TeravisDuch nauki.

Miasto Teravis położone w środkowej części Równiny Magenar otoczone jest zewsząd grubym murem, z pomarańczowej cegły. Jako, że z każdej strony narażone jest na najazdy posiada tylko jedną bramę wjazdową strzeżoną dzień i noc przez dziesiątki strażników.
Awatar użytkownika
Mel
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Mel »

        Maie z zachwytem przyglądała się przebierankom, śmiejąc się z oburzenia piegowatego chłopca. Kiedy dziewczynka w warkoczykach poprosiła ją o pomoc w zamocowaniu rogów, Melika zajęła się tym z powagą i dużym zaangażowaniem. Patrząc na jej skupioną minę i wysunięty koniuszek języka mogłoby się wydawać, że nie istnieje nic ważniejszego na całym szerokim świecie.
Efekt końcowy był wspaniały! Żadne z dzieci ani odrobinę nie przypominało swoich pierwowzorów, ale najważniejsze elementy zostały zachowane - fartuch i gogle, pióra i czerwone wzory, a także fioletowa twarz i coś na kształt rogów. Z daleka (bardzo, bardzo daleka i na dodatek w tłumie) można by ich nawet pomylić. A dokładnie o to chodziło. Łobuziaki rozbiegły się na wszystkie strony, ustalając między sobą tajemne symbole i dźwięki, którymi będą się porozumiewały. Dumna Melika uśmiechnęła się szeroko
- Teraz jest mnie dwie! - powiedziała refleksyjnie, posłusznie wędrując z powrotem w głąb miasta.
        Szli krętymi uliczkami, a pomarańczowe ściany i poruszające się na lekkim wietrze szyldy coraz bardziej jej się podobały. W zaułkach, z dala od gwaru głównego placu, panowała aura tajemniczości. Nie była to okolica niebezpieczna, raczej taka, w której późnym wieczorem można spotkać załatwiających lewe interesy kapłanów. Ludzi mijali niewielu i mało kto zwracał na nich uwagę. Jedna czy dwie osoby obrzuciły ich bardziej zainteresowanym spojrzeniem, jednak dojrzawszy Crewila odwracały wzrok, mrucząc pod nosem “No tak” albo “To ten dziwak”. Dziewczynka uśmiechała się do wszystkich, nieświadoma faktu, że stała się uciekinierem tak jak reszta jej towarzyszy.
        Wnętrze chaty Crewila wyglądało intrygująco. Wypełnione szpargałami i dokumentami sprawiło, że fioletowa przez chwilę nie zauważyła mężczyzny, który rozsiadł się wygodnie w fotelu. Słyszała co prawda szelest kartek i czyjś spokojny oddech (czubki jej uszu poruszały się przy każdym głębokim wdechu), jednak nie zwracała na niego najmniejszej uwagi. W mieście było tak wiele dźwięków, że starała się odgrodzić od nich i wyciągać na pierwszy plan tylko te najpotrzebniejsze. Kiedy odezwał się, podskoczyła zaskoczona i spojrzała na niego szeroko otwartymi, srebrnymi oczami. Miał miły głos. Niski, aksamitny i idealnie pasujący do pociągłej twarzy ozdobionej srebrno-czarną brodą. Wyglądał sympatycznie. Nie wiedziała czym się zajmuje, ale polubiła go. Miał duże dłonie osoby, która mimo wysokiego pochodzenia przepracowała niejeden dzień i elegancki, bordowy płaszcz wyszywany złotą nicią.
- Dzień dobry! - powiedziała wesoło w jego kierunku.
- Dzień dobry - odparł uprzejmie, momentalnie kierując swoją uwagę z powrotem na Crewila. - Nie sądziłem, że będziesz miał towarzystwo, ale może to lepiej. Twoi przyjaciele mogą ci pomóc w zadaniu, które chciałbym ci powierzyć.
Awatar użytkownika
Crewil
Błądzący na granicy światów
Posty: 17
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Crewil »

        Uwaga Crewila skoncentrowana była głównie na tym, aby jak najszybciej zabrać z sobą cenną własność i kontynuować ucieczkę z miasta, dlatego też gościa w swoim domu chłopak zauważył dopiero w momencie, gdy lord protektor odezwał się do nowo przybyłych. Wynalazca podskoczył jak oparzony, natychmiast próbując ruszyć w kierunku drzwi, jednak na jego drodze stanęła niczego nieświadoma Iru, która z ciekawością wepchnęła chłopaka prosto przed oblicze człowieka, którego bało się całe miasto, a przynajmniej bała ta część mieszkańców, mająca jakieś pojęcia o tym kto w Teravis pociąga za sznurki.
        Na pierwszy rzut oka Lord Protektor sprawiał wrażenie sympatycznego, zadbanego mężczyzny o nienagannych manierach. Smukła sylwetka, pogodna twarz z charakterystyczna starannie przyciętą trójkątną bródką, idealnie zaczesane włosy i łagodny głos, w niczym nie sugerowały iż człowiek ten mógłby być niebezpieczny. Zresztą rola obrońcy miasta wcale nie sprowadzała się do tego, by toczyć w jego imieniu heroicznie pojedynki, a pełniący tę funkcję powinien charakteryzować się przede wszystkim dociekliwym umysłem, nie zaś rozbudowaną muskulaturą. Uczciwie trzeba było przyznać, że sprawujący ją obecnie człowiek idealnie nadawał się do takich zadań.
        Niewielu wiedziało jak Lord Protektor nazywa się naprawdę, za to on wiedział wszystko co działo się wewnątrz miejskich murów. Siatka jego szpiegów działała perfekcyjnie. Wśród mieszkańców krążyło powiedzenie, że jeśli interesuje cię kim zostanie twoje nienarodzone dziecko, powinnaś zapytać w Wieży Szeptów. Lord protektor już to wiedział. Mężczyzna ten nie tylko skrupulatnie gromadził wszystkie informacje na temat działań mieszkańców, ale też doskonale potrafił je analizować i jeśli trzeba było, przeciwdziałać. Nic się przed nim nie ukryło. Z przypalonej patelni bez trudu był w stanie wywnioskować co jadłeś na śniadanie dwa dni temu. Jednak tym co przede wszystkim charakteryzowało Lorda Protektora była jego chorobliwa podejrzliwość, której efektem był rozkaz śledzenia samego siebie. W jego opinii każdy mógł okazać się zdrajcą, a zatem nikogo nie nalazło wykluczać z groma podejrzanych.
        - Aaa.. pan.. pan.. …pan… co za miła nie niespodzianka – wydukał Crewil.
        - Nie. To ja jestem zaszczycony mogąc pana poznać, panie Rudhof. Wiele słyszałem o pańskich dokonaniach, jednak nie dawałem im wiary dopóki nie zobaczyłem tego. – Mężczyzna położył na blacie czytaną przed chwilą książkę. – Interesująca teoria.
        - Proszę nie brać wszystkiego dosłownie. Ludzie wyolbrzymiają – natychmiast zaprotestował Crewil, przekonany iż temat dotyczy zniszczonej bramy. Stres jaki udzielił się wynalazcy sprawił iż ten nie był w stanie trzeźwo myśleć, całą swoja uwagę skupiając tylko na tym, by jakoś wyłgać się z oskarżeń. – Poza tym to wszystko przez te pomalowane dzieciaki. Doprawdy zachodzę w głowę dlaczego nas z nimi mylą.
        - Nie przyszedłem rozmawiać o dzieciach…
        - Oczywiście biorę na siebie część winy – jak najszybciej wyrzucił z siebie chłopak. – czasem nie zdajemy sobie sprawę kogo i do czego zainspirujemy. Dlatego też godzę się pokryć koszty.
        - Koszty? – zdziwił się Lord Protektor.
        - No … bramy.
        - Jakiej bramy?
        - Co? Nie. Nie powiedziałem bramy. Raczej ramy, znaczy się gramy. Albo barany. Proszę zapomnieć – miotał się Crewil.
        - Panie Rudhof, oboje jesteśmy ludźmi światłymi, którym los przypisał niezwykle istotne zadania. Chyba nie muszę panu przypominać jak bardzo nie na miejscu jest marnowanie naszego czasu? – zauważył mężczyzna.
        - Rozumiem. Pan mówi, a ja słucham.
        - Tak lepiej. A zatem naprawdę istnieje mechanizm zdolny zatrzymać światło tylko po to, by uwolnić je w danej chwili? – spytał obrońca królestwa. - Wszystkie te pryzmaty, absorpcja i energia.
Crewil dopiero po chwili zorientował się, że tym razem jego gość oczekuje odpowiedzi.
        - To tylko teoria. Jakiś stary krasnoludzki projekt. Zresztą uważam, że jego autor jest w błędzie i należałoby przesunąć ogniskową…
        - Nieważne. Darujmy sobie szczegóły. Skupmy się raczej na tym, iż na moim miejscu ktoś bardziej podejrzliwy mógłby uznać, że tworzy pan broń.
        - Broń? Nigdy w życiu! Po co? – dziwił się wynalazca.
        - Mnie interesuje bardziej pytanie dla kogo – oświadczył Lord Protektor. – Gorąco wierzę, że tak jak ja, przede wszystkim ma pan na uwadze bezpieczeństwo naszych czcigodnych obywateli, a wszystko co pan robi, czynione jest z myślą aby ich ochronić. Po prostu zapomniał pan mnie o tym poinformować. Konkluzja z tego jest natomiast taka, że skoro pragniemy tego samego, to czemuż nie mieliśmy sobie wzajemnie pomagać?
Iru
Błądzący na granicy światów
Posty: 16
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Tarianin
Profesje: Szaman , Myśliwy , Zwiadowca
Kontakt:

Post autor: Iru »

        Iru niezmiernie rzadko decydowała się wchodzić do wnętrza jaskiń zwanych przez Crewila domem. Chciała poznać miejscowe zwyczaje i przyjemniej spróbować zrozumieć motywy, dla których ludzie decydują się mieszkać w czymś takim, jednak za każdym razem gdy przekraczała wejście do siedziby chłopaka, musiała przełamywać wewnętrzny opór. Mimo pozytywnego nastawienia, nie potrafiła znaleźć w tym żadnej logiki. Zagracone terytorium kojarzyło jej się z uwięzionym w klatce ptakiem, który chcąc zrobić na złość swojemu właścicielowi, buduje wewnątrz swojego więzienia jeszcze mniejszą i ciaśniejszą klatkę, tylko po to by odgrodzić się od wzroku oprawcy. Fakt, iż w środku nie dało się oddychać, nie miał dla ptaka żadnego znaczenia. Najważniejsze, że on był tu, a cała reszta świata gdzieś na zewnątrz. W swoim kamiennym tipi wynalazca zgromadził tyle różnych przedmiotów, że poruszanie się w ich gąszczu praktycznie stawało się niemożliwe, do tego stopnia że nawet mająca kocie ruchy Iru, raz za razem coś przewracała.
        Szamanka próbowała przekonać chłopaka, że ten powinien zrezygnować z kamiennych murów na rzecz namiotu. Takie rozwiązanie gwarantowałoby mu przestrzeń osobistą, a jednocześnie nie przywiązywały człowieka do miejsca. Namioty oferowały schronienie przed deszczem, wiatrem i mrozem, a zarazem nie odcinały właściciela od bodźców zewnętrznych, czy chociażby dopływu świeżego powietrza. Iru wyobrażała sobie jakby to było gdyby ”ile koń na nóg oczy” należał do jej plemienia. Zapewne postawiłby największy namiot jaki tylko potrafiłby dźwignąć, a następnie w myśl zasady, że wszystkie swoje dobra należy trzymać w środku, wprowadziłby tam konia, tylko po to by uznać, że wciąż jest mu ciasno. A jeśli miałby też kozę?
        Z drugiej strony Crewil również podejmował starania, aby wytłumaczyć dziewczynie swój punkt widzenia, jednak podobne rozmowy zwykle generowały tylko więcej nieporozumień niż możliwych wyjaśnień, w skutek czego każda ze stron jeszcze bardziej obstawała przy swoich argumentach.
        - Mieszkania budujemy dlatego, że ludzie w mieście niekoniecznie powinni wiedzieć o wszystkich rzeczach jakie ty posiadasz. Wyobraź sobie, że masz coś hmm… wyjątkowego albo bardzo osobistego, coś czym nie chcesz kłuć innych w oczy.
        - Mówisz o wstydliwej chorobie? – zgadywała Iru.
        - Do licha, nie! Mówię o przedmiotach!
        - Ale po co ci wstydliwe przedmioty? Lepiej je wyrzucić.
        Szamanka nie była w stanie zrozumieć Crewila. Słowa i rzeczy brała takimi jakie są, lub jak sama je sobie wyobrażała. Do tej pory nigdy nie spotkała się z intrygami, oszustwem czy skrytą niegodziwością, dlatego też założyła że Lorda Protektor jest przyjacielem wynalazcy. Musiał być mu bliski albo ewentualnie reprezentować kogoś z tutejszej rady plemiennej, która w ramach podziękowań za dokonania chłopaka i Świszczącego Kotła, oferowała mu najwspanialszą z możliwych nagród. Możliwość wyprawy poza kamienne mury.
        - Podsumowując – kontynuował swoja przemowę mężczyzna. – Moi doradcy powątpiewają w istnienie Kamieni Żywiołów i jakichkolwiek innych magicznych minerałów mogących posiadać opisane tutaj właściwości, a jeszcze w większą wątpliwość poddają fakt, iż byłby pan w stanie sięgnąć chmur by takowe zdobyć. W zasadzie to nikt nie dawał panu szansy nawet na przebycie Bezkresnych Równin, ale jak widzę przynajmniej tym ostatnim problemem już się pan zajął – swoją wypowiedź Lord Protektor zakończył dyskretnym skinieniem w stronę obu dziewczyn, dając do zrozumienia, że akceptuje je obie jako przewodniczki w misji Crewila.
        Kompletnie skołowany chłopak zdawał się nie rozumieć o czym mowa. Iru również, ale dla niej liczyło się przede wszystkim to, że wkrótce znów znajdzie się na otwartej przestrzeni, mając przed sobą jedynie linię horyzontu.
        - Pozostaje zatem kwestia mojego wkładu w wyprawę. Czyli, raz: jej finansowanie, a dwa: utrzymanie w tajemnicy. Przyślę do pana kogoś kto zobowiąże się skrupulatnie notować i pokryć bieżące wydatki. Tylko bez szaleństw proszę.
        - Dziękujemy - odpowiedziała za wszystkich uradowana Iru. – Skoczek będzie zachwycony. Mam nadzieję, że ten Finansowanie jest dobrym jeźdźcem.
Awatar użytkownika
Mel
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Mel »

        Melika nie miała bladego pojęcia, że w języku istnieje takie określenie jak “nie mieć bladego pojęcia". Pojęcie, choć oczywiście miało swoje unikatowe brzmienie, nie mogło mieć przecież koloru! Gdyby znała to powiedzenie, stwierdziłaby zapewne, że jest ono bez sensu. Doskonale oddałoby jednak stan, w którym się znajdowała, skacząc wzrokiem od Crewila do Lorda Protektora i z powrotem. Nie miała bladego pojęcia o czym rozmawiali.
        Wzruszyła ramionami i zaintrygowana otoczeniem pełnym przedmiotów o dziwnych kształtach i całym mnóstwie pokręteł i zaworów, ruszyła w głąb pomieszczenia.
- Zostań! - ostry głos Lorda Protektora momentalnie zatrzymał ją na miejscu. Skuliła się i spojrzała na niego oczami skarconego psa. Skąd u osoby o tak miłym głosie wzięło się słowo brzmiące niczym ostry sztylet? Mężczyzna zerknął na nią przelotnie, upewniając się, że spełniła jego rozkaz i wrócił do rozmowy z wynalazcą.
        Dziewczynka próbowała nadążyć za tym co mówił, ale asorpcja, psymaty i jakieś śmieszne kamienie były dla niej czymś zupełnie obcym. Z tego co zrozumiała mieli się jednak wybrać na wycieczkę! Podekscytowana tą perspektywą, patrzyła z niecierpliwością na Lorda, nie mogąc się doczekać aż skończy i przestępując nerwowo z nogi na nogę.
- Ech… - westchnął ciężko mężczyzna, którego wygibasy maie ewidentnie wybijały z rytmu - Uspokój się dziewczynko, dobrze? A panu, panie Rudhof, życzę powodzenia z takimi towarzyszkami podróży. Niech pan o nie dobrze dba. Jeśli pokaże się pan w mieście bez przedmiotów, o które prosiłem, nie tylko pana życie zawiśnie… na włosku - dokończył, delektując się grą słów, której właśnie użył. Spojrzał znacząco na chłopca i podniósł się powoli z krzesła, strzepując niewidzialny brud z bordowego płaszcza. Prostując się dumnie minął Melikę, która wykrzywiła się za jego plecami i pokazała mu język. Błyskawicznie odwróciła się i zerknęła wyczekująco na Crewila, świdrując go spojrzeniem swoich dużych, srebrnych oczu. To ruszamy na tę wycieczkę czy nie?!
Awatar użytkownika
Crewil
Błądzący na granicy światów
Posty: 17
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Crewil »

        Zrezygnowany Crewil czuł się jakby jego ramiona ważyły tyle co miejska dzwonnica. Teoretycznie chłopak powinien być zadowolony z faktu, iż po spotkaniu z wężem wciąż pozostaje na wolności, jednak Lord Protektor w swojej mowie zawarł między wierszami tyle gróźb, iż można byłoby nimi obdzielić kilka wiosek. Dla wynalazcy pocieszenia nie mógł stanowić tez fakt, że oto stanął przed szansą realizacji jednego z większych projektów, ponieważ czym innym jest próba udowodnienia jakiejś teorii tylko po to by zaakcentować własne rację, a czym innym działanie pod presją i z widmem konsekwencji, które może przynieść brak efektów. Najgorsze w tym wszystkim było jednak poczucie osamotnienia i świadomość, iż jest się jedynym członkiem drużyny, który rozumie powagę sytuacji i ewentualne następstwa jakie może przynieść porażka. Iru i fioletowa zapewne nie rozumiały nawet jaki jest cel ich misji, a śmiertelnie niebezpieczne przedsięwzięcie nazywały „wycieczką”. W zasadzie zamiast nich Crewil równie dobrze mógłby zabrać z sobą bandę pomalowanych dzieciaków.
        - Się porobiło – podsumował Rudhof widząc oczekiwanie w oczach obu dziewcząt. – No ale przecież nie będziemy załamywali rąk. Czas brać się do pracy. Błagam, powiedzcie tylko że nadążałyście za tym co mówił Lord Protektor i przynajmniej z grubsza zdajecie sobie sprawę w co nas wpakowano? Ponieważ jakkolwiek opisana tu krasnoludzka teoria dotycząca ujarzmiania światła słonecznego jest fascynująca, to jednak wciąż pozostaje jedynie mrzonką. A niestety wytłumaczenie naszemu zleceniodawcy faktu, iż uganiał się za marzeniami, może być bardzo trudne.
        Chłopak zrobił ceremonialną pauzę, chcąc się upewnić jaka będzie reakcja Iru i Pyłka. Starał się zainteresować obie informacjami zawartymi w księdze, jednak równie dobrze mógłby pokazywać im i mówić o skarpetach które nosi tydzień temu. Inspiracja tematem była w tym przypadku podobna.
        - W porządku, w takim razie postaram się mówić nieco prościej. Wprowadzamy w życie plan awaryjny. To znaczy uciekamy z miasta, zaszywamy się w najbardziej odległej części kontynentu, po czym ja zamierzam zmienić nazwisko, zapuścić brodę, przytyć i nauczyć się jakiegoś bełkotliwego dialektu. Wam radzę uczynić podobnie. Może wówczas podejrzliwa żmija nas nie odnajdzie.
Mając już sprecyzowany plan Crewil zajął się jego realizacją. Przynajmniej przez chwilę znów mógł zacząć myśleć optymistycznie. Akurat organizacja wszelkiego rodzaju zadań była jego mocna stroną.
        - Przede wszystkim skupmy się na tym co mamy. Iru, twoje plemię słynie z umiejętności przetrwania, dlatego liczę że możesz poprowadzić nas bezpiecznie w każde miejsce. Jeśli zaś chodzi o ciebie fioletowa, Pyłku czy jak tam masz na imię … właściwie to czym ty jesteś? Bez urazy, ale pierwszy raz widzę kogoś takiego. Masz jakieś moce magiczne? Albo szczególne dary? Może czytasz w myślach? Przesuwasz przedmioty siłą woli? Kontrolujesz pogodę? Albo jakiekolwiek inne cuda?
        Wynalazca nerwowo rozglądał się po swoim warsztacie. Ucieczka to jedno, ale przecież nie mógł zostawić tu dorobku swojego życia. Wszystko było cenne. Narzędzie, materiały, aparatura alchemiczna, projekty, plany, notatki czy chociażby pozostałości po golemie, którego ostatecznie zamierzał wskrzesić. Crewil nie mógł tego wszystkiego zostawić, a jednocześnie miał świadomość, że nie da rady zabrać z sobą tyle rzeczy. Zwłaszcza, że musieli się spieszyć, zanim dołączy do nich szpieg Lorda Protektora z zamiarem przejrzenia ich spisku.
        - Na ścięte gwinty, mogłem wcześniej opracować jakiś pomniejszacz albo coś co sprawiłoby, że wszystko to stanie się lżejsze. Gdybyśmy już teraz odbudowali golema, on mógłby nieść te przedmioty. Chyba że… no jasne, przecież wcale nie musimy iść, skoro możemy polecieć.
        Chłopaka nagle olśniło. W pośpiechu zaczął przesuwać stoły, tylko po to by na środku pomieszczenia postawić ogromną balie.
        - Szybko! Nie ma czasu do stracenia. Ładujcie wszystko co się da do środka. Każdą rzecz jaka może nam się przydać w podróży. Ja tymczasem przygotuję stelaż, palnik i materiał do wykonania balonu. Ha, genialne. Znikniemy zanim ktokolwiek się zorientuje – tryumfował pochłonięty pracą Rudhof. Przekonany, iż dziewczyny bez wahania poprą jego pomysł, wykonując swoja cześć zadania, Crewil nawet nie zdawał sobie z sprawy z faktu, iż nieopatrznie użył sformułowania „przydatne” co w wyobraźni Iru i Pyłka miało zupełnie inną kategorie niż u wynalazcy.
Iru
Błądzący na granicy światów
Posty: 16
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Tarianin
Profesje: Szaman , Myśliwy , Zwiadowca
Kontakt:

Post autor: Iru »

        Pomimo wewnętrznej ekscytacji związanej ze zbliżającą się wyprawą, Iru pamiętała nauki jakie wiedząca starała się wbić jej do głowy, nakazujące przyszłej szamance zawsze zachowywać się dumnie, poważnie i bez okazywania emocji, tak aby godnie reprezentować plemię w wielkim świecie. Dlatego też dziewczyna nie dała się ponieść entuzjazmowi Crewila, w milczeniu i na spokojnie przypatrując się zachowaniu wynalazcy, który wyglądał jakby przeturlano go przez łąkę pełną parzydełek. Ile koń ma nóg oczy demolował swoją siedzibę, tylko po to by w jej centralnym punkcie postawić coś, co przypominało wielgachną dzieżę, wzbogaconą o rzędy metalowych ramion na górze. Iru nawet nie próbowała zgadywać jaki był sens tego wszystkiego. Postanowiła zaufać chłopakowi. Obserwując ludzi usiłujących pokonać Bezkresne Równiny, szamanka zetknęła się z tak zwanymi powozami. Ludzie z miasta lubili poruszać się przy pomocy podobnych wynalazków. Co prawda tamte miały koła i ciągnęły je zwierzęta, ale skoro Świszczący Kocioł nie potrzebował niczyjej pomocy by się poruszać, to być może Wędrująca Miska równie wyruszy w swoją podróż sama z siebie.
        Zamiast próbować dociekać jak miałoby się to dokonać, Iru z satysfakcją uznała że jej Skoczek będzie zadowolony z faktu, iż zamiast pełnić rolę konia pociągowego dla dziwacznego wynalazku, zajmie wygodne miejsce w jego wnętrzu. Ostatecznie Crewil właśnie to chciał zrobić. Umieścić wewnątrz wszystko co niezbędne w czasie długiej podróży. Znaczy się wszystko i wszystkich, co w praktyce musiało obejmować również wierzchowca.
        - Przyprowadzę go – oznajmiła szamanka, wychodząc na zewnątrz i donośnym gwizdem przywołując swojego przyjaciela. Zwierzę przybiegło natychmiast, jednak wprowadzenie go do pomieszczenia nastręczyło sporo problemów, ponieważ opinia Skoczka na temat miejscowych domów była jeszcze bardziej krytyczna niż ta głoszona przez Iru.
        - No chodź. To tylko na chwilę. Nie daj się prosić – zachęcała szamanka. – Wkrótce wracamy do siebie. A wówczas znów pościgami się z chmurami. No i spotkamy Złośnicę.
        Przeprowadzenie konia przez próg stanowiło nie lada trudność, natomiast umieszczenie go w zbrojonej dzieży okazało się wyzwaniem iście karkołomnym. Zwierzak bronił się ze wszystkich sił, zapierając się kopytami o podłogę, prychając, szarpiąc i bijąc ogonem w twarz Iru próbującej pchać jego zad. Ostatecznie cała operacja zakończyła się sukcesem. O dziwo pochłonięty swoimi pracami Crewil zdawał się nawet nie zauważać tego co działo się wokół.
        - Pilnuj go Pyłku, aby nie wyszedł. Przyniosę jeszcze łuk, włócznie i bukłak na wodę. A potem możemy ruszać – powiedziała szamanka po raz kolejny wybiegając z domu, tylko po to by za chwile wrócić doń z swoją bronią. - Będzie nam w środku trochę ciasno, ale na szczęście Crewil chyba nie zamierza brać ze sobą wiele rzeczy. Już nie mogę się doczekać aż przedstawię wam swoje plemię. Na pewno przyjmą nas serdecznie.
        Iru z zadowoleniem spojrzała w stronę pracującego wynalazcy. Chłopak już teraz wyglądał na szczęśliwego. Zresztą nic dziwnego. Wkrótce miał się przekonać czym jest prawdziwa wolność. Co więcej zyska też szansę by stać się mężczyzną. Był w odpowiednim wieku, więc jeśli ona zaświadczy o jego męstwie, wódz powinien bez przeszkód zgodzić się na poddanie go próbie.
Awatar użytkownika
Mel
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Mel »

- Awarrrryjny. Awarrrrryjny - powtarzała za nim Melika, smakując na języku pikantnie brzmiące “rrrrr” pośrodku użytego przez Crewila słowa. Zmarszczyła lekko brwi, starając się zapamiętać jego znaczenie. Nie spotkała się dotychczas ze słowem, które zawierałoby w sobie tyle innych. Jaki wspaniały język!
        Kiedy Crewil zwrócił się bezpośrednio do niej, parsknęła uroczym, dziewczęcym chichotem.
- Nazywam się Melika, głuptasie. Ale Pyłek to bardzo ładne imię, które nadała mi Iru. Jestem maie powietrza - powiedziała dumnie, powtarzając słowa, jakimi dawno temu określił ją staruszek z gór. Jak dawno? Przez chwilę zrobiło jej się smutno na myśl, że pewnie minęło już dużo czasu i jej opiekun zdążył się za nią stęsknić. Szybko jednak otrząsnęła się z tego wrażenia, słysząc kolejne, bardzo trafne stwierdzenie.
- Tak! Kontroluję wiatr i dźwięki! - zawołała klaszcząc w dłonie, a leżące wszędzie dookoła kartki poderwały się w pełnym gracji tańcu. Uśmiechnęła się szeroko, dumna ze swoich umiejętności. Ona też przyda się w drużynie!
        Z uwagą obserwowała wynalazcę, który miotał się pośrodku pokoju niczym kot ugryziony przez osę. Poodsuwał pod ściany stoły, organizując na środku wolną przestrzeń. Dziewczynka w mig zrozumiała jego intencje i skinieniem ręki przeniosła duży fotel pod okno. Wiatr szarpnął kolejnymi szpargałami, ale to chyba nie będzie problemem, skoro w pokoju panował aż tak duży bałagan?
        Ze skupieniem zmarszczyła brwi, rozglądając się za tym, co może się przydać w podróży. Nie miała pojęcia po co ładować to wszystko do wielkiej wanny, ale większość zachowań innych istot była dla niej niezrozumiała. Wzruszyła więc tylko ramionami i z największym poświęceniem oddała się wygrzebywaniu jej zdaniem ważnych szpargałów
- Szczotka! But! Miotła! - wołała za każdym razem, kiedy znosiła kolejny przedmiot do balii. Wszystko co przypominało jej chatkę staruszka uważała za ważne. Z błyszczącymi oczami minęła zestaw kluczy i śrubokrętów, dojrzawszy wyrzeźbioną w jasnym kamieniu figurkę golema. Tak, to na pewno się przyda!
        Melika zastrzygła uszami, kiedy nieprzyjemne ostry gwizd przeszył powietrze. Przez chwilę stała bez ruchu, z miną kota, który dostał do powąchania cytrynę. Po chwili zauważyła jednak Skoczka, którego Iru bezskutecznie namawiała do wejścia do pomieszczenia i momentalnie zapomniała o jakichkolwiek dolegliwościach.
- Konik! - zawołała, ciągnąc do niego niczym mucha do lepu. Dotychczas obserwowała galopujące konie tylko z powietrza i był to pierwszy przedstawiciel tego gatunku, który dawał jej się głaskać i drapać za uszami. Na prośbę szamanki skinęła głową - będzie go pilnować, choćby miała za nim polecieć w powietrze! Poświęciła mu całą uwagę, mówiąc do niego i z powagą słuchając jego parsknięć. Potrafiła w kilka chwil zrozumieć język każdego stworzenia, a ten był wyjątkowo krótki i prosty.
- Iru jest miła i mądra! Ale każe mi stać w misce! Nie chcę stać w misce! Miska jest straszna i dziwnie pachnie!
Mel wciągnęła powietrze, jednak nie wyczuła nic poza wonią stęchlizny i kurzu. Nic dziwnego, w końcu była duszkiem, a nie koniem!
- Nie bój się koniku! Iru nigdy nie zrobiłaby ci nic złego, a Crewil jest bardzo mądry, wiesz? Jeżeli coś wymyślił, na pewno jest to coś fajnego! Tak jak Świszczący kocioł, który goniliście po mieście! Sam zbudował kolegę do zabawy w berka! Widzisz, jaki jest mądry?
Argument o berku najwidoczniej przekonał konia, bo uspokoił się i tylko z lekką rezygnacją obserwował krzątającego się dookoła wynalazcę.
        Kiedy wróciła Iru, rumak natychmiast się ożywił, parskając i podskakując. Dziewczynka natomiast po raz kolejny zastrzygła uszami, wyłapując zbliżający się do nich dźwięk.
- Czy Skoczek zamierza zabrać ze sobą kolegę? - zapytała szamankę, zadzierając głowę. Zmartwiła się nieco, bo w załadowanej balii faktycznie zrobiło się już dosyć ciasno. - Słyszę jeszcze jednego konia, który idzie w naszą stronę. Siedzący na nim mężczyzna nuci taką ładną melodię… - Przekrzywiła głowę, usiłując wyłowić ze zgiełku miasta dokładne nuty. Zaczęła mruczeć pod nosem, powtarzając zasłyszane dźwięki, a jej srebrny głosik rozniósł się echem po pomieszczeniu.
Awatar użytkownika
Crewil
Błądzący na granicy światów
Posty: 17
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Crewil »

        - To fantastycznie – powiedział Crewil skoncentrowany na próbie spasowania zaworu z palnikiem. Chłopak nie miał pojęcia czym jest maie. Jako człowiek nauki podchodził do magii z dużym dystansem. Można wręcz powiedzieć, iż negował jej istnienie. Dla wynalazcy wszystko obracało się w sferze przyczynowo-skutkowej, mając silne oparcie w mechanice, a powyższe założenie stanowczo wykluczało, aby dany przedmiot poruszał się tylko pod wypływem myśli, czy wypowiedzianego zaklęcia. W opinii Crewila kluczowym był jednak fakt, iż Melika określiła się jako maie powietrza, a z kolei powietrze było tym żywiołem, nad który wynalazca starł się właśnie zapanować. Siłą rzeczy jej obecność musiała zatem być przydatna. Skoro w najnowszym wynalazku Rudhofa znalazł zastosowanie zbiornik powietrza, dysza powietrza i wskaźnik powietrza, to i maie powietrza powinna dać się jakoś wykorzystać. A na ustalenie co to takiego, przyjdzie jeszcze czas.
        Chłopak kończył właśnie kleić łaty na poszyciu balona, skupiając się na największych rozdarciach. Z braku czasu przyjął założenie, że te małe dziury nie powinny mieć wpływu na stabilność lotu. Pochłonięty własną pracą nie przykładał większej wagi do tego co robią dziewczyny. W końcu co można było zawalić przy tak prostym zadaniu? Wydawało się, że absolutnie nic. Jednak Crewil nie docenił swoich pomocnic. Na widok konia zajmującego połowę przestrzeni na pokładzie balona, armatura trzymana w dłoniach wynalazcy z hukiem wylądowała na podłodze.
        - No nie! Co to ma być? To ja tu wychodzę z siebie, aby wyciągnąć nas z krytycznej sytuacji, a wy wbijacie mi konia w szprychy? Znaczy się kija w szprychy! Argh… - Chłopak ugryzł się w język, czując że i tak nic nie wskóra, bez względu na to jak poukładane, sensowne i wyraziste będą jego argumenty. Mógłby stracić godziny tłumacząc Pyłkowi i Iru jak wielkim zagrożeniem jest obecność Skoczka. Według szybkich szacunków Crewil szacował możliwość katastrofy na jakieś czterdzieści procent. Zwierzę było za duże, za ciężkie i nazbyt ruchliwe. A każdy jego przechył zmieniał środek ciężkości, którego chłopak nie mógł równoważyć, chociażby dlatego, że przy obecności Skoczka brakowało miejsca na jego rzeczy. Oczywiście brał też pod uwagę to, że dziewczyny nie będą wiedziały czym jest równowaga sił i wektorów, więc swoich tłumaczeniach powinien zastosować bardziej obrazowe dowody.
        - Posłuchajcie. W przyrodzie pewne rzeczy nie powinny mieć miejsca. Tak jak prostokąty się nie kręcą, a koła nie stoją prosto, tak konie nie latają w balonach. Nie i już! – zaakcentował Crewil jednocześnie zdając sobie sprawę, że jago sprzeciw oznaczał mnie więcej „nie, chyba że wy obie macie inne zadanie”. A one zdecydowanie miały. – No ale mieliśmy działać dyskretnie. A czy waszym zdaniem koń unoszący się w powietrzu to szczyt dyskrecji? Dobra, nieważne. Lecimy. Bylebym tylko nie dostał miejsca przy zadzie. I weźmy z sobą chociaż części do odbudowania golema.
        Crewil westchnął ciężko. Wcześniej próbował wytłumaczyć dziewczynom rzeczy proste. I wyszło jak wyszło. Natomiast teraz czekał go znacznie trudniejszy wykład.
        - A teraz skupcie się proszę. Zapewne obie zastanawiacie się w jaki sposób nasz balon wydostanie się z tego budynku – powoli tłumaczył Rudhof, robiąc przy tym ceremonialne pauzy. – A zatem spieszę z wyjaśnieniem. Widzicie tą dźwignię przy belce stropowej? To właśnie ona uchyla dach. Jedna z was będzie musiała ją przesunąć, w czasie gdy ja odkręcę zawór i podam ciśnienie z palnika.
        Gdyby mógł wybierać, Crewil najchętniej sam zająłby się uruchomieniem mechanizmu rozsuwającego dach, jednak w tym przypadku musiałby jednocześnie powierzyć komuś sterowanie armaturą balona. A biorąc pod uwagę jakie miał możliwości, najszybciej wybrałby tu Skoczka.
        - Tak, rozumiem, że obie zastanawiacie się dlaczego nie umieściłem jej niżej. Jednak musicie brać pod uwagę straty jakie powstałyby na cięgnie. Do tego naprężenia i konieczność zwolnienia blokady gdy szpara w dachu będzie na tyle duża aby zmieścił się w niej balon. Innymi słowy, ochotniczka ciągnie za dźwignie, dach się otwiera, balon unosi ku górze, a nasza dzielna dama wskakuje na pokład. Jakieś pytania?
Ostatnio edytowane przez Crewil 5 lat temu, edytowano łącznie 2 razy.
Iru
Błądzący na granicy światów
Posty: 16
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Tarianin
Profesje: Szaman , Myśliwy , Zwiadowca
Kontakt:

Post autor: Iru »

        - Co to jest balon? – bez cienia zażenowania spytała Iru, rozsiadając się wygodnie obok Skoczka. Dziewczyna już dawno doszła do wniosku, że nie ma sensu próbować zrozumieć tego co mówi Crewil. Wynalazca miał swoje sposoby manifestowania dobrego nastroju, zwykle objawiające się szybkim, nieskładnym mamrotaniem pod nosem i nieustanną próbą nadawania metalom dziwnej formy, w bliżej nieokreślonych celach. Szamanka uznała, iż powinna uszanować te osobliwe rytuały. Jeśli czasem zabierała głos w takiej dyskusji, to robiła tak z względów grzecznościowych. Dziwne słowo, o którym nigdy wcześniej nie słyszała, wydało jej się ważne tylko, dlatego iż Crewil wypowiadał je niemal w każdym zdaniu. W rzeczywistości zaś, Iru zastanawiała się nad zupełnie inną kwestią.
        Po raz pierwszy ona i chłopak cieszyli się z tego samego. Zwykle było tak, że w sytuacjach które Iru uznawała za zabawne, Crewil tylko wzruszał ramionami albo zamiast śmiechu reagował złością. Na przykład gdy Skoczek zjadł jego pasek od spodni albo gdy chłopakowi udało się wybuchnąć barwioną wodę, wskutek czego jego twarz pokryła się malunkami, tak jak u myśliwych z jej plemienia. Z drugiej strony gdy wynalazca zaczął się czymś ekscytować, szamanka najczęściej nawet nie była w stanie domyślić się co jest tego przyczyną. Jednak ucieczka z trzewi kamiennego potwora była wydarzeniem niezwykłym. Żeby nie powiedzieć epokowym. Takim, które nawet w najróżniejszych umysłach budzi te same odczucia. Dlatego też emocje jakie udzielały się chłopakowi były w pełni zrozumiałe. Nawet jeśli ten nie we wszystkim miał rację.
        - To nieprawda. Niektóre konie mają skrzydła i potrafią latać – sprostowała Iru. – Chociaż nie jest to ich wybór i wcale nie są z tego powodu szczęśliwe. Wiedząca opowiadała mi kiedyś historię króla mustangów, najszybszego z koni, tego który w pełnym cwale mógł ścigać się z wiatrem, a który to w swojej pysze i zuchwałości rzucił wyzwanie praorłowi. Mądry ptak wiedział, iż w tym wyścigu nie ma szans. Żadne zwierzę nie miało. Chciał jednak dać nauczkę zarozumiałemu królowi, dlatego też najpierw długo kazał się namawiać, a potem zażądał, aby przegrany spełnił jedno życzenie zwycięscy. Tak jak się spodziewał, gdy dotarł na metę, mustang już tam czekał i bez zastanowienia zażyczył sobie posiąść ptasie skrzydła. Władczy mustang chciał się przekonać jak to jest móc patrzeć na wszystko z góry. Nie doceniał tego co ma i faktu, iż nie istnieje nic piękniejszego niż tętent kopyt uderzających o ziemię. Zamiast tego zrozumiał, że same skrzydła to nie wszystko. Do lotu potrzebna jest odpowiednia sylwetka. Koń ze skrzydłami wciąż poruszał się niezdarnie, a co gorsze opór powietrza jakie powodowały skrzydła, sprawił, że mustang nie potrafił biec tak szybko jak wcześniej. Wściekły król natychmiast zażądał od praorła by ten zabrał mu pióra, jednak zmyślny ptak zdecydował, iż tylko zwycięzca ma prawo oczekiwać spełnienia prośby. A od momentu przemiany, to on był szybszym z tej dwójki.
        Iru przemawiała powoli i spokojnie, całkowicie ignorując przy tym rosnącą irytację chłopaka. Nie mogła przecież winić go za to, że czegoś nie wie. Ona też nie wiedziała wielu rzeczy. Na przykład co to jest balon albo dźwignia? Była jednak zdeterminowana, aby zrozumieć do czego ludziom służą wszystkie te przedziwnie przedmioty. Odkąd przybyła do tak zwanego miasta, dowiedziała się o istnieniu wielu niesamowitych rzeczy. Na przykład czym są domy i że buduje się je ścian i drzwi. W zamian za naukę, starała się odwdzięczyć Crewilowi opowiadając mu o przyrodzie Bezkresnych Równin. Niestety nawet najlepszy opis nie oddawał wrażenia jakie dawało zobaczenia czegoś z bliska.
        - Rogi stepowego bawoła wychodzą znad uszu. Są długie, ostre i idealne gładkie, tak że nie da się zarzucić pętli na jego pysk. A tą twoją dźwignie to każdy może złapać. Tylko po co skoro ona i tak nigdzie nie biegnie? – zastanawiała się Iru jednocześnie prezentując jak zręcznie zarzucić lasso na podwieszony pod ścianą mechanizm. W ten sposób szamanka bezwiednie wykonała połowę z zadania jakim obdarzył je wynalazca. Niestety gdy tylko spróbowała dostać się na górę by odzyskać cenną linę, Skoczek natychmiast zaczął wierzgać, protestując przeciwko kolejnej próbie oddalenia się dziewczyny.
        W tym samym czasie dał się słyszeć odgłos pukania do drzwi.
        - Panie Rudhof! To ja Feline! Proszę otworzyć! Musimy porozmawiać! Szybko! – herold przemawiał błagalnym głosem. Po jego dotychczasowej pewności siebie nie pozostał nawet ślad. – Pospiesz pan się! Zanim ona tu przyjdzie.
Awatar użytkownika
Mel
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Mel »

        Dziewczynka słuchała jak zaczarowana opowieści o królu mustangów i wszechwładnym praorle. Oczami wyobraźni widziała tego pięknego, dumnego konia, jak pędzi przez stepy z rozwianą, białą grzywą i szybującego nad nim ptaka, w wielkiej, złotej koronie. Sama historia była dla niej nieco zagmatwana. Dlaczego orzeł spełnił jedną prośbę mustanga, a zignorował drugą? To było bardzo niegrzeczne z jego strony! Wyciągnęła z tego jednak bardzo ważny wniosek. Nie każdy skrzydlaty stwór zasługuje na zaufanie!
- Sylwetka wcale nie zawsze jest aż taka ważna. Ja mam rogi i duże stopy, a mimo to bez problemu latam! - powiedziała do Iru, prezentując jak unosi się lekko w powietrzu. Na niespokojną reakcję Skoczka opadła jednak z głośnym klapnięciem do balii i pogłaskała go po nosie. Potem odwróciła się do wynalazcy, oświecona nagłą myślą.
- Jeśli potrzebujesz pomocy z lataniem, mogę się przydać! Mogę unieść naszą balię do góry podmuchem wiatru! Tylko czy nie rozbije się o dach? - zastanawiała się, patrząc z powątpiewaniem na bardzo solidnie wyglądające deski stropowe.
        W tym momencie rozległo się donośne łomotanie do drzwi. Przestraszona głośnym dźwiękiem Melika podskoczyła jak zając, powodując kolejny, głuchy łoskot balii. Herold Feline domagał się natychmiastowego wpuszczenia do środka, zanim jakaś ONA przyjdzie jego śladem.
Pamiętając jaki był dla niej niemiły, maie nachmurzyła się i skrzyżowała ramiona.
- Najpierw śpiewa pod nosem, a potem udaje przestraszonego? Dla mnie to… - nie znalazłszy odpowiedniego słowa w swoim słowniku wydała tylko zirytowane prychnięcie i wróciła do zabawy ze Skoczkiem. Łapała w otwarty medalik jego niespokojne parsknięcia, a następnie wypuszczała je w powietrze. Zdezorientowany koń wpatrywał się ze zdumieniem w miejsce, z którego dobiegał niepokojąco znajomy odgłos, nie mogąc zlokalizować drugiego przedstawiciela swojego gatunku. Dziewczynka zaśmiewała się radośnie i uspokajała go drapaniem za uszami. Było jej wszystko jedno, czy Crewil wpuści tego niemiłego typa do środka, dopóki ona nie będzie musiała z nim rozmawiać!
- Panie Rudhof, proszę natychmiast mnie wpuścić! To sprawa najwyższej wagi! Może od niej zależeć pańskie życie... Oraz moje! - Jego głos zadrżał lekko, od nieudolnie tłumionych emocji. Pocąc się jak prosię, herold rozglądał się co chwila dookoła, poprawiając nerwowo niechlujnie rozchełstaną koszulę. Drżącymi rękoma wyrównywał koronki, wyciągał i chował wymiętą chusteczkę. Ponownie załomotał pięścią w drzwi, domagając się ich natychmiastowego otwarcia.
Awatar użytkownika
Crewil
Błądzący na granicy światów
Posty: 17
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Crewil »

        „Już nigdy nic im nie wytłumaczę” pomyślał Crewil widząc ignorancje w zachowaniu obu dziewcząt. Jedna beztrosko bawiła się z koniem, a druga opowiadała jakieś bzdurne bajki, tak jakby wydumane historyjki miały coś wspólnego z nauką. Obie natomiast chichotały przy tym radośnie, nic sobie nie robiąc z powagi wydarzenia. Pomijając nawet fakt, iż od udanej próby zależało ich życie, sama doniosłość chwili związanej z pierwszym startem balonu wymagała odrobiny koncentracji i skupienia się na rzeczach istotnych. Tymczasem jego cenne uwagi przepadały bez echa. Iru i Mel nawet nie próbowały go wysłuchać, a jeśli nawet coś tam przebiło się przez otaczającą je skorupę obojętności, obie natychmiast interpretowały fakty po swojemu. Gdy wynalazca mówił „do przodu”, one przesuwały się w bok. Tak jakby Crewil posługiwał się niezrozumiałym dla nich językiem. Powyższy stan rzeczy nie dawał się wytłumaczyć inaczej, niż jednym słowem – BABY.
        Na domiar złego do drzwi warsztatu wynalazcy zaczął dobijać się Feline. Crewil ironicznie pomyślał, że skoro ma już na pokładzie konia, to co mu szkodzi zabrać nań również osła. Ostatecznie prawdopodobieństwo tego, że cały eksperyment związany z lotem runie w gruzach i tak przekraczało wszelkie poziomy krytyczności, więc kolejne niesprzyjające zmienne chłopak zwyczajnie ignorował. Po pierwsze było to dziewicze uruchomienie maszyny. Jak do tej pory jeszcze nieprzetestowanej. Z racji konieczności zachowania tajemnicy, Crewil budował ją w swoim domu, od początku zakładając iż będzie to jednorazowy lot. Ostatecznie ciężko byłoby upchnąć to wszystko na powrót w czterech ścianach. A jak wiadomo pierwotne rozruchy obarczone są największym ryzykiem błędu. Zwłaszcza jeśli posiada się pomocnice od siedmiu boleści i idiotę dobijającego się do drzwi, notabene cały czas będących otwartymi.
        - Przesuńcie się. Zróbcie miejsce dla nauki – oznajmił Crewil, wraz z dźwiganą przez siebie armaturą zajmując miejsce wewnątrz balii. – Tylko to zamocuję i możemy odlatywać.
        Bywały chwile, w których wynalazca żałował, że nie ma mięśni jak kowal i siły siedmiu chłopa. Niektóre z budowanych przez niego konstrukcji okazywały się niezwykle wielkie i ciężkie, a ich montaż stawał się uciążliwy, zwłaszcza w momentach gdy przyszło mu kopać się ze Skoczkiem o każdy palec wolnej przestrzeni na pokładzie.
        - Teraz trzeba wyosiować, tu odkręcić i uruchomić palnik. To jest przesłona, która służy do regulacji płomienia, a tutaj mamy tłok. Przesuwając go do siebie i w przód, wytwarzamy podciśnienie, które zasysa powietrze do wnętrza. - Wbrew wcześniejszym deklaracjom Crewil zdecydował się przeprowadzić krótkie szkolenie. Nie żeby specjalnie przejmował się względami bezpieczeństwa, za to kusiła go szansa zaimponowania obu dziewczynom. Niestety powagę prezentacji psuł nie dający za wygraną Feline.
        - Człowieku, miej litość! Jestem tu w imieniu Lorda Protektora! – tłumaczył mężczyzna.
        - Nie ma mnie w domu! – odpowiedział Crewil, tym samym zachęcając herolda do wejścia. Wynalazca nie miał złudzeń co do tego, iż przysłany mu pomocnik ma tak naprawdę obserwować czy chłopak rzeczywiście podjął się zleconej mu misji, jednak spodziewał się, że w tym przypadku będzie to ktoś dużo bardziej charyzmatyczny i stanowczy niż potrafiący jedynie gadać Feline. Zwłaszcza po tym gdy okazało się, że herold nie jest nawet w stanie doprowadzić dzieciaków przed oblicze swojego pracodawcy.
        - Panie Rudhof, proszę posłuchać… o nie… co to ma być? – Na widok powłoki, powoli nabierającej kulistych kształtów, mężczyzna zaniemówił. Już wcześniej przewidywał najgorsze, jednak okazało się, że jego wyobraźnia nawet nie zbliżyła się do tego co zafundowała mu rzeczywistość. – Chyba nie chce pan podróżować w tym czymś? Przecież to szaleństwo! Trzeba natychmiast powiedzieć Lordowi Protektorowi, że wszystkie pana teorie są wyssane z palca, a ganianie za nimi nie ma sensu. W przeciwnym wypadku on będzie oczekiwał efektów.
        - Jak w ogóle może pan twierdzić, że nauka nie ma sensu? Wiedza jest podstawą wszystkiego, a ja zamierzam to udowodnić! - oburzył się Crewil zapominając tym samym, że jeszcze przed chwilą planował ucieczkę.
        - Przez swoje durne wynalazki pozabija nas pan wszystkich! – zaprotestował Feline. – Nie pozwolę na to!
        Poirytowany herold zaczął niszczyć wszystko wokół. Był zdesperowany aby nie dopuścić do startu powietrznego kosza, a ponieważ nie miał pojęcia jak się do tego zabrać, uznał że najskuteczniejszą metodą będzie dewastacja aparatury odpowiedzialnej za tajemniczy proces. Przewracając kolejne podejrzanie wyglądające przedmioty, w końcu musi trafić na coś co unieruchomi zbudowane przez dzieciaka monstrum. Crewil był przerażony. Niestety nie zdążył zareagować inaczej niż krzykiem.
        - Nie! proszę tego nie ruszać! To katalizator. Jeśli nastąpi jego rozszczelnienie, reakcja przyspieszy jak lawina … nieeee….
Iru
Błądzący na granicy światów
Posty: 16
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Tarianin
Profesje: Szaman , Myśliwy , Zwiadowca
Kontakt:

Post autor: Iru »

        Iru ze spokojem rozsiadła się wewnątrz Wędrującej Miski, zajmując miejsce jak najbliżej Skoczka. Z jakiegoś powodu jej rumak nie przepadał za „Ile koń ma nóg oczy”. Być może dlatego, że Crewil dziwnie pachniał, a poza tym nieustannie pokrywało go coś, co wywoływało kichanie. Zresztą koń miał pełne prawo, aby protestować. Najpierw zmuszono go do wejścia do budynku, potem jeszcze bardziej ograniczono mu przestrzeń osobistą, pakując go do niewielkiej balii, a teraz wynalazca ładował mu się na grzbiet z kolekcją rur i mechanizmem, który zdaniem Crewila powinien znajdować się na samym środku miski, czyli dokładnie tam, gdzie chciał stać Skoczek.
Dziewczyna robiła co mogła, aby uspokoić przyjaciela i przekonać go by pozwolił działać Crewilowi. Jednocześnie z fascynacją przyglądała się magicznemu pudełeczku Pyłka, które wydawało z siebie prychnięcia identyczne z głosem Skoczka.
        - To jest świetne – pochwaliła Iru. Szamanka niezmiernie rzadko doceniała rzeczy, które nie wywodziły się z jej plemienia, ale w tym przypadku nie potrafiła powstrzymać swojego zachwytu. Szczerze mówiąc latający namiot, jaki nad balią postawił Crewil, również zasługiwał na uznanie, chociaż z racji tego iż ciężko byłoby w nim zamieszkać, wydawał się trochę niepraktyczny. Bo przecież będąc w środku nie ma gdzie oprzeć stóp, a do tego z niewiadomych przyczyn, pod namiotem chłopak rozpalił ognisko. W niczym nie zmieniało to faktu, że konstrukcja ta była imponująca. Jednak prychające pudełko Meliki podobało jej się bardziej.
        Zapowiadała się fantastyczna przygoda. Przynajmniej do chwili gdy pojawił się człowiek z bukłakiem zamiast spodni i wszystko zepsuł. Najpierw zaczął krzyczeć, następnie rozwalać, a później Crewil krzyczał zamiast niego. W tym czasie, ku zaskoczeniu Iru, Wędrująca Miska uniosła się delikatnie w powietrze. Nie był to jednak koniec niespodzianek. Nagle coś głośno świsnęło, a potem ich balia zaczęła pędzić ku górze niczym spłoszone stado bawołów.
        Początkowe szarpniecie na pokładzie Wędrującej Miski wywołało istny chaos. Szamanka nie zdawała sobie sprawy, iż cały czas trzyma w rękach linę, której koniec zarzuciła na Crewilową dźwignię, a upadając na dno balii, uruchomiła mechanizm otwierający dach, dzięki czemu balon mógł swobodnie pędzić ku chmurom. Iru nie miała również pojęcia czym jest katalizator, przez który planowany spokojny lot, zamienił się w ten przypominający atakującego sokoła. Chłopak być może byłby w stanie zapanować nad bałaganem, zmniejszając prędkość zachodzącej reakcji, tym bardziej, że jako jedyny na pokładzie miał świadomość katastrofy, jaką spowodował Feline, jednak chwilowo został wyłączony z funkcji kontrolującego lotem. A wszystko to za sprawą Skoczka, który w momencie gdy balon wyrwał do góry, upadł, przygniatająca swoim tułowiem chuderlawego Crewila. Wynalazca rozpaczliwie wymachiwał wszystkimi kończynami, starając się uwolnić, jednocześnie wydając z siebie przeróżne gardłowe dźwięki. Cała balia trzęsła się na wszystkie strony, co doprowadziło rumaka do konkluzji, iż najlepiej zrobi jeśli pozostanie na ziemi.
        A był to tylko wierzchołek góry kłopotów czekających feralną załogę.
        - Pyłek! Nigdzie nie widzę Pyłka! Musiała wypaść! – krzyczała Iru, wychylając się poza burtę balonu.
        - Pfffuuu pfu pfu … - wycharczał Crewil.
        - Nie możemy lecieć bez niej! Dlaczego mi nie pomagasz? – oskarżała szamanka, w odpowiedzi uzyskując jedynie kolejne wymachiwania rękoma i nogami.
        Dziewczyna zrozumiała, że musi działać sama. Na szczęście miała z sobą włócznię, która cudem nie wypadła przy starcie. Chwytając w dłonie broń, zaczęła nią dźgać ogniste serce, tak aby zmusić Wędrującą Miskę do cofnięcia się po Melikę, ale ta nie poddawała się łatwo. Na każdy kolejnym cios próbowała odpowiedzieć gwałtownym skrętem, mającym na celu wyrzucenie za burtę swojej załogi, jednak Iru stała twardo na nogach, natomiast Skoczek był za ciężki, aby łatwo było nim rzucić.
Awatar użytkownika
Mel
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Mel »

Melika prawie spuchła z dumy, słysząc pochwałę z ust Iru.
- To medalik melodii. Dostałam go od staruszka z góry, który się mną zaopiekował! To był bardzo mądry staruszek… - Zmarszczyła brwi, zastanawiając się nad czymś głęboko. - Tak mądry jak ty! Myślę, że też zna wiele ładnych historii. Kiedyś opowiadał mi o tym skąd wzięły się gwiazdy. Możemy go odwiedzić, jeśli Crewil nam na to pozwoli! - zawołała, entuzjastycznie klaskając w fioletowe dłonie.
        Tymczasem do środka wpadł Feline, wrzeszcząc coraz głośniej i rozglądając się wybałuszonymi ze zgrozy oczami po wnętrzu pracowni. Wpadając w niszczycielski szał, wypluwał z siebie coraz szybciej kolejne słowa.
- Niech mi pan wierzy panie Rudhof, nie jestem najgorszym co mogło pana spotkać ze strony Lorda Protektora! Za mną jedzie tu pewna kobieta, która również dostała za zadanie mieć pana na oku! - Splunął na podłogę, co było zaskakującym gestem, nawet jak na niego. - To kapitan przybocznej straży Lorda, jego prawa ręka. I niech mi pan wierzy na słowo, nie chce pan, żeby Ona pana znalazła.
Jakby w odpowiedzi na jego ostatnie słowa, balon uniósł się w górę, niezgrabnie unosząc chaotyczną załogę w powietrze. Trzęsło, rzucało na boki i wiało bez litości, gdy urządzenie szybowało coraz wyżej i wyżej. Melika, która nie zdążyła chwycić za nic konkretnego, poleciała do tyłu. Czując jak traci grunt pod nogami złapała za jedyną rzecz, jaka była w zasięgu jej ręki. Za ogon Skoczka.
        Biedny koń, słusznie czując się zagrożony, zarżał ze skargą i wierzgnął przednimi kopytami, usiłując strącić nieznośnie ciążący mu balast. Przy okazji podniósł się, uwalniając spod swojego cielska nieszczęsnego wynalazcę. Melika, tracąc przyczepność przez spocone dłonie, poleciała w dół z głośnym piskiem. Szybko jednak zamachała rękami, unosząc się na silnym podmuchu powietrza z powrotem w górę.
- Ojeeeej, jak tu pięknie! - powiedziała, przyglądając się szeroko otwartymi oczami panoramie miasta.
Oświetlenie zmieniło się nieco, przechodząc w lekką czerwień zbliżającego się wieczoru, a gdzieniegdzie zapłonęły już pierwsze latarnie. Czerwone dachy przemykały pod nimi niczym ryby w olbrzymiej, leniwie płynącej rzece. Ludzie spacerowali spokojnie na ulicach, będąc już po pracy i nie spiesząc się w żadnym konkretnym kierunku. Kilka osób dojrzało już olbrzymią czaszę balonu unoszącą się ponad dachami. Gapie pokazywali ją palcami, zadzierając głowy i podziwiając ten nietypowy wynalazek.
Dziewczynka zakręciła piruet w powietrzu i podleciała do rozglądającej się za nią szamanki.
- Tu jestem! - zawołała wesoło, machając jej ręką. Widząc, jak kosz nadal szarpie i buja się na boki, wyciągnęła ręce i delikatnie postarała się go ustabilizować. Nigdy wcześniej nie robiła czegoś takiego - dotychczas używała powietrza tylko do przemieszczania się, jednak zabawa okazała się całkiem fascynująca. Początkowo zbyt mocno przechyliła go na bok, przez co pasażerowie polecieli na jedną stronę, po chwili jednak udało jej się ustabilizować jego lot. W ten sposób maszyna spokojnie zaczęła wznosić się w górę, a Crewil zyskał chwilę, by zacząć majstrować przy swoich mechanizmach.
        Jedna z osób w dole nie wpatrywała się jednak w balon w niemym zachwycie. Blada, czarnowłosa kobieta zacisnęła wąskie usta w wyrazie irytacji i gwałtownym ruchem popędziła konia, kierując się w stronę bramy miejskiej. Pędziła przez siebie, roztrącając ludzi, jednak nikt nie odważył się powiedzieć na nią złego słowa. Przez cały ten czas nie spuszczała czujnego spojrzenia drapieżnych oczu z unoszącego się w górę wynalazcy.
Awatar użytkownika
Crewil
Błądzący na granicy światów
Posty: 17
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Crewil »

        Od początku był przekonany że ma rację. Miał racje. Wtedy gdy twierdził że podróże są niebezpieczne, a przede wszystkim gdy mówił iż na pokład balonu kategorycznie nie powinno zabierać się koni. Niestety ponieważ Crewil okazał się jedyną osobą która boleśnie odczuła słuszność własnych twierdzeń, raczej nie miał co liczyć, iż następnym razem jakakolwiek jego argumentacja zostanie wzięta pod uwagę. Zresztą w chwili obecnej nie to było najważniejszym problemem chłopaka. Przygnieciony przez Skoczka, wynalazca rozpaczliwie walczył o każdy oddech. Uruchamiając katalizator na pełna moc, Feline sprawił, że powłoka balonu napełniła się w błyskawicznym tempie, a naturalną konsekwencją takiego działania było to, iż materiał wykorzystany do jej budowy nie zdołał wytrzymać nadmiernego przeciążenia i najzwyczajniej w świecie musiał pęknąć. Na szczęście dla powietrznej załogi, w przypadku dużych obiektów, ów fakt nie przebiega tak dramatycznie jak momencie przebicia jakiegoś z ich mniejszych krewniaków. Przez jakiś czas balon nieustanne wznosił się ku górze. Duża w tym była zasługa Meliki, chociaż nawet maie powietrza nie była w stanie równoważyć turbulencji, w wyniku których uczestnikami lotu rzucało po całym pokładzie. A przynajmniej tymi którzy zawczasu nie zdążyli się niczego chwycić, z Skoczkiem i Crewilem na czele. Z drugiej strony to właśnie dzięki temu iż wierzchowiec Iru podskakiwał na wszystkie strony, leżący pod nim chłopak miał szansę zaczerpnąć powietrza, w przerwach pomiędzy kolejnymi nokautującymi ciosami zadanymi przez koński bok.
        Poza nauką Crewil nie wierzył w żadne inne bóstwa, dlatego też nie miał do kogo zwrócić się z podziękowaniami za to iż dramatyczna sytuacja szybo się ustabilizowała. Pyłek się odnalazła, Iru uspokoiła, Skoczek przesunął na druga stronę bali, a chłopak mógł ponownie przejąć stery, opanowując awarię. Przynajmniej na tyle na ile potrafił, ponieważ szkody były już nieodwracalne. W innych okolicznościach wynalazca być może mógłby przeprowadzić jakąś brawurową naprawę, jednak gdy tylko zaczął rozglądać się po pokładzie w poszukiwaniu swoich rzeczy, okazało się że wszystkie jego narzędzia gdzieś przepadły. Chłopak nie miał pojęcia o tym że przygotowany przez niego zestaw ratunkowy nigdy nie trafił na swoje miejsce. Nie miał zapasowego statecznika, za to ku swojemu zaskoczeniu, posiadał grabie i cały zestaw mioteł.
        - Tracimy wysokość. Nie mamy też sterowności. – Oznajmił Crewil. – Możemy spróbować wylądować, jeśli uda nam się wypoziomować balon. To znaczy, że musimy przerzucić balast na lewą burtę.
        Rudhof był bliski paniki. Nawet jeśli jakimś cudem uda im się wylądować i na ziemi dokonać niezbędnych remontów, przez tego głupca Feline nie posiadali wystarczającej ilości paliwa by ponownie wystartować i przelecieć nad Bezkresnymi Równinami. A w wyobraźni Crewila teren ten był ze wszech miar niebezpieczny. Dziesiątki ludzi usiłujących przebyć to miejsce przepadało bez wieści. Lot balonem miał im zapewnić komfort podróży. Co gorsza nie mogli teraz zawrócić, ponieważ powrót do miasta oznaczał ponowne spotkanie z Lordem Protektorem i konieczność tłumaczenia się mu dlaczego nie poczekali na wskazanego przez niego towarzysza podróży. O ile w ogóle dało się to wytłumaczyć.
        - Już po nas. – Podsumował chłopak, zdając sobie sprawę, że nawet nie posiada mapy.
Crewilowi cały czas nie dawało spokoju skąd bierze się dziwny przechył w balonie. Tajemnica ta wkrótce wyjaśniła się sama. Gdy chłopak ostrożnie wyjrzał poza burtę, dostrzegł zwisającego poniżej nich bezwładnego herolda, który jakiś zbiegiem okoliczności musiał zahaczyć się o którąś z lin. Najprawdopodobniej mężczyzna zemdlał gdy w czasie startu zawadził o dach.
        - Może powinniśmy go odciąć? – Zastanawiał się wynalazca, jednak po głębszych rozważaniach Crewil doszedł do wniosku, że dla Feline dużo bardziej przerażająca okolicznością będzie ockniecie się w miejscu gdzie, bez względu na to w która stronę patrzysz, po horyzont nie ma nic tylko trawa. Chwile później chłopak zdał sobie sprawę, że mężczyzna nie jest tu jedynym, który w konfrontacji z takimi faktami, zmoczy spodnie.
        Za to im bliżej znajdowali się ziemi, tym bardziej twarz Iru promieniała z radości. Tak jakby dziewczyna nie robiła sobie nic z faktu iż za chwile mogli się rozbić.
Iru
Błądzący na granicy światów
Posty: 16
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Tarianin
Profesje: Szaman , Myśliwy , Zwiadowca
Kontakt:

Post autor: Iru »

        Zdaniem Iru był to jeden z najlepszych dni w jej życiu. Wracała do domu. Do miejsca gdzie się wychowała i gdzie życie było dużo prostsze. Z daleka od kamiennego potwora, murów i sztucznych dylematów stwarzanych przez zbitych w gromadę ludzi. Wolne przestrzenie wokół niej sprawiały, że umysł i ciało szamanki reagowało szybciej, sprawniej i bez wysiłku. Na Bezkresnych Równinach problemy rozwiązywały się same. Nareszcie wszystko stawało się sensowne, logiczne i zgodne z naturą. Na przykład Fioletowa i jej umiejętność latania. Crewil mógł się temu dziwić i snuć wywody na temat rzeczy, które przeczą nauce, ale dla szamanki, unosząca się w powietrzu Melika była po prostu bardziej kompletna. Pełniejsza, o ile można był użyć takiego słowa w stosunku do drobniutkiej istotki. Pyłki powinny fruwać i tyle. Jeśli cokolwiek było tu głupie i niedorzeczne to fakt, że latający powóz zwijał się w kulę zamiast rozkładać szeroko skrzydła, tak aby łapać weń więcej powietrza.
        - Wyglądasz ślicznie – z uśmiechem na twarzy stwierdziła Iru.
        Dziewczyna zachowywała wyjątkowy spokój, tak jakby nie zagrażało im żadne niebezpieczeństwo. Póki co ich balon nie spadał, a raczej delikatnie zsuwał się ku ziemi, prąc przed siebie z dużą prędkością. Z każdą chwilą szamanka coraz wyraźniej widziała źdźbła wysokich traw, pochylających się pod wpływem wiatru. Obraz ten cieszył jej serce. Wszystko było takie jak zapamiętała. Żałowała jedynie, iż w pobliżu nie znajdowało się wielkie stado dzikich koni, które mogłaby pokazać Pyłkowi. Z tej wysokości ów widok byłby zachwycający. Tymczasem Crewil uwijał się w pocie czoła, nieustanie coś skręcając, przesuwając, ustawiając, regulując, a przy tym wydając sprzeczne komendy. Na przykład tą, aby wyrzucić wszystko to co jest zbędne a waży zbyt dużo, czyli inaczej rzecz ujmując pozbyć się dokładnie tych samych przedmiotów, które wcześniej Fioletowa wkładała do bali.
        Początkowo Iru zamierzała protestować, ale po namyśle doszła do wniosku, że być może dla chłopaka jest to jakieś rytualne pożegnanie się z dawnym życiem. Skoro teraz był wolny, to musiał uznać, że wszystkie te bezużyteczne przedmioty nie będą go ograniczać. Szamanka ochoczo pozbywała się sztuka po sztuce zawartości crewilowych tobołków, tym samym tworząc na ziemi wyraźną wskazówkę dla kobiety, która podążała ich śladem. Ostatnią rzeczą, którą zrobiła było odcięcie liny z nieszczęsnym Feline przywiązanym do jej drugiego końca. Iru pozbyła się balastu w momencie, gdy balon znajdował się kilka staj nad ziemią, także upadając z tej wysokości herold raczej nie powinien wyrządzić sobie krzywdy. A przynajmniej nie większej krzywdy niż wszystkie te, które zdołał doświadczyć dotychczas.
        Wędrująca Miska pędziła przed siebie, bardzo powoli tracąc wysokość, w skutek czego mężczyzna szybko zniknął im z pola widzenia. Patrząc z boku można było odnieść wrażenie, iż przyczepiona do burty drobna Melika jest tu siłą napędową pchającą balon do przodu. A może to wiatr cieszył się z ich szczęścia, dając tym samym upust swojej radości?
        - Trzeba wysiadać – stwierdziła szamanka, nie mogąca się doczekać kiedy wreszcie dotknie swoimi bosymi stopami chłodną, wilgotną glebę. Iru nie znała się na lotnictwie, bardziej intuicyjnie niż naukowo wyczuwając, że sam moment lądowania może być dość twardy. Poza tym kierowała się własną niecierpliwością i doświadczeniem, które podpowiadało jej, aby nie ufać rzeczom zbudowanym przez Crewila. Jego wynalazki miały tą wspólną cechę, że zwykle nie posiadały hamulców albo też te w nich nie działały. Szybko ocena sytuacji pozwoliła dziewczynie stwierdzić, że o ile Fioletowa raczej poradzi sobie sama to, chłopakowi trzeba będzie pomóc.
        - Chodź – stwierdziła, po czym ignorując protesty wynalazcy spróbowała usadowić go na grzbiecie Skoczka. – Nie bój się „ile koń ma nóg oczy”. Trzymaj się grzywy, a wszystko będzie dobrze. Dacie radę. Skoczek nie bez powodu posiada swoje imię.
Awatar użytkownika
Mel
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Mel »

        Kobieta w czerni bez słowa pędziła konno wzdłuż szlaku najróżniejszych przedmiotów wyrzucanych z balonu. Nie powiedziała nic gdy wśród nich dojrzała zestaw bezcennych śrubokrętów Crewila, mosiężną kulę zabezpieczoną kłódką czy lekko naddarty, kobiecy gorset (używany zapewne do celów naukowych!). Jej brew powędrowała lekko w górę, lecz był to jedyny przejaw emocji malujących się na pięknej i niepokojąco drapieżnej twarzy. Wykonywała już dla Protektora dziwniejsze zadania, a śledzenie grupy dzieciaków po “okruszkach” uprzejmie zostawianych dla niej na drodze na pewno nie należało do tych najbardziej nietypowych czy niebezpiecznych. Och, nie miała złudzeń, że dzieci nie zdawały sobie sprawy z jej obecności. Jeszcze przez jakiś czas zamierzała utrzymać je w tym stanie.

        Melika kiwnęła głową w odpowiedzi na komplement i wywinęła kolejnego kozła w powietrzu. Zerknęła w dół, a widząc odciętego Felina, lecącego bezładnie w stronę ziemi, wzięła sprawy w swoje ręce. Może nie lubiła tego typka, ale mimo wszystko nie chciała żeby za mocno się potłukł. Wydęła fioletowe policzki i dmuchnęła lekko, a wir powietrza osadził go delikatnie na ziemi. Na tyle delikatnie by nie zafundować mu żadnych nowych urazów, jednak wystarczająco stanowczo, żeby mężczyzna przez jakiś czas odczuwał niechęć do latania.

        Kobieta zatrzymała się nad nieprzytomnym heroldem i skrzywiła z niechęcią krwistoczerwone wargi. Lord nie powinien dobierać sobie ludzi wśród takich nieudaczników jak Feline, a już z całą pewnością nie powinien zlecać im bardziej znaczących zadań. Dobrze, że ten przebiegły skąpiec miał przynajmniej tyle oleju w głowie, żeby do obserwacji i... skierowania młodego wynalazcy na właściwe tory wynająć zawodowca. Ją. Splunęła na ziemię obok mężczyzny i popędziła konia. Nie zamierzała tracić celu z oczu, a znikający za linią horyzontu balon mógł stwarzać takie ryzyko. Co prawda młody Rudhof z całą pewnością poruszał się w dziczy jak słoń w składzie porcelany, ale towarzyszyła mu ta czarnowłosa dzikuska, która najpewniej dobrze znała okoliczne tereny. Należało zachować czujność.

        Tymczasem balon pędził coraz szybciej ku ziemi, tak jakby nie mógł oprzeć się jej urzekającemu, zielonemu pięknu. Melika przez chwilę obserwowała Skoczka, który potężnym susem, z wrzeszczącym Crewilem na grzbiecie wybił się w powietrze. Jego grzywa uniosła się majestatycznie, a mięśnie napięły, tak jakby faktycznie zamierzał polecieć. “Brakuje mu tylko skrzydeł", pomyślała, uśmiechając się lekko, “Wtedy mógłby być pegazem!”.
        Szybko jednak z powrotem skierowała swoją uwagę na balon, który z głośnym hukiem uderzył o ziemię. Przedziurawiona czasza z jękliwym sykiem opadła w dół, a dziewczynka złapała w medalion świst powietrza i furkot materiału. Coś mówiło jej, że tam gdzie zmierzają, taki dziwny odgłos może się jeszcze przydać. Balia zgniotła swym ciężarem długie, zielone źdźbła trawy i w końcu zatrzymała się, jakby w zamyśleniu nad tym, czy wypada jej teraz wybuchnąć. Coś skwierczało pod spodem.
Zablokowany

Wróć do „Teravis”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości