Chatki Druidów[Chatka na uboczu] Cioteczka

Wysoko w górach, w niewielkich zagłębieniach pokrytych zielona trawa i roślinność, znajdują się chatki druidów. Ci przyjaźni, i mniej przyjaźni starcy, zbierają zioła i tworzą z nich najróżniejsze mikstury zagłębiając się w tajniki sporządzania tajemniczych wywarów.
Awatar użytkownika
Mniszek
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 114
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Strażnik , Mag
Kontakt:

Post autor: Mniszek »

        Flora dość szybko uodporniła się na komentarze Chaosa, które niejednego by zraniły, ale ona dostrzegła, że ani przemieniona malarka, ani leśny bożek się nim specjalnie nie przejmowali, więc i ona nie zamierzała. Najwyraźniej ta istota nie potrafiła inaczej… Ciekawiło ją kim lub czym był (była?) Amari, ale trochę obawiała się pytać - po prostu nie wypadało. Mogła za to obserwować ich interakcję i cieszyć się po prostu oryginalnym, nieszkodliwym w gruncie rzeczy towarzystwem.
        Jednak nawet Flora - znająca tę parkę tak krótko - była zaskoczona propozycją podzielenia się ciasteczkiem. Zerknęła na hermafrodytę jakby chciała się upewnić czy to nadal on i czy się nie przesłyszała, ale nie - on faktycznie dzielił się ze swoją towarzyszką. Jakże miły dla oka obrazek.
        Znowu wrócił jednak temat Tarjuana. Druidka westchnęła. Jego powrót był czymś, czego absolutnie nie mogła przewidzieć. Jej brat mógł stanąć na progu za chwilę albo za pół roku i za każdym razem miałby tę samą minę i to samo powitanie, jakby tylko skoczył na grządkę z marchewką i już był z powrotem. On chyba inaczej pojmował czas albo po prostu nie docierało do niego, że ktoś na niego czeka i się martwi. Przecież nic mu nie groziło - jego słowa. Jednak ani on ani jego siostra nie wiedzieli, że teraz chaotyczny druid zwrócił na siebie uwagę istoty, która była uważana za tutejszego bożka i której być może powinien się troszkę obawiać, bo ten słodki elfik, który nawiedził ich domostwo, był tylko jedną stroną tej samej monety.

        Flora uśmiechnęła się łagodnie i wzruszyła ramionami.
        - A kto go tam wie. Z pewnością część ofiar zjadają zwierzęta, ale już dawno ludzie nauczyli się, że tak jak jedzenie prędzej czy później zniknie, tak nigdy nie znikają pieniądze ani inne przedmioty zbytku. Z początku próbowano, by okazać jak bardzo wielka była ich wdzięczność, ale to nie działało. Obrazowo mówiąc: gdyby obok siebie leżał bochenek chleba i garniec złota, on wziąłby ten bochenek, a garniec przewrócił. Ponoć bardzo rzadko zdarza się, że z kapliczek znikają ozdoby z koralików, ale te równie dobrze mogą podbierać sroki, bo to takie w ich guście.
        Flora, choć z pewnością wierzyła, że miała do czynienia z jakimś nadprzyrodzonym bytem, momentami zdawała się brzmieć rozsądnie. W sumie nie powiedziała co sama tak naprawdę myśli o tym całym Maorcoille - czy jej respekt i wręcz pewna obawa przed elfikiem brała się z zabobonnej wiary, czy po prostu z samego kontaktu z nieznajomym i bez wątpienia potężnym magiem.
        Przez moment druidka zajmowała się tylko swoją robótką - uspokajające klikanie niosło się po chatce w ciszy, bo ona nie dopytywała o co Funtka chciała zapytać. “Nieważne” to “nieważne”, nie zamierzała wnikać. Za to gdy pojawiły się już konkretne pytania ona podniosła wzrok i odłożyła robótkę na kolana.
        - Ależ kochanieńka, możecie zostać u mnie ile będzie trzeba, tego w końcu wymaga gościnność gór, nieprawdaż? Nie miałabym serca wyrzucić was na ten chłód, skoro mam miejsce pod dachem. Zresztą miło mieć od czasu do czasu jakieś towarzystwo z zewnątrz - dodała, jakby przyznawała się do jakiejś wstydliwej słabości.
        - Nie przejmujcie się, że Maorcoille was “wprosił” jak to ujęłaś. Każdy podróżnik znajdzie schronienie pod moim dachem, jeśli akurat dotrze w te rejony. A tu trafiają jedynie albo ci, którzy nie boją się chodzić po dziczy, albo ci, którzy bardzo zabłądzili… Wy to chyba ta druga grupa? Jak w ogóle do tego doszło, że tu się znaleźliście? O ile można wiedzieć - zastrzegła, bo wydawało jej się, że to być może zbyt osobiste pytanie. Z drugiej strony należały jej się chyba jakieś informacje, skoro ona już powiedziała aż tyle o swojej rodzinie… Choć głównie o bracie. Cóż się dziwić, skoro on był z ich dwójki tą ciekawszą połową?
        - Nie martwcie się - odezwała się po chwili. - Gdyby Maorcoille nie wrócił przez dłuższy czas, odprowadzę was na jakiś szlak… Niestety nie wiem czy jestem w stanie pomóc ze zdjęciem tej klątwy, bez Taja chyba nie będę wam zbyt przydatna… Ale o to będziemy martwić się rano - zakończyła temat z ciepłym uśmiechem.

        Mniszek zatrzymał się i wsparł o kolana, lekko dysząc. Miejsce niby było takie same jak wszystkie inne w tych górach… Ale chyba dotarł tam, gdzie chciał. Wyczuł piżmowy zapach drapieżników - dużych, groźnych, władców gór. On się jednak ich nie bał - oni powinni bać się jego. Ale chyba nie było strachu ani z jednej, ani z drugiej strony. Mniszek postąpił jeszcze kilka kroków do przodu i stanął przed ziejącą w ziemi jamą - gawrą. Wydał z siebie okrzyk, który był nie do powtórzenia dla normalnej osoby… I sprawił, że mieszkaniec gawry się przebudził. Wyszedł na polanę i stanął naprzeciwko leśnego strażnika. Stanowili niebywały kontrast - wątły złotowłosy elfik i potężny niedźwiedź, który pożarłby go dwoma kłapnięciami paszczy. Mniszek jednak się nie bał - nachylił się i otarł twarzą o pysk zwierzęcia w bardzo czułym geście. Uklęknął i coś mruknął. Odpowiedziało mu mruknięcie. Oni… Rozmawiali.
Awatar użytkownika
Funtka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 148
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Uczeń , Artysta
Kontakt:

Post autor: Funtka »

        Zastanowiła się na temat tych ofiar. W pierwszym odruchu pomyślała, że to miło z jego strony nie być materialistą, ale szybko odrzuciła myśl, że stoją za tym jakieś większe przymioty jego charakteru. Kto żyjący w lesie potrzebuje niby pieniędzy? Lub ozdób czy innej porcelanowej zastawy? Nic dziwnego, że woli jedzenie. Za monety i złoto nic sobie nie kupi, jeść musi, a bochenek z ołtarzyka łatwiej złapać niż uciekające zwierzątko lub nawet łatwiej znaleźć niż bulwy i owoce - jeżeli Mleczyk był z tych co jadają tylko zielone i to co samo padnie (nadal nie była pewna). Tak czy inaczej uznała jego wybory za ostatecznie całkiem typowe, praktyczne i nie takie godne pochwały, ale - i nie świadczące o nim wcale źle. W końcu zdaje się, nie kazał ludziom zostawiać tych rzeczy. Robili to dobrowolnie więc…
        Ciekawe czy zabierał też te koraliki? To byłoby nawet urocze.

        Przypomniała sobie o koszuli, o którą wcześniej go poprosiła (i otrzymała!) i zerknęła w stronę swojego bagażu rzuconego gdzieś po drodze. Miała wrażenie, że przy okazji jakiejś rozmowy o ubraniach wspominał coś o… ołtarzach i zapasach? A może to przy okazji jedzenia? Tak, to chyba wtedy - jednak pomyślała, że równie dobrze mógł zarówno mówić im o darach i w kontekście jedzenia i przy okazji mówienia o innych rzeczach, które zdarzyło mu się zebrać. Może potem dopyta. Chyba nie powinien nagle zechcieć ukrywać tych informacji.

        Słysząc gorące zapewnienie o swojej niewproszoności rozluźniła się i uśmiechnęła z nieśmiałą, choć gorącą wdzięcznością. Za każdym razem gdy pani Flora pokazywała jak swojska i opiekuńcza potrafiła być (a może raczej była z założenia) robiło jej się miło… i tęskno zarazem. Gdzie jeszcze mogła po prostu położyć się na podłodze i razem z Chaosem zamyślać się przy zapadającym zmierzchu… No to to chyba tylko u Lalego, bo dywany i koce, ale tak poza tym to jak dawno nie było jej w domu! A nawet u ciotek, u sąsiadów… w pokoiku u babci… w domu dziadka… Westchnęła cichutko, bo ta jej pierwsza podróż coś za bardzo się przedłużała. Powoli… powoli zamieniała się w opowieść jaką można snuć wieczorami. W domku przyjmującej podróżników gosposi. Może nastał czas, by ją opowiedzieć?
        Spojrzała na Chaosa pytająco, upewniając się czy będzie współpracował, czy może sam wyrwie się do mniej lub bardziej zmyślnych przemów mających z ich podróżą wspólnego tylko tyle ile zajmowała jego własna osoba. Ale on, nadal zagrzebując się - teraz już po szyję - w kocyk, odpowiedział jej szeroko otwartymi oczami, których stalowa szarość błyszczała w ciemniejącym pomieszczeniu zwierzęcym zaciekawieniem. Niech mówi! Słuchał.
        Wyjątkowo słuchał.

        Skończyła ciasto, powoli odsunęła talerzyk. Zbierała myśli, może dłużej niż by wypadało, ale cisza unoszona była lekko przez odgłosy robótki. Czuła, że ma tyle czasu ile potrzebuje. Może tylko wiercenie się Amari sugerowało, że powinna się odezwać, by się nie zanudził i nie postanowił wstać i wyczyniać głupot. Dlatego w końcu zaczęła:
        - Cóż… nie planowaliśmy podróży w góry - przyznała na samym początku i spojrzała na swoje łapy. - Właściwie… chciałam na chwilę wyjechać z miasta. Z Efne. Ale nie wracać do domu, na wieś ani do Kryształowego. Trafiła się okazja, by znajomi zawieźli mnie do Turmalii i postanowiłam skorzystać… tym bardziej, że mogli zabrać też Chaosa. Wtedy to on był smokiem i ten… nie podróżowaliśmy razem długo, nie za bardzo miałam pomysł jak to zorganizować. Więc nie chciałam odmawiać, kiedy mogli zabrać naszą dwójkę bez większych problemów. - Chaos cicho prychnął, bo chyba wyczuwał, że to on mógł robić ,,problemy”, ale nie odzywał się. Zmrużył tylko ślepia ostrzegawczo i gdyby mógł zaszurał byłby ogonem. Chwilowo jednak mimika musiała mu wystarczyć.
        - W Turmalii udało mi się znaleźć pracę u bardzo miłych państwa… Floriana i Florencji. - Uśmiechnęła się mimowolnie, bo jednak taka koincydencja nie mogła pozostać zwyczajnie przemilczana - I… - urwała nie chcąc rozwodzić się na temat młodego chłopaka, który denerwował ją i ciekawił zarazem, a najkrócej to ujmując chyba lekko zawrócił jej w głowie, bo tak bardzo nie mogła go pojąć. Tylko… pomijając jego, dalsza część historii wcale nie była mniej skomplikowana. Ile powinna powiedzieć? A ile przemilczeć? Nie chciała wyjść na niespełna rozumu ani na taką, za którą ciągnie się fatum, ale żadne w miarę logiczne kłamstwo nie mogło wyjaśnić tego co naprawdę się stało. Nie bez dodania co najmniej kilku miesięcy zmyślonej podróży!
        W końcu westchnęła i zdecydowała się snuć opowieść tak jak należało - lekko koloryzując (w tym przypadku część zbędna) i wykorzystując najciekawsze elementy, by zabawić i zadziwić słuchaczy. Może tylko… nie będzie wspominać wprost o Fioletowej istocie. To było już nazbyt szalone.

        - Tak naprawdę niewiele się wydarzyło. Tam, na miejscu. Byłam raczej zajęta. Ale po raz pierwszy widziałam morze i… i w zasadzie radziłam sobie z dala od domu. Ale nim zdążyłam się do tego przyzwyczaić, stało się coś… chyba najlepiej powiedzieć, że to była magia. Przeniosła nas z Amari na Sawannę… Nurwijską. Jakkolwiek absurdalnie to nie brzmi/ - Znów w odruchu przyłożyła łapę do głowy i przymknęła oczy. Opowiadanie o tym było równie nie na miejscu co samo zdarzenie!
        - W dodatku… nie zostałam przeniesiona tam ot tak. Miałam… - Zawahała się, ale Chaos już wyłuskał się spod pledu by pokazać co nosił na sobie. - No właśnie. Miałam naprawić otrzymaną przez magiczne siły koszulę. Jedną, choć mam ich więcej. - Po tej przełomowej szczerości zaczęła mówić z dawnym sceptycyzmem, który nie dopuszczał do siebie nic prócz rozsądku (a przynajmniej bardzo się starał). - Nie było to najłatwiejsze, ale poradziliśmy sobie. A potem… magia przeniosła nas ponownie. Gdzieś w te góry.
        Chaos dramatycznie wzniósł oczy ku niebu i pokiwał głową.
        - I Księżniczek!
        - I tak… niedługo po tym spotkaliśmy Mao… Maorco… Mleczyka. Rozbiliśmy obozowisko, a nad ranem… wleźliśmy z Amari do jeziora i…
        - To był twój pomysł!
        - Tak. Chciałam być czysta. Więc przyjmijmy, że z mojej winy uaktywniło się zaklęcie, o które jest w zasadzie ta cała afera… od tego momentu szukamy jakiegoś rozwiązania, a nasz blondwłosy, leśny przyjaciel nam pomagał. I zaprowadził nas tutaj. W sumie… to cała historia. - Z dziwną ulgą i siłą spojrzała na druidkę i uśmiechnęła się w niedowierzaniu własnej opowieści. Ale… tak właśnie było. Pierwsza i najbardziej pokręcona przygoda jej życia. Tyle, że jeszcze trwała.
        - Zapomniałaś też powiedzieć, że kiedy byłaś w Turma…

        Nagłe pukanie do drzwi zwróciło ich uwagę. Funcia nie potrafiła wyczuć żadnej magii czy aury, więc jedynie zaciekawiona wyciągnęła szyję i odsunęła ogon od drzwi. Niewiele jednak mogła ponad to.
        - Goście? - Zmarszczyła brwi. - Ojej, jak mnie tu zobaczą… przepraszam, nie wiedziałam, że się pani kogoś spodziewa! - Próbowała zrobić gospodyni przejście, ale nim zdążyła, drzwi otworzyły się same z fioletowym błyskiem i cichym trzaskiem odległych wyładowań zmieszanych ze… śmiechem.
        Funcia spięła się, bo wiedziała co to oznaczało.
        - Yuumiś, patrz tam! Koszula! To koszula! Chodząca! - Amari powstał na swoim fotelu i wskazał palcem faktycznie idącą(!) w ich stronę tkaninę skrytą w fioletowym obłoczku świecącego pyłku. Mało wymyślna, zdaje się biała (ale nie zniszczona!) w rozmiarze jak na dorodnego mężczyznę. Podeszła na sam środek izby ignorując smoki i wszystko inne, po czym nagle opadła, a magia zniknęła, pozostawiając widoczną jedynie karteczkę doczepioną do tego niedawnego dziwa.
        Malarka na nowo poddenerwowana, teraz głośno wypuściła powietrze przez nos.
        - O tym mówiłam. O tym właśnie mówiłam! - Niemalże prychnęła zataczając pyskiem wymowny łuk. Wywrócenie oczami w tej sytuacji by nie wystarczyło.
        - Ojej, ojej, nowa! - Hermafrodyta opuścił się na podłogę i w zaciekawieniu doczołgał do znormalniałej koszuli. Rozejrzał się jeszcze tylko czy nie widzi fioletowego dziwactwa, a potem ostrożnie dotknął palcem materiału. Odskoczył jak oparzony, Funcia łupnęła o ścianę, a potem doskoczył znowu. Się bawił cholernik!
        - Nie rób tak! - zganiła go.
        - ALEEEE!
        I to był jego jedyny argument. Kot też by go użył, gdyby spotkał się z podobną uwagą.
        - Przepraszam za zamieszanie… - Funcia odwróciła się do Flory, po czym także rozejrzała za magiczną… ,,znajomą”. Po niej jednak nie było śladu. Został jedynie podarek. ,,Czymże sobie zasłużyłam na kolejną… czy to dlatego, że zbratałam się z oszalałym pseudo-bożkiem o zbyt chłopięcej buźce?”
        Pochyliła się nad notatką i jednym okiem przyjrzała zamaszystemu pismu.

,,Ha ha ha!
Smok!
Ha ha ha!
Ale brawo. Zdobyłaś kolejną koszulę samodzielnie!
Należy Ci się pochwała.
Oto ona, prezent.
Teraz pewnie tego nie dostrzeżesz, ale ma na sobie ciekawą aurę.
Należała do bestialskiego trytona o dwóch postaciach, zdziczałej i ludzkiej.
Maszkaron i niezłe ciacho!
Miał dwukolorowe oczy.
Lubisz?
Jeśli chcesz wiedzieć więcej zapytaj Momo lub Vincenta.
Powodzenia
w obcowaniu ze Strażnikiem Lasu!”


        Oderwała wzrok od kartki i zapragnęła ryknąć. Milczała jednak, zastanawiając się, czy opłaca jej się wyjść na zewnątrz i dać upust emocjom, skoro już się ułożyła. Cała.
        - Amari, włóż ją do pozostałych - poprosiła w końcu jedynie, głosem tak przytłoczonym, że aż przezornie nie odmówił. Potem zaś spojrzała przeciągle na Florę.
        Czego oczekiwała? Wyrzucenia? Paniki? A może właśnie spokoju? Nie chciała stresować tej poczciwej druidki, bo choć przyjęła ona nad wyraz swobodnie smoka i hermafrodytę to nikt nie mówił jej, że do tego koszulowe czary będą w pakiecie. Miała prawo być zła. A Funcia gotowa była wyjść, bo choć nie jej winą był ten cały cyrk, nie zamierzała nikogo postronnego w to wplątywać. Nie wbrew jego woli. Chociaż ją samą… przestawało to przerażać. Było to dziwne, może nie do końca pojęte, ale… zaczęła się przyzwyczajać. Tak normalnie! Miała więc nadzieję, że co się wydarzyło nie będzie dla gospodyni bardziej szokujące niż to co czasem wyprawiał jej brat. A na pewno musiał coś kiedyś odstawić! Mag chaosu, fuj! Nie należało im ufać.
        Koszulowe łowczynie to co innego. To był szlachetny fach.
Awatar użytkownika
Mniszek
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 114
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Strażnik , Mag
Kontakt:

Post autor: Mniszek »

        Flora zastrzegła na samym wstępie, że Funtka może powiedzieć tyle, ile uzna za stosowne i nie zamierzała jej do niczego zmuszać, nawet czymś tak subtelnym jak upewnienie się, czy ta ją słyszała. No bo słyszała, tego akurat druidka była pewna - w końcu były wtedy w samym środku konwersacji. Nagle jednak nastała między nimi cisza, a druidka skorzystał z jakże wygodnej wymówki, jaką była jej robótka. Niby robiła coś prostego, ale gdy była taka potrzeba, zawsze mogła na moment spuścić wzrok i zamilknąć - tak jak teraz. Całej trójce było wygodnie… No, może poza Chaosem, ale jego niewygoda brała się z prób ogarnięcia kocyka i pośrednio również swojego nowego-tymczasowego-ludzkiego ciała.
        A gdy już w końcu Funtka zaczęła mówić, Flora uśmiechnęła się do niej z wdzięcznością - miło jej było, że zasłużyła sobie na zaufanie powściągliwej artystki przemienionej w smoka. Momentalnie skończyła oczko i odłożyła robótkę, całą uwagę poświęcając malarce i historii jej podróży z niecodziennym towarzyszem. Zaskoczył ją sam początek i to z dwóch powodów - dziewczyna pochodziła z daleka, a na dodatek wyglądało to tak, jakby decyzję o podróży podjęła dość spontanicznie, nieprzemyślanie… I na pewno nie zamierzała wylądować na tak odległym krańcu Alaranii. Ach, młodość!
        Wzmianka o imionach gospodarzy Funtki w Turmalii wywowała uśmiech na twarzy druidki - dla niej ten zbieg okoliczności był bardzo uroczy. I nawet gdyby okazało się, że to wcale zbieg okoliczności nie był, a państwo posługiwało się jakimiś pseudonimami albo jedno zmieniło imię pod drugie to i tak byłoby to urocze - świadczyłoby o dużym przywiązaniu. Zaraz jednak Flora zrobiła zaniepokojoną minę - to przez nagłe zawieszenie historii przez malarkę. Nie brzmiało, jakby miało po nim nastąpić nic dobrego i druidka naprawdę zmartwiła się, że dziewczynę spotkało coś złego. Już prawie na końcu języka miała zapewnienie, że nie musi się zmuszać, że jeśli to coś bolesnego to nie trzeba… No ale wtedy Funtka podjęła i to tak całkiem, jakby była zdeterminowana. A Flora wyglądała za to na zdezorientowaną. Naprawdę nic się nie wydarzyło? To skąd to zawahanie? Nie podejrzewała malarki, że cokolwiek zataiła - była chyba zbyt prostolinijna. No ale również dzięki temu szybko znowu zaangażowała się w historię. Nie powiedziała tego na głos, ale ona również nigdy nie widziała morza i nie zapowiadało się, by kiedykolwiek mogła je zobaczyć. Trochę jej tego zazdrościła. Nie wiedziała, że pod tym jednym względem trochę przypominała Maorcoille, który wzbudzał w niej taki respekt, by nie powiedzieć strach. Co to morze miało w sobie, że tyle osób nim marzyło i że robiło na każdym takie wrażenie, gdy widział je po raz pierwszy? Ciekawe czy mieszkańcy wybrzeża tak samo zareagowaliby na Góry Druidów.
        Kolejny zwrot akcji w historii Funtki zupełnie zaskoczył Florę - patrzyła na nią zdezorientowana, jakby próbowała myślami nadążyć za tą szaloną zmianą kolejnych lokalizacji, ale łapała umysłową zadyszkę. Już, już nadążyła… Ale wtedy zwrot akcji przyszedł z zupełnie innej strony - od strony drzwi. Przejęta druidka aż podskoczyła w miejscu słysząc to pukanie - patrzyła w ich kierunku szeroko otwartymi oczami, a jej usta ułożyły się w duże krągłe O. Zaraz je jednak zamknęła. Funtka zaczęła się wiercić, a to jakby obudziło Florę, która wstała ze swojego fotela, ale wtedy na ziemię potoczyła się jej robótka. Druidka szybko się po nią schyliła, ale że była dość tęga, nie miała tak zgrabnych ruchów, by złapać uciekający kłębek. No i jeszcze pogubione druty… Ledwie zdążyła wszystko połapać, a drzwi nagle same się otworzyły - wtedy krzyknęła krótko z przestrachem.
        - Nikogo nie zapraszałam… - powiedziała słabym głosem, nim wyrwało jej się trwożne “och!”. To koszula zrobiła na niej takie wrażenie. Biedna kobiecina, chyba właśnie całe życie przebiegało jej przed oczami, a jej serce nie wiedziało czy jeszcze trochę przyspieszyć i wyrwać się z piersi, czy definitywnie się zatrzymać. Wszystko unormowało się wraz ze spadkiem ilości fioletu w otoczeniu. Flora dała Amari i Funtce pobawić się nową - bardzo dziwną w jej mniemaniu - zdobyczą, która zdawała się być dla nich zaskakująco swojska. Ona w międzyczasie już ogarnęła swoją rozsypaną robótkę i nie wiadomo skąd wyciągnęła sobie flakonik staroświeckich soli trzeźwiących - zaciągnęła się nimi i od razu poczuła się lepiej. Odetchnęła jeszcze ze dwa razy i wróciła na swój fotel.
        - Oj kochanieńka, nie zaskakując mnie tak więcej, bardzo cię proszę - skarciła Funtkę, ale ciepłym, miłym tonem. Nie gniewała się, no bo i za co, skoro przemieniona malarka sama nie spodziewała się chyba pojawienia się… no właśnie, kogo? Czego?
        - Czy ta koszula ma jakiś związek z tym, o czym wcześniej opowiadałaś? - upewniła się druidka. - Z tymi magicznymi siłami i tak dalej? Kochana, a jesteś pewna, że to jest bezpieczne… I przyzwoite? - upewniła się. - Zdajesz się być bardzo poukładaną młodą damą, ale czepiają się ciebie bardzo dziwne przygody.
        Flora nie zaczęła wyliczać argumentów, bo to chyba oczywiste? Te koszule, znajomość z leśnym bożkiem, przemiana… Nawet sam towarzysz podróży był bardzo nietuzinkowy! A tymczasem Funtka zdecydowanie była z tych dziewczyn, które znają słowa “proszę” i “dziękuję”, a gdyby miała przeciwstawne kciuki, na pewno bardzo ładnie zachowywałaby się na proszonym podwieczorku, zarówno jeśli o konwersację jak i o maniery chodzi.
        - Och, mam nadzieję, że to nie jest kolejna klątwa? - zaniepokoiła się po chwili.
        Kochana Flora. Choć przez moment była nie na żarty przestraszona, gdy już serce przestało jej klekotać zatroszczyła się o swoich gości jak dotychczas. No bo co malarka mogła poradzić na to, że przyciągała do siebie takie cuda? Można było jej tylko współczuć i pomóc.

        Niedźwiedź był bardzo rozmowny, choć nie powiedział wartościowego. No, może prawie nic, bo na samym początku wspomniał o kimś, kto na pewno będzie wiedział najwięcej. Mniszek nie przerwał jednak konwersacji, gdy dotarło do niego, że na tym użyteczność miśka w jego sprawie się skończyła - nie był niegrzeczny. Tym bardziej, że dostał zaproszenie spędzenia nocy w jego norze - kto by odmówił? Na pewno nie leśny strażnik pozbawiony koszuli. Zresztą i tak musiał poczekać do pory szarugi przed świtem, bo teraz jego kolejny informator był bardzo, bardzo zajęty - tak twierdził niedźwiedź.
Awatar użytkownika
Funtka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 148
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Uczeń , Artysta
Kontakt:

Post autor: Funtka »

        Oj tak, sama nie ujęłaby tego lepiej. Naprawdę była poukładaną młodą damą… naprawdę chciała być. Ale czepiały jej się właśnie te bardzo dziwne przygody, które nie pozwalały jej zachować zdroworozsądkowego podejścia w niektórych sytuacjach. W innych zaś, jak widać, stwarzać mogły ułudne wrażenie, jakby zaplątana była w jakieś ciemne sprawki. Tak naprawdę to był pierwszy raz, gdy ktoś poza Amari był świadkiem jej koszulowych hmm… znajomości, i to dawało do myślenia. Szczęściem Flora bardziej wierzyła w malarkę niż skłonna była coś jej zarzucić, ale co z następnymi? Jak będą reagować jej znajomi, jej… rodzina jeśli się dowiedzą? Przecież nosiła te koszule ze sobą! Każdemu będzie mówić, że ma po prostu dziwne nowe hobby? Nie chce nawet wyobrażać sobie twarzy dziadka i babci, gdy zobaczą ją z bagażem pełnym męskich(!), dorodnych koszul. A co dopiero kiedy magia ujawni się akurat wtedy jak będzie z kimś rozmawiała! Gdyby coś takiego wydarzyło się na przyjęciu u Kinalalego to chyba w niepamięć poszedłby Berlot i jego po(d)rywy. Wszyscy patrzyliby na tajemniczą magię i męskie odzienie wędrujące dumnie ku najbardziej niewinnej osobie (poza Lantem) jaką można sobie wyobrazić…
        Trzeba coś z tym zrobić.

        Funtce nie widziało się kolejne spotkanie z Fioletową, a już na pewno nie powiedziałaby, by dała jej spokój, bo ona ma znajomych i jakąś tam reputację. Musiała to rozegrać inaczej… może po paru zadaniach ta idiotyczna gra skończy się i pozostaną już tylko stare ubrania, które będzie można przerobić na szmaty?

        Ale z drugiej strony sprawa kusiła. Bo co do tego mieli Vincent i Momo?… Skąd w ogóle kojarzyła te imiona? Cała ta wiadomość była okropnie zawiła - czym był bestialski tryton? I dlaczego, do jasnego blasku, miała już koszule dwóch demonów i jakiegoś psychopaty! Nie mogła dostać jakiegoś miłego przystojniaka z piekarni? Albo poczciwego, młodego kowala? A najlepiej studenta z akademii magi w Kryształowym Królestwie lub nawet Ilii… DOŚĆ!
        Nic dziwnego, że to jej się uczepiła ta afera z koszulami. Sama sobie winna.
        No bo przecież! Czy to nie wszystko zaczęło się od tego, że wtedy tam na moście, kazała Fabiowi zdjąć pierwszą? Ale Prasmok jej świadkiem, że nie chciała wcale podziwiać jego chuderlawej klaty, ani podstępnie uwieść czy przeziębić… to była wyjątkowa sytuacja. Musiała się posłużyć jakąś irracjonalną sztuczką, żeby go przestraszyć! Nie żeby się udało…
        Wspomniała chłopaka z dziwnym sentymentem. Nie zdążyła go polubić ani poznać, ale w ich pokręconej relacji było coś co bardzo się jej podobało… nie była tylko pewna co. Wiedziała jedynie, że nie czuła tego nigdy wcześniej oraz, że nie zdążyła tego wykorzystać… czyżby żałowała? Na pewno odnosiła dziwnie niezadowalające wrażenie, że absolutnie nie zadziała to u Mleczyka, uroczego chłopca, jeszcze bardziej przerażającego od tamtego domorosłego geniusza od siedmiu boleści. Ale, że była w towarzystwie jedynej normalnej osoby w tej części gór - pani Flory - przestała się w końcu nad tym zastanawiać i wróciła na ziemię. Tam, gdzie nadal była prawdziwie poukładaną młodą damą.


        - Przepraszam… - Westchnęła i zastukała pazurem w jeden ze swoich rogów. - Powinnam była panią uprzedzić, ale zupełnie nie wpadłam na to, że coś takiego wydarzy się w tym miejscu. - ,,Przy świadkach!!!” - Mam nadzieję, że to się już… nie powtórzy - dodała, ale gdzieś z tyłu głowy usłyszała cichy podszept ,,Chyba, że ma gdzieś pani koszule Tarjuana.”. Ale na szczęście Tarjuan był podstarzałym magiem i Funcia wątpiła by naprawdę chciała jego koszulę. Nie był nawet nemoriańskim jubilerem.
        - To dokładnie to o czym mówiłam wcześniej… nie wiem, naprawdę nie wiem co z tym zrobić - przyznała i choć głos lekko jej się załamał, daleka była od paniki. Ułożyła się ponownie, kontrolując przy okazji ruchy Chaosa, który nadal oglądał nowe trofeum, wąchając je i przykładając do twarzy, i znowu westchnęła, tym razem potężnie, jak na smoka przystało.
        - Nie mam pojęcia… ani czy to bezpieczne, ani przyzwoite - wyjaśniła zerkając gdzieś w bok. - Ale póki co tyle mogę zrobić. Tolerować to. Potem wypytam o to w akademii - dodała konspiracyjnym, zajadłym szeptem. I wtedy ją też olśniło.
        Vincent i Momo! Mournelian! Brat Nutrii, kuzyn z akademii! To Fioletowa chciała zaprowadzić ją tam celowo? Przecież oczywiście, że z nimi teraz pomówi!
        Czując lekkie zawirowania, podparła się na łapach i zniżyła łeb. To zbyt szalone… zbyt szalone, ale trzymało się kupy. Może to stworzenie chciało jakoś porozumieć się z magami, ale nie bezpośrednio? Jeśli tak, to ona była teraz czymś w rodzaju posłańca? Może to dlatego dostawała koszule tylko takich dziwnych osobników (pomijając te, które zagarnęła sama) - może należało je komuś pokazać?
        Z jednej strony pragnęła wypaść z chatki i popędzić do Kryształowego bez opamiętania, pragnąc rozwikłać zagadkę, której kolejny element zdawała się dostrzegać, z drugiej… spojrzała przyciężko na Florę. Nie. Nie było co tracić rozsądku. Była smokiem, nie opanowała swoich możliwości, a Chaos tym bardziej. Czekała na Księżniczka i w ogóle to miała nadzieję jutro na następne ciasto kasztanowe. Pędzenie na łeb na oślep nic nie da. Gdyby miała dotrzeć do rodziny od razu Fioletowa mogła ją tam przeteleportować, prawda?
        Ech, zdecydowanie wiedziała za mało. Lepiej było się nie wychylać i spokojnie wykonywać swoją ,,część”. Najważniejsze, że nikomu nic się nie działo i jedyną poszkodowaną była zwykle ona i Amari - i też bardziej psychicznie niż fizycznie. Może nie należało tak analizować a dać się ponieść prądowi i…
        Ale tak się nie godziło! Nigdy nie dawała się ponieść! Nie była Lalim.
        I z całym dla niego szacunkiem, nie zamierzała nim zostawać.

        - Dziękuję… - Odparła po chwili, kiedy nieco już poukładała myśli, a Chaos przyodziawszy się w nowy nabytek usiadł zadowolony na podłodze. Teraz miał dwie koszulki, nie będzie musiał się aż tak opatulać drapkocem!
        - Nie mam pojęcia, ale nie sądzę, by faktycznie to była klątwa. - Uśmiechnęła się lekko do Flory próbując ją wesprzeć duchowo - Raczej… pewna niedogodność. Ale jakoś sobie poradzimy. Co mnie pociesza to fakt, że klątwa z jeziora i cała ta sprawa nie wydają się mieć ze sobą nic wspólnego. Dlatego rozwiążę to po kolei… najpierw jedno, potem drugie…. a gdy to się skończy w końcu zamknę się w pokoju i już nigdy nie ucieknę z uczelni. Dość przygód jak na jeden młodzieńczy bunt. - Pokiwała łbem zadowolona z takiej perspektywy. Bycie grzeczną wnuczką i pilną uczennicą zdecydowanie jej pasowały, a i była w tym dobra.
        - Yuumiś! To znaczy, że nie będziesz już zbierać koszulek? - Chaos nagle się ocknął - Nie będzie więcej koszul!?
        - Jak skończymy z tym cyrkiem objazdowym to już raczej nie. Czemu pytasz?
        - Och! W takim razie…
        - Ym?
        - Nie mogłabyś wtedy zbierać spodenek? Wiesz, mimo tych dwóch koszul jest mi zimno mi w łydki.
Awatar użytkownika
Mniszek
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 114
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Strażnik , Mag
Kontakt:

Post autor: Mniszek »

        Flora lekko machnęła ręką.
        - Nie musisz przepraszać, dziecko - zapewniła ją, choć w rzeczywistości było jej miło, że miała do czynienia z osobą tak dobrze wychowaną, że przepraszała nawet jeśli nie do końca ona zawiniła. - Jak sama wspomniałaś: nie spodziewałaś się, że to się stanie. Nie przejmuj się reakcjami starej druidki, po prostu nawykłam do ciszy i spokoju. Mam go aż nadto w tych górach - wyjaśniła z uśmiechem. A gdy Funtka przyznała się do swojej niemocy i niewiedzy, Flora w pocieszającym matczynym geście wychyliła się do niej i pogłaskała ją po rogu. Zorientowała się po chwili, że gest ten był trochę niezręczny i na pewno nie tak wymowny jak by chciała, ale żeby dotknąć jej ciała, musiałaby wstać z fotela i przykucnąć, a poza tym… Jak miałaby ją pogłaskać? Po czole, jak konia? To była przecież dziewczyna, człowiek, który chwilowo zmienił formę. Nie mogła traktować jej jak zwierzę. Więc co, po łopatce? Ach, skomplikowana sytuacja.
        Druidka wyraźnie doceniała jednak to, że malarka była tak zdeterminowana, aby rozwiązać swój problem - w jej głosie słyszała zdecydowanie, a ta akademia, o której wspomniała, musiała być dobrym miejsce na poszukiwania, bo w końcu tam na pewno było bardzo wielu uczonych i magów. Tak, tam na pewno znajdzie kogoś, kto miał do czynienia z jej przypadkiem… Tylko pytanie gdzie było to “tam”? Maorcoille wspominał, że chciał gdzieś wysyłać oswojone ptactwo z wiadomością, musiało to więc być gdzieś daleko od Gór Druidów. Jak więc Funtka miała podróżować w tej postaci? Och, tyle kłopotów przed tą biedną dziewczyną! Głupi Tarjuan, kiedy też on się nauczy, że jego czary naprawdę mogą sprawiać ludziom kłopoty i czasami wręcz czynić krzywdę? Będzie musiała zmyć mu o to głowę i ze szczegółami opowiedzieć o tym jak miłej i mądrej pannie uprzykrzył życie.

        Flora słuchała kolejnej odpowiedzi Funtki z ulgą i zadowoleniem - jakby młoda malarka po przykrym incydencie znowu stała się tą zrównoważoną, rozsądną dziewczyną (pardon, smokiem), którą była od początku. Choć w żaden sposób tego nie okazała, poczuła się również lepiej z myślą, że choć nad biedaczką wisiały dwie klątwy, były one rozdzielne, a jedna z nich... No powiedzmy, że nie była groźna. Prawie. Tylko kontrowersyjna - dla tak spokojnej kobiety skończyło się to przecież prawie zawałem! Może jednak Funtka obracała się w kręgach, gdzie takie incydenty były przyjmowane z większą łatwością - miastowi mieli swoje własne normy, to wiadomo nie od dziś. No i jeszcze artyści…
        - Jest już późno, kochanieńka - zauważyła Flora po tym jak parka wymieniła między sobą kilka zdań, odkładając swoją robótkę do koszyczka i wszystko to z powrotem na regał, z którego to wzięła. - Za wami jest ciężki dzień, a ja, cóż, kładę się spać ze słońcem i wstaję ze świtem, więc pozwolę sobie wam już pościelić. Ale... Och - mruknęła, wyraźnie zatroskana i zmieszana jednocześnie. Zaczęła kręcić się po malutkiej chatce i rozglądać. No tak, łatwo było domyślić się co ją tak zajęło - jak ona miała pościelić smokowi, który ledwo zmieścił się w chatce? Nawet gdyby zestawiła ze sobą wszystkie dostępne łóżka, Funtka by się na nie nie zmieściła. A zresztą czy byłoby jej wygodnie? Gdyby Funtka była zwykłym zwierzęciem, jakimś jeleniem na przykład, sprawa byłaby prosta, bo te stworzenia same wiedzą gdzie i w jakiej pozycji im najwygodniej. Tymczasem w Funtce było coś takiego, że druidka siłą rzeczy traktowała ją jak człowieka i spodziewała się, że ona też nadal myślała o sobie w tych kategoriach, więc... No ale przecież żaden cud nie sprawi, że nagle Flora wejdzie w posiadanie odpowiednio dużego łóżka. Co teraz?
        - Och jej... - westchnęła druidka. - Moja droga, niestety trochę nie dysponuję odpowiednim miejscem dla ciebie… - wyznała ze skruchą w głosie. - Czy przeszkadzałoby ci, gdybym rozłożyła kołdry i koce na podłodze? Będzie tak miękko jak na barłogu - zapewniła. - A ty, słoneczko? Chcesz spać ze swoją koleżanką czy pościelić ci osobno, na kanapie?
        Pytanie Flory można by sprośnie zinterpretować, ale wcale nie takie były jej intencje. Ona po prostu odbierała Amari jako takie prawie zwierzaka, a zwierzęta lubiły układać się do snu koło siebie, aby grzać się wzajemnie. Czegokolwiek jednak by nie wybrał, ona była gotowa na wszystkie opcje. Zaraz zakrzątnęła się i ze skrzyń zaczęła wyciągać pierzyny, prześcieradła i koce, pachnące lawendą, rumiankiem i świeżym powietrzem.
        - Wstań, kochaniutka - odezwała się do Funtki. Niestety w chatce nie było za wiele miejsca, więc Flora musiała dziewczynie “pościelić” tam, gdzie wcześniej leżała. Do zadania zabrała się jednak modelowo i wkrótce przemieniona malarka miała przygotowane posłanie, które zadowoliłoby niejednego podróżnika - miękkie, ciepłe i czyste. Tak samo przygotowała miejsce do snu dla Amari.
        - No, gotowe - oświadczyła, wspierając się pod boki jak typowa gospodyni po dobrze wykonanej pracy. - Potrzeba wam czegoś przed snem? Wody, ciepłego mleka? Ale mam tylko kozie mleko - zastrzegła, bo wiedziała, że ludzie z nizin raczej preferowali krowi nabiał.
        Później sama poszła przygotować się do snu - miała swój niewielki pokoik za drugimi znajdującymi się w chatce drzwiami. Gdy zerknęła do swoich gości, by życzyć im dobrej nocy, ubrana była w sięgającą kostek koszulę nocną z białego materiału zdobionego motywem drobnych różyczek. Po udaniu się do snu nie zamknęła drzwi - tak na wszelki wypadek, gdyby jej goście w nocy czegoś od niej potrzebowali.

        Zgodnie z zapowiedzią z poprzedniego dnia, Flora wstała, gdy na zewnątrz ledwie zaczęło szarzeć. Przymknęła drzwi do siebie, aby móc się przebrać, a gdy wyszła z pokoju, miała na sobie prostą brązową sukienkę z guziczkami przy dekolcie, związaną w pasie szerokim tkanym pasem w czarno-biało-czerwone ludowe motywy. Na stopach miała miękkie pantofle, jakby nie zamierzała tego dnia wyściubiać nosa z domu. Przemknęła obok swoich gości niezwykle cicho jak na jej gabaryty i udała się do kuchni. Starając się czynić jak najmniejszy hałas w mig zagniotła ciasto drożdżowe, które po chwili piekło się już w piecu w postaci małych okrąglutkich bułeczek.
Awatar użytkownika
Funtka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 148
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Uczeń , Artysta
Kontakt:

Post autor: Funtka »

        To delikatne dotknięcie było dla smoczycy zaskakujące, ale w ten sam sposób co to pierwsze, kiedy poznali Florę - sam fakt takiego kontaktu był przyjemny i peszący zarazem. Nie sądziła, że może być traktowana jak dziewczyna także w tej postaci i przyjmowała to zarówno z ulgą, radością jak zmieszaniem. Samo zaś to, że została pogłaskana po rogu wydało jej się dziwnie… naturalne. Coś między położeniem ręki na głowie - tak czułe; i ramieniu - pokrzepiające. Dlatego uśmiechnęła się lekko w odpowiedzi, mają wrażenie, że dobrze zrozumiała intencje druidki. Ta swojska kobieta działała na nią kojąco i Funcia zaczynała myśleć, że lepiej dla jej własnej psychiki by obracała się właśnie w takich, a nie artystycznych kręgach. Ale spokojne wiejskie życie to pierwsze od czego uciekła. I nie sądziła, by potrafiła do tego wrócić. Może jako smok, bo to byłoby całkiem zabawne, ale człowiek? Nie, zdecydowanie nie. Mimo że takie gospodynie jak pani Flora darzyła ogromnym sentymentem.

        I jak się okazało miała jeszcze doświadczyć jej troski i zaradności - a pierwszym problemem było posłanie. Funcia nie myślała o tym wcześniej, bo założyła, że jako wielkie futrzak będzie spać na podłodze. Nawet ta wizja zbytnio jej nie przeszkadzała, bo za sam luksus uważała leżenie pod dachem - a czy na klepisku, deskach czy dywanie było jej chwilowo obojętne. Nie mogła przecież wybrzydzać! A już na pewno nie postało jej w głowie dopominać się o pościel. Teraz, gdy miała futro, pióra i w ogóle piach na łapach? Nie czuła się jakoś wybitnie brudna, ale nie uważała, że zasłużyła na pościel. Tym bardziej, że nie było jej nawet zimno. Zaczynała rozumieć ile daje odpowiednia warstwa ochronna. I wygodnie też dało się ułożyć!
        Jednak poza słabym, grzecznościowym protestem nie wykrzesała z siebie więcej sprzeciwu - podobało jej się jak druidka ją traktowała i zamierzała się do tego mniej czy bardziej świadomie dostosować. Poza tym o dziwo wiedziała jak ważne dla pań domu jest dogadzanie gościom. Kiedy nie mogły czegoś zrobić lub odmawiano im przyjemności pomocy czuły się zagubione i mało przydatne. A nic nie jest tak poniżające dla wcielenia praktyczności jakim bywają gosposie, jak uświadomienie im, że nie są potrzebne. To jak powiedzenie pędzlowi, że nie da się nim malować. A tak przecież nie można!
        - Och, ależ nie! To bardzo miło… Naprawdę bardzo dziękuję. Obawiam się tylko, że je nieco pobrudzę… - Spojrzała niepewnie na swoje łapy. Jeżeli śpiące na kołdrze koty zostawiały piach i kłaki to co dopiero ona? - W zasadzie… - już miała się odezwać wesoło, po czym nagle się zawahała i jakby stropiła. Nie była przyzwyczajona rzucać uwagami i zdradzać zbyt wiele o sobie czy swoich znajomych… ale postanowiła kontynuować w podobnym co wcześniej tonie:
        - Mam znajomego, u którego dało nocować się na podłodze właśnie. Wszędzie rozłożone były dywany, koce i poduszki… zabrałam tam Amari, żeby miał wygodnie kiedy był w takiej postaci co ja. - Uśmiechnęła się na samo wspomnienie, choć poczuła też lekkie ukłucie melancholii. Wiele rzeczy zaczęło przypominać jej miejsca, które znała. Czy tak działała tęsknota?

        Mogła się pozastanawiać, ale zbyt wiele uwagi wymagało od niej ostrożne poruszanie się w obrębie chatki - ile razy zaczepiła o coś ogonem lub walnęła w ścianę lub regał to wystarczyłoby na największą ciamajdę. Jeszcze do tego Chaos kręcił jej się pod nogami, nie mogąc przez to jak się ułożyła dopaść swojego fotela. Chociaż w zasadzie nie musiał. Tylko zapytany czy chce spać sam czy obok Yuumiś, rzucił się na jej bok i przylgnął do niego wymownie, po raz pierwszy pokazując tyle afektu wobec towarzyszki. Możliwe jednak, że taką miłość do jej sierści wzbudziła w nim niechęć do kocyka i zimno, którego się obawiał. A może skoro to ona zwykle uwalała się na nim, chciał jej pokazać jak to jest - w końcu mógł!

        Gdy wszystko było gotowe, Funtka niemal z namaszczeniem wsunęła się na rozłożoną pościel i opadła na nią leciutko, jak prawdziwy latający smok… a może jak ludzka dziewczyna? Chociaż gdy nie obawiała się jeszcze swojego ciężaru raczej rzucała się na pościel wzorem worka kartofli i ciesząc się z ulgi pozwalała odpocząć mięśniom. Teraz zaś niczym drapieżnik zajmowała swoje miejsce ostrożnie i układała się na nim powoli, panując nad każdym drgnięciem giętkiego ciała. Czyli to tak to działało.

        Zaintrygowana własnym zachowaniem musiała niestety odmówić wieczornego napitku - choć nie pogardziłaby ani mlekiem, ani wodą obawiała się, że nie opanowała picia na tyle, by nie było to zbyt wielkim problemem. Szansa, że coś rozleje była przytłaczająco duża, a o ile w dzień nie byłoby to wielkim kłopotem, wolała tego uniknąć, kiedy gospodyni szykowała się do snu. Mogła spokojnie wytrzymać do rana.
        - Mleko? Och, ależ chcę spróbować! Yuumiś, co to? Kozie jest jakieś dziwne? - Chaos nie miał takich oporów, a malarka zorientowała się, że do tej pory mógł nie mieć okazji… pić mleka! Zwykle poił się sam, ona przynosiła mu drobiazgi w postaci pieczeni czy bułek - ale nie miała dla niego miski. Dlatego przeważnie zaspokajał pragnienie jak zwierzęta, chociażby w kałuży. Faktycznie, aż szkody by nie skorzystał z okazji i nie użył tych ludzkich ust do czegoś pożyteczniejszego niż tylko paplanie. Ostatecznie tym zajmował się zawsze.

* * *


        Noc przespali spokojnie - Yuumi była bardziej wykończona niż sądziła, i gdy raz ułożyła się w wygodnej pozycji, nie miała siły nawet na koszmary. Opuściła skrzydełka, zakrywając z lekka opartego o nią hermafrodytę - on grzał ją z boku, pościel pod łapami. W cichej, uroczej chatce pachniało resztkami ciasta, a do tego przez uchylone okienko wlatywały nuty zieleni mieszające się z wonią czystego posłania. W tak błogich okolicznościach nie dało się nie przymknąć oczu - ciężko też by sny były nieprzyjemne.

        Nad ranem coś drgnęło. Może to Chaos zaczął się wiercić, może było to lekkie skrzypnięcie drzwi - wyczulone zmysły smoczycy zadziałały perfekcyjnie i malarka od razu otworzyła ślepia, w pełni świadoma tego kim jest, choć jeszcze nie do końca pewna, gdzie się znajduje. Widok głównej izby poukładał zaraz jej wspomnienia i z nastrojem przyciężkiej ekscytacji malarka zaczęła się dyskretnie rozglądać. Nie chcąc robić hałasu ani budzić towarzysza (co by na jedno wyszło) poruszyła tylko delikatnie głową, wypatrując czy może przypadkiem zobaczy jakieś ślady obecności Mleczyka. Szuranie dobiegające z pokoju gospodyni przypomniało jej o innych zmysłach - w końcu także o węchu. Ale jego dziewczyna nie potrafiła używać jeszcze tak dobrze. Ostatecznie nieco odrętwiała, ale bez chęci do wstania, opadła na poduszki i postanowiła dać sobie chwilkę nim zbudzi Amari. Gdyby nie on wstałaby pewnie od razu, ale na ten jazgot… musiała się przygotować.

        Ponownie rozbudziła ją krzątanina Flory. Kobieta była bardo cicha, ale Funtka nie umiała leżeć, kiedy ktoś pracował. Należało przynajmniej przywitać się i wyjść, rozprostować nogi… i przy okazji zwolnić nieco przestrzeni. Ostatecznie jej posłanie zabierało więcej niż połowę pokoju!

        Poruszyła się i ostrożnie zdjęła skrzydło z Chaosa, który spał w tak koślawej pozycji, że zaczęła się o niego bać. Ale chrapnął, przewalił się na drugi bok i zwinął, nieporadnie podkulając przydługie, ludzkie nogi. Gdyby nie był pokraczny i dorosły mógłby być nawet uroczy… ale w tym duecie to chyba była jej rola. Czuła się całkiem zadowolona.

        - Dzień dobry - przywitała się cicho, już nawet nie zaspanym głosem, ale pamiętając o tym jak potrafiła krzyknąć. Wstała ostrożnie, zadowolona, że Amari nie zwrócił uwagi na to, że ucieka mu poduszka i stanęła nagle skonfundowana. Potrzebowałaby nieco prywatności, ale zbyt rzucała się w oczy, by chociażby ziewnąć sobie dyskretnie. Poza tym nie mogła ze swojej pozycji otworzyć drzwi i wyjść… nie chciała też być niegrzeczna. Najpierw więc zajrzała nieśmiało do kuchni i uprzejmie zainteresowała się bułeczkami… choć za tą uprzejmością krył się prawdziwy apetyt. Nie mogła doczekać się śniadania! W końcu jednak poprosiła o uwolnienie i wytłumaczyła, że chciałaby wyjść nieco się przejść. Czuła się już nieco… skurczona.

* * *


        Powietrze! Przestrzeń! Wolność! Może brakło pól ciągnących się po horyzont i soczystych, otwartych łąk, ale na polanie przed ogrodem mogła w końcu rozpostrzeć skrzydła! Stanęła na dwóch łapach i wyciągnęła szyję i pysk ku niebu. Rozległemu, jasnemu niebu. Czując wiatr, zapach żywicy i mchu, wsłuchała się w zaaferowany szum lasu i głosy jego mieszkańców. Wdychała rześki chłód wysokich gór. Opadła na ziemię - miękką, mokrą trawkę.
        Otrzepała się, wyciągnęła, przeciągnęła… zakręciła. Z zadowoleniem zauważając, że o wiele łatwiej jej niż wczoraj operować tym ciałem. Posiadanie sześciu kończyn stało się nie takie uciążliwe, ogon równoważył ruchy potężnego karku. Ale najlepszym uczuciem była powoli zdobywana świadomość gabarytów i kontrola nad potężnymi mięśniami. W przeciwieństwie do wątłej nastolatki, młoda smoczyca wyginać się mogła jak chciała i tak pozostawać; balansować na dwóch z czterech łap - mogła skakać i opadać na ziemię bez obawy o jakieś zwichnięcie. A w paszczy mogła podnieść to, czego wcześniej nie dawała rady udźwignąć całym ciałem. To wprawiało ją w bardzo dobry humor. Podejrzanie dobry. I w takim też nastroju czekała na ich tajemniczego, zaginionego Mleczyka. Ciekawe czy wróci przed śniadaniem?
Awatar użytkownika
Mniszek
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 114
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Strażnik , Mag
Kontakt:

Post autor: Mniszek »

        Funtka - mimo przysparzających pewnych problemów gabarytów - była takim gościem, jakiego każda gospodyni chciałaby mieć. Jej opór był tylko formalny i pozwoliła, by druidka spełnia się w swojej roli, przygotowując posłanie i na różnych innych polach dbając o swoich gości.
        - Och, to nic! Jak to tylko piach to się wytrzepie, a nawet jak zostaną plamy to będzie okazja, by je wyprać - wyjaśniła, jakby to naprawdę był najbanalniejszy z drobiazgów. Cóż, dla niej był, dla innych może niekoniecznie, ona była po prostu urodzoną kurą domową… Choć tak naprawdę, to z wyglądu najbardziej przypominała kwokę.
        - O, twój znajomy miał w takim razie bardzo oryginalne upodobania - skomentowała Flora, zachowując dla siebie pytanie czy być może nie był to ktoś, kto pół życia mieszkał w szałasie albo namiocie.

        Tuż przed spaniem Amari dostał mleko, a że siedział już w pościeli, w jego kubku od razu znalazła się słomka - Flora nie chciała zmieniać pościeli jeszcze przed tym, jak tych dwoje się wyśpi.
        - Kozie jest wyraźniejsze w smaku - wyjaśniła oględnie, bo trudno było nazwać ten specyficzny smak koziego mleka, który tyle osób odrzucał. - No, jest ciepłe, ale nie powinno cię poparzyć. Smacznego, słoneczko.
        Druidka poczekała aż hermafrodyta mleko wypije, po czym zabrała od niego kubeczek, by od razu wrzucić go do balii z wodą, gdzie czekały naczynia do umycia. Zawsze łatwiej szoruje się niezaschnięty brud.

        Mniszek dawno się tak nie wyspał. W gawrze było ciepło, sucho i cicho – niejeden podróżnik powiedziałby, że czuł się jak w pokoju w dobrej karczmie, gdyby oczywiście nie specyficzny zapach gospodarza cicho sapiącego gdzieś w kącie. Elfik jednak nie użyłby takiego porównania, z dwóch powodów. Ten pierwszy, najbardziej prozaiczny, polegał na tym, że on nigdy w karczmie nie był, a co dopiero w takiej dobrej. Ten drugi zaś: dla niego budynki nigdy nie były przytulnym miejscem. Proste kąty pomieszczeń, martwy kamień, martwe drewno, wszystko martwe i nienaturalne. Tutaj było mu zaś przyjemnie – on powiedziałby, że jak w łonie Matki. Wypoczął więc za wsze czasy, a gdy rano wstał, miał pełno sił do działania. Z pomysłami gorzej, ale to przez to, że jeszcze o żadnych planach nie myślał. Na razie podniósł się do pozycji siedzącej i poczochrał sobie włosy, aby pozbyć się zaplątanych w kosmyki ździebeł trawy. Efekt osiągnął jedynie połowiczny, bo kilka suchych trawek zostało na jego głowie, a na dodatek jego fryzura przypominała chaos gorszy niż to, co miał po obudzeniu, ale dla niego było w porządku. Wstał, otrzepał się, budząc przy tym gospodarza. Usłyszał bardzo wymowne mruknięcie, stanowiące zlepek pytań „wstałeś już?”, „gdzie idziesz?” i „która godzina?”. Strażnik lasu uśmiechnął się promiennie i kucnął, aby lepiej mu się rozmawiało z niedźwiedziem.
        - Dopiero szarzeje – wyjaśnił szeptem. – Idę szukać dalej, przyjacielu, dziękuję za gościnę.
        - Droooobiazg – odparł niedźwiedź, ziewając.

        Na zewnątrz panował chłód. Mniszek włócząc się po okolicy gawry, w której spędził noc, co chwilę energicznie pocierał ramiona i tors, aby trochę się rozgrzać. Nie mógł biegać, bo musiał być uważny, by nie przegapić rozmówcy, na którego obecność tak bardzo liczył. Zawołał go parę razy, ale nie spotkał się z odpowiedzią. Niestety, niektóre zwierzęta – choć go znały i wiedziały, że nie jest nikim złym – nie reagowały na jego zew. Taka ich natura indywidualistów albo po prostu wrodzona ostrożność.
        - Widzę cię – odezwał się nagle Mniszek, podnosząc wzrok na jedną z gałęzi nad swoją głową. Spojrzały na niego wielkie pomarańczowe oczy, podniesione pierzaste uszy zdradzały zaskoczenie.
        - Już myślałem, że mnie miniesz – oświadczył puchacz.
        - Prawie się udało – odparł z uśmiechem elfik, jakby mówił ptakowi komplement. Ukłonił się przed nim. – Wiem, że zaraz udajesz się na spoczynek, ale poświęcisz mi chwilę? Potrzebuję informacji, które ponoć ty możesz mi dać.
        - Chyba jako strażnik tego lasu powinieneś wiedzieć więcej ode mnie?
        ”Sprytne!”, pomyślał z uznaniem Mniszek. Czyli nie bez powodu sowy były symbolem mądrości.
        - Tylko Matka wie o nas wszystko – zauważył szczerze, ale też trochę filozoficznie blondynek. – Ja tylko staram się ją zadowolić najlepiej jak potrafię. I robię to też dla was, jako jej dzieci.
        Puchacz zadumał się nad słowami elfika.
        - Przekonałeś mnie – oświadczył w końcu. – Co chcesz wiedzieć?
        - Szukam kogoś…

        Flora starała się być bardzo cicho, jak najciszej, aby nie zbudzić swoich gości. Niech sobie odpoczną, mieli wszak za sobą ciężki i stresujący dzień. Nie każdy zresztą musiał żyć według tego samego cyklu dobowego co ona – podyktowanego porami roku i ruchami słońca na niebie. No i przecież nie może być tak, by gospodyni nie zdążyła czegoś przygotować na czas, a dla niej właśnie czekanie z gotowym śniadaniem było taką kwestią honoru. Nie mieszkali jednak w mieście, więc nie mogła sobie pozwolić na luksus, że wyskoczy po bułki do piekarni, musiała zrobić je sama. Całe szczęście lubiła to, więc gdy zagniatała ciasto, pozwoliła sobie nawet na cichutkie nucenie pod nosem jakiejś piosenki – tak w ramach manifestacji dobrego nastroju. Nie była jednak tak pochłonięta pracą, by nie usłyszeć poruszenia w pokoju obok i nie dostrzec Funtki, który chwilę później zerknęła do niej do kuchni.
        - Dzień dobry – odpowiedziała jej z uśmiechem, układając bułeczki na blasze. – Już otwieram, już…
        Flora szurnęła pełną blachę w otwartą paszczę pieca, po czym – przepraszając – przeszła obok malarki tak, aby nie nadepnąć ani jej, ani Chaosa. Otworzyła drzwi, wpuszczając do środka rześkie górskie powietrze, które cudownie rozbudzało. Sama z lubością wciągnęła je do płuc, po czym przesunęła się, by wypuścić Funtkę na zewnątrz. Gdy już smoczyca wyszła, druidka wróciła do kuchni, po drodze pochylając się jeszcze nad śpiącym hermafrodytą, by opatulić go kocem, bo się biedak rozkopał.

        - Funtko, kochanie!
        Flora stanęła w progu chatki jakieś pół godziny później. Ręce wycierała w zapaskę, a jej rumiana twarz wręcz promieniała z zadowolenia. W rękach trzymała kubek i talerzyk z pojedynczą - jeszcze ciepłą - bułeczką.
        - Śniadanie już gotowe, chodź nim wystygnie. Najlepsze są jeszcze ciepłe! - oświadczyła z satysfakcją. Wyglądało jednak na to, że trzymana przez nią porcja nie jest wcale dla przemienionej malarki, gdyż druidka odeszła z nią na skraj ogrodu i oba naczynia bardzo ostrożnie ustawiła na słupku ogrodzenia.
        - To dla Maorcoille, może to go zachęci do powrotu - wyjaśniła, wracając do chatki. - Dla was mam więcej w środku, zapraszam! Jest mleko, bułeczki, gotowane jajka, no i dżem i masło...
Awatar użytkownika
Funtka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 148
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Uczeń , Artysta
Kontakt:

Post autor: Funtka »

        Skupiona na własnym ciele i rozpracowywaniu nowych możliwości absolutnie przegapiła pojawienie się Flory - dopiero na dźwięk jej głosu zastygła zawstydzona, jakby przyłapano ją na czymś absolutnie niestosownym. Zaraz odwróciła się nieco zbyt gwałtownie i nerwowo podziękowała skupiając się na talerzyku z przekąską. Byłaby nieco gorzej wychowana to oblizałaby się - na szczęście nikt w jej rodzinie… (no dobrze, matka, babcie i ciotki) nie pozwoliłby jej wyrosnąć na… smoka, który nie panuje nad własnym językiem. O nie!
        Ale za bułeczką popatrzyła tęsknie.

        Ech, ten Księżniczek - jest szalonym elfikiem, a dają mu jedzenie za darmo! Choć z drugiej strony ona była lepsza - ledwie zagubiona podróżna, a dostała nocleg na dwie osoby! Lub na osiem, licząc jej rozmiary. Nie biłaby się z nim na legendy i urok osobisty, bo to wszystko i tak było kwestią ogromu dobroci druidki, ale pozwoliła sobie na odrobinę radości. I wdzięczności, choć skierowanej już nie do siebie, a do gospodyni właśnie.

        - Bardzo dziękujemy! Mam nadzieję, że to nie jest zbyt wielki kłopot… Amari już wstał? - spytała kontrolnie, bo coś czuła, że poranek z jego udziałem nie może być taki spokojny. A było coś podejrzanie cicho…
        - Wstałem - odparł jej hermafrodyta zaczajając się w progu. Nie spodziewała się go.
        - Kiedy ty się bawiłaś i korzystałaś z tego jak wspaniale wyglądasz, ja musiałem budzić się w tym ciele! Zobacz to, no zobacz! A to ubranie!? Uhhh! Jak niewygodnie, jak drapie! I odwraca się i przekręca! Jak tylko będzie cieplej zdejmuję to wszystko! Mogę nie mieć piór i sierści, ale mam dosyć noszenia na sobie roślinnych szczątków! Bo to rośliny, prawda? Nawet skóry nie dadzą… Brrr! Och, Ziołowa Pani, zostawiłaś coś dla Mleczyka? Jak miło, też mam nadzieję, że zaraz wróci! Tak, nie mogę się doczekać! - Uśmiechną się i wziął druidkę przyjaźnie pod rękę, nieco mało zręcznie i w zasadzie głównie po to, by się na niej oprzeć, ale dzięki temu łatwo doszedł do stolika. Funci wydawało się, że i jego ruchy są dzisiaj nieco mniej chaotyczne, a przynajmniej… nie tak nieporadne. Nieco kuśtykał chodząc, a potargany i w wytarmoszonym ubraniu wyglądał na siedem nieszczęść, ale wbrew temu co mówił z ludzkimi kształtami radził sobie dobrze. Najlepiej widać było to przy śniadaniu - gdy klapnął na krzesło już jakoś tak odruchowo, a rzeczy chwytał rękami, a nie próbował nachylać się do nich i łapać w zęby. Funcia odwrotnie - coraz rzadziej odrywała od ziemi łapy, a śniadanie oceniała głównie kręcąc głową. Szybko wycofała się też z zamkniętej przestrzeni i siadając w progu poprosiła, czy mogłaby zjeść na zewnątrz…

        Ostatecznie poranek był ładny i kojący, a śniadanie - jak na improwizowany poczęstunek - niezwykle solidne. Malarka bała się nawet liczyć ile bułeczek zjadła - na szczęście nie szybko, bo smarować je słodkościami mógł jedynie Chaos, który wiernie się do niej dosiadł i pełen ciekawości zaczął pracować nad swoją zręcznością. Sam też wpadł na pomysł podawania jej pieczywa. Ot, nagle wyciągnął rękę w jej stronę i podstawił jej pod nos tak, jak ona czasami robiła to dla niego. I nawet się nie bał, że ugryzie go w palce!
        Raczej ona się bała tego co mógł na nich mieć…
        Nie mogła jednak zaprzeczyć, że gest był bardzo miły i nim się obejrzała, karmił ją bułka za bułką, aż zaoferował, że skoro jest taki genialny, to je też czymś posmaruje! Skończyło się na tym, że więcej dżemu miał na włosach niż Funcia w ustach, ale bardzo się starał. Zmachany, wiercił się niestrudzenie aż kanapeczki nie były odpowiednio groteskowe w barwach i kształcie. Ale smoczej dziewczynie nie bardzo to przeszkadzało - chciała tylko jeść. Patrzeć wolała nie.

        - Jedyna zaleta tego małego ciała, że w sumie nie jestem już taki głodny - zauważył Chaos, kiedy dotarło do niego, że zamiast obżerać się samemu daje coś swojej malarce. - Myślisz, że to normalne? Nie chcę umrzeć z głodu!
        - Zakładam, że teraz potrzebujesz mniej. Nie przejmuj się.
        - Jak to nie!? Muszę! Jak ja nie będę się sobą przejmował, to nikt nie będzie! OCH! - Odchylił się teatralnie i oparł o framugę. I spoczywał tak, aż przypomniał sobie o jajkach… wtedy też zerwał się, przewrócił i pokuśtykał o nie prosić. Obranie ich było oczywiście poza jego zasięgiem, ale zmyślna gospodyni i to potrafiła przewidzieć. Dlatego, gdy najadł się dwoma, całą resztę obranych dobroci mógł zanieść do Funci - postawił półmisek u jej stóp i zaczął jej podawać, mądrząc się, że oczywiście będą jej smakować. On sam lubił je nawet bardziej w smoczym ciele. Uwielbiał! I w ogóle sam by je zjadł, ale już ma dosyć. Okropne, niedorozwinięte ciało!
        Kwestia jedzenia niepokoiła zresztą nie tylko jego - sama Funcia przyzwyczajona do sprawiania sobie niewielkich posiłków i noszenia niedużych zapasów stanęła teraz przed problemem natury planistycznej - skąd ma wziąć tyle ile teraz potrzebowała? Patrząc na to ile zostało śniadania, a obiad powinien być większy, jeśli nie zrabuje ogródka pani Flory i nie napcha się zieleniną wraz z zamieszkującymi ją robakami to i przy suto zastawionym stole będzie głodować. Obawiała się, że bez solidnej pieczeni nie wytrzyma zbyt długo. A przecież nie spotka nagle myśliwego, który jej weźmie i przyniesie! Na Chaosa w tym temacie nie mogła już liczyć.

        Na nowo zatroskana, zapanowała jednak nad sobą i bardzo serdecznie podziękowała Florze za hojność, a także pochwaliła smak wszystkiego co otrzymali. Jeśli miała być szczera, odbierała go teraz nieco inaczej i faktycznie jajka okazały się nagle lepsze od dżemu. Nie mówiąc już o mleku, o którego miseczkę (dosłownie) poprosiła. Nad tym jednak nie rozwodziła się na głos - zamiast tego zaproponowała, że skoro mieszkają tu tak za darmo, to po doprowadzeniu do porządku Amari chętnie w czymś pomogą. Na pewno znalazłaby się jakaś praca, z którą nawet oni daliby sobie radę.
Awatar użytkownika
Mniszek
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 114
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Strażnik , Mag
Kontakt:

Post autor: Mniszek »

        Mniszek wracał do chatki Flory w skowronkach - podskakiwał i gwizdał sobie przypadkowe melodie głosem kanarka, wywołując być może lekką konsternację wśród zwierząt, które to widziały. Miał jednak doskonały nastrój: czegoś się dowiedział, mógł zaproponować Funtce jakieś rozwiązanie jej problemu. Może nie będzie najlepsze, może ona w międzyczasie wpadła na coś innego, ale najważniejsze, że nie wracał z niczym.

        - Ależ żaden kłopot! - zapewniła Flora z werwą. Naprawdę tak uważała, to nie podlegało dyskusji. - Amari… O, widzisz.
        Hermafrodyta odpowiedział sam za siebie, pojawiając się w progu, gdy druidka już wracała do chatki. Flora uśmiechnęła się do niego lekko, mina jej jednak zrzedła, gdy została wzięta pod ramię - zupełnie się tego nie spodziewała, a że wcześniej przemieniony smok był w stosunku do niej w najlepszym wypadku neutralnie nastawiony, taka poufałość wywołała jej dezorientację. Szybko jednak zrozumiała, że Amari miał w tym swój ukryty cel i wtedy zrobiło jej się odrobinę lepiej, jakby już wiedziała na czym stoi i że nie powinna sobie wyobrażać nie wiadomo czego.
        - Och, naturalnie, jak tylko masz ochotę to możesz zostać na zewnątrz. Dobrze nam zrobi, jak wywietrzymy w środku - dodała, by Funtka nie miała jakiś wyrzutów sumienia, że przez nią drzwi będą musiały być cały czas otwarte. Nawet sama Flora dostosowała się do tego, że jej goście woleli zostać na zewnątrz albo chociaż na progu i przeniosła część zastawy ze stołu na rozłoży na podłodze obrus, sama zaś zrobiła sobie kanapki i przysiadła się do Funtki i Chaosa na jednym ze stojących najbliżej nich krzesełek. W ciszy spożywała swoje śniadanie, z uśmiechem obserwując jak ta para radziła sobie razem - nie powiedziała tego na głos, ale dla niej był to wprost rozczulający obrazek. Nie zamierzała im pomagać, bo dobrze sobie sami radzili, ani też strofować za ewentualny bałagan - co tam, podłogę zawsze można zmyć, obrus wyprać. Poza tym cieszyła się, że tak im smakowało, bo pałaszowali aż miło! Jedyne czego musiała pilnować, to żeby cały czas mieli coś do picia i dokładać kolejne bułeczki - miała ich upieczonych więcej niż wyłożyła, aby tamte pozostały dłużej ciepłe. No i jajka… Zorientowała się, że oni mogą mieć problem, by sobie z nimi poradzić, bo ona nie miała przeciwstawnych kciuków (delikatnie mówiąc), a on jeszcze nie radził sobie z tak precyzyjnymi manualnymi pracami. Dlatego Flora nie pytając po prostu im te jajka obrała i podała, gdy nabrali na nie ochoty.
        - Smacznego - powiedziała przy okazji. Sama zostawiła sobie dwa jajka, które pokroiła na ósemki i jadła jedną po drugiej, trochę jak jakaś dama.
        - Smacznego!
        Okrzyk należał do Mniszka. Elfik stał tuż obok siedzącej w progu Funtki, w jednej ręce trzymając zostawioną dla niego bułeczkę, a w drugiej kubek z mlekiem. Wgryzł się w już i tak nadgryziony wypiek i wyglądał przy tym na bardzo zadowolonego z siebie, choć Flora wyglądała, jakby była bliska zawału przez jego nagłe pojawienie się. Faktycznie, jakby zmaterializował się z powietrza - nie było go słychać, widać, nawet czuć. Tak po prostu nagle tu był i jakby nigdy nic jadł sobie zostawione dla niego śniadanie.
        - Od stuleci nie jadłem takiej dobrej bułki - pochwalił, machając wypiekiem w stronę druidki. - Jest pani czarodziejką!
        - Och, dziękuję… - Flora momentalnie się zarumieniła, w końcu nie co dzień dostaje się komplement od bożka.
        - Jak tam wam minęła noc? - zapytał elfik z jeszcze pełnymi ustami. Przełknął i zapił. - Spokojnie? Jak zjecie to mam wam coś ciekawego do przekazania… - oświadczył, tajemniczo zawieszając na koniec głos. Efekt był jednak dość słaby, bo zepsuły go okruszki, które przykleił się do kącików jego ust.
        Do chatki Mniszek wchodzić nie zamierzał - i tak całe towarzystwo kłębiło się wokół wejścia, więc tylko by narobił rabanu. Został tam gdzie stał, ciesząc się domowym śniadaniem, które tak nieczęsto miał okazję jeść. Nawet poczuł z tego tytułu lekkie wzruszenie, ale nie pokazał tego po sobie.
Awatar użytkownika
Funtka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 148
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Uczeń , Artysta
Kontakt:

Post autor: Funtka »

        Znikąd?
        Pojawił się znikąd?
        O mało nie wywrócili talerzy, gdy nagle ot tak, stanął sobie obok nich. Szczęściem Amari był bardziej ekspresywny, a Funtka jedynie drgnęła - w jej przypadku jednak to wystarczyło, by zatrząść pacniętą ogonem ścianą. Ale przynajmniej nie pobledli jak pani Flora.
        - S-smacznego… - Skinęła niemrawo, lecz po paru chwilach uspokoiła się i uśmiechnęła. Mimo tego czego się o ich koleżce dowiedziała… a może właśnie dlatego, jego obecność była dziwnie kojąca i miła. Zastanawiała się czy wróci. Przy tylu obowiązkach… że też znalazł czas. Zastanawiała się czy nadal będzie się tak młodzieńczo szczerzył. Przy tych wszystkich legendach… I czy dalej będzie sprawiał momentami wrażenie niewinnego, może nieco nieporadnego młodzieńca.
        Tak… to nadal był "ich" Mleczyk.
        - Jak dobrze, że jesteś! - Amari nie krył entuzjazmu i zaraz opierając się o Funcię do niego dokuśtykał. - Noc bez ciebie była straszna! Koce tak gryzą! Wiesz jak koce gryzą? Było mi raz za zimno, raz za ciepło… to przez te ubrania! Nie! To przez brak futra! A tobie nie było za zimno? - Smyrnął palcami po wątłym torsie. - Ojeju, skóra, uhhh! - Zaraz zabrał rękę jakby obrzydzony, lecz zaraz na nią spojrzał i też dotknął. Hmm… chyba go nawet zaintrygowała. - Dziwne…
        - Czego takiego się dowiedziałeś? - spytała Funcia, przełykając ostatni kęs i wyciągnęła ku nim pysk. Starała się być opanowana, ale oczy świeciły jej z ekscytacji - była szalenie ciekawa po co Księżniczek w ogóle wyszedł wczorajszego wieczora i każda informacja zdawała się być w tej chwili niezwykle pociągająca. Oczywiście nie ważyłaby się dopytywać, gdyby sam nie rzucił tematu - i sądziła, że to z czym przyszedł dotyczy raczej ich sprawy, a nie jego osoby, przynajmniej tak to brzmiało. Ale kto wie co w tej chwili zainteresowałoby ją bardziej - nowe wieści odnośnie klątwy czy dzień (noc) z życia elfika.
        Najrozsądniej było skupić się na klątwie.
        - A gdzie byłeś? Co robiłeś? Czemu tak wybiegłeś? - Chaos nie był aż tak subtelny (nie był w ogóle subtelny) i zbliżając się do półnagiego chłopaczka bardziej niż by wypadało rosłemu hermafrodycie zaczął patrzeć na niego błagalnie. Niech opowie mu ciekawą historię! Skoro go tak zostawił! Jak mógł!? Tak bez uprzedzenia, bez zapewnienia, że…
        Choć zdaje się, że powiedział, że wróci…
        Och, i teraz nie mógł się na nim karnie uwiesić!
        Niezadowolony odsunął się i zaczął myśleć co zrobić z rękami, by wyglądało to wystarczająco dramatycznie. Chyba była jakaś taka poza… chwila… niezdarnie poruszył kończynami starając się sobie przypomnieć. Tak śmiesznie powinny się zaczepić o siebie z przodu tułowia… tylko jak!?
        - Co robisz? - Malarka aż nie mogła powstrzymać pytania. - Potrzebujesz pomocy?
        - Nieeee! - jęknął wzburzony i obrażony, a przy tym dumny jak sójka. - Wcaaale… potrzebuję moich łap! Moich skrzydeł! Ogona! - rozkręcał się. - To wszystko jest takie nieporęczne! Za długie, za krótkie, do niczego!
        - Ale wiesz… jak opanujesz to ciało to dla wielu z nas… no wiesz, upośledzonych dwunogów, będziesz całkiem ładny. Nawet bardzo jak się postarasz - zachęciła podstępnie i nie wiadomo jak szczerze, choć na pewno Chaos mógł być… bardzo teoretycznie… w czyimś typie. Jeśli łaskawie poda się za kobietę. I zasłoni resztę.
        - Och? Mówisz? - Spojrzał na Mleczyka. - Ty też tak uważasz? - Uśmiechnął się zalotnie, a za jego plecami Funcia rzuciła paniczne spojrzenie mówiące, że niech przytaknie, a będzie mu dłużna do końca życia! Choć nie zamierzała go zmuszać - ostatecznie był na celowniku nieobliczalnego smoka, a ona - była tylko nieatrakcyjną Yuumiś. Ha! Się opłacało.
        Pomijając jednak wszelkie dygresje - oboje ciekawi byli co Księżniczek może im opowiedzieć po nocy spędzonej w lesie.
Awatar użytkownika
Mniszek
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 114
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Strażnik , Mag
Kontakt:

Post autor: Mniszek »

        Mniszek jakoś tak skupił się przede wszystkim na Funtce po tym, jak się przywitał - to jej ocena i jej zdanie się najbardziej liczyło, w końcu z dwójki, której dotyczył ich mały problem, to ona była rozsądniejsza. Jednak przez to na moment zapomniał o Chaosie - i to był jego błąd. Aż podskoczył, gdy hermafrodyta zaczął okazywać swój entuzjazm spodowowany powrotem elfika.
        - Nie, nie było… - odparł lekko zdezorientowany i ponownie podskoczył, gdy został smyrnięty po torsie. Nie miał problemu z bliskością, ale to było jak to pstrykanie palcami przed twarzą, by zwrócić na siebie uwagę rozkojarzonego rozmówcy. Spojrzał na hermafrodytę z dezorientacją, ale w sumie niczego się nie dowiedział - znowu to Funtka zwróciła na siebie jego uwagę. A zaraz po niej ponownie Chaos, znacznie rozwijając wypowiedź swojej towarzyszki.
        - Och, byłem w lesie, rozpytywałem. Było późno, a chciałem zasięgnąć informacji od różnych zwierząt. Las zresztą też różnie niesie wieści w zależności od pory… - wyznał, mając zarówno na mysli porę dnia, jak i roku. Latem i wiosną zawsze niosło najlepiej.
        Korzystając z chwili, gdy Funtka i Amari rozmawiali między sobą, elfik wślizgnął się między nimi do chatki, aby odstawić kubeczek po mleku na stół. Ponownie podziękował Florze i zaraz zwrócił, by wyjść na zewnątrz. Wtedy został zaatakowany podstępnym pytaniem przez hermafrodytę. Niech to! Na to nie było bezpiecznej odpowiedzi. Jak potwierdzi, to pewnie zostanie wzięty za jednego z tych, którym to się będzie podobało, a jak zaprzeczy, to wtedy będzie afera. W końcu uznał, że po prostu musi zwyciężyć prawda…
        - Na pewno będziesz się lepiej prezentował, jak opanujesz to ciało - zapewnił. I zaraz szybko wycofał się jednak w pobliże Flory, by nie być za blisko przemienionego smoka domagającego się komplementów. Usiadł na jednym z foteli, nogi przewieszając o jeden z podłokietników, a o drugi opierając plecy.
        - Wiem, gdzie jest Tarjuan - oświadczył z dumą. Palcem wskazał kierunek. - Niedaleko, ledwie półtora dnia drogi stąd w stronę Thenerionu… Mógłbym wam powiedzieć więcej, ale to i tak niewiele wam da, bo pewnie nie znacie za dobrze lasu - wyjaśnił, marszcząc trochę nos, niezadowolony, że na swojej drodze napotkał jakieś przeszkody. Zaraz jednak ponownie się rozpromienił. - Wiadomo, że jak to piechur to może się szybko przemieszczać, ale gdy będziemy już w tamtej okolicy to go znajdę albo ponownie zapytam zwierząt.
        - Naprawdę jest tak blisko? - zapytała z nadzieją Flora.
        - Tak. Usłyszałem to od puchacza, który jest bardzo mądry. Albo sprawia wrażenie bardzo mądrego - poprawił się na wszelki wypadek elfik, no bo wiadomo, ptak mógł go wystrychnąć na dudka. To zdarzało się rzadko, bo zwierzęta z natury prawie nigdy nie kłamały, a już w szczególności gdy rozmawiały z Maorcoille, szanse więc, że sowa wyprowadzi ich w pole, była naprawdę znikoma. Flora jednak przyjęła jego odpowiedź jako pewniak.
        - Och… A gdybyście go spotkali… Mogę wam coś dla niego przekazać? Trochę prowiantu… Najwyżej jeśli go nie znajdziecie, będziecie mieli więcej jedzenia dla siebie - dodała łagodnie.
        Mniszek wzruszył ramionami, jakby było mu wszystko jedno, po czym zerknął na Funtkę. Niech ona decyduje, w końcu to ona będzie to nosić… No bo ani Amari, ani Mniszek. Ten pierwszy sobie nie poradzi, a drugi po prostu takimi sprawami się nie przejmował. Niestety, podła niewychowana bestia.
        - Im szybciej wyruszymy tym łatwiej będzie nam go znaleźć - zaznaczył tylko leśny strażnik. - Ale jak wolicie jeszcze odpocząć czy coś to wasza sprawa.
        Nie mówił tego tym tonem, którym obrażona dziewczyna burczała do swojego oblubieńca “rób co chcesz”. To był ich problem, on mógł pomóc go rozwiązać, ale nie mógł podejmować wszystkich decyzji. Zdawało mu się, że Funtka i Amari mogą chcieć jeszcze pozostać u druidki, aby lepiej poznać swoje ciała i łatwiej się w nich poruszać. Szczególnie hermafrodyty to dotyczyło, bo on miał największy problem z chodzeniem o własnych siłach. Po płaskim, a co dopiero po zdradliwym lesie.
Awatar użytkownika
Funtka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 148
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Uczeń , Artysta
Kontakt:

Post autor: Funtka »

        Dobre podejście. Oczywiście Chaosa łatwo można było oszukać, bo jego ego przysłaniało mu rzeczywistość i takie chociażby niepewne miny, gdy mówiło mu się, że jest ,,piękny”, ale gdy nie chciało się być kłamcą, a jednocześnie nie pragnęło się narażać komuś kto do niedawna był gadającym smokiem, można było powiedzieć właśnie to - oględne zapewnienie, że będzie piękny jak tylko zrobi coś tam. Bez szczegółów, bez subiektywizmu, bez teraźniejszości, bez konkretnego zdania i - co najważniejsze - bez wytykania mu obecnych niedoskonałości. To wystarczało i smołowaty w duchu Amari skupił się na tym co go obchodziło; na samym fakcie, że słowo ,,piękny” pojawiło się w wypowiedzi. Dzięki tej autocenzurze i korekcie dochodzących do niego informacji mógł zamiast nachalnie żądać wyjaśnień od biednego Mleczyka, oprzeć się o Funcię z zadowoleniem i cieszyć się własną urodą.

        Ale to jak mówił do Chaosa zdradzało dużo o samym elfiku - malarka mimowolnie porównała jego wypowiedź z tym co mówił (i mógł mówić) do smoka Kinalali. Oczywiście on nie widział go w ludzkiej postaci, ale… nie, na pewno mieliby różne podejścia. Poza tym miała dziwne wrażenie, że choć nie ze złej wiary i może nawet nie do końca świadomie - Lali kłamał. Przynajmniej w jej definicji. Przerysowywał i przeinaczał rzeczywiste obrazy - dla niej to była nieszczerość. Pozornie jednak wydawał się nazbyt otwarty i miało się wrażenie, że gada co mu ślina na język przyniesie. Tak łatwo było więc uwierzyć w jego komplementy…
        Księżniczek był zdecydowanie inny. Nie kłamał, była niemal pewna. Dużo pomijał i widać było, że uważa na to ile i co mówi. Jego wylewność była ograniczona przez tajemnice, które priorytetyzował i fakty, którymi się jawnie nie dzielił. Potrafił mówić rzeczy dosadne i niezbyt przyjemne - jak to, że nie może pomóc im poza lasem. A jednocześnie wierzyła w jego uczucia, ufała mimice i gestom. Nieprzerysowanym i prostym. Nie jak u artysty - ale jak u dziecka. Widziała jak dziwnie mu z Chaosem i jak dobiera zdania, by delikatnie go od siebie odczepić. Widziała jego wdzięczność za posiłek, żal za brak wiedzy, ochotę do rozmowy. I ufała każdej z nich. Podobnie jego słowom. Był kimś… kogo szanowała i na swój sposób - do kogo musiała się przyzwyczaić. Przy Lalim mogła się rządzić, znała zasady gry. Z Mleczykiem była ostrożna. Nie chciała go zrazić, chociażby po to, by nie stracić pomocy. A jednocześnie nie umiała być nawet w połowie tak szczera jak on, a i trudno było jej się do niego przyzwyczaić. W końcu społecznym przystosowaniem było manipulowanie cudzym nastawieniem, a sposobem na to - panowanie nad własnymi reakcjami. Wybieranie co i jak chce się powiedzieć. Mleczyk jedynie nie mówił tego co uważał, że nie powinien, a kiedy już musiał wypowiedzieć się na dany temat - nie zniżał się nawet do małego kłamstewka i widać było po nim co o tym myśli. Nawet gdy sporo pomijał. Czy to kwestia tego, że żył wśród zwierząt? W lesie? Na ludzki rozum - sam?
        Lalego uwielbiały tłumy.
        Jego się bano.

        Nawet ona się bała.
        Ale była też zaintrygowana. Nie codziennie wpadała na tak szczere istoty, a nawet jeśli - w większości mieli przyczepione łatki gburów, gwałtowników lub zwykłych chamów. A może nie powinni?
        W końcu ile by czasem dała by z tą księżniczkowatą prostotą powiedzieć ,,jakie to pyszne!” albo ,,tego nie zrobię”. Ale od dawna już nie umiała, a sklecając wypowiedź wielką wagę przykładała do tego jak może ona brzmieć w uszach danego rozmówcy. Uważała i przeliczała korzyści. Pewnie bardziej świadomie niż Lali, który zwyczajnie lubił jak innym było miło. Z jednej strony… lubiła to u siebie, z drugiej czy aby na pewno tak to szanowała? Kiedy patrzyła na Mleczyka miała wrażenie, że - pod pewnymi względami - wolałaby być taka jak on.
        Tylko, że pewnie wtedy też musiałaby zamieszkać w dziczy.
        I tak źle i tak niedobrze.

        Tak jej namieszali!
        Niemal oniemiała słuchała wymiany między elfikiem, a panią Florą. Już gdy mówili wiedziała co będzie musiała zrobić. Była pewna co wybierze, choć było jej tak nie po drodze! Dlaczego ten mag teraz musiał się znaleźć! I czemu nie wracał do domu!? Skąd pomysł, że powinni go ścigać po lesie!? Gdyby miała kierować się czystą logiką, zignorowałaby go. Po tym czego się dowiedzieli nie sądziła, by faktycznie był odpowiedzialny za zaklęcie, a i śmiała wątpić czy mógłby im pomóc. Ona z Chaosem zaś potrzebowali spokojnego miejsca i dużo czasu, by opanować nowe ciała. Obóz u druidki wydawał się więc najlepszym rozwiązaniem. Jedzenie, opieka, przestrzeń dookoła…
        Oczywiście, że nie można było tego wykorzystać.
        Ile dałaby za to, by Mleczyk jednak nie szukał Tarjuana…
        Kiedy umościł się w fotelu, przełknęła resztki śniadania i powoli przesunęła pazurem talerzyk. Dawał im wybór i wcale nie nalegał, ale przecież nie po to łaził całą noc i gadał z puchaczami, by stwierdziła, że w sumie ma wszystko w nosie.
        Wstała ostrożnie i dała znak Chaosowi.
        - No, pakujemy się!
        Zaraz też uśmiechnęła się do Flory:
        - Oczywiście, przekażemy mu. Jeżeli ma pani dla niego wiadomość… przynajmniej tak odwdzięczymy się za gościnę. Postaramy się go dogonić!
        Choć Thenderion był w inną niż zmierzała stronę.
        - Dzięki Księżniczku! Naprawdę… wiesz to od puchacza? - zapytała skupiając się na własnym zaintrygowaniu, a nie mętliku jaki miała w głowie. Jak oni tam dojdą!? Czy jest w stanie tyle iść? Z Amari na grzbiecie, bo on przecież dwóch kroków nie zrobi nie wywalając się. I torba, torba… och, oby Mleczyk ich nie zostawił, bo jak utkną w lesie po raz kolejny to już po nich! A kto wie co strażnikowi odbi… znaczy co wypadnie mu ważniejszego.
        Ale dobra, jeżeli zostaną sami… dadzą sobie radę. Zejdą do miasta… nie, do miasta nie. Nie od razu. Cholera, nie widziała innej opcji jak polegać na tym pokręconym elfim nie-młodzieńcu i nie myśleć.
        Nie chcąc panikować przyłożyła sobie łapę do głowy i pod pozorem lekkiego rozmasowywania wbiła sobie pazury w sierść. Nie powinna była przyzwyczajać się do wygód i pomocy, to po pierwsze. Za szybko zaczynała brać co jej dawali. Ale na stepie była z Amari sama i co - poradzili sobie? Tak. Pojechała do Turmali… i też było dobrze. A teraz była smoczycą, czego miała się niby obawiać? Oczywiście, zaraz coś znajdzie, ale nie o to chodziło. Napadnie ją coś? Może kłusownicy, ale ucieknie. A bandyci? Nie będą śmieli! Jedynym problemem jest więc to, by Amari zastąpił ją w ludzkiej roli kiedy uda im się dotrzeć do cywilizacji. A jeśli to się uda będzie już łatwo - wyślą wiadomość i wrócą do Kryształowego Królestwa.
        Byle tylko Mleczyk nie zostawił ich w lesie.
Awatar użytkownika
Mniszek
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 114
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Strażnik , Mag
Kontakt:

Post autor: Mniszek »

        Mniszek naprawdę przyjąłby każdą decyzję Funtki bez cienia pretensji. Maga szukał przy okazji, przede wszystkim chciał się wyrwać z tego domu, w którym nie umiał już wytrzymać. Szukał go też sam dla siebie, ale z tym mu się nie spieszyło. To malarka miała problem, który trzeba było rozwiązać i to ona najlepiej powinna wiedzieć czego w tym momencie potrzebowała najbardziej - oswoić się ze swoim ciałem czy jak najprędzej się go pozbyć. Nie wywierał presji, nawet tą rozmową z druidką - uważał, że prośba była tak skonstruowana, że mogli równie dobrze dostarczyć prowiant za kilka dni jak również w ogóle. Wszak padły słowa “przy okazji”. Tak, Mniszek potrafił już myśleć jak kapryśny bożek, który potrafi zinterpretować obietnicę tak, by jej nie złamać, ale też niekoniecznie dotrzymać. Oczywiście tylko wtedy, gdy musiał.
        Funtka zarządziła wymarsz, co elfik przyjął z uśmiechem, jakby jednak właśnie tego się spodziewał
        - Och, w takim razie ja pójdę przygotować dla was prowiant – oświadczyła Flora, szybko wstając ze swojego fotela. Poszła do kuchni, skąd szybko dało się słyszeć odgłosy krzątaniny: szybkiej, lecz przy tym bardzo sprawnej i zorganizowanej, no w przypadku takiej gospodyni nie mogło być inaczej. Na pewno wiedziała gdzie co ma schowane w kuchni i jakie jedzenie najlepiej nada się na podróże po lesie. Mniszek patrzył przez chwilę za druidką i zastanawiała się czy skoro teraz tak się przejmowała, to czy wcześniej również wyprawiła brata w ten sposób w drogę? A może nawet nie wiedziała, że ten planuje ją opuścić na jakiś czas i nie zdążyła mu nic przygotować, dlatego teraz chciała to nadrobić? Miło mieć kogoś, kto się o ciebie tak troszczy… I jednocześnie szkoda, że się tego nie docenia. Mniszek irytował się na myśl, że Flora tak martwiła się o brata, który tak beztrosko po prostu znikał i pojawiał się. Ciekawe czy chociaż jej za to dziękował. Oj będzie musiał mu nagadać jak się spotkają… Nie by to spotkanie i bez tego nie miało być napięte… Elfika naszły wyrzuty sumienia, gdy teraz o tym myślał. Biedna Funtka, chyba nie poczuje się zdradzona? Dla niego to było jak upieczenie dwóch pieczeni na jednym ogniu, jak to mówili ludzie z miast. Oboje mieli problem, który był związany z chaotycznym druidem, nie było chyba nic złego w tym, że leśny strażnik planował je rozwiązać za jednym razem? Najwyżej później ją przeprosi…
        Mniszek wstał i przeciągnął się, wyciągając ręce wysoko w stronę sufitu. Trochę przypominał w tym momencie kota. Gdy jednak po chwili potrzepał głową na boki, było to raczej coś zdecydowanie psiego. On faktycznie chyba za długo przebywał ze zwierzętami.
        - Tak, od puchacza - przytaknął, poprawiając sobie włosy, choć one i tak nic sobie z tego nie robiły i frywolnie sterczały każdy w swoim kierunku. - Trochę mądrala, ale dobrze znał okolicę, wiedział co w trawie piszczy. I nie był taką gadułą jak niedźwiedź. Ygh, nie wiem czy widziałaś kiedyś większego plotkarza. Pod każdym względem - dodał znacząco.
        - Gotowe – oświadczyła Flora, wracając do zbierających się do drogi gości. Niosła ze sobą dwa tobołki, jeden niewiele większy od drugiego.
        - To jest dla Taja – wyjaśniła, pokazując ten mniejszy, wielkości główki kapusty. – A ten drugi dla was – dodała dla formalności. – Bułeczki zjedzcie w pierwszej kolejności, gdy są kilkudniowe nie są już takie smaczne. Reszta nie zepsuje się tak szybko.
        - Dziękujemy! – To Mniszek wyrwał się z entuzjazmem, by przyjąć pakunki od druidki. Wziął je, jakby w środku znajdowały się klejnoty koronne. – Tacy ludzie jak pani to skarb! Gdyby wszyscy byli tacy jak pani, przestałbym być strażnikiem i stał się przewodnikiem.
        Elfik uśmiechnął się sam do siebie, zakładając na ramię związane tobołki. Nie widział spojrzenia Flory, która w tym momencie po raz pierwszy patrzyła na niego nie jak na bożka, którego należał się szacunek i wręcz może należało się go trochę bać, a jak na osobę, którą naprawdę był – kogoś bardzo samotnego, kto sumiennie wykonywał swoje obowiązki, choć wcale się o nie nie prosił.
        - W drogę! – zawołał w końcu Mniszek. Jego chwilowa nostalgia zniknęła tak szybko, jakby tak naprawdę nigdy nie istniała i znowu był tym uroczym elfikiem, który jednak w oczach miał jakiś niepokojący pradawny mrok. Skłonił się niczym paź przed Florą, po czym przecisnął się obok Funtki i Chaosa, jakby bardzo mu się spieszyło w drogę. Po prostu nie lubił przebywać w domach, za dużo tam było śmierci.
        - Ma pani moją wdzięczność, pani Floro! Do zobaczenia! – zawołał jeszcze z granicy ogródka. Nie zdawał sobie nawet sprawy jak wiele dla tej kobiety znaczyły jego słowa: nadal była przekonana, że przez krótką chwilę gościła u siebie leśnego bożka, który być może od tej pory będzie sprzyjał jej i jej głupiemu, lecz nadal kochanemu bratu.
        - Powodzenia, odwiedźcie mnie jeszcze kiedyś! – pożegnała się z nimi dziwnie wzruszona.

Ciąg dalszy: Mniszek, Funtka i Amari
Zablokowany

Wróć do „Chatki Druidów”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości