Opuszczone KrólestwoZapach deszczu

Na równinie rozciągającej się od Mglistych Bagien aż po Pustynie Nanher znajduje się Opuszczone Królestwo, które kiedyś przeżyło Wielką Wojnę. Niestety niewiele zostało z ogromnych zamków i posiadłości tam położonych. Wojna pochłonęła większość ośrodków ludzkich. Dziś znajduje się tam tylko kilka ludzkich siedzib, odciętych od innych miast.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Tym razem monolog dziewczyny zmienił się we względy dialog pomiędzy nimi i była za to Lucienowi wdzięczna. Małomówność to jedno, ale jego nieustanne milczenie, w połączeniu z wzrokiem wbitym w ziemię lub rapier, jakby w ogóle jej nie słuchał lub nie słyszał, albo właśnie nieustannym spojrzeniem nieludzko zielonych oczu, było dla niej nieco przytłaczające. Pierwsze z trudem zadane pytanie, skonstruowane nieco niejasno i to nie ze złośliwości, czy dla podstępu, ale braku wiedzy o co dokładnie pyta, doczekało się na szczęście równie mętnej, ale za to dość bezpiecznej i łagodnej w przekazie odpowiedzi, na którą dziewczyna uśmiechnęła się łagodnie. Nigdy nie miała w zwyczaju wykorzystywać czyjejś słabości przeciwko niemu. Nawet jeśli chciała wygrać z kimś dyskusję używała logicznych i twardych argumentów, zamiast podstępnie… zaraz. Czy ona właśnie pomyślała o jego sympatii wobec niej, jako słabości? Ale trochę tak to chyba zabrzmiało w jego ustach i przejawiło się zagubionym spojrzeniu, jednocześnie stanowiąc nieco większy ciężar, niż się spodziewała.
        Później Lucien ograniczył się już tylko do słuchania i ewentualnych komentarzy spojrzeniem i mimiką, podczas gdy ona opowiadała. Na uśmiechy zazwyczaj odpowiadała tym samym, skupione spojrzenia przywoływały ją na właściwe tory i pomagały dobrać słowa, natomiast złość w oczach, w pewnym momencie, chyba tylko zmobilizowała i dodała pewności siebie. Nie mogła pogodzić się z tym, że demon złościł się na niesprawiedliwość ich świata, że chciał ją przed tym ochronić. Nie, gdy tak długo zajęła jej nauka nie poddawania się tej emocji. Czyż nie była jedną z osób, które najbardziej odczuły brak sprawiedliwości na sobie? Czy nie była tą, której udało się poskromić własne słabości i chęć zemsty, gdy spoglądała w oczy człowiekowi, który jeszcze kilka dni wcześniej miał krew jej ojca na rękach, a teraz próbował wyłudzić od niej pieniądze za miecz odebrany Augustowi, zapewne dopiero z jego martwych dłoni? Niech więc Lucien nie wypomina jej braku kontroli. Poza tym od zawsze chlubiła się swoim rozsądkiem i wiarą w moralność. Nawet jeśli momentami mijała się nieco w ocenie z wartościami ogólnie przyjętymi, były pewne podstawowe zasady, których trzymała się zawzięcie i żadna złość czy żal nie przeszkadzała jej w stosowaniu się do nich. Więc nie, nie miała zamiaru pozwolić, by nowo poznany przybysz z Otchłani roztaczał nad nią ochronny klosz, jakby była tą kruchą istotką, za jaką ją miał, niezdolną do obrony. Doceniała jego troskę, ale radziła sobie świetnie bez niego i poradziłaby sobie nawet bez jego interwencji, jak zawsze.
        Dlatego pytała o powody, dlatego tak uparcie domagała się wyjaśnień. Chciała usłyszeć coś, co wyjaśniłoby jego zachowanie, jednocześnie nie wzbudzając w niej złości i rozczarowania. Doczekała się jednak tylko fali bezsilności, zarówno po stronie Luciena, gdy bezradnie musiał przyznać, że nie wie, dlaczego traktuje ją tak, a nie inaczej, jak i po swojej, gdy nie wiedziała wówczas, co z tym fantem zrobić. Na jej rzeczowe wyjaśnienia zaś uparcie odparł, że i tak będzie próbował, co skomentowała karcąco-zirytowanym spojrzeniem, zaś wspomnienie, że kot towarzyszyłby jej tak czy siak, nawet gdyby się dowiedziała i nie zgodziła, tylko na nowo ją zdenerwowało, mimo że właśnie tego brunet chciał uniknąć.
        - Nie życzę sobie, byś kogokolwiek za mną posyłał, zwłaszcza jakiegoś swojego podwładnego – powiedziała spokojnie, ale wyjątkowo dobitnie i bez zawahania. – Uszanuj proszę moją decyzję.
        Była pewna siebie i postanowiła trwać przy swoim przekonaniu, ale jej uwaga została szybko odwrócona i Rakel otworzyła szerzej oczy.
        - Jak to? Co to znaczy, że nie był to tylko zwykły włamywacz, skąd to wiesz? Co się z nim stało? Zawołałeś straże?
        Rakel zarzuciła demona potokiem pytań, zupełnie zapominając o wcześniejszej scysji, a na dodatek uznając ją za zupełnie nie powiązaną z wydarzeniami. W końcu sama wcześniej mówiła, że nie raz się do niej włamywano, a przecież nie było wcześniej w okolicy Luciena, by miał nad nią czuwanie. Zbrojmistrzyni jednak jakoś żyje i ma się dobrze, ale wciąż uznaje za istotne, co stało się z nieudolnym włamywaczem. Poza tym, pomimo tego wszystkiego, co wiedziała o znajomym nemorianinie, w pierwszej chwili zmartwiła się o niego, nim uświadomiła sobie, że na tą chwilę nie potrafi sobie wyobrazić nawet, co mogłoby stanowić dla niego zagrożenie. Nie licząc jego rodziny, rzecz jasna. Później jej twarz na nowo złagodniała i po wysłuchaniu już demona do końca, Rakel uśmiechnęła się ze zrozumieniem.
        - Wiem, że nie. I nie zraniłeś mnie, po prostu… byłam skołowana. Ale już w porządku, naprawdę. Nic się właściwie nie stało wielkiego, to było tylko nieporozumienie – powiedziała, wciąż z lekkim, przyjaznym uśmiechem na ustach. – Też chcę, żebyś był sobą, dlatego tak czasem marudzę, gdy robisz groźne miny – mruknęła nieco żartobliwie. – I nie martw się, będę pytać – dodała już swobodniej, tonem niejako zwiastującym koniec tej trudnej dla nich obojga rozmowy, a jednocześnie zapowiedź częstszych konwersacji, chociaż już nie tak trudnych. Taką przynajmniej miała nadzieję.
        - Teraz jednak muszę cię przeprosić, ale idę spać. Wiem, że ty nie musisz, ale ja padam na twarz i jak zaraz się nie zdrzemnę to jutro będę spała w siodle – zaśmiała się lekko i przyglądała chwilę demonowi. W końcu pochyliła się w jego stronę i pocałowała go w policzek; ten znajdujący się dalej od niej, ale przynajmniej nie przysłonięty długimi czarnymi włosami.
        - Dziękuję, że mnie chronisz – powiedziała jeszcze z nieśmiałym uśmiechem, na moment wracając na swoje miejsce, nim wstała i obeszła ognisko, wracając na swoje posłanie. Otrzepała się lekko z ziemi i spojrzała jeszcze kontrolnie na Echo. Kobyłka jednak spała spokojnie, z lekko pochylonym łbem, więc Rakel ułożyła się na swoim posłaniu, przykrywając tylko lekko kocem, by w razie czego tylko naciągnąć go bardziej na siebie. Przez płomienie ogniska widziała nieruchomą wciąż postać demona.
        - Dobranoc, Lucien – powiedziała jeszcze, nim ułożyła się wygodniej, podkładając zgiętą rękę pod głowę w ramach poduszki i po kilku chwilach zasnęła.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Rozmowa się rozwijała, pływając między łatwiejszymi i trudniejszymi tematami, zwiastując pojednanie czy właściwie obopólne zrozumienie, to znów stawiając rozmówców przeciw sobie z racji odmiennych poglądów.
Z upominającego i karcącego spojrzenia Lucien robił sobie mniej więcej tyle, iż zapamiętał temat potencjalnie drażliwy, mogący zmusić go do ponownego spierania się z dziewczyną. Poza tym Demon nie wyglądał ani na skruszonego, ani tym bardziej przejętego. Nie wydawało się też by wytrąciło go z równowagi kolejne upomnienie, którego pierwszą część taktownie przemilczał, skupiając się na kwestii bardziej praktycznej.
        - A kogóż innego miałbym wysyłać? - zapytał zdziwiony zamiast stłamszony burą. Potem jednak przymknął oczy i przytaknął krótko.
        - Szanuję twoje stanowisko - odparł zgodnie z połowiczną prawdą. Darzył szacunkiem zdanie dziewczyny i jej niezależność, jak i prawo do własnych opinii i decyzji. Zgadzać się z nią nie musiał. W tej chwili zwyczajnie odpuścił dalszą dysputę, zostawiając ją na inny dzień, który wymagałby takich a nie innych działań. Szacunek bynajmniej nie oznaczał jednomyślności z Rakel, ani zrozumienia nieracjonalnego, dziewczęcego uporu. Był uparty... najwyraźniej faktycznie. Dziewczę jak samo zresztą przyznało, również, więc dyskutować będą gdy sytuacja będzie tego wymagała. Spieranie się na sucho w stylu “co by było gdyby”, uważał za próżne i pozbawione sensu. Pojawi się potrzeba, z nią zjawią się również argumenty, łatwiej wtedy będzie dojść do porozumienia niż w czysto hipotetycznych warunkach. Teraz co najwyżej groziło im upieranie się przy swoim do samego ranka. Dla ułatwienia dziewczyna szybko zmieniła temat, skupiając się na włamywaczu, początkowo zbijając demona z tropu. Lu patrzył przez chwilę na Czarnulkę wyrzucającą z siebie potok słów.
        - Powiedział - odparł lekko niedbale wzruszając ramionami, wpasowując się w krótką lukę zezwalającą mu na udzielenie wyjaśnienia. Zaraz potem przechylił głowę na bok, zdziwiony kolejnym pytaniem.
        - Nie, na księcia. Po cóż miałbym tak uczynić? - skonfundował się nemorianin omykając pytanie dotyczące dalszych losów pechowego rzezimieszka, w zamian wychodząc z argumentami, które powinny być wystarczająco zrozumiałe dla praktycznej dziewczyny.
        - Przecież w pewnym sensie też byłem intruzem - wyjaśnił, znowu opierając się na niezupełnie pełnej prawdzie. To, że jako gość pod nieobecność właścicielki byłby potraktowany jako drugi włamywacz, było raczej łatwe do przewidzenia i dość logiczne, nawet przy tak powierzchownej znajomości ludzkich ustrojów i zachowań. Argument, że zupełnie nie poczuwał się do odpowiedzialności wobec ludzkiego prawa, darował Rakel. Nie był człowiekiem i ich jurysdykcje go dotyczyły, ale w tej chwili nie byłyby to chyba najtrafniejsze deklaracje, a na pewno nie ułatwiały by zakończenia trudnych tematów.
        Później rozmowa już do końca przebiegała znacznie łatwiej. Optymistycznie można było wręcz uznać, że wszystko sobie wyjaśnili, przynajmniej z tych kwestii poruszonych, nie przemilczanych.
Wreszcie też odezwało się zmęczenie dziewczyny. Lucien uśmiechnął się łagodnie i skinął brunetce głową. Już dawno powinna była iść spać, ale zasypywała go pytaniami i oczekiwaniem wyjaśnień, więc nawet nie śmiał odesłać jej do łóżka jako niańka. Jeszcze mogłoby mu się oberwać i za tę troskę. Wolał nie sprawdzać, bo próba wcześniejszego posłania dziewczyny na odpoczynek mogłaby go tylko opóźnić, lepiej było względnie współpracować.
        Na moment zapadła cisza, a Lu zapatrzył się w różnobarwne tęczówki oczekując wyjaśnienia się powodów chwilowej zwłoki. Oczami poprowadził też brunetkę nachylającą się w jego kierunku, chociaż jeszcze nie znał przyczyny takiego nie innego działania. Rzęsy opadły przysłaniając źrenice dopiero gdy poczuł dotyk na policzku. Westchnął cicho i odwzajemnił uśmiech, przyglądając się niezwyczajnej istocie. Wpierw zmyła mu głowę za ochronę, teraz dziękowała. Bądź tu demonie mądry i nadążaj.
        - Proszę - odpowiedział cicho, odprowadzając dziewczynę spojrzeniem.
Cały późniejszy czas przyglądał się Rakel gdy udała się do swojego posłania i gdy układała się do snu, nieruchomo i w ciszy jak zazwyczaj czynił.
        - Dobranoc Rakel - odezwał się niewiele głośniej od szeptu.
Podobnie obserwował zasypiającą dziewczynę i dopiero gdy zamknęła oczy, a jej oddech stał się równy i spokojny, palcami dotknął policzka.
        Słyszał kiedyś powiedzenie, że ciekawość prowadziła do piekła. Jego nie obawiał się ani trochę, ale to do czego naprawdę mogła doprowadzić chęć zaspokojenia ciekawości, chyba powinien. Zachciało mu się znajomości z ludźmi i ich poznawania, to teraz miał - mętlik w głowie. Zafundował sobie odpoczynek od intryg w zamian zapewniając grę, której zasad jeszcze nie pojmował, a które tylko się komplikowały.
        Poza ruchem ręki, nie drgnął nawet o cal, gdy oczy przypominające zwierzęce, z rzadka jedynie przesłaniane rzęsami, nieustannie spoczywały na sylwetce pogrążonej we śnie brunetce. Nic nie równało się wyglądowi twarzy śpiącego. Za dnia wymalowywane na niej były całe pejzaże emocji. Radość była piękna, ale dopiero podczas snu brwi układały się idealnie gładkim łukiem, usta rozluźniały się w pełni i Rakel wyglądała tak bezbronnie, tak niewinnie jak nic co widział w obu światach.
        Mógłby w ten sposób całą noc przesiedzieć i gdyby nie fakt jak niewiele jej zostało pewnie by tak uczynił. Tymczasem czas umknął szybko, a niebo poszarzało zwiastując nadchodzącą jutrzenkę. Zaraz potem zaczęły się pojawiać pierwsze czerwonawe rozbłyski na skrawkach nieba, widocznych spomiędzy koron drzew. Zbrojmistrzyni wciąż smacznie spała, co demon zamierzał wykorzystać. Ostatnio życie miał znacznie bardziej urozmaicone i zdarzało mu się opuszczać codzienny trening, teraz miał okazję by go nie zaniedbać. Co prawda by ciało demona straciło formę, potrzeba było znacznie więcej niż kilku dni, ale czas, który mógł poświęcić na dopełnienie rutyny powitał z zadowoleniem. Taniec z bronią zawsze pomagała zebrać myśli i ukoić umysł.
        Związał włosy w supeł i wstał bezgłośnie, pozwalając by koszula zsunęła się z ramion. Nawet ręce bez problemu opuściły rękawy, gdy ubranie było dosłownie raptem zarzucone na plecy. Drugi rapier zaraz zjawił się w wolnej dłoni, gdy Lu kierował się na otwartą część polany by szelest kroków i ruchów nie zbudził brunetki.
Od jakiegoś czasu walkę z cieniem urozmaicał sobie używaniem obu kling na raz, zamiast walki wpierw jedną później drugą, by właściwie zgrać się z nową bronią i nie zapomnieć starej. Doskonała alternatywa i jednocześnie dobre wyzwanie, nawet jeśli niezgodne z klasyczną sztuką. Do obozu wrócił dopiero gdy słońce już wisiało na niebie zwiastując piękny ranek.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Początkowo zapowiadało się, że znowu się nie dogadają. Rakel westchnęła przez nos, niezadowolona z braku zrozumienia demona, które zdawało jej się udawane, jako że wciąż nie mogła pojąć, że aż tak bardzo można nie rozumieć pewnych rzeczy. Ułagodził ją dopiero słowami, że szanuje jej zdanie, co mylnie, lecz prawdopodobnie lepiej dla nich obojga, uznała za kompromis – nie zgadza się z nią, ale nie będzie robił nic wbrew niej. Cóż, co do pierwszej części miała rację.
        Dalsza wymiana zdań dotyczyła włamywacza i zbrojmistrzyni nie mogła pojąć dlaczego Lucien jest tak spokojny, a przede wszystkim dlaczego nie powiedział jej o tym wcześniej! Nim jednak zdążyła zareagować na dziwne odpowiedzi, w tym jedną znów proszącą się o ciśnięcie szyszką w nielogicznego mężczyznę, dotarł do niej rozsądny argument. Tłumacząc przyłapanie włamywacza, Lucien sam musiałby wyjaśnić co robił w jej sklepie. Co prawda, skoro jest taki mądry, to mógł coś wymyślić, chociażby że dała mu klucze, albo zwyczajnie pozwoliła zostać u siebie pod jej nieobecność. Nie powiedziała jednak tego na głos, bo demon zapewne znów próbowałby zagiąć ją argumentami o naruszaniu konwenansów i spraszaniu mężczyzn do domu. Miałby wówczas słuszność, a jej nie uśmiechało się znów przyznawać mu racji, zwłaszcza w obliczu tak absurdalnych dla niej powódek.
        - No ale w takim razie co się z nim stało? – zapytała jeszcze, ale w końcu znużona machnęła ręką. – Opowiesz mi jutro, jestem wykończona, a przyznam że rozmowy z tobą nie należą do najlżejszych – przyznała jeszcze, nieco swobodnie jak na nią, ale najwyraźniej rozluźniona zmęczeniem i późną porą.
        Mimo tego wszystkiego o czym rozmawiali i różnic zdań, był Lucienowi wdzięczna za jego troskę. Nawet jeśli był w niej niepoprawnie nachalny, robił to wszystko dla niej i nie sposób było się tylko i wyłącznie na niego złościć. Niewinny całus w policzek był więc jednocześnie podziękowaniem za troskę i załagodzeniem wcześniejszych sporów, oraz zwykłym pożegnaniem na dobranoc. Demon na szczęście nie zmieszał się jej gestem, więc nie niepokojona już natłokiem myśli dziewczyna udała się na spoczynek.

        Rakel zasnęła szybko i spała spokojnie i głęboko, nieświadoma bycia obserwowaną. Po trudach poprzedniego dnia i towarzyszącym im falom emocji nie przeszkadzały jej ani szumy lasu, ani nawoływania nocnych zwierząt ani ewentualne niewygody posłania. Obudziła się z brzaskiem, niezupełnie wypoczęta i nieco skołowana nowym otoczeniem, ale usiadła zaraz ze skrzyżowanymi nogami, przecierając zaspane oczy, przeczesując palcami włosy i rozglądając się z mimowolnym uśmiechem na ustach. Ognisko już dawno wygasło, nie oddając nawet nikłego ciepła żaru, co wynagradzała piękna pogoda, zapowiadająca kolejny ciepły dzień. Obudził Rakel śpiew ptaków i rześkie poranne powietrze na skórze. Tak do tego nieprzyzwyczajona siedziała chwilę, chłonąc piękno poranka i wciąż uśmiechając się wesoło, cieszyła nowym dniem. Pojawiającego się dopiero nieśmiało słońca nie zasłaniały wysokie kamienice, a świeże powietrze uderzało w nozdrza i twarz z siłą, do której nie można było przyrównać nawet szeroko otwartego okna w Valladonie.
        Rakel siedziała tak dobrą chwilę, pozwalając leniwym myślom błądzić i powoli się wybudzając, gdy dostrzegła w końcu Luciena, daleko na polanie. Trenował z dwoma rapierami, a dziewczyna obserwowała go w zachwycie, zarówno poruszającą się, jak w tańcu, sylwetką, ale i oszałamiającymi umiejętnościami walki. Oczywiście pierwszą myślą, jaka przemknęła jej przez głowę było „ja też chcę umieć tak walczyć!” Szybko jednak skarciła się w duchu. Nie dosyć, że mężczyzna uczy ją władać ogniem, roztacza nad nią opiekę, wynikającą z jakiegoś jego wewnętrznego przekonania, którego nie rozumiała, że jego ochrona jest niezbędna, to jeszcze teraz miałaby wyskakiwać z kolejną prośbą. Absurdalne. Prawdopodobnie wszystko robił lepiej niż ona, ale nie znaczyło to zaraz, że musi jej tego uczyć.
        Postanawiając nie podglądać już trenującego demona, zaczęła oporządzać się powoli i lekko chaotycznie, próbując odnaleźć się w nowej sytuacji, gdzie nie ratowała jej znajoma rutyna poranka. Pozbawiona balii, umyła się w wodzie ze studni, kombinując jak koń pod górkę, by poradzić sobie z obmyciem włosów pod wodą, którą lała sobie z wiadra na opuszczoną głowę. Podśmiewała się wciąż pod nosem, jednocześnie rozbawiona własnymi kombinacjami, jak i z jakiegoś powodu niezmiernie szczęśliwa. Wszystko, co wydarzyło się wczoraj pozostawiło lekkie cienie pod jej oczami, ale niezmiennie zdawało się tylko złym snem, który stopniowo zmywała chłodna woda. Dziewczyna w końcu wykręciła mokre loki, odrzucając je na plecy i przeczesując lekko palcami, po czym zabrała się za pakowanie obozowiska. Lucien oczywiście nie spał w nocy i okolica przy palenisku wyglądała, jakby zatrzymała się tu tylko jedna osoba. Zerknęła w jego stronę, zastanawiając się, czy cały ten czas trenował. Cóż, to z pewnością było dobrą drogą do mistrzostwa! Echo również wyglądała na wyspaną, ze spokojem skubiąc trawę wokół drzewa. Tak samo łagodnie zniosła siodłanie i kiełznanie. Rakel otrzepała porządnie koc z resztek ziemi i sosnowych igieł, po czym zwinęła go w ciasny rulon, przytraczając na powrót za siodłem. Wtedy zobaczyła wracającego Luciena.
        - Cześć! – zawołała wesoło, wciąż uśmiechnięta. Przez chwilę wyglądała jakby chciała powiedzieć coś jeszcze, ale niemal gryzła się w język, by powstrzymać się od wyrażania zachwytu stylem walki, bojąc się, że zabrzmiałaby wyjątkowo głupio. Przecież wiedział, że doskonale walczy, między innymi o tym wczoraj rozmawiali, że jego umiejętności szermiercze są powszechnie znane w Otchłani. Poza tym widok obnażonego torsu demona oczywiście przepędził szybko spojrzenie dziewczyny, która po raz trzeci sprawdziła szlufki w jukach. Z nich też wyciągnęła złożony na cztery gruby pergamin i podeszła z nim do ławeczki.
        - Dostałam od Doriana mapę, jest fantastyczna – mówiła do Luciena, ale nie spoglądając już na niego. – Co prawda planowałam dotrzeć wczoraj aż do Ekradonu, ale ta zjawa pokrzyżowała mi szyki – mruknęła, śledząc szlak palcem i wzrokiem, a o swoim wczorajszym szoku egzystencjonalnym wspominając już jak o przeszkodzie na drodze. W końcu to przez nią niewielka przerwa przerodziła się w wielogodzinny postój, później pogoda nie sprzyjała, a gdy ulewa ustała było już zbyt ciemno, by ruszać w dalszą drogę.
        - Musimy trochę nadgonić. Spróbujemy przekroczyć dzisiaj Smoczą Przełęcz. Dorian mówi, że zaraz za górami jest od groma gospód, więc będziemy się mieli gdzie zatrzymać, nawet jak dotrzemy tam o zmroku. Tylko wszystko się przesunie – zmarszczyła lekko brwi. – Mieliśmy się zatrzymać w Ekradonie, później w Nowej Aerii, później może raz na szlaku albo w jakiejś gospodzie i dotarlibyśmy do Fargoth. Teraz już nie będzie opłacało się zatrzymywać w Aerii… chyba – mruczała, pukając w zmyśleniu palcem mapę, nim wzruszyła ramionami.
        - Zresztą zobaczymy, jak wyjdzie, najwyżej znowu zatrzymamy się na szlaku. Podobało mi się noclegowanie przy ognisku. Tu jest tak spokojnie! – westchnęła i znów się rozejrzała, ewidentnie urzeczona miejscem. Zaraz jednak zaśmiała się, rozbawiona własnym zachowaniem.
        - Jestem jakaś nadmiernie podekscytowana, za dużo świeżego powietrza – stwierdziła, z uśmiechem spoglądając na Luciena. – Gotów do drogi?
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Walka była nieskomplikowana i jasna. Jej zasady nie miały żadnych dodatkowych podcieni, furtek i nieścisłości. W jej prostocie tkwiło czyste piękno. Od zawsze to właśnie walka stanowiła sposób na przetrwanie, na odzyskanie spokoju ducha.
Nieustanne próby zwyciężenia własnego cienia niekończącymi się seriami bloków, uników i ataków prowadziły go przez setki lat. Była to jedyna stała, bezpieczna przystań w świecie demona. Pojedynki, które choć bezkrwawe, toczyły się z pełnym zaangażowaniem i bez taryfy ulgowej dla siebie samego. Teraz jeden z nich prowadził go przez pełen świt aż oddech bruneta przyspieszył, serce zaczęło silniej bić, a umysł oczyścił się z trosk i rozterek. Zakończył głębokim pchnięciem lewej ręki, wyprowadzonym z długiego wykroku i dopełniającym je cięciem drugiej klingi, które poprowadzone z obrotu skracającego dystans zapewne właśnie pozbawiło głowy wyimaginowanego przeciwnika. Na kilka uderzeń serca Lucien zamarł w bezruchu, a po ich upływie wyprostował się z szybkim ruchem strzepując z ostrzy nieistniejącą krew. Odetchnął głęboko i lekkim krokiem przeszedł przez polanę by po kolei podnieść porzucone na trawie pochwy, i pochować do nich klingi. Spojrzenie Lu wracającego w stronę wygasłego ogniska spotkało przebudzoną już dziewczynę.
        - Dzień dobry - przywitał się, gdy znalazł się bliżej zbrojmistrzyni właśnie kompletującej juki. Zerknął na miło rozweseloną Czarnulkę, ale ta nie wiedzieć czemu zaraz uciekła spojrzeniem.
Demon dobrą chwilę próbował podążyć za nią wzrokiem, nie rozumiejąc czemu nagle tak usilnie był unikany. Starał się ponownie podłapać kontakt wzrokowy, ale bezskutecznie. Dziwne. Tym dziwniejsze, że przecież dziewczyna jeszcze mgnienie temu uśmiechała się machając w jego kierunku, a teraz ze stuporem skupiła się na mapie, mamrocząc pod nosem.
Przez moment niewiele brakowało a Lucien znów by zmarkotniał, szczególnie dodatkowo słysząc wypomnienie zjawy, ale dystans z jakim mściwy duch był wymieniony, zupełnie jakby Rakel opowiadała jedynie o niepogodzie, sprawił, że nemorianin rozchmurzył się równie szybko jak miał posmutnieć.
        Słuchał więc planów cały czas zbliżając się do dziewczyny by łatwiej było rozmawiać. Jej pogodny nastrój i wręcz rozkwitające szczęście nie mogły się nie udzielać. Uśmiechnął się jeszcze raz, po równi z wesołością słuchając o pomijaniu Nowej Aerii, czy opcji nocowania pod chmurką . Wybuch euforii pod postacią dźwięcznego śmiechu i ostatecznie posłany mu uśmiech wraz z komentarzem o nadmiernej ekscytacji, tylko utrwaliły pogodną minę na twarzy bruneta, któremu wreszcie udało się upolować poszukiwane, barwne oczy.
        - Jeszcze nie - odpowiedział wesoło, zbliżając się by zerknąć na mapę studiowaną do tej pory z takim namaszczeniem.
        - Nie potrzebuję wiele czasu, ale ty chyba powinnaś zjeść śniadanie. Na samej ekscytacji długo nie pociągniesz - dokończył, nachylając się nad ramieniem Rakel dokładnie przyglądając się wytyczonej trasie. Lu miał co prawda ogólne pojęcie o drodze zaplanowanej przez Czarnulkę, ale skoro była ku temu okazja, chciał uściślić swoje wyobrażenia. Powiódł źrenicami po szlaku po czym ogólnie zerknął na barwne ryciny rozciągające mu się przed oczami.
        - Faktycznie to bardzo dobra mapa - pochwalił, palcami sięgając do rogu pergaminu, oceniając jego grubość i fakturę. - Nie tylko szczegółowa i dokładna, ale starannie wykonana, to wręcz małe dzieło sztuki. Piękny prezent - skwitował z pogodną miną, odsuwając się nieco od dziewczyny by mogła schować mapę w bezpieczne miejsce.
        Wspomnienie o śniadaniu chociaż rzucone mimochodem, było raczej sugestią nie zostawiającą miejsca na sprzeciw. Nawet jeśli nie wymagał długich przygotowań by ruszyć w drogę, Lucien zupełnie się nie spieszył by Rakel nie połykała posiłku naprędce.
Broń, która cały ten czas towarzyszyła mu trzymana w ręce, odłożył na moment na ziemię u podstawy studni. Nabrał wody w dłonie i przetarł twarz i kark, pozwalając by orzeźwił go jej chłód, jednocześnie odgarniając w tył oswobodzone z węzła włosy. Wiele z supła wiązanego przed walką nie pozostało, i teraz na wpół rozpuszczone na wpół związane włosy opływały szyję demona. Dla bruneta chyba nie miało to większego znaczenia, gdyż zamiast je rozplątywać, albo odwrotnie, ponownie splatać, na spokojnie poszedł po jakby zupełnie zapomnianą koszulę.
Ubranie założył trochę staranniej niż wieczorem, kulturalnie, jak nakazywał zwyczaj zapinając guziki, a nie tylko rzucając ją sobie na plecy z konwencjonalnego noszenia stosując jedynie użycie rękawów. Wciąż jednak (jak zwykle) mógłby zapiąć te dwa - trzy guziki więcej by wyglądał na faktycznie ubranego a nie wyrwanego znienacka w trakcie przyodziewania się.
Przygotowany wreszcie dopiął czarny rapier do pasa, a rodowa broń zniknęła w ciemnym pokrowcu, który został przytroczony do siodła. Na koniec gotową kulbakę Lucien przewiesił przez przedramię i zawołał wierzchowca.
Onyx jednak nie palił się do siodłania i wyraźnie strzelał fochy, ociągając się z przyjściem na wezwanie właściciela. Dobrą chwilę demon musiał odczekać aż bestia raczyła wreszcie dodreptać do niego, zupełnie jakby miał do pokonania całe staje przez grzęzawiska, nim wreszcie mógł zarzucić siodło na jego grzbiet. Zapiął popręg. Pozapinał sprzączki napierśnika i posprawdzał paski w ogłowiu, nawet jeśli wieczorem go nie zdejmował. W końcu z umbrisem u boku zerknął w stronę Rakel. Teraz był gotowy.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Barwne oczy zachłannie sunęły po mapie, jakby dziewczyna chciała zapamiętać ją całą, podczas gdy zwyczajnie nie mogła się nią nacieszyć. Początkowo uciekła w pergamin, by nie mierzyć się z nieprzystającymi jej reakcjami na Luciena, który okazywał się wyjątkowo opieszały w odziewaniu się. Wystarczyło jednak jedno spojrzenie na mapę, by Rakel utonęła w ręcznie malowanych rzekach i drobiazgowo oznaczonych miastach, gdzie wyróżnić można było nawet ozdobnie wyróżnione kilka cegieł w murze. Podniosła głowę dopiero słysząc głos nad sobą.
- Hm? Ach tak, śniadanie… - mruknęła, przerywając w połowie odwracanie się w stronę mężczyzny, gdy ten pochylił się nad nią nagle, zaglądając w mapę. Nadal bez koszuli. Prawie fuknęła pod nosem, będąc bliską zarzucenia mu premedytacji w zachowaniu.
Odwrócenie jej uwagi okazało się jednak prostsze niż chciałaby przyznać. Pochwała darowanej mapy sprawiła, że brunetka pokraśniała z zadowolenia i dumy, co najmniej jakby sama była autorką tego „małego dzieła sztuki”. Wystarczyło jednak prześledzić chaotyczny tok myślowy dziewczyny, by od niewinnej pochwały kartograficznego cudeńka przejść do uznania dla pomysłodawcy prezentu oraz pochwały dla niego samego, a tym samym wyrażeniu sympatii dla brata, którego Rakel kochała nad życie. Okazywanie natomiast afektu rodzinie dziewczyny skutkowało przychylnością z jej strony.
- Dziękuję – odparła z zadowoleniem, już spokojnie spoglądając na Luciena, który momentalnie zyskał w jej oczach, tym skromnym komplementem, nawet nie skierowanym w jej stronę… i na dobrą sprawę pewnie tym samym nawet bardziej skutecznym.
        Rakel odprowadziła towarzysza spojrzeniem, po czym złożyła uważnie mapę i schowała ją w jukach. Stamtąd zaś zabrała jabłko i przysiadła jeszcze na moment na trawie, by na spokojnie zjeść śniadanie, skoro demon chyba tylko dlatego oporządzał się z takim spokojem. Rozbawiona spoglądała znad owocu na marudzącego od rana Onyxa i chociaż powody jego humorów były jej nie znane, wyglądało to przekomicznie, kontrastując z niezmienną powagą nemorianina. Widząc, że Lucienowi niewiele do gotowości brakuje, sama wstała i otrzepała się, dojadając do końca jabłko. Przez moment stała skonsternowana z ogryzkiem w ręku, bo Echo miała już wędzidło w pysku, a Rakel odruchowo szukała wzrokiem kosza na odpadki, nim zdała sobie sprawę, że jest w szczerym polu, łamane na: przy lesie, więc nie ma co się wygłupiać. Śwignęła ogryzek za siebie między drzewa i pełna energii dosiadła siwki.
Widząc znaczące spojrzenie Luciena, świadczące o jego gotowości do drogi, ruszyła spokojnym stępem, wkraczając na trakt i trzymając się jego lewej strony prowadziła Echo równo tą stroną, korzystając z wybitnego kołami wozów piaskowego śladu. Z prawej zostawiła miejsce dla demona, by mógł do niej dołączyć, gdyby chcieli porozmawiać. Początkowo jednak dziewczyna okazała się małomówna, a jej poranny entuzjazm przemienił się w milczące uznanie dla otoczenia, które chłonęła w ciszy, ciągle zajmując czymś oczy. Krajobraz zmieniał się, podobnie jak ich tempo i wkrótce dziewczyna wyprzedziła w galopie Onyxa widząc, że Echo nie jest zachwycona takim sąsiadem. Mając zaś piekielnego rumaka na ogonie, ponownie ruszyła pełną parą, z czasem relaksując się i ciesząc podróżą na równi z jeźdźcem.

        Co jakiś czas zmieniając tempo, podróżowali raczej w milczeniu. Lucien sam z siebie raczej się nie odzywał, a Rakel była zazwyczaj zbyt zajęta kontemplowaniem otoczenia, gdy zwalniali lub pilnowaniem Echo, z którą dopiero się zgrywała, gdy pędziła przodem. Kolejna zmiana tempa do wolniejszego nastąpiła szybciej, niż można by przewidywać biorąc pod uwagę wcześniejsze zwyczaje. Gdy jednak demon zrównał się znów z dziewczyną, mógł dostrzec bezbrzeżne zdumienie i zachwyt na jej twarzy, gdy spoglądała przed siebie – znacznie jednak wyżej niż zwykle.
- Góry… - rzuciła, gdy zdała sobie sprawę z obecności Luciena i spojrzała na niego z uśmiechem, nim oczy znów wróciły do majaczących przed nimi szczytów. – Pierwszy raz widzę góry – dodała już ciszej i nie było nawet wiadomo, czy mówi do siebie czy do nemorianina.
Góry Dasso i Góry Druigów majaczyły mętnie w znacznej jeszcze odległości, ale górując już widocznie nad krajobrazem, przytaczając go swoim majestatem. Zniknęły na moment, gdy podróżnicy przekraczali niewielki lasek na swojej drodze, by już po chwili znów ukazać się nad koronami rozstępujących się drzew. Szlak ciągnął się już widocznie od miejsca w którym się znajdowali, przez nieskalane, soczyście zielone pola, przerywane tylko cienką niebieską wstęgą rzeki, która miała doprowadzić ich pod sam łańcuch gór.
Nieustannie spoglądająca w górę brunetka prawdopodobnie nie zauważyłaby na swojej drodze nic dziwnego, gdyby kopyto Echo nie osunęło się na jednym ze żłobień w szlaku. Rakel natychmiast spojrzała na drogę przed nimi i ściągnęła wodze kobyłki, która zatrzymała się nader chętnie, wyraźnie niespokojna.
- Lucien… co to jest? – zapytała, zerkając na towarzysza, ale nie czekała na odpowiedź, powoli wchodząc w granice naruszonego miejsca.
        Najprościej ujmując, trakt wyglądał na rozszarpany. Wyżłobione od kół wozów koleiny przerywane były głębokimi bruzdami, rozdzierającymi również trawę między nimi i na poboczu, którego nie chroniły już zgniecione i połamane krzewy. Mniejsze drzewka zostały zrównane z ziemią, jak byle witki, a większe konary połamane. Rakel obróciła się wokół własnej osi, ignorując niespokojne parsknięcia Echo i tylko uciszając ją beznamiętnie, podczas gdy sama chłonęła wzrokiem pobojowisko. Nagle jej wzrok padł na coś bardziej konkretnego i dziewczyna szturchnęła łydkami boki konia, a siwka chcąc nie chcąc powoli postąpiła kilka kroków w stronę lasku. Pomiędzy połamanymi drzewami i gałęziami walały się zwykłe deski, na które zbrojmistrzyni zwróciła uwagę, a po chwili zeskoczyła z konia, na szybko uwiązując wierzchowca przy drzewie. Swoje kroki skierowała zaś w stronę połamanych szczątek wozu. Musiał leżeć tu już bardzo długo, bo drewno zmurszało od wody, częściowo zakopując się już w ziemi, a metalowe okucia zaśniedziały, tracąc swój połysk. Rakel przeszła kilka kroków wokół wozu, rozglądając się po okolicy i podświadomie chyba szukając ciał… nie liczyła już bowiem na to, że znajdzie właściciela, nawet ciężko rannego. Nikogo jednak tu nie było i brunetka powoli wróciła do swojego konia, wspinając się na siodło i dołączając do Luciena.
- Smoki istnieją naprawdę? – zapytała wprost, spoglądając na nemorianina, zakładając jego wiedzę na ten temat. Na los, mając prawie siedemset lat na karku widział pewnie każdą żyjącą istotę. Przełknęła ślinę, woląc się nie zastanawiać nawet, czy jest bardziej przestraszona, czy podekscytowana możliwością spotkania mitycznego stworzenia.
Nic innego nie przychodziło jej na myśl. Nic, co znała, czy to istniejącego z całą pewnością, czy też właśnie baśniowego, nie mogło pozostawić aż takich śladów. Dopiero teraz żłobienia w pełni ukazywały się jako ślady pazurów orzących ziemię podczas lądowania przerośniętego gada, a posiekane drzewa wokół musiały zostać połamane jego skrzydłami. Dziewczyna znów potoczyła wzrokiem wokoło. Musiał być ogromny!
- Wiesz, słyszałam historie. Czytałam o nich. Ale myślałam zawsze, że to tylko legendy i opowieści ludzi żądnych uwagi. Wiesz, jak syreny na morzu. Myślisz, że spotkamy jakiegoś?
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Z radością dzielił podróż z Czarnulką. Chętnie pokonywałby kolejne staje mogąc spędzać z dziewczyną czas znacznie dłużej i pełniej niż umożliwiały mu realia podczas pobytu w Valladonie. Czy prowadząc rozmowę, czy zwyczajnie w ciszy przyglądając się brunetce gdy mógłby spuścić z oczu drogę na rzecz tego uroczego widoku jednocześnie nie budząc nadmiernych podejrzeń. Niestety życie dość często odbiegało zarówno od wyobrażeń jak i pragnień. Siwka ani myślała podzielać zdania demona radując się z wzajemnego towarzystwa i gdy tylko zrównał umbrisa z klaczą, rozpoczęła się może nie wyjątkowo silna ale jednak uciążliwa walka o prowadzenie. Jechać za kobyłką było niewiele lepiej, gdyż ta z zapędów wyścigowych przeszła w pragnienia bardziej ucieczkowe. Tak źle i tak niedobrze. Koniec końców pokonywali możliwie najdłuższe odcinki galopem, skupiając się bardziej na nadrobieniu drogi i wędrówce do celu niż samej przyjemności podróżowania. Dopiero gdy wierzchowce upuściły pary, głównie mając na myśli Echo, dało się wyrównać tempo.
Droga umykała spod kopyt raz szybciej raz wolniej, ale bez zbędnych postojów. Odpoczywali w stępie lub kłusie, by później znowu przejść do galopu, aż na horyzoncie zaczęły majaczyć górskie szczyty. Lucien bardziej niż wierchom przyglądał się Rakel, która nie kryła swojego zauroczenia.
Chętnie pokazałby jej wszystkie góry tego i innych światów by tylko móc podziwiać zachwyt odbijający się w różnobarwnych oczach. Może dlatego, że widział już wiele i krajobrazy choć piękne, z biegiem lat powszedniały, Smocza przełęcz nie przyciągała wiele większej uwagi niż zwykły trakt, ale radość dziewczyny pomagała na powrót cieszyć się wszystkim zupełnie jakby obserwowanie jej emocji udzielało poruszenia demonowi. Może zaś to sama dziewczyna wzbudzała rzadkie uczucia. Chętnie pokontemplowałby intrygującą kwestię, tym bardziej, że znajdując się za plecami dziewczyny, mógł bez skrępowania poświęcać pełnię uwagi właśnie jej, gdyby nie ślady, na które wpadli. Bardzo duże ślady.
        - Najpewniej nic dobrego... - odpowiedział cicho skupiając się na rozoranej drodze i otoczeniu. Zmarszczył brwi i zaczął rozglądać się po okolicy jednocześnie próbując wyczuć możliwe niebezpieczeństwo, szybko jednak wrócił wzrokiem do dziewczyny.
        - Czekaj... - szepnął do zbrojmistrzyni, przynajmniej taki był plan. W efekcie odezwał się bardziej do siebie, gdyż Rakel już pognała w stronę porzuconego wozu. Lucien westchnął zrezygnowany i szturchnięciem obcasa ponaglił umbrisa, by skokami pokonał nierówności wyżłobione w ziemi. Bruzdy w trakcie, który wyglądał jak rozdarty czyimiś pazurami i na Księcia, chociaż Lu nie należał do cykorów, bynajmniej nie pałał chęcią spotkania właścicela szponów, najwyraźniej przeciwnie do zafascynowanej Czarnulki.
Umbris wyczuwając nastrój jeźdźca niepokoił się wcale nie mniej, węsząc ostrożnie w poszukiwaniu przyczyny nagłego poruszenia pana, ale wciąż posłuszny, w kilku susach zbliżył się do zbrojmistrzyni. W tym czasie pionowe źrenice demona nieustannie lustrowały okolicę. Nawet jeżeli wydawała się ona pusta, brunet chciał mieć pewność czy czegoś nie przeoczył, w tym czasie Rakel beztrosko czy może właśnie pełna troski, ale zdecydowanie nie o siebie, sprawdzała pobojowisko.
Lucien westchnął bezgłośnie nie znajdując zagrożenia i dopiero uważnie popatrzył na dziewczynę.
        - Istnieją - odpowiedział spokojnie, chociaż nie podzielał entuzjazmu dziewczyny, uśmiechnął się dopiero na wzmiankę o syrenach.
        - One również są prawdziwe, chociaż pewnie wiele się nie mylisz. Większość opowieści to bajania i bujdy nie mające wiele wspólnego z rzeczywistością. Nie mniej same istoty istnieją jak ty czy ja - dokończył przyglądając się brunetce rozpogodzonym wzrokiem. Obrócił Onyxa w miejscu ustawiając go bokiem do brunetki, by wygodniej mu było patrzeć na dziewczynę i rozmawiać z nią, gdy dosiadała siwki.
        - Rakel, tak wiele chciałbym ci jeszcze pokazać - zaczął niemal melancholijnie - Ale smoki..., smoki zostawmy na końcu tej listy - dokończył lekko rozbawiony.
        - Są piękne, ale potrafią należeć do tych rzeczy, które się widzi jedyny i ostatni raz w życiu - uśmiechnął się spinając ogiera by zebranym kłusem upuścić pobojowisko.

        Do tej pory podróżowali równolegle do rzeki. Nim jednak osiągnęli przełęcz zmuszeni byli skorzystać z brodu by przeprawić się na drugą stronę. To zaś nie było tak proste. Chociaż woda w miejscu przeprawy była płytka i płynęła względnie spokojnym nurtem, Lu nawet nie próbował zachęcać piekielnego wierzchowca do zbliżenia się do brzegu.
        - Dołączę do ciebie po przeciwnej stronie - odezwał się gdy Rakel rozpoczęła przeprawę. Poczekał aż brunetka bezpiecznie znajdzie się po drugiej stronie i dopiero teleportował się z wierzchowcem, szczędząc stresu Onyxowi chociaż niekoniecznie Echo.
Niedługo później dane im było podziwiać wspinające po obu stronach traktu majestatyczne górskie zbocza.
Też wciąż jeszcze będąc między nimi mogli podziwiać wykwitający na ich graniach zachód słońca, odbijający się na skałach całą paletą czerwieni, fioletów i złota. Mimo późnej pory demon był za kontynuacją podróży by uniknąć rozbijania obozowiska w górskim przejściu. Wyjście z przesmyku wydawało się blisko i chociaż zmrok otulił wędrowców zanim wydostali się spomiędzy szczytów, opuścili przełęcz niedługo później.
        Gdy tylko wydostali się z cieni tym gęstszych gdyż potęgowanych przez skalnych gigantów wznoszących się po obu stronach duktu, przywitało ich ciepłe światło bijące od okien gospody. Zajazd wyglądał jakby przycupnął tuż u stóp gór, jako jedyne dziecię cywilizacji pośród dziczy. Zostawili konie na wybiegu, gdyż w niewielkiej stajni brakowało już wolnych stanowisk i weszli do środka.
Wesoły gwar uderzył w uszy równie silnie jak zapach gotowanych potraw. Mimo sporej odległości od najbliższego miasta, a może właśnie z uwagi na nią, karczma pełna była wędrowców i biesiadników. Jak się moment później okazało, z pokojami sytuacja była podobna jak ze stajnią. Został jeden jedyny wolny pokój, a gospodyni nagliła wzrokiem oczekując decyzji, gdyż właśnie w otwartych drzwiach pojawiali się kolejni strudzeni podróżnicy. Demon skinął twierdząco głową, by przypadkiem nie przyszło im spać w zatłoczonej izbie.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Logika dziewczyny była spokojna i absolutnie przekonana, że nawet jeśli ktoś przeżył masakrę, której ślady znaleźli, to po tak długim czasie na pewno już nie żył lub jakoś się uratował. Na pewno jednak nie leżał pośród zarośniętych szczątek wozu. Ciekawość Rakel była jednak mniej skłonna do współpracy i popychała różnobarwne tęczówki po każdym zakamarku otoczenia, wyraźnie głodna nowego znaleziska. W końcu jednak myśli zbrojmistrzyni doszły do porozumienia i uspokoiły się, niejako oddając dziewczynę rzeczywistości.
        Rakel dosiadła siwki i dołączyła do Luciena, przyglądając mu się wyczekująco. Potwierdzenie istnienia baśniowych stworów wywołało na moment jej lekki szok, gdy szybko trawiła informacje i mity, które znała, zastanawiając się, które z nich mogą prawdziwe, gdy zaskoczono ją po raz kolejny.
- Syreny? – żachnęła się. – Takie… pół kobieta pół… ryba? Nie no proszę cię – mruknęła bez przekonania, podświadomie jednak wierząc nemorianinowi.
Jej twarz rozjaśniła się jednak momentalnie, gdy usłyszała kolejne słowa Luciena. Przyglądała mu się z sympatią i nieco jednak speszona, ale to było chyba najmilsze co usłyszała od dawna. Nie mówiąc już o tym, jak kuszące! Ona też chciałaby zobaczyć to wszystko. Trudno było też ukryć przed samą sobą, że nie miałaby nic przeciwko, gdyby to on pokazał jej te cuda.
- „Na później” brzmi dobrze – żartobliwie uspokoiła nemorianina, prostując się w siodle, z psotnym uśmiechem na ustach. – Przecież lepiej zginąć podziwiając smoka niż być zaszlachtowanym w jakiejś uliczce, prawda? – zapytała rozbawiona, ale nagle uśmiech przeszedł jej, jak ręką odjął i dziewczyna niemal zbladła. Pozwoliła, by Lucien ją wyprzedził i dopiero po głębokim wdechu otrząsnęła się i ruszyła za nim kłusem.

        Gdy przyszło do przeprawy przez rzekę, Rakel była na równi zlękniona, co podekscytowana, ale starała się zachowywać normalnie, bo naprawdę zaraz wyjdzie na kompletnego mieszczucha. I tak jednak podeszła do brodu wolno, pozwalając nieco Echo prowadzić, bo ta lepiej wyczuwała grunt. Nie ufała jej na tyle, by wyjąć nogi ze strzemion, więc nieco zamokły jej buty, ale przeprawa zakończyła się sukcesem, obwieszonym przez zadowolony uśmiech dziewczyny, na który ta już nie miała wpływu. Obróciła się akurat, by ostatni raz zobaczyć Luciena, który zaraz zniknął i razem z Onyxem pojawił się tuż obok nich, co Echo skomentowała oburzonym kwikiem i odskoczeniem kilka kroków.
        Później podróżowali już nieco wolniej, bo postępujący mrok i nie do końca znany im szlak nie sprzyjał gnaniu na ślepo galopem. Zapatrzona w zachód słońca Rakel praktycznie nie rejestrowała swojego zmęczenia i dopiero gdy ostatni blask czerwieni zniknął z horyzontu, a podróżnych otulił mrok, musiała skupić się na pilnowaniu opadających lekko powiek. Lucien stwierdził, że zatrzymywanie się tutaj nie jest najlepszym pomysłem, więc zaufała mu, brnąc dalej dzielnie z Echo. W końcu Dorian też mówił, że zaraz za przełęczą czekają na podróżnych gospody, więc dziewczyna i jej klacz dzielnie parły do przodu, chociaż siwka już z lekko opuszczonym łbem, a Rakel ziewając co jakiś czas ukradkiem.
        Jednak, gdy w końcu opuścili przełęcz, okazało się że chociaż rzeczywiście trafili od razu na gospodę, to ta pękała jednak w szwach, jakby była naprawdę jedyną w okolicy. Rakel miała niewielkie obiekcje, przed zostawianiem Echo luzem z innymi końmi, ale uznała, że skoro Lucien nie obawia się o Onyxa to i jej kobyłka powinna być bezpieczna. Dopiero w środku dotarło do niej nagle, że to pewnie dlatego, iż piekielny rumak jest zabezpieczeniem samym w sobie, ale wtedy było już za późno.
        Od razu uderzył ją gwar i zgiełk oraz obijający się o nią ludzie. „No tak, przecież nie tylko ja zmierzam na targi!”, skarciła się w myślach i ruszyła za Lucienem, łapiąc go lekko za ramię, by nie zginąć w natłoku ludzi wyższych od niej. Dotarłszy do szynkwasu zawahała się, gdy usłyszała, że został już tylko jeden pokój. Spojrzała pytająco na towarzysza, ale nawet nie miała szans przez ten hałas powiedzieć mu, że mogą poszukać innej gospody. Poza tym było już naprawdę późno, ona padała z nóg, ludzie za nimi już na głos ich popędzali i Lucien skinął gospodyni głową. Dostali więc klucz i z trudem przeprawili się przez zatłoczoną salę, gdzie zabawa trwała na całego. Parę razy po drodze ktoś ich zaczepił, by dołączyli do ogólnej popijawy, ale w końcu udało im się wspiąć po schodach i odnaleźć ich pokój. Demon otworzył drzwi i puścił Rakel przodem. Ta niemal odetchnęła, gdy drzwi znowu się zamknęły, niezupełnie, ale wystarczająco tłumiąc hałas z dolnej sali. Odruchowo zapaliła pobliską świecę i lampkę, gadając od wejścia.
- Losie, czasami się zastanawiałam, czy może faktycznie nie jestem odludkiem, ale to naprawdę nie moje… klimaty – zająknęła się, rozglądając po pokoju, w którym stało tylko jedno dwuosobowe łóżko.
O tym nie pomyślała. Jeden pokój - jedno łóżko. Teoretycznie i tak mieli szczęście, że nie była to jedynka, ale wciąż… Próbując przepracować własne speszenie podeszła do okna i zostawiła pod nim swoją torbę. Jej myśli zaraz umknęły gdzieś indziej, gdy wpatrywała się w ciemność za szybą, zastanawiając się, jak piękny widok na góry prezentowałby się stąd za dnia. Może jeszcze uda jej się zobaczyć rano, jeśli nie wyruszą przed świtem. Chociaż to byłby najlepszy pomysł.
Póki co odwróciła się w stronę Luciena i odchrząknęła, odgarniając kosmyk włosów za ucho.
- Cóż, przynajmniej oboje możemy się normalnie przespać. Nie chrapię, jakby co – uśmiechnęła się, powoli oswajając się z sytuacją. Zabrała kilka rzeczy z torby i zniknęła na moment w łazience.
        Ostatnią noc na szlaku spała w ubraniu, więc chętnie skorzystała z kąpieli, podgrzewając ją na szybko kamieniem kąpielowym. Nie ociągała się jednak i po chwili wyszła z mokrymi włosami i w koszulce do spania. Spakowane miała też spodenki, ale zważywszy na towarzystwo postanowiła zostać w zwykłych skórzanych spodniach.
Zawahała się po raz kolejny, widząc, że Lucien już beztrosko wyciągnął się na swojej części koca i chyba to jego absolutne wyluzowanie sprawiło, że i dziewczyna machnęła ręką na konwenanse. Oczywiście gdyby Dorian się o tym dowiedział to chyba przełożyłby ją przez kolano, jak dzieciaka, ale on też z pewnością wyobrażałby sobie zbyt wiele. Rakel tylko zostawiła pozostałe rzeczy przy torbie i wsunęła się pod koc, układając na boku, z jedną ręką pod poduszką i spoglądając na Luciena.
- No dobra, to jak syreny istnieją, to co jeszcze? Centaury też? – zapytała znajomym już mężczyźnie ciekawskim tonem, przez który jednak wyraźnie przebijało się już zmęczenie. Nie było więc dziwnym, że chociaż na początku opowieści słuchała z wielkimi z wrażenia oczami, to stopniowo powieki jej opadały, walcząc dzielnie z młodzieńczą ciekawością. W końcu jednak ogarniające brunetkę zmęczenie wygrało i nieświadomie przysnęła jeszcze w trakcie opowieści nemorianina.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Gwar uderzył strudzonych podróżnych z wręcz obezwładniającą siłą. A tłok jaki ich otoczył, przypominał pszczeli rój. Patrząc po ilość obecnych należało liczyć się z brakiem wolnych pokoi podobnie jak z brakiem miejsca w stajni. Demon nie miał jeszcze koncepcji co w razie podobnego problemu mogliby uczynić, ale należało przynajmniej spróbować i zapytać. Noc już zaległa na dobre. Rakel ledwie stała na nogach. Nie sprawdzić zniechęcając się tłokiem będąc już na miejscu byłoby dość lekkomyślne. Na podobne wybrzydzanie można było sobie pozwolić w znacznie lżejszych okolicznościach, nie w tym momencie.
        Czując dotyk dziewczyny, wziął w dłoń jej szczupłą rękę i ułożył na swoim przedramieniu w pewniejszej pozycji, jakby przemierzyć mieli balową salę nie zaś zatłoczoną karczemną izbę. Wystarczyło to by nie dać się rozdzielić tłumowi i dzielnie przebrnąć do kontuaru.
Z decyzją nie zwlekał, gdy gospodyni nawet nie kryła ponaglania. Za nimi kolejny potencjalny gość gotów był wziąć pokój bez zbędnego zastanawiania się. Chociaż więc Lucien podłapał kątem oka niepewne spojrzenie dziewczyny, nie dał jej pola do wątpliwości i zgodził się na oferowany pokój.
        Brunet odebrał klucz i poprowadził brunetkę po schodach wprost do pokoju, a po drodze każdemu napotkanemu, który zachęcał ich do wspólnej zabawy odmawiał grzecznie ale stanowczo, nie dając pola do dalszych nagabywań. Pokój znajdował się w końcu korytarza, tuż nad gwarną salą. Średnia lokalizacja, ale zawsze lepsza niż nocleg pod chmurką.
Po dżentelmeńsku otworzył drzwi przed brunetką, wpuszczając ją przodem. Jak już znaleźli się wewnątrz, przekręcił zamek od środka i zostawił w nim klucz. Nie planował więzić dziewczyny, a jedynie ochronić pokój przed potencjalnymi nieproszonymi gośćmi.
        - Rzeczywiście osób starczyłoby na jarmark a nie jedną gospodę - odpowiedział z uśmiechem. Właśnie dowiedział się, że Rakel nie lubiła zbyt dużego tłoku. Jakie było jego zdanie, ciężko powiedzieć, ale było ono bardziej obojętne niż choćby ambiwalentne. Chyba nawet bywał w podobnych miejscach zbyt rzadko by wyrobić sobie bardziej dobitną opinię. A nawet jeśli gdzieś gościł, to w formie biernego obserwatora, więc podobny szum traktował jako element ludzkiego folkloru, dziś niezbędnego do wypoczynku.
Obojętność była chyba najlepszym określeniem, ale przytaknął przyjmując do wiadomości opinię Czarnulki, nie zwracając uwagi na jej zająknięcie się. Czy faktycznie nie zwracał uwagi na konwenanse, bezczelnie je ignorował czy wręcz bawiła go sytuacja wpędzająca dziewczynę w zakłopotanie nie sposób było ustalić ze spokojnego wyrazu twarzy. Lucien w milczeniu odprowadził Rakel wzrokiem aż do samego okna, i nagle jakby obudziła się w nim skłonność do żartów.
        - Wiem - przytaknął zbrojmistrzyni z zaczepnym błyskiem w oczach.
        - A zmęczona śpisz jak zabita, więc nawet jakbym ja chrapał to pewnie i tak nie wstaniesz - dodał wesoło.

        Zostawiony samemu sobie rozciągnął się na kocu przykrywającym pościel, nogi pozostawiając na ziemi. Nawet jemu przydało się rozprostowanie kręgosłupa, ale nie chciał zabrudzić świeżych (przynajmniej miał taką nadzieję) piernatów.
Gdy Rakel wróciła przewrócił się na bok by móc patrzeć na dziewczynę.
        - Oczywiście, że centaury istnieją. W większości unikają ludzi i żyją w swoich klanach z dala od cywilizacji. Trzeba być nie lada szczęściarzem by takiego spotkać na normalnym szlaku, albo niezłym wagabundą by dostać się w tak niedostępne miejsce i jeszcze ujść bez uszczerbku na zdrowiu. Niektóre z centaurów tylko unikają dwónogich, inne wciąż toczą swoją cichą chociaż już niemal wygasłą wojnę - opowiadał widząc jak dziewczyna walczy ze snem.
        - Wyobraź sobie, że jednorożce też są prawdziwe, nawet jednego widziałem na własne oczy. - Lucien pominął fakt, że zwierzę było pojmane i złamane, i poza ogólnym wyglądem w niczym nie przypominało mitycznego stworzenia z legend. Demon snuł swoją opowieść równym, monotonnym głosem, opisując jednorożca z pominięciem niewygodnych faktów, czekając aż powieki Rakel opadną na dobre.
        Gdy oddech brunetki stał się równy i spokojny, delikatnie, starając się dziewczyny nie obudzić odgarnął jeden z kosmków opadający jej na twarz, po czym ostrożnie, tak aby nie zdradziło go poruszenie materaca Lucien nachylił się i pocałował skroń Czarnulki.
Potem poszedł sam wziąć kąpiel. Nie spieszył się. Po całym dniu drogi, miło było zmyć z siebie kurz traktów. Może nie w takim stopniu jak zbrojmistrzynię, ale zmęczenie dopadło i jego, więc Lucien przymknął oczy i relaksował się aż woda zaczęła stygnąć.
        Wracając zastał wciąż niewinnie śpiącą dziewczynę. Równie ostrożnie jak opuszczał łóżko, wrócił na materac. Mokre włosy opadały na plecy demona i poduszkę. Koszula przylgnęła nieco zbyt mocno do nie do końca wysuszonej skóry, czyli Lucien wyglądał wciąż pasując do własnych standardów, zupełnie jakby ktoś wyrwał go nagle z pieleszy albo zmusił arystokratę do ubierania się na prędce zaskakując go jakąś sprawą nie cierpiącą zwłoki. Prezentował się dokładnie tak jak szlachcic raczej nie powinien i tylko dlatego, że nie bywał typowo rozczochrany, plasował się w kategorii nonszalancji i lekkiego rozkapryszenia nie zaś typowego niechlujstwa.
Początkowo położył się na plecach, krzyżując ręce pod głową, ale po chwili obrócił się na bok a półprzymknięte zielone oczy obserwowały śpiącą zbrojmistrzynię do świtu, z niewielkimi przerwami gdy powieki demona całkiem przesłaniały źrenice.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Rakel niespecjalnie rozgaszczała się w pokoju, zostawiając tylko w jednym miejscu torbę. Nie była nawykła do spędzania każdej nocy w innym miejscu i jeszcze nie czuła się swobodnie. Nadzieja na zapierający dech w piersiach widok z okna z samego rana nieco ją uspokoił i mogła się powoli rozpakować, przynajmniej to, co było jej w tej chwili niezbędne. Zabrała więc tylko coś na przebranie, kątem oka widząc Luciena, który z kolei chyba wszędzie czuł się jak u siebie. Słysząc jego słowa zamarła na moment w drodze do łazienki, spoglądając na mężczyznę z mieszaniną zażenowania i nagany. Gadała jak zwykle od rzeczy, ale niespodziewane potwierdzenie ze strony nemorianina zbiło ją z tropu. Błyskawicznie przypomniała sobie chociażby moment, gdy obudziła się pod jego płaszczem.
- Akurat nie powinieneś tego wiedzieć – mruknęła z naciskiem, ale uśmiechnęła się kątem ust, słysząc wzmiankę o chrapaniu. Pasowało to Lucienowi tak samo, jak tamta miętowa koszula.
Wesoły ton mężczyzny nie pomagał w zachowaniu powagi, ale nieustanne zmieszanie szybko przepędziło Rakel do łazienki, a gdy wróciła, brunet leżał już na łóżku. Dziewczyna zaraz wemknęła się pod koc, przykrywając aż pod brodę, a opowieści do poduszki przywitała z entuzjazmem, który dzielnie walczył ze zmęczeniem. Był oczywiście z góry skazany na porażkę, ale nim kolorowe oczy zbrojmistrzyni na stałe skryły się pod powiekami, mieniły się fascynacją, zachwytem i nadzieją, że jej też kiedyś uda się zobaczyć to wszystko, o czym teraz mogła tylko posłuchać.
A gdy już zasnęła, spała jak zabita, dokładnie tak, jak wcześniej wspomniał Lucien. Nie obudziło jej ani lekkie ugięcie się materaca, ani pocałunek w skroń, ani nawet lecąca w łazience woda, czy powrót nemorianina do łóżka. Zasłużony sen objął ją całkowicie w posiadanie, nie odpuszczając aż do wczesnego świtu. Dopiero wtedy pojawiły się w sennych marach wspomnienia spotkania zjawy, błyskawice i zaklęcia.

        Rakel obudziła się z koszmaru, gwałtownie otwierając oczy i wciągając powietrze, ale nie zerwała się z posłania, dość szybko wracając do rzeczywistości. Nie bez znaczenia były tu wpatrzone w nią zielone oczy, na widok których uśmiechnęła się i zagrzebała bardziej w poduszce.
- Dzień dobry – wymruczała zaspanym głosem. – Długo już nie śpisz?
Przez głos i spojrzenie przebijała się lekka niepewność. Rakel wciąż nie do końca odnajdywała się w tej dziwnej relacji z nemorianinem, już nie mówiąc o tym, że nie zwykła budzić się u boku mężczyzny. Z Lucienem znała się wyjątkowo krótko, ale też dość… intensywnie, oczywiście w zupełnie niewinnym tego słowa znaczeniu. Czy mogła nazywać go przyjacielem? Wierzyła, że może na nim polegać, ale wciąż był niemal obcy. Niby dowiedziała się o nim wielu rzeczy, ale biorąc pod uwagę setki lat jego istnienia to była i tak kropla w morzu. Do tej pory jednak rzeczywiście był z nią szczery i też o niej wiedział więcej niż niejedna osoba znana jej od lat. Poza tym demonowi nie dało się wyjaśnić pewnych rzeczy, więc jego obecność w jej domu stała się normalna i codzienna, a teraz leżał sobie beztrosko obok niej na łóżku. Nie lubiła szufladkować relacji, były zbyt skomplikowane, ale ta naprawdę przekraczała jej pojmowanie.
        Było jej ciepło i wygodnie, a trącający czubek nosa chłód nie zapraszał do wysunięcia spod koca chociażby stopy, ale Rakel wiedziała, że będzie robiło się coraz cieplej i powinna korzystać z rześkiego jeszcze powietrza. Wstała z cichym westchnieniem i od razu ruszyła boso do okna, jak zwykła robić to w domu. Tam jednak głowę myła zawsze rano i włosy wysychały pod względną kontrolą, gdy dopełniała porannych obowiązków. Teraz sytuacja wymusiła pójście spać w mokrych, co skończyło się tak, że czarne pukle, zazwyczaj tylko lekko falowane, teraz kręciły się mocniej, krótsze kosmyki przy twarzy zmieniając niemal w luźne spiralki. Normalnie pewnie by na to narzekała, ale teraz mogła przynajmniej wystawić od razu głowę na dwór i nie przejmować się przeziębieniem. Dziewczyna otworzyła oba skrzydła na oścież, wciągając głęboko powietrze i z satysfakcją spoglądając na wznoszące się praktycznie nad nimi majestatyczne góry. Niebo rozjaśniało wschodzące już gdzieś słońce, ale szczyty wciąż rzucały cień na tą okolicę. Chyba jednak było wcześniej niż myślała. Ale to dobrze, zdążą szybko coś zjeść i wyruszyć zanim trakt zacznie się zapełniać.
- Pięknie tu – westchnęła, z ociąganiem odchodząc od okna.

        W łazience przebrała się znów w strój na drogę, umyła się, spakowała swoje rzeczy i gotowa zeszła z Lucienem na dół. Ze śniadania zrezygnowała, widząc, że nie ma tu szans na cokolwiek mniejszego czy lżejszego niż jajecznica z miliarda jaj, „kiełbaski” rozmiaru porządnego steku albo placki wielkości kopyta konia pociągowego. Zignorowała marudzenie bruneta i wzięła tylko herbatę, a dla niego kawę, siadając na moment przy ławie, by wypić na spokojnie.
Nie zdążyła nawet zacząć rozmowy ze znajomym, gdy zobaczyła, że ktoś jej się przygląda z przeciwległego końca sali. Złapała spojrzenie chłopaka, już mając odwrócić wzrok, gdy zobaczyła wybijające się nad głowę elfie uszy. I tym błyskiem zawahania w oczach jakby się zdradziła, bo blondyn uśmiechnął się i wstał ze swoją kawą, podchodząc powoli do ich stołu.
- Evans? Rakel Evans? – zapytał, ale wydawał się dość pewny swojego strzału. Na moment spojrzał na Luciena, ale chyba chciał najpierw upewnić się, że nie zaczepia kompletnie obcej osoby.
Zbrojmistrzyni nie była taka pewna siebie, bo chociaż domyślała się, że właśnie spotkała syna Caina, to nie wiedziała jak ten ma na imię. W końcu uśmiechnęła się z zażenowaniem, próbując wybrnąć.
- Jesteś synem Caina Benneta, prawda? Przepraszam, nie znam twojego imienia…
- Remy – uratował ją szybko chłopak, wyciągając rękę na powitanie, najpierw do Rakel, później do Luciena. – Remy Bennet, miło mi poznać. Poznałaś mnie po uszach, przyznaj się – zwrócił się znowu do dziewczyny, która prawie spłonęła rumieńcem, zaskoczona taką bezpośredniością i oczywiście przyłapana na gorącym uczynku. Remy jednak zdawał się pozytywną i towarzyską osobą, bo zaraz dosiadł się do nich, zaledwie spojrzeniem i gestem pytając Luciena, czy nie ma nic przeciwko.
- Wybacz, nie chciałem cię zawstydzić, u nas to już normalne. Wiesz, inne rodziny mają rodowe herby, my mamy uszy dłuższe niż natura przykazała – zaśmiał się, opierając na łokciach o blat i nie spuszczając oczu z dziewczyny. Spiczaste uszy faktycznie wybijały się ponad czubek jego głowy, tylko częściowo zasłonięte przez jasne włosy, zebrane z tyłu w krótki kucyk. Rakel uśmiechnęła się uprzejmie, doceniając ratunek.
- Dziwię się, że ty mnie poznałeś…
- Byłem absolutnie pewny, że to ty, ale dość zaskoczony; myślałem, że spotkam Doriana albo Randa. Słyszałem o twoim ojcu, przykro mi – powiedział, poważniejąc nieco, a Rakel skinęła głową w ramach podziękowania.
- Randa jeszcze nie puścili z wojska, a Dorian wrócił, ale ranny, więc kazałam mu odpoczywać.
- No i chciałaś sama jechać, przyznaj się. – Remy znów wyszczerzył zęby w uśmiechu, co jakiś czas spoglądając na Luciena, jakby spodziewając się, że ten podłapie żarty. Evans zaś powoli dawała się porwać dobremu humorowi i z uśmiechem podniosła ręce, przyznając się do zarzutów. – A poznałem cię, bo wyglądasz zupełnie, jak twoja mama – powiedział elf już łagodniejszym tonem, a Rakel zrobiła nagle wielkie oczy, niemal otwierając usta z zaskoczenia.
- Znałeś moją mamę? – zapytała natychmiast z nadzieją w głosie, ale Remy szybko pokręcił głową
- Ja nie, mój tata. Wiesz, to jest całkiem długa historia, opowiem ci ją któregoś wieczoru przy piwie… ja będę potrzebował piwa – wyjaśnił szybko z uśmiechem, widząc niezrozumienie dziewczyny, ale to dopowiedzenie niewiele jej wyjaśniło, więc machnął dłonią, chcąc szybko zmienić temat. – A w ogóle, to moje gratulacje – powiedział, a na kolejny wyraz konsternacji swojej rozmówczyni wskazał spojrzeniem na jej dłonie, otulające kubek. Rakel zeszła chwila, nim dotarło do niej o co chodzi, a wtedy już jawnie spłonęła rumieńcem.
- Nnie, to nie tak… - zająknęła się, zabierając dłonie i chowając tę z obrączką na palcu, pod drugą. – To… też długa historia – wykpiła się na szybko i zaśmiała niepewnie, zaraz zaciskając usta i spoglądając szybko na Luciena.
- No dobrze, w takim razie wymienimy się opowieściami! A ja postaram się do tego czasu więcej cię nie zawstydzać – mruknął niby niewinnie, ale lekko chyba się z brunetki nabijając, co o dziwo wywołało skutek odwrotny i Rakel prychnęła cicho z rozbawieniem pozorując urazę.
- Nic nie szkodzi… wybacz, ale co tutaj robisz? Wy jesteście chyba z Elisii, przeprowadziłeś się?
- Niee, odwiedzałem siostrę w Rubidii. Gdybym wiedział, że jedziesz to zgarnąłbym cię z Valladonu. Właściwie to się zasiedziałem trochę, powinienem był ruszać w zeszłym tygodniu, ale Sana była chora, ojciec za stary już by do niej jechać, jej mąż na morzu gdzieś, no i padło na mnie.
- Mam nadzieję, że już jej lepiej?
- Tak, wygrzebała się. Ciężko zniosła poród po prostu – dopowiedział niechętnie, jakby przewidując, że Rakel zaraz spuści wzrok. Szybko więc dokończył kawę i odstawił kubek z lekkim stuknięciem. – To jak? Jedziemy? Chyba, że wolicie sami podróżować, nie bójcie się mówić, mnie peszą tylko podrywające mnie starsze matrony, poza tym zniosę wszystko – powiedział Remy z szerokim uśmiechem, czekając na decyzję, na równi ze strony Rakel, co Luciena.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Oddech dziewczyny, który nagle ze spokojnego przyspieszył i stał się nieregularny, oraz sam sen, który ze szczęśliwego wypoczynku zmienił się niespokojną marę, sprawiły, że demon czujniej zaczął przyglądać się Rakel. Nic złego się jednak nie działo, a brunetkę chyba zwyczajnie dręczyły złe sny. Nawet już miał wyciągnąć dłoń by pogłaskać skręcone podczas snu włosy, ale spojrzały na niego oczy dziewczyny, chociaż otwarte, powoli dopiero wybudzające się ze snu.
        - Dzień dobry - odpowiedział ciepło. - I długo, i nie. Nie sypiam w taki sposób jak ty - wytłumaczył z uśmiechem. Nie walczył z pogubieniem dziewczyny, odbijającym się w jej oczach, nie uspokajał go. Znacznie rozsądniej było dać Rakel czas na oswojenie się, samemu w tym czasie chłonąc coraz to nowe emocje, których nigdy wcześniej nie miał okazji doświadczać, nie mówiąc nawet o takim natężeniu i wachlarzu wariacji. Ewidentnie udzielały mu się chyba uczucia brunetki, bo teraz też i sam czuł się trochę pogubiony w barwnych tęczówkach. Przymknął powieki, przez chwilę spoglądając na moszczącą się Rakel spod rzęs, ale dziewczyna zamiast się wylegiwać postanowiła szybko wyjść z pieleszy i ruszać w dalszą drogę, więc i demonowi nie pozostało nic innego. Przeciągnął się niemalże leniwie gdy otworzyła okiennice, wpuszczając do izdebki rześkie górskie powietrze. Potem bez większego pośpiechu wstał z łóżka, podchodząc do dziewczyny akurat gdy podziwiała widok. Stanął za brunetką i spojrzał na góry, czując na twarzy chłód poranka.
        - Rzeczywiście pięknie - odpowiedział będąc dość blisko by w razie chęci móc dziewczynę objąć, a jednocześnie trzymając dystans na tyle by wciąż jeszcze jej nie dotykać. Do końca sam nie wiedział co tak naprawdę skłaniało go do dziwacznej bliskości i czego tak naprawdę chciał, więc zadowolił się półśrodkami, chyba zresztą jak zwykle.
        - Gdyby nie było tak tłoczno, byłoby to całkiem przyjemne miejsce na wyjazd i odpoczynek - dodał pogodnie nawiązując do wczorajszego tłumu, który nie przypadł dziewczynie do gustu, gdy zbrojmistrzyni zamiast dalej podziwiać widoki ruszyła do przygotowań.
Rakel zniknęła w łazience, demon zaś w ramach szykowania się do wyjścia przeczesał włosy palcami, co wystarczyło jako doprowadzenie ich do standardowego Lucienowego porządku. Oraz strzepnął koszulę, która jak zawsze nie była może obrzydliwie wymięta, ale też nie za specjalnie przypominała świeżo wyprasowaną. Na koniec wciągnął buty i z jukami przewieszonymi przez ramię czekał na Czarnulkę.

        Za śniadanie mieli kawę i herbatę, chociaż próbował sugerować Rakel, że powinna zjeść coś bardziej pożywnego a w zasadzie cokolwiek. Brunetka pokręciła jednak nosem, a i demon nie chciał zgrywać aż tak upierdliwej niańki, ostatecznie poprzestając na napojach.
Nie był to aromat domowej kawy, w zasadzie, mógł o niej powiedzieć głównie to, że była gorąca i smolista, nie zaś aromatyczna, no ale zawsze była to kawa. A siedzenie pijąc jakikolwiek napój wyglądało lepiej niż samo siedzenie wlepiając się w pijącą herbatę Rakel. Zresztą napary przyniosła dziewczyna, więc w życiu nie mógłby odmówić, w końcu liczyła się sama troska i pamięć o nim.
Przycupnęli przy ladzie by nie pchać się do zatłoczonych stolików, które byłe wcale niewiele luźniejsze niż wieczorem, tylko atmosfera panowała mniej zabawowa, gdyż większość potrzebowała jeszcze czasu by się obudzić, doskonale podkreślając fakt jak oblegana była ta karczma.
Jeszcze nie zdążyli się odezwać znad swoich kubków, gdy nagle dołączył od nich ktoś z obecnych. Lucien zmierzył przybyłego chłodnym wzrokiem znad czarnego płynu. Elfy nie słynęły ze szczególnej przyjazności, szczególnie wobec jego nacji, ale ten akurat wydawał się mieć sprawę do Rakel. Nawet jej imię znał, więc Lu tylko obserwował.
Jak nakazywał obyczaj odwzajemnił powitanie podając rękę z grzecznym skinieniem głowy, wciąż nie wtrącając się do dyskusji. Przyglądał się w ciszy rozmówcom a po chwili i reakcjom Rakel, bo te jak zawsze szybko stały się niemożliwie pocieszne. Wyglądało tak, jakby nowy znajomy znał dziewczynę równie dobrze jakby przeżyli ze sobą sporo czasu, a chyba znali się jedynie ze słyszenia.
Na wytknięcie hardego charakterku i chęci pojawienia się na targach niemal pod każda ceną, nie mógł się nie uśmiechnąć, skąpym wyrazem wesołości obdarowując również elfa. Tymczasem rozbawienie rosło ze zdania na zdanie. Nowy towarzysz należał do tych raczej gadatliwych, ale w pozytywny sposób, szybko przełamując lody. Z kolei Lu lubił historię a uszaty dodatkowo wydawał się całkiem dobrym źródłem opowieści, więc demon słuchał z coraz większym rozluźnieniem, do momentu aż padły gratulacje.
Równolegle z Rakel z niezrozumieniem podążył za sugerującym wzrokiem elfa. Gdy tylko zrozumiał o co chodzi, chociaż poważnie chciało mu się roześmiać, demon pozostał niewzruszony. Żartobliwy wybór obrączkowej formy artefaktu okazał się całkiem trafiony. Ale w końcu to nie było byle co, z siebie zrobił domownika, to i pewien rodzaj odpowiedzialności powinien spaść na posiadaczkę pierścienia. Koniec końców musiał powstrzymać się przed śmiechem, co przecież nie zdarzało się często. Na spojrzenie dziewczyny odpowiedział jednak zupełnie niewinną i nieświadomą poczynionego czynu miną nieskażoną wewnętrzną wesołością czy zadowoleniem, godną najlepszego pokerzysty.
        - Nie mam nic przeciw, Rakel do twarzy jest w rumieńcach, od razu wygląda zdrowiej - za moment zaśmiał się już bezczelnie. Demonowi powoli i coraz bardziej udzielała się swobodna atmosfera, sprawiając, że zażartował z zakłopotania Czarnulki chociaż nawiązywał do częstego niewyspania, bladości czy sińców pod oczami, których może nie było tak wiele, ale odkąd znał Rakel, zdarzały się w opinii nemorianina za często.

        Dopili swoją napoje i bez dalszej zwłoki udali się po konie. Echo pasła się w narożniku padoku, dzielnie pilnowana przez umbrisa, który chociaż leżał leniwie i pół-śpiąco jak wielki kocur, samą swoją obecnością przepędził stadko pozostałych koni w przeciwny róg. Sama chroniona chociaż znosiła niechciane towarzystwo coraz lepiej, wciąż co jakiś czas parskała nerwowo i łypała na samozwańczego ochroniarza podejrzliwie.
Osiodłali konie i wyjechali na trakt nim większość bywalców zdążyła zjeść śniadanie.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Odruchowe spojrzenie na pierwotnego właściciela podarku nie przyniosło nic nowego. Lucien znów skrył się za obojętną maską i chyba naprawdę w ogóle nie poczuwał się do winy względem powodowanego zamieszania. Do Rakel zaś dotarło, że to prawdopodobnie nie pierwsze takie nieporozumienie i trochę się z tego będzie tłumaczyć. Westchnęła tylko krótko. Przynajmniej będzie miała z głowy natrętów, których obrączka na palcu powinna skutecznie odstraszać.
Z biegiem rozmowy demon wydawał się coraz bardziej rozbawiony i chociaż podobnie czuła się dziewczyna, to mruczała coś buntowniczo pod nosem, widząc że obaj mają mały ubaw z jej niepewności i chwilowych krępacji.
        Co do Remy’ego, nie miała nic przeciwko jego towarzystwu. Wydawał się sympatyczny, bracia i ojciec zawsze dobrze mówili o ich rodzinie, a poza tym była nieziemsko ciekawa, o co chodzi z jej mamą. Nawet jeśli jego ojciec ją znał, to przecież Remy, chociaż starszy, i tak nie mógł jej pamiętać, nawet gdyby ją poznał. Nim jednak zdążyła coś powiedzieć, odezwał się Lucien i Rakel aż spojrzała na niego, na szczęście udanie kryjąc zaskoczenie tym wesołym tonem. Dopiero, gdy skończył wypowiedź zmrużyła lekko oczy i mruknęła coś pod nosem, żartobliwie trącając mężczyznę kolanem pod stołem. Też z niego śmieszek wychodzi…
- No to na koń! – zawołał Remy i dziarsko wstał od stołu, a rozbawiona zbrojmistrzyni ruszyła za nim.

        Gdy wyszli na zewnątrz, Echo niemal od razu ją dojrzała i po ostrożnym wydostaniu się z narożnika chronionego przez umbrisa, podbiegła lekkim kłusem do dziewczyny. Rakel uśmiechnęła się, najpierw wyciągając rękę do kobyłki, która trąciła ją przyjaźnie, szybko zaczynając chrapami szukać smakołyku. Naturalnie zbrojmistrzyni zaraz wyjęła dla niej kostkę cukru, skradzioną z karczmy, którą Echo schrupała z satysfakcją. Dopiero później dziewczyna wyprowadziła konia i sprawnie go osiodłała, podczas gdy Remy podchodził już z gotowym do drogi kasztankiem. Wierzchowiec należał wcześniej do grupy zwierząt zastraszonych przez piekielnego rumaka i teraz łypał na niego ze strachem, podobnie jak początkowo Echo.
- Łooo – elf zwolnił, spoglądając wielkimi oczami na Onyxa. – Cóż to za bestia?
W jego głosie kryło się na równi zaskoczenie, zwątpienie, co ewidentnie zaintrygowanie. Dopiero po dłuższej chwili przeniósł spojrzenie na Luciena.
- Słyszałem, że nemorianie słyną z najwspanialszych rumaków, ale czegoś takiego nie widziałem nawet na rycinach!
- To umbris. Nazywa się Onyx – odezwała się Rakel, a piekielny stwór zareagował na imię, sięgając łbem do jej włosów i próbując wargami złapać czarny pukiel. Zazdrosna lub zaniepokojona siwka tupnęła kopytem i zarzuciła łbem, więc dziewczyna odeszła z nią kawałek w stronę traktu. Remy stał jeszcze chwilę, podziwiając umbrisa, po czym pokręcił głową i ruszył z kasztankiem za znajomą.
- Elf się uczy całe życie – wzdychał.

        Ruszyli stępem, początkowo nie rozmawiając i przyzwyczajając się do ruchu na równi z końmi. Remy jechał pierwszy, żeby Echo oddzielała jego wierzchowca od jadącego na tyłach umbrisa. Nadal nie była zadowolona z piekielnej bestii na swoim ogonie, ale o wiele bardziej do niej nawykła niż parskający kasztanek. Elf szybko zaczął pogwizdywać jakąś przyjemną melodyjkę. W połączeniu z zostawianymi za plecami górami i powoli wychodzącym słońcem powodowało niezwykłe uczucie beztroski i wolności, na twarzy Rakel wywołując uśmiech i malując spokój.
Gdy konie się już rozgrzały przeszli do kłusa i niedługo później pędzili galopem po ubitym trakcie. Początkowo droga prowadziła przez łąki, a po prawej ręce ciągle towarzyszył im łańcuch górski, pozwalając podziwiać się w drodze. Gdy wjechali na gościniec zwolnili do kłusa, omijając kilka karawan i wznowili galop przechodząc znów na mniej uczęszczane szlaki.
        Gdy zatrzymali się w końcu na krótki odpoczynek przy jednym z zagajników, podobnym temu, przy którym ostatnio przerwę zrobili sobie Rakel i Lucien, słońce wisiało już wysoko na niebie, grzejąc niemiłosiernie. Ciągnący jeszcze od gór chłodny wiatr nieco niwelował to uczucie, ale przez to tym bardziej nie zdawali sobie sprawy, jak bardzo są odsłonięci. Rakel od spieczonego karku ratowały tylko rozpuszczone wciąż włosy, które związała dopiero na postoju, z trudem walcząc z rozbestwionymi lokami. Twarz miała lekko opaloną, a po tak długim przebywaniu na dworze okazało się, że brunetka ma też skłonności do piegów, które nieśmiało pojawiały się na jej nosie. Oczywiście nawet nie zdawała sobie z tego sprawy, gdyż nawet gdy w Valladonie, jako dziecko, spędzała całe dnie poza domem, to nigdy nie była aż tak wystawiona na słońce, kryjąc się w cieniu kamienic. Nieliczne i niedalekie wyprawy za miasto ograniczały się zaś raczej do zagajników.
Teraz zmęczona z siadła z konia i napiła się wody, podczas gdy Remy wyprzedził ich w napełnianiu koryta dla koni. Rakel rozsiodłała siwkę, by chociaż chwilę mogła odpocząć i wysuszyć spocony grzbiet, po czym sama ściągnęła długą bluzkę, zostając w krótkim rękawku. Z juków wyjęła ostatnie jabłko i pogryzając je, usiadła beztrosko na trawie, krzyżując przed sobą nogi.
- To jak z tą obrączką? – zagadnął Remy, siadając na ławce i wyciągając przed siebie długie nogi. Rakel zamarła w pół ugryzienia, strzelając znów spojrzeniem w stronę Luciena, ale w końcu przegryzła i wzruszyła ramionami próbując zbagatelizować sprawę, by nie rozbuchała się jeszcze bardziej.
- To prezent od Luciena – wyjaśniła powoli. Nie wiedziała czy powinna mówić o właściwościach artefaktu, ale coś musiała elfowi rzucić, by zaspokoić jego ciekawość, a jednocześnie nie budować niepotrzebnej tajemnicy wokół biżuterii. – Dla ochrony – dodała w końcu enigmatycznie, a Remy na szczęście tylko skinął głową.
- Ochrona zawsze się przyda, zwłaszcza młodej dziewczynie – potaknął z powagą, ale zaraz roześmiał się wesoło. – No i swoje zadanie będzie spełniać też poprzez odstraszanie potencjalnych adoratorów. Dorian będzie zachwycony.
- Co do tego mam akurat wątpliwości – mruknęła Rakel i Remy znowu się zaśmiał, zaraz spoglądając na Luciena.
- Mam nadzieję, że pytaniem cię nie urażę, bo aż tak dobrze waszych zwyczajów nie znam, a detalami mogą się różnić, ale zdajesz sobie sprawę, że u nas ta forma biżuterii reprezentuje małżeństwo? – zapytał rozbawiony. – No, co prawda jeszcze ty byś musiał mieć, żeby wzięli was za męża i żonę, ale póki co Rakel wygląda na zajętą.
Elf wyglądał na wyjątkowo rozbawionego, tym samym wywołując nikły uśmiech u brunetki, która mimo wszystko próbowała udawać, że to wcale nie jest zabawne. Po chwili też zdecydowała się trochę otworzyć.
- Zdajesz się dużo o mnie wiedzieć, a ja znam cię tylko ze słyszenia, to dziwne – przyznała się, a blondyn wzruszył ramionami beztrosko.
- Twój ojciec zawsze chwalił się córką, jak przyjeżdżał, tak samo jak chłopacy byli dumni, że nie trzeba ci sukienek kupować, bo i tak w spodniach biegasz, a zamiast lalek chcesz swoją własną ostrzałkę – zerknął na nią. – Porównując cię do Sany, która z kolei hasała wtedy wokół nas z kwiatowym wiankiem na głowie, puszyli się jak pawie – dodał rozbawiony. Rakel natomiast dziwnie poczuła się z faktem, że dziewczyna w podobnym jej wieku właśnie urodziła dziecko. Ona o tym w ogóle jeszcze nie myślała i wolała się nawet nie zastanawiać.
- A co z moją mamą? – podniosła znowu, ale Remy tylko znów pokręcił głową, o dziwo wyglądając na niepewnego.
- Bez piwa nie opowiem – burknął i Rakel wywróciła oczami.
- Daj spokój, co najmniej jakby to była jakaś dramatyczna historia.
- Nie ciągnij mnie za język dziewczyno, bo będziemy musieli tu nocować. A propos, zatrzymujemy się na nocleg w Nowej Aerii czy kawałek dalej, pod chmurką? – zapytał, zerkając na Luciena, zakładając, że to on podejmuje tego rodzaju decyzje. – Do Fargoth mamy jeszcze dwa długie lub trzy krótkie dni drogi. Jeśli zatrzymamy się w mieście, to później i tak będziemy musieli zrobić gdzieś postój na nocleg, żeby nie zasnąć w siodłach. Ostatnia prosta przed Fargoth to też wzgórza. Niby nic, ale zdradliwe cholerstwa, konie się męczą. Mi w sumie jest obojętne, nocleg na szlaku mi nie przeszkadza, a co najmniej jeden i tak jeszcze zaliczymy, więc jak wolicie.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Elf był wręcz duszą towarzystwa, ani nie stronił od bytów gorszych jak mieli zwyczaj co niektórzy z uszatego rodu określać ludzi, ani też nie gardził rasami, które lubili nazywać złymi czy zepsutymi, do których zapewne zaliczali nemorian.
Śniadanie było miłe i równie przyjemnie można było udać się w drogę. Chociaż demon wolał spędzać czas z Rakel sam, Remy również nie był złą opcją. Wprowadzając wesołą atmosferę mógł ożywić i urozmaicić podróż. Poza tym Lu nie chciałby bezpodstawnie wyjść na gbura. Skoro nie miał nic przeciw uszatemu, czemu miałby bronić mu wspólnej wędrówki. Tym bardziej gdy ów był znajomym rodziny Evansów.
        W pogodnym nastroju udali się na padok za stajnią by przygotować się do drogi.
Umbrisowi najwyraźniej powoli przechodziła obraza, gdyż po całonocnym pilnowaniu siwki wstał z trawy i przeciągnął się zupełnie jak kocur zamknięty w konio-podobnym cielsku, by bez większej zwłoki podejść do swojego pana. Zatrzymał się jednak w połowie marszu, a jego oczy napotkały zaskoczonego elfa. Spojrzenia dwóch inteligentnych istot skonfrontowały się, a umbris wydawał się wcale nie mniej zaintrygowany niż elf. Stanął frontem do Remiego ignorując zwykłe zabiegi właściciela, który sam musiał pokonać resztę odległości, by przyglądać się zapowietrzonemu uszatemu z intensywnością łowcy. Końskie chrapy falowały lekko gdy bestia wciągała powietrze w typowo drapieżny sposób. Wargi rytmicznie otulały pysk przyciskając cienką, gładką skórę do zębów i rozluźniały się wraz z częstotliwością oddechów. W tych chwilach w uchylonej paszczy błyskały ostre kły, powoli coraz dalej odsuwając skojarzenia powiązań z rodziną koniowatych. Gdy już się nawdychał elfiej woni, a Lu w międzyczasie założył wierzchowcowi ogłowie, zwierz począł łypać profilem na elfa. Raz jednym raz drugim okiem, zwyczajem drapieżnych ptaków i swoim, zupełnie jakby chciał nabrać ostrości i ocenić nowo przybyłego.
        Na westchnięcia uszatego nawet zastrzygł uszami bardziej chyba poruszony od swojego pana. Rakel zaraz pospieszyła z wyjaśnieniami z czym Remy miał okazję się zetknąć, na co demon uśmiechnął się lekko i po chwili sięgnął po wodze ogiera by wreszcie raczył dać się osiodłać, zamiast się wiercić w poszukiwaniu pieszczot.
        - Nie uświadczysz nic takiego na rycinach - uczynnie wyjaśnił nemorianin, ze stoickim spokojem dopinając sprzączki popręgu i napierśnika.
        - Osobiście również nie znam nikogo, kto jeździłby na podobnym wierzchowcu. W Otchłani rzeczywiście hoduje się wspaniałe konie i większości to wystarcza. Osobiście przedkładam nad ich przymioty względy czysto praktyczne - zakończył głaszcząc szyję bestii. I jakoś zarówno paszcza naszpikowana zębiskami, mina bruneta, jak i dość wymowne zachowanie innych koni stroniących od ogiera, dawały przynajmniej jeden pomysł jakie praktyczne względy demon mógł mieć na myśli, oraz zniechęcały do dalszego drążenia kwestii pytaniami.
        Dokładniej przyglądając się zagadnieniu, Lucien nie słyszał by ktokolwiek i gdziekolwiek hodował umbrisy. Wychowane z własnym gatunkiem, do końca były jedynie odłowionymi dzikimi bestiami, niemalże nie do okiełznania. Wystarczało już kilka pierwszych minut przy matce by własny gatunek wdrukował się w umysł mięsożernego stwora i straty były nie do odrobienia, a przed zwierzęciem już zawsze należało pilnować swoich pleców. Jak prawie każde żywe stworzenie, większość można było złamać, ale zwierz musiał pozostawać pod stałą kontrolą by nie dostać się w jego zęby.
Chcąc zapewnić sobie takiego nie innego wychowanka, demon nieźle się namęczył, i jeszcze więcej zapłacił znajomym mieszkańcom piekeł, by schwytali dopiero co narodzone źrebię. Jedynie umbris wychowany od oseska nie upatrywał we właścicielu i jeźdźcu obiadu, a coś na kształt swojego naturalnego kompana.
Z kolei jak to było z wieloma zwierzętami wydartymi z ich naturalnego środowiska, Lu nie miał informacji by w niewoli udało się komuś rozmnożyć piekielne konie. Jakieś próby oczywiście były, ale pojmane dzikie osobniki odmawiały godów, jako jedyny cel posiadając jedynie uwolnienie się, lub w skrajnych przypadkach prezentując niepohamowaną agresję nawet wobec własnej rasy, co kończyło się krwawymi walkami trwającymi do śmierci jednego ze zwierząt, ponieważ rzadko znajdował się dość odważny by rozdzielić bestie.
Z kolei umbris wychowywany w sztucznych realiach nie potrafił odnaleźć się w relacjach ze swoim gatunkiem. Tym właśnie sposobem Lucien prezentował się wyjątkowo oryginalnie i budził oczekiwany respekt.
W podróży momentami było to większym problemem niż zaletą, nawet pomijając deszcz i wodne przeprawy. Jechali gęsiego a pozostałe konie cały czas się buntowały i prychały, utrudniając spokojną podróż u swych boków. Siwka znosiła towarzystwo coraz lepiej, ale kasztanek Remiego był jak najdalszy od zaakceptowania potwornego kompana na ogonie.

        Słońce prażyło niemiłosiernie i Lucien szybko zamiast zmęczenia zaczął odczuwać wręcz wyczerpanie. Zupełnie jak Rakel po całodziennej podróży. Sporo czasu spędził już w Alaranii ale słońce nadal nie było jego sprzymierzeńcem. Odpoczynek, szczególnie w przyjemnie zacienionym gaju powitał więc z wdzięcznością i ulgą. Trochę mil w słońcu wyczerpało jego ciało bardziej niż najcięższy trening. Oczy piekły niemiłosiernie i ostrość wzroku znacznie mu się pogorszyła. Cień był zupełnie jak chłodny okład na bolesną ranę czy łyk orzeźwiającej wody.
Umbris wręcz przeciwnie, wyglądał jakby był w swoim żywiole. Mrużył co prawda ślepia na jaskrawe światło, ale nie widać było na nim śladu potu, zaś uchylony pysk jedynie chłonął zapachy zamiast ziać dla ochłody.
        Lu od razu gdy tylko zsiadł udał się w cień, wierzchowca puszczając luzem nawet bez rozkulbaczania. Jedynie wcześniej poluzował popręg dla wygody zwierzęcia i a teraz siadł na trawie pod pniem rozłożystego drzewa, nie korzystając nawet z ławki.
Onyx wody tradycyjnie unikał, jak jego istoty pozostałe konie. Z koryta skorzystał z odległości szyi maczając jedynie koniuszek języka, chłepcząc bardzo ostrożnie, to jednak najwyraźniej mu wystarczało.
Demon chwilę obserwował ogiera, po czym pewien, że zwierzak nie odstawi nic nierozsądnego, pozwolił powiekom opaść, chroniąc cierpiące źrenice.

        Towarzystwo rzeczywiście okazało się sympatyczne a podczas odpoczynku wywiązała się swobodna rozmowa.
Brunet więcej milczał niż mówił, ale słuchał uważnie, biorąc taki udział w interakcji jaki uważał za stosowny. Skinął więc głową z aprobatą, na znak, że popierał wyjaśnienia Rakel co do obrączki, zarówno w obrębie ich długości jak i nienadmiernej szczegółowości. Potem uśmiechnął się na mamrotanie wspominające Doriana, chociaż nie otworzył obolałych oczu. Rzeczywiście brat jak to chyba brat, przynajmniej taki z prawdziwego zdarzenia, mógł zareagować rozmaicie. Niby w szpitalu nie był mu wrogiem, ale jednocześnie na wzmiankę o pomocy Rakel, o opiece nawet nie mówiąc, szczęściem nie tryskał. Było to nieprzeciętnie urocze, i uśmiech jeszcze przez dłuższą chwilę plątał się po ustach demona.
Po chwili jednak musiał otworzyć oczy i zerknął na elfa rozbawiony, ale w sposób mniej oczywisty i wyraźny od uszatego.
        - Tak, u nas też panuje podobny zwyczaj - odpowiedział pogodnie chociaż już w pełni poważnie. Chwilowo nie uznawał za konieczne informowania, że swój egzemplarz biżuterii oczywiście posiadał, ponieważ w innym wypadku artefakt nie spełniałby wszystkich swoich funkcji. Po wyjaśnieniu jak najbardziej wyczerpującym z jego strony i w jego opinii, szlachcic znów przymknął oczy przysłuchując się żartom i rozmowom z uśmiechem.
        - Zupełnie nie rozumiem co zmieni piwo - włączył się ponownie po chwili, przechylając głowę pytająco.
        - Czas przecież również nie jest problemem, możesz opowiadać po drodze, będzie mnóstwo czasu. Myślę, że lepiej pojechać krótszą trasą. Po drodze na pewno da się uzupełnić prowiant, a nocleg pod chmurką może być lepszy niż marnotrawienie czasu w zatłoczonym mieście w poszukiwaniu gospody - dokończył spoglądając to na Remiego to na Rakel, gdy sielankę przerwał warkot umbrisa. Piekielne bydlę momentalnie zbystrzało a na polanę wpadł rdzawy wilczarz, którego Czarnulka już miała okazję widzieć.
Psisko wbiegło do zagajnika wpierw kierując się do wypoczywających. Zaraz jednak spostrzegło piekielnika i to on stał się celem. Onyx nie pozostał dłużny. Doskoczył do psa jednym susem i złapał go paszczą za grzbiet zanim to pies zdążył zaatakować. Wilczarz zajazgotał kłapiąc paszczą, gdy piekielny stwór szarpnął nim w górę i rzucił w bok, wyrywając kępę sierści wraz z ciałem. I pewnie to byłby najbardziej dramatyczny tok wydarzeń, gdyby nie dwójka jeźdźców na karych jak smoła koniach, którzy pojawili się moment później wyprzedzani jedynie przez wielkiego psa i łomot kopyt cwałujących koni.
Chociaż były w pełnym galopie, ogiery miały łby ciasno przy piersiach, wyginając szyje w elegancki łuk. Faliste grzywy unosiły się w ruchu, a rumaki niemalże jednoczasowo zatrzymały się na polanie, wykonując widowiskowy ślizg na tylnych nogach. Zady prawie muskały trawę, gdy długie ogony pociągnęły się po ziemi jak czarne wodospady. Biała piana pokrywała końskie boki jako wyraźny chociaż milczący wyrzut szalonego rajdu jaki odbyły. Lucien dawno był już na nogach.
        Jednym z jeźdźców był nikt inny jak młodszy brat, którego Rakel miała już przyjemność poznać. Drugiego po ubiorze również można było zakwalifikować do wyższej szlachty i niczym nie ustępował swojemu towarzyszowi. Włosy jednak miał znacznie krótsze. Sięgały mu niewiele poza linię żuchwy i były falowane zupełnie jak grzywy karych ogierów. Urodę miał nieco bardziej surową, wciąż jednak nie można go było określić innym mianem niż przystojny. Z jednej strony w pewnym sensie byli niczym ogień i woda, z drugiej jadowicie zielone oczy sugerowały pokrewieństwo.
Obaj skłonili się na powitanie, chociaż Sheitan uczynił gest z rozmachem, elfa i Luciena prawie ignorując, skupiając się głównie na dziewczynie. Drugi nemorianin był oszczędny w ruchach, kontakt wzrokowy utrzymując jedynie z Asmodeusem, resztę traktując jako tło niewymagające więcej niż standardowe minimum grzeczności.
        - Musisz natychmiast wracać, sprawy rodzinne - chłodnym głosem odezwał się krótkowłosy. Lucien spojrzał na Rakel przepraszająco, po czym zerknął w stronę blondyna.
        - Dalej pojedziecie razem, dobrze? - pytanie było niby proste, ale w źrenicach plątała się prośba by Remy zaopiekował się dziewczyną.
        - Ależ dlaczego? - przerwał Sheitan - Matka pragnie poznać twoją znajomą - uśmiechnął się z trudną do odczytania nutą, jednocześnie puszczając zbrojmistrzyni oczko. Dopiero wtedy krótkowłosy mężczyzna spojrzał na Czarnulkę dokładniej. Zmierzył ją wzrokiem od stóp po czubek kręconych włosów, wzrokiem, który jednak nie powiedział nic o przemyślach mężczyzny.
        - To nie będzie konieczne - przerwał mu Lucien, na tchnienie skupiając zielone spojrzenia na sobie.
        - Wstydzisz się? - odparował szlachcic o kręconych włosach. Lu nawet nie drgnęła powieka, gdy zignorował głupi przytyk, chociaż pokrzyżował on jego plany i zmusił do zmiany decyzji. Mimo to odwrócił się swobodnie, wyglądając na niewzruszonego.
        - Dogonimy cię na miejscu... - oznajmił elfowi, zaraz niepewnie zerkając na Rakel. Nie zauważył jednak strachu. Lucien nie widział nic niezrozumiałego historyjkach, w których Evansowie chwalili się swoją córką i siostrą. Ale bardziej niż na radości z braku sukienek, skupiłby się na odwadze dziewczyny, która była doprawdy urzekająca.
Na kontemplowanie niestety nie było czasu, nie chciał by bracia dostrzegli ukradkowe i porozumiewawcze spojrzenie. Dla nich Lucien jedynie poinformował obcego mężczyznę, że jedzie razem z dziewczyną.
        Dwóm obcym słońce również nie służyło, by nie powiedzieć, że znosili je gorzej od względnie przyzwyczajonego do tego planu Lu, więc nie zamierzali poświęcać tej części łuski więcej czasu niż było niezbędne. Już zmarnotrawili go aż nadto. Rozmowa wyraźnie dobiegła końca. Krótkowłosy demon zaczął coś szeptać, a wilczarz dźwignął się z ziemi, otrzepując szorstkie kudły, na których ślady krwi zlały się w całość z sierścią barwy skrzepu. Sheitan nie ukrył niezadowolenia ze stanu podopiecznego, ale albo nie planował poruszać tej kwestii, albo przerwał mu trzask otwierającego się portalu. Ledwie powstała ciemna wyrwa w ciągłości świata, sięgająca od trawy na wysokość jeźdźca z koniem, a małomówny typ zniknął w niej na swoim wierzchowcu.
Umbris również nie zwlekał i już grzecznie stał obok swojego pana, ale Sheitan zamiast postąpić jak brat, kręcił się wokół na widowiskowo drepczącym karoszu, jakby bawił się zamieszaniem jakie sprowadzili.
        - Echo lepiej niech zostanie z Remim, nic jej tutaj nie zagrozi - zasugerował Lu, spoglądając na ciasno stojące obok siebie konie, gdy dopinał popręg. Wystraszone najpierw pojawieniem się psa, później rozerwaniem czasoprzestrzeni, której magię na swój sposób również wyczuwały, chrapały i dreptały niespokojnie. Wątpliwe by klaczka weszła w portal bez problemów i z ochotą. A i zupełnie nowy świat byłby dla niej niepotrzebnym stresem.
Bez pytania pomógł Rakel wsiąść na umbrisa, czemu oczywiście przyglądał się Sheitan, po czym Lucien sam wskoczył na siodło. Objął dziewczynę w pasie, ciasno przytulając ją do siebie i ignorując pajacującego młodszego brata wprowadził ogiera w czerń.
        - Przepraszam, że zostałaś w to wplątana - zdążył jeszcze cicho szepnąć w szyję dziewczyny, nim otoczyła ich nicość. Zaraz potem kopyta Onyxa stuknęły o brukowany pałacowy dziedziniec. Za nimi, wylądował Sheitan. Nieodmiennie na stylowo parskającym i tańcującym koniu. Prezentowałby się jednak niebo lepiej, gdyby towarzyszący mu wilczarz nie był tak sponiewierany.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Rakel dostrzegła złe samopoczucie znajomego, co dość poważnie ją zmartwiło. Wiedziała, jak niewiele jest w stanie zagrozić nemorianinowi, więc widok niemalże słaniającego się Luciena mocno ją zaniepokoił. Dopiero, gdy demonowi przeszło jak ręką odjął w momencie, w którym zsiadł z konia i skrył się w cieniu, dziewczyna powiązała poniekąd fakty. Nie miała dostatecznej wiedzy, by być pewną swoich przypuszczeń, ale szybko domyśliła się, że ta rasa może nie najlepiej znosić takie silne słońce. Sam Lucien mówił, że w Otchłani jest ciemno i ponuro, w nocy przecież nie spał, więc można było przy takiej teorii obstawać. Ważne jednak, że twarz mu się wygładziła, gdy tylko skryli się w zacienionym miejscu polany i Rakel na razie go nie zaczepiała, chcąc by odpoczął.
        Jej rozmowie z Remim jednak wyraźnie się przysłuchiwał, bo widziała unoszące się kąciki ust, a i parę razy wtrącił się do dyskusji. Uniosła lekko brwi, słysząc że doskonale zdaje sobie sprawę, co oznacza obrączka na serdecznym palcu i kobiety. Zaraz zacisnęła lekko usta, postanawiając jeszcze go wypytać o ten specyficzny wybór podarku, ale nie teraz i nie przy Remim. Też się jednak uśmiechnęła, gdy demon wsparł ją w ciągnięciu elfa za język i wręcz spojrzała triumfalnie na Benetta. Temu tylko drgnął policzek, gdy blondyn wewnętrznie godził się z porażką, jednocześnie zerkając na Luciena i kiwając głową, zgadzając się też co do wersji podróży. Otwierał nawet usta do odpowiedzi, a być może nawet w końcu do swojej opowieści, gdy demon gwałtownie odwrócił głowę i elf podążył za nim wzrokiem.
- Co na Prasmoka… - mruknął Remy, wstając gdy tylko w zasięgu wzroku pojawił się ogar.
Rakel też zerwała się na równe nogi, ale rozpoznając zwierzę rozejrzała się zaraz za jego właścicielem. Na krwawe starcie spojrzała dopiero słysząc wściekłe skomlenie i zobaczyła lecącego wilczarza. Otworzyła wtedy szerzej oczy. Widzieć, jak groźnie prezentuje się Onyx to jedno, ale być świadkiem sytuacji, w której ostre zębiska znajdują zastosowanie to zupełnie co innego. Zwłaszcza, gdy jest się przyzwyczajonym do tego, że wierzchowiec łasi się do niej jak domowy kot.
        Nadciągający jeźdźcy przyciągali już pełną uwagę obecnych. Pędząc na smolistych ogierach, zebranych, jak na paradzie, wywoływali perfekcyjne wrażenie, stanowiące mieszaninę podziwu i strachu. Rakel mimowolnie cofnęła się o krok w stronę Luciena, gdy karosze zdawały się w ogóle przed nimi nie zwalniać i dopiero w ostatniej chwili siadły na zadach, ryjąc kopytami murawę. Głośne parskanie i piana zbierająca się na bokach onieśmielały, stawiając obserwatora na pozycji z miejsca podporządkowanej, gdy miał nadzieję, że uderzające lekko o ziemię przednie kopyta nie uniosą się zaraz groźnie nad jego głowę.
        Brunetka spojrzała na poznanego już wcześniej nemorianina i gdy Sheitan skłonił się zamaszyście, odpowiedziała mu grzecznym skinieniem, wytrzymując spojrzenie. Później przeniosła wzrok na nieznajomego demona i szybko doszła do wniosku, że ma właśnie przyjemność zobaczyć trzeciego z braci. Cała trójka razem robiła piorunujące wrażenie, nie tylko pod względem urody (chociaż i to było zdecydowaną przesadą), ale jako groźni przeciwnicy. Gdy spędzała czas sama z Lucienem nad rozlewiskiem mogła nawet zapomnieć, że jest kilkuset letnim demonem z wieloma postępkami na koncie, ale widząc teraz całą trójkę razem nie ukrywała respektu. Nie mogła też pozbyć się dziwnego i odrealnionego uczucia, związanego z tym, dla kogo właściwie wykonała rapier.
        Ocknęła się z rozmyśla słysząc słowa obcego nemorianina i spojrzała zaraz na Luciena, który już patrzył na nią z niemymi przeprosinami.
- Jasne… - powiedziała cicho, ale w miarę pogodnie. Było jej jakoś dziwnie z myślą, że znajomy odjedzie, ale to z przyzwyczajenia. Przecież dla niego ta wycieczka to i tak była rozrywka.
Gdy jednak Lucien przeniósł wzrok na Remiego, odezwał się Sheitan, a Rakel nie wytrzymała i otworzyła buzię ze zdziwienia.
Jego matka chce ją poznać?
A to kapuś. Domknęła szybko usta, starając się zachować spokój, gdy jej znajomy próbował opanować sytuację. Wystarczyły jednak dwa słowa jego brata, by spojrzenia znów na niej spoczęły, a Lucien spojrzał tym razem nie przepraszająco, a pytająco. Nie zastanawiając się długo, zwyczajnie skinęła głową, nie okazując tego, co szalało w jej wnętrzu. Dla niej nie musiał udowadniać, że się jej nie wstydzi, to była tylko głupia zaczepka, ale też nie protestowała przed zaproszeniem do rodzinnego domu demona.
        Przepraszam najmocniej, czy ona właśnie zgodziła się wybrać w odwiedziny do matki Luciena w Otchłani?! Pogięło ją do reszty, czy to tylko chwilowa niepoczytalność? Może to słońce jednak za mocno ją w łeb przygrzało? Ale właściwie zaraz, dlaczego to takie dziwne? On jest w jej życiu nieustannie już od kilku tygodni, wliczając w to beztroskie śniadania, nieplanowane posiadywanie na parapecie w jej sypialni i spanie razem w zajeździe, gdy nie ma miejsc, a ona ma tylko na chwilę wpaść z wizytą, to chyba nic takiego, prawda?
No, oczywiście byłoby łatwiej, gdyby nie mieszkał w pieprzonej Otchłani.
Nad własnym podekscytowaniem wolała się w ogóle nie zastanawiać i udawać, że to strach, bo wtedy już zdecydowanie powinna podważyć swoją poczytalność.
        Na szczęście lub nieszczęście, Remy nie miał takich problemów. Gdy tylko Lucien powiedział, że dogonią go później, elf uniósł wysoko brwi. Już wcześniej spoglądał na trójkę nemorian z wyraźnym respektem, ale nie cofając się o krok, a teraz zwyczajnie potraktował ich jako zagrożenie.
- Spotkamy się na miejscu – powiedziała zbrojmistrzyni do elfa, siląc się na spokojny ton, ale ten spojrzał na nią spod brwi.
- To nie jest dobry pomysł Rakel. Nie musisz nigdzie jechać…
- Wszystko w porządku, naprawdę – uśmiechnęła się lekko, ale i to nie przekonało blondyna, który jednak i tak nie mógł właściwie nic zrobić. W trakcie zamieszania związanego z przechodzeniem jednego z braci przez portal, elf podszedł w stronę zbrojmistrzyni, łapiąc ją za nadgarstek i zatrzymując w pół kroku do jej konia.
- Rakel… to naprawdę nie jest dobry pomysł – powtórzył dobitnie, ale chociaż widział, że dziewczyna nie podchodzi do sprawy błaho, to raczej nie zapowiada się, by zmieniła zdanie. Dodatkowo drażnił go drobiący wokół nich na karoszu nemorianin. Spróbował z innej strony. – W razie czego napiszę do Doriana, żeby…
- Nie! – Rakel zrobiła wielkie oczy. – Nie pisz nic, tylko się zdenerwuje, a przecież nie ma czym. Spotkamy się w Fargoth, w porządku? – dodała, ucinając dyskusję i Remy niechętnie puścił jej rękę, widząc zresztą podchodzącego do nich Luciena.
- Emm… no tak, jasne – odpowiedziała Rakel na wzmiankę o siwce i znów spojrzała pytająco na elfa, a ten już zrezygnowany pokiwał głową, splatając ramiona na piersi. I tak nie miał wyboru. Przecież spotkał się z dziewczyną przypadkiem nie był jej niańką. Jednocześnie nie zmieniało to faktu, że jeśli Dorian dowie się o całym zajściu to elf ma zwyczajnie przejebane.
        Rakel odwróciła się i podeszła do Luciena i Onyxa. Stanęła przodem, spodziewając się, że nemorianin pomoże jej ze wsiadaniem na wysokiego wierzchowca, tak jak ostatnio, ale została nagle złapana w pasie i podsadzona wprost na grzbiet. Nie pisnęła tylko dlatego, że usilnie się od tego powstrzymywała, żeby nie narobić sobie wstydu i jedynie zacisnęła mocniej dłonie na ramionach mężczyzny. Siedząc już po damsku zawahała się na moment i zaraz przełożyła nogę przez szyję konia, siadając okrakiem przy samym kłębie. Chwilę później na konia wskoczył Lucien, przyciągając ją mocno do siebie. Nie protestowała, powstrzymując się od zupełnego skrycia w ramionach bruneta, gdy padało na nią spojrzenie Sheitana. Optymistycznie nie nastrajała też wyrwa w strukturze jej świata i falująca za nią ciemność. Słysząc słowa Luciena skinęła głową i bezkrytycznie już złapała przytrzymujące ją ramię, zamykając oczy, gdy przechodzili przez portal.

        Otworzyła znów oczy dopiero słysząc stukot kopyt na bruku. I to jego zobaczyła w pierwszej chwili, dopóki tańczący obok nich na ogierze Sheitan nie zwrócił na siebie uwagi, nie spuszczając pary z oczu. Dopiero po chwili Rakel podniosła spojrzenie… i podnosiła je coraz wyżej, szukając granicy wznoszącego się przed nią pałacu. Gigantyczna budowla zdawała się nie mieć końca ani wszerz, ani wzwyż, ciemnym murem zlewając się z takim samym niebem, którego nie zaszczycał nawet promień słońca. Przepych bił po oczach bez najmniejszego wstydu, wyraźnie pesząc zbrojmistrzynię, która wciąż trzymała ramię obejmującego ją nemorianina. Sheitan w końcu ich wyprzedził i dwa karosze stąpały zgrabnie przed nimi, ciągnąc kaskadami ogonów po pałacowym dziedzińcu i kręcąc się w oczekiwaniu na nich.
        Byli w Otchłani. Co więcej, w domu Luciena. Dziewczyna wciąż trzymała fason, siedząc wyprostowana w siodle, ale oprócz nerwów związanych z przekroczeniem portalu do innego planu, towarzyszyło jej też teraz onieśmielenie otaczającym ją bogactwem. Zapomniała zupełnie, że odwiedza nie tylko inny plan, ale też inną warstwę społeczną. Wbrew pozorom kontrast i szok były podobne.
Rakel odwróciła lekko głowę i zadarła ją, by przysunąć usta chociaż w pobliże ucha nemorianina.
- Lucien, tylko nie zostawiaj mnie tu nigdzie samej, proszę – szepnęła cicho.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Demon nie wierzył w siłę wyższą. Wierzył w księcia, którego osobiście raz czy dwa widział i można by powiedzieć, że poznał podczas jakiegoś turnieju odbierając od niego gratulacje. Poza tym jeśli dawać wiarę zapiskom, dawniej były regiony gdzie to właśnie nemorian czczono jako bogów. Nawet go to nie dziwiło. Zaczynał jednak wierzyć w pech. Jakim cudem minął raptem dzień z okładem a on po spotkaniu jednego z braci już powitał zjawiającą się kompletną dwójkę. Tym razem nie szło udawać, że przebywanie z Rakel to jedynie przypadek. Mógł mieć co najwyżej nadzieję, że braci sprowadzało coś ważnego i nie zwrócą na nią uwagi. Tą nadzieją był Gadriell, który nie zwykł marnotrawić czasu i drażnić innych bez wyraźnego celu czy powodu przeciwnie do Sheitana.
Szkoda tylko, że najmłodszy odziedziczył po matce chyba jakiś instynkt do intryg, kto wie może przenosił się on niezależnie od inteligencji, postanowił przywlec się ze starszym w samą porę by ponownie powitać Czarnulkę “zapraszając” dziewczynę do zamku.
Wykręty nic nie dały. Zaczepka była niskiego sortu i pewnie mimo niej zostawił by dziewczynę dla jej dobra, ignorując zagrywkę jak wiele innych. Obawiał się jednak, że kolejna odmowa wywołałaby znacznie więcej pytań i jeszcze większą ciekawość, zamiast oddalić od Rakel problemy. Plan jaki powstał na szybko miał być względnie prosty. Sheitana wyraźnie trawiła co najmniej niezdrowa ciekawość, więc teraz zamiast zasłaniać pudełko, które próbowało się ukryć, należało dziecku pokazać, że w środku zamiast prezentu było pusto. Zaraz powinien się znudzić i poszukać sobie innej rozrywki. Przedstawić Rakel matce, którą w gierkę wciągnął nikt inny jak przyrodni braciszek. Dowiedzieć się cóż tak tragicznego się wydarzyło (znając życie pojawiło się zaproszenia na niepomiernie istotny bankiet i nie wypadało by nie zjawiła się na nim kompletna rodzina) po czym odstawić dziewczynę do jej świata tak, aby głupi bracia nie potrafili jej namierzyć.
Ostatnim razem ogar musiał zwietrzyć czar, którego użył by zabić zjawę. Później pojawili się w tym samym miejscu a pies poprowadził pościg już tradycyjnym tropem. Wystarczyło skorzystać z istniejących portali a nie pozostawią magicznych śladów łamiących wymiary.
W tym wszystkim niemal zapomniał o elfie, którego obecność zarejestrował ponownie dopiero gdy uszaty złapał Rakel za rękę, zapewne próbując ją powstrzymać. Doprawdy gdyby uważał, że inna opcja jest lepsza, sam zakazałby brunetce podróży. Zamiast tego podprowadził umbrisa.
        Nie był to czas ani miejsce by bawić się w szkółkę jeździecką, a podstawianie dziewczynie dłoni nie przystało komuś jego stanu, nie na widoku przed braćmi. Elfa chwilowo nie brał za zagrożenie, chociaż może powinien bo jego oczy wcześniej przyjazne teraz rzucały gromy, z których sam Dorian mógłby być dumny. Gdy więc Rakel zakładała normalny sposób siadania, demon stojący przy łopatce wierzchowca, delikatnie odwrócił dziewczynę w swoją stronę kładąc dłonie na jej biodrach i bez pardonu podsadził ją na siodło.
Sheitan oczywiście paradował w okolicy, przyglądając się brunetce znacznie uważniej gdy przerzucała nogę przez końską szyję, z uśmiechem jakby było mu dane oglądać przynajmniej burleskę.
Lucien zaś prezentował się tak jak feralnego wieczoru. Twarz miał chłodną i obojętną. Zupełnie ignorował brata. Remiemu tylko oszczędnie skinął na pożegnanie. Jedynie gestem wyrażał to czego słowa nie mogły. Prawą ręką otoczył talię dziewczyny, przytulając ją do siebie, gdy lewa luźno trzymała wodze wprowadzając umbrisa w ciemne czeluści. Zwierz nie protestował znając podobny sposób przemieszczania się i tolerując go lepiej niż konie, nawet te obeznane z magią.
        Gdy tylko kopytami trafił na stały grunt wzdrygnął się jakby strzepywał z siebie resztki czarów i ruszył wyciągniętym stępem przed siebie, uznając, że znowu się będzie nudził.
Sheitan tymczasem dosłownie wyskoczył z portalu lądując na bruku z lekkim i raczej nie planowanym uślizgiem, gdy podkute kopyta zetknęły się z kamieniem. Oczywiście wciąż utrzymał fason i ogier zaraz przeszedł w widowiskowy zebrany kłus, wybijając kilka taktów na jeden leniwy krok piekielnika. Cały czas zielone oczy właściciela śledziły reakcję brunetki, bądź co bądź wszyscy nie-mieszkańcy reagowali podobnym zachwytem na nemoriańskie zamki, a ICH włości potrafiły zapowietrzyć również niektórych szlachciców, więc chyba oczekiwał bawiących go zachowań.
        Po chwili albo mu się znudziło, albo zaplanował kolejną zaczepkę i musiał nabrać odrobiny dystansu, a może chciał swoimi spostrzeżeniami podzielić się ze starszym bratem, gdyż przyspieszył nieznacznie, za moment zrównując się z Gadriellem, wyrównując też tempo do jego eleganckiego stępa. Oczywiście spokoju od swoich spojrzeń nie dał, co jakiś czas kontynuując popisy, piruetem obracając ogiera by zerknąć prosto na Rakel. Lucien dokładnie w tym czasie uznawał, że tak długi podjazd i dziedziniec mieli chyba tylko ku uciesze najmłodszego błazna, który mógł się popisywać do woli podczas gdy drogi ubywało wciąż zbyt wolno. Wtedy poczuł ruch Rakel i usłyszał jej cichy szept.
        Konwenanse, przynajmniej te do których się stosował, chwilę temu zeszły na dalszy plan, a teraz stały się wręcz nieistotne. Chłodne spojrzenie patrzyło przed siebie, ale dłoń do tej pory spoczywająca na biodrze dziewczyny, przesunęła się na jej ramię, oplatając dziewczynę w pełnoprawnym objęciu, ciaśniej przytulając Rakel do piersi bruneta. Wszystko ku radości bystrzejącego spojrzenia Sheitana, który jakże by inaczej obrócił się i zerknął w odpowiednim momencie.
        Gadriell tak jak jechał równo, tak przy schodach zeskoczył z wierzchowca pozostawiając go stajennemu, który bez zwłoki złapał wodze gdy nawet nie zaszczycono go spojrzeniem czy przekazaniem konia. Równie dostojnie też pokonał stopnie by stanąć w cieniu zdobionej kolumny.
        Sheitan zrobił jeszcze jeden piruet czekając aż goście również staną u schodów i dojechał do boku umbrisa. Koń chrapał nerwowo, a pośród jednolicie karej sierści błyskało białko oka ogiera wyraźnie niezadowolonego z tego manewru. Lu właśnie przerzucał nogę przez zad piekielnika, gdy najmłodszy z braci spojrzeniem odnajdywał oczy Rakel. Nawet uśmiech rozciągnął mu wargi zapowiadając rozmowę. Przesadził jednak z brakiem dystansu, gdyż znudzony by nie powiedzieć śpiący do tej pory umbris zaatakował z prędkością grzechotnika. Koń odskoczył z przeraźliwym kwikiem w ostatniej chwili, tracąc jedynie kilka kosmków grzywy, za to kosztem sporej ilości godności Sheitana, gdy demon z pozy dumnego, wyprostowanego szlachetki, siedzącego z pięścią jednej ręki podpartą na biodrze, niemal zawisł na końskim boku, rękoma chwytając się grzywy by uchronić swoje wielkopańskie siedzenie przed zetknięciem z brukiem.
Pozbierał się szybko i solidnym kopnięciem ostrogi skarcił rumaka, po czym dla lepszej pamięci szturchnął go raz jeszcze sprawiając, że zatańczył na dziedzińcu. Czasu jednak nie mógł cofnąć, tak jak nie potrafił naprawić wrażenia, które prysło jak bańka mydlana. Podobnie rozprysł się dobry humor młodziana, w czasie gdy jego najstarszy brat nieustannie prezentował całą gamę emocji właściwą dla marmurowych schodów.
Najmłodszy zerknął z wyrzutem nawet na wilczarza, a ten posłusznie zawarczał, tylko, że zza bezpiecznej osłony końskich nóg. W grupie psy były harde. Ich zadaniem było polowanie w stadzie liczącym chociaż jedną parę. Wtedy gdy jeden umykał przed zębami, drugi mógł boleśnie kąsać. W pojedynkę, kły na kły to nie była jego liga o czym przypominał obolały grzbiet.
Ruch umbrisa nie przeszkodził Lucienowi, który akurat zeskakiwał lekko. Jak tylko jego obcasy dotknęły kocich łbów, wyciągnął ręce nawet nie zostawiając Rakel pola do decyzji, ignorując wszystko co się wydarzyło tuż obok. Wiedział, że dziewczyna jest niezależna i potrafi o siebie zadbać, ale liczył na jej współpracę.
Złapał talię zsuwającej się z siodła Czarnulki i powoli postawił ją na ziemi, gdy Sheitan zdążył dojść do siebie po szoku jakiego doznał.
        - Trzymaj to swoje bydlę w ryzach - warknął oburzony szlachcic, zeskakując z siodła z resztkami godności jakie mu pozostały, wodze rzucając kolejnemu pędzącemu stajennemu. - Pogryzł mi najlepszego tropiciela teraz mnie zaatakował - kontynuował roszczenia.
        - To nie szczuj na mnie swojego szczeniaka i nie podjeżdżaj końską tuszką pod zęby, bo Onyx dawno nie jadł - Lu odparł oschłym tonem, a umbris jak na potwierdzenie słów pana cały czas spoglądał na konia zachłannie.
        - Matka czeka w oranżerii - dopiero teraz odezwał się Gadriell. Mówił z godnością, której brakowało Sheitanowi chociaż się starał, a oziębłością prawie nie ustępował Asmodeusowi.
        - Chwila jej nie zbawi. Musimy odświeżyć się po podróży, którą przerwaliście - odezwał się Lucien, na co Gadriell tylko odwrócił się na pięcie i wszedł w otwierane przed nim wrota.
        - W takim razie zaprowadzę Rakel do jej komnat - odzyskał rezon Sheitan, teraz szarmancko nadstawiając ramię.
        - Zbytek łaski, Rakel zostanie w moich pokojach i sam ją zaprowadzę - jedna z dłoni demona odkąd pomagał zsiąść z siodła, tak do tej pory pozostała na talii dziewczyny trzymając ją blisko boku bruneta.
        - Od kiedy zrobiłeś się taki zaborczy, czyżbyś się obawiał, że twój uroczy sposób bycia przegra z moim czarem - żartował Sheitan, już chyba nawykiem mrugając do Rakel, ale spod dowcipu przebijało się samouwielbienie.
        - Tak, spędza mi to sen z powiek - odparł Lucien, bardziej już znudzony i zniecierpliwiony bezproduktywnym przedstawieniem. Sheitan zawsze był irytujący, ale czasami wręcz pobijał sam siebie dziecinnością. Spojrzał Rakel w oczy przyciągając ją bliżej do siebie, jak czynił gdy mieli przenieść się na rozlewisko.
        - A co z tym piekielnym bydlakiem?! - oburzył się ignorowany szlachcic.
        - To co zawsze, niech nikt nie podchodzi - Lucien wzruszył ramionami, odpowiadając takim tonem jakiego znudzony władca ziemski spokojnie mógł użyć do wypowiedzenia “ściąć go”.
Potem zniknęli.
Onyx rozejrzał się psotnie po kręcących się w pobliżu. Problem w tym, że tyle w jego spojrzeniu było zachęty do zabawy co u kota łapiącego wróble. Dziedziniec dość szybko opustoszał.

        Zjawili się w ciemnym pokoju. Przez okna chociaż odsłonięte wpadało niewiele światła, gdy niebo cały czas skrywały chmury i pył. Pozwolił dziewczynie spokojnie zapoznać się z otoczeniem w jakim się znalazła i dopiero powoli cofnął się z przepraszającą miną.
        - Nie tak miało być. Nigdy nie powinni się o tobie dowiedzieć - w zasadzie powtórzył swoje przemyślenia z nocy gdy Sheitan odwiedził ich pierwszym razem, tylko teraz może nieco czytelniej.
        - Już gdy zjawił się po raz pierwszy pewnie miał nakazać mi powrót, ale ten niedorośnięty krętacz wolał rozegrać jakąś swoją gierkę - poirytowany przetarł oczy dłonią, po czym odetchnął głęboko i dopiero ponownie spojrzał na dziewczynę, ale już z mniejszym żalem odbijającym się w oczach.
        - Nie obawiaj się, nie pozwolę by ktokolwiek cię tutaj skrzywdził. Zaraz ci wszystko wyjaśnię. Odbędziemy ten nieszczęsny podwieczorek i wrócisz bezpiecznie do swojego świata. - obiecał, orientując się, że oczy dziewczyny nie tylko były gorzej przystosowane do funkcjonowania w półmroku, ale on przede wszystkim znał rozkład pokoju, więc potrafił się odnaleźć nawet po omacku. Zamknął oczy, ścisnął dłoń w pięść i otworzył ją energicznie. Świece kandelabrów zapłonęły rozświetlając pomieszczenia ciepłym blaskiem. Ostrożnie wyciągnął do Rakel dłoń, by poprowadzić ją przez pokój w którym się znaleźli.
        Wnętrze było raczej ascetycznie urządzone i przypominało salon lub pokój dzienny. Na jednej ze ścian widniał fresk przedstawiający drzewo genealogiczne. Imiona, nazwiska i przydomki zapisane były oczywiście w czarnej mowie, ale do pewnego momentu przy tych najstarszych znajdowały się ikony dziwnych zwierząt. Później długo zalegały same nazwiska, by na ostatnich odgałęzieniach, jedno znów miało dziwny symbol.
Naprzeciwko, pod oknem stało sporej wielkości biurko o zużytym blacie i zamkniętej na magiczny klucz szufladzie. Na nim było standardowe wyposażenie, trochę pergaminów, jakiś kałamarz. W pobliżu niewielka komoda z książkami z oddzielnymi półkami na mapy.
Gdyby nie spora powierzchnia i wymalowana ściana, pomieszczenie niczym nie różniło się od pokoju przeciętnego mężczyzny z wyższej klasy. Dzienny salon otwartym łukiem prowadził do sypialni.
        - Przepraszam za tę komnatę - demon kontynuował oprowadzania, odzywając się po chwili w związku z jeszcze jednym kłopotliwym postępkiem, tłumacząc decyzję tym razem wybraną, a nie przymuszoną z racji braków innych miejsc w gospodzie.
        - Nie poręczę za to co mojej rodzinie może wpaść do głów, ale do mojego pokoju nie wejdą, tej niepisanej zasady przestrzegamy wszyscy bez wyjątków.
        Część nocna niewiele różniła się od dziennej. Spore łoże z baldachimem stanowiło główny element wystroju. Obok stał nocny stolik. Na jedwabnej pościeli w kolorze ciemnego indygo połyskiwały odblaski świec. Okna, przeciwnie do pokoju dziennego zasłaniały ciężkie kotary. Na przeciwnej do niego ścianie stał wymurowany kamienny kominek, gabarytów adekwatnych do wnętrz. Zaś z sypialni było bezpośrednie przejście do odpowiednio obszernej łazienki.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        W normalnych okolicznościach taka obojętność ze strony Rakel, na czyjeś uporczywe zachowania, prawdopodobnie budziłaby zdziwienie. Dziewczyna była cierpliwa i opanowana, ale jeśli ktoś zdecydowanie przekraczał granice lub zwyczajnie drażnił swoją nachalnością, nie omieszkała mu zwrócić uwagi, czy to znaczącym spojrzeniem, czy nawet ostrym słowem, jeśli do jakiegoś oryginału nie docierało. Tym razem jednak milczała jak zaklęta, ignorując zarówno wesołe uśmieszki i spojrzenia Sheitana, jak i bezpardonowe otaksowanie jej wzrokiem przez drugiego brata. Nie była w pozycji ani do dyskusji ani do wywyższania się.
Później, po przekroczeniu portalu do Otchłani pomógł też zwykły wstrząs. Nie tylko magicznym środkiem transportu, ale oszałamiającym pałacem pnącym się ku niebu przed jej oczami. Szok kulturowy jakiego doznała pozbawił ją języka w gębie na wystarczająco długo, by nikomu nie odpyskowała, jak również pokusił ją do wyszeptanej do Luciena prośby. Mężczyzna objął ją wtedy bardziej ramieniem i dosłownie zamknął w uścisku, co było wystarczającą odpowiedzią. Nie lubiła bezkrytycznie na kimś polegać, ale chwilowo nie miała zbytniego wyboru. Bystre spojrzenie Sheitana zignorowała, opierając się lekko o pierś znajomego.
        Zatrzymali się przy wejściu do posiadłości i Rakel odprowadziła wzrokiem wbiegającego tam nemorianina, spojrzeniem zaraz znów uciekając do marmurów, kolumn i strzelistych okien. Mimowolnie przełknęła ślinę, ale wyprostowała się znów, czując jak Lucien szykuje się do zsiadania i przyłapana bezpośrednim już spojrzeniem Sheitana, zniosła je ze spokojem. Wtedy jednak łeb Onyxa dosłownie wyleciał w stronę karego ogiera, z trzaskiem zębów łapiąc ledwie kępkę grzywy, ale za to jeźdźca niemal zrzucając z wierzchowca. Rakel prawie przygryzła sobie wnętrze polika do krwi próbując się nie roześmiać, ale robiły to za nią barwne oczy, które szybko skupiła na łysej szyi umbrisa. W innej sytuacji pewnie parsknęłaby śmiechem i to wcale nie złośliwym, a życzliwym i zrodzonym ze szczerego rozbawienia. Tutaj jednak nie ośmieliłaby się nawet parsknąć, co było dobrą decyzją, patrząc po tym z jakim niezadowoleniem szlachcic znosił upokorzenie. Humor przeszedł jej ostatecznie, gdy za wszystko oberwało się pięknemu karoszowi, strzelonemu teraz ostrogami po bokach.
        Gdy Lucien zsiadł, niemal przymierzyła się do podobnego przerzucenia nogi przez grzbiet wierzchowca, ale dostrzegła wyciągnięte ręce mężczyzny i dostosowała się bez słowa. Nie weszli jeszcze do środka, ale wyczuła już wagę pozorów i starała się nie utrudniać dodatkowo znajomemu sytuacji, która dla niego wydawała się równie niekomfortowa, co dla niej, tylko z innych powodów.
Spojrzała na Sheitana nagle, słysząc jego nieprzyjemny ton i dalszej wymianie zdań między nim a Lucienem przysłuchiwała się, udając z pełną mocą, że wcale jej tu nie ma. Dyskretnie tylko sięgnęła do nogi piekielnego wierzchowca, drapiąc go pieszczotliwie i dla własnej otuchy. Podniosła głowę, słysząc chłodny głos, a później znów pozostało jej przysłuchiwanie się braciom, przy czym teraz musiała się wysilić, by nie unieść brwi.
„Do jej komnat”?

Powoli zaczynała rozumieć, jak czują się ludzie, którzy mówią nagle, że „muszą się napić”. Ona też czuła, że sytuacja powoli ją przerasta i w tej chwili nie pogardziłaby kieliszkiem wina, albo trzema. Jak długo oni mają tutaj być? I ona absolutnie nigdzie z tym facetem sama nie idzie.
Jej spojrzenie mówiło to chyba dość wyraźnie, ale jaśniejszym przekazem była dłoń Luciena obejmująca ją w talii. Nawet nie obruszyła się, że rozmawia się o niej, jakby jej tu nie było, bo wyjątkowo było jej to na rękę. Losowi zaś dzięki, że Lucienowi ufała, bo słysząc, że zostanie w jego pokojach parsknęła tylko w głowie. Nie no jasne, jakby ktoś jej szukał to jest u Luciena, no przecież. Spojrzeniem uciekła dopiero, gdy Sheitan dziwnym zwyczajem znów puścił do niej oczko.
Gdy demon ją objął musiała się powstrzymać, by nie oprzeć głowy o jego pierś. Ile ona tu była? Pięć minut?
To będzie długi dzień.

        Tym razem szarpnięcie nie było mocne i Rakel zastanowiła się, czy nie zależy to od odległości, na jaką się przenosili. Uchyliła jedno oko i szybko domyśliła się, że są w Luciena pokoju. Powoli opuściła ręce, palcami muskając mimowolnie koszulę demona i rozejrzała się, próbując przyzwyczaić wzrok do ciemności. Zaraz wróciła spojrzeniem do mężczyzny, słysząc jego głos, a na słowa i przepraszający wyraz twarzy uśmiechnęła się łagodnie.
- Nic się przecież nie stało – powiedziała, gdy nemorianin powoli się uspokajał.
Później tylko pokiwała głową, jednocześnie z wdzięcznością, ale też trochę niepewnie. Oczywiście cieszyła się, że Lucien nie pozwoli, by coś jej się tutaj stało, ale też niepokoiło ją, że w ogóle było takie ryzyko. Jednak o ile w Alaranii mogła sobie prychać do woli na jego troskę, tu czuła się zagubiona jak dziecko, które na tłocznym targowisku straciło matkę z oczu. Ba, nawet z tego pałacu by sama nie wyszła, błąkając się zapewne dobry tydzień po korytarzach nim z frustracji nie wyskoczyłaby przez okno.
        Dziwnie wpływała też na nią atmosfera, która tu panowała. Już nawet pomijając wszechobecny przepych. Rakel pochodziła z kochającej się rodziny, gdzie największym przejawem złości było podniesienie na kogoś głosu, po którym i tak następowały wzajemne przeprosiny. Relacje Luciena z braćmi należały zaś do raczej drażliwych, delikatnie mówiąc, a z tym nie do końca wiedziała jak sobie poradzić. Nie wiedziała też jak skomentować fakt, że brzmiało jakby miała do Alaranii wrócić sama, ale tym jeszcze nie zaprzątała sobie głowy.
        Zamrugała, gdy wokół zapaliły się świece i odruchowo ujęła wyciągniętą dłoń, podążając powoli za Lucienem.
Przepych bił po oczach i dusił w gardle. „Pokój” demona składał się z czegoś na kształt gabinetu czy pokoju dziennego, sypialni i łazienki, całością spokojnie dorównując powierzchni całej kamienicy Rakel. Pachniało drewnem i czymś ładnym, ale nie perfumami. Poczuła się głupio, czując jak sama pachnie koniem. Spojrzeniem sunęła szybko po biurku, ścianach, fresku, łukowatym przejściu i ogromnym łóżku, które ujęło ją baldachimem, ale też szybko przepłoszyło spojrzenie. Prosto na kominek. A niech to. Wiedziała, że jest dziany, ale chyba nie wiedziała, że można być aż tak zamożnym, zwyczajnie przekraczało to jej pojmowanie.
        Spojrzała na Luciena, początkowo marszcząc lekko brwi, a za chwilę uśmiechając się nieznacznie, gdy pojęła sens jego słów.
- Daj spokój, dziękuję za gościnę – powiedziała uprzejmie i objęła dłonią ramię. – Właściwie chyba wolę zostać z tobą niż gdzieś indziej sama – przyznała niepewnie, odgarniając za ucho kosmyk włosów, który wypadł z kitki. Zaraz też zdała sobie sprawę, jaka musi być rozczochrana i westchnęła, próbując poprawić włosy.
- Przepraszam za to, i za wcześniej – mruknęła, błądząc spojrzeniem po rzeźbieniach kominka. – Chyba nie spodziewałam się, że tu będzie tak… inaczej. Trochę niepewnie się czuję – zakończyła niezgrabnie i zerknęła na Luciena. – Mam nadzieję, że nie narobię ci wstydu.
        Rakel rozejrzała się jeszcze, stawiając kilka wolnych kroków na powrót w stronę pokoju dziennego. Jej uwagę wyraźnie przykuwał fresk, jednak chociaż domyśliła się, że spogląda na drzewo genealogiczne, alfabet czarnej mowy był poza jej zasięgiem.
- Nie masz najlepszych kontaktów z rodziną – ni to zapytała, ni stwierdziła, znów ukradkiem spoglądając na demona, wciąż jakby badając grunt. – Dlatego podróżujesz po Alaranii? Domyślasz się może po co cię wezwali? I… dlaczego to, że ci towarzyszę, to taki drażliwy temat?
Lucien mówił jej ostatnio, że boi się, jak zachowałaby się jego rodzina, gdyby się dowiedzieli, że mu na niej zależy. Wciąż właściwie nie wiedziała, jak i dlaczego mu na niej zależy (nad swoimi uczuciami w ogóle się nie zastanawiając), ale chyba w najbliższym czasie dowiedzą się, co sądzi o tym jego rodzinka.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Wizyta w domu nie cieszyła Luciena ani trochę, ale sprawę znacznie ułatwiała współpraca dziewczyny. Pewnie sporą rolę odegrał szok jaki jej zaserwowano, ale przynajmniej nie musiał walczyć z wewnętrznym rozdarciem pomiędzy chęcią wyjaśnienia Rakel o co chodzi a zachowaniem twarzy przed braćmi, jak było ostatnim razem po ulewie..
        O dziwo Rakel nawet nie stroszyła się gdy zapewniał o swojej ochronie. Chyba wreszcie, nawet jeśli nieznacznie, docierała do niej skala potencjalnego zagrożenia. Łatwo było śmiać się z niebezpieczeństw obok mając Meve, która była babcią stanowiącą zagrożenie dla innych, czy włamywaczy zupełnie nieodpornych na ostre krawędzie mieczy. Co prawda takie niebezpieczeństwa wcale demona nie uspokajały i w jego opinii nie zwalniały z ochrony, ale wreszcie miał w zanadrzu dobitniejsze argumenty. Może taka wycieczka była dobrą lekcją poglądową. Nauka nie warta ryzyka, ale cóż trzeba było jechać na takim koniu jakiego się otrzymało.
W pokojach przynajmniej wreszcie schowali się przed wścibskimi spojrzeniami, gdzie mogli uporządkować myśli po tym nieplanowanym zwrocie zdarzeń.
        Przyglądał się Rakel z łagodnym wyrazem twarzy, uśmiechając się lekko gdy odgarnęła kosmyk za ucho. Zawsze tak robiła, gdy czuła się czymś skrępowana, a brunetowi podobny obrazek nijak nie chciał się znudzić.
        - Nie masz za co przepraszać - odparł, ale zaraz uśmiech zastąpiła zagubiona mina, a Lucien przechylił głowę na bok.
        - Nie narobisz mi wstydu, co za pomysł - zapewnił łagodnie. Chętnie przytuliłby ją po raz kolejny dzisiejszego dnia, ale w zamian oparł się krzyżem o biurko, spoglądając na kroki Czarnulki spod rzęs i opadających na twarz włosów. Niespodziewane stwierdzenie wywołało zaskoczone prychnięcie Luciena, a demon zamknął oczy marszcząc brwi.
        - Zaręczam, że ktoś kto stwierdził, że przyjaciół trzyma się blisko a wrogów jeszcze bliżej, nie spędził dnia w Otchłani. Nie można wiedzieć jak jest to irytujące i pleść podobnych farmazonów - stwierdził sarkastycznie. Następne pytanie sprawiło, że spojrzał na Rakel znacznie uważniejszym i jednocześnie zaskoczonym spojrzeniem.
        - Chyba tak - odparł po chwili, zamyślając się wraz z odpowiedzią - Jestem tym wszystkim zmęczony - dodał ledwie słyszalnym szeptem, wzrokiem uciekając w tańczące na ścianach cienie, zupełnie jakby mówił sam do siebie.
        - Pewnie jakaś bzdura. Nie było mnie dość długo i nieprzerwanie - dopiero po chwili wrócił źrenicami w kierunku Czarnulki.
        - Jakiś bal, albo zwyczajna chęć sprawdzenia co robię. Nawet zwykłej złośliwości by przeciągnąć nas w tę i z powrotem nie wykluczam - wzruszył ramionami, niespecjalnie przywiązując się do powodu wezwania. Dopiero ostatnie pytanie sprawiło, że demon aż się zakrztusił chyba jakby wstrzymywanym śmiechem czy ze zwykłego szoku, po czym zupełnie bezradnie popatrzył na zbrojmistrzynię, a w pokoju na dobrą chwilę zapadła cisza, gdy Lu próbował zebrać wszystko we względnie, krótkie zdanie. Niestety słowa nijak nie współpracowały i nie chciały dać się skompresować.
        - Nie prawda, że jak nie wiesz od czego zacząć, to zaczęcie od początku ułatwia sprawę - wymamrotał pod nosem, na chwilę chowając oczy w dłoń.
        - Nie drażliwy, ciekawy - odezwał się po kolejnych kilku oddechach, odgarniając z oczu czarną kurtynę.
        - Moment gdy myślałaś, że się oddaliłem, że mnie nie poznajesz - przypomniał wyrzut Rakel.
        - Taki jestem. Tak wygląda Lucien Asmodeus d’ Notte. Rodowy rzeźnik bez krzty skrupułów. Podróż z tobą to kuriozum, którego nie można przeoczyć, gdy nikt nigdy nie widział mnie z kimkolwiek dłużej niż wymagała tego kurtuazja i w sytuacji innej niż oficjalne spotkanie. Nie mam znajomych, a przyjaciół zastępują mi wrogowie, ich mi nie brakuje.
Na Księcia, Rakel, nawet teraz, rozmawiając z tobą zastanawiam się jak wiele możesz wykorzystać przeciw mnie. Całą tę paranoję spycham na bok tylko dlatego, że tak naprawdę ty wykazałeś się znacznie większym zaufaniem do mnie, ryzykujesz nieporównywalnie więcej. Nie tłumaczę się i nie dzielę swoimi myślami bo zwyczajnie nigdy nie miałem z kim. Każde uczucie zawsze mogło być wykorzystane jako słabość. W większości nawet nie wiłem, że powinienem o czymś ci powiedzieć, ponieważ nigdy tego nie czyniłem, nie oszalałem na tyle by prowadzić egzystencjalne dysputy z umbrisem, a tylko jego nigdy nie posądziłbym o możliwość zdrady - tłumaczył zmęczonym tonem, tym razem jednak uważnie obserwując reakcję dziewczyny zamiast błądzić spojrzeniem.
        - Nigdy nie rozmawiałem tak dużo jak w twojej obecności, a dzisiejszy dzień chyba pobije wszystkie poprzednie - kontynuował, powoli nabierając lżejszej nuty.
        - Jakby ktoś się dowiedział, uznałby, że musisz być jakąś potężną czarownicą - na koniec zażartował wzdychając ze zrezygnowaniem. Czas jednak uciekał i po tym nietypowym wywodzie wzrok demona ponownie nabrał bardziej skupionego wyrazu. Na bujanie w obłokach i rozmowy o życiu, jeśli już musi, przyjdzie inna pora. Zmienił więc szybko temat.
        - To loża szyderców i kłamców. Jeśli zechcą wydrwią elficką królową, jeśli będą mili bądź jeszcze ostrożniejsza. Nie mów nic ponad niezbędne minimum - zaczął cierpliwie tłumaczyć.
        - Nic co da jakiekolwiek konkretne informacje o twoim życiu, domu, rodzinie. Jedynie grzeczne ogólniki. To nie są twoi przyjaciele i nie będą, chociaż mogą tak wyglądać. A ponad wszystko uważaj co mówisz i o co prosisz - podkreślił na chwilę robiąc pauzę, by dziewczyna nadążyła za natłokiem przestróg i skupiła się na tej wyraźnie istotnej.
        - Najlepszym przykładem jest twoja prośba. Nie wyciągam tego by cię speszyć - zaznaczył od razu - Ale chcę pokazać znaczenie precyzji. Równie dobrze mógłbym podążyć teraz za tobą do łazienki i mówić, że sama tego chciałaś, a chyba to nie jest jeszcze ten etap znajomości - uśmiechnął się łagodnie, starając się nie przesadzić z żartem by i tak zestresowana dziewczyna nie poczuła się jeszcze bardziej nieswojo. Chciał jej tylko uzmysłowić jak łatwo mogła sobie narobić kłopotów.
        - Niczym się nie przejmuj. Nie podlegasz im, nie jesteś z tego świata i nikt nie zetnie cię za niewłaściwe dygnięcie. Poza tym postaraj się tylko nie rąbnąć Sheitana - już pełnoprawnie zażartował by rozluźnić atmosferę - Bo chociaż od lat mam ochotę uciąć mu tę śliczną i pustą makówkę, to byłoby to dość kłopotliwe w dalszym rozrachunku. - Dalsza część mimo uśmiechu, albo była przykładem na osobliwe poczucie humoru Luciena, albo demon skończył żart na poprzednim zdaniu teraz mówiąc z dziwnym błyskiem w oku.
        - Bądź sobą - zakończył, patrząc w oczy Rakel.
        - A teraz pozwolisz, że pomimo obietnicy na moment cię zostawię. Mimo wszystko wypada żebym zamknął Onyxa, bo służba się trochę stresuje - wskazał wzrokiem okno wychodzące na dziedziniec. Bestia właśnie truchtała za osobnikiem w liberii, który jeszcze nie biegł, ale szedł tak szybko jak potrafił, a na pięty następował mu ubris z nisko wyciągniętą szyją, ogonem falującym jak u płynącego krokodyla.
        - Naprawdę za moment wracam - podniósł dłoń Rakel by jak już nieraz czynił pocałować wierzch jej palców.
        - Nic ci tu nie grozi. To jest Saya, nie musisz się jej obawiać. Pomoże ci w łazience - przedstawił wchodzącą właśnie pokojówkę. Zaraz potem zniknął.

        - Dzień dobry Panienko, proszę ze mną. Jesteś pewnie zdrożona. Już pomagam ci się przygotować na kolację - nemorianka mówiła spokojnym, melodyjnym wspólnym z naleciałością obcego akcentu, prowadząc Rakel do łazienki i jednocześnie kategorycznie odmawiając zaniechania pomocy. Tak Pan kazał, takie było jej zadanie. Nie dawała się też przekonać, by pominąć formę grzecznościową i z Panienki przeszła jedynie na Panienkę Rakel. Nie była nachalna i starała się nie narzucać. Cały czas gdy szykowała kąpiel widać było, że stara się ukrywać poszarpane blizny na rękach, co szybko zaczęły utrudniać podwinięte do pracy rękawy.
        - Ma panienka piękne włosy - uznała cicho, pomagając Rakel odnaleźć się w łazience. Zaraz potem zwinęła w kłębek brudne odzienie by zabrać je do prania, gdy rozległo się ciche pukanie do drzwi.
        - Jestem z powrotem - Lucien oznajmił krótko i już miał się oddalić do salonu, gdy zza drzwi padło pytanie.
        - Jaką suknię przyszykować dla Panienki?
        - Na pewno ciemną, o szczegóły spytaj Panienkę - demon podeśmiał się pod nosem i dopiero oddalił się spod drzwi łazienki. Chciał tylko poinformować, że autentycznie nie znikł na długo i dłużej nie chciał zakłócać prywatności dziewczynie.
Zablokowany

Wróć do „Opuszczone Królestwo”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości