Otchłań[Posiadłość d'Notte] Przysięga

Cień od wieków zalega nad Krainą Demonów. Ciemność ogarnęła świat zamieszkały przez te tajemne istoty. Jakie to myśli rodzą się w ich głowach, gdy spotykają się na zgromadzeniach demonów w Czarnych Twierdzach? Jakież to plany snuja się w ich umysłach gdy przechadzają się po swych kamiennych domach. Milczące postacie przewijają się bezszelestnie przez ulice mrocznych miast.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

[Posiadłość d'Notte] Przysięga

Post autor: Lucien »

Poprzednie wydarzenia

        Gadriel wszedł do ciemnego wnętrza, rozglądając się niedbale. Wokół nie było nikogo, więc wolnym krokiem skierował się na schody. Dopiero z pokoju wylewała się smuga ciepłego światła i właśnie w tę stronę poszedł.
        Dziewczyna przygotowana do drogi powitała go (chociaż była to spora nadinterpretacja) w przejściu, a w domu wciąż panowała nienaturalna cisza. Wszystko szło tak gładko, że niemal zabawnie. Albo podejrzanie.
        - Gdzie braciszkowie, że nie szczekają? - odezwał się złośliwie, przy okazji przyglądając się Rakel uważnie.
        - Nawet było warto, przynajmniej przypominasz człowieka - zadrwił, w zastępstwie dla komplementu, uśmiechając się złośliwie, po czym otworzył portal.
        - Pani przodem - prychnął wskazując Rakel wejście. Gest byłby nawet szarmancki, gdyby nie przesadzony i wyraźnie kpiący.
        Wyszli w jasno rozświetlonym, eleganckim korytarzu. To nie było jednak skrzydło, w którym Rakel ostatnio przebywała. Wskazówką był kolor marmurowych posadzek oraz rzeźby stojące w kulminacyjnych miejscach, zupełnie inne od wnętrz, które mogła zapamiętać.
        - Idź prosto - zarządził demon, gdy echo kroków niosło się pośród wnętrza, zupełnie jakby wędrowali opuszczonym zamkiem.
        - Tu - odezwał się po chwili marszu, wskazując jedne z podobnych do siebie drzwi. Gadriel pchnął skrzydło, gestem nakazując Rakel wejście do środka.
        - To twój pokój. Rozgość się - odezwał się z nieprzyjemnym uśmiechem.
        - Przyjdę po ciebie później, musisz się przywitać, podobno masz być druhną - kontynuował złośliwie, na chwilę stając w przejściu. Przez moment wyglądało, jakby Gadriel zamyślił się i chciał powiedzieć coś więcej, ale ostatecznie odwrócił się na pięcie i zamknął za sobą drzwi nie mówiąc nic więcej.

        Demon udał się wprost na sabat, który niezmiennie miał swoje miejsce w oranżerii. Gościnna część domu oraz sala balowa zostały już przystrojone. Te sekutnice były przerażające. Czasami odnosił wrażenie, że znikał na dobę myśląc, że widział już wszystko, a wracał i zastawał wszystko wywrócone do góry nogami.
        - Gadriel, gdzie ty się szwendasz? - odezwała się Felicity, spoglądając na syna z przyganą. - Tyle przygotowań, a ty zupełnie się nie interesujesz.
        - Szukałem Luciena - odezwał się obojętnym głosem, sięgając po alkohol. Procenty akurat nie mogły zawadzić. Szczególnie gdy wyczuł na sobie coraz uważniejsze spojrzenia wszystkich trzech demonic. Jakby rzucił kanarka między koty.
        - Znalazłeś? - zapytała Felicity, patrząc Gadrielowi w oczy znad kieliszka. Wyglądała prawie neutralnie. Gdyby jej nie znał, może by uwierzył. Powstrzymał złośliwości cisnące się na usta i odezwał się oschle.
        - Nie. Ale znalazłem Rakel. Będziesz miała druhnę - odpowiedział, po chwili dodając złośliwość w stronę Misery.
        - Wspaniale. Szkoda by było, żeby przyjaciółka Luciena opuściła tak wielkie wydarzenie - oznajmiła Falicity, jakby dokładniej tłumaczyła sytuację dwóm pozostałym demonicom, które jednocześnie były dostatecznie wtajemniczone, żeby zrozumieć o co jej chodziło.
        - Zaiste, byłaby wielka szkoda - po chwili odezwał się jeszcze jeden głos wchodzący do oranżerii. Sheitan albo kręcił się wokół, albo miał doskonałe wyczucie, jak na upierdliwe wrzody przystało.
        Gadriel westchnął bezgłośnie w myślach. Będzie musiał przypilnować dziewczyny albo tego półgłówka. Może zagrał ostro i kusił los, ale kretynem nie był. Niestety Shei mógł zrujnować wszystko i zafundować bolesny koniec, niestety im obu. Po tym co Gadriel widział, rozwiano jego wątpliwości do czego Lucien był zdolny. Sam Shei mógł pakować się w dowolne gówno, ale on wbrew pozorom chciał zatrzymać swoją głowę.
        - Nie mogę się doczekać, żeby poznać przyjaciółkę Luciena - odezwała się Scarlett, z uśmieszkiem wydymającym zgrabne usteczka.
        Młoda demonica była średnio wysokiego wzrostu. Nieznacznie przekraczała pięć i pół stopy, co dodatkowo wspierała wysokimi trzewikami. Czarne, kręcone włosy nosiła spięte w elegancki kok, z którego wyprowadzone były dłuższe loki, opadające na plecy. Całość podpinała ozdobna spinka z tasiemką w kolorze kreacji. Dzisiaj była to limonkowa zieleń, ze srebrnymi i bursztynowymi zdobieniami. Jak zawsze suknia była bogata i falbaniasta, z talią mocno ściśniętą gorsetem. Ten, związany do granic wytrzymałości, uwydatniał atuty dziewczęcia w głębokim, poziomym dekolcie z odsłoniętymi ramionami. Kończyła szesnaście lat, ale wyglądała bardziej kobieco niż Rakel, jeśli Gadriel miałby osądzać.
        - Nie wątpię - odpowiedział obojętnie, natrafiając na szmaragdowo zielone oczy. Długie niczym u łani rzęsy zamrugały krótko, podczas gdy źrenice wpatrywały się w niego z większą bystrością niż można było oceniać po samej aparycji. Mała zaraza była niebezpiecznie podobna do Felicity. Niemal współczuł Rakel. Niemal. Chwilowo bardziej żałował siebie - Misery była gorsza, więc musiał ratować własny tyłek.

         Palugh przysypiał właśnie na jednej z poręczy schodów jakich w posiadłości nie brakowało. Wtedy coś go tknęło. Przeczucie plasujące się między zwierzęcym instynktem, magicznym zmysłem, a poleceniem, które wiązało nigdy nie zakończonym obowiązkiem. Zerwał się gwałtownie na cztery łapki. Potem wyprostował się stając na dwóch i zaczął węszyć. Nos plus wyczucie powiodły go powoli przez posiadłość, aż trafił do jednych z mahoniowych drzwi. Zapukał delikatnie, po czym ostrożnie uchylił wrota.
        - Panienko? - odezwał się bardzo cicho, jakby w obawie, że zaraz może zostać wypędzony.
        - Jednak panienka zdecydowała się przybyć? - dopytywał dalej, wciąż gotów do ucieczki w każdej chwili,gdyby tylko okazał się nieproszonym gościem.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Nasłuchiwała kroków na schodach, czując nieodpartą potrzebę ucieczki. Jak jakaś zwierzyna łowna. Wyprostowała się, dodając sobie odwagi i gdy w przejściu pojawił się Gadriel, przywitała go skinieniem głowy. Widziała, jak rozgląda się podejrzliwie, ale ostatecznie i tak na jego twarzy zagościł raczej złośliwy uśmiech.
        - Nie chcę, by coś im się stało. Wierzę ci na słowo, ale nie będę ryzykować – odparła.
        Wredny grymas nie schodził z tej przystojnej mimo wszystko twarzy, aż prosząc się żeby zetrzeć go pięścią. Rakel zignorowała jednak zarówno złośliwy komentarz, jak i kpiące gesty, kierując się przodem w stronę portalu. Tylko raz przechodziła takim na własnych nogach, a i tak miała wtedy Luciena obok siebie. Teraz znów przymknęła oczy przechodząc przez magiczną mgiełkę i wzdrygając się, gdy była już po drugiej stronie.
        Bystrym spojrzeniem przemknęła szybko po korytarzu, na moment wątpiąc czy na pewno są w rezydencji d’Notte. Wszystko niby podobne, a jednak inne; skąd mogła wiedzieć? Obejrzała się na Gadriela, który z jakiejś przyczyny kazał iść jej przodem, ale ruszyła posłusznie korytarzem, starając się ignorować nemorianina. Nigdy nie miała wrogów i choć młodszego demona za takiego jeszcze nie uznawała, to i tak nie czuła się swobodnie, gdy miała go za plecami.
        W końcu zatrzymała się na wezwanie, przy jednych z rzędu identycznych drzwi, odruchowo zastanawiając się, jak w razie czego odnajdzie „swój pokój”. Na śmierć zapomniała o tym, że gdzieś się musi zatrzymać, a przecież nie może u Luciena. Nie zdążyła jednak porządnie rozejrzeć się po pokoju, gdy usłyszała znów Gadriela. Odwróciła się gwałtownie z oczami wielkimi jak spodki i ustami rozchylonymi w wyrazie czystego zdumienia. „Druhną”?!
        - CO? – wydukała, a niepilnowany pasek od torby zsunął się z jej ramienia, spadając gwałtownie na przedramię i zaburzając równowagę dziewczyny. Gadriel jednak pomilczał chwilę i wyszedł, zamykając za sobą drzwi.
        A Rakel stała tak dobrą chwilę, nie wierząc własnym uszom. Mało im, naprawdę? Nie dosyć, że chcą ją tu ściągnąć dla własnej rozrywki, to jeszcze ma być druhną? Komuś ewidentnie widzi się jej ostateczne upokorzenie. Druhna. Losie. No to czarna kiecka naprawdę jak znalazł.
        Pozbawiona nagle sił do walki, Rakel rozejrzała się po komnacie. Nie była tak duża jak pokój Luciena i składała się tylko z jednego pomieszczenia. Jego większą część zajmowało gigantyczne łóżko z rzeźbionymi drewnianymi kolumnami, podtrzymującymi ciężki baldachim. Na samym materacu znajdowała się zaś niezliczona ilość warstw pościeli i chyba z kilkadziesiąt poduszek. Rakel przyglądała się temu z niedowierzaniem, ale w końcu i tak rzuciła na to wszystko swoje rzeczy i przeszła kawałek dalej, sunąc dłonią po rzeźbionym drewnie.
        Naprzeciwko łóżka znajdowała się spora szafa, a obok niewielka komoda z trzema szufladami. Naprzeciwko wejścia było wysokie okno ze stojącym przy nim niewielkim, bardziej fikuśnym niż użytecznym, biurkiem oraz eleganckim fotelem z cudacznie wywiniętymi nogami i podłokietnikami. Obok drzwi zaś stał taboret obity miękką, błyszczącą tkaniną, a na ścianie z szafą znajdowały się kolejne drzwi, mniejsze jednak niż wejściowe. Rakel zajrzała tam ostrożnie, odnajdując niewielką (ale i tak większą niż jej pokój w kamienicy) łazienkę. Jeśli tak wyglądał ich standardowy pokój gościnny…
        Brunetka westchnęła i wróciła do swoich rzeczy. Wyjęła prezent dla Luciena, chowając go pod stoliczkiem nocnym przy łóżku. Spódnicę i bluzki powiesiła w szafie, a spodnie i bieliznę złożyła w szufladzie komody, nie zapełniając nawet tej jednej. Z ciekawości przejrzała pozostałe, w drugiej znajdując coś, co wyjęła ostrożnie, łapiąc za ramiączka i podnosząc sobie na wysokość wzroku.
        - No nie sądzę – mruknęła, chowając z powrotem koszulkę, która zapewne miała służyć jako koszula nocna, ale w jej skromnym mniemaniu nie nadawała się nawet jako bielizna.
        W szufladzie biurka znalazła pergamin, pióro i kałamarz. To się akurat może przydać. Drugi sztylet chciała schować pod poduszką, ale nie wiedziała którą, więc to zostawiła sobie na wieczór… lub noc. Diabli wiedzą, która jest tutaj godzina; za oknem wiecznie ciemno.
        Nagle podskoczyła wystraszona, słysząc pukanie do drzwi, i zakryła ręką usta. Mało co, a by pisnęła, co za wstyd. Odwróciła się w stronę wejścia i zobaczyła zaglądającego nieśmiało domownika.
        - Palugh! Wejdź, proszę – powiedziała odruchowo, ale gdy tylko za kotem zamknęły się drzwi, a on sam przypomniał jej swoją rolę w jej obecności tutaj, barwne oczy wróciły do niego z surowym wyrazem.
        - „Zdecydowała się”, jasne – zakpiła. - Ale mnie wkopałeś – mruknęła już mniej niezadowolonym tonem. Przecież to nie była jego wina, robił co mu kazali. Zaraz jednak zerknęła na niego bystrzej.
        - Palugh, wiesz gdzie jest Lucien? – zapytała, ale kot pokręcił przecząco głową.
        - Pan zniknął, nikt nie wie gdzie jest – odpowiedział, załamując Rakel do końca.
        - A czy mógłbyś go znaleźć? – zapytała i tutaj domownik chętniej pokiwał głową.
        - Mogę spróbować, panienko – odparł, a Rakel zawahała się ostatni raz. Nie wiedziała, czy dobrze robi. Nie chciała Luciena stresować, nie to było jej celem. Ale nie chciała też, żeby wpadł tutaj nieświadomy. Zawsze lepiej się przygotować.
        - Dobrze, to znajdź proszę Luciena – powiedziała, podchodząc bliżej i przykucając przy kocie. – Powiedz mu, że tu jestem, że Gadriel mnie sprowadził i coś knuje, więc niech Lucien na siebie uważa. I żeby się nie denerwował, bo nic mi nie jest – dodała szybko. – Zapamiętasz?
        - Oczywiście panienko – odparł Palugh, prostując się dumnie. Rakel uśmiechnęła się i odruchowo pogłaskała kota po głowie, nim zdała sobie sprawę, co robi i cofnęła szybko rękę. Zdążyła jednak usłyszeć zadowolone mruczenie.
        - Ojej, przepraszam, nie chciałam, to… zapominam czasem – tłumaczyła się, splatając ręce razem.
        - Nic nie szkodzi – odparł kot mrucząco. – Coś jeszcze panienko?
        - Nie mów nikomu, że cię o to prosiłam, dobrze? Ani gdzie jest Lucien, jeśli go znajdziesz. Możesz to zrobić?
        - Oczywiście! I już pędzę! – zawołał podekscytowany domownik, kłaniając się szybko i wybiegając z pokoju.
        Wreszcie porządna misja! Wreszcie porządne traktowanie! I wreszcie mógł tyle razy powiedzieć, że to co ma zrobić, to dla niego żaden problem! Bardzo ciekawa ta osóbka, tak, pan mógłby ją przygarnąć.
        Rakel westchnęła znów i podeszła do drzwi, upewniając się, że są domknięte. Klucza w zamku niestety nie było, będzie musiała o to zapytać Gadriela. Chociaż rzygać jej się chciało na samą myśl, jaką minę zaserwuje jej ta złośliwa menda. Pustą torbę brunetka wsunęła butem pod łóżko i wspięła się na nie, z westchnieniem opadając plecami na materac. W co ona się wpakowała?
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Lucien rozmawiał z Belialem przy wzmacnianym winie. Łowca dusz zniknął zostawiając zestresowanego pośrednika ze zdradzieckim klientem.
        - Przez ciebie i twoją zachciankę mogę wszystko stracić - marudził szpieg, dopraszając się powątpiewającego spojrzenia Asmodeusa. - Obiecałeś… - mruknął. Przecież, że nie liczył na minimum sympatii i współczucia, chociaż znali się nie od dziś, ale na trzymanie się zasad i słów, naiwnie ale owszem tak.
        - I obietnicy dotrzymam - demon odpowiedział beznamiętnie.
        - A wcześniej zrujnujesz mi reputację - marudził Belial. Lucien przymknął oczy i westchnął ciężko w wyrazie irytacji. Nie chciało mu się grać w słówka. Bel słynął między innymi ze znajdowania typów czasem niemożliwych do znalezienia i przecież to zrobił. Gdzie podziała się klasyczna reguła "klient nasz pan"?
        Brał łyk ciemnego płynu, kiedy na podłodze pojawiła się smuga czarnego dymu, rozszerzając się powoli do coraz większej kępki aż nabrała kociego kształtu.
        - Znalazłem cię, panie - szepnął kot z zadowoleniem. Demon popatrzył na domownika nieprzyjemnie, momentalnie tłumiąc jego radość.
        - Mam ważną wiadomość, od panienki Rakel - odezwał się mniej euforycznie, otrzymując teraz czujny wzrok półprzymkniętych oczu. Lucien zerknął na Beliala, a ten rozumiejąc komunikat bez słów, machnął przyzwalająco ręką.
Demon wyszedł z wnętrz prosto na spalony i pylisty plac przed budynkiem. Żar od którego dom był magicznie chroniony, uderzył teraz w jego twarz, a gorący wiatr co chwila podrywający czerwony i gorący kurz drażnił oczy, zmierzwił kocią sierść i szarpał włosami bruneta.
        Wokół jak zawsze panował półmrok, rozświetlony ognistą łuną zamiast słońca. Zupełnie jakby gdzieś na horyzoncie wybuchł wulkan i szalała teraz pożoga. Piekło w całej swojej krasie. O bezpieczniejsze lokum dla Beliala było trudno. Nie obawiał się żadnej jurysdykcji, żyjąc zupełnie poza nawiasem prawa, dość wygodnie dodajmy, bo posiadłość chociaż niewielka, poziomem wykończenia wnętrz znacznie odstawała od piekielnych standardów, na zewnątrz prezentując się oczywiście obskurnie i odstraszająco jak wszystkie domy wokół.
         Lucien popatrzył na domownika wyczekując. Kot potarł ślepka łapką, otrzepał łepek i wreszcie przeszedł do sedna.
        - Panienka kazała przekazać, że jest w Otchłani za sprawą Gadriela, że ten pewnie coś knuje i ma pan na siebie uważać i się nie martwić - z każdym słowem Palugh mówił trochę ciszej widząc zmiany w mimice swojego pana. Przez lata nauczył się rozpoznawać subtelne różnice w bezwyrazach. Teraz źrenice Asmodeusa nieprzyjemnie wwiercały się w futro, w piekielnym naświetleniu połyskując przerażająco, i gorzej niż zwykle. Miał się nie martwić? Każdy wcześniejszy komunikat wykluczał prośbę.
        - Co Rakel robi w Otchłani? - bardzo powoli zapytał demon, a kot przysiadł na tylnych łapkach, kuląc się nieznacznie.
        - Nie wiem - miauknął. - Początkowo dostała zaproszenie, ale listownie od razu odmówiła, a potem nagle ni z tego ni z owego ją wyczułem i powiedziała, że Gadriel… - nie dokończył, przerwano mu brutalnie.
        - Jakie zaproszenie? - warknął Lucien. Głos demona sprawił, że futerko na kocim grzbiecie zjeżyło się mimowolnie.
        - Zaproszenie, Saya mi kazała, a potem się okazało, że to od Gadriela... - mówił coraz ciszej z coraz większymi oczami, aż pojął swój błąd. - Ojej - pisnął na koniec przypadając do ziemi. - Magiczne zaproszenie... - wymiauczał, uświadamiając sobie skalę wpadki i dlaczego dziewczyna wspomniała coś o wkopywaniu jej. Pojmował rzeczywistość już jako trzęsący się kłębek. To nie żyje.
         Lucien przymknął oczy biorąc głębszy wdech. Ręce schował do kieszeni, żeby go nie kusiło i zamarł w bezruchu na kilka uderzeń serca. Paradne, nie martwić się? Był gotów już teraz zjawić się w domu, wpierw odstawić Rakel na miejsce, a potem urwać Gadrielowi łeb. Dlatego potrzebował tych kilku spokojnych wdechów. Gadriel najprawdopodobniej spanikował i chciał mieć zabezpieczenie, idiota. Chyba, że zawarł inny sojusz… Tak czy inaczej, na razie Rakel powinna być bezpieczna. Saya… to była inna opowieść. W każdym razie musiał się trochę opanować, ostatnio zbyt łatwo tracił chłodny osąd.
        Kot powoli uchylił jedno ślepię, żeby ostrożnie zerknąć, czemu jeszcze żył. Demon patrzył przez ten czas w przestrzeń. Czyli może miał jeszcze żyć… Zjeżył się ponownie gdy źrenice Asmodeusa ponownie go przyszpiliły.
        - Wróć do Rakel nie mówiąc gdzie jestem, jakby pytała wyjaśnij, że w tej chwili lepiej gdy nie będzie wiedziała. - Kot gorliwie pokiwał łebkiem.
        - Niech się nie obawia. Powiedz też, że jeszcze nie mogę wrócić - Lucien celowo nie podawał szczegółów. Póki Rakel ich nie znała, z całym spokojem mogła odpowiadać, że nic nie wie. Tak było dla niej lepiej.
        - Wracaj i miej na nią oko. - Kot skłonił się szybko i zniknął. Przeżył. Wolał tego nie zmieniać. Lucien zaś wrócił do Beliala. Pozostało im trochę spraw organizacyjnych do dopracowania.

        Harpie nie wytrzymały zbyt długo. Gadriel dał Rakel chwilę na odpoczynek i oswojenie się z otoczeniem, i tak wspaniałomyślnie z jego strony, by w końcu nieustannie ponaglany poszedł po Rakel do pokoju. Zapukał krótko i wszedł do pomieszczenia.
        - Jesteś proszona na podwieczorek - odezwał się krótko, czekając aż dziewczyna się ruszy. Demon szedł z rękoma w kieszeni, nawet nie oferując dziewczynie ramienia. Początkowo wędrowali w milczeniu, ale drogi ubywało wolno, a hol się dłużył. Zbliżali się do schodów, kiedy na Rakel padło rozbawione spojrzenie demona.
        - Spodobał ci się prezent? Wyglądałabyś znacznie lepiej niż w tej swojej koszulce - zakpił, nawiązując do pierwszej nocnej wizyty u brunetki. Bezczelna mina nie schodziła z twarzy nemorianina aż do chwili, gdy znaleźli się w oranżerii.
        - Rakel... - niemal zaśpiewała Felicity, wstając ze swojego fotela, łapiąc ręce dziewczyny w swoje dłonie.
        - Znikłaś tak nagle i zupełnie nie w czas, nie mogłam tego odżałować. Poznaj proszę moje przyjaciółki, Misery i Scarlett - demonica przedstawiła pozostałe nemorianki, prowadząc brunetkę między fotele. Misery krótko skinęła głową i kieliszkiem, nawet nie siląc się na uśmiech. Za to Scarlett szybko podniosła się z siedzenia i szeleszcząc suknią podpełzła do Rakel, chwytając ją za dłonie na modłę Felicity.
        - Chodź, usiądź przy mnie - zanuciła prawie ciągnąc zbrojmistrzynię na sofę, na której usadziła się nieprzyzwoicie blisko. Brat Luciena jak zawsze sięgnął po alkohol i stanął pod ścianą.
        - Gadriel, proszę cię zachowuj się, w swojej nieznośnej manierze zaczynasz upodabniać się do starszego brata - matka upomniała syna, wywołując u niego nieprzyjemny grymas.
        - Zupełnie nie rozumiem, mężczyźni w tym domu z wiekiem robią się całkiem nieznośni - załamała ręce.
        - Jak wszyscy. - Misery tylko wywróciła oczami znad swojego kieliszka, który wydawał się interesować ją najmocniej.
        - Bo mężczyzn trzeba odpowiednio oswoić, są prawie jak zwierzęta, podstawa to odpowiednio zaspokajać ich potrzeby, wtedy się oswajają - zanuciła Scarlett, nieustannie wpatrując się w Rakel. Starsze demonice spojrzały po sobie porozumiewawczo i z lekkim pobłażaniem. Młodość wszystko upraszczała, ale miała też trochę racji. Facetami łatwo można było manipulować, wystarczyło znaleźć sposób na dany egzemplarz oraz trochę dobrej chęci. Misery całe swoje dotychczasowe życie spędziła wykazując się dobrymi chęciami i teraz, gdy wreszcie miała spokojna głowę, wyraźnie nie zamierzała zmieniać tego stanu rzeczy, co prezentowała całą swoją osobą.
        - Mi zdecydowanie blisko do dzikiej bestii, ale jakoś nikt się o moje potrzeby nie troszczy - wtrącił się Sheitan, przysiadając ze swoim kieliszku na oparciu obok Rakel.
        - Może dlatego, że masz się za ogiera, a jesteś zwykłym osłem, i należy ci się jedynie solidny kopniak w zad - mruknął Gadriel rozsiadając się na fotelu, gdzieś z brzegu. Jedną z nóg przerzucił przez oparcie, teraz półleżąc na meblu. Karcące spojrzenie Falicity zbył wzruszeniem ramion. Kazała mu usiąść to usiadł, nie miał czterech lat, żeby mu mówiła jak miał siedzieć. Sheitan łypnął groźnie na brata, ale zaraz wrócił do Rakel kontynuując.
        - Wiesz, że jestem drużbą? Ty będziesz druhną, będziemy mieli cały wieczór dla siebie - zagadnął sugestywnie, zaraz skarcony przez matkę.
        - Shei! To miała być niespodzianka. Moja droga, widzisz, ponieważ ceremonia będzie kameralna, rodzinna i nie chcemy dodatkowo angażować obcych, a siłą rzeczy jedynie Sheitan jest wolny gdy Gadriel i Lucien staną na ślubnym kobiercu, pomyślałam, że uroczo będzie gdy i druhna będzie jedna. W końcu jako przyjaciółka Luciena jesteś niemal jak rodzina - nuciła słodko. Scarlett co prawda nie wyglądała na zadowoloną gdy mówiono o jednej druhnie i kameralnej oprawie, a Misery gdy wspominano o ślubie w ogóle, ale wyraźnie to Felicity miała ostatnie słowo, a ona wyglądała na przeszczęśliwą.
        - Właśnie, Rakel. - Soczyście zielone ślepia, w czarnej oprawie ponownie wbiły swoje źrenice w twarz dziewczyny.
        - Jak bliską przyjaciółką Luciena jesteś? - wymruczała splatając rączki na kolanach zbrojmistrzyni, postukując idealnymi pazurkami w jej spodnie. - Nie wiem jak to jest u was… Ale u nas wszyscy wiedzą, że mężczyzna jest jak wino, z wiekiem tylko nabiera wytrawnego smaku i charakteru - dokończyła sugestywnie, ze złośliwą ciekawością wpatrując się w Czarnulkę. Misery zatonęła w kieliszku, Felicity przykryła oczy rzęsami, a Sheitan, jako najmłodszy swoimi wywrócił.
        - Lata nie mają znaczenia bez odpowiedniego treningu - burknął jak na urażone męskie ego przystało, ale Scarlett tylko machnęła na niego rączką.
        - Dorośniesz to zrozumiesz. - Sheitan zdębiał całkowicie, Felicity westchnęła cichutko, a Gadriel śmiertelnie się nudził. Ale siedział dzielnie, zatracając się w kieliszku, żeby po spotkaniu Rakel trafiła do swojej sypialni bez ogona. Na myśl, że Misery robiła to samo - głównie wspierała się procentami - wzdrygnął się lekko i wziął jeszcze głębszy łyk. Dwa dni. Lucien miał dwa dni na wyciągnięcie ich z tego gówna.

        Spotkanie z Belialem skończyło się dopiero gdy w Otchłani była późna noc. Lucien wyszedł z niego zmęczony i w nieustającym poddenerwowaniu. Posępnym krokiem wyszedł z niewielkiego miasta, wioski, czy jak powinno się zwać piekielne skupisko paru ulic i domostw czasem przypominających kamienice, czasem zwykłe ruiny, które ściągało najgorsze piekielne szumowiny. Stanął plecami do skały i rozejrzał się po okolicy. Pusto. Jak okiem sięgnąć nie było żywego, ani nieżywego ducha.
        Zamknął oczy zamykając obrączkę w palcach. Myśl, że gdyby Rakel coś groziło i mógłby momentalnie zjawić się obok, niewiele pomagała. Przytulił onyks do ust zamierając na moment, zupełnie tak jak by uczynił przytulając dziewczynę. Na koniec krótko pocałował obrączkę. Nie wiedział czy artefakt zadziała tak jak wcześniej zachował się w rękach dziewczyny, czy wtedy zadecydował bliski dystans. Ale Lu chciał, żeby Rakel wiedziała, że był obok nawet mimo odległości. Otworzył oczy mrużąc je na chwilę przez poderwany przez wiatr pył, i ruszył po rdzawym piasku pomiędzy skały.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Rakel bujała trochę w obłokach, leżąc na łóżku i odpoczywając. Miała nadzieję, że dobrze zrobiła, wysyłając Palugha do Luciena. Miała nadzieję, że w ogóle go znajdzie i że wszystko jest w porządku. Mimowolnie kręciła obrączką na palcu, tęskniąc po prostu za spokojnymi dniami, kiedy żadne z nich nie musiało się niczym martwić. Chociaż nad Lucienem takie problemy wisiały zawsze, tylko ona czasem zapominała - o ślubie chociażby. Chciałaby dla niego spokoju. Żeby mógł zamieszkać w tym dworku, który znalazł. Żeby mógł ustawić sobie krzesło pod kwieciem, jak chciał, i czytać całymi dniami. Żeby nie musiał się już martwić rodziną.
        Poderwała się gwałtownie do siadu, słysząc pukanie, zaraz po którym do pokoju wszedł Gadriel. Rakel spojrzała na niego z niezadowoleniem, gryząc się w język, by kolejnemu geniuszowi nie wyjaśniać idei pukania do czyichś drzwi. Bała się, jaką odpowiedź usłyszy, a poza tym chwilowo musiała traktować Gadriela jako jej jedynego sprzymierzeńca w tym nieprzyjaznym miejscu.
        Zsunęła się niechętnie z łóżka i wyszła z pokoju, idąc z Gadrielem korytarzem. Pasowało jej, że ją ignorował. Tam gdzie zmierzali na pewno tego nie uświadczy, więc cieszyła się ciszą i przestrzenią osobistą dopóki mogła. I dopóki demona jednak nie pokusiło o rozmowę. Spojrzała na niego pytająco, nie wiedząc co ma na myśli. Od razu dostrzegła rozbawione spojrzenie, które w połączeniu z dodatkowym komentarzem szybko dało jej kontekst. Koszulka w komodzie nie była najwyraźniej standardowym wyposażeniem pokoju. A jej zakrywanie się poduszką, gdy ją Gadriel naszedł nocą w Fargoth, nie na wiele się zdało.
        - Możesz go sobie zabrać z powrotem – prychnęła cicho, schodząc ostrożnie ze schodów i wykorzystując skupienie się na stopniach, by nie oglądać zadowolonej twarzy demona. – Zdecydowanie nie skorzystam.
        Wkrótce w dolnym holu zaczęły dobiegać ich rozmowy i można było dostrzec ciepłe światło kilkuset świec rozpalonych w oranżerii. Rakel podświadomie zwolniła kroku, orientując się w tym, gdy Gadriel lekko ją wyprzedził, więc w końcu odetchnęła głębiej i weszła do jaskini węży.
        - Felicity – odparła uprzejmie Rakel, skinąwszy jej uprzejmie głową, ale demonica już łapała ją za dłonie. Co za okropny nawyk.
        Dziewczyna ani słowem nie skomentowała swojego wyjazdu. W ogóle miała solidne postanowienie, by jak najmniej się odzywać. Zupełnie milczeć nie mogła i wiedziała, że nie była w stanie, chociażby gryzła się w język do krwi. Postanowiła jednak, że pozwoli, żeby wszystko po niej spływało. Będzie oddychać, wpuszczać jadowite słówka jednym uchem i wypuszczać drugim. To na pewno i tak nic w porównaniu z tym, co czeka ją na weselu, więc przynajmniej niech się przyzwyczaja.
        Przedstawionym „przyjaciółkom” skinęła głową, szybko rejestrując młodszą demonicę, której imię znała z zaproszenia. To znaczyło, że ta starsza to pewnie macocha, a tym samym narzeczona Gadriela. Gdyby nie grobowa atmosfera w głowie czarodziejki to prychnęłaby śmiechem, drwiąc z demona.
        Na niemym powitaniu planowała poprzestać. Z tym że nie zdążyła rozejrzeć się za wolnym miejscem, a smarkula w bogatej sukni podpłynęła do niej ze złowrogim szelestem. Trudno nie było otaksować wielkiego dekoltu atakującego rozmówcę i sukni tak obszernej, że Rakel odruchowo zaczęła się zastanawiać, w jaki sposób nemorianka w ogóle siedzi. Była jednak piękna. I miała piękne włosy. Kręcone, nie aż tak jak jej, ale mimo wszystko kręcone, jednak tak pięknie ułożone, że trudno było oderwać wzrok.
        Udało jej się to jednak, gdy dziewczyna złapała ją za dłonie. Następna. Evans spojrzała za nią, podążając posłusznie na miejsce, ale w drodze zabierając ręce. Usiadła na sofie i przesunęła się lekko, robiąc miejsce dla Scarlett, ale ta znów dosunęła się do brunetki, niemal zarzucając jej nogi suknią. Wdech i wydech, Rakel.
        Słysząc głos Felicity spojrzała na Gadriela, który rozsiadał się wygodnie na fotelu. Aż mu pozazdrościła. Zwłaszcza, że za chwilę usłyszała kolejny głos, którego nie chciała słyszeć już nigdy.
        Musiała liczyć się z osobą trzeciego brata, ale jego bliskość już wywoływała niepokój w Rakel, która jeszcze dobrze pamiętała ostatnie zbliżenie. I nadal miała mu to za złe. Przez niego Lucien został ranny. Demon jednak nic sobie nie robił z jej chłodnego powitania, bo dosiadł się zaraz na oparciu sofy, wspierając na ramieniu o jej tylne oparcie i niemal obejmując ramieniem, zakleszczył brunetkę między sobą, a Scarlett.
        - Wprost nie mogę się doczekać – zakpiła w stronę Sheia. Zwracając się w stronę Felicity wysiliła się już na większą dyplomację.
        - Uroczo, rzeczywiście – odparła sucho, gdy epitet ledwie przeszedł jej przez gardło. - Nie jestem jednak pewna, czy to dobry pomysł, by tak ważną rolę pełnił ktoś zupełnie obcy. Bliska jestem tylko Lucienowi, panią Misery poznaję dopiero dziś. Na pewno chciałaby pani kogoś bardziej znajomego? – zasugerowała uprzejmie, licząc że druga demonica nie jest tak perfidna jak Luciena macocha, a przede wszystkim jest jej wszystko jedno kim jest Rakel i czy będzie druhną czy nie.
        Zaraz jednak obudziła się Scarlett. Rakel wyprostowała się, usiłując uzyskać minimum przestrzeni osobistej. Demonica jednak nie miała żadnych zahamowań i teraz stukała palcami w jej udo. Co za przylepa. Evans nawet nie chciała wiedzieć, jak ta mała jędza zachowuje się przy Lucienie. Chociaż wątpliwe, by jej tego oszczędzono. Tym bardziej powinna umieć zachować zimną krew.
        Wcześniej ignorowała wciąż toczące się pogaduszki o niczym, spoglądając jednak na Scarlett, gdy ta szesnastoletnia ponoć demonica zaczęła wypowiadać się o układaniu mężczyzn. Starsze kobiety też na nią spojrzały, ale z pobłażaniem, nie zdziwieniem, co nie mieściło się Rakel w głowie. Co za mała trzpiotka. Jej spojrzenie czarodziejka odwzajemniała ze spokojem, niespecjalnie mając coś do ukrycia przed soczyście zielonymi oczami, próbującymi przewiercić ją na wylot. Cóż, nic poza nudą i irytacją ze swojego obecnego położenia.
        - Bliską, jak sądzę – odpowiedziała, odwzajemniając ciekawskie spojrzenie. – Ale tylko się przyjaźnimy, jeśli tego próbujesz się dowiedzieć – dodała spokojnie, ale dobitnie kończąc temat. Nie miała zamiaru bawić się w jej gierki.
        - A jeśli chodzi o wiek, to Lucien może okazać się dla ciebie aż nadto wytrawny – powiedziała i wstała, bezczelnie wyplątując się z pazurów Scarlett i Sheia. Ileż można.
        Ucieczkę usprawiedliwiła sięgnięciem po kieliszek, ale nie wróciła już na miejsce, a usiadła obok na fotelu. Musiała powstrzymać się od westchnięcia, słysząc komentarz o treningach Sheia, i zerknęła na Gadriela. Miała nadzieję, że obietnica, iż „nie stanie jej się krzywda” obejmowała również pilnowanie jego młodszego brata. Bo los jej świadkiem, że jak on go nie będzie hamował, to ona to zrobi. Wątpiła by Sheitan władał ogniem, nie nadawał się do tego. Niech więc lepiej trzyma łapy przy sobie.
        Nagle poczuła ulgę. Nie wiedziała dlaczego, ale uspokoiła się nieco, przymykając delikatnie oczy. To obrączka. Dlatego czuła, jakby Lucien tu był. Złożyła dłonie, gładząc ukradkiem wypolerowany kamień, powtarzając sobie w myślach, że wszystko jest w porządku. Nie chciała by się martwił. Ale cieszyła się, że o niej myśli.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Poszukiwania wsparcia w osobie Misery spełzły na niczym. Demonica wydawała się zainteresowana tematem druhny mniej niż gęstością zaludnienia Alarani. Ze zwłoką, ale w końcu zerknęła na Rakel obojętnie.
        - Nie sądzę, pomysł wydaje mi się dość zabawny. Ciekawiej byłoby tylko gdyby Marlon wbił się w suknię stając za świadków w parze z Bealem, skoro oni obaj uwidzieli sobie ten ślub - mruknęła sięgając do tacy po pełen kieliszek. Felicity westchnęła lekko, jakby chciała powiedzieć: "wybacz mojej przyjaciółce, wiele przeszła". Mniej więcej to wyrażała strapiona i przepraszająca maska, zaserwowana Rakel. Tymczasem druga nemorianka wychodziła z założenia, że za te gierki nikt jej nie płacił i zupełnie nie kryła przekonania, że jeśli los chciał kogoś pokarać to obdarowywał go pasierbem albo właśnie znajomą, która siedziała obok i świetnie się bawiła. Zołza. Ale tego już powiedzieć na głos nie mogła. Skoro więc ona była nieszczęśliwa, to jak najbardziej zasadnym było, by przynajmniej jeszcze ktoś cierpiał. Boleści Gadriela nie wliczała w rachunek, jego zaliczała do winnych, chociażby tego, że śmiał stąpać po świecie by zostać jej naznaczonym na kolejnego męża. Co do córki i jej szczęścia miała ambiwalentne uczucia, ale prędzej życzyła dobrze jej niż ogółowi, więc jeśli niewygoda mogła dopaść takiej Rakel, nawet jeśli nie była ona nikim istotnym, to stawała się kroplą w morzu potrzeb wyrównania skali nieszczęść.
        A Scarlett cieszyła się jak na rozwydrzoną szlachciankę przystało. Przez chwilę zgryźliwość Rakel i co gorsza jej gwałtowne odejście zbiły pannę z pantałyku, ale zaraz też się pozbierała. Usiadła prościej, o ile w ogóle było to możliwe i wznowiła swoje wywody.
        - Och, mylisz się, moja droga. - Wydęła usta w kolorze koralu, w lekko niedowierzającej manierze. - Wszyscy skupiają się na różnicy wieku zapominając o możliwościach - perorowała kręcąc kieliszkiem z musującym winem. - Starszy mężczyzna może wiele nauczyć, a im wcześniej się zacznie tym prędzej będzie można dorównać jego pragnieniom - mądrowała melodyjnym głosikiem, podczas gdy Gadriel ledwie hamował śmiech.
        - Uważaj, żeby cię nie przełożył przez kolano i nie zafundował porządnego klapsa, jak to się robi ze zbyt pyskatymi smarkulami - w końcu nie wytrzymał potoku bzdur, i prychnął złośliwie.
        - Nieprawda, Lucien taki nie jest - oburzyła się Scarlett, zerkając rozeźlonymi ślepkami na średniego z braci. Od początku nie lubiła Gadriela, był niewychowany!
        - Tak… zabił ci ojca, jest wzorem cnót. Zresztą sama zobaczysz. A może po laniu pokaże ci dorosłe życie, ale wtedy na pewno nie będziesz taka wygadana. Ja bym tak zrobił - dodał bezczelnie, opierając dłoń z kieliszkiem o oparcie, a głowę na zgiętej w łokciu ręce. Że też marnował czas w takim miejscu.
        - Jesteś podły! - szlachcianka prychnęła jak oburzona kotka, gwałtownie wciągając powietrze, co tylko uwydatniło dekolt. Misery osuszyła kolejny kieliszek. Skala absurdu ją właśnie przerosła. Fakt, że nie ona wychowywała córę, ale geny chyba chociaż częściowo powinny do niej należeć. Teraz zaczęła się wahać. Felicity też westchnęła teatralnie, pod nosem powtarzając - "ci młodzi" i zerkając na znajomą z politowaniem. Synom jeszcze można było wybaczyć niewielki brak taktu i zbytnią bezpośredniość, ale młodej damie wygadywanie takich bzdur nie przystało.
        - Rakel, powiedz, że to nieprawda! - Oburzona szybko zerknęła na brunetkę, oczekując odpowiedzi i wyraźnego wsparcia. Nikt nie cieszył się dostatecznie. Więcej, wszyscy uwzięli się, żeby obrzydzić jej ślub. Ale jeszcze zobaczą, zazdrośnicy. Niedoczekanie. Przeczytała wystarczająco dużo książek, żeby wiedzieć wszystko czego potrzebowała i zamierzała tę wiedzę wprowadzać w życie, i za żadne skarby nie da się zniechęcić. Zamierzała zostać nową panią na włościach i nic nie mogło odwieść jej od tej decyzji. Tym bardziej, że dziedzic przy okazji spodobał jej się swoją budzącą respekt małomównością. Nie to co wyszczekani młodsi bracia. Zupełnie jak szczeniaki, które dużo czyniły dużo hałasu a nie gryzły. Błyskawicznie też zmieniła temat, jakby w całym natłoku myśli, całkiem nowa i frapująca zaświtała w ufryzowanej główce.
        - Czemu tylko się przyjaźnicie? - zapytała zaaferowana. - Oczywiście teraz, rozumiem, ale wcześniej? Nie chciałaś? Nie podoba ci się? Lucien nie był zainteresowany? Przecież wtedy mężczyzna szuka zaspokojenia w innych miejscach. - Nastoletnia główka buntowała się przed wyraźnie niepojętą dla niej relacją. Miserey westchnęła ciężko, głowa zaczynała ją boleć. To właśnie były chwile, w których Scarlett była córką zmarłego męża nie jej.
        - Może to twoje wieloletnie wino jest skwaśniałe - zakpił Sheitan, kierując niezadowolone spojrzenie Scarlett na siebie i wywołując cichy śmiech Gadriela.
        - Zwyczajnie jesteście zazdrośni! Jeszcze zobaczysz nasze dzieci i będziesz musiał przełknąć wszystkie kłamstwa kiedy będziesz musiał ich słuchać! - kontynuowała oburzona, na moment psując nastrój Sheitana. Co jak co, ale słuchanie smarków brata, którego nie cierpiał, i jakiejś irytującej pannicy, nie brzmiało dobrze.
        - Córkę może nazwę Rakel, całkiem ładne imię - Scarlett zapędziła się w swoich marzeniach.
        - Ale na pewno będziemy mieć pierworodnego syna - konfabulowała dalej, sprawiając, że Gadriel miał problem utrzymać swoją pozycję na fotelu, a Sheitan się poddał przewracając ze znudzeniem oczami.
        - Jestem zmęczona - Misery odezwała się znienacka, wstając ostentacyjnie i przerywając wszystkie dialogi. Felicity co prawda chwilowo coraz lepiej się bawiła, nawet jeśli dyskusje niemal zsunęły się do poziomu rynsztokowych kpin w kantynie, chociaż serwowanych ładniejszym językiem, ale nie jej córka je prowokowała, więc demonica skupiała się na zupełnie innych aspektach spotkania.
        Niestety wypadało towarzyszyć znajomej. Zresztą godzina była późna, a jutro też był dzień. Powinny wypocząć, żeby móc skupić się na ostatnich szlifach przyjęcia, by potem na ceremonii prezentować się odpowiednio olśniewająco.
Wstała więc jej śladem i podeszła do brunetki, żegnając się nie inaczej jak chwytając jej dłonie.
        - Do jutra, moja droga, nawet nie wiesz jak się cieszę, że ponownie nas odwiedziłaś - zaćwierkała, uważnie przyglądając się barwnym oczom zanim zdecydowała się zniknąć z oranżerii z cichym szelestem.
        Scarlett westchnęła cicho i również wstała. Doskonałość wymagała wiele czasu, a najwyższa pora była zmienić suknię i fryzurę. Wstała i podobnie jak Felicity chwyciła Rakel za dłonie, nic sobie nie robiąc z uników dziewczyny.
        - Miło cię było poznać, Rakel, jestem pewna, że zostaniemy przyjaciółkami - wyszczebiotała słodko i obróciła się z wdziękiem, żeby zniknąć w zdobionym łukowatym przejściu ciągnąc za sobą falbaniasty tren.
        - No to mamy czas dla siebie - zanucił Sheitan nachylając się do Rakel.
        - Kiedy indziej - burknął Gadriel, podając brunetce ramię. - Mam do wróbelka sprawę.
        - A od kiedy to niby ty decydujesz? - zbuntował się Shei.
        - Od zawsze, prawo starszego, spieprzaj młody - zakpił niemal odpychając brata i wychodząc z oranżerii z Rakel pod rękę.
        Zaprowadził brunetkę do jej pokoju, ale nim się odezwał, na chwilę wszedł z nią do środka i zamknął drzwi.
        - Co za cyrk - burknął. - Zakładam, że teraz pojmujesz skalę mojej motywacji, żeby nie przystać na pakt ojca? Niech tylko Lucien wywiąże się z obietnicy i cała i zdrowa wrócisz do domu. Tylko nie spaceruj sama po zamku, nie jestem w stanie cały dzień łazić za Sheiem i go pilnować. Nie będę też przecież też cały czas siedzieć z tobą i cię niańczyć - dokończył, licząc na względne zrozumienie. Potem wyszedł zamykając za sobą drzwi, zostawiając Rakel w ciemności sypialni. Całą drogę jednak towarzyszyło im spojrzenie różnokolorowych oczu. Gdy więc tylko demon odszedł, do pokoju zapukał Palugh.
        - Panienko, znalazłem pana, wszystko przekazałem - opowiedział dumnie.
        - Pan jeszcze nie może wrócić, nie powinienem też mówić gdzie jest, ale przez czas jego nieobecności, będę się panienką opiekować. Zjadłaby coś panienka? Coś potrzeba? Co mogę zrobić? - rozgadał się kot, za wszelką cenę starając się nadrobić tragiczną omyłkę z zaproszeniem.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Nadzieja, że Misery podchodzi do tematu ślubu nieco poważniej legła w gruzach, gdy demonica zaprezentowała jej znudzoną facjatę i uznała, że „tak będzie zabawnie”. No rzeczywiście, boki zrywać. Rakel westchnęła, wiedząc już, że z tego się nie wywinie. A zresztą, co za różnica. Bycie druhną Niny polegało na wspieraniu jej we wszystkim, pomaganiu i uspokajaniu. Misery na pewno ma jakieś służki, które pomogą jej się wyszykować, do organizacji ślubu też raczej kogoś mają, a wątpliwe by nemorianka w wpadła przed wydarzeniem w panikę i tremę. Czyli właściwie Rakel nie ucierpi bardziej niż w tym, że będzie wszystko obserwowała z pierwszego rzędu, a to było już wystarczająco uciążliwe.
        Chyba, że Lucienowi uda się to, co planuje. Powiedział, że żadnego ślubu nie będzie. Uwierzyła mu wtedy, ale wciąż się martwiła. Tutaj najwyraźniej nikt nie obawiał się żadnych utrudnień. Oczywiście poza brakującym panem młodym, ale wątpiła by to miał demon na myśli. Nie uciekłby po prostu, już wcześniej mówił, że by go ścigali. Więc coś musi planować. Tylko co? Nawet Gadriel nie jest pewny, że jego brat dotrzyma słowa.
        Z zamyślenia wyrwał ją donośny szczebiot Scarlett, którego po prostu nie dało się zignorować, i Rakel po raz kolejny, z całym spokojem jaki posiadała, spojrzała na swoją rozmówczynię (i jej wydęte usta; ciekawe czy to umyślna poza, czy tak ma na stałe). Uprzejmie jednak słuchała, w czym dokładnie się myli. I prawie jej uszy zwiędły. Odwróciła wzrok, ukradkiem spoglądając po towarzystwie, a zwłaszcza na Misery, jak reaguje na aspiracje córki. Te bowiem bardziej przypominały ambicje kurtyzany, nie młodej szlachcianki. Ciekawe też było to, jak bardzo Scarlett skupiała się na wieku Luciena, podczas gdy Rakel momentami o tym w ogóle zapominała.
        Widać, że Gadriel też miał już dosyć, bo prychnął w końcu kpiąco, rozeźlając Scarlett, która gorliwie broniła przyszłego pana młodego. I mimo wszystkiego, co mówiła wcześniej, Rakel zaczęła się zastanawiać, jaki ona naprawdę ma do Luciena stosunek. Drgnęła dopiero słysząc jak demon wypomina Luciena mor… no to, że zabił ojca Scarlett. Upiła kilka łyków szampana, mając nadzieję, że ta niewielka ilość procentów chociaż trochę jej pomoże, ale gdy miała przed oczami posmutniałą nemoriankę, poczuła się sto razy gorzej. Jakby nie patrzeć, Lucien zabił jej ojca. Przymknęła oczy, ale już po chwili szybko je otworzyła, słysząc swoje imię. Spojrzała na Scarlett i nieco złagodniała.
        - Nie wydaje mi się, by Lucien kiedykolwiek podniósł na ciebie rękę – odpowiedziała cicho, nie chcąc wtrącać się w dyskusję, ale zapytana wprost nie mogła milczeć. Nawet jeśli oznaczało to przyznanie racji młodej demonicy.
        Później jednak została zalana tyloma pytaniami na zupełnie nowy, bardzo jej nieodpowiadający temat, że Rakel przez moment modliła się o jakiś nagły kataklizm, który obróci to pomieszczenie w perzynę. Albo chociaż żeby nie było widać delikatnych rumieńców, którymi zabarwiły się jej policzki. Co za wścibska mała menda! Jak można w ogóle kogoś obcego pytać o takie rzeczy? Dziewczyna napiła się drinka, grając na zwłokę, ale prawie się nim zakrztusiła, słysząc przemyślenia o tym, gdzie Lucien szukał zaspokojenia.
        Przez chwilę spoglądała na demonicę, licząc że ta zaraz znowu znajdzie nowe zainteresowanie albo zaśmieje się, tłumacząc, że żartowała. Ale ta piękność po prostu siedziała w swojej balowej sukni, z cyckami na wierzchu i mrugała, wpatrzona wyczekująco w Rakel.
        - Z całym szacunkiem Scarlett, to nie twoja sprawa – powiedziała w końcu dziewczyna, siląc się na opanowanie. I samej sobie nie dowierzając, że w ogóle musi to mówić. – Jeśli będziesz miała jakieś pytania o Luciena, zadaj je jemu – dodała, zaznaczając, że i w tej dyskusji nie będzie brała udziału.
        Późniejszej wymiany zdań, między szlachcianką a Sheiem, starała się nie słuchać, z wyjątkiem wzmianki o tym, jakoby córka Luciena miała być nazwana Rakel. Zacisnęła usta, chowając się za kieliszkiem. Jeszcze tego by brakowało. I już wiedziała, czemu oni tyle piją. Sama osuszyła już jednego drinka, pozbawiając się ochrony. Odstawiła szkło, a w tym samym momencie podniosła się Misery, dyplomatycznie zarządzając koniec spotkania.
        Rakel wstała, żegnając się z Felicity, która znów łapała ją za ręce, ale nie odpowiedziała jej, skinąwszy tylko uprzejmie głową. I ledwo zwolniono jej dłonie, złapała je Scarlett, przez moment wywołując już zirytowane spojrzenie dziewczyny. Oni muszą przestać ją dotykać. Natychmiast.
        Tyle dobrego, że Scarlett nawet nie czekała na jej odpowiedź, tylko zaszczebiotała słodko i odwróciła się z szelestem na pięcie, opuszczając oranżerię. Rakel opadły ramiona, gdy powoli ogarniała ją ulga, że to już koniec. Może tylko na dzisiaj, ale zawsze coś.
        Spięła się wyraźnie dopiero słysząc głos Sheitana nad uchem i na moment spanikowała, ale na szczęście od razu uratował ją Gadriel. Ujęła go szybko pod ramię i nie odwracając się już, wyszła z nim z oranżerii. Nawet się nie pogniewała o wróbelka.
        - Dzięki – powiedziała cicho, gdy najmłodszy demon nie mógł już jej usłyszeć.

        Gdy weszła do pokoju, miała ochotę od razu runąć twarzą w poduszki, ale Gadriel wszedł za nią, zamykając drzwi. Spojrzała na niego pytająco i uśmiechnęła się gorzko, kiwając głową. Rozumiała, jak najbardziej. Nie podobało jej się tylko to, jakie środki podejmował, by tę obietnicę od Luciena wyegzekwować.
        - Nie będę wychodzić – zapewniła. Też nie miała zamiaru natknąć się na Sheitana. – On nie wie, gdzie jestem? – zapytała na wszelki wypadek. – Jest tu jakiś klucz do drzwi?
        Wiedziała, że pewnie większość z nich umie się teleportować, a w każdym razie zamek w drzwiach nie stanowi problemu dla kogoś zdeterminowanego, ale też nie sądziła by podejmowano tak radykalne środki. Co zamknięte drzwi to jednak zamknięte drzwi i czułaby się bezpieczniej. Ale jak nie ma to nic nie zrobi.
        Później Gadriel wyszedł, ale nie została sama na długo. Na widok Palugha jej serce na moment wzrosło w nadziei, odruchowo kojarząc domownika z Lucienem. Uśmiechnęła się wdzięcznie na wieść, że wiadomość została przekazana i przysiadła na łóżku, czując ogromną ulgę. Żałowała, że Lucien jeszcze nie może wrócić, ale rozumiała czemu nie chce powiedzieć jej gdzie jest. Teraz rozumiała wszystko, przed czym ją przestrzegał. Nie wyolbrzymiał w żadnym aspekcie.
        - Rozumiem. Bardzo ci za to dziękuję. Wszystko u niego w porządku? – zapytała jeszcze, zadowalając się nawet zwykłym potwierdzeniem.
        Uśmiechnęła się łagodnie, i nieco też speszona, gdy domownik zasypywał ją pytaniami. Nie nawykła do wydawania poleceń, ani nawet proszenia o zrobienia za nią czegoś, co mogła zrobić sama. Nawet gdy nie mogła. Witaj, logiko.
        - Wszystko w porządku, Palugh, dziękuję. Może rano poproszę cię o herbatę. I te tosty – dodała nieśmiało, wspominając swoje ostatnie śniadanie tutaj. Królewskie niemalże. Chociaż naleśniki Aleca zasugerowały jej, że być może ludzie zazwyczaj jedzą po prostu bardziej obfite śniadania, niż ona przywykła. W każdym razie siły raczej jej się przydadzą, skoro będzie musiała znosić znów całą tę gromadkę.
        Zawahała się, przez moment chcąc poprosić Palugha, by został tutaj na noc, ale w końcu stwierdziła, że to już byłaby przesada. Sam domownik w razie czego niewiele jej pomoże, a jeśli faktycznie będzie miała kłopoty, to Lucien to wyczuje i… chyba jej pomoże. Chyba na tym to miało polegać? Stresowała się trochę, ale nie chciała robić wokół siebie zbyt wielkiego szumu.
        Podziękowała Palughowi i odczekała aż zniknie, nim poszła do łazienki. Umyła się tylko przy umywalce, kąpiel odkładając na rano, i rozczesała włosy. Zwinęła czarne loki w rulon, przerzucając je do przodu i przyglądając im się krytycznie, ale zaraz sama na siebie prychnęła i odrzuciła pukle na plecy. Co jak co, ale nie pozwoli by to miejsce miało na nią taki wpływ! Nina nie miała obiekcji przed zwracaniem Rakel uwagi na jej wygląd, więc gdyby coś było nie tak z jej włosami, to też by jej powiedziała. Więc bez wygłupów.
        Dziewczyna przebrała się szybko w swoją piżamkę i na palcach popędziła do wielkiego łóżka, usiłując odnaleźć w nim prześcieradło. W końcu musiała prawie wszystkie warstwy i poduszki odrzucić na bok, by została jej jedna do spania, pod którą schowała nóż z torby, i cienka pościel do okrycia się. Później tylko czekała na sen, jednocześnie wpatrując się w drzwi od pokoju i nasłuchując odgłosów na korytarzu.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Poza krótką rozmową, Gadriel nie był zbyt gadatliwy. Trochę zagadnął. Udzielił zdawkowych informacji potwierdzających nieświadomość Sheia co do lokalizacji pokoju (mógł szukać właściwej sypialni, ale chwilę by to zajęło, a Sheitan nigdy nie był zbyt cierpliwy ani metodyczny, więc nie wróżył mu wielkiego sukcesu i Rakel powinna być bezpieczna przynajmniej przez jakiś czas) czy braku klucza do drzwi (na kiego groma mieliby mieć klucze do pokojów gościnnych, klucznika by wtedy potrzebowali). Po tym zostawił dziewczynę samą.
        Palugh również nie zagościł zbyt długo. Wyczekał moment aż pokój się zwolni, po czym odwiedził tę sympatyczną, doceniają jego pracę, dziewczynę. Do serca wziął sobie zalecenia brunetki - dla takich osóbek przyjemnością było pracować. Chociaż nieco zdziwił się słysząc pytanie o stan Asmodeusa. Jak niby miał to ocenić. Podrapał się za uchem myśląc intensywnie, żeby wreszcie po wahaniu odpowiedzieć dość niepewnie:
         - Chyba tak, wyglądał normalnie. - Zakończył już z większą werwą. - Będę rano ze śniadaniem, proszę się nic nie martwić.
        Opuścił pokój Rakel, ale kręcił się wokół, tak by go nikt nie zauważył, a żeby miał wgląd na wejście i bezpieczeństwo dziewczyny. Nie mógł nawalić!

         Gadriel wyczucie czasu i doby miał takie jak większość mieszkańców posiadłości - ogólne i bardzo płynne. Gdy więc uznał, że wyczekał dostatecznie długo, przyszedł do pokoju dziewczyny. Zapukał jak zawsze, proszę bardzo jak elegancko zastosował się do jej prośby (jak to mawiali "znaj łaskę pana"), co tam że połowicznie, bo potem jak zawsze wszedł nie czekając na zaproszenie.
        Rozejrzał się po sypialni, ale odpowiedziała mu pustka. Nawet miał się zezłościć, że właśnie przyszło mu szukać upartej i nierozsądnej dziewuchy, która przecież miała się nigdzie nie ruszać, gdyby nie dosłyszał cichutkiego plusku. Pokonał długość pokoju i bezczelnie otworzył drzwi do łazienki, zaglądając do środka.
        - Lucien pojawił się od wczoraj albo z nim rozmawiałaś? - rzucił bez żadnego powitania, po uderzeniu serca wychodząc łazienki ze złośliwym śmiechem. Demon był znudzonym i zuchwałym typkiem, co wcale nie ułatwiało jego tolerowania. Dosłownie rozciągnął się na łóżku, w aroganckiej pozie czekając aż Rakel wreszcie wyjdzie z łazienki.
        - To jak, widziałaś go albo masz od niego jakieś informacje? - odezwał się ponownie, akurat gdy Palugh wszedł z tostami.
        - Panienko, przyniosłem... - domownik zawiesił się na moment, ślepiami wodząc od Gadriela do Rakel i odwrotnie. Masz ci los, na chwilę dziewczynę zostawił a ta już była w potencjalnym niebezpieczeństwie. Po chwili uznał, że może Rakel nie była aż tak zagrożona, i zaraz zmartwił się czymś zupełnie innym. Och nie, właśnie odkryto jego obecność. Niestety mleko się rozlało, więc kot po krótkim bilansie zysku i strat, wreszcie wykonał kolejny krok i postawił tacę na stoliku.
        - Śniadanie, przyniosłem śniadanie - wyjaśnił przygładzając wąsiki. Porozglądał się chwilę po pokoju, przyjrzał się Rakel, po czym zmierzył się spojrzeniem z drugim demonem.
        - Znikaj, sierściuchu, rozmawiamy - prychnął Gadriel w stronę wahającego się kota. Domownik popatrzył na brunetkę szukając u niej zgody i dopiero wtedy syknął po kociemu, grożąc potencjalnym solidnym podrapaniem i faktycznie zniknął z pokoju.
        - Śmiało jedz, nie krępuj się - ponaglił ją brunet, jednocześnie wyraźnie planując większą rozmowę.
        - A w międzyczasie potrzebuję, żebyś się skupiła - rozsiadł się wygodniej, najwyraźniej zupełnie nieświadom, że jeść należało w spokoju.
        - Odłóż na bok wszystkie ckliwe, babskie mrzonki, dobrze się zastanów i dopiero mi odpowiedz, jakie są szanse, że Lucien zwyczajnie cię oleje i wcale nie wróci? - zapytał przypatrując się dziewczynie intensywnie. Po chwili uznał, że nie zbiednieje jak trochę spraw rozjaśni dziewczynie, a może Rakel lepiej zrozumie powagę sytuacji.
        - Zbliża się ostateczny termin - zaczął marudnym głosem. - Dzisiaj wieczór jest przyjęcie urodzinowe tej małej harpii. Cała reszta ustaleń zmieniała się jak w kalejdoskopie, szczególnie odkąd Lucien zniknął mając wszystko w dupie - nie omieszkał jeszcze raz wypomnieć braterskiego zniknięcia.
        - Jeszcze do niedawna następnego dnia miały być zaręczyny, ale teraz już oficjalnie zaręczyny i ślub mają być jednego dnia, zresztą najprawdopodobniej przez te wszystkie jego ucieczki - narzekał dalej.
        - Więc jeśli Lucek nie zjawi się lada dzień, to mam całkowicie przesrane, rozumiesz? - dokończył czekając na reakcję dziewczyny.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Rakel długo nie mogła zasnąć. Wpatrywała się w drzwi, aż powieki jej ciążyły, ale oczy otwierały się co chwila szerzej, gdy usłyszała najmniejszy szelest lub takowy sobie wymyśliła. W końcu wola poddała się organizmowi i dziewczyna zasnęła głęboko i wcale nie czujnie. Dlatego nawet obudziła się wystraszona, jakby zaskoczyło ją, że w ogóle spała.
        Jęknęła, przeciągając się w pościeli i przecierając oczy, po czym wstała powoli i podeszła do okna, próbując rozeznać się w porze dnia. Było jaśniej niż wczoraj, ale słońca ani widu. Chwilę się wahała, ale ostatecznie postanowiła zaufać swojemu wewnętrznemu zegarowi. Nawet jeśli obudziła się zbyt prędko to kąpiel jej nie zaszkodzi. Najwyżej odpocznie jeszcze w ubraniu.
        Wciąż ziewając podeszła do komody i szafy, zabierając spodnie, świeżą bluzkę i bieliznę, po czym zniknęła w łazience. Ubrania odłożyła na stołek przy drzwiach, z jednej z półek zabrała zwinięty w rulon śnieżnobiały ręcznik i skierowała się do wanny, odkręcając wodę. Czekając aż balia się napełni, przeglądała stojące obok flakoniki, otwierając każdy, wąchając zawartość i poruszając lekko buteleczką, by zbadać konsystencję. Akcesoria były oczywiście podpisane, z tym że w Czarnej Mowie, dziękuję bardzo. W końcu zlokalizowała szampon (mydło było w kostce, więc chociaż tu problem odszedł) i olejek do włosów. Widziała podobny w łazience Luciena, a coś musiała mieć, bo inaczej loków nie rozplącze.
        Gdy wanna była pełna, Rakel włożyła dłonie do wody, podgrzewając ją szybko, a później zrzuciła piżamę i weszła do balii, zanurzając się z ulgą. Przynajmniej kąpiele wszędzie były takie same. Dopiero teraz się zrelaksowała, pierwszy raz od przybycia tutaj. Umyła się na spokojnie, wymyła i spłukała włosy, i siedziała właśnie wygodnie, wcierając olejek w poskręcane pukle, gdy drzwi od łazienki otworzyły się nagle, a w wejściu stanął Gadriel.
        Rakel pisnęła i z chlupotem zanurzyła się w wodzie aż po samą szyję.
        - WYNOCHA! – krzyknęła odruchowo, ale z lękiem w głosie, drugi oddech biorąc dopiero, gdy drzwi się zamknęły.
        Nawet nie słyszała o co pytał. Serce waliło jej opętane i wciąż wytrzeszczała oczy, próbując ogarnąć umysłem, co się właśnie stało. Nie słyszała, żeby pukał i nie słyszała kroków. Ale jak, na litość, można tak po prostu wparować komuś do łazienki?! Przecież to już nie jest kwestia tego, czy to Alarania czy Otchłań, zasada była uniwersalna.
        I ledwo Rakel opanowała strach, zaczęła się irytować, wygrażając bezczelnemu demonowi pod nosem. Tyle z relaksu. Nasłuchiwała chwilę, zanim wyszła z wanny, ale niczego nie usłyszała. Nawet nie wiedziała, czy Gadriel czeka za drzwiami, czy w ogóle już poszedł w diabły. Zaklęła, wychodząc ostrożnie z balii i od razu owinęła się ręcznikiem. Wytarła się i wycisnęła z włosów nadmiar wody, rozczesując je starannie. Opróżniła i przetarła wannę i rozwiesiła ręcznik na jej rancie, po czym ubrała się szybko, żeby nie kusić losu. Woda z włosów moczyła odsłonięte ramiona i plecy, ale nie miała teraz głowy do dokładniejszego suszenia.
        Wyszła z łazienki i zachłysnęła się krótko, stając jak wryta na widok rozwalonego na łóżku bruneta. Barwne oczy szybko zaczęły rzucać gromy.
        - Czy ty możesz, chociaż na chwilę, przestać być wobec mnie takim bezczelnym dupkiem? – syknęła wściekle. – Trochę prywatności, na los – mruknęła już pod nosem, bo nie wierzyła, by demonowi trzeba było tłumaczyć, że nie wchodzi się ludziom do łazienki. On sobie doskonale z tego zdawał sprawę, po prostu miał to w dupie, a ją traktował jak kogoś, wobec kogo nie warto stosować się do powszechnie uznanych zasad. A to ją drażniło.
        Drzwi zostawiła otwarte, żeby się trochę przewietrzyło, ale miała wielką ochotę czymś teraz trzasnąć.
        - Nie, nie widziałam go i nie rozmawiałam z nim – odparła w końcu i spojrzała w stronę otwierających się drzwi. Palugh zamarł zaskoczony w progu, a ona westchnęła, podążając za jego spojrzeniem. Nawet nie miała siły wyjaśniać.
        - Dziękuję, Palugh – powiedziała tylko i spojrzała spode łba na spławiającego domownika Gadriela. Gdy jednak przeniosła wzrok na kota, ten spoglądał na nią wyczekująco. Skinęła delikatnie głową i dopiero wtedy demon zniknął, odgrażając się jeszcze szlachcicowi, na co uśmiechnęła się pod nosem. Niestety nemorianin znów o sobie przypomniał.
        Nie mając większego wyboru skierowała się do łóżka i przysiadła na nim, podwijając pod siebie jedną nogę i biorąc ze stolika talerz ze śniadaniem. Przypieczone kromki chleba pachniały wręcz rajsko, a roztapiające się na nich masło było najlepszą zachętą. Nabrała kawałkiem tosta trochę dżemu i zaczęła jeść, jednocześnie spoglądając na Gadriela niezadowolonym wzrokiem. „Skup się”, że też naprawdę. Przeżuwała powoli śniadanie słuchając słów demona i zwalniając z każdym jego słowem. Kęs ledwie przeszedł jej przez gardło.
        Odchrząknęła, odkładając chleb na talerzyk i otrzepała powoli palce, na życzenie Gadriela naprawdę się zastanawiając. Sądząc po jego zachowaniu, raczej nie spławi go byle odpowiedzią i będzie musiała być szczera; zorientuje się, jeśli będzie kłamała. Lucien zaś zawsze przestrzegał przed taką szczerością. I co miała zrobić? A co ciekawsze, co naprawdę myślała?
        - Nie wiem – odpowiedziała w końcu cicho i odchrząknęła, spoglądając na bruneta. Spojrzenie miała zagubione. – Wiem, że postara się wrócić, ale niczego mi nie obiecywał ani o niczym nie zapewniał. Myślę, że sam nie był niczego pewien – powiedziała nadzwyczaj szczerze, zaskakując nawet samą siebie. I martwiąc się nieustannie czy nie utrudni czegoś Lucienowi.
        Słysząc, że Gadriel wznawia rozmowę, wróciła do śniadania, zerkając na niego pomiędzy kęsami. Jęknęła pod nosem, słysząc o przyjęciu urodzinowym.
        - Czy ja też muszę tam być? – zapytała, krzywiąc się lekko. Fakt, że demon nazwał Scarlett „małą harpią” świadczył o tym, że ewidentnie też za nią nie przepadał, i że przynajmniej mogła go o coś takiego zapytać.
        Poza tym dalej słuchała uprzejmie jego narzekania, kończąc śniadanie i popijając herbatą. Usiadła wygodniej na łóżku, krzyżując przy sobie bose stopy i opierając na nich czasem kubek. Słuchanie o ślubie zaczynało ją fizycznie boleć. Czemu ona musi tutaj być?
        - Rozumiem – odpowiedziała, gdy na nią spojrzał. – Pewnie niewiele cię to obchodzi, ale ja wtedy też – mruknęła ciszej, zanurzając usta i wzrok w herbacie.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Gadriel prychnął pod nosem i wyszedł z łazienki jakby nigdy nic, gdy według niego dziewczyna narobiła rabanu jakby dramat jakiś się stał. Po minie demona oczywiście od razu dało się wyczytać, że ani nie poczuwał się do winy, ani nie rozumiał o co było tyle hałasu, a wręcz, że zajście go bawiło. Chociaż co do ostatniego, Gadriel dość często wyglądał na złośliwie, bezczelnie rozbawionego, więc ciężko było uznać jego minę za wyznacznik.
        Rozsiadł się w pokoju, czekając aż dziewczyna raczy wyjść z łazienki, żeby wreszcie otrzymać oczekiwane informacje. Nie przestraszył się złowrogiego spojrzenia, a uśmieszek wykrzywił usta bruneta, gdy określono go dupkiem.
        - Nie czuj się aż tak wyróżniona, to cały mój urok - prychnął bezczelnie, ignorując wzmiankę o prywatności. Z grzeczności traktował dziewczynę jak gościa, a przecież mógł jak zakładnika. Czy zakładnicy mieli jakiekolwiek prawa? A ta się bulwersowała, że sprawdził czy jest w pokoju.
        W międzyczasie przeszkodził im co prawda domownik Luciena, co dla Gadriela z jednej strony było wskazówka dającą nadzieję, z drugiej mogło być równie niediagnostyczne jak mimika średniego z braci. Dopiero gdy nareszcie pozbył się pośledniego demona, mógł ponownie przejść do swojego pytania. Dość istotnego, bądź co bądź miało mu ono chociaż orientacyjnie odpowiedzieć na pytanie czy trzymanie Rakel miało jakąkolwiek przyszłość. Przyglądał się jedzącej dziewczynie, przechodząc wreszcie do sedna.
        Nie trudno się domyślić, że odpowiedź nie wzbudziła w Gadrielu radości. Demon zmarszczył lekko brwi, a uśmiech zniknął z twarzy. Cudownie. Czyli wcale nie miał pewności, że fatyga w ogóle miała sens. Ponownie nie pomogły mu zapewnienia Luciena, które brunetka przekazała. Czyli wiedzieli mniej więcej tyle samo - Lucien coś powiedział, zero poręczenia.
        Co gdyby jednak się nie pojawił? Powinien Rakel wypuścić i odstawić do domu, bo jeśli nie była osobą całkiem niewinną zamieszania, to przecież nie była mu już też potrzebna… Rozsądnym byłoby również ukaranie dziewczyny, dla przykładu i pamięci, żeby nikt nie pomyślał, że rzucał słowa na wiatr. Równie dobrze mógłby ją zostawić nie robiąc nic. Zero zachodu, bez zawracania sobie głowy. Dla każdego z rozwiązań potrafił znaleźć uzasadnienie. Z rozważań wyrwał go jej głos.
        - Pytaj świętującą nie mnie, ale skoro jesteś oficjalnym gościem, raczej nie czekałbym pominięcia - odpowiedział od niechcenia wzruszając ramionami. Zbystrzał dopiero po następnych słowach Rakel. Ciekawe czy wiedziała jak bardzo miała rację… Westchnął marudnie. Za powiernika właśnie służyła mu ludzka dziewczyna. Żenujące. Wstał z łóżka, zerkając na brunetkę z góry.
        - Najadłaś się? - mruknął jak zwykle lekko kpiąco.
        - To zbieraj się. Do wieczora trochę czasu, a nie zamierzam tu siedzieć i czekać aż dostanę pierdolca gdy wszyscy podniecają się tym kretyńskim ślubem, urodzinami i całym towarzyszącym gównem. Chyba, że wolisz zostać w komnacie? - dodał bez większych emocji, zerkając na Czarnulkę niemal przez ramię.

        Gadriel zaprowadził ich do stajni. Ale całe przygotowania do jazdy wyglądały zupełnie odmiennie od dnia, w którym byli na przejażdżce z Lucienem. Stajenni bez pytania przyprowadzili dwa osiodłane konie. Nie odbyła się żadna wymiana zdań z demonem. Jedynie jeden z nich przytrzymał Rakel wierzchowca, oferując pomoc w znalezieniu się w siodle. Jazda również nie przypominała tej ze starszym z braci - ledwie opuścili podjazd, a Gadriel rzucił krótkie “Tylko nie zleć” i już spinał konia do galopu.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Rakel trudno było coś przełknąć w obecności Gadriela. Był spokojny i nie zachowywał się agresywnie, ale wciąż mu nie ufała i bała się jego nieprzewidywalności. Z każdą kolejną chwilą oswajała się jednak z jego towarzystwem, zamiast lęku odczuwając zwykłe niezadowolenie i niechęć. Demon drażnił ją swoją postawą i zachowaniem. Nie podobały jej się te wredne uśmieszki, ale z czasem okazało się, że woli już to, niż jawnie niezadowolone oblicze, gdy przyznała, że sama nie jest pewna, czy Lucien wróci.
        Mówiła prawdę. On niczego jej nie obiecywał, a Rakel nie była niczego pewna, nie mogła być. Wierzyła jednak w to, że jeszcze go zobaczy. Nie wiedziała w jakich okolicznościach, ale to nie mogło się w ten sposób skończyć. Z nią tutaj, na pastwę nemorian. Chyba by jej tu nie zostawił? A wiedział przecież, że tutaj jest, od Palugha. I właściwie domownik przekazał jej później, że Lucien powiedział, że nie może jeszcze wrócić, a więc zamierzał pojawić się w domu. To dobrze. I dobrze zrobiła, uprzedzając go. Nie zmieniało to jednak faktu, że do tego czasu Rakel znajdowała się w naprawdę nieciekawej sytuacji.
        Zmiana tematu na urodziny Scarlett niewiele pomogła. Pytanie zadała z nadzieją, jednocześnie w pełni licząc się z odpowiedzią, którą otrzymała. Kpiący komentarz, by upewniła się u jubilatki, Rakel zbyła milczeniem, starając się zbyt często nie prychać, bo chociaż Gadriel wybitnie ją irytował, to niestety nie chciała, by działało to też w drugą stronę. Skrzywiła się tylko na wieść, że raczej nie ma co liczyć na spokojny wieczór w pokoju. Może nie czuła się w nim pewnie i bezpiecznie, ale na pewno bardziej niż na przyjęciu wśród demonów.
        Kończyła herbatę, gdy Gadriel wstawał z łóżka, ale ociągała się nieco, wciąż obejmując kubek i czekając aż demon wyjdzie. Ten jednak zatrzymał się przy niej, spoglądając na nią z góry i zaskakując pytaniem. Pokiwała głową, unosząc zaraz brwi ze zdziwienia, gdy usłyszała spokojne ale zdecydowane „zbieraj się”. Gdzie niby? Z niedowierzaniem słuchała reszty zdania, zastanawiając się, co demon knuje. Jakoś nie paliło jej się do spędzania z nim większej ilości czasu. Z drugiej strony, gdy zapytał czy woli tu zostać, a w domyśle – czy woli zostać tu sama, Rakel szybko zrewidowała pogląd. W posiadłości i tak wszyscy byli jej nieprzyjaźni, a Gadriel przynajmniej obiecał jej względne bezpieczeństwo. Nie wierzyła mu bezkrytycznie, ale to i tak było więcej niż mogłaby liczyć ze strony Felicity, gdyby ta postanowiła ją odnaleźć, czy Sheitana, nie daj losie. Odstawiła kubek, wciągając szybko buty (sztylet wciąż skrywała w uchwycie w cholewie) i ruszyła za demonem, który zdążył już strzelić kolejną minę. Co za maruda.
        Ruszyła za Gadrielem korytarzem, tym razem nie zdradzając się ze stukotem obcasów. Miękka podeszwa bezgłośnie odbijała się od marmurów, gdy dziewczyna musiała nieco przyspieszyć kroku, by nadążyć za wyciągającym nogi demonem.
        - Gdzie idziemy? – zapytała w końcu, ale złośliwiec tylko spojrzał na nią znad ramienia i odwrócił się znów w stronę korytarza, nie odpowiadając. Rakel wywróciła oczami, powstrzymując się od ciężkiego westchnięcia i podążyła za demonem.
        Dopiero w połowie drogi rozpoznała tę część posiadłości, w której była ostatnio, a gdy wyszli na zewnątrz, po pierwszym zakręcie zorientowała się, że kierują się do stajni. Nie wiedziała, co o tym myśleć, więc wciąż milczała, rozglądając się z zainteresowaniem i zastanawiając się czy w razie czego dałaby radę uciec i gdzie by zajechała. Wątpliwe by z Otchłani kursowała jakaś międzywymiarowa karawana na Łuskę.
        Obserwowała Gadriela kątem oka, jednocześnie splatając szybko włosy w warkocz i przekładając go sobie przez ramie do przodu. I tak będzie musiała się drugi raz umyć, żeby nie waliła koniem na tych przeklętych urodzinach, ale to nie znaczyło, że teraz też musi wyglądać jak strach na wróble. Podchodząc do przydzielonego jej konia, podziękowała stajennemu za podstawienie niewielkiego stołka, by mogła się wspiąć na wysokiego wierzchowca.
        Nie miała wiele czasu na wyregulowanie strzemion, nim demon opuścił konno stajnie, a ona pospieszyła za nim. Nie zdążyła też nawet pomyśleć o zapytaniu w końcu dokąd zmierzają, gdy brunet rzucił jej przez ramię kąśliwą uwagę i niespodziewanie spiął konia do galopu. Rakel dopiero wtedy zaklęła szpetnie pod nosem i ruszyła za nim.
        Dorian jej mówił, że zawsze należy rozstępować konia, żeby się rozgrzał. Ona wykorzystywała też ten czas na właściwie usadzenie się w siodle, poprawę strzemion i może popręgu. Poza tym sama potrzebowała chwili, by się przyzwyczaić do siadu i prowadzenia wierzchowca; nie jeździła zbyt często. Teraz musiała gonić galopem za demonem, który coraz bardziej się oddalał.
        Chwilę musiała ścigać jeźdźca przed nią, a ten jakby złośliwie przyspieszał. Gdy w końcu udało jej się siąść na ogonie gadrielowego karosza ścieżka była na tyle wąska, że i tak galopowali jedno za drugim. Rakel próbowała się rozluźnić, ale nie czuła się pewnie od razu w takim tempie i w ogóle w towarzystwie demona. Koń oczywiście wyczuwał jej nerwowość i zarzucał łbem, próbując odebrać dziewczynie wodze.
        - Zapomnij – mruknęła, po raz kolejny prostując wierzchowca, który najchętniej wepchnąłby się w kolczasty (i niezbyt żywy) żywopłot, ciągnący się jeszcze aleją od posiadłości, żeby biec obok drugiego zwierzęcia. Ogiera jej dali, czy co?
        Po chwili wyjechali na otwartą przestrzeń, a niedługo później minęli miejsce, w którym ostatnio schodzili z Lucienem ze ścieżki i Rakel odetchnęła spokojniej, rozluźniając się. Wszystko będzie dobrze. Ścieżka powoli rozszerzała się, zakręcając wzdłuż wąwozu i ciągnąc się wzdłuż jego krawędzi. Dziewczyna oswoiła się z sytuacją na tyle, by galopować już w zapomnieniu i teraz irytować się zachowaniem demona. W końcu nie wytrzymała i wyrównała z nim tempo. To dopiero sprawiło, że Gadriel zwolnił do kłusa, a ona chętnie poszła w jego ślady.
        Mimo wczesnej pory, na niebie nie było słońca. Rakel zadarła głowę, spoglądając na kłębiące się nad nimi szare chmury, które w ani jednym miejscu nie bledły, sugerując skrywające się za nimi promienie słońca. Jakby go w ogóle nie było. Ciekawe czy tu pada. Świeżej zieleni nie było nigdzie w zasięgu wzroku. Tylko przesuszone badyle i rośliny przypominające kaktusy, ale bez kolców. Te potrafiły rosnąć dzielnie nawet na fragmentach skał, wynurzających się spoza czarnego piasku.
        - Gdzie jedziemy? – Rakel odważyła się w końcu na pytanie. Demon dał jej wcześniej do zrozumienia, że zamierza wrócić do wieczora, ale naprawdę nie wiedziała, czemu teraz zabierał ja ze sobą. Jakoś jednak nie chciała o to pytać.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Szukanie chwilowego zapomnienia w szalonym galopie nie było pewnie zbyt odkrywczym sposobem ani pomysłem. Pewnie Gadriela nie ucieszyłoby takie podsumowanie jego sposobu na odreagowanie, ale z pewnością jeszcze mniej byłby rad, gdyby porównać taki sposób działania do postępowania starszego brata. Chociaż może winę ponosiło nie powinowactwo a raczej skromny wachlarz możliwości dostępny dla nudzącej się szlachty. W każdym razie, mężczyzn łączyła kolejna rzecz, prawdopodobnie nigdy nie uświadomiona sobie nawzajem. Mianowicie szukanie sposobu na kłopoty i troski w cwale.
        I przecież wcale nie zabierał Rakel dla towarzystwa. To było działanie w pełni wyrachowane i wkalkulowane w plan. Bezpieczniej było dziewczynę mieć przy sobie niż zostawić ją na zbyt długo w posiadłości pod swoją nieobecność. Zbyt wiele rzeczy mogło się skomplikować i pójść zupełnie nie po jego myśli, tym bardziej, że po pierwsze nikt nie został wdrożony w plan asekuracji za pomocą brunetki. Po drugie, tym bardziej wtedy nikomu by nie zaufał, ponieważ szczerze wątpił by matka raczyła stanąć po jego stronie skoro do tej pory regularnie go pogrążała zamiast pomagać. A Sheitanowi nigdy nie przypisałby krzty dobrej woli czy solidarności. Przy nim zaś Rakel była bezpieczna. Przynajmniej dopóki nie uznał inaczej. Szybkiego galopu w terenie demon jakoś nie zaliczał do grupy niebezpieczeństw.
        Po krótkiej rozgrzewce Gadriel złapał wreszcie oddech, myśli zdawały się wreszcie przestawać buzować jak w podgrzanym tyglu, co oczywiście wcale nie oznaczało żeby nemorianin czuł się lepiej i wiedział więcej. Ale przynajmniej trochę ochłonął. Zwolnił do kłusa i zerknął na jadącą obok dziewczynę.
        - Przed siebie…? - mruknął na wpół odpowiadając na wpół pytając, by po kolejnym uderzeniu serca, niechętnie, ale demon uznał, że dziewczyna nie do końca była winna zachowania Luciena, i że nie ona była przyczyną pieprzonego ślubu.
Brunet westchnął cicho i spojrzał na Rakel nieco łagodniej. Przestał anglezować, siadając głębiej w siodle. Wodze przełożył do jednej ręki, drugą oparł sobie o biodro jak przystało aroganckiemu szlachetce i zaczął prowadzić konia w większym zebraniu.
        - Jak najdalej od tego szaleństwa, które najpewniej zaraz zacznie się rozgrywać o ile już nie trwa - odpowiedział wciąż niezbyt prosto, spoglądając na drogę przed nimi. Dopiero wtedy przeszedł do dalszych wyjaśnień.
        - Wyobraź sobie co dzieje się w domu, skoro dzisiaj harpia kończy szesnaście lat, ma być wielkie przyjęcie w przeddzień ślubu, a przyszłego pana młodego, osoby, która powinna cieszyć się najbardziej, podarować najładniejszy prezent i dzięki której siksa zamierza pławić się w chwale, wciąż nie ma… - demon zasnuł sugestywnie.
        - Przecież tam się rozpęta piekło - mruknął niechętnie, po chwili zjeżdżając w boczną odnogę drogi. Pustkowie niewiele się zmieniło, ale nawierzchnia ścieżki już jak najbardziej. Po chwili w pylistym powietrzu zamajaczyła ciemna ściana lasu.
        - Nie chcę być pod ręką kiedy zacznie się ta gównoburza. Nie martw się, zapewne wystarczająco dużo zostanie nam zaserwowane podczas przyjęcia, ale przynajmniej zołzy będą musiały się hamować. Przy gościach wiele rzeczy nie wypada - dokończył zatrzymując konia na skraju stromego zjazdu ze skarpy. W dole zaczynał się nieprzyjazny, ciemny bór.
        - Objedziemy puszczę. Akurat zajmie nam to dostatecznie dużo czasu, żeby wrócić na styk i mieć wolnego czasu jedynie na przygotowania - wytłumaczył zjeżdżając w dół.
        Szybko ze zwykłej szarości standardowo panującej wokół, jeźdźców otoczył półmrok charakterystyczny dla pradawnych, gęstych lasów. Tutaj jednak nie było słońca, które mogłoby próbować przebijać się przez listowie i brakło zielonego poszycia. Przez to otoczenie wyglądało jak z mrocznej wizji malarza, stworzone samym węglem. Szmery rozlegające się w otoczeniu wydawały się nieprzychylne wędrowcom, a niosące się przez las trzaski i skrzypienia co i rusz sprawiały, że konie strzygły uszami i rzucały łbami czując się tu wyraźnie niekomfortowo. Każdy stąpnięcie konia, każdy oddech wierzchowca czy jeźdźca zdawały się brzmieć niemożliwie wręcz głośno. To nie był miejsce w które ruszało się na piknik.
        A mimo to Gadriel zamiast przyspieszać, żeby wyjechać z lasu jak najszybciej, trzymał konia w zebranym wolnym tempie i nie rozglądał się wokół. Na pierwszy rzut oka miał postawę równie nonszalancką jak wcześniej, ale przy uważniejszej obserwacji widać było, że demon teraz siedział prosty jak struna i aż za bardzo się nie rozglądał.
        Po chwili w ciemności błysnął pierwszy komplet żółtych ślepi.
        - Słuchacz - odezwał się cicho do dziewczyny, bardzo powoli wskazując wolną ręką w las, jakby byli na wycieczce krajoznawczej albo w zoo.
- Albo Łowca Dźwięków, jak kto woli. Pojedynczo niegroźne, niezbyt odważne, nie zaatakuje niesprowokowany. Rzadkie zwierzę - tłumaczył niepoważnie spokojnym głosem, akurat gdy zwierz ośmielił się wyjść z zarośli na tyle, żeby dało się dostrzec jego sylwetkę. Ślepka lśniące złowrogo w ciemności okazały się niewielkie i głęboko osadzone w czaszce. To uszy wielkie niczym u nietoperza zajmowały większość miejsca. Nozdrza poruszały się w chudym pysku rytmicznie, co jakiś czas odsłaniając ostre kiełki. Ciałko wielkości średniego psa było raczej poczwarne, o krótkiej szyi osadzonej na kościstej klatce piersiowej, która kończyła się krzywymi kończynami o szponiastych łapach. Potem doszła kolejna para ślepi i następna. Wokół zaczęły wybrzmiewać ciche wizgi i pomruki, a Gadriel rozejrzał się nieco uważniej.
        - Najwyraźniej ostatnio ich trochę przybyło. Galopem - prychnął lekko rozbawiony.
        - Galopem przed siebie! - powtórzył z naciskiem puszczając Rakel o pół końskiej długości przodem.
        - I naprawdę teraz nie zleć - dodał już z pełnoprawnym i bezczelnym śmiechem. Wyraźnie wizja szalonego rajdu leśnymi ostępami rozbawiła demona.
        Rzucili się pędem a pierwsze z drapieżników wyskoczyły na ścieżkę za nimi. Jak na tak nieproporcjonalne stwory, głodne bestie ani myślały zostać w tyle. Konie rwały przed siebie, pokonując zakręty odważnie, motywowane pościgiem. Nie zwolniły nawet przed rozpadliną, która wyrosła przed nimi jak spod ziemi. Przed skokiem demon wjechał za dziewczynę, żeby mieć pewność, że nie zostanie w tyle.
        - Raźno - krzyknął, przeskakując zaraz za Rakel.
        Skok spowolnił bestie na moment, ale te zaraz rozpierzchły się po zaroślach nadkładając drogi szybko dobiegając uciekających jeźdźców. Dopiero odsłonięta przestrzeń, która otworzyła się równie nagle jak wcześniej las się zaczął, zatrzymała pościg, chociaż głodne nawoływania jeszcze przez jakiś czas ścigały galopujących. Gadriel zerknął na dziewczynę, z oczami żywszymi, połyskującymi rozbawieniem.
        - Teraz łatwiej będzie stawić czoła innym bestiom - prychnął niemal śmiechem, gdy wjeżdżali na główny trakt, który z czasem przeszedł w drogę znaną dziewczynie.
        - Przyjęcie odbędzie się u Saide. Przyjdę po ciebie, masz jakieś dwie godziny na przygotowanie się - wytłumaczył powoli wracając do swojej tradycyjnej, mało sympatycznej maniery.
        Tymczasem w posiadłości wrzało. Gadriel nie mylił się ani trochę w swoich oczekiwaniach co do skali niezadowolenia jakie panowało na dworze.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Zabierała się do zagadnięcia demona jak pies do jeża, ale słysząc jego odpowiedź cała jej niepewność uleciała i Rakel przewróciła oczami. Okazuje się, że nawet jeśli kogoś się obawiasz, to jeśli ten ktoś jest jednocześnie dla ciebie niemiły to jakoś łatwiej pokonać lęk. Na przykład wyobrażając sobie, że jego koń napotyka na swojej drodze węża, staje dęba, a szlachcic spada z impetem i rozbija sobie ten głupi pysk. Powstrzymała się jednak od komentarzy, bo wciąż nie chciała go rozdrażnić. Dopiero słysząc lekkie rozwinięcie, spojrzała na Gadriela uważniej.
        - Właściwie to dziwię się, że jeszcze się nie rozpętało – przyznała Rakel. Gdyby Dorian zniknął przed ślubem to… och rany, strach nawet myśleć. Nawet diabły pochowałyby się w piekle, umykając przed rozsierdzoną Niną.
        Tak więc humor jeszcze jej się pogorszył, choć nie myślała, że to jest możliwe. Nie dosyć, że musiała sama iść na nemoriańskie przyjęcie, gdzie będzie znała tylko ludzi, którzy chcą ją wykorzystać i pożreć po fakcie, nie będzie na nim Luciena, to na dokładkę będzie właśnie ona, tylko przypominająca o jego nieobecności. Rakel przez chwilę miała nadzieję, że jedną z rzeczy nieprzystających przy gościach, jest znęcanie się nad proszoną ludzką dziewczyną. Niestety zaraz później przypomniała jej się lucienowa anegdotka o hrabim, która jednocześnie była przyczyną i początkiem tego całego ambarasu, i jakoś ta jej nadzieja zgasła z sykiem. Nagle pomysł Gadriela, by spędzić pół dnia w siodle, uciekając przed obowiązkami, okazał się całkiem niezły, a także przyjemnie znajomy. Powstrzymała się oczywiście od komentarza, posłusznie podążając za demonem.
        Dalej jechali w ciszy, ale nie przeszkadzało jej to. Rozglądała się ciekawie, poznając nową okolicę i wciąż przyzwyczajając się do nietypowej atmosfery tego miejsca. Było w niej coś niepokojącego i drażniącego wyczulone nagle zmysły, a jednocześnie kojącego i jakby… wiecznego. Jakby cała Alarania mogła runąć, a tu nic by się nie zmieniło i nie drgnąłby nawet jeden liść na drzewie. A będąc przy tym…
        Rakel powoli zjeżdżała za Gadrielem, na równi ciesząc się, że ostatnio spędziła sporo czasu w siodle i jest to dla niej tylko trochę wymagające, jak również, że jej wierzchowiec przyzwyczaił się do bycia drugim i posłusznie podążał za przewodnikiem. Brunetka do tej pory podróżowała lekko zamyślona, ale teraz skupiła się uważnie na otoczeniu, przyglądając podejrzliwie zacieśniającemu się wokół nich borowi. Na jej odsłoniętych ramionach i karku wystąpiła gęsia skórka, a Rakel co jakiś czas odwracała się nagle, mając wrażenie, że ktoś ją obserwuje. Nie podobało jej się to.
        Spojrzała na Gadriela i przygryzła dolną wargę, powstrzymując się od cisnącego na usta pytania. Albo prośby. Chciała jak najszybciej opuścić to miejsce, ale nawet będąc lekko zaniepokojoną, nie potrafiła się do tego przyznać na głos. Poza tym zorientowała się, że demon zachowuje się nieco inaczej. Swobodna poza szlachcica zdawała się skamienieć, gdy ten wbijał wzrok prosto przed siebie. Ona dla odmiany wierciła się w siodle, jakby chciała zaraz z niego zeskoczyć, co jej wierzchowiec na nowo przyjął z niezadowolonym tąpnięciem. Błysk żółtych ślepi w ciemnościach zarośli można byłoby przeoczyć, gdyby nie było się w stanie podwyższonej gotowości bojowej.
        - Gadriel... – mruknęła cicho Rakel, nawet nie myśląc, że demon może jej nie usłyszeć. Jak zahipnotyzowana wpatrywała się w nieludzkie, ale też zupełnie niezwierzęce ślepia, śledzące każdy ich ruch.
        Odpowiedź bruneta niespecjalnie ją uspokoiła, ale na chwilę zajęła, gdy słuchała o nowej rasie i jej rzadkim występowaniu. Rozluźniła się też lekko, gdy zwierz postanowił opuścić swoją kryjówkę. Szelest liści jeszcze na moment wzmógł jej napięcie, ale ostateczne ujrzenie nietypowego stwora wydało się ciekawsze niż straszniejsze. Nie pokusiłaby się o stwierdzenie, że zwierzę nie wyglądało groźnie, ale łatwiej o strachy, gdy nie widać zagrożenia. Teraz mając je przed nosem, Rakel wykazywała większe zainteresowanie niż obawę. Oczywiście aż do czasu, gdy wokół pierwszego nietypowego osobnika, zaczęły pojawiać się kolejne, tym samym spełniając ostrzeżenie Gadriela, że przedstawiciele tej rasy są „pojedynczo niegroźne”.
        Pierwsze polecenie demona uszło jej uwadze, gdy skupiała się na obserwowaniu wszystkich Słuchaczy jednocześnie; bała się, że gdy spuści jakiegoś z oczu, ten zaraz skoczy na nią z tyłu. Dodatkowo rozbawiony ton szlachcica niespecjalnie pasował do okoliczności. Dopiero głośniejszy nakaz sprawił, że Rakel otrząsnęła się z amoku i w momencie spięła konia do galopu. Temu zaś dwa razy nie trzeba było powtarzać i karosz rzucił się do ucieczki, gdy tylko poczuł luz na wodzach.
        Pędziła w tym tempie wiele razy, ale na wprost i dla własnej rozrywki, a nie klucząc pomiędzy drzewami i co chwila oglądając się za siebie. Żeby dodatkowo namieszać w jej głowie, widziała wtedy ścigające ich bestie i śmiejącego się Gadriela. No świr. Rakel przyległa niemal do końskiej szyi, by uniknąć zwisających nisko gałęzi i zaczęła prostować się niepewnie dopiero, gdy zobaczyła, że kończy jej się ziemia. To nie był dobry moment, żeby mówić Gadrielowi, że nigdy nie skakała przez przeszkodę większą niż obalony konar.
        Poza tym jej wierzchowiec miał w głębokim poważaniu jeździeckie umiejętności dziewczyny, tudzież ich brak. Wybił się silnie z tylnych nóg, wyciągając przed siebie szyję, a razem z nią ręce dziewczyny, wciąż trzymające silnie wodze. Gdyby nie to, że akurat miał na ogonie kilka potworów przed obiadem, pewnie zaryłby kopytami przed uskokiem, spoglądając, jak jego jeździec przelatuje mu nad głową. Teraz jednak nie czas na udowadnianie, kto tu rządzi, trzeba pilnować swojego ogona.
        Wypadli na otwartą przestrzeń, jeszcze przez chwilę pędząc na złamanie karku, nim powoli zwolnili konie, które chętnie zwiesiły głowy. Rakel obejrzała się, czy aby na pewno nic ich już nie goni, a później odwróciła się w stronę Gadriela tak szybko, że aż strzeliło jej w karku. Przez moment przyglądała mu się zdyszana, niedowierzając temu rozbawieniu i diagnozując w głowie demona, nim w końcu powróciła jego znajoma, zmanierowana mina. To było już normalniejsze. Poza tym Rakel nie miała pojęcia, że odkąd niebezpieczeństwo zostało zażegnane, sama też się lekko uśmiechała.

        Gadriel odprowadził ją do komnaty, ruszając zaraz dalej, a Rakel z ulgą weszła do cichego wnętrza. Wciąż lekko roztrzęsiona po minionej przygodzie, chętnie skierowała się do łazienki, by zanurzyć w ciepłej kąpieli. Siedziała tam o wiele dłużej niż powinna, zbierając się do kupy, a dopiero później zmywając z siebie zapach koni i strachu. Gdy wychodziła z wody, czuła się już o wiele lepiej, ale na myśl, że ma zaraz stawić się na przyjęciu, wolałaby jeszcze raz spróbować swoich sił w ucieczce przed Słuchaczami. One przynajmniej nie kryły swoich zamiarów.
        - Matko kochana! – sapnęła wystraszona Rakel, opierając się ręką o framugę drzwi. Dostanie dzisiaj zawału, jak nic.
        Stojąca w jej pokoju obca demonica drgnęła lekko i skłoniła się natychmiast, przerywając swoje zajęcie. Układała właśnie na łóżku trzecią suknię.
        - Przepraszam panienko, nie chciałam panienki wystraszyć. Panicz Gadriel prosił, bym pomogła panience się przygotować.
        Rakel szczerze wątpiła, by Gadriel o cokolwiek kogokolwiek prosił, ale powstrzymała się od komentarza, wciąż lekko wstrząśnięta. Przez te cholerne demony zaraz się nabawi nadciśnienia. Zamiast tego podeszła bliżej, owijając się ciaśniej ręcznikiem i zerkając na sukienki.
        - Będą pasowały? – zapytała możliwie bezosobowo, nie wiedząc jak się zwracać do obcej… pokojówki, chyba.
        - Panicz Gadriel podał mi panienki wymiary – odparła spokojnie demonica, nie dostrzegając na szczęście spojrzenia Rakel, które w tej chwili zmieniłoby pożar lasu w jeden wielki sopel lodu. Niech licho porwie tego bezczelnego demona.
        W końcu dziewczyna westchnęła cicho, przyglądając się sukniom na łóżku. Faktycznie wydawało się, że mogą pasować. Poza kolorami, które były tak wyraźne, że nie było szans, by zlała się z tłumem na przyjęciu. Albo chociaż ze ścianą. Jedna suknia była krwiście czerwona, druga połyskująco fioletowa, a trzecia intensywnie malinowa.
        - Panicz Gadriel sugerował…
        - Poproszę tę malinową – przerwała jej szybko Rakel, nim kobieta zepsuje jej nawet tą iluzję wyboru, którą posiadała.
        Udało jej się przebrać w bieliznę w łazience, ale później musiała już wyjść z powrotem do demonicy, która nalegała, by dosłownie ubrać dziewczynę. Rakel pomocy potrzebowałaby właściwie tylko przy związaniu gorsetu, ale nie chciała się kłócić z kobietą. Sukienka nawet jej się podobała. Koronkowy gorset z dekoltem w serduszko wspierał się dodatkowo na cienkich jak sznureczki ramiączkach. Sięgał zaledwie kawałek poniżej biustu, a mimo to tiulowa spódnica opadała dalej prosto po szczupłym brzuchu dziewczyny. Gdyby nie bogaty materiał i kolor Rakel nazwałaby sukienkę delikatną, ale tak czy siak była bardzo lekka i naprawdę ładna. I znów, zupełnie nie wystawna, gdyby nie błyszczące drobinki pochowane w koronkach gorsu.
        - Leży jak ulał – uznała z zadowoleniem demonica.
        - Tak, to niepokojące – mruknęła pod nosem Rakel, milknąc w momencie, w którym dałaby sobie rękę uciąć, że pokojówka dosłownie zastrzygła uchem.
        Później, nawet nie pytając się już Rakel o pozwolenie czy podjęcie decyzji, demonica przeczesała jej włosy i natarła końcówki olejkiem. Zebrała dwa luźne pasma z boków głowy dziewczyny i spięła je z tyłu srebrną spinką. Pozostałe pukle zostały rozpuszczone, układając się na odsłoniętych ramionach. Jedno pasemko wymknęło się też z upięcia, opadając na policzek brunetki, ale zostawiła go tam, źle się czując, aż tak uczesaną. Jednak nie zazdrościła już tak bardzo Scarlett jej fryzury.
        Demonica, widząc że jej praca jest skończona, dygnęła krótko, zabrała pozostałe dwie suknie i wyszła, bezszelestnie zamykając za sobą drzwi. Rakel odprowadziła ją wzrokiem, wracając później do swojego odbicia w lustrze, żeby poprawić nieco sukienkę, już poza czujnym spojrzeniem pokojówki.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Demon rozstał się z Rakel bez jednego zbędnego słowa. Zwyczajnie odprowadził dziewczynę do komnaty. Wcześniej poinformował kiedy się zjawi i teraz nie widział potrzeby dodawania niczego więcej. Chwilowo skupił się na dotarciu do swojej komnaty przez nikogo niezauważony. Jeszcze mu było potrzeba wymówek przed cyrkiem.
        Pokojówkę przysłał jak zawsze przez swoją przekorną naturę. Po pierwsze wątpił by dziewczyna była przygotowana na dwa przyjęcia skoro mowa była o zaręczynach, weselu, ślubie czy czym tam właściwie miał być ten sąd ostateczny. Nikt nie wspomniał o urodzinach. A że brunetka co jak co, ale szpetna nie była, przecież mogła zaprezentować się jakoś bardziej twarzowo. Tak na przykład, żeby wkurzyć Scarlett nieco bardziej. I pomyślałby kto, że chwilę temu Gadriel narzekał na piekło które miało się rozpętać, a teraz sam dolewał do ognia oliwy. Częściowo też demon był świadomy, że Rakel raczej się nie ucieszy, gdy ktoś podeśle jej suknie, więc to było kolejnym powodem skierowania do dziewczyny pokojówki wraz z garderobą. Ważne też było, żeby dać Lucienowi dodatkową motywację, gdyby jednak raczył się pojawić, a korzystnie wyglądająca brunetka mogła być skuteczniejszym argumentem niż brunetka codzienna, przynajmniej tak koncypował Gadriel.
        Sam również, czy chciał czy nie, musiał odpowiednio się przygotować. Bardziej odświętny strój, chociaż tym razem, w formie uczczenia nadchodzącej farsy, wyjątkowo chętnie poszedłby w ślady niepokornego brata, chociażby, żeby zrobić na złość Felicity i Bealowi. Na wyimaginowanym buncie jednak się skończyło. Średni z braci i tak czuł się na przegranej pozycji i domyślał się, że prędzej czy później dostanie rykoszetem za dezercję Luciena. Dlatego zrezygnował z podawania oprawcom gwoździ do swojej trumny.
        Zjawił się przed sypialnią Rakel, w pełni gotowy, w eleganckim surducie, spodniach prasowanych w kant i koszuli z wysokim kołnierzykiem, który wieńczył pasujący do całości fular. Zapukał, ale o dziwo wyjątkowo zaczekał, aż Rakel otworzy drzwi. Przyjrzał się dziewczynie z uśmieszkiem i zaoferował swoje ramię, czekając aż brunetka stanie u jego boku.
        - Wolałbym cię w czerwonej, chociaż z drugiej strony to chyba nie był najlepszy pomysł, tym uważniej będę musiał pilnować cię przed Sheiem - prychnął, co chyba ubrane w normalne słowa, byłoby komplementem.
        Zeszli do holu, gdzie już czekał przygotowany portal, który wystarczyło otworzyć, ale nikogo nie było widać w pobliżu. Jak się okazało tchnienie później, dlatego, że wszyscy już zdążyli się zgromadzić w sali balowej. Już na pierwszy rzut oka dało się zauważyć, że przenieśli się do zupełnie innej posiadłości. Wykończeniom nie brakowało przepychu, ale był on utrzymany w zupełnie innej, można by powiedzieć mniej oszczędnej formie niż dwór d'Notte. Schody czy kolumny były znacznie bardziej bogato wykończone. Marmury zamiast jasnych, klasycznych, były silniej wybarwione oscylując w okolicach chłodnych różów albo bieli poprzecinanej silnie bordowymi żyłami, na myśl przynosząc wysoką cenę jaką z pewnością należało zapłacić za nietuzinkowy i rzadki kamień. Wokół nie brakowało też obrazów i rzeźb podkreślających na każdym kroku przepych z jakim urządzono mały pałac.
        Pojawili się jako ostatni. Muzyka już grała. Służba kręciła się wokół podając alkohole. Saide rozmawiał z Bealem i kilkoma innymi szlachcicami, podczas gdy Scarlett wiła się w centrum żeńskiej uwagi. Ubrana była w szkarłatną, atłasową suknię. Liczne drapowania spódnicy podtrzymywały szlachetne kamienie, z daleka wyglądających na mieszankę diamentów i rubinów, które sprawiały, że kreacja skrzyła się w świetle świec niczym nocne niebo. Soczyście wyszywany srebrnymi nićmi i wszywanymi we wzór klejnotami gorset odpowiadał dołowi kreacji. Całkowicie pozbawiony ramiączek eksponował ramiona nemorianki, podczas gdy diamentowa kolia podkreślała jej szyję.W całości oczywiście nie brakowało odpowiednich kolczyków, wytwornie spiętych loków oraz tiary wieńczącej zupełnie nieskromną osóbkę.
        Na pierwszy rzut oka Scarlett wyglądała na rozanielona adekwatnie do sytuacji, ale mogąc bezkarnie obserwować ją z boku, dało się dostrzec, że co jakiś czas rzuca po sali na wpół rozeźlone na wpół wystraszone spojrzenie.
        - Świeci się jak kula wróżbity - Gadriel skomentował złośliwie i spojrzał na Rakel.
        - Widzisz jaką ładną konkurencją byś była gdybyś wybrała czerwoną… - zagaił uszczypliwie (każdy przecież wiedział jak bardzo kobiety irytowały podobne kreacje), prowadząc ich w możliwie ustronne okolice. Po drodze liczył załapać się na drinka, bo równie podstawową prawdą był fakt, że nie uchodziło podobnych imprez odbywać w pełni na trzeźwo. Nim jednak udało się Gadrielowi osiągnąć chociaż część założeń, wpierw odnalazł ich wzrok Felicity. Demonica przyszpiliła Rakel i syna jadowitymi źrenicami, wpatrując się w potomka spojrzeniem wymownym i plasującym się ponad podziałami językowymi, które jasno pytało czemu tak się guzdrali. Zaraz potem dopadł ich wzrok Scarlett. Młódka naraz zbystrzała, dokończyła rozmowę i przyszeleściła się wraz ze swoimi rozbłyskami prosto do Rakel i szlachcica.
        - Jak się cieszę, moja droga, że przybyłaś - zaświergotała, nieodmiennie chwytając dłonie Rakel .
        - Ale liczyłam, że razem ze swoja przyjaciółką pojawi się też zaginiony pan młody - nuciła dalej, intensywnie wpatrując się w brunetkę.
        - Może chociaż wiesz gdzie Lucien się zapodział? Dłuższe zwlekanie z jego strony jest co najmniej nietaktowne - kontynuowała przepytywania, sięgając po kieliszek szampana, który niósł kelner.
        Rozrywki i urozmaiceń byłoby nie dość, gdyby zaraz nie zjawiło się trochę więcej towarzystwa. Do Scarlett i siłą rzeczy jej nowej obcej tutejszym, znajomej przypełzły zupełnie Rakel nieznane, trzy nemoriańskie szlachcianki.
        - Moja droga, przedstawisz nam swoją koleżankę? - zagaiła jedna z nich. W tym czasie Gadriel puścił Rakel oko, gdy żadna z kobietek nie mogła tego zauważyć i uskutecznił taktyczny odwrót, ostentacyjnie pozostawiając brunetkę na pożarcie.
        Sam skrył się pod ścianą w kącie, z upragnionym drinkiem, z daleka od wzroku Beala. Przydało się to niezmiernie, szczególnie w momencie, w którym ogłoszono pierwszy taniec debiutantki, który oczywiście powinna odbyć ze swoim partnerem. Tym samym partnerem, który oczywiście się nie stawił. Na moment zapadła niezręczna cisza. Potem Beal szarmancko wybrnął z sytuacji samemu prosząc Scarlett do tańca. Gadriel nawet bał się myśleć, jaki smród będzie w domu. Cała zgromadzona tu część Otchłani właśnie zyskała kolejny smakowity temat do plotek, niestety takich, które nie mogły być po myśli seniora rodu. Kolejnego drinka postanowił wypić jako toast we własnej intencji. Lepiej, żeby Lucien miał kurewsko dobry plan, bo jak nie, to skala beznadziei dopiero zaczynała do Gadriela docierać.
        W tym czasie Sheitan zdążył już zauważyć Rakel i próbował upolować ją do tańca, bo po pierwszym inauguracyjnym walcu pora przyszła na resztę par.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Pierwsza walka tego wieczoru – ze zdecydowanie zbyt głęboko wciętym dekoltem, przegrana.
        Rakel zostawiła już sukienkę w spokoju i westchnęła ciężko. Gdyby nie to, że już teraz Lucien był w poważnych tarapatach, to już ona by mu dołożyła za to wszystko. Tak naprawdę jednak martwiła się niesłychanie, ciągle wyłamując w zapomnieniu palce i błądząc myślami gdzieś daleko stąd. Dlatego słysząc pukanie do drzwi aż podskoczyła, czując jak serce podeszło jej do gardła. Gdy nikt nie wszedł do pokoju zamarła, wbijając podejrzliwe spojrzenie w drewno i podchodząc po cichu do drzwi. Zawahała się dosłownie ułamek chwili, nim przymknęła oczy i delikatnie sięgnęła zmysłem na korytarz. Emanacja Gadriela była już nie do pomylenia i Rakel otworzyła szybko drzwi, spoglądając podejrzliwie na demona.
        Chciała rzucić jakąś kąśliwą uwagę na temat tego, dlaczego nagle postanowił czekać aż mu się otworzy drzwi, ale po pierwsze nie chciała kusić losu, po drugie demon ubiegł ją w złośliwościach, a po trzecie wyglądał całkiem przystojnie i nie chciała już na niego patrzeć. W milczeniu ujęła podane ramię i ruszyła niepewnie ze szlachcicem, zastanawiając się, co czeka ją w posiadłości Saide. Widząc portal mruknęła coś niechętnie pod nosem, ale przeszła przezeń w miarę godnie, co przydało się, gdy momentalnie znaleźli się w centrum przyjęcia.
        - O rany – mruknęła pod nosem Rakel, wciąż trzymając się Gadriela, mimo że na dobrą sprawę mogłaby już go puścić.
        Nie miała słów. Były tu dziesiątki, jeśli nie setki osób. Wszyscy wysocy, oczywiście, w balowych, bogatych strojach, czarnowłosi i zielonoocy. Jak jakiś chory klub sobowtórów. Momentalnie poczuła na sobie kilka oceniających spojrzeń i zarejestrowała towarzyszące im szepty. Próbowała przyzwyczaić wzrok do panującego wokół przepychu, ale w tej chwili miała problem z rozpoznawaniem sylwetek. Dopiero słysząc komentarz demona, zerknęła na niego i szybko podążyła spojrzeniem do celu kpin, a wtedy musiała pilnować zawiasów w szczęce, żeby jej nie opadła.
        Scarlett wyglądała… intensywnie. Obszernie. Błyszcząco, w istocie. Bajecznie i królewsko. Rakel nawet nie potrafiła powiedzieć, czy ładnie, bo trudno było się skupić na czymkolwiek poza błyskotkami i… błyskotkami. Kolia na szyi szlachcianki odbijała blask świec do tego stopnia, że brunetka zastanawiała się, czy to dziewczyny nie oślepia. Otrząsnęła się dopiero po chwili, znów słysząc głos nad głową.
        - Jasne – prychnęła samokrytycznie, chętnie oddalając się od centrum zamieszania.
        Jeden z kelnerów zawinął przy niej z tacą, ale dziewczyna pokręciła przecząco głową. Gadriel odwrócił się w jego stronę, ale wtedy zatrzymał się, przygwożdżony spojrzeniem matki. Rakel spojrzała szybko w tamtą stronę i o ile zawsze wiedziała, że Felicity to jadowita żmija w pięknym odzieniu, to teraz miała wrażenie, jakby demonica dosłownie odsłoniła kły i strzeliła długim językiem.
        „Rakel, odbija ci”.
        „Tak, trochę tak”.

        A później nadeszła Scarlett. Rakel szybko przywołała na usta uśmiech, starając się po raz kolejny nie wyszarpnąć dłoni.
        - Dziękuję za zaproszenie – odpowiedziała szybko, później starając się utrzymać uśmiech na ustach, gdy Scarlett podjęła temat Luciena.
        - Och… może wciąż szuka idealnego prezentu – rzuciła lekko Rakel, nie mogąc się powstrzymać od żartu, ale zaraz tego pożałowała. Nemorianka spojrzeniem sugerowała, że najchętniej wbiłaby jej teraz widelec w brzuch i przekręciła. Gadriel parsknął śmiechem pod nosem, jeszcze ją pogrążając. Evans odchrząknęła, szybko próbując naprawić błąd.
        - Nie wiem niestety, gdzie jest, wybacz. Obawiam się też, że nic dla ciebie nie mam, nie wiedziałam, że masz urodziny – zmieniła temat, a Scarlett na nowo przybrała słodki uśmieszek.
        - Och, nic nie szkodzi. Twoja obecność jest największym prezentem! – odparła szlachcianka idealnie zapamiętaną formułką i z przygotowanym na tę okazję odmiennym uśmiechem.
        Potem było tylko gorzej.
        Czarodziejka spojrzała na nadchodzące nemorianki w tym samym momencie, gdy Scarlett odwracała się do nich z szelestem, zaś gdy padło klasyczne pytanie, Rakel poczuła jak Gadriel puszcza jej ramię i spojrzała na niego szybko. Na puszczone oczko tylko otworzyła ciut szerzej oczy, ukradkiem łapiąc go za dłoń, by nawet nie myślał jej tu zostawiać. Rozbawiony brunet umknął jednak w tym samym momencie, w którym czwórka szlachcianek obsiadła Rakel niczym szpaki czereśnię.
        - Och, to Rakel, przyjaciółka Luciena.
        - Och, przyjaciółka?
        - Uhm.
        - Uhmmm…
        - To może wiesz, gdzie podziewa się przyszły pan młody?
        - Niestety nie – powiedziała w końcu Rakel, dopuszczona do głosu. Scarlett szybkim świergotem przedstawiła trójkę koleżanek, a te dygały kolejno, nie spuszczając z niej oczu. Że też nie zapytała Luciena nigdy czy nemorianie są jadowici. Spojrzenia zielonych ślepi wwiercały się w nią ciekawsko.
        - Piękna sukienka, Rakel – rzuciła jedna, taksując dziewczynę spojrzeniem mówiącym zupełnie co innego. Brunetka nie miała jednak większego wyboru, jak grać w tę grę.
        - Dziękuję…
        - Skąd jesteś? – zapytała kolejna, a później zaczęły mówić wszystkie po kolei, zmuszając Rakel do skakania spojrzeniem od jednej do drugiej.
        - Jesteś człowiekiem, prawda?
        - Och, Lisa, nie możesz tak po prostu pytać ludzi, czy są człowiekiem!
        - A skąd mam wiedzieć? Nie czytam w tych auromacjach.
        - Emanacjach, idiotko. Ja też nie, ale przecież widać, że jest człowiekiem, nie bądź głupia.
        - Sama jesteś głupia!
        „Losie, ratunku…”, jęknęła w duchu Rakel, próbując nadążyć za dziewczętami i jednocześnie nie wyglądać na tak wystraszoną, jak była. Scarlett bowiem nie spuszczała z niej złego spojrzenia, oczywiście uśmiechając się słodko za każdym razem, gdy napotkała wzrok brunetki.
        Rakel liczyła na chwilę wytchnienia, gdy niezadowolona jubilatka musiała ruszyć do swojego pierwszego tańca z partnerem, którego nie miała. Dopiero wtedy dziewczyna dostrzegła Beala i aż ją ciarki przeszły. Wydawał jej się po prostu zły.

        - Rakel, co za miła niespodzianka.
        Evans zdrętwiała, słysząc za plecami głos Sheitana. Obróciła się lekko i dygnęła krótko zamiast odpowiedzi. Poza tym szybko wyręczyły ją nemoranki.
        - Witaj, Sheitan.
        - Cześć, Shei.
        - Miło cię widzieć, Sheitan.
        Szczebiotały wszystkie po kolei, trzepocząc rzęsami, dygając i chichocząc. Było to w sumie nawet zabawne, ale Rakel postanowiła zrezygnować z chwilowej zabawy, na rzecz ucieczki i starała się wycofać dyskretnie.
        - Rakel, zatańczysz? – odezwał się Sheitan, przygważdżając ją spojrzeniem, gdy tylko zrobiła pierwszy krok w tył.
        „Szlag”.
        - Nie, dziękuję, nie tańczę.
        - Co? – czknęła pierwsza nemorianka.
        - Och! – rzuciła druga, przykładając dłoń do piersi.
        - Jak to? – nie dowierzała trzecia, ale zaraz oprzytomniała, wychodząc przed szereg. – Ja zatańczę, Shei! – rzuciła i ujęła bruneta pod ramię, ciągnąc go na parkiet.
        Pozostałe dwie nemorianki odprowadziły koleżankę obrażonym spojrzeniem, wymieniając ciche uwagi, a po chwili odwróciły się, szukając dalszej rozrywki w ludzkiej dziewczynie. Rakel jednak błysnęła już tylko malinową suknią gdzieś w tłumie.

        - Szampana?
        Evans zatrzymała się, gdy kelner zastąpił jej drogę, i już chciała go zbyć, gdy spojrzała drugi raz na kieliszek.
        - Poproszę – mruknęła niechętnie, odbierając szkło, po czym mocząc usta szukała spojrzeniem Gadriela. Jakim cudem ten gość stał się jej jedyną ostoją tutaj?
        Przez chwilę nawet nie było najgorzej. Snuła się przez tłum, niezaczepiana, a nawet jeśli obserwowana i obgadywana, to miała już to gdzieś. Odruchowo drgnęła dopiero słysząc zmianę melodii, i spojrzała w stronę parkietu. Sheitan pocałował dłoń jednej z koleżanek Scarlett i wyprostował się, przeczesując wzrokiem tłum.
        Rakel odwróciła się szybko i ruszyła przed siebie, szukając nadziei w ścianie. Stanie sobie gdzieś przy oknie i jak dopisze jej szczęście to ktoś ją dźgnie nożem przed końcem przyjęcia.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Demoniczna socjeta była w swoim żywiole. Pełen blichtru bal gromadzący najważniejsze persony tej części Otchłani oraz ich tło, mniej poważanych i wpływowych, głodnych każdej plotki i aktualności z życia, które ich nie dotyczyło, a które jednocześnie mogło mieć wpływ na innych.
         Scarlett również czuła się jak w swoim naturalnym środowisku - w centrum uwagi. Przynajmniej tak się zapowiadało. Pełnia atencji byłaby na miejscu, gdyby mogła mieć u swojego boku upolowanego dziedzica. Tymczasem po dziedzicu nie było śladu i spojrzenia szybko stały się zbyt ciekawskie i zamiast cieszyć, drażniły. A potem nastąpiła pełnia poruty. Taniec z ojcem narzeczonego. Wszystko byłoby korzystne i nawet odpowiednio widowiskowe, teść radujący się z TAKIEJ synowej. Pełna nobilitacja, o czymś dokładnie takim właśnie marzyła. Tylko nie w sytuacji gdy teść tańczył z nią ponieważ narzeczony się nie pojawił. Przecież to była kpina. A sala ożywiała się wraz z jej nieszczęściem! Oczy, które normalnie mało poruszone przepływały od jednego zdarzenia do drugiego, teraz skupiły się boleśnie, wyłapując każdą niedogodność i kompromitację.
        Te same nemoriańskie ślepia początkowo ignorowały Rakel, coraz silniej skupiały się na nieznanej towarzystwu personie, szybko wiążąc ją z plotkami krążącymi po Otchłani. Odwrotnie do Sheitana, który stracił Rakel z oczu. Aż dziwne, soczysty kolor sukni powinien być łatwo dostrzegalny, ale mimo starań bezskutecznie przeczesywał wzrokiem zgromadzonych nie mogąc wyłowić postaci brunetki.
        W tym czasie ktoś inny był lepszym poszukiwaczem. Beal przemknął przez tłum prawie jak cień, niosąc za sobą cichuteńkie szepty, które ginęły i odzywały się ponownie w miarę przemieszczania się demona. Nemorianin stanął przy Rakel ze swoim drinkiem i zmierzył dziewczynę wzrokiem nawet nie siląc się na sztuczne uśmiechy.
        - Wpół człowiek wpół czarodziejka, jakże banalnie… Pomyślałby kto, że ty możesz być przyczyną całego zamieszania... - szeptał chłodnym nieprzyjemnym głosem, przyglądając się Rakel niemal bez mrugania.
        - Wiesz gdzie jest Lucien? - syknął z naciskiem.
        - Chyba zwyczajnie przeceniliście znaczenie zwykłej chwilowej zabawki. - Zza pleców ojca odezwał się Gadriel. Starał się pozostać nonszalanckim i nie zauważać spojrzenia seniora. Publicznie ojciec nie zrobi nic głupiego, a w domu i tak pewnie miał przejebane. Przeszkadzając ojcu w nadmiernym skupianiu się na dziewczynie nie mógł się wiele podłożyć.
        - Lucien nigdy nie potrzebował motywacji żeby być wrzodem na dupie. A jak ty sądzisz, wróbelku? - dokończył upijając łyk kolejnego drinka, najlepszego towarzysza w niedoli, stając obok dziewczyny, żeby ponownie przyjrzeć się swojemu dziełu. Znacznie lepiej byłoby jej w czerwieni, co za strata.
        - Zwyczajnie wy nie doceniacie wagi zabawy - zupełnie znienacka i zza dziewczyny odezwał się Sheitan, dopełniając uciążliwego trio, przekręcając cały dialog na swoją stronę. Najmłodszy z synów swoim pojawieniem się złagodził - albo może lepiej by zabrzmiało "znudził" - Beala dostatecznie by przestał przyszpilać Rakel wzrokiem, a podzielił swoją uwagę między dwóch synów, niekoniecznie powodów do dumy, oraz dziewczynę, którą wciąż uważał za przyczynę problemów. Teraz był jednak bal, a na balach takich problemów się ani nie wyciągało, ani nie rozwiązywało. Chociaż więc pomysł Felicity uważał za bezsensowny, chwilowo przystał do zabawy małżonki nie tylko zgadzając się na zaproszenie pół czarodziejki, ale nie robiąc nic samowolnego w jej kwestii.
        - A ty jak zawsze ją przeceniasz - prychnął Gadriel, gdy do kompletu brakowało właśnie tylko Felicity. Ta całe szczęście zaniechała robienia wokół dziewczyny jeszcze większego zbiegowiska. W zamian skinęła krótko i niemal niedostrzegalnie w stronę Beala, żeby sam również zaniechał szopek. Ludzka dziewczyna przy nieobecności syna wystarczająco przyciągała uwagę. Nie potrzebowali potęgować plotek, które z pewnością i tak wybuchną zaraz po balu.
Beal odszedł równie cicho i nagle jak się pojawił, znikając w strojnym tłumie. Na czarodziejkę też przyjdzie czas.
        - Nudziarz - odpyskował Shei, zostając z bratem i Rakel sam na sam.
        - Winna mi jesteś taniec - zamruczał przysuwając się do dziewczyny i obejmując ją w pasie.
        - Spadaj do swojego wianuszka adoratorek - prychnął Gadriel, zmuszając młodszego do cofnięcia się o krok.
        - Dlaczego wiecznie psujesz całą frajdę, co ci zależy, możemy się nawet podzielić - marudził Shei, jakoś nie spiesząc się do szlachcianek wypatrujących go z odległości sali.
        - Bo dzielić się nie zamierzam, a z nas dwóch ja chociaż mam dość jaj, żeby zrobić Luckowi na złość, a ty tylko dużo szczekasz - burknął samemu obejmując Rakel w pasie, prowadząc ją w przeciwny kąt pomieszczenia, jak najdalej od Sheitana. Po drodze zgarnął po drinku dla siebie i dla dziewczyny.
        - Szykuje się uroczy wieczór i jeszcze lepsze jutro - zamarudził, wyprowadzając Rakel na balkon.
        Na zewnątrz nie było widać nieba, chociaż zdawało się, że panowała noc, ale widoki wynagradzał oświetlony lampami oliwnymi ogród. Wewnątrz kilku ciekawskich podążyło ślepiami o rozmaitych odcieniach zieleni za parą wychodzącą tak wcześnie z przyjęcia. Większość starała się chociaż trochę potańczyć i poczynić chociaż odrobinę pozorów. Gadriel już miał upomnieć Rakel, żeby więcej nie szukała kłopotów, ale miał dość taktu, żeby pamiętać, że to on ją zostawił. Chociaż to nie zmieniało faktu, że dziewczyna powinna jakoś bardziej uważać, zaszyć się czy co. Przecież wciąż potrzebował jej całej i zdrowej żyjąc ostatnim rąbkiem nadziei.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Gadriela nie dojrzała, jednak kolejny niepełny obrót postawił ją na wprost Beala. Rakel zamarła, ścięta lękiem. Pusty kieliszek zawisł w opuszczonej dłoni, gdy dziewczyna przełykała ślinę, starając się trzymać prosto pod chłodnym spojrzeniem. Z jakiegoś powodu Luciena ojciec wydawał jej się poważniejszy niż cała zebrana tutaj śmietanka. Prawdopodobnie dlatego, że nie ćwierkał i mruczał, jak wszyscy pozostali, którzy grali w swoją grę. On wyglądał, jakby wiedział, że wygra, czekając tylko na swój ruch.
        Strach nie przeszkadzał jednak wcale w odczuwaniu złości i już po pierwszych słowach nemorianina, gniew błysnął w barwnych oczach, ale Rakel zacisnęła usta. Nie jest głupia, nie da się sprowokować tak łatwo.
        - Nie wiem – odparła wprost, dzielnie znosząc oceniające spojrzenie.
        Pojawienie się Gadriela powitała z ulgą, nawet mimo jego słów. Wystarczająco się nasłuchała takiej wersji, by nie reagować gwałtownie, ale policzki miała już lekko zaróżowione ze złości. Banda zadufanych w sobie bałwanów, cała rodzina! Oprócz Luciena, oczywiście.
        Rakel zerknęła w bok, słysząc przezwisko, i podniosła wzrok na Gadriela. On poważnie pytał? Czy nie widzi, że ona się stara tutaj nie zginąć? Nie miała zamiaru odzywać się przy Bealu, jeśli absolutnie nie musiała.
        Do znudzonego tonu Sheitana już powinna się przyzwyczaić, ale i tak wzdrygnęła się lekko, gdy znów zaszedł ją od tyłu. Coraz trudniej było jej zachować spokój, a doskonale wiedziała, że tylko to trzyma jej magię w ryzach. Lucien pokazał jej, że nie może się jej bać, ani gorączkowo tłamsić w sobie, bo później tylko mocniej wybucha. Teraz jednak Rakel zaczynała się obawiać, że jeśli jej napięte nerwy zostaną trącone chociaż jeszcze raz, płomienie poleją się po posadzce, niezależnie od jej woli.
        Ulżyło jej dopiero, gdy Beal odwrócił się, wracając do żony. Rakel odetchnęła, nie reagując nerwowo już nawet na Sheitana, obejmującego ją w pasie.
        - Nie tańczę – mruknęła tylko znowu, próbując strącić natrętną dłoń, ale Gadriel okazał się skuteczniejszy. Mimo to najmłodszy z braci zdążył się jeszcze odezwać, sprawiając, że Rakel odwróciła się na pięcie w jego stronę. Dłonie zacisnęły się w pięści, a w jej oczach płonął już czysty ogień.
        - Ty… - zaczęła, ale zaraz zagłuszył ją Gadriel. Sheitan chyba jednak nie usłyszał, co warczała pod nosem, bo spoglądał tylko na brata, który obejmował właśnie Rakel w pasie, prowadząc z dala od prowodyra całego zamieszania.
        Dziewczyna wciąż kipiała, a jej talia okazała się o wiele cieplejsza niż powinna. Dopiero świeże powietrze owiewające jej twarz, ostudziło nieco temperament czarodziejki, tym samym pozbawiając ją reszty sił. Rakel podeszła do kamiennego murku otaczającego balkon i oparła się na nim na łokciach, z jękiem kryjąc w dłoniach głowę. Wyprostowała się dopiero po chwili, gdy Gadriel szturchnął ją kieliszkiem w ramię. Odwróciła się i odebrała szkło, wychylając szampana niemal duszkiem.
        - Aha, Sheitan tak działa na kobiety – parsknął demon, obserwując dziewczynę z nieco większym rozbawieniem.
        - Nie dam rady – mruknęła Rakel, nieco ochrypłym, od wypitego szybko alkoholu, głosem.
        - Spokojnie, powiedziałem, że nic ci nie grozi – odparł Gadriel, już chcąc wywrócić oczami, gdy zobaczył, że dziewczyna kręci głową.
        - Nie dam rady tam wrócić – sprostowała, pocierając twarz dłońmi. Teraz wywrócił oczami.
        - Nie dramatyzuj. Czekaj – rzucił demon i odszedł na chwilę, co sprawiło, że Rakel momentalnie podniosła głowę, wypatrując mężczyzny. Brunet jednak tylko na chwilę pojawił się na sali, by wziąć następne kieliszki, po czym wrócił na balkon.
        - Masz, będzie ci łatwiej. Ty chociaż możesz się upić – burknął niezadowolony, kręcąc swoim drinkiem.
        - Nie wiem czy to dobry pomysł, ale na trzeźwo tego nie zniosę – mruknęła Rakel, nurkując w swoim kieliszku, ku rozbawieniu szlachcica.
        - A może to też jakiś pomysł, podrzucić cię do Sheitana i zobaczyć czy wtedy Lucek zareaguje.
        - Spróbuj, a ci przywalę – warknęła od razu, a Gadriel uniósł brwi i parsknął śmiechem.
        - Spróbuj, a ci oddam – powiedział już poważnie, dopijając drinka. – Ale wtedy oboje mamy przejebane i wracamy do punktu wyjścia.

        - Gdzie.On.Jest?! – syczała Scarlett, miotając się po korytarzu przed salą balową. Szkarłatna suknia furkotała wściekle po posadzce, a kolia unosiła się gwałtownie razem z piersią szlachcianki.
        Felicity spoglądała na nastolatkę z mieszaniną irytacji i pobłażania, bo dziewczyna zachowywała się naprawdę kompromitująco, ale w końcu to jej syn narozrabiał, więc nie mogła za wiele komentować. Misery ciągle piła. Tyle dobrego, że Beal się czymś zajął, bo teraz małej histeryczce by chyba przywalił.
        - Sheitan. – Felicity przywołała gestem najmłodszego syna. – Gdzie dziewczyna?
        - Z Gadrielem. Pilnuje jej, jakby mu za to płacili.
        - Och na los, każdy gra swoje – westchnęła zirytowana nemorianka. – Scarlett, przygotuj się na to, że Lucien się już dzisiaj nie pojawi. Nie dramatyzuj dziecko, jutro będziesz miała swój ślub – uprzedziła fakty, gdy zielonooka bestia odwróciła się w jej kierunku. Małoletnia szlachcianka wyraźnie szykowała się do dyskusji, ale ostre spojrzenie przyszłej teściowej chwilowo usadziło ją w miejscu. Scarlett łypnęła złowrogo na towarzystwo, ale że wkraczali na powrót wśród gości, więc uśmiechnęła się szybko.
        - Jak ja się nie mam dobrze bawić, to ona też nie będzie – syknęła zjadliwie, utrzymując na ustach słodki uśmiech, po czym zawinęła suknię i ruszyła w tłum.
        - Dzieci – mruknęła Misery, wynurzając się z kieliszka i przyciągając spojrzenie przyjaciółki.
        - Uhm – odparła Felicity i zmrużyła oczy, spoglądając za goniącym za Scarlett Sheitanem.
Zablokowany

Wróć do „Otchłań”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości