FargothDaleko od domu.

Miasto położone na granicy Równiny Drivii i Wschodnich Pustkowi, jedno z głównych miast środkowej Alarani, położone na szlaku handlowym, prowadzącym przez Opuszczone Królestwo aż do Wybrzeża Cienia.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Daleko od domu.

Post autor: Rakel »

        Niesiona na rękach przez półnagiego demona, Rakel stwierdziła, że to całe „tylko przyjaźnienie się” może być trudniejsze niż myślała. Płonącą twarz skryła w jedynym miejscu, w jakim mogła, to jest w szyi demona, co wcale nie zmniejszyło jej zmieszania, a wręcz przeciwnie. Odpowiedzią na komentarz Luciena było tylko zduszone, niemalże buntownicze mruknięcie, bo musiała jednak przyznać, że zemstę sobie znalazł idealną, a kpina zabrzmiała praktycznie jak komplement więc Rakel konsekwentnie kryła uśmiech.
        Odstawiona na ziemię skryła twarz w dłoniach, bo może i wyglądało to śmiesznie, ale zdecydowanie nie chciała, żeby demon zobaczył jej rumieńce, które zdawały się tak go bawić. Przytulić i pocałować na dobranoc jednak chciała sama. Wydawało jej się, że od pewnego momentu może już sobie pozwolić na ten jeden krok więcej i to nie będzie nic złego, a teraz po prostu tego chciała. Właściwie to chciała, żeby Lucien został i żeby mogła się do niego przytulić i tak zasnąć, ale prędzej ją piekło pochłonie niż powie to głośno, a poza tym to, że by tego chciała, nie znaczy zaraz, żeby się odważyła. Mimo wszystko przecież… miało zostać jak było.
        Uśmiechnęła się wesoło, słysząc że demon nie wypiera się już swojego nowego tytułu i odprowadziła go jeszcze wzrokiem, po czym zwinęła się na płaszczu i prawie od razu zasnęła.
        Obudziło ją jednocześnie słońce, które zdążyło wpełznąć na jej twarz i przebijać się przez powieki oraz śpiew ptaków, przy lesie głośny niby orkiestra. Lucien był już z powrotem i po chwili zebrali się i wyruszyli z obozu.

        Do Fargoth dojechali pod wieczór. Chyba oboje mieli już dosyć siodła, ale widząc światła na murach miasta, Rakel wyprostowała się w podekscytowaniu i nawet Onyx przyspieszył zainteresowany.
        Ledwo dojechali pod bramy, a dziewczyna ucieszyła się, że są w mieście tak późno. Przed bramą była dosłownie kolumna ludzi czekających na wjazd i Rakel nie wyobrażała sobie nawet, co tu się musiało dziać w ciągu dnia. Mimo zniecierpliwienia musieli cierpliwie odczekać swoje, chociaż brunetka co chwila prostowała się i wykukiwała pomiędzy głowami ludzi przed nią, by zobaczyć coś więcej. Okazało się, że kontrola wcale nie była zbyt szczegółowa, tylko po prostu miasto pękało w szwach. Strażnik tylko rzucił na nich okiem, chwilę dłużej przyglądając się Onyxowi, nim machnął na nich ręką, przenosząc swoją uwagę na następnych wjeżdżających.
        Główną drogą miasta poruszali się jeszcze konno, bo tak było wygodniej, a przynajmniej ludzie rozstępowali się chętniej przed piekielną bestią niż dwójką podróżnych. Na ulicach tłum przyjezdnych mieszał się z tymi, którzy pojawili się wcześniej oraz mieszkańcami, a wszyscy kierowali się do karczm. Dopiero teraz Rakel zrzedła mina na myśl o tym, jak przepełnione muszą być gospody.
        - Mam nadzieję, że w ogóle znajdziemy wolne pokoje – powiedziała do Luciena, odwracając się lekko przez ramię.
        Ułatwieniem okazała się przezorność gospodarzy, którzy mając już pełne obłożenie, po prostu wywieszali ogłoszenie na drzwiach, że nie mają już u siebie miejsc. W ten sposób dwójka podróżnych mogła spokojnie przemieszczać się konno środkiem ulicy i szukać wzrokiem czegoś wolnego. A szukali długo. Na głównej ulicy nie było ani jednej gospody z chociażby jednym wolnym pokojem. Podobnie na wszystkich uliczkach otaczających rynek i dopiero jeden okręg dalej pojawiła się szansa na nocleg. Ominęli jeszcze kilka gospód, przy których nie było stanowisk dla koni; Onyx też musiał gdzieś przenocować. Rakel wypatrywała też wszędzie znajomej jabłkowitej klaczy, ale Echo nigdzie nie było widać. Elfa nawet nie próbowała wypatrzeć w tym tłumie.
        - Nie wiem, jak się tu znajdziemy z Remym. Co za młyn!
        Mimo zmęczenia, w głosie dziewczyny wciąż bardziej przebijało się podekscytowanie, nie zniechęcenie. Przeszkadzał jej brak torby z rzeczami, ale nie chciała wlec Luciena przez całe miasto o tej godzinie w poszukiwaniu znajomego. Jeszcze jeden dzień się przemęczy.
        W końcu wypatrzyli niewielką, ale całkiem przyzwoitą gospodę, przy której jedno stanowisko dla wierzchowca było wolne, a na drzwiach nie wisiało znajome obwieszczenie.
        - Pójdę zająć pokoje – powiedziała, z trudem już zsiadając z Onyxa. Tyłek miała obity jak nigdy. Po drodze do drzwi wejściowych zatrzymał ją krzyk, na który prawie podskoczyła.
        - BABA!
        Rakel odwróciła się skonsternowana, ale nim zdążyła zareagować, coś w nią uderzyło. A właściwie ktoś.
        - Na Łuskę! – sapnęła, zgnieciona w ciasnym uścisku przez zupełnie obcą krasnoludzicę, która bez najmniejszej krępacji objęła dziewczynę wielkimi ramionami w udach i podniosła. Rakel była pewna, że właśnie łamią jej kości. W końcu kobieta ją odstawiła i cofnęła się o krok, rozpromieniona i zupełnie niezrażona szokiem na twarzy dziewczyny. Ta bowiem nawet nie wiedziała co powiedzieć, tylko spoglądała lekko nierozumnie, aż w końcu krasnoludzica parsknęła śmiechem i klepnęła ją w ramię z taką siłą, że Rakel zrobiła krok w bok.
        - Dobrze, że jesteś, dziewczyno!
        - Emm… my się znamy?
        - Ależ skąd! Ale tu sami faceci są, musimy się wspierać, co nie? Anna jestem!
        - No tak… Ja mam na imię Rakel – przedstawiła się, próbując wzrokiem odszukać Luciena, ale jej nowa znajoma już spoglądała gdzieś za nią i ryknęła znów tak, że zbrojmistrzyni drgnęła jak spłoszony koń.
        - BABA!
        Rakel odwróciła się, by obserwować jak krasnoludzica szarżuje w stronę pięknej, ciemnowłosej elfki. Dwaj towarzysze długouchej cofnęli się z dziwnymi minami, a sama zainteresowana miała minę, jakby chciała wyjąć na kobietę miecz, ale w końcu odpuściła i z westchnięciem pozwoliła się zgnieść w uścisku. Zbrojmistrzyni tylko uśmiechnęła się zmęczona i widząc Luciena, wskazała mu rozbawionym spojrzeniem nietypową scenkę rodzajową, po czym weszła do gospody.
        Hałas był ogłuszający. Zebrali się wszyscy ci, którzy tu nocowali i teraz spożywali kolację, oraz inni goście i mieszkańcy, którzy po prostu wpadli na piwo lub coś mocniejszego. Gospoda pękała w szwach. Rakel podeszła do lady, widząc za nią zabieganą dziewczynę.
        - Przepraszam, są jeszcze wolne pokoje? Dwa pojedyncze.
        - Nie ma. Został nam jeden pokój z podwójnym, jeden pojedynczy i jeden czteroosobowy – wyrzuciła z siebie szybko kelnerka, kątem oka strzelając już w stronę czekających gości.
        Rakel zaklęła w myślach, widząc wchodzącą za nimi trójkę elfów. Świat nie sprzyjał jej i Lucienowi w zachowaniu dystansu.
        - To jak? – ponaglała dziewczyna.
        - Podwójny. – Rakel położyła monety na ladzie, a kelnerka zgarnęła je sprawnie i skierowała się w stronę kolejnej trójki podróżnych. Dziewczynie pozostało tylko wziąć klucz i podjąć próbę przebrnięcia do schodów przez tumult.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Droga była żmudna i monotonna, gdy starali się nadrobić czas zmarnotrawiony (przynajmniej w opinii demona) w Otchłani, a pod koniec drugiego dnia nawet Lucien miał serdecznie dość siodła, chociaż wydawałoby się, że możliwość trzymania Rakel tuż przy sobie powinna rekompensować wszelkie niedogodności. W końcu światła na horyzoncie zaczęły zwiastować nadchodzące wytchnienie.
        Targi zbrojeniowe były pojęciem abstrakcyjnym dla nemorianina, ale to co było mu dane zobaczyć szybko przerosło jego oczekiwania. Co prawda z samymi targami jeszcze nie zdążyli się zetknąć i wciąż stanowiły one sporą niewiadomą, ale kolejka podróżników oczekująca wpuszczenia do miasta była obrazkiem dostatecznie szokującym by Lucien zaczął się zastanawiać z czym w takim razie będą musieli zmierzyć się w mieście.
        Całe szczęście strażnicy mieli odrobinę litości wobec znużonego szpaleru tłoczącego się noga za nogą z nadzieją znalezienia miski strawy i noclegu po trudach drogi, lub co bardziej prawdopodobne, sami byli niewiele mniej wycieńczeni monotonną służbą, którą chcieli jak najszybciej zakończyć by wrócić do domów na zasłużony odpoczynek.
        Ulicami kluczyli jeszcze wierzchem, chociaż Lucien podobnie pewnie jak Rakel marzył o rozprostowaniu nóg. Z siodła jednak lepiej widać było szyldy informujące o braku wolnych pokoi, i co ważniejsze znacznie łatwiej było przeciskać się przez zagęszczone grupki ludzi.
        Przytaknął dziewczynie skinieniem głowy w jej obawach o znalezienie miejsca do odpoczynku, gdy oddalali się stępem od kolejnej gospody, odzywając się dopiero po chwili.
        - W życiu bym nie przypuszczał, że do jednego miasta można spędzić aż tylu ludzi - skomentował, dosłownie zmuszając pieszych do ustąpienia przed wierzchowcem. Większość ludzi umbris straszył wyglądem dostatecznie by zrobili przejście, bardziej opornych spychał napierając ciałem prowadzony w ten sposób przez jeźdźca, który do listy marzeń na dzisiejszy wieczór, do odpoczynku i pokoju powoli dodawał niezatłoczony kawałek ziemi.
        O znalezieniu w tych warunkach znajomego elfa nawet nie śnił, przynajmniej nie w tej chwili. Może z wypoczętym umysłem i w spokojniejszych warunkach potrafiłby wykazać się większą kreatywnością. W tym momencie zaś tłum dosłownie przytłaczał i odbierał zdolności racjonalnego myślenia otaczając i niemalże namacalnie dusząc demona nienawykłego do takiego zaludnienia. Pech chciał, że gdy się rozdzielali nie było czasu ustalić detali ponownego spotkania. Na dobrą sprawę Lucien pewnie nie pomyślałby o czymś tak przyziemnym. Znalezienie się przebywając w tym samym mieście brzmiało raczej nieskomplikowanie. Jednak to co działo się wokół całkowicie przekraczało wszelkie wyobrażenia szlachcica. Zupełnie jakby cała Alarania przyjechała się zbroić, pokazując Lu jak bardzo mógł się mylić.
W pewnym sensie pewnie tak było. Tłum był wyjątkowo rozmaity i pstrokaty śmiało sugerując, że demon nie mylił się aż tak bardzo i faktycznie do Fargoth zjechali się przybysze nawet z bardzo odległych zakątków Łuski.
        Dopiero po dłuższej, bezproduktywnej wędrówce, gdy mężczyzna powoli zaczynał się niepokoić i frustrować brakiem widoków na odpoczynek w godziwych warunkach, jakiś opiekuńczy duch czy zwykły los uśmiechnął się do dwójki podróżników, pozwalając znaleźć im jeszcze nie wypełniony zajazd wraz z miejscem dla wierzchowca.
        Demon skinął głową, zostawiając pokoje na barkach Rakel, samemu zaś zaprowadził ogiera do stajni. Jak zwykle w międzyczasie musiał przeprowadzić uspokajającą rozmowę z koniuszym, który jak często się zdarzało, wzbraniał się rękoma i nogami przed przyjęciem piekielnego wierzchowca. Lu nawet zdążył już nabrać wprawy w podobnych dysputach. W końcu stajenny skapitulował, a brunet mógł zostawić, bądź co bądź również zmęczonego, na wpół przysypiającego Onyxa, zabrać dobytek w postaci niewielkich juków i pokrowca ze skrytym rapierem by dołączyć do dziewczyny, która jak się okazało daleko nie uszła. Zerknął na dziwny byt w postaci krasnoludzicy rzucającej się na jakąś niewinną elfkę i pokręcił głową z westchnięciem. Dziwna nacja.
        W samej karczmie zaśzupełnie jakby nastąpiło zapętlenie czasoprzestrzeni i sytuacja, która już się wydarzyła jakby zatoczyła koło. Demon uśmiechnął się pod nosem gdy dziewczyna odbierała klucze po czym rozpoczęli wspinaczkę po schodach, tocząc znacznie bardziej nierówną walkę z wszechobecnym tłumem niż z uprzywilejowanej pozycji umbrisowego grzbietu. Pokój nie dał aż takiego schronienia przed wszechobecnym gwarem jakiego można by oczekiwać, ale sam fakt czterech ścian i drzwi odgradzających niewielką przestrzeń od motłochu, dawał delikatne poczucie ulgi. Wtedy wzrok demona padł na wspólne łóżko.
        - Przeznaczenie czy złośliwość losu - szepnął sam do siebie, a zaraz potem rozbawione oczy odnalazły dziewczynę.
        - Niby brak wolnych miejsc a wszystko zaczyna przypominać przyzwyczajenie - zażartował z kolejnej okazji do spania w jednym pokoju. Wcześniej nawet nie zwróciłby uwagi na dzielenie łóżka, a teraz… Dlatego zbyt wiele pytań nie prowadziło do niczego dobrego, a pocałunek wydawał się coraz większym błędem. Rozglądając się po niewielkim pomieszczeniu juki zostawił pod ścianą, obie klingi położył na materacu i ostatecznie usiadł na brzegu koca.
        - Idziemy zjeść kolację i orientacyjnie rozejrzeć się po mieście, żeby jutro łatwiej odnaleźć się w tym kotle, czy zostawiamy wszystko na poranek? Nie ukrywam, że ten tłum dosłownie mnie przeraża, ale zakładam, że jutro bynajmniej nie będzie lepiej - odezwał się pogodnie.
Był zmęczony, ale na pewno w inny sposób niż Rakel. Najbardziej doskwierało mu sztywne ciało, które miało dość monotonnej podróży, więc odpoczywać mógł zarówno leżąc jak swobodnie spacerując. Przez ostatnie dwa dni rany się wygoiły nie pozostawiając po sobie żadnego widocznego śladu. Jedynie sam demon odczuwał pozostałości osłabienia, ale i one w najbliższym czasie powinny ustąpić. Tym szybciej gdy nie używał magii.

        Szybki taktyczny odwrót z Otchłani przynajmniej częściowo wyrzucił z umysłu demona nieprzyjemne myśli związane z obowiązkami i planami rodziny. Niestety ucieczka, jak dosłownie powinno się nazwać nagły wyjazd z rodzinnej posiadłości, nic nie zmieniała, a poruszone przez głowy rodów koło toczyło się dalej swoim rozpędem, niezależnie od skali wyparcia uskutecznianego przez najstarszego z synów. Lucien nieraz grywał na zwłokę i odwlekał wszelkie nieprzyjemności właśnie poprzez swoje znikanie. Tym razem jedynie tracił w ten sposób wgląd w bieżącą sytuację, w najmniejszym stopniu nie opóźniając przygotowań do wielkiego pojednania.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Rakel zesztywniała do bólu, z czego zdała sobie sprawę wchodząc po schodach. W pokoju tylko spojrzała z wyrzutem w stronę łóżka, jakby kpiło ono sobie z niej i Luciena oraz ich planów. Zdążyła jednak zrobić raptem krok, gdy okazało się, że demona to całkiem bawi i to na niego padło błyszczące spojrzenie barwnych oczu.
        - Założyłam, że szlachta jest ponad to, by spać w wieloosobowym pokoju – odgryzła się nieco złośliwie, ale z cieniem uśmiechu na ustach. – A wolę już żebyś udawał, że śpisz, a nie siedział na parapecie i patrzył jak ja śpię – mruknęła już ciszej, nieświadoma zupełnie, że Lucien przygląda jej się tak czy owak. Zresztą lepiej dla niej, by pozostała w tej niewiedzy, bo inaczej oka nie zmruży.
        Za swoją myślą jednak podeszła zaraz do okna, w starym nawyku otwierając je na oścież. Skrzywiła się lekko, słysząc jak odgłosy popijawy stały się głośniejsze, ale chciała chociaż trochę tu przewietrzyć.
        - Szczerze? Nie chce mi się – powiedziała wprost. – Jutro może i będzie tłok, ale będziemy wypoczęci. Poza tym wolę poranny zgiełk niż wieczorne libacje.
        W roztargnieniu już ściągając buty jeden o drugi, skierowała się do łazienki. Nie tylko kąpiel miała w planach. Gdy tylko się umyła, uprała bieliznę i bluzkę, siadając na koniec do najcięższego zadania. Wahała się początkowo czy ryzykować, bo jak sobie spali ubranie to nie będzie miała nawet w czym wyjść do pokoju, ale stwierdziła, że w razie dramatu wyśle Lucka po cokolwiek, co mogłaby na siebie włożyć. Była jednak bardziej zmobilizowana, by osiągnąć sukces i, powtarzając sobie, że to jak pieczeń w piekarniku – podgrzewać, ale nie spalić, zaczęła osuszać ubrania.
        Nie było jej więc trochę dłużej niż zwykle, a gdy w końcu wyszła z łazienki, to w obłokach pary i z włosami skręconymi jeszcze bardziej niż zwykle, ale z triumfem na twarzy. Ściągacze w bluzce były jeszcze gdzieniegdzie wilgotne, ale i tak poczytywała sobie za sukces, że nie puściła nic z dymem. Do zwykłego zmęczenia jazdą dołączyło jednak teraz wyczerpanie magiczne. Rakel z półprzymkniętymi oczami powędrowała do okna, zamykając je niemal na ślepo po czym, w znany pewnie demonowi sposób, dosłownie padła na łóżko, podskakując jeszcze z impetem materaca. Zagrzebaną w poduszce twarz zarzuconą lokami, przekręciła lekko, dmuchając we włosy, by móc normalnie oddychać, ale oczu już nie otwierając.
        - Dobranoc, Lucien – mruknęła tylko i zasnęła.

        Mylili się myśląc, że rano będzie tak samo tłoczno, jak wieczorem. Rakel obudziła się wcześnie, zgodnie z własnym wewnętrznym zegarem, i przez chwilę leżała, nasłuchując. Cisza wokół była wręcz namacalna, a dziewczynę natchnęła nadzieja, że być może zdążą się trochę przejść po mieście zanim wszyscy wstaną.
        Ze śniadania zrezygnowała, natrętnego demona odganiając pomrukami, a w ostateczności zapewniając, że kupi sobie coś na targowisku. Tak też zrobiła, gdy tylko dotarli spacerem do centrum, a dziewczynie zaświeciły się oczy na widok owoców i zapach pieczywa. Chwilę później pogryzała już jakąś słodką bułeczkę, a w drugiej ręce czekała kolejna tego ranka mała pomarańcza. W Valladonie mieli tylko zwykłe – duże i słodkie. Te były malutkie i przyjemnie kwaskowate, a skórka prawie sama odchodziła, pozwalając pogryzać po drodze małe cząstki, którymi odruchowo poczęstowała Luciena, nim przypomniała sobie, że demon nie jada.
        - Wiesz co, chodźmy najpierw na pocztę – powiedziała w pewnym momencie, zatrzymując się i rozglądając. – Napiszę do Doriana, bo pewnie już myśli, że nie żyję – zażartowała, ale była pewna, że gdyby jej brat miał najmniejsze podejrzenia, że coś może jej grozić, to dawno by już tu był. Mimo wszystko czuła się w obowiązku go uspokoić, zwłaszcza, że na targach pojawili się parę dni później niż powinni. Oczywiście o tym w liście nie wspomni.
        Po raz kolejny gratulując sobie pomysłu wczesnego spaceru, weszła do prawie pustego budynku poczty. Prawie. W samym progu, na moment tracąc ostrość widzenia, gdy wchodziła z pełnego słońca w ciemne wnętrze, wpadła na kogoś, dosłownie odbijając się od niego i cofając o krok.
        - Ojej, przepraszam.
        - Rakel?
        - Remy?
        Ciężko powiedzieć, kto był bardziej zdziwiony, bo przez moment oboje wytrzeszczali na siebie oczy, gdy nagle elf objął dziewczynę, jakby nie widział jej sto lat i oparł brodę na jej głowie, przymykając oczy.
        - Będę żył – westchnął z autentyczną ulgą, nim puścił skołowaną Rakel i przywitał się z Lucienem. – Czekam na was od dwóch dni, właśnie napisałem do Doriana. Nic ci nie jest? – Dopiero teraz przyjrzał się dziewczynie uważniej, jednocześnie cofając się do środka, by nie zagradzać przejścia, ale brunetka zesztywniała, wytrzeszczając oczy.
        - Jak to napisałeś do Doriana?! Co mu napisałeś? Kiedy? – zarzuciła elfa pytaniami, a ten obrócił się w stronę lady, chyba chcąc odpowiedzieć, że właśnie w tej chwili, ale Rakel jakby czytała mu w myślach i dosłownie szarpnęła w stronę kontuaru.
        - Przepraszam panią – zaczepiła kobietę, która spojrzała na nią znad oprawek okularów. – Ten pan przed chwilą nadał list do Valladonu, chcemy go wycofać – mówiła szybko, a kobieta uniosła brwi i przeniosła spojrzenie na faktycznego nadawcę, który oszołomiony i wciąż trzymany za koszulę mógł tylko potaknąć. Wtedy urzędniczka westchnęła ciężko i wstała, kierując się w stronę jednego z worków czekających przy tylnym wyjściu. Wzięła kopertę dosłownie z samego wierzchu i łaskawie oddała blondynowi, który już chciał odchodzić.
        - Przepraszam, a uiszczona opłata? – odezwała się Rakel, już spokojniejsza i z powrotem w swoim żywiole, podczas gdy pracownica poczty wyglądała na wyjątkowo zirytowaną faktem, że swoim morderczym spojrzeniem nie położyła jeszcze impertynenckiej klientki trupem. Remy stał już tyłem i szczerzył zęby do Luciena, tylko nasłuchując, a gdy na ladzie niemal z hukiem wylądowały dwie monety, elf zacisnął usta, żeby nie parsknąć w głos. W końcu odeszli kawałek od lady i Rakel wcisnęła mu rueny w dłoń, jednocześnie zabijając wzrokiem.
        - Oszalałeś naprawdę, żeby do Doriana pisać – fukała zirytowana.
        - A co miałem zrobić? Znikasz mi gdzieś w portalu z jakimiś demonami, wybacz Lucien, masz wrócić na targi, trzy dni mijają, a ciebie nie ma. Jak myślisz, kto by się z tego tłumaczył? Pierwszy raz na oczy cię widzę i gubię przed upływem doby! Dorian dosłownie wyprułby mi flaki – odpowiadał elf, jednocześnie obrazowo pokazując rękami swoje wypadające wnętrzności.
        - Przesadzacie wszyscy, dorosła jestem. – Rakel wywróciła oczami, tylko upewniając się w swojej decyzji, by napisać do brata i go uspokoić.
        Naprawdę zaczynało ją irytować, że wszyscy traktują ją jak zagubione dziewczątko. Zawsze sobie sama radziła, a teraz co chwila to kolejna samozwańcza niańka. Na wszelki wypadek zabrała jeszcze elfowi jego list, a jego pytającemu spojrzeniu odpowiedział podejrzanie niewinny uśmiech, gdy Rakel dosłownie w momencie spopieliła kopertę na dłoni do tego stopnia, że ledwo posypał się po niej pył.
        - Serio? – zapytał Bennet, tłumiąc śmiech.
        - Ja do niego napiszę – powiedziała spokojnie, otrzepując dłonie.
        Remy spoglądał z lekkim rozbawieniem, jak dziewczyna niemal agresywnie wyskrobuje uspokajające słowa dla Doriana, zapewniając, jak dobrze się bawi i jak bardzo jest bezpieczna. Starała się jak mogła, ale ironia i tak biła z listu, więc Evans dodała, że spotkała Remy’ego i naprawdę wszystko u niej w porządku. Poskładała kartkę, zapakowała w kopertę i zalakowała, korzystając z pocztowej pieczęci i wosku. Później ze podała list kobiecie za ladą, która spoglądając na ten sam adres i adresata, co przed chwilą sapnęła przez nos i łypnęła na monety na ladzie. Rakel oddaliła się, zanim baba zacznie pluć jadem. Podeszła do mężczyzn, akurat by usłyszeć, jak elf zagaduje Luciena.
        - To gdzie byliście?
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Demona cała sytuacja bawiła. Cóż innego pozostało? Rozpaczać? Nie było powodów. Siadać w drugim kącie? Owszem metaforycznie związane ręce irytowały, ale nie po raz pierwszy miał być obok Rakel z zupełnie czystymi intencjami. Po jednym pocałunku przecież nie zamierzał się na nią rzucić. Co najwyżej wewnętrzny i ogólnie przyjęty zakaz, którego wcześniej nie było, drażnił. Jednocześnie Lucien odczuwał potrzebę, żeby się spod niego uwolnić i precyzyjniej dowiedzieć co wtedy, jak wtedy potoczy się cała historia. Jednym słowem chciał wykręcić się od przymusowego mariażu, żeby przestać pretendować na nieszczęsnego narzeczonego wbrew woli. Nie wiedział tylko jeszcze jak.
        Rakel podchodziła do sprawy trochę mniej swobodnie, zresztą jak zawsze, ale i u niej rozbawienie zaplątał się gdzieś w oczach gdy postanowiła się odgryźć.
        - Bardzo słusznie założyłaś. - Lu niezrażony złośliwością uśmiechnął się bezczelnie. - Bardzo lubię patrzeć jak śpisz, ale gdybym miał przebywać z tym motłochem w jednym pokoju? Dla bezpieczeństwa najpewniej spałbym na twoich kolanach jak Onyx - kontynuował, a uśmiech bruneta tylko się poszerzył, gdy ten wyraźnie świetnie się bawił dość ciekawą wizją.
Odprowadził dziewczynę wzrokiem do okna i jak ona skrzywił się na jazgot, który dostał się do pokoju. Potem skinął głową, ale orientując się, że dziewczyna może go słabo widzieć dodatkowo przytaknął cichym pomrukiem.
        Rakel zniknęła w łazience na dłuższy czas i demon miał chwilę na pogrążenie się w myślach. Broń oparł o nocną szafkę. Wyjrzał przez okno z niewielkim niesmakiem. Czy naprawdę musieli aż tak wyć, nie byli zmęczeni? Ogólnie obserwacje ludzi zawsze były ciekawe, nawet jeśli ci czynili głupoty, ale po długiej podróży nawet jego nerwy szarpali. Chciał wypocząć. Potem przespacerował się po pokoju oglądając kąty, w których przyszło im nocować, jednocześnie z ulgą stwierdzając, że już prawie odzyskał swoje dawne ciało i jeszcze dzień może dwa a będzie dysponował pełnym potencjałem.
        Potem promieniejąca Czarnulka wyszła z łazienki. Przyczyny radości nie był świadom, mógł jedynie się jej domyślać lub doszukiwać, ale wolał pocieszyć nimi oczy. Doczłapała do okna, potem niemal po omacku dotarła do łóżka i padła jak stała.
        Uśmiechnął się łagodnie spoglądając na czarujący obrazek i zniknął w łazience. A gdy już sam doprowadził się do porządku, zgodnie z obawami dziewczyny chwilę poświęcił znajomemu i uroczemu widokowi. Najpierw przykrył dziewczynę połą kołdry, której drugą połowę przytrzasnęła padając bezwładnie, potem położył się obok głowę opierając na łokciu. Wolną ręką zupełnie jakby chciał brunetkę pogłaskać odgarnął większą część włosów, pod którymi zniknęła dziewczyna. Potem palcami powoli i delikatnie, z zamkniętych oczu zsuwał pozostałe czarne serpentynki. Ciemne rzęsy i rozluźnione usta pokazały się niedługo później. Demon patrzył przez jakiś czas na kuszący obrazek. Opuszkami musnął jeszcze policzek dziewczyny szepcząc cicho - Dobranoc Rakel - i również zamknął oczy. Może nie musiał spać, ale potrzebował odpoczynku niewiele mniej od dziewczyny, ze szczególnym uwzględnieniem źrenic obolałych od jaskrawego słońca otwartych przestrzeni.

        Śniadania oczywiście zjeść nie chciała, na co demon marudził coś nieszkodliwie pod nosem, poddając się równie szybko jak dziewczyna wypadła z karczmy.
Po drodze zahaczyli o targowisko jak Rakel obiecała więc wszystko było w jak najlepszym porządku. Z chęcią powąchał mały pomarańczowy owoc trzymany przez brunetkę, przytrzymując sobie jej rękę przy twarzy, ale za jedzenie już podziękował z łagodnym uśmiechem. Spokój jaki wokół panował był wręcz nie do opisania, zupełnie jakby wszyscy jeszcze spali po libacji. Dopiero teraz mógł przyjrzeć się miastu, ale nie wyglądało jakoś wybitnie interesująco. Podobnie jak budynek poczty, do którego udali się w pierwszej kolejności na co demon przystał bez zastanowienia. Jednak to kogo tam spotkali było bardziej zaskakujące niż cisza panująca w mieście wczoraj wyglądającym jakby przechodziło oblężenie. Elf, ten sam, którego obawiali się w ogóle nie być w stanie znaleźć.
        Demon popatrzył przechylając głowę jak w sumie całkiem obcy mężczyzna, bo jedynie znajomy rodziny, wita się wylewnie z jego Czarnulką, przytulając ją z ulgą godną najlepszego przyjaciela, któremu w okrutny sposób odebrano towarzyszkę. Chyba Rakel po prostu takie uczucia budziła, uznał w myślach obserwując jak właśnie przemocą dziewczyna i zawłaszczony na zakładnika elf wycofują list nadany do najstarszego z Evansów. Dobrze, to by oszczędziło kłopotów, przyznając brunetce rację - też pomysł, żeby do Doriana pisać.
Rozumiał czyn patrząc na to z rozsądkiem i jednocześnie zwyczajnie logicznie się zastanawiając byłby niezły dym. Już sam fakt, że miał z Rakel jechać kowal a ten siedział w areszcie. Demon wolał nie być w skórze kowala. Sam by go owej skóry pozbawił gdyby to on był na miejscu starszego brata i chodziłoby o Rakel. Tak więc informowanie Doriana było jak najbardziej zrozumiałe i w równym stopniu potencjalnie uciążliwe i trudne do późniejszego naprostowania. Mimo wszystko potaknął na wyjaśnienia elfa i zaraz z niewielkim uśmiechem, zamykając oczy pokręcił głową milcząco przyznając, że nie miał blondynowi nic za złe. Rozsądne podejście, był demonem jakby nie patrzeć i za swoją nację nie poręczyłby włosami a co dopiero dłonią.
        - Z jednym się jednak nie zgodzę. Ty dopiero Rakel spotkałeś, ja ją zabrałem najpierw z Valladonu, potem z Alaranii, jak myślisz kogo pierwszego Dorian by wypatroszył? - zażartował demon uśmiechając się szerzej z racji buntu dziewczyny. Było dwa do jednego, może wreszcie dałoby się coś tej czarnej kręconej makówce przekazać, nie by wierzył, że przyzna im rację, ale może chociaż fukać będzie mniej.
        - To nie tak, że nie wierzymy, że sobie nie poradzisz, tylko nam zależy więc się martwimy, prawda? - zagaił, spoglądając na uszatego w oczekiwaniu na opiekuńczą koalicję.
        Z jakiegoś powodu przy Rakel demon łatwiej oswajał się z innymi bytami z tej Łuski, przynajmniej tymi, które ona darzyła sympatią. Szybciej tracił chłodny dystans i z większa lekkością przychodziły brunetowi rozmowy czy nawet żarty. Świat się kończył, ale chyba tego właśnie pragnął szukając miejsca poza Otchłanią.
Uśmiechnął się jeszcze pod nosem patrząc na płonącą kartkę i skrobany potem list. Miał jakieś dziwne wrażenie, że i tak będzie miał okazję posmakować wymownego spojrzenia Doriana, niezależnie co Rakel nie napisze. A wyrwany pytaniem zerknął na elfa.
        - U mnie w domu. Sprawy rodzinne mnie wezwały, a ponieważ mam durnego najmłodszego brata, matce przy okazji zachciało się poznać Rakel. Stąd całe zamieszanie - Lucien odpowiedział bez ogródek wolnym krokiem wychodząc z budynku z towarzystwem rozszerzonym o jedną osobę.

        W tym czasie niewielki błękitny ognik gnał ulicami miasta. Z cichym szmerem błądził zakrętami podlatując do przechodniów i mieszkańców przez nikogo niezauważony i z niezadowolonym sykiem startował w kolejny szalony sprint. Wreszcie wypadł zza rogu poczty i doskoczył do czarnowłosej dziewczyny, z radosnym skwierczeniem kominkowych iskierek zakręcił wokół Rakel serpentynę aż zawisł na wysokości jej twarzy. Wewnątrz można się było dopatrzeć ciemnych plam wyglądających jak oczy i wielkiego uśmiechu, który nagle rozciągnął się wewnątrz świecącej główki z uradowanym sykiem. Lucien odwrócił się gwałtownie w kierunku dziewczyny, ale w tym samym mgnieniu płomyk zniknął nie zostawiając żadnych śladów. Demon obserwował otoczenie jeszcze przez chwilę, ale nic niepokojącego nie dostrzegł.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Lucien miał szczęście, że Rakel była zbyt zmęczona, by z nim dyskutować, bo to co bawiło demona, ona niekoniecznie uznawała za tak beztrosko nieszkodliwe. Już i tak z trudem przełknęła uwagę, że brunet lubi na nią patrzeć, gdy śpi. Chwilowo było zbyt… niepokojące, by było miłe. W każdym razie darowała sobie dyskusje, chociaż korciło ją, by zapytać demona, co niby ją odróżnia od tego „motłochu”, poza stanem upojenia alkoholowego. Lucien jednak szybko zgasił ją kolejnym komentarzem i Rakel zwyczajnie uciekła już do łazienki. Na kolanach by spał, no jużci. Wystarczy już zamieszania na jej biedną głowę. Skoro i tak musiała udawać, dla własnego dobra, że wczorajszy pocałunek nie miał miejsca, demon mógłby łaskawie nie utrudniać.
        Później już praktycznie nie kontaktowała. Gorąca kąpiel przyjemnie rozluźniła mięśnie, ale też rozleniwiła i tak zmęczoną dziewczynę. Ta dołożyła sobie jeszcze magią i praktycznie nie pamiętała, jak znalazła się w łóżku. A tego, że ktoś ją później głaskał po policzku i odgarniał poskręcane włosy z twarzy, nie była w ogóle świadoma.

        Spotkanie z Remym było niespodziewane, ale wieści, którymi ją powitał, momentalnie zajęły pierwsze miejsce. Praktycznie porzuciła na moment obu mężczyzn, by zapobiec katastrofie, która miałaby miejsce, gdyby Dorian dowiedział się, że jego siostrzyczka po drodze na targi, na które nie chciał, żeby jechała, wpadła jeszcze z wizytą do Otchłani. Normalnie cyrk. Nawet Rand by go nie uspokoił, gdyby był w domu.
        Podczas gdy ona spisywała na szybko relację dla brata, Remy zagadywał Luciena. Ulżyło mu, że demon nie był specjalnie przewrażliwiony na swoim punkcie, bo Los mu światkiem, że nawet z niektórymi elfami nie można było o „elfach” nic powiedzieć, by się nie obruszyły. Gdy zaś usłyszał rozwinięcie swojej myśli, widocznie już odpuścił sobie wszystkie grzechy. Dziewczyna cała i jeszcze znajdzie się jeszcze jeden bardziej winny na drodze Doriana, no lepiej być nie mogło.
        - Fakt. I wybacz, ale bardzo się cieszę, że tak się stało, więcej zniesiesz – stwierdził, już z grzeczności nie wspominając, że przyjaciel mógłby demona tłuc do woli i jedyne co by uzyskał to zwiększony poziom frustracji. Zaraz też odezwała się Rakel, butna jak chyba każda dziewczyna ze starszymi braćmi. W odpowiedzi jednak wyręczył go Lucien.
        - Z ust mi to wyjąłeś, otóż to, troska nic innego – potakiwał gorliwie, tłumiąc rozbawienie i starając się nie drażnić bardziej, podejrzliwej chwilowo, brunetki. Później się dowie, przed czym tak ją chronią. Może sobie być dzielna i ognista, ale targi zbrojeniowe to nie piknik na polanie. Zostawiając już dziewczynę w spokoju odwrócił się znów do nemorianina.
        - A, to już w ogóle nie ma o czym mówić. Wiesz, wyglądało poważnie – wyjaśniał Remy, oglądając się na wychodzącą za nimi Rakel. – Idziesz, Evans? – rzucił odruchowo, jak do przyjaciół, ale dziewczyna też zareagowała, przyspieszając kroku. Spojrzenie tylko miała dziwnie rozbiegane. – Wszystko w porządku?
        - Tak… ja… - zająknęła się rozglądając za siebie i mrugając, ale po chwili przetarła oczy i potrząsnęła głową. – Słońce mnie poraziło chyba – mruknęła, przekonując sama siebie, podczas gdy Remy prychnął rozbawiony.
        - Nietoperek – rzucił lekko złośliwie i ruszył dalej, podczas gdy Rakel wciąż nie doszła do siebie.
        No bo przecież chyba nie widziała przed chwilą małego niebieskiego ognika, unoszącego się przed jej nosem? I to z oczami i uśmiechem! No jeszcze czego!
        Złapała spojrzenie Luciena, który obejrzał się nagle i uśmiechnęła się lekko, jakby jednocześnie chciała uspokoić siebie i jego. Wydawało jej się, ot co. Za szybko wyszła z budynku na pełne słońce i miała mroczki w oczach, nie pierwszy raz przecież. Wcześniej nie miały oczu, no ale już! Nie ma tematu.
        - Remy, gdzie się zatrzymałeś? – zapytała.
        - W gospodzie nieopodal. Twoja kobyłka też bezpieczna na stanowisku, nie martw się. Wy macie gdzie się zatrzymać?
        - Dzięki. Tak, coś znaleźliśmy – mruknęła pokrętnie. – A tam u ciebie nie ma nic wolnego? Bo i tak muszę juki zabrać, a dla Echo u nas już nie ma miejsca.
        - No właściwie są jeszcze dwa pojedyncze pokoje, ale stanowisk nie ma już wolnych, a wy pewnie na tym twoim piekielnym rumaku wróciliście? – zapytał, spoglądając na Luciena. - Jak im tam, umbrisy, o.
        Rakel przygryzła wargę, zastanawiając się. Bez sensu przenosić się do Remy’ego, skoro i tak nie ma gdzie Onyxa zostawić, no bo przecież nie będzie stał tak daleko od nich. Ale też chyba byłoby jej lepiej we własnym pokoju. Towarzystwo Luciena jak zawsze było miłe, ale mimo wszystko przydałaby jej się chwila prywatności. Pomijając już fakt, że i tak musieliby odnieść jej rzeczy do gospody… Nie no, chyba zostanie, jak jest. Z każdej innej kombinacji musiałaby się tłumaczyć, a chwilowo brakowało jej argumentów, które byłaby skłonna wypowiedzieć na głos.
        - No dobrze, to ja bym zabrała tylko swoje rzeczy.
        - Jasne, są u mnie.
        Od rana zaliczyli więc całkiem przyzwoity spacer, bo do tego umyślnego z rana po targowisku, doszedł teraz kurs do gospody, w której zatrzymał się Remy i z powrotem do nich z torbą Rakel, którą oczywiście niósł Lucien, w ogóle nie podejmując dyskusji na ten temat. Poczekała z Remym na dole, gdy demon zanosił jej rzeczy na górę, po czym wszyscy wrócili na rynek.

        - Chodźcie, pokażę wam z czym to się je, szczury lądowe – żartował, prowadząc ich na główny plac, a tam do potężnego drewnianego słupa, do którego poprzybijane były obwieszczenia. W miejscach, w których nie było żadnego pergaminu, widać było poharatane od gwoździ drewno, pokazujące jak wiele razy coś tutaj wieszano i ściągano. Remy w tym czasie odnalazł właściwe obwieszczenie i kiwnął na Rakel, która z zainteresowaniem zerknęła na pergamin.
        - Łoł…
        - Wiem, wiem – zaśmiał się elf, widząc wielkie oczy dziewczyny.
        Długi na prawie sążeń zwój pergaminu musiał być przybity na górze i u dołu, by nie rolował się ciągle i nie łopotał na wietrze. Eleganckimi zawijasami skryby wypisany był plan całych targów z rozbiciem na 7 dni, przez które trwało wydarzenie, oraz pokrótce spisane najważniejsze zasady, na końcu odsyłające do pełnego kodeksu, znajdującego się w ratuszu.
        - „Zakazuje się handlu towarem przekraczającym normy detaliczne miasta. Zakazuje się wstępu na teren treningowy dzieciom poniżej dwunastego roku życia. Zakazuje się rzutów toporem po zmroku przez osoby będące pod wpływem alkoholu…” a co, przed zmierzchem już można?
        - Luka prawna. A tam zasady czytasz, zobacz co w planie na dziś.
        Rakel czytała losowe punkty regulaminu, sunąc po nich palcem, tylko po to, by odkryć kolejny tuzin poniżej. Posłusznie jednak przeszła do planu dnia.
        - „Od przedpołudnia do wczesnego popołudnia wolne targi. Od późnego popołudnia do zachodu słońca otwarte treningi. Po zmierzchu festyn…”
        - Dobra, tu czytaj - niecierpliwił się elf, stukając palcem w odpowiednie miejsce.
        - „O zmierzchu start gry terenowej. Grupy od dwóch do czterech osób rejestruje się w…”
        - Zgłosiłem nas – przerwał jej Remy.
        - Co? – Rakel wyprostowała się, porzucając czytanie i spoglądając na zmianę na elfa i na Luciena.
        - No zgłosiłem naszą trójkę – wyjaśnił uśmiechnięty blondyn i zerknął na demona. – Lucien, jak chcesz się wymiksować to nie ma sprawy, możemy iść sami z Rakel – powiedział uprzejmie, mając na względzie oczywiście rzucającą się w oczy powagę szlachcica. – Rozumiem, że pełzanie w błocie może cię nie bawić – powiedział, a Rakel zaśmiała się ukradkiem. No to byłby ciekawy widok.
        - Będziemy pełzać w błocie?
        - Ostatnio pełzali.
        - Ale czekaj, co to w ogóle jest… podchody takie? – dopytywała.
        Spodobała jej się już sama nazwa, ale nie była pewna, co do udziału. Nigdy nie uczestniczyła w żadnych grach grupowych… czy grach w ogóle. Poza tym ewidentnie okazywała zbyt mały entuzjazm, bo Remy westchnął, porzucając na moment swoją podekscytowaną pozę i rozpoczął tłumaczenie.
        - Niby tak, jak podchody. Tylko trwają od zmierzchu dzisiaj, do jutra do północy. Nie wiem jeszcze dokładnie, jaki będzie przebieg, bo tego dowiemy się dopiero na starcie, ale ogólnie chodzi o to, by cała grupa dotarła do wyznaczonego miejsca, jako pierwsza. Oczywiście po drodze masz jakieś wyzwania, przygody, walki…
        - Walki?
        - No wiesz, niektórzy to traktują dość poważnie i przed samą flagą nie raz są bójki, ale spokojna twoja kręcona głowa, nic nam nie będzie.
        - No i co tam się dzieje?
        - Generalnie brniesz na przełaj tak, jak pokazuje mapa albo na skróty, jak się znasz. Po drodze masz jakieś zadania, od banalnych i fizycznych po te bardziej skomplikowane, z wiedzy o broni, historii i tak dalej. Ogólnie całkiem niezła zabawa. Coś się musi w końcu dziać poza targami, bo ludzie tylko by chlali.
        - Brzmi fajnie! Idziesz, Luc? – zapytała, wyraźnie wskazując, że ona się zdecydowanie wybiera.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Szczęście sprzyjało początkującym, tak zwykło się mawiać. W wypadku poszukiwań zagubionego elfa powiedzenie chyba się sprawdziło. Trafili na Remiego całkiem przypadkiem podczas gdy szukając mogliby się nigdy nie znaleźć przy tłumie jaki zjawił się na targi zbrojeniowe.
        Poza tym, dobrze, że uszaty był względnie przyjemny w obyciu, znacznie przyjaźniejszy niż chociażby kowal, ponieważ zapowiadało się wznowienie wspólnej podróży na dłuższą metę, która jedynie zmieniła formę z jazdy w kierunku miasta na przemieszczanie się jego ulicami. Lepiej gdy nie była ona przykra i uciążliwa.
        Tymczasem renoma czarnulkowego brata się rozprzestrzeniała. Najwyraźniej każdy, kto raz spotkał Doriana, przewidywał do czego starszy brat mógł być zdolny. Demon prychnął cicho, pobłażliwie spoglądając na elfa. Więcej zniesie, też wymyślił, przecież nie oznaczało to, że nie czuł bólu. Dodatkowo mówili o wypatroszeniu. Dziecię lasu czy innej przyrody nawet chyba nie zdawało sobie sprawy jak uciążliwa sprawa by to mogła być.
Do dziewięciu kręgów piekła, nie wiedziałby czy lepiej szybko wciskać wnętrzności z powrotem do środka, czy zwyczajnie je odciąć by odrosły miast ryzykować fragment wątpi dyndający z zasklepionej rany gdyby nie zdążył nim regeneracja uczyni swoje. Też dowcipny spiczastouchy. A to wszystko przy jednoczesnym nie robieniu Dorianowi krzywdy. Miałby stać i się nie bronić? Wszystko przecież miało swoje granice, szczególnie demonia cierpliwość. Ale mimo to blondyn był dość sympatyczny i Lucien darował sobie dzielenie się podobnymi dywagacjami, tym chętniej, że próba założenia ochronnej koalicji zakończyła się sukcesem. Elf współpracował, chociaż nie spotykało się to z aprobatą głównej zainteresowanej.
Potem demon mruknął potakująco gdy Remy prostował swoją ciekawość odnośnie pobytu.
        - W tym pewnie elfickie dwory nie różnią się aż tak od nemoriańskich - zagaił. Cóż kryć, większość elfów nie słynęła ze szczególnej wyrozumiałości a prędzej ze sztywnej etykiety i przynajmniej delikatnego nacjonalizmu. - Z każdej igły są w stanie zrobić nawet nie widły, co całe zasieki - mruknął z bezsilną miną zerkając na elfa, tłumacząc idiotyczne zachowanie braci, którzy niemalże odstawili inwazję. Pominął fakt, że wewnętrzne rodzinne rozgrywki były całkiem poważne. Niekoniecznie musiał wtajemniczać w szczegóły blondyna, który chociaż przyjazny, wciąż był obcym i postronnym jegomościem.

        Byli już na zewnątrz pocztowego budynku, gdy Lucien poczuł magię o znajomym zabarwieniu. Rozejrzał się czujnie wypatrując jej źródła, ale napotkał jedynie wzrok Rakel, która uśmiechnęła się uspokajająco. Remy nie wyglądał jakby zauważył cokolwiek. Co do brunetki nie miał pewności, ale nie chciał dziewczyny niepotrzebnie niepokoić swoimi podejrzeniami. Odwzajemnił lekki uśmiech i podążył za grupą trochę nieobecny i rozbity, gdy wciąż poszukiwał przyczyny niepokoju skupiając zmysły na otoczeniu a nie toczącej się obok rozmowie.
Tym bardziej, że decyzję co do gospody czy pokojów pozostawił dziewczynie, wszak i tak tylko jej towarzyszył. Nim więc wyswobodził się z myśli i odpuścił daremne wypatrywanie magii, byli już w zajeździe, żeby odebrać rzeczy dziewczyny. Potem musiał pospierać się z Rakel o to kto będzie niósł bagaż. Krótko, ponieważ dziewczyna nie przepadała za robieniem scen, tym bardziej na oczach wyjątkowo rozbawionej karczmarki, (szczególnie takiej, która nie szczędziła ludowych mądrości o rycerskości czy zakochanych, a wydawało się, że podobnych wtrąceń miała niewyczerpaną ilość), czy na przemian rozbawionego i zaciekawionego elfa, podczas gdy Lucien wyraźnie nie miał nic przeciw urządzaniu podobnych scen.

        Demon nie miał też nic przeciwko spacerom, chociaż tych urządzili sobie sporo od rana i teraz poszli wpierw odnieść rzeczy dziewczyny do wspólnego pokoju, a potem na główny plac, który z jakichś powodów budził w elfie wielkie emocje.
Dotarcie na miejsce jednak ani nie rozjaśniło powodu podekscytowania blondyna, a jedynie wprowadzało w demonim umyśle coraz większy zamęt. Rzucano mu szczurami lądowymi chociaż Fargoth nie leżało nad morzem. Potem został im zaprezentowany słup z całą listą idiotycznych praw. Na przykład to o rzucaniu toporem pod wpływem alkoholu po zmroku… Chociaż jakby się zastanowić, to pewnie gdyby rozporządzenie rozciągnąć na całą dobę, brakłoby zawodników gdy topornikami była specyficzna grupa stworzeń ze szczególnym uwzględnieniem najliczniejszej jej reprezentacji w postaci krasnoludów. Ale czemu zabraniano wstępu młodzieży młodszej niż dwunastoletnia? Przecież miał niespełna sześć lat gdy walczył ostrą bronią, zdarzało się by potykał się ze starszymi od siebie i na złe mu przecież nie wyszło... Za każdym razem gdy demon myślał, że zaczyna rozumieć ten plan, uświadamiał sobie, że po tej stronie jest więcej niezrozumiałych rzeczy niż przypuszczał.
        Następnie pogubił się już całkowicie. Co to były gry terenowe i na Księcia, jak miał się “wymiksować” z pełzania w błocie. Przechylił głowę spoglądając raz na elfa raz na Rakel, próbując rozszyfrować co kryło się pod tajemniczym zwrotem i co czaiło się między tymi szpiczastymi uszami. “Podchody” nic mu nie ułatwiły, chociaż zdawały się trochę przemawiać do dziewczyny.
Oczywiste, że brnąć w błocie nie lubił, pomijał skupiając się na odnalezieniu sedna zamysłu uszatego. A odnajdował go powoli, krok po kroku z każdym kolejnym zdaniem gdy przysłuchiwał się ożywionej rozmowie. Wychodziło na to, że łaskawie i lekko kpiąco pozwalano mu zrezygnować z udziału w jakimś turnieju czy rywalizacji, które rozgrywano w zespołach, chyba głównie dlatego żeby się nie pobrudził… Demon spojrzał zaczepnie na podśmiewającą się dziewczynę, żeby sobie bezczelna Czarnulka nie myślała, że nie spostrzegł jej rozbawienia.
        - Brzmi co najmniej dziwnie, ale już ustaliliśmy, że zamierzam cię bezpiecznie odprowadzić do Valladonu więc nie mogę spuścić cię z oczu na niemal całą dobę, szczególnie jeśli mają się tam rozgrywać jakieś bójki - odpowiedział z bezczelnie złośliwym uśmiechem, ewidentnie drażniąc się z Rakel.
        - Zresztą sam bym się nudził, to co mi szkodzi zobaczyć co Remy wymyślił - dodał wzruszając lekko ramionami.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        W porządku, tak jak Rakel nie miała najmniejszego doświadczenia w grach zespołowych, tak strasznie chciała wziąć udział w tej! Idea podchodów była jej znajoma, jednak wdrożenie jej w życie z jedynie dwoma braćmi zupełnie nie miało racji bytu, a dziewczyna nie miała tylu koleżanek i kolegów, gdy była młodsza (nie by to jej przeszkadzało), by być zaproszona do takiej zabawy. A tu coś takiego w wersji dla dorosłych! Nie ma opcji, by to przegapiła.
        Dla porównania kompletnie nie wyobrażała sobie Luciena biorącego udział w takiej zabawie, już pomijając sam koncept rozrywki, który demonowi był raczej obcy. Nie wpadła na to jednak od razu i dopiero, gdy Remy lekko uszczypliwie zaoferował brunetowi wyjście z nieco przymusowej początkowo sytuacji, Rakel zaśmiała się pod nosem na samą myśli o Lucku w wersji terenowej. Przecież, pomijając już to cale szlachectwo i postawę, tego faceta się dosłownie brud nie imał! Czarna koszula była niemal tak samo nieskazitelnie czysta, jak gdy opuszczali jego dom. Może nieco wymięta, ale to też trudno stwierdzić, gdy osypywała się porozpinana…
        Dziewczyna ściągnęła usta, próbując przybrać poważną minę, gdy na chichotach przyłapało ją zaczepne spojrzenie Luciena. Chyba jednak rozwijała w nim powoli jakieś bardziej normalne poczucie humoru, bo brunet uśmiechnął się, nim swoimi słowami zrujnował całe dobre wrażenie. Rakel zmrużyła ostrzegawczo oczy.
        - Nie potrzebuję nadzoru – syknęła przez zęby, zerkając ukradkiem na śmiejącego się teraz z niej Remy’ego. Dwa śmieszki się dobrały, naprawdę. Trąciła Luciena lekko ramieniem w ramach nagany, ale rozpogodziła się szybko.
        - Hej, ja nic nie wymyśliłem – odezwał się elf, unosząc dłonie. – Ja nas tylko zapisałem, będzie zabawnie – dodał wzruszając ramionami i uśmiechnął się. – To co, odpoczywacie przed startem czy idziemy na łajzy?
        - Dopiero niedawno wstaliśmy, chodźmy pozwiedzać – powiedziała Rakel, a blondyn tylko kiwnął głową po czym skinął na Luciena, by ten dotrzymał mu kroku.
        - Przybliżę ci temat – wyjaśnił, ruszając z demonem przodem, podczas gdy dziewczyna szła za nimi, ciągnąc wzrokiem po oknach wystawowych w kamienicach.
        - Podchody to w Alaranii taka gra dla dzieciaków, żeby miały co robić i przez parę godzin nie właziły rodzicom pod nogi – zaczął nieco ironicznie. – Ogólnie chodzi o to, że są dwie grupy, z których jedna „ucieka”, a druga ich „goni”. Pierwsza oczywiście ma odpowiednią przewagę, by drudzy nie dogonili ich gnając po prostu przed siebie, powiedzmy godzinę. Zazwyczaj ma to miejsce w lasach, gdzie łatwo stracić orientację i drogę. Uciekająca grupa ma obowiązek zostawiać goniącym poszlaki na każdym rozwidleniu drogi lub w miejscach, gdzie schodzą z utartych szlaków. Z drugiej strony, nie chcąc zostać złapanym, uciekający utrudniają to jak mogą. Poszlaki są ukryte, podchwytliwe, czasem wymagające wykonania jakiegoś zadania. W bardziej zaawansowanych grach poza uczestnikami są też wolontariusze, którzy na przystankach, w których grupa uciekająca zostawia poszlakę, pokazują ją goniącym dopiero po prawidłowej odpowiedzi na jakieś pytanie czy realizacji wytycznych. Goniący wygrywają, gdy dogonią uciekających, a ci ostatni wygrywają, gdy wrócą do punktu wymarszu albo dotrą do określonego miejsca, zanim zostaną złapani. Póki co nadążasz? – Elf przerwał opowiadanie, dając Lucienowi czas na zadanie pytań, jeśli ten miał jakieś.
        - Ja tylko zajrzę tutaj na chwilę – odezwała się Rakel, wskazując na jakiś kram i Remy potaknął na ślepo, kontynuując opowiadanie.
        - Gry terenowe to po prostu podchody dla dorosłych, którzy też czasem potrzebują rozrywki, ale gry z dzieciństwa, chociaż darzone sentymentem, są zwyczajnie za proste. Utrudnia się więc je, jak tylko można. O ile za dzieciaka poszlaką była strzałka ułożona na ziemi z patyków i co najwyżej przysypana lekko liśćmi, to teraz zostawia się niemal sfinksowe zagadki, wskazujące odpowiedni kierunek. Jeśli kiedyś wykonaniem zadania było wspięcie się na czubek drzewa, teraz trzeba zrobić to po przepłynięciu rowu pełnego wody, wdrapaniu się na wysoką na sześć stóp drewnianą palisadę i przeczołgania pod drutem kolczastym. Im trudniej albo śmieszniej tym lepiej. Zazwyczaj zabrania się też stosowania magii, bo co by to była za zabawa, gdyby ktoś po prostu teleportował się na drugą stronę.
        - Podchody to oczywiście przykład. Równie dobrze może wcale nie być grupy uciekającej, a jedynie ukryta w lesie flaga, którą trzeba zdobyć przed innymi, jak w zeszłym roku. Wtedy zasady są podobne, ale poszlaki zostawiają organizatorzy. Jak sam siebie słucham to brzmi to nieco infantylnie, ale wierz mi, że po kilku dniach targowania i picia na zmianę, nawet krasnoludy rzucają się do nowego zajęcia. Fajnie mieć dobry powód, do zachowywania się co najmniej niestosownie, a poza tym to naprawdę nie jest takie proste, jak może brzmieć – wyszczerzył się elf. On już nasłuchał się opowieści o odbywających się na targach grach i nie wszystkie nadawały się do powtórzenia, ale nigdy nikt nie umarł, a to już przecież coś, nie? Trochę żałował, że i w tym roku nie zobaczył się tu z przyjaciółmi, albo chociaż z Morganem, ale potrzebę męskiego towarzystwa zaspokajał mu Lucien. Młodą Evansównę zaś chętnie w końcu poznał i zdecydowanie chciał zobaczyć, jak sobie dziewczyna poradzi. Odwrócił się przez ramię, szukając jej wzrokiem.
        - Coś długo jest w tym kramie… - urwał i zajrzał przez szybę, wypatrując czarnych kręconych włosów. Było tam kilka osób, ale dziewczyny nie widział. – Hm. Może coś przymierza? – rzucił, po czym potarł w zamyśleniu szczękę. – Albo nam zwiała.

        Oczywiście, że im zwiała.
        Do sklepu zajrzała, bo stwierdziła, że po całej tej jutrzejszej zabawie może nie mieć w co się ubrać. Koszulki miała na zmianę, ale spodni nie brała więcej, bo i po co. Nigdy w życiu się niczym nie oblała, a trawa i ziemia nie czyniły im krzywdy. To, oraz urzekła ją lśniąca, bordowa barwa skórzanych spodni, które dostrzegła przez witrynę. W Valladonie lokalizację kramów krawieckich znała orientacyjnie, bo i tak wszystkie ubrania miała od Niny. Tutaj jednak czuła się trochę, jak na wakacjach i postanowiła zrobić sobie małą przyjemność. Były takie cudne! Na dodatek leżały jak ulał, więc po krótkiej przymiarce wylądowały w torbie Rakel, która odliczyła sprawnie kilka monet.
        Już prawie skierowała się w stronę wyjścia, gdy naszła ją ta myśl. Przecież nie po to wyjechała z domu i rodzinnego miasta, żeby teraz już nie jedna, a dwie samozwańcze niańki pilnowały każdego jej kroku. Z Remym może jeszcze doszłaby do jakiegoś porozumienia, ale Lucien był wyjątkowo zapamiętały, jeśli chodziło o czuwanie nad nią. Bez przesady, naprawdę nie była dzieckiem. Co prawda czuła się nieco jak takie, wymykając się ze sklepu tylnym wyjściem, ale cel uświęca środki. Nie będzie jej demon chuchał w kark na każdym kroku. Uprzejma sprzedawczyni zaś tylko puściła do niej oko, gdy dziewczyna pytała o tylne wyjście i musiała zdradzić się, że chce umknąć nadopiekuńczym towarzyszom.
        Więc gdy Remy dopiero rozglądał się za Rakel, ona była już kilka przecznic dalej, z nowymi spodniami i siatką małych pomarańczy w torbie. Wcinając prażone orzeszki, kupowała braciom proporczyki z herbem Fargoth na pamiątkę, a Ninie i Marlene małe składane lustereczka. Słońce przyjemnie grzało, ale nie było bardzo gorąco, więc skierowała się w stronę parku, a tam opadła na jedną z ławek, by odpocząć wśród zieleni i nacieszyć się nowym miejscem.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Rakel solidnie się zbulwersowała, elf był coraz bardziej rozbawiony jej czupurną postawą, a demon drażnił się dalej patrząc zaczepnie w złowieszczo zmrużone oczy.
        - To nie nadzór, to ochrona - Lucien poprawił zadowolonym z siebie tonem. - A ty nie masz szyszek, więc grozisz bez pokrycia - dodał prowokacyjnie, obejmując ramiona dziewczyny w celowo protekcjonalnym geście. Remy był bliski wybuchu pełnoprawnym śmiechem. To dopiero był ciekawy zestaw. Jakby mu ktoś opowiedział o żądnym krwi i zniszczenia nemorianinie drażniącym dziewczynę, że się nią będzie opiekować, nie uwierzyłby nawet po kilku piwach. Wolałby swoich kumpli, ale z takim duetem też nie powinien się nudzić. Ciekawe czy Dorian już to widział. Jego minę też chętnie by zobaczył, z bezpiecznej odległości oczywiście. W tym czasie brunet zarobił kuksańca i właśnie niepokornie podśmiewał się w głos.
        Na wyparcie się pomysłu Lucien lekko wzruszył ramionami. Wymyślił czy tylko zapisał, różnicy nie widział. Elf wpakował ich w całą tę zabawę, a reszta była kwestią nazewnictwa. A wycofywać się nie zamierzał, wpierw piekło by ostygło nim Lu zrezygnowałby z wyzwania z równie uwłaczającego powodu jak ryzyko pobrudzenia się. Co prawda bardziej idiotycznego powodu by propozycję przyjąć też ciężko szukać, ale zostało postanowione. Do optymizmu elfa i dziewczyny było demonowi daleko. Czy będzie zabawnie dopiero się okaże, póki nie spróbują się nie dowiedzą. Jednego za to był pewien, sam naprawdę by się nudził, bo w tej chwili miasto jakoś nie kusiło bruneta do zwiedzania, wolał spędzić ten czas z Rakel.
        Ale pytanie blondyna srogo zbiło go z tropu. Lucien przechylił głowę patrząc pytającym wzrokiem na przemian na obojga. Gdzie niby mają iść, “na łajzy”? Znał ten zwrot tylko jako obelgę, a chyba chodziło o jakąś formę spaceru.
Elf niby mówił we wspólnym, ale kolejny raz konfundował demona swoim dialektem, dobrze, że dziewczyna wiedziała o co chodzi, inaczej musiałby dopytywać.
W trakcie drogi, mimo swojej nie zawsze klarownej formy wypowiedzi, Remy okazał się dość przemyślnym, żeby zacząć objaśniać ideę rzekomej zabawy. Lucien skinął głową z chęcią przyjmując wytłumaczenia, żeby przynajmniej orientacyjnie dowiedzieć się na co się właśnie zapisał.
Od tej pory Remy mówił całkiem sensownie, nawet jeśli nie wszystko było dla nemorianina logiczne. Lepiej było dać dzieciom jakieś produktywne zajęcie, a nie zostawiać w lesie, żeby szukały się nawzajem. A pojedynków im zabraniano. Dziwna nacja.
        Poza tym jednak wszystko do tego momentu rozumiał, wciąż poszukiwał sensu, ale pojmował ogólny zamysł, więc skinął głową potwierdzająco.
        Podobnie uczynił gdy Rakel skierowała się do kramu. Przytaknął dziewczynie zerkając na sklepik i ponownie poświęcił uwagę blondynowi.
        Na wzmiankę o zakazie używania magii skinął głową nieco poważniej. Rzeczywiście, bez podobnych zasad cała idea zabawy, jeśli jakakolwiek istniała, zaginęłaby zupełnie, a całość z opisów uszatego powoli zaczynała przypominać turniej albo wyzwanie wojenne. I może wciąż nie palił się do pomysłu przełajowych biegów, ale możliwość obserwowania podczas tej zabawy Rakel, szczególnie gdy widział jak bardzo cieszyła się jeszcze nawet nie zaczynając, tego nie mógł się doczekać. Patrzenie jak bawi się elf, też mogło być zabawne. Ogólnie wyglądało to jak dobra okazja do obserwowania tych fascynujących stworzeń.
        I wtedy Remy zmienił na chwilę temat. Demon odwrócił się gwałtownie w stronę witryny.
        - Jak to zwiała? - żachnął się demon wracając do elfa nierozumiejącym wzrokiem. Uszaty wzruszył ramionami.
        - Może tylko wolniej coś przymierza... - mruknął blondyn patrząc jak brunet wpada do kramu. Podążył za nim wzdychając, w zasadzie przez moment nie wiedział kogo tak naprawdę chciał pilnować, dziewczyny, która na moment się urwała czy demona, który wyraźnie jeszcze nie do końca wszystko w tym świecie ogarniał. A przynajmniej nie kwestie społeczne. Chociaż przepytanie kramiarki poszło mu całkiem sprawnie. Pewnie sprawę ułatwiał fakt, że sprzedawczyni widząc atrakcyjną dwójkę zmiękła szybciej niż planowała i drzwi na zapleczu wskazywała wodząc maślanym wzrokiem od bruneta do blondyna, przyznając że pozwoliła dziewczynie się nimi wymknąć.
        Wyszli z kramu, Lucien wyraźnie wstrząśnięty a Remy podśmiewając się pod nosem z całej sytuacji, od ucieczki brunetki zaczynając na szoku bruneta kończąc.
        - Ona naprawdę potraktowała nas jak uciążliwe guwernantki - mruknął oburzony.
        - Hmm… no tak jakby - elf przyznał mu rację, nie potrafiąc martwić się etykietką gdy ledwie wstrzymywał śmiech widząc powagę szlachcica.
        - Co za podła istota - nemorianin bulwersował się dalej.
        - Niczego innego bym się po niej nie spodziewał - podśmiewał się uszaty, patrząc na Luciena pobłażliwie.
        - Ale tak znikać?
        - To co, idziemy jej szukać, jak na niańki przystało? - zaśmiał się blondyn. Jednak się mylił, zabawa będzie lepsza niż z kumplami.
        - Nie... - szepnął Lu, wywołując elfie zaskoczenie. - Niech sobie od nas odpocznie jak ją tak męczymy.
        - Mówisz serio? - Uszaty popatrzył na bruneta zbity z tropu. Jeszcze moment temu był pewien, że szlachcic w te pędy zerwie się do poszukiwań, a on odpuszczał już na starcie.
        - Przecież nic jej się nie stanie - westchnął demon krzyżując ręce na piersi, a Remy poczuł się w obowiązku wyjaśnić jeszcze jedną kwestię.
        - Słuchaj stary, ona nie zrobiła tego ze złośliwości, a dla zasady. Ze zwykłej czupurności, buntu - odezwał się wesoło spoglądając na nemorianina, który powoli ale sądząc po jego wzroku chyba zaczynał łapać.
        - No to idziemy się zabawić - rzucił, ale entuzjazmu się nie doczekał - Na podryw. Na dziewczyny... - dodał elf i znów trafił na opór. Cóż nie wszystko demon łapał od razu, ale spokojnie, facet jest facet nawet jeśli szlachcic, zaraz się powinien naprostować.
        - No przecież nie będziemy stać pod kramem czekając aż wróci, też możemy się dobrze bawić! - zarządził wskazując kierunek - Może zaczęły się jakieś pojedynki…

        Ulice powoli budziły się do życia i wypełniały gwarem przybyłych, na powrót robiło się coraz tłoczniej. Stukot podków zmęczonego końskiego kłusa na bruku wpasowywał się w całość dźwięków. Moment później, klekot ustał, na dziewczynę zza niej padł długi cień, a nad kolanami Rakel zawisł spocony koński łeb ze spienionym pyskiem. Pod nim unosił znajomy błękitny ognik, który zaraz zniknął z radosnym skwierczeniem.
        - Cześć wróbelku - zamruczał znajomy głos. Na zjechanym karoszu siedział Gadriel, opierając się łokciem na końskiej szyi, żeby pochylić się do dziewczyny.
        - Zniknęliście tak szybko, że nie zdążyliśmy się lepiej poznać - zanucił patrząc w zaskoczone oczy.
        - Gdzie zgubiłaś sztywniaka? Jak zawsze nawiał, ale teraz ciągnie mnie na dno ze sobą, więc mam z nim do pogadania - dokończył niemal warcząc, rozglądając się samymi oczyma, ale nigdzie nie dostrzegł Luciena. Wtedy przez ulicę przebiegła krzykliwa, mieszana grupa, którą zamykała dwójka krasnoludów wymachujących toporami.
Koń, chociaż zmęczony, poderwał łeb i zatańczył na tylnych nogach. Gadriel wyprostował się siadając pewniej w siodle, niemal z obojętnością zebrał wodze i z gracją ustawił konia ponownie we właściwej pozycji.
        - Szlag. Co tu się wyrabia - mruknął niezadowolony. - Nalot, wojna jakaś, nie da się normalnie do miasta wjechać takie tłumy - burknął zerkając na dziewczynę, wyraźnie oczekując szeroko pojętych wyjaśnień.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Czasami Rakel naprawdę zapominała z kim ma do czynienia i po uczciwym ostrzeżeniu odpuszczała, zakładając kulturalne zastosowanie się do jej życzenia. Demon jednak nie dał jej nawet oddechu złapać, zaraz poprawiając.
        - Ochrony też nie potrzebuję – odpowiedziała tonem zamykającym dyskusję, ale prawie ścierpła, gdy Lucien objął ją troskliwie za ramiona. No co za typ! Kiedy on się taki dowcipny zrobił? Jeszcze niedawno słowa nie powiedział przy nikim poza nią, a teraz się droczy i jeszcze z niej dziecko przed Remym robi, co za wstyd. Nie odezwała się już, nie chcąc pogarszać swojej sytuacji i tylko sprzedała demonowi kuksańca, powoli wracając do siebie. Ale że też on musiał mieć ostatnie słowo! Ciężko było jednak gniewać się na tak rozbawionego nemorianina, z uśmiechem wyglądał jeszcze lepiej niż zwykle. Żeby tylko jeszcze nie jej kosztem…
        Na szczęście okazja do odwetu nadarzyła się jednak szybciej niż myślała i Rakel tylko raz spojrzała za siebie, by później z uśmiechem umknąć nadopiekuńczemu demonowi. Później jej myśli w pełni pochłonęło miasto, tak tłoczne, głośne i barwne, że nieprzyzwyczajonej do takiego zamieszania dziewczynie wystarczyła mała godzinka, by w końcu wyczerpana umknęła w bardziej spokojne miejsce.
        Park był cichy i piękny. Albo jeszcze go nie opanowano, albo z jakiegoś powodu przegrywał z zatłoczonym rynkiem i głównymi ulicami, czego oczywiście nie rozumiała. Usiadła na ławce i podciągnęła na nią nogi, krzyżując je przed sobą i na splecionych kostkach stawiając papierową torebkę z orzeszkami. Chrupała je przez moment podziwiając okolicę, a w końcu zamknęła oczy, nadstawiając twarz na słońce. Niby takie samo świeci nad Valladonem, ale teraz naprawdę czuła się wolna, jak ptak.
        Ściągnęła lekko brwi, gdy cień padł na jej twarz i gdyby nie ciężki oddech konia pewnie czekałaby aż przeszkoda ją ominie. Teraz jednak otworzyła oczy i prawie podskoczyła, tłumiąc okrzyk, gdy zobaczyła nad sobą koński łeb i tego niebieskiego ognika! Nie wydawało jej się!
        Ognik zaskwierczał i zniknął, a ona usłyszała znajomy głos, od którego aż przeszły ją ciarki. Zerwała się momentalnie z ławki, a torba z orzeszkami przewróciła się, rozsypując smakołyki na siedzisku. Karosz parsknął zaciekawiony, stawiając uszy, i pochylił łeb nad przysmakami, ale Rakel nawet nie zwróciła na to uwagi, wielkimi oczami spoglądając na nemorianina.
        - Gadriel – odezwała się zaskoczona, starając nie jąkać. Strzeliła spojrzeniem na boki, ale w końcu rozluźniła się, gdy pierwsze zaskoczenie zniknęło. – Co ty tutaj robisz? – zapytała odruchowo.
        Odpowiedź zupełnie jej nie usatysfakcjonowała, na nowo zbijając z tropu. Zdążyła już zapomnieć, w jakim popłochu opuszczali Otchłań. Przecież ona dosłownie urwała się z podwieczorku, jak mogła nie pomyśleć, że kogoś to zainteresuje? Ale tyle się wydarzyło od tamtego czasu… Teraz jednak doskonale pamiętała przedziwną scenę, którą odstawił Gadriel na sam koniec i Rakel nie była pewna, czy chce go lepiej poznać. Teraz na takiego psychola nie wyglądał, ale pamiętała, że jego oblicze zmieniało się w momencie. Pytanie o Luciena wcale nie było łatwiejsze i tylko dlatego nie roześmiała się, słysząc jak demon nazywa brata „sztywniakiem”.
        - On… - zaczęła powoli, odgarniając włosy za ucho i rozglądając się, jakby pobliskie drzewa miały jej podpowiedzieć. Przecież nie powie Gadrielowi, że mu uciekła, to dopiero będzie punkt wyjścia do gigantycznych wyjaśnień. – Rozdzieliliśmy się. Chciałam trochę pochodzić sama po kramach, a Lucien z naszym znajomym poszli gdzieś dalej, nie wiem gdzie.
        Idealnie, wszystko prawda. Nawet historia trzymała się kupy z tym, co wcisnęła demonicznej rodzince na podwieczorku – znajomy, który na nich czeka. Nagle obok nich przemknęła z rumorem grupa wojowników, zamykana przez dwóch toporników, co mimo całej sytuacji wywołało uśmiech na twarzy dziewczyny, która przypomniała sobie obwieszczenie. Na pewno nie byli trzeźwi. I wbrew pozorom to chwilowe zamieszanie sprawiło, że Rakel rozluźniła się, przypominając sobie, że nie jest już w Otchłani, a „u siebie”. Teraz nawet niezadowolenie Gadriela bardziej ją bawiło, niż stresowało, ale oczywiście nie dała tego po sobie poznać. Poza tym jej uwadze nie umknęło, z jaką łatwością poradził sobie z wierzgającym wierzchowcem, co mimo wszystko wyglądało imponująco. Zdecydowanie bardziej niż głupie popisy Sheitana. Chwilę później przypomniała sobie o pytaniu.
        - Targi zbrojeniowe. Raz w roku odbywają się w którymś z miast w Alaranii, dobra okazja do nawiązania kontaktów, sprzedania lub kupienia czegoś, jeśli ktoś handluje bronią albo po prostu wzięcia udziału w wydarzeniu – wyjaśniła spokojnie i dość obszernie. Teraz nie było to już żadną tajemnicą. Poza tym poczuła się pewniej i stąd chyba jej następne pytanie.
        - Skoro szukasz Luciena, to czemu to… ten ognik szukał mnie? Łatwiejszy cel niż twój brat? – zapytała nieco bezczelnie.
        Teraz, na spokojnie, powiązała już szybko fakty i domyśliła się, że błękitny płomyk, który dopadł ją przed pocztą, był jakimś magicznym sposobem naprowadzania. Fakt, że to wokół niej zawinął spiralę, na koniec szczerząc się z zadowoleniem, podczas gdy Lucien był kawałek dalej, zupełnie go nieświadomy, nietrudno było dodać do równania. Mogła się co prawda tylko domyślać, że Gadriel sądził, że jego brat szybko odkryje sztuczkę albo co gorsza jakoś ją udaremni, ale było to całkiem logiczne.

        W tym czasie Remy ze spokojem szukał odpowiedniego miejsca, by lepiej poznać się z demonem, z którym przyjdzie spędzić mu sporo czasu. Mimo wszystko facet wydawał się sympatyczny, a przynajmniej mógł dostarczyć całkiem sporo rozrywki, patrząc na jego relacje z młodą Evansówną.
        Było niestety za wcześnie na karczmy i chociaż z pewnością były one pełne, to pań tam raczej jeszcze nie było, a przynajmniej nie takich, jakich szukał. Normalnych. Póki co nawiązał na razie niezobowiązującą pogawędkę z Lucienem, wypytując go dość zgrabnie o jego relację z Rakel, a w międzyczasie rozglądał się po okolicznych kawiarniach. I nie musiał nawet długo szukać, nim gdzieś pomiędzy słowami demona dobiegł go przyjemny kobiecy głos.
        - …i co z tego, że teraz pełno tu facetów, jeśli większość z nich to machający maczugą idioci?
        - No tylko konkursu na bekanie brakuje – dodał drugi głos, a na ich wspólny dźwięczny śmiech, Remy już zawracał na pięcie, ciągnąc za sobą Luciena.
        W jednej z kamienic znajdowała się kawiarnia z całkiem sporym ogródkiem wychodzącym na ulicę, ale ogrodzonym drewnianym płotkiem, by przechodnie nie wpadali na gości. W pełnym słońcu, przy okrągłym stoliku siedziały dwie kobiety, koło trzydziestki, nie więcej, obie brązowowłose, przy czym u jednej przebijały w słońcu rude refleksy. Elf podszedł do nich, opierając się niedbale o ogrodzenie, aż spoczęły na nim pytające i zaciekawione, chociaż jeszcze dość zdystansowane spojrzenia.
        - Panie wybaczą, że przeszkadzam, ale nie mogłem powstrzymać się przed przypadkowym podsłuchaniem rozmowy – zagadnął swobodnie, niedbałym gestem wskazując na swoje uszy, wciąż przebijające się przez blond włosy aż nad jego głowę. Już samo to wystarczyło, by kobiety roześmiały się cicho, obdarzając dwóch przystojnych mężczyzn miłymi uśmiechami i spojrzeniami spod rzęs.
        - Pozwoliłem sobie też uznać, że zarówno idiotyzm, jak i bekanie są nam na tyle obce, by móc paniom potowarzyszyć w ten piękny dzień. Jeśli można, oczywiście.
        Bajerował bezczelnie i jawnie, ale mimo wszystko wyraźnie z korzyścią dla nich. Dwie pary brązowych oczu błysnęły wesoło, porozumiewając się niemo między sobą i wśród cichych śmiechów, zarówno Lucien jak i Remy zostali zaproszeni na kawę.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Gadriel znalazł dziewczynę bez problemu, oczywiście jeśli nie liczyć poświęcenia jakiego wymagała podróż i jej niewygód. Droga była wysoce uciążliwa, szczególnie za dnia. Słońce paliło niemiłosiernie, nie tylko drażniąc skórę, bo tę głównie chroniło ubranie, ale przede wszystkim oczy - bolały go jakby nasypał w nie rozżarzonych węgli. Tak też na fana Alaranii się raczej nie zapowiadał i ogólnie nie miał pojęcia co brata tak ciągnęło na ten plan. Do tej pory poza ewentualnymi rozrywkami, jak na przykład wróbelek, nie widział jego zalet.
Do tego odległość jaką pokonał była zbyt długa jak na beztroskie zwiedzanie w radosnych promykach słoneczka, ponieważ startować musiał z ostatniej lokacji portalu.
Błędny ognik potrafił go naprowadzić na cel, zlokalizować obraną osobę, ale nie mógł służyć jako marker do teleportacji czy stworzenia portalu, był zbyt słabym, niematerialnym tworem. Musiał więc ścigać duszka, który odszukał dla niego dziewczynę.
Średni z braci dość szybko potrafił się jednak adaptować. Wcześniejsza jazda z Sheiem i doznania przy ponownym pojawieniu się na tej Łusce szybko naprowadziły demona na podróżowanie po zmroku.
Chcąc jednak jak najszybciej dogonić poszukiwanych, musiał wybierać między komfortem a czasem. Ostateczną decyzją nie szczędził wierzchowca i tym samym siebie, unikając głównie nieprzyjaznych południowych promieni. Początkowo nie wyglądał więc ani na zadowolonego, ani na wypoczętego, chociaż znacznie gorzej prezentował się ogier.
        Stanął nad dziewczyną błogo nieświadomą jego obecności, celowo się nie odzywając, czekając na bycie dostrzeżonym i reakcję brunetki. Nie rozczarował się. Wręcz przeciwnie. Wpierw ocknęła się zwracając większą uwagę na konia i chowańca niż tego kto znajdował się wyżej, ale gdy usłyszała jego głos zawartość trzymanej torebki posypała się wokół rozciągając usta bruneta w uśmiechu.
        - Twój ukochany Shei został w domu - mruknął patrząc jak spłoszona brunetka rozgląda się wokół.
Kąt ust demona uniósł się nieznacznie, gdy ten zauważył jak dziewczyna namyśla się nim odpowie, ale wysłuchał informacji ani szczęśliwy, ani też zawiedziony. Niech będzie, do brunetki wcześniej też miał sprawę, chociaż więc w pierwszej kolejności szukał brata, los zadecydował inaczej zamieniając priorytety nemorianina, szczególnie gdy nie zapowiadało się by w takim razie braciszek wypadł nagle zza rogu i zaczął psuć zabawę.
        Rozmowa dobrze się nie zaczęła, a została gwałtownie przerwana, przypominając demonowi o jego irytacji. To jednak co znacznie bardziej zaskoczyło młodszego bruneta, to odpowiedź dziewczyny.
        - Jak to targi zbrojeniowe… - zamyślił się szlachcic, rozglądając się nieznacznie wokół, tym razem z innym nastawieniem i intencją. Z zamyślenia wyrwało go pytanie.
        - Mówiłem, że bystrzacha... - mruknął z niekoniecznie przyjemnym uśmiechem. - Jakbym jemu przypiął ogon, od razu by się zorientował - potwierdził przypuszczenia zbrojmistrzyni, nie uważając by coś w ten sposób tracił.
        - Lepiej zdradź mi wróbelku coś więcej o tych targach. Nie powiesz chyba, że do tej zapyziałej dziury zjeżdża się ktokolwiek wart uwagi - zagaił wyraźnie zainteresowany. Widział wielu elfów i krasnoludów po drodze przez miasto i trochę w kolejce u bram, ale żeby przyjechali tutaj z bronią, niemożliwe. Niby żyli na tym planie, ale mieliby pojawiać się w ludzkim mieście ze swoimi dziełami, to by dopiero była niespodzianka, w końcu każdy wiedział, że krasnoludzka czy elficka broń była jedyna w swoim rodzaju, miała zwolenników i przeciwników, ale nikt nie zarzucałby im braku kunsztu.
Sheitan był straszną lebiegą w kwestiach uzbrojenia. Lucien oręż traktował jako narzędzie, niezawodne przedłużenie ciała, ale miał swój sprawdzony rapier i inne go nie interesowały. Posiadał wiedzę niezbędną komuś z jego umiejętnościami, ale broń nie budziła jego fascynacji. Natomiast Gadriel uzbrojeniem interesował się na pewno nie mniej niż Rakel, chociaż może trochę z innego punktu niż dziewczyna, która ją wykonywała.
        - A w ogóle co ty robisz na targach broni? Posiadanie ojcowego miecza uczyniła z ciebie taką znawczynię i fankę? - zakpił przyglądając się dziewczynie z uwagą.
        - No dobrze, zaciekawiłaś mnie - zamruczał ostatecznie. - Lucka poszukam później. Zresztą do ciebie też mam sprawę, kruszynko, ale to za chwilę, teraz mnie oprowadzisz. - Uśmiechnął się bezczelnie wyciągając do dziewczyny rękę, żeby wciągnąć ją na siodło.

        Lucien podążył za elfem bez sprzeciwu, zbyt wielu innych opcji nie miał. Przy okazji elf był trochę jak mapa, która pomagała demonowi się odnaleźć. Niby Rakel uczyła go wielu rzeczy, ale elf chyba z racji spojrzenia z dystansu osoby postronnej dostrzegał czasami więcej drobiazgów, tak jak na przykład powiedzenie demonowi, że dziewczyna postawiła na swoim z przekory a nie braku sympatii czy ze złej woli.
Co prawda do tej pory uszaty nie przypuszczał, że spotka kogoś komu podobne sprawy musiałby tłumaczyć, ale jak już stwierdził wcześniej, elf się całe życie uczył i mógł przy tym pomóc odnaleźć się innym. Przy okazji próbował zaznajomić bruneta z ideą zabawy i podrywu, a demon nie wydawał się oponować, wręcz przeciwnie, wyglądał na zaciekawionego.
         Lucien faktycznie zdał się na na Remy'ego. Chociaż nie miał pewności czy ich definicje rozrywki się pokrywały, była to wspaniała okazja do poznawania nie tylko samej Czarnulki jak czynił do tej pory ale i tego świata razem z jego mieszkańcami, lecz już nie z ukrycia jak wcześniej, a bezpośrednio zagłębiając się między nich razem z przewodnikiem.
        Skoro więc uszaty zapewniał, że dziewczynie chwila oddechu zrobi dobrze, bo chyba nie zawsze jest pewna, że demon żartuje z tą opieką, (cóż Lucien nie żartował, ale przecież nie musiał tego wyjawiać, miał się uczyć, a teraz ktoś kolejny zwracał uwagę na ochronę, więc może należało tej kwestii przyjrzeć się nieco bliżej), Lu postanowił go posłuchać.
Nawet w rozmowę powoli dawał się wciągnąć.
        - To jesteście z Rakel blisko? - blondyn zagaił niezobowiązująco, a demon popatrzył na elfa nierozumiejąco, dobrze, że trafił na cierpliwego i pogodnego uszatego nauczyciela. Remy westchnął uśmiechając się.
        - Czy łączy was coś konkretnego? - Demon przechylił głowę zastanawiając się chwilę.
        - Ciężko zdefiniować... - A elf wcale się nie zdziwił, nie oczekiwał prostej odpowiedzi, uśmiechnął się pogodnie nie dając za wygraną.
        - To ujmę to prościej, jesteście razem? - zapytał całkiem bezpośrednio, wywołując skonsternowane spojrzenie morskich oczu.
        - Nie... - Lucien odpowiedział równie prosto, chociaż z lekkim wahaniem. Elf nie drążył, otrzymał odpowiedź na pytanie, które chciał, rzucił więc innym, lżejszym pytaniem.
        - To jak w ogóle się poznaliście?
        Lucien uśmiechnął się wesoło przypominając sobie lecące drzwi i opowiedział całą scenę najlepiej jak potrafił. Elf parsknął śmiechem, kręcąc głową i mamrocząc pod nosem, że naprawdę nie spodziewałby się niczego innego.
        - Słuchaj, nie chroń jej przed każdymi drzwiami. - Może był naiwnie dobroduszny, ale nie potrafił trzymać tego demona w ciągłej niewiedzy. - Bo w którymś momencie ją stracisz. Chcesz dobrze, ale efekt będzie odwrotny. Jeśli zamkniesz słowika w klatce, padnie ze smutku, musisz pozwolić mu latać, nawet jeżeli na świecie żyją koty - Remy rzucił metaforą i pozwolił, żeby trybiki w demoniej głowie powoli ruszyły. Nawet jeżeli gość miałby być jego konkurencją, wolał wygrać uczciwie, dać demonowi szansę na zapoznanie się ze światem, który z pewnością był dla niego obcy. Żył dość długo by co nieco o Otchłani wiedzieć i fakt, że nemorianin w ogóle próbował poznać Alaranię, był godzien uwagi. Zresztą mógł być z niego całkiem niezły kumpel, nie tylko dla Rakel ale i dla niego, tylko potrzebował podania pomocnej dłoni.
        - A teraz patrz, ucz się i przytakuj temu co mówię. - Lucien ponownie popatrzył nierozumnie, ale nie zdążył uczynić nic więcej. Remy złapał go za koszulę i powlókł za sobą w stronę dwóch szatynek.
        Nie zapowiadało się zbyt dobrze, póki nie usłyszał magicznego słowa "kawa" i demon oficjalnie uznał, że został przekupiony. Tutejsza kawa zaś pachniała inaczej, zupełnie jakby nie tyle sposób parzenia (ten był taki sam) co rodzaj ziaren z jakich sporządzano napar. Błogi uśmiech pojawił się na twarzy bruneta, zamierzał zgłębić ten temat, a Remy bajerował dalej.
        - Kolega jest nieśmiały, ale całkiem sympatyczny i dżentelmen - zarzucił z zawadiackim uśmiechem.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Chyba każdego by się tutaj spodziewała, łącznie z trójcą: Dorian, Rand i Morgan, którzy stwierdzili, że jednak pieprzą wszystko i przyjeżdżają. Gadriel zaskoczył ją jak mało, szybko uświadamiając, że mimo okazjonalnego wspominania rodziny d’Notte, całkowicie wyrzuciła ją z głowy w momencie, w którym wrócili do Alaranii. To było nierozsądne z jej strony i teraz ma tego potwierdzenie. Powinna być przygotowana na wszystko, a już na pewno przewidzieć możliwość, że ktoś za nimi ruszy, skoro tak niespodziewanie opuścili rodzinny dom demona.
        Jeśli jednak już miała mieć do czynienia z którymś bratem Luciena, to wbrew szyderstwu Gadriela, które skomentowała tylko pogardliwym spojrzeniem, o wiele bardziej wolała już jego towarzystwo niż Sheitana, który pewnie na nowo zacząłby te swoje zaczepki. Nie dała się jednak sprowokować, pamiętając że mimo wszystko powinna być uprzejma dla rodziny Luciena. Nawet jeśli ich nie znosi, a oni nie mrugnęliby okiem, gdyby stratowało ją stado koni. Tego wymagało dobre wychowanie.
        Podobnie więc nie skomentowała zwątpienia szlachcica ani słowa uznania dla niej, wypowiedzianego jednak z takim przekąsem, że naprawdę mógł sobie darować. Przełknęła też kolejnego „wróbelka”, chociaż zacisnęła usta z niezadowoleniem i prychnęła, słysząc kpinę. Powstrzymała się jednak od komentarza i tylko pokręciła lekko głową, biorąc głębszy oddech, by mimo wszystko normalnie odpowiedzieć na pytanie.
        - Zjeżdża się kto chce. Sam widzisz, jak tłoczno jest w mieście. Tylko raz w roku jest taka okazja, a nie każdy może się wtedy wybrać, dla niektórych jest zbyt daleko, inni zwyczajnie nie fatygują się za każdym razem. Więc owszem, znajdziesz wiele interesujących osób, jeśli poszukasz. Nie wszyscy mają ze sobą broń, zwłaszcza krasnoludy, które specjalizują się raczej w machinerii, ale można nawiązać znajomość i później umówić się już poza targami. Na rynku stoi słup z obwieszczeniami, tam możesz zapoznać się z planem wydarzenia, jeśli rzeczywiście jesteś zainteresowany.
        Rakel była uprzejma i miła, rozmawiając z Gadrielem jak z równym sobie, mimo że za nim nie przepadała, a on nawet nie pofatygował się by zsiąść z konia, gdy z kimś rozmawia. Jak to szlachcic, na wszystkich patrzy z góry. Ale o ile wszystko wcześniej znosiła z względnym spokojem i tylko w jej głosie dało się słyszeć nieco oschłe nuty, na kolejny złośliwy komentarz nie starczyło jej spokoju. Barwne oczy zapłonęły czerwienią płomieni, gdy dziewczyna próbowała zachować spokój, mimo że w jednym zdaniu obrażono ją, wzgardzono jej bronią oraz nie okazano szacunku ojcu. Zacisnęła dłoń na pasku torby, by jawnie nie zaciskać pięści, ale powietrze wokół niej zagrzało się momentalnie, uderzając krótką falą. Włosy obojga poruszyły się jakby tchnięte wiatrem, a karosz nemorianina parsknął niespokojnie, przebierając nogami. Gdyby nie to, że ostatnimi czasy Rakel silniej pracowała nad swoją mocą, ucząc się nią posługiwać i ją kontrolować, zarówno ona jak i demon staliby już w płomieniach. Teraz wręcz pozwoliła sobie na takie prychnięcie magią, nim uspokoiła swoją moc, wciąż jednak wyglądając na ledwo powstrzymującą się od wybuchu złością.
        - Zainteresowanie – szepnęła tylko, nie czując się w obowiązku ani nie mając ochoty zdradzać Gadrielowi czym się zajmuje. Oczywiście nie spodziewała się, by demon uznał swoje zachowanie za niewłaściwe i wyraził skruchę, ale jego kolejne słowa pozbawiły ją wszelkich sił.
        - Nie, wiesz co? Jesteś bezczelny – prychnęła, niczym rozjuszona kotka. – Staram się być dla ciebie miła, ale nie jestem twoją służącą, żebyś wydawał mi polecenia. Szlachectwo jest tylko pustym tytułem, jeśli nie masz na tyle dobrego wychowania, by chociaż udawać, że pytasz o moją pomoc. Jesteś bratem Luciena, więc to naprawdę żaden problem, ale trudno mi być dla ciebie uprzejmą, jeśli tylko kpisz i traktujesz mnie z góry. A na imię mi Rakel. Nie „wróbelek”, nie „kruszynka” ani żadne inne „stworzonko”, jasne?
        Dziewczyna nie wyglądała, jakby miała ustąpić i jeśli tylko usłyszałaby kolejne pogardliwe twierdzenie, po prostu odwróciłaby się i odeszła. A mówiła przecież prawdę. Nie widziała nic złego w tym, by oprowadzić Gadriela po nowym dla niego miejscu. Miała więc nadzieję, że to było jasne i wówczas ujęłaby dłoń, pozwalając wciągnąć się na konia. Akurat tak byłoby im łatwiej przebić się przez zatłoczone ulice. Wystarczyło tylko, żeby przestali z nią wszyscy pogrywać, jakby drażnienie jej było jakimś ich sportem rodzinnym.

        Remy i Lucien zdecydowanie milej spędzali czas. Nie trzeba było wiele, by panie szeleszcząc sukniami przesunęły się, robiąc im miejsce na krzesłach obok, a chwilę po krótkiej prezentacji podano im kawę.
        - Jesteście stąd? – zagaił Remy, a odpowiedziała mu Cornelia, siedząca obok.
        - Ja jestem z Elisii, skorzystałam z okazji, że zwiększono częstotliwość karawan i postanowiłam odwiedzić przyjaciółkę. Elizabeth tutaj mieszka – powiedziała, spoglądając na koleżankę, która chyba nawet jej nie usłyszała, zapatrzona na Luciena. A właściwie na okrutnie długie rzęsy demona, które rzucały cień na jego policzki, gdy mężczyzna niemal cały poświęcił się próbowaniu kawy.
        - Smakuje? – zapytała go tylko, ku rozbawieniu Cornelii.
        - Uważaj zanim odpowiesz, to jej kawiarnia – uprzedziła wesoło i dała się wciągnąć w rozmowę z Remym. Brunet był przystojny, ale ona nie miała cierpliwości do nieśmiałych mężczyzn, w przeciwieństwie do Bethy. Zaraz wróciła więc spojrzeniem do blondyna.
        - Jesteście sami, czy niegodnie porzuciliście gdzieś swoje damy? – zapytała. Po uśmiechu szatynki ciężko było stwierdzić czy jakakolwiek odpowiedź byłaby zła.
        - Tylko ze znajomą, ale chwilowo to ona porzuciła nas. Chyba miała nas dość – odpowiedział rozbawiony elf, spoglądając uspokajająco na Luciena, by ten znów nie podchwycił słówka i nie poczuł się urażony zachowaniem Rakel. Evansowie już tak po prostu mieli, że nie mówiło im się co mają robić, jeśli nie chciało się, by postąpili zupełnie odwrotnie.
        - Bardzo nierozsądnie z jej strony – odezwała się Elizabeth, zapatrzona w Luciena. - Jeśli chcesz, mogę pokazać ci cały proces parzenia. Zamawiam różne rodzaje ziaren i mielimy je tutaj na miejscu – nuciła swobodnie, polując na spojrzenie morskich tęczówek, z brodą opartą na splecionych dłoniach. – Wiesz, nawet samo kosztowanie kawy może mieć w sobie pewien urzekający rytuał. Mało kto potrafi to docenić.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Gadriel często prezentował ogólną pogardę dla wszystkich i wszystkiego, kpiąc z kogo w danej chwili chciał, rzadko kiedy przestrzegając zasad dobrego wychowania. Nie gdy nie miał w tym interesu lub zwyczajnie nabrał fanaberii kogoś powkurzać. Teraz pasowały obie wymówki do zachowywania się ze swoim niepowtarzalnym urokiem i demon celowo drażnił dziewczynę, czekając kiedy puszczą jej nerwy.
        Początkowo znosiła docinki w ciszy, co najwyżej spinając się pewnie by przypilnować języka, ale brunet też nie starał się jakoś wybitnie by jej dopiec. Był pogardliwym sobą, jeszcze nic więcej.
        Słup z obwieszczeniami na rynku. Kazała mu szukać słupa, też dowcipna. Skoro tak lubiła żarty, to Gadriel uderzył w czulszą strunę. Dziewczyna była dość drażliwa na punkcie miecza i ojczulka, nie dało się tego nie zauważyć, a gwałtowna fala ciepła tylko potwierdziła opinię szlachcica. Pewnie zniknął z życia dziewczyny dość nieplanowanie, może mu się zmarło stąd estyma z jaką panna traktowała klingę. Kędzierzawy demon uśmiechnął się półgębkiem na tę demonstrację niezadowolenia i chyba groźbę, po czym zarządził zwiedzanie, ale i ono spotkało się z protestem. Aż prychnął rozbawiony widząc jawne oburzenie dziewczyny, która podsumowała wszystko z dzisiejszego spotkania co raczyło ją zezłościć. Lecz uśmiech momentalnie spłynął z zadowolonej twarzy, gdy Rakel wypomniała mu pokrewieństwo. Świadomie czy nie, ale wbiła szpilkę w najczulszy punkt młodego szlachcica - starszy brat. Rzekomo teraz wszystko jemu zawdzięczał, tylko ze względu na niego brunetka go tolerowała i była dla niego miła. Planowo czy zupełnie przypadkiem, ale odgryzła się za miecz, może nie tyle boleśnie co dość upierdliwe w swej trafności.
        - Szlachectwo to władza, nic więcej, mrzonki o cnotach wymyślili bajarze, bo bardom więcej płaci się za historyjki o zacnych rycerzach niż o gwałtach jakich się dopuszczają - odparł chłodnym nieprzyjemnym głosem, a koń przestąpił kilka razy tylnymi nogami, wyczuwając poirytowanie jeźdźca.
        - I nie strasz mnie magią, bo nawet nie wiesz z kim miałabyś się mierzyć. - Aurę miała silną, żywiołową. Energia jaką demon poczuł przy uderzeniu również kazała się z dziewczyną liczyć, ale wciąż była tylko młodą czarodziejką.
        - Przyłożyłbym ci zanim zdążyłabyś prychnąć i wciągnął na konia a nikt nawet nie próbowałby stanąć w twojej obronie. Luciena też jakoś w okolicy nie widzę - Gadriel mówił, bez emocji patrząc w oczy brunetki.
        - Nie lubię pyskatych kobiet, za wiele sobie pozwalają. Grożą a potem uciekają z piskiem kiedy wywołane kłopoty je przerosną, ale powiedzmy, że jesteśmy kwita, a tobie buta pasuje jak za duży miecz, nie gryzie się jakoś szczególnie z całością obrazka - dokończył lżejszym, bardziej nonszalanckim tonem.
Kończąc zdanie, brunet wysunął obie stopy ze strzemion i z rozmachem kawalerzysty przerzucił nogę nad końską szyją, żeby zgrabnie zeskoczyć z siodła. Nawet nie łapał wodzy, a koń nie wyglądał jakby miał uciekać. Wyciągnął jedynie szyję ponownie interesując się rozsypanymi wcześniej orzeszkami i źdźbłami trawy wystającymi spod ławki.
        - Pozwól, że zacznę od nowa. Rakel, zechcesz mnie oprowadzić po tym słonecznym zadupiu zanim mój braciszek się przypałęta i zepsuje zabawę? - zapytał z zawadiacką melodią, kłaniając się nieco przesadnie, ale chyba bardziej dla zaczepki niż kolejnej kpiny.

        Lucien zapamiętał, że miał przytakiwać, ale po ofercie kawy zwyczajnie z większością się zgadzał i na większość przystawał. Szczególnie gdy w filiżance pojawił się znany czarny napój, jak zawsze zupełnie bez smaku, za to z całkowicie innym bukietem zapachu. Wszystko działo się jakby obok, chociaż słyszał toczącą się rozmowę Remiego. Komentarz o nieśmiałości naturalnie zignorował, przymykał wtedy oczy ciesząc się aromatem, czym zupełnie niechcący tylko potwierdził słowa elfa, ku jego skrytemu rozbawieniu. Uszaty lepiej niż towarzyszki potrafił rozpracować nemorianina, nawet znając go tak krótko, przynajmniej w pewnych kwestiach. Przede wszystkim żył na tym świecie trochę dłużej i miał większe doświadczenie. Zwyczajnie rozgrywał karty na ich korzyść, jak widać dość skutecznie, bo Elizabeth całkowicie zaginęła na poszukiwaniach oczu bruneta.
Dopiero bezpośrednie pytanie przywołało demona z rozmyślań. Przechylił głowę na swoją modłę, ale wzroku z naparu i filiżanki nie spuścił, zupełnie jakby przyglądanie się było niezbędne do udzielenia właściwej odpowiedzi. Ze słowami wstrzymał się jeszcze przez moment słysząc sugestię Cornelii, dopiero wtedy na moment zerkając na właścicielkę kawiarni. Przyswoił fakty i wrócił do kawy odzywając się zamyślonym głosem.
        - Jest zupełnie inna, ma całkiem odmienny aromat od znanej mi wcześniej, podoba mi się - odpowiedział niezbyt konkretnie, ale chyba prawidłowo, bo Elizabeth wyglądała na zadowoloną. Lu pogrążył się w dalszej degustacji, która pewnie trwałaby kolejną dobrą chwilę, gdyby nie uszaty i jego wzmianka o porzuceniu.
Zerknął na elfa czujniejszym wzrokiem, ale ten wiedząc już mniej więcej z kim ma do czynienia w kwestiach interpersonalnych, odwzajemnił jedynie uspokajające spojrzenie, niejako przypominając Lucienowi o umowie. Jeśli można tak było nazwać zaciągnięcie kogoś do kawiarni oznajmiając, że ma przytakiwać. Ale, że demon się nie stawiał, a brak sprzeciwu jak najbardziej uchodził za zgodę i w jego oczach. Brunet skinął posłusznie głową przyznając blondynowi rację przed rozmówczyniami i wrócił do swojej filiżanki.
        Pewnie znów trwałby w swoim stuporze, nie potrzebując do szczęścia za wiele - miał nową ciekawą kawę, a niespecjalnie interesowało go co działo się wokół, gdyby nie następne słowa Beth. Gdy kobieta zaproponowała wycieczkę po kawiarni mówiąc o ziarnach z różnych miejsc, podniósł po raz pierwszy od dłuższego czasu, wyraźnie zainteresowany wzrok by wpaść prosto na jej oczy. Demon uśmiechnął się delikatnie, orientując się, że sprytna bestia zastawiła pułapkę. W sumie powinien powiedzieć bestie, bo Remy też wyglądał na rozweselonego, i Cornelia.
        - Chętnie, wciąż nie wiem o kawie nic ponad to, że ją lubię i z przyjemnością to zmienię - odpowiedział potęgując zadowolenie Elizabeth.
        - To my znikniemy na trochę na zapleczu, bawcie się grzecznie - zanuciła łapiąc Luciena za łokieć, gdy ten pomógł jej wstać odsuwając krzesło.
        - Spokojnie, nigdzie się nie wybieramy - odpowiedział elf, przy okazji kiwając demonowi głową, że spokojnie może iść.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Znów to samo. Nie wiedziała, czy znowu przegięła, jak zdarzało jej się z Lucienem (oni są wszyscy strasznie drażliwi), czy to po prostu kolejne potwierdzenie, że środkowy braciszek to psychol. Uśmiech spłynął mu z twarzy zupełnie nagle. Jakby wszystko, co mówiła wcześniej, było wyjątkowo zabawne, ewentualnie godne pożałowania, a w pewnym momencie powiedziała coś, co go rozsierdziło. Nie miała jednak czasu analizować własnych słów, by odnaleźć tę fałszywą nutę, bo brunet przeszedł do ofensywy.
        Jego zdania o szlachectwie nawet nie próbowała komentować. Miała własne, pewnie jeszcze mniej pochlebne. Po prostu jej zdaniem o człowieku świadczyło jego zachowanie, nie tytuł. Tego ją nauczono i dlatego potrafiła zachować się lepiej niż można by sądzić, patrząc na dzielnicę i towarzystwo, w jakim przyszło jej dorastać. Po raz kolejny jednak spotykała kogoś, komu wyższy stopień społeczny kojarzył się tylko z władzą. Oczywiście, same przywileje, zero obowiązków. Nic nowego.
        Ale przynajmniej groźbę wyczuł. Twarz czarodziejki, mimo ostrych słów demona, złagodniała, jeszcze nie posuwając się do okraszenia się uśmiechem, ale nadając już Rakel bardziej pewnego siebie wyglądu. Jasne, zdążyłby jej przyłożyć. Jeśli nie posypałby się w proch po drodze. Wtedy wziął ją z zaskoczenia, tutaj nie zdążyłby zrobić kroku. Chyba. W sumie nie wiedziała, czy on też nie włada ogniem. Ale nie, chyba nie, inaczej nie odwoływałby się do swojej siły tylko mocy. Poza tym z pięści też potrafiła przyłożyć, niech jej nie prowokuje! Nikt nie stanąłby w jej obronie, też coś. Nikt nigdy nie stawał, radziła sobie sama, a nadopiekuńcze towarzystwo przybiegało zawsze po fakcie. No, przed erą Luciena w każdym razie. I wtedy, jak na zawołanie, Gadriel wyciągnął kartę brata i tym samym, czym poczuł się urażony wcześniej, teraz rozjuszył dziewczynę.
        - Nie potrzebuję. Ochrony. Luciena – wycedziła, wbijając mu się w słowo.
        I zaraz zaczęło się o pyskatych kobietach. Niech się cieszy, że w domu za przewracanie oczami dostawała w ucho, bo by się sama nie powstrzymała. Teraz wręcz uśmiechnęła się lekko na wzmiankę o uciekaniu z piskiem. Nemorianie, myślą że wszystko wiedzą. Ostatni raz uciekała przed braćmi, jak była mała. Teraz nie oddaje pola.
        Ale emocje jakoś się rozładowały, więc słysząc, jak to buta jej pasuje, dygnęła szyderczo, chociaż ze szczerym już rozbawieniem. Właściwie… właściwie kłóciła się z nim jak z Lucienem. To dało jej trochę do myślenia i złagodziło wcześniejsze urazy, gdy postanowiła dać Gadrielowi pewien margines błędu. Skoro jego bratu odpuściła winy po tym, jak bezczelnie pojawił się w jej sypialni, to jeden złośliwy dupek też może mieć kilka przewin na koncie, nim w końcu się dogadają. Jeśli oczywiście w ogóle do tego dojdzie.
        Czuła, że osiągnęła sukces, gdy brunet zsiadł z konia, a właściwie zeskoczył, podchodząc do niej kilka kroków. Nie cofnęła się, punkt dla niej. Kolejne podejście przyjęła z zadowoleniem, ignorując nawet kpiącą nutę i przesadny ukłon. Sama też nie odpuściłaby bez takiej złośliwości.
        - Oczywiście, cała przyjemność po twojej stronie. – Uśmiechnęła się, też lekko drocząc. – Ale poczekaj – mruknęła, sięgając do torby i wyciągając jakiś czarny materiał. – Kupiłam Lucienowi, bo wy chyba kiepsko znosicie bezpośrednie słońce. Ale możesz ty ją wziąć, kupię mu nową. To taka chusta z lekko usztywnianym kapturem, rzuci trochę cień na oczy – powiedziała podając mu materiał i poprawiając torbę na ramieniu.
        Jeśli wzgardzi podarkiem to trudno, i tak chusta była dla Luciena. Gadriel jednak straszliwie mrużył oczy i to już chyba nie tylko z niezadowolenia. Pewnie nie nawykł tak do słońca jak jego starszy brat. Lucien w końcu nieco dłużej wędruje po Alaranii, a z tego co mówił, jego rodzinka w ogóle tu nie zagląda.
        Materiał, który podała demonowi, wyglądał właściwie jak sam kaptur, rzeczywiście lekko usztywniany na przodzie, by odstawał od twarzy. Różnica była taka, że kaptur nie przechodził w kołnierz, czy jakiekolwiek inne odzienie, a w dwa pasma tkaniny, które można było zostawić wiszące luzem, albo przerzucić przez ramię, czy zawiązać, jak kto woli. Zdecydowała się na nią, bo sprzedawczyni mówiła, że takich chust używają na pustyni, gdzie słońce nie sprzyja nawet tym, którzy są do niego przyzwyczajeni, a długie pasma chusty można tak zawiązać, by zasłaniały też twarz przed piaskiem.
        Oczywiście najlepsze dla ochrony oczu byłyby przyciemniane okulary, ale to już była droga sprawa, a Rakel nawet nie wiedziałaby, gdzie takich szukać. Chociaż, jeśli znajdzie, to w sumie byłby dobry prezent dla Luciena. Na ślub na przykład.
        - No dobra, to jedźmy, konno będzie łatwiej – powiedziała i nie czekając na demona, podeszła do ławki, wskakując na nią, a z niej dopiero dosiadając konia. Wielkie bydle, nie sięgnęłaby nawet do strzemienia, a nie chciała prosić Gadriela o pomoc. To byłoby już proszenie się o docinki.

        Elizabeth poprowadziła Luciena przez kawiarnię, idąc przodem z szelestem sukni i kłaniając się co niektórym, zapewne stałym, gościom. Minęła ladę, gdzie podawano zamówienia i obejrzała się przez ramię na bruneta, czy za nią podąża. Za kolejnymi drzwiami zeszli po kamiennych schodkach do piwnicy, jednak jej podłoga nie była kamienna, a wyłożona deskami, jak na parterze.
        - Przechowywanie kawy wymaga specjalnych warunków. Musi być chłodno, ale nie za bardzo, ale przede wszystkim sucho i bez światła słonecznego – opowiadała, wprowadzając Luciena do piwnicy. Na środku obróciła się i zgrabnym ruchem pokazała wielkie jutowe worki stojące pod ścianami. Każdy z nich był ostemplowany, niektóre wielokrotnie.
        – Te są zza morza – powiedziała, wskazując na worki z licznymi stemplami, po czym podeszła do bruneta. – To… co chciałbyś, żebym ci pokazała?

        Na górze zaś odczekano tylko aż para zniknie, po czym Cornelia wybuchnęła dźwięcznym śmiechem, zwracając się do Remy’ego.
        - Jak bardzo nieśmiały jest twój kolega?
        - A jak bezpośrednia jest twoja przyjaciółka?
        - Och, dość bezpośrednia.
        - To chyba sobie z nim poradzi. Powiedz mi lepiej coś o sobie…
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Powoli demon zaczynał dochodzić do konkluzji, że może z pannicą szło się dogadać, a przynajmniej nie zapowiadało się nudno. Z pewnością zaś była lepszym towarzystwem niż głupi młodszy brat, nawet jeśli nie był to wygórowany komplement, na którego stanowczo zbyt często bywał skazany.
Krzywy uśmieszek wrócił na twarz bruneta gdy zobaczył kpiarskie dygnięcie, płynnie przechodząc w drapieżny uśmiech gdy zostało mu przedstawione jakiej to przyjemności dostąpił. Udane stworzonko. Urokliwe w tej swojej czupurności, całkiem zabawne jak na tak marny byt. Nawet mógłby ją polubić, trochę...
Z dość przyjaznych (jak na niego) rozmyślań wyrwały Gadriela kolejne słowa dziewczyny. Zerknął na Rakel uważniej a pogarda powoli wykwitała na obliczu nemorianina.
        - Spady po bracie? Jak miło... - burknął mimo wszystko biorąc materiał do ręki. Słońce tak mu doskwierało, że był w pewnej desperacji, chociaż pod groźbą tortur by się nie przyznał.
        - Do tego będę wyglądał jak ostatni kretyn - marudził przyglądając się ustrojstwu ze wzgardą. Miał jednak wrażenie, że jeszcze chwila a oślepnie, więc gdy Rakel anektowała jego środek transportu, szlachcic zrzucał na plecy luźne poły chusty. W stronę brunetki obrócił się z na powrót arogancką i zaczepną miną.
        - Porywasz mnie czy mojego konia, bezczelna dziewczyno? - dogonił Rakel i zręcznie wskoczył za nią na siodło.
        - Ja prowadzę - prychnął sięgając po wodze zza pleców brunetki. - To dokąd idziemy?

        W tym samym czasie Lucien grzecznie podążył za właścicielką kawiarni wprost do piwnicy. Z ciekawością witał każdy szczegół, przyglądał się wnętrzu i chłonął zapach. Co za wspaniałą wycieczkę zafundował mu Remy.
Słuchał każdego słowa podziwiając worki ułożone w stosy, palcami delikatnie przemykając po szorstkim materiale. Odwrócił się w stronę Elizabeth dopiero słysząc jej pytanie i spojrzał na kobietę uważniej.
        - W zasadzie to wszystko po kolei - odpowiedział z coraz weselszym uśmiechem.

        Para zniknęła na dość długo by Remy zdążył zaprosić swoją towarzyszkę wraz z koleżanką na wspólne oglądanie potyczek turniejowych inaugurujących późniejszy bieg terenowy. Co prawda był moment, że zwątpił czy demon z właścicielką kawiarni nie bawią się zbyt dobrze i czy zdążą na wieczorne rozgrywki, o wcześniejszych pojedynkach nie wspominając. Nie żeby źle spędzał czas, ale nie zjawić się w umówionym wcześniej miejscu z powodu znalezienia sobie alternatywnej rozrywki po ucieczce Evansówny byłoby trochę licho.
        I wtedy niemal jak na wezwanie z tłumu wyłonił się zadowolony demon i znacznie mniej ukontentowana Elizabeth.
Blondyn wodził skonsternowanym wzrokiem od nemorianina, do jego towarzyszki po swoją znajomą, a pojawiające się w głowie coraz to nowe wyjaśnienia jedynie eskalowały od złych po gorsze.
        Podobny problem chyba miała Cornelia, która sprawnie wstała od stolika dołączając do przyjaciółki pod jakimś psiapsiółkowym pretekstem, jednocześnie wyprowadzając ją z kawiarni, dzieląc się miłym zaproszeniem od blondyna.
        Szli w stronę placu. Kobiety trzymając się pod ramię z przodu, demon z elfem za nimi. Remy wsunął ręce w kieszenie i zupełnie na luzie postanowił podpytać szlachcica o wydarzenia, które zajęły aż tyle czasu, w końcu zaufanie zaufaniem, ale dobrze było wiedzieć z kim miał mieć do czynienia w nadchodzących dniach.
        - I jak, dobrze się bawiłeś? Miłe towarzystwo znalazłem co? - spytał niby obojętnie.
        - O tak, to było bardzo przyjemne popołudnie - Lucien odpowiedział przymykając oczy na potwierdzenie.

        Tymczasem Cornelia przychyliła się do ucha koleżanki.
        - Było aż tak marnie? - wyszeptała konspiracyjnie. Nie bez powodu unikała niemotowatych, nieśmiałych facetów. W jej opinii to mężczyzna powinien się starać i przejmować inicjatywę.
        - Nawet nie masz pojęcia - mruknęła niezadowolona Elizabeth.
        - Jak bardzo - dopytywała nieco zszokowana, dawno nie widziała aż tak zawiedzionej przyjaciółki, a należała ona do raczej cierpliwych kobiet.
        - Bardzo. Jeszcze bardziej niż myślisz. Cały czas pytał o kawę. Musiałam mu pokazać niemal każdy stempel, wyjaśnić skąd jest i w jakich warunkach hodują tam krzewy.
        - Żartujesz?! - Cornelia podniosła głos, i szybko się zmitygowała skarcona spojrzeniem idącej obok Beth. - Przez tyle czasu? - dokończyła już ciszej.
        - Tylko kawa - potwierdziła właścicielka kawiarni.
        - Mimo że byliście tam sami, że był tam całkiem sam z t o b ą? - drążyła Cornelia, znając swoją przyjaciółkę nie od dzisiaj. Solidnie rozczarowana Beth tylko skinęła głową.
        - Może on jest jakiś niekompletny... - mruknęła ciesząc się w duchu, że jej przypadł elf, jednocześnie żałując znajomej. Czemu blondyn nie mógł mieć normalnego przyjaciela, mogliby wtedy mieć taką miłą podwójną randkę, a teraz… Przecież jeżeli Elizabeth nie dała sobie rady z "nieśmiałkiem" w piwnicy, to jak miała go ogarnąć na turnieju? Obie zerknęły na demona, zupełnie jakby myślały w tym samym czasie o tym samym. Znały się jednak tak długo, że przywykły do podobnych synchronizacji. W tej samej chwili też westchnęły ciężko. Świat był taki okrutny i niesprawiedliwy. Albo pałętały się po nim bekające fleje, albo zupełnie nieużyteczne ślicznoty.
        Demon zamrugał lekko zaskoczony.
        - Czemu one się tak patrzą i wzdychają...? - demon odezwał się cicho do Remiego, czując się co najmniej nieswojo.
        - Nie mam pojęcia, stary - z przekąsem mruknął blondyn. Zapowiadała się trochę dłuższa edukacja i dokładniejsze przedstawienie demonowi terminu “rozrywka i podryw”... Żeby siedzieć z kobietą w piwnicy tyle czasu i gadać o kawie...
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Rakel nie usłyszała, jak Gadriel burczy pod nosem, narzekając na podarek, i tak było chyba lepiej dla wszystkich. Nie podobało jej się, jak traktował ją w Otchłani, ani jak tutaj sobie pogrywał, myśląc, że może bezkarnie ją obrażać i ogólnie robić, co mu się podoba. Czarodziejka oczywiście zdawała sobie sprawę, że jest za słaba, by cokolwiek mężczyźnie udowadniać, ale wystarczyło jej, że z czasem Gadriel zorientował się, że nie jest u siebie oraz że łatwiej będzie uzyskać współpracę Rakel, jeśli nie będzie traktował jej jak służki.
        Podczas gdy on walczył z nietypowym nakryciem głowy, Rakel złapała wodze karosza i przystawiła go sobie do ławki, na którą sprawnie wskoczyła. Wierzchowiec nie protestował zarówno przed zmianą pozycji, jak i przyjęciem obcego jeźdźca. Ledwo się usadowiła, a Gadriel odwrócił się w jej stronę, zakutany w chustę. Uśmiechnęła się lekko, bardziej do siebie niż do niego, uznając zakup za udany i planując kupić drugą dla Luciena. Trochę szkoda, że zasłoni jego włosy, ale zobaczy, co on na to powie. Brała pod uwagę fakt, że starszy demon może wzgardzić podarkiem uznając go za zbędny. Oni wszyscy byli strasznie marudni. A może to jakaś ogólnie męska przywara?
        Na zaczepną połajankę Rakel mimo wszystko lekko się uśmiechnęła. Doszła do wniosku, że Gadriela można określić żartobliwym stwierdzeniem, że facet jest całkiem w porządku, poza tymi chwilami, gdy jest nie do zniesienia. Już nieco bardziej zdystansowanie przesunęła się w siodle jak najbardziej do przodu, gdy wsiadał na konia, ale za chwilę znów musiała powstrzymać śmiech, gdy usłyszała prychnięcie za plecami, a później pytanie. Jasne, on prowadzi, ale nie wie gdzie. Nie odzywała się jednak, nie chcąc wywołać tej nieprzyjemnej części gadrielowej osobowości i po prostu wskazała kierunek.
        Mimo marudzenia za plecami poprowadziła ich najpierw na rynek, by w ogóle przypomnieć sobie plan targów. Pamięć dobra, ale krótka. Spięła się odrobinę, słysząc za sobą niezadowolone prychnięcie, gdy okazało się, że na dzisiaj targi dobiegły już końca, ale odpyskowała, że i tak by dzisiaj nie zdążył. Swoją drogą dopiero bliskość Gadriela uświadomiła jej, jak bardzo przyzwyczaiła się do obecności Luciena. Niemalże już jej nie zauważała, a w każdym razie zdawała jej się naturalna, podczas gdy jadąc w siodle z jego bratem robiła wszystko, by nie zsunąć się za bardzo do tyłu, bo dosłownie wpadłaby w jego ramiona, a jakikolwiek kontakt z demonem sprawiał, że robiła się wyjątkowo spięta.
        Większym zainteresowaniem Gadriel wykazał się przy wspomnieniu, że niedługo rozpoczną się pojedynki. Mając jeszcze chwilę czasu postanowili przejechać się po terenie, gdzie odbywały się targi, a później zajechać na pola treningowe. Rakel nie miała właściwie nic przeciwko. Konno poruszali się szybciej niż pieszo, a spacerów miała na dzisiaj dosyć. Wieczorem z kolei czeka ich start gry terenowej, więc nie ma co się przemęczać. O zawodach Gadrielowi oczywiście nie powiedziała, nie doczytując planu do tego momentu. Wyręczany przez dziewczynę demon sam nawet nie spojrzał na obwieszczenie, rozglądając się po okolicy.
        Miejsce na stragany znajdowało się kawałek poza zabudowaniami miejskimi, ale jeszcze w obrębie murów. Terenu było potrzeba całkiem sporo, jak się okazało, gdy tam dotarli, bo nawet teraz, gdy nie było już nikogo z kupujących i wszyscy zamykali swoje kramy, polana była zapełniona. Niektóre stoiska były tymczasowe, drewniane, pewnie na szybko sklecone przez targami, a inne solidne, być może stojące tu przez cały rok. Niektórzy zaś w ogóle nie fatygowali się o ustawianie własnych kramów, otwierając po prostu stojący tyłem wóz i sprzedając broń i narzędzia prosto z paki. Handel dobiegł końca na dziś, ale sprzedawcy krzątali się jeszcze, zabezpieczając swój towar. I dziewczyna z demonem mieli już odjeżdżać, gdy czarodziejka usłyszała znajomy głos.
        - Rakel!
        Poznana wczoraj krasnoludzica machała do niej, uśmiechając się szeroko, po czym ruszyła ciężkim truchtem w ich stronę.
        - Poczekaj chwilę, proszę – szepnęła do Gadriela, który chciał chyba zignorować kobietę. – Witaj, Anno – przywitała się uprzejmie Rakel.
        - Cześć babo, dobrze cię widzieć! – powiedziała krasnoludzica gromkim głosem. Zadyszała się w biegu i teraz oparła ciężko o bok konia, by odsapnąć, ale wierzchowiec parsknął z niezadowoleniem i cofnął się, zmuszając kobietę do łapania równowagi.
        - Na pioruny, wrażliwe to takie – prychnęła i odgarnęła rude kędziory z twarzy, zadzierając głowę. Uśmiech zniknął jej z twarzy gdy spojrzała na Gadriela. Zmrużyła podejrzliwie oczy i spojrzała na Rakel.
        - A ten co taki zakutany? – żachnęła się i przeniosła uwagę na demona. – Ej ty, chyba nie jesteś jednym z tych gości z pustyni, co sobie po kilka żon biorą? Z jedną babą sobie czasem nie możecie poradzić, a za kilka się zabierają, dobrze mówię? – zaśmiała się znów i klepnęła Rakel w stopę, bo wyżej nie sięgała. Czarodziejka natomiast na zmianę bladła z trwogi przed reakcją Gadriela i rumieniła się po same uszy, chcąc uniknąć odpowiedzi na to pytanie.
        - To mój znajomy, jedziemy właśnie zobaczyć, czy są już jakieś pojedynki – zmieniła temat, a przynajmniej podjęła pewną próbę, bo krasnoludzica wciąż mierzyła się na spojrzenia z demonem. - Anno, sprzedajesz coś tutaj? – zagaiła znów szybko i w końcu zyskała uwagę rudowłosej, która prychnęła pod nosem.
        - Niee, ja dla towarzystwa jestem. A, no i by wygrać turniej w rzucaniu siekierą do celu, bo dobra w to jestem, nie? Ha! Najlepsza, odkąd mój młodszy braciszek przegrał siłowanie się na łapę z niedźwiedziem. Oczywiście niedźwiedź nie wiedział, że to zawody i odgryzł mu łeb, no zdarza się. Jak się jest głupim to tak się kończy, no. To mój stary ze swoimi gratami przyjechał i teraz szuka „godnych”, którym zechciałby je pokazać i nie daj losie sprzedać – burczała kobieta, wskazując kciukiem gdzieś za siebie, a przewracając kilka razy oczami jasno pokazała, co sądzi na temat wynalazków męża. – Trzy dni tu już jesteśmy, chętnych na pęczki, a on marudzi i kryje te swoje skarby, psia mać by go… A ty złociutka bierzesz udział?
        - W czym? – dała się zaskoczyć Rakel.
        - No w pojedynkach, rzecz jasna.
        - Och nie, popatrzę tylko. Właśnie, będziemy już jechać, ale może spotkamy się jeszcze…
        - Noo, tylko jutro nie, bo jutro jeszcze trwa ta gra wojenna i mnie tu nie będzie. A wy bierzecie udział?
        - Tak, ja i paru znajomych.
        - Noo, to może jeszcze się spotkamy w lesie! Chociaż cholibka, oj babo lepiej nie, bo tak jak cię lubię, tak na wojnie nie ma zmiłuj, co nie? A ty chuda taka, że z rozbiegu cię przetrącę, ha!
        Anna ryknęła takim śmiechem, że karosz Gadriela znowu zadarł łeb, robiąc krok w bok, by odsunąć się od hałaśliwego stworzenia. Rakel zaś podśmiewała się pod nosem, ale od kiedy krasnoludzica zaczęła drążyć w jej plany, czarodziejka zrobiła się dość spięta. Ciągle nie czuła się pewnie z Gadrielem za plecami. Nie wiedziała, czego chce od Luciena, co może być tak pilne, by przybył tutaj mimo że wyraźnie nie znosi Alaranii z jej pełnym słońcem. Och, to wszystko wina Luciena! Tak ją nastraszył i przeszkolił, że uważała praktycznie na każde słowo wypowiadane przed kimkolwiek z jego rodziny, no paranoja! A przecież dopiero się zacznie jak się spotkają…
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Gadriel nie widział żadnych nieprawidłowości w swoim żądaniu. Jego koń, on prowadził, zupełnie logiczne zasady. Przecież nie mógł być wieziony jak jakaś panna zupełnie nie wiedząc dokąd. Mógł nie znać celu podróży, ale wodze wciąż należały do niego, koniec i kropka. Rakel była dość mądra by w tę dyskusję nie wchodzić, dzięki czemu reszta podróży mijała pod znakiem niegroźnych przepychanek i marudzenia.
        Wizyta u słupa oczywiście nie uradowała demona, przecież dziewczyna miała go oprowadzać a nie sprawdzać rozkład, ale był to jakiś początek, a z każdą chwilą miasto wydawało się coraz ciekawsze umilając brunetowi podróż. Było w nim jak w mrowisku. Co prawda nie lubił niższych bytów, brudnych, marnych, śmiertelnych stworzeń… Ale szlachty też nie trawił. W zasadzie Gadriel nie darzył sympatią nikogo (nawet za sobą nie przepadał, ale to była historia na zupełnie inną okazję). W tej chwili zainteresowanie zwyciężało nad odrazą, ponieważ Gadriel lubił broń, a to ona ściągnęła wszystkich do tego miasta. Najwyraźniej wystarczyło, że ktoś potrafił tworzyć z niekształtnej bryły metalu, piękne, śmiercionośne narzędzia, żeby demon przełknął niesmak jaki wywoływały w nim inne życia.
Chociaż więc średni z braci utyskiwał pod nosem, rozglądał się z zaciekawieniem, co ułatwiała nowa chusta. Słońce wciąż mu nie służyło, pozbawiało energii i męczyło, ale znacznie łatwiej było zwiedzać i oglądać kiedy oczy nie bolały przez każde uderzenie serca podczas jego obecności na tej ziemi. A pyskowanie dziewczyny nie było aż tak uciążliwe, wręcz odwrotnie, wydawało się coraz bardziej zabawne.
        Po uzyskaniu ogólnego planu jeszcze objechali teren wystaw, żeby następnego dnia mógł łatwiej się odnaleźć. Oczywiście, że mając alternatywę w postaci targów zbrojeniowych, Gadriel postanowił przedłużyć wycieczkę. Niech się wypchają wszyscy z Luckiem na czele. On pierwszy zniknął, jak zwykle zresztą, niech więc wszystko odkręca, naprawia i ponosi konsekwencje swojej ucieczki oraz jego zwłoki z powodu niezaplanowanego zwiedzania, bo oręż Gadriela interesował znacznie bardziej niż poszukiwania marudnego brata i namawianie go do powrotu do Otchłani. No i pojedynki, one też brzmiały nieźle.
        Wrzeszczącego pokurcza zamierzał zignorować. Tolerancja demona na niższe byty była ograniczona i nie obejmowała hałaśliwych krasnali, ale przed odjazdem wstrzymała go brunetka. Mruknął niezadowolony, lecz przychylił się do prośby i zaczekał. Nawet powstrzymał się od odepchnięcia kurdupla obcasem żeby nie brudziła końskiego boku. Ogier sam wykonał zadanie samemu się odsuwając.
        - Zaprzyjaźniasz się z każdym napotkanym? - mruknął marudnie znad ramienia Rakel, która witała znajomą.
O ile wcześniej Gadriel zerkał pogardliwie na Annę, teraz dostała jej się bardziej nieprzyjemna wersja zielonego spojrzenia. Głupie, marne stworzenie, patrzeć z góry na wszystkich łypiąc z aż tak niska, to potrafiły tylko krasnoludy. Irytujący ryży pokurcz. Żonami mu rzucała i jeszcze decydowała kto sobie radził, a kto nie. Z taką babą to faktycznie ciężko było się uporać, ani ładne, ani mądre, do tego jazgotliwe. Poza tym temat żon był dość drażliwy, niedługo miał się jednej dorobić i było to o tę jedną stanowczo za dużo, a miałby sobie ich więcej szukać. Demon oparł dłoń na biodrze Rakel.
        - Na co mi wiele żon? Kochanki są praktyczniejszym rozwiązaniem, tańsze w utrzymaniu i łatwiejsze do wymiany na nowszy egzemplarz - prychnął zerkając znad ramienia dziewczyny zaraz też uśmiechnął się półgębkiem gdy dostrzegł czerwone policzki dziewczyny.
        Poza tym postanowił, że kram krasnala może odwiedzi jutro, tak z czystej ciekawości, teraz skupił się na reakcjach dziewczyny i wzmiance o turniejach.
        Może wziąłby udział… Powinien się zastanowić. Jeszcze zależy gdzie się Lucien kręcił, nie chciał niepotrzebnie rzucać się w oczy… Ale może gdyby zarzucił tę chustę na twarz jak pozwalało wiązanie… Musi pomyśleć...
Potem ponownie zbystrzał. Gry wojenne - wychodziło na to, że o czymś dziewczyna mu nie powiedziała niechcący albo celowo…
        - Może do następnego spotkanie - burknął demon na odchodne. - Idziemy, zanim wystraszysz wszystkie ładne dziewczyny do porwania - prychnął zawracając konia.
        - Gry wojenne, hę? Nie mów, że wciągnęłaś w to Luciena - zagaił złośliwie. - Ta maruda nawet na szachy kręci nosem a co dopiero na wałęsanie się po polach, chciałbym to zobaczyć - śmiał się młodszy demon.
        - I nie zapomnij mu powiedzieć, że to nie na serio, bo ten sztywniak gotów kłaść trupem oponentów - kpił w najlepsze.
        - Może nawet bym się przyłączył, brzmi nieźle, ale rozpętałaby się gówno-burza a ja jeszcze chcę się pokręcić po okolicy. Zresztą mam do ciebie sprawę na później więc lepiej niepotrzebnie nie przyciągać uwagi... O tam są - urwał, mrucząc nad ramieniem dziewczyny.
Zbliżali się do placu treningowego i widać było stojącą przy jednej z band malowniczą czwórkę: dwie kobiety, elfa i demona. Na placu walczył szermierz i włócznik, na chwilę kradnąc pełnię uwagi Gadriela. Dobry pokaz jak na Alaranię, w zasadzie to ogólnie dobry. Demony rzadko kiedy prezentowały poziom lepszy niż podstawowy. Walkę ułatwiały im naturalne przymioty, szlachectwo zobowiązywało do opanowania oręża, ale mało kto wychylał się ponad wymaganą przeciętną. Zbyt wielu wybitnych wojowników nie spotykało się wśród stworzeń nawykłych do ułatwiania sobie życia. Poza tym brakowało różnorodności. Naprawdę chętnie sprawdziłby się z takim włócznikiem, szczególnie, że pojedynek wykluczał zwycięstwo przez przetrwanie.
        Gadriel zatrzymał się w tłumie, zeskoczył z konia i podał dziewczynie rękę, żeby łatwiej jej było zsiąść.
        - Jeszcze nie będę się pokazywał. - Uśmiechnął się nawet sympatycznie, z rozbawieniem plączącym się w oczach. - Dziękuję, że mnie oprowadziłaś. - Przybliżył się do brunetki, a sprawę ułatwiał koński bok utrudniający Rakel cofnięcie się.
        - Ale najważniejsze, nie sypnij, że tu jestem i że mnie spotkałaś - szepnął sugestywnym głosem z uśmieszkiem dotykając policzka brunetki, przychylił się i korzystając z zaskoczenia krótko pocałował dziewczynę.
        - Nie patrz tak, to nic osobistego, zwykłe zabezpieczenie. - Spojrzał z rozbawieniem na zszokowaną Rakel jednocześnie profilaktycznie odsuwając się poza jej zasięg. Rzucił proste zaklęcie zabraniające jakichkolwiek wzmianek o nim i jego obecności na targach. Mógł pleść skomplikowane sentencje albo użyć kilku prostych intencjonalnych słów i gestu podszytego magią. Wybrał prostszą drogę, i zabawniejszą.
        - O której te gry się kończą? Wtedy was znajdę. - Otrzymawszy odpowiedź oddalił się z bezczelnym uśmiechem, nie wskakując już na siodło a prowadząc konia za sobą.

        Kobiety wzdychały i ekscytowały się podczas pojedynku, Remy uczynnie objaśniał i robił za narratora, a Lucien rozglądał się w poszukiwaniu Rakel. Godzina była późna i dziewczyna powinna się już zjawić.
        - Lucien, a ty nie chciałbyś się zgłosić? Mamy jeszcze chwilę - zagadnął elf starając się chociaż na chwilę sprowadzić znajomego na ziemię.
        - To nie dla mnie - odpowiedział nadal niezbyt obecny demon.
        - Ale przecież nosisz broń - zagadnęła Elizabeth. Remy uśmiechnął się do Cornelii. Faktycznie jej koleżanka była całkiem sprytna i nie poddawała się tak łatwo. Lu zerknął uważniej na kobietę.
        - Umiem jej używać, ale nigdy nie walczę dla przyjemności - szlachcic odpowiedział poważnie, zbijając szatynkę z tropu. Nie tylko niedomyślny, ale i nudziarz? A może jakiś mnich? Słyszała o zakonach wojowników, dla których walka była drogą czy czymś tam, może dlatego ten facet był taki dziwny. Szeptem podzieliła się się swoim spostrzeżeniem ze stojącą obok przyjaciółką. Obie zerknęły na bruneta wywołując skonsternowany i czujniejszy wzrok demona. Remy sapnął ciężko, ale akurat spostrzegł Rakel. Nadszedł ratunek z tej dość niezręcznej sytuacji.
        - Rakel! - krzyknął machając w stronę dziewczyny. Demon odwrócił się jak zaklęty, a jego mina balansowała pomiędzy ulgą a niepokojem, natomiast cały świat jakby przestał istnieć.
        - Już zaczynałem się niepokoić. - Lu podszedł do dziewczyny z delikatnym uśmiechem nieśmiało pojawiającym się na twarzy gdy Gadriel akurat wchodził na plac z twarzą okrytą podarowaną chustą oraz jego przeciwnik. Zanim jednak dano sygnał do rozpoczęcia, zapowiadający oznajmił głośno:
        - Wszyscy uczestnicy próby terenowej proszeni są o udanie się na linię startu!
        - Panie wybaczą, musimy iść. - Remy skłonił się kobietom. Myślał, że mieli więcej czasu do rozpoczęcia, ale to nawet lepiej.
        - Dziękujemy za miłe spotkanie. - Demon również się ukłonił, całując wierzch dłoni każdej z kobiet i nadstawił Rakel ramię.
        - Nie… co najwyżej ogólnie słabo rozgarnięty i zwyczajnie zakochany - podsumowała właścicielka kawiarni, gdy trójka oddalała się znikając w tłumie
        - Beznadziejny przypadek - przytaknęła Cornelia wzdychając. To zostały same, należało poszukać jakiegoś zajęcia wśród tych barbarzyńców.

        - Miło spędziłaś popołudnie? - zapytał demon.
        - Oby, ledwo udało mi się powstrzymać jaśniepana od pościgu - zakpił Remy. Demon zerknął na dowcipnego uszatego, ostatecznie uznając, że to chyba autentycznie niegroźne żarty, jak rzucanie szyszkami czy inne nietypowe zachowania Alaranian.
        - Przekupił mnie wizytą w kawiarni - odparował nemorianin.
        - Nie wizytą w kawiarni, na podryw go zabrałem - wyjaśnił dziewczynie. - Na podryw - elf wyartykułował wyraźniej już w stronę szlachcica jakby miało mu to coś wyjaśnić i westchnął ciężko.
        - Czaisz, że poszedł do piwnic z jedną z tych kotek co widziałaś, przesiedzieli tam dobrą godzinę i dziewczyna wyszła tak niepocieszona jak tylko można po nieudanej randce? - skomentował bezsilnie do brunetki.
        - Spytała co chcę zobaczyć, to wypytałem o kawę - zupełnie poważnie i całkiem spokojnie wyjaśnił Lucien.
        - Kołku, siedzieliście tam godzinę i gadałeś o kawie? - burknął blondyn, epitet wyrwał mu się zupełnie niechcący z powodu poruszenia jakie wywoływał w nim absurd całej sytuacji. Szlachcic zerknął na niego czujniej, ale całe szczęście nadal nie poczuł się urażony.
        - Pierwszy raz miałem okazję więcej się o niej dowiedzieć. Czy wiedziałeś, że kwasota gleby… - Remy nie dał mu dokończyć.
        - Czy ty grasz w przeciwnej drużynie? - Gdy emocje brały górę i przy ogólnie beznadziejnej prezencji bruneta, elf zapominał, że rozmawiał z nemorianinem i gadał swobodnie jak z kumplem. Demon popatrzył na uszatego z kompletnym niezrozumieniem. Też się mu zebrało na dyskusje. Zbliżali się do miejsca zbiórki, a zamiast ustalić jakąś taktykę to ten nie wiedzieć czemu czepiał się wypadu do kawiarni. Przecież do kawiarni chodziło się dla kawy, dla Lu było to tak oczywiste jak fakt, że rapier kierowało się ostrym końcem w stronę wroga.
Cisza zaczęła się przedłużać, gdy stanęli w kolejce uczestników. Zanim wpuszczono zawodników na start odkreślano ich nazwiska na liście a na nadgarstkach wiązano im rzemyki z niewielkim drewnianym stemplem z numerem startowym, umożliwiającym późniejszą weryfikację na mecie.
        - Czy ty wolisz chłopców? - doprecyzował blondyn orientując się, że nie ma co liczyć na współpracę.
        - Nie… - mruknął demon, marszcząc brwi, powoli lekko obruszony przedłużającym się przesłuchaniem i podobnym pytaniem.
        - To o co chodzi? Dziewczyna była ładna, nie powiesz, że nie… - Demon przytaknął po krótkim i wyraźnym zastanowieniu.
        - I chętna... - bezwzględny elf kontynuował. - A wy siedzieliście sami i gadaliście o krzakach... Rakel, skąd żeś go wzięła? - prychnął Remy ledwie tłumiąc śmiech, poddając się, sprawa była bardziej beznadziejna niż sądził, jednocześnie kątem oka obserwując czy nie przesadził. Demon był spokojny, ale żaden facet nie lubił jak drwić z jego nieudanych romansów. Brunet jednak tylko wzruszył ramionami.
        - Nie bawią mnie takie rzeczy.
        - Co cię nie bawi? - Teraz to Remy był skonfundowany.
        - Flirt dla samej rozrywki, kolejny fałsz, jeszcze jedna gierka - nemorianin skomentował obojętnie, odbierając swój rzemyk, przez chwilę nie patrząc na nikogo z obecnych.
        - Ale skoro tak lubisz śmieszne opowiastki o podrywach, powiedz wreszcie o co chodziło z mamą Rakel? Piwa jak widzisz brak, a i tak cię zmusimy - odgryzł się demon.
Zablokowany

Wróć do „Fargoth”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości