Mauria[Mauria i okolice] Zamknij oczy jeśli mi ufasz

Miasto położone na północny-zachód od Mglistych Bagien, otoczone gęstą puszczą, jedyną droga prowadząca do miasta jest dolina Umarłych lub też nie mniej niebezpieczne bagna. Niewielu tutaj przybywa miasto zaczyna wymierać, gdyż młodzi jego mieszkańcy uciekają stąd jak najdalej od tajemniczej Doliny Umarłych.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        - Nie możemy? - zapytał zaskoczony, ale zaraz się uśmiechnął jasno sugerując, że się nabija, choć... nie za specjalnie chciało mu się wstawać i był niemalże całkowicie pewny, że mógłby tak siedzieć z Mitrą, nie cały dzień, co prawda, ale na pewno całą wieczność! Stworzyć z nim żywy posąg... To by było coś!

        Koniec końców skrzypek został pogoniony, a przecież to nie on się najdłużej byczył. Był już wyszykowany do wyjścia, wyraził swoją aprobatę na prośbę... błaganie Żabona by mógł z nimi iść i przyniósł jeszcze Mitrze rzeczy do wyjścia, by jego ukochany nie musiał się fatygować. I to nekromanta nadal siedział na kanapie pochłonięty myślami, choć to on zarządził wyruszenie na ponowny spacer. Aldaren uśmiechnął się pod nosem widząc do tego jak bardzo błogosławionemu chce się zwlec z siedziska, ale nie wybuchnął z rozbawieniem śmiechem. To mogłoby być niemiłe, tym bardziej, że i tak już się dużo śmiał, jakby za nich dwóch. Poza tym już ostatnim razem zaczynał go boleć brzuch i mięśnie szczęki, podejrzewał, że tym razem mogła by odpaść i co wtedy biedny by począł? W końcu miał już swoje lata...
        Ta myśl jeszcze bardziej go rozbawiła aż zachichotał pod nosem i obserwował cierpliwie jak Mitra się ubiera. Widząc jego głębokie zamyślenie, aż korciło wampira by sprawdzić, co takiego zajmującego siedzi w głowie partnera, ale to nie tylko byłoby poważnym pogwałceniem granic ich związku, ale także okrutnym nadużyciem i naruszeniem wszelkich zasad przyzwoitości. Jeszcze gdyby był dzieckiem można byłoby na to przymknąć oko, bo w naturze dzieci leży niemalże chorobliwa ciekawość, przenikliwość i oczywiście wścibianie nosa w nie swoje sprawy. Niestety, Aldaren dzieckiem nie był już od czterystu osiemdziesięciu ośmiu lat, więc mu ciężko było by wybrnąć z kłopotów, gdyby dopuścił się tego haniebnego czynu. Poza tym był też arystokratą, wampirzym lordem (nie polubi swojej nowej pozycji społecznej) i gdyby zrobił Mitrze, czy nawet komukolwiek takie świństwo, nie różniłby się od innych egoistycznych, zadufanych w sobie, snobistycznych szlachciców czy członków miejskiej elity.
        I na tym jego chęć poznania myśli nekromanty za pomocą magii i bez pytania się zakończyła. W końcu sam nie chciał by ktoś wkradał mu się do głowy... Swego czasu dzielił przecież ciało i umysł z Xarganem i nie było to wcale miłe, gdy upiór naśmiewał się z tego co Mitra tylko wampirowi chciał powiedzieć, albo gdy wyjawione zostało nekromancie coś co skrzypek chciał zachować wyłącznie dla siebie, a przynajmniej do momentu dokładnego zbadania sprawy i pogodzenia się z nią, tak jak na przykład to, co Aldaren wyczytał w Faustowym dzienniku.

        Wrócił do rzeczywistości, słysząc rozanielony skrzek Żabona, wariującego ze szczęścia między obojgiem mężczyzn. Nie wtrącał się do rozmowy małego demona i błogosławionego, bo to w końcu blondyn tu rządził, więc decyzja o tym czy pokraka pójdzie z nimi czy nie, zależała wyłącznie od niego Co prawda był skory nieco udobruchać ukochanego i wstawić się za Żabonem, ale nie było ostatecznie takiej potrzeby, gdyż Mitra się zgodził na towarzystwo brzydala, nawet jeśli nie specjalnie niebianinowi się to podobało.
        Żabon po usłyszeniu ostrzeżenia, że Aldaren może go w każdej chwili odesłać spojrzał kontrolnie na krwiopijcę, a skrzypek przyparty do muru jako główny element mitrowej groźby, uśmiechnął się zakłopotany i pomachał niepewnie demonowi, starając się mimo wszystko nie być tym najgorszym w tym związku. Zwłaszcza, że jedynie przez swoje umiejętności miałby być tym złym, a przecież on był łagodny jak baaa... owieczka.

        W końcu wyszli i mimo towarzystwa nierozgarniętego i pełnego energii Żabona, spacer w stronę budowanego, nowego miejskiego szpitala i przytuliska dla potrzebujących, był nawet dużo przyjemniejszy i mniej stresujący niż wcześniejsze wyjście po zakupy. Mężczyźni nie byli przez nikogo niepokojeni, nigdzie się nie zatrzymywali i nie dawali najmniejszych pretekstów do plotek na swój temat, choć tu może główną zasługą ich spokoju była pora jaką wybrali by ponownie wyjść z domu, a warto zaznaczyć, że zbliżał się wieczór. Mniej ludzi kręciło się ulicami, stragany były zamykane i jeśli ktoś pędził na oślep potrącając innych spacerowiczów, to spieszył jak najszybciej do domu, by zdążyć na obiad i samemu się nim nie stać. Wprost proporcjonalnie, dla równowagi, zaczęły właśnie wychodzić słabsze wampy, służący, bądź zwykłe nieumarłe pospólstwo (w końcu wampiry szlachetniej urodzone nie musiały się obawiać wychodzenia za dnia), a ci potrafili wbrew prawu pokąsać po kątach nie mogąc opanować swojego pragnienia. Wyszło również więcej straży i to już różnych ras: ludzi, elfów, wampirów, Aldarenowi wydawało się, że widział także kilku nordyjczyków - nordów i krasnoludy. Najważniejsze jednak, że nikt nie przeszkadzał w ich wędrówce tego pięknie zapowiadającego się wieczoru.

        Minęli nieruchome posągi gargulców strzegących bramy prowadzącej na okazały dziedziniec przed zamczyskiem i niemalże ignorując wszystko wokół skierowali się podjazdem w stronę głównych drzwi do odbudowywanego, przerabianego i odrestaurowywanego zamku. Rozleniwiony Xargan otworzył jedno oko i zerknął na nich dalej leżąc rozwalonym na gargulcu, jakby był to co najmniej najwygodniejszy szezlong na świecie, po czym bez pośpiechu się przeciągnął, strzelając kośćmi karku przy naciąganiu mięśni szyi.
        - Póki co sami - zgodził się uprzejmie z partnerem idąc chrzęszczą, kamienistą ścieżką, między uschniętymi, dawno zaniedbanymi krzewami, tworzącymi naturalny płot, po obu stronach drogi. - Wampirzy robotnicy mają przyjść dopiero za dwie godziny, nie musisz się martwić o niechciane towarzystwo. Ależ oczywiście, że cię oprowadzę, z czystą przyjemnością         - powiedział z przyjaznym uśmiechem. Słysząc wezwanie małej pokraki, spojrzał najpierw na Mitrę, po tym na Żabona, któremu pozwolono bez skrępowania pobrykać po dziedzińcu wśród uschniętej i ponurej roślinności. Spostrzegł kątem oka zmierzającego w ich stronę Xargana, więc przystanął i się do demona odwrócił.
        - Mogłeś powiedzieć, że przyjdziesz wieczorem, kazałbym tamtemu facetowi przyjść teraz - burknął demon zbliżając się do mężczyzn, nie za specjalnie zadowolony, że musi robić za sekretarkę wampira. Krwiopijca spojrzał na niego karcąco, jasno dając do zrozumienia, że nie chce teraz się zajmować tą sprawą, ale zaraz westchnął ciężko i odpuścił. Domyślał się, że upiór choćby po złośliwości tak łatwo nie skończy tematu. Szczególnie, że Aldaren swoją reakcją go jedynie zachęcił.
        - Z tego co pamiętam czeka cię dzisiaj noc na cmentarzu, miałeś pomóc z trupojadami, pamiętasz? - przypomniał mu ostro wampir, wręczając pudełko z porannymi omletami, widząc, że Xargan ze złośliwym uśmieszkiem już otwierał usta by coś dodać odnośnie "odprawionego" przez nieumarłego gościa.
        - Twoja sprawa - prychnął z obojętnością demon, wzruszając ramionami. Przyjął obiecane śniadanie i zawrócił na pięcie by w spokoju zjeść, a po tym zająć się jeszcze bardziej niewdzięczną robotą niż robienie za Aldarenowego pośrednika. - Zostawił paczkę, zaniosłem ją do krypt - dodał na odchodnym, w marszu pałaszując ze smakiem omlety.

        Wampir westchnął spojrzał przepraszająco na nekromantę i otworzył przed nim drzwi do swoich włości, kłaniając się jak pierwszorzędny odźwierny, charakterystycznym ułożeniem rąk zapraszając go w pokłonie do środka. Po przejściu przez drzwi można było od razu dostrzec pierwszą zmianę, główny hol był dużo jaśniejszy i sympatyczniejszy, niż wcześniej, co prawda nie były to rażące po oczach i niepasujące do wnętrza gotyckiego zamku oraz samego wampirzego jestestwa biele i błękity, ale nie były to również ponure i przytłaczające, budzące niepokój czernie wymieszane z surowym mahoniem i krwistą czerwienią. W prawdzie te nadal pozostawały, choćby w meblach okrytych warstewką ochronnego zaklęcia by się nie zniszczyły podczas budowy, ale wystrój był dużo przyjaźniejszy, jaśniejsze brązy, kremy, różne odcienie beżu, nieco czerwieni. Z zewnątrz zamczysko raczej nie zdradza jak diametralnym zmianom zostało poddane, jednakże wewnątrz... to już całkiem inna bajka.
        - Na tym piętrze we wschodnim skrzydle mają powstać sale zabiegowe, w zachodnim będą pokoje, w których pacjenci będą dochodzić do siebie. Na przeciw wejścia po prawej stronie schodów, będą pokoje dla zainteresowanych mieszkaniem tu służby i pracowników oraz zejście do piwnic, w których będą spichlerze i laboratorium alchemiczne. Najniżej znajdują się krypty, ale to nie powinno nikogo interesować. Po lewej od schodów, będzie kuchnia i duża jadalnia, znajdowała się tam kiedyś sala bankietowa, więc myślę, że lepszego miejsca na to w całym zamku by nie było - powiedział pokrótce kierując się w stronę schodów i opowiadając dalej. - Analogicznie w zachodniej części tego piętra będą pokoje czy to dla samotnych matek, sierot, czy też dla starców, ogólnie osób żyjących w nędzy, ale mających na tyle szacunku do siebie by nie podpisywać żadnych kontraktów. Na końcu będzie niewielka sala, względnie wyciszona, gdzie zainteresowani będą mogli się czegoś nauczyć czy to z książek czy od pracowników szpitala i przytuliska w ich wolnym czasie. Wschodnie skrzydło obejmuje bibliotekę Fausta oraz również kilka pokoi dla pracowników.
        Poprowadził Mitrę w tamtą stronę i zaczął wchodzić po kolejnych schodach.
        - Na tym piętrze jest wejście na strych połączony z obszernym balkonem z widokiem na miasto oraz tyły rezydencji. Jest to też jedyne miejsce gdzie można się względnie odciąć od całego zgiełku. - Na twarzy wampira pojawił się delikatny, melancholijny uśmiech, jasno sugerujący, że w tej części sam musiał mieść swoją komnatę i może też była tu faustowa alkowa przed przebudową, póki poddasze nie zaczęło tworzyć jednej całości. Aldaren wskazał chwilowo zablokowane wejście przy wyjściu na balkon. Tam była dobudowywana wieża, której pierwotnie zamczysko nie posiadało.
        - Myślę, że tam na pewno będziesz miał spokój od wszystkiego. Co prawda łaźnię i skromny gabinet alchemiczny jest tutaj, jednakże myślę, że nie będzie ci to zbytnio przeszkadzać. To piętro będzie w pełni do twojej dyspozycji jeśli zechcesz, ja się tu jedynie sporadycznie przewinę - obiecał uprzejmie, uśmiechając się ciepło do blondyna, choć... widać było, że był nieco zakłopotany.
        Po prostu nie był pewien czy Mitra nie poczuje się jakoś ubezwłasnowolniony skoro wampir postanowił dla niego wybudować wieżę, która miałby być wyłącznym azylem i prywatną alkową niebianina. No i jeszcze z góry zakładał, że Mitra zechce tu zamieszkać. Cóż, nie zamierzał go tu na siłę trzymać i zrozumie, jeśli nekromanta odmówi, skrzypek jedynie myślał, że choć odrobinkę spełni oczekiwania partnera.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra stojąc przed posiadłością van der Leeuwów czuł się zupełnie inaczej niż poprzednim razem. Wtedy był czujny, spięty, niechętny, teraz zaś rozluźniony… No, może konkretniej “rozluźniony jak na niego”, bo nadal zachowywał pewną czujność. Z Aldarenem rozmawiał jednak swobodnie i pewnie niewiele brakowało, by wziął go pod ramię, skoro zgodnie z jego słowami byli tu sami. Nie licząc Xargana, ale jego Mitra musiał chyba po prostu nauczyć się ignorować. Teraz jednak nie mógł sobie na to pozwolić, bo demon akurat szedł w ich stronę, a Aldaren przystanął by się z nim rozmówić. Nekromanta więc cierpliwie czekał i z rękami schowanymi w kieszeniach podziwiał rozległą fasadę posiadłości. Widział z grubsza za którymi oknami trwały prace i domyślał się, że to naprawdę wymagająca przebudowa, obejmująca wszystkie wnętrza i niemal wszystkie pomieszczenia. Ciekawe czy faktycznie będzie takie obłożenie, by to było potrzebne? No i czy będzie miał tu kto pracować… Pewnie wśród tych, którym nie powiodło się w Mieście Śmierci, znajdzie się kilku medyków łasych na dobry zarobek. Oby byli przy tym kompetentni, ale to na pewno zweryfikuje najpierw Aldaren zatrudniając ich, a później Mitra czujnie patrząc im na ręce. Tak… Nieudacznicy nie będą mieli przy nim łatwo.

        Mitra wchodząc do przebudowywanej posiadłości patrzył nie do środka, a na wampira, który otworzył mu z taką służebnością drzwi. Gracja jego ruchów była naprawdę urzekająca, hipnotyzująca… Błogosławionemu miło się go obserwowało i aż nie mógł się nadziwić, że ktoś taki jak młody lord mógł się zainteresować taką dziwną osobą jak on. Naprawdę zasługiwał na kogoś lepszego i mógł bez problemu kogoś takiego znaleźć, bo jak sam się przyznał, kobiety wręcz za nim szalały, a i pewnie niejeden mężczyzna posyłał mu ukradkowe, zachwycone spojrzenia.
        Myśli Mitry szybko wróciły do “tu i teraz”, gdy poczuł zapach farby i przypomniał sobie, że przyszli oglądać szpital. Przystanął kilka kroków za progiem i rozejrzał się. Nie było widać czy wnętrze mu imponowało, podobało się, czy też uważał je za niepraktyczne i bez gustu - wszystko przez tę maskę. Wystarczyło jednak, że Aldaren zamknął za nimi drzwi, a błogosławiony sięgnął do twarzy i odsłonił ją, maskę chowając za pasek płaszcza. Kaptura nie zdjął, jakby jednak wolał zachować pewien poziom bezpieczeństwa, bo a nuż trafią na jakiegoś stróża albo zabłąkanego robotnika i trzeba będzie się pospiesznie osłonić. Teraz jednak widać było wyraz jego twarzy i można było śmiało stwierdzić, że aprobował to co widział. Lekko kiwał głową rozglądając się po świeżo odmalowanym wnętrzu.
        - Ty wybierałeś kolory? - zapytał. - Nieźle, naprawdę nieźle. Nie wygląda jak kostnica i nie gwałci zastanej architektury.
        Opisu wnętrz Mitra słuchał z zainteresowaniem. Widać było, że chciał zobaczyć te wszystkie pomieszczenia, a na dnie jego oczu pełgał nawet nieśmiały ognik ekscytacji - przyjdzie mu pracować w porządnym, dobrze przystosowanym szpitalu. Nie w błocie po kolana i ścisku, przy porządnym oświetleniu, w pokojach gdzie będzie sucho i ciepło. Cóż za luksus. Może dzięki temu uda mu się jednak więcej osób uratować niż zamordować… Co za głupie spekulacje - przecież na pewno nie będzie tu zbyt wielu ciężkich przypadków. Będzie dobrze, poradzi sobie. Dla Aldarena zrobi wszystko, by był z niego dumny.
        Skrzypek na razie nie zagłębiał się w żadne z wymienionych pomieszczeń - wskazywał tylko gdzie co jest i powoli piął się w górę, a nekromanta szedł za nim bez dyskusji, uznając, że później w razie czego wrócą gdzie będą chcieli.
        Najwyższe piętro – obszerny pokój zajmujący niemal całe poddasze – wyraźnie zainteresowało Mitrę, lecz pod zupełnie innym kątem niż reszta posiadłości. Tam rozpatrywał wszystko przez pryzmat powstającego szpitala, jego funkcjonalności i tego jak odmienne było to miejsce w stosunku do wampirzej posiadłości, z której powstało. Tutaj… To była część prywatna, należąca do Aldarena i… być może kiedyś też do niego. Ale o tym nie myślał, tę decyzję zostawił sobie na bliżej nieokreślone „kiedyś”. Teraz jego myśli zaprzątnęła nostalgia w głosie jego ukochanego. Domyślił się, że to musiało być dla niego ważne miejsce i nawet brał pod uwagę, że mógł tu się kiedyś znajdować jego pokój. Zastanawiał się czy to stąd dobiegała go nostalgiczna muzyka w dniu, gdy gościł u Fausta po raz pierwszy i słyszał grającego na skrzypcach Aldarena… Nie umiał sobie tego przypomnieć, lecz tamtą muzykę pamiętał jakby słyszał ją dosłownie poprzedniego wieczoru, a nie ponad miesiąc temu. I teraz rozbrzmiewała ona tak żywo w jego głowie, że gdy Aldaren zaprezentował mu to miejsce i dał chwilę na obejrzenie go, błogosławiony przekroczył złożone nieopodal schodów deski i spacerując po otwartej przestrzeni strychu znowu zaczął cicho nucić tamtą melodię. Zamilkł jednak, gdy ukochany wskazał mu tajemnicze drzwi i jasno dał do zrozumienia, że to będzie wejście do jego pokoju… Od razu przypomniał sobie zewnętrzną bryłę budynku i niewielką nadbudówkę, którą dostrzegł – domyślił się, że to właśnie było to miejsce. Jakoś wcześniej go to nie zastanawiało – założył, że być może był to element odbudowy posiadłości po latach zniszczenia i taka wieżyczka po prostu już kiedyś tu była… Teraz zaczynał się jednak zastanawiać czy to aby na pewno słuszne założenie. Szybko doszedł do wniosku, że nie, a co za tym idzie Aldaren kazał ją postawić specjalnie. Specjalnie dla niego? Nekromanta patrzył na ukochanego nierozumiejącym, zszokowanym spojrzeniem. A im więcej sobie uświadamiał tym widoczniejsze stawało się jego zakłopotanie. Dotarło do niego, że skrzypek wprowadził tę wieżę do projektu jeszcze nim wyjechał – jeszcze nim wiedział, że będą razem. Być może kazał ją postawić w innym celu i dopiero teraz odstąpił ją błogosławionemu, lecz Mitra podświadomie wiedział, że tak nie było. Że już wtedy skrzypek miał dla niego specjalne względy. I plany względem niego… Ta myśl nie wywoływała w Mitrze dyskomfortu ani złości, a jedynie zaskoczenie. Nie wiedział jak odpowiedzieć.
        - To… ty mówisz poważnie? – upewnił się, patrząc to na Aldarena, to na zamknięte drzwi do wieży. Nie wiadomo który z nich był bardziej zakłopotany, ale chyba jednak niewielką przewagę miał skrzypek. W końcu Mitra mógł się na niego wściec za takie narzucanie mu swojej decyzji… Ale nie. Błogosławiony podszedł do wampira, ostrożnie jakby ten był dzikim zwierzęciem. Cały czas patrzył na niego czujnie, gdy jednak stanął dosłownie na odległość dłoni od niego spuścił wzrok. Chwilę milczał, potęgując napięcie.
        - A jeśli cię zaproszę, będziesz przewijał się tu częściej? – zapytał cicho i dopiero wtedy ponownie spojrzał na ukochanego, tym razem z czułością. – Jesteś strasznym wariatem. Mówiłeś, że będzie tu dla mnie komnata, ale całej wieży się nie spodziewałem… Czyli co? Mam się tu jednak przeprowadzić? – upewnił się z lekkim niepokojem w głosie. Poprzedniego dnia Aldaren dał mu wybór, lecz najwyraźniej już założył sobie jak to będzie. Może i miał rację… Ale to nie mogło się stać w jednej chwili. Nie w tym przypadku.
        - Szkoda, że nie możemy tam wejść – zauważył, spoglądając w stronę wieży. – Na pewno będzie z niej piękny widok… Na którą stronę są okna? – upewnił się, już myśląc o tym, że będzie mógł tam siedzieć i rysować jak kiedyś w swoim pokoju we własnej posiadłości, gdy jeszcze żył Sarazil. Wnęka, w której miał ustawiony pulpit, przypominała trochę taką wielokątną wieżę.
        - Ren… - zwrócił się do niego Mitra, nagle innym, śmielszym głosem, choć znowu zaczął uciekać wzrokiem i nieznacznie się odsunął. – Dziękuję ci. To więcej niż mógłbym prosić, niż w ogóle jestem w stanie sobie wyobrazić, a wiem, że zrobiłeś to tylko dla mnie… Ale z ciebie ryzykant – zauważył, kręcąc z niedowierzaniem głową. – Albo to przeczucie… Na to nie odpowiadaj – zastrzegł. - Pokaż mi lepiej gdzie będziesz ty miał swoje pokoje.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Zachodząc na teren posesji, Aldaren bardziej niż spodziewał się, że nie będą mogli z Mitrą w spokoju cieszyć się spacerem i zwiedzaniem zamczyska, że Xargan prędzej czy później przypomni im o swoim istnieniu. Co prawda spotkanie go niemalże od razu po przejściu przez bramę było dużo bardziej pocieszającą opcją niż zostanie przez niego zaczepionym w najmniej odpowiedniej chwili, kiedy może nekromancie zebrałoby się na czułości... Wtedy by chyba od razu z marszu odesłał demona, uprzednio pozbywając się go w dość... kreatywny, a przy tym niebywale okrutny sposób. Nie po to był cierpliwy i poświęcał tak dużo uwagi na odpowiednie zbudowanie relacji z Mitrą, by Xargan mógł to wszystko w jednej chwili zniszczyć!
        Tak więc bardzo dobrze się stało, że upiór postanowił na wejściu dać o sobie znać, choć skrzypek wiedział, że demon podszedł i zatrzymał go przez dla własnej rozrywki, bo przecież mógł przekazać tutejszemu gospodarzowi wiadomość o paczce tak jak do tej pory, czyli telepatycznie. A tego przecież nie zrobił. Myślał, że informacja o odesłanym mężczyźnie i zostawionej przez niego paczce zdenerwuje blondyna (bo jak słusznie podejrzewał wampir o niczym towarzysza nie poinformował), a na kłótnie zakochanych zawsze miło się patrzy, ale niestety. Niebianin z grzeczności poczekał w pewnej odległości od krwiopijcy i jeszcze zajął myśli czym innym niż przysłuchiwaniem się rozmowie demona i młodego demonologa.
        Niepowodzenie jego planu skutecznie popsuło upiorowi humor i ostudziło jego entuzjazm, a przypomnienie o wolontariacie - spędzeniu nocy na cmentarzu, gdzie za darmo miałby się pozbyć lub przegonić trupojady, spowodowało, że mina jeszcze bardziej mu zrzedła i z wielkim niezadowoleniem, marudząc pod nosem, zabrał się do niewdzięcznej roboty. Wiele słów cisnęło mu się w tej chwili na usta, ale nic dobrego by mu z buntów nie przyszło i nie chodziło tu wcale o to, że zostałby unicestwiony przy wygnaniu z powrotem do Otchłani, ale najbardziej obawiał się, że zostałyby mu odebrane te przepyszne omlety, niektóre nawet z cudownym posmakiem krwi, albo w ogóle już nigdy Aldaren nie przyniósłby mu do jedzenia. To by było chyba najgorszą karą jaką demon mógłby ponieść. Tym bardziej, że o ile wobec nekromanty skrzypek był bardzo wyrozumiały i cierpliwy, o tyle Xargan miał pewność, że wobec niego samego raczej to nie zadziała.

        Upiór odszedł nie niepokojąc mężczyzn już dłużej swoją obecnością, a oni weszli do środka remontowanego zamczyska. Aldaren chwilę zwlekał nim zamknął drzwi, gdyż sam zapatrzył się na schnącą obecnie farbę, która tak bardzo zmieniła wnętrze, że aż sam wampir był zaskoczony i nieco zdezorientowany czy to na pewno jego zamek, czy nie skręcił po drodze w nie tę stronę co powinien. W końcu jednak się otrząsnął i zamknął cicho za sobą wielkie, żeliwne wrota. W tym też czasie błogosławiony również rozmyślał na temat nowego wystroju i dopiero, gdy zostali zamknięci w czterech ścianach zamczyska, zdjął swoją maskę, wyrażając zaraz swoją opinię na temat zastosowanych kolorów.
        - Szczerze to zasięgnąłem rady ludzi mądrzejszych ode mnie w tej kwestii - odpowiedział szczerze, z rozbawieniem. - Dziwili się, dlaczego w ogóle chciałem przemalowywać wnętrze, przecież mahoń i ciemnogranatowa kamienna, surowa bryła ściany najlepiej pasowały do tego starego zamczyska i idealnie oddawały osobowość poprzedniego właściciela, ale zmienili zdanie na ten temat, gdy powiedziałem, że ludzie będą mieli się czuć tu bezpiecznie, a nie, że w każdej chwili mogą wylądować w lochu ku uciesze pana tych włości, czy po prostu staną się kolejną ofiarą jakiś mrocznych rytuałów. Oczywiście wtedy zasugerowali klasyczne "szpitalne" kolory, ale... Byłem na tyle okrutny, że kazałem im się bardziej wysilić i pomyśleć. Nie wiem jak ciebie, ale mnie na przykład przeraża myśl o wszechobecnej, sterylnej bieli i jeszcze charakterystycznym zapachu opatrunków i medykamentów. Niemalże jak w psychiatryku, a przecież nie o to tu chodzi - odpowiedział przyjaźnie, jak zwykle nie ograniczając się jedynie do krótkiej odpowiedzi: "Tak. Dziękuję." Skrzypek chyba po prostu nie potrafił mówić krótko i przy tym treściwie, ale czego się dziwić po osobie bardzo towarzyskiej i w sumie, której bycie otoczonym innymi sprawiało po prostu przyjemność.

        Niedługo po tym Aldaren zaczął opowiadać pokrótce o swojej wizji jak to wszystko widział, zgodnie z którą zamek był do niej dostosowywany. Oczywiście nie zamierzał całego zwiedzania ograniczyć tylko do piętnastominutowej wycieczki krajoznawczej, ale na samym początku chciał pokazać Mitrze pewne pomieszczenie, które... może przysporzyć wampirowi nieco kłopotów. To właśnie dlatego je w pierwszej kolejności chciał pokazać, nie tylko przez zboczenie zawodowe, bo przecież medycy zawsze zaczynali od tych najbardziej problemowych zabiegów by mieć je z głowy (przynajmniej on wolał się na początku zająć tym co skomplikowane i przy tym niespecjalnie przyjemne dla obu stron, by później móc się odstresować, pracując przy tak zwanych pierdołach). W tym jednak przypadku chodziło najbardziej o to, że jeśli Mitra rozeźli się na samym starcie, nie straci czasu na bezsensowne (jakby się ostatecznie okazało) zwiedzanie całego zamczyska. Poza tym i wampir byłby już dużo spokojniejszy przy późniejszym oprowadzaniu, gdyż obecnie był bardzo spięty i zestresowany. Kilka razy nawet przemknął mu przez myśl pomysł, by przeprosić na moment nekromantę i udać się szybko do faustowych piwniczek by napić się kieliszka, może dwóch krwi.

        Gdy byli już u góry, opowiedział przyjacielowi nieco i o tej części rezydenci, dając mu również moment na rozejrzenie się po obszernym "pokoju dziennym". Samemu wtedy milczał, ale Mitra miał chyba na tą ciszę inny pomysł, gdyż zaraz zaczął nudzić dobrze wampirowi znaną melodię i choć do radosnych nie należała, u krwiopijcy wywołała subtelny uśmiech, nieco kojąc jego nerwy.
        - Słyszę, że wziąłeś sobie do serca moją radę, odnośnie tej melodii - bardziej stwierdził niż zapytał, aż za dobrze pamiętając moment, gdy pierwszy raz blondyn ją nucił. Dzień po ich wspólnym poznaniu się, dzień, w którym ruszyli do Thule, niezbyt ciesząc się ze wspólnego towarzystwa. A teraz? Teraz byli parą! I pomyśleć, że jeszcze ponad miesiąc temu skakali sobie do oczu. - Jeszcze nigdy nie słyszałem tak pięknie odtworzonej jednej ze swoich melodii i to jeszcze przez nucenie! - pochwalił, będąc tym szczerze zachwyconym.
        Niestety nekromanta stanowczo za szybko przestał nucić i w niemałym szoku wypowiedział swoje pytanie odnośnie planów wampira na tę część domostwa i tym razem Aldaren... nie za specjalnie wiedział co odpowiedzieć. Uciekł spojrzeniem gdzieś w bok i potarł dłonią kark, jakby rozmasowywał obolałą szyję. Oczywiście, że mówił poważnie, co nawet zostało udowodnione niepewnym kiwnięciem i zaraz westchnął zmuszając się do wzięcia w garść i spróbowania wziąć wszystko na klatę, może nawet udałoby mu się jakoś ugłaskać błogosławionego i złagodzić jego gniew. Co prawda wampirowi nieco się pomyliły kolejności działań, bo jeszcze przed prawdopodobnym wybuchem niebianina chciał zacząć swoje tłumaczenia, lecz wtedy padło kolejne pytanie, na które było skrzypkowi dużo łatwiej odpowiedzieć, nawet nieco rozluźniony, jakby odetchnął z ulgą, choć wiadomo - mogła to być cisza przed burzą.
        - Oczywiście. Zawsze, kiedy tylko zechcesz - odparł z ciepłym uśmiechem na twarzy. To było bardzo miłe, bo sugerowało, że Mitra z chęcią widywałby częściej w tych rejonach skrzypka, a przecież miała to być prywatna ostoja błogosławionego. - Słucham? Nie! To znaczy tak... eh... - skrzywił się z niezadowoleniem i raz jeszcze złapał za kark. - To czy będziesz chciał tu zamieszkać, jest jedynie twoją decyzją - powiedział poważnie, bo nie był to temat do wygłupów. A przynajmniej dla Aldarena było to bardzo ważna kwestia. - Do niczego cię nie zmuszam, nie musisz wcale opuszczać swojego domu. Tu będziesz miał miejsce by w spokoju odpocząć, na przykład po jakimś zabiegu, albo chociaż na moment odciąć się od zgiełku panującego poniżej. Wiem, że zbiorowiska ludzi powodują u ciebie dyskomfort, a tutaj na pewno nie skończy się na dwóch osobach, dlatego pomyślałem, czy zechcesz ze mną zamieszkać czy też nie, należy ci się odpowiednie miejsce do odsapnięcia, by zapewnić ci odpowiedni komfort i warunki pracy - wyjaśnił dyplomatycznie i wcale nie mijało się to z prawdą, bo mimo kiełkujących w krwiopijcy uczuć do blondyna przed wyjazdem, bardziej myślał o nim w kategorii niezastąpionego współpracownika, gdy zlecał takie a nie inne przerobienie tej części zamczyska... Choć z drugiej strony byłoby nieumarłemu bardzo miło gdyby nekromanta zechciał stać się mieszkańcem tego zamku, ale nie będzie go do niczego zmuszał.
        - I tak niewiele tam jest, schody, podłoga, ściany, okna, sklepienie. Zaznaczyłem by po jej ukończeniu nic więcej tam nie robili, byś mógł ją urządzić wedle własnego widzimisię. A jeśli o widok chodzi jedno duże, zajmujące niemalże całą, jedną ze ścian, będzie przeszklone i wychodzące w stronę miasta, tak jak w twoim starym pokoju. Wiem, tych co mieli mi doradzić z kolorystyką wnętrz zburałem za iście na łatwiznę, a sam sięgam po sprawdzone środki, byś od samego początku czuł się tu niemal jak w domu - zaśmiał się krótko zdenerwowany i zaraz odchrząknął, chcąc jak najszybciej zmienić temat, a przynajmniej pociągnąć, go dalej, by Mitra nie myślał zbyt długo nad tym co właśnie Aldaren powiedział. - Z dwóch mniejszych na przylegającej ścianie do tego dużego oka ma wychodzić częściowo na peryferia miasta i las, a po przeciwnej stronie za oknami ma być widoczny las i gó...
        Nie zdołał jednak dokończyć, gdyż zaraz stojący tak blisko niego niebianin odezwał się tym pieszczotliwym tonem oraz zdrobnieniem wampirzego imienia, od którego serce nieumarłego rosło i przyjemne ciepło rozlewało się po jego ciele. Zaskoczony jego nagłą śmiałością i nie do końca wiedząc o co mogło mu chodzić, skrzypek topiąc się w tych błękitnych oczach lekko się zarumienił do momentu, aż blondyn nie przestał go "czarować" i nie uciekł pierwszy wzrokiem, cofając się o krok może dwa.
        - Nie ma o czym mówić, cała przyjemność po mojej stronie - odparł z uśmiechem, może i uprzejmie oraz formalnie, ale przynajmniej szczerze. Nekromanta wydawał się być naprawdę zadowolony, a wampirowi nic więcej w ramach zapłaty nie trzeba było. Zrównałby z ziemią nawet całą Maurię, gdyby wiedział, że to uszczęśliwi jego przyjaciela. - Może i ryzykant, ale przynajmniej twój - zripostował z rozbawieniem i chciał już usłużnie rozwiać domysły ukochanego, lecz ten zrezygnował z poznania prawdy, a skrzypkowi pozostało jedynie to uszanować, co też zaraz zrobił.
        - Tu - wskazał na stojący obecnie w rogu pod ścianą szezlong z ciemnoczerwonym obiciem, ale wyglądający na bardzo wygodny. - Tam - skierował wymowne spojrzenie na taras i zaraz też skromną i raczej mizerną wieżyczkę po przeciwnej stronie tego piętra niż budowana była ta dużo okazalsza dla Mitry. - Piętro niżej i na samym parterze również... choć podejrzewam, że częściej będę chyba w kryptach - dodał po namyśle. Słysząc jednak jak to brzmi uśmiechnął się z lekkim zakłopotaniem, ulegle, jakby chciał tym niepewnym uśmiechem udobruchać niebianina, a przynajmniej nieco opóźnić wybuch gniewu.
        - Po przeciwnej stronie tego pokoju, tam na końcu była chyba kiedyś niewielka baszta, albo strażnica, w której swego czasu była dość skromna biblioteczka robiąca raczej za składzik, na niepotrzebne buble niż spełniająca faktycznie jakąś konkretną funkcję. Nie martw się, wielkościowo jest tam mniej więcej tyle samo miejsca co w tej wieży. Okna stamtąd wychodzą przede wszystkim na las i góry. Nieco nawet na to co znajduje się za nimi, w końcu wysokie to one nie są - powiedział uspokajająco zachowując dla siebie uwagę, że mimo wszystko i tak raczej rzadko będzie przebywał w swoim pokoju, a częściej właśnie będzie go pełno w całej rezydencji. O ile w ogóle, bo nie wątpił, że niejednokrotnie będzie zmuszony opuścić mury własnego domu i wyruszyć na miasto, ewentualnie w sporadycznych wypadkach, znów gdzieś w wielki świat, choć te wypadki będzie jeszcze bardziej ograniczał.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        - Nie byłeś okrutny, dobrze zrobiłeś, niech się wysilą trochę - odparł Mitra cały czas podziwiając odmalowane na beżowo ściany i odnowione boazerie. - Zgadzam się z tobą, biel jest… Niepraktyczna. I wcale nie pomaga, nikomu. Widać na niej brud i cały czas przypomina o tym, że jest się chorym. Te kolory są… domowe. Nie będą się kojarzyć ani z mrocznymi rytuałami ani psychiatrykiem. Ani z lazaretem - dodał ze swojej perspektywy.

        Mitra trochę stracił pewności siebie, gdy Aldaren wrócił do wspomnień o początkach ich znajomości i tego epizodu, gdy skomentował jego nucenie. Teraz przede wszystkim nie wydawało mu się, że nucił aż tak głośno, by wampir go usłyszał, ale albo faktycznie przesadził, albo to skrzypek miał wyjątkowo dobry słuch. Nic dziwnego, skoro był muzykiem i do tego jego rasa słynęła z wyostrzonych zmysłów, jak to u drapieżnika.
        - Czyli… Tym razem trafiłem w odpowiednie tony? - upewnił się. Tamtą uwagę zapamiętał - gdzieś wszedł wtedy za nisko. Nie przychodziła mu do głowy żadna inna uwaga, jaką Aldaren mógł wtedy wygłosić. Wtedy po prostu niespecjalnie przejmował się jego słowami, bo nie darzyli się żadną sympatią. Dla niego skrzypek był tępym osiłkiem, a w drugą stronę, cóż… Skrzypek uważał go pewnie za skrzywionego bufona. Choć może nie było do końca tak, że po nekromancie spływały wtedy wszystkie słowa wampira, bo pamiętał, że został przez niego pochwalony. I że ten tak po prostu od razu ostrzegł go, że ma za zadanie pozbyć się go po przeprowadzeniu rytuału… Co za ironia losu - gdyby Aldaren nie zdradził swojego mistrza, to Mitra by teraz nie żył, pewnie po intensywnej sesji tortur, a tymczasem Fausta już dawno nie było, a oni tworzyli parę… Skrzypek zaś z każdym kolejnym dniem udowadniał, że świat jednak potrafi być dobry i piękny, tylko to Mitra miał nieszczęście, że nigdy go nie zobaczył.

        Później zrobiło się… Dziwnie. Niezręcznie. Na pewno nie było źle, bo Mitra się nie wściekł, ale ta propozycja była dla niego naprawdę niespodziewana i zabrakło mu języka w gębie. Dlatego wyglądało to tak, że kręcił się bez sensu po pomieszczeniu, cały czas jednak pozostając blisko wampira i zadając mu dużo drobnych pytań. Gdy jednak pierwsze emocje mijały, na pierwszy plan wybiła się wdzięczność, z odrobiną szczęścia i nadal niepewności. Dla niego było to zobowiązanie nowe i musiał się do tego przekonać - stąd te pytania. I to pełne nadziei wyczekiwanie na każdą odpowiedź - tę nadzieję widać było czasami w jego oczach, gdy słuchał odpowiedzi Aldarena. Uspokajało go to, jak z powagą i spokojem wyjaśniał kolejne kwestie, bo co prawda zdążył już przywyknąć do tego, że wampir często żartował, ale teraz naprawdę docenił to, że nie poszedł w ten ton. I jego argumenty… Widać było, że niebianinowi przypadły do gustu, bo tak jak poprzedniego dnia spuścił wzrok i nieco się przysunął, jakby prosił by Aldaren go przytulił. Łatwo było go rozpracować po tym jak się poruszał - odsuwał się w chwilach niepewności i zbliżał, gdy się uspokajał albo coś mu się podobało. Poczuł się o wiele swobodniej słysząc, że wampirowi chodzi o to, aby miał tu swój kąt jako pracownik szpitala, a nie od razu jako domownik… Nie chodziło o to, że nie chciał, ale po prostu przytłaczała go myśl, że jeszcze nim cokolwiek między nimi zaszło, Aldaren już mógł coś planować. Lecz takie postawienie sprawy koiło jego nerwy, a może wręcz wprawiało go w dobry humor, bo wampir trafił w sedno jeśli chodzi o jego fobie i wytrzymałość. Pozostała jedna kwestia, którą trzeba było teraz powiedzieć jasno.
        - Nawet jeśli byłbym wykończony po całym dniu z pacjentami, ty zawsze będziesz mógł przy mnie być - oświadczył cicho. To samo przesłanie niosło to pytanie, które zadał na samym początku: czy jeśli zaprosi Aldarena, ten będzie częściej zaglądał na to piętro. Skrzypek był dla Mitry naprawdę wyjątkowy, bo przy nim błogosławiony się nie męczył. Czasami wystarczyło, że ktoś stał obok i oddychał, a to Aresterrę denerwowało, gdy jednak przebywał z ukochanym nie miał tego problemu. Może trochę męczyła go długotrwała interakcja, ale nie przeszkadzała mu, to było dobre zmęczenie. Chciał tego, chciał móc jak najczęściej go widywać, jakby nieustannie chciał mieć pewność, że to nie jest sen, że to się dzieje naprawdę. Że mimo tego, co kiedyś powiedział mu w złości, skrycie chce być kochany i liczy, że na to zasługuje.
        Tymczasem temat zszedł na pokój w wieży. Mitra chciał go zobaczyć, bo interesowała go przestrzeń i przede wszystkim widoki z okna, ale najwyraźniej Aldaren myślał o tym w innych kategoriach. Niemniej też ciekawych.
        - O… dziękuję. Ale nie mam pojęcia, jak urządzić taki pokój od podstaw… - mruknął z lekką konsternacją. - Będziesz musiał mi pomóc - dodał, śmiało patrząc mu w oczy. - Ty masz dobry gust, na pewno to dla ciebie drobnostka. Dziękuję. Po raz kolejny dajesz mi dowód tego jak… Jak bardzo o mnie myślisz - dodał cicho, spuszczając wzrok. Zaraz parsknął, kręcąc głową, gdy skrzypek w tak rozbrajający sposób wytknął własną niekonsekwencję.
        - Ale to była dobra decyzja - przyznał. - Ja bardzo lubię duże okna w pokojach, ładny widok i dobre oświetlenie. Tylko… Ostatnio jakoś o tym zapomniałem.
        To był fakt. Mitra nawet tego sam nie zauważył, ale żyjąc samotnie popadł w jakąś dziwną apatię, przez którą porzucił wiele rzeczy, które kiedyś lubił. Był to też chyba jeden z tych podświadomych powodów, dla których zmienił swoją sypialnię na tę zajmowaną wcześniej przez Sarazila… Ale to już nieważne.

        - No tak, w końcu cała posiadłość jest twoja i będziesz pewnie chciał wszystkiego dopilnować - przyznał Mitra z lekką czułością i podziwem. Nie było to wytykanie tego, że Aldaren był teraz lordem, chodziło o to, że wkrótce zostanie szefem szpitala. - Obiecuję, że pomogę jak mogę, byś mógł czasami skorzystać z tego szezlonga - dodał, spoglądając w stronę mebla, który skrzypek wskazał jako pierwszy. Odetchnął, spuszczając wzrok.
        - Przepraszam, że nie rzuciłem ci się na szyję w podzięce… - mruknął z pokorą, ale nie tonem męczennika. Aldaren już chyba przyzwyczaił się do tego, że nie wszystko szło między nimi normalnym torem i nie był aż tak zły. - To dla mnie nowe i dzieje się za szybko. Nie chodzi jedynie o nas, bo jest jeszcze kwestia mojego aktualnego fachu… Planowałem tu być z tobą i zaangażować się w szpital ze wszystkich sił, ale nie chcę porzucać nekromancji. To dla mnie zbyt ważne, bym porzucił tę dziedzinę, mówiłem ci… Chodzi też o to, że jeśli od samego początku sprowadzi się tu nekromanta ze swoimi eksperymentami to ludzie tu nie przyjdą. Zostawię sobie pracownię w starym domu albo znajdę coś mniejszego, bliżej zamku, wtedy… Dobrze? - uciął, bo jak zawsze gdy był zdenerwowany plątał mu się język. Wiedział, że Aldaren jest wyrozumiały, wiedział, że jeszcze nie zdołał go zirytować swoimi fobiami i zbyt powolnym angażowaniem się w ten związek… Ale właśnie: “jeszcze”. Cały czas bał się, że w końcu przesadzi i wtedy skrzypek straci do niego cierpliwość. Bardzo się starał, by go nie zniechęcić, ale za każdym razem czuł niepokój, że tym razem to będzie za wiele. Co będzie jeśli Aldaren wybuchnie? Skończy się na kłótni, czy skrzypek każe mu zejść sobie z oczu? Tego Mitra bał się najbardziej. Ale już samo to, że sprawiłby mu przykrość wprawiało go w niepokój.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        - Powiem ci szczerze, że kiedyś nawet nikomu do głowy nie przyszło by wnętrza szpitali wymalowane były na biało, a tym bardziej by były jakieś szpitale. Chorzy chodzili do domu medyka, gdzie otoczeni byli często nieszczelnym czy podgniłym drewnem ścian, co bardziej zamożni lekarze straszyli surowym, zimnym kamieniem. Ale to było wszystko na co można było liczyć. Wiadomo, że jeśli była jakaś epidemia, to znoszono wszystkich do świątyń, nie mniej nie mam pojęcia skąd się wziął wymysł by malować wnętrza szpitali na biało. Tak jak powiedziałeś, ten kolor w ogóle w niczym nie pomaga, a współcześni chorzy wydają się być przez to jedynie jeszcze bardziej przygnębieni - zgodził się z nekromantą, prowadząc go z wolna na wyższe piętra posiadłości, by pokazać mu to, co zamierzał w pierwszej kolejności. - Opowiedziałbyś mi o swoim lazarecie? W sumie obiecałem sobie, że nigdy nie zapytam o nic związanego z twoją przeszłością by nie męczyć cię rozpamiętywaniem, ale jestem bardzo ciekaw jak wyglądał taki, na moje lata, współczesny lazaret. Wybacz mi moje pytanie, ale w tych czasach nie ma za dużo wojen, Prasmokowi niech będą dzięki, a wątpię by były podobne do tych sprzed tych niemal pięciuset lat. - Spojrzał kątem oka na blondyna czujnie, obawiając się czy może jednak nie przesadził ze swoim pytaniem. Nie chciał krzywdzić Mitry choćby psychicznie i to właśnie dlatego obiecał sobie nie drążyć jego przeszłości.

        Gdy przyszedł czas na wyjaśnienia, czy Aldaren faktycznie oczekiwał, że Mitra już teraz, zaraz, natychmiast zacznie z nim mieszkać, wampir mówił spokojnie i z należytą powagą, nie wspominając już o tym, że zgodnie z prawdą. Owszem chciałby, żeby nekromanta z nim zamieszkał, ale chciał też dzielić z nim alkowę. Na oba te pragnienia było jednak stosunkowo za wcześnie dla kruchego psychicznie i ostrożnego w stosunku do innych niebianina, skrzypek wiedział, że takie propozycje muszą wyjść wyłącznie ze strony błogosławionego i z jego własnej woli, bo inaczej mógłby go stracić na zawsze. Mitra mógłby się zamknąć w sobie i cała dotychczasowa praca poszłaby na marne, albo nieumarły zostałby znienawidzony i nie dość, że straciłby świetnego medyka ze swoich szeregów, to przede wszystkim odszedłby od niego ukochany i krwiopijca znów byłby sam jak palec na tym łez padole. Poza tym wdrażając projekt tych pomieszczeń w życie, nawet nie spodziewał się, że będą parą i naprawdę myślał wtedy wyłącznie o tym, by zapewnić Mitrze odpowiedni kąt do wypoczynku, dzięki czemu nekromanta miałby wysoki komfort swojej pracy, co mogłoby się przełożyć na jakość wykonywanych przez niego zabiegów w głównej mierze oraz produktywność. Może dzięki temu podniósłby samoocenę blondyna, który mógłby przez to uratować znacznie więcej istnień, niż pójść po prostu na łatwiznę i przyjąć stanowisko po prostu nekromanty, czekającego na kolejny obiekt do swoich "badań".
        Aldaren odetchnął niezauważalnie z ulgą i się nieco rozluźnił widząc, że i jego przyjaciel jest dużo spokojniejszy, po tej kłopotliwej dla nich obu chwili jaka przed chwilą nastała. Widział jak zrelaksowany blondyn się do niego zbliżył, czując, że nic mu po prostu nie grozi, na co wampir odpowiedział spełnieniem niemej prośby towarzysza - objął go delikatnie, przygarnął do siebie i przytulił, nie robiąc tego jednak zbyt mocno ani nachalnie, nie zamykając go też w żelaznym uścisku, by nekromanta w każdej chwili mógł się bez trudu wyswobodzić, po prostu odpychając od siebie nieumarłego, bądź mu się wyślizgując.
        - Niezmiernie miło mi to słyszeć. Cieszę się, że dobrze ci się odpoczywa w mojej obecności, w takim wypadku będziesz mógł zawsze liczyć na moje towarzystwo - powiedział czule, całując Mitrę w czoło i wypuszczając go z objęć, chyba że błogosławiony wolał jeszcze nacieszyć się wspólną bliskością, nie odganiał go od siebie po prostu w takim wypadku dalej stał przy nim, ale już nie obejmował.

        W niedługi czas po tym zaczęli mówić o powstającej wieży, z której blondyn wydawał się być nawet zadowolony, choć widać było, że coś go gryzie. Na szczeście Mitra nie tłamsił w sobie problematycznej dla niego kwestii i zaraz postanowił się nią z wampirem podzielić.
        - Możesz na mnie liczyć, Mitro. Z przyjemnością ci pomogę w urządzeniu twojej prywatnej komnaty. - Uśmiechnął się pogodnie samemu również patrząc w niebieskie oczy niższego od siebie mężczyzny. - Zawsze będę o tobie myślał, bo jesteś najważniejszą osobą w moim życiu i dlatego, że cię kocham - odparł z miłością w głosie i zaraz przyznał się do zwykłego przekalkowania wizji na wnętrze mitrowego pokoju, z własnego domu nekromanty.

        - Będę zaszczycony Mitro - odparł z zadowoleniem, choć mogło być ono jedynie na pokaz, bo przecież był wampirem i nawet jeśli dopadnie go zmęczenie, lampka krwi powinna go z powrotem na kilka godzin ocucić i odegnać senność.
        - Nie masz się czym przejmować, naprawdę. Zależy mi na tobie i dlatego to ty trzymasz wodze i kierujesz postępami w naszym związku. Jest dobrze, więc się nie przepraszaj - zganił go łagodnie, znów całując z troską w czoło, jakby to było jedyne znane mu zaklęcie i do tego najlepiej działające, by uspokoić nekromantę.
        Po tym temat nieco spoważniał i Aldaren nie przeszkadzał mówiącemu przyjacielowi, słuchając go z uwagą. Jedynie westchnął, gdy dostrzegł napięcie towarzysza i to jakim tonem zaczął mówić, jakby co najmniej tłumaczył się przed sądem z popełnionego zabójstwa, a nie takich błahych spraw jak wspólne mieszkanie.
        - W porządku, Mitro. Nie jest to żadnym problemem. Jeśli będziesz potrzebował pomocy, służę - zareklamował się, dając tym samym pełną swobodę działa i w kwestii podjęcia decyzji Mitrze. Doskonale rozumiał, że porzucenie przez niego nekromanckich praktyk, byłoby dla niego zapewne niezwykle trudne, o ile w ogóle możliwe. Sam Aldaren nie wie jak by sobie poradził, gdyby ktoś mu kazał skończyć z grą na skrzypcach. Nie wiedział, czy czasem nie podziękowałby takiej współpracy i nie poszedłby w swoją stronę, jak najdalej od narzuconych wymogów i ograniczeń.
        - Chcesz tu jeszcze posiedzieć, może o coś zapytać, czy może wolisz się rozejrzeć po którymś z pomieszczeń pod nami? - zapytał uprzejmie nie chcąc niepotrzebnie przedłużać, bo miał na uwadze to, że w przeciwieństwie do siebie, Mitra będzie musiał znaleźć w sobie jeszcze siły by powrócić do domu, by pójść spać, prędzej czy później poddając się zmęczeniu.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra słuchał historii wampira z prawdziwą przyjemnością. Nie musiał nic mówić, to było po prostu widać - fascynowały go wspomnienia Aldarena, to jak mówił o tym, jak było kiedyś. Przypominał sobie w takich chwilach, że jego ukochany miał znacznie więcej lat niż na to wyglądał… Tak naprawdę obaj byli starsi niż wyglądali, ale różnica wieku i tak była między nimi ogromna. Jednak to chyba wampir był młodszy duchem i to tak podobało się Mitrze. Przy nim mógł w końcu nauczyć się radości życia, której myślał, że nie jest w stanie doświadczyć.
        Nagle zadane pytanie o lazaret z czasów dzieciństwa sprawiło, że Mitra spojrzał na skrzypka z wielkim zaskoczeniem w oczach. Prawie tak, jakby było to pytanie bardzo intymne, zadane przez osobę, od której się tego zupełnie nie spodziewano… Nie to, że błogosławiony nie chciał zdradzać Aldarenowi nic ze swojej przeszłości - po prostu nigdy wcześniej o tym nie rozmawiali. Aresterra wygadał się wtedy w kryptach, czasami rzucał jakieś pojedyncze wskazówki, ale skrzypek nigdy o to nie pytał.
        - Wiesz, pierwszy raz chyba pytasz o moją historię - zauważył, jakby został tym mile połechtany. Zaraz jednak przeszedł do rzeczy. - Sporo zależało od tego gdzie się aktualnie przemieszczaliśmy. Z reguły było miejsce, by rozstawić namioty - trzy długie namioty, jeden obok drugiego, bez przedniej ściany by łatwiej było wnosić nowych. Gdy była paskudna pogoda przed nimi stawiano jeszcze jeden, malutki. Tam jeden z lekarzy dokonywał wstępnej selekcji, gdzie kogo położyć. W jednym namiocie były przypadki, które mogły długo czekać na swoją kolej, jacyś ogłuszeni czy coś takiego. Później był te pilniejsze przypadki… A na koniec rzeźnia. Tak to nazywaliśmy. Tam trafiali ci, którzy musieli być natychmiast operowani. Prosto z noszy na stół, czasami nawet nie zdążyliśmy zmyć krwi po poprzednim pacjencie. Tam było najwięcej miejsca między stanowiskami, bo wszyscy biegali jak szaleni, byle zdążyć, byle jak najmniej dusz stracić. Gdy ktoś był już załatany, szedł do pierwszego namiotu. Te dwa pierwsze w sumie były podobne - dwa rzędy łóżek, do których dostęp musiał być z każdej strony i tak, by dwie osoby się minęły między nimi. Umieliśmy to rozstawić bez mierzenia. Tam stały tylko łóżka, żadnych stoliczków czy innych cudów, tylko przeszkadzały. Jeśli żołnierz miał jakieś swoje rzeczy, kładło się je pod boczną ścianę namiotu, tam z reguły było trochę więcej miejsca, bo wszyscy woleli chodzić środkiem. Mieliśmy porządne namioty, z naprawdę wodoodpornego brezentu, nic nam się nie lało na głowy, ale i tak jakimś cudem zawsze mieliśmy błoto po kostki gdy tylko zaczynało padać. W rzeźni jeśli mieliśmy czas kładliśmy deski między stoły… Tam w sumie było zupełnie inaczej. Jak mówiłem, tam było więcej miejsca, stały stoły a nie łóżka, były też stoliki z narzędziami, chociaż ci starsi, doświadczeni chirurdzy mieli pasy narzędziowe jak budowlańcy. Magazyn, pracownia alchemiczna i takie rzeczy były w drugim rzędzie… Zabawne, wcześniej o tym nie myślałem, ale ledwo pamiętam, gdzie były nasze namioty. Z reguły jeśli stacjonowaliśmy, trwała bitwa, byliśmy tak zarobieni, że spaliśmy gdzie padliśmy. Pod ścianą namiotu, na wolnym łóżku pacjenta, w magazynie na stosie prześcieradeł. Ale wiesz, czasami zdarzało się, że stacjonowaliśmy w jakimś starym forcie albo opuszczonej wsi. Zawsze było tak, że budynki najpierw dostawał sztab oficerski, a później szpital, więc czasami mieliśmy prawdziwy luksus… Co niewiele zmieniało, ustalenia były te same: ta sama odległość między łóżkami, tak samo trzy strefy, zawsze najdalej były magazyny. To świetnie działało, byliśmy… Naprawdę niepokonani. Najgroźniejsi wojownicy w każdej bitwie - parsknął. Tak kiedyś określił ich jeden rekonwalescent, dodając, że jego przeciwnik był żywy i szło go zatłuc, a oni mierzyli się ze śmiercią, której nie dało się pokonać, a mimo to walczyli zawzięcie.
        Mitra westchnął, kiwając głową, jakby był bardzo pogrążony we wspomnieniach. Zaraz jednak oprzytomniał i podniósł wzrok na wampira.
        - Wiesz, nie mam nic przeciwko, byś pytał - zapewnił. - Tylko… Być może nie zawsze odpowiem. Po prostu. Są pewne kwestie, z którymi sam się nie pogodziłem i o których nawet nie chcę myśleć, ale większość mógłbym ci opowiedzieć. Z czasów w lazarecie mam nawet kilka ciekawych historyjek - dodał jakby zachęcał skrzypka do większej śmiałości na przyszłość.

        Mitra naprawdę lubił to jak obejmował go Aldaren - z taką czułością, delikatnością. Jego subtelna prośba spotykała się z równie subtelną odpowiedzią i to było niezwykle kojące. Błogosławiony pozwolił się więc przytulić i tak trwał jakiś czas gdy rozmawiali. Nadstawił czoło na pocałunek, a gdy Aldaren zabrał rękę, odsunął się odrobinkę, bo choć było mu całkiem błogo, nie chciał nadwyrężać własnych sił.

        - Ja ciebie też kocham - odpowiedział Mitra z czułością, gdy Aldaren zapewnił go o swoich uczuciach. Mówił trochę nieprzytomnym głosem, bo zapatrzył się w oczy ukochanego, gdy ten wyznawał mu miłość. Co prawda zaraz uciekł spojrzeniem, ale przez moment naprawdę było miło i bardzo czule.

        I co? Tak po prostu? “W porządku”? “Żaden problem”? Mitra był tym trochę zaskoczony. Bał się, że Aldaren może mieć do niego żal za to, że ten nie angażuje się w ich związek wystarczająco… ale najwyraźniej się mylił. Może faktycznie za bardzo histeryzował? Skrzypek nie miał do niego żalu, a wręcz zaproponował pomoc, choć miał i tak pełne ręce roboty. Jak go nie kochać? Mitra znowu musiał sam siebie przekonać, że nie śni, że to dzieje się naprawdę.
        - Czasami nie mogę wprost uwierzyć jak wielkie szczęście mnie spotkało - wyznał, z czułością głaszcząc Aldarena po twarzy. Gdy zabierał dłoń, kciukiem musnął wargi wampira, ale nie pocałował go. Po porannej porażce musiał dojrzeć do tego, by znów spróbować to zrobić. Teraz zresztą i tak miałby problem się przełamać, bo byli w miejscu, którego nie znał i nie czuł się tu dość bezpiecznie, o czym świadczyło chociażby to, że nie zdjął kaptura. Ale to nie był problem, gdyż Aldaren zmienił temat, pytając co chciałby robić dalej.
        - Może przejdźmy już dalej? - zaproponował. - Możemy rozmawiać w trakcie. Prowadź - zachęcił skrzypka, wskazując mu zejście z tego piętra. Faktycznie nie zamierzał iść długo w milczeniu, bo ledwo postawili stopy na stopniach, zaraz zadał pytanie, które nasunęło mu się na myśl już wcześniej i tylko czekał, aby je wypowiedzieć.
        - Mogę zrewanżować się za twoje wcześniejsze pytanie o lazaret? - zagaił. - Gdzie praktykowałeś? Jak tam było?
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Zaskoczenie ukochanego na prośbę by ten opowiedział o lazarecie nie było dla Aldarena dobrym znakiem, bo potwierdzało jego obawy, że Mitra nigdy by się nie spodziewał żadnego pytania odnośnie swojej przeszłości ze strony wampira i że zaraz skończy to się gniewem nekromanty i awanturą. Nieco zaniepokojony tym skrzypek udał że coś go zaciekawiło z prawej strony pokoju i zawiesił tam swoje spojrzenie niby od niechcenia rozmasowując kark. Gdy jednak błogosławiony się odezwał, to krwiopijca był zaskoczony, przede wszystkim tonem z jakim wypowiedział się jego przyjaciel, jakby sprawiło mu to przyjemność, że nieumarły zainteresował się czymś z przeszłości ukochanego, a nie tylko tym co ma z nim związek teraz. Oczywiście miał świadomość, że w ogóle pytanie o to co było kiedyś w związku z tym mężczyzną było spacerem pośród ruchomych pisaków i bagien i to właśnie dlatego raczej nie wchodził w te tematy, jednakże to wcale nie znaczyło, że nie interesowała go przeszłość miłości jego życia. Gdyby choćby wiedział, co się Mitrze dokładnie przytrafiło, że ma aż tak silną traumę odnośnie bliskości, byłoby wampirowi bez wątpienia dużo łatwiej, wiedziałby jakich odruchów i zachowań się wystrzegać by samemu nie stać się jednym z oprawców niebianina z przeszłości. W tej krótkiej chwili nawet przeszło mu przez myśl zebranie informacji na temat błogosławionego od starych znajomych Sarazila, albo nawet przejrzenie dzienników Fausta, bo ten zdawał się mieć większą wiedzę na temat blondyna niż skrzypek... choć w sumie to nie powinno dziwić, skoro Faust i Sarazil byli jak dwa łyse konie, no i on częściej u nekromanty bywał. I o ile w dziennikach swojego zmarłego mistrza Aldaren mógł pogrzebać, o tyle wypytywanie o ukochanego osób zupełnie sobie obcych nie byłoby wobec Mitry do końca fair.
        Musiał jednak szybko zakończyć swoje refleksje na ten temat, gdyż nekromanta właśnie zaczął opowiadać o tym jak wyglądał ich wędrowny szpital. Widać po nim było jak bardzo zaskoczony był doskonałym zorganizowaniem tego wszystkiego, mimo panującego wcale nie tak daleko zapewne, chaosu. Ci którzy to wymyślili musieli mieć łeb na karku i nerwy ze stali, by ze stoickim spokojem tak dobrze wszystko rozplanować. Wiadomo, wojskowa dyscyplina grała w tym pewnie pierwsze skrzypce, ale mimo wszystko. Na słowo "rzeźnia" skrzywił się niemiło i zaraz zmartwił. W prawdzie w przypadku swojego szpitala wątpił by pojawiły się aż tak beznadziejne przypadki, jakich pełno na placu boju, a to z oderwanymi kończynami, włócznią przeszywającą klatkę piersiową na wylot, czy rozpłataną głową, ale mimo wszystko... W końcu zarządcą i właścicielem szpitala będzie krwiopijca, więc czemu od razu nie nazwać takiego przedsiębiorstwa rzeźnią czy kolejnym bankiem krwi? Po uruchomieniu szpitala zapewne będzie nieco nieprzyjemności i miał tylko szczerą nadzieję na to, że to wyłącznie wampir będzie ich celem, że ataki ze strony oburzonych mieszkańców Maurii nie spadną na tych, co będą chcieli mu pomóc i zarobić w szpitalu, a przede wszystkim, że Mitrę one ominą. Bardzo by tego chciał, bo o ile on mógłby sobie poradzić z krytyką czy nawet rękoczynami... tak obawiał się, że jemu ukochanemu mogłoby się stać coś złego, albo w gniewie zrobiłby coś co ściągnęłoby na niego kłopoty, z których nawet skrzypek nie mógłby go wyciągnąć. Może jednak założenie szpitala w Maurii nie było najbezpieczniejszym pomysłem? Rozejrzał się ponuro po komnacie na poddaszu, choć ta miała najmniej wspólnego z leczeniem ludzi, no chyba że tego jednego, którego rany nie były widoczne gołym okiem, gdyż były natury bardziej psychicznej, zastanawiał się przy tym, czy jest może jeszcze czas by się z tego wszystkiego wycofać, dla bezpieczeństwa Mitry.
        - "Największym zagrożeniem jesteś dla niego ty" - zauważył Xargan, o dziwo posłusznie rozprawiał się już z trupojadami na cmentarzu i co nikogo nie powinno dziwić, dobrze się przy tym bawił, rozrywając potwory gołymi rękami. Aż strach pomyśleć, że kiedyś chodził po tych ziemiach taki bandyta, służący jedynie temu, kto więcej zapłacił. - "I to nie jest wcale kwestia czy w Maurii można w ogóle żyć bezpiecznie, bo można, o ile przestrzega się tutejszych zasad i mało kiedy wystawia nos za drzwi swojego domu, a już szczególnie po zmroku. Ty natomiast wyciągnąłeś go z jego bezpiecznej norki i myślę, że wydarzenia z porannego spaceru będą najlepszym dowodem na to, że mam rację. On jest jak dzikie zwierze i to jeszcze na tyle egzotyczne i rzadkie, że każdy chciałby je mieć. Jeśli jemu się nic nie stanie, nie masz pewności czy inni w jego otoczeniu też będą bezpieczni. I to tylko wyłącznie twoja wina" - podsumował, a przyparty do muru skrzypek nie mógł się z demonem nie zgodzić. Wiedział jak gwałtowny potrafił być Mitra, miał tego przykład podczas rozmowy z Liranthem. Nie mógł jednak teraz powiedzieć Mitrze, że może faktycznie jego praca w szpitalu nie była by najlepszym pomysłem i by zajął się badaniami w swoim domu, to by jedynie zmartwiło nekromantę, o ile nie sprawiłoby mu ogromnej przykrości. Skrzypek cicho westchnął jeszcze bardziej niż z rana mając ochotę zajrzeć dziś do Nihimy by się napić.
        - "Nie, nie wynajmę sobie towarzystwa na noc. A ty o tym zapomnij, póki nie skończysz roboty" - zastrzegł od razu wampir, bo już wiedział, co zaraz zechciałby wspaniałomyślnie zaproponować mu upiór.
        - "Ale przecież ja jej do rana nie skończę! Przecież te szkarady cały czas wyłażą!" - pożalił się Xargan odrywając jakiemuś potworowi szczękę.
        - "To już nie mój problem, masz wykonać robotę, później będziesz miał wolne."
        - "Oby ten twój kochaś wbił ci srebrny kołek prosto w rzyć!"

        - Oh, doprawdy? - Uśmiechnął się z zaciekawieniem do Mitry, jakby przed chwilą wcale nie przeprowadził żadnej telepatycznej rozmowy z upiorem. - Z chęcią ich posłucham, gdy będziesz miał czas i ochotę mi je zdradzić - zapewnił, okazując przy tym swoje zainteresowanie tą propozycją, choć może nie rozwijanie jej w tej chwili, skoro póki co, była inna sprawa do wyjaśnienia, no i zwiedzenie zamczyska.

        Widząc nietęgą minę swojego ukochanego po swojej odpowiedzi na jego chęć pozostania w starym domu ze względu na swój nekromancki fach, wampir nie miał najmniejszych trudności z domyśleniem się, że nie takiej odpowiedzi Mitra się spodziewał. Ale cóż skrzypek miałby zrobić? Wściec się? Obrazić? Namieszać mu magią w głowie byleby tylko się zgodził mieszkać w zamku? Złapać go i skuć w lochu, zostawiając go tam na tyle długo by w końcu zmienił zdanie, tak jak Faust robił to niejednokrotnie ze skrzypkiem zmuszając go wtedy jeszcze do stosunku (nawet jeśli było to dopiero po przemianie Aldarena). Wtedy na pewno mógłby pożegnać się z miłością nekromanty, więc przestałoby mieć jakikolwiek sens trzymanie go przy sobie.
        Zagubiony wampir zastanawiał się jak naprawić swoją odpowiedź tak, by usatysfakcjonowała nekromantę, ale zaraz się uspokoił gdy poczuł jego dłoń na swojej skórze. Przymknął oczy i wtulił policzek w głaszczącą go rękę. To było naprawdę przyjemne z jaką łatwością Mitra potrafił nieświadomie ukoić Aldarena, który westchnął cicho i spojrzał na ukochanego. Delikatnie się uśmiechnął.
        - Uszczypnąłbym cię, żebyś tylko uwierzył, gdybym wiedział, że nie sprawię ci tym bólu - odparł z miłością, czując na swoich ustach, muskający je kciuk, kiedy mówił, przez co końcówkę bardziej wymruczał z przyjemnością, niż powiedział normalnym, poważnym tonem.

        Aldaren kiwnął głową i skierował się na schody w dół, by pokazać Mitrze bibliotekę i jeden z przykładowych pokoi dla pracowników, a po tym po drugiej stronie salę, dla tych, co będą się czegoś chcieli nauczyć oraz pokoje dla chcących znaleźć tu schronienie na jakiś czas.
        - Nie musisz się mnie wcale pytać, czy możesz mnie o coś zapytać. Pytaj śmiało, nie mam nic do ukrycia, nie przed tobą - zaznaczył dosadnie to ostatnie i schodząc ze schodów skierował się na prawo by zrealizować swój plan wycieczki. - Z miesiąc może dwa pomagałem za bramą miasta pewnemu ślepemu staruszkowi, poskładał mnie gdy spadłem z drzewa i przechował u siebie dopóki Faust po mnie nie przyszedł. Z początku robiłem to tylko w ramach wdzięczności, bo nie chciał od Fausta żadnej zapłaty, ale później pomaganie staruszkowi w pomaganiu potrzebującym, uczenie się alchemii, zielarstwa i medycyny od niego, sprawiało mi przyjemność. Nie długo jednak to trwało, może ze dwa, trzy miesiące gdy zabrała go śmierć. Przyszedłem jak co dzień po południu i zastałem go zimnego w jego łóżku. Wstyd się przyznać, bo z początku spanikowałem, choć miałem wtedy z piętnaście lat, ale teraz co sobie o nim przypominam, cieszę się, że zmarł we śnie, że nie musiał się męczyć. Z przyzwyczajenia i tak tam zachodziłem, nawet już po pogrzebie i starałem się pomagać jak umiałem najlepiej. To on mi powiedział, że jeśli jakiś przypadek przerasta moje umiejętności i wiedzę, żebym nie próbował na siłę z tym nic zrobić by nie spowodować większych problemów i jedynie podać mieszankę ziołową z odrobiną wampirzej krwi. Jak się pewnie domyślasz nie zawsze to pomagało, a mnie zżerały po tym wyrzuty sumienia, że nie udało mi się komuś pomóc. Dość szybko całkiem straciłem do tego zapał i przestałem się pojawiać w chacie tamtego staruszka. Po roku Faust zabrał mnie ze sobą do Adrionu, on miał tam jakieś sprawy do załatwienia, mnie natomiast posłał na uniwersytet medyczny. Po trzech latach, gdy wróciliśmy z powrotem do Maurii, znów mogłem zajść do chaty staruszka i służyć pomocą tym co jej potrzebowali. Zabawne, ale dopiero gdy poszedłem na uniwersytet, zdałem sobie sprawę, że tamten starzec sam niewiele umiał jeśli chodzi o medycynę, a mimo to co dzień dużo ludzi do niego przychodziło z różnego rodzaju schorzeniami. Niezwykłe jest to, że niektórymi ze swoich specyfików mógł kogoś otruć inne natomiast w ogóle nie miały żadnych właściwości uzdrawiających tym bardziej, na poszczególne choroby, a mimo to i tak potrafiły je zaleczyć, jakby ludziom do wyzdrowienia wystarczyła jedynie sama wiara, że będzie dobrze i że dany specyfik im pomoże - opowiedział kręcąc na koniec głową. Nie było się czemu dziwić, że mu nie wychodziło leczenie innych gdy zabrakło jego mentora. Dobrze jednak, że w porę się zniechęcił, bo dalej oddając się tego typu praktykom mógłby faktycznie komuś zrobić wielką krzywdę i wtedy dopiero gryzłoby go sumienie. - Na uniwersytecie za to, jak się pewnie domyślasz, masa książek, praktyki praktycznie żadnej, jedynie ćwiczenia na zmarłych, acz... zdarzały się przypadki, że studenci przed egzaminami potrafili ćwiczyć na sobie nawzajem, albo swoich bliskich. Teraz już chyba tak nie jest, aczkolwiek nie wiem - dodał i się zamyślił nad czymś zamykając za sobą drzwi do skromnego pokoiku w którym było krzesło, stół, łóżko, szafa, komoda, stolik nocny i solidny kufer. Tak wyglądały wszystkie pokoje dla pracowników, w tych z części przytuliskowej w jednym pokoju były wie szafy i nawet trzy, cztery łóżka.

        Biblioteka w pracowniczym, szpitalnym skrzydle była ogromna choć, książek było w niej obecnie niewiele. Wielkościowo można ją było przyrównać do komnaty na poddaszu i była jednym z niewielu pomieszczeń w zamku, które się w ogóle nie zmieniły. No może oprócz tego, że była teraz o wiele biedniejsza, bo Aldaren osobiście zadbał o to by książki, które nie powinny być przeznaczone dla szerokiego grona odbiorców, na przykład te traktujące o wampiryźmie, nekromancji czy demonologii, znalazły się w bezpiecznym miejscu. Później będzie musiał poprosić Mitrę o przejrzenie ich i zadecydowanie, które mogłyby się przydać nekromancie, a które najlepiej byłoby spalić.
        W sali do nauki w przeciwnym skrzydle natomiast sala była wielkości niewielkiej komnaty. Może jednocześnie zmieściłoby się w niej, w miejscach siedzących z pięćdziesiąt osób. Nie więcej.
        Schodząc na parter zastanawiał się czy może na tym nie zakończyć wycieczki, w końcu od godziny było po zachodzie słońca i gęsty mrok w najlepsze panował już po drugiej stronie murów. Wewnątrz wcale nie było ciemno, bo wampir usłużnie zapalał magią kolejne świece i kandelabry, gasząc płomienie za sobą gdy opuszczali dany rejon. Niemalże niedbałym ruchem ręki, potrafił się w jednej chwili zapalić cały korytarz.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Dziwne, lecz Mitrze sprawiał przyjemność podziw, który widział na twarzy Aldarena. Prawie jakby to było jego dzieło, choć przecież on ledwie pobierał tam nauki. I… żył w tym świecie przez osiem lat. To był wtedy jego dom, który wydawał mu się wbrew pozorom bezpieczny i przyjazny, choć wokół panowała śmierć, strach i ból. Choć niejednokrotnie chodzili półprzytomni ze zmęczenia i stresu, a taki stan mógł utrzymywać się przez kilka dni albo nawet tygodni. Ale wtedy Mitra miał swoje bezpieczne miejsce i jasno malującą się przyszłość. Chyba marzył nawet wtedy, że będzie jednym z tych chirurgów, którzy byli szczupli, krzepcy, a w ich oczach widać było brutalną pewność i odwagę. Dla niego to byli bohaterowie. Żołnierze… Ich widział zawsze płaczących i krzyczących. Wiedział, że byli waleczni i tak dalej, ale w jego dziecięcym umyśle to starsi koledzy byli tymi, którzy mu imponowali. Chciał być częścią tego wszystkiego i w końcu prawie został, bo gdy miał te piętnaście lat już sam czasami łapał za skalpel… Szkoda, że to wszystko stracił. Że niespełna rok później zburzono jego bezpieczny azyl i zniszczono mu życie… Ale teraz miał szansę to wszystko odzyskać. Ta myśl, choć taka prosta, naszła go dopiero teraz i była tak olśniewająca, że aż przystanął na chwilę. Ten szpital… Tak jakby pozostałe trzydzieści lat życia nie miało miejsca? Nie, nie mógł się ich wyprzeć… Ale mógł wrócić do tego, co wydawało mu się bezpowrotnie zniszczone.

        - Nie szczyp, nie lubię tego - Mitra zganił Aldarena łagodnym tonem, bo nawet nie podejrzewał, by wampir mówił poważnie, to była tylko figura retoryczna. Ale to jak to wypowiedział… Przyjemnie było słyszeć te wibrujące nuty w głosie wampira, tak jasno świadczące o zadowoleniu.
        - Ale możesz mnie objąć - dodał jeszcze niebianin, bo to akurat zaczynał lubić.

        Mitra idąc za Aldarenem pokiwał głową w niemym “wiem, wiem”. Nie uprzedzał jednak o tym, że chce go podpytać jedynie z pustej grzeczności. Sam wiedział, że nie lubił być zaskakiwany prywatnymi pytaniami i wolał stosować to podejście również względem innych - nie chciał urazić Aldarena, choć kwestia, którą podejmował, zdawała mu się raczej niewinna. Mimo to uwaga skrzypka, aby pytał śmiało, bo ten nie miał przed nim nic do ukrycia, ucieszyła go. No tak, przecież jego ukochany był znacznie bardziej otwarty. Będzie musiał się tego od niego nauczyć.
        Gdy zeszli już ze schodów i przemieszczali się między pomieszczeniami, Mitra jakby się ożywił. Wszędzie zaglądał z ciekawością, wszędzie chciał wejść, porozglądać się. Nie były to jeszcze te pomieszczenia, które go najbardziej interesowały, ale i tak chciał zobaczyć wszystko, dlatego nie narzekał i nie nalegał, by jednak przenieść się do sal chorych albo najlepiej - zabiegówek. Nawet lepiej, że teraz szli przez te mniej angażujące pomieszczenia, bo teraz większość uwagi błogosławionego było skupione na wampirze i jego historii. Mitra nieustannie na niego spoglądał z pewną czułością w oczach, bo cieszyło go zarówno to, że mógł słuchać o swoim ukochanym, jak i to, że był tak wrażliwym i dobrym chłopakiem. Zostało mu to do tej pory.
        - Tak… - mruknął nekromanta, rozpamiętując jedną z obserwacji Aldarena. - Wiara to potężna siła. Motywacja do życia albo przygotowanie na to co najgorsze. Pamiętasz gdy mówiłem o tym, jak przesiadywałem przy umierających - oświadczył. Nie zapytał, bo on sam niedawno się do tego odnosił, to było jedynie zagajenie tematu. - To była moja własna wstydliwa przyjemność, tak to ujmijmy, lecz czasami nawet wtedy widziałem co oznacza motywacja. Że choć dawno powinni nie żyć, trzymali się tak długo, aby jeszcze z kimś się pożegnać, aby coś przekazać, aby ktoś ich zapewnił, że nie umierają nadaremno albo że po śmierci czeka na nich raj. A czasami gdy nie było takich ciężkich przypadków, bywali i tacy, którzy odpowiednio zachęceni potrafili się wylizać. Gdy się nawinęło na uszy makaron o czekającej żonie, o dzieciach czy po prostu o rodzinnych stronach, polach czekających na skoszenie… Wtedy jakby spinali się w sobie i dochodzili do siebie, choć jedną nogą już byli po drugiej stronie. Tylko trzeba było dobrze trafić z argumentami… Miałem fory, bo kto nie wierzył takiemu uroczemu dziecku… Więc rozumiem, że nawet zwykła ziołowa nalewka może stać się panaceum, jeśli bardzo chce się wyzdrowieć.
        Mitra na chwilę zamilkł, bo właśnie przechodzili do kolejnych pokoi, wampir zamykał i otwierał drzwi i było małe zamieszanie. Dopiero później podjął.
        - Podziwiam cię - oświadczył prosto z mostu. - Że do tego wróciłeś. I wtedy, po naukach w Adrionie, i teraz. Wiesz, to brzmi, jakby to było po prostu twoje powołanie.
        W bibliotece pracowniczej Mitra wyglądał przez moment na zawiedzionego - można było się domyślić, że liczył, że będzie w tym miejscu więcej książek. Szybko jednak pojął, że przecież szpital nadal powstaje, a zbiorów do tego typu przybytku nie kompletuje się łatwo. Więc…
        - Mogę przejrzeć swoją biblioteczkę i podrzucić tu co okaże się przydatne - zaoferował. - Na pewno mam sporo atlasów anatomicznych, bardzo dobrej jakości, to się zawsze przydaje. Myślałeś swoją drogą o szkoleniu medyków, tu na miejscu? - zagadnął. - Może gdyby trafili się jacyś zdolni młodzi, można by ich przyuczyć, od razu mieliby tutaj praktykę, a nie tylko suchą teorię. To, na co narzekałeś pod kątem uniwersytetu.
        W sali lekcyjnej Mitra również miał swoje uwagi, choć z początku wydawało się, że tylko spojrzy i wyjdzie.
        - Tu jest dość nisko sufit - zagaił. - Można by się pokusić o zrobienie ruchomego przepierzenia przez środek, wiesz, by w razie czego dwie mniejsze grupy mogły się tu uczyć. Na przykład dzieciaki i przyszli felczerzy - dodał. Chyba bardzo mu się spodobała myśl, by szkolić sobie pomocników. Ciekawe jak by zareagował na propozycję zostania jednym z nauczycieli?
        Na parterze Mitra przypadkiem spojrzał za okno, podążając za wzrokiem Aldarena. Nie myślał, że zrobiło się już tak późno, jakoś strasznie szybko minął mu czas. Poniekąd domyślając się co myśli skrzypek, sam doszedł do podobnych wniosków - przed nimi była ta część szpitala, do której będzie pewnie najwięcej uwag i dyskusji, a jeszcze później trzeba będzie wrócić do domu Mitry. Wniosek nasuwał się jeden.
        - Ren… - zagaił Mitra. - Może resztę zostawmy na jutro, by obejrzeć te pomieszczenia w świetle dnia? Wtedy wszystko będzie lepiej widać, a przecież nam się nie spieszy. Wracajmy - dodał na koniec i już, już podążał w stronę wyjścia, gdy coś mu się przypomniało.
        - Ach, a twoja paczka? Xargan mówił, że coś na ciebie czeka w kryptach - doprecyzował. - Leć po nią, ja poczekam tutaj - zaoferował.

        Posiadłość Mitra opuścił z maską na twarzy, rozglądając się bacznie po podwórku.
        - Żabon! - zawołał, pamiętając, że mały demon szalał gdzieś wśród traw. Zaraz zresztą odpowiedział mu skrzek o jasnym przesłaniu “tu jestem!”. Paskuda przycupnęła sobie niedaleko wejścia na kamiennej podmurówce. Wybiegała się chyba za wszystkie czasy, bo teraz już tak nie szalała, a grzecznie szła razem z Mitrą i Aldarenem.
        - Ren… - zagaił błogosławiony jeszcze nim opuścili teren posiadłości i szli po chrzęszczących kamykach podjazdu. - Wiesz, taka myśl mnie naszła, gdy rozmawialiśmy o lazarecie - zaczął cicho, idąc jednak obok wampira i nie odsuwając się od niego, więc nie był to dla niego krępujący temat. - Przypomniałem sobie jaki wtedy byłem. Miałem te kilka, kilkanaście lat i tak jak każdy chłopiec w tym wieku chce być rycerzem, ja chciałem być chirurgiem. Takim, jak ci w lazarecie, którzy nosi pasy ze swoimi osobistymi narzędziami. Pomyślałem… Że teraz mogę spełnić te marzenie - dokończył, skromnie spuszczając wzrok. Zaraz jednak podniósł spojrzenie, patrząc prosto w oczy ukochanego. - To dzięki tobie. Dzięki tobie…
        Głos Mitry był słodki. Miał w sobie tyle czułości i miłości jak chyba jeszcze nigdy do tej pory.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        - Dwa razy nie trzeba mi powtarzać - odparł z czułym uśmiechem na twarzy i ochoczo przystąpił do spełnienia tej prośby, przytulając blondyna do siebie.
        Cały czas to Mitra nie mógł uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę, że to nie jest żaden sen. Aldaren rozumiał go bardzo dobrze, bo czuł to samo, choć z tą różnicą, że był także zaniepokojony. Nie, nie tym, że kogoś ma. Cały czas gnębiły go wspomnienia tego, jak skończyły osoby które kochał całym sobą przed Mitra. Lorelin sam zabił podczas nieudanej przemiany jej w wampira, Faust również zginął z ręki skrzypka, a Gregevius po prostu zniknął udowadniając wampirowi jak mało dla anioła znaczył. Nie miał szczęścia w miłości, choć w swoim wampirzym życiu miał wiele adoratorek, choćby jego najlepsza przyjaciółka Tiva, która również zmarła podczas epidemii atakującej wampiry, jaka miała miejsce ze dwa miesiące temu. To było stanowczo za dużo przykładów, by nie brać ich pod uwagę przy obecnym związku. Aldaren bał się, czy może nie rzucono na niego jakiejś klątwy by nigdy nie mógł zaznać szczęścia w miłości. Nie chciał by Mitrze coś się stało, ale nie chciał by ten od niego odszedł.
        Nie zdając sobie z tego sprawy, spiął się gdy przytulał ukochanego, ale zaraz jego oddech, bicie serca i sam upajający zapach choćby jego ubrań spowodowały, że wampir się rozluźnił i wypuścił niebianina ze swych objęć. Patrząc mu w oczy uśmiechnął się z uczuciem i pogładził go zimną dłonią delikatnie po policzku, po czym skierował się do wyjścia z pokoju oraz zejścia na dół. Niedługo po tym podjął się też odpowiedzi na pytanie Mitry i opowieści o tym jak nabył swoje umiejętności medyczne.

        - Nie jestem pewien czy istnieje na świecie potężniejsza siła niż wiara. Wiara, że się wyzdrowieje potrafi zawrócić z grobu, wiara we własnych ludzi, sprawia, że mogą oni pokonać nieporównywalnie potężniejszą armię, wiara w samego siebie może przezwyciężyć lęki - powiedział, zerkając wymownie na blondyna z czułym uśmiechem. Zaraz jednak westchnął cicho i zawieszając spojrzenie przed sobą z dużo bardziej stężałą miną. O czymś myślał, ale nie wyrzucił tych myśli ustami ze swojej głowy, zachował je dla siebie. Akurat nekromanta nie podejmował na nowo rozmowy, gdy wampir pokazywał mu pokoje.
        Zamknął drzwi przed którymi stali i spojrzał na Mitrę z nieco... specyficznym uśmiechem. Ni to smutnym, ni to rozluźnionym, błogim, po prostu człowieka ceniącego sobie spokój i wiodącego względnie spokojnie życie. Względnie z tego zadowolony.
        - Co innego miałbym robić? - zapytał zaczepnie i westchnął, idąc z Mitrą dalej. - Miałbym siedzieć w zamczysku jak inne głowy rodów, udawać, że robię coś poza wyprawianiem kolejnych bali, piciem i korzystaniem z wszelkich uciech życia oraz tego miasta? - zerknął kątem oka, jakby kontrolnie na partnera. - Przygotować sobie trumnę i złożyć się do wiecznego snu, jak co niektórzy? Wiem, mógłbym grać, nie zrozum mnie źle kocham to tak samo mocno jak ciebie, ale... wątpię by ciągłe przemieszczanie się z miasta do miasta, gdzie nigdy nie zagrzeje się ciepłego kąta, podróżowanie bez większego celu miało sprawić, że będzie się szczęśliwym. Może dla ludzi byłoby to jakimś rozwiązaniem, ale nie dla kogoś, kto nigdy się nie zestarzeje, a za to ogląda jak wszystko wokół się zmienia i przemija. Najemnictwo natomiast mi za specjalnie nie leży, mam swój honor i żadne krwawe pieniądze mnie nie przekonają do tego typu profesji. To jest bardzo prosta kwestia - jeśli mogę zostać w miejscu, unikając oglądania tego jak wszystko wokół się zmienia i przy tym mógłbym komuś pomóc dzięki swoim umiejętnościom jest to dla mnie najlepsze lekarstwo na spędzenie wieczności. Szczególnie, że mam obecnie dla kogo żyć - podkreślił dobitnie to ostanie, spoglądając na Mitrę i delikatnie gładząc go po dłoni.
        Miał świadomość tego, że nie będzie mógł dzielić wieczności z blondynem, ale nie przejmował się tym za specjalnie. Kiedy przyjdzie czas na niebianina, wampir po prostu pójdzie po srebrny nóż czy kołek i dołączy do ukochanego w zaświatach. Prosty plan. Nie wyobrażał sobie dalszego życia bez błogosławionego u boku, więc zakończy je razem z odejściem Mitry.

        - Jeśli nie szkoda ci twoich książek, na pewno się przydadzą. Na dniach postaram się zorganizować transport po ciekawe książki z innych części Alaranii. Jest tu kilka bajek z Równin Andurii i Szepczącego Lasu. Chciałem by w tej bibliotece każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Co do medyków powiem tak... Każdego da się przyuczyć bez względu, na to, czy będzie wykazywał jakieś zdolności od samego początku, czy nie. Wiesz, w końcu najważniejsze są chęci, bo co nam po kimś kto umie szyć i opatrywać, kiedy inni ludzie będą znaczyli dla niego tyle co zeszłoroczny śnieg, a najważniejszy będzie czubek własnego nosa. A dobrym lekarzem może zostać nawet sierota z ulicy. - Uśmiechnął się łagodnie mając na myśli siebie, choć nie do końca to przemyślał. W końcu Mitra również wychowywał się bez rodziców i od małego stacjonował w lazarecie. - Każda pomocna para rąk się przyda zwłaszcza na samym początku, gdy będzie nas garstka, chociaż we czwórkę, o ile pan dell Amerda zechce podjąć współpracę w lwim leżu, powinniśmy przez jakiś czas dać radę. Nie przewiduję masy ludzi na samym początku, podejrzewam, że jak już to albo trzeba będzie odwiedzić ich w ich domach, albo przenieść ich tu do szpitala. W sumie teraz się zastanawiam na co to wszystko skoro po domach trzeba będzie chodzić. - Skrzywił się na moment tracąc wiarę we własny pomysł i uświadamiając sobie jak bardzo się wygłupił z tym całym przedsięwzięciem. Kto to widział robić z tak wspaniałego zamku zwykły szpital i to jeszcze zarządzany przez krwiopijcę.
        - "W końcu zrozumiałeś, czemu tak inni nieumarli z ciebie szydzili? Jesteś po prostu idiotą, najpierw robisz po tym myślisz i plujesz sobie w twarz. Z twoim kochasiem nie będzie wcale inaczej. To tylko kwestia czasu" - wytknął mu Xargan.
        Aldaren posmutniał, ale nie mógł przecież martwić Mitry, tym bardziej, że blondyn wydawał się taki podekscytowany tym wszystkim. Mauria to chyba mało odpowiednie miejsce na tego typu inwestycje.
        - Hmmm... Chciałbyś się tym zająć? - spytał nieco nieobecnym tonem. - Mógłbym przekazać twoje plany na to pomieszczenie budowniczym - zaproponował, zawieszając wzrok na ukochanym, którego entuzjazm nieco przywrócił wiarę Aldarena w sensowność jego działań.
        Nawet nie przyszło skrzypkowi do głowy, że błogosławiony tak się ożywił, bo chciałby, choćby i nieświadomie, zająć się kwestią przyuczania nowych medycznych rekrutów. Znał już Mitrę wystarczająco, by wiedzieć, że z takim zadaniem blondyn by się jedynie męczył i to było głównym powodem, dla którego nie myślał o nekromancie jak o przyszłym również nauczycielu. Jeśli dojdzie do szkoleń, skrzypek weźmie to na swoje barki. Dell Amerda mógłby kogoś jeszcze zatłuc, a Lilianna zapewne schowa się pod stół przy pierwszym "dzień dobry" jakie poleci do niej ze strony jednego z jej uczniów. Nieśmiała lichka prawdopodobnie dość szybko nawiąże nić porozumienia z błogosławionym, w końcu oboje boją się innych, choć ten strach w ich przypadku okazywany jest po prostu inaczej.
        - Hym? Ah tak... Wiesz, sam się zastanawiałem czy tego nie zaproponować - odpowiedział wyrwany z zamyślenia. Zakłopotany tym jak odpłynął, zachichotał nerwowo i podrapał się po karku, szczerząc w niewinnym uśmiechu białe uzębienie. Opuścił dłoń i raźno ruszył w stronę drzwi, gdy nekromanta postanowił go zatrzymać.
        - Słyszałeś... - mruknął skonsternowany, nieco pochmurniejąc. Chciał machnąć na to ręką i po prostu jutro przy okazji ją sprawdzić, ale i na to Mitra miał inny pomysł.
        Wampir westchnął i z niechęcią poszedł po kolejną przesyłkę. Nie to, że nie był ciekawy, po prostu nie chciał zostawiać Mitry, no i jeszcze jakoś za specjalnie nie miał ochoty. Najchętniej wróciłby do domu, napił się krwi i...
        - "Przecież jesteś w domu. Ty wcale nie musisz wracać" - podpowiedział demon, najwidoczniej nudząc się w oczekiwaniu na nadejście kolejnych potworów.
        - "Mógłbyś przestać w końcu męczyć. Gdzie jest ta paczka? Jestem zmęczony i nie zamierzam jej szukać po całych kryptach" - odparł poirytowany przesuwając wzrokiem po grobowcach wśród, których sypiał, gdy zamek był odbudowywany po zmartwychwstaniu Fausta. Jego spojrzenie jednak bardzo szybko zatrzymało się na, można powiedzieć nowym nagrobku, postawionym niespełna kilka miesięcy temu.
        - "Jaka paczka?" - zapytał zaskoczony upiór. Był tak zdezorientowany pytaniem swojego "pana", że nie zwrócił uwagi na szarżującego na siebie ghula, który zdołał demona zranić.
        - "Ta, którą dostałeś od faceta, który chciał się ze mną spotkać." - Wampir przyłożył dłoń do czoła i zaczął je rozmasowywać poirytowany, wietrząc powoli, w którym kierunku to zmierza.
        - "Ahhh to... wymówka cobyś mógł odpocząć od nekromanty, gdyby za bardzo się do ciebie kleił..."
        - XARGAN, DO DIABŁA!!!! - wydarł się wnerwiony wampir na całe krypty, które rozniosły echo po całym zamku.
        - "Następnym razem szybciej przyniesiesz mi obiecane jedzenie" - odparł naburmuszony, w ogóle nie przejmując się gniewem krwiopijcy rozsadzającym mu czaszkę od wewnątrz. Stracił na siłach przez to i przez toksynę od ukąszenia trupojada, ale dalej walecznie trzymał się na nogach i jak mu rozkazano, tak bronił cmentarza.

        Jak nietrudno się domyślić, z krypt wyszedł niezbyt zadowolony i z paskudnym humorem. Mimo to cały czas starał się tonować i jakoś ograniczyć swój gniew na demona, by przez przypadek nie zawarczeć na Prasmokowi ducha winnego Mitrę. Widać jednak było po krwiopijcy, że był, delikatnie mówiąc, rozeźlony i na obecną chwilę miał po prostu dosyć. Ot mu wyszły przyjazne relacje z demonem, który teraz się podśmiechiwał z dowcipu jaki wywinął wampirowi, nie wspominając już o tym jaki był z siebie dumny. Oczywiście tamtego faceta też zmyślił, wszystko byleby dostać długo wyczekiwane żarcie.
        Zgoda, może i Aldaren przesadzał ze swoim gniewem, przecież dowcip Xargana nie wyrządził nikomu żadnej krzywdy, a jedynie zabrał wampirowi czas. Ale swoim zachowaniem demon tylko dawał dowód tego, jak bardzo szanował (albo raczej jak nie szanował) skrzypka. W prawdzie to żadna nowość, bo od samego początku miał negatywny stosunek do Aldarena, ale mimo wszystko...
        Westchnął ciężko wyrzucając z siebie całe napięcie i spojrzał na towarzysza, starając się stwarzać chociaż pozory i aż tak bardzo nie wyglądać jak zbity pies.
        - Tak? - wyraził zaciekawienie, gdy Mitra zaczął swoje niepewne wyznanie, nawet łagodnie się do niego uśmiechnął by dodać mu śmiałości. Słuchając jednak tego, co nekromanta miał mu do powiedzenia, coraz bardziej poprawiał mu się humor. Jakby to wcale nie były podziękowania, tylko jakiś czar uspokajający. Wyraz jego twarzy znacząco się wypogodził, a ciało rozluźniło, gdy uśmiechnął się sympatycznie do przyjaciela. Darował sobie uwagę w stylu złotej rybki i tego, że została mu już tylko nieograniczona ilość życzeń do wypowiedzenia. To były naprawdę miłe słowa, tym bardziej, że wcześniej wampir myślał, Iż nekromanta chciałby wrócić do pomagania ludziom na wojnie i w warunkach polowych, nie w opływającym w luksusy zamczysku-szpitalu w mieście śmierci, gdzie umierali jedynie ludzie, o ile nie zawarli z nieumarłymi żadnych kontaktów na swoje ciało po śmierci.
        - Cała przyjemność po mojej stronie, Mitro, ale to dzięki tobie się to marzenie spełniło. Ja miałem na to minimalny wpływ - odparł czule patrząc na sztuczne lico, w którego szparach bardzo dobrze widział mieniące się od miłości oczy niebianina.
        Chciałby go porwać w ramiona, chciałby go pocałować. Chciałby w jakikolwiek inny sposób okazać mu jak bardzo go kocha i ile jego słowa dla wampira znaczą, ale nie mógł przez to, jak schowany przed światem pod swoim odzieniem był blondyn, nie wspominając już o tym, że byli przed rezydencją, do której właśnie zmierzali "nocni" budowlańcy.
        Aldaren ograniczył się do uśmiechu i lekkiego poklepania przyjaciela po ramieniu, po czym przeszedł przez bramę w "bezpiecznej" odległości, coby nie wzbudzać podejrzeń, że mógłby być z Mitrą blisko, przynajmniej w przenośni. Wychodząc, zaczepił jednego wampira, któremu kazał nasłać gargulce na Xargana, gdy demon tylko zjawi się przed bramą posiadłości.

        Przed domem Mitry Aldaren poczekał aż nekromanta otworzy drzwi, a po wejściu do środka odprowadził go do jego drzwi od pokoju. Życzył mu dobrej nocy, ale nawet po tym nie odszedł wahając się nad czymś.
        - Wiesz... Teraz chyba ja powinienem ci się zrewanżować pytaniem, jeśli nie masz nic przeciwko. Tylko, że... - zaciął się zawstydzony, a nawet skrępowany - ...jest ono dość... dziwne - mruknął uciekając spojrzeniem w bok. Naprawdę ciężko było mu to z siebie wyrzucić. Westchnął w końcu biorąc się w garść i spojrzał na blondyna. - Mógłbym skorzystać z łazienki i się przemyć? - spytał niepewnie. Aż wstyd było się przyznać, że zaniedbał ostatnio higienę osobistą, a przecież był arystokratą!
        Co prawda po powrocie z podróży od razu się przemył w zimnej wodzie jak był w zamczysku i założył na siebie czyste ubrania, ale to było wczoraj i choć dziś nie miał zbyt intensywnego dnia, wypadało by choćby przemyć twarz, bo w przypadku ubrań będzie musiał się zadowolić tymi co miał na sobie. W sumie to nie musiał się wcale Mitry pytać o takie rzeczy, mógł zawsze pójść do Nihimy albo wrócić na moment do zamku... Sam nie wiedział czemu w ogóle o to zapytał i to jeszcze akurat w momencie, gdy nawet za specjalnie nie miał psychicznie sił na nic innego niż tylko położyć się i zasnąć.
        Wcześniej nie zdawał sobie z tego sprawy, ale teraz był wykończony. Wcześnie rano wstał, zestresował się podczas porannego spaceru, no i jeszcze to co wywinął pod koniec Xargan... Oczywiście nie miał co się skarżyć, bo Mitra musiał przez cały dzień walczyć z własnymi fobiami i odrazą do bliskości oraz dotyku. A może to jednak głód zaczął o sobie dawać znać w bardziej utajony i podstępny sposób. Mentalnie machnął ręką na to, uznając, że jeśli do śniadania wypił kieliszek krwi w swoich omletach, to na pewno mu starczy to na przynajmniej kolejnych kilka dni.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra jakby tylko czekał - gdy Aldaren potwierdził, że go przytuli i wyciągnął do niego ramiona, nekromanta postąpił pół kroku do przodu i wtulił się w wampira. Było mu naprawdę dobrze i pozwolił sobie tak po prostu trwać w objęciach ukochanego. Poczuł, że ten w którymś momencie trochę wzmocnił uścisk i wtedy stęknął ostrzegawczo, ale nie wyrywał się. Po prostu… Nie poczuł się jak w kleszczach. Na dodatek gdy tylko zasygnalizował, że było trochę za mocno, Aldaren odpuścił. Być może się zamyślił, być może go poniosło - wszak był silny i mógł źle ocenić swoje możliwości. Aresterra nie podejrzewał go ani o złe zamiary, ani o czarne myśli. Tym bardziej, że gdy w końcu się od siebie odsunęli, nie wyglądał na strutego. Mitra patrzył na niego z czułością, choć zamknął oczy, gdy wampir pogłaskał go po policzku. Westchnął pod wpływem tej pieszczoty, a później chętnie poszedł za ukochanym. Naprawdę miał świetny nastrój…

        Pod wpływem uwagi Aldarena na temat wiary w samego siebie i tego jego sugestywnego spojrzenia błogosławiony odkaszlnął z wrażenia i zaskoczenia. Zabrakło mu języka w gębie by odpowiedzieć, dlatego odwrócił wzrok i nagle skupił się na jakimś bardzo nieistotnym detalu architektonicznym. Zacisnął lekko wargi. Skrzypek oczywiście miał rację… Mitra wierzył w siebie jako w nekromantę, ale niestety, w siebie jako żywą istotę nie… I to było o wiele trudniej przełamać, nie poradził sobie z tym przez kilka dziesięcioleci… Ale może teraz miał szansę, bo miał w końcu kogoś, kto pokazywał mu zupełnie inny świat.
        Później, gdy Aldaren wymieniał alternatywne sposoby na spędzenie przez niego czasu, Mitra słuchał go ze wzrokiem wbitym w ziemię, gdy akurat szli korytarzem, albo błądzącym po pomieszczeniach, do których akurat wchodzili. Choć widać było, że pilnie się wszystkiemu przyglądał, na pewno słuchał wampira, bo odpowiednio reagował grymasem twarzy albo cichymi pomrukami. Na koniec zaś, gdy skrzypek wyjaśnił, że ma cel w życiu i wsparcie, niebianin nie mógł się powstrzymać od czułego spojrzenia i zbliżenia się do ukochanego.
        - Jak tak to przedstawiasz to faktycznie najlepsze wyjście - zgodził się. - Ale wiesz… zupełnie nie umiem sobie wyobrazić ciebie jako takiego zblazowanego lorda. Nie, gdy wiem jak szczerze potrafisz się uśmiechać i widziałem jak się wygłupiasz w kuchni - dodał, bo już wiedział, że takie chwile będzie w ich wspólnym życiu bardzo hołubił, jakby chciał nadrobić te lata, podczas których mu to odebrano.
        - Jeśli kiedyś zauważę u ciebie oznaki, że robi się z ciebie stary piernik, na pewno cię z tego wyleczę - dodał jeszcze, a w jego oczach pojawiły się jakieś takie iskierki, jakby ta obietnica była… Znacznie mniej niewinna niż można było się spodziewać na tym etapie ich związku i otwarcia Mitry. Oby faktycznie kiedyś był w stanie to spełnić.

        - Szkoda? - Mitra jakby zupełnie nie rozumiał zastrzeżeń Aldarena. Machnął na nie ręką. - Książki są po to, aby je czytać, więc gdy leżą i się kurzą, nie spełniają swojej roli. Chętnie je tutaj przekażę… Te które będą dla mnie cenne sobie zostawię, a reszta niech służy innym… Bajek tam raczej nie znajdę, ale kto wie? Parę powieści dla młodzieży mogłoby się zdarzyć.
        Mitra nie pamiętał, by miał coś takiego - ominął go ten czas, gdy starsi powinni czytać mu bajki. On zamiast tego słuchał o narządach wewnętrznych, obrażeniach i chorobach, uczył się. A gdy miał już luksus dostępu do “zwykłych książek do czytania”, nie korzystał z tego jakoś specjalnie, zbyt skupiony na innych rzeczach, w zależności od wieku. A czy Sarazil miał coś takiego… Będzie musiał poszukać.
        - Ludzie nauczą się przychodzić tutaj, jeśli będą wiedzieli, że dostaną tu pomoc - oświadczył z przekonaniem niebianin. - Lekarz nie weźmie ze sobą całego szpitala na wizytę domową, więc i tak ludzie zaczną tu trafiać… Na pewno się nauczą - zapewnił spokojnie.

        - Mógłbym - przytaknął propozycji skrzypka, by zająć się salą lekcyjną, choć dopiero gdy było po fakcie zastanowił się co mogłoby to oznaczać. Przystosowanie sali czy samo nauczanie? Może na razie lepiej nie wnikać, jakoś się to z czasem wyjaśni…

        Mitrze zrobiło się trochę głupio - tak słyszał o paczce, ale to wcale nie oznaczało, że podsłuchiwał czy coś… To było przypadkiem, a teraz podjął ten temat z troski, by Aldaren później sobie nie wyrzucał, że czegoś zapomniał. Jednak chwilę później, gdy Mitra spacerował sobie po obszernym westybulu jeszcze podziwiając nowe wykończenia i do jego uszu dotarł wściekły krzyk wampira, od razu domyślił się, że to nie był najlepszy pomysł. Wahał się jednak pomiędzy opcją, że paczka nie istniała, a tym, że zawierała coś paskudnego, co w każdym razie bez wątpienia było zasługą demona… Aldaren brzmiał, jakby był naprawdę wściekły i Mitra aż poczuł dreszcz niepokoju na myśl co by się stało z Xarganem, gdyby tylko był pod ręką… Nie żeby mu współczuł, bo nadal go nie lubił.
        Po wyjściu wampira z krypt nekromanta widział, że był on zły i nawet nie dopytywał co zaszło. Nie chciał go dodatkowo denerwować… Ale za to miał pewne podejrzenia, jak może go pocieszyć. Nie miał oczywiście pewności, że jego wyznanie na temat spełniania marzeń z dzieciństwa i udziale w tym Aldarena poskutkuje, ale dla samego siebie postanowił to powiedzieć. W końcu chciał, by skrzypek wiedział jak bardzo był dla niego ważny - najważniejszy.
        Udało się. Mitrze aż zrobiło się ciepło na sercu gdy widział jak oblicze jego ukochanego łagodnieje, jak poprawia mu się humor. To przyjacielskie poklepanie po ramieniu było dla niego jak największa nagroda, nie potrzebował w tym momencie więcej… Choć jednocześnie był świadomy, że mógł mieć na ten temat inne zdanie niż Aldaren. Ale i tak musieli się do tego ograniczyć, bo mieli już towarzystwo…
        - Żabon, zostaw! - Nekromanta w porę upomniał demona, który mimo wybiegania miał jeszcze dość siły, by wpaść na głupi pomysł czajenia się na zmierzający do pracy robotników. Autorytet karmiciela był jednak na tyle duży, że tym razem paskuda łaskawie odpuściła kostkom nieświadomego zagrożenia budowlańca.

        Mitra otworzył drzwi do domu i wpuścił do środka swojego ukochanego, lecz to wcale nie on pierwszy przekroczył próg posiadłości.
        - Żabon! - syknął Aresterra, bo to właśnie demon pierwszy wepchnął się do środka. Chcąc nauczyć gnidę autorytetu, błogosławiony próbował zablokować go nogą, lecz nie powiodło mu się: uszata menda przeskoczyła nad nią i truchcikiem poleciała do kuchni. Zaraz dało się stamtąd słyszeć chlipanie i żłopanie - po gonitwie przez miasto i po błoniach zamku Aldarena, Żabon faktycznie musiał być bardzo spragniony. No dobra, niech mu będzie, tym razem Aresterra zdecydował, że nie będzie go gonił i wychowywał. Wolał skupić się na Aldarenie. W końcu byli w jego domu, w miejscu, gdzie czuł się swobodnie i bezpiecznie. Z prawdziwą ulgą zdjął z głowy kaptur i maskę z twarzy. Odetchnął, zrzucając z siebie płaszcz i odwieszając go na wieszaku w przedpokoju. Poprawił sobie włosy, które trochę oklapły po tym jak przez kilka godzin były przykryte. Odgarniając z twarzy lok, który mu się wymsknął, spojrzał na swojego ukochanego z czułością.
        - To był bardzo miły spacer - zagaił. - Bardzo przyjemna… randka - dokończył, jakby trochę zawstydzony tym, że używa takiego słowa. Jak jakiś dzieciak… Ale nie, nie było czego się wstydzić - spacer z ukochanym był randką, a ta była dla niego wyjątkowo przyjemna.
        Nie polemizował, gdy zaczęli wspinać się schodami na górę. Cóż, był zmęczony - dzień należał zdecydowanie do tych intensywniejszych, męczących psychicznie, ale przy tym satysfakcjonujących. Naprawdę było miło - spędził go od rana do wieczora z ukochanym, może nie było cały czas słodko i uroczo, ale i tak mu się podobało. Chętnie to powtórzy…
        - Dobranoc, Ren - pożegnał się z wampirem, gdy ten zostawił go pod drzwiami jego sypialni. - Śmiało mogę powiedzieć, że to był najszczęśliwszy dzień w moim życiu - zapewnił czułym tonem. Już miał dać skrzypkowi buziaka i wejść do sypialni, ale zorientował się, że on chyba chce coś więcej powiedzieć, dał mu więc czas… Trochę go to intrygowało, a trochę się obawiał co może usłyszeć. Nie podejrzewał Aldarena o nic złego - na przykład o to, że próbowałby się teraz wprosić do jego sypialni - ale coś go gryzło…
        Odpowiedź nadeszła niemal od razu, bo skrzypek zaczął mówić.
        - Słucham - zachęcił go nekromanta. Trochę zaniepokoił go ten wstęp, ale gdy usłyszał o co chodziło skrzypkowi, odetchnął dyskretnie i pokręcił głową z lekkim rozbawieniem.
        - Oczywiście, że tak - zapewnił. - Nawet nie musisz o to pytać, czuj się tu jak u siebie. Bez obaw, nigdzie nie chowam tajemnej komnaty ani planów obalenia władców Maurii - dodał w ramach żartu. Zaraz jednak spoważniał. - Łazienka jest na końcu korytarza, powinieneś tam znaleźć wszystko czego ci trzeba: czyste ręczniki, mydło, jeśli jakiś szlafrok będzie ci pasował to również się nie krępuj - zachęcił.
        Mitra oparł się dłonią o tors wampira i pocałował go delikatnie w sam kącik ust, nie potrafiąc się przełamać, by doprowadzić do prawdziwego pocałunku. Nadal bolała go ta sytuacja z rana.
        - Dobranoc, najdroższy - szepnął czule, głaszcząc jeszcze wampira po policzku. Wszedł do sypialni dopiero gdy Aldaren trafił do łazienki, wcześniej odprowadzając go czułym wzrokiem. Wampir znikając na końcu korytarza mógł jeszcze usłyszeć, jak Mitra cicho nucił tę samą melodię co w posiadłości, ale teraz było w niej coś jakby… wesołego?

        W sypialni Mitra rzucił się na łóżko i chwilę leżał bez ruchu, gapiąc się na gładki materiał baldachimu nad sobą. Powieki mu ciążyły, głowę również miał ciężką, pełną myśli. Na pierwszy plan od razu wybiła się jednak - uwaga Aldarena o tym, że wiara w samego siebie pozwoli zwalczyć lęki. Zastanawiał się w co powinien uwierzyć. Miał problem ze swoim wyglądem i pochodzeniem, więc co, powinien uwierzyć, że stanowią one jego atuty? Przecież podkreślano to na każdym kroku. Był cenny przez swą mieszaną krew i za to się nienawidził, jak miał to przekuć w zaletę, w coś, z czego będzie dumny? Rozmyślając nad tym wstał z łóżka i podszedł do lustra. Spojrzał na swoje oblicze i długo mu się przyglądał. Niebieskie oczy, złote włosy, gładka i nawet mimo zmęczenia świetlista cera - twarz anioła. Ale jednocześnie taka ludzka, no bo nie wyróżniał go ani kolor oczu, ani jakieś rogi czy coś… To jeszcze byłby w stanie zaakceptować w sobie, lecz…
        Jednym ruchem Mitra zdjął z siebie bluzę, obnażając się do pasa. Stanął plecami do lustra i nad ramieniem spojrzał na swoje odbicie. To był największy problem - te przeklęte skrzydła. Ich piękny, misterny rysunek zajmował prawie całe plecy, a najdłuższe lotki wsuwały się za linię spodni, sięgając pośladków. Gdyby istniał sposób na to by ich się pozbyć, byłoby mu łatwiej. Na co dzień co prawda ich nie widział, ale był świadomy tego, że są. Może… Musiał wymyślić inny sposób? Przestać się jakimś sposobem nakręcać… Szkoda tylko, że przez całe życie nie pozwalano mu o nich zapomnieć.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        - Dziękuję ci Mitro, że jesteś. - Uśmiechnął się z ogromną wdzięcznością, gdy niebianin zgodził się ze skrzypkiem odnośnie planu na życie i przyszłość.
        Bardzo szybko wampir dostałby szału, gdyby jego życie ograniczało się jedynie do siedzenia bezczynnie w swojej posiadłości i jedynie sporadycznego uczestnictwa w balach. Najemnictwo natomiast dostarczałoby więcej emocji i zaspokajałoby młodzieńczą chęć przygody, ale... wielu zleceń Aldaren by się po prostu nie podjął, o ile w ogóle byłyby takie, które nie gryzłyby się z wyznawanymi przez niego wartościami i kodeksem moralnym. W przypadku zarządzania i pracy w szpitalu monotonia nigdy nie będzie mu straszna. Mogą się trafić takie same przypadki, ale nigdy ludzie i to w ogólnie pojętej egzystencji kochał najbardziej... Zaraz po Mitrze oczywiście.
        - Doprawdy? - mruknął zaczepnie, nie kryjąc tego jak bardzo zainteresowała go ta propozycja. - W takim razie będę musiał się postarać żeby szybko dziadzieć... Co mówiłeś synu? - wysapał słabo, zginając się niemal do połowy jak w pokłonie, jedną dłonią trzymając na plecach, drugą, drżącą udając opieranie się o lasce. Może by mu się udało, gdyby nie chochlicze iskierki skrzące się w oczach nieumarłego, zapewniające o jego zdrowiu i doskonałej witalności. Zaraz rozbawiony przestał się wygłupiać i podszedł do Mitry by ucałować go w czoło. Miał je mniej więcej na wysokości swoich ust, wiec czemu by tego nie wykorzystywać. - Trzymam cię za słowo, kochany, że uratujesz mnie od tej paskudnej choroby - dodał pogodnie na zakończenie tego tematu.

        - Skoro tak mówisz, to będę już o to spokojny. - I faktycznie całkiem zawierzając zapewnieniu nekromanty, skrzypek nie martwił się już o to i całkiem wyrzucił ze swojej głowy czarne myśli, jakie starały się zatruć jego umysł w tym temacie. Doskonale wiedział, że by spełnić swój cel będzie musiał wykazać się nie lada cierpliwością, by ludzi zaufali jego przedsięwzięciu i po prostu czuli się tu bezpieczni... by poczuli, że faktycznie otrzymają tu niezbędną pomoc oraz wsparcie, jak to zaznaczył niebianin.
        Mitra był wspaniałym człowiekiem, szkoda, że tego w ogóle nie dostrzegał. Aldaren bardzo liczył na to, że to się kiedyś zmieni, chciał dobrze dla błogosławionego, który... był jego pierwszym od dawna pacjentem. Nawet jeśli nieświadomym, ale przynajmniej zawsze i to się liczyło. A kiedy nim się stał? Jakoś od szczerej rozmowy między nimi w kryptach, wtedy Aldaren postanowił zasiać w nekromancie radość z życia i pokazać, że nie jest wcale straszne. To, że się w blondynie zadurzył i to z wzajemnością, było bardzo miłym efektem ubocznym, którego zamiast zneutralizować, zamierzał jeszcze bardziej (nieinwazyjnie oczywiście) podsycić, by przerodził się w piękne i szczere uczucie, które złączyło by ich w pewnym momencie na wieki, a przynajmniej do momentu śmierci Mitry, którą pędzie zamierzał podzielić razem z ukochanym. Nie wyobrażał sobie dalszego życia, gdyby zabrakło blondyna. Tego pomysłu skrzypka nikt nie będzie w stanie zmienić.

        - W takim razie jutro, lub na dniach pomogę ci się tym zająć, coby mieć już to z głowy - zaproponował serdecznie zastanawiając się na co tak naprawdę i tak ochoczo zgodził się Mitra, skoro wampir wyjaśnił o co mu chodziło zaraz po.
        Czy można było się cieszyć z zaprojektowania przez samego siebie sali lekcyjnej? W końcu to tylko chwila moment i po zabawie, choć efekty można później oglądać przed długi czas, ale mimo wszystko... A może mimo swoich lęków to na wizję bycia nauczycielem był taki chętny. Czy... to w ogóle było by możliwe w przypadku tego mężczyzny? W sumie Mitra nie miał problemow z rozmawianiem z obcymi, już kilka razy temu dowiódł, już prędzej Lilianna by sobie z tym nie poradziła. Może faktycznie na to był taki chętny, w końcu to z bliskością i skupieniem na sobie uwagi miał problem. Jako nauczyciel byłby w stosunkowo komfortowej odległości od swoich uczniów, a kiedy ma kaptur na głowie i maskę to, że inni na niego patrzą za specjalnie mu nie przeszkadza, przynajmniej nie tak bardzo jakby nie miał na sobie swojej "zbroi". Aldaren uśmiechnął się na myśl, że Mitra byłby chętny zostać nauczycielem (tak przynajmniej sobie ubzdurał podczas swojej wypaczonej analizy).

        Widząc niepocieszoną minę towarzysza na swoją uwagę, skrzypek zaczął sobie pluć w twarz, że w ogóle o tym napomknął, ale nie było tego złego. Jeszcze mógł naprawić sytuację i nie zamierzał z tym nawet zwlekać. Uśmiechnął się najbardziej uroczym i przyjaznym uśmiechem z szerokiej gamy wszystkich swoich mimik.
        - Co ja bym bez ciebie zrobił Mitro. Będziesz najlepszym zastępcą i doradcą, jakiego tylko można mieć. Jesteś wspaniały - powiedział czule i, co warto zaznaczyć, szczerze, po czym poklepał nekromantę po ramieniu i popędził po paczkę. To, że nie była prawdziwa podobnie jak jej nadawca to już zupełnie inna kwestia. Owszem wampir był wściekły, że przez demona niepotrzebnie stracił czas i zostawił Mitrę samego, nawet jeśli tylko na moment, ale i tu nekromanta okazał się nieocenionym wsparciem dość łatwo oraz sprawnie łagodząc gniew nieumarłego.

        Po powrocie do domu Mitry obserwował zaskoczony to, jak Żabon się nagle ożywił i wystrzelił do kuchni. Aldarenowi wydawało się, że nienażarta pokraka w pierwszej kolejności zacznie buszować w garach by coś wrzucić na ząb, lecz słysząc z jakim szaleństwem i chciwością żłopał wodę, aż mu się szkoda zrobiło małego demona. Nawet tak bardzo, że postanowił następnym razem wziąć ze sobą jakąś miskę i bukłaczek z wodą, coby potworek nie padł z pragnienia.
        Widząc kątem oka ruch przy sobie i sam fakt tego, że Mitra odpuścił stworkowi burę, skupił na nim swoje spojrzenie, jak się rozbierał z płaszcza. Wydawało się aż niemożliwe, żeby nekromanta odpuścisz maszkaronowi, ale w tym przypadku chyba bardziej niż litość i dobre serce niebianina, bardziej przemawiało zmęczenie, któremu wampir wcale się nie dziwił. Szybko wziął od przyjaciela jego okrycie, jednak nie gwałtownie i się z nim nie szarpał, po prostu stał między nim i wieszakiem, i odwiesił płaszcz na jego miejsce.
        - Cała przyjemność po mojej stronie, cieszę się, że tym razem było tak jak być powinno - powiedział pogodnie, po nim samym było widać, że był szczęśliwy po tak spędzonym dniu. - Liczę, że jutro pozwolisz się zaprosić na kolejną randkę? Tym razem proponuję po śniadaniu, by zwiedzić parter zamczyska w świetle dnia. - Skłonił się z gracją w charakterystyczny sposób, jakby co najmniej zapraszał do tańca, a nie do formalnego oglądania przyszłego miejsca pracy. Chwilę po tym pozwolił sobie odprowadzić ukochanego do jego pokoju.

        - I vice versa odparł lekko uśmiechając się z miłością. - Dołożę wszelkich starań by było ich więcej - obiecał poważnie, mimo delikatnego tonu, biorąc sobie to postanowienie za punkt honoru, bo Mitrze się to należało jak psu micha.
        Zaraz jednak cały humor Aldarena na moment się pogorszył, a on zastanawiał się jak w ogóle zapytać o to, o co zamierzał. W końcu się przełamał, również za zachętą Mitry i wycisnął z siebie to krępujące pytanie odnośnie skorzystania z łazienki w ramach wzięcia kąpieli. Widząc nieszkodliwą reakcję nekromanty i słysząc jego żarty, Aldaren szybko się rozluźnił i krótko zaśmiał, szczerze rozbawiony.
        - Wiesz, podejrzewam, że nikt by nie chował takich planów po kątach, już prędzej we własnej głowie. A co? Rządy Nieśmiertelnej Trójcy ci zbrzydły? - zapytał zaczepnie i po chwili również spoważniał jak tylko Mitra odepchnął na bok własną wesołość. - Dziękuję Mitro, choć wątpię bym ze szlafroka skorzystał, przeziębienie mi już nie straszne no i wolę mieć jak najmniej wspólnego z nadętymi paniczykami - odpowiedział z wdzięcznością i od razu wyjaśnił, czemu nie przepadał za szlafrokami, choć może zrobił to okrężna drogą, ale jednak.
        Stał spokojnie, jedynie delikatnie objął ukochanego, gdy ten przełamując własny opór postanowił złożyć nieśmiały pocałunek w kąciku zimnych ust wampira. Skrzypka nieco zaniepokoiła ta blokada, bo przecież jeszcze z rana Mitra śmiało był gotów do pocałowania ciemnowłosego, a teraz... Aldaren stał spokojnie by nie spłoszyć blondyna i w odwecie jedynie lekko pocałował go w czoło.
        - Dobranoc mój kochany Mitro, spokojnych snów - pożegnał się z nim czule i poszedł do wskazanej chwilę temu łazienki.

        Nie przykuwał zbytniej uwagi do tego jak została wykonana i umeblowana, był zbyt zmęczony na zajmowanie się takimi błahostkami. Choć dzisiejszy dzień był zapewne nieporównywalnie bardziej męczący dla jego partnera, a wampiry naturalnie nie powinny odczuwać zmęczenia, mimo to Aldaren dosłownie i przenośni padał na pysk. Było to w głównej mierze spowodowane raczej mało odpowiednią dietą, ale po prostu postanowił zignorować. Przyzwyczai się do abstynencji, był tego pewien, potrzebował jedynie czasu. Jakże był naiwny w swoich przekonaniach. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że Xargan jako jeden z jego cieni, walczący zaciekle, choć już raczej mało efektywnie z dala od wampira na cmentarzu z trupojadami, pochłaniał ogromne ilości energii wampira, czego sam demon był nieświadomy. Ich obu dużo kosztowało to by znaleźć się z dala od swojej "drugiej części" i przy tym jeszcze wykonywać zupełnie inne zadania. Oczywiście Aldarena, jako "Pana" w tym rozrachunku kosztowało to najwięcej magicznych zasobów, nie tylko dał materialną powłokę upiorowi, utrzymywał ją w tym świecie by się nie rozszczepiła i nie zniknęła, no i pozwolił Xarganowi, będącemu de facto cieniem wampira, się od siebie oddalić i swobodnie działać na Łusce Prasmoka.
        Zestawiając to z raczej małą ilością i na własne życzenie kiepskiej jakości krwi, skrzypek był po prostu wykończony i teraz gdy był sam, ledwo trzymał się na nogach. Nie cackając się zbędnie ze swoim ubraniem, zrzucił je z siebie i zdecydował się na szybką kąpiel bez wcześniejszego przygotowania wody by była ciepła. Trochę przy tym się krzywił, trochę syczał i się czaił, ale nie był to pierwszy raz gdy kąpał się w zimnie, poza tym i tak miał lodowatą skórę, więc co za różnica? Przeziębienie i zapalenie płuc mu nie groźne. Umył się szybko, a po osuszeniu ciała, założył z powrotem bieliznę i spodnie. Pochylił się nad wanną by umyć włosy i... Musiał się przytrzymać krawędzi i chwilę odczekać przez zawroty głowy, bo z niemałym hukiem wpadłby do niej. Na szczęście zaraz jak polał głowę zimną wodą nieco mu się poprawiło i mógł już w spokoju dokończyć higienę.
        Po pół godzinie wyszedł z łazienki z wilgotnymi włosami, w samych spodniach i z ręcznikiem powieszonym na ramionach, którym od czasu do czasu przecierał jeszcze potargane, gubiące kropelki wody po drodze włosy, w drugiej ręce niosąc kamizelkę i koszulę. Kierując się w stronę schodów na wyższe piętro, zerknął w stronę zamkniętych drzwi od pokoju ukochanego i lekko się uśmiechnął, podejmując wspinaczkę, by zaraz znaleźć się w użyczonym dla wampira pokoju.
        - "Kiedy już skończysz, możesz iść do Nihimy, bylebyś tylko nie zawracał mi głowy. Nie wszczynaj tylko żadnych burd inaczej będzie to twój ostatni pobyt na wolności" - przekazał Xarganowi szykując się do spania, nawet dokładnie nie sprawdzając co wyczynia demon, czy dalej siedzi na cmentarzu i chroni go przed potworami, czy jednak wcześniej się urwał i postanowił pójść zabawić.
        Przewiesił ubrania przez oparcie krzesła, przeciągnął się i podszedł do jednego z okien, które zaraz otworzył wdychając pełną piersią rześkie, nocne powietrze wypełnione magią unoszącą się nad miastem nieumarłych. Usiadł na szerokim parapecie i podziwiał panoramę miasta, nawet nie zauważając kiedy w ogóle zasnął. Był kompletnie wyczerpany co przełożyło się na to, że spał znacznie dłużej niż zazwyczaj.

        Grubo po nastaniu nowego dnia drzemał w najlepsze oddychając przez dość szeroko otwarte usta, pochrapując co jakiś czas. Był tak padnięty, że nie zwrócił uwagi kiedy spadł z parapetu na podłogę w pokoju. Niewygody spania na twardym podłożu również nie przeszkadzały mu spaniu. Dopiero sporadyczne promienie słońca, bijące się z gęstą zasłoną magicznie stworzonych chmur oraz uderzające o jego ciało raz za razem kamienie wpadające przez okno zdołały go zbudzić. Spanikowany i zdezorientowany zerwał się na równe nogi, ale zaraz zachwiał się, łapiąc za głowę i w ostatniej chwili opierając o boczną ramę okna, inaczej by przez nie wypadł. Bosą stopą nadepnął na garść kamyczków porozrzucanych na podłodze pod oknem i zerknął przez nie surowo. Myślał, że może Xargan postanowił wywabić go do siebie na zewnątrz, skoro demon dostał zakaz wchodzenia do środka, albo jakieś psotne dzieciaki, którym się wyjątkowo nudziło, co jakiś czas nawiedzało i nękało dom starego, zmarłego już Sarazila, ale na zewnątrz nie było nikogo. Aldaren westchnął ciężko, zgarniając włosy do tyłu i lekko drapiąc się po potylicy, po czym mocno się przeciągnął. Znieruchomiał z przerażeniem, gdy uświadomił sobie, że jest już mocno po wschodzie słońca i nie wiele brakowało do wybicia południa, przez co wyleciał z pokoju jakby go całe zastępy piekielne goniły. Zbiegł pędem ze schodów na parterze odpuszczając sobie cztery ostatnie stopnie i po prostu zeskakując z nich miękko pognał do kuchni, bojąc się, że Mitra już dawno wstał i teraz biedny umiera z głodu, bo przecież jak wampir miałby zrobić śniadanie skoro cały czas w najlepsze sobie spał. Był na siebie za to bardzo zły. Kiedy wleciał do kuchni w samych spodniach i z potarganymi włosami, dyszał jakby właśnie przebiegł stąd do Opuszczonego Bastionu i z powrotem.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Ren gdy tak się szczerze wygłupiał i na przykład - tak jak teraz - udawał starca, był naprawdę ujmujący i Mitra pod jego wpływem się rozluźniał. Skrzypek tego nie wiedział, lecz całe dziesięciolecia nikt nie widział niebianina tak rozluźnionego i zadowolonego poza swoimi czterema ścianami. Z rozbawieniem i lekkim pobłażaniem pokręcił głową.
        - Nie pozwolę ci zostać starym piernikiem! - powtórzył głośniej, jakby faktycznie Aldaren był starym dziadkiem i niedosłyszał. Widać było, że świetnie się przy tym bawił i bez oporu poddał się kolejnemu pocałunkowi ukochanego, przymykając przy tym lekko oczy i sięgając jego ramion, jakby chciał go zatrzymać przy sobie jeszcze chwilę dłużej nim pójdą dalej oglądać posiadłość.

        Już w domu Mitra pozwolił Aldarenowi, by ten mógł popisać się swoją szarmanckością i oddał mu płaszcz do odwieszenia.
        - Oczywiście, że chętnie pójdę - zgodził się na propozycję kolejnego spaceru do posiadłości na drugi dzień po śniadaniu. Był zadowolony jakby faktycznie czekała go randka, a nie po prostu kolejne formalne ustalenia co do szpitala. Lecz czy ważne było co robili, tak długo jak byli razem? I jeszcze realizowali przedsięwzięcie, na którym zależało obojgu?

        Już pod sypialnią Mitry błogosławiony również pozwalał sobie na stonowany entuzjazm i żarty, dzięki czemu chyba i Aldarenowi było łatwiej.
        - Tajemnica - odparł rezolutnie, gdy wampir pociągnął dalej tę wzmiankę o obaleniu lokalnej władzy. Z pewną ulgą i przyjemnością przyjął to, że skrzypek tak się rozluźnił po uzyskaniu zgody na zajęcie łazienki. Nie nalegał na korzystanie przez niego z szlafroka, przyjął jego tłumaczenia z krótkim “ano tak, rozumiem”.
        - Powiedz to jeszcze raz - poprosił jednak nim się rozeszli, bo gdy Aldaren mówił na niego “kochany” było mu tak strasznie przyjemnie. “Kochany Mitro” - nigdy by nie uwierzył, że ktoś będzie go tak nazywał tak zupełnie szczerze. Był przeszczęśliwy.

        A jednak gdy został sam zaczęły się jego czarne myśli i rozpamiętywanie - przeżywanie własnego pochodzenia i tych skrzydeł, które stanowiły dla niego taki problem. Przemyślenia jednak prowadziły go donikąd, bo nie istniał żaden sposób na to, aby się ich pozbyć inaczej, niż zdzierając sobie skórę z całych pleców… By więc nie dać się ponieść czarnym myślom i jednak położyć się spać bez dręczenia samego siebie, szybko się rozebrał i padł do łóżka, chyba nawet szybciej, niż Aldaren wyszedł z łazienki. Zasnął błyskawicznie, wzdychając ze zmęczenia i zadowolenia. Oby to szczęście trwało jak najdłużej…

        Rano gdy Mitra wstał było prawie tak jak zawsze. Wiedział, że nie było specjalnie wcześnie, choć oczywiście słońce nie świeciło - nie był po prostu rannym ptaszkiem i jeśli wstał sam z siebie a nie obudzony, nie mogło być zbyt wcześnie. Nie zrywał się jednak. Chwilę jeszcze przewracał się w pościeli, powoli wybudzając się ze snu. Wtedy przypomniał sobie, że przecież nie był w domu sam… Aldaren był z nim. Gdzieś na piętrze, w jego byłym pokoju… Raczej nie w kuchni, bo nie było nic słychać ani czuć. Było tak cicho, jak wtedy gdy nekromanta mieszkał sam, dlatego z początku się zapomniał. Jednak świadomość dzielenia przestrzeni z drugą osobą wcale nie była dla niego niemiła, wręcz przeciwnie - jakby od razu zrobił mu się lepszy humor gdy myślał o tym, że w jego domu był skrzypek.
        Wstał i niespiesznie się ubrał, co chwilę przystając i nasłuchując, jakby spodziewał się, że Aldaren zaraz również zacznie się ruszać. Nie chciał go obudzić, ale jakoś tak… do tej pory to raczej skrzypek wstawał pierwszy, więc chyba przez to oczekiwał, że go usłyszy. Ale dobrze, niech odpoczywa. Mitra był pewny, że jego ukochany był w domu, bo czuł jego aurę, nie niepokoił się więc. Nie zwrócił przy tym uwagi, że ten leżał pod oknem jedynie z grubsza określił pomieszczenie. Nie chcąc budzić ukochanego cicho opuścił swoją sypialnię i zamknął za sobą drzwi. Zerknął w górę, jakby nadal się łudził, ale nawet się nie zawahał, gdy schodził na parter. Tam chciał udać się do salonu by chwilę popracować, lecz wtedy do jego uszu dobiegł bardzo charakterystyczny stukot i śmiech. Wiedział co to oznacza i choć nie zepsuło mu to humoru, jego mina zaraz stężała. Podszedł do drzwi wejściowych, założył na siebie szybko płaszcz i maskę, którą nosił poprzedniego dnia, po czym gwałtownie otworzył drzwi. Nie odezwał się słowem, jedynie spojrzał morderczym, lodowatym wzrokiem na smarkaczy, którzy rzucali kamieniami w okna jego domu. Dzieciaki oczywiście widząc go uciekły śmiejąc się, a Mitra chciał postąpić krok na zewnątrz, lecz zahaczył butem o jakiś wór leżący na progu.
        - Xargan?! - syknął, poznając kształt tego “worka”. - Nie śpij tu jak bezdomny - warknął na niego, lecz demon spał bardzo głęboko, a nekromanta był ostatnią osobą, która by go obudziła i zaprosiła do środka. Nie zamierzał się z nim w jakikolwiek sposób szarpać, więc po prostu cofnął się do środka i zamknął drzwi, łaskawie nie zamykając ich na klucz, by Xargan mógł ewentualnie wejść gdy się obudzi. Wejścia planował pilnować Żabon, bo gdy tylko zobaczył leżącego na wycieraczce silniejszego demona, bardzo ciekawsko zaczął węszyć, jakby liczył, że poczuje od niego trupem i jego oprawca wyzionął ducha. Śmierdział, ale nie śmiercią, raczej potem, alkoholem i innymi świństwami kojarzącymi się z dobrą kawalerską zabawą.
        Mitra zaś po zdjęciu swoich rekwizytów nie poszedł do salonu jak z początku planował, tylko do kuchni. Nie przejął się tą sceną, bo był to cykliczny rytuał, odbywający się co parę tygodni od wielu lat. Dzieciaki w każdym wieku miały to do siebie, że dokuczały odmieńcom. Gdy żył Sarazil przez jego samotniczy tryb życia i fach regularnie robiły mu psikusy, które nasiliły się, gdy mieszkający u starego nekromanty Mitra zaczął nosić maskę - jego białe oblicze widoczne w oknach było kojarzone z duchami i okoliczne podrostki uknuły teorię, że to miejsce było nawiedzone, a właściciel to tak naprawdę zjawa. Opowiadali, że próbują ją przepłoszyć albo po prostu wywabić z domu - dlatego wystarczyło im to, że Mitra stanął w drzwiach i zaraz uciekali. Młody Aresterra przez moment próbował z tym walczyć, ale szybko doszedł do wniosku, że nie warto się tym przejmować i tracić siły na bezsensowne boje - stawał w drzwiach i to wystarczyło, by mieć ich z głowy na następne kilka tygodni.
        Mitra wszedł do kuchni - uznał, że skoro jego ukochany jeszcze spał, tym razem to on przygotuje dla nich śniadanie. Chwilę przeglądał to czym dysponował i myślał co przygotować, aby jego ukochany wampir również mógł to zjeść. Miał świeży chleb i jeśli o niego chodziło, zadowoliłby się samym chlebem popijanym ciepłym mlekiem, dla Aldarena jednak chciał przygotować coś lepszego, najlepiej na ciepło. W końcu zdecydował się na jaja sadzone z boczkiem, które podleje koniakiem, krew zaś doda do mleka, z którego nie zamierzał rezygnować. Nim jednak zaczął wszystko przygotowywać sporządził listę zakupów, którą przekazał jednemu ze swoich drewnianych sług. Manekin z koszem na zakupy wyglądał co prawda komicznie, ale sprawdzał się. W kraju, gdzie pełno było nieumarłych tego typu ożywieniec robił wrażenie tylko za pierwszym razem, później zaś ludzie szybko się przyzwyczajali do jego widoku. Niewielu próbowało go kantować na cenach, bo wiedzieli, że na następny raz może przyjść właściciel i wtedy zrobi się niewesoło - Mitra już parokrotnie straszył takich, co chcieli go okraść przez to, że nie doglądał zakupów osobiście.
        - Idź. - Aresterra niedbałym ruchem odprawił manekina, który miał do zrobienia całkiem pokaźne zapasy: w końcu teraz w domu mieszkały dwie osoby, a gotowanie stało się przyjemnym sposobem na spędzenie razem czasu, a nie koniecznością.
        - Tylko nie kopnij tego worka na progu - zastrzegł jeszcze Mitra w przypływie łaskawości, bo manekin byłby pewnie gotów stanąć Xarganowi na głowie, gdyby akurat tak wypadał mu krok.
        Gdy już został sam, nekromanta zabrał się za przygotowywanie śniadania, które nie wymagało jednak od niego wielkiej pracy. Nakroił sporo bardzo cienkich plastrów boczku i smażył je na jednej patelni, drugą przygotowując na jajka. Pokroił chleb, przygotował masło, nastawił mleko by się zagrzało. Było mu jakoś dziwnie błogo i był naprawdę zadowolony z tak prostej czynności jak gotowanie - to przez to, że robił to dla kogoś wyjątkowego.
        Gdy Aldaren już wstał - jego aura zaczęła się przemieszczać po pomieszczeniu - Mitra wybił na wcześniej przygotowaną patelnię kilka jajek i od razu skropił je alkoholem. Kilka łyżek wylał również na boczek i od razu uznał, że to było dobre posunięcie - słód z koniaku skarmelizował się i utworzył na mięsie apetyczną glazurę. Wszystko miało być wkrótce gotowe, akurat gdy Aldaren zejdzie do kuchni. Nagle jednak dało się słyszeć łomot zbiegającego po schodach skrzypka. Mitra odłożył drewnianą szpatułkę, którą przewracał plastry boczku i obrócił się od blatu. Trochę go niepokoiło dlaczego wampir tak biegł, ale nie dał się ponieść obawom i już miał zapytać co to za piekielne ogary go goniły… Gdy jednak zobaczył swojego ukochanego w progu cofnął się gwałtownie, wpadając plecami na blat, przy którym pracował. Wyglądał na zaskoczonego tym jak nagle Aldaren pojawił się w drzwiach… A później na zaskoczonego czymś zupełnie innym. Widać było jak jego wzrok skupił się na nagim torsie skrzypka. Otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć albo po prostu opadła mu szczęka. Głęboko oddychał i widać było jak przytrzymał się blatu, jakby jednocześnie nie chciał się przewrócić z wrażenia i chciał być jak najdalej.
        - Ekhm… Ren, ty… - dukał, no bo jak miał zwrócić mu uwagę na to, że stał przed nim półnagi, z potarganymi włosami? Nie umiał nawet sam siebie doprowadzić do porządku, bo w jego głowie walczyły dwie skrajności. Z jednej strony widok Aldarena w tym stanie go niepokoił, może wręcz przerażał, z drugiej jednak… Miękły mu od tego nogi i nie umiał oderwać od wampira wzroku. Podziwiał to jak był zbudowany z dużą przyjemnością. I to jak jego klatka piersiowa poruszała się gdy tak głęboko oddychał, jak było widać te mięśnie grające pod skórą… ”Przestań zachowywać się jak przeklęta pensjonarka, uspokój się!”, ganił samego siebie w myślach, zaraz jednak pokornie przyznając przed swoim głosem rozsądku, że nie potrafił. W końcu zamknął oczy, wziął głęboki wdech i ponownie rozchylił powieki, jakby coś w ten sposób sprawdzał.
        - Nie śmiem narzekać, ale dlaczego wpadłeś tu jakby cię piekło goniło i to w połowie rozebrany? - zapytał w końcu, nadal patrząc na Aldarena jak zahipnotyzowany. W końcu zamknął usta, przełknął ślinę i nareszcie stanął bez pomocy blatu. Wtedy też do jego nosa dotarł zapach intensywnego smażenia.
        - Niech to szlag! - syknął, pospiesznie wracając do pieca i jednym szurnięciem zdejmując na jeden talerz wszystkie jajka, które tylko krok dzielił od przypalenia się: na ten moment były po prostu dobrze ścięte. Błogosławiony odetchnął, po czym jeszcze raz odwrócił wzrok na Aldarena. Zagryzł wargi, nie zdając sobie nawet sprawy jak bardzo zdradzała go ta reakcja.
        - Idziesz się ubrać czy będziesz jadł… tak? - zapytał nieśmiało.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        - Uh, jaki okrutny - jęknął naburmuszony, patrząc na niego z rozbawieniem.
        To było naprawdę niezwykłe widzieć, jak rozluźniony, spokojny i skory do żartów był Mitra. Aż ciężko uwierzyć, że nekromanta sprzed miesiąca i ten spięty, zamaskowany facet przy każdym wyjściu z domu to ta sama osoba. Aldaren miał świadomość, że nigdy te osoby nie będą jednym, tym mężczyzną, który właśnie przed nim stał, ale nie zależało mu na nim tak bardzo jak na tym, by Mitra po prostu czuł się komfortowo i był szczęśliwy. To właśnie dlatego wampir go do niczego nie zmuszał i szczerze akceptował to jaki błogosławiony był, ze wszystkimi jego fobiami, bez których najpewniej Mitra nie byłby tym człowiekiem, który zajmował ważne miejsce w sercu skrzypka.
        - Mój kochany Mitra - powtórzył posłusznie, mrucząc te słowa do ucha ukochanego, którego przytulił na dobranoc.

        Dzisiejszy poranek nie należał do najprzyjemniejszych w całym życiu wampira. Może i wypoczął (choć szczerze powiedziawszy jeszcze poszedłby spać), jednakże co z tego jeśli i tak nie zdąży zrobić śniadania dla Mitry, dla ukochanego! A przecież wiedział jak bardzo nekromanta lubił, gdy miał już śniadanie gotowe po zejściu do kuchni. I jeszcze te cholerne kamienie! Całe stopy wampira bolały, po tym jak na nie nastąpił. W prawdzie nie miały ostrych krawędzi i się nie pokaleczył, ale sam dyskomfort nadepnięcia na coś bosa stopą i jeszcze tracące czas ostrożne stawianie kolejnych kroków, by znów na nic nie nadepnąć, były aż nazbyt wystarczające by jeszcze bardziej zrazić nieumarłego do tego dnia. A miało być jeszcze gorzej.

        Dobrze się o tym przekonał zaraz po pokonaniu schodów i wylądowaniu na parterze, pognaniu do kuchni... Zatrzymał się w wejściu do tej części mieszkania nekromanty, widząc, że ten już sam paraduje przy garach, zapewne nie mógł już z głodu wytrzymać i postanowił nie czekać na krwiopijcę. Aldaren się spóźnił, chyba pierwszy raz w życiu i w ogóle mu się to nie podobało. I jeszcze ten strach wyrysowany na twarzy blondyna, to jak starał się zwiększyć odległość między nimi. Pozbawione jakiegokolwiek entuzjazmu słowa niebianina sprowadziły skrzypka na ziemię, jak również udowodniły mu, że blondyn był faktycznie zły właśnie przez to, że śniadanie musiał sam sobie zrobić (według pesymistycznych domysłów ciemnowłosego mężczyzny).
        - Mitra ja... - burknął cofając się powoli by nie przestraszyć przyjaciela jeszcze bardziej, miał przy tym mało pocieszającą minę jakby zjadł właśnie coś wyjątkowo paskudnego.
        Przez chwilę wyglądał jakby nie rozumiał o co chodzi, ale jak tylko spuścił wzrok i dostrzegł swoje do połowy okryte ciało, skrzywił się jeszcze bardziej, szczerząc lekko na samego siebie kły. Oczywiście, musiał wszystko schrzanić jak tylko zaczynało się między nimi układać. Przez gniew na samego siebie tęczówki zaczęły mu się lekko zabarwiać na nieprzyjemny kolor krwi, zaklął cicho pod nosem w demonicznym narzeczu, lecz zaraz westchnął ciężko i przeczesał palcami włosy zgarniając je do tyłu, uciekając zażenowanym spojrzeniem gdzieś w bok. Był zły, ale mimo to delikatny rumieniec zawstydzenia przyozdobił jego lico. Milczał, bo szukał najlepszych słów, choć w sumie dręczenie Mitry wyjaśnieniami, kiedy był w połowie nagi nie było by chyba najlepszym pomysłem.
        Zerknął kątem oka na sytuację krytyczną, która miała miejsce w kuchni i omal nie skończyła się przypaleniem i wyrzuceniem do śmieci przygotowywanego przez niebianina posiłku, biorąc w tym czasie kolejny oddech, żeby samego siebie przede wszystkim uspokoić i poukładać myśli. Nie mógł się wściekać przy błogosławionym, nawet na samego siebie, bo to spowoduje, że blondyn będzie się go jedynie bał, a to był odwrotny efekt do tego jaki starał się osiągnąć.

        - Wybacz, zaraz przyjdę - wydusił z siebie w końcu, może trochę zbyt twardo niż myślał, ale przez to jak zaczął się ten dzień i co się stało był po prostu spięty, co w sumie można było bez trudu zauważyć skoro nie miał koszuli.
        Wycofał się spokojnie, by nie niepokoić blondyna i pokonując po dwa stopnie zawitał ponownie na drugim piętrze nekromanckiej kamienicy i do pokoju, w którym póki co sypiał. Zerwał z krzesła koszulę i założył ją, zapinając w drodze z powrotem do kuchni. Pokonując jej próg popodwijał rękawy by było mu po prostu wygodniej i zachowując bezpieczny dystans przebiegł spojrzeniem zbitego psa po całej przestrzeni, szukając czegokolwiek z czym mógłby pomóc partnerowi.

        - Przepraszam, że zaspałem i sam musiałeś się tym zająć. Więcej się to nie powtórzy - mruknął żałośnie jak dziecko, które poważnie narozrabiało i było właśnie karane.
        Nie patrzył na blondyna, unikał jego spojrzenia i nerwowo przeczesywał sobie włosy palcami. Nie mógł jednak długo znieść tego napięcia, potrzebował coś robić, cokolwiek.
        Po chwili rozległ się rumor za drzwiami do domu, za którymi leżał Xargan, obudzony właśnie intensywnym zapachem jajek i boczku, a zaraz po tym jego pukanie do drzwi.
        - Nie zapomnij o mnie aniołku, umieram z gło... - nie dokończył, za to krzyknął z bólu, co szybko zostało ucięte, a wampir stał oparty o blat, z przymkniętymi oczami rozmasowując jedną dłonią skronie i czoło.
        - Nie wiedziałem, że tu jest, wybacz za niego - powiedział ze skruchą i z dobrze słyszalnym brakiem humoru, zerkając niepewnie na niebianina.
        Miał nadzieję, że wbrew swoim obawom ten dzień wcale nie będzie taki długi i drażliwy jak mu się wydawało. Chciał wierzyć, że przetrwa go nie zrażając do siebie nekromanty, ani nie robiąc żadnych głupstw. Może jak się napije to poprawi mu się humor. Mogli by zajść na moment do Nihimy, gdy będą zmierzali do zamku, nic złego nie powinno się stać. Mitra poczeka chwilę na zewnątrz, on wypije jeden kieliszek świeżej krwi bez alkoholu i będą mogli już w spokoju iść do powstającego szpitala. Będzie dobrze. Musi być...
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Wszystko trwało zaledwie chwilę, a skutki tego incydentu miały trwać jeszcze długo po tym jak Aldaren poszedł się ubrać. Mitra odprowadził go wzrokiem, gdy ten go przeprosił i udał się do swojej sypialni, nadal uspokajając kołaczące serce. Dostrzegł, że wampir był jakiś zgaszony, zdołowany. Co się stało? To przez to, że tak wparował tu bez koszuli? To było bardzo zaskakujące i być może nekromanta faktycznie zareagował zbyt gwałtownie, ale no chyba nie aż tak źle? Nie wiedział, że skrzypek nie dostrzegł tej całej gamy sygnałów, które świadczyły o jego zainteresowaniu, dostrzegł tylko strach i skrępowanie, które zinterpretował jako gniew. Gorzej być nie mogło.
        Mitra odwrócił się z powrotem w stronę blatu i zaczął zdejmować boczek z patelni, a jego myśli znowu uciekły w stronę incydentu sprzed chwili… Tym razem myślał o tym bez stresu, przygryzając wargi, bo jednak… Mitra widywał w życiu wielu nagich mężczyzn, niektórzy byli nawet młodzi i dobrze zbudowani, ale na żadnego nie patrzyło się tak miło jak na skrzypka. Był… bajecznie przystojny. I choć gdzieś z tyłu głowy cały czas czaił się strach przed tym co mogłoby być dalej, wstyd przed takimi myślami… Nie umiał się od nich powstrzymać. Gdy jednak cały czas rozpamiętując przyjemny widok Aldarena bez koszuli zanosił nakrycia na stół, naszła go jedna zła myśl - a co z nim? Próbował zamienić ich miejscami i… niestety nie potrafił. To byłoby okropne, żenujące. On nie był tak zbudowany, więc skrzypek na pewno nie miałby czym się zainteresować, zresztą… Sam pomysł, że miałby się rozebrać, napawał go przerażeniem. Za bardzo nienawidził swojego ciała i jego widoku. No ale za Aldarenem nic dziwnego, że szalało tyle osób.
        Niebianin nawet się nie zorientował, gdy prawie cały stół był przygotowany do ich wspólnego śniadania - dwa nakrycia, talerz z parującym stosem jajek i drugi z bekonem, kosz pieczywa, a przy nakryciu Aldarena dodatkowy kieliszek koniaku, by mógł go sobie dolać na wypadek, gdyby posiłek miał okazać się zbyt ciężkostrawny dla wampira. Wydawało mu się, że zadbał o wszystko - zostało mu jedynie przygotowanie czegoś do picia.
        Gdy Aldaren wrócił, Mitra był przez moment zajęty mieszaniem dla niego mleka z krwią, dlatego nie obrócił się od razu do niego, zaraz to jednak nadrobił. Nim jednak zdążył się odezwać, wampir zaczął go przeprać z prawdziwą żałością. Nekromancie zrobiło się przykro i spojrzał na niego z żalem, cicho wzdychając. Dopiero teraz zrozumiał, że oboje mieli zupełnie inne spojrzenie na tę scenę i biedny skrzypek tak cierpiał, przekonany, że go zawiódł, choć było zgoła odwrotnie. Musiał mu to wytłumaczyć. W rękach trzymał jednak kubki, więc szybko poszedł do stołu, aby je odstawić i móc później zająć się swoim ukochanym, który od rana miał jakiś fatalny nastrój. Zatrzymał się jednak jak rażony piorunem, gdy usłyszał głos Xargana i to jak próbował nazwać go aniołkiem. Już miał wysłać swoje manekiny, by spuściły mu łomot, ale Aldaren go uprzedził i swoimi umiejętnościami ukarał wrednego demona.
                - Ja wiedziałem, spał na progu - odpowiedział lekko, gdy skrzypek przeprosił za samą obecność Xargana. - Jakoś nie zaprosiłem go do środka… Hej, spójrz na mnie - zwrócił się po chwili do ukochanego, gdy już odstawił kubki na blat. Ton jego głosu był ciepły i czuły, a co więcej, podszedł do wampira, przytulił go i nawet przytrzymał jego głowę, aby móc oprzeć czoło o jego czoło.
        - Co się stało, Ren? - zapytał go cicho. - Skąd ta zbolała mina? Nie masz za co mnie przepraszać, nie gniewam się.
        Mitra mówiąc jedną ręką przytrzymywał Aldarena przy sobie, a drugą głaskał go po głowie, cały czas opierając czoło o jego czoło.
        - Tym razem to ja mogłem zrobić dla ciebie śniadanie - zauważył z zadowoleniem. - Mam nadzieję, że będzie ci smakować i będziesz mógł je zjeść, starałem się wszystko przyprawić jak trzeba… Wybacz, że wcześniej tak zareagowałem… - zmienił nieco temat. - Zaskoczyłeś mnie zupełnie, gdy cię takiego zobaczyłem… Nie bałem się ciebie tylko myślałem, że coś się stało. A gdy dotarło do mnie, że jesteś taki półnagi… Nie umiałem przestać patrzeć. Przepraszam, nie powinienem, ale… rozbudzasz we mnie coś czego nigdy nie czułem - dodał mruczącym tonem. - To… podobałeś mi się taki. Aż mi głupio o tym mówić, przepraszam, ale naprawdę… Nie masz za co przepraszać, wręcz to ja powinienem tobie podziękować.
        Mitra na koniec podniósł wzrok i spojrzał prosto w oczy skrzypka. Zaraz jednak zamknął oczy i ostrożnie, jakby to miał być ich pierwszy raz, bardzo delikatnie pocałował go w usta. Poprzedniego dnia obiecał sobie, że długo do tego nie wróci, bo sparzył się głupim komentarzem Aldarena, ale teraz było inaczej - przez noc zdołał się uspokoić, od rana miał całkiem dobry humor i cały czas czuł osobliwe ciepło w sercu gdy przypominał sobie ukochanego bez koszuli, więc łatwiej było mu się przełamać. Nie był to zresztą namiętny pocałunek, raczej taki czuły całus.
        - To co, usiądziemy do śniadania? - zaprosił ukochanego do stołu, mając nadzieję, że ten ma już lepszy humor i chętnie coś zje.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Powrót na górę okazał się całkiem dobrym pomysłem, bo pomógł Aldarenowi choć trochę ukoić nerwy i nie działać nazbyt impulsywnie. Bardzo źle mogło się to skończyć dla ich wspólnego związku zważywszy na to jak wrażliwy na zmianę nastrojów, czy negatywne emocje, potrafił być Mitra. I choć w samym samopoczuciu wampira niewiele to zmieniło, w sumie nawet pogorszyło, bo co nekromanta sobie o nim pomyślał, gdy tak wparował prawie rozebrany do rosołu, to jednak udało mu się przynajmniej zmniejszyć odczuwany gniew.
        Będąc jeszcze w pokoju, jego spojrzenie w pewnym momencie powędrowało w stronę skrzypiec. Z delikatną boleścią uświadomił sobie, że ostatnio mało na nich grywał a przecież obiecał Mitrze prywatny koncert. Co prawda od jego powrotu zaczął się właśnie trzeci dzień (licząc też ten, w którym powrócił) i jak dotąd jego słowa o tym graniu przed nekromantą były jedynie czczym gadaniem. Teraz był rozdrażniony i w sumie dla odstresowania nie byłby to wcale taki zły pomysł, ale wątpił by niebianin podzielał jego zdanie, w końcu śniadanie było już gotowe i stygło, gdy skrzypek zastanawiał się nad tym czy przez chwilę pograć czy nie. O kamieniach pod oknem nawet nie myślał, przynajmniej w tej chwili, choć wypadałoby je pozbierać i wyrzucić przed dom gdzie ich miejsce. Nie przyszło mu również do głowy zajętej innymi sprawami to, by poinformować nekromantę o tym, że ktoś urządził sobie z jego domu tarczę do poprawy swoich umiejętności miotacza.

        Zszedł w końcu na dół kończąc zapinać w pośpiechu z dnia na dzień coraz bardziej pomiętą koszulę, podwijając jej rękawy i zastanowił się co mógłby ze sobą zrobić. Jak chociaż trochę pomóc nekromancie, by nie poczuł się wykorzystany przez samodzielne przygotowanie śniadania. W końcu w życiu nic nie jest za darmo i powinien się jakoś odwdzięczyć. Nie mając jednak w obecnej chwili jak pomóc, przypomniał sobie o ulubionej zielarce przyjaciela i o tym, że miał do niej dzisiaj zawitać z propozycją zaopatrywania szpitala w niezbędne składniki alchemiczne, w szczególności różnego rodzaju zioła i rośliny. Miał dziś tyle do zrobienia...
        - Jak to spał na progu? - zdziwił się wampir, bo w ogóle nie wyczuł obecności demona, choć to w sumie by wszystko wyjaśniało. Nie bardzo jednak mu się spodobało to, że Xargan swoją lekkomyślnością i głupotą mógł zszargać opinię niebianina, jeśli sąsiedzi zobaczyli by koczującego jak jakiś bezdomny demona pod drzwiami. Tym bardziej, że upiór miał do białego rana zajmować się ochroną cmentarza, a po tym zawitać u Nihimy by przepuścić zarobione przez siebie pieniądze i odpocząć. Gdy pierwsza fala zdziwienia minęła, znów spuścił spojrzenie, wlepiając je po prostu w podłogę. - On do domu nie... - zaczął, lecz szybko przerwał przez polecenie błogosławionego, podnosząc na niego z początku zaskoczony, ale zaraz znów zbolały wzrok.
        Nie oponował ani nie cofał się, gdy blondyn się zbliżył i go przytulił, niemalże siłą zmuszając i przytrzymując głowę wampira tak by ich czoła się ze sobą zetknęły. Spięty wampir przymknął oczy i odetchnął głęboko, z wolna się rozluźniając. Zapach i bliskość ukochanego były dla niego jak narkotyk, jak śmiertelnie niebezpieczne oraz silnie uzależniające środki uspokajające. Mitra nie musiał wcale wkładać wiele wysiłku w to, by narzucić krwiopijcy swoją wolę, ugasić płomień jego gniewu, czy nakłonić do zmiany zdania. Można by powiedzieć, że Aldaren był mu uległy, a przynajmniej w granicach rozsądku i własnej moralności, kiedy naprawdę nie było sensu się sprzeczać.
        - Nie zdążyłem zrobić ci śniadania, a tak się spieszyłem... I jeszcze wystraszyłem cię tym, że zbiegłem na dół tak jak spałem... - odparł ze wstydem i gniewem na samego siebie, nie próbując nawet uciec i się wyrwać z tego czaru, który właśnie nekromanta na niego rzucał. Z tych pęt, jakimi go owinął i obezwładnił. Choć dla większości mogła to być przerażająca wizja, dla skrzypka była niezwykle przyjemna. Dobrowolnie nawet pozwoliłby się błogosławionemu spętać na całe wieki.
        Oderwał się jednak od tych myśli, otwierając oczy i wsłuchując się w kojące słowa ukochanego. Nie było w nich ani grama gniewu, czy poprzedniego strachu jaki odczuwał. Za to... Zdawało się w nich pobrzmiewać coś, czego jeszcze do tej pory nie spodziewał się usłyszeć od mężczyzny przed sobą, tak bardzo skrzywdzonego przez życie, że dziw brał skąd u niego nadal tyle zapału by dalej walczyć i egzystować mimo całego nieszczęścia jakiego doświadczył.
        Niezwykle przyjemnie było skrzypkowi słuchać tych wyznań od Mitry, który jeszcze nie tak dawno temu nic by z siebie nie wyrzucił w tym temacie, w kwestii swoich uczuć. Przecież ponad miesiąc temu z niebywałą trudnością przyszło mu powiedzieć, że lubi wampira, a teraz? Aldaren się uśmiechnął, objął w końcu partnera i go do siebie delikatnie przytulił. Nie przedłużał jednak tej bliskości i szybko puścił blondyna przez uporczywe palenie w przełyku, połączone z równie denerwującym bólem kłów, które nie zwiastowały niczego dobrego. Wizyta u Nihimy okazywała się być obecnie jeszcze lepszym pomysłem niż na samym początku zakładał. Zawsze będzie to lepiej wyglądało niż zawitanie do banku krwi.
        Mitra miał co do zakończenia ich bliskości na tę chwilę nieco inny pomysł, gdy złączył ich usta w czułym, choć podchodzącym raczej pod niewinny, pocałunku. Z jednej strony to był dobry znak, nie dość, że nie miał skrzypkowi za złe tego co się stało i nadal go kochał, to jeszcze nie zauważył tej subtelnej zmiany w jego zachowaniu, gdy dla dobra ukochanego chciał zachować dystans. Z drugiej strony Aldaren musiał włożyć nie mało swoich i tak już nadwątlonych sił w to by nie poddać się żądzy krwi, no i właśnie było to dość ryzykowne posuniecie ze strony nieświadomego niczego nekromanty. Jak on skrzypka cholernie kusił i jeszcze wystawiał na tak okrutne próby, nawet jeśli sam nic o tym nie wiedział, a lazurowooki wolał o tym raczej nie wspominać, by nie niepokoić blondyna. Tak będzie lepiej. W końcu wystarczy, że za niedługo wypije kieliszek świeżutkiej krwi u zaprzyjaźnionej wampirzej karczmarki i przynajmniej na dzisiejszy dzień wszystko powinno być już w porządku. Tak to przynajmniej pięknie wyglądało w myślach nieumarłego.
        - Możesz mnie takim oglądać kiedy tylko zechcesz - wyrwało mu się błogim tonem, nim w ogóle oprzytomniał i dotarło do niego co tak właściwie powiedział. Zarumienił się zawstydzony i delikatnie odsuwając od siebie Mitrę, odchrząknął dosadnie, wlepiając spojrzenie w bok.
        - Będę bardziej uważny, by już nie zlatywać tu na dół zaraz po obudzeniu się. Jeszcze przyprawię cię o zawał i co ja wtedy biedny sam pocznę na tym łez padole. - Uśmiechnął się delikatnie zakłopotany, starając się swoją uwagą rozluźnić nieco atmosferę, a przede samego siebie, no i jeszcze subtelnie udowodnić nekromancie, że wszystko już w porządku. Owszem, głodu mu to nie ukoi, ale o tym błogosławiony nie musiał wiedzieć, zwłaszcza, że tym problemem Aldaren zajmie się już niedługo.
        - Oczywiście, pan pozwoli - powiedział szarmancko i wymknął się spomiędzy blatu kuchennego i Mitry by stanąć za jego krzesłem i je lekko odsunąć, nieco się przy tym skłaniając z zapraszającym do zajęcia miejsca gestem.
Po chwili zajął siedzenie po przeciwnej stronie i nie krępując się od razu przełożył na swój talerz jedno jajko i plasterek boczku.
        - Pachnie wyśmienicie. - Był już dużo spokojniejszy i miał lepszy humor, niż nie tak długą chwilę temu. Życzył partnerowi smacznego i zabrał się za pałaszowanie, zagryzając brane do ust kawałki jajka i mięsa chlebem, co w sumie mogło być dość niebezpieczne dla jego przewodu pokarmowego, ale zaraz upił niemalże ciupinkę koniaku z kieliszka stojącego obok jego talerza co w sumie pomogło uniknąć objawów zatrucia.
        - Nie mam pojęcia co robił tu Xargan. Do domu nie wejdzie, bo mu zakazałem, ale najwidoczniej będę musiał zmienić swój rozkaz na niezbliżanie się w te okolice. Miał przez noc strzec miejskiego cmentarza przed trupojadami, a nad ranem pójść do Nihimy... - wyjaśnił jedząc w spokoju i co chwila się uśmiechając, bardzo mu smakowało, nie tylko przez to, że przygotował to jego ukochany, po prostu pierwszy raz w życiu jadł takie danie.
        - Wyborne - mruknął z niemałym zadowoleniem na twarzy. - To jest to twoje ulubione danie, o którym wspominałeś? - spytał, odnosząc się do wczorajszej obietnicy nekromanty o tym, że przygotuje wampirowi to co lubił jeść najbardziej.
        Znów z tyłu głowy skrzypka zakiełkował gniew wobec samego siebie, przez to, że nie mógł nekromancie pomóc w przygotowywaniu jego ulubionego dania i nie widział jak się je robi. Miał chyba dziś strasznego pecha. Najlepiej by było (i najbezpieczniej) gdyby dziś w ogóle nie ruszał się z domu, ale musiał załatwić sprawę z zielarką, pokazać Mitrze resztę szpitala, zaspokoić głód u Nihimy, kupić sobie jakieś zwykłe lniane, czy tam bawełniane ubrania i pomoc przy budowie. No i jeszcze musiał posprzątać te kamienie w użyczonym mu na tych kilka nocy pokoju, nie wspominając o tym, że chciał dziś Mitrze zagrać.
        Zamyślił się nad tym wszystkim, trzymając widelec w ustach nieco dłużej niż powinien, jakby to był co najmniej miodowy lizak na patyku. Jeden dzień na załatwienie tego wszystkiego był wystarczający? Czy oprócz tego poranka, będzie dziś jeszcze w stanie spędzić czas z ukochanym? Czy będzie mógł z nim wspólnie zrobić obiad i kolację, czy raczej krążąc tu i tam nie będzie miał za specjalnie na to czasu? Zaniepokoił się. Jeśli teraz nie będzie miał czasu dla nekromanty, do później, po uruchomieniu szpitala może go mieć jeszcze mniej. To nie była wcale przyjemna myśl.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra zupełnie zignorował to, że Aldaren interesował się Xarganem i jego spaniem na progu. Demon mógł poczekać - spał na progu jak bezdomny być może całą noc, więc jeszcze tę chwilę wytrzyma. Ważniejsza dla nekromanty była w tym momencie relacja między nimi, bo widział, że jego ukochany był naprawdę udręczony i zdołowany, a tego nie chciał. Wiedząc zaś, że to prawdopodobnie jego wina, tym bardziej chciał go ukoić.
        Od razu poczuł opór skrzypka. Był spięty i niechętnie się przytulił, Mitra nawet musiał go trochę przymusić… Ale niebianin był uparty - był przekonany, że Aldaren bardzo mocno reagował na dotyk i jeśli dostanie dość czułości, pomoże mu to ukoić nerwy. Wydawało mu się, że to faktycznie przynosiło efekt, może nawet bardziej niż to co mówił. Tym bardziej, że sam miał problemy się wysłowić, nazwać to co czuł i śmiało wyartykułować te słowa… No bo gdyby miał być szczery sam ze sobą i nie był tak przerażony nowościami i zupełnie nieznanym mu terenem relacji uczuciowych, szybko by zrozumiał, że był po prostu podniecony widokiem swojego ukochanego.
        - Naprawdę nie przejmuj się tym śniadaniem - zasugerował mu spokojnym tonem. - Raz przygotuję je ja, a raz ty, tak będzie dobrze. Jest dobrze…
        Mitra mówił i przekonywał ukochanego cały czas głaszcząc go po włosach i powoli widząc efekty. Skrzypek się rozluźnił, w końcu przytulił jak należy, a jego chłodne objęcia były dla nekromanty również uspokajające i o dziwo rozgrzewające. Ciepło biło od jego własnego serca, brało się ze szczęścia, które odczuwał, bo Aldaren odzyskiwał humor. Wszystko by zrobił, by jego najdroższy zawsze był tak radosny, jak poprzedniego wieczoru, by żartował, wygłupiał się i śmiał, bo w takich chwilach sprawiał wrażenie, że więcej mu do szczęścia nie trzeba. Ten nieśmiały całus był tego dowodem.
        - Mmm… - zamruczał Mitra, rozważając ofertę skrzypka, by ten częściej paradował bez koszuli. - Zapamiętam. I na pewno w przyszłości skorzystam. Na razie jednak w tym zostań, byś się przypadkiem nie poparzył.
        Błogosławiony, choć wypowiadając ostatnie zdanie patrzył znowu na tors ukochanego, na koniec podniósł na niego czułe, troszkę może rozmarzone spojrzenie. Jak dla niego ten dzień zaczął się jednak bardzo dobrze. Może doszło do pewnego spięcia, ale wyjaśniło się. Nie wiedział jak wiele wątpliwości i rozterek zatruwało myśli Aldarena i jak niewiele przed chwilą brakowało do nieszczęścia - skrzypek po prostu za dobrze się ukrywał i zawsze gdy nekromanta na niego patrzył, ten miał dla niego spojrzenie pełne miłości, bez boleści i trosk.

        Mitra wyglądał na zadowolonego, gdy Aldaren tak go obskakiwał i był względem niego taki szarmancki. Przez bardzo krótki moment zastanawiał się co prawda czy przypadkiem nie traktuje go za bardzo jak kobietę, ale niech to, czy to ważne? Był miły i czuły, a jego humor też się chyba poprawił, więc nie było co roztrząsać. Dlatego nekromanta ograniczył się do podziękowań, gdy skrzypek odsunął mu krzesło. Nałożył sobie podobną porcję co jego ukochany, lecz trochę zwlekał przed wzięciem pierwszego kęsa. Życzył Aldarenowi smacznego i powoli kroił, obserwując jak będzie smakowało. Starał się, by było jak najlepiej i miał się przekonać jaki odniósł efekt…
        - Skosztuj - zachęcił skrzypka, gdy ten pochwalił aromat. No pewnie, że będzie dobrze pachnieć, ale jak smakować? W końcu sam również zdecydował się wziąć porcję swojego jedzenia do ust - szczodry kawałek sadzonego jajka, które zaraz zagryzł chlebem. Jemu tam smakowało.
        Chwilkę jedli w milczeniu, a gdy Aldaren zaczął mówić o Xarganie, Mitra podniósł na niego wzrok, machinalnie przeżuwając. Widać było, że trochę zaskoczyły go zakazy Aldarena, a jeszcze bardziej to, że zamierzał je zaostrzyć. Zaraz jednak przybrał neutralny wyraz twarzy i przełknął, a gdy on odpowiadał, skrzypek miał okazję zjeść jeszcze kilka kęsów.
        - Nie musisz tego aż tak zaostrzać - mruknął. - Chyba, że to ma na celu ograniczenie jego bumelki. Jak będzie mi przeszkadzał to go zwyczajnie pogonię - oświadczył z prostotą, biorąc do ust kawałek chleba umoczony w płynnym żółtku. Ani przez moment nie pomyślał o tym, by wykazać się altruizmem i zaprosić demona do środka, bo go nie lubił, proste. Aktualne ograniczenia uważał jednak za optymalne.
        - Cieszę się - przyznał z zadowoleniem Mitra, gdy Aldaren pochwalił przygotowane przez niego śniadanie. Zaraz jednak lekko zmarszczył brwi i pokręcił głową.
        - Nie, to nie jest to. Widzisz tu gdzieś rodzynki? - podpowiedział, wskazując widelcem wszystko co leżało przed nimi. - Szczerze to nawet nie zakładałem, że dałbym radę przygotować dla nas śniadanie, a poza tym nie mam jakoś swojego ulubionego dania na ten konkretny posiłek… No dobrze, od wczoraj mam - dodał, patrząc wymownie na wampira, bo faktycznie jego omlety były wyborne. - To co obiecałem to obiad. Ewentualnie kolacja, bo dziś chyba czeka nas sporo pracy i nie wiem o której zgarniemy do domu.
        Mitra wziął do ust spory kęs jajek i bekonu i zaczął je przeżuwać. Teraz jakoś smakowały mu jeszcze lepiej - przez to, że zostały pochwalone przez Aldarena. Przełknął jednak szybko i kontynuował, krojąc sobie jednak od razu kolejny kęs.
        - Jak tylko zjemy możemy ruszyć do zamku - zaproponował. - Im wcześniej zaczniemy tym lepiej, bo, cóż, oboje trochę pospaliśmy. Nie wstałem wcale wiele wcześniej od ciebie - zastrzegł.
        Zwabiony zapachem jedzenia i rozmowami, do kuchni przytruchtał w końcu Żabon. Stanął w progu, zaskrzeczał donośnie jakby wołał “siema!” i zaraz z entuzjazmem podleciał do stołu. Swoich sił postanowił spróbować u Aldarena - trochę już się poznał na wampirze i wiedział, że miał on znacznie miększe serce niż jego pan-despota. Usiadł przed nim na zadku i przednimi łapami zaczął majtać w powietrzu jak proszący pies. Cicho przy tym stękał, tak subtelnie, aby zwrócić na siebie uwagę. Później zrobi się głośniejszy…
        - Żabon, daj mu spokój - zganił go momentalnie Mitra, którego uwadze nie umknął ten pokaz cwaniactwa. - Bądź grzeczny to dostaniesz swoją porcję - obiecał i nie były to wcale czcze obietnice, bo gdy smażył jajka i boczek, odłożył trochę na osobny talerz, właśnie dla tej małej paskudy.
        - Chcesz złapać u niego plusa? - Mitra zwrócił się do Aldarena, subtelnym ruchem głowy wskazując mu michę dla Żabona. - Możesz zostać jego ulubionym panem - zanęcił. Jemu tam nie zależało na tym, by demon go ubóstwiał, zależało mu jedynie na opinii jednej osoby… A tej akurat jedzeniem przekupywać nie musiał.
        - Cóż, wracając do demonów… - zagaił. - Dla tego większego też by się w sumie porcja znalazła… Pytanie czy zasłużył.
Zablokowany

Wróć do „Mauria”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość