Efne[Efne i okolice] Nie wywołuj wilka z lasu

Miasto założone na cześć córki króla Bedusa, która w wieku dziesięciu lat oddała swój wzrok za lud. Uratowała go od zniszczenia. Efne otaczają liczne lasy, góry oraz wzgórza graniczące z Pustynią Nanher.
Yue
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Eravallian
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Yue »

        Yue bez zastanowienia popędziła do łazienki. Pierwszym odruchem dziewczyny było powiadomienie ojca o zaginięciu córki. Ku jej zdziwieniu pianista ją zignorował. Był wręcz nieprzyjemny. W zasadzie zawsze był oschły, ale teraz… Teraz może był po prostu dzień i wszystko wydawało się wyraźniejsze i czytelniejsze.
        Yue zacisnęła usta i bez ani jednego słowa więcej cofnęła się pod naporem mężczyzny, podczas gdy szczeniak ponownie dopadał do jej nóg.
Czemu miałaby się dziwić, była przecież ciężarem, utrapieniem takim jakim tylko nieproszony nocny gość mógł być...
Ale nie przejął się córką… To było dziwne. Chociaż, może zwyczajnie wiedział coś, czego ona nie wiedziała i ani myślał tłumaczyć się obcej… Logiczne, przecież widziała z jaką troską zajmował się córcią, takich uczuć nie dało się ani ukryć ani udawać, a ona przecież spędziła tutaj raptem noc. Oczywiście, że nie znała ani rozkładu dnia, ani dziennych planów i zwyczajów. Oczywście! A jednak coś nie dawało jej spokoju, gdy odprowadzając mężczyznę wzrokiem jednocześnie zabawiała szarą kulkę rąbkiem spódnicy. I wcale nie były to plecy szatyna. I zupełnie nie myślała o tym jak ubierał koszulę, a o dziwnej obojętności, gdy w tym samym czasie Barnes obserwował ją zapinając guziki koszuli. Zaraz potem nieśmiały uśmiech wywołany popisami szczeniaka spłynął z ust brunetki, a księżniczka wyprostowała się, stopniowo unosząc wzrok na podchodzącego Victora.
        Tym razem nie umknęła spojrzeniem, a uważnie patrzyła w oczy szatyna, coraz bardziej czując jakby tonęła. Pewnie dokładnie tak samo brakłoby jej tchu, gdyby zalała ją tafla w kolorze indygo.
Yue zacisnęła mocniej usteczka, zmarszczyła nieco brwi, ale nie wyglądała podejrzliwie, bardziej na skupioną, gdy raptem delikatny rumieniec rozjaśniał policzki panny. Mimo to zgodnie skinęła głową przyjmując skąpą informację do wiadomości.
        - To dobrze, wystraszyłam się - odpowiedziała ostrożnie, sprawiając wrażenie bardziej uważnej niż chwilę temu gdy beztrosko bawiła się z psiakiem-wilczkiem, którego tożsamości nie była świadoma.
        Ostry gwizd sprawił, że dziewczyna mimowolnie podskoczyła, ale zaraz też uśmiech ponownie pojawił się na ustach księżniczki, gdy ta obserwowała jak szczeniak próbował użyć jej jako wymówki czy osłony przed wykonaniem polecenia.
Nie była współpracującą osłoną. Skierowała się w stronę szatyna, trochę celowo odsłaniając psotnego pieska.
        - Nigdy nie jadłam - odpowiedziała szczerze, i zaraz wróciła do zwykłej maniery. Gdzieś umknęła chwilowa pewność siebie wywołana zaintrygowaniem, a Yue od razu skromnie spuściła wzrok.
        - Dostatecznie już korzystałam z pana życzliwości, jestem bardzo wdzięczna, ale powinnam ruszać w swoją drogę - odezwała się potulnie, ale pianista znów zignorował jej słowa i poświęcił się gotowaniu, a jej zaburczało w brzuchu. Cudownie! Co za wstyd! Brunetka oblała się rumieńcem ponownie tego poranka i nie pogrążając się bardziej dołączyła do Victora, jego krzątanie traktując jako dostatecznie dobitne naleganie.
        - Naprawdę dziękuję, ale nie chcę robić więcej kłopotu - odezwała się znowu na wzmiankę o prysznicu jednocześnie odbierając swoją miseczkę.
Porcje były trzy, czyli Amelia powinna się zaraz pojawić. Ale owsiankę, jak to mężczyzna nazwał białawą papkę, dostał szczeniak. No właśnie, mówił do psiaka… No jak, spytała sama siebie w myślach, żeby zaraz się skarcić. Poza tym czy to było jedzenie dla czworonoga? A czy jej było oceniać? Korygowała każde pytanie jakie się kreowało.
        Zauważyła też uśmiech gdy Barnes stawiał miskę na ziemi. Jak grał też się uśmiechał. W ogóle to miał ładny uśmiech, a poza tym zupełnie nie powinno jej to interesować! Otrząsnęła umysł z nieprzystojnych myśli akurat gdy orzechy wpadały do naczynia.
        - Dziękuję - odezwała się cichutko, uśmiechając się lekko i łyżką nabrała orzecha żeby zająć się czymś innym niż bezsensownymi rozmyślaniami. Mimowolnie jednak zerkała na szare zwierzątko. Miało dziwne oczy… jakby już je gdzieś widziała.Yue zamyśliła się ponownie, obserwując pałaszującego ze smakiem pieska, akurat wkładając pierwszą porcję owsianki do ust.
        - Pyszne - wymknęło jej się zupełnie niekontrolowanie gdy tylko posmakowała śniadania, i zaraz wstydząc się reakcji spuściła wzrok na miseczkę. Potem jadła starając się skupić na posiłku, ale nadal co jakiś czas, chcąc czy nie, zerkała pieska, który już wylizywał miskę do czysta.
        Księżniczka miała dziwne wrażenie jakby coś jej nie grało. Mężczyzna z jednej strony był oschły i nieprzyjemny, z drugiej ją karmił i wciąż jej się przyglądał zupełnie jakby miał jeszcze coś do dodania.

        Yuehai jadła powoli, z gracją, zbyt wolno dla kudłatej Amelii, która tylko wyczyściła swoje naczynie a od razu wymusiła wzięcie jej na kolana, przez co brunetka zmuszona była kończyć śniadanie i zabawiać szczeniaka. Dokładniej pilnować, żeby nie spadł na ziemię, bo Amelka doskonale bawiła się sama, plącząc się we włosach brunetki, która próbowała zjeść do końca, jednocześnie podśmiewając się cicho z poczynań psiaka. W końcu wreszcie uporała się z przeczącymi sobie czynnościami.
        - Naprawdę powinnam już iść - uniosła machającego łapami pieska i wyciągnęła ramiona z wijącym się stworzonkiem w stronę mężczyzny.
        - Nie będę dłużej nadużywać gościnności, i tak już nie wiem jak mogłabym się odwdzięczyć - odezwała się cicho, czekając aż szatyn weźmie od niej szarego łobuza, żeby piesek dłużej nie utrudniał.
Awatar użytkownika
Barnes
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje: Artysta , Ochroniarz , Inna
Kontakt:

Post autor: Barnes »

        Victor zignorował mamrotane protesty dziewczyny, a dobiegające chwilę później uszu burczenie brzucha tylko potwierdziło jego rację. Jeść muszą wszyscy, nawet jeśli wyglądają jak dmuchawiec. Postawił więc dziewczynę przed faktem dokonanym, a na ladzie miskę z owsianką. Swoją porcję jadł opierając się tyłem o blat w kuchni i przyglądając dziewczynie i szczeniakowi na zmianę.
        - Cieszę się – odparł krótko i niezbyt emocjonalnie na pochwałę posiłku.
        Sam skończył jeść i umył miskę, a później sięgnął po lufkę i zaczął nabijać ją tytoniem. Gdy znów się odwrócił, Amelia była już u Yue na kolanach. Westchnął, ale uśmiechnął się lekko, odpalając fajkę i mrużąc oczy, gdy strzeliło krzesiwo. Zaciągnął się i wydmuchnął dym w górę, obserwując zwilczoną córkę. W głowie zrodził mu się pomysł, który chociaż obiektywnie był fatalny, chwilowo stanowił też najlepsze rozwiązanie nieciekawej sytuacji. Gdy więc dziewczyna wstała, wyciągając szczeniaka w jego stronę, nie spieszył się z odbiorem pociechy. Trochę miał ubaw z tego, jak chude rączki utrzymywały wierzgającego się czterofuntowego wilczka. W końcu jednak nawet on uznał to za znęcanie się nad dzieckiem i przytrzymując fajkę w zębach odebrał od Yue Amelię, którą odstawił zaraz na ziemię, nim zwierzak postanowi wylizać mu twarz. Kudłata kulka momentalnie pognała w stronę swojego pokoju i na moment zniknęła im z oczu. Victor zaś przeniósł spojrzenie na swojego gościa.
        - Jeśli chcesz się odwdzięczyć to mogę mieć do ciebie prośbę – powiedział w końcu i odczekał na reakcję dziewczyny nim kontynuował.
        - Muszę iść do pracy, a nie chciałbym zostawiać szczeniaka samego. Jeśli bardzo ci się nie spieszy to zostań z nią do wieczora, przenocuj jeszcze i rano możesz ruszać w drogę. Będziemy kwita.
        Jak bardzo Victor by się nie starał (a nie starał się wcale), to rzadko kiedy wyglądał na godnego zaufania, uczciwego człowieka. Propozycja jaką rzucił brzmiałaby rozsądnie i niewinnie w ustach każdej innej osoby, ale niestety w jego wydaniu zawiewała raczej paktem z diabłem. A chciał dobrze. Uznał nawet że nie będzie wyganiał dziewczyny zaraz jak wróci wieczorem, tylko pozwoli jej spędzić tu jeszcze jedną noc. Czyż to nie wspaniałomyślne z jego strony? Gościnny przecież nigdy nie był. Naprawdę jednak nie chciał zostawiać Amelii samej. W najgorszym razie szczeniak się przemieni w dziewczynkę, ale wtedy będzie myślał nad rozwiązaniem. Bardziej prawdopodobne było, że pozostawiona sama w domu Amelka będzie skomlała tak długo aż nie dostanie czkawki, a tego po prostu dla niej nie chciał. Nie mógł jej wytłumaczyć kiedy wróci, ani zabrać ze sobą. Młoda Eravallianka trochę szczęśliwie się napatoczyła.
        Więc chociaż z ulgą powitał zgodę dziewczyny, nie dał tego po sobie poznać, mrucząc coś tylko na potwierdzenie pod nosem, nim zaczął się zbierać do pracy. Jak wcześniej obiecał, zgasił palniki w łazience, tak by dziewczyna mogła wziąć prysznic, a później zajrzał do Amelii, która chwilowo odsypiała poranne harce, zwinięta w kłębek na pościeli. Zadowolony skierował się do wyjścia i zatrzymał przy drzwiach, spoglądając na Yue.
        - Gdy wyjdę, zakluczę was w środku – powiedział, pokazując dziewczynie wszystkie cztery zamki w drzwiach. – Pod żadnym pozorem nikomu nie otwieraj. Ja mam klucze, nikt inny nie ma tu czego szukać, wliczając w to płaczące dziewczynki na ganku, jasne? Gdyby się paliło, to możesz otworzyć drzwi od środka, ale postaraj się po prostu nic nie podpalić. Wrócę trochę po zachodzie słońca. Wcześniej pozamykaj okiennice. Poradzisz sobie? – zapytał w końcu, wciąż niespecjalnie przekonany, ale też zdecydowanie spóźniony.
        W końcu skinął głową na pożegnanie i wyszedł, zamykając drzwi na cztery zamki, tak jak zapowiedział. Później widać było go już tylko przez okno, gdy szybkim krokiem kierował się w stronę miasta.

        Amelia spała grzecznie przez całe dwie godziny, po czym przebudziła się niestety wciąż w wilczej postaci. Przeciągnęła się na łóżku i ziewnęła przeciągle, po czym zeskoczyła z materaca i wybiegła z pokoju na poszukiwanie taty. Przebierając krótkimi łapkami sprawdziła pokój z kuchnią, łazienkę i sypialnię, ale nigdzie go nie było! Zaniepokojona zrobiła drugą turę, tym razem z cichym skomleniem domagając się natychmiastowego ujawnienia się taty, który na pewno gdzieś się chowa! W końcu jednak musiała pogodzić się z tym, że w domu jest tylko ta ładna pani z wczoraj. I chwilę pozwoliła się łaskawie ze sobą pobawić i poskakać po kanapie. Później jednak szczeniaka znów napadła tęsknota i Amelka podbiegła do drzwi, skrobiąc w nie zawzięcie. Nie otworzyły się, więc na nie szczeknęła. Również nic. Spojrzała błagalnie na ładną panią, aż jej uszy na bok opadły, a później, by podkreślić nagłość sprawy, wróciła do rozpaczliwego skrobania drzwi wejściowych, skomlenia i wpychania nosa w szczelinę. Musiała wyjść!
ODPOWIEDZ

Wróć do „Efne”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości