio mieliśmy tu gości – odparł Vergil, gdy ponownie został sam z Igarem.
         – To dobrze czy źle, że panna Gabriestelle przerwała to razem ze swoją towarzyszką? - zapytał go przyjaciel. To było dość dobre pytanie i to takie, nad którym starszy z wampirów musiał krótką chwilę pomyśleć.
         – Jeszcze nie wiem. Czas pokaże – odpowiedział w końcu, może nieco zagadkowo, ale jednocześnie zgodnie z prawdą. Nie był pewien, czy ta gościna wyjdzie na dobre jemu i posiadłości, czy może niekoniecznie. Tiu nie miała przecież złych zamiarów, a ukrywana (choć jednocześnie wyczuwalna przez nich obu) niechęć Fuji prawdopodobnie może wynikać z jakichś złych wspomnień związanych z rasą, do której należeli obaj panowie. Przynajmniej tak wydawało się samemu Vergilowi. I na domysłach możliwe, że się skończy, bo nie uważał, że powinien o to pytać. Mógłby to być temat drażliwy i, owszem, pozycja i siła pozwalała mu na wręcz zmuszenie dziewczyny do odpowiedzi, jednak nie miał nawet najmniejszego zamiaru robić czegoś takiego.
         – Za to mam nadzieję, że wiesz już, co podamy na kolację. Ja zadowolę się czerwonym winem z krwią, ale nasi goście muszą zjeść coś innego, coś… normalnego. Przynajmniej normalnego dla nich – dodał jeszcze Vergil. Igar pokiwał tylko głową, a jemu w zupełności to wystarczyło. Ufał jego doświadczeniu i wiedzy.
         – Powinniśmy też się przebrać, żeby jakoś prezentować się na tej kolacji – zaproponował, a po chwili odezwał się ponownie, wyprzedzając tym samym słowa, które chciał wypowiedzieć jego rozmówca.
         – Nie, nie. Ty też. Również zasiądziesz z nami przy stole – to odparł szybko. Wiedział, że Igar będzie chciał protestować i powie, że będąc służbą, nie musi wyglądać lepiej, a także nie musi zasiadać przy jednym stole. Można by było spodziewać się, że po takim czasie młodszy wampir będzie już wiedział, iż dla Vergila nie jest wyłącznie kimś takim. Był też jego przyjacielem. Poza tym, nie był to jakiś bal, na który zlecą się tu mniej lub bardziej ważni arystokraci – wtedy po prostu nie wypadałoby, żeby doszło do czegoś takiego. Dzisiejszego wieczora sytuacja będzie zupełnie inna. I nie będzie trzeba też donosić dań… chyba, że Tiu lub Fuji będą chciały coś ciepłego do picia. W takiej sytuacji Igar na pewno im pomoże.
        
♦♦♦♦♦
        
Vergil nie postawił na nic bardzo zdobnego. Na białą koszulę założył czarną kamizelkę, zapinaną dwoma rzędami niewielkich, szarych guzików. Na to założył lekki, materiałowy płaszcz w kolorze bardzo ciemnego fioletu – wyjściowy, właśnie na tego typu okazję, na co wskazywały liczne, zrobione złotą nicią, zdobienia na całej długości rękawów, niemalże aż do krótkiego kołnierza, i przedstawiły one wzór, który dopiero po bliżej obserwacji okazywał się plątaniną pnączy bluszczu. Materiałowe spodnie o kolorze zbliżonym do kamizelki przepasał niezbyt szeroką szarfą – ona również była fioletowa, jednak dwa odcienie jaśniejsza niż płaszcz. Nogawki spodni wpuścił w skórzane, sięgające do połowy łydek i wypastowane, buty. Przejrzał się jeszcze w lustrze, aż w końcu uznał, że jest gotowy do wyjścia; że będzie odpowiednio prezentował się na zbliżającej się dużymi krokami kolacji.

Stół w jadalni został w pewnym stopniu złożony – przez co był nieco grubszy, ale też mniejszy – tak, żeby jednocześnie nie wydawał się pusty, gdy już spoczną na nim wszystkie dania, a także tak, aby pomieścił to wszystko i też każde z nich miało dużo miejsca i swobody. Gdy wampir wszedł do jadalni, która tak naprawdę była częścią sali balowej i stanowiła jedność z wytyczonym miejscem do tańca. Podłoga wyłożona była tu płytkami w kolorze stonowanej zieleni, która nie była zbyt jasna nawet wtedy, gdy pomieszczenie jest oświetlone. W prawej części dużego pomieszczenia biegły też linie wytyczone pojedynczym rzędem białych płytek – otaczały one część sali przeznaczonej do tańca. Widać, że zostało to przemyślane tak, żeby nawet przy dużych balach w części tej zmieścili się wszyscy chcący sobie potańczyć. Tuż obok znajdowało się też podwyższenie mogące zmieścić kilkuosobowy zespół.
Teraz cała sala była cicha, a jedynym odgłosem, który ją teraz wypełnił był ten odsuwanego przez Vergila krzesła. Zasiadł w tym, które stało naprzeciw tego, które niedługo ma zająć Tiu. Podobnie ustawione były też te przeznaczone dla Igara i Fuji. W pomieszczeniu tym znajdowały się duże, szklane okna, z których część wychodziła na ogród, a część na drogę prowadzącą do posiadłości i na otaczający ją las, a przynajmniej część tego lasu, który było stąd widać. Zasłony, z racji na wieczorną porę, były odsłonięte i różniły się nieco od tych, które znajdowały się w pokojach gościnnych. Te tutaj były ozdobione motywem lasu, a bardziej głównie koron drzew, których żywą zieleń przeplatały czarne i granatowe kruki, przelatujące pomiędzy nimi. A rozmieszczone regularnie żyrandole – ze świecami, choć ozdobione kryształami, które odbijały światło i rozjaśniały pomieszczenie – były regularnie rozwieszone i sprawiały, że dodatkowe świece na stole nie były już potrzebne. Igar zapalił je już wcześniej magicznym ogniem, którym zresztą władał. Na ścianach rozwieszone były misternie stworzone i bogate w szczegóły gobeliny. Ich tematyka była różna, choć przechodziła pomiędzy ozdobami raczej dość płynnie – chociażby gobelin z lecącym w nieznane stadem ptaków wisiał obok takiego, który przedstawiał gęsty las.
Jeśli o same dania chodzi, Igar – który zresztą na pierwszy rzut oka wyglądał, jakby się nie przebrał, jednak po chwili dało się już dostrzec, że założył na siebie strój bardzo podobny do poprzedniego, jedynie bardziej zdobny i wykonany z lepszych materiałów – postawił na kuchnię mauryjską. Dlatego też na stole – oprócz wszelakich niezbędnych sztućców, naczyń do picia, butelki z winem i dzbankiem wypełnionym wodą – znajdował się duży talerz z pokrojonym w plastry pieczonym mięsem kurczaka zanurzonym w dość ostro przyprawionym ciemnym sosem, na kolejnym wyłożone były liście jarmużu, na których z kolei spoczywały kawałki kaczego mięsa. Duża misa, oprócz gęstego i czerwonego sosu z buraków, mieściła też w sobie zmielone, uformowane w kulki i później w tej formie upieczone, mięso jelenie. Misa z fioletowymi winogronami stanowiła „zdrową” przystawkę, a czymś zupełnie odwrotnym była stojąca obok niej mniejsza miska, w której to znajdowały się kwadratowe cukierki ze słodzonego mleka i masła. Najbliżej Vergila natomiast znajdowała się osobna butelka z winem wymieszanym z krwią, to był jedyny „posiłek” – oprócz zwyczajnego wina – na stole, który nie wpływał negatywnie na jego wampirze ciało. To samo tyczyło się zresztą jego przyjaciela.

Igar stał przy otwartych drzwiach, a gdy tylko Tiu i Fuji podeszły do wejścia, ukłonił się im i zaprowadził do stołu. Vergil wstał, gdy cała trójka podeszła w to miejsce i został tak, aż Igar najpierw nie odsunął krzesła przeznaczonego dla Tiu i, w którym dziewczyna usiadła, a później nie podszedł do kolejnego, które zająć miała Fuji. Dopiero, gdy jego goście usiedli, on sam również to zrobił. W międzyczasie, mógł też przyjrzeć się temu, w co się ubrały, a także ludzkiej formie jednej z osób, które gościł pod swym dachem.
         – Jeśli macie jakieś konkretne życzenia do napitku, proszę śmiało dawać znać – powiedział na sam początek.
         – Postanowiliśmy, że ugościmy was mauryjską kuchnią. Życzę smacznego i mam nadzieję, że zadowolą was kulinarne umiejętności Igara – dodał jeszcze. Tuż po tym, sam Igar również życzył im tego samego, choć oczywiście nie wspomniał nic, co mogłoby nawiązywać do jego pracy w kuchni, której zresztą poświęcił się przez większą część reszty dnia, jaki pozostał między rozdzieleniem się ich wszystkich i kolacją.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Mroczne Doliny”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości