Równina Drivii[Wichrowe Wzgórza] Na pomoc!

Wielka równina słynąca przede wszystkim z trzech jezior. Legenda głosi, że trzy siostry Cara, Sitrina i Doren - księżniczki Demary, córki króla Filipa miały zostać wydane za książąt Elisji, Fargoth i Serenai by utrzymać pokój pomiędzy krainami. Jednak żadna nie chciała zostać zmuszona do małżeństwa Księżniczki uciekły więc na północ kraju i nigdy już nie wróciły. Legenda głosi, że stały się one Nimfami i każda objęła panowanie nad jednym z jezior.
Awatar użytkownika
Yuki
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Nimfa
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel
Kontakt:

[Wichrowe Wzgórza] Na pomoc!

Post autor: Yuki »

- Kaja, powinnyśmy jakoś nazwać nasz dom.
- Mrau?
- Ostatnio czytałam taką książkę, „Wichrowe Wzgórza”. Strasznie mi się ta nazwa podoba, w ogóle spodobało mi się nazywanie domostw i okolic do nich przyległych, ale tutaj rzadko wieje. Jak już, to porządnie, ale sama nie wiem...
- Mrau.
- Było tam jeszcze „Drozdowe Gniazdo”, ale u nas nie ma drozdów. Właściwie to książka nie była zbyt pozytywna, ale nazwy mieli ładne.
Yuki westchnęła opierając brodę na dłoniach i wpatrując się w swój domek. Siedziała pod drzewem ze skrzyżowanymi nogami, na które próbowała wgramolić się Kaja, przecząc wszelkim twierdzeniom przypisującym panterom grację. Jedna łapa zaplątała jej się w tunikę Yuki i teraz kocica nie mogła odpowiednio się usadowić, a nimfa była zbyt zamyślona, by dostrzec walkę swej podopiecznej z jej własnymi kończynami. W końcu jednak dostała długim ogonem po nosie i zamrugała.
- Kaja, co ty wyprawiasz?
- Mrau!
- Matko Naturo, ale z ciebie ofiarka, chodź tu.
Dziewczyna z sapnięciem podniosła panterę i potrząsnęła nią lekko, podczas gdy Kaja zawzięcie machała łapami, próbując oswobodzić się z białej tkaniny. Skończyło się tak, jak było to do przewidzenia, czyli obie przewróciły się na trawę i rozbrykana już kocica wskoczyła na nimfę, ciągnąc ją za tunikę i włosy, zapraszając do zabawy. Gdy nimfie udało się w końcu wstać, zaczęła za śmiechem uciekać boso po niewielkiej polance otaczającej ich dom.

        Chatka była prawie całkowicie drewniana, parterowa, z niewielkim gankiem przed wejściem. Od zwykłej leśniczówki odróżniało ją jednak potężne szklane okno, zajmujące niemal całą boczną ścianę. Yuki o prywatność się nie martwiła, okolica była raczej odludna, a ewentualnych gości szybko wypatrywała ona albo Kaja. Wnętrze domku było przytulne i proste, chociaż nieco chaotyczne. Przy wielkim oknie rozrzuconych było kilka kocy i pledów oraz od groma poduszek. Zamiast latarenek, w całym domu porozstawiane były grube świece, zajmując podłogi, stoliki i półeczki na ścianach. Ile razy ciekawska pantera podpaliła sobie ogon albo wąsy ciężko byłoby zliczyć, ale w końcu nauczyła się trzymać z dala od płonących słupków. W kominku często się paliło, chociaż Yuki nie ukrywała, że drewno miała wtedy, gdy ktoś jej go narąbał w zamian za gościnę lub wymianę produktów. Kanapa i dwa fotele miały już swoje lata, ale obrzucone kocami również wyglądały przytulnie. Na trzeciej ze ścian znajdowała się wielka, otwarta biblioteczka, której półki dosłownie uginały się pod ciężarem książek, które, jak wszystko tutaj, miały swoje lata i pochodziły z drugiej (lub dalszej) ręki.
        Ten niewielki, gościnny salonik znajdował się na lewo od wejścia, natomiast w prawo można było zajrzeć do kuchni, czyli chyba najrzadziej użytkowanego miejsca w tym domu, a przynajmniej zgodnie z jego przeznaczeniem. Nimfa z gotowaniem miała tyle wspólnego, co z rąbaniem drewna – bardzo by chciała, ale jej nie wychodziło. Wszystko wydawało się zbyt skomplikowane, a poza tym tworzyło strasznie dużo brudnych naczyń, które trzeba było myć, żeby za parę godzin znów je brudzić, zupełnie bez sensu. Jadała zresztą tylko warzywa i owoce, zazwyczaj surowe. Czasem pokusiła się, by upiec ciasto, to wychodziło jej całkiem nieźle. Drożdżowe z jagodami, szarlotkę z jabłek czy tartę z truskawkami. Lubiła słodycze i raz na jakiś czas dogadzała sobie w ten sposób, zazwyczaj przy okazji goszczenia podróżnych, którzy pomogliby jej ze zjedzeniem całej blachy ciasta.
        Dalej w głębi mieszkania znajdowała się sypialnia Yuki, dwa pokoje gościnne oraz łazienka. Wszystko urządzone było prosto, ale ciepło i przytulnie, w podobnym stylu jak salonik, czyli jakby Yuki napadła na sklep z tkaninami. Sypialnia nimfy różniła się od innych tylko tym, że była nieco większa, a oprócz dużego łóżka i komody znajdował się tam blat z taboretem i wiklinowe kosze pełne… wszystkiego, dosłownie. Piórka, patyki, szyszki, koraliki, fragmenty materiałów, drewniane deseczki i wszystko, co mogło przydać się do kolejnego projektu dziewczyny, lub było po prostu zbyt ładne, by nie zabrać tego ze sobą do domu. Efekty dzieł dziewczyny znajdowały się zaś w całym domu. Wiszące gdzieniegdzie łapacze snów, ręcznie robione dzwonki wiatrowe, grające delikatnie na ganku, wiklinowe kosze, w których Yuki przechowywała część koców i poduszek. Kiedyś próbowała nawet robić sama świece, ale poza licznymi plamami wosku, które do teraz widać gdzieś na deskach, niespecjalnie jej wychodziło, a przynajmniej więcej było z tym zachodu niż zabawy.
        Po prawej stronie od wejścia do domku, przylegając do jego ściany, znajdował się otoczony prowizorycznym płotkiem ogródek – duma Yuki. Rosło jej tam dzielnie prawie wszystko, co zasadziła, mimo raczej niepodatnego gruntu – zdaniem jednej z kobiet mieszkających pod Demarą. Nimfie jednak udało się dorobić kilku krzaków jagód i borówek, truskawki i poziomki, a w drugiej części marchewki, ogórki, pomidory i dynie, za którymi akurat nie przepadała, ale chętnie kupowano je od niej na rynku. Ku jej radości zaskoczyła też młoda jabłonka i chociaż jeszcze była niższa niż domek, to dawała już te kilkanaście jabłek, które wystarczały dla samej dziewczyny. Znajdował się tam też oczywiście spory zielnik, oznaczony dla pewności tabliczkami z wyrytymi nazwami, które dziewczyna wbiła, gdy jeszcze się uczyła i jakoś zostały. Kaja zaś zadowalała się zwierzyną upolowaną w lesie i oczywiście rybami z rzeki. Ta zaś płynęła wartkim potokiem pomiędzy drzewami. Nie było jej widać z polanki, ale łatwo było usłyszeć jej szum i dotrzeć tam w kilka minut. Woda płynęła szybko szerokim korytem, ale nie było ono zbyt głębokie i jeśli ktoś był uważny, i nie poślizgnął się na wyślizganych kamieniach, jakimi wyłożone było dno, mógł przeprawić się na drugą stronę o suchej głowie.

        Podczas gonitwy, Yuki z Kają oddaliły się trochę bardziej w las, trzymając jednak w obrębie znajomych terenów. Pantera skakała radośnie po wzgórzach, wracając raz na jakiś czas do nawołującej ją nimfy, obiegała jej nogi i gnała dalej, w akompaniamencie dziewczęcego śmiechu. Niepogoda zastała je więc daleko od domu. Yuki zaczęła wracać już widząc zbierające się ciężkie chmury, ale i tak były dopiero w połowie drogi, gdy zebrała się wichura, jakby w odpowiedzi na komentarze dziewczyny dotyczące nowej nazwy dla ich domostwa. Wiatr szarpał długie białe włosy i tunikę, poganiając naturiankę, która przyspieszyła kroku, pilnując wciąż wzrokiem podopiecznej. Kaja jednak oddalała się coraz bardziej, raz na jakiś czas tylko pokazując swojej „mamie” na oczy i dziewczyna chcąc nie chcąc musiała podążyć za nią.
- Kaja, jak nas tu deszcz zastanie to uwierz mi, że będziesz marudziła bardziej niż ja! – wołała nimfa, przyzwyczajona do jednostronnych rozmów z kocicą. Ta jednak wyraźnie złapała jakiś trop i coś ciągle ją odciągało, więc chcąc nie chcąc, Yuki musiała podążyć za nią.
W końcu jednak okazało się, co tak nękało jej towarzyszkę. Nimfa dogoniła ją dopiero na jednym ze wzgórz, ostrożnie stawiając bose stopy na kamieniach. Pantera krążyła niespokojnie wokół jakiegoś miejsca i Yuki dojrzała problem dopiero, gdy do niej dołączyła.
- Ojej… - westchnęła, załamując ręce.
        Wzgórza były zdradliwe. Miejscami niemal płaskie, porośnięte dziką trawą, gdzie indziej w postaci pięknych wrzosowisk, czasem nawet można było spotkać pojedyncze drzewa. Miejscami jednak były tylko gołymi skałami i to właśnie po nich krążyła kocica, pomrukując niespokojnie do wtóru kwilenia jakiegoś stworzenia. Yuki musiała położyć się płasko na ziemi, by w skalnej rozpadlinie dostrzec jamę, do której wpadła młoda sarenka. Chude stworzonko ledwo stało na patykowatych nogach, a na widok Kai wpadało w dodatkową panikę, rozbijając się po ściankach swojego więzienia.
- Cii, spokojnie, zaraz cię wyciągniemy – mówiła uspokajająco nimfa, ale zagłuszał ją silny wiatr i pomruki pantery. – Kaja, odejdź, straszysz ją! – fuknęła na podopieczną, a ta zamruczała z wyrzutem. Przecież ona to coś znalazła! Oddaliła się jednak posłusznie, układając płasko na jednym z kamieni i poruszając leniwie ogonem wbijała inteligentne ślepia w nimfę.
Yuki zaś była pewna swojego zdania, aczkolwiek nie wiedziała jeszcze, jak oferowaną pomoc zrealizować. Mogła spokojnie zsunąć się do rozpadliny, ale jakby wyszła na zewnątrz, z małą łanią na rękach na dodatek? Krawędzie jamy porośnięte były trawą, ale z ziemi nie przebijały żadne korzenie, których można byłoby się chwycić i wyjść na zewnątrz. W najlepszym wypadku udałoby jej się wyrzucić sarenkę na zewnątrz, ale i to nie było pewne, a sama tak czy siak zajęłaby miejsce uwięzionej. Na dodatek zaczęło padać, co pantera skomentowała niezadowolonym pomrukiem, ale ucichła pod karcącym spojrzeniem błękitnych oczu. Yuki zaś rozejrzała się wokoło. Ani żywego ducha, a co gorsza żadnej sarny czy jelenia, szukających zagubionej pociechy. Co teraz?
Awatar użytkownika
Cedr
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Satyr
Profesje: Opiekun , Zielarz
Kontakt:

Post autor: Cedr »

        To był niespokojny czas dla okolic Dasso. Nie ze względu na nimfy, a zawiści rodzącej się w ludziach, elfach oraz innych mieszkańców, którzy... Właściwie kłócili się o coś całkiem niepowiązanego z Wielkim Ogrodem. Rozchodziło się o kryształy. Drogie kryształy, które podobno odnaleźć można było w Górach Dasso. Ale nawet to nie przeszkadzało w obronie Wielkiego Ogrodu, tak naprawdę nic mu w sumie nie groziło. Problem leżał nieco głębiej, w mniej dostrzegalnych sferach, mniej fizycznych a bardziej emocjonalnych – już bardziej dotyczących wodnych mieszkanek.
        Primethele, stworzycielka satyra, zaczęła zapuszczać się głębiej w las i tam też poznała jednego z robotników. Każdy powtarzał jej, że nie powinna się tak oddalać od rzeki, od domu, od sióstr, ale Prim po sześćdziesięciu latach kwestionowania niemalże każdej jej decyzji i tą uważała za słuszną. Nauczyła się wpuszczać informację jednym uchem, a drugim wypuszczać. Nie słuchała również zatroskanego Cedra, który co prawda mniej marudził, a raczej delikatnie oznajmiał kobiecie o niebezpieczeństwie związanym z tym odwiedzaniem. Tylko jeden z chłopaków podobał się Prim więc robiła to co chciała, a nie skończyło się to najlepiej.

        - Prim! - wrzasnął satyr wyciągając zakrwawioną rękę w stronę dziewczyny zaciąganej w głąb lasu.
        Nimfa wrzeszczała, wierzgała się i miotała mimo zadanych jej wcześniej ran, ale rąk, które ją łapały było coraz więcej. Nie błagała o litość. W oczach malowała się prośba o ratunek, ale z ust padały tylko słowa każące oddalić się naturianowi. Cedr sapnął widząc jak krąg robotników wokół niego się zaciska. Przełknął ślinę. Nie chciał ich zabijać, ale gdy widział oddalających się mężczyzn z Primethele, nie miał wątpliwości. Chwycił czekan i z wrzaskiem ruszył przed siebie raniąc ostrym końcem żelaza kruche ciała. Jęknął czując na sobie cios, ugiął się jeszcze bardziej na kolanach, ale już po chwili zamachnął się wbijając narzędzie w gardło mężczyzny. Szarpnął nim raz, a potem drugi, zdecydowanie mocniej by wyrwać broń i próbować przedostać się dalej.
        - Prim, nie! - wrzasnął, gdy usłyszał jej płacz.
        Ktoś puścił strzałę, wbiła się w jego nogę. Cedr zawył, oberwał pięścią w twarz. To go nie powstrzymało. Z głowy wyrastały mu rogi, więc wymierzył nimi w napastnika. Zebrał się na równe nogi, teraz bardziej przypominając rozjuszonego byka, któremu łatwo przychodziło powalanie naturalną bronią. Był już blisko, widział ją i tych mężczyzn próbujących wepchnąć nimfę do wozu. Prim zawsze miała dużo energii i nieokiełznany zapał więc nadal rzucała się na boki. Ruszył w ich stronę, ale wówczas robotnicy rzucili sieć. Tego akurat Cedr się nie spodziewał i wpadł w pułapkę. Machał głową, jakby rogi miały rozerwać liny a jego siła przedrzeć nawet największy opór, lecz mężczyźni chwycili końce siatki i szarpali nimi powalając satyra na ziemię.
        - Prim... - mruknął pod nosem naturianin widząc, jak wóz odjeżdża na jego oczach, a on tkwi w pułapce.
        Chcieli go gdzieś wywieźć i wywieźli. Mówili o jakiś dziwadłach, że do nich dołączy, ale Cedr nie miał zielonego pojęcia o czym mówią. Nie wylizał się jeszcze całkowicie z ran, gdy uciekł powalając kolejnych mężczyzn i pozostawiając wszystko samym sobie, a przy okazji zabierając to co uważa za potrzebne – w tym głównie własne rzeczy. Było też tam kilka innych istot, z którymi po kryjomu rozmawiał. To zabawne, że dopiero w takich warunkach czuł, że ma pełne prawo do dialogu z kimś obcym. Satyr nie znał świata, ale dowiedział się, gdzie wywożą takie ładne dziewczęta jak Primethele więc postanowił ruszyć w tamtą stronę. Zniewoleni razem wyrwali się z pułapki, a potem rozproszyli po lesie pozostawiając opowiedziane historie w ulotnej pamięci Cedra. Teraz zależało mu tylko na jednym. No... na dwóch sprawach, ale nie umiał wrócić do Wielkiego Ogrodu bez Primethele. Znalazł jakąś rzekę i z nadzieją, że któraś z ryb dotrze do odpowiedniego koryta, kazał przekazać informację nimfom o swoim celu i - miał nadzieję - szybkim powrocie. Ogród był bezpieczny. Założył na nim tyle zabezpieczeń magicznych, że nawet gdyby się paliło to Ogród by przeżył.

        Zdezorientowany w świecie koziołek ruszył dalej. Nie znał się na polowaniu, nie mówiąc już o tropieniu. Żył z roślin, które hodował. Po co miał polować? Teraz już wiedział. Gdzieś w jego głowie utkwiło jednak kilka przekazanych wskazówek od tych siedzących w nim w klatce. Później już nie kontaktował się z przejezdnymi, ani obcymi nie chcąc powtórzyć sytuacji spod okolic kopalni. Rośliny i zwierzęta wystarczająco dużo mu mówiły, by złapał trop.
        W ten zawiły i skomplikowany sposób trafił na Równiny Drivii. Wiedział, że są rośliny występujące w Drivii, ale gdzie leżała, jaka była i po co – to już mu gdzieś umknęło podczas nauki. Na ten moment nijak nie umiał nazwać otaczającą go okolicę, prócz stwierdzenia, że występują tu lasy i skały albo wzgórza. Szedł tropem i gdy tylko mógł, trzymał się rzek albo strumieni. Nieco zmęczony wędrówką i bezradny w swej wielkiej misji, zanurzył się w jednym z niewielkich jezior by obmyć rany, choć te jakby mu w ogóle nie przeszkadzały. Był obciążony tą wielką niewiadomą i martwił się o Prim, więc zadrapania i strupy go nie obchodziły. Szedł i szedł, względnie radząc sobie w dziczy. Ona była bezpieczniejsza i spokojniejsza od tłumów, choć teraz zdecydowanie wydawała mu się bardziej nieznajoma. Z czasem jego poczucie obcości nieco się uspokoiło, szczególnie gdy rozpoznawał poszczególne gatunki roślin. Nadal nie można go było uznać za choćby dobrego tropiciela i mimo że był mieszkańcem lasu to poruszał się po nim ostrożnie. Gasnący płomyk nadziei wzbudził w nim znajomy rysunek wymalowany na wyłamanym kawałku drewna. Była to część wozu do jakiego zaciągnęli Prim. Pojazd musiał ulec uszkodzeniu, bo odnaleziony kawałek był porąbany, ale najwidoczniej miał mniejsze znaczenie niż herb jakiegoś plemienia. Cedr się temu dziwił, przecież takie dziwne malowidła zawsze miały ogromny wpływ na lud. Nie zastanawiał się nad tym głębiej. Szedł dalej.
A w ten oto sposób trafił aż tutaj. Na wzgórza, na których terenie znajdowały się skały. Radość od razu wymalowała się na twarzy mężczyzny. To nie były góry, ale w jakimś małym stopniu mógł nacieszyć się surowym klimatem, dlatego bez namysłu, ale z ogromnym entuzjazmem, wbiegł na nie i małymi skokami wymijał te bardziej odstający wyrwy. Nie pozwolił sobie na głośny śmiech, ale stukot jego kopyt rozbrzmiewał echem, czasem rytmicznym - jak w tańcu, a czasem chaotycznym - jakby się nieźle nawalił. Ryzykował przyuważeniem jego nietypowej postaci, ale szybko stwierdził, że nie może się bez ustanku ograniczać. Spędził tu naprawdę ogrom czasu by wyrzucić z siebie całą negatywną energię w wesołych skokach. Cedr nie bał się burzy więc ciężkie i ciemne chmury nad jego głową mu nie przeszkadzały. Tu był zresztą bezpieczny, już znalazł kilka miejsc, gdzie mógł się ukryć.
        Leżąc, wpatrując się w niebo i tkwiąc w błogim stanie, usłyszał kobiecy głos. Cedr od razu spiął się na całym ciele i przewrócił na brzuch wypatrując źródła dźwięku. W pierwszej chwili dojrzał białe i długie włosy oraz luźny, mocno skrywający postać materiał. Obok zaś pędziła młoda kotka, nie widział jeszcze tego gatunku, ale kojarzył panterę z lekcji jakie prowadziła jedna z nimf na temat fauny. Satyr potrząsnął głową - to nie miało teraz znaczenia. Chciał się oddalić, zgrabnie (jak na możliwości kozła) ewakuować do kryjówki, lecz usłyszał karcące słowa nieznajomej. Satyr prychnął, bo musiał stoczyć wewnętrzną walkę. Ze słów białowłosej wynikało, że ktoś utknął w skałach. Nie chciał się do niej zbliżać. Fakt, z daleka wydawała się bardzo delikatna i słaba pod względem krzepy, ale poznał się na swoich siostrach, a te dodatkowo mąciły mu w głowie o kobiecych pułapkach. Ona jednak nie miała powodu by go zwodzić, nie wiedziała nawet, że ktoś porośnięty kozią szczeciną właśnie próbuje przekraść się obok niej. Mimika twarzy naturianina zmieniała się równie często co jego nastawienie. Ostatecznie i tak wiedział, że przecież nie będzie w stanie zostawić kogoś w potrzebie. A jeżeli w szczelinie utknęło dziecko? Jeżeli ludzkie, to co z tego? Czym zawiniło w tej całej sytuacji?
        Zaryzykował. Jego dłuższe od ludzkich uszy zniżyły się, męska sylwetka delikatnie się zgarbiła, całym sobą skupiał się na tym by jak najbliżej podejść do kocicy oraz białowłosej dziewczyny. Trochę nieładnie, zza jej pleców, ale to mu dawało przewagę. Nie chciał jej krzywdzić, ale jakoś instynktownie próbował podejść. Wiedział, że i tak zwierzę wyłapie go jako pierwsze, nie mylił się. Śnieżna pantera uniosła głowę, a po chwili w podskoku zerwała się na łapy i... upadła plątając się we własnych kończynach. Cedr uniósł brwi, najpierw nieco zaskoczony, ale zaraz zakrył usta powstrzymując chichot. Zdławił go w gardle, a potem napotkał twarz jasnowłosej dziewczyny. Miała przepiękną i gładką skórę. Wystarczyło na nią spojrzeć by stwierdzić, że musi być bardzo aksamitna w dotyku. Oczy w ogromnym kontraście błyszczały na tle burej pogody, ona sama wydawała się być jasnym światełkiem w krętym tunelu gór.
        Cedr wyciągnął przed siebie poharatane ręce. Szczęście, że domył się w rzece, bo z pewnością uznałaby go za jakiegoś piekielnego mordercę, a tak to wyglądał tylko jak dzikus. Nie odezwał się ani słowem, jedynie wskazał palcem na skały. Dopiero teraz usłyszał skomlenie zwierzęcia. Stukot kopyta rozniósł się po okolicy - to był pierwszy krok jaki wykonał od momentu nakrycia go na skradaniu. Postawił kolejny i kolejny, zbliżył się do nimfy oraz pantery, jeżeli chciały odejść nie powstrzymywał ich, jeżeli zaś zostały to starannie próbował za wszelką cenę wyminąć jedną i drugą. W końcu spojrzał w głąb skał odnajdując jamę. Cedr uśmiechnął się po raz drugi, tym razem rozluźniając ramiona. Sarna była młoda i nie wyglądała na wygłodniałą, zapewne gdzieś w okolicy krążyło jeszcze jej stado.
Cedr wysunął na przód nogi i tylko ukradkiem spojrzał na dziewczynę. Jednak jego wzrok szybko wrócił w stronę jamy. W jego głowie, zupełnie jakby drugi i jego własny głos, powtarzane były hasła utrzymywania dystansu z tymi, co nie należą do grona wtajemniczonych Wielkiego Ogrodu. Po tylu latach powinien się do tego przyzwyczaić, ale momentami nie potrafił. Uratuje tylko to zwierzę i pójdzie dalej. Tak sobie obiecał.
        Bez namysłu odepchnął się dłońmi i zsunął po krawędzi jamy. Kilka razy zastukał kopytami łapiąc krok, a już pod koniec odbił się i w niskim podskoku wylądował nieopodal sarny, która z przerażenia wywróciła się w próbie ucieczki po ścianach. Choć w jamie nie było zbyt wiele miejsca to satyr starał się wolno zmniejszać dystans między sobą a sarną. Zwierzyna nie raz prawie znokautowała satyra bezwładnie rzucając nogami w powietrzu, ale uparty samiec w odpowiednim momencie rzucił się na cielę i mocno objął. Trzymał sarnę w mocnym, ale nie agresywnym uścisku. Odczekał aż się uspokoi. Po próbie walki sarna w końcu lekko opadła w ramionach satyra, który pogłaskał zwierze po łepku ze szczególną uwagą miziając ją za uszkiem. Będąc już pewnym, że zdobył zaufanie kopytnej, objął ją w brzuchu i pociągnął w stronę spadu, ale przerażona sarna po raz kolejny na tyle spanikowała, że kilkoma gwałtownymi ruchami wyrwała się z objęcia Cedra kopiąc go w brzuch. Jęk i wypuszczane powietrze było jedynymi jego dotychczasowym dźwiękiem. Naturianin zgiął się w pół obejmując bolące miejsce, ale zaraz potem sapnął potrząsając głowę. Ponownie zbliżył się do sarny i zmuszony do bardziej rygorystycznych działań zapędził zwierzę w kąt, zmusił do poddańczego położenia się pod groźbą potężnych rogów, a następnie chwycił ją za nogi i przerzucił na swoje plecy. Zmusiła go swoim ciężarem do balansowania po kamieniach. Sarna bezwładnie leżała na karku satyra z przerażeniem zerkając jak stabilne podłoże oddala się od ich dwójki. Kilka sapnięć i westchnięć dzieliło go od wyjścia, a momentem bliskiemu zawałowi dla sarny było to, gdy kamień ukruszył się pod kopytem satyra powodując jego upadek. Piach osypał się pod jego nogami i choć Cedr wsparł się na ręce to też mocno pochylił się do przodu by sarna nie zsunęła się z jego pleców. Pozorne bezpieczeństwo i pewność siebie naturianina nie przekonały zwierzęcia. Zaczęło wierzgać, ale mężczyzna wciąż nie dawał za wygraną. Wspiął się jeszcze troszkę, po czym niemalże z boskim ukłonem położył zwierzę na skałach wciąż przytrzymując jej brzuch i dociskając łagodnie do skał. Nie trzymał jej zbyt długo, pozwolił się jej podnieść po czym przebierać racicami. Cedr podtrzymał jej boki i pomógł wspiąć się na górę, nawet gdy jedna z racic naruszyła jego ranę na nodze. Jeszcze kilka razy machnęła mu nogami przed twarzą, ale już po chwili była wolna, a Cedr zadowolony z obrotu wydarzeń. Hah! Wiedział, że mu się uda!
Mężczyzna zaledwie trzema krokami dotarł do wyjścia kładąc ręce na skałach by po chwili wystawić łeb z wymalowanym uśmiechem. Zmieszał się nieco swoim tak nagłym spoufaleniem się z dziewczyną i jakby chcąc zmienić temat jednym podskokiem wylazł na zewnątrz. Otrzepał futro na łokciach łapiąc jeszcze spojrzeniem sarnę, która mknęła w stronę kryjącego się między skałami stada. Chyba wszyscy czekali na ten mały cud tego dnia.
        Satyr otrzepał ręce i już miał postawić krok w przeciwną stronę do dziewczyny, gdy nagle rąbnął piorun. Jasna pajęczyna objęła niebo, grzmot był tak potężny i zaskakujący, że aż Cedr zjeżył się i pochylił, jakby miało to trafić prosto w niego. Nie spojrzał jednak na niebo, a na białowłosą dziewczynę. Zaczęło kropić, a on szukał w jej spojrzeniu jakiś podpowiedzi, może sama potrzebowała pomocy a on jak pierwszy idiota chciał odejść i ją zostawić? A może bała się burzy? Jemu to było wszystko jedno. Lubił burzę, lubił też słońce. Lubił naturę, nieważne czy wściekłą czy spokojną.
Awatar użytkownika
Yuki
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Nimfa
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Yuki »

        Yuki bezradnie spoglądała w dół, próbując samymi spokojnymi słowami opanować strach małej sarenki, ale wiedziała też, że ta jej zwyczajnie nie rozumie. Może i miała jakąś tam rękę do zwierząt, ale w obliczu prymitywnego strachu, zwłaszcza u młodych, była bezradna. Zdawała sobie sprawę, że cokolwiek nie zrobi i tak będzie postrzegana jako zagrożenie. Tyle dobrego chociaż, że Kaja nie pałętała się w zasięgu wzroku łani, chociaż zwierzątko pewnie i tak ją wyczuwała. Pantera jednak posłusznie ułożyła się na kamieniach, obserwując rozwój wypadków.
Później jednak poderwała łeb i spłoszyła się nagle, jednocześnie próbując wstać, skoczyć w przód i cofnąć się, co zaowocowało szamotaniną i upadkiem. Znajomy widok zazwyczaj budził rozbawienie Yuki, ale tym razem nimfa obejrzała się, podrywając gwałtownie z ziemi, gdy spodziewała się zobaczyć zagrożenie za plecami. I zamarła zaskoczona.
        Przed nią stał satyr. Byłaby tego absolutnie pewna, widząc te istoty bardzo często na rycinach ksiąg, gdyby nie to, że właśnie tylko tam. Satyry były mitycznymi stworzeniami, legendą, bajką nawet. Nie istniały naprawdę przecież… A jednak jeden z nich stał właśnie przed nią. Kudłaty, na kozich nogach i z rogami wijącymi się wokół głowy. Gdy wyprostował ręce przed siebie Yuki cofnęła się w przestrachu i pisnęła, ślizgając się na mokrych już skałach. O mały włos sama nie wpadłaby do jamy, więc chcąc nie chcąc zrobiła krok do przodu, ostrożnie odchodząc na bok, gdy satyr zbliżał się w jej stronę. Kaja zaś widząc reakcję swojej opiekunki, skoczyła już zgrabnie przez wyrwę i znalazła się przed nimfą, warcząc ostrzegawczo i pokazując kły. Podwinięty lekko pod siebie ogon sugerował, że sama była niepewna przybysza i cofała się nieznacznie, ale wciąż nie opuszczała dziewczyny, zatrzymując się na jej łydkach.
Satyr wskazał dłonią na jamę i Yuki zerknęła tam odruchowo, przypominając sobie o uwięzionej w środku sarence.
- Pomożesz? – zapytała i odsunęła się jeszcze bardziej, kucając przy Kai i głaszcząc ją uspokajająco po grzbiecie.
Mężczyzna nie odpowiedział, ale zbliżył się do jamy, zaglądając do środka i przysiadając na skraju, więc chyba miał zamiar pomóc. Jakoś nawet przez moment nie wątpiła, że te kozie nogi pozwolą mu się stamtąd wydostać. Nie no, on miał kopyta!
        Satyr zsunął się w końcu do jamy, a Yuki i Kaja dopadły do brzegu, obie kładąc się na ziemi i zaglądając do środka, by obserwować postępy nowo poznanego. Zza skraju skały widać było tylko ich głowy. Obserwowały zmagania mężczyzny z sarenką z nieskrywanymi emocjami. Kaja pomrukiwała cicho, przechylając łeb i kładąc po sobie uszy za każdym razem, gdy Yuki trąciła ją, by była cicho. Sama nimfa zaś spoglądała wielkimi oczami na tą niemalże walkę na dole, zakrywając usta w przejęciu, gdy sarenka wyrwała się z uścisku albo gdy kopyto satyra poślizgnęło się na skale. KOPYTO!
W końcu jednak mężczyźnie udało się powoli wypchnąć młódkę w stronę wylotu jamy i nimfa gestem przegoniła Kaję, by nie wystraszyła sarny i ta nie wpadła znowu w pułapkę. Sama przesunęła się i przejęła zwierzątko od satyra, wciągając łanię na górę i wypychając lekko w stronę traw, gdzie ta pognała już łamanym pędem, nawet nie oglądając się za siebie.
- Nie ma za co – mruknęła rozbawiona Yuki i spojrzała w stronę dziury, gdzie ukazała się nagle roześmiana kudłata głowa. Tak wesołego grymasu nie mogła nie odwzajemnić, już po chwili podnosząc się i otrzepując, co i tak nie miało większego sensu, jako że jej biała wcześniej tunika umazana była już mokrą trawą i błotem. Jak jej nie podrze szorując w praniu to będzie cud.
- Dzięki – odezwała się w końcu do satyra. – Same byśmy sobie nie poradziły. – Uśmiechnęła się, zerkając na Kaję, a ta zamruczała twierdząco, podchodząc ciekawsko do kozła i niepewnie obwąchując jego nogi. Na ugiętych łapach, starała się być jak najdalej od obcego, a jednocześnie sięgnąć pyskiem sierści. Wtedy jednak parsknęła i zatrzepała łbem, przykładając go do trawy i wycierając się łapami. Nimfa obserwowała te wygibasy ze śmiechem, drgając nagle, gdy niebo rozdarł piorun.
- Oj, chyba czas do domu – rzuciła niepewnie i zaśmiała się pod nosem, gdy Kaja już ruszyła pędem w stronę chatki, podwijając pod siebie ogon. – Tak myślałam – mruknęła i spojrzała na satyra.
- Zapraszam na herbatę! Zaraz rozpada się jeszcze bardziej – rzuciła, odgarniając z twarzy mokre już włosy. Nagle jednak niepewność wykwitła na jej twarzy i odbiła się w oczach, gdy dziewczyna przyglądała się rozmówcy.
- Emm… mówisz mową wspólną? Dialektem? – dopytała, przeskakując na naturiański i wahając się coraz bardziej. – Nie mówisz wcale? – strzelała, ale wówczas kolejna błyskawica rozdarła niebo i nimfa zerknęła w nie niepewnie.
- Nieważne, chodź. – Uśmiechnęła się i machnęła na satyra ręką, samej już ruszając biegiem w stronę domu.

        Do chatki dotarli już w pełnej ulewie. Kaja drapała w zamknięte drzwi, miaucząc niby kociak i pierwsze co zrobiła Yuki to wpuściła otrzepującą się z wody kocicę do środka. Sama wpadła zaraz za nią, wzdychając i rozplatając poplątane, mokre włosy, które zaraz przeczesała palcami i spięła na nowo, by nie przeszkadzały. Weszła do kuchni i sprawnie rozpaliła ogień, wstawiając wodę. Dopiero, gdy nie usłyszała kroków, wyszła do salonu i spojrzała przez drzwi na stojącego w progu satyra. Początkowo lekko zdziwiona, uśmiechnęła się zaraz i ponowiła gest ręką.
- Otrzepuj kopyta i wchodź! – zawołała. – Zaraz wstawię herbatę, tylko się w coś suchego ubiorę. Tam masz koce, jeśli ci zimno – rzuciła, idąc już w stronę swojej sypialni. Tam zrzuciła przemoczoną i brudną tunikę, zakładając luźne spodnie i krótką koszulkę. Wróciła prosto do kuchni i wyjęła z szafki dwa gliniane kubki, ustawiając w nich sitka do ziółek. Deszcz walił silnie w okna.
- Wolisz zieloną czy czarną herbatę? – zawołała znów, wychylając głowę w stronę gościa.
Awatar użytkownika
Cedr
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Satyr
Profesje: Opiekun , Zielarz
Kontakt:

Post autor: Cedr »

        Białowłosa dziewczyna była taka... łagodna i miła. Jakby nieskażona żadnym odpadem ludzkiej chciwości i nie chodziło tu o piękno zewnętrzne (choć jak najbardziej była pociągająca), a o serce i duszę jakie mieściło się w naczyniu zwanym ciałem. To wyraźnie mieszało satyrowi w głowie. Był święcie przekonany, że każdy ma dobre i złe strony, przy czym na tą drugą musiał być szczególnie wyczulony. Jednak ona wydawała się klarowna, jak woda przemykająca się przez Wielki Ogród.
        Problem ewidentnie krył się w braku praktyki. Przez sześćdziesiąt lat swojego życia wpajano mu teorię na temat innych istot myślących, ale ani razu los nie miał okazji dać mu porządnie po dupie by mógł się o tym przekonać. Popierał przekazaną wiedzę jedynie porwaniem Prim, na ten moment taki dowód musiał mu wystarczyć. Czasem siostry raczyły go historiami z własnych doświadczeń, ale to nadal była wyłącznie teoria. Teraz był zdecydowanie za daleko od Wielkiego Ogrodu, bez ochrony nimf, zdany na własną intuicję, w którą teraz mocno zwątpił. Jego cele nigdy nie przekraczały ogrodu lub jego sióstr. Chłop porwał się z motyką na słońce.
Cedr luźno przyjmował obecność małej pantery. Przypominała trochę rysia, tylko bez pędzli na uszach. Uśmiechnął się widząc, jak zwierzę powoli oswaja się z jego istotą. Chciał nawet wyciągnąć dłonie na znak chęci zapoznania się, ale ta akurat parsknęła zaraz chowając nos pod łapami. Nie naciskał na bliższy kontakt – przecież nie mógł! Jak się zaprzyjaźni z panterą, to zbliży się do dziewczyny. Nie, nie, nie może!
        Na propozycję nieznajomej zareagował ze zdziwieniem. Jego wzrok zboczył na kilka sąsiednich punktów, nie za bardzo wiedział co ma odpowiedzieć ani co to oznacza. Pił herbatę, ale nikt go nigdy na herbatę nie zapraszał, a przynajmniej nie na taką ludzką herbatę. Taką... u kogoś i poza lasem. A może ona mieszkała w lesie? A jeżeli mieszkała w jakiejś wiosce?!
        Zarżną go tam na miejscu.
        Potem padały kolejne pytania, choć on nie zdążył odpowiedzieć na jedno. Powiedziała również kilka słów w naturiańskim, co jeszcze bardziej go zaskoczyło i zmieszało. Czy Matka Natura właśnie czyni mu najtrudniejszy sprawdzian w życiu czy też ta istota jest naprawdę tak czysta na jaką wygląda?
        Na całe szczęście ustąpiła rzucając hasło „nieważne”, co przyniosło satyrowi widoczną ulgę i chwilowo zdjęło ciężar odpowiedzialności podejmowania decyzji.
        „Uff...”, pomyślał Cedr kierując się w stronę wyznaczoną przez dziewczynę.
        W drodze do jej chatki rozglądał się dookoła próbując wyłapać jakieś niepokojące obiekty, które nie istniały. To wydawało się zbyt piękne by było prawdziwe, szczególnie po tym jak złapali Primethele, choć tam nie było nic pięknego od początku. Tutaj zaś... Żadnych ludzi, tylko zwierzęta i natura. Czy białowłosa dziewczyna mogła mieszkać na takim totalnym bezludzi? Dziwił się temu. Uznawał innych za istoty społeczne, on sam był nawet trochę społeczny, ale zawsze musiał mieć z tyłu głowy, że nawet nimfa może być zdrajcą. Ogród najważniejszy!
        Obijający liście deszcz nie ruszał go ani trochę, ba – przyniósł mu ulgę. Jakby zmył z niego część tego cholernego stresu związanego z opuszczeniem bezpiecznej dla niego strefy. Krople ściekały po bardziej baranich niż kozich rogach, futro zlepiło się w kilka kłębów, a skóra połyskiwała w ciemnym otoczeniu chmur i drzew. Żałował, że nie ma na sobie czegoś, czym mógłby uraczyć swoją towarzyszkę – materiału by móc ją okryć albo dużego liścia, który mógł posłużyć jako daszek, lecz tutaj taka roślinność nie występowała. Zamiast tego utrzymywał tempo dziewczyny, jeżeli trzeba było to podał rękę gdyby chciała przeskoczyć większą kałużę. W końcu dotarli do wyznaczonego celu, jakim była chatka. Mała samotnia pośród koron gęstych drzew.

        Niestety Cedrowi nie kojarzyło się to zbyt dobrze. Kiedyś postrzelił go taki gość z kapeluszem i wąsem mieszkającym w domu. Widział też kilka podobnych samotni w lasach, gdy szukał rannych zwierząt. Z ciekawości wlazł do jednego z domków i nigdy więcej tego nie powtórzył. Korytarz stanowił chyba najbardziej przyjazne miejsce w tamtej chatce. Jakieś odzienia wisiały na hakach (kto wie, może na rogach?), buty, których mógł jedynie pozazdrościć, leżały ułożone parami obok siebie, lecz na wejściu od razu poczuł niepokojący zapach zwierzyny. Drugim miejscem, jakie nieświadomie zwiedził, był salon. Dywan ze skóry niedźwiedzia rozpościerał się na boki między siedzeniami, jakby z wysiłkiem próbował sięgnąć mebli. Wypchane ptaki stanowiły ozdoby na drewnianych szafkach. Sztucznie połyskujące oczy z węgla patrzyły na niego pusto, ale pióra były jak najbardziej prawdziwe. Wiewiórka w łapkach trzymała prawdziwy orzech, choć sama spoglądała na pomieszczenie beznamiętnie. Satyr najbardziej przestraszył się odstających ze ścian głów łani i jeleni z imponującym porożem. Aż sam położył dłonie na własnych rogach czule je głaszcząc. Jego ciało zlał pot. Dogłębnie zobrazował sobie wszelkie groźby wieśniaków, dlatego nie odwiedzał żadnych wsi czy miast.
        Przerażony cofnął się powalając kopytami pobliskie kosze. Znalazł się nagle w drugim pomieszczeniu – w kuchni, gdzie leżały zabite króliki, a kawałki mięsa suszyły się na sznurach. Cedr pobladł do granic możliwości. Był bliski omdlenia i najzwyczajniej w świecie uciekł obiecując sobie wieczny niepowrót do takich miejsc.
        A teraz stał przed drewnianą chatką u boku białowłosej dziewczyny. W strugach deszczu nie dało się dostrzec potu na jego skroniach. Widział przed sobą obrazy z tamtego dnia. Nie chciał tego powtórzyć. Dla niego wystarczyło, że ją odprowadził. Nie mógł się też nadziwić, że ktoś taki ładny może bez skrupułów deptać po ciele niedźwiedzia. To nawet nie jest funkcjonalne! Ludzie zamiast ubrań robili sobie ozdoby na szafki z takich jak on! Tak, Cedr zdecydowanie bardziej utożsamiał się ze zwierzętami niż z istotami głębiej myślącymi.
        Pantera zmyliła go o tyle, że z radością wskoczyła do środka domku, ale Cedr zażarcie stał na zewnątrz. Jeżeli tak mają wyglądać herbatki to on sobie daruje!
        Dziewczyna zniknęła z jego oczu, a on nawet nie postawił kroku na ganek. Zamiast tego ostrożnie rozejrzał się po okolicy. Dostrzegł niski płotek, który chronił rośliny przed zdeptaniem – tak zwany ogródek. Z ciekawością wyciągnął głowę próbując zebrać informację na temat niewielkiej uprawy. Nie ruszył się jednak z miejsca zdruzgotany wizją wejścia do środka. Korytarz wydawał się przyjazny, tak jak tamten. Nie ufał jej na tyle by samemu wpakować się do chatki, nie ma takiej opcji!
        Nagle jej głos sprawił, że drgnął. Bardziej z przerażenia niż ulgi. Kobiecy głos parował szczerością, co gryzło się z jego wizją jeleniej głowy wyrastającej ze ściany. Cedr przełknął ślinę. Nigdy wcześniej nie znalazł się w podobnej sytuacji. W trosce o własne dobro pogłaskał swoje rogi. Nie umiał odpowiedzieć sobie na pytanie dlaczego to zrobił, ale postanowił wejść do środka. Może w nadziei, że nie każdy robi ozdoby na meble z sowy, a może dlatego, że chciał oczyścić dziewczynę z zarzutów tej „złej strony”, a przynajmniej tak potwornej, którą pamiętał. Oceniać ludzi po chatce? To dopiero zdrowe podejście. Jakoś mu tak nie pasowało, żeby dziewczyna z uroczą łezką na czole, nie mogąca uwolnić sarenki z jamy, posiadała taką głowę sarenki na ścianie.
        Cedr wolno stawiał kroki do przodu. Jego ręce drżały, a sylwetka wskazywała na to, że jest gotów w razie potrzeby się bronić. Nieco przygarbiony skradał się do wejścia, a echo jakie rozniosło się od jego kopyt w korytarzu uświadomiło go, na jakie szaleństwo właśnie się zdecydował. Deski zaskrzypiały, gdy przeszedł dalej. Prawdziwy horror! Nie myślał o tym by zamknąć drzwi. Wdzierający się do domku deszcz niewiele go obchodził. Czuł się nieswojo błocąc jej podłogę. Był tu obcy, ta chatka była mu obca i niemiła na pierwszy rzut oka. To było nienaturalne środowisko dla błota. Nie rosła tu trawa, nie czuć było ziemi, tylko chodziło się po odpowiednio uformowanych drzewach. Doprawdy, dziwne. Dziwne te domy i chyba nigdy nie przyzwyczai się do tego co nienaturalne a sztucznie wytworzone przez czyjeś ręce.
        Z wyrywającym się w jego klatce piersiowej sercem, zajrzał do salonu. Mruknął cicho i szeroko otworzył oczy nie widząc nic niepokojącego. Żadnej pusto spoglądającej jaskółki, żadnego poroża, tylko siedzenia. I ta dziwna ściana, przez którą wszystko było widać. Cedr wszedł do salonu oszołomiony tym niespotykanym zjawiskiem. Palcami macał szklaną ścianę i analogicznie przyznał, że to jest takie duże okno. Okno, tak to nazywali, prawda?
        Koc. Cedr wątpliwie spoglądał na te wszystkie przytulne wygody w salonie, jakby nie był pewien czy te nie są czasem wykonane ze zwierząt. Rozumiał pożywianie się królikiem, ale już nie rozumiał by robić z niego coś wygodnego albo ozdobnego. Nie zaryzykował.
Podążył za głosem gospodyni, która teraz znajdowała się w kuchni. Czuł się przy niej spokojny. Serce chciało jej bezwzględnie zaufać, ale rozum upominał o zachowaniu tajemnicy. Z daleka wyglądała niewinnie, a w luźnych spodniach i bez broni w rękach, sama dawała mu oznaki ufności. Czuła się przy nim swobodnie.
        Na pytanie nie odpowiedział, a do pomieszczenia wszedł już nieco odważniej niż do poprzedniego. Rozejrzał się łypiąc wzrokiem na te wszystkie dziwactwa domu. Jemu wystarczyła tylko polana do spania, czasem może jakaś jama albo jaskinia, a ludzie sami sobie tworzyli wysokie wymogi myśląc, że da im to szczęście. A to jedność z naturą przynosi poczucie bezpieczeństwa! Pierwotne rozumienie, a nie rąbanie drewna dla osłony. Zamknięty krąg, zabijasz naturę to ona jest przeciwko tobie - proste jak bambus.
        Podszedł do dziewczyny zaglądając do torebek. Oczy momentalnie mu błysnęły. Satyr delikatnie zbliżył nos do herbat, a potem gwałtownie chwycił jedną z nich całkowicie wciskając twarz do torebki zaciągając się zapachem. Usatysfakcjonowany wonią herbaty sam nasypał odpowiednią ilość do sitka trzymającego się na glinianym kubku. Potem spojrzał przez okno chwytając spojrzeniem jej ogródek. Marszczył nos widząc, jak niewiele roślin ma pod opieką. W głowie zaczął rysować kolejne grządki, nieważne czy właścicielka wyrażała na to jakąkolwiek zgodę. Ogródki nie mogły zawierać tylko marchewek czy innych, prostych, jadalnych warzyw. Maliny mógł jej wybaczyć, bo dużo ich rosło w okolicy, ale nie miała żadnego kwiatka. Jawna dyskryminacja, trzymać tylko to, co da się zjeść.
Awatar użytkownika
Yuki
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Nimfa
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Yuki »

        Satyr uparcie nie odpowiadał, ale pogoda nie sprzyjała do rozmów, więc dziewczyna odłożyła to na później i zwyczajnie gestami pokazała nowemu znajomemu, by podążał za nią. W domu zaś zakrzątała się już po swojemu, czując się tu bezpiecznie i naturalnie, nawet w towarzystwie kogoś nowo poznanego. Kaja już runęła w poduchy, chowając się za nimi na widok grożącej jej palcem opiekunki. Bystro spojrzała na ślady swoich łap, odciśnięte dzięki świeżemu błotku na jasnych poduchach, i zamruczała pokornie, wijąc się w pieleszach tak słodko, że chyba nikt nie miałby serca jej stamtąd wyrzucić.
        Z nowym gościem sprawa była odmienna. Yuki dopiero wracając z sypialni zarejestrowała, że ten stoi wciąż w przejściu, więc zaprosiła go znów słowem i gestem, uznając to za wystarczające, i kierując się do kuchni. Tam przygotowała wszystko do herbaty, a z czystej uprzejmości zaproponowała swojemu gościowi wybór, zwłaszcza że chciała nakłonić go, by poczuł się pewniej. Słyszała te nieśmiało stawiane kroki, a stukot kopyt na deskach jej domostwa brzmiał niezmiennie zabawnie i trochę dziwnie.
Nie wiedziała, czy zadziałało zaproszenie, czy chęć ogrzania się ciepłym naparem z ziół, ale satyr do kuchni zajrzał już nieco pewniej i uśmiechnięta dziewczyna uniosła dwie papierowe torby z suszonymi liśćmi, odruchowo już przechodząc na komunikację niewerbalną. Nietypowe było dla niej, że tak rozumna istota nie mówi w żadnym języku, bo przecież nie odezwał się nawet w sposób, którego by nie zrozumiała. Zwyczajnie nie wypowiedział słowa, więc Yuki, nauczona obycia ze zwierzętami, pokazywała wszystko z niewyczerpaną cierpliwością i pogodą ducha.
Wyraźnie zadowolona z porozumienia, oddała w ręce mężczyzny jedną z torebek, obserwując zainteresowanie, z jakim ten zapoznaje się z herbatą. Błyszczące oczy dawały nadzieję na komunikację, ale gdy satyr z impetem wsadził twarz do opakowania, nimfa parsknęła cichym, życzliwym śmiechem, zakrywając zaraz usta dłonią. Nim orientalne rysy twarzy znów pojawiły się w dziennym świetle, zdążyła już opanować chichot i skinęła z uśmiechem głową.
- Też wolę zieloną – zgodziła się, zupełnie nie mając problemu z prowadzeniem jednostronnej konwersacji. Odczekała, aż jej gość nasypie sobie herbaty, a później sama wrzuciła odpowiednią ilość suszu do swojego sitka. Woda zdążyła się zagotować już chwilę temu, więc zalała oba kubki i jeden podała satyrowi, drugi zaś wzięła w dłoń i zabierając jeszcze podstawek, na który mogą potem odstawić sitka, zasiadła do stołu, gestem pokazując gościowi, by do niej dołączył.
        Na krześle usiadła po swojemu, podwijając bose nogi na siedzisko i krzyżując je przed sobą. Prosta jak struna, odczekała chwilę, aż jej herbata się zaparzy i wyjęła sitko, odkładając je na talerzyk. Spojrzała na swojego towarzysza i znów uśmiechnęła się szeroko.
- Masz liść na brodzie – powiedziała rozbawiona, jednocześnie pokazując gestem na swoją brodę i na jego. Zaraz jednak przypomniała sobie, że mężczyzna może jej nie rozumieć i nie czekając na reakcję, pochyliła się w jego stronę, delikatnie zabierając suszek i pokazując go krótko satyrowi, by zrozumiał jej gest, nim odłożyła paproch na spodeczek. I znów chciała zapytać go o imię, gdy przypomniała sobie problem z komunikacją. Wahała się jednak tylko chwilę.
- Yuki – powiedziała wyraźnie, pokazując na siebie palcem. – Kaja – powiedziała znów, tym razem wskazując panterę, która dołączyła już do nich w kuchni i teraz z zaciekawieniem podniosła łeb, słysząc swoje imię. Jednak, jako że nie był z nim związany żaden smakołyk ani polecenie, mruknęła coś tylko pod nosem i ruszyła dalej kręcić się pod nogami, a zwłaszcza z zaciekawieniem wąchać kopyta satyra. Nimfa zaś wskazała teraz palcem na swojego gościa i pytająco uniosła brwi. Zrozumiał ją, gdy pytała o herbatę, pokazując obie torebki, więc może i teraz się jakoś porozumieją?
        Spotkanie takiej nietypowej istoty było dla niej wyraźnie ekscytującym i radosnym przeżyciem. Wciąż nie mogła uwierzyć, że poznała satyra, właściwie dopiero dowiadując się o jego istnieniu! Oczywiście, o jednorożcach też mówiono, że istnieją naprawdę, ale nikt nigdy żadnego nie widział. A przynajmniej nikt kogo znała nawet nie znał kogoś, kto widziałby jednorożca.
Yuki obejmowała kostki dłońmi, przyglądając się swojemu gościowi i porównując go mimowolnie do rycin z książek. Gdyby nie wielgachne rogi, to twarz miał zupełnie ludzką, tylko o bardziej orientalnych, dzikszych rysach. Dopiero na łokciach zaczynało się futro, co było dla nimfy wyjątkowo zabawne. Nie żeby go wyśmiewała, absolutnie! Ale to było… no po prostu całkiem śmieszne. Mieć futro na łokciach. No ale czymże jest taki drobiazg, gdy twój gość od pasa w dół jest… koziołkiem. Starała się nie przyglądać mu zbyt ostentacyjnie, ostrożnie popijając gorącą jeszcze herbatę, ale była ciekawa, czy raciczki ma takie jak koza, czy może inne? W książkach było niby że typowo kozie, ale przecież pokazywali też, że satyry mają całą twarz zarośniętą futrem! A może ten się goli? Rany, tyle ciekawostek! Może nawet lepiej dla niego, że nie mówi, bo Yuki chyba zalałaby go pytaniami.
Awatar użytkownika
Cedr
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Satyr
Profesje: Opiekun , Zielarz
Kontakt:

Post autor: Cedr »

        Cedr z najwyższą uwagą obserwował gospodynię. Nie dlatego, że była ładna, choć to mogło być pewnym aspektem, szczególnie gdy zwróciła się do niego... plecami, ale głównym powodem była jego nieznajomość zachowań w takim miejscu. Mieszkający całe życie w ogrodzie koziołek nie mógł wiedzieć do czego służą te wszystkie rzeczy, a w tym jednym pomieszczeniu było ich mnóstwo! Nie mówiąc o kolejnych innych. Był o tyle spokojny, że wiedział, co to jest kubek i jak z niego korzystać, ale spodeczek? To już była dla niego wyższa szkoła jazdy.
        On zaparzone liście po prostu rozsypywał na ziemię wyznając zasadę, że dzięki temu użyźni glebę. Białowłosa dziewczyna zamiast wysypać je za okno, do ogródka, ułożyła sitko na talerzyku. Trwający przy blacie satyr postanowił również tak zrobić. Później spanikował, bo nie wiedział czy ma brać i spodeczek, i kubek, czy tylko kubek... Na Prasmoka, ile opcji! On nie wiedział co robić!
Z westchnieniem uznał, że właściwie ubłocił jej korytarz, nie zamknął drzwi, więc wzięcie jedynie kubka nie będzie chyba żadną obrazą. Najwyżej gospodyni wyrzuci go na deszcz, a on nic do tego pomysłu nie miał, prócz faktu, że mógł jej sprawić przykrość.
Właśnie przenosił kubek na stół, gdy nieznajoma ponownie się odezwała. Na twarzy Cedra wymalowało się chwilowe zastanowienie. Zmarszczył brwi przypominając sobie ile razy jego siostry wyjmowały mu patyki z brody... W tym momencie i tak miał ją ładnie przyciętą! Sam chciał sięgnąć dłonią paprocha, ale gospodyni okazała się szybsza, a na pewno mniej zestresowana sytuacją. Zakłopotany mężczyzna spojrzał na nią wielkimi oczami, ledwo utrzymał kubek w ręku. Nieprzystosowany do takich zbliżeń, satyr prędko odstawił kubek na stół odwracając twarz od nimfy.
        „Yuki...”, imię które przy wypowiadaniu blisko łączyło ze sobą pełne wargi właścicielki. Miał wrażenie, że zaraz oszaleje w jej towarzystwie. Była taka obca, miła, ładna, wokół niej kręciło się mnóstwo przymiotników. Szukał w niej jakiejś wady, ale nie mógł znaleźć. Gdzie te piekielne obietnice jego sióstr, gdzie to zło tkwiące w każdym stworzeniu? Przeniósł wzrok na panterę. Kotka mruknęła, owinęła się wokół jego kopyt. Cztery ściany i zamiast nieboskłonu dach nad jego głową, bez przepływu powietrza. Satyr spiął się na całym ciele, poczuł się jak uwięzione w klatce zwierzę i w tym traumatycznym momencie uspołeczniania się rozległ się huk. Jasne światło pioruna objęło niebo przepuszczając przez szyby białe plamy. Zaskoczony mężczyzna cofnął się o krok uderzając w stół. Kubek zachwiał się na drewnianej powierzchni i w akcie kolejnej paniki satyr próbował go złapać. Na próżno, a przynajmniej prawie. Gorąca herbata ściekała po stoliku, pchnięte naczynie spadło na podłogę, a wraz z nim leciał także naturianin, który niemalże wylądował na kolanach gospodyni. Był gotów zerwać się i przylgnąć plecami do ściany, jakby miało go za to spotkać sto batów, ale gdy jego ręce kłopotliwie próbowały podeprzeć się na jej udach, on jeszcze raz spojrzał na jej twarz. I wnet jego oczy utknęły na pewnym punkcie znajdującym się na dziewczęcym czole.
        Nagle jakby zapomniał o całej sytuacji. Ciemne oczy satyra zwęziły się, a jego sylwetka pochyliła się jeszcze bardziej do przodu, przez co tkwił praktycznie między nogami gospodyni. Silne dłonie mężczyzny spoczęły na drobnych ramionach Yuki. Przyglądał się jej bez krzty skrupułów, aż w końcu dotknął kciukiem białej łezki.
Po jego mimice dało się zauważyć, że skojarzył pewne fakty. Odchylił się do tyłu, po czym wskazał na własne, białe znamiona na swoim ciele.
        - Jesteś siostrą z jeziora? - spytał z nadzieją w głosie i orientując się po fakcie, że tak skrupulatnie trwał przy niej jako niemowa.
        - Wybacz... za herbatę... - dodała potulnie, a jeżeli ona wstała to on również od razu zerwał się na równe kopyta.
        - Ja... nie...to... - zająknął się. - Cedr... - powiedział po krótkiej pauzie wyciągając ku niej dłoń.
        Potem pomyślał, że właściwie dał się wciągnąć w interakcję. Z jakiej racji miałaby być nimfą? Mieszkająca w chatce dziewczyna była po prostu samotnikiem trzymającym się z dala od zgiełku miasta, a nie choć trochę blisko z nim mentalnie spokrewnioną istotą. Jej urocza łezka na czole tak mu się skojarzyła z jego własnymi znakami na ciele, agh! Już trudno, wydusił ze swojego gardła dźwięk więc nie mógł zgrywać przed nią durnia.
        - Jakimś cudem cię nie oblałem... gorzej z Kają... - mruknął szukając wzrokiem pantery.
Awatar użytkownika
Yuki
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Nimfa
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Yuki »

        Nie dało się ukryć, że nowy gość w domku na wzgórzu nie czuł się jeszcze w pełni swobodnie. Yuki nie ruszała się, popijając tylko w spokoju herbatę i niezmiennie uśmiechnięta przyglądała się nowemu znajomemu. I tak skrywała swoje zainteresowanie, okazując jedynie uprzejmą gościnność, ale chyba nawet to przerastało satyra, który był napięty niczym struna.
A tak to wyglądało, gdy nic się nie działo. Nagle strzeliła błyskawica, rozświetlając zachmurzone niebo i Yuki drgnęła na krześle, wyglądając za okno, a Kaja podskoczyła pod stołem, prychając z niezadowoleniem na pogodę. Jakkolwiek dzika, była jednak kotem, co sprawiało, że potrafiła być wyjątkowo niezadowolona nawet z rzeczy, na które nie ma się wpływu, ale jej przeszkadzają, a tym samym powinny zniknąć z tego świata.
To było jednak nic w porównaniu do reakcji satyra. Spięty w stanie najwyższej gotowości bojowej, gwałtowniej zareagował na niespodziewany błysk. Stukot kopyt, uderzenie drewna, gdy stół przesunął się lekko po trąceniu go przez fauna i brzdęk ceramiki, gdy kubek przewrócił się na stół, a gorąca herbata polała się po blacie. Yuki w pierwszej chwili chciała wstać i odsunąć się, by napar nie pociekł na jej świeże spodnie, ale w tym samym momencie upadł satyr i dziewczyna pochyliła się odruchowo, by pomóc mu wstać. Jej gość jednak próbował radzić sobie sam i gramolił się z podłogi, podpierając dłonie na udach nimfy.
        - Ekhm…
Yuki uniosła lekko ręce, nie chcąc naturianina dotykać, zarówno by dać mu trochę przestrzeni, jak i z powodu własnych zahamowań. Uśmiech jej nieco zbladł na to nieplanowane zbliżenie. Nikt chyba nie lubi, gdy ktoś niemal zupełnie obcy go tak dotyka. Zwłaszcza gdy można przez przypadek zrobić mu krzywdę niewspółmierną do „przewinienia”. Później jednak mężczyzna złapał ją mocno za ramiona i Yuki wahała się już tylko między lękiem a złością, zamiast zmieszania. Kaja nie miała takich dylematów, boleśnie łapiąc kłami nogę satyra i szarpiąc z gardłowym warkotem.
- Kaja, zostaw – powiedziała mimo wszystko nimfa, a chociaż cicho, pantera posłuchała. Nie odsunęła się jednak, krążąc niespokojnie za faunem, gotowa rozszarpać mu gardło, gdyby była taka konieczność. Ten jednak chyba tego nawet nie widział, teraz palec kierując na czoło Yuki. Co za koleś w ogóle!
- Przepraszam cię bardzo, ale… - zaczęła już nieco zniecierpliwiona, gdy naturianin w końcu się odezwał. Aż wybałuszyła oczy z zaskoczenia, bo zdążyła się już pogodzić z myślą, że jej gość nie włada mową wspólną ani dialektem albo w ogóle nie mówi? Kto wie. Ten jednak uczepił się plamki na jej czole, zaraz zadając pytanie, które zupełnie zbiło dziewczynę z tropu.
- Emm… nimfą? No tak – odpowiedziała niepewnie, do tej pory sądząc, że było to oczywiste. W sumie nie wiedziała na ile przedstawiciele innych ras zdolni są do rozpoznawania innych istot, ale zawsze zakładała, że zdradzają ją włosy. Albo aura, chociaż te nie każdy musiał umieć czytać.
- Ty mówisz – stwierdziła w końcu i delikatnie, ale stanowczo, odsunęła od siebie satyra, wstając z krzesła. Kaja zawarczała znów, a Yuki spojrzała na nią krótko. – Nic jej nie będzie – powiedziała spokojnie. – Bardziej martwiłabym się o twoją nogę, mocno cię ugryzła? – zapytała, zerkając bokiem w dół, gdy wyciągnięto w jej stronę rękę. Zawahała się krótko, ale w końcu uśmiechnęła lekko. – Yuki, to mówiłam – powtórzyła i uścisnęła dłoń.
        Wciąż nie bardzo wiedziała, co właściwie się stało. Obrażona pantera obeszła w końcu intruza i przysiadła przy nimfie, natrętnie ocierając łeb o łydkę dziewczyny. Yuki zaś w końcu doszła do siebie i potarła lekko czoło, drugą ręką bezwiednie czochrając kocie uszy.
- No dobra, to może zaczniemy od nowa – uśmiechnęła się niepewnie i westchnęła, dopiero teraz przypominając sobie pewne fakty z wcześniejszego zamieszania.
- Cedr? Jak to drzewo? – zapytała już z weselszym uśmiechem, gdy skojarzyła znajomą nazwę. I zaraz jej wzrok opadł niżej, na ciało satyra. – Czemu pokazywałeś na swoje plamki? – zapytała, pochylając się lekko i przyglądając kropkowanemu wzorowi na boku Cedra. Dopiero po chwili się wyprostowała, wciąż zdziwiona i teraz już umyślnie dotykając palcem swojej łezki.
- To chyba nie jest normalne u nimf. Przynajmniej moje siostry wydawały się równie zaskoczone tym znamieniem, co ja. Nie wiem skąd się wzięło ani czemu. – Wzruszyła ramionami. – Poza tym nie jesteś nimfą – parsknęła rozbawiona i jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, cały ciężki nastrój rozmył się w powietrzu, wymieciony przez świeży powiew pozytywnych wibracji Yuki.
        Gospodyni zaraz zabrała się za zalany blat. Sięgnęła szmatkę z blatu i wytarła stół, kubek odkładając do zlewu. Później wytarła podłogę i wycisnęła materiał, kierując się z nim w stronę ganku. Dopiero wtedy zobaczyła błoto w korytarzu.
- Mówiłam, żebyś wytarł kopyta! – zawołała pogodnym głosem i rzuciła szmatkę na podłogę, jedną nogą wycierając nią ślady ziemi i drugą przesuwając się w stronę wyjścia. Ten mały, kaleki balet Kaja obserwowała zawsze z przechylonym lekko łbem, podążając za swoją panią z nieniknącym zainteresowaniem. Yuki zaś wytrzepała szmatkę na ganku i rozwiesiła ją na balustradzie. Nawet jak trochę zmoknie, to jej nie zaszkodzi, bo i tak jest do prania. Nimfa spojrzała jeszcze krótko na zalany deszczem świat i wróciła do środka, zamykając za sobą drzwi.
Awatar użytkownika
Cedr
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Satyr
Profesje: Opiekun , Zielarz
Kontakt:

Post autor: Cedr »

        Satyr nie odrywał spojrzenia od Yuki, która w różny sposób reagowała na jego zachowanie i wybryki. Z bólem głowy przyjmował jej zdenerwowanie czy niecierpliwość nie do końca znając przyczynę owej bolesności. Może był to wpojony strach przed nie-nimfami oraz domkiem myśliwego, a może przez szacunek jaki należy okazać nimfom (w jego oczywiście mniemaniu. Tak se dobrze go wychowały!). Przyszło jednak cierpienie bardziej fizyczne oraz realne, takie które faktycznie miało miejsce tu i teraz.
        - Moją nogę? - spytał nieco zdezorientowany.
        Był tak zestresowany byciem „dobrym gościem”, że nawet nie poczuł kłów wbitych w jego łydkę! Dopiero teraz spojrzał, to na jedną, to na drugą kończynę i dostrzegł stróżki krwi. Z tym widokiem przyszło również cholerne pieczenie i mrowienie w nodze, ale on był samcem! A nie byle beksą, człowieczkiem, który otarł se kolanko.
        - Ach, nie, nie! Nie boli! - skłamał, gdy białowłosa dziewczyna starała się zerknąć na ranę. Na szczęście wybronił się swoim imieniem i uściśnięciem dłoni. Jeszcze tego brakowało by przyznać się przed tak piękną nieznajomą (a właściwie już trochę bardziej znajomą), że nie może znieść ugryzienia młodej pantery. Istna kompromitacja!
        Chwileczkę, czy nie powinien czasem pocałować jej dłoni? Tak robią mężczyźni, gdy witają się z nimfami nad brzegiem. Znowu zrobił coś nie tak! Świat poza zagajnikiem jest bardzo skomplikowany.
        Jakim cudem nie wywaliła go jeszcze na ten srogi deszcz?
        - Tak, jak drzewo! - ożywił się nagle z radością przyjmując poprawę humoru swojej rozmówczyni. Spojrzenie koziołka wylądowało na jego torsie, na wskazane przez Yuki plamki. Pozwolił jej obejrzeć znamiona na tyle, na ile chciała, delikatnie prezentując również skrawek swoich pleców. Nie aby się chwalił...
        - Zachodzą na całe moje plecy – dodał wskazując kciukiem między innymi okolicę łopatek.
        - Szczerze mówiąc... też nie widziałem u żadnej nimfy tego typu plamek... - przyznał drapiąc się po głowie.
        Wciąż czuł się nieswojo pośród czterech ścian. Zamknięte przestrzenie, o ile nie były górami, wydawały mu się obce i takie... ograniczające! Nawet w labiryncie gór był w stanie swobodnie biegać, a tutaj... tutaj był zbyt gabarytny by hasać po korytarzu czy salonie, jak po łące.
        Jednak śmiech Yuki sprawił, że atmosfera w chatce momentalnie się oczyściła. W pierwszej chwili nieśmiało się uśmiechnął, lecz zaraz męski śmiech rozniósł się echem po pokojach.
        - Racja – przyznał. - To było moje pierwsze skojarzenie, ponieważ to nimfy mnie stworzyły – wyznał pewnie, choć już po chwili miał wątpliwości czy powinien to powiedzieć. - Zrodziłem się w zagajniku, z energii lasu oraz przy pomocy zaklęć. Może stąd te plamki? - wyjaśnił, bo jak powiedziało się „a” to i powinno „b”. - Również wśród nich się wychowałem, całe życie mieszkam nad jeziorem, a moją rodziną są nimfy. Dlatego pomyślałem, że może i ty... nią jesteś... że może ta plamka to pocałunek natury – ostatnie zdanie powiedział ciszej i nieco bardziej skołowany.
        - Tak moje znamiona nazywają siostry! - wyjaśnił pośpiesznie, gdy Yuki sięgnęła szmatki by wyczyścić blat.
        Satyr postanowił ustawić się w kącie, jak posłuszny szczeniak, który skarcił sam siebie za zachowanie oraz stać tyle minut ile ma lat. Trochę by mu minęło. Już jednak po chwili syknął, gdy Yuki zauważyła błoto na korytarzu. Nie chcąc jej bardziej brudzić, postanowił chwycić pobliski materiał i wytrzeć kopyta oraz krew, która powoli zaczęła plamić deski. Nie zważając na fakt czy to, co chwycił było bluzką czy ręcznikiem (nie umiałby zresztą odróżnić jednego od drugiego) z dumą wyniósł brudny skrawek i wywiesił go na ganku, podobnie jak Yuki przed chwilą szmatkę. I... tak, owszem. Cedr wyszedł z założenia, że ugryzienie samo się zagoi.
        Spojrzał jeszcze raz na gęsty deszcz, a potem wrócił na korytarz zamykając drzwi.
        - Dlaczego mieszkasz w domku? - spytał tak nagle, jak nagła była ta burza. - Nie lubisz deszczu? Ani jeziora? Poczucia, że ten wielki zbiornik na nowo się napełnia? Ani słońca w ciepłe dni, tuż przy brzegu, przy dźwięku kołyszącej się wody? Chyba nie umiem zrozumieć - dokończył lekko marszcząc brwi.
Awatar użytkownika
Yuki
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Nimfa
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Yuki »

        Yuki próbowała zerknąć na ukrywaną kończynę, co nawet bez tego byłoby trudne. Wygląd koziej nogi bardziej kojarzył jej się z jednym z ludzkich dań niż z ich anatomią. Rzęsy rzuciły cień na gładkie policzki, gdy nimfa zmrużyła oczy, spoglądając pobłażliwie na protestującego satyra.
        - Uhm – mruknęła z powątpiewaniem. Nie naciskała jednak, nauczona obchodzenia się z bardziej upartymi zwierzętami. Jeszcze go dorwie z opatrunkiem.
        Pozwoliła więc na zmianę tematu, uśmiechając się wesoło, gdy jej porównanie zostało podchwycone. Nie ukrywała też lekkiej dumy ze znajomości niewystępującej tu fauny. Później oboje skupili się na tajemniczych białych plamkach. Bez krępacji przyglądała się nakrapianemu torsowi naturianina, ze zmarszczonymi lekko brwiami analizując jego słowa. Miała tyle pytań! Na razie jednak postanowiła oporządzić kuchnię po tym małym zamieszaniu. Wolała porozmawiać na spokojnie, więc sprawnie ogarnęła jedno pomieszczenie, później przechodząc do korytarza, gdzie też czekało na nią trochę pracy. Odwróciła głowę, gdy zobaczyła koło siebie na ganku Cedra, również wywieszającego szmatkę. Jaki miły! Zaraz jednak jej wzrok padł na plamki krwi na materiale. Czujne spojrzenie podążyło za wracającym do chatki satyrem, a wzrok dziewczyny dopadł w końcu do zranionej kończyny.
        - Rany dzięcioła, ona cię poważnie ugryzła! – pisnęła, zakrywając usta. Kaja, wyczuwając swoją winę na staję, zniknęła gdzieś pod poduchami. Pomiędzy materiałami błyskały tylko czujnie ślepia, by dostrzec nadchodzące zagrożenie w postaci karnego pacnięcia szmatką w zad. Yuki jednak była zbyt przejęta, by szukać winowajcy i zaraz zajęła się rannym.
        - Trzeba to opatrzyć! Usiądź proszę – powiedziała, prowadząc Cedra na kanapę. Chciała dobrze, więc ton jej głosu, chociaż stanowczy, był miękki i przejęty. Sama nimfa na moment zniknęła gdzieś w korytarzu prowadzącym do dalszej części chatki. Po chwili wróciła niosąc mały koszyczek, wypełniony zwitkami bandaży, małą buteleczką i kilkoma słoiczkami. Bose nogi bezgłośnie stawiały ostrożne kroki, gdy Yuki spieszyła do swojego gościa, jednocześnie starając się nie wylać ciepłej wody, którą niosła w miseczce w drugiej ręce.
        - Tak mi przykro. Pomogłeś nam i tej sarence, a Kaja cię ugryzła. Bardzo cię przepraszam! – mówiła szybko, przysiadając na podłodze koło kopyt satyra i układając koło siebie rzeczy. Podciągnęła pod siebie nogi, przysiadając na piętach i pochyliła się, przyglądając ranie. Idealne brwi znów zmarszczyły się lekko. Dziewczyna spodziewała się znajomego widoku dwóch dziur po kłach, ewentualnie większego szarpnięcia, ale po raz kolejny musiała obejść się ze swoim gościem, jak jednym ze zwierzęcych pacjentów – całą nogę pokrywała gęsta sierść. Na szczęście nie było to dla niej nic nowego i już po chwili nimfa przecierała ranę czystą ściereczką, zamoczoną w ciepłej wodzie.
        - To mówisz, że stworzyły cię nimfy? – zagadnęła Cedra, zerkając na niego do góry. Chciała wciągnąć go w rozmowę, by nie protestował przed opieką i nie wiercił się za bardzo. Boleć go raczej nie powinno. Po kilku sprawnych ruchach odgarnęła mokrą sierść, docierając do zranionej skóry.
        - Właściwie to mnie też, ale nie wydaje mi się, żeby ta plamka miała z tym coś wspólnego. Żadna z moich sióstr takiej nie miała – mówiła, już nie śledząc twarzy gościa spojrzeniem, a skupiając się na ranie. Nie miała tu żadnego alkoholu, ale będąca tu kiedyś przejazdem zielarka odwdzięczyła się jej za gościnę buteleczką specyfiku dezynfekującego.
        - Może trochę zapiec, więc proszę nie wierzgaj – powiedziała cicho, ostrożnie dotykając nasączoną szmatką rany i zaraz wracając do zagadywania Cedra.
        - Nie wiedziałam, że satyry rodzą się… to znaczy powstają… hmm… no, że tworzą je nimfy. To znaczy czytałam o nich… o twojej rasie dużo, ale wiesz, było tyle różnych wersji, że już sama nie wiedziałam w co wierzyć. Jedna z nich mówiła, że wychodzicie ze starych drzew – zaśmiała się lekko, spoglądając na Cedra rozbawiona, nim znów opuściła wzrok.
        Sprawnie zakręcała buteleczkę i otwierała słoiczki, nakładając teraz na czysty kawałek bawełny trochę maści o przyjemnym, ale dość intensywnym ziołowym zapachu, od którego sama marszczyła lekko nos. Przyłożyła opatrunek do rany i szybko obandażowała nogę, by się nie przemieścił. Końcówkę bandaża rozdarła i zabezpieczyła go przed rozwijaniem, wiążąc małą kokardkę.
        - No, gotowe – powiedziała z zadowoleniem, opierając dłonie na udach i wstając. Koszyczek i miskę odstawiła na stoliczek obok, po czym opadła na kanapę obok satyra. Usiadła bokiem, by móc na niego spoglądać, i podwinęła do siebie zgięte nogi, obejmując je jedną ręką. Łokieć drugiej spoczął na oparciu kanapy, a dłoń wplotła się w białe włosy, gdy Yuki oparła na niej głowę.
        Cedr przypomniał jej swoje pytanie o domek. Wcześniej uniknęła odpowiedzi zupełnym przypadkiem i wcale nie celowo, ale teraz ociągała się, nie wiedząc, jak odpowiedzieć. Pierwszy raz pytał ją o to ktoś z naturian i wiedziała, że wymijającą odpowiedź przejrzy w momencie.
        - Nie przepadam za deszczem – zaczęła, marszcząc lekko nosek. – Jezioro… kocham wodę, ale niestety raczej unikam jezior. Moje siostry zamieszkują te w okolicach Demary, a do innych się nawet nie zapędzałam. Ja… - zająknęła się, poprawiając nieco na kanapie i przyciągając do siebie jakąś poduszkę, by nieco się za nią skryć. W końcu jednak uśmiechnęła się słabo i spojrzała znów na Cedra. – Ja byłam raczej kiepską nimfą, wiesz… Nie nadawałam się za bardzo. Wolałam być sama. A domek postawił mi pewien mężczyzna, którego uratowałam w rzece. Topił się. I nie uwierzysz, był stolarzem! W każdym razie lubię moją chatkę, jest przytulna – powiedziała, rozglądając się dookoła. – Cieszę się też, że mam miejsce, w którym mogą zatrzymać się moi przyjaciele, gdy mnie odwiedzają. Nie wszyscy lubią spać na trawie pod gołym niebem – zaśmiała się.
        - Lubię słońce, jego ciepłe promienie na twarzy. Lubię gwiazdy i to, jak układają się w konstelacje, których ciągle się uczę. Lubię trawę; chodzić po niej boso i czuć jak źdźbła trawy łaskoczą mnie w stopy – opowiadała rozmarzona, po czym z taką samą czułością w spojrzeniu rozejrzała się wokół.
        - Ale lubię też świeczki, herbatę w glinianym kubku, ciasto z jagodami, miękkie materiały, poduszki i pledy. Ten zrobiłam sama, zobacz! – powiedziała, pochylając się na moment i przyciągając jeden z plecionych koców, leżących nieopodal. Spod zsuwającego się materiału wychynęła głowa Kai. Pantera mruknęła coś i przewróciła się na drugi bok. Yuki zaś wciągnęła pled na kanapę, pokazując go z dumą. Później znów zainteresowała się gościem.
        - A gdzie jest ten twój zagajnik? Co tutaj właściwie robiłeś? Na pewno nie jesteśmy sąsiadami, bo wpadlibyśmy na siebie znacznie wcześniej!
Awatar użytkownika
Cedr
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Satyr
Profesje: Opiekun , Zielarz
Kontakt:

Post autor: Cedr »

        Cedr tępym wzrokiem spojrzał na nimfę, która pisnęła zwracając uwagę na jego ranę. Mężczyzna zmieszał się i w kółko powtarzał, że to nic takiego, ale kobiece zdecydowanie oraz niechęć do przekrzykiwania gospodyni sprawił, że satyr nagle wykroczył poza próg nie tylko ganku, lecz także korytarza. Nie wiedział też kiedy znalazł się w salonie, a gdy się zorientował, że otoczenie wokół niego się zmieniło, pobłądził zagubionym wzrokiem po kątach. Nie wiedział kompletnie od czego zacząć!
        - Ale... nie, naprawdę. Daje sobie radę... - mamrotał gestykulując łagodnie dłońmi, potem jednak jego nogi jakoś tak się ugięły i nagle jakimś cudem siedział już na kanapie.
Jak ona to zrobiła?!
        Cedr siedział skonsternowany na kanapie oczekując powrotu Yuki. Naturianin przełknął ślinę kurczowo trzymając dłonie na kolanach, jakby czekał co najmniej na odstrzał. Słyszał ciche dźwięki z sąsiedniego pomieszczenia, w którym Yuki prawdopodobnie szukała opatrunków. Kaja chowała się gdzieś w poduszkach, a mimo to wydawało się tu jakoś tak... pusto. Na tę myśl odrobinę się rozluźnił, choć nie przywykł do samotności. Fakt, spędzał wiele godzin w Ogrodzie, ale nigdy nie czuł, że jest sam. Otaczały go rośliny, a jak nie one to jego siostry - nimfy. W zamkniętym pomieszczeniu był jakiś odległy od tego wszystkiego, oddzielony i obejmowały go tylko zasady panujące w domu, a nie Matki Natury. Trochę niezgodne z jego zasadami, choć wszelkie argumenty powalał widok lasu za oknem.
        - Może ci... po... mo... - nie skończył, bo Yuki naprawdę przejęła się tym całym zdarzeniem i sama świetnie się zorganizowała. Cedr westchnął i wsparł się rękoma o siedzisko. Ciepła woda wywołała przyjemny dreszcz w jego ciele. Lubił cieplutkie kąpiele i mydełka zapachowe... Ciekawe czy odnalazłby u niej w domu jakieś kosmetyki?
        - Nic się nie stało – zapewnił satyr przyjaźnie uśmiechając się do dziewczyny. - Kaja jest groźna, ale... bez urazy, lądowałem w gorszych tarapatach i miałem większych, jak i groźniejszych przeciwników – wyznał z dumą nieco zadzierając brodę, lecz nadmierną pewność siebie satyra przyćmił przypływ bólu, co ujawnił poprzez lekko zmarszczone brwi.
Starał się utrzymać wszelkie pozory. Przecież Yuki to ładna dziewczyna a on jest silnym samcem! Powinna czuć się bezpiecznie w jego otoczeniu bez względu na to ile czasu się znają, a jak miałaby to zrobić gdyby on teraz wymiękł?!
        - O tak! Stworzyły mnie nimfy, ale nie zliczę moich sióstr na palcach jednej ręki – przyznał i nie skłamał. Liczyć nie potrafił w ogóle, a jego sióstr zawsze było więcej niż palców nawet u dwóch rąk! Tak jak rozkładał dłonie i rozczapierzył palce tak widział, że nimf jest trochę więcej.
        - Ooo, to ciekawe. Ciekawe czemu ma służyć twoja plamka – zagadnął, jeszcze raz przyglądając się dziewczynie, jakby biała łezka miała mu nagle dać odpowiedź.
Zaraz po tym nadeszło najgorsze. Słysząc hasło „może trochę zapiec”, satyr zjeżył się na całym ciele niczym rozjuszony kot. Co, jak?! Zapiec?! Teraz?!?!
        Nie zdążył jednak uciec, gdy dziewczyna przyłożyła materiał do rany. Satyr ze świstem nabrał powietrza wybałuszając oczy i zaciskając usta, by czasem nie wyrazić się nieodpowiednio. Pot spłynął po jego skroni, gdy zwrócił twarz ku naturiance i uśmiechnął się. Za wszelką cenę próbował w kiepski sposób ukryć chęć wycia. Z każdym kolejny dotknięciem błagał Matkę Naturę by to był ostatni raz, ale wtedy szmatka znów lądowała na jego skórze. Te kilka krótkich chwil sprawiło, że satyr zalał się potem, a ulga na jego twarzy pojawiła się w mig, gdy w końcu nimfa odłożyła ten okropny specyfik na bok! No niby wiedział, że tak należy, że odkażanie wymaga poświęceń... ale on był twardym koziołkiem! Matka Natura sama by zadbała o jego zdrowie pozwalając goić się ranie w swoim własnym tempie i... i tyle. Wolał już nigdy tego nie powtórzyć.
        - Ja właściwie... Nie wiem jak powstają satyry... Są-sądziłem, że jestem jeden jedyny – przyznał z niemałym zdziwieniem. - Żadna z moich sióstr nigdy nie powiedziała, że znała kogoś podobnego. Stworzyły mnie na potrzeby lasu, z pomocą magii i energii lasu. Żebym chronił rośliny i je ożywił – wyznał bez zastanowienia, bo przecież Yuki była nimfą. Czym więc miałaby się różnic od innych sióstr? Poza tym była miła i opatrywała jego ranę, chociaż nie musiała.
Cedr był pod wrażeniem jak łagodnie potrafi obejść się z rannym gospodyni owego miejsca. Z zainteresowaniem przyglądał się jej pracy, a gdy dziewczyna wyjęła maść to od razu przechwycił znajomy zapach. Z zachwytem ujął jeden ze słoiczków by przyłożyć go do nosa.
        - Wyciąg z kłącza pięciornika! - powiedział z ekscytacją małego dzieciaka, który odkrył świąteczne prezenty w szafie swoich rodziców. Każdą maść jaką odkładała Yuki, koziołek brał do ręki, wąchał i odgadywał zawartość albo zapoznawał się z konsystencją danego specyfiku.
        - Dziękuję. – Satyr uśmiechnął się, a jego ogon drygnął się kilka razy z radości. Szczególnie z faktu, że już nic mu nie trzeba będzie odkażać!
        Nie mógł się jednak powstrzymać, gdy nimfa odłożyła koszyk na stolik. Wykorzystał okazję, chwilę nieuwagi Yuki, która właśnie wygodnie układała się na kanapie by wyciągnąć ręce w stronę środków leczniczych gospodyni. Przygarnął do siebie koszyczek i począł w nim grzebać, jednak gdy tylko dziewczyna zdecydowała się odpowiedzieć na jego wcześniejsze pytanie, on grzecznie zaprzestał czynności zwracając wzrok ku białowłosej naturiance.
Wyznanie Yuki wyraźnie poruszyło satyrem. Przykro mu było, że tak uczciwa dziewczyna czuła się niekomfortowo z tym, kim była. Jej ładna buzia nie zasługiwała na smutną minę! Już teraz poruszyła jego wrażliwe (szczególnie na nimfy) serce swoją krótką i bardzo ogólnikową opowieścią. Z drugiej strony, podziwiał ją za ten akt odwagi, czyli zwrócenie się przeciw grupie. Wszak nimfy żyć powinny w jeziorach, a ona ma wybudowany domek w środku lasu. Ileż musiało ją to kosztować wysiłku psychicznego by zamknąć się w tych czterech ścianach całkowicie samej? Jednak też nie czuła się samotna. Właśnie przyznała, że zaprasza tu swoich przyjaciół. To tak się da? Dla satyra te wszystkie opowieści brzmiały niebywale abstrakcyjnie zaburzając jego dotychczasowe przekonania.
        Niemniej, z przyjemnością słuchał, jak głos naturianki powoli staje się rozmarzony, bo nikomu nie życzył oderwania się od tego co naturalne i piękne. Zawsze cieszył się słysząc dobre słowa na temat Matki Natury, jej pięknych widoków, które uzyskuje całkowicie sama oraz sile działania, jaką w sobie ma.
        Potem Yuki ożyła zaciągając na kanapę zszyte skrawki materiałów, co widocznie rozbawiło satyra, który widząc ciągnący się materiał, postanowił odstawić koszyczek na bok by całkowicie skupić swoją uwagę na rozmówczyni.
        - Miły mężczyzna – przyznał. - Dobrze, że teraz jesteś szczęśliwa, ale ja tam wolę trawę. Choć muszę przyznać, że to. – Cedr w tym momencie wskazał na kanapę. – Jest całkiem wygodne.
        - Większość słów, które wymieniłaś są dla mnie obce – zaśmiał się, a następnie zaczął macać pled, który przyciągnęła Yuki. Oglądał go od góry, i od dołu uznając materiał za równie przyjemny co wciąż unoszący się w pomieszczeniu zapach ziół.
        - A nie wiem – odpowiedział beztrosko satyr, po czym nabrał odwagi by oprzeć plecy. Chwilę szukał dogodnej... a raczej, odpowiedniej pozycji. Yuki była w stanie zwinąć się niemalże w kulkę, ale z jego kopytami i większym ciałem trudno było jakoś się złożyć. Nie wiedział czy na kanapie należy przybrać jakąś konkretną postawę, ale wystarczyło mu samo oparcie.
- A daleko są Góry Dasso? - spytał z zastanowieniem głaszcząc kozią bródkę. - Nie mam zielonego pojęcia gdzie jestem, ale podążam za tropem ludzi, którzy... - satyr zaciął się, a jego uszy delikatnie oklapły. - Ehm... ten... oni porwali jedną z moich sióstr. Nie widziałaś w okolicy może czegoś podejrzanego? Albo nimfy?! - spytał z nadzieją patrząc na nią cielęcymi oczami.
Awatar użytkownika
Yuki
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Nimfa
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Yuki »

        Nietrudno było zauważyć, że zabiegi pierwszej pomocy nie sprawiają satyrowi przyjemności, ale chyba nie było nikogo, kto by lubił coś takiego. Yuki starała się jednak być możliwie delikatna i uporać się z problemem najszybciej jak mogła. W międzyczasie zaś próbowała odwrócić uwagę pacjenta rozmową.
        - Och, sądzę, że jest was o wiele więcej! – zapewniła. – To znaczy wcześniej sądziłam, że satyry w ogóle nie istnieją, że to tylko jedna z baśniowych ras, powtarzana w książkach. Może kiedyś rzeczywiście chodziły po Łusce, a może były jedynie mitycznym wymysłem… Ale skoro ty tutaj jesteś to znaczy, że cała rasa jest prawdziwa – stwierdziła.
        Było to dość odważne założenie, ale jakieś trzeba było mieć. Poza tym naprawdę w to wierzyła. Wersja, że rasa, którą do tej pory uznawała za wymysł bajarzy, istnieje naprawdę, była o wiele bardziej prawdopodobna, niż to że powstał i istnieje tylko jeden jej przedstawiciel.
        - Na pewno jesteście po prostu wyjątkowo rzadcy – uznała, zerkając na Cedra i uśmiechając się na widok jego zainteresowania specyfikami, których używała. Od tej chwili każdą użytą maść przekazywała satyrowi, który z zapałem obwąchiwał ziołowe medykamenty.
        Gdy skończyła i odstawiła koszyczek, zdążyła ledwie usadowić się wygodnie na sofie, gdy Cedr sięgnął po specyfiki, wciągając sobie cały pakunek na kolana. Uśmiechnęła się łagodnie, widząc jak buszuje w koszyku niczym dzieci z wioski w poszukiwaniu słodkich landrynek. Udawała jednak, że tego nie dostrzega, by go nie krępować, a zamiast tego skupiła się na odpowiadaniu na jego pytania.
        Gdy Yuki zrobiło się wygodnie, mogła siedzieć i rozmawiać całymi godzinami, jeśli rozmówca był zajmujący. Jeszcze nie wiedziała, jakim towarzyszem będzie satyr, ale samo jego istnienie fascynowało ją aż po końcówki długich białych włosów i nie mogła się na niego napatrzeć. Kusiło ją wręcz by przynieść księgę, w której czytała o jego rasie i porównać ryciny z obecnym tutaj przedstawicielem, ale byłoby to jej zdaniem wyjątkowo niegrzeczne, dlatego zadowoliła się tylko obserwacją.
        Białe ząbki ukazały się znowu w szerokim uśmiechu, gdy Cedr docenił kanapę.
        - Odratowałam ją przed wyrzuceniem! – powiedziała szybko, wyraźnie dumna ze zdobyczy. – Widziałam jak wynoszą ją z jakiegoś wielkiego domu w mieście i zostawiają na ulicy, tylko dlatego, że miała plamę na poduszce! A przecież wystarczyło ją wywabić kwaskiem z cytryny i nie ma śladu! Może gdyby była kolorowa to zostałby ślad, ale na białej nie widać wybarwienia.
        Fakt, że dwóch mężczyzn targało ją dla niej z miasta do chatki na wzgórzu już pominęła. Sami przecież się zaoferowali! I wydawali się bardzo szczęśliwi, gdy zaprosiła ich na herbatę i ciasto. Trochę mniej, gdy ze zmierzchem pożegnała w drzwiach, dziękując tylko słowami i koszem domowych przysmaków. Spodziewali się chyba czegoś więcej...
        Z zadowoleniem obserwowała również jak satyr obmacuje pled, który zrobiła. Cóż poradzić, Yuki troszkę lubiła się chwalić rzeczami, które stworzyła. Mieszkała sama, więc naprawdę nie miała komu pokazywać swoich dzieł, a Kaja, chociaż zawsze wspierająca, nie była najlepszym kompanem do rozmów.
        Zgrabnie zarysowane brwi złamały się lekko, gdy Yuki zmarszczyła czoło i nosek.
        - Wiesz, trudno mi odpowiedzieć, dla mnie właściwie wszędzie jest daleko – zamruczała niezadowolona. Nie dlatego, że przeszkadzały jej odległości, ale chciała jak najlepiej odpowiedzieć na pytanie. Nie zdążyła jednak rozwinąć myśli, gdy Cedr wyjawił prawdziwy powód swojej podróży. Słysząc, że za kimś podąża skupiła spojrzenie, chcąc być jak najbardziej pomocna, ale na wieść, że ktoś uprowadził, porwał nimfę, jego przyjaciółkę…!
        - Och nie! – zawołała cicho, zakrywając usta dłonią. Wielkie oczy spoglądały z przestrachem znad szczupłych palców, nim dziewczyna przesunęła dłonie na mostek. – To okropne! Nie, nie widziałam nikogo – odpowiedziała, wyjątkowo zasmucona. Nie chodziło już nawet tylko o to, że nie może pomóc, ale że ktoś jest w niebezpieczeństwie!
        - Poczekaj, mam mapy, zaraz zobaczymy! – powiedziała, szybko zeskakując z kanapy i pędząc boso w stronę biblioteczki. Tam zachwiała się chwilę na stopach, wyszukując szybko na półkach odpowiedniego tomu, nim sama pacnęła się w czoło i zawróciła, drepcząc szybko w przeciwnym kierunku. Kaja uniosła łeb, spoglądając z zainteresowaniem na swoją panią, rzadko przecież czymś tak przejętą.
        - Mam! – zawołała, wracając w stronę Cedra z długim zwojem starego pergaminu.
        Wskoczyła zgrabnie na kanapę, nawet nie wstrząsając bardzo poduchami, i pochyliła się nad stoliczkiem, ściągając z niego wszystkie zbędne rzeczy. Następnie rozwinęła ostrożnie pergamin, stopniowo odsłaniając dużą, bardzo szczegółową mapę środkowej Alaranii. Zawahała się na moment, przytrzymując zwijające się narożniki i rozglądając w poszukiwaniu czegoś do ich dociśnięcia. Zamarła, gdy jej wzrok padł na koszyczek z medykamentami i szybko wyjęła cztery pełne słoiczki, stawiając je w rogach mapy, by pergamin się nie rolował.
        - My jesteśmy tutaj – powiedziała, wskazując szczupłym palcem miejsce w pobliżu trzech jezior. Druga dłoń odgarnęła po kolei włosy za okrągłe uszka, gdy nimfa w skupieniu obserwowała mapę. – Tutaj się spotkaliśmy – dodała, przesuwając minimalnie opuszek, - a tutaj są Góry Dasso – zakończyła, przesuwając palcem po pergaminie już spory kawałek.
        - Tam jest twój dom? – dopytała, zerkając na Cedra. – Wiesz, gdzie zmierzają ci ludzie? Dlaczego porwali nimfę? I jak? Czy była słaba? – dopytywała zmartwiona.
        Może nie była w zgodzie ze swoimi siostrami i nie podobało jej się, w jaki sposób żyły, ale zależało jej na nich tak, jak zależało jej na wszystkich istotach, a nawet bardziej. Z drugiej strony zdawała sobie sprawę jak bezlitosne potrafią być i jak silne, gdy są w dobrej formie. Porwać nimfę to przecież nie takie proste! May roztaczała swój czar tak silnie, że gdy ktoś pojawiał się w zasięgu wzroku, to już był pod jego wpływem.
        - Co teraz zrobisz? Sam jeden ich ścigasz? – dopytywała przejęta. To było straszne! Jak można kogoś porwać! Och… i powoli robiła się zagniewana. Wielkie z przejęcia oczy zaczęły rzucać po kątach roztargnione spojrzenia, a pełne usta zaciskały się w niezadowoleniu. Szybko jednak oklapła.
        - Czy mogę pomóc? – zapytała, ale w jej głosie nie było ciekawości, a raczej bezradność. Podejrzewała, że nie może. Chciała, ale co mogła zrobić?
Awatar użytkownika
Cedr
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Satyr
Profesje: Opiekun , Zielarz
Kontakt:

Post autor: Cedr »

        Wizja Yuki na temat kolejnych istot z jego rasy była dla satyra bardzo, ale to bardzo niezwykła. On nigdy nie śmiałby stwierdzić czegoś podobnego, choć czasem marzył sobie, że hasa po łące z innymi kopytnymi, ale Primetelle skutecznie upominała go w tych marzeniach. Ona sama nigdy nikogo podobnego nie spotkała, a stworzenie Cedra przebiegło na bazie legend jakie były znane w rodzinie naturianek. Uśmiechnął się jednak ciepło na myśl, że ktoś może dzielić z nim podobną myśl - nawet jeżeli nie była ona prawdziwa to przyjemna dla serca.
        - Ooo! - Satyr zmarszczył lekko brwi na opowieść o kanapie. Był tym wręcz wzburzony, że ktoś chciał wyrzucić coś tak wygodnego! I to z powodu plamy! Niemalże utożsamiał się z przedmiotem, bo sam był plamiasty. Biedna kanapa, zapewne ubrudzili ją sami właściciele, a później chcieli porzucić! Jakby tak wyrzucali ludzi za pojawienie się plam starczych albo pieprzyków, a zarówno na to, jak na plamy pochodzenia ludzkiego (na przykład od wina) zawsze znajdowało się rozwiązanie. Cedr aż pogłaskał kanapę po siedzisku. Dobrze, że mieszka z nimfami w lesie, a nie w domu pełnym przedmiotów. Nie chciał być w razie czego brany za przedmiot przez swoją względną wyjątkowość. Nie daj na Matkę Naturę od tych swoich plam zrobiłby się całkiem biały!
        Gdy już chwilę powalczył z pledem i zadał ostateczne pytanie, jego cielęce oczy zgasły a usta wykrzywiły się w niesmaku, ale nie z powodu złości na gospodynię. W życiu na nią! Dopadła go rezygnacja i smutek, a jego dłonie ponownie zacisnęły się na szmacianym arcydziele naturianki.
        - W porządku - powiedział starając się uśmiechnąć, gdy nagle Yuki wyszła z nową inicjatywą. - Mapy? - spytał satyr wiernie śledząc wzrokiem białowłosą, która zniknęła za ścianą. Potem gdzieś mu mignęła i usłyszał charakterystyczne plaśnięcie w czoło. W chwili wolnej od towarzystwa gospodyni czuł się zagubiony w salonie. No nie wiedział czy wstać, czy może jej pomóc, a gdy uniósł swój zadek podejmując się ryzykownej podróży po chatce, ta pojawiła się w pomieszczeniu rozwijając jakiś wielki skrawek papieru.
        O ile wcześniej był zafascynowany filiżanką czy krzesłami, tak teraz jego oczy świeciły szczerą fascynacją dla podziwu tego przedmiotu.
        - Och! - krzyknął przykładając dłonie coraz to do nowszych punktów i co rusz zapominając o przytrzymywaniu pergaminu by się nie zwijał. Na całe szczęście Yuki i temu prędko zaradziła, a Cedr mógł się nacieszyć rysunkom jakie widział pierwszy raz na oczy. On nie mijał zbyt wielu podróżnych w swoim lesie, a gdy już tak było to wskazywał może ze dwa kierunki na krzyż, w czym jeden to Thenderion. Małe mapki bliskich okolic nic mu nie mówiły, gdy zdarzyło się komuś odważnemu spytać go o drogę. Dopiero wypowiedzenie nazwy miejscowości wprawiało jego rękę w ruch by wskazać odpowiedni kierunek, ale to... to było coś zupełnie innego! Z dziecięcą niecierpliwością oczekiwał kolejnych słów Yuki, a punkty, o których mówiła były czymś abstrakcyjnym.
        - Niesamowite! Czy tutaj zawarty jest cały świat? - spytał wcale sobie nie żartując ze swojej towarzyszki. - Te dwa punkty wydają się blisko siebie na tym... papierze, ale wydaje mi się, że te wszystkie dnie i noce jakie przeżyłem to trochę więcej niżby wskazywała ta rzecz. Mapa, znaczy się.
        Kolejna fala pytań wprawiła satyra w zakłopotanie. Uszy mu nieco oklapły a wzrok chwilę uciekał w poszukiwaniu odpowiedzi. Poczuł, że było mu strasznie wstyd za to, że właściwie sam nie potrafił udzielić dziewczynie takich informacji.
        - Ja... ja... - zająknął się spłoszony szukając ratunku w mapie, a jego spojrzenie wyraźnie utraciło wigor. - Nie wiem... - szepnął głaszcząc pergamin, jakby ten miał dodać mu otuchy.
        - Byli tacy ludzie, oni od jakiegoś czasu szukali czegoś w górach, a Prim się z nimi... "zaprzyjaźniła". Wiesz, co mam na myśli... w jakim celu to robiła, a poza tym ma bardzo żywiołowy charakter. - Cedr nagle uśmiechnął się radośnie wędrując myślami we wspomnieniach.
        - Siostry mówią, że jest pyskata, ale ja uważam, że jest ona bardzo odważna! I to ta odwaga chyba nie wszystkim się spodobała. Wydaje mi się, że za szczerze wyraziła się na temat tych robotników a oni postanowili odpowiednio ją ukarać. Słyszałem dużo historii o ludziach. Bardzo, bardzo złych! Oby nie zrobili jej krzywdy! Wszak jest dziewczyną, zdecydowanie drobniejszą niż ci porywacze... Wolę o tym zbyt dogłębnie nie myśleć - przyznał mężczyzna zdając sobie sprawę ile wyszywany koc dawał mu teraz wsparcia, gdy go tak miętosić w dłoniach. Niby rzecz, a ile z niego można wyciągnąć przyjemności.
        Błyskawica rozjaśniła krajobraz za oknem. Za drzewami schowały się wygięte, srebrne odnogi, które po chwili zgasły a zaraz po tym po okolicy rozniósł się ciężki grzmot. Padał deszcz, ale już za chwilę miała rozszaleć się prawdziwa, szalona burza, co zdradzały głośno szumiące korony drzew. Cedr wpatrzył się w ten widok, jakby sama Matka Natura upominała się o powrót jednej z córek. Domagała się sprawiedliwości.
        - Jesteś nimfą! - ucieszył się satyr. - Może ona została już ocalona? Może jest pośród twoich sióstr! Znaczy... dawnych sióstr... znaczy... ehm... wiesz, bez urazy czy coś, rozumiesz? Jak je powinienem nazwać? - zakłopotał się naturianin burcząc pod nosem. - Zaprowadzisz mnie do nich, gdy przyjdzie ładniejsza pogoda?
Awatar użytkownika
Yuki
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Nimfa
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Yuki »

        Mimo wszystko, mimo tego, że próbowali razem rozwiązać naprawdę poważny problem, Yuki z przyjemnością obserwowała fascynację swojego gościa. Zdobycie tych map to było nie byle co. Same mapy były dość popularne, jednak w większości wyjątkowo prozaiczne, a niektóre wręcz niepoprawne. Usługi kartografów, takich z prawdziwego zdarzenia, były bardzo drogie, więc nimfa miała ogromne szczęście mając w posiadaniu tak wspaniały egzemplarz. Bo był w istocie piękny. Stworzony na cienko garbowanej skórze, nie pergaminie, z wiekiem nie tracił swojego kształtu i nie tak łatwo było go zniszczyć. Dodatkowo wszystko co w sobie zawierał było nie tylko drobiazgowo i czytelnie oznaczone, ale także przepięknie malowane. Jedna z cenniejszych rzeczy w posiadaniu Yuki.
        Uśmiechała się więc leciutko, widząc podekscytowanie satyra, który najchętniej chyba wskoczyłby do środka wskazywanych przez siebie miejsc.
        - Nie, to tylko środkowa Alarania. Podobno poza granicami tej mapy rozciąga się jeszcze więcej terenów; góry, lasy, miasta, morza i wyspy – opowiadała cichutko. – Ale to bardzo daleko. Mapa przedstawia wszystko jako bardzo małe rzeczy, ale są one jakby w odpowiednich od siebie odległościach. Jak ktoś się lepiej na tym zna to potrafi powiedzieć, jakie są dokładnie odległości między punktami na mapie, ale ja niestety tego nie potrafię – dodała.
        Wyprostowała się powoli, widząc jak jej pytania powoli odbierają cały entuzjazm Cedra i zrobiło jej się przykro. Nie chciała tego, ale rozumiała z jak ogromnym problemem się mierzy.
        – Świat jest wielki – powiedziała tylko.
        Przyklęknęła wygodniej na kanapie, składając dłonie na udach i wpatrując się w rozmówcę. Skinęła lekko głową na znak, że wie, co ma na myśli satyr, mówiąc o zażyłości nimfy z mężczyznami. Jego radosny nagle uśmiech sprawił, że i Yuki uniosła lekko kącik ust, ale wciąż miała zmartwienie w oczach, słuchając uważnie o przyjaciółce swojego gościa.
        - Na pewno nic jej nie będzie. Nimfy to, wbrew pozorom, twarde sztuki – powiedziała, siląc się na uśmiech i w pocieszającym geście ostrożnie położyła dłoń na ręce satyra, zaciskającej się na kocu.
        Razem z Cedrem spojrzała za okno, gdzie burza rozszalała się na dobre. Yuki wciągnęła głęboko powietrze, powoli wypuszczając je nosem. Dobrze, że akurat dzisiaj miała gościa. Nie lubiła być sama w domu w taką pogodę. Nawet obecność Kaji, jakkolwiek kojąca, nie była czasem wystarczająca.
        - Hm? – Yuki spojrzała nagle na Cedra, niespecjalnie rozumiejąc jego radość. Myślała, że już to ustalili. Dopiero po chwili naturianin rozwinął swoją wypowiedź i wtedy nimfa oklapła lekko, zaciskając nieznacznie usta. Zmusiła się do lekkiego uśmiechu.
        - To nadal moje siostry – powiedziała ciepłym tonem. – Oczywiście, Cedr – dodała pewniejszym tonem. – Pójdziemy tam z samego rana. Nawet jeśli nie ma wśród nich Prim, to może będą wiedziały coś więcej. To straszne plotkary – dodała już nieco konspiracyjnym tonem, chcąc rozluźnić atmosferę. Po chwili też pochyliła się i objęła satyra za szyję, przytulając mocno.
        - Wszystko będzie dobrze, na pewno odnajdziesz swoją przyjaciółkę – powiedziała, a w jej głosie nie było zwykłej, niedbałej pewności siebie, charakteryzującej słowa wypowiadane dla zasady. Było to bardziej szczere przekonanie, że wszystko dobrze się skończy.
        Wyprostowała się i uśmiechnęła lekko.
        - Przygotuję ci pokój – powiedziała i wstała, zwijając na powrót mapę i odnosząc ją na miejsce.
        Pokój gościnny był praktycznie zawsze przygotowany, ale Yuki zgarnęła narzutę z łóżka i złożyła ją w kostkę, rzucając do wiklinowego kosza przy komodzie. Stojącą na niej misę napełniła zaś wodą, a na stoliczku nocnym zapaliła świeczkę i zostawiła też niewielki dzbanuszek z wodą i gliniany kubek. Dopiero wtedy wróciła do salonu.
        - Możemy ruszać z samego rana, Kaja nie da nam długo pospać – powiedziała i spojrzała na kocicę, która już unosiła łeb, słysząc swoje imię. I wystarczyło lekkie skinienie głowy Yuki by pantera wyprysnęła z pieleszy, pędząc w stronę sypialni swojej pani, aż pazury skrzypiały na deskach.
        - Dobranoc, Cedr – powiedziała nimfa, machając mu jeszcze na pożegnanie i zniknęła w swojej sypialni.
Awatar użytkownika
Cedr
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Satyr
Profesje: Opiekun , Zielarz
Kontakt:

Post autor: Cedr »

        Cedr miał wrażenie, że nigdy dotąd nie otrzymał tyle wsparcia i pociechy co od Yuki. Momentami w swoim życiu czuł się nawet niedoceniany przez swoje siostry, ale uważał, że największą szczerością i tak wykazują się rośliny. I Primethele, bo ona nigdy nie owijała w bawełnę. Jedni mówili, że jest wredna a satyr twardo stał przy tym, że to prawdomówność za nią przemawia. Bo po co by miałaby mówić Ailie, że ma długi nos od kłamania a nie z natury, gdyby ta nie miała skłonności do oszukiwania? Ailia taka była, tak samo Prim była sobą, lecz „rodzinne” złośliwości nie sprawiły, że to stadko nimf kiedykolwiek się rozdzieliło.
        W porównaniu do ostatnich tygodni, teraz czuł się spokojniejszy. Yuki działała na niego kojąco, nie tylko dlatego, że była nimfą. Z natury emanowała łagodnością i dobrocią, Cedr był w stanie zrozumieć dlaczego zdecydowała się na taką samotnię, choć zastanawiał się jak radzi sobie ze swoimi „nimfowymi” potrzebami. Nie śmiał jednak wygłosić swojej opinii na głos bojąc się, że może źle ocenia dziewczynę, zresztą to nie miało teraz znaczenia. Ona chciała mu pomóc a on z pełnym entuzjazmem miał zamiar tę pomoc przyjąć.
        Cedr zachichotał na wspomnienie o plotkarstwie, jego siostry też takie były! Strasznie gadały między sobą nie tylko... o samych sobie, ale też o lesie i o podróżnych. Ten ostatni temat najbardziej drażnił satyra, zachwycały się one umięśnionymi mężczyznami, planowały jak skusić takiego nieświadomego biedaka a potem wykorzystać. Jakby satyr im nie starczył! Choć Cedr nie wyobrażał sobie zbliżenia z żadną z nimf... w końcu były jego siostrami, ale kurcze! Nie potrafił tego wszystkiego zrozumieć!
        Naturianin rozszerzył oczy i złożył usta w dzióbek, gdy dziewczyna go przytuliła. Momentalnie sparaliżowało koziołka!
Satyr spanikował i nie wiedział jak się zachować, a chciał zachować się dobrze, tylko go żadna obca dziewczyna nigdy nie przytuliła! Yuki była nimfą, więc jakby jego chyba daleką siostrą, ale jej nie znał. Właściwie to sam nie wiedział jak nazwać białowłosą – siostra czy nie siostra? Nikt mu w sumie nigdy do końca nie wytłumaczył co to znaczy, bo nigdy też innych nimf nie spotkał, tylko słyszał o nich, a jednak jego definicja ograniczała się wyłącznie do tego znajomego kręgu. Więc no chyba nie siostra? Ale jest nimfą!
        Z kilkusekundowym opóźnieniem i po tym jak przez głowę przemknęło mu tysiące myśli, koziołek nieco się rozluźnił w ramionach gospodyni. Chciała go wyłącznie pocieszyć, przytulić trochę jak małego chłopca, jak Prim jego za dzieciaka (potem przestała go przytulać!) więc to go trochę do porządku przywołało. Ostrożnie ułożył dłonie na jej plecach i w naturalnej kolei rzeczy uśmiechnął się ciepło przymykając oczy. Była taka ciepła, miła i miękka w dotyku... przyjemna.
        - Dziękuję – odparł i aż szkoda mu było się oddalić od niej.
        Na krótko zapanowała cisza, Cedrowi było tak miło i lekko na duszy, jakby oblano jego serce miodem. Potem Yuki zabrała głos ponownie wprowadzając swego gościa w zaskoczenie.
        - Pokój? - skrzywił się nieco. - Ale mi tam potrzebny tylko kamień – dodał z zabójczą szczerością. On naprawdę spał tylko na trawie robiąc sobie podpórkę z pobliskiego kamloka albo kawałka drewna.
        Trudno mu było sobie wyobrazić by potrzebował cały pokój do spania. Przecież to jakieś takie... nielogiczne było. Wstał z ostrożnością jaką nakazywał mu instynkt, wciąż poruszał się nieswojo po chacie. Właściwie trochę bał się wyjrzeć, przejść z salonu do kuchni, gabarytowo wydawało mu się, że zaraz kopytami zawali jej ściany, dlatego też z westchnięciem grzecznie usiadł starając się zdobyć zaufanie pupila gospodyni. Kaja w końcu dała mu się pogłaskać, choć jeszcze było w niej sporo nieufności wobec gościa.
        - Wstanę! - zapewnił dumnie, gdy dziewczyna się odezwała, a potem pożegnał się z Yuki, która zniknęła w swojej sypialni.
        Cedr wstał i patrzył na posłanie jak na wynalazek wojenny wyciągnięty spod ręki krasnoluda. Że ma się na tym położyć? Dotknął badawczo poduszki, ta była miękka i uginała się pod palcem. Bał się zajrzeć do środka przedmiotu, nie chciał zresztą niszczyć rzeczy Yuki. Zajrzał pod kocyk - już wiedział do czego ten służy. Odsunął się od łóżka, a potem za oknem błysnęło kładąc złowieszczy cień na miejscu do nocowania. Nie, nie... to tylko jakieś głupie, absurdalne myśli. Nic mu się nie stanie... Nimfy były cwane, ale Yuki była inna. Inniejsza od jego sióstr. Ona miała domek, a te tylko jezioro, znacznie groźniejsze od kanapy. Poza tym, urocza świeczka na stoliku wprawiała Cedra w odpowiedni klimat, w końcu po wielu badawczych tknięcia łóżka i badaniach terytorium położył się, wiercił, sapnął aż w końcu zasnął.
        Rano zaś... cóż, Yuki zastała rozwalonego na łóżku Cedra, któremu kopyto stoczyło się na bok, a koc był wymemłany i zawinięty w drugie. Prześcieradło też zresztą żyło własnym życiem i chyba tylko poduszka trzymała się na miejscu, pod głową koziołka. Jednak przy dłuższej obserwacji dało się zauważyć, że poducha marnie skończyła swój żywot i trzymała się na posłaniu tylko dlatego, że przebił ją róg satyra. Dziurawa pogubiła pióra wprowadzając jeszcze więcej chaosu do pomieszczenia, a chrapnięcie faceta w pierwszej chwili chyba przestraszyło Kaję, która schowała się za nogami swojej pani.
Awatar użytkownika
Yuki
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Nimfa
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Yuki »

        Yuki tylko uśmiechnęła się wesoło na wzmiankę o kamieniu. Uroczy był ten koziołek, nie dało się ukryć, i taki naiwny w wielu sprawach. Przez to aż zawahała się, czy łóżko to faktycznie dobry pomysł, ale z drugiej strony jak można nie kochać mięciutkiego materaca obrzuconego przyjemną i pachnącą pościelą! Zresztą, jeśli mu będzie bardzo niewygodnie w pieleszach to zawsze może spać na podłodze, ona się nie obrazi.
        Pożegnała więc na ten dzień swojego gościa i poszła do siebie, w sypialni natykając się już na Kaję, która urabiała sobie łapami miejsce na łóżku. Nimfa tylko uśmiechnęła się bezradnie i gdy się rozebrała, wskoczyła pod milutką kołdrę, tylko trochę przepychając się ze śmiechem z kocicą.
        Wstała bardzo wcześnie i to wcale nie z własnej woli. Kaja już od godziny wierciła się i pomrukiwała na łóżku, budząc nimfę. Zaspana Yuki kilka razy odgarnęła z twarzy łapę czy ogon, ale gdy kocica postanowiła przytulić się do opiekunki, poprzez położenie się na niej całym cielskiem, dziewczyna musiała wstać.
        Ziewając, przeciągając się i znowu ziewając, Yuki powoli dochodziła do siebie. Umyła się, ubrała i rozczesała długie włosy, zwinięte na noc w jeden warkocz. Nawet to jednak nie skręciło ich ani odrobinę, wciąż były proste jak struna, sięgając aż do ziemi. Naturianka splotła je więc jak zawsze, w wielki kok, a resztę zostawiła rozpuszczoną. Ciągle poziewując wyszła na palcach na korytarz i zobaczyła, że Cedr nawet nie domknął za sobą drzwi od pokoju. Dobrze, że Kaja spała z nią, bo dopiero by miał pobudkę!
        Jak zawsze ciekawska, trochę tylko niepewnie, zerknęła przez szparę w drzwiach, zobaczyć, czy jej gość wstał, ale tak jak kuknęła, tak zamarła zaskoczona widokiem. Koziołek dosłownie zaplątał się we wszystko co mógł, przebił poduszkę i leżał w poprzek łóżka. Parsknęła cichym śmiechem, momentalnie zasłaniając sobie usta obiema rękami i spoglądając, czy go nie obudziła. Wtedy jednak Cedr zachrapał tak donośnie, że Yuki pisnęła cicho, a Kaja dosłownie poderwała się w powietrze, wcześniej obwąchując odstające z łóżka kopyto satyra. Nimfa szybko wygoniła kocicę i sama wyszła z pokoju, nim wybuchnie regularnym śmiechem i obudzi gościa.
        Na pobudkę uszykowała bowiem zupełnie coś innego! A było to…
        - Kaja, werble! – zanuciła nimfa, zakładając rękawice i otwierając piekarnik, podczas gdy pantera promukiwała cicho, nie mając pojęcia co to werble.
        - Ciasto z jagodami! – oznajmiła donośnie Yuki, triumfalnie unosząc przepiękne, parujące ciasto. Aż przebrała nogami z podekscytowania. To dopiero śniadanie! Sama nie mogłaby całego zjeść, nawet przez dwa dni, bo niechybnie by się pochorowała, ale chociaż kawałeczek sobie capnie!
        - Ceeeedr! Śniadanieeee! – zawołała wesoło z kuchni, po czym w oczekiwaniu na swojego gościa przeszła się wokół salonu i kuchni, otwierając na oścież wszystkie okna, a nawet drzwi wejściowe.
        Po całonocnej ulewie, powietrze pachniało pięknie. Było wilgotno, ale ciepło, ptaki śpiewały, a lekki wietrzyk przepływał wdzięcznie przez mieszkanie, roznosząc po nim zapach ciasta z kuchni.


        Zaraz po śniadaniu ruszyli nad jezioro, oboje w dobrym humorze, wyspani i najedzeni. Yuki z dziewczęcym piskiem biegła boso po mokrej trawie, bezskutecznie próbując dogonić skaczącego przed nią koziołka. Kaja figlowała wesoło wokół nich aż do zasapania, zaskoczona, że ktoś może biec i skakać tak długo jak ona. Nimfa bowiem szybko się męczyła na lądzie, a ten koziołek nawet dawał się skubać za kopyta! Chyba pozwalał. Ciężko było stwierdzić, ale i tak skubała!
        Nad jezioro dotarli więc z takim impetem i hałasem, że Yuki spodziewała się zobaczyć wszystkie swoje siostry na brzegu, wypatrujące winowajcy tego zamieszania. Tafla wody była jednak idealnie gładka, a jedyną nimfą w zasięgu wzroku była ona sama.
        Dziewczyna zatrzymała się zaskoczona, oddychając jeszcze ciężko po biegu i rozglądając się dookoła.
        - May! – zawołała, zwijając dłonie wokół ust. – Hej, Maaay! Ugh! – Yuki zirytowana tupnęła stopą i spojrzała przepraszająco na Cedra.
        - My… nie jesteśmy w najlepszych relacjach. To znaczy… to nadal moje siostry, ale mają okropne humory! – zarzuciła im głośno Yuki, marszcząc nosek. Wiedziała, że ją słyszą, tylko strzelają fochy! Normalnie to wystarczyło by gałązka w krzakach trzasnęła, a te już się wychylały w poszukiwaniu mężczyzn.
        - Wybacz, zaraz je tu zaciągnę – powiedziała, rozplątując włosy, które opadły kaskadą aż na trawę.
        Dopiero wtedy ściągnęła przez głowę tunikę. Łatwiej było na odwrót, ale Yuki mieszkała wśród ludzi (powiedzmy) na tyle długo, że wiedziała, jak reagują na nagość i nie chciała niepotrzebnie peszyć Cedra. W ten sposób tylko przez chwilę błysnęła nagim ciałem, nim wskoczyła do wody, wyciągając przed siebie ręce i znikając pod taflą.
        Nie było jej na tyle długo, by zacząć się niepokoić, ale koziołek mógł znaleźć wsparcie w panterze, która z sapnięciem położyła się na trawie, leniwie wpatrując się w wodę. A niedługo później Yuki wynurzyła się z pluskiem, a razem z nią nad taflą wody pojawiło się kilka innych uśmiechniętych twarzy, przyglądających się Cedrowi z zainteresowaniem.
        - To ten twój chłopak? – zachichotała nimfa najbliżej Yuki.
        - To nie jest mój chłopak, May! – prychnęła dziewczyna i chlapnęła przyjaciółkę wodą. Uśmiechnęła się zawstydzona do Cedra i podciągnęła się na rękach, siadając na pobliskim głazie.
        - Opowiedz im to, co powiedziałeś mi – poprosiła, wyciskając wodę z włosów. Kaja wiernie przydreptała z tuniką nimfy w pysku.
Awatar użytkownika
Cedr
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Satyr
Profesje: Opiekun , Zielarz
Kontakt:

Post autor: Cedr »

        Cedr nie spodziewał się, że łóżko może być tak wygodne. Jeszcze będzie mu brakowało dotyku miłej, gładkiej pościeli. Pięknie pachniała, choć burdel jaki zrobił wydawał się tego nie odzwierciedlić, jakby brakowało mu szacunku do ludzkich wymysłów. A mu spało się niezwykle dobrze, choć nie tylko łóżko się do tego przyczyniło. Pierwszy raz od wielu tygodni napotkał inną nimfę - to sprawiło, że mężczyzna czuł się jakoś tak lepiej, towarzystwo sióstr zawsze przecież poprawia humor. Mimo że ta nie była taka do końca „jego” siostrą to nadal była mu bliższa niż zwykły Alarańczyk. Poza tym, zyskał nadzieję na odnalezienie Prim, kto wie, może właśnie schowała się w bezpiecznym jeziorze sióstr Yuki?
        I ostatnia sprawa – Cedr po prostu lubił spać. Życie satyra nie składało się w końcu z większych celów jak obrona, sen i jedzenie. Stworzony z skomplikowanych zaklęć sam w sobie był prostym układem. Być może zabrakło dziewczynom jeszcze jakiegoś zaklęcia na podwyższenie jego inteligencji... dobrze, że nadrabiał jakąś tam wiedzą.
        Teraz jednak spał twardo i nic nie było go w stanie obudzić. Dopiero, gdy poczuł zapach ciasta coś zaczął kręcić nosem, jakby zapach ten był zbyt realny i wspaniały by mógł być tylko jego senna marą, lecz ocknął się dopiero, gdy nimfa go zawołała. Ach, czujny strażnik lasu oczywiście, że usłyszy krzyk damy – szczególnie ten wołający go na śniadanie.
Koziołek zerwał się do siadu rozsypując resztę piór za sobą. Kawałek materiału wciąż zwisał na jego rogu, ale z początku nie bardzo zwrócił na to uwagę. Przetarł twarz dłonią, po czym rozejrzał się po pokoju i zląkł! Znowu narozrabiał!
        - Ju-już! - odkrzyknął chcąc kupić sobie odrobinę czasu, by czasem Yuki go nie przyłapała na takiej rozwałce!
        Cedr wyskoczył z łóżka, napchał piór do poduszki, której chwilę szukał kręcąc się wokół własnej osi. Znalazł ją dopiero, gdy w zamyśleniu chciał podrapać się po rogu. Następnie szybko zebrał inne rzeczy, wcześniej leżące gładko, więc i on postarał się zrobić to samo, ale jak można się domyśleć z jego brakiem wprawy w obowiązkach domowych – trudno było powiedzieć kiedy pomieszczenie wyglądało lepiej. Przed pobudką koziołka, czy po.
        By jednak nie nadwyrężać cierpliwości gospodyni, zestresowany Cedr predko pojawił się w wejściu kuchni szybko też wyłapując wzrokiem śniadanie.
        - Łoooo!- zachwycił się wypiekiem, bo nigdy czegoś podobnego w swoim życiu nie widział. - Ale to ładne! Na pewno też pyszne! - pochwalił, ale grzecznie czekał na podanie mu porcji, bo sam najpewniej wepchnął by łapę wyjadając wszystko bezpośrednio z blaszki.


        I znowu do życia Cedra wkradły się beztroskie chwile, teraz dodatkowo przeplecione zabawą. Z Yuki czuł się lepiej niż z jakąkolwiek ze swoich sióstr. Ona od niego niczego nie oczekiwała, nie oceniała go, a wręcz podejmowała wszelkie jego inicjatywy – jak chociażby bieganie po lesie. Nawet gdy niechcący ułamał gałąź źle wyliczając odległość między swoimi rogami a drzewem to nie został zbesztany. Mógł w końcu być koziołkiem z krwi i kości!
        W takim tempie bardzo szybko znaleźli się nad jeziorem, a szkoda, bo Cedr był gotowy na jeszcze kilka zabaw z Kają, która szczodrze wyskubała mu futro przy kopytach pozostawiając łysą plamę, którą całe szczęście można było łatwo zamaskować długim włosiem. Nie był jednak zaskoczony tym, że nimfy siedziały skryte na dnie jeziora. Cicho się zaśmiał widząc, jak niezadowolona zachowaniem sióstr Yuki tupnęła nogą.
        - W porządku. Skądś to znam – zażartował satyr, lecz zaraz po swoich słowach poczuł się nieco skonfundowany widząc padające na trawę białe włosy. Trochę jakby spodziewał się tego co zaraz ma nastąpić, ale przecież... Yuki w tej odsłonie nie widział więc i sytuacja była trochę... inna.
        To niestety, czy na też szczęście satyra, spowodowało, że nie odwrócił głowy by nie spojrzeć na nagie ciało nimfy. Zachował się jak prostak! Jednak on najpierw robił a nie myślał, a jego siostry, zależnie od charakteru, starały się kryć ciało przed Cedrem, niektóre wcale nie miały oporów, ale i tak po sześćdziesięciu latach wśród kobiet już się napatrzył i nie bardzo zwracał uwagę na to czy jego siostra jest naga czy nie. Ten odruch został mu właśnie w tym momencie, lecz tym razem zaczął żałować swojego zachowania. Yuki mogła się obrazić za takie bezczelnie wlepianie ślepi w jej ciało, które swoją drogą miała bardzo ładne. Prosiło się wręcz o dotyk, o pogłaskanie łagodnego wcięcia w talii naturianki, ujęcia w dłonie piersi...
        Twarz Cedra zaczerwieniła się, gdy zdał sobie sprawę dokąd jego myśli podążają. To było nieodpowiednie względem Yuki! To jakby jego siostra! Zdecydowanie musiał ostudzić swoje myśli, dlatego dołączył do towarzystwa wpatrującej się w wodę pantery i ciężko runął zadkiem obok niej. Mężczyzna westchnął rozkładając ręce na kolanach, po czym rozejrzał się po okolicy. Gęste drzewa szczelnie otaczały swoją opieką świetliste jezioro. Mimo że pogoda niezbyt sprzyjała krajobrazowi to woda pozostawała jasna, czysta i niebieska. Wilgoć wciąż mocno odznaczała się po deszczu nadając temu miejscu wyjątkowy ton i klimat. Cedr przymknął oczy oddając się objęciom natury, bo choć wciąż w niej przebywał podczas swojej podróży, to tak naprawdę dopiero teraz przystanął i zasmakował innego powietrza Równiny Drivii.
        Wyrwał się ze swojego stanu dopiero, gdy usłyszał chlupnięcie. Cedr skierował wzrok w stronę dziewcząt i uśmiechnął się pogodnie machając z daleka dłonią na powitanie. Dla niego to było doprawdy dziwne doświadczenie, jakby widział inną wersję swojej rzeczywistości. Las, jezioro, nimfy, a jednak zupełnie inne siostry, jezioro i las.
        Cedr skrzyżował nogi lekko chyląc się ku wodzie, aby pokazać przyjazne nastawienie i intuicyjnie chcąc zachęcić nimfy do zbliżenia się.
        - Cześć – powiedział a uśmiech z jego twarzy nie schodził. - Nazywam się Cedr! - przedstawił się prędko, po czym złapał wzrokiem Yuki, która przysiadła na pobliskim kamieniu. Tym razem jednak prędko oderwał od niej spojrzenie by nie peszyć naturianki, choć on już zapamiętał co trzeba... Miał tez nadzieję, że dziewczyny zignorują jego męskie popędy! Dlatego podjął się tematu i opowiedział siostrom Yuki te samą historię, którą przedstawił gospodyni.
        Nimfy znajdujące się w wodzie uważnie wysłuchały opowieści podróżnika. Nawet przytakiwały! Ale gdy tylko Cedr skończył mówić, to jedna z dziewcząt podpłynęła bliżej brzegu wyciągając ku mężczyźnie dłoń. Lekkie niczym powietrze palce spoczęły na kolanie satyra i piękne, perłowe oczy nimfy spojrzały na niego z głębokim współczuciem.
        - Tak mi przykro... - wyszeptała magicznym tonem naturianka sprawiając, że i Cedr uległ jej urokowi.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Równina Drivii”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 6 gości