SerenaaIronia losu

Miasto kupców, szlachty i handlu. Położone w słonecznej części wybrzeża, stąd jego status Miasta Królewskiego. Znajduje się tu wiele dworów szlacheckich i oczywiście pałac króla.
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Niviandi
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 135
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Ironia losu

Post autor: Niviandi »

        Zgiełk miasta i złote słońce na bezchmurnym niebie to delikatna obietnice dobrego dnia. Uśmiechnięte twarze mieszkańców muśniętych morską bryzą poprawiały humor, szczególnie turystom, którzy w gorące dni marzyli o takich wakacjach. Rynek pełen drobnych stanowisk ze świeżymi owocami i morskimi przysmakami, wiszące ozdoby z muszli, kamienie mające przynieść szczęście a za szybą niedaleko stojącego sklepu jubilerskiego ciężkie, różnobarwne perły na szyjach bogato ustawionych dam mających ochotę poprawić sobie humor. Oto prawdziwe serce Serenay.
        Tylko jeden element wydawał się nie pasować do układanki tego niebywałego miasta. Drobna postać siedząca na skrzyni, na uboczu niewielkiego placu z fontanną, z której tryskała chłodna, lśniący w promieniach słońca woda. Solidne donice z kwiatami co krok ozdabiały te nieśmiałą okolicę znajdującą się gdzieś pomiędzy jedną a drugą ulicą rynkową. Był to punkt wytchnienia, dla zmęczonych zakupami osób, ale także gromadził rzeszę różnorodnych artystów. To właśnie przy nich siedziała ta wyjątkowa istota, której piękno gładkiej, nieskazitelnej twarzy zaburzał niezrozumiały rodzaj smutku. Uśmiechała się serdecznie, lecz gdy ktoś nagle wspomniał o jej włosach, ta z czułością pogładziła krótkie, sprężyste loki przyjmując cicho komplement. To nie pasowało do ślicznej buzi złotowłosej. Wciąż była pełna uroku, przyciągała wzrok każdego, ale podziwianiu urody tej nieziemskiej istoty towarzyszyła niepewność. Coś tu nie pasowało, jednak ona uśmiechała się tak pięknie. Komplementowała grę na flecie jednego z siedzących obok elfów i składała cienkie dłonie w podzięce. Jej magnetyzm wciąż zniewalał. Gdy z twarzy dziewczyny znikało zmartwienie wydawała się być najpiękniejsza ze wszystkich. To były chwile, podczas których zapominało o problemach a tęskne westchnienia syrenki nabierały romantycznego wyrazu. Och, wówczas znikały przy niej wszystkie troski i nie pamiętało się o Prasmoczym świecie...
Ale za nic nie chciała śpiewać. Nikt nie pytał czy potrafi, ale... momentami dostrzegało się w niej jakąś niepewność. Czego brakowało w tej duszy? Gdzie znajdował się ten jeden element określający jej postać?
        Na to pytanie nie umiała odpowiedzieć i nie wiedzieć czemu wywoływała tym zachwyt u artystów jej towarzyszących. Wiedziała, że ten wewnętrzny dramat ich pociąga, choć jeszcze nie pytali o szczegóły. Może z czasem będą... Jednak teraz cieszą się i śmieją, częstują winogronem i dyskutują o mieście, inspiracjach oraz głoszą swoje podejście do ówczesnej polityki, wolności. Są młodzi, piękni, zachwycający, może właśnie tego w nich poszukuje? Dlatego Niviandi uśmiechnęła się szeroko i odpowiadała zdawkowo, ale cieszyła się, że może być akurat tutaj, poza skalą swoich problemów a będąc w strefie bez trosk oraz mogąc olśniewać swoim wyglądem. Taki to był właśnie wiosenno-letni dzień w Serenai.


        - Wybacz moją bezpośredniość, ale... co cię martwi? - spytał elf, gdy reszta artystów odeszła na bok po napoje.
        Niviandi spojrzała na rozmówcę, w pierwszej chwili trochę zaskoczona, jakby mężczyzną ją na czymś nakrył, potem zaś cienkie brwi syrenki wygięły się w zmartwieniu, a swoje ciężkie westchnienie udekorowała smutnym spojrzeniem w ziemię.
        - Loytierze, aż tak łatwo wyczytać z mojej twarzy przygnębienie? - spytała retorycznie. - Straciłam zaufanie i wiarę w ludzi. Próbowałam odnaleźć... coś dla mnie bardzo ważnego, straciłam mnóstwo czasu oraz pieniędzy, a nie zyskałam nic. Nie byłabym smutna, gdyby rzecz ta nie powiodła się z ironii losu, ale... zwyczajnie mnie oszukali. Uznałam więc, że już nie warto tego szukać, choć bardzo bym chciała, sama nie jestem w stanie... Potrzebny mi ktoś odważny, wytrwały w podróży... bardziej niż ja, ale przede wszystkim godny zaufania, ktoś kto mnie nie zdradzi w trakcie. To dla mnie bardzo ważne... rozumiesz?
        - Hm... Rozumiem – przytaknął elf, po czym położył dłoń na dziewczęcym ramieniu i pochylił się nisko – a także znam doskonałego kandydata, która przypadkiem zgubił tu swoje buty.
        - Och... ehm... No nie wiem... - odparła niepewnie Niviandi.
        - Słuchaj, on mi pomógł. Nie tylko mi, większości osób, z którą dziś dyskutowałaś również się przysłużył. Jest nieugięty w podróży i... zajmuje się brudną robotą.
        - Brudną robotą?! - wzburzyła się dziewczyna.
        - Ta... Ale też tą bardziej czystą, jeśli mu się opłaca.
        - Nie zrozumiałeś mnie ani trochę – zdenerwowała się złotowłosa. - Nie mam grosza przy duszy, ja...agh!
        - Ja pewnie nie zrozumiem... ale on na pewno. Nie chodzi przecież o zdjęcie kota z drzewa, prawda?
        - Prawda... ale... ehm...
        - Spokojnie, ty nie musisz mówić. Ja nie muszę wiedzieć, ale ten gość doskonale się do tego nadaje. Cokolwiek by to nie było, a o zapłatę... hm... Nie masz nic a nic?
        - Już i teraz jeszcze nie... - bąknęła Niv, która wsparła brodę na piąstkach.
        - Świetnie, to doskonała motywacja! Tym bardziej go to zaciekawi! Słuchaj, nic cię nie kosztuje poznanie go, zobacz, porozmawiaj, może go przekonasz. Taka ładna buzia jak ty z pewnością ma wystarczająco dużo uroku by go przekonać... I nie chodzi mi tu o nic grzesznego – elf uśmiechnął się nieco głupkowato.
        - Takie paplanie mnie nie przekonuje...
        - No wstawaj, chooodź! Naprawdę, będzie warto!


        Niviandi nieco skrzywiła się na widok karczmy. Wydawała się być... mało ciekawa czy przyjazna. Jakaś paskudna ryba z drewna była znakiem rozpoznawczym tej knajpy? Ohydne i bez gustu.
        - Podoba ci się? Wnętrze projektował jeden z moich znajomych – pochwalił się elf.
        Syrenka nic nie odpowiedziała, ale jej myśli wystarczająco dosadnie oceniły to miejsce. Dziwne, krzywe, ruderowate... rzekomo zainspirowane statkami... chyba wrakami na dnie morza! Porośnięte mchem i obskubane przez ryby, bleh! Tak to wyglądało!
Loytier pomachał karczmarzowi, a jeszcze przed wizytą w pokoju poprosił o sok, by syrenka mogła zwilżyć gardło.
        - Nie wiem czy to dobry pomysł... - szepnęła złotowłosa. Czuła się tu nader niekomfortowo.
Skoro lubi takie... okropne miejsca! I jak Loytier może zadawać się z autorem tutejszego wystroju? Ych, to nie świadczy dobrze ani o nim, ani o tym koledze, który ma pomóc.
        - Nie martw się – powiedział z pełnym przekonaniem muzyk. - Tylko pogadacie, obiecuję, że będę przy tobie cały czas.
        - Ani myślę zostać z nim sam na sam w pokoju – żachnęła się syrenka.
        - Dobrze, dobrze! Wyciągniemy go do stolika, gdzieś na uboczu, żebyś się nie bała – zapewnił, podczas gdy Niviandi skubała boki kubeczka.
        Naturianka czuła się jeszcze gorzej, bo wiedziała jak źle to wszystko prezentowało się z zewnątrz. Przejdzie na górę z elfem do jakiegoś pokoju... Aj! Bardzo, bardzo źle! Jednak musiała to zrobić, opowiadał jej tyle o tym mężczyźnie w trakcie drogi i brzmiał... naprawdę przekonująco. Zdradził syrence swoją historię oraz napomknął o przyjaciołach, którzy skorzystali z usług najemnika. Na Prasmoka, najemnika! Oby znowu nie weszła w jakiś niekorzystny, a tym bardziej niebezpieczny układ.
        Weszli po schodach, skierowali się w głąb korytarza i Niviandi znowu poczuła, że jej gardło jest suche. Mocno zacisnęła usta, sporo jej zajęło by w końcu zapukała do drzwi. Delikatnie, tak by nie nadwyrężyć kostek u dłoni, ale... nikt nie przychodził. Wielkie, niebieskie oczy księżniczki spojrzały z rozpaczą na Loytiera, ale ten uśmiechnął się szeroko.
        - Otworzy – zapewnił.
Awatar użytkownika
Mathias
Szukający drogi
Posty: 43
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Najemnik , Zabójca , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Mathias »

        Mathias wrócił do pokoju bogatszy o kilka fantów, których nabycie planował w najbliższym mieście, a tym okazała się Serenaa. Panujący na zewnątrz upał skłonił mężczyznę do zostawienia płaszcza przed wyjściem, a to oznaczało brak możliwości ukrycia miecza. Nie chcąc paradować z bronią po spokojnym mieście, zostawił też pochwę, zakasał rękawy i nietypowo bezbronny ruszył w miasto, teraz chętnie wracając do chłodnego pokoju w gospodzie. Rzucił sprawunki w kąt i zapaliwszy fajkę stanął w oknie. Myślał nad tym, czego się przy okazji dowiedział, gdy usłyszał pukanie do drzwi. Nietypowe o tyle, że nikogo się nie spodziewał.
        Z fajką w zębach sięgnął po miecz i kryjąc go za skrzydłem drzwi, uchylił je lekko. Mrużąc oczy od dymu spojrzał mile zaskoczony na złotowłosą postać stojącą w progu. Oparł miecz o ścianę, ramię o framugę i z bezczelnym uśmiechem lustrował znajomą sylwetkę. Nie przywitał się, o nic nie zapytał, ani nie odsunął, by grzecznie wpuścić kobietę do wnetrza. Zamiast tego wciągnął ją do środka, łapiąc w talii, i bez słowa popchnął na ścianę, jednocześnie zatrzaskując drzwi. Fajka spadła na deski.
        Skórę miała miękką, usta różowe, a dłonie spragnione, spiesznie rozpinające guziki jego koszuli. On do nich nie miał cierpliwości. Ściągnął jej bluzkę przez głowę, szorstką dłonią odsłaniając twarz spod złotych loków, które ją przysłoniły. Pozwalając obsypać się pocałunkami, złapał dziewczynę w pasie i posadził sobie na biodrach, kierując się z nią w stronę łóżka.

        Szum lejącej się z cebra wody zagłuszył pierwsze pukanie do drzwi. Dopiero, gdy brunet wyszedł z łazienki, susząc ręcznikiem głowę, usłyszał nieśmiałego gościa. Zerknął pytająco na zaplątaną w pościeli blondynkę, a ta przewróciła się na brzuch i opierając na łokciach wzruszyła ramionami.
        - Mówiłaś komuś, gdzie idziesz? – dopytał cicho, a gdy elfka pokręciła przecząco głową rozluźnił się i rzucił ręcznik na krzesło. Resztki wody wciąż kapały mu z włosów. Wciągnął tylko spodnie, które niezasznurowane do końca zjeżdżały mu teraz nieprzyzwoicie z bioder i podszedł do drzwi, otwierając je niemal na oścież. I zdębiał.
        - Mathias, przyjacielu! – przywitał się radośnie elf, wyłaniając się zza framugi, ale brunet nie zaszczycił go nawet spojrzeniem. Wpatrywał się w otoczone złotymi lokami niebieskie oczy, których myślał, że już nigdy nie zobaczy, i rozchylone różowe usta, od których trudno było odwrócić wzrok. Artysta zawahał się zaniepokojony.
        – Nie przeszkadzamy? Wyglądasz, jakbyś zobaczył ducha – powiedział, a najemnik w końcu zaskoczył, zamrugał i odwrócił wzrok od Niviandi. Jak gdyby nigdy nic uśmiechnął się przyjaźnie do elfa i wyciągnął do niego prawicę, którą ten chyżo uścisnął. Nim jednak zdążył się odezwać, uśmiech spłynął z twarzy Loytiera, a muzyk wytrzeszczając oczy spojrzał do środka pokoju.
        - Giselle?! - zawołał zszokowany. - Que faites-vous? Et Emmanuel? - rzucił szybko, naturalnie przechodząc na elficki.
        - N'interfère pas! Ce ne sont pas tes affaires avec qui je sors - prychała kobieta, początkowo zasłaniając się prześcieradłem, a później ze zrezygnowaniem rezygnując z okrycia i ubierając się w bieliznę.
        Ukazała się w świetle drzwi, stojąc teraz w samym desu i jedwabnych pończochach, wymachując rękami i trjakocząc po elficku z Loytierem. Była piękna, wysoka i szczupła, o wąskich biodrach i niewielkich piersiach, emanując taką pewnością siebie, że nie było wątpliwości, że potrafi wygrać kłótnię nawet nie do końca odziana. Długie jasne włosy poskręcane były w naturalnie wyglądające loki i podskakiwały wdzięcznie, gdy elfka wzdychała i potrząsała głową.
        Mathias w ogóle nie zwracał na kłótnię uwagi. Znów przeniósł spojrzenie na Niviandi, przyglądając jej się przenikliwie. Dziwnie się zachowywała. To znaczy dziwniej niż zwykle. Sądził, że rozstali się w miarę przyjaznej atmosferze, ale chyba się mylił. Dopiero teraz pozwolił sobie dokładniej przyjrzeć się znajomej dziewczynie, przesuwając wzrokiem po sylwetce w skromnej sukience. Zatrzymał się na przewieszonym przez niewielką torbę znoszonym ciemnym płaszczu z kapturem. Jego starym płaszczu. Spojrzał znów na Niviandi z niejasnym wyrazem twarzy, gdy Loytiere powrócił uwagą do swoich towarzyszy. Na Mathiasa łypał jeszcze z lekką urazą, prychając dodatkowo z oburzeniem, gdy najemnik zerkając na niego nie powstrzymał zadowolonego półuśmiechu i wzruszył ramionami w niemym “nie moja wina”. Czym innym było jednak nakrycie mężczyzny u przyjaciółki, a czym innym spotkanie jej u przyjaciela, więc chwilowo elf był bardziej obrażony na Giselle niż najemnika. Maniery jednak go nie opuściły i zwrócił się do Niviandi z lekkim ukłonem.
        - Wybacz mi moja droga, uniosłem się. Pozwól, że przedstawię ci człowieka, który uratował nam życie na szlaku. Mathias Northman. Gdyby nie on, z pewnością wszyscy skończylibyśmy w szponach śmierci…
        - Daj spokój, Loy - mruknął najemnik, przerywając historię nim na dobre się rozpoczęła. Rozejrzał się za swoimi butami i pozostawiając otwarte drzwi, przysiadł na łóżku, by je założyć. Elf westchnął, ale wydawał się odzyskiwać humor.
        - Racja, na opowieść będzie jeszcze czas. Mathiasie, to Niviandi. O, moja droga, poznaj Giselle, naszą flecistkę - przedstawił jeszcze elfkę, która podeszła do wejścia.
        - Wyjątkowo utalentowaną - dodał Northman, a artystka cmoknęła karcąco, ale z rozbawieniem mierzwiąc mu włosy, gdy przechodziła obok. Była już ubrana w asymetryczną spódnicę i białą bluzkę zapinaną na guziki, która kończyła się nad pępkiem, odsłaniając palec gołej skóry.
        - Gieselle, poznaj Niviandi, naszą najpiękniejszą fankę - dokończył prezentacji Loytiere, udając, że nic wcześniej nie słyszał i nie widział.
        - Witaj, jakie ty masz piękne loki! - zachwyciła się elfka od razu. Miała ładny, dość niski głos i mówiła z wyraźnym akcentem. - Naturalne? Ja moje kręcę na koki - powiedziała, łapiąc za końcówki jasnych włosów i potrząsając nimi nieco. Za jej plecami Mathias zawiązał buty i podciągnął spodnie, sznurując je porządnie i przytrzymując paskiem. Na grzbiet zarzucił czarną koszulę, nie fatygując się jeszcze jej zapinaniem i podszedł do niespodziewanych gości.
        - Mathias, możemy zająć ci chwilkę? - zapytał Loytiere, a gdy najemnik skinął głową, elf ruszył z powrotem w stronę schodów w dół, do głównej sali, gestem zapraszając Niviandi ze sobą. Giselle zatrzymała jeszcze Northmana w progu, wsuwając dłonie pod rozpiętą koszulę i obejmując mężczyznę w pasie mruczała mu coś na ucho, gdy spuścił do niej głowę. Odpowiedział cicho, a wtedy pocałowała go jeszcze krótko i dopiero puściła za Loytierem i Niviandi.
        Brunet zbiegł po schodach lekkim krokiem, po drodze dopinając guziki koszuli i wzrokiem odszukując znajomego muzyka, który machał do niego z jednego ze stojących pod ścianą stolików. Niviandi siedziała obok i Mathias nie spuszczał jej z oka, podchodząc i siadając wygodnie w krześle. Dopiero wtedy przeniósł wzrok na elfa.
        - Dobrze cię widzieć - powiedział, a elf znów skłonił lekko głowę, wyraźnie mając ogromny dług wdzięczności.
        Nic dziwnego. Mathias natknął się na trupę artystów na trakcie, gdzie próbowali walczyć jednocześnie z przewróconym wozem, spłoszonym koniem i zbliżającym się niedźwiedziem. Jeden z artystów miał kuszę i jakimś cudem trafił zwierzę w bark, co nie uczyniło mu wielkiej krzywdy, ale rozjuszyło niesamowicie. O ile wcześniej mogli liczyć na to, że bestia zainteresuje się bardziej wozem, w którym liczyłaby na znalezienie czegoś do jedzenia, teraz uciekali przed potężnymi ciosami wielkich, jak konary, łap.
        Northman niechętnie zabijał dzikie zwierzęta, zwłaszcza w ich własnym lesie. Szala jednak przeważyła na korzyść niewinnych artystów i po wcale nie długiej ani widowiskowej walce, ciało niedźwiedzia runęło na trakt z siłą, która podrzuciła pobliskie kamyki. Później pomógł w naprawieniu wozu, w pełni akceptując zapłatę w postaci wina własnej roboty, a w mieście spędził pierwszy wieczór pijąc i grając w karty z elfami oraz flirtując z elfkami. Było to parę dni temu, a najemnik wciąż nie zbierał się w dalszą podróż, szukając odpowiedniej do tego motywacji.
Awatar użytkownika
Niviandi
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 135
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Niviandi »

        Niviandi wątpiła by pomysł muzyka się udał, ale ten żwawo zachęcał ją gestami by zapukała drugi raz, w końcu było słychać jakieś ruchy za ścianą. Syrenka już ze zdecydowanie mniejszym zadowoleniem a większym stresem zastukała po raz kolejny i w oczekiwaniu mocno zacisnęła palce, jej ramiona przylgnęły do tułowia, gdy nagle... klamka się poruszyła. Złotowłosa cichuteńko przełknęła ślinę, po czym... oniemiała całkowicie.
        Choć był to mimo wszystko znajomy widok. Roztargnione włosy, twarz z lekkim zarostem, imponująco rozbudowana klatka piersiowa i brzuch, pod którym ledwo trzymały się spodnie – krótko mówiąc niezbyt rozgarnięty na powitanie znany jej najemnik.
        Elf mówił i wykonywał jakieś ruchy rękoma przysłaniają obraz stojącego w drzwiach bruneta, ale naturianka kompletnie nie zwracała na to uwagi. Stała jak słup soli wpatrując się w jeden punkt przed siebie, nie dowierzała temu kogo widzi, jakby był imaginacją albo okrutnym żartem w jej stronę. Z szoku ocknęła się dopiero, gdy Loy wkroczył do środka pokoju. Wówczas Niviandi lekko potrząsnęła głową i ukradkowo przetarła oczy, to... to naprawdę...
Przez ile czasu nie oddychała? Teraz chyba dopada ją lekka hiperwentylacja! Co ona, co ona ma robić?! W pokoju rozległa się sprzeczka i syrenka dostrzegła parę elfów – w tym gołą przyjaciółkę Loytiera! Niviandi szybko wkroczyła do pokoju i lekko pchnęła drzwi za sobą by je nieco przymknąć, tego to się kompletnie nie spodziewała! Podobnie jak obecności Mathiasa...
        Jednak księżniczka popadła w jeszcze większy popłoch, przecież, że nie będzie się gapić na tę!... Ładną, zgrabną, długonogą i pewną siebie elfkę. Złotowłosa cicho chrząknęła odwracają spojrzenie od uczestników kłótni i skołowana, a może i wzburzona objęła swoje ramiona, jakoś tak nerwowo wykonując wszystkie te ruchy. Odnosiła wrażenie, że w pokoju zrobiło się strasznie gorąco i duszno, szczególnie gdy poczuła na sobie spojrzenie. W tym akurat była bardzo dobra, w wyczuwaniu tego typu... sytuacji.
        Delikatne powieki księżniczki uniosły się odsłaniając niebiańskie kręgi niebieskich tęczówek. Spojrzały na niego niewinnie, a długie rzęsy sięgnęły łuku brwiowego. Usta dziewczyny pozostawały w kuszącym wyrazie lekko rozchylonych pąków, a jej płytki oddech można było wyczuć już z daleka. Przyglądał się jej tak przenikliwie i intensywnie, że w pewnym momencie spłoszył ją. W takim momencie syrenka zazwyczaj chowała się za gęstwiną długich loków, ale teraz nie miała gdzie się ukryć. Krótkie sprężyny opadające jej na ramiona nie były już bezpieczną przystanią, którą tak uwielbiała, choć jeszcze ukradkowo przerzuciła wzrok na roztargnionego mężczyznę. Tak... żeby tylko na chwilę nacieszyć oko widokiem umięśnionego, nieco zbyt bezczelnie odsłoniętego ciała...
        - W porządku – odparła nieco kwaśno Niviandi wywracając lekko oczami. Nadal utrzymywała wzrok z dala od towarzystwa, ponieważ towarzysząca Mathiasowi dziewczyna bez oporów paradowała ogołocona po pokoju.
        - Miło mi cię poznać, Giselle – uśmiechnęła się przyjaźnie syrenka, choć zdecydowanie gest ten opleciony był nader grzecznością.
        Potem odrobinę zagotowała się w środku, na te czułości między najemnikiem a flecistką. Ugh, naprawdę nie miała ochoty na to patrzeć! I to ubranie... elfy miały doprawdy wyzwolony styl, Odkryty pępek i ta spódnica odsłaniająca łydki, nie mówiąc o tym, że jeszcze chwilę temu paradowała w bieliźnie. Nie księżniczce to jednak oceniać.
        - O, dziękuję – odpowiedziała, tym razem całkiem szczerze będąc wdzięczna za komplement, który przygasł po kolejnych słowach GISELLE.
        Niviandi cudem powstrzymała się od prychnięcia! Ona nie potrzebuje żadnych wałków ani specyfików wspomagających sprężystość loków! Może i GISELLE ma długie, złociste włosy, ale brakuje im tego szyku, naturalności jaką posiada ona! Księżniczka z krwi i kości! Mogła se być długonoga do sufitu ta uszata menda, ale nie byłaby w stanie podrobić cudnych włosów jakie posiadała PRAWDZIWA KSIĘŻNICZKA.
        - Naturalne – zapewniła naturianka. - Twoje mają bardzo ładny kolor, lśnią blaskiem prawdziwego złota. Naturalne? - spytała nie mogąc powstrzymać się od uszczypliwości, na co Loy zareagował jakąś taką dziwną miną.
A niech myśli sobie muzyk jeden co mu tam do głowy przychodzi, ale od włosów księżniczki wara! Niviandi pilnować ich będzie choćby utracić miała całe swoje bogactwo! Jakiego teraz niestety nie posiada... ale to drobny szczegół w całym ogóle. Na całe szczęście chwilę potem Loy przejął inicjatywę i zaprowadził syrenkę na parter karczmy, choć dziewczynie nie umknęły te kolejne czułości jakimi karmił się Mathias, a którymi obsypywała go Gieselle.
        Wzburzona złotowłosa gwałtownie usiadła na krześle krzyżując ręce na wysokości klatki piersiowej.
        - Czy... wszystko w porządku? - zapytał skonfundowany elf.
        - Czemu by nie miało? - prychnęła Niv.
        - Nie wiem... wyglądasz na zdenerwowaną – ostrożnie podjął mężczyzna.
        - Po prostu... nie wiem czy to jest dobry pomysł.
        - Chodzi ci o sytuację jaką widziałaś? Nie mam dla niego dobrego wytłumaczenia, ale jeżeli oboje tego chcieli to...
        - Nie kontynuuj! - wtrąciła syrenka. - Znam go – dodała pośpiesznie.
        - O, to... dobrze! Chyba, w sumie tego to teraz też już nie wiem... - zaplątał się Loy. - O... a... rozumiem...
        - Co rozumiesz? - dziewczyna była oburzona sytuacją.
        - Rozumiem, że jest najemnikiem i cóż, ma w sobie ten urok przyciągający kobiety więc pewnie... wiesz, przykro mi, że...
        - Co?! - uniosła się nagle syrenka. - Co ty mi insynuujesz? Ach, phi! Ty go widziałeś?! W życiu bym... z nim... - ucięła widząc, że Mathias zbiega po schodach.
        Niviandi wyprostowała się, a jej oczy automatycznie omiotły bandytę. Szczególnie koszulę, która niemalże instynktownie opływała jego ciało odsłaniając najbardziej kuszące zakątki jego klatki piersiowej. Miał takie mocne dłonie, dokładnie takie same jak kiedyś. I ten uśmieszek na twarzy nie schodził mu z twarzy... nic się nie zmienił.
        Syrenka ponownie odwróciła wzrok, a Loy nie bardzo rozumiał co też dziewczynie chodzi po głowie. Jest w końcu zła, czy nie jest? A jak tak, to za co? Aby nie psuć atmosfery zaprosił Matha do stolika, a im bliżej nich znajdował się bandyta tym bardziej skruszona wydawała się być Niviandi.
        Jednak tak naprawdę nie chodziło o długonogą elfkę z pokoju... choć trochę też. Ale nie głównie! Księżniczka przede wszystkim martwiła się o to czy dobrze wygląda. Wcale nie szykowała się na tak zaskakujące spotkanie! Wówczas byłoby na pewno mniej zaskakujące... wracając do tematu – Niviandi martwiła się o swoje policzki, bo niczym ich nie zaróżowiła. Wcale nie musiała, bo naturalne jagody same pojawiły się wraz z obecnością Mathiasa. Podkreśliła jedynie rzęsy i wyczesała brwi, ale nie zdążyła nawilżyć ust balsamem by te wydały się bardziej miękkie i soczyste. A poza tym, nie spięła niczym loków, nie była na to gotowa, sprzedała swoją ukochaną spinkę, ale gdyby wiedziała... to na pewno by coś wymyśliła!. Wstydziła się nieco ich długości, bo przecież były one jej chlubą, jednak musiała je... ech, ściąć. W dodatku ta mało fikuśna kiecka. Zwykła szmata od podrzędnego krawca, bo z rynku by kijem nawet nie ruszyła. Chociaż tyle luksusu, że dzięki swojej charyzmie namówiła owego rzemieślnika na bufiaste rękawki... w cenie kiecki. Koronka u dołu dodawała dziewczęcości, a kolor nie był taki zły – seledynowy. Ładnie wpasował się w jej oczy, ale... to nadal było za mało. Za mało by zwalić najemnika z nóg.
        - Witaj – powiedziała niczym obrażona nastolatka, ale w głosie dało wyczuć się te nutkę załamania i braku pewności siebie.
        I... tyle. Dalej już Niviandi zatkało, bo nagle zdała sobie sprawę z tego o co powinna prosić najemnika. „Ouł... ojej...”, pomyślała bezradnie i zabrakło jej całej krzepy, jak i odwagi. „Ooo na Prasmoka...”, jęknęła w głębi duszy i nagle zaschło jej w gardle. Jak... jak miało mu to powiedzieć?
        - Siadaj, siadaj – nalegał Loy dostrzegając w oczach Niviandi te nagłą wątpliwość. - Wybacz, że przeszkadzamy, ale zajmiemy mało czasu. Prawda? - uśmiechnął się elf, a syrenka jedynie przełknęła ślinę w milczeniu.
        Zabrakło jej słów!
        Jak... ona... prosić... go... o matko! Powinna, nie powinna? Pojawił się... a ten problem... Aaa!
        - Ahm... - zająknął się muzyk. - To może zjesz najpierw śniadanie? W sumie to prawie obiad... jest dosyć późno – zaproponował Lytier wykorzystując swoje gadulstwo i pewność siebie, bo nie bardzo wiedział i rozumiał co dzieje się z Niviandi.
Awatar użytkownika
Mathias
Szukający drogi
Posty: 43
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Najemnik , Zabójca , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Mathias »

        Nie dowierzał własnym oczom. Przewędrował Łuskę wzdłuż i wszerz, i wiedział lepiej, by nie żegnać się z nikim na zawsze, bo ludzie spotykali się ponownie w najdziwniejszych scenariuszach. Więc może podświadomie wiedział, że kiedyś ją zobaczy? Wątpił, po tym co widział ostatnio, ale może jednak miał nadzieję, że uda mu się upewnić, że Niviandi wyszła z tego cało. Że jest zdrowa i zarozumiała gdzieś na drugim krańcu świata.
        Była jednak tutaj, w Serenaii, w gospodzie, w której się zatrzymał, w progu pokoju, który wynajął. Olśniewająca, jak zawsze. Odcięte niegdyś, przez nią samą, włosy sięgały teraz tylko do ramion, a błękitne oczy spoglądały na niego niewinnie, bez złości, więc chociaż tyle się zmieniło. Nie rozumiał tylko czemu tak na niego zerka ukradkiem, czemu się nie odezwie. Nie oczekiwał wytęsknionego rzucania się na szyję i pisków radości, ale chyba przywitać się mogła? Brak jakiejkolwiek reakcji ze strony blondynki był jednak dla Mathiasa mniej rozczarowujący niż jego własne oczekiwania, zdecydowanie nie przystające komuś takiemu jak on - łajdakowi i bandycie, jak mu słusznie i wielokrotnie przypominano. Kiedyś wiedział lepiej, by się w takie relacje nie angażować, a że własnych rad nie słuchał to już tylko jego wina.
        Odwrócił się, wracając do pokoju i ubierając w końcu na spokojnie. Szczupła dłoń elfki, przeczesująca burzę wiecznie nieokiełznanych czarnych włosów, wystarczyła, by przypomniał sobie, że pół świata tego kwiata, więc niech się nie zachowuje jak uczniak. Mimochodem słuchał wymiany zdań między kobietami, ale o ile Loytiere wyłapał uszczypliwą uwagę naturianki, Northman konsekwentnie błyszczał ignorancją wobec otaczających go niezręczności. Elfka wciąż uśmiechała się przyjaźnie do przybyłej dziewczyny, nie odpowiadając na przytyk, co z jakiegoś powodu zadziałało na jej korzyść. Gdy zawieszona w powietrzu drobna złośliwość chybiła celu, to Niviandi wyszła na nieuprzejmą, podczas gdy uśmiech artystki stał się, co najwyżej, nieco bardziej pobłażliwy. Giselle nie czuła konieczności rywalizowania o cokolwiek ze znajomą Loytiera.

        Najemnik dołączył do elfa i syrenki, rozsiadając się swobodnie, jak na stałego bywalca wszystkich karczm przystało. Bez miecza przy pasie i płaszcza z kapturem, który krył jego twarz, wyglądał niemalże normalnie. Do połowy zapięta koszula i podwinięte niemal do łokci mankiety utrzymywały roztrzepany wygląd, jak gdyby nie radziła z tym sobie sama czarna czupryna. Schnące dziko włosy wydawały się jeszcze bardziej rozczochrane niż zwykle, rosząc delikatnie kołnierzyk koszuli. W takim upale jak dzisiaj było to jednak przyjemną ochłodą. Mathias wymienił grzeczności z muzykiem i znów przeniósł spojrzenie na sztywną, jak kij, Niviandi. Obrażone powitanie może kiedyś spotkało by się z pogardliwym prychnięciem, ale Northman na tyle zdążył dziewczynę poznać, by wyłapać smutek w głosie.
        - Cześć, Blondi – powiedział wyjątkowo miękkim i ciepłym tonem, przechylając lekko głowę, gdy przyglądał się znajomej buzi. Znowu błądził po niej spojrzeniem, rejestrując najmniejszy tik i całe to gromadzące się w dziewczynie wahanie. Ona powstrzymywała się od mówienia? To było aż niepokojące.
        Loytiera słuchał jednym uchem i dopiero, gdy i muzyk zaczął bełkotać, wprowadzając nerwową atmosferę, najemnik wyprostował się nieco i oparł na łokciach.
        - To jest bardzo dobry pomysł, zjadłbym konia z kopytami – powiedział, a elf uśmiechnął się z ulgą. Jedzenie najlepiej łagodziło nastroje. Zaraz po muzyce, ma się rozumieć.
        - Zamówię nam dania dnia! Mają tutaj najlepsze dorsze w mieście – zawyrokował elf i wstał chętnie, łapiąc jeszcze znaczące spojrzenie Northmana. Niech się nie spieszy. Muzyk skinął głową, skłonił się lekko Niviandi, zapewnił, niezbyt przekonująco, że zaraz wraca i czmychnął w stronę baru.
        Mathias nie marnował czasu, nie wiedząc na jak długo udało się długoucha spławić. Zahaczył stopą nogę krzesła, na którym siedziała syrenka i bez żadnego wysiłku przysunął ją sobie po deskach. Drobna sylwetka nie obciążyła siedzenia nawet na tyle, by krzesło skrzypnęło po podłodze; zamiast tego zaszurało cichutko i zamarło zaraz obok najemnika, z rozpędu trącając nogami syrenki jego kolano. Brunet pochylił się i oparł na przedramieniu o oparcie za plecami Niviandi. Gdyby drugą rękę wsparł o jej siedzisko miałby dziewczynę niemalże w ramionach… niestety istniało zbyt duże prawdopodobieństwo, że blondi zacznie krzyczeć, więc tylko oparł drugi łokieć o blat stołu. To i tak wystarczyło, by musiała na niego patrzeć, jeśli nie chciała ostentacyjnie odwrócić się na krześle. A twarz miała oddaloną od niego na długość oddechu.
        Coś chciał jej powiedzieć, ale na śmierć zapomniał. Przyglądał jej się znowu bezczynnie, zahipnotyzowany ruchem rzęs, płatków drobnego noska i idealnym kształtem ust. Zjadłby ją żywcem. Głośniejszy śmiech gdzieś w tyle sali wytrącił go z amoku i najemnik westchnął mrukliwie.
        - Co z tobą, nie pamiętasz mnie? Tak się wita przyjaciół po rozłące? – zapytał chrapliwym głosem, nim uśmiechnął się łobuzersko i puścił oparcie jej krzesła. Nauczył się trzymać dystans w odpowiednich momentach, w razie gdyby miał dostać w pysk. Przełożył ciężar ciała, opierając się teraz bardziej na stole, siedząc lekkim okrakiem, z jednym butem wciąż zahaczonym o nogi krzesła Niviandi. Gdyby chciała się zerwać i uciec to musiałaby nieźle uważać, by zaplątana w suknię nie wylądować na kolanach Northmana.
        - A teraz powiedz, skarbie, co cię sprowadza do tak… niewłaściwego tobie miejsca? – zapytał spokojnie. Błąkający się na ustach uśmiech zdradzał lekką kpinę, ale szare oczy spoglądały przyjaźnie na dziewczynę.
Awatar użytkownika
Niviandi
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 135
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Niviandi »

        Dorsze czy nie dorsze, wszelakie hultajstwa z ościami na talerzu nie miały teraz najmniejszego znaczenia. To obecność najemnika była tak ujmująca i pochłaniająca wszelakie myśli złotowłosej, która wlepiła spojrzenie w postać mężczyzny. Syrenka delikatnie przygryzła dolną wargę – nie było to coś na pokaz czy też zamierzone działanie, oj nie, takie gesty przychodziły złotowłosej naturalnie. Wrodzona, dziewczęca i niewinna kokieteria była nieodłącznym elementem jej niezwykłej urody. Obraz ten mocno kontrastował z łobuzem siedzącym tuż obok. Rozpierzchnięte włosy aż chciało się przeczesać czy też zacisnąć w palcach czarne kosmyki podczas niemałej dawki przyjemności jaką mógłby ów najemnik sprawić. Przekradająca się po klatce piersiowej drobna kropla wody spływała nader wolno, jakby wręcz krzyczała o uwagę. Z tego też powodu na moment błękitne oczy zboczyły z ciągłego wpatrywania się w stalowe oczy mężczyzny, te odzwierciedlały jego duszę – zimny z wierzchu stawał się gorący pochłaniając rosnąc w szybkim tempie temperaturę.
        Dziewczyna nabrała nagłego wdechu i zerknęła w dół, gdy Mathias zahaczył nogą o jej krzesło. Nie zdążyła wydusić z siebie słowa sprzeciwu, a już po chwili znalazła się bardzo blisko bandyty. Poczuła jak jej drobne nogi zetknęły się z jego kolanem, więc dziewczyna odruchowo zacisnęła uda nieco kręcąc się w krześle i chcąc tym samym zwiększyć dystans. Bezczelny! Już była gotowa pyskować, że rości sobie wobec niej zbyt duże prawa, lecz całe to zbulwersowanie ucichło, gdy ręka mężczyzny wylądowała na oparciu krzesła niemalże zakleszczając ją w swoich objęciach. Jedyny gest przyzwoitości zachował opierając druga o stół, było to cenne i udane zagranie. Dał tylko palec by nie stracić całej ręki.
        Rozgrzewająca wyobraźnię atmosfera przyprawiona została chwilą milczenia. Smukłe obojczyki syrenki uniosły się w głębokim wdechu, po czym wraz z drobnymi ramionami opadły. Miała ochotę wpić swoje gładkie, piękne paznokcie w jego szorstką skórę na plecach. Dopiero jego głos... nie, nie głos, bo ten był równie mrożący krew w żyłach co rozgrzewający spragnione serce, ale same słowa sprawiły, że Niviandi zaczęła kontaktować z rzeczywistością. To drobne „przebudzenie” dało wyczytać się z jej lekko zdezorientowanej twarzy. Wydawało się, że już nie pamięta co jeszcze kilka sekund temu zaszło między nimi.
        Syrenka sugestywnie chrząknęła, chciała dać do zrozumienia Mathiasowi, że trochę tak nie wypada, ale... jakoś on nie miał ochoty tego dostrzec. Chwyciła więc krzesło, jednak na nic zdała się próba odsunięcia go, ponieważ najemnik blokował ją nogą. Dziewczyna spojrzała krytycznie na mężczyznę lekko przechylając przy tym głowę, była to kolejna, nieudana próba uwolnienia się z tych obezwładniających kleszczy.
        - Zwyczajnie nie spodziewałam się twojej obecności – odpowiedziała w końcu. Wciąż odczuwała dyskomfort, ale nie był on spowodowany nieprzyjemnością, wręcz wpadający w nieokiełznaną rozkosz jaką podpowiadała wyobraźnia.
        Złotowłosa poprawiła się i przeczesała palcami końcówki loków by nadać sobie ton ignorancji, jakby w ogóle ją to wszystko nie ruszało.
        - Jeszcze w takiej sytuacji... - dodała marudnie, jednak nie chcąc wracać do sytuacji na górze postanowiła mówić dalej.
        - Zaskakująca sytuacja... – wyjaśniła wciąż wiercąc się i podejmując próby oddalenia się od Mathiasa, choć gdyby ten jej na to pozwolił to zaraz krytycznie oceniłaby go w myślach twierdząc, że ją odrzuca, albo że coś mu się nie podoba – w sensie, nasze spotkanie.
        Nie odrywał od niej spojrzenia i z jednej strony był to niemy komplement dla syrenki. Uznanie jej wyjątkowej urody, a to znaczyło, że nie wypadła przed nim źle, choć od ostatniego spotkania dzieliło ich sporo czasu. Z drugiej, wywoływało drobną krępacje, bo przecież nie wypadało, żeby mężczyzna tak długo przypatrywał się damie, a tym bardziej dama mężczyźnie więc Niviandi uciekła wzrokiem przy okazji dając sobie możliwość na odetchnięcie.
Nie mogła przemóc się by opowiedzieć mu o swoim problemie, choć był jedyną odpowiednią osobą do tego. Go już znała, nawet jeżeli ich relacja prosiła się jeszcze o sporą dozę zaufania to i tak był bardziej odpowiedni niż jakikolwiek inny najemnik. Także żaden księciunio nie ruszy jej na pomoc. Przynajmniej nie widząc w tym interesu... właściwie Mathias też zapewne bezinteresownie nie rozwiąże jej problemu, ale nadal pozostawał w gronie tych bardziej zaufanych niż mniej. Tylko jak mu wyjaśnić i jak go o to poprosić?
        Wtedy do głowy przyszły jej wspomnienia z tamtego dzikiego, okropnego miejsca. Na myśl o robakach aż ją wykręcało, ale on zawsze służył dziewczynie pomocą. Tyle, że Aurei i kazdej innej także. Ech, ciekawe czy chociaż dobrze ją zapamiętał? Czy może teraz jest dla niego jeszcze ładniejsza?
        Te drobne przebłyski dawnych zdarzeń pchnęły ją do zadania tego właściwego pytania, ale w ostatniej chwili zabrakło jej tchu i odwagi. Zamiast tego powiedziała z zadziwiającą troską:
        - Może na początek powiedz co też działo się u ciebie przez ten rok – Niviandi uśmiechnęła się ciepło i... bez krzty teatralności co oznaczało, że było to z jej strony szczere i prawdziwe.
Awatar użytkownika
Mathias
Szukający drogi
Posty: 43
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Najemnik , Zabójca , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Mathias »

        Gdyby Mathias miał nieco lepsze pojęcie o tym, co krążyło dziewczynie po głowie, Loytiere z pewnością nie zastałby ich przy stoliku po powrocie. Najemnik najzwyczajniej w świecie uprowadziłby syrenkę, dalsze protesty wyjaśniając już po drodze. Do lekko rozmarzonego spojrzenia panien był jednak przyzwyczajony, a po Niv nie oczekiwał nic więcej, a wręcz przeciwnie. Może i minęło trochę czasu, ale jeszcze dobrze pamiętał, że po każdym mniejszym i większym zapomnieniu dziewczyny następowały gwałtowne emocje, wymierzone w niego lub kogokolwiek innego, kto miał nieszczęście wejść Blondi pod nogi. Klasyczne i nawet urocze “chcę, ale się boję” w jej wykonaniu wpadało w skrajne “chcę, ale nie pozwalam!” I bądź tu mądry. Kokieteria była kusząca do pewnego momentu, później stając się po prostu irytującymi wahaniami nastrojów i niestety właśnie to wydanie Niviandi najbardziej zapadało w pamięć, pomimo jej niepodważalnego uroku.
        To dlatego zaczepki bruneta nie trwały długo i Northman szybko uwolnił dziewczynę, a przynajmniej dał jej miejsce na oddech, bo nogą wciąż przytrzymywał krzesło blondynki. Jej próby odsunięcia się były bowiem tak samo przekonywujące, jak skuteczne. Brunet obserwował je z rozbawieniem, na karcące spojrzenie odpowiadając oczywiście bezczelnym uśmiechem, nim złagodniał nieco, słysząc głos Niviandi. Mruknął pod nosem, powstrzymując się od śmiechu, ale też chwilowo od odpowiedzi. Dopiero kolejne słowa sprawiły, że Mathias parsknął cicho i uniósł brwi, a na kolejne plątanie się w słowach syrenki wyszczerzył zęby.
        - Jaka konkretnie? – zapytał, nawet nie siląc się na niewinny ton i rozwalił się wygodniej w krześle, spoglądając na Niv spomiędzy czarnych kosmyków opadających mu na oczy. Na niemrawe sprecyzowanie tylko znowu mruknął coś z uśmiechem i przechylił lekko głowę.
        Dziwnie się zachowywała. Mało mówiła. Była nieśmiała. Całkiem uroczo, gdyby nie to, że ewidentnie się czymś martwiła, a to go niepokoiło. I miał do tego powody, patrząc przez pryzmat tego, co razem przeszli. Więc dla odmiany się nie odzywał, pozwalając jej zebrać myśli i słowa, cierpliwie czekając i nie naciskając. Tylko, że to nic nie dało. Mathias wciąż się uśmiechał, gdy usłyszał pytanie, ale w szarych oczach zamiast rozbawienia błyszczała podejrzliwość. Pytała, co u niego? Rok temu mógłby spaść w przepaść i nawet by nie mrugnęła (o ile nie rzuciłaby jeszcze za nim kamieniem), a teraz się interesowała jak spędził ten czas? Jej ciepły, naturalny uśmiech z jakiegoś powodu nie wydawał się tak atrakcyjny, jak powinien być. Przecież nie o to chciała zapytać.
        Przez chwilę brunet wyglądał niemalże na rozczarowanego, odwracając spojrzenie od dziewczyny i rozglądając się krótko po gospodzie. Co by się jednak nie działo, to mając pod ręką Niviandi, prawdopodobnie w promieniu całych staj nie było nic, na czym warto byłoby zawiesić oko, więc szare spojrzenie szybko wróciło do blondynki, a szatyn wzruszył ramionami.
        - Jakiś czas podróżowałem z Aureą, później się rozdzieliliśmy – zaczął swobodnym tonem. – Poza tym, życie najemnika, nic nowego. Nigdy cię to nie interesowało, blondi, więc nie kręć, tylko mów, co ci na duszy leży, zanim Loy do nas wróci – stwierdził nieco poważniej, nim jego usta znów wygięły się w krzywym uśmiechu. – Nie chcesz przecież, żebym się martwił?
Awatar użytkownika
Niviandi
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 135
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Niviandi »

        Naprawdę starała się być cierpliwa! Ale on ją tak irytował. Traktował jak rzecz, to przysuwał, to odciągał, spoglądał na nią tak nonszalancko a na koniec rozwalił się jak kobyła na krześle. Co za bezczelny typ.
        Dla Niviandi zachowanie Mathiasa było niewyobrażalne. „Nic się nie zmienił”, myślała oburzona, ale żadna zmarszczka jeszcze nie jawiła się na jej gładkim czole. W końcu miała do niego sprawę... choć i wątpliwości czy aby na pewno Northman jest odpowiednią osobą na odpowiednim miejscu.
        Mimo tego wszystkiego, chciała być miła. Jeden raz w życiu mogła okazać trochę troski o kogoś innego i po pierwszym fragmencie wypowiedzi Mathiasa ucieszyła się, że podjął temat. Była ciekawa jak miewa się Aurea, czy może mają ze sobą kontakt... ale najemnik jak szybko rozpalił w syrence wizję normalnej rozmowy tak szybko ją ugasił. Mina złotowłosej nagle zrzedła, oczy zwęziły, usta wygięły w niezadowoleniu i w dodatku jeszcze wzbudził w niej presję czasu więc dodatkowo rozzłościł Niviandi. Niesamowity człowiek. Potrafi tak nagle zepsuć przyjemną atmosferę.
        - Martwił? - zakpiła. - W życiu. Jesteś ostatnią osobą na tym kontynencie, która bym chciała żeby się o mnie martwiła – odparła. - W dodatku też pierwszą, którą muszę prosić o pomoc – dodała ciężkim tonem krzyżując ręce na klatce piersiowej i odwracając od niego głowę.
        Jeszcze krótki moment milczała, czasu było mało a ona musiała go „pokusić” by zechciał jej pomóc. Co za świat, że nic się nie da bezinteresownie!
        - Chodzi... o mój mały spadek – czy tak to mogła nazwać? Na pewno „spadek” brzmi lepiej niż „prezent od faceta, który twierdzi, że mnie znał i mnie kocha, a w dodatku jest paskudnym, włochatym krasnoludem”- jaki został mi oferowany, ale niestety dostęp do niego jest zagadkowy. Kto robi takie prezenty? - wzburzyła się wznosząc pretensjonalnie dłonie i żywo gestykulując.
        - Jakieś zagadki, magia i inne przekleństwa, z którymi nie jestem w stanie sobie poradzić. Tak, wiem, ty też byś unikał takich spraw jak ognia – machnęła dłonią znając jego postawę wobec wszystkiego co niefizyczne, a magiczne i nielogiczne. Przynajmniej w jednym się zgadzali.
        - Jak możesz się spodziewać nie spotykałam zbyt lojalnych osób, czy choćby uczciwych. Ty choć masz w sobie za grosz jakiegoś honoru, umiesz lepiej walczyć niż większość tych łachudrów, którzy tak zarzekały mi się pomóc. Pewnie nie bardzo chce ci się pomóc, ale możesz na tym zarobić, czy to brzmi już bardziej zachęcająco? Nie wiem tylko za ile się „waćpan” wykosztowuje w takich misjach... - zerknęła na niego wyczekująco.
Awatar użytkownika
Mathias
Szukający drogi
Posty: 43
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Najemnik , Zabójca , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Mathias »

        Niezadowolenie wpływające na twarz blondynki było jak łyk świeżej wody. Każdy normalny człowiek powinien cieszyć się z jej atencji i uśmiechu, ale Mathias rozluźnił się dopiero na widok znajomego grymasu, do którego po chwili dołączyła kpina. Odpowiedź Niviandi zamiast go urazić czy przygasić wywołała tylko szerszy uśmiech najemnika. Gdy obrażona dziewczyna odwróciła głowę, brunet wyglądał jak kot, który właśnie zeżarł kanarka.
        Nie przerywał milczenia, chociaż prośba o pomoc go zaintrygowała. Z jej strony oczywiście, bo akurat wielu ludzi zwracało się do niego o ratunek (nawet jeśli traktując jako przysłowiową brzytwę tonącego), a on o dziwo całkiem często pomagał. Taki był z niego dobry gość. Dlatego tym razem znów uzbroił się w cierpliwość, czekając aż dziewczę pozbiera myśli. Nie przerywał i nie odpowiadał na wyraźnie retoryczne pytania. Dopiero na wzmiankę o magii, wykrzywione do tej pory w zawadiackim uśmiechu usta mężczyzny drgnęły z niezadowoleniem, ale Niviandii odpowiedziała sobie sama, najwyraźniej dobrze pamiętając jego awersję do czarów. Poza tym fruwająca drobna dłoń na nowo go rozbawiła i znów tylko przysłuchiwał się monologowi. Słysząc sypiące się „komplementy” musiał powstrzymywać parsknięcie śmiechem i zerknięcie blondynki napotkało tylko rozbawiony grymas.
        - Mówisz, że mam? – zapytał zaczepnie, nawiązując do tego honoru. Ciekawe skąd ten pomysł. To znaczy oczywiście, że miał swoje zasady, ale w życiu by blondynki nie posądził o przyprawienie mu takiej cnoty. Poza tym… przecież nie będzie jej tego ułatwiał, prawda?
        - Co do ceny… - zaczął, drapiąc się po zaroście w udawanym zamyśleniu, nim dłoń wróciła na swoje miejsce, na oparciu krzesła Niv – wiesz w ogóle, jak duży jest ten spadek? Bo misja misją, Blondi, ale pobieram dodatek od osób nadmiernie irytujących – wyjaśnił poważnym głosem, który nijak się miał do rozbawienia plączącego się w szarych oczach.
        Zazwyczaj w ogóle nie ruszał takich rzeczy. Zlecenia wykraczające poza „zachlastaj i przynieś łeb na dowód” kompletnie go nie interesowały, bo z doświadczenia wiedział, że wszystko inne stwarza więcej problemów niż jest tego warte. Dlatego nie przystał na pracę na dworach, nie chronił karawan i absolutnie nie podejmował się transportu czy eskorty ludzi. A teraz z własnej woli poważnie rozważał pomoc tej małej złośnicy, chociaż dobrze wiedział, że nabawi się przez nią wrzodów żołądka. Droczenie się uznał za niewielką cenę w stosunku do tego, że dla niej miał zmienić swoje dotychczasowe zasady.
        Znów przeniósł ciężar ciała w stronę Niviandi, opierając się o oparcie za jej plecami i przyglądając teraz z odległości raptem kilku palców.
        - Poza tym… takie wyprawy są niebezpieczne – zaczął ciszej, nagłą konspiracją usprawiedliwiając naruszanie jej przestrzeni. – Będziesz musiała mnie słuchać po drodze – wychrypiał jej do ucha. – Żeby ci się nic nie stało, oczywiście. Nie będzie miejsca na dyskusje i foszki – dodał, dopiero teraz przechylając lekko głowę, by móc na nią spojrzeć. – Myślisz, że dasz radę?
Awatar użytkownika
Niviandi
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 135
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Niviandi »

        „Mówisz, że mam?”, zapytał a ona szczerze wątpiła w swoje słowa. Tak właściwie to go nie znała, nie spędzili ze sobą cudownych, wspólnych lat a raptem kilkanaście dni... w nieprzyjaznych chaszczach. Był wredny, nieogolony, szorstki, ale uratował ją kilka razy, objął opieką... więc może faktycznie ma w sobie za grosz honoru?
        Co zresztą za różnica... już na lepszego nie trafi.
        Syrenka naburmuszyła lekko poliki rozjuszona zbędnymi komentarzami najemnika. Podatek od nadmiernie irytujących osób?! To jeszcze powinien jej sam do tego interesu dopłacić! Jednak syrenka, mimo wszelako niezadowolonej miny, nie pyskowała za bardzo. Jeszcze zażąda wyższej ceny, więc musiała być milsza, ugryźć się w język częściej niż miała to w swojej naturze i szczerze starała się nad sobą panować, choć wypieki na dziewczęcych polikach zdradzały jak trudna jest to dla niej czynność.
        - Gdybym wiedziała, to bym sama potrafiła ocenić czy szarpanie się na ten spadek jest wart zniszczenia moich loków – odparła jakby to była oczywiste oczywistość. Dodatkowo zarzuciła kilkoma kosmykami za ramię podkreślając wagę znaczenia elementu jej niebywałej urody.
        - Huh, chyba nie sądzisz, że cię okłamuje? - zarzuciła, lecz zamilkła niczym przygaszona świeca, gdy tylko mężczyzna po raz kolejny przekroczył granicę komfortowej przestrzeni między dwojgiem.
        Błękitne oczy z obawą spojrzały na Mathiasa, który zaraz umknął jej wzrokowi niebezpiecznie zbliżając się do jej szyi. Poczuła jego ciepły oddech na płatku uchu, a ochrypnięty głos sprawił, że przez ciało złotowłosej przemknęły dreszcze. Dziewczyna głośno nabrała powietrze w płuca czując się niemalże jak w klatce, bezbronna i niezdolna do wyszarpnięcia się z sideł najemnika, a przecież nie trzymał jej za ręce, nie przywarł do ściany. W tej chwili każde słowo Mathiasa nabierało większej siły i znaczenia. W wypowiedzianych przez niego warunkach wyczuwała odrobinę grozy, dlatego też wzdrygnęła się, gdy nagle napotkała stalowe, chłodne oczy.
        - Hah – zakpiła po raz kolejny, choć z wyraźnym lękiem – jeśli nie będzie gadać głupot – powiedziała łamiącym się głosem. - Jak mi każesz skoczyć z klifu to cię nie posłucham, jeszcze rozumu nie postradałam – zastrzegła już pewnym tonem marszcząc brwi i przyglądając się mężczyźnie. Ten jednak uparcie wlepiał w nią wzrok, jakby niemo pytał czy aby jest pewna tego co mówi. Syrenka ciężko westchnęła na moment przymykając oczy by zwalczyć w sobie całe spectrum złośliwości.
        - Będę starała się Ciebie słuchać. I mniej dyskutować. Jeżeli masz mi dzięki temu pomóc... Chcąc nie chcąc muszę dać radę – mruknęła godząc się na te jakże wygórowane warunki.
Awatar użytkownika
Mathias
Szukający drogi
Posty: 43
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Najemnik , Zabójca , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Mathias »

        No dobra, ubawił się dzisiaj trochę i zdecydowanie poprawiło mu to humor. Obserwowanie Niv, gdy się piekliła, stanowiło w tej chwili czystą rozrywkę, bo niczemu nie zagrażało, chociaż pewnie zmieni się to na trasie. Bo tak, mimo zaczepek zdecydował się dziewczynie pomóc. Nie miał lepszych zleceń, a wbrew temu, co mówił, to towarzystwo blondi było bardzo pożądane, nawet jeśli utrudniało mu trochę pracę.
        Jeszcze chwilę ją pozaczepiał, ale gdy na dobre się zmieszała, a w oczach błysnął lęk, wycofał się, nie chcąc przeginać. Nie wiedział, czy działał tu upływ czasu od ich ostatniego spotkania, czy może on inaczej je pamiętał, ale Niviandi ufała mu mniej więcej tak samo, jak on jej zdrowemu rozsądkowi. Ten strach może się kiedyś przydać, ale w tej chwili był kompletnie zbędny i najemnik odsunął się na pierwsze wzdrygnięcie blondynki. Uśmiechnął się krzywo, gdy próbowała odzyskać rezon, ale spojrzenie trochę mu złagodniało, podobnie jak postawa; jakby nastawieniem wrócił do samego początku ich dzisiejszego spotkania, a dziewczyna niewiele go obchodziła.
        - Nigdy nie mów nigdy, blondi, skakanie z klifu może być niczego sobie, jeśli w dole masz wodę i nie rozkwasisz się na placek – zaśmiał się cicho i znów rozsiadł w krześle, przerzucając ramię przez oparcie. Zmrużył lekko oczy, wzrokiem odszukując Loytiera. Odnalazł elfa przy barze i skinął mu lekko głową, a ten odpowiedział tym samym, ale wskazał jeszcze gestem w stronę kuchni, czyli wciąż czekał na ich zamówienia. Najemnik gestem poprosił o piwo i znów zwrócił się w stronę syrenki.
        - Powiedz, jakie wskazówki w ogóle masz, co do lokalizacji tego… spadku? – zapytał, jakby nie do końca dziewczynie wierzył, co do charakteru tego, czego konkretnie szukają, ale też jakby niespecjalnie go to obchodziło. – Bo wiesz, mogę pomóc ci się tam dostać, ale jeśli nie ma żadnych instrukcji, co do kierunku, to lepiej od razu wynająć jeszcze kogoś, kto ci to wywęszy – wyjaśnił rozbawiony.

        Chwilę później podniósł wzrok na zbliżającego się Loytiera i kelnerkę. Elf skakał spojrzeniem od najemnika do syrenki, jakby sprawdzał grunt.
        - I jak, dogadaliście się? – zapytał, zajmując swoje miejsce i dziękując uprzejmie za podstawiony mu talerz.
        - Taak, chyba jednak nie zabawię tu tak długo, jak myślałem – odpowiedział Mathias z lekkim opóźnieniem, zagapiony na uśmiechającą się do niego kelnerkę, która stawiała przed nim posiłek i kufel piwa. Z ostatnim talerzem skierowała się do Niviandi, a brunet znów wrócił spojrzeniem do elfa.
        - Och, to ulga! – westchnął artysta i obrócił się w stronę blondynki. – Kochana, tak się cieszę, że twoje problemy się rozwiążą. Widok troski na twojej twarzy był nie do zniesienia! – wyznał, przykrywając na moment dłonią szczupłe palce naturianki, by zaraz gestem zachęcić ją do jedzenia.
        - Wiecie, my jutro też wyjeżdżamy z miasta. Jeśli kierunek będzie zgodny to możemy spędzić jeszcze trochę czasu razem, na pewno będzie raźniej!
        - Rozumiem, Loy, że chodzi ci o nasze towarzystwo, nie mój miecz? – zapytał Mathias, uśmiechając się kątem ust, a elf wywrócił oczami.
        - Ty to zawsze jesteś taki bezpośredni, jakby jedno wykluczało drugie – mruknął artysta, lekko obrażony dłubiąc w rybie, ale w końcu spoglądając ukradkiem na najemnika, który wzruszył ramionami, zajęty jedzeniem.
        - Żartuję, nie spinaj się. Pewnie, że pojedziemy razem, będzie wesoło – dodał, uśmiechając się do własnych myśli.
Awatar użytkownika
Niviandi
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 135
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Niviandi »

        Gdy Mathias się odsunął, syrenka momentalnie odzyskała swoją całą, wielowymiarową osobowość. Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej i niczym obrażona księżniczka spojrzała na niego kpiąco. Ona zdecydowanie z żadnego klifu nie da się zepchnąć, już nie mówiąc o tym, że miałaby wylądować w głębokiej wodzie. Nie wypłynęłaby! Przecież nie potrafi pływać! Morska bryza służyła jedynie jej cerze i płucom, choć to drugie było mniej ważne. Bujne fale to ona miała na głowie, piękne złote loki. Nie czuła potrzeby zanurzania się w wodzie głębiej niż do ud jeżeli nie wymagało to oczyszczającej kąpieli. Chłodny wiatr zaś pięknie rozkładał materiał na jej filigranowym ciele podkreślając pośladki czy delikatny łuk bioder. To jej wystarczyło. Spokojna, łagodna natura współgrająca z niezwykłą urodą syrenki a nie jakieś szalone płomienie za jej plecami czy skoki z wysokości.
        - Phi – prychnęła kierując błękitne oczy na jakiś ciekawszy obiekt w stylu krzesło przy barze. Jeszcze swoją przygodę rozpoczyna od kufla piwa, świetnie! Zrobi sobie popijawę a nie zajmie się poważną sprawą! Absolutnie nie traktuje jej misji z należytym zaangażowaniem!
        - Myślisz, że wyćwierkam ci całą przepowiednię od razu? - spojrzała na niego uważniej. - Doceniam wszystko co wcześniej dla mnie uczyniłeś, ale nie oszukujmy się... oboje mamy wobec siebie ograniczone zaufanie. To zdrowe podejście – zaznaczyła gestykulując przy tym wyniośle dłonią.
        - „Gdy twarz spojrzy w złamane lustro znajdziesz w nim odpowiedź. Nie bój się wędrować nocą, bo w niej znajdziesz podpowiedź” - zacytowała.

        Wszelkie niesnaski zniknęły z buzi złotowłosej, gdy do ich stolika zbliżył się Loytier wraz z kelnerką. Fakt faktem zacisnęła usta widząc jak Mathias wodzi wzrokiem za panną. Co za nietakt! Ogląda się dosłownie za każdą! Jeszcze chwilę temu wciągał spodnie opuszczając te elfią gazele, a już teraz zawiesza wzrok na kolejnej dziewczynie! Pamiętała go trochę inaczej, ale wszystkie obelgi na jego temat powróciły z niebywałą prędkością.
        Oburzenie syrenki nie trwało długo. Złagodniała słysząc zatroskany głos elfa. Błękitne oczy naturianki rozpłynęły się pod gęstymi rzęsami a łagodny uśmiech odwdzięczył się mężczyźnie.
        - Och, Loytier – westchnęła. - To ja dziękuję za pomoc. Bez ciebie nie miałabym możliwości spotkać Mathiasa – powiedziała jakby była bardziej mu wdzięczna za pomoc niż najemnikowi, który z pewnością odwali większą część roboty.
        Dziewczyna lekko potrząsnęła głową niby to chcąc nie chcąc zaśmiać się z żartu Northmana. Damie nie wypadało z takich żarcików się śmiać więc i trudno było określić ile znajdowało się w tym przysłowiowego „focha” a ile rozbawienia.
        - Nie obrażaj się, to jego poczucie humoru – pocieszyła Loytiera kładąc mu dłoń na ramieniu. - Trzeba się przyzwyczaić – rzuciła, po czym sięgnęła po widelczyk skromnie dziubiąc każdy kawałek mięsa i walcząc z każdą możliwą ością na talerzu. Cóż... z pewnością przy stole mieli okazję spędzić ze sobą sporo czasu. Nareszcie mogli porozmawiać, o przyszłych planach podróżnych artystów, o występach jakie mieli okazję zaprezentować w ostatnim czasie, zabawnych historiach z tym związanych oraz o Serenaai, która była doprawdy urokliwym miejscem.
Awatar użytkownika
Mathias
Szukający drogi
Posty: 43
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Najemnik , Zabójca , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Mathias »

        Obserwowanie Niviandi naprawdę potrafiło być przednią rozrywką. Oczywiście to samo, co w tej chwili bawiło nieco stęsknionego za blondynką najemnika, już niedługo może go przyprawiać o ból głowy i kreatywne przekleństwa. Był tego świadom. Ale po co martwić się na zapas? Iście królewskiemu prychnięciu odpowiedział więc cichy ochrypły śmiech, gdy Mathias nie musiał nawet udawać powagi, bo Niv usilnie odwracała od niego wzrok. Ocknęła się dopiero na jego kolejne słowa, a wtedy posłusznie ściągnął uśmiech do lekkiego wygięcia warg, w niemalże niewinnym grymasie. Musiał jednak przygryźć sobie wnętrze polika, żeby znów nie parsknąć, słysząc o ograniczonym zaufaniu, zdrowym podejściu i na widok wdzięcznie fruwającej dłoni, ewidentnie mającej podkreślić przekaz. Jego anielska cierpliwość została jednak nagrodzona i po chwili Niviandi podała mu pierwszą wskazówkę. A właściwie wyrecytowała fragment czegoś, co brzmiało bardziej jak poemat a nie instrukcja. Chwilę jeszcze czekał, wbijając w dziewczynę wyczekujące spojrzenie, nim zorientował się, że to wszystko. Wtedy uniósł brwi, spoglądając na nią z powątpiewaniem i wciąż lekkim niedowierzaniem, nim wywrócił oczami.
        - Poszalałaś z tymi wskazówkami – prychnął i rozparł się jeszcze bardziej na krześle, zaraz znów łowiąc blondynkę spojrzeniem. – Podróżowanie nocą mi nie wadzi, ale chociaż kierunek byłby mile widziany – mruknął, dając jej kolejną szansę. – Północ, południe? – zasugerował, w końcu otrzymując jakąś odpowiedź. Mizerna, ale zawsze. Nie chciała więcej mówić to nie, jak zbłądzą to jej wina.
        Złamane lustro skojarzyło mu się z jeziorem. Nie żeby się specjalnie znał na interpretacji artystycznych tekstów, ale chcąc nie chcąc się czasem na słucha to i później zostają jakieś strzępy informacji w głowie. Jak to mówią, coś mu dzwoni, ale w której świątyni?

        Powrót Loytiera zgrał się z nadejściem jedzenia i Mathias pozwolił elfowi i Niviandi szczebiotać do siebie nad stołem, samemu zabierając się za rybę i piwo. Dopiero po czasie zauważył, jak niechętnie dziewczyna dłubie w talerzu.
        - Jedz, Blondi, bo od jutra będziemy jechać na sucharach – stwierdził beztroskim tonem. Pewnie czasem im coś upoluje do przygotowania nad ogniskiem, ale nie mógł odmówić sobie drobnej złośliwości.
        - Będzie wam przeszkadzało podróżowanie nocą? – rzucił do Loytiera, który dla odmiany pałaszował dorsza z naturalnym elfim wdziękiem. Nie było zdziwieniem, że otarł usta serwetą, nim odpowiedział najemnikowi.
        - Nie sądzę… Jeśli będziesz z nami to raczej nie ma się czego obawiać na szlaku, a jak ktoś będzie senny to może odpocząć na wozie.
        Mathias kiwnął głową, z zadowoleniem przyjmując taką odpowiedź. Później rozmawiali beztrosko, a tematy oscylowały głównie wokół Loytiera i jego trupy. Nawet gdy zjedli, zostali jeszcze przy stole, najemnik rozprawiający z artystą jak gdyby znali się od lat, a nie raptem kilka dni. I tylko elf raz na jakiś czas zagadywał Niviandi, wypytując i wciągając do rozmowy. Northman tylko przyglądał jej się w milczeniu, czasem z rozbawieniem, a czasem niemalże podejrzliwie. Ale gdy tylko przyłapywały go na tym błękitne oczy, odpowiadał bezczelnym grymasem i wracał uwagą do Loytiera.
        Zorientował się w porze dnia dopiero, gdy kelnerki zakręciły się po sali bez tac, zapalając świece w kandelabrach i ściennych świecznikach. Rzucił wtedy okiem przez okno i dopił piwo.
        - Dobra Loy, my się zbieramy, bo mamy jeszcze kilka spraw do załatwienia na mieście – stwierdził i wstał, ściskając elfowi rękę. – Jutro o świcie na placu przy fontannie?
        - Idealnie. Będziemy czekać – zgodził się elf, a Mathias dopiero wtedy spojrzał na Niviandi.
        - Chodź, Blondi – zanucił i niemal szarmancko wyciągnął dłoń, by pomóc jej wstać z krzesła. Wtedy jednak pociągnął ją bliżej do siebie i objął w pasie, kierując się w stronę wyjścia z karczmy.

        - Podejrzewam, że nie jesteś specjalnie przygotowana do drogi? – zapytał, spoglądając na nią z rozbawieniem, gdy przemierzali ulice. – Nie zawsze uda nam się zatrzymać w karczmie, zdajesz sobie z tego sprawę?
        Wiedział dokładnie dokąd zmierza, bo był tutaj rano. Uwielbiał tego typu kramy dla podróżników. Nie trzeba było gonić po całym mieście w poszukiwaniu potrzebnych rzeczy, można było kupić wszystko w jednym miejscu. Pewnie nieco drożej, ale dla niektórych czas to pieniądz. Była zaś taka godzina, że mogli nie zdążyć we wszystkie miejsca samodzielnie.
        Najemnik w końcu zatrzymał się przed jednym z kramów i otworzył drzwi, wpuszczając Niviandi przodem.
        - Witam ponownie – rozległ się przyjemny głos, a na spotkanie wyszedł im młodo wyglądający, oryginalnie ostrzyżony półelf. Część głowy miał wygoloną, część krótko przyciętą i dopiero czupryna na szczycie głowy płonęła nienaturalną czerwienią. Kolczyki w nosie i łuku brwiowym również wyróżniały go z tłumu. Mieszaną krew zdradzały zaś tylko lekko spiczaste uszy w połączeniu z łagodniejszymi rysami twarzy.
        - Zapomniałeś czegoś? – zapytał wesoło, ale jego spojrzenie zaraz padło na Niviandi i oczy mu błysnęły. – Och, dzień dobry pani – skłonił się kulturalnie, ale nie spuszczając z blondynki wzroku.
        - Nie, ale będę potrzebował drugiego zestawu – odpowiedział Mathias i przechylił lekko głowę. – No, może nie wszystko zdublujemy.
        - Jasne, chodźcie – rzucił płomiennowłosy i wsadził ręce w kieszenie, prowadząc klientów w głąb sklepu. – To co podać? – zapytał przez ramię.
        - Posłanie, koc, manierkę… Blondi, masz jakieś spodnie? – zapytał nagle, spoglądając na dziewczynę. Pytanie może było bezczelne, ale całkiem istotne w kontekście wielu dni, może tygodni końskiej jazdy.
        Kątem oka przyłapał półelfa jak znów lustruje sylwetkę syrenki i łypnął na niego krótko.
        - Przynieś jakieś noże i sztylety. Lekkie.
        Chłopak rzucił w jego stronę porozumiewawczym spojrzeniem, ale posłusznie zniknął na zapleczu, a Mathias spojrzał znów na Niviandi. Z jakiegoś powodu podejrzewał, że nie miała za wiele pieniędzy. Inaczej pewnie zainwestowałaby je w bardziej profesjonalną, niż on, pomoc.
        - Pięknie wyglądasz w tej sukience, ale będziesz potrzebowała spodni do jazdy, jakiegoś cieplejszego ubrania – powiedział łagodniej. – Kupię teraz wszystko i rozliczymy się później, hm? Noża też mam nadzieję, że nie będziesz musiała użyć, ale lepiej być gotowym na wszystko. Wybierz taki, jaki ci będzie dobrze leżał w dłoni – wyjaśniał spokojnie, obserwując uważnie Niviandi i wyjątkowo bez bezczelnych uśmieszków.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Serenaa”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości