Rododendronia[Ulice miasta] Cień spotyka noc

Rododendronia od wieków strzeże północnych krańców Środkowego Królestwa, zapewniając położonym bardziej na południe miastom względny spokój. Na północy krążą hordy potworów, których to dzielni wojownicy - swoją drogą jedni z najlepszych - usiłują trzymać z daleka od spokojnych ziem na południu. Królestwo Rododendroni posiada kopalnie najczystszego żelaza, z którego lokalne kuźnie wytapiają najznakomitszą stal, co zdecydowania ułatwia zadanie obrońcom.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Bhaskar
Błądzący na granicy światów
Posty: 11
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Włóczęga , Rzemieślnik
Kontakt:

[Ulice miasta] Cień spotyka noc

Post autor: Bhaskar »

Robiąc unik przed ponad półmetrowym dorszem, Bhaskar doszedł do wniosku, że musi być masochistą. To było jedyne logiczne wyjaśnienie jego obecności w jednym z najgorszych możliwych miejsc dla samotniczego i nietowarzyskiego kota. Stulone uszy bolały go już od wrzasków i ogólnego gwaru, jego nos już dawno ogłupiał od nadmiaru mniej lub bardziej aromatycznych wrażeń zaś przestrzeń osobista, którą tak sobie cenił, została bezlitośnie pogwałcona. A teraz, jakby tego wszystkiego było mało dla niezbyt cierpliwego panterołaka, ktoś chciał znokautować go jedzeniem. Zdecydowanie musiał odetchnąć.
Lawirując między kolorowymi straganami i kramami, a rzeką ludzi, która próbowała porwać go w głąb tego piekła, przedostał się na obrzeża targu i otrząsnął się, jakby wyszedł z prawdziwego potoku. Poprawił zaraz odruchowo swój prowizoryczny kaptur, który rzucał cień na jego wykrzywioną odrazą twarz. Całe jego odzienie przeszło zapachami targu - wystawionym żywym inwentarzem, ziołami, ale też i ludźmi. Całe szczęście nie był do tych szmat przywiązany i za parę godzin może uda mu się od nich uwolnić. Pociągnął za lniany rękaw - skóra go swędziała i był niemal przekonany, że to ten piekielny sztywny materiał, a nie pchły. Niemniej... nie zaszkodzi wskoczyć do jakiegoś jeziora w najbliższym czasie. Profilaktycznie.

Stojąc na uboczu, przyklejony plecami do ściany kamienicy tak by nikomu nie wadzić (czy też raczej żeby inni nie przeszkadzali jemu), obserwował motłoch lekko zmrużonymi ślepiami. Leniwie zachodzące wiosenne słońce wydobywało intensywną żółć jego tęczówek i igrało na krzywiznach złotej obroży, którą mężczyzna nieumyślnie odsłonił, gdy wojował z ubraniem.
W pewniej chwili panterołak gwałtownym ruchem podniósł ręce i niemalże przywalił sobie otwartymi dłońmi w twarz. Przejechał nimi powoli po całej jej długości, jednocześnie wznosząc oczy ku górze. Na bogów, co mu do łba strzeliło żeby tu przychodzić? Pytanie było, rzecz jasna, retoryczne, bo przecież nie był zagubionym w dużym mieście kotkiem. Miał cel i zadanie, które już w początkowej fazie zaczynało go przerastać.
Osunął się powoli na ziemię, oparł przedramiona o kolana i zwiesił łeb by we względnym spokoju pomyśleć. Z trwającej kilkanaście minut zadumy wyrwał go brzęk monety u jego stóp rzuconej przez jakąś wyjątkowo miłosierną rękę. Zacisnął dłonie w pięści by opanować pierwszą falę gniewu, lecz gdy podniósł wzrok nikogo już przed nim nie było. Świetnie, teraz jeszcze został żebrakiem. Cudownie. Miał wielką ochotę odreagować dzisiejsze przeżycia, ale pamiętał jeszcze smak szczurów zamieszkujących lochy. Poza tym... nie chciał się zapomnieć, bo to groziło gorszymi przeżyciami niż noc w miejskich lochach.
Pozwolił swoim myślom dryfować dalej, bo to wyraźnie go uspokajało. To oraz ciepło ostatnich słonecznych promieni. Powinien się teraz w nich wylegiwać gdzieś w cichej i spokojnej głuszy, leżąc w zwierzęcej postaci na jakimś nagrzanym kamieniu. Niemal się uśmiechnął na tę myśl. Miast tego jednak musiał siedzieć tutaj obserwując jak jakieś ludzkie dziecko próbuje ukraść jabłko ze straganu... O, nakryli go. Czy utną mu złodziejską rączkę? Bhaskar poruszył się lekko na swoim miejscu, nieznacznie zaciekawiony rozwojem sytuacji.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Nie było chyba przyjemniejszego zwieńczenia nowiu, jak odespanie wszelkich popełnionych błędów na pniu wielkiego drzewa, grzejąc się w południowym słońcu. No, może popołudniowym. Kimiko bardzo niechętnie uchyliła jedną powiekę, próbując rozeznać się w sytuacji. Zaatakowało ją światło, dźwięki i zapachy jednocześnie. Wieczornym więc. No to ładnie sobie pospała.
        Mmm, rybka!
        Zaraz, jakim cudem przegapiłaby targ rybny w Randill?
        Otworzyłaby drugie oko, ale zamiast tego zamknęła pierwsze, mrucząc w proteście i wyciągając się bardziej na gałęzi. Chciała spać, a oni hałasowali. Śmiechy jakieś, szelesty… Machnęła ogonem i zastrzygła uchem, po czym podniosła się płynnie, siadając na pniu i ziewając przeciągle. Mlasnęła powoli i znów machnęła ogonem, czując coś dziwnego.
        W porządku, korekta wydarzeń. Ewidentnie nie była na pniu, ale za to chyba cały dzień spała na ławce miejskiej, bo zdrętwiała, jak wszyscy diabli. Zwisający zaś beztrosko ogon stał się celem zabaw dwójki maluchów, którzy traktując nieprzytomną panterołaczkę jak pierwszego lepszego dachowca, przywiązali jej do ogona sznurek z piórkiem i jakimiś kosteczkami, klekoczącymi okrutnie. Co za kpina z drapieżnika!
        Zaspana złodziejka warknęła cicho i pokazała smarkaczom kły, a ci uciekli w popłochu, co skomentowała usatysfakcjonowanym pomrukiem, po czym spojrzała na dziwny twór na swoim ogonie. Też zabawa. Trąciła palcem piórko i kosteczki, i uśmiechnęła się lekko, nim w końcu zsunęła śmieci z futra i odrzuciła za siebie.
        To co z tą rybką?
        Targ się już zwijał, gdy złodziejka wstała, przeciągając się mocno i nie dbając ani o zwisający za jej nogami ogon, ani na wystające ponad włosami uszy. Chwilowo zbyt zajęta była analizowaniem architektury miejskiej, która co prawda kompletnie jej nie interesowała, jednak znacząco różniła się od tej, do której przywykła przez ostatnie dni. Może ją troszkę wywiało w nocy?
        - Hej – wychrypiała, zaczepiając jakiegoś smarkacza, który spojrzał na nią zaskoczony. Tak, brzmiała jak Bajer po czwartym cygarze, przejdzie jej. – Co to jest za miasto?
        - Rododendronia – odparł chłopak, jednocześnie lekko zaniepokojony stanem psychicznym dziewczyny, która chyba nie wiedziała, gdzie się znajduje, ale wystarczająco udobruchany jej skąpą koszulką widoczną pod kurtką.
        - Co? – mruknęła głupio Kimi, spoglądając nieco trzeźwiej na młodziaka, który tylko upewnił się, że ma do czynienia z upośledzoną jakąś.
        - R o d o d e n d r o n i a – powtórzył absurdalnie wolno, by do dziewczyny dotarło, po czym odszedł, nie usłyszawszy nawet „dziękuję”. Kimiko została z otwartymi ustami.
        Co kurwa? Rododendronia, przecież to jest… Przywołała mapę w rozleniwionej pamięci i jęknęła cicho. Co ona tu robi? To się Bajer zdziwi. W porządku, aukcja przełożona, ale chyba nie mówiła mu, że wyskoczy za miasto. A zresztą i tak jest zajęty, a wtedy jest nudny, to może podświadomie dała nogę na parę dni. No dobra, Rododendronia, w porządku, nie ma dramatu. Zawsze mogła wylądować w Maurii, tam ponoć jadają koty.
        A właśnie, jedzenie! Umierała z głodu! To znaczy coś chyba w nocy przekąsiła, ale przecież na rybkę zawsze znajdzie się miejsce. Ruszyła chętnie pomiędzy stragany, już z grzeczności zakrywając sobie po drodze uszy włosami. Po co biednych ludzi stresować, albo nie daj losie siebie samą, jeśli jakiś ignorant znowu nazwie ją kotołakiem. Kurtką jednak nie mogła przykryć ogona i chociaż próbowała trzymać go blisko przy nogach, to i tak podrygiwał za nią wesoło, gdy dziewczyna zwiedzała swoje własne prywatne kocie niebo. Dorsze, makrele, sardynki, och sardynki! Oblizywała się niepoprawnie i zupełnie nieludzko, krążąc między straganami, aż jej się w głowie od zapachów kręciło. Zatrzymała się dopiero gdzieś po drugiej stronie i maślanymi oczyma wpatrywała się w wielkiego, spasionego jak krowa łososia.
        - Coś dla ciebie, kochaneczko? – zapytała uprzejmie babka za ladą, a Kimiko uśmiechnęła się do niej rozanielona.
        - Rybkę! To znaczy… tego łososia poproszę. Nie, niech pani nie pakuje, w papier tylko – wymruczała, ledwo artykułując już słowa, po czym wygrzebała szybko z kieszeni kilka monet. Nawet nie musiała kraść, co za luksus… Usiądzie sobie zaraz elegancko i cywilizowanie, i wpieprzy całego łososia sama!
        Obróciła się z rybą w dłoniach, szczęśliwa jak matka, trzymająca nowo narodzone dziecię. Z tym że w tym samym momencie jedno nieco starsze dziecię wpadło w nią z impetem. Ryba wyskoczyła w górę, wyślizgując się z dłoni, a po chwili upadła z plaskiem na pobliską, pustą na szczęście ladę, gdzie Kimiko pomogła sobie pazurami, wbijając je głęboko w łososia. Spojrzała spode łba na szczawika, ale ten już oglądał się za siebie, więc sama zerknęła w tamtą stronę.
        Widząc straż, powiązała fakty i zareagowała z wpojoną przez lata sprawnością. Nim mężczyźni dostrzegli chłopaka, z czymkolwiek on tam sobie nie ukradł, butem podcięła dzieciakowi nogi i, gdy upadał, popchnęła go biodrem pod stragan. Solidarność zawodowa? Chłopak w ostatniej chwili zdusił okrzyk zaskoczenia, chyba orientując się, że dziewczyna ratuje mu skórę, i posłusznie wpadł za jutową zasłonkę. Po chwili Kimiko oparła się o ladę, a zielone oczy wpatrywały się niewinnie w stróża prawa.
        - Złodziej! – rzucił tylko zdyszany mężczyzna, a dziewczyna momentalnie pokazała dłonią losowy kierunek. Odczekała chwilę, aż odgłosy ciężkich butów ucichną, a na targ wróci zwykły mu nieład i nieporządek. Wtedy pochyliła się, zaglądając pod ladę. Dzieciak spoglądał na nią przestraszony, chyba wciąż nie będąc pewnym, czy go nie wydała. Ile mógł mieć, z dziesięć, dwanaście lat?
        - Wyłaź – mruknęła i wyprostowała się, biorąc z lady swojego łososia. Z ciekawości zerknęła jeszcze na małego złodziejaszka, szukając łupu. – Co ukradłeś? – zapytała w końcu, a chłopak najpierw zacisnął usta, później chyba chciał zaprotestować, ale ostatecznie ramiona mu opadły i pokazał obite jabłko. Kimiko zmrużyła ślepia.
        - Serio? Ryzykujesz rękę dla jabłka? – zapytała z niesmakiem, ale zawstydzony jeszcze bardziej chłopak wyciągnął drugą rękę z sakiewką. Mała i niepękata, ale zdecydowanie nie jego.
        Panterołaczka zachichotała, ruszając powoli w stronę ulicy, by wyjść spomiędzy straganów, zanim nos jej spłonie. Przysiadła na ławce, podciągając jedną nogę pod siebie i układając rybę na papierze. Rozpruła ją pazurami i wypatroszyła, z zaskakującą sprawnością pozbywając się szkieletu, który śwignęła na ślepo za siebie. Podniosła spojrzenie, gdy zorientowała się, że dzieciak ciągle koło niej stoi. Oblizała pazury.
        - Częstuj się – powiedziała i odkroiła jeden filecik, wyciągając go w stronę chłopaczka. Ciągle miał wystraszone spojrzenie.
        - Ona jest surowa…
        - Uhm. – Kimiko zabujała filecikiem i mruknęła z aprobatą, gdy dzieciak w końcu się skusił. I zanim on zdążył oswoić się ze swoim kawałkiem, wciągnęła takich już pięć.
Awatar użytkownika
Bhaskar
Błądzący na granicy światów
Posty: 11
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Włóczęga , Rzemieślnik
Kontakt:

Post autor: Bhaskar »

W zachodzącym słońcu stoisko z różnymi metalowymi wyrobami, które w ocenie panterołaka zdawały się jakimiś ludzkimi pierdółkami, mającymi zastąpić im pazury i kły, mieniło i świeciło się niczym psu klejnoty. Jeden z odbitych promieni światła ugodził we wrażliwe ślepia mężczyzny, zmuszając go do przymknięcia ich na chwilę. Ta chwila najwyraźniej wystarczyła młodemu złodziejaszkowi by umknąć z niezwykłą, jak na ludzkie szczenię, szybkością z miejsca zbrodni.
Bhaskar zamrugał szybko i dostrzegł drobny kształt umykający między straganami, za którym podążali strażnicy. Mieli dłuższe nogi, więc teoretycznie daleko nie miał szans umknąć, ale na kiego grzyba nosili na sobie to spowalniające ich żelastwo? Ludzie mieli najwyraźniej jakiś dziwny fetysz do różnych metali. Może czuli się bogami kiedy tak mogli kształtować twardy materiał podług woli i obnosić się z nim później niczym pawie ze swym ogonem? Parsknął. Mimo tych wszystkich starań wciąż byli na początku łańcucha pokarmowego.
Wiedziony narastającą ciekawością ruszył się ze swego miejsca i lekkimi susami podążył za całym tym cyrkiem. Niestety czasami nic nie mógł poradzić na tę swoją, jakże kocią cechę, lecz tym razem zapowiadało się na prostą rozrywkę w jego stylu. Szkoda by było przegapić. Może oddadzą mu tę rączkę jak już dopadną smarkacza i go jej pozbawią? Z drugiej strony i tak nie będzie mógł jej zjeść, więc czy nie byłby to kolejny objaw masochizmu - powąchać i dotknąć, ale nie móc zlizać nawet jednej malutkiej kropelki krwi?

Na targu, mimo zmniejszającej się gęstości ciżby, wciąż było zbyt gwarnie i ciasno jak na jego gusta. Podążając więc tropem pościgu, musiał się nieco postarać, żeby ich nie zgubić, co w normalnych warunkach, przy jego szybkości, nie byłoby żadnym problemem. Wolał też nie zdawać się całkowicie na swój węch, ponieważ intensywność różnych zapachów zacierała nikłą woń mężczyzn. Chociaż możliwe, że jak jeszcze trochę pobiegają w tych puszkach to się upocą dostatecznie mocno by przebić wonią rybne stoiska.
Silniejszy podmuch wiatru ożywił tkaniny na straganie, przy którym właśnie przemykał. Wielki drapieżnik, dziki kot, nieposkromiony władca dżungli został na kilka sekund całkowicie obezwładniony kawałkiem trzepoczącej szmaty. Wściekle czerwona tkanina zaatakowała jego kudłatą głowę próbując omotać się wokół niej z jakąś podejrzaną, niemal świadomą, perfidią. Tym samym Bhaskar przegapił całe przedstawienie pod tytułem "misja ratunkowa", a gdy wreszcie uwolnił się od demonicznej szmaty całą jego uwagę zaabsorbowała właścicielka straganu, która teraz wrzeszczała wniebogłosy, jakby to wszystko było jego winą. Fakt faktem, że w geście samoobrony podarł pazurami materiał, ale o co robić tyle hałasu? Przecież to nie on zaczął, a straty były żadne! Chyba, że brać pod uwagę jego godność osobistą i panterzą dumę. Te ździebko oberwały, ale o tym incydencie i tak nikt się nie dowie. A przynajmniej nikt, kogo opinia miałaby znaczenie.
Nim kobieta nabrała tchu na kolejną tyradę, mężczyzny już tam nie było.

Zaskoczony odnalazł lekko zdyszanych strażników, którzy gonili za... powietrzem? Był niemal pewien, że chłopak tędy nie przebiegał.
Zamarudził coś pod nosem i podążył trasą, którą wcześniej przemierzyli, nie ukrywając zawodu. Jak zwykle, na ludziach nie można polegać nawet w kwestiach darmowej rozrywki. Z wiekiem najwyraźniej też głupieją, skoro potrafi umknąć im dziecko. Dziecko... dziecko, którego zapach ponownie wyłowił. Mieszał się on z inną wonią, która nie była ludzka - przywodziła na myśl nagrzane futro i... łososia? Był przekonany, że już mu się wszystko miesza od nadmiernego węszenia i, że jego przestymulowany nos po prostu odmawia współpracy. Ale nie zaszkodzi sprawdzić. I tak jego plany na dzień dzisiejszy poszły się chędożyć.

Trafił na dość osobliwy widok.
Oto w złotej poświacie zachodu młoda, urodziwa niewiasta siedziała na ławce z rybką w papierowym zawiniątku. W wyciągniętej smukłej dłoni trzymała różowy kawałek, oferując go wychudzonemu dziecku. Blisko ich nóg kręciły się wszędobylskie, wyjątkowo smukłe i ładne gołębie. Gdzieś w tle zabił dzwon katedry, a Bhaskar odczuł dziwną ochotę by chwycić za pędzel. Nie, nie ten. Zwykły pędzel malarski i olejne farby. Gdzieś w tyle jego głowy przemknęła fraza "Madonna z łososiem".
Zamrugał ślepiami i czar wreszcie prysł. Dziewczyna pochłaniała surowe kawałki niczym wygłodniały chłop, zaś dzieciak, który okazał się faktycznie być owym złodziejaszkiem, krzywił się lekko obok, przeżuwając surowiznę. Gołębie próbowały co jakiś czas skubnąć czarny długi ogon, który zwieszał się z ławki. W nim właśnie Bhaskar utkwił wzrok, gdy bezwiednie podszedł bliżej. Zatrzymał się jakieś dwa metry od owej dwójki, gapiąc się otwarcie niczym rasowy dewiant.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Zdolność Kimiko do pochłonięcia nierozsądnej ilości jedzenia nie zawiodła i tym razem. Niewielka pomoc wygłodniałego złodziejaszka nie stanowiła wielkiej różnicy. Panterołaczka z rozbawieniem spoglądała na zapoznającego się z surową rybą chłopca. Ależ miała dzisiaj gest. Nie dosyć, że uratowała ludzkie dziecko przed niechybnymi kłopotami, to jeszcze podzieliła się jedzeniem. Czy on był w ogóle świadom nietypowości takiego zachowania? A gdzie tam. Ważne jednak, że nie wybrzydzał, bo tego by nie zniosła.
        Na nieszczęście, obecność jedzenia sprzyjała i innym złodziejaszkom, i niedługo później kocica z niezadowoleniem odpędzała butem gołębie. Co za perfidne, latające szczury. O ile od czasu do czasu nie pogardziła ptactwem, to jeszcze nigdy nie było tak źle, żeby musiała polować na gołębia. Paskudne śmieciożery. Jeszcze jej ogona się czepiały. Czarne futro umykało zgrabnie przed dziobami, a panterołaczka syczała, prychała i warczała na gołębie, ale te odlatywały tylko na chwilę, by zaraz wrócić i gruchaniem żebrać o resztki. Nawet gdy raz na jakiś czas trafiła jakiegoś butem, ten tylko odskakiwał kawałek z oburzonym trzepotem skrzydeł, żeby po chwili wrócić i irytować na nowo.
        W proporcjach mniej więcej pięć do jednego Kimiko z dzieciakiem obrobili całego łososia, gdy dziewczyna kątem oka dostrzegła zbliżającą się postać. Czujne spojrzenie musnęło mężczyznę, ale panterołaczka wróciła do jedzenia. Dopiero, gdy zorientowała się, że przechodzień gapi się na nich wyraźnie, nie mijając ich, a stając obok, zwróciła na niego większą uwagę. Rozproszyła się na moment, gdy coś znów capnęło ją w ogon i dziewczyna butem odgoniła ptaka, wracając zielonymi ślepiami znów do mężczyzny.
        Może łosoś nieco mylił jej węch, ale koleś zajeżdżał zwierzakiem. Nie wiedziała jakim, a spod jego ubrania nic nie było widać, ale żółte ślepia o pionowych źrenicach sprawiły, że zrobiła się ostrożniejsza. Nie podobało jej się też, że facet gapi się na jej ogon. To nigdy nie wróżyło dobrze. Już chciała uprzejmie zapytać „czego?”, ale w tym samym momencie odwróciła nagle głowę, zastrzygła jednym uchem, a płatki jej nosa poruszyły się mimowolnie. Usłyszała znajomy odgłos ciężkich buciorów na bruku i poczuła zapach nagrzanego metalu.
        - Lepiej spadaj, dzieciaku – mruknęła do chłopaka, a temu dwa razy nie było trzeba powtarzać. Jak ktoś się wychował na ulicy to wiedział, że gdy każą uciekać, to się ucieka, a nie rozgląda przed czym.
        Więc gdy zmachani strażnicy pojawili się obok dziewczyny, była tam sama (nie licząc podejrzanego gapia), dalej siedząc z jedną nogą podciągniętą na ławkę i bez większego niepokoju, skubała resztę ryby.
        - Ty – rzucił bezczelnie jeden z nich, zwracając na siebie zielone oczy. – Nie znaleźliśmy dzieciaka, jesteś pewna, że pobiegł w tamtą stronę?
        - Uhm – odparła panterołaczka, powstrzymując się od uszczypliwego komentarza, że nie dogoniliby go, nawet gdyby biegli we właściwym kierunku.
        Kimiko chyba zbyt długo przebywała w towarzystwie Laufeya, bo straciła kompletnie wszelki respekt wobec straży. Prezentowała teraz sobą kompletny brak zainteresowania dla stróżów prawa, o zwyczajowym szacunku czy lęku, charakterystycznym dla przykładnych (lub mniej) obywateli nie wspominając. Ktoś o bardziej czułym ego mógłby się wręcz poczuć ostentacyjnie ignorowany. Czy to z tego powodu, czy z irytacji bezowocnym pościgiem, jeden z mężczyzn uczepił się dziewczyny.
        - Patrz na mnie, gdy do ciebie mówię, dziewko – warknął jeden ze strażników, a Kimiko powoli podniosła niezadowolone spojrzenie. „Że co przepraszam? Dziewko?” – Tak lepiej. Pójdziesz z nami na komisariat, złożysz zeznania – zarządził mundurowy, a panterołaczka powstrzymała się od prychnięcia pogardliwym śmiechem. Jasne, już pędzi.
        - Oczywiście – powiedziała jednak usłużnie, nagle miło się uśmiechając, i wstała z ławki, wycierając ręce o spodnie.
        - A ty, jesteś z nią? – rzucił drugi strażnik do stojącego obok mężczyzny. – Widziałeś coś?
        - Przepraszam, czy to nie ten dzieciak? – wtrąciła Kimiko, wskazując palcem na coś za strażnikami. Ci obrócili się jak jeden mąż, przez chwilę przeszukując wzrokiem tłum, nim jeden z nich nie stracił cierpliwości i zwrócił się w stronę dziewczyny, by sprecyzowała, gdzie dokładnie widzi złodzieja. Ale brunetki już nie było. Na ławce została tylko niedojedzona głowa łososia, wpatrująca się we wściekłych strażników martwymi oczami, wyrażającymi niepojęty szok.

        Kimiko była zaraz za rogiem, gdy usłyszała donośny gwizdek. Skrzywiła się; nie znosiła tego dźwięku. Biegła jednak dalej lekkim krokiem, nawet całkiem zadowolona z przebieżki. Chociaż wolałaby chwilę odpocząć po jedzeniu, ale cóż, nie można mieć wszystkiego. Zagapiła się trochę i rozbestwiła, to musiała teraz zmykać. Jakoś nie mogła sobie jednak postanowić, że wróci do bardziej ostrożnego zachowania. W końcu ostatni raz, gdy uciekała przed strażą, trzymała nos nisko, ukrywała ogon i uszy, a i tak ostatecznie wpadła w tarapaty. Więc co za różnica?
        Zatrzymała się w końcu kilka ulic dalej i rozejrzała wokół. Nie znała tego miasta. Pytanie, czy powinna się trochę pokręcić i je poznać, czy lepiej wracać do Randil? Jeśli jednak tu zostanie to na pewno nie będzie mogła dalej paradować z futrem na wierzchu, bo teraz już ją zapamiętali. Pytanie, ile ogoniastych kręci się po tym mieście? I właśnie, kim dokładnie był ten koleś, który do nich podszedł? Gapił się na jej ogon, a ona tego nie lubiła.
        Złote oczy tamtego mężczyzny na moment przypomniały jej Setha i Kimiko zachodziła w głowę, gdzie jest ten dupek. Pamiętała, że była z nim przed nowiem, a znając tego drania, to na pewno towarzyszył jej i później. Też tu wylądował? A czy tamten brunet też mógł być panterołakiem? Nie widziała ani jego uszu, ani ogona, ale to akurat nic dziwnego, że zmiennokształtni raczej kryją swoje atrybuty. Męczyły ją tylko te oczy, gdy przechadzała się kolejną uliczką. Oczy i ta całkiem ładna złota ozdóbka, którą miał na szyi.
Awatar użytkownika
Bhaskar
Błądzący na granicy światów
Posty: 11
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Włóczęga , Rzemieślnik
Kontakt:

Post autor: Bhaskar »

Owo spojrzenie zielonych ślepi oraz ruchliwy długi ogon zaintrygowały panterołaka na tyle, że chwilowo zapomniał by nie rzucać się w oczy.
Kiedy spotkał pierwszego kotołaka w życiu niemal ucieszył się, że oto znalazł pobratymca. Szybko przekonał się, że te dachowce swoim zachowaniem i mentalnością niewiele różnią się od ludzi i są raczej kiepskim żartem oraz marną namiastką drapieżnika. Z tego też powodu szybko zraził się do całej rasy. Ledwo wyczuwalny zapach dziewczyny nie przypominał kocich osobników, których miał okazję spotkać, ale też każda istota pachnie nieco inaczej, a poza tym... czymże innym jak nie kotem miała by być?
Była to na swój sposób przykra myśl, lecz Bhaskar już dawno się z nią oswoił i starał się z niej zawsze wydobyć pozytywną stronę - będąc jedynym panterołakiem na świecie był wyjątkowy i niepowtarzalny. Ot, dobre potwierdzenie jego aroganckich przekonań. Wszakże król może być tylko jeden!

Widząc zmykającego złodziejaszka, mężczyzna już otwierał usta by coś powiedzieć, lecz przerwało mu pojawienie się zdyszanych strażników. Patrząc na ich spocone i nieco czerwone twarze po raz kolejny w ciągu tych kilku lat, podczas których miał nieprzyjemność odwiedzać miasta, utwierdził się w przekonaniu, że ludzie są irracjonalni i najwyraźniej sami siebie nienawidzą. Przyjemnie było więc patrzeć jak dziewczyna pogrywa sobie z nimi niczym kot z myszą, kręcąc i kłamiąc bezwstydnie.
Drgnął nieznacznie, gdy jeden z mężczyzn zwrócił się w jego stronę z pytaniem, ale po raz kolejny nie było mu dane wyrzucić z siebie choćby słowa, bo oto zielonooka poderwała się do ucieczki, a za nią, z lekkim opóźnieniem, straże.

Podrapał się po policzku, zastanawiając się nad sytuacją, ale też wreszcie i nad własnym położeniem. Zasadniczo ani dziewczyny ani złodzieja nie było sensu gonić, bo to nie leżało w jego interesie. Przedstawienie się skończyło.
Siadł ciężko na ławce, podświadomie wybierając miejsce, które emanowało jeszcze ciepłem kociej dziewczyny. Jego wzrok powędrował ku rybim resztkom, które co bardziej odważne i krwiożercze gołębie już zdążyły sobie przywłaszczyć. Był to raczej odruch, gdyż głód mu nie groził w najbliższym czasie - starał najadać się na zapas przed wyruszeniem w większe skupiska ludzkie. Nie ma co kusić losu.
Wyciągnął nogi, oparł się wygodniej zakładając splecione dłonie na kark i przymknął na chwilę ślepia. Otworzył je ponownie dopiero, gdy wreszcie usłyszał charakterystyczny zgrzyt metalu. Trochę im to zajęło. Porażka strażników wcale go nie zdziwiła, za to ich najwyraźniej zaskoczyła jego obecność.
- Hej ty! Znasz tą dziewkę? Lepiej mów prawdę! - Że też mieli jeszcze siłę podnosić głos. Bhaskar stulił uszy pod kapturem, próbując opanować grymas niezadowolenia.
- Czy gdybym ją znał to bym tutaj zostawał? - uznał, że spróbuje zachęcić ich do logicznego myślenia, ale zaraz się zreflektował. Nie miał dużego doświadczenia ze strażnikami, ale pamiętał, że większość z nich nie przepadała za nadmierną stymulacją mózgu. Tym tutaj to nawet mogło już grozić przegrzanie. - Nie, nie znam jej. Ale widziałem, że pomagała temu chłopakowi, który kradł na targu.
Po raz pierwszy zdarzyło mi się grać rolę przykładnego obywatela i miał nadzieję, że mu się to opłaci, bo było to dla niego nie lada wyzwaniem.
- Czyli widziałeś wszystko i go nie zatrzymałeś?
- No... nie. - Głos Bhaskara stracił nieco na sile, zaś w luźnej tkaninie na udzie coś drgnęło. Nie lubił rozmawiać, bo nie był w tym dobry. Dyplomacja była dla niego słowem abstrakcyjnym, więc musiał posiłkować się oszczędnym doborem słów by nie wkopać się w jakąś głupią sytuację.
- Czy pa... panowie wiedzą gdzie znajdę w tym mieście maga? - Wypalił próbując zmienić temat z subtelnością armaty okrętowej. Moment wahania wynikał z walki natury z formami grzecznościowymi.
- Maga? - O dziwo zadziałało... Ale czy na pewno na korzyść mężczyzny? Rododendrońscy strażnicy zaczęli mu się przyglądać wyjątkowo podejrzliwie. Wreszcie odezwał się, wyglądający na nieco starszego, strażnik, który do tej pory milczał:
- Nie wiem skąd cię przywlokło, ale wiedz, że tym mieście uprawianie magii jest zakazane, więc, dobrze ci radzę, nic nie kombinuj. A jeśli faktycznie czegoś potrzebujesz, możesz spróbować w Zakonie.
Z tymi słowami mężczyzna dał znak dłonią towarzyszowi i razem oddalili się w zapadającym zmroku.
Panterołak poderwał się ze swego miejsca i ruszył w przeciwnym kierunku z niemal zadowolonym wyrazem twarzy.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Kimiko zeszło chwilę, nim oswoiła się z nowym miastem. Ani nie planowała się tu pojawić, ani tego nie kontrolowała, i teraz musiała przywyknąć do tego, że nie zna ulic i nie ma przy sobie swoich rzeczy, poza kilkoma monetami w kieszeni, sztyletem przy biodrze i nożem w cholewie buta. Jej torba i kusza zostały w kamienicy w Randill. Było jej żal tylko broni, bo w bagażu nic cennego nie miała, a wątpiła by udało jej się wrócić, zanim ktoś przywłaszczy sobie jej rzeczy. Mentalnie godziła się więc już ze stratą, spacerując po nowym mieście.
        Na zmiennokształtnego wpadła znów umyślnie, chociaż początkowo udawała przed samą sobą, że wcale go nie szuka. Z czasem jednak musiała się przyznać, że znów pokierowała nią ciekawość i nie było opcji, by się jej oparła. Złota obroża nie chciała wyjść jej z głowy i chociaż sama nigdy by sobie nie pozwoliła czegoś takiego założyć, to aż ją ręce świerzbiły, by poobracać obręcz w palcach. Problem polegał tylko na tym, że kolesia nie będzie wcale tak prosto okraść, już nawet pomijając fakt, że upragnioną przez Kimi zabawkę miał on na szyi. Wiedziała, że jest zmiennokształtny, a złote ślepia uparcie przywodziły jej na myśl innego panterołaka. Jakie były szanse, że spotkałaby znów jednego z pobratymców? Czyżby było ich coraz więcej, czy to jej szczęście się odwróciło i przestawała być sama na tej Łusce?
        Korzystając ze zmierzchu, wdrapała się na pobliski budynek i przeszła na cztery łapy, czarną sylwetką ginąc w cieniu kominów. Śledziła mężczyznę już trzecią ulicę, wciąż chyba niezauważona. Nie wiedziała jeszcze sama, jakie ma wobec niego plany, więc wolała się nie pokazywać. A w ludzkiej postaci łatwo by ją wywęszył w mieście. Wystarczyłoby, że wiatr zmieniłby kierunek i byłoby po niej. A z góry wszystko doskonale widziała, samej pozostając ciemną plamą sunącą po gzymsach i tylko czasem zdradzając się jadowicie zielonymi ślepiami, odbijającymi płomień lampy. Ale kto by zadzierał tak głowę?
        Utrudnienia w postaci rzedniejących zabudowań ignorowała tak długo, jak była w stanie skokiem pokonywać odległości między dachami. W końcu jednak znalazła się w miejscu, gdzie mogła albo zaniechać śledzenia być-może-panterołaka, albo obserwować go stąd, licząc, że nie zniknie jej z oczu. Wciąż nie wymyśliła czego dokładnie od niego chce, więc wolała unikać konfrontacji.
        Mężczyzna jednak zaraz zniknął jej za rogiem i pantera prychnęła, siadając z impetem i zamiatając ogonem z niezadowoleniem. Przez chwilę łypała spode łba na miejsce, w którym zniknął mężczyzna, nim w końcu zaczęła schodzić z budynku, marudząc pod nosem na własne wścibstwo. Dałaby sobie spokój, znalazła jakiś bar i może tam poszukała rozrywki, ale nie – uparła się śledzić jakiegoś dziwaka, bo zajeżdżało od niego kocurem. Masz ci los.
        Już w ludzkiej postaci wyszła z wąskiej uliczki i zaczepiwszy kciuki o pasek (by mieć dłoń blisko ostrza), ruszyła spacerowym tempem w stronę, w którą szedł zmiennokształtny, nim zniknął jej z oczu.
Awatar użytkownika
Bhaskar
Błądzący na granicy światów
Posty: 11
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Włóczęga , Rzemieślnik
Kontakt:

Post autor: Bhaskar »

Chociaż zbliżała się noc, pora jego największej aktywności, nie czuł typowego przypływu energii. Winą za taki stan rzeczy należało obarczyć dobowy rytm miasta, który dyktowało ludzkie umiłowanie słońca. Cały dzień spędził na nogach, przemierzając gwarne i ciasne ulice miasta. Jego ciało co prawda mogło znieść o wiele więcej, ale zmęczenie, w tym przypadku, miało swoje źródło w psychice. Niczym skończony introwertyk po hucznej imprezie, Bhaskar marzył o cichym szumie drzew, kojącej zmysły ciemności głębokiego lasu i całkowicie wyludnionym świecie.

Ulice powoli pustoszały - większość kobiet i dzieci zniknęła w domach jeszcze zanim pierwsze gwiazdy pojawiły się na nieboskłonie. Wyzwanie ich blaskowi rzucały uliczne latarnie oraz pomarańczowe kwadraty miejskich okien, a także dym, który uciekał z kominów w chłodną noc. Życie przeniosło się z ulic do domów oraz karczm, zaś na zewnątrz pozostali głównie strażnicy oraz osobnicy próbujący uniknąć spotkania z owymi.
Panterołak nie należał do żadnej z tych grup i, chociaż bardzo chciał, wiedział, że nic już dzisiaj nie załatwi. Co gorsza... właśnie się zorientował, że sprawy mogą przybrać jeszcze gorszy obrót, bo zapewne będzie musiał zostać tutaj na noc. Jego orientacja w leśnym terenie nie sprawdzała się tak dobrze w kamiennej dżungli warownego miasta. W zasadzie to w ogóle się nie sprawdzała, a on sam pogorszył swoją sytuację, gdy tak beztrosko ruszył w miasto i nie pomyślał nawet o zapamiętaniu trasy oraz punktów orientacyjnych. Pamiętał jedynie, że wszedł do miasta od zachodu, ale nie robiło mu różnicy, jaką bramą je opuści... byle się wydostać. Z niewielkiego doświadczenia wiedział jednak, że sporo miast ma w zwyczaju zamykać wszystkie bramy na noc. Cóż, najwyżej spróbuje sforsować mury. Dzisiejsze wydarzenia nauczyły go, że nawet dziecko w parze z młodą dziewczyną są w stanie wykiwać tutejszych strażników.

Zwolnił nieco kroku, gdy włoski na jego karku zjeżyły się lekko w reakcji na nagłe i niepokojące uczucie bycia obserwowanym. Nie obejrzał się jednak, zakładając, że może to być jakiś znudzony dzieciak wyglądający z okna kamienicy. On z pewnością to właśnie by robił, gdyby ktoś zamknął go w czterech ścianach na noc. To znaczy tuż po tym jak by już zdemolował całe pomieszczenie.
Odruchowo kierował się ku niższej zabudowie, bo skoro już będzie musiał tutaj zostać to może uda mu się znaleźć jakiś skwer lub chociaż kilka drzew, w koronach których będzie mógł się skryć i odpocząć. Niejasne, podyktowane silnym instynktem, poczucie bycia śledzonym nie chciało go jednak opuścić. Czyżby zbyt długa obecność wśród ludzi rozregulowała go i wpędziła w lekką paranoję? Rozejrzał się na boki, ale nikogo nie dostrzegł, więc zsunął z głowy kaptur by lepiej słyszeć. W tym półmroku było to raczej mało prawdopodobne by nawet najlepsze ludzkie oczy mogły odnaleźć jego okrągłe uszy pośród gęstwiny smoliście czarnych włosów. Najchętniej zrzuciłby z siebie wszystko tu i teraz, ale jego biedne uszy nie zniosłyby już kolejnych ludzkich wrzasków. W ramach pocieszenia pazurem rozdarł lniany materiał koszuli na całej długości klatki piersiowej. Zdarzało mu się widywać gladiatorów chodzących po miastach w samych opaskach biodrowych, więc może nikt go nie pogodni za w połowie nagą klatę. Najważniejsze, że nic go już nie drapało w okolicach i tak wiecznie drażniącej go obroży.
Teraz wyraźnie coś usłyszał i poczuł. Spiął wszystkie mięśnie, lecz rytm jego miękkich kroków się nie zmienił, gdy przeszedł za róg. Gdy tylko tam się znalazł z kocią gracją i lekkością wskoczył na gzyms oddzielający parter od piętra niewielkiego budynku. Zamarł, niemal wstrzymując oddech tak jak to zwykł robić przy polowaniach. Był ciekaw czy miał rację, ale zakładał raczej przypadkowego ludzkiego przechodnia, któremu po prostu pozwoli przejść, sam pozostając w ukryciu. Jednak dziewczyna, która wyłoniła się zza rogu nie była człowiekiem co natychmiast go zaalarmowało i... zirytowało. Miała czelność go śledzić!
Gdy zbliżyła się do jego kryjówki cień na gzymsie poruszył się i zeskoczył, pojawiając tuż przed dziewczyną. Szybkim ruchem złapał ją za ramiona by brutalnie przyszpilić do ściany. Nie poznał jej od razu, ale widząc, że nie jest człowiekiem nie miał zamiaru być specjalnie delikatny. Mógł być arogancki i przekonany o własnej sile, ale nie tępiło to jego instynktów samozachowawczych i rozsądku podczas walki. Zakładał, że lepiej od razu zdobyć przewagę wynikającą z zaskoczenia niż oberwać za brak ostrożności. Dopiero błysk zielonych ślepi wywołał pewną zmianę w zaciekłym wyrazie jego twarzy.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Zawahała się przed wyjściem zza rogu, nie wiedząc, co ją tam czeka. Zwłaszcza, że niezbyt głośny, ale do tej pory jednostajny odgłos kroków ucichł nagle. Brunet mógł się zatrzymać i oglądać za siebie, żeby sprawdzić czy nie jest śledzony, ale stanie za murem wiele jej nie pomoże. Wyszła więc w końcu swobodnym krokiem, nie skradając się, by w razie spotkania móc udawać, że zdarzyło się ono przypadkiem. Pilnowała tylko mocniej sztyletu u pasa.
        Ale za rogiem nikogo nie było.
        Zdała sobie sprawę z własnej wpadki, gdy było już za późno. Coś ciemnego mignęło jej w kącie oka i dziewczyna odwinęła się płynnie, by stawić czoło napastnikowi. Refleksem wygrałaby z każdym człowiekiem, ale teraz miała do czynienia ze zmiennokształtnym. Zobaczyła więc tylko złote oczy i niezadowolony grymas, nim solidne łupnięcie plecami w mur aż wypchnęło jej powietrze z płuc. Dziewczyna odsłoniła zęby w nieco zwierzęcym geście i jakby warknęła cicho, łapiąc oddech, ale zaraz zamilkła, zerkając uważnie na napastnika.
        Wstyd i hańba – tak się dać zaskoczyć. Kimiko zdecydowanie za bardzo przyzwyczaiła się do towarzystwa ludzi i zwyczajnie nie doceniła „przeciwnika”, traktując go jedynie z minimalnie większym dystansem. Poza tym mało kto potrafił ją podejść, więc niestety miała dość spore mniemanie o swoich umiejętnościach. Tylko znów natknęła się na panterę i musiała zrewidować swoje poglądy.
        - Ał – mruknęła z wyraźną pretensją w głosie, ale już spokojniejsza.
        Mimo wszystko to ona faceta śledziła, więc jego zachowanie było uzasadnione, a ona względnie rozsądna. Więc chociaż męskie dłonie zaciskały się boleśnie na jej ramionach, nie próbowała dziko rwać się z uchwytu, a wręcz spokojnie czekała, aż brunet sam ją puści. Oparła tylko wyciągnięty odruchowo sztylet ostrzem na jego biodrze, delikatnie sugerując, że to jest jej najbardziej uległa pozycja i by nie próbował niczego więcej. Drugą dłoń uniosła jednak w obronnym geście na tyle, na ile pozwalał jej uchwyt, a ogon bujał się lekko za nogami, zdradzając swobodę i pewność siebie panterołaczki. Gdy brunet ją rozpoznał, dziewczyna wręcz uśmiechnęła się lekko, co najmniej jakby właśnie skończyli żartować. Wracał jej tupet.
        Wyciągnęła trochę głowę w jego stronę, poruszając płatkami nosa. Diabli nadali, czemu wszyscy kotowaci pachnieli tak samo? Twarzy mężczyzny nie skrywał już kaptur, ale ze swojego poziomu Kimi nie widziała ukrytych w nastroszonych włosach uszu, a je najłatwiej byłoby rozpoznać. Bo, poza tym, co jej zostawało? Ciemna karnacja twarzy i hm, ciała, pasowała jej na panterę, tak samo jak drapieżny, dziki wręcz wygląd. Kotołaki były zwykle chude i irytujące, trochę też za ładne. Więc chociaż dowodów nie miała żadnych to ufała swojemu instynktowi.
        - Wybacz śledzenie. Jesteś panterą… prawda? Musiałam się upewnić – odezwała się w końcu, jako że brunet milczał. W sumie ciekawe było, że nie zapytał, czemu go śledziła, albo kim jest… może od razu chciał jej odgryźć głowę? Hm, zdecydowanie nie przewidziała takiej możliwości obrotu zdarzeń. Ale jaki miałby w tym interes? Chyba, że łatwo go zdenerwować, bo to przecież wychodziło jej zawsze śpiewająco.
        - Drink na przeprosiny? – zapytała, podnosząc drugą dłoń w obronnym geście i teraz tylko palcami trzymając w powietrzu sztylet. Lepiej jednak, żeby facet nie próbował jej go zabrać. Znów uśmiechnęła się szeroko, aż kąciki odsłoniły przydługie kły.
Awatar użytkownika
Bhaskar
Błądzący na granicy światów
Posty: 11
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Włóczęga , Rzemieślnik
Kontakt:

Post autor: Bhaskar »

Nie wyglądał na specjalne przejętego ani jej warknięciem, ani innymi wokalnymi wyrazami niezadowolenia. W dawnych, lepszych czasach było by to dla niego wręcz paliwem napędowym do dalece bardziej brutalnych działań. I chociaż faktycznie odgryzanie dziewczynie głowy było ciekawym planem lepiej było o tym teraz za dużo nie fantazjować. Nie był pewien czy ostrze przy biodrze bardziej go irytowało czy bawiło, ale z pewnością nie dawało o sobie zapomnieć. I budziło pewien podziw dla zdolności "dziwnego kotołaka".
Kiedy już miał pewność, że nieznajoma nie ma zamiaru podejmować prób ucieczki lub walczyć rozluźnił nieco dłonie na jej ramionach, ale wciąż jej nie puszczał. Przyjrzał się dziewczynie spokojnie od stóp do głów, zatrzymując wzrok ponownie na jej ślepiach. Zapoznawał się też z nowym, intrygującym zapachem, który w jego głowie z jakiegoś powodu został skategoryzowany jako "miękki".
Kiedy padło pytanie o jego rasę wyraźnie zesztywniał, znów wbijając palce w jej ramiona. Gwałtownym ruchem uniósł prawą dłoń jakby chciał ją uderzyć, lecz zamiast tego odgarnął niezbyt delikatnym ruchem jej włosy by móc przyjrzeć się lepiej uszom. Jego do tej pory lekko podrygujący ogon całkowicie zamarł kiedy Bhaskar, najwyraźniej z trudem, przetrawiał fakty. Puścił dziewczynę i zrobił dwa kroki do tyłu, jakby rozważał opcję ucieczki. Wyglądający na pewnego siebie i spokojnego mężczyzna w tym momencie sprawiał wrażenie wytrąconego z równowagi i dość... zdezorientowanego? Zdecydowanie jednak nie niczym zagubiony kociak w ulewnym deszczu. To była niepewność dużego kota, który uciekł z zoo na ulice miasta i chociaż nie wie, dokąd zmierza, to wie, że zagryzie każdego, kto stanie mu na drodze. Ale czy na pewno chce zagryźć pierwszego i możliwe, że jedynego przedstawiciela swojej rasy jakiego będzie mu dane poznać? Następne pytanie wytrąciło go z rozkręcającej się gonitwy myśli. Drink? Z pomroków wspomnień i umykających strzępków wiedzy o ludzkich zwyczajach wyłaniał się obraz napoju. Przeklęty mag, którego imienia nie wolno... nie warto wspominać chyba raz skusił go tym wynalazkiem. Panterołak nie wspominał tego doświadczenia dobrze, ale nie mógł sobie przypomnieć dokładnego smaku. Czy dziewczyna proponuje mu to samo czy też ma na myśli coś lepszego? To nie miało znaczenia, bo i tak by się nie zgodził. Nie na samego drinka, ale że ona była panterołaczką... to zmieniało wszystko. Dosłownie wszystko, łącznie z jego przekonaniami o byciu jedynym przedstawicielem gatunku. Ze śmiertelnie poważnym wyrazem twarzy odpowiedział:
- Tak, drink i kilka wyjaśnień na przeprosiny. - A jednak potrafił mówić! Jego głos był niczym niski warkot przerobiony na ludzką mowę.
Gdy razem ruszyli ulicą w poszukiwaniu karczmy w zasadzie przez większość czasu gapił się na "świeżo nabytą" towarzyszkę. Wyraźnie był poruszony, ale raczej trudno było odgadnąć jego myśli. I bardzo dobrze, bo Bhaskar wciąż nie mógł się zdecydować, czy chce wypytać dziewczynę o więcej informacji na temat panterołaków, czy też pozbyć się jej jako potencjalnego zagrożenia. A może obie te rzeczy po kolei? Tak, to brzmiało rozsądnie.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Atak z zaskoczenia. Odruchowa chęć walki po stronie panterołaka i odruch obrony po stronie panterołaczki. Drapieżniki ewidentnie mają własne sposoby na zawieranie znajomości.
        Widząc, że mężczyzna powoli się uspokaja, Kimiko rozluźniła się nieznacznie, chociaż zapewne odczuwalnie, gdy wciąż była trzymana za ramiona. W końcu gdy ktoś po rozpoznaniu drugiej osoby wycofuje się z walki, a nie robi jeszcze bardziej agresywny to raczej dobry znak. A dziewczyna była wyjątkowo cierpliwa, jak na siebie, chociaż tylko ze względu na to, z kim miała do czynienia. Już zdążyła się przekonać, że przedstawiciele jej gatunku mają u niej fory na starcie i jakkolwiek by się nie odgrażała, zawsze daje im minimalnie większy margines tolerancji.
        Facet jednak poczynał sobie trochę zbyt pewnie. Panterołaczka ze względnym spokojem przyjęła atak i nie szarpała się podczas przymusowego unieruchomienia, ale gdy panterołak gwałtownie sięgnął do jej głowy, odgarniając sobie włosy, by zerknąć na jej uszy (jak się tylko mogła domyślać), jej cierpliwość była na wyczerpaniu.
        - Hej, koleś! Nie pozwalaj sobie – warknęła, ale nim nawet zaczęła próby wyrwania się, panterołak sam ją puścił, cofając się nagle. Łypiąc na niego spode łba, dziewczyna schowała sztylet i poprawiła nastroszone włosy, starannie przykrywając znów półokrągłe uszka, i zaczynając żałować zaproszenia tego buca na drinka. Po chwili jednak przechyliła lekko głowę, przyglądając się mężczyźnie uważniej. Jego pewna siebie postawa kompletnie się rozpadła. Kimiko powoli opuściła ręce i zrobiła krok do przodu, znów charakterystycznie wysuwając przed siebie najpierw głowę. Poruszyła lekko ustami, jakby chciała coś powiedzieć, ale zrezygnowała, a po chwili panterołak w końcu się odezwał.
        Uśmiechnęła się nieznacznie słysząc odpowiedź i skinęła głową z zadowoleniem. Suchy i gardłowy głos nie zrobił na niej wrażenia. Ważne, że postawiła na swoim. Ruszyła, mijając panterołaka i kierując się w stronę nieco bardziej rozrywkowej części miasta. Bujający się za nią wesoło ogon prawie smagnął mężczyznę, nim ten zrównał kroku z dziewczyną. Kimiko pozwoliła sobie na moment skupić się na poszukiwaniach baru, więc ukradkowe spojrzenia umknęłyby jej uwadze, jednak panterołak do subtelnych nie należał. Jego spojrzenie paliło ją w kark, więc dziewczyna kilka razy spojrzała pytająco na swojego towarzysza, ale ten jakby jej nie widział, jednocześnie gapiąc się na nią nieustannie. Też tak wyglądała, jak poznała Setha? Bo tak, podejrzewała właśnie, że jest pierwszym panterołakiem, jakiego spotkał ten facet. Znała to uczucie, więc pozwoliła brunetowi oswajać się z jej towarzystwem, wciąż nie bardzo wiedząc, dlaczego jest taka układna.
A jeśli się myliła, to wkrótce to ustalą. Łatwiej jest uciekać w tłumie i rejwachu wywołanym barową bójką. Wiedziała już bowiem, że w razie konfrontacji powinna brać nogi za pas. Może przez moment poradziłaby sobie z mężczyzną, ale ogólnie był silniejszy i wolałaby nie ryzykować czystej walki.
        - To wygląda dobrze – mruknęła bardziej do siebie niż swojego towarzysza, kierując się w stronę uchylonych drzwi baru.
        Dwóch mężczyzn stało przy wejściu, paląc i rozmawiając. Pociągnęli zainteresowanym spojrzeniem za przybyłymi, ale skupiali się bardziej na dziewczynie niż jej towarzyszu. Zmiennokształtni weszli do środka bez przeszkód, po chwili tonąc we wszechobecnym gwarze, dymie i tłumie ludzi, przepychających się od baru do stolików i z powrotem. Kimiko przemknęła przez ten ścisk z iście kocią gracją, z ostrożności jednak trzymając ogon blisko nóg. Dotarła do baru i wspięła się na jeden ze stołków, dopiero teraz puszczając ogon luzem i ściągając kurtkę, którą rzuciła na bar. Zupełnie nie przejmowała się tym, że zwraca na siebie uwagę, zarówno jako kobieta, jak i zmiennokształtna. W takich miejscach czuła się tak samo u siebie jak w środku lasu, taki miała tryb życia i już. I to było widać.
        - Dwa razy tequila – odezwała się do barmana, który właśnie do nich podszedł. Był wysoki i chudy, a wyciągnięte w górę, ale nie do końca elfie, uszy miał całe obkolczykowane. Długie ciemne włosy zwinięte były w koka na czubku głowy. Sprawnie napełnił dwa kieliszki i podsunął w stronę dziewczyny, po czym obok na blacie wystawił talerzyk z ćwiartkami cytryny i kieliszek z solą. Nie czekając na zapłatę, bo spodziewając się dalszych zamówień, odszedł kawałek dalej, by obsłużyć kolejnych klientów.
        Kimiko wzięła kieliszki i podała jeden panterołakowi. Później nasypała sobie trochę soli na dłoń, pomiędzy kciukiem a palcem wskazującym.
        - Przepraszam, że cię śledziłam. Mam na imię Kimiko – powiedziała i żartobliwie trąciła swoim kieliszkiem szkło bruneta. Później zlizała sól z dłoni, wychyliła kieliszek i wgryzła się w jedną z ćwiartek cytryny. Przeżuwała chwilę cytrusa, a rozbawienie błyskało w zielonych ślepiach, gdy dziewczyna obserwowała swojego towarzysza. W końcu odrzuciła ogryzioną cząstkę i oblizała usta, gestem wołając barmana i zamawiając drugą kolejkę. Dopiero wtedy zwróciła się znów do panterołaka.
        - Dobra, to skoro już jesteśmy kwita... co byś chciał wiedzieć?
Awatar użytkownika
Bhaskar
Błądzący na granicy światów
Posty: 11
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Włóczęga , Rzemieślnik
Kontakt:

Post autor: Bhaskar »

Czy panterołaki są smaczne? Przypadkowa myśl przemknęła przez jego skrzywiony umysł, niezmącona moralnymi wyrzutami. Pojęcie kanibalizmu było mu obce. Dziewczyna pachniała całkiem przyjemnie, ale nie był do końca pewien, z czego to wynikało.
Prowadziła go z dala od cichych rejonów miasta, w stronę tego czego miał już nadzieję dzisiaj uniknąć... Z drugiej strony noc przecież nie była od spania, a on był gotów na pewnie ustępstwo w zamian za odpowiedzi na dręczące go pytania. W zasadzie nie wiedział tylko czemu. Czy nie łatwiej było by chwycić ją za ten ruchliwy ogon, rzucić na ziemię i przydusić póki nie powie mu wszystkiego? Kiedy owa myśl zaczynała wydawać się coraz bardziej kusząca, zatrzymali się w plamie światła wylewającego się na ulicę przez uchylone drzwi. Dźwięki już na tym etapie zapowiadały gwar i zamęt, ale i tak nie były w stanie przygotować go na chaos jaki zastali w środku. Minęło sporo czasu odkąd ostatni raz był w takim miejscu i szybko zdążył na nowo "zdziczeć".
Na wejściu zarzucił kaptur na kudłaty łeb i odczuł jakiś surrealistyczny, niemal mistyczny, impuls by skierować się w stronę ciemnego kąta i ponurym głosem rzucić "wina, karczmarzu". Otrząsnął się z tego dziwnego wrażenia kiedy zauważył, że jego towarzyszka idzie w zupełnie innym kierunku. Trzymał się blisko dziewczyny, która zdawała się przemykać w tej ciżbie niczym ryba w górskim strumyku. On natomiast czuł się jak ślepy krab wpadający na każdy kamień po drodze. Bardzo się starał nie syczeć ani nie warczeć na nikogo. Był wyjątkowo miły tej nocy.
Siedząc przy barze rozglądał się za wszystkimi możliwymi drogami ucieczki, gdyby coś poszło nie tak. Ale tutaj nawet ciężko było cokolwiek zaplanować i przewidzieć, bo każdy był potencjalnym zagrożeniem, łącznie z panterołaczką. Chyba nie wciągnęła go w jakąś pułapkę? I czemu najpierw podała mu kieliszek, a później w niego stuknęła? Czy chciała go rozbić, żeby pokaleczyć mu dłonie?! Warknął cicho, ostrzegawczo, nie bardzo rozumiejąc, o co jej chodzi. Przyglądał się podejrzliwie drinkom i całemu rytuałowi, jaki dziewczyna odstawiła by napić się czegoś co wyglądało jak woda. Poskrobał się pazurem po policzku z namysłem, ale wreszcie przemógł się i powtórzył wszystkie czynności. No, prawie. Dotarł do radosnego etapu wlewania w siebie trunku i wtedy właśnie, w tym bolesnym momencie olśnienia, przypomniał sobie czemu nie lubił drinków. Zakrztusił się, wybałuszył ślepia i zaczął kasłać. Jego ciemna skóra idealnie ukrywała wstyd jakim mogłyby być ewentualne rumieńce na twarzy. Złapał kilka głębszych, chrapliwych oddechów i odchrząknął, wzrokiem uciekając w bok, jak gdyby nigdy nic. A jeśli jednak coś... to czas pożegnać z głową - sugerowało jego spojrzenie.
- Bhaskar. - Tak rzadko używał swojego imienia, że przez chwilę musiał się zastanowić czy dobrze pamięta. - Kimiko... Ki. - No. Tak będzie o wiele łatwiej zapamiętać.
Czuł nietypową potrzebę mówienia, którą tłumaczył sobie ciekawością, a nie chęcią odwrócenia uwagi dziewczyny od tego upokarzającego incydentu. Przecież to ona powinna się wstydzić, że poczęstowała go czymś tak okropnym! Mimo wzburzenia starał się nie podnosić głosu, czujnie zezując na najbliższe otoczenie:
- Czy jest więcej takich jak my? Ile? Czemu mieszkasz w mieście? Czemu używasz ludzkiej broni? Ilu pożarł... - Umilkł, poprawiając obrożę jakby go uwierała. - I dlaczego się nie ukrywasz, wiedząc co może ci grozić? Przecież nie jesteś najlepszym wojownikiem.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Panterołaczka, mimo całej swojej swobody, dość uważnie obserwowała swojego towarzysza, zarówno dla własnego bezpieczeństwa, jak i z nieskrytej ciekawości. Nie czuła potrzeby, by to maskować, bo oboje wiedzieli, jak mało prawdopodobne jest to spotkanie. Kocur zaś nie tylko nie byłby dobrym aktorem (strzelał spojrzeniami na boki, jakby miał wystartować do ucieczki na odgłos trąbki), ale przede wszystkim w ogóle nie krył, że jej widok jest dla niego zaskoczeniem i przez to Kimiko czuła się nieco pewniej. Co w jej przypadku zazwyczaj prowadziło do zbyt pewnego siebie zachowania.
        Póki co jednak postanowiła swojego nowego towarzysza nieco oswoić i zamówiła im tequilę. Pytanie kocura w tej chwili o preferowany alkohol wydawało jej się stratą czasu. Lub instynkt podpowiedział jej, że otrzymałaby wówczas skonsternowane spojrzenie i zbyt długie milczenie, więc od razu przejęła inicjatywę?
        I chociaż do tej pory nie komentowała nadmiernie ostrożnego zachowania panterołaka, to kącik ust drgnął jej nieco mocniej ku górze, gdy kocur warknął przy stuknięciu się z nim szkłem. Owszem, brunet wyglądał dość groźnie w zaułku, ale tutaj to ewidentnie ona miała przewagę i już teraz wiedziała, że trudno będzie jej nie pacać większego kota łapą. To było jednak nic w porównaniu do reakcji panterołaka na alkohol.
        Kimiko wychyliła swój kieliszek i popchnęła go lekko po blacie, nie spoglądając na swojego towarzysza dopóki nie usłyszała jak się krztusi. Zielone oczy tylko na moment zaszły zdziwieniem, by zaraz rozbłysnąć wesołością, którą dziewczyna z trudem hamowała. Wyszczerzone w szerokim uśmiechu kły schowała dopiero, gdy padło na nią ostrzegawcze spojrzenie kocura, ale ślepia jak zawsze ją zdradzały. Odchrząknęła, próbując zamaskować rozbawienie, i skinęła lekko głową, gdy brunet się przedstawił. Kolejne skinienie potwierdzało jej własne imię, ale złodziejka zaraz przechyliła lekko głowę, zerkając na Bhaskara, gdy usłyszała dziwny skrót. Ki? To nowość. „Ki czort”, pomyślała, przypominając sobie znane powiedzonko i tym razem parsknęła cicho pod nosem. Opanowała się zaraz, by kocur nie pomyślał, że to z niego się śmieje i, nieco naśladując jego zachowanie, przychyliła się w jego stronę.
        Pierwsze pytanie, chociaż się go oczywiście spodziewała, zmazało uśmiech ust dziewczyny. Odwróciła na moment wzrok, zamyślona, ale zaraz spojrzała znów na Bhaskara, z wyraźnym zaskoczeniem wysłuchując potoku dalszych pytań, uniemożliwiających jej rychłą odpowiedź. Z zainteresowaniem zaś prześledziła wzrokiem rękę panterołaka, sięgającą ładnej błyskotki na jego szyi, aż nagle nie wyprostowała się, mrużąc z niezadowoleniem ślepia, słysząc bluźnierstwo. Nienajlepszym wojownikiem… noż, co za… oczywiście, przecież w ogóle nie była wojownikiem! Ale i tak prychnęła pod nosem z niezadowoleniem, dając sobie lekko zaleźć za skórę. Potrafiła walczyć!
        - Radzę sobie – warknęła cicho. Tyle dobrego, że zmiennokształtni mieli dobry słuch.
        Gestem zamówiła sobie następny kieliszek i oparła się na łokciach. Dalej mówiła już normalnym tonem, uraza minęła.
        – Większość ludzi i nieludzi to ignoranci. Zazwyczaj w ogóle nie wiedzą o istnieniu panterołaków albo nie odróżniają nas od kotołaków, nie mówiąc już o tym, by wiedzieć więcej, bo zwyczajnie mają to gdzieś. Przynajmniej z mojego doświadczenia. Łowców umiem unikać. Czasem wpadnę w tarapaty, gdy znajdzie się ktoś zainteresowany dzikim kotkiem na smyczy, ale czy ja wiem, czy częściej, niż ci, którzy ukrywają ogon w spodniach? – dodała z uśmieszkiem, spoglądając znacząco na Bhaskara.
        Nie mogła powstrzymać się od złośliwego przytyku. Zarówno w odpowiedzi na wytknięcie jej słabej obrony, jak i dla podkreślenia przekazu. Ogon Kimiko może i przyciągał spojrzenia, ale tak jak mówiła – pierwszą myślą ludzi był kotołak. Poza tym wyglądała, jak normalna dziewczyna, bawiąca się w barze. Bhaskar natomiast, w swoim naciągniętym mocno kapturze, podartych ubraniach i z rozbieganym spojrzeniem, przyciągał uwagę nawet tych niezainteresowanych zmiennokształtnymi, a zwyczajnie pilnującymi się od kłopotów. W jakiś sposób czuła więc w tym względzie przewagę nad kocurem. Udowadnianie jej mogło nie być najlepszym pomysłem, ale co tam. Miała jeszcze osiem żyć. W najgorszym razie siedem i pół.
        Kimiko odebrała swoją tequilę i wychyliła kieliszek, nie przejmując się już swoim kompanem. Będzie chciał, to sobie zamówi. A wątpliwe by chciał.
        - Wychowywałam się i w miastach, i na traktach, więc po prostu zauważyłam, że im bardziej się ukrywa swoją osobę, tym większą uwagę można przyciągnąć. Chociażby wędrując w długim płaszczu z kapturem przy największym letnim upale – opowiadała panterołaczka, ręką machając znów na kelnera, który skinął jej głową, sygnalizując, że zaraz podejdzie. Kimiko spojrzała wtedy na Bhaskara i zasznurowała nagle usta, przyglądając się kocurowi intensywnie, jakby dopiero przypomniała sobie o jego istnieniu. Zaraz później zmarszczyła lekko nos i oparła brodę na ręce.
        - Czemu ja ci to wszystko mówię – westchnęła i odebrała od barmana kolejny kieliszek, wychylając jego zawartość zanim elf zdążył się obrócić. Przeżuwając limonkę, dziewczyna myślała nad najważniejszym pytaniem, jakie zadał jej kocur. Bo mimo wszystko miała zamiar odpowiedzieć.
        - Ja spotkałam tylko dwa inne panterołaki. Ty jesteś trzeci – mruknęła, zerkając na Bhaskara. – Kiedyś przelotnie poznałam jedną dziewczynę, ale nie wiem, co się z nią stało. Drugi radzi sobie doskonale, może nawet jest w mieście, ciężko mi powiedzieć.
        Mimo nietypowej relacji Kimiko i Setha, było słychać, że dziewczyna dobrze zna drugiego panterołaka i o ile jej pierwsze spotkanie z przedstawicielem jej rasy było krótkie i przypadkowe, to druga znajomość zaowocowała jakąś więzią. Złodziejka mogła sobie i innym wmawiać, że kocura nie znosi, nie cierpi i rzuciłaby go wilkom na pożarcie, ale zawsze pewniej się czuła wiedząc, że gdzieś tam jest jeszcze inny panterołak i nie jest sama.
        - Przywiało mnie tu podczas nowiu, niewiele pamiętam – dokończyła wcześniejszą myśl, drapiąc się za uchem z porozumiewawczym uśmiechem. Fajnie było pogadać z kimś, kto ma tak samo.
        - Ty nigdy nie spotkałeś innej pantery? – zapytała zaciekawiona, odwracając się na stołku w stronę Bhaskara. – Pamiętam, jaka ja byłam zaskoczona, jak spotkałam tamtą dziewczynę… Czemu pytałeś ile pożarłam ludzi? – Kimi z gdybania przeszła płynnie do kolejnego pytania. Co prawda panterołak nie dokończył wówczas zdania, ale resztę dopowiedział sobie koci umysł, nie biorąc pod uwagę innych opcji. Jednocześnie okazało się, że dziewczyna jest uważniejsza, niż sprawia wrażenie. Nawet jeśli od razu nie wytknie komuś wpadki, to nie znaczy, że jej nie dostrzegła. A przeglądała właśnie w pamięci natłok pytań kocura.
        - Ludzka broń… nie wiem, o co ci chodzi, jest dobra – wzruszyła ramionami. – A co ty w ogóle robisz w mieście, skoro… tak ich nie lubisz? – zapytała spokojnie, chociaż bardziej pasowałoby stwierdzenie „skoro jesteś tak dziki, że złapią cię w klatkę jeszcze zanim się zorientują, czym dokładnie jesteś; po prostu byś nikogo nie zagryzł”. Do tego dochodziło zniszczone ubranie. Kimiko właściwie była w stanie sobie wyobrazić jak zirytowany kocur rozpruwa koszulę, bo go drażni. Ciekawe, czy żadna panna od tego nie zemdlała. Ale co ważniejsze, dlaczego na los on chowa ogon w spodniach!? Przecież to musi być niewygodne. I mieści się tam cały? Jak? Wokół brzucha go nie owinął, to widać, nie siedzi też na nim przecież, więc co… w nogawce go ma? Panterołaczka spuściła wzrok na spodnie kocura, szukając długiej wypukłości.
Awatar użytkownika
Bhaskar
Błądzący na granicy światów
Posty: 11
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Włóczęga , Rzemieślnik
Kontakt:

Post autor: Bhaskar »

Obserwował wyraz jej twarzy kiedy to próbowała zachować powagę i reagował odwrotnie proporcjonalnymi zmianami na swoim obliczu. Za każdym razem widząc błysk rozbawienia w zielonych ślepiach lub drgnięcie kącika ust panterołaczki jego własne oblicze pochmurniało, co było nie lada wyczynem przy, i tak już skrzywionej alkoholem, gębie. Z pewnym niedowierzaniem w ślepiach obserwował jak dziewczyna z własnej, nieprzymuszonej woli zamawia następną kolejkę czegoś co smakowało gorzej niż woda z miejskiej kałuży. Straszne co miasto potrafi zrobić z panterołakiem.
Słuchając odpowiedzi na pierwsze pytanie, odruchowo zerknął na ogromne wybrzuszenie w spodniach, które do tej pory nie wydawało mu się ani nienaturalne, ani podejrzane. Materiał szerokiej lewej nogawki był napięty niemal wzdłuż całej nogi i, przyglądając mu się dłużej, można by bez trudu dostrzec, iż drga w co bardziej emocjonujących dla mężczyzny momentach. Jak na przykład teraz kiedy to panterołaczka postanowiła bezczelnie się z nim drażnić.
Poziom hałasu wokół nich nieznacznie przybrał na sile co oznaczało zwiększoną ilość gości albo większą ilość krążącego w ich ciałach alkoholu. Zapewne obie te rzeczy na raz. Bhaskar wyraźnie podskoczył na swoim stołku, gdy przy jednym ze stołów wybrzmiał gromki toast i salwa śmiechu. W co on się dał wpakować? Niektórzy faktycznie na niego zerkali z pewnym zaciekawieniem lub podejrzliwością, a on był tego okrutnie świadom. Drapieżnik, który nawykł do obserwowania innych z ukrycia czuł się teraz gorzej niż ryba wyjęta z wody. Momentami miał pewne problemy by skupić się na rozmowie. Gdyby ktoś teraz rzucił na ziemię skrzynkę albo pusty karton Bhaskar znalazłby się w środku w dwie sekundy. Naciągnął swój kaptur jeszcze głębiej na łeb, zupełnie ignorując rady Kimiko dotyczące ubioru i wtapiania się w tłum.
Wbił spojrzenie w blat w ramach pasywnej obrony przed bodźcami z otoczenia i słuchał uważnie panterołaczki, chociaż sprawiał trochę inne wrażenie. Nagle wydał z siebie cichy pomruk, po czym z hukiem pacnął otwartą dłonią w drewnianą, wysłużoną powierzchnię. Zlizując z wnętrza dłoni martwego karalucha spojrzał uśmiechniętej dziewczynie w oczy, próbując przywołać w pamięci swój ostatni nów. Nie wiedział, że ta dziwna euforia to cecha gatunkowa.
Kiedy to dziewczyna wreszcie zadała mu jakieś pytanie, parsknął zniecierpliwiony i przewrócił ślepiami, bo raz, że pytanie wydało mu się głupie, a dwa, że nie po to z nią tutaj przyłaził żeby być przesłuchiwanym. Zanim jednak na dobre zdążył się zirytować zaskoczyła go swoją spostrzegawczością i domyślnością. Przybrał najbardziej spokojny i obojętny wyraz twarzy na jaki go było stać w tych warunkach i przy jego nieznajomości subtelnej sztuki aktorskiej.
- O nic takiego nie pytałem. Musiałaś się przesłyszeć. - Skłamał bezczelnie, ale zupełnie nie wysilając się by zabrzmiało to przekonywująco. Zawsze i niezmiennie był dumny ze swoich zdolności łowczych i chętnie, z typowo samczą próżnością, naprężyłby muskuły i pokazał jaki to z niego Król Dżungli, Pan Życia i Śmierci, Ludojad i Drapieżca Doskonały. Ale nim fala testosteronu zdążyła porwać ostatnie szare komórki do głosu doszedł rozsądek, który podpowiedział mu, że takie rzeczy nie są dobrze widziane w mieście.
Jego wzrok powędrował ku wyróżniającym się tak ubiorem jak i zachowaniem kobietom, które zamiast siedzieć w domach kręciły się w zatłoczonym barze, zachowując się niezwykle przyjaźnie w stosunku do każdego mężczyzny. Co one z tego miały? Podrapał się po potylicy, wyraźnie skonfundowany, i dopiero po chwili dotarło do niego, że jego rozmówczyni zadała kolejne pytanie. Już miał się zjeżyć i fuknąć na ciekawską dziewczynę kiedy kolejne szare komórki odnalazły drogę powrotną do domu. Będąc, w jego ocenie, niemalże miejskim kotkiem, Kimiko z pewnością może być przydatna w obecnej sytuacji. Skupił na niej czujne spojrzenie, przywołując na twarzy grymas, który przy dozie optymizmu można nazwać miłym.
- Szukam tutaj kogoś kto zna się na... - ściszył głos tak, że nawet panterze uszy musiały się nieco wysilić by zrozumieć słowa - ...magii. Z tego co zrozumiałem nie jest to najlepsze miasto do poszukiwań, ale skoro już tutaj jestem to muszę chociaż spróbować. Nie po to się tyle namęczyłem.
Ostatnie zdanie miało pozostać myślą, ale wymknęło się nim Bhaskar zdążył ugryźć się w język. Wpatrywał się intensywnie w panterołaczkę, najwyraźniej oczekując konkretnej reakcji. Nie potrafił być specjalnie uprzejmy, a już proszenie o pomoc było ponad jego możliwości. Rozważał opcję najprostszą jaką była stara dobra przemoc.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        - To nie może być wygodne – mruknęła, przekrzywiając głowę, wciąż wpatrzona w wybrzuszenie na nogawce.
        Jej samej zajęło parę lat nim rozpracowała noszenie ogona nad niskimi spodniami, rozciętymi lekko z tyłu, co z kolei przysłaniała skórzanym paskiem. Ostatecznie wyglądało to jakby miała w spodniach specjalną dziurę na ogon, ale na to wpadłby tylko ktoś kto takowego nie posiada. Ludzie naprawdę myśleli, że chciałoby jej się codziennie przewlekać ogon przez jakąś dziurę? To nie nitka do diaska.
        Drgnęła lekko, gdy jej znajomy podskoczył na stołku. Kimiko od razu zerknęła na źródło hałasu i po raz kolejny powstrzymała uśmieszek, a później prychnięcie, gdy Bhaskar schował się głębiej pod kapturem. Wznowiła rozmowę, ale zaraz sama podskoczyła, gdy kocur walnął ręką w blat. Później tylko z przerażeniem obserwowała drogę rozgniecionego karalucha z blatu na dłoń, a później język kocura. Jej mina mówiła wszystko. I tak jak Bhaskar z rozczarowaniem spoglądał na nią, jak na miejskiego kotka, tak ona teraz współczuła drugiej panterze, że zadowala się czymś takim. On się nawet nie skrzywił!
        - Co? – bąknęła na wymówki kocura, wciąż myśląc o zielonym śluzie wypływającym z karalucha. Zaraz wzdrygnęła się i machnęła ręką. Mniejsza.
        Wychyliła trzeci kieliszek na pociechę i spojrzała znów na panterołaka, ciekawa co go tu przyciągnęło. Zmarszczyła nieznacznie brwi i posłusznie przychyliła głowę, gdy Bhaskar przyciszył głos. Są w barze na los, i tak nic nie słychać. Ale później zrozumiała. Nie podnosząc głowy uniosła wzrok na kocura i przyglądała mu się chwilę, nim wyprostowała się, jak gdyby nigdy nic. Gestem zamówiła jednak kolejny kieliszek.
        - No właśnie kiepskie miasto wybrałeś, nawet ja to wiem – mruknęła, zaraz rozwijając myśl – a na magii się nie znam. Kontaktów też nie mam. Znam kogoś kto ma, ale… jest daleko.
        „I jakbym mu ciebie przedstawiła to pomyślałby że to dywanik w prezencie”, dodała w myślach, wbrew sobie uśmiechając się pod nosem. Przebiegłe spojrzenie złodziejki popłynęło na nowo do złotej ozdoby na szyi kocura, ale Kimiko zaraz ukryła je pod rzęsami i niewinnym uśmiechem.
        - Ale pamiętasz, jak mówiłam, że w mieście może być jeszcze jedna pantera? – zapytała. – Możemy spróbować go znaleźć. Łachudra, ale akurat może coś wiedzieć – zaprezentowała po krótce kocura, z którym była pewna już teraz, że Bhaskar się nie polubi. No ale trudno, jeśli chciał uzyskać jakieś informacje to na pewno lepiej od Setha niż próbując zdobyć je na własną rękę. Skoro tak trudno przychodziła mu rozmowa z nią – przedstawicielką jego rasy – to kompletnie nie wyobrażała go sobie proszącego o pomoc jakiegokolwiek człowieka.
        - A po co ci mag? – zapytała swobodnie, odbierając od barmana kolejny kieliszek i wychylając go od razu. Zaraz później bowiem zsunęła się ze stołka i pociągnęła kocura za sobą w stronę wyjścia.
        Trochę dlatego, że brunet wyglądał na coraz bardziej rozdrażnionego i istniało realne ryzyko, że w końcu się na kogoś rzuci, ale też Kimiko nie zwykła uciekać od barowych bójek.
        Tak naprawdę to bała się, że facet zeżre następnego karalucha, a tego by nie zniosła.


        Nie zdążyli dojść do wyjścia, gdy drogę panterołeczce zastąpiły szerokie plecy. Próbowała je ominąć, jednocześnie wciąż wyprowadzając Bhaskara z knajpy, ale wtedy plecy cofnęły się, rozdzielając zmiennokształtnych i stawiając Kimiko oko w oko z pijanym jak bela gościem. Ten wybełkotał coś na widok dziewczyny, która już dawała nura pod jego ramieniem, by odnaleźć panterołaka, ale jakimś cudem oboje wpakowali się w sam środek barowej bijatyki. Nikt nawet nie zwracał na nich uwagi, ale też nie starał się ich ominąć, więc po chwili w stronę dziewczyny szybowała pięść. Kimi uchyliła się i cios sięgnął Bhaskara.
        - O cholera! – parsknęła śmiechem, odwijając się w stronę panterołaka, by sprawdzić, czy nic mu nie jest. Wtedy facet za nią objął ją w pasie ramieniem i szarpnął do siebie, a panterołaczka sprawnie obróciła się po raz kolejny i zamachnęła się na niego pięścią, którą ten złapał w dłoń z głupim uśmiechem. No dobrze, na boksera się nie nadawała, ale kpiny z jej zdolności bitewnych Kimiko nie znosiła najlepiej. Nie namyślając się wiele wbiła zęby w odsłonięty nadgarstek łysego i nie puszczała dobrą chwilę, rozkoszując się piskliwym nagle wrzaskiem gbura.

        Z baru wyleciała na tyłek. Nie zdażyło jej się to pierwszy raz, ale i tak fuczała z oburzenia, bo nawet nie ona zaczęła, a jakimś cudem wpakowała się w bójkę. Zaraz jednak odskakiwała w bok, gdy wykidajło wywalał z knajpy za kołnierz kolejnego cwaniaka.
        Bhaskar zniknął jej z oczu już w środku, dając nogę na własną rękę, co zirytowało ją o tyle, że nie mogła za nim pobiec, jak również że w ogóle chciała. Ale przecież był panterołakiem! To nie powinno zmazywać wszelkich win, ale jak na razie tak się działo i Kimiko nic nie potrafiła na to poradzić.
        Pozbierała się więc z bruku i obiegła kamienicę, ale znajomego zapachu już nie uchwyciła. I może gotowa byłaby szukać bardziej, gdyby nie buzująca jeszcze uraza i… inne znajome ślepia, wpatrujące się w nią z sąsiedniej uliczki. Warknęła pod nosem i niechętnie podeszła do znajomego.
        - Cześć, kotku.
        - Cześć, Seth.
Zablokowany

Wróć do „Rododendronia”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość