ThenderionNa koszt państwa.

Thenderion zbudowany jest głównie z kamienia, więc domy są tu masywne i trwałe, ale ich wnętrza są zimne mimo dość ciepłego klimatu. Budynki mieszkalne mają zazwyczaj jedno lub dwa piętra, zaś budynki użyteczności publicznej są zwykle wyższe i bardziej rozległe jak np. gmach sądu. Okna masywniejszych budowli zdobią barwne witraże. W mieście znajduje się rezydencja króla Arina, sprawuję on głównie władzę nad miastem.
Awatar użytkownika
Ruu
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Łowca
Kontakt:

Post autor: Ruu »

        Na twarzy Ruu pojawiły się wypieki oraz irytacja, gdy wężyca zwracała się o jej ex-narzeczonym w pieszczotliwy sposób. „Vinek...”, pomyślała zgryźliwie smoczyca, wciąż jednak utrzymując fason szybko zanikającymi oznakami złości na rzecz beztroskiego podejścia do życia. Z czasem robiło się coraz dziwniej, przynajmniej według zachłannego smoka solarnego. Gorgona pozwalała częstować się rubinami, jakby były surowym ziemniakiem. To już zdecydowanie zbiło pradawną z tropu, bo zajrzała w niejeden zakątek świata i nigdzie jej nie częstowano kosztownościami jak przysłowiowymi pyrkami. Kartofle bezproblemowo hodowane były prawie na całym kontynencie Alaranii, sprzedawało się je za marne grosze, ale stawały się rarytasem na przykład w okolicach śnieżnego lasu, gdzie taka pyrka nie miała szans przeżyć. Rubiny były taką właśnie pyrką w Śnieżnym Lesie, a Gorgona zachowywała się, jakby łupanie w kopalni i wyżeranie kosztowności było na porządku dziennym. Później Ruu pomyślała, że chyba ta kobieta nie była zbyt świadoma tego co mówi, a raczej – do kogo. Albo też zastosowała całkiem sprytną technikę, gdzie pozwalając komuś na wszystko nagle takie pożeranie traci sens. Rayruu nie mogła się skupić, nie rozumiała tej sytuacji. Zaczęła nawet obgryzać pazury zastanawiając się do czego „żona” Veryvina dąży. Ruu nie znalazła czystej odpowiedzi, czy też ta stosuje wobec niej jakieś sztuczki czy może faktycznie wypowiedziane słowa są dla niej bez głębszego znaczenia.
        - No...ehm... nie sądzę – stwierdziła pierwszy raz w swoim życiu tak zakłopotana sytuacją. - Przecież każdy rubin to zysk – dopowiedziała zaraz, tym razem nabierając pewności siebie.
        A może była nienormalna? Albo była jednym z tych ludzi, co stwierdzają, że niczego w życiu nie potrzebują prócz miłości? Głupi tacy. Nie ma życia bez potrzeb, ani tym bardziej bez pragnień. Nie da się nie chcieć!
        Potem kobiety dotarły do właściwego domu Gorgony, dziurawy niczym ser, ale Ruu przecież mnie mogła spodziewać się czegoś innego. Właściwie te jamy były całkiem słodkie, jakby tak pomyśleć, że tyle gadów smyknie sobie do własnej kryjówki. Bardzo okrojona smocza wersja.
        - Sprzyjające czy nie sprzyjające... Chyba zależy dla kogo. Wiem, że tacy jak wy mieszkają w ładnych posiadłościach z obrazami na ścianach i z wygodnymi łóżkami z pościelą... mrrr... - Ruu rozkojarzyła się wspominając sobie te cudowne poranki, gdy leżała w wyśmienitym posłaniu i tonęła w dotyku gładkiej, aksamitnej poszewki w barwie kości słoniowej, u boku mężczyzny, którego czule pieściła po klatce piersiowej.
        Smoczyca potrząsnęła głową wybudzając się z wyobraźni, a wracając do rzeczywistości. Nie zauważyła nawet, że na jej nosie pojawiły się delikatne wypieki nie będące niczym innym jak rumieńcem, ale Rayruu skupiła się na fakcie, że jest w jednym pomieszczeniu z domniemaną żoną Veryvina. Musiała zająć się tym co tu i teraz!
        - Ale hej, skromne progi zawsze można urozmaicić! Kwestia podejścia, teraz gdy masz „VINKA” na zewnątrz może ci co nieco sprowadzić – zakpiła, ale zaraz chrząknęła nie chcąc wprowadzać wrogiej atmosfery.
        - Zostawił cię?! - wzburzyła się momentalnie smoczyca. - Dla jakieś flądry?! Wyliniałej, starej gadziny?... - Wściekłość u Ruu powoli zaczęła przeistaczać się w kolejne analizy. To wszystko było takie nielogiczne! Smoczyca rozglądała się po ścianach, było tu strasznie ciemno, mimo że adaptowała się do takich miejsc łatwo, to nigdy za ciemnością nie przepadała i przepadać nie będzie. Nim jednak wybuchnęła poczekała aż Sylar wpełźnie do swojego „pokoju”. Dzieci nie miały tu nic do powiedzenia!
        - Jak dla starej i wyliniałej?! Ja nawet futra nie mam tylko łuski! A siedemset lat to prawie wiek młodzieżowy przy smokach solarnych! A ich ojciec to skończony cymbał! Nie tylko cymbał, ale i dupek, który myśli, że może sobie każdą wykupić! I!.... Chyba przestaję rozumieć co się tu wyprawia, bo skoro nazywasz ją wyliniałą gadziną to musiałaś ją widzieć?... Czy ty sobie ze mną pogrywasz?! To oznacza, że... Na Prasmoka! Ukatrupię go! To on miał dzieci?! I to pięćdziesiąt węży?! Co za niedoruchany królik! Ale to oznacza, że chciał zostawić ciebie i dzieci dla mnie? Nie... Nie on! Ja bym mu pięćdziesięciu dzieci nie urodziła! Jedno jajo złożyła może na dwieście lat! I by mnie też zostawił dla innej, bo mogę mu dać tylko jedno, żrące rubiny dziecko? Nie widzę w tym logiki, zero zmysłu handlowego! Niby taki zachłanny, a nielogiczny! Wcześniej chciałam mu dać popalić, ale teraz... Agrr! W dodatku jesteś po pięćdziesięciu dzieciach i masz taką ładną figurę! Faceci to świnie!
        Wściekła Ruu zacisnęła pięści, po czym padła na czworaka i najnormalniej uciekła z mieszkania Gorgony by wydostać się na zewnątrz. Nie jest niczyim zwierzakiem, by nie mogła wyjść z jaskini! Dopadnie go, dopadnie a potem!... Nie wiedziała, ale miała ochotę go rozszarpać. I kochać zarazem.
Awatar użytkownika
Veryvin
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje: Arystokrata , Rzemieślnik , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Veryvin »

        Słysząc zakłopotanie po stronie towarzyszki, Gorgona nieco zwolniła tempo i spojrzała na smoczycę z ciepłym uśmiechem na twarzy. Coraz bardziej zaczynała lubić byłą partnerkę swojego kuzyna i lepiej rozumiała dlaczego ich związek nie dość, że nie przetrwał to jeszcze nie wyszedł tej dwójce na dobre. A reakcja Rayruu na zaoferowane częstowanie się rubinami tylko wężową utwierdziła w jej teorii.
        - Zdaje mi się, ale chyba niewiele o sobie nawzajem wiedzieliście - rzuciła w eter i się krótko zaśmiała z matczynym rozbawieniem kręcąc głową. - Veryvin gdyby tylko zechciał przekształciłby garść piasku w kamień, a kamień w rubin, z którego mógłby po tym zrobić pierścionek albo jakiś naszyjnik. Tak wyglądały początki jego profesji, gdy pieniędzy miał niewiele na zakup potrzebnych surowców, a co dopiero na podróże między państwami by wykupywać kopalnie. Więc wierz mi, gdyby tylko zechciał i odpowiednio się postarał mógłby cały swój dom w Efne zmienić w rubinowy pałać, w którego piwnicach rozłupywałby ściany i je naprawiał, żeby tylko mieć nieskończony dostęp do surowca. Nie robi tego tylko dlatego, że nie chce by trzymała się go opinia oszusta co w naszej rodzinie jest dość powszechne, a dla samego Vinka bolesne - wyjaśniła, choć teraz zaczęła się zastanawiać czy potrzebnie. Mogła się przecież mylić i Rayruu o tym wszystkim wiedziała, a demonica ją tylko niepotrzebnie zanudzała. Ale skoro już rozwinęła ten temat, nie mogła cofnąć wypowiedzianych słów i jedynie pozostawało czekać aż wyparują w powietrzu i zostaną zapomniane.

        Z czasem zaczęło się okazywać, że może jednak Gorgona powiedziała o wiele za dużo, przez co atmosfera zgęstniała, a smoczyca wyglądała na coraz bardziej poirytowaną. Tutejsza królowa węży nie do końca rozumiała do czego pije pradawna, a przez to nie wiedziała jak wyprowadzić ją z błędnej opinii.
        - Mógłby... ale nie chcę Veryvina prosić o błahostki tym bardziej, że może niedługo tu zostaniemy, a on pomoże mi z powrotem wrócić do domu - odpowiedziała w zamyśleniu zgodnie z prawdą, starając się rozgryźć co Rayruu ma na myśli, szczególnie że nie wyglądała na zachwyconą, a stan ten pogorszyła jedynie kolejna wypowiedź wężowej.
        - Tak, niewyobrażalnie dużo starszej od niego samego, a ode mnie wystarczająco dużo by mnie to raziło i bolało. - Westchnęła ciężko, a po chwili zorientowała się jak wielkim błędem było wspominanie o swojej nieudanej miłości. Smoczyca po prostu wybuchła i popłynęła wraz z potokiem słów lejącym się z jej ust. - Emm... Rayruu...? Hej... Czekaj! O czym ty mówisz... Nie, to nie tak musiałaś źle zrozumieć... Hej, posłuchaj mnie... - Starała się jej wtrącić w monolog, lecz zaślepiający smoczycę gniew uniemożliwiał Gorgonie przemówienie Ruu do rozumu i wyjaśnienie sprawy, bo pradawna najwyraźniej zrozumiała, że to Veryvin był partnerem wężowej kobiety i ojcem jej dzieci, co było nie do pojęcia, przecież nemorianin był jej kuzynem! - RAYRUU...!!!! - krzyknęła za nią zaniepokojona widząc, jej przemianę i nagłe opuszczenie jaskiń kopalni. Wężyca zaklęła pod nosem z niemałą obawą. "Veryvin mnie zatłucze" - pomyślała żałośnie i wezwała Sanię, Sandera, Shlaza, Sigvena i Scynię by zaopiekowali się rodzeństwem. Gorgona nie miała wyjścia, musiała jak najszybciej ruszyć za smoczycą i spróbować jej wszystko na spokojnie wyjaśnić, załagodzić sytuację. Miała bardzo złe przeczucia.

***

        Choć Veryvin bardzo chciał odpocząć, albo choćby zająć się pracą, ciężko mu było się temu oddać w obecności brata. Ingvar zdawał się mieć w głębokim poważaniu zdanie starszego nemorianina i nic sobie nie robił z jego wyproszenia go ze swojego pokoju jak również ignorowania. Młodszy mia wiele wad, a jedną z najgorszych był chyba jego ośli upór, nie rezygnował dopóki nie postawił na swoje, a im dłużej czekał tym bardziej irytujący i niezniśny się stawał dla drugiej osoby. Jak dziecko, albo chochlik. Jubiler nie mogąc się skupić przez napastliwą obecność młokosa sapnął, albo nawet zawarczał z niezadowoleniem porzucając wszystko i furią w oczach odstąpił od biurka idąc razem z bratem.
        - Ostatni raz toleruję twoje zachowanie i obecność w moim pobliżu. Jeśli jeszcze kiedyś cię zobaczę, każę Tigrze cię wypatroszyć - burknął rozwścieczony, że zajęto i skradziono mu jego bezcenny czas.
        - Jasne, jasne braciszku. Jak słoneczko - zaćwierkał radośnie, że znów mu się udało i wyszedł z Veryvinem z karczmy, gdzie została tygrysica by pilnować papierów i rzeczy demona. Zawsze mógł być to jakiś podstęp ze strony ich rodziców, którzy mogliby go okraść, podczas gdy Ingvar ciągałby go po mieście.

        Gdy dłuższy czas kluczyli między uliczkami Thenderionu, Veryvin coraz bardziej tracił cierpliwość i utwierdzał się w swoich podejrzeniach, że z rodzicami uknuli jakiś spisek przeciwko markizowi, obierając za cel jego nowo zarobione pieniądze.
        - Długo jeszcze będziemy się pałętać po mieście? Nie musisz mnie po nim oprowadzać, zwiedziłem je pierwszego dnia jak tu przybyłem. Co wy knujecie? - wydusił w końcu gdy jego cierpliwość była już na wyczerpaniu, cieszył się, że zostawił Tigrę na posterunku, może nie zrobi krzywdy jego rodzicom, ale domagając się pieszczot i uwagi z ich strony, na pewno nie dopuści by położyli swoje lepkie łapy na jego własności.
        Ingvar milczał pochłonięty własnymi myślami, aż nie rozpromienił się gdy stanęli przed jakąś zapuszczoną posiadłością z zawalonym wejściem do kopalni na tyłach posesji. Veryvin przyglądał się uważnie okolicy uznając ją za opuszczoną od co najmniej trzydziestu lat, zapewne przez wyczerpanie się złóż w tutejszej kopalni. Zwrócił także uwagę na to, że znaleźli się dobrą staję od miasta, co go zaskoczyło bo wydawało mu się, że cały czas snuli się jego uliczkami. To nie napawało jubilera optymizmem. Sytuacja jednak skomplikowała się jeszcze bardziej, gdy nagle pojawiły się dwa demony. Ich psie głowy zwieńczone były trzema ostrymi rogami między uszami, miały wyprostowaną, ludzką postawę, choć poruszały się na kozich nogach, utrzymując równowagę przy pomocy usłanego kolcami, jaszczurzego ogona. Miały dobre trzy sążnie wysokości i nim zdenerwowany nemorianin zwrócił się w stronę brata, demony pochwyciły go za ręce, unieruchamiając i zaczęły ciągnąć w stronę domu szarpiącego się mężczyznę.
        - Jak mogłeś nauczyć się tej magii?! Wiesz, że jest zakazana! - wydarł się na brata, starając się uwolnić, lecz bezskutecznie. Skoro od samego początku taki był plan młokosa, Veryvin domyślił się, że w mieście wcale nie było jego rodziców, a on dał się oszukać. - Czego ty ode mnie chcesz?!
        - Jak łatwiej zdobyć władzę w domenie demonów jak nie właśnie za sprawą magii demonów? To, że została zakazana tam, nie znaczy, że nie można się jej nauczyć tu. Nie znaczy też, że nie może się jej nauczyć demon. - Wyszczerzył się podstępnie idąc beztrosko za pojmanym bratem.
        - Więc to o władzę ci chodzi? Co ja mam do tego?
        - Ty? Nic kochany braciszku. Ze swoją magią i umiejętnościami, a raczej brakiem jakiś mi zagrażających, jesteś całkowicie nieszkodliwy.
        - Więc dlaczego?
        - Po prostu cię nie lubię - uśmiechnął się pogodnie, zadając jubilerowi cios pięścią w twarz, tak silny, że z nosa zaczęła lecieć mu krew. - Poza tym zawsze byłeś tym najlepszym, tym pierwszym i najwspanialszym, a ja nawet na moment nie mogłem wyjść z twojego cienia. W prawdzie powinienem ci za to podziękować, bo dzięki temu nikt za specjalnie nie zwracał uwagi na to co robię, a dzięki temu mogłem się szkolić w magii zła i demonów. Nie martw się nie zabiję cię. Chcę jedynie udowodnić rodzicom, że jestem lepszy od ciebie i całkowicie zniszczyć cię psychicznie. Więc... pozwolisz, że gdy ty będziesz się tu regenerował, ja zaopiekuję się twoim dobytkiem? - spytał niewinnie wymierzając jeszcze dwa uderzenia w głowę i w brzuch markiza.
        - Czyli... - wypluł krew zbierającą mu się w ustach - ...to ty nasłałeś na mnie Rayruu, by mnie okradła... - Bardziej stwierdził niż zapytał.
        - Nie bracie, sam na nią wpadłeś. Ona mi jedynie poddała pomysł na to, co zrobić by cię bardzo mocno zabolało i to na dość długi okres czasu. Będę musiał jej więc podziękować, ale... najpierw praca, rozumiesz mnie. - Poklepał przyjaźnie brata po ramieniu i się odwrócił by przywłaszczyć sobie ostatni dobytek Veryvina. - Bądź miły dla moich piesków, one bardzo łatwo mogą się zdenerwować i zapomnieć w swoich rozkazach. Papatki.

        Gdy Ingvar odszedł demony, wrzuciły markiza do starego domu, gdzie przelewały na niego cały gniew tego, który je kontrolował, tak długo, że Veryvin nie był już nawet w stanie krzyczeć z bólu. Zdolność regeneracji była w tym przypadku przekleństwem, gdyż przez nią męczarnie mogły trwać w nieskończoność, choć najbardziej bolał fakt, że jubiler znów został zdradzony przez najbliższą mu osobę.
Awatar użytkownika
Ruu
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Łowca
Kontakt:

Post autor: Ruu »

        Rayruu wypadła z jaskini przybierając całkowicie ludzką postać. Słońce na moment ją oślepiło i niemalże powaliło na ziemię. Syknęła wściekle, po czym zasłoniła się przedramieniem.
        - Ruu? - usłyszała znajomy głos i rozejrzała się po okolicy. W pierwszej chwili przed jej oczami malowały się czarne, niekształtne plamy, dopiero gdy oswoiła się z jasnym otoczeniem dostrzegła niskiego grubasa.
        - Owo? - zdziwiła się. - A co ty tutaj robisz?
        - Martwiłem się o ciebie, elfiku! Słyszałem, że poszłaś do kopalni. Sama! Szalona!
        - Nah – machnęła ręką. - Przecież Veryvin o poranku ogłosił swoje zwycięstwo nad bestią – zauważyła.
        Z początku chciała wyminąć krasnoluda. Chwilę się z nim kiwała, ale smoczyca przystanęła w miejscu widząc, jak ten wyciąga szyję by zajrzeć do środka kopalni.
        - A więc to prawda?
        - Oczywiście! - szybko i niecierpliwie potwierdziła smoczyca, która ugryzła się w język. - Wybacz, tyle mnie dzisiaj spotkało, odczuwam zmęczenie – wyznała zbliżając się do mieszkańca Thenderionu i owijając rękę wokół jego barków.
        - Rozumiem... - mruknął dając się obrócić i skierować do zejścia po skalnych schodach.
        - Dziękuję, że się o mnie martwisz. Jednak powinieneś tutaj być? Nie zrozum mnie źle, to może zostać odebrane jako... ekhm, szpiegostwo - ostatnie słowa Ruu wyszeptała do ucha niskiego jegomościa.
        - Och, tak, ale przyjaciele są najważniejsi! I ich dobro – przyznał z dumą Owo nie wstrzymując ani na chwilę kroku.
        - Jesteś słodki. Nie ryzykuj opinii dla mnie, tam naprawdę nic nie ma prócz ciemności i rubinów. Poza tym, kopalnie są brudne, nieprzyjazne i w ogóle się zastanawiam, jak krasnoludy mogą zachwycać się takim pejzażem czerni!
        Handlarz zaśmiał się głośno rozumiejąc elfią estetykę, tak absurdalnie odległą od tej krasnoludzkiej. Rozmowa toczyła się dalej, a Ruu tylko ukradkiem spojrzała na wejście jaskini upewniając się, że Gorgona w nim pozostała. Uniosła głowę z wyższością, gdy opuszczała to miejsce. Owo całkowicie przypadkiem powstrzymał smoczycę przed wpadnięciem w szał i zrównaniem królestwa z ziemią, bowiem Ruu nie chciała pokazać, że to wszystko jest jej winą. Wściekłego smoka zechcą zabić, bo jest wściekły, ale gdy dowiedzą się, że Markiz sam go sprowadził albo rozwścieczył... W tedy zechcą zabić i ją, i jego, przy czym ona miała z tego wyjść cało. Nie było innej opcji.
        - Nie znalazłam nikogo w kopalni, sadziłam, że któryś z pracowników wie, gdzie Veryvin się znajduje – przyznała pradawna, gdy znaleźli się w centrum miasta.
        - Pewnie odpoczywa po walce.
        - Tak, ale nie wiem gdzie... - westchnęła smutno.
        - Widziano, jak kieruje się do karczmy, gdzie dzień wcześniej piliśmy. Hah! Zbieg okoliczności, to było wam przeznaczone!
        - Doprawdy? - Uniosła głowę.
        - Na pewno warto sprawdzić. – Krasnolud poklepał dziewczynę po ramieniu.
        - Och, tak, na pewno... - powiedziała cicho. - Sprawdzę! Muszę myśleć pozytywnie! - Wyprostowała się smoczyca bijąc się dłonią w pierś.
        - Tak, na pewno. Dobrze, że nic ci się nie stało i że plotka o pokonanej bestii okazała się prawdziwa.
        - Taaa...
        „Szlag!”, zaklęła w myślach.
        Po raz kolejny tego dnia, Ruu pożegnała się z krasnoludem, a następnie skierowała się do karczmy. Do budynku weszła całkowicie pewnym krokiem i nawet na zatrzymała się aby podpytać barmana o pokój Veryvina. Weszła na tzw. "pewniaka", co pozwoliło zwątpić tym, którzy byli pewni, a u tych nieświadomych nie wywołać zbędnych pytań czy zaciekawienia. Gdy znalazła się na górze i zniknęła z oczu obserwatorów, skupiła się na jednym ze swoich zmysłów – na węchu. Zaczęła niuchać ściany chyląc łeb ku podłodze. Zapach nemorianina był słaby, ale za to futro zwierzęcia dawało jej nieźle po nozdrzach.
        - Mam cię... - mruknęła z satysfakcją, po czym zbliżyła się do drzwi i zaledwie jednym zaklęciem przestrzeni przesunęła odpowiednio zatrzaski zamka, by ten się otworzył.
        Ruu z siłą pchnęła drzwi, które uderzyły o ścianę, lecz w pokoju... nie spotkała demona. Jedynie wierną mu tygrysicę, która jeżyła się i cicho warczała szykując się do ataku. Smoczyca odpowiedziała podobnym warknięciem, które miało ostrzec zwierzę przed agresywną odpowiedzą, o ile ta na nią naskoczy.
        - Gdzie twój głupi pan? Planuję go zniszczyć - powiedziała zaciekle rozglądając się po pomieszczeniu.
Rayruu zmrużyła oczy badając jeszcze jeden zapach znajdujący się w pomieszczeniu, dosyć podobny do Vinkowego, oblany tylko tandetnymi perfumami.
        - Przydupasa sobie znalazł? - spytała w głos nie bardzo kierując te słowa do kogokolwiek.
        - Świetnie, to w takim razie na niego poczekam albo... Ej! Mamy w tym wspólny interes. Ty go znajdziesz, bo jest twoim panem, a w kopalni go nie ma, a ja go wypatroszę smołą, a potem podpalę. Co ty na to? - zakpiła wchodząc do środka i spoglądając na jego biurko, może akurat leżało tam coś kosztownego.
        - Niech będzie jasne, do ciebie nic nie mam. Potrzebuję tylko Veryvina do zabicia Veryvina... - mruczała przesuwając dokumenty na jego biurku i z niesmakiem stwierdzając, że chyba nic tutaj nie zdziała. Niewiele się przejmowała. Wyminęła mebel sunąc palcami po gładkim blacie, po czym usiadła na wygodnym krześle, w którym dosłownie utonęła.
        - Och... - westchnęła momentalnie się rozluźniając i przypominając sobie, jak zrobiła mu miłą niespodziankę, gdy wrócił po ciężkim dniu do posiadłości, a ona czekała na niego owinięta w kokardkę w jego biurze.
        Tym, co jednak sprawiło jej największa radość, były wiszące kulki, które uderzały o siebie po tym, jak wprawiło się je w ruch. Ten prosty wynalazek nudził się wielu zaledwie po kilku minutach, ale nie Ruu, która godzinami potrafiła wpatrywać się w uderzające o siebie kulki.
Awatar użytkownika
Veryvin
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje: Arystokrata , Rzemieślnik , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Veryvin »

        Tygrysica po wyjściu swojego pana, postanowiła umościć się wygodnie na aksamitnym kocu pod ścianą naprzeciw drzwi i oddać się higienie osobistej, która tak ją pochłonęła, że kocica nie zwróciła uwagi na dłuższą nieobecność demona. Przez co gdy usłyszała dźwięk odblokowywanego zamka w drzwiach, zamarła w połowie wylizywania łapki i zawiesiła wzrok na wejściu. Widząc jednak nie swojego pana, a znienawidzoną przez niego smoczycę, nie było nawet czasu na wahanie, od razu stanęła na równe łapy i zaczęła warczeć i się jeżyć na intruza. Tigra spuściła nieco z tonu, nie przez to, że Ruu jej odwarknęła, ale ze względu, że łuskowata od razu przeszła do rzeczy. Tygrysica usiadła w miejscu, w którym jeszcze przed chwilą stała i wznowiła mycie swojej kończyny, lekceważąco zerkając na smoczycę by mieć pewność, że ta nie narobi żadnych kłopotów ani nie okradnie znów demona.

        Nie odpowiadało jej obecne towarzystwo, ale nic nie mogła z tym zrobić, gdyż nie miała ze smokiem i to jeszcze bez Veryvina najmniejszych szans. Musiała to jakoś znieść, acz nie było łatwo bo zielonowłosa cały czas gadała. Ale! Zawsze mogło być gorzej. Kobieta rozsiadła się wygodnie w krześle, a Tigra nie mając szczerze co robić położyła się na swoim legowisku, lecz wciąż uważnie obserwowała pradawną.

        Czas mijał, demona ani widu ani słychu, kotka zaczęła przysypiać pomimo narastającego w niej zmartwienia. Wtem jak burza wszedł do pokoju Veryvin i bez słowa skierował się w stronę rozwalonych na biurku dokumentów. Zamarł jednak w półkroku gdy dostrzegł siedzącą w krześle kobietę.
        - Witaj pani, nie sądzę jednak by twoje usługi były mi dziś potrzebne, proszę więc o opuszczenie mojego pokoju - uśmiechnął się ciepło choć w jego głosie wybrzmiewała pogarda, a słowa ociekały jadem.

        Nie zdążył jednak poczynić następnego kroku, gdyż Tigra się najeżyła i rzuciła na demona powalając go na ziemię przy jednoczesnym przejechaniu pazurami po jego twarzy. Stała na nim i warczała wściekle. Mężczyzna pod nią się zdenerwował i kopnął kocicę niespodziewanie w brzuch, zrzucając ją z siebie. Zerknął kątem oka na domniemaną prostytutkę rozlewającą się w krześle i podszedł do biurka, by zabrać wszystkie dokumenty i schować do płaszcza jakby nigdy nic.
        - Ty nic tutaj nie widziałaś, jasne kurtyzanko? - spytał pogodnie chcąc wrócić do wyjścia.

***
        Veryvin dalej był przetrzymywany w starym domu, którego podłoga spijała kolejne wiadra jego krwi, gdy bardziej bezrozumne demony go katowały. Obecnie leżał z połamaną niezliczoną ilością kości i wpatrywał się tępo w sufit, a jego ciało się stopniowo regenerowało, lecz te regeneracje były coraz wolniejsze, obejmowały jedynie najbardziej krytyczne obrażenia i wymagały coraz to większych nakładów energii do zaleczenia ran. Oprawdcy natomiast jedynie czekali, aż markiz do pewnego stopnia odzyska siły i znów przystąpiły do otwierania starych oraz tworzenia nowych ran
Awatar użytkownika
Ruu
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Łowca
Kontakt:

Post autor: Ruu »

        Ruu wspierała głowę na ręce, a jej trajkotanie powoli (bardzo powoli!) zmniejszało swój pęd. Mówiła coraz wolniej, potem coraz mniej, aż w końcu przysnęła wtulając twarz w przedramiona ułożone na drewnianym biurku. Nagle do pokoju wpadł mężczyzna. Smoczyca jak pijana zatoczyła sylwetkę do tyłu przywierając plecami do oparcia fotela, jakby zaraz ktoś miał jej poderżnąć gardło. Spojrzała oniemiała na Veryvina. No tak, przyszła go tu zabić!
        W jej oczach pojawił się błysk oraz na twarzy zagościł paskudny uśmiech, który zaraz zszedł po pierwszych słowach demona.
        - Słucham? - spytała wzburzona marszcząc przy tym dziewczęco nosek.
        Z początku pomyślała, że sobie żartuje. I to w bardzo głupi sposób. Użył tylu kpiących słów, że trudno było je zliczyć, a najgorsza była „pani”! Nie lubiła gdy tak o niej mówił w tym kontekście – nie z godnością a pogardą, i traktował jak staruchę z bandą dzieciaków. Jeszcze sobie z niej służkę zaczął robić! Tak właśnie myślała. Również w momencie, gdy tygrysica się zjeżyła, choć to już było dziwne, ale nie wnikała w prywatne relacje kocura ze swym panem. Jednak Veryvin kopiący pupilka w brzuch wywołał u pradawnej takie zdziwienie, że niemalże spadła z krzesła wychylając się do przodu w niemym szoku. Spoglądała na mężczyznę wielkimi oczami i oniemiała w bezruchu śledziła go wzrokiem. Jego kroki roznosiły się echem po pomieszczeniu, a zmniejszający się między nimi dystans sprawiał, że smoczyca stawała się coraz bardziej drętwa. Gdy znalazł się obok niej, ona wcale nie czuła się bezpiecznie. Jej drobne palce w zdenerwowaniu zacisnęły się na krześle. Spoglądała na niego bezbronnie i posłusznie przełykając ślinę, i pozwalając mu zabrać papiery. Kątem oka zerknęła na zgarnięte dokumenty, mrugnęła kilka razy ponownie wpatrując się w oblicze mężczyzny. Teraz już bardziej zdezorientowana i nieco zakłopotana.
        Odruchowo chciała go zatrzymać w pokoju. Wszystko toczyło się tak szybko, że nie miała czasu przemyśleć tego co powinna zrobić, a ewidentnie nie wszystko tu grało jak powinno. Szczególnie ostatnie zdanie utwierdziło ją w tym toku myślenia, gdy uznał ją za kurtyzanę i to z takim przekonaniem!
        - Panie... - powiedziała słodko ujmując jego dłoń by zatrzymać go w miejscu. Spojrzała na niego z dołu i uśmiechnęła się delikatnie, po czym stanęła blisko, przywierając do niego swoim ciałem. Posunęła się dłońmi wzdłuż jego brzucha i klatki piersiowej, a jego puszczona ręka zahaczyła o jej biodro.
        - Wybaczcie, spodziewałam się pana wcześniej – wytłumaczyła się. - Jednak rozumiem, że praca nagli. Nie chciałam przeszkadzać, choć liczyłam na to spotkanie... - zamruczała łącząc ze sobą ponętnie wargi i niemalże stykając się z nim czubkiem nosa.
        - Może wieczorem będzie miał pan czas? Nie bez powodu jestem najdroższą dziwką w tym mieście – rzuciła mu wyzywające spojrzenie, po czym poklepała go po klatce piersiowej.
        - To do zobaczenia – rzuciła, szybko obracając się ku wyjściu i jeszcze zgarniając na przód włosy by zabujać biodrami i pełnymi pośladkami. Pomachała mu paluszkami na pożegnanie składając niemą obietnicę, że jeszcze tu wróci, po czym wyszła z pomieszczenia.
Rayruu wtopiła się w tłum, jaki zlazł się na ulice, ponieważ była to pora przerwy w większości zakładów pracy. Pośpiesznie schowała się gdzieś między budynkami zlana całkowicie potem. Przełknęła ślinę i marszcząc brwi spojrzała na papiery w dłoni. Nie dorwała wszystkiego i zastanawiała się ile czasu ma na ucieczkę, ale w tym momencie trzymała akt własności Korestor oraz kilka innych dokumentów ważnym dla markiza i sprawiających, że nie jest bankrutem. Nie mogła wyjąć wszystkiego z kieszeni płaszcza, bo wówczas mężczyzna szybko zorientowałby się, że coś mu ubyło, a tak zwinięte w rulon były łatwe do kradzieży, gdy pieszczotliwie macała go ciele.
        Raryuu jednak nie mogła pozwolić sobie na daleką ucieczkę. Myślała czy by nie udać się ponownie do jaskini, ale wówczas tej jego żonce i dzieciakom groziło niebezpieczeństwo. Nie lubiła wężowej lafiryndy, ale potomstwo intuicyjnie było dla niej ważne. Nie należało ono do niej, ale ten uroczy smarkacz jakoś przypadł jej do gustu. Musiała się więc zdać na tygrysicę. Pozostawało jednak pytanie czy wyruszy razem z oszukańczym Veryvinem czy też będzie miała okazję połączyć siły z Tigrą. Tylko po to by go odnaleźć i samej zabić! To jest jej cel! Nie pozwoli go krzywdzić, tylko ona może mu to zrobić!
Awatar użytkownika
Veryvin
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje: Arystokrata , Rzemieślnik , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Veryvin »

        - Skoro słuchasz nie będę się powtarzał. Chyba że mój zwierz ma ci pokazać gdzie jest wyjście - burknął wrogo, ani trochę zadowolony jej tonem.
        Natomiast Tigrze nie podobało się, że ktoś obcy śmiał panoszyć się po pokoju jej pana i jeszcze się za niego podszywać. Taka zniewaga krwi wymaga! Korzystając z elementu zaskoczenia bez ostrzeżenia rzuciła się na oszusta, który tylko przez nerwy kocicy i jego szybką reakcję zdołał "ocalić" twarz, by paskowana nie zdarła mu skalpu jednym ruchem swojej łapy. Krew się w nim zagotowała, gdy został przyszpilony do ziemi, a tygrys jego brata stał nad nim i warczał wściekle. Przez tego pchlarza cały jego plan mógł zostać zniszczony. Niedoczekanie! Mimo piekącego bólu regenerującej się twarzy, zdołał zrzucić z siebie złotofutrą i unieruchomić ją z pomocą demonicznych czarów. Pod kocicą pojawił się czarny portal, z którego wyłoniły się giętkie, maskowate ręce, owinęły się wokół tygrysicy i skutecznie przytrzymały szamoczącą się w jednym miejscu i przy ziemi.
        - Waruj! - warknął poprawiając potargane ubranie i zgarniając z twarzy włosy. Spojrzał surowo na elfkę, która ani myślała się wynosić tak jak powiedział.
        Przez chwilę zastanawiał się co z nią zrobić, choć z drugiej strony w sumie niepotrzebnie się martwił skoro wyglądał jak Veryvin i tak też wszyscy inni go postrzegali. Nawet gdyby pobiegła do strażników niewiele by to dało gdyby zaczęła: "Markiz wtargnął do swojego pokoju, pobił swoją kotkę i zabrał SWOJE dokumenty" - tak, na pewno wzięliby ją na poważnie i od razu zabrali się do pracy. Gniew mu powoli mijał, twarz odzyskiwała dawną nieskazitelność, a jemu minęła ochota na to by złapać kurtyzanę za te zielone kudły i wyrzucić za drzwi, za to, że go nie posłuchała i mogłaby przeszkadzać. Co prawda nie zwykł podnosić ręki na kobiety i to jeszcze takie urodziwe, ale panny lekkich obyczajów do takowych się nie zaliczały skoro i tak za pieniądze gardziły i sprzedawały swoje ciało. Zignorował więc ją patrząc na elfkę jak na leżące na ulicy psie odchody i zabrał co miał zabrać.
        Prostytutka jednak w końcu się obudziła i złapała go, uniemożliwiając mu wyjście. Ingvar się zaniepokoił i wezbrał w nim na nowo gniew obawiając się problemów, jednakże jak się okazało niepotrzebnie. Zielonowłosa wstała i przywarła do jego ciała aż nazbyt zachęcająco gładząc jego tors, było to tak nagłe i przyjemne, że nie zdołał powstrzymać cichego pomruku pełnego zadowolenia, który wydobył się niekontrolowany z jego gardła. Bez większego trudu zaczął ulegać jej czarowi.
        - Oh... Tak, tak zatrzymało mnie nieplanowane spotkanie i niestety teraz mam jeszcze jedną sprawę do załatwienia - westchnął nieco załamany ze zmęczeniem i pogładził dłonią jej policzek by jeden z kosmyków wsunąć jej za dosyć niezwykłe elfie ucho. Najczęściej jednak jego wzrok uciekał na jej piersi przyciśnięte do jego klatki, zasługiwały na odpowiednie traktowanie, a nie takie okrutne miętoszenie i płaszczenie ich. - Mam nadzieję, że pomożesz mi porządnie wypocząć i wynagrodzisz czymś ekstra to, że zasnęłaś na warcie. - Wyszczerzył się do niej wymownie zdradzając tym, że nie miał zbyt czystych myśli co do ich ponownego spotkania, a przy tym złożył jej niemą obietnicę, że na pewno przyjdzie.
        - Obyś tym razem nie przysnęła inaczej nie będę w stanie z czystym sumieniem zapewnić, że będziesz w stanie usiąść przez tydzień a co dopiero chodzić - pożegnał się z nią na swój sposób. W jego oczach pojawił się niebezpieczny błysk już nawet zaczął sobie wyobrażać i planować przebieg dzisiejszego wieczoru. Takiego farta należało odpowiednio wykorzystać i podziękować bratu, za zapewnienie mu miłego towarzystwa, zwłaszcza, że Veryvin się na nie wykosztował.
        Gdy został sam z szarpiącym się sierściuchem, który chciał mu się dobrać do gardła, omiótł pokój pobieżnym spojrzeniem, a nie widząc już nic ciekawego wyszedł z pomieszczenia a następnie z karczmy. Jego zaklęcie straciło moc i uwolniło Tigrę dopiero jak Ingvar zniknął za rogiem następnego budynku.
        Tygrysica zaryczała wściekle biegając i rzucając się po pokoju nie wiedząc co ma zrobić, oprócz tego, że pożreć oszusta i znaleźć swojego pana. Do tego jeszcze problem stanowiła smoczyca. Kocica nie mogła dopuścić by ta łuskowata jaszczurka miała go choćby w zasięgu swojego wzroku. Praktycznie w amoku chciała wybiec z kamienicy i popędzić za przebierańcem, ale pośliznęła się na plamie jego krwi. Kiedy wstała na równe łapy obwąchała ją uważnie i polizała. Skrzywiła się paskudnie i wybiegła na zewnątrz gdzie zaczęła węszyć za swoim panem. Było to dość trudne, bo jego zapach był niemal w całej okolicy, powinien stanowczo częściej i dłużej siedzieć na tyłku, a nie co chwila gdzieś chodzić i robić. Prychnęła z niezadowoleniem i raz jeszcze przystawiła nos do ziemi, a po tym uniosła w górę i nagle coś ją tknęło by podążyć za oszustem, a nóż doprowadzi ją w pobliże jej pana. Musiała jedynie uważać by nie zostać przez niego zauważona.

        Gdy Ingvar wyszedł z miasta, zaraz zrzucił z siebie wygląd znienawidzonego brata i poszedł go odwiedzić, podziękować wykupienie mu na noc dziwki, choć nieświadomie, i pochwalić się zabranymi dokumentami. Do zawalonej posiadłości szedł bez pośpiechu pogwizdując radośnie i ciesząc się tym pięknym dniem, który u swego kresu będzie jeszcze piękniejszy. Żyć nie umierać.
        Niestety Veryvin nie podzielał jego zdania i skłaniał się bardziej ku temu drugiemu. Ingvar gdy zobaczył, że jego brat jest ledwo żywy, a obecnie jeszcze nieprzytomny, wściekł się na swoje przywołańce i od razu je zniszczył. Nie tak to miało wyglądać. Chciał napawać się chwilą gdy to jemu w końcu udało się wygrać, chciał, żeby starszy brat to widział i przyznał się do przegranej, do wyższości Ingvara, okazania mu należytego szacunku, jednakże jak Veryvin mógł to zrobić, kiedy ledwo dychał?!
        Skrzywił się niemiło i uwolnił go z więzów, po czym wziął pod ramię i wyniósł z ruin tylko po to by wrzucić zmaltretowanego markiza do opuszczonej kopalni. Chciał pozbyć się ciała, bo podejrzewał, że braciszek mu już dłużej nie pociągnie, a nie chciał by ktokolwiek się o tym dowiedział lub co gorsza powiązał młodszego nemorianina z tą zbrodnią.
        Poza tym to był tylko wypadek przy pracy, najważniejsze, że miał dokumenty brata i mógł je wszystkie sprzedać za miedziaki wraz z inwestycjami i nieruchomościami Veryvina wraz z jego rezydencją w Efne, a zdobyte pieniądze mógł przeznaczyć na hazard, panienki i balowanie w karczmie. Niestety nie wiedział jeszcze, że w kieszeni zostało mu jedynie kilka świstków, potwierdzeń wpłat bądź wyciągów z banku.
        Obecnie jednak jego myśli krążyły wokół caluteńkiej nocy, którą już niedługo spędzi trzymając w objęciach zielonowłosą piękność. Co prawda nigdy by nie posądził brata o trwonienie pieniędzy na tego typu usługi, a szczególnie marnowanie czasu w taki sposób, ale darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby. Poza tym tamta kurtyzana sama powiedziała, że jest najdroższą dziwką w tym mieście, a to młodemu Raronarowi w zupełności wystarczyło.

        Jak tylko zostawił markiza i zaczął wracać do miasta, Tigra natychmiast wyszła z ukrycia i uważając by nie zostać zauważoną pobiegła po swojego pana.
Awatar użytkownika
Ruu
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Łowca
Kontakt:

Post autor: Ruu »

        Rayruu nie była najlepszym kandydatem na pracownika w księgowości. Nie znała się na dokumentach ani na całych tych studiach „papierologicznych”, ale duże i widoczne druki na środku wystarczająco wyjaśniały jej sens posiadanych kartek. Wszystkie przynosiły zyski! Smoczyca zacisnęła palce na skradzionych kwitkach uważnie oglądając budynek, z którego właśnie wyszedł „Veryvin”. Nie zerkał nerwowo na boki, nie wyleciał zalany potem, a to oznaczało, że nie zauważył kradzieży!
        Ruu uśmiechnęła się z satysfakcją i zadarła brodę do góry. Oszustwa smakowały niebywale słodko! Podobną ekstazę musiał odczuwać również przebieraniec, wyraźnie zadowolony ze swojego działania. Jednak to ona tu ustalała zasady gry! I nie miała zamiaru z tego rezygnować, dlatego postanowiła ukryć dokumenty. Musiała to zrobić w trakcie śledzenia tygrysicy, której nie mogła stracić z oczu. Najgłupszym było trzymać dowody przy sobie, żeby jeszcze kolejny złodziej ją okradł? Nie była aż taka głupia!
        Tigra pojawiła się dopiero po dłuższym czasie. Jej nos zetknął się z chodnikiem i chwilę jakby walczyła o kierunek, w którym powinna pójść. Ruu była pewna, że kocica wybierze większe zło, a to oznaczało, że tajemniczy gość stanowił realne zagrożenie dla Veryvina. Tego prawdziwego.

        Ruu skradała się naprawdę cichuteńko. Jak prawdziwy elfik, by nie rozkojarzyć tygrysicy. Trzymała się od niej z daleka, mimo że smoczyca miała węch zdecydowanie przeciętniejszy od tego zwierzęcego to zdała się na wszelkie inne aspekty, jak wzrok, słuch a przede wszystkim czucie. Atmosfera była niezwykle napięta, a pradawna starała się nie ponieść własnej wyobraźni. Totalnie nie rozumiała, co się wokół niej dzieje. Znaczy, domyślała się, że chodzi o interesy. Veryvin lubił smak bogactwa a to niestety zawsze wiąże się z ryzykiem. Tylko on nie był dużym, potężnym smokiem! I nie miał swojej bezpiecznej jaskini. Głupi ci nemorianie!

        Celem okazały się ruiny. Tigra nie wkraczała do środka więc i na ten moment Ruu postanowiła zostać w ukryciu, ponownie wybierając miejsce jak najbardziej odległe od pupila markiza. Jej zniecierpliwienie powoli sięgało zenitu, bardzo chciała by sytuacja wreszcie się wyjaśniła. A przede wszystkim pragnęła znowu zobaczyć Veryvina.
        Rayruu instynktownie macała w dłoniach Florka, bo przecież kryształ to najlepszy kompan w podróży. Szeptała do niego w myślach wyrażając wszelkie swoje wątpliwości, jakby miał ją wesprzeć i zrozumieć. Jednak komu innemu mogła powiedzieć, że boi się o życie demona? Szczęka smoczycy tkwiła w mocnym zacisku, a turkusowe oczy nie zboczyły choćby na sekundę z ruin.
        Ruu oparła brodę o chłodny kamień, do którego dosłownie przylgnęła, niczym wygrzewająca się w jaskrawym słońcu jaszczurka. Wiernie czekała na wyjście oszusta, choć zastanawiała się czy jest to dobre wyjście. „Florku, a może powinnam tam wkroczyć?”, „Myślisz, że on nadal?...”, pytała z rozpaczą, gdy nagle ujrzała zarys postaci. Serce zielonowłosej niemalże stanęło w miejscu. Dostrzegła młodego mężczyznę, który taszczył na ramieniu zmasakrowanego markiza – tego prawdziwego czy oszusta? Rayruu całkowicie polegała na Tigrze. Nie ma szans by kocica myliła się co do swojego pana. Musiała znowu czekać!
        Pełna nerwów pradawna zaczęła obgryzać paznokcie. Nie mogła znieść widoku ledwie żyjącego Veryvina, który gdy się potknął zamiast otrzymać pomoc został boleśnie szarpnięty do przodu, przypominając raczej martwe zwłoki niż żywotnego demona. Smoczyca nie zorientowała się kiedy na jej policzkach pojawiły się łzy. Pojedynczo spływały po alabastrowej skórze Ruu, a jej drżące i rozpalone palce wątpliwie obejmowały chłodny kamień. Kim był ten drugi mężczyzna? Oszust?
        Zabije go. Tak, najpierw tego wymoczka a potem Veryvina. Pierwszego za fakt skrzywdzenia nemorianina, drugiego za te paskudną klątwę. Pełne potwierdzenie, co do obrazu sytuacji, otrzymała oczywiście od Tigry, która wkroczyła do kopalni. Kolejny dylemat, czy nie lepiej złapać oszusta i go zabić, czy też odnaleźć Veryvina. Nie. Nie mogła pójść za tym nabieraczem. Jeżeli zabił Vinka to dostanie dwa razy większe lanie, musiał dostać odpowiednią karę! I... i... i musiała po prostu wiedzieć, że markiz żyje.
        Rayruu upewniła się czy w okolicy nie ma już nieznajomego. Dopiero potem przekradła się wprost do kopalni w poszukiwaniu kocicy oraz właściciela.
        Wkraczając do kopalni, Ruu posmarowała czoło i policzki fluorescencyjną farbą kryształu, aby pewniej poruszać się po ciemnych zakamarkach. Już nie musiała skrupulatnie ukrywać się przed Tigrą, ta doprowadziła ją do miejsca, w którym znajdował się markiz. Smoczyca niedługo błądziła po kopalni, a położenie obu zdradziło groźne warczenie i pomrukiwanie tygrysicy.
        - Veryvin! - uniosła głos smoczyca nie wiedząc za bardzo czy też się cieszy, zamartwia, a może i jest zaskoczona faktem, że demon jeszcze żyje.
        Rayruu podbiegła do markiza, choć cofnęła się jeszcze o krok, gdy Tigra zerwała się na równe łapy i ryknęła ostrzegawczo na smoczycę. Zdziwiona tą przeszkodą kobieta spojrzała na kocicę, ale że nie mogła wydusić z siebie żadnego słowa to uklęknęła i ostrożnie, na czworaka zaczęła zbliżać się do mężczyzny. Napięcie między dwoma samicami było (jak zawsze) napięte. Tigra uważnie śledziła poczynania smoczycy, bo chociaż sama była świetnym strażnikiem i towarzystwem dla bogacza, to jednak też nie mogła ryzykować nagłą przemianą Ruu w smoka mogącego potraktować tygrysa, jak wykałaczkę do zębów.
        - Veryvin... - powiedziała czulej Rayruu wsuwając dłoń pod brodę mężczyzny by zwrócić jego pobitą twarz ku sobie.
        - Jeszcze żyjesz – mruknęła ocierając delikatnie policzek o jego, po czym nieco zakłopotana odsunęła się od rannego.
        Fluorescencyjne światełko, jakim wymalowała się pradawna, odbijało się na obliczu demona. Jego jadowicie zielone oczy jeszcze mocniej podkreślał blask. Widok wycieńczonego Veryvina przerażał Ruu. Patrzyła na niego szklistymi oczami, ale chciała zachować wszelkie pozory „nie tak przesranej sytuacji”, a przede wszystkim nie zdradzać własnych uczuć, z którymi nie umiała się w tej chwili pogodzić. Nie potrafiła powstrzymać natłoku rozpaczy, jaki targał nią, gdy patrzyła na stan ex-narzeczonego. Całkowicie wycieńczony wydawał się gasnąć w jej ramionach.
        - Ććć... - dodała przykładając palec do ust mężczyzny. - Wyciągnę cie stąd – obiecała oddalając się od niego jeszcze bardziej, po czym przybrała formę hybrydy. Jej długi ogon zwalił się na ziemię, a cienkie palce z pazurami objęły sylwetkę rannego w pasie. Veryvin jęknął z bólu. Ruu zdawała sobie sprawę, że kolejna taka podróż na piechotę może doprowadzić go do jeszcze gorszego stanu, ale to był nadal rozsądniejszy plan niż tutaj tkwić. W tej postaci była silniejsza, więc jeżeli mężczyzna nie miał aż tyle siły by iść, była wstanie zarzucić go na swój gadzi grzbiet i przenieść spory kawał dalej.
        - Tigra, znajdź dla nas bezpieczne miejsce – nakazała zerkając na nieufną kocicę. - W tym momencie mamy jeden, wspólny interes – powiedziała kpiąco.
        - Wiem, że boli, ale wytrzymaj jeszcze trochę... - mruknęła zaciskając zęby.
Awatar użytkownika
Veryvin
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje: Arystokrata , Rzemieślnik , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Veryvin »

        Gdy tylko Ingvar zostawił ledwo żywego brata w rozsypującej się kopalni na pastwę losu i zniknął z zasięgu wzroku po opuszczeniu okolicy, tygrysica nie myśląc za wiele pobiegła natychmiast poszukać swojego pana. Widziała w jakim był stanie gdy został wyniesiony z pobliskiej posiadłości, a to powodowało jedynie, że jeszcze bardziej się o niego martwiła. Wbiegła szybko do kopalni, lecz szybko zrezygnowała z pośpiechu, gdyż sklepienie zaraz zaczęło się kruszyć przez odbijające się od ścian echo tygrysiego galopu i dyszenia. Ciężko, bardzo ciężko było jej zachować spokój i bez pospiechu dojść do Veryvina, ale nie mogła ryzykować tym, że szyld zawali się jej i markizowi na głowę.
        Szła powoli i ostrożnie, aż w końcu dotarła do celu. Lekko się skrzywiła z niezadowoleniem, że przez głupią jaskinię musi trzymać emocje na wodzy. Podeszła do swojego pana coraz bardziej dając się pochłonąć smutkowi, aż w końcu nie położyła się przy nim. Pomrukując cicho ze zmartwieniem położyła mu jedną łapę na piersi i polizała delikatnie po jednym policzku rozcierając po nim krew demona. Nemorianin po jakiejś chwili otworzył nieznacznie oczy i starał się pogładzić przyjaciółkę po głowie, lecz nie miał już na to siły. Był kompletnie wykończony.
        Nie było jednak czasu by się zamartwiać, gdyż paskowana zaraz wyczuła, że ktoś się zbliżał do markiza. Zjeżyła futro na grzbiecie i wstała na równe łapy warcząc wściekle na nadchodzącą zielonowłosą. Zagrodziła dalszą drogę elfki do byłego narzeczonego i zapominając o niezbyt stabilnej konstrukcji szybu górniczego, zaryczała ze wściekłością na pradawną. Jaskinia niebezpiecznie zadrżała, ale prócz ataku kilku kamyków ze sklepienia, nic gorszego się nie stało. Nie ufała zielonowłosej, choć gdy ta zaczęła iść na czworakach, jakoś mniej była na nią wściekła.
        Obserwowała uważnie jej poczynania, jak zbliża się do markiza, jak delikatnie i czule się z nim obchodzi. Usiadła i cierpliwie patrzyła jak się sprawy potoczą by wiedzieć kiedy wkroczyć.
        - Ruu... - wycharczał z trudem i się skrzywił. Jedno ze złamanych żeber tkwiło mu w płucu przez co ciężko było mu mówić i oddychać, jednakże nie mógł od tak zignorować jej obecności.
        Niewiele powiedział a i tak został uciszony. W sumie dla niego to i tak było najrozsądniejsze i najbardziej bezpieczne, nie musiał nic mówić to i bólu takiego nie musiał czuć. Taki stan rzeczy odpowiadał mu również z tego powodu, że wciąż był zły na smoczycę za to co zrobiła i nawet teraz miał do niej o to żal, lecz obecnie były ważniejsze rzeczy na głowie, a co dziwniejsze czuł jakby to co kiedyś było między nimi nigdy nie znikło i teraz właśnie zwracało ich ku sobie. Jedna jego część niezmiernie się cieszyła, że pradawna do niego przyszła. Nim się zorientował Ruu się postanowiła go podnieść i podtrzymać by słaniający się nie przewrócił się na ziemię.
        - Dziękuję... że jesteś... - wybełkotał z trudem i krzywiąc się, cierpiąc niewyobrażalne katusze starał się nie obciążać za bardzo kobiety i ruszył u jej boku do wyjścia.
        Tygrysica nie była z tego wszystkiego zadowolona i wietrzyła podstęp, lecz obecnie jej pan potrzebował pomocy, a niestety sierściuch nie mógł mu jej zapewnić. Postanowiła więc póki co zakopać topór wojenny, ale nadal nie tracić czujności. Wietrzyła niemały podstęp ze strony łuskowatej.
        Ruszyła przodem przed pozostałą dwójką i wybiegła jak strzała z jaskini zastanawiając się oraz węsząc gdzie mogła by doprowadzić towarzyszy by czuli się bezpiecznie. Wtedy jej wzrok padł na drewnianą chatkę jakieś pół stai drogi od kopalni, zawróciła więc do smoczycy i demona by ich tam poprowadzić. W końcu chatka wydawała się być nieszkodliwa.
Awatar użytkownika
Ruu
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Łowca
Kontakt:

Post autor: Ruu »

        - Jeszcze nie ma za co dziękować – odparła chwytając markiza pod pachę.
        Ruu, jako hybryda, miała zdecydowanie więcej siły niż jakikolwiek typowy śmiertelnik. W pewnej chwili zarzuciła markiza na swoje plecy pochylając sylwetkę do przodu i traktując jaszczurzy ogon niczym kotwicę, dzięki czemu nie wywróciła się na twarz. Tigra doprowadziła dwójkę do chatki. Smoczyca nie bawiła się w subtelności i zaklęciem pchnęła delikatnie drzwi by się otworzyły, po czym wspięła się po niewysokich schodkach, wsunęła łeb do środka, aby sprawdzić czy jest to opuszczone miejsce. Wyglądać to mogło komicznie, bo to w nijaki sposób kamuflowało rannego na jej plecach. Tak więc zielone włosy mieszały się z czarnymi kosmykami nemorianina. Kobieta odetchnęła z ulgą widząc łóżko w pomieszczeniu oraz brak żywej duszy.
        - Tigra, weź to jakoś pościel... - wydała całkiem dziwne, ale logiczne dla smoczycy polecenie. - Tak, jak to koty robią! - wzburzyła się, gdy tygrysica spojrzała na nią z pobłażaniem nie mając chyba zamiaru ugniatać ludzkiego legowiska. Jedynie łapą strąciła źdźbła trawy i patyki, które dostały się tutaj niczym nieproszeni goście na wieczerzę.
        Z całą smoczą gracją starała się ułożyć Veryvina na łóżku. A to oznaczało nie mniej, nie więcej, zdolności manualne osiłka próbującego wyhaftować bożka na chusteczce. Niby można, ale od tego bolą oczy. Markiza musiało bolec całe ciało.
        - Aj, przepraszam! - stęknęła, gdy demon zbyt gwałtownie opadł nogami na podłogę. Ból rozproszył się po jego ciele, mężczyzna pochylił się do przodu, a ta ogonem niechcący trąciła go łydkach. Nie pozwoliła mu jednak upaść, gdyż objęła go pod pachami, po czym pozwoliła mu wolno ułożyć się na posłaniu. W tym momencie chyba jeszcze bardziej ją nienawidził.
        - Uff... - smoczyca padła na kolana, tuż przy łóżku i przetarła czoło. W tej formie nie pociła się jak człowiek, wszak w większości pokryta była łuską. Nie zmęczyła się również za bardzo fizycznie, ale stres związany z tym, by jeszcze bardziej nie uszkodzić Veryvina był wykańczający.
        Ruu rozejrzała się po pomieszczeniu. Pierwsza część planu była za nią. Szkoda, że nie wiedziała co robić dalej, bo chociaż markiz był tu bezpieczny to samo leżenie go nie uleczy. Znaczy... chyba. Kompletnie nie znała się na medycynie, a połamane żebro nie było jak połamany paznokieć. Trochę bardziej bolesne i skomplikowane, samo by się pewnie zrosło, bo i Ruu chodziła połamana, a jej jedynym leczniczym środkiem było wylegiwanie się w palącym słońcu. Jednak Vinek tak słońca nie lubił. Poza tym, nie mieli czasu by leżał na dworze tygodniami czekając aż łaskawie jego organizm stwierdzi, że da radę wstać.
        - Tam jest studnia – stwierdziła wyciągając łeb powyżej parapetu. - Tigra, pilnuj – rzuciła wstając i wychodząc na dwór z niekształtnym wiaderkiem. Wróciła najszybciej, jak tylko mogła z czystą wodą ponownie klęcząc u boku demona i tym razem przybierając niewinną postać elfki. Mając mniej siły była zdecydowanie bardziej delikatna dla pacjentów, a teraz aż dla całego jednego pacjenta.
        Porwała część swojej spódnicy, by z niektórych skrawków wykonać prowizoryczne bandaże, a innych użyć do obmywania ran. Od tego właśnie postanowiła zacząć, bo może to tylko tak strasznie wyglądało?
        Smoczyca z pomocą magii nagrzała wiaderko oraz wodę, by czasem Veryvin nie zerwał się z powodu chłodnego bodźca, a zrelaksował przy uczuciu ciepła. Temperatura oczywiście musiała być zdecydowanie niższa od tej, jaką Ruu uwielbiała - czyli dla niej chłodna, dla ludzi przyjemna.
        Tym razem z elfią i prawdziwą majestatycznością sięgnęła materiału męskiej koszuli, którą łagodnie rozpięła i rozsunęła na boki.
        - Mogę?... - spytała, choć w dłoniach trzymała już uszykowaną szmatkę do obmycia ran. Przyłożyła ją do torsu nemorianina nie zważając na to czy mu się to podoba czy nie, ale nawet pies wylizuje swoje rany w celu oczyszczenia! Ona zresztą również smaga smoczym jęzorem po piekącej od słońca łusce. Sama logika!
        - Wybacz, jeśli boli – powiedziała statycznym i łagodnym głosem, który tak rzadko jej towarzyszył. To była jedna z tych niewielu chwil, gdy Ruu potrafiła całkowicie skupić się na zadaniu i absolutnie mu się poświęcić. Kojarzyła się teraz z troskliwą lekarką, anielską istotą przyjmującą rannych z pola bitwy. Przez chwilę oboje milczeli, dzieliły ich tylko westchnięcia i oddechy, dźwięk ściekające po ścierce wody oraz sapnięcia bólu Veryvina. Nie znała się na medycynie ani leczeniu, ale pamiętała, że wszelkie rany markiza szybko się goiły, więc szybciej wróci i teraz do zdrowia.
        Gdy oczyściła część krwi i zabrudzeń z jego skóry, od razu skupiła się na jego klatce piersiowej, która w asymetryczny sposób się unosiła. Przyłożyła więc dłoń do jego ciała badając go palcami i kierując się własnym doświadczeniem. Płytki oddech, ból skoncentrowany w jednym miejscu oraz dziwna, choć niuansowa niekształtność.
        - Masz złamane żebro! - Uniosła głos jeszcze bardziej popadając w rozpacz nieznajomości uzdrawiania.
        Przyjrzała mu się jeszcze bardziej, tym razem wlepiając oczy w jego tors i puszczając wydech nosem, niczym rozjuszony kocur.
        - Czasem łączę kości za pomocą magii przestrzeni, wiesz... jak ci się coś zapadnie w dół to trzeba to wypchnąć w górę, co nie? Możemy spróbować, żebyś nie zrósł się jak garbaty dziad. – Ruu starała się brzmieć neutralnie, a może wręcz nieco uszczypliwie, ale bliskość Veryvina wywoływała w niej mieszane emocje. Jeszcze chwilę temu jej dłoń drżała nad jego skórą, choć brudną od krwi i ranną to nadal należąca do niego. Poczuła złość, że ktoś skrzywdził jej skarb. Rozdrażniona zacisnęła palce na deskach od łóżka, warknęła, a jej długie paznokcie powoli przybierały postać pazurów. Łuski zakreślały swój kształt na alabastrowej skórze smoczycy, ale już po chwili kobieta potrząsnęła głową, by przywołać się do porządku.
        - A może potrzebujesz snu? - spytała, wyciągając ku niemu dłoń i głaszcząc kosmyki jego włosów. - Popilnuję cię – obiecała cichym, lecz brutalnym dla obcych mruknięciem.
        Chciała wyciągnąć z Veryvina informację na temat tego nieznajomego mężczyzny, który wyszedł z ruin, jego biura oraz... ogólnie, o co w tym wszystkim chodzi! Jednak tym razem nie miała serca naciskać na niego, gdy ledwo oddychał i wyraźnie potrzebował odpoczynku. Bała się go tu zostawić samego by wezwać pomoc, jeszcze ten gość wróci i go dobije! Tej flądry też tutaj nie ściągnie, bo zostawić stado bachorów samym sobie równało się z zawaleniem kopalni, a przede wszystkim to Vinek był teraz uzależniony od niej i to na niej całkowicie polegał, więc na co jej tutaj konkurentka?
        Rayruu ułożyła głowę tuż obok rannego wciąż przeczesując jego czarne włosy i głaszcząc go kciukiem po czole. Teraz, na tę krótką chwilę, należał do niej i planowała się tym nacieszyć.
Awatar użytkownika
Veryvin
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje: Arystokrata , Rzemieślnik , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Veryvin »

        Veryvin starał się iść w miarę o własnych siłach, mimo odniesionych obrażeń, by nie obciążać za bardzo zielonowłosej, a Tigra po powrocie ze zwiadu, prowadziła ich do znalezionej przez siebie chatki, asekurując przy tym swojego pana i wieloletniego przyjaciela. Tygrysica co chwila na niego zerkała, pomrukując ze zmartwieniem i trącając nosem zwisającą bezwładnie rękę. Była kompletnie bezsilna, bo nie mogła w żaden sposób ulżyć cierpieniu markiza to raz, a dwa chciała mu pomóc, bez względu na swoje bezpieczeństwo chciała w tej chwili ruszyć za Ingvarem, rozszarpać mu gardło i poćwiartować na kawałeczki za to co zrobił Veryvinowi, choć wiedziała, że z demonem, choć młodszym od swojego właściciela, nie miałaby żadnych szans. W tym jednak przypadku była zagubiona najbardziej, bo tak bardzo jak chciała dopaść brata swojego pana, tak też nie chciała ani na krok opuszczać rannego, zwłaszcza, że była przy nim ta obślizgła i podstępna żmija. Paskowana ani trochę jej nie ufała, czego dowodem były ciche warknięcia i groźny wzrok posyłany łuskowatej, lecz na okazywaniu swojego niezadowolenia i czujności jedynie się kończyło. Tygrysica nie zamierzała pierwsza atakować, zdając sobie sprawę, że mimo wszystko pradawna może być jedyną pomocą dla Veryvina, by ten był w stanie jeszcze kiedykolwiek stanąć na nogi.

        Gdy dotarli już do chaty, Tigra chciała się bardziej rozejrzeć i upewnić czy faktycznie nikogo tu nie ma. Jednakże większa gabarytowo (od stojącej na czterech łapach tygrysicy) zielonowłosa ją w tym uprzedziła, bezmyślnie narażając markiza na niebezpieczeństwo. Zawarczała głośniej i zjeżyła się ostentacyjnie na łuskowatą, ganiąc ją w ten sposób za zbyt lekkomyślne działanie. Była bardzo czujna i gotowa w każdej chwili zadziałać gdyby coś miało zamiar się na nich rzucić. Weszła jako ostatnia osłaniając tyły i nieco się zrelaksowała, gdy chata okazała się faktycznie opuszczona.
        Podeszła za smoczycą niosącą jej pana do pomieszczenia z łóżkiem i... spojrzała z zaskoczeniem na zielonowłosą, przekrzywiając głowę, gdy otrzymała od niej dość... dziwaczne polecenie. Zaraz jej mina nabrała bardziej negatywnego wyrazu, spojrzała na posłanie i jedyne co to strzepnęła z niego wszelkie śmieci przywiane tu przez wiatr. Przeniosła spojrzenie swoich złotych oczu na smoczycę starającą się jak najdelikatniej ułożyć mężczyznę, ale... nie za specjalnie pradawnej to wychodziło, co skończyło się ponownym najeżeniem tygrysicy i obnażeniem we wściekłym warkocie kłów na Ruu, gdy Veryvin sapnął z wielką boleścią i ciężko opadł na leżysko. Smoki i ich pojęcie delikatności...
        Usiadła przy łóżku, opierając łeb brodą na skrawku legowiska w nogach. Cały czas patrzyła ze zmartwieniem na markiza. Tym bardziej, że teraz po jakże "udanych" staraniach smoczycy oddech mu przyspieszył, choć wyglądało jakby z trudem łapał powietrze. Obserwując swojego skatowanego przyjaciela, nawet kątem oka nie zwróciła uwagi na to co wyczynia jego była partnerka, w ogóle to tygrysicy nie obchodziło, zielonowłosa mogła by po prostu zniknąć i już nigdy się nie pojawić na tym świecie. Zastrzygła jedynie lekceważąco uchem, gdy pradawna dostrzegła studnię, go której zaraz poszła, co było okazją dla tygrysicy, by z nóg przenieść się bliżej głowy nemorianina. Polizała go po policzku zlizując z niego krew, myśląc, że dzięki temu markiz otworzy oczy i szybciej wyzdrowieje. Nie widząc jednak żadnej poprawy wsunęła głowę pod jego dłoń (trochę się namęczyła ale się udało) i znów na niego po prostu patrzyła.
        Niedługo się paskowana nacieszyła samotnością ze swym panem, gdyż zaraz łuskowata postanowiła wrócić i kombinowała coś z dziwnym wiaderkiem i wodą. Gdy po niedługim czasie wyciągnęła dłoń w stronę Veryvinowej koszuli, Tigra zawarczała ostrzegawczo szczerząc kły.
        Czując, że ktoś rozpina mu przyklejoną od krwi koszulę, a po tym czyjeś palce na swojej pociętej skórze, otworzył nieznacznie oczy wpatrując się w gęstą zieloną kaskadę zwisającą nad nim, nawet jeśli zamazaną i niewyraźną to nadal oszałamiająco piękną. Skrzywił się i syknął cicho z bólu, a jego ciało się napięło, jednakże musiał to wytrzymać by nie utrudniać Ruu jej działań. Część powierzchownych obrażeń zaczęła się już goić, zrastać i znikać, choć niebywale dużo wolniej, niż normalnie gdy Veryvin jest w pełni sił. Kiedy smoczyca zaczęła badać dłonią jego niewidoczne gołym okiem obrażenia na klatce piersiowej, markiz z ogromnym cierpieniem na twarzy jęknął i wierzgnął na posłaniu jakby chciał uciec od tej tortury. Położył nawet swoją dłoń na ręce zielonowłosej i spojrzał na nią błagalnie, by nie dotykała już tego miejsca. Miał świadomość, że zachował się jak głupi dzieciak i jeśli tak to zostanie to może mieć w przyszłości wiele problemów czy nawet nieprzyjemności ze strony innych osób. W tych polowych warunkach pomysł Ruu wydawał się najlepszym, gdyż on swoją magią struktury może i by naprawił złamaną kość, ale na pewno nie umieściłby jej na swoim miejscu. Poza tym z jego strony póki co nie było co liczyć na jakąkolwiek magie póki co.
        Skrzywił się gdy nabrał powietrza i westchnął ciężko. Nie mieli innego wyjścia, musiał zaufać byłej partnerce, która go oszukała, przez którą omal nie zbankrutował, a którą tak bardzo kochał. Jego uczucie do niej nie zmieniłoby się, nawet gdyby mu wyznała, że jest zjadającym wszelkie kosztowności smokiem. Teraz jednak... miał mieszane uczucia. Nadal ją kochał, choć może już nie tak bardzo jak wtedy, chciałby jej też zaufać, ale jak, gdy się na niej aż tak zawiódł? Owszem jeszcze do niedawna chciał zemsty za to, że go oszukała i uciekła, ale w tej chwili wydawało się być tak samo jak kiedyś, przez co miał w głowie mętlik. Po chwili wahania spojrzał na nią i nieznacznie kiwnął głową, by nastawiła mu kość. Mógł mieć jedynie nadzieję, że i tym razem go nie zdradzi.

        Kiedy było już po wszystkim, Veryvin, ledwo utrzymując się przy przytomności i dysząc ciężko spojrzał na zmartwioną i jednocześnie wściekłą kobietę, gładzącą go po włosach. Tak, potrzebował snu, ale... obawiał się, że gdy tylko się obudzi w pełni sił smoczycy już nie będzie i wszystko okaże się być tylko snem, albo on w ogóle się nie obudzi przez wyrwane dzięki magii przestrzeni serce. Poza tym póki był w stanie i niezbyt sprzyjającym zemstom poziomie energii, musiał z nią porozmawiać, bo następnym razem mogłoby nie być ku temu sposobności.
        - Ruu... - odezwał się słabo wpatrując się w nią swoimi jadowicie zielonymi oczami. - Dlaczego... nam nie wyszło? - wysapał z bólem w głosie i można by się zastanawiać czy był wywołany niedawnym nastawieniem kości, czy szczerym żalem o to co się stało, że zapałali do siebie wzajemną nienawiścią. - Cóż ja... - zaczął, lecz nie dokończył wpatrując się w zakrwawione skrawki jej spódnicy i swoje opatrunki z tejże też zrobione. - Gdy wrócimy... do miasta... - nabrał powietrza, mówienie kosztowało go wiele sił - ...kupię ci nową... - dokończył, walcząc z ciężkimi powiekami.
        Zaraz też się skrzywił i poruszył na łóżku zsuwając się maksymalnie na przeciwną krawędź łóżka, jakby robił smoczycy miejsce obok siebie na zakrwawionym przez swoje rany posłaniu. Nie mógł już dłużej utrzymywać oczu otwartych, lecz nim je zamknął zdołał jedynie wychrypieć:
        - Jeśli to jest sen... nie chcę się z niego budzić... Chciałbym... by było jak dawn... K...am cię Ruu... - mówił coraz słabiej, ciszej i bardziej niewyraźnie, jakby po prostu bełkotał z bólu i wycieńczenia, aż ostatecznie w końcu zasnął oddając się błogiej uldze zmniejszającej odczuwany, uporczywy ból.
Awatar użytkownika
Ruu
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Łowca
Kontakt:

Post autor: Ruu »

        Rayruu starała się być jak najbardziej delikatna podczas leczenia złamań, mimo że w temacie anatomii również miała spore braki. Jednak teraz ze smoczą i absolutną pamięcią wygrzebywała ze wspomnień wszelkich medyków oraz cyrulików, którzy mądrze gadali, a ona im grzecznie przytakiwała udając zainteresowanie. Było o tyle prościej, że anatomicznie, pod względem kości, Veryvin wcale nie różnił się od niej. Na całe szczęście, bo chyba sama by się nie poddała takim zabiegom jakiemuś na przykład matematykowi. A ona była smokiem pożerającym ludzi, jeśli ci za bardzo upierali się by ów smoczysko (ją) ukatrupić. Powiedzmy, że na temat ran miała więc nieco większe pojęcie niż ścisłowiec. Wiedziała, gdzie należy ugryźć by zadusić ofiarę, teraz musiała to trochę...odwrócić. Z resztą, w tej chwili nieważny był tok myślenia Ruu, a fakt, że dzięki swojemu jakże logicznemu labiryntowi skojarzeń udało się jej poskładać w całości demona.
        Z dozą niesamowitej cierpliwości znosiła cierpienie Veryvina, co brzmi może i ironicznie, jednak Rayruu zależało na tym, by dobrze wykonać swoją pracę oraz by jak najmniej przykrości sprawić markizowi. Na jej czoło wstąpiły krople potu, gdy starała się określić położenie kości, a nie daj na Prasmoka były one skruszone. Przy okazji zbadała także resztę jego ciała i pomogła mu na tyle, na ile potrafiła.
        A teraz, po tych wszystkich bolesnych zabiegach, mogła go pieszczotliwie głaskać po włosach i wpatrywać się w niego z nieco większym spokojem. Gdyby znajdowali się w jej jaskini to pewnie szybko ukryłaby go między sztabkami złota, wodospadem kolii oraz piramidą drogocennych kamieni, jako ten najcenniejszy surowiec. Najcenniejszy skarb.
Kobieta, słysząc swoje imię, uniosła nieznacznie głowę, jakby w przekonaniu, że się przesłyszała. Łapiąc jednakże spojrzenie nemorianina, uniosła się jeszcze wyżej i szerzej otworzyła oczy. Jej usta rozchyliły się, były gotowe do protestu, cienkie brwi ściągnęły się do środka. Powinien teraz odpoczywać, a nie gadać! Lecz już po chwili to na nią zostało rzucone zaklęcie milczenia.
        Spojrzała na niego zdziwiona. Była wręcz zszokowana tym pytaniem. Nagle jej ciało zrobiło się ciężki i ołowiane, a podłoga taka twarda i niewygodna. Długie uszy smoczycy mocno opadły, jakby naprzeciw niej stanął ktoś dużo większy i silniejszy.
        Próbowała mu odpowiedzieć, ale w myślach szumiała pustka, a usta poruszały się nie wypuszczając spomiędzy warg żadnego dźwięku. Bo cóż takiego mogła mu odpowiedzieć? Że jest wielkim, głodnym smokiem, który nie lubi podróbek? Który bez skrupułów wciągnąłby, niczym makaron, naszyjnik jego praprababci, rodzinną pamiątkę, bo tak apetycznie wygląda? Ruu lubiła być uwielbiana. Kochała tańczyć i rozmawiać z Alarańczykami, ale istniały rzeczy ponadto. Głód oraz lśniące diamenty. Łatwo można dojść do wniosku, że przyjaźnie ze smoczycą istniały dopóty, dopóki ktoś był skrajnie biedny, odrzucał od siebie rzeczy materialne, albo nie szkoda mu było skarbca na smoka. Bardzo ograniczona pula.
A teraz on jej się pyta dlaczego im nie wyszło.
        Słysząc ponownie głos markiza, pradawna wpadła w istny popłoch i zakłopotanie. Pot nie zalał jej wyłącznie czoła, ale także dłonie pradawnej stały się lepkie oraz mokre. Nie za bardzo wiedziała, co w takiej sytuacji uczynić. Wcześniej tylko bawiła się w to całe podrywanie, kuszenie, po prostu pragnęła być w centrum uwagi (oraz złota!). Veryvin zaś kochał bogactwo, a to całe „prawie małżeństwo” też trzymało się na podwalinach kłamstwa. Oczywiście, że z jej strony! Nie spojrzałby na nią, gdyby nie była „bogata”. Echo w jej głowie kazało ku temu zaprzeczać, ale to jego spojrzenie... pogarda dla całego świata, jadowite oczy. Uważała, że utarcie mu nosa będzie wyśmienita zabawą, teraz zaś paliło ją gardło.
        - Ve-Veryvin – zająknęła się odsuwając od niego ręce. Topazową tęczówkę pokryła lśniąca, przezroczysta warstwa. Próbowała ułożyć na nim dłonie, chwycić go chcąc kazać mu przestać mówić, ale za każdym razem się wycofywała. Aż w końcu wydukał zdanie na temat jej sukienki, która nie miała dla niej żadnego znaczenia.
        Cienkie strużki łez mimowolnie spłynęły po alabastrowych policzkach smoczycy. Jeszcze bardziej zaskoczona i zmieszana swym zachowaniem pośpiesznie przetarła je przedramieniem, choć już po chwili kolejne odznaczyły swój ślad na jej buzi.
        Dlaczego tak mówi? Jakby zaraz miał się z nią na zawsze pożegnać i powędrować w zaświaty!
Nagle nemorianin poruszył się na łóżku. Wzburzona emocjami Rayruu, uniosła się na kolanach w obawie, że markiz zaraz wstanie i wyjdzie, opuści ją, a ona zostanie tutaj z pustą obietnicą na temat nowej sukienki. Brzmiało to absurdalnie, wręcz niemożliwie, ale właśnie tego się przestraszyła. Że wyjdzie.
        Serce stanęło jej w miejscu. Była gotów wybuchnąć płaczem i paść mu do kolan niemalże błagając o to by został, a on jedynie odsunął się na krawędź łóżka. Prychnęła, niby obrażona, puszczając kolejną falę łez i przysiadła na pośladkach, cały strach rozproszył się w ciągu jednej sekundy. Z trudem przetarła twarz.
        - Nie możesz mi tak mówić... - poskarżyła się wciąż głupio kamuflując swoją rozpacz. Odetchnęła, a on znowu się odezwał.
        Tym razem odważnie zbliżyła się do niego głaszcząc jego ramię i szepcząc „cichutko”, ale on wręcz wylewał z siebie słowa mimo swojego cierpienia. Jakby chciał zdążyć jej wszystko wyznać, co jeszcze bardziej gnieździło w Ruu strach, że za moment pociągnie go za sobą śmierć.
        Majaczył. Albo ona za dużo sobie dopowiedziała. Veryvin nigdy by jej tego nie powiedział, nie po tym co mu zrobiła. Nikt by jej tak nie powiedział. Padały tylko sylaby, markiz mówił niewyraźnie, a ona z tej mozaiki ułożyła piękny wiersz, który chciała usłyszeć. Melodie, którą uwielbiała słuchać, ale nawet jeżeli było to kłamstwem to bardzo miłym i czarującym. Mogła się na to na krótko nabrać, bo wciąż pamiętała, gdy siadała mu na kolana w salonie z kominkiem. On zajmował się poważnymi sprawami, a ona... ona gapiła się w ogień, bo był fajny i ciepły.
        Gdy się obudzi z pewnością nie będzie pamiętał jak znalazł się w tej chacie, a co dopiero co bełkotał przed snem. To było piękne, choć przykre i bolesne kłamstwo, w które, nie wiedzieć czemu, bardzo chciała wierzyć.
        Oddech mężczyzny stał się cięższy. Spał. Ruu czuła, jak zimno powoli obejmuje jej ciało. Żar emocji nagle opadł, codzienność prędko do niej wróciła. Jednak nieśmiało oparła się o łóżko, szybko zerknęła czy ranny nadal śpi. Słyszała jego spokojny oddech, więc odważniej wspięła się na posłanie pozwalając sobie na ten nieczysty akt jakim było leżenie w łóżku z mężczyzną i to nie własnym mężem, którym miał kiedyś być. Ułożyła się tuż obok niego bezczelnie wkradając się pod jego objęcie. Czule głaskała go palcami wpatrując się w męskie oblicze. Nieważne, że pełne ran, siniaków i opuchlizny, nadal ją pociągał. Powieki kobiety wolno opadły, ale Rayruu nie miała zamiaru zasypiać. Była zbyt przerażona wizją, że gdy się obudzi, mężczyzna nie będzie już oddychał, dlatego wsłuchała się w jego rytm ignorując wszystko wokół. Liczył się tylko on.

        Na dworze panował już mrok, gdy Ruu usłyszała hałas. Gwałtownie otworzyła w pełnym rozwarciu oczy i ponownie dźwięk łamiącej się gałęzi rozpłynął się po okolicy. Veryvin jeszcze spał, więc smoczyca wyślizgnęła się z jego objęcia i nisko stanęła na nogach rozglądając się dookoła. Tigra także była już w pełni gotowości, a w oddali słychać było męskie głosy. Pradawna spanikowała od razu posyłając słabe zaklęcie, które miało za zadanie odepchnąć ciekawskich od chaty. Jednak zaklęcie nie sięgnęło nikogo, gdyż skradający się w okolicy ludzie byli jeszcze zbyt daleko. Niestety, od razu zauważyli jak fala poruszyła pobliskimi krzewami oraz kamykami. Wszyscy stali się czujni.
        - Tigra, pilnuj wejścia – rzuciła smoczyca, która wykradła się drzwiami by zbadać okolicę.
        Próbowała zajść nieznajomych od tyłu uważnie śledząc kreujące się w ciemnościach jednostki. Zorientowała się jednak, że mężczyźni rozproszyli się po okolicy, zaniepokojeni niedawnym poruszeniem krzewów. Smoczyca ukryła się za jedną ze skał, nisko pochyliła sylwetkę nastawiając ucho.
        - Może za bardzo się przejmujemy – powiedział jeden z dwóch mężczyzn.
        - Nie będziemy ryzykować.
        - Jasne. Choć mówiłeś, że skarb będzie tu bezpiecznie ukryty.
        „Skarb!”, Ruu z podekscytowania przyłożyła ręce do tułowia zaciskając pięści. Smoczyca zaczęła drżeć na całym ciele i w akcie prowizorycznego uspokojenia obgryzać paznokcie. „Skarb?”, rozmarzyła się, po czym zaburczało jej w brzuchu.
        - Słyszałeś to?
        „Szlag!”, pomyślała pradawna zagryzając zęby. Nagle poczuła obecność jednego z bandziorów tuż za swoimi plecami. Ruu obróciła się w stronę mężczyzny i obdarowała go niewinnym uśmiechem. On zdecydowanie nie podzielał jej humoru, gdyż mocno chwycił ją pod ramię i szarpnął wychodząc na pustą przestrzeń nieopodal chatki. Widząc swojego towarzysza z przyczyną zamieszania, kilku innych również wyszło z kryjówek.
        - Panowie, nieładnie tak nawiedzać niewinną dziewczynę o tej porze – zagaiła Ruu czując, że ucisk na jej ramieniu jest zdecydowanie za mocny, ale mimo to nadal uśmiechała się nieśmiało.
        Szef bandy spojrzał na nią uważnie i zmrużył oczy, po czym bez słowa mężczyźni skierowali swój krok do chatki.
        - Nie! - szarpnęła się, ale nie zdołała wyrwać się z ucisku trzymającego ją rabusia. - Znaczy... zostawcie moją chatę w spokoju.
        - A co tam ciekawego trzymasz?
        - To ja się pytam czego wy chcecie od mojej chaty – sparowała. - Przecież to rudera waląca się na łeb, a przychodzicie w nocy mnie okraść, nie wiem tylko z czego.
        - Jakoś wcześniej cię tu nie widzieliśmy...
        - Co nadal nie pozwala wam przywłaszczyć mojej rudery – wzburzyła się.
        - Powinnaś się cieszyć, że twoja głowa i cnota jest na miejscu – warknął szef bandy, zbliżając się do niej zbyt mocno, przez co Ruu delikatnie odsunęła głowę w tył, ale nadal patrzyła mu w oczy. - Krew na twoim ciele nie wskazuję, żebyś była takim słodkim cukiereczkiem jakim się próbujesz wykreować...
        Pradawna lekko rozchyliła wargi, jakby chciała się sprzeciwić, ale nie mogła zdradzić, że w środku leży ranny Vinek! Zrobiliby sobie z nich zakładników, albo zabili świadków. Poza tym, w środku był skarb, co stanowiło kolejny powód do tego, by strzec tej chaty jak własnej jaskini.
        - Tym bardziej nie radzę – odpowiedziała jadowicie Ruu, a już po chwili rozległ się ryk tygrysicy oraz ludzki okrzyk przerażenia zmieszanego z bólem.
        Oczy Ruu rozwarły się szeroko. To oznaczało, że ktoś zaszedł ruderę od tyłu. Smoczyca długo się nie zastanawiała – odepchnęła całe towarzystwo zaklęciem, po czym wyprostowała się wzruszając ramionami. „To nie jej wina”, tłumaczyła jej postawa i kolejnym zaklęciem wytrąciła broń z rąk bandytów. Uśmiech Ruu niedługo gościł na jej twarzy, gdy temu z obdartym płaszczem błysnęły oczy. Smoczyca z początku nie zrozumiała jego satysfakcji, ale gdy uniosła wyżej głowę dojrzała, jak okolicę pokrywa niemalże idealny mrok. Kobieta skuliła się, a jej oczy nabrały dzikości. Bardzo nie lubiła ciemnych miejsc i wcale nie pochwalała tej sztuczki. Usłyszała, jak jeden z mężczyzn chwyta broń, musiała teraz zdać się na słuch oraz na pomoc Tigry, która z pewnością była w tym momencie dla niej niesamowicie przydatna. Ruu zaś bujała się między jednym a drugim bandytą unikając ich ataków, na ślepo rzucając zaklęcia, ale czuła się jak w pułapce. Do teraz nie była pewna ilu mężczyzn wchodzi w skład tej bandy, więc wydawało się jej jakby była ich nieskończoność. Dezorientacja i mrok wprawiały ją w dziki nastrój, czuła satysfakcję gdy wyeliminowała jednego z gości, ale ci co rusz zmieniali taktykę. Musiała w tym tłumie odnaleźć maga, to on sprawiał, że mieli nad nią przewagę. I wówczas jeden z rabusiów uderzył ją w plecy na tyle mocno, że Ruu się przewróciła zdzierając skórę z łokci. Syknęła, a dźwięk zaciskających się rękawic wprawił ją w istny szał. Bandyta z impetem zamachnął się mieczem i jakież musiało być jego zdziwienie, gdy jeszcze większa siła odepchnęła jego ciężki miecz.
        - Mówiłam, żebyście stąd poszli... - mruknęła groźnie smoczyca, a jej oczy błysnęły w ciemnościach.
        - To... to jest smok!
        I zaraz po tym okrzyku, wycie ofiary rozległo się po okolicy. Ruu werżnęła w płuca przeciwnika ostry ogon i z szarpnięciem go wyjęła, rzucając martwe ciało na zimne skały. Miarka się przebrała. Nagle, wspólnie z Tigrą stworzyły spójny duet, tylko trudno było upomnieć Ruu by nie zabijała. Celem smoczycy stał się jedynie czarodziej. Szukała go w mroku, starała się do niego przedostać między bandytami, ale w tym szale powalania przeciwników nie zauważyła kiedy ciemność powoli rozpraszała się na niebie ujawniając gwiazdy.
        Rayruu po prostu nagle jęknęła dostrzegając leżące ciała. Niektórzy jeszcze żyli, ledwo oddychali, inni zostali najzwyczajniej w świecie zamordowani i nie tym faktem była przerażona smoczyca.
        - Co ja narobiłam... - niemalże pisnęła, a jej oddech stał się szybki, wręcz paniczny.
        Veryvin będzie wściekły. Narobiła niezłego rabanu, ale tak nie lubi jak jest zbyt ciemno! I... i Veryvin! Co z nim?! Czy on nadal jest w chacie?!
        Ruu z rozpaczą spojrzała na skały. Nie mogła dopuścić do tego by rabusie dotarli do miasta i ogłosili polowanie na smoka. Zostawić markiza tutaj samego też nie wchodziło w rachubę. W pierwszej chwili smoczyca ruszyła biegiem w stronę prawdopodobnego kierunku uciekinierów, jednak szybko zatrzymała się przy większym głazie wzdychając. Jeżeli tak bezmyślnie za nimi pobiegnie to złapią ją po drodze, a tak to będą mieli powód, by tutaj wrócić. Tak więc pradawna postanowiła skierować się do rudery upewniając się, że jej obecny skarb jest bezpieczny.
Awatar użytkownika
Veryvin
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje: Arystokrata , Rzemieślnik , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Veryvin »

        Zabieg mimo usilnych starań Rayruu do najprzyjemniejszych nie należał nawet w najmniejszym stopniu i szczerze powiedziawszy mało brakowało by znalazł się jedną nogą na tamtym świecie, przez co odrodziłby się w Otchłani, stanowczo zbyt daleko od smoczycy. Na szczęście przez swój własny upór chociażby, zdołał wytrzymać te męki i choć wszystko go piekielnie bolało, a sam był tak słaby, że ledwo był w stanie podnieść własne powieki, to jednak wciąż był gdzieś w Alaranii, chyba nadal w okolicach Thenderionu. Ba! Nie wiadomo jakim cudem miał siły, by jeszcze się odezwać do dawnej ukochanej, ale w sumie coś go cisnęło w piersi. Czuł, jakby po prostu musiał jej teraz to wszystko powiedzieć, bo później mogłoby to nie zostać wysłuchane, albo on nie miałby odwagi, albo po prostu przestałoby to mieć jakiekolwiek znaczenie. W końcu się nienawidzili nawzajem, więc czemu miałby w ogóle mówić jej takie rzeczy, a ona go słuchać?! Mimo wszystko, mimo swojego stanu i bólu jaki czuł przy każdym oddechu oraz słowie, on nadal mówił, a gdy skończył zdawać by się mogło, że odetchnął z ulgą, jakby dopiero teraz mógł w spokoju usnąć i odpocząć.

        Tigra przekrzywiła głowę z niezrozumieniem przyglądając się temu wszystkiemu i powarkując ostrzegawczo co jakiś czas na smoczycnę, coby jej przypomnieć, że tygrysica nadal tu jest, nadal nie pała sympatią do łuskowatej i nadal nie podoba jej się, że Ruu jest tak blisko jej pana, że w ogóle śmie go dotykać. Najgorsze jednak było, że ta podła żmija bezczelnie wdrapała się na łóżko i położyła obok markiza. Toż to przecież nie dopuszczalnie! Tygrysica szybko podniosła się na równe łapy i zjeżyła, szczerząc kły i warcząc wściekle, gotowa do skoku... Ale, jak miała niby odciągnąć jaszczurzycę od Veryvina, nie robiąc mu przy tym krzywdy, przecież zielonowłosa się do niego przyssała i zapewne zaraz oplecie go swoim obślizgłym ogonem i udusi! Zdenerwowana kocica warcząc i porykując zaczęła kręcić się przy łóżku, szukając dogodnej pozycji do ataku i opracowując odpowiednia strategię by uratować demona i go nie skrzywdzić. Niestety z żadnej strony to nie wyglądało ani trochę bezpiecznie, a Veryvin czując przy sobie drugie ciało, zdawał się delikatnie uśmiechać, na pewno na jego twarzy widniał wyraz bezsprzecznej błogości. Paskowana w końcu prychnęła z niezadowoleniem odpuszczając na ten moment wypatroszenie smoczycy i ułożyła się na podłodze przy krawędzi łóżka, na której spał markiz. Nie zasypiała jednak, a jedynie czujnie go pilnowała, gdyby coś miało im się stać, bo przecież na leniwego smoka, który zapewne już słodko drzemał, liczyć nie mogła.

        Gdy oczy zmęczonej kocicy zaczęły opadać, był środek nocy i do świtu jedynie zostało kilka godzin, rozległ się nagle gdzieś w dali jakiś szmer i niewyraźne odgłosy. Nasilały się, a więc zbliżały w ich stronę i wcale to Tigry nie cieszyło. Podniosła się i to nawet bez przeciągania i się najeżyła cicho powarkując. Spojrzała na parę leżącą na łóżku. Veryvin nie wyglądał już tak źle, ale nadal spał, natomiast smoczyca najwyraźniej słyszała to samo co tygrysica, co zmusiło paskowaną do zachowania jeszcze większej czujności. Przykuliła się jak do skradania i chciała pójść obadać sytuację, gdy zielonowłosa ją uprzedziła i pierwsza ruszyła do wyjścia posyłając Tigrze proste polecenie. Kocica bez żadnego sprzeciwu burknęła potakująco i kiwnęła głową zostając przy wyjściu i pilnując. W sumie dobrze się złożyło, że to łuskowata poszła na zwiady, bo zostawienie jej samej z demonem nie było by pewnie najmądrzejszym rozwiązaniem. Chwilę się zakręciła węsząc w powietrzu i nasłuchując, aż w końcu postanowiła się ukryć nieopodal wejścia i po prostu czatować na pierwszą ofiarę.

        Doskonale słyszała, że "negocjacje" smoczycy nie za specjalnie dobrze jej poszły, a do tego ktoś faktycznie zbliżył się do chaty. Tigra czekała cierpliwie, aż mężczyzna przekroczy próg budynku i gdy już miał zobaczyć rannego Veryvina, skoczyła na klatkę piersiową obcego od razu wgryzając mu się w szyję, zmieniając jego krzyk na krztuszący się krwią i niepokojąco bulgoczący w jednej sekundzie. Z zakrwawionym pyskiem stanęła w wejściu do chaty i zaryczała wściekle na całe gardło jakby zapraszając wszystkich do siebie. Kilku rzuciło się do ucieczki przed złotofutrą bestią, a co odważniejsi i napędzani myślą o unikatowym trofeum nad kominkiem zaszarżowali na paskowaną. jednym sumem wyskoczyła z chatki na polanę przed nią i sukcesywnie rozprawiała się z kolejnymi bandytami, którzy w pojedynkę nie mieli z nią żadnych szans.
Niestety szybko się zreflektowali i zbili w jedną grupę, z czym już było jej sobie trudno poradzić, za co zapłaciła kilkoma draśnięciami, a nawet niezbyt poważnymi ranami.Przeciwników jednak przybyło. Otoczona przez pół tuzina bandytów skuliła się i zaczęła warczeć, a także cofać, lecz wtedy zgraja zamarła. Jedni z przerażeniem na twarzy i tych tygrysica mogła z łatwością się pozbyć, inni uciekli w popłochu krzycząc histerycznie oraz szaleńczo. Obserwując ich Tigra przysiadła i przeczywiła głowę nie rozumiejąc co się w ogóle dzieje.
        Wszystko jednak stało się jasne, gdy się odwróciła i zobaczyła swojego pana stojącego w wejściu i przytrzymującego się framugi. Jego oczy świeciły w mroku, co jasno dało złotofutrej zrozumienia, że markiz użył na nich swojej magii. Zaryczała radośnie, nie mogąc opanować szczęścia rzuciła się w jego stronę przewracając go i przygniatając do ziemi, przez co nemorianin sapnął z bólu i nie wyglądał na zadowolonego, ale zaraz pogłaskał tulącą się do niego tygrysicę, jakby co najmniej była sześciofuntowym dachowcem, a nie drapieżnikiem ważącym trzy i pół cetnara.
        - No już, już idź pomóc Ruu - wysapał klepiąc paskowaną po szyi. Nie trzeba jej było powtarzać dwa razy i od razy zabrała się za swoje zadanie wspierając smoczycę najlepiej jak mogła.
        Veryvin w tym czasie schował się z powrotem w chacie i przysiadł na łóżku. Wciąż był słaby, a mimo to użył magii, przez co zaczęło mu się nieco kręcić w głowie. Nie był to jednak najlepszy moment na odpoczynek, musiał pomyśleć co zrobić z ciałami.

        Słysząc spanikowane pytanie Rayruu, Tigra podeszła do niej i polizała ją lekko po czym odwróciła się i sama pobiegła do chaty, myśląc, że smoczyca, chce wszystkich wyłapać skoro ruszyła w pościg za bandytami.
        W chacie kocica od razu wskoczyła na łóżko i łasząc się ze szczęścia położyła głowę Veryvinowi na kolanach oddając się jego pieszczotom. Jakież było jej zdziwienie, gdy zobaczyła łuskowatą w ruderze szybciej niż się spodziewała. Zerknęła na swojego pana, który trzymając dłoń na złotym łbie, przestał głaskać pupilkę.
        - Moje uszanowanie - powiedział formalnie wbijając jadowite oczy w zielonowłosą, do której zaraz się lekko uśmiechnął, zupełnie jak nie on, jakby ostatnie wydarzenia poprzestawiały mu coś nie tak w głowie.
Awatar użytkownika
Ruu
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Łowca
Kontakt:

Post autor: Ruu »

Ruu z rezygnacją spojrzała na leżące wokół dowody zbrodni. Z westchnieniem odsunęła wszystkie cielska gdzieś na bok, z użyciem oczywiście magii by nie brudzić brudnych pazurów. Zupełnie jakby zamiatała zbity wazon pod dywan. O tyle była miła, że nie położyła jednego jegomościa na drugiego, choć na segregację typu „martwy” a „prawie martwy” jakoś mentalnie nie miała siły. Wówczas w zasięgu jej wzroku pojawiła się Tigra i smoczyca sztywno stanęła czując na dłoni szorstki język kocicy. Nigdy nie miały ze sobą tak bliskiego kontaktu, więc Ruu była niebywale zszokowana takim zachowaniem pupila Veryvina. Nie odrywała od paskowatej spojrzenia, gdy ta skierowała się ku chatce. Poprzewracało im się w głowach.
Pradawna cicho stawiała kroki, jakby chciała teraz zamaskować swoją obecność. Miała nadzieję, że nemorianin nadal śpi, bo w międzyczasie pozbyłaby się ciał, a potem... potem by coś wymyśliła. Drzwi do rudery były otwarte i zielonowłosa ostrożnie zajrzała do środka.
- Ojej, jednak żyjesz – stwierdziła tonem, o który można by było posądzić lekarza chcącego celowo zabić swojego pacjenta, ale była naprawdę zdziwiona, że udało się jej odratować demona. Ze swoją niedołężnością medyczną nie mogła na zbyt wiele liczyć.
Tymczasem markiz siedział i wyglądał na zadowolonego. Względnie. Uśmiechał się, więc nie było tak źle, a jego jadowicie zielone oczy tak bardzo pasowały do jej włosów.
Smoczyca zmarszczyła podejrzliwie brwi zerkając na niego pytająco. Ten tygrys i on walnęli się w porządnie łeb od jakiejś sterczącej w środku belki. Było jakoś tak za miło, za... normalnie.
- Chyba musimy zmienić lokację... - powiedziała ostrożnie stając w drzwiach, ale wciąż nie wchodząc do środka.
- Znaczy... ty musisz, bo było tu kilku gości i oni... cóż, nie żyją. Większość z nich – mówiła dalej choć żołądek palił ją niemiłosiernie, jakby zjadła smoczą garść starych ludzi. - Proponuje ci wrócić do miasta z jakimś głazem, z którego wykonasz imitację smoczego łba, powiesz, że skopałeś gadzinie zadek tego wieczora. Wiesz, tak jak zrobiłeś to niedawno, żeby zdobyć pracowników do kopalni i będziemy kwita – wyjaśniła krzyżując obojętnie ręce na wysokości klatki piersiowej.
- I w ogóle to nie myśl, że ja taka bezinteresowna jestem – wtrącała się za każdym razem, gdy tylko nemorianin starał się otworzyć usta i coś z siebie wydusić. - Mamy jeszcze jedną sprawę do obgadania. – Głos smoczycy nabrał pikanterii, powoli wracała do swojego trybu ponętnej elfki, podrywaczki, sex mistrza i ogólnie tego wszystkiego, co tylko zechciała przedstawić.
A co niestety wywołało w niej względne zakłopotanie, bo na myśl o tym, że Vinek mógłby teraz dobrać się do jej pośladków sprawiło, że smoczycy znowu zrobiło się gorąco i momentalnie pobladła na twarzy. Jej zagubienie na sekundę ujawniło się w turkusowych oczach, ale Ruu absolutnie nie miała zamiaru chwalić się swoim popędem. Jeszcze by to wykorzystał!
- Obiecałam sobie, że to ja cię wykończę – mruknęła paskudnie. - I żaden idiota nie stanie mi na drodze. To żadna frajda cię zrujnować i zabić, gdy widzę cię rannego i zrujnowanego. Wręcz byłoby to poniżające!
Czy w pokoju znowu zrobiło się nieprzyjemnie? Czy wierzył w jej słowa? I dlaczego im nie wyszło?
Nie, stop! Wycofaj ostatnie pytanie! Ma być nieprzyjemnie i ma ci wierzyć, Ruu!
- Także poskładaj się demoniku i będziemy mogli dalej rozmawiać. – Wciąż trajkotała nie dopuszczając markiza do choćby jęknięcia, a zaraz po tym Ruu zacisnęła pięści i powieki najszybciej jak tylko potrafiła, by całą trójkę teleportować nie gdzie indziej, jak do kopalni Korestor.
- Ty, mały jaszczurze, powiedz tej swojej obślizgłej matuli, że tatko wrócił – uniosła głos pradawna.
- A-aaa jesteś zrujnowany, bo ten typek podobny do ciebie albo świetnie udający, że to ty, chciał zawinąć jakieś mądre papiery, więc nie dostał ich ani on, ani nie dostaniesz ich ty, bo teraz mam je ja! - mówiła tak głośno, że niemalże krzyczała.
- Więc będziesz musiał do mnie wrócić! - Ruu była zaskoczona, że takie zdanie wypłynęło z jej ust, a gdy tylko dostrzegła poruszenie Veryvina zrobiła to, co każda słoneczna smoczyca nieprzyznająca się do słabości mogła...
- Bajo!
...Uciekła. Teleportując się poza kopalnię.

Rayruu wylądowała tyłkiem na twardych skałach. W pośpiechu i panice nie myślała o dokładnym położeniu w lokalizacji, a po prostu chciała uciec, gdziekolwiek indziej, jak najdalej od Korestor. Wylądowała więc w miejscu, w którym chciała, ale nieco wyżej niż powinna.
- Auu… - jęknęła głaszcząc obite miejsce, po czym przeniosła ciężar ciała na wyprostowane ręce.
Zielone włosy spłynęły po kobiecych plecach i zawinęły się na kamiennym podłożu. Smoczyca ciężko westchnęła, a jej twarz wcale nie była promienna jak słońce o poranku. Była przygnębiona wyznaniami markiza i tak naprawdę tylko wydawało się jej, że u Gorgony był bezpieczny, ale takiej całkowitej pewności do tego nie miała. Przy kopalni nikt się nie kręcił, prócz tego jednego, gadziego chłopaka. Gdy doszła do strumyka od razu wzięła się za mycie, a ochlapując wodą twarz ukryła swój płacz. To był tylko bełkot…
Smoczyca zdołała doprowadzić się do porządku jeszcze przed świtem. Ukradła mniej wygodną, bordową sukienkę z rękawkami do łokci by ukryć siniaki na ramieniu. Z głębokim dekoltem, którego jednak wycięcie, aż po szyję, przykrywała zdobna siateczka aby nikt nie dostrzegł zadrapań i oczywiście długą spódnicą, którą musiała chociaż uciąć po bokach, bo i tak było jej za ciasno w tym wszystkim i za gorąco. Włosy schowała pod bordowo-pomarańczową chustą, bo nie oszukujmy się, ale to będzie pewnie jedna z pierwszych cech jaką rabusie powiedzą – zielone włosy! Nie ustaliła żadnego planu działania z Veryvinem, ale gdyby stała przy nim jeszcze sekundę dłużej to by się popłakała, a potem i tak kazała mu spieprzać, gdzie nie ma rubinów, bo na pewno ją tam by spotkał i wówczas go zje.
Lub też przytulił mocno, nim by uciekła i powiedział, że zgłupiała.
Ruu potrząsnęła głową. Żołądek ją bolał od tego wszystkiego i tak właściwie to była głodna. Jeszcze ten skarb tam został! Oszalała, że się stamtąd teleportowała!
Niestety polowanie na biżuterię średnio jej wyszło i musiała napełnić brzuch jakimiś srebrnymi tacami oraz widelcem. Chodząc po mieście o poranku zauważyła unoszące się w powietrzu napięcie, a jedną z elfek o ciemnozielonych włosach już ktoś ciągnął i szarpał. Smoczyca przełknęła ślinę. Wcale nie bała się ludzi, ani krasnoludów, ani innego mięsa, tylko słońca i poparzeń.

- Owo, musisz mi pomóc – jęknęła smoczyca łapiąc krasnoluda za ubranie.
- Ruu, nie panikuj – starał się uspokoić nord.
- Ale już jedną elfkę szarpali za zielone włosy – mówiła nerwowo Rayruu. - Przecież to absurd, żebym ja mogła czegoś podobnego dokonać!
- Jeszcze całe miasto nie wie, straże starają się uspokoić. Tylko debile będą teraz zbierać wszystkie zielonowłose panny.
- I bić, i katować! Bez urazy, ale wiem jacy potrafią być ludzie!
- Agh, te elfie zabobony. To, że wycinają drzewa nie znaczy, że będą ciąć włosy.
- Boję się!
- Niepotrzebnie.
- Mogę się u ciebie ukryć?
- Zwariowałaś?! Co by moja żona powiedziała jakbym do domu sprowadził długonogą elfkę?! Chyba by mnie zakatowała!
- Owo, no proszę cię – zajęczała smoczyca.
- Mam lepszy pomysł.
- Hmm?
- Idę na spotkanie z markizem Veryvinem Mahoril Raronar, twoim ukochanym – mrugnął znacząco krasnolud.
- Co?… - spytała tępo Ruu.
- Z Veryvinem, Ruu, ocknij się. Naprawdę się boisz.
- Ale… co ty z nim? Jak to?
- Ach, prawnik się do mnie zgłosił, że niby jego część działki wokół kopalni nakłada się z moim terenem. Spotkałem się z nim wczoraj na ulicy i go zaczepiłem, chciałem to szybko załatwić. Musimy przedstawić papiery i dojść do tego o co w tym chodzi, zgaduję, że notariusz musiał coś błędnie przepisać.
"Ale on nie ma tych papierów”, pomyślała Ruu.
- W końcu macie okazję się spotkać… W kancelarii, na rynku się z nim umówiłem. Konkretny gośc, widać też nie chce problemów i szybko przejść do działania w sprawie Korestor.
- Nie chcę wchodzić w rynek… A jak mnie złapią? Narobię ci tylko problemu… Ale! Możesz mu przekazać liścik! Masz kawałek papieru? Dzięki!
"O ile w ogóle się spotkacie... Może to przesunie", myślała intensywnie Ruu zastanawiając się, gdzie oszust najpierw się pojawi. W kopalni czy w ruinach?...
Awatar użytkownika
Veryvin
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje: Arystokrata , Rzemieślnik , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Veryvin »

        - Wybacz, że cię zawiodłem, ale jeszcze nie po drodze mi do śmierci. Rozumiesz, mam trochę spraw do załatwienia - odparł równie kąśliwie. Uśmiech z jego twarzy ani na moment nie schodził.
        Można powiedzieć, że stanowczo za długo znał się ze smoczycą by brać sobie do serca wszystko co padało z jej ust. Poza tym była niezrównaną mistrzynią w kłamaniu, acz... teraz za specjalnie jej to nie wychodziło. Można było czytać z niej jak z otwartej książki i to z obrazkami, dla bardziej analfabetycznych mieszkańców tej Łuski. Skrzywił się, gdy postanowił dźwignąć się na nogi i wstać, nie odrywając jadowicie zielonych oczu od byłej partnerki i najbardziej zdradliwej gadziny jaką tylko Prasmok mógł sobie umyślić. Cóż... Miło było popatrzeć, że w rodzinie wszyscy zdrowi i że ich relacja wróciła do normalności, choć w sumie nie do końca, bo nie skoczyli sobie do oczu na sam swój widok.
        Przez zwykłą kulturę Veryvin słuchał jej, jakby nie patrzeć, monologu. Kilka razy rzeczywiście chciał coś wtrącić, ale jak to typowa kobieta, nie dawała mu dojść do słowa i nadal trajkotała jak katarynka. W pewnym momencie demon zaczął widzieć w byłej narzeczonej prawdziwy potencjał i talent przekupy, która swoim gadaniem wcisnęłaby całe swoje stoisko biedakowi, który stałby się ofiarą tej słownej lawiny. To spostrzeżenie zrodziło w nim myśl, by zastanowić się nad zatrudnieniem smoczycy w roli sprzedawczyni w jednym ze swoich sklepów, ale zaraz sobie przypomniał co spotkało jego nieszczęsny skarbiec i... nie byłby to najlepszy pomysł. No chyba że na stoisku z podróbkami dla nieco uboższych klientów. W końcu należy sprawiedliwie doić wszystkich.

        - Już mnie wykańczasz kochana, cierpię obrzydliwe katusze - mruknął ironicznie, stając z założonymi na piersi rękami. Kilka razy nawet uniósł w charakterystyczny sposób jedną brew z rozbawieniem, jakby niewerbalnie pytał: "oh, doprawdy?"

        Na przeniesienie całej trójki za pomocą magii przez Ruu nic nie powiedział, choć nie krył swojego zdumienia, że znaleźli się w Korestor. W korytarzu niedaleko wyjścia spotkali przy tym Sylara, ale... najdziwniejsze w tym wszystkim były słowa smoczycy, a konkretniej jeden wyraz.
        - Czekaj! Tatko? - zapytał zdezorientowany z dość... głupawym wyrazem twarzy nie mając bladego pojęcia o co teraz smoczycy chodzi. I czy czasem nie zbliżają jej się cięższe dni, bo zupełnie padło jej już na głowę. Aż dziw, co też te kobiety potrafią sobie ubzdurać, albo między sobą nagadać.
        - Ah, wrócić do ciebie? - uśmiechnął się podstępnie i ze skrzącym w oczach triumfem. Zaraz się jednak otrząsnął i spoważniał przybierając bardziej formalny, a nawet oskarżycielski wyraz twarzy. - Tyle, że to ty ode... - nie był wstanie dokończyć, bo pradawna jak zwykle już wyparowała. Westchnął ciężko i się odwrócił, zamierzając się rozmówić z Gorgoną o cóż mogło chodzić skrzydlatej jaszczurzycy, lecz kuzynka za wezwaniem swojego syna już zmierzała w stronę markiza.

        - Coś ty jej zrobił, że jest taka zdenerwowana? - zapytała groźnie wężowa królowa, podpełzając niebezpiecznie blisko demona, który, no cóż, po prostu się oburzył.
        - Co ja jej zrobiłem?! Lepiej mi powiedz coś ty jej nagadała!
        - Co ja znowu? Ja nic...
        - Ona uważa, że Sylar jest moim synem!
        - Oh...
        - Mówiłaś jej o Regulusie?
        - No oczywiście, że tak! W końcu ta obślizgła szuja mnie zostawiła dla jakiejś łuskowatej lampucery...
        - A wymieniłaś przy tym jego imię? - zapytał znów zakładając ręce na pierś.
        - Wiesz, że z moich ust już nigdy nie padnie imię tego podłego jaszczura!
        Veryvin westchnął ciężko, a Gorgona nadal nie wiedziała o co chodzi. Lepiej! Nawet była obrażona, że podły markiz aż nazbyt sprawnie odwrócił oskarżycielski palec z siebie, w jej stronę. A ona przecież była niewinna! Jak samotna matka z pięćdziesiątką dzieci na głowie może być czemukolwiek winna. Zaraz jednak dostrzegła, choć z opóźnieniem przez panujący półmrok, zakrwawione ubrania kuzyna i poważnie się zmartwiła.
        - Vin, ty...
        Demon machnął ręką i skierował się w stronę wyjścia z jaskini.
        - Każ dzieciakom pozostać w ukryciu, najlepiej, żeby schowały się w twoim gnieździe. Jeśli pojawi się tu Ingvar bądź... ja... złap i nie wypuszczaj - polecił kuzynce, która zadrżała od chłodnego tonu jaki wydobył się ze strony markiza. Coś bardzo nieprzyjemnego wisiało w powietrzu.
        - To on ci to zrobił?
        - Uważaj na niego, on... włada magią demonów - ostrzegł ją zbywając przy tym pytanie wężowej i wspierając się nieznacznie na Tigrze, skierował się w stronę miasta.

        Nie miał obecnie za specjalnie sił, by znów bawić się w oszukiwanie ciemnej masy, że zabił gnębiącą ich poczwarę, tym bardziej, że w drodze, wysłał telepatyczną wiadomość swojemu dziadkowi, by jednak pojawił się tak szybko jak się da, nie omieszkując przy tym poinformować go, co też wymyślił jego brat. Markiz natomiast po dotarciu do miasta, w pierwszej kolejności skierował się do karczmy i swojego pokoju by sprawdzić, które papiery mu zniknęły. Przebrał się w czyste ubrania, schował całą resztę ważnych dokumentów i cennych przedmiotów do skrytki w dnie szafy, po czym kazał tygrysicy szukać tego podstępnego szczura. Paskowana nie była skora do pomocy, bo wiedziała, że niewyćwiczony w walce pan nie da rady swojemu bratu i jedynie skończy tak samo jak poprzednio, o ile nie gorzej. W sumie sam Veryvin nie miał jeszcze konkretnego planu, prócz tego, że chciał dopaść Ingvara i się na nim zemścić. Nie omieszka po drodze nasłać na niego najemników, choć z tym mogą być problemy.
        Jak strzała wyszedł z karczmy, ze swoim łukiem na plecach i kołczanem przy pasie, mając na dziś zaplanowaną wyjątkową zdobyć i nie zamierzał wracać z pustymi rękami. Krążąc po mieście zdarzyło mu się raz czy dwa minąć krasnoluda z konkurencyjnej kopalni oraz nazbyt znajomą sobie elfkę, ale przeszedł obok nawet ich nie zauważając, zbyt skupiony na swoim jedynym obecnie celu - schwytaniu brata i kazaniu mu by przestał się za markiza podszywać. A później się zobaczy co dalej.

        Jego plany szybko jednak zostały na chwilę obecną zniszczone, gdy już któryś raz z kolei dostrzegł mięśniaków szarpiących za zielone włosy elfki i przypomniał sobie to co powiedziała Ruu. Skrzywił się z niezadowoleniem i wyszedł z miasta, gdzie ze stosu kamieni i kilku drzew, z pomocą magi struktury, a następnie iluzji stworzył dość dorodnego smoka, aż nazbyt dobrze widocznego na zboczu góry. Wiele go kosztowało by iluzją nadać mu pozory życia i zmusić do złudnego poruszania się, a Tigra aktorko użyczyła swojego głosu by zainicjować smoczy ryk. Nie trzeba było za wiele czekać na chętnych, którzy z widłami i pałkami wybiegli sporą grupą z miasta, gdy tylko zmachany i u kresu sił markiz na powrót w nim zawitał niosąc wesołą nowinę, że smok się w okolicy pojawił. Oczywiście nie musiał tego mówić, bo "smoczy" ryk był ze wzgórza aż nazbyt dobrze słyszalny w mieście.
        Wykończony tymi wszystkimi wydarzeniami demon musiał podeprzeć się o ścianę jakiejś kamienicy by nie upaść i nabrać nieco sił, by w ogóle być w stanie dojść do swojego pokoju w karczmie. Tigra nie odstępowała go na krok i po części cieszyła się, że jej pan postanowił zmienić swoje plany. Przynajmniej przez jakiś czas nie przyjdzie mu do głowy spotykać się z bratem.
        Ingvar również miał inne plany na tę chwilę niż pogrążenie brata, gdyż zorientował się, że wcale nie ma przy sobie papierów jakie zakosił i zostały mu tylko nic nie znaczące potwierdzenia wpłat i wypłat z thenderiońskiego banku. Szukał ich już od kilku godzin i nawet był w starym młynie gdzie skatował Veryvina. Obecnie szukał zielonowłosej kurtyzany, która go prawdopodobnie okradła no i jeszcze oszukała! Przecież miała na niego czekać wczorajszej nocy!
Awatar użytkownika
Ruu
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Łowca
Kontakt:

Post autor: Ruu »

        Ruu niespokojnie krążyła po obrzeżach królestwa zastanawiając się co dalej ze sobą począć i zdając sobie sprawę, że chowa się jak szczur po piwnicach w obawie... przed kim? Przed tym królestwem?
        Jeszcze rok temu by tak nie robiła! Chyba zapomniała, kto był przyczyną jej niemocy i ułomności. To niedoszły narzeczony zabrał jej to co naturalnie kochała najbardziej, czyli słońce. Naturalnie też kochała bogactwo, a tego nie pozwolił jej sobie wziąć. Mieszkańcy Alarani nigdy nie zrozumieją smoków! Tatko zawsze mówił, że większą wdzięcznością mienią się diamenty niż mieszkańcy kontynentu. I że jak jest się smokiem to powinno się mieszkać w jaskini, a nie szlajać po królestwach, bo z tego wynikają same kłopoty. No i masz babo coś chciała, trzeba było ojca słuchać, a nie teraz grymasić na ex kochanka.
        Smoczyca podniosła głowę obejmując spojrzeniem słoneczne niebo. Może właśnie to powinna zrobić – wrócić do rodzinnej jaskini, tatko na pewno ją przyjmie pod bezpieczne skrzydło, szczególnie gdy przyniesie mu prezent w postaci skarbu, tego co uzbiera po drodze i będzie uzupełniać, bo z pewnością część pożre ze względu na jakość lub piękny wygląd.
Nagle jej ukochane słońce przysłonił cień. Na zboczu góry wyłoniła się spora gadzina i prędko dało się usłyszeć okrzyki walecznych wojaków zdecydowanych podjąć walkę ze smokiem. „Veryvin...”, pomyślała Rayruu na moment jeszcze rozpływając się w ciepłocie dnia oraz tej jednej wypowiedzianej myśli.
        - Vervyin! - uniosła głos spinając całe swoje ciało.
        Owszem, miał stworzyć jakąś dobrą iluzję by oczyścić ją z pozornych zarzutów, ale nie gdy jeszcze nie wyzdrowiał! Oszalał! Padnie jak mucha!
        Pradawna zawróciła krok w stronę Korestor, jednak szybko zwolniła człapiąc aż w końcu stając w miejscu. Przecież teraz jest w objęciach innej gadziny, Gorgony. Ta na pewno o niego dba i się troszczy, a ten smok to tylko wywiązanie się po części z umowy by szybko odzyskać papiery. Skołowana tą świadomością skuliła się i objęła swoje ramiona. A potem kopnęła w złości pobliskie wiaderko, to on jest oszustem! Jak można dorobić się pięćdziesięciu dzieci w ciągu roku?! Miał rodzinę na uboczu od dawna!
        Rayruu nabrała powietrza w policzki łącząc wszystko w jedną całość. Będąc z nią chciał tylko jej pieniędzy! Których de facto nie miała, ale on był święcie przekonany, że je ma! Nie ma się co dziwić, utrzymać taką gromadę bachorów to niełatwa sztuka. Trzeba zaciągać ładne panny do łóżka i je ograbić by móc się utrzymać. A teraz mieszkają w jaskini, w kopalni, bo Ruu ukradła im cały dorobek. Gorgona nazywała go łajdakiem, ponieważ odkryła jego zdrady. Trafiła kosa na kamień.
        Ależ Ruu była wściekła! Miała wrażenie, że za kilka sekund wręcz wybuchnie. Zaleje całe królestwo kwasem, choćby miała się na tym słońcu spalić! Na ciele smoczycy zaczęły pojawiać się łuski, a pazury wydłużać, jednak w porę się opanowała by nie zniszczyć sukienki ani nie zdradzić swojej tożsamości. Oczy Ruu wydawały się płonąć. Dopadły ją przebłyski niedalekich wspomnień, gdy byli razem w chatce. Nie potrafiła uargumentować jego słów ani działania, wiedział kim jest. Może liczył na jej skarb?
        Hah! No to nieźle pomyli się drugi raz, bo Ruu również straciła wszystkie swoje kosztowności, ale skoro mu tak zależy na smoczej jaskini to mu ją da!
        Rozwścieczona podążyła w stronę chatki nastawiona na skarb. Co rusz mamrotała pod nosem przekleństwa, że też dała się na to wszystko nabrać! Tatko miał absolutną rację! Nie zdołała jednak wyjść z ciasnych, zaniedbanych uliczek, gdy zderzyła się z przechodniem.
        - Auuu! - jęknęła z irytacją przecierając czoło i podnosząc wyżej wzrok.
        Oczy smoczycy stały się duże i okrągłe widząc przed sobą Veryvina. Rayruu przełknęła ślinę, a jej nogi stały się miękkie. Mężczyzna chwycił ją mocno za ramiona, a ona wydawała się całkowicie uległa i bezwładna. Kobieta zerknęła płochliwie na boki nie dostrzegając obecności Tigry. Wówczas zrozumiała, że to nie Vinek, tylko oszust!
        Rayruu mocno złapała górną część ubrań oszusta, po czym pchnęła go na ścianę, a następnie do niej docisnęła. Korzystając z zaskoczenia, jakie musiało go w tej chwili spotkać, zaczęła potulnie mówić:
        - Wiem, że nie jesteś Veryvinem. – Ruu wspięła się na palce by być jeszcze bliżej łgarza.
        - Inaczej byś mnie rozpoznał. Przyznam, że twoja obecność w naszym trójkącie mnie zaskoczyła – oświadczyła zagryzając pełne usta, a jej chwyt osłabł. W końcu puściła jegomościa klepiąc go po klatce piersiowej, jakby chciała mu zgrabnie ułożyć ubrania.
        - Myślę jednak, że możemy się dogadać. Skoro ty chcesz jego posiadłości... - kontynuowała uśmiechając się podle. - Mi nie zależy na kopalni – powiedziała machając ręką. - Zaczęliśmy od wspólnych interesów, ale sam wiesz jak to jest... Ktoś obiecuje ci coś więcej, ty więcej od siebie dajesz, nawet dokładasz do tego interesu, ale gdy przestajesz być wydajny bądź użyteczny to znajduje kogoś innego. Taki rzeczowy jest pan Raronar – prychnęła.
        - Dlatego widzę dla nas wspólne rozwiązanie. Możemy się polubownie ze sobą porozumieć, bo pewnie zdajesz sobie sprawę z tego, że inaczej... będzie ci trudno przejąć wszystkie jego interesy bez papieru albo nasze spotkanie spali na panewce i do niczego żadne z nas nie dojdzie. A poza tym... - Ruu wyciągnęła swoje ciało, jakby dopiero co wstała z łóżka.
        - Brakuje mi odrobiny rozrywki. Więc... panie...nieznajomy, skoro ty udajesz Veryvina, to gdzie jest prawdziwy Veryvin i co z nim zrobiłeś? Mam nadzieję, że nie jest na spotkaniu z Owo...
Awatar użytkownika
Veryvin
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje: Arystokrata , Rzemieślnik , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Veryvin »

        Nie był za specjalnie zadowolony z faktu, że musiał porzucić polowanie i zemstę ze względu na stan w jakim obecnie się znajdował. Tym bardziej nie był pocieszony, gdyż miał świadomość, że na następny dzień przybędzie do miasta jego dziadek. Nie tak to wszystko miało wyglądać. Miał przecież zakopać topór wojenny między starszym z ich rodu, a wężową kuzynką, by ta wraz z dziećmi mogła wrócić do swojego domu w Otchłani, a przy tym dziadek miał zabezpieczyć jego kopalnię przed potworami i złodziejami, może tym bardziej nieco skuteczniej, by zaklęcie od razu zabijało takowego delikwenta, a nie tylko go osłabiało. Jeśli starzec dowie się o wybryku Ingvara sam wymierzy mu karę, jak na najstarszego członka rodu przystało. A przecież to Veryvin powinien pierwszy dopaść brata. I jeszcze została sprawa Ruu... ona miała jego dokumenty! Nie przyszło mu w tej chwili przez głowę, że jego dziadek niewątpliwie zrobiłby z niej nową parę butów i pasek do spodni gdyby dowiedział się, że podstępna jaszczurzyca przywędrowała za Veryvinem do Thenderionu. Tak jak z początku jeszcze nieco otępiały chciał go prosić by zdjął z pradawnej klątwę, by chociaż mogli się w swoje strony rozejść nie żywiąc już urazy, tak teraz wróciły mu zmysły. Rayruu była chyba najbardziej podstępną gadziną, jakiej nawet w Otchłani nigdy nie spotkał. Dla dobra swoich interesów nie powinien jej ufać. Dlaczego więc mimo braku sił wysilił się by dać mieszkańcom Thenderionu kozła ofiarnego? Oczywiście nie wierzył by zechciała mu po tym oddać dokumenty. Nie będą mu potrzebne gdy już pozbędzie się Ingvara. Zrobił to tylko w ramach zapłaty za uratowanie mu przez nią życia. Bądź co bądź miał swój honor. No i obiecał jej kupić sukienkę, a obietnic nawet demon nie powinien łamać, bo przynosiło to pecha.

        Tigra mruknęła smętnie ocierając się policzkiem o biodro swojego pana, trącając jego dłoń swoim łbem, gdy ten pogrążył się w myślach stojąc oparty od ścianę jakiejś kamienicy. Bardzo się o niego martwiła widząc też żar w jego jadowitych oczach, mimo trawiącego go osłabienia.
        - Nie martw się, odpocznę. Nie podoba mi się świadomość, że Ingvar dalej będzie pałętał się po mieście i pode mnie podszywał rujnując moją reputację tutaj, ale nawet jeśli go dopadnę, wątpię bym był w stanie odpowiednio wymierzyć i przyszpilić go strzałami by nie mógł mi już uciec. Zajmę się wszystkim z samego rana, jeszcze przed przybyciem dziadka - odpowiedział na ponure spojrzenie kocicy i jej łaszenie się, gładząc ją po głowie, po czym rzeczywiście skierował się w kierunku karczmy.
        Kiedy znalazł się pod jej drzwiami, bez skrępowania wszedł, ignorując spojrzenia zaskoczonych mieszkańców, którzy zapewne jeszcze przed chwilą widzieli go zmierzającego w przeciwną stronę i na pewno nie tak sponiewieranego. Nie zaszczycając ich choćby spojrzeniem, ruszył z towarzystwie tygrysicy na górę do wynajętego przez siebie pokoju, gdzie niemal od razu po odłożeniu broni, zdjęciu płaszcza i kapelusza legł się na łóżku i usnął. Tigra ułożyła się przy niezamkniętych na klucz drzwiach, coby swoim ciałem uniemożliwić ich otworzenie jakimkolwiek gościom.

        Ingvar w skórze Veryvina tym czasem przechadzał się dziarsko po mieście, wiedząc, że nic mu nie zaszkodzi przez renomę jaką wypracował sobie jego brat i jednocześnie korzystając z jego ciężkiej pracy, by się nieco zabawić i odprężyć. Musiał jakoś wyrzucić z siebie cały stres jaki się w nim zagnieździł, gdy jego bezmózgie demony stanowczo za bardzo skatowały markiza. Dobrym przynajmniej było to, że nikt z rodziny nigdy się nie dowie o tym, co zrobił. Był bezpieczny, czuł się bezkarny i dalej mógł żyć jak pączek w maśle. Choć aktualnie bardziej był skupiony na poszukiwaniach zaginionych dokumentów, które ukradł, a które mu zniknęły. Podejrzewał, że zielono włosa kurtyzana powinna coś o tym wiedzieć, więc zawęził swoje poszukiwania do okolic karczmy, w której Veryvin miał swój pokój.
        O dziwo poszczęściło mu się, gdyż ta której szukał, sama na niego wpadła. Skrzywił wrogo i już chciał wezwać kilka demonów by siłą wydrzeć z niej informacje na temat dokumentów, lecz ta go uprzedziła i pierwsza wykonała ruch z niebywałą siłą przyszpilając go do ściany. I do tego jeszcze wiedziała, że jest oszustem. Nie mogła być zwykłą kurtyzaną.
        - Nie wliczaj mnie do waszych relacji, zapewniam, że to ostatni raz kiedy mnie widzisz. - Uśmiechnął się podstępnie, z arogancją godną prawdziwego arystokraty. Kiedy go puściła i wygładziła ubranie, sam je schludniej poprawił krzywiąc się i pedantycznie przetrzepując dłonią miejsca na swoim odzieniu, gdzie zielonowłosa śmiała go dotknąć swoimi niewątpliwie brudnymi łapkami.
        - Nie chcę przejąć jego interesów, bo mnie one nie obchodzą. Chcę zabrać wszystkie jego pieniądze i doprowadzić do ruiny. Łączy nas jednak ten sam cel,ja również szukam rozrywki - powiedział nie przestając się szczerzyć przebiegle. Położył jej dłoń na ramieniu i pochylił się by szepnąć jej do ucha: - Nie musisz się nim przejmować, leży pogrzebany w starej kopalni za miastem. - Niemalże wysyczał, nie kryjąc pełnego usatysfakcjonowania triumfu w swoim głosie.
        - Owo? To ten krótki, brodaty, grubas? - spytał z pogardą i obrzydzeniem, przypominając sobie krasnoluda, z którym miał się spotkać. - Skąd mój brat miałby wiedzieć o spotkaniu z nim? - zapytał zaskoczony napomknięciem, że Veryvin mógłby właśnie za niego robić interes z brodaczem, który Ingvar chciał poprowadzić tak, by markizowi nie została po wszystkim nawet garstka kurzu na spodniach po jego kopalni. Nie zwrócił przy tym uwagi na zdradzenie tego, jaka relacja łączy go z tym, za którego się podszywał.
Zablokowany

Wróć do „Thenderion”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości