Arturon[Arturon i okolice] Cel uświęca środki

Arturon to duże i bardzo bogate miasto, powstało wiele wieków temu i od tamtej pory nie zostało dotknięte żadną wojną. Miasto utrzymuje się z handlu dalekomorskiego, można tu znaleźć wszystkie luksusowe towary z całego królestwa.
Moderator Strażnicy
Zablokowany
Awatar użytkownika
Valerian
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 55
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje: Chłop , Żołnierz , Włóczęga
Kontakt:

[Arturon i okolice] Cel uświęca środki

Post autor: Valerian »

        Praca w thenderiońskiej kopalni nie była zła. Płacili, zapewniali wyżywienie, a wilkołakowi wcale się tak ciężko nie pracowało i gdyby mógł zostałby już tu na stałe. Decyzja nie należała jednak do niego tylko do małej Nevan, która to odnosząc się honorem postanowiła nie żerować dalej na rodzinie Marika, zwłaszcza, że ten musiał ruszyć w kolejną dłuższą trasę. Niby nie musieli całkowicie opuszczać miasta, niby mogli przenieść się do jakiejś karczmy oferującej noclegi w godnych warunkach i przystępnej cenie, jednakże... No właśnie, cenie. "Mieszkanie" w karczmie wiązałoby się z wydatkami, nie ważne jak nisko kosztowałaby jedna noc, a dla niej każdy nawet nędzny miedziany kruk był na wagę złota. To właśnie przez to zdecydowała o ruszeniu w dalszą drogę, szczególnie, że jak się okazało na szlaku Valerian był w stanie zarobić więcej niż zaharowując się w kopalni.

        Marik po raz setny chyba przepraszał jadących z nim pasażerów, a elfka po raz setny odpowiadała, że to nic takiego. Kupiec czuł się winny ich wyprowadzki, szczególnie, że widział jak Nevan się świetnie dogadywała z jego żoną i dziećmi, jednak dziewczynka nie przejawiała chęci zostania przez nich adoptowaną, zwłaszcza, że wilkołak zostałby wtedy sam, gdyż na niego nie mieliby po prostu miejsca. No i był już dorosły.
        Nim się rozstali pod Ostatnim Bastionem, dał im kilka srebrnych orłów i nawet poczekał aż nie ruszą dalej z innym kupieckim wozem. Zastanawiać by się mogło czy chętni na bycie przez wilkołaka eskortowanym było spowodowane litością wobec małej dziewczynki cierpiącej przez brak swojego miejsca w świecie i stabilizacji w młodym życiu, czy faktycznie aż tak niebezpieczne było podróżowanie traktami handlowymi, że po kilku minutach kontynuowali swoją podróż na innym wozie kupieckim. Nevan zdawała się o tym za specjalnie nie myśleć i po prostu cieszyć się sprzyjającym im szczęściem, a Valowi było wszystko i tak obojętne.

        Nie mogli jednak tak w nieskończoność żyć z dala od cywilizacji i co rusz podążać w innych kierunkach z innymi ludźmi. Owszem było to możliwe przy pierwszych pięciu kupcach, ale później widać było, że Nevan to wykańcza psychicznie. Dlatego dla jej dobra po raz pierwszy od dłuższego czasu dojechali i zatrzymali się w mieście, do którego kierował się ich obecny pracodawca. A Val nie dość, że zarobił eskortując do z Fargoth to jeszcze dostał drugi mieszek z brzęczącymi ruenami, za rozładowanie jego wozu i przeniesienie wszystkiego do magazynu. Zjedli syty obiad w jakiejś karczmie, gdzie dziewczynka nie musiała się obawiać dostaniem krzesłem w głowę za sam fakt, że w takowej siedziała, po czym udali się na spacer zwiadowczy i do tego w poszukiwaniu ewentualnej pracy dla wilkołaka. Ten nie spuszczał elfki z oczu i cały czas pilnował by nie zgubić jej w tłumie. Czuł się za nią odpowiedzialny, musiał ją chronić i, co dopiero nie dawno sobie uświadomił, musiał jej znaleźć jakieś bezpieczne i w miarę komfortowe schronienie do spania. Co prawda osób chętnych wziąć pod swoje skrzydła taką niewinną istotkę nie brakowało, jednakże nikt nie chciał mieć jeszcze problemów z jakimś milczącym dzikusem, który mógł się poszczycić jedynie wyjątkową siłą i mięśniami, nie jednak inteligencją. Ostatecznie poszli do przytuliska dla bezdomnych, gdzie elfka z chęcią pomagała w codziennych obowiązkach i domowych pracach, a mężczyzna na własną rękę postanowił znaleźć sobie sposób na zarobek.

        Najpierw jednak priorytetem było dla niego zwiedzenie całego miasta i zbadanie choćby najmniejszej dziurki, czy to jako człowiek, czy też jako wilk. W tej drugiej postaci znęcony zapachem ryb zawędrował aż do samego portu, gdzie obecnie spacerował między rybnymi kramami szukając sobie łatwego łupu do napełnienia żołądka. Owszem, niektórzy przeganiali go od swoich stoisk, ale bywali i tacy co sami dali mu kilka ryb na ząb. Nie miał co narzekać, ale nie to było jego celem. Potrzebował pieniędzy na dom dla Nevan, a do tego potrzebna mu była jakaś dobrze płatna praca. Niestety póki co nie znalazł nic godnego zainteresowania. Acz zaczął poważniej rozważać propozycję najemnictwa jaką dostał od jednego zakapturzonego faceta w portowym zaułku. Nie pachniał przyjaźnie, ale może to było lepsze niż nic? Postanowił póki co dać sobie jeszcze szansę nim sięgnie po tę ostateczność.
Awatar użytkownika
Sparta
Zbłąkana Dusza
Posty: 3
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sparta »

Cóż za niesmak ogarnął panienkę Zu Orokin kiedy tuż po przebudzeniu wrócił do niej wypity wczorajszego dnia alkohol. Godzina była jeszcze wczesna, gdyż z dolnego piętra karczmy nie dochodziły jeszcze żadne odgłosy. Pokój, który wynajęła w tym przybytku może nie był eleganckim apartamentem, ale tylko na taki było ją stać. Była w Arturonie nie lada tydzień, opróżniając w tym czasie niemalże całą sakiewkę. Przeciągnęła się na łóżku, mrucząc jak kotka. Blask wpadający przez uchylone okno podkreślał mocno zarysowane mięśnie jej brzucha, z którego akurat zsunęła się pościel.
Kiedy ból głowy już nieco ustąpił a kobieta pozbierała się na tyle, by leniwie wstać z łóżka, słońce wyszło już zza horyzontu malując na niebie dość dobry poranek. Mozolna, poranna toaleta, później wybór jakiegoś w miarę dobrego ubrania i już była gotowa do wyjścia. Schodząc na niższe piętro już ze schodów dostrzegła dwóch krasnoludów, z którymi wczorajszego wieczoru przyszło jej pić. Mężczyźni do tej pory leżeli z głowami opartymi na stole głośno chrapiąc. Mijając ich czym prędzej zwróciła się ku wyjściu, wymieniając po drodze spojrzenia z żoną karczmarza, która akurat stała za ladą.
Dzielnica portowa nie była najpiękniejszym miejscem, ale na pewno najbliższym sercu Sparty. Ludzie, których tam spotykała byli zazwyczaj mili i uśmiechnięci, życzliwi, towarzyscy. Chociaż nie opiewali w luksusy, starali się pomagać sobie nawzajem. Co prawda wręcz odwrotnie, nie jest miasto biedne, ale nie każdemu powodzi się w nim tak samo dobrze.
Po przejściu kilku uliczek, kobieta dostała się na plac handlowy, zgiełk i tłok jaki tam panował sprzyjał jej umiejętnościom. Chociaż nie była zadowolona z tego co musi zrobić. Nie miała wyboru. Wyciągając rękę po sakiewki kupców, upomniała się w myślach “nie więcej niż potrzebujesz”. Było chwilę po południu kiedy z pełną sakiewką opuściła plac, by udać się na jakiś porządny posiłek. Po posiłku w towarzystwie dwóch krasnoludów, którzy akurat chwilę wcześniej obudzili się ze snu, kobieta wyszła na krótki spacer po mieście. Nie miała jakiegoś konkretnego celu czy miejsca, w które chciała się udać. Jej uwagę przykuł jednak pewien jegomość wyglądający nad wyraz "dziko". Mężczyzna na tyle zafascynował Sparte, że postanowiła trochę go poobserwować. Dość długo chodziła jego tropem obserwując jak zaczepia przypadkowych, często szemranych typów pytając o prace. Czy był aż tak zdesperowany, a może na tyle głupi, żeby wchodzić z kimś takim w układy. Z jednej strony nawet ją to śmieszyło, z drugiej zaś jej mimo wszystko dobre serce nawet trochę mu współczuło.
Widząc jak mężczyzna jest nieco przytłoczony sytuacją, w której się znalazł, postanowiła obudzić w sobie syndrom "starszej siostry". Podeszła bliżej kiedy znaleźli się w pozornym odosobnieniu. Chwyciła ramię mężczyzny, zmuszając go do odwrócenia się w jej stronę, witając go przyjaznym uśmiechem.
- Zauważyłam, że od dłuższego czasu szukasz jakiegoś zatrudnienia, chętnie ci pomogę jeśli chcesz, oczywiście. - Sparta nie miała złych intencji. Chociaż była jaka była, uczciwości w interesach nie można jej było odmówić.
- Po tak długich poszukiwaniach pewnie jesteś spragniony - kontynuowała, wskazując ręką na znajdującą się kilka uliczek dalej karczmę.
- Nie przejmuj się, ja stawiam - zażartowała na koniec.
Awatar użytkownika
Valerian
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 55
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje: Chłop , Żołnierz , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Valerian »

        Nie łatwe miał zadanie samemu szukając i "pytając" o prace dla siebie. Powarkiwania i pomrukiwania nikt jednak nie rozumiał, a do tego od razu zrażali się do wilkołaka, nawet gdy prymitywnym migowym udało mu się w końcu komuś wyjaśnić o co mu chodziło. Żałował, że nie ma przy nim małej elfki, ona od razu by wszystkim powiedziała o co chodziło mężczyźnie i pewnie za pierwszym razem dostałby jakąś pracę. Niestety Nevan siedziała w niewielkiej szkółce dla dzieci z ośrodka, w którym obecnie mieli miejsce do spania.

        Był załamany, sfrustrowany i wściekły. Po raz pierwszy, odkąd pamięta, zaczął żałować podjętych przez siebie decyzji... Gdyby wiedział, że tak to się skończy, powstrzymałby elfkę przed opuszczeniem Thenderionu i wymyśliłby coś, żeby mieli jakieś w miarę przyzwoite schronienie. To już jednak była tylko bezpowrotna przeszłość. Powoli miał już dość widoku kręcących głów i pogardy widocznej w oczach tych, których "pytał" o pracę, a przy ostatnim ledwo się powstrzymał, by się na niego nie rzucić i nie przegryźć mu gardła. Westchnął ciężko i odszedł dalej snując się jak niespokojny duch po coraz to bardziej zapuszczonych częściach portu. Tam uśmiechnęło się do niego szczęście, gdy jakiś zakapturzony mężczyzna sam mu zaproponował mu możliwość niemałego zarobku. Gdyby nie fakt, że mężczyzna wyglądał na takiego, przed którymi Nevan nie raz go ostrzegała i nie pachniał za specjalnie przyjaźnie, Valerian bez zastanowienia przyjąłby jego ofertę. Chciał jednak jeszcze raz spróbować z kimś "sympatycznym", skoro szczęście mu w tej chwili wyraźnie sprzyjało. Musiał spróbować, inaczej musiałby się przygotować na burę i wyrzuty ze strony małej elfki jak by się dowiedziała o tym, z kim wilkołak chciał współpracować.

        Przeliczył się jednak ze swoją nadzieją i miał wziąć się za poszukiwania tamtego mężczyzny, jednakże... poczuł czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Odwrócił się więc z rozdrażnieniem zaciskając i szczerząc nieludzkie zęby, czego zaraz zaprzestał widząc przed sobą, albo raczej za sobą, jakąś kobietę. Miał głupi, pełen niezrozumienia wyraz twarzy, a efekt ten jeszcze został pogłębiony, gdy zdezorientowany przekrzywił na bok głowę, przyglądając jej się uważnie. Nie wiedział czemu go zaczepiła, a gdy się odezwała obejrzał się kilka razy dokoła czy faktycznie mówiła do niego, a nie do kogoś innego. Niezauważenie też pociągnął kilka razy nosem, wyłapując z powietrza jej zapach. Nie czuł od niej nic niepokojącego, no może pomijając ledwo wyczuwalny już zapach alkoholu, najbardziej go teraz zastanawiało jakiego rodzaju pracę dla niego miała, ale nie miało to większego znaczenia skoro nie wydawała się taka podejrzana jak tamten mężczyzna. Chyba mógł jej zaufać... Będzie musiał później skonsultować się z Nevan w tej sprawie, ale póki co postanowił pójść i wysłuchać tej kobiety.

        W odpowiedzi na jej słowa wrzucił z siebie bliżej nieokreślone, całkowicie niezrozumiałe burknięcie, jak jakiegoś zwierzęcia i kiwnął głową, podążając ostatecznie za nią, aż się z nią nie zrównał bok w bok. Mężczyzna był niezwykle ciekaw co też wyniknie z tego spotkania.
Awatar użytkownika
Sparta
Zbłąkana Dusza
Posty: 3
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sparta »

Dłuższą chwilę zajął im spacer do pobliskiej karczmy. Wędrówka minęła im raczej w milczeniu, dzięki czemu Sparta miała trochę czasu na lepsze obadanie nieznajomego. W końcu znaleźli się już u celu podróży, wiekowe drewniane drzwi karczmy otworzyły się przed nimi, skrzypiąc wniebogłosy. W środku panował pozorny spokój przerywany od czasu do czasu przez podniesione tony krasnoludów. Widząc nowego towarzysza Sparty jeden z nich niemalże nie spadł z krzesła wylewając przy tym kufel piwa. Poza brodatymi i dwójką nowo przybyłych karczma raczej nie wyglądała na zatłoczoną. Z grupy zebranych można było wyróżnić jeszcze żonę karczmarza. Była dość młodą osobą, wiekiem dorównywała Sparcie, a może i była kilka lat młodsza. Trzeba przyznać, że kobietą była nieziemskiej urody, długich blond włosach, fiołkowych oczach i pokaźnym biuście.
Sparta skinieniem ręki wskazała nieznajomemu miejsce, siadając naprzeciwko. Widać było po niej, że z trudem stara się dobrać następne słowa. W tym czasie drugi z krasnoludów, dużo starszy z dwójki, poderwał się z krzesła. Dopiero wtedy dostrzec można było jak długa jest jego broda, sięgająca niemal czubka palców u stóp. Powoli poczłapał bliżej dzikiego mężczyzny.
- Gromnir Szarobrody, miło mi cię poznać - zaczął wyciągając rękę w stronę nieznajomego. Drugi z brodatych nie chcąc być gorszym, zeskakując z krzesła, podbiegł, kłaniając się nisko.
- Gundred Dzikimłot, najlepszy kowal w całym Arturonie.
Kobieta widocznie była zmieszana wystąpieniem krasnoludów.

- Nie będę owijać w bawełnę, potrzebujemy jeszcze jednej, no może dwóch osób. Jesteśmy tu, aby odzyskać klejnot rodowy rodziny Gromnir,a który został bezkarnie przywłaszczony! - wypluła niemalże bez zająknięcia.
- Jeśli nam pomożesz zapłacimy ci tyle ile będzie to konieczne - wtrącił się stary krasnolud. Kiedy sytuacja już nieco się uspokoiła, a brodaci za namową Sparty wrócili do swojego stolika, dziewczynie udało się już nieco odetchnąć. Co najgorsze było już za nią.
- Jeśli będziesz potrzebował noclegu czy jedzenia, Liliana - karczmarka także jest wtajemniczona i oferuje pełen dostęp do karczmy. - Wyciągając zza pasa jeden ze wcześniej zdobytych na targu mieszków, podała go mężczyźnie. - To na dobry początek, jeśli się zdecydujesz możesz liczyć na kilkakroć więcej...

Uznając rozmowę za skończoną, poderwała się na równego nogi. Wymieniając pod drodze spojrzenia z Gromnirem i Gundredem ruszyła w stronę górnego piętra. Chwilę później odgłos ciężko zamykanych drzwi rozległ się po dolnym piętrze. Kobieta jeszcze chwilę krążyła w kółko po drewnianej podłodze, która skrzypiała z każdym krokiem, po czym runęła na łóżko. “Chwila drzemki dobrze ci zrobi” pomyślała, chociaż jeszcze przez długi czas sytuacja na dolnym piętrze nie dawała jej spokoju. Pogrążyła się w letargu zastanawiając się, czy była w stanie jakoś lepiej to rozegrać. Tego wieczoru zaplanowała, że zrobi rozpoznanie w bogatej dzielnicy i okolicy zamku. Dlatego też sen nieco wcześniej był nawet wskazany. Starając się nie myśleć o zawracających jej myśli sprawach, mimo dość wczesnej pory, w końcu udało jej zasnąć.
Awatar użytkownika
Valerian
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 55
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje: Chłop , Żołnierz , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Valerian »

        Z początku nie był do tego wszystkiego za specjalnie przekonany, zwłaszcza, że cały czas echem odbijała mu się w głowie przestroga Nevan by nigdy nie zadawał się z nieznajomymi. Nie do końca to rozumiał, bo jak można jednocześnie unikać relacji z kimś obcym i szukać dla siebie pracy? Według niego wydawało się to nielogiczne, ale... Co on tam wiedział skoro nie raz słyszał, że jest tylko głupim mięśniakiem. W trakcie spaceru za kobietą w stronę karczmy, starał się przede wszystkim nie oddalać od niej, a co za tym idzie tak się na tym skupił, że wszystko wokół przestało dla niego istnieć. Nawet nie wykorzystał tej chwili by się lepiej przyjrzeć i ocenić nieznajomą. Skończyło się to kilkoma potrąceniami spacerujących ulicą ludzi, a później wyzwiskami z ich strony, ale do Vala nic takiego nigdy nie doszło.

        Oprzytomniał kiedy weszli do karczmy, a wilkołak od razu się spiął, stawiając tym razem na czujność i ostrożność. Rozejrzał się po oberży uważnie i nieco rozluźnił po kilku uderzeniach serca, gdy okazało się, że niewiele tu osób, jak z początku zakładał. Kobieta za ladą, kobieta z nim, on i dwa grube karły... Krasnoludy. Zawiesił na nich wzrok nieco dłużej i przekrzywił z niezrozumieniem głowę, wpatrując się w nich ostentacyjnie, niemal bezczelnie. W myślach zaczął sobie rozrysowywać drogę jaką przeszli z Thenderionu do tego miasta i przypominać sobie co ich po drodze spotkało, ponieważ przez widok dwóch brodaczy, zbaraniał i myślał, że jakimś cudem znów są w krasnoludzkim mieście, z którego wyruszyli. Nie miał jednak za specjalnie czasu na takie rozważania, bo jego towarzyszka właśnie odeszła do jednego ze stolików i siadła na krześle, czekając już tylko na niego.

        Poszedł w jej ślady i usiadł na wskazanym miejscu, skupiając się na niej i wlepiając w kobietę spojrzenie swoich dzikich oczu, czekając na chociaż słowo wyjaśnienia, w końcu nie zaciągałaby go do karczmy, by uraczyć jedynie jedzeniem, do czego i tak nie doszło. Gdy milczenie się przedłużało, przekrzywił pytająco głowę i wydał z siebie cichy, gardłowy dźwięk jakby niegroźne warknięcie połączone z sapnięciem i to z pobrzmiewającym znakiem zapytania. Tak się na niej skupił, że aż podskoczył przestraszony, gdy zbliżyły się do nich krasnoludy. Lekko się skrzywił zdezorientowany, znów się im przyglądając. Ponownie przekrzywił głowę jak pies, który nie rozumie wydanego przez właściciela polecenia, a zaraz wyciągnął lekko w ich stronę szyję i powęszył kilka razy w powietrzu, po czym ujął wyciągniętą w jego stronę dłoń. Słyszał, że brodaci się mu przedstawiają, a to znaczy, że i on powinien, choć bez Nevan będzie to raczej trudne. W takich właśnie chwilach przydawało się wymyślone przez elfkę rozwiązanie, na wypadek jakby jakimś cudem nie byli razem - sięgnął zwieńczoną czarnymi, ostrymi pazurami ręką do swojej kieszeni i wyjął z niej suchy już i pogięty kwiatostan waleriany, pokazując go zebranym przy nim nieznajomym. Dla pewności palcem drugiej ręki wskazał na roślinę, a następnie na siebie, pozbawiając ich zbędnych wątpliwości co do tego, o co chodziło zmiennokształtnemu.

        Po tym znów skupił się wyłącznie na kobiecie, której na koniec kiwnął głową, że rozumie, acz na jego licu rysowała się wątpliwość i to nie jedna. Na moment powędrował spojrzeniem w stronę wspomnianej karczmarki i się przez moment zastanowił, czy Nevan nie byłoby tu lepiej niż w przytulisku wraz z chorymi, pijanymi, bądź w jakikolwiek inny sposób odrzuconymi przez społeczeństwo i pozbawionymi własnego kąta. Co prawda wypadałoby to "omówić" i dokładniej przemyśleć, lecz nawet podarowany mu właśnie mieszek wydawał się aż nazbyt przekonywujący. Tylko... czy jeśli podejmie się odzyskania kamienia z czyiś rąk to czy nie będzie to kradzież? Nawet jeśli już został skradziony i ma zostać odebrany złodziejowi, by na powrót wrócić do właściciela? Czy to dalej jest w porządku? Według niego kradzież była kradzieżą, nie ważne z jakich pobudek i najlepiej byłoby o czymś takim poinformować strażników, ale... może tym łatwo i szybko zarobić. Poza tym ci tutaj byli właścicielami klejnotu i mieli prawo do odzyskania go, więc może to nie była kradzież... Zawiesił głowę z niezadowoloną miną. Powoli zaczynał się w tym gubić i miał nieodpartą chęć poradzenia się w tej kwestii Nevan, choć... chyba lepiej żeby o tym nie wiedziała. Szczególnie, że może dzięki temu szybciej uzbierają pieniądze na dom, a przez to ona będzie szczęśliwsza.

        Znów wydał z siebie spokojny, acz bliżej nieokreślony dźwięk coś między warknięciem, a krótkim szczeknięciem. A gdy dziewczyna odeszła, on wyszedł z karczmy. Musiał się nad tym zastanowić, acz wybór wydawał się być prosty. Westchnął ciężko, obawiając się, że jeszcze będzie tego słono żałował, ale nie mógł zignorować takiej okazji. Skierował się w stronę przytuliska, by oddać Nevan mieszek i spakować ich skromny bagaż, a następnie wrócić do karczmy, tym razem z małą elfką. Wątpił by jej obecność w karczmie, w pokoju z nim była problemem, szczególnie, że dziewczyna uwzięła się na to, by dalej z rana chodzić do miejskiej szkółki.

        Niestety w "rozmowie" z karczmarką w sprawie jedzenia i pokoju nie mogła mu za wiele pomóc, bo przecież nie wiedziała w co mężczyzna się wpakował, a on tylko żonie właściciela ukradkiem pokazywał, że zna się z krasnoludami i tamtą kobietą i że jest z nimi, chce skorzystać z oferty darmowego posiłku i zakwaterowania. Musiało to komicznie wyglądać z boku, tym bardziej, że widząc jego wygibasy, Nevan patrzyła na niego jak na jakiegoś wariata, z przebłyskiem współczucia, myśląc, że znów wilkołakowi doskwierają pchły i będzie musiała go wykąpać. Oj nie będzie zadowolony, ale to dla jego dobra. Val zatracony w "rozmowie" z karczmarką w ogóle się nie spodziewał co go czeka ze strony przyjaciółki. Inaczej już dawno kryłby się gdzieś na drugim końcu miasta.

        Pomoc w staraniach Valeriana z dogadaniem się nie nadchodziła z żadnej strony. Nevan nie wiedziała co jej przyjaciel chciał przekazać, a karczmarka nie rozumiała o co chodzi wilkowi, ba, nawet zaczynała go brać za jakiegoś pijanego, czy nawet naćpanego szaleńca, który do tego ciągał za sobą niewinne dziecko. Im bardziej zmiennokształtny się starał, tym większy niepokój wzbudzał u kobiety za szynkwasem co ostatecznie skończyło się masą kłopotów, od zawołania jakiś osiłków by wyprowadzili wariata z jej tawerny, po wezwanie strażników i próbę "ocalenia" od niemowy elfiej dziewczynki. Można powiedzieć, że wszystko dobrze się skończyło za sprawą jego niekontrolowanej przemiany. "Porwał" Nevan i uciekł z nią jak najszybciej z miasta, coś mu podpowiadało, że nie będą tu mile widziani następnym razem, do tego jeszcze mała towarzyszka nie rozumiała o co w tym wszystkim chodziło i była bardziej niż wściekła na wilkołaka za jego zachowanie i za to, że przez niego nie będzie mogła się już więcej spotkać z kolegami w arturiańskiej szkole, do której też już więcej nie pójdzie. Valerian będzie musiał się jej porządnie wytłumaczyć, żeby choć trochę załagodzić jej gniew.

Ciąg dalszy: Valerian
Zablokowany

Wróć do „Arturon”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości