Żelazna Twierdza[Komnaty uzdrowicielki] Tylko nie umieraj.

Twierdza wznosząca się na wzgórzu górującym nad miastem Rododendronia. Jej ściany w przeciwieństwie do większości tego typu budowli zostały wykonane z żelaza i kamienia. Twierdza jest bardzo stara, a sposób jej powstania ginie w pomrokach dziejów. Legenda głosi, iż mury twierdzy pamiętają jeszcze czasy świetności Środkowego Królestwa.
Awatar użytkownika
Azajasz
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 54
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Żołnierz , Wojownik
Kontakt:

[Komnaty uzdrowicielki] Tylko nie umieraj.

Post autor: Azajasz »

Azajasz wziął Safirę na ręce i zaniósł ją na piętro do komnaty, którą wskazała Alaja. Malachi szedł przed nim i otwierał mu drzwi. Kiedy weszli do izby położył na posłaniu prześcieradło, po czym bez słowa opuścił pokój. Azajasz został sam z nieprzytomną Safirą. Jej ubranie było w strzępkach. To co miała na sobie trudno było nazwać szatami. Położył dziewczynę na szerokim łóżku stojącym przy ścianie. Spojrzał na swoje ręce. Wcześniej jakby zupełnie o tym zapomniał, ale teraz dotarło do niego, że całe są we krwi Safiry. Spojrzał na anielicę. Spodnie miała brudne, ale całe, za to z koszuli zostało niewiele. Czerwona od krwi, rozdarta na środku odsłaniała całą pierś kobiety. Nagość rannej nie robiła na nim żadnego wrażenia. Pod pewnymi względami Alaja miała rację, w takiej sytuacji byli dla siebie neutralni.

Na stole po prawej stronie stała duża, biała misa z wodą, obok leżały kawałki płótna. Azajasz przykucnął obok łóżka, podniósł lekko Safirę i ściągnął z niej koszulę. Potem chwycił za miskę, postawił ją niedaleko i zaczął obmywać ciało dziewczyny z krwi. Alaja nie zostawiła im żadnych ubrań na zmianę. Dlatego, kiedy umył omdlałe ciało kobiety wyszedł z komnaty by poszukać medyczki. Odnalazł ją w jej pracowni, siedziała wykończona z głową opartą o kolana. Mimo tego, gdy anioł o to poprosił dała mu potrzebne rzeczy. Azajasz, choć zwykle tego nie robił, tym razem podziękował i pośpiesznie wrócił do poszkodowanej anielicy.

Ubrał ją w długą, białą koszulę, którą dostał od Alaji. Dzięki temu, że szata zasłaniała ją od szyi do kostek mógł pozbyć się jej zakrwawionych spodni. Do tej pory był bardzo opanowany, podarte i brudne ubrania złożył w kostkę i położył na jednym z krzeseł stojących przy stole. Misę z brudną wodą i zakrwawionym płótnem wsunął pod stół. Odwrócił się w stronę łóżka i spojrzał na blade lico Safiry. Przełknął ślinę. Ukucnął przy niej i odgarnął jej z czoła poplątane jasne loki. Chciał czy nie chciał - miał uczucia. Ukrywał je, chował, tłumił, ale czasem i tak wychodziły na wierzch. Nie czuł się zmęczony mimo tego wszystkiego co się stało, ale bolało go, bolało go w środku. Przez dłuższą chwilę kucał przy łóżku, aż w końcu poczuł, że cierpną mu nogi. Wstał i rozejrzał się po pokoju. Dopiero teraz dostrzegł, że w środku zaczął panować półmrok. Zapalił świecę stojącą na nocnym stoliku i te, które stały na stole. Potem schylił się do miski z wodą i umył w niej ręce. Wziął jedno z krzeseł stojących nieopodal i przystawił je do łóżka. W końcu usiadł na nim i westchnął głośno. Miał nadwątlone siły magiczne, ale wiedział, że niedługo się zregeneruje. Nie zamierzał dzisiaj wracać do kwater. Wiedział, że będzie czekać tu tak długo jak to tylko będzie konieczne. Poprawił poduszkę na której leżała kobieta, a potem starannie ją przykrył.

Mijały minuty, potem godziny. Ale nawet twardy wojownik czasem musi wstać i rozruszać kości. Na zewnątrz było już ciemno, przez małe okno wpadał blask księżyca. Azajasz wstał i kilka razy przeszedł się po pokoju. W głowie miał pustkę. Nie miał pojęcia, która jest godzina, ale zaczął czuć się lekko zmęczony. Odsunął krzesło od łóżka i usiadł na podłodze opierając się plecami o nocny stolik. Spojrzał na jasną dłoń Safiry leżącą na posłaniu. Normalnie nigdy by tego nie zrobił, ale ona była nieprzytomna. Wyciągnął rękę i chwycił dziewczynę za dłoń. Czas wydawał się mu dłużyć niesamowicie. Nie potrafił niczym zająć umysłu. Poczuł, że oczy zaczynają się mu zamykać. Odwrócił głowę i dostrzegł, że świece stojące na stole zdążyły się już wypalić, a po tej na nocnym stoliku został zaledwie ogarek. Dopiero teraz dotarło do niego, że przez okno nie sączy się już światło księżyca, a blask poranka. Oparł głowę o stolik, długo walczył ze sobą by nie odpłynąć, ale w końcu nawet nad nim zmęczenie wzięło górę i po prostu zasnął.
Awatar użytkownika
Safira
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 52
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Anioł Ducha
Profesje: Uzdrowiciel , Żołnierz
Kontakt:

Post autor: Safira »

Safira spadała. Jej sen spowijały cieniste szpony sięgające w głąb jej umysłu. Leciała w dół a połamane skrzydła nie mogły złapać powietrza. Dookoła było ciemno, jednak doskonale widziała mijanych w locie ludzi i aniołów. Znajome twarze, wyciągały do niej dłonie, próbowały ją pochwycić jednak nie mogły jej sięgnąć, ani ona nich. Spadała coraz niżej, a postaci było coraz mniej. W końcu została sama. Opadła na miękkie dno. Spróbowała się podnieść ale ziemia zachwiała się pod nią i znów upadła. Coś mokrego spływało po jej policzkach, sięgnęła w ich stronę ręką... krew. Gdzieś w oddali zamajaczyła jej postać... Azajasz, kroczył w jej stronę z uniesionym mieczem a na twarzy miał diaboliczny wyraz. Śmiał się z niej. Zbliżył się i uniósł rękę by zadać ostateczny cios, jego oczy świeciły upiornym białym światłem w mroku.

- Nie! - obudziła się z krzykiem, cała zlana potem. Panicznie rozejrzała się po pomieszczeniu. Przy stoliku siedział on - postać z jej koszmarów. Szarpnęła się gwałtownie wyskakując z łóżka, byle znaleźć się jak najdalej od niego. Ranne ciało jednak nie było gotowe na taki krok, potknęła się i runęła jak długa na ziemię chroniąc się rękami przed upadkiem. Nawet nie poczuła bólu.
- Nie, nie, nie... nie - mamrotała pod nosem próbując odczołgać się dalej, jej umysł wciąż był otępiały koszmarem.
Awatar użytkownika
Azajasz
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 54
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Żołnierz , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Azajasz »

Ze snu wyrwało go szarpnięcie za rękę. Safira wyrwała dłoń z jego uścisku. Nim jednak zdążył otrzeźwieć dziewczyna wyskoczyła z łóżka niczym spłoszona łania. Nie ubiegła jednak daleko, zrobiła ledwo dwa kroki i upadła jak długa na podłogę. Azajasz zerwał się z miejsca i dopadł do dziewczyny, ale anielica tylko zwinęła się w kłębek otaczając rękami kolana. Wydawało mu się, że płacze. Ewidentnie chciała go od siebie odgonić, odepchnąć. Azajaszowi jeszcze nigdy nie zdarzyła się taka sytuacja. Z nikim z drużyny nie był blisko, nikim się nie zajmował, nikim nie opiekował, nie było takiej potrzeby. Przez myśl przeszło mu, że może na jego miejscu powinien być teraz Malachi, przecież to jemu ufała najbardziej. Ale Malachi... On jej nie kochał. Może jednak dobrze, że go tu nie było? Może Safira cierpiała by jeszcze bardziej z myślą, że się nią opiekuje, a kocha Ananke? Te wszystkie myśli pojawiły się w jego głowie nagle, nie miał czasu ich roztrząsać.

Uklęknął przy zlęknionej Safirze leżącej na podłodze. Nie chciał jej straszyć, ale też nie mógł przecież zostawić jej w takim stanie. Nie miał pojęcia jak się zachować. Ostatnim razem, kiedy się o kogoś troszczył był młody i nie miał za sobą koszmarnych przeżyć. Miał tylko dwie możliwości - zostawić ją leżącą i łkającą na podłodze, albo przełamać się i zrobić wszystko co w jego mocy by jej pomóc. To drugie niestety wiązało się z okazaniem jakiś uczuć. Patrzył na anielicę zwijającą się z przerażenia i czuł, że serce mu się ściska.

Zbliżył się i dotknął jej ramienia.
- Safira... - odezwał się, był zaskoczony, że jego głos potrafi nie być oschły. - Ju... ju... już dobrze - wydusił z siebie, ale brzmiało to jakoś nienaturalnie.
- Jesteś w Żelaznej Twierdzy, u Alaji. Dostałaś zatrutą strzałą w pierś. Nie możesz tutaj leżeć, musisz wrócić do łóżka - starał się, ale sam słyszał jak beznadziejnie brzmią jego słowa. W dodatku wydawało mu się, że im jest bliżej tym bardziej anielica się boi.
- To ja... A... Azajasz - mogła go nie lubić, ale przecież był z jej drużyny, znała go. Gdyby to był ktoś inny, to pewnie powiedziałby coś w stylu: "Dalej, wstawaj, nie rób z siebie ofiary", ale to była Safira. W dodatku przerażona i ranna. Dawno nie czuł się tak bezradny. Miał ochotę zapytać ją, czy powinien pójść po Malachiego, ale uznał, że to byłoby jeszcze głupsze niż to co mieli teraz. Doszedł do wniosku, że musi wziąć sprawy w swoje ręce - dosłownie i w przenośni. Zmienił pozycję, wstał na moment, a potem pochylił się i wziął dziewczynę na ręce.

Safira jakby dostała szału. Zaczęła krzyczeć i szarpać się jak szczeniak, który zaraz ma zostać utopiony w rzece. Mimo to Azajasz jej nie puścił, co poskutkowało tym, że w przypływie strachu anielica ugryzła go do krwi w nadgarstek. Zawył z bólu, ale zamiast ją puścić tylko ją do siebie przycisnął.
- Safira! Uspokój się do cholery! - krzyknął na całe gardło.
Awatar użytkownika
Safira
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 52
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Anioł Ducha
Profesje: Uzdrowiciel , Żołnierz
Kontakt:

Post autor: Safira »

Ostre słowa Azajasza przywróciły ją w końcu do rzeczywistości. A przynajmniej częściowo. Safira rozejrzała się półprzytomnym wzrokiem po pomieszczeniu, próbując zrozumieć gdzie się znajduje. Nie rozpoznawała tego miejsca, jednak nie było w tej chwili istotne. Zdała sobie sprawę, że anioł obejmuje ją mocno.

- Dlaczego mnie trzymasz? - zapytała jednocześnie rumieniąc się. Nie była nawykła do bliskości, wręcz stroniła od niej zważywszy na okoliczności w jakich stała się aniołem. Mężczyzna chyba zauważył jej zakłopotanie, bo puścił ją i mogła się odsunąć na bardziej przyzwoitą odległość. Wciąż nie wiedziała jak się znaleźli w obecnej sytuacji, jej umysł zdawał się spowijać jakiś cień, broniący dostępu do najświeższych wspomnień. - Co ci się stało w rękę? - zapytała zatroskana, widząc kropelki krwi na jego nadgarstku. Chciała sięgnąć do niego dłońmi, by zaleczyć drobną rankę, jednak gdy tylko to zrobiła zakręciło jej się w głowie i zebrało na wymioty. Z trudem powstrzymała się przed zwróceniem zawartości swojego żołądka.

- Przepraszam... - wydukała po chwili, gdy mdłości minęły. - Chyba nie czuję się najlepiej - powiedziała, jakby próbowała przeprosić za swoje zachowanie. Nie chciała stanowić dla nikogo obciążenia i spowalniać kompani, a chyba w tej chwili tak właśnie się działo. Gdyby tylko pamiętała co się wydarzyło wcześniej...
Awatar użytkownika
Azajasz
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 54
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Żołnierz , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Azajasz »

Azajasz nie chciał na nią warczeć, ale nie znalazł już innego sposobu. Na szczęście podziałało, ale Safirze chyba nie spodobało się, że trzyma ją na rękach. Puścił ją i postawił na podłodze, choć w duchu uważał, że to nie jest dobry pomysł i powinien położyć ją do łóżka.
- Trzymam cię, bo leżałaś na podłodze i cię podniosłem - powiedział poważnie. Stał naprzeciw niej, w bezpiecznej odległości. Safira była świetną uzdrowicielką i wojowniczką, ale wzrostem nie grzeszyła. W porównaniu do Azajasza była filigranowa, żeby patrzeć mu w twarz musiała zadzierać głowę do góry. Kiedy zapytała o rękę zrozumiał, że chyba nie bardzo wie co się przed chwilą działo.

- Ugryzłaś mnie - wyjaśnił rzeczowo, spoglądając na swój nadgarstek. Musiał przyznać, że bolało. Dziewczyna normalnie wżarła mu się w rękę jak jakieś małe zwierzątko ogarnięte szałem. Chciał odsunąć dłoń, kiedy próbowała go dotknąć, ale nie zdążył, bo praktycznie w tym samym momencie dostrzegł, że anielica zraz się przewróci. Dopadł do niej i chwycił ją za plecy by nie upadła. Nie zastanawiał się dłużej, chwycił ją za rękę i przerzucił ją przez swoje ramię. Podprowadził ją do łóżka i posadził na jego brzegu.

- Safira, połóż się - poprosił. - No już, proszę, połóż się - powtórzył, pochylił się i poprawił poduszkę unosząc ją nieco do góry, żeby Safira nie musiała leżeć zupełnie na płasko.
- Położysz się? - zapytał. Safira przez chwilę patrzyła na niego oszołomiona, ale w końcu położyła się opierając głowę o poprawioną przed chwilą poduchę. Kiedy to zrobiła Azajasz chwycił kołdrę i przykrył ją, by nie marzła. Potem chwycił krzesło i przystawił je tak, by siedzieć niedaleko anielicy.

- Posłuchaj mnie. Jesteś w Żelaznej Twierdzy, w komnatach Alaji. Zostałaś ranna. Dostałaś strzałą w pierś i w ramię. Jeden z towarzyszy Ananke przeteleportował cię do miasta, do Alaji. Ja przyjechałem potem. Alaja nie mówiła czym, ale strzały były zatrute, bardzo mocno zatrute. Czymś, co działa na niebian. Alaja i magowie ledwo cię odratowali. Opatrzyli ci rany, a potem ja i Malachi przynieśliśmy cię tutaj. To było wczoraj, Malachi wrócił do kwater, a ja zostałem. Przez całą noc byłaś nieprzytomna. Nie wiem, która jest teraz godzina, ale myślę, że jakoś przed południem. Obudziłaś się, wyskoczyłaś z łóżka jak zając, zrobiłaś może dwa kroki i runęłaś na podłogę. Zwinęłaś się w kłębek i płakałaś, więc cię podniosłem i chciałem położyć, ale dostałaś szału i mnie ugryzłaś. Nie chciałem cię puścić, żebyś znów nie upadła, więc cię trzymałem. Ot i cała historia - Azajasz starał się mówić powoli i rzeczowo. Jego mina znów była strasznie ponura, choć w środku mu się kotłowało. Chciał być dla niej milszy, czulszy, lepszy, ale coś go blokowało. Celowo nie powiedział Safirze jakim cudem leży tutaj w samej nocnej koszuli, a pod spodem nie ma zupełnie nic. Stwierdził, że lepiej dla niej jeśli założyła, że przebrała ją Alaja. Oczywiście gdyby go zapytała nie skłamałby i powiedział prawdę, ale miał cichą nadzieję, że tak się nie stanie.

- Boli cię coś? Jesteś głodna? Chcesz się czegoś napić? - zapytał, naprawdę chciał się o nią zatroszczyć. Miał jednak wrażenie, że Safira zachodzi w głowę co w ogóle robi tutaj akurat z nim. Z całej drużyny Malachiego siedział z nią akurat Azajasz. Gbur i maruda, bez uczuć. Mogła być tutaj Dea, albo Diana, ale z jakiś powodów był tutaj właśnie on. On wiedział dlaczego, ale ona nie.
Awatar użytkownika
Safira
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 52
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Anioł Ducha
Profesje: Uzdrowiciel , Żołnierz
Kontakt:

Post autor: Safira »

Safira nie do końca rozumiała co do niej mówi. Cały czas czuła się jakby ktoś zarzucił jej worek na głowę i obrócił kilkanaście razy wokół, tak że czuła się teraz zdezorientowana. Musiała mocno się skupiać na słowach Azajasza by zrozumieć co do niej mówi. Z całego tego potoku słów, którymi ją zasypał wywnioskowała głównie, że została ranna. To by tłumaczyło dlaczego czuła się tak okropnie. Zwykle w takiej sytuacji zapewne uleczyłaby sama siebie, jednak wyglądało na to, że straciła przytomność i musiał zrobić to ktoś za nią. Tylko po co kłopotali się z przetransportowaniem jej aż tak daleko? Wprawdzie pełniła rolę uzdrowicielki w drużynie, nie znaczyło to jednak przecież, że inni nie potrafią poradzić sobie z jakąś strzałą. Zaraz, Azajasz powiedział, że strzała była zatruta...

Anielica zamknęła oczy i skupiła się na swoim wnętrzu, próbując wczuć się w swoją aurę i wyczuć wibracje własnego ciała. Coś było nie tak. Nie wyglądała tak jak zwykle, jednak nie potrafiła określić co z nią nie tak. Obca wibracja umykała jej zmysłom i zwodziła ją. Zachowywała się niemal jak żywa istota. Przeszły ją ciarki. Safira jak wielokrotnie do tej pory sięgnęła po swoją uzdrawiającą magię, jednak w tym momencie mdłości i zawroty głowy powróciły, przyprawione dodatkowo okropnym bólem głowy. Poczuła jak wnętrzności podchodzą jej pod gardło...

W panicznym odruchu by nie udusić się własnymi wymiocinami, przewróciła się na bok i zwróciła całą skromną zawartość swojego żołądka wprost na spodnie i buty anioła który jej doglądał. Nie było tego wiele, żółć pomieszana z jakąś zieloną, niestrawioną papką którą wmuszali w nią przez sen lekarze, chociaż to chyba nie mogło być pociechą dla niebianina. Anielica przewróciła się na plecy z trudem łapiąc oddech przez podrażnione kwasem gardło.

- Pić... - zawołały jej spierzchnięte wargi.
Awatar użytkownika
Azajasz
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 54
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Żołnierz , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Azajasz »

Nie wiedział, czy to życie, czy Safira, ale z pewnością jedno z dwojga wystawiało go na ciężką próbę. Tego się nie spodziewał. Chciał pomóc, przynieść anielicy jakieś jedzenie, picie, czy cokolwiek innego. Liczył na krótką, sensowną odpowiedź, a dostał... No właśnie.
Anielica obrzygała go jak małe dziecko, które ma niestrawność. Zawartość jej żołądka wylądowała na jego nogach i butach. Zaklął w myślach. W innej sytuacji pewnie rzuciłby jakimś epitetem także na głos, ale starał się zachować fason przy dziewczynie. Wywrócił oczami, skrzywił się i westchnął. Kiedy przechyliła się za łóżko zamiast się odsunąć to zrobił coś odwrotnego, chcąc przytrzymać Safirę by nie spadła z posłania. Jaki był tego efekt? Jego ubranie było przepocone, brudne, zakrwawione i obrzygane. No już gorzej być chyba nie mogło. Normalnie byłby wściekły na sytuację, ale nie potrafił złościć się na anielicę. To nie była jej wina, tylko choroby, trucizny, jaka zapewne jeszcze krążyła w jej organizmie. Mógłby się denerwować, mógłby burczeć i warczeć pod nosem, a jednak tego nie robił. Czyżby zależało mu na niej bardziej niż sądził.

Wstał powoli z krzesła i z nietęgą miną spojrzał na wymiociny, które spływały mu po spodniach. Był świadkiem gorszych rzeczy, a i na sobie miewał już bardziej nieprzyjemne wydzieliny, albo bebechy prosto z czyjegoś rozprutego brzucha, nie znaczyło to jednak, że było mu przyjemnie.
- Zaraz przyniosę ci wody - powiedział tak spokojnie jak tylko potrafił, po czym odwrócił się i wyszedł z pokoju.

Zszedł na dół do komnat Alaji, słabo orientował się w zamku, uzdrowicielka była najbliżej i tak w zasadzie tylko ją znał na tyle by o coś prosić. Wszedł do jej komnat leczniczych i od razu zauważył ją siedzącą przy stole ucierającą w moździerzy jakieś zioła. Ciemnowłosa podniosła głowę i spojrzała na Azajasza.
- O na Prasmoka, co ci się stało? Nie przebrałeś się od wczoraj? - odezwała się.
- Jak widać - burknął.
- Śmierdzisz z daleka - dodała bez ogródek.
- Safira mnie obrzygała - oświadczył. A Alaja parsknęła śmiechem. Nie była osobą, która okazywałaby emocje jakoś szczególnie, w pewnym sensie była bardzo podobna do Azajasza, ale ta sytuacja autentycznie ją rozbawiła. Azajasz zrobił krzywą minę i zmarszczył brwi.
- Bardzo śmieszne - skwitował.
- Chcesz jakieś świeże ubrania? - zapytała medyczka, kiedy już przestała się śmiać.
- Przydałoby się - mruknął.
- Tam, w drugim pomieszczeniu stoi kufer, w środku powinieneś znaleźć jakieś rzeczy, a za drewnianym parawanem jest wiadro z wodą. Możesz się doprowadzić do porządku. A jak Safira? Oprócz tego, że zwymiotowała? - zapytała.
- Miała jakiś dziwny atak paniki, wyskoczyła z łóżka, wywaliła się jak długa, potem płakała, a kiedy ją podniosłem użarła mnie w rękę. Położyłem ją do łóżka i chwilę potem byłem już w takiej wersji - odparł.
- Sądzę, że to z powodu trucizny. Nie mogliśmy wszystkiego usunąć, pozbyliśmy się ile się dało, a resztę próbowaliśmy unieszkodliwić magią, ale coś mogło zostać. Nic jej nie będzie, tak myślę, jej stan jest już raczej stabilny, ale może mieć pewne dolegliwości - wyjaśniła.
- Mówiła, że jest spragniona, miałem zanieść jej wody - rzekł anioł.
- Zaparzę jej zioła, powinny zdążyć się naciągnąć zanim się przebierzesz - oznajmiła i wstała od stołu zostawiając moździerz w spokoju.
- Zajrzę do niej popołudniu skoro ty raczej nie zamierzasz wracać do siebie - dodała.

Azajasz uznał, że dłużej nie musi ciągnąć tej rozmowy. Alaja poszła parzyć zioła, a on udał się do bocznego pomieszczenia. Faktycznie stał tu wielki, stary kufer. Otworzył wieko i zaczął grzebać w jego zawartości. Po chwili odnalazł ciemnozielone, wełniane spodnie i białą, płócienną koszulę. Zdjął z siebie brudne ubranie i rzucił je na podłogę. Obmył się pobieżnie w zimnej wodzie i założył na siebie czyste szaty. Brudne buty wytarł zniszczoną koszulą. Przeczesał włosy palcami na tył głowy i związał je rzemieniem. Brudne rzeczy ostatecznie zwinął i odłożył na niedaleko stojące krzesło. W tej chwili był w miarę przyzwoitą wersją siebie. Wrócił więc do Alaji, w dużym, metalowym kubku stały zaparzone przez nią zioła, a obok butelka z wodą. Azajasz zgarnął co miał zgarnąć i ruszył do komnaty, w której spoczywała Safira.

Wszedł cicho do środka, uznał bowiem, że Safira mogła zasnąć po takim ataku nudności. Zamknął za sobą drzwi lekko kopiąc je nogą. Przeszedł przez pokój, butelkę z wodą postawił na stole, a zioła na nocnym stoliku.
- Alaja zaparzyła ci jakieś... - w głowie miał już słowo "chwasty", ale szybko zmienił je na ładniejsze - zioła. Herbatę, ale chyba jest jeszcze gorąca, chcesz najpierw wody? - spytał.
- Jak się czujesz? Pomóc ci usiąść? - anioł nie był bez serca. Wiele razy w swoim życiu ratował poszkodowanych, kobiety, dzieci, wojów, bywało różnie. Zawsze starał się być przynajmniej przyzwoity, czasem udawało mu się przemycić trochę troski, zwłaszcza wobec kobiet i dzieci, bo jeśli chodziło o mężczyzn to raczej średnio miał litość. Tak, czy siak dla Safiry starał się być miły i opiekuńczy. Anielica jeszcze nie miała okazji zobaczyć go w takiej wersji. Znała go jako mruka i gbura, zwykle mijali się w kwaterach, czasem trenowali razem. Przez pewien czas Safira pomagała mu podszkolić się w sztuce magicznej i prawdopodobnie właśnie wtedy Azajasz zaczął czuć do niej coś więcej niż tylko sympatię koleżeńską. Zawsze była dla niego miła, dobra, uczynna, pomagała mu, wyjaśniała. Była cierpliwa i mimo tego, że o sobie nie mówiła prawie nic, to uśmiechała się do niego od czasu do czasu, a on wierzył, że to było szczere. O tym, że kocha się w Malachim, nikt mu nie mówił, ale Azajasz był wprawnym obserwatorem, poza tym widywał ich razem, widział także jej iskrzące się oczy na jego widok. Niestety któregoś dnia te iskry zupełnie zgasły, a jej piękne, akwamarynowe tęczówki stały się matowe. Mniej więcej w tym samym czasie Malachi zaczął pokazywać się z Ananke, a do Azajasza szybko dotarło, co jest grane. Safira była smutna i przygaszona, a uśmiech jakby zupełnie znikł z jej twarzy. Anioł często przypatrywał się dziewczyny podczas wspólnych posiłków. Rozmawiała z Dianą i Deą, czasem nawet jej kąciki ust unosiły się lekko, ale była inna. Nie stroniła od kontaktów z drużyną, ale Malachiego jakby omijała szerokim łukiem. Na patrole jeździła z każdym, tylko nie z nim, w jadalni siadała na drugim końcu stołu. Kiedy jechali w grupie trzymała się z tyłu. Przynajmniej tak było przez pewien czas, potem zdawało się, że sytuacja wróciła do jako takiej normy. Safira wymieniała z Malachim uprzejmości, bywało, że udawała się z nim na patrol, nie stroniła tak bardzo od jego towarzystwa, ale jej oczy ciągle pozostawały tak samo smutne. A jeśli chodzi o Ananke... Safira starała się być dla niej miła, ale obie kobiety raczej za sobą nie przepadały.
Awatar użytkownika
Safira
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 52
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Anioł Ducha
Profesje: Uzdrowiciel , Żołnierz
Kontakt:

Post autor: Safira »

W czasie, gdy Azajasza nie było w pomieszczeniu, to wydawało się dla Safiry dziwnie puste. Miała wrażenie, że cienie gromadzą się w zakamarkach pomieszczenia i wyciągają ku niej swoje pazerne łapska. Uzdrowicielka skuliła się na swoim posłaniu, drżąc ze strachu. Minuty nieobecności jej opiekuna zdawały się rozciągać w godziny. Gdy wreszcie pojawił się na powrót w drzwiach, poczuła olbrzymią ulgę, a światło jakby na powrót wróciło do pomieszczenia.

- Nie zostawiaj mnie... - wyszeptała w jego stronę, z oczami niczym u małego psiaka.

Zdecydowanie nie zachowała się jak ona. Do tej pory zawsze starała się być w miarę możliwości twarda i nie narzekać na trudy. Starała się być po prostu dobrym żołnierzem i wypełniać swoje obowiązki. Teraz jednak choroba i strach, którego źródła sama nawet nie była w stanie określić, sprawiał że zachowywała się niczym mała dziewczynka szukająca schronienia u swojej matki. Azajasz do tej pory nie miał okazji poznać jej od tej strony. Safira przyjęła jego pomoc i dała się napoić ziołami. Były okropne w smaku, jednak jakoś je przełknęła, a przełyk przestał w końcu palić. Potem pozwoliła się na powrót ułożyć na łóżku i szybko przysnęła, kiedy jednak anioł sięgnął ręką by przykryć ją kocem, ta bezwiednie chwyciła go za rękę i przytuliła się do niej.

- Zostań... - wyszeptała w półśnie, stawiając go w niezręcznej sytuacji, wpół pochylonego nad jej łóżkiem, z ręką przyciśniętą do jej piersi.
Awatar użytkownika
Azajasz
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 54
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Żołnierz , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Azajasz »

Azajasz zdębiał. Choroba chorobą, otumanienie otumanieniem, ale żeby anielica mówiła mu takie rzeczy? Może ta trucizna wpłynęła w jakiś sposób na jej psychikę. Anielica nie była wylewna, no i przede wszystkim nie okazywała słabości, ale teraz zachowywała się jak dziecko szukające opieki. Azajasz nie robił sobie żadnych nadziei... Przecież była ranna, może Alaja i magowie celowo podali jej coś co sprawiło, że czuła się zagrożona. A może to trauma, którą spowodowała strzała wbita prawie w serce.

Anioł stał jak kołek przez kilka długich sekund.
- Postaram się cię nie zostawiać - powiedział w końcu. Obietnice, w których miałby deklarować, że cały czas będzie przy niej, choćby nie wiem co, nie leżały w jego naturze. Przecież też musiał jeść, wychodzić za potrzebą i spać. Chociaż to ostatnie mógł akurat robić na podłodze. Tyle razy spał na ziemi, że już się do tego przyzwyczaił. Oczywiście wolał miękkie łóżko, ale jeśli zachodziła taka potrzeba bez problemu mógł spać gdziekolwiek się dało.

Azajasz przysiadł na krześle obok łóżka. Pomógł Safirze podnieść się i usiąść, tak by mogła wypić zioła. To, że były niedobre, było widać po minie niebianki, zresztą zapach mieszanki też nie był przyjemny. Kiedy anielica piła, Azajasz wstał i uchylił okno, by przewietrzyć pomieszczenie, ale zaraz potem wrócił na krzesło i w zamyśleniu przyglądał się pijącej zioła Safirze. Dziewczynie chyba to nie przeszkadzało, bo nic nie powiedziała. W końcu odłożyła prawie pusty kubek na nocny stolik. Azajasz pomógł się jej położyć na posłaniu. Domyślał się, że rany muszą doskwierać jej niemożliwie, skoro dawała sobie poprawić nawet poduszkę. A kiedy piła, kubek trzymała w obydwu dłoniach, poza tym nie unosiła go do ust, tylko pochylała się nad nim, robiąc tylko niewielkie i bardzo spokojne ruchy ramionami.

Azajasz jak na razie nie był zmęczony. Póki co nie czuł też głodu, ale wiedział, że to może zmienić się w krótkim czasie. Safira szybko zamknęła oczy, a po chwili usnęła, przynajmniej tak wydawało się aniołowi. Podniósł się z krzesła, chwycił za koc i zamierzał przykryć nim zmęczoną kobietę. Kiedy jednak dotarł na wysokość jej piersi poczuł nagły uścisk na jego wielkiej, szorstkiej dłoni. Znieruchomiał i spojrzał na jasnowłosą z wyrazem niemałego zaskoczenia w oczach, ale ona nawet nie uchyliła powiek. Kiedy usłyszał jej słowa zamarł jeszcze bardziej, o ile w ogóle się dało.
- Nigdzie się nie wybieram - rzekł powoli. Nie puścił jej ręki, ale nie mógł też trwać w takiej pozycji. Wygiął się i wolną dłonią dosięgnął krzesła, przysunął je tak blisko jak tylko się dało. Wziął rękę anielicy i ułożył ją wzdłuż jej ciała. Puścił ją tylko na sekundę, by zmienić ręce, teraz jego lewa dłoń spoczywała na jej, a prawą miał wolną.

Czuł, że kompletnie nie odnajduje się w tej sytuacji. Właśnie łamał wszystkie zasady jakie sobie kiedyś ustalił. Po pierwsze żadnego spoufalania się z ludźmi, z którymi pracował. Po drugie żadnych związków, żadnych uczuć, od tego zwykle są tylko kłopoty. Spojrzał na blade oblicze dziewczyny i wszystkie te cholerne zasady, które sobie ustalił odeszły na dalszy plan. Była taka niewinna, wyglądała jak nastolatka. Azajasz wiedział jedynie, że Safira nie urodziła się aniołem, tylko się nim stała, ale nie miał pojęcia w jakich okolicznościach. Nie wiedział jak umarła, nie wiedział też w jakim wieku to się stało. Domyślał się jednak, że musiała być bardzo młoda.

W przypływie, jak mu się potem wydawało, jakiegoś szaleństwa, wyciągnął wolną dłoń w jej stronę i pogładził ją po policzku, a potem zagarnął jej jasne włosy za ucho.
- Tylko nie umiera... - mruknął pod nosem, mając nadzieję, że Safira już śpi.
Awatar użytkownika
Safira
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 52
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Anioł Ducha
Profesje: Uzdrowiciel , Żołnierz
Kontakt:

Post autor: Safira »

Safira znów wierciła się przez sen. Znów śniły się jej koszmary, tym razem biegła przez pustynię o piasku czarnym niczym węgiel. Chrzęścił pod jej stopami niczym szkło i podobnie jak on ranił jej stopy. Każdy kolejny krok sprawiał jej ból, jednak nie mogła się zatrzymać. Czuła, że coś jest za nią i próbuje ją pochwycić w swoje szpony. Goniła więc dalej, a z jej policzków leciały krwawe łzy.

Choć fizyczne rany zadane przez strzałę zagoiły się, to jednak zniszczenia w jej organiźmie były daleko bardziej sięgające niż proste rozerwanie tkanki. Pocisk zranił również jej duchową powłokę, anielską duszę oraz zasiał w niej jakieś mroczne ziarno, którego natura umykała tutejszym uzdrowicielom. Anielica była chora, a jej aura wibrowała nienaturalnie, choć gdy ktoś próbował się temu przyjrzeć uważniej, ta uspokajała się. Zupełnie jakby nieznana siła próbowała ukryć się w jej wnętrzu. Nikt nie potrafił określić, z czego była zrobiona strzała i przez co zaklęta, w dodatku rozpadła się w proch niedługo po jej wyjęciu z ciała, nie można więc było przeprowadzić na niej inspekcji. Jedno było pewne, po początkowej poprawie stan anielicy nie poprawiał się dalej, można wręcz było odnieść wrażenie, że powoli przegrywa walkę. Zdecydowanie potrzebowała pomocy kogoś potężniejszego.

Safira przebudziła się, choć tym razem nie tak gwałtownie jak poprzednim razem. Była cała spocona, jednak nie czuła gorąca - wprost przeciwnie, było jej okropnie zimno mimo okrycia. Z trudem obróciła się na bok i ujrzała siedzącego przy jej łóżku mężczyznę. Czy to było możliwe? Nie była pewna czy wciąż śni, czy już nie. Powieki miała ciężkie, a oczy zamglone, jednak ktoś wyraźnie przy niej czuwał. Nie miała teraz siły by zgrywać twardą, była szczęśliwa, że ktoś się nią opiekuje. Sięgnęła dłonią w stronę jego policzka i pogładziła go czule, do oczu napłynęły jej łzy radości...

- Malachi... - wyszeptała.
Awatar użytkownika
Azajasz
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 54
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Żołnierz , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Azajasz »

Był w swoim życiu ranny setki, jak nie tysiące razy. Regeneracja nie równała się z brakiem czucia. Każda rana od miecza, każda strzała w ciele, każde uderzenie bolało równie mocno co zwykłego człowieka. Pamiętał doskonale ból po strzale wbitej w udo. Pamiętał jak rozrywało go od środka, kiedy wbito mu miecz w bok. Niezliczone złamania rąk i nóg po bitwach sprawiały, że ledwo utrzymywał przytomność, jednak to co poczuł w tej chwili nijak się miało do fizycznego cierpienia, jakie czuł w życiu. Gdyby miał opisać to słowami, zapewne powiedziałby, że ktoś zatopił palce w jego piersi i wyrwał z niej serce, lecz nie pozwolił mu umrzeć. Tylko stał przed nim, z jego własnym sercem w dłoniach i ściskał je tak, że ledwo dawało radę bić.

Miał sto czterdzieści pięć lat, ale tak naprawdę zakochany był tylko raz w życiu, za młodu, w kobiecie która została jego żoną. Miłość była odwzajemniona i piękna od samego początku. Nie było smutnych miłosnych zawodów czy odrzucenia. Potem przyszły dzieci, ale na końcu tej utopijnej opowieści czekała śmierć. Azajasz znał smak bólu po stracie tych, których kocha się najbardziej. Nie znał jednak uczucia miłosnego zawodu. To co teraz czuł było jednak bardzo podobne do tego, czego doświadczył po śmierci najbliższych. Nie rozumiał tego, nie pojmował jak jedno imię wypowiedziane w jego kierunku może boleć tak samo jak śmierć ukochanych, a jednak - bolało.

Kiedy powiedziała, by przy niej został, w jego duszy zapalił się nikły, maleńki promyk nadziei, który teraz zgasł przygnieciony śnieżną lawiną. Poczuł, że mimowolnie zaciska szczęki. Gdyby nie trzymał jej ręki zapewne pięści również zacisnąłby w bolesnym goście. Miał ochotę wstać, trzasnąć drzwiami, wyjść i nigdy nie wracać. Gdyby tylko mógł wsiadłby na konia i odjechał, gdziekolwiek, byle dalej od tego miejsca. Dalej od Rododendronii, dalej od Mlachiego, Ananke i Safiry. Tak byłoby lepiej, łatwiej. Lepiej dla wszystkich. Gdyby tylko w tej chwili mógł być gdzie indziej... Ale nie był. Był tutaj i bez względu na to co czuł musiał tu być.

Puścił dłoń Safiry, która spoczywał na posłaniu, chwycił natomiast tą, którą dotknęła jego policzka i tak łagodnie jak tylko potrafił odsunął ją od siebie.
- Nie - powiedział poważnie.
- Azajasz - dodał, a jego własne imię przeszło mu przez gardło jak cierń.
- Malachiego tutaj nie ma - oznajmił. Chciał dodać, że jeśli tego chce to po niego pójdzie, przyprowadzi, ale potem uzmysłowił sobie, że obecność Malachiego sprawi Safirze ten sam ból, który on czuł właśnie teraz. Lepiej żeby sama się odkochała niż musiała słyszeć z ust ukochanego imię innej kobiety.
Awatar użytkownika
Safira
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 52
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Anioł Ducha
Profesje: Uzdrowiciel , Żołnierz
Kontakt:

Post autor: Safira »

Safira zamrugała oczami... i zrozumiała nagle , że przy łóżku siedzi faktycznie Azajasz, a nie Malachi... oraz że to nie sen. To ją trochę otrzeźwiło, a przypływ adrenaliny na chwilę odgonił słabość ciała. O Najwyższy... co ona mu nagadała? Poczuła jak cała oblewa się rumieńcem i naraz zrobiło jej się gorąco, pomimo choroby. Nigdy wcześniej się tak nie zachowywała i zawsze skrzętnie ukrywała swoje uczucia, a teraz... sama nie wiedziała co ją opętało. Nawet jeśli to byłby Malachi, nie mogła się przecież zachowywać w ten sposób. Nie miała do tego prawa. Może wydawało jej się, że to jest tylko sen? - próbowała usprawiedliwić się sama przed sobą.

- Ja... - próbowała coś powiedzieć, jednak słowa nie chciały napłynąć. Nie wiedziała co mogłaby powiedzieć. Podniosła się na posłaniu i przytuliła się do kołdry, jakby mogła się nią osłonić przed resztą świata. Próbowała zbudować wokół siebie na powrót mur za którym zwykle skrywała swoje uczucia. Co Azajasz właściwie tutaj robił? Malachi odesłał, go żeby nad nią czuwał? Ale dlaczego akurat jego? Przez myśl nawet nie przeszło Safirze, że może przebywać tutaj z własnej woli. Przecież on taki nie był. Był tylko starym marudą, a teraz zobaczył ją w chwili słabości. Na pewno zaraz ją zbeszta i powie coś w rodzaju: "Weź się w garść kobieto".

Anielica westchnęła ciężko. Nie miała siły by skryć się za swoim murem, zresztą sądząc po minie anioła i tak nie miało sensu dalsze udawanie. Mężczyzna nie był głupi i na pewno wszystkiego się domyślił, sądząc po grymasie na jego twarzy. Jego szczęki zaciskały się w tłumionej złości. Zapewne powstrzymywał się przed zbesztaniem jej, tylko dlatego, że leżała chora w łóżku. Niebianka spojrzała najpierw w surowe oczy mężczyzny, a potem gdzieś w dal, za okno, po czym powiedziała obojętnym głosem:

- No już, możesz zacząć się ze mnie śmiać.
Awatar użytkownika
Azajasz
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 54
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Żołnierz , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Azajasz »

Azajasz nie był załamany, nie leżało to w jego naturze, ale bezradność i złość sprawiały, że naprawdę miał ochotę wyjść i znaleźć się w innym miejscu. Nie zrobił tego, bo Safira była chora, a ktoś musiał się nią opiekować... Nie... Okłamywał sam siebie. Przecież równie dobrze mogła siedzieć tutaj służka, albo jakakolwiek inna osoba z ich drużyny. Azajasz wiedział, że jego obecność przy anielicy rozniesie się szerokim echem wśród kompanii Malachiego, ale także wśród podwładnych Ananke, chociaż jej drużyną raczej mało się przejmował. Po prostu to, że tutaj był musiało być dla wszystkim zaskoczeniem. On nie siadywał przy rannych, nie gładził ich po główkach. Leczył, ogarniał i odchodził. Ale teraz było inaczej. Mógł udawać, że mu nie zależy, że ma gdzieś to wszystko co się stało, ale jego reakcja, gdy zobaczył spadającą z konia Safirę ze strzałą w piersi i tak zdradziła wszystkim, że anielica nie jest mu obojętna. I chyba tylko ona sama o tym nie wiedziała.

- Śmiać? - spojrzał na nią marszcząc brwi. Kompletnie nie wiedział co dziewczyna ma na myśl. Niby z czego miałby się śmiać? Jemu w ogóle nie było do śmiechu. To, że powiedziała do niego innym imieniem było raczej powodem do rozpaczy niż śmiechu.
- Nie zamierzam się z ciebie śmiać, to raz. Dwa, nie mam bladego pojęcia z czego w ogóle miałbym się śmiać. Co niby miało mnie rozbawić? - powiedział patrząc na zakrywającą się kołdrą jasnowłosą. Zastanawiał się, czy to przez zimno, czy może zorientowała się, że leży w samej koszuli nocnej, przez która mogło prześwitywać to i owo.

- Zimno ci? - spytał, ale nie czekał na odpowiedź tylko wstał i zamknął okno, które otwarł wcześniej. Potem podniósł ze stolika butelkę z wodę i na powrót przysiadł na krześle, butelkę stawiając na nocnym stoliku.
- Jak się czujesz? Potrzebujesz czegoś? Chcesz żebym wezwał Alaję? - Nie to, że serce przestało go boleć, ale starał się o tym nie myśleć. Wiedział, że jej słowa będę odbijały się echem w jego głowie jeszcze długo, ale i tak nie miał zamiaru po prostu opuścić anielicy, musiał więc zająć się tym co było tu i teraz.
Awatar użytkownika
Safira
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 52
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Anioł Ducha
Profesje: Uzdrowiciel , Żołnierz
Kontakt:

Post autor: Safira »

Safira spojrzała zaskoczona na Azajasza. Zachowywał się zupełnie inaczej niż zwykle. wydawał się być wręcz... miły. Zupełnie jakby nie był sobą. Może podobnie jak ona, zwykle krył swoje uczucia za murem? Tylko dlaczego miałby się akurat teraz otwierać przed nią? Bo była chora? Wolne żarty, nie raz i nie dwa mieli w drużynie ranne postacie i jakoś wcześniej nie zauważyła, by obchodził się z nimi jakoś szczególnie delikatnie. Nie rozumiała tego i chyba nie miała siły na to, by się nad tym zastanawiać. Skoro tak chciał się teraz zachowywać, niech mu będzie.

- Nie, nie trzeba - odpowiedziała na pytanie o Alaję. Jeszcze tego brakowało, żeby zielarka znów karmiła ją jakimiś obrzydliwymi ziółkami. Już i bez tego czuła się paskudnie. Poza tym miała dziwne przeczucie, że na to co jej dolega nie pomogą, żadne rośliny. Może po prostu potrzebowała chwilę odpoczynku? Zresztą i tak już zabawiła zbyt długo w łóżku.

- Gdzie reszta drużyny? - zapytała. - Jakie mamy rozkazy? Kiedy ruszamy? - Chciała wiedzieć. Jeśli niebawem, musiała jakoś się ogarnąć i przyszykować do podróży.
Awatar użytkownika
Azajasz
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 54
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Żołnierz , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Azajasz »

- Nie ruszamy - oświadczył - przynajmniej nie ty. Ty zostajesz w łóżku póki nie wydobrzejesz - powiedział tak jakby to było oczywiste.
- Reszta drużyny pewnie jest w kwaterze, nikt nie odniósł większych ran, a ci, którzy byli poszkodowani zapewne już stoją na nogach. Malachi był ranny - imię tego anioła ciężko przeszło mu przez gardło - ale jak wiesz zaleczyłem najgorsze rany i teraz zapewne nic mu nie jest. Nie wiem jakie są rozkazy, nie byłem w kwaterach od wczoraj. Bastien przeteleportował cię do twierdzy, potem przybyłem ja i Malachi, tak szybko jak to było możliwe. Alaja i najwyżsi magowie cię uratowali. Malachi musiał wrócić do reszty, a ja zostałem na warcie - nie zamierzał jej mówić, że z własnej woli, ani opisywać dokładnie tego co się z nią działo. Nie sądził, by opowiadanie o tym, że musiał ją umyć z krwi i przebrać było tutaj na miejscu.

- Byłem tutaj przez całą noc, aż do teraz, więc nie mam pojęcia co z drużyną. Ale jak znam Malachiego na pewno już działają. Drużyna Ananke nie odniosła większych strat. Zakładam, że ona i Malachi wyruszyli szukać Czarnobrodego. Ale na pewno nie wiem. Tak jak mówię, nie byłem w kwaterach od wczoraj - nie wyjaśniał, że spał tutaj na podłodze, bo uznał to za aż nadto zrozumiałe. Oczywiście nie wspomniał też o tym, że trzymał ją za rękę, kiedy była nieprzytomna.

- Mogę cię przenieść do naszych kwater, ale nie wiem, co na to Alaja, lepiej żeby ona wyraziła na to zgodę. Wiem, że u nas też będziesz miała opiekę, bo praktycznie wszyscy znamy magię, ale tak czy siak daleko nam do najwyższego kapłana z twierdzy, jeśli coś będzie się działo może lepiej żebyś została tutaj - powiedział. Starał się być sobą, tym zwykłym, gburowatym, niemiłym, ale wychodziło mu średnio. Zależało mu na Safirze. Owszem, mógł ją przenieść do ich kwatery, ale wtedy nie miałby już jak wyjaśnić chęć opieki nad nią. Tutaj mógł się wykręcać, ale tam miała wiele bliższych jej osób. Tak naprawdę wolał być z nią tutaj, niż wracać do ich siedziby, bo już czuł na sobie te spojrzenia drużyny po tym co zrobił i jak bardzo zdradził się ze swoimi uczuciami. Mimo to wiedział, że jeśli będzie nalegała zabierze ją do kwater.
Awatar użytkownika
Safira
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 52
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Anioł Ducha
Profesje: Uzdrowiciel , Żołnierz
Kontakt:

Post autor: Safira »

A więc uznali, że póki co nie nadaje się do służby. Może mieli rację, nie czuła się najlepiej. Tylko dlaczego? Nie raz leczyła, już gorsze rany i jeszcze tego samego dnia towarzysze byli sprawni i gotowi do dalszej drogi. Czyżby była aż tak słaba? W dodatku uzdrawiał ją nawet nie ktoś z drużyny, tylko tutejsi magowie, a ci byli całkiem sprawni w swoim fachu... Safira nie mogła dojść do tego co było przyczyną jej obecnego stanu zdrowia i próbowała się doszukać w tym własnej słabości, a nie zaklętej strzały.

- Nie... jeśli mam zostać w łóżku, to wolę tutaj - odpowiedziała na pytanie Azajasza. Już wystarczyło, że on widział ją w tym stanie, reszta kompanii nie musiała. Wprawdzie nie miała ochoty na przebywanie z tym gburem, jednak samotność w tej chwili wydawała jej się jeszcze gorsza, a nie chciała zawracać nikomu innemu głowy, jeśli nie było takiej potrzeby. Wyglądało na to, że była tymczasowo skazana na jego towarzystwo. Cóż... musiała przyznać, że przynajmniej starał się zachowywać przyjaźnie.

Nagle zaburczało jej w brzuchu. Safira zarumieniła się i odwróciła wzrok, przeklinając się w duchu za taki brak wychowania. Kobiecie nie przystawało wydawać takich dźwięków. Spojrzała ukradkiem na Azajasza, o dziwo nie wydawał się być nią rozbawiony, a na jej twarzy malowało się szczere zatroskanie. Co jest z nim nie tak? Owszem, była członkiem drużyny i dbali o siebie, ale... Niebianka westchnęła. Skoro zamierzał udawać zatroskanego opiekuna, niech mu będzie. Poza tym do jej mózgu w końcu dotarły informacje od buntującego się brzucha i zorientowała się, że faktycznie jest głodna.

- Jeśli mógłbyś... może przynieść mi coś do zjedzenia? - zapytała. Powinna sama zwlec się z łóżka i czegoś poszukać, ale niezbyt czuła się na siłach. - I... może... dotrzymasz mi towarzystwa i zjesz, ze mną? - dodała po chwili, rozglądając się niepewnie po pomieszczeniu, zastanawiając się czy cienie, które wcześniej widziała, wciąż się tam kryją.
Zablokowany

Wróć do „Żelazna Twierdza”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości