FargothDaleko od domu.

Miasto położone na granicy Równiny Drivii i Wschodnich Pustkowi, jedno z głównych miast środkowej Alarani, położone na szlaku handlowym, prowadzącym przez Opuszczone Królestwo aż do Wybrzeża Cienia.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Rakel siedziała, jak na igłach, nie mogąc się przyzwyczaić do takiej bliskości prawie zupełnie obcego mężczyzny, na dodatek niedarzonego zbytnią sympatią. Konsekwentnie ignorowała marudzenie Gadriela, chociaż kusiło ją by mu powiedzieć, że może być pewnym, iż ona tego specjalnie nie przedłuża. Im szybciej demon uzna, że jest usatysfakcjonowany, albo gdy spotkają Luciena, ona stąd spada.
        Zamiast tego napotkali, jako pierwszą, Annę. Rakel wydawałoby się to wyjątkowo nieuprzejme - zignorować kogoś, kto zmierza w twoją stronę - więc na komentarz Gadriela tylko przewróciła oczami, powstrzymując się od słowa. Trzeba było mu jednak oddać, że krasnoludzica nie ułatwiała, wprawiając w zmieszanie nawet Rakel, a to przecież nie jej oberwało się najbardziej. Jednak tak jak spodziewałaby się chłodnego odzewu po Lucienie, lub zupełnego milczenia, tak nie przygotowana była na zachowanie jego młodszego brata, który jednocześnie położył jej dłoń na biodrze i odezwał się do Anny tak obraźliwie o kobietach ogółem, że żachnęły się obie. Rakel już wcześniej strąciła ukradkiem dłoń mężczyzny, wciąż jednak gryząc się w język, ale teraz już jawnie walnęła go łokciem w bok, pieprząc konsekwencje, podczas gdy rudowłosa wygrażała demonowi pięścią nawet, gdy widziała już tylko koński ogon. No co za drań! Tańsze w utrzymaniu! Nie żeby się znała, ale to chyba też zależy… Ale ani słowa. Czarodziejka znów nie skomentowała zajścia, uznając milczenie za lepszą taktykę, bo niestety gdy już raz otworzy usta, to diabli wiedzą co powie, a Gadrielowi do powiedzenia miałaby już zbyt wiele, by było to rozsądne. Zastanawiała się nawet, czy nie dopiec mu rychłym małżeństwem, bo wątpiła, by był z tego powodu szczęśliwy, ale nemorianin szybko zmienił temat.
        - Owszem – odparła spokojnie, chociaż zarozumiała nigdy nie była, więc zaraz wzruszyła ramionami. – Póki co nie wyraża większego podekscytowania, ale zdecydował się wziąć z nami udział.
        Zawahała się na chwilę, słuchając głosu nad głową i zastanawiając się nieustannie nad relacją między Gadrielem i Lucienem. Sama miała dwóch kochających braci i zwyczajnie nie umiała sobie wyobrazić innego nastawienia do Doriana czy Randa. Teraz zaś słuchając demona to mimo wszelkich kpin nie było w jego głosie złości czy niechęci. Dopiekał Lucienowi, oczywiście, ale i jej bracia nie szczędzili, to normalne. Już w Otchłani kusiło ją, by podpytać Gadriela o jego starszego brata, ciekawa jego reakcji i odpowiedzi, ale wtedy nie była jeszcze zbyt pewna siebie, a późniejszy wybuch szlachcica na dobre ją uciszył. Teraz jednak ciekawość kiełkowała na nowo.
        Po chwili uniosła brwi ze zdziwienia. Jaką do diaska sprawę mógł mieć do niej Gadriel? Ona nie chciała, żeby miał. To na pewno nie było nic dobrego. Może to niesprawiedliwe założenie, ale podejrzliwość płynęła szczerze z samego serca. Nie zdążyła jednak dopytać o cokolwiek, gdy nemorianin dostrzegł w tłumie Luciena, siłą rzeczy zmuszając ją do gorączkowych poszukiwań spojrzeniem. W końcu dojrzała w tłumie znajome głowy i uśmiechnęła się lekko. Niby dostrzegła przy nich dwie kobiety, ale zupełnie nie zwróciła na nie uwagi. Skupiła się na zsiadającym z konia brunecie i o dziwo skorzystała z pomocy przy zsiadaniu. W takim tłumie wolała nie ryzykować zeskakiwania tyłem, więc przerzuciła nogę nad głową konia i ostrożnie zsunęła się z siodła, ściskając dłoń Gadriela, by nieco spowolnić upadek. Zupełnie niewygodne. Kolejny powód, dla którego nie lubi tłumów. I dlatego, że nie można uciec, gdy towarzysz mimo woli znacząco zmniejsza dystans.
        - Nie ma za co – odpowiedziała ułagodzona i z przyjemnością słysząc podziękowania, ale wycofując się pod bok konia.
        Proszę, jaki potrafi być miły, jeśli chce. Nad jego prośbą jednak chciała się chociaż zastanowić, bo wspominać sama nie musi, ale jeśli by samo wyszło, to przecież nie będzie kłamać. Przez te rozmyślenia, i zwyczajnie przez zaskoczenie, nawet nie zdążyła zareagować, gdy brunet w zamieszaniu ujął jej policzek i pocałował w usta. Nie zdążyła nawet go odepchnąć, bo sam się odsunął i to przezornie poza jej zasięg, bo ręka dziewczynie drgnęła. Fakt, że wszystko było przez niego zamierzone i przemyślane, kompletnie rozstroiło reagującą chaotycznie Rakel. Chciała go walnąć, ale nie mogła, bo był za daleko i przez ułamek chwili to okupowało jej umysł i wyjątkowo silnie dezorientowało. Zaskoczyła więc jakby po lekkim wahaniu.
        - Co ty wyprawiasz? Odbiło ci? Jakie zabezpieczenie? – jąkała i prychała na zmianę, próbując zachować twarz, ale miała wrażenie, że średnio jej wychodzi. Jeszcze tylko trzeciego brata brakuje jej pocałować, że też naprawdę!
        - Z jakiegoś powodu wydaje mi się, że raczej dotrzymujesz słowa, ale nie będę ryzykował – odparł spokojnie nemorianin, chyba całkiem zadowolony z wywołanego zamieszania. – Małe zaklęcie, nic ci nie będzie – powiedział już znudzonym głosem i złapał Rakel za rękę, gdy dziewczyna jednak się na niego zamachnęła. - Już, nie przeżywaj – mruknął i zmienił temat, pytając o targi.
        - Rzuciłeś na mnie zaklęcie? – Zbrojmistrzyni nie dawała za wygraną.
        - Gry? – przypomniał szlachcic z szyderczym uśmiechem i podejrzanym spokojem, czekając, aż brunetka przestanie ciskać gromami z oczu.
        - Jutro o zmierzchu – mruknęła w końcu. – Może później, jak ktoś się będzie gramolił – dodała jeszcze, ale Gadriel już się odwracał, podśmiewając pod nosem. – Hej, jakie zaklęcie? – krzyknęła jeszcze za nim, ale nie doczekała się odpowiedzi.
        - Dupek. - Rakel zacisnęła zęby, rzucając jeszcze w plecy demona morderczymi spojrzeniami, ale te niestety nie powaliły go trupem, więc tupnęła zirytowana i ruszyła w stronę znajomych.

        Chwila jej zeszła, nim dostrzegła machającego jej Remy’ego i z ulgą podążyła w jego kierunku. W jej stronę zaś wyszedł Lucien, na widok którego uśmiechnęła się i podeszła do niego, zaraz jednak zatrzymując się niezręcznie i odgarniając włosy za ucho. Parę godzin nieobecności to jeszcze nie powód, by rzucać mu się na szyję, spokojnie. W tym samym momencie zobaczyła też za ramieniem demona znajomą chustę. Gadriel brał udział w pojedynku?
        - Lucien… - zaczęła szybko, spoglądając na demona i zawahała się z otwartą buzią. Miała nic nie mówić. Ale czy powinna? Czy mogła? – Nieważne. Wszystko w porządku – westchnęła niechętnie i uśmiechnęła się słabo, ruszając w stronę bandy, by przywitać się z Remym i rzucić okiem na walkę Gadriela. Wtedy jednak wezwano ich do stawienia się na starcie.
        - Już? – Rakel jęknęła cicho, ukradkiem spoglądając, jak panowie żegnają się z kobietami, których nawet nie zdążyli jej przedstawić oraz szukając spojrzeniem Gadriela. Demon i jego przeciwnik wciąż czekali na sygnał do rozpoczęcia, a ona nie widziała już więcej, bo na nowo zniknęli w tłumie.
        Dużo dłużej nie mogła rozmyślać nad kędzierzawym brunetem, bo Lucien zaraz ją zagadał. Uśmiechnęła się przepraszająco, słysząc jego pytanie, dopiero teraz przyjmując pełną skruchy postawę nawróconego uciekiniera. Pełnoprawnie zaśmiała się, gdy usłyszała, jak to elf musiałby powstrzymywać demona od pościgu.
        - Bardzo dobrze, dziękuję – powiedziała tylko. Chciałaby móc dodać cwaniackie „jak widzisz nic mnie nie zjadło”, ale po tym kogo spotkała w międzyczasie, raczej nie będzie się pysznić. A właściwie najlepiej w ogóle będzie unikała tego tematu. Jest minimalna szansa, ale zawsze jakaś, że wszystko rozejdzie się po kościach.
        Później tylko podśmiewała się pod nosem, słysząc przekomarzania Remy’ego i Luciena. Kto by pomyślał, że się tak dogadają. Kolejny dowód, że dobrze zrobiła. Udziału w dyskusji starała się nie brać, ale elf co chwila szukał u niej potwierdzenia, że demon nie zachowywał się, jak zdrowy facet. A o tym bardzo nie chciała rozmawiać. Ogólnie zrobiła się cholernie małomówna, nie reagując nawet na rzekomą schadzkę Luciena z jakąś babką w jakiejś piwnicy (nieco zgubiła wątek). Słysząc jednak, jak Remy w rozpędzie wyzwał demona od „kołka” dosłownie parsknęła śmiechem, chichocząc niepohamowanie dłuższą chwilę. Wspomnienie o kwasocie gleby i graniu do drugiej bramki („Remy!” „No co?!”) zupełnie jej nie pomagało i tak, jak stali w kolejce, tak co chwila ktoś się na nich oglądał z zaciekawieniem. Jeden demon stał zmieszany zupełnie nie wiedząc, czemu się go czepiają, elf załamywał ręce, wyraźnie nie mogąc czegoś wyjaśnić, a brunetka kryła się pod kurtyną włosów, udając że ich nie zna.
        Mina jej nieco zrzedła, a wzrok uciekł ukradkiem w stronę mężczyzn, gdy usłyszała, jak to kobieta była „ładna i chętna”, ale nadal nie wtrącała się do dyskusji. W międzyczasie dała sobie zawiązać rzemyk na nadgarstku i odebrała mapę, a za pozwoleniem jednej z wolontariuszek, zostawiła z nią część dobytku, zawiniętą w drobny pakunek. Nie będzie ze sobą spodni i pamiątek taszczyć, bo jedne ubrudzi, drugie zniszczy i tyle będzie z jej zakupów. Dziewczyna powiedziała, że będzie na mecie i tam jej odda dobytek. Dopiero wtedy Rakel znów nadstawiła ucha, gdy zrobiło się podejrzanie cicho. Nie słyszała pytania blondyna, ale usłyszała odpowiedź Luciena, która wyraźnie uciszyła Remy’ego i przez chwilę wszyscy milczeli. I tak nie odważyłaby się odezwać, ale przez myśl jej przeszło, że jej zdaniem Lucien z nią flirtował raz czy dwa. Chyba. Niby znawczynią nie była, a i nemorianina nie czytało się zbyt łatwo, ale podobno kobiety wiedzą takie rzeczy, czy coś…
        Na dobre ożywiła się, gdy padło hasło o jej mamie i tak jak Rakel poderwała głowę, zainteresowana, tak Remy oklapł nieco.
        - Och, dobra, moment – mruknął, odbierając mapę od dziewczyny i rzucając na nią okiem. Szli przez chwilę w milczeniu, obranym kierunkiem, ale elf dłużej nie mógł udawać, że nie widzi wyczekującego spojrzenia dziewczyny. Zwinął mapę i wsadził za pasek spodni.
        - No więc ten… kłamałem wtedy w karczmie, mówiąc, że nie znam twojej mamy – powiedział, a Rakel otworzyła szerzej oczy.
        - Co? Dlaczego?
        - Spanikowałem.
        Dziewczyna przyglądała się blondynowi ze zdumieniem. Nie rozumiała, dlaczego miałby „panikować”, przecież wiedziała, że jest przyjacielem rodziny, nie wiedziała tylko, że znał też jej mamę. Poza tym… dopiero teraz dostrzegła, że Remy przygasł nieco i wcale nie wygląda tak dziarsko, jak jeszcze kilka chwil temu, gdy żegnał się z nowo poznanymi kobietami. Wydawał się wręcz speszony, tym mocniej konsternując dziewczynę.
        - Dlaczego? – zapytała znów ostrożnie, widząc, że bez piwa może faktycznie będzie trzeba z niego każde słowo wyciągać. Blondyn powoli zaczął ją martwić, wyraźnie mając trudność z wysłowieniem się.
        - Wiesz ile mam lat? – zapytał nagle, a Rakel zastanowiła się, zerkając odruchowo na Luciena. Nie wiadomo czy szukała w nim podpowiedzi, czy sugestii, że nie zawsze ma się tyle, na ile się wygląda.
        - Nie wiem. Dorian mówił, że jesteś od niego trochę starszy…
        - Ta, dwadzieścia pięć lat starszy.
        - O. A nie wyglądasz – uśmiechnęła się Rakel, chcąc zarazić wesołością znajomego, ale z mizernym skutkiem. Ten jednak w końcu wyprostował się i odezwał wreszcie pełnym zdaniem, pierwszy raz od poruszenia tematu spoglądając na brunetkę.
        - Nic nie powiedziałem, bo zupełnie nie spodziewałem się ciebie spotkać i byłem nieprzygotowany. Na Prasmoka, wyglądasz dokładnie tak, jak ona… spanikowałem. Głupio mi było poznać córkę Rakel Evans i pierwsze co jej powiedzieć to to, że spotykałem się z jej matką.
        Zapadła cisza, której nawet sowa nie ośmieliła się przerwać hukaniem, mimo że niebo pociemniało już chwilę temu, w lesie powodując mrok. Rakel odpaliłaby ognik, by oświetlać im drogę, ale w tej chwili zatrzymała się, jak wryta, spoglądając na Remy’ego.
        - Co?!
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Wycieczka i nowo poznane towarzystwo były ciekawe i całkiem przyjemne. Co prawda ludzie bardziej fascynowali bruneta gdy obserwował ich z oddali mając tym samym szerszą perspektywę i całkowity spokój oraz bezpieczeństwo gdy nie musiał uważać na własne zachowania i próby odnalezienia się w świecie z jednej strony bliźniaczym, z drugiej skrajnie różnym. Zadawanie się z nimi było już trochę trudniejsze, a początkowa fascynacja nowicjusza bywała przytłumiona przez natłok przyswajanych informacji i starania (zresztą zwykle niezbyt udane) bieżącego dostosowania się do obcej rzeczywistości jednocześnie próbując nie ściągnąć na siebie niepotrzebnego zagrożenia chociażby nieplanowanym odkryciem zbyt wielu własnych sekretów.
        Oczywiście, że Lucien cieszył się z wyprawy po mieście, którą zafundował mu elf, nawet jeżeli początkowo był wyjątkowo sceptyczny. Był zadowolony chociażby dlatego, że dowiedział się nowych rzeczy. Remy mógł drwić do woli, może jego krótkie romansiki czy flirty bawiły. Asmodeus nigdy specjalnie nie palił się do podobnych rozrywek, szybko i wiele lat temu uznał, że nie wnosiły do jego życia niczego nowego ani wartościowego i nie były warte poświęcanego czasu.
Z kolei wiedza… w długim życiu rzadko kiedy coś zaskakiwało, poszerzając światopogląd, jeszcze rzadziej pozytywnie, nie mówiąc już o zgłębianiu sekretów tego co akurat wydało się Asmodeusowi atrakcyjne. Dlatego korzystał z możliwości wypytania o tajemnicze i aromatyczne ziarna brutalnie ignorując sygnały wysyłane przez sympatyczną towarzyszkę. Ta okazałą się na tyle wyrozumiała i tolerancyjna, że chociaż wzdychając wyjaśniała Lu wszystko o co tylko pytał. Wyprawę więc demon uznał za raczej udaną, nawet jeśli zapoczątkowaną przez ucieczkę brunetki.
        Gdy jednak tylko Rakel pojawiła się w zasięgu wzroku wszystko inne straciło znaczenie i od razu dało się zauważyć, że ponowne spotkanie dziewczyny przyniosło Lucienowi największą radość dzisiejszego dnia. Nawet jeżeli powitanie wypadło lekko niezręcznie, jakby Czarnulka chciała powiedzieć lub uczynić coś więcej, nemorianin wydawał się usatysfakcjonowany. Twarz szlachcica rozpogodziła się, nabrała delikatniejszych, mniej zdystansowanych rysów. Dla kobiet przyglądających się wszystkiemu z dystansem widok był raczej oczywisty. Dla demona może by się stał, gdyby chociaż raczył poświęcić swojemu zachowaniu przynajmniej pojedynczą myśl, czas niezbędny na jeden czy dwa oddechy, zamiast usilnie wypierać nawet nie przyczynę co najmniejsze początki jej poznawania.
        Stawienie się na odprawę upłynęło pod znakiem przekomarzania z blondynem i wielu ciekawskich spojrzeń. Mimo wszystko Lucien spokojnie znosił przytyki elfa, traktując je jak lekko niezrozumiałe i czasem grubiańskie żarty, ciesząc się z obecności zbrojmistrzyni, która na przemian udawała, że “tych panów zupełnie nie zna” uroczo kryjąc się we włosach a podśmiewając się gdy nie wytrzymała absurdu dysputy.
        Ostatecznie jednak miarka przebrała się i dla stoickiego demona. Zbył kolejne drążenie krótkim i praktycznym wyjaśnieniem, a przy okazji w formie małej zemsty, bo spokój spokojem, ale Lucien nie był aż tak nierozumny na jakiego chcący lub niechcący wychodził, mimochodem przypomniał nieudane ciągnięcie elfiego języka, nieustępliwie ponownie wyciągając sprawę mamy Rakel.
Efekt niestety jak zawsze okazał się odmienny niż brunet planował i przewidywał. Remy jakoś zmarkotniał i posmutniał, zamiast zwyczajnie zacząć kręcić.
        - Liczyłem na jakąś komiczną anegdotkę nie dramatyczną historię… - mruknął Lu bardziej do siebie niż ogólnie poruszonej dziewczyny i posępnego blondyna. Przy okazji kodował, żeby jednak raczej nie wychylać się z żartami, które chyba nie były jego mocną stroną bo jakoś nikt się nie śmiał.
        Jako ostatni wziął do ręki mapę, wcześniej całkiem bezczelnie zabierając ją uszatemu, przy okazji słuchając rozwoju rozmowy, którą nieprzemyślanie nakręcił. Normalnie zdałby się na towarzyszy, gdyż gra terenowa nie budziła w nim większych emocji, ale uznał, że w obecnej sytuacji dobrze by ktoś o spokojnym, chłodnym umyśle miał wgląd w plan terenu.
Zatopili się w ciemnościach, a wokół towarzyszył im ogólny szelest i tupot stóp rozchodzący się po okolicy, gdy pozostali zawodnicy ruszyli biegiem po zwycięstwo, podczas gdy oni przeszli w tryb rodzinnych, nielekkich opowieści.
Zauważając wzrok proszący o wsparcie w związku z wiekiem na moment oderwał się od mapy i wzruszył ramionami.
        - Dla elfa to raczej niewiele, jest sporo młodszy nawet od Sheitana - demon odpowiedział spokojnie nie będąc chyba najlepszym obiektem do poszukiwania wsparcia. Ale na ostatnie słowa nawet Lucien zerknął na Remiego przechylając głowę. To był dopiero osobliwy splot losu.
        - Ale chyba nie jesteś prawdziwym ojcem Czarnulki? - demon zapytał nieco skonsternowany. Wtedy to sytuacja byłaby naprawdę niezręczna, jak tak dalej pójdzie, to zwycięstwo im raczej nie groziło, bo wszyscy już zniknęli i ucichły ostatnie ślady obecności pozostałych zawodników, a im szykowała się dłuższa rozmowa.

        Gadriel wyszedł na plac z mieszaniną podekscytowania i niesmaku wobec własnej osoby. Postanowił sam z siebie wmieszać się w ludzkie rozrywki, ale wizja pojedynków nęciła znacznie bardziej niż odpychał wstręt wobec pospólstwa.
Jak się chwilę później okazało, walki były jak najdalsze od zwykłej rąbaniny pod znakiem “każdy z każdym”.
Pierwsi stawali ci, którzy nie walczyli jeszcze z nikim. Na tym etapie decydował los. Potem walczyli wygrani w pierwszej turze, również dobierani losowo. I tak etap za etapem. Pierwszy przeciwnik nie był zbyt wymagający, ale rozczarowanie szybko minęło, gdy młody demon zorientował się o ile węższe pole widzenia miał z chustą. Zresztą sama obecność materiału przemykającego gdzieś na obrzeżach wzroku skutecznie rozpraszał. Pierwszy pojedynek więc potraktował jako czas na adaptację do innych warunków, drugi jako wprawę do prawdziwych walk.
Akurat rozpoczęły się poważniejsze starcia gdy Gadriel już zaznajomiony ze swoim utrudnieniem-sprzymierzeńcem przeciw słońcu, ruszył w szranki.
Czas mijał szybko i nieuchwytnie a noc powoli otuliła miasto i plac. Wokół areny rozpalono łuczywa, żeby rozjaśniały mrok i oświetlały walczących.
Kędzierzawy nemorianin nawet się nie zorientował kiedy zaczął się dobrze bawić. Prawdziwą radość jednak wywołał wchodzący na ubitą ziemię włócznik widziany na samym początku. Elf walczący bronią drzewcową, widok tak niecodzienny pewnie jak demon biorący udział w ludzkich igrzyskach. Gadriel uśmiechnął się pod nosem, a wśród tłumu rozszedł się podniecony szmer i wesołe gwizdy. Widownia oczekiwała dobrego widowiska, całkiem zresztą słusznie. Powoli zbliżały się finały, zostali najlepsi ze stawki, a im różniejsze techniki walk i rozmaitsza broń tym bardziej emocjonujące były pojedynki. Ta dwójka zaś swoją szybkością, zwinnością i kunsztem budziła podwójne emocje.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Remy zatrzymał się krok dalej, spoglądając z troską na zszokowaną dziewczynę. Sam nie wyglądał na wyjątkowo zadowolonego. Wszystko potoczyło się zupełnie inaczej niż miało i faktycznie zamiast lekko zaskakującej anegdotki wyszedł mu mały dramat. Wcześniej tylko wzruszył ramionami, gdy demon to wytknął, ale powstrzymał się od drażliwego „a nie mówiłem”. Najważniejsze było teraz, by nieco uspokoić Rakel, bo wyglądała na wyjątkowo wstrząśniętą. Ledwie jednak zrobił krok w jej stronę, a Lucien znowu się odezwał i elf zatrzymał się jak rażony błyskawicą.
        - Na Prasmoka, oczywiście, że nie.
        - Lucien! - Rakel skarciła przyjaciela, w ogóle za sam pomysł, chociaż zarówno ton jej głosu, jak i wyraz twarzy były bardziej przestraszone niż rozzłoszczone. Bennet jej ojcem, na los… z jakiegoś powodu oburzające w samym pomyśle.
        Wszystko to było jednak winą zaskoczenia i próby gorączkowego uporządkowania faktów, więc przez moment dziewczyna rzeczywiście wyglądała, jak zaskoczony w zaroślach zając, gotów czmychnąć przy minimalnym poruszeniu. Bennet cierpliwie czekał na pytania, których fali się spodziewał, z ulgą obserwując powoli rozluźniające się ramiona dziewczyny i wznowiony spacer. Zrównał z nią kroku, spoglądając tylko raz na nemorianina, gdy ten gwizdnął mu mapę, po czym przeniósł znów pełnię uwagi na Rakel. Teraz, po ujawnieniu zaskakujących faktów, czuł się nieco swobodniej i niemal czule spoglądał na idącą przy nim brunetkę.
        - No to opowiadaj – westchnęła dziewczyna, nie mając siły na konstruowanie pytań i chwilowo chcąc poznać chociaż ogólny zarys tej znajomości. Spotykali się. Eufemizm, bez dwóch zdań, ale doceniała ostrożne podejście. Remy tylko skinął głową.
        - Poznałem twoją mamę trzydzieści cztery lata temu. Ja miałem dwadzieścia jeden lat, ona osiemnaście, pobierała nauki u mojego ojca. Uczyła się władać magią – sprecyzował, widząc pytające spojrzenie Rakel.
        - Ognia? – dopytała dziewczyna, ale chociaż w jej głosie więcej było pewności niż pytania, elf pokręcił głową.
        - Ogień miała opanowany od zawsze, jakby urodziła się w pełni władna do kontrolowania żywiołu w każdej jego postaci – powiedział. Wciąż było słychać zachwyt w jego głosie. – Uczyła się władać emocjami.
        - Emocjami?
        - Urokami… nie kojarzysz? – dopytał, a Rakel nieco zawstydzona pokręciła głową.
        - Dziedzina magii, w której możesz kontrolować emocje innych osób. Pragnienia, żądze, lęki, złość, szał…
        - Moja mama to potrafiła?
        - I tak i nie – powiedział Remy i uśmiechnął się krzywo. – Miała w sobie magię, ale nie do końca nad nią panowała. Nie była to tak silna moc, jak jej ogień, ale mimo wszystko, niekontrolowana potrafiła zasiać spory zamęt, zwłaszcza przy temperamencie Rakel.
        Dziewczyna drgnęła lekko, nieprzyzwyczajona do tego, że ktoś nazywał jej matkę po imieniu. Zwłaszcza, że sama je nosiła. Bracia zawsze mówili o „matce” i ojciec Rakel też mówił „twoja matka”. To było dziwne, słyszeć o niej w kontekście osoby, jaką była, nim stała się matką właśnie.
        - Trafiła więc pod pieczę mojego ojca, by uczyć się nad tym panować, no i… wtedy ją poznałem – zakończył elf i zerknął pytająco na dziewczynę. Pytania były nieuniknione, ale mała paskuda zaczęła od tej delikatnej strony.
        - Jaka ona była? – zapytała, a elf westchnął bezgłośnie.
        - Nieustraszona – odpowiedział po krótkiej chwili wahania i uśmiechnął się, a cień tego uśmiechu odbił się na twarzy Evansówny. – Była najbardziej żywą osobą, jaką znałem. Pewnie dlatego też tak trudno było jej trzymać emocje na wodzy. Była głośna, energiczna, wszędzie było jej pełno. Gdy się śmiała, słychać ją było na drugim końcu miasta, a mijani przez nią ludzie i elfy uśmiechali się pod nosem, sami nie wiedząc czemu. Gdy się wściekła, iskry dosłownie sypały się z jej oczu, a włosy elektryzowały; była wtedy jak uosobienie burzy. Nie przejmowała się zupełnie zdaniem innych i nawet z moim ojcem potrafiła wdać się w taką kłótnię, że ściany jego domu drżały, a pobliskie drzewa trzeszczały. Gdy była smutna, zdawało się, że cały las zamilkł, a niebo chmurzyło się, by po chwili zacząć siąpić deszczem.
        - To w ogóle możliwe? Swoim smutkiem wywołać deszcz? – zapytała Rakel z właściwym sobie zdroworozsądkowym podejściem, nawet gdy chodziło o jej matkę. Remy uśmiechnął się słabo.
        - Kto wie? Nawet jeśli były to zbiegi okoliczności, to na tyle częste i konsekwentne, by zauważyła to większość naszych znajomych, bliższych i dalszych, i uznała za zasadę – powiedział, a gdy brunetka milczała, spoglądając przed siebie i analizując to, co usłyszała, dał jej chwilę do namysłu. Nie pozwoliła mu jednak na moment ciszy, podnosząc zaraz wyczekujące spojrzenie. Kontynuował więc.
        - Była piękna. Jak ty. Możesz się więc domyślić, że powodzenie miała jak diabli, a mój ojciec, poza mentorem, musiał robić za przyzwoitkę, nieraz zaklęciami odpędzając facetów od chaty, oczywiście ku jej wielkiemu rozbawieniu. Kokietka z niej była, niech ją licho.
        - No wiesz… - fuknęła urażona Rakel, mniemanie o matce mając oczywiście, jak każda córka, czyli skutecznie i z zapałem wypierając wszelką młodość i jej potencjalne błędy rodzicieli. Komplement natomiast ją zaskoczył, ale umysł dziewczyny odrzucił go momentalnie, gdy nie znalazło się dla niego miejsce w ważnej rozmowie. O dziwo Remy parsknął śmiechem.
        - Och, zapewniam cię, była niepoprawna – kontynuował niezmiennie rozbawiony elf, wyraźnie się rozluźniając. – Raz umówiła się z trzema facetami na tą samą porę, w tym samym miejscu, po czym się nie pojawiła. Podobno przez chwilę było niezręcznie, ale ostatecznie i tak doszło do bójki, bo następnego dnia wszyscy chodzili z podbitym okiem, czy siną szczęką.
        - No teraz to już zmyślasz – mruknęła wyraźnie niezadowolona Rakel.
        - Poważnie ci mówię. Zachowywała się, jak gdyby nigdy nic się nie stało i radosna jak szczygieł na wiosnę przyszła do mojego ojca na kolejną lekcję. U siebie słyszałem, jak ją rugał.
        - No już, przejdź do sedna.
        - To znaczy?
        - Skoro niby była z niej taka flirciara, to jak niby zaczęliście się spotykać? – wytknęła, wciąż niezadowolona, ale Remy chyba już ostatecznie pozbył się ewentualnej niepewności i teraz tylko wzruszył ramionami.
        - Dojrzała. Ojciec pomógł jej z magią, co też nie było bez znaczenia. Uspokoiła się, trochę, wydoroślała. Gdy przestała się uczyć, została u mojego ojca, zatrudniając się jako jego pomoc. A ja miałem szczęście być zawsze blisko i w końcu… jakoś tak wyszło.
        Zapadła niezręczna cisza. Remy nie palił się do nazwania rzeczy po imieniu, a Rakel wstydziła się zapytać, chociaż podświadomie chciała wiedzieć.
        - Długo byliście razem? – zapytała w końcu, nieco obchodząc rzecz dookoła.
        - Ponad rok – odparł Remy i odchrząknął, wsadzając ręce w kieszenie, a zbrojmistrzyni uniosła brwi w zaskoczeniu. Rok to naprawdę sporo czasu.
        - I co się stało?
        - Poznała twojego ojca. Wtedy jeszcze był kowalem, pojawił się w mieście wracając z targów. Ironia losu, hm? - Elf uśmiechnął się nieco smutno, ale przyjaźnie puścił oko do dziewczyny. – Pewnie gdyby zalecał się do niej, jak każdy inny, to miałbym z nim na pieńku, ale August był naprawdę w porządku. Chociaż później bardzo się starałem, to nie dało się go nie lubić. Zresztą najpierw my się poznaliśmy i spiliśmy grupą do stanu niepoczytalności. Dopiero później spotkali się z Rakel i wiesz co? Dlatego chciałem piwa, bo tak, jak wypieram istnienie czegoś tak absurdalnego jak „miłość od pierwszego wejrzenia”, to cholera nawet wtedy na kacu widziałem, że mam przerąbane. Niby jej zupełne przeciwieństwo. Pogodny, ale spokojny, zrównoważony, z planem na przyszłość. Pięści miał jak bochny, a ciężkie jak kowadło, ale trzy razy się zastanowił, nim komuś przywalił, nie to, co większość. Trochę szorstki w obyciu i z wyglądu surowy, ale tak naprawdę łagodny jak baranek. Oczywiście, że wpadła mu w oko, musiałby być ślepy, by jej nie docenić, ale poza tym, że został nieco dłużej w mieście, to zachował się w porządku i nie zrobił nawet kroku. W końcu była niby zajęta, nie? Tylko że nawet ja widziałem, że Rakel kompletnie straciła dla niego głowę. Życie, nie?
        - Uhm.
        Rakel była niby zapatrzona na drogę przed sobą, ale zapytana nie miałaby pojęcia, gdzie jest. Zerkała od czasu do czasu na Remy’ego, chwilowo o Lucienie w ogóle zapominając, gdy jej głowa w pełni była zajęta matką, która ze wspomnienia oblekła się nagle w osobę z krwi i kości. Widziała też, że elf zirytował się nieco na koniec, chociaż starał się zachować dobrą minę do złej gry, ale nie wiedziała, co może powiedzieć. „Przykro mi”? Raczej nie, bo nie było jej na świecie.
        - Rakel, wszystko gra?
        - Hm? Tak, jasne. Muszę tylko… trochę pomyśleć, pójdę przodem – mruknęła i przyspieszyła kroku, zostawiając mężczyzn kawałek za sobą. Musiała oczyścić głowę.

        Remy spojrzał za oddalającą się kawałek Rakel i odetchnął głęboko, jakby coś spadło mu z barków. Milczał przez chwilę, też gryząc się z własnymi myślami, po czym zerknął na Luciena.
        - Jak mi poszło? – zapytał ironicznie i prychnął sam do siebie. – Tragikomedia. Jestem dziwny, że nadal chcę się z nią umówić? – spytał nagle lekkim tonem, spoglądając na szlachcica i przeczesując palcami włosy.
        - Dobra, pokaż tę mapę. Gdzie jesteśmy?
        Spory kawałek materiału miał z jednej strony namalowaną mapę, z drugiej przytoczone najważniejsze zasady gry, powtarzając to, co mówił organizator przed startem. Kilka grup, kilka dróg, jeden cel. Każdy miał do zaliczenia inne bazy, więc nie był to zwykły wyścig przed siebie pod tytułem „kto pierwszy, ten lepszy”. Z czasem każda grupa oddalała się w swoim kierunku, licząc po prostu na to, że swoje przeszkody pokonają szybciej niż inni.
        - Złośliwe mendy, nie zaznaczyli na mapie punktów, które musimy zaliczyć. Skąd będziemy wiedzieli, gdzie są?

        Szczęk mechanizmu i gwałtowny szelest sporej ilości liści rozległy się ledwie ułamek chwili przed nieco piskliwym, dziewczęcym okrzykiem. Bardziej z zaskoczenia niż ze strachu, ale i tak rozlegając się w pustym i ciemnym lesie, jako niezbyt przyjemna nuta.
        Na oczach elfa i demona, dokładnie spod idącą dobry kawałek przed nimi Rakel zerwała się spod liści, grubo pleciona siatka, w momencie oplatając dziewczynę i wstrzeliwując z nią w powietrze. Krzyk rozległ się jeszcze raz, gdy mechanizm wyhamował i pleciony kokon naciągnął się, potrząsając uwięzioną w środku Rakel. Po chwili siatka bujała się niewinnie kilkadziesiąt sążni nad ziemią, systematycznie wytrząsając z siebie kolejne liście.
        - Lucien?! Remy?! – krzyknęła uwięziona dziewczyna, próbując odnaleźć ich wzrokiem, ale była pioruńsko wysoko, a poza tym nieważne jak bardzo usiłowała się podnieść, czy chociażby znaleźć się na kolanach, ciągle lądowała na tyłku z nogami nad głową, cała zasypana liśćmi. Zaszamotała się z niezadowoleniem, ale skutkiem było tylko większe osypanie się barwnych liści w dół. Po chwili usłyszała głos elfa.
        - Jesteśmy pod tobą, zaraz cię ściągniemy, nie ruszaj się!
        - Spokojnie, nigdzie się nie wybieram – mruknęła uszczypliwie, wciąż zaciskając palce na linie i usiłując dojrzeć coś przez kratki. Z dołu słyszała głos Remy'ego, rozmawiającego z Lucienem.
        - Dobra, spróbuję wspiąć się na drzewo i przeciąć linę. Złapiesz ją?
        Nagle Rakel zamarła, po czym zaszamotała się znów, przyciskając twarz do siatki. Oczy jej się rozszerzyły.
        - Emm… chłopaki? Macie towarzystwo.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Lucien zupełnie nie poczuwał się do winy skarcony przez dziewczynę. Moment temu elf pytał go o upodobania względem płci, więc demon podobne pytanie o rodzicielstwo uplasował w zbliżonej kategorii i zadał je bez skrupułów. Ale, że to Rakel wyglądała na bardziej przejętą podczas gdy blondyn tylko na zaskoczonego, odezwał się jeszcze na swoje usprawiedliwienie.
        - Wybacz, nie widziałbym nic dziwnego w takich zawiłościach. Pierwsze co moja macocha zaczęła robić po otrzymaniu obrączki i wprowadzeniu się do domu to maślane oczy i dość jednoznaczne propozycje - odpowiedział całkiem spokojnie, lekko wzruszając ramionami. - Wobec mnie - dodał jeszcze gwoli ścisłości, żeby zostać dokładnie zrozumianym. Nie wiedział czy to jego rodzina była dziwna, czy ta Evansów. Ale jego wydawała się dość standardową dla Otchłani, a o Alaranii wiedział wciąż zbyt mało by się jednoznacznie odnieść.
        Potem już tylko zasłuchał się uważniej chłonąc i analizując każde zdanie i informacje o Rakel-seniorce. Jeżeli tak dobrze władała emocjami, dziewczyna mogła odziedziczyć część talentu, który jeszcze się nie ujawnił albo był na tyle subtelny, że umykał definicjom pełnoprawnej magii jednocześnie dając Czarnulce zdolności wykraczające ponad zwykłych ludzi. Nie dar a talent, jeszcze nie nadprzyrodzona moc a już nie zwykły atrybut.
        Może stąd brało się dziwne przyciąganie… Teoretycznie przed manipulacjami z premedytacji i urokami powinien być chroniony, ale jeżeli czar był tak słaby iż ledwie wykraczał poza normalność… Że stawał się niemal niewyczuwalny to artefakty mogły nie traktować go jako zagrożenia i ataku, podobnie jak przecież nie zwracały uwagi na zachęcający uśmiech zalotnej kobiety. Ci, na których podobne awanse działały, nazwaliby to czarem. Tak naprawdę z magią nie miały nic wspólnego, ale gdzieś mogła przebiegać nikła, płynna granica. Demon poważnie się zamyślił, przyglądając się rozmawiającej dwójce zza ich pleców. Może mała Rakel też rzucała swoiste uroki, tylko nikt nie zdawał sobie z tego sprawy… A jeśli tak, co powinien uczynić…?
        Następny epitet wywołał niewielki uśmiech szlachcica wyciągając go z rozterek. Nieustraszona, tak, zdecydowanie skądś to znał. Podobnie uśmiech. U tej Rakel też był zaraźliwy. Gdy się szczerze cieszyła, zupełnie jakby cały świat stawał się piękniejszy. Może nie była tak spontaniczna i bezpośrednia jak kobieta z opowieści, większość czasu powściągliwa i tłumiąca swoje wyskoki, ale jeśli już Rakel popuściła wodze temperamentu nie szło nie ulec jej urokowi...
        Słysząc, że była piękna jak Czarnulka, demon łypnął czujniej na elfa powoli składając zmienne w jedno podejrzenie, ale nie odezwał się, nie komentował, zwyczajnie obserwował w ciszy postępując za Remym i Rakel jak niemal niewidoczny cień.
        Co do kokietki również znalazłby wspólny mianownik, chociaż może ocena nie była zbyt obiektywna. Rozsądnie patrząc zbrojmistrzyni nie wodziła za nos wszystkich mężczyzn znajdujących się wokół niej, a jednak to jak uciekała spojrzeniem, jak odgarniała włosy potrafiło narobić więcej kłopotów niż zwykłe trzepotanie rzęsami.
Do tego demon przypomniał sobie momenty gdy po zwykłym pocałunku w policzek miał w głowie większy mętlik niż po pełnoprawnych zalotach nemoriańskich szlachcianek, a te potrafiły być całkiem bezpośrednie i swoim zachowaniem speszyć niejednego młodzika. Również te przemyślenia zachował dla siebie. I tak nikt by mu nie uwierzył i nie przyznał racji gdyby uznał, że Rakel była kokietką jak jej matka. Pewnie mniej perfidną, ale to nie znaczyło, że mniej skuteczną.
Dobrą chwilę jeszcze nie mógł pozbyć się uśmiechu słysząc o niecnej krętaczce zwołującej absztyfikantów w to samo miejsce. Rodzaj selekcji naturalnej by wybrać najbardziej godnego czy zwykły żart, tak czy inaczej tamta Rakel była niezłym ziółkiem, a uśmiech tylko się poszerzał gdy Lucienowi plątało się skojarzenie do Czarnulki. Nie wiedział czy nie byłaby zdolna do podobnych dowcipów gdyby miała trochę lżejsze życie i nie musiała tak szybko spoważnieć i dorosnąć. Czy nie zrobiłaby czegoś takiego chociażby po to by poirytować ojca, braci i kowala… nemorianin jakoś prędzej się skłaniał ku stwierdzeniu - a jakże, oczywiście, że byłaby.
Przymknął tylko oczy i uśmiechając się pod nosem spuszczając głowę. Rozbawienie zostało przykryte włosami, jako że szlachcicowi nie wypadało śmiać się samemu do siebie, a przy okazji chronił się przed pytaniami z czego się tak cieszył. Nie to by ktoś go zauważał. Chwilowo niemal o nim zapomniano, ale dodatkowe zabezpieczenie na wszelki wypadek gdyby ktoś nieplanowanie się odwrócił nie mogło zaszkodzić.
        "Jakoś tak wyszło" było równie pocieszną deklaracją. Cóż się dziwić. Gdyby nie nieszczęsny ślub… sam nie wiedział co by mogło wyjść w najbliższym czasie. Ostatnio trochę opuścił gardę a takie rozluźnienie potrafiło się różnie skończyć.
Potem uśmiech spłynął z twarzy demona, a ten zamyślił się ciężko uciekając spojrzeniem w ciemność. Dokładnie, życie…
Nie lubił tracić kontroli, ale czy gdyby ten jeden raz pozwolił sobie na spontaniczne decyzje czy nie byłby szczęśliwszy? Czy wreszcie nie zrozumiałby co znaczy tak naprawdę żyć a nie tylko trwać? Ironia, jeden raz zapragnął swobody decyzji i popełniania ewentualnych błędów, to został jej zupełnie pozbawiony. Jak to elf powiedział: “życie”. Miłość od pierwszego wejrzenia, o zrozumieniu tego uczucia nie śnił. Czy w ogóle coś takiego było możliwe skoro nawet nie wiedział jak sama miłość wygląda…
        Szedł wolno wlokąc się z tyłu w coraz bardziej wisielczym nastroju, z supłem zamiast myśli, bijącym chyba nawet samopoczucie Rakel, chociaż to przecież dziewczynę zbombardowano nowinami. Dopiero bezpośredni głos elfa wyrwał demona z zamyślenia.
        - Pytasz mnie? Przecież wiesz, że w tych sprawach jestem kołkiem - odciął się złośliwie, a zaczepne rozbawienie wracało do morskich oczu. To nie był czas i miejsce na malkontenctwo. Potem trochę złagodniał słysząc o tragikomedii. Przynajmniej elf sądził, że jego życie miało aspekty komiczne. Lu zaraz uznał, że on chyba grał tylko w tragedii, do tego raczej kiepskiej, którą dość szybko zdjęto by z afiszów, żeby nie zamęczać widzów.
        - Im dłuższe życie tym bardziej się komplikuje... Prostota, jednoznaczne wybory, to jest urok i przywilej kruchych istot - wyszeptał jakby na pociechę dla elfa i trochę do samego siebie. Następne słowa Remiego sprawiły jednak, że demon spojrzał na niego czujniej. Lucien wciąż wyglądał łagodnie, nie dystansował się jak wcześniej zwykł w niekomfortowych sytuacjach czyli znów chyba uległ jakiejś magii Czarnulki, ale wesołość się ulotniła.
        - Jak już ustaliliśmy, nie znam się na tutejszych relacjach, ale pewnie to zależy czy chcesz się umówić z tą Rakel, czy zastępstwem dla poprzedniej - nemorianin odezwał się cichym spokojnym głosem, tak by idąca z przodu Rakel nie mogła go usłyszeć.
        - Jedno za to wiem bardzo dobrze, jeśli ją skrzywdzisz, to Dorian będzie twoim najmniejszym problemem - dokończył głosem nabierającym dużo pogodniejszego brzmienia i używając elfickiego dialektu (tak na wszelki wypadek jakby jednak Czarnulka miała gumowe uszy, żeby nie zarzucono mu nadopiekuńczości... znowu). Gdyby nie treść, zdanie zupełnie nie miało melodii ostrzeżenia.
        Posłusznie oddał mapę zerkając na nią razem z elfem.
        - Pewnie jak już na nie trafimy, może będą jakieś wskazówki na miejscu - mruczał pod nosem wciąż nie specjalnie widząc sens w łazęgowaniu po lesie po nocy w poszukiwaniu ukrytych punktów.

        Stali nad pergaminem rozmyślając, gdy rozległ się szelest uruchamianej pułapki. Lucien zerwał się biegiem w kierunku dźwięków i Rakel, która jeszcze uderzenie serca temu była w zasięgu wzroku. Zatrzymał się już pod wstrząsanym kałdunkiem w samą porę by być obsypanym resztką opadających liści. Następne kilka chwil zajęło demonowi by zrozumieć, że nie jest to prawdziwy atak i niebezpieczeństwo a jedynie jedno z utrudnień wyścigu. Wziął głęboki wdech i rozluźniając się zerknął na układającego plan Remiego.
        - Sam nie wiem, Rakel nie lubi być ratowana... - zażartował złośliwie z bezczelnym uśmiechem, zaraz będąc zasypanym kolejną salwą liści wytrzepaną z szamoczącej się sieci. Chciał jeszcze coś dodać, albo na usprawiedliwienie, albo znając talent Lu by się bardziej pogrążyć, ale w tym samym momencie wokół rozległ się szelest a dziewczyna oznajmiła, że mają towarzystwo.
        Spośród drzew i zarośli wyłoniło się kilka dziwacznych postaci. Zamiast twarzy miały powykrzywiane pyski pełne kłów, wiele z nich łby miało uwieńczone wszelkiej maści rogami, baranimi, jelenimi. Ciało przykrywały im skóry zwierząt albo baranie runa powiązane gdzieniegdzie pasami z surowej, niegarbowanej skóry. W dłoniach z pazurami dzierżyli długie kije i glewie używane do polowań na wilki czy niedźwiedzie, kilku miało dodatkowe grube pałki, a przytroczone do pasów zwisały liny lub łańcuchy. Jednym słowem łowcy. Ich zadaniem nie było zabić a pojmać. Przerażające plemię dzikich stworów w podmiejskich lasach. Blondyn zamarł w półkroku w kierunku pnia. Demon już miał dłoń na rękojeści rapiera.
        Dopiero gdy agresorzy zbliżyli się o kilka kroków dało się zauważyć, że dzikie stwory były przebranymi ludźmi. Szkaradne pyski były niczym innym jak maskami z przytwierdzonymi doń rogami. Podobnie szpony, które wieńczyły ochronne karwasze strasząc nieludzkimi łapami. Cel jednak był ten sam, złapać graczy i nie pozwolić im odejść.
        - Gramolisz się na to drzewo czy czekasz aż Rakel opadnie sama jak ulęgałka? - zapytał demon, patrząc spode łba na zbliżających się przeciwników. Tych z przodu, gdyż kordon już dawno ich okrążył jak podczas należytej obławy.
        - Ale… - zawahał się blondyn.
        - Masz broń? - wszedł mu w słowo Lucien. Elf spojrzał na swój nóż, a demon chociaż pilnował zbliżających się obcych, jakby świetnie widział rozterki uszatego i skąpym ruchem rękojeści wskazał pierwszego z brzegu myśliwego. Ten już szykował drzewce długości sążnia zakończone nie ostrzem a specjalnym niby podwójnym, lustrzanym hakiem. Koniec o kształcie litery “ U” świetnie sprawdzał się do unieruchamiania zdobyczy zwierzęcej i ludzkiej czy pozbawiania broni. Jeszcze tego brakowało, żeby musiał i elfa ratować. To jednak Lu pozostawił niewysłowione, żeby niepotrzebnie nie szturchać dumy uszatego, licząc na jego domyślność. Remy prychnął niezadowolony, ale raźno ruszył do drzewa, podczas gdy krąg zacieśniał się rytmicznym, niemal defiladowym krokiem.

        Włosy prawie całkowicie zasłoniły oczy nemorianina, który zamarł nieruchomo cały czas pozwalając łowcom zmniejszać dystans.
        - Jak bardzo nie wolno zrobić im krzywdy? - odezwał się chłodnym głosem, tak, żeby Remy i Rakel oraz przeciwnicy dokładnie słyszeli. Kilku się zawahało gubiąc rytm. Niemal niezauważalny błąd, szereg pozostał nierozerwany, ale dla demona był wystarczającą wskazówką. Ruszył szybkim krokiem w stronę najbliższego “słabego ogniwa”. Wydłużył krok przemykając pod glewią, w następnym ruchu bijąc rękojeścią po trzymających ją rękach. Do tego krótkie uderzenie w brzuch drugim końcem rapiera i mężczyzna był wyeliminowany. Nie śmiertelnie. Lucien trzymał klingę w poprzek, tuż przy koszu, wcale nie wyciągając jej z pochwy. Pierwszy jeszcze nie zdążył upaść, a ślepy atak w bok wyprowadzony pod własnym ramieniem kładł na ziemię drugiego łowczego.
Zdawało się, że Asmodeus nawet nie musiał śledzić wzrokiem swoich przeciwników, gdy nieraz bronił się będąc jeszcze zwrócony plecami do oponenta czy gdy włosy nieustannie opadały mu kurtyną na twarz. Tymczasem demona prowadziły odruchy i wszystkie zmysły na raz. Mistrz zawsze powtarzał - “Masz widzieć nie patrząc, słyszeć nie słuchając. Skupiając się na widocznym, przegrasz z niedostrzeżonym, jedynie uwalniając zmysły możesz zwyciężać”, więc demon nie skupiał się, pozwalał ciału działać reagując na całokształt bodźców.
Dobył rapiera w obracając się w kierunku kolejnego oponenta by przeciąć długi kij tnący powietrze, i zaraz płynnym ruchem schował go ponownie w osłonę żeby kontynuując krok znaleźć się za atakującym i znokautować go silnym uderzeniem w bark.
        Pokaz nie trwał długo, jeszcze dwóch musiało przywitać matkę ziemię, gdy Asmodeus jak cień przemykał wśród obławy, żeby reszta statystów uniosła ręce, skłoniła się krótko i zniknęła w lesie razem z pokonanymi. Lucien nie uderzał tak by zrobić krzywdę ale dość silnie by cios w normalnej "ostrej" walce uznać za skuteczny, a nasłani myśliwi raz trafieni nie podrywali się z gleby, w końcu to była zabawa i nikt nie chciał zostać uszkodzony.
        - Przecież żartowałem. - Przypiął rapier do pasa i odezwał się stając pod siecią, tłumacząc pytanie o uszkadzanie graczy i obsługi.
        - Odcinaj naszą księżniczkę - zadrwił jeszcze. Elf przytaknął z szelmowską miną i Rakel poszybowała w dół, prosto w ręce demona. Lucien złapał dziewczynę lekko uginając nogi i ramiona, żeby lepiej wyhamować upadek i opuścił jej stopy na ziemię. Nie puścił jednak ramion brunetki, dopóki z bezczelnym zadowoleniem nie zdjął kilku liści z kręconych włosów.
        - To w którą stronę? Niech Rakel nadal idzie przodem, ją przyjemniej łapać - zażartował do Remiego, podśmiewając się pod nosem. Pewnie tak jak on nie widział się w podobnej roli w przypadku ratunku elfa, tak i uszaty niespecjalnie palił się do podobnego chwytania demona.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Atakowana była z dwóch stron. Z jednej szokującymi informacjami o znajomości Remy’ego z jej matką, z drugiej kolejnym przykładem Lucienowej bezpośredniości w najmniej odpowiednich momentach. Nawet nie tłumaczyła mu, jak bardzo niewłaściwe było to co powiedział, nie mówiąc już o niezbyt delikatnym szturchaniu jej pamięci o ojcu. Przez moment bowiem wygrał z elfem w kwestii sensacji i Rakel spojrzała na demona wielkimi oczami.
        - Felicity… och – zająknęła się i zmieszała, gdy nemorianin sprecyzował wobec kogo czynione były awanse. Przez chwilę jeszcze spoglądała na niego niepewnie, czekając aż powie, że to żart albo się oburzy na samo wspomnienie, ale to chyba nie było dla niego nic dziwnego. Remy też nie zdawał się poruszony tą wiadomością, a wręcz skinął wyrozumiale głową, jakby wytłumaczone zostało wcześniejsze pytanie demona. Rakel pozostawało tylko otrząśnięcie się i ciche współczucie dla Luciena, za konieczność znoszenia swojej macochy, i trochę dla niej, za prawdopodobne reakcje nemorianina na takie jej zachowanie. Ale tylko trochę.
        Późniejsza rozmowa była dla niej trochę łatwiejsza, niż początkowo sądziła, że będzie. Póki starała się za bardzo nie wchodzić w szczegóły, miło było słuchać o swojej mamie od kogoś innego niż ojciec. Poza tym on nigdy nie chciał za wiele o niej opowiadać, za bardzo go bolała jej utrata, a Rakel nie czuła się na miejscu, by wypytywać. W końcu… nieco przez nią stracił żonę.
        Więc chociaż niektóre anegdotki Remy’ego z chęcią wkładała między bajki, absolutnie wypierając ich prawdziwość, poznanie nieco lepiej kogoś, kogo nigdy nie znała, a kto mimo wszystko był dla niej ważny było… przyjemne. Zazdrościła trochę mamie, że ta od razu umiała władać ogniem, ale też z drugiej strony musiała uporać się z innym arkanem magii. W przeciwieństwie do demona zaś, zbrojmistrzyni nawet przez myśl nie przeszło, że może być do matki podobna w czymkolwiek innym poza wyglądem, co już nie raz słyszała.
        Elfowi też spadł ciężar z serca, gdy mimo dość trudnego początku, opowieść okazała się ostatecznie pozytywnym elementem, a dziewczyna nie przestała się nagle do niego odzywać. Oczywiście były rzeczy, o których zdecydowanie nie musi słyszeć i tak niech pozostanie. Jednocześnie te mniej newralgiczne aspekty były doskonałym materiałem na rozmowy z dziewczyną, która zapewne będzie chciała usłyszeć jeszcze więcej o Rakel. Gdy już uporządkuje sobie wszystko w głowie. W międzyczasie zwrócił się do Luciena, który odciął się bystro, powodując śmiech elfa.
        - Nie miej żalu, twoja wina, że tak wyszło – stwierdził jeszcze bezczelnie. Późniejsze zdanie skomentował tylko skinieniem głowy, jakby w porozumieniu dla istot mających okazję do poznania więcej niż jednego pokolenia podczas swojego istnienia. O umówienie się z Rakel zapytał zaś poniekąd żartobliwie, ale trochę by po raz kolejny wybadać grunt. Demon mógł sobie udawać, że nie wie o co chodzi, ale Remy ślepy nie był. Odpowiedź zdawała się go w jakiś sposób satysfakcjonować, bo w żaden sposób nie poczuł się urażony.
        - Daj spokój, obie są nie do podrobienia – odparł lekko, jakby na moment zapominając, że została już tylko jedna Rakel, ale po chwili ta świadomość osłabiła nieco jego uśmiech. Poderwał głowę zaskoczony, słysząc nagle rodzimy dialekt i spojrzał bystro na Luciena. A to cwaniak. Sam nic nie zrobi, ale innych płoszy? Było na takich określenie. Szanował jednak dziewczynę na tyle, by nie kpić i tylko skinął głową ze zrozumieniem i lekkim uśmiechem. Jakkolwiek Dorian byłby gotów zgotować piekło każdemu, kto skrzywdziłby jego siostrzyczkę, nie wątpił by nemorianin okazał się równie mściwy.
        Chwilę później usłyszeli krzyk. Ruszyli biegiem w stronę dziewczyny, która wisiała już wysoko nad nimi.

        Rakel nawet nie zdążyła poukładać sobie w głowie wszystkiego, co usłyszała od Remy’ego, a teraz modliła się tylko do wszystkich fikcyjnych bóstw jakie znała, żeby nie spaść na ziemię. Komentarz Luciena był zatem równie na miejscu, co dźganie kijem dzikiego kota.
        - Ty nie bądź taki dowcipny! – rozległ się z góry okrzyk, któremu odpowiedział tylko śmiech elfa. Naprawdę sobie wybrał moment na złośliwości. Ładnie mu było z tymi liśćmi sypiącymi się na długie włosy, ale niech nie przegina!
        Przyciskając jednak nieustannie twarz do siatki, by coś widzieć, pierwsza dostrzegła wyłaniające się z krzaków istoty. Początkowo wystraszona, zwyczajnie zamarła, nie mając pomysłu na reakcję w swojej aktualnej pozycji. Ani walczyć, ani uciekać – umysł nie lubił takich sytuacji. Dopiero po chwili dostrzegła, że to tylko przebrani ludzie, ale mimo wszystko ich pałki wyglądały wystarczająco solidnie, by i tak potraktować ich poważnie.
        Na dole Remy zawahał się w drodze do drzewa. Komentarz demona pogonił go o tyle, że elf zrobił kolejny krok, wciąż jednak spoglądając powątpiewająco na zamykający się wokół nich krąg. Prawdą było jednak, że chwilowo jego największą bronią był nóż myśliwski, umysł i poczucie humoru. Żadne niestety nie pomoże w walce wręcz. Chcąc nie chcąc więc zaczął wspinać się na wysokie drzewo, co jakiś czas zerkając w dół, by zobaczyć, jak idzie demonowi. Słysząc jego pytanie nie mógł się nie roześmiać.
        - Podejrzewam, że mniej więcej w tym samym stopniu, co im nie wolno skrzywdzić nas – stękał, podciągając się na kolejną gałąź.
        - Mógłbyś go nie podpuszczać? I pospiesz się – krzyknęła Rakel, szamocząc siatką.
        - Tak jest, proszę pani! – zaśmiał się Remy i wznowił wspinaczkę. Wyższego drzewa już naprawdę nie mogli znaleźć. W końcu dobrnął do gałęzi, do której dobudowany był stelaż mechanizmu, i z którego zwisała lina z siatką. Wywołując stan przedzawałowy u czarodziejki, przeszedł po konarze, jak akrobata po linie, nim w końcu usiadł okrakiem na gałęzi.
        - Pani zamawiała ratunek? – Uśmiechnął się, sięgając do pasa po nóż i wychylając się, by zobaczyć, jak idzie Lucienowi. Połowa już leżała. – Nieźle sobie radzi – uznał, opierając na łokciach o kolana i obserwując potyczkę.
        - Będziesz tak siedział? – zapytała Rakel, spoglądając przez siatkę na elfa, który tylko wzruszył ramionami.
        - A co, mam mu ciebie na głowę zrzucić? To mu nie pomoże.
        - Macie ubaw, nie? – fuknęła zawstydzona, do wtóru elfiego rechotu.
        - Nieziemski.

        Po chwili rzeczywiście było po wszystkim, a grupa łowców oddała Lucienowi ukłon w ramach uznania wygranej w tym „pojedynku”. Rakel prychnęła słysząc wzmiankę o „księżniczce”, ale wtedy cała siatka oberwała się nieco i dziewczyna prawie przykryła się nogami.
        - Co ty robisz? – krzyknęła do Remy’ego, który wisiał na gałęzi głową w dół, zaczepiony tylko kolanami i piłował właśnie drugą z czterech lin, stanowiących rogi siatki. Zbyt zajęty i rozbawiony nie odpowiedział, a trzask pękających więzów w sznurze sprawiał, że oczy Rakel otwierały się coraz szerzej.
        - Czekaj! No przecież nie możesz mnie tak po prostu zrzucić, ja się wespnę do ciebie na górę, poczekaj no, Remy, przestań ciąć!
        Lina trzasnęła w połowie kolejnego słowa dziewczyny i siatka rozwinęła się miękko, a Rakel spadła z krzykiem, prosto w demonie ramiona. Dopiero po chwili jednak zdała sobie sprawę, że nie uderzyła w ziemię, a została złapana i powoli otworzyła zaciśnięte mocno oczy.
        - Dzięki! – sapnęła z najszczerszą wdzięcznością i zmieszała się dopiero słysząc śmiech z góry.
        Podczas gdy Remy schodził powoli tą samą drogą, którą wszedł, Lucien postawił ją na ziemi. Oparła się na dłoniach o jego pierś, bojąc się jeszcze zaufać nogom, ale po chwili wyprostowała się i odetchnęła z ulgą. Pozwoliła powyciągać sobie liście z włosów i ogólnie odgarnąć je z twarzy, ze spokojem znosząc bezczelne zadowolenie demona. Coś czuła, że nie szybko zostanie jej zapomniana ta wpadka, przygotowała się więc mentalnie na pewną dozę uszczypliwych komentarzy.

        Ruszyli w dalszą drogę, ale na szczęście nie musiała iść przodem. Remy szybko wskazał kierunek i teraz cała trójka rozglądała się nieco uważniej, dochodząc do wniosku, że spacerek się skończył i trzeba nieco uważniej pilnować kroków. Było jednak podejrzanie spokojnie. Zbyt długo, by było to normalne i nawet ich rozmowy ucichły. Właściwie wszystko ucichło. Może i był środek nocy, ale od godziny już nie było słychać nawet hukania sowy, o normalnych szelestach leśnych nie mówiąc. Rakel i tak drgała na każdy najmniejszy dźwięk, do lasu zupełnie nieprzyzwyczajona, podczas gdy Remy już nawet nie podnosił głowy znad mapy.
        Ścieżka nagle opadła mocno i wreszcie dotarł do nich jakiś dźwięk.
        - Woda? – mruknęła zaskoczona Rakel, a Remy uniósł brwi i zerknął w mapę. Po kilku krokach zatrzymali się przed całkiem szeroką rzeką, dość wartko rozbijającą się o przybrzeżne kamienie. Elf ponownie spojrzał na mapę, która zdradliwie nie pokazywała nawet jednej niebieskiej nitki.
        - Jak dostanę w ręce tego kartografa, to połamię mu palce – westchnął spokojnie blondyn, po czym rzucił mapę na ziemię i ściągnął koszulę przez głowę. Rakel spojrzała na niego zaskoczona.
        - Co ty robisz?
        - No przecież nie będę płynął w ciuchach, nie chce mi się później chodzić w mokrych. Rzucimy tobół na drugą stronę i gra gitara – rzucił beztrosko i zaczął rozsznurowywać spodnie. Rakel zebrała się jak spłoszony koń.
        - Nie rozbiorę się! – parsknęła oburzona, ale elf tylko wzruszył ramionami, chociaż widać było, że uśmiechnął się pod nosem.
        - Jak chcesz, ale zmarzniesz w mokrym ubraniu.
        - Lucien nas może teleportować!
        - Nie możemy używać magii...
        - Nie umiem pływać.
        - Pociągniemy cię, nie utrudniaj.
        - No poczekaj moment, poszukamy jakiegoś mostu, czy coś…
        Remy westchnął i rozejrzał się ostentacyjnie. Rakel strzeliła spojrzeniem na boki. Jak okiem sięgnąć, żadnego mostku, czy chociażby płycizny, by przejść suchą nogą. Mimo to podniosła koszulę elfa i cisnęła mu w pierś, zasłaniając ładnie wyrzeźbiony brzuch, którego wcale nie widziała.
        - Szukamy… szukamy innej drogi – mruknęła speszona i zawróciła na pięcie, podczas gdy elf wciągał materiał przez głowę. Tylko dlatego usłyszał, a nie zobaczył, że coś uderzyło w dziewczynę, która wydała z siebie zduszony okrzyk. Temu zaś towarzyszył trzepot skrzydeł i skrzek. Elf wciągnął szybko ubranie i odnalazł wzrokiem podnoszącą się z kucków dziewczynę.
        - Co się stało?
        - Kruk – mruknęła zaskoczona. – Zaatakował mnie.
        - Kruki nie atakują ludzi… - zaczął, ale w tym momencie kolejny spadł od tyłu na Luciena, łapiąc go szponami za włosy. – Co jest do cholery… ej!
        Pojedynczo oberwał jeszcze tylko Remy, a później jakby na sygnał, z drzewa oberwała się chmura czarnych piór i runęła na trójkę towarzyszy. Ogłuszające krakanie ptaków mieszało się z okrzykami, gdy każdy próbował zasłonić się przed dziobami i pazurami, szarpiącymi włosy i raniącymi ciało. Wielkie skrzydła uderzały boleśnie po twarzach, przysłaniając widok i cała trójka szybko zaczęła na siebie wpadać.
        - Do wody! – wydarł się Remy i Rakel już nie protestowała, z biegu dając nura do rzeki i znikając pod taflą wody. Opadła kawałek, dopóki nie poczuła, że ptaki przestają szarpać ją za włosy, a później ktoś złapał ją za rękę i wyciągnął na powierzchnię.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        W trakcie Lucien orientował się, że nie tylko dogadywał się z elfem coraz lepiej i już nie tylko go tolerował jako znajomego Evansów, ale powoli zaczynał go darzyć jakimś rodzajem sympatii, jaką zwykle rezerwowało się dla kompana.
Remy był przyjazny, prostolinijny, może czasem za bardzo, ale jednocześnie ułatwiał nawiązanie z nim kontaktu jeśli przywykło się do bezpośredniości i bezczelnych żartów.
        Groźby Rakel jedynie rozbawiły nemorianina. Może dlatego, że miał pewność, że nic jej nie groziło. Przecież nie pozwoliłby by stała jej się krzywda. Ona zaś stresowała się bezsilnością wynikającą z uwięzienia i pewnie samym wpadnięciem w pułapkę. To mogło znacznie utrudniać śmiech z cudzych docinek, tym mocniej gdy cierpiała duma samowystarczalnej dziewczyny.
        Później już demon nie był świadom tego co działo się wokół, ani komizmu akcji ratunkowej, ani dowcipu i rozbawienia Remy'ego czy fukania Rakel. A szkoda, bo pewnie sam roześmiałby się w głos obserwując dyndającego na gałęzi elfa drażniącego i tak rozeźloną brunetkę. Poświęcił się w pełni swojemu zadaniu czyli przeciwnikom, wpierw odcinając im drogę do drzewa, na które wspinał się blondyn, później skupiając ich uwagę na sobie. Ostatecznie przewaga liczebna przegrała z doświadczeniem, a łowcy wycofali się pozwalając graczom zaliczyć pierwszą próbę.
        Łapiąc Rakel demon uśmiechnął się łagodnie do wtóru jej podziękowań i wesołego elfiego śmiechu. Ale dopiero gdy dziewczyna oswoiła się i stanęła pewnie na ziemi pozwolił sobie na bezczelne wybranie liści z jej włosów czy późniejszy żarcik.
        Potem zrobiło się znacznie poważniej, gdy do wszystkich dotarło, że gra będzie czymś więcej niż zwykłym spacerkiem po drabinkach ze skokami przez parę płotków. Nawet Lucienowi udzielała się powaga i ostrożność chociaż wciąż nie widział sensu w tej zabawie.

        Dotarli do kolejnej przeszkody, tym razem w formie rzeki, i Asmodeus skinął głową w potwierdzeniu. Niechlujnych, niedokładnych kartografów należałoby karać. Chociaż w tym wypadku mogła to być celowa złośliwość, a wtedy krzywdzenie kogokolwiek mogło być raczej nie na miejscu. Dziwaczna rozrywka. Potem przechylił głowę przyglądając się rozdziewającemu się do rosołu uszatemu. Jemu kapel się nie uśmiechała więc całkiem gorliwie skinął głową przyznając Rakel rację, zaraz markotniejąc pewnie nie mniej od niej.
        Przekomarzania i rozmyślania nad alternatywną drogą mogły pewnie trwać jeszcze dobrą chwilę gdyby znikąd nie nadleciał dziwnie napastliwy kruk. Wpierw ptaszysko napadło Rakel, potem kolejny zaatakował Luciena. Demon obrócił się z poirytowaniem syknąwszy przez zęby gdy trzeci dopadał Remiego. Potem rozpętało się małe piekło kiedy czarna chmara niczym na rozkaz runęła ciemną masą na wędrującą trójkę. Elf wykrzyknął rozkaz wskakując z Rakel do wody. Lucien szybkim szarpnięciem głowy dał im znać by płynęli nie czekając. Chciał podarować towarzyszom trochę czasu by oddalili się od felernego brzegu. Już na starcie zakładał, ze będzie raczej zabezpieczał tyły, decyzyjność zostawiając lepiej zorientowanym a mniej uzbrojonym lub bardziej delikatnym.
        Klinga błysnęła w nikłym świetle rozcinając pierwsze ptaszysko w większym natężeniu uwalniając dziwną aurę im towarzyszącą, brzmiała powietrzem. W tej samej chwili ptak rozprysł się w pierzastą mgłę, a na ziemię upadł niewielki kamyczek z magicznym symbolem.
        Lu został na brzegu jeszcze chwilę, zaścielając go kolejnymi runami. Dopiero gdy Rakel i Remy znaleźli się w pobliżu przeciwległej strony, sam skoczył w toń.
        Nie lubił wody, zimnej podwójnie. Dopłynął do nabrzeża gdy dwójka już stała bezpiecznie na stałym gruncie.
        - Zakładam, że magiczne suszenie odzienia też odpada? - zapytał marudnie, wykręcając wodę z włosów. Na skórze nemorianina nie został już ani jeden ślad po szponach czy dziobie, jedynie koszula była gdzieniegdzie postrzępiona nosząc ślady stoczonej walki.
        - Nie można wspierać się magią, więc nie - Remy potwierdził jego obawy.
        - A piszą coś czy mogę przywołać zostawioną w jukach broń? - dopytał brunet mając pewne podejrzenia, ale elf wydawał się znacznie lepiej radzić sobie w zasadach rozgrywki. Blondyn popatrzył lekko zbity z tropu. Przecież demon broń miał, ale odpowiedział na pytanie swoje zdziwienia zostawiając dla siebie.
        - Raczej nie. Startujesz z tym co masz. Jeśli stracisz uzbrojenie albo przygotujesz się zbyt słabo, to twój problem. Musisz radzić sobie w standardowy sposób inaczej ryzykujesz dyskwalifikację. Myślę, że najbezpieczniej uznać, że każdą sporną albo podchwytliwą kwestię będą rozpatrywać na naszą niekorzyść - wyjaśnił dość obszernie. - Nie może być za łatwo, bo my i pozostali stracilibyśmy całą zabawę - dokończył ponownie ściągając koszulę, tym razem żeby wyżąć z niej wodę. W miejscach, w których stali pływacy, zdążyły uzbierać się już spore kałuże. Demon westchnął cicho, uznając, że w takim razie niestety musi sobie poradzić bez ułatwień. Najważniejsze, że magiczne kruki zostały po tamtej stronie rzeki.

        Kolejny odcinek ścieżki pokonali spokojnie i nie niepokojeni, do czasu aż dotarli do urwiska. Przez zbocze przebiegała wyraźna ścieżka utworzona przez żwirowy nasyp. Niby przeszkodę łatwo można było ominąć, brzeg jaru był w zasięgu wzroku, gdyby nie wbite na skraju drewniane słupki z wydrapaną wyraźną strzałką nakazującą zejście w dół.
I nawet to nie byłoby wielkim problemem, ale na jednym z palików widniała przybita instrukcja: “Worki ułóżcie przy słupku mety. Nie rozsypcie." A za słupkiem z notką znajdowała się niewielka sterta worków z mąką. Raptem sześć, ale każdy ważył ponad pół cetnara, a za stromym zejściem czekała ich nie mniejsza stromizna wiodąca pod górę.
        Lucien westchnął łapiąc pierwszy worek i wykonał krok, żeby zacząć się zsuwać wraz ze zsypującym się żwirem. Zejście było nawet łatwe. Wystarczyło zjeżdżając razem z piachem trzymać względny pion ewentualnie podpierając się ręką dla równowagi, gdy druga utrzymywała worek na ramieniu. Można było nawet zjeżdżać na tyłku, grunt by nie upuścić wora. Zabawa niemal godna dzieci.
Wspinaczka, to ona była prawdziwym wyzwaniem. Żwir znów robił wszystko, żeby zsunąć się w dół, tym razem jednak nie był to kierunek podróży solidnie dociążonego piechura, który chcąc nie chcąc gramolił się niegodnie niemal na czworakach, i nie dotyczyło to tylko demona. Prawa fizyki były bezwzględne niezależnie od rasy czy społecznego statusu.
        - Że was to bawi - mruknął Lucien po następnym ciężkim kroku nieplanowanie zsuwając się o kilka kolejnych w dół. Należało zrobić przynajmniej jeszcze jeden kurs, a jak na razie do szczytu drogi ubywało bardzo wolno.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Instynktownie machała nogami, kierując się ku powierzchni, aż w końcu przebiła taflę, łapczywie chwytając powietrze. Nawet nikogo nie wołała, walcząc o każdy oddech, ale ręka, która ją wyciągnęła, zaraz objęła dziewczynę w pasie i Rakel objęła Remy’ego za szyję. Musi nauczyć się pływać, zdecydowanie. Do tej pory sądziła, że mieszkając w mieście, ta umiejętność jej jest zupełnie zbędna. Teraz doszła do wniosku, że warto to opanować chociażby po to, by ten raz w życiu, jak się wpadnie do wody (dla niej już drugi), ktoś nie musiał jej holować, jak barki po rzece.
        Próbowała rozejrzeć się za Lucienem, ale nie chciała się za bardzo wiercić. Wartka rzeka i tak utrudniała przeprawę, zwłaszcza dla kogoś, kto musiał ciągnąć ze sobą pasażera na gapę. W końcu jednak poczuła grunt pod nogami i potykając się na kamieniach, elf i dziewczyna wyszli na brzeg, wspierając się na sobie nawzajem. Dopiero wtedy Rakel odwróciła się, szukając wzrokiem demona. Nie było go na brzegu, ptaków też ani śladu. Po chwili jednak dostrzegła sylwetkę w wodzie i odetchnęła z ulgą, opadając na tyłek obok elfa. Spojrzała na niego krótko, oceniając zniszczenia. Oboje byli przemoczeni do suchej nitki, zmęczeni i podrapani. Blondyn miał lekkie zadrapanie na policzku, ale już większe na plecach, gdzie szpony i dzioby przedarły koszulę. Rakel miała najbardziej poranione ręce, bo cały czas osłaniała nimi głowę i twarz, a krótki rękawek nie za wiele ochronił.
        - Jesteś cała? – odezwał się Bennet i dziewczyna skinęła głową. Po chwili wahania spojrzała na niego.
        - Miałeś rację, trzeba było od razu przeprawiać się na drugą stronę i tyle.
        Miała ogromne poczucie winy, bo to przez jej gderanie przytrafiła się ta cała sytuacja. Na dodatek Remy miał rację, zmarzną na kość. Chociaż niebo powoli jaśniało, noce były już chłodne i nawet o poranku można było zmarznąć, a co dopiero gdy byli cali przemoczeni.
        - Przepraszam, że marudziłam. Te ptaki pojawiły się pewnie tylko dlatego, że próbowaliśmy zawrócić – powiedziała, śledząc spojrzeniem dopływającego już do brzegu Luciena.
        - A tam, nic się nie stało – odezwał się Remy lekkim tonem. Wtedy padło na niego ciężkie, znaczące spojrzenie czarodziejki.
        - Serio, Remy? Nic się nie stało? Spójrz na nas.
        Byli cali mokrzy i zmęczeni. Ubrania mieli brudne i miejscami podarte, włosy rozczochrane, a pomiędzy puklami brunetki utknęło krzywo czarne pióro, które zgubił jeden z kruków i teraz sterczało komicznie na bok, przemoczone tak jak ona. Elf uśmiechnął się szeroko, powodując konsternację u dziewczyny.
        - Co w tym śmiesznego? Naprawdę mi przykro… - urwała, widząc, że Remy ledwie się kontroluje, a gdy parsknął śmiechem, nie mogła się powstrzymać i sama uniosła lekko kąciki ust. – Z czego ty się śmiejesz? – zapytała znów, ale blondyn śmiał się już niepohamowanie, obejmując za brzuch i coraz bardziej zarażając dziewczynę, na przemian próbowała zrozumieć co się dzieje i sama chichotała cicho.
        Gdy więc Lucien dotarł na brzeg, zastał ich prawie płaczących z histerycznego śmiechu, bo za każdym razem, gdy jedno prawie się opanowało, drugie zarażało je na nowo i tak ryczeli, jak z przedniego kawału, przy czym na dobrą sprawę żadne nie wiedziało, co ich rozbawiło. Rakel dopiero na widok demona otarła twarz i wstała, próbując się uspokoić. Wstrząsały nią tylko ataki tłumionego chichotu, które próbowała powstrzymać nie patrząc już na elfa. Remy też zaczął dochodzić do siebie dopiero, gdy Lucien się do niego zwrócił. Niestety magiczne suszenie odpadało, a szkoda, bo w ten sposób rozwiązaliby większość swoich problemów. Na dobre spoważniał dopiero zmuszony do powtórnej analizy zasad gry, które na ich nieszczęście zakazywały praktycznie wszystkiego, co mogłoby im pomóc.
        - Co to było? – zapytała Rakel Luciena, gdy elf wyżymał koszulę z wody. – Widziałam, że wyciągnąłeś ostrze, ale nie widzę trupów – mruknęła, wychylając się zza niego i zerkając na przeciwny brzeg. Wyjaśnienia sprawiły tylko, że znów uniosła wysoko brwi.
        - Czyli nam nie wolno używać magii, ale oni mogą na nas zrzucić, co im się podoba. Dobrze wiedzieć.

        Dalej szli nieco mniej entuzjastycznie. Woda wciąż chlupotała w butach, wywołując na zmianę mruczane pod nosem przekleństwa i ciche parsknięcia śmiechem, będące echem głupawki znad rzeki. Rakel usłyszała jeszcze od Remy’ego ciche „oho”, gdy kichnęła raz i drugi, ale to była praktycznie cała ich rozmowa.
        Strzałka i notka z instrukcją sprawiła, że cała trójka westchnęła ciężko. Lucien bez słowa złapał worek i rozpoczął schodzenie. Elf przerzucił sobie ładunek przez ramię i spojrzał na Rakel.
        - Poradzisz sobie? – zapytał z wyraźną wątpliwością w głosie, ale uśmiechnął się pod nosem na widok miny dziewczyny.
        - Pewnie – mruknęła tylko i głową wskazała, by już ruszał.
        Dopiero gdy mężczyźni zniknęli w dole jaru, sama podeszła do kolejnego worka i poderwała go z ziemi. Ciężar nie byłby tak uciążliwy, gdyby nie delikatna zawartość i nieporęczność ładunku, który dziewczyna musiała jednak nieść w obu rękach. Spojrzała, jak radzą sobie jej towarzysze, po czym sama rozpoczęła ostrożne schodzenie. Szybko niestety noga jej się osunęła, a nie mając podparcia, Rakel opadła na tyłek i tak zjechała na dół. Remy obrócił się przez ramię i parsknął śmiechem, widząc jak dziewczyna z przerażeniem ogląda worek, czy nic się nie wysypało.
        - Jak ci idzie, Evans? – zawołał.
        - Pysznie – mruknęła pod nosem i ignorując wesołość elfa, podniosła się z workiem, drepcząc w stronę przeciwnego nasypu. Gdy ona stanęła pod górką, Lucien już się z niej zsuwał. Zerknęła na niego ostrożnie, mając w pamięci jego wcześniejsze pytanie, jakim cudem może ich to bawić.
        - Jesteś zły, że cię w to wciągnęliśmy?
        Przewidywała, że Lucien może nie czuć się najlepiej w takich zabawach, ale co mogła zrobić, skoro chciał iść? Przecież cieszyła się, że jest, tylko wolała żeby też miał z tego trochę frajdy. Ona jakimś cudem miała, mimo tego, że była wykończona i wyglądała jak siedem nieszczęść. Wszyscy byli mokrzy, a przechodząc przez jar nie mieli szans się nie ubrudzić. Elf i Lucien mieli głównie brudne spodnie do kolan, Rakel miała piasek nawet we włosach, od zjazdu po tyłku.
        Nic jednak już nie mogli zrobić, gra się toczyła. Uśmiechnęła się więc tylko pokrzepiająco do bruneta i ruszyła dalej ze swoim workiem, upuszczając go na moment pod wejściem i spoglądając na nie powątpiewająco.
        - Jakieś sprawdzone techniki? – krzyknęła do drapiącego się wyżej Remy’ego i uniosła lekko kąciki ust, gdy odpowiedziało jej stłumione przekleństwo, gdy elf się potknął.
        Pytanie i tak było ironiczne, w końcu co osoba to metoda, zwłaszcza przy takiej dysproporcji sił. Spojrzała na swój worek, próbując wymyślić jakieś bystre rozwiązanie. Ciągnięcie go za sobą po piachu odpadało, materiał mógł się zahaczyć o jakąś wystającą gałąź i rozedrzeć. Jedną ręką worka nie uniesie, żeby zarzucić go sobie na plecy, jak Remy i Lucien, a jak tu się wspinać z dwoma rękoma zajętymi? Hm, chyba ostrożnie, bo na nic lepszego nie wpadła. Robiła więc krok po kroku, pozwalając się nogom nieco zapaść w osypującym żwirze, i kosztem pola widzenia, niosła przed sobą worek.
        Oddech miała tak ciężki, że syczenie usłyszała dopiero po chwili. Zamarła momentalnie, a krew ścięła jej się w żyłach, gdy wzrokiem próbowała odnaleźć źródło dźwięku. W końcu spojrzała w dół i jęknęła. Po piasku zsuwał się z niezadowolonym sykiem wąż, zatrzymując się na jej bucie.
        - Remyyy – zawołała, lekko drżącym głosem i chyba to zatrzymało elfa w połowie drogi.
        - Co się dzieje?
        - Tu jest wąż.
        - Jaki?
        - Nie wiem, nie znam się na wężach.
        - Jak wygląda?
        - Jak wąż!
        - Opisz go, bo nie mogę się ruszyć. Jak wygląda? Duży jest?
        - Wielki! Ale Remy, ja jestem z miasta, dla mnie wszystkie węże są duże! – jęknęła całkiem przytomnie, niechętnie obserwując węża, który zwinął się koło jej kostki, sycząc złowrogo.
        - Evans, skup się. Muszę odstawić ten worek, bo jak zejdę teraz to was zasypię i tylko się wkurwi.
        - Och dzięki, od razu mi lepiej… - wymamrotała pod nosem, po czym zmusiła się, żeby znowu spojrzeć na węża. Skrzywiła się, powstrzymując od wzdrygnięcia. – Emm… taki brązowy jest. I ma takie jakieś zygzaki na grzbiecie…
        - Jesteś pewna? – zapytał poważnie, a Rakel momentalnie to wyczuła i wytrzeszczyła oczy jeszcze bardziej.
        - Remy zabierz go! – pisnęła, w dupie mając dumę, bo wąż beztrosko owijał jej się wokół jej kostki, żeby nie zsunąć się z piachem.
        - Idę.
        Elf dotarł akurat na szczyt gdzie zostawił byle jak worek, po czym odszedł w bok, spoglądając z góry na miejsce, w którym znajdowała się dziewczyna. Zaczął zsuwać się ostrożnie kawałek od niej, wypatrując węża, a wtedy zaklął pod nosem. Cały czas miał nadzieję, że jednak dziewczyna źle widziała i to tylko zaskroniec. Na nodze jednak faktycznie miała całkiem sporą żmiję i to nieźle wkurzoną, bo co chwila coś zsypywało się z góry, a jedynym stałym punktem dla gada była noga Rakel. Tyle dobrego, że w razie czego dziewczyna miała dość wysokie buty. Zbliżył się ostrożnie, po drodze łapiąc większą gałąź i znieruchomiał w piasku.
        - Nie ruszaj się – mruknął, kątem oka widząc, że dziewczyna potakuje potulnie, nie patrząc w ogóle w dół. Może lepiej.
        Wsunął powoli kij w piach, przesuwając go pod ziemią aż pod węża. Żmija zasyczała gniewnie, unosząc łeb. Blondyn ostrożnie pociągnął gałąź, zahaczając w końcu jej rozgałęzieniem o ciało gada, który na szczęście chętnie przepełzł na stabilną powierzchnię, opuszczając nogę dziewczyny. Elf cofnął się ostrożnie jeszcze kilka kroków, po czym rzucił gałąź w dół, nie przejmując się już wściekłym sykiem żmii. Odprowadził ją tylko wzrokiem, gdy pędem znikała w głębi jaru i odetchnął. Nie będzie ich już niepokoić.
        - Już dobrze, nie ma jej – rzucił do Rakel, zbliżając się do niej, a dziewczyna od razu opadła na kolana, tuląc do siebie worek. Przysiadł obok i przytulił brunetkę, głaszcząc ją uspokajająco po plecach.
        - Trzymasz się? – zapytał, a zbrojmistrzyni pokiwała głową. Wciąż jednak oczy miała szeroko otwarte.
        - Remy, ja się chyba boję węży – powiedziała tak poważnie, że nie mógł się nie zaśmiać.
        - Spokojnie, większość ludzi się boi węży.
        Pokiwała głową, podziękowała za pomoc i zebrała się znów z workiem pod górę, nie pozwalając się wyręczyć, elf więc zsunął się na dół i zaczął wdrapywać z powrotem po kolejny ładunek.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Nie rzucił się w wodę razem z Remym i Rakel chcąc dać im trochę czasu na bezpieczne oddalenie się od zagrożenia. Nie mieli pewności czy ptaszyska nie podążą ich śladem więc demon wolał zająć ich uwagę, żeby elfowi łatwiej było przeprawić się bezpiecznie z niepływającą brunetką. Nie zastanawiał się nawet nad decyzją, zapewnienie towarzyszom bezpieczeństwa nie podlegało pod wątpliwości. Złapał tylko krótki kontakt wzrokowy z blondynem wierząc, iż uszaty domyśli się by nie czekali i że opieka nad Czarnulką przypada jemu. Tym bardziej zaczynał lubić elfa, znali się bardzo krótko, ale nawet w chaosie jaki wywołały kruki zrozumieli się bez zbędnych słów i ociągania. Dzięki temu mógł ze spokojem dołączyć do śmiejących się już kompanów.
Popatrzył na zataczającą się dwójkę, ale przyczyny wesołości nie poznał. Pozostało zaczekać aż blondyn i brunetka przestaną chichotać, co jednak zajęło trochę czasu. Mimo wszystko wytrwał cierpliwie jak zwykle gdy nie pojmował nielogicznych zachowań, w międzyczasie doprowadzając się do porządku, a przynajmniej udając, że to robi. Włosy wykręcił, żeby nie zalewały oczu ściekającą z nich wodą, ale koszulę i spodnie strzepnął jedynie dłońmi, pozostało wysuszyć je w ruchu, ściąganie mokrych ubrań tylko po to by je wykręcić a potem na powrót zakładać je nadal zimne i wilgotne było zbyt nieprzyjemne a jednocześnie mało efektywne.
        - Magia wiatru - zaczął tłumaczyć, spoglądając łagodnie na sponiewieraną dziewczynę.
        - Ona raniła, połączono ją z iluzją, żeby nadać jej bardziej rzeczywistego kształtu. Prawdopodobnie w zaroślach siedział gdzieś mag-operator i to jemu zawdzięczamy przyspieszoną kąpiel. Nie ma trupów, ponieważ nigdy nie było ciała. Gdybyśmy mieli więcej czasu, pokazałbym ci pieczęcie, które zostały z ptaków. - Podszedł do dziewczyny przy okazji opowiadając możliwie jak najdokładniej, jednocześnie starając się streszczać, bo na elaboraty to nie było miejsce ani nie mieli specjalnie czasu. Z ciepłym uśmiechem wyciągnął sterczące z włosów pióro. Dziewczyna nadal była mokra i wygnieciona, ale nie musiała wyglądać jak szalona plemienna szamanka po przejściach.

        Wyschnąć w marszu - brzmiało dobrze, gorzej było robić. Mokre materiały kleiły się do ciała ziębiąc niemiłosiernie i krępując ruchy. Wizja noszenia worków z mąką po zboczu przypominającym wydmy jakoś nie poprawiało nemorianinowi humoru.
        Zerknął tylko na Remy'ego pytającego Rakel czy poradzi sobie z balastem. Jakim cudem on nie dostał bury, jedynie lekko karcący wzrok, a jemu zawsze obrywało się od nianiek. Dlatego nawet nie próbował proponować pomocy. O ile z zakupami czy tobołkami dawało się dziewczynę spacyfikować, głównie z powodu obecności gapiów, o tyle zaczynał uczyć się brunetki na tyle, żeby domyślać się, że jeśli to było zadanie do zaliczenia, ilość worków dopasowano do liczby graczy a wokół nie było nikogo przy kim Rakel wstydziłaby się kłócić, każda propozycja byłaby bezcelowa.
Duma dziewczyny nie zniosłaby wyręczania, jeszcze by ją rozzłościł albo nawet zasmucił, dlatego, że nic dobrego z tej pomocy by nie wyszło, zresztą coś podobnego już kiedyś mu wytykano.
        Ruszył jako pierwszy, żeby czynność godną młynarza a nie szermierza jak najszybciej mieć za sobą, więc z dwójką spotkał się na stromym podejściu pokonując je w powrotną stronę. Rakel miałaby większe opóźnienie, ale taktyka zjazdu w dół znacznie przyspieszyło jej drogę i tak Lucien spotkał się niemal z obojgiem na raz.
        Słysząc pytanie Czarnulki zatrzymał się i klapnął siedzeniem na piach opierając plecy o nasyp. Stromizna była na tyle znacząca, że chociaż demon już nie stał wciąż utrzymywał się w półpionowej pozycji. Czarne spodnie obsypane były jasnym piaskiem, który przylgnął do mokrych materiałów obrzucając ciemną sylwetkę przejaśnieniami podkreślającymi zagniecenia. Po aktualnym postoju na zboczu również plecy demona zyskały żwirowe przypudrowania. Lucien spojrzał na niepewną Rakel łagodnie.
        - Rzadko można mnie zmusić do czegoś czego nie chcę - odpowiedział nieco pobłażliwie, nachylając się i łokciami opierając się o lekko ugięte kolana.
        - Nadal niezupełnie rozumiem ideę tej zabawy, ale jestem tu dla dobrego towarzystwa - dokończył uśmiechając się do Czarnulki.
        - Ha! Najlepszego w całej Alaranii! - Elf chociaż zwrócony do nich tyłem wykonywał kolejny krok żmudnej wspinaczki słuch miał niezajęty i dobry, i zasalutował butnie w głos precyzując z jakim towarzystwem Lucien miał do czynienia.

        Demon był w połowie drogi pod górkę przed startową górką, gdy usłyszał krzyk. Wpierw myślał, że to elfowi coś grozi, spojrzał w stronę pozostawionej w tyle dwójki i dopiero dobiegły go kolejne słowa. Był zbyt daleko, żeby skutecznie pospieszyć z odsieczą, mógł się jedynie teleportować. Lu zamarł zestresowany, jak rzadko kiedy nie wiedząc co miał czynić, gra była nieistotna w porównaniu z Rakel, ale z drugiej strony nie chciał zrujnować oczekiwań towarzyszy. Całe szczęście uszaty zdążył już ześlizgnąć się ostrożnie po zboczu ruszając na ratunek.
Nemorianin odetchnął dopiero gdy blondyn pozbył się gada, ale zaraz ulgę zastąpiło inne uczucie. Gdy Remy przytulił Czarnulkę pocieszając ją, zabolało, nie wiedział czemu ale gest uszatego zakuł jak rana zadana rozżarzonym żelazem. Szlachcic odwrócił się zaciskając oczy, jakby chwilowa ciemność mogła pomóc pozbyć się dyskomfortu i skupił się na zadaniu. Złapał drugi worek i ruszył w ponowną drogę akurat w połowie stromizny mijając się z elfem.
        - Co dostanę jak pierwszy wykonam zadanie? - zażartował brunet uśmiechając się zaczepnie.
        - Oho, patrz, budzi się w tobie normalny facet i duch rywalizacji? - zaśmiał się elf. Demon uznał, że uszaty był ogólnie wyjątkowo pogodnym i wesołym stworzeniem, bo co i rusz się szczerzył. I o dziwo robiło to raczej dobre wrażenie, wręcz łagodziło, nie wiedzieć czemu irytujące deklaracje o chęci umawiania się z Rakel, sprawiając, że demon czy chciał czy nie nie potrafił blondyna nie lubić.
        - Raczej nudzi mi się spacerować w tę i z powrotem z workiem jakbym był pracował w młynie - odciął się z uśmiechem. Remy zaśmiał się znowu.
        - To może… buziaka od Rakel, co ty na to? - Tym razem to demon prychnął śmiechem.
        - Powiemy jej teraz czy na szczycie? - zakpił Lu, wywołując błysk w błękitnych oczach.
        - No nie wiem, będzie miała wolne ręce to prędzej przyłoży któremuś z nas - zaśmiał się elf, niby żartując ale wciąż biorąc taki obrót spraw pod uwagę.
        - Rakel, słyszałaś, dajesz nagrodę temu kto pierwszy wgramoli się na górę z ostatnim workiem! - Lucien skinął głową i krzyknął rozbawiony w kierunku dziewczyny, ruszając całkiem żwawym i dziarskim marszem.
        - Hej, chwila, wystartowałeś pierwszy! - zbuntował się blondyn przyspieszając pod górkę.
        - To się uwijaj, ponoć elfy są żwawymi biegaczami - zakpił demon już nie schodząc a zsuwając się ze zbocza, żeby było szybciej.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Spotykając się z Lucieniem na dnie jaru, wykorzystała okazję, by z nim porozmawiać, bo niespecjalnie mieli ostatnio do tego okazję. Odstawiła worek na ziemię, odgarniając mokre wciąż kosmyki z twarzy. Lucien usiadł i opadł plecami na ścianę parowu, a Rakel z nieśmiałym rozbawieniem spojrzała na jego ubrudzone ubranie. Wciąż nie znała go na tyle dobrze, by powiedzieć, że chyba nie jest przyzwyczajony do takiego stanu, ale jakimś cudem wciąż wyglądał dobrze. Lepiej nawet tutaj, z nimi w lesie, niż elegancko ubrany na korytarzach posiadłości w Otchłani. Szkoda, że nie mogła mu tego powiedzieć.
        Uśmiechnęła się na wyjaśnienia, kiwając głową ze zrozumieniem. Wiadomo, że nie miała na myśli tego, że go zmusili, chodziło jej o to, czy nie poczuł się w obowiązku jej towarzyszyć. Ale uspokoiło ją jego wyjaśnienie, zwłaszcza okraszone uśmiechem. Odruchowo wyciągnęła rękę i przejechała dłonią po boku głowy i policzku Luciena, po czym przeciągnęła między palcami czarne włosy. Słysząc okrzyk Remy’ego zabrała zaraz dłoń, ale roześmiała się wesoło i wzruszyła ramionami niepewnie. Później już capnęła worek i ruszyła w dalszą trasę, zanim znowu zrobi coś głupiego.

        Zupełnie wypadło jej z głowy, że poza przewidzianymi w grze terenowej zadaniami, może natknąć się na inne rzeczy, z którymi do tej pory nie miała do czynienia, a które mogą stanowić dla niej wyzwanie. Na przykład węże. W lasach bywała rzadko i krótko, zazwyczaj przejazdem, więc nie miała wiele doświadczenia z naturą w jej pełnym wydaniu. Nie czuła się z tego powodu jakaś gorsza, ale chyba pierwszy raz musiała dosłownie wołać kogoś na pomoc.
        Chwilę jeszcze dochodziła do siebie, zmęczona wrażeniami i niewygodną pozycją, więc pozwoliła się Remy’emu pocieszać, uśmiechając słabo. Nie zdawał sobie do końca sprawy, że dla niej to nie taki drobiazg odkryć, że jest coś, co wywołuje w niej irracjonalny strach. Myślała, że jest twarda, bo za ogon wynosiła z domu szczury, przed którymi Nina uciekała z mogącym tłuc szkło piskiem. Okazuje się jednak, że w zetknięciu z wężem, ona zachowuje się dokładnie tak samo.
        W końcu jednak się zebrała i dotarła na szczyt, jako ostatnia zostawiając tam pierwszy z dwóch, przeznaczonych dla niej do przeniesienia, worków. Droga w dół poszła jej błyskawicznie, bo znów zjechała na tyłku, uznając, że jest już tak ubrudzona, że to naprawdę nie zrobi już różnicy. Dotarła na dół, gdy Lucien schodził już z kolejnym workiem, a Remy wspinał się po swój. Uśmiechnęła się lekko widząc, że chłopacy się dogadują, chociaż zmarszczyła lekko brwi, gdy usłyszała swoje imię.
        - Co knujecie? – zapytała podejrzliwie, a gdy demon odkrzyknął jej wyjaśnienia, spojrzała na nich rozbawiona.
        - Och, czyżby? I co ma być tą nagrodą? – kpiła wesoło, obserwując jak nemorianin porzuca już wszelkie pozory i jak ona zjeżdża na tyłku w dół.
        - Całus oczywiście! – odkrzyknął Remy, docierając na szczyt, łapiąc swój worek i wracając szybko do zejścia do jaru, by dogonić znajomego.
        Rakel początkowo skrzywiła lekko usta, ale widząc, jaki ubaw mają jej towarzysze w tych wyścigach, wzruszyła tylko ramionami i zaczęła wspinać się na górę.
        - A czy dla mnie ktoś przewidział jakąś nagrodę? Przeżyłam starcie ze śmiercionośnym gadem – mruczała do siebie, na czworakach wspinając się do góry, podczas gdy demon i elf pędzili już w stronę mety.
        Dziewczyna złapała ostatni worek i od razu zjechała z nim na dół, nawet nie próbując standardowego zejścia. Gdy podchodziła do przeciwległego spadu, panowie byli już na górze i rozmawiali o czymś z zadowoleniem. Ostrożnie stawiając kroki, i momentami wspomagając się wystającymi z piachu korzeniami, wyszła po dłuższej chwili na górę. Z ulgą odstawiła worek koło pozostałych pakunków, po czym opadła na tyłek koło towarzyszy.
        - Udało się! – westchnęła zadowolona i spojrzała na boki. Jedną ręką objęła Luciena za szyję, drugą Remy’ego i przyciągnęła ich do siebie.
        - Buziak dla zwycięscy – powiedziała, całując demona w policzek. – I buziak dla bohatera – dodała, odwracając się w stronę elfa i jego też cmoknęła w polik. – Zadowoleni? – zapytała z uśmiechem i tak jak siedziała, opadła do tyłu, kładąc się na ziemi.
        - Ej, Evans, nie śpij, zaraz ruszamy dalej. – Elf szturchnął ją palcem w brzuch. Dziewczyna drgnęła zaskoczona, obciągając zaraz koszulkę.
        - No moment, wy mieliście chwilę na oddech – jęknęła, zakrywając oczy przedramionami, bo dłonie miała jeszcze całe w piachu. Właściwie cała już była w piachu, pal to licho.
        - Chcesz wygrać czy nie? – zapytał Remy i uśmiechnął się, widząc oko wyglądające nagle spomiędzy rąk dziewczyny.
        - Dobra, idziemy – powiedziała, podnosząc się powoli i zerkając na elfa z zastanowieniem. – A tak serio, myślisz, że mamy jakieś szanse? W końcu macie dziewczynę, która was spowalnia, większość grup jest męskich.
        - Nie spowalniasz nas. Jeszcze – wyszczerzył się blondyn. – W razie czego kopniemy cię w tyłek na rozpęd.
        - Och, dzięki! – zawołała Evans, ironicznie modulując głos na przepełniony wdzięcznością, aż znów dostała kuksańca między żebra.

        Przez to, jak skupieni byli na wykonywaniu uciążliwego zadania, zupełnie przegapili fakt, że już dawno minął ranek i słońce świeciło już dość wysoko na niebie. Gdy tylko Rakel sobie to uświadomiła, od razu zrobiła się głodna i wyciągnęła z torby małe pomarańczki, częstując elfa, ale podsuwając też jedno w stronę Luciena.
        - Chcesz powąchać? - zapytała z uśmiechem, pamiętając, że demon zupełnie nie gustuje w normalnej żywności, ale ostatnio skusił się, by poznać woń pomarańczy.
        Świeże owoce dodały im nieco sił i podniosły morale, więc szybkim krokiem przemierzali trasę, zgodnie z prowadzącą ich mapą. Żadne z nich nie miało już wątpliwości, że zmierzają wprost do miejsca kolejnego zadania i tylko zastanawiali się, na czym będzie polegało.
        Kawałek prostej drogi, strzałka nakazująca zejście ze szlaku pomiędzy drzewa i dalej kierowali się namalowanymi na pniach wskazówkami. Las jednak gęstniał i coraz trudniej było wypatrzeć chociażby najwęższą ścieżynę, a po około godzinie natknęli się na skałę.
        - Ślepy zaułek? – zapytała Rakel, rozglądając się dookoła, ale Remy westchnął, pukając palcem w wyrzeźbioną w skale strzałkę. Ta zaś dumnie wskazywała górę. Nie było wątpliwości.
        - Chyba sobie żartują! Czy my wyglądamy jak stado kóz? – mruknęła dziewczyna, z powątpiewaniem spoglądając na nieliczne występy skalne, pozwalające na wspinaczkę.
        - Bez liny, bez niczego. Trochę kiepsko – mruknął Remy, nawet on nie do końca przekonany. Właściwie to była ich wina, mogli wziąć linę, tylko nie pomyśleli. Wejście jednak nie było wysokie. Pionowe jak diabli, ale ubytki skalne były na tyle często rozmieszczone, by zawsze znaleźć oparcie dla ręki czy nogi.
        - No dobra, ja idę pierwszy. Rakel, ty za mną, postaraj się stawać tam, gdzie ja. Lucien na końcu, żeby w razie czego łapać księżniczkę – zarządził kolejność Remy, uśmiechając się wesoło na widok miny dziewczyny.
        - Powiedz mi, że to nie przylgnie na stałe…
        - Zobaczymy, księżniczko – zaśmiał się i rozpoczął wspinaczkę, zanim dostanie po uszach.

        Rakel, mimo raczej statycznego trybu życia, była bardziej wytrzymała fizycznie niż wyglądała. Nie była zbyt silna, ale potrafiła być całkiem uparta, nawet w kwestii zmuszania się do nietypowego wysiłku. O wiele łatwiej przychodziło jej wspinanie się na ściankę niż na przykład noszenie ciężkiego worka z mąką. Bała się upadku i nie czuła się komfortowo, gdy tak blisko przylegała do skały, nie mając pełnego podparcia pod nogami, ale w całkiem niezłym tempie przemieszczała się ku górze. Wtedy okazało się, że pójście śladami elfa nie wchodzi w grę. Wysoki mężczyzna sięgał do zupełnie innych występów niż ona, więc szybko musiała nauczyć się wytyczać sobie własną drogę. I na tym się skupiła, milcząc cały czas podczas wspinaczki. Tylko raz zatrzymali się na postój, jakoś po godzinie trafił się większy występ skalny, na którym mogli przysiąść w trójkę i złapać oddech. Remy co jakiś czas ich zagadywał i żartował, bo chyba był gadatliwy z natury, ale to Lucien mu odpowiadał; Rakel tylko, gdy zwracano się do niej bezpośrednio. Później znów skupiła się na wspinaczce i dotarła na górę praktycznie zaraz za Remym, sprawnie podciągając się na krawędź i stając na szczycie skały.
        - Nieźle ci poszło – powiedział elf z uznaniem w głosie, a Rakel uśmiechnęła się z zadowoleniem.
        - Dziękuję. Powiem ci, że to całkiem przyjemna rzecz.
        - Co, wspinaczka?
        - Uhm.
        - No wokół Valladonu się nie powspinasz, ale możesz się kiedyś wybrać gdzieś dalej. Góry Druidów i Góry Dasso mają przepiękne szlaki.
        - W ogóle są przepiękne! Może kiedyś się wybiorę… – powiedziała już ciszej, rozglądając się wokół. Podobało jej się tu. Na szczycie. Bolały ją ręce i była zdyszana, ale zadowolona. Odeszła kawałek, przechylając lekko głowę.
        - Słyszycie? – zapytała, obracając się w stronę Luciena i Remy’ego, a elf znów wskazał strzałkę, tym razem przybitą do drewnianego palika. Ruszyli w tamtą stronę i szum wody, który słyszała dziewczyna, coraz bardziej się nasilał. Strumień na tej wysokości? Możliwe, ale trochę zbyt głośny. Wkrótce dotarli do skraju górki, na którą się wspięli i odnaleźli źródło ryku wody.
        - W porządku – powiedział Remy spokojnie. – Teraz sobie chyba żartują – mruknął, wychylając się za krawędź za drewnianą strzałką.
        Na górze faktycznie płynął potok. Szeroki, ale tak płytki, że można było przez niego przejść i ledwie zamoczyć buty. Przelewał się między ostrymi kamieniami, by później runąć wodospadem w dół, prosto do niewielkiego, okrągłego jeziorka. Widok był absolutnie malowniczy, zwłaszcza odbijające się w mokrych kamieniach promienie słońca. Efekt jednak psuła cholerna strzałka, nakazująca właśnie zejście z miejsca, do którego wspinali się prawie dwie godziny.
        Rakel krótko podziwiała widoki, bo chętniej dopadła do strumienia, nabierając rękami wody i gasząc pragnienie. Od dawna chciało jej się pić, a pomarańcze trochę pomogły po drodze, ale po tej wspinaczce miała wrażenie, że język staje jej kołkiem.
        - No pogięło – wzdychał elf pod nosem, po czym podniósł spojrzenie na Luciena. – Teraz zrozumiem, jak powiesz, że to bez sensu – parsknął cicho, chociaż humor już mu powoli siadał. – Włazić taki kawał, żeby teraz schodzić! - Prychnął znów i przeszedł kawałek na bok. – Dobra, tu jest zejście. Nie takie pionowe, jak tam. Są łańcuchy, pójdzie sprawnie. Mała godzinka i jesteśmy na dole. Kolejność taka sama. Pasuje, Rakel?
        - Jak tam jest głęboko?
        - No tak wysoko jak z drugiej strony, może ciut wyżej, bo teren tu opada.
        - Jak głęboko w tym jeziorku.
        - Ach… to nie wiem, parę sążni pewnie, a co? RAKEL!
        Elf krzyknął, robiąc krok w stronę dziewczyny, ale było za późno. Brunetka podbiegła do krawędzi i z wesołym okrzykiem po prostu skoczyła w dół, razem z lecącą wodospadem wodą.
        - Pojebało ją! – Remy złapał się za głowę ze strachem w oczach, a po chwili przeraził się jeszcze bardziej. – Kurwa, przecież ona nie umie pływać – rzucił tylko i zawahał się tylko chwilę, po czym z kolejnym przekleństwem na ustach skoczył za dziewczyną.

        Na brzeg wypłynęła sama. Trochę nałykała się wody i teraz kaszlała i śmiała się wesoło na przemian, obejmując kurczowo skałę, do której udało jej się dotrzeć. Pojebało ją. No powaliło do reszty. Śmiała się jednak dalej, odwracając w stronę wodospadu, by zobaczyć, czy demon i elf idą jej śladem.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Lucien do końca nie był pewien skąd zrodził się pomysł nagrody, najbardziej prawdopodobne było właśnie wyjaśnienie z nudą. Pojedynków nie traktował jako rywalizacji od pół wieku chyba, hazardu nie uprawiał, w przepychanki słowne wdawał się jedynie z pogardliwą miną i raczej by zniechęcić rozmówców do dalszych zaczepek. Jedyne co względnie uznawał to chyba konne wyścigi, płaskie czy terenowe, im bardziej urozmaicone tym lepiej.
Problem tkwił w tym, że raczej nie miał z kim się ścigać, a dokuczał mu zarówno brak odpowiedniego dwunożnego towarzystwa jak i stawki, która zniosłaby umbrisa, czy to fizycznie czy mentalnie. W tym wypadku każdy koń tak jak i jeździec był inny, efekt niestety pozostawał ten sam. Pozostawały wyścigi z wiatrem i samym sobą. Najwyraźniej więc z nudy i jakiejś desperacji może właśnie ścigał się teraz osobiście, targając worek.
        Całe szczęście trasa nie pozwalała na bieganie. Do tego by się raczej nie zniżył tym samym raczej skazując się na przegraną. Ale przyspieszonego zjazdu z górki balansując na ugiętych nogach pomagając sobie podparciem wolnej ręki, szlachcic nie uznawał za uwłaczający. Stromizna podbiegi również wykluczała, pozostawiając w ofercie jedynie raźne wdrapywanie się na poruszony i tym samym jeszcze bardziej osypujący się piach, co demon czynił bez większego pośpiechu za to równym, wyciągniętym krokiem.
Fizyczne możliwości elfa i demona były zbliżone, przewagę jednego drugi nadrabiał w innej dziedzinie, więc rywale mieli wyrównane szanse. Z kolei grawitacja i ograniczenia terenu były już bezwzględne. Demon wystartował wcześniej i chociaż elf miał godny wygląd w poważaniu, do tego nadrabiał spontanicznością i ogólnym zaangażowaniem i udało mu się zmniejszyć dystans, to jednak przegrał wpadając na szczyt o kilka kroków za nemorianinem. Ten właśnie rozpoczynał porządkowanie worków, układając je w równy stos. Na koniec usiedli na skarpie w oczekiwaniu na Rakel.
        Lucien jedną nogę wyprostował, drugą zgiął w kolanie i pochylając się lekko do przodu oparł na niej łokieć, obserwując z rozbawieniem jak dziewczyna gramoli się ze swoim balastem.
        - I jak, lepiej trochę? - zagaił elf rozweselony zarówno swoją gonitwą jak i mozolną wspinaczką upartej brunetki.
        - Nadal nie widzę w tym sensu, ale było dość… zabawnie - odparł demon po chwili wahania.
        - To jest właśnie cały sens - niemal zakrzyknął wciąż podekscytowany uszaty, wywołując konsternację bruneta, który swoim zwyczajem spojrzał na rozmówcę przechylając głowę na bok, zupełnie jakby ten mówił w obcym do tego dziwacznym języku.
        Wtedy właśnie Rakel dotarła do mety i siadła obok nich. Lu uśmiechnął się widząc dumę zbrojmistrzyni, po czym zadowolony nachylił się na całusa.
        - Całkiem... - odparł przymykając oczy. Elf był trudniejszy w zadowoleniu.
        - Ujdzie w tłoku - odpowiedział lekko teatralnie marudnym tonem, gdy dziewczyna padała na zmaltretowaną trawę.
Lucien dałby jej odpocząć, pewnie nawet gdyby zasnęła, nie budziłby dziewczyny, ale Remy'emu chyba zależało na wygranej albo przynajmniej dotarciu do granic swojej wytrzymałości i zaraz zmobilizował dziewczynę do zebrania się do dalszej walki.
        Na pytanie Rakel jak zwykle odpowiedział elf, po swojemu, żartobliwie. Tymczasem Lucien zamyślił się na moment. Nie przyglądał się składom pozostałych drużyn zbyt dokładnie i nieznane były ich trasy, na dobrą sprawę banda ociężałych osiłków wcale nie musiała być szybsza ani sprawniejsza, chyba że ich zadaniem było wbijanie słupów czy rzut palem. W trasie, w terenie, może mieli więcej siły, ale też musieli dźwigać własne cielska, a to potrafiło być wyczerpujące nie mniej niż targanie worów z mąką. Dopiero wtedy gdy uznał, że merytorycznych pobudek do typowania czarnych koni zawodów brak, odezwał się z uśmieszkiem plączącym się w kącie ust.
        - Poza tym spójrz na to z innej strony, sytuacja ma też swoje plusy, nawet jakby trzeba cię było nieść to pójdzie nam łatwiej niż innym i będzie to niewątpliwie przyjemniejsze niż targanie na przykład Morgana - skomentował jak zwykle zamykając pochód.

        Droga przebiegała w lesie, więc demon nie odczuwał dokuczliwości słońca, ale prześwitujące między listowiem promienie przypominały jak długo byli na nogach.
        Na padającą znienacka propozycję “śniadania” nie zdążył się powstrzymać i roześmiał się wesoło.
        - Nikt nigdy nie zaproponował mi czegoś podobnego, to miłe. - Rozbawiony nachylił się nad obieranym owocem. - Naprawdę oryginalnie pachną - dokończył z wesołością plączącą się w oczach.
        Szli jeszcze przez jakiś czas nim natknęli się na pionową skałę. Demon jak wszyscy popatrzył w górę. Bez sensu. Wystarczyło mignąć na szczyt. Dlaczego ludzie gustowali w testowaniu swoich własnych ułomności? Rozumiał, że zabraniano używania magii żeby wyrównać szanse, ale dlaczego wyznaczać na zadania coś tak skrajnie nieprzystosowanego do zwykłej ludzkiej natury. Zresztą nie tylko ludzkiej. Sam również wcale nie czuł się kozicą. Zaraz jednak prychnął rozbawiony.
        - Tak jest kapitanie...
        Skrzyżował ręce na piersi i czekał aż elf i dziewczyna oddalą się od ziemi. Gdy uznał, że Czarnulka radzi sobie prawie jak rodowity góral, ruszył w ślad za nimi, w odstępie dającym mu margines na reakcję. Co jakiś czas tylko kręcił głową sam do siebie. Też pomysł. Ale w sumie też nowe doświadczenie, jak będzie chciał zrabować smocze leże a z jakiegoś powodu nie dane mu będzie używanie magii to będzie miał już praktykę. Gorzej, że tu nic nie chroniło przed słońcem i ostatecznie podczas postoju był najbardziej wyczerpany z całej trójki.
        - Czyżby jaśniepan nie miał kondycji? - zakpił Remy, w gruncie rzeczy jednak przyglądając się nemorianinowi z lekką obawą. Wyglądał raczej marnie.
        - Markiz... - pieczołowicie podkreślił Lu podłapując złośliwy żart. - Nie lubi się opalać - dokończył siedząc pod ścianą w najgłębszym zachyłku jaki oferowała niewielka skalna półka.
        - Jak wampir? - prychnął elf, zerkając na Rakel czy może ona była bardziej obeznana z nieciekawym stanem demona. Pilnować i opiekować się ludzką dziewczyną to jedno. Tachać nemorianina, do tego jeszcze w dół albo w górę grani, to brzmiało jak bardzo nieśmieszny żart.
        - Jak wampir - przytaknął z marudnym rozbawieniem. - Tylko żywy i znacznie bardziej niebezpieczny - prychnął Lucien niechętnie uchylając jedno oko. Głowa zaczynała go boleć, a elfowi się na podchody i żarciki zbierało. Zawsze mu się zbierało, ale czy w tej chwili nie mógłby powypoczywać w ciszy. Chwilka spokoju dla demona to tak wiele? Wiatr wiał przyjemnie, zimna skała niosła ulgę, cień dawał odpocząć oczom, a temu się zachciało dialogów.
        Na dłuższy postój jednak nie nalegał, wstając na nogi jako pierwszy. Jeszcze by brakowało, żeby zaczęto go niańczyć. Ostatnio przerabiał podobne rekonwalescencje i miał ich dość na następne pięćdziesiąt lat.
        - Wypoczęli? - zapytał krótko zerkając na towarzyszy. - To już brykać na górę jeśli chcecie wygrać. Chyba że macie za mało siły i zamierzacie pospadać, to niech piknik trwa - uciął złośliwie ewentualne “ale” i znów ruszył ostatni, obserwując poczynania grupy.

        Druga część drogi minęła szybciej, a może już przyzwyczaił się do sposobu w jaki czas płynął podczas wspinaczki.
Na górze nastrój był raczej euforyczny. Szczególnie Rakel cieszyła się z pokonanego wyzwania. Demon co jakiś czas zerkał na rozpromienioną dziewczynę, w przerwach, bez większego poruszenia oglądając okolicę.
Skinął Rakel na potwierdzenie i podążył w milczeniu za ekipą w kierunku szumu. Brzmiało jak wodospad. Lu spoglądał w dół, zerkał na ciąg skalnego grzbietu - było pięknie jak to zwykle w takich miejscach. Ale nie palił się do powtarzania wspinaczkowych wyczynów w przyszłości, w przeciwieństwie do Czarnulki, która chyba planowała podobne rozrywki. Za to szukał wskazówek co do dalszej drogi lub wyzwań.
        Kolejny drogowskaz dostrzegł jako ostatni, wpierw słysząc marudzenie uszatego, pierwszy raz chyba… Zerknął w dół i na blondyna, który dalej bąkał coś pod nosem po chwili odzywając się już bezpośrednio w jego stronę. Demon wzruszył ramionami.
        - Bez obrazy, ale dla mnie nic się nie zmieniło, takim samym bezsensem było wspinanie się jak teraz schodzenie - odpowiedział z brutalną szczerością, chociaż coraz bardziej rozbawiony widząc jak mocno morale elfa oklapło. Przyjmowanie wszystkiego ze stoickim spokojem miało swoje plusy, demon nieszczególnie się cieszył, euforyczny nie bywał, ale też bardzo trudno było go podłamać.
        Zaraz potem zbystrzał i zerknął na Rakel czujniej, zanim Remy zdążył zacząć cokolwiek podejrzewać. Lu nie spodobało się pytanie dziewczyny. Najlepszym określeniem było chyba "przeczucie", jeśli takowe miewał. Czarnulka nie pytała o nic ot tak sobie, bez kryjącego się pod tym sensu. Remy tymczasem poczciwy i chyba jeszcze nie do końca świadomy głębi czupurności dziewczęcego charakteru (chociaż zapewne uważał inaczej), odpowiadał naiwnie, nie przywiązując do podejrzanego zachowania większej uwagi, planując mozolne zejście. Doprecyzowanie pytania jeszcze bardziej się Lucienowi nie spodobało, ale na jakiekolwiek kroki było za późno. Skoczyła.
        Nie do końca się zdziwił, lepszym określeniem było, że właśnie otrzymał odpowiedź czemu pytała. Nemorianin zniósł wszystko ze spokojem niemalże nieadekwatnym do wydarzeń, gdy patrzyło się z boku i właśnie zamierzał podążyć za Rakel, w tym samym czasie gdy elf całkiem nieźle panikował, po chwili jeszcze odkrywczo dodając, że przecież nie umiała pływać. Przecież właśnie dlatego między innymi chciał już skakać. Skinął głową zupełnie nie przystając do przerażenia uszatego. Elf rzucił się w dół, gdy Lu zwyczajnie westchnął i wykonał bardziej energiczny krok jakby chciał dopiero przejść do truchtu albo przeskoczyć kałużę.
        Nie przejął się głównie z powodu jednego przeświadczenia. Rakel nie była głupia i nie była samobójczynią. Mogła przeceniać swoje możliwości w przypadku niebezpieczeństw, których nie znała, mogła być trochę naiwna i czasem nazbyt butna, ale wszystko podciągał pod momenty gdy mierzyła się ze światem, o którym nie mogła mieć pojęcia. To był jej świat. Jezioro pod takim wodospadem mogło być niebezpieczne z racji wodnych wirów lub ostrych głazów, ale to rozlewisko było szerokie i względnie gładkie bez licznych strzaskanych skał rozrzuconych w toni jak zdarzało się w przypadku bardziej narowistych potoków. Jednym słowem wyglądało na to, że głębokość powinna być odpowiednia, a skok bezpieczny. Jedynym problemem był brak umiejętności pływania, ale przecież nikt nie tonął w ciągu uderzenia serca, czyli demon uznał, że mieli czas na spokojne dołączenie do dziewczyny.
        Wypływając odgarnął włosy z twarzy, gdy Rakel chichotała niepoprawnie, a elf łapał powietrze, żeby zacząć ruganie niepokornej dziewczyny. Lucien zerknął na dwójkę tłumiąc uśmiech, lecz nie pozwalając, żeby rozbawienie wyszło poza oczy. Komentarze mógł sobie darować, Remy robił to za dwóch podczas gdy Asmodeus z godnością i wodą chlupoczącą w butach wyszedł na brzeg, żeby zacząć doprowadzać się do porządku. Z akompaniamentem elfiego oburzenia wylał wodę z oficerek. Wykręcił włosy z wody (po raz kolejny dzisiejszego dnia, ileż można) i zgarnął je na bok, żeby nie przeszkadzały klejąc się do wszystkiego. Ciężko jednak było cały czas wytrzymać w milczeniu.
        - Oficjalnie mało chlubną rolę niańki otrzymuje Remy, zdaję ci ten tytuł - prychnął już nie hamując wesołości podczas ściągania koszuli, o dziwo tym razem rozpinając guziki. Zwinął ubranie jak szmatę i podobnie jak zużytą ścierę wykręcił je z wody. Na koniec jeszcze strzepnął materiał, co chyba właśnie zastępowało prasowanie i wciąż mokrą, względnie ubrał. Rozpinając mankiety, podwinął rękawy do łokci, żeby nie plątały się po rękach. Ponownym zapinaniem guzików w ogóle nie zawracał sobie głowy - w ten sposób powinien szybciej przeschnąć.
        - Po prostu ta mała bestia lubi oglądać mokrych mężczyzn, przyznaj się - powoli podszedł do Rakel, z każdym krokiem coraz bardziej zniżając głos do szeptu. - Wiesz, że prawie zdążyłem wyschnąć? - wymruczał stojąc tuż przy dziewczynie przyglądając się jej spod rzęs. Demon nie tylko posiadywaniem na parapetach przypominał kota, wyraźnie jak one nie lubił przymusowych i nagłych kąpieli. Gdyby nie ciągłe rozbawienie plączące się po jego twarzy, z pionowymi źrenicami łypiącymi ze zmrużonych oczu wyglądałby nawet groźnie.
        Elf popatrzył na szlachcica trochę zmieszany. On się nagadał, naprodukował, ale nemorianin zrobił bardziej piorunujące wrażenie. W sumie to chyba obiektywnie rzecz biorąc nawet jemu zrobiłoby się ciepło. Może wręcz trochę współczuł Evansównie, ale tylko trochę po numerze, który wywinęła.
Typek w ogóle nie wyglądał jak ten sam facet co gadał o krzakach kawy jakby był nieświadom świata bardziej niż nastoletnia trzpiotka. Zupełnie jakby go podmienili, uznał Remy. Albo może uderzył głową o taflę wody, lub co najbardziej prawdopodobne to on dał się nabrać, zapomniał, i może nie tylko on, że ten łaszący się, pręgowany mruczek chociaż przymilny wciąż jest tygrysem.
        - No dobrze wycieczko, czasu nadrobiliśmy, szukać kolejnych wskazówek! - Elf otrząsnął się ze wszystkich stresów i zarządził zebranie się do roboty. Rozproszyli się po rozlewisku i zaroślach w poszukiwaniu następnych punktów orientacyjnych. Po chwili to właśnie Remy zawołał, że coś znalazł. Niewielki, płaski kawałek drewna, nie dłuższy i nie szerszy niż palec, fikuśnie ponacinany i z fragmentem napisu. Do niego zaś przytwierdzona była karteczka z napisem - "Znajdź wszystkie elementy układanki i rozwiąż zagadkę a poznasz dalszą drogę".
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Rakel upodobała sobie nowy owoc, a mając w zwyczaju jedzenie rzeczy niewymagających przyrządzania, potrafiła się nim najeść jak porządnym śniadaniem. Och, no może nie takim dobrym jak tosty z dżemem u Luciena, ale małe pomarańczka zdecydowanie ją ujęły. Uśmiechnęła się szczęśliwa, słysząc jak demon się śmieje, a już w ogóle zajaśniała zadowoleniem, słysząc komentarz.
        - Pierwsza! – zanuciła nieco dziecięcym tonem i zabrała owoc, gdy brunet się nawąchał. Co jak co, ale od tego są jednak by je wcinać. Nie tylko ona zresztą była głodna, bo wystarczyło jej i elfowi kilka chwil, by torba dziewczyny była lżejsza o dobre dwa funty.
        Zapowiedź wspinaczki nie wywołała nadmiernego entuzjazmu, ale już w jej trakcie humor polepszył się przynajmniej jednej osobie. Brunetka z zadowoleniem brnęła w górę, podekscytowana nowym wyzwaniem, z którym o dziwo sobie radziła. A nic tak nie podnosi morale, jak skuteczność w nowo poznanej dziedzinie. Radość przeszła jej jednak na postoju, gdy w końcu usiedli we trójkę koło siebie i zobaczyła jak marnie wygląda Lucien. Na śmierć zapomniała, że to co dla niej jest przyjemnym słonecznym południem, dla niego jest czystą mordęgą. A jeszcze tak odsłonięty na tej ścianie…
        Szturchnęła Remy’ego łokciem karcąco, gdy ten wytknął demonowi brak kondycji, ale zaraz straciła wątek spoglądając na Luciena.
        - Markiz? – zapytała zaskoczona, ale jej słowa zniknęły w szumie męskich przepychanek, na które tylko westchnęła, zerkając na bruneta. Znowu ją ręka świerzbiła, żeby go pogłaskać, co się z nią działo? Z entuzjazmem zareagowała więc na wezwanie do dalszej wspinaczki, niemal poganiając idącego przodem Remy’ego.
        A skok ze skraju wodospadu, no cóż… Żeby być tak zupełnie szczerą przed samą sobą, musiałaby przyznać, że po prostu cholernie chciała to zrobić. Zwyczajnie ją pokusiło. Wiedziała, że to głupie i ogólnie na sam pomysł popukałaby się w głowę, ale gdy tam stała na szczycie, słysząc szum wody, głupotą wydawałoby się właśnie marnowanie kolejnej godziny, by ostrożnie schodzić wytyczonym szlakiem. I właściwie po prostu szybko uległa pchającemu ją impulsowi, nim rozum dojdzie do głosu i stwierdzi, że chyba upadła na głowę.
        Wystarczyło jednak, by skoczyła, i wszystkie problemy wywiało jej z głowy. Adrenalina buchnęła, gdy na moment zawisła w powietrzu, a gdy zaczęła spadać w dół, wydała tylko radosny okrzyk i z pluskiem zniknęła w wodzie. Wtedy zrobiły się schody. Ostatnimi czasy zauważyła, że o ile pływać nie umie zupełnie, to „nietonięcie” idzie jej całkiem nieźle. Wystarczyło tylko szaleńcze machanie rękami i nogami i kierowanie się w stronę gruntu lub brzegu. Na dłuższą metę zdecydowanie nie zdałoby egzaminu, ale teraz pozwoliło dziewczynie dostać się do skraju jeziorka i zawisnąć na skale. Na brzeg miała zamiar wyjść jak złapie oddech.
        Zaśmiała się wesoło, widząc jak woda rozbryzguje się pod nurkującym elfem i na widok lecącego za nim demona. No i niech jej powiedzą, że tak nie jest zabawniej! Wystarczyło jednak, by Remy się wynurzył z wody, żeby dostrzec, że on nie podziela jej wesołości.
        - Upsi – zanuciła dziewczyna, szybko brnąc w stronę brzegu, na który wyszła niemal na czworakach, bo jeziorku brakowało plaży i kończyło się praktycznie skarpą. Remy zaś nawet nie czekał aż wyjdzie na brzeg.
        - Czyś ty oszalała? – krzyknął, prując długimi krokami przez wodę, podczas gdy dziewczyna cofnęła się zachowawczo, nie mogąc jednak przestać się uśmiechać. Ten brak pokory nie działał na jej korzyść.
        - Zwariowałaś? A jakby ci się coś stało? – elf syczał, wychodząc już na brzeg i dosłownie ociekając wodą stanął przed nią, rugając z wprawą profesjonalisty.
        - Nie wiedziałaś jak jest głęboko, mogłaś skręcić kark! Mogłaś uderzyć w skałę po drodze, o, albo w jeziorze! Zresztą nie umiesz pływać, jaki ty miałaś plan? A jakbyśmy nie skoczyli?
        - Przecież sama dopłynęłam do brzegu – mruknęła, próbując okazać trochę skruchy, ale nie mogła przestać się szczerzyć. Poza tym Lucien właśnie wychodził z wody i wylewał wodę z butów, co nie pomagało zachować powagi, a już na pewno nie po tym komentarzu. Dziewczyna parsknęła, a Remy rzucił znajomemu karcące spojrzenie, jakby oczekiwał jednak wsparcia z jego strony.
        Rakel przestała się śmiać, gdy brunet zdjął koszulę i wykręcił ją jak szmatę. Strzepniętą znów założył na siebie, podwijając rękawy, ale pozostawiając ją rozpiętą…
        - Rakel!
        - Co? – zerknęła na Remy’ego, którego mina była dość czytelna, a w połączeniu z jej rozbieganym spojrzeniem, zapewne komiczna dla postronnego obserwatora.
        - Słyszałaś chociaż słowo?
        - Jasne, jestem nieodpowiedzialna i mogłam umrzeć – mruknęła, a wzrok znów jej odpłynął, gdy kątem oka dostrzegła zbliżającego się Luciena. Elf przewrócił oczami i pokręcił głową, odchodząc na bok, by też doprowadzić się do porządku, podczas gdy dziewczyna jakby zapuściła korzenie.
        Sapnęła przez nos, słysząc słowa demona i chciała zaprotestować, ale okazało się, że błądzenie wzrokiem po torsie Luciena skutecznie odbiera zdolność do składania myśli. Prychnęła tylko, czując, że powinna odpyskować albo powiedzieć mu coś, aż mu pójdzie w pięty! Niestety i tak skończyło się na tym, że tylko przełknęła ślinę, gubiąc wątek myślowy w momencie, w którym kolejna kropla wody oderwała się od odrzuconych na ramię ciemnych włosów i spłynęła po piersi i brzuchu demona, ginąc gdzieś przy krawędzi spodni, oczywiście odprowadzana barwnymi oczami. Rakel nagle poderwała głowę, spoglądając na Luciena, gdy zamruczał jej nad uchem. Znów prychnęła, cofając się o krok, ale uparty demon postąpił za nią, co przynajmniej wywołało na tyle reakcji, by otrzeźwić nieco dziewczynę.
        - Tak ci lepiej – powiedziała cicho. Po czym przymknęła oczy i prawie palnęła sobie otwartą dłonią w czoło.
        Tyle dobrego z lodowatej kąpieli, że rumieńce nie miały szans przebić się na policzki. Rakel wyglądała więc tylko jak zmokła kura, nie jak zawstydzona do granic możliwości zmokła kura.
        - No dobrze wycieczko, czasu nadrobiliśmy, szukać kolejnych wskazówek! – zakomenderował głośno Remy, dając jakby przyzwolenie dla dziewczyny, by ta odwróciła się na pięcie i odeszła od Luciena, mając nadzieję, że teraz już jednak zapnie te guziki. To że wygląda cholernie dobrze wcale nie znaczy, że ma tak chodzić.
        - Ale cię wziął z zaskoczenia – usłyszała nagle obok i prawie podskoczyła. Zdecydowanie musi się uspokoić. Remy spoglądał na nią trochę rozbawiony a trochę z pobłażaniem.
        - Co? – mruknęła, grając głupią, ale elf tylko zaśmiał się i zamruczał wyrozumiale.
        - Może ty jesteś w stanie powiedzieć mi, co jest między wami?
        - Między nami? Nic – odpowiedziała szybko.
        - Nic? A on powiedział, że to skomplikowane…
        - Tak powiedział? – Rakel spojrzała nagle na Remy’ego, a natykając się na jego rozbawione spojrzenie fuknęła znów i odwróciła się.
        - Wiesz, że i tak wygrywasz konkurs na miss mokrego podkoszulka? – zapytał, a gdy dziewczyna spojrzała na niego znowu, podążyła za jego wzrokiem w dół i zaklęła pod nosem.
        – Pilnuj swojego nosa, Remy – syknęła, splatając ręce na piersi.
        - Tak jest – odparł, szczerząc zęby.
        Wydawało jej się, że szuka kolejnej wskazówki, dopóki nie zorientowała się, że gapi się w to samo miejsce w ziemi i liczy żyłki w leżącym tam liściu. Na los, co też w nią wstąpiło? Zachowuje się jak jakaś… zupełnie nieodpowiednio. Jakby faceta nie widziała, też coś. Przecież już go widziała bez koszuli. Wyglądał świetnie, jak zawsze zresztą, ale teraz… niech go jasny szlag trafi, ona się skupić nie może! Wskazówka do cholery!
        - Znalazłem! – rozległ się okrzyk Remy’ego i myśli Rakel wróciły na właściwe tory.
        Wszyscy przyjrzeli się notatce i rozpoczęły się kolejne poszukiwania. Znów się rozdzielili, tym razem nieco dokładniej przeczesując leśne runo, gdy wiedzieli już czego szukają. Co jakiś czas któreś krzyknęło, że coś znalazło i spotykali się znów, by złożyć elementy w całość, po czym rozdzielali się w poszukiwaniu dalszych brakujących fragmentów. W końcu udało im się znaleźć wszystkie (co wymagało nawet wspinania się na drzewo, by zdobyć wiszące z gałęzi drewienko) i w trójkę pochylili się nad utworzonym napisem.
        - „Czuwam nad tobą, gdy śpisz…” O, to o tobie Lucien – zaśmiała się Rakel, zerkając na demona i zaraz wróciła do czytania. – „Uchronię cię przed deszczem i upalnym słońcem. Nie zauważasz mnie, ale gdziekolwiek nie wejdziesz, ja już tam jestem. Zwrócisz uwagę na moje istnienie dopiero, gdy mnie zabraknie.”
        Dziewczyna skończyła czytać i dla pewności obróciła jeszcze układankę, by zobaczyć, czy nie ma czegoś z tyłu, ale to była ich jedyna wskazówka.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Jeśli spojrzeć na miny obu mężczyzn, to żaden z nich nie wyglądał jakby uważali, że skok z wodospadu był zabawniejszy niż schodzenie. Lucien jeszcze był dość neutralny, poza tym, że mokry, ale elf... pierwszy raz było widać by Remy się tak zezłościł. Demon postanowił nie przeszkadzać blondynowi i pozwolił mu się produkować. Chociaż raz ktoś martwił się zamiast niego i nieadekwatnie do sytuacji, co przebijało się w zupełnie nieskruszonej minie Czarnulki.
Szkoda, że temu komuś nie dostała się bura. On zawsze mówił spokojnie a go krytykowała, uszaty pokrzykiwał a nie padło słowo skargi.
        Ale miłą odmianą było gdy w opinii dziewczyny to ktoś inny bezpodstawnie dramatyzował. Wesołość całkowicie nie poczuwającej się do winy Rakel aż wołała o komentarz i Lu postanowił stanąć na wysokości oczekiwań. Określenie niańką całkowicie pogrzebało elfią skuteczność. Lucien nawet nie zwrócił uwagi na oburzone spojrzenie rzuconego w jego stronę. Skupił się na butach, które były dobrym wyborem na salony i podróże w siodle, ale niekoniecznie na rajdy terenowe. Ryb nie nałapał tylko dlatego, że cholewy przylegały do łydek. Był pewien że nie da rady wysuszyć ich nie tylko do końca gonitwy, ale pewnie co najmniej dobre dwa dni. I nawet nie przeszkadzała mu konieczność zakupu nowego obuwia a dyskomfort, który będzie musiał znosić do momentu ukończenia biegu i znalezienia kramu. Czy było coś bardziej nieprzyjemnego niż mokre skórzane buty? W sumie chyba tak - mokre spodnie. Ich zdejmować nie zamierzał, ale tak jak wylał wodę z oficerek, tak koszulę chciał doprowadzić do minimalnego porządku. Na jej wysuszenie nie miał nadziei, ale liczył, że sprawi przynajmniej, że nie będzie ociekała, żeby zmniejszyć zostawiane za sobą kałuże.
        Do tej pory rozbawienie Rakel cały czas towarzyszyło w tle rozmów, ale nagle zrobiło się dziwnie cichawo i z ciekawości co się stało, spoglądając w tamtym kierunku Lu, niechcący złowił rozbiegane spojrzenie dziewczyny, która wyglądała jakby bardziej uważała na jego suszenie się niż bury uszatego kompana. Głośne dopomnienie się elfa o uwagę wcale nie pomagało przegapić rozproszenia brunetki.
        Ostatecznie brunet też uznał, że elf trochę przesadził jeśli nie z troską to z ruganiem, więc postanowił obrócić wydarzenie w coś na kształt żartu, wykorzystując zachowanie Czarnulki jako jej nieumyślną podpowiedź.
        Dziewczyna fuknęła, ale upomnienia się nie doczekał gdy uciekła - czy może będąc dokładnym zbłądziła - wzrokiem. Nawet lucienowa ignorancja miewała granice, a ślepy nie był. Zresztą niepilnowany niczyim wzrokiem (elf miał widok na jego plecy, a Rakel… ona patrzyła gdzie indziej...), więc też i nie przyłapany na gorącym uczynku sam mógł przyjrzeć się dziewczęcej sylwetce, którą nieprzyzwoicie ściśle otulił mokry materiał, zbyt bezczelnie podkreślając powabne detale by przejść obok nich obojętnie.
        Dla własnej przyjemności i troszeczkę złośliwie zbliżył się o kolejny krok, żeby wystarczyło mówić szeptem.
Dopiero wtedy oczy dziewczyny poderwały się w górę, pozwalając dojrzeć tęczówki a Czarnulka znów prychnęła jak najprawdziwsza kotka. Na krok w tył odpowiedział swoim w przód, teraz już celowo igrając z dziewczyną, ale odpowiedzi się nie spodziewał, na pewno nie takiej. I jeszcze znowu umknęła mu wzrokiem, niech ją! Patrz, ale nie dotykaj, powąchaj, ale nie waż się skosztować, w przypadku jedzenia, które w skojarzeniach przychodziło jako pierwsze nie było problemów ale w innych aspektach... Ktoś stworzył tę dziewczynę na jego zgubę, na pewno. Niechby piekło pochłonęło ojca i jego plany, nagle przymusowy ślub ze zwykłej irytującej niewygody stał się wyjątkowo pijącymi pętami.
        Demon próbował podążyć za uciekającym spojrzeniem, nieskutecznie, więc nachylił się do policzka brunetki, ale ręce grzecznie trzymał przy sobie.
        - Nie mów takich rzeczy niepoprawna dziewczyno, nie gdy wyglądasz tak kusząco… Ciesz się, że elf stoi za nami - wyszeptał. - Zresztą zaraz pewnie zacznie chrząkać... - Remy jakby idealnie wyczuł moment i głośno zarządził zebranie się do kupy.
Demon odchylił się z niezadowolonym, ciężkim westchnieniem, które jeszcze zdążyło poruszyć kilka skręconych kosmków. Z ociąganiem cofnął się kilka kroków z miną "a nie mówiłem" i dopiero zdecydował się odwrócić i zacząć szukać czegoś… czegokolwiek co mogłoby ich naprowadzić.

        Pierwszą wskazówkę znalazł Remy. Wszyscy troje zerknęli na fikuśną deszczułkę z zagadkowymi literkami “...bą, g...” Też wymyślili, puzzli kazali im szukać. Cóż jednak mogli czynić, szukali. Całe szczęście przy skrytkach były jakieś subtelne znaki. Pierwsza elfia deseczka oznaczona była niewielką chorągiewką ukrytą między kamieniami. Reszta oznakowana była mniej dosłownie, ale wciąż czymś zawsze odstawała od otoczenia. Znów spędzili dobrą godzinę, tym razem na przeczesywaniu okolicy wodospadu. Wreszcie jednak mieli gotowy napis.
Demon przechylił głowę, zastanawiając się kto to wymyślił. Remy łamał sobie umysł na wszystkie strony, w końcu to Rakel krzyknęła rozwiązanie. Wszyscy troje popatrzyli po sobie.
        - Nie może być takie łatwe - burczał pod nosem uszaty. Demon już miał pokiwać głową, że przecież zagadka chyba powinna być bardziej podchwytliwa, ale zawiesił się na moment patrząc w przestrzeń.
        - Widziałem coś co wyglądało jak fragment ukrytego szałasu albo wejście do niego, przypadek? - odezwał się z wahaniem. Remy wyraźnie się zamyślił. - No szałasy jakby mają sklepienie… gdzie on był?

        Lucien poprowadził drużynę w stronę kępy jałowców zarastających wyższe drzewa. Czubki kilku z iglaków zrastały się tworząc coś na kształt mniej lub bardziej naturalnego zadaszenia. Spod nich wystawało kilka dodatkowych gałązek zdradzających, że gdzieś pod spodem krył się stelaż. Gdy jednak weszli do środka okazało się, że to nie typowy szałas, a lejkowaty przedsionek prowadzący do jaskini.
        Wpierw musieli tylko schylić głowy, dwa kroki później przychylić się mocniej. Nie upłynęło wiele drogi a z brnięcia na kolanach przeszli do mozolnego pełznięcia na brzuchach a wciąż robiło się coraz ciaśniej.
        - Evans, ale będą jaja jeśli się pomyliłaś! - krzyknął w pewnym momencie elf zaczynając się śmiać.
        - Całe szczęście są na to małe szanse - mruknął Lucien jak zawsze zamykający pochód, nietrudno się domyślić, że mało kontent z udawania jaszczurki. Prawdopodobieństwo, że przypadkową przeszkodę terenową potraktowali jako zadanie… - Chyba, że to celowa zmyłka - dodał zaraz bardziej marudnie, a Remy rechotał jak głupi.
        Było ciemno i ciasno i jedyne co widzieli to podeszwy poprzedzającej osoby, w optymistycznej wersji jej pośladki, dlatego dopiero po upływie następnej chwili zrozumieli przyczynę rozbawienia blondyna.
Wpierw musieli przecisnąć się zwężeniem, wyginając się niemal jak akrobaci, co oczywiście musieli robić po kolei, czekając aż jedno wyjdzie zanim drugie tam wpełzło, żeby w razie wypadku-zakleszczenia było jak się ratować. Po chwili zaś droga gwałtownie opadała i wciąż będąc diabelnie wąską prowadziła w pokłady gliniastego błota. Rozbawienie elfa niosło się echem po całym przesmyku.
        - Ale słuchajcie teraz poślizg jest lepszy! O i światło widzę! - Demon tylko warknął gdy musiał wsunąć się w lepką breję. Światło... żeby wesołek nie zobaczył niewłaściwego światła, bo jeszcze odrobinę głupkowatego śmiechu a Asmodeus był gotów uznać, że puszczą mu nerwy.
        Remy miał jednak rację. Gdy już przewleczeni po kamieniach, umorusani błotem dotarli do następnej części, jaskinia powoli pozwoliła im wpierw wstać na kolana, później na nogi, żeby wypuścić ich na zewnątrz. Oczy potrzebowały jednak chwili, żeby z mroków groty przyzwyczaić się do jasności jaka ich otoczyła.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Początkowo nawet sądziła, że Lucien jest nieświadomy wrażenia, które wywierał. To pasowało do jego dotychczasowych reguł zachowania i było chwilowo dla niej bardziej korzystne, gdy mogła chociaż przed sobą udawać, że nikt nie widzi, jak błądzi po nim wzrokiem. Przecież sam pomysł, żeby mogła się tak zagapić był… niewłaściwy, co najmniej. Poza tym niecodzienny. Ale gdy demon zaczął zmniejszać dzielącą ich odległość do stopnia, w którym musiała na niego spojrzeć, by ostentacyjnie nie gapić się na jego sylwetkę, uznała że złośliwiec robi to umyślnie. Co za perfidia! Jeszcze ją prowokował, kiedy wiedział, że normalnie od razu by mu odpyskowała! Tylko teraz jakoś zgubiła język w gębie.
        Komentarz zaś wymknął się sam, jakby ciesząc się, że wreszcie dziewczyna skleciła razem kilka sensownych słów. Zaskoczona własną bezpośredniością, i oczywiście nią zawstydzona, spuściła szybko wzrok, marszcząc lekko brwi w niezadowoleniu, które też próbowała ukryć. Fakt, nie kłamała, ale żeby tak zaraz tak się odsłaniać… Wtedy jednak Lucien zbliżył się, nachylając do jej ucha, a ona otworzyła szeroko oczy, mając teraz jego tors przed samym nosem. Z każdym kolejnym słowem aż przechodziły ją ciarki i miała tylko nadzieję, że nie zdradzi się gęsią skórką. Co on najlepszego wyprawia? Ona wygląda kusząco? Chłopie, spójrz w taflę!
        Mogłaby go teraz pocałować. Wystarczyło lekko przechylić twarz, bo czuła jego oddech na policzku. Ale tak, jak on trzymał ręce przy sobie, tak Rakel stanowczo ściągnęła wodze wyobraźni, powtarzając sobie w głowie, że on się żeni i że po prostu lubi się z nią droczyć. Co prawda aż tak jeszcze nigdy… ale coś musiała sobie powiedzieć. To nie było jej miejsce na wychodzenie przed szereg. Dwa uzasadnienia, jedno za drugim, jak mantra odbijały się w jej głowie, pilnując, by nie zrobiła nic głupiego. I tak jednak odetchnęła z ulgą, gdy Remy zarządził zbiórkę, a Lucien się wyprostował.
        Po przeczytaniu wskazówki cała trójka zamyśliła się na dobrą chwilę, każde niemal widocznie analizując w głowie kolejne słowa i co jakiś czas szepcząc pytająco propozycje, tylko po to, by pozostali pokręcili przecząco głowami. W końcu dziewczynie wpadło do głowy coś tak oczywistego, że nie utrzymała ciszy.
        - Dach! – zawołała, prostując się i z energią znosząc powątpiewające spojrzenia. – No pasuje! Jest nad nami, gdy śpimy. Chroni przed deszczem i słońcem. Jest w każdym pomieszczeniu. I normalnie nie zwracamy na niego uwagi, ale każdy zarejestrowałby wyrwę w suficie! – podkreśliła, po wyliczeniu wszystkich swoich argumentów na palcach.
        Lucien i Remy nadal nie wydawali się przekonani, ale sami nie mieli lepszych pomysłów, a za chwilę okazało się, że demon widział w okolicy coś na kształt szałasu. Wtedy już potoczyło się samo. Pozbawieni innych opcji podążyli za nemorianinem, a gdy tylko znaleźli szałas, sami ustawili się w już wyuczonej kolejności: Remy, Rakel, Lucien.
        Spadu zadaszenia nie zauważyła, dopóki elf przed nią nie musiał się schylić. Później nawet ona schylała głowę, a po kilku krokach cała trójka wędrowała na czworakach, by po kolejnych kilku wylądować na brzuchach. Dziewczyna niepewnie podążała za Remym, ale wkrótce wyczuła sposób czołgania się i całkiem sprawnie przemieszczała się wąskim tunelem. Na pewno było jej wygodniej niż mężczyznom, bo widziała, że elf ociera się ramionami o boki korytarza. Humor mu jednak dopisywał, bo za chwilę zażartował, a dziewczyna prychnęła powątpiewająco. Odruchowo chciała zerknąć za siebie, słysząc marudny głos demona, ale nie było na to najmniejszej opcji, więc po prostu w milczeniu czołgała się dalej. Jej właściwie nic specjalnie nie doskwierało. Przemieszczanie się wąskim tunelem pełznąc, nie należało do najprzyjemniejszych doświadczeń, ale też nie dostała nagłego ataku lęków przed zamkniętymi przestrzeniami, a to już coś. Wkrótce udzielił jej się humor Remy’ego, ale ze względu na Luciena hamowała chichot, nie chcąc bardziej drażnić demona, którego niezadowoloną aurę wręcz odczuwała za sobą.
        W pewnym momencie łokieć poślizgnął jej się na powierzchni i dziewczyna zgubiła rytm, spoglądając z zaskoczeniem na pojawiające się błoto. No pięknie, ale będą unurani jak świnie. Z lekkim niesmakiem, ale dzielnie brnęła przez błoto, co jakiś czas wydając z siebie ciche „bleh”, gdy poślizgnęła się, wpadając korpusem bardziej w glajdę. Niedługo jednak udało im się podnieść na kolana, a później wąskim przejściem wydostać do otwartej groty.
        Rakel zmrużyła oczy, zatrzymując się na moment, a gdy przez jasność przebiła się męska ręka, darowała sobie humory i przyjęła pomoc, podciągając się do góry.
        - Dzięki – rzuciła do elfa, odsuwając się od wyjścia, by przepuścić demona. – Co teraz? Musimy szukać wskazówki? – zamruczała, starając się czystym kawałkiem przedramienia otrzeć oczy, wciąż przyzwyczajone do ciemności.
        - Och nie, tym razem mamy wszystko pod nosem. Zobacz.
        Rakel zrobiła kilka kroków w przód i rozejrzała się, a Remy uśmiechnął się i ręką pokazał jej kierunek. Dopiero teraz spojrzała w górę.
        - Łał!
        Pomiędzy drzewami rozciągała się sieć lin, mostków, przejść i innych drewnianych elementów, wśród których dostrzegła nawet koła od wozu, czy same obręcze, uwiązane w tunel. Z tym, że wszystko to było kilkanaście sążni nad ziemią. Uśmiechnęła się.
        - Tor przeszkód – powiedziała, szukając wzrokiem Luciena, a w międzyczasie Remy przeglądał notkę z instrukcją. Rakel zacisnęła usta widząc uwalonego błotem demona, ale za chwilę spojrzała na siebie i parsknęła. Wszyscy wyglądali fatalnie.
        - Owszem, ale z dodatkowym utrudnieniem. Poza faktem, że jest w powietrzu – dodał znacząco, po czym sięgnął do pieńka, do którego przybita była karteczka i wziął wiszącą tam plątaninę lin.
        - Co to?
        - To są pęta. Jedno z nas musi przejść przez ten, jak to ujmują „park linowy”, z zawiązanymi rękami.
        - Słucham? – Rakel spojrzała na niego wielkimi oczami. – Oszaleli? Żebyśmy się zabili?
        - Całkiem ciekawe zastrzeżenie, jak na kogoś, kto skoczył z wodospadu…
        - Och daj już spokój!
        - W porządku. I nie ma czym się martwić, mamy zabezpieczenia. I możemy sobie wszyscy pomagać, więc powinniśmy dać radę. Dobra Evans, daj rączki.
        - Co? Dlaczego ja? Ty masz lepsze wyczucie równowagi!
        - Ale ciebie łatwiej wnieść na górę, gdzie musimy zacząć – powiedział Remy z uśmiechem, wskazując linową drabinkę, przybitą tylko na dole i u góry drzewa, gdzie na drewnianym podeście rozpoczynała się trasa. – My się z Luckiem nie będziemy nosić. No, dalej, idziemy na czas.
        Rakel westchnęła, ale posłusznie wyciągnęła ręce. Nie były to pełnoprawne kajdanki, takie mogłyby chyba zrobić krzywdę przy skręceniu, ale luźna lina też to nie była. Utrudniono zawodnikom zbyt lekkie krępowanie rąk i uszykowano dwa gotowe pęta, które wystarczyło zacisnąć. Ktoś inny je zdejmie, ale sam związany miałby problem. Rakel na pewno, nie nawykła do uwalniania się z więzów.
        - Proszę jak ci ładnie.
        - Bardzo śmieszne – mruknęła do podśmiewającego się pod nosem elfa. W międzyczasie on i Lucien założyli na siebie prowizoryczne uprzęże, po czym zawiązali kolejną na Rakel. Powstrzymała się od komentarza, że trzeba to było zrobić, zanim ją unieruchomili, bo elf podniósł jej ręce i wsunął między nie głowę.
        - Co robisz? – zapytała tylko, ale odpowiedział jej śmiech, po czym elf złapał ją za uda i podniósł, sadzając sobie dziewczynę na biodrach. Rakel nie wiedziała, co ze sobą zrobić, ale wiedziała, ze jest oburzona. – Hej! – zaprotestowała, ale niezbyt przekonująco, bo jednocześnie była zażenowana tą pozycją.
        - Trzymaj się, Evans – zaśmiał się jej do ucha, a dziewczyna chcąc nie chcąc objęła go kurczowo nogami. To było niestosowne. – Wybacz Lucien, ale wy kręcilibyście się koło siebie, aż słońce by się nie przesunęło na niebie, a nas goni czas, idziemy – zarządził wesoło i z przyczepioną do siebie brunetką skierował się do drabiny. Rakel mogła demonowi rzucić tylko spłoszone spojrzenie, bo zaraz schowała się za włosami.
        - Mogłeś mnie wziąć na barana – mruknęła do długiego ucha.
        - Niestety… chociaż zaraz, nie, mi tak zdecydowanie pasuje. Au – syknął, gdy dziewczyna kopnęła go w tyłek. – Chciałem powiedzieć, że rypnęlibyśmy się zaraz w tył, a tak mam ciężar z dobrej strony – wyjaśnił, wspinając się powoli na szczeble bujającej się lekko drabiny. Rakel bardziej wyczuła, niż zobaczyła, że elf się uśmiecha. – No i nie ukrywam, że przyjemny z ciebie pakunek, Evans. Trzymaj się mocno, bo ja ciebie nie mogę - mówił, jakby chciał uprzedzić bunty, a brunetka chcąc nie chcąc przyczepiła się do niego kurczowo, mając doskonały widok na to, jak wysoko już są. Nie zamierzała szarpać się kilkanaście sążni nad ziemią. Poza tym elf był tak wąski w talii i biodrach, że musiała spleść kostki, żeby nie spaść, a i tak każda próba poprawienia się skutkowała płonącymi policzkami dziewczyny.
        W końcu dobrnęli na górę. Uda bolały ją z wysiłku, a Remy dyszał ciężko, ale zamiast ją puścić, oparł dziewczynę o drzewo, splatając ręce pod jej tyłkiem, by ją podtrzymać.
        - Postaw mnie – szepnęła, ale uścisk tylko się zacieśnił.
        - Moment, muszę złapać oddech.
        - Łatwiej ci będzie beze mnie.
        - Ale tak jest przyjemniej. – Uśmiechnął się zaczepnie, znajdując wzrokiem twarz dziewczyny. Rakel łypała na niego z niezadowoleniem, ale była podejrzanie potulna.
        - Nie jestem moją matką, Remy – powiedziała nagle bystro, ale elf nawet nie mrugnął.
        - Wiem – powiedział tylko, nie przestając się uśmiechać.
        Tak naprawdę była skrępowana do granic możliwości, nie mając nawet na tyle pewności siebie, by wszczynać teraz dyskusje. Remy obserwował ciekawe zjawisko z niezmiennym uśmiechem, poza tym nie robiąc zupełnie nic. Oczywiście jeśli za „nic” uznać można pozycję, w której się znajdowali. Dopiero, gdy nad podestem pojawiła się głowa Luciena, elf westchnął i odsunął się o krok, pochylając i odstawiając dziewczynę na ziemię. Wysunął głowę spomiędzy jej ramion, znów czekając na burę, ale Rakel była cicho, jak nigdy. Pokręciła tylko barkami i przestąpiła z nogi na nogę, by się względnie rozciągnąć. Spojrzenia Luciena unikała jak ognia.
        - To którędy teraz?
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Za jakie przewiny znalazł ten szałas... Chociaż tak czy inaczej pewnie musieliby pokonać tę trasę. Prędzej czy później, to nie miało wielkiego znaczenia, więc po chwili Lucien porzucił te żale na rzecz innych. Jednak powinien był zapiąć koszulę, a nie teraz ciągnął brzuchem po kamieniach. Średnia to była przyjemność. Błoto… to już było poza wszelką krytyką. Towarzysze nie słyszeli siarczystych przekleństw wymyślających niebu i ziemi od wszelkich świętości i niegodziwości tylko dlatego, że demon w zasadzie nie przeklinał. Niezadowolone warknięcie już samo w sobie było dość dobitnym wyrażeniem niezadowolenia jak na Asmodeusa.
        Wypełzł z jaskini dając się oślepić na dobrą chwilę. Gdy jednak wreszcie zaczął odzyskiwać wzrok spotkał oczy Czarnulki. Uniósł brew widząc jak wpierw dziewczyna hamuje się przed kpinami, by zaraz potem zerknąć na siebie i parsknąć śmiechem. Westchnął wciąż jeszcze marudnie, ale łagodniejąc. Tylko ta dziewczyna była w stanie skłonić go do czegoś takiego i teraz się śmiać, każdego innego zapytałby z obrzydzeniem czy do reszty oczadział.
        Nawet nie było czym obetrzeć twarzy. Ściągnął ubranie z grzbietu, które i tak teraz przypominało szmatę z zakładu garncarskiego. Nawet nie sprawdziło się jako prowizoryczna osłona przed błotem, które wpływało pod materiał zostawiając demona uwalanego na równi od frontu co pod koszulą. Za to zawinięte fragmenty rękawa uchowały się przed brudem. Podszedł do Rakel odwijając mankiety i czystą stroną delikatnie wytarł część gliny z twarzy dziewczyny. Błoto miało to do siebie, że się paskudnie rozmazywało, ale przynajmniej zebrał jego nadmiar chroniąc brunetkę przed komiczną maską w najbliższej przyszłości kruszejącą i osypującą się do oczu. Pozostało jedynie coś na kształt barw wojennych.
        - Tak trochę lepiej - odezwał się ciepło, gdy elf kończył zapoznawać się z notatką. Szlachcic odebrał od niego instrukcję jednocześnie drugim z rękawów ocierając własną twarz, po czym zwinął koszulę i cisnął gdzieś w bok. Pożytku już nie mogło z niej być. W tym czasie elf zdążył już rozporządzić więzami.
         Lucien niezupełnie zgadzał się z Remym. Tak zwinne stworzenie spokojnie powinno poradzić sobie ze związanymi rękoma nawet na drabince, a jak nie to przecież on dałby radę przeszkodom, ale milczał gdy Rakel sprzeczała się z blondynem. Nie komentował, chociaż coraz mniej mu się wszystko podobało. Również układnie i bez buntu ubrał się w uprząż, po czym obaj pomogli dziewczynie pozabezpieczać wszystkie paski.
        Nie przejąłby się aż tak bardzo sposobem wnoszenia Czarnulki, gdyby nie przesadna wesołość blondasa. Remy co prawda nieustannie był wesoły, czym irytował w na przykład błocie, ale teraz z jakichś powodów przekraczał bliżej nieokreślone granice demoniej tolerancji. Na złośliwość demon tylko zmrużył oczy, nadal nie odzywając się w żaden sposób. Dowcipniś powolutku sobie grabił teraz, kiedy Lu uznawał, że już go nawet lubi.
        Odezwał się dopiero do spłoszonej Rakel - "Jestem tuż za wami" - Starając się dziewczynę uspokoić. Przecież nic się nie działo. Jakby nie było Remy był przecież przyjacielem rodziny, nie drabem jakimś czy Sheitanem chociażby.
        Tak do końca za nimi iść nie mógł. Drabinka nie wyglądała na zbyt wytrzymałą a i tak musiała udźwignąć dwie osoby na raz, więc nemorianin chcąc czy nie wstrzymał się aż elf z dziewczyną będą prawie u szczytu. Dopiero potem podążył za nimi.
        Wraz z ręką pokazały się morskie oczy łypiące spod rzęs na mężczyznę napierającego na brunetkę opartą o pień. A na podeście nie dość było ciasno by w jakikolwiek logiczny sposób wyjaśnić podobne zachowanie.
        - Dobrze się bawisz? - Demon z kocią zwinnością podciągnął się na podest taksując elfa uważnym spojrzeniem.
        - Jeszcze nawet nie zacząłem - z nieznikającym uśmiechem odparował Remy, teraz jakimś cudem potrafiąc bardzo szybko uwolnić się ze związanych rąk dziewczyny.
        - I nie zaczniesz. Tak ci się spieszyło to teraz pomykaj przodem po sznurkach, jak spadniesz będziemy wiedzieć, żeby szukać innej drogi. - Pod złośliwym komentarzem i zadziornym uśmieszkiem Lucien ukrył autentyczne rozdrażnienie. Nie chciał robić z igły wideł, ale nie spodobało mu się bezczelne wykorzystywania dosłownej bezbronności Rakel, bo chyba tego był świadkiem. Co prawda blondyn uprzedzał, że zamierza umizgiwać się do dziewczyny, ale gdyby to robił w normalny sposób nie miałby nic przeciw, chyba... prawda…? Przecież brunetka była dorosła i nie mógł jej zabronić spotykać się z innymi, bo i w imię czego? Nigdy nie odnajdował w sobie podobnych zapędów. Zresztą ustalili przecież jedną kwestię dość wyraźnie, przynajmniej jak na nich, a na pewno jak na demona-ślub. Lucien chwilowo ręce miał związane tyle, że metaforycznie. A robić za przyzwoitkę brzmiało jeszcze gorzej niż za niańkę. Chociaż może powinien... przynajmniej czasami. Ależ oczywiście, że nie chodziło przecież o zwykłą zazdrość... a sytuację, w której spojrzenie Czarnulki nie wyglądało na zadowolone, to było przyczyną. Przynajmniej tak sobie powtarzał.
        Remy prychnął cicho nie tracąc dobrego humoru. Tu jeszcze jakoś powinna przejść, ale ciekaw był miny Evans przy następnych przeszkodach jak będzie musiała poprosić, żeby ją przenieść. Pewnie dostanie jeszcze po uszach, ale ile wcześniej zabawy. A może nie dostanie... Uśmiechał się, a przechodząc obok bruneta jeszcze szepnął tak, żeby Rakel nie usłyszała - "Pies ogrodnika". Demon opuścił głowę łypiąc spode łba pionowymi źrenicami. Niech no uszaty zacznie uważać, bo psy gryzły, niektóre dość dotkliwie... Ale do słownych przepychanek się nie zniżył.
        Remy zapiął zabezpieczenie i wskoczył na wiszącą linę. Były dwie, jedna nad drugą. Po dolnej należało stąpać, druga służyła za poręcz. Prosta tylko trochę chybotliwa przeszkoda, elf raz dwa znalazł się po przeciwnej stronie.
        - Nie spać, zwiedzać! - krzyknął z kolejnego podestu.
        - Masz zabezpieczenie, ale będę cię asekurował jakby coś się działo - odezwał się spokojnie nemorianin zachęcając dziewczynę, żeby jak zawsze szła przed nim. Przesuwanie związanych rąk po linie nie było łatwe, ale do zrobienia. Lucien więc posuwał się krok za brunetką w razie potrzeby gotów by złapać ją zanim zawiśnie na uprzęży. Wcale nie przemieszczali się wolniej od elfa.
        Na tym powoli kończyły się ułatwienia. Kolejny czekał ich drewniany mostek, wydawałoby się spacerek na śniadanko, (albo obiadek, bo chyba jego pora powoli się zbliżała), tylko że niektórych desek brakowało, czasem nawet kilku, tworząc wolne przestrzenie. Można było się ratować przemykaniem po bocznej linie, na której powinny być zamocowane deski, albo zwyczajnie skakać. Elf szedł żwawo wyprzedzając ich o dobre dwa sążnie każdą dłuższą lukę pokonując lekkim i eleganckim skokiem, zwinnie jak młody jelonek.
Znacznie trudniej było balansować ze związanymi dłońmi. Podparcie się o boczne liny było ograniczone do niewygodnego chwytania jednej oburącz, skakanie zachowując się podobnie jak używając tyczki, niemożliwe. Lądowanie na chybotliwych deskach nie mogąc łapać równowagi na linach brzmiało jeszcze gorzej. Mimo wszystko dzielnie wędrowali aż do punktu kulminacyjnego. Nie widać było, żeby poza kolejną platformą i niewiadomą znajdującą się za nią przyszykowano lepszego, przynajmniej nie na wiszącym moście, tu postarali się bardzo. Blondyn nabrał lekkiego rozpędu i skoczył do wtóru skrzypienia desek i lin.
        - Nie przenieść cię Evans? - krzyknął Remy po wyrwie podśmiewając się wesoło. Był w swoim żywiole, ale świetnie się bawił nie tylko dlatego.
        - Lepiej patrz pod nogi - odkrzyknął Lucien.
Delikatnie dotknął ramienia Rakel, żeby dziewczyna pozwoliła mu się wyminąć na wąskim mostku i przeskoczył najdłuższą dziurę jaką do tej pory napotkali. Zaraz potem stanął jedną nogą na linowym przęśle drugą zapierając się o podłogę i wyciągnął do Rakel rękę. Niewielka asekuracja, ale z nią dziewczyna bez problemu powinna przeskoczyć i wylądować, co najwyżej przy lekkiej pomocy w formie pociągnięcia przez nemorianina.

        Organizatorom chyba skoki się podobały, bo następne były poprzeczne bale wiszące jak wahadła i jak one ruchome. Dlaczego jednak mieliby ułatwiać. Po kilku pierwszych dalsze ułożone były naprzemiennie, co okazało się jednak dopiero w trakcie marszu.
Elf zaczął rechotać gdy pokonał pierwszą równoważnię zmuszającą zawodników do skośnego skoku, dość umiejętnego by podłoże na którym lądował nie bujnęło się zrzucając skoczka. Wybicie również było zdradliwe, gdy z tych samych powodów grunt uciekał spod nóg. I znów, podpierając się linami można było co najwyżej zawisnąć na rękach w pseudo-leżącej pozycji po czym zaraz się podciągnąć. Tylko spętany miał twardszy orzech do zgryzienia. Elf podśmiewał się wesoło przyglądając się planom dwójki, oczywiście uczynnie będąc w pogotowiu.
        - Wiecie, że nie mamy całego dnia? - Demon zaś zaczynał się uczyć, że rozbawienie uszatego było normą, ale nadmierna wesołość wróżyła kłopoty. Jakby się tak guzdrali! Dopiero co stanęli na brzegu pierwszego skoku.
        - Idziemy sposobem sprawdzonym na wyrwie? - zapytał Lucien, przesuwając się przed Rakel. Tyle, że tym razem drogą był wąski kloc drewna nie mostek, na szerokość mieściła się na nim tylko jedna stopa i żeby przejść musiał jakby przekroczyć dziewczynę niemal ją obejmując. Skoki były bardziej wymagające, i nieco bardziej pomagał Czarnulce łapać równowagę, ale i z tym dali sobie radę.

        Przelecenie z platformy na platformę, na wiszącej, bujającej się linie było w porównaniu z resztą relaksem. Niektórych nawet bawiło. Elf poszybował i pchnął sznur do Rakel, potem przekazali go demonowi, a Lucien naprawdę uważał, że ma luksusowe życie a teleportacja to wspaniały wynalazek. Że też jako dziecko narzekał gdy musiał uczyć się magii. Całe szczęście matka, ta rodzona, od małego wpajała mu pragmatyzm i przynajmniej użytkowych dziedzin uczył się całkiem pilnie.

        Tunel z wozowych obręczy był mało stabilny jak wszystko. Bujał się na linach pociągając za sobą całą konstrukcję, ale wymagał jedynie utrzymania stabilnego rytmu a wtedy pokonywanie go nie robiło nadmiernych problemów. Wydawało się, że na tę chwilę dano zmęczonym graczom trochę wytchnienia. Tym bardziej gdy następnym wyzwaniem był zjazd na następny poziom po pochyłej linie. To również bawiło, ale nie demona. Lucien zjechał i może nie tyle zły co jak zawsze nie widząc powodów do euforii zerknął na następną przeszkodę.
        Pozioma sieć z szerokimi okami. Bardzo ciekawe wyzwanie, wymagało dobrej równowagi, sprawności i najlepiej szybkości, żeby skutecznie stąpać po samych sznurach pracujących na każdym węźle i całej swojej długości. Jak zawsze podparcie i równowagę zapewniały dwie liny rozciągnięte po bokach.
        - No to co, na baranka? - zamruczał elf.
        - Nie na baranka, bo się nie będziesz mógł skupić i będę musiał ściągać was oboje - odpowiedział demon ze złośliwym uśmieszkiem wtrącając się w elfie plany.
        - Niańka… - blondyn przeciągnął słowo, które nie tak dawno mu przypisano. - Evans, nie nudzi cię ciągłe pilnowanie?
Demon tylko wskazał drogę oczami, a elf westchnął teatralnie i darowując sobie dłuższe przepychanki na wysokości ruszył przed siebie. Wyglądało znacznie łatwiej niż było w rzeczywistości. Każdy krok okupiony był solidnym wysiłkiem kiedy mięśnie rekompensowały drgania prowizorycznego mostu i jednocześnie próbowały utrzymać ciało w pionie.
        - Pozwolisz? - Lucien podszedł do Rakel ostrożnie obejmując ją w talii. - Ja trzymam linę, ty równowagę, kroki synchronizujemy? - zapytał pogodnie, chwytając poręcz i stawiając pierwszy krok.
Im dalej tym było mniej stabilnie. W którymś momencie, gdy Lucien przekładał rękę lina uciekła spod stopy, a może to jakiś dowcipniś zabujał siecią, ciężko stwierdzić. Stracili równowagę. Lu zawisł ramieniem na poziomym sznurze jak bokser po walce, w ostatniej chwili ratując siebie i dziewczynę przed uwłaczającym upadkiem z wplątaniem kończyn w dziury włącznie (przed którym moment temu przestrzegał elfa), ale kosztem pociągnięcia Rakel na siebie.
        - Wybacz... - Spojrzał na niemal leżącą na nim Czarnulkę ze szczerą skruchą.
        - Miało być bez zabaw! - krzyknął Remy jak zwykle mając ubaw gdy nie powinien.
        - Mogę go zrzucić? Proszę… - Uśmiechnął się Lucien próbując załagodzić niezręczną sytuację, podciągając się, żeby oboje mogli wstać. Jedno to drażnienie czy flirtowanie z brunetką, tak z nią flirty stawały się zabawne bo były szczere, a drugie, bezczelne wykorzystywanie sytuacji. Nie żeby było nieprzyjemnie… ale celowe zagranie w takiej sytuacji byłoby poniżej dobrego smaku.
        W końcu dotarli na stabilny grunt. Zmęczeni fizycznie i psychicznie chyba też, wreszcie mogli odpocząć na platformie albo zmierzyć się wzrokiem z niczym innym jak następnym wyzwaniem. Ciężko westchnęli chyba wszyscy, w różnym stopniu ale wykończeni, jednocześnie dość zawzięci żeby nie ślęczeć zbyt długo na deskach podziwiając widoki.
        A niespodzianka była solidna. Przejście utworzone z trzech drabinek. Całkiem długich drabinek (a na pewno wydawały się za długie po niemal całej nocy i połowie dnia na nogach i w drodze), ułożonych poziomo. Złośliwie oddzielonych od siebie tak, żeby zmuszały idącego do przeskoczenia z końca jednej na początek następnej. Niby niewiele, ale wszystko to do przejścia... na rękach. Jakby wysokość była niedostateczną sugestią, a żeby złapać pierwszy szczebelek, nawet Lucien musiał podskoczyć, to obok do pnia przybita była instrukcja nie pozostawiająca pola do interpretacji - rysunek ludzika dynamicznie wiszącego na dłoniach.
        - Zwracam honor… - Lucien westchnął w stronę elfa. Remy zerknął na demona podejrzliwie. To było coś nowego.
        - Skrępowanie akurat Rakel było dobrym wyborem - dokończył brunet. Jakby miał teraz nieść elfa albo być przez niego niesionym, chyba wolałby spaść. Błękitnooki uśmiechnął się szelmowsko.
        - No dobra Evans, słyszałaś, raz dwa bo tracimy czas. Boli tylko za pierwszym razem - wyszczerzył się uszaty podchodząc do dziewczyny.
        - Nie tak szybko... - Mina Remiego zrzedła jak spojrzał w łypiące zza dziewczyny oczy.
        - O co ci chodzi, sam przyznałeś, musimy przejść - mruknął blondyn patrząc na demona i chociaż uśmieszek wciąż wykrzywiał mu kąty ust, nie chciał zaogniać atmosfery, a jaśniepan nie wyglądał na będącego w dobrym humorze.
        - Musimy, ale Rakel ma prawo wybrać z kim idzie - całkiem spokojnie odezwał się Lu, wywołując, krótki elfi chichot.
        - Ach... Chciałeś powiedzieć kogo dosiądzie? No dobrze Evans, którego ogiera bierzesz? Niestety oba upierdolone tak, że atrybutów nie widać. - Asmodeus uniósł brew słysząc niewybredne żarty i coraz bardziej skłaniał się ku zdaniu, że jednak nie lubił elfa.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Nawet nie zdawała sobie do końca sprawy, jak bardzo ubrudziła się po drodze, dopóki nie zobaczyła Luciena i Remy’ego. Obaj wyglądali jak przetargani przez błoto za koniem, nie wskutek własnego czołgania się. Ona zaś widziała tylko swój przód i czuła sztywniejące od schnącej ziemi końcówki włosów. Że też ich nie spięła!
        Spojrzenie skoczyło jej w stronę Luciena, gdy ten pozbywał się resztek koszuli, ale tym razem pokrywające go błoto pozwoliło jej zachować przytomność umysłu. Uśmiechnęła się lekko, gdy czystym fragmentem rękawa mężczyzna otarł jej twarz. Poczuła się jak małe dziecko, ale i tak doceniła gest, czując powiew powietrza na skórze. Jak oni się później domyją, to nie miała pojęcia. Podziękowała jednak z uśmiechem i odwróciła się w stronę elfa, przedstawiającego im zasady.
        Chociaż nie mogła odmówić mu logiki, trochę raziła ją planowana nieporadność. Przecież normalnie traktowali ją jak jajko i kogoś, kim trzeba się zajmować, a co dopiero teraz, gdy będzie miała związane ręce? To było jak ironia losu, obrazującego jej wewnętrzne rozterki. Oczywiście wszystko to straciło na znaczeniu, gdy blond głowa zanurkowała między jej ramionami, a elf złapał ją sobie z łatwością i posadził na biodrach. Poziom zażenowania dziewczyny w tym momencie wykraczał poza wszelką skalę, stąd nietypowa dla niej małomówność i potulność. Nie żeby miała jakieś inne opcje, uzależniona od kogoś na wysokości kilkunastu sążni, ale gdyby nie postawienie jej w takiej pozycji, na pewno usłyszałoby się to i owo.
        Przyparta do pnia już nie wytrzymała. Remy był zabawny do momentu, w którym mogła się odwrócić na pięcie i odejść, z czego teraz boleśnie zdała sobie sprawę. On też dostrzegł tę przewagę, złośliwie przeciągając niekomfortową dla niej sytuację, nie czując się winnym nawet po dość bezpośrednim przytyku. Rakel rozsądnie założyła, że pomieszało mu się nieco w głowie, skoro sam mówił, że jest do matki tak podobna. Rozumiała, że w takiej sytuacji szybsze przełamanie lodów jest nieuniknione, ale teraz okazywało się, że elf jest nie tylko różnicy świadom i wcale o niej nie zapomniał, ale też ewidentnie nie przeszkadza mu to pokrewieństwo.
        Nie wiedziała, czy to jej słowa, czy pojawienie się Luciena, przywołały blondyna do porządku, ale rozluźniła się dopiero stojąc samodzielnie na nogach i nie obejmując nimi nikogo, na los! Takie rzeczy chciałaby chociaż w minimalnym stopniu kontrolować!
        Komentarz demona speszył ją jeszcze bardziej i unikała już jego wzroku, korzystając z zasłony czarnych loków. Zupełnie nie spodobała jej się ta wymiana zdań, ale nie powstrzymała lekkiego uśmiechu, gdy Lucien dosłownie pogonił elfa. Uniesione nieśmiało kąciki ust kryły się wciąż za włosami, ale dziewczyna doceniła tą nienachalną opiekę.
        Zakręcili się na podeście, przypinając uprzęże. Rakel podniosła wzrok, spoglądając na mężczyzn, między którymi wyczuła jakieś nagłe napięcie, ale ci tylko spoglądali po sobie, po czym Remy ruszył przodem.
        Gdyby nie te skrępowane dłonie, dziewczyna bawiłaby się doskonale! Nawet teraz czuła podekscytowanie na widok tylu dróg, każdej utrudnionej na mnóstwo sposobów i jednocześnie stanowiących coraz większe wyzwania. O tak, Rakel lubiła wyzwania, nie mogła się już tego wyprzeć. Zwłaszcza, że pierwsze zadanie nie było zbyt trudne, tylko podnosząc pewność siebie zawodników. Dwie liny – jedna do przytrzymania się rękami, druga do przejścia po niej. Tutaj więc skrępowane nadgarstki nie stanowiły wielkiego problemu, bo i tak mogła swobodnie trzymać się sznura, jak każdy. Tyle tylko, że dłonie miała zaraz przy sobie, co sprawiało czasem, że traciła równowagę, bujając się lekko na boki, nim ruszyła dalej.
        Drewniany mostek też wyglądał przyjaźnie do momentu, w którym nie zaczął zionąć dziurami, jedną większą od drugiej. Początkowo Rakel dość zgrabnie przeskakiwała luki, nieco dłużej tylko łapiąc później równowagę na lekkim przyklęku. Później jednak pojawiły się takie przerwy między deskami, że normalnie miałaby z nimi problem, nie mówiąc już o sytuacji, gdy zwisała na linach kilkanaście sążni nad ziemią, ze związanymi rękami na dodatek. Słysząc zaczepkę elfa, tylko łypnęła na niego spode łba, po czym obejrzała się czując dotyk na ramieniu.
        - Dzięki. – Uśmiechnęła się lekko, przepuszczając Luciena, po czym zasadziła się lekko, przyglądając dziurze i jemu. Z długiego na krok rozpędu skoczyła, po drodze łapiąc rękę demona i podciągając się dzięki niej na stabilny (względnie) grunt.
        Następne przejście już wcale jej się nie podobało. Do tej pory traciła równowagę tylko przez to, że ręce utrudniały jej porządny chwyt. Teraz na dodatek przy każdym kroku, podłoże odjeżdżało jej spod nóg. Słysząc kolejne ponaglenie Remy’ego, fuknęła już rozeźlona.
        - Nie narzekaj, bo tobie zwiążemy ręce!
        Odpowiedział jej tylko śmiech, a później Lucien znów ruszył na ratunek, teraz praktycznie prowadząc ją za sobą całą drogę. Wtedy dotarło do niej, że uważa tylko na własne kroki, pozwalając się asekurować z pełnym zaufaniem wobec demona. Spojrzała na niego nagle, zaskoczona własną refleksją, ale nie powiedziała nic, powoli pokonując kolejne stopnie.
        Humor poprawił jej się przy linie. Uśmiechnęła się wesoło, widząc jak Remy z wyciem przelatuje nad „przepaścią”, i złapała odepchniętą w jej stronę linę. Wzięła tylko krótki wdech i sama skoczyła, z wesołym okrzykiem przelatując na drugą stronę. Tam co prawda elf musiał już ją złapać, żeby lina nie pociągnęła jej z powrotem, gdyby więzy się poplątały. Tunel zaś był odpoczynkiem dla mężczyzn, ale nie dla niej. Tu nikt nie musiał jej pomóc, ale chociaż przejście nie było ani niestabilne ani przerywane, przechodzenie na czworakach ze związanymi rękami okazało się paskudnie uciążliwe i Rakel wyszła zmachana bardziej, niż po czołganiu się przez tunel i błoto. I odwrotnie – Luciena nie bawił zjazd na linie, ona znów skoczyła radośnie, piszcząc podczas zjazdu. Później przestało być zabawnie.
        Spoglądała na siatkę z dystansem, krzywiąc lekko usta z niezadowolenia. Remy oczywiście to dostrzegł, niezbyt subtelnie oferując swoją pomoc, ale dostał tylko kuksańca w bok. Lucien chyba jednak tracił cierpliwość do elfich żarów, bo odgryzł się zaraz. Spokojnie, ale znała go na tyle już, by wiedzieć, kiedy się hamuje. Tym bardziej interweniowała, gdy blondyn nie zorientował się w sytuacji i dalej brnął ku własnej zgubie.
        - Miałam już swoją przerwę. – Uśmiechnęła się lekko, nawiązując do swojej niedawnej ucieczki, a znudzony Remy westchnął i poganiany demonim gestem ruszył przez siatkę. Patrząc za nim, zadanie wyglądało na banalne. W tym, jak bardzo się myliła, zorientowała się już po kilku krokach. Wcześniej dość beztrosko potaknęła Lucienowi, jednak okazało się, że samo utrzymywanie równowagi to niemal niemożliwe do wykonania zadanie. Siatka podskakiwała przy każdym ich kroku i nawet gdy trzymali tempo i równowagę, w pewnym momencie minęli się z rytmem podłoża. Brunet opadł w bok, ciągnąc ją za sobą, ale zaraz okręcając się na tyle, że nie wpadli nogami w dziury siatki, ale opadli na nią plackiem. To znaczy Lucien. Ona upadła na niego. Na początku zmieszała się lekko z zaskoczenia, ale zaraz parsknęła śmiechem, spoglądając na demona łagodnie.
        - To ja leżę na tobie, nie mam co wybaczać – powiedziała rozbawiona, opierając się dłońmi na piersi mężczyzny. Na wykrzyknięty komentarz elfa, uśmiech spłynął jej z twarzy, a oczy błysnęły groźnie, gdy odnajdywała winnego spojrzeniem. Zaraz jednak znowu parsknęła, słysząc słowa Luciena. Zwłaszcza to „proszę” na końcu było tak szczere, że aż komiczne.
        - Na razie nie, może później – odparła niby wyrozumiałym tonem i umilkła zaraz, przytrzymując się niepewnie nemorianina, gdy podciągał się do pionu. Cholernika nie było nawet za co złapać, bo koszula wypadła z łask już dawno temu.
        Gdy dotarli na podest, Rakel oparła się o drzewo, odchylając głowę i opierając ją o pień. Oddychała ciężko, ale cicho, nie mając zamiaru narzekać, gdy obaj mężczyźni musieli namęczyć się bardziej, żeby pomóc jej pokonać ten tor przeszkód. A właściwie nie, tylko Lucien pomagał. Elf utrudniał jak mógł.
        Uchyliła powieki, słysząc jak demon się do niego zwraca i tak samo jak Remy, zmarszczyła podejrzliwie brwi. Zaraz jednak sprawa się wyjaśniła i Rakel tylko mruknęła coś pod nosem, przyglądając się podchodzącemu blondynowi. Pogoniona tylko uniosła jedną brew w powątpiewaniu, wyraźnie nie paląc się do posłuchania długouchego. Nie skomentowała też przytyku, w duchu uznając, że to wątpliwe, bo tym razem jej urażona duma bolałaby chyba bardziej. Bo o to musiało mu chodzić.
        Jak na zawołanie jednak, oboje z Remym spojrzeli na Luciena, a gdy wyjaśniły się jego słowa, Rakel uśmiechnęła się łagodnie. I znów na krótko, bo elf trochę za bardzo się rozpanoszył i teraz doprowadził znajomą do takiego poziomu zdeprymowania, że przeszła już przez fazę milczenia.
        - Hamuj się, Remy – warknęła. Blondyn uniósł prowokacyjnie brew i uśmiechnął się krzywo, wyraźnie ją podpuszczając.
        - Bo co? – zanucił.
        - Bo Dorian mnie uczył, jak dać komuś w nos, by go złamać, ale nie połamać sobie palców, oraz jak nie mieć potem wyrzutów sumienia – syknęła, a elf zaśmiał się cicho, kiwając głową w geście poddania. Oblicze mu nieco złagodniało na wzmiankę o przyjacielu, ale sądzenie, że to wyhamuje go zupełnie, byłoby naiwnością.
        - Taak, to brzmi jak Dorian. No dobrze, już jestem grzeczny. Chociaż złościsz się uroczo. Ale jak będzie? – zapytał, wciąż stojąc zbyt blisko dziewczyny, która ostentacyjnie wskazała mu drabinki.
        - Będziemy zaraz za tobą.
        Remy westchnął i spojrzał nad jej ramieniem na Luciena, ale skinął głową i podskoczył nagle, łapiąc się pierwszego szczebelka. Powisiał ostentacyjnie na rękach, po czym odwrócił się, powoli przekraczając przeszkodę. Dopiero wtedy Rakel odetchnęła głęboko. Nawet nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo gotowa była mu przyłożyć. Ze związanymi rękami byłoby trudniej, ale mocniej, więc wszystko ma swoje plusy.
        Odwróciła się w stronę Luciena i od razu uniosła lekko ręce, by mógł wsunąć głowę między jej ramiona. Nie chciała, żeby zaczęli rozmawiać o Remym.
        - Uniesiesz mnie? – zapytała tylko, nieco zmieniając temat, a nieco w szczerej obawie.
        Wejść z nią po drabince to jedno, ale przejść taki tor, zwisając na samych rękach? Głośno się nie przyzna, ale mimo wszelkiego skrępowania w tej chwili, wolała być w tej pozycji, niż samej próbować to przejść. Nie miała takich silnych rąk. A w każdym razie na pewno nie chciałaby tego sprawdzać. Oparła się lekko na ramionach Luciena, by opleść go nogami, gdy ją podniósł, po czym usilnie starała się jak najmniej ważyć i jak najmniej przeszkadzać.

        Po drugiej stronie czekał na nich Remy, siedząc pod drzewem i pierwszy raz widocznie zmęczony. Ręce zwiesił na kolanach, w jednej dłoni trzymając znajomą już notatkę, w drugiej coś ciemnego. Dał im jednak chwilę, aż odsapnął, nim podał informację do ręki dziewczyny.
        - „Gratulacje, jesteście coraz bliżej końca! Możecie uwolnić z więzów…” och nareszcie! – zawołała Rakel, urywając i wyciągając dłonie w stronę Remy’ego, który pociągnął za odpowiednie sznurki i zsunął pęta. Mina mu lekko zrzedła na widok otartych nadgarstków dziewczyny i nawet nie zażartował. Rakel jakby tego nie zauważyła, mimowolnie tylko ocierając podrażnioną skórę i po krótkiej chwili na znalezienie fragmentu w tekście czytała dalej. – „Dalsza droga nie jest przeznaczona dla oczu wszystkich. Jedno z was musi przejść trasę z zawiązanymi oczami. Musicie wybrać kogoś innego niż poprzednim razem”.
        Rakel zawiesiła się na moment, spoglądając jeszcze raz na notatkę, a gdy podniosła pytające spojrzenie, elf jak na zawołanie podał jej czarną opaskę z grubego, ale przyjemnego w dotyku materiału.
        - Kto tym razem? – zapytał blondyn, spokorniały po ostatniej słownej przepychance albo po prostu zmęczony.
        - Będziemy zaraz za tobą – powtórzyła Rakel, podejmując szybko decyzję i wstając razem z wszystkimi. Elf skinął głową i ruszył w stronę następnej przeszkody.
        Nie obrażała się na nikogo i Remy mimo swoich wyskoków nadal pozostawał jej przyjaznym, ale jakoś podświadomie chciała być przy Lucienie, a wiedziała, że osobie, której pozbawi się wzroku, trzeba będzie pomagać tak samo, jak jej wcześniej.
        - Mogę? – zapytała demona, pokazując mu opaskę i za pozwoleniem dopiero przykładając mu ją do oczu i wspinając się lekko na palce, pochyliła się w jego stronę, by zawiązać ją z tyłu. Później poprawiła czarne włosy, by nie drażniły go po twarzy i przyłożyła palce do chustki, by być pewną, że demon niczego nie widzi. Machnęła mu raz ręką przed oczami, a gdy nie zareagował uśmiechnęła się i pochyliła, jakby zaglądając od spodu.
        Nic nie widział. Złapała go za dłoń, by poprowadzić w stronę przeszkody, ale nie ruszyła się jeszcze z miejsca, wciąż przyglądając twarzy Luciena. Zupełnie bezkarnie, nie mógł jej przecież zobaczyć, a ona oglądała sobie linie szczęki, kości policzkowych i długie ciemne włosy, spływające po ramionach. Nagle wspięła się na palce i ostrożnie pocałowała go w usta, tak delikatnie, jakby chciała, żeby nie zauważył, co oczywiście było niemożliwe. Ale przez czarną opaskę na jego oczach, mogła udawać przed sobą, że tak było.
        - Idziecie?! – rozległ się okrzyk z tyłu i Rakel przymknęła oczy zirytowana. Ten to ma wyczucie czasu, niech go licho.
        - Idziemy! - odkrzyknęła do Remy'ego i odwróciła się znów do Luciena, ściskając go mocniej za rękę. - Ufasz mi?
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Pomagał Rakel jakby była to najnaturalniejsza rzecz na świecie. Nie nadużywał bliskości wymuszonej utrudnieniami. Kiedy nieraz ocierał się o plecy brunetki, nie było w tym podtekstów. Poza tym poza krótkim pytaniem rozumieli się bez słów. Nawet szybkie, zaskoczone spojrzenie wynikające z wewnętrznych przemyśleń brunetki napotkało jedynie łagodny, dodający otuchy wzrok demona. Wolał się nawet nie zastanawiać jak dziewczynę irytowało ciągłe zdawanie się na innych, ale dla niego nigdy nie byłaby balastem chociażby całą drogę miał ją nieść, nie pozwoliłby jej spaść, to wszystko chciałby jej powiedzieć patrząc w kolorowe tęczówki.
        Elfa ignorował, za to Rakel puszczały nerwy i od czasu do odpyskowała, sprawiając, że kąt ust demona lekko się unosił. Uśmiechał się też gdy z radosnym krzykiem szybowała na linie. Tak, to była cała Czarnulka. Sam ani nie czerpał radości z takiej formy podróży, ani nie marnował czasu. Skoczył łapiąc linę wciąż jeszcze lecącą w jego stronę i puścił nadal będąc w powietrzu zanim nawet zbliżył się do dotknięcia podestu stopami. Wylądował z widowiskowym poślizgiem i lekkim przyklękiem wywołując prychnięcie Remy'ego.
        Późniejsze spacerowanie na kolanach chociaż mogło być odpoczynkiem nadal irytowało nemorianina. Podobnie jak następny zjazd, który rozpogodził twarz szlachcica tylko z uwagi na wywołane u Rakel rozbawienie. Tak samo jak wcześniej demon nie czekał aż zsunie się do końca. Znów puścił się przed czasem i z rozpędem dolatując do piętra zakończył drugim efektywnym lądowaniem, a blondyn teatralnie wywracał błękitnymi oczami. To był początek końca dla relaksu.
        Siatka może nie wyglądała na forsującą, ale każde włókienko mięśni było napięte, żeby walczyć z uciekającym gruntem. Szli więc jak dwójka marynarzy wracających nad ranem na statek po tygodniu przepustki. Każdy krok stawiali się dzielnie grawitacji. A i tak skończyli rozciągnięci na sieci.
Odwzajemnił weselszy uśmiech, pozwalając głowie opaść na najbliższą linę. On też nie narzekał, było całkiem przyjemnie, ale elf starannie musiał wszystko zepsuć.
        - Trzymam cię za słowo - szepnął ułagodzony i rozbawiony. Potem mocno przytrzymując dziewczynę przy sobie, z wysiłkiem podciągnął się na nogi, tak, żeby nie klapnąć ponownie. Reszta drogi przebiegła już bez utrudnień.

        Stanął przy pniu drzewa za Rakel, spoglądając na nią spod rzęs, co jakiś czas też na coraz bardziej bezczelnego Remy'ego i ogółem na następną przeszkodę. Lucien jeszcze się nie fatygował, ale dało się wyczuć dystans z jakim zaczynał elfa traktować, zupełnie jakby zamiast zacieśniać więzi, ten stawał się coraz bardziej obcym. I chociaż sugestię do wstrzymania się blondyn obrócił w mało subtelny żart, demon osiągnął co chciał, dał Rakel wybór tym razem nie pozwalając uszatemu na dyktowanie swoich warunków. Jeśli dziewczyna uznałaby, że chce podróżować z Remym, odpuściłby. Elf również nie drgnął, dalej wywierając presję, ale zgasiła go i ustawiła do pionu sama Czarnulka. "Taki brat to był skarb", demon uznał w myślach. Dorian budził szacunek a dopiero z niego brała się sympatia, nawet jeżeli mężczyzna wydawał się opryskliwy. Tak odczuwał to nemorianin. Remy był sympatyczny i łatwo nawiązywał kontakty i co z tego skoro w tej chwili prosił się o strzał w twarz jak to brunetka mu zagroziła.
        Spojrzenie rzucone Lucienowi napotkało jedynie obojętne demoniczne ślepia, z których nie szło nic wyczytać, ani złości, ani poczucia zwycięstwa, przypominały martwą szklaną taflę albo źrenice zwierzęcia. W oczach polującego jaguara albo żmii nie było ostrzeżeń ani emocji. Podobnie patrzył nemorianin, a dzienne światło chociaż przesłaniane listowiem tylko uwydatniało pionowe źrenice.
Blondyn ociągał się jeszcze chwilę, efekciarsko zawisając na pierwszym drążku, ale wreszcie ruszył w drogę zostawiając ich samych.

         Lucien przychylił się lekko, wsuwając się w spętane objęcia brunetki. A gdy zadała pytanie spojrzał na nią łagodnie i zamarł na moment w bezruchu, wstrzymując się z odpowiedzią. Nie dlatego, że wykorzystywał sytuację do drażnienia Czarnulki. Daleki też był od przechwałek. Widać było, że nemorianin zwyczajnie się zastanowił.
        - Nie jesteś ciężka - odpowiedział po uderzeniu serca, z delikatnym uśmiechem wpatrując się w upstrzone iskierkami oczy.
        - A jeśli nie, to zawiśniemy na asekuracji - dodał lekko wzruszając ramionami.
        - Elf co prawda nie da rady nas wciągnąć, więc pewnie będziemy mieć opóźnienie aż odpoczniemy wisząc i dopiero pójdziemy dalej. A jakby lina się zerwała zawsze mogę nas teleportować - dokończył wyraźnie rozbawiony, zaraz potem trochę spoważniał.
        - Wiem, że pozycja jest niezręczna, ale najbezpieczniejsza i bardziej praktyczna. Chociażby mnie nie udusisz - dokończył już żartem, dla złagodzenia atmosfery. Potem Lucien położył dłonie na talii dziewczyny i podniósł ją, dając czas na zaplecenie nóg wokół pasa.
        Objął dziewczynę ramieniem i skierował się w stronę przeszkody, po czym gdy stanął na krawędzi, przytulił ją jeszcze ciaśniej, żeby gwałtowny ruch nie szarpnął dziewczyną jak pakunkiem i skoczył. Zawisł na jednej ręce dopiero wtedy puszczając plecy Rakel i wykonał pierwszy "krok".
        O dziwo do tej pory elf nie pokrzykiwał i nie poganiał, a niespieszny start spokojnie można było uznać za ociąganie się, więc co jak co ale Remy już dawno powinien dać głos. Najwyraźniej jednak zadanie było dość wymagające, żeby zaabsorbować całą uwagę niepoprawnego towarzysza, który milczał i chyba nawet nie miał jak odwracać się za siebie.
        Drogi ubywało względnie sprawnie. Podstawą było złapać rytm, a każdy kolejny chwyt stawał się napędem i wyjściem do następnego. Ale w pewnej chwili demon zawisł, zatrzymując się z delikatnym bezwładnym bujaniem. Jedną z dłoni puścił szczebel i pomógł Rakel podciągnąć się trochę do góry i poprawić pozycję.
        - Trzymaj się mocno, musimy zmienić drabinki - szepnął, uprzedzając Czarnulkę. Potem chwycił drabinę, ostatni "krok" między poprzeczkami wykonał znacznie dynamiczniej niż wszystkie poprzednie, żeby wykorzystać jego energię do pokonania szerszej odległości.
        Z ciężkim westchnieniem, pędem i szarpnięciem dwóch ciał zawisł na następnej drabince, na jednej ręce. Chociaż ramię drżało już z wysiłku, drugim jeszcze w powietrzu oplótł plecy Czarnulki, przytrzymując ją przy sobie. Wszystko do wtóru szczęku żelaznych ogniw.
Drugie przejście utworzono ze szczebelków powieszonych na łańcuchach, przez co jeszcze dobrą chwilę bujało się i dzwoniło poruszone gwałtownym szarpnięciem. Potem znów dzielnie brnęli naprzód chociaż tym razem towarzyszył im brzęk i wyraźniejszy oddech nemorianina.
        - Po wszystkim chcę kawę z cynamonem... - wyszeptał, robiąc przerwę na wdech. - Za to błoto... - doprecyzował po przerzuceniu ciężaru na kolejną poprzeczkę.
        - Dwie - dodał z następnym chwytem. - Drugą za grzeczne tolerowanie żartów Remy'ego, których nie powstydziłby się Shei - dokończył, chociaż jak poprzednio z przerwami. Niedługo później znów się zatrzymał wzdychając ciężko.
        - Chciałbym zobaczyć na trasie tego co ją wymyślił. Albo jest szalonym traperem, albo zwykłym sadystą - mówił, łapiąc oddech i odpoczywając chwilę (o ile wiszenie mogło być odpoczynkiem) przed dalszym wysiłkiem, gdy zobaczył przerwę jaką musieli pokonać, która była dłuższa niż poprzednia a ruchome poprzeczki nie ułatwiały prawidłowego wyjścia w skok.
        - Naprawdę się trzymaj bo tym razem mocno szarpnie. - Wziął kolejny głębszy oddech, nabrał rozpędu w następnych dwóch “krokach” i skoczył.
        Zawisnęli ciężko z cichym stęknięciem Luciena. Tym razem nawet nie próbował asekurować Rakel, a i tak jedna z rąk demona zsunęła się z drążka sprawiając, że mocniej nimi zabujało gdy złapali się krzywo i z impetem. Lucien nie byłby jednak sobą gdyby zupełnie porzucił troskę i dżentelmeńskie zachowania, chociaż w tych spartańskich warunkach nieco zmodyfikowane. Nie mógł podawać dłoni czy obejmować jak ostatnio. Za to gdy już zamykał garść na uchwycie nie musząc martwić się o balans czy szybowanie, podkurczył nogi w górę.
Siad wokół bioder nadawał się na rekreację a nie tor przeszkód. Remy mógł się tym tematem bawić. Demon nie chciał, żeby Rakel przez ostre szarpnięcie zawisła boleśnie na więzach. Tak co najwyżej opadła na uda bruneta.
        To była ostatnia prosta, więc gdy tylko złapał kolejny oddech, a dziewczyna usadziła się pewniej, ruszyli dalej. Złośliwcy. Zamiast robić coraz lżejsze przeszkody, bo każdy mógł mieć już dość, to ci robili coraz trudniejsze. Ta drabina znów była stabilna, ale szczeble rozmieszczone zostały w nierównych i nieregularnych odstępach, uniemożliwiając złapanie rytmu. Jeszcze przed połową drogi demon oddychał ciężko a ręce drżały mu z wysiłku.
Mimo to po jakimś czasie widząc koniec, przyspieszył nieco i zamiast zwyczajnie dokończyć puszczając ostatni szczebelek znajdujący się już nad platformą, żeby bezpiecznie opaść na podest, Lu pominął kilka poprzeczek, wychylił się gwałtownie nabierając rozpędu i skoczył wprost na piętro, z impetem lądując na ugiętych nogach, obejmując Rakel obiema rękoma.
        - Pozer - burknął pod nosem Remy, podczas gdy demon uśmiechał się bezczelnie chociaż musiał złapać trochę tchu. Wyprostował się powoli, pozwalając dziewczynie opuścić nogi na ziemię, bez pośpiechu rozluźniając objęcia. Na koniec wymknął się spod dziewczęcych nadgarstków zabierając też dłonie z jej talii. Zanim jednak całkowicie się odsunął złapał w swoją w rękę obie dłonie dziewczyny i pocałował wierzch palców jednej i drugiej, skoro chwilowo były prawie nierozłączne. Demonie podziękowanie za wspólną podróż.
Potem we w pełni zasłużonym odpoczynku usiadł na krawędzi, jedną nogę zwieszając w dół, zupełnie nie czując potrzeby przysiadania się do drzewa, przy którym siedział Remy. Tym czasem Rakel zapoznawała się z notatką i uradowana dawała się uwolnić. Elf o dziwo zachowywał się bardzo grzecznie, co demon dość sprawnie odpowiednio zakwalifikował, uznając, że autentycznie jak napalonego ogiera należało go porządnie przegonić, a wtedy potulniał jak baranek. Oddychając coraz wolniej, z półprzymkniętymi oczami obserwował na przemian minioną drogę i towarzyszy, jednocześnie pływając we własnych myślach, wcale nie wdając się w rozmowę gdy dziewczyna ujawniła kolejne wskazówki i rozdzielała zadania.

        Demon wstał z elegancją wręcz niepasującą do przebieżki oraz ogólnej prezencji i pochylił się lekko w stronę dziewczyny z ciepłym uśmiechem zamykając oczy. To było chyba najczytelniejszym pozwoleniem. Jej dotyk jak zawsze był miły i w pokrętny sposób czuły. A w opasce i wiążących ją drobnych palcach kryło się się coś ponętnego. Szczególnie jak odgarnęła mu włosy z twarzy.
        Cały ten czas demon już nie widział co Rakel robiła. Poza dotykiem czuł tylko delikatny ruch powietrza i na jego podstawie domyślał się gdzie była. Dopiero dotyk dłoni na swojej był pełnoprawnym bodźcem w nowo powstałym świecie ciemności. A wcześniej kroki odchodzącego elfa.
        Pogładził kciukiem skórę trzymanej w garści ręki, ale wciąż nie ruszyli, więc i Lucien cierpliwie czekał. Wyczuwał poruszenie jak z zamkniętymi oczami czuje się ścianę. Czuł niewielkie napięcie palców pod swoimi opuszkami, ale to delikatny dotyk na wargach był jak lawina zasypująca zmysły.
Pocałunek tak subtelny, że niemalże mógł go sobie wymyślić. Tak jak dyskretny był gest dziewczyny, tak ostrożny był uśmiech, który pojawił się na wargach demona. Jeśli to była zachęta czy dodawanie odwagi, to Lucien naprawdę chciał poznać nagrodę. Czego nie powiedział, żeby nie psuć chwili, nie wiedząc i nie widząc jak Rakel mogła zareagować, bo chyba ośmielał ją brak świadków i ślepota obiektu afektu.
Nie dostrzegał Czarnulki, ale jej prawie nieodczuwalny oddech łaskotał skórę, wciąż była blisko, mógł sobie tylko wyobrażać jak wyglądała, jak światło grało w tęczówkach. Tym razem jednak Remy nie zawiódł i wrócił do odzywania się nie w porę.
        - Skoro tak lubią więzy to może następnym zadaniem będzie knebel - prychnął Lu gdy Czarnulka odpowiadała, że już idą. Zaraz potem spojrzał na dziewczynę, czy dokładniej schylił głowę w stronę brunetki.
        - Jak nikomu pośród światów - szepnął uśmiechając się ciepło.
        - Będzie dobrze - odezwał się spokojnie, podążając za dziewczyną - Tylko podawaj konkretne i możliwie szczegółowe informacje - dodał całkiem zrelaksowany jak na oślepionego. Po drodze puścił dłoń dziewczyny, w zamian kładąc rękę na jej ramieniu. Jej łatwiej będzie tak iść, jemu orientować się po czym szła.
        A do pokonania mieli wpierw długą drogę z wąskich bali tworzącą serpentynę między drzewami. Lina pomocnicza była tylko jedna, bo droga była prosta, przynajmniej dla widzących. Same kładki czasem wspinały się w górę, czasem stromym skosem opadały w dół, co jakiś czas trzeba było zeskoczyć, lub się podciągnąć. Za nadziemnym labiryntem czekały zaś podesty wielkością przypominające spore, okrągłe stoły ulokowane na palach, po których trzeba było przeskoczyć. Cały problem tkwił w wyborze drogi czyli kolejności obieranych skoków. Pomyłka skutkowała rozpadliną zbyt długą na następny sus. Jeżeli więc kogoś zawiodło planowanie przestrzenne i ocena perspektywy, musiał zawrócić i obrać inny kierunek.
Zablokowany

Wróć do „Fargoth”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości