Drzewo Świata[Okolice sekretnej ścieżki] Odmierzyć pół szklanki surowicy

Yggdrasill - Drzewo świata. Ogromne drzewo którego korzenie sięgają wnętrza ziemi, a korona wznosi się pod niebiosa. Nikt tak naprawdę nie wie w której cześć gór się znajduje. a ścieżkę która tutaj prowadzi mogą zobaczyć tylko "oczy anioła".
Awatar użytkownika
Dérigéntirh
Senna Zjawa
Posty: 260
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Dérigéntirh »

        Jedno trzeba było Polinie przyznać - po zrzuceniu maski naiwnej, nazbyt podekscytowanej wieśniaczki, potencjał jej mimiki zdawał się tylko przybrać na sile. To, jak wysoko uniosła brwi, a jej usta wykrzywiły się w oburzeniu było rzeczą aż nazbyt Polinową. Po chwili otworzyły się, co już chyba stanowiło symbol jej osobowości znany praktycznie każdemu, kto przebył w jej towarzystwie dłużej niż minutę. Zanim jednak zdołała z pewnością zalać Sanayę falą argumentów tego, dlaczego wiejskie życie to prawdziwy koszmar, który chyba ustanowi karą dla tych ze swoich wrogów, którzy nie zasługują na słodkie ujęcia śmierci, zanim zdołała to wszystko z siebie wyrzucić, alchemiczka po prostu jednym ruchem własnych warg odebrała jej taką możliwość. Rudowłosa zamrugała, ale zamknęła usta, aby wysłuchać tego, co związana kobieta ma jej do powiedzenia.
        - Rubidia… - Polina złożyła razem dłonie tuż przed swoimi ustami i wzięła głęboki wdech, przyglądając się czujnie alchemiczce. - Rubidia… Rubidia… Rub… idia.. - Dłonie przekręciły się, aby palce teraz wskazywały prosto na San. - Powinnam to kojarzyć? Jakaś wioska? Brzmi trochę jak znad Oceanu Jadeitów… wychowałaś się w wiosce rybackiej? Cóż, południowe pochodzenie tłumaczyłoby nieco karnację… Jedynie, jeżeli pochodzisz spoza Oceanu, co w sumie także bardzo pasuje do tatuaży…
        Kobieta pewnie dalej kontynuowałaby tę “rozmowę”, ale niestety zdarzyło się tak, że Sanaya przerwała jej odpowiadaniem na pytanie, które sama Polina wcześniej zadała. Co gorsza jej odpowiedź była ciekawsza od tego, co sama rudowłosa miała do powiedzenia, więc nie pozostało jej nic innego, jak tylko słuchać uważnie. Alchemiczka mogła przed sobą teraz ujrzeć tę parę błyszczących niemal oczu wpatrzonych prosto w nią, podczas gdy dolna część twarzy Poliny ukryta była za dłońmi, jej oparciem. Kiedy jednak San skończyła już mówić, ta tylko przewróciła oczami.
        - Powinnam się spodziewać, że będziesz się głównie interesować aniołami. Śmierć dziedzica, hmm? O, to na pewno nieco zatrzęsie sceną polityczną. Szczerze, jestem przekonana, że obecny dziedzic mógł nieco maczać palce w tym całym ataku demonów. Wygodne do zwalania winy, autentycznie! W końcu trucizna sama nie dostaje się do jedzenia, a węże nie pojawiają się w sypialniach od tak… demony za to mają tendencję do pojawiania się znikąd, hah. W sumie warto to zapamiętać… Arrantalis… zawsze uważałam, że tam niezły cyrk się odprawia, ale słyszę, że teraz to przechodzą samych siebie. Skóra ze złota? Heh, komedia. I to księżniczka. - Dziewczyna autentycznie zaczęła chichotać. - Naprawdę, jeszcze tylko tego brakuje, aby królowa postanowiła wyjść za pierwszego anioła, który się przypałęta. Ech, musisz mi wytłumaczyć, co wy w takich widzicie. Ekspedycja… poza kontynent… Też się tym monarchom w głowach przewraca, zupełnie jakby tutaj brakowało im miejsca. Zresztą ześlizgną się z łuski i tyle ich będzie widzieć. O ile wcześniej jakieś monstrum ich nie pożre. Inne kontynenty, poważnie, kto to wymyślił?
        - No, ale tak czy owak, alchemiczka! No, proszę, wyczułam, że jesteście interesujący. Hmm, prawda jest taka, że słabo sama znam się na tym. Heh, to w sumie zabawne. - Polina przez chwilę wpatrywała się pustym wzrokiem w czoło Sanayi, po czym zamrugała i z powrotem przeniosła spojrzenie na jej oczy. - Och, daj spokój, miłość i pożądanie to dwie najpotężniejsze siły na tym świecie, wiem coś o tym. No i pewnie sama doskonale zdajesz sobie sprawę, że twój aniołek nie jest na nie odporny, nawet jeśli by się tego wypierał. Dam sobie radę, ale dziękuję za troskę. A co to tego, co chcę… cóż, po pierwszym miesiącu tutaj stwierdziłam, że zabiorę sobie jego rączkę na pamiątkę. Po drugim doszłam do wniosku, że potrzymam go tutaj przez jakiś czas i pobawię się nieco w ramach naprawy psychicznych szkód. Po trzecim stwierdziłam, że spalę tę jego cenną wioskę, ale teraz… szczerze, to teraz po prostu chcę mieć to wszystko z głowy i zapomnieć o tym przeklętym miejscu. Widzisz, to nic osobistego, po prostu praca. Choć teraz bardziej postrzegam to za karę. Słowo porady, nie idź po linii najmniejszego oporu, bo potem tak się to kończy. Jedyny pozytyw tego miejsca to te urocze stworzenia.
        Polina pochyliła się i pogłaskała kozicę, która pojawiła się w zasięgu wzroku - zwierzę przymknęło oczy i zabeczało z zadowoleniem. Dwie kolejne kręciły się po pomieszczeniu. Dziewczyna wręcz zsunęła się z krzesła i objęła kózkę ramionami, klęcząc obok i w po części leżąc na jej plecach. Z tej pozycji spojrzała w górę, na Sanayę, głaszcząc przy tym stworzonko po szyi.
        - Odkryłam, że są bardzo pojętne, choć to wciąż tylko zwierzęta. Ale udało mi się właściwe wyuczyć je sztuki szpiegostwa. Są w tym naprawdę świetne. Plus były o wiele lepszymi uczennicami niż zwykle mi się trafiają. - Kobieta zaśmiała się szczerze. - W sumie jedna z nich przyprowadziła was do mnie! To już naprawdę osiągnięcie większe, niż z reguły mogę oczekiwać po moich adepkach! Zdecydowanie zasłużyła na coś słodkiego w nagrodę. A potem jeszcze odciągnęła twojego przyjaciela, doskonała bestyjka! Co prawda chciałam, aby zamontowała kryształ w urządzeniu, żebym nie musiała się martwić, że któreś z was zaraz wystrzeli we mnie ogniem, ale no cóż, nie mogę narzekać na jej własną pomysłowość.
        Kobieta wstała, a kozica oddreptała na bok - biała koszula była teraz pełna koziej sierści, ale Polina nie zdawała się tym przejmować, kiedy zbliżyła się do Sanayi, przykucnęła i położyła dłonie na jej kolanach.
        - Och, ależ nie twierdzę, że kłamałaś! Jedynie, że pominęłaś najbardziej interesujące szczegóły! Och, proszę, prooooszę, daj mi coś soczystego. Nieco porządnego romansu i emocji. Wiem, że to bielak, no ale przynajmniej dla ciebie to musiało być emocjonujące! Na pewno masz jakieś romantyczne wspomnienia z nim! A ja… cóż, naprawdę tego potrzebuję. Jestem na głodzie. Poznałam każdego w tej wiosce i mogłabym mieć każdego, ale każdy jest taaaaak nudny! Zlituj się nade mną biedną, naprawdę nie chcę rzucać cię związaną na łóżko i… w sumie… nieco chcę, przyznaję. Jesteś niczego sobie. W sumie, jeżeli z dwojga tych opcji wolisz tę… to ja nie będę mieć nic przeciwko…
        Polina wyszczerzyła się, ukazując rząd białych ząbków, gdy jej tors zaczął się podnosić, a twarz zbliżać do alchemiczki, jej oczy intensywnie wpatrujące się w nią.
Awatar użytkownika
Sanaya
Urzeczywistniający Marzenia
Posty: 598
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Alchemik , Badacz
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Sanaya »

        Ta rozmowa wyglądała dziwacznie i niezbyt podobała się Sanayi, nawet jeśli nie brać pod uwagę tego, że była porwana i związana przez szaloną kobietę i jej kozy. Słowa Poliny były dziwne. Nie wiedziała czym jest Rubidia? To skąd ona była? Albo może czym była? Alchemiczka zaczęła nabierać podejrzeń, że wcale nie ma do czynienia z człowiekiem. I gdzieś podświadomie już miała przypuszczenia kim była Polina, miała jednak na to póki co za mało dowodów.
        - Ocean Jadeitów, dobry strzał - przytaknęła. Więcej powiedzieć nie mogła, bo nie była w stanie wbić się w ten dziwny monolog. Zresztą po co miałaby tłumaczyć tej szalonej dziewczynie gdzie leży Rubidia? Nie widziała w tym sensu. A poza tym Polina i tak nie wyglądała na szczególnie zainteresowaną tym tematem, bo już przeskoczyła do kolejnego tematu, a alchemiczka skwapliwie go podchwyciła, opowiadając o wszystkich politycznych nowinkach, które dane jej było zasłyszeć, nawet o tych najnudniejszych. Jednak podsumowanie, jakie usłyszała, zaskoczyło ją.
        - To nie tak… - bąknęła. Anioły jej ani trochę nie interesowały, po prostu przypadek sprawił, że teraz sporo się działo w królestwach rządzonych przez niebian. Sanaya szybko doszła jednak do wniosku, że jej protesty na nic się zdadzą, bo Polina miała już w głowie swoją wersję wydarzeń, więc zamilkła i skupiła się na słuchaniu jej komentarzy. Niektórych całkiem zabawnych - jak to ze spadaniem z Łuski. Rozumowanie jak setki lat temu, ale niech jej będzie, Sanaya się nie kłóciła.
        I nagle znowu wróciły do niej. Sanaya nie do końca rozumiała co miał znaczyć komentarz Poliny i to jak patrzyła na jej czoło.
        - Ubrudziłam się? - zapytała mało ambitnie. A potem zadała pytanie, na które odpowiedzi chyba nie chciała słyszeć. plany tej szalonej dziewczyny związane z aniołem były nieprecyzyjne, ale mimo wszystko niepokojące. Sanaya na końcu języka miała pytanie po co w ogóle ona to robi, ale wstrzymała się. Nagła zmiana tematu na obecne w jaskini kozy ją zaskoczyła i z początku nie nadążyła za Poliną. Później miała okazję, gdy ta miziała się z kozami i wtedy zrobiło jej się nieswojo - nie spodziewała się, że została tak wymanewrowana… przez zwierzęta!
        Sanaya drgnęła, gdy Polina nagle znowu znalazła się przed nią. Zesztywniała pod wpływem jej dotyku, a spojrzenie z początku zogniskowała na dłoniach, jakby spodziewała się, że rozgadana kobieta zechce jej coś zrobić. Co - tego nie wiedziała, ale była pewna, że powinna spodziewać się wszystkiego po tej wariatce. Zaraz jednak spojrzała na jej twarz, bo Polina zaczęła mówić. Alchemiczka wyglądała na trochę złą, trochę obrażoną - nie wiadomo czy przez to, że zasugerowano jej przypadkiem, że kłamie, czy za to, że teraz żądano od niej bardzo intymnych szczegółów jej związku. Gdy jednak doszło do bardzo konkretnych i bardzo lubieżnych propozycji, Sanaya z niechęcią zmarszczyła nos. Nie cofnęła się i nie wyglądała na przestraszoną, raczej zdegustowaną.
        - Wydaje mi się, że mieszają ci się pojęcia “romantyczny” i “erotyczny” - zauważyła. - I nie do końca wiem o czym chcesz słuchać albo co chcesz robić, bo to chyba dwie różne rzeczy. Mam ci opowiedzieć naszą pierwszą wspólną noc? Wtedy nic się nie wydarzyło. On był samotny i bał się odrzucenia, tego, że nie zaakceptuję, że on jest inny. Przegadaliśmy tę noc do samego rana i zasnęliśmy objęci. Dopiero następnej nocy wydarzyło się to, co chciałabyś usłyszeć. Skusiłam go tatuażami. Zachęcałam go, by obejrzał je wszystkie, a wytatuowane mam prawie całe ciało. Gdy już mnie rozebrał nie było sensu zaprzeczać, że mnie pragnie, wystarczyło tylko nienachalnie go zachęcić. A wierz mi, że chociaż doświadczenia nie miał za grosz, nadrabiał chęciami. I wyglądem. Nigdy nie widziałam piękniejszego, lepiej zbudowanego mężczyzny. Jego umięśniony brzuch wygląda jakby wyszedł spod dłuta najlepszych efneńskich rzeźbiarzy, a od torsu nie można oderwać wzroku nawet gdy nosi koszulę. Możesz mi zazdrościć - dodała hardo, choć była to tylko poza, by zamaskować to, że zwyczajnie się boi. Wdepnęła w niezłe bagno. Nie wiedziała, czy odpowiadając tak butnie i śmiało nie zaostrzy tylko apetytu Poliny i czy jednak nie zechce ona zrealizować swoich gróźb. Szybko więc zmieniła front.
        - Ale wiesz, co mnie najbardziej w nim pociąga? - drążyła. - Że jest szlachetny. Bo gdy mógł mnie bez trudu omotać i wykorzystać, nie zrobił tego. I choć w pewnej chwili nie widzieliśmy się przeszło rok, bo został wezwany, wrócił i odnalazł mnie. A nie byłam wtedy w swoim domu, podróżowałam. Spotkaliśmy się wieczorem na plaży, gdzie zbierałam muszle na eliksiry. Nie wierzyłam wtedy, że go widzę, ale on wszedł za mną do wody, nie zważając na to, że mu się do butów nalewa - to tak do niego pasowało, że już wiedziałam, że to naprawdę on. Jego oczy pięknie lśniły w świetle zachodzącego słońca - zakończyła rozmarzonym tonem.
        San liczyła, że to wystarczy i że jej romantyczne wspomnienia trochę ukoją pragnienia Poliny. Naprawdę nie chciała się wpakować w jeszcze większe kłopoty. Teraz wiedziała, że jest prawdopodobnie zdana sama na siebie i nie ma co liczyć na to, że Kaonites zjawi się, by jej pomóc. Musiała jakoś sama się z tego wykaraskać… No i nie wciągnąć w to wszystko tego anioła. Nie chciała, by Polina miała możliwość spełnienia swojej groźby zakatowania go na śmierć. Nie miała wątpliwości co do tego, że jej plany bez względu na modyfikacje po drodze prowadziły do zgonu niebianina i gdyby to doszłoby do skutku przez Sanayę, ta nie mogłaby dłużej patrzeć na siebie w lustrze.
        - Kim ty jesteś? - zapytała w końcu. - Jesteś... Piekielną?
Awatar użytkownika
Dérigéntirh
Senna Zjawa
Posty: 260
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Dérigéntirh »

        Sanaya zdecydowanie nie myliła się co do jednego - jej ograniczone próby oporu wobec wersji zdarzeń Poliny nie były w najmniejszym stopniu wystarczające do przekonania rudowłosej, że alchemiczka wcale nie miała tak dużo do czynienia z dyskutowanym aniołem. Kobieta nie wyglądała, jakby w ogóle je dostrzegała. Nie zareagowała także na krótkie pytanie, a jej reakcje zdawały się tylko porywacza nakręcać. Przynajmniej dopóki nie padła pierwsza uwaga. 
        - Postrzegam oba określenia w płynniejszy sposób niż większość ludzi - odpowiedziała dziewczyna, choć jej usta wykrzywiły się w lekkiej irytacji. Otworzyły się ponownie, gdy Sanaya wspomniała o pierwszej nocy, ale zaraz zamarły w bezruchu. Nacisk palców na uda alchemiczki osłabł, gdy Polina zupełnie ucichła i przysłuchiwała się dalszej wypowiedzi. Sylwetka nieco opadła, gdy przysiadła na własnych kostkach, patrząc na kobietę z dołu, w skupieniu. Nozdrza rozszerzały nieco niespokojnie, gdy dziewczyna brała głębokie wdechy, a na policzkach pojawiły delikatne rumieńce, gdy Sanaya wspomniała o swoich tatuażach. Westchnięcia zaczęły opuszczać jej usta, gdy słyszała opis ciała domniemanego anioła. Gdy otrzymała harde wyzwanie, nie zareagowała zupełnie.
        Kompletnie zaczęła się rozklejać przy drugiej części wspomnień Sanayi, kobieca sylwetka uginająca się coraz bardziej, jej dłonie zjeżdżające coraz niżej, aż w końcu ześlizgnęły się z kolan alchemiczki. Gdy padły słowa o lśniących oczach, zupełnie coś takiego kobieta mogła ujrzeć przed sobą. Po chwili zapadło milczenie, w którym słychać było tylko ciche siorbanie Poliny.
        - To… rety… - Rudowłosa powoli, chwiejne się podniosła. - Wybacz… mi na chwilę. Jeśli byłabyś taka… miła…
        Dziewczyna odwróciła się, przeszła kilka kroków, po czym rzuciła na łóżko i wybuchła płaczem. Trwało to dłuższą chwilę, podczas której kobieta wciskała swoją twarz w kołdrę, skutecznie mocząc tkaninę. Dosyć głośne jęki i szloch skutecznie uniemożliwiały jakąkolwiek próbę komunikacji, choć dało się wyłapać jakby zduszone próby wypowiedzenia jakichś słów. Choć kobieta raczej mówiła coś do siebie. W międzyczasie alchemiczka mogła co najwyżej spróbować porozmawiać z kozicami, które zebrały się wokół – część z nich usiadła zaraz obok skrępowanej Sanayi i razem obserwowały emocjonalne szamotanie się Poliny. Trwało to... całkiem długo w zasadzie. Kobieta kilka razy podnosiła się, wciąż drgając, lecz powoli się uspokajając, tylko po to aby wymienić spojrzenia ze swoją ofiarą i zaraz znowu rzucić się na łóżko. Szczególnie, jeżeli San próbowała się odezwać. W końcu jednak Polina metodą prób i błędów, jak i wyniszczenia zapasów wody w jej ciele, zdołała podnieść się na nogi i powoli doczłapać do krzesła, aby opaść przed nim na kolana i pacnąć pośladkami o łykcie w próbie siedzenia prosto.
        - D-dziękuję – powiedziała dosyć drążym wciąż głosem, pociągając przy tym nosem; z zamoczoną twarzą i podczerwieniałymi policzkami nie zdawała się już tak przerażająca, jej mowa ciała stała się także znacznie kruchsza i zupełnie brakło starej pewności siebie. - To było... przepiękne. Tego mi właśnie było trzeba. Oj, było warto cię tu zaprowadzać i porywać tak wcześnie, zdecydowanie. Choć... teraz w zasadzie mi nieco za to głupio, szczególnie, że tak miło teraz ze mną postąpiłaś.
        Przez cały czas mówienia trzymała dłonie na piersi, aby pod koniec nieco je unieść i otrzeć łzy rękawem.
        - Och, spytałaś, kim jestem... - Polina zerkała w górę, podczas gdy nagle pomiędzy jej włosami pojawiła się para zakręconych rogów, zza plecami dało się dostrzec parę nietoperzych, oklapniętych skrzydeł, a długi ogon został podwinięty wokół jej nóg. - Mhm, zgadłaś. Choć ostatnio wypadłam z łask piekieł. W zasadzie jestem tutaj po to, aby ratować swoją skórę. Muszę tylko zdobyć nieco tego przeklętego nektaru.
        Westchnęła, pochylając się bardziej i opierając policzki o dłonie, a ramiona o kolana. Przez chwilę wpatrywała się w stopy Sanayi, a gdyby jej rude loki nie zasłaniały oczu, można by dostrzec to puste spojrzenie tak naprawdę wycelowane w eter. Te stopy po prostu zupełnym przypadkiem znalazły się w miejscu należącym do eteru. Choć w zasadzie trudno, aby były gdzieś indziej, jako że były związane. Nie żeby mógł istnieć jakiś inny powód tak intensywnego zainteresowania nimi...
        - Wiesz... - Polina z powrotem uniosła wzrok. - W zasadzie to raczej nie masz zbyt wygodnie teraz. A mi dostarczyłaś naprawdę pięknych wrażeń. Zupełnie, jakbyś mi zapewniła wyśmienity posiłek po tygodniach głodowania. Więc... raczej nie spróbujesz żadnych radykalnych pomysłów, zwłaszcza że jestem w stanie powstrzymać cię na kilkanaście różnych pomysłowych sposobów... no i w związku z tym.... tak sobie myślę, że... mogłabym cię, no wiesz, rozwiązać. Ale tylko, jeżeli umówimy się, że nie spróbujesz uciekać! - Pokusa uniosła palec, odzyskując chyba powoli część dawnej werwy. - Jeżeli nie uciekniesz, możemy spróbować wypracować... ummm, kompromis, co ty na to? Nie żebym potrzebowała do czegoś twojego ukochanego, a brzmisz jakbyś... ummm...
        Oczy Poliny znowu zalśniły, a jej sylwetka zadrżała niebezpiecznie, ale dziewczyna tym razem zdołała się opanować.
        - W każdym razie. Nie uciekniesz, a w zamian zostaniesz rozwiązana. Umowa stoi?
        Lecz nawet zanim jeszcze pokusa zdążyła skończyć, jedna z kóz już wzięła się do roboty i zaczęła obgryzać liny krępujące ręce Sanayi. Dzięki temu, kiedy padło pytanie o umowę, więzy zupełnie puściły i osunęły się na podłogę, zupełnie uwalniając alchemiczkę. Pokusa zamarła z uśmiechem na ustach i jedną dłonią wyciągniętą w stronę kobiety, a jej oczy przeskoczyły na chwilę na naduczynną kozę, która powróciła na swoje miejsce. Po chwili powróciły do Sanayi, choć trzeba było przyznać Polinie, że nie dawała się zbytnio speszyć całej sytuacji, choć tylko uśmiech powoli się powiększając, zdradzał, że jednak zauważyła, że więzy puściły.
Awatar użytkownika
Sanaya
Urzeczywistniający Marzenia
Posty: 598
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Alchemik , Badacz
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Sanaya »

        Sanaya spodziewała się różnych sposób, w jaki może się ta rozmowa rozwinąć. Przypuszczała, że Polina może dociekać, że może się obrazić za jej ton, że może wyśmiać jej romantyczne wspomnienia… Ale płaczu akurat w ogóle się nie spodziewała, nawet przez moment. Dlatego patrzyła na swoją porywaczkę lekko skonsternowana, nawet pochylając się, jakby próbowała się upewnić, że ona naprawdę szlocha. Co? Jak? Dlaczego? Była tak wzruszona? Zła? Alchemiczka zupełnie nie wiedziała o co mogło chodzić.
        - Wszystko w porządku? – upewniła się. Co za paranoja, pytała swoją porywaczkę, czy ta się dobrze czuje! Powinna się cieszyć, że doprowadziła ją do łez, a jej było przykro! Naprawdę nie nadawała się do tego typu sytuacji. Pewnie gdyby zdarzyło jej się kogoś zranić w samoobronie, później opatrzyłaby mu rany i przeprosiła.
        A Polina już na dobre się rozkręciła. Sanaya śledziła ją zaskoczonym wzrokiem, gdy ta odchodziła do łóżka i aż podskoczyła, gdy dziewczyna dramatycznie rzuciła się na pościel i zaczęła ryczeć. Tak, już nie płakać tylko regularnie ryczeć. Poważnie, co jej się stało? No dobrze, można było zrozumieć łezkę wzruszenia, ale ten wodospad łez? Zaraz poduszka przesiąknie i zacznie kapać na podłogę…
        - Polina? – wezwała ją alchemiczka, ale to zamiast wyrwać rudą z jej rozpaczy, tylko wepchnęło ją głębiej. Sanaya była coraz bardziej skonsternowana. Zerknęła na kozę, która akurat usiadła obok, jakby spodziewała się jakiś wyjaśnień... Ale te oczywiście nie nadeszły, przecież to tylko koza. Fakt, że tresowana, ale no bądźmy szczerzy: mówić nadal nie umiała.
        - Polina, ja naprawdę… - spróbowała po jakimś czasie alchemiczka, ale to wywołało tylko nową falę płaczu, była to więc ostatnia podjęta próba. Sanaya nie była zwolenniczką zasady, że do trzech razy sztuka, skoro już pierwsze dwa podejścia stanowiły spektakularną porażkę. Westchnęła cicho pod nosem i uznała, że po prostu poczeka, aż jej porywaczka się uspokoi, bo wielu alternatyw tak naprawdę nie miała.

        - Cała przyjemność po mojej stronie - odparła Sanaya, choć nie do końca rozumiała za co Polina jej dziękowała. Przecież to była krótka historyjka, parę komplementów pod adresem wyimaginowanego mężczyzny… No, może nie tak wyimaginowanego, ale na pewno nie tego, o którym myślała. Ruda jednak wyglądała na naprawdę wzruszoną… Może jednak miała znacznie lepsze serduszko niż się wydawało?
        - Och… - westchnęła Sanaya. Przeczuwała, że miała rację, ale widok Poliny w jej naturalnej postaci lekko ją zszokował. Myślała też, że będzie ona ładniejsza, bo ponoć tego typu diablice służyły temu, by kusić mężczyzn… Ale one się chyba dostosowywały do ich gustów, więc być może przez to, że ona sama nie była zainteresowana kobietami, widziała swoją porywaczkę taką, jaka była? Nieważne. Ważniejsze było to co mówiła. Sanayi zrobiło się trochę żal dziewczyny - ratowanie skóry brzmiało poważnie i naprawdę jej współczuła. Chciałaby jej pomóc… Ale nie wiedziała czy jest sens, czy warto, czy się w ogóle da. Musiała chyba po prostu jeszcze z nią porozmawiać, by lepiej ją poznać. Obraz, który z początku zdawał się jej być jasny i klarowny, teraz zaczynał się robić niejasny.
        I nagle propozycja wolności - słodka i kusząca. Sanaya była gotowa zgodzić się niemal od razu, choć czuła, że będzie jakiś warunek.
        - Nie ucieknę - zapewniła. - I tak byś mnie dogoniła.
        Nie spodziewała się, że zdobędzie nad Poliną jakąkolwiek przewagę, że da radę ją przechytrzyć. To była wszak Piekielna, nie jakaś zwykła wsiowa dziewka. Poza tym dała jej chyba do zrozumienia, że to wszystko nie musi się wcale źle skończyć, zamierzała więc z tego skorzystać.
        Nagła ingerencja kozy była według alchemiczki podyktowana nie jej własną inicjatywą, a jakimś tajemniczym połączeniem z Pokusą, która być może wydała rozkaz jej oswobodzenia. To jej zdaniem miałoby sens. Nie dociekała jednak. Podała Polinie przegryzione więzy i roztarła ścierpnięte, obtarte nadgarstki.
        - Dziękuję - zwróciła się do Poliny. Poczekała, aż ta oswobodzi jej nogi i wtedy je wyprostowała. - Mogę wstać? - upewniła się, nim to zrobiła. Chciała odzyskać czucie w nogach, bo całe ją już bolały. Nie wykonywała jednak gwałtownych ruchów, przydreptywała w miejscu, kręciła stopami, tylko tyle. W końcu jednak swoją uwagę na powrót poświęciła Polinie.
        - O jakim kompromisie mówiłaś? - zapytała rzeczowo. - I… dlaczego w takim razie nie potrzebujesz mojego ukochanego? Wiesz, chciałabym ci pomóc. Wydaje mi się, że chyba nie jesteś takim złym piekielnikiem, prawda? Moja historia cię wzruszyła, masz czułe serce, nie mylę się? Może da się to załatwić inaczej?
        Ton Sanayi zdradzał jej szczere intencje i brak strachu przed takim układaniem się z Poliną. Niczego nie ryzykowała, jedynie rozmawiały. Zawsze mogła się po prostu nie zgodzić na jej warunki.
Awatar użytkownika
Dérigéntirh
Senna Zjawa
Posty: 260
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Dérigéntirh »

        Pokusa zachichotała i machnęła dłonią, starając się ukryć zmieszanie w chwili, w której więzy Sanayi opadły. Oczywiście, że właśnie rozkazała kozicy uwolnienie jej, bo niby dlaczego ta miałaby to zrobić z innego powodu? Zaraz też wskazała palcem na więzy wokół kostek alchemiczki, które też całkiem szybko zostały przegryzione.
        - No oczywiście, że złapię, jestem całkiem dobra w łapaniu ludzi! No i wiązaniu… jak chcesz to mogę ci zademonstrować! - W oczach pokusy tlił się płomień autentycznego entuzjazmu, który nieco przygasł, gdy ta przypomniała sobie, w jakiej sytuacji się znajdują. - Jasne, jasne, możesz wstać! Nawet możesz się położyć, jeżeli chcesz, nie mam nic przeciwko!
        Na twarzy kobiety znowu pojawiła się niewielka niezręczność, kiedy wskazała dłonią swoje łóżko, jak i spojrzała na nie.
        - W sensie byłoby ci pewnie nieco… mokro… i to nie w ten zabawny sposób! Ale może preferujesz, niektórzy z Piekła w sumie lubią się oblekać łzami swoich wrogów. Nie do końca moja rzecz, ale ja nie oceniam, naprawdę, więc jeśli chcesz, to śmiało! - Uśmiech pokusy był na tyle szeroki, że niemal zasłonił jej zakłopotanie, ale szybko zniknął. Zamiast niego pojawiło się zainteresowanie i skupienie w jej oczach, kiedy Sanaya nieco zmieniła temat. - Hmm, w zasadzie nie potrzebuję go dopaść. W sensie to najprostszy i najprzyjemniejszy sposób! Aczkolwiek przy okolicznościach także jedyny, jak i niemożliwy, heh… Tak czy owak, chodzi o surowicę Drzewa Życia. Nie wiem, na ile twój narzeczony mówi ci, czym się zajmuje, ale to taka wieeeeeeelka jak diabli roślina, co to jest nad tymi górami. Nie wiem, dlaczego jej nie widzimy w sumie… pewnie maaagia. Tak czy owak, mam zdobyć nieco surowicy tego drzewa. W zasadzie wyssać tak dużo, jak tylko jestem w stanie. Tylko, że ścieka do niej jest… porąbana. Niby wiem, gdzie się zaczyna, ale jak próbowałam iść... brr, przeklęta magia umysłu. Tak czy owak, jedynie oczy anioła są w stanie ją naprawdę ujrzeć! No i twój kochanek jest tutaj przydzielony, żeby ją pilnować i użyczać tych swoich pięknych oczu dla każdego, kto będzie potrzebował. Oprócz pokus, którym grozi skóra, jak się okazuje!
        Jedna z kózek, która przedtem opuściła pomieszczenie, powróciła z jabłkiem w paszczy. Polina powitała ją z entuzjastycznym “o!”, po czym pogłaskała po łebku, podziękowała i wyjęła jej owoc własnymi zębami. Przeżuła kawałek, ale po chwili wyciągnęła ją z ust i, trzymając w dłoni, spojrzała ponownie na Sanayę.
        - Oczywiście, że mam czułe serce, miłość to moja specjalizacja! A ostatnio jestem poza zawodem i zdesperowana, muszę przyznać. Póki co mogłam tylko walić głową w mur, ale oto znalazły się drzwi do tego muru, ala ty! Otóż widzisz, ten twój aniołek ukrył się w ruinach klasztoru na wzgórzu. Po prawdzie to brama do takiego maluńkiego wymiaru, w którym się ukrywa. Brama jest teraz zamknięta i o ile on nie może mi uciec, to też nie mogę wejść do środka! No i tylko on może zmienić tę patową sytuację… próbowałam różnych sztuczek, no ale… - Postukała się w podbródek. - Teraz pojawiłaś się ty i zmieniasz sporo! Planowałam w sumie przywiązać cię do jakiegoś drzewa nieopodal świątyni, a wtedy pozbyć się twoich… w sumie nie potrzeba tyle szczegółów! Ale teraz sytuacja jest o wiele prostsza! Po prostu pokażesz się mu, skłamiesz, że potrzebujesz tej surowicy i przyniesiesz mi jej!
        Pokusa obróciła się w piruecie, rozprostowując ramiona i uśmiechając się szeroko, jej ogon oraz skrzydła ciągnięte za nią. Spoglądała swoimi lśniącymi oczami w Sanayę z radością i ulgą, oczekując na jej odpowiedź.
Awatar użytkownika
Sanaya
Urzeczywistniający Marzenia
Posty: 598
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Alchemik , Badacz
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Sanaya »

        - Och, nie trzeba, dziękuję. Ta próbka, którą dostałam do tej pory, w zupełności mi wystarczy.
        O dziwo to nie był sarkazm ani też objaw strachu - Sanaya mówiła serio i po prostu starała się, aby wyobraźnia nie poprowadziła ją w jakieś dziwne kierunki, kojarząc pokusę i wiązanie… Musiała nie panikować, bo inaczej narobi sobie tylko kłopotów.
        - Nie, dziękuję, wolę rozprostować nogi - odpowiedziała więc również na propozycję położenia się na łóżku Poliny. Czuła, że pokusa położyłaby się z nią albo chociaż złożyła taką propozycję, a tego alchemiczka akurat nie chciała słuchać, bo każdy miał swoje granice wytrzymałości. Niech to, kiedy to się skończy?
        Rozmowę udało się nakierować - trochę przypadkiem - na odpowiedni tor. Sanaya nie przerywała pokusie i wręcz udawała, że jest szczerze zainteresowana wszystkim co ta mówi, nawet jeśli niektóre z tych rzeczy wiedziała. Trochę podniosła ją na duchu wieść o tym, że tak naprawdę nie chodzi jej o samego anioła, ale - no właśnie, ktoś mądry powiedział kiedyś, że ta część zdania przed “ale” się nie liczy. Nie szukałaby go bez powodu. A to, że potrzebowała soku z Drzewa Życia rodziło pytania, a wśród nich to jedno najważniejsze “po co?”. No i czy robiła to z własnej woli, a jeśli nie to dla kogo? I… jak wiele złego mogła uczynić z tą substancją? Czy można było wykorzystać ją w ogóle do niecnych celów? Korciło, tak bardzo korciło zapytać - nawet ze zwykłej alchemicznej ciekawości…
        Pojawienie się kozy i ta scena z jabłkiem trochę wytrąciły Sanayę z równowagi i wyraźnie straciłą wątek - jedynie stała i się gapiła, gdy pokusa zajęta była swoją pupilką.
        - Em, ja nie…
        ”Nie to miałam na myśli” - to zamierzała powiedzieć alchemiczka, jednak po chwili uznała, że taki komentarz jej nie pomoże, więc zachowała to dla siebie. Wydawało jej się tylko, że miały trochę inne definicje zwrotu “wrażliwe serce”. Ale co ona tam wie, prawdziwą pokusę widziała po raz pierwszy w życiu i, niestety, była od niej w tej chwili całkowicie zależna. Próbowała wyjść z tej sytuacji obronną ręką na ile to było możliwe. I, hej, chyba się udawało! Wiadomość o klasztorze była całkiem przydatna, może gdyby jakimś cudem uciekła, mogłaby to wykorzystać i przekazać nowiny Kaonitesowi? Ale nie, co tam, nie było co się łudzić. Ona tylko udawała głupiutką, nie da się tak łatwo wykiwać. Musiała nadal dostosowywać się do jej reguł gry.
        - E… - Sanaya trochę późno zorientowała się, że Polina oczekuje od niej odpowiedzi. Zaraz się ogarnęła. - No, mogę spróbować, ale wiesz jakie są anioły… Ale postaram się go przekonać! - dodała, no bo przecież jako jego niby ukochana powinna mieć znacznie łatwiej, nie mogła w siebie tak wątpić. Przyszło jej na myśl, że może uda jej się z nim coś wymyślić. Może odciągnie Polinę, a on zwieje? Jakoś będzie musiała się z nim dogadać. Zresztą sama miała do niego interes.
        - To idziemy? - upewniła się, robiąc krok w stronę wyjścia z jaskini. - A… Powiesz mi po co ci ta surowica, co ona robi? Wiesz, zawodowa ciekawość - usprawiedliwiła się, wybierając dogodną wymówkę, by piekielnica nie nabrała podejrzeń, że chce przekazać jej słowa aniołowi albo po prostu się sprzeciwić przez własne przekonania.

        Rozmowa po drodze się nie kleiła - po prostu ścieżka była tak wąska i trudna, że lepiej było skupić się na wspinaczce niż na gadulstwie. Sanaya - choć nie została skrępowana - nie próbowała uciekać, bo nie było nawet gdzie. Może gdyby lepiej wspinała się po górach mogłaby zaryzykować, ale mimo wszystko była mieszczuchem, ryzykowała więc tym, że połamie sobie nogi albo wręcz się zabije, a koniec końców Polina i tak ją złapie.
        Sama rozmowa z aniołem zaś nie przebiegła tak, jak się alchemiczka tego spodziewała. Przede wszystkim nie musiała mu nic mówić - gdy tylko ją dostrzegł, od razu wszystko wiedział. Nie tłumacząc jej niczego, nie pytając o zdanie i w ogóle nie mówiąc nic poza "uważaj!" niebianin złapał ją za rękę, wcisnął jej do kieszeni jakąś fiolkę i... Zniknął razem z nią, zostawiając skołowaną Polinę samą przed wejściem do swojej kryjówki. Chwila! Skoro mógł się się teleportować, to czemu nie skorzystał z tego wcześniej?

Ciąg dalszy: Sanaya
Zablokowany

Wróć do „Drzewo Świata”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości