Mauria[Mauria i okolice] Pragnienie

Miasto położone na północny-zachód od Mglistych Bagien, otoczone gęstą puszczą, jedyną droga prowadząca do miasta jest dolina Umarłych lub też nie mniej niebezpieczne bagna. Niewielu tutaj przybywa miasto zaczyna wymierać, gdyż młodzi jego mieszkańcy uciekają stąd jak najdalej od tajemniczej Doliny Umarłych.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra nie był zupełnie świadomy tego, jak gwałtowną falę przemyśleń mogą jego słowa wywołać u Aldarena. Dostrzegł w pewnym momencie jego rozbiegany wzrok, ale po prostu założył, że popełnił gafę w ogóle się odzywając, a nie, że zostanie zrozumiany tak opacznie. Dlatego gdy wampir zaczął dukać jakieś tłumaczenia, nekromanta nie od razu pojął o co mu chodzi. Patrzył na niego nierozumiejącym wzrokiem, próbując nadążyć za wypowiadanymi słowami i po prostu mu to nie wychodziło. Nie umiał ich odnieść do kontekstu własnej wypowiedzi, a widok tak skrajnie zażenowanego skrzypka jeszcze pogłębiał jego konsternację. A gdy w końcu Aresterra zaskoczył o co chodziło skrzypkowi, ten szybko się z tych słów wycofał i zapewnił, że po prostu źle go zrozumiał. Aresterra przyjął to i przeszedł nad tamtym bełkotem do porządku dziennego… Lecz tylko pozornie, bo gdzieś z tyłu jego głowy nadal jego myśli krążyły wokół źle zinterpretowanego wyznania.

        Do końca rozmowy Mitra był raczej małomówny, co można było zwalić zarówno na karb zmęczenia, jak i podły nastrój. Cały czas jednak uważnie słuchał Aldarena, reagując pomrukami w stylu “aha”, “jasne”, “oczywiście”, gdy było to konieczne. Zadał ze dwa czy trzy pytania, które najbardziej go nurtowały, ale faktycznie, nie miał już siły na dłuższe podtrzymywanie pogawędki. O Żabona więc więcej nie pytał, bo zresztą i tak wydawało mu się, że sobie poradzi. Ożywił się po raz kolejny dopiero w momencie, gdy wampir wyjawił swoje plany na najbliższy dzień. Widać było, że przez moment ze sobą walczył, a odezwał się dopiero uprzednio obracając wzrok.
        - Karczmy w Maurii są podłe - mruknął. - Możesz na te kilka nocy zatrzymać się… u mnie. Piętro wyżej są jeszcze wolne pokoje.
        Nekromanta nie dodał nic więcej. Nie mówił, że to były kiedyś jego pokoje ani tego, że nikt tam nie sprzątał od jakiś trzydziestu lat. Gdyby jednak Aldaren wyraził chociaż cień zainteresowania, słudzy mogli doprowadzić to piętro do użycia. Dla Mitry to nie był wielki problem, skoro i tak te pomieszczenia stały puste. Zresztą tak chyba postępowali przyjaciele, prawda?

        - Dobranoc, Aldarenie – odparł Mitra, patrząc na wampira, a później już tylko w pusty otwór drzwi wejściowych do sypialni. Słuchał jak skrzypek schodzi po schodach, potem przemierza korytarz i wychodzi. Stuknęły zamykane drzwi, a w posiadłości zapadła typowa dla tego miejsca, lecz w tym momencie niepokojąca cisza. Aresterra czuł się nieswojo. Słyszał jak mu serce wali, a w uszach szumi krew. Żabona nie zauważał, chyba ta mała bestia zasnęła albo wylazła eksplorować posiadłość.
        Nekromanta czuł, jak żołądek wywraca mu się na drugą stronę. Teraz, gdy zszedł z niego stres wywołany nietypową dla niego sytuacją, zaczęło do niego docierać co kryło się za tym mamrotaniem o sympatii i perspektywie. A im więcej do niego docierało tym gorzej się czuł. Absolutnie nie miał na myśli tego, co wydawało się skrzypkowi. Co więcej nigdy by też nie przypuszczał, że wampir mógłby go zrozumieć w taki sposób… Przecież obaj byli mężczyznami. Aldaren miał kiedyś rodzinę: żonę, syna. Skąd przyszło mu do głowy, że mogłoby chodzić o coś innego niż przyjaźń? W głowie Mitry zaczęły pojawiać się niepożądane domysły, spekulacje i pytania. Przypominał sobie wszystko chwilę po chwili, a gesty, które wcześniej wydawały mu się po prostu miłe, teraz niosły za sobą nowy wydźwięk. Było mu niedobrze na myśl, że może wcale nie był tak zdystansowany jak mu się wydawało. Może… może nieumyślnie uwodził skrzypka? Co więcej, może zawsze taki był i dlatego to wszystko go spotykało? Sam sobie był winny…
        - Przynieś mi nóż - rozkazał manekinowi, który czekał nieopodal na polecenia swojego sparaliżowanego pana. Ledwo jednak wybrzmiały dwa kroki stawiane na drewnianej podłodze równie drewnianą stopą, Aresterra kazał martwemu słudze się zatrzymać. Przypomniała mu się krypta Krazenfirów i to jak Aldaren wyczuł ledwie odrobinę jego krwi. Nie mógł pozwolić, by on to znowu poczuł… A wiedział, że nie uniknie plam na narzucie. Był jednak sposób by temu zaradzić.
        - Zanieś mnie do łazienki - rozkazał, a manekin podszedł i pomógł swojemu panu dostać się we wskazane miejsce. Mitra kazał się posadzić na murowanym brzegu wanny, a następnie sam się rozebrał, choć było to trudne mając do dyspozycji tylko pół sprawnego ciała. Nagi zsunął się do wanny i dopiero wtedy ponownie kazał przynieść sobie nóż. Nie miał czucia w rękach, więc ciął się po wewnętrznej stronie uda i po kostce nogi. Już mu się to wcześniej zdarzało, choć i tak w większości kaleczył sobie nadgarstki - to było najwygodniejsze, a poza tym rękę można było podnieść do oczu, patrzeć jak krew płynie po skórze nieregularnymi strumykami… Noga jednak też się nadawała. Każde kolejne cięcie na jasnej, delikatnej skórze upuszczało z niego odrobinę stresu, nadal jednak błogosławiony czuł mdłości i wstyd. W końcu jednak ból go uspokoił - wtedy nekromanta odłożył nóż na brzeg wanny i jeszcze chwilę siedział z otwartymi ranami, znosząc pieczenie i dyskomfort. Za leczenie zabrał się, gdy rany już trochę podeschły. Zawsze tak robił: nie chciał by inni wiedzieli o jego słabości, więc zacierał po niej wszelkie ślady. Leczył więc uważnie ranę za raną, w połowie zaczynając się trochę obawiać czy starczy mu sił do końca, ale mimo wszystko dał radę. Na koniec był jednak wyczerpany tak bardzo, że miał ochotę zasnąć. Dostał tego dnia w kość, fizycznie i psychicznie, a na koniec jeszcze sam sobie dowalił. Ale jednak poczuł się lepiej, że to zrobił, bo teraz nawet gdy myślał o tamtym incydencie, nie skręcał go żołądek.
        Mitra leniwie obrócił się i oparł splecione ramiona na brzegu wanny. Westchnął, po czym przymknął oczy jakby chciał zasnąć. Zaraz jednak podniósł powieki i ponownie westchnął. Teraz musiał zmyć z siebie tę krew…

        Leżąc już w łóżku Mitra mimo obezwładniającego zmęczenia nie potrafił zmrużyć oczu. Przechodziły go dreszcze jakby miał gorączkę, tłumaczył je sobie jednak osłabieniem – dawno nie spał, był wykończony psychicznie i nadwyrężony emocjonalnie, a jego stan fizyczny był tak naprawdę niewiadomy. W takich warunkach naprawdę nietrudno o gorączkę. Teraz już jednak nie myślał o Aldarenie - to nie był temat do hipotetycznych rozważań, za to paraliż już owszem. Mitra musiał podjąć jakąś decyzję.
        ”Może pomóc?”
        Mitra zacisnął wargi i udawał, że nie widzi przechadzających się po pokoju duchów. Tak, oferowały mu pomoc. Gdy tylko zorientował się, że wkładały mu do głowy myśli, które nie były jego, od razu zmieniły taktykę i o tym, co najpierw chciały w nim zaszczepić podprogowo, mówiły już wprost: Aldaren nie zasługiwał na zaufanie. Był jak Faust - czarujący, charyzmatyczny, o ujmującym uśmiechu i manierach. Uwodził swoim sposobem bycia, nawet jeśli czynił to nieświadomie. W głębi ducha był jednak drapieżnikiem o czerwonych oczach. Oni zrobili ten błąd - zaufali wampirowi, a on za to posłał ich na stos. Za zemstę byli w stanie wiele oddać: twierdzili, że znają zaklęcie, które odczyni paraliż, a dodatkowo tylko oni wiedzieli jak otworzyć Czarną Księgę. Mogli to dla niego zrobić za jedną małą przysługę. Mitra z początku im się sprzeciwił, odmówił, ale oni potrafili wybaczać. Miał jeszcze jedną szansę.

        Rano Mitra był jeszcze bardziej rozbity niż wieczorem. W końcu udało mu się zasnąć, sen był jednak krótki i płytki. A gdy nekromanta otworzył oczy, pierwsze co zobaczył to paskudna morda Żabona, który węszył przy nim niespokojnie i coś tam stękał.
        - Co jest? - mruknął Aresterra, starając się wydostać spod skotłowanej pościeli. Demon kręcił się na łóżku w sposób, którego błogosławiony nie umiał zrozumieć.
        - Ych… Czekaj - mruknął, wychylając się za brzeg posłania. Przy łóżku nadal leżał worek z jedzeniem, który poprzedniego dnia przyniósł Aldaren. Mitra wyciągnął z niego resztę kiełbasek i rzucił je w nogi posłania, by Żabon je zjadł jeśli o to mu chodziło. Mały demon zainteresował się jedzeniem, ale za to niebianina nie interesowało, czy faktycznie jadł. Długo jeszcze przewalał się w pościeli, nim z trudem podniósł się do pozycji siedzącej i spuścił nogi na podłogę. Musiał się doprowadzić do porządku, ubrać. Aldaren miał przyjść. Już był ranek. Już był nawet późny ranek. ”Wstawaj”, przekonywał sam siebie nekromanta, lecz nie miał wystarczającej siły przebicia, by poruszyć niechętne ciało. Był strasznie blady, widział to po swoich rękach i nogach. Chyba przegiął… Ale też dawno nie był tak zestresowany jak tej nocy. Musiał wziąć gorącą kąpiel, by wróciły mu kolory. Może coś zjeść… W sumie był głodny. W worku od Aldarena znalazł słodkie bułki, które zjadł nawet nie zastanawiając się nad ich smakiem. Później zgodnie z postanowieniem wziął gorącą kąpiel, była ona jednak szybka, bo od gorąca robiło mu się słabo. Jeszcze z wilgotnymi włosami ubrał się w typowe dla siebie ciemne, proste ubrania, po czym kazał się zaprowadzić do salonu i posadzić na kanapie. Manekin przyniósł mu jego własną teczkę z notatkami na temat Krazenfirów, które nekromanta zaczął przeglądać, choć i tak znał ich treść na pamięć.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Na propozycję nekromanty uśmiechnął się jedynie, ani się na nią nie zgadzając, ani też jednoznacznie mu nie odmawiając. Po niedługim czasie dał mu spokój i wyszedł z jego domu na mroźny deszcz, zabierając wcześniej z salonu swoją torbę z zakupionymi butelkami krwi. Na zewnątrz podniósł twarz do góry i pozwolił by przez chwilę niemal boleśnie smagały go krople ulewy wraz z wiatrem, po czym odetchnął głęboko i ruszył w pierwszej kolejności w stronę "Trupiej Główki" Nihimy. Według niego była to najlepsza karczma w całym kraju, nigdy nie dochodziło tam do żadnych burd, a co dopiero podejrzanych przekrętów, gdyż właścicielka potrafiła własnoręcznie takich delikwentów wyrzucić za drzwi.
        Po drodze czuł na sobie ogrom nieprzychylnych spojrzeń i słyszał wrogie pomruki, przez które miał wielką ochotę naciągnąć na głowę kaptur swojego płaszcza, lecz szybko sobie przypomniał, że oddał swoje okrycie wierzchnie jakiemuś dziecku, gdy wracał do Mitry. Westchnął ciężko i wyprostował się dumnie, ignorując wszystkie niemiłe jego osobie uwagi. Nie było to łatwe dla kogoś otwartego na innych i pragnącego mieć dobre relacje ze wszystkimi otaczającymi go istotami, lecz musiał to przetrwać. "Kilka dni, nie więcej. Muszę wytrzymać jeszcze tylko tych kilka dni, aż Mitra nie odzyska władzy w kończynach i nie wyzdrowieje do końca" - pocieszał się tą myślą, a ona pomagała mu nieco znieść tę sytuację.
        - "Szybciej cię zabiją, szczególnie jeśli będziesz co chwila paradował po mieście w środku nocy" - zauważył Drugi od niechcenia.
        - Nie jeśli będę uważał i unikał konfliktów.
        - "Ty naprawdę nie masz ani granika mózgu w tej głowie! Przecież odkąd zabiłeś Fausta jesteś chodzącym zapalnikiem dla konfliktów... Poza tym mów co chcesz, ale ci za tobą to nie orszak pogrzebowy" - prychnął mając nadzieję, że choć w tę stronę Aldaren zrozumie jak nierozsądnie się zachowuje.

        Zaskoczony jego uwagą skrzypek zatrzymał się nagle i odwrócił za siebie. Niestety zrobił to w nieodpowiednim momencie, gdyż ledwo się odwrócił i zarobił mocny cios pięścią w twarz. Wpadł w kałużę i nawet nie miał okazji wstać gdyż towarzystwo szybko go otoczyło i zaczęło kopać oraz okładać pięściami z całej siły złorzecząc wampirowi, grożąc mu zemstą i przysięgając, że nie pozwolą mu opuścić miasta. Jeden z drabów szarpnął półprzytomnego wampira za włosy i podniósł go. Drugą ręką chwycił go mocno za ramię i niezbyt delikatnie odchylił jego głowę wbijając kły w odsłoniętą szyję. Aldaren krzyknął z boleścią i mimo braku sił starał się uwolnić, ale nie było to łatwe, nawet gdy inni zaczęli się przepychać i tłuc za tym łysolem, by również wypić z krwią skrzypka ukradzioną przez niego potęgę Fausta.
        To było na jednej z głównych ulic o porze idealnej dla innych nocnych mieszkańców Maurii, więc sporo mieszczan się kręciło w tej okolicy, tym bardziej zebrała się grupka by obserwować ten lincz faustowego pupilka i zdrajcy. Nikomu nie przyszło do głowy by nieco załagodzić sytuację, nie mówiąc o pomocy Aldarenowi. To nie były ich sprawy, a on zabił jednego ze Starszych, w pełni więc rozumieli zachowanie oburzonych wampirów przemienionych kiedyś przez Fausta, a przez to nie mieli zamiaru wstawiać się za skrzypkiem, może i im udałoby się nieco skosztować jego krwi.
        Drugi tego nie zdzierżył, po raz pierwszy kompletnie zniknął z umysłu lazurowookiego. Ledwo żywy wampir padł na ziemię, gdy drab go puścił. Była to okazja dla słabszych towarzyszy łysola. Niemałym zdziwieniem dla innych było, kiedy drab łamał ich ręce albo sprzedawał kopniaka prosto w twarz jak tylko zbliżali się o włos do napadniętego Aldarena. Współtowarzysze kompletnie nie rozumieli co się dzieje, myśleli, że łysol chciał mężczyznę jedynie dla siebie, ale wtedy opróżniłby go za razem do końca, a nie wypuścił. Ostatecznie pokaz się skończył na obiciu przez niego kilku mord, a po tym zaciągnął z trudem regenerującego się wampira w boczną uliczkę. Tam kucnął przy nim. Boleśnie ścisnął dolną część szczęki skrzypka tak, że ten został zmuszony do jej otworzenia, a po tym bez słowa wbił jego kły w swoją rękę i trzymał tak długo, aż tamten nie rozsypał się w pył.
        To było dla niego ogromnym szokiem, nie chciał żeby tamten tak skończył, a jednak nie mógł się wyrwać, bo aż do ostatnich chwil łysola był przez niego przytrzymywany. Aldarenowi zrobiło się nie dobrze, przewrócił się na czworaki i zaczął zwracać większą część wypitej krwi, która jeszcze nie zdążyła zostać przez wampira wchłonięta i przemieniona w swoją własną.
        - "Łaaa fuj... Obleśny typ... Żebyś ty widział co on miał we łb... Jaja sobie robisz?!" - wściekł się Drugi, który w między czasie wrócił z powrotem na swoje miejsce w umyśle lazurowookiego. - "Ja ci tu pomagam, a ty rzygasz na moją pomoc! Wiesz ty co?! Mauryjskie dzieci by nie pogardziły!"
        - K-kim ty do diabła jesteś? - wydukał osłabiony tymi konwulsjami wampir i oparł się o mur pobliskiej kamienicy pozwalając by uzupełniony niedobór krwi, pomógł mu się zregenerować i pewniej stanąć znów na nogach.
        - "Demonolog od siedmiu boleści się znalazł" - prychnął wciąż obrażony na to, że Aldaren wyrzucił z siebie tyle kwaterek dobrej, świeżej krwi. Nie odpowiedział jednak na to pytanie, znikając w odmętach umysłu nieumarłego, który bez najmniejszego skutku domagał się odpowiedzi.

        Poirytowany i wciąż obolały podniósł się w końcu z ziemi i wznowił wędrówkę do karczmy jednej ze swoich przyjaciółek. Na miejscu jednak nie spodziewał się takiej reakcji z jej strony. Owszem, podała mu drinka z jednego z mocniejszych alkoholi z dodatkiem krwi i przyjęła zapłatę, ale nie zgodziła się na to by Aldaren wykupił w jej karczmie nocleg, a nawet wygoniła go gdy dopił swoją kolejkę. Nie mając wyboru wampir się jej posłuchał, rozumiał, że chciała utrzymać dobrą reputację swojej oberży i nie zamierzała ściągać sobie na głowę kłopotów. W końcu biznes i bezpieczeństwo, ważniejsze od bezwartościowej przyjaźni.
        Zdesperowany skrzypek zaczął odwiedzać coraz to gorsze speluny, lecz w każdej sytuacja wyglądała podobnie, z tą różnicą, że zamiast alkoholu dostawał manto, albo solidną dawkę upokorzenia, szczególnie, że nawet się nie bronił. Stał i pozwalał się bić. Na żadnego z właścicieli nie był jednak zły. Rozumiał, biznes i bezpieczeństwo...

        Po odzyskaniu sił, po pas w jednym z rynsztoków, by uniknąć dalszych rozbojów na swojej osobie przemienił się w kruka i niezdarnie machając skrzydłami doleciał do zamku Fausta. Było tam pełno jego rozwścieczonych sług i nie trzeba było się długo domyślać, że czekali na pupilka ich pana. Przez to Aldaren nie mógł swobodnie wejść do środka i zabrać swoich rzeczy. W tym celu użył jednego z otwartych okien zamku, pod samym sufitem przeleciał szybko korytarzem i gdy nikogo nie było w pobliżu, wrócił do ludzkiej postaci. Otworzył kluczem drzwi do swojego pokoju i zaraz zamknął się w nim od środka i zabarykadował. Nie tak to wszystko miało wyglądać. Osunął się oparty plecami o ścianę na ziemię i był na granicy załamania. Zaczynał nawet żałować, że zabił Fausta, zamiast spróbować załatwić sprawy w inny sposób. Był pewien, że rozmowa by pomogła i w zupełności wystarczyła.

        Odetchnął głęboko i oparł głowę na przyciśniętych do piersi kolanach. Zaraz jednak zacisnął pięści i się podniósł z podłogi. Nie było czasu żeby się nad sobą użalać. Tym bardziej, że siedząc tu zaczęły bez ostrzeżenia nawiedzać go wspomnienia te dobre jak i te złe, wywołując u wampira nostalgiczny nastrój. Wyjął z szafy pojemny, podróżny plecach i... rozejrzał się ponuro po pokoju. Nie wiedział co ze sobą zabrać, czego nie mógłby kupić na targu. Dotarło do niego, że choć tyle lat tutaj mieszkał, nie miał tak naprawdę nic z czym nie mógłby się rozstać i czego nigdy nigdzie by nie kupił... Znaczy była jedna taka rzecz, ale... kilka godzin temu została przez niego roztrzaskana.
        Wampir się zdenerwował zrozpaczony i rzucił krzesłem o ścianę, chwytając się za głowę. Próbował się uspokoić i powstrzymać rozdzierające jego serce łzy. Wtedy usłyszał jakby ktoś za nim się potknął o róg komody stojącej pod oknem. Odwrócił się, ale nikogo nie było, nikogo nie czuł, a okno było zamknięte. Znów się rozejrzał i... Wtedy dostrzegł leżący na swoim łóżku pakunek. Mógłby przysiąc, że gdy tu wchodził niczego nie było.
        Oblała go fala niepokoju, podszedł ostrożnie do paczki i zerknął na nią z dystansu. Wypalone na niej litery układały się w jego imię, a na jednym z rogów było niepewnie napisane węglem niewielkie "Z.". Sięgnął do pakunku i zaczął go otwierać, a już po chwili dojrzał leżące w pudełku skrzypce wyglądające jakby ktoś je własnoręcznie wyrzeźbił, bez nawet najmniejszej wiedzy stolarskiej. Wyglądały jakby zostały zrobione przez jakieś stare i bardzo prymitywne istoty. Drewno nie było w ogóle polakierowane, w jakikolwiek sposób zabezpieczone przed warunkami atmosferycznymi, w kilku miejscach odstawały ostre drzazgi, a nawet szczątkowe gałązki z listkiem. No i instrument w ogóle nie miał strun. Było to bardzo dziwne znalezisko, ale mimo to wampirowi zrobiło się cieplej na sercu. Kochał grać dla innych, co niestety bez jego skrzypiec raczej bezpowrotnie odeszło. Przynajmniej tak było na początku, bo teraz najwyraźniej ktoś nie chciał pozwolić by Aldaren zrezygnował z tej miłości, która jako jedyna nigdy w życiu go nie opuści i będzie z nim po kres jego dni. Wyciągnął instrument i z delikatnym uśmiechem, przesunął pieszczotliwie po szorstkim drewnie. Skrzywił się jednak z bólu, gdy jedna z drzazg wbiła mu się w dłoń, plamiąc drewno kilkoma kroplami krwi. Nie mógł uwierzyć w to co stało się po tym. Jucha nie tylko wsiąknęła w instrument, ale zabarwiła sobą całe drewno, przeobrażając je w ciemny, połyskujący mahoń. Prymitywne do tej pory skrzypce całkiem się zmieniły bardziej przypominając te na których sam grał, ale łuki, zdobienia i krawędzie, czy choćby sam gryf tych wywoływały swego rodzaju niepokój, nadając nieszkodliwemu instrumentowi niebezpiecznego charakteru.
        Aldaren z niezrozumieniem i szokiem przyglądał się temu, trzymając podarunek jak najdalej od siebie. Przełknął z obawą głośno ślinę i nie wiedział czy to przez samą sytuację, czy przez to, że skrzypce nagle zyskały cieniutkie, niemal bordowe struny. Oszołomiony stracił kontrolę nad sobą, pewnie Drugi maczał w tym swoje szpony, złapał smyczek leżący dalej w paczce i zaczął grać całym sobą.
        Harmider na zewnątrz ucichł na moment, a po chwili wybuchły żądne krwi okrzyki i w kilka chwil ktoś próbował wyważyć drzwi do pokoju wampira. Nie bał się, w żaden sposób nie zareagował, po prostu grał i to smętną, przepełnioną boleścią muzykę, bo komu miałby się wyżalić z leżących mu na sercu bolączek skoro Drugi za każdym razem się wściekał i nakazywał mu zaprzestanie i nie było tak naprawdę nikogo kto tak naprawdę wysłuchałby skrzypka i nie odwrócił się do niego plecami po wszystkim, a nie wątpił, że nawet Mitra by tak postąpił gdyby tylko poznał to co wampir tak skrzętnie ukrywał przed światem.
        Po drugiej stronie drzwi rozległy się pełne agonii i przerażenia krzyki, dźwięk łamanych kości i rozrywanego mięsa, lecz muzyka wydobywająca się ze skrzypiec zdawała się ukryć pod sobą te odgłosy, zatuszować rozgrywającą się tam rzeźnię. Poza tym skrzypek był zbyt pochłonięty grą by cokolwiek więcej go teraz obchodziło. Przelał na struny wszystkie swoje bolączki i skargi, a gdy skończył... Było mu dużo lżej na duszy. Zaczynało już świtać, co było dla niego kolejnym zaskoczeniem, bo wydawało mu się, że dopiero zaczął grać.

        Chwilę musiał mocować się z drzwiami, bo nie chciały się otworzyć, a gdy już mu się to udało, uderzyła w niego mdląca woń krwi i śmierci, od której omal znowu nie zaczął wymiotować.
        - Co tu się u licha stało? - wysapał tłumiąc w sobie mdłości.
        - "Demony przeszłości nie znają litości." - Służył pomocą Drugi i zachichotał podstępnie. Wiedział co tu zaszło, ale nie zamierzał wtajemniczyć Aldarena.
        Przez domysły jakie przyszły mu do głowy nieumarły nie mógł dłużej wytrzymać i wyrzucił nikłą zawartość swojego martwego żołądka. Cały korytarz był umazany krwią, a po ziemi walały się bezkształtne kawałki mięsa. Wampir wolał nie wnikać co tu się stało, więc jak najszybciej opuścił to miejsce. Przed zamkiem nie było lepiej, wyglądało jakby coś rozszarpało wszystkie znajdujące się tu przemienione wampiry.

        Zawahał się na moment, ale po chwili poszedł w stronę miejskiego cmentarza, konkretniej do jednej z krypt, którą wzniósł dla swojej żony i syna, i których szczątki kazał do niej przenieść. Obok ich sarkofagów oparł o ścianę swój miecz, który nosił imię jego mistrza i Aldaren spędził chwilę z całą trójką. Chciał im też coś zagrać, ale skrzypce znów wróciły do swojej prymitywnej, bezstrunowej formy. Nie był pewien czy powinien zabierać ze sobą ten tajemniczy instrument, a tym bardziej na nim grać, ale zastanowi się nad tym później. Zostawił plecak ze skrzypcami i kilkoma ubraniami na przebranie w krypcie i posępny, przez myśl, że zaraz się spóźni do Mitry, zaczął iść w stronę jego domu.

        Po drodze spotkał opiekującego się tym cmentarzem i zmarłymi, grabarza, którego poinformował, że przez kilka dni będzie się kręcił po tej okolicy, a konkretniej odpoczywał w krypcie rodziny skrzypka. Poczciwy staruszek był bardzo zmartwiony tą informacją, ale nie wnikał w szczegóły, zaproponował jedynie, że Aldaren może u niego przenocować, porozmawiać w razie potrzeby przy lampce wina, albo chociażby się wykąpać. Z tego ostatniego nieumarły z wdzięcznością skorzystał, a w krypcie przebrał się w czyste i niezniszczone ubrania. Odetchnął głęboko i opuścił cmentarz.

        Przed pójściem do Mitry odwiedził znajomego kupca, wyprosił na nim sprzedaż sześciu pomarańczy, a na mieście kupił koniak, nieco jakiegoś mięsa, bochenek chleba, mleko, trochę miodu. Większość wampirów o tej porze siedziała w swoich domostwach, lub odsypiała noc, a ci co zostali pozostawali wobec Aldarena neutralni, więc krwiopijca zakończył swoją wędrówkę z nienaruszoną twarzą.

        Gdy przyszedł do Mitry zbliżało się południe, a najgorsze było to, że wampir omal nie upuścił kupionego jedzenia dla nekromanty, kiedy potknął się o... paczkę pod jego drzwiami. Nie była w żaden sposób zapieczętowana, więc zerknął niepewnie do środka, zaniepokojony po ostatnim pakunku jaki on sam znalazł. Nie było jednak nic podejrzanego... Oprócz tego, że cały pakunek był wypełniony książkami Fausta. Jedna tylko była owinięta w skórę i zapieczętowana, znów z wypalonym imieniem skrzypka. Schował ten tomik do wewnętrznej kieszeni swojego płaszcza i wziął z ziemi paczkę. Łokciem otworzył drzwi do domu nekromanty i wszedł do środka.

        - Witaj, kupiłem ci coś do jedzenia i... znalazłem to pod twoimi drzwiami - powiedział od razu zostawiając wszystko przy Mitrze.
        Wampir odwrócił się by zamknąć za sobą drzwi i po prostu stał nieopodal wyjścia obserwując blondyna. Nie wiedział co ma ze sobą zrobić, a po sytuacji z wczoraj nie czuł się zbyt pewnie w ogóle tu przebywając. I nie chodziło o jakiś żal do niebianina, bo ten przecież nic nie zrobił, ale problemem był właśnie sam krwiopijca. Bał się, że znów palnie coś głupiego i Mitra wywali go za drzwi, chciał uniknąć takiej sytuacji, choćby z własnej woli się ulatniając póki miał jeszcze szansę. Mimo to postanowił jeszcze zostać, a nóż pomoże nekromancie z zabiciem nudy i samotności... Zerknął na pudło i zaczął w swoje wymówki i marzenia szczerze wątpić. W końcu książki dla światłych umysłów były dużo ciekawszym zajęciem niż konwersacja z jakimiś ćwierć mózgami nie dorastającymi im nawet do pięt. Westchnął pod nosem i zerknął w bok od niechcenia.
        W pudle były książki, które zainteresowały Mitrę gdy spędzał noc w zamku Fausta, o czym Aldaren ani nikt w zamku nie miał prawa wiedzieć. Natomiast na dnie znajdowała się karteczka z wypalonym napisem: "Od Aldarena van der Leeuw'a".
        - Jak się czujesz? Nie wyglądasz najlepiej - stwierdził od razu nieumarły, a zmartwienie wykwitło mu na twarzy.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra miał problem znaleźć sobie miejsce na kanapie. Gdy był sam (a przecież praktycznie zawsze był) i szukał czegoś w księgach, lubił obłożyć się potrzebnymi materiałami, rozkładając je zarówno na stoliku przed sobą, jak i na siedzisku a nawet na ziemi, jeśli było tego wyjątkowo dużo. Później zaś siadał ze skrzyżowanymi albo podkulonymi nogami na kanapie i brał się do pracy. Rzadko się rozpierał, głównie przez to, że lubił robić sobie prowizoryczny blat na udach z jakiejś wyjątkowo dużej księgi, a wtedy zawsze lepiej mieć kolana chociaż lekko w górze… Jednak znalezienie sobie wygodnej i jednocześnie praktycznej pozycji z tą sparaliżowaną nogą nie było wcale łatwe. W końcu jednak nekromanta poradził sobie z tym spuszczając sparaliżowaną kończynę na podłogę, a kostkę drugiej wspierając na jej udzie. Pracował tylko jedną ręką, przez co też inaczej obłożył się materiałami, każąc wszystkie złożyć po swojej lewej stronie, by łatwiej mu było sięgać. Sparaliżowanej drugiej ręki używał jako przycisk do papieru.
        Gdy usłyszał kliknięcie klamki przy frontowych drzwiach i kroki wzdrygnął się lekko – za bardzo pochłonęło go to co czytał. Po raz kolejny analizował opis krypt, w nim szukając wskazówki jakiej dziedziny magii i jakich zaklęć mógłby użyć, by odzyskać władzę w ciele albo otworzyć grymuar bez pomocy Krazenfirów. Zaraz jednak zamknął czytany notes i odłożył go na stos obok siebie. Domyślił się, że to Aldaren wszedł i nawet nie miał do niego pretensji o to, że nie poczekał aż zostanie wpuszczony – w końcu ponoć byli przyjaciółmi, a ponadto nekromanta zaproponował mu nawet nocleg.
        - Witaj – przywitał go więc bez cienia negatywnych emocji w głosie. Choć się nie uśmiechnął, widać było, że ma całkiem dobry humor, jak na niego oczywiście. Gdy tak siedział na kanapie z jedną nogą założoną na drugą można było zapomnieć, że nie miał władzy w połowie ciała - wyglądał całkiem naturalnie.
        - O… och - mruknął, bardzo zaskoczony tym, że wampir przyniósł mu jakąś paczkę. Wyciągnął rękę do Aldarena, by przyjąć od niego wszystko to, co trzymał w rękach, z pewną podejrzliwością patrząc na tajemniczą paczkę.
        - Nie mam pojęcia co to może być, na nic nie czekałem - wyjaśnił. - Zresztą co to za metoda, zostawiać paczkę na progu? - prychnął jeszcze, bo może na to nie wyglądało, lecz gdyby ktoś zapukał, otworzyłby mu jeden z nieumarłych sług, którzy w końcu zostali do tego stworzeni. Nie były to co prawda twory specjalnie rozmowne, ale można im było dać przesyłkę do ręki bez obaw, że się zapodzieje albo zniszczy, wiedział o tym każdy goniec w Maurii i większość w okolicy. Stąd brała się ta podejrzliwość błogosławionego - z niewiedzy.
        - Dzięki - mruknął, łapiąc w pierwszej chwili za worek z jedzeniem. Nie zajrzał nawet do niego, tylko odłożył go na stos notatek po swojej lewej stronie.
        - To daj tutaj… - zasugerował Aldarenowi, gestem wskazując, by skrzynkę z tajemniczą zawartością odstawił na siedzenie po prawej.
        - Siadaj - zaproponował mu po chwili, pokazując fotel, który wcześniej został uprzątnięty właśnie z myślą o tym, że być może skrzypek zechce spędzić z nekromantą nieco czasu. Jak poprzedniego dnia, tak i dzisiaj Mitra rozsupłał jedną ręką worek z jedzeniem i zajrzał do środka. Pierwsze co przykuło jego uwagę to butelka koniaku. Wyciągnął ją i spojrzał na etykietę.
        - Masz dobry gust - oświadczył, lekko unosząc brew, jakby był zaskoczony tym, że w ogóle coś takiego znalazło się w paczce z prowiantem. - Ale zostawię to na wieczór - usprawiedliwił się, odstawiając butelkę na kawałek wolnego blatu. - O, i pomarańcze… - zauważył z podziwem, wyciągając kolejno wszystkie owoce. - Nie za bardzo mnie rozpieszczasz? - zapytał, zerkając na wampira znad cytrusa, który przytknął sobie pod nos by chwilę inhalować się cudownym zapachem. Na razie jednak do jedzenia wybrał świeży chleb, który skubał prosto z worka. Był to wybór czysto praktyczny, gdyż chleb nie brudził rąk, a on chciał jeszcze spojrzeć do tej skrzynki niewiadomego pochodzenia i nie zamierzał co chwilę wycierać palców. Wepchnął więc sobie do ust spory kawałek chrupiącej skórki, po czym przysunął do siebie pudełko. Ostrożnie uchylił wieko, a gdy zorientował się, że są to chyba same książki, otworzył je na całą szerokość. Wziął do ręki pierwszy tom, którego tytuł oczywiście był mu znajomy i nie zwrócił z początku specjalnej uwagi na to skąd go znał. Obejrzał okładkę z przodu i z tyłu, położył księgę na udach i ją przekartkował. Podniósł na Aldarena czujne spojrzenie, gdy ten skomentował jego wygląd.
        - Ty też nie wyglądasz najlepiej - oświadczył, odkładając wertowaną książkę na bok. - Wybacz. Kiepsko spałem - wyjaśnił, co po części było oczywiście prawdą. Przecież, że nie przyzna się do samookaleczania.
        Sięgnął po kolejny z przyniesionych przez wampira tomów i powtórzył cały rytuał z oglądaniem go i kartkowaniem. Tym razem lekko zmarszczył brwi, bo gdy trafił za pierwszym razem na całkiem specyficzny tytuł dotyczący nekromancji, wydawało mu się, że to przypadek, ale gdy drugi również sprawiał wrażenie znajomego, błogosławiony nabrał podejrzeń. Zaraz sięgnął po trzecią książkę i gdy ona również pasowała do wzorca, łypnął na Aldarena. Otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć, ale sobie odpuścił. Zdawało mu się, że tamtej nocy, gdy myszkował po bibliotece Fausta, był w niej sam i nikt go nie widział, najwyraźniej jednak ktoś musiał go obserwować, no bo jakim cudem tak precyzyjnie dobrałby te wszystkie tytuły? Tylko kto? Któryś z wampirów? Albo jakiś sługa? Tylko po co mu je przyniósł…
        Mitra dostrzegł leżącą na dnie skrzynki karteczkę i zaraz po nią sięgnął, bo stanowiła coś innego na tle reszty zawartości pudełka. Zbyt wielu słów na niej nie było, ale za to wiele rozjaśniały.
        - Hm… - mruknął Aresterra, jeszcze chwilę zastanawiając się czy pytać wampira o co chodzi czy też sobie odpuścić. Wydawało mu się, że może to jakaś gra, której zasad jeszcze nie znał. W końcu Aldaren wyraźnie dawał do zrozumienia swoją postawą i tym co mówił, że to nie było od niego i że to ktoś musiał podrzucić skrzynkę na próg nekromanty. A jednak…
        - Dziękuję - powiedział, pokazując skrzypkowi karteczkę. Jego ton nie był wcale zadowolony, a wręcz zapowiadał konfrontację. - Chyba miałem ją znaleźć przed tym jak przyszedłeś? Zepsułem twoją niespodziankę, ale sam rozumiesz, w tym stanie nie wyszedłbym z domu.
        Nekromanta zamilkł, nie pytając już o dobór ksiąg. Westchnął, po czym wyjął jeszcze kilka tomów, w których sprawdził jedynie tytuły.
        - Jak tobie minęła noc? - zapytał, bo w sumie nie dość, że wypadało o to zapytać, to nawet trochę go to nawet interesowało. - Jak udała się realizacja planów?
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Wchodząc do domu Mitry, Aldarenowi nawet nie przyszło do głowy by zapukać i nawet wymówką nie było, że miał zajęte obie ręce, w końcu mógł zapukać barkiem, nogą, łokciem, albo głową. Dobrze, że nekromanta nie zwrócił na to szczególnej uwagi, bo skrzypek chyba spaliłby się ze wstydu i przepraszałby go na kolanach chyba przez następne pięćset lat swojego nędznego żywota. Faust zapewne się w zaświatach przewraca, przecież nie tak go wychował. W sumie nawet gdyby Mitra nie skomentował w żaden sposób tego braku kultury Aldarena, lazurowooki prawdopodobnie sam by się zorientował o swoim faux pas, ale obecnie nawet tym sobie nie zaprzątał głowy. Wszakże były ważniejsze sprawy niż wejście bez pukania do cudzego domu.

        Na pytanie Mitry odnośnie paczki pokręcił jedynie głową i się zastanowił przez moment. Pochodzenie pakunku było podejrzane, tym bardziej, ze nekromanta na nic nie czekał i fakt, normalny goniec nie zostawiłby skrzynki na zewnątrz. Dodatkowo niedługo musiała leżeć pod drzwiami błogosławionego, bo choć okolica jego domu nie była często uczęszczaną przez mieszkańców Maurii, mimo wszystko znalazłby się ktoś kto przygarnąłby pod swój dom bezpańską skrzynkę z książkami. Tym bardziej tymi o czarnej magii i nekromancji. Ktoś ją musiał podrzucić chwilę przed przyjściem Aldarena by mieć pewność, że paczce nic się nie stanie, ani jej zawartość nie zmaleje. Do tego ten ktoś musiał wiedzieć kiedy dokładnie wampir przyjdzie do niebianina i że w ogóle go dziś odwiedzi. Problem jednak polegał na tym, że idąc drogą do Mitry nie widział w okolicy żywej duszy, a paczka już leżała. Na imieniu Mitry na paczce tak bardzo się nie skupiał, gdyż okoliczni mieszkańcy mogli wiedzieć jak nazywa się właściciel tutejszej kamienicy, więc nie dziwiło to tak bardzo skrzypka jak sam fakt pojawienia się nienaruszonej przesyłki.

        Z zamyślenia wyrwało go podziękowanie błogosławionego na które uśmiechnął się pogodnie, a zaraz po tym położył skrzynkę we wskazanym przez niego miejscu. Żołądek wywracał mu koziołki, lecz szczerze mówiąc, wampir nie zdawał sobie sprawy z tego jak wielkim niepokojem napawają go te wszystkie pytania i niewiadome odnośnie tajemniczej paczki z książkami.
        - "Na mnie nie patrz! Niby jak twoim zdaniem miałbym to tu przytargać? Zorientowałbyś się gdybym ulotnił ci się z głowy, a poza tym, raczej bym chyba zapukał, a nie zostawił ją na pastę okolicznych hien cmentarnych, prawda?!" - warknął urażony Drugi, po tym jak w głowie Aldarena pojawiła się myśl, że to może jego sprawka. - "Poza tym po co miałbym to robić? Cały czas ci mówiłem, żeby zabić tego nekromantę, nie wręczać mu prezenty! Ale pamiętałbyś o tym gdybyś tylko mnie choć przez moment słuchał!!!" - Miotał się rozwścieczony w umyśle skrzypka, lecz ten już nie zwracał na niego uwagi. Drugi miał rację w każdej wypowiedzianej przez siebie kwestii i to musiał mu otwarcie przyznać. Ale... w takim razie kto?

        - Dziękuję - mruknął pod nosem znów otrząsając się z zamyślenia i usiadł na wskazanym fotelu, przyglądając się jak Mitra rozpakowuje torbę z prowiantem. Na uwagę odnośnie koniaku zaśmiał się rozbawiony i pokręcił głową.
        - Wczoraj takie samo chyba piłeś, wolałem nie ryzykować z kupnem innego niż ten co normalnie pijasz - powiedział szczerze, wcale nie kryjąc się z tym, że po tym co wywinął wczoraj Drugi, po prostu odkupił nekromancie w większości wyżłopany przez siebie alkohol.

        Później z błogim, stonowanym uśmiechem obserwował jak błogosławiony wydobywa owoce i znów upaja się ich zapachem. Był to piękny widok, nawet jeśli Aldarenowi nie przyszłoby to na myśl.
        - Szczęśliwy człowiek podobno szybciej wraca do zdrowia, a poza tym pomarańcze są bardzo zdrowe. No i jeszcze je lubisz, a skoro są towarem dość rzadkim w tych stronach i ekskluzywnym, uznałem, że chciałbyś się nimi jeszcze delektować - odparł spokojnie.

        Faktycznie raz czy dwa, gdy jeszcze pomagał swoimi umiejętnościami medycznymi, zdarzyło mu się, że szczęśliwe dzieci wróciły szybciej do zdrowia, a nawet cudem ozdrowiały z beznadziejnych przypadków, tylko dlatego, że byli przy nich rodzice, albo dostali jakąś wymarzoną zabawkę. Natomiast ci, którzy stracili sens życia, całkiem się poddali i nie uznawali Aldarena za jakiekolwiek towarzystwo , potrafili umrzeć nawet od zwykłego przeziębienia. Może faktycznie prawdziwe szczęście miało właściwości lecznicze. Będzie musiał pochylić się nad tą teorią i się przekonać czy rzeczywiście coś takiego jest możliwe i może istnieć, ale to jak Mitra ozdrowieje.

        - Nic nie szkodzi to ja przepraszam za swoją uwagę. Mam nadzieję, że przynajmniej nieco odpocząłeś - oświadczył z troską. Zaczął go jednak ogarniać niepokój, gdy zauważył jak Mitra przegląda zawartość skrzynki, zerka na wampira i jak wyraz jego twarzy staje się coraz bardziej surowy. To jednak co zaraz powiedział było dla zdezorientowanego nieumarłego kompletnie nie zrozumiałe.
        - A-ale ja tego nie zostawiłem... - wydukał czując wiszące w powietrzu napięcie. Nie wróżyło to niczego dobrego ze strony nieumarłego. - Naprawdę nie mam z tym nic wspólnego, przyszedłem pod twój dom, a ona już leżała.
        Starał się jakoś to wyjaśnić nekromancie, ale nie wiedział jak się do tego zabrać, by nie pogarszać swojej sytuacji. Zakłopotany odwrócił spojrzenie w bok i nawet złapał się za kark, pocierając go nerwowo, albo raczej muskając palcami materiał kaptura, wahając się przed zarzuceniem go na głowę, jakby to miało go uchronić i ukryć przed niebianinem. Przez myśl mu też przeszło, że może powinien wyjść, żeby nie niepokoić blondyna i nie denerwować go bardziej. Zwłaszcza, że wciąż miał w pamięci jego uwagę o tym by go nie złościć tak jak wczoraj.
        - Myślę, że na m... - wybełkotał pod nosem, chcąc przeprosić Mitrę za to wtargniecie i po prostu wyjść, ale wtedy nekromanta zainteresował się minioną nocą krwiopijcy.

        Teraz dopiero był w kropce. Cieszył się, że nekromantę ciekawiło czy plan lazurowookiego się powiódł bo mogli przyjemnie spędzić czas rozmawiając na ten temat, lecz... z drugiej strony się wahał czy powinien zostawać i wspominać o swoich przygodach sprzed kilku godzin. Odetchnął głęboko.
        - "Nie zrobisz tego, nie możesz! On cię znienawidzi, uzna za wariata, potwora! Zabije cię albo wyda strażnikom!" - zaniepokoił się Drugi, wydawało się, że miał na pieńku z nekromantami i nie za specjalnie za nimi przepadał, ale Aldarena to nie obchodziło. Padło pytanie, więc czas na odpowiedź.
        - Również nie za dobrze - odpowiedział krótko, chwilę jeszcze bijąc się z własnymi myślami, a szczególnie Drugim, po czym postanowił rozwinąć swoją wypowiedź i zaspokoić ciekawość sparaliżowanego towarzysza. Tym bardziej, że dzięki temu kwestia książek spadała na boczne tory.
        - Nie zdołałem znaleźć miejsca w żadnej karczmie, nie zdołałem porozmawiać z żadnym innym przemienionym przez Fausta, więc zamek stoi opustoszały i nie pilnowany... - zasępił się przypominając sobie to co zostało z nie tak dawnych współdomowników i służących, nie mniej choć pomijał chyba najważniejsze kwestie, cały czas mówił prawdę i nawet przez chwilę nie zamierzał oszukać błogosławionego.
        - Nie mniej udało mi się spakować rzeczy, przebrać, wykąpać i resztę nocy spędziłem w towarzystwie rodziny - dokończył i w tym wypadku raczej unikając wdawania się w szczegóły. Nie tylko dla własnego bezpieczeństwa by nie zrazić do siebie Mitry, ale również dla jego oszczędności czasu. Aldaren wątpił by Mitrę interesowało to, że został zlinczowany, znalazł podobny pakunek, po którym mieszkańcy zamku Fausta zmienili się w krwawą miazgę i że ostatnią noc oraz najpewniej kilka najbliższych, nim Mitra nie wyzdrowieje, spędzi na cmentarzu w krypcie swojej rodziny.

        - Tak się zastanawiam... może to sprawka dell Amerda? - powiedział bardziej do siebie niż do Mitry i zaraz się nad tym zamyślił. To byłoby wielce prawdopodobne. Przynajmniej dla wampira, który nie wiedział, że książki w skrzynce pochodzą z osobistej biblioteczki Fausta, nawet tej ukrytej za regałem.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        - Czyli jesteś czujny - poprawił się Aresterra, gdy wyszło, że Aldaren wcale na koniakach tak dobrze się nie znał, tylko po prostu podpatrzył co on trzymał w domu. Nie przyszło mu przy tym w ogóle do głowy, że to rekompensata za to, co poprzedniego dnia wypiło jego alter ego, bo o tym incydencie zapomniał - nie był wcale ważny na tle tego, co stało się później…
        - Lubię - przyznał na wzmiankę o jego słabości do pomarańczy, choć i poprzedniego dnia o tym wspominał. Zerknął jeszcze raz znad owocu na wampira. - A od wieków na nie nie trafiłem… Dziękuję. Odwdzięczę ci się gdy stanę na nogi - obiecał, bo był świadomy tego jak trudno było dostać w tym kraju jakiekolwiek owoce, nie wspominając już o tych bardziej egzotycznych jak cytrusy właśnie. To był jednak plan na przyszłość, a tymczasem Mitra jak poprzedniego wieczoru podał Aldarenowi owoc, by wampir go dla niego obrał w międzyczasie.
        - Ciekawa teoria z tym szczęściem - zauważył, zajmując się już księgami. - Mówiłem ci, że byłem lekarzem, prawda? Jako dzieciak najpierw byłem pielęgniarzem, potem powoli uczyłem się na felczera… Wychowywałem się w wojskowym lazarecie. Może przez to nie mogę zweryfikować twojej teorii o szczęściu, tam po prostu szczęścia nie było, tylko cierpienie. Lecz żołnierzom umierało się łatwiej, gdy byłem przy nich, gdy trzymałem ich za rękę i zapewniałem, że będzie dobrze i że powiadomię ich rodziny, choć nawet nie znałem ich imion…
        Mitra westchnął. Wbrew pozorom nie wspominał aż tak źle dzieciństwa w wojskowym szpitalu - był to chyba wręcz najnormalniejszy okres jego życia. Wtedy jeszcze zdarzało się, że się śmiał, że swobodnie rozmawiał i nie widział w każdym wroga. Owszem, otaczała go śmierć i cierpienie, niejednokrotnie to co widział przyprawiało go o mdłości, a gdy był młodszy również płacz, ale można było się do tego przyzwyczaić, bo taki był trudny los wojskowego lekarza. Wszystko posypało się gdy przegrali.
        - Ty chyba też masz jakąś lekarską przeszłość, prawda? - Mitra szybko przekierował temat rozmowy na Aldarena. Później zaś na przeglądane księgi. Był bardzo zaskoczony, że skrzypek nie miał z tym nic wspólnego. Pewnie nikt poza Adamem dell Amerdą nie łączył jeszcze błogosławionego nekromanty i ulubieńca Fausta van der Leeuwa, kto więc mógłby chcieć zrobić taki psikus? Chociaż czy to w ogóle był psikus… Tak naprawdę nikomu to nie zaszkodziło, a wręcz może pomogło, bo dla Mitry był to bardzo trafiony i cenny prezent. Tylko co się za tym kryło…
        Rozmowa znowu się nie kleiła. Mitrze zdawało się, że Aldaren był bardziej rozgadany i jeśli poddało mu się dobry temat, mógł całkiem długo o tym mówić. A jednak tym razem ograniczył się do stwierdzenia, że “nie poszło za dobrze”. Nekromanta był tym trochę zawiedziony. To że sam niewiele powiedział o swojej nocy niewiele znaczyło, bo przecież i tak większość przespał albo po prostu przeleżał w łóżku. Przemilczał jedynie tę chwilę, gdy się ciął, ale ona była krótka, a tymczasem wampir wspominał o całkiem rozbudowanych planach…
        W końcu jednak Aldaren rozwinął wypowiedź - widać było, że gdy zaczął mówić, z Mitry zeszło napięcie. Spojrzał nawet na wampira ze szczerym zainteresowaniem, ciut cieplejszym spojrzeniem niż zazwyczaj.
        - Skoro zamek stoi opustoszały, nie zamierzasz tam mieszkać? Nikt cię nie wygoni, prawda? Choćby tylko tak długo, aż nie znajdzie się żaden inny przemieniony… A w razie czego moja propozycja jest nadal aktualna.
        Gdy jednak wampir skończył mówić i opowiadać o tym jak minęła mu noc, Mitra wyglądał na bardzo zaskoczonego.
        - Z rodziną? - upewnił się. - Zdawało mi się… No tak, wybacz, nie wnikam. To… chyba dobrze - mruknął. - Wybacz, nie chciałem cię urazić.
        Aresterra spuścił wzrok na przeglądane księgi, by nie musieć patrzeć na wampira, którego być może uraził wyrażając swoje zaskoczenie w kwestii kontaktów z nieżyjącą rodziną. Przecież żyli w Maurii, tu nikogo nie powinno to dziwić. Aldaren mógł ich sobie wskrzeszyć, przywołać duchy, mógł nawet gadać do nagrobka jak miał na to ochotę, a Aresterra powinien to po prostu przyjąć do wiadomości. A może wcale nie chodziło o żonę i syna? Wampir mógł mówić chociażby o innych przemienionych albo o innych bliskich - nie znali się tak dobrze by z góry zakładać, że Aldaren nie miał tu już absolutnie nikogo, zwłaszcza skoro był tak towarzyską personą.
        Mitra słysząc przypuszczenia jakoby to uzdrowiciel goszczący dzień wcześniej w jego domu miał podrzucić przeglądane przez niego książki natychmiast temu zaprzeczył kręcąc głową.
        - Wykluczone - oświadczył. - Raz, on się tak chętnie nie dzieli. Dwa, nawet nie posiada takich książek, bo gdyby je miał, prędzej by je sprzedał i przepuścił pieniądze grając w kości. A trzy… Naprawdę nie kojarzysz tych tytułów? - upewnił się nekromanta, układając na stoliku przed sobą wszystkie wyciągnięte dotychczas tomy, okładką ku górze i zwrócone w stronę Aldarena, by mógł bez kłopotu odczytać tytuły. Podniósł na niego wzrok by dostrzec, czy na pewno skrzypkowi one nic nie mówią.
        - To w większości jest o nekromancji, ale wszystkie były… u Fausta… - dokończył niepewnie. Może nie powinien się przyznawać do tego, że znalazł je w posiadłości wampira, ale przecież stały w ogólnodostępnym miejscu, na widoku, a on ich nie ukradł. Ktoś mu je podrzucił, podszywając się na dodatek pod Aldarena, dlatego tym bardziej wampir powinien się tym również zainteresować.
        - A może to któryś z innych przemienionych Fausta? - upewnił się jeszcze Aresterra, choć nie miał żadnego dobrego pomysłu dlaczego inny wampir mógłby chcieć coś takiego zrobić. Westchnął jednak i z rezygnacją odrzucił trzymaną w dłoni księgę do pudła koło siebie. Wysilił swój zmysł magiczny by być może dojrzeć jakikolwiek ślad tego, który dotykał skrzynki albo sporządził ten frapujący bilecik. Niestety na drewnie nie było niczego, a karteczka nosiła jedynie ślady dziedziny ognia, co nie powinno dziwić, skoro słowa na niej zostały wypalone. Był to więc kolejny trop prowadzący donikąd i w sumie Mitra już w myślach pogodził się z tym, że nie dowie się od kogo dostał tak pokaźną kolekcję cennych woluminów. Nie zamierzał jednak z nich rezygnować, bo darowanemu koniowi w zęby się nie zagląda, a on miał słabość do kolekcjonowania książek ze swojej dziedziny.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        - Odwdzięczysz? Nie, nie trzeba naprawdę - uśmiechnął się przyjaźnie, choć z zakłopotaniem. Nie zależało mu na żadnych przysługach i wynagrodzeniach, tym bardziej, że dla niego najlepszą zapłatą była możliwość pomocy nekromancie i towarzyszenie mu, czas z nim spędzony na rozmowach. - Dla mnie to czysta przyjemność - dodał szczerze i wziął od Mitry owoce. Poszedł z nimi wpierw do kuchni by je nieco obmyć z wierzchu i po jakiś talerzyk, na który mógłby poukładać gotowe do spożycia pomarańcze.
        Przyniósł jednak wszystko z powrotem do salonu, by nie przerywać czy utrudniać konwersacji. Szczególnie, że błogosławiony zaraz po tym postanowił z nim się podzielić kolejnymi informacjami ze swojego życia. Mimo woli, słuchając uważnie Mitry i obierając jednocześnie cytrusy, uśmiechnął się do własnych myśli, w których to nie trudno mu było wyobrazić sobie małego blondyna o złotej czuprynie umilającego umierającym odejście z tego świata choćby samą swoją obecnością. Biorąc wydarzenia z dzieciństwa nekromanty oraz to co zeszłej nocy Aldaren mu powiedział, wcisnął mu srebrne ostrze w dłoń, poczuł się wyjątkowo niezręcznie. "Co też on musiał o mnie pomyśleć...?" - niemal zaskomlał w swoich myślach, lecz Drugi już spieszył z pomocą swojemu nosicielowi.
        - "Że jesteś żałosnym i słabym idiotą, ni mniej ni więcej... Tak na moje oko."

        Aldaren był prawie całkowicie pewien, że cień w jego głowie się uśmiechnął uroczo i niewinnie niczym młoda niewiasta, ale wampirowi wcale nie było do śmiechu. Zwłaszcza, że niechciany lokator po prostu z niego drwił.
        - Tak. Jeden z podwładnych Fausta pokazał mi co robić ze skaleczeniami i stłuczeniami by nie kusić innych domowników, albo co robić żeby ślady po ugryzieniach szybciej się goiły, aby Faust o niczym się nie dowiedział... - Zamyślił się przez moment z licem bez wyrazu, prawie jak maska Mitry.
        - "Winszuję, twój blondasek już wcześniej miał cię za ofiarę losu, ale teraz to pogłębiłeś sobie duł. Brawo, jestem pod ogromnym wrażeniem" - prychnął z pogardą Drugi, a Aldaren zaczął się i nad jego osobą zastanawiać, bo skoro ta obecność miała wiedzę przewyższającą tę, którą posiadał wampir, ale nie wiedział o nim samym zbyt wiele to... Kim, albo raczej czym był tak naprawdę Drugi?
        - "Nikim specjalnym, nie interesuj się" - zbeształ go, a krwiopijca poczuł się jak dziecko. Kimkolwiek by nie był, był strasznie denerwujący. Przede wszystkim jego stosunek do tego co nie specjalnie go interesowało, czy było mu na rękę czyli tak naprawdę niemalże do wszystkiego.

        - Często wykorzystywałem tę wiedzę kiedy podczas zabaw w ogrodzie, znajdywałem jakiegoś rannego zwierzaka. Nie była to może pomoc godna przyszłego lekarza, ale chociaż się starałem... Choć wzywanie Zabora, czy Fausta do każdego ptaka ze złamanym skrzydłem albo podrapanego przez ciernie kota, nie był najmądrzejszym pomysłem z mojej strony, ale chyba tylko wychowany w dziczy siedmiolatek może się domyślić, że jak odda słabą istotkę silniejszej, to ta druga ją po prostu zje, albo zabawi się jak zabawką.
        Westchnął ciężko i choć wspomniał o tym, tak naprawdę dalej jego myśli krążyły wokół tego jak niemal regularnie po kryjomu częstował służących swoją krwią. Był naiwnym dzieckiem, bo choć dla Fausta był oczkiem w głowie, tak naprawdę czuł się niechciany przez wszystkich innych domowników i niemal na każdym kroku mu to uświadamiano. Któregoś jednak dnia Zabor podpowiedział mu jak zdobyć przyjaciół wśród służby i tak to się zaczęło. "Niewinny" żart demona pozbawił życia lub pracy chyba z tuzin wampirów. Ale... to już było jedynie przeszłością.
        - Nieraz dostawałem od Fausta jakieś książki na temat alchemii, zielarstwa i medycyny, ale prawdziwej wiedzy nabyłem dopiero w praktyce, pomagając napotkanym ludziom podczas naszych podróży, albo zarywając noce u boku tutejszego medyka. Swego czasu, mogłem się też określić mianem podróżnego medyka, ale... Teraz nie mam z tej wiedzy już żadnego pożytku. - Uśmiechnął się smutno, było po nim widać, że odebrano mu część czegoś dla niego ważnego w życiu. Część celu swojego istnienia.

        - Z postępem cywilizacyjnym nie idzie wygrać, jedyne co pozostaje takim wyeksploatowanym eksponatom muzealnym jak ja, a tym bardziej Faust to zapuścić siwą brodę, zgarbić się i albo wykopać wyjątkowo głęboki grób i odejść z honorem jak na prawdziwego człowieka przystało, albo po prostu zniknąć z tego świata, odejść w całkowite zapomnienie. - Odłożył na talerzyk ostatnią pomarańczę i podał go Mitrze. - W końcu starego psa nie nauczy się już nowych sztuczek, a nawet jeśli, to nie będzie on tak efektowny i skuteczny jak młodszy osobnik. Dlatego to nie śmierci powinno się bać, lecz czasu oraz samego losu. Oboje są chyba najokrutniejszym rodzeństwem w całej egzystencji. Śmierć to jedynie ich młodsza siostra, która nie ma nic do gadania, musi słuchać się starszych braci. - Jego twarz nieco się rozpromieniła, a on sam bardziej rozluźnił, mimo mało pocieszającego tematu do rozmowy jaki podjął. Jednakże była to myśl, o której stanowczo zbyt późno się zorientował, że została wypowiedziana na głos, a nie ograniczona ramami jego umysłu.
        - Wybacz mi, że się tak rozgadałem i to jeszcze nie na temat - w jego głosie pobrzmiewała skrucha i delikatne zakłopotanie, choć ciepły grymas nie schodził mu z twarzy. Widać po nim, że stara się jak może dostosować swoje zachowanie do stylu bycia Mitry, by go nie irytować lub przez przypadek nie urazić, dlatego Aldaren próbował swoje wypowiedzi sprowadzać do niezbędnego minimum i nieco bardziej stonowanie się wysławiać i okazywać emocje, choć z tymi miał największy problem.


        - Demony przeszłości nie znają litości... - powtórzył na wpół nieświadomie słowa Drugiego, gdy Mitra zasugerował, że nieumarły mógłby dalej przebywać w zamku. Otrząsnął się jednak zaraz i pochmurniejąc pokręcił głową. - Nie zrozum mnie źle, ale nie wiem czy byłbym w stanie spędzić tam choćby jedną noc po tym wszystkim co się stało. Ponadto... Opustoszałe mury uwielbiają topić w niechcianych wspomnieniach. Tym bardziej takie mury, które przesiąknięte są krwią. - Westchnął ciężko i wpatrzył się w starannie ułożone w jednym miejscu skórki po pomarańczy, które leżały na innym talerzyku.

        Dobry humor został zastąpiony powagą i to nie wymuszoną. Wiedział, że w tym przypadku stąpał po bardzo cienkim lodzie i chwila nieuwagi może się dla niego skończyć wypędzeniem za drzwi. Niestety podjęta przez niego decyzja o nie rozgadywaniu się i pominięciu nieciekawych, acz może znaczących szczegółów była stanowczo zła, gdyż Mitra nie wydawał się ukontentowany wypowiedzią wampira. Krwiopijca mógłby się założyć o głowę, że pytania nekromanty miały być dla skrzypka szansą na zrehabilitowanie się. Zwłaszcza, że było czuć gęstniejącą atmosferę, a ponadto Aldarenowi wydawało się, że błogosławiony się chociaż nieznacznie spiął. Musiał podjąć ryzyko by uratować sytuację.
        - Nie przepraszaj, nie masz za co. Nigdy nie miałem innej rodziny niż tej, o której wspominałem, a która nie żyje od setek lat. Noc spędziłem w ich krypcie, zostawiłem tam obecnie swoje rzeczy, a znajomy grabarz użyczył mi swojej łaźni i ciepłej wody - powiedział nabierając nieco cieplejszego tonu, by Mitra się tak nie stresował. - W przeciwnym wypadku podejrzewam, że wyglądałbym jeszcze gorzej niż obecnie. - Delikatnie się roześmiał i podniósł na nekromantę pocieszające spojrzenie. Żeby uniknąć dalszych nieporozumień postanowił więcej nie owijać w bawełnę i wyjaśniać wszystko od razu. - Niedługo po tym jak od ciebie wyszedłem i kierowałem się do jednej z lepszych tawern w tym mieście, kilku przemienionych Fausta i ich pachołków postanowiło odebrać mi to co sobie przywłaszczyłem z krwią Fausta, co nie skończyło się dla mnie zbyt przyjemnie, ale... jeden, przywódca tej grupy, przegonił ich i w uliczce zmusił do wypicia całej swojej krwi... - zawstydził się mówiąc to i odwrócił wzrok z obrzydzeniem do samego siebie. Na ratunek przyszły mu własne myśli, które pochłonęły jego osobę tak bardzo, że zapomniał o rozwinięciu swojej relacji, a przez to wypowiedź nieświadomie dobiegła końca.

        Kiedy znów spadł temat na książki i jego podejrzenia, jakoby za sprawą ich pojawienia się stał wątły medyk, Aldaren starał się znaleźć jakieś inne wyjaśnienie, lecz zaraz książki zostały rozłożone na stole, a on otrzymał proste pytanie. Skrzypek przyjrzał się im uważnie, nie wiedząc czemu czując ogromną presję, jakby od jego odpowiedzi zależało czyjeś życie. Dlatego gdy podniósł na Mitrę wzrok, czuł się cholernie skrępowany, a do tego po plecach przebiegał mu niepokój. Ze smutkiem pokręcił głową.
        - A powinienem? - zapytał, choć nie było to potrzebne. Chciał uciec ze skruchą spojrzeniem od blondyna, ale ten zaczął mu podpowiadać jakby to miało coś zmienić.
        - Nigdy nie interesowałem się biblioteczką Fausta. Owszem, nieraz dawał mi do czytania swoje książki, ale były one raczej z zakresu demonologii i anatomii niż nekromancji. - Spuścił głowę, będąc pewnym tego, że zawiódł błogosławionego. Zaskoczony jego kolejnym pytaniem, wbił wzrok w niebianina. Otworzył nawet usta by zgodzić się z jego pomysłem, bo wydawało się to bardzo prawdopodobne gdyby nie jeden szkopuł.
        - Nie mógłby wejść do mojego pokoju - powiedział na głos to co myśli, a gdy się zorientował, że Mitra to usłyszał, zaraz zabrał się za wyjaśnienie.
        - Kiedy byłem w swoim pokoju w zamku zastałem na łóżku podobną paczkę, ale mógłbym przysiąc, że jej w ogóle nie było gdy wszedłem. Pakowałem się i usłyszałem jakby ktoś nadział się na róg komody, ale gdy się odwróciłem nikogo nie było. Drzwi były zabarykadowane, okna zamknięte, a w pomieszczeniu nie czułem żadnej obecności. Wtedy znalazłem paczkę na swoim łóżku podpisaną moim imieniem. W rogu jednak była chyba mała litera "Z" - powiedział drapiąc się zakłopotany po karku. Czuł, że może powinien na samym początku o tym powiedzieć, by nie powodować problemów, ale nie przyszło mu do głowy, że obie paczki mogły zostać podrzucone przez tę samą osobę. Tym bardziej, że na tej jego widział tę drobną, ledwie widoczną literę, czego nie doszukał się na skrzynce Mitry.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra poczuł się niepewnie. Co znaczył ten uśmiech? Aldaren na niego nie patrzył, skupiony na obieraniu pomarańczy, uśmiechał się więc do jego słów czy do własnych myśli? Co też sobie myślał? Mitra nie nawykł do rozmów na swój temat i do opowiadania o swojej przeszłości, ale z reguły gdy komuś o tym mówił, nie przyjmowali dobrze rewelacji o tym, że dziesięciolatek brał udział w grzebaniu w ludzkich flakach, nawet jeśli była to dla niego nauka i w gruncie rzeczy działo się to w dobrej wierze. W najlepszym wypadku spotykał się z obojętnością, a nie z uśmiechem. To sprawiło, że w jego głowie zaświtała nieśmiała myśl, że może jednak nie było z nim tak źle jak z początku przypuszczał… Albo trafił na kogoś równie pochrzanionego jak on sam. Ta ewentualność była jednak niedorzeczna, bo Aldaren zdawał się być osobą w gruncie rzeczy poukładaną, o ile nie był głodny.
        Dobrze, że znowu ciężar rozmowy przeniósł się na skrzypka. Mitra gdy słuchał, nie myślał o bzdurach i nie dawał się wodzić za nos własnym domysłom. Z uprzejmą uwagą słuchał historii na temat tego, jak skrzypek zdobył swoją wiedzę okołomedyczną. Nie zdradził się żadnym grymasem w kwestii tego co o tym myślał, zadał jednak jedno doprecyzowujące pytanie.
        - Ktoś poza Faustem cię… kąsał? - upewnił się. - To… dla mnie trochę zaskakujące. Wydawało mi się, że nikt przy zdrowych zmysłach by się na to nie odważył… A co z twoją zgodą? - dopytał jeszcze. Widać było, że gdy tylko poruszył tę kwestię, podkulił nogę i oparł stopę na siedzisku kanapy, a ramiona lekko skulił, jakby wiedział, że wchodzi na bardzo grząski grunt, na którym może utonąć albo Aldaren, albo on…
        - Hah, no tak… Dzieci mają dobre serca - zgodził się cicho w kwestii oddawania słabych istotek pod opiekę silniejszych. - Choć tobie ono zostało do tej pory. Nadal lubisz opiekować się słabymi zwierzątkami z przetrąconymi kończynami - zauważył niby w ramach żartu, choć z jego ust zabrzmiał on nieco gorzko. Oczywiście, że miał na myśli siebie, chciał jednak, by zabrzmiało to znacznie lżej, bo tak to też postrzegał, a tymczasem wyglądało, jakby się użalał albo kpił sobie z dobroci wampira. Nie chciał tego… Dlaczego nie potrafił rozmawiać jak normalny człowiek? Być może przez to, że jego serce nawet gdy był dzieckiem nie było dobre. Przez to, że jemu nigdy do głowy by nie przyszło, by prosić dorosłego o pomoc w opiece nad rannym zwierzątkiem. Sam by to zrobił… Ale prędzej i tak czekałby aż umrze. Był zły.
        Aldaren podał mu pomarańcze. Mitra przyjął talerzyk z cichym “dziękuję”, po czym odstawił go na stolik i cofając rękę zaraz zabrał sobie ze trzy cząstki. Słuchał słów wampira z namaszczeniem spożywając kolejne kęsy ekskluzywnego owocu. Dzisiaj miał lepszą możliwość, by się nim nacieszyć i właśnie to robił, lecz ani na moment nie przestawał przy tym słuchać tego, co mówił wampir. Przez chwilę wyglądał na zaskoczonego jego słowami i wręcz filozoficznymi rozważaniami na temat śmierci, później jednak na jego twarzy pojawiło się zrozumienie i nawet nutka podziwu.
        - Nie mam czego ci wybaczać - oświadczył. - To… podobało mi się to, co powiedziałeś. To jest to, co sam myślę. Że to nie śmierć jest tym, czego się boimy, a to, co wydarzy się z nami przed nią… I jak niewielki mamy na to wpływ.
        Kącik ust nekromanty drgnął w czymś, co być może stanowiło bardzo słabą imitację smutnego uśmiechu. On nie był stary, a i tak poznał już czym jest okrucieństwo losu. Był jeszcze młody, miał wiele lat życia przed sobą, ale i tak czuł się czasami jak starzec…
        - To nie kwestia wieku, to kwestia tego jak zniszczony jest twój duch - powiedział cicho, jakby sam do siebie, nim wziął do ust kolejny kawałek pomarańczy. Później odwrócił wzrok, by skupić się na przeglądaniu ksiąg.

        Gdy Mitra szukał odpowiedzi na jakieś nurtujące go pytanie często stawał się napastliwy i zapominał o tych resztkach dobrego wychowania, które jeszcze miał. Tym razem dość szybko zorientował się, że chyba przeholował, bo Aldaren patrzył na niego, jakby był tym znienawidzonym nauczycielem, który przyłapał ucznia na niewiedzy. Momentalnie więc cofnął się, oparł plecy o oparcie kanapy, a jego twarz nabrała nieco łagodniejszego wyrazu, lecz i tak wyrażała czujność i pragnienie odpowiedzi. Nie powstrzymał nikłego cienia zawodu, jaki przebiegł przez jego oblicze, gdy wampir wyraźnie nie wiedział co było w tych księgach takiego wyjątkowego, ale służył mu podpowiedzią. Albo wręcz odpowiedzią, no bo do informacji o tym, że te księgi pochodziły od Fausta nic więcej nie można było dodać. No może poza tym, że Mitra przeglądał je tamtej nocy, gdy przebywał w posiadłości wampira, ale o tym akurat nie pomyślał. Zresztą czy to istotne?
        - Jasne - mruknął, jakby faktycznie nie miał Aldarenowi za złe jego niewiedzy. - W sumie ty zajmujesz się w życiu czym innym… Spodziewałem się po prostu, że będziesz się orientował w księgozbiorze Fausta jak nie z zainteresowania to przez to, że mógł ci się opatrzeć… Ale to nic, nie każdy ma takiego fioła na punkcie ksiąg jak ja - usprawiedliwił skrzypka. Swoją drogą pewną ironię losu stanowił fakt, że choć faktycznie nie można było mu odmówić zamiłowania do kolekcjonowania książek, to jednak nie sprawiał wrażenia, jakby traktował je z szacunkiem. Gdyby było inaczej nie leżałyby w tak losowych miejscach w jego domu…
        - Słucham? - Mitra był wyraźnie zaskoczony nagłą uwagą Aldarena, bo ten najwyraźniej miał na myśli kogoś bardzo konkretnego. Nachylił się do niego, wspierając brodę na stulonej pięści jak jakiś myśliciel. Patrzył na skrzypka z naprawdę sporym zainteresowaniem, oczekując, że ten rozwinie myśl, bo gdyby tak to zostawił, to Mitra chyba by go zabił, nawet z tym aktualnym paraliżem. Dlatego lazurowooki wampir miał szczęście, że jednak zdecydował się rozwinąć myśl. Gdy skończył, nekromanta przez chwilę jeszcze myślał, patrząc niewidzącymi oczami gdzieś w dal. Po czasie jednak wyprostował się, a jego spojrzenie znowu nabrało świadomości.
        - “Z” - powtórzył za Aldarenem, wbijając w niego wzrok. - Przychodzi mi do głowy tylko jedno imię, które do tej pory padło i zaczynałoby się na tę literę. Zabor… ale nie wiem czy to ma sens, by on podrzucał takie pakunki. I zważywszy, że to demon, nie spodziewałbym się po nim dobrych intencji, prędzej, że chce nas w coś wrobić… Ale popraw mnie jeśli się mylę w jednym czy drugich domysłach.
        Mitra lekko zacisnął wargi, zerkając na ostatnie księgi, jakie leżały w jego skrzynce. Powiódł po ich grzbietach palcami, ale już ich nie wyjmował i nie oglądał - te były dla niego najmniej interesujące z całej tej kolekcji. Nie, by nie były cenne, ale wiadomo: w każdej bombonierce są te czekoladki, które lubi się mniej i bardziej.
        - Mogę wiedzieć co było w twojej paczce? - zapytał cicho Aldarena, zerkając na niego tylko kątem oka. To była prywatna kwestia, a skrzypek jakby specjalnie tę informację przemilczał. Czy to było zbyt śmiałe ze strony nekromanty, aby o tym rozmawiać? Nie chcąc wpędzić się znowu w spiralę domysłów co wypada a co nie, nekromanta szybko poruszył kolejną kwestię.
        - Demony zostawiają jakieś charakterystyczne ślady swojej bytności? Może aury? Po portalu do Otchłani pewnie zostaje jakiś ślad, to silna fluktuacja magicki… - Po tej podpowiedzi Mitra jakby głębiej zamyślił się nad rzuconym pomysłem.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Wampir słysząc to pytanie zakłopotał się, a nawet zawstydził i mogłoby się zdawać, że żadne do niego nie dotarło, lecz to byłoby nie fair wobec Mitry, który (według Aldarena) nie miał przed nim żadnych tajemnic i odpowiadał otwarcie na każde z nielicznych pytań nieumarłego. Co prawda kiedy był dzieckiem nie widział w czymś takim najmniejszego problemu, tym bardziej, że wówczas stosunek służby do niego diametralnie się poprawił, przynajmniej przy sierocie. Teraz jednakże skrzypek był dorosły, bardziej świadomy i przede wszystkim sam był wampirem, a coś takiego można byłoby podciągnąć pod sferę bardziej intymną, przecież nie bez powodu niektórzy nazywają takie ukąszenie "Pocałunkiem Śmierci", albo "Krwawym Pocałunkiem". Nie wspominając już o tym, że w Maurii jest spore grono ludzi, którzy chodzą od drzwi do drzwi, zaniedbani, wyniszczeniu i niemal w objęciach śmierci, i oferują swoją krew w zamian za pieniądze czy to na narkotyki, spłatę długów, alkohol , panienki, w akcie desperacji by rodzina miała co jeść przez kilka dni. Krwawe prostytutki... Stąd właśnie ten cały wstyd u lazurowookiego.
        - Owszem, ze względu na wierność Faustowi nikt by się nie ośmielił czegoś takiego zrobić, jednakże... to ja sam się ich pytałem czy nie chcieliby się napić - mruknął zażenowany i zacisnął pięść. - Gdy nie było w pobliżu Fasta, wyszydzano mnie, poniewierano. Byłem dla innych domowników jedynie problemem i chwilową zabawką ich pana, otwarcie mi mówiono, żebym się wynosił, bo prędzej czy później znudzę się Faustowi i sam się mnie pozbędzie. Niby Zabor miał być moim strażnikiem i zapobiegać tego typu sytuacjom, ale on stawał się głuchy i ślepy w takich przypadkach, ewentualnie sam zaczynał i oddawał inicjatywę innym. Było mi naprawdę źle, ale nie mogłem się poskarżyć, bo podobno Faust jeszcze szybciej by mnie wygnał. Któregoś dnia Zabor przyszedł do mojego pokoju, z którego nie chciałem wyjść i powiedział mi, że zna sposób jak sprawić by inni mnie polubili... - westchnął żałośnie czując do siebie samego wstręt, ale przeszłości już nie da się zmienić. - Skończyłem z tym koło piętnastego roku życia, gdy służbie w kuchni i usłyszałem przypadkowo rozmowę kilku służących, które choć miłe i pomocne w mojej obecności, po kątach mówiły okropne rzeczy... choćby przyrównując mnie do tych co dzisiaj chodzą i dają się kąsać za pieniądze.

        Atmosfera zrobiła się ciężka, a spojrzenie Aldarena, choć wbite gdzieś w ścianę, przyprawiało o niepokój, zwłaszcza, że nie było czerwone, czego można by się spodziewać. Wampir walczył z samym sobą by się jako tako pozbierać w czym bez wątpliwości pomogła mu uwaga Mitry. Wyrwany z mroku spojrzał na przyjaciela nagle całkowicie przytomnym wzrokiem, jakby ktoś wylał na niego kubeł zimnej wody podczas głębokiego snu. Na jego twarz nawet wkroczył zadziorny uśmiech i patrzył z pełnym zainteresowaniem na swojego rozmówcę. Nie pomyślał jednak, że widok kłów może zniechęcić Mitrę do dalszej rozmowy, albo całkowicie zabić ich przyjaźń.
        - Czy taki słaby to ja nie wiem. Tym bardziej, że nie nazwałbym ciebie zwierzątkiem a raczej drapieżnikiem. W końcu nekromanta zapewne z łatwością może przejąć kontrolę nad jakimś tam wampirem - odpowiedział z rozbawieniem i nie było to wcale udawane, by zrobić blondynowi przyjemność. Po prostu uwaga niebianina wydała się skrzypkowi naprawdę zabawną metaforą obecnej sytuacji w jakiej obaj się znaleźli.

        Później, po swojej filozoficznej wypowiedzi, gdy Mitra przyznał mu rację, a nawet oświadczył, że sam tak myśli, Aldaren już całkowicie odzyskał spokój ducha. Więcej! Miał dziwne wrażenie, że w jakimś stopniu, nawet nie dosłownym ma podporę w nekromancie. Może mu się ze wszystkiego zwierzyć, bez strachu, że zostanie potępiony czy wyśmiany. Bo czymże była taka wylewność ze strony wampira i to jeszcze najbliższego ucznia, syna, jednego ze Starszych, jak nie słabością? Przy błogosławionym jednak zdawało się to nie mieć żadnego znaczenia, więc i sam krwiopijca nie zastanawiał się zbyt długo nad tym czy faktycznie był słabym, nadal dziecinnym mimo wieku mięczakiem.

        - Mój duch? - zapytał zaskoczony nie do końca rozumiejąc co niebianin miał na myśli, jakby poprzednie tematy i rozmyślania tak go pochłonęły, że na moment stracił kontakt z rzeczywistością.
        - "Ma rację, inaczej nie uwiłbym sobie tak przytulnego gniazdka w twojej głowie" - wyszydził go Drugi.
        Może i ostatnio nie było z jego psychiką i wolą do życia najlepiej, ale to chyba nie świadczy o tym, że jego duch jest wyniszczony. A może Mitra w ogóle nie miał na myśli konkretnie wampira tylko mówił ogólnie... A może... Czy nie odnosił się czasem do samego siebie? Skrzypek zastanawiał się nad tym dłuższy moment, jednakże nie pytał. Nie było sensu skoro blondyn zajął się przeglądaniem ksiąg, co jednoznacznie sugerowało urwanie tego tematu. Aldaren nie nalegał i nie naciskał, dał tej kwestii odejść w niepamięć.

        Po niedługim czasie skupili się konkretnie na podejrzanym pakunku, a konkretniej dwóch, które obaj otrzymali. Słuchał uważnie podejrzeń Mitry i z braku innych podejrzanych pasujących do tego "Z" był gotów się zgodzić, nawet mimo tego, że wydawało mu się coś takiego ze strony Zabora wielce nieprawdopodobne. W to, że demon mógłby skrzypkowi podarować jakiś prezent uwierzyłby gdyby spił się niemal do stanu delirium, ale jednak, natomiast jeśli chodziło o sprezentowanie niebianinowi, choćby rozkładającej się głowy własnej rodzicielki Aldaren nigdy nie dałby temu wiary.
        - "To nie on" - podpowiedział twardo Drugi. - "Skup się debilu, masz wszystko niemal pod nosem, wysil się nieco i w końcu popisz się tą wielce sławetną wampirzą spostrzegawczością."
Nie było żadnych wątpliwości co do tego, że Drugi wiedział kto za tym stoi, ale z jakiegoś powodu nie zamierzał pomóc. Może dla własnej rozrywki?
        - Masz rację, to nie w jego stylu. Poza tym niebianinowi nie podrzuciłby nawet czegoś co zrobiłoby z pokornego sługi Najwyższego, rodowodowego piekielnego. Zabora po prostu odrzuca wszelka myśl, że miałby cokolwiek podarować niebianom, on ich nienawidzi... Bez obrazy - speszył się zaraz patrząc ze skruchą na Mitrę, jakby ten miał mu zaraz głowę za to co powiedział urwać.
        - Hmm... w mojej były jedynie dziwne skrzypce bez strun... były ręcznie robione rękami amatora jakby ktoś ukradł z tartaku odpowiedniej wielkości klocek i przy winie, śpiewach towarzyszy i ognisku zaczął z nudów strugać... Nie mają ani jednego przykręconego czy sklejonego elementu - powiedział, a w jego głosie słychać było istną paletę różnych emocji od niepokoju po zachwyt. - Zostawiłem je w krypcie wraz z resztą swoich rzeczy - dodał dla uniknięcia niezrozumienia.
        Kolejne pytanie Mitry tylko go utwierdziło w tym, że nie Zabor maczał w tym palce ani też żaden inny demon. Spieszył wiec z wyjaśnieniami.
        - Demony, tak jak piekielni i większość niebian nie należy do naszego świata, więc powinny zostawić po sobie nawet najmniejszy ślad. Nie potrafię czytać aur, dlatego z tym ci niestety nie pomogę, ale mimo to gdyby któraś z tych ras zostawiła te paczki, założę się, że wyczułbym charakterystyczny dla nich zapach, a niestety niczego takiego nie doświadczyłem gdy dostałem paczkę... - odpowiedział i się zamyślił. Kiedy wychodził z zamku pod wszechobecnym odorem krwi i śmierci czuł jakiś bliżej niezidentyfikowany bukiet woni, ale nie zwrócił na niego większej uwagi, gdyż obawiał się, że to co spotkało tamte sługi Fausta, dopadnie i jego.
        - "Brawo, zaczynasz w końcu korzystać ze swoich umiejętności, jak prawdziwy wampir" - mruknął z uznaniem Drugi.
        - Wybacz, że nie wiele pomagam. - Spuścił głowę zasępiając się.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra zorientował się, że trafił w punkt swoimi wątpliwościami, nie w porę pomyślał jednak, że mógł swoimi domysłami zranić Aldarena. Skoro jednak wampir chciał mówić, Aresterra słuchał go z należytą uwagą i szacunkiem. Wypsnęło mu się ciche “och” wyrażające zaskoczenie na wieść, że wampir będąc dzieckiem sam się prosił o to, by inne wampiry się na nim posilały. Wyglądało nawet na to, jakby Mitrze zrobiło się smutno, gdy pomyślał o losie takiego dziecka wśród drapieżników.
        - Przykro mi - przyznał szczerze, cicho. - To na pewno były dla ciebie trudne chwile… Rozumiem jak to jest czuć się, że wszyscy wokół są twoimi wrogami. Różnimy się tylko tym, że ja nadal tak odbieram swoje otoczenie, a twojego ducha nie zdołali złamać - dodał z wyraźnym podziwem. Zastanawiał się jednak, czy kiedykolwiek był taki jak Aldaren. Miły, ciepły, radosny. Musiał być naprawdę cudownym dzieckiem. Szkoda, że trafił do takiego kraju, do posiadłości, gdzie stał się nieumarłym, wplątanym w sieć intryg, które zupełnie go nie interesowały.
        Oboje na chwilę się zamyślili po tej chwili szczerości, a gdy wrócili do dyskusji, Mitra rzucił swoje zdanie o rannych zwierzątkach. Wtedy ocknął się również skrzypek. Bystre, przenikliwe spojrzenie Aldarena w połączeniu z jego zadziornym uśmiechem sprawiło, że po plecach Mitry przebiegł osobliwy dreszcz, choć wcale nie chodziło o to, że bał się obnażonych kłów wampira i tego, że zaraz się on na niego rzuci. Z ulgą przyjął to, że skrzypek po chwili się odezwał, choć jednocześnie bardzo zaskoczyła go jego uwaga.
        - Myślisz, że zrobiłbym coś takiego? – odbił zaraz piłeczkę wcale nie rozwiewając przy tym domysłów Aldarena w kwestii tego czy był w stanie go kontrolować czy też nie. Spodziewał się jednak, że nie uzyskałby twierdzącej odpowiedzi, nawet gdyby była ona prawdą, że wampir nigdy w życiu nie przyznałby się do takich podejrzeń, by go nie urazić.
        ”Nikt nigdy by mnie nie wziął za drapieżnika”, pomyślał jeszcze, mocno myśląc nad tym, co przed chwilą usłyszał od wampira. Zerknął na niego, jakby sprawdzając czy to nie był blef. On drapieżnikiem? Wśród żywych zawsze był jak biały gołąb, a nie drapieżnik. Tam gdzie panowała śmierć to co innego, chociaż… Gdy siedział przy konającym znowu stawał się łagodny jak baranek.
        No i… czy zdecydowałby się na przejęcie kontroli nad wampirem? Nigdy tak naprawdę tego nie próbował i o tym nie myślał, bo to nie było zagadnienie, które go interesowało, lubił śmierć w czystej postaci a nie ożywieńców. No i czy spróbowałby tego na Aldarenie? Zależy pewnie którym.

        - Powiadasz, że nie chciałby mnie wrobić w morderstwo i kradzież? - upewnił się Mitra, gdy usłyszał jakie było usposobienie Zabora. Wzruszył ramionami. - Skoro tak… W końcu ty go znasz znacznie lepiej ode mnie. Nie mam jednak w związku z tym innych podejrzeń…
        A mimo to Mitra nadal o tym myślał. Zaczął szukać wśród swoich znajomych kogoś, kogo imię bądź nazwisko zaczynałoby się na Z, ale każda osoba, która przyszła mu do głowy, nie pasowała do takiego zachowania. I w ogóle raczej nikt poza Adamem nie wiedział, że Aldaren i Mitra się znali - nekromanta nie informował nikogo, że wybiera się do Fausta i że w ogóle zna ten ród, nawet jeśli była to bardzo szczątkowa znajomość, ledwie z widzenia.
        Wzmianka o nowych skrzypcach bardzo zainteresowała Mitrę, choć widać było, że jednocześnie go zaskoczyła. Uniósł lekko jedną brew, jakby rozważał, czy ktoś nie zrobił sobie z Aldarena jakiegoś głupiego żartu. Wszak skrzynka, którą wysłano jemu, była pełna cennych, rzadkich ksiąg, a tymczasem wydłubany z kawałka drewna instrument nie brzmiał ani trochę ciekawie… Aresterra zmieniłby jednak szybko zdanie, gdyby dowiedział się o magicznych właściwościach prezentu. Ale to być może kiedyś, bo póki co Aldaren nie podzielił się z nim tą informacją, a Mitrze nie przyszło do głowy, by zapytać.
        - Hm, no nic - uznał w końcu Aresterra, zadziwiająco lekko. - Nie przepraszaj, nie masz za co. To ja przepraszam, że tak ciągnąłem za język… Po prostu czasami za mocno skupię się na jakiejś niewiadomej. Ale pomyśl może jeszcze o tym, kto mógłby mieć takie inicjały. I kto mógł być w posiadłości w nocy, gdy ja tam byłem - dodał, by zawęzić krąg podejrzanych. - Te książki to w większości tytuły, które oglądałem podczas wizyty u was, zdaje się, że ktoś to musiał widzieć - wyjaśnił takim tonem, jakby miał do tego pełne prawo i wcale nie przyznawał się do myszkowania po bibliotece.
        - A może niepotrzebnie zawziąłem się by dociec kto to zostawił - uznał w końcu, wzruszając ramionami, jakby w tym momencie temat definitywnie porzucał. Po raz kolejny wziął do ręki jedną z darowanych ksiąg,
        - Jeśli ci to nie przeszkadza, chciałbym zająć się szukaniem lekarstwa na mój paraliż - oświadczył cicho, kątem oka zerkając na Aldarena. - Nie wyganiam cię, absolutnie. Możesz dotrzymać mi towarzystwa, jeśli masz na to ochotę, ale chciałbym pracować. Czas niestety nie jest moim sojusznikiem - wyjaśnił z faktycznym żalem w głosie, choć wcale nie chodziło o to, że mógł nigdy nie odzyskać władzy nad ciałem, a o to, że chyba wolałby posiedzieć spokojnie i porozmawiać z Aldarenem nawet o głupotach, niż tak szukać po omacku.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Atmosfera zgęstniała przez to jak wyglądało dzieciństwo Aldarena, przez co gdy wampir skończył i usłyszał smutny ton w głosie towarzysza, uśmiechnął się ciepło dla rozluźnienia. Może i tyło to dość wstydliwym rozdziałem w jego życiu i wolałby się do tego tak otwarcie nie przyznawać, jednakże na pewno nie zasługiwało to w jego przypadku na jakiekolwiek współczucie. W Maurii przecież było to na porządku dziennym, co prawda szydzono i gardzono takimi ludźmi, ale podobnie w sumie było z prostytutkami. Niby wszystkich brzydziła i odrzucała taka forma zarobku, ale nikt nie miał z tym najmniejszego problemu, tym bardziej, że nie zamykano za to w wiezieniach. Owszem, dzieci były w tym wszystkim najbardziej poszkodowane, a dla tych żyjących na ulicy było to jedyne wyjście by móc kupić sobie chleb i zachować przy tym niezależność w nadziei, że kolejny dzień pomoże im się wyrwać z tego okropnego państwa. W końcu ci co podpisali Kontrakt Ciała, choć mają zapewniony dach nad głową i środki do przeżycia, nie mają prawa opuścić państwa, a po śmierci ich ciała nie zaznają spokoju. Taka po prostu jest Mauria.

        - Nie miej mi za złe tego co powiem, ale wydaje mi się, że tak - odpowiedział na pytanie w kwestii kontroli nad wampirem. - Gdybyś został do tego zmuszony, pewnie byś tak uczynił. - Uśmiechnął się przyjaźnie, co mogłoby nie pasować do tego jak skrzypek był pewien swoich słów i teorii. - Przez tę myśl czuję się spokojniejszy, bo zdołałbyś mnie powstrzymać, gdybym znów stracił nad sobą kontrolę.
        - "Jak to ładnie ująłeś. Dlaczego od razu mu nie powiesz, że jesteś opętany?" - zadrwił z Aldarena Drugi.
        - Ponadto wierzę, że dzięki temu dasz sobie radę z innymi, jeśli mnie nie będzie w pobliżu - dodał, w ogóle nie przejmując się słowami cienia, albo raczej upiora w swojej głowie.

        Niewiele byli w stanie ustalić w sprawie tajemniczych pakunków i nawet nie pomogła w tym odpowiedź odnośnie znalezionych przez Aldarena skrzypcach. Nie wiedzieli tak naprawdę nic, albo raczej wiedzieli od kogo to na pewno nie był podarek. To wbrew pozorom wszystko utrudniało, bo nie znali nikogo kto mógłby za tym stać. Aldaren nie był pewien czy zgodzić się z Mitrą i po prostu odpuścić dociekana, skoro darowanemu koniowi w zęby się nie zagląda, czy poszukać jakiś informacji, ewentualnie poczekać na rozwój wydarzeń. Nie dostał jednak szansy by dłużej się nad tym zastanowić w chwili obecnej, gdyż nekromanta postanowił zająć się czymś bardziej produktywnym niż rozmowa, czego skrzypek nie miał mu absolutnie za złe.
        - Ależ oczywiście, rozumiem, nie krępuj się - odpowiedział na jednym wdechu i uśmiechnął się przyjaźnie, żeby blondyn nie pomyślał, że wampir poczuł się urażony, czy coś tych rzeczy. - Nie będę ci przeszkadzał, nie zrozum mnie źle, bycie w twoim towarzystwie jest dla mnie czystą przyjemnością i z chęcią bym nawet pomógł... ale na czarnej magii i nekromancji znam się tyle co grabarz na leczeniu i ratowaniu ludzi... - na moment się zawahał, czy aby zbyt śmiało nie odniósł się z ta uwagą, szczególnie, że pierwotnie chciał powiedzieć "jak nekromanta na ratowaniu ludzi", ale przed nim właśnie siedział taki nekromanta i mógłby poczuć się urażony takim stwierdzeniem, dlatego w porę wampir ugryzł się w język i zmienił nieco swoje porównanie, które miało być jednocześnie żartem.
        Dopiero teraz do niego dotarło, że to tylko z początku wydało mu się śmieszne, a po głębszym zastanowieniu dopatrzył się w tym złośliwości, których pierwotnie mogło nie być i które w ogóle nie były zamierzone. Zrobiło mu się głupio, ale nie cofnie już swych słów. Podrapał się z lekkim zakłopotaniem po karku.
        - Wybacz... Chodziło mi o to, że bardziej bym ci wadził niż pomagał, dlatego myślę, że rozejrzę się po zamku, popytam mieszkańców. Może ktoś coś widział. - Odzyskał nieco pewności. - Może ty coś z miasta potrzebujesz... Coś na obiad... Może jakiś obiad? Co byś zjadł? W sumie to nie wiem co lubisz jeść... - Nieco spuścił głowę, ale wciąż się uśmiechał. - Jeśli czegoś potrzebujesz, albo sobie życzysz, nie krępuj się, załatwię to. Może zechciałbyś odpocząć ode mnie i omówić swoje spostrzeżenia odnośnie paraliżu z panem dell Amerdą? Wrócę później, albo wieczorem... Chyba że wolisz, żebym zjawił się przed północą i pomógł w przygotowaniach do otwarcia grymuaru. - Z jego ust wydobywał się prawdziwy słowotok jakby właśnie skumulowały się w nim wszystkie pytania i wątpliwości jakie w sobie tłumiła, a które obecnie nie wytrzymały i musiały znaleźć jakieś ujście. Miał tylko nadzieję, że Mitra nie będzie miał mu za złe tego trajkotania.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        - Podziwiam szczerość - zgodził się Mitra, bo faktycznie, nie spodziewał się, że wampir będzie aż tak bezpośredni. A towarzyszący mu przy tym dobry humor był tym bardziej zaskakujący, jakby cieszyło go to, że nekromanta może kiedyś przejąć nad nim kontrolę. I gdyby chodziło tylko o to, że użyje tej umiejętności do samoobrony, to może faktycznie byłby to powód do radości, lecz…
        - Nie obawiasz się, że wykorzystałbym to przeciwko tobie? - dopytał, bo właśnie to zatruwało jego myśli.
        - Co prawda mogę ci obiecać, że ci tego nie zrobię i nawet tego nie rozważam ani nie rozważałem, ale twoja wiara we mnie mnie zaskakuje - mruknął, jakby był po równi zażenowany i zadowolony tym, jak dużą wiarę pokładał w nim skrzypek. - Dziękuję.

        Aresterra patrzył na Aldarena wzrokiem bardzo spokojnym - nie miał mu za złe, że chciał się ulotnić, gdy on będzie zajęty przegrzebywaniem ksiąg, choć żałował trochę, że wampir opuści go tak szybko. Chyba przyzwyczaił się do jego towarzystwa i do tego, że ma z kim skonsultować swoje myśli, nawet jeśli nie otrzyma elokwentnej, merytorycznej odpowiedzi. Skrzypek władał innymi dziedzinami magii, a poza tym miał rozliczne inne talenty, nekromanta nie oczekiwał więc od niego, że będzie znał się również na nekromancji.
        - Rozumiem, spokojnie - zapewnił wampira, gdy ten nagle uznał, że jego porównanie mogłoby go urazić, choć tak naprawdę nie zwrócił na nie większej uwagi. - Nawet nie zwróciłem na to uwagi, naprawdę. To tylko powiedzenie.
        Mitra wyglądał na zaskoczonego, a może nawet lekko przerażonego tą lawiną pytań, którą wylał z siebie Aldaren chwilę później. Starał się wszystkie z nich zapamiętać, by na nie odpowiedzieć, ale na niektóre nie było wcale tak łatwo znaleźć odpowiedź. Na przykład na to o pomoc Adama. On był, owszem, fachowcem, ale czy Mitra chciał się z nim konsultować i dzielić swoimi problemami?
        - Hm, tak… - zaczął Aresterra, gdy już pozbierał swoje myśli. - Nic nie potrzebuję, dziękuję. Wczoraj i dziś przyniosłeś mi tyle jedzenia, że będę to jadł dwa dni, nie potrzebuję więcej. Nie jadam zresztą ani wiele, ani regularnie, więc tym się naprawdę nie przejmuj. Ale nie jestem jakby co wybredny, choć lubię ostre, kwaśne jedzenie - to tak na przyszłość gdybyś był ciekaw. Na ten moment jednak niczego mi nie potrzeba, dziękuję. I nie chcę widzieć dell Amerdy, bez urazy, ale jest zbyt wścibski, bym chciał go bardziej w to mieszać. A ty wróć kiedy tylko będziesz miał ochotę… Jeśli o mnie chodzi nawet nie musisz wychodzić, mógłbyś po prostu tu ze mną posiedzieć, ale skoro masz coś do załatwienia, nie będę cię powstrzymywał. Do zobaczenia, Aldarenie. Dziękuję, że do mnie wpadłeś. I dziękuję za poczęstunek - dodał, salutując wampirowi miseczką z cząstkami pomarańczy.
        Mitra patrzył za wampirem, gdy ten wychodził z jego posiadłości nawet wtedy, gdy był na korytarzu i już go nie było widać. Opuścił wzrok dopiero gdy usłyszał trzaśnięcie zamykanych drzwi. Zaraz jednak drgnął, bo usłyszał na piętrze straszny raban i dźwięk brzmiący jak skrzek smoka. Po chwili rozległ się łomot na schodach, po którym ujawnił się twórca tego zamieszania - Żabon, który chyba dopiero teraz się ocknął i jak strzała pomknął do przedpokoju, by zeżreć intruza.
        - Spóźniłeś się z leksza - sarknął na niego Aresterra. Mały demon jednak trochę się jeszcze dla formalności poawanturował pod drzwiami, a potem bardzo z siebie zadowolony, że przegnał niebezpieczeństwo, poszedł do salonu, gdzie przebywał Mitra. Rozpędził się od progu i wskoczył na fotel niedawno zajmowany przez Aldarena - jedyną wystarczająco dużą, miękką przestrzeń w pokoju. Z ukontentowaniem zaczął się wiercić i wywijać w powietrzu łapami.
        - Leń - skomentował go Mitra. - Jak będziesz tyle leżał i żarł, to zaraz będziesz się toczyć, a nie chodzić.
        Żabon wydał z siebie bulgot pogardy, bo wcale nie brał sobie do serca komentarzy nekromanty. Umościł się w końcu i nakrywając mordę uszami zasnął. Aresterra przez moment jeszcze się na niego patrzył, jakby chciał się upewnić, że demon nie będzie rozrabiał, po czym wrócił do przeglądania ksiąg.

        Kilka godzin później wokół Mitry leżał imponujący wianuszek otwartych na różnych stronach ksiąg, choć gdyby chcieć szukać jakiegoś klucza, na którego podstawie wybrane zostały te konkretne fragmenty, trzeba by się naprawdę nieźle naszukać. Myśli Aresterry krążyły po wielu torach jednocześnie, zmierzając jednak do jednego celu. Na moment zupełnie skupił się na szukaniu jakiegoś remedium na swój paraliż. Ba, niedługo po wyjściu Aldarena spróbował najprostszego z możliwych rozwiązań i spróbował sam zdjąć z siebie skutki działania klątwy. Był wszak niebianinem i całkiem nieźle znał magię życia, miał szansę powodzenia… Lecz brak czucia nie ustąpił ani na jotę. Uszkodzenie było natury magicznej i działanie na nie druidycznymi czarami leczniczymi na wiele się nie zdało. Mitra dość szybko doszedł do wniosku, że szansę miałby korzystając z magii niebiańskiej, lecz tej jak na złość nie znał i co więcej nie miał na jej temat żadnej księgi - ot, jak to się mówi, szewc bez butów chodzi, a niebianin nie zna własnej szkoły magii.
        Po pewnym czasie Aresterra zrobił sobie przerwę. Zaschło mu w gardle i poczuł głód, choć wcześniej zjadł kawałek chleba i przyniesione przez Aldarena owoce. Oczywiście nie wszystkie, bo pożarcie ich tak bezmyślnie na raz byłoby barbarzyństwem - Mitra wolał zostawić sobie kilka pomarańczy na później, by móc się nimi dłużej delektować. Naprawdę je lubił, ale sam nigdy nie zadbał o to, by jakoś się w nie zaopatrzyć. Jadł po to, aby żyć, nie zaprzątając sobie specjalnie głowy jakością potraw i smakiem, o ile nie było to coś, za czym wybitnie nie przepadał. Teraz więc - by zaspokoić głód - sięgnął po resztę tego, co przyniósł mu Aldaren. Jednemu ze sług kazał przynieść sobie talerz i sztućce, by nie odgryzać kęsów mięsa z całego kawałka jak jakiś barbarzyńca. Chleb również wolał mieć pokrojony tym razem na przyzwoite kromki, lecz z racji tego, że sam nie był w stanie tego zrobić, znowu skorzystał z pomocy swoich ożywieńców. Zapach przygotowywanego jedzenia sprawił, że obudził się Żabon i doskonale pamiętając, że Mitra nie zgadzał się na podbieranie swoich posiłków, obrał nową taktykę, dość łatwą do przewidzenia - szantaż emocjonalny. Zeskoczył na ziemię i zbliżył ostrożnie do nekromanty. Wyglądał żałośnie - kulił się, a jego uszy wisiały smętnie, gdy patrzył na Mitrę smutnymi oczami i cichutko popiskiwał. Mitra z początku patrzył na niego niewzruszenie, czekając aż mu się znudzi. Później westchnął.
        - Takie sztuczki na mnie nie działają - oświadczył. Żabon przez moment się wahał, ale nie odpuścił odgrywania swojego małego dramatu.
        - Przestań udawać wymoczka. Siad. Siad, mówię.
        Żabon stęknął, ale posłusznie posadził zadek na ziemi - wtedy Mitra rzucił mu jedną z przygotowanych kanapek, którą cwana bestia złapała w locie.
        - O, teraz nie jesteś już taki biedny i zbolały? - sarknął nekromanta, a demon zaskrzeczał na niego z pełną mordą, by się od niego odwalił.
        Mitra podrzucił Żabonowi jeszcze jedną taką kanapkę, po czym wrócił do swoich poszukiwań. Skupił się na księgach z posiadłości Fausta, bo doszedł do wniosku, że skoro to wampir maczał palce we wszystkich pułapkach w kryptach, odpowiedź mogła czaić się w jego księgozbiorze - w końcu to z nich wampir czerpał swoją wiedzę.
        Jednak cały czas gdzieś z tyłu głowy Mitry kołatała się myśl, że to być może grymuar będzie odpowiedzią na jego dolegliwość. Ilość wiedzy, jaka zawierała się w tej księdze, przyprawiała o zawrót głowy - jeśli czegoś tam nie było, to nie istniało… A być może Krazenfirowie, znając możliwości swojego patrona i jego zakusy, zawarli w swoim dziele informację o tym, jak sobie z nim poradzić. Aresterra coraz bardziej przywiązywał się do myśli, że to, co miało być tylko prowokacją, która miał udowodnić mu czy Aldarenowi bardziej zależy na nim czy na księdze, nie było tylko hipotetycznym pytaniem, a realnym rozwiązaniem. W końcu ta wersja przeważyła - Mitra zdecydował, że to z pomocą grymuaru postara się znaleźć odpowiedź na dręczące go pytanie.
        - Chcę iść na górę - oświadczył swojemu słudze, który miał za zadanie tam go odholować. Obiecał co prawda Aldarenowi, że poczeka na niego z otwieraniem księgi, ale o klucz mógł postarać się jeszcze przed jego przybyciem - to chyba nie liczyło się jako złamanie obietnicy?
        Już będąc w sypialni Mitra usiadł na swoim łóżku z podkulonymi nogami i wyciągnął z szafki nocnej oba naszyjniki należące do braci Krazenfir. Położył je obok siebie na narzucie, jeszcze chwilę rozważając czy powinien ich użyć. Podniósł wzrok na stojące przed nim duchy nekromantów.
        - To tylko przedmioty - oświadczył.
        - Zastanów się jeszcze - odpowiedział mu Wergilus.
        - Nie przyjmę waszych warunków.
        - Wiesz z czym to się wiąże? - drążył duch.
        - Wiem. Otworzę go bez waszej pomocy. Wasze pragnienie zemsty na Aldarenie jest bezzasadne - oświadczył.
        - Jesteś zuchwały.
        - I bardzo głupi.

        - A wy jesteście martwi - podpowiedział jakże uprzejmie Mitra, zaczynając ostrożnie składać naszyjniki ze sobą.

        Gdy Aldaren wrócił do posiadłości nekromanty, tym razem został wcześniej dostrzeżony przez Żabona, który od razu słyszał, że ktoś wchodzi i pobiegł się z nim policzyć. Widząc jednak, że to przyjaciel zatrzymał się w progu salonu, pogapił chwilę, po czym wrócił do swojej przerwanej drzemki. Zamiast niego jednak na korytarz wyszedł Mitra. Szedł o własnych siłach, choć ostrożnie, cały czas asekurując się o ścianę. Wyglądał na jednocześnie zadowolonego i onieśmielonego, był jednak jeszcze bledszy niż poprzednio, o ile to jeszcze możliwe.
        - Udało mi się - powiedział cicho, to podnosząc wzrok na Aldarena, to znów go opuszczając. - Wszystko ustąpiło, gdy to założyłem...
        Mitra ostrożnie wziął do ręki naszyjnik, który spoczywał na jego piersi. Nie była to biżuteria, którą można by przeoczyć - na podwójnym łańcuchu spoczywał wisior wielkości dłoni, w którego środkowej części wyróżniała się wklęsła, gładka powierzchnia, jakby powinien się w niej znajdować okrągły kamień, którego albo nigdy nie wprawiono, albo później wydłubano.
        Aresterra podniósł na wampira wzrok, w którym widoczne było nieme pytanie "co sądzisz?", nie zadał go jednak na głos, bo chyba bał się co może usłyszeć w odpowiedzi.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        - Wątpię byś zaszkodził mi bardziej niż ja sam sobie szkodzę - odpowiedział z pogodnym uśmiechem, Drugi jednak nie podzielał jego zdania.
        - "Czyżbyś coś insynuował?" - Niemalże zawarczał z oburzeniem.
        - "Jakże bym śmiał" - zripostował z rozbawieniem i skupił się w pełni na Mitrze.
        - Nie musisz obiecywać, wiem, że tego nie zrobisz - poprawił nekromantę z zaskakującą pewnością siebie. - Jak już wczoraj wspominałem w drodze powrotnej, to, że spotkało cię w życiu wiele złego nie znaczy, że jesteś złym człowiekiem - powtórzył z ciepłym grymasem na twarzy.

        Po niedługim czasie i pożegnaniu się z Mitrą, wampir wyszedł z jego domu. Ciężkie ołowiane chmury wiszące złowrogo nad miastem groziły niemałą ulewą, a może nawet burzą, ale dzięki temu niewiele osób kręciło się ulicami miasta, przez co Aldaren miał spokojną drogę do swojego dawnego domu. Nie chciał tam znów zachodzić, ale musiał się dokładniej rozejrzeć. Obiecał to błogosławionemu. Po drodze jednak był świadkiem szarpaniny między młodą wampirzycą ledwo po przemianie i chłopcem, któremu wczoraj podarował swój płaszcz. Na środku drogi leżał jego pies oddając ostatnie tchnienie życia. Krwiopijczyni miała w kilku miejscach poszarpane ubranie, więc Aldaren nie musiał się dłużej zastanawiać co się tutaj stało.

        Podszedł do tej dwójki i położył dłoń na ramieniu kobiety, gdy w końcu udało jej się unieruchomić sierotę i przymierzała się właśnie do pożywienia się nim.
        - Prosił cię, żebyś go puściła. Łamiesz prawo, jeśli nie chcesz mieć nieprzyjemności ze strony swojego mistrza, lepiej wypuść dziecko - powiedział spokojnym tonem, patrząc surowo na bladą twarz, gdy nieumarła na niego spojrzała.
        - Odwal się! To mój syn, mogę z nim zrobić co chcę! - syknęła na skrzypka i uderzyła go w twarz, odwracając się gwałtownie. Trzy głębokie szramy na jego policzku zaraz zaczęły się goić, a on nawet na moment jej nie puścił. Jego spojrzenie niepokojąco spochmurniało, prawie że zmętniało.
        - Kto jest twoim mistrzem? Za wyrządzone szkody, choćby zabicie psa tego chłopca, powinnaś ponieść karę, a małemu należy się odszkodowanie. Zostaw go w spokoju jeśli nie chcesz narażać się na gniew swojego mistrza. W przeciwnym wypadku dopilnuję by twój pan nie wypłacił się do późnej starości tego chłopca. Wierz mi, lepiej zrobisz jeśli zapomnisz o synu i dasz mu spokój - powiedział stanowczo, wampirzyca struchlała, a chwilę później odeszła.

        W Aldarenie krew się gotowała. Jak można napadać bezdomne dzieci tylko przez to, że ma się więcej od nich przywilejów, siły i taki kaprys. Najgorsze, że ludzie, którym jakoś wiedzie się w życiu, mają dom i środki na jedzenie nie chcą zauważać tego problemu, a wspomagając od czasu do czasu jedzeniem czy ubraniami bezdomnych starają się zrzucić z siebie te wyrzuty sumienia. Odetchnął głęboko by opanować emocje i chciał w końcu poświecić uwagę chłopcu, ale tego nigdzie nie było. Westchnął ciężko z zakłopotaniem drapiąc się po karku, ale nie mając nic do roboty poszedł dalej. W końcu nie będzie się uganiał po mieście za jakimś dzieckiem, przecież nie był wcale lepszy od innych krwiopijców i przy nim maluch na pewno nie byłby bezpieczniejszy niż żyjąc na mauryjskich ulicach.

        Zamek obszedł trzy razy, zaglądając go każdego najmniejszego kąta u siebie w pokoju, w komnatach Fausta i na korytarzu. Nie było żadnych śladów, nawet kawałki mięsa mielonego, które było kiedyś sługami Fausta zniknęły. Jakby nigdy się tutaj nic nie wydarzyło. Aldaren miał coraz większy mętlik w głowie i zastanawiał się czy to wszystko nie są czasem jego urojenia, albo jakiś pokraczny sen... Właśnie! Może go już tak naprawdę nie ma, wykończony przez tamtego demona w kryptach, a może zmarły po dźgnięciu w bok przez Mitrę?
        - "Nie myśl tyle, bo ci to nie wychodzi" - burknął Drugi, ale nie kwapił się do pomocy czy wyjaśnień.
        - To co według ciebie powinienem zrobić? - westchnął z rezygnacją.
        - "Rzuciłbyś to wszystko w trzy diabły i wyjechał w góry. Nie rozumiem po co się stresować i nadwyrężać swoje i tak ograniczone już szare komórki."
        - A czemu mam się ciebie słuchać? Wolę tu zostać i pomóc Mitrze z grymuarem.
        - "Sam pytałeś i nie rozśmieszaj mnie. Znaczysz dla niego tyle co śnieg sprzed milenium, z resztą jak wszyscy i dla wszystkich. Pogódź się z tym, że jesteś nikim i..."
        - Znalazłem coś...
        - "Słuchaj co starsi mają ci do powiedzenia!"
        - Dobrze, jeśli będą mieli coś interesującego do powiedzenia - odgryzł się upiorowi i wszedł do niezamkniętej skrytki Fausta. Drugi się pieklił i miotał, tylko i wyłącznie dlatego, że Aldaren przestał go słuchać.

        W ukrytym pokoju nie znalazł według siebie nic interesującego oprócz masy zapisków w różnych językach... Choć z drugiej strony może właśnie coś udało mu się odkryć. Tym bardziej, że jedna z notatek była tak zapisana jakby Faustowi się nudziło i postanowił przyozdobić pergamin misternymi zdobieniami ciągnącymi się po całej długości od lewej do prawej, z góry do dołu strony. Nie miał pojęcia dlaczego te zdobienia tak przykuły jego uwagę, dopóki nie schylił się po tę kartkę, by włożyć ją do kieszeni płaszcza. Wtedy też wypadła mu z wewnętrznej kieszeni książeczka, którą wyjął z pudła dla Mitry. Bez większego wahania zdjął okrywającą dziennik skórę i ledwo go otworzył, gdy znalazł wystającą z niego kartkę z wypalonym, misternym napisem: "SKRZYPCE", zdradzającym się tym samym charakterem pisma, co zaadresowana do niego czy Mitry paczka.

        Nie przeglądając zawartości dziennika, opuścił zamek i szybkim krokiem skierował się w stronę cmentarza. Tam przywitał się z kopiącym kolejny dół grabarzem i poszedł do krypty gdzie zostawił wszystkie swoje rzeczy. Skupił swoją uwagę na instrumencie, którego bacznie oglądał aż nie zwrócił uwagi, że niektóre zdobienia są podobne do tych z tamtej kartki. W końcu zrozumiał, że to co wziął za niewiele znaczący ozdobnik w rzeczywistości było niezwykle artystycznym pismem, ale... nie umiał go rozpoznać. Będzie musiał się udać do jakiegoś skryby, albo kaligrafa by zasięgnąć pomocy. W tym wszystkim nie zwrócił uwagi na to, że miecz, który postawił ku pamięci Fausta między nagrobkami syna i narzeczonej, pokrył się krwistą rdzą i to w przeciągu jednej nocy. Włożył instrument do pustej torby i wyszedł zamykając za sobą wrota krypty.

        Po drodze do Mitry zastanawiał się czy jeszcze nie znaleźć kogoś, kto rozszyfrowałby znaki na skrzypcach, bądź chociaż podpowiedział jaki to język, ale zbliżała się już noc i coraz więcej wampirów chodziło po ulicach, więc wolał nie ryzykować ponownego zarobienia w twarz za niewinność.

        Tym razem zapukał i czekał. Minuty mijały, nikt nie otwierał. Westchnął ciężko i przepraszając w myślach nekromantę, wszedł do jego domu, gdzie od razu został "przywitany" przez Żabona. Jego groźny wyraz pyszczka wyglądał bardzo groteskowo nim demon stracił zainteresowanie i wrócił do drzemki.
        - Ciebie też miło widzieć, cieszę się, że dobrze się tu czujesz. Mam nadzieję, że nie sprawiasz Mitrze kłopotów - powiedział łagodnie, z rozbawieniem i zamknął za sobą drzwi po wejściu do środka.
        Po niedługim czasie usłyszał odgłos kroków na schodach, na które zwrócił swój wzrok. Niemałym zaskoczeniem był dla niego widok schodzącego o własnych siłach nekromanty, lecz szok szybko ustąpił miejsca niezmiernej radości. Był szczęśliwy widząc, że Mitra wraca do formy, choć jednocześnie zakuło go w piersi. Zignorował jednak to nieprzyjemne uczucie.
        - Nawet nie wiesz jak się cieszę, widząc, że odzyskałeś sprawność - odpowiedział szczerze i przełożył torbę tak by mieć ją za sobą, w końcu to nie było obecnie najważniejsze.
        Podszedł do schodów by pomóc Mitrze po nich zejść i być dla niego oparciem w drodze do salonu, ale jedyne co zrobił to zastygł i po chwili się cofnął. To nie miałoby najmniejszego sensu i spowodowałoby tylko konflikt jeśli wampir by go dotknął.
        - Cieszę się, naprawdę - mruknął z zakłopotaniem i jeszcze nieco usunął się z drogi, by po tym za nekromantą pójść do salonu. - Jak rozumiem nie posyłać po pana dell Amerda by cię przebadał? - zapytał dla pewności i siadł na przyniesionym z kuchni krześle by nie zrzucać drzemiącego w fotelu demona.
        - Opowiesz mi? - spytał łagodnie, patrząc z zainteresowaniem na błogosławionego.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra leżał na swoim łóżku na piętrze - chyba się zdrzemnął po tym, jak złożył wisior Krazenfirów i wyczerpany napięciem nie umiał już utrzymać powiek. Dobrze, że w domu był Żabon, bo to on zaalarmował nekromantę, że ktoś dobija się do drzwi. Aresterra był trochę zaskoczony, bo spodziewał się, że wampir będzie już czuł się jak u siebie i nie będzie wygłupiał się w pukanie, ale najwyraźniej jednak jakieś stare przyzwyczajenia nie pozwalały mu z tego zrezygnować. W związku z tym Aresterra postarał się w miarę szybko pozbierać i zejść na dół, ale w międzyczasie skrzypek zdążył już sam wejść i nawet chyba przywitał się z tym małym głupolem, który bardzo poczuwał się do obrony domu, choć niezbyt póki co mu wychodziło.

        Mitra nie spodziewał się, że Aldaren będzie tak szczęśliwy na jego widok. Widział, jak wyraz zaskoczenia ustępuje miejsca radosnemu uśmiechowi, gdy do niego podchodził… I jemu również zrobiło się miło. Nawet wyraz jego twarzy - na co dzień czujny i spięty - lekko złagodniał, jakby już, już zaraz miał się uśmiechnąć. Kto jednak znał Aresterrę wiedział, że on się nie uśmiecha, więc nawet jeśli to miałoby się zmienić za sprawą skrzypka, było jeszcze sporo do zrobienia.
        Lecz zdarzyło się coś, co było ewenementem, bo gdy Aldaren zbliżył się do Mitry z jasnym zamiarem pomocy mu przy schodzeniu, ten zamiast się cofnąć, zatrzymać albo choćby wzdrygnąć, wyciągnął do niego rękę, jakby chciał tę pomoc przyjąć. Skoro jednak skrzypek zawahał się i odpuścił, błogosławiony udawał, że również nie to miał na myśli i kontynuował ruch ręki, sięgając poręczy. Nic się nie stało, wszystko było po staremu.
        - To miłe, dziękuję - odpowiedział Mitra, gdy Aldaren po raz kolejny zapewnił, że cieszy go jego stan. W milczeniu udał się do salonu, gdzie nie miał już tego komfortu, by asekurować się ścianami bądź meblami, szedł więc ostrożnie, powoli, jakby kroczył przez środek sali balowej, gdzie wszyscy na niego patrzyli w oczekiwaniu na to, aż się potknie albo popełni inną gafę. Przechodząc obok fotela przechylił się przez jego oparcie i trzepnął śpiącego tam Żabona w zadek, nie mocno, raczej po to by go tylko obudzić.
        - Złaź - rozkazał mu. - Na ziemię, paskudo, sio.
        Żabon ociągał się, ględził i udawał, że jeszcze śpi, ale gdy Aresterra po raz kolejny klepnął go w tyłek, powtarzając ostrzejszym tonem “złaź”, demon poczuł już, że żarty się skończyły i zeskoczył na ziemię.
        - Wybacz za niego - mruknął Mitra, otrzepując z fotela wyimaginowane kłaki i gestem zapraszając wampira by usiadł. - Nie będziesz się podporządkowywać tej małej cholerze i siedział na jakimś taborecie, mowy nie ma. Niech sobie znajdzie inne miejsce.
        Żabon z poziomu podłogi próbował dyskutować, ale został przez nekromantę zignorowany. Przynajmniej na moment, bo chwilę później Mitra podszedł do kanapy, na którą opadł z wyraź ulgą, po czym odsunął trochę papiery i poklepał siedzisko w dobitny sposób pozwalając małemu demonowi położyć się w tym miejscu. Oczywiście zaproszenia nie trzeba było dwa razy powtarzać.
        - Nie potrzebuję go, czuję się już coraz lepiej - zapewnił Aldarena bez chwili wahania i nie było w tym żadnego głupiego bohaterstwa. Po prostu czuł się już lepiej i nie obawiał się, żeby ten stan miał się pogorszyć.
        - Oczywiście - zgodził się z prośbą wampira. Nim jednak zaczął, wziął w obie dłonie masywny naszyjnik i chwilę obracał go w palcach.
        - Nie planowałem zaczynać bez ciebie - zaczął. - Nie spodziewałem się po prostu, że to będzie tak wyglądało. To, co mam na szyi, to naszyjniki noszone przez braci Krazenfir, zabrałem je z krypty. Wiedziałem, że to one są kluczem do otwarcia grymuaru. Myślałem, że tylko je razem złożę, ale okazało się, że to nie takie proste… Trochę ciężko było to zrobić jedną ręką, są prawdziwą łamigłówką i teraz pewnie bym ich już nie rozłączył, ale nie zamierzam tego robić. Ten medalion jest przesycony taką siłą Krazenfirów, że aż czułem to na skórze i coś mnie tknęło, by go założyć. Cóż… bolało - przyznał, poruszając palcami prawej dłoni, jakby sprawdzał czy jednak było warto. - Jakbym zanurzył rękę we wrzątku. Gdybym miał też sparaliżowaną twarz i bym to poczuł to chyba bym zemdlał z bólu. Ale gdy to przeszło, wróciło mi czucie. Jeszcze trochę mrowi, trochę jakbym wcześniej ścierpł, ale z każdą chwilą jest lepiej. Odzyskałem czucie i władzę nad ciałem - podsumował nekromanta, spoglądając na Aldarena, jakby teraz oczekiwał jego opinii. Z początku zdawało się, że był z siebie całkiem zadowolony, ale po chwili zacisnął wargi i opuścił wzrok.
        - Przepraszam, że zrobiłem to pod twoją nieobecność - powiedział. - Ale nie spodziewałem się, że to takie ważne… Że to zadziała na mój paraliż. Myślałem raczej, że odpowiedź będzie tkwiła w grymuarze. Te naszyjniki póki były osobno ledwo miały jakąś aurę, ale gdy je połączyłem to prawie oślepiają, tak silna magia w nich jest. Nie zastanawiałem się nawet nad tym co robię zakładając je, to było instynktowne.
        Mitra odetchnął. To była prawda - nie planował nosić tego medalionu, z natury był bardzo ostrożny w podejściu do tego typu artefaktów, jednak coś mu podpowiedziało, że to mu pomoże. I tym czymś nie byli bracia Krazenfir. Ci, wyklinając na nekromantę w wysublimowany, ale jadowity sposób, zniknęli gdy zaczęło mu iść z naszyjnikami. Ostrzegli, że jeszcze pożałuje, ale póki co nic nie zapowiadało, że spełnią swoje groźby. Mitra czuł się coraz silniejszy i wierzył, że poradzi sobie bez pomocy nieżyjących od lat braci.
        - A jak tobie minął dzień? - zapytał jeszcze, zmieniając temat dyskusji. Mieli czas, by jeszcze spokojnie porozmawiać nim zajmą się otwieraniem grymuary, które miało rozpocząć się dopiero o północy.
        Mitra wstał z kanapy. Cały czas asekurując się o meble skierował się w stronę barku, a widząc, że Aldaren wyrywa się by mu pomóc, wstrzymał go gestem.
        - Dam radę - zapewnił go. - Pozwól, że tym razem to ja ciebie obsłużę, proszę.
        To powiedziawszy nekromanta wybrał z barku dwie szklanki i postawił je na stoliku między fotelem a kanapą. Otworzył przyniesiony wcześniej przez skrzypka koniak i nalał go szczodrze do obu kieliszków, przekonany, że skrzypek również go lubi.
        - Na zdrowie - życzył wampirowi, przesuwając mu jedno z napełnionych szkieł. Sam wziął do ręki drugie i usiadł na swoim poprzednim miejscu. - I na szczęście.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Choć zapewne nigdy by się do tego nie przyznał, Aldarenowi ciężko było spuścić wzrok z Mitry, gdyż obawiał się, że jego przyjaciel zaraz runie na podłogę bez władzy w ciele i zacznie się zwijać z bólu. To, że nie ufał zgromadzonym przez nekromante artefaktom z Thulle było mało powiedziane. Choć zdawał się nadążać za postępem cywilizacyjnym, wciąż był "starej" daty i nie wierzył, że takie przedmioty mogły być nieszkodliwe dla właściciela. Według wampira działały one na zasadzie cyrografów podpisywanych z piekielnymi najczęściej, które w zamian za coś rościły sobie prawo do ciała i duszy desperata... W sumie obecne Kontrakty Ciała działały na tej samej zasadzie i również zawierane były z mrocznymi mocami, acz nekromanci i liche mogli być bardziej wyrozumiali, bo sami kiedyś byli ludźmi. Najchętniej przekonałby Mitrę do spalenia wisiorów i księgi, i choć sprowadzały jedynie kłopoty, wątpił by to coś dało oprócz oczywiście prawdopodobnej kłótni. Skrzypkowi więc nie pozostało nic innego jak tylko przełknąć swoje obawy i pomóc blondynowi z otwarciem grymuaru, co musiało być jego największym pragnieniem może nawet przez ostatnich kilkanaście lat.
        - "A po tym nie będziesz mu już potrzebny, staniesz się jedynie kulą u nogi" - uświadomił go Drugi pełny przekonania, że tak na pewno będzie. - "Pamiętaj tylko, że wciąż jestem za wyjechaniem w góry, dawno nie byłem w okolicach Łez Rapsodii. W porządku, od biedy może być Karnstein, będziesz się czuł tam jak w domu." - Zaśmiał się z rozbawieniem, a huczący w głowie skrzypka, nieprzyjemny rechot przyprawiał go o migrenę.
        - "Nie raz już mówiłem co zrobię jeśli przestanę być potrzebny, a ktoś taki jak ty na pewno nie zmieni mojej decyzji" - odparł posępnie, choć już dawno był pogodzony z takim stanem rzeczy i cokolwiek się nie stanie, tak właśnie skończy się ostatecznie jego nędzna egzystencja.
        - "Ni w ząb ciebie nie rozumiem. Wychowywał cię arystokrata, dorastałeś jak arystokrata, jesteś arystokratą, więc na wszystkie nie świętości tego świata czego zachowujesz się jak niewolnik?!" - wydarł się na niego, powoli tracąc cierpliwość i coraz bardziej mając w poważaniu to, że Aldaren nie chce mu dobrowolnie oddać nad sobą kontroli.
        - "To ty chcesz zrobić ze mnie swojego niewolnika twojej woli. Moja egzystencja nie ma większego znaczenia, więc jeśli choćby przez chwilę będzie ktoś, komu będę potrzebny i moja pomoc go uszczęśliwi, sam będę szczęśliwy."
        - "Kup sobie pierdzącego tęczą jednorożca, uszczęśliwisz wszystkich i póki nie zdechnie będziesz musiał żyć! Genialny plan, więc zabieraj dupę w troki i szukaj handlarza jednorożców! Mi jesteś potrzebny! Dlaczego mojej potrzeby nie uszanujesz i nie oddasz mi kontroli nad swoim ciałem, skoro dla ciebie ono nie ma większej wartości!" - Gniew Drugiego niemal boleśnie rozsadzał Aldarenowi czaszkę od wewnątrz, ale lazurowooki nie zamierzał ani na moment ustąpić upiorowi.
        - "Nie martw się przyjacielu, dopilnuję byśmy razem skończyli w Czeluściach." - Uśmiechnął się smętnie do swoich myśli i na ten moment odciął się od demona.

        W salonie, widząc na swoim poprzednim siedzisku śpiącego uroczo Żabona, Aldaren postanowił przynieść sobie coś do siedzenia, lecz słysząc uwagę nekromanty, zrezygnował i usiadł na fotelu, ustawiając torbę obok siebie by i tych skrzypiec nie zgnieść. Co prawda były podejrzane, ale obecnie były jedyną rzeczą w życiu, której mógł powierzyć wszystko. Swoje serce, myśli, uczucia, całego siebie, bez obaw, że wywoła tym jakiś konflikt. Poza tym muzyka była ostatnią miłością jaka jeszcze mu pozostała w jego żałosnym nie-życiu, acz było blisko by i jej nie stracić. Z faktu, że mała pokraka przez niego została przegoniona, nie czuł się najlepiej, więc spojrzał na małego demona przepraszająco, będzie musiał później kupić mu coś w ramach przeprosin. W końcu Żabon był na swoim, a to Aldaren był gościem-intruzem. Szybko uciekł od swoich myśli, widząc, że nie dążą one w dobrym kierunku i skupił uwagę na Mitrze. Tym bardziej, że sprawa jaką mieli do omówienia, była ważniejsza od wszystkiego innego.

        - W porządku - odpowiedział i można by się zastanowić czy chodziło mu o przeprosiny Mitry, czy o pomysł przyprowadzenia elfiego medyka.
        Nie było sensu nic więcej mówić, bo liczył się jedynie stan błogosławionego i jego zdrowie, tym bardziej, że zapewnił, iż czuł się już lepiej. Poza tym chwilę później blondyn zaczął relacjonować krwiopijcy łączenie amuletów. Aldaren słuchał go z uwagą i powstrzymywał się od komentarza nawet gdy słyszał o bólu jaki został na Mitrę zesłany. Może i nic nie mówił, ale wyraźnie było widać na twarzy nieumarłego spięty grymas, po którym spuścił z przyjaciela wzrok na Żabona. Że też zebrało mu się na spacer... Gdyby został...
        - "...niewiele by to zmieniło, co najwyżej nekromanta wciąż by nie chodził" - prychnął Drugi, dokańczając tę myśl za Aldarena. Wampir westchnął dalej mając sobie za złe, że wyszedł i nie był z Mitrą, nawet jeśli faktycznie nie byłoby żadnej różnicy.
        - "Chuchasz i dmuchasz na niego jakby był dzieckiem. To dorosły facet, który bez większego namysłu mógłby przebić cię srebrnym kołkiem, albo uczynić cię jednym ze swoich sługusów... Acz do jednego dążysz, a drugim już jesteś, ehhh..."
        - Nie masz za co przepraszać, naprawdę. - Uśmiechnął się do niego przyjaźnie, acz musiał włożyć w to masę wysiłku by nie wyglądało to wymuszenie. - Cieszę się, że pomogło na paraliż... - "choć mogło to być tragiczne w skutkach, nawet jeśli skończyło się jedynie na okropnym bólu" - dokończył w myślach. Nie chciał sprawiać Mitrze przykrości, dlatego wolał starać się cieszyć jego szczęściem.

        - Mi? - ocknął się nagle, nieco wybity z rytmu tą zmianą tematu. Zamyślił się przez moment, jakby wybierał momenty ze swojego popołudnia, które bardziej by zainteresowały nekromantę. - Zamczysko jest kompletnie opustoszałe, jeszcze nigdy nie widziałem żeby było tam tak niepokojąco martwo. Nie znalazłem nic ciekawego oprócz tego, że niektóre zdobienia na skrzypcach mogą być tak naprawdę literami... może pisma którejś z naturiańskich ras, ale nie jestem pewien, bo nigdy się tym nie interesowałem. Ale... nie o to pytałeś. Wybacz - mruknął spuszczając głowę.
        Przygnębiała go myśl, że za kilka godzin już więcej nie zobaczy nekromanty, lecz według Aldarena nie było innej możliwości by mieć pewność, że przez swoją naturę nigdy nikogo nie skrzywdzi i jednocześnie nie będzie zaśmiecał Łuski swoją bezproduktywną egzystencją. Nie miał już Mistrza, któremu mógł służyć, rodziny, którą mógłby się opiekować, a przyjaciele starali się go unikać, by pozostać bezstronnymi w konfliktach jakie skrzypek wszczął wśród części wampirzej społeczności. Był Mitra, ale Drugi miał rację. Na co mu wampir skoro liczyła się jedynie księga, a do tej już za niedługo błogosławiony w końcu zyska niczym nie ograniczony dostęp. Zostanie jeszcze tylko jedna kwestia do rozwiązania - poprosi o audiencję u Ariszii by zaostrzyła prawo i skazywała każdego nieumarłego mieszkańca, który chciałby lub zmuszał nieletnich do podpisania z nim jakiegokolwiek kontraktu. Wiedział, że będzie ciężko, ale nie miał nic do stracenia, mógł więc poświęcić dosłownie całego siebie by nakłonić ją do wprowadzenia tego przepisu w życie.
        Nagle dostrzegł kątem oka jakiś ruch i skierował wzrok w stronę kanapy, z której właśnie wstawał nekromanta. Skrzypek podniósł się by służyć pomocą i zająć się nalewaniem koniaku zamiast blondyna, ale jego słowa zatrzymały go w miejscu. Słyszał w nich niemą prośbę, a może chęć udowodnienia, że doskonale sam sobie poradzi skoro, samemu udało mu się pokonać paraliż. Aldaren uszanował jego wolę i z powrotem usiadł w fotelu, nie spuszczając czujnego spojrzenia z Mitry. Siedział jak na szpilkach gotów w każdej chwili rzucić się z miejsca, gdyby błogosławiony się potknął albo gdyby niedowład na nowo powrócił.
        - Dziękuję - mruknął pod nosem zawieszając spojrzenie na stojącej przed nim szklance. Nie mógł jednak po nią nie sięgnąć, a tym bardziej nie wypić wraz z przyjacielem, słysząc jego życzenia. Nieco się uśmiechnął i pokręcił lekko głową. - Mi się nie przydadzą, ale za twoje wypiję - odpowiedział może trochę enigmatycznie, ale nie dał szansy by o tym podyskutować, gdyż zaraz opróżnił szkło, przypieczętowując tym samym życzenia dla Mitry.
        - Jestem szczęśliwy, że dane było mi cię poznać. - Uśmiechnął się szczerze, ciepło do niebianina i odstawił naczynie na stół unikając już dalej jego spojrzenia, albo wpatrując się dla niepoznaki niby na niego, a tak naprawdę gdzieś w przestrzeń za nim, bądź po prostu zawieszając wzrok na Żabonie.
        - Masz jakiś konkretny plan działania co do otworzenia grymuaru? - zapytał dla zmiany tematu i odwrócenia uwagi od swoich wcześniejszych słów.
        Może on się za bardzo na tym nie znał, ale zdążył zauważyć, że to był temat, który Mitrę interesował, który potrafił sprawić, że nekromanta się rozgadywał, jak nie on. To było najlepszym dowodem na to, że pragnienie otworzenia księgi z Thulle i zgłębienie zawartej w niej wiedzy nie było wymyślone od tak z nudów tydzień temu, a raczej rozkładało się na przestrzeni kilku lat wstecz. Mógł się oczywiście mylić, ale wiedza niebianina w tym temacie i odpowiednie przygotowanie się do osiągnięcia tego celu bez wątpienia były bardzo żmudne i czasochłonne. Nie miał wątpliwości, że wysiłek i trud nekromanty jaki w to wszystko włożył na pewno mu się opłaci. Może po tym wszystkim blondyn będzie miał więcej czasu by zadbać o siebie i swoje życie towarzyskie. Może... może napotka na swej drodze piękną kobietę i będzie szczęśliwy u jej boku.
        - "Pierdzący tęczą jednorożec... Nie denerwuj mnie" - ostrzegł gniewnie Drugi widząc, jak jego nosiciel coraz bardziej odchodzi w mrok.
        - "Nie zamierzam. Daj spokój, proszę. Jeszcze tylko kilka godzin, naprawdę jestem już tym wszystkim zmęczony" - odparł mu żałośnie krwiopijca, można nawet rzec błagalnie i westchnął ciężko, uśmiechając się nieznacznie pod nosem za każdym razem, jak tylko Żabonowi zdarzyło się zachrapać.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Choć Mitra mówił bez zawahania, w pewnym momencie lekko spuścił głowę i patrzył na Aldarena z byka. Zorientował się, że zrobił coś, co jemu się nie spodobało. Był przekonany, że zawiódł jego zaufanie, lecz trudno mu było za to przepraszać, bo naprawdę nie spodziewał się, że to będzie aż tak przełomowe. I… nie chciał też by Aldaren przy tym był przez wzgląd na duchy Krazenfirów, choć trudno było mu powiedzieć czego się obawiał. Wiedział już, że duchy nie mają żadnej mocy sprawczej, bo gdyby było inaczej, już dawno same zajęłyby się swoją zemstą na skrzypku, a nie starały się dokonać jej rękami niebianina. Ponadto było pewne, że tylko on je widział, bo nigdy nikomu nie uciekł wzrok w ich kierunku, choć przecież poruszali się w polu widzenia - nie chciał wyjść na wariata. Radził sobie z nimi, mimo że próbowali szeptać mu różne oszczerstwa pod adresem Aldarena, że próbowali go przekupić, składali nęcące obietnice i na zmianę to obrażali - w tym przodował Marius - to pochlebiali, co było domeną Wergilusa. Mitra z początku był w stanie nabrać się na ich sztuczki, lecz teraz nie było argumentów, które by go przekonały, bo miał już swoje własne zdanie na temat skrzypka i był w stanie wiele nad to przedłożyć.
        A jednak gdy tak czasami rozmawiali widać było, że choć oboje mieli szczere intencje, coś nie szło. Każdy miał swoje tajemnice, którymi nie dzielił się z drugim. Mitra milczał na temat duchów, na temat swojego samookaleczania się, o przeszłości wspominał niechętnie. Aldaren zaś za każdym razem gdy został o coś zapytany sprawiał wrażenie, jakby został wyrwany do odpowiedzi, na którą nie był przygotowany. Aresterra chciałby to zrzucić na karb nieśmiałości, lecz zdążył już zorientować się, że wampir wcale taki nie był, był wręcz duszą towarzystwa. Może… bał się mówić, bo myślał, że był przez niebianina uwodzony i sobie tego nie życzył, ale był zbyt kulturalny by go wprost odrzucić? Ale na wszystkie diabły, to były niewinne pytania, które zadawało się nawet kramarzom na targu. Może więc coś było w oczach Mitry, że był tak źle odbierany? Albo w tonie jego głosu? Błogosławiony nie wiedział co poradzić na to drugie, lecz na to pierwsze miał remedium: maskę. Gdy ją nosił wszystko było w porządku, nikt nie podejrzewał go o niejednoznaczne zamiary. Był wtedy odludkiem i obcesowym gburem, bo swoje myśli formułował szybko i jasno, lecz gdy teraz chciał się postarać być miłą, normalnie funkcjonującą w społeczeństwie jednostką, nagle okazywało się, że starał się za bardzo… Miał tego dość. Lepiej gdy był sam, gdy nie dawał się ponieść fałszywym nadziejom.
        Żadnej z tych myśli Mitra nie wypowiedział na głos. Nie można też było wyczytać z jego oczu jak złe były jego myśli, gdyż nie patrzył na wampira. Nagle jakby bardzo skupił swoją uwagę na Żabonie, który właśnie wiercił się przez sen i pochrapywał. Jedyne co go zdradzało to dłonie, które nie umiały znaleźć sobie miejsca i przesuwały się z jego kolan do naszyjnika, po czym splatały się razem, by zaraz znowu spocząć znowu na kolanach. Poniekąd zamaskowaniu tego zachowania służył pomysł z drinkiem: miał jednocześnie udowodnić Aldarenowi, że Mitra jest sprawny i spokojny.
        Wszystko szło niby dobrze, lecz odpowiedź skrzypka na jakże prozaiczny toast zaskoczyła nekromantę. Przez to nie od razu się napił, choć wampir szybko opróżnił swoją szklankę.
        - To brzmiało jak pożegnanie - wyznał szeptem, ale również nie zamierzał pozwolić na rozwinięcie tematu i napił się koniaku. Alkohol w takiej ilości palił przełyk i szybko rozgrzewał, Mitra nie powstrzymał dreszczu, który go przeszył zaraz po fali ciepła. Westchnął, kręcąc resztką koniaku w szklance.
        - Plan… - mruknął, obracając w palcach magiczny wisior i przyglądając mu się w zamyśleniu. - Tak. Częściowo. Wiem na pewno, że to jest klucz do kłódki. Nie wiem czy zwróciłeś uwagę, że ona nie ma dziurki na normalny klucz. Jest magiczna, to oczywiste. Nie mam na to dowodów, ale z materiałów, które zebrałem wnioskuję, że bracia Krazenfirowie byli kreomagami-hobbystami - powiedział takim tonem, jakby było to całkiem zabawne odkrycie. - Do tej wersji pasowałoby to w jaki sposób łączą się naszyjniki i kłódka na grymuarze. A znając już poniekąd relację między nimi a Faustem rozumiem, że bardzo zależało im na dobrym ukryciu swojej wiedzy. Aż dziw, że nie zdecydowali się spalić tego grymuaru… Ale rozumiem dlaczego tego nie zrobili. Każdy z nas ma w sobie pychę - zauważył trochę jakby sentencjonalnie, po czym zwilżył usta koniakiem.
        - Więc pytałeś o plan - wrócił do meritum sprawy. - Niestety nie zachowały się żadne informacje na temat tego jak przeprowadzić otwarcie grymuaru, ale jestem przekonany, że to będzie działało tak samo jak drzwi prowadzące do ich krypty… Ach tak, nie było cię, gdy je otwierałem, wybacz. W każdym razie to było coś w rodzaju magicznego pojedynku, pewnej zdolności manewrowania własną magią w sposób, by rozsadziła strukturę zaklęcia ochronnego od środka, jak woda wpuszczona w pęknięcie skały. Nie wiem jak będzie przebiegał ten rytuał, wolałbym więc przeprowadzić go w mojej pracowni w piwnicy - jeśli coś wybuchnie, nie zniszczę połowy miasta. Wolałbym jednak nie zostać po śmierci wcielony do straży za wysadzenie kilku dzielnic - zażartował w trochę kiepski sposób.
        - Chciałbym, byś był przy tym - dodał. - Nie wiem jak będzie przebiegał ten rytuał i czy dam mu radę albo co się będzie ze mną działo. Chciałbym, byś mnie pilnował. Byś przerwał jeśli zacznie dziać się coś złego. Ale też byś nie działał za szybko - zastrzegł. - Obiecasz mi, że postarasz się czekać do ostatniej chwili? Na pewno będzie to dla mnie sprawdzian moich umiejętności magicznych, może wyglądać źle, ale nie wiem czy jak raz przerwę to czy będę mógł powtórzyć próbę. Nie uwierzysz mi pewnie, ale na ból jestem bardzo odporny, nawet jakbym krzyczał to naprawdę wiele zniosę… Dasz radę to zrobić? - upewnił się Mitra. - Nie chodzi o moje bezpieczeństwo, chodzi o to, by to nie wymknęło się spod kontroli.
        Nekromanta spojrzał na wampira bardzo poważnie. On byłby w stanie coś takiego zrobić, był pewien, że nie pozwoliłby, aby sentymenty go powstrzymały… Ale co do Aldarena miał wątpliwości. Był wrażliwy i nie chciał krzywdzić nikogo w swoim otoczeniu, więc czy będzie gotowy na to, by przerwać rytuał, nawet jeśli będzie się to wiązało ze śmiercią Aresterry?
        - Pokażesz mi te skrzypce? - zapytał nagle, wyciągając lekko drżącą prawą rękę do wampira. - Może będę w stanie odczytać te transkrypcje... Trochę znam się na runach.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Relacja między nimi znów się niepokojąco oziębiła i nawet ślepy by to zauważył, lecz wbrew pozorom wina nie leżała po stronie nekromanty tylko skrzypka. Zaczął nabierać coraz większego dystansu, nie przez to co Mitra zrobił - postanowił obadać naszyjniki pod nieobecność wampira, a już na pewno nie przez to co mówił, gdyż akurat słowa z jego strony nie miały większego wpływu na całą sytuację. Raczej te padające z ust nieumarłego wszystko niszczyły, lecz prawdziwym winowajcą był tu kiepski stan psychiczny Aldarena, który zwyczajnie przestał sobie radzić ze wszystkim co wydarzyło się w jego życiu w przeciągu ostatnich dwóch miesięcy. Do tego Drugi jeszcze wszystko pogarszał, choć miał rację. Największym problemem w tym było to, że choć upiór faktycznie przyczyniał się do coraz to większej chęci izolacji Aldarena od świata, to jednak wciąż była to decyzja wampira i jego nie przymuszonej przez nikogo woli.
        Brakowało mu teraz kogoś kto by dopomógł, coś doradził. Może nie koniecznie Fausta, choć ten zapewne najlepiej by wiedział jak pozbyć się problemu skrzypka... Albo chociaż powiedzieć co mu jest, by on sam mógł sobie z tym poradzić przy pomocy odpowiednich mikstur albo mieszanek ziołowych.
        - "Nikogo nie potrzebujesz. Wmawiasz sobie to jedynie na siłę, bo boisz się być sam. Pogódź się z tym, że nie zawsze będziesz otoczony rzeszą wielbicielek skandujących twoje imię, gotowych w każdej chwili wyjść za ciebie i zapewnić dożywotni zapas najsmaczniejszej w świecie krwi oraz pokaźnego grona rozwrzeszczanych bachorów, którymi mógłbyś się w nieskończoność zajmować, albo do momentu aż ci nie nadepną na odcisk i nie nakarmisz nimi demonów. Skończyłbyś się nad sobą użalać i faktycznie znalazłbyś sobie jakiś konkretny w życiu cel, bo to co obecnie robisz jest jedynie ucieczką i oznaką tchórzostwa" - burknął Drugi, acz mówił bez większego przekonania. Tak naprawdę powinien siedzieć cicho i dać w spokoju się wampirowi pogrążać aż jego wola nie osłabnie do takiego stopnia, że demon bez problemu będzie mógł nad nim przejąć absolutną kontrolę i zniszczyć cień dawnego Aldarena, tak dla bezpieczeństwa.

        Na słowa Mitry, poniósł na niego otępiałe spojrzenie i się niemrawo uśmiechnął. Po tym spuścił wzrok na Żabona i słuchał blondyna jak jakiegoś wielkiego wieszcza, albo mędrca. Co prawda nie miało dla niego większego znaczenia to co Mitra mówił, bo kwestia grymuaru, naszyjników, bliźniaków i wszystkiego co związane z Thulle oraz Krazenfirami go nie obchodziły, ale liczyło się dla niego tylko to, że z ust nekromanty wydobywał się potok słów płynący niemalże na jednym wdechu, bez najmniejszej przerwy, zawahania czy zająknięcia się. W jego głosie słychać było ogromną pasję i jeszcze większy poziom ekscytacji z tego co odkrył i czego już za niedługo dokona.
        Dla kogoś z zewnątrz mogłoby się to wydać dziwne, ale dla krwiopijcy taki monolog był muzyką dla uszu. Możliwość wypowiedzenia się rozmówcy na temat, który był jego konikiem sprawiała temuż niemałą przyjemność, gdyż osoba o niskiej wartości, która uważa się za zawsze ignorowaną była ten nieliczny raz w centrum uwagi, mogła się swobodnie wypowiedzieć, choćby tylko w kwestii spostrzeżeń odnośnie jakiegoś zagadnienia, ale to potrafiło sprawiać przyjemność rozmówcy. W końcu mógł poczuć, że ktoś go naprawdę słucha, być z tego faktu szczęśliwym, nieco odbudować swoją pewność siebie, a to przemieniając na całe zestawienie pozytywnych emocji jakie może wtedy odczuwać sprawiało, że i Aldaren był naprawdę szczęśliwy, bo oto właśnie choć na krótką chwilę sprawił komuś niemałą przyjemność, przydał się na coś, a to zarazem mu pomagało nawet na niedługi moment odkryć sens swojego istnienia i jego potrzebę.
        Blondyna słuchał w milczeniu i ogromnym skupieniu. Nie czuł się co prawda najlepiej pod względem psychicznym, ale zaabsorbował całego siebie w wychwytywanie i analizowanie w głowie każdego słowa jakie wypełniło przestrzeń salonu. Może nie patrzył na niebianina, unikając jego spojrzenia, ale nie chciał go niepokoić, nie chciał by przerywał swój monolog. Nie zwrócił nawet uwagi kiedy przymknął oczy, a jego umysł zdawał się wtedy jakby wyciszyć i wyklarować. Zabawne, taki mały ruch powiek, a może wywołać taki chaos w głowie - przywrócić pozory harmonii. Powinno być to pozytywnym uczuciem, ale on czuł się nieswojo przez nie.
        To było dla niego nie pojęte bo przecież nieumarli nie potrzebowali snu, a przecież właśnie wyglądało na to jakby to właśnie go brakowało skrzypkowi by odzyskać spokój ducha. Ale przecież po walce z demonem w kryptach stracił przytomność, lepiej - wydawało mu się, że naprawdę umarł, ale może to, a tego typu odpoczynek były dwiema zupełnie różnymi rzeczami? Jedno było pewne, Aldaren zaczął czuć się przytłoczony ostatnimi wydarzeniami, własnymi doświadczeniami i ciężarem niesionych na barkach lat oraz grzechów. Już niedługo... już niedługo w końcu wypocznie. Hmm... Czy on kiedykolwiek spał odkąd stał się wampirem? Wydawało mu się, że tak, ale szczerze nie mógł sobie wyobrazić siebie śpiącego w łóżku jak normalny człowiek. W trumnie jeszcze bardziej nie. Zaśnie... za kilka godzin i wszystko powinno wrócić do normy.
        - Zrobię wszystko co w mojej mocy jeśli tego sobie życzysz, w końcu po to tu jestem... by ci pomoc - powiedział cicho i westchnął ciężko, odciął się od tego kojącego stanu pozornej harmonii i otworzył lazurowe oczy. Podniósł na towarzysza zbolałe spojrzenie, lecz uśmiechnął się ciepło i szczerze, jakby tym jednym grymasem chciał obiecać i zapewnić, że wszystko będzie w porządku. Musiało tak być, bo należało się to niebianinowi, który w życiu już tyle wycierpiał. Aldaren w to wierzył, a wiara ta była kojąca jak balsam na rany, a tych wampir miał masę, choć po żadnej nie było śladu, zagojone serki lat temu.

        - Oczywiście - powiedział spokojnie, wyjął z torby amatorsko ciosane z kawałka świerkowego drewna skrzypce i podał je Mitrze. - Proszę... - I zaraz się zakłopotał, jakby właśnie dotarło do niego jakie będzie jego zadanie podczas otwierania grymuaru. To czego od niego nekromanta będzie wymagał może i nie należy do najprzyjemniejszych, ale przynajmniej faktycznie krwiopijca się na coś przyda i jego obecność nie ograniczy się jedynie do obserwacji czy podania chusteczki gdy wszystko się skończy... Dla niebianina najpewniej się zacznie - nowa droga życia.

        - Jeśli mógłbym... - zaczął formalnie, jak nakazywała etykieta - chciałbym spytać, o ile to żaden problem, co zamierzasz po otwarciu księgi? - zapytał z cieniem łagodnego grymasu na twarzy wpatrując się w niego.
        Chciał jedynie z czystej ciekawości poznać jego dalsze plany, choć z góry zakładał, że ograniczą się one raczej do dalszego studiowania nekromanckich arkan, ich historii i prawdziwej istoty, może hobbystycznego gromadzenia związanych z nimi artefaktów, ewentualnie faktycznie poznanie kobiety i założenie z nią rodziny. Z drugiej strony wampir pragnął mieć chociaż widmo pewności, że jego przyjaciel będzie w życiu szczęśliwy gdy ich spotkanie dobiegnie końca.
        - Wybacz mi... To było zbyt osobiste pytanie... Nie powinienem się wtrącać... - odchrząknął nagle i spuścił wzrok na swoje dłonie. Lekko drżały choć nie wiedział czemu, zacisnął je więc w pięści, a następnie z sobą splótł. Żałował, że wcześniej opróżnił na raz całą swoją szklankę bo teraz z chęcią by się czegoś napił. Może nie pomoże mu to z jego obecnymi problemami, ale przynajmniej, choć przez chwilę, skupi się na czymś innym... Być może uda mu się uciec myślami... gdzieś. A może to nie alkoholu by się napił tylko czegoś innego. Nic nieznacząca, przelotna myśl wyła wystarczająca by wampir poczuł jak żołądek pochodzi mu do gardła i wywija niebezpieczne fikołki.
Zablokowany

Wróć do „Mauria”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości