BurdanaAżeby przyjaciela poznać...

Mieszkańcy Burdany są bardzo sprytnymi ludźmi. Nie przywiązują wagi do do bogactwa. Specjalizują się w łowiectwie i meblarstwie. Połowa mężczyzn to drwale. Lasy wokół Brurdany zostały zaczarowane wiele lat temu przez pewnego maga. Po ścięciu odrastają w jeden dzień, tak, że są gotowe do kolejnego zbioru.
Awatar użytkownika
Naniria
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 106
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Włóczęga , Uzdrowiciel

Post autor: Naniria »

        Już od dawna nie miała żadnych snów, mimo tylu emocji i myśli, jakie kłębiły się we wnętrzu tak kruchej istotki, jaką była Nani. I po raz pierwszy od bardzo dawna przespała całą noc bez budzenia się z krzykiem i płaczem. Nie słyszała bębnienia o ziemię ciężkiego deszczu, gdy wracała do rzeczywistego świata. Zamiast tego obudziła się w akompaniamencie delikatnego, wręcz nieśmiałego śpiewu ptaków. Zamrugała kilkakrotnie; dopiero po kilku długich chwilach zorientowała się, że była przykryta grubym kocem. Mruknęła niewyraźnie, zakrywając się aż po nos. Chrzaniła taki interes, słońce ledwie zza horyzontu się wyłoniło, zasłużyła na dłuższy sen. Zasnęła z powrotem w mgnieniu oka.
        Przy następnym razie, gdy otworzyła oczy, słońce wisiało już wysoko na niebie. Ponownie mruknęła, lecz zaraz ziewnęła i obszernie się przeciągnęła, zsuwając z siebie sprezentowany znikąd koc. Czuła obolałe i nierozciągnięte mięśnie, a stawy strzelały jej tak, jakby kto gałęzie grube w palcach łamał. Zasłoniła oczy dłonią, gdy pod kopułę z drzew wdarły się promienie słońca. Po burzy nie było ani śladu, nie licząc przesiąkniętej wodą ziemi. Rozejrzała się za wiernym przyjacielem, po czym poderwała się na nogi w panice, nie dostrzegłszy go nigdzie blisko.
        - Archibald?! - krzyknęła, wyskakując z drzewnego namiotu jak poparzona. - Archibald?!
        - Tu jestem - odezwał się spokojny głos tuż obok wejścia. Kocur przeciągnął się, ukazując długie, ostre pazury, po czym począł przeciągać się na korze drzewa, by te pazury zaostrzyć. Dziewczyna obrzuciła go spojrzeniem, w którym wyraźnie było widać wyrzut.
        - Miałeś nie odchodzić daleko... - rzuciła, krzyżując ramiona, jak obrażona nastolatka.
        - Przecież byłem tutaj, dosłownie kilka kroków od ciebie. Pilnowałem, by nikt tu nas nie zdybał, podczas gdy ty słodko spałaś.
        - Kto ci się na tym pustkowiu pojawi? - zapytała, kręcąc się wokół własnej osi, zamaszystym gestem wskazując na niebo i korony drzew. Zatrzymała się nagle i omiotła spojrzeniem okolicę. - Gdzie Eleanael?
        - Nad strumieniem - odparł Archi, siadając. - Powiem ci szczerze, że nam również przydałaby się porządna kąpiel.
        Nani wzruszyła ramionami. Ten kilkudniowy deszcz zdołał zmyć jej zapach z wierzchnią warstwą skóry, ale skoro kocur uważał, że tak trzeba, to nie miała zamiaru oponować. Ona miała iść pierwsza, a gdy wyraziła swój sprzeciw, Archibald wyjaśnił jej, że nie mogą zostawić wszystkich swoich i nowego towarzysza rzeczy bez opieki. Przyjęła więc jego logiczny argument, po czym ruszyła przez las w kierunku wskazanym przez przyjaciela.
        Wyszła z gęstwin, przedzierając się przez krzaki jeżyn, co słychać było już z oddali, bo jej przekleństwa roznosiły się wyjątkowo ekspresyjnie po lesie. W końcu zagłuszył ją szum strumienia. Stanęła na jego brzegu, unosząc się jeszcze na palcach, jakby to miało jej w czymś pomóc, i poczęła wypatrywać centaura. Dostrzegła go, o dziwo, nie od razu, lecz gdy tylko tak się stało, podeszła doń, usiadła obok i wymruczała coś, co przypominało powitanie.
        - Archibald został z twoją włócznią - powiedziała po chwili, przytuliwszy kolana.
Awatar użytkownika
Eleanael
Szukający drogi
Posty: 33
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Centaur
Profesje: Władca , Opiekun , Artysta
Kontakt:

Post autor: Eleanael »

        Po porannym doprowadzeniu się do porządku, Eleanael postanowił trochę dłużej postać przy strumieniu. Nie miał powodu, aby się gdziekolwiek spieszyć. Mógł za to w spokoju popatrzeć na las w zupełnie innych warunkach i jakże mocno zachwyciła go jego różnorodność, którą jakoś wcześniej zupełnie przyćmiła mu gwałtowna aura i ciemna noc. Przez chwilę mógł zatęsknić za swoim domem, którą ta puszcza łudząco mu przypominała. Ale ten las był mu nieznany. Miał innych opiekunów i wydawało mu się, że jest tu bez przerwy obserwowany. Pomimo tego dziwnego uczucia ani na chwilę nie poddał się lękowi. Ba, czuł się przez to jeszcze bardziej bezpieczny, bo dobrze wiedział, że ten ktoś nie patrzy na niego i jego nowych towarzyszy zwykłymi oczętami.
        Ale czujności nie stracił. Dlatego wcale nie zaskoczyła go młoda elfka, która podeszła go od zawietrznej. Właściwie to w ogóle się nie skradała, ale gdyby było inaczej... No, cóż, to byłaby po prostu strata czasu.
        - Dzień dobry, Jaskółeczko! - odezwał się do niej życzliwym tonem. Porównanie jej do tego wspaniałego ptaszka miało swój ukryty sens. Wszak centaur bardzo lubił porównywać ludzi do niektórych zwierząt i oczywiście byli i tacy, których ciężko było przyrównać do jakiegokolwiek dzikiego zwierzęcia. Naniria zasłużyła na swój przydomek nie tylko agresywną osobowością, ale również wyglądem, czyli smukłą sylwetką i czarnymi jak węgiel włosami.
        Na informację o strzegącym jego dobytku Archim, Elan zareagował tylko oszczędnym kiwnięciem głowy. Miał zdecydowanie ważniejsze troski niż bezpieczeństwo swoich przedmiotów – a i te nie do końca były zostawione bez opieki, ale o tym nie musieli już wiedzieć ani kot, ani elfka.
        Tęczówki centaura mieniły się soczystymi odcieniami zieleni, kiedy z góry spojrzał wprost na Nanirię. Była to nieprzeciętna osóbka, bardzo rozstrojona, trochę wybuchowa, a jednak bardzo sympatyczna. Tak kontrastowa, że książę patrzył na nią jak na coś zupełnie niesamowitego – jak na bardzo rzadki okaz... kwiatka. Taki trochę mizerny, nieodżywiony, ale z ogromnym potencjałem.
        Właściwie nie musiał nic mówić. Zrobiły to za niego jego oczy, ale żeby nie wyszło niezręcznie, to coś tam jednak do niej powiedział:
        - Archibald jest godny zaufania. Taki przyjaciel to największy skarb. – Chciał użyć słowa „opiekun”, ale nie wiedział jak na to zareagowałaby nadęta duma młodej dziewczyny. Wolał nie kusić losu. - Chciałbym mieć kogoś takiego jak on u swojego boku. Oczywiście jeśli nauczyłbym go, że nie jestem kolacją. Dzikie zwierzęta rzadko towarzyszą centaurom. Najczęściej są to jednak ptaki, takie jak sokoły, czy jastrzębie. Rzadziej koty. A już w ogóle najdziwniejszym widokiem jest centaur w towarzystwie ludzi, ale cóż... - westchnął i pokrzepiająco uśmiechnął się do elfki. - Mnie to nigdy nie przeszkadzało.
        Odwrócił od niej wzrok i wyszedł z wody na brzeg. Nie miał przy sobie żadnej broni, ani ubioru, którym zakryłby koński tułów – teraz mokry, więc w sumie dobrze się składa, bo szybciej wyschnie. Eleanael był dość młodym centaurem jak na standardy swojej rasy. Jego dolna połowa odznaczała się wysportowaną, smukłą sylwetką konia wyścigowego, a górna – przystojnego młodzieńca z fantastycznie wyrzeźbioną sylwetką wojownika bazującego w idealnie dobrych proporcjach na sile i zwinności. Miał na sobie jedynie tradycyjną uprząż, z którą właściwie się nie rozstawał, a jak już to robił to tylko na chwilę.
        Właściwie nie miał się czego wstydzić i nigdy nie czuł się nieswojo z powodu własnej fizjonomii. Takim się urodził i takim umrze, więc czego się tu wstydzić? Jedyne, czego się obawiał to niczym nieuzasadnionej agresji, wynikającej najczęściej z niewiedzy i głupich historyjek (choć nie do końca nieprawdziwych). Jako władca musiał dbać o kulturę i pielęgnować tradycje swojej rasy, a także szanować suwerenność wszystkich z teoretycznie potencjalnych sojuszników. Co było niezwykle trudne i czasami wyczerpujące psychicznie.
        - Może chciałabyś ze swoim kocim towarzyszem potowarzyszyć mi w drodze do Burdany? Sprawiłoby mi to wielki zaszczyt, gdybyś się zgodziła - powiedział, przyłożywszy złożoną w pięść dłoń do piersi i skłoniwszy lekko głowę. Dziwny gest na pierwszy rzut oka, a jednak forma takiego ukłonu była bardzo powszechna wśród centaurów. Wyrażała głęboki szacunek do rozmówcy. - Ludzie może łagodniej zareagowaliby na widok centaura z towarzyszącą mu elfką (no i dużym dzikim kotem), niż na samotnego osobnika o moim wyglądzie - dodał spokojnie. Mógł się domyśleć jaka będzie jej odpowiedź, ale spróbować zawsze warto.
Awatar użytkownika
Naniria
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 106
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Włóczęga , Uzdrowiciel

Post autor: Naniria »

        Szemrzący strumyczek działał na nią wyjątkowo kojąco. Po tak długiej burzy dobrze było znów zobaczyć coś więcej poza czubkiem własnego nosa. I chociaż nie czuła większej potrzeby umycia się, chętnie zdjęła wciąż przemoczone buty i zanurzyła stopy w czystej wodzie. Najchętniej w ogóle chodziłaby boso, lecz Archibald dosadnie wyraził swoją dezaprobatę względem tego "absurdalnego wymysłu", a kiedy ona zarzuciła mu brak butów, spojrzał na nią z politowaniem. Dopiero później przypomniał przyjaciółce, że jego łapy są przystosowane do nieposiadania butów. I dopiero wtedy Nani była łaskawa ustąpić.
        Zerknęła pytająco na Eleanaela, uniósłszy brew.
        - "Jaskółeczko"? - zdziwiła się trochę, ale w jej głosie nie słyszało się oburzenia. Pierwszy raz ktoś tak pieszczotliwie, wręcz uroczo ją nazwał. Zmarszczyła podejrzliwie brwi, nie będąc do końca pewna, czy miała uznać to za komplement. Poniewczasie doszła do wniosku, że uzna.
        Cieszyło ją mimo wszystko to, że w jej otoczeniu był ktoś jeszcze oprócz Archibalda. Oczywiście, za nic by się do tego nie przyznała na głos, ale dziewczyna wyraźnie złagodniała względem centaura. Już nie obserwowała go jak potencjalnej, niewinnej ofiary, nie łypała z widoczną nieufnością i dystansem. Te sygnały naprawdę mogły zostać uznane za pochlebstwa z jej strony. Gdyby nie czuła się nieco swobodniej, nie obdarowałaby go nawet swoją obecnością. A to, że przyszła sama nad ten strumień i że sama z własnej woli pierwsza się odezwała, świadczyło tylko o rosnącym przekonaniu do osoby Elana. Nie narzucał się, pomógł im w trudnym momencie, a co najważniejsze - dał im święty spokój. Nie wypytywał, nie wściubiał nosa tam, gdzie by został przytrzaśnięty. To się chwaliło.
        Pokiwała głową, zgadzając się niemo z mężczyzną.
        - Kwestię konsumpcji wyjaśniliśmy sobie na samym początku - odparła, wpatrując się w przejrzystą wodę. - Poza tym Archi nie tknąłby tak mało apetycznie wyglądającego mięsa. Zdecydowanie preferuje szlachetniejsze okazy. Co się tyczy towarzyszy - ludzie nie zasługują, by przebywać wśród centaurów. A centaury stać na więcej. Nie ma czego żałować, wierz mi.
        Ponownie się nabzdyczyła, rozchlapując wściekle wodę na brzegu. Chlapanie nasiliło się, gdy Elan zadał pytanie. Nani wymruczała coś niezrozumiałego pod nosem, niekoniecznie zwracając uwagę na gest centaura. Nie trzeba było się szczególnie domyślać, że dziewczyna się zirytowała. Nie samym pytaniem, bo nie miałoby to większego sensu, ale wizją przebywania w ludzkiej cywilizacji. Dwa lata z nikim nie miała żadnego kontaktu, nie licząc Archibalda. Unikali siedlisk, wiosek i miast jak ognia, szerokim łukiem, na krok się nie zbliżali. Archibaldowi zależało na dobrym samopoczuciu przyjaciółki, więc bez słowa zgadzał się na wszystkie jej plany. Nani nie wahała się, by przedłożyć poczucie bezpieczeństwa nad głód w ekstremalnych sytuacjach. Teraz też się nie zawahała.
        - Nie - rzekła, kręcąc głową. Skuliła się, schowała twarz w dłoniach. - Nie mogę.
        Choćby bardzo chciała, nie potrafiła zmusić się do spojrzenia Elanowi w oczy. Targały nią strach i wstyd, a w dodatku czysta i szczera nienawiść do gatunku ludzkiego. Nani dawno temu poprzysięgła sobie, że już nigdy nie zetknie się z człowiekiem. I słowa zamierzała dotrzymać.
Awatar użytkownika
Eleanael
Szukający drogi
Posty: 33
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Centaur
Profesje: Władca , Opiekun , Artysta
Kontakt:

Post autor: Eleanael »

        Elan nie tłumaczył dlaczego nazwał ją "Jaskółeczką", bo sądził, że nie powinna się za to obrazić. W końcu brzmiało to bardzo pochlebnie o niej i dosyć pieszczotliwie. Tym bardziej ucieszyła go wywołana u niej konsternacja widoczna w oczach dziewczyny, w których odbijało się rozproszone przez korony drzew światło słoneczne.
        Z zainteresowaniem wysłuchiwał jej kolejnych słów, ale kiedy poruszyła temat centaurów poczuł się trochę jakby wysłuchiwał ojca.
        - Mówisz jak mój ojciec - powiedział bez ogródek i wydawało się, że na chwilę głębiej się nad tym zastanawiał. A i owszem. To była kość niezgody między nim a jego ojcem. Starał się temu zaprzeczyć i udowodnić mu, że ludzie i centaury mogą żyć u swojego boku, a różnice kulturalne między rasami można przecież uszanować dzięki dobrej woli obu stron.
        - Kiedyś myślałem podobnie - mruknął ciszej, przenosząc swój wzrok na potok.
        Reakcja Nanirii nie była niczym, czego by się nie spodziewał po dziewczynie. Zwłaszcza po tym co usłyszał od Archibalda. To co powiedział mu opiekun elfki miało pozostać między nimi i centaur nie zamierzał zdradzać swojej wiedzy, a jedynie trochę ją wykorzystać, aby możliwie dyskretnie zyskać na sympatii elfki. Chociaż miał świadomość tego, że ich znajomość mogła dzisiaj się zakończyć.
        - Rozumiem - odpowiedział jakby przyjął do wiadomości jej stanowczą odpowiedź. - Mnie samemu niezbyt uśmiecha się tam iść, ale nie mogę zawrócić. Rozkaz to rozkaz. - Westchnął i przestąpił z nogę na nogę. Chyba już dość się napatrzył na ten potok.
        Zamaszyście machnął ogonem i odwrócił się tyłem do strumienia, bokiem do siedzącej na brzegu elfki. Popatrzył na jej bose stópki, wcześniej ubijające krystaliczną wodę na pianę, a teraz powoli poruszające się pod wodą. Teraz, o dziwo dzięki tym stopom, doszedł do wniosku jak pod tą grubą powłoką opryskliwości skrzętnie ukryła swoją młodzieńczą, dziewczęcą beztroskę. Zrobiło mu się żal dziewczęcia i prawie równie mocno żal, że się rozstaną. No, ale co mógł zrobić? Nie znał się na psychologii i niewiele mógł zdziałać.
        - Zapewne chcesz się odświeżyć, więc pójdę do obozowiska zebrać swoje rzeczy - rzekł do młodej dziewczyny. W zasadzie przeczuwał, że postępuje słusznie, nie prosząc jej i nie namawiając do niczego.
Awatar użytkownika
Naniria
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 106
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Włóczęga , Uzdrowiciel

Post autor: Naniria »

        Odprowadziła Elana nieco smutnym spojrzeniem, po czym na powrót przeniosła wzrok na potok.
        Główka Nani pracowała intensywnie, gdy próbowała nie myśleć o tym jak bardzo nie chciała zbliżać się do miasta. Konsekwencje przekroczenia murów Burdany byłyby katastrofalne. Ziemia zaczęłaby się trząść, ptaki poczęłyby umierać w locie, rozstąpiłyby się czeluści Piekieł i otworzyły bramy Niebios, niosąc zagładę znanemu jej światu. Inaczej sobie tego nie wyobrażała. Jej wątła psychika nie zniosłaby nadmiaru bodźców, a wciąż doszukiwałaby się konspiracji i teorii spiskowych skierowanych przeciw niej. Biedne dziecko, tyle przeszło, tak bardzo się zawiodło. I nie potrafiła zaufać na nowo, choć chciała.
        Rzucała od niechcenia wszystkim, co do rzucania się nadawało. Tor lotu był nieważny - ważne, że leciało. Kamyczki, trawa, kwiatki, gałązki, liście - to wszystko lądowało albo gdzieś niedaleko, albo w strumieniu. Przestała rozmyślać, siedziała teraz całkowicie pozbawiona jakichkolwiek myśli, pustym, zgaszonym wzrokiem wpatrując się w bystro płynący strumyczek. Przekrzywiła mimowolnie głowę i pomachała nogami pod wodą, co nadało jej wygląd osieroconego dziecka z pewnymi niepełnosprawnościami. Gdyby ktoś akurat całkiem przypadkiem przechodził obok z pewnością podszedłby do niej i z troską zapytał, czy zgubiła mamę. Wtedy popatrzyłaby na niego z poirytowaniem, wstała spokojnie i bezceremonialnie wepchnęła gościa do strumienia. Nie lubiła, gdy zadawało się jej głupie pytania.
        Poszła za przykładem swojej wizji. Wyjęła nogi z wody, by zdjąć spodnie, następnie zrzuciła z siebie wymiętą, białą koszulę, pozostając w samej bieliźnie. Weszła powolutku z powrotem do strumienia i jak raz się w nim nagle zanurzyła. Spod powierzchni wody wylazła dopiero, gdy doszła do wniosku, że śmierć przez utonięcie w płytkim potoku byłaby nadto żałosna. Usiadła więc na dnie, przez co z wody wystawała tylko jej głowa. Propozycja centaura wywołała w niej armagedon, przywołując wspomnienia, które raczyły się zatracić w bezkresie jej pamięci. Bardzo miłe wspomnienia. Ale też te, które chciała raz na zawsze wyrzucić gdzieś, skąd by nie miały możliwości powrotu. Warknęła, wywołując tym samym bąbelki. Musiała koniecznie porozmawiać z Archibaldem. Koniecznie.
        Wyskoczyła ze strumienia, jakby zamiast wody płynęła w nim lawa. Chwyciła swoje rzeczy i prawie że w biegu poczęła je zakładać. Buty zostawiła - uznała, że są zbędne. Pospiesznie przedarła się przez krzaki i kiedy udało jej się wyplątać włosy z malin natychmiast ruszyła ku drzewnemu namiotowi. Nie trudziła się wyciskaniem wody z włosów, przez co nieustannie na jej twarz spadały zimne krople, które na każdym kroku musiała wycierać rękawem koszuli. Udało jej się nawet zderzyć barkiem z drzewem, które później siarczyście przeklęła na odchodnym. Potrzebowało stanąć na jej drodze, prawda? Nie dość się nacierpiała?
        Przed wejściem do namiotu napotkała myjącego się Archibalda. Stanęła nad nim, skrzyżowała ramiona i zaczęła tupać stopą o ściółkę, cierpliwie czekając aż kocur dokończy poranną toaletę. Zastygł z tylną łapą w powietrzu, zlustrował przyjaciółkę uważnym wzrokiem i zatrzymał się na jej gołych stopach.
        - Dlaczego nie masz butów? - spytał tonem pełnym politowania dla inteligencji dziewczyny. Nani już otworzyła usta, by się usprawiedliwić, ale Archi jej przerwał: - Nie musisz się tłumaczyć.
        - Hmpf - fuknęła. - Możemy porozmawiać?
        Archibald skinął głową, wciąż z łapą wysoko nad głową. Nani spojrzała na niego znaczącym, nieco drwiącym wzrokiem, przez co kot natychmiast wstał, jakby nic się nie stało.
        - O co znów chodzi?
        - Eleanael poprosił, byśmy poszli z nim do Burdany - powiedziała z paniką w głosie.
        - To takie straszne?
        Dziewczyna posłała mu piorunujące spojrzenie, mało brakowało, a by się błyskawice dookoła nich rozszalały. Archibald westchnął tylko ciężko.
        - Wątpię, by planował nas tam zamordować - mruknął.
        - On nie, ale setki innych, którzy tam są, już tak - oparła się plecami o pień rozłożystego drzewa.
        - Nani, widzę, że chcesz tam iść. - Dziewczyna pokręciła uparcie głową. - Jak nie, jak tak? Od dwóch lat nie byliśmy w mieście...
        - Nie żałuję - weszła mu w słowo. - Nie żałuję ani minuty spędzonej poza siedliskiem tych potworów.
        - Umiesz się bronić, a poza tym będzie tam też Eleanael, nic ci się nie stanie. Nani, kiedyś musisz się przełamać, nie można żyć cały czas na uboczu...
        - Założysz się? - krzyknęła, nie dając mu dokończyć. Wyminęła przyjaciela szybkim krokiem, po czym odeszła w las, uderzając rękami w zwisające nad nią gałęzie.
        Archibald popatrzył za nią smutnym wzrokiem. Wrócił do namiotu, gdzie Eleanael powoli szykował się do wyruszenia w drogę. Kot usiadł i przez chwilę przypatrywał się przygotowaniom centaura, mając wewnętrzny dylemat. Nie potrafił jednak nie chcieć spróbować pomóc Nani w walce z jej fobią. Podszedł bliżej Elana.
        - Prawdopodobnie słyszałeś część naszej rozmowy... - zaczął niepewnie. - Potrzebuję twojej pomocy.
Awatar użytkownika
Eleanael
Szukający drogi
Posty: 33
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Centaur
Profesje: Władca , Opiekun , Artysta
Kontakt:

Post autor: Eleanael »

        - Jedna burza ucichła sama. Pozwólmy drugiej wyciszyć się samej - odparł Archibaldowi, bardzo spokojnie zwijając swój koc w bardzo ciasny rulon. Faktycznie słyszał wszystkie narzekania elfki. Zbulwersowana dziewczyna brzmiała tak komicznie, że żeby nie dolewać oliwy do ognia i - brońcie wszyscy bogowie - nie okazywać rozbawienia całą tą sytuacją specjalnie schował się w szałasie pod drzewem, pod pretekstem spakowania swoich manatków.
        Było mu żal kota, bo widać, że chciał dobrze dla tej wyjątkowo rozwydrzonej dziewczyny i chyba nigdy tak naprawdę nie okazała mu wdzięczności za jego opiekuńczość. Na szczęście koty to bardzo cierpliwe stworzenia.
        Elan musiał rozruszać policzki, żeby przypomnieć ustom, że potrafią układać się w jeszcze inne kształty niż tylko niewinny uśmiech. Dopiero potem, odzyskawszy jako taką powagę, z troskliwą miną wyszedł z naturalnego szałasu, dopinając kocyk do reszty juków zamocowanych po bokach grzbietu. Wykonywał przy tym na pierwszy rzut oka bardzo bolesne wykręcenie ludzkiej połowy ciała, ale dla niego nie było w tym nic wielkiego. Był niezwykle gibki. Do tego stopnia, że potrafił sam ułożyć się plecami na swoim końskim grzbiecie, a był to efekt codziennej gimnastyki i - nie ukrywajmy - jego młodego wieku.
        Swoją włócznię chwycił w dłoń i popatrzył w niebo, określając kierunek, w którym powinien się udać. Potem popatrzył na Archiego i widząc zmęczenie w oczach pantery westchnął cicho.
        - Burdana słynie ze swojej gościnności dla każdego. Niezależnie od wyglądu. Poza tym słyszałem, że jest tam pewna gospoda serwująca najlepszy w Alaranii bigos. Nie omieszkam tam zajrzeć i spróbować, czy pogłoski nie kłamią - mruknął pod nosem, ściągając ciaśniej pas ze swoimi tobołami. - To o niebo lepsze od chudych zajęcy, czy starych ziemniaków - dopowiedział, prostując do bólu wykręcony tors. Uniósł ręce i wplótł palce we włosy za szyją i potrząsnął mini kilkukrotnie żeby opadły ładnie na kłąb.
        - No, cóż... W drogę. To był prawdziwy zaszczyt was poznać. - Zasalutował po swojemu, czyli uderzył się pięścią w pierś i skłonił głowę, a następnie odwrócił się od nich i ruszył w drogę, wymijając spokojnie wielkie drzewo, pod którym się schronili.
        Chociaż mogło to wyglądać, jakby ustąpił Nanirii i rzeczywiście uwierzył, że nie pójdzie z nim do miasta, to był przekonany, że elfka tak naprawdę chce iść z nim - zupełnie tak jak mówił Archibald.
Awatar użytkownika
Naniria
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 106
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Włóczęga , Uzdrowiciel

Post autor: Naniria »

        - Ta burza sama nie ustanie - mruknął pod nosem kocur.
        Przyglądał się centaurowi w ciszy, machając nieznacznie ogonem. Nie był zadowolony z tego, że Elan ich opuszczał. Polubił go i wiedział, że Nani również, mimo iż nie mówiła tego otwarcie. Znał ją zbyt długo i za dobrze, by nie domyślać się, co działo się w główce tej pokręconej dziewczyny. A działo się wiele. Ostatni wybuch przyjaciółki był mu bardzo nie w smak, ale to nie pierwszy i nie ostatni raz. Nie czuł ogromnej potrzeby odwiedzenia siedziby ludzi, ale miał pewność, że taka wycieczka krajoznawcza przydałaby się Nanirii. Nie byłaby zachwycona przez pierwszy tydzień, i przez drugi pewnie też, ale później, powoli, powoli zaczynałaby się przyzwyczajać. Chyba że by uciekła, jak dwa lata temu, gdy udało im się dotrzeć do Elisii, Archibald odwrócił się na chwilę, a Nani zdołała zapaść się pod ziemię w tym czasie. Znalazł ją dopiero w lesie poza murami miasta. Obawiał się, że i tym razem miałaby miejsce podobna sytuacja. Chciał jednakże spróbować ją przekonać...
        - Mam nadzieję, że nasze drogi jeszcze się skrzyżują - powiedział do Elana życzliwie.
        Skinął głową, gdy centaur go pozdrowił.
        - Jeszcze raz ci dziękujemy za pomoc.

        Prasmoka ducha winny las poddany został gniewowi dziewczyny, która z dziką furią przedzierała się przez krzaki jeżyn, złorzecząc wszystkiemu, co napotkała po drodze. Nawet osa została zbesztana za to, że przeleciała jej przed nosem. W Nani biła gorąca wściekłość i gdyby napotkała w tym momencie kogokolwiek zapewne by zabiła. Na całe szczęście nikt nie był na tyle porąbany, by pakować się po cokolwiek do lasu.
        Wydostawszy się z gąszczu, stanęła, oddychając ciężko i rozejrzała się dookoła dzikim wzrokiem. We włosach miała pół lasu, które w tej chwili żyło własnym życiem. Problem z przystosowaniem się do społeczeństwa sięgał u niej zenitu i ni cholery nie potrafiła samej siebie przekonać, że czasami kontakt z człowiekiem jest potrzebny. Rana po zniknięciu Lavena do tej pory się nie zagoiła i przez nią nie umiała pójść naprzód. Raz spróbowała i nie wytrzymała presji - zostawiła Archibalda samego w środku miasta. Ukucnęła, zakrywając uszy dłońmi i poczęła się bujać w przód i w tył. Nie cierpiała swojego stanu, najchętniej rzuciłaby się pod mocny wodospad.
        Ryknęła jak niedźwiedź, wracając na proste nogi. Tupnęła, przeklęła, zrobiła w tył zwrot i pomaszerowała w stronę obozowiska.
        - Archi! - wrzasnęła wściekle, zdzierając gardło.
        Kocur poderwał się cały zjeżony i syknął w eter zdezorientowany. Nani dostrzegł dopiero po chwili, więc przeciągnął się i ziewnął, ukazując długie, już nieco pożółkłe kły. Widać było, że spał.
        - Zgubiłaś się, że zniknęłaś na tak długo?
        - Ja się w lesie nie gubię - oznajmiła pewnie, podchodząc do niego szybkim krokiem. Zatrzymała się i zlustrowała go uważnym spojrzeniem. Mruknęła coś pod nosem, ale Archi nie potrafił tego zrozumieć.
        - Co takiego? - zapytał, nadstawiając uszu.
        Nani ponownie wybełkotała coś, co po prostu zabrzmiało jak przypadkowo wydany odgłos.
        - Powiedz wyraźnie...
        - IDZIEMY DO BURDANY - wykrzyknęła głośno i wyraźnie, jak sobie tego Archibald zażyczył.
        Kot zrobił wielkie oczy, zamarł w miejscu i patrzył na przyjaciółkę, jakby właśnie mu wyznała, że bez mrugnięcia okiem zamordowała nowo narodzone niemowlę i wykąpała się w jego krwi dla zdrowia. Nani spuściła wzrok na swoje stopy. Nie zabiłaby dziecka. Nie była psychopatką.
Awatar użytkownika
Eleanael
Szukający drogi
Posty: 33
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Centaur
Profesje: Władca , Opiekun , Artysta
Kontakt:

Post autor: Eleanael »

        Tempo marszu było narzucone przez przeszkody terenowe, których w środku lasu wcale nie brakowało, ale dla centaura, który większość życia spędził w tym środowisku nie istniały przeszkody żeby przyspieszyć, a nawet pogalopować. Mimo, że nie znał tego lasu tak dobrze, mógł zaufać swojemu doświadczeniu, a te bezbłędnie podpowiadało mu którą obraź drogę w labiryncie drzew i krzewów. Poza tym miał przewagę w postaci wzrostu, co niewątpliwie przekładało się na szybsze dostrzeganie niebezpieczeństw.
        Ale Elanowi wcale się nie spieszyło. Wręcz szedł wolniej niżby mógł. Gdzieś z tyłu głowy czuł, że zaraz ktoś do niego dołączy.
        Idziemy do Burdany - dziewczęcy krzyk nie sposób było nie usłyszeć. Był tak dobitny i wykrzyczany z taką irytacją, że aż trudno było mężczyźnie powstrzymać parsknięcie śmiechem. Książę pokręcił głową współczując serdecznie biednemu Archibaldowi. Podziwiał kota za to, że do tej pory z irytacji nie zagryzł swojej przyjaciółki.
        No, ale skoro elfka już podjęła decyzję, to należało zwolnić i udać zaskoczonego. To akurat nie było trudne. Ale jak powstrzymać śmiech? Nie żeby naśmiewał się z dziewczyny. Co to to nie, chociaż był znacznie twardszy psychicznie od Nanirii, jakoś potrafił sobie wyobrazić jak rozdarta wewnętrznie musiała być młoda elfka. I jak bardzo potrzebowała kogoś, kto da jej poczucie bezpieczeństwa. Pytanie tylko, kto potrzebuje większej ochrony: ona, czy jej otoczenie?
        Przystanął w miejscu i obejrzał się za siebie czekając na zostawioną w tyle parę. Dopiero, kiedy usłyszał stąpanie stóp, ruszył ponownie, oczekując na dołączenie małej grupki.
Awatar użytkownika
Naniria
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 106
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Włóczęga , Uzdrowiciel

Post autor: Naniria »

        Skrzyżowała ramiona i tupała niecierpliwie nogą, aż przyjaciel raczy się jakkolwiek ruszyć. Zrobił niepewny ruch dopiero po dłuższej chwili. Zamrugał kilkakrotnie i potrząsnął łbem.
        - Jesteś pewna? - zapytał, wstając.
        Nani skinęła głową z determinacją wymalowaną na twarzy. Archibald nie zamierzał się kłócić. Skoro taką decyzję podjęła to tak miało być. Westchnął tylko, ale jego wzrok padł na bose stopy przyjaciółki. Nic nie powiedział, nie było sensu przemawiać Nani do rozumu. Już dawno pogodził się z faktem, że ów rozum uciekł i nie sposób go znaleźć. Dlatego on przejął jego rolę parę lat temu.
        - No to prowadź, obyś tylko w połowie drogi zdania nie zmieniła - mruknął z przekąsem. Został obrzucony gniewnym spojrzeniem, ale dziewczyna nie odezwała się ani słowem. Nie musiała.
        Ruszyli więc przez las, nie mając zielonego pojęcia, w którą stronę należy iść, by dotrzeć do Burdany. Ale Nani szła tropem Eleanela, którego trudno było nie zauważyć. Ślady kopyt w ściółce aż nadto rzucały się w oczy, niemal krzycząc "tu jesteśmy!". Dziewczyna nie odrywała wzroku od podłoża, idąc cały czas z nabożnym skupieniem.
        - Nani - odezwał się po dłuższej ciszy Archibald. - Nani, czekaj...
        - Cśś - uciszyła przyjaciela, nie odrywając spojrzenia od poszycia.
        - Ale Nani...
        - Cicho bądź, ja tu dedukuję...
        I udało jej się wydedukować czołowe zderzenie z torsem centaura, od którego się odbiła i straciła równowagę. Upadła na tyłek, wydając z siebie odgłos oburzenia. Potrząsnęła głową, po czym rzuciła Elanowi spojrzenie pełne wyrzutu. Westchnęła ciężko, opierając ręce na kolanach.
        - Długo tu tak sterczysz?
Awatar użytkownika
Eleanael
Szukający drogi
Posty: 33
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Centaur
Profesje: Władca , Opiekun , Artysta
Kontakt:

Post autor: Eleanael »

        Naniria nie wykazała się idąc z nosem przy ziemi. Oczywiście: mogła walnąć głową w drzewo, albo głaz. Więc zderzenie się z końskim torsem nie było najgorszym co mogłoby ją spotkać. O ile to był tors przyjaciela, bo po lepszym przyjrzeniu się górującej nad nią postaci i odgarnięciu opadłych na oczy czarnych włosów, mogła przyznać, że wcale aż tak kolorowo nie było. Było niewesoło, bo stał przed nią centaur o zgoła innej twarzy, z siwymi włosami i o sierści dużo ciemniejszej, natomiast Eleanael był maści kasztanowej. Ale to i tak szczegóły, kiedy spojrzy się na grot strzały wycelowany w czoło siedzącej dziewczyny. W oczach jej nowego znajomego nie było przyjaźni, a trzeszczące ramiona łuku nie wróżyły chęci do rozmów.
        Pewnie zaskoczona Naniria nie zdążyłaby nawet zbluzgać sromotnie swojego napastnika, bo cenatury nie od dziś uchodzą za wybitnych strzelców i dobrze by się stało, gdyby zanim otworzyłaby swoje usta i zacząłby spływać z nich niecenzuralny jad, otumanił ją najpierw solidnym kopniakiem z kopyta, a potem zajął się jej kotem.
        Na całe szczęście Naniria miała po swojej stronie nie jednego, ale dwóch sojuszników i ten drugi, dużo wyższy, wyskoczył jakby znikąd i wskoczył między elfkę, a drugiego centaura i swoją włócznią wytrącił z rąk zaskoczonego centaura łuk z którego strzała wyleciała gdzieś w górę.
        - ENIRO! KHAMA NEN! - wydarł się na karego przeciwnika, który odzyskał rezon po niespodziance Eleanaela i chwycił oburącz za jego włócznię i próbował mu ją wyrwać. I tak siłując się ze sobą dwa ogiery wspięły się na tylne nogi wynosząc ten pojedynek ma kilka metrów wyżej, a mocne ciała oparły się o siebie tylko ma moment, żeby potem rozdzielić się i uderzyć się w korpusy twardymi kopytami.
        Gdzieś tam, i oby to nie było miedzy nimi, albo nawet w tym momencie - pod nimi - musiała leżeć przestraszona elfka, którą książę postanowił obronić i uchronić przed jego własnym pobratymcem. Ale Eleanael zawrze unikał konfliktu i nie chciał niczyjej krzywdy, dlatego musiał jak najszybciej pokonać drugiego centaura i to w miarę bezkrwawo. Najważniejsze było jednak, żeby nie dać się wytracić z równowagi i nie stratować drobnej dziewczyny.
        - KHAMA NEN! - wykrzyknął do trochę większego i masywniejszego cenatura - Aim Eleanael! - zacisnął zęby oberwawszy od karego cios z kopyta w nogę. Poza tym chyba przecenił swoją siłę fizyczną i pod naporem lepiej umięśnionych rąk zaczął się lekko zniżać i trochę jakby przysiadać.
Awatar użytkownika
Naniria
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 106
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Włóczęga , Uzdrowiciel

Post autor: Naniria »

        Zaklęła z cicha, zorientowawszy się rychło w czas, że zadała pytanie nie temu centaurowi co powinna. Zezowała więc na grot strzały wycelowany w jej twarz, nie za bardzo wiedząc, co powiedzieć, choć przypuszczała, że gdyby się odezwała pożałowałaby tego okropnie. Siedziała więc cicho jak mysz pod miotłą, czekając na zbawienie. Archibald warknął ostrzegawczo, lecz centaur nie przejął się tym specjalnie, cały czas groźnym wzrokiem lustrując skonsternowaną dziewczynę. Nani przełknęła ślinę. Sądziła, że wszystkie centaury są miłe i pomocne. Jak bardzo się myliła!
        Odsunęła się błyskawicznie, gdy przed oczami zaświecił jej kasztanowy ogon Elenaela, wykrzykującego w stronę jej oprawcy słowa w nieznanym dla niej języku. Zrobiła wielkie oczy, gdy dwa potężne ciała starły się w bezpośrednim zwarciu. Zastygła w bezruchu, zafascynowana tym niebezpiecznym spektaklem, a następnie zmuszona była uskoczyć przed odepchniętym Elanem. Dopadła więc do przyjaciela, który ryknął zdrowo, aż ptaki poderwały się z drzew, ale to nie przeszkodziło osobnikom w toczeniu walki. Nani ruszyła zakłopotaną główką, a gdy większy centaur przygwoździł Eleanela do ziemi, złapała nerwowo oddech. To nie mogło się tak skończyć, on im pomógł, to ona też musiała coś zrobić!
        Bez dłuższego namysłu rzuciła się wprzód długim susem, po czym odbiła się miękko od ziemi, chwytając za grzywę większego centaura. Wylądowała mu na plecach, oplatając jego talię nogami, by przypadkiem jej z siebie nie zrzucił. Wyjęła szybkim, zręcznym ruchem nóż zza paska, objęła ramieniem szyję napastnika i przyłożyła mu ostrze do gardła. Nie zamierzała mu zrobić krzywdy, chciała go tylko nastraszyć i odciągnąć jego uwagę od rannego Elana. Centaur spiął się cały, zastygł w jednej pozycji i łypnął kątem oka na dziewczynę. Nani cichnęła na niego, by się uspokoił, cały czas pewnie ściskając mu brzuch nogami.
        - Bądź grzecznym centaurem i zostaw kolegę - powiedziała tajemniczym tonem, dociskając ostrze. - No, już.
Napastnik wydał z siebie groźne warknięcie, a Nani o mało serce nie wyskoczyło z piersi. Starała się jak mogła, by zachować zimną krew, choć w środku gotowała się niemożebnie, mając ochotę prysnąć w krzaki. Ale nie mogła zostawić tak Elana. Dopiero po długiej chwili, która Nani wydawała się wieczna, centaur odpuścił. Zabrał umięśnione ręce z ramion młodszego centaura i cofnął się kilka kroków. Obawiała się go puścić, bo nie wiedziała, do czego był zdolny, dlatego wciąż z nożem w ręce i opleciona wokół jego tułowia jak żmija zwróciła się do Elana:
        - Widzę, że jesteś cały, ale boli cię to bardzo? - Wskazała głową na jego nogę.
Awatar użytkownika
Eleanael
Szukający drogi
Posty: 33
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Centaur
Profesje: Władca , Opiekun , Artysta
Kontakt:

Post autor: Eleanael »

        Kto jak nie Eleanael, wiedział najlepiej jak porywcza i bezmyślna potrafi być jego rasa? Uparci jak osły i piękni jak skrzydlaci Niebianie - tak w skrócie mógłby opisać swoich braci i siostry. No, ale obrażać się nie mógł, bo miałby naprawdę ciężko. Trzeba było po prostu na to machnąć ręką i żyć dalej.
        Naniria nie rozumiała ich języka i mogła tylko się domyślać po stanowczym tonie głosu, że stara się uspokoić drugiego centaura. Lecz nie wszystko poszło po jego myśli. Eleanael nie był u siebie, ale to wcale nie oznaczało, że jego status społeczny w jakiś sposób był umniejszony, albo co gorsza w ogóle stracił ważność. Bo wybite herby klanu i insygnia królewskie nie nosił na sobie dla ozdoby. Ale najwyraźniej kary przyjaciel w ogóle ich nie zauważył, albo był skończonym głupkiem. W co raczej trudno mu było tak łatwo uwierzyć. Stąd te głośne rozkazy, które zyskały na sile i mocy urzędowej dopiero w parze z lśniącym ostrzem przyciśniętym do krtani.
        I nie było jednoznaczne czym Eleanael był bardziej zdziwiony - nagłym ustąpieniem przeciwnika, czy obejmującą go jak pająk, ciemnowłosą elfką.
        A gdy minęło pierwsze wrażenie, nastąpił czas lęku. O tak. Nie wiedział czego mógł się spodziewać po Nanirii. Od karego dostałby najwyżej po ryju, ale elfka mogła posunąć się za daleko i jeszcze kogoś zabić.
        - Em. Nani... Opuść sztylet... - powiedział uspokajająco opuszczając włócznię i kierując dłoń w stronę dziewczyny. - To nic, nie rób tego.
        Chociaż nie posądzał jej o mordercze zamiary, to jednak nie ufał do końca jej opanowaniu, bo sytuacja mogła wydawać się bardzo nerwowa, ale tylko z pozoru! Centaury często ze sobą walczyli, ale bardzo rzadko dochodziło do umyślnych zabójstw. Poza tym zabicie go z zaskoczenia byłoby niehonorowe i nie w stylu wojowniczego ducha tej rasy.
        - Enem oui? - zapytał nieznajomego, który warknął jeszcze raz z niezadowolenia, ale ostatecznie kiwnął lekko głową, starając się przy tym nie rozciąć sobie o nóż gardła. Po tym sygnale Elan skupił wzrok na Nanirii.
        - Możesz opuścić sztylet. Nic nam nie zrobi - powiedział, a potem zerknął w dół na lekko krwawiącą nogę. Skóra była lekko rozcięta, a kość obita, ale to nic wielkiego. Na szczęście nie mdlał od krwi. - Mały opatrunek załatwi sprawę. A tobie nic nie jest? - zapytał podnosząc wzrok na dziewczynę. - Bo wyglądasz jakbyś miała zaraz umrzeć na serce - dodał z lekkim uśmiechem na twarzy.
        Lekko zasapany wyciągnął dłoń w kierunku karego centaura i mężczyźni wymienili męski uścisk dłoni zasięgiem obejmujący całe ramię aż do łokci. Takie męskie pozdrowienie i rodzaj zgody.
Awatar użytkownika
Naniria
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 106
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Włóczęga , Uzdrowiciel

Post autor: Naniria »

        Zdmuchnęła włosy z twarzy, czując już ból w nogach od zaciskania ich wokół centaura. Popatrzyła dziko na Eleanela, starając się przyjąć jego słowa do wiadomości, choć przez szok, w jakim była, ciężko było jej się skupić. Widziała, że mężczyzna porusza ustami, ale ogłuchła nagle, oddychając szybko i nierówno. Dosiadła centaura i zagroziła mu śmiercią... Nie przeżywa się takich rzeczy na co dzień. Zamrugała kilkakrotnie, gdy doszedł do niej głos Elana. Potrząsnęła głową i poluźniła uścisk, a nóż zabrała z gardła spacyfikowanego centaura. Zeskoczyła na ziemię, od razu upadając na kolana. Nogi miała jak z waty, a ręce trzęsły jej się tak bardzo, że nie mogła trafić nożem w puginał. Wbiła więc go agresywnie w ziemię i odetchnęła głębiej. Poczuła jak coś ociera się o jej ramię. To coś było miękkie i futrzaste - przytuliła Archibalda w desperackim geście i długo nie pozwoliła mu odejść.
        Tak długi brak kontaktu z kimkolwiek odcisnął na niej swoje piętno. Dopiero teraz dotarło do niej, jak bardzo wystraszyła się tej konfrontacji. Kocur położył jej łeb na ramieniu, obejmując ją wielką łapą. Zerknęła kątem oka na Elana i pokręciła głową w odpowiedzi na jego pytanie. Nie miała siły odpowiedzieć.
Uspokoiła się po dłuższej chwili na tyle, by móc odsunąć się od przyjaciela i wstać, choć nadal kiepsko jej to wychodziło. Odwróciła się do centaurów i jak ręką odjął, stres minął. Wróciła furia.
        - Co to miało, do cholery, być?! - wrzasnęła do karego. Archi chciał już jej przeszkodzić, ale ona sobie na to nie pozwoliła. - Nie, nie, drogi przyjacielu, proszę mnie nie uspokajać. Ja się pytam, dlaczego tak z durna franc żeś chciał do mnie strzelić?! Nic nie zrobiłam, a ty chciałeś mnie jak raz zamordować!
        - Nani... - Archi próbował interweniować, ale ona zrobiła kilka kroków w przód, ku większemu centaurowi. Patrzyła prosto na niego, a w jej oczach ciskały się błyskawice.
        Dziewczyna ryknęła gardłowo ze zdenerwowania i spiorunowała centaura spojrzeniem.
        - Ciesz się, że był tu Elenael! - zakończyła groźnie, po czym podeszła do towarzysza i bez słowa ukucnęła przy jego nodze. - Nie ruszaj się - mruknęła, przykładając dłonie do jego rany.
        Odetchnęła głęboko, skupiając wzrok na swoich dłoniach i kierując do nich odpowiednią energię. Nie odezwała się przy tym ani słowem, lecz już po kilku minutach tej ciszy po ranie zostało ledwie zadrapanie. Odetchnęła raz jeszcze, czując nieprzyjemne mrowienie w palcach. Odsunęła się powoli, wstała i mimowolnie poklepała Elana po kłębie.
        - Opatrunek nie będzie potrzebny - rzekła dosyć beznamiętnie, po czym przeniosła pogardliwy wzrok na karego centaura. - Znacie się?
Awatar użytkownika
Eleanael
Szukający drogi
Posty: 33
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Centaur
Profesje: Władca , Opiekun , Artysta
Kontakt:

Post autor: Eleanael »

        Eleanael był bardzo wdzięczny młodej dziewczynie, że ryzykując swoim życiem ruszyła mu z pomocą. W sposób bardzo widowiskowy pokonała lęk i wskoczyła na grzbiet o wiele większego centaura, który był bardzo dobrze wyszkolonym wojownikiem i bez porównania o wiele silniejszym od samego Eleanaela, który przecież i tak był wystarczająco silny, żeby przenosić ciężary, których zwykły człowiek nawet by nie podniósł.
        Lecz z drugiej strony wygrana nie była "uczciwa" i nie miał powodu do zadowolenia. Ale biorąc pod uwagę odważny czyn elfki i jej dobre intencje, postanowił nie mówić jej o tym. Albo mówić, tylko, że podkreślając jej wielką odwagę.
        To jednak musiało zaczekać, bo zachowanie Nanirii bardzo zmartwiło Elana. Nie zważając na drugiego centaura podszedł do klęczącej elfki i otworzył usta, żeby coś powiedzieć, lecz Archibald uprzedził go i podszedł pierwszy do niej i zaczął ją uspokajać po swojemu. Eleanael dał im czas i postanowił zagadać do karego centaura, który patrzył na scenę właściwie bez wyrzutów sumienia. Tyle tylko, że już nie posyłał im gniewnego spojrzenia.
        - Mówisz we wspólnym? - zapytał Elan chcąc rozmawiać zrozumiałym dla Nanirii językiem.
        - Tak.
        - Jestem Eleanael, syn Eurory i Kenai, wodza Klanu Wierzbowego Boru, a to moi przyjaciele, Naniria i Archibald. Napadłeś ich bez przyczyny.
        - Nie bez przyczyny. To terytorium mojego Klanu. Jestem Rastab i pochodzę z Klanu Szmaragdowych Rzek. Nasze prawo wymaga respektowania granic naszego terenu, nawet jeśli... - w tym momencie w słowo weszła mu najwyraźniej jednak żywa Naniria, która w swoim obcesowym stylu, bez owijania w bawełnę, wyraziła swoje zdanie na temat tego prawa.
        Eleanael ani myślał jej w tym przeszkadzać. Tylko się uśmiechał pod nosem na widok potężnego centaura cofającego się przed pyskatą dziewuchę. Widok bezcenny. Na pewno zapamięta go do końca życia.
        - Nie zamordować. Tylko przesłuchać - poprawił ją Rastab, kiedy dała mu wreszcie dojść do słowa.
        - Nikogo nie będziesz przesłuchiwał. Jak już mówi... - urwał, kiedy Naniria podeszła do jego przodu i przyklękła przy jego przednich nogach, a potem położyła rękę na rannej kończynie. Zamrugał szybko spoglądając w dół. Niby nie stronił od magii uzdrowicielskiej, ale to było pierwszy raz, kiedy miał okazję wypróbować ją na sobie. Dziwne ciepło rozeszło się po jego nodze. Mrowienie pod skórą było chyba dobrym znakiem?
        W każdym razie, kiedy wrócił spojrzeniem do karego ogiera, musiał wyglądać na lekko zakłopotanego. Odchrząknął widząc, że i Rastab patrzył na Nanirię. Dźwięk chrząkania przywołał jego skupienie na Eleanaelu.
        - ... jak już mówiłem, są ze mną, a jako syn wodza, mam prawo przejść przez wasz teren korzystając ze swoich przywilejów - spojrzał w bok czując dotyk na kłębie. Pochylił głowę i podziękowaniu i zwrócił się do centaura: - Wskaż nam najkrótszą drogę do gościńca, którym udamy się do Burdany.
        Czarny centaur przestąpił z nogi na nogę przetrawiając racje Eleanaela, ale widać było, że chyba jednak nie miał swoich kontrargumentów i musiał przepuścić podróżnych w towarzystwie księcia.
        - Dobrze. Poprowadzę was. Te lasy są dobrze strzeżone, a ze mną nikt was już nie będzie zatrzymywał. Za mną! - rzucił hasło i ruszył przed siebie, a Elan obrócił się do Nanirii.
        - Możesz iść? Mogę cię ponieść. Chociaż tak się odwdzięczę za uleczenie nogi - poprosił. Nie czuł się skrępowany właśnie o to prosząc, bo podróżując na jego grzbiecie mogli przyśpieszyć tempo marszu.
Awatar użytkownika
Naniria
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 106
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Włóczęga , Uzdrowiciel

Post autor: Naniria »

        Prychnęła i zdmuchnęła ostentacyjnie włosy z twarzy po raz któryś z kolei, by wyrazić swoje oburzenie. Przesłuchać? Dobrze usłyszała? A niby jakąż to zbrodnię popełnili z Archibaldem? Że żyją? Że raczą oddychać tym samym powietrzem, co Rastab? Jakże subtelne przewinienia, a huku tyle, jakby kogo powiesili na świętym drzewie! Zawarczała groźnie, piorunując centaura spojrzeniem. Z uwagą przysłuchiwała się wymianie zdań między centaurami, nie zmieniając jednak wyrazu twarzy - wciąż patrzyła na karego ze zmrużonymi ślepiami, wbijając w niego wzrok, jakby chciała przebić się do środka jego duszy i mu ją wyrwać. Kawałek po kawałku.
        Eleanel zabrał głos w sprawie traktu do miasta, a Archibald trafnie stwierdził, że warto było go mieć po swojej stronie. Zdecydowanie zaimponował mu jego władczy ton, choć nie wyglądał na takiego, co lubił się chwalić tytułami. Nani to nie obchodziło, ona uważała, że tytuł to nie wszystko, ale kocurowi to wystarczyło - dzięki temu mieli gwarancję bezpiecznego przejścia przez las, a wolał już nie spotkać się w tak przykrych okolicznościach z resztą pobratymców Rastaba... Ruszył więc bez większego namysłu za centaurem, obracając się co jakiś czas, by zerknąć na Nani i Elana.
        Dziewczyna poruszyła nogami, jakby strzepywała błoto ze stóp, po czym popatrzyła na grzbiet towarzysza i zastanowiła się głęboko nad jego propozycją. Archibald miał cztery nogi, Elan też; tylko ona odstawała w tym towarzystwie jako dwunóg. Skrzywiła się, zerknąwszy na swoje bose stopy, na których tkwiło pełno listowia, i wydała z siebie zgrzytnięcie, świadczące o niepewności swojej humanoidalnej natury.
        - Dobra - zgodziła się nieco niechętnie, bo podróżowanie na końskim grzbiecie nie należało do jej ulubionych.
        Miękko odbiła się od podłoża, po czym lekko i bez problemu zdołała wylądować za kłębem towarzysza. Czuła się dziwnie, ale lepsze to, niż podważanie sensu swojej egzystencji w czasie zwykłego, powolnego marszu. Jej wzrok utkwił w plecach Elana, zamrugała więc i przeniosła spojrzenie na jego kasztanowe włosy. Po chwili ruszyli, znacznie szybciej, niż się tego spodziewała, przez co zmuszona była chwycić towarzysza za ramiona, by nie spaść.
        Rastab wyszedł daleko na prowadzenie, dumnie obnosząc się ze swoim łukiem, z którego chciał strzelić do Nani. Nie zapomni mu tego nigdy... Ale, żeby tak nie iść w całkowitej ciszy, bo było dosyć niezręcznie, zagaiła do Elana, opierając głowę na jego ramieniu:
        - Czyli... Nie znacie się... I jest więcej klanów, tak? Ile dokładnie? Sądziłam, że centaury żyją w jednej, zgranej... grupie? Stadzie? Nieważne, w każdym razie myślałam, że tworzycie jedną wspólnotę... Walczycie między sobą? Dlaczego?
Awatar użytkownika
Eleanael
Szukający drogi
Posty: 33
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Centaur
Profesje: Władca , Opiekun , Artysta
Kontakt:

Post autor: Eleanael »

        Eleanael z najprawdziwszą ulgą przyjął na swój grzbiet krnąbrną dziewkę. Miał przez to nadzieję, że w ten sposób - mając częściową kontrolę nad tym gdzie się przemieszcza - będzie mógł uchronić ją przed wpadnięciem w dużo poważniejsze tarapaty. Owszem, miała kota. Ale to za mało na taką Nanirię. Centaur i kot to też za mało, ale musiało wystarczyć, żeby choć trochę spacyfikować ognisty temperament tej drobnej elfki.
        Karemu centaurowi bardzo nie w smak było pomagać tej "pyskatej smarkuli", ale na szczęście miał na tyle oleju w głowie, żeby nie ryzykować konfliktu między klanami przez jakieś... dziecko. Coś tam burknął pod nosem i odwrócił się od trójki, a potem zaczął prowadzić ich przez gaj niewidoczną na pierwszy rzut oka ścieżką. Las z był gęsty, ale droga obrana przez ich przewodnika pozwoliła im nawet na mały trucht.
        Eleanael nie zdążył przed wzięciem na siebie elfki rozłożyć sobie koca na grzbiecie, ale najpewniej elfce to nie przeszkadzało, a i podróż nie powinna potrwać aż tak długo żeby zdążyła dorobić się paru obtarć. Zawsze jeszcze za jako-taką ochronę mogła posłużyć jego długa, aksamitna peleryna, ale tej też nie założył - i w sumie dobrze, bo dzięki temu Naniria mogła czepić się jego grzywy, która porastała mu kręgosłup i opadała na kłąb. Włosy na głowie przechodziły w formę grzyby, toteż ciężko było na pierwszy rzut oka odróżnić je od siebie, ale kiedy się dotknęło jednych i drugich, można było poznać różnicę. Te pierwsze były zdecydowanie gęstsze i jakby cięższe. Grzywa natomiast była zdecydowanie zwiewniejsza.
        Kiedy spokojny marsz przyspieszył do truchtu, a Naniria złapała go za ramiona obejrzał się kątem oka na dziewczynę, ale nie zaprotestował, gdyż nie było na to czasu. Od razu poznał, że jego "jeździec" nie jeździł konno. Z uwagi na ten fakt krzyknął do Rastaba:
        - Kei ne!
        Na co kary nie odpowiedział, ale wyraźnie zwolnił, a zadowolony z tego efektu Elan delikatnie przesunął rączki elfki na swoje boki, w miejsce gdzie kończyło się ludzkie ciało i zaczynał koński kłąb. W tym miejscu posiadał skórzaną uprząż, której dla pewności mogła się chwycić, jednakże zostawił jej wybór pozostawiając jej dłonie na brzuchu, którego mogła objąć jeśli jej to nie przeszkadzało, choć oczywiście mogło być to dla niej pesząca pozycja on jednak nie miał nic przeciwko, a nawet byłoby mu wygodniej, bo mógłby skupić się nad pokonywaniem przeszkód terenowych, a nie na uważaniu żeby jego jeździec nie spadł.
        - Teraz już się znamy - odpowiedział elfce zanim został zasypany innymi pytaniami. Cieszyło go to. Chciał z nią rozmawiać. Zacieśnić więzi i zdobyć jej zaufanie, bo tylko w ten sposób był w stanie jakoś jej pomóc.
        - Nie wiem ile jest klanów. Znam cztery. Ten jest czwartym. Cenatury mają swoje ojczyzny i nie walczą już ze sobą. Chociaż dochodzi czasem do małych bójek. Takich jak ta, której byłaś świadkiem. Przepraszam jeśli cię wystraszyliśmy, ale to nic bardziej groźnego od dziecinnych zapasów - powiedział wzdychając ciężko. - Klany, czy stada... zależy. Na świecie jest wielu samotnie podróżujących centaurów, czasami tworzą mniejsze grupy, bo w grupie raźniej, co nie? - uśmiechnął się przez ramię. - W Klanie żyje się lepiej... a już na pewno dłużej.
        Na chwilę przerwał monolog żeby obejść powalone drzewo.
        - Centaury walczą ze sobą o różne sprawy, ale zawsze to tylko dwa osobniki. Nasze samice nie walczą. Są zbyt cenne i to właśnie przez nie często dochodzi do konfliktów między ogierami... Brzmi znajomo, hm? - znów się obejrzał, a na jego twarzy gościł dziwny grymas. A w końcu nie wytrzymał i zaśmiał się tak głośno, że aż spłoszył ptaki z drzew. - Co te kobiety w sobie mają, że zawracają w głowie nawet najtwardszych wojowników jakie zrodziła Aralania? - zaśmiał się ponownie.
Zablokowany

Wróć do „Burdana”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości