Góry Druidów[Dzikie ostępy] Jaka księżniczka taki rycerz

Góry w których zdarzyć się możne wszystko. Tunele wydrążone, przez tajemnicze istoty setki lat temu pozostały tutaj do dziś. Góry można pokonać przechodząc nad nimi lub pokonując ich pełne niebezpieczeństw korytarze. Na ich szczycie swoje mieszkania mają starzy druidzi, pustelnicy. W górach można znaleźć wiele ziół, niespotykanych nigdzie indziej.
Awatar użytkownika
Mniszek
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 114
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Strażnik , Mag
Kontakt:

Post autor: Mniszek »

        Mniszek był daleko poza tym co wyprawiała wyglądająca prawie jak Chaos Funtka i Chaos wyglądający prawie jak Funtka. Można powiedzieć, że wręcz dosłownie i w przenośni, bo choć ciałem znajdował się ledwie kilka staj od nich, duszą był… wszędzie i nigdzie, daleko i blisko. Stał się jednością z lasem i czuł co się w nim działo, a że szukał czegoś, co znajdowało się poza jego śmiertelnymi zmysłami, logiczne było więc, że i patrząc na świat z zupełnie innej perspektywy nie będzie się skupiał na polance przy sadzawce.
        Nie zastanawiał się w sumie jak na jego hokus pokus zareaguje Funtka i Amari - robił co musiał, co było mu w danej chwili potrzebne. Jeśli uznają go za dziwaka… Niech to, gdyby chcieli, to już dawno mieli kilka tuzinów powodów, by go za takiego uznać! Nie przdestawił im się, gadał, że cały las jest jego, rozmawiał ze zwierzętami i nosił nóż w bucie… A jeszcze trochę tego by się znalazło.
        Teraz już było jednak po sprawie - znalazł czego potrzebował i już zachowywał się normalnie. Niewiele tak naprawdę brakowało, by reszta się nawet nie zorientowała, ale co tam - najważniejsze wszak to co przed nimi!
        - O, jesteście już gotowi! - zawołał uradowany, podchodząc do nich, by obwieścić radosną nowinę. - No to świetnie, będzie się łatwo szło! Jej, faktycznie, jakby prawie nie ważył… - zauważył z podziwem, patrząc jak Funtka swobodnie stała z takim obciążeniem na plecach.
        - Hej! - odpowiedział Amari, gdy ta go zawołała, również jej machając, choć przecież wcale daleko nie stał. - Ładnie siedzisz na jej grzbiecie, na pewno jest ci bardzo wygodnie!
        Elfik dał dziewczynom (chociaż z niewielką domieszką chłopca…) jeszcze chwilę na to, aby zajęły się torbą malarki. W sumie prawie się wyrwał, by im trochę pomóc, ale powstrzymał się widząc jak sobie dobrze radzą. Nie ma co wyręczać innych w ich zadaniach, no bo co będzie, jak jego zabraknie? Funtka postępowała bardzo mądrze tak starając się zachować jak najwięcej samodzielności. A że Chaos wolał polegać na niej, choć pewnie w życiu by się do tego nie przyznał albo powiedział tak, by wyszło na jego… To nieważne, bo elfik i tak swoje wiedział. Zamierzał to zachować dla siebie, ale wiedział.
        - No to ruszamy - uznał Mniszek. Wyciągniętym przed siebie palcem pokazał kierunek marszu i ruszył. Z początku szedł jednak lekko bokiem, aby upewnić się, że reszta grupy daje radę. W końcu szybko zeszli z obszaru polanki wokół sadzawki i zagłębili się między drzewa. Niby nie było tu jakoś bardzo ciasno, ale gdy miało się takie skrzydła jak Funtka i to miało się je od niedawna, to trzeba było trochę uważać. Całe szczęście Chaos wiedział co robić i chętnie dyrygował swoją koleżanką. On zresztą każdym chętnie dyrygował, nie ma co się czarować…
        - Hej, a wy znacie jakiś magów, którzy mogliby wam coś mądrego powiedzieć o takim przypadku? - zagaił. - Bo ja to, no… Ja się magii uczyłem w gruncie rzeczy sam. Druidów to znam, ale no, przecież wiadomo, że oni mnie uczyć nie będą. Nie jak wiedzą kim jestem, a to tak mała grupa, że zaraz sobie przekazują takie wieści… Zresztą i tak umiem pewnie więcej od nich - dokończył, ale o dziwo tonem, jakby wcale nie był z tego powodu zadowolony. Nie zauważył tej sprzeczności, że chociaż przechwalał się niejako swoimi możliwościami, na klątwę Funtki i Amari nic nie umiał poradzić i szukał pomocy u tych niby słabszych od siebie.
        Idąc przez las Mniszek znowu zaczął gwizdać jak kanarek. Czasami zdarzało mu się, że przez własne trele przyspieszał, ale zaraz się reflektował i zwalniał, aby Funtka obciążona Chaosem nie musiała za nim biec. Starał się też zawczasu odnajdywać łatwiejsze do przejścia przez nią trasy, choć wiedział, że ona pewnie zaraz zasygnalizowałaby, gdyby jednak zaciągnął ją w jakieś niedostępne miejsce.
        - A swoją drogą - zagaił nagle. - Umiałabyś latać na tych skrzydłach? To musiałoby być naprawdę praktyczne! W razie czego bardzo szybko dostalibyśmy się do Chat Druidów położonych wyżej w górach, bo jeśli tu nic nie znajdziemy, to tam na pewno ktoś nam pomoże!
Awatar użytkownika
Funtka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 148
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Uczeń , Artysta
Kontakt:

Post autor: Funtka »

        Doceniała tempo jakie obrał Księżniczek i fakt, że oglądał się na nich od czasu do czasu, sprawdzając czy wszystko gra. Grało.
        Chyba nie przeceniła swoich możliwości tym razem - idąc z Chaosem na grzbiecie czuła się równie dobrze, jak idąc bez dodatkowego obciążenia. A w pewnym sensie nawet lepiej, bo drań pomagał jej ze skrzydłami. Tak, z nimi było trudniej niż z nim. Oczywiście jęczał przy tym na jej lebiegostwo i bardzo nieładniostwo, ale nadal rozbrojony jazdą wierzchem nie przestawał się uśmiechać. Choć chciał się obrazić za przymusowe trzymanie torby, zamiast tego targał piórka na karku towarzyszki, dziwiąc się ich fakturą i wielkością… nie sądził też, że jego sierść jest dla ludzkiej dłoni taka twarda!
        Komentował to, jęczał i nucił na przemian, kręcąc się i starając nie spaść.
        Dla Funci to było właśnie najdziwniejsze - swoboda z jaką ot tak wiercił się na jej grzbiecie. Ona też na nim się nie spinała zanadto, ale odwrotnie… powiedzmy, że dziwnym było trzymać kogoś na swoich plecach i czuć jak ten ktoś dotyka cię każdym fragmentem ciała po kolei, a potem jeszcze głaszcze lub poklepuje! Malarka czasem spinała się na tę myśl, a dreszcze przebiegały jej wzdłuż kręgosłupa - nawet jeżeli Amari nie był człowiekiem, nie był mężczyzną i w ogóle nie wiadomo jak go traktować, tak nadal nie znosiła zbyt dobrze takiego kontaktu. Dopiero co oswoiła się ze spaniem na jego boku (kiedy jeszcze to ona mogła się o niego oprzeć), a teraz ten siedział na niej i do tego w kiecce!
        Trzeba było jednak to zracjonalizować - tylko, że gdyby komuś kota zamieniło w nagą damę też nie myślałby o niej jak o tej samej kici. Tak teraz Funcia powoli zaczynała dostrzegać w Chaosie człowieka.
        Tylko… jakiego?

        On zaś nawet nie zastanawiał się czy jest teraz bardziej człowiekiem niż był, czy może nie - Mleczyk powiedział mu, że ładnie siedzi, więc od tego czasu wdzięczył się i wmawiał sobie, że jest mu po królewsku wygodnie! Z dumą zaczynał panować nad ruchami rąk i dłoni przyglądając się im, a zaraz znowu chwytając skrzydła swojej towarzyszki.
        - Musisz się rozglądać! - powtarzał. - Nie trzymaj głowy tak sztywno, bo w końcu odpadnie! Och, na pewno odpadnie! A wtedy już się nie odmienimy z powrotem! - mówił dźgając ją w kark. - Jak chcesz widzieć, kiedy nie patrzysz? Korzeń! Och, byłem pewny, że to korzeń… i uważaj na gałęzie! Szyszki!!!
        - Zdecydujesz się? Nie mogę cały czas podnosić się z góry w dół. W przeciwieństwie do ciebie całe życie trzymałam głowę prosto. Tak lepiej mi się chodzi.
        - Bzdura! - zakrzyknął. Ale nie mógł wytłumaczyć dlaczego tak sądzi i zaargumentować swojego stanowiska. Na pewno jednak coś miał na myśli… być może.

        Pomiędzy takimi przepychankami Funcia faktycznie starała się jakoś… nie niszczyć wszystkiego po drodze. Dzięki pierwszym dwudziestu zaczepieniom o drzewa, krzaki i kamienie zaczynała powoli rozumieć swoje rozmiary. Jeszcze tylko długości nie opanowała - ale ta chwilowo nie była zbyt ważna. Najbardziej musiała skupiać się na odległości między własnymi krokami, uważać na rogi i nie rozkładać skrzydeł. Och i pamiętać, że nawet jeśli sama pochyli łeb to Chaos jako jeździec nadal może oberwać gałęzią świerka czy innego buka.
        Nie żeby nie kusiło.

        W końcu Mleczyk przerwał ich wysiłki i zagadał… przy okazji zdradzając całkiem sporo o sobie. Funcia czujnie nadstawiła uszu zapamiętując posłyszane informacje. Sama ciekawa była kim jest ich przewodnik. Nie znali nawet jego imienia, nie mówiąc o historii. Ale kim musiał być skoro druidzi nie chcieliby z nim współpracować? Wydawał się elfem, a oni z druidami mieli raczej dobre stosunki. Czyżby więc jaki Rzeźnik z Puszczy? Zwabiał swoje ofiary do sadzawki, a potem ciągnął w głąb lasu i… nie, to akurat nie miało sensu, bo kąpiel była jej pomysłem. Ale ,,Rzeźnikiem…” mógł być nadal. Tak czy inaczej zaintrygował ją, a także utwierdził w przekonaniu, że muszą na niego uważać. Nadal. Chociaż to było dla niej oczywiste - ufała mało komu, a na pewno nie po dniu znajomości. Nawet tak ekstremalnej.
        To, że był magiem już wiedziała - pamiętała nawet dziedziny. Chociaż cicho liczyła na to, że jakiś tutejszy druid może okazać się nieco silniejszy… chociaż może lepiej nie. Nie potrzeba im była kolejna osoba, która mogłaby stanowić zagrożenie.
        Poza tym miała już w głowie jedno rozwiązanie - dokładnie to, o które zapytał Elfik.
        - Nie, zdecydowanie nie! - krzyknął Amari, zanim zdążyła się odezwać. - Nie znam żadnego maga, który mógłby nam pomóc! - Wydawał się obruszony i naprawdę zły, ale nie na Mleczyka. Raczej na kogoś nieokreślonego lub przeciwnie… ale i tak była to osoba, o której oni nie mieli pojęcia.
        To Funci jednak przypomniało… smok przecież był stworzony przez czarodzieja. Najpewniej. Mistrz magii życia byłby najbardziej odpowiedni w tej roli, ale nawet jeśli, nie brała spotkania z nim pod uwagę - nie musiała łapać się takiej deski ratunku. Zwłaszcza po reakcji samego Chaosa.
        Szczęściem ona nie miała takich problemów:
        - Znam w sumie kogoś, kto mógłby coś wiedzieć. Ale… to daleko poza tymi górami - powiedziała trzymając na wodzy entuzjazm. Oczywiście nie mogła wyznać całej prawdy i ot tak oznajmić, że w sumie rozwiązanie to trzyma w kieszeni - bo do tej kieszeni nie mogła teraz sięgnąć. Nie, potrzebowała pomocy Mleczyka, więc wolała podkreślić jak jego wsparcie jest ważne - lepsze to niż sprawiać wrażenie, że zapanuje się nad wszystkim samemu i w zasadzie można zostać zostawionym. Bo choć elfik mówił już coś o tym, że zapewne ,,powinien tu być”, lepiej było zawsze utwierdzać go w tym przekonaniu niż mu je zaburzać. Kiedy już ona przemyśli całą sprawę i będzie gotowa na opuszczenie lasu; dopiero wtedy pozwoli sobie utracić atencję przewodnika. Kiedy już nie będzie nic co mogłaby od niego otrzymać. Wbrew wszystkiemu nie myślała o tym jak o wyzyskiwaniu - raczej jak o typowym mechanizmie nowo powstałej relacji. Coś za coś. Nawet gdy zagadało się do kogoś na ławce to w zasadzie robiła się to dla siebie… by porozmawiać, by zaczepić kogoś kto nas interesuje. Mleczyk pomagał im, bo dobrze czuł się właśnie to robiąc. Ona zaś korzystała z tego, bo nikt na tym zdaje się nie tracił.
        Dzięki tym kalkulacjom czuła się pewniej.

        Nie zmieniało to faktu, że czystą sympatię też do blondynka czuła - był urokliwy, ciepły i taki… świeżutki. Nawet jeżeli miał kilka setek na karku. Może nieco zwariowany, ale nadal ciekawy chłopiec.
        Dlatego nie urwała rozmowy tak szybko.
        - To pewnie kiepskie uczucie nie mieć nauczycieli… - stwierdziła z namysłem. - Chociaż nie sądzę, by kiedykolwiek mogło towarzyszyć akurat mi - dodała, by drgnięciem tonu zdradzić, jak bardzo tego żałuje. Filozoficzne pytania o przyszłość znowu zaczęły do niej powracać, ale jakoś nie zagościły na długo - za bardzo musiała skupiać się nie chwili obecnej i tym, by mijać kolejne drzewa.
        Jednak choć trochę zazdrościła Księżniczkowi umiejętności, nadal żałowała, że nie może ich w pełni rozwijać. Takie stanie w miejscu musiało być męczące… chociaż kto wie? W tak wielkim lesie na pewno nie brakowało zadań, a elfik absolutnie nie wyglądał na znudzonego. Po prostu skoro nie było okazji do nauki, to nie. Pewnie brał się za co innego.
I jakoś pomyślała, że robił to sam. Tak powiedział? Tak, w swojej wypowiedzi uwzględnił siebie i druidów - siebie jednego i ich wielu. Nie wspominał o innych elfach. Rodzinie, klanie.
        Może był jakimś wyrzutkiem? Może coś kiedyś zrobił?
        Bo nie sądziła, aby jedynym elfem w wiosce, który potrafi czarować i to dlatego nie mógł się od nich uczyć.

        Zastanawiała się nad tym w rytm śpiewu kanarka, a kiedy trele zmieniły się w słowa, w zupełnie innym nastroju spojrzała na elfika.
        - Och, ciekawy pomysł… - Spojrzała na niego z sympatią, ale coś jej przerwało:
        - Nie! - To znowu Chaos wyrwał się do odpowiedzi. I było to bardzo kategoryczne zdanie. Bo… bo jak wcześniej Funcia nie mogła latać lepiej od niego (bo nie mogła w ogóle) tak teraz nagle zrozumiał, że może… nauczyć się czegoś czego on powinien, a nie umie! Ot tak pobić go w byciu… nim! Oczywiście nadal nie mogła być tak wspaniała, ale dlaczego niby miała używać jego skrzydeł, skoro on… no się nie nauczył!? Nie powinna! Nie zrobi mu tego!
        - Ale wiesz, nie sądzę żebym dała radę…
        Dobra Funcia!
        - Chociaż fizycznie pewnie by się dało.
        Szlag!
        - Ale pewnie nawet jeśli to nie zdążę się nauczyć tak szybko, by opłacało nam się to bardziej niż marsz pod górę - stwierdziła, bo choć myśl była niepokojąco kusząca, to bała się naciągać Mleczyka aż tak. Gdyby ochoczo czekał aż Chaos nauczy się chodzić, a ona latać… nie uwierzyłaby mu. W tak dobre intencje? Nie była naiwna.
        - W sumie czemu by nie spróbować jak będziemy mieć chwilę… - Poruszyła ostrożnie upierzonymi ramionami, a Chaos starając się ją powstrzymać położył się na niej na płask i zaczął szlochać. Nie może nauczyć się latać! On nie chciał to i ona nie powinna!… Musiał być lepszy od niej! Ciekawszy! I tak był… ale jeszcze bardziej! Jeżeli ona będzie latać, to co zostanie jemu? Z takim ciałem? Co mógł niby osiągnąć!?
        Pogrążony w niesprawiedliwości czekał na pocieszenie. Niech powiedzą mu, że latanie jest fuj. Że wcale nie jest fajne!
        Doprawdy nie dostrzegał własnych możliwości…
Awatar użytkownika
Mniszek
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 114
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Strażnik , Mag
Kontakt:

Post autor: Mniszek »

        Wtrącanie się między Funtkę i Amari zupełnie nie było Mniszkowi po drodze. To one powinny się nawzajem lepiej poznać w tych nowych ciałach i nauczyć się współpracować, odpowiednio się poruszać i tak dalej. On mógł pomóc Chaosowi - sam miał dwie nogi i chodził wyprostowany, więc mógł służyć swoim doświadczeniem. Nigdy jednak nie miał skrzydeł, więc nie mógł niczego mądrego doradzić Funtce, a co więcej, choć jako Maorcoille posiadał rogi, to również nie mógł jej w tej kwestii za wiele pomóc - tym razem przez to, że wściekły obrońca lasu miał w serdecznym poważaniu czy czegoś nimi nie zahaczy. A jeśli zdarzyło mu się nadziać na nie jakiegoś kłusownika to wręcz się cieszył, więc naprawdę - lepiej ten temat po prostu przemilczeć. I po prostu, generalnie i po całości się nie odzywać. Mógł za to gwizdać i z tej sposobności korzystał.

        A gdy w końcu Mniszek zagaił temat rozmowy, nie chodziło mu wcale o udzielanie rad przydatnych na ten moment. Zapytał o ewentualne alternatywy na przyszłość, by mieć świadomość tego czy dziewczyny w razie czego jakoś sobie poradzą. Porażki na razie nie zakładał, ale wolał mieć spokojne sumienie. Nie był przy tym świadomy, że wypowiadając kolejne kilka zdań tak wiele zdradzi na swój temat. Aż dziw, że malarka nie zachęciłą go do dalszych wynurzeń - chyba była na to po prostu zbyt taktowna.
        - Och… Ale to i tak dobrze, że w razie czego taka istota istnieje! - zauważył z zadowoleniem na wieść, że w istocie dziewczyny miałyby się do kogo zwrócić o pomoc, gdyby on zawiódł. - Wiecie, bo zawsze jest taka opcja, by ktoś przekazał dla was wiadomość do tej osoby, gdybyście nie chciały się włóczyć po gościńcach w takim stanie. Ponoć to może być niebezpieczne - dodał tak jakby nigdy nie zdarzyło mu się podróżować i wiedzę na temat traktów i panujących tam obyczajów czerpał tylko z rewelacji przekazywanych przez zbłąkanych wędrowców.
        W sumie taka była prawda.

        Mniszek wyraźnie zmarkotniał, gdy Funtka tak wprost wyraziła swoje przypuszczenia, że to "kiepsko nie mieć nauczycieli". Kiwnął głową, ale nim odpowiedział, długo milczał. Wyglądał już bardziej na zamyślonego niż smutnego. Kiepsko nie mieć nauczycieli... Jasne, że tak. Ale jeszcze gorzej jest nie mieć żadnej bliskiej osoby od kilkuset lat. Tylko las i zwierzęta i góry. Mniszek oczywiście bardzo je kochał, lecz ciepło bliskości z drugą osobą było mu potrzebne jak każdemu innemu stworzeniu. Może jeszcze bardziej, bo przed przemianą w Maorcoille'a był bardzo towarzyski. Później jednak został skazany na samotność - nie mógł narażać innych na niebezpieczeństwo dłuższego przebywania ze sobą. Nie mógł też opuścić lasu, bo ten go przyzywał z siłą, której nie mógł się oprzeć. Został więc skazany na samotność, w której niemożność pobierania nauk była najmniejszym problemem.
        - Wiesz... - zaczął po chwili bardzo ostrożnie. - Na drodze prób i błędów mogę rozwijać się sam. Mam dobry słuch, mogę próbować tkać nowe zaklęcia. To wymaga czasu, ale jest możliwe.
        I tyle. Słowem się nie zająknął o tym jak bardzo mu jest źle samemu.
        - Masz szczęście, że zawsze znajdzie się ktoś, kto podzieli się z tobą wiedzą - dodał, uśmiechając szeroko do Funtki. Wydawało mu się, że była szczęściarą. Może tego nie dostrzegała, ale on wiele by dał, aby móc zamienić się miejscami. By oddać swój talent magiczny i samodzielność za możliwość tego, by to ktoś go uczył. Mówił do niego, rozmawiał z nim. Niech nawet krzyczy, ale niech będzie. I niech nie odejdzie w swoim kierunku, gdy już rozwiąże własny problem.
        Czy Mniszek pomyślał w tym momencie o Funtce i Amari? Oczywiście, że tak. Poza tym, że teraz okazywał im ogromną sympatię, były one dla niego tacy jak wszyscy poprzedni. Wiedział, że odejdą, gdy tylko wrócą do swoich pierwotnych kształtów. A on nie będzie mógł mieć im tego za złe. W końcu miały swoje życie, swoje rodziny, miejsce, do którego przynależały. Wielu obiecywało, że o nim nie zapomną i wrócą. Może faktycznie pamiętali, ale nikt jeszcze nie wrócił. Co do niektórych Mniszek nadal żywił nadzieję. Na przykład driada Sonia - co do niej był pewny, że gdy tylko odnajdzie swoją Frigg, to ją przyprowadzi i przedstawi. Najwyraźniej jednak jeszcze jej nie znalazła.

        Mniszek wrócił myślami na ziemię. Wspomnienia były bardzo wciągające, ale niczego nie wnosiły do ich sytuacji. Lepiej było porozmawiać o czymś praktycznym, na przykład o możliwości latania.
        - Jasne, nie teraz - zgodził się bardzo polubownie. - A zresztą, chyba nawet tu to by się nie dało, bo drzewa są za blisko, krzaki i w ogóle. Może jak trafimy na jakąś przecinkę to tam będzie można spróbować. O, fajnie, jakbyś miała rozbieg na początek, prawda? Albo jakąś półkę, z której mogłabyś zeskoczyć… Tylko nie za wysoką, byś nie zrobiła sobie krzywdy! - zastrzegł. Wyglądał jakby złośliwie próbował pognębić Chaosa, ale to nieprawda: po prostu tak się zaangażował w pomysł nauki latania, że nie dostrzegł tej rozpaczy, w jaką wpadł hermafrodyta. I w sumie nie zrozumiałby o co to halo, no bo przecież nawet jeśli on nauczy się tego jako drugi, to przecież będzie mógł uczyć się na błędach swojej koleżanki i pewnie oszczędzi sobie stłuczeń i upokorzeń. Dla Mniszka to byłoby wręcz podwójne zwycięstwo!

        Nie minęło wiele czasu, gdy nagle Mniszek przystanął. Rozejrzał się wśród koron drzew, choć tak naprawdę zmysłem magicznym był bardzo nisko - prawie przy samej ziemi.
        - Mam - oświadczył. - Przyprowadzę go. Poczekajcie tu, dobra?
        Po tej prośbie elfik nie czekał aż Funtka czy Chaos coś odpowiedzą tylko od razu ruszył dalej sam, już swoim tempem przypominającym lekki trucht. Znalazł aurę druida w zasięgu swojego zmysłu magicznego - to znaczy, że być może mógłby go nawet zawołać. On jednak za bardzo szanował majestatyczną ciszę gór, by się wydzierać. A poza tym... to nie pasowało do jego wizerunku. I osobowości. On nie krzyczał. Po cichu podbiegł w miejsce, gdzie przebywał druid zbierający grzyby porastające zwalone drzewo. Wróć: nie druid a druidka. Mniszek przystanął za jednym z drzew i przyjrzał się jej. Była to korpulentna kobieta z długimi rudymi włosami, taka w typie ciotki, która ma meszek na twarzy i poślinioną chusteczką wyciera dzieciom policzki i powtarza "ależ wyrosłeś, kawalerze!". Miała na sobie sukienkę z grubego materiału, a przy jej obfitym (jak zresztą cała jej sylwetka) biodrze wisiała duża torba na zebrane okazy. W dłoni dzierżyła klasyczny złoty sierp. Pracując nuciła jedną z popularnych wiejskich przyśpiewek, trochę kalecząc melodię. Sprawiała wrażenie bardzo niegroźnej i troskliwej - Mniszek ucieszył się, że dobrze trafił. Dlatego w końcu się jej ukazał. Wyszedł zza drzewa tak by go dostrzegła, specjalnie łamiąc przy kroku jakąś gałązkę. Druidka podniosła wzrok - była bardzo zaskoczona jego widokiem, aż podskoczyła, przykładając dłoń do serca skrytego pod obfitym biustem. Mniszek lekko przechylił głowę jak ciekawski szczeniak. Dał jej chwilę aby doszła do siebie, po czym podszedł do niej.
        - Jesteś Maorcoille, prawda?
        - Chodź, jesteś potrzebna - odpowiedział jej Mniszek i bez żadnego dodatkowego tłumaczenia złapał druidkę za dłoń i poprowadził ją za sobą. Kobieta próbowała dopytywać o co chodzi, ale elfik nie odpowiedział. Wszedł w rolę tajemniczego leśnego bożka i nie odzywał się nawet gdy wzywała go imieniem Maorcoille.
        Do Amari i Funtki dotarli po krótkiej przeprawie przez las. Druidka wyglądała na bardzo poruszoną tym uprowadzeniem przez strażnika gór, na jej policzka pojawiły się wypieki. Zupełnie zdezorientowana patrzyła to na niego, to na bardzo niecodzienną parkę.
        - O co chodzi? - zapytała, ale Mniszek cofnął się, jakby to one miały się dogadać, a on się nie wtrącał.
Awatar użytkownika
Funtka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 148
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Uczeń , Artysta
Kontakt:

Post autor: Funtka »

        O ironio… samotny chłopak (demon) i na swój sposób samotna dziewczyna (dziewczyna). Jak dobrze mogliby się zrozumieć gdyby byli choć odrobinkę!… Ciutkę!… Inni.
        Mniszek miał jednak swoje powody, by nie dzielić się wszystkim z nowo poznanymi osobami - tak samo one. Ale co by było gdyby spróbowali? Czy elfik nie miał racji sądząc, że Yuumi i Amari tylko wykorzystują jego obecność? Czy malarka nie miała racji ostrożnie podchodząc do obcych?
        Nie mylili się zbytnio, choć nie zaszkodziło by im pewnie postąpienie zupełnie inaczej - ale może jeszcze mieli szansę… a jeśli nie to i tak raczej miło zapiszą się w swoich wspomnieniach. Ostatecznie dogadywali się i o to chodziło, prawda? Może zwyczajnie nie byli tą parą (trójką) przeznaczonych sobie istot, które zmienią nawzajem swoje życie… może mieli jedynie nauczyć się odrobinkę od siebie i wyciągnąć wnioski ze spotkania kolejnych osób na swojej drodze.
        Kolejnych z wielu, wielu mniej i bardziej ważnych…

        Nieufna Funcia nie myślała o tym nawet w ten sposób. Dla niej, młodej i niedoświadczonej, cała ta przygoda była przygodą niezwykłą, a elfik - kimś kogo nigdy nie zapomni. Nie wiedziała jeszcze czy ma prawo naprawdę go lubić, ale na pewno cieszyła ją jego obecność. Nie wiedziała zresztą jak wielkie szczęście miała, że znalazła kogoś tak chętnego do pomocy - strach pomyśleć co by stało się z jej psychiką gdyby została więźniem w smoczym ciele bez żadnego wsparcia z zewnątrz. Żadnego roześmianego, baśniowego chłopca, który odrealniał to wszystko i rozwiewał zmartwienia.
        Nawet jeżeli trzymał nóż w bucie.

        Ale co ona mogła wnieść do jego życia, poza małą, a ciekawą niedogodnością? Raczej nie za wiele. Była tylko ludzkim szczenięciem - nie znała trosk wieloletniego leśnego strażnika i nie umiała go przejrzeć. A on przecież, że jej nie powiedział co czuje… bo i czy miała szansę go zrozumieć? Zapewne nie, zwłaszcza gdy myślała tylko o sobie i własnych problemach.
        A te należało dokładnie przemyśleć…

        - Przekazać? - Funcia wyraźnie się ożywiła. - Myślisz, że dałoby radę? Byłam pewna, że trzeba by co najmniej dostać się do Thenderionu lub Ekradonu, żeby to zrobić. Znaczy… wysłać wiadomość do Kryształowego Królestwa. To dosyć daleko (jedno bardziej niż drugie), ale w każdym tak dużym mieście powinni mieć lotki albo gołębie latające do Kryształowego… no, ale nie mogę teraz pisać - zauważyła. - Chyba, że napisałbyś dla nas w elfickim lub wspólnym? - Bo chyba nie chodziło mu o wiadomość mówioną?
        Choć w zasadzie czemu nie?
        - Ale taaak… chodzenie po szlakach mogłoby być niebezpieczne… chociaż w zasadzie Amari nikt jeszcze nie zaatakował. - Przypomniała sobie, a on pokiwał głową. - Nie żeby było ku temu zbyt wiele okazji. Zwykle się ukrywa.
        Ej!
        - Tak czy inaczej przejście stąd… gdziekolwiek, byłoby wyzwaniem - przyznała po chwili wahania. - Nieważne nawet w jakiej postaci… wiesz, nigdy nie byłam tak daleko od domu. Chyba zresztą pokazywałam ci to na tej mapce… teraz nie jestem pewna. T-tak czy inaczej muszę być gotowa na pewien wysiłek i jakieś trudności… nie bym przewidziała to. - Spojrzała wymownie na swoją wyrośniętą łapę.
        Ale jeśli miała być szczera… tak długo jak znajdowała się w głuszy czuła się bezpieczniej mając kły i pazury. Przeszkodą oczywiście stawały się osady, nie mówiąc już nawet o miastach - mogłaby tam robić co najwyżej za chowańca Chaosa. A on musiałby nauczyć się zachowywać i stwarzać pozory człowieka… jednak wśród drzew i traw czy nie lepiej było być rogatą bestią mogącą mierzyć się… (co właściwie było teraz dla niej zagrożeniem poza myśliwymi?)
        Nie zdążyła tego do końca przemyśleć - rozmowa zbaczała na inne tory.

        - Szlifowanie możliwości samemu jest raczej satysfakcjonujące - stwierdziła entuzjastycznie. Uwielbiała to uczucie kiedy do czegoś doszła sama - własnymi siłami i pomysłowością. To było zupełnie co innego niż powtarzanie za nauczycielem - choć jeżeli chciało się szybko osiągnąć lepsze rezultaty lepiej było jak najbardziej polegać na tym drugim.
        - Pewnie, że jest trudne, ale… nie masz tego poczucia zwycięstwa kiedy opanujesz coś samemu? Sam wymyślisz? - zapytała, po czym zmieszała się nieco. - Jeżeli chodzi o zaklęcia… używam klasycznych inkantacji i nie mogę improwizować. Moja nauka to powtarzanie sprawdzonych już i dobrze opracowanych formuł… ale to też wymaga wysiłku. Wodze wyobraźni można popuścić malując. - Uśmiechnęła się lekko, przypominając sobie dlaczego tak lubi przelewać pomysły na płótno. Znała bardzo niewiele innych sposóbów, by dzielić się z kimś myślami. Cała jej nauka skupiała się na powtarzaniu, a relacje społeczne (kiedy jakieś były) na nie zwracaniu na siebie szczególnej uwagi. To nie sprzyjało indywidualnym zapędom. Ale...
        - Każdy ma jakieś szczęście - odparła po chwili filozoficznie. Nie chciała mówić jak bardzo zazdrości elfowi, że ma czas by samemu uczyć się na zasadzie prób i błędów. Że może opanować zdolności, których ona nie da rady. I że może być w tym co robi najlepszy w całej leśnej krainie, kiedy ona zawsze będzie co najwyżej przeciętna. Nie zaprzeczała jednak, że była szczęściarą - na pewno miała wiele z tego czego mu brakło. Ich pechem było to, że chcieli dokładnie tego, czego nie posiadali i było poza ich zasięgiem - i nie byli w tym osamotnieni.

        Za to Chaos był - tylko on jęczał boleśnie kiedy zaczęły się wzmianki o lataniu.
        - Zeskoczyć…? Chyba wolę rozbieg - stwierdziła malarka, nie będąc pewna czy w ogóle odważy się oderwać od ziemi. Czy do tego nie był potrzebny przypadkiem jakiś instynkt? Zmysły? Czy rasa Chaosa aby na pewno je posiadała? A może skrzydła były tylko dla ozdoby?
        Nie zdziwiłaby się.
        Ale spróbować zawsze było warto!
        Nie uwierzą w domu jak im potem opowie…

        Niedługo Mleczyk przystanął. Przystanął, a potem ruszył przed siebie wyjaśniając o co chodzi, ale nie czekając już na ich komentarze. Może i dobrze, bo oni też chcieli już spotkać tego swojego druida…

* * *


        Nie, wróć - druidkę.
        I nie tego się spodziewali.
        W sumie trudno było powiedzieć Funci jak jej zdaniem powinna wyglądać druidka. Druida na pewno wyobrażała sobie z długą brodą i w szacie do ziemi (niezbyt praktycznej, ale zawsze), a druidkę… jako młodą, śliczną kobietę?
        Och, jakże była niemądra!

        Spojrzała na kobietę nie tyle rozczarowana co nieco zaskoczona - a zaraz zaintrygowana, bo ta wydawała się… nieco nerwowa?
        Ach, chwila - stała przed smokiem!
        Mleczyk jednak też sprawiał nieswoje wrażenie - zamiast szczebiotać wesoło, stanął z boku i milczał. Funcia przypomniała sobie - miał ponoć z druidami nie najlepsze stosunki… czyli to na nich spadnie ciężar konwersacji. Ale może i dobrze. Należało… zobaczyć z tej perspektywy jak ludzie reagują na rogatych mięsożerców. W sumie była to dobra okazja, żeby potrenować kontrolę nad tą wielką paszczą, dzikimi ślepiami i ogółem starać się robić jak najlepsze wrażenie.
        Trzeba było sobie przy tym radzić bez oszałamiającego piękna Chaosa… ale za to i bez jego umysłu. To malarkę zdecydowanie pocieszało.
        - Yyyyh, ale brzydka! - Już padł jego pierwszy komentarz, za który Funcia zrzuciła go z grzbietu. Ostrożnie, ale jednak.
        - Panuj and sobą! - syknęła na niego pacając go łapą w plecy. - Przepraszam za niego, jest nieco oszołomiony - wytłumaczyła zaraz, a przynajmniej próbowała. Może dlatego mówiła o osobie wyglądającej niemal jak dojrzała kobieta w rodzaju męskim. Żeby wszystkim ułatwić.
        - My… - Zerknęła na Księżniczka.
        On dalej stał, nieporuszony.
        Czyli jednak sama będzie musiała to zrobić…
        - Chcieliśmy zapytać o pobliską sadzawkę. Było w niej zastawione zaklęcie, które niechcący aktywowaliśmy… nie wiem dokładnie jak, ale nie za pierwszym razem kiedy weszliśmy do wody. Było zresztą dobrze ukryte. Nie chodzi tu też o artefakt. Tak przynajmniej - ,,mówią żaby" - myślimy. Nic nie znaleźliśmy na dnie. Zaś samo zaklęcie zmieniło nasze ciała i… wyglądamy teraz nieco inaczej niż wcześniej.
        - Bardzo inaczej!
        - Trochę. Najpewniej były tu użyte magia życia i chaosu na dość wysokim poziomie… czy nie zna pani kogoś, kto władałby taką magią lub mógłby nam coś na ten temat powiedzieć? Albo nawet… odwrócić to? - dodała niepewnie, bo po tym co mówił elfik nie spodziewała się nie wiadomo jakich cudów po tutejszych druidach.
        Ale z drugiej strony czy spodziewała się takiej druidki?
Awatar użytkownika
Mniszek
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 114
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Strażnik , Mag
Kontakt:

Post autor: Mniszek »

        - Sądzę, że któryś ptak zaniósłby dla mnie taką wiadomość… - przyznał Mniszek, gdy Funtka faktycznie podłapała jego pomysł ze skontaktowaniem się z jej znajomym magiem. Nie wiedziała, że chodziło o jej babcię, bo wtedy to już na pewno by tego tematu nie odpuścił i na własnych szpiczastych uszach by stanął, aby tylko udało się zrealizować ten pomysł. Teraz… Po prostu uprzejmie podsuwał ewentualne rozwiązania.
        - Ekhm, napisać? - upewnił się, jakby Funtka nagle kazała mu się rozebrać do rosołu. Albo nawet gorzej, bo jak widać z rozbieraniem się problem miał umiarkowany i może dałby się na to namówić. A z pisaniem…
        - Wiesz co, dawno tego nie robiłem i… Ale masz chyba jakieś książki? Przerysowałbym literki, chyba dałoby radę… Kilkaset lat nie miałem pióra w ręce, ale to chyba jak z pływaniem, nie zapomina się, prawda?
        Głupio było się przyznać do wtórnego analfabetyzm, nawet gdy było się leśnym bożkiem, który teoretycznie nie musiał się z niczego tłumaczyć.

        - No niby - mruknął Mniszek, nie drążąc już tematu satysfakcji z samodzielnej nauki magii. Na końcu języka miał jednak komentarz, że co to za zwycięstwo, gdy nie można się nim przed nikim pochwalić? I nad kim to zwycięstwo? Nad samym sobą? Przyroda nie doceniała tego, że odkrył nową melodię, dzięki której mógł inaczej poruszyć ziemią. Nie doceniała tego, jak zdzierał sobie gardło podczas prób łączenia dziedzin. I nie było też przy elfiku nikogo, kto by mu powiedział, czy to w ogóle było konieczne - może nie musiał rozwijać tak dziwnych form śpiewu tylko dało się to zrobić… łatwiej? Ładniej? A nie tak jakby się krztusił i śpiewał jednocześnie.
        - Och! - Mniszek bardzo zainteresował się tym, jak Funtka powiedziała o swojej szkole magii. - To takie eleganckie! Zawsze mi się podobali magowie, którzy korzystali z takich inkantacji. Te zaklęcia brzmią tak ładnie, jakby były w jakimś obcym języku, rzucanie ich brzmi bardzo wytwornie i mądrze. I na pewno jest krótsze niż śpiew. Więc… coś za coś, prawda? - podsunął z uśmiechem. - A powiem ci jeszcze, że takie rozdzielanie magii i sztuki jest mądre, takie po prostu zdrowe. Wydaje mi się, że nie można za bardzo lubić tego co się robi w ramach pracy, powiedzmy, no bo co się będzie robiło w czasie wolnym? I po co się będzie pracowało?

        Mniszek nie miał w planach, by odzywać się w rozmowie między Funtką i Amari, oraz przyprowadzoną druidką. Uznał, że będzie tam tylko zawadzał, bo nie powie wcale więcej niż przemieniona malarka, a od krzyczenia był przecież hermafrodyta w sukience... Sytuacja była więc skomplikowana bez jego pomocy. Wtrąci się najwyżej, gdyby wymagała tego sytuacja - może będzie mógł coś dodać albo naprostować.
        Tymczasem usiadł sobie kawałek dalej na niewielkim pagórku i obserwował całą scenę jak przypadkowy widz. Przyglądał się aurze korpulentnej kobiety. Słyszał w niej wiele dźwięków - jakiś słaby ton jak echo słyszane głęboko w jaskini, dużo ludzkich głosów, szeptów zakochanych, szelest liści - ale choć wiedział, że odpowiadają za dziedziny magii, którymi władała, nie rozumiał ich. Nie wiedział też za co odpowiadają kolory, faktura i cała ta reszta, ale w ogólnym odbiorze aura była cieplutka i miękka jak kocyk, więc uznał, że to dobra osoba. Zresztą i bez tego dobrze jej z oczu patrzyło. Ale niech to, może faktycznie powinien jej coś wcześniej powiedzieć? No ale uwierzyłaby? Poszłaby z nim? Szczerze wątpił. Pomyślał jeszcze, że przecież od razu go poznała, więc mogłaby do niego różnie podchodzić - ludzie się go raczej bali z tego co zauważył. Podchodzili do niego nawet nie z nabożną czcią, ale ze strachem, że cokolwiek zrobi, może wcale nie być dla nich dobre. Wiedzieli, że Maorcoille kocha przede wszystkim las... Lepiej więc niech druidka rozmawia z ludźmi takimi jak ona... Trochę do tej teorii nie pasował fakt, że Funtka będąca na co dzień człowiekiem wyglądała jak smok, a Amari była przemienionym hermafrodytą czyli też nie typowym człowiekiem... No dobra, nie ma co wnikać. Ważne, by pomogła.
        Na razie jednak szło kulawo. Druidka złapała zadyszkę i była trochę skołowana tym co zastała, więc wszystko docierało do niej z opóźnieniem. Co chwilę zerkała w stronę elfika, jakby pytała "w co ty mnie próbujesz wkręcić?", on jednak uparcie milczał i tylko się uśmiechał. Nie był tu stroną w rozmowach i dziewczyny powinny same się dogadać. No ale Chaos nie ułatwiał swoimi komentarzami. Na jego słowa nawet strażnik zareagował nieprzychylnym ściągnięciem brwi. Przecież ta druidka była urocza! Nie atrakcyjna, no to akurat fakt, ale Mniszek dałby się na łyso ogolić za taką cioteczkę. No ale całe szczęście Funtka usadziła go w miejscu i zajęła druidkę wyłuszczaniem ich sprawy. Mniszek słuchał jej i zastanawiał się jak czuje się ta kobieta słuchając smoka mówiącego do niej głosem nastolatki. Jego to jakoś nie ruszyło za mocno, ale ona wyglądała na trochę skołowaną.
        - Ekhm, kochanie, ale o jaką sadzawkę ci chodzi? - zapytała druidka. A Mniszek słysząc to prawie się rozpłynął. “Kochanie”! Naprawdę wszystko by oddał za taką ciocię!
        - Ach, tam? - upewnił się, wskazując kciukiem przez ramię miejsce, z którego cała trójka nadeszła. Lekki ściągnęła usta i cmoknęła, gdy się namyślała. - Oj kochana, nic mi nie wiadomo, by to miejsce było czarodziejskie. Często tam zaglądałam i nic, nic tam się nie dzieje, kochanieńka. Ale powiadasz, że magia chaosu? Chaosu i życia… Nie, nic mi to nie mówi - oświadczył nagle twardo, choć przez moment zdawało się, że coś jej ta mieszanka mówiła.
        - Oj, cioteczko… - zainterweniował nagle Mniszek. W jego głosie było słychać żal dziecka, któremu odmówiono bajki na dobranoc i jednocześnie niezadowolenie profesora, który zawiódł się na bardzo zdolnym i obiecującym studencie. Druidka zaraz spojrzała na niego z przestrachem.
        - To nie moja sprawa! - oświadczyła butnie. - Nie mogę odpowiadać za cały ten las, bo mój głupi brat najpierw robi, a później… A niech to, nie myśli ani wcześniej, ani później! Kochanieńka - zwróciła się ponownie do Funtki, zerkając z lekkim niepokojem na Chaosa. - Bardzo mi przykro, chyba wiem, kto mógł rzucić to zaklęcie, ale… Nie wiem, gdzie on jest - dodała z rezygnacją. - Ale skoro mam wam pomóc… - dodała, wymownie zerkając w stronę uśmiechniętego Mniszka. - To proszę, czego wam trzeba? Jestem Flora - przedstawiła się, wyciągając przed siebie rękę na powitanie, ale zaraz z lekkim zażenowaniem ją cofając, no bo kto miał jej tą dłoń uścisnąć? Smok czy ten dziwny… dziwna… babochłop.
        Choć Flora wyraźnie zaznaczyła, że pomagała im przez wzgląd na Mniszka, jednocześnie sprawiała wrażenie osoby dobrej i uczynnej, która i bez tego postarała się im jakoś pomóc. Choćby dając im wałówkę na drogę. Tak, wyglądała na osobę, która na pewno by tak zrobiła.
Awatar użytkownika
Funtka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 148
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Uczeń , Artysta
Kontakt:

Post autor: Funtka »

        Musiała to przemyśleć - nie przyszło jej do głowy, żeby posłużyć się dzikim zwierzęciem i użyć go w ramach posłańca. Dla elfika zaś to musiało być raczej oczywiste…
        Tak jak dla niej pisanie.
        A jednak odruchowo ukryła własne zaskoczenie, gdy poczuła, że Mleczyk zaczął się tłumaczyć. Szybko stało się jasne, że dużo to on nie naskrobie, ale chęci miał jak najlepsze, a i pomysłowość go nie opuszczała - nic dziwnego, że tak inteligentna chłopczyna niechętnie przyznaje się do braku tak podstawowych (dla wykształconej osoby) umiejętności. Za to zapamiętała, że kiedyś się tego uczył, pewnie nawet umiał… coraz bardziej utwierdzało ją to w przekonaniu, że jest swego rodzaju wyrzutkiem, żyjącym inaczej niż jego krewni i pewnie trzymając się od nich z daleka. Ewentualnie mógł być leśnowioskowym głupkiem, którego ignorowali, ale na to nie wskazywałoby nic poza jego niepiśmiennością i wybujałą wyobraźnią samej malarki.
        Na szczęście tym razem postanowiła przymknąć ucho na jej podpowiedzi i potwierdziła, nadal z pewną dozą zapału, że książki ma, nawet w dwóch językach, więc mogą później jak najbardziej spróbować. Nie dodawała, że nie wie czy pisania się nie zapomina, bo i nigdy nie zaprzestała praktykowania tej szlachetnej umiejętności na kilka stuleci… tak, elfik miał ciekawe problemy.

        I najcelniejsze komplementy w całej dziczy!
        A nawet nie odnosiło się to bezpośrednio do niej - jednak gdy tylko zaczął mówić o magii i magach… kiedy tylko użył słowa ,,eleganckie” stanęła jak porażona, próbując gorączkowo odnaleźć swój mózg i połączenia myślowe. Aż Chaos zdziwił się, że Funcia jest w stanie zareagować na coś tak… żywo.
        - C cóż… czasem to jest obcy język - powiedziała jakoś dziwnie miękko, po czym zapamiętując błogie uczucie docenienia i dumy, zaczęła otrząsać się z nich powolutku. - W magii piękne jest to, że ma aż tyle odmian. - Uśmiechnęła się nadal słodko zamyślona i pożałowała, że nie widziała samego księżniczka rzucającego potężnego czaru. - Ale masz rację… każdy jest dobry w czym innym. Dlatego też tak trudno znaleźć maga, który pomoże z konkretnym problemem - dodała już po swojemu, odpowiednio gorzko i ruszyła dalej.

        Zaraz jednak zmuszona została do zastanowienia się co właściwie z jej dwóch głównych zajęć jest dla niej pracą - magia, która wymagała systematycznej nauki pod okiem nauczycieli, ale tak ją fascynowała, czy sztuka, która opierała się na praktyce i pomagała jej wyrażać siebie? Gdyby musiała wybierać teraz, stwierdziłaby, że - choć uciekła ze szkoły do wolnego Efne - to magia jest dla niej odpoczynkiem, czymś bez czego poradzić sobie nie może. Malowanie i rysunek też oczywiście były bardzo ważne, ale gdyby musiała to robić dzień w dzień, by się utrzymać… nic dziwnego, że mimo posiadania sporych umiejętności nie zarabiała jako artystka, a pomoc domowa. Magia była wymogiem, sztuka możliwością, codzienna praca - jedyną pracą, którą tak by nazwała. Kiedy była w Turmalii, w przerwach od obowiązków u pani Florencji powtarzała znane sobie zaklęcia, a czasem oddawała się mieszaniu farbek. Więc po przemyśleniu oba zajęcia były jej miłą nagrodą za ciężką robotę. Może więc kiedyś, kiedy nie będzie chciała bawić się w gospodynię, wtedy malarstwo będzie jej utrzymaniem, a wiedza tajemna - relaksem i drugą przyjemnością.
        Choć gdyby mogła zostać wielkim uczonym magiem w ramach zawodu wybrałaby tę opcję bez wahania.


        Potem już zaczęły się problemy - z druidką i… z nimi samymi.
        Mleczyk dziwnie milczał, Chaos pokazał jak bardzo jest niewychowany, a ona… najpierw kobietę chyba przestraszyła, a teraz sama się bała.
        Była jak ślepa!
        Starała się jakoś ocenić nieznajomą po wyglądzie (wbrew przysłowiom to bardzo przydatne), ale ile patrzyła czy to na jej gesty, posturę czy wcale miłą twarz, czuła tylko jak brakuje jej poświaty, kolorów aury, jej smaku oraz zapachu… próbowała skupić wzrok na druidce, ale z każdą chwilą coraz bardziej panicznie szukała potrzebnych cech, wytężając szósty zmysł, którego w tej chwili była pozbawiona. Od tylu lat nie musiała tego robić, że straciła umiejętność oceniania ludzi bez dostępu do zdradzającej ich emanacji. Oczywiście umiała ocenić ich wygląd pod względem stereotypowej akuratności czy atrakcyjności, ale w zestaw ruchów i słów i tego co mogło się za nimi kryć zagłębiała się głównie wtedy, gdy kolidowały jej z odczytanymi z aury przymiotami lub gdy sama aura była niepokojąca i zdradzała niestabilność właściciela. Natomiast teraz, patrząc na zadyszaną górską mieszkankę, która używała wyrazu ,,kochanieńka” w stosunku do smoka, nabrała pewności - nie umie odróżnić kłamcy od przyjaznej babuni. I świadomość tej ułomności wpędzała ją w szpony smoczego niepokoju. A zdenerwowane smoki, to smoki mało uważne i dość niebezpieczne. Z tym, że jej akurat nie miał kto zastąpić w rozmowie, jeżeli podda się lękom. Musiała zaufać Księżniczkowi - przyprowadził tą kobietę na pewno nie dlatego, że była ukrywającym się pod pozorami, żądnym krwi wojem. Nie, przyprowadził ją, bo… była druidką. Och okropności, nie mogła wyczytać nawet jakie miała magie!
        Wzdychając tym razem nie do ogromności własnego cielska, a do jednego, jedynego prawdziwego feleru jaki mogła mu teraz wytknąć, starała się pozbierać myśli i zwyczajnie dać się przekonać, że tęga kobita jest na swoim miejscu. I z tego miejsca postara im się pomóc.
        Jednak, żeby za dobrze nie poszło - obca szybko zaczęła kręcić, a nim Funcia zdążyła się tym zasmucić, z ust Mleczyka padły jakże niewinne, a jak mrożące krew w żyłach słowa. Ton postawił na baczność nie tylko tutejszą mieszkankę, ale i samą Funcię - niemal się zjeżyła, gdy do uszu doleciała ta słodko-krwawa melodia wypowiadana głosikiem, który potrafił się tak uroczo śmiać, tak pięknie cieszyć.
        Nóż w bucie, należało pamiętać o nożu!
        Na szczęście cichy atak wymierzony był nie w malarkę, a jej rozmówczynię, toteż chwilowo mogła odetchnąć i uznać to za rodzaj współpracy ze strony elfika. Ostatecznie dzięki temu nakłonił panią Florę do udzielenia im odpowiedzi, rozgadania się i przedstawienia.
        Najwięcej dała Funci odpowiedź.
        A więc to wina jakiegoś brata! Brata, który nie wiadomo gdzie jest i który nie myśli - brzmiało dobrze.
        Tak czy inaczej na pewno lepiej niż to co Yuumi miała do powiedzenia. Bo i czego właściwie oczekiwała? W zasadzie… w zasadzie nie miała pojęcia! Odzyskanie dawnych postaci byłoby najdogodniejszą opcją i w sumie tego najbardziej potrzebowali - ale poza tym? Należało jednak jakoś odpowiedzieć i nie robić z siebie ostatniego idioty.
        - Ach, tak, miło mi, nazywam się Yuumi, a to… to jest Amari - zaczęła od przedstawiania siebie i Chaosa, odruchowo używając tych bardziej oficjalnych imion. - Jeżeli… jeżeli nie wie pani gdzie jest teraz pani b… em, osoba za to odpowiedzialna, to może zna pani kogoś lub sama jest w stanie zdjąć to zaklęcie? - spytała jakoś nie do końca wierząc by to ostatnie było możliwe. Zaczęła też zresztą rozumieć, że wcale nie ufa Florze na tyle, by z chęcią dać jej się na sobie bawić zaklęciami. Jednak i tak lepiej ona niż jakiś bezmózgi włóczykij.
        - Konkretniej… ja i mój przyjaciel niechcący zostaliśmy zamienieni rasami. Oryginalnie to on był tym ładnym smokopodobnym stworzeniem - podkreśliła, by się nie obraził. - A ja… człowiekiem. Dziewczyną, ma się rozumieć - dodała dla samej siebie. - Nigdy nie przytrafiło się tu nic podobnego? - spytała, chociaż jak sądziła zaklęcie z sadzawki było jednorazowe. Ale może takich zaklętych sadzawek było po prostu więcej? - Gdybyśmy mogli chociażby na chwilę przybrać poprzednie kształty, wiele by nam to ułatwiło - podsunęła na koniec, a Chaos energicznie pokiwał głową, choć nadal trzymał się z tyłu w obawie przed brzydotą ich ziołowej pani.
Awatar użytkownika
Mniszek
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 114
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Strażnik , Mag
Kontakt:

Post autor: Mniszek »

        Mniszek rozmawiał z Funcią o magii z dziwną mieszaniną smutku, nostalgii i jednoczesnej przyjemności. Nie dało się ukryć - kochał magię i kochał czarować, a w nauce zaklęć przeszkadzało mu tylko to, że musiał to robić sam. Gdy jednak mógł o niej mówić, czynił to z zaangażowaniem. I cieszył się, że jego słowa wywołały w przemienionej malarce tak żywą reakcję.
        - Och, masz rację! Dokładnie tak! - ucieszył się, gdy mówiła o różnorodności. Ucieszył, lecz po chwili zrozumiał jakie było drugie dno tej wypowiedzi i zmarkotniał. - Dokładnie tak… - powtórzył, tym razem z troską w głosie. Niech to, gdyby magia była prostsza, od razu znaleźliby rozwiązanie ich problemu! Cóż, coś za coś, jak to się mówi: za potęgę należało płacić.

        Szkoda, że wcześniej nie udało im się porozmawiać o tym, kim Mniszek tak naprawdę był. Może to przez to, że on jakoś niespecjalnie chciał odpowiadać na osobiste pytania i zawsze jakoś ich unikał. A może przez to, że Funcia i tak by nie uwierzyła. Gdyby jednak wiedziała, że ma do czynienia z kimś uważanym za leśnego bożka, być może łatwiej pojęłaby jego zachowanie i to dlaczego nie interweniował, jaką rolę tu pełnił. I może wtedy on jakoś mógłby się włączyć w tę wymianę zdań z druidką albo subtelnie podzielić się jakimiś informacjami.
        Bo on na przykład widział aurę Flory. Widział ją i dlatego ją tu przyprowadził, choć informacji nie wyciągnął z niej wiele - była w jego odczuciu “druidzka” i ciepła, uznał więc, że im pomoże. Nie wiedział jaki ból odczuwała Funtka, gdy nie dysponowała takimi informacjami jak on - tym, co dla niego niewiele znaczyło, a bez czego ona czuła się jak dziecko we mgle. Powinna jednak mu ufać - przecież chciał dla nich dobrze, cały czas to pokazywał, prawda?
        Nóż w bucie się nie liczył.

        Podczas prezentacji Flora kiwała głową każdej kolejnej wymienionej osobie. Widać było, że choć według starego porzekadła lepszy jest diabeł znany niż nieznany, jej niepokój nie ustąpił nawet odrobinę. Łypnęła krótko w stronę elfika, jakby oczekiwała, że i jego imię zostanie podane - może nawet liczyła odrobinkę na to, że się tylko pomyliła i wcale nie ma do czynienia z Maorcoille. W sumie… Niech to, dlaczego w ogóle przyszło jej to do głowy? Wyskoczył na nią blond młodzieniec i bez słowa wydał polecenie, a jego aura stapiała się z lasem, który był wkoło… Obcy pewnie by się tym nie przejęli, ale ona owszem - w końcu od dziecka wychowała się w tych górach i znała legendy, wśród których ta o strażniku lasu była jedną z najważniejszych, bo w końcu każdy znał kogoś, kto miał z nim do czynienia, pośrednio czy też bezpośrednio. Zresztą… czy zwykły elfi chłopak umiałby powiedzieć jedno słowo tak, by człowieka oblały zimne poty? No właśnie.
        - Brat, brat - westchnęła, gdy Funtka zająknęła się na tym słowie. - Chociaż na “B” pasowałby również “bęcwał” albo “baran” - dodała z przekąsem. Zaraz jednak westchnęła, jakby mimo wszystko miała dla tego barana wiele ciepłych uczuć. Załamała ręce. Po chwili jednak się pozbierała i z przepraszającym uśmiechem całą uwagę poświęciła przemawiającej tymczasowej smoczycy. Nadal wyglądała na troszkę zdezorientowaną i długo milczała, nawet gdy malarka skończyła z listą wyjaśnień, pytań i sugestii. Dopiero po chwili jakby się ocknęła i zaczęła mówić.
        - Tak… To brzmi jak coś, co mogło zdarzyć się w tej okolicy - przyznała niezbyt entuzjastycznie. - Nie coś, co już się zdarzyło, ale mogłoby się zdarzyć - zastrzegła po chwili. - Dzieją się tu jednak różne inne rzeczy, może czasami nawet dziwniejsze… Magia chaosu w nieodpowiedzialnych rękach potrafi narobić wielkich szkód - przyznała. - Ale niestety, mój głupi brat jest jedynym mistrzem tej dziedziny w najbliższej okolicy. Mnie nigdy do tego nie ciągnęło, nie miałam zresztą takich umiejętności jak on, skupiłam się więc na zielarstwie, jak na dobrą córkę druida przystało, tak… Ach, nieważne, dawne czasy - przerwała osobiste wywody, machając rękami jakby chciała dosłownie odgonić te tematy. Później na chwilę się stropiła: patrzyła to na Funtkę i Amari, to na Mniszka, jakby gorączkowo kombinowała co teraz zrobić. Zaczęła bawić się klapą swojej torby w nerwowym odruchu.
        - Ojej… - westchnęła w końcu. - No ja osobiście nie będę umiała nic zrobić… Możecie… Poczekać u mnie… Aż mój głupi brat wróci, bo on zawsze po jakimś czasie wraca… Albo możecie go spróbować poszukać… Albo jakiegoś innego maga chaosu w Górach? Na pewno jakiś jest. Jak powiecie, że to sprawka mojego brata na pewno wam pomogą. No i… mogę was wpuścić do jego pracowni, ale och, nie chcę byście to zdrowiem psychicznym przypłacili, on jest taki nieporządny! - biadoliła na koniec, załamując ręce, wcześniej zaś mówiła powoli, cały czas zerkając na Mniszka kontrolnie, czy podobają mu się jej odpowiedzi i czy nie zeźli się na nią za to, że jest taka niepomocna. On jednak słuchał z zainteresowaniem tego jak druidka dogadywała się z jego znajomymi, oczami wodząc niej do nich. Siedział sobie tak jak do tej pory, trzymając dłońmi kostki nóg i robiąc “motylka” kolanami. Ani trochę nie wyglądał na kogoś, kogo należy się bać… Choć pozory mogą mylić.
        - Ach… - odezwała się po chwili Flora, jakby przypomniało jej się coś ważnego. - Wiecie… Nie wiem na ile to was pocieszy, ale ten mój kochany idiota jest może bardzo utalentowany, ale przy tym roztrzepany i niechlujny, więc jego zaklęcia nie są trwałe… Więc to może samo przejść - zapewniła nagle bardzo ciepłym głosem, jakby przekazywała bardzo dobre wieści. - Nie, to na pewno z czasem samo przejdzie. Tylko nie wiem jaki to czas będzie, niestety… Może to być kwestia dnia, tygodnia albo miesiąca. Na pewno nie dłużej niż miesiąc, on nie wkładałby w to tyle energii…! Bez urazy - dodała, choć w sumie nie wiadomo dlaczego.
Awatar użytkownika
Funtka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 148
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Uczeń , Artysta
Kontakt:

Post autor: Funtka »

        No dobrze, Pani Flora nie robiła wcale najgorszego wrażenia. To ona, Funcia, znalazłszy się daleko od domu w mało komfortowej sytuacji, stała się przewrażliwiona. Bardziej niż była. Bo sama druidka coraz bardziej ,,zwyczajniała” jej w oczach. Wierzyła jej na słowo, gdy mówiła o zielarstwie i talentach brata - to krótkie odbiegnięcie ku przeszłym czasom chyba z resztą najbardziej ją uspokoiło. Nie mogła powiedzieć, by pani Flora była roztrzepana czy niemądra, ale jej nieporadność i serdeczność, za którą jakoś starała się to ukryć były bardzo dobrze odbierane przez młodą malarkę. Jakoś… miała słabość do podobnych osób. U niej na wsi też takie mieszkały. Nieco zbyt nachalne, utyte ciotunie z warkoczem i (zawsze, ale to zawsze!) z koszykiem pełnym jadła, które to Funci dawały by zaniosła do rodziców czy innych tam.
        To były całkiem miłe wspomnienia.

        Yuumi poczuła słodką nostalgię do tych spokojnych chwil. Tyle przebywając w Kryształowym Królestwie nieco zapominała o wiejskiej prostocie i tym jak to ludzie w gromadzie potrafią sobie radzić. Jak ciężkie, a zarazem jak łatwe są kontakty z nimi. Najbliżej tych wspomnień z Terrot stała póki co Turmalia - tam wiodła co prawda nadmorskie, ale podobne pogodno-pracowite życie. Przez chwilę. Potem zaś już nic nie kojarzyło jej się z domem. Aż do tej pory.
        Choć cierpiała z powodów chwilowej ułomności i niemożności czytania aur, jak raz wprawiona w romantyczny, a tęskny nastrój zdała się na swoją intuicję i postanowiła zaufać tak elfikowi, kobiecie, jak i sobie. Ostatecznie była teraz wielkim drapieżnikiem, o aurę może zapytać Księżniczka później, a w torbie czekał jeszcze amulet ostrzegawczy - przy stosownej okazji da go Chaosowi i niech ich pilnuje.
        Tak nastawiona, była w stanie wysłuchać wszystkiego do końca z coraz mniejszym zdenerwowaniem, a rosnącym wyciszeniem i rodzącej się w nim analityzmem. No przecież - poradziła sobie sama w obcym mieście to i tutaj da sobie radę!
        W końcu jej uwagę przykuło rzucone z wolna zaproszenie, nie do końca chyba pewne, ale… czy nie byłoby im na rękę? Zastanowiła się dobrze - mogliby szukać jakiegoś obcego maga tu w górach i zwalić winę za zaklęcie na owego ,,Bęcwała”. Nawet zakładając, że tutejsza zielarka wie co mówi i faktycznie każdy by im pomógł, to łazić z Chaosem po górach byłoby chyba dość ciężko. Poza tym głupio by było Funci, gdyby okazało się, że wcale nie ów Brat jest winny, a ona przyjęła to za pewnik. Bezpieczniej było zostawić to w rodzinie.
        Zerknęła na Księżniczka. Chętnie by omówiła z nim tę kwestię, zapytała czy musi on gdzieś wracać, czy nie ma nic przeciwko… ale tym razem wydawał się jakiś niekontaktowy. Nie zły czy niechętny - ale zostawił wszystko jej do załatwienia, sam zaś siedział absolutnie spokojnie, nie spiesząc się i postawą podkreślając swoje dawne słowa. On ma dużo czasu, las wie gdzie go wezwać. Zjawia się tam gdzie trzeba… Skoro więc spotkali się niby nie przypadkiem to pójdzie za nią i do jakiejś chatki, prawda?
        Co najwyżej wtrąci się i wyjaśni nieporozumienie.

        Samo zaproszenie zaś było Funci na łapę z kilku powodów - była to idealna wymówka, by zatrzymać się gdzieś na dłużej i odpocząć. Sprawdzić wymogi i możliwości nowych wcieleń, może nawet nauczyć Chaosa chodzić. Pod okiem druidki zdawało się to być bardziej na miejscu, niż gdyby Funcia zarządziła to przy samym Mleczyku. Poza tym można było się faktycznie rozejrzeć po pracowni Brata (skoro chodziło tylko o nieporządek, a nie o podwieszone pod sufitem truchełka) i może lepiej przedyskutować całą sprawę. Tak, to zdecydowanie byłaby dobra opcja. W końcu i tak chciała przed powrotem nieco potrenować używanie skrzydeł i ogona - a jeśli w czasie treningu wróci ten nieszczęsny mag albo zaklęcie osłabnie - tym lepiej!
        Och, i jeszcze wysłanie listu…
        Dużo rzeczy do zrobienia i całkiem niezła ku nim też okazja!

        - Dziękujemy. Myślę, że jeśli nie będzie to dla pani zbyt wielki problem, chętnie skorzystalibyśmy z gościny. Obiecujemy nie sprawiać problemów. - Złapała się tej jednej opcji i już ją trzymała, ku żywej trwodze Chaosa, który dałby teraz wszystko za amulet przeciwko wiedźmom i śmierdzącym domkom! Och, na pewno, na pewno przesiąknie wonią starych ludzi i resztką wędzonki! Włosy mu spłowieją, pióra i rogi… nie miał piór! Gdzie są jego rogi!? Zaczął niespokojnie kręcić się szukając ich na głowie, ale że robił to cicho, Funcia nie zwracała na niego szczególnej uwagi.
        - Proszę się nie przejmować, to jest          głupek - westchnęła tylko do druidki, a że sam "głupek" nie zareagował na tak jawny afront, pacnęła go lekko, żeby się otrząsnął.
         - Na jego usprawiedliwienie dodam, że jako smok wyglądał przy takich akcjach mniej niepokojąco - zapewniła, po czym zaprosiła go na grzbiet, by już się tak nie rzucał w oczy.
        - Jeśli pani pozwoli… pójdziemy za panią. - Funcia już weszła w tryb rozsądnej dziewczyny i tylko poruszyła wężowato ciałem, by przygotować je lepiej do nie-wiadomo-jak-długiej drogi.
        - Mleczyku, nie masz nic przeciwko, prawda?

Ciąg dalszy: Mniszek i Funtka
Zablokowany

Wróć do „Góry Druidów”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości