Jadeitowe Wybrzeże[Ocean Jadeitów] Ku przygodzie

Bajkowe wybrzeże Oceanu Jadeitów. Jego nazwa wzięła się od koloru jakim promieniuje. Znajdziesz tu plaże ze złotym piaskiem, palmy i rajskie ogrody. Palące słońce rekompensuje cudowna morska bryza.
Awatar użytkownika
Xenja
Błądzący na granicy światów
Posty: 19
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Pirat , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Xenja »

- No nie wydaje mi się moja droga – powiedziała wciąż gniewnym głosem Eligia, zjawa była znacznie od niej starsza, ale maie uznała, że widząc tak nielogiczną akcję, ze strony tak inteligentnej istoty skarcenie jej będzie bardzo adekwatne.

Po chwili jednak nie bardzo mogła się przebić ze swoim opanowaniem podczas narastających wrzasków. Po prostu zamilkła pragnąc poczekać, aż Xenja uspokoi resztę, ale właśnie wtedy zaczęły się kolejne kłopoty.
Amadea wyprowadzona z równowagi nie bała się nawet obrażać trytona. Nic sobie nie zrobiła z jego spojrzenia, niech no tylko spróbuje się z nią bić, to będzie się bić, nie była wszak kobietą obawiającą się mężczyzn, ha, była piratką, to on powinien się jej bać, tak wychodziła z założenia, więc odwdzięczyła się równie groźnym spojrzeniem.

- Moja pamięć działa znakomicie, za to twój instynkt samozachowawczy chyba szwankuje, bo jak widać mamy przewagę liczebną – Chciała jeszcze coś dodać, ale Olimpia podpłynęła i zaczęła starać się ją uspokoić, sytuacja i tak była napięta, a czarnołuska wręcz gotowała się od emocji i mogła w każdej chwili wybuchnąć.

Pani kapitan, gdy syrenka się uspokoiła, postawiła sprawę jasno, aczkolwiek jej podwładni mogli przyczynić się do pogorszenia sytuacji i, mimo że na jej twarzy malowała się śmiertelna powaga i determinacja to w głębi siebie bała się okropnie o swych przyjaciół i Ivana, wciąż tylko myślała, czy znalazł jakąś podwodną jaskinię albo cokolwiek, byleby miał dostęp do tlenu.
- Jak słusznie zauważyła Amadea, może i jesteś na swoim terenie, ale nas jest więcej – odpowiedziała niebieskoskóra, kładąc jedną z dłoni na szabli przy jej pasie, tak prowizorycznie, słysząc jednak jego kolejne słowa, poczuła, jakby sytuacja nieco się rozluźniła, więc zabrała rękę z szabli – Wysłałam go i Amadee na zwiady… - spojrzała na naturiankę dając jej znak by wyjaśniła sprawę.

- Byliśmy przy wejściu do tego miasta, coś go wciągnęło – mówiła, nie patrząc na trytona, wciąż ją denerwował, po chwili jednak skupiła się na wspomnieniu i złość opadła – Nawet nie widziałam co, tylko, że było to wbrew jego woli i… zniknął – pani kapitan położyła obie lewe ręce na ramieniu czarnołuskiej, chcąc dodać jej otuchy.

- Skąd znasz nazwę naszego statku? – podpłynęła do niego półślepa elfka, a na jej twarzy malowała się podejrzliwość, przecież została nałożona iluzja, łatwo to było przeoczyć, gdy tyle się dzieje, ale Selina nie mogła, sama ją nakładała przecież.

Niespodziewanie pokładowa pokojówka krzyknęła, zwracając na siebie uwagę wszystkich zebranych. Selina chciała zaprotestować lub przyznać się, że tak naprawdę to jej wina, ale Nikodemia widząc to, bez słów, jedynie subtelnym ruchem głowy dała znać, by tego nie robiła. Niebieskowłosa dość niechętnie, ale posłuchała.
Gdy tylko zjawa chciała, by tryton wymierzył jej sprawiedliwość, znów zawrzało. Nikt nie chciał jej zostawić ze wściekłym trytonem, nawet jeśli była już dawno martwa. Aczkolwiek mieli niewiele czasu na decyzję, wszyscy spojrzeli na panią kapitan, która patrzyła na Krakenie zmartwiona. Wierzyła, że jej trupia przyjaciółka na pewno sobie poradzi. Wzięła głęboki oddech i już miała obwieścić swoją decyzję, gdy tryton okazał coś w rodzaju łaski. Xenja odetchnęła lekko, ale nadal nie wierzyła, że mógłby ot tak jej odpuścić. Aczkolwiek oswobodził ją, aż lżej na sercu się zrobiło, wyraźne to było, szczególnie gdy Arista podpłynęła do nieumarłej i ją przytuliła. Asteria zaś tylko przewróciła oczami, niekiedy ciężko było uwierzyć, że są bliźniaczkami.
W tym czasie do Xen i będącej obok lodowej elfki zbliżył się Aleantphilus. Jego stwierdzenie znacznie podniosło morale całej załogi, jednakże Selina nie zamierzała odpuścić swojego pytania.

- Był pod maską iluzji…
- Może przywalił w niego głową – zachichotała Alisena, jednakże po chwili dostała kuksańca od Dezyderii, to nie był dobry na wredne docinki.
- To dość zaskakujące, że po tym, co się stało, chcesz nam pomóc… – wtrącił się upadły.
- Nie ma czasu na dywagację, każda pomoc się przyda –przerwała mu Xenja.

Tymczasem zgodnie z poleceniem niebieskowłosa ocuciła ofiarę Krakenii. Amadea podpłynęła jak najbliżej obcej syreny.
Złotowłosa była przerażona, zrobiła wielkie oczy i miała ochotę uciec, ale w porę złapał ją Sergiej, zrobił to mocno, ale nie skrzywdził naturianki.

- Zostawcie mnie, wstrętne dwunogi! – krzyknęła piskliwym głosem.
- Dopiero jak powiesz gdzie jeden z naszych, wysoki, białe włosy, spiczaste uszy, niebieskie oczy… Kojarzysz może? – dopytała Ama, podejrzliwie mrużąc oczy.
- Ja nic nie wiem!
- Ah tak? A mamy to sprawdzić? – zagroził Zahariel.
- Przestańcie wszyscy – Ardalion odepchał piekielnego i czarnoskórego od naturianki – Szukamy naszego przyjaciela, wybacz nam za to, co się stało, wszyscy jesteśmy zdenerwowani. Coś go porwało do tego miejsca, ale nie wiemy co… - panterołak próbował zacząć pokojowo, licząc, że jego pozytywna aura coś pomoże i… faktycznie pomogła.
- Nie mam z tym nic wspólnego, ale… - spojrzała na kopuły – Może, w którejś z nich… Nie mogę nic więcej powiedzieć – rozejrzała się nerwowo i czym prędzej uciekła.

- Cudownie… Można by było z niej wycisnąć coś więcej – marudził Edmund.
- To, co teraz, rozdzielamy się i szukamy? – spytała wróżka.
- Nie mogę pozwolić, by ktoś jeszcze nam zaginął, więc jak się rozdzielać to na tyle by inni mieli nas w zasięgu wzroku – zarządziła czteroręka – Nie potrafisz wskazać też, gdzie dokładnie powinniśmy szukać? – przemieniona zwróciła się teraz do trytona – Rita, miej dziewczynki na oku – rozkazała jeszcze kotołaczce.
- Ta jest! – odpowiedziała.

- Znajdźmy go i się wynośmy… - dodał Eneasz, przeszedł go dziwny dreszcz i nie był pewien czy to tylko od zimnej wody.
- Żeby to jeszcze było takie łatwe... - westchnął Serpens i uczepił się swej ukochanej maie, chcąc skorzystać z jej syreniej formy, by nie musieć płynąć wolno, o własnych siłach.
Awatar użytkownika
Krakenia
Błądzący na granicy światów
Posty: 16
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Zjawa
Profesje: Służący , Mag , Pirat
Kontakt:

Post autor: Krakenia »

        Sytuacja, o dziwo, uspokoiła się. A przynajmniej to, co widziała i słyszała Krakenia, na to wskazywało. Wrogość między załogą, do której należała, a trytonem, który przybył, aby “wymierzyć sprawiedliwość” zmalała, jeśli nie kompletnie zanikła. Sam posiadacz trójzębu zaś - którego imienia wciąż nie poznała - zdecydował się ją wypuścić, choć jego słowa nie zachęcały do robienia czegokolwiek, czym mogłaby znów wzbudzić jego gniew. Szczególnie że czas reakcji jego i magii, którą władał, był znacznie krótszy niż jakakolwiek inkantacja, która mogłaby przydać się do walki z nim. Dlatego też, choć nie pałała do niego sympatią, zdecydowała się być grzeczna, przynajmniej póki sytuacja tego wymaga.

        Szybko skupienie wszystkich przeniosło się na sprawie nieobecnego elfa i kwestii tego, jak się go odnajdzie. Tym razem nie zabrała głosu - po tym, co zrobiła, uznała, że lepiej będzie, jeśli będzie milczeć. Nie dość, że nie miała nic do dodania, to na dodatek nie kusiło ją, by skorzystać z magii - Tryton mógłby uznać, że chce doprowadzić do czegoś, co mu się nie spodoba, a to oznaczałoby, że nie cackałby się dalej z ograniczaniem nacisku wody na jej fizyczną formę. Wydawał się dosyć skory do gniewu, według Krakenii, a dla takowego pewnie najzwyklejsze, niegroźne zaklęcie mogłoby wydawać się podejrzane.

        Szybko wróciła myślami do rzeczywistości. Jeszcze nigdzie nie wyruszyli, Xenja domagała się więcej informacji od trytona, który, choć zadeklarował chęć pomocy, to jednak wydawał się bardziej skory na robieniu tego w dosyć pasywny sposób. Czyżby chciał po prostu przypilnować, aby żadna inna syrena nie doznała krzywdy? To miało sens, nie zdziwiłaby się więc, gdyby miała pod tym względem rację. Tyle dobrego, że poinformował ich o tym, że nie grają z czasem w kwestii znalezienia elfa, choć zjawa była bardzo ciekawa tego, jak zdobył tę informację.

        Było jednak coś, co o wiele bardziej wzbudzało ciekawość nieumarłej. Teraz gdy strach o życie elfa nie mglił jej sposobu myślenia, a ona sama w pełni ocuciła się z radości wywołaną próbą morderstwa, dotarło do niej, jak bardzo dziwne było miejsce, w którym się znajdowali. Wyspa została tu sprowadzona z pomocą magii, to było oczywiste. Tylko przez kogo? Syreny? Żyły tutaj, ale stan, w jakim było otoczenie, sugerował, że nie dbały one o budowle znajdujące się tutaj, czyli raczej przybyły tu już w czasie, kiedy opiekun tego miejsca znikł, o ile kiedykolwiek był tutaj ktoś, kogo można było określić tym tytułem. Była pełna wątpliwości, ale podejrzewała, że jedna czy dwie osoby znajdujące się tutaj będą w stanie jej odpowiedzieć na to pytanie.

- Tak z ciekawości… Czy obecne tutaj syreny i trytony są w stanie odpowiedzieć na pytanie, kto stworzył to miejsce? - Powiedziała w końcu, i choć próbowała być spokojna, to jednak widać było, że dosyć ostrożnie wypowiadała każde słowo, świadoma była bowiem tego, że nawet źle dobrane słowo może przedstawić ją, ponownie, w złym świetle. - Chodzi mi głównie o to, czy to możliwe, że wasza rasa odpowiada za stworzenie tego miejsca. Słyszałam jedynie bajeczki o tym, w jakich miejscach żyją przedstawiciele waszego gatunku, a ta informacja dałaby nam lepszy obraz tego, czego się spodziewać... I kto może nie być mile widziany, jeśli okaże się, że miejsce to wciąż jest pod nadzorem kogoś, kto uchodzi za władcę.

        Przez chwilę milczała, oczekując odpowiedzi - bądź braku tychże. Nie trwała jednak w ciszy długo, dodała bowiem po chwili inne swoje przemyślenia do sprawy.

- Przy okazji proponuje też, żeby udać się do najbliższej kopuły, tam przeszukać co się da, odpocząć, jeśli będzie trzeba i ruszyć do kolejnej, nawet jeśli poznamy dokładną lokalizację Ivana. Widzieliśmy wcześniej cudzy szkielet, więc choć jest to mało prawdopodobne, to znaczy to, że nie jesteśmy tu pierwszymi istotami z powierzchni. A to oznacza, że ktoś inny, kto wciąż żyje i czeka na ratunek, może się tutaj znajdować.

        Po tych słowach odetchnęła, co było raczej dawnym przyzwyczajeniem do tejże czynności, biorąc pod uwagę to, że jej martwe ciało nie potrzebowało tego do funkcjonowania. Co jak co, ale to był pierwszy raz dla Krakenii. Cała ta sytuacja, w której było zbyt wiele niewiadomych, niezbyt jej się podobała, co zresztą wcześniej dosyć brutalnie pokazała. Musiała pilnować się, jeśli nie chciała znów się potknąć. A nie chciała, bowiem kątem oka wciąż spoglądała na Petera. Była z lekka zmartwiona tym, jak wielką władzę miał nad wodą. A poza tym, w jej oczach, choć te martwe były, tliła się ciekawość. Gdzie podział się jego trójząb? To przedmiot dawał mu władzę, czy może tylko służył jako narzędzie do koncentrowania magii trytona? A i najważniejsze pytanie: Czemu odpuścił sobie zemstę?
Awatar użytkownika
Peter
Zbłąkana Dusza
Posty: 7
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Tryton
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Peter »

        Tryton nie miał problemów z liczeniem. Inaczej niż Amadea postrzegał kwestię przewagi liczebnej, która, według jego rachunków, była po jego stronie i mogła w każdej chwili spacyfikować piracką bandę oraz butną syrenę. Na szczęście Peter był rozsądnym pól-człowiekiem. Lata spędzone na dowodzeniu ludźmi nauczyły go wstrzemięźliwości języka, nawet w sytuacjach, kiedy nerwy zagotowywały go od środka. Amadea, świadomie czy nieświadomie, prowokując trytona zachowywała się trochę jak dziecko, ale to akurat było z jego perspektywy w pewien sposób słodkie. Nawet pozazdrościł jej tej beztroski w wyrażaniu swoich opinii, uzmysławiając sobie, że chyba jest już za stary, skoro zachowuje się jak ojciec karcący swoją córkę. Zdawał sobie też sprawę z tego, że jego opanowanie wyjątkowo drażni rozzłoszczoną syrenkę. Na szczęście podpłynęła do niej druga syrena, która uspokoiła tą pierwszą. Peter spojrzał na nią z niemałą wdzięcznością, bo ostatniego czego chciał, to by doszło do rękoczynów pomiędzy mieszkańcami morza i to na oczach niezbyt bezstronnej publiki.
        - Spokojnie maleńka - puścił w jej stronę oczko co jeszcze bardziej rozsierdziło Amaedę, a gdy od niej odpływał posypało się w jego stronę jeszcze kilka niecenzuralnych epitetów pod jego adresem. Olimpia miała nie lada kłopot, żeby uciszyć czarnołuską, która zaczęła szukać w swoim zasięgu czegokolwiek czym mogłaby cisnąć w bezczelnego trytona.

        Z panią Kapitan już było lepiej, choć i jej nie musiało się spodobać jak wpłynął na jej załogantkę. Peter nie potrzebował żeby go lubili, tylko żeby się stąd czym prędzej wynieśli. Z nim włącznie. Jego okręt był już daleko poza zasięgiem jego zmysłów magicznych i chyba chwycił w żagle pomyślne wiatry, skoro tak szybko odpłynął. Nie uśmiechało się mu szukać go na bezkresnym oceanie, dlatego czas go gonił, tak jak i jego nowych "przyjaciół".
        - Nie mam czasu tego wam tłumaczyć - odpowiedział wymijająco elfce, która do niego podpłynęła. Nie był dość dobrym aktorem i dało się zauważyć jego udawany uśmiech, kiedy Alisena zasunęła nieprzemyślanym żartem. Peter zaczął się modlić, żeby nie drążyli teraz tego tematu, który był... jakby nie mówiąc bardzo "delikatny". Nie chciałby być w zasięgu rąk niebieskoskórej Kapitan, kiedy zobaczy swojego nawodnego "pupilka" z wielką dziurą na rufie. Wierzył, że jak chociaż pomoże im znaleźć ich przyjaciela, to polubią go chociaż na tyle, że nie będą go ścigać przez pół następnego wieku, a wyraz twarzy Amadei będzie na tyle łagodny, że nie będzie go nawiedzał we śnie. To tyle jeśli chodzi o jego pobożne życzenia. Jedno podejrzliwe spojrzenie wampira wystarczyło, żeby Tryton wziął się do pracy i uciekł od przesłuchania, więc przytaknął Xenji i wszyscy skupili się teraz na cuconej mieszkanki podwodnej wyspy.

        Nieznajoma syrena właściwie niewiele im powiedziała, ale przynajmniej, ku uldze Aleantphilusa, wyglądała na w pełni uzdrowioną za co wypadało podziękować odpowiedzialnej za ten stan rzeczy czarodziejce. Peter podpłynął do niebieskowłosej elfki. Była piękna, miała oryginalny kolor włosów, które opadały na pół twarzy zakrywając tylko jedną drobną, w porównaniu do całej reszty, pomijalną, niedoskonałością. Tryton zdał sobie teraz sprawę, że zrobił błąd uciekając wzrokiem, kiedy na niego popatrzyła.
        - Ja... Tylko chciałem podziękować, że się nią zajęłaś. To bardzo miłe z twojej strony - pomruczał coś tam pod nosem i zebrał się na odwagę, by spojrzeć na nią nieco dłużej. To nie był flirt! Po prostu nigdy nie był tak śmiały wobec kobiet, szczególnie wobec tych o niezaprzeczalnie ponadprzeciętnej urodzie. Może to przez zbyt długie żeglowanie w męskim towarzystwie.
        Na szczęście wyraźnie nie klejącą się rozmowę ucięło wywołanie trytona przez niebieskoskórą panią Kapitan. Aleantphilus kiwnął głową i wskazał im konkretną bańkę. To znaczy kierunek, gdzie wyczuwał obecność ich przyjaciela, a ten wskazywał na największą, powietrzną kopułę umieszczoną nad... wrakiem okrętu. To znaczy: tego co z niego zostało. To dziwne, ale nikt wcześniej go nie zauważył - poza Peterem, który też by nie zauważył go od razu, gdyby nie wcześniejsza pomoc Trójzębu.

        Wielki, trzymasztowy galeon leżał przechylony lekko na bok. Burty miał podziurawione, a przez wyłamane i wybrakowane poszycie przezierał szkielet statku. Drewno było zgniłe, pokryte ostrą warstwą czarnych małż, co by świadczyło, że kiedyś był długo całkiem zanurzony pod wodą. Grotmaszt był złamany, liny utworzyły chaotyczną sieć między masztami, reje i bomy wykrzywiły się w stronę przechyłu spuszczając ku pokładowi smętne resztki czarnych żagli.
        Gdyby wyspa powstałaby z głębin, można by przypuszczać, albo przynajmniej sobie to wyobrazić, że okręt był zacumowany na plaży przed stałym lądem. Kierunek w którym był skierowany pozwalał domniemywać, że nie było to przypadkowe wpadnięcie na mieliznę.

        Kiedy inni zbierali się by tam podpłynąć, Peter zwrócił się do Krakeni. Opłynął ją dookoła z niezbyt grzecznym zainteresowaniem oglądał fantastyczną zjawę z każdej strony. Zastanawiał się, czemu wyglądała jak trup i czy właściwie nim była. Mimo ciekawości trzymał swój ogon z daleka od zasięgu jej rąk. Mając na uwadze jej niebezpieczne umiejętności jej będzie poświęcał najwięcej uwagi. A szczególnie słowom jakie padają jej z ust.
        - Jestem Aleantphilus. Lub dla znajomych z lądu po prostu Peter. A ty? Jak się nazywasz? - zapytał chcąc brzmieć trochę bardziej przyjaźnie. Początek ich znajomości nie należał do najprzyjemniejszych, a że Aleantphilus zauważył, że załoga ufa tej półżywej kobiecie istniał cień szansy, że może się jakoś pogodzą. Szansa zawsze była też na to, że on i ona kiedyś się pozabijają, ale lepiej żeby to nastąpiło dopiero po uratowaniu ich członka załogi niż przed.
        - Niektóre z naszych miast wyglądają podobnie jak to - mówił zatrzymując to okrążanie Krakenii. Oczy trytona były jak dwa lśniące kryształy, które z chłodną obojętnością mogły patrzeć na czyjąś śmierć. Co troszkę przeczyło jego zaangażowaniu w misję ratunkową. Aż w wątpliwość można było poddać szczerość jego intencji.
        - Czasami tworzymy podwodne pęcherze z powietrzem, są jednak znacznie większe od nich. Ale to rzadkość. I nie wiem czemu ktoś tutaj zrobił je tak małe i rozsiane wokół bez składu i ładu. Nie sądzę żeby to była sprawka mojej rasy - wyznał szczerze, wymownie podnosząc wzrok na kilka baniek obejmujących zrujnowane domostwa i części lasu. Podniósł też wzrok na jakiegoś trupa leżącego na dachu. Szkielet okrywały resztki ubrań, które mogłyby się mu przydać. A raczej na pewno się przydadzą.
        - Nie wiem... - odpowiedział jej na pytanie, czy ktoś z tutejszych mieszkańców mógłby im coś więcej powiedzieć o tym miejscu. Popatrzył jak grupka posuwa się w stronę okrętu najwyraźniej niezgodna z zaleceniami Krakenii w sprawie odpoczynku. Peter postanowił wykorzystać chwilę czasu i zdobyć dla siebie jako-taki ubiór.
        - Płyń za nimi, ja zaraz do was dołączę - powiedział do trupa i zamachnął się ogonem wzniecając kurz z podwodnego piasku. Krakenia poczuła zawirowania nad głową, kiedy tryton przepłynął nad nią i popłynął w stronę jednej z baniek.

        Znajdując się przed barierą oddzielającą słoną wodę od zimnej, pustej przestrzeni wypełnioną powietrzem zbliżył się do czubka tejże bariery i zanurzył w nią rękę. Chociaż miał już styczność z tego typu tworami, zawsze istniało pewne ryzyko, że była to iluzja pułapki. Na szczęście tym razem była to najzwyklejsza powietrzna kopuła. Więc bez dalszej zwłoki przebił się przez dach bańki i spadł... na zwłoki! Przy okazji łamiąc prawie wszystkie żebra osamotnionego kościotrupa.
        - Ups. Wybacz - mruknął schodząc z trupka i zmierzył wzrokiem jego wzrost. Na oko wydawało mu się, że jest ciut wyższy od zmarłego, ale nie było czasu na narzekania. Rozebrać kościotrupa było bajecznie prosto. Wystarczyło po prostu unieść spodnie i potrząsnąć nimi pod różnymi kątami aż wysypią się z nich wszystkie kosteczki. Potem usiadł obok wpatrującej się w niego pustką oczodołów czaszki i zaczął naciągać na nogi lekko podziurawione spodnie. Najważniejsze dla niego było to, że nie miały niepotrzebnych prześwitów w kroku.
        - Całkiem nieźle - mruknął pod nosem oglądając się od góry jakby był na zakupach w odzieżowym.

        Trochę czasu mu tam zleciało, ale pod wodą, nawet z parą nóg, był całkiem niezłym pływakiem. Pomagał też sobie lekkim prądem wodnym, którym zabrał zamulającą za grupą trupią autostopowiczkę. Popatrzył w bok na Krakenię nie rozumiejąc czemu tak na niego patrzy. Oby to nie było przez te spodnie, których musiał pilnować i ciągle podciągać, bo w pasie były zdecydowanie zbyt luźne - szczególnie, że były lniane, a len, jak wiadomo, strasznie żłopał wodę.
Awatar użytkownika
Xenja
Błądzący na granicy światów
Posty: 19
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Pirat , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Xenja »

Amadea spojrzała na Krakenie i skrzywiła się nieco, wzruszając ramionami. Nie miała pojęcia, kto mógłby stworzyć to miejsce, zwłaszcza że ostatnio częściej przebywała na pokładzie albo pływała na powierzchni, a nie przy dnie.

- Ja tam nie wiem – dodała, by nie było wątpliwości co do jej postawy na ten temat. Wiele lat minęło, jak ostatnio mieszkała wśród swych pobratymców. Nie miała jednak najmniejszej ochoty tego stanu zmieniać.

Gdy nieumarła wystąpiła z propozycją, Xenja nim zadecydowała, musiała się chwilkę zastanowić. Piraci to nie bohaterzy, nie przyszli tu uratować jakichś obcych, tylko Ivana. Z drugiej jednak strony, może to by się opłaciło w tej sytuacji.

- Uważam, że najrozsądniej będzie wpierw znaleźć Ivana, a później możemy zajrzeć do reszty kopuł — stwierdziła przemieniona – Może mamy już pewność, że żyje, ale będę się czuła spokojniejsza, gdy będzie przy nas.

Tymczasem niedźwiedziołaczka próbowała przemówić naturiance do rozumu i uspokoić ją bez użycia siły, co było nie lada wyczynem. Na szczęście Olimpia była całkiem sprytna i choć Amadea wciąż pałała nienawiścią do trytona to pozostała na rzucaniu mu krzywych spojrzeń.

- To ciekawe, że masz czas droczyć Amadzie… - burknęła pod nosem, odpływając kawałek od naturianina.

Przy okazji zaczęła się zastanawiać, czy ten niewinny jak na Alis żart nie był przypadkiem po części trafiony. Nie chciała jednak nikogo martwić, a pozostała na przyglądaniu się temu obcemu, jak to zwykle robiła. Nie była impulsywna, lubiła działać powoli i dokładnie, a każdy jej ruch musiał być przemyślany.
Niespodziewanie po ocuceniu syrenki, elfka znów miała mieć styczność z tym syrenem. Westchnęła w myślach i spojrzała na niego pytająco.

- Nie ma sprawy – wbiła spojrzenie prosto w jego oczy, jakby chcąc się doszukać tego, co ukrywa. Nie powiedziała nic więcej. Zrobiło się dość niezręcznie, ale nie dla niebieskowłosej, ona często miewała takie chwile.

Na szczęście, wszelkie rozmowy, docinki i podejrzliwości przerwało wskazanie przez trytona miejsca, w którym być może znajdą w końcu morskiego elfa. Wszyscy więc jak na komendę zaczęli tam płynąć, jedni nieco wolniej, inni szybciej, ale każdy do celu.
Jednakże Rita i córki pani kapitan zatrzymały się nagle, gdy spostrzegły, że Krakenia jest na szarym końcu.

- Co on się tak na nią gapi? – spytała Asteria.
- Poradzi sobie, jeśli go nie będziemy denerwować – uparła się Arista.
- Co za tchórz, ja bym tam do niego popłynęła i mu wygarnęła, co sądzę o takim zachowaniu.
- Dziewczyny, najlepiej będzie, jak zostawicie to dorosłym, płyńmy już… - Ricie udało się powstrzymać kolejną awanturę, tym razem z udziałem zadziornej rogaczki, która w tej chwili chyba miała ochotę brać przykład z syreny.

Serpens słysząc słowa dziewczyn, zawrócił do zjawy i podał jej pomocną dłoń. Nie pływał tak dobrze, jak mieszkańcy oceanów, ale dość dobrze by pociągnąć nieumarłą na tyle szybko, aby w niedługim czasie dotrzeć do reszty. Nie miał pojęcia, że to nie tylko dzięki jego umiejętnościom tak szybko dołączyli, a też przez prąd wodny wywołany przez trytona. Przy okazji rozejrzał się za jego ukochaną, bo zniknęła mu z oczu. Dopiero po chwili zobaczył jak maie podpływa do trytona.

- Ułh… - skrzywiła się, widząc jak Peter upada na trupa w pozbawionej wody bańce, nie zbliżała się za bardzo, była ciekawa, co kombinuje.

Jednakże to, co zobaczyła, kompletnie zbiło ją z tropu. On po prostu ukradł trupowi gacie i je założył. Nie była pewna czy to potępić, czy wybuchnąć śmiechem. Ostatecznie cmoknęła z dezaprobatą i pokręciła głową.

- Hej, szkieletoporty! – zawołała z lekkim uśmiechem – tylko nie zostań w tyle z tymi nóżkami – dodała zawadiacko i po kilku silniejszych machnięciach ogona dotarła do reszty, prawie na sam przód załogi, tuż obok pani kapitan.

Minęła dłuższa chwila, nim dotarli do kopuły, pod którą widniał wrak statku. Okazało się, iż była nieco dalej niż można by przypuszczać. Wszyscy w końcu zatrzymali się na dnie tuż przed kopułą. Pani kapitan weszła pierwsza. Szybko poczuła ciężar mokrych włosów, a bańka dostarczająca jej tlen zniknęła. Podobnie stało się z całą resztą. Jednakże mimo obaw niebieskoskórej pod tą kopułą dało się oddychać tak samo dobrze, jak z pomocą magicznych baniek. Możliwe, że działała na tej samej zasadzie.

- IVAN?! – krzyknął upadły, licząc, że może coś to da. Niestety odpowiedziała mu cisza.
- Może jest nieprzytomny albo nas nie słyszy – wtrąciła się smokołaczka.
- Zajrzyjmy więc do tego wraku – stwierdziła fellarianka rozwijając skrzydła i wlatując do środka porzuconego statku przez dziurę w burcie.
- Jak zwykle w gorącej wodzie kąpana… - maie skrytykowała czerwonoskrzydłą.

Po chwili ciszy reszta również weszła do wraku. Zastali tam stojącą jak słup soli naturiankę. Patrzyła się w nieprzytomnego morskiego elfa, który był skuty łańcuchami, a na jego ciele było wiele nacięć. Kawałek obok niego leżały spore małże, który były tu używane niczym małe miseczki lub talerz. W nich widniało kilka białych kosmyków, wyrwany… paznokieć, kawałek precyzyjnie wyciętego płatu skóry, na szczęście niewielki. Dodatkowo obok widniała również przeźroczysta fiolka ze szkarłatną cieczą.

- Rety, Ivan… - wróżka do niego podleciała i próbowała go jakoś obudzić.
- Nie wiedziałem, że mieszkańcy głębin są tak okrutni – stwierdził Sergiej.
- Pierwszy raz coś takiego widzę! – oburzyła się czarnołuska.
- Ej, spójrzcie na to – Róża odgarnęła kilka kosmyków Ivana, ukazując delikatne szramy przy uchu, jakby ktoś oznaczył sobie, gdzie ma zacząć ciąć.
- Nie ma co zwlekać, trzeba go stąd jak najszybciej zabrać. Dezyderio, postaraj się go rozkuć. Nikodemia, Selina, jak tylko wyjdziemy z kopuły, odtwórzcie bańki z powietrzem.
- Tak jest – zawołały jednogłośnie.
- Pani kapitan… - zaczął wampir, który wraz z Eneaszem wyglądali poza wrak.
- Tak, Edmundzie?
- Wygląda na to, że mamy towarzystwo, nadpływają jakieś trzy trytony.
- Jest z nimi też jakaś syrena – dodał lisołak.
- Do kroćset, Deźka jak ci idzie?! – zaniepokoiła się czteroręka, próbując jakkolwiek pomóc.

W tym czasie reszta albo próbowała ocucić elfa, albo znaleźć jakąś kryjówkę, inni zaś szykowali się do bitki, która była bardzo prawdopodobna, jeśli chcieli wypłynąć jeszcze kiedyś na powierzchnie. Selina próbowała podleczyć Ivana, ale jej czary nie funkcjonowały w tej bańce więc byli w dość nieciekawej sytuacji.
Awatar użytkownika
Krakenia
Błądzący na granicy światów
Posty: 16
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Zjawa
Profesje: Służący , Mag , Pirat
Kontakt:

Post autor: Krakenia »

        Kierunek został wskazany, poprzednie pytania uzyskały odpowiedzi, a propozycja Krakenii odnośnie sprawdzenia najbliższych kopuł została odrzucona, nic więc dziwnego, że każdy w swoim tempie zaczął przemieszczać się w stronę, gdzie miał znajdować się zaginiony członek załogi Xenji. Nieumarła, rzecz jasna, była powolna, jak to zwłoki mają w zwyczaju, to też była adekwatnie na tyłach tej różnorodnej grupy. Nie było to jednak złe w jej oczach - dzięki temu mogła przemyśleć to, co się stało, w ciszy i spokoju, czyli w warunkach, których zaczynało brakować w dzisiejszym dniu.

        Postąpiła pochoponie. Instynktownie wręcz, o ile u istoty nieumarłej można mówić o czymkolwiek, co by instynkt przypominało. Wszystko to z powodu nagłego nagromadzenia stresu, od którego zdążyła się odzwyczaić przez tygodnie życia na statku pirackim. Owszem, niektóre dni były ciekawsze od innych, ale nigdy wcześniej nie było sytuacji tak poważnej, której efektem mogłaby być nieodwracalna utrata kogoś, kogo znała i kogo szanowała. Pomimo ponad tysiąca lat, brakowało jej doświadczenia życiowego, co było absurdalne, ale niestety prawdziwe.

        Rozmyślałaby nad tym dalej, gdyby nie fakt, że została obiektem zainteresowania kogoś, kto wcześniej był gotowy zmiażdżyć ją przy pomocy potęgi oceanu. Nie, żeby mu się dziwiła - była świadoma, że jej istota, nawet dla kogoś, kto jej nie tolerował, była niecodziennym, a co za tym idzie, ciekawym zjawiskiem. Dlatego też nie skomentowała tego, jak tryton opływał ją i przyglądał się jej fizycznej formie. To, że trzymał dystans, uznała za ostrożność, choć równie dobrze to trupia cera mogła go odpychać.

- Powiedziałabym, że miło mi, ale nie sądzę, byś uwierzył w to, Aleantphilusie. - Nie była ani jego przyjacielem, ani też nie poznali się na lądzie, dlatego też ani myślała skorzystać z drugiej, o wiele krótszej nazwy trytona. Głos jej, wiecznie przenikający echem z zaświatów, był sztywny, na siłę pozbawiony emocji i ciężko było tego nie zauważyć. - Nazywam się Krakenia Cthulhu, urodzona, wykształcona i zmarła na starej Arrancie. Czy to zaspokoi pańską ciekawość, czy może mam opowiedzieć ku twej uciesze o tym, jak ocean odebrał mi mój ostatni oddech?

        Starała się zachować na tyle kulturalnie, na ile mogła w obecnej sytuacji, ale nie mogła sobie odmówić ostatnich słów. Jego nagła próba stworzenia dobrych relacji między nimi była albo bardzo sztuczna, albo bardzo naiwna i Krakenia nie wiedziała już, co jest gorsze. Tymczasem odpowiedzi, które uzyskała od trytona, nie ucieszyły ją. a przynajmniej nie dały żadnych konkretnych informacji. Jedynie to, że tego miejsca niemal na pewno nie stworzyły syreny i trytony, zostało ustalone. Nic więc dziwnego, że jedynie kiwnęła głową, co by Peter wiedział, że dotarły do niej wszystkie jego słowa, łącznie z tymi, które to kazały jej płynąć za resztą. Nie mając większego wyboru, zaczęła powolnie próbować dogonić towarzyszy z pirackiego statku.

        W końcu ona znalazła się blisko końca grupy, a chwilę później dogonił ich wszystkich tryton, który… znalazł nowy fragment garderoby. Krakenia nie oglądała się w tył, więc nie wiedziała, skąd zdobył swoje nowe portki, co też zaowocowało jej bardzo, ale to bardzo mocnym spojrzeniem, pełnym zdziwienia. Dopiero przezwisko wypowiedziane przez Eligię uzupełnia luki w wiedzy, a co za tym idzie, uświadomiło nieumarłą, skąd Peter Szkieletoporty miał swój nowy wystrój. Po chwili wpadł jej do głowy żart tak kiepski, że aż nie mogła się powstrzymać - uśmiechnęła się momentalnie i zawołała w stronę trytona.

- Nie nosiłabym tych spodni na twoim miejscu. Duchy mają potężne przywiązanie do tego, co nosili przed śmiercią. Jeszcze spadnie na ciebie klątwa czy inne zło z zaświatów! Ja za sam kolczyk nie żyje, za spodnie pewnie o wiele gorszy los śmiertelników czeka. - Trochę kłamała, ale warto było, jeśli miało to znaczyć, że przestraszy trytona. Przynajmniej w ten sposób odwdzięczy się za niezbyt delikatne warunki, w których się spotkali.

        Uśmiech trzymał się na niej do czasu, aż cała grupa weszła wewnątrz wraku. Tam, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, wszelki uśmiech znikł z jej trupiej twarzy. Zamiast tego, miała minę przerażająco podobną do tej, która gościła na jej twarzy, gdy była blisko zamordowania nieznanej syreny.

        Mimo tego szoku nie planowała robić czegokolwiek pochopnie. Nie tym razem. Zamiast tego, czekała, choć emocje gotowały się w niej niczym magma. Gdy tylko usłyszała, że zbliżają się do nich nieznane trytony, obróciła się w stronę Petera. Choć kusiło ją, by natychmiast rozpocząć szykowanie czaru, wolała pozostać w łaskach tego, który swoim trójzębem potrafił bez trudu ją pokonać. Dlatego też wpierw wypowiedziała się w jego stronę, a jej słowa biły bezlitosnym chłodem.

- To mieszkańcy oceanu, jedni z twoich, tak? Wyjdź im naprzeciw, porozmawiaj z nimi. Jeśli będą pokojowo nastawieni i okaże się, że nic nie wiedzą o rozlewie krwi, który tutaj się odbył, osobiście, z głębi mej duszy, wykrzesam przeprosiny zarówno dla nich, jak i dla ciebie, za atak na tamtą syrenę. Jeśli jednak będzie inaczej, miej nadzieje, że i tym razem zdołasz mnie powstrzymać.
Awatar użytkownika
Peter
Zbłąkana Dusza
Posty: 7
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Tryton
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Peter »

        Przytyk ze strony Krakenii, o niezbyt miłych okolicznościach jej śmierci był zbyt lakoniczny, żeby powstrzymać jego ciekawość, ale ton w jakim został on wyrażony w akompaniamencie echa z zaświatów, odebrał mu chęci do poproszenia o rozwinięcie tej części historii.
        - To może wystarczy na razie - odmruknął szukając powodu aby się jakoś oddzielić od niewygodnego towarzystwa. Na szczęście powód przyszedł w postaci okazji na dorobienie się najważniejszej części garderoby, a więc po czasowym pożegnaniu nieumarłej, odpłynął od niej by zająć się realizacją niesmacznego planu.
        O ile załoga Błękitnego Księżyca miała dotychczas niewiele szczęścia, o tyle ich żarty wymierzone w osobę Petera były zaskakująco trafione, a przez to nawet mniej śmieszne, szczególnie kiedy dotyczyło niezbyt sprzyjającego mu szczęściu. Chociażby przydomek, wymyślony naprędce z okazji zdobycia przez niego pary nowych gatek, który nie tylko wpadał w ucho - przez swoją prostackość, a za jej humorystyczną formą musiał trzymać fason pod postacią poważnej lub idiotycznej historii żeglarskiej o której napisano nie jedną szantę - ale też wyjątkowo trafnie opisywał stan jego wewnętrznego... wnętrza. Bo tak się czasami właśnie czuł. Obdarty przez rozdarcie i wypalony do szpiku kości. Maie trafiła w sam środek tarczy i nie potrzebowała nawet wiedzieć gdzie ona się znajduje. To co mógł zrobić to tylko odpowiedzieć dowcipnej syrence, krótką ripostą:
        - Mi tam się nie spieszy. To wasz przyjaciel. - Potem pomyślał, że może zabrzmiało to jak nieśmieszny żart o nieboszczyku na stypie i nie chciał tym urazić Eligię, ani reszty załogi. Ale było już za późno. Słowa padły i zostawiły go samego z tyłu grupy z takim oddźwiękiem, że aż mu było głupio. Tryton nie mając zbytnio wyboru wlókł się za nimi aż do wraku.
        Chodzenie po dnie oceanu nie wyglądało jak normalny spacer bulwarami Rubidii. To raczej groteskowe widowisko, zabawne i nudne jednocześnie. Bowiem wszelkie kroczki musiały być krótkie, albo dłuższe wydłużały i tak już powolną męczarnię w której - o dziwo o utratę równowagi pod wodą wcale nie trudno. Nawet przystosowanemu do życia pod wodą trytonowi nie było łatwo okiełznać takiej formy przemieszczania się. Przez pośpiech aby dogonić grupę, zostawał tak naprawdę w tyle, ale nie było to złe ostatecznie. Mógł w ten sposób mieć każdego na oku i pogawędzić sobie z Krakenią, która to poruszała się w dogodnym dla niego tempie.
        Jednakże to co usłyszał potem z ust nieumarłej wywołało u niego rozterkę. Aleantphilus nie znał się na duchach tak jak Krakenia, to nie ulegało wątpliwości. Nie był zabobonny, to mu trzeba było przyznać, ale kiedy fantazja zastępowała wiedzę różnie z nim było. Jako, że nigdy nie okradał trupów, ostrzeżenie z martwych ust ożywionego trupa wypadło całkiem poważnie. Nie chciał tego jakoś okazywać otwarcie, ale wziął to ostrzeżenie na serio i szukać sposobności by je zrzucić.
        - Nie bądź śmieszna - skwitował nerwowo młócąc stopami grząskie piaszczyste dno, aby przyspieszyć i wyprzedzić niezbyt wesołe towarzystwo i wejść wreszcie do tego przeklętego wraku.

        Wewnątrz okrętu było czuć zapach gnijącego drewna i morską wodą. Powietrze nadawało się do oddychania bez użycia skrzeli, czy magicznych baniek, ale to mu nie robiło różnicy.
        Kiedy część załogi rzuciła się do spętanego morskiego elfa, tryton stanął z boku oparłszy się barkiem o żebro statku i przyglądał się malowniczej scenie. Zauważył, że część spojrzeń padło na niego, jakby o to co mu zrobiono oskarżano jego. Nie rozumiał dlaczego uważali, że ma z tym cokolwiek wspólnego. Starał się zachować obojętną minę i przeczekać burzę emocji trwając w bezruchu i wtapiając się w zgniłą część okrętu, aby nie prowokować wzburzonej załogi. Podkurczył prawą nogę i wsparł ją stopą o belkę za sobą rozglądając się po tym ciekawym miejscu i poświęcając więcej uwagi temu co mogło im powiedzieć co nieco o tym co tu zaszło. Zauważył fiolkę z jakąś cieczą, dziwne znaki za uszami elfa... W głowie trytona zaczęło coś świtać, ale to tylko podejrzenia. Musiał zebrać się na odwagę, by podejść do nich i zbliżyć się trochę do Ivana i nie zostać posiekanym przez wzburzonych kompanów elfa. Zrobił to powoli i na luzie, ale to nie znaczyło, że nie był gotowy do obrony. Starał się poruszać tak, żeby wszyscy widzieli, że nie chce dotykać ich rannego przyjaciela, tylko chce podnieść z podłogi jeden przedmiot. Wyciągnął rękę po fiolkę w tym samym momencie, kiedy padły z ust Edmunda niepokojące wieści. Zabrał szybko fiolkę odwrócił się do Krakenii. Jedno jej spojrzenie na fiolkę wystarczyło za tysiąc słów. Tryton chyba wiedział co to było i spojrzenie w oczy nieumarłej wystarczyło, żeby zrozumiał, że też zna wartość tej substancji. Niezbyt się to spodobało Peterowi, ale cóż. Miał teraz na głowie o wiele poważniejszy problem.
        - Nie rozkazuj mi - odparł niezadowolonym głosem. - Mnie też nie leży wizyta w tym miejscu. To nie mój dom. Postaraj się tylko trzymać buzię na kłódkę i nie próbować sztuczek - ostrzegł Krakenię. Wciąż nie ufał tej istocie i obawiał się z jej strony ataku w plecy. Piraci nie słynęli z uczciwości i bardziej obawiał się ataku ze strony załogi Błękitnego Księżyca niż od swoich pobratymców. Wychodząc podszedł jeszcze do pani Kapitan i wręczył fiolkę w jej jedną z czterech dłoni.
        - Proszę to dobrze ukryć, Pani Kapitan. I radzę schować broń. Podejrzewam, że oni chcieli go uratować. Tamte płaty skóry nie należą do waszego kamrata. A wokół pachnie strzygami. Niezbyt przyjaznymi kuzynami syren, zajmujących się głównie spożywaniem mięsa... - ściszył głos, żeby nie wzbudzić paniki. - Każdego pochodzenia.
        Obejrzał się na Iavana, na krótką chwilę, dochodząc do wniosku, że wie co tu zaszło. Wszystko układało się w jedną całość.
        - Fiolka miała pomóc waszemu koledze w przystosowaniu go do oddychania pod wodą. Miała go uczynić. Jednym w nas. Być może trudniej stąd się wydostać, niż tu wejść.
        Zmartwił się trochę, bo jeśli miał rację, jego bracia i siostry żyli tu jak w więzieniu przez wiele dziesiątek, a może i nawet setek lat. To smutne, ale możliwe. Strzygi morskie były jak szarańcza, ale na szczęście bardzo rzadko spotykane. Wątpił, żeby Amadea o nich nie słyszała, więc liczył, że potwierdzi jego słowa. Albo - czego bardziej się po niej spodziewał - wyśmieje go i wyzwie od wariatów.
        - Popłynę to wyjaśnić, ale nie róbcie głupstw - poprosił gestykulując uspokajająco rękoma.

        Otrzymawszy niezbyt wiarygodne zapewnienie (lub nie) ze strony Xenji, wyszedł z okrętu i wskoczył do wody odczuwając jej ponowny ciężar. Zmienił dolną partię ciała w długą płetwę (przy okazji pozbywając się szkieleto-portków, które zostały rozerwane w szwach) i popłynął na spotkanie z trzema trytonami i syreną... Tą samą, którą udało mu się ocalić z rąk Krakenii. I właśnie dzięki nieumarłej miał dodatkową motywację, aby zakończyć to pokojowo. Miło by było słuchać szczerych przeprosin z ust tego wrednego babsztyla. Satysfakcja z tego przeżycia przewyższałaby wszystko co do tej pory łącznie zarobił w czasie wszystkich rejsów swojego życia.

        Ciekaw był, czy Xenja popłynie za nim. W końcu była dowódcą swojej załogi i mogła się poczuwać w obowiązku bycia obecnym w trakcie rozmów takiej wagi. Jedyną osobą, której nie chciałby mieć teraz obok siebie była Amadea. O zgrozo! Ostatnie czego by teraz potrzebował, to pyskatej smarkuli wyzywającej trytonów od najgorszych i rzucającej się na nich z groźbami. Aż go ciarki przeszły - a to rzadkość u syren.
        Zatrzymali się naprzeciw siebie kilkadziesiąt metrów od plaży z wrakiem. Peter nie wiedział jak zacząć rozmowę. Nie pamiętał już kiedy ostatnio miał styczność ze swoją rasą. Nie wiedział też od czego zacząć. Na szczęście oni zaczęli pierwsi.
        - Tu nie jest bezpiecznie. Musicie się ukryć. Niebawem one się obudzą.
        - Strzygi? - zapytał Peter. Nie cierpiał mieć racji.
        Tryton, który pierwszy zabrał głos przytaknął głową.
        - Ich przyjaciel jest skuty łańcuchami. Dlaczego?
        Trytoni popatrzeli po sobie. Głos zabrała syrena.
        - Próbowaliśmy mu przemówić do rozsądku, ale on nie słuchał. Chciał stąd uciec, ale nikomu jeszcze się to nie udało. Zginąłby próbując, tak jak wszyscy zdesperowani. Musieliśmy go siłą powstrzymać.
        - Rozumiem - zgodził się Peter. Zdawał sobie sprawę z tego, że jego syreni pobratymcy wykazali się niespotykaną troską. Aż to wzbudziło jego podejrzenia.
        - Wybaczcie, że zapytam... Ale wy nie urodziliście się syrenami, prawda? - zapytał najdelikatniej jak umiał, a cała czwórka pokręciła przecząco głową. To wywołało u Aleantphilusa pewną konsternację, a potem mały smutek. Jeśli Amadea była ostatnią czystej krwi, syreną, to nadszedł kres ich populacji.
        W czasie, kiedy Aleantphilus pogrążał się w rozpaczy i żałobie, drugi z trytonów rozejrzał się bacznie, na co trzeci zareagował chwyceniem Aleantphilusa pod ramię żeby go jakoś ocknąć.
        - Musimy się ukryć one, niedługo wyruszą na żer.
        Peter zaskoczony chwyceniem go pod ramię zareagował bardzo spokojnym uwolnieniem ręki.
        - Ile ich jest? - zapytał.
        - Doliczyliśmy się ponad dwudziestki.
        - Ilu was jest?
        - Tylko tylu z nas zostało - odpowiedziała z nutką smutku, jasnowłosa syrena.
        Peter musiał mieć chwilę żeby przetrawić nowe informacje. Morskie strzygi były niezbyt inteligentną rasą, ale nadrabiały to drapieżnością i szeregiem ostrych argumentów w postaci ostrych szponów i wydłużonych kłów. Byli znakomitymi pływakami, nieco słabszymi od syren i trytonów, ale nadrabiali to liczebnością i wytrwałością w gonitwie za zdobyczą. Aleantphilus miał nadzieję, że wymarli, a teraz miał jeszcze większą nadzieję, że nigdy się nie uwolnią z tej pułapki. Oni, czyli strzygi. Reszta musiała jakoś stąd uciec.
        - Jak już wiecie są ze mną piraci. Przybyli po swojego kamrata i nie szukają zwady. Możemy połączyć siły i uciec stąd. Co wy na to?
        - Uciec można tylko tą samą drogą co się wejdzie, ale przejście będzie otwarte tylko jeszcze parę godzin, a potem zamknie się aż do czasu kiedy znowu go ktoś nie otworzy z zewnątrz - odpowiedział mu jeden z trójki trytonów. Syrena wyglądała na najchętniejszą do pomocy.
        - No co wy? Takiej okazji możemy już nigdy nie mieć. Wolę myśleć: teraz albo nigdy. A nie: to zbyt niebezpieczne. Ja chcę się stąd wyrwać jeśli jest okazja.
        Peter podzielał entuzjazm syreny tym bardziej po usłyszeniu wiadomości o zamknięciu przejścia. Trzej pozostali trytoni popatrzeli po sobie, ale ostatecznie każdy z nich zgodził się z towarzyszką płci pięknej. Aleantphilus, popłynął więc z nimi do okrętu, ale zatrzymał się przed granicą oddzielającą wodę od powietrza i przekazał co im powiedzieli mieszkańcy podwodnej wyspy. Jeden z trytonów przekazał Edmundowi klucz do kłódki na łańcuchu trzymającym Ivana.
Awatar użytkownika
Xenja
Błądzący na granicy światów
Posty: 19
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Pirat , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Xenja »

Dezyderia właśnie skończyła dłubać w kajdanach, mimo najszczerszych wysiłków nie zdołała rozkuć elfa, a on nadal był nieprzytomny. W kopule magia nie działa, a przynajmniej była niezwykle mocno ograniczona, a ów granic nie mieli czasu szukać. Nikodemia po przeanalizowaniu długości łańcuchów rzuciła pomysłem, by wynieść biedaka choć trochę poza kopułę, by pomóc mu jak najszybciej. Zahariel i Edmund już mieli podnieść spiczastouchego, gdy Selina wyraziła sprzeciw. Zakomunikowała, że będą tam przecież bardziej wysunięci na atak i lepiej jeszcze poczekać w kopule. Zdania załogi się podzieliły i zrobiło się niezwykle szumnie. Jednakże, gdy Peter zaczął się zbliżać do nieprzytomnego wszyscy zamilkli i obdarowali go nieufnym spojrzeniem. Zwłaszcza Eligia, której kompletnie nie przypadł do gustu wcześniejszy tekst trytona.

- Krakenio – Xenja rzuciła jej gniewne spojrzenie, te jej groźby i rozkaz były bardzo nietaktownym zagraniem. Po chwili westchnęła, siląc się na względne opanowanie i wzięła od naturianina fiolkę. Przyjrzała się jej, po czym schowała, tak jak mówił, głęboko w niezbyt widocznej kieszeni spodni, nie była pewna dlaczego, ale jeśli to miało pomóc Ivanowi…

- Pomóc? Nie potrzebowałby pomocy, gdyby go nie porwali! – ryknęła Amadea, a Eligia w ostatniej chwili ją przytrzymała, bo syrence wystarczał już byle bodziec, by rwać się do bitki.

Przemieniona miała wrażenie, że za chwilę i jej udzieli się nastrój czarnołuskiej. Na szczęście maie była niezawodna i dzięki temu mogła spokojnie wysłuchać co naturianin ma do powiedzenia, a było to dość ważne.

- Strzygi? Myślałam, że to tylko mit – stwierdziła, ale broni nie miała zamiaru chować, miała wrażenie, że to będzie niczym podanie się na talerzu. Jedną parę rąk splotła za sobą natomiast drugą z przodu, zwykle tak robiła, gdy sytuacja była poważna i takiej powagi wymagała, a przecież cztery dyndające ręce byłyby raczej bliższe komedii.

Jednakże kolejne jego słowa kompletnie wybiły ją z rytmu. Nie była pewna czy się przypadkiem nie przesłyszała. Przecież syreną lub trytonem można się tylko urodzić. Jakim cudem chcieli go zmienić w jednego z nich? Spojrzała na Amadee szukając jakiegoś wyjaśnienia. Ona jednak wzruszyła ramionami w geście niewiedzy.

– Popłynę z Peterem – powiedziała czteroręka do swych załogantów, nie chciała dolewać oliwy do ognia, więc nic już nie dodała, ale naprawdę miała nadzieję, że nic się nie stanie jak zostaną na chwilę sami.

Selina wyszła z magicznej osłony wraz z Xenją, ponieważ musiała jej stworzyć bańkę powietrzną, dzięki której mogła oddychać. Poszło bardzo szybko i sprawnie, nawet nie musiała sobie stwarzać, wytrzymała tę chwilę na bez powietrza. We wraku nie dało się tego zrobić, co bardzo niepokoiło niebieskowłosą, która była tak bardzo przywiązana do swych mocy. Najchętniej zostałaby z Xenją, ale robiłaby zapewne tylko sztuczny tłum, więc powróciła do reszty.
Czteroręka natomiast zaczęła płynąć za Peterem, wcale nie było jej łatwo go dogonić, ale starała się nie zostawać, aż tak w tyle. W miarę to wychodziło, dzięki dodatkowej parze rąk. Może nawet mogłaby szybciej, ale nie chciała, by wyglądało to, jak nieudolny pościg.
W każdym razie gdy zaczęła się rozmowa z tutejszymi, elfka była już na tyle blisko, że słyszała początek rozmowy i już po chwili mogła do niej dołączyć.

- Więc lepiej było go skuć i to uwięzić niż choć pozwolić spróbować wrócić? – spytała Xenja niezbyt zadowolona. Bardzo nie podobało jej się takie podejście. Miała ochotę jeszcze dodać, że pewnie nikomu się nie udało, bo nikomu nie pozwolili, ale zdołała się jeszcze opanować i uspokoić.

Czuła się coraz bardziej nieswojo w tej sytuacji. Robiło jej się już nieco zimno w tej wodzie, a kolejne słowa rybich tubylców nie dawały nadziei na szybką i sprawną ucieczkę. Dodatkowo niezwykle nurtował ją fakt, kim byli, skoro nie urodzili się syrenami. Ludźmi, elfami, czymś innym?

- Za kilka godzin nie będzie powrotu? – Xenje przeszedł dreszcz, w tej chwili nie bała się o swoje życie, ale swoich córek i podwładnych – Nie traćmy więc czasu – dodała lekko się uśmiechając, na widok rozentuzjazmowanej syrenki, po czym ruszyła w stronę wraku.

Gdy tam dotarli, Edmund dostał klucz i natychmiast pobiegł rozkuć Ivana, a Zahariel już szykował się, by wziąć na ręce poszkodowanego towarzysza, gdy drogę zagrodziła mu syrena.

- Nie dasz rady z nim płynąć, ja to zrobię – powiedziała głosem nieznoszącym sprzeciwu, upadły anioł nie zamierzał się kłócić, ale był w razie czego gotowy do pomocy.
- Nikt nie będzie musiał… mnie nieść… - rozległ się słaby głos elfa.
- IVAN! – najbardziej uradowała się Róża i podleciała do jego policzka, przytulając go z całych swoich niewielkich sił – Jak dobrze, że nic ci nie jest! Co ja bym bez ciebie zrobiła?!
- Nie miała… z kim chlać rumu? – szepnął do niej zadziornie.
- Ej! To wcale nie tak – oburzyła się mała istotka, na co białowłosy zachichotał, jak widać, humor mu dopisywał, ale nie znaczyło to, że już wszystko dobrze. Po chwili zaczął kaszleć, a próby samodzielnego wstania kończyły się fiaskiem.

Edmund i Amadea musieli mu posłużyć za wsparcie, był bardzo słaby. Jednakże na widok pani kapitan zasalutował jej. Po czym, gdy wyszli z wraku, szykując się do opuszczenia tego miejsca, wyłapał też nową twarz i kogoś, kogo nie miał zamiaru oglądać.

- Ktoś ty…? – spytał, mierząc wzrokiem Petera – I co oni… To oni mnie… skuli! – wykrzyknął wnerwiony. Pewnie dogadałby się w tej chwili z Krakenią, bo miał ochotę tym rybkom zrobić to, co ona wcześniej, tylko w bardziej niemagiczny sposób.

Xenja w akompaniamencie zjawy wyjaśniła wszystkim, na czym stoją w miarę szybko. Oraz skrótem wspomniała morskiemu elfowi, co się wydarzyło.

- Zawsze myślałam, że zginę jak na pirata przystało, ale nigdy nie sądziłam, że aż tak szybko! Jestem za młoda, żeby umierać – rozpaczała Arista.
- Nie przesadzaj, te całe strzygi powinny się nas bać! Damy im popalić! – zakrzyknęła gotowa do walki Asteria.
- No bez przesady… - stwierdziła skołowana Rita i próbowała uspokoić obie dziewczynki, które wciąż ją zaskakiwały ta skrajnie różnymi podejściami do sytuacji, mimo bycia bliźniaczkami.
- Nikt z nas dziś nie umrze – westchnęła Xenja – Ale też potrzebujemy jakiegoś planu, a nie walki na ślepo. Powiedzcie nam wszystko, co wiecie, a co można wykorzystać w walce z tymi morskim strzygami – spojrzała na Petera oraz pozostałą trójkę.
- A naprawdę nie ma jakiegoś bocznego wyjścia? – spytała Alisena, zdecydowanie wolała walki na powierzchni, a nawet w powietrzu niż w wodzie.
- Czy one mają jakiekolwiek słabości? – dodała Nikodemia – Lepiej używać na nich magii?
- Czy siły? – wtrąciła Olimpia.

Po chwili szum pytań różnych pomysłów stał się tak duży, że pani kapitan musiała podnieść głos, by wszystkich uciszyć.

- Dajcie im dojść do głosu – zganiła, po czym dała znać, że już mogą spokojnie mówić.
Awatar użytkownika
Krakenia
Błądzący na granicy światów
Posty: 16
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Zjawa
Profesje: Służący , Mag , Pirat
Kontakt:

Post autor: Krakenia »

        Pomimo tego, że znajdowała się obecnie we wraku statku, wewnątrz którego nie brakowało powietrza, Krakenia czuła się niczym zanurzona w wodzie. Niewytłumaczalny nacisk z każdej strony sprawiał, że czuła, jak brakuje jej tchu, którego nie potrzebowała od setek lat. Słowa obecnych tu wraz z nią istot zdawały się jeszcze bardziej zamglone niż zazwyczaj, jakby jej dusza jakimś cudem skryła się przed rzeczywistością w najciemniejszych zakamarkach trupich wnętrzności. Nieumarła dobrze wiedziała - choć sama w to nie chciała wierzyć - że to reakcja na stres. Wszystkie odczucia, które plątały jej zazwyczaj logicznym umysłem, właśnie z niego pochodziły.

        Docierało do niej, jak bardzo nie była gotowa na to wszystko. To był praktycznie cud, że dopiero teraz, wiele miesięcy po tym, jak dołączyła do załogi Xenji, stało się coś tak… Stresującego. W porównaniu do czasów, które już dawno dla niej przeminęły, niedawne wydarzenia to był istny koszmar, nawet dla żywego trupa. Patrzenie na Ivana, gdy był w takim stanie… Chciała mu pomóc, ale szybko uświadomiła sobie, jak bardzo rozkołysane są jej emocje w obecnej chwili. Wcześniej może i nie zachowywała się tak jak powinna, ale było to coś kontrolowanego. Teraz wiedziała, że pod wpływem emocji może popełnić błąd przy rzucaniu zaklęcia, co zniechęciło ją do wykorzystania magii, przynajmniej przez najbliższy czas.

        Poza tym faktem, nie miała czasu na bawienie się magią, gdyż była zbyt skupiona na nie duszenia Petera, gdy ten jeszcze był wraz z nimi wewnątrz miejsca uwięzienia morskiego elfa. To, jak tryton kazał jej milczeć, bardzo, ale to bardzo, podsyca jej niechęć do niego. Nic więc dziwnego, że nie mogła się doczekać momentu, gdy ten wypłynie na zewnątrz i napotka na otwartą agresję ze strony tych, którzy płynęli w ich stronę.

        Nie oznaczało to jednak, że w międzyczasie nie słuchała jego słów, które były - łagodnie to mówiąc - szokujące. Nie znała się szczególnie dobrze na rasach zamieszkujących Alaranię ani szczegółach z nimi związanych, bowiem to magia i pochodne tejże były jej konikiem, ale informacje o strzygach i wywarze, który potrafi uczynić z elfa syrenę, pobudzały jej ciekawość, choć ta póki co była odstawiona na bok na rzecz niczym nieskrywanej wrogości, która malowała się na martwej, pozbawionej kolorów twarzy.

        Nie chciała jednak się odzywać - szczególnie nie po tym, gdy otrzymała reprymendę również od pani kapitan, na której statku gościła. Nie chciała podważać jej autorytetu, dlatego też w ciszy obserwowała reakcje pozostałych członków załogi przez pewien czas. Dopiero kiedy Peter i Xenja wraz z Seliną opuścili statek, nieumarła stanęła przed miejscem, gdzie kończy się powietrze, a zaczyna woda, wpatrując się w opływające postacie. Z zastanowieniem czekała na rozstrzygnięcie spotkania, zastanawiając się nad ewentualnymi konsekwencjami. Jeśli nadpływający naturianie faktycznie byli agresywni, pani kapitan i lodowa elfka będą w tarapatach, ale przynajmniej tryton dostanie to, na co zasłużył. Jeśli będzie inaczej… cóż, Krakenia, niechętnie, ale szykowała się na tą ewentualność, zastanawiając się, jakich słów użyje w swych potencjalnych przeprosinach.

        Patrzyła i patrzyła, i z każdą chwilą coraz bardziej, choć niechętnie, akceptowała, że czeka ją upokarzająca przemowa. Wykrzywiła twarz w grymasie na samą myśl o tym, jaką minę zobaczy na twarzy Petera po tym, gdy wypowie oficjalne przeprosiny wobec tutejszych mieszkańców za atak na tamtą syrenę. Już przelatywała jej przez głowę myśl, że przynajmniej poszkodowana nie będzie jej wysłuchiwać, ale wtedy też zauważyła, że cała grupa poza statkiem już wracała do nich, a wśród nich obecna była twarz, którą niemal uśmierciła swoim dotykiem.

- Lepiej być nie może…

        Wyszeptała pod nosem, po czym przystąpiła do oględzin swojej skóry, która, choć nadal w całości, obecnie była o wiele bardziej blada i pozbawiona życia niż przed przybyciem tutaj. Morska woda tylko przyspiesza rozkład, co oznaczało, że wkrótce będzie musiała się odnowić, jeśli nadal chciała być w jednym, nienaruszonym kawałku. Ale to jeszcze może poczekać, szczególnie w obliczu tego, co miało nastąpić. Przekazanie klucza niemal natychmiast sprawiło, że część załogi zajęła się swoim towarzyszem znajdującym się w kiepskim stanie. W międzyczasie Peter przekazał słowo w słowo wszystkie ważne informacje, które dotyczyły ich sytuacji. Krakenia przyswoiła każde słowo, ale oczami wciąż wpatrywała się w swoją niedoszłą ofiarę. Twarz nieumarłej zamarła w zamyśleniu, ale nie widać było skruchy, jedynie bezinteresowność promieniowała z oczu topielczyni.

        Od momentu przebudzenia Ivana do czasu, aż wszyscy znaleźli się na zewnątrz statku, znów otoczeni przez wodę, wśród załogi Xenji panował niejako zgiełk, gdyż każdy wyrażał swoje emocje, mniej lub bardziej negatywne, w związku z tym, co się działo. Spora część zaczęła snuć pytania na temat strzyg i możliwości walki z nimi. Krakenia jednak nie widziała ich sytuacji tak kolorowo, czym też, po namyśle, się podzieliła ze wszystkimi, nim jeszcze nieznani im trytoni zdołali odpowiedzieć na pytania.

- Jeśli dobrze rozumiem, walka nie jest opcją. Tutejszych było tu więcej, jeśli dobrze zrozumiałam to, co nam przekazano, tak? Pewnie więcej niż nas obecnie. A i tak polegli. I my też tak skończymy, bo nawet jeśli możemy stanowić potencjalnie silniejszą grupę, to dla sporej części z nas woda nie jest sprzyjającym terenem. Nie mówiąc o tym, że nie mamy absolutnie żadnego doświadczenia w walce ze strzygami, a nie sądzę, byśmy mieli czas zapoznać się z tym, jak będą atakować. Proponuje jak najszybciej opuścić to miejsce, broniąc się tylko gdy będzie to konieczne.

        O ile przy tych słowach, które wyrażały jej opinie, Krakenia wpatrywała się w morskie dno, na którym stała, o tyle po chwili przeniosła wzrok na syrenę, której dotyczyć będą przeprosiny. Patrzyła chwilę na nią, po czym spojrzała na Petera.

- Wiem, że pewnie chcesz, bym jak najszybciej wywiązała się z moich słów, dlatego też przepraszam za to, że to będzie musiało poczekać, może i miesiąc lub dłużej. Teraz mamy ważniejsze rzeczy na głowie… A poza tym, brak mi słów. Z trudem przychodzą mi na myśl wyrazy, które byłyby odpowiednie. Zupełnie jakby moja dusza pozbawiona została natchnienia na splecenie choćby kilku prostych zdań. Mam nadzieje, że oszczędzisz mnie pomimo tego opóźnienia. - Odwróciła wzrok od niego, spoglądając na resztę załogi. - Jeśli zgadzacie się ze mną w sprawie ucieczki, mogłabym spróbować powtórzyć mój wyczyn z wcześniej… tyle że na opak. Przeniosłabym nas w kierunku wyjścia tak daleko, na ile pozwolą mi na to warunki. Możnaby było spróbować nawet poza ściany tego miejsca, ale te mogą być naznaczone magią która zakłóci zaklęcie, co uważam za zbyt wielkie ryzyko, żeby choćby spróbować… Czy dacie mi tę szansę, co bym mogła odpokutować moje poprzednie wyczyny?
Awatar użytkownika
Peter
Zbłąkana Dusza
Posty: 7
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Tryton
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Peter »

        Kręcenie się w pobliżu Krakenii było wielkim ryzykiem. Nieumarła wiedźma wcale nie ukrywała swojej nienawiści wobec trytona, który dał jej popalić na samym początku. Trudno mu było nie zerkać na łypiącą groźnie dziewczynę, której wyraz twarzy pozostawał cały czas niezmienny - nawet kiedy mówiła mimika jej ust przypominała agonalne tchnienie. Peter ufał, że Xenja potrafi ujarzmić zabójczy popęd swojej podwładnej, ale czy mógł zaufać pani kapitan?

        Poniekąd Krakenia wykazała się najlepszą bystrością umysłu zauważając coś co umknęło uwadze reszty załogi, a mianowicie to, że nie wygrają tej bitwy, bo spośród obecnych Aleantphilus mógł mierzyć się ze strzygami z racji swojej naturalnych predyspozycji i doświadczenia. Ale on jeden to za mało.
        Po krótkiej naradzie po której podpłynęli do granic pęcherza powietrznego z okrętem w środku, tym razem zatrzymał się przed falującą taflą i został ze swoimi zmartwieniami zostawiony sam sobie. Patrzył w milczeniu jak morski elf próbuje odzyskać władzę w ciele. Nieobecność z oczu trytona zmazały oskarżenia rzucane w jego i jego pobratymców.
        - Nazywam się Peter - powiedział do Ivana, który dopiero po dłuższej chwili zauważył jego obecność w całym tym przedstawieniu. Niezbyt chętnie, bo nie chciał podejmować z nim bezsensownej rozmowy. Miał co innego na głowie niż tłumaczenie, że z jego zniewoleniem nie miał nic wspólnego.
        Ale Aleantphilus nie mógł pozostać obojętny rozpaczaniom Aristy i odpowiedział jej kąśliwie.
        - Życie prawie każdego pirata kończy się na dnie oceanu, więc byłaby to najodpowiedniejsza śmierć dla ciebie. - Nie wiadomo, czy te słowa miały pocieszyć dziewczynkę, czy zepchnąć ją w otchłań rozpaczy, ale trzeba było przyznać, że miał tu trochę racji. Jednakże jako jeden z nielicznych dobrze wiedział, że mają bardzo małe szanse... bez jego pomocy. Miał już do czynienia z tymi stworzeniami i wiedział jak z nimi walczyć. Potrzebował tylko... I tu jego wzrok powędrował do góry, po szkielecie okrętu i wspiął się nim aż po czubki zdezelowanych masztów.

        W tym czasie był bombardowany przeróżnymi pytaniami. On, jak i jego nierodowici pobratymcy. Nie zwracał na nie uwagi, bo nawet jeśli wyraziłby wolę przedstawienia im ich żałosnego położenia, to i tak nie zdołałby ich przygotować do potyczki z urodzonymi zabójcami choćby miał na to tydzień, a ich czas ograniczał się tylko do kilku godzin.
        Widać było że trytoni i syrena podzielali jego zdanie na ten temat, pomimo, że nic nie powiedział, tylko gapił się na wrak okrętu. Oni również popatrzeli w górę zupełnie nie rozumiejąc co Peter tam widzi. Zamrugali zdezorientowani i popatrzeli po sobie wzruszając ramionami, a potem popatrzeli na Petera.
        - Co zamierzasz?
        - Nie dopłyniemy do wyjścia na czas. A więc użyjemy okrętu - wskazał palcem na wrak.
        Trytoni i syrena po prostu oniemieli. Słowa Petera były tak głupie, że trudno było być przygotowanym na coś takiego.
        - Co? - wydukała syrena z wybałuszonymi oczami.
        - To nasza jedyna szansa. Ewentualna walka na otwartym terenie to pewna porażka, a tu mamy dość miejsca i kryjówek żeby toczyć walkę jak równy z równym - tłumaczył na tyle głośno żeby każdy z załogi Błękitnego Księżyca słyszał jego słowa. Peter wskazał palcem na zdumionych piratów. - To są piraci i wiedzą jak się walczy na statku.
        Podpłynął bliżej lustra z powietrzem, żeby posłuchali go uważnie, ale najpierw zwrócił się do Xenji.
        - Wciągnę okręt z powrotem do wody sprawię, że popłynie do wyjścia. Wiem, że nie pałasz do mnie sympatią i nie masz powodu żeby mnie posłuchać, ale musisz teraz podjąć ważną decyzję i zaufać mi. Tylko w taki sposób jesteście w stanie przetrwać, zostając tam, gdzie czujecie się najpewniej. Utworzę nad pokładem bańkę z powietrzem, więc nie będziecie mieli ograniczonych ruchów. Ja i oni będziemy was osłaniać z wody.
        - A niby jak zamierzasz ruszyć tą starą krypę? - zapytała wyraźnie wzburzona syrena. Pozostali trytoni również nie kryli swoich wątpliwości.
        - Niby po czym miałaby płynąć? Jesteśmy na dnie morza... - zauważył jeden z trytonów.

        Aleantphilus dobrze wiedział, jak to wszystko brzmiało dla osób, którzy nie znali jego możliwości. Na ich miejscu pewnie sam wyzwałby siebie od czubków. Na szczęście miał coś, co pomoże mu zrealizować ten szalony plan. Obrócił się do załogi Błękitnego Księżyca, która pewnie podzielała zdanie jego trytonów i syren. Zmrużył oczy i przywołał myślami potężną broń. Woda zafalowała przy nim i jakby zniekształciła obraz widziany przez nią. Tryton wyciągnął rękę w to miejsce, w którym to zaczęły się tworzyć kontury trójzębu. Przedmiot był wykonany z półprzeźroczystego kryształu i kiedy go chwycił - zaczął emanować subtelnym wewnętrznym światłem.
        - Na mój rozkaz... Popłynie - odparł po dłuższej chwili potrzebnej niektórym zaskoczonym tą sztuczką na otrząśnięcie się z szoku.
        - To, jak będzie? - Odwrócił się i podpłynął przodem do Xenji od której oczekiwał wydania rozkazu jej podwładnym (bądź wyzwania go od świrów). Nie bez powodu uznał, że jego pomysł jest znacznie lepszy od pomysłu Krakenii. Był niemal przekonany, że moce nieumarłej nie wystarczą żeby wszystkich przenieść na tak dużą odległość i nie chciałby wiedzieć co by się stało, gdyby jednak coś nawaliło i wszyscy zostali wyłożeni strzygom jak na talerzu. To byłaby katastrofa. No i oczywiście było też tak zwane "drugie dno". Aleantphilus najzwyczajniej na świecie nie ufał tej zjawie. Obawiał się zdrady z jej strony. I widząc jak patrzy na niego - mógł nie myśleć "czy", ale "kiedy". Dlatego wolał swój plan, trochę bardziej szalony i widowiskowy, ale za to bezpieczniejszy dla wszystkich.
Awatar użytkownika
Xenja
Błądzący na granicy światów
Posty: 19
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Pirat , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Xenja »

Sytuacja była trudna, Xenja zgodziła się ze słowami Krakeni. Musieli stąd jak najszybciej uciec, co jednak nie miało być łatwym zadaniem. Na dodatek zjawa musiała jeszcze przeprosić syrenę, której prawie odebrała życie. Czteroręka spojrzała na nią, licząc, że ta to zrobi jednakże nieumarła sprytnie odsunęła tą sprawę w czasie. Przemieniona cicho westchnęła. W każdym razie dostali propozycje od nieumarłej co do sposobu ucieczki.

- Hmm, muszę to przemyśleć.

Niebieskoskóra miała spore wątpliwości, mogli tu utknąć, jeśli decydowaliby się na dalszy krok albo wpadliby na strzygi, gdyby wybrali nieco łagodniejszą formę ucieczki, a coś by nie wyszło. Niestety wszystko zależało od szczęścia.
Ivan tymczasem powoli dochodził do siebie i próbował dokładnie rozeznać się w sytuacji, jakoś to sobie poukładać w głowie. Wciąż patrzył na Petera krzywo, ale Róża na szczęście przystąpiła do wyjaśnienia wszystkiego białowłosemu.
Arista zaś gdy usłyszała słowa Petera, zaniemówiła, jakby dopiero teraz dotarła do niej taka możliwość. Zawsze się podświadomie spodziewała, że jej życie zakończy się na oceanie, ale nie chciała, by to nadeszło tak szybko. Ponadto siostra wcale nie podnosiła jej na duchu tą swoją absurdalną wolą walki, zwykłe pakowanie się w paszcze lwa. To wszystko sprawiło, że dziewczyna była bliska załamania.

- Przestań się mazać Ari, będzie dobrze – Asteria zdecydowała w końcu jakoś zareagować, bo jednak szkoda jej się zrobiło swej bliźniaczki.

Reszta nadal się sprzeczała o możliwe sposoby walki ze strzygami, choć po upomnieniu pani kapitan robili to nieco ciszej. Aczkolwiek zadawali też masę pytań trytonowi i tubylcom. Przemieniona miała wrażenie, że zaraz jej głowa pęknie.
Na dodatek słowa ich towarzysza były absurdalne, czteroręka aż złapała się za głowę. Gdyby dali sobie spokój z tą mapą nic by się nie stało, ale przecież nie mogli odpuścić potencjalnego skarbu. Chyba że wiedzieliby, jak to się potoczy.

- On oszalał! – krzyknęła Rita, a część osób przyznała jej rację, inni natomiast zaczęli rozważać to na poważnie.
- Nawet go nie znamy i mamy tak ryzykować? – oburzyła się Alisena.
- Bądźmy poważni, myślę, że to jest jakaś opcja – wtrąciła Selina.

Xenja potrzebowała chwili na zastanowienie, spojrzała na swoje córki i Sergieja, a później na resztę. Niemal każdy wyrażał swoje zdanie i opinie, ale decyzja należała ostatecznie do pani kapitan. I zależało od tego życie jej załogi, musiała wybrać najmniej ryzykowną opcję.

- Zróbmy tak, jak mówi Peter – postanowiła, a jej podwładni na chwilę zamilkli. Niektórych mocno zaskoczył ten wybór. W końcu Krakenia mocno przyjaźniła się z panią kapitan, a trytona znali od dziś.
- O Prasmoku, wszyscy zginiemy… – Nikodemia była bliska paniki.
- Trzeba było się nie zaciągać na statek, jak tak się boisz – Dezyderia również się bała, ale wyładowała emocje na blondynce.
- Tja, może lepiej będzie, jak zostawimy cię w jakimś porcie i… - Alisena oczywiście podchwyciła temat, ale przerwał im Ardalion.
- Dajcie sobie spokój, wszyscy jesteśmy zdenerwowani, a to definitywnie nie czas na takie docinki.

Xenja znalazłszy się na wraku podeszła do zjawy i położyła dłoń na jej ramieniu.

- Mam nadzieję, że rozumiesz – spojrzała na swoje córki, które obecnie ostro dyskutowały – Jednakże mam prośbę – dodała ściszonym głosem – Bądź czujna.

Poważna rozmowa bliźniaczek, wkrótce przerodziła się w kłótnie. Na szczęście Sergiej zdołał opanować sytuacje. Wszystkich powoli zaczynały ponosić emocje. Eligia musiała pilnować Amadey, by ta nie zrobiła nic głupiego. Serpens i Edmund natomiast czuwali przy Ivanie, który upierał się, że już wszystko w porządku, a kilka razy prawie się przewrócił.
- Nie ma na co czekać – Zahariel podszedł do Xenji.

- Wszyscy tu są? – upewniła się przemieniona.
- Tak jest, sprawdziłem.
- Dobrze, w takim razie ruszmy tę łajbę – powiedziała do Petera.
Awatar użytkownika
Krakenia
Błądzący na granicy światów
Posty: 16
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Zjawa
Profesje: Służący , Mag , Pirat
Kontakt:

Post autor: Krakenia »

        Gdy tylko się odezwała, zjawa uzyskała nadzwyczaj dobre reakcje. Xenja stwierdziła, iż musi pomyśleć nad jej pomysłem. To było dobre. Racjonalność i ważenie swoich opcji w stosunku do innych ewentualności było dobre. Postępowanie poparte logiką i przemyśleniami było dobre. Dlatego też nieumarła była wdzięczna przemienionej - jej własne, szalejące emocje nie pozwalały na obiektywną analizę sytuacji, którą pani kapitan bez wątpienia przeprowadzała w zaciszu swego umysłu.

        Peter tymczasem nie wyraził sprzeciwu. Tak właściwie to w ogóle nie zareagował na propozycję Krakenii… Ani też na to, że odłożyła w czasie swoją obietnicę. Cisza bez wątpienia wynikała z wrogości między nimi, a nie obiektywnej oceny jej planu. Minę może i miał neutralną, ale wyobrażała sobie, co działo się w jego zaburzonym emocjami umyśle… Jakby nie patrzeć, sama nie była lepsza na chwilę obecną. Może i nawet gorzej reagowała na to, co się działo, niż tryton.

        Spojrzała na jej niedoszłą ofiarę, syrenę, na której szyi wciąż mogła dostrzec delikatny zarys jej własnych palców. Naturianka niemal natychmiast poczuła na sobie to spojrzenie, natychmiast bowiem postanowiła oddalić się dalej od nieumarłej, nawet jeśli było to tylko o kilka stóp. To było irracjonalne według Panny Cthulhu - nawet gdyby chciała znów ją zaatakować, to nie zrobiłaby tego w obecności osób, które bez wątpienia będą w stanie powstrzymać wszelki przejaw agresji z jej strony. Nie mówiąc o tym, że wywołanie konfliktu w czasie, gdy w okolicy czai się wroga frakcja gotowa do ataku, było niezwykle głupim z taktycznego punktu widzenia pomysłem.

        Krakenia zaczęła przyglądać się reakcjom swoich towarzyszy. Wszyscy byli skupieni na problemie strzyg, w ten czy inny sposób. Ari jako jedyna znosiła to źle, pozostali albo mentalnie szykowali się do walki, albo też w stresie uciekali, zbiegając rozmową na poboczne tory. To jednak, co było zastanawiające, to zachowanie Seliny. Bliska przyjaciółka nieumarłej trwała w zamyśleniu, wyraźnie zmartwiona. Czyżby strzygi przerażały ją aż tak mocno?

        Nie było czasu się nad tym zastanowić, bo Peter objawił swój własny plan. O ile planem można nazwać coś, co było najgorszym możliwym wyborem! Co z tego, że będą mieli przewagę na statku?! Statek, jak to statek, jest ogromny. Zwróci na nich większą uwagę, niż większość zaklęć, których mogłaby użyć zamiast tego nieumarła. Kadłub jest dziurawy jak ser, dając wrogom mnóstwo punktów wejścia, które nie istnieją na faktycznym statku. Woda będzie ich otaczać z każdej strony, co oznacza, że wrogowie równie dobrze mogą spaść im na głowy! Oczywisty był też problem logistyczny - nawet z niezwykle precyzyjnym i łatwym władaniem nad wodą, jakim popisał się tryton wcześniej, nie ma wątpliwości, iż nie może tego robić bez ograniczeń. Co, jeżeli przecenia swoje siły i nie zdoła przenieść statku? Co, jeśli nie będzie wystarczająco skupiony podczas walki, by utrzymać bańkę powietrza?!

“Nie ma możliwości, by ktokolwiek się na to zgodził. Na pewno nie Xenja. To plan szaleńca, zdesperowanego wariata.” - Zacisnęłą zarówno pięści, jak i zęby, a jej wzrok rozglądnął się po wszystkich dookoła. Zdania były niejako podzielone, choć najwyraźniej znaczna większość była na nie. Dziwiło jedynie to, że Selina, zazwyczaj rozsądna dziewczyna, uznała to za możliwość. - “Poza tym… Alisena ma rację. Co, jeśli użyje swych mocy na nas, w trakcie zamieszania związanego ze strzygami?!”

        Emocje zagotowały się w nieumarłej. Propozycja naturianina była obelgą wobec jej zdolności magicznych. Skoro zasugerował inne rozwiązanie, to oznacza, że uznał je za lepsze. Czyli jej zaklęcia są gorszym wyborem od przepychania dziurawej łajby po dnie morza?! Nie mogła się doczekać, aż Xenja nie wytrzyma i wyśmieje jego pomysł.

        To jednak nie nastąpiło. Przemieniona zamiast tego zgodziła się na pomysł trytona, wywołując zszokowane spojrzenia na wielu twarzach. Największe zdziwienie jednak malowało się na Krakenii, która przez chwilę myślała, że to umysł płata jej figla. Że to echo ze świata ducha, a nie faktyczne słowa pani kapitan.

        Szybko okazało się to jednak prawdą. Załoga Xenji ruszyła na przechylony pokład, nie kwestionując otwarcie wyboru czterorękiej. Krakenia też tak zrobiła, choć wciąż miała nadzieję, że to jedynie bardzo kiepski żart ze strony niebieskoskórej. W końcu Xenja znalazła się tuż przy niej, ręka na ramieniu w geście przyjaźni. To nie zmieniło jednak tego, jak bardzo jej pierwsze słowa zszokowały.

“Co mam zrozumieć?! Czy naprawdę jestem słaba według ciebie? Czy mój plan naprawdę był gorszy od szalonej idei trytona?!”

        Nie wykrzyczała tego w twarz pani kapitan. Pomimo tego, że jej emocje szalały niczym pożar, wiedziała, żeby nie mówić tego w twarz komuś, kto dał jej miejsce na statku. Szczególnie że kolejne słowa uspokoiły nieumarłą na tyle, by nie postąpić pochopnie, jak podczas wpadki z syreną.

- Będę czujna, pani kapitan. - Słowa były wyjątkowo zimne, a ponadnaturalne echo utrzymało się dłużej niż zwykle. Powód był oczywisty, ciężko było nie zauważyć bowiem tego, jak bardzo zawiedziona była zjawa przez wybór pani kapitan. - Będę warować na rufie statku. Najprawdopodobniej najwięcej strzyg przybędzie od tyłu, kiedy statek ruszy. Powstrzymam je wszystkie.

        Zaczęła iść w kierunku tyłu statku. Szybko jednak została powstrzymana przez Selinę, która chwyciła dłoń truposza.

- Jeśli zamierzasz użyć silnej magii, będziesz potrzebowała… zapasu energii. Mogę pom-

- Dam sobie radę! - wykrzyknęła zjawa, której gniew zawrzał mocniej. Zaczynało drażnić ją to, że nikt nie wierzył w jej umiejętności. Szybkim ruchem wyszarpała swoją dłoń z uchwytu lodowej elfki… choć nie w całości. Skóra zeszła z jej palców niczym mokra szmatka, odsłaniając gnijące mięśnie. Jej ciało, najwyraźniej przez ciągły kontakt z morską wodą, było w gorszym stanie, niż podejrzewała. - Jestem w stanie wytrzymać do czasu, aż zagrożenie minie. A teraz nie przeszkadzaj mi, ty ani nikt inny. Będę potrzebowała skupienia.

        Krakenia zostawiła Selinę, która nadal trzymała fragment skóry w szoku, jaki doznała po słowach nieumarłej. Elfka z niedowierzaniem obróciła się do pozostałych, którzy rzecz jasna wszystko mogli zobaczyć i usłyszeć. Pozostała część załogi również nie przyjęła dobrze tego, co się właśnie stało. To był w końcu pierwszy raz, kiedy to emocje nieumarłej były tak widoczne… i tak niestabilne.

- Jest po prostu wystraszona, tak jak my wszyscy… Jestem tego pewna. - W końcu odezwała się Selina. Nie trzeba było geniusza, by zauważyć, że sama niezbyt w to wierzyła.





“Na mój rozkaz popłynie…”

        Nieumarła znalazła się przy rufie wraku, na tyle daleko od innych, by móc w spokoju rozpocząć inkantację. Wpierw jednak uderzyła w ocalały fragment drewnianej poręczy, która wyrastała ponad reling statku. W myślach powtarzała słowa, które budziły w niej gniew. Co chciała przez to osiągnąć? Sama już nie wiedziała.

“Mam nadzieję, że zrozumiesz…”

        Kilka ruchów rąk później, zrzuciła całkowicie iluzję, którą lubiła zasłaniać swoje martwe ciało. Teraz, z jej ledwo trzymającym się ciałem nieskrywanym przez pozory odzienia, miała dostęp do wszystkich zasobów energii magicznej. Doskonale wiedziała jednak, że nawet to będzie za mało, jeżeli już teraz miałaby odeprzeć atak strzyg.

“Będziesz potrzebowała… ”

        Nie czekając dłużej, zaczęła szeptać pod nosem, a tuż nad jej skórą, która w niektórych miejscach już sama zaczęła odchodzić od ciała, pojawiły się liczne runy z czystego światła. Magiczne symbole orbitowały ją, lecz poza tym nic interesującego się nie działo, albowiem zaklęcie zostało jedynie naszykowane, a nie faktycznie rzucone. Nawet ilość energii magicznej, która była przy tym wykorzystywana, nie była niczym znaczącym.

- Przestaną we mnie wątpić, gdy ocalę nas wszystkich - wyszeptała, już kompletnie nieświadoma tego, jak bardzo emocje przejęły nad nią kontrolę. Runy, które wyczarowała, były niewyraźne, a ich ścieżka dookoła jej ciała niedokładna. Cokolwiek teraz szykowała, nie było ani dobrze przemyślane, ani też poprawnie wykonane.
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

         – Znowu morze!? - powiedział niby sam do siebie Pan Winorośl.
         – Pani Losu, czyżbyś była nie w humorze!? - krzyknął głośniej, zadzierając przy tym głowę ku górze. Zupełnie, jakby uważał, że wspomniany… byt rezyduje właśnie gdzieś tam i to właśnie w tamtym kierunku powinien kierować swe skargi. Gdy już uznał, że jego słowa na pewno dotarły do Pani Losu, rozejrzał się wokół. W końcu chciał wiedzieć, dlaczego zaklęcie teleportacji wyrzuciło go tutaj. Domyślał się tego, ale wolał znać powód i chciał zobaczyć też, komu tym razem będzie musiał w jakiś sposób pomóc. Najpierw zobaczył lekko uszkodzony statek, który unosił się na wodzie. Widział tam załogę, jednak ci wyglądali, jakby czekali na kogoś… albo na coś. Później drugi, który znajdował się w pobliżu i wyglądał na taki, który nie miał uszkodzeń. Gdy podleciał bliżej, nie dość, że magicznie naprawił statek, to zobaczył też, że coś dzieje się pod wodą.
Zanurkował, wcześniej stworzył sobie bańkę powietrza wokół całego ciała – nie dość, że będzie mógł oddychać, to jeszcze nie zamoczy sobie ubrań! Najpierw zobaczył zniszczony statek, który kierował się ku tafli morskiej, później to, że jest on otoczony przez jakieś dziwne, niebezpieczne stworzenia. Dopiero gdy podpłynął bliżej, zobaczył, że na ruinie znajdują się żywe stworzenia i to prawdopodobnie osoby te zwabiły tu te dziwne, morskie i agresywne istoty. Podleciał bliżej, korzystając z magii powietrza, żeby kierować bąblem, w którym siedział. Nie przedstawił się, właściwie w ogóle się nie odezwał. Zamiast tego wyciągnął przed siebie dłoń, z której wystrzeliła winorośl zakończona czymś w rodzaju kolca – drugą ręką manipulował bańką, stworzył w niej nieduży otwór, przez który przeleciało pnącze. Od razu trafił jedną ze strzyg i przebił jej głowę. Winorośl cofnęła się i zaatakowała kolejne stworzenie, później następne i jeszcze jedne, aż w końcu w wodzie zostały wyłącznie ciała potworów. Dopiero teraz podleciał do ciągle wznoszącego się statku i spojrzał na osoby, które znajdowały się na nim.
         – Potwory zabite, winoroślą ich ciało przeszyte – powiedział do nich.
         – Za chwilę znów znajdziecie się na statkach, na których czeka na was załoga w różnokolorowych gatkach – dopowiedział i zaczął czarować. Wiedział, na które statki ich przenieść, może przez to, że wcześniej widział załogantów, a teraz czytał w myślach tych, którzy znajdowali się pod wodą i w ich myślach ujrzał twarze poszczególnych członków załogi. Dlatego też Xenja i Krakenia znalazły się na swoim statku, a Peter na swoim. Zniszczony statek natomiast zatrzymał się i zaczął z powrotem opadać na dno morza. Musiał wrócić na swoje miejsce.
Pan Winorośl poszybował w górę, znów znalazł się nad powierzchnią wody i od razu podleciał też do statku, na który wysłał obydwie kobiety.
         – Płyńcie dalej, przygody czekają. Na pewno traficie na rzeczy, które urzekają – powiedział do nich i też do wszystkich, którzy akurat wtedy mogli go słuchać. To samo mógł usłyszeć Peter, tylko że wyłącznie w swoich myślach. Po chwili Pan Winorośl zniknął, pozostawiając tamtych ludzi i nieludzi z pytaniami. Wieloma pytaniami.

Ciąg dalszy: Xenja i Krakenia
Zablokowany

Wróć do „Jadeitowe Wybrzeże”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości