Daleka Północ[Góry Thargorn] Nieszczęścia chodzą parami

Niezwykle odległe miejsce, położone daleko, daleko na północ od Środkowej Alaranii. Tutaj wznoszą się wysokie Góry Thargorn, a przed nimi rozciągają się wielkie Lodowe Pustkowia. To właśnie stąd pochodzą lodowe elfy, a także krasnoludy i pozostali nordowie.
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Amaranta
Błądzący na granicy światów
Posty: 19
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Mroczny Elf
Profesje: Mag , Mędrzec
Kontakt:

[Góry Thargorn] Nieszczęścia chodzą parami

Post autor: Amaranta »

Amaranta poczuła nieprzyjemne ukłucie w środku. Siyne miała trochę racji, praktycznie się nie znały, a jedyne co je łączyło to więzy krwi. Mimo to mroczna elfka nie chciała się poddawać. Wierzyła, że może odbudować, zbudować dobre relacje ze swoją biologiczną siostrą, nawet jeśli będzie to pracochłonne.

- Może… - odpowiedziała. – Ale to nie znaczy, że nie możemy znów być – stwierdziła, wbijając wzrok w ścianę.

Kilka chwil, tylko tyle zdaniem ciemnoskórej dzieliło ją i wampirzycę od szczerej rozmowy, gdzie prawdopodobnie nie przeważałyby bluzgi. Niestety wszystko zepsuł niespodziewany pożar. Gdyby nie pomoc Quil i jej towarzysza pewnie marnie by skończyły.

Na zewnątrz wprawdzie nie groził im już ogień, ale dom Amy i Izaury został doszczętnie zniszczony. Straciły wszystko, to nigdy nie jest przyjemne doświadczenie. Zwłaszcza, że już raz doświadczyły, jak to jest przymusowo zostawić wszystko. Spiczastoucha puściła pijaczynę z oddechem ostatniej świeżości, ale nic nie powiedziała. Nie miała sił na sprzeczki z nieumarłą ani z kimkolwiek, więc po prostu przytaknęła na propozycję udania się w góry. Sama wprawdzie nie miała pomysłu gdzie wyruszyć, a lepsze cokolwiek, niż stanie w tym miejscu i rozpaczanie.

- Tak? – spytała jednak, widząc, że krwiopijczyni chce pomóc, to była iskierka nadziei, że gdzieś tam w środku nie jest wcale taka jak na zewnątrz… W bardzo głębokim środku. – Huh? – Elfkę coraz bardziej zaskakiwało zachowanie starszej siostry, a jednocześnie niepokoiło. Nie była głupia i domyśliła się, że czerwonooka z jakiegoś powodu chce jej krwi, choć niedawno dostała od Izaury. – Ugh! – burknęła pod nosem, czując ukłucie wampirzych kłów, którego nie oczekiwała już w tym momencie, albo zwyczajnie otępiona przykrym zdarzeniem nie była w stanie zareagować.

Izaura nie czekała z reakcją, ale przynajmniej tym razem powstrzymała się od obijania twarzy Siyne. Amaranta odetchnęła. W innej sytuacji byłaby nawet dumna z opanowania siostry, ale teraz wręcz ją to niepokoiło. Nawet jeśli z drugiej strony była rada z uniknięcia rozlewu krwi.

- W porządku – odpowiedziała, odruchowo spoglądając na ugryzienie. Nie było najgorzej, krew zaczynała już krzepnąć. – Tylko uważaj – przestrzegła siostrę, konie były naprawdę wystraszone i mogły przypadkiem zrobić komuś krzywdę.

Na szczęście Izaura potrafiła nad nimi zapanować i już po chwili z gracją wyszły z zagrody, a Amaranta mogła pogładzić Gwiazdkę. Natomiast słysząc prośbę Quil, przerwała swą czynność i rzuciła zdziwione spojrzenie dziewczynie.

- Ze mną? – spytała, w końcu zawsze mogła się przesłyszeć. Nim jednak otrzymała odpowiedź, przemyślała sytuacje.

Początkowo miała zamiar jechać z Siyne, ale po tym zdarzeniu nabrała wątpliwości, uznając, że Izaura lepiej ją okiełzna. Ostatecznie więc przystała na to.
Pomogła nowo poznanej nordce wsiąść na grzbiet jej klaczy. Iz miała wprawdzie wypracowany sposób jak dosiąść Widmo na przekór swojemu wzrostowi, ale Ama nie mogła oczekiwać tego samego po tej drugiej krasnoludzicy. Sama wsiadła, dopiero, gdy upewniła się, że wszystko porządku, również z jej siostrą, a właściwie siostrami.

Dziewczyny rozpoczęły swoją wyprawę, pełną niebezpieczeństw. Ruszyły na północ, w dalekie góry zamieszkiwane przez krasnoludy. Pierwsze dwa dni zeszły na niemal ciągłej jeździe z nielicznymi przystankami. Dopiero nad rzeką Nefari na obrzeżach Rapsodii postanowiły się porządnie przespać. Nie znając tutejszych miastowych obyczajów, wspólnie zdecydowały o spaniu pod gołym niebem. Amaranta nawet wyczarowała im wszystkim ciepłe koce. Spanie pod gwiazdami to było coś egzotycznego dla mrocznej elfki. Nawet gdy wszyscy pozostali zasnęli, ona długo oglądała migoczące na niebie gwiazdy. Nie było tajemnicą, że Izaura chce poznać swoje korzenie, ale Ama nie wiedziała co myśleć o swoich. Jej rasa nie należała do pozytywnie przedstawianych, brutalna, rasistowska, kompletnie inna od pozostałych spiczastouchych. Białowłosa miała poczucie niedopasowania. Zastanawiało ją również czy Siyne zawsze była taka jak teraz. Ciemnoskóra nie chciała ulegać stereotypom, dlatego, gdy zaczynało nachodzić ją zbyt wiele wątpliwości, sama pogrążała się w objęciach snu.
Nazajutrz weszły do miasta, potrzebowały mapy. Zakupiły ją w drobnym sklepiku z funduszy wampirzycy, czy jej się to podobało, czy nie. Dodatkowo zrobiły zapasy na podróż, ponieważ ich trasa przewidywała przystanek w jeszcze tylko jednym mieście – Rododendroni. Później trakt stał się naprawdę trudny. Ruszyły Szlakiem Samobójców, co było wyjątkowo nieprzyjemne pod względem psychicznym. Najwyraźniej tajemnicza i mroczna aura tego miejsca wywoływała ciągłe spory między dziewczynami. Na szczęście im dalej na północ, ich relacje powoli się ocieplały. W przeciwieństwie do klimatu, który stawał się coraz chłodniejszy z powodu mroźnych wiatrów ciągnących z zaśnieżonych gór. Mroczna elfka dzięki swej magii stworzyła dla ich czwórki ciepłe ubrania. Amaranta, choć również zmęczona drogą, kłótniami, docinkami Siyne i wszystkimi nieprzychylnościami losu naprawdę dbała o wszystkich. Pilnowała również, aby Izaura nie była zbyt zazdrosna i poświęcała jej sporo uwagi. W międzyczasie natomiast usiłowała zrozumieć magiczną więź łączącą nordki oraz wymusić choć trochę historii o jej własnej rodzinie od nieumarłej. To były już ponad dwa tygodnie w podróży, więc zaczynały się coraz lepiej poznawać, przynajmniej takie były pozory.
Trzymały się rzeki, więc niestraszne im było pragnienie. Niestety te ostatnie noce w Mrocznych Dolinach dały im popalić. Musiały uciekać przed nieznanymi im stworami. Raz trafiły na hordę Kościejów, innym razem natomiast ledwo uszły z życiem, gdy trafiły na samotnego konia, który okazał się arklysem. Gdyby nie krasnoludzice i ich szybka reakcja zabiłby mroczną elfkę, która liczyła na dodatkowego rumaka.
W Śnieżnym Lesie natomiast spotkało ich kolejne niebezpieczeństwo, homotherium. Ten biały kocur uwziął się na nie, pewnie był bardzo wygłodniały. Uciekały, ale on wciąż je ścigał. Dlatego Amaranta postanowiła użyć swej magii do teleportacji. Wiedziała, że muszą się przenieść spory kawałek dalej, bo właśnie wylądowały na Lodowym Pustkowiu i nie było gdzie się schować, a szablozębna bestia nie odpuszczała.

- Nasza czwórka i konie… Oby się udało – pomyślała spiczastoucha i niepewnie rzuciła zaklęcie.

Cała ich grupa zatonęła w jasnym blasku, zostawiając zawiedzionego i głodnego kocura za sobą. Same natomiast wylądowały u podnóża Gór Thargorn, co skróciło ich drogę co najmniej o kilka dni.

- Udało się! – zawołała uradowana i sprawdziła czy z jej towarzyszkami wszystko w porządku. Wprawdzie konie były trochę zdenerwowane, ale przynajmniej się nie spłoszyły. Ama była z siebie dumna, tak dużego skoku teleportacyjnego jeszcze nigdy nie wykonała.

Okazało się, że wylądowały tuż obok wejścia do krasnoludzkiej wioski. Dwie niskie kobiety z bujnym zarostem patrzyły na czwórkę dziewczyn, jakby zobaczyły ducha. Co chwilę spoglądały na siebie, licząc, że któraś wpadnie na pomysł co zrobić.

- Oh, idealnie – szepnęła Amaranta zadowolona, że wreszcie trafiły na jakąś cywilizację. – Dzień dobry – powiedziała, schodząc z Gwiazdki i żwawo podeszła do krasnoludek, które aż rozdziawiły usta i zadarły głowy do góry, by widzieć twarz nadzwyczajnie wysokiej istoty względem nich. – Jestem Amaranta, to Siyne, Izaura i Quilithea – przedstawiła się i swoje towarzyszki odpowiednio wskazując na nie otwartą dłonią.

Niziutkie kobiety, bo mniejsze nawet od złotowłosych bliźniaczek, weszły za bramę do swojej wioski, częściowo wbudowanej w skały. Prawdopodobnie wewnątrz góry znajdowała się większa część tej osady. Mroczna elfka była tym wszystkim zafascynowana, choć nieco ją zawiodło chłodne i milczące powitanie przez miejscowych, ale lepsze takie, niż jawny atak jak w przypadku bandy szkieletów z Mrocznej Puszczy. Ama spojrzała na resztę dziewczyn niepewna co zrobić w tej sytuacji.
Wtem otworzono bramę ponownie, ale tym razem wyszedł duży (w szerokości) krasnolud w towarzystwie pary strażników.

- Czego tu chcecie? Elfy i ludzie nie są tu mile widziani. – Był opryskliwy, źle mu patrzyło z oczu, nawet nie rozpoznał, że bliźniaczki należą do jego własnej rasy. Jedyne co było w nim pozytywne to ten cieniutki niepasujący głosik, który sprawił, że Ama prawie się zaśmiała.
- Pozwoli… um, pan sprostować. Te dwie tutaj to krasnoludy tak jak… wy – powiedziała, chciała być grzeczna, choć nawet nie uzyskała imienia obecnego tu, przywódcy? Kto wie, jaką miał rangę, może by nawet powiedział, gdyby nie to, że w przeciwieństwie do mrocznej elfki, zamiast opanować emocje, zaczął wraz ze swoimi podwładnymi wyśmiewać niekrasnoludzki, jego zdaniem, wygląd bliźniaczek.
Awatar użytkownika
Siyne
Błądzący na granicy światów
Posty: 19
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Kurtyzana , Służący , Żebrak
Kontakt:

Post autor: Siyne »

        A żeby skończyli w ogniach piekielnych razem z nią, każdy z osobna! To ona sobie wypala język tym szlamem, który płynie w żyłach Amaranty, co by móc jednym zaklęciem zabrać ich bardzo daleko, byle by do karczmy, a oni się odpłacają tym, że traktują ją jak zwierzę? Coraz bardziej zaczynała dostrzegać to, jak bardzo podobna jest ta sytuacja do tego, co dzieje się za dnia, gdy ktoś zechce ją wykorzystać. Wolność? Brak. Dobre intencje? No chyba nie. Ich podejście? Jakby sam kontakt z nią był równoznaczny do zanurzenia się po kostki w szambie.

        Skoro oni tak się bawią, to ona też będzie miała ich w dupie. Odkąd tylko pozbierała się z ziemi po ataku Izaury, trzymała usta na kłódkę. Dopiero wtedy, kiedy okazało się, że będzie współdzielić konia z niedorobionym krasnoludem, zaczęła marudzić i bluzgać, nawet jeśli tylko pod nosem. Miała wielką ochotę nie iść z nimi w tę przeklętą podróż… Ba, wolała już chyba się podrzucić do czeluści piekielnych zawczasu, co by nikt nie musiał jej szukać, gdy nastanie świt. Niestety, coś jej mówiło, że Amaranta była gotowa ją zatłuc, byleby tylko zatrzymać wampirzycę przy sobie. Dlatego też nie stawiała aktywnego oporu, pozwalając, by działo się to, co najwyraźniej dziać się musiało. Jak ją chcą mieć obok, to niech tak będzie, ale niech nie liczą, że cokolwiek dla nich zrobi.

        Początki podróży - jak to zwykle bywa - są bardzo, ale to bardzo nieprzyjemne. Nim nastał pierwszy świt, została zmuszona do schowania się pod kocem, który mroczna elfka wyczarowała ot, tak, z dobroci swego serca. Taki talent magiczny, zmarnowany po to, aby Siyne musiała się pocić jak knur pod materiałem, zza którego miała zakaz wychodzenia za dnia. Zaczynała rozważać, czy nie lepiej po prostu wystawić się na bezpośrednie działanie słońca. Jasne, ból będzie jednym z najgorszych, jakie znała, ale magia piekielna zadba o to, by przeżyła i ładnie wyglądała. Niestety, po raz kolejny przeszkodą była jej pieprznięta siostra, która nie potrafiła sobie wbić do swojego zakutego łba, że za późno na dobre czyny wobec niej. Troska teraz nie zmieni prawie dwustu lat tego, co przeżyła, bez względu na to, jak czyste i niewinne były zamiary Amaranty.

        Było to nieefektywne szczególnie mocno przez to, że w międzyczasie długoucha wzięła sobie za świętą misję zabranie całego zarobku wampirzycy. Z każdym wieczorem, gdy tylko mieszek ruenów pojawiał się tuż obok, Długoucha przywłaszczyła go, a jedyne co nieumarła mogła robić to patrzeć i przeklinać ją najmocniejszymi wulgaryzmami, jakie znała. Wiedziała bowiem, że te pieniądze nie pójdą na alkohol, a to oznaczało, że jej rozłąka z pełnym kuflem potrwa jeszcze wiele, wiele dni. Oczywiście dla Siyne to było niedopuszczalne, o czym bardzo głośno i marudnie przypominała pozostałym towarzyszom podróży.

        Ich pierwszy poważny postój odbył się nad rzeką, gdzie wszyscy postanowili odpocząć… To znaczy wszyscy poza Siyne. Wampirzyca wciąż czuła się na siłach po krwi, którą wypiła dwa dni temu, do tego stopnia nawet, że nie zmrużyła oka tej nocy. Rzecz jasna wciąż zachowywała się jak kompletny dupek wobec wszystkich pozostałych, a wszelkie pytania ze strony Amaranty ignorowała lub zbywała ją w inny, równie obraźliwy sposób. Gdy nastała noc, a pozostali byli otuleni twardym snem, ona zaczęła rozmyślać nad czymś, co ją niepokoiło.

        Dwa dni podróży. Dwa cykle podróży słońca po nieboskłonie oraz dwie zagrabione przez Amarante sakwy z zapłatą. A mimo to żaden piekielny nie zbliżył się do nich ani tym bardziej żaden się nie ujawnił. Jej cyrograf nie oferował choćby krztyny blasku, którym zazwyczaj świecił co dnia. To było przerażające. Znała co najmniej kilka istot piekielnych, które wprost uwielbiały marnować swój czas na nadużywanie władzy, jaką oferował cyrograf Siyne. Czy to możliwe, że te osobniki były akurat zajęte? Czy też może fakt, że podróżuje, sprawia, że ciężej jest ją znaleźć? Nie potrafiła sobie wyobrazić, co z nią zrobią istoty z Czeluści, jeśli opcja druga okaże się prawdziwa, a ona sama zostanie oskarżona o próbę ucieczki od swoich obowiązków. Co jak co, ale pomysłowość piekielnych w kwestii tortur to - według dotychczasowego doświadczenia nieumarłej - studnia bez dna, do której wampirzyca wolała nie wpadać.

        Skoro o torturach mowa, to trzeba było przyznać, że ich przejazd przez Rapsodie mógł się zaliczyć do takowych - wszędzie otwarte i pełne piwa karczmy, a ona nawet nie mogła dysponować swoimi pieniędzmi. Była wściekła i pozwoliła sobie wylewać to przez wyzwiska i zaczepki na wszystkich dookoła. Nieumarła przystopowała z napadem wścieklizny, dopiero gdy tylko okazało się, że kwestie tego, na co można wydawać zdobyte przez cyrograf pieniądze, najwyraźniej dotyczyły tylko jej, bo Amaranta i inni bez problemu płacili nimi za wszelkie różności, które z trunkami alkoholowymi nic wspólnego nie miały. To była bardzo przydatna luka w umowie, którą można by wykorzystać na różne sposoby. A przynajmniej tak by zrobił ktoś inny, bo co jak co, ale Siyne wolała mieć flaszkę w dłoni od czegokolwiek innego, co rueny mogły kupić. Na razie jednak wydawało się to marzeniem, na którego spełnienie musiała poczekać jeszcze wiele, wiele dni.

        Dalsza podróż była równie uciążliwa, jeśli nie gorsza, niż to do tej pory wampirzyca musiała przeżyć. Widok tego, jak co wieczoru zarobek, za który sprzedała własne ciało i duszę, sprawiał, że pałała coraz większą nienawiścią do swojej siostry. Myśl o tym, że nawet jej własna siostra aktywnie sprawuje nad nią kontrolę, była bolesnym emocjonalnie doświadczeniem. Na całe szczęście jej żywot był pełen takowych, więc zdołała to jakoś przeżyć, ale jej zachowanie zaostrzyło się jeszcze bardziej. Przestała odzywać się do swojej siostry kompletnie, a na pozostałych reagowała tylko najbardziej soczystymi przekleństwami. Były też inne, mniej widoczne powody, dla których nieumarła coraz bardziej zaczęła odizolowywać się od innych. Narastający głód, w połączeniu z ciągłą obecnością nordek i długouchej stawał się coraz bardziej, ale mimo tego nie poprosiła o posiłek, ani też nie rzuciła się na nikogo. Nie zamierzała wchodzić z nimi w żadne interakcje z własnej woli, nawet jeśli miała głodować do końca ich eskapady. Poza tym jej niezamglony piwem umysł wciąż zastanawiał się, czemu każdy dzień mija bez jakiegokolwiek diabła, pokusy czy choćby upadłego anioła poszukującego Zabaweczki.

        Przebyli przez Szlak Samobójców, na którym pozostali najwyraźniej stracili rozum, w czasie gdy Siyne czuła się tak jak zwykle - okropnie, z domieszką nienawiści do wszystkiego co żyje i istnieje. Niestety nie trwało to długo, szlak bowiem się skończył, a im dalej szli na północ, tym coraz zimniej się robiło. Wampirzyca już miała rzucać ladacznicami na lewo i prawo, przeklinając fakt, iż metalowy gorset coraz bardziej mroził jej ciało, ale nim zdołała całkiem się rozkręcić, została zmuszona do wciśnięcia się w zimowy strój, którym została obdarowana. Nie podziękowała rzecz jasna, bo nie planowała być wdzięczna za te szmaty, ale wyjątkowo postanowiła nie marnować czasu na obrażanie kreacji, która po chwili zwiększyła jej komfort podróży z “Jest okropnie” do “Jest okropnie, ale lepiej”. Wkrótce po tym Amaranta najwyraźniej uznała, że uzyska więcej informacji od wampirzycy w zamian za wcześniejszy gest, oj jak bardzo się myliła. Wciąż zła na długouchą za nieustanną kradzież jej należności, jak i również wymuszenie odwyku od alkoholu, krwiopijczyni milczała jak grób, nawet nie pozwalając na to, aby wzrok swój skierowany był na młodszą siostrę. Było to głupie i niedojrzałe, ale Siyne miała to gdzieś - choć na dobrą sprawę to wszystko miała gdzieś - i nie zamierzała zmieniać swego nastawienia, tak długo, jak niezmienione zostanie jej traktowanie.

        Co dalej? Ach tak, musiały uciekać przed śmiercią, i to trzykrotnie. To znaczy, one uciekały, a Siyne nie miała innego wyboru, siłą bowiem była za każdym razem zaciągana na grzbiet konia. Wpierw banda kości, następnie jakieś koniopodobne coś, a jeszcze później, gdy otaczać ich zaczął śnieg, wielka kula futra, zębów i pazurów próbowała sobie zrobić z nich drapak i obiad w jednym. W porównaniu do poprzednich zagrożeń to zwierzę było wyjątkowo uparte. Tak uparte najwyraźniej, że ni z tego, ni z owego nastąpił rozbłysk światła, po którym znaleźli się w innym miejscu. Wampirzyca zauważyła bardzo szybko zmianę ich położenia, jej policzek bowiem dosięgnęły promienie słoneczne. Wcześniej poranne słońce było w dużej mierze ukryte za drzewami, których nie brakowało w Śnieżnym lesie, więc nieumarła nie przykładała się zbytnio do tego, by koc, w który powinna być zawinięta za dnia, był szczelny.

- Ghagh! - ryknęła Siyne, a jej nagły ruch skutecznie zrzucił ją z lekko panikującego konia. Bycie spopielaniu żywcem był jedną z życiowych przyjemności, których nawet ona unikała za wszelką cenę. Może i nie lubiła żyć, ale skoro już była do tego zmuszona, to wolała chociaż nie cierpieć. Na całe szczęście upadła twarzą prosto w śnieg, zimno szybko ugasiło ogień i ukoiło resztki bólu w czasie, gdy piekielna magia, która zaczęła wydobywać się z cyrografu, zaczęła pracować nad naprawą nieszczęsnego policzka, którego na chwilę obecną praktycznie nie miała. - … Na wszystko, co nie kocham, ostrzeż następnym razem ty ladacznico, bo słowo daję, przetestuje pojemność twojego tyłu przy pomocy rozżarzonej pochodni! - przemówiła wampirzyca, choć głos jej był przytłumiony przez śnieg, w którym obecnie leżała.

        Słyszała, jak Amaranta się do niej zbliża, bez wątpienia zmartwiona. Nie chcąc mieć z nią do czynienia, Siyne zaczęła podnosić się. Tyle dobrego, że los ją oszczędził, bo zarówno w czasie spadku, jak i już leżąc na śniegu, koc oferował jej całkowitą ochronę przed słońcem. Powstała, uważając, by jeszcze bardziej otulić swoje wrażliwe na słońce ciało. W końcu, gdy była już na nogach, a koc zdawał się w pełni ją chronić, odwróciła się do swojej siostry.

- Módl się, żebyśmy nie trafili na spore źródło ognia, bo następnym razem to ty będziesz cierpieć - wysyczała spomiędzy zaciśniętych zębów. Światło odbijające się od śniegu zdołało na tyle oświetlić jej twarz, że Amaranta mogła dostrzec to, co kiedyś było policzkiem, a co obecnie wyglądało jak część zwęglonych zwłok. Na całe szczęście czerwona poświata - sygnalizująca działanie energii piekielnych - powoli przywracała tę część ciała. Krawędzie między nietkniętą skórą a tym, co niedawna skórą było, regenerowały się na tyle, by można to było zaobserwować gołym okiem.

        Na szczęście, nim Amaranta zdążyła się rozpłakać - bo tak Siyne sobie wyobrażała pełną reakcję długouchej siostry - uwaga całej czwórki spadła na parę krasnoludów. Najwyraźniej trafili tuż pod bramy miasta niziołków. Wampirzyca coś czuła, że będą próbowały wejść do środka. Z jednej strony oznaczało to, że być może trafią do karczmy… Choć nawet to nie gwarantowało, że zostanie obdarzona procentowym trunkiem.

- Ile niemowlaków zamordowałam i szczeniaczków spaliłam żywcem w poprzednim wcieleniu, skoro muszę tak cierpieć? - wymamrotała pod nosem wampirzyca, która zaczęła rozważać, aby pieprznąć to wszystko i przy najbliższej okazji przenieść się do piekła. Co jak co, ale kontakty z piekielnymi to były, na chwilę obecną, bardzo kuszącą alternatywą w porównaniu do burdelu, jakim była ta cała wycieczka.

        Amaranta nieudolnie próbowała uzyskać pozwolenie na wejście do środka, co zaowocowało tym, że dostali komitet powitalny w postaci większego niziołka, otoczonego przez bandę uzbrojonych niziołków. Jego praktycznie damski głos był równie drażniący, co fakt, że Siyne była bardzo głodna. Nie było to nic nowego, głodowanie było czymś, do czego była przyzwyczajona, ale było to coś, co sprawiało, że nie potrafiła trzymać języka za zębami. Nie zważając na pozostałych, złapała mocniej koc, którym była otoczona niczym jakaś dziwna mumia, po czym podeszła do krasnoludów, stając tuż za Amarantą.

- Słuchaj uważnie, ty chędożony kastracie. Wyciągnij pałę swojego kochanka z dupy, bo najwyraźniej ci tam utknęła i udziel nam należytej gościny - wycedziła do tego, który pomylił dwie nordki z ludźmi, a jej głos w pełni oddawał nagromadzoną irytację nieumarłej. - Czy może twój wzrost sprawił, że mózg masz za nisko i gówno się do niego przelało, przez co nie traktujesz nieznajomych z szacunkiem? Natychmiast zamknij swój niedomyty pysk i daj nam przejść… - przerwała na chwilę, milcząc. Po chwili jednak jej mina delikatnie spoważniała, a usta wypowiedziały jeszcze jedno zdanie. - W przeciwnym wypadku nie gwarantuje, że twoja mała osada nie pójdzie z dymem.

        Siyne nie chciała, ani też wcześniej nie planowała grozić krasnoludowi, nawet jeśli jego krzywy ryj aż się o to prosił. Niestety, dreszcze, które przeszły po jej plecach, zmusiły ją do tego, aby zaryzykować. Gdyby nie koc bowiem, to ci stojący za nią dostrzegliby delikatny blask cyrografu wyrytego na jej skórze.

        Nadchodzili piekielni i wampirzyca miała przeczucie, że lepiej nie być na zewnątrz, kiedy w końcu się tu znajdą.
Awatar użytkownika
Izaura
Błądzący na granicy światów
Posty: 18
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Krasnolud
Profesje: Wojownik
Kontakt:

Post autor: Izaura »

Izaura była zadowolona, w końcu miała szanse czegoś kogoś nauczyć i być może nie byle kogo, a prawdziwą siostrę. W końcu mogła być tą mądrzejszą, nawet jeśli chodziło tylko o jazdę konno. Amaranta umiała naprawdę wiele, ale była trochę słaba fizycznie i nordka mimo wielokrotnych prób nie była w stanie nic z tym zrobić. Wprawdzie nadal nie była pewna czy może całkowicie zaufać bliźniaczce, ale teraz gdy dom spłonął… Nie miała nic do stracenia. Tak czy siak, trzeba było sobie znaleźć inny dom. Ponoć ci piekielni są niebezpieczni, z tego, co nieraz mówiła mroczna elfka, ale krasnoludzica miała ochotę odpłacić się im pięknym za nadobne. Nie widziała jednak nikogo, a szukanie sprawców mogłoby się źle skończyć dla tamtych, więc Iz odpuściła.
Mogła się wyżyć na Siyne za jej głupie gadanie. Niestety zamiast poczuć ulgę dając upust emocjom, uznała, że tym razem da spokój tej pijaczynie, na razie. Na dodatek nordkę nieco zabolał fakt, że Quil chciała jechać z Amarantą, a nie z nią. Jakby tego było mało, elfka zgodziła się na ten dziwny podział. Izaura westchnęła ciężko.
- Dobra… - odburknęła pod nosem, ignorując bluzgi ze strony nieumarłej. Nie słyszała dokładnie, ale na pewno ją obrażała.
Poczekała, aż Siyne łaskawie wsiądzie i ruszyły w nieznane.

Już od początku blondynka stale zerkała na swoje siostry. Miała nieprzyjemne poczucie zastąpienia i gdy tylko Ama z Quil rozmawiały, musiała się koniecznie wtrącić, aby przypomnieć o swoim istnieniu. Mimo że mroczna elfka wcale nie jej nie ignorowała. Nawet gdy miały w końcu przenocować, wyczarowała jej koc w ulubionym kolorze, czyli zgniłozielonym. Izaura mimo wszystko myślała swoje, czuła wewnętrzne rozdarcie połączone z pierwiastkiem irytacji zwanym Siyne.
Gdy dotarły do miasta zakupić mapę za pieniądze nieumarłej, nordka wpadła na cudowny pomysł, chcąc umniejszyć jej fundusze, namówiła Amarantę, by ta kupiła jej również bransoletkę. Wprawdzie blondynka nigdy zbytnio nie przejmowała się biżuterią, ale tę nosiła z dumą, by zrobić na złość krwiopijczyni. Narzekanie wampirzycy, choć ten jeden raz było niesamowicie przyjemne dla ucha. Na szczęście szybko opuściły miasto, bo wampirzyca obrała sobie za cel, obrażenie chyba każdego, kto tylko na nią spojrzał. Według Amy to był cud, że nikt ich za to nie zaatakował.
Szlak samobójców był szczególnie trudny. Izaura starała się to znosić dzielnie, choć mimo wszystko, co chwilę dogadywała Siyne, jaka jest ona okropna i beznadziejna. Sama również nie czuła się lepiej i chciała skupić się na kimś innym. Jakoś przetrwały. Nordka odetchnęła, gdy odczuła ulgę, a cały pesymizm i gniew jakoś z niej uleciał.
Miała teraz dobrą zabawę z wydychaniem powietrza, które przy tej temperaturze było dobrze widoczne. Po chwili odczuła chłód, którego dawno nie czuła. Miejsce, w którym mieszkały, było dość ciepłe, a jeszcze wcześniej żyły przecież w bliskim sąsiedztwie pustyni i nie musiały nosić grubych płaszczy.
Była wdzięczna za umiejętności Amaranty, bo opatulona, nie szczękała już zębami z zimna. Jej odzienie wierzchnie miało podobny odcień co wcześniej podarowany koc, więc Iz uznała go za całkiem ładny. Nie miała bladego pojęcia czy w opinii publicznej tak jest, ale miała to w nosie, jej się podobał.
W końcu droga zaczęła jej się dłużyć i stale pytała o to, jak daleko jeszcze, ale nie otrzymywała żadnej konkretnej odpowiedzi, a przynajmniej takiej, która by ją zadowoliła. Ama szybko podchwytywała inny temat, wprawiając Izaurę w konsternacje. Z jednej strony była zła na brak odpowiedzi, ale z drugiej cieszył ją fakt rozmów ze starszą siostrą. Nie mogła ich mieć teraz tak dużo, jak chciała przez Siyne, sama też nie ignorowała Quil. Pytała ją o różne rzeczy o przeżycia, znajomych, rodzinę. Wstępna nieufność wobec bliźniaczki ustąpiła na rzecz ciekawości i chęci poznania.
Ich wędrówka coraz częściej obfitowała w przygody mrożące krew w żyłach, Izaurze bardzo to odpowiadało. Czuła, że żyje i mogła się w końcu wykazać, udowadniając Amarancie, że siła fizyczna też jest ważna.
Ostatnia bestia, jaką spotkały, nie wróżyła nic dobrego. Nie miały gdzie uciec, stały na wielkiej lodowej równinie. Nordka bała się, że tym razem nie wszyscy wyjdą bez szwanku, ale chciała walczyć. Tylko w momencie, gdy uniosła swój topór i postanowiła pobiec ku szablozębnemu kocurowi, przeteleportowali się.

- Co…ale… - wymamrotała zawiedziona Izaura, siostra ukradła jej moment chwały. Po chwili też dotarło do niej coś istotnego -… Nie mogłaś nas przenieść, jak ruszałyśmy?! – spytała z pretensją w głosie, przekrzykując marudzenie Siyne, na którego ukrócenie nie miała teraz ochoty – Byłoby znacznie łatwiej, ale zamiast tego ty… - zamilkła widząc bramę do wioski.

Blondynka rozdziawiła usta. Te niskie kobiety były niższe od niej! Po raz pierwszy to ona mogła spoglądać na kogoś z góry i to porządnie. Od razu zaczęła się szczerzyć dumna ze swojego wzrostu do tamtych krasnoludzic.

- Ludzie?! – oburzyła się blondynka. Do tego momentu cieszyła się ze swojego wzrostu, a teraz zaczęła żałować, że nie jest niższa. Po raz pierwszy w życiu! Już kiedyś ktoś próbował jej wmówić, że jest człowiekiem i miała z tych czasów niemiłe wspomnienia – Jestem krasnoludką pajacu! Ona też! – wskazała na Quil. Cała była w nerwach, żeby jej własna rasa ją wyśmiewała! Niedoczekanie.

Mężczyzna i jego towarzysze zamilkli, wybałuszając oczy, słysząc pełne jadu słowa nieumarłej. Szok po chwili zmienił się na gniew, ale groźba spalenia osady podziałała. Zmarszczył krzaczaste drzwi i pogładził długą brodę w zamyśleniu. Niezadowolony szepnął coś do swojego towarzysza, który gdzieś pobiegł. Przez chwile wszyscy wpatrywali się w siebie jakby byli gotowi rzucić się do gardeł.

- Jestem Gunderup – przedstawił się w końcu – Arnora, zaprowadzi was do gospody, możecie odpocząć, ale jutro ma was tu nie być – stwierdził ostro.

Niziołek wykonał zapraszający gest ręką. Gdy dziewczyny przechodziły przez bramy, coś tam mówił do swojego drugiego kolegi, jakie mroczne elfy są niewychowane i dzikie.

- Krasnoludzice… bez brody – prychnął skrzywiony i obdarował je takim spojrzeniem, jakby wglądały co najmniej niebywale ohydnie.

Izaura zbyt zmęczona na bijatykę puściła to mimo uszu i zaczęła dotykać swojej twarzy, zastanawiając się, czy jako nordka naprawdę uchodzi za brzydką, bo nie ma zarostu.
Nieco później Arnora, kobieta o długich, czarnych warkoczach, zaprowadziła konie do stajni, a dziewczyny skierowała do części wioski znajdującej się wewnątrz skały. Teraz dobrze widziały, że jest ona większa, niż się wydawało, a mężczyźni i kobiety stale coś tam kuli powiększając swoją osadę. Wszyscy przerywali, co akurat robili i obserwowali przybyszów nieufnie.

- Naprawdę jesteście krasnoludzicami? – pytała, zadzierając lekko głowę, by móc spojrzeć w oczy blondynkom. Słychać było po jej głosie, że nie ma nic złego na myśli, tylko naprawdę nie dowierza.
Awatar użytkownika
Quillithea
Błądzący na granicy światów
Posty: 13
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Krasnolud
Profesje: Wędrowiec , Łowca , Artysta
Kontakt:

Post autor: Quillithea »

        Quillithea uwielbiała podróże. Zwłaszcza kiedy wiedziała, że nie musi się zatrzymywać po drodze i żebrać o nocleg, o jedzenie, o atencję lub zwykłą rozrywkę. Chociaż zazwyczaj to nordka była powodem większości swojej zabawy. Niemal wszystkie dramy i kłótnie wywoływała właśnie ona, cudowna aktoreczka o niewinnej twarzy i z niecnymi zamiarami. Quill do dziś wspominała moment, w którym podbiegła do zakochanych ludzi, krzycząc i oskarżając mężczyznę o zdradę. Słuchanie ich późniejszej kłótni było jak miód na uszach dla krasnoludzicy.
        W tej podróży jednak nie mogła sobie pozwolić na tego typu atrakcje, bowiem posiadała teraz coś, czego nie doświadczyła nigdy wcześniej - towarzystwo. Nie wspominając już, jakie to towarzystwo. Wiecznie narzekająca i pijana wampirzyca, elfka parająca się magią oraz lustrzane odbicie Quill. A skoro o nim już mowa - Izaura stanowiła ogromny problem na psychice krasnoludzicy. Kobieta nie umiała przyjąć do świadomości faktu, że posiada siostrę bliźniaczkę. Całe życie Quillithea była wychowywana jako jedyne dziecko cyrkowca. Jego oczko w głowie, jego jedyna córka. A teraz? Skoro posiadała siostrę, oznacza to, że gdzieś na świecie są jej biologiczni rodzice. Że to nie Riodrigo był jej prawdziwym ojcem. Z drugiej strony, dlaczego w takim razie nie wychowywała się z Izaurą? Dlaczego zostały porzucone?
Właśnie po te odpowiedzi Quill wybrała się w tę podróż.

        Gra aktorska kobiety zaskoczyłaby nie jednego artystę, ponieważ cały czas Quillithea sprawiała wrażenie potulnej i zagubionej. Mimo że były momenty, które niemal wytrąciły ją z równowagi (wystarczyło tylko, że Siyne się odezwie), nawet w takowych maska nie opuszczała jej twarzy. Nordka była z siebie dumna. Nigdy wcześniej nie musiała tak długo wcielać się w jedną postać, bowiem jej relacje kończyły się po dwóch dniach. A im dłużej grała niewinną podróżniczkę, która pragnie poznać swoje pochodzenie (co pokrywało się również z prawdziwymi intencjami blondynki), tym prostsza stawała się sama gra.
Trido pewnej nocy, kiedy Quill oddaliła się na chwilę, powiedział do niej:
        - Powoli zamieniasz się w osobę, którą grasz. Miękniesz, złociuchna.

Od tamtej pory Quill musiała kilka razy w ciągu tygodnia odchodzić kawałek od obozowiska i dać upust swojej frustracji. Głównie po uwagach denerwującej wampirzycy. Krasnoludzica nie mogła znieść myśli, że się zmienia w kogoś, kim nigdy nie chciała być.

        Gdy tylko dotarli do celu, Quillithea milczała. Pozwoliła swojej siostrze i elfce załatwić tę sprawę, mimo że nie czuła, aby im się to udało. Nordowie bowiem dumnie i zawzięcie strzegli swojego terytorium i widać było, że nie mieli na myśli braku tolerancji dla innych ras. Oni po prostu nie godzili się na obcych.
        Trido zniknął. Zapewne uznał, że lepiej nie pokazywać się w wiosce. Widok latającej głowy tym bardziej zaprzepaściłby szansę bohaterów na gościnę wśród krasnoludów. Quillithea westchnęła cicho, po czym położyła dłoń na ramieniu siostry w celu uspokojenia jej wybuchu agresji.
        - Naparawdę nimi jesteźmy… - odparła cicho Quill, nie ukrywając wady wymowy. Nie dlatego, że dalej odgrywała nieśmiałą, a dlatego, że próbowała stłumić zdenerwowanie. “Uwierzcie nam, wy niedochędożone paszczury górskie…
Awatar użytkownika
Amaranta
Błądzący na granicy światów
Posty: 19
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Mroczny Elf
Profesje: Mag , Mędrzec
Kontakt:

Post autor: Amaranta »

Podróżowanie z Siyne było… uciążliwe. Poza miastem jeszcze Amaranta mogła znosić jej narzekania, ale w mieście miała poważne obawy, czy wampirzyca nie wpakuje całej ich czwórki w jakieś większe kłopoty. Na dodatek elfka miała wyrzuty sumienia, że korzystała z pieniędzy nieumarłej. Tłumaczyła to sobie, że to w słusznym celu. Nie łudziła się nawet, że jej biologiczna siostra wydałaby rueny na coś innego niż alkohol. Miała za to nadzieję, że trzeźwość w jakiś sposób pomoże, ale szybko pojawiły się wątpliwości. Momentami nawet była już niemalże gotowa, żeby pójść i kupić jej jakieś najtańsze piwo, byleby przestała narzekać. Później natomiast zatęskniła za marudzeniem, bolało ją bycie ignorowaną, ale nic nie mogła z tym zrobić. Co jakiś czas tylko wzdychała ciężko, ukradkiem zerkając na nieumarłą. Nie było jednak zbyt wiele czasu na zmartwienia i fochy, podróż obfitowała w najróżniejsze niebezpieczeństwa. Jakże w tej chwili mroczna elfka dziękowała losowi, że razem z Izaurą postanowiły zatrzymać ukradzione niegdyś konie. Nie mogła jednak pozwolić sobie na odpływanie ku wspomnieniom, musiała zadbać o bezpieczeństwo całej gromady. Niestety nie przewidziała, że w wyniku teleportacji, którą im zafundowała, trafią na pełne słońce. Skrzywiła się, słysząc jęk bólu ze strony Siyne i zauważając, jak ta spada z konia.

- Wybacz… - powiedziała cicho z poczuciem winy, nawet nie upominając wampirzycy o wulgaryzmy i przesadną agresję, w tej chwili było to zupełnie zrozumiałe – Następnym razem będę pamiętać – uśmiechnęła się lekko, widząc, że czerwonooka dochodzi do siebie. Ciężko było nie odczuć działającej, piekielnej magii.

Westchnęła lekko, słysząc kolejną groźbę, ale nie wzięła jej do siebie, szczerze mówiąc, im więcej ich było, tym bardziej spiczastoucha przestawała zwracać na nie uwagi. Zwłaszcza że nawet jeśli Siyne była wampirzycą, to ona dzięki swoim magicznym zdolnościom mogła bez problemu wyjść z tych wszystkich opresji. Ponadto była jeszcze Izaura, szybsza niż wszelkie zaklęcia i na tyle impulsywna, że może nawet zabójcza. I obecnie niezadowolona z udaremnionej walki.

- Nie mogłam, bo równie dobrze mogłybyśmy wylądować w środku jakiejś góry, tutaj… To znaczy, na Lodowym Pustkowiu przynajmniej mniej więcej widziałam w oddali, jak wygląda tutejsze otoczenie, więc miałam pewne pojęcie o przestrzeni i… - przestała mówić, bo zrozumiała, że nordka już dawno straciła zainteresowanie. Ama nie miała siły z tym walczyć, zawsze tak było, gdy zaczynała mówić bardziej szczegółowo o kwestiach, których jej młodsza siostrzyczka nie rozumiała i najwyraźniej nie miała ambicji, by choć trochę zrozumieć.

Ama, gdy spostrzegła, w jakim stanie jest oparzenie Siyne, musiała przyznać, że to, co słońce jej zrobiło, było naprawdę paskudne, ale nie zamierzała tego w żaden sposób komentować, to byłoby jak dolewanie oliwy do ognia. Bardziej ją jednak zmartwiło zadzieranie z wodzem całej wioski uzbrojonych krasnoludów. Amaranta aż spojrzała gdzieś w bok, jakby chciała stworzyć pozory, że ta wariatka wcale nie jest z nimi.
Tymczasem stało się coś, czego nawet w najśmielszych snach nie oczekiwała. Krasnoludy, pchane obawą o swoich postanowiły pozwolić im tu przenocować. Mroczna elfka przez chwile milczała pozytywnie zaskoczona, ale wypadało coś powiedzieć i pokazać, że choć ona jedna w tym towarzystwie ma jakieś zarysy manier.

- Dziękujemy bardzo panie Gunderup, to naprawdę miło z waszej strony – powiedziała, choć miała świadomość, że to wcale nie była szczera gościnność – Oh i przy okazji, jestem Amaranta, to Izaura, Quilithea oraz Siyne – przedstawiła dziewczyny, domyślając się, że przynajmniej dwie z trzech zapomną albo nie zechcą zrobić tego w ogóle.

Mimo swojej jak najgrzeczniejszej postawy i tak usłyszała nieprzyjemne słowa o mrocznych elfach. Wewnętrze westchnęła. Momentami nie była już pewna czy aż tak odstaje od swoich pobratymców, czy to tylko takie krzywdzące stereotypy, choć patrząc na Siyne…
- No ale może kiedyś była inna – próbowała sobie tłumaczyć.

Białowłosa niechętnie oddała konie Arnorze, choć starała się tego nie okazywać. Miała nadzieję, że niziołki nie postanowią im czegoś zrobić. Jeśli pozostali nordowie byli podobnie impulsywni jak Izaura, to obawy elfki wcale nie musiały być irracjonalne.
Arnora jednak sprawiała wrażenie miłej, choć nawet jej niewinne pytanie wyraźne zdenerwowało Izaurę. Sytuacje załagodziła Quil, kolejne miłe zaskoczenie.

- Jesteście strasznie wysokie – powiedziała czarnowłosa do całej czwórki, po chwili jednak dodała, kierując swoje słowa tylko do spiczastouchych – Jednak wy… Obawiam się, że nasze łóżka mogą być trochę… Za krótkie – stwierdziła z lekkim zażenowaniem.
- Nic nie szkodzi, jakoś sobie poradzimy – odpowiedziała Ama, nim Siyne spróbowała to zrobić w znacznie gorszy sposób.
- Od wielu lat nie mieliśmy tu gości, a elfów to tu chyba nigdy nie było! Jeszcze mrocznych… A właściwie czemu się chowasz pod kocem? – spytała Siyne – Oh i mam pytanie… To prawda, że zjadacie niegrzeczne dzieci?
- … Że co, przepraszam? – Amaranta była zniesmaczona i zdezorientowana takim pytaniem.
- Oh, czyli że nie? – speszyła się krasnoludzica.
- Absolutnie nie! – odpowiedziała białowłosa – To znaczy… Mam nadzieję, że nie – dodała w myślach, nie znając zbyt dokładnie wszystkich zwyczajów swych pobratymców, ukradkiem spojrzała na Siyne pytająco.
- Jak byłam berbeciem takim, to mama zawsze mnie tym straszyła, gdy jej nie słuchałam, heh – wyjaśniła nerwowo.

Następnie zaprowadziła ich do miejscowej gospody o wdzięcznej nazwie „krasnoludzka brać”. O ile Izaura oraz Quil idealnie mieściły się w drzwiach, to szaroskóre już musiały się porządnie schylić, by wejść do środka. Na szczęście wewnątrz sufit był nieco wyżej i mogły stać wyprostowane, choć wystarczyłaby jedna stopa długości mniej i już nie miałyby tak dobrze. W środku było przyjemnie ciepło, gospodarz pilnował ognia płonącego w kominku. Na dodatek siedział tu cały tłum niziołków rozmawiających głośno i co chwilę wznoszących piwne toasty.

- Arnora! – zawołał łysy, czarnobrody mężczyzna prowadzący przybytek, podszedł do dziewczyny i uściskał ją serdecznie – Kogo ty mi tu przyprowadziłaś? – nieufnie spojrzał na spiczastouche i trochę bardziej przyjaźnie na blondynki.
- Goście, wódz zgodził się, by dziś u nas przenocowały, jutro ruszą dalej… Gdziekolwiek idą – krasnoludka spojrzała na przybyszki, wyczekując odpowiedzi.

Amaranta tymczasem omiatała wzrokiem wszystkich tu obecnych. Było niesamowicie swojsko i wesoło, choć dość prymitywnie. Nagle ujrzała mężczyznę, wznosił kufel piwa ku górze, ale uwagę elfki przykuły błękitne znaki i symbole do złudzenia podobne do tych czerwonych u blondynek.

- Sala z łóżkami jest na zapleczu – Arnora odwróciła uwagę Amy – Za mną proszę.
- Uh, tak… Oczywiście – przytaknęła z uśmiechem, po czym znów spojrzała w stronę stolika, ale nie mogła już zlokalizować tamtego krasnoluda.

Westchnęła cicho i weszła do sypialni, która w rzeczywistości okazała się stajnią bez zwierząt, w której stało kilka łóżek. Porządek również był tu wątpliwy, na ich oczach między jednym stosem siana w kącie a drugim przebiegła mysz.

- Jak już mówiłam, nie mamy tu zbyt wiele gości… - zaczęła czarnowłosa, widząc niezbyt zadowolone miny przybyszów – Ale… Jest tu ciepło. Możecie zostawić swoje rzeczy i zapraszam na piwo, w krasnoludzkiej braci mamy najlepsze – zachęcała.
Awatar użytkownika
Siyne
Błądzący na granicy światów
Posty: 19
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Kurtyzana , Służący , Żebrak
Kontakt:

Post autor: Siyne »

        W końcu zostali wpuszczeni do środka, a gdy tylko przekroczyli bramę, to ciarki na plecach wampirzycy minęły, a wraz z nimi zniknął skryty przez koc szkarłatny blask. Siyne nigdy nie sprawdzała, jaki jest dokładny dystans od piekielnych, przy którym jej plecy zamieniają się w bardzo nieporęczną latarnię, ale to teraz nie było ważne. O ile nie miałaby nic przeciwko spędzania czasu z piekielnymi zamiast z siostrą i pozostałymi, o tyle nie chciała, by obydwie strony się spotkały. Nazwijcie to sumieniem jeśli chcecie, lecz pijaczyna po prostu nie pragnęła być w samym centrum pandemonium, jaki by wywołał atak piekielnych na osadę. Dużo hałasu, dużo ognia i burdel absolutny zawsze towarzyszy ich najazdom i Siyne o wiele bardziej wolała usługiwać diabłom i pokusom w jakimś zacisznym miejscu, na osobności, gdzie mogła na spokojnie zaakceptować chujowość swej egzystencji.

        Krasnoludzica o imieniu niczym pseudonim ladacznicy, odprowadziła ich konie w bezpieczne miejsce i to samo zaczęła robić z nimi, prowadząc ich przez osadę. Siyne bardzo, ale to bardzo chętna była, aby wystawić głowę spod koca, wyszczerzyć kły i doprowadzić co mniej przygotowanych gapiów na zbezczeszczenie swych bryczesów. Niestety wiedziała, że nie może tego zrobić, jeżeli chciała liczyć na choćby kroplę piwa. I krwi, krew też by się przydała, ale piwo miało absolutne i całkowite pierwszeństwo. Po co w końcu żyć, jeśli żyć trzeba by było bez alkoholu?

        Arnora zdołała pytaniem widoczne - nawet jeśli nieumyślnie - zdenerwować Izaurę, w wyniku czego awansowała z ‘potencjalnego wrzodu na dupie’ na ‘potencjalnie mniejszego wrzodu na dupie, i to takiego co bardziej na uboczu jest, więc niezbyt przeszkadza w życiu codziennym’. Chwilę później ta sama krasnoludzica wspomniała także iż łóżka mogą być za małe… Och, cóż za tragedia! Siyne już była gotowa przekląć ją wzdłuż i wszerz za traktowanie jej jak jakiejś niedorobionej księżniczki, ale Amaranta ją ubiegła z odpowiedzią, a po tym to już nie byłoby to samo, więc wampirzyca nie odezwała się już w tej sprawie.

        Pojawiły się także inne tematy, które zostały poruszone. Było zapytanie o jej koc, na które Siyne nie wiedziała, jak miała odpowiedzieć. Powiedzieć prawdę i wywołać panikę? Kłamać tak by mieli spokój? Kłamać tak by Amaranta udaru od złości dostała? Tyle wyborów, tak mało czasu… W międzyczasie został też poruszony inny temat, ale tutaj już Siyne wiedziała, że lepiej mieć mordę na kłódkę niż poprawiać stwierdzenie mrocznej elfki. Owszem, normalne mroczne elfy nie zjadają dzieci… ale Siyne nie była ani normalna, ani mroczną elfką.

“Nawet moja rodzona siostra nie wahałaby się przed urwaniem mi łba, gdybym powiedziała, że nie raz nie dwa miałam okazję wyssać do cna niemowlę czy dwa… Co poradzę, że łatwy posiłek, szczególnie jak okna były otwarte a żołądek pusty.” - Pomyślała Siyne, po czym kiwnęła głową na ‘NIE’ w kierunku swojej siostry. Czego siostra się dowie, tego jej nie będzie żal, czy jakoś tak to szło.

W międzyczasie podjęła także decyzje odnośnie tego, jak wykorzystać pytanie Arnory. Robiąc wszystko, by brzmieć jak najpoważniej, Siyne przemówiła do ich przewodniczki, starając się obserwować reakcje Amaranty.

- Powód jest prosty. Jestem tanią ulicznicą oddającą się każdemu za choćby złamanego ruena i po prostu szybciej jest być całkiem nago pod kocem niż nosić faktyczne ubrania. - Stwierdziła, po czym po chwili namysłu dodała. - Jak widzisz ta trójka pieprzonych perwersów zapłaciła mi ekstra za to, żebym z nimi podróżowała. W zamian robię to z nimi kiedy tego chcą, gdzie tego chcą i jak to chcą. Uwierz mi, zdziwiłoby cię to, na ile sposobów nauczyły mnie one dosiadać ogiera w trakcie podróży. Przy okazji mam nadzieje, że macie mocne łóżka, tej trójce ani energii, ani ochoty nie brakuje... Prasmok wie, co by się stało z tobą i innymi kobietami w tym miejscu, gdyby mnie tu nie było przy zaspokoić cielesne potrzeby tej trójki barbarzyńców w kobiecych skórach.

        Doprowadzenie pozostałej trójki do białej gorączki? Niemal na pewno tak. Doprowadzenie do zniesmaczenia wśród tych, co usłyszeli jej słowa? Sądząc po matkach przykrywających dzieciom uszy dłońmi? Jak najbardziej. Bycie dupkiem dla samego faktu bycia dupkiem? A jakże by inaczej. Jeszcze tylko kufel piwa i dzień nie byłby tak paskudny.

        Gdy dotarli do karczmy, Siyne niemal natychmiast zaburczało w brzuchu, a na buzi pojawił się grymas. Chciała się napić od dawna, a intensywny zapach trunków wcale nie pomagał jej nałogowi. Mało tego, o ile przebywanie wokół trójki niezbyt miłych towarzyszy było w miarę znośne, o tyle tawerna pełna żywych i bardzo wonnych kąsków pełnych krwi doprowadzała ją do szaleństwa. Sytuacji nie ułatwiał fakt, iż jej policzek został naprawiony z jej własnych zasobów, co oznaczało, iż była jeszcze bardziej wygłodniała niż przed teleportacją.

        Ich przewodniczka coś tam gadała z krasnoludem z karczmy o ich cel podróży, ale wampirzyca miała to gdzieś. Karczma pełna żywych przypomniała jej, że była bardzo, ale to bardzo głodna. Wkrótce będzie na tyle głodna, że magia cyrografu zmusi ją do posilenia się, a to rzadko kończyło się dobrze. Na całe szczęście nim rzuciła się na kogoś z obecnych w głównym pomieszczeniu, to została wraz z innymi zaprowadzona do… stajni. Inaczej tego nie dało się nazwać.

        To nie miało jednak znaczenia. Siyne musiała się pożywić, tu i teraz. Tłok pobudził jej apetyt tak bardzo, że ten nie chciał ucichnąć. Nawet piwo nie pomoże, skoro jej usta samoistnie zaczęły otwierać się i szczerzyć swe ząbki pod kocem, którym była szczelnie przykryta. Niestety, czarnowłosa krasnoludzica zdołała awansować na najboleśniejszy wrzód na dupie, zamiast bowiem dać im spokój stała tutaj jak końskie gówno, oczekując na jakąś reakcję z ich strony.

“Cholera jasna, długo zamierzasz tu stać?!”

Nie mając innego wyboru, podeszła nagle do swojej siostry, pilnując tego, by Arnora nie mogła ani zobaczyć jej twarzy, ani też usłyszeć tego, co po chwili wyszeptała do mrocznej elfki.

- Jestem głodna. - Po tych cichych słowach położyła dłonie na barkach swej siostry i zaczęła patrzeć jej prosto w oczy. Policzek Siyne wciąż był nadpalony słońcem, ale wyglądał lepiej niż wcześniej. Niestety w oczach wampirzycy widać było tylko niemal zwierzęcy głów, a szeroko otwarte usta ociekały śliną, w czasie gdy jej kły były odsłonięte w pełni swej cuchnącej piwem chwały. - Nie posiliłam się, odkąd ruszyliśmy w tę jebaną podróż. Głoduje niczym jakieś ścierwo w obecności łatwego źródła pożywienia, bo wasza trójka to jebana bezduszna ferajna. Nawet piekielni są na tyle wyrozumiali, by dokarmiać mnie od czasu do czasu, bo lubią gdy nie umieram na ich oczach bez ich ingerencji.

Palce wampirzycy mocniej zacisnęły się na barkach Amaranty, ale wciąż nie było to coś bolesnego. Ciężko było stwierdzić czy to oznaka opanowania, czy może też tego, że brakowało jej sił, by zrobić to mocniej.

- Nie zamierzałam wcześniej i nie zamierzam też teraz ani ciebie, ani kurwa pozostałych błagać o krew. Zamiast tego zrobię to czego ty dotychczas nie miałaś serca mi udzielić. Dam ci wybór. Mam rzucić się na ciebie lub jedną z krasnoludzkich bliźniaczek, czy wolisz, żebym poszła w miasto, żeby to, kim jestem, nie wisiało ci to na twoim pieprzonym sumieniu?
Awatar użytkownika
Izaura
Błądzący na granicy światów
Posty: 18
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Krasnolud
Profesje: Wojownik
Kontakt:

Post autor: Izaura »

Amaranta miała dobre wrażenie, Izaura spojrzała na nią wielce urażona. Wcale nie chciała się przedstawiać tej hołocie, zwłaszcza po tym, jak ją wzięli za człowieka. Nic jednak nie mogła zrobić, jej starsza siostra była zbyt grzeczna, a zamiast tego powinna być w tej chwili trochę jak Siyne, a potem na dokładkę komuś przywalić po mordzie. Krasnoludzica nigdy nie sądziła, że poprze w czymś wampirzyce, a jednak. Nieumarła jednak nie musiała o tym wiedzieć, jeszcze by się napuszyła jak jeden wielki, śmierdzący paw.
Choć chwilowo jej irytacja skupiła się bardziej na Arnorze, jakimś cudem potrafiła ona sprawić, że Izaura była zła na swój wzrost i po raz pierwszy w życiu chciała być niższa. Aczkolwiek zaplusowała swoim pytaniem o mroczne elfy. Blondynka wybuchła śmiechem. Wizja Amaranty zjadającej jakiegoś dzieciaka była zbyt absurdalna. Mimo to wciąż nie była przyjaźnie nastawiona do czarnowłosej krasnoludzicy i zignorowała jej pytające spojrzenie w aż nadto oczywisty sposób.
Później natomiast Siyne doprowadziła ją do czystej furii. Jak ona mogła takie brednie opowiadać? To się już prosiło solidny cios z prawego sierpowego.

- Płacić tobie? Chyba ktoś musiałby dopłacić, by cokolwiek takiego z tobą robić, a nie wiem, czy by się wypłacił! – krzyknęła, uderzając wampirzycę w twarz, prawie wytrącając ją z równowagi.

Kolejny cios był w brzuch, a następnie postanowiła widowiskowo skoczyć jej na plecy, tak by jej wciąż poraniona słońcem twarz spotkała się z twardą ziemią. Blondynka dosłownie na niej usiadła i miała zamiar przywalić kilka razy jej głową o kamienną ścieżkę, ale nim zdołała zacząć, Ama chwyciła ją za rękę. Jej wzrok mówił wszystko, ma przechlapane. Izaura westchnęła i zeszła ze swojej ofiary wielce obrażona. Nie czuła się winna, ale nie chciała żadnych kar od starszej siostry i denerwował ją fakt, że nie wie, co może dla niej zaplanować elfka. Ona na pewno nie będzie jej publicznie besztać, co tylko potęgowało niepokój, bo im dłużej szli, tym więcej czasu miałaby coś wymyślić.
W końcu, gdy znalazły się w sypialni dla gości, a raczej stajni z łóżkami, krasnoludzica nie była zbytnio zadowolona. Taki kawał drogi przeszły, a tu takie coś. Naprawdę w tym momencie zatęskniła za ciepłym łóżeczkiem i domem, z którego obecnie zostały zgliszcza. Nie zauważyła nawet, jak wampirzyca coś tam szepcze do Amaranty. Jednakże zaproszenie Arnory już nie przeszło jej koło nosa i momentalnie wywołało poprawę humoru.

- I w końcu gadasz do rzeczy – Izaura uśmiechnęła się szeroko. Naprawdę miała teraz wielką ochotę na piwo – Pokażemy tym niedowiarkom, że prawdziwe z nas krasnoludzice, co Quil? – szturchnęła ją łokciem.

Arnora ucieszyła się na takie przyjęcia zaproszenia i ruszyła przed siebie, zachęcając gości, by poszli za nią. Izaura rzuciła swoje rzeczy, poczekała, aż jej bliźniaczka zrobi to samo, po czym chwyciła ją za rękę i pognała do baru, nie czekając na spiczastouche. Zrobiła to specjalnie, nie chciała, by Amaranta zdążyła jej tego zabronić.
- No to dziewczynki, polecam wam nasz najlepszy trunek, dla krasnoludzkich gości na mój koszt! – zawołała czarnowłosa.
Już po chwili bliźniaczki trzymały w rękach całkiem duże kufle wypełnione po brzegi, ociekające pianą. Ktoś powiedział jakiś żart i zaraz wszyscy zaczęli się śmiać. Nordka nie usłyszała, o co chodzi, ale również wybuchła śmiechem pod wpływem tłumu. Nawet nie zauważyła, jak mijał czas i że wciąż brakuje spiczastouchych. Coraz lepiej czuła się w towarzystwie przedstawicieli swojej rasy, nawet jeśli wraz z Quilitheą nieco wystawały z tłumu. Pewnie z tegoż powodu podszedł do nich kompletnie już pijany mężczyzna z brodą zaplecioną w dwa grube warkocze. Ciężko było zrozumieć jego pijacki bełkot, ale chyba chciał się bliżej poznać z którąś z nordek. Tylko że mówił do nich obu, jakby uznał, że po prostu dwoi mu się w oczach i to wcale nie są dwie różne kobiety. No dobra, może nie aż tak różne.

- Zaraz mu przywalę, jak się nie odczepi – prychnęła Izaura, zwracając się do Quil.

Wtem kątem oka zauważyła norda, o błękitnych znakach na rękach i twarzy. Łudząco przypominały te czerwone znamiona bliźniaczek. Blondynka jednak nie zapomniała o tym tak szybko, jak Amaranta.

- Ej, widziałaś go!? – krzyknęła i pokazała siostrze miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą był ten krasnolud. Niestety tłum był zbyt duży i po chwili nordka już nie wiedziała, gdzie ten jegomość zniknął – Facet miał takie niebieskie zawijasy i znaki jak my! Mówię ci! – relacjonowała zaskoczona i zafascynowana.
Awatar użytkownika
Quillithea
Błądzący na granicy światów
Posty: 13
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Krasnolud
Profesje: Wędrowiec , Łowca , Artysta
Kontakt:

Post autor: Quillithea »

        Kiedy imię Quillithei zostało ujawnione, kobieta poczuła się urażona. To tak, jakby ktoś ujawnił intencje postaci, zanim zostaną one w ogóle przedstawione. Poza tym, to jak odsłanianie prawdziwego ja nordki - tego zakłamanego, tego…
        No właśnie. Tego jakiego? Quillithea przyjęła w życiu tyle ról - zagubionej bardki, cnotliwej arystokratki, kuszącej karczmarki - że ostatecznie zatraciła swój prawdziwy charakter. Przy tych ludziach udawała posłuszną, potulną i pomocną, ciekawą tego, kim oni są. Z początku traktowała to wszystko jak grę aktorską, jednak najwidoczniej faktycznie zaczęła interesować się tą… pokręconą rodziną. W końcu chyba takową znalazła.
        Więc nie mogą nigdy poznać prawdy.
        Kobieta musiała być wierna potulnej sobie, inaczej cały plan nie wypali. “Czyli… tak musi zostać już na zawsze?”, pomyślała nagle, a myśl ta wdarła się w jej umysł jak drzazga. Quill spojrzała na swoją rzekomą bliźniaczkę. Czy dostatecznie się poznały? Czy ona jest w…
        - …w stanie dostrzec prawdę? - Quill nawet nie zdawała sobie sprawy, że właśnie tę końcówkę wysłała telepatycznie do swojej siostry. Księżyc na czole nordki zabłyszczał. Arnora, którą właśnie poznali, zdawała się zwrócić na to uwagę, mimo że nie dała po sobie tego poznać. Blondynka zmrużyła oczy, patrząc na tę pozornie miłą dziewkę. ”Nie patrz tak na mnie". W tej chwili uznała, że nie może ufać Arnorze.
        A kto mógłby zaufać Quillithei? Nikt. I to była najbardziej smutna prawda w życiu krasnoludzicy.
        Gdy wszystko wydawało się uchodzić im na sucho, pojawiły się komentarze Syine. Blondynka zrobiła się cała czerwona ze złości, która niemal wybuchała w niej.
        - Och, jesteś taka… - paskudna, obślizgła, denerwująca, lekka w obyczajach, prowokacyjna - …niepoprawna, elfko. - I choć pierwsze słowo, które padło z ust kobiety, nadal miało niewinne zabarwienie, tak nazwa gatunkowa w kierunku wampirzycy zabrzmiała niemalże jak obelga. Po raz pierwszy w życiu Quillithea nie mogła idealnie zamaskować swojego gniewu, który zwykła przekształcać w takich chwilach w proste zażenowanie.

        “Krasnoludzka brać” wyglądała jak doskonała scena dla innej postaci niż obecna Quill. Tutaj pasowała silna kobieta, która wskoczy na stół i zdobędzie przychylność wszystkich bywalców. Quillithea mimo to nie mogła zmienić charakteru jak arystokrata rękawiczki. Mężczyzna prowadzący przybytek również zdawał się wbijać wzrok w jej osobę, a kobieta coraz bardziej traciła cierpliwość.
Nie patrz tak na mnie.
        Izaura była prawdziwą zagadką dla kobiety. Była… nią. Była kimś, kim Quill chciała być, dlatego pozwoliła prześladowczym myślom osunąć się w bok i z uśmiechem kiwnęła głową siostrze, biegnąc za nią na pijacką ucztę.

        - Nasze zdrowie, Iz! - oznajmiła energicznie Quillithea, stukając się kuflem z nordką. Analiza otoczenia była dla kobiety bardzo prosta, więc już po kilku minutach doskonale wiedziała, jak zachować się w towarzystwie swoich ludzi. Czuła się dobrze - jak wyzwolona krasnoludzica, która tylko pije piwo w gronie bliskich i śmieje się z nimi, jakby nie widzieli się lata, a nie dopiero co poznali. Quill również chciała opowiedzieć im swoje przygody - te zabawne, te niebezpieczne - ale musiała trzymać się roli. Na dodatek poczucie humoru nordki było dość… nietypowe, dlatego bała się otworzyć w towarzystwie.
        I po kilku piwach, mimo że głowa blondynki należy do dość wytrzymałych, ponownie wróciły jej nadmierne myśli. Wydawało jej się, że kiedy się śmieje, wszyscy patrzą na nią i wiercą wzrokiem jej personę, doszukując się prawdy - czy to szczery śmiech, czy może udawała? Obecność Izaury dodawała jej nieco otuchy, jednak jednocześnie to swojej siostry kobieta obawiała się najbardziej.
        Quillithea parsknęła śmiechem na komentarz siostry a propos naprutego delikwenta. I wtedy coś w niej pękło.

Pragnęła akceptacji.

        - Mała, nie… - odezwał się Trido, lecz nordka zignorowała go. Chwyciła siostrę za rękę, w drugiej zaś trzymała kufel, z którego pociągnęła solidny łyk złotego napoju, i z niemal dziką ekscytacją powiedziała:
        - No to się zabawmy, co? - Zniknęła maska. Zniknęło niewinne spojrzenie. Sadystka, która krzyczała w Quillithei od wieków, wreszcie wydostała się na wolność. Gdy pijany krasnolud, poprawiając warkocze na swojej brodzie, zdecydował chwiejnym krokiem podejść od Quill do Izaury, ta pierwsza zwinnie podwinęła nogą jego nogi - biedaczek, nie tyle że się przewrócił, co wykonał przy tym niesamowitą akrobację z fikołkami, i w powietrzu, i na ziemi. Quillithea zaśmiała się po raz kolejny. Jeden z krasnoludów pomógł nieszczęśnikowi podnieść się z podłogi, lecz pozostali zdawali się nie zauważyć tego, a jeśli już - uznali to pewnie tylko za nieszczęśliwy upadek pijanego kolegi. Nordka czuła się z siebie dumna.
        - Wreszcie trafił się nam rozmówca na poziomie - rzekła żartobliwie Quill, lecz sekundę później się ocknęła. Zdjęła maskę, ujawniła się. Czy Izaura uzna ją za oszustkę teraz? Czy widziała to już wcześniej?
Nie. Patrz. Na. Mnie.
Niemal jej wnętrze krzyczało o akceptację. Tak samo jak o odpowiedzi, gdy tylko dostrzegła mężczyznę wskazanego przez Izaurę.
        - Idziemy za nim - oznajmiła Quillithea. Pragnęła również jak najdłużej odwlec pytania o swój prawdziwy charakter. Jaka naprawdę jest, co naprawdę robiła w domu Amaranty i Izaury…
        Mężczyzna zdawał się pojawiać i znikać. Nordka wnikała w tłum, próbując się wpasować i wypatrzyć tajemniczego krasnoluda. Ilość ludzi przygniatała ją, dlatego po dłuższej chwili poszukiwań poprosiła siostrę, żeby wyszły na chwilę na zewnątrz przewietrzyć się.
I wtedy ponownie go dostrzegły. Człowieka o niebieskich znamionach, zmierzającego prosto do jednej z bocznych uliczek.
        - Iz! - Quill niemal zapiszczała, wskazując mężczyznę palcem i ruszając za nim. Nie minęła nawet minuta, jak siostry dogoniły go. Nordka nie ukrywała swojego temperamentu, zatem pozwoliła emocjom ujawnić swą twarz. Tę prawdziwą twarz. Chwyciła mężczyznę za kołnierz i uniosła nieco ponad ziemię, patrząc prosto w oczy. Wpierw zdezorientowany krasnolud próbował się uwolnić. W jego dojrzałych czekoladowych oczach widać było strach, który szybko przeszedł w zaintrygowanie.
        - Odpowies na nasze pytania, cy to jasne? - rzuciła nordka, lecz mężczyzna długo jeszcze nic nie powiedział. Wpatrywał się to w Quill, to w Izaurę, a gdy jedna z bliźniaczek wydawała się tracić cierpliwość, nord rzekł:
        - Dzieci księżyca… - Jego wzrok szybciej przechodził z jednej siostry na drugą. - Niesamowite, my się już nie rodzimy. Ostatnie zostały poczęte… - zawahał się, a następnie przełknął głośno ślinę i spojrzał prosto w oczy Quill. - Wydaje mi się, że cała nasza trójka potrzebuje czegoś mocniejszego niż piwo z krasnoludzkiej braci.
Awatar użytkownika
Amaranta
Błądzący na granicy światów
Posty: 19
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Mroczny Elf
Profesje: Mag , Mędrzec
Kontakt:

Post autor: Amaranta »

Amaranta słysząc odpowiedź Siyne wręcz pobladła. Jak ona mogła mówić tak obrzydliwe kłamstwa? Na dodatek nie będzie łatwo z tego wybrnąć, po twarzy Arnorny widać było, że krasnoludzica wzięła to na poważnie i była niezwykle zniesmaczona.

- Siyne – wypowiedziała jej imię oburzonym tonem. – Tak naprawdę to moja… wredna siostra, która uwielbia nam przysparzać kłopotów. A ten koc to dla ochrony przed słońcem, drażni jej skórę – wyjaśniła kobiecie niskiego wzrostu. Mimo tego, że zrobiła to bez stresu i niepokoju, który mógłby podważyć jej słowa, to czarnowłosa nie wydawała się przekonana. Skinęła głową i mruknęła pod nosem coś w rodzaju potwierdzenia, że rozumie, choć wcale na to nie wyglądało.

- Izaura! – krzyknęła Ama. Czasami czuła się, jakby miała pod opieką bandę trudnych dzieciaków. Jeszcze kolejnej bójki im brakowało... Czarnoskóra od razu zabrała się do odciągnięcia blondynki od nieumarłej.

Jakoś dotarły do karczmy, choć mroczna elfka czuła się okropnie zażenowana i błagała w myślach, żeby nikt więcej nie słyszał wypowiedzi nieumarłej. Chwilami nawet Amaranta chciałaby nigdy więcej nie spotkać jej na swej drodze. To nie było jak w przygodowych książkach, gdy rodzeństwo spotyka się po latach i stara nadrobić stracone lata i ponownie nawiązać więzy przyjaźni. To była jedna wielka katastrofa. "Przynajmniej Izaura ma łatwiej ze swoją bliźniaczką, gdyby była taka jak Siyne… Chyba wszystkie cztery byśmy się pozabijały" – myślała spiczastoucha.

Niespodziewanie wszystkie bolączki przesunęły się na dalszy plan, gdy Ama ujrzała mężczyznę z błękitnymi symbolami na ciele. Niestety przyziemne sprawy nie pozwoliły jej na rzucenie wszystkiego i pogoń za nim. Musiała wysłuchać Arnory i pilnować starszej siostry.

- Umm… Izaura chciała się dowiedzieć czegoś o swoich korzeniach – odpowiedziała krasnoludzicy z przyjaznym uśmiechem. Była to w sumie prawda, tylko pominęła kwestie piekielnych.
- Och, fascynujące. W pełni to rozumiem – stwierdziła czarnowłosa kobieta, starała się być kulturalna, ale chyba obawiała się ich dłuższego pobytu. – Krasnoludy w końcu powinny trzymać się razem – dodała.Nie było to raczej nacechowane wrogością, ale lekko zabolało Amarantę. Spojrzała raz jeszcze na pijaczynę i ciężko westchnęła.

"Jeśli tak ma wyglądać rodzina i trzymanie się razem to już wolę moją krasnoludzką siostrę."

Na dodatek problemy stale się nawarstwiały. Ciemnoskóra stale zapominała o wampirzej naturze Siyne. Dlatego w pierwszej chwili nie dotarło do niej, w czym problem. Po chwili jednak załapała i zaczęła myśleć jak to rozwiązać. Nie zdążyła, nieumarła dała jej paskudne ultimatum.

- To boli – mruknęła, zabierając jej dłoń ze swojego barku, wciąż była opanowana, przynajmniej pozornie. W myślach miała chaos, ale wiedziała, co musi zrobić — Nie pozwolę ci tknąć mojej siostry — zaakcentowała. — Ani nikogo innego. Jak chciałaś krwi, trzeba było powiedzieć. Dam ci moją. Ale nie tutaj. Chodź.

Chwyciła szaroskórą za dłoń i poszła do ich tymczasowego „pokoju”. Widząc rzucony topór Izaury, schowała go pod kocem na jej łóżku, po czym zwróciła się do biologicznej siostry.

- To do dzieła. – Wystawiła swoją dłoń przed nos krwiopijczyni. – Szczerze mówiąc to ciężko mi się oswoić z całą tą sytuacją. Bliźniaczka Izaury, ty i to jako wampirzyca. Ciągle o tym zapominam, jakby jakaś część mnie widziała cię jako mroczną elfkę, taką jak ja. Nie wiem dlaczego, może podświadomie chcę, by było między nami lepiej i to mogłoby być coś, co nas łączy. Choć jedna rzecz. Oprócz więzów krwi oczywiście – uśmiechnęła się słabo, po czym pozwoliła wampirzycy na skosztowanie jej krwi.

Po wszystkim Ama była nieco przytłoczona, nawet jeśli cierpliwie to zniosła, nie okazując żadnej słabości. W jej głowie jednak szalały emocje tak silne, że nie zdołała ich całkowicie powstrzymać.

- Starałam się. Naprawdę. Ale wiesz co? Pieprz się – prychnęła. Na jej twarzy wciąż jednak nie widać było złości, tylko grymas zdradzający rozczarowanie.

Zaraz po tym wyszła ze stodoły i postanowiła, że zobaczy co u Izaury i Quil. Siyne natomiast dała kredyt zaufania i zostawiła ją samą. Pójdzie chlać? Zwieje? Kto wie. Spiczastoucha powoli traciła nadzieję, czy cokolwiek da się zrobić z tą wampirzycą. Skrycie liczyła jeszcze, że może w ten sposób coś do niej dotrze, choć czuła, że to błąd. Wiedziała, iż tak naprawdę nie powinna zostawiać samej ani jej, ani Izaury. Niestety nie była w stanie się rozdwoić.
W karczmie wśród zbieraniny niziołków nie mogła jej znaleźć. Spytała więc Arnory czy nie widziała blondynek, ta tylko mruknęła, że chyba widziała, jak wychodziły. Ama podziękowała grzecznie za informacje i poszła w stronę wyjścia. Po drodze zauważyła te wszystkie spojrzenia w jej stronę. Pełne strachu, pogardy, może nawet obrzydzenia? I to tylko dlatego, że była elfką? Mimo to starała się to ignorować.

" Skup się na swoich sprawach" – powtarzała w myślach, dzięki czemu faktycznie zdołała to zrobić. Niestety, gdy opuściła Kransoludzką Brać zastała tylko obcych jej przechodniów, którzy również bezczelnie się na nią gapili. "I co teraz? Szukać jej czy dać trochę swobody i wrócić do Siyne?". Ama boleśnie odczuwała skutek tego, że nie mogła być w dwóch miejscach jednocześnie.
Awatar użytkownika
Siyne
Błądzący na granicy światów
Posty: 19
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Kurtyzana , Służący , Żebrak
Kontakt:

Post autor: Siyne »

        Czekając na odpowiedź swojej siostry, wampirzyca uświadomiła sobie, że wcześniej doszło do czegoś…dziwnego. Bycie pobitą, po raz kolejny w ostatnim czasie, przez Izaurę nie było niczym wyjątkowym. Krasnoludzica miała nerwy równie krótkie, jak kutas, którego jak dotąd zdołała przed światem ukryć. Jednakże bliźniaczka Izaury, jakkolwiek jej na imię było, zrobiła coś dziwnego. Nawet przez objawy głodówki i niedoboru alkoholu wampirzyca zdołała dostrzec, że słowa jej były o wiele bardziej jadowite niż słownictwo przez nią wykorzystane. Co jak co, ale lata bycia zwyzywaną w różnych sytuacjach sprawiły, iż łatwo było odróżnić “Ty ladacznico” znaczące “ty tania siło przerobowa w kwestiach seksualnych”, a to mające przekaz taki jak “Ty nędzna istoto płci kobiecej, tysiąc lat przekleństw nie zdoła wyjaśnić tego, co zamierzam z tobą zrobić za to że śmiesz egzystować w mojej obecności”. Różnice były czasami bardziej, czasami mniej subtelne, przy czym Quilithea i jej niepasujące do reszty dnia zachowanie należało raczej do tej drugiej kategorii. Zwykła osoba zmartwiłaby się tym, może by nawet ostrzegła kogoś o tym, co możnaby było na podstawie tego wywnioskować, ale cóż… Siyne była już od wielu lat tak daleko od normalności jak to było fizycznie możliwe.

“Coś czuje, że jak to wszystko jebnie, to nawet wisząca w powietrzu obecność piekielnych będzie ledwie wisienką na torcie zjebania, który nam tutaj powoli dojrzewa…”

        Z zamyślenia wyrwała ją jej siostra, czy też raczej pizda, która ów tytuł nosiła, skoro byle ucisk doprowadził ją do bólu. Jakim cudem ktoś taki był w stanie bronić innych, poświęcając swoją własną krew? Wampirzyca parsknęła na wspomnienie o “siostrze”, czyli Izaurze. Ona naprawdę uważała kogoś innej rasy za bliższą rodzinę niż jej rodzona siostra. Gdyby wciąż miała serce to pękło by ono w tej sytuacji, ale w jego miejscu była teraz jedynie otchłań, która beznamiętnie zaakceptowała tę wiedzę.

- Bleh, znalazła się męczenniczka, gotowa poświęcić się, by zamazać swoje własne przewinienia. - Siyne wymamrotała pod nosem, gdy tylko szaroskóra elfka zaczęła ciągnąć ją do miejsca, gdzie były przeznaczone dla nich łóżka. - Krew hipokrytów smakuje najgorzej, wiesz?

        Gdy znalazły się przy łóżku, myślała, że Amaranta zechce się położyć, lub usiąść choćby, lecz zamiast tego ta schowała topór, jakby miał on naskarżyć o tym, co będzie się tu działo, a następnie wciąż stojąc na własnych nogach, zaoferowała dłoń, dając ją tak blisko, że nieumarła doskonale słyszała dudnienie serca roznoszące się po żyłach młodszej siostry.

- Nie musisz mi mówić co mam robić. I weź nie pierdol o ciężkiej sytuacji. To, że nie potrafisz odróżnić tego, jak mnie pamiętasz od tego, kim się stałam to tylko i wyłącznie twój problem i tylko ty jesteś za to odpowiedzialna.

        Jej szept był pełen złych emocji oraz agresji, ale mimo to jej usta już od kilku chwil pokazywały dorodne wampirze kły gotowe do odnowienia sił witalnych pijaczyny. Chwyciła dłoń Amaranty dwoma swoimi, na tyle mocno by elfka nie mogła się szarpać, a następnie zbliżyła swe wargi wpierw do dłoni, lecz zaraz po tym przesunęła je do nadgarstka, gdzie główna tętnica wyglądała na niezwykle kuszący kąsek. Wizja obfitego posiłku podnieciłaby ją, gdyby jeszcze coś w niej było coś, mogłoby odczuć tę emocję. Niestety opłakany stan jej umysłu nie miał znaczenia ze względu na fakt, iż jej ciało wciąż instynktownie chciało rozkoszować się tak niezbędną do życia czynnością, szczególnie po tak wielu dniach głodówki. Wynikiem końcowym tego był fakt, iż przed wkłuciem się w źródło życiodajnego płynu postanowiła ona polizać wybrane przez niej miejsce, w międzyczasie przemawiając dalej do swej siostry, wcześniejszy gniew zastąpiony sarkastycznym, cierpkim tonem.

- Podsuwać tak dłoń głodnemu wampirowi to jakby rozebrać się przez znanym gwałcicielem i krzyczeć z całych sił, że jest się napaloną i bezbronną dziewuszką. - To, że przeciąganie tego wszystkiego najprawdopodobniej wkurwi Amarante jeszcze bardziej to był oczywisty, a zarazem mile widziany efekt uboczny tego, co właśnie robiła. Wampirzyca i tak miała przesrane, nic więc nie stało na przeszkodzie, by skoczyć na główkę wprost w nadchodzącą falę główna, jaką była cała ta sytuacja. - Może bym mocniej się przyłożyła do odnalezienia ciebie, gdybym wiedziała jaką puszczalską kurwą zostaniesz bez mojej opieki.

        Nim mroczna elfka zdołała odpowiedzieć, zmienić zdanie lub też w inny sposób wyrazić swoje niezadowolenie, Siyne wbiła swoje kły, a do rany w ten sposób powstałej przyssała się niczym umierające z głodu niemowlę do mlecznego sutka swojej matki. Odzyskiwała siły z każdą kroplą co Amaranta czuła po coraz silniejszym uścisku swojej starszej siostry, a niemal erotyczne odgłosy wydobywające się z gardła nieumarłej poznałaby cała okolica, gdyby nie nadgarstek Amaranty, który skutecznie tłumił niemalże zwierzęce dźwięki Siyne. Minęło wiele chwil nim Siyne w końcu zdołała nakarmić się do syta, a gdy odczepiła się od ręki swojej siostry, ta była widocznie bledsza niż wcześniej. To, jakim cudem dalej była przytomna po tak dużej utracie krwi, było zaskakujące, choć najprawdopodobniej było związane z emocjami, które mroczna elfka postanowiła przelać w bezlitosne słowa.

- No to zjebałaś, a nie się starałaś. - Odpowiedziała siostrze, nim ta zostawiła ją samą. Fakt, że wciąż oblizywała swoje usta wcale nie uczynił jej słów milszymi. - I uwierz mi, będę się pieprzyć tam, gdzie będziesz spała i to toporem twojej siostry, a gdy skończę, to na dokładkę nasram ci na poduszkę!

        Ostatnie słowa były wykrzyczane w plecy Amaranty, gdy ta opuszczała stodołę. Siyne jeszcze przez chwile patrzyła tam, jakby licząc na to, że jej siostra wróci, choćby i po to, żeby uderzyć ją lub odpowiedzieć kolejnymi obelgami na jej zaczepki, ale nic takiego się nie stało. Wciąż świeży na ustach posiłek krwi sprawił, że była bardziej przytomna, a co za tym idzie o wiele bardziej świadoma emocji i myśli, które zaczęły ją coraz bardziej torturować.

- … Idiotka. - To, że akurat w tym momencie odwróciła wzrok z dala od drzwi, za którymi zniknęła młodsza efka, było nieprzypadkowe, tak samo również to, iż mimo swych gróźb nie zrobiła nic z tego, co wymieniła. Zamiast tego czekała, licząc na to, że Amaranta będzie już daleko od drzwi, co by móc wymsknąć się do tawerny i zwinąć komuś kufel piwa czy dwa.

P R Z Y P R O W A D Ź        I C H        D O        M N I E

        Głos wbił się w jej głowę niczym strzała, powalając ją na kolana, ledwie chwyciła swoją przepełnioną nagłą agonią łepetynę. Przez chwilę nie była pewna czy to nie jakaś oznaka szaleństwa, ale gdy zdołała skupić się na czymś innym niż bólu, zdołała zauważyć coraz bardziej intensywną czerwoną poświatę wydobywającą się zza niej… z jej pleców, w momencie tym bowiem dotarło do niej, że zsunął się z niej koc.

- H-ha, jebany zwyrolu, myślisz, że jak ci staje od bycia mrocznym i tajemniczym to będę błagać cię o litość w zamian za nie wiadomo co? - To, że służy piekielnym, gówno znaczyło, jeżeli byli oni chujami, a ich rozkazy były zbyt ogólne, to że nie mogła się im przeciwstawić. Zazwyczaj robiła to, by być wrzodem na dupie, ale tym razem były też inne powody, ponieważ już teraz podejrzewała o kim mowa. - Przestań pierdolić i powiedz, o kogo ci chodzi. Jestem dziwką, nie jasnowidzem, choć zaczynam mieć wizje tego, jak drobnego masz chuja, skoro nie masz nawet jaj, by się tu pokazać na żywo.

N I E        T E S T U J        M N I E        Z A B A W E C Z K O

        Ból był o wiele silniejszy tym razem, ewidentnie zamierzony, w czasie gdy wcześniejszy był ledwie skutkiem ubocznym tego sposobu komunikacji. Wszystkie mięśnie w jej ciele zamarły w bezruchu od przeszywającej ją na wskroś agonii, przez co ani dźwięk nie opuścił jej sparaliżowanego gardła.

O Z N A K O W A N E        D Z I E C I        G Ó R
Z N A J D Ź        W S Z Y S T K I C H
E L F        M R O K U        P O M O Ż E
Z B I E R Z        I C H
A        G D Y        P R Z Y J D Z I E        C Z A S
Z A B I E R Z        I C H        D O        C Z E L U Ś C I
Z A B I E R Z        I C H        D O        M N I E


- J-jak sobie życzysz. - Siyne ledwo zdołałą wypowiedzieć te słowa przez zaciśnięte zęby, równie wkurwiona co zaniepokojona. Rzadko kiedy piekielni wciągają inne osoby w zabawy z nią… chyba że to nie figle są w głowę tego, którego głos zdawał się rozrywać jej głowę na strzępy od środka. - Coś jeszcze?

        Odpowiedziała jej cisza, choć ciężko było powiedzieć czy jej własne słowa nie dosięgły piekielnej istoty, czy też nie było nic innego do dodania. Ból powoli zanikał, aż w końcu Siyne stała się świadoma szumu w jej głowie, bez wątpienia echo rozkazów, które otrzymała, a które to zacznie się nasilać, jeżeli nie postąpi zgodnie z nimi. Jej cyrograf miał też inne metody, by wymusić od niej posłuszność, ale ten wykorzystywany teraz był najczęściej stosowany, przez co Siyne była przyzwyczajona do tego typu sytuacji.

- Jebany piekielny, mógł trochę szybciej dać znać, kiedy wszystkie osoby, o które prosił były w tym samym miejscu, a nie kurwa czekać na święto lasu, kiedy to wszyscy pójdą w pizdu…

        Jej nogi jeszcze drżały, gdy zdołała podnieść się z podłogi, ale gdy już odzyskała swój koc i była nim szczelnie owinięta to już niemal nie czuła skutków tego, do czego doszło. Szum w jej głowie narastał, więc nie chciała zwlekać dłużej. W miarę żwawym krokiem skierowała się od stajni do karczmy. Gdy dostała się do środka, przez chwilę przytłoczył ją zapach alkoholu, ale ledwie pomyślała o przerwie na piwo, a jej ręką przestała być jej posłuszna. Dopiero gdy odetchnęła wściekle kilka razy, skupiając się na znalezieniu krasnoludzica, odzyskała panowanie nad swoją kończyną.

- Gdzie się rozsiadły te dziwki pierdolone…

        Łaziła między stolikami, zwracając na siebie uwagę oraz pogardę miejscowych. Bez wątpienia część z nich już plotkowała o tym, co rozpowiedziała, nie dziwiła się więc takim obrotem wydarzeń. To jednak co działało jej na nerwy to fakt, iż nie mogła ich znaleźć, a cyrograf coraz bardziej dawał o sobie znać, niemal zagłuszając jej własne myśli. O dziwo, zależnie od tego, gdzie patrzyła, szum zdawał się słabszy. Zrozumienie, czemu tak było, zajęło jej kilka chwil błądzenia między klientami karczmy.

- Huh. Nie wiedziałam, że służysz za kompas. - Siyne powiedziała to do siebie, a to, że jej cyrograf zareagował delikatnym pulsem magii, wampirzyca całkiem zignorowała, nie chcąc się zastanawiać nad tym, czy to, co miała na plecach, było w pewien sposób świadome.

        Została skierowana do wyjścia z budynku, tam więc się udała. Pierwsze co rzuciło jej się w oczy to, że Amaranta stałą jak świeże gówno na środku przejścia, omijana przez gapiących się na nią przechodniów. Druga rzecz to fakt, iż cyrograf chciałby, aby szła w inną stronę, niż kierunek gdzie stała jej siostra.

“Czyli wskazuje pewnie te dwie krasnoludzkie ździry…”

        Nie chcąc przeciwstawiać się temu, co zostało jej zasugerowane, postanowiła podejść najpierw do mrocznej elfki. Przez chwilę chciała ją po prostu złapać i zaciągnąć do krasnoludzic, ale wtedy nie byłaby zbyt pomocna. Zaś gdyby zagrałaby odpowiednio, to Amaranta pomogłaby jej kontrolować obydwie nordki, trzymając je na smyczy je swoim słowem i obecnością. Dlatego też położyła swoją rękę na barku Amaranty, tym razem nie wkładając w to ani krztyny nowo odzyskanych sił, a następnie zaczęła jej szeptać do ucha w pośpiechu.

- Piekielne energie wiszą w powietrzu. - Nie było to kłamstwo samo w sobie, ale sporo rzeczy było niedopowiedziane, ale elfka nie mogła o wszystkim wiedzieć. Nie, żeby to był problem Siyne, to wina Amaranty, że tak długo przebywała z wampirzycą, by doszło do tej sytuacji. - Szukamy twojej męskiej siostry i jej równie męskiej koleżanki, wolałabym mieć je między sobą i tym, co może się tu wkrótce zjawić.

        Nie czekając na mroczną elfkę, zaczęła iść zgodnie ze wskazówkami, które piekielna magia jej dawała. Nie musiała ciągnąć Amaranty za sobą, wiedziała bowiem że ta ma zbyt miękkie serce i dupę, by zostawić ją i krasnoludki w potencjalnym niebezpieczeństwie bez jej nadzoru. Na całe szczęście nie musiała kręcić się długo po okolicy, po kilku minutach błądzenia po mieście, za kolejnym budynkiem, ujrzała ona dwie nordki... w towarzystwie kolejnego, podobnie oznakowanego krasnoluda.

- Oh?

        Powiedziała, zaskoczona, że jest ktoś jeszcze, kogo prawdopodobnie też będzie miała zabrać w przyszłości na wycieczkę, a po części z ulgi, cyrograf bowiem przestał ją ciągnąć, gdy tylko cała trójka pojawiła się w zasięgu jej wzroku. Teraz pozostawało tylko zachować bezpieczny dystans i poczekać, aż Amaranta zrobi swoje i powstrzyma całą zgraję przed rozpierzchnięciem się po wszystkich kątach tego miasta.
Awatar użytkownika
Izaura
Błądzący na granicy światów
Posty: 18
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Krasnolud
Profesje: Wojownik
Kontakt:

Post autor: Izaura »

Arnora spojrzała podejrzliwie na Quil, a następnie Izaurę, która w momencie, gdy jeden ze znaków tej pierwszej bliźniaczki zalśnił, natychmiast się odwróciła.

- Huh? Jaką prawdę? – spytała blondynka wyraźnie zaskoczona urwanym zdaniem bez kontekstu.

Towarzysząca im w tym czasie krasnoludzica uniosła brwi, nieco zaskoczona, po czym pokręciła głową, jakby zaprzeczała temu, co zobaczyła i uznała za zwykłe przewidzenie. Po chwili ciężko westchnęła, obleśne komentarze wampirzycy wystawiały na próbę jej cierpliwość i jednocześnie napawały niepokojem. Bo co jeśli nie są to tylko złośliwe kłamstwa? Skąd mogła wiedzieć, w ogóle nie znała tych obcych. Nordka mimo wszystko usiłowała zachować spokój i pozory gościnności. Wewnętrznie jednak coraz bardziej żałowała, że ci nieznajomi w ogóle zostali tu wpuszczeni i na dodatek ona musiała o nich zadbać. Jedynym co mogło poprawić sytuacje to solidny kufel krasnoludzkiego piwa. Może to jakoś bardziej pozwoli się wszystkim zintegrować… albo chociaż przetrwać.
Arnora ledwo nadążała za bliźniaczkami dysponującymi znacznie dłuższymi nogami. Miała obawy co do pozostawienia samych sobie spiczastouchych, ale skoro już musiała wybierać, to postanowiła zostać z przedstawicielkami własnej rasy.

- Zdrowie! – wykrzyknęła Izaura, zajmując pierwszy lepszy stolik i unosząc ledwo co przyniesiony kufel tak raptownie, że kilka kropel polało się po jego ściankach, podobnie podczas stuknięcia, gdy częściowo rozlała jego zawartość. Naczynie było jednak wystarczająco szeroki i głębokie by wciąż złotego trunku wystarczyło na kilkanaście porządnych łyków.

Nikogo to nie obchodziło, nikt nie krzyczał. Na sprzątanie przyjdzie jeszcze pora, ale nie teraz. Nie, gdy wszyscy mieli tutaj dobrą zabawę. No prawie.
Pijany mężczyzna, który zaryzykował przystawianie się do bliźniaczek, bardzo szybko wylądował na ziemi i nikt nawet nie zwrócił im uwagi, o ile ktokolwiek zauważył, że to wprawdzie sprawka Quillithei. Izaura była nieco zaskoczona i to pozytywnie. Jej rodzonej siostrze nie brakowało krzepy, a na dodatek świetnie sobie poradziła z namolnym delikwentem. Nordka zaśmiała się w głos i zaklaskała, coraz bardziej widziała drugą blondynkę jako prawdziwą siostrę, nieufność zanikała i powstawały więzy zaufania. Przynajmniej takie miała wrażenie.

-Oj, gdyby tylko Amaranta tu była... – pomyślała jasnowłosa. Na szczęście morczna elfka wciąż nie zaszczyciła tego przybytku swoją obecnością, więc Izaura mogła cieszyć się wolnością niczym dziecko z dala od surowych rodziców.
- To było dobre! – wykrzyknęła nordka, słysząc żart swej rodzonej siostry na temat tamtego pijaka. Nie grzeszyła bystrością tak, jak spiczastoucha więc nie zauważyła żadnych niepokojących sygnałów.

Na dodatek temat szybko się zmienił, bo już po chwili uwagę dziewczyn przykuł tajemniczy krasnolud o niebieskich tatuażach i ku jej uciesze Quilithea sama zasugerowała, aby za nim pobiec. To brzmiało jak początek dobrej przygody. Zupełnie jak w książkach, nie żeby sama sobie czytała, ale Amaranta to często robiła i opowiadała jej o nich przed snem. Blondynka dopiła na szybko ostatnie krople z dna kufla. Przez lata zabraniane przez mroczną elfkę było dla Izaury niczym zakazany owoc. Nie trwało to na szczęście długo, opóźnienie pogoni wyniosło zaledwie sekundę może dwie. Niestety tamten krasnolud szybko zniknął w tłumie. Bliźniaczkom pozostało jedynie wyjść na zewnątrz, bo liczny tłum w środku zagłuszał i zasłaniał wszystkie możliwe tropy.
Jak się okazało, była to najlepsza decyzja, jaką mogły podjąć. Nord o błękitnych znamionach również postanowił zaczerpnąć świeżego powietrza. Nim Iz w ogóle zdążyła zareagować, Quil już chwyciła tajemniczego osobnika za fraki i zażądała odpowiedzi. Druga krasnoludzica również nie mogła zbyt długo pozostać w tyle.

- Mam dwa pytania – zaczęła Iz, wskazując na zszokowanego bruneta palcem z pełną powagą w oczach – Po pierwsze kim są dzieci księżyca i po drugie gdzie można napić się czegoś mocniejszego, bo po tym przeciskaniu się przez tłum strasznie mnie suszy – stwierdziła zaintrygowana obiema kwestiami w równym stopniu.
Awatar użytkownika
Quillithea
Błądzący na granicy światów
Posty: 13
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Krasnolud
Profesje: Wędrowiec , Łowca , Artysta
Kontakt:

Post autor: Quillithea »

        - Nic, nieważne - skwitowała Quillithea, słysząc pytanie siostry o doprecyzowanie. Sama zdziwiła się co do tego zjawiska; słyszała bowiem, że istnieje duża więź bliźniaczek, na tyle wielka, że rodzeństwo rozumiało się bez słów. Aczkolwiek tutaj ani Izaura, ani Quill nie miały okazji wychować się razem - nie miały na pewno tej samej przeszłości i doświadczeń. Mimo że łączyły je zapewne więzy krwi, nie mogły tak szybko połączyć umysłów. Czy to w ogóle było możliwe? Czy miały szansę być takie bliskie, jak im pisane…?

***

        Zdziwienie malowało się na twarzy Quillithei. Trwało ono dosłownie sekundę, lecz stanowiło w pewnym sensie metaforyczne przejście krasnoludzicy z aktorki do jej najbardziej wstydliwego ja - sadystycznego. Morderczego. Prawdziwego. Dlatego też kilka minut po całej akcji, kobieta uśmiechnęła się z opóźnieniem, euforycznie wręcz ukazując całą maniakalną ekscytację, skrywaną od tak dawna. Izaura nie zauważyła zmian - to dobrze. W takim razie teraz Quill nie tylko ma nadzieję, że zostanie zaakceptowana przez własną siostrę.

        Iz musi ją zaakceptować. Za wszelką cenę. A w tym wypadku trzeba będzie jeszcze uważać na Amarantę - elfka wydawała się mózgiem całej grupy i uwierzyła w grę aktorską Quillithei. Aczkolwiek jeden nieuważny krok i białowłosa z łatwością coś zauważy - a wtedy może również zasiać ziarno nieufności w Izaurze. Nordka zatem musi doskonale równoważyć swoją prawdziwą naturę, jednocześnie pokazując siostrze swoje prawdziwe ja i kryć się pod płaszczem niewinności przy Amarancie.

        - Maleńka, jesteś tego pewna? - zapytał Trido. Quillithea w odpowiedzi jeno skinęła ledwo zauważalnie głową.

        - A zatem, Iz - rzekła spokojnie, w przerwie między słowami dopijając złoty trunek. - Narobimy trochę zamieszania. Co ty na to?


        I to dosłownie. Quillithea nie hamowała się przy przesłuchaniu mężczyzny o błękitnych znamionach. Jednocześnie grała, próbując w jak najlepszy sposób pokazać swoją drugą twarz bliźniaczce, a jednocześnie miała na uwadze ewentualne przeszkody na drodze. Jak na przykład widok gapiów - Amaranty i Siyne, które kątem oka dostrzegła zaledwie po sekundzie ich przybycia. Krasnoludzica zmarszczyła brwi. Jeżeli Amaranta nagle wkroczy i upomni je obie, nigdy nie dowiedzą się więcej o swoim pochodzeniu. Dlatego Quill ponownie musiała wejść w rolę niewinnej dziewki. Żeby to wyszło bardziej naturalnie, na wzmiankę o dzieciach księżyca zrobiła wielkie, maślane oczęta - niby to zaskoczona tą informacją.
        - Jak to… - rzekła, a jej głos był na tyle donośny, że kobieta była pewna, iż Amaranta oraz Siyne ją usłyszały. - Wiesz, skąd mamy te znamiona…? - zapytała, równie zaskoczona co jej rozmówca. Mężczyzna rozejrzał się.
        - To tajne. Chodźcie. Wszystko wam powiem.
Gdyby nie świetna gra aktorska Quillithei, kobieta zaśmiałaby się wręcz szaleńczo. Tajne. To oznaczało, że tylko ich trójka powinna być przy ich rozmowie, co rozwiązywało problem podejrzliwych oczu elfki i wampirzycy. Nordka wypuściła nieznajomego ze swojego żelaznego uścisku, po czym chwyciła siostrę za rękę i popędziła za nim.
Byleby tylko usłyszeć w końcu prawdę.

***

        Dosłownie 5 minut spacerem zajęło im dotarcie do “Grodzkiej czeluści”. Nordka narzuciła dość konkretne tempo, aby mieć pewność, że w tłumie zgubi ciekawskie spojrzenia, Gdy bliźniaczki i tajemniczy mężczyzna w końcu weszli do karczmy, zajęli kawałek długiego stołu w kącie, po czym Quill zniknęła na chwilę, aby załatwić trunki.
        - Wytargowałam jedną z mocniejszych nalewek. Próbujemy? - rzekła, wracając do towarzyszy. Mówiąc “wytargowała” oczywiście miała na myśli, że sprytnie podeszła do zadania i przedstawiła się jako znawca alkoholi, obiecując solidną ocenę i więcej klientów w zamian za najlepszy i najmocniejszy napitek - oczywiście, że złamanego grosza nie wydała. Nordka nie posiadała przy sobie nawet pół ruena.
Nieznajomy potulnie skinął głową, po czym pierwszy wychylił pierwszego kielicha.
        - Nazywam się Egnar - zaczął. - Dotąd myślałem, że jestem ostatnim żyjącym synem księżyca… Aż ujrzałem was. Wiele lat temu ostatnie dzieci księżyca zostały porwane z wioski, w której żyłem. Od tego czasu Prasmok się pogniewał i już nigdy takich nie widziano… Jakby to uprościć… Jesteśmy bardzo ważnym, magicznie uzdolnionym okazem… - Chwycił się za głowę. - Każde dziecko księżyca posiada wyjątkowe zdolności, dzięki którym bywaliśmy wybierani na przywódców. Nikt nie kwestionował władzy dzieci księżyca. Nie wiem… czy to dla was wystarczające?
Quill zmarszczyła brwi.
        - Czekaj… ostatnie zostały uprowadzone? - zainteresowała się nordka. Ukradkiem spojrzała na swoją siostrę, szukając w wyrazie jej twarzy stosownej odpowiedzi. Czy ona coś wie?
        - Tak, uprowadzone. Konkretniej jedna z nich, to były siostry… bliźniaczki. - Egnar wydawał się równie zaskoczony tym odkryciem, co krasnoludzice. Jakby dopiero teraz połączył wątki.
        - To którąś z was wtedy porwano…

***

        Gdy zaś o uprowadzonych dzieciach wtedy mowa, w tej samej chwili w Krasnoludzkiej Braci Arnora chowała coś w piwniczce. Zawinięte w kocyk “coś” cicho pomrukiwało, a kobieta coraz bardziej panikowała.
Nikt nie mógł bowiem dowiedzieć się, że właśnie ukradła córkę jednego z ważniejszych członków plemienia złożonego z lodowych elfów.
Awatar użytkownika
Amaranta
Błądzący na granicy światów
Posty: 19
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Mroczny Elf
Profesje: Mag , Mędrzec
Kontakt:

Post autor: Amaranta »

Amaranta coraz gorzej znosiła ostre jak brzytwa słowa Siyne, które co rusz przeszywały jej serce. Nie zwróciła nawet uwagi na to, jak wampirzyca przeciągała moment wbicia się kłami w jej rękę. Po prostu czekała w niemym zamyśleniu.

- Mhm – odburknęła, nie zważając nawet zbytnio, na jakie słowa przytakuje.

Jedynie lekki grymas bólu pojawił się na twarzy mrocznej elfki, gdy nieumarła zaczęła swój posiłek. Przez cały ten czas miała w głowie jedynie myśl, aby zostawić swoją biologiczną siostrę, spisać ją na straty. Zaczynało brakować jej sił, aby naprawić osobę, tak mocno odartą z człowieczeństwa. Potrzeba by było naprawdę wiele czasu, by uzyskać i tak niepewne efekty, a przecież Ama miała jeszcze Izaurę.

Wprawdzie z krasnoludzicą nie łączyły ich więzy krwi, ale nigdy by się jej nie wyrzekła.

- Na to wygląda… - odpowiedziała Siyne. Przynajmniej próbowała, tego sobie zarzucić nie mogła.

Następnie poszła szukać bliźniaczek, bo jak podejrzewała, szwendały się gdzieś razem. W karczmie jednakże zastała jedynie pełne pogardy spojrzenia i rasistowskie komentarze rzucane niby pod nosem. Odetchnęła więc gdy wyszła z budynku.
Ledwo jednak zaczerpnęła świeżego powietrza, poczuła czyjąś dłoń na ramieniu. Od razu się odwróciła i z niedowierzaniem spostrzegła Siyne. Rozdziawiła usta i już miała coś powiedzieć, ale wampirzyca ją w tym ubiegła.

- O nie… - mruknęła Amaranta z rozczarowaniem i bezsilnością.

Czyżby to te same co spaliły ich dom, a przecież uciekły tak daleko. Mimo beznadziejności sytuacji mroczna elfka przyznała swojej biologicznej siostrze racje co do jak najszybszego odnalezienia nordek. Daleko raczej nie uszły, poza tym Izaura by jej nie zostawiła. Miała pewność w tej kwestii.

– To do dzieła – zarządziła i zaczęła się rozglądać.

Elfka szybko obrała kierunek, ale Siyne miała swoje zdanie i zaskakujące pewnie szła w jednym, konkretnym kierunku. Spiczastoucha założyła więc, że może jakimś cudem wie, gdzie się podziały bliźniaczki. Poszła więc za nią.
Teoria najwyraźniej się potwierdziła, bo odnalazły je zaskakująco sprawnie. Na dodatek dziewczynom towarzyszył nord o podobnych znamionach na ziele. Ama była zaintrygowana. To nie mógł być przypadek.
Już stąd mroczna elfka zdołała usłyszeć pytanie zadane przez Quil.

- A więc jednak… - pomyślała. Dziewczyny chciały poznać prawdę o sobie i miały do tego pełne prawo. Aczkolwiek w jakiś sposób zasmuciło to Amarantę. Postanowiła nie podchodzić tak od razu, dając im jeszcze chwilkę na spokojną rozmowę z mężczyzną.

Jednakże widząc, jak nagle oddalają się bez słowa, zaczęła wątpić, czy postępuje słusznie i mimo chęci pognania za blondynkami stała jak ten słup soli i również Siyne nie pozwoliła za nimi ruszyć. Jednakże myśl o piekielnych energiach wisiała jej z tyłu głowy. Powinny uciekać, ale czy w ogóle miały dokąd? Było w samym środku mroźnej krainy. Ama wprawdzie mogłaby ich teleportować co jakiś odcinek, ale mimo wszystko potrzebowali odpowiednich rzeczy i zapasów.

- Poczekajmy na nie w Krasnoludzkiej Braci, z pewnością prędzej czy później tam zajdą. Wtedy rozważymy co dalej – stwierdziła mroczna elfka, sama nie wierzyła w to, co mówi.

Stale wahała się, czy być niczym nadopiekuńczy rodzic, czy dać siostrze swobodę. Na razie kurczowo trzymała się tej drugiej opcji, ale obawiała się, że w miarę upływu czasu pęknie.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Daleka Północ”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości