Revendor[Revendor]''Milczenie jest Złotem''

Na dalekim wschodzie, niedaleko Gór Księżycowych, na wschodnich stepach, znajduje się królestwo Revendor. Już sama jej lokacja świadczy, że nie jest ono zbyt popularne. Mimo dostępu do morza nie prowadzi handlu dalekomorskiego. Najbliżej znajduje się Arila i to głównie jedyne sprzymierzone królestwo, z którym utrzymuje się kontakty handlowo-kurierskie.
Awatar użytkownika
Neretheal
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Mag , Opiekun , Inna
Kontakt:

[Revendor]''Milczenie jest Złotem''

Post autor: Neretheal »

Drzwi uderzyły o ścianę izby z impetem. Do środka wparowało dwóch mężczyzn uzbrojonych w magistrzały. Za nimi kolejni dwaj rozdzielili się by obstawić resztę budynku. W środku rozległ się kobiecy krzyk i rozkazy strażników mierzących bronią w dwie kobiety, z tego jedną starszą.
        - Zamknąć się! Już! Pod ścianę!
        - Czego chcecie?! Co ma znaczyć ten najazd na mój dom?! - postawił się mężczyzna w roboczych ciuchach. Wyłonił się z pokoju stając między kobietami a strażnikiem.
        - Pod ścianę! - wrzasnął raz jeszcze strażnik wskazując lufą na przeciwległą ścianę, do tej przy której znajdowały się kobiety, zapewne matka z córką. Ta druga zaczęła szlochać.
        Basowy odgłos magistrzału wypełnił pomieszczenie zagłuszając chwilowo płacz. Magiczny pocisk opuścił broń tuż nad głową mężczyzny. To zmusiło go to posłuszeństwa i do przyklejenia się do ściany.
        Płacz dziewczynki był głośniejszy, matka musiała chwycić ją za usta. Po jej dłoni spływały zły. W szeroko otwartych drzwiach pojawiła się osoba w płaszczu rzucając cień na głowę domu. Czarna postać rozmawiała z kimś, kto zasalutował i zniknął tak szybko jak się pojawił. Postać odwróciła głowę i złożyła dłonie za plecami. Oficerskim krokiem przekroczyła próg domu zajmując miejsce między dwoma strażnikami. Mężczyzną, który patrzył wilkiem na postać w długim zielonym płaszczu zaciskał zęby i pięści. Wiedział kto zawitał do jego domu, już drugi raz z rzędu. Driad, ogar królowej Meredith. Zielonoskóry maie, który miał więcej władzy jak litości. Jego złote ślepia były skierowane ku niemu, później na kobietę próbującą utrzymać córkę w ryzach.
        - Zostawić nas - nakazał ochryple.
        - Inkwizytorze. - Strażnicy skinęli głową i opuścili dom. Zostawiając drzwi otwarte. Maie, odwrócił się i je zamknął, delikatnie, wolno, przekręcając kolbę drzwi podniósł głowę i patrząc prosto w błękitne oczy matki powiedział:
        - Poproszę to co wczoraj.
        - Nie odzywaj się do mojej rodzin... - mężczyzna momentalnie zamilkł. Nawet nie zdążył dokończyć, a maie zdążył wycelować magistrzałem prosto w niego. Nie musiał spuszczać wzroku z matki i jej dziecka. Wszyscy zastygli na krótki moment. - Lub nie, wczoraj było mleko, to dziś może być kakao. W końcu sami to proponowaliście. - Maie skinieniem głowy wskazał w kierunku kuchni dodając. - Ja i pani mąż musimy porozmawiać. Siadaj - oznajmił prostując się. Magistrzał nadal był skierowany mężczyznę, tylko teraz nie z wyciągniętej ręki a bardziej z biodra.
        Mężczyzna odsunął drewniane krzesło, skrzypiącym nim po podłodze, usiadł bez słowa. Maie podążył jego śladem, odkładając broń na stół. Patrzeli na siebie nawzajem w ciszy, oczekując jak na białym obrusie pojawi się szkło. Dziecko nadal płakało, ale już ciszej, na drugim końcu kuchni. Matka w pośpiechu przygotowywała wspomniane kakao. Uderzanie łyżką o naczynie było słyszalnie nerwowe. Ale to nie przeszkadzało maie się rozgościć. Stukał palcami w blat stołu.

        - Przepraszam, nie mamy alkoholu. Nikt u nas nie pije, od śmierci dziadka wprowadziliśmy abstynencję w domu... Zaś Marek powinien wrócić do domu za chwilę, do tego czasu mogę podać kakao, wodę, herbatę? - zapytała gospodyni domu z uśmiechem patrząc jak zielonoskóra, blondwłosa kobieta siedzi przy stole. Także się uśmiechała, jej łagodny wyraz twarzy nie zdradzał złych zamiarów.
        - Wiesz, pozwolę sobie wydedukować, że skoro proponujesz mi kakao, Marianno, to i masz mleko. Samo mleko mi wystarczy, jeśli to nie problem. - Jej głos był delikatny, zwracała się do kobiety z tonacją jak do dawnej przyjaciółki, do której właśnie zawitała w odwiedziny.
        - Ależ oczywiście, moja pani. Już podaję. - Kobieta zniknęła w kuchni, a młoda dziewczynka stałą naprzeciw kobiety przypominającej driadę. W rękach trzymała prowizorycznie zrobionego misia.
        - Jak ci na imię, złotko? - zapytała.
        - Merry - nieśmiałe odpowiedziała ściskając misia.
        - Piękne imię, podobne do twojej mamy. Ja się nazywam Laehteren, czekam właśnie na twojego tatusia. Mogę zobaczyć twojego misia? - zapytała wyciągając dłoń do dziewczynki.
        - No pokaż pani - zachęciła dziecko matka, stawiając szklankę mleka na stół.
Laehteren chwyciła misia i przyjrzała mu się. Był naderwany gdzieniegdzie. Stary materiał, guzikowe oczy patrzyły smutno.
        - Jak się nazywa ten przystojniak? - zapytała driada gładząc dłonią po szorstkim materiale misia.
        - Pan Bucio, bo mieszka w bucie po dziadku.
        - Nie stać nas na nową zabawkę - dodała cicho Marianna.
        - Naprawdę? A wiesz co mi powiedział Pan Bucio? - Dziewczynka pokręciła głową. - Powiedział mi, że jest pięknym misiem i zła czarownica rzuciła na niego urok. Tylko zaklęcie może mu przywrócić dawien blask. Tylko nie wie, czy będziesz go później chciała.
        - Zawsze będą go chcieć! Proszę odczaruj go! - krzyknęła dziewczynka podbiegając do zielonoskórej. Ta się zaśmiała.
        - Zamknij oczy i powiedz: Piękna Pani odczaruj mnie, do mej Merry piękny wrócić chcę.
        Dziewczynka posłuchała i powtórzyła, nim otworzyła oczy Pan Bucio był jak nowy. Wypełniony puchem, gładki w dotyku, radosny, jasny, szwy jak nowe i z błyszczącymi guzikami.
        Matka zasłoniła usta widząc jak pospiesznie jej gość wykreomagował nowego misia i szczęście jej córki. Dziewczynka westchnęła głośno i chwyciła misia chwaląc się nim matce. W tym momencie drzwi otwarły się a w nich spocony i brudny mężczyzna został powitany przez córkę.
        - Tato! patrz! Pan Bucio został odczarowany przez driadę samej królowej! - krzyczała wymachując misiem przed jego oczami.
        - To wspaniale skarbie! Tylko daj tacie się umyć, bo jeszcze pobrudzi Pana Buta.
        - Pana Bucia! - poprawiła.
        - No dobrze dobrze, Pana Bucia - skapitulował patrząc na kobietę przy stole i żonę.



        Stukanie od blat stołu ustało, gdy pojawiło się na nim szkło z zimnym kakao.
        - Dziękuję Marianno, możesz wrócić do Merry.
        Maie nie spuszczał wzroku z Marka, nawet gdy chwycił szklankę i uchylił dwa łyki słodkiego napoju.
        - Podsumowując. Wczoraj odbyłeś przemiłą rozmowę z Laehteren i zapytany o kradzieże kryształów energetycznych uznałeś, że nic o tym nie wiesz. Że jesteś zwykłym człowiekiem, który ciężko pracuje na swoją rodzinę. Wierzę w to. Dbasz o swoją rodzinę jak nikt inny. W pocie czoła odkładasz najmniejszy grosz by zapewnić córce godne życie. Dlatego cię zapytam o ten niepozorny kufer złota. - Maie pstryknął palcami trzy razy a drzwi wejściowe się otworzyły. Dwaj strażnicy wnieśli do środka sporawy kufer i do tego ciężki, patrząc na wysiłek obydwojga mundurowych. Na znak postawili go na blacie stołu, ten aż zaskrzypiał pod jego ciężarem. Otworzyli go i opuścili dom bez słowa. W środku mieniły się złote monety, wypełnił kufer po brzegi.
        - Zanim, odpowiesz. Tak, wziąłem pod uwagę, że to oszczędności twojego życia i zmarłego dziadka i całej reszty rodzinki. Ale kazałem się przyjrzeć temu bliżej. I wiesz co? To mała fortuna, składająca się z nowo wybitych monet. Są w obiegu niecałe dwa lata, a tutaj... Mamy równowartość dwudziestu lat pracy w kopalni. I nie kłam, że byłeś wymienić monety. Skąd masz te złoto? Od kogo? I komu przekazywałeś skradzione kryształy energetyczne? - zapytał pijąc dalej kakao.
        Żona zaniemówiła, patrzyła na swojego męża jakby go nie znała, on to zauważył.
        - Moja rodzina nie...
        - Twoja rodzina nie ma teraz znaczenia! - wrzasnął maie trzaskając szkło o podłogę. - Zadałem ci pytanie. Radzę odpowiedzieć. Chyba, że nie zdajesz sobie powagi z sytuacji? Obwieszczę ci to.
        Maie wstał i dosunął krzesło. Obrócił się plecami do mężczyzny spoglądając za okno. W stronę pałacu na wysokim szczycie.
        - Marku, synu Zygmusa. Obywatelu Revendoru. Zostałeś oskarżony o współudział w zamachu na życie rodziny królewskiej, mającej miejsce kilka dni temu. Twoja rola w tym akcie była znacząca, co cię czyni zdrajcą królestwa i jego ludu. Teraz twoje słowa ważą o tym, co się stanie dalej z tobą i twoją rodziną. - Maie złożył dłonie za plecami, spojrzał na Mariannę, która nie mogła uwierzyć w to co słyszy. Za jej plecami młoda Merry wtulona w suknię matki spoglądała jednym okiem.
        Krzesło zaskrzypiało, podłoga również. Marek korzystający z okazji odwróconego maie sięgnął po jego broń na stole, ale nagle poczuł ból na klatce piersiowej. Maie uderzeniem energetycznym odbił stół w stronę Marka, który go uderzył z impetem. Magistrzał znalazł się w dłoni maie chwilę później. Marek odsunął stół i chciał ruszyć na maie ale basowy wystrzał magistrzału rozszarpał mu rękę na kawałki. Krew trysnęła na strony, kiedy cała prawa ręka mężczyzny przestałą istnieć w ułamku sekundy. Do mieszkania ponownie wparowali strażnicy celując w domowników, ci krzyczeli panicznie i zaczęli szlochać. Marek nie mógł pojąć co się przed chwilą stało. Impuls bólu jeszcze nie doszedł do mózgu. Nim się zorientował, maie stanął nad nim wpatrując się w jego oczy. Marek wycedził siebie jedno: ''Milczenie jest Złotem'' po czym stracił przytomność. Maie zdumiał widząc w tym ziarno prawdy, ale to było bez znaczenia.
        - Opatrzyć ustabilizować i zabrać go do Arbitra - rozkazał maie oddalając się od krwawiącego mężczyzny.
        - A co z kobietą i dzieckiem?
        - Zostawić, nic nie wiedzieli.
Strażnik zasalutował, zamykając skrzynię z złotem i chwytając za uchwyt.
        - Złoto też zostaw.
        - Jak to? - zapytał zdziwiony.
        Maie podszedł do kufra i wyciągnął z niego jedną złotą monetę, schował ją do kieszeni bez namysłu.
        - Właśnie stracili bezpowrotnie jedyną osobę przynoszącą dochód. Ich życie w Revendorze zostało zakończone. - Maie patrzył jak dwaj strażnicy nie będący uczestnikami rozmowy ciągnęli za sobą krwawiącego zdrajcę. Odwrócił się do Marianny, ale ta tylko miała wyciągniętą dłoń w stronę męża, z bólu nie mogła już wydać z siebie dźwięku. W opłakanym stanie klęczała na deskach opłakiwała męża. Maie nie wiedział czy rejestruje jego słowa, ale nim wyszedł dodał:
        - Macie jeden dzień na opuszczenie Revendoru. Bezpowrotnie.

        Maie wyszedł na ulicę. Właśnie był świadkiem zebrania się całkiem sporego zbiorowiska ludzi, którzy przyszli zobaczyć co się dzieje. Jedynymi osobami zajmującymi się swoimi sprawami byli śmieciarze. Maie widział jak jeden z nich opróżniał kosz, z którego wypadł nadpalony Pan Bucio. Zmieszany z resztą śmieci, został rzucony na karetę, z której już nie było drogi powrotnej. Wpatrywał się w maie guzikowymi oczami odjeżdżając w zapomnienie, zupełnie jak ojciec Merry.
        - Inkwizytorze Neretheal - zasalutował mu mundurowy, niewtajemniczony w cała sytuację. - Mortimeer syn Ezajasza. Agent jej królewskiej mości - przedstawił się salutując. - Odnotowaliśmy przyjazd czterystu dwudziestu osób i wyjazd czterdziestu trzech z Revendoru w ciągu miesiąca.
        - Ilu z nich przebywało na terenie dzielnicy królewskiej i w pobliżu pałacu?
        - Osiemnastu, sir. Z tego pięć już opuściło Revendor. Mam utworzyć pościg za nimi?
        - Czyli trzynastu nadal gdzieś jest. Magiczna liczba - zamyślił się przez chwilę maie. - Czy zakaz opuszczania miasta przechodzi bezproblemowo?
        - Drobne zamieszki, ale nic nadzwyczajnego, sir. Nic i nikt nie opuści królestwa bez naszej wiedzy, sir.
        - Doskonale. Wydaj mi kopię akt tej osiemnastki i poinformujcie, kiedy więzień będzie w stanie mówić. - Wskazał na karetę odwożącą rannego mężczyznę do najbliższego znachora.
        - Jeszcze jedna sprawa, sir. Według konsorcjum wraz z Królową, uznano, że przyda się nieoficjalna pomoc.
        - Najemnicy?
        - Nie znam szczegółów. Miałem przekazać wiadomość.
        - Dziękuję, odmaszerować agencie Mortimeer.

        Przed inkwizytorem była jeszcze długa droga, ale był o krok bliżej do celu. Wyciągnął monetę z płaszcza i obrócił nią kilkukrotnie między palcami. Wyczuwał w niej aurę, aurę, która nie pasowała do nikogo z rodziny. Musiał tylko odnaleźć resztę podejrzanych, poznać ich aury i cechy wspólne. Tylko musiał sprawdzić co konsorcjum miało w planach, skoro zależało im na pomocy z zewnątrz.
        Maie schowało monetę do kieszeni i opuścił miejsce zdarzenia, dając gapiom lepszy widok, na zdruzgotana matkę z dzieckiem. Niech będzie to przestroga dla innych.


Być może Milczenie jest Złotem, ale krzyk będzie miał jeszcze większą wartość.
Awatar użytkownika
Camryn
Szukający drogi
Posty: 38
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Ochroniarz , Strażnik , Chłop
Kontakt:

Post autor: Camryn »

        Po odstawieniu maga Melchiora do Oazy Sher-Arum Camryn dopełniła swojego obowiązku wobec klienta i była wolna. Co prawda nie obyło się bez marudzenia na temat trudności jakie mag napotkał na drodze do punktu docelowego, ale, koniec końców, klient i ochroniarka rozeszli się w swoich kierunkach. Po zakończeniu sprawy półelfka udała się do swojego domu, by odwiedzić we wsi grób ojca oraz mieszkającą tam rodzinę. Jak również, by sprawdzić wiadomości, które pojawiły się podczas jej nieobecności i podjąć się kolejnego zlecenia. Gdy zjawiła się na miejscu po jej urazach nie pozostał już ślad, więc nie musiała się tłumaczyć, kto ją tak poturbował. Camryn nigdy nie ukrywała, że jej zawód był niebezpieczny, ale rodzina nie przepuściłaby kolejnej okazji do wytknięcia jej potrzeby zostania we wsi zamiast włóczenia się po całym świecie. Jej przyrodni brat jak zwykle pytał z udawaną ciekawością o to, gdzie była tym razem, by zaraz przejść do wykładów na temat ważności rodziny i opiekowania się rodzinnym majątkiem. Brat był człowiekiem upartym i nie dochodziło do niego, że jego siostra może mieć inny pomysł na życie, niż wychowywanie na gospodarstwie gromadki dzieci. Że wybrała wolność i możliwość podróżowania poza granice wsi. O wiele lepsze relacje półelfka miała ze swoją przybraną siostrą. Młodsza kobieta rozumiała ją i popierała jej decyzje związane z wyborem takiego a nie innego zawodu. Ochroniarka zawsze miała w niej duże oparcie.

        Po upływie trzech dni Camryn zaczęło się dłużyć we wsi i coraz częściej myślała o tym, jak by tu się urwać z mieściny w daleki świat. Na szczęście w chacie rodziny Stantonów pojawił się jej wuj, emerytowany strażnik miejski, z wiadomością, że szukają najemników w dalekim Revendorze. Półelfka nigdy tam nie była, ale wiadomość zawierała dokładne dane na temat drogi prowadzącej do tego miejsca. Najemników wynajmowała i opłacała tamtejsza komórka rządowa o nazwie Konsorcjum. Jak przypuszczała ochroniarka, to jakaś grubsza afera. Sprawa, która za tym stała, musiała być ważna, skoro szukali pomocy z zewnątrz. Płaca była przyzwoita, więc kobieta postanowiła się temu przyjrzeć z bliska. Nie ociągając się długo spakowała swoje rzeczy do sakw przy koniu oraz do plecaka. Część zarobionych w ostatnim zleceniu pieniędzy zostawiła w domu, a resztę zabrała ze sobą na opłacenie podróży. Pożegnała się z członkami rodziny - z niektórymi bardziej wylewnie, z innymi mniej - i ruszyła na trakt. Podróż zajęła jej sporo czasu, bo od jej wsi do Revendoru był spory kawałek, ale ostatecznie dotarła do bramy wjazdowej do miasta. Po jej przekroczeniu od razu otoczył ją tłum mieszkańców zmierzających ulicami w różne strony. Ponieważ przechodniów było sporo, Camryn zsiadła z konia i resztę drogi pokonała pieszo, prowadząc wierzchowca za sobą. Była strudzona długą podróżą, ale postanowiła, że zanim uda się na spoczynek w którymś z zajazdów dowie się o co chodzi z tym zleceniem dla najemników. Podpytując mieszkańców oraz straży miejskiej udało jej się określić drogę prowadzącą do budynku, gdzie przebywali przedstawiciele konsorcjum. Półelfka zostawiła konia w miejscu do tego przeznaczonym i udała się na spotkanie z ewentualnym zleceniodawcą. Jak przypuszczała nie tylko ona dostała takie zawiadomienie o szykującej się robocie, więc na miejscu powinni być jeszcze inni najemnicy. Gdy wreszcie stanęła przed człowiekiem, który wyglądał jak urzędnik, powiedziała.
- Podobno szukacie ludzi o szczególnych umiejętnościach. Cóż, oto jestem. Nazywam się Camryn Stanton.
Awatar użytkownika
Neretheal
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Mag , Opiekun , Inna
Kontakt:

Post autor: Neretheal »

        Zbliżało się południe, strażnicy Revendoru patrolujący ulice, powoli udawali się do koszar by zmienić wartę. W powietrzu unosiła się woń ryb i pieczeni, ktoś musiał świętować by takie danie dziś przyrządzić. Neretheal udał się w kierunku gmachu Konsorcjum, gdzie miał nadzieję się dowiedzieć, dlaczego jego niezależność ma być wsparta niewiadomym czynnikiem w postaci ludzi z zewnątrz. Polityka. Na samo wspomnienie tego słowa maie zacisnął zęby.
        Rześkie powietrze mówiło maie, że zanosiło się na deszcz. Stanowczo nie miał zamiaru moknąć i tak się pokazać w Konsorcjum - przyśpieszył kroku. Wyszedł z ulicy Reitarta i skręcił na ulicę Elavii, kilka domów dalej i znalazł się na skrzyżowaniu Elavii i ulicy Głównej, prowadzącej wprost do zamku i pałacu. Po drodze, znajdował się gmach.
        Remont ulicy głównej niedawno został ukończony - została wydzielona droga dla pojazdów. Teraz powozy jak i przechodzenie mieli własny wydzielony szlak. Droga była prawie idealnie gładka, a na chodniku została zastosowana kostka. I bardzo dobrze, wcześniej jedno i drugie było wykonane z kamiennych bloczków. Dla powozów czy karawan było to istne piekło, a dla mieszkańców okolicznych domostw regularne odgłosy stukotu kół musiały być nieprzyjemne jak nie denerwujące. Kamienice rozstawione na cała długość drogi były malowane na różne kolory, lecz w większości odcieniach bieli i fioletu ze złotymi zdobieniami. Gdzieś w oddali można było usłyszeć zgiełk - tutejsze targowisko, przeznaczone dla najbogatszych. Dalej zakłady krawieckie i obuwnicze konkurowały między sobą każdego miesiąca, wystawiając nowe kreacje w atrakcyjnych cenach.
        Oczywiście już dawno zwrócono uwagę na Driada, który wracał z misji, ale nikt nie zaszedł mu drogi. ''Zielony ludek'' był znany już wcześniej, teraz jednak był większym powodem do zmartwień jak śmiechu, choć niestosowne uśmieszki się nadal pojawiały. Inkwizytorzy wyszli na ulicę dopiero po zamachu w zamku, a już krążyły żarty o ich ''niespodziewanej wizycie''. Na ścianach malowidła przedstawiały ich jako krwiożercze bestie, odbierające wolność, strażników przywracających ład albo jako zabawne karykatury. ''Zielony ludek'' też był popularny w malarstwie ściennym, tylko że ludności bardziej się spodobała wersja z piersiami i krągłym tyłkiem. Za publiczne dewiacje powinno się ucinać ręce, ale w tej chwili ważył się losy rodziny królewskiej, czyli całego Revendoru. Nikt nie będzie ścigał chłystka z pędzlem, operującym nim jak przyrodzeniem w zaciszu domu.

        Gmach Konsorcjum stał przed Nerethealem jak i gwardziści. Powitano maie skinieniem i przepuszczono bez słowa. Długi korytarz bez frontowych drzwi prowadził do głównego holu. Ogromne kuliste pomieszczenie, pnące się wysoko z krętymi schodami i balkonami na każdym poziomie. Miejsce, w którym można było załatwić wszystko i nic. Stąpając po posadce przypominającej kolorem porcelanę, Driad został zatrzymany przez kolejnego mundurowego. Odzienie te same co posiadał agent Mortimeer - szary kubrak, szerokie spodnie włożone w wysokie czarne buty oficerskie, w skrócie: nienaganna elegancja. Zasalutował wyprostowany.
        - Inkwizytorze. Driadzie z Revendoru. Powierniku woli Królow...
        - Skończ z tytułami, spocznij i przejdź do sedna - przerwał mu maie, dając poznać po sobie zniecierpliwienie.
        - Tak jest. - Agent się się rozluźnił. - Na tyle budynku Prymister Saxon oczekuje pana. Wraz z nim, spora grupa najemników, łowców, detektywów i im podobnych. Prymister Saxon instruuje każdego o naszych prawach i odsyła za mury kandydatów o wątpliwej reputacji. Konsorcjum chce zadbać o najwyższą jakość zatrudnianych ludzi.
        Maie przestał słuchać agenta, kiedy tylko wspomniał o Saxonie. Znał go, wredny typ idący po trupach do celu, który dałby się powiesić za jaja, byle się podlizać reszcie Konsorcjum. Skoro zajął się rekrutacją, znaczyło to, że ktoś musiał go postawić na tak odpowiedzialnym stanowisku. A znając Saxona, to zrobi wszystko by wiedzieć jak najwięcej i jak najlepiej wypaść przed jemu podobnym. Nie ufał jemu, a szczególnie ludziom, których właśnie sobie dobierał jako osobistych szpiegów.
        Maie kazał odmaszerować agentowi i udał się dalej. Przed nim zauważył elfkę. Nie była stąd, oręż, ubiór i aura się nie zgadzały. Kolejna kropla wody w sicie Saxona. Nie marnując czasu maie podszedł do kobiety zaczynając od pytania.
        - Przybyłaś na wezwanie posłańców Konsorcjum? Jeśli tak, idziesz ze mną - z pewnością rozpoczął rozmowę w surowy sposób, ale nie można było stwierdzić w jego słowach nuty rozkazywania. Gestem wskazał kierunek podróży a urzędnik, który nie miał okazji przywitać elfki tylko skinął głową w ich stronę.

        Dalsza droga była prosta, kilkadziesiąt kroków i można było odnaleźć się placu bez dachu, łączący główny hol Konsorcjum z budynkami biurowymi. Na samym środku Saxon i grupa, składająca się z dwudziestu ludzi oczekiwała przybycia maie.
Awatar użytkownika
Camryn
Szukający drogi
Posty: 38
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Ochroniarz , Strażnik , Chłop
Kontakt:

Post autor: Camryn »

        Po wejściu do gmachu Konsorcjum Camryn trochę się naczekała na swoją kolejkę. Kiedy więc wreszcie udało jej się stanąć przed obliczem kogoś kompetentnego była zadowolona. Może teraz uda się dowiedzieć na czym jej zadanie będzie polegać i czy w ogóle przyjmą ją do pracy. Nie dane jej jednak było usłyszeć odpowiedzi urzędnika, ponieważ ktoś im przerwał. Półelfka usłyszała głos nie znoszący sprzeciwu gdzieś z jej boku tak nagle, że aż się wzdrygnęła. Głos należał do mężczyzny, którego widziała pierwszy raz na oczy. Zamrugała, przypatrując mu się uważnie. Mężczyzna ów przypominał elfa o zadziwiająco zielonym odcieniu skóry. Był zdecydowanie wysoki, miał jasne włosy i dziwnie żółte oczy. Sądząc po ubiorze, na który składał się elegancki kubrak i szerokie spodnie, był on raczej zamożny. Może to ktoś ważny? Na to wyglądało, ponieważ nieznajomy rozkazał jej udać się za nim. Pewnie w sprawie zatrudnienia, jak przypuszczała ochroniarka. Bo w jakiej innej sprawie? Nikt jej tu nie znał i nie zdążyła jeszcze niczego przeskrobać, więc straż miejska nie powinna się nią interesować. Tak, na pewno chodziło o zlecenie ochrony lub czegoś podobnego.

        - Tak - odparła krótko na pytanie, chociaż miała przeczucie, że mężczyzna i tak znał odpowiedź.
Nie ociągając się długo Camryn kiwnęła głową urzędnikowi, który nie zdążył się nawet odezwać, na pożegnanie i podążyła za zielonoskórym mężczyzną. On najwyraźniej wiedział po co tu przybyła i mógł ją wprowadzić w szczegóły zadania. Przez jakiś czas szli prostą drogą w absolutnym milczeniu. Półelfka starała się zapamiętać drogę, by w razie czego nie zabłądzić w korytarzach, gdy będzie wracać po swojego konia. Ostatecznie rozmowa mogła nie pójść po jej myśli i mogła nie dostać tutaj zlecenia. W takim przypadku nie pozostanie jej nic innego do zrobienia, tylko powrót do domu i czekanie na inną okazję. Jakkolwiek miał się dalej potoczyć jej los, o tym miał zadecydować ów nieznajomy elf. A może to nie był elf? Kobieta nie znała się na odczytywaniu aury, więc jednoznacznie nie mogła tego określić. Na pewno było w nim coś niecodziennego, oryginalnego jak kto woli. Na ten moment on tu dowodził, dlatego była ciekawa co powie, gdy już dotrą tam, gdzie dotrzeć mieli. Jak się okazało ich szybki marsz kończył się na placu, na którym zebrała się już dość spora grupa nieznanych jej osób. Czy to byli pozostali chętni na przyjęcie zlecenia? Jeśli tak, to konkurencję miała dużą. Ale nic to. Camryn zrobiła dumną minę, wypięła pierś, podparła się pod boki i zatrzymała się obok zielonoskórego. Zebrana na placu grupa najwyraźniej na coś czekała. Może na nich, czy raczej na niego? Czy to tutaj będą wybierać osoby do zlecenia? Kobieta wkrótce miała się o tym przekonać. Dobra wiadomość była taka, że jeśli uda się tutaj zahaczyć jakąś robótkę, to będzie pracować w klimacie bardziej umiarkowanym niż ostatnio. Trudno zaprzeczyć, że zeszła przeprawa przez pustynię mocno ją wymęczyła. Także powrót do cywilizacji przywitała z ulgą.
        Póki co stała obok zielonoskórego i czekała na to, co postanowi. Nie odzywała się, bo nieznajomy już wiedział po co tu przybyła. Najwyraźniej on miał zdecydować o jej dalszym losie lub skierować ją dalej.
Awatar użytkownika
Neretheal
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Mag , Opiekun , Inna
Kontakt:

Post autor: Neretheal »

        - Driadzie! - krzyknął łysy mężczyzna o kwadratowej szczęce i gęstym szpakowatym zaroście. Ubrany był w czarny strój przypominający frak, lecz bardziej oficjalny, urzędowy. Przez ramię zawieszona prostokątna pół skórzana, pół materiałowa teczka na guziki. Złote szycia elementów, przypinki, wstawki i wiszący na szyi łańcuch i insygnia konsorcjum. Jego głos był niski, brzmiał jak generał wojsk, nim nauczył się opieprzać wszystko i wszystkich w koło.
        Neretheal stanął wyprostowany i czekał na to co ma do powiedzenia Saxon, choć już jego pierwsze słowo zdradziło brak szacunku. Nerethealowi nie zależało zbytnio na tytułach, ale po ''powitaniu'' Saxona równie dobrze mógł go zatytułować ''Łysym Blagierem'' co i tak by zabrzmiało dość łagodnie.
        - Prymistrze Saxon - odpowiedział patrząc na niego lekko z góry, choć to akurat było łatwe, bo maie przewyższał go o głowę.
        - Powierzono mi funkcję... Zresztą pewnie sam wiesz - żachnął ręką nie kontynuując wyjaśnień co tu robi i jaki ma interes. I dobrze, bo maie nie należał do cierpliwych.
        - Wybrałem kilkunastu kandytatów do biernej pomocy i służby naszej królowej. Paru inkwizytorów i już otrzymało swoich ludzi, a dla ciebie też zostało. - Wtedy zauważył elfkę stojącą obok inkwizytora. Spojrzał na nią jakby już ją kiedyś widział, bo tak było, bo zasięgnął do teczki i przeszukiwał stos papierów, by w końcu wyciągnąć ten właściwy. Na świstku widoczny był jej wizerunek, niezbyt dokładny, ale wystarczający do rozpoznania.
        - Camryn Stanton, proszę udać się na prawo, tam panią przesłucham i zdecydujemy co dalej.
        - To nie będzie potrzebne - wtrącił się maie. - Półelfka już została przydzielona do mnie. Proszę mi przekazać jej dokumenty do wglądu - zakończył rozkazująco. Saxon zmarszczył brwi a jego usta wykrzywiły się w grymas. Lekko zauważalny przez jego brodę.
        - Chcę zauważyć, że każdy nowo przybył musi przejść serię pytań jak i zapoznać się z obowiązującymi prawami. Według Konsorcjum moim obowiązkiem jest zadbać o najwyższy standard. Więc do momentu jak pani Stanton, otrzyma zezwolenie na służbę to zalecam cierpliwość.
        - Moja cierpliwość ma granice, w odróżnieniu do mojego autorytetu prymistrze Saxon. Dokumenty. - Maie wyciągnął dłoń przed siebie. Saxon nie mógł wiele zrobić. Wiedział, że teraz pokaz władzy może być bardzo kosztowny w skutkach, a dodatkowa rozprawa w sporze z inkwizytorem i oblubieńcem królowej, może się źle odbić na jego reputacji. Musiał skapitulować i zrobił to bardzo niechętnie.
        - Tutaj. - Saxon wręczył świstek z podobizną półelfki i dodatkowe karty papieru opisane czarnym tuszem z górny na dół na obu stronach.
        - To wszystko?
        - Wszystko - warknął Saxon obracając się do reszty najemników i odszedł bez pożegnania. Maie uczynił to samo, kierując się do głównego holu. Spojrzał na półelfkę rozpoczynając prawdziwą rozmowę.
        - Camryn Stanton tak? Inkwizytor Neretheal. Od teraz pracujesz dla mnie, a dokładniej dla królowej Meredith. Zapomnij cokolwiek ci w tym miejscu mówiono. Od teraz odpowiadasz tylko przede mną. Moim... naszym zadaniem jest odnalezienie
zamachowców, którzy zamordowali króla i okaleczyli jego dzieci. W większym skrócie. Twoje wynagrodzenie będzie zależało od efektów pracy. Dlatego daje ci wolną rękę, i to. - Maie wyciągnął z płaszcza mały kulisty przedmiot, z wyrytymi runami. Po bliższym przyjrzeniu się, można zauważyć, że runy są wykonane z krystalicznego płynu, który utwardził się na powierzchni, przypominającej obsydian.
        - Nie zgub tego. Dzięki temu nikt, ci nie będzie przeszkadzał. I nie musisz się spowiadać nikomu. Pytania?
Awatar użytkownika
Camryn
Szukający drogi
Posty: 38
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Ochroniarz , Strażnik , Chłop
Kontakt:

Post autor: Camryn »

        Kiedy przybyli na plac, Camryn pośród zebranych tam osób dostrzegła jednego jegomościa, który się wyróżniał. Najprawdopodobniej był wśród nich najwyższy rangą, a przynajmniej świadczył o tym jego ubiór. Mężczyzna nosił oficjalny strój i miał pod pachą teczkę. Wkrótce też odezwał się i rozwiał wszelkie wątpliwości. Okazało się, że ów człowiek zna zielonoskórego i vice versa. W sposobie w jaki się do siebie odzywali półelfka wyczuła pewne ciśnienie - najprawdopodobniej nie żywili do siebie nawzajem sympatii. Kobieta postanowiła zapamiętać to na przyszłość. Kto wie kiedy takie detale mogą okazać się pożyteczne? Tymczasem rozmowa między oboma mężczyznami zeszła na powód, dla którego się tu zebrali. Nieznajomy w czarnym fraku powiedział coś o służbie królowej Revendoru i biernej pomocy. Cokolwiek miałoby to znaczyć. Camryn wstrzymała oddech. Więc nie chodziło tu o błahą sprawy, typu ochrona kupca w drodze z jednego punktu na mapie do innego. W sprawę zaangażowany był ród królewski. A to już nie przelewki. Jeśli zawali sprawę zrobi się o tym głośno. I może ucierpieć na tym jej biznes. Z drugiej strony jeśli jej się powiedzie powinna zostać hojnie obdarowana. Skarbiec królewski raczej nie odczuje nagrodzenia jednej małej ochroniarki. Półelfka postanowiła się trzymać tej pozytywniejszej wizji i słuchała dalej rozmowy. Tym bardziej, że nieznajomy z teczką pod pachą spojrzał na nią. Padło jej imię i nazwisko. Kobieta wyprostowała się jeszcze bardziej. Wyglądało na to, że to mężczyzna w czerni będzie tym, który ją może przyjąć na zlecenie. Ale nie. Zielonoskóry, z którym tu przybyła, zaprotestował. Zaczynało się robić coraz ciekawiej. Mężczyźni zaczęli się wykłócać o to, pod czyim dowództwem będzie teraz służyć Camryn i ostatecznie wyszło na to, że miał to być jej zielony towarzysz. Kobieta miała nadzieję, że wzajemna niechęć jaka była między mężczyznami nie odbije jej się czkawką. Służba dla rodu królewskiego sama w sobie była wystarczająco stresująca. Tymczasem rozmowa między dwoma panami się zakończyła. Ten we fraku oddał zielonoskóremu jakieś dokumenty, podobno na jej temat. Półelfka była bardzo ciekawa, co tam napisano, ale póki co nie odzywała się niepytana.
        Razem z jej nowym zleceniodawcą udała się do głównego holu. Miała nadzieję, że teraz nadeszła pora na dowiedzenie się większej ilości szczegółów co do zadania, którego miała się podjąć. I nie zawiodła się. Zielony dżentelmen odezwał się do niej po imieniu, gdy już oddalili się na pewną odległość od placu. Przedstawił się jako inkwizytor Neretheal. Inkwizytor. Na ich temat Camryn nie wiedziała dużo, tylko to, że mieli dużą władzę i lepiej było im nie podpadać, bo potem były przesłuchania, tortury i te sprawy. Kobieta przygryzła dolną wargę wsłuchując się w głos Neretheala. Czyli pracowała teraz dla tutejszej królowej o imieniu Meredith. Ponieważ w Revendor była po raz pierwszy nie dane jej było poznać tej osoby. Jeszcze. Dalsze słowa inkwizytora wprowadziła ją w szczegóły zlecenia, którym było odszukanie zamachowców, którzy zamordowali króla i okaleczyli królewskie dzieci. Zimny pot pojawił się na plecach półelfki. W co ja się tym razem wpakowałam, zapytała sama siebie. W sam środek kabały na najwyższych stopniach władzy. W takiej sprawie jeszcze udziału nie brała. I gdy nie będzie uważać to może być jej ostatnie zlecenie w karierze. Jeśli nie będzie uważać to wykończą ją albo tajemniczy zamachowcy, albo inkwizycja. Ale nie dała po sobie poznać nagłego przypływu sprzecznych uczuć. Minę miała neutralną a oczy skupione. Przez moment szła mieląc w głowie usłyszane słowa, gdy nagle inkwizytor podał jej pewien przedmiot. Była to niewielkich rozmiarów kula z wyrytymi na powierzchni runami. Był to pewien rodzaju dowodu na to, że teraz pracowała dla inkwizycji. Nie musiała się tłumaczyć przed niższymi rangą osobami z zadawanych pytań. Prawdopodobnie z tą kulą mogła też wejść tam, gdzie zwykle by udać się nie mogła. Przydatna rzecz. Kiwnęła głową i schowała przedmiot do sakiewki przy pasie. Neretheal następnie zapytał, czy ma jakieś pytania w związku ze sprawą. Camryn, będąc pod wrażeniem ważności zadania, którym miała się zająć, na szybko starała się wyłuskać pytanie o te informacje, które w jej mniemaniu były ważne. W końcu się odezwała.

- Panie. - Przełknęła ślinę. - Jak rozumiem do zbrodni doszło na terenie pałacu królewskiego. Czy przesłuchano już służbę? Czy rodzina królewska, a w szczególności król, miał jakichś wpływowych wrogów? Czy w czasie przed zbrodnią pałac odwiedzały jakieś podejrzane osoby?
        Przez moment zastanawiała się, czy nie zapytać o samą królową. W końcu po śmierci męża pozyskała nie małą władzę, ale ostatecznie nie odezwała się. Inkwizytor mógłby ją opacznie zrozumieć. Że obraża królową, czy coś.
Awatar użytkownika
Neretheal
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Mag , Opiekun , Inna
Kontakt:

Post autor: Neretheal »

        Neretheal zwinął papiery Camryn i schował do płaszcza. Spojrzał na nią wymownie.
        - Każdy ma wrogów, czy tego chce czy nie. Jednak trafiłaś w sedno, bo właśnie będziemy zmierzać w stronę pałacu.
        Neretheal poprawił płaszcz, kaburę i rapier u boku. Dał tym do poznania, że tam gdzie będą zmierzać, trzeba wyglądać w miarę poprawnie.
        - Wszystkie służby królowej stoją na rzęsach, by odnaleźć winnych. Więc nie zdziwiłbym się jak inni inkwizytorzy zdążyli już stracić parę głów na pałacowym dworze. Co moim zdaniem, utrudni ''nam'' pracę. Lochy z biegiem czasu zostaną wypełnione potencjalnymi winowajcami. Ktoś w końcu zacznie gadać, a tym kto będzie słuchał zamierzam być ja. Będzie to wyglądać jak przebieranie w resztkach dworskiej uczty. Więc bądź pewna, że prędzej czy później natkniesz się na coś czego nie powinno się dotykać, ale i tak będziesz musiała.
        Zielonoskóry opuścił gmach Konsorcjum wraz ze swoją nową towarzyszką. Był pod wrażeniem, że potrafiła zadać konkretne pytania odnośnie sprawy i to bez zbędnych sprzeciwów. Świadczyło to o jej profesjonalizmie. Papiery, które otrzymał od Saxona mogą być ciekawą lekturą. Ale to nie był czas na prześwietlanie historii półelfki. W powietrzu coś wisiało. Mimo pięknej pogody, którą przyszło im podziwiać, Neretheal czuł, że czas ucieka. Musiał znaleźć winnego za wszelką cenę i doprowadzić go przed obliczę Meredith. Jeśli tego nie zrobi, królestwo Revendor czekają mroczne czasy.
        - Zaznaczam, że nie można ufać nikomu. Nawet innym inkwizytorom, gwardii i osobistej straży pałacowej, panno Stanton. Dlatego przyda ci się runa, którą ci wręczyłem. Wszyscy posiadamy taką samą. Zapytana, nie przyznawaj się dla którego inkwizytora pracujesz. Nie masz takiego obowiązku, to TY zadajesz pytania. Nie wiemy jakie dworzanie mają relacje z moimi kolegami po fachu. Obecność kogoś innego jak inkwizytora powinna im zluzować tyłki.
        Neretheal zastanowił się przez chwilę, patrząc na ekwipunek półelfki. Wykonał gest dłonią jakby coś dotykał i owinął wokół palca jak kosmyk włosów. Nabrał powietrza nozdrzami i zamknął oczy kontemplując zapach, który udało mu się wyłapać. Wyglądało to tak, jakby poczuł nietypową woń Camryn spowodowaną brakiem kąpieli, lecz skupiony wyraz twarzy zielonoskórego nie wskazywała na fascynację nieistniejącym odorem. Badał aurę elfki. Wyczuwał ją wcześniej i nawet wtedy stwierdził, że jest ciekawa. Teraz gdy miał chwilę czasu mógł bardziej się skupić na jej emanacji. Do momentu jak jego czoło zmarszczyło się eksponując ''połyskujące'' wyrwy na twarzy zielonoskórego Driada. Oczy zacisnął sekundę później, jakby usłyszał piskliwy dźwięk w uszach. Gdy niesłyszalny krzyk ustał, otworzył ponownie oczy. Jego źrenice na oczach elfki dostosowały się do światła. Jego mina wskazywała na to, że coś odkrył, coś go widocznie pobudziło.

        - Znasz się na etykiecie? Bo wydaje mi się, że minimalna znajomość ci się przyda. - Neretheal uśmiechnął się co wyglądało w jego przypadku co najmniej dziwnie. - Pozwolę ci prowadzić, do pałacu. Droga prosta. Musisz się ''wczuć'' w podejmowaniu własnych decyzji - dodał na koniec, wyciągając raz jeszcze papiery Camryn. Coś się zmieniło, skoro zdecydował się je przeczytać, kiedy dopiero co zwinął je do kieszeni płaszcza. Niepokojący widok.
Awatar użytkownika
Camryn
Szukający drogi
Posty: 38
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Ochroniarz , Strażnik , Chłop
Kontakt:

Post autor: Camryn »

        Kobieta miała nosa, że nie oskarżyła królowej w obecności zielonoskórego. Sposób w jaki się on wysławiał o władczyni tronu świadczył o dużym szacunku względem niej. Mogłyby być z takiego zarzutu tylko problemy. Camryn zwróciła uwagę, że inkwizytor miętoli jakiś zwitek dokumentów, który otrzymał od człowieka z placu. Prawdopodobnie były to papiery na jej temat. Cóż, przy przyjęciu wiele się od niej nie dowiedzieli, ale i tak miała nadzieję, że nie napisali tam nic gorszącego. Ostatecznie pochodziła ze wsi, więc co tacy wymuskani panicze z miasta mogli sobie o niej pomyśleć? Kiedy tak szli w nieznanym jeszcze kierunku, półelfka pomyślała o swoim koniu. Wierzchowiec nie dostał jeszcze swojego dziennego przydziału owsa i wody, a po długiej podróży na pewno był głodny i spragniony. Zostawiła go przywiązanego przed budynkiem Konsorcjum, zanim weszła do środka załatwiać sprawy zlecenia dla siebie. Miała nadzieję, że nikt jej go nie ukradnie, podczas gdy ona będzie spacerować w towarzystwie inkwizytora.
        Tymczasem podczas marszu Neretheal pośrednio odpowiedział na jej pytania. Poinformował ją, że w pałacu odbywają się masowe aresztowania i przesłuchania, w związku z niedawną zbrodnią na najwyższym szczeblu władzy. I, że prawdopodobnie, ona też weźmie w czymś takim udział. Camryn zastanawiała się czy sprosta widokowi tortur na podejrzanych mieszkańcach Revendoru, ponieważ wcześniej tego typu doświadczeń nie miała. O przesłuchaniach inkwizytorskich słyszała tylko w opowieściach przy piwie w karczmie, nigdy nie brała udziału w czymś takim. Zacisnęła zęby. Cokolwiek inkwizytor dla niej przygotował postara się być gotowa.
        Dalej mężczyzna powiedział jej, że nie może ufać nikomu poza nim. I, że nie powinna przyznawać się dla którego inkwizytora pracuje. To ostatnie wydało się jej dziwne. Czyżby jego koledzy po fachu również byli podejrzani? A runa, którą dostała od niego powinna otworzyć przed nią dostęp do informacji i miejsc powszechnie zastrzeżonych. Kobieta poklepała sakiewkę, w której nosiła przedmiot. Cenna rzecz, lepiej jej nie zgubić, bo nie wiadomo, czy dostanie drugą.
Podczas rozmowy dowiedziała się, że tak jak się domyślała, udają się prosto do pałacu. Camryn zrobiła duże oczy. Czekało ją spotkanie z tak zwanymi wyższymi sferami. Czy była na to gotowa? Nie bardzo, ale z drugiej strony jaki miała wybór? Przecież nie wycofa się na początku zlecenia, tylko dlatego, że miała pietra. Co to, to nie. Musiała dbać o swoją reputację. Zupełnie znienacka Neretheal zapytał ją, czy zna się na etykiecie. Pytanie dość logiczne, skoro udawali się do pałacu królewskiego. Cóż mogła mu odpowiedzieć? Półelfka dużą część życia spędziła na wsi, robiąc na gospodarstwie. Była chłopką. Jakie więc miałaby mieć ona pojęcie o etykiecie i dobrym wychowaniu klasy wyższej? Kobieta poczuła, że zaczyna się pocić. Zastanawiała się, czy powiedzieć inkwizytorowi prawdę, czy ściemniać. Doszła jednak do wniosku, że lepiej powiedzieć zielonoskóremu jak jest teraz, niż miałoby się to wydać potem, w pałacu.

- Nikt nigdy mnie nie uczył etykiety, nie było takiej potrzeby tam, skąd pochodzę - przyznała się po chwili milczenia. - Ale szybko się uczę. Wiem, że królowej trzeba się ukłonić nisko… I wytrzeć buty przed wejściem do pałacu… - Nic ponad to nie przyszło jej do głowy, więc zamilkła.
        Miała nadzieję, że po dotarciu na miejsce nie narobi swojemu zleceniodawcy wstydu swoim niskim pochodzeniem i nieokrzesaniem. Pod koniec rozmowy mężczyzna powiedział, żeby to ona ma ich poprowadzić do pałacu. Dziwna decyzja, zważywszy, że była w tym miejscu po raz pierwszy, ale się nie wykłócała. Podobno droga prowadziła prosto, dlatego w tym kierunku się udała. Spojrzała w górę, by ujrzeć pałacowe wieże, czy coś innego, co ją pokieruje. Jej towarzysz natomiast zaczął ponownie miętolić dokumenty, które niósł ze sobą. Camryn, idąc przed siebie, starała się zapamiętać jak najwięcej punktów orientacyjnych, na wypadek, gdyby musiała tędy wracać. Na pewno będzie musiała wrócić dziś jeszcze po konia.
Awatar użytkownika
Neretheal
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Mag , Opiekun , Inna
Kontakt:

Post autor: Neretheal »

        Spacer główną ulicą Revendoru nie był trudny, ale z pewnością można było wychwycić wiele różnic, które sprawiały, że miasto, królestwo jak i ludność zamieszkująca jest ''inna''. Ogromny nacisk położono na kolor purpury, ten ujawniał się na flagach, banerach, ubraniach, zdobieniach budynków i nawet na samej naturze. Zasadzone drzewa, rośliny i kwieciste ozdoby albo był liliowe, albo właśnie wpadały w odcienie ametystu. Wspominając ametyst, to Revendor słynął z kryształów energetycznych, ale mało kto o tym wiedział. Latarnie nie wiedziały co to pochodnia, oliwa czy świeca. Nocami jarzyły się jasnym białym światłem oświetlając drogę zagubionym za pomocą magicznych kryształów. Miasto aż się mieniło od tych błyskotek. Aż dziw, że tak bardzo zamykają się na świat.
        Idąc dalej mijali sklepy wymieszane z domostwami mieszkalnymi. Zapach świeżego pieczywa był czymś kojącym w momencie bezkrólewia. Gdzieś na ścianie właśnie została zawieszona informacja o organizowanym pogrzebie króla. Nie było czasu na przeczytanie detali. Im bliżej znajdowali się głównych murów pałacu tym więcej straży patrolowało ulice. Większość z nich u pasa nosiła broń białą, a w dłoniach dzierżyli coś jeszcze, szczególnie kapitanowie. Na ich ramienionach spoczywała podłużna broń podobną do kuszy pozbawionej ramion. Nawet te w centrum drewniano-stalowych elementów osadzone zostały kryształy.

        Maie w towarzystwie elfki minąwszy uzbrojonych w nietypową broń strażników, nie zauważył jak każdy z nich skinął głową na powitanie spacerującego inkwizytora. Był zajęty lekturą kart papieru, dokumentów Camryn. Trzeba było przyznać, że czytał dość szybko, bo podobizna elfki będąca na pierwszej stronie szybko pojawiła się ponownie gdy inkwizytor wertował kartki.
        - Masz bardzo dziwne podejście do obierania sobie towarzyszy drogi, panno Camryn - rozpoczął ściągając wzrok z papieru. - Pierw utraciłaś klienta i by uratować sytuację wdałaś się w znajomość z najemnym mordercą. Ciekawe posunięcie. Szczególnie, zaciekawił mnie fragment, że jako pracodawca dałaś się mu poniżać. Nie spodziewałbym się, że osoba wzniecająca bunt przeciwko tyranowi, z łatwością wykonuje polecenia innych. - Wzruszył ramionami a papiery zmiętolił w kulę. - Może w pracy w kamieniołomach ci jakiś głaz spadł na głowę? - zapytał wyrzucając papierową kulę do najbliższego śmietnika. Trudno było stwierdzić czy ją obraża czy żartuje. Neretheal z pewnością nie należał do śmieszków. Nie wyglądał na takiego. Sprawdza ją? Kto wie.
Awatar użytkownika
Camryn
Szukający drogi
Posty: 38
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Ochroniarz , Strażnik , Chłop
Kontakt:

Post autor: Camryn »

        I tak Camryn wędrowała ulicą tak długą, jak szeroką, w towarzystwie jegomościa, który z dużym zaangażowaniem wertował jakieś papierzyska. Prawdopodobnie związane z jej skromną osobą. Półelfka nie odzywała się, bo nie chciała mu przeszkadzać w procesie przyswajania informacji z trzymanych przez niego dokumentów. Powstrzymała chęć, by zajrzeć mu przez ramię i dowiedzieć się, co na jej temat jest tam napisane. Zresztą, mężczyzna i tak był od niej wyższy, więc pewnie i tak nic by nie zobaczyła. Szła więc przed siebie, starając się mieć oczy szeroko otwarte i zapamiętać całą drogę, od Konsorcjum, do pałacu.
        Nie umknęło jej uwadze, że mijani zbrojni salutowali inkwizytorowi. Zielonoskóry jednak żadnemu nie odpowiedział salutem, czy czym tam się odpowiada w wojsku. Mężczyzna całkowicie był zaprzątnięty swoim zajęciem. A może po prostu był gburem? Trudno powiedzieć. Kobieta nie znała go na tyle długo, by wyrobić sobie opinię. Kiedy dwaj strażnicy ich minęli jeden, wyraźnie młodszy z nich, zaczął coś mówić do drugiego. Półelfka z racji takich a nie innych przodków zdołała uchwycić swoim szpiczastym uchem fragment ich rozmowy.
- Ty, co on za jeden? Czemu nie odpowiedział na salut?
– Inkwizytor, Neretheal. Idzie z kobitą i szpanuje. No, nie gap się, Władziu, idziemy…
        Kiedy strażnicy znaleźli się już daleko za nimi, Camryn zdała sobie sprawę, że znalazła się w bardzo wyszukanym towarzystwie, z górnej półki, i powinna uważać na to co mówi i co robi. Bardziej niż zwykle. Jeśli urazi czymś inkwizytora może nie dość szybko ulotnić się z miasta, zanim dosięgnie ją karzące ramię tutejszej sprawiedliwości. Nagle spotniała pod pachą.
        Tymczasem na ścianach mijanych domów kobieta dostrzegła porozklejane plakaty informujące o zbliżającej się uroczystości pogrzebowej króla. Kobieta zastanawiała się ile osób spośród mieszkańców pojawi się na pogrzebie? Czy tutejszy król był popularny i lubiany w społeczeństwie Revendoru, czy wręcz przeciwnie? Jeśli to drugie, to znacznie zwiększałoby liczbę potencjalnych sprawców zabójstwa. Kimkolwiek nie byłby sprawca, musiał mieć jakieś kontakty na dworze. Jakoś się w końcu do pałacu dostał i jakoś się stamtąd ulotnił, nie dając się złapać czy zauważyć. Półelfka zastanawiała się również o co chodziło z napadem na dzieci władcy. Neretheal powiedział jej tylko, że zostały okaleczone, ale jaki związek miało to bezpośrednio ze śmiercią ich ojca? Czy królewskie dzieci doznały szkody, gdy próbowały bronić króla, czy w jakichś innych okolicznościach? I gdzie w tym czasie była królowa? Tego musiała się także dowiedzieć.

        Nagle o jej nogę otarł się jakiś chłopak, biegający żywiołowo między mieszkańcami. Jak zauważyła Camryn, oglądając się za dzieckiem, miało ono na głowie koronę wykonaną z papieru, na ramionach błękitną pelerynę, a w ręce drewniany miecz. Chłopak biegł prosto w stronę starszej kobiety, która dość szybko wzięła go za rękę i usadziła na miejscu.
- Babciu! Ja będę za króla! - wykrzyknął chłopiec.
– Za młody jesteś na króla - odpowiedziała staruszka.
– A co? Król nigdy nie był młody?
– Nie!
        Nie dane jej było dalsze przysłuchiwanie się rozmowie, bo nagle obok siebie usłyszała dość charakterystyczny głos zielonoskórego. Zaskoczył ją tym nagłym odezwaniem się po dłuższym milczeniu, ale udało jej się nie wzdrygnąć. Siłą woli nakazała sobie zachować pokerową twarz, gdy inkwizytor wymienił kilka zdarzeń z jej życia tak zawodowego, jak i prywatnego. I o ile dostęp do tych pierwszych nie wywołał jej zdziwienia, tak informacje z jej życia osobistego wydawały jej się raczej niedostępne dla osób z tak dalekich krain. Tutejszy wywiad musiał nieźle działać. Camryn wzięła oddech, po czym się odezwała.
- Inkwizytorze. Wtedy na pustyni znalazłam się w trudnym położeniu, w którym nie mogłam sobie pozwolić na grymaszenie. Sytuacja była dość dramatyczna i nie mogłam dąsać się na to, że mi najemnik pyskuje czy coś. Nie miałam wtedy na to ani czasu, ani środków, ani alternatywy. Tym bardziej, że elf ów wspaniałomyślnie zgodził się pracować za odroczone wynagrodzenie, którego w ogóle mógł nie dostać, gdyby nie udało mi się dotrzeć do klienta na czas. - Wzruszyła ramionami. - Także tak to wyglądało. Co się zaś tyczy arystokraty w mojej rodzinnej wsi, to niczego nie żałuję. - Pokręciła głową. - A czaszkę mam twardą, byle kamień jej nie naruszy. Dziękuję za troskę.
        Skończyła i nie przerywając spaceru odwróciła głowę od rozmówcy, przyglądając się na powrót mieszkańcom. Jej uwagę przykuła jakaś kobieta, która chodziła po ulicy nawołując kogoś po imieniu. Prawdopodobnie swoje dziecko.
Awatar użytkownika
Neretheal
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Mag , Opiekun , Inna
Kontakt:

Post autor: Neretheal »

        Zielonoskóry usłyszał krótką rozmowę dziecka ze swoją matką. Cóż za impertynencja. Król nie żyje, królowa pogrążona w żałobie a księżniczka i książę w opłakanym stanie. Dziecięcą myśl o zajęciu miejsca króla była niestosowna, ale za to tak prosta, że aż genialna. Tak mało znaczące zdarzenie sprawiło, że maie zaczął się zastanawiać nad bardzo ważną kwestią. A mianowicie, co z królem. Revendor może i posiada królową, ale to kwestia czasu nim jej rządy zaczną słabnąć w oczach podwładnych. Revendor był tradycyjny i nie pozwoli jej na długie rządy bez małżonka. W końcu Konsorcjum przyśle potencjalnych kandydatów do zajęcia tronu. A królowa prędzej czy później będzie musiała wybrać między zamążpójściem lub opuszczenia pałacu. Z pewnością szychy z Konsorcjum dostają ekstazy na samą myśl, że przyszły król byłby z nimi mocno powiązany.
        Twarz inkwizytora spoważniała, bo dodając do listy Konsorcjum, dawało ogromną listę podejrzanych nie do sprawdzenia. Szczególnie, że Konsorcjum posiadało ogromne wpływy i tylu agentów, że nawet teraz z pewnością są obserwowani lub wciągani w intrygę. Na szczęście, miał plan, który zakładał duży udział jego nowej przyjaciółki. Tylko pytanie czy podoła zadaniu?
        - Ezekiel! Gdzie żeś się podział?! Ezekiel! - kobieta krzyczała wodząc wzrokiem po ulicy. Była ubrana w typowy strój domowy więc nie było mowy, że Ezekiel zgubił się podczas spaceru. Być może to był jej mąż, który właśnie opróżnił skarbonkę na trunek? Neretheal przypomniał sobie, jak sam musiał kiedyś zajmować się sprawami zaginionych dzieci lub kopaniem w żebra pijaków pod pałacowymi murami. Nie zdarzało się to często, bo dzieciaki znajdowały się prędzej czy później, a pijak z połamanymi żebrami raczej nie wracał na zagrożoną pobiciem leżankę. Skala przestępczości w Revendorze była na tyle niska, że ledwo zauważalna. Można było tę zasługę przypiąć Konsorcjum, bo wszelkie wybryki były notowane i wysyłane do nich, gdzie w naradzie decydują, co na przykład zrobić z chłopem, którego rozrywką było bicie żony. Takie osoby były pozbawiane wielu przywilejów a im gorsze noty, tym gorszą pracę delikwent otrzymywał. Niektórzy aż sami się prosili o pracę w kopalni kryształów ciągnących się całe staje pod Revendorem i na ziemiach w zasięgu wzroku. Revendor był oszczędny i wykorzystywał każdą okazję do progresu. Dlatego większość ''skazańców'' zajmowała się ciężką pracą jak wylegiwaniem się w celi. Takie komforty mają nieliczni, szczególnie teraz, gdy te są przepełnione podejrzanymi.
        Neretheal zignorował kobietę z prostego powodu - nie był to jego problem. Zaginione osoby są teraz tak samo ważne jak zeszłoroczny śnieg.

        Zbliżając się do bramy pałacowej, maie i elfka napotkali dwóch wartowników, którzy stali niewzruszeni do momentu jak upewnili się, że zielonoskóry to inkwizytor. Dwoma stuknięciami kolbą swojej broni o drzwi dali znak, by otworzyli przejście. Drewniana brama, wzmocniona stalowymi elementami nawet nie zaskrzypiała, gdy ktoś zwolnił rygiel i pociągnął za antaby. Za nimi ze skrzyżowanymi rękoma na piersi stała kobieta o bujnych włosach w odcieniu intensywnej czerwieni i żółci. Wyglądała jakby miała na głowie duży krzew, który zajął się ogniem, z którego wyrastały kręte rogi. Skóra żółta jak słońce a uszy długie jak u elfa. Intensywne spojrzenie oczu, przypominające osadzone w oczodołach lazuryty oceniały pogardliwie przybycie inkwizytora. Na oko większy dziwoląg jak zielonoskóry naprzeciw niej.
        - Muszę pogadać z Laehteren - warknęła nie luzując swojej postawy, za jej plecami ogon wykonywał ruchy, jak u wzburzonego kota. Była Ragarianką. Rzadki widok, szczególnie, że spotkana przedstawicielka rzadkiej rasy, była bardziej uzbrojona od wszystkich, których udało się napotkać. Miała parę broni przypominającej pistolety skałkowe, lecz bardziej podobne do tych, którzy nosili strażnicy, na plecach przewieszone krótkie ostrza, na nogach jakieś dodatkowe brzytwy i w tym karambit, zakrzywiony nóż zwany szponem tygrysa.
        - Nie teraz - odpowiedział Neretheal próbując wyminąć Ragariankę, lecz ta nie pozwoliła, zatrzymując go dłonią. Neretheal odepchnął jej dłoń z swojej piersi i ułożył swoją dłoń na rapierze. Ragarianka zmrużyła oczy widząc wrogi gest inkwizytora.
        - Muszę pogadać z Laehteren.
        - Jest teraz niedostępna, powiedz mi co chcesz przekazać i zejdź mi z drogi. Nie mam czasu na pogaduszki.
        - Wiem - odpowiedziała spluwając na bok. - Dlatego Laehteren by się bardziej przejęła tym co mam do powiedzenia. Idź, bierz tą swoją elfią kurwę i zjeżdżaj. Z pewnością Levinne ma wystarczająco dużo czasu.
        Neretheal był już gotowy do odejścia, jednak wzmianka o Levinne sprawiła, że zamarł w bez ruchu.
        - Co masz na myśli?
        - Nic, wracaj do swojej rodziny. - Ragarianka zbliżyła się do inkwizytora i zastukała palcem w jego tors, tam gdzie serce. - Laehteren zadba o swoją, gdy przyjdzie czas. Matkę się ma tylko jedną. - Głos ragarianki był pogardliwy przez całą rozmowę a ostatnie słowa tylko zwieńczyły już nieprzyjemny wyraz twarzy Inkwizytora. Bez dodatkowych komentarzy oddaliła się pozostawiając dwójkę samych sobie. Inkwizytor spojrzał na Camryn, która była świadkiem całej rozmowy. Za jego plecami malował się przepiękny widok pałacu i ogrodów. Słońce wyjrzało zza chmur rzucając blask na najwyższy punkt pałacu, na salę z ogromnymi witrażami. Z pewnością znajdowała się tam sala tronowa. Miejsce śmierci króla Zelotha Vao.
Awatar użytkownika
Camryn
Szukający drogi
Posty: 38
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Ochroniarz , Strażnik , Chłop
Kontakt:

Post autor: Camryn »

        Camryn przypatrywała się przez chwilę kobiecie w prostym domowym stroju, jak ta nawołuje coraz bardziej zdenerwowana kogoś o imieniu Ezekiel. Mieszkanka Revendoru rozglądała się nerwowo to w jedną, to w drugą stronę, wyraźnie wyszukując kogoś w podążającym w różne strony tłumie tubylców. Być może było to dziecko, a jeśli tak, to półelfce zrobiło się kobiety żal. Ochroniarka sama nie miała dzieci i nawet niespecjalnie je lubiła, ale potrafiła sobie wyobrazić strach jaki pojawia się, gdy ktoś kochany znika nam z oczu. Zdenerwowana matka podbiegła do mężczyzny, który stał przy jednym z budynków i jadł kanapkę. Złapała go za rękę. Zaczęła coś do niego mówić, jednak na tyle szybko, że Camryn nie wyłapała sensu słów. Ponadto tubylcy, nawet mówiący wspólnym, mieli tu bardzo dziwny akcent, który wcale nie ułatwiał komunikacji.
        - Jem przecież - odburknął zaczepiony mężczyzna, na tyle głośno, że usłyszeli go wszyscy w okolicy. Gwałtownym ruchem ręki uwolnił się z chwytu kobiety i odwrócił się do niej plecami. Wtedy matka, chyba wyczuwając, że jest obserwowana, odwróciła się w stronę ochroniarki. Podbiegła do półelfki, przytrzymując spódnicę, i patrząc na nią błagalnym spojrzeniem powiedziała.
- Złociutka! Złociutka, a może ty widziałaś mojego synka?
- Eeee… - stwierdziła elokwentnie ochroniarka, po czym dodała. - A jak on wygląda?
Twarz kobiety nagle pojaśniała, wyraźnie się ucieszyła, że ktoś chciał ją wysłuchać. Zaczęła wyrzucać z siebie kolejne słowa z prędkością, która nie ułatwiała zrozumienie jej.
- Na imię ma Ezekiel. Ma dwanaście lat, jasną czuprynę i piwne oczy. Ubrany jest w zieloną kurtę i brązowe spodnie. Wyszedł prawie trzy godziny temu szukać swojego kota i do tej pory nie wrócił. Widziałaś go?
        Camryn przygryzła wargę, przerzucając w pamięci mijane wcześniej osoby. W końcu pokręciła głową.
- Niestety nie. Ale będę się rozglądać.
- Dziękuję.
        Matka Ezekiela pozwoliła półelfce iść dalej, a sama wróciła do szukania syna. Camryn po cichy liczyła na to, że jej się uda. Dwunastolatkowi samemu w wielkim mieście groziło wiele niebezpieczeństw. Zresztą, dorosłemu również, ale dziecko miało tą wadę, że samo raczej obronić się nie umiało. No tak. Kobieta westchnęła i poszła dalej.
        Gdy tak maszerowała przed siebie, obok zasępionego nad czymś inkwizytora, do jej nozdrzy dotarł bardzo przyjemny zapach, oznaczający jedno. Jedzenie. Jakby na rozkaz jej kiszki rozpoczęły grać marsza, a ona sama zorientowała się, że jeszcze nic nie jadła od czasu przyjazdu do miasta. Zaczęła się rozglądać i wkrótce odnalazła wzrokiem źródło smakowitych aromatów. Było to ni mniej, ni więcej, tylko stoisko z wędzonymi wędlinami. Zerknęła na Neretheala, ale on zapatrzony w jeden punkt nie zwracał na nią uwagi. Szybkim ruchem kończyn zboczyła z trasy prowadzącej na zamek i wkrótce znalazła się obok straganu z mięsiwem. Wybór na stoisku był duży, ale ostatecznie zdecydowała się na dwie kiełbaski podsuszane. Wyciągnęła z sakiewki odliczoną opłatę za towar i przekazała ją sprzedawcy, po czym udała się w pogoń za inkwizytorem, który już był kawałek dalej. Nie ociągając się długo wgryzła się w kiełbaskę. Ach, niebo w gębie! Wędzona wędlinka zdołała skutecznie zagłuszyć grające w najlepsze kiszki Camryn. Przez moment się zastanawiała się, czy nie poczęstować drugą kiełbaską zielonoskórego, ale po chwili namysłu doszła do wniosku, że mógłby się poczuć urażony, że proponuje mu coś tak „pospolitego”. Neretheal sprawiał wrażenie osoby z wyższych sfer, a takie nie skalają swojego żołądka czymś kupionym na przydrożnym stoisku. Cóż, stwierdziła, jego strata.
        Tymczasem udało im się szczęśliwie i bez większych przygód dotrzeć do bram zamkowych. Pogryzając kiełbaskę półelfka przyjrzała się zaciekawiona strażnikom, a konkretnie ich broni. Musiała przyznać, że nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziała. Musiał to być jakiś tutejszy wynalazek. Ciekawe jak działał? Nie dane jej jednak było dłużej się przyglądać, bo drewniana brama pałacowa otworzyła się przed nimi. Po drugiej stronie zaś czekała ją niespodzianka. Jakaś egzotycznie wyglądająca wojowniczka podeszła do inkwizytora i bezceremonialnie zaczęła się z nim wykłócać. Camryn uniosła brew, przysłuchując się temu z pewnym zażenowaniem. Neretheal nie sprawiał wrażenia kogoś, kto daje sobie rozkazywać byle komu. Kobieta musiała być kimś ważnym. Może to też inkwizytorka? I kim jest Laehteren, o którą była ta cała drama? Może jakaś rodzina zielonoskórego? Kiedy zaś doszli do momentu, kiedy ochroniarka awansowała do roli nałożnicy inkwizytora, półelfka tylko uśmiechnęła się do nieznajomej, prezentując całe uzębienie, pokryte fragmentami kiełbasy. Musiała się do niej uśmiechnąć. Jak mawia wuj Lulek „w końcu to jedyna możliwa reakcja na idiotów i małe dzieci”. Gdy rozmowa dobiegła końca, a nieznajoma zniknęła im z oczu, ochroniarka rozejrzała się po okolicy.
- Przyjemniaczek z niej - stwierdziła, oblizując palce po kiełbaskach i przyglądając się otoczeniu. - Długo jesteście po ślubie?
        Za plecami mężczyzny malował się przepiękny widok pałacu i ogrodów. I te witraże. Półelfce zaświeciły się oczy. No cuda na kiju. Wszystko wokół krzyczało do Camryn „jestem bajecznie bogaty i stać mnie na to”. Nic dziwnego, że komuś zza bramy w końcu puściły nerwy i zaatakował władcę tego miejsce.
- To od którego miejsca zaczniemy?
Awatar użytkownika
Neretheal
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Mag , Opiekun , Inna
Kontakt:

Post autor: Neretheal »

        Wpatrując się w kiełbasiany uśmiech elfki, inkwizytor uniósł brew. Nie komentował tego, uznał, że nie było po co.
        - To moja siostra - odpowiedział maie z pełną powagą. Zdawał sobie sprawę, że podobieństwa między nimi nie było więc dodał ''przyrodnia''. Tyle musiało wystarczyć Camryn, szczególnie, że Laehteren prędzej czy później da o sobie znać. A w tej chwili zamieszanie nie jest wskazane. Musiał tylko się skupić nad tym, by nie zasnąć. Nie kiedy był już tak blisko.
        - Chodźmy - powiedział ruszając w stronę pałacu. Jego głos zdradzał, że niespodziewana rozmowa z żółtoskórą rogaczką nie była mu po myśli.
        Architektura tego miejsca była dość prosta. Proste drogi, zakręty prowadzące z jednego placu do drugiego. Kwieciste łuki i kwiaty wkomponowane tak, by umilić spacer. Każdy odcinek chodnika posiadał ławki, a czasami nawet stoliki z parasolką. Można rzecz, że wyglądało to piknikowo, gdyby nie ten przepych wykonania. Wszystko posiadało wyrzeźbione lub wycięte wzory. Zgaszone kryształy, zapewne służące za oświetlenie dróżki, stawały się już powoli nudne do spoglądania. Ciszę przerwał maie po jakimś czasie.
        - Muszę ci zwrócić uwagę, że przyjmowanie innych zleceń, nawet tak błahych jak poszukiwanie dzieciaka, może być bardzo źle odebrane w ostatecznym raporcie. Co się przekłada na twoje wynagrodzenie. Na maniery... idzie przymknąć oko. Ale to nie jest priorytetem. Szczególnie, że zaraz znajdziemy się na dziedzińcu. A tam czeka nas walka z dumą i arogancją godną smoka. Najbliższa rodzina królewska z pewnością też tam będzie, wraz z całym szeregiem magnatów i pomniejszych szlachciurów - inkwizytor o tych ostatnich wypowiedział się w sposób ostentacyjny. - Pamiętaj, każdy chce być wyżej od sąsiada. Zawistność nie jest tutaj niczym nowym. Każdy ma swój interes i o nim nie mówi. ''Milczenie jest Złotem'' jest dewizą Revendoru i jest brana prawie za prawo, póki się to komuś opłaca. Co niestety utrudnia wszystko w chwilach jak ta.
        Trudno było stwierdzić czy zielonoskóry mówił to wszystko do Camryn, czy po prostu głośno myślał. Z pewnością mógł sobie na to pozwolić, bo w okolicy nie było żywej duszy. Czyżby panował zakaz poruszania się? Zapewne, z miasta także nie można wyjechać ot tak, a co dopiero poza mury pałacu, miejsca wystarczająco odważnej zbrodni.
        - Będziemy mieć dziś długi dzień. Dziedziniec jest przepełniony podejrzanymi, lochy również. Najlepiej unikać tych najbardziej drażliwych. Inni inkwizytorowie potrafią drążyć i wypytywać jednostkę, wielokrotnie o to samo. Tacy nam nie pomogą, nie bez wielokrotnych sesji tortur. Wniesienie czegoś nowego do wcześniejszych zeznań wymaga czasu i podejścia. Nie ma sensu drażnić os. Chyba, że lubujesz w technikach fizycznego przekonywania? - zapytał inkwizytor Camryn tonem, jakby się pytał czy ma podobny gust w dobieraniu koloru ubioru.
Awatar użytkownika
Camryn
Szukający drogi
Posty: 38
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Ochroniarz , Strażnik , Chłop
Kontakt:

Post autor: Camryn »

        Camryn nigdy wcześniej nie była w pałacu - tym ani w żadnym innym - toteż bez skrępowania rozglądała się na około, chłonąc bogaty wystrój tego miejsca. W niczym nie przypominało to miast i miasteczek, w których zwykła przebywać. To było miejsce zdecydowanie wyższej klasy niż to, czego doświadczała ostatnio i trudno jej było się tu poczuć komfortowo. Czuła się wysoce nie na miejscu. Wręcz obco. Ale mówi się trudno. „Jak się nie ma, co się lubi...”. Wciągnęła powietrze nosem, wyprostowała się jak trzcina i spróbowała wyglądać godnie. A przynajmniej bardziej niż do tej pory. Na uwagę inkwizytora o przyjmowaniu nowych zleceń tylko przewróciła oczami. Ten facet chyba szukał wszelkiej sposobności, by zapłacić jej jak najmniej.
- Po pierwsze, zdaję sobie sprawę z ważności przyznanego mi zadania i nie przyjęłabym nowego zlecenia, zanim nie skończę starego. Po drugie, to była zwykła życzliwość okazana wystraszonej matce. Nic więcej.
        "Powinieneś też czasem spróbować", dodała w myśli, ale jakoś trudno było było jej sobie wyobrazić zielonoskórego okazującego komuś obcemu bezinteresowny akt dobroci. Był na to zdecydowanie zbyt sztywny. Po czymś tak nietypowym dla siebie mógłby zejść na zawał czy coś. Ponadto zanotowała w pamięci, że wojowniczka, którą spotkali nie tak dawno, to przyrodnia siostra Neretheala. Kto wie kiedy takie informacje mogą się przydać?
Gdy tak szli, a inkwizytor opowiadał jej o tym miejscu, Camryn zastanawiała się nad tym, jakie powinno być ich następne posunięcie. Czy powinni porozmawiać z cudem ocalałymi dziećmi królewskimi? Chyba jako jedyne widziały z bliska napastników, poza królem. Czy raczej z przetrzymywanymi więźniami inkwizycji? Jak przypuszczała ci drudzy to pewnie służba i straż, którzy w dniu napaści na Króla pełnili służbę. Skoro do tej pory nie wycisnęli z nich niczego przydatnego, to nie wróżyło niczego dobrego śledztwu.
        Inkwizytor zapytał ją nagle czy jest zaznajomiona z technikami tortur i przesłuchiwania stosowanymi w tutejszym więzieniu. Camryn przechyliła głowę, zastanawiając się nad odpowiedzią. W końcu powiedziała.
        - Tortur jako takich nigdy nie stosowałam. Ot, od czasu do czasu dałam komuś w mordę, by wiedział, gdzie jego miejsce. Ponadto słyszałam, że taka forma przesłuchań rzadko kiedy przynosi zadowalające wyniki. Torturowani zwykle przyznają się do wszystkiego, byle tylko uniknąć dalszego bólu, a to w niczym nie posunie śledztwa dalej.
Coś jednak musieli zrobić. Jeśli nie tą drogą, to którą? Przez głowę przemknęła jej pewna myśl. Dość oczywista, ale jednocześnie mało przyjemna. Dla niej. Westchnęła, po czym odezwała się.
- Inkwizytorze, mam pewien pomysł, dzięki któremu moglibyśmy zyskać pewne informacje, jednak będzie trudny do zrealizowania ze względu na wysoko postawioną osobę… denata. Być może jednak z twoją pomocą i przepustką, którą mi dałeś, może się udać. Posiadam pewne zdolności. Potrafię z mniejszym lub większym sukcesem przywołać ducha zmarłych osób. Gdybym odprawiła rytuał dla króla, być może jego duch mógłby podzielić się z nami ważnymi informacjami na temat sprawcy lub sprawców. Kto, jak kto, ale ofiara musiała widzieć ich z bliska. A nawet jeśli nie, to może się domyślać, kto za tym stoi.
        Wzięła oddech i kontynuowała.
        - Do przeprowadzenia rytuału potrzebuję soli i spokojnego miejsca. Ponadto ciała denata lub jego części. Albo przynajmniej kilka włosów z cebulkami. I tu pojawia się problem, bo nie wiem, czy mnie przepuszczą na tyle blisko zmarłego, by pobrać próbki. Gdyby twoja runa, lub twoje wstawiennictwo, pozwoliły mi podejść do ciała władcy na wyciągnięcie ręki, to mogłabym zdobyć jego włosy.
        O innych częściach ciała nawet nie marzyła, chociaż trudno było zaprzeczyć, że na przykład odcięcie królewskiego palca bardzo ułatwiłoby sprawę. Przywołanie ducha, a następnie rozmowa z nim, wymagało od półelfki masę wysiłku i skupienia, dlatego każda pomoc, czy ułatwienie, były mile widziane.
Awatar użytkownika
Neretheal
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Mag , Opiekun , Inna
Kontakt:

Post autor: Neretheal »

Neretheal słuchał Camryn z uwagą, nawet nie drgnął przez większość czasu, do momentu jak usłyszał o jej planie. Momentalnie chwycił Camryn za ramię i przyciągnął bliżej.
        - To co proponujesz to jawna profanacja - warknął. - Król umarł, królestwo jest pogrążone w chaosie, myślisz, że możesz ot tak wejść sobie do pałacu i wezwać jego ducha? Nie. Nie możesz. W Revendorze każdemu zmarłemu należy się szacunek i pośmiertny spokój. Temu wszelki przejaw nekromancji jest tutaj surowo karany. - Neretheal zwolnił uścisk i spojrzał na Camryn z wyniosłością. - Każdy inny inkwizytor by cię wrzucił do żelaznej damy za samą myśl o tym. W najlepszym przypadku by cię czekało strappado. Prawdę mówiąc, wyczułem w twojej aurze zdolności tego typu. -Zielonoskóry się rozejrzał na boki, upewniając się, że nikt ich nie podsłuchuje. Pochylił się nad uchem Camryn i wyszeptał.
        - Dlatego trzeba się upewnić by nikt cię nie zobaczył... - Na jego twarzy zagościł szelmowski uśmiech. - Stąd pytanie o maniery. Chyba nie chcesz wypaść źle w oczach Króla Zelotha Vao? - przerwał na chwilę. - Właśnie dlatego musimy zadbać o to, by nas widziano na przesłuchaniach na dworze. Niech myślą, ze krążymy w kółko jak inni. Wspominałaś, że potrzeba ci próbek? Więc musimy uzyskać dostęp do ciała. To będzie trudne, ale wykonalne. Więc czas goni, już teraz przygotowują ciało do pogrzebu. Musimy zdążyć nim zapieczętują trumnę i zaniosą do królewskiej krypty.

        Inkwizytor kontynuował spacer, gdzie mieli teraz do pokonania parędziesiąt schodów by dostać się na dziedziniec, a im bliżej tym większy słyszalny gwar. Dlatego Neretheal pozwolił sobie na ostatnie słowa, kiedy jeszcze nikt ich nie słyszał.
        - Gdy cię poznałem i dowiedziałem się, że ''być może'' potrafisz to o czym rozmawialiśmy, to sam na to wpadłem. Podoba mi się twoja inicjatywa, by przejść od razu do sedna i odkryć prawdę u samego źródła. Jest to pierwszy i dobry krok by zostać inkwizytorem... Już jesteśmy.

        Dziedziniec roił się od bogato zdobionych karet, powozów i wierzchowców, odzianych w purpurowe barwy. Wszyscy, którzy nie należeli do inkwizycji byli odziani w szykowne stroje i suknie w prawie wszystkich barwach. Dokładny opis wszystkich kombinacji byłby bardzo długi, nie wspominając o fantazyjnych fryzurach co poniektórych kobiet.
        Inkwizytorów można było rozpoznać bez problemu. Większość z nich posiadało identyczny płaszcz co Neretheal, tylko z innymi elementami pancerza lub zdobień czy uzbrojenia. Ich ubiór posiadał odcienie czerni, purpury, czerwieni i żółci. Z pewnością symbolizowały jakieś przynależności do określonych ról w Inkwizytorium. Chociaż sam zielonoskóry nosił zielony płaszcz, co wyglądało z daleka jak zwykła zielona plamka. Przynajmniej był rozpoznawalny.
        - Proponuję się rozdzielić na moment. Popytaj poniektórych, może się dowiesz czegoś nowego. Inni pomyślą, że się tobą wysługuję, ja zaś spróbuję się dowiedzieć, jak się dostać do kostnicy. Nikomu nie zdradzaj swoich kolejnych kroków. Nawet innym inkwizytorom jak któryś będzie próbował cię pociągnąć z język. A szczególnie...
        - Inkwizytorze Neretheal!
        Maie się odwrócił widząc jak znana mu osoba podbiega do niego jak i Camryn. Był to agent jej królewskiej mości Mortimeer. Młody, blondwłosy chłopak, robiący głównie za posłańca.
        - Agencie Mortimeer. Szybko się przemieszczasz - stwierdził Neretheal.
        - Dziękuję inkwizytorze. To zasługa klaczy. Pędzi jak błyskawica, gdy obowiązek wzywa. A teraz obowiązkiem jest przekazanie, że Wyciszeni odnaleźli dziwny artefakt. Ponoć jego aura jest silna i jest podobna do tej, która pozostałą po wybuchu. Lecz jest pewien problem - Mortimeer spojrzał na Camryn. Neretheal domyślił się, że czeka na pozwolenie kontynuowania raportu przy nieznajomej. Więc dyskretnym skinieniem głowy inkwizytor pozwolił mu na to.
        - Artefakt został dostarczony przez kuriera. Zatrzymaliśmy go i jest aktualnie w areszcie. Ale jest inny problem.
        - Znaczy?
        - Wyciszeni nie powiedzieli. Przekazali jednak, że Pańs... Obecność twojej siostry, będzie wymagana.
        - Laehteren? Co ona ma z tym wspólnego?
        - Tego nie wiem, ale Wyciszeni byli bardzo przekonujący, że jej obecność jest obowiązkowa.
        Neretheal zmarszczył czoło. To już drugi raz, kiedy ktoś się pyta o Laehteren, a jeśli Wyciszeni mieli do niej interes musiało to być poważne.
        - Dziękuję agencie, możesz odejść - Mortimeer skłonił się i pobiegł w stronę swojego wierzchowca. Białej, o ciemnej grzywie klaczy. Inkwizytor znowu zastanowił się przez chwilę w ciszy, wypowiadając cicho:
        - To utrudni sprawę...
Awatar użytkownika
Camryn
Szukający drogi
Posty: 38
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Ochroniarz , Strażnik , Chłop
Kontakt:

Post autor: Camryn »

        Kobieta wstrzymała oddech, widząc jak wyraz twarzy inkwizytora się zmienia. W pierwszej chwili półelfka myślała, że nie powinna podsuwać tego pomysłu, bo wpędzi się w nie lada kłopoty. Wszystkie te konsekwencje, o których wspomniał zielonoskóry, mogły się teraz spełnić. Okazało się jednak, że miała tym razem więcej szczęścia niż rozumu, a zbyt długi język przyniósł jej korzyści. Neretheal może i był twardogłowy, ale na jej szczęście potrafił rozpoznać okazję, kiedy ta pojawiła się na horyzoncie. Rozmowa z duchem króla, prawdopodobnie jedyną wiarygodną osobą i bezpośrednim świadkiem zbrodni, mogła być przełomem w tym śledztwie. Zakładając, że Camryn przeprowadzi rytuał właściwie i z zachowaniem wszelkich środków ostrożności. Podczas ostatniego przywołania gościa z zaświatów, w jakim brała udział, miała do dyspozycji organ wewnętrzny denata. Konkretnie serce wyrwane z klatki piersiowej jej przyjaciela. Ten fakt plus to, że znała dobrze ofiarę, powinny ułatwić przebieg rytuału, a i tak nie było jej łatwo. Tym razem będzie trudniej. Nie potrafiła ocenić o ile. Wiedziała tylko, że w rytuale będzie mieć do dyspozycji jedynie wyrwane włosy z cebulkami osoby, której wcale nie znała. Do tego prawdziwego króla.
        Jak się powinna do niego zwracać? „Wasza Wysokość”? „Wasza Miłość", czy „Najjaśniejszy Panie”? Matka półelfki uczyła ją takich rzeczy, jak podstawa etykiety, ale akurat wtedy musiała słabo jej słuchać. Duch może być niezadowolony tym, że przywołuje go osoba tak niskiego stanu, chociaż, z drugiej strony, może być też na to zupełnie obojętny. Zmarli, którzy trafiają na drugą stronę, z pewnością mają ważniejsze sprawy na głowie, niż to, kim jest osoba, która stara się z nimi komunikować z tego łez padołu. Camryn zdawała sobie sprawę, że będzie musiała użyć dużo siły magicznej, by nagiąć ducha do swojej woli i zmusić go do mówienia. To już nie był jej przyjaciel, który mógł dobrze jej życzyć, tylko zupełnie obcy facet. Z koroną na głowie. Miała nadzieję, że podczas procesu przywołania starczy jej energii, od początku do końca, i nie zawiedzie pokładanych w niej oczekiwań.

        Kiwnęła głową inkwizytorowi na znak, że rozumie, po czym udała się za nim schodami na dziedziniec. Stamtąd dochodził ją wyraźny harmider głosów i dźwięków wszelakich. Jak się okazało na miejscu zebrało się już sporo osób wraz ze swoimi powozami i wierzchowcami. Wszystkie osobistości nosiły szykowne stroje lub mundury podobne do tego, który miał Neretheal. Ochroniarka w swojej lamelkowej zbroi skórzanej poczuła się jakoś nie na miejscu, ale trzymała się wyprostowana, a głowę miała wysoko. Niech sobie nie myślą…
        Jej rozglądanie się po zebranych na dziedzińcu ludziach i nieludziach przerwało pojawienie się młodzieńca na koniu. Samo zwierzę przypomniało jej, że powinna jeszcze dziś udać się po swój środek transportu, klacz Kiyohime, zanim ktoś jej ją ukradnie razem z fajnym siodłem i zawartością sakw. Może zlecić to któremuś pałacowemu słudze, jeśli gdzieś jakiegoś złapie. O ile wszyscy nie trafili już na inkwizytorskie przesłuchania.
        Jasnowłosy młodzieniec został przedstawiony jako agent Mortimeer, kolejny zbrojny w służbie rodziny królewskiej. Chłopak mówił coś o artefakcie odnalezionym przez „Wyciszonych”, kimkolwiek oni byli. Camryn nie wiedziała o co chodzi, ale po reakcji inkwizytora wywnioskowała, że musiała to być grubsza sprawa. Ponadto wspomniano o kolejnym członku rodziny zielonoskórego, jego siostrze Laehteren. Już drugi raz dzisiaj słyszała to imię i zaczynała się zastanawiać dlaczego ludzie, którzy jej szukają, nie zwrócą się bezpośrednio do niej, zamiast zajmować czas inkwizytorowi. Było to co najmniej dziwne. Koniec końców wyszło na to, że Neretheal był potrzebny gdzieś indziej. Nie wiedziała na jak długo. To faktycznie utrudniało sprawę, bo kobieta sama się do zwłok władcy raczej nie dostanie. Nawet z jej przepustką wydawało się to niewykonalne. Półelfka westchnęła.
        - Jeśli musisz iść po swoją siostrę, to idź. Ja w tym czasie się pokręcę po dziedzińcu.
"I postaram się nie wpakować w kłopoty", dodała w myślach.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Revendor”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość